Hierarchowie-progresiści i lewacka ekstrema
Data publikacji: 2015-03-23 09:00
Atakując święte zasady Kościoła, jego kwestie fundamentalne, modernistyczni
kardynałowie i biskupi stają w jednym szeregu z otwartymi wrogami katolicyzmu.
Nie od dziś wiadomo, że największym zagrożeniem dla prawdziwej wolności, normalnie
rozumianej tolerancji oraz zdrowo pojmowanego dobra człowieka są wszelkie hybrydy
lewicowej doktrynerii. Niemcy jako główny zakładnik terroru poprawności politycznej, a
przede wszystkim własnej historii, nie potrafią przyznać wprost, że lewica niesie zło. Zmora
fałszywie utożsamionego z prawą stroną narodowego socjalizmu szachuje zdrowy rozsądek
naszych zachodnich sąsiadów, przy czym wybryki anarchistów w faktycznej stolicy Unii
Europejskiej to zaledwie czubek góry lodowej problemów, jakie zafundowała normalności
lewica europejska.
Panosząca się po Starym Kontynencie dyktatura usiłuje, zresztą dość skutecznie, wmówić
opinii publicznej prymitywnie dualistyczny obraz świata. W tej dychotomii, prawica to samo
zło, podszyte faszyzmem i nietolerancją, zaś lewica uosabia czyste dobro, dążąc do
powszechnej zgody, równości i tolerancji. Gdybyż chodziło wyłącznie o sferę odnoszącą się
do poglądowych przepychanek na Facebooku, nie byłoby to może aż tak szkodliwe. Niestety,
ten demon dewastuje najistotniejsze obszary współżycia międzyludzkiego, wdzierając się za
sprawą konkretnych decyzji politycznych przede wszystkim na obszar normalnej rodziny,
swobody sumienia, praworządności, obyczajowości, zagrażając cnotom i depcząc autonomię
osoby ludzkiej.
I znowu, gdybyż te niszczycielskie działania sterowane były wyłącznie przez wrogów
zewnętrznych Kościoła katolickiego, walka ta przebiegałaby na poziomie konwencjonalnym,
a strategia stronników zła byłaby łatwa do rozpoznania, szybko diagnozowana i zwalczana.
Niestety, to, przed czym przestrzegał Ojciec Święty Benedykt XVI, stało się faktem. Wilki
wdzierają się do owczarni, sieją zamęt wewnątrz niej, urządzają sobie krwawe uczty i
bachanalia w środku świątyni. Porywają wiernych, majstrują przy nienaruszalnej doktrynie,
bluźnią i profanują świętości. Tuż przed ołtarzem. Niekiedy nawet dosłownie, jeśli
uwzględnimy wzrastającą tendencję do profanacji kościołów, ekshibicjonistycznych pląsów
lewaków i feministek podczas Mszy Świętej, aktów przemocy wymierzonych w ludzi
Kościoła. Takie zjawiska obserwuje się w całej Unii Europejskiej. Dziś chciałbym skupić się
na Republice Federalnej Niemiec, ale wskazując na współwinnych plagi antykatolickich
działań, którzy reprezentują najwyższe stanowiska w tamtejszym Kościele. To oni bowiem są
prawdziwym zgorszeniem i hańbą Kościoła, stając, ramię w ramię z wrogami, naprzeciw
atakowanych i dyskryminowanych katolików.
Tolerancyjny jak lewicowiec
Przypomnijmy kilka faktów z życia „tolerancyjnej” lewicy, niech posłużą one jako ilustracja
powyższej tezy.
W lutym br. grupa młodzieży katolickiej związana z ruchem pro-life Młodzież za Życiem
(Jugend für das Leben) zorganizowała na monachijskim Placu Odeona marsz milczenia
zakończony Mszą św. w kościele uniwersyteckim. Inicjatywa była legalna i zarejestrowana,
ale i tak katolicy zostali zaatakowani przez lewaków, którzy zablokowali ich przemarsz.
Wśród uczestników pokojowej demonstracji były małe, a nawet bardzo małe dzieci.
Feministki, lewacy, pederaści chcieli pobić obrońców życia, ale stłoczonych w jednym
miejscu manifestantów ochraniała policja. Siedemdziesięciu policjantów zostało
zaatakowanych. Napastnicy wykrzykiwali: „Gdyby Maryja dokonała aborcji, byłoby to wam
zaoszczędzone”; „Mamy wasze zdjęcia, znajdziemy was”; „Będziemy się masturbować
patrząc na zdjęcia waszych dzieci”. Przejaw tolerancji w wersji lewackiej w całej swojej
krasie. Najbardziej ucierpiały dzieci, które doświadczyły przemocy i zgorszenia ze strony
homoseksualnych i feministycznych seks-edukatorów.
W ubiegłym roku nie było lepiej. Na początku października ekstremiści lewaccy zaatakowali
stołeczną parafię pw. Najświętszego Serca Jezusowego. Była to zemsta za popieranie przez
liderów wspólnoty berlińskiej Marszu dla Życia, jaki odbył się 20 września. Budynek został
zdewastowany i można to nazwać ostrzeżeniem: „Dziś budynek, jutro wy”. Po napaści wiele
organizacji chrześcijańskich wyraziło swoje zaniepokojenie niebezpiecznym rozwojem
wydarzeń, ponieważ atakowane są nie tylko budynki, ale i ludzie. Przypomnę, że wśród
uczestników Marszu dla Życia pojawili się lewaccy prowokatorzy, półnadzy wyuzdańcy,
którzy skandowali obrzydliwe i bluźniercze hasła. Chrześcijanie szli w milczeniu, nie dali się
sprowokować. Po skandalu, które media postanowiły ukryć, środowiska chrześcijańskie
zaapelowały do niemieckich polityków o reakcję na przemoc motywowaną antyreligijnymi
uprzedzeniami. Politycy boją się jednak mniejszości ekstremistów, dlatego nie reagują.
Pod koniec września ubiegłego roku właściciel apteki Undine w Berlinie, Andreas Kersten
poznał na własnej skórze, gdzie się kończą granice tolerancji lewacko-feministycznej. Jego
sklep w dzielnicy Neukölln został zaatakowany przez „tolerancyjną” młodzież lewicową,
ponieważ jako głęboko wierzący katolik, Kersten nie sprzedaje u siebie tabletek
wczesnoporonnych (w Polsce zwanych „tabletkami PO”). Lewacy, pederaści i feministki
postanowili użyć wypracowanych metod bolszewickich, jakimi są przemoc, terror i
zastraszanie.
Apteka została obrzucona workami wypełnionymi czerwoną farbą i zanieczyszczona
lewackimi plakatami autorstwa studenckiego ruchu, który organizował w pobliżu jedną ze
swoich demonstracji. Ta czerwona farba, oznaczenia, ataki, przemoc i zastraszanie
przypominają postępowanie niemieckich nazistów (także w Berlinie), którzy oznaczali w
latach 30. domy i sklepy żydowskie. Przewodnicząca stowarzyszenia Kerstin Wolter
zastosowała „trik putinowski”. Stwierdziła, że plakaty leżały w biurze i każdy mógł je sobie
wziąć i nakleić, gdzie chciał. Brzmi to prawie jak: „Takie plakaty można nabyć w każdym
lewackim sklepiku”. Widać, przy okazji nabywania tego typu plakatów mózg nabywa
dziwnych skłonności do ulegania agresji, co przekłada się potem na „tolerancyjne inaczej”
zachowania. Czytanie w nadmiarze Lenina, Gramsciego czy Mao najwyraźniej ułatwia
popadnięcie w ideologiczny obłęd.
Tyle przykładów. Przemoc i terror, a nie tolerancja i walka z uciskiem oto prawdziwa twarz
środowisk lewackich, feministycznych i homoaktywistów. Za maską odmienianej przez
wszystkie przypadki tolerancji kryje się gwałtowna i nieopanowana nienawiść do Boga i
Kościoła katolickiego.
Czas przepędzić buntowników
Nie wiem, czy kardynałowie Reinhard Marx i Walter Kasper zaczytują się w „dziełach”
wyżej wymienionych autorów, ale niewątpliwie bohaterowie skandalu, jaki miał miejsce na
październikowym synodzie przyczyniają się do wzrostu agresji lewackiej wymierzonej w
obrońców rodziny. Wiem też, że Kościół jako wspólnota ma prawo reakcji. Ma prawo
wypędzić wilki z owczarni.
W tym przypadku wilki zajmują wysoką pozycję. Pełniąc określone funkcje w Kościele, w
jakiś sposób, nieformalnie sankcjonują powyższe zachowania. Swoimi woltami i wybrykami
zachęcają do atakowania świętości. W sytuacji, gdy sami atakują święte zasady Kościoła, jego
kwestie fundamentalne, próbując przeprowadzić demontaż doktryny Jezusa Chrystusa, stają w
jednym szeregu z lewackimi napastnikami. Mało tego, posługują się takimi samymi
sloganami - jak tolerancja, równość, miłosierdzie, zgoda - którymi opakowują dla niepoznaki
zło i nauczanie Antychrysta. Grupka zwolenników heretyckiej progresji w Kościele
katolickim może też szantażować wspólnotę, ze Stolicą Apostolską na czele, groźbą schizmy.
Dlatego do sfery odpowiedzialności Kościoła należy radykalne i stanowcze wystąpienie
przeciwko buntownikom, ponieważ zachęceni ich przykładem, korzystając z chaosu w
niemieckim Episkopacie, otwarci wrogowie katolicyzmu przekraczają tymczasem kolejne
granice i są na najlepszej drodze do podjęcia na nowo terrorystycznego dziedzictwa RAF. A
schizma, jeśli ma nastąpić i tak się dokona – z kardynałami Marxem i Kasperem, czy bez
nich. W tej chwili najważniejsze zadanie to odcięcie od zdrowej tkanki wspólnoty tej chorej,
użądlonej śmiercionośnym jadem herezji modernizmu. Wróg w postaci lewicy jest
rozpoznany i nie przyciągnie do siebie wiernych, natomiast porywanie owiec przez wilki (w
owczej skórze) to wciąż najgroźniejsze niebezpieczeństwo dla Kościoła.
Dlatego tak ważna jest postawa hierarchów Kościoła z Afryki, a także, w ostatnim czasie
wypowiedź kard. Paula Josefa Cordesa, który publicznie odciął się od poglądów swojego
rodaka, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Niemiec, kard. Reinharda Marxa.
Kard. Cordes, krytykując tezę Marxa, że Kościół w RFN nie jest filią Watykanu, zaznaczył, iż
katolicy znad Renu nie mają podstaw do tego, by wynosić się ponad innych, bo religijność
Niemców jest w opłakanym stanie i w żadnym wypadku nie mogą oni być żadnym wzorem
do naśladowania. Rozwody, konkubinaty, i analfabetyzm religijny są plagą tego kraju.
Tomasz M. Korczyński
http://www.pch24.pl/hierarchowie-progresisci-i-lewacka-
ekstrema,34730,i.html#ixzz3VE95tGVO