background image

Erich FROMM

zapomniany język

wstęp do rozumienia snów, baśni i mitów

Wstępem opatrzył Krzysztof Teodor Toeplitz Przełożył Józef Marzęcki

PAŃSTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY

Tytuł oryginału

THE FORGOTTEN LANGUAGE

An Introduction to the Understanding of Dreams,
Fairy Tales and Myths

Okładkę i kartę tytułową projektował MACIEJ URBANIEC

1

background image

Copyright 1951
by Erich Fromm

Sen, którego nie objaśniamy, jest jak list, którego nie czytamy.

TALMUD

Sen zdejmuje kostium okoliczności, obdarza nas bezlitosną wolnością, tak że każda chęć ponagla do  

czynu. Bystry człowiek tłumaczy swe sny mając na względzie samopoznanie; nie zajmują go jednak 

szczegóły, lecz charakter snu.

EMERSON

WSTĘP

Propozycja Państwowego Instytutu Wydawniczego, abym napisał przedmowę do  Zapomnianego języka  Ericha Fromma, 

pracy z  roku  1951, która ukazuje  się  właśnie w  przekładzie  polskim,  stawia  mnie  w sytuacji  niesłychanie kłopotliwej,  a 

równocześnie niesłychanie ekscytującej. Kłopotliwej dlatego, że  Zapomniany język, książka, której podtytuł głosi, iż jest to 

Wstęp do rozumienia snów, baśni oraz mitów, a który mógłby również brzmieć: Wstęp do problemów psychoanalizy, traktuje 

o dziedzinach, w które nigdy dotychczas nie zapuszczało się moje pióro i które stanowią wyspecjalizowaną gałąź wiedzy, 

posiadającą   zastęp   swoich   badaczy   i   znawców.   Skromność   więc   nakazywałaby   odstąpienie   przywileju,   jakim   jest 

wprowadzenie  polskiego   czytelnika   do  lektury  tej   książki,   komuś   bardziej  niż  ja  kompetentnemu.   Równocześnie  jednak 

podniecająca część powierzonego mi zadania polega na tym, że zarówno sama postać Ericha Fromma, jak i temat jego 

książki  dotykają  tych   węzłowych   problemów  kultury  współczesnej,   które  nie   mogą   być   obce  nikomu,   kto   poświęca   się 

myśleniu o współczesnej kulturze i społeczeństwie. Co więcej, są to sprawy, do których poruszenia rzadko nadarza się tak 

znakomita jak ta właśnie okazja.

Postać Ericha Fromma nieobca jest polskiemu czytelnikowi. Spośród głównych jego prac poznał on już w przekładzie na 

nasz język  Szkice z psychologii religii,  poprzedzone świetnym szkicem Jana Strzeleckiego, a także dwie najgłośniejsze 

(obok może nie tłumaczonego na polski The Sane Society, 1955) jego książki - klasyczną Ucieczkę od wolności O sztuce 

miłości - wydaną w ramach tej samej co i Zapomniany język PlW-owskiej Biblioteki Myśli Współczesnej.

Zwłaszcza  Ucieczka   od   wolności,  studium   opublikowane   po   raz   pierwszy   w   roku   1941,   a   następnie   wielokrotnie 

wznawiane i tłumaczone na wiele języków, stanowi nie tylko bodaj najdoskonalsze dzieło Fromma, ale przede wszystkim 

rodzaj   jego   wizytówki   intelektualnej.   Jest   to,   w   ogromnym   skrócie,   studium   traktujące   o   tym   szczególnym   splocie 

społecznego kompleksu sado-masochistycznego, którego historycznym efektem stał się niemiecki faszyzm hitlerowski.

Erich   Fromm,   równolatek   naszego   stulecia,   pochodzący   z   frankfurckiej   rodziny   rabinackiej,   należy   do   pokolenia,   dla 

którego wybuch hitleryzmu w Niemczech stanowi najdonioślejsze, a zarazem najgłębsze doświadczenie życia, kształtujące 

jego cały późniejszy styl myślenia i odczuwania. Patrząc na dzieje kultury europejskiej pierwszej połowy XX wieku, można 

bez wielkiego nawet wysiłku wyodrębnić na ich tle ten wątek, który we wszystkich niemal dziedzinach życia duchowego 

naszej epoki zaznaczyła generacja niemieckich antyfaszystowskich intelektualistów i ludzi sztuki, którą można by na zwać 

także pokoleniem emigrantów. Byli to ludzie wy gnani z własnej ojczyzny przez pochód brunatnych koszul, wychowankowie 

kryzysu, pierwsza grupa społeczna, której dane było poznanie kruchości, iluzoryczności i nietrwałości złudzeń żywionych 

przez  demokratyczną  i  liberalną   Europę,  pierwsi,  którzy  spojrzeli  w  twarz  totalitarnej   ciemności.   Osobliwą  tonację,   jaką 

wniosło to pokolenie do myśli i sztuki europejskiej, odnajdziemy za równo w dramatycznych i gorzkich piosenkach Marleny 

Dietrich,   jak   w   surrealistycznej   grozie   obrazów   Maxa   Ernsta,   w   powieści   Remarque'a   i   w   teatrze   Bertolta   Brechta. 

Filozoficzną i moralną sumę przemyśleń tego pokolenia złożył największy z nich wszystkich, Tomasz Mann, w  Doktorze 

Faustusie.  Pokłosiem   tego   doświadczenia   jest   także   cała   ogromna   literatura   historyczna,   krytyczna,   a   również   właśnie 

2

background image

socjologiczna i psychologiczna, do której zalicza się także, pośród wielu innych, dzieło Ericha Fromma, literatura usiłująca 

zdać sprawę z motorów, sił napędowych i prawidłowości, które po wołały do życia twór tak monstrualny, a zarazem tak jak 

wszystko, co historyczne, logicznie wypływający z przesłanek, jakim był faszyzm hitlerowski.

Dla  badaczy  społecznych,  a  także  dla  wielkich   pisarzy  tego  okresu   było  rzeczą  jasną,  że  zjawisko  tak   masowe,  tak 

głębokie   i   tak   przecież   sprzeczne   z   najbardziej   fundamentalnymi   zasadami   tradycyjnej   etyki   społecznej,   moralności 

chrześcijańskiej   i   klasycznej   doktryny   politycznej   europejskiego   liberalizmu,   jakim   był   hitleryzm   ze   wszystkimi   jego 

konsekwencjami,   nie   mogło   wyłonić   się   jedynie   jako   rezultat   nieszczęśliwego   zbiegu   okoliczności   politycznych   i 

historycznych - a więc porażki Niemiec w I wojnie światowej i traktatu wersalskiego, załamania się niemieckiej rewolucji 

socjalistycznej w roku 1918 i 1919, inflacji na rynku gospodarczym lub też błędów taktycznych, popełnionych w tym czasie 

przez   niemiecką   lewicę   komunistyczną   i   socjaldemokratyczną.   Nie   negując   tych   czynników,   stało   się   oczywiste,   że 

odpowiedzi   na   historyczną   zagadkę   hitleryzmu   szukać   na   leży   także   i   głębiej,   w   podskórnych   warstwach   psychologii 

społecznej, a także w psychologii jednostkowej, na terenach podświadomości narodu niemieckiego, w głębokich złożach 

jego mitologii historycznej. Carl Jung, jeden z założycieli szkoły psychoanalitycznej, twórca teorii archetypów, wspomina w 

spisanych przez Richarda I. Evansa rozmowach z Ernestem Jonesem (R. I. Evans, Conversation with Carl Jung, Princeton 

1964), że już na kilka lat, nim Hitler owładnął państwem niemieckim, niepokoiły go pojawiające się coraz częściej w snach 

jego   niemieckich   pacjentów   obsesyjne   symbole   lęku,   de   speracji,   przemieszane   z   symbolami   gwałtu   i   przemocy. 

Równocześnie   zaś   coraz   wyraźniej   -   zwłaszcza   z   nowszych   prac   poświęconych   psychologii   hitleryzmu,   wśród   których 

Frommowska  Ucieczka od wolności  stanowi jedno z wcześniejszych odkryć - wyłania się również i druga strona, a więc 

czynnie   aranżujący   faszyzm.   Przywódcy   hitlerowscy,   często   nieświadomie,   ale   równie   często   z   pełną   premedytacją, 

odwoływali się do ukrytych głęboko mechanizmów psychologicznych, mitologii i symboli budzących pożądane reakcje tłumu, 

a   w   duszach   odszukiwali   instynkty,   których   ukrytego   życia   nie   podejrzewał   nawet   w   swojej   osobowości   niemiecki 

drobnomieszczanin   czy   lumpenproletariusz.   Średniowieczna   mroczna   mitologia   raubritterska,   którą   starał   się   przesycić 

stworzoną przez siebie kadrową organizację SS Himmler, brązowy kolor koszul SA, nawiązujący do barwy germańskiego 

niedźwiedzia, splot sadyzmu i masochizmu, który Fromm trafnie odczytał w pismach składających się na wychowawczy 

program samego Hitlera - oto tylko niektóre, pierwsze z brzegu przykłady pokazujące, w jakich to również regionach toczyła 

się   brzemienna   w  skutki   walka   o   opętanie   duszy  narodu   niemieckiego   i  popchnięcie   go   na  drogę   zbrodni   i   katastrofy. 

Głębokie, sięgające XVIII i XIX wieku przesłanki hitleryzmu, pojawiające się zwłaszcza pod postacią “volkizmu", wiary w 

zdrowie moralne ludu wiejskiego, przeciwstawianego miejskiej zarazie, opisał znakomicie Mosse w swoim Kryzysie ideologii 

niemieckiej.

Dla   ludzi   formacji   Ericha   Fromma   te   doświadczenia   i   przemyślenia   odegrały   zasadniczą   rolę   w   ukierunkowaniu   ich 

zainteresowań, pasji badawczych i postaw moralnych. Oczywiście byłoby nonsensem twierdzenie, że to faszyzm uczynił 

Fromma psychoanalitykiem. Znajdował się on już znacznie wcześniej, od samych początków swej kariery naukowej, w kręgu 

myśli i pojęć ukształtowanych przez Zygmunta Freuda. Wydaje się jednak faktem do udowodnienia, że to właśnie reakcja na 

psychologiczne   doświadczenia   faszyzmu   doprowadziła   do   znacznej   popularyzacji   psychoanalizy,   zwłaszcza   w   świecie 

zachodnim, a także do rozszerzenia jej zakresu z dziedziny psychologii indywidualnej, jednostkowej, w rejony psychologii 

społecznej, zbiorowej, której dotyczą główne prace Ericha Fromma. Jest również pewne, że doświadczenia niemieckie z lat 

kryzysu i faszyzmu wzbogaciły myślenie autora Zapomnianego języka o motywy, które odróżniają postawę Fromma zarówno 

od klasycznej doktryny Freuda, jak i modyfikują teorię głównych dysydentów freudyzmu, uczniów wiedeńskiego odkrywcy, a 

więc Junga i Adlera.

Te różnice zaznaczają się w poważnej mierze właśnie w materiale, którym operuje niniejsza książka - Zapomniany język 

a więc w dziedzinie teorii i interpretacji snów i mitów. Fromm we wstępie do jednej z nowszych swoich prac, zatytułowanej 

The Heart oj Man, Its Genius for Good and Evil, pisze, że nie czuje się usatysfakcjonowany, gdy zalicza się go do “nowej" 

3

background image

szkoły psychoanalitycznej, nawet wówczas gdy określa się ją jako “szkołę kulturową" lub “humanistyczną". Podkreśla, że 

“wiele   z   tych   nowych   szkół,   wprawdzie   rozwijając   pewne   wartościowe   szczegóły,   zagubiło   równocześnie   sporo 

najważniejszych odkryć Freuda". Gdzie indziej jednak daje ostrą, niekiedy wręcz zjadliwą charakterystykę historycznych 

ograniczeń myślenia Freuda, pisząc m. in.:

“Na zapatrywania Freuda w pewnej mierze wpływa atmosfera dziewiętnastego wieku, zyskały zaś one popularność na 

skutek dominujących nastrojów panujących po pierwszej wojnie światowej. Pewne czynniki, które wywarły wpływ zarówno na 

ogólnie przyjęte poglądy, jak też i na teorie Freuda, były przede wszystkim reakcją na surowe obyczaje epoki wiktoriańskiej. 

Drugim czynnikiem determinującym teorie Freuda była panująca wówczas koncepcja człowieka, wynikająca ze struktury 

kapitalizmu.  Aby  udowodnić,  że  kapitalizm   odpowiada   naturalnym  ludzkim   potrzebom,   należało  wykazać,  że  człowiek   z 

samej swej natury dąży do współzawodnictwa i że cechuje go wrogość w stosunku do innych ludzi. Podczas gdy ekonomiści 

udowadniali tę tezę, nazywając to nienasyconym pragnieniem ekonomicznego zysku, a darwiniści określali jako biologiczne 

prawo przetrwania jednostek najlepiej przystosowanych, Freud doszedł do tego samego wniosku zakładając, że mężczyzną 

kieruje bezgraniczne pożądanie wszystkich kobiet i że jedynie nacisk społeczeństwa powstrzymuje go od zaspokajania tych 

pragnień.   W   efekcie   mężczyźni   siłą   rzeczy   są   o   siebie   zazdrośni,   a   ta   wzajemna   zazdrość   i   rywalizacja   miałyby   się 

utrzymywać nawet wówczas, gdyby znikły wszystkie społeczne i ekonomiczne jej przyczyny." (O sztuce miłości, s. 104.)

Zestawienie   Freuda,   człowieka,   którego   odkrycia   były   jednym   z   najbardziej   drastycznych   skandali   intelektualnych   i 

moralnych  epoki,   z   tendencyjnymi   apologetami   liberalnego   kapitalizmu   brzmi   tu   jak   ponury  żart.   Równocześnie   jednak 

polemika ta stanowi niezmiernie typowy przykład kierunku, w którym poszły - każda swoją drogą - poszczególne szkoły 

psychoanalityczne wyrosłe z freudyzmu. Wspólnym wyznacznikiem tej ewolucji wydaje się być odrzucanie - przy użyciu roz-

maitych argumentów - monokauzalnego, opartego wyłącznie na popędzie płciowym, radykalizmu, z jakim Freud podchodził 

do zjawisk psychicznych, w tym również do interpretacji podświadomości człowieka, ujawniającej się w marzeniu sennym.

Dla Freuda kluczem do powikłań psychicznych człowieka jest nieodmiennie zahamowanie jego pragnień seksualnych, 

stłumionych i zepchniętych we wstydliwe regiony podświadomości przez wychowanie, rodzinę, społeczeństwo, ojczyznę, 

państwo.   U   podstaw   jego   teorii   człowieka   leży   amoralne   dziecko,   noworodek,   będący   zarazem   niepohamowanym 

erotomanem, poszukującym rozkoszy najpierw w Ciele matki (faza oralna), potem w ciele własnym (faza analna), wreszcie w 

doznaniach genitalnych. Dojrzałe życie psychiczne człowieka, a więc zarówno to, co jest w tym życiu neurozą i skrzywie-

niem, jak i to, co uchodzi za chlubę naszego gatunku - to znaczy kultura, sztuka, filozofia, praca produktywna - jest efektem 

gwałtu, jaki zarówno społeczeństwo, jak i my sami zadajemy swojej pierwotnej naturze. Neuroza jest rezultatem stłumienia 

pierwotnego instynktu płciowego, twórczość - wynikiem jego sublimacji ku zastępczym “celom wyższym". Kultura rodzi się z 

bólu,   jest   imaginacyjnym   poszukiwaniem   utraconej   wolności   i   utraconej   rozkoszy.   Człowiek   staje   się   tym,   czym   jest, 

podejmując dramatyczny wysiłek zniszczenia w sobie swojej własnej natury: seksualnego, żarłocznego zwierzęcia.

Ten  radykalizm  Freuda,  jego  absolutyzacja   libido,   dążenia  do  rozkoszy,   przy  równoczesnym  lekceważeniu  czynników 

innych   -   np.   aspiracji   społecznych   czy   kulturowych,   które   Freud   umieszcza   z   reguły   po   stronie   sił   hamujących   i 

ograniczających osobowość - stanowi zarówno o dramatyzmie, jak i o ograniczeniu jego doktryny. Te właśnie ograniczenia 

albo też ten jednoprzyczynowy radykalizm freudyzmu starali się złagodzić jego spadkobiercy, przed którymi to zabiegami 

sam Freud zresztą bronił się z uporem i zajadłością dogmatyka. Nie przypadkiem, w ostatnich zwłaszcza latach, dają się sły-

szeć głosy, że autentyczna wielkość nauki Freuda, zasadzająca się właśnie na jej brutalnej jednostronności, została niejako 

rozmazana,   zatuszowana   i   sfałszowana   przez   liczne   szkoły   psychoanalityczne,   karmiące   się   odkryciami   wiedeńskiego 

uczonego. Do nich - że poprzestanę jedynie na modyfikacjach dziś już klasycznych - należy doktryna Junga, uzupełniając 

freudowskie   pojęcie   podświadomości   jednostkowej   kategorią   podświadomości   zbiorowej,   przechowującej   nie   tylko 

nieuświadomione, ale także często wręcz nie znane przez jednostkę zbiorowe mity i wyobrażenia symboliczne, zdolne ujaw-

4

background image

niać się w marzeniach sennych

1

. Do głównych modyfikacji wprowadzonych do systemu psychoanalizy stworzonego przez 

Freuda należy także koncepcja Adlera, w myśl której podstawą działania psychicznego nie jest popęd płciowy, ale “wola 

mocy",   a   źródłem   stanów   neurotycznych   nie   jest   zahamowany   i   stłumiony   popęd   płciowy,   lecz   kompleks   niższości, 

wynikający z nie zrealizowanego “planu życia", to znaczy nieprzymierności aspiracji do osiągnięć i wynikającego stąd stanu 

frustracji. Jak widać, obie te doktryny odchodzą od Freudowskiego absolutyzowania libido, poszukując wyjaśnienia naszych 

powikłań psychicznych i naszych snów - które donoszą nam o tym w języku symbolicznym - w warstwach historii kultury, do 

której przynależymy, lub w społeczeństwie, w którym żyjemy.

Spośród wielkich nazwisk psychoanalizy Erich Fromm jest tym, który poszedł najdalej w stronę społecznej motywacji zjawisk 

podświadomości. Wpłynął na to, jak się zdaje, zarówno zaznaczony na wstępie osobliwy charakter jego doświadczenia 

życiowego, jak również fakt, że w pracach swoich jest on bardziej teoretykiem niż praktykiem bezpośrednio związanym z 

działalnością kliniczną. Działa tu także pewien niewątpliwy odcień moralizatorskiego pragmatyzmu, który zaznaczył się w je-

go pismach, zwłaszcza powstałych już na emigracji, w Stanach Zjednoczonych. Zarówno bowiem O sztuce miłości, jak The 

Heart oj Man czy też nie znana u nas praca Man for Himself zawierają w sobie pewien widoczny rys dydaktyzmu, to znaczy 

dążenia, aby prace te nie tylko stanowiły beznamiętny sondaż głębin duszy ludzkiej, ale także aby zdołały służyć pomocą w 

życiu praktycznym, to znaczy w życiu społecznym. Typowy pod tym względem jest styl książki O sztuce miłości, gdzie autor 

nie   tylko   analizuje,   czym   jest   uczucie   miłości,   ale   udziela   także   praktycznych   wskazówek,   jak   kochać   lub   też   jak 

wypracowywać   w   sobie   predyspozycje   psychiczne,   umożliwiające   przeżycie   miłości.   Owo   nastawienie   dydaktyczno-

praktyczne przez wielu uznawane jest - nie bez pewnej słuszności - za najpoważniejsze odstępstwo Fromma od rygorów 

psychoanalizy, a nawet często od rygorów nauki, na rzecz czegoś, Zo jeden z komentatorów określił jako “psychoanalityczny 

salon kosmetyczny", a więc instytucja nie tylko użytkowa, ale wręcz obliczona na szczególny typ dyletanckiej i zamiłowanej w 

badaniu swego wnętrza amerykańskiej klienteli. Tej dewiacji - być może - Fromm zawdzięcza swoją popularność, opłaconą 

jednak pewną powierzchownością tez.

Zapomniany język należy do najbardziej klasycznych, w sensie tematyki psychoanalitycznej, prac Fromma. Autor stara się 

tu   wyłożyć   teorię   i   znaczenie   marzeń  sennych,   baśni   i   mitów  w   oparciu  o   podstawowy   repertuar   pojęć   psychoanalizy. 

Ujawnia   on   jednak   przy   tym   pewne   osobliwości   swego   rozumowania,   pokrewne   cechom,   o   których   wspominałem 

dotychczas.   Dotyczy   to   przede   wszystkim   odpowiedzi   na   zasadnicze   pytanie,   a   mianowicie,   czego   to   właściwie 

symbolicznym wyrazem czy też projekcją jest marzenie senne.

Jak wiemy, na pytanie to Zygmunt Freud odpowiedział, że we śnie mówią przez nas, deformowane przez wewnętrzną 

cenzurę, nasze pragnienia i pożądania, będące przede wszystkim pożądaniami seksualnymi, a więc mówią przez nas głosy 

“niskie", które na jawie czy też w granicach świadomości ukrywa i spycha do psychicznego podziemia warstwa wstydu, 

uformowana przez wychowanie i otoczenie. U Junga odpowiedź ta brzmi zgoła inaczej. Uważa on, że zespołu symboli i figur 

użyczają naszym snom pradawne kultury, przekazy dawnych religii, doświadczenia stuleci drzemiące w naszej podświa-

domości,   coś   w   rodzaju   nieświadomej   pamięci.   W   tym   systemie   sen   jest   więc   często   rodzajem   kompensacji, 

wprowadzającym element duchowy czy też religijny w jałową i pragmatyczną rzeczywistość życia świadomego; w tym sensie 

zresztą Jung traktuje niektóre przejawy neurozy jako sygnały w gruncie rzeczy pozytywne, domagające się przywrócenia 

równowagi między doświadczeniem praktycznym a wyższymi regionami ludzkiej egzystencji intelektualnej i moralnej. Sen 

Junga jest więc pradawny i wzniosły.

Dla   Fromma   natomiast   jest   on   wyrazem   tego,   co   ukryte   jest   w   człowieku,   zarówno   w   najwyższych,   jak   i   najniższych 

regionach   jego   podświadomości.   Nie   neguje   on   działania   popędów   niskich,   ale   także   nie   wyklucza   pojawiania   się   - 

1 We wspomnianych Rozmowach z Ernestem Jonesem Jung mówi na przykład, że badając sny jednej ze swych pacjentek napotkał w 

nich symbole, których ani on, ani badana nie byli w stanie pojąć; dopiero później, studiując jej genealogią, wykrył, że miała ona w swojej 
rodzinie domieszkę, krwi hinduskiej, o czym nie wiedziała, a symbole, którymi operowała we śnie, dały się wyjaśnić na gruncie mitologii  
religijnych Półwyspu Indyjskiego.

5

background image

wypowiadanych   symbolicznym  językiem  snu  -  konstrukcji,   w  których  dochodzi  do  głosu  inteligencja   i  samoświadomość 

jednostki wyższa od tej, którą jednostka ta dysponuje na jawie. O ile więc sen Freudowski napełnia nas grozą na widok 

żarłoczności   własnej   natury,   a   sen   Junga   zmusza   do   pokory   w   obliczu   pradawnych   przekazów   historii   ludzkości, 

interpretacja, którą daje Fromm, wnosi łagodzący pierwiastek humanistycznego optymizmu, nieobcy przecież, jak starałem 

się to wykazać, całości jego myślenia. Słusznie bowiem pisze Franciszek Ryszka we wstępie do polskiego wydania Ucieczki 

od wolności:

“Człowiek   w   społeczeństwie   -   twierdzi   Fromm   -   nie   musi   pozostawać   z   nim   w   konflikcie.   Nawet   jeśli   czuje   swoją 

bezbronność i bezradność, może odnaleźć swoje «ja» w czynnym życiu, w połączeniu z celami  innych, w «pozytywnej 

wolności», która jest alternatywą zagubienia jednostki ludzkiej." (Ucieczka od wolności, s. 13)

Ten łagodzący, pozostawiający człowiekowi iskrę nadziei na pogodzenie się ze światem takim, jaki jest, program Fromma 

czyni   zeń   równocześnie   badacza   i   społecznego   utopistę.   Na   gruncie   krytyki   społeczności   totalitarnej   rodzi   się   myśl  o 

“zdrowym społeczeństwie", na gruncie badania głębi konfliktów psychicznych współczesnego człowieka rodzi się myśl o 

przystosowaniu.   Marcin   Czerwiński,   komentując   książkę  O   sztuce   miłości,  słusznie   więc   zauważył,   że   w   świecie 

humanistycznej   miłości   proponowanym   przez   Fromma   znajdzie   się   również   miejsce   dla   postaci   tak   we   współczesnej 

cywilizacji kapitalistycznej kontrowersyjnej, jak postać businessmana. Dramatyzm konfliktu psychicznego traci tu nieco na 

swej ostrości, szukając rozwiązania w wyjściach społecznych i ugodowych, choćby nawet nieco utopijnych.

Innym przykładem społecznego myślenia, które odróżnia Fromma od klasyków psychoanalizy, a które czytelnik odnaleźć 

może w tej książce, jest - znakomity zresztą - rozdział poświęcony interpretacji historii i mitu Edypa. Mit ten, jak wiadomo, 

został wykorzystany w jednej z klasycznych konstrukcji Freudowskich, przy czym Freud mianem kompleksu Edypa określał 

nieuświadomione pożądanie seksualne własnej matki, stawiające jednostkę - w tym wypadku dziecko - w pozycji rywalizacji i 

nienawiści skierowanej w stronę ojca. Fromm jednak rozpatruje mit o Edypie nie tyle w jego figurze metaforycznej, ile w 

historycznym konkrecie archaicznego społeczeństwa greckiego, gdzie przed epoką patriarchatu rysuje formację społeczną 

matriarchalną.   Mit   Edypa   przedstawia   się   nam   więc   jako   przekaz   historyczny,   wspominający   o   czasach,   kiedy 

demokratyczne,   nacechowane   łagodnością   i   tolerancją   rządy   matek   (a   także   związana   z   nimi   mitologia   Matki-Ziemi) 

zastąpione zostały przez autorytatywne i surowe rządy ojców, współczesny patriarchat, którego uosobieniem w podaniu 

Edypie jest Kreon, a narzędziami prawo, obowiązek i surowość. W przykładzie tym widzimy dość wyraźnie, jak symboliczna i 

po freudowsku jednokierunkowa interpretacja dramatu Edypa jako dramatu pożądania wyparta zostaje przez rozumowanie 

historyczne, wyprowadzające wypadek jednostkowy, jakim jest ten dramat, z uzasadnionych dziej owo przewartościowań 

psychologii społecznej.

W rozważaniach tych, na koniec, nie wolno nie oderwać się na chwilę od szczegółów, jakimi są w rezultacie takie lub inne 

interpretacje psychoanalityczne, i nie spojrzeć raz jeszcze na całość zjawiska psychoanalizy jako na system, styl myślenia i 

naukę,   która,   wśród   przypływów   i   odpływów,   ogarnęła   znaczne   obszary   świadomości,   zwłaszcza   wśród   społeczeństw 

Zachodu. Psychoanaliza stała się nie tylko zbiorem poglądów na życie psychiczne człowieka, poglądów, u podłoża których 

leżą odkrycia czy też hipotezy postawione przez Zygmunta Freuda w okresie tuż przed, a także po I wojnie światowej, ale 

również ogromnie doniosłym zjawiskiem społecznym operującym w krajach zachodnich niezliczoną ilością poradni, zakładów 

leczniczych   czy   konsultacyjnych,   z   których   korzystają   setki   tysięcy,   jeśli   nie   miliony   ludzi.   Coraz   częściej   wizyta   u 

psychoanalityka   staje   się   zabiegiem   służącym   higienie   psychicznej,   tak   jak   wizyta   u   dentysty   służy   higienie   ciała. 

Psychoanalityk jest człowiekiem wysłuchującym cierpliwie strapień i lęków swoich pacjentów, ich doradcą, a często jedynym 

człowiekiem, który gotów jest poświęcić pacjentowi swój czas po to jedynie, aby pomóc mu rozwikłać kłopoty jego duszy.

Jest faktem znanym, że cały system psychoanalizy, a więc zarówno jej przesłanki, jak i wnioski, stanowi przedmiot bardzo 

gruntownej   i  ostrej  krytyki  ze  strony  psychologii   eksperymentalnej,  w  tym  także   psychologii  marksistowskiej.  Koronnym 

zarzutem,   jaki   stawia   się   psychoanalizie,   jest   jej   nienaukowa   -   zdaniem   badaczy   eksperymentalnych   -   metodologia, 

6

background image

operująca z jednej strony zbyt nikłą ilością przesłanek empirycznych, z drugiej zaś zbyt wielką dowolnością w interpretacji 

otrzymanych wyników. Psychologowie godzą się zazwyczaj, że niektóre hipotezy freudyzmu, a także niektóre konstrukcje 

zawarte   w   pismach   uczniów   Freuda,   zawierają   wiele   pierwiastków   genialnej   niekiedy   intuicji,   równocześnie   jednak 

psychoanaliza jako całość nie spełnia warunków dyscypliny naukowej. Owa dowolność, na skutek której - jak ktoś to złośliwie 

określił - pacjenci Junga śnią sny jungowskie, podczas gdy pacjenci Freuda śnią po freudowsku, rzutuje także na wnioski 

płynące z psychoanalizy,  której wielu badaczy skłonnych jest odmówić miana “psychologii wyjaśniającej", to znaczy na-

ukowej. Najczęściej powtarzane zarzuty przeciwko psychoanalizie freudowskiej zebrał syntetycznie Jerzy Prokopiuk, pisząc 

w posłowiu do książki Freuda Człowiek, religia, kultura:

“Wszystkie trzy zespoły twierdzeń psychoanalitycznych - z grubsza koncentrujące się wokół pojęcia nieświadomości, tezy o 

dominacji popędu płciowego w życiu ludzkim oraz wokół koncepcji neurozy, onejro- i symbolologii wraz ze związaną z nimi 

praktyką terapeutyczną - trzy te zespoły twierdzeń, które sami freudyści chętnie określają jako teorie, przychodzi nam uznać 

w najlepszym razie jedynie za hipotezy wymagające weryfikacji, w najgorszym zaś za zwykłe propozycje wskazujące tylko 

pewne  kręgi  tematów,  wymagających  zajęcia  się  nimi  przez .psychologię  naukową."  (Zygmunt   Freud,  Człowiek, religia, 

kultura, 1967, s. 349 i nast.)

W tym miejscu wkraczamy już jednak na teren dyskusji naukowej, gdzie ważyć może jedynie głos specjalistów.

Należałoby wszakże dodać, że niezależnie od oceny, jakiej z perspektywy czasu dostąpi psychoanaliza freudowska jako 

system naukowy i metoda poznawcza, pozostaje fakt bezsporny - znaczenie freudyzmu i psychoanalizy jako zjawiska z 

zakresu   szeroko  rozumianej historii  kultury  naszego  stulecia,  kultury zarówno  artystycznej,  jak  intelektualnej  i  duchowej 

społeczeństw.

Byłoby truizmem przypomnienie, jak piorunującym odkryciem były pierwsze rewelacje freudyzmu na temat podświadomości i 

jej   seksualnych   motorów  dla   sztuki   europejskiej   pierwszej   ćwierci   XX   stulecia.   Bez  Freuda   nie  byłoby Tristana  Tzary  i 

dadaizmu, nie składano by poematów, zasadzających się na zapisie snów, nie byłoby Bretona i surrealizmu - najbardziej 

chyba brzemiennej w skutki rewolucji w nowoczesnej poezji i sztukach plastycznych. Symbolika freudowska przemawia do 

nas z najlepszych płócien Salvadora Dali, Magritte'a czy Yves'a Tanguy'ego, niepokoi w najlepszych filmach Luisa Bunuela, a 

także,   aby  sięgnąć  do  przykładów  nam   bliższych   -  uboższy  byłby  bez  niej   świat  awangardy  polskiej,   Witkacego,   świat 

Nienasycenia  i  Pożegnania jesieni.  Dzięki psychoanalizie możliwą stała się nie tylko recepcja  Ulissesa  Joyce'a, ale - jak 

podkreśla to wielu komentatorów - możemy przeczytać na nowo i inaczej także  Alicją w krainie czarów  Lewisa Carrolla, 

książkę, którą badacze dawno już wyjęli z dziecinnego pokoju, zafascynowani wielością jej znaczeń. W psychoanalizie, w 

świecie snu, w podświadomości, w głębinach psychiki ludzkiej pojmowanej jako zbiór symboli dotyczących zdarzeń realnych, 

na które psychoanaliza zwróciła uwagę stulecia, sztuka europejska odnalazła nowe, ożywcze źródło inspiracji, pozwalające 

jej przekroczyć granice oczywistości i banału w stronę poezji niezwykłości. Z tego też punktu widzenia - choć brzmieć to 

może jak herezja - jest w istocie obojętne, czy system pojęć i metod psychoanalizy uznać można za doktrynę naukową, czy 

też za zbiór propozycji i hipotez jedynie; jego ożywcze funkcjonowanie już jest faktem, którego nie da się ani zanegować, ani 

nawet podważyć.

Obok tego jednak inspirującego wpływu na rozwój sztuki nowoczesnej psychoanaliza i cały system pojęć, a także praktyk z 

nią   związanych,   odegrały   i   odgrywają   nadal   pewną   rolę   w   historii   społeczeństw,   rolę,   którą   często   skłonni   jesteśmy 

niesłusznie   lekceważyć   lub   poniżać.   Wypływa   ona   z   uświadomienia   sobie   tych   samych   w   istocie   faktów,   z   których 

przeciwnicy psychoanalizy wyprowadzają swoje oceny negatywne. A więc historyczni komentatorzy freudyzmu są na ogół 

zgodni co do tego, że glebą społeczną, na której wyrosła ta doktryna, jest współczesny świat industrialny, z jego gwałtowną 

urbanizacją i związanym z nią wzrostem napięć międzyludzkich. Społeczeństwo organizując się w sposób coraz bardziej 

precyzyjny   prowadzi   równocześnie   do   coraz   większej   konformizacji   postaw   i   pozostawia   coraz   mniej   miejsca   dla 

swobodnego   rozwoju   jednostki   ludzkiej.   Pierwsze   rewelacje   psychoanalizy   pojawiły   się   na   horyzoncie   myśli   XX   wieku 

7

background image

wówczas, gdy na horyzoncie społecznym coraz wyraźniej wyodrębniać się począł typ współczesnego mass mana, jednostki 

żyjącej w zuniformizowanym rytmie rutyny zawodowej, zbiorowych rozrywek, zbiorowych, stadnych emocji. Ów mass man to 

nie tylko najczęstszy pacjent przychodni psychoanalitycznych, to także adresat tego systemu, obiekt, ku któremu zwraca się 

cały zespół jego twierdzeń. Krytycy psychoanalizy zwracają uwagę na często szkodliwy wpływ społeczny, jaki wywierają 

lekarze-psychoanalitycy,   nazywając   ich   magami   XX   wieku,   poddającymi   swoich   pacjentów   zabiegom   psychicznym 

graniczącym niekiedy z szarlatanerią i odwodzącymi ich od zrozumienia obiektywnych, a więc klasowych źródeł konfliktów 

pomiędzy jednostką a społeczeństwem. Jest w tym sporo prawdy, często zapomina się jednak przy tym, że owi “magowie" 

mówią swoim wyznawcom o rzeczach tak przecież niebagatelnych, jak wyjątkowość i niepowtarzalność ich jednostkowego 

życia psychicznego, ich przeżyć i doświadczeń, że czyniąc to, nawet wówczas gdy teoretyczne zasady i terapeutyczne 

rezultaty tych zabiegów budzić mogą wątpliwości, zwracają jednak uwagę wyjałowionego przez rutynę życia mass mana na 

cudowność samego faktu jego jednostkowej egzystencji, a także na jego realny związek z naturą, z dziejami ludzkości, z 

mitologiami prawieków, stanowiącymi kolebkę człowieczeństwa - a więc z tym wszystkim, co składa się na niezbywalny 

ekwipunek humanizmu.

Wreszcie należałoby przypomnieć, że ludzkość w czasach, w których żyjemy, znajduje się nie tylko w strefie zagrożeń, 

powodujących lęki, niepewność, zwątpienie lub okrucieństwo, ale także zmierza ku celom historycznym i dalekosiężnym, 

które   stara   się   realizować.   System   psychoanalizy,   gdy   spojrzeć   nań   bez   uprzedzeń,   a   także   bez   scjentystycznej 

dociekliwości nakazującej widzieć jego szczeliny i luki, zawiera w sobie także pewną wartą podniesienia treść moralną. 

Polega ona na przypomnieniu, że celem wcale niepoślednim, jaki ma do zrealizowania na przestrzeni swego życia człowiek, 

jest także zrealizowanie siebie samego - pełni swoich, wolnych od zahamowań, sił kreatywnych i harmonii własnego życia. 

Wydaje   się,   że   świadomość   tego   posłania,   które   mimo   wszelkich   zasłon   przebija   z   najlepszych   tekstów   literatury 

psychoanalitycznej, pozwala także patrzeć okiem bardziej pobłażliwym na to, co zarówno z naukowego, jak i społecznego 

punktu widzenia może w systemie tym budzić wątpliwości, -a nawet sprzeciw.

Krzysztof Teodor Toeplitz

8

background image

SŁOWO WSTĘPNE

Książka ta opiera się na wykładach, które prowadziłem w ramach cyklu wstępnego dla doktorantów na zajęciach w Instytucie 

Psychiatrii   im.   Williama   A.   White'a   oraz   dla   studentów   w   Bennington   College.   Jest   ona   skierowana   do   podobnego 

audytorium, do osób specjalizujących się w zakresie psychiatrii i psychologii oraz do zainteresowanych laików. Jak wskazuje 

podtytuł,   książka   ta   jest   wstępem   do   rozumienia   języka   symbolicznego,   z   tej   przyczyny   pomija   wiele   bardziej 

skomplikowanych   problemów   dotyczących   tej   dziedziny,   których  roztrząsanie   nie   dawałoby   się   pogodzić   z   założeniami 

wstępu. Tak więc omawiam, na przykład, teorię Freuda jedynie na płaszczyźnie jego Interpretacji snów,  nie zaś w świetle 

trudniejszych   pojęć,   jakie   rozwinął   w   swych   późniejszych   pracach;   nie   próbuję   też   rozstrzygnąć   tych   aspektów  języka 

symbolicznego,   które,   chociaż   niezbędne   do   pełnego   zrozumienia   poruszonych   problemów,   wymagają   ogólniejszych 

wiadomości, jakie usiłowałem na tych stronach przekazać. Problemami tymi zamierzam zająć się później, w następnym to-

mie.

Termin: wstęp do rozumienia snów etc, wybrałem świadomie zamiast bardziej konwencjonalnego wyrażenia: interpretacja. 

Jeśli - co będę próbował wykazać na następnych stronicach - język symboliczny jest językiem posiadającym własne prawa, a 

w   rzeczywistości   jedynym  powszechnym  językiem,   jaki   rodzaj  ludzki  kiedykolwiek  rozwinął,   wtedy  cały  problem   polega 

istotnie raczej na jego zrozumieniu niż na interpretacji, niby jakiegoś sztucznie sfabrykowanego tajnego kodu. Wierzę, że 

takie zrozumienie jest ważne dla każdego, kto chce być w kontakcie z samym sobą, nie zaś tylko dla psychoterapeuty 

chcącego leczyć zaburzenia umysłowe; stąd zatem sądzę, że w naszych gimnazjach oraz uczelniach powinno się nauczać 

języka symbolicznego podobnie jak innych obcych języków objętych programem. Jednym z celów tej książki jest wniesienie 

wkładu do urzeczywistnienia tej idei.

2951

Erich Fromm

9

background image

I. WPROWADZENIE

Jeżeli prawdą jest, że zdolność do dziwienia się jest początkiem mądrości, to prawda ta stanowi smutny komentarz do 

mądrości współczesnego człowieka. Przy wszystkich zaletach wynikających z osiągnięcia wysokiego stopnia literackiej i 

powszechnej edukacji - utraciliśmy ów dar dziwienia się czemukolwiek. Wszystko wydaje się znane - jeśli nie nam samym, to 

jakiemuś   specjaliście,   którego   obowiązkiem   jest   znać   to,   czego   my   nie   znamy.   Dziwienie   się   jest   rzeczywiście   czymś 

kłopotliwym, oznaką intelektualnej niższości. Nawet dzieci rzadko się dziwią lub przynajmniej usiłują tego nie okazywać; w 

miarę   jak   się  starzejemy,   tracimy  stopniowo  zdolność  do   dziwienia   się  czemukolwiek.   Udzielanie  słusznych  odpowiedzi 

wydaje się nam bardziej doniosłe niż stawianie słusznych pytań.

W postawie tej szukać może należy jakiejś przyczyny, dla której jedno z najbardziej zagadkowych zjawisk w naszym życiu, 

nasze sny, nie budzi w nas zdumienia i nie stwarza problemów. Wszyscy śnimy; nie rozumiemy naszych snów, a jednak 

postępujemy tak, jakby nic osobliwego nie działo się w naszych śpiących umysłach, osobliwego przynajmniej w zestawieniu 

z logicznymi, celowymi czynnościami naszych umysłów, gdy czuwamy.

Kiedy   czuwamy,   jesteśmy   aktywnymi,   rozumnymi   istotami,   dokładającymi   pilnie   starań,   aby   zdobyć   to,   czego 

potrzebujemy, i gotowymi bronić się przed napaścią. Działamy i obserwujemy; widzimy rzeczy zewnątrz nas, być może nie 

takie,   jakimi   są,   ale   przynajmniej   w   taki   sposób,   że   możemy  ich   używać   i   sterować   nimi.   Lecz   jesteśmy  także   raczej 

pozbawieni wyobraźni i nader rzadko - może tylko w przypadku dzieci lub poetów - fantazja nasza wykracza rzeczywiście 

poza powtarzanie wątków i zdarzeń będących częścią naszego rzeczywistego doświadczenia. Jesteśmy sprawni, ale i nieco 

nudni. Teren naszej całodziennej obserwacji nazywamy rzeczywistością, szczycimy się naszą zręcznością w sterowaniu nią 

oraz swym realizmem.

Kiedy śpimy, budzimy się do innej formy istnienia. Śnimy. Wynajdujemy historie nie mające precedensu w sferze realności, 

historie, które nigdy się nie zdarzyły. Czasem jesteśmy bohaterami, niekiedy zaś łotrami; czasem widzimy najpiękniejsze 

sceny  i jesteśmy szczęśliwi,  to znów  ogarnia  nas paniczny lęk. Ale jakąkolwiek rolę  odgrywamy  we śnie,  my jesteśmy 

autorami, to jest nasz sen, m y wymyśliliśmy fabułę.

Większość naszych snów odznacza się jedną wspólną właściwością: nie stosuje się do praw logiki, które rządzą naszym 

myśleniem na jawie, pomija kategorie przestrzeni i czasu. Ludzie, którzy umarli, są w nich żywi, wypadki, które aktualnie 

obserwujemy,   wydarzyły  się   wiele   lat   temu.   Śnią   się  nam   dwa   wydarzenia   dziejące   się  równocześnie,   podczas  gdy  w 

rzeczywistości nie mogłyby w żaden sposób nastąpić w tym samym czasie. Równie mało zważamy na prawa przestrzeni. 

Łatwo jest nam przenieść się w jednej chwili do odległego miejsca, być naraz w dwu miejscach, zespolić dwie osoby w jedną 

czy też sprawić, aby jakaś osoba nagle przemieniła się w inną. W snach naszych jesteśmy istotnie twórcami świata, czas i 

przestrzeń ograniczające wszelkie czynności naszego ciała nie mają tam żadnej władzy.

Inną osobliwą cechą naszych snów jest to, że przychodzą nam na myśl wydarzenia i osoby, o których nie myśleliśmy od lat i 

które nigdy by na jawie nie ożyły w naszej pamięci. Pojawiają się one nieoczekiwanie we śnie jako coś znajomego, o czym 

myśleliśmy już wielokrotnie. W naszym życiu we śnie zdajemy się czerpać z bezmiernych zasobów doświadczenia i pamięci, 

o których istnieniu nic za dnia nie wiemy.

Pomimo jednak wszystkich tych dziwnych właściwości, w czasie gdy śnimy, sny nasze są dla nas realne; równie realne jak 

każde doświadczenie towarzyszące naszemu życiu na jawie. We śnie nie ma żadnego “jak gdyby". Sen jest obecnym, 

10

background image

realnym doświadczeniem, tak dalece nawet, że przywodzi na myśl dwie kwestie: czym jest rzeczywistość? Skąd wiemy, że 

to, o czym śnimy, jest nierealne, to zaś, czego doświadczamy w naszym życiu na jawie, jest realne? Trafnie wyraził to pewien 

chiński poeta: “Śniło mi się tej nocy, że byłem motylem, i teraz nie wiem, czy jestem człowiekiem, który śnił, że jest motylem, 

czy może motylem, który śni teraz, że jest człowiekiem."

Wszystkie te emocjonujące, żywe doświadczenia z kręgu nocy nikną po przebudzeniu, a ich przypomnienie sprawia nam 

ogromną trudność. O większości z nich po prostu zapominamy tak dalece, że nawet nie pamiętamy, iż żyliśmy w tamtym 

świecie. Niektóre przebłyskują w naszej pamięci w chwili przebudzenia, a w następnej sekundzie zapadają w niepamięć. 

Niektóre jednak pamiętamy, i są to doświadczenia, o których mówimy, twierdząc: “Miałem sen." To tak jak gdyby przyjazne 

albo nieprzyjazne duchy odwiedzały nas i o świcie nagle znikały; ledwie pamiętamy o ich obecności we śnie i o tym, jak 

bardzo zaprzątały nasz umysł.

Chyba jeszcze bardziej zagadkowe niż to, o czym tu mówiliśmy, jest podobieństwo wyników naszej aktywności twórczej w 

czasie snu do najdawniejszej twórczości człowieka - mitów.

Rzeczywiście, mity nie dziwią nas zbytnio. Jeśli respektujemy je jako część naszej religii, to darzymy konwencjonalnym i 

powierzchownym uznaniem część czcigodnej tradycji; pozbawione autorytetu tradycji, uchodzą za dziecinny wyraz myśli nie 

oświeconego przez naukę człowieka. W każdym razie te lekceważone, wzgardzone czy też szanowane mity wydają się 

należeć do świata całkowicie obcego naszemu własnemu myśleniu. Faktem jest jednak, że zarówno styl, jak i treść wielu 

naszych snów przypomina mity, a my, którzy uznajemy je za obce i odległe na jawie, uprawiamy tę mitopodobną twórczość 

podczas snu.

W micie również dzieją się dramatyczne wydarzenia niemożliwe w świecie, którym rządzą prawa czasu i przestrzeni: 

bohater porzuca swój dom rodzinny i kraj, aby ocalić świat, lub też ucieka przed swym posłannictwem i żyje w brzuchu 

wielkiej ryby; umiera i ponownie się rodzi; mityczny ptak spala się i wyłania z popiołów piękniejszy niż przedtem. 

Różne ludy tworzą oczywiście różne mity, tak jak j rozmaici ludzie śnią rozmaite sny. Ale pomimo tych różnic wszystkie 

mity i wszystkie sny łączy jedna cecha wspólna: wszystkie je zapisać można tym samym językiem, językiem symbolicznym.

Mity Babilończyków, Hindusów, Egipcjan, Hebrajczyków, Greków zapisano tym samym językiem co mity Aszantów czy 

Polinezyjczyków. Sny kogoś żyjącego dzisiaj w Nowym Jorku czy w Paryżu są takie same, jak sny opowiadane przez ludzi 

żyjących kilka tysięcy lat temu w Atenach lub w Jerozolimie. Sny starożytnych i współczesnych ludzi zapisuje się tym samym 

językiem, co mity autorów żyjących w zaraniu dziejów.

Język symboliczny jest językiem, w którym wewnętrzne doświadczenia, uczucia i myśli wyrażamy tak, jak gdyby były 

doświadczeniami zmysłowymi, wydarzeniami z kręgu świata zewnętrznego. Jest to język, który rządzi się logiką różną od 

konwencjonalnej, stosowanej przez  nas  za dnia,  logiką,  w której  nie  czas i  przestrzeń są kategoriami naczelnymi, lecz 

intensywność i kojarzenie. Jest to jedyny język uniwersalny, jaki ludzkość kiedykolwiek stworzyła, identyczny dla wszystkich 

kultur i epok. Jest to język, mający niejako własną gramatykę i składnię, język, który trzeba zrozumieć, jeśli ma się pojąć 

znaczenie mitów, baśni oraz snów.

Język ten jednak został zapomniany przez współczesnego człowieka. Nie w czasie snu, lecz na jawie. Czy jest rzeczą 

ważną, abyśmy język ów rozumieli również w blasku świadomości?

Ludzie przeszłości żyjący w wielkich kulturach zarówno Wschodu, jak Zachodu nie mieli wątpliwości, jak odpowiedzieć na 

to  pytanie.  Mity  i  sny  zaliczali  do  najistotniejszych  wytworów  umysłu,   a  brak  ich  zrozumienia  utożsamiali   z  nieuctwem; 

zmieniło się to dopiero w ciągu ostatnich kilku stuleci panowania kultury zachodniej. W najlepszym razie przyjmowano mity 

za naiwne produkty przednaukowego myślenia, stworzone na długo przedtem, nim człowiek dokonał swych wielkich odkryć 

dotyczących natury i poznał tajemnice jej opanowywania.

Jeszcze gorszy osąd wydała o snach nowożytność. Uznała, że są one po prostu bezsensowne i niegodne uwagi ludzi 

dojrzałych, zajętych tak ważnymi sprawami jak budowa maszyn, i uważających się za realistów, ponieważ nie widzą nic poza 

11

background image

realnością rzeczy, które mogą zdobyć i wykorzystać; realiści ci mają odrębne określenie dla każdego typu samochodu, lecz 

tylko jedno słowo: miłość, wyraża najrozmaitsze rodzaje doświadczeń emocjonalnych.

Ponadto, gdyby wszystkie nasze sny były przyjemnymi fantasmagoriami, w których spełniałyby się życzenia naszego serca, 

przyjaźniej byśmy się do nich ustosunkowali. Ale wiele z nich wprowadza nas w nastrój niepokoju; często są to zmory nocne, 

z których budzimy  się  stwierdzając z ulgą, że jedynie  śniliśmy.  Inne,  choć  nie  są  koszmarami,   niepokoją  nas z innych 

powodów. Nie licują z osobą, którą na pewno jesteśmy w ciągu dnia. Śnimy, że nienawidzimy; ludzi, których zgodnie z 

naszym przekonaniem lubimy, że kochamy kogoś, kto - jak sądziliśmy - nie budzi w nas żadnego zainteresowania. Śnimy, że 

rozpiera nas ambicja, podczas gdy w swoim przekonaniu jesteśmy skromni; śnimy, że zginamy się w ukłonach i ulegamy, 

podczas gdy tak szczycimy się swoją niezależnością. Gorszy jednak niż to wszystko jest fakt, że nie rozumiemy naszych 

snów, natomiast na jawie jesteśmy pewni, że możemy pojąć wszystko, nad czym się zastanowimy. Zamiast uznać to odparty 

dowód ograniczenia naszego rozumu, oskarżamy sny o bezsensowność.

Postawa wobec mitów i snów uległa głębokiej zmianie w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci. Bodźcem do tej zmiany stało 

się   w   wielkiej   mierze   dzieło   Freuda.   Wyszedłszy   od   pierwotnie   określonego   celu:   pomocy   neurotycznym   pacjentom   w 

zrozumieniu przyczyn ich choroby, Freud prowadził dalej badania nad snem jako zjawiskiem powszechnym, identycznym 

zarówno u osób chorych, jak i zdrowych.. Zauważył on, że sny nie różnią się w swej istocie od mitów i baśni i że zrozumienie 

ich języka oznacza zrozumienie języka snów. Mity znalazły się też na nowo w centrum uwagi antropologów. Zbierano je, 

studiowano i niektórym pionierom na tym polu, jak J. J. Bachofenowi, udało się rzucić nowe światło na prehistorię człowieka.

Ale badania mitów i snów są jeszcze w powijakach. Pętają je różne ograniczenia. Jednym z nich jest pewien dogmatyzm 

oraz   sztywność   wynikające   z   roszczeń   różnych   szkół   psychoanalitycznych,   z   których   każda   utrzymuje,   że   tylko   ona 

prawdziwie pojmuje język symboliczny. W ten sposób tracimy z j oczu całą wielostronność symbolicznego języka i próbujemy 

wtłoczyć go w prokrustowe łoże jednego, i tylko jednego, sposobu rozumienia.

Inne   ograniczenie   polega   na   tym,   że   interpretacja   snów   wciąż   uchodzi   za   uprawnioną   jedynie   wtedy,   gdy   stosuje   ją 

psychiatra w leczeniu neurotycznych pacjentów. Sądzę, że jest przeciwnie - język symboliczny to jedyny język obcy, który 

każdy z nas musi poznać. Zrozumienie go pozwala nam się zetknąć z najistotniejszym źródłem mądrości: mitem, a także z 

głębszymi   warstwami  naszej   własnej   osobowości.   W   sposób   istotny  pomaga   to   nam   w   zrozumieniu   podstaw  swoiście 

ludzkiego doświadczenia, wspólnego całej ludzkości tak pod względem treści, jak i stylu.

Talmud mówi: “Sen, którego nie objaśniamy, jest jak list, którego nie czytamy." W istocie rzeczy, zarówno sny, jak i mity są 

ważnymi   informacjami   przekazywanymi   nam   samym   przez   nas   samych.   Jeśli   nie   rozumiemy   języka,   w   którym   są 

zapisywane, umyka nam to, o czym wiemy i o czym powiadamiamy siebie samych w godzinach, w których nie jesteśmy 

zajęci sterowaniem światem zewnętrznym.

12

background image

II. ISTOTA JĘZYKA SYMBOLICZNEGO

Przypuśćmy, że chcesz wskazać komuś różnicę między smakiem białego a czerwonego wina. Wydaje ci się to całkiem 

proste. Ty znasz tę różnicę bardzo dobrze; czemuż więc objaśnienie jej komuś innemu miałoby nie być łatwe? Ujmując 

jednak tę różnicę smaku w słowa, natrafisz na ogromne trudności. W końcu prawdopodobnie powiesz: “Słuchaj, nie umiem ci 

tego wyjaśnić. Napij się po prostu czerwonego wina, a potem białego i sam poznasz, na czym polega różnica." Nie masz 

trudności ze znalezieniem słów objaśniając najbardziej skomplikowaną maszynę, jałowe jednak wydaje się określenie za po-

mocą słów prostego doznania smakowego.

Czyż nie stajemy wobec tych samych trudności próbując wyjaśnić doznania uczuciowe? Weźmy jako przykład nastrój 

zagubienia, opuszczenia, kiedy świat wygląda szaro i trochę strasznie, choć nic nam naprawdę nie grozi. Chcesz opisać 

przyjacielowi ten nastrój, ale znów przyłapujesz się na szukaniu po omacku słów i w końcu czujesz, że nic z tego, co po-

wiedziałeś,   nie   oddaje   należycie   wielu   odcieni   tego   nastroju.  Następnej   nocy  masz  sen.  Widzisz  siebie   na  peryferiach 

jakiegoś  miasta  tuż przed świtem,  ulice  są  puste,  najwyżej mija cię jakiś  mleczarz,  domy wyglądają  ubogo, okolice są 

nieznane, nie masz żadnych możliwości zwykłego przeniesienia się do znanych ci miejsc, które - jak czujesz - są twymi 

stronami rodzinnymi. Kiedy się budzisz i przypominasz sobie ów sen, przychodzi ci na myśl, że uczucie, jakiego w nim 

doznałeś,  było  właśnie   uczuciem   zagubienia   i   posępnej   szarości,  jakie   próbowałeś   opisać   poprzedniego   dnia   swojemu 

przyjacielowi. Jest to zaledwie jeden obraz, który uzmysłowiłeś sobie w niespełna sekundę. A jednak obraz ten jest żywszym 

i dokładniejszym opisem niż to, co mogłeś przekazać, mówiąc szczegółowo o swym doznaniu. Obraz widziany we śnie jest 

symbolem czegoś, co odczuwałeś.

Czym jest symbol? Definiuje się go często jako “coś, co oznacza coś innego". Definicja ta jest raczej niezadowalająca. 

Jeżeli jednak zajmiemy się symbolami, które są zmysłowym wyrazem wzroku, słuchu, dotyku i powonienia, czyli “czymś, co 

oznacza coś innego", wewnętrzne doświadczenie, jakieś uczucie lub myśl, to definicja ta stanie się godna większej uwagi. 

Symbole tego rodzaju wyrażają coś, co jest poza nami, a symbolizują coś, co jest czymś wewnątrz nas samych. Język 

symboliczny jest językiem, w którym wyrażamy wewnętrzne doświadczenie, jakby było ono doświadczeniem zmysłowym, 

jakby było czymś, co czynimy, czy też czymś, czym oddziałuje na nas świat rzeczy. Język symboliczny jest językiem, w 

którym świat zewnętrzny stanowi symbol świata wewnętrznego, symbol naszych dusz i naszych umysłów.

Jeśli definiujemy symbol jako “coś, co oznacza coś innego", zasadnicze pytanie brzmi:  Jakie specyficzne powiązanie 

zachodzi między symbolem a tym, co on symbolizuje?

Odpowiadając   na   to   pytanie   możemy   rozróżnić   trzy   rodzaje   symboli:   symbol   konwencjonalny,   akcydentalny   oraz 

uniwersalny. Jak wkrótce zobaczymy, jedynie dwa ostatnie rodzaje symboli wyrażają wewnętrzne doświadczenie, tak jakby 

było   ono   doświadczeniem   zmysłowym,   i   jedynie   one   zawierają   elementy  języka  symbolicznego.   Z   tych   trzech   symboli 

najlepiej   znamy  symbol  konwencjonalny,   ponieważ  stosujemy  go  w  mowie  powszechnej.   Jeśli  widzimy  wyraz  “stół"   lub 

słyszymy jego dźwięk, to litery S-T-Ó-Ł oznaczają “coś innego": stół jako rzecz, której używamy, dotykamy i którą widzimy. 

Jaki jest związek między wyrazem “stół" a stołem jako przedmiotem?

Czy istnieje między nimi jakieś wewnętrzne pokrewieństwo? Oczywiście, nie. Stół jako rzecz nie ma nic wspólnego ze 

stołem jako dźwiękiem i jedynym powodem, dla którego słowo to symbolizuje tę rzecz, jest konwencja nadająca określonej 

rzeczy   jakąś   określoną   nazwę.   Uczymy   się   tego   powiązania   jako   dzieci,   gdy   słowa   odnoszące   się   do   danej   rzeczy 

13

background image

powtarzamy dopóty, dopóki skojarzenia nie utrwalą nam się tak, że bez zastanowienia znajdujemy właściwe słowo.

Istnieją jednak pewne wyrazy, których nie kojarzymy na zasadzie tylko konwencjonalnej. Kiedy na przykład mówimy “fuj", 

czynimy wargami ruch szybkiego wyparcia powietrza. Jest on wyrazem obrzydzenia, w którym uczestniczą nasze usta. 

Wyrzucając szybko powietrze  naśladujemy  i wyrażamy chęć  wykluczenia  i usunięcia czegoś  z naszego układu. W tym 

przypadku, jak i w niektórych innych, symbol pozostaje w nieodłącznym związku z uczuciem, jakie symbolizuje. Jeśli nawet 

przyjmiemy, że pierwotnym źródłem licznych czy nawet wszystkich słów jest takie właśnie nieodłączne powiązanie między 

symbolem a tym, co symbolizowane, obecnie, gdy uczymy się języka, większość słów nie ma dla nas tego znaczenia.

Słowa  nie  są  jedyną  ilustracją  symboli  konwencjonalnych,  chociaż  stanowią   najbardziej  rozpowszechnione  i  najlepiej 

znane   symbole.   Obrazy   mogą   także   być   symbolami   konwencjonalnymi.   Flaga,   na   przykład,   może   przedstawiać   jakiś 

określony kraj, a mimo to między określonymi barwami a krajem, jaki one oznaczają, nie ma żadnego powiązania. Uznano, 

że oznaczają one ów szczególny kraj, wobec czego, znowu z przyczyn konwencjonalnych, wrażenie wzrokowe wywołane 

widokiem  flagi nakłada nam się na pojęcie tego kraju. Niektóre symbole obrazowe nie są całkiem konwencjonalne. Na 

przykład krzyż. Krzyż może być jedynie konwencjonalnym symbolem Kościoła chrześcijańskiego i pod tym względem nie 

różni się od flagi. Ale swoista treść pojęcia krzyża, która wiąże się ze śmiercią Jezusa, a ponadto z wzajemnym przenikaniem 

się sfery materialnej i duchowej, wynosi związek między symbolem a tym, co on symbolizuje, ponad płaszczyznę zwykłych 

symboli konwencjonalnych.

W   jaskrawym   przeciwieństwie   do   symbolu   konwencjonalnego   pozostaje   symbol   akcydentalny,   chociaż   połączone   są 

brakiem wewnętrznego pokrewieństwa między symbolem a tym, co on symbolizuje. Załóżmy, że w pewnym mieście ktoś 

przeżył coś przygnębiającego; gdy słyszy nazwę tego miasta, kojarzy ją z łatwością z nastrojem smutku, tak jak kojarzyłby ją 

z nastrojem radości, gdyby jego przeżycie należało do szczęśliwych. Oczywiste jest, że nie natura miasta zawiera to coś, co 

byłoby albo smutne, albo też radosne. Jest to indywidualne doświadczenie zespolone z miastem i czyniące z niego symbol 

jakiegoś nastroju.

Taką   samą   reakcję   może   wywołać   jakiś   dom,   ulica,   jakiś   ubiór,   sceneria,   to   wszystko,   co   się   kiedyś   skojarzyło   z 

określonym nastrojem. Możemy się przyłapać na rojeniu sennym, że znajdujemy się w pewnym mieście. We śnie może się z 

tym miastem nie kojarzyć żaden określony nastrój; wszystko, co widzimy, to jedynie jakaś ulica lub nawet po prostu nazwa 

miasta. Zadajemy sobie wówczas pytanie, dlaczego zdarzyło nam się myśleć we śnie o tym mieście, i być może odkrywamy, 

że zasnęliśmy w nastroju podobnym do tego, jaki symbolizowało miasto. Obraz w marzeniu sennym przedstawia ten nastrój, 

miasto   oznaczałoby   więc   nastrój,   który   kiedyś   w   nim   przeżyliśmy.   Tutaj   powiązanie   między   symbolem   a   doznaniem 

symbolizowanym jest całkowicie akcydentalne.

W przeciwieństwie do symbolu konwencjonalnego symbol akcydentalny nie może się stać udziałem nikogo, kto nie ma 

takiego samego jak my stosunku do wydarzeń powiązanych z symbolem. Z tego powodu w mitach, baśniach czy dziełach 

sztuki pisanych językiem symbolicznym rzadko używa się symboli akcydentalnych, ponieważ bez obszernych komentarzy 

autorskich byłyby one niezrozumiałe. W snach jednak symbole akcydentalne występują często i w dalszych partiach tej 

książki objaśnię metodę ich rozumienia.

Symbol uniwersalny jest jedynym, w obrębie którego zachodzi wewnętrzne pokrewieństwo między symbolem a tym, co on 

przedstawia.   Podaliśmy  już  jeden  przykład,  scenerię  peryferii  miasta.   Zmysłowe  doświadczenie  opuszczonego,   obcego, 

ubogiego środowiska wykazuje istotnie znamienne pokrewieństwo z nastrojem zagubienia i trwogi. Prawdą jest, że jeśli nigdy 

nie znaleźliśmy się na takich peryferiach, nie mogliśmy użyć tego symbolu, tak jak słowo “stół" nic by nie znaczyło, gdybyśmy 

nigdy stołu nie widzieli. Symbol ten jest nasycony znaczeniem jedynie dla mieszkańców miasta, nie przedstawia natomiast 

żadnego znaczenia dla ludzi żyjących w kulturach, które charakteryzuje brak wielkich miast. Jednak wiele innych symboli 

uniwersalnych tkwi korzeniami w doświadczeniu każdej ludzkiej istoty. Weźmy jako przykład symbol ognia. Urzekają nas 

pewne właściwości ognia płonącego na kominku. Fascynuje nas przede wszystkim jego żywa ruchliwość. Zmienia się on 

14

background image

ustawicznie, przez cały czas jest w ruchu, a jednak stanowi stałość. Pozostaje ten sam, nie będąc takim samym. Daje 

wrażenie mocy, energii, wdzięku i lekkości. Wygląda, jakby tańczył, jak gdyby tryskało z niego niewyczerpane źródło energii. 

Kiedy używamy ognia jako symbolu, opisujemy wewnętrzne doświadczenie tymi samymi elementami, które dostrzegamy w 

zmysłowym doświadczeniu ognia; nastrój ożywienia, lekkości, ruchliwości, wdzięku, wesołości - czasem ten, czasem inny z 

tych elementów przeważa w naszych uczuciach.

Podobny   pod   pewnymi   względami,   odmienny   zaś   pod   innymi   jest   symbol   wody   -   oceanu,   strumienia.   Tu   również 

znajdujemy zespolone ze sobą trwałość i zmianę, ciągły ruch, a mimo to stałość. Odczuwamy także cechę żywości, ciągłości 

oraz energii. Istnieje jednak pewna różnica; podczas gdy -ogień jest popędliwy, szybki, pobudzający, woda jest spokojna, 

powolna   i   wytrwała.   Ogień   zawiera   element   zaskoczenia;   woda   element   pewności.   Woda   także   symbolizuje   nastrój 

ożywienia, lecz ożywienie to jest nieco ociężałe, powolniejsze, bardziej koi, niż pobudza.

To, że zjawisko świata fizycznego może wyrażać wewnętrzne doświadczenia, że świat rzeczy może być symbolem świata 

ducha, nie jest rzeczą dziwną. Wszyscy wiemy, iż nasze ciało odzwierciedla nasze stany duchowe. Krew uderza nam do 

głowy,   gdy   jesteśmy   wściekli,   serce   tłucze   się   nam   szybciej   w   piersi,   gdy  ogarnia   nas   gniew,   całe   ciało   ulega   innym 

wibracjom, jeśli jesteśmy szczęśliwi, innym zaś, gdy jesteśmy smutni. Nastroje nasze znajdują odbicie w wyrazie twarzy, a 

nasze postawy i uczucia odzwierciedlają się w ruchach i gestach tak wiernie, że inni rozpoznają je dokładniej z naszych 

gestów niż z naszych słów.  Ciało jest w istocie symbolem - nie zaś alegorią - ducha. Głęboko i autentycznie przeżyte 

wzruszenie, a nawet wszelka myśl, jaka nas autentycznie poruszyła, wyraża się w całym naszym organizmie. W przypadku 

symbolu uniwersalnego znajdujemy to samo powiązanie między doświadczeniem duchowym a cielesnym. Pewne zjawiska 

fizyczne   sugerują   z   samej   swej   natury   pewne   doświadczenia   emocjonalne   i   myślowe,   my   zaś   wyrażamy   doznania 

emocjonalne językiem doznań fizycznych, to znaczy symbolicznie.

Symbol uniwersalny jest jedynym, w którego obrębie powiązanie zachodzące między symbolem a rzeczą symbolizowaną 

nie jest przypadkowe, lecz wewnętrzne. Wywodzi się on z doznawania ścisłej bliskości między uczuciem i myślą z jednej 

strony a doznaniem zmysłowym z drugiej. Można go nazwać uniwersalnym, ponieważ jest udziałem wszystkich ludzi, w 

przeciwieństwie nie tylko do symbolu akcydentalnego, który z samej swej natury jest całkowicie osobisty, lecz także do 

symbolu   konwencjonalnego,   który   ogranicza   się   do   grupy   ludzi   uznających   wspólnie   tę   samą   konwencję.   Symbol 

uniwersalny tkwi korzeniami we właściwościach naszego ciała, naszych zmysłów i naszego umysłu, wspólnych wszystkim 

ludziom, nie jest przeto ograniczony do jednostek lub też do określonych grup. Język symbolu uniwersalnego jest właściwie 

jedyną wspólną mową rozwiniętą przez rodzaj ludzki, językiem, o którym ludzkość zapomniała, nim jeszcze zdołała rozwinąć 

powszechny język konwencjonalny.

Nie ma potrzeby mówić o jakimś dziedzictwie w obrębie rasy, aby wyjaśnić uniwersalny charakter symboli. Każda istota 

ludzka, która dzieli istotne znamiona cielesnego i umysłowego układu z resztą ludzkości, jest w stanie mówić językiem 

symbolicznym i rozumieć ów język oparty na tych wspólnych właściwościach. Tak jak nie musimy się uczyć płaczu, gdy 

jesteśmy smutni, lub czerwienienia się na twarzy, gdy jesteśmy zagniewani, i podobnie jak reakcje te nie ograniczają się do 

jakiejś szczególnej rasy czy też grupy ludzi, język symboliczny nie musi być przedmiotem nauczania i nie ogranicza się do 

żadnej wyodrębnionej warstwy ludzkości. Świadczy o tym fakt, że język symboliczny, w postaci, w jakiej używa się go w 

mitach i snach, odnajdujemy we wszystkich kulturach, zarówno tzw. prymitywnych, jak i tak wysoko rozwiniętych jak Egiptu i 

Grecji. Co więcej symbole stosowane w tych różnych kulturach wykazują uderzające podobieństwo, ponieważ wszystkie one 

sięgają do zasadniczych doświadczeń, zarówno zmysłowych, jak i emocjonalnych, będących udziałem ludzi wszelkich kultur. 

Dodatkowego świadectwa dostarczają niedawne eksperymenty, w których ludzie, którzy wcale nie znali teorii interpretacji 

snów, byli w stanie, pod hipnozą, interpretować symbolikę swych snów bez żadnej trudności. Po wyprowadzeniu ze stanu 

hipnozy, gdy proszono ich o wyjaśnienie tych samych snów, okazywali zakłopotanie i mówili: “No cóż, nie ma w nich żadnego 

sensu - to po prostu absurd."

15

background image

powyższe twierdzenie trzeba jednak zmodyfikować. Znaczenie niektórych symboli bywa odmienne, zależnie od różnic, 

jakie w rozmaitych kulturach zawiera ich rzeczywista treść. Na przykład funkcja, a więc i znaczenie słońca są odmienne w 

krajach północnych i w krajach podzwrotnikowych. W strefie północnej, gdzie woda znajduje się w obfitości, wszelki wzrost 

zależy   od   dostatecznego   nasłonecznienia.   Słońce   jest   ciepłą,   darzącą   życiem,   chroniącą,   miłującą   siłą.   Na   Bliskim 

Wschodzie  żar  słoneczny  znacznie   się   wzmaga   i  słońce  staje   się   niebezpieczną,  a  nawet   groźną  potęgą,   przed   którą 

człowiek musi się chronić, woda natomiast uchodzi za źródło wszelkiego życia i główny warunek wzrostu. Możemy mówić o 

dialektach powszechnego języka symbolicznego, wyznaczonych przez owe różnice naturalnego środowiska, które powodują, 

że pewne symbole przybierają odmienne znaczenie w różnych rejonach ziemi.

Niezależnie od tych “symbolicznych dialektów" wiele symboli ma więcej niż jedno znaczenie, zgodnie z różnymi rodzajami 

doświadczeń, jakie można powiązać z jednym i tym samym zjawiskiem naturalnym. Jako przykład weźmy znów symbol 

ognia. Jeśli obserwujemy ogień w kominku, stanowiącym źródło przyjemności i wygody, wyraża on nastrój żywości, ciepła i 

przyjemności.   Jeśli   jednak   widzimy   płonący   budynek   czy   las,   doświadczamy   uczucia   zagrożenia,   panicznego   strachu, 

poczucia   bezsilności   człowieka   wobec   żywiołu   natury.   Ogień   zatem   może   być   symbolicznym   wyobrażeniem   zarówno 

wewnętrznego ożywienia i szczęścia, jak i zgrozy, bezsilności czy też właściwych komuś dążności niszczycielskich. To samo 

dotyczy symbolu wody. Woda może się stać niezwykle niszczycielską siłą, gdy szaleje sztorm bądź gdy jako wezbrana rzeka 

występuje z brzegów. Może być przeto zarówno symbolicznym wyrazem i przerażenia i chaosu, jak wygody i spokoju.

Ilustracją   tego   twierdzenia   jest   jeszcze   symbol   do-   1   liny.   Dolina   otoczona   górami   może   wzbudzić   w   nas   uczucie 

bezpieczeństwa i otuchy, poczucie osłony i przed każdym niebezpieczeństwem grożącym nam z zewnątrz. Ale chroniące nas 

góry mogą także oznaczać izolujący mur, który nie pozwala nam się z niej wydostać, i w ten sposób dolina wyrażać będzie 

symbol uwięzienia. Znaczenie takiego symbolu można I ustalić jedynie na podstawie całego kontekstu, zwłaszcza miejsca, w 

którym  ten  symbol występuje, w kategoriach  doświadczeń, jakie przeważały  w życiu  i  osoby  używającej tego symbolu. 

Powrócimy do tej« kwestii w trakcie omawiania symboliki snów.

Dobrą ilustracją funkcji, jaką pełni symbol uniwersalny, jest opowieść zapisana językiem. symbolicznym i znana niemal 

każdemu, kto żyje w obrębie kultury Zachodu: Księga Jonasza. Jonasz posłyszał głos Boga nakazujący mu udać się do 

Niniwy i oznajmić jej mieszkańcom, że czeka ich zagłada jeśli nie zejdą ze złej drogi. Jonasz nie może nie posłuchać głosu 

Boga i dlatego właśnie jest prorokiem. Jest jednak krnąbrnym prorokiem, który znając swą powinność, próbuje mimo to uciec 

przed nakazem Boga (czy też, jak byśmy powiedzieli, głosem sumienia). Jest on człowiekiem, który nie troszczy się o inne 

istoty ludzkie. Jest człowiekiem o silnym poczuciu prawa i porządku, lecz pozbawionym miłości.

2

Jak w opowieści tej odzwierciedlają się procesy psychiczne Jonasza?

powiadają nam (por. Proroctwo Jonaszowe), że Jonasz udał się do Joppe i znalazł okręt, który miał g

0

 przewieźć do Tarsu. 

Gdy wypłynął na pełne morze, zerwała się wielka burza, wszystkich ogarnął lęk i zdenerwowanie, Jonasz zaś zszedł w głąb 

okrętu, położył się i twardo zasnął. Żeglarze, przekonani, że Bóg zesłał burzę, aby ukarać kogoś, kto jest na okręcie, budzą 

Jonasza,  który  wyznaje,   że   ucieka   przed  Jahwe.   Następnie   każe   im   rzucić  siebie   w  morze,   aby  przestało  się  burzyć. 

Żeglarze - wykazując szczególne poczucie człowieczeństwa, gdyż chwytali się najpierw wszelkich innych sposobów, zanim 

usłuchali jego rady - wrzucili wreszcie Jonasza w morze, a ono przestało się srożyć. Tymczasem Jonasza połyka wielka 

ryba, w której brzuchu przebywa on trzy dni i trzy noce. Modli się wtedy do swego Boga, aby uwolnił go z tego więzienia. Bóg 

poleca rybie, aby wyrzuciła Jonasza na ląd, Jonasz zaś idzie do Niniwy i spełniając nakaz Boga, ratuje mieszkańców miasta.

Historia ta opowiedziana jest tak, jak gdyby owe wydarzenia rzeczywiście się przytrafiły. Zapisano ją jednak językiem 

symbolicznym   i   wszystkie   przedstawione   w   niej   realistyczne   zdarzenia   są   symbolami   wyrażającymi   wewnętrzne 

doświadczenia bohatera. Odkrywamy tu sekwencję symboli następujących kolejno po sobie: wejście na okręt, zejście do 

2 Par. rozprawą o Jonaszu, w: E. Fromm, Mcm for Himself, I (New York 1947), gdzie historia ta omówiona jest z punktu widzenia 
znaczenia miłości.

16

background image

wnętrza okrętu, zaśnięcie, wrzucenie do morza oraz przebywanie w brzuchu ryby. Wszystkie te symbole oznaczają to samo 

wewnętrzne   doświadczenie:   poczucie   bezpieczeństwa   i   odosobnienia,   bezpieczne   odsunięcie   się   od   innych   ludzi. 

Wyobrażają one to, co można by przedstawić za pomocą innego symbolu, płodu w łonie matki. Chociaż wnętrze okrętu, 

twardy sen, morze i brzuch ryby są w rzeczywistości tak różne, wyrażają to samo wewnętrzne doświadczenie, stopienie się 

w jedno stanu bezpieczeństwa i odosobnienia.

W   zewnętrznej   warstwie   opowieści   wydarzenia   przebiegają   w   przestrzeni   i   czasie:   najpierw   zejście   w   głąb   okrętu, 

następnie zaśnięcie, po czym wrzucenie do morza, z kolei połknięcie przez rybę. Jedno następuje po drugim i chociaż 

niektóre zdarzenia są wyraźnie irrealistyczne, cała historia wykazuje logiczną zwartość w ujęciu kategorii czasu i przestrzeni. 

Jeśli   jednak   zrozumiemy,   że   zamierzeniem   pisarza   nie   było   snucie   opowieści   o   wypadkach   zewnętrznych,   lecz   o 

wewnętrznym doświadczeniu człowieka rozdartego między własnym sumieniem a gwałtowną chęcią, aby uciec przed swym 

głosem wewnętrznym, stanie się jasne, że różne czyny następujące jeden po drugim wyrażają ten sam nastrój u Jonasza; i 

że następstwo w czasie jest wyrazem rosnącej intensywności tego samego uczucia. W swej próbie ucieczki przed zobo-

wiązaniem wobec bliźnich, jakie na nim ciąży, Jonasz dąży do odosobnienia dopóty, dopóki - już w brzuchu ryby - elementu 

osłony nie zdominował element uwięzienia, czego prorok nie mógł już ścierpieć i zmuszony był modlić się do Boga o uwolnił 

nie go z sytuacji, w jakiej sam się postawił. (Jest to mechanizm, który zgodnie z naszymi obserwacjami stanowi znamienną 

cechę neurozy. Przybiera się jakąś postawę jako rodzaj obrony przed niebezpieczeństwem, ale równocześnie postawa ta 

wykracza znacznie poza swą pierwotną funkcję obronną i staje się symptomem neurotycznym, od którego dana osoba 

próbuje  się  uwolnić.) Tak więc ucieczka   Jonasza  w  mające go zabezpieczyć  odosobnienie  kończy  się  grozą wywołaną 

faktem uwięzienia i prorok podejmuje swe życie na nowo, od miejsca, z którego uprzednio próbował uciec.

Jest   jeszcze   jedna   różnica   między   logiką   zewnętrznej   warstwy   opowieści   a   jej   warstwą   utajoną.   W   owej   zewnętrznej 

warstwie powiązanie logiczne zasadza się na związku przyczynowym zewnętrznych wydarzeń. Jonasz chce się; udać za 

morze, ponieważ chce uciec przed Bogiem, zasypia, ponieważ jest strudzony, wyrzucają go za burtę, ponieważ sądzi się, że 

jest powodem rozpętania się burzy, połyka go ryba, ponieważ w morzu tym żyją ryby ludojady. Jedno wydarzenie wyrasta na 

gruncie zdarzenia poprzedniego. (Ostatni fragment opowieści nie jest realistyczny, lecz nie jest też nielogiczny.) W utajonej 

wersji   istnieje   jednak   inna   logika.   Różne   wypadki   wiążą   się   ze   sobą   przez   skojarzenie   z   tym   samym   wewnętrznym 

doświadczeniem. To, co wydaje się przyczynowym następstwem wydarzeń zewnętrznych, oznacza powiązanie doświadczeń 

zespolonych ze sobą przez skojarzenie w kategoriach wydarzeń wewnętrznych. Jest to równie logiczne jak w przypadku 

owej wersji widocznej, lecz logika ta jest innego rodzaju. Jeśli przejdziemy teraz do badania natury snów, logika rządząca 

językiem symbolicznym stanie się bardziej przejrzysta.

17

background image

III. NATURA SNÓW

Na przestrzeni wieków i w obrębie różnych kultur poglądy na naturę snów różniły się znacznie. Jednak bez względu na to czy 

wierzono, że sny są realnymi doświadczeniami naszych uwolnionych od powłoki cielesnej dusz, które opuściły ciało podczas 

snu, czy też utrzymywano, że sny są inspirowane przez Boga bądź przez złe duchy, czy widziano w nich] wyraz naszych 

irracjonalnych namiętności, czy też - wprost przeciwnie - naszych najwznioślejszych i najbardziej moralnych właściwości, 

jedno  nie  podlega  dyskusji:  pogląd, że wszelkie  sny są znaczące  i  doniosłe. Znaczące,  gdyż  zawierają  posłanie, które 

możemy  zrozumieć,   jeśli   mamy   klucz   do   jego   tłumaczenia.  Doniosłe,   ponieważ   nie   śnimy   o   niczym,   czego  waga   jest 

znikoma, choćby nawet wyrażało się to w języku, który ukrywa znaczenie sennego posłannictwa za jakąś błahą fasadą.

Dopiero ostatnie stulecie stało się świadkiem radykalnego odstępstwa od tego poglądu. Tłumaczenie snów wyparto do 

królestwa   zabobonów,   światły,   i   wykształcony   człowiek,   laik   czy   też   uczony,   nie   miał   żadnej   wątpliwości,   że   sny   są 

bezsensownymi i pozbawionymi znaczenia wytworami naszego umysłu, w najlepszym razie psychicznymi odbiciami wrażeń 

cielesnych doświadczanych podczas snu.

To   właśnie   Freud   z   początkiem   dwudziestego   wieku   potwierdził   dawną   koncepcję:   sny   są   zarówno   znaczące,   jak   i 

doniosłe; nie śnimy o niczym, co by nie stanowiło ważnego przejawu naszego życia wewnętrznego, i możemy zrozumieć 

wszystkie sny, jeśli mamy do nich klucz; interpretacja snów jest  via

 

regia,  główną aleją wiodącą do zrozumienia nieświa-

domości, a zatem tej najpotężniejszej siły napędowej zarówno patologicznych, jak i normalnych zachowań. Poza tą ogólną 

wypowiedzią na temat natury snów Freud w sposób dobitny i niewzruszony potwierdził jedną z najstarszych teorii: sen jest 

spełnieniem irracjonalnych namiętności stłumionych podczas naszego życia na jawie.

Dawniejsze teorie snów i koncepcje Freuda przedstawię w dalszych rozdziałach, teraz zaś przystąpię do omawiania natury 

snów, tak jak ja sam doszedłem do ich pojmowania z pomocą dzieła Freuda i w wyniku mego własnego doświadczenia, 

człowieka, który śni i który jednocześnie jest interpretatorem snów.

W świetle faktu, że nie ma takiego przejawu działalności umysłowej, który by nie wystąpił we śnie, sądzę, iż jedynym 

określeniem   natury   snów  nie   wypaczającym  bądź   też   nie   zawężającym  tego   zjawiska   jest   szerokie   sformułowanie,  że 

marzenia senne są znaczącym i doniosłym wyrazem wszelkiej działalności umysłowej w warunkach snu.

Definicja ta jest oczywiście zbyt szeroka, aby mogła się na wiele przydać do zrozumienia natury snów, jeżeli nie umiemy 

powiedzieć czegoś bardziej sprecyzowanego o “warunkach snu" i określonym wpływie tych warunków na naszą działalność 

umysłową. Jeśli wykryjemy, jaki jest specyficzny wpływ snu na nasze czynności umysłowe, o wiele wnikliwiej zgłębimy naturę 

marzeń sennych.

Z   fizjologicznego   punktu   widzenia   sen   jest   warunkiem   chemicznej   regeneracji   organizmu;   w   czasie   gdy   możliwość 

wszelkiego działania i nawet postrzegania zmysłowego jest wyłączona, następuje odnowienie energii. Z punktu widzenia 

psychologicznego - sen pozbawia  człowieka  możliwości  reagowania na  rzeczywistość   za  pośrednictwem postrzegania  i 

działania, czyli głównych funkcji charakteryzujących życie na jawie. Ta różnica między biologicznymi funkcjami czuwania i 

snu jest w istocie różnicą zachodzącą między dwoma stanami istnienia.

Aby   ocenić   wpływ   egzystencji   sennej   na   nasze   procesy   psychiczne,   musimy   najpierw   rozważyć   pewien   ogólniejszy 

problem: kwestię wzajemnej zależności naszej działalności i naszych procesów myślowych. Sposób naszego myślenia jest w 

wielkiej mierze wyznaczony przez to, co robimy i co byśmy chcieli osiągnąć. Nie znaczy to, że zainteresowania wypaczają 

18

background image

myślenie, ale po prostu, że sposoby myślenia różnią się zależnie od rodzaju zainteresowań.

Jaki jest na przykład stosunek różnych ludzi do lasu? Malarz, który wybrał się tam, aby malować, właściciel lasu, który 

chce oszacować swoje interesy, oficer zajmujący się topografią tego terenu, turysta, który pragnie przyjemnie spędzić czas - 

każdy   z   nich   będzie   miał   całkowicie   odmienne   pojęcie   o   lesie,   ponieważ   dla   każdego   z   nich   co   innego   jest   istotne. 

Doświadczenie malarza będzie polegało na zetknięciu się z formą i kolorem; przedsiębiorcy - na zapoznaniu się z wielkością, 

liczbą oraz wiekiem drzew; oficera - na rozpoznaniu widoczności i możliwości osłony; turysty - na wędrówce wzdłuż szlaków. 

Chociaż wszyscy oni mogą się zgodzić na abstrakcyjne oświadczenie, że znajdują się na skraju lasu, o ich doświadczeniu, o 

tym, jak widzą las, decydują różne rodzaje działalności uprawianej przez nich z racji wykonywanego zawodu.

Różnica między biologicznymi a psychologicznymi funkcjami snu i czuwania jest bardziej zasadnicza niż między rozmaitymi 

rodzajami działalności, a różnica między pojęciowymi systemami, które wiążą się z tymi dwoma stanami, jest nieporównanie 

większa. W stanie czuwania myśli i uczucia są nastawione przede wszystkim na wyzwanie - zadanie opanowania naszego 

środowiska, przeobrażenia go, obrony przed nim. Utrzymanie się przy życiu jest zadaniem człowieka czuwającego; podlega 

on prawom, które rządzą rzeczywistością. Znaczy to, że musi on myśleć kategoriami czasu i przestrzeni i że jego myśli 

podlegają prawom czasoprzestrzennej logiki.

Podczas snu nie zajmujemy się naginaniem zewnętrznego świata do naszych celów. Jesteśmy bezradni i słusznie przeto 

sen nazywamy “bratem śmierci". Ale jesteśmy także wolni, wolniejsi niż na jawie. Jesteśmy wolni od brzemienia pracy, od ko-

nieczności, która każe nam się bronić lub atakować, od obserwowania i ujarzmiania rzeczywistości. Nie musimy patrzeć na 

zewnętrzny świat; przyglądamy się naszemu światu wewnętrznemu, mamy do czynienia wyłącznie z samymi sobą. Gdy 

śpimy, możemy być przyrównani do płodu lub do trupa; można nas także przyrównać do aniołów, nie podlegających prawom 

“realności". We śnie królestwo konieczności ustępuje miejsca królestwu wolności, w którym moje “jestem" stanowi jedyny 

system, do którego odnoszą się myśli i uczucia.

Logika działalności umysłowej podczas snu różni się od tej, jaka cechuje egzystencję na jawie. Doświadczenie senne nie 

musi wcale zważać na właściwości, które mają jakieś znaczenie jedynie wtedy, gdy zmagamy się z rzeczywistością. Jeśli na 

przykład uważam, że dana osoba jest tchórzliwa, mogę śnić, że zmieniła się z człowieka w kurczę. Zmiana ta jest logiczna w 

kategoriach tego, co czuję w stosunku do tej osoby, nielogiczna zaś jedynie w kategoriach zewnętrznej rzeczywistości (w 

kategoriach tego, co mógłbym naprawdę uczynić wobec tej osoby czy też zrobić z nią). Doświadczenie senne nie cierpi na 

brak   logiki,   lecz   podlega   odmiennym   prawom   logicznym,   które   są   całkowicie   prawomocne   w   tym   szczególnym   stanie 

przeżywania.

Sen i życie na jawie są dwoma biegunami ludzkiego istnienia. Życie na jawie odznacza się działaniem, sen zaś jest od niego 

wolny. Sen odznacza się doświadczaniem samego siebie. Gdy budzimy się ze snu, przenosimy się do królestwa czynu. 

Kierujemy się wówczas według kategorii tego systemu i pamięć nasza działa w jego obrębie: przypominamy sobie to, co daje 

się osadzić w pojęciach czasu i przestrzeni. Świat snu zniknął. To, czego w nim doświadczyliśmy - nasze sny - odtwarzamy z 

największym trudem.

3

 Takie sytuacje w sposób symboliczny przedstawia niejedna ludowa opowieść: w nocy upiory i duchy, 

dobre i złe, opanowują scenę, gdy jednak nastaje świt, znikają i z całego intensywnego przeżycia nie pozostaje nic.

Z   tych  rozważań   wynikają   pewne  wnioski   dotyczące  natury  nieświadomości:   Nie  jest   ona  ani  mitycznym  królestwem 

odziedziczonego przez rodzaj ludzki doświadczenia, jak głosił Jung, ani też Freudowskim siedliskiem irracjonalnych sił libido. 

Należy ją pojmować w kategoriach zasady: “Na to, co myślimy i czujemy, oddziaływa to, co czynimy."

Świadomość jest działalnością umysłu przejawiającą się w zakresie, w jakim w sferze działania zaprząta nas zewnętrzna 

rzeczywistość. Nieświadomość jest doznaniem umysłowym występującym w stanie istnienia, w którym odcięliśmy się od 

zewnętrznego   świata;   nie   pochłania   nas   już   działalność,   lecz   doświadczanie   samego   siebie.   Nieświadomość   jest   do-

3 Por. bardzo inspirujący artykuł dra Ernesta G. Schnachtela, On Memory and Childhood Amnesia, w:“Psychiatry",
luty 1947 - dotyczący problemu funkcji pamięci w jej związku z aktywnością senną.

19

background image

świadczeniem związanym ze szczególnym trybem życia - brakiem działania. Znamienne cechy nieświadomości wynikają z 

natury tego sposobu istnienia, natomiast cechy świadomości określa natura działania oraz funkcja związana z warunkami 

biologicznego przetrwania, właściwe naszemu życiu na jawie. 

W stosunku do normalnego stanu aktywności. Kiedy mówimy o nieświadomości,  twierdzimy właściwie tylko że jakieś 

doświadczenie wykracza poza ramy naszego umysłu podczas i w wyniku naszej działalności; odczuwa się je wówczas jako 

widmowy, natrętny element, trudny do uchwycenia i trudny do zapamiętania. Świat dnia jest jednak równie nieświadomy w 

naszym doświadczeniu sennym, jak świat nocy w naszym doświadczeniu na jawie. Terminu “nieświadomość" używa się 

zwykle wyłącznie z punktu widzenia doświadczenia dnia; tak więc nie wskazuje on na to, iż zarówno świadomość, jak i nie-

świadomość są jedynie różnymi stanami umysłu, odnoszącymi się do różnych stanów egzystencji.

Twierdzi się również, że na jawie myśli i uczucia nie podlegają całkowicie ograniczeniom czasu i przestrzeni; że nasza 

twórcza wyobraźnia pozwala nam myśleć o rzeczach przeszłych i przyszłych, jak gdyby działy się w teraźniejszości, i o 

odległych   obiektach,   jakby  znajdowały  się  przed  naszymi   oczyma;   że  również  na   jawie   nasze  odczucia  nie   zależą   od 

fizycznej obecności przedmiotu ani od jego współistnienia w czasie; że przeto brak systemu przestrzenno-czasowego nie 

charakteryzuje egzystencji sennej w odróżnieniu od życia na jawie, lecz myśli i uczucia w przeciwieństwie do działania, ów 

chętnie stawiany zarzut pozwala mi wyjaśnić istotny punkt mej tezy.

Musimy ustalić różnicę między treścią procesów myślowych a kategoriami logicznymi, stosowanymi w myśleniu.

Chociaż prawdą jest, że treść naszych myśli na jawie nie podlega ograniczeniom czasu i przestrzeni, kategorie myślenia 

logicznego  są  kategoriami   natury  przestrzenno-czasowej.   Mogę  na  przykład  myśleć  o  swoim   ojcu  i  stwierdzić,   że  jego 

postawa w pewnej sytuacji jest identyczna z moją. Oświadczenie to z punktu widzenia logiki jest poprawne. Z drugiej zaś 

strony, jeśli stwierdzam: “jestem swoim ojcem", wypowiadam się nielogicznie, ponieważ wypowiedź ta nie odnosi się do 

świata fizycznego. Sentencja ta jest jednak logiczna w sferze czystych przeżyć: wyraża ona doznanie uczucia identyczności 

z  ojcem.   Logiczne  procesy  myślowe   w  stanie   jawy  podlegają  kategoriom,   które  tkwią  korzeniami  w  szczególnej   formie 

egzystencji -  tej, w  której ustalamy swój  związek z  rzeczywistością w  terminach  działania.  W mojej egzystencji  sennej, 

charakteryzującej się brakiem choćby potencjalnej akcji, znajdują zastosowanie takie kategorie logiczne, które odnoszą się 

jedynie do mego doświadczenia wewnętrznego. To samo stosuje się także do uczuć. Gdy w stanie jawy żywię jakieś uczucie 

wobec osoby, której nie widziałem od dwudziestu lat, jestem świadomy faktu, że osoba ta jest nieobecna. Jeśli zaś śnię o tej 

osobie, moje uczucia pozostają do niej w takim stosunku, jakby była obecna. Ale powiedzieć: “jakby była obecna", znaczy to 

wyrazić owo uczucie w logicznych pojęciach życia na jawie. W egzystencji sennej nie ma żadnego “jak gdyby"; dana osoba 

jest obecna.

Na poprzednich stronach starałem się określić warunki snu i wyciągnąć z tego opisu pewne wnioski dotyczące znamion 

aktywności sennej. Teraz przystąpię do zbadania pewnego specyficznego elementu występującego w warunkach snu, który 

okaże  się  czynnikiem  wielkiej  wagi dla zrozumienia  procesów sennych.  Stwierdziłem,  że  gdy śpimy,   nie  zajmujemy się 

opanowywaniem zewnętrznej rzeczywistości. Nie postrzegamy jej i nie oddziałujemy na nią, nie podlegamy też wpływom 

świata  zewnętrznego.  Wynika  z tego,  że  efekt  oderwania od  rzeczywistości  zależy od  cech samej rzeczywistości.  Jeśli 

wpływ, jaki wywiera zewnętrzny świat, jest w swej istocie korzystny, brak tego oddziaływania podczas snu będzie prowadził 

do obniżenia waloru naszej aktywności sennej, tak że będzie ona ustępować naszej działalności i umysłowej za dnia, gdy 

jesteśmy poddani dobroczynnemu wpływowi zewnętrznej rzeczywistości.

Czyż jednak słusznie przyjmujemy, że wpływ, jaki wywiera rzeczywistość, jest wyłącznie korzystny? Czy nie może tak się 

złożyć,   że  będzie  on   również   szkodliwy  i   że,  w   rezultacie,   brak   tego   wpływu   będzie  prowadził  do   ujawnienia   wartości 

wyższych niż te które są właściwe naszemu stanowi czuwania?

Mówiąc o rzeczywistości na zewnątrz nas nie wspominamy zwłaszcza o świecie natury. Natura jako taka nie jest ani dobra, 

ani   zła.   Może   nam   sprzyjać   lub   okazać   się   niebezpieczna,   niepostrzeganie   jej   uwalnia   nas   wprawdzie   od   zadania 

20

background image

polegającego na próbach jej opanowania czy też na bronieniu się przed nią, nie czyni nas jednak ani głupszymi, ani też 

mądrzejszymi, lepszymi, ani gorszymi. Całkiem odmiennie ma się rzecz z otaczającym nas światem utworzonym przez 

człowieka, z kulturą, w której żyjemy. Jej wpływ na nas jest wyraźnie dwuznaczny, chociaż skłonni jesteśmy sądzić, że działa 

całkowicie na naszą korzyść.

W istocie dowody, że wpływy kulturowe są dla nas korzystne, wydają się niemal nieodparte. Tym, co odróżnia nas od 

świata zwierząt, jest nasza zdolność tworzenia kultury. Tym, co odróżnia wyższe stadia ludzkiego rozwoju od stopni niższych, 

są zmiany w sferze kulturalnej. Najbardziej zasadniczy element kultury, język, jest warunkiem wstępnym wszelkich ludzkich 

osiągnięć.   Słusznie   nazwano   człowieka   zwierzęciem   tworzącym   symbole,   gdyż   pozbawieni   zdolności   mówienia,   nie 

zasługiwalibyśmy chyba na miano istoty ludzkiej. Ale każda funkcja człowieka zależy od jego styczności z zewnętrznym świa-

tem. Uczymy się myśleć obserwując innych i słuchając ich nauk. Rozwijamy nasze emocjonalne, intelektualne i artystyczne 

zdolności   pod   wpływem   kontaktu   z   zasobem   osiągnięć   naukowych   i   artystycznych   stworzonych   przez   społeczeństwo. 

Uczymy się kochać i troszczyć o innych dzięki styczności z nimi oraz uczymy się powściągać popędy wrogości i egoizmu 

przez miłość do innych albo przynajmniej z bojaźni przed nimi.

Czyż zatem stworzona przez człowieka istniejąca na zewnątrz nas rzeczywistość nie jest najważniejszym czynnikiem 

rozwoju tego, co w nas najlepsze, i czy nie powinniśmy się obawiać, że straciwszy kontakt z zewnętrznym światem, cofniemy 

się na jakiś czas do etapu prymitywnego, prawie zwierzęcego, bezrozumnego stanu umysłu? Wiele przemawia na rzecz 

takiego przypuszczenia i pogląd, że regresja taka jest cechą znamienną stanu snu, a zatem i aktywności sennej, wyznawali 

liczni  badacze   marzeń  sennych   od   Platona   do   Freuda.   Z   tego   punktu   widzenia   sny  mają   być  wyrazem   irracjonalnych 

prymitywnych dążeń drzemiących w nas i fakt, że tak łatwo zapominamy o naszych rojeniach sennych, tłumaczy się aż nadto 

tym, iż wstydzimy się owych irracjonalnych i zbrodniczych popędów, które przejawiają się w nas, gdy tylko społeczeństwo 

traci nad nami nadzór. Niewątpliwie ta interpretacja snów jest prawdziwa i wkrótce się na nią powołamy, przytaczając kilka 

przykładów. Chodzi jednak o to, czy jest ona wyłącznie prawdziwa, czy też negatywne elementy, jakie niesie ze sobą wpływ 

społeczeństwa, nie tłumaczą paradoksalnego faktu, że jesteśmy nie tylko mniej rozumni i mniej obyczajni w naszych snach, 

lecz że jesteśmy też inteligentniejsi, mądrzejsi oraz zdolni do lepszego osądu, gdy śpimy, niż gdy czuwamy.

W istocie, kultura wywiera nie tylko korzystny, lecz także szkodliwy wpływ na naszą działalność intelektualną i moralną. 

Ludzie są od siebie zależni, potrzebują się nawzajem. Ale na przebieg dziejów ludzkich po dzień dzisiejszy oddziaływa jeden 

fakt: produkcja materialna nie wystarcza do zaspokojenia prawowitych potrzeb wszystkich ludzi. Stół nakryto jedynie dla 

garstki spośród tych wielu, którzy chcieli zasiąść przy nim i jeść. Ci, którzy byli mocniejsi, usiłowali zapewnić sobie nakrycia, 

a znaczyło to, że j musieli uniemożliwić innym zdobycie miejsc. Gdyby kochali oni swych braci w tym stopniu, w jakim do-

magali się tego Budda, prorocy czy też Jezus, podzieliliby się z nimi chlebem zamiast samym jeść mięso i pić wino. Ale 

ponieważ   miłość   jest   najwznioślejszym   i   najtrudniejszym   do   osiągnięcia   stanem   rodzaju   ludzkiego,   nie   uchybia   wcale 

człowiekowi, że ci, którzy mogli zasiąść przy stole i cieszyć się przyjemnościami życia, nie chcieli się dzielić, a zatem byli 

zmuszeni ubiegać się o władzę nad tymi, którzy zagrażali ich przywilejom. Władza ta była często władzą zdobywcy, fizyczną 

siłą, która przymuszała większość ludzi do zadowalania się swym losem. Lecz siłą fizyczną nie zawsze się rozporządzało i 

nie zawsze wystarczała. Należało mieć władzę nad umysłem ludzi, aby zmusić ich do powstrzymania się od użycia pięści. To 

panowanie   nad   umysłem   i   uczuciem   stanowiło   niezbędny   element   utrzymania   przywilejów  mniejszości.   W   trakcie   tego 

procesu jednakże umysły owych nielicznych uległy podobnemu wypaczeniu co i umysły mas. Strażnik, który pilnuje więźnia, 

staje się niemal w równym stopniu więźniem co i sam uwięziony. Elita, która musi sprawować nadzór nad tymi, którzy nie 

należą   do   wybranych,   staje   się   więźniem   swych   własnych   dążności   restrykcyjnych.   Tak   więc   umysł   ludzki,   zarówno 

rządzonych, jak i rządzących, zbacza od swego istotnie ludzkiego celu, polegającego na humanitarnym myśleniu i odczuwa-

niu,   używaniu   i   rozwijaniu   właściwych   człowiekowi  władz   rozumu   i   miłości,   których  niepełny   rozwój   przyprawia   ludzi   o 

duchowe kalectwo.

21

background image

Przy takim odchyleniu i wypaczeniu ulega zwichnięciu charakter człowieka. Zaczynają brać w nim górę dążenia sprzeczne z 

interesem prawdziwie ludzkiej natury. Tkwiące w nim siły miłości ulegają zubożeniu, rodzi się chęć władzy nad innymi. Jego 

wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa maleje, a to popycha go do szukania kompensacji w namiętnej żądzy sławy i prestiżu. 

Traci poczucie godności i prawości i zmuszony jest przeobrazić się w rodzaj towaru, czerpiącego poczucie własnej ambicji ze 

swej pokupności, ze swego sukcesu. Wszystko to sprawia, że uczymy się nie tylko tego, co prawdziwe, lecz również, tego, 

co fałszywe. Że słyszymy nie tylko to, co jest dobre, lecz znajdujemy się też pod ustawicznym wpływem idei szkodliwych dla 

życia.

Dotyczy to zarówno prymitywnych plemion, w których ścisłe prawa i zwyczaje wywierają wpływ na umysłowość, jak i 

nowoczesnego społeczeństwa rzekomo nie skrępowanego surowym rytuałem. Pod wieloma względami rozpowszechnienie 

umiejętności czytania i pisania oraz rozwój środków masowej informacji sprawiły, iż oddziaływanie kulturowych stereotypów 

stało   się   równie   skuteczne   co   i   w   małej,   poddanej   ścisłym   ograniczeniom   kulturze   plemiennej.   Współczesny   człowiek 

narażony jest na niemal bezustanny “hałas", hałas radia, telewizji, krzykliwość reklamy, gazet, kina, które przeważnie nie 

oświecają naszych umysłów,  lecz je ogłupiają. Jesteśmy narażeni na przybierające pozór racjonalności kłamstwa, które 

podają się za prawdy, na oczywisty nonsens występujący pod przebraniem zdrowego rozsądku, bądź też wyższej mądrości 

specjalistów od zawracania głowy, na intelektualne lenistwo, czyli nieuczciwość, która przemawia w imieniu “honoru" czy 

“realizmu",   zależnie   od   okoliczności.   Czujemy   się   wyżsi   nad   przesądy   poprzednich   pokoleń   i   tak   zwanych   kultur 

prymitywnych, a wbija się w nas ustawicznie dokładnie tego samego rodzaju przesądne wierzenia, które podają się za 

najnowsze odkryci nauki. Czy można się więc dziwić, iż życie na jawie nie jest wyłącznie błogosławieństwem, lecz także 

przekleństwem? Czyż dziwi fakt, że w stanie snu, gdy przebywamy sami ze sobą, gdy możemy wglądać w siebie nie nękani 

hałasem i nonsensem, które otaczają nas za dnia, potrafimy lepiej odczuwać i rozważać nasze najbardziej autentyczne i 

najwartościowsze uczucia i myśli?

Oto zatem wniosek, do którego doszliśmy: stan snu spełnia dwuznaczną funkcję. Właściwy mu brak styczności z kulturą 

sprzyja przejawianiu się zarówno tego, co w nas najgorsze, jak i tego, co najlepsze: jeśli więc śnimy, możemy być mniej 

inteligentni, mniej mądrzy i mniej obyczajni, lecz możemy także okazać się lepsi i mądrzejsi niż w życiu na jawie.

Dochodząc do tego punktu naszych rozważań, natykamy się na trudny problem: skąd wiemy, czy sen można pojmować 

jako wyraz tego, co w nas najlepsze czy też najgorsze? Czy istnieje jakaś zasada, która by mogła pokierować naszą próbą 

rozwikłania tej kwestii?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy porzucić nieco ogólnikową płaszczyznę naszych rozważań i usiłować głębiej 

wniknąć w zagadnienie, omawiając pewną liczbę konkretnych przykładów z dziedziny snów.

Z następującego snu zdał relację człowiek, który w przeddzień spotkał “bardzo ważną osobistość". Człowiek ten cieszył się 

opinią mądrego i uprzejmego i ów śniący odwiedził go, będąc pod wrażeniem tego, co słyszał o starcu. Wyszedł po jakiejś 

godzinie z uczuciem, że zetknął się z wielkim i dobrym człowiekiem.

“Widzę pana X (“bardzo ważną osobistość"); jego twarz wygląda całkiem odmiennie niż wczoraj. Widzę okrutny wyraz ust i 

srogie oblicze. Opowiada ze śmiechem komuś, że udało mu się właśnie wyłudzić od biednej wdowy jej ostatnie grosze. 

Odczuwam gwałtowną zmianę uczuć."

Kiedy  poproszono  go,  aby  powiedział,   co  przychodzi  mu  na  myśl  w  związku  z  tym  snem,   śniący  zauważył,   iż  mógł 

zapamiętać  krótkotrwałe  uczucie  rozczarowania,   gdy  wszedł  do  pokoju  pana  X   i  rzucił  przelotnie  okiem   na  jego  twarz; 

uczucie to jednak znikło, skoro tylko X nawiązał z nim ujmującą i przyjazną rozmowę.

Jak mamy rozumieć ten sen? Może ten, który śnił, zazdrości panu X sławy i z tego powodu czuje do niego niechęć? W tym 

przypadku   sen   byłby   wyrazem   irracjonalnej   nienawiści,   którą   ów   śniący   żywi,   nie   uświadamiając   jej   sobie.   Ale   w 

przytoczonym   I   przeze   mnie   przykładzie   sprawa   wyglądała   inaczej.   W   trakcie   dalszych   spotkań,   gdy   już   nasz   śniący 

uświadomił sobie na podstawie snów swoje podejrzenia, zaczął uważnie obserwować X i odkrył, że w człowieku tym kryje się 

22

background image

element bezwzględności, dostrzeżony przez niego po raz pierwszy we śnie. Wrażenie potwierdziła opinia tych nielicznych, 

którzy odważyli się wątpić w zdanie większości, że X jest tak dobrym człowiekiem. Znalazło to potwierdzenie w niektórych 

faktach z życia X, które nie były bynajmniej tak brutalne, jak owo zdarzenie we śnie, niemniej wyrażały podobne nastawienie.

Obserwacja nasza sprowadza się zatem do tego że wgląd owego śniącego w charakter X był o wiele wnikliwszy w czasie 

snu niż na jawie. ,,Hałas" opinii publicznej, akcentującej, że X jest cudownym człowiekiem, nie pozwolił mu na krytyczne 

nastawienie wobec X w momencie, gdy go ujrzał. I dopiero później, gdy już miał ów sen, przypomniał sobie to uczucie 

nieufności i wątpliwości, jakie go w ułamku sekundy ogarnęło. W swych marzeniach sennych, gdy nie zagrażał mu ów 

“hałas" i miał możność przestawania tylko z sobą oraz swoimi wrażeniami i uczuciami, mógł wydać sąd, który okazał się 

celniejszy i prawdziwszy niż sąd powzięty na jawie.

W przypadku tego, jak i innych snów, dopiero wtedy możemy rozstrzygnąć, czy wyrażają one irracjonalną namiętność, czy 

też głos rozsądku, jeśli poznamy osobę śniącego, nastrój, w jakim się znajdował zasypiając, i wszystkie dane dotyczące 

rzeczywistej   sytuacji,   o   jakiej   śnił.   W   tym   wypadku   interpretację   naszą   potwierdza   wiele   czynników.   Śniący   ów   mógł 

zapamiętać początkowe przelotne wrażenie niechęci. Nie miał po temu żadnego powodu i nie żywił żadnych wrogich uczuć 

wobec X. Fakty wzięte z życia X oraz późniejsze obserwacje potwierdziły wrażenie, jakie nasz śniący odniósł podczas snu. 

Gdyby brakowało wszystkich tych czynników, interpretacja nasza byłaby odmienna. Jeśliby na przykład miał skłonność do 

zazdroszczenia sławnym ludziom, nie mógł poprzeć żadnymi dowodami swojego sądu o X powziętego we śnie, nie mógł 

przypomnieć sobie uczucia odrazy, kiedy ujrzał go po raz pierwszy, wówczas oczywiście można by przypuszczać, że ów sen 

nie był wyrazem wnikliwości, lecz stanowił przejaw irracjonalnej nienawiści.

Wnikliwość   wiąże   się   ściśle   z   przepowiadaniem.   Przepowiadać   znaczy   to   wywnioskować   przyszły   bieg   wydarzeń   z 

kierunku   i   natężenia   sił,   których   działa  nie   możemy   obecnie   dostrzec.   Wszelka   gruntowna   wiedza   polegająca   nie   na 

znajomości zewnętrznej strony wydarzeń, lecz sił działających pod ich po wierzchnią, prowadzi do przepowiadania i każda 

traf  na przepowiednia musi się opierać na takiej wiedzy.  Nic dziwnego, że często przepowiadamy procesy rozwojowe i 

wydarzenia potwierdzone później przez fakty. Jeśli się pominie całkowicie kwestię telepatii, liczne sny, w których śniący 

przewiduje   przyszłe   wypadki,   można   rozpatrywać   w   kategoriach   racjonalnych   przepowiedni,   które   powyżej   zostały 

zdefiniowane.

Jednym z najstarszych snów wróżebnych był sen Józefa. Gdy opowiadał go braciom, ci zapałali do niego jeszcze większą 

nienawiścią. Mówił im bowiem: “Posłuchajcie, jaki miałem sen. Śniło mi się, że wiązaliśmy snopy na polu i wtedy snop mój 

podniósł się i stanął, a snopy wasze otoczyły go kołem i oddały mu pokłon." Rzekli mu bracia jego: “Czyż miałbyś jako król 

panować nad nami i rządzić nami jak władca?" I jeszcze bardziej go nienawidzili z powodu jego snów i wypowiedzi.

A potem, miał on jeszcze inny sen i opowiedział go braciom swym tak: “Śniło mi się jeszcze, że słońce, księżyc i jedenaście 

gwiazd oddają mi pokłon." A gdy to powiedział ojcu i braciom, ojciec skarcił go mówiąc: “Co miałby znaczyć ów sen? Czyż ja,  

matka twoja i twoi bracia mielibyśmy przyjść do ciebie i nisko ci się kłaniać?" Bracia zazdrościli mu, lecz ojciec zapamiętał 

sobie jego sen.

Ta historia ze Starego Testamentu przedstawia nam sytuację, w której “laik" wciąż rozumiał sny bezpośrednio i aby pojąć 

stosunkowo   proste   marzenie,   senne   nie   potrzebował   pomocy   biegłego   tłumacza.   (Dowodem   tego,   że   zrozumienie 

trudniejszego snu wymagało pomocy znawcy, jest opowieść o snach faraona, gdzie w istocie rzeczy dworscy tłumacze snów 

nie byli w stanie pojąć snów władcy i trzeba było zawezwać Józefa). Bracia rozumieją natychmiast, że, sen ów wyraża 

rojenia Józefa, wyobrażającego sobie, iż któregoś, dnia wzniesie się zarówno nad swego ojca, jak i nad nich, oni zaś będą 

musieli  się  go  lękać.  Niewątpliwie  sen  ten  jest   wyrazem  ambicji  Józefa,   bez  której  nie  osiągnąłby  prawdopodobnie  tak 

wysokiego stanowiska, jakie zdobył. Tak się jednak składa, że sen ów się spełnił, że nie był tylko wyrazem irracjonalnej 

ambicji, lecz zarazem zapowiedzią wydarzeń, które rzeczywiście nastąpiły. Jak mógł] Józef wygłosić taką przepowiednię? 

Dzieje jego życia w przekazie biblijnym wskazują, że był on niej tylko ambitnym człowiekiem,  lecz także człowiekiem o 

23

background image

niezwykłym talencie. Zdaje sobie dokładniej sprawę ze swych nadzwyczajnych uzdolnień we śnie niż na jawie, gdzie ciążył 

na nim fakt, że jest młodszy i słabszy niż wszyscy jego bracia. Sen Józefa jest swoistą mieszaniną namiętnej ambicji oraz 

wglądu we własne uzdolnienia, bez których jego sen niej mógłby się spełnić.

Przepowiednia innego rodzaju pojawia się w następującym śnie: A, który spotkał się z B w celu omówienia przyszłej 

współpracy, odniósł dodatniej wrażenie i postanowił, że przyjmie B do swego interesu jako wspólnika. Następnej nocy po 

spotkaniu) miał taki sen: “Widzę B, jak siedzi w naszym wspólnym biurze i przegląda księgi rachunkowe i zmienia w nich 

cyfry, aby ukryć fakt, że przywłaszczył sobie wielką sumę pieniędzy."

A budzi się i - ponieważ przywiązuje wagę do treści snów - popada w zakłopotanie. Przekonany, że sny stanowią zawsze 

wyraz naszych irracjonalnych pragnień, wmawia sobie, że ten sen jest wyrazem właściwego mu ducha rywalizacji i wrogiego 

nastawienia do innych ludzi, że owa wrogość i podejrzenia prowadzą go do fantastycznych rojeń, jakoby B był złodziejem. 

Objaśniwszy sobie tak ten sen, czyni największe wysiłki, aby wyzbyć się tych irracjonalnych podejrzeń. Gdy już uruchomił 

ową spółkę handlową z B, wydarzył się szereg incydentów, które na nowo obudziły podejrzenia A. Mając w pamięci swój sen 

i   jego   interpretację,  A  był   jednak   przeświadczony,   że   znowu   ulega   irracjonalnym   podejrzeniom   i   wrogim   uczuciom,   i 

postanowił nie zwracać żadnej uwagi na te okoliczności, które zrodziły w nim podejrzliwość. Po roku jednak odkrył, że B 

sprzeniewierzył   znaczną   sumę   pieniędzy,   zacierając   ów   fakt   przez   fałszywe   wpisy   do   ksiąg   rachunkowych.   Jego   sen 

sprawdził się niemal dosłownie.

Analiza skojarzeń A wykazała, że sen jego wyrażał pewien wgląd w B, dokonany w czasie pierwszego spotkania, ale który 

nie ujawnił się świadomie w jego myślach za dnia. Te liczne i złożone obserwacje, jakie czynimy względem innych osób w 

ułamku  sekundy,   nie  uświadamiając   sobie   własnych  procesów  myślowych,  pozwoliły  mu   poznać,  że  B   jest   nieuczciwy. 

Ponieważ   jednak   nic   nie   świadczyło   na   rzecz   tego   poglądu   i   ponieważ   maniery   B   sprawiły,   iż   trudno   było  A  w   jego 

świadomych rozważaniach uwierzyć w nieuczciwość B, stłumił on całkowicie tę myśl lub raczej myśl ta nie zarejestrowała się 

w jego świadomości podczas czuwania. We śnie jednak uzyskał pełną świadomość swoich podejrzeń i gdyby posłuchał tych 

własnych   informacji,   mógłby  uniknąć   Wielu  kłopotów.   Przekonanie,   że   sny  są  zawsze  wyrazem   naszych   irracjonalnych 

wyobrażeń i pragnień, kazało mu mylnie interpretować ów sen, a nawet | pewne późniejsze fakty.

Ze snem będącym wyrazem osądu moralnego spotykamy się w przypadku pisarza, któremu zaproponowano posadę, na 

której   zarobiłby   o   wiele   więcej]   pieniędzy,   niż   zarabiał   dotychczas,   gdzie   jednak   byłby   zmuszony   do   pisania   tekstów 

niezgodnych   ze   swymi   przekonaniami   i   do   pogwałcenia   swojej   osobistej   uczciwości.   Niemniej   z   punktu   widzenia 

finansowego] i prestiżu oferta ta była tak nęcąca, że nie potrafił] jej odrzucić. Na wszelkie sposoby, jakie większość! ludzi w 

takiej sytuacji stosuje, usiłował to sobie racjonalnie wyjaśnić. Rozumował, że może mimo wszystko widzi sytuację w zbyt 

czarnych kolorach i ustępstwa, do których byłby zmuszony, są mniejsza natury.  Ponadto, choćby nawet nie mógł pisać 

według własnego upodobania, ów stan trwałby tylko kilka lat, potem zaś porzuciłby tę posadę i miałby tyle pieniędzy, że 

cieszyłby   się   całkowitą   niezależnością   i   mógłby   wykonywać   pracę,   do   której   przywiązywał   znaczenie.   Myślał   o   swych 

przyjaciołach i krewnych i o tym, co mógłby dla nich zrobić. Czasami cały problem rysował się w jego wyobraźni w taki 

właśnie sposób, że przyjęcie posady wydawało się jego moralną powinnością, podczas gdy odrzucenie jej stanowiłoby wyraz 

folgowania samemu sobie, postawy egoistycznej. Jednak takie racjonalni rozumowanie naprawdę go nie zadowalało; nęka 

go wciąż wątpliwości i nie był w stanie podjąć decyzji, aż pewnej nocy miał następujący sen:

“Siedziałem w samochodzie u stóp wysokiej góry gdzie zaczynała się wąska i niezmiernie stroma droga, wiodąca na jej 

szczyt. Byłem niezdecydowana czy powinienem tam wjechać, ponieważ droga ta wydawała się bardzo niebezpieczna. Ale 

człowiek, który stał obok mego samochodu, kazał mi jechać i niczego się nie lękać. Wysłuchałem go i postanowiłem pójść za 

jego   radą.   Jechałem   pod   górę,   a   droga   stawała  się   coraz   bardziej   niebezpieczna.   Nie   mogłem   się   jednak   zatrzymać, 

ponieważ nie było żadnej możliwości zawrócenia. Gdy znalazłem się nie opodal szczytu, silnik stanął, hamulce przestały 

działać, samochód potoczył się do tyłu i wywrócił się nad przepaścią. Obudziłem się przerażony."

24

background image

Trzeba   zrelacjonować   pewne   skojarzenie,   niezbędne   do   całkowitego   zrozumienia   tego   snu.   Śniący   powiedział,   że 

człowiek, który zachęcił go do jazdy ową drogą, jest jego byłym przyjacielem, artystą malarzem, który “się sprzedał", został 

modnym   portrecistą   i   zarobił   mnóstwo   pieniędzy,   lecz   jednocześnie   utracił   siłę   twórczą.   Pisarz   wiedział,   że   pomimo 

osiągniętego sukcesu przyjaciel ów jest nieszczęśliwy i cierpi nad tym, iż zdradził samego siebie. Zrozumienie całego snu nie 

jest   rzeczą   trudną.   Urwista   góra,   na   którą   ten   człowiek   miał   wjechać,   stanowi   symboliczny   wyraz   kariery,   będącej 

nieuchronnie sprawą jego własnego wyboru. We śnie wie, że ta droga jest niebezpieczna. Jest świadomy faktu, że jeśli 

przyjmie ofertę, uczyni dokładnie to samo, co było udziałem jego przyjaciela, coś, za co nim pogardzał i z powodu czego 

zerwał tę przyjaźń. We śnie uświadamia sobie, że postanowienie to może doprowadzić go tylko do zguby.  W widzeniu 

sennym jest to zagłada jego fizycznego “ja", symbolizującego jego “ja" intelektualne i duchowe, któremu grozi zniszczenie.

W czasie snu śniący dostrzegł wyraźnie problem natury etycznej i rozpoznał, że musi wybrać między sukcesem z jednej 

strony   a   uczciwością   i   szczęściem   z   drugiej.   Poznał,   jaki   byłby   jego   los,   gdyby   powziął   mylną   decyzję.   Na   jawie  nie 

spostrzegł tej alternatywy w sposób wyraźny. Pozostawał bowiem pod wrażeniem “hałasu", który głosi, iż głupotą jest od-

trącać okazję większych zarobków, większej władzy i prestiżu. Tak ulegał głosom, które mówią, że być “idealistą" jest rzeczą 

dziecinną i niepraktyczną, że uwikłał się w argumentację, jaką się człowiek posługuje, aby zagłuszyć głos sumienia. W tym 

szczególnym przypadku, gdy uświadomił sobie fakt, że często sny mówią nam więcej niż życie na jawie, sen ów do tego 

stopnia nim wstrząsnął, iż mgła, jaka zasnuła jego umysł, rozwiała się, tak że dostrzegł alternatywę w sposób wyraźny i 

powziął decyzję wyrokującą na rzecz uczciwości, a przeciw pokusie wiodącej do samozagłady.

W   snach   nie   tylko   wnikamy   w   nasze   stosunki   z   innymi   czy   też   ich   z   nami,   nie   tylko   oceniamy   wartość   sądów   i 

przepowiedni, lecz także jesteśmy świadkami intelektualnych operacji, wznoszących się nad procesy myślowe występujące 

na jawie. Nie jest to rzeczą dziwną, ponieważ wnikliwe myślenie wymaga pewnego stopnia koncentracji, której jesteśmy 

często pozbawieni w życiu na jawie, podczas gdy stan snu sprzyja skupieniu. Najlepiej znanym przykładem tego rodzaju snu 

jest przypadek odkrywcy pierścieniowej budowy benzenu. Od dość dawna poszukiwał on chemicznego wzoru benzenu i 

pewnej   nocy   ów   poprawny   wzór   stanął   mu   przed   oczyma   we   śnie.   Miał   tyle   szczęścia,   że   przypomniał   go   sobie   po 

przebudzeniu;  Istnieją   liczne  przykłady  ludzi,  którzy  poszukują   rozwiązania  jakiegoś  problemu  w  dziedzinie  matematyki, 

mechaniki, filozofii czy też dążą do rozwikłania kwestii praktycznych i pewnej nocy jawi im się owo rozwiązanie we śnie z 

całkowitą wyrazistością.

Czasami pojawiają się w snach nadzwyczaj skomplikowane rozważania intelektualne. Następujący przykład ilustruje taki 

właśnie proces myślowy przebiegający we śnie, chociaż także zawiera element bardzo osobisty. Śni kobieta inteligentna; a 

oto jej sen:

“Widziałam  kota  i  wiele   myszy.   I   pomyślałam  sobie,   że   zapytam   jutro  rano   swego   męża,   czemu   setka   myszy  nie   jest 

mocniejsza od jednego kota i dlaczego nie mogą go pokonać. Wiem, że mi odpowie, iż nie różni się to w niczym od problemu 

historycznego, podobnie bowiem dyktatorzy mogą rządzić milionami ludzi, nie lękając się z ich strony obalenia. Wiedziałam 

jednak, że kwestia ta była zwykłym trikiem i że odpowiedź jego była fałszywa."

Następnego ranka opowiedziała mężowi pierwszą część snu i spytała go: “Co znaczy mój sen, w którym setka myszy nie 

mogła pokonać jednego kota?" Bezzwłocznie otrzymała odpowiedź taką, jaka się jej uprzednio śniła. W dwa dni później 

deklamowała mężowi ułożony przez siebie krótki wierszyk. Wierszyk ten traktował o czarnym kocie, który znalazł się na 

pokrytych śniegiem polach, otoczony przez setki myszy. Wszystkie myszy wyśmiewały kota, ponieważ był czarny i na tle 

śniegu widać go było bardzo wyraźnie, kot więc zapragnął być biały i mniej widoczny. Jedno zdanie wierszyka brzmiało: “I 

teraz pojmuję, co mnie zaintrygowało ubiegłej nocy."

Powtarzając ten utwór mężowi nie uświadamiała sobie żadnego powiązania między wierszem a snem. Mąż dostrzegł ów 

związek i rzekł: “No cóż, wierszyk wyjaśnia twój sen. Nie utożsamiałaś się, jak sądzę, z myszami, lecz z kotem; w swoim śnie 

byłaś dumna, że nawet setka myszy nie może cię pokonać. Jednocześnie ujawniasz uczucie upokorzenia, że słabe myszy, 

25

background image

wobec których odczuwasz wyższość, mogą się śmiać, widząc cię tak wyraźnie." (Śniąca kocha koty i czuje się im bliska.)

26

background image

IV. FREUD A JUNG

Moje określenie marzeń sennych jako wszelkiej działalności umysłowej podczas snu oparte jest na Freudowskiej teorii snów, 

jednakże pod wieloma względami pozostaje do niej w jaskrawym przeciwieństwie. Uważam, że sny mogą być wyrazem 

zarówno najniższych i najbardziej irracjonalnych, jak i najwyższych oraz najwartościowszych funkcji naszego umysłu. Freud 

przyjmuje, iż zawsze w sposób nieodzowny sny są wyrazem irracjonalnej części naszej osobowości. W dalszym ciągu tej 

książki spróbuję wykazać, że owe trzy teorie: sen jako produkt wyłącznie irracjonalny, jako produkt wyłącznie racjonalny bądź 

też jednocześnie jeden i drugi - spotkać można w historii interpretacji snów już w odległej przeszłości. Z uwagi na fakt, że 

Freudowska interpretacja snów jest pierwszym najlepiej znanym i najdonioślejszym wkładem nowożytnej nauki w dzieło . 

interpretacji snów - zanim przystąpię do omówienia trzech prekursorskich teorii - opiszę i omówię interpretację dokonaną 

przez Freuda.

Freudowska   interpretacja   snów   oparta   jest   na   tych   samych   zasadach,   na   jakich   zbudowana   została   cała   jego   teoria 

psychologiczna: na koncepcji, że mogą w nas tkwić dążenia, uczucia i pragnienia, które pobudzają nasze działanie, a mimo 

to wcale nie jesteśmy ich świadomi. Freud nazywał takie dążenia “nieświadomymi" nie dlatego, że nie zdajemy sobie z nich 

zupełnie sprawy, lecz główne dlatego, że potężna “cenzura" chroni nas przed uświadomieniem ich sobie. Z wielu przyczyn - 

przede wszystkim zaś z obawy przed utratą aprobaty rodziców i przyjaciół - tłumimy takie dążenia, których świadomość 

kazałaby nam poczuwać się do winy czy też lękać kary. Wyparcie jednak takich dążeń ze świadomości nie oznacza, że 

przestają istnieć. W rzeczywistości wyrażają się w licznych formach, lecz istnieją nadal z taką mocą, że nie uświadamiamy 

sobie   ich   wejścia,   zupełnie   tak   jakby   wślizgnęły   się   bocznymi   drzwiami.   Nasz   świadomy   system   sądzi,   że   pozbył   się 

niepożądanych uczuć i pragnień, i przeraża go myśl, iż mogłyby one być wewnątrz nas; gdy jednak wracają i ujawniają się, 

są już do tego stopnia zniekształcone i zamaskowane, że nasze świadome myślenie nie uznaje ich za to, czym są.

W   ten  sposób  Freud  wyjaśnił   symptom   neurozy.   Przyjął   on,  że  potężne  dążenia,  których  cenzura  nie   dopuszcza  do 

świadomości, wyrażają się w tym symptomie w sposób tak zamaskowany, że nie uświadamiamy sobie zaspokojenia owych 

nieracjonalnych dążeń, lecz jedynie cierpienia wywołane przez symptom. Freud jako pierwszy uznał więc symptom neurozy 

za coś zdeterminowanego przez siły drzemiące wewnątrz nas samych i za coś, czego sens moglibyśmy odczytać, gdybyśmy 

mieli klucz do jego zrozumienia.

Tezę tę zilustruje następujący przykład. Pewna kobieta uskarża się na przymus skłaniający ją do mycia rąk za każdym 

razem, gdy czegokolwiek się dotknie. Stało się to oczywiście niezmiernie kłopotliwym symptomem,  ponieważ objaw ten 

zakłóca   wszelkie   jej   czynności   i   całkowicie   ją   unieszczęśliwia.   Nie   wie,   dlaczego   musi   to   czynić.   Wszystko,   co   może 

powiedzieć, sprowadza się do faktu, iż odczuwa nieznośny niepokój, jeśli usiłuje tego nie robić. Już sama okoliczność, że nie 

wiedząc,  dlaczego  tak się dzieje,  musi  być posłuszna impulsowi,  który nią zawładnął,  powiększa  jej niedolę. Analizując 

wyobrażenią   i   wolne   skojarzenia   pacjentki   wykryto,   że   zmaga   się   ona   z   głębokim   uczuciem   wrogości.   I   rzeczywiście, 

początek symptomu zbiegł się z romansem jej męża z inną kobietą i z faktem porzucenia w szorstki i bezwzględny sposób. 

Zawsze była zależna od swego męża i nigdy nie ośmieliła mu się sprzeciwiać lub krytykować go. Nawet gdy mąż ujawnił 

zamiar opuszczenia jej, nie zdobyła się właściwie na żadne słowo, żadną wymówkę, żadne oskarżenie, nie wpadła w gniew. 

Ale symptom ów wtedy właśnie się pojawił. Dalsza analiza wykazała, iż pacjentka miała okrutnego i władczego ojca, którego 

się bała i wobec którego nigdy się nie ośmieliła okazać gniewu czy niezadowolenia. Analiza wykazała także, iż jej łagodność i 

27

background image

uległość nie dowodzą braku niepohamowanego gniewu. Wręcz przeciwnie, gniew gromadził się pod powłoką zewnętrznego 

zachowania; gniew ten znajdował wyraz jedynie w rojeniach fantastycznych, na przykład w wyobrażaniu sobie, że ojciec 

umiera, że został zamordowany czy też okaleczony. Jej żądza zemsty i nienawiści nasilały się a mimo to lęk i sumienie 

zmuszały ją do niemal całkowitego tłumienia takich pragnień. Zachowanie siei męża w stosunku do niej ożywiło ów dławiony 

gniew i jeszcze  bardziej  go podsyciło.  Tu jednak  także  niej mogła  ani  wyrazić,  ani  nawet  odczuć gniewu.  Gdyby]   była 

świadoma swej wrogości, mogłaby chcieć żabiej lub przynajmniej zranić swego męża i neurotycznej symptomy mogłyby się 

nigdy nie rozwinąć. Tak więc tkwiła w niej nieuświadomiona wrogość.

W przypadku tej kobiety neurotyczny symptom był reakcją na ową wrogość. Dotykanie rzeczy stało siej nieświadomie aktem 

zniszczenia, po którym musiała] myć ręce, aby oczyścić się z tego, co popełniła. Wyglądało to, jak gdyby miała krew na 

rękach   i   musiała  ją   zmywać   raz  za   razem.  Ten   przymus  mycia!   stanowił   reakcję   na  wrogi   impuls,   próbę   podkreślenia 

występku, jaki popełniła, a jednak zdawała sobie sprawę jedynie ze swej potrzeby mycia rąk, nie była natomiast  wcale 

świadoma przyczyn tego stanu rzeczy. Symptom ów, który robił wrażenie bezsensownej czynności, można było w ten sposób 

rozumieć jako znaczący przejaw zachowania, wtopiony niegdyś w nieświadomą warstwę jej osobowości, gdzie miało swe 

źródło pozornie nonsensowne zachowanie się pacjentki. Mycie rąk było kompromisem, który pozwolił jej dać upust, choć 

nieświadomie, swej wściekłości i mimo to oczyścić się z winy przez obrzęd mycia.

Rozumienie   procesów   nieświadomych   przywiodło   Freuda   do   pewnego   odkrycia,   które   rzuciło   światło   na   normalne 

zachowanie. Pozwoliło mu ono wyjaśnić takie pomyłki, jak zapominanie czy też przejęzyczanie się, które intrygowały wielu 

obserwatorów  i  dla  których  nie znaleziono  jeszcze  żadnego wytłumaczenia. Jesteśmy  wszyscy  obeznani ze zjawiskiem 

polegającym na tym, że nagle nie potrafimy przypomnieć sobie jakiejś nazwy, którą znamy wcale dobrze. Chociaż prawdą 

jest, że takie zapominanie może mieć wiele przyczyn, Freud odkrył, iż często wyjaśnienia należy szukać w takim oto fakcie: 

coś  w  nas  nie   chce  myśleć  o  tej   nazwie,  ponieważ  kojarzy  się  ona  ze  strachem,   gniewem  czy  też  innymi   podobnymi 

emocjami. I że nasze pragnienie odcięcia się od tego bolesnego aspektu prowadzi nas do zapominania skojarzonej z nim 

nazwy. Jak niegdyś powiedział Nietzsche: “Pamięć mówi mi, że to uczyniłem, duma mówi mi, iż nie mogłem tego uczynić. 

Pamięć poddaje się."

Motywem podobnych przejęzyczeń niekoniecznie jest poczucie strachu czy winy. Jeśli ktoś spotyka pewną osobę i zamiast: 

“Jak się masz", wymyka mu się z ust słowo: “Żegnaj", daje wyraz swym prawdziwym uczuciom: chciałby natychmiast odejść 

od   osoby,   którą   dopiero   co   spotkał,   albo   wcale   się   na   nią   nie   natknąć.   Względy   konwencjonalne   uniemożliwiają   mu 

wyrażenie tego uczucia, a mimo to jego niechęć do owej osoby ujawniła się niejako za jego plecami. Włożyła mu ona w usta 

te właśnie słowa, które wyrażają jego prawdziwe uczucia, świadomie | natomiast zamierzał okazać zadowolenie ze spotkania 

tej osoby.

Marzenia  senne   stanowią   inny  składnik   zachowania,   który  Freud  pojmuje   jako   pewien   wyraz  nieświadomych  dążeń. 

Zakłada on, że podobnie jak w przypadku symptomu neurozy czy też pomyłek sen wyzwala nieświadome dążenia, którym 

nie pozwalamy  się ujawniać, gdy panujemy w  pełni nad naszymi  myślami. Te stłumione  idee  i  uczucia odnajdują  się  i 

ożywają we śnie, my zaś nazywamy je marzeniami sennymi.

Z tego ogólnego pojęcia marzeń sennych wynikają konkretne wnioski:

Siłami napędowymi naszej egzystencji sennej są I nasze irracjonalne pragnienia. We śnie ożywają impulsy, którym w 

dzień staramy się zapobiec bądź też nie ośmielamy się do nich przyznać. Irracjonalna nienawiść, ambicja, zazdrość, zawiść, 

szczególnie zaś kazirodcze lub perwersyjne pragnienia seksualne, które wykluczamy ze swej świadomości, odnajdują. się w 

naszych snach. Freud przyjmuje, iż my wszyscy nosimy w sobie takie irracjonalne pragnienia, które wprawdzie stłumiliśmy 

pod   naciskiem   społeczeństwa   ale   których   nie   możemy   się   pozbyć   całkowicie.   W   czasie   snu   słabnie   nadzór   naszej 

świadomości, owe pragnienia zaś ożywają i przemawiają głośno w naszych marzeniach sennych.

Freud posuwa się o krok dalej. Łączy on teorii marzeń sennych z funkcją snu. Otóż sen jest fizjologiczną koniecznością i 

28

background image

nasz   organizm   dąży,   jak   umie   najlepiej,   do   jej   zabezpieczenia.   Gdybyśmy   odczuł   wali   owe   gwałtowne,   irracjonalne 

pragnienia   w   czasie   snu,   powodowałyby   one   nasze   zdenerwowanie   i   w   końcu   przebudzenie.   Tak   więc   pragnienia   te 

kolidowałyby   z   biologiczną   koniecznością   snu.   Cóż   zatem   czynimy,   aby   go   ochronić?   Wyobrażamy   sobie,   iż   naszym 

życzeniom stało się zadość, doznajemy więc uczucia zadowolenia zamiast niepokojącej frustracji.

Freud dochodzi w ten sposób do przypuszczenia, że istotą marzeń sennych jest halucynacyjne spełnianie irracjonalnych 

pragnień; funkcja ich polega na ochronie snu. Wyjaśnienie to można pojąć łatwiej w tych przypadkach, w których życzenie 

nie jest irracjonalne, w związku z czym rojenie senne nie ulega zniekształceniu; tak według Freuda dzieje się w wypadku 

typowego snu. Przypuśćmy, że ktoś spożył bardzo słoną potrawę przed zaśnięciem i czuje w ciągu nocy silne pragnienie. 

Może wtedy śnić, że poszukuje wody, znajduje studnię i pije z niej obficie chłodną i smaczną wodę. Zamiast obudzić się ze 

snu,  aby  zaspokoić  pragnienie,  zadowala  się  halucynacyjnie  wyobrażeniem  picia  wody,   to  zaś  pozwala  mu  spać  dalej. 

Znamy wszyscy podobny rodzaj halucynacyjnego spełnienia, gdy budzi nas dzwonienie budzika, wówczas natychmiast śni 

się nam, że biją dzwony kościelne, i wydaje się nam, że jest niedziela, a więc nie musimy wstawać tak wcześnie. Również w 

tym przypadku marzenie senne pełni funkcję ochrony naszego snu. Freud przyjmuje, iż to proste spełnianie życzeń, które 

same w sobie nie są irracjonalne, jest stosunkowo rzadkie u dorosłych, choć częste u dzieci, i że na ogół sny nasze nie są 

spełnieniem takich racjonalnych pragnień, lecz zadośćuczynieniem pragnień irracjonalnych tłumionych za dnia.

Drugie założenie, jakie Freud czyni na temat natury snów, polega na tym, iż te irracjonalne pragnienia, które występują w 

snach w postaci spełnionej, mają swe źródło w naszym dzieciństwie, że były one niegdyś żywe, gdy byliśmy dziećmi, że 

istniały nadal w utajeniu i ożyły wreszcie w naszych snach. Pogląd ten opiera się na przyjętym przez Freuda ogólnym 

założeniu o irracjonalności dziecka.

Dziecko jest dla niego siedliskiem wielu aspołecznych popędów. Ponieważ braknie mu siły fizycznej oraz wiedzy, aby działać 

na zasadzie swych popędów, jest nieszkodliwe i nikt nie musi się chronić przed jego złymi zamiarami. Jeśli jednak skupimy 

uwagą raczej na jego dążeniach niż na ich praktycznych rezultatach, małe dziecko okaże się istotą aspołeczną i amoralną. 

Odnosi się to przede wszystkim do jego popędów seksualnych. Według Freuda wszystkie te dążenia seksualne, które gdy 

objawiają się u człowieka dorosłego, noszą nazwę perwersji, stanowią etap normalnego seksualnego rozwoju dziecka. U 

noworodka energia seksualna (libido) skupia się wokół ust, później wiąże się z defekacją, w końcu zaś koncentruje się wokół 

genitaliów. Małe dziecko wykazuje żywe dążenia sadystyczne i masochistyczne. Jest ono ekshibicjonistą, a także małym 

“podglądaczem". Nie jest zdolne do kochania kogokolwiek, lecz jest osobnikiem narcystycznym, kochającym jedynie samego 

siebie. Przejawia głęboką zazdrość i jest siedliskiem popędów niszczycielskich w stosunku do swych współzawodników. 

Życie  seksualne   małego  chłopca  i  małej  dziewczynki  jest  zdominowane  przez  dążności  kazirodcze.  Wykazują  oni  silne 

przywiązanie seksualne do rodzica przeciwnej płci, zazdroszcząc rodzicowi tej samej płci, nienawidząc albo ojca, albo matki. 

Jedynie strach przed karą ze strony nienawistnego rywala każe dziecku stłumić owe kazirodcze pragnienia. Utożsamiając się 

z nakazami i zakazami ojca, chłopiec przezwycięża swą nienawiść wobec niego i zastępuje ją pragnieniem, aby być takim 

jak on. Wytworzenie się sumienia jest wynikiem “kompleksu Edypa".

Freudowski obraz dziecka przypomina w znacznej mierze wizerunek nakreślony przez św. Augustyna. Jeden z głównych 

dowodów, jakie Augustyn przytacza na rzecz wrodzonej grzeszności człowieka, polega na wykazaniu przewrotności małego 

dziecka. Rozumowanie jego zasadza się na tym, że człowiek musi być z samej natury zły, ponieważ dziecko jest złe, zanim 

ma okazję nauczenia się zła od innych nim złe przykłady mogą je zdemoralizować. Freud, tak jak Augustyn, nie uwydatnia 

tych cech dziecka, które kompensowałyby przynajmniej ów obraz: dziecięcej spontaniczności, zdolności do wrażliwego rea-

gowania, do wnikliwego osądzania ludzi, ich oceny, niezależnie od tego, co mówią, bezustannych prób zrozumienia świata; 

krótko mówiąc, wszystkich tych przymiotów, które każą nam podziwiać i kochać dzieci i które dały początek idei, że dziecięce 

cechy człowieka dorosłego wchodzą w skład jego najcenniejszych właściwości. Istnieją liczne powody, dla których Freud 

kładzie nacisk  na złe  aspekty  osobowości dziecka.  Jednym  z tych powodów  jest fakt,  że  epoka wiktoriańska  stworzyła 

29

background image

iluzoryczny obraz niewinnego dziecka. Zakładano, że nie ma ono żadnych dążeń seksualnych i obce mu są wszelkie inne 

“złe" popędy. Gdy Freud zaatakował tę dogodną fikcję, oskarżono go o kalanie niewinności dziecka i o podważanie jednej z 

najwyższych wartości, w jakie wierzyła rodzina wiktoriańska. Jest rzeczą zrozumiałą, że w trakcie tej bitwy Freud popadł w 

drugą krańcowość, kreśląc jednostronny obraz złej natury dziecka.

Inny   powód   takiej   oceny   dziecka   tkwi  w   tym,   że   według   Freuda   jedna   z   funkcji   społeczeństwa   polega   na   zmuszaniu 

człowieka do tłumienia niemoralnych i aspołecznych dążności w celu tworzenia cennych społecznie cech; to przeobrażenie 

zła w dobro dokonuje się za pośrednictwem mechanizmów, które Freud nazywa formacją reaktywną oraz sublimacją. Tłu-

mienie jakiegoś złego popędu, na przykład sadyzmu, prowadzi do tworzenia się jakiegoś przeciwnego impulsu, na przykład 

dobroczynności, którego funkcja polega na uniemożliwieniu wyrażenia się w myśli, w uczynku czy też w uczuciu owego 

stłumionego sadyzmu. Mówiąc o sublimacji Freud ma na myśli zjawisko polegające na tym, iż zły impuls zostaje oddzielony 

od  swych  pierwotnych  celów  aspołecznych  oraz  wykorzystany  do  wznioślejszych  i  kulturalnie  wartościowych  zamysłów. 

Przykładem tego  może  być sublimacja dokonana przez człowieka,  który swój  popęd  pchający  go do  kaleczenia  innych 

wykorzystuje  w cennej sztuce  chirurgii.  Freud utrzymuje, że  popędy  życzliwości,  miłości,  twórczości  u człowieka  nie  są 

czymś pierwotnym; twierdzi on, iż impulsy te są wtórnym wytworem, wynikającym z konieczności stłumienia pierwotnie złych 

ludzkich dążności. Kulturę rozumie się tu jako rezultat takiego stłumienia. W stanie pierwotnym człowiek w wydaniu Freuda w 

przeciwieństwie do człowieka w wydaniu Rousseau, opanowany jest przez złe popędy. Im bardziej społeczeństwo się rozwija 

i zmusza go do tłumienia tych impulsów, tym bardziej uczy się on tworzyć mechanizmy formacji reaktywnych oraz sublimacji. 

Im wyższy szczebel kulturalnego rozwoju, tym wyższy jest  stopień stłumienia. Ponieważ jednak zdolności człowieka do 

formacji reaktywnych i sublimacji jest ograniczona, owo wzrastające tłumienie kończy się często niepowodzeniem; pierwotne 

dążenia ożywają i, jako że nie mogą wystąpić w sposób jawny, prowadzą do symptomów neurozy. Tak więc Freud przyjmuje, 

iż człowiek staje wobec nieuniknionej alternatywy: im wyższy szczebel kulturalnego rozwoju, tym większe stłumienie i tym 

większa neuroza.

Pojęcie to każe nam z konieczności założyć, iż dziecko pozostaje w swej istocie niemoralne dopóty dopóki nie znajdzie się 

w orbicie wymagań społecznych; że nawet owa kontrola społeczna nie upora się nigdy z większością tych złych impulsów, 

które choć utajone, żyją nadal.

Jeszcze jedna  przyczyna  kazała Freudowi  położył  nacisk  na irracjonalność  dziecka.  W  wyniku  analiz własnych marzeń 

sennych znalazł się pod wrażeniem faktu, iż nawet u normalnego, zdrowego psychicznie człowieka dorosłego można znaleźć 

takie irracjonalne skłonności, jak nienawiść, zazdrość, niezdrowa emocja. W końcu lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia 

i na początku obecnego uważano, iż istnieje ostra linia demarkacyjna przebiegająca między chorym a zdrowym. Nie do 

pojęcia było, żeby jakiś normalny, poważny obywatel był czy mógł być nosicielem owych licznych “szalonych" popędów, 

ujawnionych w jego marzeniach sennych. Czyż można było wyjaśnić obecność tych impulsów w jego snach, nie obalając 

pojęcia owego zdrowego, normalnego dorosłego człowieka? Freud rozwikłał tę trudność zakładając, iż owe irracjonalne 

dążenia, pojawiające się w snach, ujawniają tkwiące w nim dziecko, które nadal żyje i przemawia głośno w marzeniach sen-

nych. Teoretyczna interpretacja Freuda polegała na tym, iż niektóre z dziecięcych popędów ulegają stłumieniu, żyją utajone 

w nieświadomości i pojawiają się jednak w marzeniach sennych, zniekształcone i zamaskowane, zgodnie z żywioną przez 

dorosłego potrzebą nieuświadamiania ich sobie w pełni nawet podczas snu. Jako ilustrację tej tezy przytoczę jeden ze snów 

Freuda, zanalizowany przez niego w książce O interpretacji snów:

“I. Mój przyjaciel R. jest moim wujem - żywię do niego wielką miłość.

II.   Widzę  przed  sobą   jego   twarz,   nieco   zmienioną.   Robi   wrażenie  wydłużonej;   żółtą   brodę,   która  ją   okala,   widać   ze 

szczególną wyrazistością.

Potem następują dwie inne części snu, znowu jakaś myśl i wizerunek, które pomijam.

Interpretację tego snu ustalono w następujący sposób:

30

background image

Kiedy przypomniałem sobie rankiem ów sen, parsknąłem śmiechem i powiedziałem: “Ten sen to nonsens"” Nie mogłem 

jednak go zapomnieć i prześladował mnie przez cały dzień, aż w końcu wieczorem zganiłem siebie tymi słowy: «Gdyby w 

trakcie interpretacji snu jakiś twój pacjent nie miał nic lepszego do powiedzenia niż: - To nonsens - byłbyś go strofował, 

podejrzewając, że za tym snem kryje się jakaś nieprzyjemna sprawa, której ujawnienia chciał oszczędzić. Zastosuj to samo 

we własnym przypadku; twoje przekonanie, iż sen jest nonsensem, prawdopodobnie wyraża po prostu jakiś wewnętrzny opór 

wobec jego interpretacji. Nie daj się zbyć.» Przystąpiłem zatem do interpretacji.

“R. jest moim wujem.” Co to może znaczyć? Miałem tylko jednego wuja, mego wuja Józefa. Jego historia była niewątpliwie 

smutna.

Niegdyś, przeszło trzydzieści lat temu, w nadziei na wzbogacenie dał się wciągnąć w zakazaną transakcję i poniósł karę. Mój 

ojciec, który posiwiał ze smutku w ciągu kilku dni, zwykł zawsze mówić, iż wuj Józef nie był nigdy zły, lecz po prostu głupi. 

Jeśli  zatem   mój  przyjaciel   R.   jest   mym  wujem   Józefem,   to  prawdziwe  jest   również  twierdzenie,  że  R.   jest   głupi.  Mało 

wiarygodne i bardzo niemiłe! Ale oto twarz, którą widziałem we śnie, o wydłużonych rysach, okolona żółtą brodą. Mój wuj 

rzeczywiście miał taką twarz - pociągłą i obramowaną łaciną żółtą brodą. Mój przyjaciel R. był smagły, ale gdy ciemnowłosi 

ludzie poczynają  siwieć, płacą za  splendor  swej  młodości.  Ich czarne brody  nieprzyjemnie  włosek  po włosku  zmieniają 

barwę; najpierw przybierają odcień rudawokasztanowaty, potem żółtawokasztanowaty, z kolei zaś zdecydowanie siwieją. 

Broda mego przyjaciela R. znajduje się teraz w tym stadium; tak też, po prawdzie, wygląda moja własna a jest to fakt, który 

odnotowuję z ubolewaniem Twarz, którą widzę w marzeniu sennym, jest zarazem twarzą mego przyjaciela R. oraz mego 

wuja

4

.

 

Jest podobna do jednej z owych złożonych fotografii Galtona; w celu uwydatnienia podobieństw rodzinnych Galton 

kazał fotografować kilka twarzy na tej samej kliszy. Nie ma teraz żadnej wątpliwości; rzeczywiście jestem zdania, że mój 

przyjaciel R. jest głupi - tak jak mój wuj Józef.

Nie rozumiem ciągle, po co dotarłem do owego wzajemnego powiązania. Jest to z pewnością zestawienie, które muszę w 

całej pełni zakwestionować. Nie jest przecież bardzo sensowne, gdyż mój wuj był przestępcą, a mój przyjaciel R. nim nie 

jest, pomijając grzywnę, jaką ukarano go niegdyś za wywrócenie jakiegoś ucznia jadącego na rowerze. Czyż mogę mieć na 

myśli ową zaczepkę? Porównanie owo byłoby wówczas śmieszne. Tu przypomniałem sobie inną rozmowę, jaką prowadziłem 

- w gruncie rzeczy na ten sam temat - parę dni temu z drugim kolegą, N. Spotkałem N. na ulicy; został on wytypowany na 

stanowisko profesora i słysząc, że spotkał mnie podobny zaszczyt, pogratulował mi. Nie przyjąłem jego gratulacji mówiąc: 

«Jesteś ostatnim człowiekiem, który mógłby sobie żartować przy tej sposobności, wiesz bowiem z własnego doświadczenia, 

co jest  warta   ta  nominacja.»  Na to on  odrzekł,  choć prawdopodobnie  bez przekonania:   «To  nie  takie  pewne. W  moim 

przypadku   zachodzi   specjalna   trudność.   Czyżbyś   nie   wiedział,   że   swego   czasu   pewna   kobieta   wniosła   przeciw   mnie 

oskarżenie w trybie karnym? Chyba nie potrzebuję cię zapewniać, że całą sprawę wyjaśniono. Była to nikczemna próba 

szantażu i zrobiłem wszystko, co tylko mogłem, aby uchronić powódkę od kary. Ale być może sprawa ta zaważy na moją 

niekorzyść w ministerstwie. Na tobie natomiast nie ciąży żaden zarzut.»

Otóż  więc   mam   przestępcę,  a  jednocześnie  interpretację   i  tendencję  snu.  Wuj  Józef   reprezentuje  obu  moich  kolegów, 

których nie mianowano na stanowisko profesora - jednego jako głuptasa, drugiego jako przestępcę. Teraz także wiem, w 

jakim   celu   jest   mi   potrzebne   to   wyobrażenie.   Jeśli   względy   wyznaniowe   są   decydującym   czynnikiem,   jaki   zaważył   na 

odroczeniu nominacji dwu moich przyjaciół, to moja własna nominacja stoi również pod dużym znakiem zapytania. Lecz jeśli 

na odrzucenie kandydatur obu moich przyjaciół wpłynęły jakieś inne przyczyny, które nie odnoszą się do mnie, ja sam mogę 

nie tracić nadziei. W taki właśnie sposób przebiegał mój sen, w którym jeden przyjaciel, R., pojawił się jako głuptas, a drugi, 

N.,   jako   przestępca.   Skoro   nie   jestem   ani   jednym,   ani   drugim,   nie   mam   z   tym  nic   wspólnego.   Uniknąwszy  przykrego 

odniesienia   do   mojej   osoby   informacji,   jakiej   urzędnik   udzielił   memu   przyjacielowi   R.,   mam   prawo   cieszyć  się   z   mojej 

4 Zadziwiające, jak uczestnicząca w tym moja pamięć broni się - w stanie jawy! - przed analizą. Znałem pięciu swoich wujów, kochałem zaś i 
poważałem jednego z nic" Ale w chwili gdy przezwyciężyłem opór wobec interpretacji tego snu, powiedziałem sobie: “Mam tylko Jednego 
wuja, tego, o którym się mówi we śnie" (przyp. Freuda).

31

background image

nominacji na profesora.

Muszę  dalej   interpretować   sen,   odnoszę   bowiem  wrażenie,   iż  nie   wyświetliłem   go   jeszcze   w   sposób   wystarczający. 

Niepokoi mnie ciągle łatwość, z jaką poniżyłem dwu szanownych kolegów, aby utorować sobie drogę do profesury. Moje 

niezadowolenie z takiego przebiegu sprawy uległo oczywiście złagodzeniu, ponieważ nauczyłem się cenić właściwe świa-

dectwo snów. Zaprzeczyłbym każdemu, kto by sugerował, iż naprawdę uważam R. za głupca czy też że nie daję wiary 

wyjaśnieniom N. co do tej historii z szantażem. Niemniej, powtarzam, wydaje mi siej ciągle, iż sen ów wymaga dalszego 

wyświetlenia. 

Przypominam sobie teraz, że sen zawierał jeszcze jeden fragment, pomijany dotąd w interpretacji. Gdy już przyszło mi na 

myśl,  iż mój przyjaciel  R. jest  moim  wujem,   poczułem  do niego we  śnie wielki  sentyment.  Do kogo  skierowane  jest to 

uczucie? Nigdy oczywiście nie żywiłem żadnego uczucia miłości do wuja Józefa. R. był od wielu lat moim serdecznym 

przyjacielem, gdybym jednak poszedł do niego i wuj raził mu swój afekt w słowach odpowiadających temu stopniowi uczucia, 

jakiego doznałem we śnie, niewątpliwie byłby zaskoczony. Moje uczucie, jeśli skierowane było do niego, wydaje się fałszywe 

i przesądne, podobnie jak i moja ocena jego przymiotów intelektualnych, którą wyraziłem przez wtopienie jego osobowości w 

osobowość wuja; tu jednak przesada idzie w przeciwnym kierunku. Teraz jednakże świta mi w głowie coś nowego. Ów 

sentyment w marzeniu sennym nie należy do treści utajonych, do myśli kryjących się za snem; przeciwstawia się on tym 

treściom; jest obliczony na ukrycie wiedzy uzyskanej podczas interpretacji. Prawdopodobnie na tym właśnie polega jego 

funkcja. Pamiętam, z jaką niechęcią podjąłem się tej interpretacji, jak długo próbowałem ją odkładać i jak oświadczyłem, że 

sen ów jest czystym nonsensem.  Wiem ze swojej praktyki psychoanalitycznej, w jaki sposób należy interpretować taką 

krytykę. Nie ma ona żadnej wartości informacyjnej, lecz wyraża po prostu jakieś uczucie. Jeśli moja córeczka nie lubi jabłka, 

które się jej podaje, twierdzi stanowczo, iż jabłko to jest cierpkie, nie skosztowawszy go nawet. Jeśli moi pacjenci postępują 

w ten sposób, wiem, że mamy do czynienia z ideą, którą usiłują stłumić. To samo odnosi się także do mojego snu. Nie chcę 

go interpretować, ponieważ interpretacja ta zawiera coś, czemu się sprzeciwiam. Gdy już całkowicie zinterpretowałem ów 

sen, odkryłem, przeciw czemu właściwie była wymierzona moja niechęć; chodziło o twierdzenie, że R. jest głupi. Sentyment, 

który czuję do R., powiązać mogę nie z utajonymi myślami marzenia sennego, lecz raczej z ową moją niechęcią. Jeśli mój 

sen w porównaniu z jego utajoną treścią w tym punkcie występuje w przebraniu i rzeczywiście opacznie przedstawia sprawy, 

całkowicie je przeinaczając, to sentyment ujawniony we śnie ma na celu fałszywe przedstawienie faktów; innymi słowy, 

wypaczenie owo okazuje się tu czymś zamierzonym - jest sposobem maskowania. Moje myśli o R. snute we dnie są uwła-

czające, a zatem po to, abym sobie tego nie uświadomił, przeciwieństwo zniesławienia - czuły sentyment do niego - przenika 

do marzenia sennego.

5

Nadal będę interpretował sen w sposób, który okazał się już instruktywny: mam na myśli marzenie senne, w którym mój 

przyjaciel R. jest moim wujem. W naszej interpretacji motyw pragnienia - pragnienia, aby uzyskać nominację na profesora - 

ujawnił się już namacalnie; wyjaśniliśmy także uczucie żywione do mego przyjaciela R. w marzeniu sennym jako wynik 

sprzeciwu i oporu wobec dwu moich kolegów, którzy pojawiają się w myślach podczas snu. Sen ów był moim własnym snem; 

mogę przeto kontynuować analizę, stwierdzając, iż rozwiązanie, do jakiego doszedłem, nie zadowala mnie w pełni. Wie-

działem, że moja opinia o tych kolegach, z którymi tak źle się obszedłem w swych myślach snutych we śnie, na jawie będzie 

całkiem odmienna; intensywność pragnienia, aby w sprawach nominacji nie podzielić ich losu, wydała mi się zbyt mała, by 

mogła w pełni wyjaśnić rozbieżność między przekonaniem,  jakie żywiłem we śnie, a moimi poglądami na jawie. Gdyby 

istotnie   nurtowało   mnie   tak   głębokie   życzenie,  aby  zwracano   się  do   mnie,   przydając   mi  jeszcze  jeden   tytuł,   byłoby  to 

dowodem jakiejś chorobliwej ambicji, której chyba w sobie nie pielęgnuję, i której - jak sądzę - bynajmniej nie żywię. Nie 

wiem, jak by mnie ocenili inni, którzy - jak się spodziewam - mnie znają; istotnie byłem ambitny; jednak już od dawna ambicje 

5 S. Freud, Dle Traumdeutung, Leipzig 1919, s. VIII, 474. Cyt. wg.: The Interpretation of Dreams, London bd, dostępne także w: The Basic 
Wrltings of Sigmund Freud, 
New York 1938, s. 220.

32

background image

moje ulokowałem gdzie indziej, a nie w zdobyciu stanowiska i tytułu profesora zwyczajnego.

Skąd zatem ta ambicja, przepisana mi przez marzenie senne? Tu przypomniała mi się historia, którą słyszałem często w 

dzieciństwie, że przy moich urodzinach pewna sędziwa wieśniaczka przepowiedziała mej szczęśliwej matce (byłem przecież 

jej pierworodnym), iż wydała na świat wielkiego  człowieka.) Proroctwa takie głosi się chyba bardzo często; istnieje tyle 

szczęśliwych  i  pełnych   nadziei  kobiet  oraz  tyle   sędziwych  wieśniaczek  i  innych  staruszek,   które,   skoro  opuściły  je  siły 

doczesne, obracają swój wzrok przyszłości; a prorokini nie poniesie prawdopodobnie konsekwencji swych proroctw. Czy 

możliwe, że moja żądza wielkości wypłynęła z tego źródła? przypominam sobie jednak pewne wrażenie z późniejszych lat 

mego dzieciństwa; mogłoby być ono jeszcze lepszym wyjaśnieniem. Pewnego wieczoru w restauracji na Praterze, dokąd 

rodzice mieli zwyczaj zabierać mnie ze sobą, gdy miałem jedenaście czy dwanaście lat, zauważyliśmy jakiegoś mężczyznę, 

który chodził od stolika do stolika i za małą sumę pieniędzy improwizował wiersze na każdy zadany temat, posłano mnie, 

abym przyprowadził poetę do naszego stolika, on zaś okazał swą wdzięczność. Zanim spytał o temat, zaimprowizował kilka 

wierszy o mnie i powiedział nam, że o ile może zaufać swemu natchnieniu, zostanę prawdopodobnie któregoś dnia mi-

nistrem.   Pamiętam   jeszcze   wyraźnie   wrażenie,   jakie   wywołało   to   drugie   proroctwo.   Działo   się   to   za   czasów   gabinetu 

burżuazyjnego; ojciec mój przyniósł był niedawno do domu portrety wywodzących się z burżuazji ministrów ze stopniami 

uniwersyteckimi, Herbsta, Giskry, Ungera, Bergera i innych, i iluminowaliśmy dom na ich cześć. Pośród nich byli nawet Żydzi; 

tak że każdy pilny uczniak żydowski nosił w swym tornistrze tekę ministerialną. Widocznie pod wpływem tego wrażenia 

jeszcze na krótko przed swoim wstąpieniem na uniwersytet chciałem studiować prawoznawstwo i zmieniłem zdanie dopiero 

w   ostatniej   chwili.   Lekarz   nie   ma   żadnych   danych,   aby   zostać   ministrem.   Wracając   do   mojego   snu:   to   teraz   dopiero 

zaczynam   dostrzegać,   że   przenosi   mnie   z   posępnej   teraźniejszości   do   pełnych   nadziei   dni   gabinetu   burżuazyjnego   i 

całkowicie czyni zadość temu, co stanowiło wówczas moją młodzieńczą ambicję. Obchodząc się tak źle z mymi dwoma 

szanownymi i uczonymi kolegami - po prostu dlatego, iż są Żydami - traktując jednego, jak gdyby był głuptasem, drugiego 

zaś, jakby był przestępcą, poczynam sobie, jakbym był ministrem; postawiłem się na jego miejscu. Jakiż odwet wziąłem na 

Jego Ekscelencji! On odmówił mianowania mnie profesorem, wobec tego postawiłem się we śnie na jego miejscu.

Interpretacja tego snu stanowi świetną ilustrację właściwej Freudowi tendencji do przypisywania irracjonalnych dążeń, takich 

jak ambicja, jako niezgodnych z dojrzałą osobowością, tkwiącemu w niej dziecku. Marzenie senne ukazuje wyraźnie ambicję, 

jaka   nurtowała   Freuda   w   czasie  tego   snu.   Freud   jednak   kategorycznie   zaprzecza,   że   mógłby   żywić   taką   wygórowaną 

ambicję.   W   rzeczywistości   daje   dobry   przykład   przebiegu   logicznej   argumentacji,   którą   tak   kapitalnie   wyłożył.   Jego 

rozumowanie przebiega następująco: “Gdyby istotnie nurtowały mnie tak głębokie życzenia, aby zwracano się do mnie, 

przydając) mi jeszcze jeden tytuł (przez to wyrażenie wykazuje skłonność do zbagatelizowania prawdziwej istoty j rzeczy, 

mianowicie prestiżu, jaki tytuł ów niesie ze sobą), byłoby to dowodem jakiejś chorobliwej ambicji." O ambicji tej mówi, iż 

chyba jej w sobie nie pielęgnuje. Ale gdyby nawet inni osądzili, że żywi taką ambicję, Freud twierdzi stanowczo, iż w żaden 

sposób nie mogłaby ona mieć na celu tytułu profesora zwyczajnego. Jest przeto zmuszony przyjąć, że ambicja ta należała 

do jego pragnień z okresu dzieciństwa, nie zaś do jego obecnej osobowości. Chociaż oczywiście jest prawdą, że takie 

dążenia jak ambicja rozwijają się w naturze dziecka i tkwią korzeniami j we wczesnym okresie życia, nie jest prawdą, iż są 

one   niezależne  od  osobowości   teraźniejszej.   Mówiąc  i  o  normalnej   osobie,  jak  on  sam,   Freud  czuje  się  zmuszony  do 

wyraźnego odróżnienia tkwiącego w nim dziecka od siebie samego. Wpływowi jego zawdzięczamy w wielkiej mierze, iż nie 

odczuwamy   dzisiaj   istnienia   owego   ostrego   przedziału.   Uznaje   siej   szeroko   fakt,   iż   nawet   normalna   osoba   może   się 

powodować wszelkiego rodzaju irracjonalnymi pragnieniami i że są to jej życzenia, choćby nawet wywodziły się z okresu jej 

wczesnego rozwoju.

Dotychczas   przedstawiliśmy  jeden   aspekt   freudowskiei  teorii   snów.   Marzenia   senne   pojmuje   się   tu   jako   halucynacyjne 

spełnienie   irracjonalnych   pragnień,   szczególnie   zaś   pragnień   seksualnych,   które   rodziły   się   w   naszym   wczesnym 

dzieciństwie i nie uległy w pełni przetworzeniu w mechanizmy formacji reaktywnych oraz sublimacji. Życzenia te występują w 

33

background image

postaci spełnionej, gdy słabnie nadzór naszej świadomości, jak to się dzieje we śnie. Gdybyśmy jednak pozwalali sobie 

przeżywać spełnianie tych irracjonalnych pragnień w marzeniach sennych, te ostatnie nie byłyby tak zagadkowe i kłopotliwe. 

Rzadko śnimy, iż popełniamy morderstwo czy kazirodztwo, czy też przestępstwo jakiegoś innego rodzaju, a jeśli nawet tak 

się zdarza, nie cieszy nas spełnienie tych życzeń w rojeniach sennych. Aby wyjaśnić to zjawisko, Freud zakłada, że gdy 

śpimy, obecna w nas samych moralna cenzura jest także wpół uśpiona. W ten sposób pozwala się tłumionym myślom i 

wyobrażeniom przenikać do naszej sennej świadomości, inaczej bowiem ulegają całkowitemu odcięciu. Ale cenzura znajduje 

się tylko w półśnie, czuwa ona nad tym, aby zakazane myśli nie ujawniały się w sposób wyraźny i niedwuznaczny. Jeżeli 

funkcja marzenia sennego polega na ochronie naszego snu, irracjonalne pragnienia, które pojawiają się w tym marzeniu, 

muszą być tak zamaskowane, aby oszukać cenzurę. Podobnie jak symptomy neurozy stanowią one kompromis między 

stłumionymi siłami id a tłumiącą siłą cenzurującego superego. Zdarza się czasem, iż ów mechanizm wypaczania nie działa 

należycie   i  sen  nasz  staje  się  zbyt  przejrzysty,   by  cenzura  mogła   go  przeoczyć  -  wtedy  budzimy  się.   W   konsekwencji 

założenie Freuda sprowadza się do tego, iż główną właściwością języka marzeń sennych jest proces maskowania oraz 

wypaczania   irracjonalnych   pragnień,   który  pozwala   nam   kontynuować   niczym   nie   zakłócony   sen.   Idea   ta   ma   doniosłe 

znaczenie   dla   freudowskiego   pojęcia   symbolizmu.   Freud   sądzi,   że   główna   funkcja   symbolu   polega   na   maskowaniu   i 

zniekształcaniu  kryjącego   się   pod  nim   życzenia.   Język  symboliczny  pojmuje   się   tu   jako   pewnego   rodzaju  tajny  szyf

r  

interpretację snu jako dzieło jego odcyfrowania.

Przyjęcie   zarówno   irracjonalnej,   dziecięcej   natury   treści   marzeń   sennych,   jak   i   wypaczającej   funkcji   pracy   marzenia 

sennego prowadzi do znacznie węższego pojęcia języka snów niż koncepcja, jaką proponowałem przy omawianiu języka 

symbolicznego.  Język symboliczny nie  jest  dla  Freuda językiem  wyrażającym  w  szczególny sposób wszelkiego   rodzaju 

uczucia i myśli, lecz tym, który wyraża jedynie pewne prymitywne potrzeby instynktu. Znaczna większość symboli jest natury 

seksualnej.   Męski   narząd   płciowy   symbolizują   laski,   drzewa,   parasole,   noże,   ołówki,   młotki,   samoloty   oraz   liczne   inne 

przedmioty, które ze względu na swój kształt lub funkcję mogą być jego odpowiednikiem. Kobiece genitalia przedstawiane są 

w ten sam sposób; symbolizują je jaskinie, flaszki, pudła, drzwi, szkatułki na klejnoty, ogrody, kwiaty etc. Rozkosz seksualną 

wyobrażają   takie   czynności   jak   taniec,   jazda   konna,   wspinanie   się,   fruwanie.   Wypadanie   włosów   czy   zębów   jest 

symbolicznym  przedstawieniem   kastracji.   Poza  sprawami  seksualnymi   symbole  wyrażają   istotne   doświadczenia  małego 

dziecka. Ojciec i matka są symbolizowani jako król i królowa czy też jako cesarz i cesarzowa, dzieci jako małe zwierzątka, 

śmierć jako podróż.

Jednakże w swej interpretacji snów Freud posługuje się raczej symbolami akcydentalnymi niż uniwersalnymi. Utrzymuje on, 

że aby zinterpretować marzenie senne, musimy rozłożyć je na części, burząc w ten sposób jego na wpół logiczną kolejność. 

szukamy zatem skojarzeń, jakie pociągają za sobą poszczególne elementy snu, i podstawiamy myśli, które przychodzą nam 

do głowy, w miejsce tego, co nam się śniło. Jeśli zgromadzimy myśli, jakie nasunęły nam w drodze wolnych skojarzeń, 

docieramy do nowego tekstu, wykazującego wewnętrzną spójność, logikę oraz wyjawiającego nam prawdziwe znaczenie 

snu. To  prawdziwe  marzenie  senne,  które  wyraża  nasze  ukryte  życzenia,  Freud  nazywa  “snem  utajonym".  Wypaczoną 

wersją tego marzenia sennego, jaka zachowała się w naszej pamięci, jest “sen jawny",

Proces  zniekształcenia  i  maskowania  jest   “opracowaniem   snu".   Głównymi   mechanizmami,   za  pośrednictwem  których 

opracowanie snu przekształca sny utajone na jawne, są: “zgęszczenie", “przesunięcie" oraz “wtórne opracowanie". Mówiąc o 

zgęszczeniu,   Freud   ma   na   myśli   fakt,   iż   sen   jawny   jest   o   wiele   krótszy   niż   sen   utajony.   Zgęszczenie   pomija   szereg 

elementów snu utajonego, łączy fragmenty różnych elementów oraz stapia je w jeden nowy we śnie jawnym. Jeśli śnimy na 

przykład o jakimś apodyktycznym mężczyźnie, którego się obawiamy, możemy w śnie jawnym ujrzeć osobę, której włosy 

wyglądają jak czupryna naszego ojca, twarz przypomina oblicze groźnego nauczyciela i która ubrana jest jak nasz szef. Jeśli 

śni nam się sytuacja, w której czuliśmy się smutni i nieszczęśliwi, możemy śnić o jakimś domu, przypominającym przez swój 

dach taki dom, w którym przeżyliśmy to samo uczucie smutku, a przez kształt pokoju inny dom, związany z tym samym 

34

background image

doświadczeniem   emocjonalnym.   We  śnie   jawnym   oba   elementy   składają   się   na   obraz   jednego   domu.   Przykłady   owe 

wykazują, iż w jeden obraz zgęszczają się tylko te elementy, które zawierają identyczną treść emocjonalną. Biorąc pod 

uwagę istotę języka symbolicznego, można łatwo zrozumieć ów proces zgęszczania. Chociaż fakt, że dwie osoby czy dwie 

rzeczy   są   różne,   ma   duże   znaczenie   w   odniesieniu   zewnętrznej   rzeczywistości,   z   punktu   widzenia   rzeczywistości 

wewnętrznej   nie   odgrywa   już   żadnej   roli.   Znaczenie   ma   jedynie   to,   iż   wiążą   się   one   z   tym   samym   wewnętrznym 

doświadczeniem i wyrażają je. Przez przesunięcie Freud rozumie fakt, że pewien element snu utajonego, często bardzo 

doniosły,  wyrażony bywa  we śnie  przez jakiś odległy  szczegół,  do którego zrazu  nie przywiązuje się  większej wagi.  W 

rezultacie sen jawny traktuje często rzeczywiście ważne elementy tak, jakby nie miały one żadnego szczególnego znaczenia, 

maskując w ten sposób prawdziwe znaczenie snu.

Przez wtórne opracowanie Freud rozumie ową część pracy snu, która dopełnia procesu maskowania. Luki w jawnym 

marzeniu sennym zostają wypełnione, niezgodności ujednolicone, w rezultacie jawny sen przybiera postać spójnej logicznie 

opowieści, za której fasadą ukrywa się ekscytująca i dramatyczna gra marzenia sennego.

Freud   wymienia   jeszcze   dwa   inne   czynniki   utrudniające   zrozumienie   snu,   które   potęgują   odkształcającą   funkcję 

.“opracowania snu". Jeden z nich sprawia, że elementy snu oznaczają często swoje przeciwieństwo. Fakt, że jesteśmy 

ubrani, może symbolizować nagość, to, że jesteśmy bogaci, może oznaczać nasze ubóstwo, uczucie zaś szczególnej miłości 

może oznaczać poczucie wrogości i niepohamowanego gniewu. Drugi powoduje, że jawne marzenie senne nie wyraża 

logicznych związków zachodzących między jego różnymi elementami. Nie zawiera ono żadnych “ale", “przeto", “ponieważ", 

“jeśli", lecz wyraża te logiczne związki przez stosunki między jawiącymi się obrazami. Śniącemu może się na przykład śnić 

jakaś osoba wstająca z miejsca i podnosząca rękę, potem zaś przemieniona w kurczę. W języku, jakim się posługujemy na 

jawie, owa myśl senna znalazłaby taki oto znaczący wyraz: “Stwarza on pozór człowieka silnego, lecz jest w rzeczywistości 

słaby  i tchórzliwy jak kurczę." W śnie jawnym ten związek logiczny wyraża się następstwem dwu obrazów, ów krótki opis 

freudowskiej teorii snów należy uzupełnić w jednym ważnym punkcie. Akcentowanie dziecięcej natury treści marzeń sennych 

mogłoby nasunąć przekonanie, że Freud nie zakłada istnienia żadnego ważnego ogniwa między snem a teraźniejszością, 

lecz wiąże go jedynie z wydarzeniami przeszłymi. Tak się jednak rzecz wcale nie przedstawia. Założenie Freuda polega 

właśnie na tym, iż marzenie senne jest zawsze stymulowane przez jakieś bieżące wydarzenie, zwykle z poprzedniego dnia 

czy wieczoru. Wywołują sny jednak tylko takie wydarzenia, które wiążą się z wczesnymi dążeniami dziecięcymi. Energia 

potrzebna do tworzenia marzeń sennych wywodzi się z żywości dziecięcych przeżyć, lecz nie byłoby snu, gdyby bieżące 

wydarzenie nie zderzyło się z doświadczeniem wcześniejszym, przywracając je życiu w tym właśnie szczególnym momencie. 

Prosta ilustracja wyjaśni tę tezę: mężczyzna, który pracuje pod zwierzchnictwem apodyktycznego szefa, może przesadnie 

obawiać   się   go   z   powodu   lęku,   jaki   żywił   w   dzieciństwie   przed   swym   ojcem.   Następnej   nocy  po   dniu,   w   którym  szef 

skrytykował go z tego czy innego powodu, dręczy go zmora nocna, w której widzi jakąś postać, ni to ojca, ni szefa, usiłującą 

go zabić. Gdyby nie bał się swego ojca jako dziecko, irytacja szefa byłaby go nie przestraszyła. Ale gdyby jego szef nie 

zirytował się tego dnia, ów głęboko zakorzeniony lęk byłby się nie zaktywizował i nic by się nie śniło.

Czytelnik lepiej zrozumie freudowską metodę interpretacji snów, kiedy zobaczy, jak stosuje tę metodę Freud interpretując 

określone sny. Pierwszy z dwu wymienionych snów ześrodkowuje się wokół pewnego symbolu uniwersalnego: nagości. 

Drugi sen używa niemal wyłącznie symboli okazjonalnych.

Żenujący sen nagości

Śni nam się czasem, że stoimy obnażeni bądź też skąpo odziani w obecności nieznajomych i bynajmniej nie wstydzimy się 

swego stanu. Ale sen o nagości jest godny uwagi dopiero wtedy, gdy doznajemy w nim uczucia wstydu i zażenowania, gdy 

pragniemy uciec albo się ukryć i kiedy odczuwamy dziwne zahamowanie, powodujące, iż nie potrafimy ani ruszyć z miejsca, 

ani zmienić tej przykrej sytuacji. Tylko w tym kontekście można mówić o typowym marzeniu sennym, inaczej jego istota gubi 

35

background image

się w różnorakich związkach lub wszelkiego rodzaju indywidualnych interpretacjach. Sedno sprawy tkwi w tym, iż wstydząc 

się swej nagości, chcemy gdzieś uciec, lecz nie możemy tego uczynić. Sądzę, że znaczna większość moich czytelników 

znalazła się kiedyś we śnie w takiej sytuacji.

Rodzaj i sposób tego obnażenia jest zwykle bliżej nieokreślony. Śniąca powie być może: “Byłam w koszuli", lecz rzadko 

jest to wyraźny obraz; w większości wypadków brak odzienia jest tak nieokreślony, że opisuje się go operując alternatywą: 

“Byłam w koszuli lub w halce." Z reguły niedostatek odzienia nie jest na tyle poważny, aby usprawiedliwić związane z nim 

uczucie wstydu. W przypadku kogoś, kto służył* w wojsku, zamiast nagości występuje ubiór niezgodny z regulaminem. 

“Byłem na ulic bez szabli i zobaczyłem, jak zbliża się kilku oficerów", czy też: “Nie miałem kołnierza" lub “Nosiłem cywilne 

spodnie w kratkę."

Osoby, przed którymi się wstydzimy, są to niema zawsze nieznajomi, których twarze pozostają nieokreślone. Nigdy w 

typowym śnie nie strofują nas ani nie zwracają na nas uwagi z powodu braku odzieży, co zazwyczaj wprawia nas w takie 

zakłopotanie. Wprost przeciwnie, podczas snu ludzie robi wrażenie całkiem obojętnych bądź też, jak mogłem zauważyć w 

jednym szczególnie jaskrawym śnie, mają sztywny i uroczysty wyraz twarzy. Dostarcza to pokarmu naszym myślom.

Zażenowanie   śniącego   oraz   obojętność   widza   stanowią   sprzeczność   występującą   często   w   marzeniach   sennych.   Z 

uczuciami śniącego bardziej harmonizowałyby zdziwione, drwiące lub pełne oburzenia spojrzenia obcych. Sądzę jednak, że 

ów przykry rys ustąpił miejsca spełnieniu pragnień, podczas gdy z jakiegoś powodu zachowało się zażenowanie, w ten 

sposób te dwa składniki nie są ze sobą zgodne. Mamy interesujący dowód na to, że sen zniekształcony częściowo przez 

spełnienie pragnienia jest niewłaściwie rozumiany; stał się podstawą wątku znanego nam wszystkim z Andersenowskiej 

baśni o Nowych szatach cesarza, która współcześnie otrzymała poetycką oprawę w Talizmanie Fuldy. W baśni Andersena 

opowiada się nam o dwu oszustach tkających kosztowne szaty dla cesarza; mogą je jednak widzieć jedynie dobrzy i uczciwi. 

Cesarz   kroczy   odziany   w   te   niewidzialne   szaty,   a   ponieważ   owa   wyimaginowana   tkanina   ma   być   pewnego   rodzaju 

sprawdzianem, ludzie pod wpływem strachu zachowują się, jak gdyby nie dostrzegali nagości cesarza.

Jest to właśnie sytuacja z naszego snu. Można by zaryzykować przypuszczenie, że niezrozumiałe treści marzenia sennego 

stanowiły bodziec do wymyślenia stanu negliżu, który nadaje sens żywej w pamięci sytuacji. Sytuację tę pozbawia się tym 

samym  jej   pierwotnego   znaczenia   i   każe   się   jej   służyć  obcym  celom.   Zobaczymy  jednak,   że   takie   mylne   zrozumienie 

zawartości   snu   występuje   często   za   pośrednictwem  świadomej   działalności   wtórnego   układu   psychicznego   i   musi   być 

uznane za czynnik nadający marzeniu sennemu kształt ostateczny; dalej zaś, że podobne niezrozumienia - nadal oczywiście 

w obrębie tej samej psychicznej osobowości - grają decydującą rolę w rozwoju obsesji i fobii. Istnieje nawet możliwość 

sprecyzowania, skąd bierze się materiał do świeżej interpretacji snu. Oszustwem jest marzenie senne, cesarzem jest sam 

śniący, tendencja zaś umoralniająca zdradza mglistą znajomość faktu, iż w utajonej zawartości snu występuje kwestia zaka-

zanych   pragnień,   które   padły   ofiarą   stłumienia.   Powiązanie,   w   jakim   marzenia   senne   pojawiają   się   podczas 

przeprowadzanych   przeze   mnie   analiz   nerwicowców,   dowodzi   ponad   wszelką   wątpliwość,   że   wspomnienia   z 

najwcześniejszego dzieciństwa śniącego tkwią u podstaw snu. Jedynie dzieciństwo było tym okresem, kiedy zarówno nasi 

krewni, jak i obce piastunki, służba domowa oraz goście widzieli nas nago, jednocześnie zaś nie wstydziliśmy się tej nagości 

6

  .

 

W przypadku wielu nieco starszych dzieci można zaobserwować, iż fakt, że są rozebrane, wpływa na nie w sposób 

podniecający,   zamiast   wywołać   zawstydzenie;  śmieją   się,   podskakują,   płaszczą,  poklepują   się.   Matka   czy  ktokolwiek   z 

obecnych karci je, mówiąc: “Fe, jak ci nie wstyd - nie powinieneś tego robić." Dzieci często okazują chęć wystawienia się na 

pokaz; nie można chyba przejść przez ani jedną wioskę na prowincji, nie spotykając dwu czy też trzyletniego brzdąca, który 

podnosi   przed   podróżnym   bluzę   lub   sukienkę,   być   może   na   jego   cześć.   Jeden   z   moich   pacjentów   zachował   w   swej 

świadomej pamięci pewien obrazek z ósmego roku życia, kiedy to, rozebrawszy się już do snu, zapragnął zatańczyć w 

koszuli w pokoju swej siostrzyczki, lecz przeszkodziła mu w tym służąca. W historii dzieciństwa nerwicowców obnażanie się 

6  Dziecko pojawia się także we wspomnianej baśni wykrzykując nagle: “Przecież on jest całkiem nagi."

36

background image

przed dziećmi przeciwnej płci odgrywa wybitną rolę; typowe dla paranoi złudzenie, że ktoś nas obserwuje, gdy się ubieramy 

lub rozbieramy, można bezpośrednio wywieść z tych doświadczeń; i pośród tych, którzy pozostali przy swych perwersyjnych 

skłonnościach, są tacy, u których ów dziecięcy impuls rozrasta się w symptom, jest to grupa ekshibicjonistów.

Ten okres dzieciństwa, w którym nie znamy uczucia wstydu, z perspektywy czasu wydaje się nam rajem, a sam raj jest po 

prostu zbiorowym wyobrażeniem dzieciństwa jednostki. Oto dlaczego w raju ludzie są nadzy i nie wstydzą się tego, dopóki 

nie nadejdzie moment przebudzenia się wstydu i bojaźni; potem następuje wygnanie i rozpoczyna się życie seksualne oraz 

rozwój kultury. Marzenia senne mogą nas każdej nocy przenieść z powrotem do tego raju; zaryzykowaliśmy już twierdzenie, 

że wrażenia z naszego najwcześniejszego dzieciństwa (od okresu prehistorycznego do - mniej więcej - końca trzeciego roku 

życia) domagają się odtworzenia ze względu na nie same, być może bez dalszego odwoływania się do ich zawartości, a 

więc powtórzenie ich jest spełnieniem pragnień. Sny o nagości są zatem snami ekshibicjonistycznymi.

Zawiązku snu ekshibicjonistycznego dostarcza nam własna osoba, widziana nie jako dziecko, lecz w tej postaci, w jakiej 

istnieje obecnie, oraz idea skąpego odzienia, która wyłania się w sposób niewyraźny, wskutek nakładania się na siebie tylu 

późniejszych sytuacji, gdy byliśmy niekompletnie ubrani, bądź też przez wzgląd na cenzurę moralną; do elementów tych 

dołączają się osoby, w których obecności doznajemy uczucia wstydu. Nie słyszałem o żadnym przykładzie, w którym naoczni 

świadkowie tych dziecięcych ekshibicji pojawialiby się ponownie we śnie; marzenie senne bowiem rzadko bywa zwykłym 

wspomnieniem. Rzecz dziwna, że te osoby, które stanowią przedmiot naszego zainteresowania seksualnego w dzieciństwie, 

usuwa się w marzeniach sennych, w stanie histerii czy też w przypadku obsesyjnej neurozy z wszelkich odtworzeń; jedna 

tylko paranoja przywraca tych widzów; chory jest tu fanatycznie przekonany o ich obecności, chociaż pozostają niewidoczni. 

Substytut tych osób, nastręczony przez marzenie senne, “szereg nieznajomych", którzy nie zwracają uwagi na podsuwane 

im   widowisko,   jest   właśnie   przeciwżyczeniem   w   stosunku   do   tej   jedynej,   znanej   nam   blisko   osoby,   dla   której   całe   to 

obnażenie było prze znaczone. Ponadto “pewna ilość nieznajomych" pojawia się często w snach we wszelkiego rodzaju po- j 

wiązaniach; jako przeciwżyczenie oznaczają one zawsze “pewną tajemnicę". Przekonamy się, iż nawet owo przywrócenie 

dawnego stanu rzeczy, jakie daje się zaobserwować w przypadku paranoi, czyni zadość tendencji przeciwnej. Nie jesteśmy 

już   sami,   znajdujemy   się   z   pewnością   pod   czyjąś   obserwacją;   lecz   widzowie   stanowią   “szereg   obcych,   dziwnie 

nieokreślonych ludzi".

Poza tym we śnie ekshibicjonistycznym występuje tłumienie. Przykre bowiem doznanie, jakie towarzyszy temu marzeniu 

sennemu, jest oczywiście reakcją wtórnej instancji psychicznej na fakt, iż potępiona przez cenzurę scena ekshibicjonistyczna 

mogła się jednak odegrać. Jedyny sposób uniknięcia tego doznania polegałby na powstrzymaniu się od ożywienia tej sceny. 

7

Sen o monografii botanicznej

Napisałem monografię na temat pewnej rośliny, a Książka ta leży przede mną; odwracam właśnie zagiętą barwną rycinę. 

Do każdego egzemplarza dołączono zasuszony okaz tej rośliny, jak gdyby z herbarium.

Analiza:

Z rana zobaczyłem w oknie księgarni książkę zatytułowaną Genus Cyclamen, najwidoczniej jakąś I monografię na temat 

tej rośliny.

Cyklamen jest ulubionym kwiatem mojej żony. Ganię siebie w duchu, iż tak rzadko pamiętam o tym, ;| aby przynieść jej 

kwiaty, co byłoby przecież spełnieniem jej pragnień. W związku z tym przypomniała mi się historia, którą opowiedziałem 

niedawno   paru   swoim   przyjaciołom,   udowadniając   głoszone   przeze   mnie   twierdzenie,   że   zgodnie   z   zamierzeniem 

nieświadomości często zapominamy i że zapominanie zawsze umożliwia nam konstruowanie wnioskowania co do ukrytych 

skłonności zapominalskiej osoby, pewna młoda niewiasta, przyzwyczajona do tego, że otrzymywała od swego męża na 

7 * S. Freud, The Interpretctlon o/ Dreams, s. 292-295.

37

background image

urodziny bukiet kwiatów, kiedy na kolejnych urodzinach nie spotkała się z tym dowodem uczucia, wybuchnęła płaczem, 

przychodzi mąż i nie może zrozumieć powodu jej szlochu, w końcu otrzymuje wyjaśnienie: “Dzisiaj są moje urodziny." On 

klepie się dłonią w czoło i wykrzykuje: “Och, przebacz mi, zupełnie o tym zapomniałem." I zamierza natychmiast wyjść, aby 

przynieść jej kwiaty. Ale ona pozostaje niepocieszona, w braku pamięci męża widzi bowiem dowód, że nie pełni już w jego 

myślach tej samej roli co poprzednio. Owa pani L. spotkała dwa dni temu moją żonę, oznajmiła jej, że czuje się dobrze, i 

dopytywała się o mnie. Kilka lat temu była moją pacjentką.

Fakty uzupełniające: rzeczywiście napisałem kiedyś coś w rodzaju monografii na temat pewnej rośliny, mianowicie esej o 

roślinie koka, który skierował uwagę Kollera na znieczulające właściwości kokainy. Napomknąłem, że ów alkaloid można by 

zastosować jako środek znieczulający, moje badania nie były jednak na tyle gruntowne, abym mógł się pokusić o rozwinięcie 

tej kwestii. Przypominam sobie także, że nazajutrz z rana po tym śnie (dopiero zaś wieczorem znalazłem czas na jego 

interpretację) snułem myśli o kokainie w pewnego rodzaju marzeniu na jawie. Gdyby mnie kiedyś dotknęła jaskra, pojechał-

bym do Berlina i tam bym się poddał operacji, incognito, w domu mego berlińskiego przyjaciela, powierzając się dłoniom 

chirurga, którego by mi polecił. Chirurg ów, który nie znałby nazwiska swego pacjenta, chwaliłby się, jak zwykle, jak łatwe 

stało się przeprowadzanie tych operacji, odkąd wprowadzono kokainę; ja zaś nie zdradziłbym faktu, iż sam przyczyniłem się 

do tego odkrycia. Z wyobrażeniem tym splotły się myśli, jaka niezręczna jest w istocie sytuacja lekarza roszczącego sobie 

prawo do profesjonalnych zasług kolegi. Mógłbym, tak jak każdy, zapłacić temu berlińskiemu okuliście, który mnie nie znał. 

Dopiero gdy przywołałem na pamięć to marzenie na jawie, uprzytomniłem sobie przecież, że kryje się za nim wspomnienie 

pewnego określonego wydarzenia. Wkrótce po odkryciu Kollera mój ojciec nabawił się jaskry; operował go mój przyjaciel dr 

Koenigstein, okulista. Dr Koller miał pieczę nad znieczuleniem kokainowym i rzucił uwagę, iż w tym wypadku wszystkie trzy 

osoby, którym można zawdzięczać wprowadzenie kokainy, zetknęły się za sobą.

Przenoszę się teraz myślami do czasu, kiedy ostatnim razem przypomniała mi się historia kokainy Zdarzyło się to kilka dni 

wcześniej, gdy otrzymałem  Festschrift,  publikację, w której wdzięczni uczniowi upamiętnili jubileusz swego nauczyciela i 

kierownik laboratorium. Pośród tytułów do sławy przysługujących osobom związanym z laboratorium znalazłem notatkę, że 

wykrycie   znieczulających   właściwości   kokainy   zawdzięczamy   Kollerowi.   Teraz   raptownie   uświadomiłem   sobie,   że   to 

marzenie senne wiąże się z przeżyciem z poprzedniego wieczoru. Odprowadzałem właśnie dr Koenigsteina do domu i 

wdałem się z nim w dyskusję na temat, który mnie wielce pasjonuje, ilekroć się o nim wspomina. Podczas gdy tak z nim 

gawędziłem w sieni, zbliżył się profesor Gartner wraz ze swą młodą żoną. Nie mogłem się powstrzymać od pogratulowania 

im obojgu kwitnącego wyglądu. Otóż profesor Gartner jest jednym z autorów Festschrift, publikacji, o której dopiero mówiłem, 

i   z   powodzeniem   może  mi   ją   przypominać.   O   pani   L.   zaś,   o   której   rozczarowaniu   w   dniu   urodzin   mówiłem   już  nieco 

wcześniej, wspominaliśmy, choć oczywiście w innym kontekście, w naszej rozmowie z dr Koenigsteinem.

Spróbuję teraz wyjaśnić inne czynniki determinujące treść tego snu. Zasuszony okaz rośliny towarzyszy monografii, jak 

gdyby było to herbarium. Herbarium zaś przypomina mi gimnazjum. Dyrektor naszego gimnazjum zwołał kiedyś uczniów 

starszych   klas,   aby   przejrzeli   i   uporządkowali   szkolne   herbarium.   Znaleziono   bowiem   małe   owady   -   mole   książkowe. 

Dyrektor zdawał się mieć niewielkie zaufanie do mych zdolności w tej dziedzinie, gdyż powierzył mi jedynie kilka stronic. 

Wiem po dziś dzień, że widniały na nich rośliny krzyżowe. Nie interesowałem się zbytnio botaniką. Na egzaminie wstępnym z 

botaniki kazano mi zidentyfikować pewną roślinę krzyżową, ja zaś jej nie rozpoznałem; gdyby nie przyszła mi z pomocą 

wiedza teoretyczna, znalazłbym się doprawdy w trudnym położeniu. Rośliny krzyżowe przywodzą na myśl rośliny złożone. 

Karczoch   jest   rzeczywiście   rośliną   złożoną,   i   to   taką,   którą   mógłbym   nazwać   swoim   ulubionym   kwiatem.   Moja   żona, 

troskliwsza niż ja, często przynosi do domu z targu ten mój ulubiony kwiat.

Widzę, jak leży przede mną monografia, którą napisałem. Tu znowu następuje skojarzenie. Mój przyjaciel napisał wczoraj 

do mnie z Berlina: “Myślę wiele o twej książce o snach. Widzę, jak leży przede mną, ukończona, a ja odwracam kartki." 

Jakże mu zazdrościłem tej siły wyobraźni! Gdybym tak ja mógł ujrzeć, jak leży przede mną, już ukończona!

38

background image

Zagięta barwna rycina. Gdy byłem studentem medycyny, popadłem w pewnego rodzaju manię na punkcie studiowania 

wyłącznie monografii. Pomimo swych ograniczonych możliwości finansowych zaprenumerowałem pewną ilość czasopism 

medycznych, których barwne ryciny sprawiały mi dużo radości. Szczyciłem się poniekąd tą skłonnością do sumienności. 

Kiedy później sam zacząłem publikować książki, musiałem kreślić ryciny do własnych rozpraw i pamiętam, że jedna z nich 

okazała się tak zła, iż pewien - życzliwy zresztą - kolega wykpił mnie. Kojarzy mi się z tym, nie wiem dokładnie w jaki sposób, 

wspomnienie z mego bardzo wczesnego dzieciństwa. Mój ojciec żartując dał niegdyś starszej z moich sióstr i mnie pewną 

książkę, zawierającą barwne ryciny (było to opowiadanie o podróży przez Persję), abyśmy ją zniszczyli. Z wychowawczego 

punktu widzenia nie była to chyba rzecz godna polecenia. Miałem podówczas pięć lat, moja siostra zaś nie miała jeszcze 

trzech, i obraz dwojga dzieci rozrywających błogo książkę na kawałki (podobnie, dodałbym tu, jak karczoch, listek po listku) 

jest nieomal jedynym z tego okresu mego życia wspomnieniem, które pozostało mi żywo w pamięci. Kiedy potem zostałem 

studentem,   rozwinąłem   w   sobie   wyraźne   zamiłowanie   do   gromadzenia;   i   posiadania   książek   (nawiązanie   do   moich 

skłonności korzystania z monografii, pasji, do której czyniłem aluzję rozważając sen dotyczący cyklamenu i karczocha). 

Stałem się molem książkowym (por.herbarium). Odkąd zacząłem zajmować się introspekcją, podążam zawsze śladem tej 

najwcześniejszej namiętności mego życia do owego wrażenia z dzieciństwa, a raczej rozpoznaję w tej dziecięcej scenie 

“zasłonę" lub “wspomnienie maskujące" moje późniejszej bibliofilstwo. I tak we wczesnej młodości nauczyłem się, że nasze 

namiętności często stają się naszym nieszczęściem. Gdy miałem siedemnaście lat, zadłużyłem się u księgarza na bardzo 

poważną sumę, nie dysponując żadnymi środkami do jej pokrycia, a ojcu memu nie trafiłoby chyba do przekonania taki 

usprawiedliwienie, że moja namiętność zasługuje c najmniej na szacunek. Ale wzmianka o tym doświadczeniu z czasów 

młodości przywodzi mi na myśl rozmowę z mym przyjacielem dr Koenigsteinem, jak odbyła się wieczorem przed owym 

snem; jedyny bowiem z tematów tej rozmowy był ten sam od dawna powtarzający się zarzut - że każde moje hobby zbyt 

silnie mnie pochłania.

Z przyczyn, które nie są tu istotne, nie będę kontynuował interpretacji tego snu, lecz chcę po prostu wskazać ścieżkę, jaka 

do niej wiedzie. W trakcie interpretacji przypomniała mi się moja rozmowa z dr Coenigsteinem, a prawdę powiedziawszy, 

niejeden jej fragment. Gdy rozważam tematy poruszone w tej rozmowie, znaczenie snu natychmiast staje się dla mnie jasne. 

Wszystkie wątki myślowe, jakie się pojawiły - moje własne skłonności, a także inklinacje mej żony, kokaina, skrępowanie 

płynące   z   zapewnienia   sobie  opieki   lekarskiej   własnych   kolegów,   wybijanie   przeze   mnie   na  pierwszy  plan   prac  mono-

graficznych, lekceważenie pewnych przedmiotów, takich jak botanika - wszystko to znajduje swe przedłużenie i prowadzi ku 

takiej czy innej odnodze tej szeroko rozgałęzionej rozmowy. Sen jeszcze raz przybiera charakter usprawiedliwienia, obrony 

moich praw (tak jak sen o zastrzyku Irmy, pierwszy, który analizowałem); a nawet w dalszym ciągu podejmuje temat, który 

tamten zapoczątkował i roztrząsa go łącząc z nową tematyką, dodaną w przerwie między dwoma snami. Marzenie senne 

występujące nawet w nieokreślonym kształcie teraz natychmiast nabiera znaczenia. “Jestem naprawdę człowiekiem, który 

napisał ową cenną i cieszącą się powodzeniem rozprawę (o kokainie)", podobnie jak poprzednio oświadczyłem na swoje 

usprawiedliwienie: “Jestem mimo wszystko sumiennym i pilnym studentem"; i w obu przypadkach odkrywam znaczenie: 

“Mogę sobie na to pozwolić". Mogę jednak obyć się bez dalszej interpretacji tego snu, ponieważ jedyny przyświecający mi w 

tym cel polegał na zbadaniu stosunku treści snu do przeżycia z poprzedniego dnia, które go wywołało. Póki dostrzegam tylko 

jawną treść snu, narzuca mi się tylko jeden sposób wiązania go z wrażeniami dnia, lecz kiedy to zinterpretowałem, ujawniło 

się drugie źródło snu, tkwiące w innym doświadczeniu z tego samego dnia. Pierwsze wrażenie, do którego odnosi się ów 

sen, jest wrażeniem obojętnym, podrzędną okolicznością. Widzę w witrynie] sklepu jakąś książkę, której tytuł zatrzymuje 

mniej na chwilę, lecz treść jej chybaby mnie nie zainteresowała. Drugie doświadczenie miało wielką wartość.! psychiczną; 

mniej więcej godzinę rozmawiałem z przejęciem ze swym przyjacielem, okulistą, w rozmowie tej poczyniłem aluzje, które 

musiały  wzburzyć  nas  obu, we  mnie zaś  obudziły  wspomnienia  wywołując  wiele  wewnętrznych  różnorodnych bodźców. 

Rozmowa ta urwała się, nie mogliśmy jej dokończyć, ponieważ przyłączyli się do nas znajoma. W jakim właściwie związku 

39

background image

pozostają ze sobą te dwa wrażenia z tego dnia i jaki jest ich stosunek do snu, który miałem w nocy?

W jawnej warstwie snu odnajduję po prostu pozory obojętnego wrażenia i mogę w ten sposób jeszcze raz oświadczyć, że 

sen do swej treści woli wprowadzać doświadczenia o charakterze nieistotnymi W trakcie zaś jego interpretacji dzieje się coś 

odwrotnego, wszystko ześrodkowuje się na doniosłym i budzącym słuszny niepokój wydarzeniu. Jeśli oceniam znaczenie 

snu w jedynie poprawny sposób, zgodny z ukrytą treścią, wydobytą na jaw podczaj analizy, stwierdzam, że natknąłem się 

mimo woli na nowe i ważne odkrycie. Spostrzegam, że intrygująca teoria, głosząca, iż marzenie senne zajmuje się jedynie 

bezwartościowymi resztkami dziecinnych doświadczeń, nie znajduje potwierdzenia; jestem także zmuszony do sprzeciwienia 

się twierdzeniu, że życie psychiczne na jawie nie ulega przedłużeniu we śnie i co za tym idzie, że sen trwoni naszą energię 

psychiczną, lokując ją w błahym materiale. Prawdą jen coś wręcz przeciwnego; to, co zasługuje na naszą uwagę za dnia, 

dominuje także nad naszymi myślał mi we śnie, i w ogóle marzenie senne pojawia się tylko jako nawiązanie do tych spraw, 

które dostarczyły nam pokarmu myślowego w ciągu dnia.

Może najbardziej bezpośrednim wyjaśnieniem faktu, że śni mi się obojętne wrażenie dnia, podczas gdy wrażenie istotnie 

mnie poruszające sen ten wywołało jest to, że znowu mamy tu do czynienia ze zjawiskiem deformowania snu, o którym już 

wspominaliśmy   jako   o   pewnej   sile   psychicznej   pełniącej   funkcjo   cenzora.   Przypomnienie   monografii   na   temat  genus 

cyclamen wykorzystane zostało jako aluzja do rozmowy z mym przyjacielem, podobnie jak aluzja do “wędzonego łososia" we 

śnie o odłożonej kolacji miała być wzmianką o przyjacielu mego pacjenta. Jest tylko problemem, jakie pośrednie ogniwo 

może wiązać wrażenie dotyczące monografii z relacją odnoszącą się do aluzji w rozmowie z okulistą, skoro relacja taka 

początkowo nie była dostrzegana? W naszym przykładzie zajmujemy się dwoma całkowicie odrębnymi wrażeniami, które na 

pierwszy rzut oka wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego poza tym, że pochodzą z tego samego dnia. Monografia 

przyciąga moją uwagę z rana; wieczorem biorę udział w rozmowie. Odpowiedź udzielona przez analizę brzmi jak następuje: 

takie  stosunki   między  dwoma   wrażeniami,  które  nie  zachodzą  od  samego   początku,   tworzą  się  później  między  treścią 

pojęciową jednego wrażenia a treścią pojęciową drugiego. Wyróżniłem już pośrednie ogniwa, uwydatnione w trakcie pisania 

analizy.   Dopiero  pod  pewnym  wpływem   zewnętrznym,  być  może   na  skutek   przypomnienia   sobie  kwiatów,   których  brak 

odczuła pani L., idea monografii na temat cyklamenu miałaby się spleść z ideą, że cyklamen jest ulubionym kwiatem mojej 

żony. Nie sądzę, że te niepozorne myśli wystarczyłyby, aby wywołać marzenie senne.

Do objawienia nam tego nie trzeba, Zęby aż duchy wychodziły z grobów

czytamy  w  Hamlecie.  Ale  uwaga!   W   trakcie   analizy  przypomina   mi   się,   że  nazwisko   mężczyzny,   który  przerwał   naszą 

rozmowę, brzmi G a r t n e r (gardener - ogrodnik), i że uważałem, iż jego żona wygląda kwitnąco; co więcej, pamiętam teraz 

nawet,   że   jedna  z  moich   pacjentek,   nosząca  ładne   imię:   Flora,   była  przez   pewien   czas  głównym  przedmiotem   naszej 

rozmowy. Zaszedł na pewno fakt, że pomocą tych pośrednich ogniw, wywodzących się sfery pojęć botanicznych, nastąpiło 

skojarzenie między dwoma wydarzeniami z tego dnia, zdarzeniem obojętnym a zdarzeniem pobudzającym. Wprowadzi no 

następnie   inne   powiązania,   z   kokainą   na   przykład,   które   mogą   nader   stosownie   stanowić   ogniwo   między   osobą   dr 

Koenigsteina a napisaną przeze mnie monografią botaniczną, zapewniając w ten sposób sta pienie się w jedno dwu kręgów 

pojęciowych, tak część pierwszego doświadczenia można było obecnie wykorzystać jako aluzję do drugiego.

Jestem przygotowany na to, że wyjaśnienie taki będzie ostro kwestionowane albo jako zbyt arbitralne, albo też sztuczne. 

Co by się stało, gdyby profesor Gartner i jego kwitnąca żona nie pojawili się i gdyby pacjentka, o której była mowa, miała na 

imię   nie   Flora,   lecz  Anna?  A  przecież   nietrudno   znaleźć   odpowiedź.   Gdybyśmy   nie   rozporządzali   tymi   zależnościami 

myślowymi, wyodrębnilibyśmy prawdopodobnie inne. Łatwo utworzyć powiązania tego rodzaju, jak to dostatecznie wykazują 

żartobliwe pytania oraz zagadki, którymi się zabawiamy. Zakres dowcipu jest nieograniczony. Posuńmy się jeszcze o krok: 

gdyby nie można było ustanowić wystarczająco płodnych skojarzeń między dwoma wrażeniami z tego dnia, marzenie senne 

podążyłoby po prostu odmiennym torem; inne, z obojętnych wrażeń dnia, które napływają do nas w mnogości i o których się 

zapomina, zajęłoby we śnie miejsce monografii, więc wołałoby jakieś skojarzenie z treścią rozmowy i zaprezentowałoby to w 

40

background image

marzeniu   sennym.   Ponieważ   właśnie   wrażeniu  monografii,   nie   zaś   żadnemu   innemu,   sądzone   było  spełnić   tę   funkcję, 

wrażenie to okazało się prawdopodobnie najstosowniejsze do tego celu. Nie trzeba, tak jak Jaś Mądrala Lessinga, dziwić się, 

że “najwięcej jest mamony z reguły zawsze u bogaczy"

 8

.

Powyższe sny dają nam sposobność nie tylko zbadania, jakie jest zastosowanie ogólnych zasad Freuda do specyficznych 

marzeń  sennych, lecz także porównania  interpretacji  Freuda  z  interpretacją,  jaką proponowałem  w  drugim  rozdziale  tej 

książki. Interpretując sen o nagości, Freud stosuje się do ogólnej zasady, przedstawionej w zarysie powyżej. Sen stanowi 

spełnienie dziecięcych pragnień irracjonalnych, lecz pod wpływem cenzury zniekształca i maskuje to spełnienie pragnień. 

Irracjonalne życzenie, któremu się czyni zadość - to ekshibicjonistyczne, właściwe dzieciństwu, pragnienie wystawiania na 

pokaz   swych   genitaliów.  Ale   nasza   dorosła   osobowość  lęka   się   takich  życzeń   i   wyraża  zakłopotanie,   że   czyni   zadość 

pragnieniom, które pielęgnuje drzemiące w nas dziecko.

W wielu przypadkach interpretacja taka jest niewątpliwie poprawna. Jednak nie zawsze, ponieważ treść snu nie zawsze 

musi mieć naturę infantylną. Freud ignoruje fakt, że nagość może być symbolem spraw innych niż ekshibicjonizm seksualny. 

Nagość   może,   na   przykład,   stanowić   symbol  prawdomówności.   To,   że   jesteśmy  nadzy,   może   oznaczać,   iż   nikogo   nie 

udajemy, fakt zaś, że jesteśmy ubrani, może oznaczać wyrażenie myśli i uczuć, jakich się inni po nas spodziewają, podczas 

gdy w rzeczywistości myślimy i czujemy inaczej. Nagie ciało może zatem symbolizować prawdziwe “ja"; ubranie zaś może 

symbolizować “ja" społeczne, które czuje i myśli kategoriami powszechnie panujących wzorów kulturowych. Jeśli się śni 

komuś, iż jest nagi, marzenie senne może wyrażać jego pragnienie, aby być sobą, zaprzestać udawania, a jego zakłopotanie 

we śnie może odzwierciedlać obawę, iż spotka się z dezaprobatą innych, jeśli ośmieli się być sobą.

W nawiązaniu do Freudowskiej interpretacji snu o nagości interpretacja baśni Andersena dowodzi jęj  niezrozumienia i 

potwierdza założenie Freuda, że baśnie, podobnie jak sny oraz mity, są z konieczności wyrazami stłumionych pragnień 

seksualnych. Bajki o nowych szatach cesarza nie jest zniekształconym wyrazem ekshibicjonistycznych dążeń. Dotyczy ona 

całkowicie odmiennego doświadczenia - naszej gotowości do wierzenia w rzekomo cudowne cechy autorytetów oraz naszej 

niezdolności do rozpoznania ich prawdziwej natury. Dziecko, któremu jeszcze nie wpojono w dostateczny sposób nabożnego 

szacunku do autorytetu, jest jedyną istotą, która potrafi  dostrzec, że król jest nagi. Wszyscy inni lękają się, że jeśli nie 

zauważą nowych szat, wyjdzie na jaw, iż nie są dobrzy i uczciwi, i ulegają sugestii, wierzą, że widzą coś, czego ich oczy w 

żaden   sposób   nie   mogą   dojrzeć.   Sens   tej   opowieści   stanowi   zdemaskowanie   irracjonalnych   żądań   władz,   nie   zaś 

ekshibicjonizm.

Sen o monografii botanicznej znakomicie ilustruj wiele ciągów skojarzeniowych wplecionych w to bardzo krótkie marzenie 

senne. Każdego, kto usiłuje interpretować sny, tropiąc skojarzenia, jakie nasuwają się w związku z ich poszczególnymi 

elementami, uderzy niezawodnie bogactwo skojarzeń i niemal cudowny sposób, w jaki się zgęszczają one w treści snu.

Ilustracja ta ma pewne strony ujemne, ponieważ Freud nie daje pełnej interpretacji i wspomina tylko o jednym życzeniu 

wyrażonym we śnie, mianowicie o chęci usprawiedliwienia się przez wskazywanie własnych osiągnięć. Jeśli natomiast nie 

będziemy się upierać przy tym, że każde marzenie senne jest spełnieniem pragnień, lecz uznamy, że może ono wyrażać 

wszelkiego rodzaju działalność umysłową, dojdziemy zapewne do innej interpretacji.

Centralnym symbolem innego marzenia sennego jest zasuszony kwiat. Zasuszony i troskliwie przechowywany kwiat zawiera 

element sprzeczności. Jest kwiatem, czymś oznaczającym życie i piękno, lecz zasuszony utracił tę właśnie cechę i stał się 

przedmiotem bezstronnych badań naukowych. Skojarzenia Freuda dotyczące tego snu wskazują na sprzeczność zawartą w 

tym symbolu. Freud wspomina, że ów kwiat, cyklamen, na temat którego widział był w oknie księgarni monografię, jest 

ulubionym kwiatem jego żony, i gani siebie w duchu, iż tak rzadko pamięta o tym, aby przynieść jej kwiaty. Innymi słowy, 

monografia na temat cyklamenu wznieca w nim uczucie, którego mu nie dostaje w tym aspekcie życia, jaki symbolizuje 

miłość oraz czułość. Wszystkie inne skojarzenia dążą w jednym kierunku, w stronę jego ambicji. Monografia przypomina mu 

8 Tamże, s. 241-246.

41

background image

o jego rozprawie na temat kokainy i o żywionej przezeń urazie, iż odkrycie to nie spotkało się z dostatecznym uznaniem. 

Przychodzi  mu  na  pamięć,  jak rozczarował  się  do  swego “ja",  gdy dyrektor   szkoły  pokładał  niewielkie  zaufanie  w jego 

zdolnościach do pomagania przy porządkowaniu herbarium. Barwne ryciny zaś przypominają mu o innym ciosie zadanym 

jego naturze, o kpinach kolegów, że jedna z tych barwnych rycin okazała się tak zła.

Sen wydaje się zatem wyrażać pewien konflikt, który Freud odczuwa ostro we śnie, lecz zdaje się nie uświadamiać go sobie 

w swym życiu na jawie. Gani siebie w duchu za zlekceważenie tej strony życia, której wyrazem są kwiaty oraz jego żona, z 

powodu ambicji oraz jednostronnego naukowego stosunku do świata. W istocie rzeczy marzenie senne wyraża głęboką 

sprzeczność rozdzierającą osobowość Freuda oraz dzieło jego życia. Głównym przedmiotem jego zainteresowania i jego 

badań jest miłość oraz seks. Jest on jednak purytaninem; obserwując go zauważamy przede wszystkim jego wiktoriańską 

awersję wobec spraw seksu i przyjemności, powiązaną ze smutną wyrozumiałością dla słabości natury ludzkiej pod tym 

względem. Zasuszył kwiat, czyniąc z seksu i miłości przedmiot naukowego wglądu i rozmyślania zamiast zachować je przy 

życiu.  Marzenie  senne  wyraża wielki  paradoks  Freuda: nie jest  ona bynajmniej -  jak  to często  mylnie  interpretowano  - 

przedstawicielem “zmysłowo-frywolnej, rozpustnej atmosfery wiedeńskiej", lecz wprost przeciwnie -  purytaninem, który mógł 

w tak nieskrępowany sposób pisać o seksie i miłości, ponieważ umieścił je w herbarium. Jego własna interpretacja zmierza 

do ukrycia tego właśnie konfliktu przez błędne tłumaczenie znaczenia snu.

Freudowska interpretacja mitów oraz baśni stosuje się do tej samej zasady co i jego interpretacja snów. Symbolika, jaką 

znajdujemy  w   micie,   uchodzi  w   pojęciu   Freuda   za   nawrót   do   wcześniejszych   stadiów  rozwoju   ludzkości,   gdzie  pewne 

czynności, jak uprawa ziemi oraz rozniecenie ognia, wyposażono w seksualne libido. Ta pierwotna, obecnie zaś stłumiona 

satysfakcja libidinalna znajduje w micie swój wyj raz w “zaspokojeniach zastępczych", które sprawiał ją, iż człowiek może 

ograniczyć zaspokojenie instynktownych dążeń do królestwa wyobraźni.

W micie, tak jak w marzeniu sennym, popędy prymitywne nie występują jawnie, lecz w przebraniu. Dotyczą one tych 

dążeń, które - według przekonania Freuda - pojawiają się regularnie w życiu dziecka, zwłaszcza zaś pragnień kazirodczych, 

ciekawości   seksualnej   oraz   lęku   przed  kastracją.   Ilustracją   tej   metody  wyjaśniania   mitów  jest   Freudowska   interpretacja 

zagadki   Sfinksa.   Sfinks   zapowiedział   że   plaga,   która   grozi  Tebom   zagładą,   ustanie   dopiero   wówczas,   gdy  ktoś   potrafi 

rozwiązać   postawioną   przez   niego   zagadkę.   Zagadka   ta   brzmiała:   “Co  to  za  istota,   która   najpierw  chodzi  na  czterech 

nogach, potem na dwóch, a wreszcie na trzech - i jest tym słabsza im więcej ma nóg." Freud uważa, że zagadka ta i 

odpowiedź:   człowiek   i   jego   żywot,   jest   zamaskowaną   postacią   innego   pytania,   wybijającego   się   na   pierwszy   plan   w 

wyobraźni dziecka, zagadkowej kwestii: “Skąd się biorą dzieci?" Pytanie Sfinksa tkwi korzeniami w seksualnej ciekawości 

dziecka, ciekawości ganionej i spychanej w nieświadomość przez władzę rodzicielską. Tak więc - zgodnie z jego założeniem 

  zagadka Sfinksa wyraża głęboko tkwiącą ciekawość seksualną, właściwą człowiekowi, lecz zamaskowaną, jak 

gdyby była ona niewinną rozrywką intelektualną odległą od zakazanej strefy seksu.

Jung i Silberer, dwaj najbardziej utalentowani uczniowie Freuda, rozpoznali wcześnie tę słabość Freudowskiej interpretacji 

snów i próbowali ją naprawić. Silberer odróżniał to, co nazywał interpretacją anagogiczną, od analitycznej interpretacji ma-

rzenia sennego. Jung postawił tę samą tezę, odróżniając interpretację prospektywną od retrospektywnej. Utrzymywali oni, że 

każde marzenie senne reprezentuje wprawdzie życzenia należące do przeszłości, lecz jest także zwrócone ku przyszłości i 

pełni funkcję sygnalizowania celów i dążeń śniącego. Jak wyłożył to Jung:

“Psychika wyraża zmiany, stąd więc trzeba ją z konieczności określać pod dwiema postaciami. Z jednej strony, psychika 

jest obrazem pozostałości i śladów przeszłości, z drugiej zaś jednak, używając tego samego obrazu, kreśli ogólne zarysy 

przyszłości, o tyle, o ile psychika tworzy swą własną przyszłość. 

9

Jung   i   Silberer   zakładali,   że   każde   marzenie   senne   należy   rozumieć   zarówno   w   jego   znaczeniu   anagogicznym,   jak   i 

analitycznym,   i   istniała   pewna   podstawa   do   przypuszczenia,   że   Freud   może   przyjąć   tę   modyfikację.   Mimo   prób 

9 C. G. Jung, On Psychological Understandlng, “Journal of Abnormal Psychology", 1915, s. 391.

42

background image

kompromisowego wprowadzenia tej modyfikacji Freud stanowczo odmówił uznania wszelkich zmian, obstając przy tym, iż 

jedynie dopuszczalną interpretacją marzenia sennego jest interpretacja opierająca się na teorii spełnienia życzeń. Gdy już 

nastąpił rozłam między szkołą jungowską a freudowską, Jung począł zmierzać do usunięcia pojęć Freuda ze swego systemu 

i zastąpienia ich nowymi koncepcjami; zmieniła się wobec tego [ Jungowska teoria snów. Podczas gdy Freud skłonny był 

raczej   polegać   na   wolnych   skojarzeniach   i   pojmować   marzenia   senne   jako   pewien   wyraz   dziecięcych   pragnień 

irracjonalnych, Jung obywał się coraz bardziej bez wolnych skojarzeń i równie dogmatycznie skłaniał się do interpretacji 

marzeń sennych jako zjawiska wyrażającego mądrość nieświadomości.

Pogląd ten odpowiada dokładnie całemu Jungowskiemu pojęciu nieświadomości. Sądzi on, że “nieświadomość potrafi 

niekiedy objawiać inteligencję?; i celowość, które przewyższają analogiczne cechy

 

świadomości"

  10

. Jak dotąd nie mam tej 

wypowiedzi nic do zarzucenia i zgadza się ona z mym własnym doświadczeniem interpretacji snów, przedstawionym w 

ogólnym zarysie powyżej. Jung jednak posuwa się do stwierdzenia, że fakt ten jest “podstawowym zjawiskiem religijnym" i że 

głos, który przemawia w naszych snach, nie jest naszym własnym głosem, lecz pochodzi z jakiegoś źródła spoza nas. Na 

zastrzeżenie, “że myśli, które wyraża głos, nie są niczym innym, jak tylko myślami samego człowieka, który: śni", Jung 

odpowiada:

“Być może, ale jakąś myśl wtedy tylko nazwałbym własną, gdybym to ja ją pomyślał, podobni jak moimi własnymi nazwałbym 

jakieś pieniądz wówczas, gdybym zarobił je czy uzyskał w sposób świadomy i prawowity. Jeśli ktoś da mi pieniądz jako 

prezent, wówczas z pewnością nie powiem memu dobroczyńcy: «Dziękuję ci za moje pieniądze, choć do osoby trzeciej 

mogę  potem  powiedzieć:   «To

;  

są  moje  własne  pieniądze.  W  stosunku  do  tego  głosu  jestem  w  podobnej  sytuacji.  Głos 

przekazuje mi pewne treści, tak jakby jakiś przyjaciel dzielił się ze mną swoimi myślami. Nie byłoby to ani przyzwoite, ani 

zgodne z rzeczywistością, ale byłoby zwykłym plagiatem, gdybym twierdził, że to, co mi powiedział, to wywodzące się ode 

mnie moje własne myśli." Jung wygłasza tę samą tezę gdzie indziej jeszcze dobitniej: “Człowiek nigdy nie znajduje wsparcia 

w tym, co osobiście myśli, lecz w objawieniach mądrości przewyższającej jego własną."

Wypowiedź ta może stanowić podsumowanie różnicy zachodzącej między interpretacją Junga a moją własną. Zgadzamy 

się co do tego, że ludzie często są mądrzejsi i obyczajniejsi podczas snu niż w swym życiu na jawie. Jung wyjaśnia to 

zjawisko, zakładając istnienie jakiegoś źródła objawienia, wykraczającego poza nas, ja natomiast sądzę, że to, co myślimy 

we śnie, jest naszym myśleniem i że mamy wszelkie powody do przyjęcia faktu, iż wpływy, którym podlegamy w swym życiu 

na jawie, oddziaływają pod wieloma względami udaremniająco na nasze dokonania intelektualne i moralne.

Łatwiej będzie zrozumieć metodę Junga znowu prezentując przeprowadzoną przezeń analizę marzenia sennego. Sen ów 

wzięto z serii składającej się z przeszło czterystu snów, które zanotował był pewien pacjent Junga. Oto jeden z nich:

“Widzę wiele domów, które mają w sobie coś ze sceny czy teatru. Kulisy i dekoracja. Ktoś wymienia nazwisko Bernarda 

Shaw. Sztuka, która ma być grana, odnosi się do dalekiej przyszłości. Ponad jedną z kulis widnieje napis w języku angielskim 

i niemieckim:

Oto jest powszechny Kościół Katolicki.

On jest Kościołem Boga.

Wszyscy, którzy czują się narzędziem Boga, mogą wnijść.

A pod spodem małymi literami: Ten kościół został założony przez Jezusa i Pawła. Brzmi to, jakby jakaś firma chwaliła się swą 

tradycją.   Zwracam   się  do  mojego  przyjaciela:  «Chodź,   wejdźmy  i  obejrzyjmy  kościół.»  «Nie  rozumiem,   dlaczego  ludzie 

muszą się zbierać, kiedy ogarną ich uczucia religijne - mówi mój przyjaciel. Na to mu odpowiadam: «Jesteś protestantem, 

nigdy   więc   tego   nie   zrozumiesz.»   Jakaś   kobieta   przytakuje   moim   słowom.   Teraz   spostrzegam   rodzaj   proklamacji 

wywieszonej na murach kościoła. Głosi ona:

Żołnierze!

10 C. G. Jung, Psychologia a religia (Wybór pism), Warszawa 1870, s. 131.

43

background image

Jeśli   czujecie,   że   jesteście   w   ręku   Boga,   unikajcie   zwracania   się   doń   bezpośrednio.   Słowa   nie   docierają   do   Pana. 

Zalecamy wam także usilnie, byście nie wdawali się między sobą w dyskusje nad atrybutami Boga. Byłoby to bezowocne, 

wszystko bowiem, co posiada jakąś wartość i znaczenie, jest niewyrażalne.

Podpisano: papież... (imię nieczytelne)

Teraz wchodzimy do kościoła. Jego wnętrze przypomina meczet, szczególnie Hagia Sophia. Brak ławek nadaje wnętrzu 

wspaniały efekt przestrzeni. Nie ma też obrazów, są tylko oprawione w ramy sentencje, ozdabiające ściany, podobnie jak 

sentencje   z  Koranu  w  Hagia  Sophia.   Jedna  z  nich  głosi:  «Nie  schlebiaj   swemu  dobroczyńcy.»  Ta  sama  kobieta,   która 

przytakiwała   mi   uprzednio,   zaczyna   teraz   płakać   i   woła:   «A  więc   nic   już   nie   pozostało.»   Odpowiadam   jej:   «Myślę,   że 

wszystko jest w porządku», ale kobieta znika.

Z początku stoję przed jakimś słupem, który zasłania mi widok, potem zmieniam miejsce i widzę przed sobą ciżbę ludzi. 

Nie jestem wśród nich, stoję sam, z osobna. Jednak widzę ich wyraźnie i widzę także ich twarze. Wszyscy wypowiadają 

unisono  następujące słowa: «Wyznajemy, że jesteśmy w ręku Boga. Królestwo niebieskie jest w nas.» Powtarzają to trzy 

razy, bardzo uroczyście. Potem organy grają fugę Bacha i śpiewa chór. Czasem słychać samą muzykę, czasem powtarzają 

się słowa: «Wszystko inne to papier», co oznacza, że nie wywiera to na mnie żywego wrażenia.

Kiedy   przebrzmiał   już   chór,   zaczęła   się   bardziej   swojska   część   ceremonii.   Ludzie,   którzy   biorą   w   niej   udział,   są   w 

pogodnym nastroju i naprawdę rozbawieni. Spacerują po sali, rozmawiają ze sobą, pozdrawiają się nawzajem. Podawane 

jest wino (z biskupiego seminarium duchownego) i napoje chłodzące. Ktoś wznosi toast i życzy Kościołowi dużo radości i 

pomyślności. Jakby witając nowo przybyłego członka towarzystwa, z megafonu rozbrzmiewa szlagier z refrenem: «Karol też 

jest tutaj.» Jakiś kapłan wyjaśnia mi: «Te drobne przyjemności są oficjalnie uznane i dozwolone. Musimy przystosować się 

trochę do metod amerykańskich. To jest nieuniknione, jeśli ma się, tak jak my mamy, do czynienia z wielkim tłumem. Ale od 

kościołów amerykańskich różnimy się zasadniczo silnie antyascetyczną tendencją. Potem budzę się z uczuciem wielkiej 

ulgi."

 11

Podejmując próbę interpretacji tego marzenia sennego, Jung nie zgadza się z Freudem, który twierdzi, iż sen jest tylko 

fasadą, za którą coś się ukrywa.

“Nie ulega wątpliwości - pisze Jung - że neurotycy - prawdopodobnie zresztą tak samo jak ludzie zdrowi - ukrywają rzeczy 

dla siebie nieprzyjemne. Ale pozostaje pod znakiem zapytania, czy pogląd taki da się zastosować do tak zwyczajnego i 

powszechnego zjawiska, jak sen. Dlatego wątpię, czy można przyjąć, że sen jest czymś innym, niż się wydaje. Raczej 

jestem   skłonny   zacytować   inny   autorytet   żydowski,   a   mianowicie   Talmud,   który   powiada,   że   sen   jest   swym   własnym 

wytłumaczeniem.   Inaczej   mówiąc,   uznaję   sen   za   to,   czym   jest.   Sen   jest   zjawiskiem   tak   trudno   zrozumiałym   i 

skomplikowanym, że nie śmiem wydawać sądu o wrodzonej mu, być może, skłonności do zwodzenia. Sen jest zjawiskiem 

naturalnym i nie ma żadnego widocznego powodu, abyśmy mieli sądzić, że jest on chytrym wymysłem do wprowadzania nas 

w błąd. Sen pojawia się wówczas, gdy świadomość i wola ulegają poważnemu osłabieniu. Wydaje się, że sen jest wytworem 

natury, występuje także u ludzi, którzy nie są neurotykami. Poza tym tak. mało wiemy o psychologii zjawisk sennych, że 

powinniśmy być szczególnie ostrożni, wprowadzając do ich interpretacji elementy obce tym zjawiskom.

Dla tych wszystkich powodów utrzymuję, że sen, o którym mówimy, rzeczywiście ma treść religijną. Ponieważ jest on 

wewnętrznie spoisty i dobrze ukształtowany, robi wrażenie, że podporządkowany jest pewnej logice i określonym celom, tzn. 

że jego podstawą jest głęboka motywacja, która znajduje swój bezpośredni wyraz w treści snu." 

12

Jak interpretuje Jung to marzenie senne? Zauważa on, że Kościół katolicki, choć chwalony tak usilnie, ukazuje się tu w 

zespoleniu z dziwacznie pogańskim punktem widzenia, który nie da się pogodzić z zasadniczą postawą chrześcijańską; że 

nie ma w całym śnie jego pacjenta żadnego sprzeciwu wobec uczuć zbiorowych, religii mas, jak i wobec pogaństwa, jeśli nie 

11  Tamże, s. 119-120.
12  Tamże, s. 121.

44

background image

brać pod uwagę słów protestanckiego przyjaciela, szybko zresztą zmuszonego do milczenia. Wyjaśnia nieznaną kobietę we 

śnie jako wyobrażenie “animy", która jest dlań “psychiczną reprezentacją mniejszości kobiecych genów w ciele mężczyzny". 

Anima z reguły uosabia nieświadomość i nadaje jej zgoła nieprzyjemny i drażniący charakter.

“Negatywna reakcja animy we śnie o kościele wskazuje, że kobiecy aspekt psychiki śniącego, tj. nieświadomość, nie godzi 

się z jego postawą."

“Ze   snu   tego   dowiadujemy   się   także,   że   podświadomość   naszego   pacjenta   godzi   się   na   dość   płaski   kompromis 

katolicyzmu z pogańską joie de vivre. Wytwór tej podświadomości nie jest wyrazem zdecydowanego poglądu ani ostatecznej 

opinii;   jest   raczej  dramatycznym   wyeksponowaniem   aktu   zastanowienia.   Jego   znaczenie   można  by  sformułować  w  na-

stępujący sposób: “Jak to jest właściwie z twoją religią? Jesteś katolikiem, nieprawdaż? Czy to nie wystarcza? ale asceza... 

Ta wszystko ładnie, ale nawet Kościół musi się trochę dostosować - kino, radio, jazz itp. - dlaczego nie pozwolić sobie na 

odrobinę mszalnego wina i wesołych znajomości?” Jednakże, dla jakichś powodów, owa nieprzyjemna kobieta, dobrze znana 

z wielu poprzednich snów, choć tajemnicza, okazuje się głęboko zawiedziona i odchodzi." 

13 

Opisując swego pacjenta, Jung 

stwierdza, że ten przyszedł do niego, “ponieważ miał pewne nader ważkie doświadczenie. Będąc zdecydowanym racjo-

nalistą   i   intelektualistą,   stwierdził,   że   jego   postawa   umysłowa   i   filozofia   rzuciły   go   całkowicie   na   pastwę   neurozy   i   jej 

demoralizujących sił. W całym swym światopoglądzie nie odkrył nic, co by mu pomogło w zdobyciu dostatecznej kontroli nad 

sobą samym. Dlatego też znalazł się w sytuacji człowieka, którego opuściły pielęgnowane przezeń dotąd przekonania i 

ideały. Nie jest bynajmniej czymś wyjątkowym, że w tego rodzaju sytuacji człowiek wraca do religii swego dzieciństwa w 

nadziei, że znajdzie w niej pomoc. Jednakże w tym przypadku próba czy postanowienie ponownego ożywienia poprzednich 

wierzeń religijnych nie miały charakteru świadomego. Nasz pacjent tylko śnił o tym; tzn. że jego nieświadomość wyraziła 

swoisty pogląd o jego religii. Doszło do tego, że duch i ciało, wieczyści wrogowie w świadomości chrześcijańskiej, jak gdyby 

zawarły ze sobą, pokój w formie dziwnego osłabienia sprzeczności swych natur. Duchowość i doczesność zeszły się razem 

w nieoczekiwanej ustępliwości. Dało to efekt nieco groteskowy i komiczny. Nieubłagana surowość ducha, jak się zdaje, 

została   podkopana   przez   niemal   antyczną   radość,   przenikniętą   zapachem   wina   i   róż.   W   każdym   razie   sen   obrazując 

duchową   i   doczesną   atmosferę   stępił   ostrość   konfliktu   moralnego   pozwalając   zapomnieć   o   wszelkich   cierpieniach 

duchowych i niedolach. 

Jeśli przyjąć sen i opis śniącego tak, jak podał je Jung, interpretacja ta nie wydaje się uzasadniona. Wyjaśnienie Junga 

ślizga  się  po  powierzchni  i  nie  bierze  pod  uwagę  ukrytych  sił  psychicznych,  które  wywołały  ów  sen.  Moim   zdaniem  to 

marzenie senne nie jest bynajmniej jakimś płaskim kompromisem między doczesnością a religią, lecz gorzkim oskarżeniem 

religii, jednocześnie zaś gorącym pragnieniem duchowej niezależności. Kościół opisuje się tu w kategoriach jakiegoś teatru, 

przedsiębiorstwa,   armii.   Mahometanizm,   reprezentowany   przez   Hagia   Sophia,   wyróżnia   się   korzystnie   w   porównaniu   z 

Kościołem chrześcijańskim, ponieważ nie ma tam obrazów, są tylko oprawione w ramy sentencje, jak: “Nie schlebiaj swemu 

dobroczyńcy." Sentencja ta jest oczywiście krytyką, skierowaną przez samego śniącego przeciw kościelnemu zwyczajowi 

schlebiania BoguŚniący ów stroi sobie dalej żarty z Kościoła, śniąc iż nabożeństwo przeradza się w wesołe zebranie, na 

którym podaje się napoje i rozbrzmiewa szlagier z refrenem: “Karol też jest tutaj." (Jak się zdaje,  umknęło uwagi Junga, iż 

zwrot: “Karol też jest tutaj" - odnosi się do jego własnego pierwszego imienia Carl [Karol], że ta drwiąca uwaga pod adresem 

analityka   zgadza   się   z   duchem   buntu   przeciw   autorytetowi,   które   to   uczucie   przenika   całe   marzenie   senne.)   Śniący 

uwydatnia tę kwestię, każąc samemu kapłanowi przyjąć, że Kościół musi posługiwać się “metodami amerykańskimi", aby 

przyciągnąć wielkie tłumy.

Rolę   kobiety   w   tym   śnie   można   w   pełni   zrozumieć   dopiero   wtedy,   jeśli   weźmie   się   pod   uwagę   antyautorytatywną, 

buntowniczą tendencję całego marzenia sennego. Śniący  - pomimo całej  swej świadomej obojętności wobec religii  - w 

głębszej warstwie psychicznej nadal jest z nią związany czy raczej, ściślej mówiąc, jest związany z autorytatywnym typem re-

13  Tamże, s. 124-125.

45

background image

ligii - z którym go zapoznano w dzieciństwie. Neuroza jest w jego przypadku próbą oswobodzenia się z niewoli irracjonalnych 

autorytetów, lecz jak dotąd usiłowanie to spełzło na niczym, wskutek czego wytworzyły się u niego wzory neurotyczne. W 

okresie,   w   którym  pojawia  się   to   marzenie   senne,   próba   buntu,   wyzwolenia   się   spod   panowania   autorytetów,   stanowi 

dominującą  cechę psychiczną,  występującą  w  jego życiu we  śnie.  Kobieta,  symbolizująca prawdopodobnie jego  matkę, 

uprzytamnia sobie, że jeśli nie uzna on autorytatywnej zasady schlebiania owej silnej postaci, jaką jest ojciec (dobroczyńca), 

stanie się dorosły i ona także go utraci. Oto dlaczego płacze i mówi: “A więc nic już nie pozostało."

Uwagę śniącego istotnie zaprząta religia, nie godzi się on jednak - jak zakłada Jung - na płaski kompromis, lecz osiąga jasne 

pojęcie   różnicy   między   religią   autorytatywną   a   humanistyczną.   Religia   autorytatywna,   pewien   system,   w   którym 

posłuszeństwo stanowi cnotę zasadniczą, człowiek zaś staje się mały i bezsilny, oddając całą swą siłę i uzdolnienia Bogu, 

jest typem religii, jaki on zwalcza; jest to ta sama walka, która wypełnia jego życie osobiste, bunt przeciw wszelkiego rodzaju 

autorytatywnemu panowaniu. To, do czego dąży, jest religią humanistyczną, gdzie kładzie się nacisk na potęgę i dobroć 

człowieka i gdzie cnota nie polega na posłuszeństwie, lecz na urzeczywistnianiu ludzkich możliwości 

14

. Kolejność obrazów 

sennych uzmysławia to nader wyraziście. Śniący słyszy, jak ciżba ludzi wypowiada uroczyście słowa: “Królestwo niebieskie 

jest   w   nas."   “Wszystko   inne   to   papier."   Wyśmiewał   przecież   Kościół   jako   wielką   organizację,   podobną   do   jakie 

przedsiębiorstwa czy też armii, zarzucał mu posługiwanie się pochlebstwem, aby wkraść się w łaski Boga, teraz zaś mówi, iż 

Bóg żyje w nas samych i że poza tym doświadczeniem “wszystko inne to papier", ponieważ nie wywiera to na nim żywego 

wrażenia. 

Identyczna  orientacja  myślowa  występuje   w  drugim   śnie  tego  samego   pacjenta,  omawianym  przez  Junga  w  książce 

Psychologia a religia.

A oto tekst snu:

“Wchodzę do domu szczególnych uroczystości; jest to «dom skupienia”. W głębi znajdują się liczne świece ustawione tak, 

że tworzą cztery stożki. U drzwi domu stoi jakiś starzec. Ludzie wchodzą do środka. Milczą i stoją nieruchomo, aby skupić się 

wewnętrznie. “Kiedy stąd wyjdą, będą oczyszczenia - mówi, do wchodzących mężczyzna u drzwi. Teraz ja sam wchodzę do 

domu, gdzie mogę skupić się całkowicie. I wtedy słyszę jakiś głos: “To, co czynisz, jest nie  bezpieczne. Religia nie jest 

podatkiem, który masz płacić, by pozbyć się obrazu kobiety, obraz ten bo  wiem jest nieodzowny. Biada tym, dla których 

religia jest namiastką drugiej strony życia duszy. Błądzą oni i będą przeklęci. Religia nie jest namiastką, lecz winna być 

ostatecznym dopełnieniem wszelkiej innej czynności duszy. Z pełni życia masz dać początek swej religii i wtedy tylko spłynie 

na   ciebie   błogosławieństwo.”   Jednocześnie   z   tym   ostatnim   zdaniem   daje   się   słyszeć   cicha   muzyka,   dźwięki   tonów 

organowych. Przypominają mi one motyw Czaru ognia Wagnera. Kiedy opuszczam dom, mam wizję płonącej góry i czuję, że 

ogień ten, którego nie można zgasić, jest ogniem świętym."

15

W tym marzeniu sennym śniący nie atakuje już Kościoła w sposób żartobliwy, cechujący jego sen poprzedni. Wygłasza on 

głębokie   i   przejrzyste   stwierdzenie   na   temat   religii   humanistycznej   w   porównaniu   z   religią   autorytatywną.   Uwydatnia 

zwłaszcza jeden punkt: religia nie powinna czynić wysiłków,  

a

by stłumić miłość i seks (obraz kobiety), i nie powinna być. 

namiastką tej strony życia. Nie ze “stłumienia", lecz z “pełni życia" musi się narodzić religia. Ostatnia wypowiedź snu, “że 

ogień ten, którego nie można zgasić, jest ogniem świętym", odnosi się, co jasno wynika z całego kontekstu snu, do tego, co 

znajduje wyraz w “obrazie kobiety", do ognia miłości i seksu.

To marzenie senne jest interesujące jako przykład snu, "w którym myśli i sądy wyrażane są tak jasno i pięknie, jak nie 

umiałby  ich   wyrazić  śniący  w  swoim   życiu   na  jawie.  Ale  przytoczyłem   ten   sen   przede  wszystkim   w  celu   zilustrowania 

niedostatków jednostronnej i dogmatycznej interpretacji Junga. Według niego ów “ogień nie do ugaszenia" symbolizuje Boga, 

“obraz kobiety" i “druga strona życia" oznaczają nieświadomość. Chociaż jest prawdą, że ogień wyraża rozpowszechniony 

14 Por. omówienie religii autorytatywnej w: E. Fromm, Szkice z psychologii religii (Wybór pism), Warszawa 1966, s. 292.

15 c. G. Jung, Psychologia a religia, cyt. wyd., s. 128- -129.

46

background image

symbol Boga, równie często oznacza on miłość i namiętność seksualną. Freud prawdopodobnie zinterpretowałby ten sen nie 

jako wyrażenie jakiegoś filozoficznego stwierdzenia, lecz jako spełnienie dziecięcych, kazirodczych życzeń śniącego. Jung, 

równie dogmatycznie, całkowicie ignoruje ten aspekt, przyjmując jedynie symbolikę religijną. Prawda, jak mi się zdaje, nie 

leży w żadnym z tych dwu wskazań. Uwagę śniącego pochłania istotnie pewien problem religijny i filozoficzny, lecz nie 

oddziela on swoich zainteresowań filozoficznych od nurtującej go tęsknoty za miłością. Wprost przeciwnie, stwierdza on, że 

nie wolno oddzielać tych dwu rzeczy, i krytykuje Kościół za jego pojęcie grzechu.

47

background image

V. HISTORIA INTERPRETACJI SNÓW

Jak dotąd zaprezentowaliśmy trzy rodzaje poglądów dotyczących rozumienia snów: pogląd Freuda, głoszący, iż wszelkie sny 

stanowią wyraz  irracjonalne  i aspołecznej natury  człowieka, i  interpretację  Junga  który twierdzi,  że  sny są  objawieniem 

nieświadome mądrości transcendentnej wobec jednostki, oraz pogląd, że marzenia senne są odbiciem wszelkiej działalności 

umysłowej: zarówno naszych irracjonalnych dążeń, jak rozumu i moralności; znajduje w nich wyraz zarówno najlepsza, jak i 

najgorsza strona naszej natury.

Te trzy teorie nie są bynajmniej świeżej daty Krótki przegląd historii interpretacji snów wykazuje, że niedawna polemika 

wokół znaczenia snów zawiera element dyskusji, która toczy się już od co najmniej trzech tysiącleci.

1. WCZESNA NIEPSYCHOLOGICZNA INTERPRETACJA SNÓW

Historia interpretacji snów zaczyna się od prób zrozumienia znaczenia snów nie jako zjawisk psychologicznych, lecz jako 

rzeczywistych   doświadczeń   odcieleśnionej   duszy   czy   też   jako   głosu   istot   nadprzyrodzonych   bądź   duchów.   Tak   więc 

Aszantowie uważają, iż jeśli mężczyźnie przyśni się, że ma stosunek płciowy z żoną innego mężczyzny, należy go w takim 

przypadku ukarać zwykłą grzywną za cudzołóstwo, dusze bowiem ich obojga miały stosunek płciowy

16

  . Papuasi Kiwai z 

Nowej Gwinei brytyjskiej wierzą, iż jeśli czarownikowi uda się pochwycić duszę kogoś, kto właśnie śpi, śpiący nigdy już się 

nie przebudzi

  17

. Inną formą przekonania, iż wydarzenia ze snu są rzeczywiste, jest idea, że dusze zmarłych ukazują się w 

marzeniach   sennych,   aby  nas   napominać,   ostrzegać   lub  też  przekazywać   innego   rodzaju   posłannictwa.  Indian   Jurna   i 

Mohawe napawa na przykład szczególną grozą ukazanie się we śnie niedawno zmarłych krewnych 

18

. Odmienną koncepcję 

znaczenia snów, bliższą wyobrażeniom, jakie można napotkać w wielkich kulturach Wschodu, mają inne ludy pierwotne. 

Tutaj  marzenie  senne  interpretuje  się  w  ustalonym,   religijnym  i  moralnym  układzie  odniesienia.   Każdy  symbol  ma   swe 

określone znaczenie, a tłumaczenie snu polega na objaśnianiu tych ustalonych, symbolicznych znaczeń. Przykład tego ro-

dzaju interpretacji podaje Jackson S. Lincoln w swej pracy o Indianach Nawaho 

19

.

Sen: Śniło mi się bardzo wielkie jajo, uczynione z twardego niczym skała tworzywa. Rozłupałem to jajo, a wtedy wyfrunął z 

niego młody, lecz w pełni rozwinięty orzeł. Działo się to w domu i orzeł łopotał usiłując wylecieć na zewnątrz, lecz nie mógł 

się wydostać, ponieważ okno było zamknięte.

Interpretacja: orzeł to ptak uosabiający wyższe duchy, należy do jednej z trzech grup sprzymierzonych duchów: wiatru, 

błyskawicy  i ptaków,  których  siedzibą  jest szczyt  góry San  Francisco.  Jeśli się  je obrazi, duchy  te  sieją spustoszenie i 

zniszczenie. Potrafią być także życzliwe. Orzeł nie może wyfrunąć na zewnątrz, ponieważ musiałeś obrazić ducha ptaków, 

na przykład nadeptując na jego gniazdo, lecz także twój ojciec występek ten mógł popełnić.

Wczesna orientalna interpretacja snów także nie opierała się na psychologicznej teorii marzeń sennych, lecz na założeniu, 

że sen jest skierowany do człowieka przez moce niebieskie. Najlepiej znanymi przykładami tego rodzaju niepsychologicznej 

interpretacji   snów   są   przytoczone   w   Biblii   sny   faraona.   Gdy   faraon   miał   sny,   które   go   zaniepokoiły,   rozkazał   wezwać 

wszystkich wróżbitów egipskich oraz wszystkich mędrców i opowiedział im, co mu się śniło. Nie było jednak nikogo, kto by 

16 R. S. Rattray, Religlon and Art In the Ashantt, cyt. Wg R. Wooda, World of Dreams, New York 1947.
17 G. Landtman, The Kiwai Papuans of British New Gwinea, cyt. wg Wooda op. cit.
18 E. w. Gifford, Mohave and Yuma Indtans, “Journals of Americans Folklore", styczeń-marzec 1926, cyt. wg Wooda.
19 J. S. Lincoln, The Dream in Prlmltive Culture, cyt. wg Wooda.

48

background image

umiał je wytłumaczyć faraonowi. Kiedy zwrócił się o wytłumaczenie snów do Józefa, ten rzekł: “Bóg zapowiedział tobie, 

faraonie, co zamierza uczynić." Następnie przystąpił do interpretacji snów. A oto ich treść:

“Śniło mi się, że stałem nad brzegiem Nilu. I nagle z Nilu wyszło siedem krów tłustych i pięknych, które zaczęły się paść na 

łące. A oto siedem krów innych wyszło za nimi, chudych i tak brzydkich, że podobnie brzydkich nie widziałem w całym 

Egipcie. Krowy chude i brzydkie pożarły owe siedem krów pierwszych, tłustych. Gdy te znalazły się w ich brzuchach, nie było 

wcale  znać,  że  tam   weszły;   te,   które  je  pożarły,   były  nadal  tak   samo   chude  jak   poprzednio.  I   ocknąłem   się.  A  potem 

zobaczyłem we śnie siedem kłosów wyrastających z jednej łodygi, pełnych i pięknych. Lecz oto siedem kłosów zeschniętych, 

pustych, zniszczonych wiatrem wschodnim wyrosło z nich. I te puste kłosy pochłonęły owe siedem kłosów pięknych."

Interpretacja Józefa brzmiała następująco:

“Siedem krów pięknych - to siedem lat, siedem kłosów pięknych - to też siedem lat; jest to bowiem sen jeden. Siedem zaś 

krów chudych i brzydkich, które wyszły za tamtymi, i siedem kłosów pustych i zniszczonych wiatrem wschodnim - to siedem 

lat głodu. To, o czym mówię, Bóg uczyni tak, jak ukazał tobie, faraonie. Bo nadejdzie siedem lat obfitości wielkiej w całym 

Egipcie. A po nich nastanie siedem lat głodu; i pójdzie w niepamięć cała ta obfitość, gdyż głód będzie niszczył kraj, a będzie 

to głód ciężki. Ponieważ ten sen powtórzył się tobie, faraonie, dwukrotnie, Bóg to już postanowił i Bóg niebawem to uczyni. 

Teraz  więc,   faraonie,   upatrz  sobie   kogoś   roztropnego   i  mądrego   i   ustanów  go   zarządcą   Egiptu.   Bezzwłocznie   postaw, 

faraonie,  nadzorców nad tym krajem  i  zabieraj piątą część urodzajów  w  Egipcie  podczas siedmiu  lat  obfitości.   Niechaj 

nagromadzą wszelką żywność podczas tych lat pomyślnych, które nadejdą. Niechaj gromadzą zboże do rozporządzenia 

twego, o faraonie, jako zaopatrzenie dla miast, i niechaj go strzegą. A będzie ta żywność zachowana dla kraju na siedem lat 

głodu, które nastaną w Egipcie. Tak więc nie wyginie ludność tego kraju z głodu."

Owa relacja biblijna wykazuje, iż sen uchodził za wizję zsyłaną człowiekowi przez Boga. Można jednakże spojrzeć na sny 

faraona z psychologicznego punktu widzenia. Mógł on znać pewne czynniki, które w nadchodzących czternastu latach miały 

wpłynąć na stan urodzajności gleby, lecz mogła to być wiedza intuicyjna dostępna mu jedynie w warunkach snu. Czy owe 

sny należy rozumieć tak, czy też inaczej - to kwestia domysłu; w każdym razie relacja biblijna, podobnie jak wiele innych 

opowieści pochodzących z  dawnych źródeł orientalnych dowodzi,  iż sen pojmowano nie  jako coś wywodzącego  się od 

człowieka, lecz jako boskie posłannictwo.

Sny - zwłaszcza zgodnie z indyjską i grecką interpretacją - spełniały również innego rodzaju funkcje prorocze: pozwalały 

rozpoznawać choroby. Posługiwano się ustalonymi symbolami, aby oznaczać pewne cielesne symptomy. Ale tu również, 

podobnie jak w przypadku proroczego snu faraona, istnieje możliwość interpretacji psychologicznej: podczas snu o wiele 

jaskrawiej niż w życiu na jawie uświadamiamy sobie pewne zmiany w naszym organizmie; świadomość przełożona na obraz 

marzenia sennego umożliwia nam rozpoznawanie choroby i pozwala określić pewne zmiany somatyczne. (Wyczerpującą 

odpowiedź, w jakim stopniu to następuje, mogłyby dać badania marzeń sennych ludzi, nim jeszcze choroba wystąpiła u nich 

w sposób jawny.)

2. PSYCHOLOGICZNA INTERPRETACJA SNÓW

W przeciwieństwie do niepsychologicznej interpretacji snów, według której wyrażają one rzeczywiste zdarzenia lub przekazy 

od sił zewnętrznych, psychologiczna interpretacja próbuje zrozumieć sny jako wyraz stanu umysłu śniącego człowieka. Te 

dwa ujęcia nie zawsze są odrębne. Wręcz przeciwnie, aż do średniowiecza spotykamy wielu autorów, którzy łączą oba 

punkty widzenia, odróżniając sny, które należy interpretować jako zjawiska religijne, od snów wymagających rozumienia 

psychologicznego.   U   nieznanego   indyjskiego   autora   z   początku   ery   chrześcijańskiej   znajdujemy   następujący   przykład 

takiego ujęcia:

“Istnieje sześć typów ludzi postrzegających sny - człowiek o temperamencie burzliwym, cholerycznym i flegmatycznym, 

człowiek, któremu sny zsyła jakiś bóg, człowiek, na którego sny wpływa jego własny sposób bycia, i człowiek, który śni sny o 

49

background image

charakterze przepowiedni. Jednak, o Królu, jedynie sny ostatnie są prawdziwe; wszystkie zaś inne - fałszywe."

 20

W przeciwieństwie do niepsychologicznej interpretacji, zgodnie z którą sen staje się zrozumiały, gdy

jego ustalone symbole tłumaczone są w ich religijnym kontekście, nasze indyjskie źródło stosuje metodą psychologicznej 

interpretacji  - odnosząc sen do osobowości śniącego. Jego pierwsze trzy kategorie stanowią w rzeczywistości jedność, 

ponieważ dotyczą temperamentu, czyli tych cech psychicznych, które tkwią korzeniami w układzie somatycznym człowieka. 

Wskazuje   on   na   znamienne   powiązanie   między   temperamentem   a   treścią   marzenia   sennego,   co   we   współczesnej 

interpretacji snów niemal zupełnie nie wzbudziło zainteresowań, chociaż - jak wykaże dalsze badanie - ma niewątpliwie 

doniosłe dla tej interpretacji znaczenie. Według niego sny zsyłane przez jakiegoś boga reprezentują po prostu jeden typ snu 

wśród   wielu   innych.   Odróżnia   następnie   te   sny,   na   które   wpływa   sposób   bycia   śniącego,   od   tych,   które   są   rodzajem 

przepowiedni.   Przez   sposób   bycia   rozumie   on   prawdopodobnie   tendencję   dominującą   w   strukturze   osobowości   danej 

jednostki; mówiąc zaś o przepowiedniach ma na myśli te marzenia senne, które wykazują wyższy rodzaj wnikliwości.

Z poglądem, który jako jeden z najwcześniejszych dał wyraz temu, że sny mogą być przejawem albo naszych najbardziej 

racjonalnych, albo też najbardziej irracjonalnych sił, spotykamy się u Homera. Mówi  on  o dwóch bramach wiodących do 

krainy snów: rogowych wrotach prawdy i wykonanych z kości słoniowej wrotach błędu i złudzenia (czyniąc w ten sposób 

aluzję   do   przezroczystości   rogu,   co   nie   cechuje   kości   słoniowej).   Nie   można   chyba   jaśniej   i   zwięźlej   wyrazić   owej 

dwuznacznej natury aktywności sennej.

Sokrates, cytowany w Fedonie Platona, wyznawał pogląd, że sny reprezentują głos sumienia i że jest rzeczą największej 

wagi traktować ten głos poważnie i słuchać go. Na krótko przed śmiercią wyłożył to stanowisko nader przejrzyście:

“Tu Kebes podchwycił i: Na Zeusa, powiada, Sokratesie, dobrześ zrobił, żeś mi przypomniał; bo o te twoje poezje, o 

wierszowane przeróbki bajek Ezopa,

 

o hymn do Apollona już mnie kilka osób pytało, a także i Euenos niedawno, co ci się to 

stało, że kiedyś tu przyszedł, zacząłeś pisać te rzeczy, a przedtem niczegoś nigdy nie pisał. Więc jeśli ci coś zależy na tym, 

żebym ja miał co odpowiedzieć Euenosowi, kiedy mnie drugi raz o to zapyta, a ja dobrze wiem, że on mnie zapyta, to 

powiedz, co mu mam odpowiedzieć.

- Powiedz mu prawdę Kebesie - powiada - że wcale nie miałem zamiaru współzawodniczyć z nim ani z jego poezjami, 

kiedym to pisał. Wiedziałem, że to niełatwa rzecz. Tylkom się z pewnymi widzeniami sennymi liczył i próbował, co znaczą; 

abym święty obowiązek spełnił, jeśliby mi sen często tę właśnie służbę Muzom zalecał.

A to był taki sen mniej więcej. Nieraz mnie nawiedzał w minionym życiu i raz mi się w takiej, raz w innej zjawiał postaci. Ale 

zawsze te same słowa wracały: Sokratesie, powiada, muzykę rób i uprawiaj. Ja myślałem przedtem, że szło o to, com upra-

wiał, że do tego samego mnie sen namawia i zachęca; jak to ludzie głośno nieraz popędzają tych, którzy biegną, tak i mnie 

sen zachęcał' do tego, com już robił, do muzyki - bo filozofia to największa służba Muzom, a ja ją uprawiałem. Ale teraz, 

kiedy się proces odbył, a uroczysty obchód na cześć boga nie dał mi umrzeć, wydało się rzeczą właściwą nie odmawiać 

posłuszeństwa   snom,   gdyby  mi   często  nakazywały  uprawiać   i   tę   muzykę  pospolitą,  tylko  ją   robić.   Bo   bezpieczniej  nie 

odchodzić, zanim się człowiek od świętego obowiązku nie uwolni, robiąc wiersze według rozkazu otrzymanego we śnie. I tak, 

naprzód, napisałem wiersz na cześć boga, któremu właśnie wypadała ofiara.

A po bogu, zważywszy, że poeta, jeżeli ma być | poetą, powinien przypowieści pisać, a nie myśli, choćby i sam nie był 

bajarzem, więc dlatego, mając pod ręką i umiejąc na pamięć bajki Ezopa, ułożyłem je wierszami; pierwsze z brzegu.

Więc to, Kebesie, powiedz Euenosowi i aby zdrów był, a jeśliby miał rozum, to niech za mną pójdzie jak najprędzej. Ja 

odchodzę, zdaje się, dziś. Tak każą Ateny."

 21

W przeciwieństwie do poglądu Sokratesa Platońska teoria snów jest niemal dosłowną antycypacją Freudowskiej teorii 

marzeń sennych. .

20 The Questions of King Milinda (autor nieznany; napisane w Indiach północnych w początkach ery chrześcijańskiej). Cyt. wg Wooda.
21 Platon, Fedon, Warszawa 1958, s. 38-39.

50

background image

“Spośród przyjemności i pożądań niekoniecznych niektóre wydają mi się nielegalne, a tkwią bodaj że w każdym człowieku, 

ale ponieważ je poskramiają prawa i pożądania lepsze, rozumne, więc one u niektórych ludzi albo zanikają zupełnie, albo 

zostają im tylko niektóre z nich, i to słabe, a u innych ludzi są mocniejsze i jest ich więcej.

-

A któreż to takie masz na myśli?

-

Te - odpowiedziałem - które się podczas snu budzą, kiedy inna strona duszy śpi - ta, która myśli, jest łagodna i panuje 

nad tamtą - a ta część zwierzęca i dzika albo jadłem, albo napojem napełniona staje dęba, odrzuca sen i stara się iść i 

robić, co jej się podoba, do syta. Wiesz, że w takim stanie gotowa się odważyć na wszystko, jakby daleko odrzuciła 

wszelkie więzy wstydu i rozsądku. Nie cofa się przed próbami stosunków płciowych z matką ani z kimkolwiek innym 

spośród ludzi, bogów albo zwierząt, plami się krwią byle czego i nie cofa się przed żadnym pokarmem. Jednym słowem, 

nie zbywa jej na niczym ani z głupoty, ani z bezwstydu.

-

Święta prawda.

-

A kiedy, uważam, ktoś się w zdrowiu utrzymuje i panuje nad sobą, i kładąc się spać swój pierwiastek myślący rozbudzi, 

nakarmiwszy go na kolację pięknymi myślami i rozważaniami, i dojdzie w sobie do zgody wewnętrznej, a pożądliwej 

swej części ani nie wygłodzi, ani nie przekarmi, aby cicho spała i nie

przeszkadzała swoimi przyjemnościami i przykrościami temu, co w nim najlepsze, niech ono, samo w sobie odosobnione i 

czyste, ogląda i niech tam sobie! pragnie czegoś, i niech spostrzega rzeczy, których nie wie - więc albo coś z przeszłości, z 

tego, co jest lub co ma być, a tak samo temperament swój ułagodzi, a nie, zirytowawszy się na coś, zasypia z niespokojnym 

sercem,  tylko uspokoiwszy te oba pierwiastki,  a rozbudziwszy trzeci, w którym myśl mieszka,  w ten sposób spoczynku 

zażywa, to wiesz, że w takim

 

stanie najlepiej prawdy dotyka, i zgoła go wtedy ni nachodzą żadne nielegalne widziadła w 

marzeniach sennych.

-

Całkowicie - powiada - jestem tego samego zdania.

Zrobiliśmy tę dłuższą dygresję, ale poznać chcemy to, że w każdym z nas mieszkają pożądania tego rodzaju: jakieś 

straszne i dzikie, i nielegalne, nieraz; nawet w takich ludziach, którzy się wydają bardzo opanowani. To wychodzi na jaw w 

marzeniach sennych. Więc uważaj, czy masz wrażenie, że ja mówię do rzeczy, i czy się zgadzasz.

-

Ależ zgadzam się." 

22

Chociaż Platon, podobnie jak Freud, uważa, że w  snach wyraża się tkwiące w nas irracjonalne zwierzą, czyni jedno 

zastrzeżenie, które w pewnej mierze ogranicza tę interpretację. Przyjmuje on, że jeśli śpiący zaśnie w niczym nie zmąconym 

spokoju ducha, pierwiastek irracjonalny nie wystąpi w jego marzeniach sennych w najmniejszym stopniu. Nie powinno się 

jednak mieszać tego poglądu z dualistyczną interpretacją, która głosi, iż sny stanowią wyraz zarówno naszej irracjonalnej, jak 

i racjonalnej natury; według Platona są one w swej istocie] przejawem dzikich i budzących grozę popędów, jakie' w nas 

drzemią, i jedynie u osoby, która osiągnęła! największą dojrzałość i mądrość, występuje to w] mniejszym stopniu.

Arystotelesowski   pogląd   na   marzenia   senne   uwydatnia   ich   racjonalną   naturę.  Arystoteles   zakłada,   że   podczas   snu 

jesteśmy zdolni do przenikliwych obserwacji subtelnych zjawisk cielesnych, ponadto zaś, iż zaprzątają nas plany i zasady 

działania, które uzmysławiamy sobie wyraźniej niż za dnia. Przypuszcza jednak, iż nie wszystkie sny są znaczące, wiele z 

nich bowiem jest rzeczą przypadkową i nie zasługuje na to, aby im przypisywać funkcję proroctwa. Następujący fragment z 

jego rozprawy O wróżbiarstwie przedstawia to stanowisko:

“A zatem wspomniane sny trzeba uważać albo za przyczyny, albo też za znaki wydarzeń, albo też wreszcie za zbiegi 

okoliczności; bądź za wszystkie z nich, bądź też za niektóre, bądź wreszcie za jedyne. Używam słowa “przyczyna” w tym 

znaczeniu, w jakim księżyc jest [przyczyną] zaćmienia słońca czy też zmęczenie jest [przyczyną] gorączki; “znak” w tym 

sensie, w jakim] wejście jakiejś gwiazdy w cień jest znakiem zaćmienia lub też chropowatość języka jest znakiem] gorączki; 

przez “zbieg okoliczności” natomiast rozumiem na przykład wystąpienie zaćmienia słońca, w czasie gdy ktoś wybrał się na 

22 Platon, Państwo, t. II, Warszawa, 1958, s. 5-7.

51

background image

przechadzkę, przechadzka ta bowiem nie jest ani znakiem, ani też przyczyną zaćmienia; zaćmienie to zaś nie jest przyczyną 

ani  znakiem  przechadzki.  Z tego powodu  żaden  zbieg okoliczności nie  zachodzi  stosownie  do jakiejś  powszechnej  czy 

ogólnej  zasady.   Czy  mamy  zatem  stwierdzić,  że  pewne  sny  są  przyczynami,  inne  zaś  znakami,   na  przykład  wydarzeń 

zachodzących w organizmie? W każdym razie nawet uczeni lekarze mówią nam, że powinno się przykładać pilną uwagę do 

snów,   a   wyznawanie   tego   poglądu   jest   rzeczą   sensowną   także   dla   tych,   którzy  nie   są   praktykującymi   lekarzami,   lecz 

spekulatywnymi filozofami. Mechanizmy ruchowe bowiem, które występują za dnia [w ciele] nikną, o ile nie są bardzo wielkie 

i gwałtowne, z naszego pola widzenia, w przeciwieństwie do ruchów wykonywanych na jawie, które pozostawiają głębsze 

wrażenie. We śnie zachodzi coś wręcz przeciwnego, wtedy bowiem nawet drobne poruszenia wydają się godne uwagi. 

Przejawia się to jasno w tym, co często wydarza się we śnie; na przykład, śniący wyobraża sobie, że wstrząsa nim grzmot i 

błyskawica,   gdy   w   rzeczywistości   daje   się   jedynie   stwierdzić   nikłe   dzwonienie   w   jego   uszach;   lub   też,   iż   zajada   z 

przyjemności miód czy inne słodkie przysmaki, podczas gdy tylko mała kropelka flegmy spływa w dół [przełykiem]

 23 

bądź też, 

iż przechodzi przez ogień i czuje nieznośne gorąco, podczas gdy jedynie wątłe ciepło oogarnie pewne części jego ciała. Po 

przebudzeniu rzeczy objawiają mu się w tym swoim prawdziwym charakterze. A ponieważ początki wszystkich zdarzeń są 

nieznaczne,   tak   też   -   rzecz   jasna   -   ma   się   sprawa   z   początkami   chorób   czy   innych   dolegliwości,   mających   właśnie 

zaatakować nasze ciało. Konkludując, jest rzeczą oczywistą, że te początki muszą się bardziej rzucać w oczy, gdy śpimy, niż 

gdy czuwamy.

Co więcej, nie jest rzeczą nieprawdopodobną, by niektóre z wyobrażeń ukazujących się umysłowi pod czas snu były 

przyczynami czynności im pokrewnych. Gdy bowiem mamy przystąpić do działania [w godzinach jawy] bądź też angażujemy 

się w jakiś tok czynności czy też dokonaliśmy już pewnych działań, przyłapujemy się często na tym, iż się tymi czynnościami 

interesujemy lub też wykonujemy je w żywym marzeniu sennym; a przyczyną jest tuj fakt, że mechanizmowi ruchowemu 

marzenia sennego! utorowały do tego drogę ruchy poczynione pierwotnie za dnia; w ten właśnie sposób, lecz odwrotnie, 

ruchy wywołane najpierw we śnie powinny się także okazać punktami wyjściowymi czynności, której mają być wykonane w 

ciągu dnia, ponieważ powrotowi myśli o tych czynnościach jawiących się za dnia również utorowały drogę obrazy jawiące 

się]   umysłowi  w  nocy.  Tak  więc  jest   całkiem   zrozumiałe,  że  niektóre  sny  mogą  być  znakami   i  przyczynami   [przyszłych 

zdarzeń].

Większość [tak zwanych proroczych] snów należy jednak zaklasyfikować jako zwykłe zbiegi okoliczności, zwłaszcza zaś 

wszystkie te, które przybierają dziwaczną postać, oraz te, w których spełnieniu śniący nie ma żadnego udziału, tak jak w 

przypadku jakiejś bitwy morskiej czy też spraw rozgrywających się hen, daleko. Jest oczywiste, że w odniesieniu do nich fakt 

ten powinien mieć zastosowanie, tak jak to się dzieje wówczas, ilekroć jakaś osoba, wspomniawszy o czymś, stwierdza, że 

ta   właśnie   wspomniana   rzecz   zachodzi.   Czemuż   właściwie   nie   miałoby   się   to   zdarzyć   także   we   śnie?   Istnieje   raczej 

prawdopodobieństwo, że wiele takich rzeczy powinno się wydarzyć. Jak zatem wymienienie jakiejś określonej osoby nie jest 

znakiem ani przyczyną zgłoszenia się tej osoby, tak też, analogicznie, marzenie senne nie jest dla tego, kto je ujrzał, ani zna-

kiem, ani też przyczyną swego [tak zwanego] spełnienia, lecz zwykłym zbiegiem okoliczności. Stąd więc okoliczność, że 

wiele snów nie «spełnia się», zbiegi okoliczności bowiem nie zachodzą stosownie do jakiegoś powszechnego czy ogólnego 

prawa." 

24

Rzymska teoria snów stosuje się mniej więcej do zasad rozwiniętych w Grecji, lecz nie zawsze osiąga jasność i głębię 

Platona i Arystotelesa. Lukrecjusz w swym poemacie O naturze wszechrzeczy zbliża się do Freudowskiej teorii spełnienia 

życzeń, chociaż nie kładzie, tak jak Freud, nacisku na irracjonalny charakter tych pragnień. Stwierdza on, że nasze marzenia 

senne dotyczą spraw, którymi zajmujemy się za dnia, bądź też potrzeb cielesnych, zaspokajanych we śnie:

“Jakie żywi pragnienia niesyta wola nasza,

23 Aristoteles, Parva naturalla. Graece et latlne, Romae
24 1963. Cyt. wg:  The Works of Arlstotle, Vol. III, The Parva Naturalla, Dedlvinatione per somntum, rozdział 1, Oxford1908.

52

background image

Co nam czasu najwięcej zabrało, do czego się pilnie

Przykładamy, o czym myślimy najusilniej,

To i we śnie najczęściej przywidzi się człowiekowi.

Adwokaci gardłują, spisują misterne umowy,

Wodzowie bitwy toczą, wciąż zwyciężając, dalej

Żeglarze poprzez wichry spienione prują fale,

My znowu we śnie nawet szukamy prawdy czystej,

By ją znalazłszy, dla ludzi wpisać na karty ojczyste.

Tak oto te i inne marzenia, prace - ludziom

Także i sen upragniony zwodniczym działaniem łudzi

Nawet na jawie nieraz widowisk amatorom,

Co wiele dni spędzili w teatrze igrzysk porą,

Mimo że już im z oczu zeszły areny uroki,

Jednak w umyśle mają otwarte drogi szerokie 

Dla odbić z dawnych czasów i nieraz im się wyda,

Że jeszcze wciąż to samo nawet w dzień biały widać.

Znowu pląsają tancerze, miękko ruszając nogami,

Barwność ozdób scenicznych znów oko wdzięcznie ma

Te same widzów rzędy, te same dźwięki lutni,

Co przemawia strunami weselej raz, raz smutniej -

A wszystko jakby żywe, i to nie we śnie przecież.

Takie to urojenia nie tylko w ludzkim świecie

Dla rzeczy upragnionych, nie tylko w ludzkim ciele

Powstają - zna je także i różnych zwierząt wiele."

 25

Najbardziej systematyczną teorię interpretacji snów wyłożył Artemidor w drugim stuleciu n.e. w swej książce o tłumaczeniu 

snów,   dziele,   które   wywarło   wielki   wpływ   na   poglądy   średniowiecza.   Według   niego   istnieje   pięć   rodzajów   snów,   które 

wykazują odmienne własności:

“Pierwszym jest marzenie senne; drugim wizja; trzecim wyrocznia; czwartym fantazja, czyli próżna imaginacja; piątym 

zjawa.

Marzeniem sennym zwie się sen odkrywając prawdę pod ukrytą postacią, jak ten o siedmiu krowach chudych, które 

pożarły siedem krów tłustych podobnie o kłosach zboża, które Józef objaśniał faraonowi.

Z wizją spotykamy się wówczas, kiedy człowiek rzeczywiście dostrzega na jawie to, co widział w śnie; przytrafiło się to 

Wespazjanowi, gdy ujrzał chirurga, który wyrwał herosowi ząb.

Wyrocznią jest objawienie, czyli posłanie zesłane nam we śnie przez anioła czy też innego świętego, aby wypełnić wolę 

Boga zgodnie z ich misją; przytrafiło się to Józefowi, mężowi Najświętszej Panny, oraz Trzem Mędrcom.

Z   fantazją,   czyli   próżną   imaginacją,   mamy   do   czynienia   wówczas,   gdy   afekty   wybuchają   z   taką   gwałtownością,   że 

wznosząc się ogarniają mózg w czasie naszego snu, trafiając na bardziej świadomego ducha; w ten sposób to, co zaprząta 

nasze myśli w ciągu dnia, staje się przedmiotem naszych wyobrażeń w nocy; tak więc kochanek, który za dnia myśli o swej 

pięknej ukochanej, w nocy, gdy śpi, styka się z tymi samymi myślami. Bywa także, że ten, kto pości cały dzień, śni nocą, iż 

spożywa jakieś jadło; lub też jeśli za dnia cierpi z powodu pragnienia, śni w nocy o piciu i wielce się tym rozkoszuje. A znowu 

skąpiec i lichwiarz śnią o worach pieniędzy i nawet rozprawiają o nich we śnie.

25 Xukrecjusz, O naturze wszechrzeczy, Warszawa 1957, 153-154.

53

background image

Zjawa   nie   jest   niczym   innym   tylko   nocną   wizją,   która   ukazuje   się   słabym   dzieciom   oraz   sędziwym   ludziom,   ci   zaś 

wyobrażają sobie, że widzą, jak zbliżają się ku nim chimery, aby ich zastraszyć czy też zgorszyć."

 26

Jak   więc   widzimy,   to,   co   Artemidor   nazywa   marzeniem   sennym,   jest   swego   rodzaju   intuicją   wyrażoną   językiem 

symbolicznym.  Według  niego  sen  faraona  nie  jest   wizją  zesłaną  przez  Boga,  lecz  symbolem  właściwego  mu  rozumu  i 

wnikliwości, Artemidor utrzymuje, że bywają sny, w których anioł objawia nam wolę Boga, lecz przydaje im miano “wyroczni". 

Sen, który jest wyrazem naszych irracjonalnych pragnień, zalicza on do jednego z wielu rodzajów snów, nazywając owo 

rojenie senne, do którego stosuje się interpretacja Platona i Freuda, fantazją, czyli próżną imaginacją. Sny niepokojące, 

zwane zjawami, tłumaczy jako rojenia wywołane specyficznym stanem słabych dzieci oraz starców. Artemidor wypowiada 

explicite  znamienną   zasadę,   że   “reguły   rządzące   snem   nie   mają   waloru   ogólności,   dlatego   więc   nie   mogą   zadowolić 

wszystkich ludzi, ci bowiem spostrzegają, że często, zależnie od okresów i osób, dopuszczają one rozmaite interpretacje".

Nakreślony przez nas wizerunek rzymskiej interpretacji snów byłby niezupełny, gdybyśmy nie posłuchali głosu całkowitego 

sceptycyzmu, którego reprezentantem jest Cyceron. W swym poemacie O, wróżbiarstwie pisze on:

“Jeśli   tedy   sny   ani   nie   są   dziełem   bogów,   ani   nie   mają   żadnego   związku   z   naturą   wszechrzeczy   i   jeśli   sztuka 

przepowiadania ze snów nie mogła być wynaleziona w oparciu o spostrzeżenia, to wypływa stąd wniosek, że snom wcale nie 

trzeba wierzyć...

Odrzućmy zatem i te wróżby ze snów, równie jak inne odmiany wróżbiarstwa. Albowiem, by powiedzieć prawdę, zabobon 

rozkrzewiony wśród różnych narodów, wykorzystując ludzką słabość, opanował prawie wszystkie umysły."

 27

Mniej więcej z tego samego okresu pochodzi systematyczna teoria snów, wyłożona przez Talmud. O roli, jaką mniej więcej w 

czasach Chrystusa pełniła w Jerozolimie interpretacja snów, można wnosić na podstawie zawartego w nim stwierdzenia 

28

, 

że w Jerozolimie przebywało podówczas dwudziestu czterech wykładaczy snów. Rabbi Chisda mówi: “Wszelkie marzenie 

senne jest znaczące, z wyjątkiem tego, dla którego bodźcem jest post. Ponadto sen, którego nie objaśniamy, jest jak list, 

którego nie czytamy." Stwierdzenie to wyraża zasady, które Freud wygłosił podobnymi słowy prawie dwa tysiące lat później: 

iż wszystkie sny bez wyjątku są nasycone znaczeniem i że sny są ważnymi informacjami udzielanymi nam samym, my zaś 

nie możemy sobie pozwolić na to, żeby zignorować ich interpretację. Rabbi Chisda przydaje znamienne zastrzeżenie do tej 

ogólnej   zasady   psychologicznej   interpretacji   snów,   wskazując   na   marzenie   senne   wywołane   postem.   Mówiąc   bardziej 

ogólnikowo, jego zastrzeżenie polega na tym, że te sny, których przyczyną są silne fizyczne bodźce, stanowią jedyny wyjątek 

od ogólnej reguły psychicznego determinizmu w zakresie marzeń sennych.

Talmudyczni autorzy zakładali, że pewne typy snów pełnią funkcję proroczą. Rabbi Jochanan mówił: “Trzy rodzaje snów 

się spełniają: sen nad ranem, sen, który ktoś śni o kimś, oraz sen, który znajduje wytłumaczenie w innym śnie. Według 

innych, powtarzający się sen również należy do tych, które się sprawdzają."

 29

Chociaż nie przytoczono tu żadnych racji na poparcie tego przypuszczenia, nie są one zbyt trudne do wykrycia. Sen nad 

ranem jest mniej głęboki niż na początku nocy i śpiący jest bliższy swej świadomości na jawie. Rabbi Jochanan najwidoczniej 

przyjmuje, iż w tym stanie snu racjonalny osąd przenika do procesu marzenia sennego, pozwalając nam uzyskać jaśniejszy 

wgląd w siły działające w nas bądź też w innych, a zatem i przepowiadać zdarzenia. Przypuszczenie, że sen, który ktoś inny 

śni o nas, spełnia się, wydaje się opierać na wyobrażeniu, iż inni często wydają o nas lepszy sąd, niż czynimy to my sami, i 

że w stanie snu ich wgląd w nas jest szczególnie ostry, a wskutek tego ma walor proroczy. Rozumowanie ukrywające się za 

teorią głoszącą, Iż sprawdza się ten sen, który znajduje wytłumaczenie w innym śnie, polega prawdopodobnie na tym, że gdy 

śpimy, jesteśmy zdolni do intuicyjnego wglądu, pozwalającego nam zinterpretować sen przez wyśnienie jego interpretacji.

Przeprowadzone niedawno eksperymenty z interpretacją snów pod hipnozą zdają się potwierdzać ten pogląd. Ludzie 

26 Cyt. wg. Woo<3
27 M. T. Cicero, O wróżbiarstwie, Pisma filozoficzne, t.Warszawa 1960, s. 390-391.
28 Berachoth, 55 a.
29 Tamże, 55 b.

54

background image

poddani   hipnozie   i   proszeni   o   wytłumaczenie   różnych   snów   podawali   bez   wahania   znaczącą   interpretację   języka 

symbolicznego występującego w danym marzeniu sennym. Kiedy nie znajdowali się pod hipnozą, ten sam sen wydawał się 

im całkowicie pozbawiony sensu. Eksperymenty te zmierzają do wykazania, iż my wszyscy posiadamy dar rozumienia języka 

symbolicznego, lecz wiedza ta wychodzi na jaw dopiero w stanie rozkojarzenia  

 

wywołanego hipnozą. Autor owej księgi 

Talmudu utrzymuje, iż to samo odnosi się także do stanu snu, że śpiąc rozumiemy znaczenie innego marzenia sennego i 

możemy je prawidłowo zinterpretować. Nie ulega wątpliwości, że powtarzający się sen ma szczególne znaczenie. Wielu 

współczesnych psychologów obserwuje, iż sen, który jakaś osoba miewa wielokrotnie, dotyczy doniosłych wątków jej życia. 

O tyle, o ile jakaś osoba skłania się ku temu, by postępować ciągle zgodnie z takim  leitmotivem,  można powiedzieć, iż 

powtarzające się sny często przepowiadają również przyszłe zdarzenia w życiu tej osoby.

Szczególne zainteresowanie budzi talmudyczna interpretacja symboli. Stosuje się ona do wytycznych Freuda, na przykład 

przy objaśnianiu snu, że ktoś “podlewa drzewo oliwne oliwą."

30

  Interpretacja głosi, iż ów sen symbolizuje kazirodztwo. W 

marzeniu sennym, w którym śniący widzi, jak całują się jego oczy, symbol ów oznacza stosunek płciowy z siostrą.

Gdy symbole, które w istocie nie są seksualne, interpretuje ona jako seksualnie znaczące, symbole wyraźnie seksualne 

tłumaczy najczęściej jako oznaczające coś nieseksualnego. Tak więc nasze źródło talmudyczne mówi, że marzenie senne, w 

którym ktoś ma stosunek płciowy ze swoją matką, znaczy, iż może mieć nadzieję na osiągnięcie wielkiej mądrości. Albo też, 

że ten, kto śni, iż obcuje płciowo z zamężną kobietą, może być pewny własnego zbawienia. Talmudyczna interpretacja opiera 

się najwidoczniej na idei, że symbol zawsze oznacza coś innego, przeto symbol, który sam w sobie jest seksualny, musi zna-

czyć   coś   odmiennego   od   swego   jawnego   sensu.   Wprowadza   jednakże   ciekawe   zastrzeżenie.   Mężczyzna,   który   śni   o 

stosunku płciowym z zamężną kobietą, może być pewny swego zbawienia, jeśli nie znał przedtem kobiety ze swego snu i 

jeśli nie trapiły go żądze seksualne, gdy zasypiał. 

31

 Widzimy tu, jak wielką wagę przywiązuje pogląd talmudyczny do nastroju 

człowieka przed zaśnięciem. Jeśli trapiły go żądze seksualne czy nawet jeśli znał jedynie przypadkowo kobietę, która mu się 

śniła,  musimy  się  spodziewać,  że  ogólna  reguła,  zgodnie  z  którą  symbol  oznacza  coś  innego,  traci   swą  ważność  i  że 

symbolika seksualna wyraża seksualne pragnienie.

Średniowieczna   interpretacja   snów   pokrywa   się   na   ogół   z   linią   postępowania,   jaką   obserwowaliśmy   u   starożytnych 

klasyków. Autor z czwartego stulecia, Synesios z Kyreny, podaje jedną z najprecyzyjniej i najpiękniej sformułowanych teorii, 

że marzenia senne wywodzą się ze wzmożonej zdolności do intuicyjnego wglądu podczas snu.

“Jeśli  marzenia  senne  przepowiadają  przyszłość,  jeśli  wizje  ukazujące  się  umysłowi  w  czasie  snu  udzielają  pewnych 

wskazań, dzięki którym wieszczymy przyszłe rzeczy,  marzenia senne będą zarazem prawdziwe i niejasne, nawet w ich 

ciemności będzie przebłyskiwać prawda. Bogowie okryli grubą zasłoną życie ludzkie" (Hezjod).

Nie   dziwię   się,   że   sen   umożliwił   niektórym   odkrycie   jakiegoś   skarbu;   i   że   ktoś   mógł   zasnąć   jako   wielki   ignorant,   a 

nawiązawszy w marzeniu  sennym rozmowę  z  Muzami  przebudzić się jako  poeta,  przytrafiło się  to  niektórym za moich 

czasów i nie ma w tym nic osobliwego. Nie mówię o tych, którym objawiło się we śnie grożące im niebezpieczeństwo czy też 

dowiedzieli się o lekarstwie, które by ich wyleczyło. Ale gdy sen otwiera duszy drogę ku najdoskonalszym oglądom rzeczy 

prawdziwych, tej duszy, która uprzednio nie pożądała tego oglądu ani też nie zamierzała wznieść się w sferę intelektu, oraz 

pobudza ją do przekroczenia natury i połączenia się na powrót ze sferą czysto pojęciową, od której odbiegła tak daleko, że 

nie wie nawet, skąd przybyła, to, jak mówię, jest najbardziej zdumiewające i niejasne.

Jeśli ktoś uważa to za rzecz niezwykłą, aby dusza wzniosła się w ten sposób do wyższego regionu, i nie wierzy, że droga 

ku temu szczęśliwemu zespoleniu wiedzie przez imaginację, niech posłucha świętych wyroczni, które mówią o różnych 

drogach prowadzących do wyższej sfery. Po wyliczeniu rozmaitych  subsidiorum,  które wspierają duszę w jej wzlocie po-

budzając i rozwijając jej siły, mówią one:

30 Tamże, 56 b.
31 Tamże, 58 b.

55

background image

Nauka niesie niektórym światło, We śnie znajdują inni natchnienie. Księgi sybillińskie

Widzicie więc rozróżnienie, które wprowadza wyrocznia: z jednej strony natchnienie, z drugiej zaś nauka; to pierwsze, jak 

rzecze   ona,   jest   zespołem   wskazań   udzielanych   nam,   gdy   czuwamy,   ta   druga   zaś,   gdy   śpimy.   Kiedy   czuwamy,   rolę 

wykładowcy pełni zawsze jakiś człowiek; lecz gdy śpimy, wiedza nasza pochodzi właśnie od Boga...

Dzięki   swemu  charakterowi  wieszczenie  ze  snów  jest   dostępne  wszystkim;   jasne  i  pozbawione  zwodniczości,   wyraźnie 

racjonalne, święte, ponieważ nie posługuje się gwałtownymi metodami, może być doświadczane gdziekolwiek; obywa się 

bez źródła, skały i otchłani, a zatem jest tym, co prawdziwie boskie. Aby je uprawiać, nie trzeba zaniedbywać żadnego z 

naszych zajęć ani też wykradać jakiejś pojedynczej chwili z naszego działania... Nikomu się nie zaleca, aby porzucił pracę i 

poszedł spać, zwłaszcza zaś, by miał sny. Ponieważ jednak ciało nie może wytrzymać długotrwałego nocnego czuwania, 

owe   chwile,   które   zrządzeniem   natury   mamy   poświęcać   na   spoczynek,   przynoszą   nam   wraz   ze   snem   pewną   rzecz 

dodatkową, cenniejszą niż sam sen: ta naturalna konieczność staje się źródłem przyjemności i nie śpimy po prostu, aby żyć, 

lecz by się nauczyć żyć dobrze...

Ale wieszcząc ze snów, każdy z nas czerpie tworzywo z samego siebie; cokolwiek byśmy uczynili, nie możemy oddzielić 

się od naszej wyroczni: ona mieszka z nami; ściga nas wszędzie, w naszych podróżach, na wojnie, w życiu publicznym, w 

pracy na roli, w przedsięwzięciach handlowych. Prawa żadnej z zawistnych republik nie wzbraniają wieszczenia; gdyby 

nawet zakazywały, nie mogłyby nic zdziałać: jakże bowiem można udowodnić takie przekroczenie? Jakąż szkodę przynosi 

sen?  Żaden  tyran  nie  jest   w  stanie  przeforsować  edyktu  przeciw  snom  ani  też  -  tym  bardziej  -  zakazać  snu  w  swych 

posiadłościach;  byłoby  to zarazem  szaleństwem  nakazywanie rzeczy niemożliwych  i  bezbożnością przeciwstawianie  się 

wymaganiom natury oraz Boga.

Wszyscy zatem oddajmy się interpretacji snów, mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy, bogaci i biedni, lud i obywatele, a także 

ci, co stoją na straży prawa, mieszkańcy miast i wsi, rzemieślnicy i oratorzy. Nikt nie jest uprzywilejowany ani przez płeć, ani 

przez  wiek,   ani   też  majątek   czy  zawód.   Sen   ofiaruje   swe  usługi   wszystkim,   jest   wyrocznią   zawsze   gotową   pełnić  rolę 

naszego  nieomylnego i milczącego  doradcy; w tych misteriach  nowego rodzaju każdy  jest  zarazem  kapłanem  i świeżo 

wtajemniczonym. Sen, podobnie jak i wieszczbiarstwo, zapowiada nam przyszłe radości, a dzięki owemu przewidywanemu 

szczęściu,   które  nam   niesie,   przydaje  naszym  przyjemnościom   dłuższe  trwanie;  uprzedza  nas  nadto   o  grożących   nam 

niepowodzeniach,   tak   byśmy   mieli   się   na   baczności.   Czarowne,   pełne   nadziei   obietnice,   tak   drogie   człowiekowi, 

dalekowzroczne, nasycone lękiem I przypuszczenia - wszystko to przychodzi ku nam przez sny. W praktyce nic bardziej nie 

nadaje się do podtrzymywania w nas nadziei; to dobro tak wielkie i tak cenne, iż bez niego nie bylibyśmy w stanie,    jak 

mawiali najznakomitsi sofiści, dźwigać brzmienia życia..." 

32

Zaprezentowany   tu   punkt   widzenia   Synesiosa   przy   pominają   teorie   marzeń   sennych   głoszone   przez   żydowskich 

arystotelików  w   dwunastym   i   trzynastym  stuleciu.   Największy   z   nich,   Majmonides,   stwierdza,   iż   rojenia   senne,   tak   jak 

proroctwo, mają swe źródło w działaniu daru wyobraźni podczas snu. Czy sam śniący potrafi oddzielić racjonalną część 

marzenia sennego od jego symbolicznej osłony, czy też potrzebuje pomocy wykładacza snów, zależy to od stopnia, w jakim 

ów wgląd spowity jest w symbole, i od siły jego władzy sądzenia.  

33 

Tomasz z Akwinu rozróżnia cztery rodzaje snów “Jak 

wyżej powiedziano, wróżenie jest rzeczą zabobonną i bezprawną, gdy opiera się na fałszywych mniemaniach. Dlatego też 

musimy rozważyć, co jest prawdą w kwestii przewidywania przyszłości na pod stawie snów. Otóż sny są czasami przyczyną 

przyszłych   wydarzeń.   Niepokój,   jaki   wkrada   się   do   umysłu   jakiejś   osoby,   wywołany   tym,   co   widziała   w   śnie,   może 

powodować, że osoba ta coś czyni lub czegoś unika; niekiedy sny są znakami przyszłych wydarzeń w tym stopniu, w jakim 

dają  się  przypisać  jakiejś  wspólnej  przyczynie,  zarówno  snów,   jak  i  przyszłych  wypadków;  w  ten  sposób  na  podstawie 

marzeń sennych często poznaje się przyszłość. Musimy zatem rozważyć, co jest przyczyną snów i czy może to stanowić 

32 Synesitos z Kyreny, On Dreans. Cyt. Wg Wooda
33 J.Guttman,Die Philosophie des Judentumus,Munich 1933.

56

background image

przyczynę przyszłych zdarzeń lub też mieć z nimi związek.

Odpowiednio   do   tego   można   zauważyć,   że   przyczyna   snów   znajduje   się   czasami   w   nas,   czasami   zaś   poza   nami. 

Wewnętrzna przyczyna snów jest dwojaka: jedna dotyczy duszy, o tyle, o ile sprawy, które zaprzątały ludzkie myśli i uczucia 

na jawie, powracają w wyobraźni człowieka podczas snu. Tego rodzaju przyczyna snów nie jest przyczyną przyszłych wy-

padków, tak że tego typu marzenia senne wiążą się jedynie przypadkowo z przyszłymi wydarzeniami i jeśli kiedykolwiek 

będą  zbieżne,  będzie  to  zwykły  traf.   Czasem  jednak  wewnętrzna  przyczyna   snów  dotyczy  ciała,  ponieważ  wewnętrzna 

dyspozycja ciała prowadzi do tworzenia się pewnego odruchu w wyobraźni, zgodnego z tą dyspozycją; tak więc człowiek, w 

którym gromadzi się nadmiar zimnych humorów, śni, iż znajduje się w wodzie lub śniegu; z tego też powodu lekarze mówią, 

że powinniśmy zwracać uwagę na sny, aby wykryć wewnętrzne dyspozycje.

Podobnie zewnętrzna przyczyna snów jest dwojaka, cielesna oraz duchowa. Cielesna jest ona o tyle, że na imaginację 

śpiącego oddziałuje albo otaczająca atmosfera, albo też nacisk jakiegoś ciała niebieskiego, tak że podczas snu pewne 

obrazy ukazują się mu stosownie do układu ciał niebieskich. Przyczyna duchowa daje się czasami przypisać Bogu, który 

objawia ludziom w ich snach pewne rzeczy za sprawą aniołów, zgodnie z Księgą Liczb, 12 : 6; “Jeśli kto jest między wami 

prorokiem Pańskim, w widzeniu ukażę się mu albo przez sen będę mówił do niego.” Niekiedy jednak demony sprawiają, że 

pewne obrazy ukazują się ludziom we śnie, i tym sposobem odsłaniają czasem pewne rzeczy przyszłe tym, którzy weszli z 

nimi w bezprawne układy.

Stosownie   do   tego   musimy   powiedzieć,   że   wykorzystywanie   marzeń   sennych   do   przewidywania   przyszłości   nie   jest 

bezprawnym wieszczeniem dopóty dopóki owe marzenia zawdzięczamy boskiemu objawieniu bądź też jakiejś naturalnej 

przyczynie wewnętrznej lub zewnętrznej, i tak dalece, jak tylko sięga skuteczność tej przyczyny. Ale wieszczenie to stanie się 

bezprawne i zabobonne, jeśli będzie się zanim kryć odsłanianie rzeczy przyszłych przez demony, z którymi zawarto pakt, czy 

to bezpośrednio przywołując je w tym celu, czy też pośrednio, przy wróżeniu wykraczającym poza dopuszczalne granice. 

Tyle o naszych odpowiedziach na zarzuty”.» 

34

Akwinata, tak jak Artemidor i inni, wierzył, iż niektóre sny są zsyłane od Boga. Te sny, które interpretuje on jako wywodzące 

się   z   duszy   śniącego,   nie   są   tu   wyrazem   najwyższej   władzy   sądzenia,   jak   utrzymywał   Majmonides,   lecz   przejawem 

imaginacji   śniącego,   pochłoniętej   tymi   samymi   pragnieniami!   i   zainteresowaniami   co   w   ciągu   dnia.   Rzecz   ciekawa,   że 

podobnie   jak   indyjscy  i   greccy  myśliciele Akwinata   uważa,  iż  symbole  marzenia  sennego   wskazują  na   pewne   procesy 

somatyczne i że wewnętrzne dyspozycje organizmu można rozpoznać dzięki interpretacji snów.

Nowożytna   interpretacja   snów   (od   siedemnastego   stulecia)   jest   zasadniczo   wariacją   na   temat   teorii   głoszonych   w 

starożytności i w średniowieczu, mimo że dawały się już wówczas zauważyć nowe orientacje myślowe.

Chociaż już kilku dawniejszych autorów podtrzymywało teorie, iż sny mogą być wyrazem dyspozycji cielesnych, Hobbes 

przyjmuje, że wszelkie marzenia senne są wynikiem podniet cielesnych, a jest to pogląd wyznawany szeroko aż po dzień 

dzisiejszy i często wykorzystywany do zbijania twierdzeń Freuda:

“Skoro widzimy, że sny są wywoływane przez poruszenie w pewnych częściach wewnętrznych ciała, to z konieczności 

rzeczy różne poruszenia w tych częściach muszą wywoływać różne sny. I stąd jest to, że leżenie w chłodzie wywołuje sny 

połączone ze strachem i budzi myśli i obraz jakiegoś przedmiotu strasznego (ruchy od mózgu ku częściom wewnętrznym i 

od części wewnętrznych do mózgu są bowiem związane ze sobą). Podobnie zaś jak gniew wywołuje gorąco w pewnych 

częściach ciała w stanie czuwania, tak również we śnie nadmierne nagrzanie pewnych części ciała wywołuje gniew i budzi w 

mózgu wyobrażenie nieprzyjaciela. W podobny sposób jak naturalny wdzięk wywołuje pożądanie, gdy jesteśmy w stanie 

czuwania, i jak pożądanie zwiększa ciepło w pewnych innych częściach ciała, tak też zbyt wiele ciepła w tych częściach w 

czasie snu budzi w mózgu wyobrażenie jakiegoś wdzięku. Streszczając: nasze sny są odwrotnością naszych wyobrażeń w 

34 " Thomas Aquinas, Sanctus, Summa theologica., pars II qu. 95. Cyt. wg: “The Summa Theologica" oj St. Thomas Aąuinas, część II, 
kwestia 95, artykuł 6, London 1922, s. 205- -206.

57

background image

stanie czuwania; gdy jesteśmy w stanie czuwania, ruch zaczyna się od jednego końca; gdy śpimy, od innego." 

35

Nie zdziwi nas twierdzenie, że filozofowie Oświecenia odnosili się sceptycznie do wszelkich twierdzeń, iż sny są zsyłane 

od Boga bądź też że można z nich przepowiadać.

Wolter   demaskuje   ideę,   iż   sny   pouczają   i   przepowiadają   przyszłość,   jako   niedorzeczny   przesąd.  Ale   pomimo   takich 

zapatrywań uważa on, iż często podczas snu korzystamy z naszych najwyższych władz sądzenia, chociaż sam sen jest 

najczęściej wynikiem podniet cielesnych lub braku umiaru:

“Musimy przyznać za Petroniuszem:  quidquid luce, tenebris agit.  Znam adwokatów, którzy wygłaszali mowy obrończe w 

marzeniach

 

sennych,

 

matemayków

 

usiłujących

 

rozwiązywać

 

we

 

śnie

 

problemy,

a także poetów, którzy składali wtedy wiersze. Sam ułożyłem kilka, a są one całkiem znośne. Jest przeto rzeczą bezsporną, 

że biegnące kolejno idee pojawiają się zarówno w czasie snu, jak i na jawie, z pewnością zaś idee te napływają wbrew nam. 

Myślimy podczas snu, podobnie jak obracamy się w łóżkach, a wola nasza nie ma żadnego udziału ani w motywach, ani w 

myślach. Wielebny Ojciec Malebranche ma rację twierdząc, iż nie potrafimy sami tworzyć idei. Czemuż to bowiem mamy 

bardziej panować nad nimi na jawie niż we śnie?" 

36

Kantowska teoria marzeń sennych przypomina teorię Wolter a. Kant również sądził, że sny nasze nie zawierają żadnych 

wizji i świętych natchnień. A ich źródło tkwi po prostu w niedomaganiach żołądka. Ale stwierdza również:

“Przypuszczam   raczej,   iż   były   one   [wyobrażenia   we   śnie]   wtedy   jaśniejsze   i   rozleglejsze   niż   najbardziej   wyraźne 

wyobrażenia czuwającego; spodziewać się tego należy, wobec zupełnej nieczynności zmysłów zewnętrznych, po istocie tak 

czynnej   jak   dusza.   Jednakże   ponieważ   w   czasie   ich   wytwarzania   ciało   i   ludzkie   nie   było   odczute   łącznie   z   nimi,   nie 

towarzyszy im przy przebudzeniu się jego wyobrażenie, | które by dopomogło świadomości uważać poprzedni stan myśli 

jako należący do tej samej osoby. Postępowanie niektórych lunatyków, wykazujących w tym stanie niekiedy więcej rozumu 

niż podczas czuwania, chociaż nic o tym nie pamiętają po przebudzeniu, potwierdza możliwość tego, co przypuszczają o 

śnie.

Marzenia senne, tj. wyobrażenia śpiącego, o ile je pamięta przy przebudzeniu, tu nie należą. W tym bowiem wypadku 

człowiek nie jest zupełnie uśpiony; otrzymuje on do pewnego stopnia jasne wrażenia i wplata czynności swoje duchowe w 

postacie zmysłowe. Dlatego też przypomina on je sobie częściowo po przebudzeniu się, ale też dostrzega w nich niekiedy 

dzikie i niesmaczne urojenia, czego też się spodziewać należało, gdyż idee fantazji i wrażenia zmysłowe są w nich z sobą 

pomieszane."

 37

Goethe   również   akcentuje   naszą   wzmożoną   zdolność   racjonalnego   pojmowania   podczas   snu.   Gdy   Eckermann 

opowiedział mu o dość poetyckim śnie, jaki miał, Goethe oświadczył:

“Widać... Muzy odwiedzają pana nawet i we śnie, i to ze szczególną życzliwością. Musi pan przyznać, że na jawie trudno 

by panu było wymyślić coś tak swoistego i pięknego."

I nie tylko nasz dar wyobraźni jest większy podczas snu niż w życiu na jawie, lecz także wrodzone dążenia do zdrowia 

oraz szczęścia przejawiają się z większą mocą podczas snu niż podczas czuwania:

“W   naturze   ludzkiej   tkwią   cudowne   moce   -   odpowiedział   Goethe   -   i   właśnie   wtedy,   gdy   żywimy   najmniej   nadziei, 

przygotowuje nam ona miłą niespodziankę. W życiu moim był czas, kiedy zasypiałem ze łzami, ale w snach przychodziły do 

mnie najmilsze postacie, aby pocieszyć mnie i uszczęśliwić, tak że na drugi dzień rano stałem znów mocno na nogach, 

świeży i radosny."

 38

Jedną   z   najpiękniejszych   i   najbardziej   zwięzłych   wypowiedzi   na   temat   wyższego   racjonalnego   charakteru   procesów 

myślowych zachodzących we śnie wygłosił Emerson:

35 T. Hobbes, Lewlatan, Warszawa 1954, s. 15.
36 Voltałre, Dtctlonnairo philosophiąue, Paris 1954, s. XXXII, 1 632. Cyt. wg Voltaire'a, A Phllosophical Dictionary Som nambulist and 
Dreamers, 
vol. VII, par. I, g. S 1 9.
37 I. Kant, Marzenia jasnowidzącego. Warszawa 1899, s. 36- 37.
38 J. P. Eckermann, Rozmowy z Goethem, Warazawa 1960, t. II, s. 21.

58

background image

“W snach zawiera się poetycka prawość i prawda. Tą otchłanią i jamą na śmieci, w której kłębią się myśli, zawiaduje także 

pewien rozsądek. Ich osobliwe odstępstwo od natury dokonuje się jednak w łonie natury wyższej. Wydaje się, iż sugerują 

nam obfitość i potoczystość myśli nie znaną doświadczeniu na jawie. Ich niezależność od nas uraża naszą dumę, a mimo to 

rozpoznajemy się. w tym szalonym natłoku i zawdzięczamy snom pewnego rodzaju umiejętność wieszczenia oraz mądrość. 

Moje marzenia senne nie są mną; nie są też naturą, czyli nie mną; są jednym i drugim zarazem. Tkwi w nich podwójna 

świadomość, zarazem pod- i przedmiotowa. Zjawy, jakie się w nich pojawiają, zwiemy wprawdzie tworem naszej wyobraźni, 

lecz poczynają on sobie jak buntownicy strzelający do swego dowódcy wykazują tym samym, że każdy czyn, każda myśl, 

każda sprawa jest dwubiegunowa, a w działaniu zawiera się przeciwdziałanie. Jeśli uderzam, uderzeni spada także na mnie, 

jeśli ścigam, jestem także ścigany.

Mądre,   czasami   zaś   budzące   grozę   wskazania   podsuwa   w   nich   człowiekowi   jakaś   całkiem   nieznana   inteligencja. 

Zaskakuje go nieraz w życiu zarówno słuszność, jak i doniosłość tej fantasmagorii. Nieraz może się wydawać, że pękły 

okowy   świadomości   i   osiągnięto   swobodniejszy   sposób   wyrazu.   We   wszystkich   epokach   sny   nosiły   często   proroczy 

charakter.   Dojrzewają   w  nich  bowiem   częstokroć   przekonania,  które  nie  zostały  jeszcze  świadomie  sformułowane,  lecz 

elementy ich już sobie przyswoiliśmy. Tak więc gdy czuwam, znam charakter Ruperta, ale nie zastanawiam się nad tym, co 

on może robić. W marzeniach sennych widzę, jak bierze udział w pewnych działaniach, które wydają się niedorzeczne, poza 

wszelką przydatnością. Jest w nim wrogość, okrucieństwo, jest przerażający, a na domiar podszyty strachem. W rok później 

okazało się to proroctwem. Ale charakterystyka ta tkwiła już w moim umyśle i wróżebne sny nadały jej po prostu kształt 

rzeczywisty. Czemuż zatem symptomy, wróżby, przeczucia nie miałyby być, jak mówiono, oznakami duszy?

Doświadczenie to prowadzi nas do wzniosłej sfery przyczyn i zaznajamia z identycznością wszelkich niepodobnych na 

pozór skutków. Dowiadujemy się, iż czyny, których szpetota podlega bardzo różnym ocenom, wywodzą się z tych samych 

uczuć. Sen zdejmuje kostium okoliczności, obdarza nas bezlitosną wolnością, tak że każda chęć ponagla do czynu. Bystry 

człowiek tłumaczy swe sny mając na względzie samopoznanie; nie zajmują go jednak szczegóły, lecz charakter snu.

Jaka   przypada   mu   w   nich   rola   -   radosna,   męska,   czy   też   rola   bzdurna   i   licha?   Choćby   zjawiały   się   w   najbardziej 

monstrualnej i groteskowej postaci, tkwi w nich elementarna prawda. To samo spostrzeżenie można rozciągnąć na różne 

zdumiewające znaki i zbiegi okoliczności. Wszystkie zaś mają to do siebie, że ich przyczyna kryje się zawsze w jednostce. 

Goethe powiedział: “Te dziwaczne obrazy, o tyle, o ile rodzą się w nas, mogą śmiało stanowić analogię do całego naszego 

życia i losu.” 

39

Wypowiedź   Emersona   jest   znacząca,   ponieważ   rozpoznaje   on   jaśniej   niż   ktokolwiek   przed   nim   związek   między 

charakterem a snem. Nasz własny charakter odzwierciedla się w marzeniach sennych, zwłaszcza zaś te jego aspekty, które 

nie dają się zaobserwować w naszym jawnym zachowaniu. Odbija się w nich także charakter innych. Gdy czuwamy, rzuca 

nam się przeważnie w oczy jedynie ich zachowanie oraz działalność. W snach poznajemy ukryte siły tkwiące u podstaw ich 

zachowania; dlatego też marzenia senne mogą częstokroć przepowiadać przyszłe działania.

Kończę   ów   krótki   przegląd   historii   interpretacji   snów   jedną   z   najoryginalniejszych   i   najbardziej   interesujących   teorii 

traktujących o marzeniach sennych, teorią Henri Bergsona. Podobnie jak Nietzsche, Bergson przypuszcza, iż różne podniety 

cielesne wywołują marzenia senne; ale w przeciwieństwie do Nietzschego sądzi, iż podniet tych nie należy wyjaśniać jako 

dominujących żądz i namiętności, jakie w nas drzemią, lecz że na sen składają się zepchnięte w niepamięć wspomnienia, 

które wybieramy z naszego bezmiernego, prawie nieograniczonego zasobu wspomnień, a które owym podnietom cielesnym 

odpowiadają.   Bergsonowska   teoria   pamięci   zbliża   się   bardzo   do   teorii   Freuda.   Bergson   także   zakłada,   iż   niczego   nie 

zapominamy i że to, co pamiętamy, sta-nowi jedynie drobny wycinek całości naszej pamięci. Pisze on:

“Nasze wspomnienia w każdej chwili tworzą jednolitą całość, jak gdyby piramidę, której szczyt tkwi dokładnie w naszym 

39 . W. Emerson, Lectures and Biographical Sketche Rs, “Demonology", The. Riverside Press, Cambridge, Houghton Mifflin Company, 
Boston and New

York, 1883 i 1904

59

background image

bieżącym działaniu. Ale za wspomnieniami, które dotyczą naszych obecnych zajęć i ujawniają się za ich pośrednictwem, 

kryją się inne, tysiące innych, nagromadzonych pod sceną oświetloną przez świadomość. Wierzę prawdziwie głęboko, iż jest 

tam całe nasze przeszłe życie, zachowane nawet w najdrobniejszych szczegółach, i że niczego nie zapominamy, a wszystko 

to, co było przedmiotem naszych odczuć, postrzeżeń, myśli, pragnień, od pierwszego przebudzenia się naszej świadomości 

utrzymuje się w stanie niezniszczalnym. Ale wspomnienia, które przetrwały w tej ciemnej głębi, istnieją tam jako niewidoczne 

zjawy. Być może łakną one światła, lecz nawet nie próbują do niego się wznieść, wiedzą bowiem, iż jest to niemożliwe i że ja, 

jako istota żywa i działająca, mam coś innego do zrobienia niż zajmować się nimi. Przypuśćmy jednak, ż w jakiejś chwili 

przestaję się interesować obecną sytuacją, obecną działalnością - krótko mówiąc, tym wszystkim, co uprzednio przykuwało 

moją   pamięć   i   nią   kierowało;   innymi   słowy,   przyjmijmy,   że   śpię.   Wtedy   wspomnienia   te,   postrzegając,   iż   usunąłem 

przeszkodę   i   uniosłem   zapadnię,   która   więziła   je   w   głębi   świadomości,   wyłaniają   się   z   czeluści,   ożywają,   poruszają, 

wykonując   w   nocy   nieświadomości   wielki   taniec   grozy.   Pędzą   pospołu   ku   drzwiom,   które   zostały   uchylone.   Wszystkie 

bowiem chcą się przedostać. Nie mogą jednak; jest ich przecież zbyt wiele. Z mnogości zawezwanych które będą wybrane? 

Nietrudno na to odrzec. Poprzednio, gdy czuwałem, wspomnieniami, które się przedarły, były te, które mogły rościć sobie 

prawo do pokrewieństwa z bieżącą sytuacją, z tym, co akurat widziałem i słyszałem wokół siebie. Teraz zaś wzrok mój 

przykuwają bardziej mgliste obrazy, w ucho wpadają mi bardziej nieuchwytne dźwięki, na powierzchni mego ciała rozlokował 

się bardziej niezdecydowany zmysł dotyku, lecz dają się tu także zaobserwować liczniejsze wrażenia, które wyłaniają się z 

najgłębszych tajników organizmu. Tak więc pośród ułudnych wspomnień, marzących o wypełnieniu się barwą, brzmieniem, 

krótko mówiąc, materialnością, jedynymi, którym się to udaje, są te wspomnienia, które mogą złączyć się z mgiełką kolorów, 

jakie postrzegamy, zewnętrznymi i wewnętrznymi wrażeniami, jakich doznajemy, etc, i które poza tym reagują na uczuciowy 

ton naszej ogólnej wrażliwości. Kiedy jednoczy się pamięć z wrażeniem, zaczynamy śnić..." 

40

Bergson uwydatnia różnicę między stanem czuwania i snu:

“Pytasz mnie, co ja właściwie robię, gdy śnię? Powiem ci, co robisz na jawie. Chwytasz mnie, mnie ze snów, mnie jako 

całość twej przeszłości, i zmuszasz, stale mnie pomniejszając, abym dopasował się do wąskiego kręgu, który zakreślasz 

wokół swej bieżącej działalności. To właśnie oznacza czuwanie. Oto co znaczy prowadzić normalne życie psychiczne. Oto co 

znaczy walczyć. A także pragnąć. Co się zaś tyczy marzenia sennego, czy istotnie odczuwasz potrzebę, abym ci je wyjaśnił? 

Jest to stan, w którym się w sposób naturalny pogrążasz, gdy dajesz folgę swoim uczuciom, gdy nie masz już możliwości 

skupić   się   na  jakimkolwiek   punkcie,   gdy  wreszcie  przestałeś  pragnąć.  Tym,  co  w  znacznie   większym  stopniu   wymaga 

wyjaśnienia, jest ów zdumiewający mechanizm, dzięki któremu w każdej chwili wola twoja uzyskuje natychmiast i prawie 

nieświadomie   ześrodkowanie   wszystkiego,   co   tkwi   w   tobie,   na   tym   samym   punkcie,   punkcie,   który   wzbudza   twe 

zainteresowanie. Ale  wyjaśnienie  tego   należy  do  zadań  normalnej   psychologii,  psychologii   czuwania,  chcenie  bowiem   i 

czuwanie są jedną i tą samą rzeczą." 

41

Uwypuklenie przez Bergsona natury w stanie czuwania w porównaniu z naturą w stanie snu jest punktem widzenia, który 

tkwi u podstaw mojej własnej teorii marzeń sennych. Różnica jednak polega na tym, iż Bergson zakłada, że we śnie wykazu-

jemy po prostu brak zainteresowania i że podniety cielesne są jedynymi czynnikami, którymi się zajmujemy; ja natomiast 

przyjmuję, iż interesujemy się! żywo swoimi własnymi pragnieniami, obawami oraz intuicjami, chociaż nie dzieje się to w 

ramach opanowywania rzeczywistości.

Nawet ten krótki zarys historii interpretacji snów wykazuje, iż zarówno w odniesieniu do tych, jak i wielu innych obszarów 

ludzkiego   poznania   mamy  wątłe   podstawy,   by  sądzić,   że   wiedza   nasza   góruje   nad   wiedzą   właściwą  wielkim   kulturom 

przeszłości. Istnieją jednak pewne odkrycia, których nie można znaleźć w żadnej z dawniejszych teorii: Freudowska] zasada 

wolnych  skojarzeń  jako   klucz   do  zrozumienia  marzeń  sennych  i  jego  wgląd   w  naturę  opracowania  marzenia  sennego, 

40 H. Bergson, Dreams. New York 1914, s. 33-35.
41 Tamże, s. 49. 144

60

background image

szczególnie zaś odkrycie takich mechanizmów jak zgęszczenie i przesunięcie. Nawet komuś, kto bada marzenia senne od 

wielu lat, trudno wyjść z podziwu, gdy widzi, jak skojarzenia wielu różnych i często odległych wspomnień i doświadczeń] 

zbiegają   się   ze   sobą,   umożliwiając   odsłonięcie   wizerunku   prawdziwych   myśli  śpiącego   skrytych   pod   powłoką   jawnego 

marzenia sennego, które jest często niezrozumiałe bądź zwodnicze.

Co się tyczy dawnych teorii marzeń sennych, wystarczy stwierdzić w podsumowaniu, że większość badaczy snów wyznaje 

jeden z takich oto dwu poglądów: marzenia senne albo przejawiają naszą zwierzęcą naturę, będąc bramą złudzeń, albo też 

są wyrazem naszych najbardziej racjonalnych sił - wrotami prawdy. Niektórzy z nich wierzą, tak jak Freud, że wszelkie sny są 

natury irracjonalnej; inni, jak Jung, że wszystkie one są objawieniami wyższej mądrości. Ale wielu badaczy podziela pogląd 

wyrażony na kartach tej książki - że marzenia senne mają w sobie coś zarówno z naszej irracjonalnej, jak i racjonalnej natury 

i że sztuka interpretacji snów ma właśnie na celu zrozumienie, kiedy w marzeniu sennym daje o sobie znać lepsza część 

naszego “ja", a kiedy wyziera z niego nasza natura zwierzęca.

VI. SZTUKA INTERPRETACJI SNÓW

Zrozumienie   języka   marzeń   sennych   jest   sztuką   która,   jak   wszelka   sztuka,   wymaga   wiedzy,   talentu,   I   wprawy   oraz 

cierpliwości.  Talentu,   umiejętności   stosowania  w  praktyce   tego,   czego  się  nauczyliśmy,   i   cierpliwości   nie  nabywa   się   z 

książek.  Ale   wiedzę   konieczną   do   zrozumienia   języka   marzeń   sennych   j   można   przekazywać   i   taki   jest   właśnie   cel 

niniejszego  rozdziału. Ponieważ jednak  książka  ta  jest  pisana z myślą  o  laikach  i  początkujących badaczach,  niniejszy 

rozdział pokusi się jedynie o podanie stosunkowo prostych przykładów marzeń sennych jako ilustracji najistotniejszych zasad 

stosowanych w interpretacji snów.

Z naszych teoretycznych rozważań na temat znaczenia i funkcji marzenia sennego wynika, że jednym z najdonioślejszych 

i   często   najtrudniejszych   problemów   w   interpretacji   snów   jest   kwestia   rozpoznania,   czy   sen   jest   jakimś   irracjonalnym 

spełnieniem życzenia, wyraża zwykły strach lub niepokój, czy też stanowi jakiś wgląd w wewnętrzne lub zewnętrzne  siły i 

zjawiska. Czy sen ten należy pojmować jako głos naszego niższego, czy też wyższego “ja"? Jak i postępować, aby wykryć 

klucz do właściwej interpretacji snu?

A oto inne kwestie związane z techniką interpretacji snów: czy są nam potrzebne skojarzenia śniącego, jak postuluje Freud, 

czy też możemy zrozumieć sen bez nich? W jakim stosunku pozostaje sen do niedawnych wydarzeń, szczególnie zaś do do-

świadczeń,   jakie   stały   się   udziałem   śniącego   w   dniu   poprzedzającym   ów   sen,   i   jakie   pokrewieństwo   łączy   go   z   całą 

osobowością śniącego, obawami i pragnieniami zakorzenionymi w jego charakterze?

Chciałbym rozpocząć od prostego snu ilustrującego fakt, iż tworzywo żadnego snu nie jest pozbawione znaczenia:

Pewna młoda kobieta interesująca się problemami interpretacji snów opowiada swemu mężowi przy śniadaniu: “Dzisiejszej 

nocy miałam sen, który dowodzi, że bywają marzenia senne całkiem pozbawione sensu. Sen sprowadzał się po prostu do 

tego,   że   widziałam   siebie,   jak   podaję   ci   do   stołu   na   śniadanie   truskawki."   Mąż   śmiejąc   się   mówi:   “Zdajesz   się   tylko 

zapominać, że truskawki są jedynymi owocami, których nie jadam."

Sen ten oczywiście nie jest pozbawiony znaczenia. Kobieta podsuwa swemu mężowi coś, czego - jak wie - ten nie może 

przyjąć, co jest mu niepotrzebne i nie sprawia mu żadnej przyjemności. Czy ów sen wskazuje na to, że jest ona sfrustrowaną 

osobowością, znajdującą przyjemność w podawaniu tego właśnie, co nie jest możliwe do przyjęcia? A może ukazuje głęboko 

zakorzeniony konflikt tkwiący w małżeństwie tych dwojga ludzi, wywołany jej charakterem, lecz zupełnie sobie przez nią nie 

uświadamiany?  Może   jest   tylko  reakcją   na   rozczarowanie,   jakie   sprawił   jej   mąż   poprzedniego   dnia,   wyrazem   jakiegoś 

przelotnego gniewu, którego się pozbywa w akcie odwetu zawartym w marzeniu sennym?

Nie zdołamy odpowiedzieć na te pytania, nie mając szerszej wiedzy o śniącej i jej małżeństwie, ale przecież wiemy, że ów 

sen nie był pozbawiony znaczenia.

Następny sen jest bardziej skomplikowany, choć w istocie nietrudny do zrozumienia:

61

background image

Pewien adwokat, w wieku lat dwudziestu ośmiu, budzi się i przypomina sobie następujący sen, który później opowiada 

psychoanalitykowi:   “Widziałem   siebie,   jak   jadę   na   białym   rumaku   przeprowadzając   inspekcję   wielkiej   liczby   żołnierzy. 

Wszyscy   oni   wznoszą   entuzjastyczne   okrzyki   na   moją   cześć."   Pierwsze   pytanie,   jakie   psychoanalityk   zadaje   swemu 

pacjentowi, brzmi raczej ogólnie: “Co panu przychodzi na myśl?" “Nic - odpowiada prawnik - to idiotyczny sen. Wie pan, że 

czuję wstręt do wojny i do wojska, że z pewnością nie chciałbym być generałem. Nie miałbym także ochoty stać się ośrod-

kiem uwagi i przykuwać wzroku tysięcy żołnierzy wiwatujących lub nie wiwatujących na mą cześć. Wie pan na podstawie 

tego, co opowiadałem panu o swoich problemach zawodowych, jak trudno przychodzi mi nawet bronić jakiejś sprawy w 

sądzie, kiedy wszyscy na mnie patrzą."

Psychoanalityk odpowiada: “Owszem, to wszystko absolutna prawda, lecz nie przekreśla to faktu, że rozważamy pański 

sen, fabułę, którą pan napisał i w której pan przydzielił sobie pewną rolę. Pomimo wszelkich rzucających się w oczy niekon-

sekwencji sen ów musi znaczyć i musi mieć jakiś sens. Zacznijmy od skojarzeń, jakie się panu nasuwają w związku z treścią 

marzenia sennego. Proszę skupić swą uwagę na obrazie sennym, na sobie samym, białym rumaku oraz wiwatujących 

szeregach wojska i powiedzieć mi, co przychodzi panu na myśl, gdy widzi pan ten obraz."

“To zabawne, ale widzę teraz pewną rycinę, którą bardzo lubiłem oglądać, gdy miałem czternaście czy piętnaście lat. Był 

to wizerunek Napoleona, i co więcej, jadącego na białym rumaku przed frontem swych oddziałów.  Wykazuje to wielkie 

podobieństwo do tego, co widziałem w marzeniu sennym, pomijając fakt, że na tym obrazku żołnierze nie wiwatowali, na 

jego cześć."

“To wspomnienie jest z pewnością interesujące. Proszę mi powiedzieć coś więcej o swoim upodobaniu do tego obrazu i o 

zainteresowaniu, jakim pan darzył postać Napoleona."

“Mogę panu wiele o tym mówić, lecz wprawia mnie to w zakłopotanie. No cóż, gdy miałem czternaście czy piętnaście lat, 

byłem dość nieśmiały.  Moje sportowe osiągnięcia były raczej mierne i odczuwałem pewien lęk przed łobuziakami.  Aha, 

przypominam sobie teraz pewne zajście z tego okresu, które mi całkiem wypadło z pamięci. Bardzo lubiłem jednego z tych 

łobuziaków i chciałem zostać jego przyjacielem.  Prawie wcale ze sobą nie rozmawialiśmy, lecz miałem nadzieję, że on 

również by mnie polubił, gdybyśmy się bliżej poznali. Pewnego dnia - a wymagało to niemałej odwagi - zbliżyłem się do niego 

i spytałem się, czy nie zechciałby przyjść do mego domu, że mam mikroskop i mogę pokazać mu mnóstwo interesujących 

rzeczy. Patrzył na mnie przez chwilę, a potem z nagła wybuchnął śmiechem i śmiał się coraz bardziej. «Ty maminsynku, 

czemuż   to   nie   zaprosisz   koleżanek   swoich   siostrzyczek?*   Odwróciłem   się   dławiąc   łzy.   Zdarzyło   się   to   wówczas,   gdy 

pochłaniałem książki o Napoleonie; zbierałem jego wizerunki i dawałem upust marzeniom, że zostanę, tak jak on, sławnym 

wodzem podziwianym przez cały świat. Czyż nie był on także niskiego wzrostu? Czyż nie był również nieśmiałym chłopcem, 

jak ja sam? Dlaczego nie miałbym się stać podobny do niego? Spędziłem wiele godzin oddając się tym marzeniom; rzadko 

kiedy jednak snułem konkretne rozważania o środkach wiodących do tego celu, lecz zawsze śniłem o samym osiągnięciu. 

Byłem   Napoleonem,   przedmiotem   podziwu   oraz   zazdrości,   a   mimo   to   wielkodusznym   i   skłonnym   wybaczyć   swoim 

oszczercom. Kiedy wstąpiłem na uczelnię, skończyłem z całym tym kultem bohaterstwa i swymi napoleońskimi rojeniami; w 

istocie  rzeczy  nie  myślę  o  tym  okresie  już  od  wielu  lat  i  z  pewnością  nigdy  o  tym  nikomu  nie  mówiłem.   Nawet  teraz, 

opowiadając to panu, odczuwam poniekąd zakłopotanie."

“Pan o tym zapomniał, lecz pańskie drugie «ja», to, które określa wiele pańskich czynów i uczuć, dobrze ukryte przed 

jawną świadomością, nadal jest spragnione sławy, podziwu; wciąż jeszcze łaknie władzy. To drugie «ja» przemówiło głośno w 

pańskim marzeniu sennym ubiegłej nocy, ale przekonajmy się, dlaczego właśnie ubiegłej nocy. Proszę mi powiedzieć, cóż 

przytrafiło się panu wczoraj, co miało dla pana tak duże znaczenie?"

“W   ogóle   nic;   był   to   dzień   jak   każdy   inny.   Poszedłem   do   biura,   gromadziłem   tam   akta   prawnicze   niezbędne   do 

streszczenia skargi sądowej, poszedłem do domu i zjadłem obiad, wybrałem się do kina i wreszcie położyłem się spać. To 

wszystko."

62

background image

“To chyba jeszcze nie wyjaśnia, dlaczego jechał pan w nocy na białym rumaku. Proszę mi powiedzieć

 

coś więcej o tym, co 

działo się w biurze."

“Aha, właśnie przypomina mi się... ale to nie może mieć nic wspólnego ze snem... no cóż, powiem panu tak czy owak. 

Kiedy zaszedłem do mego szefa - zwierzchnika całej firmy - dla którego gromadziłem owe akta prawnicze, ten, przeglądając 

je, wykrył pewien błąd, jaki popełniłem. Popatrzył wtedy na mnie krytycznie i zauważył: «Dziwię się doprawdy, sądziłem, że 

wykona pan to lepiej.» Przez moment był to dla mnie wstrząs i przemknęło mi przez myśl, że szef nie przyjmie mnie już do 

firmy jako wspólnika, na co liczyłem. Ale powiedziałem sobie, że to nonsens, że każdy może popełnić błąd, że szef był 

właśnie zirytowany i że ów epizod nie ma żadnego znaczenia dla mojej przyszłości. W ciągu popołudnia zapomniałem o 

całym zajściu."

“W jakim znajdował się pan wówczas nastroju? Czy był pan zdenerwowany bądź też w jakiś sposób przygnębiony?"

“Nie,   ani   trochę.   Wprost   przeciwnie,   byłem   po   prostu   zmęczony   i   śpiący.   Z   trudem   mogłem   pracować   i   bardzo   się 

ucieszyłem, gdy nastała pora opuszczenia biura."

  “Ostatnią   ważną   rzeczą,  jaka   się   wydarzyła   tego   dnia,   było  zatem   obejrzenie  przez  pana   filmu.   Czy  może   mi   pan 

powiedzieć, co to był za obraz?"

“Tak, film nosił tytuł Juarez i bardzo mi się podobał. Prawdę powiedziawszy, trochę się spłakałem."

“W jakim momencie?"

“Najpierw przy opisie ubóstwa i cierpień Juareza, potem zaś, gdy odniósł zwycięstwo; nie pamiętam chyba ani jednego 

filmu, który by mnie tak bardzo poruszył."

“Następnie położył się pan do łóżka, zasnął i widział siebie na białym rumaku witanego owacyjnie przez oddziały wojska. 

Teraz   rozumiemy   nieco   lepiej,   dlaczego   to   się   panu   śniło,   nieprawdaż?   Jako   chłopiec   był   pan   nieśmiały,   niezdarny, 

odrzucony przez środowisko. Wiemy z naszego uprzedniego doświadczenia, że ma to wiele wspólnego z pańskim ojcem, 

który szczycił się swoimi sukcesami, lecz jednocześnie nie był zdolny zbliżyć się do pana ani doznać - nie mówiąc już o 

okazaniu - uczucia miłości, ani dodać odwagi. Zajście, o którym pan dzisiaj wspomniał, owo odtrącenie przez łobuziaka, było 

niejako tylko ostatnią kroplą dopełniającą miary. Pańska miłość własna została już uprzednio dotkliwie zraniona, a ów epizod 

jeszcze pana upewnił, iż nigdy nie zdoła pan dorównać swemu ojcu, nigdy nie będzie z pana żadnej pociechy, że zawsze 

będzie pan odtrącany przez ludzi będących przedmiotem pańskiego podziwu. Cóż mógł pan począć w tej sytuacji? Uciekł 

pan w świat wyobraźni, gdzie osiągnął pan te właśnie rzeczy, których nie był pan w stanie osiągnąć w realnym życiu. Tam, w 

królestwie wyobraźni, gdzie nikt nie mógł wejść i gdzie nikt nie mógł obalić pańskich rojeń, był pan Napoleonem, wielkim 

bohaterem, podziwianym przez tysiące i - co ma, być może, największą wagę - przez samego siebie. Dopóki mógł pan 

podtrzymywać te wyobrażenia, był pan osłonięty przed ostrymi cierpieniami wypływającymi z pańskiego poczucia niższości 

wobec rzeczywistości zewnętrznej. Później wstąpił pan na uczelnię. Był pan już mniej zależny od swego ojca, studia dawały 

panu   pewną   satysfakcję   i   czuł   pan,   że   stać   pana   na   nowy,   lepszy   start   życiowy.   Ponadto   wstydził   się   pan   swych 

“dziecinnych” snów na jawie, a więc odsunął je pan od siebie; czuł pan przy tym, że jest pan na właściwej drodze, aby stać 

się prawdziwym mężczyzną... Ale, jak dane nam było zobaczyć, to nowe przeświadczenie okazało się nieco zwodnicze. 

Doznawał pan strasznego lęku przed każdymi egzaminem; miał pan uczucie, iż żadna dziewczyna I nie może się panem 

prawdziwie zainteresować, jeśli tylko w pobliżu krąży jakiś inny młodzieniec; zawsze obawiał się pan krytyki ze strony szefa. 

To przywodzi nas do dnia poprzedzającego ów sen. Przytrafiła] się wówczas rzecz, której z takim nakładem starań próbował 

pan uniknąć - szef zganił pana; ożyło w panu na nowo dawne uczucie nieudolności, lecz odepchnął je pan od siebie; poczuł 

się pan zmęczony zamiast doznać niepokoju i smutku. Następnie oglądał -pan film, który poruszył pańskie dawne marzenia, 

bohatera,   który   z   pogardzanego,   bezsilnego   chłopaka   został   uwielbianym   zbawcą   narodu.   Odmalował   pan   siebie,   jak 

zdarzało się to we wczesnej młodości, jako bohatera, podziwianego, owacyjnie witanego. Czyż nie dostrzega pan, że nie 

zaniechał pani dawnego wycofywania się w rejony marzeń o sławie, że nie spalił pan mostów wiodących pana na powrót do 

63

background image

królestwa wyobraźni, lecz zaczyna pan tam wracać, ilekroć rzeczywistość okazuje się bolesna i groźna? Fakt ten jednakże 

sprzyja tworzeniu się  tego właśnie niebezpieczeństwa, które wzbudza w panu taki lęk, groźby okazania się dziecinnym, 

niedorosłym, nie branym poważnie przez ludzi dojrzałych i przez samego siebie?"

Sen ten jest bardzo prosty i z tej przyczyny pozwala nam prześledzić rozmaite elementy, które pełnią doniosłą rolę w sztuce 

interpretacji snów. Czy jest to marzenie senne wyrażające spełnienie życzenia, czy może zawiera ono Wgląd w istotny stan 

rzeczyOdpowiedź nie może chyba nastręczać wątpliwości: jest to właśnie spełnienie irracjonalnej żądzy sławy i uznania, 

którą śniący wytworzył w sobie jako reakcję na poważne ciosy wymierzone w jego wiarę w siebie. Na irracjonalną naturę 

tego pragnienia wskazuje fakt, że nie wybiera on symbolu, który w rzeczywistości mógłby być znaczący oraz osiągalny. Nie 

interesują go właściwie sprawy wojskowe, nie dołożył i z pewnością nie dołoży najmniejszych starań, aby zostać generałem. 

Materiał ów został zaczerpnięty z niedojrzałego marzycielstwa niepewnego dorastającego chłopca.

Jaką rolę odgrywają jego skojarzenia w zrozumieniu tego marzenia sennego? Czy moglibyśmy pojąć ów sen, gdyby śniący 

nie ujawnił nam swoich skojarzeń? Symbole występujące w tym śnie są symbolami uniwersalnymi. Mężczyzna na białym 

rumaku   witany   owacyjnie   przez   szeregi   wojska   jest   powszechnie   rozumianym   symbolem   świetności,   władzy,   podziwu 

(powszechnie   -   oczywiście   w   zawężonym   sensie,   sprowadzającym   się   do   tego,   iż   jest   on   wspólny   pewnym   kulturom, 

niekoniecznie   jednak   wszystkim).   Skojarzenia   śniącego   odnoszące   się   do   kultu,   jakim   darzył   on   postać   Napoleona, 

pozwalają nam głębiej wniknąć w motywy wyboru tego specyficznego symbolu i w jego psychologiczną funkcję. Gdybyśmy 

nie rozporządzali tymi skojarzeniami, moglibyśmy jedynie stwierdzić, że nasz śniący ma rojenia o sławie i władzy. W związku 

z jego młodzieńczym kultem  Napoleona rozumiemy,  że owa symbolika senna jest wskrzeszeniem dawnych wyobrażeń, 

których funkcja polegała na kompensowaniu uczucia porażki i bezsilności.

Uznajemy także wagę powiązania istniejącego między marzeniem sennym a istotnymi przeżyciami z poprzedniego dnia, 

kiedy odepchnął od siebie w sposób świadomy uczucie rozczarowania i lęku przed krytyką ze strony szefa. Sen ujawnił nam, 

że ta krytyka ugodziła go ponownie w jego czułe miejsce: obawę przed nieudolnością i niepowodzeniem, i zepchnęła raz 

jeszcze na dawną drogę ucieczki - ku marzeniom o sławie. To marzenie tkwiło w nim zawsze w sposób utajony, lecz ujawniło 

się dopiero w ten sposób w rojeniu sennym dzięki doznaniu doświadczonemu w rzeczywistości. Nie ma chyba snu, który by 

nie stanowił reakcji - często opóźnionej reakcji - na jakieś ważne przeżycie z poprzedniego dnia. Często dopiero sny ukazują, 

że jakieś wydarzenie, które w naszym świadomym przeżuciu uznaliśmy za niezbyt znaczące, miało istotnie duże znaczenie, 

oraz wskazują, na czym polega jego doniosłość. Marzenie senne, aby je w pełni zrozumieć, należy rozważać w kategoriach 

reakcji na jakieś istotne wydarzenie, które nastąpiło, zanim pojawił się ów sen.

Odnajdujemy tu jeszcze jedno powiązanie - chociaż innego rodzaju - z wydarzeniem z poprzedniego dnia: film zbiegający 

się w swej treści z jego snami na jawie. Zdumiewa nas, gdy widzimy raz za razem, jak się udaje marzeniu sennemu utkać z 

różnych nitek zwarty materiał. Czy nie przyśniłoby siej to śniącemu, gdyby nie obejrzał uprzednio tego filmu? Odpowiedź na 

to pytanie jest niemożliwa. Niewątpliwie, owo zdarzenie z szefem oraz głęboko wyryte rojenia o świetności mogły okazać się 

wystarczające, aby wywołać ów sen; lecz, być może, film stał się niezbędny, aby ożywić te rojenia w tak wyraźnej postaci. 

Odpowiedź na to pytanie nie jest jednak ważna, nawet gdyby była możliwa. Ważne jest jedynie zrozumienie owej “tkaniny" 

snu, w które przeszłość i teraźniejszość, charakter oraz wydarzenie rzeczywiste splatają się razem w pewien wzór mówiący 

nam wiele o motywacjach śniącego, niebezpieczeństwach, z których musi sobie zdawać sprawę oraz celach, jakie musi 

sobie wytknąć w swym dążeniu do osiągnięcia szczęścia.

Następny sen jest z kolei ilustracją tych marzeń sennych, których treścią jest spełnienie życzeń we freudowskim znaczeniu. 

Śniący, pewien mężczyzna w wieku lat trzydziestu, nieżonaty, cierpiał przez wiele lat na ostre napady niepokoju. Dręczyły go 

nieprzeparte   poczucie   winy   i   niemal   ustawiczne   myśli   samobójcze.   Czuł   się   winny   z   powodu   tego,   co   nazywał   swą 

niegodziwością, swymi złymi skłonnościami, oskarżał się o chęć zniszczenia wszystkiego i wszystkich, o żądzę zabijania 

dzieci; wyobrażał sobie, że jedynie samobójstwo zdoła ochronić świat przed jego złą obecnością, stanowiąc zarazem pokutę 

64

background image

za jego zły charakter. Istnieje jednak druga strona tych wyobrażeń: po swej pełnej poświęcenia śmierci odrodziłby się na 

nowo   w   jakiejś   wszechmocnej,   ukochanej   przez   wszystkich   osobie,   górującej   niezmiernie   nad   innymi   ludźmi   władzą, 

mądrością oraz dobrocią. Sen, jaki miał we wczesnym okresie kuracji psychoanalitycznej, brzmiał następująco:

“Wchodzę pod górę; przy drodze, na lewo i na prawo od niej, leżą zwłoki mężczyzn. Wszyscy pomarli, nikt nie został przy 

życiu. Kiedy docieram do szczytu góry, zastaję tam siedzącą moją matkę; jestem nagle maleńkim dzieckiem i siedzę na 

matczynych kolanach."

Śniący przebudził się ze snu z uczuciem przestrachu. W czasie snu tak go dręczył niepokój, że ani jedna część marzenia 

sennego   nie   mogła   wywołać   w   nim   żadnych   skojarzeń;   nie   mógł   też   wykryć   żadnego   szczególnego   wydarzenia   z 

poprzedniego  dnia. Ale  znaczenie  tego  snu stanie  się  jasne, jeśli  weźmiemy  pod  uwagę myśli  i wyobrażenia, które go 

zaprzątały jeszcze przed snem. Jest on starszym synem, a jego młodszy brat urodził się rok po nim. Ojciec, apodyktyczny, 

surowy   pastor,   nie   darzył   wielką   miłością   starszego   chłopca,   a   prawdę   mówiąc   nikogo;   jego   jedyny   kontakt   z   synem 

sprowadzał się do nauczania, łajania, napominania, ośmieszania oraz karania. Dziecko odczuwało przed nim taki lęk, że 

dało wiarę matce, gdy ta powiedziała mu, iż gdyby nie wzgląd na jej interwencję, ojciec byłby go zabił. Matka różniła się 

bardzo   od   ojca:   chorobliwie   zachłanna,   rozczarowana   w   małżeństwie,   nie   interesująca   się   nikim   ani   niczym   poza 

posiadaniem dzieci. Szczególnie jednak przylgnęła uczuciowo do swego pierworodnego syna. Straszyła go opowiadając o 

niebezpiecznych duchach, po czym ofiarowywała swe usługi jako opiekunka, która będzie się za niego modlić, będzie jego 

przewodnikiem, uczyni go silnymi tak, że .któregoś dnia stanie się nawet mocniejszy od budzącego w nim grozę ojca. Gdy 

urodził się jego braciszek, chłopiec okazywał w sposób widoczny głębokie zaniepokojenie i zazdrość. On sam nie miał 

żadnych  wspomnień  z tego okresu,  lecz  rodzina wspominała   o  niedwuznacznych przejawach  żywej  zazdrości,  jaka  się 

objawiła krótko po narodzeniu brata.

Zazdrość ta nie mogłaby się rozwinąć do tak niebezpiecznych rozmiarów, jakie przybrała po dwu czy trzech latach, gdyby 

nie postawa ojca, który wyróżnił to nowo narodzone niemowlę jako swoje. Dlaczego tak się stało, nie wiemy; może z powodu 

uderzającego fizycznego podobieństwa do niego lub może dlatego, że jego żona była ciągle tak bardzo pochłonięta swym 

ulubionym synem. W okresie gdy nasz śniący miał cztery czy pięć lat, rywalizacja między oboma braćmi była w pełnym toku i 

wzmagała] się z roku na rok. Antagonizm między rodzicami odzwierciedlił się i rozstrzygnął w antagonizmie między braćmi. 

Wówczas  to   zostały   położone   fundamenty  pod   późniejszą   poważną   neurozę   śniącego:   głęboka   wrogość   wobec   brata, 

namiętna   chęć   okazania,  że   go  przewyższa,   żywy  lęk   przed   ojcem,   wzmagany  wielce   przez   poczucie  winy  z  powodu 

nienawiści do brata oraz z powodu ukrytego życzenia, aby stać się w  końcu mocniejszym od ojca. To uczucie niepokoju,! 

winy i bezsilności podsycała w nim matka. Jak już wspomniano, wpajała w niego jeszcze większy strach ale podsuwała też 

nęcące rozwiązanie: jeśli pozostanie jej dzieciątkiem, da się jej całkowicie owładnąć i nie wykaże innych zainteresowań, 

uczyni   go   wielkim,   będzie   górował   nad   znienawidzonym  rywalem.   Było  to   podłoże,   na   którym  wyrastały   zarówno   jego 

marzenia o wielkości, jak i więź ściśle łącząca go z matką - stan dziecięcej zależności oraz odmowa zaakceptowania swej 

roli jako dojrzałego mężczyzny.

Na tym tle sen ów daje się łatwo zrozumieć. “Wspina się pod górę" - oto jego ambicja, aby wznieść się ponad wszystkich, 

cel   jego   dążeń.  “Leży  wiele   ciał,   są   to   mężczyźni   -  wszyscy  są  martwi  -  nikt   nie   żyje."   Oto   spełnienie   jego   życzenia, 

sprowadzającego się do usunięcia wszystkich współzawodników: ponieważ czuje się taki bezsilny, może się stać bezpieczny 

dopiero wtedy, gdy umrą. “Kiedy dociera do szczytu" - kiedy osiąga cel swoich pragnień - “zastaje tam swoją matkę i siedzi u 

niej na kolanach" - jednoczy się na powrót ze swoją matką, jest jej dziecięciem, zyskuje jej siłę oraz opiekę. Wszyscy rywale 

przestali istnieć, jest teraz sam z nią, swobodny, nie ma żadnego powodu do obawy. Budzi się jednak zdjęty przerażeniem. 

To właśnie spełnienie irracjonalnych pragnień stanowi groźbę dla jego rozumnej, dojrzałej osobowości, która dąży do zdrowia 

i szczęścia. Cena, jaką płaci za spełnienie dziecięcych pragnień, jest taka oto, że pozostaje małym dzieckiem, bezradnie 

przywiązanym do matki i uzależnionym od niej, któremu się nie pozwala samodzielnie myśleć ani też kochać nikogo innego. I 

65

background image

takie właśnie spełnienie życzenia jest przerażające.

Różnica między tym snem a poprzednim pod jednym względem godna jest uwagi. Pierwszy śniący jest osobą nieśmiałą, 

zahamowaną, doznającą w życiu trudności, które unicestwiają jego szczęście i podkopują jego siły.  Błahy incydent, jak 

krytyka ze strony szefa, rani go dotkliwie i rzuca na powrót w rejony wczesnych marzeń. Na ogół postępuje on w normalny 

sposób i trzeba dopiero takiego incydentu, aby jego rojenia o świetności mogły przekroczyć z powrotem bramę świadomości 

w jego egzystencji sennej. Drugi śniący jest bardziej chory. Całe jego życie, we śnie i na jawie, jest opętane uczuciem stra -

chu,   winy   oraz   dojmującą   tęsknotą   za   powrotem   do   matki.   Wywołanie   tego   snu   nie   wymaga   żadnego   szczególnego 

incydentu; może do tego posłużyć niemal każde wydarzenie, ponieważ śniący przeżywa życie w świetle swych wczesnych 

doświadczeń, a nie w kategoriach aktualnej rzeczywistości.

Pod innymi względami oba sny są podobne. Wyrażają one spełnienie irracjonalnych pragnień pochodzących z okresu 

dzieciństwa,   przy   czym   pierwszy   wzbudza   satysfakcję   z   powodu   zgodności   życzenia   z   konwencjonalnymi   dążeniami 

dorosłych (władza, prestiż), drugi zaś wznieca niepokój z powodu absolutnej niezgodności pragnienia z wszelkiego rodzaju 

życiem ludzi dojrzałych. Oba sny przemawiają językiem symboli uniwersalnych i można je pojąć bez odwoływania się do 

skojarzeń,   chociaż,   aby   w   pełni   zrozumieć   znaczenie   każdego   snu,   musimy  wiedzieć   coś   niecoś   o   osobistych   losach 

śniącego. Ale - z drugiej strony, gdybyśmy nawet nie wiedzieli nic o przeszłości śniących, na podstawie tych snów mo-

glibyśmy powziąć pewne wyobrażenie o ich charakterach.

A oto dwa krótkie sny,  których treść jest podobna, a które mimo to różnią się od siebie znaczeniami. Oba są snami 

młodocianego homoseksualisty. Oto pierwszy sen:

“Widzę siebie z pistoletem w dłoni. Lufa jest dziwnie wydłużona."

I drugi sen:

“Trzymam w ręce długi i ciężki kij. Odnoszę wrażenie, że kogoś biję - chociaż w marzeniu sennym nie pojawia się nikt 

inny."

Gdybyśmy wyznawali teorię Freuda, przyjęlibyśmy, iż oba sny wyrażają życzenie homoseksualne, ponieważ i pistolet, i kij 

symbolizują męski narząd płciowy. Gdy zapytano pacjenta, jakie to wypadki z poprzednich dni przychodzą mu w związku z 

tym na myśl, ten wymienił kolejno dwa nader różne wydarzenia.

Wieczoru poprzedzającego sen o pistolecie ujrzał innego młodzieńca i poczuł do niego silny pociąg seksualny. Przed 

zaśnięciem dał upust wyobrażeniom seksualnym, których obiektem był ów młodzieniec.

Rozstrzygnięcie   drugiego   snu,   późniejszego   o   jakieś   dwa   miesiące,   wydobyło   na   jaw   dość   odmienne   skojarzenie. 

Przyprawiał go o furię gimnazjalny profesor, ponieważ śniący czuł, że jest przez niego niesprawiedliwie traktowany. Był zbyt 

bojaźliwy, aby powiedzieć profesorowi, co o tym myśli, lecz snuł w chwilach przed zaśnięciem zawiłe rojenia o zemście, a w 

chwilach tych zazwyczaj oddawał się marzeniom. Jeszcze jedno skojarzenie, jakie nasunęło mu się w związku z kijem, 

dotyczyło  wspomnienia,   że  nauczyciel,   którego  z  gruntu  nie  cierpiał,  gdy  miał  dziesięć  lat,   wychłostał  raz  kijem  innego 

chłopca. Śniący zawsze czuł lęk przed tym nauczycielem i ten właśnie lęk powstrzymywał go od wyrażenia swej wściekłości.

Co znaczy ów symbol kija w drugim śnie? Czy także tu kij jest symbolem seksualnym? Czy to marzenie senne wyraża 

starannie   ukryte   pragnienie   homoseksualne,   którego   obiektem   jest   gimnazjalny   profesor   i,   być   może,   nauczyciel 

znienawidzony we wczesnym dzieciństwie? Jeśli przyjmiemy, że zdarzenia z poprzedniego dnia, a zwłaszcza nastrój, w ja-

kim znajdował się śniący tuż przed zaśnięciem, są ważnymi wskazówkami do zrozumienia symboliki snu, będziemy wówczas 

objaśniać te symbole odmiennie, pomimo ich pozornego podobieństwa.

Pierwszy sen nastąpił po dniu, w którym śniący miał wyobrażenia homoseksualne, wobec czego należy przypuszczać, iż 

pistolet z wydłużoną lufą symbolizuje penis. Nie jest jednak sprawą przypadku, że odpowiednikiem narządu płciowego jest tu 

broń. To symboliczne porównanie wskazuje na pewien doniosły aspekt sił psychicznych kryjących się za homoseksualnymi 

żądzami śniącego. Seksualizm nie jest dla niego wyrazem miłości, lecz przejawem chęci panowania i niszczenia. Śniący, z 

66

background image

przyczyn,   których  nie  musimy  tu  roztrząsać,  obawiał  się  zawsze,  iż  nie  stanie  na   wysokości   zadania  jako   mężczyzna. 

Wczesne   poczucie   winy   z   powodu   samogwałtu,   lęk,   że   wyrządza   w   ten   sposób   szkodę   swym   narządom   płciowym, 

późniejszy strach, iż jego penis ustępuje pod względem rozmiaru penisowi innych chłopców, głęboka zazdrość względem 

mężczyzn - wszystko to złożyło się na chęć utrzymywania stosunków cielesnych z mężczyznami, którym mógł wykazać swą 

wyższość i użyć swego narządu jako potężnej broni.

Drugi sen pojawił się na zupełnie innym tle emocjonalnym. Tym razem pacjent nasz zasypiał rozzłoszczony; doznał jednak 

zahamowania w wyrażeniu swej złości; nawet w wyrażeniu jej bezpośrednio w czasie snu, co by się przejawiło w marzeniu 

sennym, iż bije profesora kijem, śnił bowiem, że trzyma kij i ma uczucie, iż “kogoś" bije. O wyborze właśnie kija jako symbolu 

gniewu zadecydowało wcześniejsze zdarzenie ze znienawidzonym nauczycielem, który wychłostał innego chłopca; obecny 

gniew na  profesora  zespolił się z minionym  gniewem skierowanym  przeciw  nauczycielowi.  Oba te sny  są  interesujące, 

ponieważ ilustrują ogólną zasadę, iż podobne symbole mogą mieć różne znaczenia i że prawidłowa interpretacja zależy od 

nastroju, który dominował u śniącego przed zaśnięciem i wskutek tego nadal wywierał swój wpływ podczas snu.

Następny krótki sen także wyraża spełnienie irracjonalnego życzenia, lecz stoi w krańcowym przeciwieństwie do uczuć, z 

których śniący zdaje sobie sprawę.

Śniący jest inteligentnym młodym człowiekiem, który zgłosił się na kurację psychoanalityczną z powodu dość nieokreślonego 

uczucia przygnębienia, chociaż zachowuje się w sposób normalny - jeśli słowa “normalny" użyjemy w powierzchownym, 

konwencjonalnym znaczeniu. Ukończył studia na dwa lata przed rozpoczęciem zabiegów psychoanalitycznych i od tego 

czasu pracuje na stanowisku, które odpowiada jego zainteresowaniom i jest korzystne pod względem warunków pracy, płacy 

etc. Uchodzi za dobrego, a nawet świetnego pracownika. Ale ten zewnętrzny obraz jest zwodniczy. Dręczy go bowiem ciągłe 

uczucie niepokoju; uważa, że nie wykonuje swych zadań tak dobrze, jak by mógł (co jest prawdą), czuje się przygnębiony 

pomimo swych pozornych sukcesów. Szczególnie kłopotliwa jest dla niego sprawa stosunków wzajemnych z szefem, który 

zdradza nieco autorytatywne skłonności, jakkolwiek w.  sensownych granicach. Pacjent oscyluje pomiędzy nastawieniem 

buntowniczym a postawą uległości. Doznaje często uczucia, że stawia mu się niesłuszne wymagania, nawet gdy tak się 

rzecz nie przedstawia; wpada wtedy na ogół w zły humor bądź też wdaje się w niepotrzebne dyskusje; czasami popełnia nie-

świadomie   błędy  w  wykonywaniu   takiej   “wymuszonej  pracy".   Z   drugiej   strony  popada   w  przesadną   grzeczność,  będąc 

bliskim uległości wobec swego szefa i innych osób sprawujących władzę; w zupełnym przeciwieństwie do swej buntowniczej 

postawy wyraża nadmierny podziw dla szefa oraz przepełnia go nieumiarkowane szczęście, gdy ten go pochwali. Te ciągłe 

zmiany stanowiska powodują napięcie i wzmagają nastrój przygnębienia. Należy dodać, że pacjent ten przybył z Niemiec po 

dojściu Hitlera do władzy, gdzie był żarliwym antynazistą, nie tylko w konwencjonalnym sensie antynazistowskich przekonań, 

lecz w sposób namiętny i rozumny. Te polityczne poglądy pozostawiały mniej wątpliwości niż wszelkie inne żywione przez 

niego myśli i uczucia. Można sobie wyobrazić, jakim zaskoczeniem i wstrząsem psychicznym był dla niego ten oto sen, który 

pewnego ranka przypomniał sobie w sposób jaskrawy i wyraźny. “Siedziałem wraz z Hitlerem i prowadziliśmy miłą oraz 

interesującą rozmowę. Stwierdziłem, że jest uroczy, i byłem bardzo dumny, iż słuchał z wielką uwagą tego, co miałem mu do 

powiedzenia."

Zapytany   o   to,   co   powiedział   Hitlerowi,   odrzekł,   iż   nie   zachował   najmniejszego   wspomnienia   o   treści   rozmowy. 

Niewątpliwie  sen  ów  jest   spełnieniem   jakiegoś  życzenia.  Na  szczególną  uwagę  zasługuje  tu  fakt,   iż  życzenie  śniącego 

występuje w całkowitej sprzeczności z jego myśleniem świadomym i że pojawiło się ono we śnie w nie zamaskowanej 

postaci.

Chociaż   sen   ów   w   pierwszej   chwili   był   dla   śniącego   zaskoczeniem,   nie   wyda   się   nam   tak   bardzo   intrygujący,   jeśli 

uwzględnimy   strukturę   charakteru   osoby   śniącej,   chociażby   nawet   opartą   jedynie   na   udzielonych   nam   tu   niewielu 

przesłankach. Centralnym problemem, jaki nurtuje pacjenta, jest kwestia postawy wobec autorytetu: w dzień wyraża się ona 

na przemian w buntowniczości oraz uległym podziwie. Hitler oznacza skrajną odmianę irracjonalnego autorytetu i marzenie 

67

background image

senne zdradza nam wyraźnie, że pomimo nienawiści, jaką śniący żywi względem niego, aspekt uległości zarysowuje się 

realnie i silnie. Sen podsuwa nam właściwszą ocenę siły, z jaką występują tendencje do uległości, niż pozwala na to analiza 

materiału dostarczonego przez świadomość.

Czyż sen ów znaczy, że w rzeczywistości śniący jest zwolennikiem nazizmu i że jego nienawiść do Hitlera stanowi jedynie 

świadomą osłonę dla kryjących się za nią uczuć, które są uczuciami prawdziwymi? Podnoszę tę kwestię, ponieważ ten sen 

pozwoli nam przedyskutować problem wielkiej wagi dla interpretacji wszelkich marzeń sennych.

Odpowiedź Freuda na to pytanie mogłaby być na der pouczająca. Powiedziałby on, że w rzeczywistości pacjentowi wcale nie 

śni się Hitler. Jest on tylko symbolem, a oznacza znienawidzonego i podziwiane go zarazem ojca tego młodego człowieka. W 

marzeniu sennym pacjent wykorzystuje niejako dogodny symbol Hitlera, ażeby dać wyraz uczuciom, które należą nie do 

teraźniejszości, lecz do przeszłości, nie do jego egzystencji jako człowieka dorosłego, lecz do tkwiącego w nim dziecka. 

Freud dorzuciłby, iż nie różni się to od uczuć żywionych przez pacjenta wobec szefa; one także nie mają nic wspólnego z 

szefem, lecz zostają przeniesione z ojca pacjenta.

W pewnym sensie wszystko to jest całkowitą prawdą. Przemieszanie buntowniczości i uległości wyłoniło się i rozwinęło- 

we   wzajemnym  stosunku   pacjenta  i  jego  ojca. Ale  jego  dawny  stosunek  do  świata  się  zachował  i  daje  się  odczuć  we 

współżyciu z ludźmi, z którymi się styka. To on wykazuje ciągle skłonności do buntu oraz do uległości; on, nie zaś obecne w 

nim dziecko lub nieświadomość, czy też jakkolwiek inaczej byśmy nazwali osobę rzekomo w nim tkwiącą, lecz nie będącą 

nim. Przeszłość ma wielką wagę - pomijając zainteresowania historyczne - jedynie o tyle, o ile jest nadal obecna, i tak też 

wygląda sprawa z kompleksem władzy u naszego śniącego.

Jeśli   nie   możemy   po   prostu   stwierdzić,   że   to   nie   on,   lecz   tkwiące   w   nim   dziecko   chce   pozostawać   w   przyjaznych 

stosunkach z Hitlerem, to czy tym samym sen ów nie staje się dobitnym świadectwem na niekorzyść śniącego? Czyż nie 

wskazuje nam, że pomimo wszystkich jego uroczystych zapewnień o czymś wręcz przeciwnym śniący w głębi duszy jest 

nazistą i jedynie powierzchownie wierzy, iż jest wrogiem Hitlera?

Taki pogląd nie bierze pod uwagę pewnego ważnego czynnika w dziedzinie interpretacji snów, elementu ilościowego. Sny są 

niczym mikroskop, przez który spoglądamy na ukryte zjawiska w naszej duszy. Stosunkowo drobny przejaw jakiegoś dążenia 

czy obawy w złożonej strukturze pragnień we śnie może dorównywać innym, które w układzie psychicznym śniącego mają 

daleko większą wagę. Na przykład, stosunkowo drobna przykrość ze strony jakiejś osoby może wywołać sen, w którym ta 

osoba zapada na zdrowiu, zachoruje, a w konsekwencji niej jest zdolna sprawić nam przykrości, nie znaczy to| jednak, że 

gniew nasz wobec owej osoby jest tak silny, iż rzeczywiście życzymy jej choroby. Sny naprowadzają nas na trop wartości 

ukrytych pragnień i obaw, lecz nie określają ich wielkości; pozwalają na analizę jakościową, lecz nie ilościową. Aby ustalić 

rozmiary jakichś dążeń, których wartość odkryto we śnie, trzeba uwzględnić także inne problemy: powtarzanie się tych czy 

też podobnych motywów w innych snach, skojarzenia śniącego, jego zachowania się w czynnym życiu bądź też cokolwiek 

innego, co tylko - tak jak opór przed poddaniem się psychoanalizie - może pomóc w uzyskaniu lepszego wglądu w natężenie 

pragnień i obaw. Ponadto nie wystarczy rozważyć mocy jakiegoś pragnienia; ażeby bowiem ocenić jego rolę oraz funkcję w 

całej strukturze psychicznej, musimy znać siły,  które wytworzyły się jako przeciwwaga tych dążeń, a których!  motywem 

działania jest ich zwalczanie i unicestwianie. I nawet to nie wystarczy. Musimy wiedzieć, czy owe siły obronne, działające 

przeciw irracjonalnym pragnieniom, tkwią korzeniami głównie w strachu przed karą i utratą miłości i w jakiej mierze zasadzają 

się  one  na  obecności   sił  konstruktywnych,   stawiających   opór   irracjonalnym,   stłumionym  siłom;   mówiąc  konkretniej,   czy 

czynnikiem   powściągający   i   tłumiącym   dążenia   instynktu  jest   strach,   czy   też   obecność   potężniejszych   sił   miłości   oraz 

wrażliwość. Wszystkie te rozważania są niezbędne, jeśli mamy wykroczyć poza jakościową analizę marzeń sennych i przejść 

do ilościowego zbadania wagi jakiegoś irracjonalnego pragnienia.

Powróćmy do mężczyzny, który śnił o Hitlerze. Jego sen nie dowodzi, że żywione przezeń uczucia antynazistowskie nie były 

prawdziwe bądź też iż nie były silne. Ale zdradza on przecież, iż śniący nadal się zmagał z chęcią podporządkowania się 

68

background image

irracjonalnemu autorytetowi, nawet takiemu, którego głęboko nienawidził, życząc sobie w skrytości, aby ów autorytet nie 

okazał się tak wstrętny, jak się tego spodziewał.

Dotąd przedstawiłem jedynie marzenia senne, do których stosuje się Freudowska teoria spełnienia życzeń. Wszystkie one 

dotyczyły halucynacyjnego spełnienia irracjonalnych życzeń w czasie snu. Starając  

s

ię je zrozumieć, korzystano z dużo 

uboższego materiału skojarzeniowego, niż to zazwyczaj czynił Freud; dokonano tego, ponieważ w dwu marzeniach sennych 

przytoczonych wcześniej - we śnie o “monografii botanicznej" oraz we śnie o “wuju" - zetknęliśmy się z przykładem snów, w 

których   skojarzenia   odgrywają   niezastąpioną   rolę.   Obecnie   przystąpię   do   omówienia   kilku   marzeń   sennych   także 

dotyczących spełnienia życzeń, ale w których życzenia te nie mają charakteru irracjonalnego, jaki nosiły w dotychczasowych 

snach.

Uderzającą ilustrację tego rodzaju snu z motywem spełnienia życzeń stanowi następujący przykład:

“Jestem świadkiem pewnego eksperymentu. Pewien mężczyzna został przemieniony w kamień. Rzeźbiarka przekuła ten 

kamień w figurę. Nagle rzeźba ożywa i zstępuje w wielkim gniewie ku rzeźbiarce. Przypatruję się temu z przerażeniem i wi-

dzę, jak zabija rzeźbiarkę. Zwraca się potem przeciwko mnie i wydaje mi się, że jeśli zdołam wepchnąć ją do saloniku, w 

którym znajdują się moi rodzice, będę uratowany. Zmagam się z nią i udaje mi się w końcu wepchnąć ją do saloniku. Siedzą 

tam moi rodzice z kilkorgiem swoich przyjaciół. Ledwo jednak raczą podnieść oczy, choć widzą, że walczę o życie. Myślę 

sobie: no cóż, już dawno mogłem się przekonać, że nic ich to nie obchodzi. Uśmiecham się triumfalnie."

Na   tym   sen   się   kończy.   Musimy   wiedzieć   coś   niecoś   o   osobie   śniącego,   aby   zrozumieć   ów   sen.   Jest   on 

dwudziestoczteroletnim młodym lekarzem prowadzącym ustalony tryb życia i znajdującym się całkowicie pod władzą matki, 

która trzęsie całą rodziną. Wyzbyty wszelkiej samodzielności w myśleniu i odczuwaniu, chodzi sumiennie do szpitala, jest 

powszechnie' lubiany z powodu swego bezpretensjonalnego sposobu bycia, lecz doznaje uczucia zmęczenia, przygnębienia 

i nie widzi wielkiego sensu życia. Jest posłusznym synem, który przesiaduje w domu, postępuje zgodnie z wolą matki i nie 

ma właściwie jakiegoś własnego życia. Matka zachęca go do przebywania z dziewczętami, lecz wynajduje wady u każdej, 

której okaże chociaż niewielkie zainteresowanie. Od czasu do czasu, gdy matka staje się bardziej wymagająca niż zwykle, 

złości się na nią; wtedy okazuje mu, jaki wielki ból jej zadał, jaki jest niewdzięczny! w ten sposób wybuchy gniewu kończą się 

gwałtownymi   wyrzutami   sumienia   oraz   wzmożoną   uległością   wobec   matki.   W   przededniu   tego   snu   czekał   na   kolej 

podziemną.   Przyglądał   się   trzem   mężczyznom   mniej   więcej   w   jego   wieku   gawędzącym   sobie   na   peronie.   Byli   to 

najwidoczniej ekspedienci powracający do domu. Rozmawiali o swoim szefie; jeden mówi! o tym, że ma wszelkie widoki na 

podwyżkę, ponieważ szef darzy go wielką sympatią, drugi o rozmowie, jaką parę dni temu szef miał z nim o polityce! Była to 

gawęda   zrutynizowanych,   pustych   i   małostkowych   ludzi,   których   życie   obracało   się   całkowici!   w   kręgu   banalności, 

wyznaczonym przez sklep oraz szefa. Nasz śniący, obserwując tych mężczyzn, doznał nagle wstrząsu. Przyszło mu na myśl: 

“To przecież ja; to jest moje życie! Nie jestem ani trochę lepszy od tych trzech ekspedientów; jestem równie martwy!" Sen 

pojawił się następnej nocy.

Sen   ten   nietrudno   zrozumieć   znając  ogólną   psychiczną   sytuację   śniącego   oraz  bezpośredni  powód,   który  przyspieszył 

nadejście snu. Śniący uświadamia sobie, że został przemieniony w kamień; nie doznaje żadnego uczucia ani nie przejawia 

żadnej myśli, które by były jego własne. Czuje się martwy. Wtedy zauważa, iż jakaś kobieta przekuwa kamień w rzeźbę. Jest 

oczywiste, że symbol ten odnosi się do jego matki i do jej poczynań wzglądem niego. Poznaje, w jakim stopniu przetworzyła 

go ona w martwą figurę, lecz była to figura, którą mogła całkowicie zawładnąć. Chociaż w swym życiu na jawie uskarżał się 

czasami na jej żądania, nie zdawał sobie sprawy ze stopnia, w jakim go ukształtowała. Jak dotąd sen zawiera o wiele 

prawdziwszy i jaśniejszy wgląd w naturę rzeczy niż to, co śniący wiedział w swym życiu na jawie: wgląd ogarniający jego 

własne położenie oraz rolę, jaką pełni w jego życiu matka. Następnie sytuacja się zmienia. Śniący ukazuje się w dwóch 

rolach (jak to często dzieje się w snach). Jest widzem, obserwującym przebieg danego zdarzenia, ale jest także posągiem, 

który ożywa i w niepohamowanym gniewie zabija rzeźbiarkę. Tu doświadcza on uczucia wściekłości skierowanego przeciw 

69

background image

matce, uczucia, które wyparł całkowicie ze świadomości. Ani on, ani ktokolwiek inny nie posądziłby go o zdolność do takiej 

pasji ani o to, że przedmiotem tej furii mogłaby być jego matka. Doświadczona w marzeniu sennym wściekłość nie jest jego 

własna, jest gniewem posągu, w który tchnięto życie. On, widz, lęka się panicznie rozwścieczonego mężczyzny, który z kolei 

zwraca się przeciw niemu.

To rozdwojenie osobowości, dające się tak wyraźnie zaobserwować we śnie, jest przeżyciem, którego w mniej lub bardziej 

wyrazistej postaci doświadczamy wszyscy. Śniący obawia się swej własnej wściekłości; jest ona w rzeczywistości tak obca 

jego   świadomemu   myśleniu,  że  przeżywa   on   rozwścieczenie   tego  mężczyzny  jako   uczucie  obcej  osoby.  A  jednak   tym 

rozjuszonym mężczyzną jest on, zapomniany, wściekły on, który ożywa we śnie. Śniący jako obserwator, człowiek, którym 

jest w swym dziennym życiu, czuje się zagrożony tą wściekłością i lęka się - lęka się samego siebie. Zmaga się z samym 

sobą i ma nadzieję, że przywodząc ów konflikt, tego swojego “nieprzyjaciela", przed oblicze rodziców, zdoła się uratować. 

Idea ta wyraża pragnienia, które rządzą jego życiem.

Jeśli musisz podjąć jakąś decyzję, jeśli nie możesz uporać się z trudnościami, biegnij do swych rodziców, udaj się do 

jakiegokolwiek autorytetu; oni ci powiedzą, co masz czynić, uchronią cię - choćby nawet ceną miała być ciągła zależność i 

zgryzota. Postanawiając wepchnąć zamachowca do saloniku, śniący wykorzystuje stary,  zawsze stosowany pomysł. Ale 

skoro tylko dostrzega swych rodziców, zyskuje całkiem nowy i zaskakujący wgląd w istotę rzeczy:! jego rodzice - szczególnie 

zaś matka, od której spodziewał się pomocy, obrony, rady, od której mądrości i miłości wszystko zdawało się zależeć - ci 

sami rodzice nie podnoszą nawet oczu; nic ich to nie obchodzi i niczemu nie chcą zapobiec. Jest pozostawiony samemu 

sobie i sam musi się troszczyć o swe życie, wszystkie nadzieje, jakie żywił w przeszłości, okazały się złudzeniem, które się 

teraz nagle rozwiało. Ale ten właśnie wgląd, który jest w pewnym sensie gorzki i bolesny, sprawia, iż doznaje on uczucia, 

jakby zwyciężył;  uśmiecha  się triumfalnie,  ponieważ  przejrzał w pewnej mierze  prawdę  i  dokonał  pierwszego]  kroku  ku 

wolności.

W tym marzeniu sennym następuje pewne przemieszanie motywacji. Śniący dokonuje głębokiego wglądu we własną naturę 

oraz   swych   rodziców,]   wglądu   wykraczającego   poza   jego   dotychczasową   wiedzę   w   tym   zakresie.   Dostrzega   własne 

zakrzepnięcie   i   martwotę,   widzi,   w   jaki   sposób   matka   ukształtowała   go   stosownie   do   własnych   pragnień,   i   rozpoznaje 

wreszcie, jak rodziców mało to wzruszaj i jak niewiele mogą na to poradzić. Jest to - jak dotąd - jeden z tych snów, których 

treść nie dotyczy spełnienia życzeń, lecz wglądu w istotę rzeczy. Jednakże można w nim również zauważyć pewien element 

spełnienia życzeń. Wściekłość śniącego, stłumiona w jego życiu na jawie, bierze tu górę i widzi on siebie jako mężczyznę 

pokonującego i zabijającego matkę. Żądza zemsty uległa we śnie zaspokojeniu.

Nie wydaje się, by analiza owego życzenia odbiegała od poprzednich przykładów spełnienia irracjonalnych pragnień w 

marzeniu sennym. Pomimo pozornej zbieżności zaznacza się tu jednak znamienna różnica. Przypomnijmy sobie na przykład 

sen o białym rumaku, życzenie, które znalazło zadośćuczynienie w dziecięcym rojeniu o świetności. Życzenie to nie założy 

ani od kierunku rozwoju, ani od wysiłków zaspokajających aspiracje śniącego, czyni ono jedynie zadość jego irracjonalnemu 

“ja"; takie spełnienie cofa się przed każdą próbą sięgnięcia do rzeczywistości. Mężczyzna, któremu przyśniła się przyjazna 

rozmowa,   jaką   prowadził   z   Hitlerem,   zaspokajał   jedynie   swe   najbardziej   irracjonalne   życzenie,   chęć   poddania   się 

autorytetowi, choćby znienawidzonemu.

Niepohamowany gniew przeciw rzeźbiarce przeżywany we śnie, który teraz omawiamy,  jest innego rodzaju. Wściekłość 

śniącego wymierzona przeciw  matce  jest w  pewnym sensie irracjonalna. To  wynik sytuacji,  w  której on  sam,   niezdolny 

uzyskać niezależności, skapitulował przed matką i jest z tego powodu nieszczęśliwy. Ale w grę wchodzi tu jeszcze jeden 

aspekt. Jego matka jest kobietą despotyczną, wpływ na chłopca zaczęła wywierać w czasie, gdy nie mógł się jej skutecznie 

przeciwstawić. Tu, jak zawsze w stosunkach między dziećmi a rodzicami, rodzice są silniejszą stroną dopóty, dopóki dziecko 

jest małe. Do czasu gdy był już w takim wieku, żeby móc wyrazić własną wolę, tak wielką krzywdę wyrządzono owej woli 

oraz pewności siebie, że nie potrafi już teraz wykazać tej woli w żadnej postaci. Skoro raz ustaliła się konstelacja uległości-

70

background image

panowania,   z   konieczności   doprowadziło   to   do   wzburzenia.   Gdyby   pozwolono   owej   wściekłości   przybrać   charakter 

świadomego uczucia, mogłaby ona stanowić podstawę do zdrowego buntu; doprowadziłoby to do reorientacji wyrażającej się 

w żądaniu należytego uznania, ostatecznie zaś w osiągnięciu przez śniącego niezależności oraz dojrzałości. Skoro tylko 

osiągnie on ten cel, wściekłość zgaśnie, ustępując miejsca wyrozumiałej, Jeśli nie zgoła przyjaznej postawie wobec i matki. 

Tak więc, chociaż jako taki gniew ów jest symptomem braku pewności siebie, stanowi jednaki konieczny krok na drodze 

zdrowego rozwoju i nie jest irracjonalny. W przypadku naszego śniącego wściekłość uległa jednak stłumieniu; lęk przed 

matką oraz uzależnienie od jej przewodnictwa i autorytetu sprawiły, iż nie uświadamiał on sobie tego uczucia i gniew tlił się 

istnieniem utajonym głęboko pod powierzchnią, gdzie śniący nigdy nie mógł dotrzeć. W jego marzeniu sennym, wywołanym 

przerażającą   i   rozświetlającą   wizją   własnej   martwoty,   zarówno   on,   jak   i   jego   wściekłość   ożywają.   Wściekłość   ta   jest 

koniecznym   stadium   przejściowym   w   jego   procesie,   dojrzewania   i   przeto   różni  się   w   sposób   istotny  od  tych   pragnień 

rozważanych w poprzednich snach, których spełnienie prowadzi wstecz.

Śniący   z   następnego   snu   jest   człowiekiem,   który   cierpiał   wskutek   głębokiego   poczucia   winy;   jeszcze   w   wieku   lat 

czterdziestu   wyrzucał   sobie,   iż   ponosi   odpowiedzialność   za   śmierć   swojego   ojca   przed   dwudziestu   laty.   Wybrał   się 

podówczas na wycieczkę, a podczas jego nieobecności ojciec zmarł na atak serca. Poczuł wtedy i czuje nadal, że jest za to 

odpowiedzialny, gdyż, być może, jego ojciec się zdenerwował, w wyniku czego umarł; gdyby natomiast on -  syn, był tam, 

mógłby zapobiec wszelkiemu zdenerwowaniu.

Śniący ten obawia się ciągle, że jakieś uchybienia z jego strony wywoła chorobę u innej osoby bądź też spowoduje jakieś 

nieszczęście. Stworzył własny rytuał, którego funkcja polega na odpokutowaniu “grzechów" oraz odwróceniu złych następstw 

jego poczynań. Rzadko pozwala sobie na jakiekolwiek przyjemności, a wszelkie uciechy stają się dopuszczalne dopiero 

wtedy, gdy potrafi zaklasyfikować przyjemność w rubryce “obowiązek". Pracuje nadmiernie intensywnie; utrzymuje jedynie 

przygodne   i   powierzchowne   stosunki   seksualne   z   kobietami,   kończące   się   zwykle   przygnębiającym   lękiem,   że   zadał 

dziewczynie ból i że ona go teraz nienawidzi. Po długotrwałej kuracji psychoanalitycznej miał następujący sen:

“Popełniono jakieś przestępstwo. Nie pamiętam, co to było za przestępstwo, ani też chyba nie wiedziałem tego we śnie. 

Przechadzam się ulicą i, chociaż doprawdy nie popełniłem żadnej zbrodni, wiem, że gdyby podszedł do mnie detektyw i 

zarzucił mi dokonanie morderstwa, nie byłbym w stanie się obronić. Idę coraz szybciej w stronę rzeki. Wtem, gdy znajduję się 

blisko niej, dostrzegam w oddali wzniesienie, na którym rozciąga się piękne miasto. Wzgórze jarzy się światłem, widzę, jak 

ludzie tańczą na ulicach, mam uczucie, że jeśli zdołam się tylko przeprawić przez rzekę, wszystko będzie w porządku."

Psychoanalityk: “Co za niespodzianka! Po raz pierwszy był pan przekonany, że nie popełnił pan żadnej zbrodni i że obawia 

się pan tylko, iż nie mógłby się pan obronić przed oskarżeniem. Czyżby przytrafiło się panu wczoraj coś dobrego?"

Pacjent: “Nic ważnego, prócz tego, że miałem pewną satysfakcję ustalając fakt, że jakieś niedopatrzenie w biurze powstało 

najwyraźniej wskutek pomyłki kogoś innego, nie zaś mojej, jak mogliby - czego się obawiałem - pomyśleć."

Psychoanalityk: “Widzę, że poniekąd to pana usatysfakcjonowało - ale może powie mi pan, co to było za przeoczenie?"

Pacjent: “Dzwoniła pewna dama i chciała się widzieć z pewnym wspólnikiem naszej firmy, panem X. Rozmawiałem z nią i 

byłem  całkowicie  pod  wrażeniem  jej  uroczego  głosu.  Kazałem  jej  przyjść  następnego  dnia  o  czwartej   i  położyłem  ową 

notatkę na biurku pana X. Sekretarka pana X wzięła ją, lecz zamiast powiedzieć o tym szefowi, odłożyła gdzieś na bok i 

zupełnie o niej zapomniała. Następnego I dnia owa młoda dama przyszła i była mocno dotknie-1 ta oraz zmartwiona, gdy 

posłyszała, że pana X niej ma w biurze i że zapomniano o całej tej sprawie. Zwróciłem się do niej z przeprosinami i po kilku 

minutach nakłoniłem ją do przedstawienia mi problemu, który zamierzała omówić z panem X. Wszystko to zdarzyło się 

wczoraj."

Psychoanalityk: “O ile zatem dobrze zrozumiałem, sekretarka przypomniała sobie, że przeoczyła tę sprawę i powiedziała o 

tym panu czy też owej młodej damie?"

Pacjent: “Ależ tak, oczywiście; zabawne, iż zapomniałem o tym powiedzieć; wydawało mi się to wczoraj najważniejszą 

71

background image

rzeczą oprócz... ale to nonsens."

Psychoanalityk:   “Posłuchajmy   nonsensu.   Wie   pan   z   własnego   doświadczenia,   że   niedorzeczność   jest   zwykle 

najmędrszym głosem przemawiającym w nas samych."

Pacjent: “Otóż to, co zamierzałem rzec, sprowadza się do stwierdzenia, że czułem się niezwykle szczęśliwy gawędząc tak 

sobie z ową damą. Była to jej sprawa rozwodowa i z tego, co wywnioskowałem, w całe to niefortunne małżeństwo wpędziła 

ją pochlebstwa mi oraz nieomal że groźbami  jej ambitna matka. Wytrzymywała to przez cztery lata i teraz postanowiła 

położyć temu kres."

Psychoanalityk: “Miał pan więc także wizję wolności, nieprawdaż? Ciekawi mnie drobny szczegół. Widział pan, jak ludzie 

tańczą na ulicach, i jest to jedyna rozpoznana przez pana scenka z życia owego miasta. Czy był pan kiedy świadkiem takiej 

sceny?"

Pacjent: “Chwileczkę... to dziwne... już mam. Owszem, gdy miałem czternaście lat, odbyłem wraz z ojcem wycieczkę po 

Francji;   byliśmy   w   jakimś   miasteczku   w   dniu   czternastego   lipca,   oglądaliśmy   przebieg   uroczystości,   wieczorem   zaś 

przypatrywaliśmy się, jak ludzie tańczą na ulicach. I wie pan, po raz ostatni, jak mogę sięgnąć pamięcią, czułem się wtedy 

naprawdę szczęśliwy."

Psychoanalityk: “Tak więc ubiegłej nocy był pan w stanie uchwycić nić przewodnią. Mógł pan wyobrazić sobie wolność, 

światło, szczęście, taniec jako rzeczy możliwe, jako coś, co pan kiedyś przeżył i czego może pan doświadczyć na nowo."

Pacjent: “Pod warunkiem, że będę wiedział, jak przeprawić się przez rzekę!"

Psychoanalityk: “Owszem, w tym właśnie punkcie pan się teraz znajduje: po raz pierwszy uznał pan, iż nie popełnił pan 

przestępstwa, że istnieje miasto, w którym czeka pana wolność, i że rzeka, przez którą można się przeprawić, oddziela pana 

od tego lepszego życia. Nie było w rzece aligatorów?"

Pacjent: “Nie, była to całkiem zwyczajna rzeka, podobna właściwie do rzeki przepływającej przez nasze miasto, której się 

zawsze trochę bałem w dzieciństwie."

Psychoanalityk: “Musi być zatem i most. Z pewnością czeka pan od dawna, aby przejść przez most. Problem polega teraz 

na wykryciu, co jeszcze powstrzymuje pana od dokonania tego."

Jest   to   jeden   z   tych   doniosłych   snów,   w   których   podejmuje   się   decydujący   krok   odchodząc   od   choroby   umysłowej. 

Wprawdzie pacjent jeszcze nie wyzdrowiał, ale doświadczył najważniejszej rzeczy poza przyjściem do zdrowia, przeżywając 

jasną i żywą wizję życia, w którym nie jest ściganym przestępcą, lecz wolnym człowiekiem. Uzmysławia on także sobie, że 

aby tam dotrzeć, musi przeprawić się przez rzekę, odwieczny i powszechny symbol ważnej decyzji, rozpoczęcia nowej formy 

istnienia - narodzin czy śmierci - porzucenia jednej postaci życia na rzecz innej. Wizja miasta to spełnienie życzenia, lecz jest 

to życzenie racjonalne; wyobraża ono życie; pochodzi od śniącego, ale tej jego części, która została ukryta i oderwana od 

niego samego. Wizja ta jest realna, równie realna jak to wszystko, co jego wzrok dostrzega w ciągu dnia, prócz tego, że 

nadal potrzebna mu samotność i wolność egzystencji sennej, aby się w tym upewnić.

A  oto   inny   sen   o   “przeprawie   przez  rzekę".   Śniący  jest   zepsutym   dzieckiem,   jedynakiem.   Rodzice   go   rozpieszczali, 

podziwiając w nim przyszłego geniusza; ułatwili mu wszystko,  nie oczekując od niego żadnego wysiłku - od śniadania, 

przynoszonego   mu   przez  matkę   rankiem   do   łóżka,   do   rozmów  ojca   z   nauczycielami,   które   kończyły  się   nieodmiennie 

wyrażeniem przekonania o wręcz cudownych uzdolnieniach syna. Oboje rodzice żywili chorobliwy lęk, iż może mu grozić 

jakieś niebezpieczeństwo; nie pozwalano mu pływać, chodzić na wycieczki, bawić się na ulicy. Chciał się czasami zbuntować 

przeciw krępującym! go ograniczeniom, lecz czemuż miałby narzekać, gdy jego udziałem stały się te wszystkie cudowne 

rzeczy: j podziw, tkliwe pieszczoty, tyle zabawek, że mógł je wyrzucać, i niemal całkowite zabezpieczenie przed wszelkimi 

niebezpieczeństwami z zewnątrz. Był on istotnie uzdolnionym chłopcem, lecz nigdy nie zdołał stanąć na własnych nogach. 

Zamiast opanowywania przedmiotów, jego celem było zdobycie uznania i podziwu. W ten sposób stał się zależny od innych i 

- zalękniony.

72

background image

Ale   ta   właśnie   żądza  pochwał   i   strach   płynący  z  jej  niezaspokojenia   sprawiły,   iż  nabrał   cech   gwałtownych,   a   nawet 

okrutnych. Poddał się kuracji psychoanalitycznej z powodu niepokoju, wywoływanego ustawicznie jego dziecięcymi rojeniami 

o świetności, zależnością, strachem i wściekłością. Po sześciu miesiącach leczenia miał następujący sen:

“Mam   przeprawić   się   przez   rzekę.   Szukam   mostu,   lecz   go   nie   znajduję.   Jestem   małym   brzdącem,   może   pięcio-   czy 

sześcioletnim. Nie umiem pływać. (Śniący rzeczywiście nauczył się pływać w wieku lat osiemnastu.) Następnie spostrzegłem 

wysokiego ciemnowłosego mężczyznę który dał mi znak, że może przenieść mnie na rękach na drugą stronę. Głębokość 

rzeki sięga tu pięciu stóp. Jestem na razie zadowolony i przystaję na to, aby mnie zabrał. Gdy już trzyma mnie na ręku i 

zaczyna schodzić, ulegam nagle panice. Wiem, że jeśli się nie wyrwę, zginę. Znajdujemy się już w rzece, lecz zbieram całą 

swą odwagę i z ramion mężczyzny skaczę prosto do wody. Z początku wydaje mi się, że się utopię. Potem jednak zaczynam 

płynąć i niebawem docieram do drugiego brzegu. Mężczyzna znikł."

Poprzedniego dnia śniący brał udział w przyjęciu i zaświtało mu raptownie w głowie, iż wszelkie jego zainteresowania mają 

na uwadze jeden cel: być przedmiotem podziwu i miłości. Odczuł on - po raz pierwszy - jak dziecinna jest w istocie jego 

postawa, i uświadomił sobie, że musi podjąć decyzję. Tak więc mógłby pozostać nadal nieodpowiedzialnym dzieckiem bądź 

też mógłby pogodzić się z bolesnym przejściem do dojrzałości. Czuł, że nie powinien się dłużej okłamywać, iż wszystko 

dzieje się tak, jak być powinno, i brać swych sukcesów w podobaniu się innym za prawdziwe osiągnięcie. Te myśli poruszyły 

go do głębi; po czym zasnął.

Nietrudno zrozumieć ów sen. Przeprawa przez rzekę oznacza decyzję, jaką śniący musi podjąć, aby przedostać się z brzegu 

dzieciństwa na brzeg dojrzałości. Ale jak może tego dokonać, jeśli uważa siebie za pięcio- czy sześcioletniego chłopca, który 

nie   umiał   pływać.   Mężczyzna   ofiarujący   się   przenieść   go   może   oznaczać   wiele   osób:   ojca,   nauczycieli,   każdego,   kto 

okazywał gotowość przeniesienia go - pozyskany jego wdziękiem i nadziejami, jakie rokował. Jak dotąd sen symbolizuje 

wiernie jego wewnętrzny problem i sposób, w jaki ową kwestię wielokrotnie rozwiązywał. Obecnie jednak pojawia się nowy 

czynnik. Śniący uprzytamnia sobie, że jeśli znów pozwoli się przenieść, czeka go zguba. Ten wgląd w stan rzeczy jest 

przenikliwy i jasny. Śniący czuje, że musi powziąć decyzję, i skacze do wody. Uświadamia sobie, iż rzeczywiście umie pływać 

(najwidoczniej nie ma już pięciu czy sześciu lat w marzeniu sennym) i że może dotrzeć do drugiego brzegu bez niczyjej 

pomocy. Jest to znowu spełnienie życzeń, lecz jak i w poprzednim śnie, wyraża ono jego cel jako cel człowieka dorosłego; 

jest ostrym uświadomieniem sobie faktu, iż dotychczasowa metoda postępowania musi doprowadzić do ruiny; śniący już wie, 

że istotnie umiałby pływać, gdyby tylko miał odwagę skoczyć.

Nie trzeba dodawać, że z upływem dni wizja straciła swą pierwotną jasność. “Hałasy" dnia sugerowały, iż nie należy 

popadać w krańcowość, że wszystko musi iść normalnym trybem, że nie ma powodu wyrzekać się przyjaźni, że wszyscy 

potrzebujemy pomocy i że on z pewnością zasłużył sobie na nią, itd. - te i wiele innych uzasadnień, które fabrykujemy w celu 

zamglenia jasnego, lecz niedogodnego wglądu w istotę rzeczy. Jednakże po upływie jakiegoś czasu stał się on równie mądry 

i odważny za

 

dnia, jak zdarzyło mu się to owej nocy - i sen się sprawdził.

Powyższe sny ilustrują pewną ważną kwestię: różnicę zachodzącą między życzeniami racjonalnymi a irracjonalnymi. Często 

pragniemy rzeczy, które tkwią korzeniami w naszej słabości i stanowią jej kompensatę; śnimy się sami sobie jako ludzie 

sławni,  wszechmocni,  kochani  przez wszystkich.   Czasami  jednak  śnią  się nam życzenia,  które są antycypacją  naszych 

najwartościowszych zamierzeń. Możemy widzieć siebie, jak tańczymy lub fruwamy; widzimy miasto rozjarzone światłem, 

doznajemy   szczęścia   w   otoczeniu   przyjaciół.   Choćbyśmy   nawet   nie   byli   jeszcze!   zdolni   w   naszym   życiu   na   jawie   do 

przeżywania radości snu, doświadczenie senne wykazuje, iż jesteśmy przynajmniej w stanie życzyć sobie tego i widzieć, jak 

się to spełnia w rojeniu sennym. Wyobrażenia i sny są początkiem wielu czynów i nie byłoby gorszej rzeczy niż negatywny 

do nich stosunek czy też odmawianie im wartości. Chodzi tu o rodzaj wyobraźni, która jest naszym udziałem; czy nas po-

pycha do działania, czy też prowadzi do bezproduktywności.

Następny   sen   wyraża   głęboki   wgląd   w   problemy   śniącego   i   stanowi   dobry   przykład   funkcji,   jaką   pełni   materiał 

73

background image

skojarzeniowy. Śniący, mężczyzna w wieku lat trzydziestu pięciu, cierpi od wczesnej młodości na łagodne, lecz uporczywe 

stany depresyjne. Jego ojciec był człowiekiem pobłażliwym, ale wyzbytym miłości. Matka ulegała silnym depresjom od czasu, 

gdy chłopiec miał osiem czy dziewięć lat. Nie pozwalano mu się bawić z innymi dziećmi; jeśli wyszedł z domu, matka 

wymawiała mu, że rani jej uczucia; wymówki nie groziły mu tylko wtedy, gdy tkwił w kącie pokoju ze swoimi książkami i 

wyobrażeniami. Wszelkie przejawy entuzjazmu matka kwitowała wzruszeniem ramion i komentarzami w tym stylu, że nie ma 

szczególnych   powodów  do   szczęścia   i   podniecenia.   Śniący,   odpierając   rozumowo   jej   zarzuty,   czuł  jednak,   że   ma   ona 

słuszność i że z jego winy cierpi niedolę. Odczuwał także, iż źle wyposażono go na drogę życia, ponieważ brakowało w jego 

dzieciństwie niektórych istotnych warunków udanego życia. Lękał się ciągle, by inni nie dowiedzieli się o emocjonalnym 

raczej niż materialnym ubóstwie jego przeszłości. Jednym z problemów, który szczególnie wytrąca go z równowagi, jest 

kwestia kontaktów z innymi ludźmi, zwłaszcza zaś sposobu reagowania na ataki czy dotkliwe przytyki z ich strony. Zupełnie 

nie wie, co począć w obliczu takiego zachowania się drugiej osoby, i czuje się swobodnie jedynie w gronie kilku dobrych 

przyjaciół. A oto ów sen:

“Widzę,   jak   pewien   mężczyzna   siedzi   w   fotelu   na   kółkach.   Zaczyna   partię   szachów,   czyni   to   jednak   bez   większej 

przyjemności. Wtem przerywa grę i mówi: «Już dawno usunięto z mojego kompletu szachów dwie figury. Ale wynagradzam 

to sobie tepalią.” Następnie dorzuca: “Usłyszałem głos (mojej matki): Życie nie jest warte, aby żyć."

Część tego snu daje się z łatwością pojąć, gdy wiemy cokolwiek o przeszłości i problemach śniącego. Mężczyzną w fotelu 

na kółkach jest on sam. Partia szachów jest grą o życie, a przynajmniej tym jej fragmentem, w którym atakuje się kogoś, ten 

zaś musi kontratakować lub też stosować jakąś inną strategię. Śniący nie ma zbyt wielkiej ochoty na rozegranie tej partii, 

ponieważ uważa, iż jest do niej źle przygotowany. “Już dawno usunięto z mojego kompletu szachów dwie figury." Jest to 

uczucie, które żywi także na jawie: że w dzieciństwie nie obdarzono go tym, co trzeba, i że zaważyło to na jego bezradności 

w walce o życie. A te dwie figury, które usunięto, to król i królowa, jego ojciec i matka, którzy właściwie w jego życiu nie 

występowali, jeśli pominiemy ich negatywną funkcję polegającą na rozczarowywaniu, zrzędzeniu, dokuczaniu, ganieniu. Nie-

mniej daje sobie radę w grze z pomocą “tepalii". Tu, popadamy w zakłopotanie, podobnie zresztą jak i śniący.

Pacjent: “Słowo to rysuje mi się wyraźnie przed oczyma. Ale nie mam najmniejszego pojęcia, co ono znaczy."

Psychoanalityk: “Widocznie wiedział pan w swoim marzeniu sennym, co ono znaczy; jest to mimo wszystko pański sen i 

pan   wymyślił   ów  wyraz.   Wypróbujmy  metodę   wolnych   skojarzeń.  Co   przychodzi   panu   do   głowy,   gdy  myśli   pan   o   tym 

wyrazie?"

Pacjent:   “Pierwszą   rzeczą,   która   nasuwa   mi   się   na   myśl,  jest   Tesalia,   kraina   Grecji.   Pamiętam,   że   jako   mały  smyk 

pozostawałem całkowicie pod wrażeniem Tesalii. Nie wiem, czy rzeczywiście tak to jest, czy też nie, ale myślałem o Tesalii 

jako o krainie Grecji, gdzie panuje ciepły, równomierny klimat, gdzie w spokoju i szczęściu wiodą swój żywot pasterze. Za-

wsze wolałem ją od Sparty i Aten. Do Sparty czułem odrazę z powodu ożywiającego ją ducha militaryzmu - Aten zaś nie 

lubiłem, ponieważ Ateńczycy wydawali mi się hiperkulturalnymi snobami.

Tak, czułem, że coś mnie ciągnie do pasterzy w Tesalii."

Psychoanalityk: “Słowo, które się panu śniło, brzmi «tepalia» zamiast Tesalia. Dlaczego pan je zmienił?"

Pacjent: “Zabawne, ale to, co przychodzi mi teraz na myśl - to cep, narzędzie, którym wieśniacy posługują się przy młócce. 

Ale mogą go także używać jako oręża, jeśli nie mają pod ręką nic innego."

Psychoanalityk: “To bardzo interesujące. Słowo «tepalia» składa się zatem z dwu pojęć: Tesalia oraz cep. 

42

 W osobliwy 

sposób Tesalia, czy raczej to, co pan przez nią rozumie, jest blisko spokrewnione z cepem. Pasterze i wieśniacy: proste, 

sielankowe życie. Cofnijmy się i rozważmy, co pan mówi w marzeniu sennym. Gra pan w szachy, wiedząc o tym, że usunięto 

z pańskiego kompletu dwie figury, lecz może pan to sobie wynagrodzić “tepalią”.

Pacjent: “Ta myśl rysuje mi się teraz dość jasno. W grze o życie czuję się upośledzony z powodu rozlicznych frustracji 

42 Nieprzetłumaczalna gra słów. W oryginale angielskim brzmi to: Thessail... is composed of Thessaly and flail.

74

background image

mego dzieciństwa. Nie bardzo dysponuję orężem (figury szachowe wiążą się z bitwą), jaki posiadają inni, lecz gdybym zdołał 

się  wycofać do prostego,  sielskiego  życia,  mógłbym  nawet  walczyć cepem w  zastępstwie broni, której  nie mam -  figur 

szachowych."

Psychoanalityk:  “Ale  sen się na tym nie kończy. Potem jak przerwał pan swoją partię szachów, mówi pan: “Dał mi się 

posłyszeć głos: Życie nie jest warte, aby żyć."

Pacjent:  “To rozumiem bardzo dobrze. Ostatecznie wiodę grę o życie tylko dlatego, iż muszę grać. Ale w istocie nie 

interesuję się nią. Uczucie, jakie mniej lub bardziej nurtowało mnie od czasu dzieciństwa, znajduje swój wyraz właśnie w 

tym, co mówię we śnie: «Życie nie jest warte, aby żyć.»"

Psychoanalityk: “Istotnie, takich właśnie uczuć pan zawsze doznaje. Ale czy nie ma w tym jakiegoś ważnego polecenia, które 

pan przesyła sobie samemu we śnie?"

Pacjent: “Ma pan na myśli moje stwierdzenie, że ów motyw depresji zaszczepiła mi moja matka."

Psychoanalityk: “Tak, to właśnie mam na myśli. Skoro raz pan uzna, iż ów przygnębiający sąd o życiu nie był głosem pana, 

lecz pańskiej matki, wywierającej w dalszym ciągu swój quasi-posthipnotyczny wpływ, zrobił pan krok w kierunku wyzwolenia 

się  od   tego  nastroju.  Dokonał  pan   ważnego  odkrycia  stwierdzając,   iż  pańska   pesymistyczna  filozofia  nie  jest   w  istocie 

pańskim tworem - i aby to pojąć, trzeba było przeżyć sen."

Innym typem marzenia sennego, którego nie zilustrowaliśmy żadnym przykładem, jest zmora nocna. Zdaniem Freuda sen 

pełen niepokoju nie jest wyjątkiem od ogólnej reguły, głoszącej, iż ukryta treść snu stanowi spełnienie jakiegoś irracjonalnego 

życzenia. Pogląd ów może się oczywiście spotkać z wyraźnym zarzutem każdego, kto kiedykolwiek przeżył zmorę nocną: 

jeśli przechodzę we śnie męki piekielne i budzę się zdjęty przerażeniem przekraczającym nieomal granice wytrzymałości, 

czy można powiedzieć, iż jest to spełnienie życzeń?

Zarzut   ten   nie   jest   bynajmniej   tak   celny,   jak   to   się   wydaje   na   pierwszy   rzut   oka.   Po   pierwsze,   znamy   takie   stany 

patologiczne,  w  których  ludzie  ulegają   popędowi  i  popełniają  takie   czyny,   które  okazują  się   dla  nich  zgubne.   Osoba   o 

tendencji   masochistycznej   pragnie   -   chociaż   jest   to   życzenie   nieświadome   -   narazić   się   na   nieszczęśliwy   wypadek, 

zachorować, doznać upokorzenia. W zboczeniu masochistycznym - gdzie to pragnienie zlewa się w jedno z seksem, stając 

się tym samym mniej niebezpieczne dla człowieka - chęci masochistyczne przybierają nawet świadomą postać. Wiemy 

ponadto, że także samobójstwo może być wynikiem jakiegoś prze-] możnego popędu zemsty oraz zniszczenia obróconego j 

przeciw własnej osobie zamiast przeciw komuś innemu. A jednak osoba popchnięta do jakiegoś samoniszczycielskiego czy 

innego bolesnego aktu może - inną częścią swej osobowości - odczuwać autentyczny i głęboki strach. Nie zmienia to faktu, 

że ów strach wypływa z jej własnych chęci samozagłady. Ale jakieś pragnienie może wzbudzić niepokój - jak to zauważa 

Freud - nie tylko, jeśli ma postać masochistycznego czy też samoniszczycielskiego popędu. Możemy czegoś zapragnąć, 

wiedząc jednak, że spełnienie tego życzenia sprawi, iż inni ludzie nas znienawidzą, a społeczeństwo ukarze. Zrealizowanie 

takiego pragnienia wywołałoby naturalnie niepokój.

Ilustracji tego rodzaju snu pełnego niepokoju dostarcza następujący przykład:

“Przechodząc przez sad zrywam jabłko z drzewa. Podbiega ogromny pies i skacze na mnie, doznaję uczucia straszliwego 

lęku i budzę się, wzywając wielkim głosem pomocy."

Aby zrozumieć ten sen, wystarczy wiedzieć, iż wieczoru poprzedzającego ów sen śniący poznał pewną zamężną kobietę, 

do której zapałał wielką sympatią. Wydawała mu się ponętna, więc zasnął marząc o nawiązaniu z nią romansu. Nie musimy 

roztrząsać, czy niepokój, jaki odczuwał we śnie, narodził się z wyrzutów sumienia, czy też z obawy przed opinią publiczną - 

istotne jest bowiem to, że ów niepokój wywołało zaspokojenie życzenia, którym było zjedzenie skradzionego jabłka.

Chociaż w podobny sposób - jako zamaskowane spełnienie życzeń - pojmować można wiele niepokojących snów, wątpię, 

czy można to odnieść do wszystkich lub nawet do większości z nich. Jeśli przyjmiemy, że marzenia senne są jakąś formą 

działalności umysłowej w warunkach snu, czemuż nie mielibyśmy równie szczerze lękać się niebezpieczeństwa we śnie, jak 

75

background image

boimy się go w naszym życiu na jawie?

Ale czyż wszelki strach nie zależy od naszych pożądań? Czyż odczuwalibyśmy lęk, gdyby nie nurtowało nas pragnienie, jak 

mówią buddyści, gdybyśmy nie pożądali rzeczy? Czy nie można by przeto rzec, że w ogólnym sensie wszelki niepokój w 

naszym życiu na jawie oraz we śnie jest wynikiem pragnień?

Jest  to  zręczny  argument   i  nie  wyobrażam  sobie,  by  można   było  przeciw  niemu   wysunąć  jakiekolwiek  zastrzeżenia, 

gdybyśmy mogli stwierdzić, że nie ma niepokoju w snach (ani niepokoju w życiu na jawie) bez istnienia pragnień. Ale ta 

ogólna zasada nie jest ową zasadą, którą Freud miał na myśli w swej interpretacji. Może wy jaśni kwestię omówienie jeszcze 

raz różnic między tymi trzema rodzajami snów pełnych niepokoju, które już zresztą roztrząsaliśmy.

W zmorze nocnej o zabarwieniu masochistyczno-samoniszczycielskim życzenie jest bolesne i wiedzie ku samozagładzie. 

W drugim typie snu przenikniętego niepokojem, jak sen o jabłku, życzenie nie prowadzi bezpośrednio do samozniszczenia, 

lecz polega na tym, że jego spełnienie wywołuje w innej części układu psychicznego niepokój. Sen jest tu następstwem 

życzenia, które jako produkt uboczny rodzi niepokój. W trzecim śnie tego typu, w którym odczuwa się strach z powodu 

rzeczywistego czy wyimaginowanego niebezpieczeństwa grożącego życiu, wolności itp., sen jest następstwem tej groźby, 

podczas gdy pragnienie życia, wolności itp. stanowi wszechobecny impuls, który nie wywołuje owego specyficznego snu. 

Innymi  słowy,   w  pierwszym  i drugim  typie snu niepokój  jest  wywołany  obecnością życzenia;  w  trzecim  zaś  obecnością 

jakiegoś niebezpieczeństwa (prawdziwego bądź wyimaginowanego), chociaż nie bez współobecności pragnienia życia czy 

jakichkolwiek innych trwałych i powszechnych pragnień. W tej trzeciej kategorii sen przeniknięty niepokojem najwyraźniej nie 

jest spełnieniem życzenia, lecz obawą przed jego udaremnieniem.

Następny  przykład  -   to   sen   pełen   niepokoju,   podobny  w   jakiś   sposób   do   wielu   innych  koszmarów  nocnych.   Śniąca 

opowiada:

  “Znajduję się w cieplarni. Nagle widzę, jak godzi we mnie żmija. Moja matka stoi przy mnie i uśmiecha się złośliwie. 

Potem wychodzi, nawet nie usiłując mi pomóc. Biegnę ku drzwiom, ale cóż z tego, kiedy stwierdzam, że żmija już tam dotarła 

- blokując mi przejście. Budzę się zdjęta przerażeniem."

Śniąca jest kobietą czterdziestopięcioletnią, cierpiącą na ostre stany lękowe. Wyróżniającym rysem w jej dotychczasowym 

życiu   jest   wzajemna   nienawiść   panująca   pomiędzy   nią   a   jej   matką.   Uczucie,   że   matka   jej   nie   znosi,   nie   było   czymś 

wyimaginowanym. Matka została poślubiona człowiekowi, którego nigdy nie kochała; swoją urazę przeniosła na pierworodne 

dziecko, śniącą, której samo istnienie - jak wierzyła - zmusiło ją do dalszego trwania w stanie małżeńskim. Kiedy śniąca 

miała trzy latka, wypaplała swemu ojcu coś, co natchnęło go podejrzeniem, iż żona utrzymuje romans z innym mężczyzną. 

Chociaż dziewczynka nie zdawała sobie dokładnie sprawy, co właściwie zaobserwowała i powiedziała, intuicyjnie jednak 

dobrze rozpoznała sytuację, toteż wściekłość, jaką matka skierowała przeciw niej, była bardziej uzasadniona, niżby się to na 

pozór  wydawało.   Im   dziewczynka   stawała   się   starsza,  tym  bardziej   usiłowała   prowokować   matkę   i  tym  bardziej  matka 

próbowała ją karać, a wreszcie zniszczyć. Jej życie polegało na ciągłym odpieraniu ataków matki. Gdyby ojciec pomógł jej w 

tej walce, udzielając jakiegoś poparcia, wynik mógłby być całkiem inny. Ale on sam lękał się swej żony i nigdy nie wystąpił 

otwarcie w obronie córki. Efekt tego i wielu innych okoliczności był taki, że córka, osoba bardzo uzdolniona i dumna, coraz 

bardziej odsuwała się od ludzi, czuła się przybita zwycięstwem matki i żyła nadzieją, iż któregoś dnia ona okaże się zwy-

cięzcą. Cała ta nienawiść i niepewność wywoływała stan ciągłego niepokoju, który dręczył ją zarówno we śnie, jak i na jawie.

Sen ten wyraża jej liczne niepokoje; kojarzy się jej z cieplarnią - cieplarnia zaś znajdowała się w dobrach rodziców. Śniąca 

często chodziła tam sama, nigdy razem z matką. We śnie niebezpieczeństwo stanowi dla niej nie matka, lecz żmija. Cóż to 

znaczy? Najwidoczniej wyraża skryte życzenie, aby mieć taką matkę, która osłoni ją przed niebezpieczeństwem. (Istotnie 

snuła ona czasami marzenia, że matka się zmieni i pomoże jej.) Teraz znowu grozi jej niebezpieczeństwo. Ale jej matka 

uśmiecha się złośliwie i odchodzi. Ten złośliwy uśmiech ukazuje matkę we właściwym świetle. Z początku spotykamy się nie 

jako z próbą oddzielenia złej matki (żmii) od dobrej matki - która mogłaby przyjść z pomocą. Kiedy matka spogląda na nią 

76

background image

złośliwie i nie udziela wsparcia, złudzenie się rozwiewa, matka i żmija zostają utożsamione; są siłami grożącymi zagładą. 

Śniąca biegnie ku drzwiom, aby uciec, lecz jest już za późno; odwrót został zamknięty. Jest teraz sama w cieplarni wraz z 

jadowitą żmiją i matką-niszczycielką. We śnie pacjentka przeżywa ten sam niepokój, jaki dręczy ją za dnia, tyle że bardziej 

intensywny i wyraźnie podkreślający związek z matką. Nurtujące ją uczucie to nie jakiś realistyczny strach, lecz pewien 

chorobliwy niepokój. Matka już jej w niczym nie zagraża; w rzeczywistości nie zagraża jej nikt i nikt nie może jej zaszkodzić. 

Niemniej śniąca odczuwa przerażenie i przerażenie to toruje sobie j drogę w marzeniu sennym. Czy sen ów spełnia jakieś 

życzenie? W pewnym stopniu tak. Jest to pragnienie, aby mieć matkę opiekunkę, lecz gdy matka ta, zamiast pomóc, patrzy 

na nią złośliwie, śniącą nawiedza paniczny strach. To właśnie nurtująca ją i tęsknota za miłością i opieką matki każe jej się 

obawiać tej kobiety. Gdyby zupełnie nie odczuwała braku matki, wcale by się jej nie lękała. Ale ważniejsze niż te tęsknoty za 

matczyną miłością i opieką są inne pragnienia, bez których jej obawa przed matką straciłaby rację dalszego istnienia: żądza 

zemsty, chęć zwrócenia uwagi ojca na fakt, iż jego żona jest złą kobietą, pragnienie, aby go jej odebrać; nie dlatego, że tak 

bardzo kocha swego ojca ani też z powodu fiksacji wczesnego przywiązania seksualnego do niego, lecz wskutek głębokiego 

upokorzenia zrodzonego z wczesnej porażki i z poczucia, że tylko przez zniszczenie matki odzyska godność i pewność 

siebie. Dlaczego to wczesne upokorzenie okazało się i okazuje tak trudne do wykorzenienia, dlaczego żądza zemsty i triumfu 

jest tak nieprzezwyciężona - to inne zagadnienie, zbyt zawiłe, aby można je było roztrząsać w tym kontekście. Śniąca ma 

inne sny pełne niepokoju, w których pragnienie, aby matka udzieliła jej pomocy, zupełnie nie występuje. A oto tego rodzaju 

sny:

“Znajduję się w klatce z tygrysem. Nie ma nikogo, kto by mi pomógł."

Albo:

“Idę wąskim skrawkiem twardego gruntu wzdłuż bagien. Jest ciemno i nie mogę dojrzeć drogi. Tracę całkowicie orientację i 

czuję, że pośliznę się i utonę, jeśli zrobię chociaż krok."

Czy też:

“Występuję w roli oskarżonej w procesie karnym; zarzuca mi się morderstwo, ja zaś wiem, że jestem niewinna. Odczytuję 

jednak z twarzy sędziego i przysięgłych, iż są przekonani o mojej winie i powzięli już w tej sprawie decyzję. Przesłuchiwanie 

jest jedynie kwestią formy. Wiem, że bez względu na to, co zeznam lub też co mogliby zeznać jacyś świadkowie (nie widzę 

żadnego świadka), sprawa jest przesądzona i nie ma sensu próbować się bronić."

We   wszystkich   tych   snach   istotnym   czynnikiem   jest   uczucie   zupełnej,   porażającej   bezradności   i   paniki.   Przedmioty 

nieożywione, zwierzęta, ludzie - wszystko to okazuje się bezlitosne; na horyzoncie nie pojawia się żaden przyjaciel; nie 

można się spodziewać znikąd pomocy. To poczucie kompletnej bezsilności tkwi korzeniami w niemożności wyrzeczenia się 

żądzy zemsty, zaprzestania walki z matką, nie spełnia jednak żadnego życzenia. Wyraża tylko pragnienie życia - stąd więc 

lęk przed wystawieniem się na ataki bez jakiejkolwiek możliwości obrony.

Szczególnie interesujące i doniosłe są te powtarzające się marzenia senne, które zgodnie z wypowiedziami niektórych 

ludzi ciągną się od lat, w niektórych przypadkach od tak dawna, że ledwie mogą ogarnąć je pamięcią. Sny te wyrażają 

zazwyczaj podstawowy problem, są motywem przewodnim, przewijającym się przez życie jakiegoś człowieka, i stanowią 

często klucz do zrozumienia jego neurozy lub też najważniejszego aspektu jego osobowości. Czasami marzenie senne 

powtarza   się   w   postaci   nie   zmienionej,   czasem   zaś   ulega   mniej   lub   bardziej   subtelnym   zmianom,   które   wskazują   na 

wewnętrzny rozwój śniącego - bądź też na jego upadek moralny, zależnie od okoliczności.

Pewna piętnastoletnia dziewczyna, która wzrastała w najbardziej nieludzkich i wyniszczających warunkach (ojciec, który ją 

bił, alkoholik i brutal; matka, uciekająca co jakiś czas z innym mężczyzną; brak jedzenia, ubrania, brud), usiłowała popełnić 

samobójstwo   w   wieku   lat   dziesięciu,   potem   zaś   jeszcze   pięciokrotnie.   Odkąd   sięga   pamięcią,   śni   jej   się   wielokrotnie 

następujący sen:

“Znajduję się na dnie jakiegoś dołu. Próbuję się wdrapać do góry, dotarłam już do górnej krawędzi, której się trzymam 

77

background image

rękami, gdy ktoś nadchodzi i 

IWM

 deptuje mi na dłonie. Muszę puścić krawędź i z powrotem spadam na dno."

Sen ów nie wymaga chyba objaśnień; w pełni wyrażą całą tragedię życia tej młodej dziewczyny - to, co jej się przytrafiło, i jej 

uczuciowe reakcje. Gdyby taki sen pojawił się raz jeden, mielibyśmy prawo przypuszczać, iż wyraża strach, który śniąca od 

czasu do czasu odczuwa, wywołany specyficznymi, dokuczliwymi okolicznościami. W tym stanie rzeczy regularne nawroty 

marzenia sennego każą nam przyjąć, że sytuacja ze snu stanowi główny problem życia dziewczyny, że sen ów jest odbiciem 

przekonania tak głębokiego i niezmiennego, iż możemy zrozumieć, dlaczego wielokrotnie usiłowała popełnić samobójstwo.

Przytoczone   poniżej   powtarzające   się   marzenie   senne,   w   którym   motyw   pozostaje   ten   sam,   choć   w   jego   obrębie 

występują znaczne zmiany, należy do serii, zaczynającej się od snu:

“Jestem w więzieniu - nie mogę się wydostać."

Późniejsza wersja snu brzmiała: “Chcę przekroczyć granicę - nie mam jednak paszportu i zatrzymują mnie na granicy."

A jeszcze późniejsza: “Znajduję się w Europie - mam w jakimś porcie wsiąść na statek - lecz nie ma tam żadnego statku i 

nie wiem, jak odpłynąć."

Ostatnia wersja tego snu była następująca: “Znajduję się w pewnym mieście - w moim domu - chcę wyjść. Gdy otwieram 

drzwi, napotykam opór - napieram na nie z całą siłą - drzwi otwierają się i opuszczam dom."

Motywem tkwiącym u podstaw wszystkich tych snów jest strach przed znalezieniem się w zamknięciu, przed uwięzieniem i 

towarzyszącą mu niemożnością “wydostania się na zewnątrz". Kwestia, co ten strach oznacza w życiu śniącej, nie ma dla 

nas w tym odniesieniu żadnego znaczenia. Wymowa tej serii snów sprowadza się do stwierdzenia, że utrzymujący się przez 

wszystkie te lata lęk tracił na swej intensywności - począwszy od snu o przebywaniu w więzieniu do snu o otwieraniu drzwi. 

Podczas gdy pierwotnie śniąca była niezdolna do ucieczki z zamknięcia, w ostatnim śnie może już niewielkim dodatkowym 

pchnięciem otworzyć drzwi i wyjść na zewnątrz. W ciągu tych lat w postawie śniącej nastąpiły znaczne zmiany.

VII. JĘZYK SYMBOLICZNY W MICIE, BAŚNI, RYTUALE ORAZ POWIEŚCI

Mit,   podobnie   jak   sen,   przedstawia   jakąś   historię   dziejącą   się   w   przestrzeni   i   czasie,   fabułę,   wyrażającą   językiem 

symbolicznym religijne oraz filozoficzne idee i przeżycia duszy, w nich tkwi istotne znaczenie mitu. Jeśli nie uchwycimy jego 

prawdziwego sensu, staniemy w obliczu następującej alternatywy: albo mit jest przednaukowym naiwnym obrazem

 

świata i 

dziejów, a w najlepszym razie wytworem świetnej poetyckiej wyobraźni, albo też - a jest to stanowisko wierzącego ortodoksa 

- jawna fabuł mitu jest prawdziwa i trzeba dawać jej wiarę jak poprawnej relacji z wydarzeń, które w rzeczywistość się 

rozgrywały.   Chociaż   alternatywa   ta   w   dziewiętnastym   i   na   początku   dwudziestego   stulecia   w   obrębi   kultury   Zachodu 

wydawała   się   nie   do   odrzucenia,   stopniowo   w   dziedzinie   tej   nastąpiły  zmiany.   Obecni   kładzie   się   nacisk   na   religijne   i 

filozoficzne znaczę nie mitu, a jego fabule nadaje się symboliczny sens. Zrozumiano nawet, że te jawne treści mitów nie są 

po prostu wytworem fantastycznych wyobrażeń ludów pierwotnych, lecz zawierają pielęgnowane pieczołowicie wspomnienia 

z przeszłości. Prawdę historyczną niektórych z nich potwierdziły w ciągu ostatnich dziesięcioleci liczne wykopaliska. Do tych, 

którzy utorowali drogę do nowego rozumienia mitu, należą przede wszystkim Bachofen i Freud. Ten pierwszy z niezrównaną 

przenikliwością i jasnością widzenia pojął mit, zarówno w jego religijnym i psychologicznym, jak też historycznym znaczeniu. 

Ten drugi wspomógł rozumienie mitu, zapoczątkowując znajomość języka symbolicznego przy okazji interpretacji snów. Było 

to bardziej pośrednie niż bezpośrednie wsparcie udzielone mitologii, ponieważ Freud skłonny był raczej widzieć w micie - jak 

i w marzeniu sennym - jedynie wyraz irracjonalnych, antyspołecznych popędów niż mądrość minionych wieków, wyrażoną 

szczególnym językiem - mową symboli.

1. MIT O EDYPIE

Opowieść o Edypie jest znakomitą ilustracją Freudowskiej metody interpretacji mitów, równocześnie zaś daje doskonałą 

sposobność do odmiennego jej ujęcia, zgodnie z którym nie pragnienia seksualne, lecz jeden z zasadniczych aspektów 

związków międzyludzkich, postawa wobec  autorytetu,  staje się głównym  motywem  mitu.  Ilustruje  zarazem  deformacje  i 

78

background image

zmiany, jakim ulegają wspomnienia dawnych społecznych form wyobrażeń podczas formułowania się powszechnie znanych 

mitów

43

Freud pisze:

“Jeśli Król Edyp wzrusza współczesnego czytelnika czy miłośnika teatru z równą mocą, jak wzruszał współczesnych mu 

Greków,   jedynym   możliwym   wyjaśnieniem   tego   jest   fakt,   że   efekt   greckiej   tragedii   nie   polega   na   konflikcie   między 

przeznaczeniem a wolą ludzką, lecz na szczególnej naturze materiału, za którego pośrednictwem ujawnia się ten konflikt. 

Musi w nas tkwić jakiś głos, który uznaje nieodpartą potęgę losu w Edypie, gdy ten sam problem występujący w Die Ahnfrau 

czy innych tragediach odrzuca jako dowolny wymysł. I rzeczywiście, w opowieści o królu Edypie przewija się motyw, który 

wyjaśnia   ów   werdykt   wewnętrznego   głosu.   Los   Edypa   wzrusza   wyłącznie   dlatego,   że   mógłby   być   naszym   własnym, 

ponieważ wyrocznia jeszcze przed naszym urodzeniem obciążyła nas tą samą klątwą, która zaciążyła na nim. Być może, iż 

wszystkim   nam   jest   pisane,   że   skierujemy   swoje   pierwsze   popędy   seksualne   ku   matkom,   a   swoje   pierwsze   popędy 

nienawiści i przemocy obrócimy przeciw ojcom; sny zaś przekonują nas, że jest to naszym przeznaczeniem. Król Edyp, który 

zabił swego ojca Lajosa i poślubił swą matkę Jokastę, oznacza ni mniej, ni więcej tylko spełnienie pragnień, spełnienie 

życzeń   z   naszego   dzieciństwa.   My  jednak,   mając   większe   szczęście   niż   on,   jeśli   nie   staliśmy  się   psychoneurotykami, 

zdołaliśmy oderwać swoje popędy seksualne od naszych matek oraz puścić w niepamięć swoją zazdrość o naszych ojców. Z 

całą mocą stłumienia, jakiemu od czasu dzieciństwa uległy w naszych umysłach te życzenia, wzdragamy się przed osobą, 

która to pierwotne życzenie z naszego dzieciństwa spełniła. Gdy poeta wydobywa na jaw winę Edypa, zmusza nas do uświa-

domienia sobie naszego własnego wewnętrznego “ja”, w którym te same impulsy nadal jeszcze istnieją, chociażby nawet w 

stanie stłumienia. Antyteza, z którą odchodzi towarzysząc Edypowi chór:

...patrzcie teraz na Edypa,

Który słynne zgłębił tajnie i był z ludzi najprzedniejszy, Z wyżyn swoich na nikogo on z zawiścią nie spoglądał. W jakiej  

nędzy go odmętach srogie losy pogrążyły

44

 

porusza nas i naszą dumę, nas, którzy od lat dziecinnych staliśmy się we własnym mniemaniu tak mądrzy i tak potężni. 

Podobnie jak Edyp, żyjemy w nieświadomości pragnień, które obrażają moralność, pragnień, które narzuciła nam natura, a 

kiedy się ujawniają, wolimy - co łatwo stwierdzić - odwrócić wzrok od tych obrazków z naszego dzieciństwa."

 45

Pojęcie kompleksu Edypa, tak świetnie przedstawione przez. Freuda, stało się jednym z kamieni węgielnych jego systemu 

psychologicznego. Freud wierzył, iż pojęcie to stanowi klucz do zrozumienia historii i ewolucji religii oraz moralności. Był 

przekonany, że ten właśnie kompleks jest podstawowym mechanizmem rozwoju dziecka, i utrzymywał, iż kompleks Edypa 

jest przyczyną wywiązywania się stanów psychopatologicznych i “jądrem neurozy".

Freud powoływał się na mit o Edypie w wersji, jaką nadał mu Sofokles w tragedii Król Edyp.  W tragedii tej opisana jest 

wyrocznia, jaką otrzymał Lajos, król Teb, i jego małżonka Jokasta; wyrocznia ta głosiła, że jeśli będą mieli syna, zabije on 

ojca   i  poślubi   matkę.   Kiedy  się  narodził  Edyp,   Jokasta   postanawia   uniknąć   losu   przepowiedzianego   przez  wyrocznię   i 

uśmiercić niemowlę. Oddaje więc Edypa pewnemu pasterzowi, aby ten związawszy dziecku stopy porzucił je w lesie na 

niechybną śmierć. Pasterz, zdjęty litością nad dzieckiem, powierza niemowlę pewnemu poddanemu króla Koryntu, ten zaś 

zanosi   je   do   swego   pana.   Król   adoptuje   chłopca   i   młody  książę   dorasta   w   Koryncie,  nie   wiedząc,   że   nie   jest   synem 

tamtejszego króla. Wyrocznia delficka oznajmia mu, że zabije swego ojca i poślubi matkę. Edyp postanawia tedy uniknąć 

przeznaczenia i nie powrócić do rzekomych rodziców. W drodze powrotnej z Delf wplątuje się w gwałtowny spór z jakimś 

43 Powyższą interpretacją zaczerpnięto z: E. Fromm, The Oedipus Complerr and the Oedipus Myth, w: Ruth Nanda An-shen, The Family: 
Its Functton and Destiny, 
New York 1948
44 Sofokles, Król Edyp, w: Tragedie, Warszawa 1969, s. 293.
45  S. Freud,  Die Traumdeutung,  Leipzig 1919, F. Deutićke, s. VIII, 474, Cyt. wg  The Interpretatlon of Dreams,  w:  The Basic Writlngs of 
Sigmund Freud, 
New York 1938, s. 308.

79

background image

starcem jadącym na wozie, wpada w gniew i zabija go, nieświadomy, iż uśmiercił swego ojca, króla Teb.

Błąkając   się   dociera   do   Teb,   w   których   Sfinks   porywa   młodych   mężczyzn   i   kobiety.  Aby   tego   zaprzestał,   trzeba   było 

rozwiązać zadaną przez niego zagadkę. Zagadka ta brzmiała: “Co to za istota, która najpierw chodzi na czterech nogach, 

potem na dwóch, wreszcie na trzech?" Miasto Teby przyrzekło, że ten, kto wyjaśni zagadkę i w ten sposób uwolni miasto od 

Sfinksa, będzie obrany królem i poślubi wdową po zmarłym władcy. Edyp podjął ryzyko. Znalazł odpowiedź na zagadkę: jest 

to człowiek, który jako dziecko chodzi na czworakach, jako dorosły na dwóch nogach, a w podeszłym wieku na trzech (pod-

pierając się laską). Sfinks rzuca się w przepaść, miasto jest ocalone od zagłady, Edyp zostaje królem i bierze za żonę 

Jokastę, swą matkę.

Po pewnym czasie szczęśliwego panowania Edypa na miasto spada zaraza, zabijając wielu jego mieszkańców. Wróżbita 

Tyrezjasz wyjawia, że mór stanowi karę za popełnioną przez Edypa podwójną zbrodnię: ojcobójstwo i kazirodczy związek z 

matką. Edyp, po rozpaczliwych próbach niedostrzegania prawdy, oślepia się, gdy ją sobie uświadomił, Jokasta zaś popełnia 

samobójstwo. Tragedia kończy się w momencie, gdy Edyp ponosi karę za popełnioną bezwiednie zbrodnię, której świadomie 

starał się uniknąć, by nie wejść na drogę przestępstwa.

Czy Freud miał prawo szukać w owym micie potwierdzenia swych poglądów, iż nieświadome dążności kazirodcze oraz 

wynikłą z nich nienawiść do ojca--rywala można odnaleźć u każdego chłopca? Mogłoby się wydawać, że mit potwierdza 

teorię Freuda, że słusznie przyjęto termin: kompleks Edypa.

Jeśli jednak zbadamy ów mit dokładniej, wyłonią się wątpliwości, które rzucą pewien cień na poprawność tego poglądu. 

Najtrafniejsze zastrzeżenie brzmi: jeśli Freudowska interpretacja jest słuszna, powinniśmy oczekiwać, że mit opowie nam, jak 

to   Edyp   spotkał   Jokastę   i   nie   wiedząc,   iż   jest   jego   matką,   zakochał   się   w   niej,   potem   zaś   zabił   swego   ojca,   znowu 

nieświadomie. Ale mit w ogóle nie wskazuje na to, że Edyp ulega wdziękom Jokasty bądź też się w niej zakochuje. Jedyny 

podany powód, dla którego Edyp poślubia Jokastę, sprowadza się do tego, iż towarzyszy to niejako objęciu tronu. Czyż 

można sądzić, że mit, którego jednym z głównych motywów jest kazirodczy związek matki z synem, pominąłby całkowicie 

element   ich   wzajemnych   skłonności?   To   zastrzeżenie   jest   tym   bardziej   przekonywające,   jeśli   zważymy   fakt,   że   w 

dawniejszych wersjach wyroczni o przepowiedni małżeństwa Edypa z matką wspomina się tylko jeden raz w tekście Mikołaja 

z Damaszku, który według Carla Roberta czerpie ze stosunkowo nowego źródła.

 46

Edyp jest przedstawiony jako mężny i mądry bohater, który staje się dobroczyńcą Teb. Jak należy zrozumieć, że tego 

samego Edypa określa się jednocześnie jako człowieka, który w opinii współczesnych popełnił najstraszliwszą zbrodnię? Na 

to pytanie odpowiadano czasami, że istota greckiego pojęcia tragedii tkwi w tym, iż możni i mocarze tego świata nagle 

padają   powaleni   nieszczęściem.   Czy   taka   odpowiedź   wystarczy,   czy   inny   pogląd   udzieli   nam   bardziej   zadowalającej 

odpowiedzi, to jeszcze się okaże.

Powyższe problemy nasuwają się w wyniku rozważań nad  Królem Edypem.  Jeśli rozpatrujemy jedynie tę tragedię, nie 

biorąc pod uwagę dwu innych części trylogii: Edypa w Kolonos oraz Antygony, nie możemy dać żadnej wyraźnej odpowiedzi. 

Ale jesteśmy przynajmniej w stanie sformułować pewną hipotezę: ów mit można pojmować nie jako symbol kazirodczej 

miłości między matką a synem, lecz jako bunt syna przeciw władzy ojca w rodzinie patriarchalnej; małżeństwo Edypa i 

Jokasty jest jedynie drugorzędnym elementem, stanowi tylko jeden z symboli zwycięstwa syna, który zajmuje pozycję ojca, a 

wraz z nią przechwytuje wszystkie jego przywileje.

Słuszność   tej   hipotezy   można  sprawdzić   rozpatrując   cały  mit   o   Edypie,   szczególnie   w   postaci   przedstawionej   przez 

Sofoklesa w dwu innych częściach jego trylogii, w Edypie w Kolonos oraz Antygonie. 

47

Edypie w Kolonos spotykamy Edypa opodal Aten w gaju Eumenid na krótko przed śmiercią. Po wydarciu sobie oczu 

46 Por. C. Robert, Oedipus, Berlin 1915.
47 Chociaż prawdą jest, że trylogia ta nie była pisana w tej kolejności, i jakkolwiek niektórzy uczeni mogą mieć rację, przypuszczając, że 
Sofokles nie projektował tych trzech tragedii jako trylogii, niemniej należy wszystkie trzy interpretować jako pewną całość. Założenie, iż 
Sofokles opisał los Edypa i jego dzieci w trzech tragediach nie mając na względzie wewnętrznego powiązania tej całości, nie ma większego 
sensu.

80

background image

Edyp  pozostał  w Tebach  rządzonych  przez  Kreona,  jego  wuja,  który  po  pewnym   czasie  go  wygnał.   Obie  córki  Edypa, 

Antygona i Ismena, towarzyszyły mu w tej tułaczce, lecz dwaj synowie, Eteokl i Polinik, odmówili pomocy ślepemu ojcu. Po 

odejściu Edypa obaj bracia wszczęli ze sobą walkę o objęcie tronu. Eteokl odniósł zwycięstwo, lecz Polinik, nie chcąc mu się 

podporządkować, usiłował zdobyć miasto przy pomocy sprzymierzeńców z zewnątrz i wydrzeć władzę bratu. W  Edypie w 

Kolonos widzimy go, jak przystępuje do ojca błagając o wybaczenie i prosząc o poparcie. Edyp jednak w swej nienawiści do 

synów  pozostaje   nieubłagany.   Pomimo   żarliwego   usprawiedliwiania   się   Polinika,   popartego   wstawiennictwem  Antygony, 

odmawia mu przebaczenia. Ostatnie słowa, jakie kieruje do syna, brzmią: 

Idź tedy wzgardzon sprzed ojca oblicza,

Łotrze, bierz klątwy, którem ja ci rzucił,

Byś nigdy ziemią ojczystą nie władał

I do Argosu nizin już nie wrócił,

Byś z ręki bratniej sam życie postradał

I temu, co cię w świat wygnał, śmierć zadał.

Tak klnę i wzywam Tartaru, niech w ciemnie

Straszne cię strąci daleko ode mnie!

Boginie zemsty, Aresa poruszę,

Co straszną zawiść tchnął w twych braci dusze.

Z tym słowem idź stąd i obwieść z kolei Zarówno wszystkim mieszkańcom Kadmei, Jak i drużynie, co tobie oddana, Że Edyp 

takie swym synom śle wiana. 

48

W  Antygonie  odkrywamy   inny   konflikt   ojca   z   synem   jako   jeden   z   głównych   motywów   tej   tragedii.   Tu   Kreonowi, 

przedstawicielowi zasady autorytatywnych rządów w państwie i rodzinie, przeciwstawia się jego syn, Hajmon, który wyrzuca 

mu bezlitosny despotyzm oraz okrucieństwo wobec Antygony. Hajmon usiłuje zabić ojca i, nie spełniając swego czynu, sam 

sobie śmierć zadaje.

Stwierdzamy, że motywem przewijającym się przez te trzy tragedie jest konflikt między ojcem a synem. W Królu Edypie 

Edyp zabija swego ojca Lajosa, który zamierzał odebrać mu życie jako niemowlęciu. W Edypie w Kolonos Edyp daje upust 

swej głębokiej nienawiści do synów, a w Antygonie odnajdujemy znowu tę samą nienawiść między Kreonem a Hajmonem. 

Problem kazirodztwa nie występuje ani w kontaktach synów Edypa z ich matką, ani też w związku wzajemnym między 

Hajmonem a jego matką, Eurydyką. Jeśli interpretujemy Króla Edypa w świetle całej trylogii, wydaje się prawdopodobne za-

łożenie,   iż   moment   rozstrzygający   w  Królu   Edypie  także   leży   w   konflikcie   między   ojcem   a   synem,   nie   zaś   w   kwestii 

kazirodztwa.

Freud   interpretował  antagonizm   między  Edypem   a   jego   ojcem   jako   nieświadomą   rywalizację   wywołaną   kazirodczymi 

dążeniami Edypa. Jeśli nie zgodzimy się na to wyjaśnienie, staniemy wobec problemu: jak inaczej można by wyjaśnić konflikt 

między ojcem a synem, który znajdujemy we wszystkich trzech tragediach. Na pewien trop naprowadza nas wątek Antygony. 

Bunt, jaki Hajmon podniósł przeciw Kreonowi, tkwi korzeniami w szczególnym układzie pokrewieństwa łączącego Kreona z 

Hajmonem.

Kreon reprezentuje ściśle autorytatywną zasadę rządzenia, zarówno rodziną, jak i państwem, i właśnie przeciw tego typu 

władzy buntuje się Hajmon. Analiza całej obracającej się w kręgu Edypa trylogii wykaże, iż walka z władzą ojcowską stanowi 

jej  główny  temat   i  że  korzenie  tej   walki  sięgają  aż  do  starodawnych  zmagań  między  patriarchalnym  a  matriar-chalnym 

systemem społeczeństwa. Edyp, jak również Hajmon i Antygona są przedstawicielami zasady matriarchamej; wszyscy oni 

atakują   społeczny  i   religijny   porządek   oparty  na   uprawnieniach   i   przywilejach   ojca,   reprezentowany   przez  Lajosa   oraz 

48 Sofokles, Edyp w Kolonos, w: Tragedie, s. 511.

81

background image

Kreona.

Ponieważ ta interpretacja opiera się na dokonanej przez Bachofena analizie greckiej mitologii, należy zaznajomić pokrótce 

czytelnika z zasadami jego teorii.

W   swej   pracy  Mutterrecht,  opublikowanej   w   1861   r.,   Bachofen   sugerował,   iż   w   zaraniu   dziejów   ludzkości   stosunki 

seksualne miały charakter swobodny, przeto jedynie rodzicielstwo matki nie budziło wątpliwości, od niej tylko można było 

wywodzić   więzy  krwi   i   ona   jedna   miała   władzę   i   dyktowała   prawa  -   zarówno   jako   władczyni   w   grupie   rodzinnej,   jak   i 

społeczeństwie.   Na   podstawie   przeprowadzonej   przez   siebie   analizy   religijnych   dokumentów   starożytności   greckiej   i 

rzymskiej   Bachofen  doszedł do wniosku,  że  supremacja  kobiet  wyrażała  się  nie  tylko w  sferze organizacji  społecznej  i 

rodzinnej, lecz także w religii. Natrafił na oznaki świadczące o tym, iż religię bogów olimpijskich poprzedziła religia, w której 

boginie, wzorowane na postaciach matek, były najwyższymi bóstwami.

Bachofen   zakłada,   że   w   trakcie   długotrwałego   procesu   dziejowego   mężczyźni   pokonali   kobiety,   ujarzarzmili   je   i   w 

społecznej   hierarchii   zdołali   podnieść   się   do   godności   władców.   Ustanowiony   w   ten   sposób   system   patriarchalny 

charakteryzuje się monogamią (przynajmniej jeśli chodzi o kobiety), władzą ojca w rodzinie oraz dominującą rolą mężczyzn 

w hierarchicznie zorganizowanym społeczeństwie. Religia tej kultury patriarchalnej odpowiadała jej społecznej organizacji. 

Zamiast matek-bogiń najwyższymi władcami  ludzi stały się bóstwa męskie, tak jak ojciec był najwyższym panującym w 

rodzinie.

Jedną z najbardziej uderzających i świetnych ilustracji Bachofenowskiej interpretacji mitów greckich jest dokonana przez 

niego analiza  Orestei  Ajschylosa, w której -  jak twierdzi  - symbolicznie przedstawiono ostateczny bój  między  boginiami 

maternalnymi   a   zwycięskimi   bogami   paternalnymi.   Klitajmestra   zabiła   swojego   męża  Agamemnona,   nie  chcąc  porzucić 

swego  kochanka Ajgistosa.   Orestes,   jej  syn,  mści   się  za  śmierć   ojca,  mordując  swą  matkę   oraz  jej  kochanka.   Erynie, 

przedstawicielki   dawnych   matek-bogiń   i   zasady   matriarchalnej,   prześladują   Orestesa   i   domagają   się   jego   ukarania. 

Natomiast Apollo i Atena (ta ostatnia nie urodziła się z kobiety, lecz wyskoczyła z głowy Zeusa), przedstawiciele nowej religii 

patriarchalnej,   stają   po   stronie   Orestesa.   Spór   ześrodkowuje   się   odpowiednio   wokół   zasad   religii   patriarchalnej   i 

matriarchalnej.   Dla   świata   matriarchalnego   istnieje   tylko   jeden   święty   węzeł,   więź   łączącą   matkę   z   dzieckiem,   a 

matkobójstwo stanowi ostateczną i niewybaczalną zbrodnię. Z patriarchalnego punktu widzenia miłość i poszanowanie, jakie 

syn żywi wobec ojca, są jego fundamentalnym obowiązkiem, tym samym zaś ojcobójstwo jest głównym przestępstwem. 

Zabójstwo męża, dokonane przez Klitajmestrę, a stanowiące ze stanowiska patriarchalnego główną zbrodnię z racji wyższej 

pozycji męża, rozważa się dla odmiany z matriarchalnego punktu widzenia, ponieważ “nie łączyła jej więź krwi z mężczyzną, 

którego zabiła". Morderstwo dokonane na mężu nie obchodzi Erynii, jako że liczy się dla nich jedynie więź krwi oraz świętość 

matki. Dla olimpijskich bogów natomiast zabójstwo matki nie jest żadną zbrodnią, jeśli dokonano go w odwet za śmierć ojca. 

Orestei Ajschylosa Orestes zostaje uniewinniony, lecz to zwycięstwo zasady patriarchalnej ulega pewnemu złagodzeniu 

dzięki kompromisowi zawartemu z pokonanymi boginiami. Zgadzają się one na uznanie nowego porządku, zadowalając ; się 

skromniejszą rolą opiekunek ziemi, i występują 1 jako boginie roli i urodzajów.

Bachofen wykazał, iż różnica między porządkiem patriarchalnym a matriarchalnym znacznie wykroczyła poza społeczną 

supremację   tak   mężczyzn,   jak   i   kobiet,   stając   się   jedną   ze   społecznych   i   moralnych   zasad.   Kultura   matriarchalna 

charakteryzuje się akcentowaniem więzi krwi, przywiązania do gleby oraz biernej akceptacji wszystkich zjawisk przyrody. 

Społeczeństwo patriarchalne, na odwrót, cechuje poszanowanie dla ustanowionego przez człowieka prawa, przewaga myśli 

racjonalnej oraz podejmowane przez ludzkość starania, aby przeobrazić zjawiska przyrody. O tyle, o ile w grę wchodzą te 

zasady, kultura patriarchalna oznacza wyraźny postęp w stosunku do świata matriarchalnego. Pod innymi względami zasady 

matriarchalne przewyższały zwycięskie normy patriarchalne. W pojęciu matriarchalnym wszyscy ludzie są równi, ponieważ 

wszyscy są dziećmi matek, a każdy z osobna dzieckiem Matki-Ziemi. Matka kocha wszystkie swoje dzieci jednakowo i bez 

zastrzeżeń, ponieważ miłość swą wyprowadza z faktu, iż są one jej dziećmi, niezależnie od zasług i osiągnięć; celem życia 

82

background image

jest szczęście ludzi i nie istnieje nic ważniejszego ani godniejszego niż ludzkie istnienie oraz sam proces życia. System 

patriarchalny natomiast poczytuje posłuszeństwo wobec autorytetu za główną cnotę. Zamiast zasady równości znajdujemy tu 

pojęcie ulubionego syna oraz hierarchiczny porządek społeczny.

“Stosunkiem, dzięki któremu rodzaj ludzki rozrósł się po raz pierwszy w cywilizację, będącą początkiem rozwoju wszelkich 

cnót oraz tworzenia się szlachetniejszych aspektów ludzkiego istnienia, jest zasada matriarchalna, która wchodzi w życie 

jako zasada miłości, jedności i pokoju. W trosce o niemowlę kobieta łatwiej niż mężczyzna uczy się rozszerzać swą miłość 

poza   własne   “ja”   obejmując   nią   także   inne   istoty   ludzkie,   oraz   kierować   wszystkie   swe   talenty   i   całą   wyobraźnię   na 

zachowanie   i   upiększenie   egzystencji   innego   człowieka.   Cały   rozwój   cywilizacji,   gotowość   do   poświęceń,   opieki   oraz 

opłakiwania zmarłych mają w niej swe źródło." 

49

“Miłość   macierzyńska   jest   nie   tylko   tkliwsza,   lecz   także   ogólniejsza   i   powszechniejsza...   Jej   zasada   jest   zasadą 

uniwersalności,   podczas   gdy   zasada   patriarchalna   wyrasta   z   ograniczeń...   Idea   powszechnego   braterstwa   ludzi   tkwi 

korzeniami w zasadzie macierzyństwa i ta właśnie idea zanika wraz z rozwojem społeczeństwa patriarchalnego. Rodzina 

patriarchalna tworzy zamknięty i odosobniony organizm. Rodzina matriarchalna natomiast ma ten uniwersalny charakter, od 

którego rozpoczyna się wszelki rozwój i który jest znamienny dla życia materialnego w przeciwieństwie do życia duchowego, 

dla wizerunku Matki-Ziemi, Demeter. Każde łono kobiece będzie wydawać na świat braci i siostry wszystkich istot ludzkich, 

dopóki wytworzenie się zasady patriarchalnej jedności tej nie rozerwie, zastępując ją zasadą hierarchii. W społeczeństwach 

matriarchalnych były to zasady rozpowszechnione, dawano im wyraz nawet w sformułowaniach prawnych. I tę właśnie nor-

mę,   tkwiącą   u   podstaw   powszechnej   wolności   i   równości,   znajdujemy   jako   jedną   z   podstawowych   cech   w   kulturach 

matriarchalnych...   Brak   wewnętrznej   dysharmonii,   pragnienie   pokoju...   wrażliwość   uczuć   ludzkich,   które   można   jeszcze 

dostrzec w wyrazie twarzy posągów egipskich, przenikają cały świat matriarchalny..." 

50

Odkrycie   Bachofena   znalazło   potwierdzenie   w   Badaniach   amerykańskiego   uczonego   L.   Morgana,   który   zupełnie 

niezależnie   doszedł   do   wniosku

  51

  że   system   pokrewieństwa  u   Indian   północnoamerykańskich   -   podobny  do   tego,   jaki 

znajdujemy w Azji, Afryce i Australii - opiera się na zasadzie matriarchalnej i że najważniejsza instytucja w takich kulturach, 

ród,   jest   zorganizowana   zgodnie   z   zasadą   matriarchalną.   Wnioski   Morgana,   dotyczące   charakteru   norm   moralnych   w 

społeczeństwie matriarchalnym, były całkowicie zbieżne z wnioskami Bachofena. Wystąpił on mianowicie z twierdzeniem, że 

wyższa forma cywilizacji “będzie pewnym powtórzeniem - ale na wyższym szczeblu - zasad wolności, równości i braterstwa, 

które  charakteryzowały  ród  starożytny".   Za-równo  teorię   matriarchatu  Bachofena,   jak   i  Morgana,  zakwestionowała   -  lub 

nawet zupełnie zignorowała - większość antropologów. Tak też przytrafiło się w przypadku dzieła Roberta Briffault, który w 

The Mothers 

52

 kontynuował badania Bachofena, potwierdzając je przez świetną analizę nowych danych antropologicznych. 

Gwałtowny antagonizm, jaki zrodziła teoria matriarchatu, nasuwa podejrzenie, że krytyka ta nie była wolna od emocjonalnych 

uprzedzeń wobec założeń obcych myślom i uczuciom naszej kultury patriarchalnej. Nie ulega wątpliwości, że wiele zarzutów 

wysuwanych przeciw teorii matriarchatu ma uzasadnienie. Niemniej główna teza Bachofena, głosząca, iż u podstaw bliższej 

naszym czasom patriarchalnej religii Grecji znajdujemy dawniejszą warstwę religii matriarchalnej, wydaje mi się dowiedziona 

ponad wszelką wątpliwość.

Po tym krótkim przeglądzie teorii Bachofena możemy skuteczniej podjąć rozważania nad naszą hipotezą, iż wrogość między 

ojcem   a   synem,   która   jest   motywem   przewijającym   się   przez   całą   trylogię   Sofoklesa,   trzeba   pojmować   jako   atak 

przypuszczony   przeciw   zwycięskiemu   porządkowi   patriarchalnemu   przez   przedstawicieli   pokonanego   systemu 

matriarchalnego.

Król Edyp  nie  daje  w tym  względzie  bezpośrednich  wskazówek,  poza paroma punktami,  o  których  niebawem  będzie 

49 J. J. Bachofen, Der Mythus von Orient und OHzident, MUnich 1926, s. 14 i nast. 
50 Tamże, s . 15,16.
51  Tytułem próby - w swej pracy Systems  of  Consanoui-nity and Afflnlty,  1871, a w sposób bardziej sprecyzowany w  Ancient Socjety, 
Chicago 1877.
52 R. Briffault, The Mothers, New York 1927

83

background image

mowa. Ale oryginalny mit o Edypie w swych różnych wersjach, które istniały w Grecji i na których Sofokles zbudował swą 

tragedię, naprowadza na ważny trop. W rozmaitych sformułowaniach mitu postać Edypa wiązała się zawsze z kultem bogiń 

ziemi, przedstawicielek religii matriarchalnej. We wszystkich niemal wersjach mitu o Edypie, od partii traktujących o jego 

porzuceniu   jako   niemowlęcia   do   fragmentów,   które   ześrodkowują   się   wokół   jego   śmierci,   można   wykryć   ślady   tego 

powiązania.

  53

  Na przykład Eteonos, jedyne miasto beockie, w którym znajdował się przybytek kultu Edypa i gdzie praw-

dopodobnie  zrodził  się  mit,   ma   także  świątynię  bogini  Ziemi,   Demeter.

12

  W   Kolonos  (opodal Aten),   gdzie  Edyp  znalazł 

ostatnie   miejsce   spoczynku,   wznosiła   się   stara   świątynia   Demeter   i   Erynii,   która   prawdopodobnie   istniała   tam   przed 

powstaniem mitu o Edypie.

13

 Jak zobaczymy później, Sofokles położył nacisk na to powiązanie między Edypem a boginiami 

chtonicznymi w Edypie w Kolonos.

Inny aspekt mitu o Edypie - związek Edypa ze Sfinksem - wydaje się także wskazywać na powiązanie Edypa z zasadą 

matriarchalną, jak ją opisał Bachofen. Sfinks zapowiedział, że ten, kto potrafi rozwiązać jego zagadkę, uchroni miasto przed 

jego gniewem. Edyp dokonał tego z powodzeniem, którego nie mieli inni przed nim, i stał się w ten sposób zbawcą Teb. Jeśli 

wnikliwie spojrzymy na zagadkę, uderzy nas jej niepokaźność w porównaniu z nagrodą przewidzianą za jej rozwiązanie. 

Pierwszy lepszy bystry dwunastoletni chłopak mógłby odgadnąć, że istota, która najpierw chodzi na czterech nogach, potem 

na   dwóch,   wreszcie   na   trzech   -   to   człowiek.   Czemuż   to   prawidłowe   jej   rozwiązanie   miałoby   być   dowodem   tak 

nadzwyczajnych uzdolnień, podnoszących właściciela do godności zbawcy miasta? Odpowiedź na to pytanie uzyskać można 

poprzez analizę prawdziwego znaczenia zagadki, analizę, którą należy przeprowadzić zgodnie z zasadami interpretacji snów 

i mitów, tak jak je rozwinęli Bachofen i Freud. 

54

 Wykazali oni, że często najważniejsze elementy, jakie zawierają marzenia 

senne czy mity, występują jako mało ważne, a nawet nieistotne składniki powszechnie znanych tekstów, podczas gdy ich 

podstawowe wartości uchodzą za drugorzędne.

Odnosząc to rozumowanie do mitu o Sfinksie, wydawałoby się, że doniosłym elementem owej zagadki nie jest ta jej część, 

na którą kładzie się nacisk w znanej wersji mitu, mianowicie sama zagadka, lecz jej rozwiązanie: człowiek. Jeśli przekładamy 

słowa Sfinksa z języka symbolicznego na język codziennego doświadczenia, słyszymy, jak mówi: zbawić ludzkość może ten, 

kto wie, iż najważniejszą odpowiedzią, jakiej człowiek może udzielić na najtrudniejsze pytanie, przed którym go stawiam, jest 

sam człowiek. Zagadka, której rozwiązanie wymaga tylko pomysłowości, służy jedynie jako zasłona utajonego znaczenia 

tego pytania, ważności człowieka. To akcentowanie ważności człowieka jest właśnie częścią zasady tkwiącej u podstaw 

świata  matriarchalnego, tak  jak przedstawił ją  Bachofen.   Sofokles w  Antygonie  zasadę  tę zawarł  w postawie Antygony, 

przeciwstawiając   ją   postawie   Kreona.   Sprawy,   które   mają   wielką   wagę   dla   Kreona   i   reprezentowanego   przez   niego 

patriarchalnego porządku - to państwo, ustanowione przez człowieka prawa oraz posłuszeństwo wobec nich. Dla Antygony 

zaś liczy się sam człowiek, prawo naturalne i miłość. Edyp staje się zbawcą Teb, przekonując odpowiedzią daną Sfinksowi, iż 

należy do tego samego świata, którego przedstawicielką jest Antygona; wyraża on porządek matriarchalny.

Zarówno w tym micie, jak i w Królu Edypie Sofoklesa hipotezie tej wydaje się zaprzeczać postać Jokasty. Jeśli przyjmiemy, 

że symbolizuje ona pierwiastek macierzyństwa i że założenie to jest poprawne - staniemy wobec problemu, dlaczego matka 

ponosi klęskę zamiast triumfować. Odpowiedź na to pytanie wykaże, iż rola Jokasty nie tylko nie jest sprzeczna z naszą 

hipotezą, lecz ją potwierdza. Przestępstwo popełnione przez Jokastę polega na tym, że nie wypełniła swej powinności jako 

matka; chciała zabić własne dziecko, aby ocalić męża. Jest to z punktu widzenia społeczeństwa patriarchalnego decyzja 

uzasadniona, lecz z punktu widzenia społeczeństwa matriarchalnego i matriarchalnej etyki stanowi niewybaczalną zbrodnię. 

To właśnie Jokasta, popełniając tę zbrodnię, wywołuje łańcuch wydarzeń, które ostatecznie prowadzą do zagłady tak jej 

własnej, jak jej męża i syna. Ażeby zrozumieć tę tezę, nie wolno nam stracić z oczu faktu, iż ów mit, w postaci, w jakiej znał 

53 Por. F. W. Schneidewin, Die Sagę vom Oedipus, w: Abhandlung der Geschichte der W. z. Gott, V, 1852, s. 192. « Por. C. Roberts, cyt. 
wyd., s. 1 i nast. " Tamże, s. 31.
54 Ich interpretacja mitu o Sfinksie różni się jednak od przytoczonego tu wyjaśnienia. Bachofen kładł nacisk na istotę pytania, stwierdzając, 
że   Sfinks   określa   człowieka   w   kategoriach   jego   ziemskiej,   materialnej   egzystencji,   to   znaczy   w   terminach   matriarchalnych.   Freud 
przyjmował, że zagadka ta stanowi symboliczny wyraz seksualnej ciekawości dziecka.

84

background image

go Sofokles, uległ już był zmianie, stosownie do wzoru patriarchalnego, że jawnym i świadomym układem odniesienia jest tu 

system patriarchalny oraz że utajone i starsze znaczenie pojawia się jedynie w zamaskowanej i często zniekształconej for-

mie. Ustrój patriarchalny odniósł zwycięstwo i mit wyjaśnia powody, dla których upadł matriarchat. Sugeruje on, że matka 

przez pogwałcenie swego zasadniczego obowiązku doprowadziła do własnej zguby. Z ostatecznym jednak orzeczeniem, czy 

ta interpretacja Króla Edypa i roli Jokasty jest poprawna, musimy się wstrzymać, póki nie zanalizujemy Edypa w Kolonos 

Antygony.

W  Edypie w Kolonos widzimy, jak oślepły Edyp w towarzystwie dwu swoich córek przybywa do miejsca opodal Aten, w 

którego   bliskości   rozciąga   się   gaj   bogini   Ziemi.   Wyrocznia   przepowiedziała,   że   gdyby   pogrzebano   Edypa   w   tym   gaju, 

osłaniałby on Ateny przed najazdem nieprzyjaciół. W toku tragedii Edyp wyjawia Tezeuszowi słowa wyroczni. Tezeusz z 

radością   wita   propozycję,   by  Edyp   został   pośmiertnym   dobroczyńcą  Aten.   Edyp   usuwa   się   do   gaju   bogiń   i   umiera   w 

tajemniczy sposób, znany jedynie Tezeuszowi.

Kim są te boginie? Dlaczego ofiarują one azyl Edypowi? Co ma na myśli wyrocznia, gdy mówi, iż Edyp znajdując w tym 

gaju swe ostatnie schronienie powróci do roli zbawcy i dobroczyńcy?

Edypie w Kolonos Edyp zwraca się błagalnie do bogiń, mówiąc:

Ze wasz przybytek, groźnookie dziewy,

Za pierwszą w kraju siedzibę mi służył,

Niech mnie ni Feba nie sięgną stąd gniewy,

Tego, co - kiedy nawał kląsk mi wróżył -

Orzekł, że kiedyś po zdarzeń szeregu

W kresowej ziemi, na bogiń cnych tronie

Znajdę przytułek i dokonam biegu,

I głowę moją zgnębioną tam skłonię,

Na zysk tym, co mi otwarli ogniska,

A tym na klątwę, co gnali mnie z domu. 

55

Edyp zwraca się do bogiń jako do “groźnookich dziew"  

56

  i “strasznych bóstw". Dlaczego są one przerażające i straszne, 

skoro okazują się boginiami miejsca jego ostatniego spoczynku i tymi, które obdarzą go w końcu spokojem? Czemu chór 

mówi:

Chyba on nie zrodzon tu,

Lecz stary był to włóczęga,

Inaczej nie śmiałby chyba

Wtargnąć w dziewic siedzibą,

Których niezłomna potęga,

Których imię wspomnieć lęk,

Lęk podnieść ku nim czoła,

Więc tłumiąc wszelki głos i jęk,

Duch w ciszy do nich woła. 

57

55 Sofokles, cyt. wyd., s. 453-454. Podkreślenie E. F.
56  W   przekładzie   angielskim   brzmi   to:   “królowe   o   przerażającym   wyglądzie".   Następnego   określenia:   “straszne   bóstwa"   nie   ma   w 
przekładzie polskim - (przyp. tłum.).
57 Tamże, s. 455. Podkreślenie E. F.

85

background image

Odpowiedź   na   to   pytanie   można   znaleźć   jedynie   w   zasadach   interpretacji,   ważnej   zarówno   dla   mitów,   jak   i   snów, 

przyjętych   przez   Bachofena   i   Freuda.   Jeśli   jakiś   element   pojawiający   się   w   micie   lub   w   marzeniu   sennym   należy   do 

wcześniejszej fazy rozwoju i nie jest częścią świadomego układu odniesienia, to w czasie ostatecznego ukształtowania się 

tego mitu ów element nabiera często cech grozy i przerażenia. Stykając się z czymś ukrytym i nietykalnym, świadomy umysł 

doznaje szczególnego rodzaju bojaźni - lęku przed światem nieznanym i zwodniczym.

Goethe w jednym z najmniej rozumianych fragmentów Fausta potraktował problem budzących grozę tajemniczych Matek 

w duchu bardzo przypominającym ujęcie Sofoklesa w Edypie w Kolonos.

Mefistofeles mówi:

Nierad tajemnic tych uchylam wieka. Boginie one królują w samotności. Przestrzeń Wokół nich nie istnieje, a czas? Czas 

mniej jeszcze. Rozmowa sama o nich już przejmuje dreszczem. A to są Matki!

Faust

Matki!

Mefistofeles

Straszno ci?

Faust

Matki! tak, Matki! - jak to dziwnie brzmi!

Mefistofeles

I jest nim też. Boginie obce wam,

Śmiertelnym. My zaś drżym na dźwięk ich imion sam. Tam, do mieszkania ich, w głąb możesz się dogrzebać, Tyś  

przecie winien sam, że ich pomocy trzebać .

58

Tu także, jak w tragedii Sofoklesa, uczucie grozy i przerażenia wiąże się z wzmianką o boginiach, które należą do jakiegoś 

starożytnego świata, wyklętego obecnie ze światła dnia, ze świadomości.

Jak widzimy z tego krótkiego ustępu, Goethe wyprzedził teorię Bachofena; według dziennika Eckermanna (10 stycznia 

1830   r.)   Goethe   wspomniał,   iż   czytając   Plutarcha   stwierdził,   “że   w   greckiej   starożytności   mówiono   o   Matkach   jako   o 

bóstwach".   Ów  wyjątek   z  Fausta  wydał  się  zagadkowy  większości  komentatorów,   którzy  usiłowali  objaśniać   Matki  jako 

pewien   symbol   idei   platońskich,   bezkształtne   królestwo   wewnętrznego   świata   ducha   itd.   I   istotnie,   musi   on   pozostać 

zagadką, jeśli się go nie pojmuje w świetle odkryć Bachofena.

To   właśnie   w   gaju   tych   “strasznych   bogiń"   Edyp,   tułacz,   może   wreszcie   spocząć   i   znaleźć   prawdziwy   dom.   Edyp, 

jakkolwiek sam jest mężczyzną, należy do świata tych matriarchalnych bogiń i jego moc polega na zespoleniu się z nimi.

Przybycie Edypa do gaju bogiń, chociaż stanowi ] fakt o największej doniosłości, nie jest jedynym kluczem do zrozumienia 

jego stanowiska jako przedstawiciela porządku matriarchalnego. Sofokles czyni jeszcze jedną bardzo przejrzystą aluzję do 

matriarchatu, każąc Edypowi powołać się na matriarchat egipski 

59

, gdy mówi o swoich dwu córkach. A oto ten fragment:

Więc się wspierają na Egipcjan wzorze, Tamtym podobni myślą, życiem całym! Bo tam mężczyźni czas trawią w komorze I  

siedzą przędąc, a kobiet udziałem Około życia się krzątać zapasów. I z was ci, którym się trudzić przystało, Jak dziewki 

strzegą swej izby i wczasów, Wy zaś w ich miejscu nędz moich nawałą Tu się paracie. 

60

58 J. W. Goethe, Faust, Warszawa 1962, s. 310. 206
59 Sofokles prawdopodobnie powołuje się tu na pewien fragment z Herodota, II, 35.
60 Sofokles, cyt. wyd., s. 465. Podkreślenie E. F 

86

background image

Ten sam bieg myśli towarzyszy dalszym wypowiedziom Edypa, gdy porównuje on swe córki z synami. O Antygonie i Ismenie 

rzecze on:

W nich mam ja pokarm, w nich życia zadatek,

Męże to, nie zaś niewiasty w współtrudzie,

A wy nie moim, lecz innym posiewem! 

61

Podnieśliśmy kwestię, czy jeśli zbrodnia Edypa sprowadzała się w swej istocie do kazirodztwa, dramat ów powinien mówić 

nam, iż zakochał się on w Jokaście nieświadomie. "W Edypie w Kolonos Sofokles każe odpowiedzieć na to pytanie samemu 

Edypowi. Małżeństwo z Jokastą nie wynikło z jego pragnienia i postanowienia; było natomiast jedną z nagród dla zbawcy 

miasta.

Nie mojej woli to dzieło.

Miasto zwikłało mnie w sieć mojej zguby,

W haniebne śluby

62

Wskazaliśmy już na fakt, że główny temat całej trylogii, konflikt między ojcem a synem, pełny wyraz znajduje w Edypie w 

Kolonos;  tutaj nienawiść między ojcem a synem nie jest, jak w  Królu Edypie,  nieświadoma; co więcej, Edyp zdaje sobie 

doskonale sprawę ze swej nienawiści do synów, których oskarża o pogwałcenie odwiecznego prawa natury. Twierdzi, iż jego 

przekleństwo ma większą moc niż modły zanoszone przez synów do Posejdona -

Jeżeli Dike 

63

 odwieczna użycza 

Opieki Zeusa prastarym zakonom.

64

Jednocześnie daje wyraz nienawiści wobec własnych rodziców, oskarżając ich o zamierzoną ofiarę z jego życia. W Edypie 

w Kolonos nic nie wskazuje na to, że wrogość, jaką synowie Edypa żywią względem swego ojca, wiąże się w jakiś sposób z 

motywem kazirodztwa. Jedyną pobudką, którą możemy znaleźć w tej tragedii, jest ich żądza władzy oraz rywalizacja z 

ojcem.

Zakończenie Edypa w Kolonos wyjaśnia jeszcze bardziej znaczenie powiązania Edypa z boginiami Ziemi.

Gdy już chór pomodlił się do “Pani niewidzialnej", “podziemnych dziew", wchodzi posłaniec, który opowiada, jak umarł 

Edyp. A więc pożegnał się z córkami i - w towarzystwie Tezeusza, nie prowadzony jednak przez niego - podąża do świętego 

miejsca bogiń. Zdaje się nie potrzebować żadnego przewodnictwa, ponieważ tu jest wreszcie u siebie i wie, którędy ma iść. 

Posłaniec widzi Tezeusza:

...jak wzrok swój przysłaniał 

Dłonią przy głowie, jak gdyby mu groza Nazbyt dla oczu straszna się zjawiła.

 65

Tu anowu akcent położony jest na to, co straszne i budzące grozę. Następujące po tej strofie wiersze ukazują w sposób 

jasny, jak pozostałości religii matriarchalnej zlewają się w jedno z panującym systemem patriarchalnym. Posłaniec opowiada, 

iż widział Tezeusza -

...jak w jednej Modlitwie uczcił i ziemię swym hołdem, I wielki Olimp, dom bogów w niebiosach.

 66

61 Tamże, s. 521-522.
62 Tamże, s. 511. Podkreślenie E. F.
63  Bogini  sprawiedliwości, która ochrania odwieczne prawo więzi naturalnych, nie zaś ustanowione przez człowieka uprawnienia syna 
pierworodnego.
64 Tamże, s. 511.
65 Tamże, s. 521. Podkreślenie E. F.
66 Tamże, s. 521-522

87

background image

Takie przemieszanie systemów patriarchalnego i matriarchalnego wykazuje również zakończenie opisu śmierci Edypa. 

Posłaniec ciągnie dalej:

Jakim on zgonem zakończył, nikt z ludzi

Rzec by nie umiał oprócz Tezeusza,

Bo go ni boga pokonał ognisty

Grom, ani burza od morza zerwana,

Która by nad nim zawrzała w tej chwili,

Lecz może bogów posłaniec?... Lub głębie

Ciemne, rozwarłszy się pod nim życzliwie?

Bo mąż ni jęcząc, ni morem znękany

Zeszedł ze świata, lecz godzien podziwu.

A jeśli myślisz, że szał ze mnie mówi,

Nie będę dalej rozprawiał daremnie.

67

Posłaniec stoi przed zagadką; nie wie, czy Edyp zszedł z tego świata za sprawą bogów olimpijskich, czy też bogów 

podziemnych,  czy   kres   jego   istnieniu   położył   świat   ojców,   czy   też   świat   matek.   My   jednak   możemy   być  pewni,   że   w 

sformułowaniu, na które złożyły się całe stulecia, odkąd bogowie olimpijscy pokonali matki-boginie, ta wątpliwość może 

jedynie stanowić wyraz ukrytego przeświadczenia, że Edyp powrócił do miejsca, z którego pochodził, do Matek.

Jakże różni się zakończenie Edypa w Kolonos od końcowych fragmentów Króla Edypa, ? tym ostatnim los Edypa wydawał 

się   przypieczętowany   jako   tragiczny   los   przestępcy   oderwanego   na   zawsze   od   rodziny   i   współtowarzyszy   w   wyniku 

popełnionej   zbrodni,   którego   przeznaczeniem   jest   dola   wygnańca,   wzbudzającego   w   każdym   odrazę,   choć   może   i 

współczucie. W tym pierwszym umiera jako człowiek otoczony przez dwie kochające córki, przez nowych przyjaciół, których 

stał się dobroczyńcą, bez poczucia winy, lecz w przeświadczeniu o swej słuszności, nie jako banita, lecz jako ktoś, kto 

znalazł wreszcie swój dom rodzinny - przy ziemi i boginiach, które tam rządzą. Tragicznemu poczuciu winy, które przenikało 

Króla Edypa, położono teraz kres i tylko jeden konflikt nadal pozostał tak samo ostry i nie rozwiązany - zatarg między ojcem 

a synem.

Konflikt między zasadą patriarchalną i matriarchalną jest tematem trzeciej części trylogii, Antygony. Tutaj postać Kreona, 

która w dwu poprzednich tragediach rysowała się nieco mgliście, nabiera barwy i określoności. Został on władcą Teb po tym, 

jak legli w boju dwaj synowie Edypa - jeden szturmując miasto, aby zdobyć władzę, drugi zaś w obronie swego tronu. Kreon 

rozkazał, by prawowitego króla pogrzebano, ciału zaś współzawodnika odmówiono pogrzebu; największe to upokorzenie i 

krzywda,  jaką   według   greckich   pojęć  można  było  człowiekowi  wyrządzić.   Zasada,  którą  Kreon   reprezentuje,  polega   na 

supremacji prawa państwowego nad więzią krwi, posłuszeństwa wobec władzy nad wiernością naturalnemu prawu ludzkości. 

Antygona wzbrania się przed pogwałceniem praw pokrewieństwa i solidarności wszystkich istot ludzkich w imię jakiegoś 

autorytatywnego, hierarchicznego stanowiska.

To   właśnie   te   dwie   zasady,   w   których   imieniu   występują   Kreon   i   Antygona,   charakteryzował   Bachofen   jako   zasadę 

patriarchalną   w   przeciwieństwie   do   matriarchalnej.   Zasada   matriarchalna   polega   na   związku   krwi   jako   zasadniczej   i 

niezniszczalnej więzi, na równości wszystkich ludzi, poszanowaniu ludzkiego życia oraz na miłości. Zasada patriarchalną 

sprowadza się do tego, iż więź między mężczyzną a kobietą, między rządzącym a rządzonym ma pierwszeństwo przed 

więzią krwi. Jest to zasada rangi i władzy, posłuszeństwa oraz hierarchii.

Antygona   reprezentuje   zasadę   matriarchalną,   będąc   w   ten   sposób   bezkompromisową   przeciwniczką   przedstawiciela 

67 Tamże, s. 522. Podkreślenie E. F.

88

background image

władzy patriarchalnej, Kreona. Ismena, na odwrót, pogodziła się z porażką i uznała zwycięski porządek patriarchalny; jest 

ona   symbolem   kobiet   w   warunkach   zwierzchnictwa   patriarchalnego.   Sofokles   nader   jasno   kreśli   rolę   Ismeny,   każąc   jej 

odezwać się do Antygony, która postanowiła się przeciwstawić rozkazowi Kreona, tymi słowy:

Zważ więc, że teraz i m y pozostałe

Zginiemy marnie, jeżeli wbrew prawu

Złamiemy wolę i rozkaz tyrana.

Baczyć to trzeba, że my przecie słabe,

Do walk z mężczyzną niezdolne niewiasty;

Że nam ulegać silniejszym należy,

Tych słuchać, nawet i sroższych rozkazów;

Ja więc, błagając o wyrozumienie

Z m a r ł y c h

68

, że muszę tak ulec przemocy,

Posłuszna będę władcom tego świata,

Bo próżny opór urąga rozwadze.

69

Ismena uznała władzę mężczyzn za ostatecznie obowiązującą normę; pogodziła się z porażką kobiet, które nie są zdolne 

“do walki z mężczyzną". Jej lojalność wobec bogiń wyraża się jedynie w próbie błagania ich o wyrozumiałość, że pod presją 

władcy uległa.

Humanistyczną zasadę świata matriarchalnego, z właściwym jej akcentowaniem wielkości i godności człowieka, pięknie i 

przekonywająco wyraża chór wysławiając potęgę człowieka:

Siła jest dziwów, lecz nad wszystkie sięga

Dziwy człowieka potęga.

Bo on prze śmiało poza sine morze,

Gdy toń się wzdyma i kłębi,

I z roku na rok swym lemieszem porze

Matkę-ziemicę 

70

 do głębi.

71

Konflikt między tymi dwiema zasadami ujawnia się w toku dalszego rozwoju wydarzeń w sztuce. Antygona podkreśla, że 

prawo, któremu okazuje posłuszeństwo, nie jest prawem bogów olimpijskich. Jej prawa “są wieczne i trwają od wieku, że ich 

początku nikt zbadać nie może"

 72

; a możemy dodać, prawo grzebania zwłok, powrotu ciała do matki-ziemi tkwi korzeniami w 

zasadach religii matriarchalnej. Antygona staje w obronie solidarności człowieka oraz zasady wszechogarniającej miłości 

macierzyńskiej.

Współkochać przyszłam, nie współnienawidzić.

73

Dla   Kreona   zaś   posłuszeństwo   wobec   władzy   jest   najwyższą   wartością:   ludzka   solidarność   i   miłość,   jeśli   kolidują   z 

68  W przekładzie angielskim wyrażenie to ma inne i bardziej odpowiadające intencjom Fromma brzmienie: “Duchy podziemne". (Przyp. 
tłum.)
69 Sofokles, cyt. wyd., s. 103. Podkreślenie E. F.
70 znowu przekład angielski nadaje temu wyrażeniu pełniejszy sens: “Ziemię, najstarszą z bogów." (Przyp. tłum.)
71 Tamże, s. 114. Podkreślenie E. F
72 Tamże, s. 118.
73 Tamże, s. 121

89

background image

posłuszeństwem, muszą ustąpić. Musi on pokonać Antygoną, ażeby podtrzymać władzę patriarchalną, a wraz z nią swój 

męski autorytet.

Więc nie ja mężem, lecz ona by była, Gdyby postępek ten jej uszedł płazem.

74

Kreon niedwuznacznie formułuje autorytatywną  patriarchalną zasadę:

O! tak, mój synu, być zawsze powinno,

Zdanie ojcowskie ponad wszystko waży'

Przecież dlatego błagają ojcowie,

Aby powolnych synów dom ich chował,

Którzy by krzywdy od wrogów pomścili,

A równo z ojcem uczcili przyjaciół.

Kto by zaś płodził potomstwo nic warte,

Cóż by on chował, jak troski dla siebie,

A wobec wrogów wstyd i pośmiewisko?

Synu, nie folguj więc żądzy, nie porzuć

Dla marnej dziewki rozsądku, wiedz dobrze,

Że nie ma bardziej mroźnego uścisku,

Jak w złej kobiety ramionach; bo trudno

większą klęskę jako zły przyjaciel,

Przeto ze wstrętem ty porzuć tę dziewkę,

Aby w Hadesie innemu się dała.

Bo skórom poznał, że z całego miasta

Ona jedyna oparła się prawu,

Nie myślę stanąć wszem wobec jak kłamca,

Ale ją stracę; rodzinnego Zeusa

Niechby błagała; jeśli wśród rodziny

Nie będzie ładu, jak obcych poskromię?

Bo kto w swym domu potrafi się rządzić,

Ten sterem państwa pokieruje dobrze.

Kto zaś zuchwale przeciw prawu działa

I tym, co rządzą, narzucać chce wolę,

Ten nie doczeka się mego uznania.

Wybrańcom ludu posłusznym być trzeba

W dobrych i słusznych, nawet w innych'

sprawach. Takiego męża rządom bym zaufał,

Po takim służby wyglądał ochotnej, 

aki by w starciu oszczepów i w walce 

Wytrwał na miejscu, jak dzielny towarzysz.

Nie ma zaś większej klęski od nierządu, 

74 Tamże, s. 119. Podkreślenia E. F.

90

background image

On gubi miasta, on domy rozburzą, 

On wśród szeregów roznieca ucieczkę. 

Zaś pośród mężów, powolnych rozkazom, 

Za życia puklerz stanie posłuszeństwo. 

Tak więc wypada strzec prawa i władzy

 nie ulegać niewiast samowoli. 

Jeżeli upaść, to z ręki paść męskiej, 

Bo hańba doznać od niewiasty klęski.

75

Władza w rodzinie i władza w państwie - to dwie powiązane ze sobą najwyższe wartości, których rzecznikiem jest Kreon. 

Synowie są własnością swych ojców, mają im być użyteczni, na tym polega ich funkcja.  Patris potestas  w rodzinie jest 

odpowiednikiem władzy panującego w państwie. Obywatele są własnością państwa i jego władcy.

Nie ma zaś większej klęski od nierządu.

76

Hajmon, syn Kreona, reprezentuje zasady,  w imię których walczy Antygona. Chociaż próbuje on najpierw ułagodzić i 

przekonać ojca, otwarcie wyraża swój sprzeciw, gdy widzi, że ten nie odstąpi od swego zamiaru. Hajmon polega na rozumie, 

który ceni jako najwyższy dar łaski bogów u człowieka, i na woli ludu. Kiedy Kreon oskarża Antygonę o to, iż splamiła się 

chorobą nieposłuszeństwa, Hajmon odpowiada buntowniczo:

Przeczy głos ludu, co mieszka w Teb grodzie.

Kreon

Więc lud mi wskaże, co ja mam zarządzać?

Hajmon

Marne to państwo, co li panu służy.

i dalej:

Pięknie byś wtedy rządził... na pustyni

77

Kreon przywodzi znowu cały spór do punktu krytycznego, mówiąc:

niski duchu, na służbie kobiety!

I dalej:

Cała twa mowa jej sprawy ma bronić.

Hajmon zaś odwołując się do bogiń matriarchalnych, odpowiada:

75 Tamże, s. 126-128. Podkreślenia E. F
76 Tamże, s. 127. *' Tamże, s. 130.
77  Tamże, s. 130.

91

background image

Twej sprawy, mojej i podziemnych bogów.

78

Te   dwie   zasady  zostały  wyrażone   z   całkowitą   jasnością   i   zakończenie  tragedii  jest   jedynie   momentem   ostatecznego 

rozstrzygnięcia   akcji.   Kreon   każe  Antygonę   pogrzebać   żywcem   w   jaskini   -   znowu   symboliczny  wyraz   jej   powiązania   z 

boginiami Ziemi. Wróżbita Tyrezjasz, który w Królu Edypie ułatwił Edypowi uświadomienie sobie zbrodni, tym razem pojawia 

się na nowo, aby uprzytomnić Kreonowi jego zbrodnię. Owładnięty paniką Kreon ustępuje i próbuje uratować Antygonę. 

Pospiesza do jaskini, która jest dla niej grobowcem, lecz Antygona już nie żyje. Hajmon porywa się z mieczem na ojca; 

chybia, lecz odbiera sobie życie. Żona Kreona, Eurydyka, słysząc o losie syna, rzuca przekleństwo na męża-dzieciobójcę i 

popełnia   samobójstwo.   Kreon   przyznaje   się   do   całkowitej   ruiny   swego   świata   i   klęski   swych   zasad.   Uznaje   własne 

bankructwo moralne i cała sztuka kończy się jego wyznaniem:

O, biada! win mi nie ujmie nikt inny,

Nie ujmie męki ni każni.

Ja bo nieszczęsny, ja twej śmierci winny. 

Nuże, o słudzy, wiedźcie mnie co raźniej, 

Stąd mnie zabierzcie; niech moim obliczem 

Nie mierżę, ja, co mniej jestem, jak niczym.

Wiedźcie mnie, sługi, uchodźcie stąd ze mną, 

Mnie, który syna zabiłem wbrew woli

tamtą. Biada! aż w oczach mi ciemno.

Dokąd się zwrócić, gdzie spojrzeć w niedoli?

Wszystko mi łamie się w ręku,

Los mnie powalił, pełen burz i lęku.

79

Spróbujmy odpowiedzieć teraz na postawione wcześniej pytania: Czy mit o Edypie, tak jak przedstawił go Sofokles w swej 

trylogii,   ześrodkowuje  się  wokół   występku   kazirodztwa?   Czy  morderstwo  dokonane  na  ojcu   stanowi  symboliczny  wyraz 

nienawiści wynikający z zazdrości? Chociaż zakończenie Króla Edypa nasuwa w tej mierze wątpliwość, rozprasza się ona 

chyba całkowicie pod koniec Antygony. Nie Edyp, lecz Kreon ponosi ostateczną klęską, a wraz z nim załamuje się zasada 

autorytatywności, męskiego zwierzchnictwa nad ludźmi, panowania ojca nad synem i władzy dyktatora nad ludem. Jeśli 

uznamy teorię matriarchalnych form społeczeństwa i religii, wówczas istotnie nie będzie chyba wątpliwości, iż Edyp, Hajmon 

oraz Antygona są przedstawicielami dawnych zasad matriarchatu, równości i demokracji, w przeciwieństwie do Kreona, który 

reprezentuje patriarchalne zwierzchnictwo oraz posłuszeństwo.

80

78 Tamże, s. 131. Podkreślenie E. F
79 Tamże, str.131.

80 Hegel widział konflikt przedstawiony w Antygonie w podobnym świetle na wiele lat przed Bachofenem. Mówi on o Antygonie: “bogowie 

jednak, którym oddaje ona część, to podziemne bóstwa Hadesu, wewnętrzne bóstwa uczuć, miłości, związków krwi, a nie jawni bogowie 
wolnego, samowied-nego życia narodu i państwa." (Hegel, Wykłady o estetyce, t. II, s. 63; por. także Filozofię religii.) Hegel w tym oświad-
czeniu stoi tak bardzo po stronie państwa i praw nim rządzących, że określa zasadę Kreona jako normę “wolnego życia narodu i państwa" 
pomimo niezaprzeczalnego świadectwa, że Kreon nie reprezentuje wolności, lecz dyktaturę. Zważywszy tę stronniczą sympatię Hegla, tym 
bardziej znacząca okazuje się jego wypowiedź, stwierdzająca wyraźnie, iż Antygona występuje w obronie zasad miłości, związków krwi i 
uczuć,   które   Bachofen   uważał   później   za   charakterystyczne   zasady   świata   matriarchalnego.   Podczas   gdy   sympatia   Hegla   dla   zasad 
patriarchalnych nie budzi zdziwienia, zaskakuje nas ona w pismach Bachofena. A jednak stanowisko Bachofena wobec społeczeństwa 
matriarchalnego okazało się całkiem ambiwalentne. Wydaje się, że kochał matriarchat i nienawidził zasad patriarchalnych, lecz ponieważ był 
także   pobożnym   protestantem   i   człowiekiem   wierzącym   w   postęp   rozumu,   wierzył   zarazem   w   supremację   zasady   patriarchalnej   nad 
matriarchalrią. W większości jego prac spotykamy się z sympatią dla zasady matriarchalnej. W innych partiach, a odnosi się to do jego 
krótkiej interpretacji mitu o Edypie (Mutter-recht Bachofena, w: Der Mythos vom Orient and Okzident, cyt. wyd., s. 259 i nast.), Bachofen, tak 
jak i Hegel, opowiada się po stronie zwycięskich bogów olimpijskich. Edyp stoi - według niego - na granicy między światem matriarchalnym a 
patriarchalnym.   Fakt,   iż   nie   zna   on   swego   ojca,   wskazuje   na   pochodzenie   matriarchalne,   w   którym   Jedynie   matka   jest   znana.  Ale 
okoliczność, iż wykrywa w końcu, kto jest jego prawdziwym ojcem, wyznacza - zdaniem Bachofena - początek rodziny patriarchalnej, w 
której również ojciec jest znany. “Edyp - mówi on - wyraża postęp wiodący na wyższy szczebel istnienia. Jest on jedną z tych wielkich 

92

background image

Nasza interpretacja wymaga jednak uzupełnienia pod innym jeszcze względem. Chociaż konflikt między Edypem, 

Antygoną i Hajmonem z jednej strony a Kreonem z drugiej mieści w sobie wspomnienie konfliktu, jaki rozegrał się między 

zasadą   patriarchalną   a   matriarchalną,   w   szczególności   zaś   jego   elementów  mitycznych,   należy   go   także   pojmować  w 

kategoriach specyficznej sytuacji politycznej i kulturalnej czasów Sofoklesa oraz jego reakcji na tę sytuację.

Wojna   peloponeska,   stanowiąca   groźbę   dla   politycznej   niezawisłości  Aten,   oraz   zaraza,   która   spustoszyła   miasto   na 

początku wojny, sprzyjały wykorzenieniu dawnych tradycji religijnych i filozoficznych. Ataki wymierzone przeciw religii nie były 

właściwie nowością, lecz osiągnęły punkt szczytowy w naukach sofistów, przeciwników Sofoklesa. Przeciwstawiał się on 

szczególnie   tym  sofistom,   którzy   nie   tylko  opowiadali  się   za   despotyczną   władzą   elity  intelektualnej,   lecz   jako   zasadę 

moralną pochwalali także nieograniczony egoizm. Etyka egoistycznych nadludzi, głoszona przez to skrzydło sofistów, oraz 

ich amoralny oportunizm były absolutnym przeciwieństwem filozofii Sofoklesa. W postaci Kreona Sofokles uosobił szkołę 

sofistyczną; jego mowy zarówno w formie, jak i w wyrazie naśladują sofistów.

81

W   argumentach,   jakie   Sofokles   wytacza   przeciw   sofistom,   sięga   on   do   starych   tradycji   religijnych   ludu   z   ich 

akcentowaniem zasad miłości, równości oraz sprawiedliwości. “Postawa religijna Sofoklesa... wiąże się zasadniczo nie z 

oficjalną religią państwa, lecz z tymi pomocnymi drugorzędnymi mocami, które zawsze były bliższe wierze szerokich mas niż 

arystokratyczni bogowie olimpijscy i do których lud zwrócił się znowu wśród niebezpieczeństw wojny peloponeskiej."

82

  Te 

“drugorzędne moce", które różniły się od “arystokratycznych bogów olimpijskich", dają się z łatwością utożsamić jako boginie 

świata matriarchalnego.

Widzimy  zatem,   iż  zapatrywania  Sofoklesa,  wyrażone  w  trylogii  o  Edypie,  należy  pojmować  jako  pewne  przemieszanie 

sprzeciwu wobec współczesnej mu sofistyki z sympatią, jaką żywił dla dawnych, nieolimpijskich wyobrażeń religijnych.

  83

 

imię obu tych odczuć głosił on zasadę, iż godność człowieka i święte więzi międzyludzkie nigdy nie powinny być uzależnione 

od niehumanitarnych autorytatywnych roszczeń państwa lub od oportunistycznych względów.

 84

2. MIT O STWORZENIU ŚWIATA

Babiloński mit o stworzeniu świata  (Enuma elisz)  - opowiada nam o zwycięskim buncie bogów przeciw Tiamat - Wielkiej 

Matce, która rządziła wszechświatem. Zawarli oni przeciw niej przymierze i wodzem w tej walce obrali Marduka. W srogich 

zmaganiach ginie Tiamat, a z jej ciała powstają niebo i ziemia, którymi zawładnął Marduk jako najwyższy bóg.

Zanim jednak obrano go wodzem, Marduk musiał przejść pewną próbę, która w kontekście całej opowieści wydaje się 

nieznacząca i zagadkowa, a mimo to stanowi, jak spróbuję wykazać, klucz do zrozumienia mitu. A oto opis tej próby:

Położyli tedy wpośród siebie odzienie 

rzekąc Mardukowi, najpierw z nich zrodzonemu: 

“Zaprawdę, o panie, twe przeznaczenie urasta najwyżej  pośród bogów. 

Rozkaż «rozpadnij się i powstań na nowo» [a] musi się to stać! 

postaci, których cierpienia i trudy prowadzą do świetniejszej formy ludzkiej cywilizacji; jednym z tych, co zakorzenieni  wciąż w starym 
porządku   rzeczy,  są  Jednocześnie   składani  w  ofierze, stając   się  w  ten   sposób  założycielami  nowej  epoki"  (tamże, s.  266).  Bachofen 
podkreśla fakt, że budzące grozę matki-boginie, Erynie, podporządkowały się światu apoliń-skiemu i że powiązanie z nimi Edypa oznacza 
zwycięstwo zasady patriarchalnej. Wydaje mi się, że interpretacja Bachofena nie daje należytego pojęcia o fakcie, iż Kreon, chociaż jest 
jedynym bohaterem, który pozostaje fizycznie przy życiu, symbolizując zwycięstwo świata patriarchalnego Jest właśnie tym człowiekiem, 
który poniósł moralną klęskę. Można przypuszczać, że Sofokles zamierzał tym sposobem wyrazić ideę, iż świat patriarchalny święci triumfy, 
lecz ulegnie zagładzie, jeżeli nie przyswoi sobie humanistycznych zasad starszego porządku matriarchalnego.
81 Por.: Kallikles w Gorgiaszu Platona oraz Trazymaeh w jego Państwie.

82 

Wilhelm Schmid, Geschichte der grlechischen Literatur, 1 Tell, 2 Band, Munich 1934.

83 Warto zauważyć, że to samo przemieszanie postępowych idei politycznych z sympatią do mitycznych zasad matriar-chalnych można 

znaleźć   ponownie   w   dziewiętnastym   wieku   w   pracach   Bachofena,   Engelsa   oraz   Morgana.   (Por.   moją   rozprawę  Zur   Rezeption   der 
Mutterrechtstheorie 
w “Zeit-schrift fur Sozialforschung", III, 1934.)

84 Por. także Wilhelm Nestle,  Sophokles und dle Sophtatik,  Chicago 1910, vol. 5, II, s. 129. Problem wrogości między ojcem a synem 

także poważnie zaważył na prywatnym życiu poety. Jofont, jego syn, oskarżył swego sędziwego ojca o niepoczytalność, chcąc pozbawić go 
w drodze wyroku sądowego prawa zarządzania majątkiem; z procesu Sofokles wyszedł zwycięsko.

93

background image

Niech przez słowo z twoich ust przepadnie to odzienie, 

Rozkaż znowu i przywróć te szaty w całości!" 

Nakazał on swymi ustami, a odzienie rozpadło się, 

I znowu rozkazał, a odzienie ukazało się na powrót. 

Kiedy bogowie, jego ojcowie, ujrzeli skuteczność jego słowa,

Uradowali się [i] złożyli mu pokłon [mówiąc] “Marduk jest królem! 

85

Jakie znaczenie ma ta próba? Czy nie brzmi to raczej jak jakaś trywialna sztuczka magiczna niż przełomowa próba, która 

ma rozstrzygnąć, czy Marduk potrafi pokonać Tiamat?

Ażeby zrozumieć znaczenie tej próby, musimy przypomnieć sobie, co powiedzieliśmy o problemie matriarchatu rozpatrując 

mit   o   Edypie.   W   sposób   całkiem   wyraźny   mit   babiloński   relacjonuje   konflikt   między   patriarchalnymi   a   matriarchalnymi 

zasadami społecznej organizacji i religii. Panowaniu Wielkiej Matki rzucają wyzwanie jej synowie. Ale jakże mogą zwyciężyć, 

gdy pod podstawowym względem ustępują kobietom. Mają one bowiem dar naturalnego tworzenia, mogą rodzić dzieci. 

Mężczyźni są pod tym względem jałowi. (To prawda, że sperma męska jest równie niezbędna do poczęcia dziecka jak 

żeńskie   komórki,   ale   wypowiedź   taka   nosi   raczej   charakter   naukowego   stwierdzenia   wobec   możliwości   oczywistego 

rozpoznania faktu ciąży czy porodu. Ponadto udział ojca w powołaniu do życia dziecka kończy się na akcie zapłodnienia, 

podczas gdy rola matki, rozpoczynająca się od ciąży, rozciąga się następnie na urodzenie dziecka oraz pielęgnowanie go.) 

W   całkowitym  przeciwieństwie   do  założeń   Freuda,   iż  “zazdrość   o   penis"  stanowi  naturalne   zjawisko   w   formowaniu   się 

psychiki kobiecej, istnieją wszelkie powody, aby przypuszczać, że zanim ustanowiono męskie zwierzchnictwo, występowała 

u mężczyzn “zazdrość o ciążę", z którą nawet dzisiaj wielokrotnie możemy się zetknąć. Chcąc pokonać matkę, mężczyzna 

musi dowieść, że jej nie ustępuje, że ma dar tworzenia. Ponieważ nie może rodzić za pomocą macicy, musi tworzyć w inny 

sposób; czyni to swymi ustami, słowem, myślą. Takie jest zatem znaczenie tej próby: Marduk może pokonać Tiamat dopiero 

wtedy, kiedy udowodni, iż potrafi być stwórcą, choćby nawet w odmienny sposób. Próba ta ukazuje nam głęboki antagonizm 

między pierwiastkiem męskim a żeńskim; stanowi to podłoże zmagań między Tiamat a Mardukiem i istotny punkt sporny w 

walce między płciami. W wyniku zwycięstwa Marduka ustala się zwierzchnictwo męskie, naturalna płodność kobiet traci swą 

poprzednią rangę i mężczyzna rozpoczyna panowanie oparte na zdolności do tworzenia za pomocą potęgi myśli - jest to 

forma   twórczości,   która  tkwi   u  podstaw  rozwoju   ludzkiej   cywilizacji.   Mit   biblijny  zaczyna   się   tam,   gdzie  kończy  się  mit 

babiloński.   Ustala   się   zwierzchnictwo   bóstwa   męskiego   i   nie   pozostaje   prawie   żadnego   śladu   po   uprzednim   stadium 

matriarchalnym.  Próba Marduka stała  się głównym tematem biblijnej opowieści  o stworzeniu  świata.  Bóg stwarza  świat 

słowem; kobieta i jej siły twórcze nie są już konieczne. Nawet ten naturalny bieg wydarzeń, iż kobiety rodzą mężczyzn, ulega 

odwróceniu.   Ewa   rodzi   się   z   żebra  Adama   (podobnie   jak  Atena   z   głowy   Zeusa).   Usunięcie   wszelkich   wspomnień   o 

zwierzchnictwie matriarchalnym nie jest jednakże zupełne. W postaci Ewy widzimy kobietę, która góruje nad mężczyzną. To 

ona występuje z inicjatywą, aby spożyć zakazany owoc; nie radzi się Adama, lecz po prostu daje mu ów owoc do zjedzenia, 

on zaś, złapany na gorącym uczynku, usprawiedliwia się w sposób raczej niezdarny i niedorzeczny. I dopiero po upadku 

ustala się jego panowanie. Bóg mówi Ewie: “I pod mocą będziesz mężową, a on będzie panował nad tobą." To ustanowienie 

męskiego zwierzchnictwa wskazuje w przejrzysty sposób na poprzednią sytuację, w której mężczyzna nie sprawował władzy. 

Jedynie na podstawie tego i całkowitej negacji twórczej roli kobiety możemy odkryć ślady ukrytego motywu dominującej roli 

matki, który wchodzi w skład powszechnie znanej wersji mitu babilońskiego.

Mit   ten   w   znakomity   sposób   ilustruje   mechanizm   zniekształceń   oraz   cenzury,   które   tak   znaczną   rolą   odgrywają   we 

Freudowskiej interpretacji snów i mitów. Wspomnienia o dawnych społecznych i religijnych zasadach występują jeszcze w 

micie biblijnym. Ale w czasie jego powstawania, jak to wiemy obecnie, te dawniejsze zasady znalazły się w tak jaskrawym 

85 

Enuma ellsz, tabliczka IV, wg Aleksandra Heidela, The Babylonian Genesis, Chicago 1942.

94

background image

przeciwieństwie   do   dominujących   poglądów,   że   nie   mogły   być   wyraźnie   ujawnione.   Obecnie   ślady   dawnego   systemu 

odnajdujemy   jedynie   w   drobnych   szczegółach

  86

  przesadnych   reakcjach,   niekonsekwencjach   oraz   powiązaniach 

późniejszego mitu ze starszymi wariantami tego samego tematu.

3. BAJKA O CZERWONYM KAPTURKU

Bajka o Czerwonym Kapturku stanowi dobrą ilustrację poglądów Freuda, zarysowując jednocześnie pewien wariant motywu 

konfliktu pierwiastków męskiego i żeńskiego, jaki wykryliśmy w trylogii o Edypie oraz w micie o stworzeniu świata.

A oto owa bajka:

“Była sobie raz milutka, mała dziewczynka kochana przez każdego, kto tylko na nią spojrzał, a już najbardziej przez swą 

babcię, i nie było nic takiego, czego by ta babcia dziecku nie podarowała. Pewnego razu dała jej kapturek z czerwonego 

aksamitu, w którym tak bardzo dziewczynce było do twarzy, iż nie chciała już nigdy nosić innego; tak więc zwano ją zawsze 

«Czerwonym Kapturkiem*.

Pewnego dnia matka powiedziała do niej: - Chodź no, Czerwony Kapturku, masz tu kawałek placka i butelkę wina; zanieś je 

swej babci, jest bowiem chora i słaba, a to wszystko jej pomoże. Musisz wyruszyć, zanim zrobi się upał, a gdy już będziesz w 

drodze, idź grzecznie i spokojnie i nie odbiegaj od ścieżki, bo inaczej możesz upaść i stłuc butelkę, a wtedy twoja babcia nic 

nie dostanie; a gdy wejdziesz do jej pokoju, nie zapomnij powiedzieć dzień dobry i nie zerkaj po kątach.

- Będę bardzo uważać - powiedział Czerwony Kapturek do swej matki i dał jej na to słowo.

Babcia mieszkała  w lesie, o  pół mili  od  wioski,  i  skoro tylko  Czerwony  Kapturek wkroczył  do  lasu, napotkał go  wilk. 

Czerwony Kapturek nie wiedział, co to było za złośliwe stworzenie, i wcale się go nie przestraszył.

- Jak się masz, Czerwony Kapturku - powiedział wilk.

 - Kłaniam się uprzejmie, wilku.

 - Dokąd to zmierzasz tak z rana, Czerwony Kapturku?

 - Do swojej babci.

 - Co masz w fartuszku?

 - Placek i wino; wczoraj go piekliśmy, by biedna chora babunia zjadła coś dobrego i nabrała sił.

 - A gdzie mieszka twoja babcia, Czerwony Kapturku?

 - Jeszcze o dobre ćwierć mili stąd, w lesie; jej dom stoi pod trzema wielkimi dębami, a dołem oplatają go leszczyny; znasz 

go z całą pewnością - odpowiedział Czerwony Kapturek.

Wilk pomyślał sobie: “Cóż to za delikatne, młode stworzenie! Jakiż to byłby smaczny, tłuściutki kąsek - o wiele lepszy do 

zjedzenia niż staruszka. Muszę chytrze zadziałać, by schwycić obie.” Kroczył więc jakiś czas obok Czerwonego Kapturka i 

niebawem rzekł: - Spójrz, Czerwony Kapturku, jak ślicznie kwitną wokół te kwiaty - dlaczego się nie rozglądasz? Sądzę 

także, iż nie słyszysz, jak słodko wyśpiewują ptaszki; podążasz z taką poważną miną, jakbyś szedł do szkoły, podczas gdy 

wszystko w lesie się weseli.

Czerwony Kapturek podniósł oczy, a gdy zobaczył, jak promienie słońca pląsają tu i tam w listowiu drzew, a wszędzie 

rosną śliczne światy,  pomyślał: - “A może bym zaniósł babci świeży bukiet? To by jej także sprawiło przyjemność. Jest 

przecież  dopiero  wczesny  ranek,   z  pewnością  więc   zdążę  na  czas.”  Tak  więc   dziewczynka   zboczyła  ze  ścieżki  w  las, 

szukając kwiatów. A ilekroć zerwała jakiś, kwiatek, zdawało jej się, że widzi dalej jeszcze ładniejszy, i tak coraz bardziej 

zagłębiała się w las.

Tymczasem wilk popędził prosto do domku bab i zastukał do drzwi.

 - Kto tam?

 - To ja, Czerwony Kapturek - odpowiedział wilk - Przynoszę placek i wino; otwórz drzwi.

86 

Babilońska Tiamat pojawia się prawdopodobnie w opowieści biblijnej Tehom, otchłani, nad którą zalega ciemność.

95

background image

 - Podnieś zasuwkę - zawołała babcia - czuj się zbyt słaba i nie mogę wstać.

Wilk podniósł zasuwkę, drzwi rozwarły się szeroko, on zaś, nie mówiąc ani słowa, podszedł prosto do łóżka babci i pożarł 

ją. Potem nałożył na siebie jej strój, przywdział czepek, położył się do łóżka i zaciągnął firanki.

Czerwony Kapturek natomiast biegał to tu, to tam, zrywając kwiaty, a gdy uzbierał ich tyle, że nie mógł już więcej objąć 

rękoma, przypomniał sobie o swej babci i ruszył dalej w drogę.

Będąc już u celu, że zdziwieniem stwierdził, że drzwi do chatki stoją otworem, a gdy wszedł do pokoju, poczuł się tak 

nieswojo, iż rzekł do siebie:

Ojej! jaki niepokój odczuwam dzisiaj, a dotąd tak bardzo lubiłam przebywać z babcią. - Dziewczynka zawołała: Dzień 

dobry, lecz nie usłyszała żadnej odpowiedzi; podeszła więc do łóżka i rozsunęła firanki. Leżała tam jej babcia w czepku 

naciągniętym na twarz, a wyglądała bardzo dziwnie.

 - Och, babciu - powiedziała dziewczynka - jakie ty masz wielkie uszy!

 - Żeby cię lepiej słyszeć, moje dziecko - brzmiała odpowiedź.

 - Ależ, babciu, jakie ty masz duże oczy! - rzekła dziewczynka.

 - Żeby cię lepiej widzieć, moje kochanie.

 - Lecz, babciu, jakie ty masz wielkie ręce!

 - Żeby cię lepiej uściskać.

 - Ach! ale, babciu, jakie ty masz straszne, wielkie usta!

 - Żeby cię lepiej zjeść!

I ledwo wilk to powiedział, wyskoczył jednym susem z łóżka i połknął Czerwonego Kapturka.

Kiedy wilk zaspokoił swój apetyt, położył się z powrotem do łóżka, zasnął i zaczął bardzo głośno chrapać. Przechodził 

akurat koło tego domku myśliwy i pomyślał sobie: “Jak ta staruszka chrapie! Muszę się przecież upewnić, czy jej czegoś nie 

brakuje.” Wszedł więc do pokoju, a gdy podszedł do łóżka, ujrzał, że leży w nim wilk. - A jednak znajduję cię tu, ty łajdaku! - 

powiedział myśliwy. - Już od dawna cię szukałem! - Po czym, w chwili gdy zamierzał strzelić do niego, przyszło mu do głowy, 

iż wilk mógł pożreć babcię i że można by ją jeszcze ocalić, nie wystrzelił więc, lecz wziął nożyce i zaczął rozcinać brzuch 

śpiącego wilka. Kiedy ciachnął nimi dwa razy, zauważył czerwień kapturka, z kolei zrobił jeszcze dwa cięcia i dziewczynka 

wyskoczyła wołając: - Ach, jakże się bałam! Jak ciemno było wewnątrz wilka! - Potem sędziwa babunia wydostała się także 

żywa, chociaż ledwo dysząc. Czerwony Kapturek szybko przydźwigał wielkie kamienie, którymi napełnili brzuch wilka, a gdy 

ten się przebudził i chciał umknąć, kamienie tak mu ciążyły, iż runął na ziemię i zdechł.

Potem cała trójka wielce się radowała. Myśliwy ściągnął z wilka skórę i udał się z nią do domu; babcia zjadła placek i 

wypiła wino, które jej przyniósł Czerwony Kapturek, i wróciła do sił, lecz dziewczynka pomyślała sobie: «Póki żyję, nigdy 

sama nie zejdę ze ścieżki, aby wejść do lasu, gdyż moja matka zakazała mi tak postępować."

W   większości   symbolikę   tej   bajki   można   zrozumieć   bez   trudu.   “Kapturek   z   czerwonego   aksamitu"   jest   symbolem 

menstruacji. Dziewczynka, o której przygodach słyszymy, teraz już jako dojrzała kobieta stanęła przed problemem płci.

Przestroga   “nie   odbiegaj   od   ścieżki",   abyś   “nie   upadła   i   nie   stłukła   butelki",   stanowi  najwyraźniej   ostrzeżenie   przed 

niebezpieczeństwem seksu i utraty dziewictwa.

Widok dziewczynki wzbudza u wilka pożądanie j seksualne, wobec czego próbuje ją uwieść, sugerując, by “rozejrzała się 

wokół i posłuchała, jak słodko wyśpiewują ptaki". Czerwony Kapturek “podnosi oczy" i idąc za sugestią wilka pogrąża się 

“coraz głębiej w las". Czyni to, włączając charakterystyczny mechanizm racjonalnej argumentacji: aby przekonać siebie, iż 

nie ma w tym nic złego, snuje rozważania, że babcia byłaby uszczęśliwiona, gdyby wnuczka przyniosła jej kwiaty.

Ale to zboczenie z prostej ścieżki cnoty zostaje surowo ukarane. Wilk w przebraniu babci połyka niewinnego Czerwonego 

Kapturka. A gdy zaspokoił apetyt, zasnął.

Jak dotychczas, osnową tej bajki wydaje się być jeden prosty, moralistyczny motyw, niebezpieczeństwo seksu. Lecz jest 

96

background image

ona bardziej skomplikowana, niż wynikałoby to z tego stwierdzenia. Jaka jest rola mężczyzny i jak określa się tu seks?

Mężczyzna został sportretowany jako bezlitosne i chytre zwierzę, a akt seksualny przedstawiono jako swego rodzaju akt 

kanibalistyczny, w trakcie którego mężczyzna pożera kobietę. Poglądu tego nie podzielają kobiety, które lubią mężczyzn i 

rozkoszują   się   seksem,   Stanowi   on   bowiem   wyraz   głębokiego   antagonizmu   wobec   mężczyzn   i   seksu.  Ale   nienawiść   i 

uprzedzenie   do   mężczyzn   przejawiają   się   jeszcze   wyraźniej   pod   koniec   opowiadania.   Znowu,   jak   w   przypadku   mitu 

babilońskiego, musimy pamiętać, iż przewaga kobiet polega na ich zdolności do rodzenia dzieci. Jak zatem wystawia się 

wilka na pośmiewisko? - przez ukazanie, iż próbował grać rolę brzemiennej kobiety, nosząc w swym brzuchu żywe istoty. 

Czerwony Kapturek wkłada mu do brzucha kamienie, symbol bezpłodności, po czym wilk pada i zdycha. Jego uczynek, 

zgodnie   z   prymitywnym   prawem   odwetu,   zostaje   ukarany   stosownie   do   popełnionej   przez   niego   zbrodni   (o   śmierć 

przyprawiają go kamienie, symbol bezpłodności), wyszydzony za uzurpowanie sobie roli brzemiennej kobiety.

Bajka ta, w której głównymi postaciami są trzy pokolenia kobiet (myśliwy przy końcu - to konwencjonalna postać ojca, bez 

większego znaczenia), świadczy o konflikcie między pierwiastkiem męskim i żeńskim; jest to opowieść o triumfie święconym 

przez nienawidzące mężczyzn kobiety, kończąca się ich zwycięstwem, zupełne przeciwieństwo mitu o Edypie, w którym 

pozwala się na to, by mężczyzna wyszedł z tej walki zwycięsko.

4. RYTUAŁ SZABATU

Symbole, z jakimi dotychczas mieliśmy do czynienia, są obrazowymi bądź też słownymi przedstawieniami oznaczającymi 

jakąś ideę, uczucie lub myśl. Ale istnieje jeszcze inny rodzaj symboli, których znaczenie w dziejach człowieka jest chyba nie 

mniej wielkie niż waga tych symboli, które występują w marzeniach sennych, mitach czy baśniach. Mam na myśli rytuał 

symboliczny,   gdzie jakiś  czyn, nie zaś  słowo czy  obraz,  oznacza wewnętrzne doświadczenie. Wszyscy  stosujemy  takie 

symboliczne obrządki w życiu codziennym. Jeśli zdejmujemy kapelusz na znak szacunku, jeśli skłaniamy głowę na znak 

poważania,   jeżeli   ściskamy   sobie   dłonie,   dając   wyraz   przyjaznym   uczuciom,   zamiast   mówić   -   działamy   symbolicznie. 

Symbole tego rodzaju jak wymienione są proste i łatwo zrozumiałe; podobnie jak i niektóre sny zrozumiałe są dla każdego 

bez potrzeby dalszego ich wyjaśniania. Istnieje także wiele równie prostych symboli religijnych, na przykład stary hebrajski 

zwyczaj rozdzierania szat na znak żałoby. Spotykamy jednak wiele innych obrządków, jak rytuał szabatu, które są równie 

skomplikowane - i tak samo wymagają interpretacji jak język symboliczny we snach oraz mitach.

Reguły przestrzegania szabatu zajmują wybitne miejsce w Starym Testamencie; jest to w istocie rzeczy jedyny nakaz 

odnoszący się do rytuału, o którym wzmiankuje Dekalog. “Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. Sześć dni będziesz 

pracować i wykonywać wszystkie twe prace. Dzień zaś siódmy jest szabatem ku czci twego Boga - Jahwe. Nie możesz 

przeto w dniu tym wykonywać żadnej pracy ani ty sam, ani syn twój, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, 

ani   cudzoziemiec,   który   mieszka   pośród   twych   bram.   Bo   w   sześciu   dniach   uczynił   Jahwe   niebo,   ziemię,   morze   oraz 

wszystko, co jest w nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Jahwe dzień szabatu i uznał go za święty." 

(Księga Wyjścia, 20 : 8-11) W drugiej wersji dziesięciorga przykazań (w Księdze Powtórzonego Prawa, 5 : 12-15) nakazuje 

się   znowu   przestrzeganie   szabatu,   jakkolwiek   tu   wspomina   się   nie   o   Bożym   odpoczynku   w   dzień   siódmy,   lecz   o 

wywędrowaniu z Egiptu: “Pamiętaj, że byłeś niewolnikiem w ziemi egipskiej i wyprowadził cię stamtąd twój Bóg, Jahwe, ręką 

mocną i wyciągniętym ramieniem: przeto ci nakazał twój Bóg, Jahwe, strzec szabatu."

Dla   współczesnej   umysłowości   instytucja   szabatu   nie   stanowi   żadnego   zagadnienia.   Idea,   że   człowiek   powinien 

odpoczywać po pracy jeden dzień w tygodniu, brzmi w naszych uszach jako coś oczywistego, jest to społeczno-higieniczny 

środek zaradczy, mający przynieść człowiekowi fizyczne i duchowe wytchnienie oraz tak mu potrzebne odprężenie, aby nie 

przytłoczyła   go   codzienna   praca.  W   tym  względzie  wyjaśnienie   to   jest   niewątpliwie   prawdziwe,   lecz  nie   odpowiada   na 

niektóre pytania, jakie się wyłaniają, gdy zwracamy baczniejszą uwagę na biblijne prawo szabatu, w szczególności zaś na 

rytuał szabatu, jaki rozwinął się w tradycji postbiblijnej.

97

background image

Dlaczego to społeczno-higieniczne prawo uzyskało tak duże znaczenie, że znalazło się pośród dziesięciorga przykazań, 

które skądinąd jedynie ustalają fundamentalne zasady religijne i etyczne? Czemuż to dzień siódmy określa się jako Boży 

odpoczynek   i   co   właściwie   ów   odpoczynek   znaczy?   Czy   Bóg   już   w   tym   stopniu   przedstawiony   jest   w   postaci 

antropomorficznej,   że   po   sześciu   dniach   ciężkiej   pracy   potrzebny   mu   jest   odpoczynek?   Dlaczego   w   .drugiej   wersji 

dziesięciorga  przykazań   objaśnia   się  szabat  w  kategoriach  wolności   raczej  niż  Bożego  odpoczynku?   Jaki   jest   wspólny 

mianownik tych dwu wyjaśnień? Ponadto - a jest to być może najdonioślejsza kwestia - jak mamy zrozumieć zawiłości 

rytuału szabatu w świetle nowożytnej, społeczno-higienicznej interpretacji wypoczynku? W Starym Testamencie człowiek 

“zbierający drzewo" (Księga Liczb, 15 :32 i nast.) uchodzi za gwałciciela prawa szabatu i karze się go śmiercią. W toku 

dalszego   rozwoju   zakazowi   podlega   nie   tylko   praca   w   naszym   współczesnym   rozumieniu,   lecz   i   takie   czynności,   jak 

rozniecanie ognia, chociażby nawet czyniono to dla wygody i bez żadnego fizycznego wysiłku, uszczknięcie, choćby jednego 

źdźbła trawy czy też kwiatu, noszenie przy sobie czegokolwiek, nawet czegoś tak lekkiego jak chusteczka. Wszystko to nie 

oznacza pracy w sensie fizycznego wysiłku; uchylanie się od niej sprawia często więcej kłopotu i niewygód niż sprawiłoby jej 

wykonanie. Czy mamy tu do czynienia z przesadnym i narzuconym spotęgowaniem pierwotnie sensownego rytuału, czy też 

może nasze rozumienie tego obrządku jest wadliwe i wymaga rewizji?

Bardziej szczegółowa analiza symbolicznego znaczenia rytuału szabatu wykaże, iż mamy do czynienia nie z obsesyjnym 

przerostem skrupulatności, lecz z pewnym pojęciem pracy i wypoczynku, różniącym się od naszych pojęć nowożytnych.

Zaczynając od istotnego punktu - pojęcia pracy tkwiącego u podstaw biblijnej, później zaś talmudycznej koncepcji - należy 

stwierdzić, iż nie oznacza ono po prostu wysiłku fizycznego, lecz może być zdefiniowane w ten sposób: Praca jest to wszelka 

ingerencja człowieka - bez względu na to, czy konstruktywna, czy też destruktywna - w sprawy świata fizycznego.

Odpoczynek jest stanem pokoju między człowiekiem a naturą. Człowiek musi pozostawić naturę w stanie nie tkniętym, nie 

powinien   zmieniać   jej   w   jakikolwiek   sposób,   ani   przez   tworzenie,   ani   też   przez   niszczenie   czegokolwiek;   nawet 

najdrobniejsza zmiana dokonana przez człowieka w procesie naturalnym stanowi pogwałcenie wypoczynku. Szabat jest 

dniem pojednania między człowiekiem a naturą; praca - to wszelkiego rodzaju zakłócenie równowagi natury i człowieka. Na 

podstawie tej ogólnej definicji możemy zrozumieć rytuał szabatu. W istocie uprawa ziemi czy budowa jest ciężką pracą, 

zarówno w ówczesnym, jak i w naszym współczesnym odczuciu. Ale zapalanie zapałki i zrywanie źdźbła trawy, chociaż są to 

czynności nie wymagające wysiłku, stanowią symbol ludzkiej ingerencji w procesy naturalne, są naruszeniem pokoju między 

człowiekiem a naturą. Na przykładzie tej zasady zrozumiemy także talmudyczny zakaz noszenia przy sobie czegokolwiek. W 

istocie, przenoszenie czegoś, jako takie, nie jest zabronione. Mogę przenosić jakieś ciężary wewnątrz swego domu czy w 

jego obrębie, nie zakłócając w niczym rytuału szabatu. Ale nie wolno mi do innej sfery przenieść nawet chusteczki, na 

przykład z prywatnego domu na publiczną ulicę. Prawo to stanowi rozciągnięcie idei pokoju z królestwa natury na dziedzinę 

społeczną. Podobnie jak  nie wolno człowiekowi  ingerować  w  naturalną  równowagę  ani też jej  zmieniać,  musi on  także 

powstrzymać się od zmieniania porządku społecznego. Oznacza to nie tylko wstrzymanie się od prowadzenia interesów, lecz 

także   unikanie   owej   najprymitywniejszej   formy   przenoszenia   własności,   mianowicie   przenoszenia   jej   poza   obręb 

dotychczasowego miejsca.

Szabat symbolizuje stan całkowitej harmonii między człowiekiem a naturą oraz między człowiekiem a człowiekiem. Nie 

pracując - to znaczy nie biorąc udziału w procesie zmian przyrodniczych i społecznych - człowiek przynajmniej na jeden 

dzień w tygodniu wyzwala się z więzów natury i okowów czasu.

Pełne znaczenie tej idei można pojąć jedynie w kontekście biblijnej filozofii mówiącej o stosunku między człowiekiem a 

naturą. Przed upadkiem Adama - to jest, zanim posiadł on rozum - człowiek żył z naturą w całkowitej harmonii; pierwszy akt 

nieposłuszeństwa, będący także początkiem ludzkiej wolności, otworzył mu oczy; potrafił teraz osądzać dobro i zło, stał się 

świadomy samego siebie i swych bliźnich, takich samych, a już jednak niepowtarzalnych, połączonych więzami miłości, a 

jednak samotnych. Zaczęła się historia ludzkości. Za nieposłuszeństwo Bóg go wyklął. Cóż to za przekleństwo? Wrogość i 

98

background image

walka mają - jak rzecze Bóg - zapanować między człowiekiem a zwierzętami (“położę nieprzyjaźń między tobą [wężem] a 

między niewiastą i między potomstwem twoim a potomstwem jej; ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę jej"), 

pomiędzy człowiekiem a ziemią (“przeklęta będzie ziemia w dziele twoim; w pracach jeść z niej będziesz po wszystkie dni 

żywota twego. Ciernie i osty rodzić ci będzie, a ziele ziemi jeść będziesz. W pocie oblicza twego będziesz pożywał chleba, aż 

się wrócisz do ziemi, z którejś wzięty"), między mężczyzną a kobietą (“i pod mocą będziesz mężową, a on będzie panował 

nad   tobą"),   między   kobietą   a   jej   własną   naturalną   funkcją   (“w   bólach   rodzić   będziesz   dziatki").   Pierwotna, 

przedindywidualistyczna harmonia ustąpiła miejsca konfliktowi oraz walce.

87

Co zatem jest - zdaniem proroków - celem człowieka? Żyć na nowo w pokoju i harmonii ze swymi bliźnimi, ze zwierzętami, 

z ziemią. Ta nowa harmonia różni się od rajskiej. Człowiek może ją osiągnąć dopiero wtedy, gdy rozwijając się stanie się w 

pełni istotą prawdziwie ludzką, gdy pozna prawdę i będzie postępował sprawiedliwie, gdy władzę swego rozumu doprowadzi 

do granic, gdzie będzie mógł się uwolnić od więzów nałożonych przez człowieka i od więzów irracjonalnych konieczności. 

Opisy proroków obfitują w symbole tej idei. Ziemia zaowocuje znowu bez miary, miecze przekuje się na lemiesze, lew i jagnię 

będą żyć razem w zgodzie, nie będzie już nigdy wojny, kobiety będą rodzić dzieci bez bólu (Talmud), cały rodzaj ludzki 

zjednoczy  się  w  prawdzie  i  miłości.  Ta  nowa  harmonia,   której  osiągnięcie  stanowi  cel  procesu  historycznego,  znajduje 

symboliczny wyraz w postaci Mesjasza.

Na tej podstawie możemy w pełni zrozumieć znaczenie rytuału szabatu. Szabat jest antycypacją czasu mesjanicznego, 

podobnie jak okres mesjaniczny zwie się czasem nieustającego szabatu. W istocie rzeczy szabat jest nie tylko symboliczną 

antycypacją czasu mesjanicznego, lecz uchodzi za jego rzeczywistego zwiastuna. Jak głosi Talmud: “Gdyby tak całe plemię 

izraelskie przestrzegało w pełni szabatu chociażby raz jeden, byłby pośród nas Mesjasz."

Odpoczynek, czyli czas nie wypełniony żadną pracą, różni się znaczeniem od nowożytnego pojęcia odprężenia. W stanie 

wypoczynku  człowiek   antycypuje   stan   ludzkiej   wolności,   który  kiedyś  ma   się   spełnić.   Związek   człowieka   z  naturą   oraz 

człowieka   z   człowiekiem   jest   stosunkiem   harmonii",   pokoju,   nieingerencji.   Praca   jest   symbolem   konfliktu   i  dysharmonii; 

odpoczynek jest wyrazem godności, pokoju i wolności.

W świetle takiej interpretacji odnajdujemy odpowiedzi na niektóre uprzednio postawione pytania. Rytuał szabatu zajmuje 

tak centralne miejsce w  religii  biblijnej, ponieważ oznacza coś więcej niż dzień wypoczynku w znaczeniu współczesnym; 

stanowi bowiem symbol zbawienia oraz wolności. Takie jest także znaczenie odpoczynku Boga; odpoczynek ten nie jest 

Bogu potrzebny z racji jego utrudzenia, lecz wyraża ideę, iż jakkolwiek wielkie jest dzieło stworzenia, większym i wieńczącym 

ten trud dziełem jest pokój; praca Boża jest aktem łaskawości: Bóg musi odpocząć nie dlatego, że się zmęczył, lecz dlatego 

że dopiero wówczas gdy przestał pracować, mógł stać się w pełni wolnym Bogiem. Także człowiek dopiero wówczas w pełni 

staje się człowiekiem, gdy nie pracuje, kiedy żyje w zgodzie z naturą i swymi bliźnimi; oto dlaczego przykazanie dotyczące 

szabatu raz uzasadnia się odpoczynkiem Boga, innym zaś razem uwolnieniem z niewoli egipskiej. Oba te stwierdzenia 

znaczą to samo i wzajemnie się potwierdzają: wypoczynek jest wolnością.

Wolałbym nie porzucać tego tematu, nie wspominając pokrótce o niektórych innych aspektach rytuału szabatu, istotnych 

dla jego pełnego zrozumienia.

Szabat był, jak się zdaje, starym świętem babilońskim, obchodzonym co siódmy dzień (Shapatu). Różnił się on jednak 

zupełnie   swym  znaczeniem   od  szabatu  biblijnego.  Babilońskie   Shapatu   było   dniem  żałoby  i  kary.   Był  to  ponury  dzień, 

poświęcony planecie Saturn. Nasza sobota (po angielsku Sathurday) jest dotychczas w swej nazwie przypisana Saturnowi. 

Gniew jej chciano ułagodzić przez zadawanie sobie różnych kar. Powoli święto zmieniało swój charakter. Nawet w Starym 

Testamencie   straciło   ono   cechy   umartwiania   i   żałoby;   nie   jest   już   dniem   złym,   lecz   dniem   pomyślnym,   którego 

przeznaczeniem   jest   nieść   człowiekowi  szczęście.   W   toku   dalszego   rozwoju   szabat   przekształca   się   coraz   bardziej   w 

absolutne przeciwieństwo złowieszczego  Shapatu.  Szabat staje się dniem radości i przyjemności. Jedzenie, picie, śpiew, 

87 

Por. E. Fromm, Ucieczka od wolności, Warszawa 1970, S. 277.

99

background image

rozkosz, poza studiowaniem Pisma Świętego i późniejszych pism religijnych, znamionowały na przestrzeni ostatnich dwu 

tysięcy lat żydowskie świętowanie szabatu. Tu także z dnia poddania się złym mocom Saturna szabat przemienił się w dzień 

wolności i radości. Tę zmianę nastroju i znaczenia można w pełni pojąć dopiero po rozważeniu znaczenia Saturna. W dawnej 

tradycji astrologicznej i metafizycznej Saturn symbolizuje czas. Jako bóg czasu jest on także bogiem śmierci. Ponieważ 

człowiek jest podobny do Boga, który obdarzył go duszą, rozumem, miłością i wolnością, nie podlega czasowi, czyli śmierci. 

Ale ponieważ człowiek jest także zwierzęciem mającym ciało podlegające prawom natury,  jest niewolnikiem czasu oraz 

śmierci.   Umartwiając   się   Babilończycy   usiłowali   ułagodzić   władcę   czasu.   Biblia   -   na   przykład   -   wychodząc   od   pojęcia 

szabatu, podejmuje całkowicie nową próbę rozwiązania tego problemu: przez jeden dzień wstrzymuje ingerencję w sprawy 

natury, wyłączając czas; tam gdzie nie ma żadnych zmian, gdzie nie ma oznak żadnej pracy, żadnej ludzkiej ingerencji, nie 

istnieje czas. W miejsce dotychczasowego szabatu, w trakcie którego człowiek bił pokłony przed władcą czasu, szabat 

biblijny   symbolizuje   zwycięstwo   człowieka   nad   czasem;   czas   ulega   zawieszeniu,   Saturn   zostaje   zdetronizowany   w 

poświęconym mu dniu, właśnie w dniu Saturna.

8. PROCES KAFKI

Znakomitym przykładem dzieła sztuki pisanego językiem symbolicznym jest Proces Kafki. Podobnie jak w tylu marzeniach 

sennych   mamy   tu   do   czynienia   z   wydarzeniami,   z   których   każde   jest   konkretne   i   realistyczne,   całość   jednak   jest 

nieprawdopodobna i fantastyczna. Aby zrozumieć tą powieść, należy ją odczytywać tak, jakbyśmy słuchali jakiegoś marzenia 

sennego   -   długiego,   zawikłanego   snu,   w   którym   zewnętrzne   wydarzenia   dzieją   się   w   przestrzeni   i   czasie,   będąc 

odpowiednikiem myśli i uczuć śniącego, w tym przypadku bohatera powieści - Józefa K.

Powieść rozpoczyna się od nieco sensacyjnego stwierdzenia: “Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K», bo mimo że 

nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany.

88

K., jak moglibyśmy powiedzieć, rozpoczyna marzenie senne od uświadomienia sobie, że jest zatrzymany. Co to znaczy 

zatrzymany?   Jest  to  interesujące   słowo,   które  ma  podwójne   znaczenie. To,  że  jesteśmy  zatrzymani,  może   znaczyć,   iż 

znaleźliśmy się pod nadzorem funkcjonariuszy policji, lecz zatrzymanie może również znaczyć zahamowanie możliwości 

rozwoju. Oskarżony jest aresztowany przez policję, zahamowany jest normalny rozwój jego organizmu. W jawnej warstwie 

opowieści używa się wyrażenia “zatrzymany" w pierwszym rozumieniu. Natomiast jej symboliczne znaczenie zawarte jest w 

tym drugim. K. ma świadomość, iż jest aresztowany i zahamowany w swym własnym rozwoju.

W krótkim, mistrzowsko nakreślonym fragmencie Kafka wyjaśnia, dlaczego aresztowano Józefa K. Oto jego sposób życia: 

“Tej wiosny zwykł był K. spędzać wieczory w ten sposób, że po pracy, jeśli to jeszcze było możliwe - siedział w biurze 

przeważnie do dziewiątej godziny - szedł na przechadzkę, sam lub z urzędnikami, a później wstępował do piwiarni, gdzie 

zasiadał przy jednym stole ze starszymi przeważnie panami... Zdarzały się jednak wyjątki od takiego rozkładu dnia, jeśli 

dyrektor banku, który wysoko cenił K. jako zdolnego pracownika i człowieka godnego zaufania, zaprosił go na przejażdżkę 

automobilem lub do swej willi na kolację. Oprócz tego raz w tygodniu odwiedzał K. pewną dziewczynę imieniem Elza, która 

przez całą noc do późnego rana była zajęta jako kelnerka w winiarni, a w dzień przyjmowała wizyty leżąc w łóżku."

 89

Było to puste, zrutynizowane życie, egzystencja jałowa, wyzbyta miłości i elementów twórczych. Istotnie był on zatrzymany 

i słyszał, jak głos sumienia informuje go o zatrzymaniu i o niebezpieczeństwie zagrażającym jego osobowości.

Drugie zdanie mówi nam, że “kucharka, pani Grabach, jego gospodyni, przynosząca mu śniadanie codziennie około ósmej 

godziny rano, tym razem nie przyszła. To się dotychczas nigdy nie zdarzyło."

90 

Ten szczegół wydaje się małoznaczny. W 

istocie   rzeczy   wspomnienie   o   tak   błahym   szczególe   jak   o   nie-przyniesieniu   śniadania   po   zaskakującej   wieści   o   jego 

aresztowaniu razi brakiem konsekwencji; lecz, tak jak i w marzeniach sennych, ów pozornie nieistotny szczegół zawiera 

88  F. Kafka, Proces, Warszawa 1971, s. 5

89 

Tamże, s. 22. 

90 

Tamże, s. 5

100

background image

ważną informację o charakterze Józefa K. Był on człowiekiem o “orientacji odbiorczej". Otrzymywać od innych - nigdy zaś 

dawać czy też tworzyć

 91

 - to był kierunek wszelkich jego dążeń.

Inni powinni go karmić, troszczyć się o niego i osłaniać przed światem, od nich się uzależnił. Był wciąż dzieckiem szukającym 

pomocy matki - oczekującym od niej wszystkiego, wykorzystującym ją i zręcznie nią kierującym. Jak u wszystkich ludzi o 

podobnym nastawieniu starania jego obracały się głównie wokół miłego i sympatycznego sposobu bycia, tak by ludzie, 

zwłaszcza zaś kobiety, dawali mu to, czego potrzebuje; największym lękiem napawała go okoliczność, że ludzie mogliby się 

rozgniewać i zaniechać świadczeń. W jego przekonaniu źródło wszelkiego dobra znajdowało się na zewnątrz, a problem 

życia sprowadzał się do unikania ryzyka utraty łask, które z niego płynęły. Wynika stąd brak poczucia własnej siły i dojmujący 

lęk przed groźbą porzucenia go przez osobę czy też osoby, od których jest uzależniony.

K. nie wiedział, kto go oskarżył, ani też, co mu się właściwie zarzuca. Zadawał sobie pytanie: “Co to byli za ludzie? O czym 

mówili? Jakiej władzy podlegali?" Trochę później, gdy rozmawiał z nadzorcą, człowiekiem stojącym wyżej w hierarchii sądu, 

głos stał się nieco wyraźniejszy. K. zadawał mu wszelkiego rodzaju pytania nie mające nic wspólnego z główną kwestią, o co 

si,ę go właściwie oskarża; w odpowiedzi nadzorca uczynił uwagę zawierającą jedno z najdonioślejszych i najwnikliwszych 

spostrzeżeń, jakie w tym momencie można było przekazać K., jak i - powiedzmy to sobie - każdemu, kto popadł w tarapaty i 

szuka pomocy. Nadzorca rzekł: “Chociaż nie odpowiem na pańskie pytanie, to jednak radzę panu mniej zajmować się nami i 

tym,  co  się z  panem  stanie, natomiast więcej  myśleć  o sobie."

92

  K.  nie zrozumiał znaczenia wypowiedzi  nadzorcy.  Nie 

dostrzegał, że cały problem tkwi w nim samym, że jest on jedynym człowiekiem, który może siebie ocalić, i fakt, iż nie mógł 

pójść za radą nadzorcy, dowodził jego ostatecznej porażki.

Tę pierwszą scenę powieści zamyka inne oświadczenie nadzorcy, które rzuca wiele światła na naturę oskarżenia oraz 

aresztowania. “Przypuszczam, że zechce pan teraz pójść do banku.

 - Do banku? - spytał K. - Sądziłem, że jestem aresztowany... Jak mogę pójść do banku, skoro jestem aresztowany?

 - Ach tak - rzekł nadzorca już w drzwiach - pan mnie źle zrozumiał. Pan jest aresztowany, pewnie, ale nie powinno to panu 

przeszkadzać w wykonywaniu zawodu. I nie powinno to również wpłynąć na codzienny tryb pańskiego życia.

 - W takim razie nie jest tak straszną rzeczą być aresztowanym - powiedział K. i przystąpił blisko do nadzorcy.

 - Nigdy nie byłem innego zdania - odpowiedział on.

 - Wobec tego zdaje mi się, że i zawiadomienie mnie o uwięzieniu nie było tak bardzo konieczne - rzekł K. i podszedł jeszcze 

bliżej."

93

W realnym życiu nie mogłoby się to chyba przytrafić. Jeśli człowiek jest aresztowany, nie wolno mu prowadzić nadal 

zwykłym trybem swych spraw urzędowych ani też kontynuować, jak, zobaczymy później, żadnej ze swych codziennych 

czynności. To osobliwe zarządzenie wyrażało w sposób symboliczny fakt, iż jego czynności urzędowe oraz wszelkie inne 

poczynania były tego rodzaju, że zaaresztowanie go jako istoty ludzkiej nie wpłynęło właściwie na ich przebieg. Z ludzkiego 

punktu widzenia był on niemal martwy, lecz mógł mimo to wieść nadal życie urzędnika bankowego, ponieważ działalność ta 

nie miała nic wspólnego z jego człowieczą egzystencją.

K. miał mglistą świadomość tego, iż trwoni swe życie i ulega szybkiemu wewnętrznemu rozpadowi. Odtąd już cała powieść 

traktuje o jego reakcji na tę świadomość i o staraniach, jakie podejmuje, aby obronić i ocalić samego siebie. Wynik okazał się 

tragiczny; chociaż K. słyszał głos swego sumienia, nie rozumiał go jednak. Zamiast pokusić się o zrozumienie prawdziwej 

przyczyny swego aresztowania, przejawiał skłonność do ucieczki od wszelkiej świadomości. Zamiast pomóc samemu sobie 

w jedyny możliwy sposób - uznając prawdę i próbując się zmienić - szukał pomocy tam, gdzie nie można jej było znaleźć-- na 

zewnątrz; szukał wsparcia u innych, u sprytnych adwokatów, u kobiet, których koneksje mógł wykorzystać, zapewniając 

91 

Por. określenie orientacji odbiorczej w: E. Fromm, Mart for Himself, New York 1947.

92 

F. Kafka, Proces, s. 8, 17.

93 Tamże, s. 19-20.

101

background image

zawsze uroczyście o swej niewinności i zagłuszając głos mówiący mu, iż jest winny.

Być może mógłby to jakoś rozwiązać, gdyby nie fakt, iż jego zmysł moralny popadł w niejakie pomieszanie. Znał on tylko 

jednego   rodzaju   prawo   moralne:   zasadę   ścisłego   autorytetu,   którego   zasadnicze   przykazanie   brzmiało:   “Musisz   być 

posłuszny." Znał jedynie “sumienie autorytatywne", dla którego posłuszeństwo jest największą cnotą, nieposłuszeństwo zaś 

największą zbrodnią. Nie bardzo wiedział, że istnieje innego rodzaju sumienie - sumienie humanistyczne - które jest naszym 

własnym głosem, przywołującym nas z powrotem do samych siebie.

 94

W powieści tej znajdują symboliczny wyraz oba rodzaje sumienia: sumienie humanistyczne reprezentuje nadzorca, później 

zaś ksiądz; sumienie autorytatywne uosabia sąd, sędziowie, strażnicy, nieuczciwi adwokaci oraz wszyscy inni związani ze 

sprawą. Tragiczna pomyłka K. polegała na tym, że chociaż słyszał on głos swego sumienia humanistycznego, brał go błędnie 

za głos sumienia autorytatywnego i bronił się przed zarzutami ze strony władz, częściowo się poddając, częściowo zaś 

buntując, podczas gdy powinien walczyć o siebie w imię swego sumienia humanistycznego.

Sąd jest tu przedstawiony jako organ despotyczny, sprzedajny i niegodziwy; jego procedura nie opiera się na rozumnym 

argumentowaniu czy też sprawiedliwości. Księgi prawnicze, jakich używali sędziowie (pokazane mu przez żonę woźnego), 

stanowiły symboliczny, wyraz tej korupcji. Były to stare książki o pozaginanych rogach, jedna okładka była w połowie prawie 

złamana, strzępy trzymały się tylko na nitce.

 “- Jak brudno tu wszędzie - rzekł K. potrząsając głową.

Nim   zdążył   wziąć   książki,   kobieta   powierzchownie   starła   fartuchem   kurz.   K.   otworzył   pierwszą   książkę,   ukazał   się 

nieprzyzwoity obrazek. Mężczyzna i kobieta siedzieli nadzy na kanapie; lubieżna intencja rysownika występowała wyraźnie, 

ale jego nieudolność była tak wielka, że ostatecznie widać było tylko mężczyznę i kobietę, którzy wyłaniali się z obrazu 

nazbyt cieleśnie, siedzieli nadmiernie sztywno i wskutek złej perspektywy z trudem zwracali się do siebie. K. nie kartkował 

już dalej, tylko otworzył jeszcze kartę tytułową drugiej książki. Była to powieść pod tytułem:  Plagi, jakie musiała znosić 

Małgosia od swego męża Jasia.

- Oto księgi ustaw, które się tu studiuje - rzekł K. - i tacy ludzie mają mnie sądzić."

 95

Jeszcze jednym dowodem tej korupcji był fakt, iż żona woźnego zaspokajała seksualne potrzeby jednego z sędziów i 

jednego ze studentów prawa i że ani jej, ani też jej mężowi nie wolno było się sprzeciwić. Postawa K. wobec sądu zawiera 

pewien element buntowniczości; głęboką sympatię budzi też woźny sądowy, który “spojrzał na K. pełnym zaufania wzrokiem, 

jakim   dotychczas,   mimo   całej   swej   uprzejmości,   nie   patrzał",   a   potem   dodał:   “Więc   zawsze   się   buntujemy."   Ale   ta 

buntowniczość przeplatała się z uległością. Nigdy nie zaświtała mu w głowie myśl, że reprezentantem prawa moralnego nie 

jest autorytatywny sąd, lecz jego własne sumienie.

Stwierdzenie, iż ta idea nigdy nie świta mu w głowie, nie byłoby całkiem poprawne. Raz jeden, pod koniec swej wędrówki, 

dane   mu   było   tak   bardzo   zbliżyć   się   do   prawdy,   jak   nie   zdarzyło   mu   się   to   nigdy.   Posłyszał   głos   swego   sumienia 

humanistycznego, wyrażał je ksiądz spotkany w katedrze. K. udał się tam,  aby spotkać się z pewnym klientem banku, 

którego miał oprowadzić po mieście, ale człowiek ten nie dotrzymał umówionego terminu i K. znalazł się w katedrze samotny, 

trochę opuszczony i zakłopotany, gdy usłyszał jednoznaczne i nie dopuszczające nawet myśli o ucieczce wołanie: “Józefie 

K.!"

“K. stanął jak wryty i patrzał przed siebie na ziemię. Na razie był jeszcze wolny, mógł iść dalej i wymknąć się przez jedne z 

trzech   małych   drzwi   drewnianych,   które   były   niedaleko   przed   nim.   Znaczyłoby   to,   że   nie   rozumiał   albo   że   zrozumiał 

wprawdzie, lecz nie troszczy się o to. W razie gdyby jednak się odwrócił, byłby schwytany, bo przyznałby się tym samym, że 

dobrze zrozumiał, że rzeczywiście jest tym wzywanym i że chce usłuchać. Gdyby ksiądz jeszcze raz zawołał, K. byłby na 

pewno wyszedł, ale ponieważ mimo wyczekiwania wszędzie panowała cisza, odwrócił trochę głowę, gdyż chciał zobaczyć, 

94 

Por. rozdział o sumieniu humanistycznym i autorytatywnym w: Man for Himself, cyt. wyd.

95 

F. Kafka, Proces, s. 59.

102

background image

co teraz ksiądz robi. Stał spokojnie na ambonie jak poprzednio, było jednak wyraźnie widać, że zauważył zwrot jego głowy. 

Wyglądałoby to na dziecinną ciuciubabkę, gdyby się K. teraz całkowicie nie odwrócił. Odwrócił się i ksiądz dał kiwnięciem 

palca znak, by się zbliżył. A że teraz już mogło się dziać wszystko otwarcie, więc pobiegł - zrobił to z ciekawości, a także, by 

skończyć z tą sytuacją - długimi lotnymi krokami do ambony. Przy pierwszych ławkach zatrzymał się, lecz księdzu wydała się 

ta odległość jeszcze za wielka, wyciągnął rękę i surowym gestem wskazał palcem miejsce tuż przed amboną. K. i tym razem 

posłuchał. Musiał z tego miejsca przeginać głowę daleko wstecz, aby jeszcze widzieć księdza.

 - Tyś jest Józef K. - powiedział ksiądz i podniósł jedną rękę z poręczy jakimś nieokreślonym gestem.

 - Tak jest - powiedział K., pomyślał przy tym, jak śmiało zawsze wymawiał dawniej swoje nazwisko, ale od jakiegoś czasu 

stało mu się ono ciężarem; znali teraz jego nazwisko nawet ludzie, z którymi stykał się po raz pierwszy. Jak pięknie to było 

przedstawić się najpierw i tak dopiero dać się poznać.

 - Jesteś oskarżony - powiedział ksiądz niezwykle cicho.

 - Tak - rzekł K. - powiadomiono mnie o tym.

 - Więc jesteś tym, którego szukam - rzekł ksiądz. - Jestem kapelanem więziennym.

 - Ach tak - powiedział K.

 -  Nie wiedziałem tego - rzekł K. - przyszedłem tu, aby jakiemuś Włochowi pokazać katedrę.

 - Zostaw wszystko, co uboczne - powiedział ksiądz. - Co trzymasz w ręku? Czy to modlitewnik?

 - Nie - odpowiedział K. - to album osobliwości tego miasta.

 - Odłóż go - rzekł ksiądz. K. odrzucił go tak gwałtownie, że otworzył się i ze zmiętymi kartkami potoczył się po ziemi.

 - Czy wiesz, że twój proces wygląda źle? - spytał ksiądz.

 - Tak i mnie się zdaje - powiedział K. - Zadałem sobie wiele trudu, ale dotychczas bez powodzenia. Zresztą nie mam jeszcze 

gotowego podania.

 - Jak sobie wyobrażasz koniec? - spytał duchowny.

 - Przedtem myślałem, że wszystko musi się dobrze skończyć - rzekł K. - Teraz sam w to nieraz wątpię. Nie wiem, jak to się 

skończy. Czy ty wiesz?

 - Nie - powiedział duchowny - lecz obawiam się, że skończy się źle. Uważają cię za winnego. Twój proces może nawet nie 

wyjdzie poza niższy sąd. Jak dotychczas, uważa się twoją winę za udowodnioną.

 - ludźmi, jeden jak drugi.

 - Słusznie - powiedział duchowny - ale tak zwykli mówić winni.

 - Czy także ty masz uprzedzenie do mnie?

 - Ja nie mam żadnego uprzedzenia do ciebie - rzekł ksiądz.

 - Dziękuję ci - powiedział K. - Ale wszyscy inni, którzy biorą udział w postępowaniu sądowym, mają do mnie uprzedzenie. 

Wpajają je także w nie-zainteresowanych. Moja sytuacja staje się coraz cięższa.

 - Źle rozumiesz fakty - powiedział ksiądz. - Wyrok nie zapada nagle, samo postępowanie przechodzi powoli w wyrok.

 - Więc to tak - powiedział K. i schylił głowę. - Chcę jeszcze szukać pomocy - powiedział i podniósł głowę, by zobaczyć, co o 

tym sądzi ksiądz. - Są jeszcze pewne możliwości, których nie wyzyskałem.

  - Szukasz za wiele obcej pomocy - powiedział ksiądz z przyganą - a zwłaszcza u kobiet. Czy nie widzisz, że to nie jest  

prawdziwa pomoc?

 - Nieraz i nawet często mógłbym ci przyznać rację - powiedział K. - ale nie zawsze. Kobiety mają wielką moc. Gdybym mógł 

kilka kobiet, które znam, do tego skłonić, by dla mnie wspólnie coś zrobiły, musiałbym dopiąć swego. Zwłaszcza w tym 

sądzie, który składa się prawie tylko z samych kobieciarzy. Pokaż z daleka kobietę sędziemu śledczemu, a obali on stół 

trybunału i oskarżonego, byle tylko do niej na czas zdążyć.

Ksiądz schylił głowę na balustradę, teraz bodaj dopiero przytłoczyło go sklepienie ambony. Co za słota musiała rozpętać 

103

background image

się na dworze! To nie był już pochmurny dzień, to była głęboka noc. Żaden witraż wielkich okien nie był w stanie przerwać 

ciemnej ściany bodaj najsłabszym połyskiem. I właśnie teraz zaczął zakrystian gasić na wielkim ołtarzu świece jedna za 

drugą.

 - Gniewasz się na mnie? - spytał K. księdza. - Może nie wiesz, jakiemu sądowi służysz.

Nie dostał żadnej odpowiedzi.

- Są to przecież tylko moje doświadczenia - po wiedział.

Na górze wciąż jeszcze panowało milczenie.

 - Nie chciałem cię obrazić - powiedział K. Wówczas krzyknął ksiądz do K.:

 - Czyż nie widzisz nic na dwa kroki od siebie? Krzyknął to w gniewie, ale równocześnie jak ktoś,

kto widzi czyjś upadek, a ponieważ sam się przestraszył, nieostrożnie, mimo woli podnosi krzyk."

 96

Ksiądz wiedział, o co właściwie oskarżono K., i wiedział także, iż cała ta sprawa skończy się źle. W tym momencie K. miał 

sposobność wejrzenia w siebie samego i stwierdzenia, co mu się właściwie zarzuca, lecz trzymając się konsekwentnie swej 

uprzedniej orientacji, interesował się jedynie ustaleniem, skąd może oczekiwać większego wsparcia. Kiedy kapłan powiedział 

z   przyganą,   że   “szuka   za   wiele   obcej   pomocy",   jedyną   reakcją   K.   była   obawa,   że   ksiądz   się   gniewa.   Teraz   ksiądz 

rzeczywiście wpadł w gniew, ale był to gniew zrodzony z miłości, odczuwany przez człowieka, który widzi czyjś upadek, 

wiedząc, że jednostka ta może się spodziewać pomocy tylko od samej siebie, że nie można jej pomóc z zewnątrz. Niewiele 

już ponadto mógł mu kapłan powiedzieć. Gdy K. podążył w kierunku drzwi wejściowych, ksiądz zapytał go: “Czy chcesz już 

odejść?

Mimo, że K. nie myślał o tym właśnie w tej chwili, odpowiedział natychmiast:

 - Oczywiście, muszę odejść, jestem prokurentem banku, czekają na mnie, przyszedłem tu tylko, b; pokazać zagranicznemu 

klientowi katedrę.

 - Wobec tego - powiedział ksiądz i podał K. rękę - idź.

 - Nie mogę się jednak w ciemności sam zorientować - rzekł K."

97

W przypadku K. był to istotnie tragiczny dylemat osoby, która nie może się sama zorientować w ciemności i która obstaje 

przy tym, iż tylko inni mogą ją poprowadzić. Szukał pomocy, lecz odrzucił jedyną pomoc, jaką ksiądz mógł mu ofiarować. 

Pochłonięty własnym dylematem K. nie potrafił zrozumieć księdza. Spytał: “Czy nie chcesz jeszcze czego ode mnie?

 - Nie - rzekł ksiądz.

 - Przedtem byłeś dla mnie taki dobry - powiedział K. - i wszystko mi wyjaśniłeś, a teraz pozwalasz mi odejść, jakby ci nic na 

mnie nie zależało.

 - Musisz przecież odejść - powiedział ksiądz.

 - No, tak - rzekł K. - chciej to zrozumieć.

 - Zrozum ty wpierw, kim ja jestem - powiedział ksiądz.

 - Ty jesteś kapelanem więziennym - rzekł K. i podszedł bliżej do księdza; jego natychmiastowy powrót do banku nie był tak 

konieczny, jak to przedstawił, mógł całkiem dobrze jeszcze tu zostać.

  - Należę tedy do sądu - powiedział ksiądz. - Dlaczego więc miałbym czegoś chcieć od ciebie. Sąd niczego od ciebie nie 

chce. Przyjmuje cię, gdy przychodzisz, wypuszcza, gdy odchodzisz."

 98

Kapłan najwyraźniej dał do zrozumienia, że jego postawa jest obca postawie autorytatywnej. Chociaż chciał pomóc K. 

przez wzgląd na miłość bliźniego, sam w wynik sprawy się nie angażował. Problem K. - zdaniem księdza - był wyłącznie jego 

własną sprawą. Jeśli nie chciał przejrzeć, musi pozostać ślepy, ponieważ nikt nie dostrzeże prawdy poza nim samym.

96 

Tamże, s. 230-233

97 

Tamże, s. 243.

98 

Tamże, s. 244

104

background image

W opowieści tej myli brak stwierdzenia, iż prawo moralne reprezentowane przez księdza i prawo reprezentowane przez sąd 

różnią   się   od   siebie.   W   jawnej   warstwie   powieści   ksiądz,   będący   kapelanem   więziennym,   jest   nawet   częścią  systemu 

sądowego. Ale ta plątanina wątków symbolizuje chaos panujący w sercu K. Dla niego te dwie zasady stanowią jedność i 

właśnie dlatego, że nie potrafi ich rozróżnić, daje się uwikłać w walkę z sumieniem autorytatywnym i nie może zrozumieć 

samego siebie.

Rok już upłynął od czasu, jak w świadomości K. zakiełkowało pierwsze niejasne podejrzenie, iż jest aresztowany. Był 

właśnie wieczór poprzedzający jego trzydzieste pierwsze urodziny i sprawa była przegrana. Przybyli dwaj mężczyźni, aby 

poprowadzić go na stracenie. Pomimo szaleńczych starań, nie zadał stosownego pytania. Nie wykrył, o co go oskarżano, kto 

go oskarżał i jakim sposobem mógłby się ocalić.

Opowieść kończy się, jak wiele marzeń sennych, dręczącym koszmarem. Ale podczas gdy oprawcy odbywali groteskowe 

ceremonie przygotowując noże, K. zyskał po raz pierwszy wgląd w swój własny problem. “Zawsze pragnąłem dwudziestoma 

rękami naraz chwytać świat, i to nawet dla niesłusznego celu. To było mylne; czy mam teraz pokazać, że nawet jednoroczny 

proces nie zdołał mnie niczego nauczyć? Czy mam odejść jak człowiek niepojętny? Czy mam pozwolić, by mówiono o mnie, 

że na początku procesu chciałem go ukończyć, a teraz, na jego końcu, znowu go zacząć? Nie chcę, by tak mówiono."

 99

Po 

raz pierwszy K. zdał sobie sprawę ze swej zachłanności i z jałowości swego życia. Po raz pierwszy mógł dostrzec możliwość 

przyjaźni i ludzkiej solidarności:

“Jego wzrok padł na najwyższe piętro graniczącego z kamieniołomem domu. Jak błyska światło, tak rozwarły się skrzydła 

jakiegoś okna: jakiś człowiek, słaby i nikły w tym oddaleniu i na tej wysokości, wychylił się jednym rzutem daleko przez okno i 

wyciągnął jeszcze dalej ramiona. Kto to był? Przyjaciel? Dobry człowiek? Ktoś, kto współczuł? Ktoś, kto chciał pomóc? Byłże 

to ktoś jeden? Czy byli to wszyscy? Byłaż jeszcze możliwa pomoc? Istniały jeszcze wybiegi, o których się zapomniało? Na 

pewno istniały. Logika wprawdzie jest niewzruszona, ale człowiekowi, który chce żyć, nie może się ona oprzeć. Gdzie był 

sędzia, którego nigdy nie widział? Gdzie był wysoki sąd, do którego nigdy nie doszedł? Podniósł ręce i rozwarł wszystkie 

palce."

 100

Chociaż przez całe swe życie K. próbował znaleźć owe odpowiedzi czy też raczej usłyszeć je od innych, w tym momencie 

zadawał   on  pytania,  i  to  właściwe  pytania.  Dopiero   w  obliczu  śmierci   przerażenie   wlało   w  niego  moc  pozwalającą   mu 

uświadomić sobie możliwość przyjaźni i miłości, i - co paradoksalne - w chwili śmierci po raz pierwszy uwierzył w życie.

99 Tamże, s. 247.

100 

Tamże, s. 249-250.

105

background image

SPIS RZECZY

Wstęp - Krzysztof Teodor Toeplitz

Słowo wstępne

I.    Wprowadzenie

II.Istota języka symbolicznego

III.Natura snów

IV.Freud a Jung

V.   Historia interpretacji snów

1.  Wczesna niepsychologiczna interpretacja snów

2.  Psychologiczna interpretacja snów

3.  Sztuka interpretacji snów

VII. Język symboliczny w micie, baśni, rytuale oraz powieści

1.Mit o Edypie

2.Mit o stworzeniu świata

3.Bajka o Czerwonym Kapturku 

4.Rytuał szabatu

5.Proces Kafki

106