background image

BENTE PEDERSEN 

WOLNOŚĆ W OKOWACH 

background image

Pierwsza  noc  nowego  roku  stalą  pod  znakiem  mrozu.  Zorza  polarna  pokryła  niebo 

językami  lodowatych  ogni,  jak  wytrawny  malarz  starannie  wymieszała  chłodne  pastele  na 

swojej palecie. 

Południowy  horyzont  łamała  wyraźna  linia  sinych  wierzchołków  gór,  groźnie 

wznoszących się ku roztańczonemu sklepieniu nieba. 

Mikkal pozostał obojętny na piękno krajobrazu. Dostrzegał je, lecz nic nie czuł. 

Nie wiedział, że tej nocy rozpoczął się nowy rok. Rok 1729. 

Panowało  przenikliwe  zimno.  Na  północy  bliskość  morza  sprawia,  że  w  noce  jak  ta 

przesiąknięte solą powietrze wypełnia się mnóstwem mroźnych igiełek. 

Mikkal dawno już przestał zważać na chłód. 

Siedział  ze  skrzyżowanymi  nogami  przed  wygasłym  paleniskiem.  Podmuchy  wiatru 

wpadające przez uchylone drzwi chaty zdławiły żar wieki temu. 

Wieczność nie znaczyła wiele dla Mikkala. 

Wieczność to czas. Mikkalowi nie brakowało czasu. 

Przestał odczuwać cokolwiek, przestał myśleć, zobojętniał na cały świat. 

Nawet  nie  miał  odwagi  umrzeć  jak  prawdziwy  mężczyzna,  ale  i  to  nie  raniło  jego 

dumy. Ból nie istniał. Nie istniała radość. 

W głębi duszy był martwy. 

Martwy jak to drobne ciałko, które delikatnie złożył w kołysce. 

Tej  nocy  został  ojcem.  Dziecko,  którego  nie  pragnął,  urodziło  się  z  krzykiem  i 

rozwartymi  oczętami  wpatrywało  się  w  mroźną  ciemność.  Było  pomarszczone  i  brzydkie,  z 

kępką  kruczoczarnych  wilgotnych  włosów  na  główce.  Kiedy  Ravna  złożyła  Mikkalowi 

niemowlę  w  ramiona,  poczuł  nagły  przypływ  czułości.  Matka  chłopczyka  nawet  nie  chciała 

go dotknąć. 

Sigga o mały włos nie przypłaciła porodu życiem. Cały dzień wiła się w bólach, a w 

ulotnych chwilach ulgi dyszała taką wściekłością, że piana występowała jej na wargi. 

Mikkal trzymał się od żony z daleka. 

Ich wzajemne przywiązanie wypaliło się już dawno. Teraz potrafili się tylko ranić. 

Mikkal zdawał sobie sprawę, że to jego wina, ale nie mógł zdobyć się na współczucie. 

Cierpienie Siggi go nie dotyczyło. Rodziła wprawdzie jego dziecko, tego był pewien, ale nie 

poczęli go z miłości. Mikkal najchętniej wyrzuciłby z pamięci tamten wieczór. 

background image

Ravna nie kryła złości, kiedy przyszła po niego. 

-  Nie  musisz  tak  jawnie  okazywać,  że  między  wami  źle  się  dzieje  -  powiedziała  z 

niezwykłą jak na nią surowością. Wprawdzie nie darzyła Siggi wielką estymą, ale tym razem 

wzięła  stronę  synowej.  Zmierzyła  Mikkala  ostrym  spojrzeniem.  -  Sigga  odchodzi  od 

zmysłów. Nie wiem, czy zdoła urodzić. Nie wiem, czy przeżyje. 

Mikkal miał ciętą odpowiedź na końcu języka, ale zdusił ją w sobie i ruszył za matką. 

Weszli do chaty, w której leżała Sigga. Jakaś obca kobieta omiotła go wzrokiem. Mężczyźni 

nie  mieli  zwykle  przystępu  do  rodzącej,  ale  tym  razem  kobieta  nie  ośmieliła  się  sprzeciwić 

woli Ravny. Matka Mikkala nie była wysoka, ale odznaczała się silnym charakterem. 

Mikkal stał się świadkiem narodzin syna, nie odrywał wzroku od szeroko rozwartych 

oczu żony. Sigga zachowała jasność umysłu przez kilka chwil po przyjściu dziecka na świat. 

- Poczęty z nienawiści - zdołała wykrztusić. - Niech umrze przeklęty. 

Dziecię przeżyło kilka minut w ramionach ojca. 

W jedną noc Mikkal doświadczył narodzin i śmierci potomka. 

Sam  nie  potrafił  umrzeć.  Pragnął  śmierci,  siedział  z  nożem  przyciśniętym  do 

pulsującej tętnicy, ale nie wykrzesał z siebie dość odwagi, by nacisnąć ostrze. 

Ubrał chłopczyka i położył w kołysce. W tej kołysce sam kiedyś sypiał,  spała w niej 

jego siostra 

Laila, której nie dane było dorosnąć.  Leżał w niej Ailo, najstarsze dziecko Mikkala i 

Siggi. 

Teraz w kołysce spocznie młodszy synek. 

Skuta lodem ziemia nie pozwalała na pochówek, a do wiosny zostało kilka miesięcy. 

Mikkal nie chciał grzebać niemowlęcia w śniegu z obawy, że padnie pastwą dzikich zwierząt. 

Miał  zamiar  wciągnąć  kołyskę  na  najwyższe  drzewo  w  okolicy,  by  żaden  drapieżnik 

nie  naruszył  drobnego  sztywnego  ciałka,  i  osłonić  je  przed  dziobami  ptaków.  Wiosną 

pochowa je w ziemi. 

Mikkal  wiedział,  że  niełatwo  o  takie  drzewo  na  północy,  ale  zamierzał  je  znaleźć, 

choćby musiał wędrować całą zimę. Nie miał innego celu w życiu. 

Na nic więcej nie liczył. 

Niczego więcej nie pragnął. 

Długą  mroźną  noc  Mikkal  wpatrywał  się  w  nicość  i  ani  na  chwilę  nie  powędrował 

myślami do tej, która wypełniała każdą cząstkę jego dorosłego życia. 

Przez całą noc nie pomyślał o Raiji. 

Po raz pierwszy czuł w sobie miłość i czułość do kogoś innego niż Raija. 

background image

Pokochał swoje dziecko w krótkiej chwili jego życia. 

Nikogo więcej nie pozwolono mu kochać. 

Zobaczyli go o poranku. Niebo pokryło się czerwienią, kiedy Mikkal ruszał w drogę. 

Nikt  nie  słyszał,  jak  zaprzęga  renifera,  nikt  nie  wiedział,  dokąd  zmierza.  Ale  domyślali  się, 

widzieli zawiniątko na saniach. 

Ravna nie skrywała niepokoju. Nigdy dotąd nie  widziała go takim jak tej nocy, choć 

czułe oczy matki śledziły rozwój syna od dziecięctwa po wiek męski. 

Oziębłość  Mikkala  raniła  matczyne  serce.  W  tej  strasznej  chwili  los  Siggi  budził  w 

niej litość i współczucie, zaś Mikkal bez słowa opuścił żonę, gdy dziecię wyzionęło ducha. Z 

bezwładnym ciałem synka w ramionach odwrócił się do Siggi plecami. 

Ravna dostrzegła spojrzenie, które Sigga mu posłała. Wiedziała też, że gorzkie słowa, 

które  synowa  rzuciła  za  wychodzącym,  były  szczere.  I  tkwiło  w  nich  ziarenko  prawdy,  a  to 

bolało Ravnę najbardziej. 

Mikkal nie pojawił się już tej nocy. Nie obeszłoby go, gdyby Sigga umarła. Nawet o 

nią nie zapytał. 

Ravna nie poznawała tego chłopca, którego kochała nad życie i wychowała jak umiała 

najlepiej. Tkwiły w nim pokłady dobra, teraz skryte głęboko. Z całą jaskrawością ukazały się 

przywary syna, które ją drażniły. 

Ravna nie wiedziała, czy dorosły Mikkal wart jest jej miłości. 

Stan  Siggi  się  pogorszył.  Majaczyła,  zlana  potem  jak  w  gorączce,  szczękała  zębami. 

Ś

miała  się  i  płakała  na  przemian,  doprowadzając  się  na  skraj  wyczerpania.  Czterech  par  rąk 

nie starczało, by uspokoić targane konwulsjami ciało. 

Serce Ravny krwawiło. 

Mikkal zamienił się w małą kropkę na tle wznoszącego się dumnie skalistego zbocza. 

Był równie 

zimny jak śnieg pod jego stopami. I zbyt dorosły, by dostać burę od matki. 

Ravna  westchnęła.  Ailo  nie  może  się  dowiedzieć  o  niczym.  Chłopiec  nie  powinien 

cierpieć  tylko  dlatego,  że  rodzice  utracili  wzajemną  miłość.  W  końcu  jest  babką,  zajmie  się 

wnukiem. 

Przez  trzy  dni  Mikkal  nie  oszczędzał  ani  siebie,  ani  zwierzęcia.  Parł  w  głąb  lądu 

poprzez morze kopnego śniegu. Przez trzy dni nie myślał o niczym innym, nawet w rzadkich 

chwilach niespokojnego snu stawał mu przed oczyma ten sam obraz. Musiał znaleźć miejsce 

na wieczny spoczynek dla syna. 

background image

Kiedy zdołał to uczynić, rozbił namiot, rozpalił ognisko i rozpłakał się. Miejsce było 

ustronne,  leżało  z  dala  od  szlaków  na  letnie  pastwiska,  ale  Mikkal  nie  wątpił,  że  potrafi 

ponownie  je  odnaleźć.  Zapamiętał  każdy  szczegół  okolicy,  najdrobniejsze  wzniesienie  pod 

bezkresną pokrywą śniegu. 

Wybrał  brzozę  przygiętą  pod  naporem  wschodnich  i  północnych  wiatrów.  Stała 

nieopodal rzadkiego zagajnika, który wyciągał czarne, nagie palce ku niebu, jakby mu urągał. 

Gruby pień świadczył o tym, że brzoza przeżyła więcej zim niż Mikkal. Pochyliła się, 

ale nie dała się złamać. 

Doskonale nadawała się do tego, do czego ją wybrał. 

Mróz  utrwalił  niewinny  wyraz  twarzy  dziecka.  Z  przymkniętymi  powiekami 

wyglądało, jakby spało. 

-  Zostawię  cię  tutaj,  Matti  -  powiedział  chrapliwie  Mikkal.  Trzymał  kołyskę  w 

ramionach, czułym wzrokiem pieszcząc twarzyczkę chłopca, którą on tylko miał zapamiętać. 

-  Spoczniesz  tutaj,  blisko  nieba.  -  Poczuł,  jak  żal  chwyta  go  za  gardło.  Zmrużył  oczy,  w 

podmuchach kąsającego wiatru łzy nieomal go oślepiły. - Wrócę wiosną. Wiosną pochowam 

cię w ziemi. Do tego czasu będziesz pod opieką gwiazd, mój Matti. 

Imię znał od początku. Kiedy wziął w ramiona nowo narodzone dziecię, nie wahał się 

ani chwili. Jego syn miał na imię Matti. 

Dopiero  teraz,  zostawiając  martwe  ciało  syna  na  pustkowiu,  Mikkal  zrozumiał,  skąd 

brała  się  ta  pewność.  W  te  dni  pełne  bólu  jakby  o  niej  zapomniał,  ale  ona  zawsze  przy  nim 

była. W jego pamięci nie mogła umrzeć. 

Imię Matti nosił młodszy brat Raiji. 

Mikkal starał się odsunąć tę myśl. Raija znaczyła cierpienie, a on dość już cierpiał. 

Zacisnął  zęby  i  wdrapał  się  na  brzozę.  Był  silny,  więc  wspinaczka  nie  sprawiła  mu 

ż

adnych  trudności,  lecz nigdy  dotąd  nie  czuł  takiego  ciężaru  na  duszy.  Zgrabiałymi  palcami 

owiązał rzemienie wokół gałęzi. Matti będzie bezpieczny, nie padnie łupem dzikich zwierząt. 

Dla  Mikkala  chłopczyk  nie  całkiem  umarł.  Nie  wiedział,  jakimi  przymiotami  natura  miała 

obdarzyć jego dziecko, ale wyobraźnia podsuwała mu cudowne obrazy syna. Nikt nie zastąpi 

mu tego chłopca, którego utracił. 

Spędził  pod  drzewem  resztę  dnia.  Kiedy  zapadł  zmierzch,  zwinął  namiot,  zaprzągł 

renifera do sań i ruszył w kierunku obozu nad morzem. W głowie miał pustkę. 

Na  skraju  brzeziny  Mikkal  zostawił  cząstkę  siebie.  Na  własny  użytek  nazywał  to 

cząstką własnej duszy. 

background image

Obóz przywitał go milczeniem. Nikt nie zapytał o powód nieobecności. Domyślali się 

i taktownie okazywali szacunek żałobie Mikkala. 

Na  Ravnę  zrzucili  obowiązek  zdania  synowi  relacji  z  wydarzeń.  To  ona  musiała 

opowiedzieć  Mikkalowi  o  obawach,  które  czuli,  i  smutku,  który  ich  napełnił,  kiedy  złe 

przeczucia stały się rzeczywistością. 

Mikkal  nie  zdziwił  się,  ujrzawszy  Ailo  u  babki.  Sigga  była  osłabiona,  przeżyła 

przecież ciężkie chwile.  Pewnie jeszcze nie wróciła do sił, skoro Ravna zajęła się wnukiem. 

Sigga nigdy nie była twarda, pomyślał z nutą goryczy, nie potrafiłaby wieść takiego życia jak 

Raija. Nie umiała stawić czoło przeciwnościom losu. 

-  Zawsze  uciekasz,  kiedy  najbliżsi  cię  potrzebują.  -  Rawna  kochała  swe  jedyne 

dziecko, ale nie była ślepa na jego słabości. 

-  Uciekam?  -  rozgniewał  się  Mikkal.  Zdążył  zrzucić  sztywne  od  lodu  futra  i  właśnie 

przeciągał przez głowę miękki skórzany kaftan. Mięśnie na obnażonych ramionach zacisnęły 

się w stalowe sploty. - Uciekam? - powtórzył zdumiony i obciągnął kaftan. Przeczesał włosy 

palcami,  nie  patrząc  na  matkę.  Może  jednak  gnębiły  go  wyrzuty  sumienia?  -  Musiałem 

znaleźć miejsce spoczynku dla zmarłego syna. To nazywasz ucieczką, matko? 

Ravna obrzuciła go długim spojrzeniem. 

Kiedy  w  kącikach  oczu  syna  pojawiły  się  zmarszczki?  Wciąż  był  młody,  ale  rysy 

twarzy nie mówiły prawdy o wieku Mikkala. W pociemniałych oczach, miodowej barwy jak 

oczy  kruka,  kryły  się  łzy,  które  nigdy  nie  popłynęły,  żal  bowiem  był  zbyt  wielki  na  płacz. 

Ravna  znała  prawdę  o  losie  syna.  Wiedziała,  dlaczego  oblicze  wykrzywia  mu  grymas  bólu. 

Ż

ycie nauczyło ją jednak, że nie należy dusić zgryzoty w sercu. 

-  To  była  ucieczka,  Mikkal  -  odrzekła  spokojnie.  -  Mów,  co  chcesz.  Sigga  nie 

zasłużyła  na  to.  Nie  zawsze  była  dla  ciebie  sprawiedliwa,  ale  nie  zasłużyła  na  takie 

traktowanie. 

- Sigga? - W głosie Mikkala pobrzmiewało ironiczne niedowierzanie. 

- Potrzebowała cię. 

Ton jego głosu nie zmienił się. 

- Ona? Od dawna mnie nie potrzebowała. 

-  Tak  właśnie  sądzisz  -  Ravna  pokiwała  głową.  -  Nie  rozmawialiście  ze  sobą?  Nie 

próbowaliście się zrozumieć? Tak prawdziwie? - Nie czekając na odpowiedź, ciągnęła: - Cały 

czas  szukałeś  w  niej  wad,  a  ona  starała  się  być  szczęśliwa,  poddając  się  twej  woli.  Aż  do 

chwili kiedy zrozumiała, że stara się na próżno. Nigdy jej nie pragnąłeś. W waszym związku 

nie było ciepła. Żadne z was nie odważyło się wzniecić żaru w sercu. 

background image

- Więc dlaczego uważasz, że teraz to możliwe? - spytał wzgardliwie. - Mam wrażenie, 

ż

e twoje kazanie zakończy się morałem. 

Ravna ponownie pokiwała głową. Z jej oczu wyzierał bezgraniczny smutek. 

Przez  ułamek  sekundy  w  Mikkalu  zbudziła  się  nadzieja,  poczuł  gorący  dreszcz  na 

plecach.  Może  Sigga  umarła?  Dlaczego  matka  mówi  o  niej  w  ten  sposób?  Czemu  ludzie 

powitali go takimi dziwnymi spojrzeniami? 

W następnej sekundzie pożałował tej myśli. Była zła. Nie wolno cieszyć się z czyjejś 

ś

mierci. Tyle tylko, że odruch nadziei był prawdziwszy niż żal. 

- Nie możecie już naprawić krzywd, które sobie wyrządziliście - powiedziała Ravna z 

ociąganiem. Wahała się, rzucała ukradkowe spojrzenia na pogrążonego we śnie Ailo. To, co 

zamierzała powiedzieć, nie było przeznaczone dla jego uszu. - Sigga przestała być sobą. 

Mikkal odetchnął. Z przerażeniem uświadomił sobie, że życzył żonie śmierci. 

- Co masz na myśli? - spytał nieswoim głosem. 

- Jest... zwichnięta... Mikkal wciąż nie rozumiał: 

- Zwichnięta? Co to, u diabła, znaczy? 

Ravna nabrała powietrza i raz jeszcze spojrzawszy  na śpiące dziecko, dodała z nagłą 

pasją: 

- Zwichnięta. Obłąkana. Postradała zmysły, Mikkal. 

Mikkal bezgłośnie powtórzył słowa matki, jakby jej nie dowierzał. 

-  Do  diabła!  Wyrażaj  się  jaśniej,  matko!  Ravna  nie  skarciła  go  za  tak  niestosowne 

słowa. 

- Zaczęła majaczyć po porodzie... 

-  Bredziła,  rodząc  -  przerwał  jej  Mikkal.  -  Sigga  ma  bujną  fantazję.  Na  swój  sposób 

zawsze była pomylona. 

Ravna udała, że go nie słyszy. 

- Po twoim wyjeździe przez trzy dni nie mogła dojść do siebie, ledwo trzymała się na 

nogach. Następnej nocy doglądająca jej kobieta zasnęła. Sigga wyszła z namiotu boso, prawie 

naga, zlana potem. 

Ravna musiała zaczerpnąć tchu. 

-  Przypadek  sprawił,  że  ją  dostrzegliśmy  i  zaprowadziliśmy  do  namiotu.  Mogła 

umrzeć, Mikkal. Szukała dziecka. Mówiła, że Raija ukradła jej dziecko... 

- Przecież widziała - jego martwe ciało! - jęknął bezsilnie Mikkal. - Była przy śmierci 

chłopca. Przeklęła go. 

background image

- Nie o to dziecko chodzi - tłumaczyła łagodnie Ravna. - Ona myślała, że Raija zabrała 

jej Ailo. 

Mikkal zamknął oczy i położył się na derkach rozpostartych na podłodze. 

- Coś jeszcze? - spytał. - Musi być jeszcze coś, skoro nazwałaś ją obłąkaną. 

Było. 

Sigga  nie  zapadała  w  sen.  Szeroko  rozwartymi  oczyma  wpatrywała  się  w  świat, 

którego  nikt  poza  nią  nie  widział.  W  tym  świecie  przeżywała  ponure  koszmary.  Nie 

opowiadała o nich, ale z rozmów, jakie prowadziła z widziadłami, można się było domyślać 

najgorszego. 

Lęk  największy  i  największa  nienawiść  wiązały  się  z  Raiją  Sigga  targowała  się  ze 

złymi mocami, by oddały Raiję śmierci. Błagała je, by wróciły jej syna. 

- Nie pokazaliście jej Ailo? 

- Nie poznała go. Powiedziała, że to nie jej syn. Że sprzyjamy tamtej. 

- Wielkie nieba! 

Mikkal spuścił wzrok. Nie chciał, by matka widziała jego łzy. 

- Jest nieobliczalna - ciągnęła Ravna. - Jeśli zostawić ją bez nadzoru, wymyka się na 

poszukiwania dziecka. Nie dba o ubiór, nie dba o siebie. Karmi się nienawiścią... Ukradła nóż 

Aslaka, żeby zabić Raiję własnymi rękoma, skoro nikt inny nie chce tego zrobić... 

Mikkal  potrafił  wyobrazić  sobie,  co  by  się  stało,  gdyby  Sigga  spotkała  jakąś  kobietę 

podobną do Raiji. 

- Nie powstrzymałbym jej - przyznał zduszonym głosem. - Nie znam słów, które by ją 

przekonały.  Dawno  straciła  do  mnie  zaufanie.  Mógłbym  jej  pilnować,  ale  nie 

powstrzymałbym jej przed niczym. 

Ravna milczała. Mikkal sam musiał dokonać obrachunku z sumieniem. 

-  Nie  powstrzymałbym  -  powtórzył.  -  A  teraz  cóż  mi  pozostaje?  Sigga  nienawidzi 

Raiji, nic na to nie poradzę. Jest zazdrosna o marzenia. 

- Raija nigdy nie była dla ciebie wyłącznie marzeniem - stwierdziła rzeczowo Ravna. - 

Nie okłamuj sam siebie. Zazdrość Siggi jest uzasadniona. 

- Gdzie jest teraz? - Mikkal szybko zmienił temat rozmowy. 

- Przenieśli jej namiot bliżej jurty Pawy. Rodzina się nią zajmuje, nawet na chwilę nie 

wolno  spuścić  jej  z  oczu.  Ailo  jest  u  mnie.  Powiedziałam  mu,  że  matka  zachorowała.  Nie 

powinien ujrzeć jej w takim stanie... 

Mikkal  też  nie  chciał,  ale  poczucie  obowiązku  kazało  mu  ruszyć  do  namiotu  Pawy. 

Smuga dymu nad jurtą świadczyła, że czuwano. 

background image

Aslak,  szwagier  Mikkala,  siedział  u  siostry.  Rzeźbił  w  kości  renifera.  Na  widok 

Mikkala udał zdumienie. 

- To ty? - wykrzyknął, kierując nań spojrzenie zielonych oczu. 

Mikkal  dostrzegł  w  nich  ironię.  Bez  słowa  przycupnął  koło  Siggi.  Leżała  twarzą  do 

ś

ciany namiotu. Ktoś niezdarnie zaplótł jej włosy i widok niezgrabnego warkocza na wąskich 

plecach  napełnił  Mikkala  wzruszeniem.  Przełknął  ślinę  i  dotknął  nagiego  ramienia  żony. 

Ostrożnie  wymówił  jej  imię.  Sigga,  która  doprowadzała  go  do  ostateczności  kąśliwymi 

docinkami, wyglądała w tej chwili tak bezbronnie. 

Poczuwszy jego dotyk, Sigga raptownie usiadła. 

Drżąc na całym ciele, wbiła w Mikkala szklisty wzrok, ale zdawała się go w ogóle nie 

dostrzegać.  Przycisnęła  skórzaną  derkę  do  piersi,  jakby  chciała  się  osłonić  przed 

niewidzialnymi napastnikami. 

-  Moje  dziecko?  -  pisnęła  głosem  małej  dziewczynki.  Kiedyś,  całą  wieczność  temu, 

nią była. - Znaleźliście moje dziecko? Czy ona nie żyje? 

Mężczyźni nie odzywali się. 

- Czy nikt nie może jej  zabić? - ciągnęła żałośnie. - Ma moje dziecko. Ukradła moje 

dziecko... - Głos Siggi rozpłynął się w jękliwym zawodzeniu, ale nie uroniła ani jednej Izy. 

Nigdy dotąd Mikkal nie czuł się równie bezradnie. Cóż miał począć? Co mógł zrobić? 

Nawet nie znalazł w sobie dość odwagi, by jej ponownie dotknąć. 

Aslak odsunął go na bok łagodnie, choć zdecydowanie i objął drżące ramiona siostry. 

Zaczął przemawiać do niej spokojnym głosem jak do dziecka, używając słów, które nie niosły 

ż

adnego znaczenia, lecz dawały ukojenie. 

Kiedy ucichła, Aslak podał jej kilka łyżek zupy z drewnianej miski. Sigga przełknęła 

posłusznie,  choć  grymas  na  jej  twarzy  świadczył  o  tym,  że  płyn  nie  należy  do 

najsmaczniejszych. Potem Aslak położył ją na posłaniu i przykrył futrami. 

-  Mikstura  twojej  matki  -  wyjaśnił,  kiedy  wycofali  się  w  drugi  koniec  jurty.  -  To  ją 

uspokaja. Nie zasypia wprawdzie, ale cichnie. 

Mikkalowi zaschło w ustach. Życzył jej śmierci i Sigga na swój sposób umarła. Tylko 

ż

e nie tak to sobie wyobrażał. Tak było dużo gorzej. 

Ś

mierć oznacza koniec. Szaleństwo to odroczenie, przekręcenie klingi noża tkwiącego 

w ranie. 

-  To  może  trwać  wieki  całe,  rozumiesz?  -  Głos  Aslaka  tchnął  spokojem.  Zdążył  już 

przyzwyczaić się do tej perspektywy. 

background image

Mikkal  skinął  głową,  choć  wciąż  jeszcze  nie  otrząsnął  się  z  szoku.  Rozumiał.  Sigga 

mogła tkwić w stanie otępienia przez wiele lat. 

Ta myśl zmroziła mu serce. 

Co  będzie  ze  mną?  przemknęło  mu  przez  głowę.  Jestem  młody.  Mam  spędzić  resztę 

dni z żywym trupem? 

-  Chcemy,  żebyś  zaopiekował  się  Ailo  -  ciągnął  Aslak.  -  Już  o  tym  rozmawialiśmy, 

Anders, ojciec i ja. Tak będzie najlepiej. 

Mikkal spojrzał na towarzysza z niedowierzaniem. Aslak był młodszy od niego o dwa 

lata, ale wydał mu się rozsądniejszy i bardziej doświadczony. Zresztą nie po raz pierwszy. 

W wąskich oczach Aslaka pojawił się dziwny blask. 

- Nie musisz udawać, Mikkal, nie musisz kłamać. Wasz związek umarł, zanim zdążył 

się narodzić. W takim stanie będzie ci kulą u nogi. 

- Jest matką Ailo - wychrypiał Mikkal. - I mimo wszystko moją żoną... 

Aslak roześmiał się ponuro. 

-  Nie  okłamuj  sam  siebie.  Za  późno  na  wyrzuty  sumienia,  Mikkal.  Ty  też  ponosisz 

winę  za  to,  co  się  stało,  oboje  zgotowaliście  sobie  ten  los.  Ale  żal  do  ciebie  nic  nie  zmieni. 

Zajmiemy się nią, jest jedną z nas. Zwalniamy cię z obowiązku, uwalniamy cię od niej. Dla 

ciebie umarła, od tej chwili przestaje być twoją żoną. Zaopiekuj się Ailo, więcej nie żądamy. 

Jesteś wolny. 

Mikkal otworzył usta, ale nie wydal z siebie ani jednego dźwięku. 

Aslak był poważny. 

- Tak będzie - rzekł z naciskiem. - Rozmawialiśmy o tym. Sigga już cię nie potrzebuje, 

zaopiekujemy  się  nią.  Jeśli  kiedyś  wróci  do  zdrowia...  -  Wzruszył  ramionami,  dając 

Mikkalowi do zrozumienia, że w to wątpi, ale zostawia mu uchyloną furtkę. 

- Zgadzam się. - Mikkal nie poznał własnego głosu. Więcej nie zapamiętał z tego, co 

mówił Aslak. Ocknął się dopiero po wyjściu z namiotu. 

Jak pijany włóczył się po okolicy, nie wierząc w to, co się stało. 

Zdjęto mu z ramion ciężar. 

Był wolny. 

Nie związany z Siggą. 

Wolny. 

Więc dlaczego czuł się jak więzień? 

Dlaczego czuł się tak podle? 

Wolny. 

background image

Alta. 

Tęsknota chwyciła go za serce. Niebo widziało jego rozpacz i pragnienie. 

Raija  nie  mieszkała  już  w  Alcie.  Ruszyła  na  wybrzeże,  nie  wiedzieć  dokąd.  Nie 

znajdzie jej, nie powie o wolności. 

Zdjęto mu okowy, ale wciąż czuł ich ciężar. 

Był wolny, ale nie zapłacił jeszcze swojej ceny. 

Mikkal  ruszył  do  namiotu.  Musi  zająć  się  Ailo.  Uczyni  to  niechętnie,  ale  to  właśnie 

stanowi część ceny. 

Dwa  słowa  kołatały  mu  się  w  głowie.  Dwa  słowa,  które  oddawały  jego  obecne 

położenie. 

Okowy wolności. 

background image

Przygotowywali się do wiosny, kiedy przybyła. Kobieta z zachodu. Mikkal wpatrywał 

się z napięciem w punkt na horyzoncie. Utajona tęsknota wybuchnęła ze zdwojoną siłą. 

Raija. 

Rozsądek  podpowiadał  mu,  że  to  nie  ona.  Z  takiej  odległości  nie  potrafił  nawet 

stwierdzić,  czy  to  kobieta,  czy  mężczyzna.  Poczuł  nerwowy  ucisk  w  żołądku,  spotniały  mu 

dłonie. Co chwila odwracał wzrok ku czarnej kropce, która rosła, zbliżając się ku nim przez 

stopniały śnieg. 

Jedna myśl kołatała mu w głowie. 

Jedno imię. 

Raija. 

- To kobieta! - krzyknął Aslak, który dłużej już nie potrafił skrywać ciekawości. 

Postać zbliżyła się na tyle, że dostrzegli długie jasne loki wystające spod czapki. 

-  Skąd  tu,  do  diaska,  wzięła  się  kobieta?  -  ciągnął  Aslak,  przekrzywiając  z 

zadziwieniem głowę. 

- Przyszła - odrzekł rzeczowo Mikkal. Nadzieja przyprawiła go o szybsze bicie serca, 

ale  teraz  puls  z  wolna  wracał  do  normy.  Mimo  nienaturalnej  suchości  w  gardle  starał  się 

nadać głosowi zwykłe brzmienie. 

W pierwszej chwili, kiedy stanęła w morzu światła zachodzącego słońca, nie dostrzegł 

barwy jej włosów. Widział jedynie długie kosmyki powiewające na wietrze. 

Nadzieja zamieniła się w pewność. 

I  zaraz  stopniała  jak  wiosenny  śnieg.  To  nie  była  ona,  tylko  wytwór  fantazji.  Nie 

mogła bardziej różnić się od Raiji. Mikkal wrócił do równowagi. 

Kobieta nie była drobnej budowy, choć niewątpliwie zimowe odzienie nienaturalnie ją 

pogrubiało. Jakby to określił Aslak, kawał baby. Miała jasne włosy rozdzielone nad środkiem 

szerokiego  czoła,  białe,  niemal  niewidoczne  brwi,  ruchliwe  oczy,  niebieskie  jak  niebo  w 

chłodny wiosenny dzień. Szerokie usta i pulchne policzki. Wysoka jak na kobietę, wyższa od 

Mikkala. 

Nie była ładna, ale miała w sobie coś; obaj od razu to dostrzegli. Nie budziła w nich 

uczuć opiekuńczych, nie była jak delikatny kwiat, który trzeba chronić przed przymrozkami. 

Dość pospolita w porównaniu z większością kobiet, brzydka nawet, jeśli równać ją z Raiją, co 

Mikkal  uczynił  zupełnie  nieświadomie.  A  jednak  poruszyła  w  nim  jakąś  czułą  strunę,  kiedy 

background image

zatrzymała  się  przed  nimi  i  z  impetem  zrzuciła  chlebak  z  kory  brzozowej  wprost  pod  nogi 

Mikkala. 

- Nareszcie widzę ludzi! - powiedziała z ulgą. Głos miała równie mocny jak ciało. 

Zdjęła rękawicę i kanciastą dłonią o krótkich palcach przetarła spocone czoło. 

-  Myślałam,  że  już  nie  spotkam  żywej  duszy  -  ciągnęła,  przypatrując  się  obu 

mężczyznom krytycznie. 

- Skąd idziesz? Zabłądziłaś? 

W  spojrzeniu,  które  posłała  Aslakowi,  kryła  się  mądrość.  I  zdziwienie  jego 

naiwnością. 

- Nie takam znów głupia, by zabłądzić. A może tak wyglądam? O, nie, mój chłopcze, 

nie  zabłądziłam.  Mój  mąż  mnie  przegnał.  Poszedł  po  prostu  w  swoją  stronę,  wprzód 

objaśniwszy,  co  mi  zrobi,  jeśli  podążę  jego  śladem.  Wybrałam  więc  przeciwny  kierunek, 

licząc, że w końcu kogoś napotkam. - Wzruszyła ramionami. - I się nie przeliczyłam. 

- Wygnał cię? - spytał podejrzliwie Mikkal. 

-  Znalazł  mnie  z  innym  mężczyzną  -  rzuciła  swobodnie.  -  W  dość  niedwuznacznej 

sytuacji. Skłonność do wybaczania jest mu obca, więc przepędził swą małą żonkę... 

Na dźwięk słowa „mała” Mikkal uniósł kąciki ust. W jego oczach musiał pojawić się 

wyraz dezaprobaty, kobieta bowiem pospieszyła z wyjaśnieniami. 

-  Nie  żałuję  tego,  co  zrobiłam.  Mój  mąż  to  stary  wieprz.  Tylko  on  sam  wie,  z  iloma 

spał.  No,  ale  w  końcu  to  mężczyzna...  -  Nabrała  tchu.  -  Poza  tym  jest  starszy  ode  mnie  o 

dwadzieścia lat, więc nie płaczę, że się go pozbyłam. Mam na imię Inga. 

Mężczyźni  przedstawili  się,  ale  żaden  z  nich  nie  poświęcił  przybyszce  więcej  uwagi. 

Uznali, że wkrótce ruszy swoją drogą, a nie zwykli byli mieszać się do cudzego życia. 

Ź

le  ją  ocenili.  Inga  postanowiła  zostać  z  nimi  na  dłużej.  Rozmowa  z  Ravną 

utwierdziła ją w tej decyzji. 

Mikkal  nie  był  zadowolony.  Inga  obudziła  w  nim  jakiś  niepokój.  Bał  się,  że  to 

nieprzyjemne uczucie będzie mu towarzyszyć, jeśli kobieta zadomowi się u nich na dobre. 

- Nie możemy jej zabrać - rzekł stanowczo do matki, kiedy zostali sami. 

- Dlaczego? - Ravna spojrzała ostro na syna. - Przyda się para  rąk do pracy.  Z Siggi 

nie  ma  już  żadnego  pożytku,  a  Inga  sprawia  wrażenie  pracowitej.  Z  miejsca  ją  polubiłam. 

Może zamieszkać ze mną, często doskwiera mi samotność. 

Mikkal westchnął. 

background image

- A więc historia się powtarza? Sprawiłaś sobie nową córkę? Tym razem w nic mnie 

nie mieszaj. Nie omotasz mnie pajęczyną swoich marzeń, nie zrobisz z Ingi synowej! Nic jej 

do nas. Nie potrzeba nam rozwiązłych kobiet. 

Ravna milczała długo. 

-  Nie  spodziewałam  się  usłyszeć  z  twoich  ust  słów  o  przyzwoitości  -  wycedziła 

oskarżycielsko. 

Przez  następne  dni  Mikkal  unikał  Ingi,  wmawiając  sobie,  że  nie  kryje  się  w  tym  nic 

nienaturalnego.  Dlaczego  miałby  przestawać  z  kobietą,  której  nie  lubi?  Irytowała  go 

niepomiernie, w każdym jej geście i czynie dostrzegał coś wyzywającego. Jej siła i pewność 

siebie przypominały Mikkalowi, że Raija odznacza się tymi samymi przymiotami charakteru, 

a  to  porównanie  wydawało  mu  się  nie  na  miejscu.  Ta  brzydka,  niezdarna  istota  miałaby 

rywalizować  ze  zwiewną,  drobną  Raiją,  która  sprawiała,  iż  słowo  „kobieta”  stawało  się 

niemal święte? 

Poza tym zajęła się Ailo, przejęła rolę matki, choć jej o to nie prosił. I dobrze się z niej 

wywiązywała,  nie  mógł  jej  nic  zarzucić.  Jak  na  rozwiązłą  kobietę,  była  zadziwiająco 

obowiązkowa. 

Sigga  nie  chciała  widzieć  syna,  a  zresztą  Mikkal  bał  się  zostawiać  chłopca  w 

towarzystwie  matki.  Była  coraz  bardziej  zwichnięta.  Zwichnięta  -  przyzwyczaił  się  tak 

właśnie  określać  jej  stan.  Nienawiść  do  Siggi  zdążyła  się  w  nim  wypalić  na  tyle,  że  słowo 

„obłąkana” sprawiało mu ból. 

Teraz,  kiedy  zdołał  się  uwolnić  od  żony  i  zrzucić  z  siebie  odpowiedzialność  za  jej 

postępki, zaczął dostrzegać dobre strony ich związku. Gdyby Sigga była taka jak dawniej... 

Nie darzyliby się wielką miłością, ale mogliby jakoś ułożyć sobie życie. Teraz na to za 

późno. 

Ailo  czuł  się  bardzo związany  z  matką,  Sigga  kochała  go  zaborczo.  Ravna  nigdy  nie 

zdobyła zaufania chłopca, Mikkal zaś przestał się starać, przeżywszy pierwsze rozczarowanie. 

Nie zamierzał błagać własnego syna o cokolwiek. 

Inga zastąpiła mu matkę, zdołała wślizgnąć się do zakamarków duszy Ailo, do których 

nikt inny nie miał dostępu. 

Mikkal nie chciał się przyznać, że go to zadziwia i przyprawia o zawiść. Łatwo było 

darzyć Ingę antypatią. Łatwiej za każdym razem, gdy osiągała coś, co leżało poza zasięgiem 

jego możliwości. 

background image

Zaczęli  wędrówkę  na  letnie  pastwiska,  harując  od  świtu  do  zmroku.  Mikkal  nie 

narzekał, praca męczyła ciało i duszę, przepędzała natrętne myśli. Nie była tylko lekarstwem 

na marzenia senne. 

Zmuszał się do czuwania. Gnali stado na wschód, ku znanej ziemi, z którą wiązały go 

gorzkie i słodkie wspomnienia. Kiedy pewnej nocy płachta namiotu odchyliła się, pomyślał, 

ż

e to Aslak przyszedł dotrzymać mu towarzystwa. 

To była Inga. 

Mikkal zdumiał się tak mocno, że zapomniał języka w gębie. Nie zdobył się nawet na 

słowa powitania. 

Inga usiadła, nie pytając o pozwolenie. Bez cienia lęku zajrzała Mikkalowi w oczy. 

- Nie lubisz mnie? 

Choć Inga nadała słowom ton pytania, wcale nie spodziewała się odpowiedzi. 

- Nie za bardzo - odrzekł Mikkal tylko po to, by ją zirytować. 

-  Jesteś  szczery.  Cenię  szczerość  u  mężczyzn.  Mikkal  lekceważąco  wzruszył 

ramionami. Nawet na nią nie spojrzał. 

- Nie obchodzi mnie, jakich mężczyzn lubisz, a jakich nie. 

Ku jego rosnącemu rozdrażnieniu, Inga roześmiała się. Nie wyglądała na zbitą z tropu. 

-  Może  powinno  cię  to  obchodzić  -  stwierdziła,  poważniejąc.  Jej  wzrok  zdradzał,  co 

kryje się za tą dwuznacznością. 

-  Nie  potrzebuję  kobiety  -  zbył  ją  brutalnie.  Wzdrygnął  się  na  myśl,  że  miałby  jej 

dotknąć.  -  Zwłaszcza  takiej,  która  oddaje  się  pierwszemu  lepszemu  -  dodał  jadowicie. 

Sprawiło mu satysfakcję, że mógł ją zranić. 

Inga  nie  wpadła  w  złość.  Nie  wstała,  nie  rzuciła  się  na  niego  z  pięściami.  Nie  była 

Raiją. 

-  Jesteśmy  do  siebie  bardziej  podobni,  niż  ci  się  zdaje,  Mikkalu  Persenie  - 

powiedziała.  Rozmyślnie  użyła  znienawidzonej  przez  niego  norweskiej  wersji  nazwiska. 

Chciała go poniżyć. - Mamy ze sobą wiele wspólnego - ciągnęła łagodnie. - Słucham plotek. 

Nie jesteś bez winy, że Siggę spotkał taki los. Nie tylko ja sypiałam w cudzym łóżku. 

Mikkal bezsilnie zacisnął pieści. Z trudem powstrzymał się, by jej nie uderzyć. 

- To co innego - syknął przez zaciśnięte zęby. - To nie to samo co... łajdaczenie się! 

Inga podniosła się powoli i obrzuciła go przeciągłym spojrzeniem. Mikkal zniósł je z 

trudem. Czy ta przeklęta kobieta zamierzała tu zostać? Miał siłą wyrzucić ją z namiotu? 

-  Nie  masz  prawa  tak  mówić  -  powiedziała  po  chwili,  która  Mikkalowi  wydała  się 

wiecznością. - Nie masz prawa mnie osądzać. Dajesz się zwodzić pozorom. 

background image

Wyszła. Wyprostowana jak struna. 

Mikkal poczuł niesmak w ustach. Nie pojmował kobiet. 

Wtedy  znalezienie  odpowiedniego  miejsca  zajęło  Mikkalowi  trzy  dni.  Teraz  dopiero 

po czterech dotarł do rozgałęzienia szlaku. Stado opóźniało marsz. 

I tym razem odłączył się bez słowa. Nie przejmował się takimi błahostkami, a oni go 

rozumieli.  Potrzebowali  jego  silnych  rąk,  sprawnego  i  pracowitego  ciała,  ale  rozumieli,  że 

musi ich opuścić. Nie czynili mu wyrzutów, tylko podzielili się dodatkowymi obowiązkami. 

Jedynie  Inga  zadawała  pytania.  Zwróciła  się  do  Andersa,  młodszego  brata  Siggi. 

Aslaka  pominęła.  Aslak  gotów  był  bronić  Mikkala  we  wszystkim,  co  ten  przedsięwziął,  zaś 

Anders zawsze miał własne zdanie. 

Tym  razem  nawet  Anders  stanął  w  obronie  Mikkala  i  Inga  w  końcu  zrozumiała 

dlaczego. Opóźniał marsz, może o cały dzień, ale nie mógł postąpić inaczej. 

Zapadł  zmrok,  we  wschodnim  Finnmarku  wstała  szarawa  wiosenna  noc.  Powietrze 

było  wilgotne,  wciąż  miało  posmak  zimy.  Woda  w  kałużach  ścinała  się  lodem,  a  zaspy 

ś

nieżne  uczepione  porośniętego  wrzosem  wzgórza  zdawały  się  lekceważyć  nadejście  nowej 

pory roku. 

Noc przeszła w mroźny blady poranek. 

Ravna  podsyciła  ogień  na  palenisku.  Jej  pomarszczona  twarz  wyrażała 

zaniepokojenie.  Rzucała  wokół  nerwowe  spojrzenia,  podbiegała  co  chwila  do  wyjścia, 

zrywała się na każdy dźwięk. 

Nie odezwała się jednak, nie powiedziała ani jednego złego słowa o synu. 

Inga  bardzo  ją  polubiła,  przyszło  jej  to  zresztą  bez  trudu.  Ravna  promieniowała 

matczynym ciepłem, którym zjednywała sobie ludzi. Nie sposób było nie darzyć jej sympatią. 

Niepokój  Ravny  napawał  Ingę  troską.  Mikkal  miał  powód,  by  ich  opuścić,  ale  nie 

powinien  okazywać  lekceważenia  współtowarzyszom.  Żywych  stawiać  trzeba  przed 

umarłymi. Matka kochała go, a on przysparzał jej siwych włosów. 

- Pójdę go poszukać - rzuciła impulsywnie Inga. Ravna sprzeciwiła się. 

- Nie musisz tego robić przez wzgląd na mnie - powiedziała. - Nie lękam się o niego. 

Da sobie radę. Jest dorosły, sam odpowiada za swoje postępki. 

Ravna  miała  wiele  argumentów,  ale  Inga  już  podjęła  decyzję.  Łagodnie  potrząsnęła 

głową. 

-  Pójdę  -  uśmiechnęła  się  kwaśno  i  zaczęła  się  ubierać.  -  Dasz  sobie  radę  z  Ailo. 

Mikkal  jest  gdzieś  w  pobliżu,  pewnie  kieruje  się  już  do  nas.  Wrócę,  jeśli  się  na  niego  nie 

natknę. Nie będziecie musieli mnie szukać. 

background image

Mniej  więcej  znała  kierunek,  pomógł  jej  instynkt.  Po  paru  godzinach  trafiła  na  skraj 

zagajnika, nad którym unosiła się smużka dymu. 

Mikkal siedział nieruchomo przy ognisku. Nigdy jeszcze Inga nie widziała człowieka 

pogrążonego w tak głębokiej apatii. 

Wyruszyła  z  obozu,  kipiąc  gniewem,  lecz  teraz  nie  mogła  czynić  mu  wyrzutów.  Nie 

mogła dobijać leżącego. 

Poszarzał  na  twarzy,  łzy  zostawiły  wyraźne  ślady  na  kanciastych  policzkach.  Miał 

zaczerwienione  oczy.  Nie  usiłował  tego  ukryć,  tak  jak  uczyniłby  każdy  inny  mężczyzna  na 

jego miejscu. 

Uniósł  głowę  i  spojrzał  na  nią  zamglonym  wzrokiem.  Złość  Ingi  stopniała  w  jednej 

chwili. Zapragnęła przytulić go i ukoić, ale nie uczyniła tego. Upadła przed nim na kolana. Za 

nic w świecie nie zdobyłaby się na to, by objąć go ramionami. 

- Znalazłeś to, czego szukałeś? 

Mikkala nie zdziwiła miękkość głosu Ingi. Tak jak nie zdziwiło go jej przyjście. 

-  Znalazłem  -  odrzekł  zachrypniętym  głosem  -  i  nie  znalazłem.  -  Ruchem  głowy 

wskazał za siebie. 

Inga podniosła się. 

Zobaczyła  kołyskę,  przykrytą  rozszarpaną  na  strzępy  skórą,  i  przez  ułamek  sekundy 

to,  co  skrywało  się  pod  nią.  Potem  zacisnęła  powieki  i  odwróciła  się  gwałtownie.  Żołądek 

podszedł jej do gardła, ale nie zwymiotowała. Musiała się opanować. Dla Mikkala. 

Usiadła przy nim tyłem do kołyski. W pytaniu bezwiednie użyła właściwego słowa na 

znalezisko Mikkala. To. 

-  Los  drwi  ze  mnie  -  powiedział  po  dłuższym  milczeniu.  -  Pokochałem  to  zmarłe 

dziecko  bardziej,  niż  kocham  żyjącego  syna.  Zadałem  sobie  wiele  trudu,  by  znaleźć  mu 

bezpieczne schronienie na zimę. Tak bardzo pragnąłem złożyć go w ziemi. 

Odwrócił wzrok ku wzgórzu, które wyraźnie rysowało się na tle odległego horyzontu, 

stanowiąc  najwyższy  punkt  w  okolicy.  Z  tej  odległości  bez  trudu  dostrzegli  nieruchomą 

sylwetkę dumnego ptaka wpisaną w jasny prostokąt porannego nieba. 

- Orły! - jęknął bezsilnie Mikkal. - Stał się padliną dla orłów! - Roześmiał się gorzko, 

a serce Ingi krwawiło. 

Potrzebował pociechy, ale Inga nie mogła go dotknąć. Chciała, ale wciąż słyszała jego 

pogardliwe  słowa.  Nie  da  mu  okazji  do  twierdzenia,  że  skłonna  jest  oddać  się  pierwszemu 

lepszemu... 

Pozostawały słowa. Zwilżyła wargi, szukając właściwych określeń. Nie było to łatwe. 

background image

Widok kołyski obudził w niej odczucia podobne do tych, które targały Mikkalem. Nie 

chciała jednak powiększać jego cierpienia. 

- Nie stał się padliną - zaczęła i napotkała spojrzenie miodowych oczu, które wzgardą 

witały próby ukojenia smutku. 

- Nie? - Głos Mikkala był równie odpychający jak spojrzenie. Czepiał się żalu i bólu, 

pogrążał  w  żałobie.  -  Jeśli  nie  padliną,  to  czym,  do  diabła?  Inga  odwróciła  wzrok.  Nie 

potrafiła zmierzyć się z jego nienawiścią. 

- Nie pożył długo - ciągnęła niezdarnie. - W ziemi stałby się życiem, na swój sposób, 

zamienił w proch i żył w innej postaci. Teraz stał się pożywką dla innego istnienia... To żadna 

różnica. - Bezsilnie rozłożyła ramiona. - Równie pięknie jest dawać życie pod niebem jak w 

ziemi. 

Porównanie nie przyniosło Mikkalowi ulgi. 

-  Żadna  różnica?  Moje  dziecko  miało  spocząć  w  grobie,  Ingo.  Nie  pojmujesz?  W 

grobie,  wbij  to  sobie  do  głowy!  Nie  wiozłem  go  tu,  by  nakarmić  orły.  Pożywką  dla  innego 

istnienia...  -  Spojrzał  na  nią  jak  na  obłąkaną.  Inga  skuliła  się  pod  jego  wzrokiem.  Nawet 

wtedy, kiedy mąż przyłapał ją w ramionach innego, nie czuła się równie wzgardzona. 

Pragnęła go pocieszyć, a jedynie pogarszała sytuację! 

Przez  ułamek  sekundy  sądziła,  że  Mikkal  ją  uderzy.  Tymczasem  wyraz  zaciętości  na 

jego  twarzy  raptownie  ustąpił.  Ten  bezradny,  bezbronny  mężczyzna  nie  zamierzał  z  niej 

drwić. Pogrążony w rozpaczy potrzebował bliskości drugiego człowieka, a poza nią nie miał 

nikogo. 

Objął ją silnymi ramionami i wtuliwszy twarz w zagłębienie na jej szyi, rozpłakał się. 

Trząsł się, jakby zdjęty przeraźliwym zimnem. Szloch tłumiony skórzanym kaftanem 

Ingi świadczył o tym, że Mikkal doszedł do kresu wytrzymałości. 

- Wszystko sprzysięgło się przeciw mnie - wyszeptał bezsilnie. 

Inga zadrżała, poczuwszy jego ciepły oddech na skórze. 

- Tracę wszystko, co mogłoby nadać sens memu życiu.  Los bez ustanku przygina mi 

kark... Nie mam już sił. Boję się, co może przynieść następny dzień... 

Inga  niezdarnie  gładziła  Mikkala  po  włosach,  czarnych  i  sztywnych,  niesfornie 

opadających  na  czoło.  Wzruszenie  ścisnęło  jej  gardło.  Wielu  mężczyzn  trzymało  ją  w 

ramionach,  wielu  odpoczywało  na  jej  kolanach.  Nigdy  dotąd  jednak  nie  doświadczyła 

bliskości  drugiego  człowieka  w  taki  sposób.  Zrozumiała,  jak  ubogie  życie  wiodła,  nie 

znajdując w ludziach tego, co najważniejsze. 

background image

Szukała  odpowiednich  słów.  Przeczuwała  bardziej,  niż  wiedziała,  że  pusty  frazes  nie 

przyniesie Mikkal owi pociechy. Nie potrzebował współczucia. 

Różnił się od wszystkich mężczyzn, których znała. 

Był inny. 

-  Nie  możesz  cofnąć  czasu  -  zaczęła  nieskładnie,  bojąc  się,  że  napotka  ten  sam 

odpychający wzrok i usłyszy te same wzgardliwe słowa jak poprzednim razem, gdy usiłowała 

stanąć  po  jego  stronie.  -  Co  się  stało,  już  się  nie  odstanie.  Masz  jednak  moc  zmieniania 

przyszłości, Mikkal... 

Po  raz  pierwszy  głośno  wypowiedziała  jego  imię.  Z  jakiegoś  powodu  nie  potrafiła 

dotąd zmusić warg, by wymówiły te dźwięki, których słodycz czuła na języku. 

Mikkal... 

-  Nie  poddawaj  się!  -  szepnęła.  -  Nie  masz  prawa  się  poddawać!  -  Czuła  na  sobie 

ciężar  jego  muskularnego  ciała.  Przyszła  jej  do  głowy  myśl,  absurdalna  w  tych 

okolicznościach,  że  nie  gustuje  w  otyłych  mężczyznach.  Mikkal  był  świetnie  zbudowany.  - 

Jesteś zbyt dobry, by się poddawać! - ciągnęła, nawet nie wiedząc, czy Mikkal słucha. 

Miała  wrażenie,  że  mówi  do  samej  siebie.  Może  jemu  to  wystarczało,  może  pragnął 

jedynie  czyjejś  bliskości  i  słów  wypowiadanych  właściwym  tonem.  Inga  radowała  się,  że  to 

jej przypadła ta rola, choć też bolała myśl, iż Mikkal nie dostrzegłby żadnej różnicy, gdyby na 

jej miejscu był ktoś inny. 

Nic dla niego nie znaczę, pomyślała i poczuła bolesny, ostrzegawczy skurcz w piersi. 

Była  dorosła,  wiedziała,  co  się  święci.  Może  odejść,  powinna  odejść.  Tylko  wtedy  zdoła 

uniknąć bólu. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie ruszy się z miejsca. 

Będzie trzymać się tej grupki ludzi ze wszystkich sił. 

Póki będzie z nimi, poty czuć będzie bliskość Mikkala. Czeka ją cierpienie, ale jest na 

tyle dojrzała, by je przyjąć. 

Już dokonała wyboru. 

Do tej chwili tęskniła całe życie. 

Inga wypowiedziała mnóstwo słów, słów, których żadne z nich później nie pamiętało. 

Ona,  bo  było  ich  tak  wiele.  On,  bo  słowa  zlały  się  w  rzekę  niosącą  ukojenie,  a  przecież  nie 

sposób wyróżnić w rzece pojedynczych kropli. 

Wyraz  zawziętości  pozostał  na  jego  twarzy,  kiedy  uwolnił  się  z  jej  ramion.  Bez 

jednego słowa, bez podziękowania. Mikkal nie przyznawał się do swoich słabości, zwłaszcza 

wobec kobiet. Wobec niej. Palcami odrzucił grzywkę, lecz ta niesfornie opadła mu ponownie 

na oczy. 

background image

- Pomożesz mi kopać? 

Inga skinęła głową. 

Dlaczego  cała  drżała  w  beznadziejnym  oczekiwaniu?  Nie  chciała  szukać  u  niego 

oznak aprobaty, ale mimowolnie to czyniła, boleśnie się rozczarowując. Mikkal nie zegnie się 

tak  łatwo  jak  trawa  na  wietrze.  Minie  sporo  czasu,  zanim  w  tych  niezwykłych  miodowych 

oczach zatli się płomyk. 

Pracowali,  nie  odzywając  się  do  siebie,  jakby  obfitość  słów  wypowiedzianych  przez 

Ingę skazywała ich na milczenie. 

Ziemia  była  wilgotna,  poprzecinana  siatką  korzeni.  Ryli  w  niej  rękoma,  Mikkal 

pomagał sobie nożem. 

Inga  poraniła  dłonie,  ale  nie  czuła  bólu.  Robiła  to  dla  niego.  Wszystko  poza  nim 

straciło znaczenie. Wystarczyło kilka chwil, by stał się centralnym punktem jej świata. 

Zamknęła oczy, kiedy wstawiał kołyskę do dołu. Wykop sięgał mu do pasa. Powinni 

go  trochę  pogłębić,  ale  warstwa  zmarzniętej  ziemi  stawiła  skuteczny  opór  poharatanym 

koniuszkom palców. 

Zasypanie grobu nie stanowiło wyzwania dla ciała, tylko dla ducha. 

Wyraz  twarzy  Mikkala  nieomal  przywiódł  Ingę  do  płaczu,  z  najwyższym  trudem 

powstrzymała się od łez. Coś jej mówiło, że Mikkal nie chciał widzieć łez. Jej łez. 

Więc  nikt  nie  zapłakał  nad  niewielką  mogiłą.  Mikkal  zachował  kamienną  twarz, 

zacisnął zęby, aż zbielały mu kąciki ust i zadrżały nozdrza. 

Pociemniałym  wzrokiem  wpatrywał  się  w  skrawek  brunatnej  ziemi  wycięty  w 

zeszłorocznej przywiędłej trawie. Nagle odwrócił się tyłem do niej i wycedził: 

- Idziemy. Nie mamy tu nic więcej do roboty. To tylko pusta równina. 

W  obozie  panował  rozgardiasz.  Pakowano  dobytek,  by  ruszyć  w  dalszą  drogę  ku 

letnim pastwiskom. 

Mikkal zatrzymał Ingę, zanim dołączyli do reszty. 

Ani jednym gestem nie zdradził, jakie myśli kłębią mu się w głowie. Jego spojrzenie 

było nieodgadnione. 

- Czy twoja propozycja pozostaje w mocy? - zapytał niemal obojętnie. 

Ż

adne z nich nie miało wątpliwości, o co mu chodzi. 

Nie odrywał od niej wzroku. Inga znała rozsądną odpowiedź. 

- Tak - odrzekła nierozsądnie. Mikkal puścił ją. 

- Dobrze. Wieczorem przeprowadzisz się z Ailo do mojego namiotu. Nikomu się nie 

musimy tłumaczyć. Z Siggą nic mnie nie wiąże. 

background image

Odszedł. Dla niego sprawa została rozstrzygnięta. 

Inga nie ruszyła się z miejsca. 

Z Siggą nic go nie wiąże. 

To prawda. 

Lecz Inga słyszała plotki. Wiedziała, że inne imię położy się cieniem między nimi. Za 

ż

adne skarby świata nie zapytałaby, czy coś go wiąże z Raiją. I czy kiedykolwiek przestanie 

wiązać. 

Być może czekał ją los Siggi. 

Inga zacisnęła zęby i podążyła za Mikkalem. Była bezsilna, przy Mikkalu traciła całą 

wolę. 

Ruszy  z  nim  na  wschód.  Zostanie  przy  nim,  jak  długo  będzie  tego  chciał.  Nic  poza 

tym nie miało znaczenia. 

background image

Dął  wiatr  od  morza  i  niósł  krzyki  mew,  sławiące  wiosnę.  Daleką  północ 

zamieszkiwało niewiele ptaków śpiewających, ale mewy wynagradzały ich brak nieustannym 

wrzaskiem. 

Raija zacisnęła zęby. Minęło już sporo czasu, ale wciąż pamiętała wiosnę nad Zatoką 

Botnicką, szczebiot ptaków, szum potężnych świerków, kolorowy dywan łąk, który wyglądał 

tak, jakby tęcza ukryła się pośród świeżych źdźbeł trawy. 

Ocknęła się z zamyślenia. Po co się dręczyć, tutaj wiosna nie zawita. Przynajmniej nie 

ta, którą Raija znała. Tu lato zjawiało się nagle po falach mrozu, jak nieproszony gość stawało 

znienacka u progu. 

Kończył  się  kwiecień,  a  zima  ani  myślała  ustąpić.  Była  już  wprawdzie  niezbyt 

dotkliwa,  ale  wciąż  dawała  się  we  znaki  komuś,  kto  zwykł  mieszkać  w  łagodniejszym 

klimacie.  Raija  zakładała  kilka  warstw  odzieży  pod  kaftan  i  opatulała  dzieci,  które  jak  ku-

leczki wysypywały się z domu, by zażyć zabawy na świeżym powietrzu. 

Zadrżała  mimowolnie  i  oderwała  wzrok  od  ubogiego  krajobrazu.  Widok,  który 

roztaczał się przed nią, był równie przygnębiający jak klimat i pogoda. Gdyby tylko mogła się 

od niego uwolnić! 

Wszystko  wydawało  się  takie  proste.  Skoro  Holmertz,  poprzedni  właściciel  sklepu, 

dawał  sobie  radę,  cóż  stało  na  przeszkodzie,  by  i  jej  los  sprzyjał?  By  i  dla  niej  sen  stał  się 

rzeczywistością. Wmówiła sobie, że potrafi prowadzić sklep. 

Sądziła,  że  odwaga  i  energia  wystarczą,  ale  srodze  się  rozczarowała.  Z  wolna 

zaczynała rozumieć, że porwała się z motyką na słońce. 

A  przecież  przekonywała  Reijo,  że  sobie  poradzi.  Wciąż  dźwięczał  jej  w  uszach 

pewny siebie ton, którym oznajmiła mu, że sama zajmie się prowadzeniem sklepu. 

W  głębi  ducha  spodziewała  się,  że  ją  wesprze.  Do  tej  pory  Reijo  zawsze  stał  u  jej 

boku. 

Tym razem potraktował jej słowa z niezwykłą powagą. Zostawił handel w jej rękach, 

na każdym kroku dając do zrozumienia, że nie zamierza brać ani odrobiny odpowiedzialności 

na swoje barki.  Zawsze  pragnął spokojnego życia, nie  chciał się wywyższać nad innych. To 

był jej pomysł, niech więc sama wypłacze się z kłopotów. 

A  kłopoty  spotykały  Raiję  ze  wszystkich  stron.  Musiała  zmierzyć  się  z  tysiącem  nie 

pisanych praw, o których nawet nie miała pojęcia, stojąc z drugiej strony lady. 

background image

Tyle od niej oczekiwano. 

I tyle było ról, których nie chciała grać. 

Paskarki,  na  przykład.  Wyzyskiwaczki,  podbijającej  ceny  towarów.  Nikomu  nie 

odmówi  chleba,  nie  będzie  podobna  do  kupców,  których  wspominała  z  zaprawioną  goryczą 

niechęcią. Tych, którzy okradali biedaków. Raija też zaznała biedy i głodu. 

O, nie, taka nie będzie. 

Raija popadła w przeciwną skrajność. 

Wolała  nazywać  ją  dobrocią,  miłością  bliźniego.  Nie  spodziewała  się  podziękowań, 

dobrze wiedziała, jak trudno okazywać wdzięczność komuś, kto ma więcej. 

Oczekiwała solidarności. 

Tymczasem  ludzie  w  osadzie  naśmiewali  się  z  Raiji.  Za  plecami  dziewczyny 

naigrawali  się  z  jej  naiwności.  Korzystali  z  niej,  nie  szczędząc  nowej  właścicielce  sklepu 

drwin i złośliwości. 

Liczby  w  księgach  nie  mówiły  nic  o  małostkowości  klientów,  za  to  wiele  o  braku 

kupieckiej żyłki. 

Nazwiska  dłużników  powtarzały  się  na  wielu  stronach.  Raija  nie  potrafiła  ściągnąć 

należności.  Znała  wszystkie  rodziny  w  osadzie  i  dobrze  wiedziała,  kto  cierpi  niedostatek. 

Kiedy  więc  zjawiali  się  po  najniezbędniejsze  towary,  nie  pytała  o  zapłatę.  Na  mocy  nie 

pisanej umowy starannie odnotowywała rosnącą sumę długu. 

W  głębi  duszy  miała  jednak  poczucie,  że  nie  zajmuje  się  handlem,  tylko 

dobroczynnością, za którą nie może spodziewać się zapłaty. 

Narastało  w  niej  przygnębienie.  Przecież  dostawcom  musiała  się  opłacać  brzęczącą 

monetą. 

Liczby przemawiały jasnym językiem. Raija wiedziała, że nie oszuka rzeczywistości. 

Chcąc  zachować  sklep,  musi  ściągnąć  długi.  Nie  zamierzała  się  poddawać,  jej  praca  nagle 

nabrała szczególnego znaczenia. 

Ludzie gadali, że handel nie jest zajęciem dla kobiet, że to wbrew naturze, że rezultat 

łatwo przewidzieć. Raija chciała im pokazać, jak bardzo się mylą. 

Reijo  też  był  przygnębiony.  Czekał,  aż  dzieci  położą  się  spać,  upewniał  się,  że 

zasnęły.  Dopiero  wtedy  ten  zwykle  opanowany  mężczyzna  dawał  upust  zniecierpliwieniu. 

Widział, że Raija nie jest taka jak dawniej. 

Od  samego  początku  Raija  dawała  mu  do  zrozumienia,  by  trzymał  się  z  dala  od 

sklepu, nawet nie pokazała mu ksiąg. Reijo sądził, że żonie wystarczy hartu i zdecydowania, 

background image

by  utrzymać  porządek  w  rachunkach.  Pojawiły  się  jednak  niepokojące  oznaki  świadczące  o 

tym, że Raija nie panuje nad kupieckimi obowiązkami. 

Reijo objechał całą okolicę w poszukiwaniu załogi na rejs do Bergen. 

Było dawnym i dobrym zwyczajem, że okoliczni rybacy zlecali kupcowi fracht ryb na 

południe.  Zazwyczaj  zleceniodawcy  sami  stanowili  załogę  kupieckich  łodzi,  czasami 

pomagali jedynie w jej doborze. 

Utarło  się  również,  że  frachtujący  informowali  kupca  o  wielkości  ładunku  na  długo 

przed terminem wypłynięcia. Co najmniej dwa, trzy miesiące, twierdził Nils. 

Kiedy Raija przejęła sklep, wielu rybaków zapomniało o starych obyczajach. 

Wprawdzie  Reijo  zajmował  się  łodziami  handlowymi,  ale  to  w  jego  żonie  ludzie 

widzieli ich właścicielkę. Szypra. 

Słyszano o kobietach w tym fachu, nigdy jednak tak młodych. Były to zwykle wdowy 

po  wytrawnych  marynarzach  i  to  jeszcze  uchodziło.  Oddawały  one  komendę  na  pokładzie 

ludziom,  którzy  dorastali  chłostani  wiatrem  i  strugami  słonej  wody.  Żaden  Kwen,  ledwo 

władający  ich  językiem,  nie  mógł  marzyć  o  zaszczycie  poprowadzenia  statku  z  transportem 

ryb do kupieckiego miasta na południu. 

Szypra się nie zmieniało. Najstarsi ludzie w osadzie nie pamiętali, by coś podobnego 

stało się za ich dni. Nikt by się nie ośmielił. Inny szyper mógłby postawić twarde warunki. 

Raija była miękka, więc rybacy zwietrzyli swą szansę. 

Reijo  współczuł  jej.  Wiedział  lepiej  niż  inni,  że  Raija  się  zamartwiała.  Miała 

podkrążone oczy i zmizerniała na twarzy. Nie pamiętał, by kiedykolwiek była taka chuda. 

- Jak ci idzie w sklepie? - spytał, udając obojętność. 

Reakcja  Raiji  potwierdziła  przypuszczenia  Reijo,  że  jest  jej  ciężko.  Może  nawet 

gorzej, niż sądził. 

-  Dlaczego  pytasz?  -  burknęła.  Jej  oczy  nic  nie  wyrażały,  jakby  opuściła  na  nie 

zasłonę,  którą  odgradzała  się  od  zewnętrznego  świata.  -  Wszak  to  mój  sklep,  czyż  nie?  - 

Schyliła głowę z obawy, że jednak ją przejrzy. - Zawsze to podkreślałeś. 

Nabrała powietrza i dodała: 

- Dobrze idzie. 

Mówienie nieprawdy przychodziło Raiji z równym trudem jak prowadzenie interesów. 

Reijo  miał  ochotę  wstać,  podłożyć  rękę  pod  hardy  podbródek  Raiji  i  zmusić  ją,  by 

spojrzała mu w oczy. 

Nie uczynił tego. 

Nie ruszył się z miejsca. 

background image

To  przyszło  późną  wiosną.  Stanął  pomiędzy  nimi  niewidzialny  mur.  Wspomnienie 

wspólnie  spędzonych  lat  przestało  łączyć.  Małżeństwo  było  jak  choroba,  która  toczyła  ich 

dusze i niszczyła przyjaźń. 

- Połowa ludzi z osady, którzy zwykli posyłać ryby na południe, wycofała się. 

Raija uniosła głowę i wysunęła brodę w przód. Zawsze tak robiła, kiedy gotowała się 

do obrony. 

- Co to ma wspólnego z moim sklepem? Cóż ja mogę poradzić na to, że nie potrafisz 

zadbać o fracht i załogę? Chcesz mnie obciążać za własną nieudolność? 

Reijo  zamknął  oczy.  Rozsądek  podpowiadał  mu,  że  Raija  głośno  myśli.  Próbuje 

usprawiedliwiać swoje słabości. 

Nie poczuł się lepiej. Oskarżenia dziewczyny bolały. 

Kiedy uchylił powieki i zobaczył zaciętą twarz Raiji, stracił panowanie nad sobą. 

-  Wszystko  wiąże  się  z  tym  przeklętym  sklepem.  Prowadzisz  go  tak  nieudolnie,  że 

ludzie  zaczynają  bawić  się  z  nami  w  kotka  i  myszkę.  Wiedzą,  że  nic  się  nie  stanie,  jeśli 

oddadzą ryby innemu kupcowi. 

Nikt na tym nie straci, nikt poza tobą i mną. Nie opowiadaj mi więc bajek o tym, że 

sprzedaż idzie dobrze. Wiem, jak idzie, Raiju. Źle! 

Raija  nie  odpowiedziała.  Reijo  się  nie  mylił,  jak  zawsze.  Wszystko  przez  ten  sklep. 

Tyle że on palcem w bucie nie kiwnął, by jej pomóc. A teraz ją oskarża o nieudolność. Sam 

nie mając bladego pojęcia o handlu! 

To właśnie powiedziała. 

Jedno  słowo  goniło  drugie.  Raija  odznaczała  się  ognistym  temperamentem.  Kiedy 

krew wrzała jej w żyłach, nie umiała się powściągnąć. Reijo zwykle nie tracił panowania nad 

sobą, ale doprowadzony do ostateczności, potrafił eksplodować jak beczka z prochem. 

To była ich pierwsza prawdziwa kłótnia. Dali upust goryczy, którą dusili w sobie. Od 

dawna nie rozmawiali, nie o sprawach poważnych. 

-  Zawsze  chciałaś  wszystko  robić  sama.  Nigdy  nie  pozwalałaś,  bym  zaopiekował  się 

tobą, uparta i dumna dziewczyno. Stałem u twego boku, a ty uważałaś to za rzecz oczywistą. 

Inni,  którzy  ci  pomagali,  doczekali  się  choć  słów  podziękowania.  Zawsze  wiedziałaś,  że 

jestem gotów trwać przy tobie, Raiju. Popełniłem błąd... 

Reijo mówił cichym, ale dobitnym głosem. Raija nie wątpiła, że te słowa płyną z głębi 

skrzywdzonego serca. Bolały, tym mocniej, że i tym razem miał rację. 

background image

W  jego  wzroku  Raija  dostrzegała  stanowczość,  znała  ją  tak  dobrze.  Nie  znalazła 

argumentów, którymi mogłaby go zranić, by wyjść zwycięsko ze słownej utarczki. Raija nie 

potrafiłaby tak się zachować. Nie wobec Reijo. 

-  Nie  będę  wtrącać  się  w  to,  jak  prowadzisz  sklep  -  ciągnął  -  solennie  to  sobie 

przyrzekłem.  Niech  ten  interes  piekło  pochłonie,  skoro  taka  jest  twoja  wola.  Zajmę  się 

kupieckimi  łodziami,  ale  cudów  nie  zdziałam.  Ruszam  na  południe  z  takim  ładunkiem,  jaki 

zdołam  zebrać,  i  z  ludźmi,  którzy  zechcą  mi  towarzyszyć.  Podatek  od  frachtu  jest  wysoki, 

więc może skórka nie warta wyprawki... - Reijo zawiesił głos i wzruszył ramionami. - Ale to 

dla mnie szansa, by wyrwać się stąd i zobaczyć świat. Kto wie, czy nie jedyna szansa... 

Raija uczyniła coś, co nie leżało w jej naturze. Zgięła kark. Najboleśniej raniły słowa, 

których nie dopowiedział. 

Nie mógł jednak wyraźniej dać Raiji do zrozumienia, że jeśli nie zmieni podejścia do 

ludzi, stracą wszystko. 

-  Dam  sobie  radę  -  odrzekła  pojednawczo.  Reijo  spodziewał  się  kolejnego  wybuchu 

złości, Raija nie zwykła ustępować bez walki. Potulność dziewczyny całkowicie go rozbroiła. 

- Chcesz, żebym sobie poszedł? - spytał. 

- Dokąd? 

- Choćby do Nilsa - skrzywił się. - Skoro mnie nie potrzebujesz... 

Raija  miała  ochotę  pogłaskać  go  po  jasnej  czuprynie  i  powiedzieć,  że  wygląda  jak 

mały  skrzywdzony  chłopiec.  Na  jego  twarzy  malowało  się  poczucie  winy,  ale  w  zielonych 

oczach błyskała iskierka nadziei. 

Nie uczyniła tego. 

-  Czemu  chcesz  się  wyprowadzać?  -  zdziwiła  się.  -  Przecież  to  nasz  dom. 

Wytrzymamy pod jednym dachem, nawet jeśli różnimy się w poglądach. 

Nie przyznała mu racji, nie odwołała ani jednego z gorzkich słów, które rzuciła mu w 

twarz. 

Odwróciła się i dumnie wyprostowana ruszyła do alkowy. Zrozumiał, że tej nocy nie 

uśnie w jej ramionach. 

Reijo miał marzenia i oczekiwania. Nie wszystkie wiązały się z Raiją. 

Te dwie jednomasztowe toporne łodzie towarowe, których doglądał całą zimę, ukazały 

mu przyszłość w nowym świetle. 

Bergen, miasto, które dotąd znał jedynie z nazwy, stało się dlań realnym celem. Reijo 

wyglądał wiosny i chwili, kiedy skieruje łodzie na południe, tam gdzie otwierał się przed nim 

wielki świat. Te łodzie były kluczem do nieznanego. 

background image

Marzenia mogą się jednak nie spełnić, jeśli jest się na bakier z tradycją. 

Z frachtem do Bergen wiązała się niezliczoność obyczajów. Szyper był najważniejszą 

i  najpotężniejszą  figurą  w  tych  niewielkich  społecznościach  zamieszkujących  wybrzeże 

północnej Norwegii. Zdarzało się, że ta funkcja przypadała kobiecie, ale rzadko, tylko z racji 

dziedziczenia  majątku  po  zmarłym  mężu.  Zazwyczaj  każda  osada  rybacka,  a  w  niektórych 

wypadkach  parafia,  frachtowała  własną  towarową  łódź.  Nie  istniały  dokumenty,  które 

regulowałyby zasady najmu, jednakże ludzie święcie przestrzegali nie pisanych praw. 

Ani Raija, ani Reijo nie mieli o nich pojęcia, a mieszkańcy osady niechętnie widzieli 

obcych w roli przywódców. Nie mieli ochoty słuchać tych przybyszów z nieznanego kraju. 

Mimo  to  Reijo  zdobył  ładunek  i  załogę.  Szyprowie  z  sąsiednich  osad  odmówili 

mieszkańcom wioski pomocy. Połowy były obfite i mieli pełne ładownie. 

Niemal  wszyscy  miejscowi  rybacy  zwrócili  się  więc  do  młodego  Kwena,  wyraźnie 

jednak dając mu do zrozumienia, że nie dorósł do roli szypra. Zadawali mnóstwo pytań i nie 

dowierzali  Reijo,  kiedy  ten  tłumaczył,  że  od  małego  brał  udział  w  morskich  wyprawach. 

Połowy na fiordach nie budziły tu szacunku, nie uznawano ich za prawdziwy rybacki fach. Tu 

nad  morzem  dzieci  potrafiły  wiosłować,  zanim  nauczyły  się  mówić.  Uważano,  że  ludziom 

znad fiordów brak niezbędnej twardości. 

Reijo  napomykał  o  długach  w  sklepie  Raiji,  gdzie  tylko  mógł.  Starał  się  dawać 

ludziom do zrozumienia, że nie jest równie wielkoduszny jak żona i ma zamiar przejąć część 

jej obowiązków. 

Koniec końców zgromadził jedenastu członków załogi, tylu ilu znalazło się w wiosce. 

Czterech  z  nich  ruszało  po  raz  pierwszy  w  rejs  na  południe.  Tak  jak  Reijo  brali  w  podróż 

marzenia. Pobyt w Bergen zamieniał młodzieńców w mężczyzn. 

Tarcia między rybakami opóźniły wyprawę. Przyjęło się, że osady najdalej wysunięte 

na  północ  podnosiły  żagle  w  początkach  maja.  Tymczasem  oni  zdołali  zaledwie  postawić 

ciężką i toporną łódź na wodzie. 

To  był  wielki  dzień.  Wokół  kłębił  się  tłum  dorosłych  i  dzieci,  kto  żyw  spieszył  z 

pomocą. 

To  było  prawdziwe  święto,  więc  jak  to  w  święto  przygotowano  obfitość  jedzenia  i 

napitku. 

Raija popadła w niełaskę u miejscowych, odmawiając sprzedaży gorzałki. Trzymała ją 

na składzie, ale nie odstępowała od swoich zasad. 

Pod  jej  nieobecność  Reijo  opróżnił  magazyn,  nie  chciał  zrażać  rybaków  do  siebie. 

Niech  Raija  myśli,  co  chce,  wszak  stać  go  na  to,  by  postawić  chłopcom  po  szklanicy.  Tak 

background image

postępuje prawdziwy szyper. Miał spędzić kilka długich miesięcy w jednej dużej łodzi z tymi 

jedenastoma mężczyznami i potrzebował ich zaufania. 

Raija  szybko  wykryła  kradzież.  Zdrowy  rozsądek  podpowiadał  jej,  że  taka  ilość 

gorzałki, jaką wypito na pokładzie, nie mogła pochodzić z zapasów mieszkańców osady. Poza 

tym ostatnio Reijo zachowywał się nadzwyczaj dziwnie. 

Kiedy mąż wrócił do domu nad ranem, Raija czekała na niego. 

Wcześniej  była  na  brzegu,  by  posmakować  gorączkowej  atmosfery  towarzyszącej 

wyprawie.  Reijo  popróbował  czegoś  więcej.  Nie  dość  że  ograbił  skład,  to  jeszcze  obficie 

uraczył się swoją zdobyczą. 

Nie spodziewał się burzy. Było mu lekko na duszy. Łódź stała na wodzie, pięciu ludzi 

spało  na  pokładzie.  Nie  wiedział  dokładnie,  gdzie  podziewali  się  pozostali,  ale  miał  ich 

solenną  obietnicę,  że  zjawią  się  po  niedzieli.  Wtedy  zamierzali  opłynąć  rybaków,  zebrać 

ładunek i zamówienia na towary z wielkiego miasta na południu. 

Chwiejąc  się  na  nogach,  cicho  zamknął  drzwi  za  sobą.  Kiedy  się  obrócił,  zobaczył 

Raiję. Siedziała przy palenisku, ręce skrzyżowała na piersi. 

-  Nie  musiałaś  na  mnie  czekać  -  zażartował.  Podskoczył  ku  niej,  chwycił  ją  w  talii  i 

zakręcił dokoła w radosnym pląsie. - Płyniemy, dziewczyno - roześmiał się cicho. 

Raija  zaparła  się  dłońmi  o  męża  i  odwróciła  twarz  na  bok.  Wykrzywiła  się,  kiedy 

owionął ją pijacki oddech Reijo. Wcale nie była taka delikatna, ale tym razem uważała, że ma 

powody do irytacji. Nie ujdzie mu to na sucho! 

- Tak, płyniecie - wycedziła. - Ożłopaliście się tak, że potrzeba cudu, byście odbili od 

brzegu... 

Reijo puścił ją i odwrócił się plecami. 

- Wystarczy ci byle pretekst, by wszcząć kłótnię. Raija nie ruszyła się z miejsca. 

- To, że cała wioska upija się moją gorzałką, trudno nazwać byle pretekstem. 

- Trzeba było ją wylać - rzekł i ze zdziwieniem spojrzał na żonę przez wąskie szparki 

oczu. - Nie rozumiem, dlaczego tego nie zrobiłaś. Z twoimi poglądami? 

Taka  myśl  nigdy  nie  postała  w  głowie  Raiji,  ale  nie  zamierzała  się  do  tego 

przyznawać. 

-  Powinnaś  się  cieszyć  -  ciągnął  Reijo.  -  Te  niedorostki  tygodniami  nie  mówiły  o 

niczym innym, tylko o tym, jak wkraść się do sklepu. Mogliby wynieść znacznie więcej, nie 

tylko alkohol. 

- Może zatem powinnam ci podziękować? - spytała jadowicie. 

Reijo rozłożył ramiona i roześmiał się. Liczył na jej poczucie humoru. 

background image

- Spróbuj... 

W  odpowiedzi  Raija  obdarzyła  go  lodowatym  spojrzeniem.  Zamiatając  suknią, 

podeszła do stołu i podniosła jakiś przedmiot. 

Reijo przełknął głośno ślinę, kiedy zobaczył, co Raija trzyma w dłoni. A więc wykryła 

coś jeszcze poza brakiem gorzałki. Usiadł, wyrzucając sobie własną głupotę. 

- A to... - Podsunęła mu pod nos bransoletę. - Co to jest? 

- Gdzie to znalazłaś? 

Reijo znał odpowiedź, ale chciał zyskać na czasie. 

-  Dobrze  wiesz,  Reijo  -  odrzekła  podejrzanie  słodkim  głosem.  -  W  twojej  skrzyni. 

Tam, gdzie to schowałeś. 

Reijo skinął głową. 

Następne pytanie go zaskoczyło. 

-  Czy  mógłbyś  łaskawie  zdradzić  mi,  kogo  zamierzałeś  obdarować  tym 

ś

wiecidełkiem? Dlaczego ukrywałeś je przede mną? Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic, 

Reijo... - zakończyła zjadliwie. 

Z pewnością dostrzegła jego zdumienie, ale nie dała nic po sobie poznać. A Reijo nie 

mógł  otrząsnąć  się  z  szoku.  Czyżby  słyszał  w  głosie  Raiji  ton  zazdrości?  Nie  odważył  się 

zapytać, zresztą z pewnością nie przyznałaby się do tego. 

Nie potrafił jednak ukryć, że spodziewał się innego pytania. 

- A myślisz, że kogo? - zapytał w nadziei, że ją przejrzy. 

Raija usiadła i Reijo uczynił to samo. Dziewczyna wsparła łokcie o blat stołu, jej palce 

bawiły  się  bursztynową  bransoletą.  Gładź  kamienia  lśniła  pięknym  blaskiem,  a  jego  kolor 

prowadził myśli niebezpiecznym torem. 

Oczy Reijo spoglądały na nią zagadkowo, trochę kpiąco. 

Raija nabrała powietrza i oświadczyła: 

-  Zawarliśmy  umowę,  Reijo,  a  jej  fundamentem  jest  szczerość,  całkowita  szczerość. 

Mieliśmy  zwrócić  sobie  wolność,  jeśli  któreś  z  nas  znajdzie  prawdziwą  miłość.  Nie  musisz 

niczego ukrywać. 

Silna, ciepła ręka spoczęła na dłoniach Raiji. 

- Czy jesteś tylko rozczarowana, Raiju? Że nie zdobyłem się na otwartość? 

Wstrzymał oddech, czekając na odpowiedź żony. Raija walczyła ze sobą. Wpatrywała 

się  w  ich  splecione  ręce.  Tak  luźno  splecione...  :  Co  poczuła  na  widok  bransolety?  Żądając 

szczerości, nie powinna skrywać własnych uczuć... 

background image

A  jednak  bała  się,  że  najgorsze  przeczucia  znajdą  potwierdzenie,  że  dowie  się, 

dlaczego  Reijo  odmówił  jej  wsparcia.  Nabrała  tej  pewności,  kiedy  zacisnęła  palce  na 

błyskotce. Reijo nie należał już do niej duszą i ciałem. Znalazł sobie inną. 

Godziny wlokły się nieznośnie. Nocna hulanka męża dała Raiji pretekst, by czekać na 

niego. Siedzieć przy stole ze wzrokiem wbitym w bransoletę i zastanawiać się. 

Czuła  coś  więcej  poza  rozczarowaniem.  Czuła,  jak  przepaść  otwiera  się  pod  stopami 

na myśl o tym, że Reijo nie będzie dłużej jej skałą i opoką. 

Ż

e może go utracić. 

Ta pewność była jak ból, który ścisnął jej żołądek, a potem rozniósł się po całym ciele. 

Reijo chciał wiedzieć, czy jest zazdrosna. 

Tak właśnie wygląda zazdrość? 

Nie była gotowa, by przyznać się do słabości. 

- Nie wiem, Reijo, nie wiem - odrzekła. To było najbliższe prawdy. 

Reijo ścisnął dłoń żony. Zdawkowa odpowiedź sprawiła mu radość. A więc wciąż coś 

dla niej znaczył. 

-  Bransoleta  należy  do  ciebie,  Raiju  -  wyznał,  dławiony  wzruszeniem,  i  ciągnął,  nie 

dając jej dojść do słowa: - Miałaś ją dostać zeszłej jesieni. Postąpiłem niemądrze, ukrywając 

ją. 

- Ukrywając? Skinął głową. 

-  Nie  jest  ode  mnie.  Wciąż  nie  rozumiesz?  Nie  istnieje  żadna  kobieta,  którą 

pragnąłbym przyozdobić. Nikt ci nie zagraża i nigdy nie zagrażał, taki już mój los. Nie masz 

powodów do zazdrości,  to ja raczej powinienem  czuć się podle. Dostajesz cenne podarki od 

innych mężczyzn... 

Raija spojrzała na niego ze zdumieniem. Reijo pobladł. 

O co mu chodzi? 

Nie musiała nawet pytać. 

- Bransoleta jest twoja. Aleksiej kupił ją dla ciebie i prosił, bym ją tobie przekazał. Na 

pamiątkę... 

Raija  zarumieniła  się.  Aleksiej...  Rosjanin,  którym  opiekowali  się  w  zeszłym  roku. 

Młodzieniec, tak niebezpiecznie podobny do niej z charakteru. I tak urodziwy, że mu uległa... 

- Byłem zazdrosny - przyznał Reijo. - Zazdrość mnie zaślepiła. Mikkal dał ci broszkę. 

Bolało  mnie,  kiedy  ją  nosiłaś.  Wiem,  co  was  łączy,  i  choć  uważam  Mikkala  za  przyjaciela, 

zazdroszczę mu tego, czego nigdy mieć nie będę. Nawet teraz należysz bardziej do niego niż 

do  mnie...  -  Zaczerpnął  tchu  i  ciągnął:  -  A  potem  inny  mężczyzna  zapragnął  wręczyć  ci 

background image

kosztowny prezent. Widziałem wasze spojrzenia, widziałem też, jak się całowaliście. Możesz 

mówić, że to nic nie znaczy, ale ja rozumuję inaczej. Pocałunek łączy ludzi, którzy darzą się 

uczuciem. W pocałunku mieszka miłość, Raiju... 

Tak, zazdrość mną owładnęła i postanowiłem ukryć bransoletę. Postąpiłem głupio. 

Mówił  szczerze,  Raija  nie  miała  żadnych  wątpliwości.  Tylko  raz  ją  okłamał,  kiedy 

zawiózł  jej  dziecko  do  Mikkala.  Całą  wieczność  temu,  gdy  żyła  w  złotej  klatce  jako 

oblubienica wójta. 

Odłożyła  bransoletę  na  stół.  Ozdoba  była  piękna,  ale  w  jednej  chwili  straciła  swój 

magiczny  urok.  Raija  zajrzała  bowiem  w  zieloną  głębię  oczu  Reijo  i  zobaczyła  w  nich  ból. 

Aleksiej  należał  do  innego  świata.  Urodzili  się  po  dwóch  stronach  granicy  i  wszystko  ich 

dzieliło: język, przeszłość, doświadczenia, odległość. 

Byli  ulepieni  z  jednej  gliny,  ale  żyli  w  odmiennej  rzeczywistości.  Aleksiej  powinien 

pozostać  wspomnieniem.  W  ułamku  sekundy  Raija  ujrzała  jego  aksamitnie  brązowe  oczy  i 

usłyszała miękki głos, lecz zaraz otrząsnęła się z tych myśli. 

W  życiu  codziennym  nie  było  miejsca  na  marzenia,  ani  o  przeszłości,  ani  o 

przyszłości. W codzienności Raiji liczył się czas teraźniejszy. 

Najwyższa pora dorosnąć. 

Reijo był teraźniejszością. Reijo był rzeczywistością. 

-  Nic  nie  szkodzi  -  szepnęła  miękko  i  lekko  zawstydzona  musnęła  dłonią  policzek 

męża. Dawno nie okazywała mu czułości. 

Reijo  zakłopotany  zamrugał  powiekami.  Spodziewał  się  raczej  wybuchu  złości, 

tymczasem Raija przytuliła go do siebie, nawet nie starając się ukryć łez. 

- Nic nie szkodzi, Reijo - powtórzyła z ustami przy jego policzku. - Widać musimy się 

czasem czubić - dodała głosem drżącym od płaczu. 

Reijo wstrzymał oddech i objął żonę po raz pierwszy od paru tygodni. Nareszcie mógł 

dać upust uczuciom, które dusił w sobie. 

-  Widać  musimy  -  uśmiechnął  się,  w  jednej  chwili  zapominając  o  bólu,  którego 

doświadczał  przez  minione  dni.  -  Nigdy  jednak  nie  zabraknie  ciepła  w  naszym  związku, 

Raiju. I zawsze będzie w nim miejsce na wybaczanie. 

Spoglądali  długo  na  siebie  z  oddaniem,  które  dane  jest  tylko  prawdziwym 

przyjaciołom. Z głębokim pragnieniem naprawienia krzywd. 

-  Wyjeżdżasz  na  długo  -  zmartwiła  się.  Jej  myśli  pobiegły  do  tego  miasta,  którego 

chyba nigdy nie pozna. 

- Czyżbyś mi zazdrościła? - spytał rozbawiony. 

background image

- A może będziesz tęsknić za mną? 

- Będę tęsknić. - Raija zwichrzyła mu czuprynę. 

- Muszę obciąć ci włosy. Nie możesz w wielkim świecie wyglądać jak barbarzyńca. 

-  Nie  boisz  się?  -  roześmiał  się.  -  Kto  wie,  co  zrobią  damy  w  Bergen  na  widok  tak 

urodziwego młodzieńca. 

-  Zarozumialec!  -  prychnęła.  -  Niektórzy  mężczyźni  mają  doprawdy  wysokie 

mniemanie o sobie. 

Wreszcie zachowywała się jak dawniej. Promieniowała radością, tuliła się doń miękko 

i ulegle. 

- Tutaj spędzimy noc? - spytał z błyskiem w oku. 

- Czy będziemy przebaczać sobie w nieskończoność na środku kuchni? 

Ś

miech Raiji świadczył, że myślała o tym samym. 

Drzwi do alkowy były uchylone. 

- Będziesz tak daleko - mruknęła, kiedy zamknęli je za sobą. 

- Ale nie od ciebie - szepnął, wtulając usta w zagłębienie na jej szyi. - Pamiętaj, Raiju, 

nie od ciebie. Nigdy nie będę daleko od ciebie. 

Reijo nie mógł wiedzieć, że za kilka tygodni przypomni sobie te słowa.  Teraz i tutaj 

liczyła się tylko ona. Nikt inny. 

background image

Przez kilka tygodni Reijo wraz załogą opływali okolicę, zbierając ładunek. 

Ludzie  gromadzili  się  tłumnie  na  przybycie  łodzi.  Niemal  każdy  z  rybaków  miał 

zlecenie dla przewoźników. 

Jakob z  Viki życzył  sobie  sześciu  funtów  konopi,  bańkę  gorzałki,  trzy  beczki żytniej 

mąki i sukno dla żony. 

Jakob nie potrafił pisać i musiał liczyć na to, że przewoźnik zapamięta zlecenie i nie 

pomyli  z  listą  innego  rybaka.  Choćby  Aksela  z  Bergan.  Ten  chciał  cztery  zwoje  linki,  pięć 

funtów  konopi,  jedwabne  chusty  dla  trzech  córek,  dwie  beczki  mąki  żytniej  i  tyle  samo 

gorzałki co Jakob. 

Każdy  z  przewoźników  musiał  pomieścić  w  pamięci  co  najmniej  kilkanaście  Ust 

sprawunków. A biada i wstyd temu, kto powrócił z Bergen, zapomniawszy o zakupach. 

Reijo  umiał  czytać  i  pisać.  Skrupulatnie  notował  życzenia  Raiji  i  najbliższych 

sąsiadów. 

W  drugiej  połowie  maja  ciężka  jednomasztowa  łódź  wypłynęła  w  morze.  Raija 

odprowadzała  ją  wzrokiem,  drżąc  mimowolnie  na  wspomnienie  podobnego  zdarzenia  z 

niedawnej przeszłości. 

Kiedy  Karl  ruszał  na  połów  do  Finnmarku,  nie  wyszła  na  brzeg.  Karl  nie  wrócił. 

Uznała,  że  nie  żyje,  i  tylko  przypadkiem  los  znowu  ich  zetknął.  Oby  Reijo  nie  spotkał 

podobny los! 

Stała  w  progu  domu  z  synkiem  na  rękach  i  dziewczynkami  u  boku  i  patrzyła,  jak 

nieforemna łódź toruje sobie drogę wśród fal ku otwartemu morzu. Rejowy żagiel na jedynym 

maszcie  wypełnił  się  wiatrem.  Pogoda  była  sprzyjająca.  Kiedy  Reijo  wkraczał  na  pokład, 

uśmiechał się na myśl o czekających go przygodach. 

Raija  niepokoiła  się,  ale  nie  dała  tego  poznać  po  sobie.  Nie  chciała  psuć  dziecięcej 

radości męża, nie  chciała, by jej instynktowny lęk przed bezmiarem wody  zmącił optymizm 

ż

eglarzy. 

Teraz żałowała. Miała mu tyle do powiedzenia. Nigdy sobie nie wybaczy, jeśli Reijo 

nie wróci. 

Podtrzymując  Knuta  na  ramieniu,  ukryła  dłonie  pod  szalem  i  złożyła  je.  Nienawykła 

do modlitwy, niezdarnie wyszeptała: 

- Niech im los sprzyja! Niech dotrą do celu! I, dobry Boże, daj im powrócić! 

background image

Choć  nikt  jej  nie  widział,  zaczerwieniła  się,  zakłopotana  własną  słabością.  Potem 

zebrała fałdy sukni i pospieszyła do osady. Dziewczynki podreptały za matką. 

Raija nie miała czasu, by wpatrywać się w horyzont. Reijo i jego załoga byli obeznani 

z żeglugą, wiedzieli, na co się porywają. Dadzą sobie radę. 

Raija  musiała  skupić  uwagę  na  sklepie.  Czekało  ją  mnóstwo  pracy.  Trzeba  przejrzeć 

zawartość magazynu i przygotować się do wyjazdu na targ. 

Raija bowiem szykowała się do podróży. Zataiła swoje zamiary przed Reijo, wiedząc 

z  góry,  że  mąż  się  sprzeciwi.  Z  początku  bawiła  się  tą  myślą,  dopiero  przejrzawszy  księgi, 

zaczęła rozważać ją z pełną powagą. 

Holmertz  zwykł  odwiedzać  lapońskie  jarmarki.  Raija  znalazła  kiedyś  zapiski,  które 

sporządził  po  jednej  ze  swoich  handlowych  wypraw,  i  kolumny  liczb  wprawiły  ją  w 

osłupienie. 

Na targu nikt nie prosił o kredyt. Płacono żywą gotówką lub towarem. 

Przebiegły  Holmertz  wymieniał  się  na  skóry,  które  później  ze  znacznym  zyskiem 

odsprzedawał  w  Bergen.  Kupiec  potrafił  się  targować  i  zaniżał  cenę.  Raija  była  jednak 

przekonana, że traktując klientów uczciwie, również może się spodziewać godziwej zapłaty. 

Zarobi  dość,  by  liczby  w  księgach  straciły  swą  niepokojącą  wymowę.  Dość,  by  nie 

musiała przypierać do muru najbardziej potrzebujących w osadzie; tych, którzy nie mogli się 

obyć bez jej towarów, a nie mieli czym za nie płacić. Dość, by uratować sklep. 

Reijo powiedziałby, że nie powinna jechać na targ, bo jest kobietą. Czeka ją uciążliwa 

podróż,  a  potem  ciężka  praca  od  świtu  do  zmroku.  Zmrużyłby  oczy  i  opowiadał  jej  o 

niebezpieczeństwach, jakie zagrażają młodej kobiecie w takim miejscu. 

Raija  była  ich  świadoma.  Skłamałaby,  twierdząc,  że  się  nie  boi.  Wyruszała  w 

pojedynkę, a siłą fizyczną nie mogła równać się z mężczyzną. 

Doświadczyła w życiu dość gwałtu i przemocy, by utracić wiarę w ludzką dobroć. Być 

może w głębi duszy większość ludzi była dobra, ale też większości ludzi nigdy w głąb duszy 

nie zaglądała. 

Wyprawa na targ wiązała się z ryzykiem, ale Raija musiała je podjąć. 

Sklep należał do niej, była gotowa uczynić wszystko, by go uratować. 

Jeśli pójdzie dobrze, Reijo nie będzie mógł czynić jej wyrzutów. 

A jeśli pójdzie źle... Raija nie miała zwyczaju martwić się na zapas. Raz powziętych 

decyzji nie cofała i nie słuchała napomnień ludzi, którzy starali się „przemówić do rozsądku 

tej szalonej Kwence”. 

background image

Raija nie kierowała się  głosem rozsądku. Była uparta, kiedy trzeba, kiedy  indziej zaś 

słodka i przymilna. 

Zdecydowanym głosem informowała klientów, żeby poczynili zapasy na parę tygodni. 

Sklep zostanie zamknięty. 

Ludzie  sarkali,  ale  robili,  jak  kazała.  Niewiele  ich  to  zresztą  kosztowało.  Tylko 

nieliczni  mieli  pieniądze,  więc  to  Raija  traciła,  kiedy  kupowali  więcej  niż  zazwyczaj.  Dług 

rósł,  ale  ta  dziwna  dziewczyna  nie  żądała  zwrotu.  I  skoro  była  na  tyle  szalona,  by  samotnie 

ruszać  na  targ,  to  niech  się  stanie  jej  wola.  Nie  ich  rzecz,  jeśli  wszystko  straci,  przecież 

próbowali ją powstrzymać. Będą mogli spojrzeć jej mężowi prosto w oczy, kiedy ten wróci z 

Bergen. Ostrzegali. 

Reijo zrozumie. Wszak nie jest głupi i dobrze zna swoją kobietę. 

Raija  zdołała  przekonać  Pedera,  właściciela  domostwa  nad  samym  brzegiem  morza, 

by sprzedał jej konia, poczciwą wysłużoną szkapę. 

Z  początku  Peder  się  wahał.  Raija  miała  jednak  wielką  moc  przekonywania.  I 

najlepsze karty w ręku.. 

- Koń jest stary - stwierdziła i uśmiechnęła się, kiedy Peder skinął głową z namysłem. 

Był  żonatym  człowiekiem  z  jedenaściorgiem  dzieci,  ale  wciąż  ulegał  działaniu  kobiecego 

czaru.  -  Już  na  wiele  ci  się  nie  zda.  Wkrótce  zdechnie,  więc  jaki  z  niego  pożytek?  Będziesz 

musiał jeść koninę przez parę miesięcy, a zaręczam, że jest żylasta i twarda jak podeszwa. 

Właściciel  konia  uśmiechnął  się,  ukazując  braki  w  uzębieniu.  Dziewczyna  mówiła 

prawdę, w tej pięknej główce kryło się sporo sprytu, wiedział o tym od dawna. Tyle że Peder 

nie  chciałby  mieć  jej  za  żonę,  nawet  za  cenę  urody.  Przemknęło  mu  przez  głowę,  że  z  taką 

mądralą długo by nie wytrzymał. 

Raija  dysponowała  argumentami  silniejszymi  od  słów.  Pogrzebała  w  kieszeni,  nie 

odrywając  wzroku  od  twarzy  Pedera.  Potem  otworzyła  dłoń  i  podsunęła  mu  pod  nos  ziarna 

ż

ółtego kruszcu. 

Peder  nigdy  dotąd  nie  widział  złota,  ale  rozpoznał  je  bez  cienia  wątpliwości.  Taka 

okazja mogła się nie powtórzyć. Zachrypniętym z emocji głosem wykrztusił, że koń należy do 

niej. Cóż mu do tego, że Raija popadnie w tarapaty na targu? Sprzedał jej konia, nic więcej. I 

to ze sporym zyskiem. 

Na tyle dużym, by mógł sam myśleć o wyprawie na jarmark. 

Raija  zdawała  sobie  sprawę,  że  przepłaca,  ale  koń  znaczył  dla  niej  więcej  niż  złoto. 

Garść  tych  grudek  nie  ocaliłaby  sklepu.  A  zresztą  było  ich  więcej  w  miejscu,  o  którym 

background image

opowiadał Karl. Zaznaczył je na mapie. Kiedy Reijo wróci z Bergen, znajdzie resztę złota, to 

tylko kwestia czasu. 

Raija mogła zaczekać. Skarb Karla rozwiązałby wszystkie problemy, ale zdecydowała, 

ż

e sama da sobie radę. Pokaże, na co ją stać. Bez niczyjej pomocy. 

Dzieci musiała zostawić. Powinna pokazać ludziom z osady, że nie zatraciła poczucia 

odpowiedzialności. Siebie mogła narażać na niebezpieczeństwo, potomstwo nigdy. 

Znalezienie  opiekunki  dla  trojga  maleństw  na  parę  tygodni  nie  było  prostym 

zadaniem.  Kobiety  z  osady  zwietrzyły  szansę,  by  powstrzymać  Raiję  przed  szaleńczą 

eskapadą. 

Raija musiała użyć tych samych środków perswazji. 

Pomogło. 

Pewna  wdowa  po  rybaku,  który  zaginął  poprzedniego  lata,  matka  trojga  maluchów, 

nie potrafiła oprzeć się pokusie. Ostatnie grudki Karłowego złota zmieniły właściciela. Berta 

obiecała  zająć  się  trójką  dzieci  Raiji  jak  swoimi  własnymi.  Raija  zaopatrzyła  ją  w  zapas 

jedzenia na wiele dni. 

Mogła ruszyć na targ. 

Reijo był daleko, w drodze do innego świata. 

Teraz  Raija  już  nie  zazdrościła  mężowi.  Ją  też  czekała  przygoda.  Nie  tak  niezwykła, 

ale  przecież  stanowiła  odmianę  w  szarej  rzeczywistości,  stawiała  wyzwania.  Raija  nie 

wiedziała, co przyszłość jej przyniesie, ale niepewność wzmagała jedynie jej ekscytację. 

Na  wozie  wyładowanym  towarami  Raija  udawała  się  na  targ.  Pełna  oczekiwań  i 

nadziei na myśl o spotkaniu z nieznanym. 

Czuła się tak, jakby na jarmarku miało ją spotkać coś nieoczekiwanego. 

Czuła smak przygody. 

Na  piersi  pod  kaftanem  i  szalem  nosiła  najcenniejszą  pamiątkę.  Broszkę,  prezent  od 

Mikkala. Dała ją Mai, ale wciąż nazywała swoją broszką. 

Nie  potrafiła  wytłumaczyć,  dlaczego  zabrała  ją  ze  sobą.  Uczyniła  to  odruchowo,  w 

geście tak naturalnym, że nie wymagał wyjaśnień. 

Później uznała to za znak. Znak więzów tak trwałych, że aż niepojętych dla ludzkiego 

rozumu. 

I niezrywalnych... 

Raija nie była jedyną osobą, która zdążała w głąb lądu. 

background image

Peder pozbył się konia za dobrą cenę. Teraz szykował się do drogi. Wyjął odświętne 

ubranie.  Spodnie  wymagały  interwencji  małżonki,  która  nie  omieszkała  skorzystać  z  okazji, 

by wyłożyć swoje racje. 

- Dług, Peder - marudziła - to jedyna okazja, by spłacić dług. Pomyśl, nie będziesz nic 

nikomu  winien  -  rozmarzyła  się.  Żona  rybaka  mocno  stąpała  po  ziemi.  Czyste  konto  w 

sklepiku stanowiło szczyt jej dążeń. 

Peder  zapatrywał  się  na  to  inaczej.  Z  młodzieńczą  werwą  szykował  się  do  wyjazdu. 

Nie był na targu z  górą  dziesięć lat.  Zadłużony  po uszy u kupca, nie miał nic do sprzedania 

ani do kupienia. 

-  Nie  oddam  jej  tych  kamyków  -  powiedział  z  namaszczeniem  i  powagą,  której 

przydają  ludziom  pieniądze.  -  Nie  ma  mowy.  Ani  słowem  nie  wspomniała  o  spłacie 

należności. Dobrze się z nią handluje - zarechotał. 

Ż

ona  już  nie  protestowała.  Szykowała  Pederowi  odzienie  na  drogę.  Dała  się  ponieść 

entuzjazmowi męża. Żona rybaka, matka jedenaściorga dzieci, odmłodniała w jednej chwili. 

W pamięci stanęły jej dni targowe, które oglądała oczami dziecka. Śmiech, żarty, ukradkowe 

spojrzenia chłopców, marzenia o przyszłości... 

To  było  dawno,  zanim  jeszcze  poznała  Pedera,  zanim  trafiła  do  tej  ponurej  izby  w 

chacie nad brzegiem morza. 

Rozumiała go, rozumiała jego tęsknotę. Z zawstydzeniem stwierdziła, że myśli o tym 

samym.  Wyjechać,  zostawić  wszystko,  nawet  dzieci.  Otrząsnęła  się  z  przerażeniem.  Wszak 

kochała je, nie była złą matką. Znała swoje miejsce, było tu, w czterech ścianach domu, który 

Peder wzniósł dla rodziny. Nie miała gorzej niż inni. Niech Peder jedzie, zasłużył na to. Czyż 

nie wypruwał sobie żył dla niej i dla potomstwa? 

Na  ułamek  sekundy  jej  myśli  znów  powędrowały  w  niebezpieczne  rejony.  Twarda 

dziewczyna  z  tej  Raiji.  I  odważna.  Taka  samodzielność  graniczyła  nieomal  z 

nieprzyzwoitością.  Żona  Pedera  musiała  jednak  przyznać  się  przed  sobą,  że  sama  myśl  o 

wyjeździe wydała jej się słodka. 

Choć raz w życiu poważyć się na coś podobnego... 

Nie,  nie,  chyba  ma  niedobrze  w  głowie,  podziwiać  tę  upartą  dzierlatkę,  która  robi 

swoje za plecami męża. Może zacznie się w końcu uważać za mężczyznę? To wątłe dziewczę 

myśli, że udźwignie ciężar odpowiedzialności. 

-  Kup  mi  coś  ładnego,  Peder  -  poprosiła,  uśmiechając  się.  -  Chustkę  lub  materiał  na 

suknię. Tylko nie u Lapończyków! 

Peder przystał na to. Był w tak dobrym humorze, że zgodziłby się na wszystko. 

background image

Daleko  na  północy,  gdzie  morze  obmywa  plaże  ze  wszystkich  stron,  a  cienka  linia 

stałego lądu ledwie majaczy na horyzoncie, dwóch mężczyzn siedziało przy stole. Na blacie 

pomiędzy nimi leżał kawałek metalu. 

Ich ręce stwardniały od ciężkiej harówki na skalistej ziemi i w słonej wodzie. 

Spracowane  i  twarde  ręce  wciąż  potrafią  pieścić.  Obaj  gładzili  grudkę  metalu  tak 

tkliwie,  jak  nigdy  nie  dotykali  kobiety.  Oczy  mężczyzn  błyszczały  silniej  niż  przedmiot  ich 

pożądania. Złoto działało tak na wielu ludzi. 

Była w tym geście miłość, była i chciwość. Wystarczyło raz dotknąć złotego kruszcu, 

by nie móc już nigdy oderwać od niego myśli. 

Jenny  zostawiła  tę  grudkę  i  weszła  w  morze.  Ojciec  Jenny  i  jej  brat  nie  wiedzieli, 

dlaczego to zrobiła. Domyślali się, ale nie mieli pewności. 

Wiedzieli  jednak,  kto  przybył  tu  ze  złotem.  Jasnowłosy  młodzieniec  o  krzywych 

nogach i jego żona. Młodzieniec twierdził, że jest bratem Karla. 

Nie mieli pojęcia, że ma złoto. Inaczej nie przegnaliby go z wyspy. 

Przekonaliby go, żeby podzielił się skarbem. 

Kto  skłonny  jest  ofiarować  grudkę  kruszcu,  która  ledwo  mieści  się  w  dłoni,  musi 

posiadać więcej. Znacznie więcej. 

Nie mogli sobie darować, że nie poznali się na nim wcześniej. Biedna Jenny, zawsze 

była  trochę  zwariowana.  Szkoda  jej,  bez  dwóch  zdań,  ale  to  tylko  kobieta.  A  od  zniknięcia 

Karla zaniedbywała się w obowiązkach. 

Rodzina okryłaby się wstydem, gdyby Jenny urodziła dziecko. 

- Zapewne nie odjechali daleko - stwierdził syn. 

Ojciec przyznał mu rację. 

Rybołówstwo dałoby im zarobek, zapewniło utrzymanie. Tyle że rybołówstwo straciło 

dla nich sens. Zbyt długo wpatrywali się w błyszczący kamień. 

Złoty blask ich oślepił. 

Nie chcieli żyć z dnia na dzień. 

Chcieli więcej. 

-  Ludzie  zwracają  uwagę  na  obcych  -  ciągnął  z  namysłem  ojciec.  -  Tych  dwoje  nie 

ukryje się przed spojrzeniami. Ona jest zbyt ładna - wyjaśnił. 

Syn  skinął  głową.  Nie  zapomniał  drobnej  dziewczyny  o  kruczoczarnych  włosach. 

Ż

aden mężczyzna by jej nie zapomniał. 

background image

- Dałoby  się ich odszukać - mówił dalej ojciec. - Popłyniemy na stały ląd, będziemy 

pytać.  Nie  musimy  się  tłumaczyć...  -  Zmrużył  oczy  i  wykrzywił  usta  w  uśmiechu.  -  Niech 

ludzie myślą, że szukamy dawno nie widzianych krewnych. 

Syn roześmiał się chrapliwie. 

Kamień leżał na stole pomiędzy nimi. 

Złoto. 

Błyszczące  od  niezliczonych  dotknięć  ich  dłoni.  W  nim  skupiały  się  wszystkie 

pragnienia i dążenia obu mężczyzn. 

Ojciec drapał się po podbródku. Nie był już młody. Jeśli miał się wyrwać z zaklętego 

kręgu codzienności, musiał uczynić to właśnie teraz. Musiał zdobyć się na odwagę i opuścić 

wyspę. Tu czekały go bieda i ciężka praca. 

Poza wyspą leżał świat przygód i marzeń. 

Gdzieś tam było mnóstwo żółtego kruszcu. Jasnowłosy młodzieniec i jego żona znali 

miejsce. 

Nie  wiedział  jeszcze,  jak  z  nimi  postąpi,  choć  zdawał  sobie  sprawę,  że  dobrowolnie 

nie  pokażą  drogi  do  skarbu.  Wolał  nie  myśleć  o  trudnościach.  Nie  układał  planów.  Na 

wszystko przyjdzie czas. 

Najpierw musieli ich odnaleźć. 

-  Jest  dobra  pora  -  zwrócił  się  do  syna.  Ten  wydawał  się  nie  rozumieć.  -  Pora 

jarmarków - wyjaśnił z szerokim uśmiechem. - Dokąd zmierzają teraz wszyscy ludzie? 

Syn pojął, o co chodzi ojcu, i uśmiechnął się równie szeroko. 

- Poza tym - ciągnął stary - nam też się chyba należy coś od życia? 

Syn ochoczo przyznał mu rację. Perspektywa uczestnictwa w targu była wystarczająco 

kusząca, a smaczku dodawała jej możliwość spotkania z bratem Karla i jego urodziwą żoną. 

Nie  przyznał  się  nigdy  przed  ojcem,  że  miał  pewne  zamiary  wobec  czarnowłosej 

piękności. 

Ojciec nie wspomniał o tym ani słowem, ale syn wiedział od dawna, że będą musieli 

pozbyć się tej dwójki. Lub przynajmniej brata Karla. 

Jego żonę zatrzymałby sobie. Z wielką ochotą. Powie o tym ojcu później, teraz jeszcze 

nie czas. 

Całym sercem przyznawał ojcu rację. Trzeba jechać na targ. 

Mikkal  spakował  skóry  i  suszone  mięso.  Ravna  dołożyła  kumagi,  które  uszyła  przy 

wydatnej pomocy Ingi. Wszystkie te towary mogli wymienić na rzeczy, które były niezbędne, 

a  których  nie  byli  w  stanie  wykonać  własnymi  rękami.  Mikkal  znał  wartość  przedmiotów, 

background image

które wyszły spod zręcznych palców matki i Ingi. Całkowite przeciwieństwo Raiji, pomyślał 

z goryczą. 

Wybierał  się  na  targ  tylko  z  Aslakiem.  Reszta  zostawała  w  obozie,  pracy  było 

mnóstwo, nawet dla kobiet. 

A  jednak  ruszyli  w  trójkę.  Mikkal,  Aslak  i  Inga.  Mikkal  nie  miał  pojęcia,  dlaczego 

wziął ją ze sobą. Sam jej to nawet zaproponował.  Inga ani jednym słowem nie zdradziła, że 

chce  jechać.  Sprawiała  wrażenie  zadowolonej  z  towarzystwa  Ravny  i  Ailo.  To  Mikkal 

stwierdził, że Ailo może obyć się bez jej opieki  przez jakiś czas. Uznał, że zasłużyła na od-

poczynek, parę dni bez znoju i obowiązków. 

To były tylko słowa. W głowie krążyła mu inna, uporczywa myśl: Chcę, byś była przy 

mnie.  Jesteś  mi  potrzebna.  Boję  się  samotności,  uciekam  od  niej.  Aslak  mi  nie  wystarczy, 

znajdzie sobie jakąś dziewkę, zostawi mnie. Boję się samotności... 

Głośno tego nie powiedział. 

Inga  domyślała  się  prawdy,  ale  milczała.  Mikkal  był  dziwny.  Nie  lubił  słuchać  o 

własnych słabościach. 

Uszczęśliwił ją swą prośbą, nie mogła mu odmówić. 

Cieszyła się jak dziecko. 

Targ to coś zupełnie innego niż obóz. Tam byli ludzie, obfitość wszelakich towarów. 

Może ujrzy znajome twarze. 

Ta  ostatnia  perspektywa  budziła  w  Indze  mieszane  uczucia.  Od  czasu  do  czasu 

tęskniła  do  ludzi,  których  znała  w  przeszłości,  rozmyślała,  co  też  się  z  nimi  stało.  Pragnęła 

jedynie uniknąć spotkania z tym, który wciąż pozostawał jej mężem. Uradowałaby się jednak 

niewymownie, gdyby jakiś jego znajomek ujrzał ją w towarzystwie Mikkala. 

Cóż, to byłaby prawdziwa rozkosz, gdyby tamten dowiedział się o wszystkim. 

W nieobecnym spojrzeniu Mikkala kryło się coś, co napawało Ingę lękiem. Wiedziała, 

ż

e nie powinna zadawać mu żadnych pytań, a jednak nie potrafiła się powstrzymać. 

- Myślisz o niej? O Raiji? 

- Co cię to obchodzi? - warknął z rozdrażnieniem, które świadczyło, że domysły Ingi 

są słuszne. 

Kierowała nią ta sama zazdrość, która doprowadziła do szaleństwa Siggę. 

To  było  przerażające.  Czyżby  i  ją  czekał  ten  sam  los?  Czy  płomień,  który  ją  trawił, 

wypali jej duszę? Inga chciała wierzyć, że jest silniejsza niż żona Mikkala. 

A  jednak  na  dźwięk  imienia  nieznajomej,  które  wciąż  pojawiało  się  w  rozmowach, 

czuła niepokój. 

background image

Mikkal  nie  wspomniał  o  Raiji  ani  słowem.  To  jeszcze  bardziej  utwierdzało  Ingę  w 

przekonaniu, że tamta dziewczyna stale gości w jego myślach. Z prawdziwą rywalką, kobietą 

z  krwi  i  kości,  mogłaby  walczyć.  Raiji,  nieuchwytnego  marzenia  Mikkala,  nie  można  było 

pokonać. Nie sposób walczyć z ideałem, z doskonałością. 

Po  prawdzie  Inga  wątpiła  w  tę  doskonałość  Raiji  z  Tornedalen,  ale  nie  miało  to 

wielkiego znaczenia. Dopóki Mikkal tak uważał, nie była w stanie zdobyć jego serca. 

W  wyobrażeniach  Mikkala  Raija  uosabiała  wszystko  to,  czego  szukał  u  kobiety,  za 

czym tęsknił. Nie wiedział, jak jest w  rzeczywistości, nie przeżył z nią ani jednego szarego, 

zwykłego dnia. Znał małą dziewczynkę, ale ludzie się zmieniają. Inga miała nadzieję, że Raija 

zmieniła się w bestię. 

I że Mikkal przekona się o tym na własne oczy. 

Wtedy nadejdzie jej czas, jeśli wciąż będzie przy zdrowych zmysłach. Jeśli do tamtej 

chwili nie podzieli losu Siggi. 

Jeśli w ogóle ta chwila nadejdzie... 

Ponure rozważania o przyszłości przerwał jej Aslak. 

-  Nie  pytaj  o  nią,  Ingo!  -  powiedział  tak  cicho,  by  Mikkal  go  nie  usłyszał.  -  Nie 

przypominaj mu o niej! 

-  Tak  jakby  o  niej  kiedykolwiek  zapomniał!  -  fuknęła,  dając  upust  nagromadzonej 

goryczy. 

Aslak pogładził ją po policzku, tak jak się gładzi dziecko potrzebujące otuchy. 

-  Jesteś  dla  niego  dobra,  wiesz  o  tym,  Ingo?  Uśmiechnęła  się.  Uśmiech  sprawił,  że 

wypiękniała. 

- Raija sprawia, że Mikkalowi krew wrze w żyłach - ciągnął Aslak. - Nic nie może na 

to poradzić. Ty zaś jesteś przy nim i to ci powinno wystarczyć. Nie wiem, czy ktoś potrafiłby 

zniszczyć  jego  marzenia.  Za  długo  żył  z  nimi.  Choć  zabrzmi  to  głupio,  uważam,  że  Mikkal 

stał się ich częścią. Musisz to przyjąć albo odejść. Pośrodku nie ma nic. Sigga nie umiała tak 

ż

yć... 

- Ja też nie potrafię. Aslak nie odpowiedział. 

- Zabaw się na targu, Ingo! Tego ci trzeba, tobie i Mikkalowi. 

-  A  tobie?  -  spytała  z  szelmowskim  uśmiechem.  -  Czego  tobie  trzeba,  Aslak?  Nie 

jesteś wcale taki cnotliwy, jak się ludziom zdaje... 

Roześmiał się głośno. Ulżyło mu, że nie musi rozmawiać o Raiji. 

- Nie, Ingo, nie jestem. Kto wie? Może właśnie mnie pobyt na targu najlepiej posłuży? 

Różne mieli zamiary, ale cel ten sam. 

background image

Plac  targowy  wypełniało  barwne  kłębowisko  bud,  kramów,  wozów  i  namiotów, 

służących za miejsce handlu i nocnego odpoczynku. 

Kupcy  nadciągnęli  ze  wszystkich  stron,  ze  wschodu,  z  maleńkich  osad  rybackich  na 

północy,  z  zachodu,  kilku  nawet  z  samej  Christianii.  Mało  kto  z  miejscowych  potrafił  sobie 

wyobrazić,  gdzie  leży  to  odległe  miasto.  Pewnie  równie  daleko  jak  Bergen,  prawie  w 

sąsiedztwie królewskiej Kopenhagi. 

Znacznie  łatwiej  można  było  przedstawić  sobie  drogę,  którą  odbyli  kupcy  z  doliny 

rzeki  Torne.  Spośród  obecnych  na  targu  mieszkańców  obszarów  położonych  na  północ  od 

koła  polarnego  ci  bowiem  przeszli  najdłuższy  szlak.  Pięćset,  nawet  siedemset  kilometrów. 

Podróż zajęła im pięć miesięcy. 

Dla  tych  nielicznych  przesiedleńców  z  Tornedalen,  którzy  zamieszkali  w  północnej 

Norwegii, kupcy z ojczystych stron byli jak świeży powiew wiatru. Ludzie tłoczyli się wokół 

straganów,  w  ojczystym  języku  wypytując  o  wieści  z  domu.  Ci,  co  mieli  więcej  szczęścia, 

trafiali  na  znajomych,  wszyscy  zaś  korzystali  z  okazji,  by  wznieść  targowy  toast  prawdziwą 

fińską gorzałką. 

Na rozległych ziemiach północy ludzkie sadyby leżały z dala od siebie. Czas jarmarku 

był  dla  jej  mieszkańców  jedyną  okazją  do  spotkań.  W  te  dni  mogli  zapomnieć  o  szarej 

codzienności, śmiać się i żartować, cieszyć oczy bogactwem towarów. 

Ż

yć pełnią życia. 

Czas jarmarku był czasem przygody. 

Raija  przybyła  na  miejsce  razem  z  większością  kupców  na  kilka  dni  przed 

rozpoczęciem  wielkiego  handlowania.  Trzeba  było  przygotować  stragan,  rozłożyć  towary, 

oswoić się z lokalnymi zwyczajami. 

Dotąd tylko raz uczestniczyła w jarmarku na placu targowym Nallevuopio w Skibotn, 

ale  wtedy  kłopoty  sprzedających  niewiele  ją  obchodziły.  Oglądała  kramy  z  drugiej  strony 

lady. 

Odkryła szybko, że rola kupca niesie same niespodzianki. 

Przede  wszystkim  to  był  świat  mężczyzn.  Pytając  o  drogę  do  straganu  Holmertza, 

widziała sceptyczne spojrzenia i uniesione w zdziwieniu brwi. 

background image

-  Podróżujesz  razem  z  Madsem  Holmertzem?  -  chciał  wiedzieć  jeden  z  kupców. 

Musiał  być  ze  wschodu,  Raija  poznała  to  po  akcencie.  -  Niezły  z  niego  spryciarz  -  dodał, 

zanim zdążyła odpowiedzieć. 

- Holmertz pojechał do Bergen - wyjaśniła Raija z dostojną miną. - Ja przejęłam jego 

interesy.  Nie  wiem,  co  się  z  nim  dzieje,  i  szczerze  mówiąc,  niewiele  mnie  to  obchodzi.  To 

niedobry, zachłanny człowiek. Stragan należy teraz do mnie, możesz wskazać mi drogę? 

Minęło  dobre  pół  minuty,  zanim  mężczyzna  zdołał  wykonać  jakiś  gest.  Z  szeroko 

otwartymi ustami mierzył Raiję od stóp do głów. W jego oczach pojawił się jakiś błysk, ale 

nie oznaczał on uznania dla zamiarów dziewczyny. 

W  końcu  potrząsnął  głową  i  wskazał  kierunek.  Kiedy  Raija  skierowała  wóz  we 

właściwą stronę, kupiec zamknął pospiesznie stragan i podążył do sąsiada. 

Raija  nie  zdążyła  rozpakować  towarów,  a  już  wieść  o  młodej  następczyni  Holmertza 

rozniosła się po placu. 

Mężczyźni  uśmiechali  się  znacząco  i  snuli  ponure  przepowiednie.  To  się  nie  może 

udać,  wszak  jest  kobietą.  A  która  kobieta  zna  się  na  handlu  i  pieniądzach?  Do  tego  trzeba 

mężczyzny, przecież to jasne jak słońce. 

Na  dodatek  kupiec,  który  rozmawiał  z  Raiją,  twierdził,  że  z  niej  kobieta  w  każdym 

calu. 

Mrugał przy tym znacząco, a słuchacze zanosili się śmiechem. 

Tworzyli wspólnotę, do której Raija nie miała dostępu. 

- Przyda się nam kobieta, bez dwóch zdań - powiedział jeden z kupców, przepijając do 

kompanów. 

- Zwłaszcza taka, co ma coś do sprzedania - dodał drugi z szerokim uśmiechem. 

Wymiana  dowcipów  trwała  całe  popołudnie,  jedna  sprośna  historyjka  goniła  drugą. 

Wkrótce  Raija  stała  się  obiektem  wyuzdanych  fantazji,  choć  przecież  nikt,  poza  jednym  ze 

straganiarzy,  jej  nie  widział.  Ten  jednak  opisał  dziewczynę  tak  dokładnie  i  barwnie,  że  cała 

reszta uznała, iż zna ją wyśmienicie. Przynajmniej jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, bo kto 

by tam się interesował kobiecą duszą? 

O, nie, u niewiast znacznie wyżej cenili przymioty ciała. 

Po kilku kolejkach gorzałki uznali, że czas przyjrzeć się jej z bliska. Gromadą ruszyli 

do  straganu,  który  Mads  Holmertz  zajmował  poprzedniego  roku,  całą  drogę  dyskutując 

zawzięcie,  co  porządnego  człowieka  mogło  przywieść  do  takiej  bezmyślności.  Holmertz  był 

jednym z nich, ale głupota widać nie wybiera. Zresztą kto go tam wie? 

Raija zaczęła układać towary na półkach. Była spocona i brudna. 

background image

Porządki  na  straganie  zajęły  jej  kilka  godzin,  buda  sprawiała  wrażenie  nie  sprzątanej 

od wielu lat. Raija wyszorowała ściany i sufit. Podłogi nie było, a na klepisko niewiele mogła 

poradzić. Rezultat okazał się zdumiewający, wnętrze, dotąd ponure i ciemne, nabrało jasnych 

barw. 

Otarła  pot  z  czoła.  Jeśli pozostałe  stragany  były  równie  zapuszczone,  to  zdobyła  nad 

nimi  lekką  przewagę.  Kto  woli  kupować  żywność  pośród  mysich  odchodów  i  fruwających 

kłębków kurzu? 

Ż

ałowała,  że  nie  wzięła  większych  zapasów  ze  sobą.  Nie  sądziła,  iż  stragan  jest  taki 

duży, więc wybrała tylko najniezbędniejsze towary. Niektóre półki świeciły teraz pustkami. 

Za  częścią  handlową,  wielkości  połowy  sklepu  w  osadzie,  znajdowało  się  niewielkie 

pomieszczenie służące za sypialnię. Nie przewidziano miejsca dla konia, więc Raija uwiązała 

zwierzę  za  straganem.  Pogoda  sprzyjała,  było  ciepło  i  sucho,  choć  lato  nie  rozpoczęło  się 

jeszcze na dobre. 

Zajęta swoimi sprawami Raija zapomniała o bożym świecie. 

Nie spodziewała się, że gromada kupców postanowiła złożyć jej wizytę. Nie zamknęła 

zasuwy, drzwi do straganu stały otworem. 

Przeraziła się dopiero wtedy, kiedy wpadli hurmem do środka. 

Ożywienie  mężczyzn  nie  pozostawiało  wątpliwości  co  do  tego,  czym  poili  się  całe 

popołudnie. Ich spojrzenia wprawiły Raiję w zażenowanie. 

Wiedziała,  że  jej  uroda  przyciąga  uwagę,  mężczyźni  śledzili  ją  wzrokiem, 

gdziekolwiek się ruszyła. 

Tym  razem  jednak  było  ich  zbyt  wielu.  Od  kilkudziesięciu  przedstawicieli  męskiego 

rodu, którzy pożerali ją oczyma, oddzielała Raiję wąska lada. 

Gapili  się,  mrugali,  rozdziawiali  gęby,  ten  i  ów  łakomie  oblizywał  wargi.  Jedni 

przeczesywali  przerzedzone  włosy,  inni  klepali  się  nerwowo  po  łysinach.  Byli  zaskoczeni. 

Spodziewali się ujrzeć przeciętną kobietę. 

Zobaczyli Raiję. 

Była brudna i spocona na twarzy. Węzeł, w który związała włosy na karku, rozluźnił 

się i jedwabiste czarne pukle spłynęły na wąskie ramiona dziewczyny. Spod smolistych rzęs 

błyszczały  oczy  tak  ciemne,  że  nie  sposób  było  odróżnić  w  nich  źrenice.  Nad  bezdenną 

przepaścią oczu brwi układały się w ostre łuki, które nagle przemieniły się w ptasie skrzydła, 

kiedy Raija spojrzała gniewnie na przybyszów. 

background image

Potem  skrzyżowała  ramiona  na  piersi,  usiłując  nadać  twarzy  wyraz  zdecydowania  i 

ukryć strach. Zacisnęła usta, nie zdając sobie sprawy, że wyglądają jak kwiat, który każdy z 

nich zerwałby z największą przyjemnością. 

Ś

miali się z lekkim zażenowaniem i spoglądali po sobie. Byli w gromadzie, dodawali 

sobie  nawzajem  odwagi.  Trudno  znaleźć  odważniejsze  i  bardziej  bezwzględne  zwierzę  niż 

człowiek silny poparciem tłumu. Byli mężczyznami. Było ich wielu. Trzymali się razem. Ona 

była sama. Była kobietą. Niezwykle ponętną kobietą. 

Zwrócili się do tego, który spotkał Raiję pierwszy. 

- Umiesz, doprawdy, dobierać słowa! 

- Coś nie w porządku z twoim wzrokiem? Może się starzejesz? 

- Pewnie gustujesz w starszych? 

- Gdybym ja ją zobaczył pierwszy, nikomu bym nie powiedział... 

Ś

miech  wzbił  się  pod  powałę.  Nieżyczliwy  śmiech,  skrywający  dwuznaczność  i 

pożądanie. 

Mężczyźni  zbliżyli  się  do  lady,  poruszali  się  równo,  jakby  stanowili  jeden  organizm 

kierowany tym samym mózgiem. 

Raija szukała gorączkowo jakiegoś rozwiązania. Perlisty pot wystąpił jej na czoło, ale 

mężczyźni  zdawali  się  tego  nie  dostrzegać,  zajęci  studiowaniem  każdego  fragmentu  ciała 

dziewczyny. 

Dreszcz przerażenia przeszedł Raiji po plecach. 

Wyobraźnia  podpowiadała  jej,  czym  zajęte  są  myśli  mężczyzn.  Uznała,  że  nie 

przeżyje  napaści,  ale  nie  cofnęła  się  ani  o  krok.  Nie  chciała  okazać  po  sobie,  że  się  boi,  nie 

chciała prowokować ich do działania. 

To  byli  zwykli  ludzie,  wielu  z  nich  nie  grzeszyło  odwagą.  W  rodzinnych  stronach 

uchodzili może za podpory społeczeństwa, strażników cnót moralnych. Widok ładnej kobiety 

wzbudzał w nich pożądliwe myśli, ale w pojedynkę żaden nie przekułby ich w niecny czyn. 

W gromadzie czuli się zwolnieni od respektowania granic przyzwoitości, zwolnieni od 

odpowiedzialności za własne postępki. Alkohol sprawiał, że wyzbyli się zahamowań. 

Mężczyźni  z  pierwszego  szeregu  znaleźli  się  już  przy  ladzie,  naciskani  przez 

rozochoconych współtowarzyszy. 

W  budzie  zrobiło  się  duszno.  Pomieszczenie,  które  wcześniej  wydało  się  Raiji 

obszerne,  zdawało  się  pękać  w  szwach.  Jedyna  droga  ucieczki  prowadziła  na  zaplecze,  ale 

pokoik  na  tyłach  straganu  nie  zapewniał  schronienia.  Ściany  zewnętrzne  wzniesiono  z 

background image

solidnych  desek,  natomiast  na  drzwi  i  przegrody  użyto  materiału  cienkiego  nieomal  jak 

papier. 

Dłonie  wyciągnęły  się  ku  Raiji.  Jak  szpony  ptaka,  pomyślała,  drapieżnie 

wykrzywione. 

W pierwszym odruchu chciała je odepchnąć, przeklinać ich, wrzeszczeć. 

Potem  w  niemym  krzyku  rozpaczy  zwróciła  się  do  tego,  którego  zawsze  prosiła  o 

pomoc. 

-  Mikkal,  jestem  sama!  Boję  się!  Mikkal,  pomóż!  Ale  Mikkal  przebywał  daleko,  na 

pastwiskach  na  wschodzie.  Nie  mógł  przybyć,  nie  mógł  odebrać  jej  wołania.  Tylko  naiwni 

młodzi kochankowie skłonni są wierzyć, że potrafią czytać w swoich myślach. 

Nie zjawi się wybawca, Raija skazana była tylko na siebie. 

Kierując się nagłym impulsem, uczyniła coś, co zdawało się nie mieć sensu. 

Chwyciła  jedną  z  wyciągniętych  dłoni  i  ściskając  mocno,  zaszczebiotała  do  jej 

zdumionego właściciela: 

-  A  więc  przychodzicie  mi  pomóc.  Zupełnie  już  opadłam  z  sił.  Powiadano  mi,  że  to 

robota ponad dziewczęce siły, ale musiałam się jej podjąć. 

Nabrała oddechu i pomyślała o ojcu. Wierzyła, że wybaczy jej kłamstwo. 

-  Mój  ojciec  przejął  interesy  Holmertza,  ale  niedawno  zmarło  mu  się,  biedakowi. 

Zostałam sama z trójką młodszych sióstr. Nie mamy nic poza sklepem. Przyjechałam tutaj, by 

pozbyć  się  towarów,  bo  nikt  nam  nie  chce  zaofiarować  porządnej  ceny.  Wszyscy  myślą,  że 

mogą wykorzystywać biedne dziewczęta... 

Poruszyła gwałtownie powiekami, by wywołać łzy. Na twarzach niektórych mężczyzn 

ukazał się wyraz zdziwienia, nastrój w grupie wyraźnie ulegał zmianie. 

Raija  coraz  mocniej  potrząsała  dłonią  kupca,  który  trzeźwiał  w  przyspieszonym 

tempie. 

- Niech Bóg was błogosławi - ciągnęła z miną bezradnego dziewczątka. - Mój ojciec, 

ś

wieć, Panie, nad jego duszą, patrzy na was z nieba i dziękuje za pomoc ofiarowaną córce. - I 

kierując  wzrok  na  najbliższego  kupca,  dodała  z  udanym  zakłopotaniem:  -  Przypominasz  mi 

go. Masz takie same mądre i dobre oczy. 

Podziałało. 

Ś

miechy cichły, spojrzenia straciły pewność siebie. 

Na  powrót  stali  się  zwykłymi  ludźmi.  Zdarzało  im  się  naciągnąć  tego  czy  owego 

klienta, ale przecież brzydzili się większą podłością. 

background image

Ż

aden  z  nich  nie  tknąłby  młodej  dziewczyny.  Przynajmniej  nie  takiej,  nad  którą  z 

nieba czuwał ojciec. 

Chowali pospiesznie brudne myśli w głąb duszy. Usiłowali zająć czymś ręce w nagłej 

potrzebie odwrócenia uwagi od ciała Raiji. 

Nie  przystoi  tak  się  zachowywać  wobec  sieroty.  Przecież  to  dziecko  nieledwie, 

wystarczy przyjrzeć się bliżej. 

Nie  stanowi  dla  nich  konkurencji.  Pomogą  jej  urządzić  stragan,  podeślą  klientów. 

Niech mała pozbędzie się towarów, niełatwo jej na świecie, skoro musi zajmować się trzema 

młodszymi siostrami. Najlepsze, co mogłoby ją spotkać, to dobre zamążpójście. 

Z takim wyglądem nie będzie długo czekać na kandydata. 

Raija  rozegrała  sytuację  po  mistrzowsku.  Mężczyźni  nie  opuścili  straganu,  póki  w 

ś

rodku nie zapanował idealny porządek. Wszyscy ofiarowali się z pomocą w trakcie trwania 

targu. Po ojcowsku przestrzegali ją przed niebezpieczeństwami. 

- Na jarmarku można spotkać różnych ludzi - wyjaśniali. 

Raija  kiwała  poważnie  głową  i  obiecywała  pytać  ich  o  radę,  jeśli  znajdzie  się  w 

potrzebie. 

Każdy z nich uważał się za zastępcę ojca, którego dziewczyna niedawno utraciła. 

W  ciepłych  słowach  mówili  o  tym  biednym,  ale  odważnym  dziecku.  Żaden  już  nie 

pamiętał, z jakimi zamiarami przybyli do straganu Raiji. 

I  żaden  z  nich  by  nie  uwierzył,  że  ta  biedna  sierota  urodziła  dwoje  dzieci  i  miała 

trzeciego męża. 

Raija odetchnęła z ulgą i zamknęła drzwi na zasuwę. 

Nie  miała  pojęcia,  skąd  wziął  się  jej  ten  szalony  pomysł,  ale  uchronił  ją  przed 

najgorszym.  Poznała  uroki  jarmarku.  I,  pomyślała  z  gorzkim  uśmiechem,  zdobyła  sobie 

nieoczekiwanych sprzymierzeńców. 

Raiji przyszła z pomocą wyobraźnia. To, co ludzie nazywali dzikimi fantazjami, stało 

się jej ratunkiem. Opłaca się marzyć. Warto ćwiczyć przytomność umysłu. 

Przed  zmrokiem  plac  zapełnili  ludzie  z  gminu,  których  można  było  poznać  po 

odzieniu  z  samodziału  i  barwionego  płótna.  Spacerowali  wokół,  zapoznając  się  z  układem 

straganów. 

Raija  zdała  sobie  wtedy  sprawę,  że  mimo  woli  stała  się  lokalną  sensacją.  Gadano  o 

niej, plotka rozniosła się jak ogień w suchej trawie. 

Grupy ciekawskich  gromadziły się w pobliżu straganu. Raija nie otwierała drzwi, ale 

przez niewielki otwór widziała spojrzenia kierowane w jej stronę. 

background image

Kupiec  w  spódnicy  musiał  budzić  zainteresowanie.  Opowieści  samozwańczych 

obrońców  i  opiekunów  Raiji  jeszcze  bardziej  je  podsycały.  Dziewczyna  myślała,  że  wznosi 

się na wyżyny fantazji, wymyślając historyjkę o zmarłym ojcu i gromadce młodszych sióstr. 

Tymczasem  to  niewinne  kłamstewko  było  niczym  w  porównaniu  z  opowieściami,  które 

zaczęły krążyć wśród zgromadzonych na placu targowym. 

Zanim  dzień  dobiegł  końca,  dzieje  odważnej  i  pięknej  sieroty,  opiekującej  się 

niezliczonym rodzeństwem, wywołały łzę w niejednym oku. 

Całe  szczęście,  że  dławieni  wzruszeniem  spacerowicze  nie  ujrzeli  Raiji  pierwszego 

dnia. Gotowi by ją jeszcze uznać za jakąś boginię. 

Historia  o  dziewczynie  dotarła  też  do  uszu  Pedera,  który  solennie  obiecał  sobie,  że 

wybierze się do niej na zakupy. Do głowy mu nie przyszło, że chodzi o tę, której winny jest 

roczny zarobek. Raija ze sklepiku w osadzie z pewnością nie była bezradną sierotą. 

Po prawdzie rozglądał się po placu, szukając Raiji, ale nigdzie jej nie widział. Uznał 

więc,  że  nie  dotarła  na  miejsce.  Niczego  innego  się  po  niej  nie  spodziewał.  Kobiety  nie 

nadawały się do handlu. 

Ojciec i brat Jenny też zainteresowali się najnowszą plotką, choć nie przyprawiła ich 

ona o łzy wzruszenia. Kobieca słabość pobudza zmysł opiekuńczości u większości mężczyzn, 

potwierdza bowiem ich siłę i znaczenie. 

Pierwszego  wieczora  nie  natknęli  się  na  jasnowłosego  i  zielonookiego  Fina,  jego 

niezwykle urodziwą żonę i gromadkę dzieci. 

Musieli czekać. Rozpytywać się, mieć oczy i uszy otwarte. 

Nikomu nie wspomnieli o złocie. 

Tymczasem korzystali z uroków jarmarku. Było co oglądać, było z kim gadać, było co 

wypić  dla  tego,  kto  miał  czym  płacić.  Oni  mieli.  I  tak  jak  wszyscy  poszli  oglądać  stragan 

sieroty. 

Nie ujrzeli nic poza szarą budą, niczym nie różniącą się od pozostałych. 

I  tak  jak  inni,  którzy  słyszeli  wzruszającą  opowieść,  usiłowali  stworzyć  portret  jej 

bohaterki. 

Wyobrazili  sobie  małą,  wystraszoną  istotę,  dziecięco  ufną.  Taką,  której  nikt  nie 

miałby sumienia wyprowadzić w pole. 

I nie mieli pojęcia, że ta istota i czarnowłosa piękność to jedna i ta sama osoba. 

Mikkal  postawił  namiot  przy  wydatnej  pomocy  Ingi.  Aslak  z  miejsca  zanurzył  się  w 

ciżbie. Miał dość pogawędek z reniferami i komarami. Potrzebował kontaktu z ludźmi. 

background image

Po  powrocie  zastał  kompana  rozciągniętego  w  leniwej  pozie  przed  namiotem.  Inga 

szykowała jedzenie. Mikkal nie kiwnął palcem, by jej pomóc. 

Aslak pomyślał, że Mikkalowi wszystko przychodzi łatwo. Wszystko to, na czym mu 

nie zależy. 

-  Nie  znalazłeś  nikogo,  z  kim  mógłbyś  pogawędzić?  -  spytał  kwaśno  Mikkal.  -  Nie 

spodziewałem się ciebie tak szybko. Czyżby piękne dziewczęta jeszcze nie przybyły? 

Aslak  roześmiał  się.  Był  w  świetnym  humorze.  Pośród  ludzi  czuł  się  jak  ryba  w 

wodzie. Życie na płaskowyżu miało swoje uroki, ale nie dla spragnionych towarzystwa. 

-  Pięknych  dziewcząt  nie  brakuje  -  odrzekł  spokojnie  -  tyle  że  ich  uroda  mi  nie 

wystarcza.  Jestem  wybredny.  Szukam  czegoś  więcej...  -  wzruszył  ramionami.  -  Na  targu 

opowiadają historię dziewczyny, która ma własny stragan. Ponoć cała jej rodzina wymarła na 

tajemniczą chorobę, a ona musi sprzedać towar, by móc ruszyć do jakichś krewnych... 

Aslak uśmiechnął się krzywo. Coś mu mówiło, że w tej opowieści sporo jest przesady. 

- Taka by mi pasowała - dodał, a Mikkal przewrócił oczami. - Ty też powinieneś czuć 

słabość do przedsiębiorczych kobiet - zakończył, mrugając znacząco. 

Może  miał  na  myśli  Ingę,  ale  myśli  Mikkala  powędrowały  w  innym  kierunku. 

Wykrzywił się, a na jego twarzy pojawił się wyraz wrogości. 

- Raiji do tego nie mieszaj! - warknął. 

Aslak westchnął i rzucił ukradkowe spojrzenie w kierunku namiotu. 

- Nie o nią mi chodzi - zniżył głos. - Masz głowę zaprzątniętą Raiją. Inga nie zasługuje 

na takie traktowanie. 

Mikkal spojrzał na przyjaciela z rezygnacją. 

-  Nie  po  raz  pierwszy  mi  to  mówisz  -  zauważył  szorstko.  -  Inga  da  sobie  radę.  Jest 

twarda,  twardsza  niż  twoja  siostra.  Nic  jej  nie  obiecywałem,  została  z  własnej  woli.  To 

dorosła kobieta, Aslak. Nie potrzebuje twojego wstawiennictwa. 

Aslak  nie  odrywał  wzroku  od  Mikkala.  Przyjaźnili  się  od  dzieciństwa.  Mógł  sobie 

pozwolić na szczerość wobec niego. 

- Inga jest twarda - zaczął spokojnie, lecz stanowczo - ale nie tak jak skała. Prawda, to 

dorosła  kobieta.  Kwestia  woli  nie  ma  tu  jednak  nic  do  rzeczy.  Nie  zauważyłeś,  że  ona  cię 

kocha? Potrzebuje czegoś więcej poza twoim ciałem, Mikkal. 

Mikkal  milczał,  zamknięty  w  świecie,  do  którego  nikt  nie  miał  przystępu.  W  końcu 

Aslak wzrokiem odszukał przyjaciela. W jego przedziwnie miodowych oczach mieszkał ból. 

Aslak sądził dotąd, że Mikkal przestał czuć cokolwiek, całkiem zobojętniał. To jedno 

spojrzenie powiedziało mu, jak bardzo się mylił. 

background image

- Myślisz, że nie wiem, Aslak? - spytał Mikkal. W jego glosie znać było cierpienie. - 

Tyle że nic poza ciałem nie mogę jej ofiarować. 

Aslak odwrócił wzrok. 

Inga skończyła przygotowywać posiłek. 

W nieznośnej ciszy gotowali się do spędzenia pierwszej nocy na targowisku. 

background image

Mikkal  naprawdę  starał  się  poświęcać  Indze  sporo  uwagi.  Dobrze  wiedział,  że  Inga 

jest dobrą kobietą. Znacznie lepszą, niż sobie na to zasłużył. 

Pierwszego dnia zostawił handel w rękach Aslaka. 

-  Tylko  nie  zużyj  całego  zapasu  swego  męskiego  czaru  -  roześmiał  się.  -  Zostaw 

trochę dla dziewczyny ze straganu. Rozejrzymy się z Ingą po placu. Wstąpimy też do twojej 

wybranki, żebyś się później nie wygłupił. 

Aslak  nie  protestował.  Nie  chciał  psuć  nastroju  Indze  uradowanej  tym,  że  Mikkal 

troszczy się o nią. Będzie miał mnóstwo czasu na zabawę. Zresztą rankiem nic się nie działo, 

największe atrakcje czekały o zmierzchu. Aslak gotował się na wieczór. 

- Nie żałuj grosza! - poradził przyjacielowi. - Kup Indze coś ładnego! 

Mikkal objął dziewczynę ramieniem. Wyglądali na dobraną parę, na osobie postronnej 

Mikkal mógł sprawiać wrażenie prawdziwie zakochanego w swojej towarzyszce. Promienny 

uśmiech Ingi nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do szczerości jej uczuć. 

Mikkal  był  w  wyśmienitym  humorze.  Spojrzał  ciepło  na  Ingę  i  zapewnił  ją,  że 

dostanie prezent. 

-  Najlepszy,  jaki  znajdziemy.  Co  sobie  życzysz,  Ingo?  Naszyjnik?  Bransoletę?  Może 

chustkę? 

Inga  wzruszyła  ramionami,  zakłopotana  jego  niespodziewaną  troskliwością.  Nie 

wiedziała, czy Mikkal żartuje, czy mówi poważnie. Nie chciała przedwcześnie zdradzać się ze 

swoją radością, odkryć uczucia. A może kpi sobie z niej? 

- Podarki nie mają dla mnie większego znaczenia - powiedziała ostrożnie. 

Mikkal prychnął. 

- Nie ma dziewczyny, która nie pragnęłaby błyskotek... 

Urwał i zmienił się na twarzy. 

Inga wiedziała, co to oznacza. Istniała inna kobieta, która nie dbała o stroje i błyskotki. 

Nie musiała pytać o jej imię. 

Raija. 

Pod  ostrzegawczym  spojrzeniem  Aslaka  Mikkal  wziął  się  w  garść.  Pamiętał  słowa 

przyjaciela wypowiedziane poprzedniego wieczora. Inga zasługuje na więcej... 

-  Znajdziemy  dla  ciebie  coś  pięknego  -  stwierdził  z  naciskiem,  odsuwając  natrętne 

myśli.  Nie  warto  zagłębiać  się  w  bolesne  wspomnienia.  Nie  przyjechał  na  targ,  by 

background image

rozdrapywać stare rany. - U dziewczyny z marzeń Aslaka. Sprawdzimy, czy jest warta, by o 

niej śnić. 

Aslak  odetchnął  z  ulgą,  kiedy  zniknęli  w  tłumie,  ściągając  na  siebie  spojrzenia 

ciekawskich.  Inga  nie  mogła  uchodzić  za  piękność,  ale  była  postawną  panną,  którą  niejeden 

pragnąłby mieć u swego boku. 

Mikkal  zawsze  budził  zainteresowanie  kobiet,  choć  bywał  wobec  nich  opryskliwy. 

Miał w sobie to coś, co sprawia, że kobiece serce mięknie jak wosk. 

Krążyli  po  placu,  zatrzymując  się  przy  niektórych  kramach,  ale  z  nikim  nie  dobili 

targu. Mikkal zachęcał Ingę, by wybrała sobie coś z mnóstwa wystawionych towarów, ale ona 

za każdym razem potrząsała przecząco głową. 

Szukała czegoś taniego. 

Nie chciała wiązać go kosztownym podarunkiem. 

Mikkal  z  radością  zanurzał  się  w  tętniący  śmiechem  i  radością  tłum.  Miło  było 

spacerować pośród nieznanych sobie ludzi z dziewczyną u boku. Być jednym z wielu. 

Zatrzymywali  się  raz  po  raz,  by  wymienić  parę  słów  z  przypadkowymi 

przechodniami. 

Miłych, nie zobowiązujących słów z osobami, które widzieli po raz pierwszy i ostatni 

w życiu. 

Przed  jedną  z  bud  Mikkal  posłyszał  rozmowę,  która  brutalnie  przywróciła  go  do 

rzeczywistości. 

Jakiś mężczyzna dociekliwie wypytywał rybaków z wybrzeża. 

- Szukamy krewnych - mówił. Mikkalowi wydał się antypatyczny, ale coś kazało mu 

się zatrzymać. - Młodzieńca o jasnych włosach. Ma ze dwadzieścia lat. Zielone oczy... 

Mikkal zesztywniał. Nie musiał słuchać dalej, by domyślić się, o kogo chodzi. Kiedy 

nieznajomy  zaczął  opisywać  piękną  dziewczynę  o  czarnych  włosach  i  brązowych  oczach, 

Mikkal pozbył się wszelkich wątpliwości. 

Ten człowiek szukał Reijo i Raiji. I kłamał. Ani Reijo, ani Raija nie mieli krewnych w 

Finnmarku. A nieznajomy z pewnością nie należał do rodziny. 

W nagłym przebłysku zrozumienia Mikkal pojął przyczynę dociekliwości mężczyzny. 

Złoto Karla... 

A więc nie uciekli przed famą o złocie Karla. Łowcy skarbów podążali ich śladem. 

- Mikkal! 

Głos Ingi wyrwał go z zamyślenia. 

- Co z tobą? - spytała rozbawiona. - Ujrzałeś ducha? 

background image

Zmusił się do uśmiechu, starając się jednocześnie zapamiętać twarz nieznajomego. 

- Nie, wydawało mi się przez chwilę, że znam tamtego człowieka. 

Ż

eby tylko mógł ostrzec Reijo i Raiję! Inga wsunęła rękę pod jego ramię. 

- Pełno tutaj ludzi - powiedziała z nagłym niepokojem. Co się stanie, jeśli natkną się 

na Raiję? Jeśli i ona jest pośród tłumu? - Ja też mam wrażenie, że  rozpoznaję różne twarze, 

lecz zaraz okazuje się, iż zwiódł mnie kształt nosa czy ust... - Zaśmiała się nerwowo, sama nie 

wierząc w to, co mówi. 

Mikkal  znów  zamknął  się  w  sobie.  Kiedy  był  w  takim  stanie,  nie  miała  do  niego 

przystępu. 

Inga nieświadomie wiodła go do straganu dziewczyny, o której głośno było na targu. 

Spacerując wśród ludzi, usłyszeli kilka nowych wersji jej losów. 

Ingą  kierowała  nie  tylko  ciekawość.  Chciała  przerwać  tok  ponurych  rozważań 

Mikkala. 

-  Przyjrzyjmy  się  wybrance  Aslaka  -  szepnęła  mu  na  ucho,  ustawiając  się  w  kolejce 

przed  straganem.  -  Jeśli  okaże  się  brzydulą  -  ciągnęła  z  rozbawieniem  -  Aslak  będzie 

niepocieszony. 

Mikkal zdobył się na słaby uśmiech i posłusznie zajął miejsce w rządku czekających. 

Nic go to nie kosztowało. Chciał sprawić Indze przyjemność. 

Przyjrzy się dziewczynie, będzie miał powód, by pożartować z przyjaciela. 

Musieli  uzbroić  się  w  cierpliwość,  bo  przed  drzwiami  straganu  wił  się  długi  ogonek 

klientów. Mikkal przyciągnął Ingę do siebie. 

-  Obiecaj,  że  kupisz  sobie  tutaj  coś  ładnego  -  wyszeptał,  muskając  wargami  jej 

policzek. 

Inga  zaczerwieniła  się  i  rozejrzała  wokół.  Ten  nieomal  intymny  gest  wprawił  ją  w 

zakłopotanie. Mikkal nie zwykł się tak zachowywać. 

Nikt nie zwracał na nich uwagi. 

Inga odprężyła się. 

- Obiecuję - powiedziała. 

Dotarli  do  drzwi.  Mikkal  objął  ją  opiekuńczo,  by  ochronić  przed  naporem  klientów 

opuszczających stragan. 

- Przekupka musi mieć wyśmienity towar - szepnął - skoro wszyscy robią tu zakupy. 

Znacznie lepszy niż w tych podłych budach z gorzałką... 

Inga prychnęła i rzuciła  mu ostre spojrzenie. Musi mówić tak  głośno? Żeby  wszyscy 

wokół wytykali ich palcami? 

background image

Wcisnęła się w tłum, trzymając Mikkala za kaftan i ciągnąc za sobą. 

Znaleźli  się  w  środku  grupki  wychodzących  klientów,  wyraźnie  uradowanych 

zakupami  w  najbardziej  obleganym  straganie  na  placu  targowym.  Inga  posuwała  się  z 

prądem, wsłuchując się w łagodny kobiecy głos, który wypowiadał słowa po lapońsku, fińsku 

i  norwesku.  W  powietrzu  krzyżowały  się  komentarze  kupujących,  a  dziewczyna  za  ladą 

odpowiadała z niezwykłą bystrością. Dojrzała przed sobą czarny warkocz. W tej samej chwili 

idący  za  nią  Mikkal  wstrzymał  oddech  i  jęknął.  Potem  zacisnął  dłonie  na  ramionach  Ingi  i 

bezwiednie odsunął ją na bok. 

Inga  znalazła  się  między  jakąś  tęgą  kobietą  i  mężczyzną,  który  był  prawdopodobnie 

jej mężem. 

Szeroko  rozwartymi  oczyma  przyglądała  się,  jak  Mikkal  toruje  sobie  drogę  wśród 

tłumu. Zachowywał się jak szalony, nie zważał na swoją kolej. 

Parł do przodu. Inga nigdy nie widziała go w takim stanie. Wytrącony z równowagi, z 

odmienioną twarzą, wpatrywał się w postać za ladą. Usta mu drżały, nozdrza poruszały jak u 

zranionego zwierzęcia. 

Inga nie była w stanie myśleć jasno. Była jedynie widzem, oglądała całe zdarzenie jak 

przez mgłę, jakby dotyczyło kogoś innego. 

Zrozumiała wszystko, kiedy tłum przepuścił Mikkala. Ujrzała właścicielkę straganu i 

poczuła, jak ból w płucach odbiera jej zdolność oddychania. 

Ujrzała,  jak  ta  oszałamiająco  piękna  dziewczyna  podnosi  oczy,  otwiera  usta  w 

zdumieniu, a potem układa je w promienny uśmiech. Indze wydało się, że słońce zajrzało do 

ś

rodka. 

Była zdruzgotana. 

Z całą mocą zdała sobie sprawę z pospolitości własnej urody. 

- Mikkal! - szepnął miękki głos łagodnie jak letni wiatr. 

Zanim  Inga  się  odwróciła,  ujrzała  jeszcze,  jak  tamtych  dwoje  nachyla  się  ku  sobie. 

Zrobiło się jej niedobrze. 

Drżącym  głosem  Mikkal  wypowiedział  to  imię,  które  prześladowało  Ingę  od  chwili, 

kiedy go poznała. 

- Raija! 

Inga zatoczyła się ku wyjściu. Nie miała siły patrzeć, słuchać. Nie mogła pojąć, że ta 

sierota  z  wzruszających  jarmarcznych  plotek  i  wielka  miłość  Mikkala  to  jedna  i  ta  sama 

osoba. Tak jednak było. 

Sama zaprowadziła go w jej objęcia. 

background image

Co za ironia losu. 

Inga nic nie widziała przez łzy. Zaczęła biec, potykała się i przewracała, ale wstawała i 

biegła dalej. Nie zważała na to, że ludzie wezmą ją za pijaną. 

Nigdy  dotąd  nie  czuła  takiego  bólu.  Zawsze  lekko  traktowała  swe  emocje,  ale  z 

ż

adnym  mężczyzną  nie  związała  się  tak  mocno  jak  z  Mikkalem.  I  żaden  tak  mocno  jej  nie 

zranił. 

Wiedziała,  że  sama  jest  sobie  winna.  Mikkal  dał  jej  do  zrozumienia  na  początku 

znajomości,  że  jego  uczucia  nie  przekraczają  granicy  przyjaźni  i  cielesnego  pożądania.  Inga 

liczyła na więcej. Dopóki walczyła z pozbawionym twarzy cieniem, dopóty miała nadzieję. 

Teraz ujrzała Raiję. 

I poczuła się jak mała szara mysz. Mikkal nie mógł traktować jej inaczej. Ten, który 

trzymał  Raiję  w  ramionach,  musiał  patrzeć  z  pogardą  na  inne  kobiety.  Nawet  Sigga  nie 

wytrzymywała porównania z tą czarowną istotą. 

Kiedy  Inga  dotarła  do  Aslaka,  była  kompletnie  roztrzęsiona.  Przywarła  do  niego, 

zupełnie nie zważając na otaczających go klientów. 

Musiała  się  wypłakać  na  czyimś  ramieniu.  Potrzebowała  kogoś,  kto  ją  przytuli  i 

przywróci wiarę we własną wartość. 

-  Co  się  stało?  -  wykrzyknął  Aslak.  Był  zdumiony  i  zażenowany,  nie  przywykł,  by 

kobiety rzucały mu się na szyję na oczach tłumu. 

Inga szlochała. 

Niezdarnie  poklepał  ją  po  plecach,  usiłując  znaleźć  słowa,  które  by  ją  uspokoiły. 

Wzrokiem szukał Mikkala. 

Nigdzie go nie widział. 

Zrozumiał, że to przyjaciel jest przyczyną tej rozpaczy. 

Przeklęty Mikkal! Nie ma za grosz taktu! Co zrobił tym razem? 

- Gdzie jest Mikkal? - spytał ostrożnie, kiedy dziewczyna uspokoiła się nieco. 

Inga ukryła twarz, jej ciałem wciąż wstrząsał szloch. Aslak  gotów był zabić Mikkala 

gołymi rękami. 

- Co on ci zrobił, Ingo? Odpowiedziała jednym słowem: 

- Raija. 

Aslak zrozumiał. 

Zaprowadził Ingę do namiotu. Nie mógł zrobić nic więcej. 

Historia  się  powtarza,  pomyślał  z  goryczą.  Sigga  też  się  tak  zachowywała,  zanim 

gniew i nienawiść przyćmiły jej rozum. 

background image

Nie chciał, by Ingę spotkał ten sam los. 

Próbował pomóc siostrze, ale na próżno. 

Nie było słów, które niosły pociechę. 

Były słowa, które niosłyby wyjaśnienie. Te jednak tylko pogarszały sytuację. 

Siedział  bezradny  u  boku  Ingi.  Dziewczyna  usiłowała  zapanować  nad  płaczem. 

Nieskładnie zaczęła opowiadać mu o poniżeniu, jakie stało się jej udziałem. Aslak słuchał w 

milczeniu. 

-  Dlaczego  nikt  nie  powiedział  mi,  jak  ona  wygląda?  -  powtarzała  raz  po  raz, 

odwracając zapłakaną twarz w jego stronę. -  Dlaczego? Nie wystawiłabym się przynajmniej 

na pośmiewisko... 

Aslak  pozwolił  jej  się  wygadać,  wyrzucić  z  siebie  dręczące  ją  wątpliwości.  Kiedy 

zamilkła, połykając łzy, chrząknął i powiedział: 

- Uroda nie ma tu nic do rzeczy.  Związek Mikkala i Raiji nie karmi się rzeczami tak 

przyziemnymi.  To  prawda,  oboje  są  urodziwi,  ale  ich  uczucie  sięga  poza  przymioty  ciała. 

Myślę,  że  Raija  kochałaby  go,  nawet  gdyby  był  kaleką  lub  miał  szpetną  twarz.  Mikkal 

ubóstwiałby  Raiję,  choćby  ta  straciła  zęby  i  włosy.  Łączy  ich  więcej,  Ingo.  Trudno  to 

wytłumaczyć, jeszcze trudniej zrozumieć. Losy tych dwojga splotły się ze sobą. Taka miłość 

zdarza się raz na tysiąc lat. Nie mogą zaznać szczęścia, kiedy są z dala od siebie. I... - Aslak 

zawahał się i wbił wzrok w ściankę namiotu. - I nie potrafią być szczęśliwi, kiedy się zejdą. 

To uczucie trawi ich jak żywy ogień. Nie wiem, czy potrafisz zrozumieć, Ingo. Ja sam śledzę 

ten związek od początku i wciąż nie mogę się mu nadziwić... 

Indze  wydawało  się,  że  rozumie,  ale  ta  świadomość  nie  przyniosła  jej  ulgi.  Gotowa 

była umrzeć dla Mikkala. Tymczasem Aslak pozbawiał ją nadziei, że kiedykolwiek zdoła dać 

Mikkalowi szczęście. Raija zawsze będzie stać między nimi. 

Kiedy  przymknęła  oczy,  ujrzała  ponownie  jego  twarz.  Mikkal  całkiem  się  odmienił, 

gdy torował sobie drogę przez tłum. 

Jej życie straciło sens. Wszelkie nadzieje legły w gruzach. 

Nie miała już nic. 

Mogła czekać. Oszukiwać samą siebie, łudzić się, że los się odmieni. 

Może. 

Ale Raija zawsze będzie stać między nimi. 

Dla Mikkala nie istniała żadna inna. 

- Chcę umrzeć - wyszeptała do Aslaka. 

Oboje wiedzieli, że mówi prawdę. 

background image

W straganie Raiji panował rozgardiasz. Zainteresowanie jej osobą nie osłabło. Wręcz 

przeciwnie,  świadkowie  gorącego  powitania  Raiji  i  Mikkala  musieliby  być  całkiem 

pozbawieni bystrości, by nie zauważyć, że tych dwoje łączy coś więcej niż zwykła przyjaźń. 

Efekt był aż nadto oczywisty. Współczucie dla biednej sieroty zbladło równie szybko, 

jak szybko policzki Raiji oblały się rumieńcem. Ogień, który Mikkal zapalił w jej oczach, nie 

pojawia się w oczach dziecka. 

Ci,  którzy  ocenili  wiek  Raiji  na  czternaście,  może  szesnaście  lat,  szybko  dodali  jej 

parę  wiosen.  Czuli  się  oszukani.  Wymyślili  sobie  bohaterkę,  piękność,  boginię  nieomal. 

Tymczasem ta dziewczyna była istotą z krwi i kości jak oni wszyscy. 

Piękną, to prawda! 

Ale taką jak oni wszyscy. Bogini miałaby całować i tulić zwykłego, niezbyt czystego 

Lapończyka? 

Raija spadła z hukiem z piedestału. 

Być może w plotkach o jej smutnym losie tkwiło ziarenko prawdy, ale mało kto chciał 

teraz w to wierzyć. 

Kram opustoszał. 

Ani Raija, ani Mikkal nie mieli nic przeciw temu. 

Wciąż jeszcze byli po dwu stronach lady, ale nie mogli oderwać od siebie wzroku. 

-  Zamknę  drzwi  -  powiedział  zdecydowanie  Mikkal  i  uczynił  to,  nie  czekając  na  jej 

odpowiedź. 

- Nie będę dzielić się tobą z innymi. 

Zrobił  trzy  kroki  i  znów  był  przy  niej.  Stali  tuż  obok  siebie,  nie  dotykając  się, 

napawając się magią chwili. 

- Nie mogę uwierzyć, że to ty - szepnęła Raija i ujęła w dłonie twarz Mikkala. Znała 

każdą  linię  jego  ciała,  ale  przy  każdym  spotkaniu  odkrywała  coś  nowego.  -  Muszę  cię 

dotknąć, żeby sprawdzić, czy to naprawdę ty - dodała, uśmiechając się przez łzy. 

Mikkal też się uśmiechnął i objął ją wpół. Wciąż uważał, że Raija jest równie wąska w 

talii jak wtedy, kiedy w miłosnym uniesieniu przytulił ją pierwszy raz. 

- Nie mam nic przeciwko temu, że mnie dotykasz - powiedział czule. - Tęskniłem do 

twych dotknięć od chwili, kiedy się rozstaliśmy niedaleko Alty. 

Otarł się czołem o czoło Raiji, żartobliwie potarł nosem koniuszek jej nosa. Budził w 

niej wspomnienia. Słodko - gorzkie wspomnienia. 

Wargami muskał policzki dziewczyny, potem poszukał jej ust. 

background image

Zwarli  się  na  krótko  w  pocałunku,  upojeni  szczęściem  tak  nieziemskim,  że 

graniczącym z cierpieniem, po czym odsunęli się od siebie odrobinę, by ostudzić budzącą się 

namiętność. 

- Po co zmyśliłaś tę szaloną historyjkę o sobie? 

- spytał Mikkal, splatając dłonie z jej dłońmi. Raija uśmiechnęła się zawstydzona. 

- Przyznaję, dość naciągana, ale dzięki niej zachowałam cześć i życie. 

-  Cześć?  -  zdziwił  się  rozbawiony,  ale  uśmiech  zgasł  mu  na  ustach,  kiedy  Raija 

opowiedziała mu, jak to było. 

Gdyby  nie  trzymała  go  w  objęciach,  wybiegłby  poszukać  tamtych  mężczyzn.  Raija 

ostudziła jego gniew. 

- Uratowałam się z opresji - prychnęła lekceważąco. - Nie zrobią mi krzywdy, nawet 

jeśli wyda się cała prawda o mnie. Wystarczy, że przypomnę im, czego chcieli się dopuścić. 

Właściwie to wyrządziłam im przysługę, myślę, że zdają sobie z tego sprawę. 

Mikkal pociemniał na twarzy. Raija zbyt lekko podchodziła do rzeczy poważnych. 

-  Gdzie  jest  Reijo?  -  zapytał.  Wciąż  nie  mógł  zapomnieć  dociekliwych  pytań 

nieznajomego, którego spotkał na placu targowym. - I Karl? 

Mężczyzna  wspomniał  o  jednym  młodzieńcu,  ale  w  Mikkalu  obudził  się  promyk 

nadziei. 

-  Kalle  nie  żyje.  Teraz  już  wiem  na  pewno  -  spoważniała  Raija.  -  Reijo  popłynął  do 

Bergen. 

Więcej nic nie dodała. 

Mikkal uznał, że to zły znak. Zwykle nie była tak zdawkowa. 

- A dzieci? Maja? 

-  Są  u  kobiety,  do  której  mam  zaufanie.  Nie  mogłam  przecież  przywieźć  tu  dzieci. 

Sama ledwie uszłam z życiem. 

Uśmiechnął się. 

- Czy istnieje jakieś proste wytłumaczenie tego, że w ogóle się tutaj znalazłaś? 

Raija wzruszyła ramionami i odpowiedziała uśmiechem. 

- Istnieje, Mikkal. Przejęłam sklep, ale to długa historia. Opowiem ci innym razem. 

Skinął głową. 

-  Czy  jest  jeszcze  coś,  co  powinienem  wiedzieć?  -  spytał,  wsłuchując  się  w 

przyspieszony rytm własnego serca. 

- Wójt, ten mój niby - mąż z Alty, nie żyje. To też długa historia, na dodatek straszna. 

background image

-  Dajmy  sobie  na  razie  spokój  z  długimi  historiami  -  zaproponował  Mikkal.  -  Czy 

moja Maja miewa się dobrze? 

Raija skinęła głową. 

- Bardzo cię przypomina. Za każdym razem, kiedy patrzę na nią, myślę o tobie. 

- To źle? - drążył. 

Raija przyglądała mu się długo. 

-  Czasem  bardzo  boli  -  odrzekła  po  chwili  z  całą  szczerością.  Przemilczała 

okoliczności śmierci wójta. Mikkal zbyt łatwo wpadał w gniew. Zresztą wszystko się dobrze 

skończyło. W ten sposób nie musiała wspominać o Reijo. 

Nie  mogła  nawet  myśleć  o  nim.  Nie  mogła  spojrzeć  Mikkalowi  prosto  w  oczy  i 

wyznać, że wyszła za mąż za Reijo. I że sama dążyła do tego małżeństwa. 

Opowiedziała mu jednak o śmierci Karla. 

Mikkal pomyśli więc, że jest wolna. 

Chciała poczuć się wolna. Wolna, by go obejmować i kochać bez wyrzutów sumienia. 

Należeć do niego. Jeszcze raz być tylko jego... 

- Mam się dobrze - powiedziała jedynie. - Nie jestem szczęśliwa, ale mam się dobrze. 

Mikkal przełknął ślinę. Nie był nigdy tak blisko spełnienia marzeń. 

Karl umarł. 

Człowiek, który zmusił ją do małżeństwa, też nie żył. 

Mikkal w mgnieniu oka zapomniał o nieznajomym z placu, który rozpytywał o Raiję. 

Teraz liczyło się tylko to jedno. 

Raija była wolna, po raz pierwszy od chwili, kiedy skończyła piętnaście lat. 

- Jestem samotny - wyznał. - Tak bardzo samotny, Raiju. 

- A Sigga? - spytała ostrożnie. 

- Nie żyje - westchnął. 

Raija spojrzała nań z niedowierzaniem, ale Mikkal powtórzył z całą mocą: 

- Sigga nie żyje. 

Raija  zamknęła  powieki  i  oparła  się  o  ścianę.  Miała  ochotę  się  roześmiać.  Los  drwił 

sobie  z  niej.  Sigga  nie  żyje.  Mikkal  jest  wolny.  Prawdziwie  wolny.  A  ona  go  okłamała. 

Zataiła prawdę. 

Jakże mogła mu teraz powiedzieć, że należy do Reijo? Że to, co wydaje się naturalną 

koleją rzeczy, nie może nastąpić? 

Mikkal opacznie zrozumiał milczenie Raiji i z przepraszającym uśmiechem dodał: 

- Właściwie Sigga jeszcze nie umarła, ale dla mnie jest martwa. 

background image

- Co masz na myśli? - spytała ostro. - Albo umarła, albo żyje, jedno z dwojga. 

Mikkal wzruszył ramionami. 

- Sigga straciła rozum, Raiju. Urodziła mi dziecko, które przeżyło ledwie kilka godzin. 

Poród był straszny, Sigga o mało co nie umarła. Tak może byłoby lepiej. Po tym wszystkim 

nie wróciła do równowagi... 

- A ty mówisz, że umarła? - Raija nie mogła uwierzyć własnym uszom. 

-  Rodzina  Siggi  zwolniła  mnie  ze  słowa  -  bronił  się.  -  Sigga  już  nigdy  nie  będzie 

normalna. Jest obłąkana, Raiju! Obłąkana! 

Raija potrząsnęła głową, jakby chciała przywrócić sobie jasność myślenia. Mikkal nie 

mógł wiedzieć, że rozwiązał dylemat, z którym się zmagała, uwolnił od wyrzutów sumienia. 

To, że zataiła prawdę, przestało mieć znaczenie. 

-  Obłąkana  czy  nie  -  oświadczyła  zdecydowanie,  patrząc  mu  prosto  w  oczy  -  Sigga 

ż

yje. I będzie żyć, póki nie złożycie jej w ziemi. Dla mnie pozostanie twoją żoną. 

Mikkal westchnął zrezygnowany. 

W głębi duszy nie spodziewał się innej reakcji. 

Nie  mogli  tak  po  prostu zejść  się  ze  sobą.  Dotąd musiał  zadowolić  się  marzeniami  o 

Raiji. Perspektywa wspólnego życia nawet go trochę przerażała. 

- Niczego nie dostaniemy za darmo - powiedział ponuro. 

Raija potrząsnęła głową. 

-  Szczęście  warte  jest  więcej,  niż  zapłaciliśmy  -  odrzekła  cicho.  -  Zanim  dane  nam 

będzie osiągnąć pełnię radości, możemy uszczknąć choć odrobinę... 

Objęła go za szyję. Mikkal wiedział, że już go nie puści. I nie miał zamiaru uwalniać 

się z uścisku. 

- Choć odrobinę - powtórzył chrapliwie, szukając ust Raiji. 

Nie powiedzieli ani słowa więcej. Przemówiła miłość. 

background image

Nie zasnęli na długo. Czas był zbyt cenny. 

Zaspokoili palące pożądanie. Teraz mogli dotykać się, tulić do siebie, nie czując tego 

ognia namiętności, który niósł im tyleż rozkoszy, co bólu. 

- Nie zmieniłaś się, Raiju - szepnął Mikkal, wyciągając się z zadowoleniem u jej boku. 

Raija leniwie tarła policzkiem o jego ramię. 

- Zmieniłam się - odrzekła zdecydowanie. - Ty też. Tylko to się nie zmieniło... 

Potargał jej włosy. 

- Mam wrażenie, że mówimy o tym samym - przyznał. - Zawsze składniej wyrażałaś 

myśli. 

Patrzył  w  górę,  nie  mogąc  dostrzec  sufitu.  W  pokoiku  na  tyłach  straganu  nie  było 

okien.  Otaczała  ich  całkowita  ciemność,  tworząca  iluzję  świata,  który  należy  wyłącznie  do 

nich. 

- Czy to nie dziwne? To, co się nam przytrafia pomiędzy kolejnymi spotkaniami, nie 

ma  właściwie  większego  znaczenia.  -  Mikkal  niezdarnie  wyrażał  myśli,  z  trudem 

przychodziło mu znalezienie właściwych sformułowań. - Kiedy cię nie ma, zastanawiam się, 

co się z tobą dzieje. A kiedy jesteś obok mnie, wcale nie chcę słyszeć o przeszłości. 

Wystarczy mi, że cię widzę, mogę przytulić, porozmawiać. 

Chyba pragniesz więcej, pomyślała z pasją Raija, ale nie odezwała się. Mikkal inaczej 

pojmował emocje. Nie chciała go zranić. 

-  Czułem  się  wolny  -  rzucił  w  mrok  i  zacisnął  dłoń  opartą  na  miękkim  zaokrągleniu 

ramienia dziewczyny. 

Raija wstrzymała oddech. 

- Prawie nie widuję Siggi - wyznał - ale się tego nie wstydzę, Raiju. Czy to źle? 

- Źle - odrzekła instynktownie. Jęknął bezsilnie. 

-  Przestała  mnie  obchodzić  -  tłumaczył  niezdarnie.  -  Od  dawna  nic  mnie  z  nią  nie 

wiąże.  Jej  stan  psychiczny  nie  ma  znaczenia.  Popełniłem  błąd,  żeniąc  się  z  Siggą.  Dopiero 

teraz, ostatniej zimy, poczułem, co to znaczy wolność. Drogo okupiona wolność... 

-  Więc  myślałeś,  że  mogłabym  zamieszkać  z  tobą,  wiedząc,  że  Sigga  będzie  nam 

przypominać  o  przeszłości?  -  spytała  spokojnie.  -  Sądziłeś,  że  moglibyśmy  żyć  razem  ze 

ś

wiadomością jej cierpienia, któremu oboje jesteśmy winni? Przecież znasz mnie, Mikkal! 

- Nie wiem, co myślałem - mruknął. - Czułem się wolny - powtórzył mechanicznie. 

background image

- Wolny... 

Słowo  straciło  znaczenie,  zabrzmiało  szyderczo.  Raija  mogła  doświadczyć  wolności. 

Ż

yła  z  człowiekiem,  który  zwróciłby  jej  swobodę,  gdyby  miało  to  uczynić  ją  szczęśliwą. 

Miłość Reijo była ogromna. 

Mikkal  żył  w  okowach.  Nieważne,  co  czuł  i  sądził,  wciąż  żył  w  związku  z  obłąkaną 

kobietą, która nie chciała, nie mogła go uwolnić inaczej niż poprzez własną śmierć. 

- Znaleźliście złoto Karla? 

Raija  zdumiała  się  tym  pytaniem.  Spojrzała  na  Mikkala,  ale  w  ciemności  nie  była  w 

stanie nic wyczytać z rysów jego twarzy. 

Musiała  wsłuchiwać  się  w  głos  kochanka,  odgadywać  znaczenia  ukryte  w  słowach, 

łączyć je z mową ciała. 

- Nie szukaliśmy - odrzekła zwięźle. Ten rozdział życia także wiązał się z Reijo. 

Nie chciała myśleć o Reijo. On był w drodze do Bergen. Ona tutaj. 

W  tej  chwili  nie  należeli  do  siebie.  W  osadzie  stanowili  jedność.  Teraz  Raija  była 

wolna... 

- Dlaczego pytasz? 

-  Podsłuchałem  rozmowę  na  placu  targowym.  Jakiś  człowiek  rozpytuje  o  was. 

Twierdzi, że jest waszym krewnym. 

Raija oparła się na łokciu. 

- Krewnym? Oboje z Reijo nie wiemy, co to słowo oznacza - roześmiała się. Oboje z 

Reijo, jak dziwnie to teraz brzmi... 

Mikkal nie zwrócił uwagi na to sformułowanie. 

-  Ten  człowiek  ma  dobrą  pamięć.  Nie  spodobała  mi  się  jego  twarz...  -  niepokoił  się 

Mikkal. 

Raija  uśmiechnęła  się.  Mikkal  pałał  niechęcią  do  wszystkich,  którzy  chcieli  ją 

skrzywdzić. 

-  A  jak  wyglądał?  -  zachęcała  go  rozbawiona.  Mikkal  opisał  wygląd  człowieka  z 

targowiska. 

Raija przestała się uśmiechać. Tamten człowiek miał rzeczywiście dobrą pamięć. Ona 

zresztą też nie zapomniała. 

- Znam go - oznajmiła z nagłym uczuciem lęku. Przecież Mikkal nie pojedzie z nią do 

osady.  Reijo  wróci  dopiero  za  parę  miesięcy.  -  Kalle  miał  kogoś  -  dodała  cicho  -  zanim 

odzyskał  pamięć.  Dziewczyna  kochała  go,  a  on  odwzajemniał  jej  uczucia.  Spodziewała  się 

background image

dziecka, Kalle prosił nas, byśmy zaopiekowali się obojgiem. Pojechaliśmy tam i zostawiliśmy 

kawałek kruszcu... 

Zaczerpnęła  tchu.  Nie  powiedziała  Mikkalowi  wszystkiego,  nie  wspomniała  ani 

słowem, że przegnano ich z wyspy. Nie dodała nic na temat Jenny. 

- Człowiek z targowiska musi być ojcem tej dziewczyny. 

Mikkal milczał, usiłując znaleźć sens w gąszczu półprawd i przemilczeń. 

-  Mężczyzna  szuka  was  obojga.  Ciebie,  Reijo.  I  dzieci.  Wszystkich  razem.  Ludzie, 

którzy widzieli tylko ciebie, nie powiążą cię z tamtą osobą. 

Raija schowała twarz w zagłębieniu na szyi Mikkala. Ciepła skóra kochanka była jak 

miękka poduszka. Mogłaby tak leżeć całą wieczność, zasypiać i budzić się na jego ramieniu. 

Marzenia. 

Była mistrzynią marzeń. 

-  Pytasz,  czy  nasze  drogi  się  rozeszły,  moje  i  Reijo?  Potwierdził  niechętnie.  Jego 

podenerwowanie wskazywało na to, że odpowiedź nie jest mu obojętna. 

-  Nie.  Jesteśmy  wciąż  razem.  Na  dobre  i  na  złe...  -  Na  tyle  mogła  zbliżyć  się  do 

prawdy.  Nie  chciała  go  okłamywać,  ale  nie  potrafiła  przyznać  się  do  wszystkiego.  To,  co 

powiedziała, i tak znaczyło wiele. 

Mikkal nie pytał o więcej. Zacisnął usta, Raija znała ten wyraz twarzy. 

- Musisz zostać na targu? - zmienił temat, dbając o lekki, swobodny ton głosu. 

Raija wiedziała, że nie zostało jej dużo towaru. Pierwszy dzień przeszedł najśmielsze 

oczekiwania, ale nie zarobiła dość, by uratować sklep. Powinna zostać i sprzedać resztę... 

- Nic nie muszę - odrzekła. 

W towarzystwie Mikkala zapominała o kłopotach. 

-  Ten  człowiek  nie  powinien  cię  zobaczyć  -  oznajmił  stanowczo.  -  Wystarczy  jedno 

spojrzenie, by cię rozpoznał. 

Wolałaby  usłyszeć  inny,  mniej  prozaiczny  powód.  Skoro  jednak  przyznała  się  do 

związku z Reijo, trudno było oczekiwać od Mikkala czegoś więcej. 

- Mogłabyś spakować nie sprzedany towar - myślał głośno. - Pojechalibyśmy  gdzieś, 

mielibyśmy kilka dni dla siebie. 

- Od razu? - spytała sennie, muskając wargami jego szyję. 

- Czemu nie? - Mikkal podniósł się ciężko, tłumiąc w sobie narastające pożądanie. 

Obecność Ingi gasiła w nim radość ze spotkania z Raiją. Na płaskowyżu tylko niebo i 

ziemia byłyby świadkami ich miłości. Ominęłyby ich karcące spojrzenia i wybuchy zazdrości. 

background image

- Chyba że wolisz się lenić? - drażnił się z nią. To był najlepszy sposób, by pobudzić 

Raiję do działania. 

Wstali  w  środku  nocy  i  z  dziecięcym  rozbawieniem  spakowali  rzeczy  Raiji.  Potem 

wyślizgnęli się ze straganu, załadowali wóz i zaprzęgli konia. Zabawa była przednia, czuli się 

jak dwaj złodziejaszkowie, skradający się w mroku. Dawno już nie czuli się równie młodo i 

beztrosko. 

Zamknęli drzwi budy, gotowi do wyjazdu. 

Mikkal  zasłonił  twarz  Raiji  chustą.  Było  wprawdzie  ciemno  i  na  placu  targowym 

panował spokój, ale wolał nie ryzykować. Człowiek, który szukał Raiji i Reijo, mógł czaić się 

w pobliżu. 

- Muszę pogadać z Aslakiem. 

- Aslak jest tutaj? - Raija pojaśniała na twarzy. Zawsze go lubiła. 

Aslak też kiedyś darzył ją sympatią, może nawet było to coś więcej. 

Mikkal  prowadził  konia  między  straganami  i  namiotami.  Milczał,  nie  miał  ochoty 

rozmawiać  o  swoich  towarzyszach  podróży.  Raija  była  wyczulona  na  punkcie 

sprawiedliwości. 

Zanim dziewczyna zdążyła zeskoczyć z wozu, wszedł do namiotu i szeptem wywołał 

Aslaka  na  zewnątrz.  Inga  spała,  odwrócona  do  nich  plecami.  Mikkal  poczuł 

niewypowiedzianą  ulgę,  ale  nie  pozbył  się  wyrzutów  sumienia.  Nie  wiedział,  jak  zareaguje 

Aslak, na wszelki wypadek unikał jego wzroku. Nikt nie zakłóci szczęścia, które go spotkało. 

Nie tym razem. 

Ś

miech  Raiji  zabrzmiał  perliście  w  letnią  noc.  Dziewczyna  zsunęła  chustę  z  głowy  i 

spojrzała na Aslaka. 

- Znów się spotykamy! - krzyknęła radośnie. 

-  Czy  ty  w  ogóle  myślisz?  -  szepnął  Aslak  do  przyjaciela.  -  Dlaczego  ją  tu 

sprowadziłeś? Czy Inga nie dość się wycierpiała? 

Mikkal nie odpowiedział. Raija przytuliła serdecznie Aslaka. 

- Świat pełen jest niespodzianek - uśmiechnął się Aslak. 

Uśmiech  przyjaciela  wydał  się  Mikkalowi  lekko  wymuszony,  ale  zważywszy  na 

okoliczności, nie mógł oczekiwać od niego innej reakcji. 

-  Uciekamy  -  powiedziała  Raija  z  błyskiem  w  oczach.  Jej  policzki  oblały  się 

rumieńcem. 

background image

Aslak  pamiętał,  że  był  kiedyś  w  niej  bezprzytomnie  zakochany.  Choroba  młodości, 

szybko  przyszła,  szybko  odeszła.  Tylko  w  przypadku  Mikkala  zamieniła  się  w  chroniczne 

cierpienie. 

- Mikkal mnie porywa - dodała, rzucając szelmowskie spojrzenie na ukochanego. 

Mikkal zdawał się bardziej zakłopotany niż jego bogdanka. Miał zobowiązania wobec 

towarzyszy podróży. Aslak wiedział jednak, że przyjaciel nic nie może na to poradzić. Raija 

była dla niego wszystkim, w takich chwilach jak ta znaczyła więcej niż życie. 

-  Spróbuję  sam  zająć  się  handlem  -  westchnął.  W  nagrodę  otrzymał  wdzięczny 

uśmiech Raiji. 

Ona nie była niczemu winna. 

- Wiedziałam, że możemy liczyć na Aslaka - oznajmiła zadowolona. 

-  Wynagrodzę  ci  to  później  -  mruknął  Mikkal,  unikając  wzroku  szwagra.  Miał 

ś

wiadomość, że za tę przysługę trudno mu będzie się odwzajemnić. 

- Musisz chyba wziąć swoje rzeczy? - Raija myślała praktycznie. 

Mikkal  przełknął  ślinę  i  wymienił  szybkie  spojrzenia  z  Aslakiem.  Bał  się  wejść  do 

namiotu, by nie zbudzić Ingi. Za wszelką cenę starał się nie dopuścić do spotkania obu kobiet. 

Inga  nie  spała.  Udawała,  by  nie  utrudniać  zadania  Aslakowi.  Kiedy  Mikkal  wrócił, 

myślała  tylko  o  jednym:  wstać,  objąć  go  ramionami  i  trzymać  z  całych  sił.  Słyszała  każde 

słowo. Kiedy zapadła cisza, podjęła decyzję. Wyszła z namiotu. 

Wyszła,  by  zmierzyć  się  z  najtrudniejszym  zadaniem  życia.  Zacisnęła  zęby  i 

wyprostowała się z godnością. 

- Mikkal wrócił? - spytała z udaną obojętnością. Stanęła blisko Aslaka. Miała ochotę 

go uściskać, kiedy objął ją wpół. Pojął jej intencję. 

- A więc nas opuszczasz? - Wbiła wzrok w twarz Mikkala. Pytanie brzmiało jak żart, 

ale nim nie było. 

- Na to wygląda - odrzekł drżącym głosem. 

Przez kilka sekund nie odrywał od niej oczu. Inga dojrzała w tym spojrzeniu prośbę o 

wybaczenie  lub  przynajmniej  zrozumienie.  Odwróciła  głowę,  nie  mogła  mu  ofiarować  ani 

jednego, ani drugiego. 

-  Przyniosę  moje  rzeczy  -  mruknął  zażenowany  i  uciekł  w  bezpieczną  ciemność 

namiotu. 

-  Ty  jesteś  Raija  -  powiedziała  Inga,  kierując  spojrzenie  na  dziewczynę  koło  wozu. 

Stłumiła chęć do płaczu, teraz nie mogła pozwolić sobie na łzy. - Wiele o tobie słyszałam. 

background image

Podeszła  do  Raiji  i  wyciągnęła  do  niej  rękę.  Obie  kobiety  wymieniły  uścisk  dłoni. 

Kochały tego samego mężczyznę, ale nie mogły różnić się bardziej. 

- Mam na imię Inga. Znów stanęła koło Aslaka. 

Raija dała się oszukać. Uniosła brwi i uśmiechnęła się. 

- Teraz rozumiem. 

I  zwróciwszy  się  do  Mikkala,  który  właśnie  wychynął  z  namiotu,  dodała  z  łagodną 

wymówką: 

-  Dlaczego  nic  mi  nie  powiedziałeś?  Sprawy  moich  starych  przyjaciół  są  moimi 

sprawami. 

Mikkal wykrzywił twarz w grymasie udającym uśmiech. Inga go zadziwiała. 

- Nie pomyślałem o tym - wystękał. Zgodnie z prawdą. 

- Mężczyźni! - prychnęła Raija i spojrzała na Ingę. Ta kiwnęła potakująco głową, ale 

nie wyglądała na szczęśliwą. 

Mikkal  posadził  Raiję  na  wozie.  Podniósł  ją  tak  ostrożnie,  jakby  była  zrobiona  z 

porcelany. 

Inga  miała  wrażenie,  że  ktoś  wbija  jej  nóż  prosto  w  serce.  Jej  nigdy  nie  traktował  z 

czułością. Chyba żadnej kobiecie nie okazywał takich względów. 

Aslak miał rację. Związek tych dwojga był niezniszczalny. 

Taka miłość zdarza się raz na tysiąc lat. 

Inga odwróciła się, kiedy odjeżdżali. Nie chciała, by ujrzeli jej łzy. 

Nie mogła walczyć z Raiją. 

Nie mogła jej znienawidzić. 

Raija zarzuciła Mikkala gradem pytań na temat Aslaka i Ingi. Na próżno. 

- Nie ma o czym mówić - odparł wymijająco i wbił ponury wzrok w jakiś punkt przed 

siebie. Bał się spojrzeć na Raiję. 

-  Zawsze  jest  o  czym  -  zaprotestowała.  -  Tylko  mężczyźni  nie  potrafią  mówić  o 

uczuciach. Ani o swoich, ani o cudzych. 

- Ja też nie potrafię? - Spojrzał na nią z ukosa. Raija zacisnęła usta. 

- Wydawało mi się, że nie muszę zapewniać cię o mojej miłości. Dawno przestała być 

tajemnicą. 

Zmienił temat. 

Raija zauważyła to od razu. 

Dziwne. 

Ilekroć wspomniała o dziewczynie Aslaka, usiłował zmienić temat. 

background image

Bardzo dziwne. 

Mikkal zachowywał się nienaturalnie, wymieniał z Aslakiem znaczące spojrzenia. 

A kiedy zjawiła się dziewczyna Aslaka, obaj wpadli w popłoch. 

Dziewczyna Aslaka? 

-  Czemu  tak  na  mnie  patrzysz?  -  Mikkal  poczuł  się  nieswojo  pod  przenikliwym 

wzrokiem  Raiji.  -  Coś  ze  mną  nie  tak?  -  dodał  ze  śmiechem,  kiedy  nie  odpowiedziała.  - 

Odkąd sięgam pamięcią, zawsze tak wyglądałem. 

Ś

miech brzmiał sztucznie. Ciemne oczy Raiji przeszywały go na wylot. Mikkal poczuł 

kropelki potu na czole. 

Czyżby domyśliła się wszystkiego? 

Ż

e też przyszło jej do głowy ruszyć w drogę! Mogli spędzić razem cudowną noc. 

Raija  zmarszczyła  czoło.  Usiłowała  sobie  przypomnieć  tę  chwilę,  kiedy  Mikkal 

pojawił się w budzie jarmarcznej. 

Musiał rozpoznać ją, zanim ona dostrzegła go w tłumie. Był jedną z wielu twarzy. Czy 

przyszedł sam? 

Trudno powiedzieć. 

Raija nie pamiętała, nie była w stanie odtworzyć kolejności zdarzeń. 

Coś jej mówiło, że nie zjawił się sam. 

Pewnych rzeczy nie wolno przemilczeć. 

- Inga nie jest dziewczyną Aslaka? - spytała z nienaturalnym spokojem. 

Mikkal nie spojrzał w jej stronę. 

-  Odpowiadaj!  Ona  nie  ma  z  Aslakiem  nic  wspólnego.  Przyjechała  z  tobą  na  targ, 

Mikkal. Z tobą... 

Zatrzymał  konia  w  milczeniu.  Raija  cofnęła  lekko  kolano,  którego  nieomal  dotykał. 

Jej ściągnięte usta mówiły więcej niż słowa. 

- Tak, była ze mną... 

- Jak mogłeś? 

Mikkal podniósł głowę i odrzekł brutalnie: 

- I kto to mówi? Ilu miałaś oprócz mnie? Z iloma mnie zdradziłaś? 

- Nie o zdradę mi chodzi - odrzekła z pasją. - Jak mogłeś tak ją potraktować? 

-  Jak?  -  Mikkal  nie  wierzył  własnym  uszom.  -  Przyczyna  jest  prosta.  Kocham  cię, 

Mały Kruku. Dlatego. 

-  Kochać...  Jak  łatwo  ci  wypowiadać  to  słowo  -  powiedziała  spokojnie.  -  Wystarczy 

wyznać miłość, a kłamstwo łatwiej przychodzi. 

background image

-  Nigdy  cię  nie  okłamywałem  w  uczuciach.  Nie  odpowiedziała.  Przypomniała  sobie 

jasne oczy Ingi. W czerwonych obwódkach. Inga płakała. Sigga straciła rozum. Inga płakała. 

Raija kochała Mikkala. Do szaleństwa. Czy tamte kochały go w taki sam sposób? 

- Kim ona jest? 

- Ona nie ma nikogo - odrzekł. - Matka się nią zaopiekowała. Ja nie zwracałem na nią 

uwagi  -  tłumaczył.  Czuł  się  podle.  -  Inga  zajęła  się  Ailo.  Nie  wiedziałem,  że  coś  do  mnie 

czuje, aż do dnia, kiedy dopadła mnie samotność. Jestem tylko człowiekiem, Raiju... 

-  Powiedziałeś,  że  jesteś  wolny!  -  Raija  spojrzała  na  Mikkala  jak  na  trędowatego.  - 

Wolny, Mikkal! Żyjesz z nią? 

Mikkal ukrył twarz w dłoniach. 

Wpakował się w niezłą kabałę. Mógłby spać spokojnie, gdyby się nie wygadał! 

Wszystko przez zachłanność. Będąc z Raiją, chciał zmienić dzień codzienny w święto. 

- Odpowiedz! 

- Można to tak wyrazić. 

Raija odsunęła się od niego aż na skraj kozła. Nie pamiętała twarzy Ingi, tylko jasne, 

zaczerwienione od płaczu oczy. 

-  Powiedziałeś,  że  jesteś  wolny  -  wycedziła.  -  Więcej  w  tobie  wyrachowania,  niż 

sądziłam, Mikkal. 

Mikkal puścił lejce i przechyliwszy się w tył, wyszukał swój worek. Raija unikała jego 

wzroku. 

- Więc tu kończy się nasza przygoda? - spytał. - Tak. 

Zeskoczył z wozu. 

- Co teraz poczniesz? 

- Na targ nie  wrócę - odrzekła ostro, wpatrując się w mrok. - Pojadę do  domu. Mam 

jakieś inne wyjście? 

- Znasz odpowiedź. 

Raija  obrzuciła  Mikkala  długim  spojrzeniem.  Kochała  go.  Była  wściekła  na  niego. 

Spodziewała się po nim szlachetności. 

- Nie mogę zostać z tobą na takich warunkach, Mikkal. Nawet na parę dni. 

Uśmiechnęła  się  marzycielsko,  jej  twarz  złagodniała.  Przez  ułamek  sekundy  Mikkal 

sądził, że zmieniła zdanie. 

- Byłoby nam tak dobrze - powiedziała tylko. - Mogłoby nam być tak dobrze... 

Znowu zmarnował szansę. 

background image

-  Gdzie  cię  znajdę?  -  spytał,  zaciskając  dłonie  na  krawędzi  wozu.  -  Muszę  wiedzieć, 

gdzie  cię  szukać.  Kiedyś  na  pewno  będę  wolny.  Wtedy  się  zjawię  takim,  jakiego  mnie 

pragniesz... 

-  Sama  cię  znajdę  -  ucięła.  -  Nie  myśl  o  tym,  Mikkal.  Ten  rozdział  właśnie  się 

zakończył. 

background image

Jarmark  zapowiadał  się  wspaniale,  a  skończył  katastrofą.  Żeby  dopełnić  czary 

goryczy, Mikkal postanowił zawrócić. 

Szedł w kierunku placu targowego i z każdym krokiem czuł większe przygnębienie. 

Kobiety wciąż stanowiły dlań zagadkę. Raija największą. 

Jak mogła przejąć się taką błahostką! 

Miał ochotę ruszyć za nią i przemówić jej do rozsądku. 

Nie uczynił tego. Znał Raiję, nie zmieniała raz podjętej decyzji. 

Aslak ukrył gdzieś flaszkę gorzałki. Na czarną godzinę, twierdził. 

Powrót  w  takim  stylu  był  poniżający.  Trzeba  będzie,  prędzej  czy  później,  spojrzeć 

Indze w oczy... 

Mikkal  wtargnął  do  namiotu  z  hałasem,  budząc  Aslaka  i  Ingę.  Wyraz  twarzy 

dziewczyny wskazywał, że w ogóle nie zasnęła. 

-  Gdzie  schowałeś  wódkę?  -  spytał  Mikkal  bezceremonialnie  i  zaczął  przeszukiwać 

rzeczy przyjaciela. Znalazł butelkę i ruszył do wyjścia. 

Aslak podążył za nim, w pośpiechu narzucając na siebie kaftan. Mikkal obrał kurs na 

jedną z bud, w której wciąż panował ruch. 

Właściciel  kramu  nigdy  nie  zamykał  drzwi,  przez  które  nieustannie  wlewał  się 

strumień klientów, głównie mężczyzn. Towar, którym handlował, jednym poprawiał nastrój, 

drugim pogarszał. 

Aslak dopadł Mikkala przed wejściem. Przydusił przyjaciela do ściany i potrząsnął. 

- Zdawało mi się, że wyjeżdżasz. Co się stało? Coś z Raiją? 

Usłyszał  za  sobą  lekkie  kroki.  Jakaś  kobieta  zatrzymała  się  i  wstrzymała  oddech. 

Mikkal uśmiechnął się z rezygnacją. 

-  Nie,  Aslak,  Raija  ma  się  dobrze.  Nasz  uparty  kwiatuszek  poradzi  sobie  w  każdej 

sytuacji... 

Ś

miech przyjaciela przyprawił Aslaka o dreszcze. 

- Dziękuję, Ingo! - Mikkal odwrócił się do dziewczyny. - Starałaś się. Ja bym dał się 

nabrać. Raija jest, zdaje się, dużo sprytniejsza... 

Oddychał ciężko. Usiłował powstrzymać łzy, ale nie zdołał. 

Mikkal stał oparty o ścianę budy jarmarcznej i płakał jak dziecko. 

background image

-  Przepędziła  mnie  -  przyznał,  rozpaczliwie  próbując  zapanować  nad  emocjami. 

Przetarł twarz niezbyt czystą dłonią, zostawiając ciemne smużki wokół oczu. 

Inga wysunęła rękę i spłoszonym gestem otarła mu łzy. 

Mikkal nie poruszył się. 

- Raija ma dziwne poglądy - wykrztusił. - Nie zachowuje się tak jak wszyscy... 

- Może na nic innego nie zasługujesz - stwierdził cierpko Aslak. 

Mikkal wzruszył ramionami i podniósł flaszkę. 

- Niech i tak będzie. Nie pozostaje mi nic innego, jak upić się do nieprzytomności. 

- Moją gorzałką! - westchnął Aslak. 

- Dołącz do mnie. 

Aslak westchnął powtórnie. 

Wzrok Ingi podpowiadał mu, że ktoś musi zająć się Mikkalem. 

Mikkal miał talent do litowania się nad sobą samym. 

- Ingę też zapraszam! - Wspaniałomyślnie rozłożył ramiona. - Niech cały świat wypije 

za  moją  porażkę.  Odtrąciła  mnie  kobieta.  Nie  znam  lepszego  powodu,  by  opróżnić 

butelczynę... 

- Inga nie pójdzie z nami - zdecydował Aslak. - To nie miejsce dla niej. 

Kazał dziewczynie wracać do namiotu. 

- Damy sobie radę - zapewnił ją. 

Nikt nie zwrócił uwagi na ich wejście. Ani Aslak, ani Mikkal nie różnili się zbytnio od 

tłumu mężczyzn ciasno wypełniających zadymione wnętrze. 

Alkohol lał się strumieniami. 

Mikkal usiadł pod ścianą i przypiął się do butelki. Taki już był, że w każdą czynność 

wkładał całe serce. Picie nie stanowiło wyjątku. 

Aslak  zaczął  się  na  dobre  niepokoić  stanem  psychicznym  przyjaciela.  Sam  nie  tknął 

wódki. Musiał czuwać, skoro Mikkal nie chciał brać odpowiedzialności za swoje czyny. 

A  jednak  smutek  nie  przytępił  Mikkalowi  zmysłów.  Od  razu  zwrócił  uwagę  na 

mężczyznę siedzącego po przeciwnej stronie sali. 

Na  pierwszy  rzut  oka  człowiek  ten  nie  wyróżniał  się  niczym  szczególnym.  Chudy,  o 

rysach,  na  których  ostry  morski  klimat  odcisnął  swe  piętno.  W  średnim  wieku,  łysawy,  z 

wyraźnymi brakami w uzębieniu. Kilkudniowy zarost świadczył o tym, że mężczyzna przybył 

na targ bez żony. 

Ludzie bowiem tacy jak on zawsze mieli żony. 

Zdradzał to sposób, w jaki wychylali kieliszki. Jakby dawno nie mieli po temu okazji. 

background image

Jako się rzekło, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Poza jednym drobiazgiem. Nie 

płacił  monetami,  tylko  małymi  kamyczkami.  Niezliczone  marzenia  karmiły  się  ich  zimnym 

blaskiem. 

Peder z osady bawił się wyśmienicie. Mikkal nie był jedyną osobą, która zwróciła na 

niego uwagę. Dwóch mężczyzn śledziło każdy jego ruch. Byli trzeźwi. 

Mikkal rozpoznał nieznajomego, który rozpytywał o Raiję i Reijo. 

I  wyciągnął taki sam wniosek z obserwacji Pedera. Kruszec musiał pochodzić z tego 

samego  źródła.  Wydawało  się  niepodobieństwem,  by  kilka  różnych  osób  trafiło  na  złoto  w 

tym samym czasie. 

Spod  przymkniętych  powiek  Mikkal  obserwował  poczynania  mężczyzn.  Siedzący 

obok  niego  mogli  sądzić,  że  zasnął.  Nawet  Aslak,  który  dobrze  znał  przyjaciela,  uznał,  iż 

Mikkal się upił. 

Iver,  brat  Jenny,  pierwszy  przysiadł  się  do  Pedera.  Zajął  miejsce  tuż  obok  niego,  ale 

zdawał  się  wcale  nie  interesować  sąsiadem.  To  Peder  zagaił  rozmowę  z  młodzieńcem, 

proponując mu coś mocniejszego. 

Iver nie odmówił. 

-  Dzisiaj  ja  stawiam  -  zachichotał  Peder,  podsuwając  Iverowi  bryłkę  złota  pod  nos.  - 

Czegoś takiego w życiu nie widziałeś? - szepnął na tyle głośno, że usłyszeli go wszyscy. 

Iver  zareagował  błyskawicznie.  Z  pobłażliwym  uśmiechem  zacisnął  dłoń  Pedera  na 

bryłce. Tylko najbliżej siedzący zdążyli dostrzec blask kruszcu. Przed porankiem zdążą o tym 

zapomnieć. 

- Chyba za dużo wypiłeś - roześmiał się rozbrajająco. I kopnął Pedera w goleń. 

Kiedy  zainteresowanie  Pederem  opadło,  Iver  wyprowadził  go  na  zewnątrz.  Ole,  jego 

ojciec, poszedł w ich ślady. 

Mikkal  odczekał  chwilę,  podniósł  się  i  ruszył  do  drzwi.  Zdumiony  Aslak  podążył  za 

nim. 

-  Sądziłem,  że  ledwie  trzymasz  się  na  nogach  -  wykrzyknął,  patrząc  badawczo  na 

przyjaciela. - Czy możesz mi powiedzieć, co się stało? 

Mikkal położył palec na wargach i ruchem głowy wskazał kierunek. Trójka mężczyzn, 

która opuściła szynk przed nimi, zatrzymała się pod ścianą szopy służącej za stajnię. 

Mikkal i Aslak weszli bezszelestnie do szopy i stanęli blisko mężczyzn, oddzieleni od 

nich jedynie ścianą z cienkich desek. 

Tamci nic nie zauważyli. 

Rozmawiali o zlocie. 

background image

Peder  musiał  właśnie  uznać,  że  nowo  poznani  kamraci  powiedzieli  coś  niezwykle 

zabawnego. 

- Nie, ja nie szukam takich skarbów - pokładał się ze śmiechu. - Zawsze wierzyłem, że 

utrzymam się z darów morza. Bogactwo przyszło niespodzianie, więc używam, póki starczy. 

Z  typową  dla  pijanych  wylewnością  zaczął  opowiadać,  jak  sprytnie  pozbył  się  starej 

kobyły.  Wtrącał  tyle  niepotrzebnych  szczegółów,  że  zarówno  jego  kamraci,  jak  i  Mikkal 

zaczęli się niecierpliwić. 

W końcu jednak dowiedzieli się tego, czego chcieli. 

Mikkal nawet znacznie więcej, niżby sobie życzył. 

Rozmowę z Pederem prowadził  Iver. Przy  pierwszym spotkaniu z Raiją i Reijo robił 

wrażenie milczka. Kiedy było trzeba, okazywał jednak niezwykłe talenty krasomówcze. 

- Jest piękna, ma ciemne włosy - ciągnął Pedera za słówka. 

Ten nie nadążał. 

-  Nie,  nie  -  odrzekł  poirytowany.  -  Już  mówiłem.  To  była  stara  kobyła,  bezzębna,  z 

wygiętym grzbietem. Mała kasztanka. 

Iver zniecierpliwił się. 

- Chodzi mi o kobietę. Tę, która kupiła konia. Jest piękna i ma czarne włosy. 

- A, Raija -  cmoknął z uznaniem Peder. - Piękna, trzeba przyznać. Tylko  niech mnie 

ręka boska chroni przed taką babą! - I nagle nabrał podejrzeń. - A dlaczego pytacie o Raiję? 

Iver  roześmiał  się  rozbrajająco.  Nie  miał  miłej  powierzchowności,  ale  potrafił 

wzbudzać w ludziach zaufanie. 

- Była razem z jasnowłosym chłopakiem. Mocno zbudowanym, o krzywych nogach. 

Peder przytaknął skwapliwie. 

- Reijo, zgadza się. Nie zazdroszczę mu. 

-  Widzisz,  tatku,  znaleźliśmy  ich.  -  Iver  klepnął  ojca  po  plecach  i  zwrócił  się  do 

Pedera: - Reijo to szwagier mojej siostry. Siostra i jej mąż pomarli... 

Kłamał jak z nut. 

- Szukamy ich od dawna. Reijo ma prawo do schedy po bracie. 

Mikkal aż zazgrzytał. Dawno już nie słyszał równie naciąganej historyjki. 

Peder  był  prostym  człowiekiem,  w  gruncie  rzeczy  dość  prostolinijnym  i 

sentymentalnym.  I  choć  Raija  nie  przypadła  mu  do  gustu,  wcale  źle  jej  nie  życzył.  Spełnił 

więc ochoczo prośbę dwóch nieznajomych i opisał drogę do osady. 

Mikkal słuchał uważnie. Raija nie chciała się przyznać, gdzie mieszka. 

Teraz wiedział! 

background image

-  Raija  wybierała  się  na  targ  -  dodał  naiwnie  Peder.  Zapadła  znacząca  cisza.  Mikkal 

przełknął ślinę. - Ale jej nie widziałem, a rozglądałem się dobrze - ciągnął. - Stało się tak, jak 

przewidywałem,  kiedy  kobiety  biorą  się  za  męskie  zajęcie.  Po  co  jej  sklep?  Co  chciała 

zdziałać  na  targu?  Musiała  gdzieś  się  zapodziać  po  drodze,  kobiety  nie  powinny  samotnie 

włóczyć się po płaskowyżu. Mówię wam, tak jak powiedziałem mojej babie... 

Zagłębił  się  w  szczegóły  pożegnalnej  rozmowy  z  żoną,  ale  mężczyźni  z  wyspy  i 

Mikkal puścili je mimo uszu. Mikkal zaczął słuchać, kiedy Peder zmienił temat. 

- Reijo nie znajdziecie - wyjaśnił. - Reijo popłynął do Bergen łodzią, która należy do 

sklepu. Chłopakowi pomieszało się w głowie, skoro pozwala kobiecie zajmować się handlem. 

Mógłby znaleźć szypra w osadzie i zostać. Tak to jest, kiedy baba rządzi w domu. Pozwalać 

ż

onie robić, co jej się żywnie podoba! To niesłychane... 

Mikkal poczuł, jak zimny pot oblewa mu ciało. 

Nie chciał słuchać dalej, zresztą i tak zdążył dowiedzieć się najważniejszego. 

Opuścił  szopę  równie  bezszelestnie,  jak  przyszedł.  Aslak  nie  zrozumiał,  co  nakazało 

przyjacielowi odwrót, ale posłusznie podążył za nim. 

Mikkal szedł bez celu. Aslak dreptał cierpliwie u jego boku. 

Stracił pół nocy na coś, czego nie pojmował. Gotów był poświęcić drugą połowę, by 

się dowiedzieć, o co chodzi. 

Z pewnością o Raiję. Zawsze chodziło o Raiję. 

Zadziwiające, że ta niewielka wzrostem kobieta nieustannie znajdowała się w centrum 

wydarzeń.  Była  serdeczna  i  dość  impulsywna,  ale  zdawało  się,  że  nie  wadzi  nikomu. 

Tymczasem wokół niej zawsze szalała burza. 

Budy  jarmarczne  zamieniły  się  w  niewielkie  punkciki  na  horyzoncie,  kiedy  Mikkal 

usiadł ciężko na ziemi. 

- Słyszałeś, Aslak? - spytał. - Słyszałeś? 

Aslak  nie  uronił  ani  słowa  z  rozmowy  mężczyzn,  ale  nie  wiedział,  który  fragment 

wywołał wzburzenie przyjaciela. 

-  Potępiła  mnie  i  odtrąciła.  Powiedziała,  że  nie  jestem  wolny,  że  wciąż  pozostaję  w 

związku z Siggą Obecność Ingi jeszcze bardziej pogrążyła mnie w jej oczach. 

-  Miała  rację...  -  przyznał  rzeczowo  Aslak.  Mikkal  wykrzywił  twarz  w  grymasie. 

Wydawał się bardzo zmęczony. 

-  Może  i  miała.  Była  taka  surowa.  Sprawiła,  że  czuję  się  podle.  Mam  wrażenie,  że 

zawiodłem ją i siebie. Raija dała mi do zrozumienia, że nie powinienem wiązać się z nikim, 

tylko  karmić  się  marzeniami  o  niej.  Marzyć  i  mieć  nadzieję...  -  Nabrał  powietrza.  - 

background image

Powiedziała,  że  Kalle  nie  żyje,  a  ja  jej  uwierzyłem.  Powiedziała,  że  jest  z  Reijo.  Wiem,  że 

Reijo darzy Raiję uczuciem. Nie jestem głupi, domyśliłem się, iż żyją ze sobą... - Spojrzał na 

Aslaka. - Ale powiedziała też, że jest wolna. Prosto w oczy. 

I znów jej uwierzyłem, nie dopuszczałem do siebie myśli, że może mnie okłamywać. 

A jednak... 

Aslak zaczynał z wolna kojarzyć fakty. 

Mikkal był zgorzkniały i rozczarowany. 

- Kazała mi żyć w przeświadczeniu, że jest wolna. Twierdziła, iż zamykam nam drogę 

do wspólnego szczęścia. I cóż? Okazuje się, że została żoną Reijo. I nie wspomniała o tym ani 

jednym słowem... 

- Więc wyrównaliście rachunki. - Aslak do pewnego stopnia rozumiał rozczarowanie 

Mikkala,  ale  uważał,  że  przyjaciel  przesadza.  -  Oboje  poplątaliście  sobie  życie.  Po  co  się 

dręczyć? Nie lepiej pójść własną drogą? 

Obrażona mina Mikkala była jedyną odpowiedzią na propozycję Aslaka. 

- Więc przynajmniej przestańcie wierzyć, że zejdziecie się przy następnym spotkaniu. 

Masz  ogromne  oczekiwania,  Mikkal.  Za  kolejnym  razem,  myślisz,  połączymy  się  na  dobre. 

W  głębi  ducha  wiesz  jednak,  że  to  niemożliwe.  I  z  każdym  rozstaniem  zadajecie  sobie 

większy ból. Nie wiń losu. Sami się niszczycie. 

- Powiedz to Raiji! - mruknął Mikkal. Cóż z tego, że Aslak ma rację? 

Łatwo mówić, łatwo myśleć w ten sposób. Znacznie trudniej żyć. 

- Po co właściwie śledziłeś tę trójkę? - Aslak chciał odwrócić myśli Mikkala od Raiji. 

- O co chodzi? Nie wszystko zrozumiałem. To byli krewni Reijo? Reijo miał brata? 

- Nie miał - odrzekł Mikkal. - Chodzi o złoto. Aslak nie zdumiałby się bardziej, gdyby 

Mikkal oznajmił, że Raija jest duńską księżniczką. 

-  Żartujesz.  O  złoto?  Tu  nie  ma  złota.  Wielu  szukało.  Łatwiej  by  było  pokroić  je 

drewnianym nożem, niż znaleźć w okolicy. 

Roześmiał się. Mikkal był śmiertelnie poważny. 

W Tornedalen opowiadano sobie różne legendy o Ruiji, cudownej krainie na północy 

Norwegii. Jedna z nich głosiła, że złoto w Ruiji można kroić drewnianym nożem... 

Nędza sprawiała, że fińscy emigranci łatwo dawali wiarę niestworzonym historiom. 

Prawda była inna. Aslak miał rację, wielu szukało nadaremnie. 

- Karl, mąż Raiji, znalazł złoto - powiedział Mikkal. - Raija wie gdzie. 

Aslak zrozumiał. 

Zrozumiał niepokój przyjaciela. 

background image

- Pojechała sama? - zapytał. - A Reijo jest w Bergen... 

Mikkal skinął głową. 

- Co zamierzasz zrobić? 

Aslak  z  mieszanymi  uczuciami  myślał  o  możliwościach,  które  otwierały  się  przed 

Mikkalem. 

- Są tam chyba jacyś sąsiedzi - zasugerował. Mikkal potrząsnął przecząco głową. 

- Mogę zrobić tylko jedno - stwierdził spokojnie. - Ruszyć na wybrzeże. Ostrzec ich. 

Ostrzec ją... 

- Co będzie z nami? - spytał Aslak. - Co z Ailo? 

Z Ingą? Sądzisz, że nie jesteś nam potrzebny? Że mamy dość rąk do pracy? 

Mikkal nie odwrócił spojrzenia. Już podjął decyzję. 

- Raija bardziej mnie potrzebuje - rzekł. - Nie mogę jej zawieść. Byłoby  tak, jakbym 

zawiódł samego siebie. 

Raija była przybita. Podróż na targ skończyła się katastrofą. 

Tylko dlatego, że spotkała Mikkala! 

Wiedziała,  że  stawia  mu  większe  wymagania  niż  sobie,  ale  zawsze  widziała  w  nim 

wzór  do  naśladowania.  Jeśli  nawet  nie  potrafiła  żyć  czysto  i  szlachetnie,  to  pragnęła,  by  on 

zbliżał się do ideału. Rozczarowanie faktem, że miał inną, było ogromne. 

Rozczarowanie... 

Doprawione odrobiną zazdrości. 

Nie sądziła, że jest do niej zdolna, ale z upływem czasu odkrywała nowe strony swojej 

natury. 

Była zazdrosna. 

Na dodatek tamta nie grzeszyła urodą. 

Z  niechęcią  myślała  o  Indze.  Wstrętna  i  poniżająca  była  świadomość,  że  Mikkal 

trzymał w ramionach inną kobietę. Na dodatek o takiej powierzchowności. 

Raija zawsze dbała o to, by się podobać Mikkalowi, choć wiedziała, że on kochają nie 

dla urody oblicza. 

Tym bardziej cierpiała, że zamienił ją na brzydulę. 

Wobec pięknej dziewczyny pokazałaby pazury. Wobec Ingi nie mogła. 

Rozumiała,  dlaczego  Inga  miała  zaczerwienione  oczy.  Dziwne,  ale  Mikkal  musiał 

znaczyć dla tej nieszczęsnej dziewczyny tyle samo co dla niej. 

Porażająca świadomość. 

Mikkal należał do niej. 

background image

Sigga nie stanowiła już zagrożenia, choć wiązała Mikkalowi ręce aż do śmierci. Raija 

nigdy nie widziała w niej prawdziwej rywalki. Mikkal nie dbał o Siggę. Raija nie musiała się 

jej obawiać. 

Gdyby Inga była piękna, Raija zrozumiałaby zachowanie Mikkala. Dlatego tym razem 

odczuwała niepewność. 

Tamta  dziewczyna  musiała  odznaczać  się  innymi  przymiotami.  Znacznie 

groźniejszymi niż gładkość lica. 

Byłoby lepiej, gdyby Mikkal znalazł sobie piękną kochankę. 

Raija poganiała konia. Nieświadomie zboczyła z drogi, która prowadziła do osady. Jej 

myśli krążyły wokół innych spraw. 

Było południe, kiedy zdała sobie sprawę, że podąża w złym kierunku. Rozejrzała się 

wokół. 

Z początku myślała, że zabłądziła. Po chwili rozpoznała okolicę. 

Kiedyś  już  jechała  tą  drogą.  Jesienią,  krajobraz  wyglądał  wtedy  inaczej.  Przyroda 

płonęła barwami ognia, po czym zszarzała, jakby zawstydzona swoją nagością. 

Teraz świat wokół tryskał urodą. Zbliżało się krótkie lato. Jeszcze jeden ciepły dzień, 

a  przyroda  eksploduje  feerią  zieleni.  Maleńkie  pąki  kwiatów  ozdobią  łąki  mnogością 

najniezwyklejszych barw. 

Był czerwiec. 

Raija znajdowała się niedaleko Alty. 

Kolejne zrządzenie losu? 

Raija nie lubiła, by ktoś decydował za nią, ale jak tu kłócić się z losem? 

Lub z własną pamięcią? 

Nigdy nie wpadłaby na taki pomysł, ale teraz wydał jej się wcale niegłupi. 

Nie  woziła  ze  sobą  mapy  Karla,  ale  studiowała  ją  na  tyle  często,  że  pamiętała 

najdrobniejsze szczegóły. 

Poznała okolicę. 

Nie spodziewano się jej w osadzie przed upływem tygodnia. 

Może uratować sklep. 

Jeśli znajdzie złoto Karla. 

Da sobie radę. 

Sama. 

background image

Jak  większość  fantastów  i  marzycieli  Raija  lekceważyła  trudności.  Wierzyła,  że 

wszystko pójdzie dobrze. 

Zwykle szło, choć nie zawsze było to jej zasługą. 

Nie  umiała  układać  planów.  Działała  impulsywnie.  Kierowała  się  porywem  serca, 

zapominając o rozsądku i bezpieczeństwie. 

Wkrótce  odnalazła  miejsce,  gdzie  stała  chata,  w  której  schroniła  się  po  ucieczce  od 

wójta. Wtedy, kiedy zamordowano szwedzkiego pastora. 

Nie potrafiła jasno myśleć o tamtym zdarzeniu. 

Coś  łączyło  ją  z  morderstwem.  Nie  przestawała  myśleć  o  nim,  mieszała  fakty  z 

domysłami. Z przerażającymi domysłami... 

Ole Edvard spalił chatę. Raija zeskoczyła z wozu i weszła pomiędzy zwęglone resztki 

budowli. 

Tutaj spotkała Karla, którego już raz zdążyła pochować. Tutaj w jej życiu dokonał się 

zwrot. 

To miejsce budziło tyle wspomnień. 

Skarb musi znajdować się niedaleko. Karl wędrował przez kilka dni, ale przecież był 

chory i poruszał się na piechotę. Raija miała konia. 

Trzeba dać zwierzęciu odetchnąć przez parę godzin. Potem ruszy dalej. 

Raija  nie  czuła  zmęczenia.  Przyszło  lato,  noce  były  jasne.  Mogła  podróżować  dużo 

szybciej, siedząc na koźle i oddając się rozmyślaniom. Sił jej nie brakowało, podekscytowanie 

przygodą kazało zapomnieć o troskach. 

Raija skupiła całą uwagę na złocie. 

Odsunęła Mikkala w głąb świadomości i od razu poczuła się lepiej. 

Zdrzemnęła się nawozie. Kiedy się obudziła, tarcza słońca stała na wschodzie. 

Zjadła  kawałek  suszonego  mięsa  i  popiła  wodą  ze  strumienia.  To  nad  jego  brzegami 

Karl przypomniał sobie swoją przeszłość. 

Tyle bolesnych wspomnień wiązało się z tym miejscem. Oby nigdy więcej nie musiała 

tutaj wracać! 

Przyszło  jej  nagle  do  głowy,  że  podróż  w  pojedynkę  nie  jest  całkiem  bezpieczna, 

zwłaszcza dla młodej kobiety. Doświadczenia z targu nauczyły ją ostrożności. 

Odwaga zaczęła ją opuszczać, ale wpadła na wspaniały pomysł. 

background image

Postanowiła się przebrać. 

Uczyniła to z niesmakiem, wciąż prześladowało ją wspomnienie balu kostiumowego u 

wójta, na którym doznała poniżenia. 

Raija była pamiętliwa. 

Ole Edvard nie żył, lecz ona nie potrafiła wybaczyć ani zapomnieć. 

Przebrała się za mężczyznę. Nie za rybaka ani myśliwego, w takim bowiem stroju nie 

zdołałaby  ukryć  swojej  kobiecości.  Mogła  jednak  udać  młodego  chłopca  o  dziewczęcej 

urodzie. Liczyła na to, że i tak nie natknie się na nikogo. Płaskowyż był rozległy, a większość 

podróżnych  zdążała  wszak  na  jarmark.  Miejsce,  do  którego  zmierzała,  leżało  z  dala  od 

utartych szlaków. 

Rozsądek  podpowiadał  jednak  dziewczynie,  że  tak  będzie  lepiej.  Znalazła  spodnie 

męża,  które  przypadkiem  zaplątały  się  pośród  towarów.  Raija  uznała,  że  to  znak  niebios. 

Reijo  był  mocniejszej  budowy,  więc  musiała  urwać  kawałek  sukna  i  przewiązać  się  nim  w 

pasie. Szerokie spodnie zwisały nieelegancko wokół jej chłopięco szczupłych bioder, ale nic 

nie  mogła  na  to  poradzić.  Nogawki  skróciła,  wpychając  je  do  butów.  Wyglądała  dość 

niezdarnie, ale nie zamierzała schodzić zbyt często z kozła. Koń sam znajdzie drogę. 

Piersi  stanowiły  większy  problem.  Mogła  przywdziać  najlepsze  przebranie,  ale 

krągłość piersi wciąż zdradzała jej płeć. 

Raija  musiała  poświęcić  jedną  z  bluzek.  Podarła  ją  na  szerokie  pasy  i  obwiązała  się 

nimi,  zaciskając  sukno  nieomal  do  utraty  tchu.  Utrudniało  jej  to  ruchy,  ale  skutecznie 

ukrywało  kobiece  wdzięki.  Na  wierzch  założyła  zwykłą  koszulę,  taką  którą  nosiła  na  co 

dzień. Sposób zapięcia mógł ją zdradzić, ale dziewczyna nie podejrzewała podróżujących po 

płaskowyżu o zbytnią przenikliwość. 

Włosy upięła w kok i ukryła pod kapeluszem z szerokim rondem, który naciągnęła na 

czoło, tak że twarz pozostawała w cieniu. Zanim ruszyła w drogę, przejrzała się w strumieniu. 

Rwąca woda zniekształcała odbicie, ale Raija uznała, że efekt jest zadowalający. 

Przynajmniej w niczym nie przypominała siebie. 

Mogła  teraz  rozpocząć  poszukiwania.  Wkrótce  musiała  uznać,  że  porwała  się  z 

motyką na słońce. 

Jej optymizm stopniał jak wiosenny śnieg. 

Pamiętała dobrze mapę, którą Kalle wyrył po wewnętrznej stronie skórzanego worka, 

ale  przepatrując  okolicę  stwierdziła,  że  nie  zaznaczył  na  rysunku  zbyt  wielu 

charakterystycznych  elementów.  Nie  mogła  też  pominąć  faktu,  że  Kalle  odtworzył  mapę  z 

pamięci i że wtedy była jesień. Pory roku odmieniały okolicę nie do poznania. 

background image

Upływały godziny, słońce zatoczyło łuk i skłaniało się ku zachodowi. 

Raija  zatrzymywała  się  raz  po  raz  na  popas,  by  dać  odpocząć  zwierzęciu.  Jej  los 

zależał  od  konia.  Droga  do  osady  była  daleka,  a  przecież  musiała  wrócić  do  domu  o  tym 

samym czasie, co inni ludzie powracający z jarmarku. 

Zapadła  noc,  lecz  Raija  wciąż  popędzała  konia.  Zwierzę  okazało  się  nadzwyczaj 

dzielne. Dziewczyna nie zaznała snu przez całą dobę, lecz nie odczuwała zmęczenia. Wręcz 

przeciwnie,  przenikało  ją  podniecenie.  Kiedyś  śmiała  się  z  chłopięcych  rojeń  Karla  i  Reijo, 

uważała, że tracą czas na pogoni za mirażami. 

Nazywała ich marzycielami. 

Trzeba było dziecięcej naiwności, by uwierzyć w opowieści o złocie w Ruiji. Kalle nie 

był  marzycielem,  ale  zachował  w  sobie  tęsknotę  za  cennym  kruszcem.  Nawet  wtedy,  gdy 

utracił pamięć o przeszłości, zachował w sobie ten sen. 

I znalazł miejsce, gdzie zaczyna się tęcza. 

Wtedy Raija nie potrafiła ich zrozumieć. Nigdy nie marzyła o bogactwie. 

Teraz pojęła. 

Teraz każdym skrawkiem ciała czuła narastające napięcie. 

Nie na myśl o dostatku. Tak, chciała zatrzymać sklep. On nadawał sens jej życiu, tak 

jak dzieci, rodzina, tęsknota za Mikkalem. 

Przede  wszystkim  jednak  pragnęła  zapewnić  przyszłość  swoim  najbliższym.  Sama 

dość się wycierpiała za młodu. 

Musiała  zmagać  się  z  przeciwnościami  losu,  bywała  samotna,  straszliwie  samotna. 

Przez tę samotność, biedę, fińskie pochodzenie zdana była na łaskę i niełaskę innych ludzi. 

Ojciec Raiji musiał ją odesłać, bo cierpiał niedostatek. 

Musiał ją sprzedać... 

To była bolesna myśl, ale jakże prawdziwa. 

Raija pragnęła lepszej przyszłości dla swego potomstwa. Osada rybacka nie była może 

najlepszym miejscem na tej ziemi, ale Maja, Knut i Elise zbyt wiele dni spędzili w drodze. 

Przeżyli więcej niż większość dzieci w ich wieku. 

I widzieli zdarzenia, których oczy dziecka nie powinny oglądać. 

Marzyła, by zapewnić im bezpieczeństwo. Ubogie dzieci mogły  czuć się bezpieczne. 

Jakże łatwiej jednak o pewność jutra, jeśli ma się nabity trzos. 

Skarb Karla mógł zmienić wszystko. 

Skarb Karla oznaczał spokojną przyszłość dzieci. 

Z tego właśnie powodu Raija czuła gorączkę złota. 

background image

Dlatego też zrozumiała wreszcie siłę chłopięcych marzeń Karla i Reijo. 

Tyle można ofiarować tym, których darzy się miłością. Można dać im cały świat. 

Pamiętała słowa z odległej przeszłości. 

Słyszała słaby głos starej kobiety, czuła zapach skóry i dymu. 

Elle wyrzekła do niej te słowa, kiedy Raija była dzieckiem. 

„Widzę zimne światło, Raiju...” 

Raija trzymała w dłoni bryłki kruszcu. Poznała ich ciężar i blask. 

Złoto błyszczało zimnym światłem... 

Mijała niezliczone strumyki, niektóre na tyle rwące, że przy odrobinie przesady można 

było uznać je za rzeki. 

Kalle wspominał o jakiejś rzece. 

Co miał na myśli? 

Raczej pod wpływem nagłego impulsu niż przemyślanej decyzji Raija skierowała wóz 

wzdłuż brzegu jednego ze strumieni. Był odrobinę szerszy niż pozostałe. 

Kiedy  dotarła  do  uskoku,  uznała,  że  popełniła  błąd.  Rzeczka  opadała  kaskadą.  Żeby 

znaleźć się znów u jej brzegów, Raija musiała nadłożyć drogi i dotrzeć do podstawy wzgórza. 

Tak  też  uczyniła,  choć  objazd  zajął  parę  godzin.  Uznała,  że  podnóże  góry  świetnie 

nada  się  na  wypoczynek.  Potrzebowała  chwili  wytchnienia,  musiała  dać  odpocząć 

strudzonemu  zwierzęciu.  Oporządzenie  konia  sprawiło  jej  przyjemność,  był  jedyną  żywą 

istotą na tym odludziu. Tylko do niego mogła teraz przemawiać. 

Miejsce było przepiękne. Raija postanowiła rozłożyć się na spoczynek pod skałą, ale 

drogę zagrodziły jej głazy wysokości człowieka. 

Między  głazami  nie  dostrzegła  żadnej  ścieżki.  Porastały  je  krzewy  wierzby.  W 

pęknięciach  na  stromej  skale  gromadziły  się  grudy  ziemi,  której  czepiały  się  korzenie 

wierzbiny  i  czerwonego  wrzosu.  Przyroda  północy  nie  jest  bogata,  ale  zachwyca  głębią 

kontrastów. 

Mimo  tych  plam  zieleni  i  czerwieni  ciemna  gładź  zbocza  działała  na  Raiję 

odpychająco.  Góry  nigdy  jej  nie  pociągały.  Wychowała  się  na  otwartych  przestrzeniach.  W 

Tornedalen nic nie przesłaniało nieba. 

W  górach  Raija  odczuwała  instynktowny  lęk,  nad  brzegiem  rzeki  oddychała 

swobodniej. Rzeki przyciągały  ją z magiczną mocą, były  wiecznymi wędrowcami jak i ona, 

ż

yciodajną wstęgą łączyły ludzi i miejsca. Raija zawsze mieszkała nad brzegiem rzeki. 

Nie mogła oderwać wzroku od wodospadu, który spienioną kaskadą opadał z urwiska, 

pełen niezwykłej siły i energii. 

background image

I nagle zrodziła się w niej pewna myśl. Z początku wątła, potem coraz mocniejsza. 

Z namysłem przyglądała się wodospadowi, który miała po lewej ręce. 

Zbocze... 

Sądziła, że jest wyższe, bardziej strome. 

Może  dlatego,  że  bała  się  gór,  i  w  wyobraźni  zbocze  urosło  do  niebotycznych 

rozmiarów. 

Położenie  skały,  wodospadu  i  wijącej  się  rzeki  odpowiadało  z  grubsza  znakom  na 

mapie Karla. 

Nieprawdopodobne. 

A jednak. Im dokładniej przyglądała się okolicy, tym większej nabierała pewności. 

Cały czas zdążała we właściwym kierunku, instynktownie obrała właściwą drogę. 

Kalle tu był. 

Mimo ogromu płaskowyżu dotarła do miejsca, które Kalle oznaczył na mapie. 

Nie do wiary. 

A jednak. W głębi duszy Raija wiedziała, że tym razem się nie myli. 

Kalle był tu przed nią. 

Tutaj znalazł złoto. 

Skarb. 

Jak  szalona  rzuciła  się  w  nurt  rzeki.  Zimna  woda  natychmiast  przeniknęła  przez 

ubranie, ale Raija nie zwracała na to uwagi. 

Nie miała czasu. 

Gdzieś tu leży skarb. 

Złoto Karla. 

Jej złoto. 

Mikkal  nie  dał  się  przekonać  Aslakowi.  Gotów  był  poświęcić  wszystko,  by  móc 

ruszyć na wybrzeże w poszukiwaniu Raiji. 

Inga też próbowała przemówić mu do rozsądku, choć sporo ją to kosztowało. Niełatwo 

obnażać uczucia wobec kogoś, komu to obojętne. 

Spróbowała. 

Na prośbę Aslaka. 

Szczerze mówiąc, i tak by spróbowała. 

Nisko upadła. 

Mikkal był nieubłagany. 

background image

-  Wiem,  że  źle  cię  traktuję,  Ingo  -  powiedział.  -  Podróż  na  jarmark  przybrała 

nieoczekiwany  obrót  -  dodał  z  ponurym  wzrokiem.  -  Możesz  mi  wierzyć  lub  nie,  ale  nie 

spodziewałem się spotkać tutaj Raiji. Po prostu stało się... 

- Dobrze ci z nią? - spytała poważnie. Odwrócił spojrzenie. 

-  Nie  jest  mi  dobrze  bez  niej  -  odrzekł  wymijająco,  lecz  zgodnie  z  prawdą.  -  Muszę 

jechać, nie mam wyboru. Nic i nikt mnie nie powstrzyma. 

Inga westchnęła zrezygnowana. 

- Rozumiem... 

-  Nie  sądzę  -  wyszeptał  Mikkal.  -  Mam  nadzieję,  że  nigdy  tak  nie  pokochasz.  Taka 

miłość to niebo i piekło... 

Inga milczała. 

- Zaopiekuj się Ailo! - poprosił. 

Inga  skinęła  głową,  ale  Mikkal  już  tego  nie  zauważył.  Ruszył  w  drogę.  Do  Raiji. 

Zawsze do Raiji. 

background image

10 

Czterdzieści lat przed tymi wydarzeniami, koło roku 1690, Petter Dass, pastor i poeta 

z Alstahaug, spisał pamiętne strofy o kupieckich łodziach i rybackich spotkaniach w Bergen. 

Podawał w nich, że żeglarze z północy wyznaczali trzy daty w roku, kiedy to przypływali do 

tego  wielkiego  miasta,  by  sprzedać  towary:  trzeciego  maja  na  święto  Krzyża,  w  czerwcu  na 

ś

więtego Jana i dwudziestego szóstego lipca na świętego Olafa. 

Reijo  i  jego  ludzie  zmierzali  na  spotkanie  świętojańskie,  choć  zwloką  na  początku 

wyprawy  łatwo  mogła  spowodować,  że  nie  uda  im  się  dotrzeć  na  miejsce  przed  trzecim 

terminem. 

W pierwszych dniach wiatr im nie sprzyjał. 

Na północ od wyspy Skjerv dogonili pięć łodzi i, jak to było w zwyczaju, przyłączyli 

się do nich. 

Wspólna  żegluga  miała  dużo  zalet.  Razem  stawano  na  kotwicy,  poznawano  się 

nawzajem,  wymieniano  wieści  i  uwagi  o  pogodzie.  W  gromadzie  łatwiej  było  uniknąć 

niebezpieczeństw, które czyhały na żeglarzy. 

Przybrzeżne  wody  Norwegii  bywały  kapryśne,  Reijo  zdawał  sobie  z  tego  sprawę.  W 

swojej  pierwszej  podróży  na  południe,  na  dodatek  w  roli  szypra,  musiał  słuchać  rad 

doświadczonych rybaków. 

Ci  z  Senji,  stare  morskie  wygi,  opowiadali  z  ponurymi  minami  o  sześciu  łodziach, 

które  parę  lat  wstecz  wypłynęły  na  letnie  spotkanie  i  przed  początkiem  grudnia  nie  zdołały 

wrócić  do  domu.  Reijo  zrozumiał  ukryty  przytyk,  rejs  do  Bergen  to  nie  zadanie  dla 

gołowąsów. 

Podróż  zajęła  im  cztery  tygodnie.  Trochę  dłużej  niż  zazwyczaj,  ale  po  drodze 

napotykali okresy flauty. Dopiero w okolicach przylądka Stad powiał północny wiatr i pędził 

łodzie wzdłuż wybrzeża Vestlandet. 

Reijo  ujrzał  fiordy  wcinające  się  w  głąb  lądu  i  grzbiety  gór  dumnie  wyrastające  z 

Morza Północnego. 

Przyroda objawiała tu swą potęgę, surowość i dumę. 

Krajobraz  przypominał  Reijo  północ  Norwegii.  Oddalał  się  od  domu,  ale  wcale  nie 

czuł  się  obco.  Od  każdej  osady,  którą  mijali  po  drodze,  odbijała  kolejna  ciężka  łódź  i 

dołączała do pozostałych. 

background image

Dopłynęli  do  kupieckiego  miasta  ogromną  flotyllą.  Była  połowa  lipca,  kiedy 

siedemdziesiąt  nieomal  łodzi  wpłynęło  do  zatoki  Vagen  i  przybiło  do  nabrzeża  zwanego 

Bryggen.  Rybacy  z  północnej  Norwegii  przybywali,  by  sprzedać  towary  i  zapewnić  środki 

utrzymania dla swoich wiosek i osad. 

Bez zbędnych ceregieli rozpoczęli wyładunek. 

Pobyt w Bergen stanowił atrakcję samą w sobie, ale czasu nie wolno było marnować. 

Przybywali  tu  przede  wszystkim  po  to,  by  zdobyć  żywność  dla  bliskich.  W  stronach 

rodzinnych rozpoczął się czas żniw i liczyła się każda para rąk do pracy. I choć miasto kusiło, 

rybacy czuli na sobie brzemię odpowiedzialności. 

Czekała  ich  droga  powrotna,  w  której  nie  mogli  liczyć  wyłącznie  na  sprzyjające 

wiatry. Czekał ich wysiłek i trud, zanim staną na progu domostw i chełpliwie opowiadać będą 

o przygodach. 

Przez trzy dni opróżniali łodzie. To był dobry rok, wieźli obfitość towarów. 

Reijo  zrobił  przegląd  ładowni.  Nie  zamierzał  dać  się  oszukać  pierwszemu  lepszemu 

kupcowi  z  Bergen,  który  sądził,  że  wystarczy  upić  naiwnego,  niepiśmiennego  rybaka  z 

północy,  by  ten  przystał  na  każdą  cenę.  Reijo  wiedział,  co  wiezie:  prawie  trzy  i  pół  tony 

sztokfisza,  dwieście  kilogramów  klipfisza,  przeszło  pół  tony  wątłusza  i  szesnaście  beczek 

tranu. 

Jeśli ktoś będzie próbował zakwestionować wagę, dowie się, że nie ma do czynienia z 

byle głupkiem z prowincji. 

Kupcy zjawili się, zanim dokończono wyładunku. 

Byli  to  doświadczeni  ludzie,  znawcy  rynku.  Równie  dobrze  jak  przybysze  z  północy 

orientowali się w wysokości połowów i plonów. Starannie przygotowywali się na spotkanie z 

rybakami. Pierwsza lustracja przybyłych łodzi pozwalała im oszacować jakość ładunku. 

Kupcy wspólnie ustalali cenę własnych towarów i decydowali, ile gotowi są zapłacić 

za  rybę  przywiezioną  z  północy.  Odstępstw  od  cen  nie  było,  chyba  że  wobec  zadłużonego 

rybaka, któremu zwykle składano gorszą ofertę. Dłużnik musiał spłacić wierzyciela i zwykle 

nie miał innego wyjścia, jak zadowolić się mniejszym zarobkiem. Kupcy rozkładali bezradnie 

ręce, twierdząc, że nie spłacona należność naraża ich na straty. 

Rybacy  z  północy  niewiele  mogli  na  to  poradzić.  Musieli  sprzedać  towary,  byli 

uzależnieni od kredytu bergeńskich kupców. 

Reijo nie miał długów, mógł więc wybrać tego, kto zaoferuje najwyższą cenę. 

Zdawało mu się, że ma silną pozycję przetargową. 

background image

Zdawało  mu  się  tak  do  chwili,  kiedy  postawił  stopę  na  nabrzeżu  Bryggen  i  od  razu 

znalazł  się  w  tłumie  perorujących  kupców.  Nie  docenił  ich  daru  przekonywania  i  talentów 

krasomówczych. 

Prześcigali się w uprzejmościach, wyrzucali z siebie potoki słów w dialekcie, którego 

Reijo po części w ogóle nie rozumiał. Opuściła go otucha i dał się bezwolnie wciągnąć w wir 

wydarzeń. 

Ten,  który  zaklinał  się,  że  nie  padnie  ofiarą  naciągaczy,  wpadł  wprost  w  pułapkę. 

Reijo zauważył, że kupcy zdają się nie rozumieć jego fińskiego akcentu, i w zdenerwowaniu 

zaczął gubić norweskie frazy. W końcu zamilkł na dobre. 

I bez oporu dał się przekonać pewnemu sprytnemu handlarzowi, który nie zapomniał 

języka w gębie i miał silny argument w postaci flaszki gorzałki. 

Reijo  nie  odmówił  poczęstunku.  Nie  uważał,  by  łyk  gorzałki  obligował  go  do 

czegokolwiek. Miał też nadzieję, że alkohol przywróci mu jasność myślenia. 

Ułożył

 sobie przemowę, ale swada kupca zbiła go z pantałyku. 

Reijo  poczuł  się  głupio  i  bezradnie,  podejrzewał  zresztą,  że  w  oczach  kupca  uchodzi 

właśnie za bezradnego głupca. Po pierwszym kielichu przyszedł następny, i jeszcze jeden... 

Rozwiązał  mu  się  język,  ale  gdzieś  zapodziała  klarowność  myśli.  Kupiec,  który  z 

początku odgrywał rolę bratniej duszy, przybrał nagle rzeczowy ton. 

Kupiec wypił tyle, ile trzeba. Dość, by dotrzymać towarzystwa prostakowi z północy. 

Dość, by zachować trzeźwy osąd sytuacji. 

Trzy i pół tony sztokfisza straciło cudownie na wadze jakieś dwieście kilogramów. 

Dwieście kilo klipfisza stopniało o czterdzieści kilogramów. 

Reijo mógł przysiąc, że ma w ładowni przeszło pół tony wątłusza, ale waga kupca nie 

wskazała więcej niż czterysta pięćdziesiąt kilogramów. 

Liczba beczek tranu zgadzała się z jego rachunkami. 

Reijo  nie  protestował.  Kupiec  wyglądał  uczciwie,  z  pewnością  nie  parał  się 

oszustwem. Miejskie wagi muszą być dokładniejsze niż te, którymi dysponowali w osadzie. 

W  mieście  znali  się  na  wszystkim.  Przybysz  z  prowincji  nie  powinien  pouczać 

oświeconego, mądrego człowieka, jak prowadzić interesy. I jeszcze podejrzewać o oszustwo. 

Reijo  nie  mrugnął  więc,  choć  obliczenia  kupca  nie  zgadzały  się  z  jego  własnymi. 

Kupiec dostrzegł to i ostrożnie zaproponował cenę. 

Reijo znów nie zaprotestował, choć cena znacznie odbiegała od średniej. 

background image

Kupiec  poczuł  się  na  pewnym  gruncie,  więc  kiedy  wyliczał  łączną  sumę,  rozmyślnie 

pomylił się tu i ówdzie na swoją korzyść. Po czym doliczył odrobinę do cen towarów, które 

Reijo zabierał na północ. 

Oszukiwał z szerokim uśmiechem na twarzy. 

Reijo  przyjmował  słowa  handlarza  za  dobrą  monetę.  Rzeczywistość  przerastała  go, 

zapierała dech  w piersiach. W tym wielkim, nieznanym świecie nie znaczył nic. Mógł tylko 

potakiwać i zgadzać się na wszystko, by mieć to już za sobą. 

Zakupione  towary  odwieziono  na  łódź  Reijo.  Dwanaście  beczek  jęczmienia, 

dwanaście  żyta.  Kilka  beczek  duńskiego  słodu.  Pięć  beczek  mąki  żytniej,  trzy  mąki 

jęczmiennej.  Fasola,  zwykła  gorzałka,  wino,  trochę  francuskiej  wódki.  No  i  towary  z  list 

zleceniodawców. 

Reijo  miał  już  wszystko,  choć  zapłacił  więcej,  niż  się  spodziewał.  Teraz  musiał 

pomyśleć  o  prezencie  dla  Raiji.  Co  kupić,  nie  wiedział.  Tyle  tylko,  że  marzył  o  czymś 

odmiennym od zwykłych podarków, które rybacy zawozili swoim wybrankom. 

O czymś pięknym, co by przyćmiło broszkę Mikkala i bransoletę Aleksieja. 

Raija  musi  wreszcie  zrozumieć  siłę  jego  uczucia.  Nie  mniejszą  niż  miłość  tych 

wszystkich mężczyzn, którzy krążyli wokół niej jak ćmy wokół świecy. 

Być może nudził ją, bo ciągle stał u jej boku. 

Reijo  zamierzał  przewyższyć  rywali  szczodrością.  Szukał  czegoś  niezwykłego. 

Wyrafinowanego. 

Nie znał wcześniej tego słowa, ale brzmiało dostojnie. Kupiec użył go w rozmowie, a 

Reijo zapamiętał. 

Powtarzał  je  wielokrotnie.  Nie  wiedział,  skąd  pochodzi,  ale  uznał  je  za  niezwykle 

piękne. 

Miał zamiar powtórzyć je Raiji. Żeby wiedziała, że bywał w wielkim świecie. 

Kupi jej coś wyrafinowanego. 

Najpierw jednak ruszy na miasto, by uczcić transakcję. 

Załoga  Reijo  zamierzała  spędzić  parę  dni  w  Bergen,  by  mieć  co  opowiadać  po 

powrocie. Nie wypadało wracać, nie poznawszy miejskich nowinek. 

W  pierwszy  wieczór  rybacy  z  osady  nie  dowiedzieli  się  wiele.  To  znaczy  nabyta 

wiedza  nie  zyskałaby  uznania  w  oczach  ich  współziomków.  Zapoznali  się  bowiem  z 

działaniem francuskiej wódki. 

Efekt nie był, rzecz jasna, odmienny od tego, który powodowała rodzima gorzałka, ale 

któż mógł to wiedzieć, jeśli nie spróbował wprzód złocistego napitku. 

background image

Reijo wzniósł kilka toastów podczas targu, kolejnych kilka, by przybić cenę. Poza tym 

był szyprem i nie mógł odmówić załodze. 

Zapomniał, że źle znosi alkohol. Że od dawna nie miał mocnego trunku w ustach. 

Z tego wieczora i nocy niewiele zapamiętał. 

Upił się do nieprzytomności. 

Wyrzucono go z szynku przy wtórze urągliwych śmiechów miejscowych opilców. 

Pamiętał to zdarzenie jak przez mgłę. 

I  jeszcze  to,  że  bez  przerwy  w  coś  wpadał.  Zdawało  mu  się,  iż  błądzi  między 

nadmorskimi skałami, usiłując uciec przed falą przypływu. 

Przewracał się wiele razy. 

Zetknięcie z bergeńskim brukiem było brutalne. Reijo zabłądził w wąskich uliczkach, 

w pijanym widzie krążył po wielokroć tymi samymi zaułkami. 

Z otwartym sercem przybył do tego kupieckiego miasta, a ono go oszukało. 

Rybacy z północy stanowili łatwy łup. 

Bywalcy  szynku  z  miejsca  zwrócili  na  niego  uwagę.  Był  najbardziej  pijany,  miał 

najwięcej pieniędzy. 

Nie zdążył przepić wszystkiego, zanim go wyrzucono. 

Kilku opryszków postanowiło uwolnić Reijo od nadmiaru gotówki. 

Dowcipkując i rechocząc, śledzili jego pijacki marsz przez miasto. 

Będą mieli co opowiadać kamratom. 

Rybacy  z  północy  stanowili  wdzięczny  obiekt  do  żartów,  zwłaszcza  te  trzy  razy  do 

roku, kiedy licznie zjeżdżali do miasta. 

W  końcu  zdecydowali  się  zaatakować.  Ktoś  mógł  zobaczyć  pijanego  i  mu  pomóc. 

Lub, co gorsza, zwietrzyć okazję i ich uprzedzić. 

Dopadli  Reijo  w  wąskiej  opustoszałej  uliczce,  wysłali  do  krainy  snu  i  opróżnili 

kieszenie z wszystkiego, co miało jakąś wartość. 

Potem zostawili na bruku. 

Trwało to raptem parę minut. Napastnicy byli przekonani, że nikt ich nie widział. 

Chodziło wszak o jakiegoś prostaczka z północy. Komu miałoby na nim zależeć? 

Na szczęście dla Reijo komuś zależało. Ktoś był świadkiem napadu. 

Obudził  się  zbity  i  obolały.  Leżał  w  łóżku,  patrzyły  nań  najbardziej  niebieskie  oczy, 

jakie kiedykolwiek widział. 

Reijo sądził, że obudził się w niebie. 

Powiedział to właścicielce błękitnych oczu. 

background image

-  Mylisz  się  -  odrzekła  miękko.  -  Wciąż  przebywasz  w  Bergen.  A  ja  jestem 

przeciwieństwem anioła. 

Reijo zapadł ponownie w miłosierną ciemność. 

background image

11 

Reijo budził się wiele razy, zatracił rachubę dni. 

Za każdym razem widział nad sobą błękitne oczy i uspokajał się. 

Po  czym  znów  zapadał  w  głęboki  sen,  w  czarną  otchłań,  która  zdawała  się  być 

błogosławieństwem. 

Minęła wieczność, kiedy w końcu zebrał dość sił, by usiąść. Spróbował nawet wstać, 

ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. 

- Co się stało? - spytał. 

Rozejrzał  się  wokół.  Znajdował  się  w  ciasnym  pokoiku  o  ścianach  z  cegły.  Poza 

łóżkiem był tam jeszcze piec, stół i lawa. Okienko pod sufitem świadczyło o tym, że pokoik 

mieścił się w piwnicy. 

Pokój, pogrążony w mroku, rozświetlany był tylko nikłym światłem lampy. 

Dziewczyna o błękitnych oczach wyłoniła się z cienia. 

W  jej  oczach  można  było  utonąć.  Reszta  z  łatwością  doprowadziłaby  każdego 

mężczyznę do szaleństwa. 

Oprócz Raiji nie widział nigdy równie pięknej istoty. Gdyby postawić je obok siebie, 

nie wiedziałby, którą wybrać. 

Była pierwszą kobietą, która wytrzymałaby porównanie z Raiją. 

Miała dość szeroką twarz o mocno zarysowanych kościach policzkowych. Zmysłowe 

usta, jakich dotąd nie widział. Pełne, miękkie wargi rozchylały się nieco, odsłaniając czubek 

języka. 

Nos  wąski  o  szlachetnym  królewskim  kształcie.  Nozdrza  dziewczyny  drżały  lekko, 

kiedy podeszła do łóżka. 

Nad  przecudnymi  oczyma  brwi  układały  się  w  proste  i  szerokie  kreski  o  odcień 

ciemniejsze od włosów barwy złota. 

Reijo  dotykał  już  jedwabistych  włosów.  Czarne  loki  Raiji  zdawały  mu  się 

najpiękniejszym dziełem natury na kobiecej głowie. 

Włosy tej dziewczyny układały się w miękkie sploty wokół twarzy i opadały  faliście 

aż do pasa. 

Grube sploty tak błyszczące, jakby utkane były ze złota. 

Reijo  zaniemówił.  Słowa  wydały  mu  się  niepotrzebne,  skoro  mógł  pochłaniać  ją 

wzrokiem. 

background image

Poruszała  się  lekko,  kołysząc  biodrami.  Miała  kusząco  zaokrąglone  piersi  i  wąską 

talię. 

-  Chorowałeś  -  powiedziała  tym  samym  słodkim  głosem,  który  działał  na  Reijo  tak 

uspokajająco,  kiedy  on  sam  krążył  między  czarną  otchłanią  a  świadomością.  -  Pobito  cię 

przed moim domem. Zabrałam cię do środka. Musiałeś być pijany i bardzo zmęczony. Inaczej 

obudziłbyś się wcześniej. 

-  Wcześniej?  -  Reijo  usiłował  wstać.  Bez  powodzenia.  Zakręciło  mu  się  w  głowie.  - 

Jak długo tu leżę? - spytał, pełen niedobrych przeczuć. 

-  Cztery  doby  -  odrzekła  z  uśmiechem.  Oślepiony  urodą  dziewczyny  zareagował  z 

opóźnieniem. 

- Cztery doby? - krzyknął niedowierzająco. Pochyliła lekko głowę. Jak Madonna. 

- Nie mogę tu zostać - jęknął bezsilnie. - Nie mogę tu dłużej zostać. Moja łódź czeka 

w zatoce. Muszę płynąć do Finnmarku. Muszę wstać! 

Zareagowała z nieziemskim spokojem. 

-  Musisz  odpocząć  -  powiedziała  z  naciskiem.  Nie  uniosła  się,  ale  jej  głos  zabrzmiał 

władczo. - Wszystkie łodzie handlowe dawno już odpłynęły. 

Reijo nie uwierzył. Zebrał siły, opuścił nogi poza skraj łóżka i usiadł. 

-  Moja  została  -  oświadczył  stanowczo.  -  Nie  mogli  odpłynąć  beze  mnie.  Jestem 

szyprem, łódź należy do mnie. Nie mogli mnie zostawić, do diabła! 

Wzruszyła  ramionami,  obserwując  jego  heroiczne  wysiłki.  Reijo  usiłował  stanąć  na 

nogi. Dziewczyna nie ruszyła się z miejsca, by mu pomóc. 

Reijo  opadł  bezsilnie  na  posłanie.  Nie  miał  sił  się  podnieść.  Świat  tańczył  mu  przed 

oczyma. Wydawało mu się, że znalazł się na rozszalałym morzu w środku burzy. 

Z burzą dałby sobie radę, słabości nie potrafił opanować. 

-  Muszę  przekazać  wiadomość  załodze  -  wyszeptał  po  chwili.  -  Przyjdą  po  mnie. 

Trzeba wracać do domu. 

Nie odezwała się. 

Reijo wpadł w złość. Wyrażał się chyba dość jasno. 

Miał ją błagać? 

- Mój statek nazywa się „Maja Elise”. Załoga czeka na mnie. Jeden z nich ma na imię 

Nils. Nie odpłynie beze mnie. Musisz przekazać mu wiadomość! 

Odstawiła lampę. 

- To nie takie proste. Reijo popadł w zwątpienie. 

background image

-  Przecież  trafisz  na  nabrzeże  -  westchnął.  -  Muszę  wracać  do  domu,  nie  pojmujesz? 

Zapłacę za przysługę... 

Pogrzebał w kieszeniach, ale nic nie znalazł. 

-  Przecież  nie  pobili  cię dla  przyjemności  -  stwierdziła  sucho.  -  Zabrali  wszystko,  co 

miałeś. 

Reijo westchnął ponownie. 

- Mam więcej na łodzi - nalegał. - Zapłacę. Uśmiechnęła się pobłażliwie. 

- Nie chodzi mi o zapłatę - powiedziała miękko. - To dla mnie zbyt niebezpieczne. 

Reijo zdumiał się. 

- Całe miasto mnie szuka - dodała. - Jestem groźnym przestępcą. 

Reijo roześmiał się serdecznie, dziewczyna była poważna. 

- Nazywają mnie czarownicą. 

- A jesteś nią? - zapytał z głupia frant. Wreszcie się uśmiechnęła. 

- Wyglądam na czarownicę? Potrząsnął przecząco głową. 

- Choć - dodał żartobliwie - nie wiem, jak wyglądają wiedźmy. Nie ma ich tam, skąd 

pochodzę. 

Nie odpowiedziała. 

- A co zrobiłaś? - spytał. Nie mógł uwierzyć, że ktoś obdarzył tę piękność przeklętym 

mianem. 

- Obraziłam księdza - wyjaśniła. - Poza tym jestem cierniem w oku pewnej szlachetnie 

urodzonej  damy.  Znam  się  też  na  ziołach,  a  to  nie  w  smak  miejscowym  cyrulikom.  No  i 

jestem kobietą... 

Reijo zadrżał. 

- To wystarczy, by nazywać cię czarownicą? 

- Wystarczy. 

- Co zrobią, jak cię znajdą? Usiadła na skraju łóżka. 

-  Chyba  rzeczywiście  nie  spotkałeś  dotąd  żadnej  wiedźmy,  skoro  nie  znasz 

odpowiedzi na to pytanie - rzekła z uśmiechem. - Rzecz jasna, wtrącą mnie do lochu, potem 

skażą i spalą na stosie. 

Reijo nie uwierzył. 

-  Nie  przystoi  palić  ludzi!  -  wykrzyknął.  Dziewczyna  o  złotych  włosach  milczała. 

Reijo  zamyślił  się.  Jego  kłopoty  zeszły  nagle  na  drugi  plan.  Wprawdzie  nie  wiedział,  jak 

wrócić do domu, ale lepsze to niż perspektywa spłonięcia na stosie. 

background image

- Jak się nazywasz? - spytał nagle i roześmiał się zakłopotany. - Zajmujesz się mną od 

kilku dni, uratowałaś mi życie, a ja nawet nie znam twego imienia. 

- Imię nic nie znaczy - odrzekła wymijająco. - Lepiej, żebyś go nie znał. 

Reijo zrozumiał powagę sytuacji. 

Była prześladowaną kobietą. 

Zwali ją czarownicą. 

Traktowała to serio. 

Mógłby wpaść w tarapaty, gdyby wiedział za dużo. 

- Chyba się nic nie stanie, jeśli poznasz moje imię? 

- spytał z nerwowym uśmiechem. 

Po czym opowiedział jej całą historię, gadaniem usiłując zagłuszyć niepokój. 

Nie mogli tak go zostawić. 

Nils by tego nie zrobił. 

Słuchała go z roztargnieniem. Dla niej opowieść Reijo brzmiała jak baśń. 

- Mógłbym zabrać cię ze sobą. 

Reijo ożywił się. Chwycił dłonie dziewczyny i ścisnął z pasją. 

- Mógłbym zabrać cię do Finnmarku. Tam nikt nie nazwałby cię czarownicą. 

Spojrzała nań z powątpiewaniem. Dłonie miała wąskie, skórę chłodną. Wyzwoliła się 

z uścisku i odsunęła od Reijo. 

-  Twoja  opowieść  była  ciekawa  -  powiedziała  z  ociąganiem  po  dłuższej  chwili 

milczenia  -  ale  nie  mogę  jechać  z  tobą.  To  moje  miasto,  mieszkam  w  nim  od  urodzenia...  - 

Roześmiała się nerwowo. 

- Przywiązuję się do miejsca... 

- Chyba lepszy Finnmark niż pewna śmierć! 

- Do wszystkiego można się przyzwyczaić... 

Podwinęła nogi pod siebie i usiadła w przeciwległym kącie łóżka. Przechyliła głowę w 

zamyśleniu. 

Reijo oparł się o wezgłowie. Nie mógł oderwać  oczu od dziewczyny. Miała na sobie 

prosty strój, zwykłą spódnicę z samodziału i bluzkę pod kamizelką zrobioną z dwóch włóczek 

o  różnych  odcieniach  szarości.  Raija  nie  umiała  robić  na  drutach,  przemknęło  mu  przez 

głowę. Nie cierpiała robótek. 

-  Boję  się  -  szepnęła,  nie  patrząc  na  Reijo.  Utkwiła  wzrok  w  powale.  -  Nikomu  nie 

ufam... 

background image

Wtedy  dopiero  spojrzała  na  Reijo.  Nie  zdawała  sobie  sprawy,  jak  działa  na  niego 

błękit jej oczu. 

- Gdyby cię nie pobito, gdybyś nie był tak bezradny, nie siedziałbyś tu teraz. 

Reijo zapomniał o „Mai Elise”. Zapomniał o domu. Ta oszałamiająco piękna kobieta 

nie była wiedźmą, ale miała czarowny dar uwodzenia. Nie zdawała sobie sprawy z jego mocy. 

Reijo znalazł się pod działaniem tego czaru. Nie miał nic przeciwko temu. 

- Nie potrafię przyglądać się bezczynnie, jak ktoś cierpi... - dodała. 

Był dla niej istotą egzotyczną. Ekscytującą, choć niebezpieczną. Kuszącą. 

-  Moje  szczęście  -  ucieszył  się  Reijo.  -  Gardło  miał  ściśnięte,  ciało  ociężałe.  -  Jak 

długo tu mieszkasz? Od dawna cię szukają? 

Uśmiechnęła się, w obu policzkach pojawiły się zabawne dołeczki. 

- Pytasz, czy od dawna jestem wiedźmą? - wykrzywiła twarz w grymasie. - Pół roku. 

Pewna dama wyrzuciła  mnie wtedy na ulicę. Nie pytaj dlaczego. Mam powody, by milczeć. 

Tak będzie lepiej dla ciebie. 

Odrzuciła włosy z czoła. 

Zdawała sobie sprawę ze swej urody? 

-  Często  zmieniałam  mieszkanie.  Dobrze  znam  to  miasto,  Reijo.  Dziwne  imię,  jak 

tytuł pieśni. 

-  Nikt  mi  tego  wcześniej  nie  mówił  -  stwierdził  zakłopotany.  -  To  całkiem  normalne 

imię. 

- Moje życie jest niezwykle... - szukała właściwego słowa - ...pobudzające. 

Wzrok Reijo kazał jej wyjaśnić bliżej, co przez to rozumie. 

-  Śmierć  może  przyjść  w  każdej  chwili.  Muszę  więc  żyć  pełnią  życia.  Nie  mogę 

zmarnować ani minuty. Każda może być ostatnią na wolności... 

Reijo zadrżał. 

Taka perspektywa nie wydała mu się „pobudzająca”. Raczej śmiertelnie przerażająca. 

- Oczywiście, że się boję. 

Musiała czytać w jego myślach, bo przecież nie zadał żadnego pytania. 

Nie wyglądała na przestraszoną. 

Wręcz przeciwnie, panowała nad sobą. 

Reijo wyzierał strach z oczu, choć groził mu jedynie dłuższy pobyt w tym mieście. 

-  Zrobiłabym  to  dla  ciebie  -  powiedziała.  -  Poszłabym  na  Bryggen  do  twojego 

przyjaciela, ale się boję. Jeszcze nie jestem gotowa... 

background image

Jej  policzki  zaróżowiły  się  w  ciemnym  świetle  lampy.  Reijo  sądził,  że  wzrok  go 

zwodzi, ale tak było naprawdę. Dziewczyna zaczerwieniła się i spuściła powieki. 

- Niedawno chciałam zrezygnować, miałam dość tego flirtu ze śmiercią. O mały włos 

nie oddałam się w ich ręce. 

- Po co? - Reijo nie mógł zrozumieć. - Nie jesteś wiedźmą! Oni się mylą. Nie możesz 

dać się zabić przez czyjąś tragiczną pomyłkę. 

Wzruszyła ramionami. 

-  Uważają,  że  mają  rację.  Nie  jestem  w  stanie  ich  przekonać.  Już  wydali  wyrok.  Dla 

niektórych ludzi stanowię zagrożenie. Dlatego nazywają mnie czarownicą. 

-  Nie  pozwól  im!  -  Reijo  mówił  z  pasją  w  głosie.  -  Nie  pozwól  się  pokonać.  Nie 

pomagaj im w zbrodni! 

- Nie uczynię tego. Jeszcze przez jakiś czas... W głosie dziewczyny pojawiła się nowa 

nuta. 

- Muszę wykorzystać wszystkie szanse, które zsyła mi los - wyznała szczerze. 

Reijo zaniemówił. 

- To i ciebie dotyczy, Reijo. Pożerała go wzrokiem. 

-  Czułam  pociąg  do  ciebie  od  chwili,  kiedy  cię  znalazłam,  a  przecież  nie  gustuję  w 

pijakach. Masz coś w sobie, Reijo. Pielęgnowałam cię też z egoistycznych pobudek. 

Przerwała. Reijo wstrzymał oddech. 

- Pragnę cię. 

Tylko  Raija  zdobyła  się  na  podobną  bezpośredniość.  Ta  dziewczyna  przypominała 

chwilami Raiję, choć przecież tak bardzo się od niej różniła. 

I budziła w nim równie silne pożądanie. 

- Nic nie mów. 

Położyła mu palec na wargach. Chciał uchwycić tę delikatną dłoń i ją ucałować.  Nie 

zrobił tego, w ogóle się nie poruszył. 

- Teraz nie możesz - szepnęła. - Zaczekam. Umiem czekać... 

Reijo też nie mógł zrobić nic innego. Czekać. 

Na to, by siły pozwoliły mu wstać z łóżka i odejść. 

Aby dotrzeć na nabrzeże. 

Popłynąć do domu. 

A może czekać na coś więcej? 

Dlaczego nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny? Dlaczego śledził spojrzeniem jej 

wdzięczną sylwetkę? 

background image

Dlaczego krążył myślami wokół rzeczy grzesznych? 

Zapomniał, że jest żonaty. Zapomniał o istnieniu Raiji. 

Miał zamęt w głowie. 

Czyżby nie kochał Raiji? 

Ta dziewczyna, której imienia nie znał, pociągała go z równą siłą jak Raija. 

Może nawet bardziej. 

Bał się przyznać do tego, ale taka była prawda. 

Patrzył na nią. Zapisywał w pamięci każdy ruch, mimikę, rysy twarzy. 

Zastanawiał się, jakich użyć słów, by ją przekonać. 

Musi wywieźć tę dziewczynę z Bergen. 

To miasto oznaczało śmierć. 

Nie chciał, by umarła. 

Była stworzona, by żyć. Stworzona, by kochać. 

Jego... 

I znów zadał sobie to samo pytanie. Czy nigdy nie kochał Raiji? Dumał. Spał. Marzył. 

Dziewczyna  nie  opuszczała  go  ani  na  chwilę.  Kładła  się  na  podłodze  pomimo 

protestów Reijo. Na nic się nie zdały. Nie sposób kłócić się z kobietą jej pokroju. Wiedział o 

tym, miał żonę ulepioną z tej samej gliny. 

Nie myślał o Raiji. Przestała dla niego istnieć. 

Całą uwagę skupił na tej jednej jedynej. 

Tej, która wkradła się w jego sny. 

Stała się częścią jego myśli. 

Pragnął ją poznać, zrozumieć. 

Ona nie zdjęła maski. 

Nie odkryła tajemnicy. 

Reijo czekał. 

Minęły  dwie  doby.  Reijo  leżał  bezczynnie  w  ciemnej,  ponurej  piwnicy,  oddalonej  o 

setki mil od wybrzeży Finnmarku, i nie popadł w szaleństwo. 

Poznawał bliżej złotowłosą piękność. 

Dziewczyna nie mówiła wiele, unikała tematów, które wiązały się z jej osobą. 

Za to chciała wiedzieć więcej o Reijo, a on nic przed nią nie ukrywał. 

Zapomniał o łodzi. 

Kiedy zbudził się kolejnego poranka, wiedział, że ma dość sił, by wstać. 

Został. 

background image

Udawał osłabienie. 

Nie chciał odejść. 

Zrozumiała  wszystko  po  południu.  Przez  okienko  wpadało  mniej  światła  i  tylko  z 

rzadka mijali je jacyś ludzie. 

Na  północy  o  tej  porze  roku  noce  i  dnie  nie  różniły  się  wiele.  Tutaj  wieczorami 

zapadał zmrok, a noce były czarne i jedwabiście miękkie. 

Podzielili się kawałkiem chleba, popili domowym piwem z drewnianego kubka. 

Reijo nie miał pojęcia, skąd dziewczyna bierze jedzenie. Twierdziła, że nie wychodzi 

z  piwnicy,  lecz  przecież  musiała.  Pewnie  nocami,  kiedy  spał.  Daleko  nie  mogła  odchodzić, 

wszak bała się iść z wiadomością na Bryggen, a nabrzeże nie mogło znajdować się daleko. 

Może ktoś mieszkający w pobliżu nie odmówił jej pomocy. 

- Więc wypływasz? Oboje znali odpowiedź. 

- Zabiorę cię ze sobą. 

Potrząsnęła wolno głową. Zaplotła warkocz i upięła go wokół głowy. 

- Możesz zabrać wspomnienia. 

- Jakie wspomnienia? - Reijo wzruszył ramionami. - Tej parszywej dziury? 

Jego głos zabrzmiał obco, chrapliwie. 

- Wiele wspomnień. Pięknych wspomnień. 

Podniosła  rękę  i  wyjęła  spinki  z  włosów.  Potrząsnęła  głową,  rozluźniając  warkocz,  a 

długie sploty otoczyły jej twarz złotą aureolą. 

- Zabierzesz ze sobą mnóstwo cudownych wspomnień - szepnęła i wyciągnęła dłonie 

ku Reijo. 

Spletli palce. 

Usta dziewczyny drżały. Na jej twarzy malowało się wzruszenie. 

Zielone oczy Reijo pociemniały. Uwolnił dłonie i przesunął je w górę, gładził miękkie 

zaokrąglenia jej ramion. Miała szerokie ramiona jak na kobietę, ale jemu się podobały. Były 

oznaką siły. 

Potem zamknął dłonie na karku dziewczyny, wplótł je w deszcz złotych nici. 

Nie rozczarował się. Włosy miały gładkość aksamitu. 

Kim  była?  Kto  mógł  równać  się  z  tą  nieziemską  istotą?  Ciało  dziewczyny  wyginało 

się pod dotykiem dłoni Reijo, jakby nie chciało uronić najdrobniejszej pieszczoty. 

Objął  ją  w  talii.  Figury  dziewczyny  nie  uformował  gorset.  Natura  obdarzyła  ją 

harmonijną linią bioder. 

Jej wargi rozchyliły się jak kwiat o poranku. 

background image

Reijo  zachwiał  się.  Nie  wiedział,  czy  to  pod  wpływem  chwili,  czy  raczej  z 

wyczerpania. Wiedział jedynie, że musi pocałować te usta. Choć jego ciałem wstrząsały fale 

pożądania, trzymał dziewczynę tak delikatnie, jak potrafił. 

Była silna, ale jemu jawiła się kruchą figurką z porcelany. 

To  ona  go  pocałowała.  Reijo,  przepełniony  religijną  nieomal  czcią,  zawahał  się  w 

ostatniej chwili. 

Pocałunek wstrząsnął nim, zawierał w sobie bezmiar tęsknoty. 

Tęsknoty,  której  się  u  siebie  nie  spodziewał.  Głodu,  którego  do  tej  pory  nie  musiał 

zaspokajać. 

Stopili się w uścisku, stali jedną istotą. 

Szumiało  mu  w  głowie.  Jego  dłonie  błądziły  nerwowo  po  jej  ciele,  walczyły  z 

opornymi wstążkami i guzikami. 

Ona gorączkowo czyniła to samo. Nie byli w stanie oderwać się od siebie, by ułatwić 

sobie zadanie. 

Wargi  płonęły  ogniem,  który  nie  palił.  Płomieniami,  które  niosły  rozkosz. 

Niebezpiecznymi, być może, lecz któż chciałby żyć bez nich? 

Bez tego żaru i niewysłowionej tęsknoty... 

Więc mylił się dotąd? 

Więc Raija nigdy nie dotknęła jego serca? 

Więc łudził się cały czas? 

Teraz dopiero czuł naprawdę? 

To właśnie zwie się miłością? 

Ciało Reijo śpiewało z radości. 

Każdy  ruch  rąk  dziewczyny  słał  iskierki  rozkoszy.  Jej  rozjarzone  oczy  mówiły,  że 

czuje to samo. 

- Sprawiam ci ból? - szepnął, Bal się swojej gwałtowności. 

- Nie jestem dzieckiem - przypomniała mu. - Nie jestem zawstydzoną dziewicą... 

Reijo połaskotał ją wargami w policzek. 

- To nic. Dla siebie jesteśmy nowi. Tylko to się liczy. 

Uśmiechnęła się ciepło. 

- Nie sprawiasz mi bólu. Dajesz mi rozkosz, Reijo! Nie przestawaj! Już nic nie mów! 

Reijo pocałował jej uśmiechnięte wargi. Uniósł kąciki ust i odwzajemnił się taką samą 

radością. 

Miał wrażenie, że rodzi się na nowo. 

background image

Sądził  dotąd,  że  wie,  co  to  szczęście,  zna  pokrętne  ścieżki  miłości.  Sądził,  że  potrafi 

kochać  i  że  zaznał  cierpienia...  Ta  kobieta,  której  imienia  nie  znał,  udowodniła  mu,  iż  nie 

wiedział nic. 

Połączył się z nią i znalazł się w niebie. 

Czary... 

Nazywali ją wiedźmą... 

Reijo odsunął od siebie tę szaleńczą myśl. 

Mieli mało czasu. 

Dała  mu  tyle  rozkoszy,  że  gotów  był  przejść  przez  piekło,  by  znów  wziąć  ją  w 

ramiona. 

background image

12 

Ż

yli bez marzeń. Tworzyli wspomnienia, tęsknoty, które ocierały się o cierpienie. 

Reijo zasnął szczęśliwy. Nigdy nie zaznał tyle radości, tyle miłości w jedną noc. 

Budził się powoli. 

Pełen  oczekiwania  wyciągnął  rękę,  by  jej  dotknąć,  przyciągnąć  do  siebie  i  zanurzyć 

twarz w złocistych włosach. 

Łóżko było puste. 

Reijo otworzył gwałtownie oczy. 

Lampa zgasła. 

Przez okienko sączył się blady świt. 

Ogień na palenisku żarzył się, Reijo poczuł igiełki chłodu na nagim torsie. 

Był sam. 

Dziewczyna zniknęła. 

Reijo wystraszył się. Zerwał się na równe nogi, lekceważąc zawroty głowy. 

Naciągnął ubranie, szukając rozpaczliwie jakiejś wiadomości. 

Zdawał sobie sprawę, że i wcześniej wychodziła z piwnicy, ale nigdy nie za dnia. 

Mrok był jej sprzymierzeńcem. 

Teraz wstawał dzień, a dziewczyna nie wracała. 

Reijo szalał z niepokoju. 

Kto ją raz zobaczy, nigdy nie zapomni. 

Jeśli ją znajdą, wszystko się skończy. 

Nie mogła umrzeć. 

Reijo  podjął  decyzję,  kiedy  dziewczyna  spoczywała  na  jego  piersi  w  tę 

najszczęśliwszą noc, jaką dane mu było przeżyć. 

Postanowił zabrać ją do Finnmarku. 

Zdoła ją przekonać. Przecież spędziła noc w jego ramionach. 

Ludzie będą gadać. 

Reijo nie przejmował się tym. 

Zabierze ją ze sobą, da nowe życie, w którym nie będzie musiała flirtować ze śmiercią. 

Sam zacznie nowe życie... 

Raija zrozumie go. Obiecali nie zamykać sobie drogi do szczęścia. 

background image

Wtedy myśleli oboje, że to Reijo będzie musiał zwrócić wolność Raiji.  Żadne z nich 

nie przypuszczało, że on pokocha inną kobietę. 

Zrozumie go. 

Zapiął koszulę na ulicy. 

Ś

wieże  powietrze  oszołomiło  go,  od  tygodnia  nie  wychodził  z  zatęchłej  piwnicy. 

Zaczerpnął tchu i poczuł się jak nowo narodzony. 

Dokąd poszła? 

Dokąd? 

Rozejrzał się wokół. Zobaczył nieznajome fasady domów. 

Dobry Boże, dokąd poszła? 

Zatrzymał  się  raptownie.  Przypomniał  sobie  słowa,  które  wykrzyczała  w  ekstazie. 

Teraz nabrały przerażającego znaczenia. 

Mogłabym umrzeć dla ciebie, powiedziała. 

Naraziła się na niebezpieczeństwo? 

Poszła na nabrzeże? 

Reijo ocknął się. 

Nie czuł bólu, tylko strach. 

Ruszył biegiem. Jak szalony popędził ku morzu. 

Zadyszany wpadł na przystań. 

„Maja  Elise”  stała  u  nabrzeża.  Jedyna  z  kilkudziesięciu  łodzi  handlowych,  które 

rzuciły kotwicę w zatoce. 

Nie zostawili go. 

Reijo łapczywie łapał oddech, kiedy poczuł, jak ktoś wali go pięścią w plecy. 

-  Nie  sądziłem,  że  się  tak  ucieszę  na  widok  twojej  krzywej  gęby!  -  Nils  odetchnął  z 

ulgą i jeszcze raz trącił kułakiem przyjaciela. - Gdzie się podziewałeś, stary? Jakbyś się pod 

ziemię zapadł. Przeszukaliśmy całe miasto. 

- To długa historia. 

Dziewczyna była ważniejsza. Musiał ją znaleźć. Nie zamierzał odpływać bez niej. 

-  Nikogo  tu  nie  było?  -  spytał,  wstrzymując  oddech.  -  Nikt  nie  przyniósł  ci 

wiadomości ode mnie? 

- Któż taki? - zdziwił się Nils. Reijo stracił nadzieję. 

- Nikt... - westchnął ciężko. 

- To część tej długiej historii? 

Nils był bystry. Reijo skinął głową. 

background image

- Opowiesz mi w drodze do domu - skrzywił się Nils. - Kiepsko wieje, będziemy mieć 

mnóstwo czasu na rozmowy. 

Reijo  zamierzał  powiedzieć,  że  nie  może  jeszcze  wypłynąć,  kiedy  Nils  dodał  z 

niechęcią w głosie: 

-  Mam  dość  tego  miasta.  Uważają  nas  za  dzikusów,  bo  mieszkamy  na  północy.  - 

Splunął. - Fuj! - Pociągnął Reijo za sobą. - Miasto, w którym topią kobiety, nie jest w moim 

guście. 

- Co? 

Reijo  stanął  jak  wryty  i  chwycił  Nilsa  za  klapy  kaftana.  Wbił  w  kompana  oszalałe 

spojrzenie. 

- Co powiedziałeś? - wychrypiał. - Co powiedziałeś, Nils? 

Nils wyswobodził się z uścisku i poprawił ubranie. 

- Raduję się, że mogę opuścić miasto, w którym topi się kobiety - powtórzył, patrząc 

ze zdumieniem na kompana. - Czy to też ma związek z twoją opowieścią? 

Reijo był szary na twarzy. 

- Nie wiem - jęknął. - Mam nadzieję, że nie. Co widziałeś, Nils? 

-  To  samo,  co  inni  -  rzekł  ponuro  Nils.  -  Kilku  mężczyzn  przywlokło  tu  związaną 

kobietę.  Kopali  ją,  bili,  pluli  na  nią.  Słyszeliśmy  przekleństwa,  którymi  ją  obrzucali.  Na 

nabrzeżu związali jej stopy i cisnęli ją do wody. 

Nils przerwał. Był tak poruszony, że miał trudności z mówieniem. 

-  Nikt  nie  ruszył  palcem,  by  jej  pomóc.  Utonęła.  Po  prostu  zniknęła  pod  wodą. 

Wyrzucam sobie, że nie podpłynąłem, by ich powstrzymać. 

Reijo zgiął się wpół i usiadł na drewnianym pomoście. Zwiesił nogi w dół. Patrzył w 

wodę. Szukał tego miejsca. Nie spytał Nilsa. Nie chciał wiedzieć. 

- Była młoda - wykrztusił. - Miała złociste włosy... Nils skinął głową. 

- Skąd... - zaczął, ale przerwał. - Nie, nic nie mów! Usiadł obok Reijo i spojrzał przed 

siebie. 

- Podpłynąłem tu później - powiedział. - Nie mogłem się powstrzymać. Pytałem ludzi. 

Byli równie przerażeni jak ja... 

- Nazywali ją czarownicą - rzekł Reijo nieswoim głosem. 

-  To  była  próba  wody  -  wyjaśnił  z  odrazą  Nils.  -  Czarownica  pływałaby  na 

powierzchni pomimo więzów. Niewinna idzie na dno. 

- Była niewinna. - Reijo nie próbował ukryć łez. 

- Tak czy siak by ją zabili - stwierdził Nils. 

background image

- Spaliliby na stosie. - Głos Reijo nigdy nie brzmiał tak martwo. Pierwszy raz w życiu 

czuł taki ból. 

- Nie krzyczała. Nie wydała z siebie dźwięku. Po prostu utonęła. 

Reijo oddychał ciężko. Połykał słone łzy. 

-  Dlaczego?  -  spytał,  nie  spodziewając  się  odpowiedzi.  Zwrócił  twarz  ku  niebu.  - 

Dlaczego? 

Nils wiedział, że to nie jest najlepszy moment, ale słowa same cisnęły się na usta. 

-  Ludzie  mówili,  że  była  aniołem  dla  ubogich.  Pracowała  jako  pokojówka  u  jednej  z 

miejscowych  dam.  Dalekiej  krewnej,  której  nie  wypadało  wyrzucić  jej  na  ulicę.  W 

nielicznych wolnych chwilach opiekowała się tymi, których los potraktował najsrożej. Znała 

się na ziołach i potrafiła leczyć nawet wtedy, gdy lekarze bezradnie rozkładali ręce. 

Reijo rozpoznał dziewczynę. Taka była. Anioł, nie czarownica. 

-  Ksiądz  uznał  to  za  bluźnierstwo.  Mówił,  że  ratuje  ludzi  z  pomocą  diabła. 

Zaprzeczyła... 

Nils poczuł się równie źle jak Reijo. 

-  Synek  damy  poważnie  zachorował.  Żaden  lekarz  nie  był  w  stanie  przywrócić  mu 

zdrowia, więc pozwolono jej użyć ziół. Nie pomogły i wyrzucono ją na ulicę. Kiedy chłopiec 

umarł, uznano dziewczynę za wiedźmę i morderczynię. 

Reijo otarł łzy. Taka była jej historia. 

Takie było życie kobiety, którą kochał przez kilka chwil. 

- Miałem ją zabrać do Finnmarku, Nils. To dla mnie przyszła sprawdzić, czy łódź nie 

odpłynęła. 

Tak powiedziała. 

„Mogłabym umrzeć dla ciebie, Reijo”. Nie poznał jej imienia. 

Wiedział tylko, że kochał ją całym sobą, jak nigdy dotąd. 

Mogła otworzyć mu drzwi do nowego życia. 

- To nie twoja wina, Reijo! - powiedział Nils. Skąd mógł wiedzieć. 

Jak mógł zrozumieć. 

To jego wina. 

Tylko jego... 

Na dnie zatoki złociste włosy dziewczyny rozkładały się w mokry wachlarz. 

Jak słońce w bezbrzeżnej ciemności. 

Nazwali ją czarownicą. 

Zabili jak czarownicę. 

background image

Była aniołem ubogich. 

Znajdywał słabą pociechę w tym, że nie on jeden zachowa ją w pamięci. 

I nigdy nie zapomni. Mogła odmienić mu życie. 

Reijo wstał z trudem. 

- Masz rację, Nils - wyrzekł z bólem. - Ruszajmy. Miasto, w którym topi się kobiety, 

nie jest dla nas. 

Wiedział, że odwiedza Bergen po raz pierwszy i ostatni. 

background image

13 

Opis Pedera był tak dokładny, że Mikkal bez trudu odnalazł osadę. 

Nie wątpił, że ojciec i brat Jenny z równą łatwością trafią na właściwy szlak. 

Nadzieję pokładał w tym, że poruszali się pieszo, więc może zdoła ich wyprzedzić. 

Wszyscy  w  osadzie  znali  Raiję.  Powiedzieli  mu,  że  szalona  dziewczyna  ruszyła  na 

targ i jeszcze nie wróciła. 

Niepokój ścisnął mu serce. 

Nie wróciła...? 

Pytali, kim jest. 

Odpowiadał, że jej bratem. Uniesione brwi miejscowych mówiły, że  Lapończycy nie 

są w wielkim poważaniu. 

Być może oddawał jej tym kłamstwem niedźwiedzią przysługę. 

Pozwolili mu spotkać się z dziećmi, by sprawdzić, czy naprawdę zna Raiję. 

Serce Mikkala łomotało, kiedy zobaczył dziewczynki. Elise przywitała się wstydliwie. 

Maja też go rozpoznała, ale nie okazała zawstydzenia. Patrzyła na niego krnąbrnie. Zobaczył 

w niej odbicie siebie i go to zabolało. 

-  Reijo  milszy  od  ciebie  -  oświadczyła  z  taką  bezczelnością,  na  jaką  stać  trzyletnie 

dziecko. 

Zdobył się na uśmiech. 

Przypominała  Raiję,  gdy  tak  stała  z  rączkami  wspartymi  o  biodra  w  geście,  który 

podpatrzyła  u  dorosłych.  Podobnie  jak  matka  przekrzywiała  głowę.  Jej  ruchy,  charakter,  jej 

uroda. 

-  Reijo  jest  z  pewnością  milszy  ode  mnie  -  przyznał,  uśmiechając  się  szelmowsko.  - 

No, ale chyba mogę was odwiedzić? 

-  Oczywiście,  Mikkal!  -  odrzekła  poważnie  Elise.  Zachowywała  się  już  jak  mała 

dama. 

Maja ułożyła usta w ciup i nic nie powiedziała, ale nie odrywała wzroku od Mikkala. 

Oddałby dłoń za miłość tego dziecka! 

Jego dziecka. 

Jego jedynej córki. 

Jego i Raiji. Zrodzonej z miłości... 

background image

Wdowa  była  zadowolona.  Dzieci  poznały  Mikkala.  Pomyślała,  że  to  wiele  wyjaśnia. 

Czarne włosy Raiji, jej upór... 

Powinna była zgadnąć... 

Trudno ukryć Japońskie pochodzenie. 

- Dom jest pusty - powiedziała, taksując Mikkala wzrokiem. 

Pokrewieństwo wyszło na jaw. Ta nieznośna dziewczynka przypominała wujka. 

- Mam dość zajęć... 

Mówiła nie wprost, ale Mikkal zrozumiał. 

- Klucz? - spytał. - Gdzie jest klucz? 

- Wisi w schowku przy drzwiach. Dasz sobie radę z dziećmi? 

Mikkal nie był pewien, ale nie miał zamiaru tłumaczyć się przed wdową. 

- Mam własne - rzucił. 

Kobieta odetchnęła z wyraźną ulgą, po czym zebrała rzeczy dzieci i podała mu małego 

Knuta. Wtedy dopiero zawahała się. 

- Nie wiem, czy powinnam... 

Mikkal  z  radością  uniknąłby  odpowiedzialności,  ale  zachowanie  kobiety  zaczęło  go 

drażnić. 

Dzieci Raiji nie zostaną z nią ani chwili dłużej. 

- Opiekowałem się już takimi maleństwami - skłamał z czarującym uśmiechem. 

Wdowa złagodniała. Musiała przyznać, że jak na Lapończyka jest dość przystojny. 

Mikkal poprowadził pochód, kierując się wskazówkami Elise. 

Maja nie odzywała się, ale też nie protestowała, kiedy opuszczali dom wdowy. Uznała 

widać, że Mikkal oznacza zmianę na lepsze. 

Wszystko  poszło  tak,  jak  się  spodziewał.  Maja  przeciwstawiała  się  mu  na  każdym 

kroku, Elise pomagała, jak mogła. 

Kiedy w końcu Maja położyła się do łóżka, spojrzała wrogo na Mikkala i wypaliła: 

- Możesz tu zostać, póki nie wróci Reijo! Potem już ciebie nie potrzebujemy. 

Zabolało. 

Elise  dostrzegła  to  na  swój  dziecięcy  sposób.  Mikkal  miał  się  sporo  nauczyć  tego 

wieczora. 

Myślał, że śpią, kiedy tupot małych stóp przerwał ciszę. 

Elise wsunęła się wstydliwie na ławę tuż obok niego. 

- Nie przejmuj się Mają - szepnęła i dodała jak dorosła: - Ona dla wszystkich jest taka. 

Nawet dla Aleksieja. Ale on jej nie rozumiał. Na szczęście. 

background image

- Aleksieja? - spytał machinalnie. Raija nie powiedziała mu wszystkiego. 

Elise skinęła energicznie głową. 

-  Ona  myśli,  że  straci  Reijo,  jeśli  Raija  polubi  kogoś  bardziej  od  niego.  Ale  przecież 

Reijo  jest  mężem  Raiji,  więc  nie  wolno.  -  Nabrała  powietrza.  -  Raija  nie  lubiła  Aleksieja 

bardziej niż Reijo. Jestem pewna. 

Mikkal przełknął ślinę. Miał ochotę krzyczeć. 

- Nie przejmuj się Mają - powtórzyła Elise. - Ja cię lubię. Raija też. 

Zamyśliła się. 

- Ale nie bardziej niż Reijo... Mikkal pogładził ją po włosach. 

Tysiące pytań cisnęło się mu na usta, ale nie wypadało wypytywać małego dziecka. 

- Ja też cię lubię - powiedział łagodnie. 

Nigdy tak poufale nie rozmawiał z małą dziewczynką. Nie licząc Raiji, ale wtedy sam 

był dzieckiem. 

- Połóż się! Nie myśl już o tym, co powiedziała Maja. Rozumiem ją i nie mam jej tego 

za złe. 

Elise wróciła szczęśliwa do łóżka. Mikkal się nie kładł. Uchylił drzwi do alkowy, ale 

zaraz je zamknął. 

Za żadne skarby świata by się tam nie położył! 

Elise chciała dobrze, ale dodała mu nowych zmartwień. 

Myśl o Reijo była wystarczająco gorzka. Nieznany Aleksiej przyprawiał go nieomal o 

szaleństwo.  Musi  pomówić  z  Raiją,  kiedy  dziewczyna  wróci.  Jeśli  wróci,  podpowiadał  mu 

złośliwy głos. Jeśli wróci. 

Mikkal zasnął przy stole kompletnie wyczerpany. 

Dwóch  mężczyzn  dotarło  do  osady  dzień  później  niż  Mikkal.  Nie  musieli  pytać  o 

drogę. Peder dokładnie opisał dom Raiji. 

Mikkal obudził się na jakiś chrobot. Ktoś majstrował przy zamku. 

Raija? 

Niemożliwe. Raija wiedziała, gdzie jest klucz. 

Domyślał się, kim są nieproszeni goście. 

Przeszedł  zdecydowanymi  krokami  przez  izbę  i  otworzył  drzwi.  Na  twarzach 

przybyszów odmalowało się zaskoczenie. 

- Myśleliśmy, że tu mieszka Raija - wykrztusił starszy z nich. 

Mikkal nie zapytał, dlaczego usiłowali sforsować drzwi. 

- Mieszka - odrzekł zimno i zagrodził ciałem wejście. 

background image

- I Reijo - dodał młodszy. 

Obaj usiłowali zajrzeć do środka nad ramieniem Mikkala. 

- Owszem. 

- Więc kim ty jesteś? - spytał młodszy. 

- Bratem Raiji. - Mikkal posłużył się tym samym kłamstwem. - Kto pyta? 

Mierzyli go wzrokiem, młodszy bezczelnie, starszy ostrożnie. 

- Przyjaciele Reijo. Przechodziliśmy obok, całkiem przypadkowo, i postanowiliśmy go 

odwiedzić. 

Mikkal  zatknął  kciuki  za  pas,  celowo  skierowując  ich  uwagę  na  nóż,  który  wisiał  u 

jego biodra. 

- Dziwna pora na odwiedziny - wycedził. - Reijo nie ma w domu. 

Urwał. 

-  Raiji  też  nie  ma  -  dodał  po  dłuższym  milczeniu.  -  Tylko  ja.  Nie  spodziewałem  się 

gości. W nocy śpię. 

Nie wiedzieli, czy Mikkal mówi prawdę, ale nie chcieli ryzykować. 

Wycofali się. 

Mikkal zauważył, że młodszy z trudem się hamował. Odmowa Lapończyka podrażniła 

jego dumę. 

Odeszli. 

Mikkal  stal  w  progu,  odprowadzając  ich  wzrokiem.  Doszli  do  zabudowań  osady  i 

zniknęli. 

Mikkal obawiał się jednak, że nie zrezygnują tak łatwo. 

Stary był przebiegły. 

Wierzył, że Raija doprowadzi ich do złota. 

Nie chcieli zmarnować szansy przez głupi błąd. 

Mikkal  miał  rację.  Ojciec  i  syn  ruszyli  do  sklepu,  zgrzytając  zębami  ze  złości.  Nie 

zamierzali się poddawać. 

- Co się stało z tą diablicą? - dziwił się Iver. 

- Nie było jej na targu. Nie ma jej tutaj... - zastanawiał się głośno ojciec. 

Obaj doszli do tego samego wniosku. 

-  Żadna  kobieta  nie  podjęłaby  się  takiej  wyprawy  w  pojedynkę!  -  Iver  nie  miał  zbyt 

wysokiego mniemania o kobiecej zaradności. Miał za to zdecydowane poglądy co do ich roli i 

miejsca. 

Ojciec żył dłużej na tym świecie. 

background image

- Hm - chrząknął - kto ją tam wie... 

- Co robimy? 

Ole uśmiechnął się. 

- A co możemy zrobić? Czekać. Rozglądać się. Przecież musi w końcu wrócić. 

Iver też się uśmiechnął. Tyle że znacznie groźniej. 

Koń  padł  trzy  dni  drogi  od  skały.  Raija  zostawiła  wóz  i  towary  i  ruszyła  do  domu 

piechotą. 

Zwolniła, kiedy okolica wydała się jej znajoma. 

Mogła  dojść  do  osady  przed  wieczorem,  ale  wolała  uniknąć  szyderczych  spojrzeń 

mieszkańców. 

Przeczekała  parę  godzin,  a  potem  cichcem  przemknęła  pomiędzy  nagimi  wzgórzami 

ku domowi. Duma dziewczyny doznała poważnego uszczerbku. 

Klucza nie było w schowku. 

Raija zaniepokoiła się. Wsunęła dłoń do kieszeni kaftana i zacisnęła ją na nożu. Wciąż 

miała na sobie męskie przebranie. 

To był kolejny powód, dla którego wolała schować się przed ludzkim wzrokiem. I tak 

dość gadali o niej w osadzie. 

Wstrzymała oddech i mocniej ścisnęła rękojeść noża. 

Wydarzenia  ostatnich  tygodni  sprawiły,  że  Raija  była  gotowa  go  użyć.  Nie  warto 

modlić się za ludzi, którzy chcą jej krzywdy. 

Raija przestała wierzyć w ludzką życzliwość. 

Ostrożnie nacisnęła klamkę. 

Drzwi nie stawiły oporu. 

Raija pchnęła je gwałtownie. 

- Tego już za wiele! - usłyszała głos, który poznałaby na końcu świata. 

Zdumienie było obopólne. 

Po  kilku  sekundach  Raija  otrząsnęła  się  z  szoku  i  weszła  do  izby.  Zamknęła  drzwi 

nogą i oparła się o nie. Kapelusz zsunął się jej na plecy, odsłaniając włosy. 

-  Co  ty  masz  na  sobie?  -  wykrzyknął  Mikkal,  obrzucając  dziewczynę  zdumionym 

wzrokiem. - W życiu nie widziałem cię w równie dziwacznym stroju. 

Raija zignorowała ten komentarz. 

-  Co  tu  robisz?  -  spytała.  -  Chyba  wyraziłam  się  jasno.  Nie  chcę  cię  znać,  póki  nie 

będziesz wolny. 

background image

Mikkal uśmiechnął się kwaśno. Podszedł do Raiji i ujął ją za podbródek.  Drugą rękę 

wsparł o drzwi ponad ramieniem dziewczyny. 

Była brudna na twarzy. Brudna i niewypowiedzianie piękna. 

- Wolny - powtórzył, zaglądając jej w oczy. - Tak jak ty, Raiju? 

Odwróciła twarz ze złością. Była jednak zbyt zmęczona, by stawić mu opór. 

Poza tym widok Mikkala sprawił jej radość. 

Jarmark leżał daleko stąd. 

Inga, Sigga znaczyły nie więcej niż pusty dźwięk. Reijo przestał się liczyć. 

- Skąd wiesz? - spytała znużona. 

Odwrócił  się  tyłem  do  niej,  usiłując  zapanować  nad  emocjami.  Nie  krzyknął  tylko 

dlatego, że bał się zbudzić dzieci. 

-  Prawda  zawsze  wyjdzie  na  jaw  -  wyrzekł  sztywno.  -  Nawet  jeśli  Raija  Alatalo, 

przepraszam, Raija Kesaniemi usiłuje ją ukryć... 

- Nie masz prawa mnie oskarżać, Mikkal! - Raija chwyciła go za ramię i obróciła ku 

sobie. - Słyszysz? Nie jesteś lepszy! 

Spojrzał na dziewczynę z niezgłębionym uśmiechem. 

- Ani gorszy - powiedział po chwili. Gorycz przebijała przez jego słowa. - Przegnałaś 

mnie jak psa - dodał z bólem. 

Raija puściła jego ramię. 

- Dlaczego? Czy to było konieczne? 

Raija wypuściła powietrze z płuc. Była bliska omdlenia. 

Nie miała się gdzie ukryć. Mikkal zagradzał jej drogę jak skała, żądając wyjaśnienia, 

którego nie umiała już odnaleźć. 

- Popełniam błędy - wyszeptała. 

- A ja? - Nachylił się. - Czy też mam prawo się mylić? Jestem tylko człowiekiem, na 

dodatek nie tak silnym jak ty. 

Raija wzruszyła ramionami. Wątpiła, czy ją zrozumie. 

-  Dla  mnie  nigdy  nie  byłeś  zwykłym  człowiekiem,  Mikkal.  Byłeś  czymś  więcej. 

Ideałem... 

Przewrócił oczyma. 

- Też wymyśliłaś! - Nie dawał się udobruchać. - Ideałem? - mruknął i odwrócił się, by 

ukryć zadowolenie. 

Raija  opadła  bezsilnie  na  ławę.  Uśmiechnęła  się  potulnie  i  skinęła  głową.  Teraz 

dopiero Mikkal dostrzegł, jak bardzo jest zmęczona. 

background image

- Powinnaś się położyć - powiedział czule. Przytaknęła. 

- Położysz się ze mną? Drzwi do alkowy były jak mur. 

Ciemne oczy dziewczyny błagały go. Wybaczały. Pragnęły. 

Skinął  głową.  Przeprowadził  Raiję  przez  próg  i  pomógł  pozbyć  się  krępującego 

przebrania. Dziewczyna wisiała na jego szyi. Zasnęła, zanim zdążył ją położyć. 

Mikkal przykrył ją kocem, ale nawet tego nie zauważyła. Oddychała równo i głęboko, 

pogrążona w sennych marzeniach. 

Jakże pragnął je z nią dzielić! 

Usiadł na skraju łóżka, opuściło go zmęczenie. Nie chciał spać z Raiją. 

Właściwie to chciał, ale opowieść Elise dała mu dużo do myślenia. 

Dzieci  rozumiały  więcej,  niż  przypuszczał.  Nie  zamierzał  zajmować  miejsca  Reijo. 

Dla dzieci Raija i Reijo stanowili jedność. Reijo był im oparciem. 

Dzieci też kochają. 

Dzieci Raiji kochały Reijo. 

Najbardziej zaś mała córeczka Mikkala. 

Pogładził  Raiję  delikatnie  po  policzku.  Wciąż  miała  najdelikatniejszą  skórę,  jakiej 

kiedykolwiek dotykał. 

Uśmiechnęła się przez sen; poczuł, jak jego serce napełnia się ciepłem. 

Mikkal przełknął ślinę. Po raz pierwszy był blisko niej w tak niezwykły sposób. W te 

rzadkie  chwile,  którymi  obdarzył  ich  los,  nie  mieli  czasu.  Rzucali  się  na  siebie  z  namiętną 

gwałtownością,  mówili  jedno  przez  drugie,  czuwali  z  podkrążonymi  oczyma,  byle  tylko  nie 

zasnąć, byle być ze sobą na jawie. 

Ż

eby zapamiętać każdą wspólnie przeżytą sekundę. 

To było nowe doświadczenie. 

Łagodne. 

Piękne. 

Mikkal złapał się na myśli, że chciałby zasnąć u jej boku. Wtulić się w ciepło jej ciała 

i zanurzyć się w bezpieczny sen. 

Obudzić  się  przy  niej.  Mieć  pewność,  że  będzie  przy  nim.  Budzić  się  wolno  i 

spokojnie. 

Nigdy dotąd tego nie przeżył. 

Nigdy nie przeżył chwil zwykłego szczęścia z kobietą, którą kochał. 

Pochylił się nad Raiją i dotknął wargami ust dziewczyny. Czoła. Oczu. 

Przytknął policzek do jej policzka i poczuł, że czas się zatrzymał. 

background image

Miłość przepełniała mu serce. 

Wyszedł z alkowy na palcach. Był zmęczony. Zmęczony i szczęśliwy. 

Zasnął z uśmiechem na podłodze przed paleniskiem. 

Obudził się, czując na sobie czyjś wzrok. Cała trójka stała nad nim. Dzieci były bose, 

potargane, przecierały zaspane oczy. 

- Jesteś głupi, Mikkal! - Maja potrząsnęła główką. - Przecież mamy łóżko. 

Mikkal wstał ociężale. Zrobiło mu się ciepło na duszy. 

Jego córka po raz pierwszy nazwała go po imieniu. 

- Mogłeś położyć się w drugiej izbie - wyjaśniła Elise. - Tam, gdzie spał Aleksiej. 

Znów ten Aleksiej! 

Mikkal ucieszył się, że wybrał podłogę. 

Maja nie mogła się zdecydować, czy warto się do niego odzywać. W końcu uznała, że 

warto. 

- Musisz dać nam jeść - stwierdziła i jednym tchem spytała: - Kiedy wróci mama? 

Mikkal wciąż był zaspany. 

- Mama jest w domu - odrzekł bez zastanowienia. - Wróciła w nocy. 

Za późno zrozumiał swój błąd. Dzieci rzuciły się do alkowy. 

Przecież Raija potrzebowała snu! 

- Dlaczego masz na sobie spodnie Reijo? - usłyszał głos Mai. 

Uśmiechnął  się.  Raija  zasnęła  tak,  jak  stała.  Maja  ujęła  go  swoją  bezpośredniością. 

Bystra dziewczynka! 

Serce Mikkala napełniło się ojcowską dumą. 

Raija  wzięła  się  do  pracy.  Nie  lubiła  domowych  obowiązków,  ale  wypełniała  je 

sprawnie  i  szybko.  Ubrała  całą  gromadkę  i  nakarmiła.  Potem  usiadła  otoczona  dziećmi. 

Maleństwa nie chciały się od niej oderwać. Mocno odczuły nieobecność matki. 

- Dlaczego przyszedłeś? - spytała Mikkala po lapońsku. - Skąd znałeś drogę? 

-  Nieznajomi  z  targowiska,  którzy  wypytywali  się  o  was,  spotkali  kogoś  z  osady. 

Podsłuchałem ich. 

Twarz Raiji nie wyrażała nic. Mikkal pieścił ją spojrzeniem. 

-  Są  tutaj.  Przybyli  w  nocy  przed  tobą.  Przegoniłem  ich,  ale  wątpię,  by  odeszli 

daleko... 

- Głupio mówicie - uznała Maja, która poczuła się zlekceważona. 

-  Dorosłe  gadanie  -  wyjaśniła  rezolutnie  Elise.  Maja  ześlizgnęła  się  z  lawy  i  tupnęła 

nóżkami. 

background image

- Nie lubię dorosłego gadania! Nie lubię tajemnic! 

- Nie lubisz cudzych tajemnic - uśmiechnęła się z miłością Raija. 

Maja udała, że nie słyszy. 

-  Chcę  Reijo.  -  Patrzyła  wrogo  na  Mikkala,  winiąc  go  za  to,  że  nikt  nie  okazuje  jej 

należnej uwagi. - Nie lubię ciebie! Chcę Reijo! 

-  Mikkal  jest  naszym  gościem  -  zwróciła  jej  uwagę  Raija.  -  Nie  wiem,  kiedy  wróci 

Reijo, skarbie. Niebawem. 

Postawiła  Knuta  na  podłodze  i  wyszła.  Po  chwili  wróciła  z  kawałkiem  papieru, 

kałamarzem i piórem. Z haczyka na ścianie zdjęła zniszczony kawałek skóry i rozpostarła go 

na stole. 

Mikkal nic nie rozumiał. Dopiero kiedy zobaczył znaki wyryte w skórze, domyślił się. 

Raija zaczęła kopiować mapę. 

- Szukałaś złota, prawda? Skinęła głową. 

- Znalazłaś to miejsce? Powtórnie skinęła głową. Mikkal wstrzymał oddech. 

Nie rozumiał zachowania Raiji. Pracowała z właściwą sobie determinacją, tyle że nie 

wiedział dlaczego. 

Skończyła odrysowywać mapę i odwiesiła oryginał na haczyk. Złożyła arkusz papieru 

i odstawiła przybory do pisania na miejsce. Wszystkie te czynności wykonała z nadzwyczajną 

skrupulatnością. 

- Dokąd się wybierasz? - zapytał ostro, kiedy poczęła gotować się do wyjścia. - Jesteś 

nieostrożna. Oni z pewnością czają się gdzieś w pobliżu... 

- Mam taką nadzieję. 

Ani  słowem  nie  wyjaśniła  swego  dziwnego  zachowania.  Spojrzała  wyzywająco  na 

Mikkala i dodała: 

- Chodź ze mną, jeśli chcesz mnie bronić... Nie mógł nie zauważyć uszczypliwości w 

tonie Raiji, ale ruszył za nią. Dzieci pobiegły za matką. Ole i Iver spędzili noc pod schodami 

do sklepu. Jeszcze spali. 

- Kto śpi, nie grzeszy - powiedziała głośno Raija. 

Na  dźwięk  tego  głosu  mężczyźni  podnieśli  się,  przecierając  zaspane  oczy.  Ich 

zdumienie urosło do niebotycznych rozmiarów, kiedy ujrzeli, kto do nich przemawia. 

Za dziewczyną stał ten sam Lapończyk z dłonią groźnie opartą na rękojeści noża. 

-  Szukaliście  mnie  -  ciągnęła  niewinnie  Raija.  -  Krewniacy  Reijo,  nieprawdaż?  -  Jej 

oczy zwęziły się w dwie szparki. - A co na to Jenny? Czy ona i dziecko mają się dobrze? 

background image

-  Jenny  nie  żyje  -  warknął  Iver.  -  Utopiła  się  w  dniu,  w  którym  opuściliście  wyspę. 

Daruj sobie współczucie! Poradzimy sobie bez niego! 

Raija  wsunęła  rękę  za  kaftan.  Wyjęła  arkusz  papieru  i  rzuciła  go  starszemu  z 

mężczyzn. 

- Ale bez tego sobie nie poradzicie? 

Ze ściągniętymi brwiami przyglądała się, jak rozkładają rysunek. 

- Co to jest? - wykrztusił Ole. 

Mikkal zdumiał się równie mocno jak on. Czy Raija oszalała? 

-  To  jest  mapa  -  wyjaśniła  spokojnie  Raija.  -  Mapa,  bez  której  nie  dacie  sobie  rady. 

Szukaliście nas ze względu na złoto. 

Nie pytała, stwierdzała fakt. 

- Tę mapę zostawił Karl. Złoto należało do niego. Ole i Iver nadal nic nie pojmowali. 

Podejrzliwie przyglądali się znakom i literom na papierze. Nie umieli ani czytać, ani pisać. 

Nie dali jednak tego poznać po sobie. Nie chcieli się poniżać w oczach kobiety. 

- Dlaczego nam ją dajesz? 

Na ich twarzach malowało się zaskoczenie. 

Raija roześmiała się serdecznie. 

Mikkal  nabrał  pewności,  że  samotna  wędrówka  po  płaskowyżu  musiała  odbić  się  na 

psychice  dziewczyny.  Silniejsi  od  niej  przeżywali  załamania  nerwowe.  Powinien  był  ją 

powstrzymać. 

Tyle że w życiu nie widział nikogo, kto potrafił sprzeciwić się Raiji. 

-  Spodziewałam  się  wdzięczności  -  skrzywiła  się.  -  Oszczędzam  wam  mnóstwa 

kłopotów. 

Ojciec Jenny złożył papier. Chciał go wyrzucić, ale w ostatniej chwili powstrzymał się 

i wsunął arkusik do kieszeni. 

- Nie oddaje się skarbu - powiedział zdecydowanie. 

- Masz rację, ojcze - dodał Iver. - Coś się za tym kryje. 

Raija ponownie się roześmiała. 

- Wręcz przeciwnie. Szukałam przez trzy dni, brodząc w wodzie po pas. Tam nie ma 

ani ziarenka złota, mogę was zapewnić. Nic poza tym, co znalazł Karl. 

Z satysfakcją przyglądała się rozczarowanym minom mężczyzn. 

- Życzę szczęścia - dodała, odwracając się. - Będzie wam bardzo potrzebne. 

background image

14 

-  Nic!  -  Mikkal  potrząsał  głową  z  niedowierzaniem.  -  Nie  mogę  uwierzyć.  Nic  nie 

znalazłaś! 

Raija drapała się leniwie po nodze, w miejscu gdzie ukłuł ją komar. Siedzieli wsparci 

o ścianę domu, mając przed sobą morze i osadę. Z zabudowań widać ich było jak na dłoni. 

Siedzieli tak blisko siebie, że mogli się dotykać, ale nie robili tego. 

Wiedzieli, że śledzi ich wiele spojrzeń. 

Mikkal udawał wszak jej brata. 

- Nic! - uśmiechnęła się, lecz Mikkal wiedział dobrze, że Raija jest na granicy płaczu. 

- Nic nie znalazłam. 

Zastanawiał się, czy ma to dla niej duże znaczenie. 

-  Szukałam  wszędzie,  Mikkal.  Podniosłam  każdy  kamień  w  rzece  u  podnóża  skały. 

Nie pod wodospadem, ale tam nikt nie zdołałby się dostać. Kalle wyniósł wszystko. 

Mikkal  skłonny  był  uwierzyć  dziewczynie,  choć  nie  miał  pewności.  Wolałby  sam 

przeszukać to miejsce. Nie dla siebie. 

Złoto nic dla niego nie znaczyło. 

Dla Raiji. Dla Mai. 

- Kalle musiał sądzić, że jest tego więcej - głośno myślała. - Był chory... 

Głos ją zdradzał. 

Starannie przeczesała dno rzeki pod skałą, ale wciąż nie była pewna. 

- To nie koniec świata. 

Raija  uśmiechnęła  się  z  rezygnacją.  Podwinęła  rękawy  bluzki  i  wystawiła 

przedramiona na działanie słońca. 

Dzieci bawiły się w pobliżu. 

- Ale koniec sklepu - stwierdziła. - Jak tylko wróci Reijo, będziemy musieli wynieść 

się stąd. 

Opowiedziała mu wszystko. 

Mikkal nie wiedział, jak zareagować. Nigdy nie marzył o tym, by posiadać więcej, niż 

trzeba mu było do życia. 

Nie znał takiego uczucia. 

Rzeczy nic dla niego nie znaczyły. 

background image

Nie musiał mieć płaskowyżu na własność, by korzystać z jego darów. Nie musiał mieć 

rzek, by łowić w nich ryby. 

- Boję się, co na to Reijo - zwierzyła się Raija. - On tak polubił tę osadę. 

- Dlaczego wyszłaś za niego? 

- Bo uznałam to za słuszne. Zależy mi na nim. 

- Mnie nie zależy na Indze - podkreślił. Znać było po nim urazę. 

- Niezbyt to miłe z twojej strony - przyznała. 

- Nie jestem miły. Kocham ciebie. Tylko ciebie. Żar w głosie Mikkala pochlebił jej. I 

przestraszył. 

Nie chciała być uwielbiana. 

- To, że tu przyszedłeś, nic nie zmienia - wyszeptała, na krótką chwilę kładąc rękę na 

jego dłoni. - Dobrze, że jesteś, ale to nic nie zmienia. Wkrótce wróci Reijo. Nie zasługuje na 

to, bym go zdradzała. 

- A ja zasługuję? Westchnęła. 

- Już rozmawialiśmy o tym, Mikkal. Zmień temat albo ruszaj w drogę. 

Mikkal zmienił temat. 

- Kim jest Aleksiej? 

Raija spojrzała gniewnie na niego. 

- Widzę, że sporo wiesz. Wziąłeś dzieci na spytki? 

- Wiem tyle, co nic. Tobie zadaję pytanie. Kim jest Aleksiej dla ciebie? 

Oboje byli dumni i uparci. Takie potyczki sprawiały im ból. 

- Nikim. 

Kłamstwo przyszło jej z taką łatwością, że aż się przestraszyła. 

Miłość powinna opierać się na prawdomówności. 

- Nie wierzę. 

- I co z tego? - wzruszyła ramionami. - To nie moja rzecz. Dorośnij wreszcie, Mikkal. 

Nie  jesteśmy  już  dziećmi,  musimy  brać  odpowiedzialność  za  własne  postępki.  Zbyt  łatwo 

odsuwasz ją od siebie. 

- Ty zaś uważasz się za lepszą, niż jesteś. 

- Być może. Ale nie porzucam tych, którzy mnie potrzebują. 

- Z jednym wyjątkiem... 

- Ty, Mikkal, dasz sobie radę beze mnie. Masz w sobie dość siły. 

Już  słyszał  te  słowa.  Za  każdym  razem  powtarzali  te  same  argumenty.  Za  każdym 

razem żegnali się w ten sam sposób. 

background image

- Wyjadę - westchnął. - Pięknie tutaj. - Przyglądał się nagim skałom, morzu pociętemu 

spienionymi  falami.  Linii  horyzontu,  gdzie  woda  stykała  się  z  niebem.  Surowa,  otwarta 

przestrzeń pełna niewypowiedzianego piękna. 

Raija zadrżała. 

- Następnym razem osiedlimy się z dala od brzegu. 

W  duchu  gotowała  się  już  do  przeprowadzki  i  jej  serce  krwawiło.  Mikkal  prowadził 

koczownicze życie, lecz ona nie była stworzona do wędrówek. 

Powiedziała „osiedlimy się”... Miała na myśli siebie, Reijo i dzieci. Mikkal był bliski 

łez. 

-  Dziwne...  -  Raija  odprowadziła  wzrokiem  mewę,  która  kołysała  się  na  lekkim 

wietrze. - Przestałam się lękać. Dawniej bałam się, że się nie odnajdziemy. Teraz wiem, że to 

nie będzie trudne. 

Mikkal nie miał pewności. 

- Mogę ci obiecać, że nie zjawię się, póki nie odzyskam wolności - spoważniał. - Nie 

chcę cię dłużej dręczyć, Raiju. Następnym razem nie dam ci powodów do bólu. 

-  Reijo  obiecał,  że  zwróci  mi  słowo,  jeśli  sobie  tego  zażyczę  -  powiedziała  cicho.  - 

Dlatego, na swój sposób, wciąż jestem wolna... 

Mikkal potrząsnął głową. 

- Nie rozumiem go. Nigdy nie złożyłbym ci takiej obietnicy. 

- Nie jesteśmy tacy jak Reijo. On jest lepszy od nas. 

- Bo nigdy tak nie kochał - rzucił z pasją Mikkal. Nabrał powietrza i dodał: - Jeśli będę 

wolny...  Następnym  razem,  Raiju...  kiedy  zrzucę  więzy,  poprosisz  go  o  to?  Zostaniesz  ze 

mną? 

- Nie wiem - odrzekła drżącym głosem. - To takie nierzeczywiste. 

Załamał ręce. 

-  Nie  potrafię  w  to  wierzyć,  Mikkal.  To  nie  jest  moje  życie,  chyba  możesz  to 

zrozumieć... 

Mikkal nie mógł. 

- To byłaby drogo okupiona wolność. 

- Znam więc odpowiedź - stwierdził ponuro. 

- Rozdzieramy się na strzępy - westchnęła, podsuwając kolana pod brodę. 

Wyglądała tak młodo i niewinnie. W istocie była dojrzalsza od niego. 

Widziała rzeczy wyraźniej. On myślał tylko o niej. Snuł marzenia. Żył, by  kiedyś do 

niej należeć. 

background image

Ona miała większe serce. 

Dlatego oddalała się od niego. Dlatego gorzkniał i stawał się małostkowy. 

Chciał, by kochała tylko jego, a ona nie potrafiła kłaść tamy uczuciom. 

Pełna ciepła i miłości dla ludzi. Była jego. Reijo. Tylu innych... 

Odejdzie, nie wziąwszy jej w ramiona. Bez pocałunków. 

Nazwała go ideałem. 

Miał zamiar okazać się godnym tego miana. 

- Był czas, kiedy liczyły się tylko uczucia. - Raija wpatrywała się w rozległy horyzont. 

- Tylko to, czy krew płynie szybciej w żyłach. Tylko ten, kto sprawiał rozkosz. 

Mikkal  wstał.  Nie  był  pewien,  czy  chce  tego  słuchać.  Słowa  Raiji  brzmiały  inaczej. 

Bardziej dojrzale. Odsuwały go na daleki plan. 

- Jak jest teraz? 

Nienawidził siebie za to pytanie. Odpowiedź musiała sprawić mu ból. 

- To wciąż jest ważne. Czuć, że możesz umrzeć pod czyimś dotykiem. Potem jednak 

czar chwili pryska i wiesz już, że inne rzeczy są równie ważne. 

- A ludzie? - wyszeptał przez zaciśnięte wargi. 

- Ludzie też są ważni. Każdy ma coś w sobie. Trzeba umieć to dostrzec. Mikkal? 

Tak  żałośnie  wymówiła  jego  imię,  że  musiał  spojrzeć  na  nią.  Chęć,  by  wziąć  ją  w 

ramiona, przytulić i pocałować, doprowadzała go do szaleństwa. 

Nie mógł. Grali swoje role. 

- Co takiego, miła? 

- Czy Elle nas miała na myśli, kiedy powiedziała, że będę szczęśliwa? 

Mikkal miał ciętą odpowiedź na końcu języka. Dawno już zapomniał o bajdurzeniach 

starej kobiety. Powstrzymał się jednak. Raija znów była jego Małym Krukiem, zgubiła gdzieś 

niedawną dojrzałość i pewność siebie. 

Potrzebowała pociechy. 

Potrzebowała jego. 

- Z pewnością nas! - Czy jego głos zabrzmiał przekonująco? - Kogóż by innego? Elle 

obiecała, że będziesz szczęśliwa. Kto oprócz mnie mógłby dać ci szczęście? 

Znów obdarzyła go żałosnym spojrzeniem. Mikkal doznał nieprzyjemnego uczucia, że 

przez ułamek sekundy pomyślała o kimś innym. 

-  Jest  tyle  rzeczy  -  zaczęła  bez  przekonania,  jakby  wątpiąc,  że  niesforne  myśli  dadzą 

się złożyć w słowa. - Jest tyle innych rzeczy, które sprawiają mi radość. I nie ma w tym nic 

background image

złego.  Lubię  się  śmiać,  lubię  ludzi.  Zadaję  sobie  jednak  pytanie,  czym  jest  życie.  Co  jest 

ważniejsze, zauroczenie czy zdrowy rozsądek. A może da się połączyć jedno z drugim? 

Przerwała, by zaczerpnąć tchu, i smutnym głosem ciągnęła: 

-  Czasami  żałuję,  że  się  spotkaliśmy.  Uniknęłabym  tylu  bolesnych  myśli,  miałabym 

mniejsze  oczekiwania.  Czasami  znowu  uświadamiam  sobie,  że  gdybym  nie  zaznała  twojej 

miłości, mogłabym równie dobrze się nie narodzić. 

Jak trudno zapanować nad drżeniem rąk! Nad chęcią, by jej dotknąć! 

Ile  trzeba  wysiłku,  by  zostać  ideałem.  Tym  razem  jednak  Mikkal  nie  chciał  jej 

zawieść. 

- Zadręczasz się myślami, Raiju - zdołał wykrztusić. 

Dziewczyna ożywiła się. 

- Masz rację. Ach, te moje fantazje! Bywam okropnym ponurakiem... 

- Taka już twoja melancholijna fińska natura - uśmiechnął się uszczypliwie. - Cenię ją, 

tak jak wszystko, co ciebie dotyczy. Nie zapominaj o tym. 

- Nie zapominam o niczym. Nie potrafię... Mikkal wstrzymał oddech. 

Zawsze to samo! 

Każda rozmowa kończyła się kłótnią. Tym razem się mylił. 

Tym razem miała na myśli jasne cechy jego charakteru. 

-  Wydawałeś  mi  się  taki  dorosły,  kiedy  ujrzałam  cię  pierwszy  raz,  Mikkal.  -  Twarz 

Raiji  przybrała  wyraz  rozmarzenia.  -  Sama  byłam  mała  i  nieszczęśliwa  -  dodała  gorzko. 

Wspominała czas, kiedy ojciec odesłał ją do Ruiji. - Dziś wciąż uważam cię za chłopca. Może 

nie chcę zaakceptować, że się postarzałam? 

-  Postarzałaś  się?  Masz  dziewiętnaście  lat!  Co  to  znaczy  przy  moich  dwudziestu 

pięciu? 

- Jesteś starszy, to prawda. Wciąż jednak widzę w tobie chłopca. 

- Myślisz o tym, by wrócić? 

- Dokąd? 

- Do domu. Do Tornedalen. 

Raija wbiła wzrok w chmury. W białych obłokach ujrzała złote pola zboża... 

Złote? 

Zmarznięte! 

Dlatego zamieszkała na kamienistym wybrzeżu północnej Norwegii. 

background image

-  Tak,  Mikkal.  Często  myślę  o  domu.  Chciałabym  znów  ujrzeć  Tornedalen,  choćby 

przez  parę  chwil.  Chciałabym  powiedzieć  ojcu,  że  nie  czuję  do  niego  żalu.  Zobaczyć 

Mattiego. Ma teraz jedenaście lat. Jeśli żyje... 

Raija zamilkła. 

Chciałaby przytulić się do matki i powiedzieć, że ją kocha. Pokazać jej wnuki. Wciąż 

umiała marzyć. 

- Kiedy byłem chłopcem, postanowiłem zawieźć cię do Tornedalen - wyznał Mikkal z 

zakłopotaniem. - Gdy ojciec karał cię lub krzyczał na ciebie, myślałem o tym, by zawieźć cię 

do domu. Oddać cię twojemu ojcu i powiedzieć mu, że Ruija to nie raj. 

- Czemu nigdy mi o tym nie mówiłeś? - Raija spojrzała na Mikkala z błyskiem w oku. 

Odnajdywała  w  nim  uczucia,  które  starannie  ukrywał  przez  te  wszystkie  lata.  Nawet  przed 

nią. 

-  Jestem  trochę  tchórzem  -  przyznał  się.  -  W  wielu  okolicznościach  nie  potrafiłem 

zdobyć się na odwagę. 

Nie zaprzeczyła. 

- Szkoda, że nie ma Reijo! - Mikkal zmienił temat. - Powiesz mu, że byłem? 

Raija skinęła głową. 

-  Nie  mamy  przed  sobą  tajemnic.  Mów,  co  chcesz,  ale  Reijo  jest  moim  najlepszym 

przyjacielem. Nigdy mnie nie zawiódł. 

Ani mnie, pomyślał Mikkal. Cenił wysoko Reijo, też uważał go za przyjaciela. 

- Nigdy nie byłbym tak dobrym mężem jak on... 

- Coś mi się zdaje, że domagasz się pochlebstw - roześmiała się. 

-  Przydałoby  mi  się  dobre  słowo  na  drogę.  Nie  wiem,  kiedy  się  znów  spotkamy.  - 

Mikkal spoważniał. - Tym razem tak się stanie, Raiju. Nie będę cię szukał, póki nie odzyskam 

wolności.  Wtedy  dopiero  poproszę,  byś  poszła  ze  mną.  Dotrzymam  słowa,  choćbym  miał 

czekać dziesięć lat. 

Dotknął palcami woreczka, który zawsze nosił na szyi. 

-  Przysiągłem,  że  będę  nosić  pukiel  twoich  włosów,  póki  cię  kocham  -  wyrzekł  z 

płonącym wzrokiem. - Następnym razem też ujrzysz go na moim sercu. 

- Jesteś diabłem, Mikkal - wyszeptała - ale masz coś w sobie. 

- Z takim pożegnaniem mogę żyć - uznał. I zrobił tak, jak sobie obiecał. 

Nie dotknął jej ani nie pocałował. Następnym razem przybędzie jako wolny człowiek. 

I wszystko zależeć będzie od Raiji. 

background image

15 

Zaczęli wypatrywać kupieckiej łodzi w lipcu. 

Lato  zbliżało  się  ku  końcowi,  a  o  Reijo  i  jego  załodze  wciąż  nie  było  żadnych 

wiadomości. 

Niepokój ogarnął ludzi z osady. 

Szeptano, że Reijo nie ma doświadczenia i dobrał sobie nieodpowiednich ludzi. 

Zapomniano,  iż  doświadczeni  żeglarze  odmówili  uczestnictwa  w  wyprawie.  Reijo 

musiał zaufać młodym. 

Opowieści  o  morskich  katastrofach  stały  się  najczęstszym  tematem  rozmów. 

Wspominano lata, które obfitowały w tragiczne zdarzenia. 

Strach dławił im gardła. 

Wszyscy  odczuwali  to  samo.  Zatonięcie  łodzi  oznaczałoby  ciężką  zimę  dla 

mieszkańców osady i najbliższej okolicy. Ich los zależał od powrotu Reijo. 

Nieszczęścia zdarzały się często. Wody przybrzeżne były zdradliwe, pogoda zmienna i 

kapryśna. 

Nastroje  ludzi  obróciły  się  przeciwko  Raiji.  Ona  i  Reijo  nie  należeli  do  miejscowej 

społeczności. 

Jeśli łódź z towarami nie wróci, zwalą winę na Reijo. A przecież nie sam nią sterował. 

A jednak z pewnością obarczą winą Reijo. 

Peder  uznał,  że  powinien  powiedzieć  Raiji  parę  słów  na  temat  konia.  Nie  pojmował, 

jak  mogła  kupić  szkapę  za  złoto,  a  potem  ją  zajeździć.  Nie  dotarłszy  nawet  na  jarmark.  Do 

głowy mu nie przyszło, by łączyć tajemniczą sierotę z osobą właścicielki sklepu. 

Peder  kochał  wiersze.  Znał  na  pamięć  całe  wersety,  zwłaszcza  swego  ulubieńca, 

Pettera Dassa, pastora z Helgeland. Pewien, że Raija nie zażąda spłaty długu, siadał na beczce 

koło  lady  i,  oparłszy  się  na  łokciach,  recytował  z  przejęciem  strofy  o  roku  1692.  Zdradliwe 

wody wokół przylądka Stad zebrały wtedy tragiczne żniwo. 

- Tak to bywa - dodał z przekorą, kiedy Raija obojętnie przyjęła ponurą wierszowaną 

wróżbę.  -  Szesnaście  łodzi  utonęło  Roku  Pańskiego  dziewięćdziesiątego  drugiego.  Potem 

przyszedł... 

- Nie wątpię - przerwała mu Raija. 

Peder mógł przysiąc, że pokornieje w oczach. 

Jeśli łódź nie wróci, będzie wreszcie musiała zachowywać się jak kobieta! 

background image

Raija  dzieliła  niepokój  mieszkańców  osady.  Spotkałby  ją  taki  sam  los,  taka  sama 

strata, osobista tragedia. 

Poza  tym  Reijo  był  tylko  szyprem,  w  rzeczywistości  łódź  należała  do  niej.  Jej  utrata 

oznaczała ruinę. 

Prowadziła sklep dzięki zyskom z jarmarku, pomniejszonym o ładunek pozostawiony 

na wozie. 

Jeśli Reijo uzyskał uczciwą cenę od kupców w Bergen, wciąż mieli szansę. 

Raija zaczęła liczyć dni. 

Był  koniec  sierpnia,  kiedy  jakieś  bystre  oko  dojrzało  cień  na  horyzoncie.  Po  paru 

godzinach wszyscy widzieli wyraźnie zarys statku i przez osadę niosło się westchnienie ulgi. 

Raija popłakała się z radości. 

Przez  ostatnie  tygodnie  wychudła  i  zmizerniała.  Teraz  czuła,  jak  z  każdą  minutą 

wracają jej siły. 

Ludzie zebrali się u brzegu. Mężczyźni stali z rękami w kieszeniach, z braku tytoniu 

ż

uli owoce dzięgla, pluli i komentowali przybycie łodzi. 

Wspominali 

własne 

wyprawy, 

rozprawiali 

przejęciem 

przebytych 

niebezpieczeństwach,  zupełnie  zapominając,  że  jeszcze  do  wczoraj  nie  wierzyli  w  powrót 

Reijo i jego załogi. 

Wokół  kręciły  się  rozgorączkowane  dzieci.  Przyszły  nawet  kobiety.  Z  robótkami  w 

dłoniach czekały na przypłynięcie łodzi i wieści z wielkiego świata. 

Raija  odczekała,  aż  łódź  się  przybliży.  Już  dawno  chciała  pędzić  na  nabrzeże,  ale 

wolała uniknąć towarzystwa ludzi, którzy przez ostatnie tygodnie traktowali ją pogardliwie. 

Elise i Maja dołączyły do dzieci. 

Raija nie bała się o córeczki, małe oswoiły się z morzem. Elise nauczyła się prowadzić 

łódź.  Tylko  Maja  wpadała  we  wściekłość,  bo  wiosła  nie  chciały  jej  słuchać.  Była  mała  i 

drobna, więc ledwie unosiła ciężkie drągi, ale jak zawsze źle znosiła porażkę. 

Dzieci z osady umiały wiosłować, zanim opanowały sztukę chodzenia. Morze było dla 

nich żywiołem równie naturalnym jak ziemia. 

Kiedy „Maja Elise” stanęła na kotwicy, Raija wzięła Knuta na ramię i zmieszała się z 

tłumem. 

Kilku mężczyzn rzuciło się do małych łodzi i z zapałem zdążało ku statkowi. Chętka 

na świeży tytoń dodawała energii uderzeniom wioseł. 

Reszta  śledziła  ich  wzrokiem.  Dzieci  krzyczały  i  wskazywały  palcami  ludzi  na 

pokładzie. Maja wpadła w euforię na widok Reijo i Raija nie była w stanie jej uspokoić. 

background image

Kobiety  z  osady  wymieniały  znaczące  spojrzenia.  Raija  wiedziała,  że  jej  metody 

wychowawcze staną się kolejnym tematem plotek. 

Oczy kobiet mówiły więcej. Wiedziały. Znały jej tajemnicę. 

Ż

eglarze schodzili na ląd. Radość powitania ogarnęła wszystkich. 

Matki ocierały łzy, narzeczone padały w objęcia ukochanych. 

Reijo był jedynym żonatym mężczyzną w załodze. 

Zszedł  ostatni.  Brudny,  wychudzony,  zmęczony  -  takim  Raija  nigdy  go  nie  widziała. 

Piski Mai przywołały uśmiech na zarośniętym obliczu, ale Raija znała go zbyt dobrze, by nie 

wiedzieć, w jakim jest stanie ducha. Maja wisiała mu u szyi, kiedy stanął u boku żony. 

Skinął tylko głową w jej kierunku, dotknął brudnym palcem policzka Knuta i potargał 

włosy Elise. 

-  Idziemy  do  domu,  Raiju  -  powiedział.  -  Nie  będę  sobą,  póki  się  nie  umyję  i  nie 

założę czystego odzienia. 

Raija  przewidziała  wszystko.  Przed  wyjściem  podgrzała  wodę  i  wystawiła  balię  na 

ś

rodek izby. 

Czekała, aż się umyje. Zastawiła stół. 

Pojawił się, miał mokre włosy, skórę wyszorowaną do białości. 

Jadł niewiele. 

Raija nie była głodna. 

Nie zwrócił na to uwagi. 

Ż

eby  zagłuszyć  ciszę,  opowiedziała  mu  wszystko  to,  co  zdarzyło  się  pod  jego 

nieobecność. Nie czynił jej wyrzutów z powodu nieudanej wyprawy na targ. 

- Dobrze, że był tam Mikkal - rzucił z roztargnieniem. 

- Jest jakaś inna kobieta, prawda? 

Raija przedarła się przez mgłę, którą się otoczył. 

Odsunął talerz, złożył dłonie na blacie stołu i zamknął oczy. 

- Nie jestem gotów, by o tym mówić, Raiju. Wracam na pokład. Nie mogę spać z tobą. 

Nie wiem, czego chcę. Daj mi czas! 

Skinęła głową. 

Dwa dni później popłynęli do zleceniodawców. Ludzie z osady otrzymali zamówione 

towary. 

Kobiety  dostały  jedwabne  chusty  i  broszki.  Najszczęśliwsze  mogły  gładzić  nabożnie 

suknie, ostatni krzyk mody z wielkiego świata. 

background image

Miasto  Bergen  było  bramą  do  Europy.  Zdarzało  się,  że  kobiety  rybaków  z  północy 

stroiły się wytworniej niż urzędnicze żony w Christianii. 

„Maja Elise” wróciła po tygodniu. Nadszedł czas na ostatni akt wyprawy: trzeba było 

wspólnym wysiłkiem wciągnąć łódź na ląd. 

Załoga pracowała najciężej. Ci ludzie nie opuszczali pokładu od maja. Marzyli tylko o 

tym,  by  postawić  stopy  na  suchym  lądzie  i  żyć,  karmiąc  się  wspomnieniami  z  wyprawy  na 

południe. 

Liczyła  się  każda  para  rąk.  I  tak  jak  wodowanie  zakończyło  się  świętowaniem,  tak  i 

teraz cała osada szykowała się do zabawy. 

Humory dopisywały, gorzałka lała się obficie. 

Noc nastraja do zwierzeń. 

Od  chwili,  kiedy  późnym  popołudniem  Reijo  wszedł  do  izby,  Raija  chodziła  na 

palcach. 

Wymienili ledwie kilka słów. 

Maja wypełniła ciszę świergotaniem, więc milczenie dorosłych nie było dokuczliwe. 

Teraz była noc. Raija usiadła przy stole. Ta rozmowa nie powinna odbyć się w łóżku. 

Musieli zdobyć się na szczerość. 

- Nie każ mi cierpieć katuszy, Reijo! - poprosiła. - Mam prawo wiedzieć, co cię gnębi. 

- Nawet gdybym miał cię zranić? 

Miała  ochotę  pogładzić  go  po  zapadniętych  policzkach,  potargać  po  włosach, 

uradować. 

Nie mogła. Najpierw musi wyrzucić z siebie wszystko. 

-  Zniosę  to,  Reijo.  Sama  zraniłam  cię  nie  raz.  Obiecywaliśmy  sobie  nie  skrywać 

niczego. 

Usiadł  naprzeciw  żony.  Jego  oczy  płonęły  gorączką.  Odpowiedział  na  pytanie,  które 

zadała przed tygodniem. 

- Tak, Raiju, jest inna kobieta. 

Raija wiedziała przez cały ten czas, długie siedem dni. 

Zawsze mogła wierzyć w jego miłość. Zawsze mogła liczyć na wybaczenie. 

Reijo był najbardziej oczywistą częścią jej codzienności. 

Przez ostatni tydzień zastanawiała się, czy może pozwolić mu odejść. 

Zajrzała w głąb duszy, by poznać, ile dla niej znaczy. 

Zobaczyła, jak wiele. 

Szyderstwo losu miało sprawić, że zostawi ją właśnie teraz? 

background image

- Możesz odejść, kiedy zechcesz. Tak się umówiliśmy - uśmiechnęła się blado. - Tylko 

sądziliśmy, że umowa bardziej mnie dotyczy, prawda? 

Nie dotknął jej, nie chciał łamać reguł gry. 

- Cieszysz się? - spytał z krzywym uśmiechem. 

- To złe słowo. 

- Chcesz wolności? 

Roześmiał się. 

To był przerażający śmiech, jakiego Raija nigdy nie słyszała. 

- Ja jej nie potrzebuję - wyjaśnił drżącym głosem. - Jest inna kobieta, Raiju, tyle że nie 

ż

yje. 

Reijo znalazł się na skraju załamania. 

- Opowiedz mi wszystko! Chcę znać prawdę. Nie duś jej w sobie! 

Płakała cały czas, kiedy mówił. Roniła łzy za niego, za tę nieznaną kobietę utopioną w 

bergeńskim porcie, za siebie. 

Reijo też płakał. Całą drogę na północ tłamsił w sobie ból, złość i żałobę. Nieustannie 

myślał o tej, z którą mógłby być szczęśliwy. Z nikim z załogi, nawet z Nilsem, nie podzielił 

się tęsknotą za tą bezimienną dziewczyną. 

Tylko z Raiją. 

Z własną żoną. 

- Polubiłabym ją - powiedziała Raija, kiedy obojgu zabrakło łez. - Zdziwiłabym się na 

jej widok, byłabym może trochę zazdrosna, ale polubiłabym ją. 

-  Jesteś  do  niej  podobna  -  rzucił  Reijo.  -  Nie  przypadkiem  znaczyła  dla  mnie  tak 

wiele...  -  Potrząsnął  głową,  jakby  budząc  się  ze  snu.  -  Wiesz,  dopiero  teraz  zaczynam 

rozumieć, co czujesz do Mikkala. 

- Nie, Reijo! Mikkal żyje. Zawsze miałam pewność, że gdzieś jest, blisko lub daleko. 

Nie mogę nawet wyobrazić sobie, co bym zrobiła na wieść o jego śmierci. Mikkal żyje, więc 

ż

yje nadzieja... Spojrzała na Reijo poprzez łzy. 

- Jakże bym chciała, byś i ty zachował choć nadzieję! 

Uśmiechnął się słabo. 

- Która żona zareagowałaby jak ty... 

- Które małżeństwo jest takie jak nasze - odrzekła cicho. 

Reijo nie mógł usiedzieć na miejscu. Wstał i zaczął krążyć po izbie. 

Raija  była  pełna  zrozumienia,  tego  się  po  niej  spodziewał.  W  myślach  przeżywał  tę 

sytuację na tysiące sposobów. 

background image

Może  rozczarował  się  odrobinę,  bo  nie  okazała  zazdrości.  Może  trochę  uraziła  jego 

dumę. 

-  Sądziłem,  że  jakoś  się  pozbieram  -  rzekł  do  ściany.  Do  Raiji.  Do  samego  siebie.  - 

Sądziłem, że oddalając się od Bergen, choć trochę zapomnę. Że wrócę do ciebie i będę mógł 

ż

yć jak przedtem. 

Raija roześmiała się płaczliwie. 

- Nigdy tak nie jest, Reijo. 

Odwrócił się gwałtownie i rozłożył ramiona. 

-  Nie  wiedziałem,  Raiju!  Skąd  miałem  wiedzieć?  Zawsze  byłaś  tylko  ty.  Nie  znam 

innego życia... 

Nie skończył. Nie wypowiedziane słowa zawisły w powietrzu. 

-  Teraz  pragniesz  sprawdzić,  jak  to  jest?  -  spytała  bezbarwnie.  -  Jak  wygląda  życie 

beze mnie? 

Skinął głową. 

- Tak myślę! - jęknął bezsilnie. - Nie mam pewności! 

Rozejrzał się po izbie. Był taki dumny z tego domu. 

Teraz wydawało mu się, że ściany zamykają się wokół niego. 

Gorzej. Odgradzają go od świata. 

Zrozumiał,  że  tam  na  zewnątrz  czekają  nań  rzeczy,  których  dotąd  nie  potrafił  sobie 

nawet wyobrazić. 

-  Nie  wiem,  co  robić.  Gnębią  mnie  wyrzuty  sumienia.  Czuję  się  odpowiedzialny  za 

was, a tęsknię za światem. Jestem rozbity... Chcę wyjechać. 

- Więc jedź. 

Reijo przełknął ślinę. 

Nie powinna mówić z takim spokojem. 

- Wyjedź na rok - zaproponowała i dodała z pasją: - Teraz, od razu. Zanim wymyślisz 

nowe powody, by zostać. Wróć za rok, nie wcześniej. Może do tego czasu odnajdziesz siebie. 

- Czy wiesz, co mówisz, Raiju? Kiwnęła głową. Wiedziała, co mówi. 

- Chcesz tak żyć? - spytał. - Mogłabyś odzyskać wolność. 

-  Na  to  trzeba  czasu  -  odparła  wymijająco.  -  Wielcy  panowie  nie  pozwolą  nam 

maluczkim się rozejść. Nazywają to grzechem... 

- Co powiedzą ludzie? 

Raija spojrzała twardo na Reijo. Musiała zastąpić mu matkę, podjąć decyzję za niego. 

background image

- Jedź. Nie mogę cię powstrzymywać, nie chcę,  byś zgorzkniał u mego boku. To zły 

sposób na szczęśliwe małżeństwo. Masz dwadzieścia jeden lat, Reijo. Będziesz żałował całe 

ż

ycie, jeśli zmarnujesz okazję. 

Wciąż się wahał. Czytała w twarzy męża jak w otwartej księdze. 

-  Damy  sobie  radę.  Utrzymam  sklep,  Nils  mi  pomoże.  Dom  jest  w  dobrym  stanie, 

przetrwamy jakoś zimę. A czas biegnie szybciej, kiedy zbliża się lato. 

- Jeśli jesteś pewna... 

- Jestem. To twój rok, Reijo! Zrób z nim, co zechcesz. 

- Jutro - zdecydował z ulgą, że mają to za sobą. - Nie wyjadę, nie pożegnawszy się z 

Mają. 

Chciał objąć Raiję, ale powstrzymała go ruchem dłoni i przepraszającym uśmiechem. 

- Nie teraz, Reijo! Nie róbmy niczego, co by kazało nam cofnąć decyzję! 

Spoglądali na siebie dłuższą chwilę. Rozumieli się w pełni. 

- Położę się w drugiej izbie - powiedział w końcu. 

- Tak będzie najlepiej... 

Reijo wyjechał w południe. 

Maja  płakała,  choć  powiedział  jej,  że  jedzie  szukać  skarbów  dla  niej.  Przyznał,  że 

długo go nie będzie. 

Tak długo, że może go zapomnieć. Lecz on będzie myślał o niej co dzień. 

Zgodziła się, bo tak mówił Reijo. Reijo nie kłamał jak inni dorośli. 

Wyjechał,  nie  przytuliwszy  żony.  Nie  dała  mu  okazji,  zachowywała  się  jednak  tak 

naturalnie,  że  nie  zwrócił  na  to  uwagi.  Raija  została  sama  i  przypomniała  sobie  rozmowę  z 

Mikkalem. 

To była wolność. 

Tyle że wolność w okowach. 

background image

EPILOG 

Przyszła noc Bożego Narodzenia. 

W domku nad morzem paliły się światła. 

Tej zimy sztormy były szczególnie dotkliwe. 

Rybacy świętowali. 

Władca morza nie próżnował. 

W domku nad morzem rozległ się krzyk dziecka. 

Mała, rudowłosa dziewczynka witała surowy, zimny świat. 

Raija wzięła ją z miłością w ramiona. To dziecię zadało jej najwięcej cierpień. Przez 

trzy miesiące była chora, nie opuszczała łóżka. 

Mieszkańcy osady okazali jej serce. Wcześniej darzyli ją niechęcią, teraz z otwartymi 

ramionami przyjęli do swojej społeczności. 

Pokochali Raiję, bo ich potrzebowała. 

Nie rozumieli jej, lecz otoczyli opieką. Ktoś musiał to zrobić, kiedy Reijo odszedł. 

Raija powiedziała im, że Reijo nie wie o dziecku. I że wróci. 

Kręcili głowami. 

Raija nie wątpiła. 

Trzymała córeczkę w ramionach. Niemowlę wcale nie przypominało matki. 

Miało zielone oczy, nosek zabawnie wykrzywiony jak u wszystkich z rodu Kesaniemi. 

Dobrze zrobiła, że kazała Reijo ruszać w drogę. 

- Damy sobie radę - wyszeptała, przykładając usta do główki dziecięcia. - Damy sobie 

radę.  Elise,  Maja,  Knut,  ty  i  ja.  Poradzimy  sobie,  skarbie.  Przyjdzie  jesień  i  on  wróci.  Ten, 

którego tak bardzo przypominasz. Reijo, twój tatuś. 

Dała jej na imię Ida. 

Zielonooka, rudowłosa, miała dołeczki w policzkach i uśmiech Reijo. 

Raija zastanawiała się, czy Reijo znienawidzi ją za to, że milczała. 

Nie mogła postąpić inaczej. 

Reijo nie zdawał sobie sprawy, ile kosztuje swoboda. 

Był wolny. 

Ale kiedyś powróci.