background image

BENTE PEDERSEN

PRZERWANY LOT

background image

1

Ida zdążyła skończyć osiemnaście lat i na dobre zaczęła dziewiętnasty, kiedy nadeszła 

jej kolej przeprawy na drugi brzeg fiordu - do kościoła. Z tą samą broszką na piersi, którą 

przypięły do sukni Raija i Maja, kiedy wychodziły za mąż.

Pastor rozpoznał rodzinną pamiątkę. Zastanowił się, ile razy przyjdzie mu ją jeszcze 

oglądać. Nurtowało go, dlaczego te kobiety noszą ją z taką dumą. Jaka historia wiąże się z tą 

lapońską ozdobą? Jednak nie spytał.

Ida, córka Reijo Kesaniemi, dostała swego Ailo Mikkelsena.

W przyrodzie zapanowała wiosna. Przynajmniej do pewnego stopnia. Słońce zaczęło 

przygrzewać, jednak śnieg nadal mocno się trzymał. Przy każdym oddechu z ust wydobywała 

się mroźna para. Powietrze było zimne i rześkie. Ida pocieszała się, że to nic nie szkodzi - jej 

serce jest wystarczająco gorące.

Co prawda wymarzyła sobie ślub w lecie. By we wspomnieniach tego dnia pojawiał się 

cień rzucany przez liście drzew. By natura w pełni rozkwitła. Ida gotowa była nawet jeszcze 

poczekać. Wyznała Ailo, że chciałaby go poślubić według Japońskiego obyczaju, on jednak 

odparł, że oba obrządki zbytnio się od siebie nie różnią.

Dodał, że wolałby ją zabrać ze sobą do swej wspólnoty już jako żonę i że najlepiej 

byłoby wyruszyć, zanim stopnieją śniegi.

Ida wiedziała, że Ailo stracił ostatnio w swej osadzie poważanie, gdyż wziął na siebie 

ojcostwo  nie   narodzonego   dziecka.   Dziecka   Knuta,   które   nie   przyszło   na  świat,   ponieważ 

matka, będąc w ciąży, popełniła samobójstwo.

Szacunek i autorytet miały dla Ailo ogromne znaczenie, chociaż tego nie okazywał, i 

pragnął je odzyskać.

Rozwiały się zatem romantyczne marzenia Idy o srebrnych klejnotach ślubnych, które 

Ailo odziedziczył po Mikkalu. Omal się nie popłakała ze wzruszenia, kiedy wyobraziła sobie, 

jak cudownie by w nich wyglądała. Myślała, że będzie pierwszą od wielu lat panną młodą - 

pierwszą po babce Ailo - która włoży klejnoty w komplecie. W całości. Wszystkie. Ofiarowane 

jej, jak każe obyczaj, przez kochającego mężczyznę. Matka Ailo nigdy nie przyjęła tej ozdoby. 

Nie chciała, ponieważ brakowało broszki. Dużej broszki do noszenia na piersi, broszki, którą 

Mikkal podarował Raiji. Złamał wszelkie tradycje, ale uczynił to z miłości. Teraz miłość na 

powrót   miała   połączyć   wszystkie   części   rodzinnej   pamiątki   przekazywanej   w   spadku. 

Wszystko, co tragiczne, odeszło w przeszłość. Stało się historią, piękną i jednocześnie smutną, 

którą będzie można opowiadać przyszłym pokoleniom.

background image

Do Idy, córki Raiji, i Ailo, syna Mikkala, należało połączenie klejnotów ślubnych.

Lecz Ailo nalegał, by się pobrali wcześniej, zanim dziewczyna mogła choćby zobaczyć 

pozostałe części odziedziczonej pamiątki. Wzięli ślub w tutejszym kościele po drugiej stronie 

fiordu.   W   ten   sposób   uroczystość   została   pozbawiona   całej   tej   otoczki   odmienności   i 

niezwykłości, o której marzyła Ida.

Nawet tato uważał, że tak będzie najlepiej. Wysyłając swą córkę z domu, Reijo chciał 

być pewien, że Ida znajdzie się w dobrych rękach. Że oddaje ją jako mężatkę.

Mężczyźni zawsze trzymają ze sobą.

Takie myśli kłębiły się w głowie Idy, świeżo upieczonej mężatki, w drodze przez fiord z 

kościoła do domu.

Płynęli tylko we czworo. Para młoda, Reijo i Knut. Anjo została w domu. Spodziewała 

się   dziecka   i   chociaż   do   rozwiązania   zostało   jeszcze   kilka   miesięcy,   wcześnie   zrobiła   się 

ociężała i poruszała się z trudem. Zmuszała się do wykonywania domowych zajęć, ale bardzo 

dokuczał jej ból w krzyżu i biodrach. Knut nie pozwolił jej, by ryzykowała zdrowie, decydując 

się na przeprawę przez fiord w otwartej łodzi. Pogoda szybko się zmieniała, a poza tym na 

wodzie było potwornie zimno. Nie pomagało nawet ciepłe okrycie.

Ida przekonała się o tym na własnej skórze. Na piękną suknię ślubną naciągnęła swą 

najcieplejszą kurtkę robioną na drutach. Na to narzuciła ocieplany płaszcz i jeszcze gruby 

wełniany koc. Lecz mimo to porządnie marzła. Wątpliwa to przyjemność, siedzieć tyle czasu 

bez ruchu - Karnes od Skibotn dzielił jednak kawałek drogi.

Wzięli   niewielką   łódź   sześciowiosłową   z   trzema   przedziałami.   Świetną   do 

manewrowania podczas tak krótkiej wyprawy jak ta. Łatwą do wciągnięcia na ląd, nawet w 

kilka osób. Ma to swoje dobre strony, ponieważ nie zawsze można liczyć na większą grupę 

osób do pomocy. W 1748 roku okolica nadal była rzadko zaludniona.

Tego popołudnia znajdowali się sami w tej części morza, w każdym razie po swojej 

stronie fiordu. Jako jedyni wybrali się ze Skibotn do kościoła. Data ślubu została wyznaczona 

już dawno i musieli wypłynąć. Inni mieszkańcy wioski również powinni pokazać swe twarze w 

kościele, lecz ranek był trochę wietrzny, a wiatry bywają nieobliczalne. Lepiej w jakąś inną nie-

dzielę wybrać się na nabożeństwo, by udowodnić pastorowi, że nie jest się bezbożnikiem.

Reijo, Knut i nowożeńcy zbliżali się do domu. Góry, wznoszące się ponad cyplem, 

stanowiły ciemniejszy cień na tle nieba. Dzień był szary - teraz, po południu, wydawał się 

jeszcze bardziej ponury.

Ida odetchnęła z ulgą. Już blisko do domu. Zaraz zacznie się wesele. Co prawda izba nie 

jest duża, ale dla przyjaciół zawsze znajdzie się miejsce. Będą śpiewać, tańczyć, jeść i pić.

background image

Wszyscy, którzy zechcą przyjść, zostaną ugoszczeni. Reijo na niczym nie oszczędzał, 

kiedy ostatnie pisklę szykowało się do opuszczenia gniazda.

- Nieźle dmucha - zauważył Knut, przekrzykując wiatr.

Żagle   wzdęły   się.   Trzeba   było   nie   lada   siły,   żeby   nad   nimi   zapanować.   W   tym 

względzie Reijo liczył na Knuta - wiedział, co robi. Sam zadbał o to, by odpowiednio dociążyć 

łódź, postarał się o balast. Własnymi rękami wybierał okrągłe kamienie: żaden z nich nie ważył 

mniej   niż   dwadzieścia   funtów.   Było   w   czym   wybierać   w   pobliżu   wiaty.   To   dobrze.   W 

przeciwnym   razie   Reijo   sporo   by   się   musiał   natrudzić,   żeby   w   krótkim   czasie   znaleźć 

wystarczająco dużo kamieni o odpowiednim kształcie i ciężarze. Obchodzenie się z nimi w 

sytuacji, gdy trzeba odciążyć łódź, to nie lada sztuka. Ich kształt jest również niezmiernie 

ważny. Kiedy toniesz, kamienie powinny stoczyć się z pokładu, a nie ciągnąć łódź na dno.

Reijo zdawał sobie sprawę, że jest już bardzo późno. W Karnes trochę za długo zwlekali 

z odbiciem od brzegu.

Ślub jednak zawsze jest okazją, by popatrzeć na młodą parę i służyć jej jakąś dobrą 

radą.

Zbyt szybko się ściemniło.

Nie tak prędko znajdą się pod osłoną gór. Wiało nie tylko mocno, ale też ze złej strony. 

Reijo wiedział, że Knut zdaje sobie z tego sprawę. Podejrzewał, że Ailo również. Ida powinna 

to zauważyć, ale co innego zaprząta pewnie jej myśli. Kochane dziecko!

Było tak zimno, że musieli zaryzykować i płynąć prosto do brzegu mimo szalejących 

przy   tej   pogodzie   bardzo   niebezpiecznych   wiatrów.   Podmuchy   takich   wiatrów   potocznie 

nazywano uderzeniem kozła - wiatr jak gdyby rozpędzał się z góry, a potem uderzał nagle i 

niespodziewanie jak kozioł.

Mamy   dość   balastu,   pocieszał   się   w   duchu   Reijo.   Solidne   zamocowanie   żagli,   nie 

można się skarżyć. Łódź pewnie trzyma się na wodzie. Tak, kilka podmuchów powinna znieść.

W następnej sekundzie nie zdążył nawet pomyśleć.

-   Cholerny   szkwał!   -   rzucił   doprowadzony   do   ostateczności   Knut,   mocując   się   z 

olinowaniem.

Złapał  ich   silny  wir  powietrza   i  tańczył   wokół   żagla.   Okolica   była  znana  z  takich 

wiatrów. Potrafiły one spienić morze niczym miskę wody.

Ida zdała sobie sprawę, że znaleźli się w niewesołym położeniu. Reijo rzucił się w 

stronę Knuta. Ailo nie zdążył do nich dotrzeć. Wstał i jako pierwszy znalazł się za burtą, kiedy 

Reijo z Knutem przegrali walkę z huraganem.

Napór na płótno stał się zbyt silny i nagły wir powietrza okręcił je dookoła.

background image

Łódź przechyliła się.

- Zrzuć ubranie, Ida! - dał się słyszeć czyjś głos. Jak przez sen. Wszystko działo się 

niczym we śnie.

Idę zarzuciło na burtę. Cudem uniknęła toczących się z łoskotem kamieni.

W nagłym zetknięciu z lodowatą wodą doznała szoku i omal nie straciła przytomności.

Znalazła się pod łodzią.

Utknęła   w  plątaninie   lin   i   drewna.   W  wodzie   wszystkie   odgłosy  brzmiały   całkiem 

inaczej. Głucho, nierzeczywiście, jakby z oddali.

Ida zaczęła gorączkowo szukać wiązania płaszcza. Nie mogła rozluźnić supła przy szyi. 

Taśmy zostały ściągnięte zbyt mocno. Płaszcz pływał wokół niej. Oby tylko się o coś nie 

zaczepił! Był utkany z wełny z dodatkiem błyszczącej nitki - wydawał się taki ciężki...

Trzeba   jakoś   wydostać   się   na   powierzchnię,   pomyślała   Ida.   Nie   wolno   pozwolić 

wciągnąć się na dno.

Czyżby palcami dotknęła żagla?

Udało jej się wysunąć głowę z wody. Zdołała zaczerpnąć powietrza. Prawie nie czuła 

swego ciała.

A uważała się za zahartowaną i odporną, kiedy tarzała się po śniegu po wyjściu z sauny!

Czyżby jej życie miało okazać się tak krótkie?

Dobry Boże, to chyba jeszcze nie koniec?

Ida nie wiedziała, gdzie jest. Wokół panowała nieprzenikniona ciemność.

Wszędzie tyle...

Walczyła z ogarniającą ją paniką. Starała się zachować jasny umysł, chociaż nie było to 

wcale proste. Szczękała zębami i drżała na całym ciele. Czuła, że coraz bardziej się zanurza. 

Gorzej - że coś ją ciągnie na dno. Że to nie tylko jej własny ciężar. Czyjaś wola, silniejsza od 

niej.

Upiór morski?

Boże, nie wolno tak myśleć!

Jest powietrze, ale nie ma wiatru...

Zaczęła rozumieć.

Żadnych innych dźwięków, tylko plusk i szmer fal uderzających o drewno. Głębokie 

westchnienia wiatru ocierającego się o burtę.

Musiała wpaść pod przewróconą łódź. Odniosła wrażenie, że ubywa jej powietrza... 

Dobry Boże, czyżby miała już umrzeć?

Ida za żadną cenę nie zamierzała się poddać. Jest taka młoda. Przed nią całe życie. Nie 

background image

chce się z nim pożegnać w tej przepastnej czarnej głębi. Nie zamierza ulec żywiołowi, który 

szumi wokół jej uszu, który jakby odkrawał ją po kawałku, tak że nie czuła własnego ciała.

Dopiero co poślubiła Ailo!

Los nie może okazać się na tyle okrutny, żeby pozbawiać ją życia w takim momencie!

Łapała ustami powietrze. Nie zdawała sobie sprawy, że płacze. Kurczowo uczepiła się 

czegoś, pewnie masztu. Nie miała wystarczająco dużo czucia w palcach, by poszukać żagla. Nie 

umiałaby zresztą odróżnić dotykiem materiału od drewna.

Traciła siły.

W krótkich przebłyskach zaczęło do niej docierać, że to śmierć.

Nie może wiecznie tu tkwić.

Zamarznie.

Łódź   coraz   bardziej   będzie   się   zanurzać.   Przestrzeń,   w   której   jeszcze   jest   trochę 

powietrza, wkrótce zniknie.

Żaglówka całkiem zatonie. Wtedy i ona zginie.

Dobry Boże, a co z Ailo? Z tatą? Z Knutem?

Czy będzie potrafiła żyć bez Ailo? Czy nie lepiej zostać tu, z tym potwornym bólem w 

płucach?   Tylko   mocno   się   trzymać   i   oddychać,   dopóki   zimno   nie   pozbawi   zmysłów   i 

przeprowadzi przez granicę. Być może Ailo już tam jest...

Nie!

Nie jestem tchórzem, pomyślała.

Uwolniła jedną rękę. Nie była w stanie wyprostować palców, pozostały zgięte jak przed 

chwilą, kiedy zaciskały się na drewnianym maszcie.

Kilka   razy   wypuściła   powietrze,   nie  nabierając  świeżego.   Całkiem  opróżniła   płuca. 

Następnie zrobiła głęboki wdech. Wypełniła płuca do granic, czując, jakby miało rozsadzić jej 

piersi.

Panicznie się bała, ale nie było innego wyboru.

Nie wiedziała, czy jeśli się zanurzy, ciężki płaszcz nie pociągnie jej głębiej.

Nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać.

Zamknęła oczy, kiedy zaczęła opadać na dno. Orientowała się mniej więcej, dokąd 

zmierza. Jak głęboko powinna się zanurzyć, by następnie popłynąć ku powierzchni. Jednak nie 

zdołała   porządnie   odbić   się   od   dna.   Stopy   były   zgrabiałe,   bezsilne,   a   spódnica   i   płaszcz 

krępowały ruchy.

Wypływając, uderzyła głową o burtę łodzi. Zachłysnęła się wodą.

Zanurzyła się na powrót, nie panując nad własnym ciałem. Przełykała i przełykała słoną 

background image

wodę, odnosząc wrażenie, jakby trochę dostało się również do płuc.

Złudzenie.

Ale w piersiach potwornie bolało. W płucach brakowało już powietrza.

Czuła, jakby jej głowa miała się rozpaść na tysiące kawałków. W uszach szumiało.

Zacisnęła zęby, żeby nie oddychać. Postanowiła walczyć do ostatka.

Już nie myślała. Nad niczym się nie zastanawiała. Nic sobie nie wyobrażała. Przestała.

Pozostała w niej tylko nikła iskra życia.

Ida   wiedziała,   że   nie   wolno   się   poddawać.   Wiedziała,   że   woda   jest   jej   wrogiem. 

Wiedziała, że morze zechce ją pochłonąć i że trzeba mu się przeciwstawić.

Nagle wokół zapanowały tylko chłód i ciemność.

Knut wdrapał się na łódź. Na szczęście w porę zauważył, na co się zanosi - jego umysł 

pozostał   równie   chłodny   jak   morska   woda.   Kiedy   zobaczył,   że   żaglówka   się   przewraca, 

wskoczył   do   morza.   Następnie   wszedł   na  nią   z   powrotem.   Wbił   nóż   w   kil,   żeby   się   nie 

ześliznąć.

W ciemności nie mógł dostrzec pozostałych. Chwilę trwało, zanim zauważył Reijo. 

Odpływał od łodzi. Knut zawołał więc, żeby się nie oddalał, że on jest na wraku.

Reijo wiedział.

Knut zrozumiał to dopiero wtedy, kiedy zobaczył Ailo.

Ailo nie potrafił pływać, ale nie próbował nawet wydostać się z wody.

Jak oszalały, głosem ochrypłym z rozpaczy, wołał imię Idy.

Chłopak już parę razy się zanurzał, ale w jakiś niezrozumiały sposób wydostawał się na 

powierzchnię. Kiedy Reijo dotarł do niego, Ailo odepchnął jego wyciągniętą dłoń.

Walczyli. Bili się. Knut pomyślał, że poszaleli. Potrzebowali przecież sił.

Nie powinni ich marnować.

Knut zacisnął zęby, widząc, jak Reijo uderzył Ailo. Wiedział, że to jedyne wyjście. 

Zdawał sobie sprawę, że niełatwo będzie Reijo podpłynąć z Ailo do wywróconej łodzi. Na 

szczęście młody Lapończyk nie zaliczał się do szczególnie postawnych.

Sam Knut mógł jedynie biernie obserwować całe zdarzenie, Reijo nie pozwoliłby mu 

ponownie skoczyć do wody.

W domu czekała Anjo. Anjo, która spodziewała się dziecka.

Zdawało się, jakby upłynęły całe dziesiątki lat, zanim Reijo wrócił. Knut położył się na 

kilu. Starał się dobrze zaprzeć palcami stóp, z całej siły napiął mięśnie nóg, kiedy pochylił się 

nad wodą, żeby wyciągnąć nieprzytomnego Ailo. Złapał go za kurtkę.

Miał   spuchnięte   palce,   ale   zacisnął   je,   na   ile   zdołał.   Poczuł,   jakby   w   ręce   znowu 

background image

napłynęło ciepło, paliło i rwało w palcach i pod paznokciami.

Z czoła spływał mu zimny pot. A może to tylko słona morska woda pryskała mu w 

twarz? Knut nie zastanawiał się nad tym.

Ciągnął ze wszystkich sił. Omal nie upuścił Ailo, ale się nie poddawał. Wreszcie udało 

mu się wydostać szwagra na kil łodzi.

Przerzucił nieprzytomnego przez dno wywróconej żaglówki. Rozłożył mu ręce i nogi, 

tak że tamten przypominał teraz ogromnego pająka. Sam mocno wcisnął pięty w deski.

Zdołał pochwycić nóż tkwiący w kilu. Wyciągnął go i wbił bliżej, by mieć się czego 

przytrzymać.

Morze biło o burtę.

Wiatr przenikał przez ubranie.

Jak długo uda im się wytrzymać?

Łódź zakołysała się. Reijo usiłował się na nią wspiąć, ale musiał co chwila odpoczywać.

Ida, przemknęło Knutowi przez myśl. Czyżby stracili Idę?

Nagle żaglówka odzyskała równowagę. Knut zobaczył, jak Reijo z powrotem zsuwa się 

do wody.

Chciał   go   powstrzymać,   lecz   nie   wydał   nawet   jednego   dźwięku.   Zdołał   jedynie 

otworzyć usta - wyglądał jak ryba łapiąca powietrze.

Tuż przy burcie coś się poruszyło.

Czy to maszt się urwał?

Przytrzymując się łodzi, Reijo wyciągał coś z wody.

Człowieka?

Idę?!

Knut przełykał ślinę i przecierał oczy. Nie wolno mu puścić Ailo. Znowu mógł tylko 

biernie się przyglądać, jak Reijo samotnie zmaga się w lodowatej wodzie. Dobry Boże, jest 

przecież ledwie żywy! Ile siły właściwie drzemie w tym chłopie?

Reijo oparł ciało Idy o łódź. Dziewczyna przytrzymywała się rękoma. A więc żyje.

Knut poczuł ciepło na policzkach. Uświadomił sobie, że płacze. Mocniej zacisnął palce 

na nożu.

Reijo starał się przekrzyczeć szum morza:

- Trzymaj ją, Knut! Pomóż! Pomóż ją wyciągnąć!

Nie miał pojęcia, jak tego dokonał: jedną dłonią z całej siły ściskał trzonek noża, ciałem 

podtrzymywał Ailo, wolną ręką złapał płaszcz Idy.

Reijo pchał, a Knut ciągnął siostrę ku sobie. Wreszcie opadła wyczerpana na Ailo, 

background image

przywarła do niego całym ciężarem, wbiła palce w ramię męża.

Knut nie przesuwał jej, leżąc w ten sposób, dłużej utrzymają ciepło.

Już   miał   wyciągnąć   rękę   do   Reijo,   lecz   zobaczył,   że   tamten   wcale   nie   zamierza 

wychodzić z wody. Oszalał, czy co? Chce się utopić?

Już szykował się, by skoczyć na ratunek, lecz Reijo powstrzymał go gestem ręki.

Resztką sił zaczął przesuwać się wzdłuż burty. Uczepił się jej mocno i przekładając 

dłonie, okrążał łódź.

Knut   w  jednej   chwili   zrozumiał,   co   Reijo   zamierza   zrobić.   Zobaczył,   że   dotarł   do 

miejsca zamocowania want. Krawędź burty znajdowała się jednak pod wodą. Knut nie był 

pewien, czy sam by się na to zdobył, a był przecież dużo młodszy.

Reijo wyjął nóż z pochwy. Ścisnął go mocno w dłoni i zanurkował.

Minęło sporo czasu, zanim, parskając wynurzył się z powrotem. Dopiero teraz mógł się 

wspiąć na wrak.

Knut ujrzał, jak maszt wypływa na powierzchnię.

Reijo zdołał przeciąć wanty. Dobrze wiedział, jakie to ważne: po obluzowaniu masztu 

łódź utrzymywała się na wodzie bardziej stabilnie.

Dało   się   to   wyraźnie   odczuć   -   żaglówka   nie   zachowywała   się   już   na   falach   jak 

wierzgający dziki koń.

Reijo usiadł z tyłu. Drżąc, przysunął się bliżej Knuta. Muszą starać się utrzymać ciepło.

Szczękał zębami, nie był w stanie mówić.

Wywróconą łódź znosiło w stronę lądu, jednak o tej porze nie mogli się spodziewać, że 

napotkają tam coś innego niż skały.

- Nie widać nas z brzegu - wykrztusił w końcu Reijo.

Knut zdawał sobie z tego sprawę. Ciemność wydawała się jak czarna ściana. Z powodu 

gęstych chmur była jeszcze bardziej nieprzenikniona.

- W domu czekają na nas - odezwał się zmartwiony. Dostrzegał przebłyski migotliwego 

światła z cypla. Anjo została, żeby przygotować ciepły posiłek. Wkrótce zacznie się schodzić 

młodzież. Wieczorem miały się odbyć tańce i poczęstunek. - Czekają na nas - powtórzył.

Reijo przytaknął. Zauważył, że znosi ich w bok od osady. W tych ciemnościach trudno 

ich będzie odnaleźć. W dodatku wiatr i morze tłumiły głosy.

Knut ścisnął w dłoni trzonek noża. Było mu zimno, ale nie aż tak bardzo jak Reijo. Dał 

z siebie o wiele mniej niż ojciec.

Ida leży tak cicho...

Przez mgnienie ujrzał przed sobą twarz Anjo.

background image

Jednym szarpnięciem wyrwał nóż z dna łodzi.

Światełko na cyplu jeszcze nie zniknęło mu z oczu.

- Popłynę tam - rzucił stanowczo.

-   Nie   ma   mowy!   -   zaprotestował   Reijo.   Chwycił   syna   za   ramiona,   chcąc   go 

powstrzymać. Knut potrząsnął głową.

- Możemy zamarznąć tu na śmierć - tłumaczył. - Albo rozbijemy się o skały, co na jedno 

wychodzi. Jeżeli nadciągnie kolejny szkwał, zniesie nas jeszcze dalej. Nie wiadomo, kiedy 

zaczną nas szukać. Poza tym martwię się o Idę.

- To za daleko - odparł Reijo zmęczony. - Nie dasz rady.

- Dopłynę - rzekł Knut i zsunął się do lodowatej wody. Nie tracił z oczu światełka na 

cyplu.

background image

2

Anjo zaczęła się martwić. Nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi na to, jak szybko zapada 

zmierzch. Przecież już wiosna, a mimo to zrobiło się ciemno, jakby ci ktoś nagle zarzucił worek 

na głowę.

Ale Reijo ma takie doświadczenie w żeglowaniu, więcej życia spędził chyba na morzu 

niż w domu. Knut także znał się na łodziach. Ailo wcześniej pływał trochę z nimi, choć tego nie 

lubił. Ida pewnie potrafiła wiosłować, zanim jeszcze nauczyła się chodzić.

Nie ma powodu do obaw.

A jednak Anjo się bała.

Ogarnął ją niepokój. Nie potrafiła go w żaden sposób opanować. Próbowała obliczyć, 

ile czasu mogło zająć przeprawienie się przez fiord. Wiatr wiał wystarczająco mocno, Knut i 

Reijo nie musieli zatem wiosłować. Ale przecież mogli wypłynąć z opóźnieniem.

Powinna była wybrać się z nimi.

Nie, to niedorzeczna myśl. Za nic w świecie nie chciałaby stracić dziecka, które nosi 

pod sercem. Ale przez mgnienie oka wydawało jej się, że byłoby lepiej wiedzieć, dlaczego para 

młoda jeszcze nie wróciła, niż miotać się w niepewności. Zaczęła rozumieć żony rybaków - nie 

miała pojęcia, jakim cudem to wytrzymują.

Lęku nie można tak po prostu od siebie odsunąć.

Musiała pilnować garnków, lecz mimo to wiele razy wybiegała na podwórze. Stała 

przed domem, drżąc z zimna, i wyobrażała sobie, jak muszą marznąć tam na łodzi. Usiłowała 

cokolwiek wypatrzeć, ale widziała jedynie ciemną, zamazaną plamę, a za nią jeszcze większą 

ciemność. Drugi brzeg fiordu. Nie sposób było stwierdzić, gdzie się zaczyna lub kończy ląd. 

Wszystko tonęło w mroku. Anjo nie potrafiła nawet rozróżnić linii horyzontu, rozdzielającej 

niebo i morze.

Naprawdę jednak zaczęła się bać, kiedy pojawili się pierwsi goście: przyjaciółki Idy, 

Henriettę i Sofia, razem z Sedolfem i Emilem.

- Jeszcze nie wrócili? - zdumiał się Sedolf, ciągle nieprzyzwoicie przystojny.

Anjo dostrzegła   w nim  pewne  podobieństwo  do  Simona.  Poczuła  ukłucie   w  sercu. 

Podobał jej się Simon.

Sposób, w jaki Sedolf zapytał, podpowiedział Anjo, że istnieją powody do lęku. Ze nie 

dała się ponieść wyobraźni. Że nie martwi się bez przyczyny i nie popada w histerię.

Potrząsnęła głową. Ręce nadal trzymała w fartuchu i wycierała wilgotne dłonie. Tyle 

czasu stała nad gorącymi garnkami. Spociła się. Spociła się też ze strachu.

background image

Emil i Sedolf wymienili spojrzenia. Niepokój przeszył ich na wskroś. Podeszli do okna. 

Musieli wyjrzeć. Anjo wiedziała, że zobaczyli tylko ciemność. Dokładnie tak samo jak ona.

- Czy nie jest już strasznie późno? - zdziwiła się Henriettę.

W tej samej chwili otrzymała kuksańca w bok od swej bardziej rozważnej koleżanki. 

Jedno   spojrzenie   wystarczyło,   by   zamilkła.   Ugryzła   się   w   dolną   wargę.   Usiadła,   równie 

bezradna jak Sofia.

Anjo odgadła,   że  wszyscy  pomyśleli   o  tym  samym.  Zastanawiała  się,   czy  ktoś   się 

odważy odezwać.

- Jaką wzięli łódź? - spytał Emil. Anjo uważała, że jest coś dobrego w tym chłopcu.

Mężczyźnie, należałoby raczej powiedzieć, niemal rówieśniku Knuta. Smalił cholewki 

do Idy, jednak dał za wygraną, kiedy się okazało, że jej wybrankiem jest jednak Ailo. Musi 

mieć wielkie serce, skoro nie żywi niechęci do człowieka, który zabrał mu dziewczynę.

- Tę małą - odparła Anjo. Nie znała się zbytnio na łodziach.

- Sześciowiosłową? Glos Emila zabrzmiał ostro.

- Łatwo ją podprowadzić do brzegu - zauważył Sedolf. - Wiesz, byli lekko ubrani. A 

rano morze wydawało się spokojne.

- Czy tutaj też wiało? - pytał dalej Emil.

- Przeszła prawdziwa trąba powietrzna - odpowiedziała Anjo. Obserwowała pogodę, 

kiedy było jeszcze dość jasno. - Trwało to jakiś czas, zanim ucichła... - dodała, bo pomyślała o 

tym samym co chłopak.

- Czy na brzegu została jakaś łódź? Anjo skinęła głową. Powinna poprosić Emila i 

Sedolfa, by zostali, ale tego nie chciała.

Powinna ich ostrzec, że to zbyt ryzykowne, ale nie zdobyła się, by powiedzieć coś, co 

mogłoby ich powstrzymać.

Sedolf i Emil wyszli bez słowa. Nawet dziewczęta nie próbowały prośbą lub groźbą 

odwieść ich od po - ' wziętego zamiaru.

Wszyscy się bali.

Kiedy za chłopcami zamknęły się drzwi, w izbie zapanowała cisza.

- Piekielna pogoda na taką wyprawę - rzucił Emil ze złością.

Zsunął czapkę nisko na czoło. Nie tylko jej cień sprawił, że twarz mu pociemniała.

Sedolf uśmiechnął się, choć sytuacja nie nastrajała do żartów. Wiatr zaświszczał im w 

uszach. Na morzu wiało jeszcze silniej, obaj o tym wiedzieli. Obaj urodzili się i wyrośli nad 

fiordem - znali go wystarczająco dobrze.

- Też byś wyruszył, mój drogi Emilu, gdybyś brał ślub z Idą. Wyruszyłbyś nawet, gdyby 

background image

szalał zimny wicher z północnego zachodu.

- Nie  ma  sensu rozwijać  żagli  - uznał  Emil,   unikając rozmowy na temat  Idy. Ten 

najstarszy syn i dziedzic już od dłuższego czasu interesował się córką Reijo. Nie pamiętał 

nawet, od jak dawna zaczęła mu się podobać jej uśmiechnięta, szczera twarz. I ona cała. Jednak 

zaniechał starań o względy dziewczyny, kiedy wybrała innego. Głęboko ukrył swe uczucia.

Wyjęli wiosła. Zepchnęli na wodę niewielką łódź, którą Reijo zwykle wybierał się na 

krótkie przejażdżki po fiordzie.

Nic nie było widać. Ani słychać.

- Szkoda, że nie wziąłem od Anjo lampy - zauważył poniewczasie Sedolf.

Wiosłowali spokojnie. Trzymali się dość blisko brzegu w obawie przed zbyt silnymi 

porywami wiatru. Unikali miejsc, gdzie występowały silne prądy powietrzne.

- Reijo! - wołał Emil. - Reijo, jesteś tam?

- Jeśli poszli na dno, to raczej na środku fiordu - głośno myślał Sedolf.

Po raz pierwszy nazwał to słowami. Było zbyt ciemno, by Emil mógł zobaczyć jego 

twarz. Jednak w głosie Sedolfa brzmiał smutek. To do niego całkiem niepodobne.

- Reijo! - krzyknął znowu Emil. Sedolf odłożył na chwilę wiosła. Pozwolił, by prąd 

zniósł nieco łódź, by zboczyli z kursu, prowadzącego na cypel. Wyraźnie widzieli światło 

domu. Było jak gwiazda, według której mogli się kierować.

- Cholernie zimno - zauważył Sedolf. - Jak długo można wytrzymać w tak lodowatej 

wodzie?

- Może płyną na wraku. Sedolf westchnął cicho. Usiłował wyobrazić sobie Idę siedzącą 

okrakiem na wywróconej łodzi. Na samą myśl poczuł mrowienie w dole pleców; pewnie poka-

załaby trochę ciała...

Odsunął od siebie tę wizję. Nie mógł się nią podzielić z Emilem.

- Widzisz coś? - spytał. Emil wychylał się przez dziób, próbując przeniknąć wzrokiem 

ciemność dalej niż na kilka łokci. Usłyszeć coś więcej, niż fale uderzające ze złością o burtę.

- Niewiele - odpowiedział Emil. Sedolf uczynił kilka ruchów wiosłami. Był silniejszy, 

chociaż Emil też nie należał do słabeuszy.

Morze stawiało opór. Tego wieczoru nie chciało stanąć po ich stronie.

Nowy zamach. Wiatr chłostał chłopców po policzkach. Nie będzie łatwo posuwać się 

naprzód.

- Nic tu nie wskóramy - odezwał się Emil. - Nie mogli aż tak bardzo zboczyć z kursu. 

Reijo jest zbyt wytrawnym żeglarzem.

Sedolf wzruszył ramionami. Nie miał nic przeciwko temu, żeby wiatr zniósł łódź nieco 

background image

bliżej lądu. Wystarczyło tylko trochę pomagać wiosłami, by nie rozbili się o czarną, śliską 

skałę.

Emil w równych odstępach czasu wołał imię Reijo. Odpowiadała mu cisza. W każdym 

razie z ciemności nie dochodził żaden dźwięk, który mógł przypominać ludzki głos.

Nagle jedno z wioseł stało się bardzo ciężkie.

Upiór   morski!   przemknęło   przez   głowę   Sedolfowi,   przez   ułamek   sekundy.   Ożyły 

opowieści o duchach z dzieciństwa.

Coś jednak naprawdę ciągnęło wiosło w dół. Sedolf chciał je wyrwać, ale to coś w 

wodzie mu na to nie pozwoliło.

Chłopak przełknął ślinę, usłyszał skrobanie o burtę. Jakiś jęk. Człowiek!

Emil wstał. Sedolf również miał taki zamiar, ale mu się nie udało. Zauważył, że łódź 

przechyliła się w lewo, więc odruchowo cofnął się w przeciwną stronę. Emil wychylił się przez 

burtę i  już po  chwili   wyciągnął  kogoś   z  wody. Tamten dyszał,  wypluwał  wodę.  Szczękał 

zębami z zimna i dygotał na całym ciele.

Teraz również Sedolf go rozpoznał. To przecież Knut!

Emil zdjął kurtkę i otulił nią przemoczonego.

Na szczęście dla Anjo żyje, przebiegło mu przez myśl.

- Wiosłuj, Sedolf! - zarządził. - Musimy jak najszybciej wysadzić go na ląd!

-   Ale   pozostali...   -   wyszeptał   ochryple   Knut.   Głos   odmówił   mu   posłuszeństwa.   - 

Zapomnijcie o mnie! Dam sobie radę. Zabierzcie pozostałych. Ratujcie ich!

Emil objął Knuta. Podtrzymywał go, a jednocześnie ogrzewał.

- I tak nie starczy w łodzi miejsca dla tylu osób. Najpierw odwieziemy ciebie. Czy z 

Reijo i młodymi wszystko w porządku?

- Płyną na wywróconej łodzi. - Knut z trudem łapał powietrze i kasłał. Przy mówieniu 

bolało go gardło. - Nie wiem, co z Idą. Długo przebywała w wodzie. Ailo pływał... Był chyba w 

szoku. Nie chciał, byśmy go ratowali. Za wszelką cenę chciał odnaleźć Idę. Jeżeli łódź się 

utrzyma, Reijo powinien dać sobie radę.

Sedolf wiosłował z całych sił, szumiało mu w uszach. Dobiegały go tylko urywki słów 

Knuta. Słyszał przeważnie własny oddech, pulsowanie w skroniach i wiatr.

- Gdzie oni są? - dopytywał się Emil. Nie powinni znajdować się zbyt daleko, skoro 

Knutowi udało się dopłynąć prawie do brzegu.

- W głębi fiordu - odparł Knut. - Znosi ich na skały...

- Daleko stąd?

- Chyba tak. Bardzo długo płynąłem - wykrztusił. - Wysadźcie mnie tylko na brzeg i od. 

background image

razu ruszajcie. Sam dojdę do domu.

Ani Emil, ani Sedolf nie mieli sumienia wyrzucić skrajnie wyczerpanego Knuta na skały 

i zostawić własnemu losowi. Lecz w jego słowach było wiele racji. Poza tym znowu wzmagał 

się wiatr. Ledwie zauważalnie, jedynie wyczuwało się to w powietrzu. Tak nieznacznie, że dało 

się to poznać chyba niezwykle wrażliwym węchem. A jeżeli wrak zniesie na skały i wtedy 

zerwie się sztorm...

Dno łodzi  otarło  się  o kamienie  przy  brzegu.  Emil  wyskoczył   pierwszy.  Porządnie 

zmarzły mu nogi, zanim wyszedł na suchy grunt.

Jeszcze nie czas na morskie kąpiele, chociaż już prawie kwiecień. Chłopak wyciągnął 

łódź, starając się nie myśleć o tym, że Knut przepłynął taki kawał w tej lodowatej wodzie. Bóg 

jeden wie, jak długo to trwało. Rozsądek podpowiada, że chyba niezbyt długo. Nikt by tego nie 

wytrzymał. Skonałby z  zimna i  wyczerpania.  Emil  pomógł  Knutowi  wysiąść  z łodzi.  Ten 

zatoczył się jak pijany.

-   Poradzisz   sobie?   -   spytał   Emil,   wpatrując   się   we   wzgórze   przed   domem.   Nie 

wydawało się  strome. Może nieco śliskie  na ścieżce.  Dla Knuta mogło okazać  się  nie do 

przebycia.

- Podczołgam się - szepnął Knut. Podał Emilowi kurtkę. - Dziękuję za pożyczkę - dodał. 

- Płyńcie po nich! Płyńcie po Idę!

Emil patrzył za nim. Zobaczył, jak stawia pierwsze kroki.

- Ruszamy? - usłyszał głos Sedolfa, zanim Knut zdołał dotrzeć do wzniesienia.

Emil poderwał się. Zepchnął łódź na fale i po chwili sam do niej wskoczył. Zmarzł tak 

bardzo, że nie mógł zapiąć kurtki.

Skierowali się w głąb fiordu.

Rozbitkowie kołysali się na falach. Ailo doszedł do siebie wkrótce po tym, jak Knut 

wyskoczył za burtę. Nie mógł się jednak ruszyć - leżał rozpłaszczony na wraku z rozpostartymi 

rękami, przygnieciony ciężarem Idy. Reijo ubezpieczał oboje z tyłu.

Ailo  miał  przynajmniej świadomość,  że  Ida  żyje.  Jej  usta  znajdowały  się nad jego 

karkiem. Wyraźnie czuł na nagiej skórze oddech dziewczyny. Słaby i zwolniony. Reijo osiągnął 

stan, w którym przestał marznąć. Przeraził się. W ciemności dostrzegał światła domu.

To nie w tamtą stronę dryfowali. Niechybnie rozbiją się o stromą skałę. Wiatry bywają 

tu nieobliczalne. Gdyby był sam, może dałby sobie radę. Tuż przed skałami zaryzykowałby i 

skoczył w morze.

Ale Ida leżała nieprzytomna. Ailo nie potrafił pływać. Reijo zaczął oswajać się z myślą, 

że niebawem zginie, wpatrzony w światła własnego domu. Mrugającą gwiazdę - ostatni punkt 

background image

zaczepienia w życiu.

- Szkoda, że niebo nie jest gwiaździste - syknął Emil przez zaciśnięte zęby.

- Wtedy nie byłoby sztormu - odrzekł Sedolf z przekąsem.

Emil wpatrywał się w ciemność. Nic nie widział. Panicznie się bał, że coś przeoczy. Ze 

przepłyną obok, nie zauważywszy rozbitków. Wołał ich po imieniu. Wszystkich po kolei. Serce 

mu się krajało za każdym razem, kiedy wykrzykiwał w mroku imię Idy.

Należała do innego. Zdawał sobie z tego sprawę. Bardziej niż kiedykolwiek należała do 

innego, jednak z radością oddałby za nią życie. Nadal zajmowała w jego sercu ważne miejsce. 

Nigdy już nie spotka nikogo takiego jak ona. Wyszła za mąż, lecz on będzie ją kochał, dopóki 

będzie żył.

-   Reijo!   -   krzyczał.   -   Reijo!   Ida!   Ailo!   Morze   rzucało   nimi   z   fali   na   falę.   Sedolf 

wiosłował z całych sił. W pewnym momencie usłyszał trzask pękającego materiału. Matka nie 

będzie zadowolona, łatając jego najlepszą koszulę.

Do diabła z najlepszą koszulą! Tu chodzi o ludzkie życie!

Być   może   nie   postąpili   najrozsądniej,   wyruszając   tak   jak   stali,   w   odświętnych 

ubraniach, ale gdzieś tam w mroku troje ludzi dryfowało na wraku łodzi, a w wodzie czekała 

ich pewna śmierć.

- Myślisz, że mogli już dotrzeć do brzegu? Emil się bał. Nie wiedzieli, jak długą drogę 

przebył Knut. Nie wiedzieli, do czego był zdolny. Uchodził co prawda za silnego, ale morze 

zwykle bywało silniejsze. Nie powiedzieli tego na głos, ale zarówno Emil, jak i Sedolf odnosili 

wrażenie, że prawdopodobnie uratowali Knutowi życie. Nie byłby chyba w stanie dopłynąć do 

lądu.

- Spójrz na ten cień... - Emil wskazał przed siebie. Sedolf odwrócił głowę, nie przestając 

wiosłować.

Bolały go ramiona i plecy, dłonie jakby zesztywniały na wiosłach. Nie widział żadnego 

cienia. Wszystko zdawało się jednakowo czarne, ale oślepiał go pot spływający z czoła. Mimo 

wiatru zimnego niczym w grudniu Sedolf spocił się jak mysz.

- Skręć trochę na prawo - zarządził Emil. Jego głos drżał.

-  Teraz   dobrze?   -  Tak.   Z  dziobu  długo  nie  dochodził   żaden   dźwięk.   Nagle   Sedolf 

usłyszał rozdzierający krzyk Emila:

-   Nie   poddawaj   się!   Reijo!   Jesteśmy   tu!   Z   lewej   burty!   Tym   razem   usłyszeli   w 

odpowiedzi nie tylko plusk wody, wycie wiatru i huk spienionych fal. To naprawdę głos. Głos 

człowieka dochodzący z ciemności.

- Ahoj! Pospieszcie się! Co z Knutem?

background image

- Uratowany. Emil krzyczał, złożywszy przy ustach dłonie w trąbkę.

Jego głos brzmiał obco, ale za to docierał do rozbitków.

- Trzymajcie się! Głosy w mroku wydały się Reijo jakby z innego świata. Jak z baśni. 

Dopiero po chwili zorientował się, że to ratunek. Odpowiedział na wołanie, lecz niezupełnie był 

pewien, że naprawdę je słyszał.

W tym samym momencie zerwał się wiatr.

Reijo nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy łódź zbliżyła się na tyle blisko, że ją 

rozpoznał. Dwie pobladłe twarze mogły należeć do kogokolwiek. Wiedział, że je zna, lecz nie 

potrafił połączyć ich z imionami.

Całkiem niedaleko widział też wznoszącą się groźnie skałę. Nadal nie mogli się czuć 

bezpiecznie.

- Wszystko w porządku? - krzyczał Emil.

- Wszyscy troje żyjemy - odpowiedział Reijo. Sam słyszał, jak ochryple zabrzmiał jego 

głos.

- Rzucimy wam linę. Dasz radę ją złapać? I zamocować?

Reijo przytaknął. Nie był jednak pewien, czy zobaczy linę, a tym bardziej czy uda mu 

się ją schwycić. Dłonie w rękawicach miał tak spuchnięte i zdrętwiałe, że chwilami wątpił, iż 

jeszcze tam są.

Emil rzucił Reijo linę. Trzy pierwsze próby się nie powiodły. Morze ciskało wrakiem 

niczym łupiną orzecha. Niewielka łódź również nie trzymała się na tyle stabilnie, żeby Emil 

mógł odpowiednio wycelować. Nie było łatwo ani dobrze rzucić, ani też złapać liny.

Za czwartym razem Reijo z trudem pochwycił jej koniec czubkami palców. Musiał 

potężnie się wychylić, musiał puścić nóż, którego się trzymał. Z całej siły zaparł się kolanami i 

w tej chwili zdał sobie sprawę, że nadal ma ciało. Ledwie zdołał tak rozłożyć własny ciężar, 

żeby opaść na łódź.

- Postaraj się ją jakoś zamocować - zawołał Emil. - Morze jest piekielnie zimne. Dobrze 

by było, gdyby udało się wam przedostać do nas bez wchodzenia do wody.

Zamocować linę...

Reijo rozumiał znaczenie tych słów. Rozpoznał głos. Należał do odtrąconego zalotnika 

Idy.

Sprytny  pomysł,  choć wydawało się,  że  chłopak  bardziej  jest przypisany ziemi  niż 

morzu.

I dość ryzykowny. Przy tak silnym zmiennym wietrze łatwo mogą się od siebie oddalić - 

niezależnie od starań wiosłującego. Ratując jedną osobę przy użyciu liny, mogą w najgorszym 

background image

wypadku stracić dwie.

Jednak powinni wykorzystać  tę szansę.  Związać   ze sobą obie  łodzie.  Pozwolić,   by 

mniejsza znalazła się możliwie jak najbliżej. Na ile blisko, o tym zadecydują wiatry i morze.

Trzeba trzymać nóż w pogotowiu, na wypadek gdyby wrak zaczął tonąć.

Ale na wywróconej łodzi nie było niczego, do czego można by przymocować linę. Emil 

wiedział o tym. Choć był tylko synem chłopa, wiedział, jak zbudowana jest żaglówka. Zdawał 

sobie sprawę, czego żąda od Reijo.

Reijo wyciągnął z kilu swój nóż i schował go do pochwy.

Bał się.

- Zdołasz wstać, Ailo? - spytał. - Spróbuję na chwilę unieść Idę.

Mocno przywarł udami do dna wraku. Czuł, że zrobią mu się od tego sińce. Oby tylko 

przeżył, by móc je podziwiać!

Zacisnął ręce wokół talii Idy. Podniósł ją tak, że usiadła, ciężko opierając się o niego. 

Poczuł ulgę, kiedy zauważył, że dziewczyna oddycha. Wcześniej nie miał odwagi spytać o to 

Ailo. Panicznie się bał odpowiedzi. Wtedy pozostałoby mu niewiele powodów, by walczyć. 

Ailo zebrał siły. Całe ciało miał obolałe, udało mu się jednak usiąść.

- Odwróć się - rzekł Reijo. - Postaraj się ją utrzymać. Ja muszę wejść do wody.

Ailo nie pytał, po co. Usłuchał ślepo. Ze wszystkich stron otaczało ich spienione morze. 

Wyobrażał sobie, że grzbiety fal to chciwe palce nieboszczyka, które usiłują go wciągnąć do 

siebie w głębinę. Jego i Idę.

Jako   syn   płaskowyżu   nigdy   nie   ufał   morzu.   Ostatnie   wydarzenia   nie   pomogą   mu 

bynajmniej zmienić zdania. Strach ściskał jego żołądek w supeł. Z największą ostrożnością Ailo 

przełożył nogę nad kilem. Wydawało mu się, że nigdy przedtem nie zdobył się na większą 

odwagę. Rękoma wczepił się z całej siły w deski łodzi. Wbił paznokcie w drewno.

Następnie odwrócił się. Czuł, że jedna ręka traci oparcie. Serce mu na chwilę zamarło. 

Nadpływająca spieniona fala jakby śmiała się do niego, gotowa go połknąć.

W panice przywarł całym ciałem do kila. Odzyskał równowagę. Chciwie łapał ustami 

powietrze. Z trudem zdobył się na to, by podnieść głowę. Ujrzał bezwładne ciało Idy oparte o 

ojca, który wydawał się silny jak skala. Nieustraszony. Ailo nigdy nie podejrzewał, że człowiek 

może być tak opanowany, jak Reijo w tej chwili.

Ostrożnie przesunął się do przodu. W stronę Reijo i Idy. Swojej żony.

- Dasz radę wyjąć nóż? - spytał Reijo. Ailo sporo się namęczył, zanim udało mu się 

wydobyć nóż z pochwy. Serce biło mu znacznie spokojniej, kiedy dla bezpieczeństwa wbił 

ostrze w dno łodzi. Miał się teraz czego trzymać. Reijo powoli opuścił Idę w jego stronę, a Ailo 

background image

przyciągnął ją mocno do siebie. Kolanami przywarł do łodzi. Jedną ręką ściskał kurczowo 

trzonek noża, drugą trzymał Idę. Jeżeli przyjdzie im tu zginąć, to przynajmniej zginą razem.

Reijo upewnił się, że młodzi są w miarę bezpieczni. Musiał po prostu zaufać Ailo. 

Złożyć życie Idy w jego ręce. Przekonał się, że Ailo kocha ją co najmniej równie mocno jak on 

sam - przecież to ją najpierw chciał ratować.

Z liną owiniętą wokół dłoni Reijo ponownie wskoczył do morza.

Nie zdążył wyschnąć ani też jeszcze się nie ogrzał po poprzedniej kąpieli. Fale przez 

cały czas obficie wszystkich zlewały, nie pozwalając ani na chwilę o sobie zapomnieć. Jednak 

mimo to zetknięcie z lodowatą wodą okazało się prawdziwym szokiem.

Reijo nie zdołał utrzymać się na powierzchni. Nie przewidział tego. Zmarnował sporo 

sił, walcząc i przebijając się przez fale, które bawiły się nim jak piłką.

Wreszcie dotarł do wraku i odnalazł burtę. Przypomniał sobie, że siedział pośrodku 

łodzi, zwrócony twarzą ku dziobowi. Musiał ściągnąć pod wodą jedną ze sfilcowanych rękawic, 

żeby po omacku odszukać właściwe miejsce.

Nie   było   to   wcale   proste.   Pomógł   sobie   zębami,   ale   przynajmniej   obyło   się   bez 

rozcinania rękawicy nożem.

Odnalazł dłonią jakiś otwór. Musiał trzymać się z całych sił, żeby fale nie rzucały nim o 

burtę, starać się opanować drżenie rąk, chociaż szczękał zębami, aż dzwoniło w uszach. Musiał 

odwinąć z ręki koniec liny, a następnie kilka razy przeciągnąć ją przez otwór. Potem wykonał 

mocne węzły.

Kiedy uporał się z tym zadaniem, czuł się bardziej martwy niż żywy. Nałykał się wody. 

Kręciło mu się w głowie. Zmarzł tak bardzo, że myślał, iż to już koniec. Wydawało mu się, że 

chłód to ogień, i to bardziej niszczący niż pożar.

Zacisnął ręce wokół liny, starał się jej za wszelką cenę utrzymać.

- Lina przywiązana! - oznajmił. Nie był pewien, czy go usłyszeli, ale brakło mu sił, żeby 

zawołać jeszcze raz. Tylko mocno się trzymał.

Całą wieczność później poczuł uderzenie drugiej łodzi. Porządne uderzenie w ramię i 

biodro, lecz nie pamiętał, kiedy ostatnio cokolwiek było mu równie obojętne.

Jakiś człowiek wychylił się przez burtę, chwycił go pod ręce i wciągnął do środka. Reijo 

chciał pomóc, podpierając się stopami, ale nie był w stanie. Leżąc na dnie łodzi, usłyszał czyjś 

głos:

- Możesz już puścić linę, Reijo. Potrzebował jednak pomocy, by uwolnić od niej palce. 

Emil i Sedolf zajęli się pozostałymi rozbitkami.

Przezornie zabrali dwie liny. Teraz znajdowali się tak blisko, że Ailo bez trudu złapał 

background image

koniec drugiej z nich. Pośpiesznie przewiązał Idę w pasie. Nie dopuszczał do siebie strachu, 

kiedy podtrzymywał dziewczynę, by nie wpadła do wody. Trafiła prosto w objęcia Emila. 

Został sam na wraku. Skała już od dawna znajdowała się niebezpiecznie blisko. Teraz jej 

czarny zarys przesłaniał całe pole widzenia. Emil zaczął w pośpiechu rozwiązywać węzeł, ale 

Ailo nie pozwolił mu skończyć. Błyskawicznie wyrwał nóż z dna łodzi, boleśnie skaleczył się 

przy tym w nogę. Nie oglądając się na nic, odważył się na skok. Wpadając do wody, złapał linę 

łączącą obie łodzie. W jednej chwili fale okazały się o wiele bardziej zaciekłe, niż wydawało się 

to z góry.

Sedolf krzyknął coś, czego Ailo nie dosłyszał, jedynie się domyślał. Strach brzmiący w 

głosie Sedolfa zagłuszył słowa.

Ailo zdecydowanym ruchem przeciął linę. Zdążył pochwycić jeden z jej końców.

W tej samej sekundzie Sedolf wykonał desperacki zamach wiosłami. Ledwie udało mu 

się uniknąć ogromnej fali.

Woda zakotłowała się, kiedy wrak rozbił się o skały.

Trzask i huk. Za chwilę plusk. I fale. Potem widać było już tylko fale.

Ailo uczepił się kurczowo liny i przez jakiś czas pozwolił się ciągnąć za łodzią.

Dopiero kiedy minęło niebezpieczeństwo, że jakiś silniejszy podmuch wiatru rzuci ich 

na skały, Emil z Sedolfem wciągnęli chłopaka na pokład.

- Byłeś bardzo odważny - rzekł z uznaniem Emil. - Uratowałeś życie nam wszystkim.

- Ida - szepnął Ailo. - Zabierzcie Idę na ląd!

background image

3

Nagłe pukanie do drzwi przywodziło na myśl scenę z koszmarnego snu. Kilka ciężkich 

uderzeń,   które   nagle   się   urwały.   Cisza.   I   znowu   głuchy   łomot.   Anjo   przypomniała   sobie 

przerażające opowieści o topielcach, powracających do domu właśnie w taki sposób. O upio-

rach, które chciały zagarnąć cząstkę świata żywych.

Należało użyć przeciw nim przedmiotu ze stali. Zamknąć im drogę.

Anjo porwała nóż, mężnie przeszła przez izbę i nacisnęła klamkę. Nie udało jej się 

jednak otworzyć drzwi. Coś za nimi leżało.

Pełna najgorszych przeczuć zaparła się mocno i popchnęła. Przecisnęła się przez szparę.

- Knut!

Upadła   na   kolana   obok   męża.   Z  domu   wyjrzały   Sofia   i   Henriettę.   Pobladły.   Knut 

uśmiechnął się słabo. Zaraz potem zamknął oczy. Zemdlał z wyczerpania.

Anjo rozejrzała się wokół. W ciemności nic nie było widać. Nie doszły jej też żadne 

dźwięki. Co się stało z Reijo i młodymi, pozostało zagadką.

- Nie wolno ci dźwigać! - rozległ się stanowczy głos Henriettę. - Sofia i ja wciągniemy 

go do środka.

Sofia nie była pewna, czy im się uda, ale jakoś sobie poradziły. Na szczęście Knut nie 

czuł, co z nim wyprawiały. Przebywał w innym świecie.

Dziewczęta zaciągnęły go do izby, rzuciły na łóżko niczym worek. Potem wycofały się 

zawstydzone. Przycupnęły z boku, gotowe na każde skinienie gospodyni.

Anjo zaczęła zdejmować z Knuta przemoczone ubranie. Bardzo przydatny okazał się 

nóż, który, właściwie nie zdając sobie z tego sprawy, trzymała w ręku.

Musiała   rozciąć   rękawice   i   spodnie   męża.   Buty   udało   jej   się   ściągnąć   w   całości. 

Porządne wysokie buty ze skóry. Drogo kosztowały. Nie każdego było na takie stać. Dobrze, że 

nie trzeba ich ciąć. Jednak słona woda bardzo je zniszczyła. Dlaczego ich nie zdjął? Musiały mu 

nieźle ciążyć.

Knut był siny z zimna. Blady. Na całym ciele, a zwłaszcza na udach, miał sińce.

Innych   obrażeń   nie   było   widać,   chłopak   przede   wszystkim   sprawiał   wrażenie 

wyczerpanego i wychłodzonego. Anjo owinęła go w wełniane koce i skóry i starannie okryła, 

jak okrywa się  dzieci.   Wychodząc,  zostawiła  drzwi otwarte na  oścież,  by z  kuchni,  gdzie 

napaliła w piecu do czerwoności, docierało ciepło.

Sofia zdjęła jedzenie z płyty.

- Dziś wieczorem nie będzie przyjęcia weselnego - westchnęła.

background image

Anjo tylko skinęła głową.

Bóg jeden wie, co dziś wieczorem tu będzie. Mimo że jej mąż wrócił do domu, nie 

potrafiła się cieszyć. Wszystko się jeszcze mogło zdarzyć. Zostało tam jeszcze troje. I chłopcy, 

którzy wypłynęli ich szukać.

Oczekiwanie dłużyło się. Trudno było patrzeć sobie w oczy. Trudno znaleźć temat do 

rozmowy, ponieważ myśli krążyły cały czas wokół jednego.

Dziewczęta trwały w niepewności. Nie mogły nic zrobić. Przeczuwały, że stało się coś 

złego, ale nie wiedziały co.

Henriettę siedziała z dłońmi tak mocno splecionymi, że aż pobielały jej kostki. Nie 

wiadomo, czy się modliła, czy po prostu takie siedzenie ją uspokajało. Anjo zaciskała dłonie w 

bezsilności,   złości   i   bólu.   Nauczyła   się   w   ten   sposób   znosić   cierpienie.   A   miał   to   być 

najszczęśliwszy dzień w życiu Idy.

Niepokój doprowadzał kobiety do szaleństwa. Wiele gości pukało do drzwi, ale wracali 

do domów, przekonawszy się, że orszak weselny jeszcze nie dotarł.

Wielu ofiarowało się wyruszyć na poszukiwania.

Anjo jednak uważała za swój obowiązek im tego zabronić. Bała się, że i oni mogą 

zaginąć.

- Poczekajcie - prosiła. - Poczekajcie jeszcze trochę.

Wyniosła z domu wszystkie lampy, z wyjątkiem jednej, której potrzebowała w kuchni. 

Ręce jej drżały, kiedy je zapalała. Drogocennego oleju tak szybko ubywało.

-   Zabierzcie   lampy   nad   brzeg.   Niech   widzą,   dokąd   żeglować   czy   wiosłować. 

Poczekajmy jeszcze trochę. Emil i Sedolf już popłynęli na ratunek. To rozsądni chłopcy. Jeżeli 

im się nie uda...

Zdołała zatrzymać gości.

Miała rację.

Było zbyt ciemno. Pogoda zmieniała się szybko. Wiały zbyt porywiste wiatry. Mogły 

zaskoczyć nawet najbardziej wytrawnego żeglarza. Jeżeli Emilowi i Sedolfowi się nie uda, 

trzeba będzie poczekać do rana, aż się rozwidni.

Bez światła poszukiwania byłyby bezcelowe.

W   dole   na   skałach   przy   wiacie   należącej   do   Reijo   pojawił   się   perlisty   łańcuch 

chybotliwych światełek.

Lamp trzymanych przez ręce, które najchętniej chwyciłyby za wiosła, które wolałyby 

działać, coś robić...

Ludzie   wstrzymali   oddech.   Tu   w   osadzie   nad   fiordem   wszyscy   się   znali.   Nie 

background image

rozmawiali. W każdym razie wymienili niewiele słów. Na ogół zachowywali się w ten sposób, 

kiedy było na coś za późno, zwykle na pogrzebach. To prawda, że nie lubili, gdy ubywało ko-

goś we wspólnocie. Zazwyczaj, tak na co dzień, trzymali się na dystans. Ale kiedy zniknęła 

jakaś twarz, tęsknili za nią. To dotyczyło mieszkańców wszystkich niedużych, szarych domów i 

darniowych   chat   położonych   tu   w   górach.   Stanowili   oni   część   jednego   wielkiego   obrazu. 

Czegoś brakowało, kiedy ktoś znikał.

Obawiali   się   najgorszego.   Zaczynali   tracić   nadzieję.   Wczesna   noc   była   wyjątkowo 

ciemna, gęsta warstwa chmur całkiem zasłaniała księżyc i gwiazdy. Wiało tak mocno, że nie 

słyszeli plusku fal o skały u swoich stóp. Nieustające i nagłe porywy sprawiały, że musieli 

chwytać się stojących obok, żeby nie wpaść do wody.

Sztorm, mówiono, morze wygląda jak zupa mieszana w garnku, żeby się nie przypaliła.

Dno morskie z pewnością dziś się nie przypali. Nikt nie miał co do tego wątpliwości.

Nie   mogli   słyszeć   podpływającej   łodzi.   Zobaczyli   ją   dopiero,   gdy   wyłoniła   się   z 

ciemności i znalazła w niewielkim kręgu światła, rzucanego przez lampy.

Mężczyźni bez wahania skoczyli do lodowatej wody, żeby wyciągnąć rozbitków na ląd.

- Czy wszyscy żyją? - pytano.

Sedolf skinął głową. Ludzie dziękowali Bogu. Z przerażeniem spostrzegli, że chłopak 

jest   całkiem   przemoczony   i   przemarznięty.   Wiosłując,   nie   czuł   zimna,   ogromny   wysiłek 

pozwolił utrzymać ciepło. Teraz pot lał się z niego strumieniem, przez co Sedolf marzł jeszcze 

bardziej.

Reijo nie stracił przytomności, chociaż był tak wychłodzony i wyczerpany, że czuł, 

jakby już się znalazł jedną nogą na tamtym świecie. Nie chciał przyjąć pomocy i usiłował sam 

wyjść na brzeg. Jednak musiał schować swą dumę.

- Już dosyć zrobiłeś, Reijo - rzekł Sedolf i objął go ramieniem. Zataczając się, razem 

ruszyli wzdłuż śliskiej ścieżki.

- Wygląda na to, że najbardziej ucierpiała para młoda - powiedział ktoś. Z jadowitym 

uśmiechem zwrócił się do Emila: - Być może ktoś tam na górze uważa, że powinna wybrać 

ciebie, chłopcze.

Emila ogarnęła złość. Jego wzrok zapłonął.

- Zamknij się! Zamiast gadać bzdury, pomóż Ailo, bo zamarznie na śmierć.

Sam natomiast podźwignął Idę z dna łodzi. Niósł ją ostrożnie do jej domu na cyplu. 

Nigdy nie zapomni tej przerażająco bladej twarzy otoczonej rudymi jak ogień włosami. Ten 

widok przywiódł mu na myśl kontrast między chłodem a ciepłem.

Trząsł się z zimna, a serce płonęło mu w piersi.

background image

Była taka ładna. Niepodobna do innych. Wydawała się jak kwiat. Tak samo krucha. Nie 

znal nazw kwiatów. Nie tego w życiu się uczył. Lecz dla niego Ida była najpiękniejszym wśród 

innych. Bał się, że się złamie równie łatwo, jak roślina ulegająca kapryśnej naturze.

Nigdy już nie będzie jego Idą. Ale musi żyć. Wszystko straci sens, jeżeli jej zabraknie.

Anjo, Henriettę i Sofia miały pełne ręce roboty. Jednak wszystkie trzy wzięły się do 

pracy z radością. Wolały móc robić coś same i uczestniczyć w tym, co się dzieje, niż składać 

ręce w modlitwie, nie mając pewności, czy to cokolwiek pomoże.

Reijo potrzebował ciepła, by z powrotem dojść do siebie. Był bardzo zmęczony i ledwie 

się trzymał na nogach, ale nie chciał się położyć. Bronił się, żeby nie zasnąć. Zdawał sobie 

sprawę, że we śnie cały koszmar będzie może musiał przeżyć na nowo. Nie mógłby zresztą 

zasnąć,   nie   wiedząc,   co  z   Idą.   Co   prawda   wyszła   za   mąż,   ale   nadal   jest   jego  dzieckiem. 

Uświadomił sobie, że ojcem pozostaje się przez całe życie. Ojcostwo nie kończy się z dniem, 

kiedy dziecko założy własną rodzinę i przechodzi pod opiekę współmałżonka. Rodzice zawsze 

będą się czuli za nie odpowiedzialni. Od tego się nie ucieknie.

Reijo siedział na swoim krześle przy kuchennym stole, z filiżanką weselnej kawy w 

dłoniach - tak przyjemne było jej ciepło, że ledwie śmiał ją wypić.

- Gdybyśmy wcześniej wyruszyli, nic złego by się nie stało - zastanawiał się na głos.

Emil i Sedolf przebrali się. Założyli na siebie jakieś rzeczy Reijo i Ailo. Reijo za żadne 

skarby nie chciał od razu wypuścić chłopców do domu. A już na pewno nie w przemoczonych 

ubraniach.

- Nikt się was nie spodziewa tak szybko - rzekł z przekonaniem. Przyszli przecież na 

wesele. Co prawda plotki o wypadku na morzu pewnie już się rozniosły, jednak wiadomo też 

było, że wszyscy zostali uratowani. - Ocaliliście nam życie - dodał Reijo. - Nie możemy was 

teraz tak po prostu wyrzucić za drzwi. Staliście się dla nas jak rodzina.

Emil   uśmiechnął   się   smutno.   Reijo   nie   mógł   wiedzieć,   jak   zabolały   go   te   słowa. 

Wypowiedział je w najlepszej wierze, lecz sprawił mu przykrość.

Emil chciał należeć do rodziny. Zostać jej prawowitym członkiem, a nie tylko być tak 

traktowanym.

Również Sedolf miał dziwny wyraz twarzy. Emil zrozumiał, że przyjaciel odgadł jego 

myśli. To go trochę zaskoczyło. Nie spodziewał się, że Sedolf potrafi okazać zrozumienie. 

Zwykle myślał tylko o sobie. Starał się brać z życia to, co najlepsze. Ale może nie znamy do-

brze swoich przyjaciół, zanim nie znajdziemy się w potrzebie. Tego wieczoru Sedolf pokazał, 

co potrafi. Bez niego przy wiosłach nic by się nie udało. Być może stali się bohaterami. Emil 

właściwie nie wiedział. Nie czuł się jak bohater. Jednak był pewien, że bez pomocy Sedolfa 

background image

wszyscy - on również - utonęliby w fiordzie.

Ailo odzyskiwał siły. Spośród rozbitków chyba on najmniej ucierpiał. Nie tracąc czasu 

na zmianę ubrania, podszedł do łóżka Idy.

Leżała owinięta w wełniane koce i skóry, spod których widoczna była tylko jej blada 

twarz,   pociągła   i   drobna.   Ciemne   rzęsy   podobne   do   frędzli   przy   chuście   spoczywały   na 

policzkach. Na czoło opadały mokre i splątane włosy. Niewielkie usta były blade.

Ailo ujął w dłonie policzki dziewczyny. Poczuł bijący od nich chłód. Wydawało mu się, 

że ona bardziej go oziębia niż on ją ogrzewa.

- Mój aniele - szepnął tuż przy chłodnej skroni. - Ida, mój aniele. Będziesz żyła, mój 

skarbie!

Nie miał władzy nad życiem i śmiercią. Był tylko małym człowieczkiem, który nie 

dysponował takimi siłami, jeżeli nawet istniały. Lecz tak bardzo pragnął, by Ida żyła, że ktoś 

gdzieś musiał sprawić, by tak się stało.

Nikomu nie wolno mu teraz jej zabierać. Przecież ich wspólne życie dopiero się zaczęło.

Ostrożnie ucałował blade wargi. Pamiętał, że potrafiły zapłonąć ogniem, tak że mogły 

niemal parzyć. Teraz wydawały się martwe.

Zauważył, że Ida zaczęła jakby szybciej oddychać.

- Śpi - rzekł Reijo. Coś w jego głosie sprawiło, że Ailo wyprostował się.

- To tylko zwyczajny, najzwyklejszy sen - uspokoił go Reijo.

Ailo zerknął na Idę. Serce biło mu w piersi jak oszalałe. Przestraszył się. Nie nazywając 

tego wprost nawet w myślach, bał się. Te niezwykłe siły zniszczyły Maję. Niezależnie od tego, 

jakie towarzyszyły im zdolności, Ailo nie pragnął, by Ida została nimi obdarzona.

Ale Reijo zapewnił go, że to nie ów zimny, nienaturalny sen.

- Długo przebywała w wodzie, dlatego jest tak wychłodzona. Straciła przytomność.

- A Knut? - spytał Ailo.

- Zemdlał z wyczerpania. Kto jak kto, ale Reijo zdążył chyba się przekonać, że ani 

Knut, ani Ida, choć też dzieci Raiji, nie odziedziczyli tych samych zdolności co Maja.

Widywał ten stan wystarczająco często, by umieć go rozpoznać. Sen Idy i Knuta nie 

przypominał niczym letargu. Tym razem po prostu spali. Dzięki Bogu!

Ailo drżał na całym ciele. Ponownie musiał dotknąć Idy. Przekonać się, że tu jest, że 

żyje. Dopiero wtedy znalazł czas, by włożyć na siebie suchą koszulę Reijo.

Nie zdziwił się, że Emil i Sedolf jeszcze zostali. Henriettę i Sofia poszły do domu. 

Zrobiły to niechętnie. Jednak Anjo zapewniła je, że już sobie sama poradzi.

Ailo nie pragnął bliższej znajomości z Emilem. W ciągu tych miesięcy, kiedy jako gość 

background image

mieszkał   u   Reijo,   unikał   spotkań   z   odtrąconym   zalotnikiem   Idy.   Nie   miał   nic   przeciwko 

pozostałym chłopakom. Z Emilem było inaczej. Być może dostrzegał w jego twarzy odbicie 

tego, co sam czuł do Idy. Nie potrafił tego inaczej wyjaśnić. Emil nigdy przecież nie zrobił mu 

nic złego - nawet pogodził się z tym, że Ida wybrała Ailo. Nie powiedział na temat tej decyzji 

złego słowa. Emil był małomówny i pod każdym względem porządny. Nigdy nie starał się 

wyróżnić. Wszyscy go lubili. Wydawał się jakby cieniem chełpliwego i wybuchowego Sedolfa. 

Ci dwaj różnili  się od siebie  jak dzień  i noc,  a jednocześnie pod wieloma  względami  się 

uzupełniali.

Ailo   chyba  trochę  obawiał   się   nawiązania   kontaktów   z   Emilem.   Dla   Idy   Emil   był 

jednym z kawalerów. Po prostu jednym z wielu. Lecz Ailo spostrzegł, że Ida nie jest jedną z 

wielu dla Emila. Wtedy sam poczuł się jak złodziej, chociaż niczego Emilowi nie ukradł.

Nie można posiąść na własność drugiego człowieka. Nikomu nie można kogoś ukraść. 

Poza tym Ida nigdy nie dała Emilowi powodu, by wierzył, że jest dla niej tym jedynym.

Ailo zdawał sobie z tego sprawę. I mimo to unikał Emila. Tego dnia miało się to 

zmienić. Nie można unikać człowieka, który tak wiele dla ciebie poświęcił.

Ailo wyciągnął rękę do Sedolfa. Podziękował za nadludzki wysiłek przy wiosłach.

- Wiele bym dał, by mieć taką siłę w ramionach.

Naprawdę tak myślał. Choć wcale nie był wątły, nie mógł się równać z takim siłaczem 

jak Sedolf.

Trudniej  mu przyszło  podać dłoń Emilowi.   Najgorsze jednak  było  to,  że  ten drugi 

wydawał się to rozumieć. Obaj po raz pierwszy spojrzeli sobie w oczy.

- Dziękuję - rzekł Ailo ochrypłym głosem. Przytrzymał przez chwilę dłoń Emila. Wiele 

spraw leżało Ailo na sercu, ale nie zaliczały się one do tych, o których łatwo jest mówić.

- Obaj mamy chyba powody, by nie pragnąć bliskiej przyjaźni - zaczął powoli. - Nie jest 

to łatwe ani dla mnie, który dostałem Idę, ani też chyba dla ciebie, który jej nie dostałeś. 

Kocham ją tak bardzo, że cię rozumiem. Ida nie jest zwykłą dziewczyną. Nie twierdzę, że 

wolałbym,   by   wybrała   ciebie,   ponieważ   to   nieprawda.   Myślę,   że   mogę   dać   Idzie   więcej 

szczęścia niż ktokolwiek inny. Kocham ją ponad wszystko. Lecz po tym, co się stało, Emil, 

chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Zawdzięczam ci zarówno swoje, jak i jej życie. Zdaję 

sobie sprawę, że jest ci niemal równie droga jak mnie. To, czego dokonaliście dziś wieczorem, 

ty i Sedolf, było wielkie.

- Wszyscy mają obowiązek ratowania życia - rzekł Emil zakłopotany.

- Ale nie wszyscy by się na to odważyli - odparł Ailo. - Zwłaszcza przy takiej pogodzie 

jak dziś. Nikt by nie miał do was pretensji, gdybyście nie wyruszyli nas szukać. Jednak nie 

background image

zawahaliście się i dzięki temu żyjemy. Nie sądzę, że wybrałbyś mnie na swego najlepszego 

przyjaciela, ale musisz wiedzieć, Emil, że gdybyś kiedyś potrzebował pomocy, zawsze możesz 

na mnie liczyć. To samo dotyczy Sedolfa. Ale ponieważ między nami, Emil, istnieje jednak 

pewnego rodzaju bariera, kieruję to bardziej do ciebie. Jestem mężem Idy, ale proszę cię, byś 

nie traktował mnie jak wroga. Po tym, co się stało, pozostaniesz w mej pamięci jako przyjaciel.

- Nie mam nic przeciwko temu - odparł Emil. - Nie przyszło mi nawet do głowy, by 

chować do ciebie urazę.

Sedolf pragnął zakłócić tę nieco podniosłą atmosferę. Uznał, że trudno byłoby znaleźć 

odpowiednie  słowa,  więc  zaczął  szukać po  kieszeniach  swej  przemoczonej  kurtki.  Butelka 

ocalała. Wyjął ją, uśmiechając się szeroko, i podał najpierw panu młodemu.

- Do diabła, Ailo - rzucił. - To twoje wesele. A ponieważ ułożyło się tak, a nie inaczej, 

trzeba się napić. Tobie przede wszystkim należy się spory łyk.

Puścili   butelkę   wkoło.   Ostre   ciepło   w   żołądku   na  chwilę   pomogło.   Nie   przyniosło 

trwałej ulgi, lecz na moment poprawiło samopoczucie.

Anjo zakręciła się przy garnkach. Drewniane talerze stały ułożone w stos.

- Nie myślcie, że jeśli nic nie zjecie, to komuś zrobicie przysługę. Nie po to pół dnia 

spędziłam przy garnkach, żeby to teraz stygło.

Wszyscy czterej byli głodni. Po zjedzeniu pierwszej porcji nie mogli się oprzeć pokusie, 

by zajrzeć do garnka po dokładkę. Czuli, że wracają im siły.

To   najdziwniejsze   przyjęcie   weselne,   na   jakim   kiedykolwiek   byli.   Długo   będą   je 

pamiętać.

Kiedy Sedolf i Emil wyszli,  dom wydał się pusty. Świtało. Pogoda pogorszyła się. 

Zaczął padać gęsty śnieg. Duże i mokre płaty, przez które nic nie było widać, niezależnie od 

pory dnia.

Obu chłopców czekały codzienne obowiązki.

W przeciwnym razie wcale by im się nie spieszyło.

Ailo   zauważył,   że   Emil   najchętniej   by   został.   Jednak   z   wielu   powodów   było   to 

niemożliwe. Widział, jak ten chłopak cierpi.

Doznał dziwnego uczucia, zapewniając, że obaj zawsze mogą wpaść w odwiedziny.

- Sprawicie nam wielką radość - rzekł szczerze. Powinien może darzyć niechęcią Emila, 

ale nie. Czuł się tylko jakoś dziwnie. - Ida pewnie również chciałaby wam podziękować - dodał. 

- Jak tylko jako tako wydobrzeje.

Reijo i Ailo nie poszli spać. Drzwi do bocznej izby pozostawili otwarte. Anjo położyła 

się obok  Knuta. Chciała być  przy  nim,  kiedy się  obudzi  i na tyle odpocznie,  by  mógł  ją 

background image

przytulić.

Ojciec i mąż czuwali przy Idzie.

- Jak się czujesz? - spytał Reijo. Ailo wiedział, że nie chodzi mu o fizyczne samopo-

czucie.

- Dziwnie - odparł Ailo zgodnie z prawdą. - Wydawało mi się, że będę zazdrosny. Ale 

to   nie   to.   Nie   lubiłem   przedtem   Emila.   Teraz   pogodziłem   się   nawet   z   tym,  że   jest   nadal 

zakochany w Idzie, choć została moją żoną.

Przez twarz Reijo przebiegł nikły uśmiech.

- A więc już wiesz, jak to jest.

- Czy tak właśnie było z tatą? Reijo potrząsnął głową.

-   Mikkal   nigdy  nie   potrafił   żyć   z   myślą,   że   są  oprócz   niego   inni.   Nigdy   tego   nie 

zaakceptował.   Myślę,   że   zawsze   był   zazdrosny.   Wiedział,   że   ona   kocha   go   bardziej   niż 

któregokolwiek z nas, innych. Lecz dla Mikkala istniała tylko ona jedna. Tylko Raija. Była jego 

jedyną miłością. Ona natomiast uważała, że są różne rodzaje miłości. Raiję i twojego tatę 

łączyło coś, czego nigdy do końca nie pojąłem. Lecz ona na swój sposób kochała również mnie 

i kilku innych. Wtedy uważałem, że ofiarowuje mi za mało. Jako mężczyzna pragnąłem więcej. 

Raija jednak zawsze była uczciwa. Nigdy nie obiecywała czegoś, czego nie mogła dać. Teraz 

rozumiem, co miała na myśli, mówiąc, że to pewnego rodzaju miłość. Są ludzie, którzy nigdy 

nie doświadczą nawet tego. Jednak o Mikkalu wiedziałem od początku.

- Czy nadal ją kochasz? - Ailo spytał o to, co zawsze go nurtowało, ale nigdy nie 

nadarzyła się odpowiednia okazja. Nigdy nie rozmawiał z Reijo tak szczerze.

- Czy ją kocham? - Reijo zamyślił się. Smakował to słowo. Smakował już przedtem. 

Wiedział, że za każdym razem nabierało nowego smaku.

- Im jestem starszy, tym bardziej  zgadzam się z Raiją. Rzeczywiście  istnieje wiele 

rodzajów miłości. Kochać i kochać nigdy nie oznacza tego samego, rozumiesz?

Ailo skinął głową. Miał nadzieję, że przynajmniej pojął choć odrobinę.

- Miałem inną kobietę - rzekł Reijo. Zauważył zaskoczenie na twarzy Ailo. Wzruszając 

ramionami, dodał z uśmiechem:

- Nie, nie zamierzam sobie z ciebie żartować i kazać ci wierzyć, że w moim życiu były 

tylko dwie kobiety. Było ich więcej. Każda z nich wypełniała we mnie pustkę. Nie twierdzę, że 

nic dla mnie nie znaczyły. Pamiętaj, że największa przykrość, jaką możesz sprawić drugiemu 

człowiekowi, to powiedzieć, że był ci całkiem obojętny. Otóż kochałem pewną kobietę miłością 

graniczącą z tą, która istniała między Mikkalem a Raiją. Nie mówię, że łączyło nas to samo. 

Nawet nie śmiałbym o tym marzyć. Jednak ta kobieta była dla mnie całym światem. Chciałem 

background image

się z nią ożenić, mimo że już wtedy byłem mężem Raiji. Naprawdę zamierzałem ją poślubić, 

Ailo, lecz ona umarła.

Reijo nie wyjaśnił, w jaki sposób zginęła. Nie powiedział gdzie. I tak dość oskarżeń o 

czary ciążyło na kobietach w tej rodzinie.

- Czy Raija wiedziała o niej? Reijo skinął głową.

- Rzadko ukrywaliśmy coś przed sobą. Byliśmy na wskroś uczciwi. Na tym opierała się 

nasza przyjaźń. Tak, Raija była moim najlepszym przyjacielem. Podobnie jak twój ojciec. Ale 

ponieważ Raija była również moją żoną, istniała między nami szczególna bliskość, jakiej nigdy 

nie osiągną dwaj mężczyźni. Raija i ja byliśmy także kochankami. To znaczy, że poznaliśmy się 

jeszcze od tej strony.

- Jak ona przyjęła to, że kochasz inną?

- Okazała się wspaniałomyślna - odparł Reijo. - Zrozumiała, ponieważ i jej zdarzało się 

pokochać innego.

Ailo milczał. Ujrzał wszystko w nowym świetle. Lecz Reijo nie odpowiedział mu na 

pytanie, co czuje dzisiaj.

- Sądzę, że Raija nie żyje, Ailo. Nie mógłbym się nikomu do tego przyznać. Powiesz 

pewnie, że po prostu wolę tak myśleć. Bardzo ją kocham. Na pewien sposób. Na swój sposób. 

Nie można tego nazwać tylko przyjaźnią. To coś o wiele więcej. Chociaż uważam, że przyjaźń 

jest w życiu najcenniejsza, jeżeli jest prawdziwa i szczera.

- Czy dlatego nie znalazłeś sobie kogoś innego? Na twarzy Reijo widniał uśmiech, lecz 

w oczach pojawił się smutek.

- Kobiety, które mogłyby dla mnie coś znaczyć, nie były dla mnie, Ailo. Poza tym na 

początku nie chciałem, by którakolwiek brała na siebie tak wielką odpowiedzialność, jaką są 

dzieci. Potem wymyślałem inne wymówki. Zresztą tu nad fiordem niewiele jest takich kobiet, 

które by mi odpowiadały. Jeśli miałbym jakąś znaleźć, powinienem był wyjechać. Ale nie 

wiem, czy byłbym w stanie ponownie się ożenić. Gdy jestem sam, czuję się wolny. Może 

czasami trochę samotny, ale tylko w takim stopniu, w jakim sam tego chcę. Zawsze znajdę tu 

kogoś, z kim mogę porozmawiać. Podzielić się myślami. A kiedy ciało dręczą tęsknoty... mnie, 

staremu, nie jest wcale trudniej niż wam młodym.

Ailo musiał się uśmiechnąć. Ida opowiadała wprawdzie o tym, że Reijo zachowywał 

wstrzemięźliwość, od kiedy tylko pamięta, córki jednak nie wiedzą wszystkiego.

- Nie jestem pewien, czy potrzebuję żony - dodał Reijo w zamyśleniu. - Nie wiem, czy 

mogłaby zastąpić wspomnienia, którymi żyję. Owe dwie kobiety mojego życia były zupełnie 

niepodobne do innych, trudno jest dziś takie znaleźć.

background image

- Każdy kogoś potrzebuje - zauważył Ailo. Reijo spojrzał na niego. Długo nie spuszczał 

wzroku.

- Jesteś młody i zakochany - odezwał się. - To naturalne, że tak czujesz. A i Ida nie jest 

podobna do innych. Pierwszy mógłbym o tym zaświadczyć. Nie musisz się zastanawiać, czy 

przypadkiem nie kocha innego. Jesteście dla siebie stworzeni. Może to brzmi naiwnie, ale tak 

chyba jest. Jeżeli istnieje na świecie taka para ludzi, to właśnie wy ją tworzycie.

Zamilkł, po czym dodał:

- Łatwiej jest żyć z myślą, że poza tobą kochają ją inni, niż pogodzić się z tym, że ona 

kocha kogoś poza tobą.

Ailo przyznał Reijo rację.

- Diabli wzięli noc poślubną - uśmiechnął się. Zdołał się uśmiechnąć, mimo wszystko.

- Dobrze, że to nie noc czuwania przy zwłokach - rzekł Reijo z powagą. - Niewiele 

brakowało, by tak się stało.

background image

4

Wszyscy uważali Idę za silną i odporną. Być może dlatego, że nigdy nie chorowała. W 

każdym razie nigdy tak poważnie, by warto o tym mówić. Okazało się, że jest delikatniejsza, 

niż myśleli. Od wypadku nie wstawała z łóżka. Odzyskała co prawda świadomość, ale męczył 

ją brzydki kaszel, dochodzący jakby z samego dna płuc. A kiedy oddychała, słychać było 

szmer.   Nie   skarżyła   się,   ale   musiało   jej   to   sprawiać   ból.   Prawie   przestała   jeść,   stała   się 

apatyczna i bez życia. Ailo uważał, że z każdym dniem jej oczy stają się coraz większe i 

większe. Zastosował wszystkie zioła, jakie znał. Wydawało się, że niewiele pomogły.

Pragnął, by była z nimi Maja - Maja ze swoimi uzdrawiającymi rękami i dwa razy 

większą wiedzą o roślinach leczniczych.

Mijały   tygodnie.   Miesiąc   po   ślubie   Ida   nadal   leżała.   Jego   górski   kwiat,   zwykle 

tryskający życiem, zaczynał więdnąć.

- Małżeństwo ci nie służy - rzekł smutno, siedząc przy łóżku ukochanej.

Trzymał jej drobną dłoń, nie potrafił przekazać chorej nic ze swej siły, choć tak bardzo 

pragnął.

- To minie - odezwała się Ida słabym głosem. Ailo nie był w stanie zgadnąć, czy sama w 

to wierzy. Tak bardzo starała się być dzielna.

- Wkrótce śniegi stopnieją, Ailo...

- Tak - przyznał.

Do   czego   ona   zmierza?   zastanowił   się.   Przychodziło   jej   do   głowy   tyle   dziwnych 

pomysłów. Ale taka już była, jego mała Ida. Jego żona.

- Już dawno powinieneś wyruszyć.

- Powinniśmy wyruszyć - poprawił i ścisnął ją za rękę.

Przyjrzał   się   Idzie   zaskoczony.   Nie   miała   dziś   gorączki.   Jej   policzki   lekko   się 

zaróżowiły, ale nie była rozpalona. Ailo poważnie się przestraszył, że dziewczyna jednak zdaje 

sobie sprawę z tego, co mówi.

- Nigdzie się nie ruszę bez ciebie, dobrze o tym wiesz, Ida. Co bym bez ciebie robił? 

Mój dom jest tam, gdzie ty jesteś, moja droga, rozumiesz?

- Z pewnością czeka na ciebie wiele spraw - starała się go przekonać. Wydawało się, że 

długo to rozważała. - Inni przejęli to, co od dawna należało do ciebie, Ailo. Pora, żebyś wrócił. 

Jeśli będziesz zwlekał, pomyślą, że już nie przyjdziesz. Ze nie żyjesz albo że ich opuściłeś.

Istotnie czekało na niego wiele spraw. Nie może tak po prostu się zjawić, rzucić swoją 

część złota i powiedzieć „proszę bardzo”. To oczywiste.

background image

Pozostało mu jeszcze udowodnić, że nadal jest jednym z nich. Że ciągle wiele potrafi i 

że życie wśród Norwegów i Finów go nie rozleniwiło. Z każdym dniem oddalał się od swego 

narodu. Ailo zdawał sobie sprawę, że takie spokojne życie w jednym miejscu, ograniczonym 

czterema ścianami, nie jest dla niego. Jego dachem jest niebo. Nie jakieś konkretne miejsce, 

lecz jednocześnie wszystkie miejsca są jego domem. Domem bez ścian. Zna się na hodowli 

reniferów i jest z tego dumny. Zna to życie - które jest jego życiem.

- Wkrótce wyzdrowiejesz, Ida. Pokręciła głową. Widziała sprawy niezwykle jasno, jak 

zawsze.

- Nie tak szybko. Myślisz, że tego nie rozumiem? Wiem, że wyzdrowieję, nie jest aż tak 

beznadziejnie, mój Ailo. Ale to jeszcze potrwa. Widzę, że śnieg już topnieje. Wkrótce zniknie 

nawet z gór. A wtedy twoja droga się wydłuży. Wiesz, że mam rację, dlaczego, do diabła, nie 

chcesz mi jej przyznać?

Teraz mówiła jak dawna Ida.

-   Chcę   być   przy  tobie.   Uśmiechnęła   się.   Ale   to  tylko  cień   jej  dawnego   uśmiechu. 

Wydawał się jak promyk słońca, przedzierający się przez gęstą warstwę chmur.

- Rozumiem cię, Ailo. A ty myślisz, że nie pragnę tego samego? Myślisz, że chcę, żebyś 

mnie opuścił? Staram się być rozsądna, ot co. Ale nawet gdybyśmy pojechali razem, będziesz 

miał na miejscu mnóstwo roboty. Na pewno na długo będziesz mnie zostawiał samej sobie. Nie 

dlatego, żebyś tego chciał, ale ponieważ tak musi być. A ja nie znam twojej mowy. Przez 

większość dnia będę sama. Kiedy już tak się stało... że jestem chora, to chyba lepiej, żebyś 

wyruszył teraz. I żebyś wrócił po mnie później. Albo tata czy Knut przywiozą mnie, gdy 

wyzdrowieję. Nie rozstajemy się na całe życie, Ailo. Tylko na pewien czas. A i dla mnie będzie 

lepiej, jeśli przyjadę, kiedy będziesz miał dla mnie więcej czasu.

- To najgłupszy pomysł, na jaki mogłaś wpaść - uznał Ailo.

Zdecydowanie odrzucił taką możliwość, absolutnie nie chciał więcej o niej mówić. Ale 

myśli zaczęły się nią bawić. Z myśli nie było tak łatwo jej wymazać.

Po raz drugi poruszył ten temat Reijo. Ailo zrozumiał, że Ida rozmawiała z ojcem.

-   Ida   ma   rację   -   stwierdził   Reijo.   -   To   potwornie   denerwujące,   ale   w   tym,   co   ta 

dziewczyna mówi, najczęściej jest sporo racji. Wkrótce będzie za późno, by wybrać się w 

drogę. Musisz się szybko zdecydować.

- Chcę zostać.

- Oczywiście, ale czasem trzeba zrobić coś, czego się nie chce, Ailo. Wiesz o tym. 

Kiedy wyruszasz?

Ailo milczał.

background image

-   Sam   później   przywiozę   Idę   -   zaproponował   Reijo.   -   Nie   ma   sensu,   byś   znowu 

przemierzał taki kawał drogi. Twoja siida cię potrzebuje. Mnie zaś nic nie ogranicza, sam o 

sobie decyduję. Przyprowadzę ci żonę do zimowego obozu. A ty będziesz mógł wykorzystać 

ten czas, by ugruntować swoją pozycję we wspólnocie.

- Do zimy pozostało dużo czasu. Reijo skinął głową.

- Podobnie uważają ci, którzy na ciebie czekają. Ty i Ida wiecie, co posiadacie. Wiesz, 

że ona na pewno przyjedzie. A tutaj będziesz tylko dreptał w kółko i się denerwował. Kilka 

miesięcy rozłąki nie jest w stanie zrujnować małżeństwa i miłości.

-   Teraz   rozumiem,   skąd   u   Idy   taka   zdolność   przekonywania   -   zauważył   Ailo.   - 

Rzeczywiście, zastanawiałem się nad tym, by wyruszyć. Ale serce mi krwawi na samą myśl, że 

miałbym opuścić Idę.

- Tylko na pewien czas - uspokoił go Reijo. - Nawet nie na rok.

Chyba powinien sobie zdawać sprawę z tego, co mówi. Rozłąka nie była mu obca.

-   Nie   taką  przyszłość   sobie   wyobrażałem  -   odezwał   się   Ailo.   Trudno   mu  było   się 

uśmiechnąć.

- Rozpoczęliście wspólne życie w taki sposób, jakiego nikt by nie wymyślił - przyznał 

Reijo z goryczą.

- Nic chyba na to nie poradzimy, prawda? Reijo skinął w stronę domu.

- Długo się na to przygotowywała. Możesz jej to teraz powiedzieć.

Ida zdołała usiąść. Robiła coś na drutach. Ailo wiedział, że tego nie lubi, i uświadomił 

sobie, jak musi jej doskwierać przymusowa bezczynność.

- Nie mówiłaś mi, że rozmawiałaś z Reijo - rzekł i usiadł obok na łóżku.

- Tato potrafi przekonywać. Ida odłożyła robótkę.

- Znam kogoś, kto odziedziczył po nim ten dar - uśmiechnął się Ailo.

Palcem wskazującym przesunął po jej twarzy wzdłuż nasady włosów, potem opuścił go 

po policzku do ust, dotykał ich linii. Po chwili przyłożył do własnych ust - jakby w ten sposób 

skradł pocałunek.

- Uważam, że miałaś wiele racji. - Posunął się tak daleko, że to przyznał. - Ale będzie 

mi ciebie strasznie brakowało, moja maleńka!

- A myślisz, że ja nie będę tęsknić? Ailo wiedział, że oboje będą cierpieć podobnie.

- Reijo obiecał, że osobiście cię przywiezie. Mam nadzieję, że uda się wam przybyć 

przed nastaniem zimy.

Ida skinęła głową.

-   Ja   także.   Nie   wiem,   czy   wytrzymam   tak   długo...   Mrugnęła   porozumiewawczo, 

background image

odzyskała swój dawny humor - mimo że czuła się jeszcze bardzo słaba. To był jeden z jej 

dobrych dni, dziś tylko od czasu do czasu zakasłała. Zwykle godzinami odkrztuszała zalegającą 

w płucach wydzielinę, nie zauważając żadnej poprawy. Ailo skrzywił się. Od chwili, kiedy się 

pobrali, sypiał tuż obok Idy - ale nie z nią - ani razu nie trzymał jej w ramionach z namiętnością 

i pożądaniem.

- To chyba kara za to, że skosztowaliśmy zakazanego owocu, zanim zostaliśmy mężem i 

żoną - rzekł żartobliwie, choć i on bardzo jej pragnął. - Jeżeli się obawiasz, że nie będziesz 

mogła wytrzymać, Ida, to nie myśl sobie, że cię tak zostawię.

Ich palce splotły się. Oboje mieli podobne poczucie humoru.

- Wiem, że musisz jechać, Ailo - szepnęła mu tuż przy policzku. Z zadziwiającą siłą 

pociągnęła   chłopaka   ku   sobie.   -   Naprawdę   wcale   tego   nie   chcę.   Ale   sądzę,   że   to   naj-

rozsądniejsze   rozwiązanie,   a   ja   w   gruncie   rzeczy   zawsze   byłam   rozsądna.   Nie   możesz 

marnować tyle czasu ze względu na mnie. Od tego szybciej nie wyzdrowieję. Wiem, że mnie 

kochasz. Wiem, że nie rzucisz się w ramiona tej czy innej dobrej znajomej z dawnych czasów. 

Wiem,   że   jesteśmy   sobie   przeznaczeni.   Ty   i   ja.   A   więc   ruszaj   w   drogę   zaraz,   jak   tylko 

przygotujesz, co potrzeba...

Musnęła wargami jego szyję. Ailo zaczął wycofywać się z jej objęć, coraz bardziej 

gorących, gorętszych niż pozwalał na to rozsądek.

Ida nadal była chora...

- Ailo, chyba nie odjedziesz bez czułego pożegnania. Przełknął ciężko.

- Jesteś jeszcze zbyt słaba, mój skarbie. - W głowie czuł zamęt. Zaschło mu w ustach. - 

Nie chciałbym zrobić niczego, co by ci mogło zaszkodzić, najdroższa Ido.

- Dlaczego twoje pieszczoty miałyby mi zaszkodzić?

Nie potrafił odeprzeć tego rodzaju argumentów. Tęsknił do żony. Tęsknił przez cały 

czas, kiedy leżał obok niej, a powinien spać.

Chciał powiedzieć, że chyba sama nie wie, co mówi, ale poczuł, jak jej ręce jakimś 

cudem wślizgują się pod spodnie i wyjmują koszulę. Jej ciepłe ręce na swej skórze...

- Tylko nie mów, że mnie nie pragniesz,  Ailo?  Nie, takie słowa nigdy by mu nie 

przeszły przez usta. Nie mógłby tak skłamać.

- Powinnaś odpoczywać i nabierać sił - szepnął. Ręce miały ochotę wedrzeć się pod 

koszulę nocną.

Nie wystarczało im, że czują ciało przez materiał.

- Ty mi możesz dodać sil - odparła. - Kochaj mnie. Pokaż, że mnie pragniesz. Spraw, 

bym   poczuła   się   znowu   kobietą.   Nie   tylko   chorym   człowiekiem.   Potrzebuję   tego,   Ailo. 

background image

Potrzebuję poczuć, jak mnie dotykasz, potrzebuję ciebie, mój najdroższy, kochanku, mężu, 

przyjacielu...

Ailo nie pamiętał, czy zamknął drzwi do izby. Zwykle w ciągu dnia były uchylone, 

chyba więc zostawił je otwarte. Nie zdobył się jednak na to, by wstać i sprawdzić. To bez 

znaczenia.

Teraz liczyli się tylko oni oboje.

Pocałował Idę. Nie delikatnie i prawie po bratersku, jak w ciągu ostatnich tygodni, kiedy 

się bał, że zrobi jej krzywdę. Teraz pragnął ją posiąść. Chciał być dla niej czuły, pokazać jej, ile 

dla niego znaczy - a jednocześnie zaspokoić namiętność, która go ogarnęła.

Znalazł się pod skórami. Podciągnął koszulę nocną Idy aż do pasa. Zobaczył, jak na 

spoconej skórze dziewczyny utworzyła się gęsia skórka, wystraszył się, że zmarznie, że się 

przeziębi.

Pociągnęła za wiązanie przy szyi. Powstrzymał ją.

- Przeziębisz się, Ida. Jej usta ułożyły się do pocałunku.

- Jak mogłabym się przeziębić, kiedy ty mnie obejmujesz? Nie zmarznę, kochając się z 

tobą.

Uwolniła się z nocnej bielizny, ukazując mu na moment nagie ciało, zanim skuliła się 

pod warstwami skór i wełnianych kocy.

Ailo rozpiął spodnie. Zerwał z siebie koszulę.

Kumagi musiały zostać na swym miejscu, nie miał czasu ich rozsznurowywać.

Był tak rozpalony, że zląkł się, iż Ida może się o niego poparzyć. Przysunął się do niej, 

objął. Przytulił mocno, tak jak o tym marzył co noc.

- Najdroższa - szepnął i ucałował ją. Gładził dłońmi jej ciało od ramion, przez talię, 

wzdłuż bioder po uda, tak daleko, jak tylko zdołał sięgnąć. Ida przywarła mocno do Ailo, 

zacisnęła ręce za jego plecami, pocierała kolanem o jego udo, powoli, niespiesznie.

Poczuł jej piersi na swym nagim, gorącym torsie. Jej usta zapłonęły przy jego ustach. 

Piła z niego, tak jak i on pił z niej.

Ailo   wsunął   rękę   między   własne   ciało   a   ciało   Idy.   Pogładził   jej   brzuch,   lekko 

zaokrąglony.   Palce   chciały   zejść   niżej,   lecz   pokierował   je   ku   górze.   Zacisnął   dłonie   na 

piersiach, pieścił obie, jednocześnie całując Idę w szyję.

- Czy nadal uważasz, że mogę zmarznąć? - spytała szeptem, zaczepnie.

- Nie - odparł rozgorączkowany.

Czuł, że Ida jest rozpalona, jakby płonęła ku niemu.

Lekko kąsał ją w ramię. Ręką podążył w dół.

background image

Starał się dobrze poznać jej ciało, pieścić tak, by była gotowa na jego przyjęcie.

Ida   nawet   przez   skórzane   spodnie   czuła   pulsujące   zwierzę,   które   ożywało   nad   jej 

brzuchem, kiedy mocno do niego przywierała.  Odnosiła wrażenie,  że płonie, że stanęła w 

ogniu, od czubka głowy po opuszki palców, od pięt po cebulki włosów.

Czuła, jak stwardniały jej brodawki, tęskniąc za dotykiem palców Ailo, za dotykiem 

jego ust. Z rozkoszą gładziła jego gładką skórę, wdychała jego zapach. Niepowtarzalny zapach 

jej Ailo.

Przez   ułamek sekundy  zastanowiła  się,   jak  ona dla  niego  pachnie,   nie  była  jednak 

pewna, czy on za pomocą węchu mógł doznawać tylu wrażeń co ona. Sama w pełni korzystała 

ze swych zmysłów. Przeżywała wszystko bardzo intensywnie. Pragnęła, by doznania były tak 

silne, jak to tylko możliwe. Dopiero wtedy uważała je za pełne. Nigdy nie zadowalała się 

namiastką. Chciała mieć wszystko.

Wszystko.

Czuła, jak twarde mięśnie pod skórą Ailo napinają się i rozluźniają pod jej palcami. 

Sprawiało jej to prawdziwą rozkosz. Jego ciało, takie mocne i sprężyste, a jednocześnie ciepłe i 

miękkie, nigdy nie przestanie jej urzekać.

Posiadał niezwykłą siłę, a zarazem potrafił być taki delikatny, niemalże jak kobieta. 

Właśnie tę jego dwoistość Ida kochała.

I pożądała go.

Wiele z jej przyjaciółek wmawiało jej, że dziewczęta nie powinny odczuwać pociągu do 

mężczyzn. Ze to wstyd i grzech. Że to prostackie.

Reijo nigdy się na ten temat nie wypowiadał. Może raz bardzo zakłopotany napomknął, 

że o ile wie, nie ma w tym nic złego. Wtedy nie wyjaśnił, co to takiego „pożądanie”. Wyrażał 

się   jednak   o   tym,   jak   o   czymś   dobrym   i   pięknym.   Mówił,   że   oddawanie   całego   siebie 

człowiekowi, którego się kocha, nie może być niczym złym. Ale trzeba samemu tego chcieć. 

Dlatego dziewczęta chyba też muszą odczuwać pożądanie. W przeciwnym razie wspólne życie 

byłoby bez sensu.

Ida była wdzięczna za wychowanie, które dał jej Reijo. Gdyby nie tato, takie chwile jak 

ta stałyby się przykrym obowiązkiem, pozbawionym owej niezwykłej radości.

Ida odniosła wrażenie, że zostali z Ailo połączeni w jakiś szczególny sposób, jakby 

przenikali przez skórę tego drugiego. Jakby na mgnienie oka stawali się jednością.

Ogarnęło ją oszołomienie i fala gorąca. Częściowo pewnie winna jest temu choroba. Ale 

Ailo też się do tego przyczynił. Działo się z nią coś dziwnego - ciało uzyskało własną wolę, 

którą nie należało i nie sposób było kierować.

background image

Wtedy oddała się rozkoszy.

Chciała i Ailo dać rozkosz. Samo branie nie ma nic wspólnego z miłością.

Obróciła się na bok, pociągnęła Ailo za sobą. Językiem przebiegła po jego ustach, 

wsunęła koniuszek między jego wargi i zęby, odnalazła język ukochanego.

Całowali się długo. Namiętnie i gorąco.

Jej   ręce wędrowały  po piersi  Ailo,   gładziły i  pieściły  ją od szyi po  płaski  brzuch. 

Poczuły zimno klamry paska do spodni.

Nieznaczne muśnięcie chłodu, tylko tyle. Nie zdołało ostudzić pożądania. Jedynie na 

kilka sekund obudziło głos rozsądku. Głos, którego Ida nie chciała słuchać i który szybko 

uciszyła. Obie dłonie wsunęła w rozpięte spodnie Ailo, położyła je na twardych pośladkach, 

przesunęła na biodra i tam zatrzymała. Uśmiechnęła się, słysząc ciche pojękiwanie męża. Za-

cisnął powieki, czując ogarniającą go rozkosz. Ida natomiast szeroko otworzyła oczy.

Chciała wszystko dokładnie zapamiętać. Nie tylko dźwięki i dotyk. Chciała zapamiętać 

całą  radość  wzajemnego kontaktu,  upojenie,  pożądanie,  tęsknotę...  chciała  zapamiętać  Ailo 

takim, jakim go teraz widziała.

Zauważyła, że jego twarz ściągnęła się niczym w bólu, kiedy przesunęła ręce jeszcze 

niżej.

Zdała sobie sprawę, że to z rozkoszy. Dotykała go lekko opuszkami palców, jakby się 

bawiła, pieszczotliwie. Była gotowa, kiedy odwrócił ją na plecy. Rozdzielił jej nogi i wszedł w 

nią. Mocno się objęli. Ich wargi jakby się stopiły. Jeśli dwa ciała mogły tworzyć jedno, stało się 

to w tej chwili.

Wspólnie dotarli do końca, przeżyli to podobnie, przeżyli to inaczej - ponieważ dwoje 

ludzi   nigdy   nie   stanie   się   jednym   -   przeżyli   to   cudownie   i   intensywnie.   Owo   gorące   i 

jednocześnie łagodne przeżycie stało się wstępem do czegoś, co należało tylko do nich obojga.

Było wspaniałe. Tak jak poprzednio. Choć za każdym razem dostarczało im czegoś 

nowego. I zawsze będzie pewnego rodzaju odrodzeniem.

Ailo wydawał się równie mokry jak Ida. Tak samo zlany potem. Oboje w co najmniej 

tym samym stopniu potrzebowali wzajemnego ciepła. W ramionach drugiego znaleźli ukojenie. 

Spokój tam, gdzie niedawno płonęła namiętność. Czuli, że łączy ich nowa więź.

- Czy tak będzie zawsze? - spytała Ida. - Czy wszyscy przeżywają to samo? Nawet jeśli 

od lat są małżeństwem i mają izbę pełną dzieci?

- Myślę, że nie wszyscy - odparł Ailo. - W każdym razie nie w sytuacji, gdy dom jest 

pełen dzieci. Wtedy trudno o chwilę spokoju. My będziemy mieszkać z dziećmi w jurcie. 

Będzie jeszcze mniej miejsca, mój aniele. Musisz umieć korzystać z tego, co masz... - Ro-

background image

ześmiał się cicho. - Ale obiecuję ci, że kiedy przyjedziesz do mnie, będzie tak samo... nie, 

jeszcze lepiej. Pomyśl tylko, jak bardzo się za tobą stęsknię!

Ida przypomniała sobie, że Ailo ma wyjechać. W jego ramionach czas szybko upływał, 

bez   niego   będzie   się   ciągnął   w   nieskończoność.   Nie   mogła   mu   jednak   tego   powiedzieć. 

Obawiała się, że się rozmyśli i zostanie. A wtedy będzie się zadręczał i niepokoił o wspólnotę, 

którą opuścił.

-   Bądź   przez   chwilę   zupełnie   cicho!   -   poprosiła.   Przyłożyła   głowę   do   zagłębienia 

poniżej szyi, pulsowało i było gorące. Nie słyszała żadnych innych dźwięków poza uderzeniami 

jego serca. A może jej własnego? Nie była pewna.

Być może ich serca biły wspólnym rytmem, a może tylko tak się mówiło. Nie ma chyba 

dwojga ludzi, którzy byliby do tego stopnia podobni. Ida zbyt mocno stąpała po ziemi, by 

pozwolić sobie na bujanie w obłokach.

Leżeli   w   milczeniu.   Dzielili   ciszę,   czuli,   jak   im   dobrze.   Dzielili   spokój.   To 

błogosławieństwo móc razem wypoczywać. Mieć czas dla siebie, nie tylko by unieść się w 

pożądaniu i opaść po jego zaspokojeniu.

Dwoje kochających się ludzi powinno również dzielić ze sobą spokój, ciepło i bliskość.

Ida prawie spała, kiedy Ailo wyśliznął się z jej objęć. Nie protestowała, kiedy ubrał ją w 

koszulę nocną.

Powieki Idy same się zamknęły, kiedy miękko ułożył ją na poduszce i dobrze okrył.

Stanął obok łóżka i przyglądał się śpiącej. Patrzył na spokojną twarz pogrążoną we śnie. 

Na ustach malował się słaby uśmiech. Ida nigdy się tak nie uśmiechała. Robiła to tylko w 

chwilach nieświadomości, podobnych do tej. To jedna z tych cech, które tylko on znał. Na tę 

myśl serce Ailo wypełniła radość.

Ida za każdym razem dawała mu skrawek nieba. Uchylała rąbka wielkiej tajemnicy, 

coraz lepiej rozumiał, co znaczy być człowiekiem i, uważał, że to jej zasługa.

Bez niej czuł się bezradny.

Przełknął, zakładając z powrotem koszulę na wilgotną i spoconą skórę. Ubranie kleiło 

się do ciała.

Czekają go długie miesiące. Będzie musiał pokonywać trudności, nie mogąc trzymać 

Idy za rękę, stanie się samotny i bezsilny. Będzie tęsknił i szukał sensu życia.

O dobry Stwórco, jakże będzie ciężko!

Wyruszy dobrowolnie. Oboje wiedzieli, że nie ma innego wyjścia. Przemawiał za tym 

rozsądek i poczucie obowiązku. To również sprawa honoru. Ailo wiedział, że Ida go rozumiała. 

Rozumiała na tyle, że nie musiał jej wszystkiego szczegółowo tłumaczyć. Gdy nie starczało 

background image

słów, pomocna okazywała się jej wyobraźnia.

Ailo wsunął koszulę w spodnie. Zapiął guziki i pasek. Czuł się odrętwiały i ociężały. 

Poruszał się leniwie. To ich wielkie i ostateczne pożegnanie. Chociaż przygotowania do drogi 

zajmą jeszcze kilka dni, taka chwila już się nie powtórzy.

To wzajemny podarunek dla nich obojga.

Z niepokojem zauważył, że Ida wyglądała na bardziej wyczerpaną. Najwyraźniej nie 

była jeszcze zdrowa.

Musiał się pochylić i dotknąć ustami policzków, jej kuszących ust, które się urzekająco 

uśmiechały. Zapragnął, by i ona mogła to zobaczyć, zobaczyć siebie samą we śnie, tak jak on ją 

widzi. Jednak ten uśmiech przeznaczony był tylko dla niego.

Tylko dla kochanka, który znalazł czas, by przyjrzeć się najmilszej, kiedy odpoczywa.

Po cichu wyszedł z izby. Zobaczył, że drzwi są uchylone. To nie miało znaczenia. Byli 

sami. Nikt nie mógłby im przeszkodzić.

Reijo pewnie się zorientował, że Ailo miał żonie do przekazania więcej niż jedno słowo. 

Ze poszedł do Idy nie tylko po to, żeby oznajmić jej, że wyjeżdża. Reijo był w równym stopniu 

przyjacielem co teściem. Ailo nigdy nie myślał o nim jak o człowieku z innego pokolenia.

Chłopak   przeczesał   włosy   palcami,   kiedy   przechodził   przez   podwórze.   Reijo   rąbał 

drewno.   Na   schodach   do   sauny   siedział   Emil.   Ailo   poczuł   zakłopotanie.   Ciągle   szukał 

rezygnacji w oczach tamtego. Rzadko udawało mu się ją dostrzec. Nie sądził jednak, że Emil 

zapomniał o Idzie lub że się pogodził z jej wyborem, jedynie bardzo umiejętnie to ukrywał.

Reijo uśmiechnął się słabo, kiedy Ailo usiadł obok Emila.

- Słyszałem, że zamierzasz wyjechać? - zagadnął Emil. Ailo skinął głową.

- Tak. Twoje gospodarstwo jest tutaj, a wszystko, co ja posiadam, znajduje się daleko. Z 

tym jest jak z ziemią. Jestem właścicielem. Jest moje. Otrzymałem to w spadku i jestem za to 

odpowiedzialny. Z tym wiążą się pewne obowiązki. Rozumiesz?

Emil skinął lekko.

- Nie kryję, że jest mi potwornie trudno opuszczać Idę. Ale wiem, że wyzdrowieje. Na 

to trzeba czasu. A śnieg topnieje z każdym dniem.

-   Panie,   uchroń   mnie   od   zakochanych!   -   rzucił   Reijo.   -  Ida   doskonale   zdaje  sobie 

sprawę, że to jedyne rozsądne rozwiązanie. A mnie dobrze zrobi dłuższa wyprawa. Już się 

cieszę. Przebywanie z wami, Ailo, zawsze dodaje mi nowych sił.

- W każdym razie jest u nas dość świeżego powietrza. - Ailo uśmiechnął się.

Emil   przysłuchiwał   się   tej   rozmowie   z   lekkim   uśmiechem   na   ustach.   Nie   znał 

Lapończyków. To dla niego obcy świat. Nie potrafił sobie wyobrazić w nim Idy. Jego zdaniem 

background image

powinna zostać tu nad fiordem.

- Kiedy planujesz wyruszyć? - spytał. Zabrzmiało to trochę sztywno, choć wcale nie 

było jego zamiarem.

- Wkrótce - odparł Ailo. Sam nie znał dokładnego terminu.

- Myślę, że jutro - wtrącił się Reijo. - Inaczej nigdy mu się to nie uda.

Serce w piersi Ailo zaciążyło jak kamień. Dobrze, że Reijo podjął za niego decyzję. 

Rzeczywiście może najlepiej zrobić to w ten sposób - nagle, bez bolesnych i długich pożegnań. 

Nie ma tak wiele do pakowania.

- Jutro - powiedział sam. Emil nachylił się i wyjął coś z włosów Ailo. Na ziemię, która 

przed schodami do sauny była naga, brązowa, nie porośnięta trawą, upadło coś białego. Piórko 

z poduszki.

Spojrzenia chłopców spotkały się.

W oczach Emila nic się nie zmieniło. Chłopak coraz umiejętniej ukrywał uczucia.

- Mam nadzieję, że nadal będziesz tu zaglądał - usłyszał Ailo swój własny głos. - Jesteś 

nie tylko moim, lecz również Idy przyjacielem.

- Ludzie w wiosce by tego tak nie nazwali - odrzekł cierpko Emil.

Ailo wzruszył ramionami.

- Niech sobie mówią, co chcą. My przecież wiemy, jak jest naprawdę. Czy nie to się 

liczy?

Emil skinął głową. Zgodził się z tym. Obiecał, że będzie zaglądał. I pośpiesznie się 

pożegnał pod byle jakim pretekstem.

- Jesteś przebieglejszy, niż myślałem - zauważył Reijo. - Zdusiłeś wszystkie przewrotne 

myśli, jakie musiały mu krążyć po głowie.

- Ja? W jaki sposób?

- A więc nie uczyniłeś tego z czystego wyrachowania? - Reijo uśmiechnął się. - Takie 

odniosłem wrażenie. Nic skuteczniej nie powstrzyma twojego rywala, jak wyznanie, że mu 

ufasz i traktujesz jak przyjaciela.

- Emil nigdy by nie wpadł na pomysł, by wykorzystać moją nieobecność!

Reijo ponownie wzruszył ramionami. Mrugnął porozumiewawczo.

-   W   każdym   razie   nie   będzie   miał   nawet   możliwości   popełnienia   głupstwa.   Nie 

chciałbym,   żeby   myśl   o   Emilu   skłoniła   cię   do   zmiany   decyzji.   Ja   zostaję   na   miejscu.   I 

zapewniam cię, że dobrze pamiętam, komu została poślubiona moja córka.

Ailo nie uważał, żeby pomoc Reijo okazała się potrzebna.

- Nie rozstajemy się na aż tak długo, by Ida zdążyła zapomnieć - powiedział.

background image

Nie czul nawet cienia niepokoju.

background image

5

Kiedy   Ailo   wyjechał,   zrobiło   się   cicho.   Co   prawda   chłopak   nie   należał   do   zbyt 

rozmownych,   ale   jakimś   cudem   potrafił   wypełnić   przestrzeń   wokół   siebie.   Nie   wszyscy 

posiadali tę zdolność.

Ailo, syn Mikkala, wyruszył, mając słońce za plecami. Celowo odczekał, by zrobiło się 

tak późno. Zbyt trudno było powiedzieć „do widzenia” wczesnym rankiem. Poza tym noce 

miały w sobie tyle światła, że wędrowcowi, który wiedział, dokąd zmierza, mogło ono służyć 

jako lampa.

Ida   płakała   przez   kilka   pierwszych   nocy.  Zwykła   sypiać   w  ramionach   Ailo.   Kiedy 

przytulała   się   do   niego   i   zasypiała   blisko   niego,   przy   nim,   ogarniało   ją   poczucie 

bezpieczeństwa.

Nagle została sama.

Nawet nie przypuszczała, jak bardzo dokuczy jej samotność. Wyobrażała sobie, jak to 

będzie bez Ailo, ale nie sądziła, że poczuje się tak rozpaczliwie sama.

Widocznie nie do końca zdawała sobie sprawę, do jakiego stopnia Ailo wypełnił jej 

życie. Zanim uświadomiła sobie, że go kocha, zanim odważyła się uwierzyć, że i ona nie jest 

mu obojętna, dni bez niego wydawały się całkiem normalne.

Nigdy nie pragnęła do nich wrócić. A przecież sama nalegała, żeby wyjechał.

W ciągu pierwszych wieczorów marzyła o tym, by posiadać taką moc, dzięki której 

mogłaby przywołać Ailo z powrotem, sprawić, by znowu znalazł się tuż obok. Ściągnąć go do 

siebie myślą. Nawet próbowała.

Wkrótce jednak musiała przyznać, że Ida jest tylko Idą. Zwyczajną dziewczyną, która 

nie ma w sobie nic niezwykłego. Żadnych przerażających zdolności, które posiadała Raija.

Można by sądzić, że nić łącząca Raiję i Mikkala powinna zostać przeniesiona na nią i 

Ailo. Jednak o ile się orientowała, nic takiego między nimi nie istniało. Między nią i Ailo 

przybywało tylko coraz więcej powietrza.

Wszyscy   jej   nadskakiwali.   Przyjaciółki,   Henriettę   i   Sofia,   pomagały   w   domu. 

Przekazywały wszystkie nowinki. Anjo i Knut dwoili się i troili. Ojciec myślał tylko o tym, w 

jaki sposób córce dogodzić. Nawet Emil i Sedolf wpadali od czasu do czasu z wizytą. Emil 

nigdy nie przychodził sam, odkąd Ailo wyjechał. Niejeden raz Sedolf sprawiał wrażenie, jakby 

wolał   się   wymknąć,   ale   zawsze   zostawał.   Idę   ogarnęło   wzruszenie,   że   Emil   nadal   chciał 

przychodzić, a nawet zabierał z sobą kolegę, żeby uniknąć plotek. Zaskoczyło ją również, że 

Sedolf bez specjalnego narzekania pozwalał się tu ciągnąć. Jak dobrze widywać znajomych! 

background image

Ale Ailo nie było. Tylko jego jej brakowało. I tylko do niego tęskniła.

Nastała  pełnia   lata,   kiedy   Ida   wreszcie   wstała  z  łóżka.   Przez   prawie   trzy   miesiące 

kasłała, odkrztuszała flegmę, świszczało jej w piersiach. Była słaba niczym opadający, pożółkły 

jesienny liść, zupełnie pozbawiona energii.

Poprawa następowała powoli. Chociaż Ida posłusznie piła wywar z ziół naszykowanych 

przez Ailo, nieprędko udało się jej stanąć na nogi.

Kiedy odbyła pierwszą dłuższą wyprawę do ławy przy kuchennym stole, promieniała ze 

szczęścia.

- Przez miesiące ten sam widok! - westchnęła. - Zgadnij, czy się ucieszę, mogąc patrzeć 

na coś innego? Chociaż to tylko fiord - dodała, wykrzywiając się zabawnie.

Reijo musiał się uśmiechnąć. Była sobą. Zawsze sobą. Nie skarżyła się.

- Przybiły rosyjskie statki - zauważyła. - Nic nie mówiłeś.

- Bo też nie przywiązywałem do tego większej wagi.

Reijo   nie   wydawał   się   wcale   podniecony,   tak   jak   to   bywało   przez   lata,   kiedy   z 

przymrużonymi oczyma spoglądał w stronę fiordu, wypatrując żaglowców ze wschodu.

- Wybierzesz się na „Sankt Nikołaja”, żeby dobić handlu?

Na wybrzeżu stało się to pewnego rodzaju żartem. Zawsze wśród rosyjskich statków 

handlowych znalazł się jakiś „Sankt Nikołaj”. Rosjanie należeli do ludzi wierzących i woleli nie 

igrać   z   losem.   Trzymali   się   blisko   swoich   świętych.   A   święty   Mikołaj   opiekował   się 

żeglarzami.

- Nie sądzę, żeby „Sankt Nikołaj” przypłynął w tym roku - rzekł Reijo ze smutkiem.

- Czy dlatego jesteś taki spokojny? - wymknęło się Idzie.

Ojciec długo jej się przyglądał.

- Chyba naprawdę przestałem mieć nadzieję - odparł. - Pogodziłem się z myślą, że twoja 

matka nie żyje. Wy chyba też powinniście.

- Nie wybierzesz się do nich, by coś kupić?

- Przecież niczego nie potrzebuję. To prawda. Ida ciągle zapominała, że nie dokuczała 

im   już   bieda.   Na   nic   nie   mogli   się   skarżyć.   Gdyby   chcieli,   mogliby   wyprowadzić   się   z 

drewnianej chaty. Wybudować nową, dużą, i pomalować na biało, tak jak robili to bogaci, 

zamiast przeciągać po ścianach starej smołą.

Jednak Reijo zdołał przekonać Idę, by myślała podobnie jak on. Dla niego rzeczy nie 

odgrywały istotnej roli. Chciał tylko zadbać o swoich najbliższych. Poza tym bogactwo nie 

miało dla niego znaczenia.

Knut rozdzielił znalezione złoto. W wiosce domyślano się, że na północy, w Finnmarku, 

background image

trafił na skarb. Nie rozpowiadał o wielkości złoża. Nie przechwalał się, gdzie je odkrył. Ale 

kiedy zeszłego roku spaliło się kilka gospodarstw, pomógł tym, którzy stracili wszystko. Prosił, 

by nikomu o tym nie mówili, ale takie rzeczy szybko się roznoszą.

Od tamtej pory Knuta Elvejorda darzono we wsi wielkim szacunkiem.

- Poszedłeś popatrzeć na statki? Reijo skinął głową.

- Jeden nosi nazwę „Iwan” - odparł, pykając fajkę,  którą bardzo polubił. Idzie  nie 

podobał się jej zapach, ale się przyzwyczaiła.

- Drugi miał jakieś długie imię kobiece. Ktoś z załogi wymienił jego nazwę tak szybko, 

że nikt  jej  dokładnie  nie zrozumiał.  Nie  udało  nam się  też  jej  odczytać  na  burcie,   wiesz, 

Rosjanie używają takiego alfabetu, że nawet człowiek uczony go nie rozgryzie. Nazwa kończy 

się na „nia”, jak większość kobiecych imion u Rosjan.

Ida z dumą popatrzyła na ojca. Wiedział tak wiele, tak wiele potrafił. Dla niego świat 

nie kończył się na czubku własnego nosa. Jego świat sięgał daleko poza gospodarstwo między 

skałami, dużo dalej niż poza Jykea. Nawet Norwegia nie stawiała mu granic.

-   Nie   wszędzie   są   równie   dobrze   przyjmowani   -   mówił   dalej   Reijo.   -   Nasi   kupcy 

przeganiają ich z fiordów. Nie chcą pozwolić, żeby ludzie handlowali z innymi, wolą, żeby u 

nich zaciągali długi.

Reijo wydawał się rozgoryczony. Uważał, że to potworna niesprawiedliwość wobec 

uboższych, którzy z konieczności zaopatrywali się u kupców, prowadzących handel wzdłuż 

całego   północnego   wybrzeża.   Właściciele   sklepów   ustalali   cenę  na  mąkę   i   na  ryby,   które 

otrzymywali w zamian. Sprzedawali towary transportowane z Kopenhagi, tak że do północnej 

Norwegii docierała z reguły niewielka część zaopatrzenia. Jego jakość również pozostawiała 

wiele do życzenia. Widać nie bardzo dbano o królewskich podatników na północy. Mieszkali 

tak daleko, a niewielu starczało odwagi, by udać się do króla na skargę.

Handel z Rosjanami został oficjalnie zabroniony.

Jednak Rosjanie co roku wracali. Przybijali odważnie do portów handlowych i wiosek. 

Otwarcie prowadzili wymianę towarów.

Gdzieniegdzie patrzono na to przez palce. W kręgach władzy również trafiali się ludzie 

różnego pokroju. Byli tacy, którzy uważali, że mieszkańcy znad północnych fiordów są biedni, 

i zezwalali na ów handel wymienny z sąsiadami ze wschodu. Z przybyszami, oferującymi duże 

ilości towarów po korzystnej cenie, towarów dużo lepszej jakości niż te, które docierały tu 

wzdłuż wybrzeża z Kopenhagi i królewskiej Danii.

Gdzie indziej przeganiano Rosjan z fiordów.

- Słyszałem, że doszło do konfliktu pomiędzy królewskimi dworami - odezwał się Reijo 

background image

w zamyśleniu.

- A więc również wielcy panowie kłócą się o ziemię i inne bogactwa. Również oni...

- Są tylko ludźmi - odparła Ida, okazując zupełny brak szacunku. - Wszyscy kłócą się o 

to samo. A jeśli są wystarczająco bogaci, doprowadzają do wojny.

- Pomyśl tylko, ilu młodych mężczyzn umiera, nie rozumiejąc dlaczego - zastanawiał się 

Reijo.   -   Na   wojnach,   na   które   są   wysyłani,   ponieważ   król   i   książęta   nie   mogą   dojść   do 

porozumienia. Choć tak wiele posiadają...

Spór,   o   którym   wspomniał   Reijo,   dotyczył   serii   konfliktów   trwających   już   ponad 

czterdzieści   lat.   Państwo   duńsko   -   norweskie   i   Rosja   nie   mogły   się   pogodzić   w   sprawie 

dziedzicznego prawa do księstwa Szlezwik - Holsztyn.

Na północy Norwegii nawet nie słyszano o takiej krainie, ale wojna odbijała się również 

na  mieszkańcach   Finnmarku.   W niektórych   wioskach  nie   można  było   kupić  ziarna   dobrej 

jakości, ponieważ król pozostawał w złych stosunkach z carem Rosji.

-   Powinniśmy   tworzyć   jedno   państwo   -   stwierdziła   Ida,   patrząc   w   stronę   dwóch 

rosyjskich   statków  zakotwiczonych  w  cieniu  skały.   Były  tak  kolorowe,  że   sam  ich   widok 

wprawiał człowieka w dobry humor.

-   Dla   nas,   mieszkańców   północy,   powinien   istnieć   jeden   kraj.   Wtedy   nie   miałoby 

większego znaczenia, czy ktoś jest Finem, Norwegiem, Lapończykiem czy Szwedem. Albo 

Rosjaninem. A wszyscy królowie mogliby sobie pójść, dokąd zechcą, i walczyć do upadłego. A 

najlepiej niech siedzą w Kopenhadze.

- Właśnie takie poglądy głoszone przez kobiety sprawiają, że niektórzy mężczyźni was 

się boją - zauważył Reijo. - Wy, kobiety, widzicie pewne sprawy o wiele wyraźniej niż my. 

Wielu poległych na wojnach dzisiaj by żyło, gdyby rządziły kobiety. Ida uśmiechnęła się:

- Oboje zostaniemy spaleni na stosie, tato. Za heretyckie myśli.

- Cieszę się, że jesteś moim dzieckiem - rzekł Reijo. - Masz głowę na karku i nie boisz 

się jej używać. Jak to jest, być znowu na nogach?

- Ach, o to pytasz? - Roześmiała się. - Cudownie! Teraz będę ćwiczyć codziennie. I 

zanim   się   spostrzeżesz,   będę   znowu   skakać   jak   młoda   kózka.   A   wtedy   będziemy   mogli 

wyruszyć do Finnmarku, do Ailo.

Kiedy Ida wspomniała imię Ailo, w jej oczach pojawił się szczególny blask. Policzki 

odrobinę się zaczerwieniły.

Reijo poczuł w sercu radość. Jego dziecko kocha i jest kochane.

- Ten czas na pewno nadejdzie - zapewnił ze spokojem. - Poczyniłaś już pierwsze kroki 

na tej drodze.

background image

Równocześnie wyjrzeli przez niewielkie okno. Wzrok obojga powędrował ku obcym 

statkom. Oboje cieszyli się, że nie było wśród nich „Sankt Nikołaja”.

Nie wiedzieli, że łódź żaglowa po prawej stronie od „Iwana” z Kem to „Raija Antonia” 

z Archangielska.

Jewgienij   złamał   obietnicę   daną  samemu  sobie.   Ponownie  stanął   na  pokładzie   jako 

szyper na własnym statku. I jak nigdy przedtem z Olegiem jako sternikiem.

Nie oczekiwał  niczego szczególnego. Nie wierzył, że wszystko się uda. Minęło tak 

wiele czasu. Tak wiele czasu od tamtej pory, kiedy pływał jako kapitan. Zbyt wiele lat spędził 

na lądzie pochłonięty różnymi innymi sprawami.

Bardzo się w nie zaangażował. To było zupełnie inne życie niż to na morzu. Zwyczajne 

życie, które stworzyło mu możliwość objęcia roli głowy rodziny.

Przez wszystkie te lata to było dla niego najważniejsze.

Rodzina.

Ale morze zawsze go kusiło. Fale śpiewały mu, rok po roku próbowały go ku sobie 

zwabić.

Powstrzymywał go również strach. Nigdy się do tego nikomu nie przyznał, ale ten 

strach towarzyszył mu przez cały czas. Pamięć o chwilach, kiedy ostatni raz stał na pokładzie, 

ciągle żyła w jego pamięci. Coś takiego nie zdarzało się każdemu. Ani też w każdej podróży.

Wszystko to powstrzymywało go przed wyruszeniem w morze.

Aż do tej pory.

Miał pięćdziesiąt lat. Jeżeli zamierzał jeszcze pływać, to musiał się teraz zdecydować.

Michaił skończył czternaście lat. Jewgienij chciał uczestniczyć w pierwszej morskiej 

wyprawie syna.

Obecna podróż stała się właśnie ową wspólną.

Spośród wszystkich fiordów, do których kazał zawijać „Raiji Antonii”, tego zwłaszcza 

nie mógł ominąć.

Chciał,   żeby   Michaił   zobaczył   tę   wioskę.   Nigdy   nie   wyznał,   że   jest   w   niej   coś 

szczególnego. Pragnął tylko, żeby chłopak ją zobaczył. Postawił swą stopę na tej ziemi. Od-

wiedził miejsce, gdzie znajdował się dom jego matki.

Michaił od początku do końca traktował tę wyprawę jedynie jako przygodę. Nadal była 

to dla niego zabawa. Dopiero czas pokaże, czy chłopak wybierze życie na morzu. Był najbliższą 

Jewgienijowi osobą, która mogłaby w spadku przejąć handel z Norwegami. Posiadali teraz 

cztery duże statki i kilka mniejszych o nie tak dużym zasięgu. Naturalnie zdobycie i utrzymanie 

takiej floty kosztowało Jewgienija i Olega sporo pracy, ale stanowiło podstawę ich życia.

background image

Musieli przecież pozostawić coś następnym pokoleniom.

Minęło prawie piętnaście lat, od kiedy Jewgienij po raz ostatni odwiedził te strony. 

Wtedy nie mógł przewidzieć, jak potoczy się jego życie.

Nawet nie marzył o synu. Lecz los zrządził, że został ojcem.

Michaił zrodził się z miłości.

Jewgienij nie czuł się niczemu winien. Nie sądził, by istniały ku temu powody. Wiele 

wody w morzu upłynęło przez piętnaście lat. Pewnie już dawno przestali na nią czekać.

Jednak niewielki dom na cyplu w jakiś magiczny sposób przykuwał wzrok Jewgienija. 

W wieczornej ciszy kapitan stał  na pokładzie,  wpatrując się w tę chatę. Dostrzegał  jakieś 

postacie, ale nie potrafił powiedzieć, czy Reijo nadal tam mieszka. Mogli to być całkiem obcy 

ludzie. Jewgienij miał taką nadzieję.

- Czy byłeś tu kiedyś, tato?

Chłopiec podszedł całkiem blisko. Uczynił to tak cicho, że Jewgienij go nie zauważył. 

Stanął  obok  ojca,  oparł się  o  reling i  próbował  skierować  spojrzenie ku  miejscom,  wokół 

których krążył wzrok taty.

- Tak - odparł Jewgienij. - Ale to było dawno, dawno temu.

- Znałeś kogoś stąd? Skinął głową.

-   Naprawdę   znałeś?   -   zawołał   chłopiec   podniecony.   Odezwała   się   jego   nigdy   nie 

zaspokojona chęć poznania. - Kogoś, z kim nie tylko handlowałeś?

- Tak,  naprawdę - odpowiedział  Jewgienij. Wzrokiem ponownie poszukał domu na 

cyplu. Przybyło wiele nowych zabudowań. Ściany z drewnianych bali wyglądały na dobrze 

utrzymane. Zobaczył wiatę i łodzie żaglowe przy plaży. - Ale to było dawno temu, Michaił. 

Długo przed twoim narodzeniem. Byłem wtedy młody. Na pewno moi znajomi już tu nie 

mieszkają.

Co się z nimi działo? Z jej dziećmi... dziećmi Raiji. Ta myśl powracała coraz częściej w 

miarę, jak Michaił dorastał, i nie dawała mu spokoju. Poznał, co to znaczy życie rodzinne. 

Obserwował, jak jego syn wzrastał otoczony miłością matki i ojca. Wiedział też, że Raija miała 

troje innych dzieci, które zawsze będą tęsknić za matką.

Bywały chwile, kiedy Jewgienij nie odczuwał dumy z powodu swego postępowania. 

Teraz znalazł się wystarczająco blisko, by otrzymać odpowiedź na swoje pytania, ale nie miał 

odwagi ich zadać.

- Starzeję się, Michaił - rzekł zmęczony. - Wkrótce będę starym człowiekiem.

Nie słuchał protestów syna. Michaił nie wiedział o wszystkim. Nigdy nie powinien się 

dowiedzieć, że jego ojciec zbudował ich życie na kłamstwie.

background image

Tego wieczoru Emil przyszedł sam. Nie przybył w odwiedziny do Idy. To nawet nie 

była wizyta.

- Masz jakieś ryby do sprzedania? - spytał, wyraźnie kierując pytanie do Reijo.

Reijo odparł, że zostało mu na skalach kilka niepełnych żerdzi ryb przedniego gatunku 

rozwieszonych latem do suszenia. Mogło się jednak zdarzyć, że muchy zdążyły złożyć w nich 

jaja. Mówiąc wprost, oznaczało to larwy w rybim mięsie.

- Nie zamierzałem sprzedawać Rosjanom zepsutych ryb - rzekł Reijo spokojnie.

Nie zwracał uwagi na pełne bólu spojrzenia, jakie Emil posyłał Idzie. To smutne, ale 

przejdzie mu. Trudno, nie on pierwszy musi zrezygnować z tego, o czym marzy.

- Rosjanie w gruncie rzeczy nigdy mnie nie oszukali. Nie zamierzam im sprzedawać 

zepsutego towaru.

- Szyper sam powiedział, że to nie odgrywa większej roli - zaoponował Emil. - Sedolf i 

ja mamy trochę za mało. Zresztą nie wszystkie twoje ryby się zepsuły. Solone i wędzone są w 

całkiem dobrym stanie. Nikt od tego nie umrze, jeśli trafi się wśród nich jakaś z robakami.

Reijo zrozumiał, że również chłopi, którzy posiadali własne gospodarstwo, potrzebowali 

mąki. Nie chciał być nieludzki.

- Dużo? - spytał i podniósł się.

- Kilka pudów - odparł Emil z wahaniem. - Ze cztery?

To   jeszcze   nie   tak   źle.   Reijo   rozwiesił   pięć   -   sześć   razy   tyle   ryb   do   suszenia.   I 

przynajmniej drugie tyle przechowywał w soli.

- Pomóż mi tylko ściągnąć je z żerdzi - rzekł. - Zapłacisz mi przy okazji. Gdzieś na 

początku zimy. Będę potrzebował kogoś, kto zaopiekuje się zwierzętami, kiedy wyruszę na 

wschód.

Emil zgodził się bez słowa. Uzmysłowił sobie, że Reijo celowo przypomniał mu, że Ida 

wyjedzie. Ze jej dom jest daleko, nie tu nad fiordem. Ze jego córka należy już do innego.

Jakby o tym nie wiedział!

- Pójdziesz z nami? - spytał Emil. - Jeden z szyprów mówi trochę po fińsku i norwesku. 

Ma tylko jedną rękę.

- Trudniej więc porozumieć się z nim na migi - rzucił wesoło Reijo.

Odstąpił chłopcom sześć pudów ryb. To nic takiego. Zresztą uważał, że po katastrofie 

zaciągnął  u  Emila   i  Sedolfa  pewnego   rodzaju  dług.  Nie   wyrzuca  się   za  drzwi   kogoś,   kto 

uratował ci życie. Poza tym lubił młodych. Tych dwóch traktował jak własnych synów.

- Dostaniecie dobrą cenę? - spytał, kiedy razem szukali rosyjskiego kapitana.

-  Jest   przynajmniej   przyzwoita  -  odparł   Sedolf.  -  Kapitan   na  „Iwanie”  proponował 

background image

gorszą. Jeżeli ryba jest dobra, ten daje jeden do jednego. To znaczy jeden pud ryby za jeden pud 

mąki.

To uczciwa cena.

Emil i Sedolf nie spodziewali się gotówki. Mąka była warta złota.

Bez trudu zauważyli jednorękiego szypra. Nosił skromne ubranie, choć spodnie nie były 

z juty, lecz ze zwykłego cienkiego materiału. Obszerną koszulę wsunął w spodnie. Na nogach 

miał wysokie buty, sięgające mu do połowy łydki, co wydawało się dość niezwykłe o tej porze 

roku.

Na szyję założył kolorową chustkę jako szalik, drugą przewiązał w pasie.

Na widok tego człowieka mózg Reijo przestał funkcjonować. Pośród brązowej czupryny 

mężczyzna miał sporo siwych włosów. W jego wyprostowanej postawie było coś znajomego, 

co obudziło w Reijo niejasne wspomnienie.

Tylko tyle.

Kiedy jednoręki mężczyzna się odwrócił, Reijo rozpoznał go. W jednej chwili jakby 

wrósł w ziemię. Zaskoczenie kapitana było nie mniejsze. Obaj stanęli jak wryci. Mierzyli się 

wzrokiem.

Draswi, Jewgienij Dymitrowicz - rzekł Reijo ochrypłym głosem.

Tamten odpowiedział w języku Reijo, okazując mu w ten sposób szacunek.

Paivaa, Reijo Kesaniemi. Długo się nie widzieliśmy.

- Znasz go? - spytał Emil zaskoczony. Reijo skinął głową.

- Tak. Ale spotkałem go dawno temu, Emil. Bardzo dawno temu.

Spojrzał   na   Jewgienija.   Pragnął   mu   zadać   tysiąc   pytań.   Wreszcie   się   dowie.   Ten 

Rosjanin jest jedynym człowiekiem, który zna prawdę.

- Ci młodzi ludzie przyszli, żeby wymienić z tobą towar - wyjaśnił. - Ja jestem tylko 

tłumaczem.

- Dostaną dobrą cenę - zapewnił Jewgienij. Również jego głos brzmiał ochryple. - A 

potem zapraszam cię do mojej kajuty - dodał. Nie mógł postąpić inaczej. - Odrobina herbaty z 

rumem chyba nam nie zaszkodzi.

-  Spasiba -  rzucił Reijo. Z chęcią przyjął zaproszenie. - Mamy do omówienia wiele 

spraw.

Jewgienij skinął głową.

-   Tak,   musimy   wiele   wyjaśnić,   Reijo.   Bardzo   wiele.   Obok   Jewgienija   ukazał   się 

długonogi chłopiec. Reijo zauważył, że kapitan jakby znieruchomiał.

Chłopiec miał żywy głos, który jeszcze czasami się załamywał, przechodząc z niskich 

background image

tonów na wysokie. Młodzieniec wydawał się tego nie zauważać. Mówił płynnie po rosyjsku. 

Nigdy nie słyszał innego języka, domyślił się Reijo.

Ciemne   włosy,   niemal   czarne.   Ciemne   oczy.   Brwi   Jewgienija.   Prawie.   Łukowato 

wygięte pośrodku, czego u ojca nie było. Uśmiech... Reijo rozpoznał ten uśmiech od razu, 

chociaż już od dawna go nie widywał. Nagle uderzyło go, że Ida uśmiecha się w taki sam 

sposób. Prosty nos. Jewgienija. Ale policzków i ładnego, nieco dziewczęcego kształtu twarzy 

chłopiec nie odziedziczył po mężczyźnie stojącym obok. W tym młodzieńczym obliczu trudno 

było dopatrzyć się silnych, ostrych rysów Jewgienija.

- Twój syn? - spytał Reijo, nie spuszczając wzroku z chłopca.

- Tak - odparł krótko Jewgienij. Nie dodał ani słowa wyjaśnienia.

Reijo   usiłował   odgadnąć   wiek   chłopca.   Trzynaście   -   czternaście   lat...   Nie   więcej. 

Istniało więc coś, co mógł jej wybaczyć. Być może tkwiło nieco prawdy w dziwnych snach i 

niezrozumiałych słowach Mai.

- Mamy wiele do omówienia, Jewgienij - powiedział i przeszedł do interesów.

Przekazywał żądania Emila i Sedolfa, tłumaczył zastrzeżenia Rosjanina, pośredniczył w 

dobijaniu   targu.   Cały   czas   miał   przed   oczami   ładną   twarz   chłopca.   Mattiego   za   młodu. 

Beztroskiego młodzieńca.

Syna Jewgienija.

Boże Święty, te same rysy!

Piętnaście lat w niepewności - i oto coś takiego! Dziecko. Chłopiec, który nie mógł być 

synem innej kobiety.

Nic dziwnego, że wolała zostać, że wybrała tak długie milczenie.

Piętnaście lat.

Obiecała, że wróci za rok.

Zamiast tego zerwała wszystkie więzy. Zaczęła od nowa.

Reijo nie mógł do końca zaakceptować tych myśli, chociaż zrodziły się w jego własnej 

głowie.

Po prostu coś tu się nie zgadzało.

Znał   Raiję   lepiej   niż   ktokolwiek   inny.   Znał   ją   tak   dobrze,   jak   siebie   samego. 

Zachowanie, jakie jej teraz przypisywał, zupełnie do niej nie pasowało.

Czekał piętnaście lat.

Raija nie zrobiłaby mu czegoś takiego. Nie chciał się z tym pogodzić, jednak dowód na 

to, że było inaczej, stał na wprost niego.

Musiał głęboko ukryć swe uczucia. Musiał zachować spokojną twarz.

background image

Nie wolno dopuścić do tego, by ludzie we wsi zaczęli gadać. Pragnął zachować o Raiji 

dobre wspomnienia. Niezależnie od tego, czy umarła, czy nie.

Żył bez niej piętnaście lat. Stało się to jego przyzwyczajeniem.

Dobili targu. Emil i Sedolf dostali lepszą cenę niż inni sprzedający. Wyglądało na to, że 

kapitan nie przejmował się ewentualną stratą. Mieli szczęście, że trafili na znajomego Reijo.

Worki z mąką zostały załadowane na wozy chłopców.

Reijo wydawał się nieobecny. Zatrzymał Emila. Położył mu rękę na ramieniu.

- Czy możesz przekazać Idzie, żeby nie czekała na mnie? Powiedz jej, że przyjąłem 

zaproszenie kapitana jednego z rosyjskich statków...  - Zamyślił  się, po czym dodał: - Nie 

musisz jej mówić, że to mój dawny znajomy.

Emila zastanowiło to dziwne zachowanie. Być może istniało coś w przeszłości Reijo, co 

nie znosiło światła dziennego. Nigdy nie wiadomo.

- Chcesz, żebym ja przekazał jej wiadomość? - spytał. Emil wiedział aż nazbyt dobrze, 

że Reijo nie lubił, kiedy odwiedzał Idę.

Nie miał chyba nic przeciwko niemu - Emil był całkiem pewien, że Reijo go lubi - ale 

zbyt często podkreślał, że Ida jest żoną Ailo.

Jak gdyby on miał jakieś ukryte zamiary wobec Idy! Chciał ją tylko od czasu do czasu 

zobaczyć.

- Przecież mówię do ciebie, prawda? - Reijo sprawiał wrażenie trochę poirytowanego.

Emil nie pytał więcej. Nie tylko on jeden słyszał słowa Reijo. Nikt nie będzie mógł go 

teraz oskarżyć o składanie nocnych wizyt cudzej żonie.

- Weź konia - zwrócił się do Sedolfa. - Później odbiorę od ciebie mąkę.

Znaleźli się u rozwidlenia dróg, gdzie ścieżka zbaczała w stronę cypla. Nikt nie mógł 

ich słyszeć.

- Jak dużo później? - spytał Sedolf, patrząc badawczo na Emila. Emil uciekł wzrokiem.

- Tylko przekażę wiadomość - rzucił niechętnie, zeskakując z wozu.

- Jesteś pewien? - spytał Sedolf.

- Nie wykorzystuję wszystkich nadarzających się okazji - rzekł Emil zmęczony. - Nie 

jestem taki, jak niektórzy, których znam. Potrafię się odpowiednio zachować.

- Ale pokusa jest wielka. Mogę z tobą pójść - zaproponował Sedolf.

- Nie! - głos Emila zabrzmiał ostro. - Nie potrzebuję opieki - dodał. - Myślisz, że jestem 

aż tak głupi, żeby dobierać się do cudzej żony? Do dziewczyny, która ma Reijo za ojca, Knuta 

za brata i takiego męża jak Ailo?

-   Nie   wiem   -   odparł   Sedolf   szczerze.   -   Widzę   jednak,   że   nadal   zbyt   dużo   o   niej 

background image

rozmyślasz. To wszystko. Mam nadzieję, że twoja wizyta zakończy się przy progu.

Emil potrząsnął głową.

- Za kogo ty mnie uważasz?

- Podejrzewam to i owo - rzucił Sedolf sucho. - Obym się mylił, Emil.

background image

6

Ida nie zapaliła lampy. Wieczór był piękny, cichy i ciepły. Tak ciepły, że otworzyła 

drzwi i usiadła na schodach. W domu panowała ciemność. Na zewnątrz ciągle było jasno.

Ida nie potrafiła cieszyć się tym pięknem. Wpatrywała się smutno w niebo, morze i 

chmury. Nic nie jest już takie samo, kiedy przeżywa się to w samotności.

Dobrymi rzeczami należy się dzielić, pomyślała. Wtedy ich wartość zostaje podwojona.

Reijo długo nie wracał.

Ida   weszła   do   izby,   ale   drzwi   zostawiła   otwarte.   Wiedziała,   że   tato   nie   byłby 

zadowolony, gdyby ją zastał na dworze. Choć wyszła za mąż i założyła własną rodzinę, dla 

niego zawsze pozostanie córką.

A ona zawsze będzie się czuła trochę jak nieposłuszne dziecko, kiedy ją skarci.

Jednak w drzwiach nie pojawił się ojciec.

Usłyszała niepewny głos:

- Cześć!

- Tato nie wrócił z wami? - spytała. Nie mogła zobaczyć wyrazu twarzy gościa, ale 

wyczuła,   że  był   zakłopotany.  -   Siadaj   -  dodała,   nie  zdając  sobie   sprawy,   że  stawia   go  w 

kłopotliwej sytuacji.

Emil doskonale wiedział, że powinien od razu wyjść. Nie powinien zostawać dłużej w 

tym domu, kiedy Ida była sama. Już prawie noc. Jeżeli ktoś się dowie, ludzie zaczną gadać. 

Pomyślą o jednym. Nic nie szkodzi, że to nieprawda. Nie pomogłyby chyba nawet wyjaśnienia, 

że to Reijo go tu przysłał.

Chłopak usiadł na krześle stojącym najbliżej drzwi.

- Reijo prosił ci przekazać, że się spóźni. Został na herbacie u tego kapitana, który 

sprzedał nam mąkę.

- A ty i Sedolf nie zostaliście zaproszeni? - spytała. Nie było niczym niezwykłym, że 

kupujący i sprzedający siadali razem do stołu po dobiciu targu.

- Nie - odparł Emil. - Nie sprzedaliśmy aż tak wiele.

- Ale tato pośredniczył tylko jako tłumacz - zauważyła Ida. - Chyba się w nic nie 

wplątał? W jego wieku...

Ida wyglądała na oburzoną. Emilowi wydało się to niemal komiczne.

- Nie, nie - zapewnił. - Tylko znał... - zamilkł, czując, że popełnił fatalne głupstwo.

Nie potrafił panować nad myślami w obecności tej dziewczyny. Pilnował tylko, żeby nie 

wyrwać   się   z   czymś,   co   bez   reszty   go   wypełniało.   Zapomniał,   że   powinien   zachować 

background image

ostrożność w innych sprawach. Teraz o mało nie wydał Reijo.

- Znał kapitana - dokończył. Tyle chyba mógł powiedzieć.

- Znał kapitana? - W głosie Idy pojawiło się zdziwienie.

Emil skinął głową.

- Nie chciał, żebyś mi o tym powiedział, co?

- Właśnie. Emil nie rozumiał ciekawości Idy.

- Jak wyglądał ten kapitan?

- Dość stary - odparł. - Trochę szpakowaty. Wydaje mi się, że miał ciemne włosy. 

Niezbyt dobrze pamiętam takie rzeczy.

- Przypomnij sobie! - rozkazała.

- Nie wydawał się szczególnie wysoki - zaczął Emil niepewnie. - Miał tylko jedną rękę. 

Pusty rękaw koszuli podwiązał do góry. Dziwnie to wyglądało. Zastanawiam się, w jaki sposób 

stracił to ramię. Może był na wojnie?

Idy to nie interesowało.

- Czy na pokładzie były jakieś kobiety? - spytała głosem drżącym z napięcia.

- Kobiety? Czemu cię to interesuje?

- Czy przypłynęły tym statkiem jakieś kobiety? - powtórzyła zniecierpliwiona.

- Skąd mam wiedzieć? - żachnął się Emil. - Nie wchodziłem na statek. Sedolf wybrał się 

tam po południu. - Zamilkł. - Myślę, że by mi powiedział, gdyby zauważył jakieś kobiety - 

rzekł po chwili. - A nie wspomniał o tym ani słowem.

Ida powoli wypuściła powietrze przez nos.

- Ten kapitan podróżuje z chłopakiem - dodał Emil jakby na potwierdzenie tego, że na 

pokładzie rosyjskiego statku nie było kobiet. Nie miał pojęcia, dlaczego Ida przywiązywała do 

tego taką wagę. W żaden sposób nie potrafił sobie tego wytłumaczyć.

- Ile mógł mieć lat? - pytanie padło niczym trzask bicza.

- Dwanaście - trzynaście - odparł Emil. - Zwyczajny chłopak. Pewnie jego syn. Ładnie 

ubrany. Nie sądzę, żeby był marynarzem albo kimś z załogi.

Ida drżącymi palcami zapaliła olejową lampę. Płomień oświetlił twarz dziewczyny od 

dołu. Rzucał cienie, których Emil nigdy przedtem nie dostrzegł. Słowa po prostu same wyrwały 

mu się z ust:

- Do diabła, był trochę podobny do ciebie, Ida! Ten chłopak Rosjanina!

Spokojnie postawiła lampę na stole. Ścisnęła mocno jego krawędź.

- Podejdź bliżej, Emil! - poprosiła. Uczynił, jak kazała. Stanął na odległość łokcia. 

Mógłby podejść jeszcze bliżej, pewnie by go nie powstrzymała. Emil zdawał sobie z tego 

background image

sprawę.

- Spójrz na mnie! - odezwała się.  Tak jakby mógł  nie patrzeć. - Powiedz,  jeśli  to 

nieprawda. Czy on rzeczywiście jest do mnie podobny?

Emil patrzył z szeroko otwartymi oczyma.

Nie miał odwagi wyznać Idzie, że zna jej twarz lepiej niż swoją własną. Że widuje ją 

każdego wieczoru, kiedy zamyka oczy. Że widzi ją nad ranem, kiedy się budzi.

O Boże! Musi się pilnować, żeby jej nie dotknąć. Żeby jej nie wziąć za rękę. Tylko tego 

chciały jego dłonie.

- No jak, podobny? - nalegała. Emil nie mógł za żadne skarby zrozumieć, dlaczego 

ciągle powtarza to pytanie.

- Ma jakby twoje oczy... - zastanawiał się. - Twój uśmiech. Ten sam kształt twarzy. 

Sądzę, że jest do ciebie podobny.

Ida, drżąc, nabrała powietrza. Przełknęła kilka razy ślinę.

- Dwanaście? - spytała. - Trzynaście lat? Emil skinął głową. Nadal stal blisko niej. Tak 

bardzo blisko.

Wystarczyło,   by   wyciągnął   rękę,   i   już   by   jej   dotknął.   Mógłby   opuszkami   palców 

pogładzić jej policzki.

- Czy Reijo wszedł na pokład?

Emil ponownie skinął głową.

Ida wpatrywała się w okno. Musiała odejść kilka kroków od Emila, żeby przez nie 

wyjrzeć. Chłopak był jej za to wdzięczny. Już nie musiał walczyć ze sobą i dokonywać wyboru.

Ida jest żoną Ailo, powtarzał w myśli. Żoną Ailo. Żoną Ailo.

- Wyruszył, zanim się tu zjawiłeś?

- Widziałem, jak Reijo w lekkiej łodzi odpłynął w stronę statku razem z kapitanem i 

chłopcem. Jakiś marynarz ich przewiózł.

Znowu tak dziwnie odetchnęła.

- Powinnam była go zobaczyć - odezwała się. Powiedziała to tak cicho, że Emil z 

trudem zrozumiał poszczególne słowa.

- Chyba nie możesz go znać? - zagadnął ostrożnie. Zdawał sobie sprawę, że najlepiej by 

zrobił, gdyby już poszedł.

Tylko potrząsnęła głową. Nie odrywała wzroku od dwóch statków zakotwiczonych w 

głębi fiordu.

- Czy mogłabym cię prosić, żebyś mnie tam zawiózł? Emil spojrzał na nią oszołomiony.

- Czego, u licha, chcesz tam szukać? - spytał. - Nawet nie ma mowy! Powinnaś siedzieć 

background image

w domu, póki nie wyzdrowiejesz. Ailo na ciebie czeka.

Emilowi łatwiej przyszło zapanować nad sobą, gdy wymawiał imię Ailo. To dobry 

sposób, by przywołać się do porządku.

Ida jakby się zmartwiła. Odeszła od okna. Usiadła zrezygnowana na ławie.

- Wiem - przyznała. - Wiem. Emil zastanawiał się, co jej powiedzieć. Nie znajdował 

słów pociechy. Nie mógł wyznać swych uczuć. Sama myśl o tym była niebezpieczna.

Powinien już iść.

Powiedział to na głos.

- Sądzę, że powinienem iść.

- Zostań! - poprosiła Ida.

Wystarczyło jedno jej słowo. Emil został.

Usiadł. Założył ręce na piersi. Uważał, że w ten sposób będzie bezpieczniej. Wiedział 

przynajmniej, gdzie są. Mógł być spokojny, że nie uczynią nic złego, nic, czego by później miał 

żałować.

- Czy czujesz się czasem samotny? - spytała Ida cichym, bezradnym głosem.

Emil nie przypominał sobie, by kiedykolwiek ją taką słyszał.

A znał Idę długo. Pamiętał jako małą dziewczynkę. Nawet wtedy jej głos nie brzmiał tak 

żałośnie. Zawsze umiała sobie radzić. Zawsze wydawała się samodzielna i odważna. Wiele razy 

potrafiła nawet napędzić strachu chłopcom w jej wieku. To nic przyjemnego, być pokonanym 

przez dziewczynę. Czy czuł się samotny? Emil musiał się uśmiechnąć. Zresztą wcale mu się to 

nie udało. Raczej się skrzywił. Wiedziała przecież, kogo o to pyta. A może nie... Wątpliwość 

przemawiała na jej korzyść. Nie sądził, by zadała to pytanie, żeby sprawić mu przykrość.

- Tak, Ida - odparł tylko. - Bardzo samotny.

- Co wtedy robisz?

- Staram się nie myśleć.

- W jaki sposób?

- Czasami upijam się do nieprzytomności - przyznał, nie czując szczególnej dumy z tego 

powodu.

- Ja nie mogę się upić - powiedziała, rysując palcem na kolanie niewidoczne wzory. - 

Czy to pomaga?

- Najczęściej nie - wyznał szczerze.

Nie uważał, żeby alkohol stanowił dobre rozwiązanie. Nigdy bowiem tyle nie myślał o 

Idzie jak wtedy, kiedy za dużo wypił. W dodatku zaczynał się nad sobą użalać. Czuł się jeszcze 

gorzej. Do tego na drugi dzień chorował z przepicia.

background image

- A co jeszcze? - dopytywała się. - Co jeszcze robisz w takich chwilach, Emil?

O Boże, jak to boli, słyszeć swoje imię w jej ustach! Nikt na świecie nie wypowiada go 

w taki sposób, choć ona nie zdaje sobie z tego sprawy. Po prostu to imię prześlizguje się ponad 

jej wargami jak podmuch wiatru. Wydaje się, jakby całowała je na drugiej sylabie.

Wtedy czuł, jakby znalazł się o krok od jej pocałunku...

- Myślę, że nic nie powinnaś robić. - Emil usiłował zapanować nad sobą. - Zresztą nigdy 

tak  naprawdę  nie  jesteś   sama,   Ida.  -  Starał  się   mówić   najsurowiej,   jak  tylko  potrafił.   We 

wszystkich śmiałych marzeniach wyobrażał sobie, że właśnie w takiej chwili powinien ją objąć, 

przyciągnąć do siebie, pozwolić jej wypłakać się na swoim ramieniu, a potem pocałowałby ją 

miękko i czule i odszedł. - Wiele osób przychodzi cię odwiedzać. Masz tylu przyjaciół. Nie 

znam nikogo, kto by cię nie lubił.

- Poza Indianne - wtrąciła Ida. Emil skrzywił się.

- Ona już nikogo nie lubi. To nie powód, żebyś czuła się samotna. Wiele osób martwi 

się o ciebie.

Nie wspomniał o sobie. Być może po sposobie, w jaki o tym mówił, domyśliła się, kogo 

Emil ma na myśli.

- Wierz mi, czuję się bardzo samotna - wyznała. - Ailo jest tak daleko, że nawet moje 

myśli tam nie sięgają. Co on teraz powinien jej powiedzieć? Że jego ramiona zawsze są dla niej 

otwarte? Ze nie musi się lękać, dopóki on jest przy niej?

Takie   słowa   były   zbyt   niebezpieczne.   Właśnie   tego   nie   powinien   mówić.   Nie   jej. 

Absolutnie nie jej. Nigdy...

- Trochę pewnie dokucza ci samotność. - Spostrzegł, jak ochryple brzmi jego głos. Nie 

pomogłoby nawet, gdyby odchrząknął. - Coś się zmieniło w twoim życiu, Ida. Nie możesz robić 

rzeczy, do których przywykłaś. Chodzisz w kółko i się nudzisz. Rozmyślasz, co robi teraz Ailo. 

To naturalne, że czujesz się trochę opuszczona.

- Nudzę się? - niemal parsknęła, choć nadal wyglądała bardziej jak cień pełnej ognia 

Idy, którą pamiętał.

- Przynajmniej nie musisz się obawiać, że Ailo wpadnie na jakiś głupi pomysł.

Emil chciałby, żeby Ailo był do tego zdolny. W każdym razie żeby należał do tego typu 

mężczyzn. Wtedy nie musiałby tu siedzieć i go bronić.

- Ailo za bardzo cię kocha, żeby oglądać się za innymi.

- Wiem - przyznała. - Ale siedzę tu sama. Ailo jest tak daleko. A ja nawet nie umiem 

sobie wyobrazić, jak tam jest. Nie jestem w stanie myśleć o tym, jak on żyje. Nie wiem. Nigdy 

nie widziałam jego stron. Nigdy tam nie byłam. I trochę się boję. I mam wyrzuty sumienia, bo 

background image

nie powinnam się bać stąd odjeżdżać, skoro pragnę znowu zobaczyć Ailo.

Gdyby tylko Emil mógł cofnąć czas. O kilka lat. Nie tkwiłby wtedy bezczynnie, dając 

się unosić prądowi, niczym ryba niezdolna do życia. Zebrałby wszystkie siły. Wziąłby Idę 

gwałtem, zanim zdążyłaby otworzyć oczy na tego Lapończyka.

To on powinien ją poślubić. On, tutaj. Żeby wiedziała, na co się godzi i jakie ją czeka 

życie w roli żony. Nie powinna się bać świata, który na nią czeka. Który jest jej równie obcy jak 

i jemu. Sam także lękał się o jej przyszłość.

- To... naturalne - rzekł bezbarwnie. - Myślałem o tym, jak ci tam będzie...

Po prostu wyrwało mu się. Ugryzł się w język i nie dokończył. Pragnął, by nie zwróciła 

na to uwagi.

- Miły jesteś, Emil. Wstała. W każdy ruch wkładała wiele wysiłku.

- Powinnaś się oszczędzać - rzekł. Szczerze się martwił jej stanem. - Nie wolno ci się 

męczyć. Minie jeszcze sporo czasu, zanim całkiem wrócisz do zdrowia.

Przystanęła   tuż   obok.   Spojrzała   na   niego,   lekko   się   uśmiechając.   W   jej 

zielonobrązowych oczach czaił się smutek. Emil wiedział, że nigdy nie odgadnie tych oczu. I 

nigdy też całkiem się od nich nie uwolni. Miały moc poruszania czegoś w głębi jego duszy.

- Czy naprawdę chcesz, żebym wyzdrowiała... szybko? - spytała zdziwiona.

- Oczywiście.

Podniosła rękę. Pośpiesznie odgarnęła włosy z czoła. Albo też przegoniła kłopotliwą 

myśl.

- Jesteś zbyt miły - stwierdziła. Nie wyjaśniła, co miała na myśli. Emil czuł, że coś 

ściska go za gardło.

Ida pewnie go przejrzała. Na wskroś. Chyba nie udało mu się niczego przed nią ukryć. 

Jemu, który sądził, że jego maska jest nieprzenikniona. Ale dziewczęta wyczuwają takie rzeczy. 

Zdobywają ten dar już we wczesnej młodości. Zawsze wiedzą, kto za kim wodzi wzrokiem. Nie 

tylko dlatego, że rozmawiają o tym między sobą. Dostrzegają najdrobniejsze znaki, których 

nikt, wydawałoby się, nie może zauważyć.

- Chciałbym, żeby ci się powiodło - wyznał.

Patrzył za nią. Stała kilka sekund w drzwiach. Potem wyszła. Powoli, jakby dając mu do 

zrozumienia, żeby poszedł za nią.

Tak było chyba najlepiej.

Powietrze w domu zaczynało gęstnieć, chociaż drzwi stały otwarte na oścież.

Czasami odgrodzenie się czterema ścianami od świata może okazać się niebezpieczne.

Ida usiadła spokojnie na schodach, zostawiając miejsce dla Emila. Wystarczająco dużo, 

background image

by nie znalazł się zbyt blisko.

Dziewczyny takie są. Myślą o wszystkim. Stawiają sprawy jasno. Zwracają uwagę na 

drobiazgi, które mogą znaczyć tak wiele.

Emil głęboko zaczerpnął powietrza, zanim ruszył za nią. Nie uczyni niczego, czego by 

później żałował - nie na schodach, gdzie każdy ich mógł zobaczyć.

Znowu mu pomogła. Tak jakby naprawdę rozumiała, że jest mu trudno. A on nawet nie 

mógł jej o nic zapytać, tylko musiał grać, tak jak chciała.

Usiadł ciężko jak najdalej od niej. Oparł się plecami o ścianę. Wieczór był tak ciepły, że 

powietrze nie zdołało go ostudzić.

Będzie musiał sam sobie poradzić. Użyć własnych sił.

- To nie w porządku, że rozmawiam o tym właśnie z tobą - zaczęła Ida.

- To nic - odparł, starając się, by jego głos zabrzmiał beztrosko.

Zerwał   kilka   źdźbeł   trawy,   wybrał   najdłuższe   i   wsunął   między   zęby.   Bawił   się 

pozostałymi, splatając je w palcach.

- Jednak uważam, że to nie w porządku. Po prostu się nie zastanowiłam. Wiesz, jaka 

jestem bezmyślna.

Emil podniósł głowę. Napotkał jej wzrok. Boleśnie zdawał sobie sprawę, że maska 

spadła mu z twarzy. Ze na nic całe przebranie.

- Nie jesteś bezmyślna - zaprotestował. - Nie sądź o sobie tak źle, Ida! Nigdy przedtem 

tak nisko się nie oceniałaś. Nie rób tego teraz. To nie twoja wina.

Bezwiednie położyła swą dłoń na jego dłoni i raptownie ją cofnęła.

Odwróciła się. Zaczęła gorączkowo wygładzać spódnicę.

Emilowi wydawało się, że nadal czuje ciepło jej dłoni. Krótkie muśnięcie, którym długo 

będzie żył.

- Chyba dużo o mnie myślisz, Emil? - spytała. - Odnoszę wrażenie, że zbyt dużo - 

dodała.

- To nie twoja wina - powtórzył. Czuł się nędznie.

- Czy właśnie o mnie myślisz, kiedy czujesz się bardzo samotny?

- Nie powinnaś o to pytać - syknął przez zaciśnięte zęby. - Nie powinnaś o to pytać, Ida!

- Wybacz mi - poprosiła. - Masz rację. Wcale nie jestem sama. Mam Ailo, choć on jest 

daleko.

- Powinienem iść - rzekł. Ale nie ruszył się z miejsca.

- Przejdzie ci - powiedziała. Tym razem to ona czuła się nędznie.

- Tak - przyznał. Ale jego głos zabrzmiał, jakby sam w to nie wierzył. Nie dał też Idzie 

background image

większej nadziei.

- Nie musisz tu przychodzić, jeżeli nie chcesz...

- Mogę nie przychodzić, jeżeli nie lubisz moich odwiedzin - zgodził się.

- To nie o to chodzi! - wybuchnęła Ida zmieszana. Emil nigdy się nie wyróżniał, nigdy 

do tej pory. - Lubię z tobą rozmawiać - rzekła wreszcie, tak jakby uświadomiła to sobie dopiero 

w tej sekundzie. - Myślę, że w gruncie rzeczy zawsze lubiłam rozmawiać z chłopcami. Bardziej 

niż   z   dziewczętami.   To   co   innego.   I   uważam,   że   milo   się   z   tobą   gawędzi,   Emil.   Jesteś 

człowiekiem, którego mogę słuchać. Masz swoje własne zdanie. I pozwalasz mi wyrażać swe 

myśli, nie mówiąc, że jestem niemądra i że dziewczęta stworzone są do czego innego.

- W takim razie nadal będę przychodził. Zobaczył, że chciała coś powiedzieć, uprzedził 

ją jednak i dodał:

- Nie przychodzę tylko po to, żeby cię zobaczyć, Ida. Choć również z tego powodu. Nie 

zamierzam cię okłamywać. Zależy mi również na twojej przyjaźni. Jest dla mnie zbyt cenna, 

bym chciał ją stracić. Sądzę, że kiedyś mi to przejdzie. Nigdy nie dałaś mi do zrozumienia, że 

znaczę dla ciebie więcej niż inni. Zawsze traktowałaś mnie jak przyjaciela. Chciałbym nim zo-

stać, Ida. Przyjacielem.

Ich spojrzenia na długo się spotkały. To była zbyt ciepła letnia noc. Oboje czuli się zbyt 

samotni. Okoliczności zbytnio im sprzyjały. To byłby koniec pięknej przyjaźni.

- Myślę, że lepiej będzie, jeśli już pójdziesz - stwierdziła. Emil wstał.

- Tak, chyba masz rację - odparł.

background image

7

Kiedy Reijo wszedł do kajuty Jewgienija, odniósł wrażenie, jakby wrócił do przeszłości. 

Co prawda to nie ten sam statek, ale wiele go przypominało. Może urządzony był mniej bogato 

niż tamten.

Reijo zwrócił uwagę na samowar, równie błyszczący jak ten, który pamiętał. Może to 

zresztą ten sam? Bez samowara rosyjski kapitan nigdy nie wyruszał w morze.

W   kącie   Reijo   zauważył   miedzianą   umywalnię,   rukamojkę,   przypominał   ją   sobie. 

Składała się z pojemnika na wodę, kranu i umywalki. Na jednej ze ścian wisiała ikona, nie tak 

pozłacana jak ta, którą Jewgienij kiedyś podarował Raiji, ale komuś, kto nie posiadał w domu 

obrazów, mogła zaprzeć dech w piersiach. Pod obrazem Matki Boskiej na niewielkim stoliku 

stała lampa olejowa. W kredensie obok nadal znajdowały się filiżanki, ale już nie z tak pięknej 

porcelany jak kiedyś. Koję pokrywał prosty koc. Na krzesłach leżały skórzane poduszki - nie 

haftowane. W pomieszczeniu przeważały barwy brązowe i niebieskie.

Reijo usiadł na krześle wskazanym przez gospodarza. Jewgienij powiedział coś bardzo 

szybko do chłopca. Ten zerknął zaciekawiony na Reijo, ale najwyraźniej ojciec nie chciał, by 

był obecny podczas rozmowy.

Chłopiec podszedł do Reijo i grzecznie podał mu rękę na powitanie. Reijo domyślił się, 

że Jewgienij o to właśnie poprosił syna. Wiedział, że na wschodzie obowiązują inne zwyczaje.

Uścisnął wyciągniętą dłoń. Uśmiechnął się. Zobaczył Raiję w tej młodej twarzy.

Chłopiec   powiedział   kilka   słów.   Jednak   wymówił   je   za   szybko,   żeby   Reijo   coś 

zrozumiał,  chociaż  bardzo się  starał.  Minęło wiele   czasu,  odkąd  używał  języka  rosyjsko - 

norweskiego. Uszy straciły wprawę w wyłapywaniu obcych dźwięków.

- Mój syn musi się pożegnać - odezwał się Jewgienij. - Ma swoje obowiązki. Poza tym 

nie mówi w żadnym ze znanych ci języków.

Reijo nawet nie mrugnął.

- To prawdziwa przyjemność móc go poznać. Jest przystojnym młodym mężczyzną. 

Wspaniałym synem, jakiego sam pragnąłbym mieć.

Jewgienij przetłumaczył chłopcu słowa Reijo. Twarz, tak bardzo przypominająca twarz 

Raiji, rozjaśniła się w uśmiechu.

Chłopiec opuścił kajutę.

Jewgienij napełnił rumem dwie szklanki. Uczynił to bardzo ostrożnie, musiał uważać, 

odkąd   miał   tylko   jedną   rękę.   Reijo   zdawał   sobie   sprawę,   że   byłoby   obrazą,   gdyby 

zaproponował mu pomoc.

background image

W  milczeniu   trącili   się   szklankami.   Wypili.   Jewgienij   odstawił   naczynie   na  środek 

stolika.

- Co u niej słychać? - spytał Reijo.

- A co chciałbyś usłyszeć? - odpowiedział Jewgienij pytaniem. Jeden z jego policzków 

lekko drgnął.

- Prawdę - odparł Reijo. Trzymał dłoń mocno zaciśniętą na szklance. Miał nadzieję, że 

nie wykonano jej z delikatnego kryształu, gdyż łatwo mógłby ją skruszyć.

Jewgienij westchnął.

- Zorientowałeś się, że chłopak jest jej synem?

- Nie jestem ślepy - rzucił Reijo. Szklanka rozgrzała się.

Gospodarz wypił trunek do dna. Napełnił sobie jeszcze raz, nalał Reijo.

-   To   do   mnie   powinieneś   mieć   pretensje   -   zaczął.   -   Jeżeli   masz   żywić   do   kogoś 

nienawiść, to tylko do mnie. Ona jest bez winy. To ja ją uwiodłem. Wykorzystałem wszystkie 

możliwości, żeby została.

- A teraz? - spytał Reijo.

- Nie żyje.

Być   może   właśnie   to   Reijo   chciał   usłyszeć.   Wiadomość   nie   okazała   się   dla   niego 

szokiem.

- Kiedy? Nie używali wielu słów. Porozumiewali się tak zdawkowo, jak to możliwe.

- Chłopak ma czternaście lat - rzekł Jewgienij. - Wtedy nie skończył jeszcze roku. Z 

przyjaciółką wracała z Archangielska do domu, mieszkam na przedmieściu. Jechały wozem 

konnym.   Była   zima.   Jedno   ze   zwierząt   przestraszyło   się,   pociągnęło   za   sobą   wóz.   Raija 

wypadła i dostała się pod koła.

Zamilkł - pewnie nie był w stanie przytoczyć szczegółów.

Trzynaście lat temu?

- Nie cierpiała - dodał Jewgienij. - Umarła pod niebem rozświetlonym zorzą polarną.

Reijo uniósł szklankę do ust. Przełknął złocisty napój. Poczuł, jak pali w gardło.

- Czekałeś na nią?

- Właściwie nie - odpowiedział Reijo w zamyśleniu.

Czuł pewnego rodzaju niepokój. Nie lubił kłamać, ale trudniej by było się przyznać, że 

przez ostatnie piętnaście lat właściwie nie żył.

- Masz kogoś?

- Nie wiedziałem, czy mogę się ożenić - rzucił krótko Reijo. - Teraz już wiem.

Nie odpowiedział wprost na pytanie.

background image

- A jak się wiedzie jej dzieciom?

-   Dobrze   -   rzekł   Reijo  nie   bez   dumy.   -  Stały  się  moimi   dziećmi   -   mówił   dalej.   - 

Wszystkie już znalazły sobie współmałżonków. Założyły własne rodziny. Maja wyjechała do 

Finlandii   z   pewnym  młodym   człowiekiem   z   tamtych   stron.   Knut   mieszka   tam,   gdzie   stał 

pierwszy dom Raiji, ożenił się z ładną, miłą Finką. Moja Ida wyszła za mąż za syna Mikkala.

- Było chyba jeszcze jedno?

- Tak, Elise - Reijo uśmiechnął się. - Przybrana córka Raiji. Wyszła za mąż za brata 

Raiji, Mattiego. Wszystkim dobrze się układa.

- Czy nienawidzą jej?

- Nie, nie żywią nienawiści - odparł Reijo. - Ale nigdy jej nie rozumieli. Mnie też było 

trudno. Kiedy zobaczyłem waszego syna, zrozumiałem. Zawiodła wiele osób. Nie mogła jednak 

opuścić   nowo   narodzonego   dziecka.   Było   jej   ostatnią   szansą.   Pewnego   rodzaju   za-

dośćuczynieniem.

- Nadaliśmy mu imię Michaił - rzeki Jewgienij.

- To w pewnym sensie zrozumiale - zauważył Reijo. - Ładny chłopak, Jewgienij. Bywa, 

że bardzo chciałbym mieć syna.

- Nadal jesteś młody. Reijo skinął głową. Wiele osób mu to powtarza. Teraz już wie, że 

może się bawić takimi myślami. Nikomu nie wyrządzi krzywdy.

- Co się stało z twoją ręką?

Wskazał głową na prawy bark Jewgienija. Wyglądało na to, że Rosjanin nauczył się z 

tym żyć. Musiał stracić rękę dawno temu.

- Upadek z masztu. Ramię zaczepiło się o linę.

Uśmiechnął się gorzko nad pustą szklanką. Tym razem Reijo nalał. Jewgienij okazał 

swą gościnność, Reijo mógł go teraz wyręczyć.

- Zdarzyło się to w trakcie podróży z Norwegii - opowiadał Jewgienij. - Złapał nas 

sztorm. Wtedy, piętnaście lat temu. To Raija uratowała mi życie. Zatamowała krwotok. Trzeba 

było amputować ramię. Raija opiekowała się mną.

- Potrzebowałeś jej! - Reijo olśniła nowa myśl. - Zawsze tęskniła za kimś, kto by jej 

potrzebował, za kimś, dla kogo by coś znaczyła.

Jewgienij skinął głową. Taka właśnie była Raija. Również jego Raija. Cechy charakteru 

nigdy się nie zacierają. Tylko pamięć o dawnym życiu została wymazana. Dawna Raija umarła 

pod północnym niebem owej zimowej nocy w Owinie. Nie skłamał. Inna Raija rozpoczęła 

nowe życie.

- Bóg jeden wie, jak bardzo jej potrzebowałem.

background image

- A jak się tobie powodzi? - zainteresował się Reijo.

- Dobrze - Jewgienij wzruszył ramionami. Jego twarz wydawała się zmęczona. Pojawiły 

się   na  niej   linie,   których   u  Reijo  trudno  by   się   doszukać.   -   Zbudowałem   niewielką   flotę. 

Wspólnie z przyjacielem. Przez wszystkie te lata pływał jako kapitan na jednym ze statków. Dla 

mnie to pierwsza wyprawa po długiej przerwie, Reijo.

Po piętnastu latach. Ale dorobiłem się niezłego majątku. Michaił dostanie co nieco po 

swoim ojcu.

Nie wyglądało na to, by Jewgienij uważał, że jest o czym mówić. W życiu przecież tyle 

innych rzeczy liczyło się bardziej niż powodzenie materialne.

- Mnie też powodzi się nie najgorzej - zapewnił Reijo. Dodał jeszcze tylko jedno słowo: 

- Złoto.

Nie przyznał się, że nie sam je znalazł, Jewgienij nie musi wiedzieć wszystkiego. Poczuł 

złość. Potrzebę konkurowania z mężczyzną siedzącym naprzeciw.

- To dobrze. Nie zniósłbym myśli, że cierpicie niedostatek.

- Dlaczego nigdy nie przesłałeś nam żadnej wiadomości? - spytał Reijo po dłuższej 

chwili. Nie patrzyli sobie w oczy, uciekali wzrokiem w bok, pogrążeni we własnych myślach. - 

Co roku przypływały tu rosyjskie statki - mówił dalej Reijo. W jego głosie wyczuwało się cień 

oskarżenia. - Bardzo często zawijały szkuty z Archangielska. Dlaczego nigdy nie wysłałeś 

listu?

Jewgienijowi łatwo by przyszło udać zdumionego i powiedzieć, że przecież przekazał 

wiadomość. Ze pewnie zginęła po drodze.

- Myślałem o tym - rzekł ciężko. - Myślałem o tym cholernie wiele razy. I ciągle 

zwlekałem. Odsuwałem od siebie ten zamiar. Zawsze powstrzymywała mnie świadomość, że 

mamy różny alfabet.

Obaj wiedzieli, że nie była to przeszkoda nie do pokonania.

Jewgienij zamyślił się.

- Chyba się balem, że kiedy przeleję słowa na papier, to tak jakbym zabijał ją po raz 

drugi.

Reijo nie odezwał się. Musiał uznać takie wytłumaczenie. Niezależnie od tego, jakie 

motywy kierowały Jewgienijem, było za późno, żeby cokolwiek zrobić.

Jewgienij powiedział, że Raija zmarła trzynaście lat temu.

A on tak długo żył nadzieją. Nadzieją nie do spełnienia.

- Mieszkała w Rosji dwa lata - wykrztusił Reijo z wysiłkiem. - Jak jej się wiodło? 

Mówiłeś, że miała przyjaciółkę?

background image

Jewgienij skinął głową.

- Antonię.  To żona mojego  wspólnika,  który  jeszcze  tym  razem jest  sternikiem  na 

naszym statku. Antonia zaprzyjaźniła się z Raiją. Bardzo się od siebie różnią, ale przyjaźń nie 

zawsze opiera się na zgodności charakterów.

Żaden nie zwrócił uwagi, że Jewgienij mówił o Raiji w czasie teraźniejszym. Umysły 

obu zdążył już przyćmić rum.

- Statek, którym przypłynęliśmy, został nazwany od ich imion. - Jewgienij uśmiechnął 

się. - Mamy również jeden, który ochrzciliśmy „Sankt Nikołaj”. Lepiej nie ryzykować. Inny 

nosi nazwę „Raisa”, najbardziej przypominającą imię Raiji, które niektórym moim rodakom 

trudno jest wymówić. Mamy też „Tonie”, zdrobnienie od Antonii. No i ten, „Raija Antonia”.

- Zamierzałeś mnie odnaleźć? - spytał niespodziewanie Reijo. - Zamierzałeś przybić do 

brzegu i mi o niej opowiedzieć, gdybyśmy się przypadkiem nie spotkali?

Dwóch silnych mężczyzn spojrzało sobie w oczy. Długo nie odrywali od siebie wzroku.

- Nie - rzekł Jewgienij po chwili, która wydała się wiecznością. Chociaż nietrudno było 

skłamać,   prawda   kosztowała   najmniej.   -   Przypłynąłem,   żeby   Michaił   zobaczył   to   miejsce. 

Zastanawiałem się, czy nadal tu mieszkasz. Godzinami wpatrywałem się w twój dom. Miałem 

nadzieję, że kto inny się tu wprowadził. Miałem nadzieję, że kogoś poznałeś i rozpocząłeś nowe 

życie w zupełnie innym miejscu.

Reijo winien był zatem podziękowania Emilowi za to, że wreszcie nie będzie żył w 

niepewności. Emilowi i suszonym rybom. Nie wierzył w przeznaczenie. Coś tak zagmatwanego 

jak jego życie nie mogło zostać z góry zaplanowane.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - rzekł. Jewgienij spojrzał na niego zdumiony. 

Uniósł brwi.

Reijo zauważył, jak bardzo się postarzał. Nasada włosów przesunęła się ku górze. Czoło 

wydawało się bardzo wysokie. Policzki zapadły się, pomarszczyły.

- Czy Raija była szczęśliwa?

W uszach zadźwięczało mu echo wróżby, którą Raija usłyszała jako dziecko. Wróżby, 

w którą sama wierzyła, którą się pocieszała, kiedy wszystko sprzysięgało się przeciw niej. 

Często powtarzała ją Reijo - słowo po słowie, tak że i on znał na pamięć treść przepowiedni, 

którą dawno temu wyszeptała Elle, stara ciotka Mikkala, kiedy odczytała z dłoni Raiji jej los.

Elle   obiecała   dziewczynce  szczęście.   I  Raija   była  z   Mikkalem   szczęśliwa.  Żyła   na 

wygnaniu, ale miała miłość Mikkala. To były szczęśliwe lata.

Potem Mikkal umarł. Wydawało się, że wróżba dopełni się wraz z jego śmiercią. Umrze 

razem z nim.

background image

Sądzili, że szczęście Raiji wiąże się ściśle z Mikkalem. Co innego wydawało się nie do 

pomyślenia.

- Czy była szczęśliwa? - powtórzył Reijo. - Tylko o to chciałem zapytać. Zachowaj 

swoje wspomnienia, Jewgienij. Dla mnie tylko to jedno ma znaczenie.

- Tak. - Jewgienij powiedział to z przekonaniem. - Była szczęśliwa, Reijo. Nigdy nie 

wierzyłem, że uda mi się ofiarować jej choćby ułamek tego, co straciła. Ale mimo wszystko 

dobrze   nam   się   ułożyło.   Jej   wystarczyło   to,   co   posiadałem.   Pokochała   mnie.   I   znalazła 

szczęście.

- Czy nazywała to pewnego rodzaju miłością? - spytał Reijo. Bez goryczy. Raczej z 

ciekawością.

Jewgienij pokręcił głową, nie zrozumiał.

- Nie, mówiła po prostu, że mnie kocha - wyznał. Reijo nie pytał, jak mu się udało 

zdobyć jej miłość.

To nie miało sensu.

Cieszył   się,   że   Raija   znalazła   spokój.   Sny   okazały   się   wytworem   jego   wyobraźni. 

Niezwykle i wyczerpujące sny. Dziedzictwo Mai już tak nie przerażało. Nosiła je w sobie przez 

całe lata, zanim się ujawniło. Podobnie było w wypadku Raiji. Dopiero jako dorosła zauważyła, 

że posiada zdolności, jakich inni nie mają.

- Ida jest w domu. Może chciałbyś, żeby Michaił ją poznał? - zaproponował.

Jewgienij pokręcił głową.

- Nie, wolałbym, żeby Michaił nic nie wiedział o dawnym życiu Raiji. Nie chcę jej 

przedstawiać w innym świetle. Chcę, żeby pozostała w jego wspomnieniach taka, jaką ja ją 

pamiętam. Czy mnie rozumiesz?

Reijo przytaknął. Być może na miejscu Jewgienija postąpiłby tak samo.

- Szkoda, że nie mogę jej przekazać, że jej dzieci mają się dobrze - rzekł Jewgienij i z 

trzaskiem odstawił szklankę.

Reijo tylko pokiwał głową. Wypił, uznając pewien etap swego życia za skończony.

- Odpływacie jutro?

- Tak. Z samego rana. Na statku nie miał już nic do roboty. Już nie. Załatwił więcej 

spraw, niż zamierzał. A może oszukiwał samego siebie? Może właśnie w tym jednym celu tu 

przybył?

Reijo   dźwignął   się   na   nogi.   Uścisnął   lewą   dłoń   Jewgienija.   Długo   patrzył   w   jego 

brązowe, głęboko osadzone oczy. Zdawał sobie sprawę, że widzą się po raz ostatni. Nie istniało 

już nic, co mogłoby ich łączyć.

background image

- Dziękuję, że uczyniłeś ją szczęśliwą. Jewgienij skrzywił się.

- Połóż kilka kwiatów na jej grobie - dodał Reijo. - Takich drobnych, które rosną na 

skałach. Bardzo je lubiła.

Kapitan skinął głową i przełknął.

Reijo wspomniał słowa wypowiedziane przez Maję głosem podobnym do głosu Raiji. 

Prośbę o wybaczenie i o to, by pozwolili jej spocząć w morzu. Nie wyjawił ich Jewgienijowi.

Nie chciał mu sprawiać przykrości.

To był sen... tego drugiego rodzaju.

W każdym razie prośba dotarła za późno.

- Poproszę kogoś, by odwiózł cię do brzegu - zaproponował Jewgienij.

Odprowadził Reijo na pokład. Władczym głosem wydał komendę.

Natychmiast pojawił się młody marynarz. Wypełnił polecenie. Na wodę spuszczono 

łódź, przez burtę przerzucono sznurową drabinkę.

Reijo ponownie pożegnał się z Jewgienijem. Wśród innych dostrzegł twarz syna Raiji - 

uniósł dłoń w geście pozdrowienia. Potem zszedł po trapie i usiadł w łodzi. Zwrócił twarz w 

stronę brzegu i swego domu.

Zaczął nowe życie. Życie bez Raiji.

- Kim był ten pan, tato? - spytał Michaił. Stał razem z ojcem, patrząc, jak łódź z 

nieznajomym ślizga się po falach w stronę lądu.

Jewgienij położył rękę na ramieniu syna.

- To ten człowiek, którego kiedyś znałem, chłopcze.

- Ten, o którym sądziłeś, że się wyprowadził? Jewgienij skinął głową.

-   Był   dobrym   przyjacielem,   Michaił.   Przyjacielem,   którego   podle   oszukałem. 

Nadużyłem jego zaufania. Dlatego bałem się tego spotkania.

- Mimo wszystko dobrze, że jednak się spotkaliście - stwierdził Michaił, który patrzył 

na świat z perspektywy swoich czternastu lat. - Wygląda na to, że ci wybaczył, tato. Wydaje mi 

się, że to miły człowiek. Podobały mi się jego słowa: że chciałby mieć takiego syna jak ja. 

Myślisz, że i on mnie polubił?

-   Jestem   tego   pewien.   W   przeciwnym   razie   nie   powiedziałby   czegoś   takiego.   To 

człowiek, który mówi to, co myśli, wielkoduszny Reijo.

- Ma na imię podobnie jak mama! - zawołał chłopak zdumiony.

- Tak, ja również zwróciłem na to uwagę - przyznał ojciec.

- Myślisz, że ją znał? Jewgienij nie mógł odpowiedzieć. Wzruszył tylko ramionami.

- Nigdy go o to nie pytałeś? Jewgienij tylko potrząsnął głową. Nie był w stanie dłużej 

background image

kłamać.

- Odwiedzimy go?

- Nie, Michaił. Jutro odpływamy. Przed nami jeszcze kilka fiordów. Musimy kupić 

więcej ryb przed powrotem do domu. Nie sądziłem, że pływanie już ci się sprzykrzyło. A tak 

marudziłeś, żeby cię zabrać w tę podróż. Tyle wysiłku w to włożyłem, żeby przekonać matkę, 

by się zgodziła...

Michaił pośpieszył z zapewnieniami, że wcale mu się nie znudziło. Wręcz przeciwnie. 

Ale chętnie by zobaczył z bliska, jak żyją ludzie w tym kraju.

- Zawiniemy jeszcze do kilku fiordów - zapewnił go Jewgienij.

Michaił nic nie mógł na to poradzić, że dla niego ten jeden fiord miał w sobie coś 

szczególnego.

Nie przyznał się do tego głośno, ale właśnie postanowił, że kiedyś tu wróci.

- Zostanę kapitanem tak jak ty, tato - rzekł zdecydowanie.

Jewgienij przygarnął syna. W tej chwili czuł, że wszystkie kłamstwa były warte ceny, 

jaką zapłacił. Nawet to, które dopiero co powiedział Reijo, potrafił usprawiedliwić, słysząc, że 

Michaił chciałby być do niego podobny.

Dawno już droga prowadząca do domu nie wydawała się tak długa i trudna jak tym 

razem.

Reijo zatrzymał się w połowie. Musiał się odwrócić i spojrzeć na statek.

A więc te dziwne litery w części składały się w jej imię. „Raija Antonia”. Przyłapał się 

na   tym,   że   się   zastanawia,   jaka   była   ta   Antonia,   która   zdobyła   zaufanie   Raiji   i   została 

przyjaciółką, o jakiej Raija marzyła przez całe życie.

Nie ma sensu tego roztrząsać. Nigdy się tego nie dowie.

Spotkał Idę na schodach chaty. Zdenerwowany zapędził ją do domu. Nakazał usiąść jak 

najbliżej paleniska i dołożył drew.

- O czym ty, do licha, myślisz, dziewczyno? Co ci strzeliło do głowy, żeby wysiadywać 

o tej porze na schodach? Dopiero wstałaś z łóżka. Czy masz zamiar tam wrócić na dłużej?

- Czekałam na ciebie, tato.

Jej oczy były podobne do oczu chłopca. Michaiła. Reijo nie rozumiał, jak Jewgienij 

mógł się zgodzić, by syn nosił to imię. Rosjanin musiał być absolutnie pewien uczuć Raiji. 

Reijo nie do końca to pojmował.

- Prosiłem Sedolfa i Emila, żeby ci przekazali, że zostałem zaproszony na statek i wrócę 

później. Nie było ich tutaj?

- Był Emil - potwierdziła Ida.

background image

- Sam? Dziewczyna skinęła głową.

- Mieli iść razem - burknął Reijo, starając się przypomnieć sobie swoje słowa. Być może 

wyraził się niejasno.

-   Emil   nie   jest   dzikim   zwierzęciem,   tato   -   zauważyła   Ida   spokojnie.   -   Pewnie   nie 

pamiętasz, że potrafiłam doskonale się obronić przed wszystkimi zalotnikami, zanim wyszłam 

za mąż. Teraz nie jest ani trochę trudniej.

Reijo podejrzewał, że Ailo był pierwszym mężczyzną Idy. Miło mu się zrobiło, gdy to 

potwierdziła. Jeśli sam miałby się oceniać, mógłby uznać, że dobrze sobie poradził jako ojciec. 

Nikt inny zresztą by go za to nie pochwalił.

- Powinnaś leżeć w łóżku. - Reijo nie miał ochoty rozmawiać o Emilu.

- Chciałam na ciebie poczekać. Sposób, w jaki to powiedziała sprawił, że Reijo uniósł 

brwi. Podniósł głowę i napotkał spojrzenie córki. Nawet nie drgnęła jej powieka.

- Czy nie zamierzałeś mi o tym powiedzieć? - spytała.

- Tu nie ma nic do opowiadania - odparł Reijo lekko. - Piliśmy herbatę i rozmawialiśmy.

- Herbatę! - prychnęła.

- No dobrze, rum. - Reijo wpatrywał się w ogień paleniska. - O tym też nie ma co 

opowiadać.

- Emil się wygadał - rzuciła Ida głosem miękkim jak jedwab.

Reijo gwałtownie się odwrócił. Pięści znalazły schronienie w kieszeniach. Tam mogły 

się bezpiecznie zacisnąć.

- Zagalopował się i niechcący wyznał, że znałeś kapitana, tato - mówiła dalej Ida. - O ile 

mi wiadomo, nie znasz zbyt wielu Rosjan. W każdym razie niewielu takich, którzy pływają jako 

kapitanowie statków. - Zrobiła wymowną przerwę. Nie spuszczała z niego wzroku. Następnie 

rzuciła pytanie: - To nie ten statek, ale właściwy człowiek, prawda?

- Dokładnie - odparł Reijo.

- Emil mówił, że był tam chłopiec... Reijo przytaknął w milczeniu.

- Czy rzeczywiście jest do mnie podobny? Reijo usiadł na wprost Idy i obiema rękami 

chwycił jej dłonie.

W palenisku głośno trzaskało suche drewno. Nie musieli palić, nawet ze względu na 

chorobę Idy, ale przy ogniu w domu robiło się przytulniej. Reijo czuł, że tego potrzebuje.

- Jest do ciebie podobny. Bardziej niż Knut i Maja. Ma ten sam uśmiech co ty. Jego 

oczy są co prawda brązowe, nie zielonobrązowe jak twoje, moje dziecko, ale z powodzeniem 

mogłyby znaleźć się na twojej twarzy. Skończył czternaście lat i jest twoim bratem. Na imię ma 

Michaił.

background image

Ida pochyliła głowę. Musiała zamknąć oczy. Nie potrafiła określić, co czuje.

- Nas było tróje - odezwała się. Za jej słowami kryła się surowość, której Reijo dotąd nie 

znał.   -   Właściwie   czworo.   Z   Elise.   Opuściła   mnie,   kiedy   byłam   jeszcze   niemowlęciem.   I 

wybrała jego, jego i tego mężczyznę. To... zdrada...

- Mieliście mnie - rzekł Reijo. - Nie osądzaj jej zbyt surowo. Jewgienij jej potrzebował. 

Bardziej niż ja. Została przy chłopcu, który był jeszcze maleńki. Trudno powiedzieć, co by 

wybrała twoja matka, gdyby miała tę możliwość...

Ida spojrzała w górę. Pytająco. Oczyma Raiji. Nigdy nie miała się dowiedzieć,  jak 

bardzo jest podobna do matki.

- Nie żyje. Umarła trzynaście lat temu. To był wypadek.

Reijo ściszonym głosem powtórzył wszystko, co usłyszał od Jewgienija.

Ida  mimo  wszystko  nie  była  w  stanie  usprawiedliwić  postępowania  matki.   Nie   tak 

szybko jak Reijo. Ale nie odzywała się.

Ojcu potrzebny jest spokój. Musi się z tym oswoić. Ida zapragnęła znaleźć się blisko 

Ailo, by móc z nim o tym porozmawiać. Ailo znał Raiję i pamiętał ją.

Pomyślała,   że  teraz   łatwiej   będzie   pogodzić   się   z   losem.   A  jednocześnie   czuła   się 

rozczarowana. Została pozbawiona czegoś, co w głębi duszy zawsze pragnęła przeżyć.

Marzyła o spotkaniu z Raiją twarzą w twarz.

- Chcę się z nim zobaczyć - odezwała się. - Z Jewgienijem. I z jego synem. Z chłopcem, 

który jest moim bratem. Z Michaiłem... - dodała, wpatrując się w ogień. - Raija miała więc na 

tyle przyzwoitości, by w ten sposób zachować o nim wspomnienie. Żeby nazwać syna jego 

imieniem. Nie mogła kochać tego Rosjanina bardziej, niż kochała Mikkala.

- Statek odpływa jutro - rzekł Reijo. - Ja także zaproponowałem, żebyście się poznali. 

Ale Jewgienij się nie zgodził. Michaił nic o was nie wie. Nie wie, że Raija miała więcej dzieci, 

a Jewgienij nie chce, żeby chłopak się dowiedział. Jest jego ojcem. Musimy to uszanować, 

Ida...

- Czuję, że coś tu jest nie w porządku - zastanowiła się Ida. - Czuję, że coś tu absolutnie 

nie jest w porządku, tato!

Reijo był skłonny się z nią zgodzić. Ale uznał decyzję Jewgienija.

- Wiemy przynajmniej, że jej nie ma - westchnął. Ida skinęła głową. Wypełniła ją 

ogromna pustka. Powinna raczej czuć ulgę albo smutek, ale nie pojawiło się ani jedno, ani 

drugie.

Była  córką Raiji,   lecz  właściwie   nigdy  nie miała  matki.  Jedyne,   co teraz  czuła,  to 

pustka.

background image

8

Załoga   rosyjskiego   statku   zdążyła   podnieść   kotwicę   i   wciągnąć   żagle,   kiedy   Knut 

dowiedział się prawdy o Raiji.

- Ta wiadomość nikogo z nas nie szokuje - rzekł, patrząc przymrużonymi oczyma za 

oddalającym   się   żaglowcem,   który   dotarł   już   na   środek   fiordu.   -   Nie   spodziewaliśmy   się 

niczego innego, prawda? Ale chciałbym spotkać tego człowieka. I chłopca. To niedobrze, że go 

przed nami ukrywa. Nie rozumiem, dlaczego...

Reijo niewiele się odzywał. Poszarzał na twarzy. Nie potrafił bronić mężczyzny, dzięki 

któremu Raija była szczęśliwa.

- Może istnieć wiele powodów - rzuciła pojednawczo Anjo. - To jego życie.

- Nasze także - Ida zadziornie wysunęła brodę. - Będę teraz rozmyślać o bracie, którego 

nigdy nie widziałam. Nawet Sedolf i Emil go poznali, a ja nie.

Knut zgadzał się z siostrą.

-   To   niesprawiedliwe.   Dlaczego   nikt   mnie   nie   zawiadomił?   Na   pewno   bym   tam 

popłynął.

- Dwadzieścia pięć lat - westchnęła Ida. - Ciekawa jestem, jak bym zareagowała, gdyby 

ktoś mi powiedział, że zostało mi jeszcze tylko sześć lat życia. Dwadzieścia pięć...

Reijo wstał i wyszedł bez słowa.

- Bardzo się tym przejął - zauważył Knut.

- Kiedy w nocy wrócił do domu, wydawało się, że mu ulżyło - powiedziała Ida. - 

Dopiero dzisiaj zrobił się taki ponury. Tak jak gdyby nie chciał, żebyśmy o tym rozmawiali. 

Nie sądzę też, że łatwo mu będzie zapomnieć.

- To przez to dziecko - stwierdziła Anjo. Skrzyżowała ręce na swoim dużym brzuchu. - 

Z   myślą   o   tym,   że   Raija   pewnie   nie   żyje,   zdążył   się   oswoić.   Ale   to   dziecko   trudno   mu 

zaakceptować.   Sądzę,   że   Reijo   bardziej   kochał   Raiję,   niż   ktokolwiek   z   was   może   sobie 

wyobrazić.

Ida i Knut nie protestowali. Anjo może mieć rację. Jednak przez pół życia usiłowali 

sobie tłumaczyć, że Reijo pogodził się ze zniknięciem Raiji po prostu dlatego, że nie była 

miłością jego życia.

Oczywiście mogli się mylić.

- Zwyczajnie zniknęła - rzuciła Ida. - Nigdy się od niej nie uwolnimy. Nie mamy grobu, 

który moglibyśmy odwiedzać. Nie mamy nawet wspomnień. Tato ją pamięta, być może dlatego 

nam się wydaje, że zachowuje się dziwnie. Wiele z nią przeżył. My jej prawie nie znamy. To 

background image

chyba jakieś przekleństwo, ta kobieta będzie nas prześladować do końca życia.

- Jesteś zbyt surowa, Ida - zauważyła Anjo. - To przecież twoja matka.

- Tak, była moją matką - odparła Ida, która nigdy dotąd nie czuła tyle żalu do Raiji.

Wiadomość o Michaile wiele zmieniła. Anjo i Knut zostali na obiad. Anjo szykowała 

posiłek, nie chciała nawet słyszeć, żeby jej Ida pomogła.

- Urodzisz przy tych garnkach - westchnęła Ida zrezygnowana. - Trzymam się o wiele 

lepiej od ciebie!

- Ciąża to nie choroba - odparła Anjo. - Jak wyglądałby świat, gdyby wszystkie ciężarne 

kobiety przestały gotować?

Nie można z nią rozsądnie rozmawiać.

Ida   zauważyła,   że  Reijo   dręczy  niepokój.   Nie   potrafił   dłużej   usiedzieć   na  miejscu. 

Musiał co chwila to wychodzić na schody, to znowu narąbać drew albo nabić fajkę, chociaż nie 

zamierzał palić.

- Chyba chciałby się przejść - zauważyła Anjo cicho, kiedy Reijo znowu wyszedł na 

schody.

-   Ale   wydaje   mu   się,   że   musi   mnie   tu   pilnować   -   szepnęła   Ida.   -   Jest   bardziej 

przeczulony  niż  wtedy,  kiedy   naprawdę  miał   się   czego   obawiać.   Nikt   przecież   nie  będzie 

próbował   wśliznąć   się   do   mnie   przez   okno   ani   ja   nie   spodziewam   się   hordy   nocnych 

zalotników. Tato jednak uważa za swój obowiązek strzec mojej cnoty.

Knut poklepał Idę po policzku. Mrugnął porozumiewawczo.

- Widzę, że dochodzisz do siebie. Twój język zaczyna przypominać język Idy, którą 

znam. A już się bałem, że w małżeństwie całkiem zapomniałaś o swych kwiecistych zwrotach.

Gwizdnął i spojrzał z ukosa na młodszą siostrę.

-   Reijo   obawia   się,   że   ten   jedyny,   który   tu   jeszcze   przychodzi,   jest   dla   ciebie 

niebezpieczny.

Ida wywróciła oczyma.

- Przez niego czuję się jak wygłodniała suka! Nie przez Emila, oczywiście, ale przez tatę 

i jego zachowanie.

Knut zachichotał z uciechy.

- Wyobrażam sobie, jakie to dla taty męczące, kiedy tak ciągle krąży wokół ciebie. 

Zaproponuję mu, że pomieszkamy z tobą, żeby mógł wybrać się w góry albo dokądkolwiek. 

Niech się przewietrzy. Tego właśnie mu trzeba.

- Obejdę się bez niańki.

- Nie denerwuj się. Tylko powiem, że tu pomieszkamy - odparł Knut, puszczając oczko. 

background image

- Kiedyś chwytałaś takie rzeczy w lot. Miejsce okrutnego ojca, męczącego brata czy bratowej, 

która lada dzień urodzi, może zająć Sofia albo Henriettę...

Reijo się zgodził. Potrzebował powietrza pod skrzydłami. Uczuć, które się w nim teraz 

burzyły, nie sposób uspokoić jedną wyprawą nad fiord. Trzeba je wypocić przez wszystkie pory 

skóry,   wypłakać,   wyładować   za   pomocą   ciężkiego   wysiłku   -   aż   cała   gorycz   wyparuje,   a 

pozostaną tylko dobre emocje.

Jak dziecko miał ochotę kopać i bić na oślep, rzucić się z pięściami na cały świat, 

wykrzyczeć z siebie to, co dusił przez piętnaście lat.

Reijo zawsze liczył się z innymi.

Dlatego musi się przewietrzyć. Przez wzgląd na najbliższych. Bywają dni, kiedy nawet 

własne dzieci wydają się ciężarem. Gdyby Ida wyjechała z Ailo, wystarczyłoby zamknąć drzwi. 

Napaliłby w saunie, wypocił się, wychłostał skórę brzozowymi witkami. Potem mógłby się 

ochłodzić w morzu. Opróżnić kankę gorzałki schowaną w komórce. Usiąść przy kuchennym 

stole i płakać.

Tak by zrobił, gdyby dzieci nie patrzyły.

- Może wybrałbyś się do górskich jezior na ryby, tato - zaproponował Knut, stwarzając 

Reijo tym samym okazję, której potrzebował. Knut jest dorosły i można na niego liczyć. Gdyby 

tylko ten przeklęty Emil ciągle nie czaił się za rogiem! - Jeśli chcesz, razem z Anjo dotrzymamy 

Idzie towarzystwa - dodał.

Swą synową Reijo również uważał za odpowiedzialną. Poza tym w gruncie rzeczy miał 

do Idy zaufanie.

Nigdy nie zrobiła nic nierozsądnego, nie licząc tego, że całkiem straciła głowę dla Ailo. 

Ale w tym Reijo sam maczał palce.

Wyprawa na ryby wydawała się niegłupim pomysłem.

Jednak nie obyło się bez mnóstwa napomnień i przestróg, zanim Knutowi udało się 

zamknąć za ojcem drzwi. Koń długo czekał na Reijo gotów do drogi.

Ida odetchnęła z ulgą.

- Rodzice nigdy nie rozumieją tego, że ich dzieci są dorosłe...

Odczekali dłuższą chwilę, żeby Reijo dostatecznie się oddalił, po czym Anjo i Knut 

ruszyli do swego domu.

Ida poprosiła ich, żeby spytali Sofię, czy nie zechciałaby u niej przenocować.

- Nie cierpię tego paplania Henriettę - dodała zmęczona. - Jest słodka, ale mówi, zanim 

pomyśli.

Wieczorem   rzeczywiście   przyszła   Sofia.   Wyglądała   na   bardziej   zdenerwowaną   niż 

background image

zazwyczaj i była nienaturalnie zarumieniona. Ida od razu się zorientowała, że na coś się zanosi.

Miała rację. Rozsądna zazwyczaj Sofia odrzuciła na bok swój rozsądek.

Tylko jeden człowiek mógł się za tym kryć. Sedolf.

Ciemne oczy Sofii rozbłysły, gdy tylko wymieniła jego imię.

- Czy koniecznie ktoś musi z tobą być? - spytała. Ida spodziewała się dalszego ciągu.

- Wcale nie - odparła i poprosiła przyjaciółkę, żeby usiadła. - Ale czy jesteś pewna, że 

wiesz, co robisz?

Sofia zaczerwieniła się po uszy. Spuściła wzrok, zaczęła nerwowo oglądać swoje palce, 

trzeć stopą jakąś plamę na podłodze.

Skinęła głową.

- Jestem już pełnoletnia - rzuciła z uporem. Ciężki ciemny warkocz opadał dziewczynie 

przez ramię na pierś, sięgając do kolan.

- Twoja rodzina nie lubi Sedolfa.

I na tym polegał kłopot. Sedolf miał ogromne powodzenie u dziewcząt. Jednak matki 

wpadały w panikę, gdy zbliżał się do ich córek, a ojcowie uważali go za wałkonia.

Rzeczywiście  Sedolf  był typem lekkoducha. Sporo z tego,  co o nim mówiono,  nie 

mijało   się   z   prawdą.   Ale   miał   też   w   sobie   wiele   dobrego,   czego   większość   zabieganych 

mieszkańców wioski nie dostrzegała.

- Chcę Sedolfa - wyznała Sofia. - Żadnego innego. Nie powinnaś mnie upominać, sama 

dostałaś tego, którego chciałaś, prawda?

- Tylko że tato lubi Ailo - przypomniała jej Ida. Ale rozumiała Sofię. - Zdajesz sobie 

sprawę, co ryzykujesz? Że Sedolf może cię porzucić?

Sofia skinęła z powagą.

-   Rozmawiałaś   z   nim,   zanim   tu   przyszłaś?   Policzki   Sofii   znowu   nieznacznie   się 

zaczerwieniły.

To wyraźny znak, że już się umówiła.

- Tak. Mamy się spotkać w tajemnicy przed rodzicami. Rodzina Sedolfa posiada łąki, na 

które nikt się nie zapuszcza - wyjaśniła. - Jest tam stodoła.

Ida przełknęła. Ze względu na Sofię pragnęła, by znaleźli coś godniejszego niż stodołę. 

Ale przecież nie zaproponuje im łóżka taty.

- W porządku - rzekła. - Jakby co, to jesteś u mnie. Będę cię kryła. Możecie iść z 

Sedolfem, gdzie wam się podoba, i robić, co wam się podoba.

Sofia uścisnęła Idę serdecznie.

- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć, Ida. Dziękuję za przysługę.

background image

- Niedźwiedzią przysługę, chciałaś powiedzieć. - Ida potrząsnęła głową. - Czy on tu 

przyjdzie?

Sofia przytaknęła.

Nie   kazał   na   siebie   długo   czekać.   Przyszedł   jak   zawsze   oszałamiająco   przystojny. 

Pewny siebie, gotowy zdobywać szturmem dziewczęce serca.

Ida nie była w stanie stwierdzić, czy Sedolf jest równie zakochany w Sofii jak ona w 

nim. Nie potrafiła powiedzieć, czy w ogóle jest zakochany.

Wyglądał na oczarowanego, ale to co innego. Sedolf przypominał Simona za młodu - 

chłopaka bez skrupułów, dbającego o własne przyjemności.

Zamierzał od razu porwać Sofię, ale Ida zdołała go na chwilę zatrzymać.

- Masz być miły dla Sofii - ostrzegła niby żartem, ale surowo.

Sofia zaczerwieniła się, trzymając Sedolf a kurczowo za ramię.

- Myślisz, że nie jestem miły? - spytał odrobinę szelmowsko. - Całkiem zielony to ja nie 

jestem...

Ida zmarszczyła nos.

-   Właśnie,   Sedolf.   Sofia   jest   moją   najlepszą   przyjaciółką.   Jest   dla   mnie   kimś 

wyjątkowym. Bardzo ją lubię. I nie daruję ci, jeżeli nie będziesz dla niej miły. Dobry. Wiesz, co 

mam na myśli.

Uśmiechnął się krzywo. Miał w oczach dziwny błysk.

- Zamierzasz mnie może uczyć, jak mam to robić, czy co, Ida?

Potrząsnęła głową. Nie miała ochoty zamieniać tego w żart. Mówiła całkiem serio. Sofia 

była zbyt delikatna, by się nią bawić, nawet jeżeli Sedolf prowadził tę zabawę.

-   Nie,   tylko   bądź   ostrożny   -   powiedziała.   -   W   ciążę   zachodzą   zwykle   porządne 

dziewczyny.

Sofia wyglądała, jakby miała ochotę zapaść się pod ziemię. Ida czuła się co najmniej 

dziesięć lat starsza od niej, chociaż były rówieśnicami.

Zmieniła się, odkąd poznała Ailo. Szybko wchodzi się w inny świat.

Ida została sama, ale  jej  to nie przeszkadzało. Czuła się dobrze. Zrzuciła wełniane 

ubranie i włożyła lżejsze. Zostawiła tylko wełnianą chustę na piersiach - tak jak ją uczono w 

dzieciństwie   -   bo   tam   najbardziej   bolało.   Czuła   to   najwyraźniej,   kiedy   wciągała   głęboko 

powietrze. Ból sięgał prawie do żołądka.

Wtedy ogarniał ją strach.

Zastanawiała się, czy kiedykolwiek się go pozbędzie. Czy wyzdrowieje.

Bała się wszystkiego, co mogło przedłużyć jej rozłąkę z Ailo.

background image

Tato musiał zostać sam ze swoimi myślami. Ida zdawała sobie sprawę, że niekiedy mu 

przeszkadza. Od czasu, kiedy pojawił się w jej życiu Ailo, myślała o tym częściej.

Ojciec pewnie pragnął, żeby już odeszła z domu. Nie dlatego, żeby jej nie kochał. 

Raczej dlatego, że przeszkadzała mu żyć własnym życiem. Stać się dorosłym, to rozwinąć 

skrzydła i odfrunąć, polegając na własnej umiejętności utrzymania się w powietrzu. Stać się 

dorosłym, to stworzyć własne ramy wokół obrazu, którym jest życie.

Jak długo będzie mieszkać pod jednym dachem z ojcem, nie poczuje się w pełni dorosła.

Tutaj   zawsze   była   córką   Reijo.   To   dziwne:   w   ogóle   nie   brano   pod   uwagę   Raiji. 

Stopniowo o niej zapominano. Postać z baśni zaczynała odchodzić do świata baśni.

Jako   dziewczynie   Idzie   niełatwo   przychodziło   zachowywać   się   zgodnie   z 

wyobrażeniami Reijo. Jednak cieszyła się, że nie jest chłopcem. Chociaż jej życie wyglądałoby 

wtedy zupełnie inaczej. Jej ścieżki prowadziłyby w całkiem innych kierunkach.

Rozplotła warkocze i rozczesała włosy. Zostawiła je rozpuszczone.

Jako dziecko zawsze nosiła warkocze, choć dopiero teraz, jak stanowiły niepisane prawa 

dotyczące kobiet zamężnych, musiała to robić. Jednak lubiła też rozpuszczać włosy.

Nie   słyszała,   jak   wszedł.   Po   prostu   się   zjawił.   Trochę   nieśmiały,   z   ostrożnym 

uśmiechem na ustach, krótkimi, niesfornie kręcącymi się włosami, tworzącymi falę nad prawą 

skronią. Miał wysokie czoło i nigdy nie zapuszczał grzywki na tyle, żeby zdołała to ukryć. Nad 

górną   wargą   pojawiła   się   ciemna   smuga,   wyglądająca   raczej   jak   cień.   Mężczyźni   w   jego 

rodzinie nie wyróżniali się gęstym zarostem. W dodatku nie należeli do ciemnowłosych. I oczy, 

te ciągle uciekające oczy, które może patrzyły na ciebie, a może nie.

Z początku Ida była trochę zła. Stanęła z grzebieniem we włosach.

- Czy to jakaś ukartowana gra między tobą a Sedolfem? - spytała.

Spojrzał na nią swymi ciemnymi oczami, nie rozumiejąc. W dłoniach ściskał czapkę. 

Sprawiał wrażenie najbardziej nieporadnej istoty, jaką w życiu spotkała.

- Mogę sobie pójść - rzekł z wahaniem. Wzrokiem podążył niepewnie od drzwi ku 

kuchni, gdzie nie paliła się ani jedna lampa. Ida stała boso na schodach. - Jeżeli Reijo nie lubi, 

kiedy przychodzę i w ogóle...

- Przepraszam! - Ida szybko wybuchała złością, ale też równie szybko opanowywała się, 

jeżeli nie było powodu do gniewu. - Jestem sama - wyjaśniła. Nie przyznałaby się do tego 

każdemu. Jednak Emila nadal traktowała jako kogoś zupełnie niegroźnego. - Przez moment 

myślałam, że to Sedolf cię do tego namówił.

- Sedolf? - Emil nic nie rozumiał. - Wiedział przecież, że muszę zostać w domu. Merra 

miała się oźrebić. Sądziliśmy, że to trochę potrwa. Nie zamierzałem nigdzie wychodzić. Ale 

background image

klacz oźrebiła się wcześniej, dziś wieczorem. Mamy ślicznego źrebaka.

Emil   uśmiechnął   się,   pokazał   trochę  nierówne  zęby  po  lewej   stronie  na  górze.   Ida 

zwracała uwagę na takie drobiazgi. Ale to cała ona.

- Czy Sedolf tu był? Ida usiadła z grzebieniem w dłoni.

- Sedolf i Sofia wyszli stąd razem. Ona jest niby u mnie.

- A gdzie jest Reijo?

- Wyprawił się na ryby.

- I pozwolił ci zostać samej? - Emil wydawał się bardziej zatroskany niż Reijo. - Gdyby 

Ailo się o tym dowiedział!

Ida skrzywiła się.

- Mówisz tak, jak byś był moim opiekunem. Tato myśli, że są ze mną Knut i Anjo - 

wyjaśniła. - Knut i ja nie zestarzeliśmy się jeszcze na tyle, żeby nie móc się kryć nawzajem.

- I dlatego podejrzewałaś, że uknuliśmy coś z Sedolfem, tak? Żebym mógł tu przyjść, 

kiedy będziesz sama? O co ty mnie posądzasz?

- Najwidoczniej o same złe rzeczy - odparła Ida. - Wejdziesz? Chodź, zanim cię ludzie 

zobaczą i zaczną gadać, i zanim sobie pomyślą jeszcze gorsze rzeczy niż ja...

Roześmiała się cicho i weszła przodem.

- Przejmujesz się tym? Zamknął za sobą drzwi.

- Właściwie nie - odparła Ida zamyślona. - To znaczy nie ze względu na siebie. Ale z 

powodu taty. I ciebie. Nie jesteś żonaty, też masz swoją rodzinę. Mnie to zbytnio nie zaszkodzi. 

Poza tym uważam, że to świetna zabawa podrażnić się trochę z ludźmi. Nie przywiązuję do ich 

gadania szczególnej wagi.

- Twierdzisz, że należy przełamywać obowiązujące zasady - rzekł Emil. - Ale to może 

okazać się również niebezpieczne.

Ida wzruszyła ramionami:

- I co z tego? Nie chcę być taka jak wszyscy. Jestem sobą. Idą. I nie jestem podobna do 

żadnej ze znanych mi osób. No, z wyglądu oczywiście jestem do kogoś podobna. Ale jeśli 

chodzi o charakter, nikt nie jest taki jak ja.

- Nie ma nawet osoby, która by wyglądała tak jak ty - zauważył Emil. W jego głosie 

niepokojąco zabrzmiała nuta oddania. - Sądzę, że w ogóle ktoś taki nie istnieje.

- Ty także jesteś niepowtarzalny, Emil.

Ida zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Ale zawsze udawało jej się go jakoś 

unikać.

- Nikt nie jest taki jak inni. Niektórzy jednak lubią wierzyć, że są do kogoś podobni. 

background image

Lubią udawać, że tak jest. Właściwie większość ludzi tak robi. Ale nie ja. Niech więc ludzie 

mówią sobie, co chcą.

- Nie wszyscy mają odwagę pokazać się bez maski - rzekł cicho Emil. - Niektórzy z nas 

potrzebują jej, żeby przeżyć. Nie pogardzaj nimi z tego powodu.

Ida nie spytała, co on ukrywa za swoją maską.

- Czy Sedolf ma poważne zamiary wobec Sofii? - zręcznie zmieniła temat rozmowy.

- Czy Sedolf w ogóle ma poważne zamiary wobec kogokolwiek? Zwykle lubi zdobywać 

to, czego nie może dostać. On również pragnie się wyróżniać. Łamać zasady. Jednak on robi to 

inaczej niż ty, Ida.

Nigdy nie myślała o Sedolfie w ten sposób.

- Znasz go lepiej niż ja. Sofia jest w nim zakochana. Uważam, że nie powinna się 

angażować.

-  Nie   można decydować  o  tym,   kogo  się   kocha.  Ida  pochwyciła   spojrzenie  Emila. 

Uśmiechał się.

Naprawdę. Zwróciła uwagę na to, że przyszedł w codziennym ubraniu. Dawniej tego nie 

robił.

-   Chcesz   o  tym  porozmawiać?   -   spytała.   Dzielił   ich   stół,   siedzieli   po  przeciwnych 

stronach.   Ida   zdała   sobie   sprawę,   że   lubi   Emila.   Uświadomiła   to   sobie   już   poprzedniego 

wieczoru. Teraz czuła to jeszcze wyraźniej. Powinna była zauważyć go wcześniej. Naturalnie 

jako przyjaciela. Nikt bowiem nie mógł zastąpić jej Ailo.

- Z tobą? Ida skinęła głową. Uprzytomniła sobie, że powinna zapalić lampę. Siedzieli w 

ciemności, tak jakby musieli spotykać się ukradkiem. Gdyby ich ktoś teraz zobaczył, na pewno 

by tak pomyślał. Emil i Ida potajemnie się spotykają. To, co mają do załatwienia, nie cierpi 

światła dziennego. Nawet jednego płomyka lampy.

Ale mrok izby stwarzał odpowiedni nastrój. Sprawiał, że pokój wydawał się mniejszy, 

choć   Bóg   świadkiem,   że   wcale   nie   był   duży.   Kiedy   jednak   człowiek   próbuje   zrozumieć 

drugiego człowieka, przestrzeń między nimi powinna być jak najmniejsza. Kiedy zamierza 

powędrować do duszy tego drugiego - i być może samemu odsłonić nieco swą własną.

- Uważasz, że jestem ostatnią osobą, z którą powinieneś o tym porozmawiać? Przełam i 

ty niektóre zasady, Emil. Z kim innym mógłbyś się tym podzielić?

- Z nikim - przyznał. - Zaczynam oswajać się z myślą, że w ogóle nie powinienem o tym 

mówić. To minie.

- Czy wydaje ci się, że mnie kochasz? - spytała Ida.

- Nie powinnaś o to pytać. Jesteś zbyt bezpośrednia. Nie zaczyna się takim pytaniem.

background image

- A więc jednak coś dla ciebie znaczę - wywnioskowała.

Nie spuszczała z Emila wzroku. Widziała wyraźnie, że chłopak stara się patrzeć jej w 

oczy. Nie uciekł spojrzeniem. Nie poprosił też, by zamilkła. Odpowiadał  na pytania, choć 

najprościej by było trzymać język za zębami.

- Kocham Ailo - wyznała. Całkiem po prostu. Tak jak było. Nie mogła tego określić w 

inny sposób. Nie sądziła, by mogła jakoś oszczędzić Emila. Mówiła prawdę. - Kocham go tak 

bardzo, że czuję się chora, pozostając z dala od niego. Ciągle o nim myślę, choć nie są to jakieś 

konkretne myśli. Nie są to sny na jawie. Ale Ailo jest ze mną przez cały czas. Kiedy się nad 

czymś zastanawiam, wydaje mi się, że z nim rozmawiam. Chcę mu pomagać we wszystkim, co 

trudne. Pragnę poznać jego życie. Być blisko niego. Cudownie jest móc się do niego przytulić, 

poczuć, jak mnie obejmuje, i mieć świadomość, że należymy do siebie. Nie muszę zawsze się z 

nim zgadzać, ale potrafię go wysłuchać. A on lubi znać moje zdanie. Jesteśmy wobec siebie 

uczciwi. I nasze ciała lubią się nawzajem. Tak właśnie kocham Ailo. Należę do niego. Czy 

myślisz o mnie w podobny sposób?

- Nie mogę niczego z tobą dzielić - rzekł Emil powoli. - Zatem nie mogę myśleć 

podobnie. Nie możemy być z sobą tak blisko. To niesprawiedliwe, że o to pytasz, skoro wiesz, 

że nie wytrzymuję porównania. Mogę śmiało powiedzieć, że nie jest tak samo. Ponieważ nie 

jest. Oboje o tym wiemy. Możesz odetchnąć z ulgą... - Oparł się o ścianę. Skrzyżował ręce na 

piersi, tworząc coś na kształt tarczy dla obrony przed Idą. - To jednak nie przeszkadza mi 

myśleć, że mogło być inaczej. Nikt mi tego nie zabroni. Nawet ty.

- Za myśli  nie płaci się cła - stwierdziła. Zaraz potem wyrzuciła jednym tchem, z 

rezygnacją w głosie: - Jest przecież tyle innych dziewcząt, Emil. Dlaczego nie wybrałeś którejś 

z nich?

Roześmiał się cicho.

- To choroba, którą przechodziło wielu z nas - wyjaśnił. - Na pewno o tym nie myślisz, 

ale   jesteś   bardzo...   ładna.   -   Przybrał   bardziej   stanowczy   ton.   -   Równie   dobrze   mógłbym 

przyznać: Jesteś najpiękniejszą dziewczyną nad całym fiordem. Najpiękniejszą kobietą, po-

winienem raczej powiedzieć. Chłopcy ulegają przede wszystkim temu, co widzą. W każdym 

razie,   kiedy   są   młodzi.   Większości   z   nich   to   stopniowo   mija.   Nie   wszyscy   mogą   zdobyć 

najpiękniejszą dziewczynę. Byłem na tyle głupi, że się łudziłem. W domu uczono mnie, że 

jestem w stanie osiągnąć wiele, jeżeli bardzo będę pragnął. Tak więc nie uważałem, że to 

niemożliwe, rozumiesz. Ojciec zawsze mi powtarzał, że nie powinienem się zadowalać tym, co 

prawie dobre, tylko sięgać po najlepsze.

- Ale Kwenowie nie cieszą się szczególnym poważaniem - zauważyła Ida z odcieniem 

background image

goryczy. - Bardzo wiele dziewcząt przyjęłoby z radością twoją propozycję.

- Być może. Emil zamyślił się.

- Czy to nie dziwne nagle zacząć żyć zupełnie inaczej? - spytał po chwili.

- Nie razem z Ailo - odpowiedziała Ida stanowczo i z przekonaniem.

- Nic nie jest takie jak to, do czego przywykłaś. Inny jest język. Ubranie. Zwyczaje. Nie 

będziesz miała jednego domu, który mogłabyś nazwać swoim. Ciągle się będziesz przenosić z 

miejsca na miejsce. I ludzie będą cię traktowali jak Laponkę. Nie będą pytali, skąd pochodzisz. 

Spojrzą na ciebie i powiedzą: Laponka.

- Właśnie - potwierdziła. Jej oczy błyszczały. Z dumy.

- Czy to ci nie przeszkadza? - spytał zaskoczony. - Nie.

- Będziecie mieli dzieci - rzekł. Z trudem mu to przeszło przez gardło. - Ludzie zobaczą, 

że są ubrane w skóry. Noszą dork i kumagi. I nazwą je Lapończykami.

- Dokładnie tak. - Ida skinęła głową, tak że jej włosy wyglądały jak żywy ogień wokół 

twarzy. - Chcę zostać Laponką. Z pewnością różnie będą mnie nazywali. Moje dzieci też będą 

Lapończykami. I co z tego? Ailo już nim jest. Był nim przez całe życie. I nie znam lepszego 

człowieka od niego.

- Nie będziesz się wstydzić? Żałować?

- Nieważne, kim jesteś. Najważniejsze, jakim jesteś człowiekiem. - Wydawała się o tym 

święcie przekonana.

- Norweg, Kwen, Lapończyk, Fin, Prus, Rosjanin... To tylko słowa. Często różnimy się 

wyglądem.   Zwyczajami.   Ale   w   głębi   duszy   jesteśmy   podobni.   Mamy   te   same   tęsknoty   i 

radości, podobnie odczuwamy smutek i ból. Możemy kochać i potrafimy nienawidzić. Bywamy 

dobrzy i źli. Sądzę, że przede wszystkim jesteśmy ludźmi.

- Widzę, że go kochasz - stwierdził Emil. - Naprawdę go kochasz.

- Tak.

- Czy potrafiłabyś bez niego żyć?

- Wykluczone! Nawet jeśli dzięki temu Ailo miałby być szczęśliwy. - Ida uśmiechnęła 

się blado. - Jestem trochę zachłanna. To jedna z moich gorszych stron. Chcę zatrzymać dla 

siebie to, co dobre.

-   Postaram   się   z   tym   żyć   -   odezwał   się   Emil.   -   Dopóki   będę   wiedział,   że   jesteś 

szczęśliwa, jakoś wytrzymam.

- Nie jesteś tak uczuciowy jak ja!

- Prawdopodobnie nie.

- Przepraszam! - Nie zamierzała mu mówić czegoś, o czym pewnie sam lepiej wiedział, 

background image

czegoś, co może sprawiło mu przykrość. - Szkoda, że nie straciłeś głowy dla innej dziewczyny. 

Na przykład takiej jak Sofia. Byłbyś dla niej odpowiednią partią.

- Ja także uważam, że to szkoda. Najwyższy czas się ożenić. Powinienem zostawić 

potomka. Przekazać dalej nazwisko. Mieć syna.

Skrzywił się.

- Akurat jeśli o to chodzi, nie mogę zaproponować ci swej pomocy - westchnęła Ida i 

roześmiała się cicho.

Na zewnątrz rozległy się kroki.

Emil poderwał się na równe nogi. Rozejrzał się dokoła. Najchętniej wyskoczyłby na łeb 

na szyję przez okno, gdyby było wystarczająco duże.

- Nie robimy nic złego - uspokoiła go Ida. - Siadaj. Przecież nie boisz się plotek. Nie 

masz nic na sumieniu...

- Reijo będzie wściekły.

-   Przejdzie   mu.   Wszedł   Sedolf.   Jego   włosy   już   nie   układały   się   tak   gładko   jak 

wieczorem, kiedy przyszedł po Sofię.

- Patrzcie no - rzucił odrobinę zaskoczony. Przez chwilę stał w drzwiach, po czym 

usiadł na ławie obok Idy. - Tego się nie spodziewałem - dodał obrzucając Emila spojrzeniem. - 

Czy to nie dziś w nocy twoja klacz miała się oźrebić?

- Już po wszystkim. Sedolf skinął głową.

-   Skoro   tu   jesteś,   to   chyba   mówisz   prawdę.   Zerknął   na   Idę.   Splótł   ręce   na   stole, 

potrząsnął głową.

- Gdzie jest Sofia? - spytała Ida. Sedolf uśmiechnął się. Ściągnął brwi.

- Ten typ określa się chyba mianem „zimnej ryby” - rzekł. - Nigdy się z niczym takim 

nie spotkałem. Bardzo zaczęło się jej śpieszyć, kiedy przyszło co do czego. Myślę, że pobiegła 

do domu. Chyba zbyt się wstydziła, żeby przyjść tutaj.

- Wstydziła?! - Ida spojrzała oburzona na Sedolfa. - Dlaczego miałaby się wstydzić? Nie 

wyobrażaj sobie, że żadna ci się nie oprze! Sofia miała pełne prawo ci odmówić. Powiedzieć 

„nie”. Przecież, do diabła, jej nie kupiłeś! Być może zorientowała się, że mimo wszystko nie 

masz jej zbyt wiele do ofiarowania...

- Powiedziała święta Ida - dokończył z ironią Sedolf. - Czy ona z tobą też tak rozmawia? 

- zwrócił się do Emila.

Tamten się tylko uśmiechnął.

- Wielkie nieba! - zawołał Sedolf. - Jednak jest w tobie, Ida, coś, czego nie ma Sofia ani 

żadna inna. Bóg jeden wie, co to takiego. Trudno cię rozgryźć. Może sęk w tym, że zawsze 

background image

mówisz to, co myślisz.

-   Piłeś?   -   spytała   Ida   podejrzliwie.   Zwykle   przekomarzała   się   z   Sedolfem.   Nie 

przywykła do pochwał z jego strony.

-   Zanim   zabrałem   Sofię   do   stodoły?   Oszalałaś?   Wbrew   swej   woli   Ida   musiała   się 

uśmiechnąć.

- A co tutaj robi Emil? Siedzicie sobie całkiem sami. Na pewno dobrze się stało, że 

przyszedłem. Ręka boska w tym, że Sofia okazała się tak niechętna.

- Rozmawiamy - wyjaśniła Ida. - Miło jest tak po prostu rozmawiać.

- Emil powinien zostać pastorem - stwierdził Sedolf. - A Ailo jest chyba kompletnym 

durniem, że pozwolił ci tu zostać.

- Ailo ma do mnie zaufanie.

- Akurat! - prychnął Sedolf. - Kompletny dureń. Ja bym nigdy nie ufał żadnej kobiecie.

Ida spojrzała na niego z powagą. Strofowanie go nie miało sensu. Po prostu nic do niego 

nie trafiało.

- To twój kłopot - odparła.

- Sądzę, że po części ty ponosisz winę za to, że nie udało mi się dziś wieczorem.

Duże oczy Idy zrobiły się jeszcze większe.

-  Emil,   czy  uwierzysz,   że   Ida  pouczała  mnie,   jak  mam  to  robić?  -   zwrócił   się   do 

przyjaciela.

- Może naprawdę mogła cię czegoś nauczyć? - spytał Emil.

Sedolf udał, że nie dosłyszał.

- Szkoda, że zdążyłaś wyjść za mąż, zanim zwróciłem na ciebie uwagę! - rzucił Sedolf z 

wyzywającym błyskiem w oku.

Owinął wokół palca kosmyk miedzianych włosów Idy.

- Gdybym nie wyszła za mąż, nie mogłabym ci dawać dobrych rad - odrzekła.

Sedolf wypuścił jej włosy. Spojrzał ponad stołem na Emila.

- Schowałem coś w stodole - wyznał półgłosem, pochylając się ku niemu. - A Sofia już 

dziś w nocy nie wróci. Masz ochotę iść tam ze mną? Nie powinieneś siedzieć sam na sam z Idą. 

A wątpliwe, czy będzie przyjemniej, jeżeli ja z wami zostanę. Ida i ja po prostu musimy się 

kłócić.

- Chyba rzeczywiście lepiej będzie, jeżeli pójdziemy - przyznał Emil. - Obaj.

background image

9

  -   Jeżeli   przyszedłeś,   żeby   sprawdzić,   co   robię,   to   niepotrzebnie   się   trudziłeś   - 

powiedziała Ida do Knuta, kiedy odwiedził ją następnego ranka. - Dałabym sobie radę, chociaż 

Sofia nie mogła zostać ze mną na noc.

Wtedy zauważyła, że Knut od wczoraj nie zmienił ubrania. Wyglądało na to, że w nim 

spał albo że w ogóle się nie kładł. Poruszał się jak pijany.

- Syn! - zawołał z radością. Porwał Idę do góry i zakręcił nią w powietrzu. - Dziś w 

nocy urodził się nam syn, Iduniu! Zostałaś ciocią!

Ida poczuła zawrót głowy, ale bardzo się ucieszyła, że ma malutkiego bratanka.

- Jak się czuje Anjo? - spytała, kiedy Knut postawił ją wreszcie na ziemi. - A mały? Nie 

mów tylko, że musieliście sobie poradzić sami. Dlaczego nikt po mnie nie przyszedł?

- Dobrze - rzekł Knut. Musiał usiąść. Cała jego twarz promieniała dumą i szczęściem. 

Ida dostrzegła w niej coś jeszcze, czego nie umiała nazwać. - Anjo czuje się dobrze. A mały jest 

śliczny.   To   naturalne,   skoro   ma   takiego   ojca.   I   matkę.   Nie   mogliśmy   po   ciebie   przysłać. 

Przecież   jesteś  chora,  nie zapominaj  o  tym.  I  mieszkasz za daleko.  Spaliśmy,  aż  nagle  ta 

niesamowita kobieta budzi mnie i mówi, że wydaje jej się, że chyba się zaczęło. Nigdy nie bie-

głem tak szybko jak wczoraj do Sary z Myra. Co gorsza, wypadłem z domu boso, zauważyłem 

to dopiero, kiedy wracałem. A potem babka wygoniła mnie do kuchni i kazała nagotować 

wody. Anjo krzyczała, choć mówiłem jej, że nie powinna, bo to niedobrze. Ale mały urodził się 

jak   wystrzelony   z   procy.   Duży   chłopak   z   gęstą   czupryną   czarnych   włosów.   Możesz   to 

zrozumieć? I Anjo, i ja jesteśmy jasnowłosi, a tu rodzi nam się syn z włosami czarnymi jak 

smoła. Na szczęście oczy ma niebieskie.

- Anjo jest pewnie wyczerpana?

- Nie na tyle, by nie starczyło jej siły przegonić mnie z domu i przysłać tutaj - odparł. - 

Powiedziała, że nie mogę przez cały czas stać nad dzieckiem. Że mu przeszkadzam. Ale ja 

musiałem po prostu sprawdzić, czy oddycha. Śliczny bobas, rozumiesz to, Ida? Nigdy bym nie 

pomyślał, że noworodki są takie maleńkie, choć on właściwie jest duży.

Ida musiała się uśmiechnąć.

- Na pewno oddycha. Nie musisz ciągle nasłuchiwać. Może chciałbyś się tu trochę 

przespać? - spytała.

-   Oszalałaś?   Nie   mogę   zostać.   Muszę   biec   do   Anjo   i   chłopca.   Mojego   syna...   - 

Smakował to słowo, lubił czuć je na języku, lubił obracać je w ustach. - Mój syn - powtórzył. - 

Będzie miał na imię Karl Rasmus. Ładnie? Po tacie... i mamie. I po Reijo też.

background image

Ida nie wierzyła własnym uszom.

- Karl Rasmus Knutsen Elvejord - rzekł Knut uroczyście. - Pewnie tej nocy, kiedy 

wymknąłem się z domu po przygodę, nawet nie przypuszczałaś, że tak mi się może ułożyć!

Ida musiała przyznać, że istotnie w to nie wierzyła.

- Tato się ucieszy. Będzie traktował małego Karla jak własnego wnuka.

- Oczywiście, został dziadkiem! Knut uśmiechnął się szeroko.

- Chciałbym zobaczyć jego twarz, kiedy go tak nazwę. Reijo jakby w ogóle się nie 

starzeje. Nigdy nie był taki jak inni rodzice.

- Wielu zostaje ojcami w wieku czterdziestu lat - wyrwało się Idzie.

Nie potrafiła sobie wyobrazić Reijo jako świeżo upieczonego ojca. Nie teraz. Wydawało 

się to gorsze, niż zobaczyć go jako dziadka.

- Nie ma w okolicy takich kobiet, które pasowałyby do Reijo - stwierdził Knut. - Może 

to okropne tak mówić, ale nie chciałbym, żeby znalazł sobie żonę. Reijo zawsze był nasz. 

Chociaż ożenił się z mamą, to przede wszystkim był nasz.

- Nasunęło mi się słowo „ofiara” - odezwała się Ida cicho, z namysłem. - Tato ofiarował 

nam bardzo wiele. I jej.

- Tylko jemu tego nie mów - ostrzegł siostrę Knut. - Jeżeli Reijo czegoś nie lubi, to 

właśnie określenia „ofiara”. Myślę, że nigdy nie odczuwał tego w ten sposób.

- Tato jest zbyt dobry - skwitowała Ida po prostu. Knut nie miał czasu, żeby zostać 

dłużej. Wszystko nowe, co czekało na niego w domu, stało się ważniejsze od tego, co dotąd 

przeżył.   Nawet   moment,   kiedy   znalazł   złoto,   wydawał   się   drobnostką   w   porównaniu   z 

narodzinami syna. Ida rozumiała to, lecz traktowała z dystansem. Doświadczenie przybliża 

pewne doznania. Ona jeszcze tego nie doświadczyła.

Znowu została sama. Choć od dawna o tym marzyła, nie odczuła wcale takiej swobody, 

jak przypuszczała. Myśli krążyły nieustannie wokół jednego. Choćby nie wiem jak się starała, 

nie mogła się od nich uwolnić.

Ailo - Raija - Michaił - Ailo - Raija - Michaił - Ailo...

I tylko jedno wielkie „dlaczego”, które rosło i rosło. Tak bardzo by chciała spotkać tego 

brata. Chciałaby go posłuchać, usłyszeć, jak o p o w i a d a o matce, którą on znał.

Ida zapomniała, że nawet nie mówią tym samym językiem.

Nie wytrzymała i wybiegła z domu.

Nie pomyślała, że od czasu, jak wstała z łóżka, nie pokonywała większych odległości 

niż do łaźni i z powrotem.

Skierowała się do wioski. Uświadomiła sobie, że Sofia nie będzie miała odwagi pokazać 

background image

się na cyplu. Postanowiła więc ją odwiedzić.

Ida, która nigdy wcześniej nie znalazła się na krawędzi rzeczywistości, teraz doznała 

wrażenia, że śni na jawie.

Szła, ale nogi niosły ją w innym kierunku niż do wioski i domu Sofii. Choć stopy 

dotykały ziemi, oczy zaglądały do zupełnie innego świata, przeżywała coś całkiem innego niż 

to, co rzeczywiście działo się wokół niej.

Szukała   grobu.   Razem   z   nią   byli   Ailo   i   Maja.   Palcami   dotykała   spróchniałego 

drewnianego krzyża, starając się odnaleźć litery, które utworzyłyby znajome imię.

Szukali. Była noc. Ponad nimi pojawiła się zorza polarna. Musiała panować zima, ale 

Ida   nie   marzła.   Wszystko   wydawało   się   dziwnie   jasne   pod   chybotliwym   światłem   lampy 

niebieskiej. Tańcząca zorza jakby wskazywała, czego od nich chce - pociągnęła ich za sobą w 

kierunku, którego sami by nie wybrali.

Nie   dotarli   na   cmentarz.   Nie   znaleźli   też   krzyża,   na   którym   widniałoby   nazwisko, 

którego szukali.

Ida usłyszała głos Mai:

- Dlaczego szukamy w tym miejscu? Nie rozumiemy przecież tych liter. Nigdy nie 

znajdziemy właściwego grobu.

Zorza polarna skierowała ich w stronę morza. W stronę kilku nieforemnych statków. 

Zobaczyli, jak załadowywano drewno i mąkę. Brudni mężczyźni w zniszczonych ubraniach z 

mozołem wnosili towary na kolorowe żaglowce.

Imię,   które   pragnęli   znaleźć,   widniało   na   burcie   jednego   ze   szkunerów.   Wyryte 

znajomymi literami. Nie w obcym alfabecie. To właśnie wskazywała im zorza polarna. Z cienia 

wyłoniła się kobieta z luźno rozpuszczonymi włosami, spływającymi czarną falą dużo poniżej 

pasa. Stała na wietrze, z tymi czarnymi, rozwianymi włosami - zasłaniały częściowo jej twarz, 

ale wszyscy troje ją rozpoznali.

Na twarzy miała zmarszczki. Oczy ciemniejsze nawet od oczu Mattiego.

Była ładnie ubrana, ale na ramiona narzuciła zniszczony szal w kolorze tabaki. Na jej 

szyi wisiał amulet - ptak w locie, wyrzeźbiony w białej kości, zawieszony na cienkim rzemyku. 

Obracała go w palcach, przyglądając się trojgu młodym.

- Szukacie mojego grobu? - spytała. - Nie znajdziecie go. Tylko umarli mają groby, nie 

wiedzieliście o tym? Dlaczego szukacie mojego? Mnie nigdy nie pochowają w mogile. Spocznę 

w morzu. W końcu połączę się z tym, którego zawsze kochałam. Nie wiedzieliście o tym?

Zmarszczki zdradzały jej wiek. Wyglądała jak dojrzała kobieta, a to nie zgadzało się z 

tym, czego się dowiedzieli: że umarła, mając dwadzieścia pięć lat.

background image

- Chciałam was zebrać wszystkie razem - rzekła. Ida uświadomiła sobie, że gdzieś już 

słyszała ten głos. To ten sam, który mówił do taty przez Maję. - Jest was więcej, niż wywróżyła 

mi Elle. Bardzo cierpiałam z waszego powodu... a może to wy cierpiałyście przeze mnie? Nie 

wiem. Ale ja również doznałam wiele bólu. Nie ma Knuta...

- Urodziło mu się dziecko. Nadali małemu imię Karl Rasmus.

- Brakuje Elise - mówiła dalej.

- Elise wyjechała.

- Nie ma tu mojego Michaiła. Jewgienij nie chciał go puścić. Michaił jest jego wielkim 

wyrzutem  sumienia.  Tak  jak i  ja.  Jewgienij  wykradł  mi  dziecko Mikkala.  Dlatego  nazwał 

swojego   syna  jego   imieniem.   Jewgienij   kocha  i  cierpi.   Nie   powinniście   mnie  szukać.  Nie 

znajdziecie   grobu.   Nie   powinniście   marznąć   w   tym   żółtym   świetle.   Dowiecie   się,   kiedy 

nadejdzie mój czas. Nie wolno wam zapomnieć, że chcę spocząć w morzu. Nie pozwólcie, by 

Reijo o tym zapomniał!

Zniknęła im z oczu. Tak samo zniknęły statki i port, i morze. Podobnie zorza polarna, 

wyginając się w rozmaite kształty, odpłynęła za horyzont.

Ailo spytał Idę o broszkę. Wyciągnął rękę, lecz ona jej nie miała.

- Należy do Mai - rzekł Ailo. - Nie wolno połączyć broszki z pozostałą częścią pamiątki. 

Nie powinniśmy tego robić. Broszki nie wolno nigdy używać razem z pozostałymi klejnotami 

ślubnymi. Tato sobie tego nie życzy. Broszkę otrzymała Maja. Musisz ją jej oddać. Dostaniesz 

ode mnie ptaszka, Ida. Złotego ptaszka...

Odszedł w ciemność.

- Dokąd idziesz? - spytała. Krzyknęła. Rzuciła się za nim w otchłań, ale nie mogła go 

znaleźćSłyszała jego kroki, ale go nie widziała.

- Dokąd idziesz, Ailo? Nie odchodź ode mnie.

- Nie opuszczam cię na długo - obiecał. - Przyjdę po ciebie, nie obawiaj się! Maja mnie 

potrzebuje. Płynie w nas ta sama krew, nie mogę jej zawieść.

Ida pamiętała, że to ona i ojciec mieli wyruszyć, a nie Ailo po nią przyjść. Nie tak się 

umawiali. Nie mógł przecież źle zrozumieć.

Zawołała go, próbowała zatrzymać. Ale wkoło panowała nieprzenikniona ciemność.

- Nie jestem Ailo! Ailo tu nie ma! Ida! Ida! Na Boga, uspokój się, dziewczyno! Ailo tu 

nie ma. Nie mogę go tu sprowadzić, nawet gdybym bardzo chciał!

Ida przetarła oczy. Nie zobaczyła ani ciemności, ani zorzy polarnej. Niebo było czyste, 

niebieskie. Drzewa soczyście zielone. Oczy, w które spojrzała, nie przypominały błyszczących, 

piwnych oczu Ailo. Te wydawały się ciemniejsze i smutniejsze. To nie pociągła twarz Ailo 

background image

pochylała się nad nią, lecz inna - szeroka, bardziej surowa i bardziej męska...

- Ailo? - powtórzyła.

- Nie ma go tu - odparł Sedolf.

- Ale on był tu przed chwilą - szepnęła i ponownie zapadła w letarg.

Sedolf uklęknął na świeżo skoszonej łące. Ida pojawiła się znikąd. Wyszła z lasu, przez 

który nie wiodły tu żadne ścieżki. Wołała Ailo. Miotała się wkoło, jak gdyby czegoś albo kogoś 

szukała. Zemdlała.

Bóg jeden wie, jakim cudem zdołała dotrzeć tak daleko. Na skróty droga z cypla do tego 

miejsca zajmowała zwykle ponad godzinę. Nie rozumiał, jak Ida mogła się zdobyć na taki 

wysiłek.

Od zachodu nadciągał deszcz.

Po nocnej popijawie z Emilem Sedolf nie czuł się zdrów. Nie był w stanie dojść do 

domu. Zresztą nikt na niego nie czekał. Już dawno zyskał miano czarnej owcy w rodzinie. I już 

niejeden raz sypiał w stodołach.

Chyba Ida nie jego szukała?

Emila?

Mało prawdopodobne.

Wyglądało na to, że dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, gdzie się znajduje...

Mogła tak iść w zamroczeniu aż z cypla. To szaleństwo zostawiać ją samą w domu! 

Jeszcze nie całkiem doszła do siebie po chorobie.

Sedolf wziął ją na ręce. Przez sekundę zdumiał się, że jest taka lekka. Ale przecież nie 

należy do wysokich. Wydawała się w jego ramionach jak nieżywa. Serce mu zamarło na samą 

myśl. Musiał przysunąć twarz blisko jej ust, żeby przekonać się, że nadal oddycha. Lecz od-

płynęła gdzieś daleko, pogrążona w głębokim śnie.

Przestraszony i oszołomiony, zaniósł Idę do stodoły. Delikatnie położył ją na sianie, 

przykrył kocem, który przyniósł tu z myślą o Sofii. A więc jednak się na coś przydał, chociaż 

zupełnie w innym celu.

Sam usiadł obok Idy. Opróżnił butelkę do ostatniej kropli. Stwierdził, że to dość nędzne 

śniadanie.   Przyszło   mu   na   myśl,   że   powinien   wreszcie   się   ustatkować,   zostać   porządnym 

człowiekiem - on także. Kiedyś...

Być może Sofia stanowiła jakieś rozwiązanie. Stanąłby przed pastorem w garniturze i 

białym krawacie. Obiecałby wierność do końca życia i być może uwierzył, że uda mu się grać 

rolę męża - przynajmniej przez jakiś czas. Chociaż to trochę nieuczciwe wobec Sofii. Ida miała 

rację, że ta mała jest trochę niedoświadczona. Marzyła pewnie o czymś całkiem innym.

background image

Sedolf nie oddawał się marzeniom. To dobre dla dziewczyn. On co najwyżej potrafił 

sobie wyobrazić bogactwo. Nie śnił na jawie o kobietach. Nigdy nie musiał.

I tak miał dość wrażeń.

Ludzie  gadali,  że  Knut   ma  pieniądze.   Dużo pieniędzy. Pomógł   tym,   którzy stracili 

wszystko w pożarze. Wybudował sobie duży dom w miejscu, gdzie spłonął dom Mai. Postawił 

oborę z solidnych belek. Kupił konie i krowy. Zdobył ziemię orną i łąki.

To musiało kosztować.

Nie wyglądało na to, żeby Reijo kiedykolwiek martwił się o to, czy jego posiadłość spali 

się czy nie. Sprzeda ryby czy nie. Z drugiej strony jednak nie opływał też w dostatki. Mało 

prawdopodobne, żeby chował coś w skrzyni.

Co za bzdurne myśli.

Reijo przecież nie miał już córek na wydaniu. Sedolf nie znał również nikogo, kto by się 

w wiosce ożenił dla pieniędzy i majątku. Chociaż to z pewnością jedyny dobry powód, żeby się 

ożenić. Ida wyglądała tak młodo. To dziwne myśleć o niej jako czyjejś żonie. Mężatce.

Dobrze, że żaden z nich, ani on, ani Emil, nie zatrzymał się wczoraj dłużej na cyplu. To 

mogłoby napsuć wiele krwi.

Emil nadal pozostawał pod silnym urokiem Idy, ale przecież musi w końcu zrozumieć, 

że nic nie wskóra, odwiedzając ją jako wieczny zalotnik. Dziewczyna nie jest już panienką. 

Wyszła za mąż.

Emil powinien ożenić się z Sofią. Pasują do siebie jak ulał. Oczywiście sami tego nie 

dostrzegają.

Sedolf długo rozmyślał. Powoli rozjaśniało mu się w głowie. Tymczasem deszcz zdążył 

porządnie zmoczyć dach stodoły.

Ida czuła się bardzo osłabiona i rozbita, kiedy się ocknęła. Popatrzyła na rozeschnięte 

ściany i ciemne sklepienie, drzwi zawieszone trochę krzywo.

Zorientowała się, co ją obudziło. Grzmoty burzy.

- Gdzie ja jestem? - spytała. Sedolf przeciągnął się i powoli, niespiesznie usiadł.

Udało mu się trochę przespać. Nigdy nie miał dosyć snu. Rzadko tylko temu poświęcał 

noce. Miał tak wiele innych nocnych zainteresowań...

- Witamy z powrotem - rzekł. - Gdzie jesteś? W naszej stodole. W połowie drogi w 

góry. Możesz mi powiedzieć, w jaki sposób się tu dostałaś?

Ida potrząsnęła głową.

- Zamierzałam odwiedzić Sofię - odparła. Próbowała sobie przypomnieć, dlaczego do 

niej nie trafiła, ale wyraźnie pamiętała jedynie to, czego nie mogła przeżyć naprawdę. Sen. - 

background image

Wybrałam   się   do   Sofii   -   powtórzyła.   Czuła   się   nieswojo.   -   Nie   mam   pojęcia,   jak   się   tu 

znalazłam. To niemożliwe, bym uszła tak daleko! To straszny kawał drogi, prawda, Sedolf?

Skinął głową.

Burza nie dawała za wygraną. Zobaczyli, jak błysnęło. Zagrzmiało długo potem, a więc 

nie było powodu do obaw.

- Wołałaś Ailo.

- To mi się śniło - powiedziała wymijająco. - Musiałam iść we śnie.

- Ale nie spałaś, kiedy wychodziłaś z domu?

- Tak, masz rację - przyznała. - Nic się nie zgadza. Wybrałam się do Sofii. Tego jestem 

pewna. Ale nie pamiętam, jak szłam. Nic z tego nie pamiętam. Tylko ten sen, który wydaje mi 

się dość dziwny.

- Opowiesz? - spytał. Ida potrząsnęła głową.

- Nie zrozumiałbyś - odparła. Nie zdawała sobie sprawy, że go zraniła. Sedolf nie mógł 

wszak   odgadnąć   jej   intencji,   nie   wiedział,   że   zdarzenia,   których   dotyczył   sen,   zna   tylko 

najbliższa rodzina. Uznał teraz, że Ida traktuje go jak kogoś niepoważnego. Wiedział, że Ida 

dużo rozmawia z Emilem. Dzieli się z nim swoimi myślami. Emil tak mówił.

Uważa   zatem,   że   jestem   bardziej   powierzchowny   niż   Emil,   pomyślał.   To   trochę 

zapiekło. Nie dlatego, żeby zamierzał się do niej jakoś zbliżyć, ale to zawsze boli, kiedy ktoś 

nas uważa za niezbyt rozgarniętego. Odchrząknął.

- Weszłaś, zataczając się, na łąkę. Krążyłaś przez chwilę w kółko. Wyglądało, jakbyś 

czegoś szukała. Potem upadłaś. Wołałaś Ailo.

-   Tyle   pamiętam   -  powiedziała.   Usiadła.   Miała   na  kolanach   wełniane  getry.  Suche 

źdźbła trawy we włosach.

Sedolf wyjął ostrożnie kilka z nich.

Ida spojrzała na koc, uśmiechając się krzywo.

- Przygotowałeś się, co? A może zawsze korzystasz z tego miejsca?

-   Tylko   ten  jeden   raz   -  zapewnił   i   uśmiechnął   się   szeroko.   -   Zwykle   prościej   jest 

wymknąć się do komórki lub na strych.

- Sedolf, przyznaj szczerze, czy jest w tym coś szczególnego? - spytała. - Zmieniać 

dziewczyny jedną po drugiej?

- Hm - mruknął Sedolf. - Nigdy nie próbowałem czegoś innego.

- Nigdy w żadnej nie byłeś do tego stopnia zakochany, żebyś pragnął być tylko z nią? 

Nigdy nie chciałeś się ustatkować? Mieć dzieci?

- Nie - odparł szczerze. - Żadnej też nie miałem wiele do ofiarowania. Nie więcej niż 

background image

jedną noc, rozumiesz? Nie jestem zbyt wiele wart. Wiesz, że zostałem wyrzucony z pracy?

Ida wiedziała o tym. Wszyscy wiedzieli. Wielu zbyt dużo o tym rozprawiało. Gwiazda 

Sedolf a jako ewentualnego zięcia znacznie po tym przygasła.

-   Chyba   też   specjalnie   do   niczego   się   nie   nadaję.   Nie   powinienem   składać 

odpowiedzialności   za   dom   na   barki   dziewczyny.   A   tym   bardziej   jeżeli   chciałbym   zostać 

ojcem...

- Knutowi dziś w nocy urodził się syn - przerwała mu Ida.

- Nie śniło ci się?

- Nie, Knut przyszedł dziś rano na cypel i powiedział mi o tym. Chłopiec będzie miał na 

imię Karl Rasmus. Sara z Myra pomagała przy porodzie. Knut zachowywał się jak pijany.

- Nie miałaś zamiaru iść do niego?

- Nie. Pamiętam dobrze, że wybierałam się do Sofii - upierała się stanowczo. - Wcale 

nie myślałam o Knucie. Zdawałam sobie sprawę, że nie zdołam dojść tak daleko.

- Przeszłaś dwa razy większą odległość - zauważył cicho Sedolf.

Rzeczywiście. Ida czuła się straszliwie zmęczona, więc pewnie tego dokonała. Ale nie 

rozumiała, jak to się stało.

- Czy Emil coś mówił? - spytała. - Czy uważa, że go w pewnym sensie zachęcam?

- Nie zamierzam ci o tym opowiadać.

- Nie chciałam mu robić nadziei - tłumaczyła się Ida, jak gdyby nie zrozumiała słów 

Sedolfa. - Ale z Emilem świetnie się rozmawia. On mnie tak dobrze rozumie. Przynajmniej 

pozwala mi mówić. Chyba przede wszystkim o to chodzi. Pozwala mi się wygadać. Wydaje mi 

się, że posuwam się za daleko, kiedy nazywam go swoim przyjacielem. Czuję, jakbym go 

wykorzystywała...

- Przekonywałem go, żeby przestał cię odwiedzać - rzekł Sedolf z naciskiem. - To ty 

powinnaś mu to powiedzieć. Ja tylko usłyszałem, że przemawia przeze mnie zazdrość i że sam 

mam na ciebie oko.

Ida uśmiechnęła się.

- Emil uratował mi życie. Sedolf także się uśmiechał, ale przez sekundę pojawiło się w 

jego wzroku coś dziwnego. Być może się myliła...

- Ty też - dodała.

To niedobrze, że wszyscy największe zasługi przypisują Emilowi. Gdyby Sedolf nie 

usiadł przy wiosłach, nikt nie zostałby uratowany. Emil miał trudniejsze zadanie, ale Sedolf 

włożył tyle samo wysiłku - jeżeli nie więcej.

- I dlatego nie możesz zażądać od jednego z nas albo od nas obu, żebyśmy się odczepili? 

background image

- spytał trochę wyzywająco. - Nawet jeśli tak by było lepiej? Powinnaś dać Emilowi trochę 

czasu, żeby się zastanowił i zrozumiał, że potrzebna mu jest taka żona jak... jak na przykład 

Sofia.

Ida sama o tym myślała. Jeden z kącików jej ust lekko drgnął.

- Powiedziałeś mu to? - spytała. Sedolf skinął głową.

- A on odwarknął, bym pilnował własnych spraw. Zapewnił mnie, że sam decyduje o 

swoim życiu. I że to mu odpowiada.

Sedolf odnalazł wzrok Idy.

- A może i ty mu o tym mówiłaś? Na pewno myślałaś, że powinien zająć się Sofią, 

widać to po tobie. Ale czy dałaś mu to do zrozumienia?

- W pewnym sensie.

- Czy między tobą i Ailo nie dzieje się przypadkiem coś złego?

- Dlaczego, u licha, o to pytasz?

- Ludzie gadają. Że z powodzeniem mógł jeszcze zaczekać. Że to wygląda dziwnie. I 

niewątpliwie tak jest.

Idę na moment jakby sparaliżowało. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że ludzie mogą 

tak pomyśleć. To absolutnie nie pokrywało się z rzeczywistością.

- Czy Emil też tak uważa? Nie powinien! Tłumaczyłam mu, dlaczego rozstaliśmy się z 

Ailo. - Zaczerpnęła powietrza. - Między mną i Ailo wszystko dobrze się układa. Po prostu 

musiał wyjechać. Cały czas się zastanawiam, dlaczego to nie spotkało kogoś innego, tylko nas? 

Nie mogłam przecież mu towarzyszyć. Ale potwornie za nim tęsknię. Nigdy nie potrafiłabym 

myśleć o kimś innym, dopóki mam świadomość, że Ailo czuje to samo. Emil o tym wie.

-   Jesteś   pewna?   Czy   mogła   być   pewna?   Czy   w   ogóle   można   być   pewnym 

czegokolwiek?

- Nie mogę tu zostać - oświadczyła.

Nie chciała więcej myśleć o Emilu. Nie chciała usiłować zgadnąć, co mógłby myśleć 

Emil.

- Odprowadzę cię do domu, jak tylko przestanie padać. Ida popatrzyła na Sedolfa.

- Nigdy nie zdołam tam dojść. To za daleko - przyznała z niechęcią.

- Poniosę cię - rzekł chłopak odważnie. - Nie jestem słabeuszem, jak wiesz. Wszystkie 

dziewczęta znad fiordu szaleją za moimi muskularni.

Ida skrzywiła się, ale odniosła wrażenie, że lubi Sedolfa nieco bardziej niż przedtem. 

Jest co prawda niepoprawnym uwodzicielem, ale jest też człowiekiem.

Potrzebował jedynie okazji, by to udowodnić.

background image

Musieli   czekać   dłużej,   niż   zamierzali.   Prawie   zaczynał   się   nowy   dzień.   Zdążyli 

porządnie zgłodnieć, zanim deszcz przestał padać. Ugasili tylko pragnienie, to nie było trudne.

- Czuję się jak kapryśna dama - zwierzyła się Ida, siedząc na plecach Sedolfa, kiedy 

przedzierali się przez mokry las.

Sedolf wybierał najmniej uczęszczane ścieżki. Ida była mu za to wdzięczna. Ona, która 

nie przejmowała się ludzkim gadaniem, czułaby się strasznie, gdyby ją ktoś teraz zobaczył.

Stało się jednak coś jeszcze gorszego.

Reijo wrócił.

Krążył po domu niczym dziki, rozjuszony byk, zaślepiony strachem i złością.

Kiedy Sedolf postawił Idę na podwórzu, ojciec dał upust emocjom. Nie zdążyli nawet 

otworzyć ust, by cokolwiek wyjaśnić. Reijo zaciśniętą pięścią uderzył Sedolfa w twarz i powalił 

go na ziemię, zanim Ida zdołała zareagować.

Reijo nie poprzestał na tym. Porządnie uderzył jeszcze kilka razy.

Sedolf coś zabełkotał, Ida zobaczyła, jak wywróciły mu się oczy, tak że widoczne były 

tylko białka.

- Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?! - zagrzmiał Reijo i dosłownie pociągnął córkę 

do domu. Sedolfa zostawił tak, jak leżał.

Ida wyrwała się ojcu. Zachwiała się i musiała oprzeć się o ścianę. Przy każdym oddechu 

bolało ją w piersiach, w płucach świszczało i rwało.

- Zabłądziłam - wykrztusiła zdyszana. - Chciałam pójść do Sofii i nie rozumiem, jak to 

się stało, że znalazłam się w lesie. Sedolf mnie znalazł. Zaczęło padać... Nie mogliśmy wrócić 

wcześniej...

- Mówisz, że nie wiesz, jak to się stało?

- Zupełnie tego nie rozumiem. - Ida pokręciła głową. - Nie wiem, co mną kierowało. To 

przypominało sen.

Reijo zmusił ją, by wszystko dokładnie opowiedziała.

Nie skomentował ani słowem.

- A gdzie są Knut i Anjo? Czy nie powinni być tu razem z tobą?

- Urodziło im się dziecko - odparła Ida. - Chłopiec.

Reijo odetchnął kilka razy, zdenerwowany. Zamknął oczy. Starał się uspokoić. Potem 

wziął wiadro z wodą, wyszedł i wylał zawartość na Sedolfa.

Wciągnął chłopaka do domu. Sedolf doszedł do siebie, ale wyglądał, jakby pragnął 

znowu się zapaść w ciemność.

- Jak na swój wiek, masz tęgą pięść - syknął. Uśmiechnął się blado.

background image

- Powinienem ci raczej podziękować - przyznał Reijo.

Sedolf skrzywił się.

- Nie miałem żadnych niecnych zamiarów wobec Idy. A gdyby nawet, to teraz nigdy nie 

przyjdzie mi to do głowy. Ale powinniście jej lepiej pilnować.

background image

10

Emil więcej nie pokazywał się na cyplu. Sedolf także nie przychodził. Nikt oprócz Idy 

za nimi nie tęsknił. Sofia również się zaszyła. Henriettę wpadała od czasu do czasu, kiedy nie 

znalazła nikogo innego, kto zniósłby jej paplaninę.

Ida miała duże grono koleżanek. Przyjaźniła się również z wieloma chłopcami. Mimo to 

czuła się potwornie samotna. Mieszkała bez męża, lecz nie była wolna, by móc bawić się i 

śmiać tak jak inni młodzi. Została mężatką, ale nie było przy niej Ailo, więc nie mogła bywać u 

innych małżeństw.

Widywała Knuta, Anjo i ich synka. I Reijo.

Nabrała sił. Jej oddech nie brzmiał jeszcze tak, jak powinien, ale kłucie przy nabieraniu 

powietrza   zniknęło.   Mogła   już   robić   wszystko,   co   robiła   wcześniej.   Mogła   biegać   bez 

większego   wysiłku.   Mogła   sobie   na   wiele   pozwolić,   nie   dostając   przy   tym   zadyszki   ani 

zawrotów głowy.

Jednak uznała, że to bez znaczenia. Poprawa stanu zdrowia prawie nie miała sensu. Nikt 

się nie cieszył razem z nią. W końcu sama nie była w stanie się cieszyć.

Reijo   wspomniał,   że   być   może   wkrótce   wyruszą   na   wschód,   zaraz   po   letnim 

zgromadzeniu. Wtedy nie będą musieli sami szukać dróg i nie wydeptanych szlaków przez 

pustkowie, w każdym razie na początku. Bezpieczniej jest wędrować większą grupą, chociaż 

prawdą było, że podróżujący też okazywali się różni.

Ida bardzo pragnęła wyjechać. Chciała udać się w drogę choćby zaraz. Ożywiła się, gdy 

tylko ojciec o tym wspomniał.

Z całej duszy marzyła o tym, by jak najszybciej znaleźć się obok Ailo. Nie znosiła życia 

w próżni.

Nie   była   do   tego   stworzona,   czuła   się   jak   w   więzieniu,   co   prawda   z   życzliwymi 

strażnikami, ale jednak w więzieniu.

Istniał jeszcze jeden powód. Coś, co sprawiało, że nie mogła się doczekać spotkania z 

mężem. Wcześniej nawet jej to nie przeszło przez myśl. Pochłonięta różnymi kłopotami na nic 

nie zwróciła uwagi. Dopiero Anjo, z rumieńcem na twarzy, ściszonym głosem zasiała pierwsze 

ziarno nadziei.

- Czy zauważyłaś, że pasek twojej spódnicy zrobił się trochę ciasny, Ida?

Ida   stała   z   maleńkim   Karlem   na   ręku.   Musiała   skryć   twarz   za   miękkim,   drobnym 

ciałkiem, kiedy dotarł do niej sens tych słów.

- Może - przyznała rację Anjo. Nie powiedziała nic więcej.

background image

Anjo zachowała się dyskretnie. Obyło się bez głośnych aluzji i rozgłaszania tego, czego 

się domyślała. Być może szepnęła coś Knutowi, ale on udawał, że nic nie wie.

Ida   zdawała   sobie   sprawę,   że   uwaga   dotycząca   paska   była   słuszna.   Ale   w   ciągu 

ostatnich miesięcy tak niewiele się ruszała. Może po prostu przytyła.

Oglądała   ciemniejszy  pas   skóry  w  okolicy   talii.   Pomyślała  znowu  o  spódnicy.   Nie 

przypisała temu jakiegoś szczególnego znaczenia. Brzuch wyglądał tak jak zwykle, ale tego 

wieczoru przez dłuższą chwilę ręce Idy spoczęły na nim z miłością.

Obejrzała   piersi   -   nie   potrafiła   stwierdzić,   czy   zrobiły   się   cięższe,   czy   brodawki 

pociemniały. Zapragnęła, żeby Ailo znalazł się przy niej. Dobrze byłoby być razem i wspólnie 

szukać pierwszych sygnałów. Dawno nie krwawiła, ale po ciężkiej chorobie to też nie musiało 

jeszcze niczego oznaczać.

Ida długo się zastanawiała.

Czuła, że w jej ciele coś drgnęło. Ale minęły tygodnie, zanim odważyła się przyznać do 

tego Anjo. Wcześniej jednak wymogła na niej złożenie uroczystej przysięgi, że zachowa to dla 

siebie.

- Myślę, że masz rację - zwierzyła się. - Myślę, że jestem przy nadziei.

- Czy Reijo o tym wie? Ida energicznie potrząsnęła głową.

- Nie mogę mu nic powiedzieć, zanim nie dotrzemy na tyle daleko, żeby nie mógł 

zawrócić.

Anjo uśmiechnęła się i potargała Idę po włosach.

- Czy jest ci niedobrze nad ranem? Ida nie miała mdłości. Czuła jednak, że nosi w sobie 

zalążek życia.

Czuła i pragnęła tego całą sobą.

- Nie boisz się, że podróż będzie zbyt uciążliwa? Ida potrząsnęła głową.

- Chcę być z Ailo, kiedy dziecko przyjdzie na świat. Tylko to wydaje mi się słuszne. 

Ailo powinien poznać maleństwo równie wcześnie jak ja. Powinien się o nim dowiedzieć, 

jeszcze zanim dziecko się urodzi. Chciałabym razem z nim dzielić oczekiwanie. Nie mogę go 

zaskoczyć i tak po prostu rzucić mu niemowlę na kolana.

-   Mam   nadzieję,   że   mimo   wszystko   będziesz   ostrożna   -   odezwała   się   Anjo.   - 

Chciałabym, żebyś nie musiała jechać.

- Mój dom jest tam, gdzie jest Ailo - rzekła Ida. Była o tym przekonana. - Dopóki Ailo 

żyje dla mnie, mój dom jest przy nim. Należymy do siebie. Jestem mu przeznaczona.

- Emil i Sofia dali na zapowiedzi - rzuciła Anjo. Ida lekko pobladła.

- Nie wiedziałam. Ufam, że będzie im z sobą dobrze. Zawsze uważałam, że powinni...

background image

Czuła   się   jednak   rozczarowana,   że   żadne   z   nich   nie   zadało   sobie   trudu,   by   ją 

zawiadomić. Chciałaby życzyć im szczęścia.

- Ojciec Emila jest poważnie chory - mówiła dalej Anjo. - Spieszy im się, żeby Emil 

mógł przejąć gospodarstwo.

Anjo miała w sobie coś niezwykłego. Po upływie pierwszego trudnego okresu, została 

dobrze przyjęta przez mieszkańców wioski. Nie próbowała na siłę pokonać dystansu, jaki na 

początku   'wobec   niej   stwarzali.   Kiedy   jednak   poznali   jej   wrodzoną   życzliwość,   zaczęli   ją 

traktować jak jedną ze swoich.

Dokonała   niemal   cudu,   doprowadzając   do   ślubu   z   Knutem,   dużo   przecież   od   niej 

młodszym. On zaś uczynił wiele dobrego - ludzie ich szanowali.

Zdarzało się, że Anjo pragnęła, by Raija mogła zobaczyć, jak się powiodło Knutowi. Że 

syn   zajmuje   we   wsi   ważną   pozycję.   A   jego   żonę,   choć   obcą,   ludzie   traktują   jak   swoją. 

Wiedziała, że Raija nie była tu zbyt szczęśliwa. Że nigdy nie udało jej się przeniknąć przez mur 

niechęci i stać się cząstką miejscowej społeczności.

- Dociera do ciebie dużo więcej nowinek niż do mnie! Przynajmniej tato będzie teraz 

trochę spokojniejszy, skoro Emil, można powiedzieć, znalazł swą przystań... - westchnęła Ida.

- Czy Reijo mówił ci, że w podróż na północ chce ze sobą zabrać Sedolfa?

- Nie.

Ida nic o tym nie słyszała.

- Sedolf powiedział nam o tym któregoś wieczoru. Reijo uważa, że droga jest zbyt 

daleka, by mógł wybrać się w nią sam z kobietą.

Ida wywróciła oczami.

- Myślałby kto, że to jakaś choroba być kobietą!

-   W  górach   panują   surowe   warunki   -   tłumaczyła  Anjo.   -   Zgadzam  się   z   tobą,   ale 

rozumiem też Reijo. Twój ojciec mieszkał tam przez jakiś czas. Ja także. Zdaje sobie sprawę z 

tego, co mówi.

- Czy Sedolf się zgodził?

- Sam jeszcze nie wie. Ale co mu pozostaje? Nikt nie chce mu dać pracy, odkąd ostatni 

chlebodawca go wyrzucił. Czy masz pojęcie, że Sedolf dobierał się do jego córki?

Ida również i o tym nie wiedziała.

- Byłoby z nim trochę weselej - zauważyła. - Tato nie jest sobą, odkąd dowiedział się o 

mamie. Nawet ja zaczynam nabierać do niej dystansu. Chociaż na początku czułam się bardzo 

rozgoryczona.

- Jemu jest trudniej - stwierdziła Anjo. - Całkiem ją utracił, kiedy zobaczył tego chłopca.

background image

Sedolf przystał na propozycję Reijo. Z pewnym wahaniem. Bez przekonania, jak sam to 

określił.

- To chyba nie robota dla mnie, ale mogę i tego spróbować - stwierdził.

Wyruszyli na początku sierpnia. Dwa konie, wóz i troje ludzi. I jeszcze maleńkie życie, 

o którym wiedziała tylko jedna z podróżujących osób.

Pierwszego tygodnia sprzyjała im pogoda. Dobrze wpływała na ich humory. Przyroda w 

tej krainie, która wydawała się nie mieć granic, okazała się przepiękna. Rozległa i otwarta 

przestrzeń - nikt nie zwichnie sobie karku, spoglądając na szczyty wzniesień.

Sedolf powiedział, że wygląda jak placek jego matki.

- Łatwo tu zabłądzić - dodał. Nie był pewien, czy może zaufać Reijo i jego zmysłowi 

orientacji.

Ida uświadomiła sobie, że właśnie to miał na myśli Ailo, mówiąc: pięknie. Podniecona 

obserwowała otoczenie. Łykała pierwsze kęsy tego, co dla Ailo stanowiło codzienność.

Kiedyś nazwie to swoim. Zastanawiała się, czy zrobi to z przekonaniem. Teraz było 

przede wszystkim obce.

Przemierzając płaskowyż, nauczyli się żyć z owadami, które latały i pełzały, brzęczały i 

gryzły. Nauczyli się doceniać ciszę, która zresztą tak naprawdę nigdy nie była absolutna. Mógł 

ją zakłócić samotny ptak. Komar, który starał się ukłuć nagą skórę. Lis wyjący ku niebu gdzieś 

daleko, dalej niż sięgał wzrok...

Cisza stanowiła balsam dla uszu.

Zabrali ze sobą wystarczająco dużo rzeczy, żeby dać sobie radę, ale nie więcej niż 

potrzeba. Dlatego musieli żywić się tym, co ofiarowała im natura. Na rozległych mokradłach 

dojrzały już gdzieniegdzie w słońcu moroszki. Ida bardzo je lubiła. Mięsa niemal nie mogła 

tknąć.   Poprzedniego   dnia  udało  im  się   złapać   zająca  i   chociaż  posiłek  wymagał   mocnych 

zębów, był smaczny. Idzie wystarczył sam zapach. Z trudem wmusiła w siebie kilka kęsów - 

wymówiła się tym, że najadła się jagód i żytniego chleba, który ze sobą zabrali.

Reijo wybrał się na przechadzkę wzdłuż rzeki, nad którą postanowili się zatrzymać na 

odpoczynek. Zamierzał się przekonać, czy uda mu się przechytrzyć jakieś ryby. Byłyby jutro na 

obiad.

- Nie możemy dostarczyć Ailo jakiejś wychudzonej szczapy - powiedział.

Rozbili   prostą   jurtę,   jak   to   robili   Lapończycy.   Dwanaście   żerdzi   średniej   długości, 

cienkich i prostych, ustawili w ten sposób, że utworzyły stożek. Na wierzchu ułożyli pokrycie z 

cienkiej   skóry.   Składało   się   z   dwóch   płatów   -   inaczej   by   sobie   nie   poradzili   z   jego 

naciągnięciem. Końce skór stykały się w miejscu, gdzie powinno znajdować się wejście. Nie 

background image

zrobili porządnych drzwi. Zwykle tworzył je kawałek tego samego materiału, który stanowił 

pokrycie jurty. Układało się go na zewnątrz i przymocowywało sznurem. Potem sznur prze-

ciągano przez czubek utworzony przez żerdzie, przez dymnik, a następnie puszczano luzem 

nisko przy poprzecznym paliku nad paleniskiem. Ten okrągły palik łączył cztery zgięte żerdzie, 

które tworzyły część nośną szkieletu jurty. Służył również do zawieszania garnków.

Żerdzie   Reijo   zabrał   ze   sobą   -   okolice,   w   które   się   wybierali,   nie   słynęły   z 

wysokopiennych drzew.

Skromna jurta spełniała wiele funkcji. Dawała schronienie przed niepogodą. Stanowiła 

miejsce do spania i przygotowywania posiłków.

- Tu jest ciaśniej, niż sądziłem - rzekł Sedolf. Próbował w ten sposób zagaić rozmowę. 

Nie zawiódł jako towarzysz podróży. Ida spodziewała się po nim, że będzie sypał dowcipami 

jak z rękawa. Nic podobnego. Ten Sedolf, którego ze sobą zabrali, okazał się innym, bardziej 

rozważnym człowiekiem.

- Nie zmarzły ci stopy? - spytał ze swego miejsca przy palenisku. - Nie ma tu niestety 

bocznej izby, do której można by się w razie czego wycofać. W tych warunkach żyje się bliżej 

siebie. Więcej o sobie wie. Ale też bardziej troszczy o siebie nawzajem.

- Nie wierzę, żebym kiedykolwiek jeszcze została z Ailo sama - wyrwało się Idzie, 

kiedy zrozpaczona rozglądała się dokoła.

Przywykła do gładkich ścian z drewnianych belek. Okien, przez które mogła wyglądać. 

Spiżarni, którą mogła porządkować, podłogi wymytej do białości.

- Głowa do góry! Sedolf położył jej dłoń pod brodę i podniósł nieco wyżej.

-   No,   dalej,   Ida,   uśmiechnij   się   choć   trochę!   Przynajmniej   nie   będziesz   musiała 

szorować podłóg piaskiem.

Roześmiała się i rozpłakała jednocześnie. Nie zdawała sobie sprawy, co ją czeka. Nie 

przypuszczała, że wypełniała swe myśli fantazjami.

- Wiedziałam, że Ailo nie wyobraża sobie innego życia - mówiła przez łzy. - Ale to 

takie dziwne nagle wszystko zmienić!

Sedolf miał szczupłe palce. Pośpiesznie wytarł jej policzki wierzchem dłoni. Ida ledwie 

to zauważyła.

- Inaczej do tego podejdziesz - zapewnił. - Kiedy już tam zamieszkasz. Założę się, że 

odzyskasz   energię.   Będzie   lepiej,   niż   myślisz.   Wierzę,   że   życie   w   jurcie   nie   jest   złe.   W 

przeciwnym razie Lapończycy już dawno wy naleźliby coś innego. A w zimie mają przecież 

ziemianki... Ida skrzywiła się. Sama otarła łzy.

- Wiesz przecież, co mówiło się u nas o tych, co mieszkali w ziemiankach...

background image

Sedolf doskonale pamiętał. Jego rodzina nadal mieszkała w darniowej chacie. Zdawał 

sobie sprawę, że Ida o tym zapomniała, ale jej słowa zapiekły.

- Patrzysz na to w ten sposób, ponieważ jesteś... - Nie dokończył. Wydał się dziwnie 

zakłopotany. Musiał pomóc sobie rękami, choć to wcale nie pomogło lepiej się wysłowić. - 

Ponieważ spodziewasz się dziecka, prawda?

Ida zamrugała i spojrzała na niego zdumiona. Popatrzyła po sobie i stwierdziła,  że 

niczego jeszcze nie widać.

- Czy Anjo się wygadała?

Sedolf uśmiechnął się słabo i potrząsnął ciemną czupryną.

- Zgadłem. Nie jesz mięsa. Wyglądasz strasznie blado nad garnkiem rosołu, w jednej 

chwili stałaś się bardziej kobieca niż jakakolwiek inna kobieta znad fiordu. Nie dźwigasz, nie 

podnosisz, nie skaczesz jak Ida, którą znałem. I jest coś w twoich oczach. Albo w uśmiechu. Do 

diabła, nie wiem. Po prostu coś w tobie jest...

- Ani słowa tacie! W jednej chwili odesłałby mnie do domu - mówiąc, owijała wokół 

palca kosmyk włosów. - Wiem, że zdarzają mi się zmienne nastroje. Mam nadzieję, że nie 

doprowadzę was do szaleństwa.

- Na razie nie widać żadnych oznak - zapewnił. - Powiem ci, kiedy będę bliski obłędu. - 

Nabrał powietrza i spytał: - Dużo zostało czasu?

Ida zaczerwieniła się. Dziwnie było rozmawiać o tym z mężczyzną. Przecież to nie Ailo.

- Chyba trzeci miesiąc. Rozwiązanie powinno nastąpić w styczniu. W samym środku 

surowej i mroźnej zimy. To odpowiedni czas narodzin dla dziecka, które ma się wychowywać 

w jurcie. Wzdrygnęła się.

-   Jesteś   teraz   ładniejsza   -   przyznał   Sedolf   jakby   nieobecny.   -   Mam   dla   ciebie 

pozdrowienia od Emila - rzekł po chwili. - Nie wiedziałem, czy powinienem ci je przekazać, 

czy raczej zrezygnować.

- Może mi nie zaszkodzi...

- Hm - rzekł. - Uważam, że przekazanie takich wiadomości to raczej nic przyjemnego.

- Słyszałam o nim i o Sofii - uprzedziła go Ida. - To najlepszy pomysł, na jaki mogli 

wpaść.

- Emil wyznał mi - mówił dalej Sedolf - że jego decyzja bardziej wynikała z rozsądku 

niż z prawdziwych uczuć. Że nie jest tak, jak między tobą i Ailo. - Wciągnął powietrze, aż 

zaświszczało między zębami. - Nie przestał myśleć o tobie, ale dodał, że to nie powinno cię 

niepokoić. Postara się, by Sofia była szczęśliwa. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że Sofia 

także przyjęła jego oświadczyny z rozsądku. W jakiś sposób jej rodzice dowiedzieli się, że 

background image

miała się ze mną spotkać tamtej nocy. Nie byli zbytnio zadowoleni. Emil ze swoją ziemią lepiej 

się nadaje na zięcia.

- Przejmujesz się tym? - spytała Ida zdziwiona.

- Sofią? Nie o nią chodzi. Ale jest mi przykro, kiedy zawsze traktują mnie z góry. 

Sądziłaś, że jestem taki twardy, że nic mnie nie rani?

- Nie wiem - odparła. Sedolf coraz częściej ją zaskakiwał. Pomyślała, że w gruncie 

rzeczy wcale go nie zna. - Czy Emil powiedział coś jeszcze? Żebyś mi przekazał?

- Powstrzymałem go, zanim wystąpił z mową o wiecznej miłości i o tym, że na zawsze 

pozostaniesz w jego sercu. Zresztą i tak mi to powiedział. Jednak ja oświadczyłem mu, że 

takich rzeczy nie mówi się zamężnym kobietom. Niezależnie od tego, jak wielkim uczuciem się 

je darzy. - Odetchnął głęboko. - Mimo wszystko życzy ci powodzenia. „Żegnaj, Emilu”, tak 

bym to skwitował.

- Jak to się dzieje, że chłopak o tak mało poetycznej duszy jak ty z taką łatwością łamie 

dziewczęce serca? - zauważyła Ida z uśmiechem. - Dziewczęta lubią słuchać pięknych słówek.

- Kiedy chcę, to potrafię - zapewnił, splatając dłonie na kolanie. - Jednak nigdy nie 

mówiłem czegoś takiego całkiem serio. To różnica. Teraz na pewno powiesz, że po prostu nie 

spotkałem jeszcze takiej, której mógłbym to wyznać na poważnie. I pewnie będziesz miała 

rację.

- Być może w związku Emila i Sofii nie ma zbyt wiele uczucia - zauważyła Ida - ale 

właściwie są do siebie bardzo podobni. Powinni się polubić. Oboje są tacy dobrzy. Jako ludzie.

- Myślisz, że Ailo znajdzie dla mnie jakąś Laponkę? - spytał Sedolf i przeczesał włosy 

palcami. Zwykle gładko przylegały do głowy, układane na mokro, teraz zmieniły się z przodu w 

niesforną grzywkę, zaczynającą się wysoko w górze i opadającą prosto na równe brwi. Przyda-

łoby się ją przystrzyc.

-   Możesz   się   zapytać   Ailo   -   odparła.   -   On   i   Knut   wyszumieli   się   tej   zimy,   kiedy 

przebywali razem, pewnie więc mógłby ci jakąś przedstawić.

- Zazdrosna? - roześmiał się zaczepnie.

- Nie - odpowiedziała szczerze. - To było kiedyś. Ale teraz nie będzie próbował niczego 

podobnego. Na to się nie zgodzę.

Zakrzywiła palce i  wysunęła niczym szpony, ale  ponieważ obgryzła paznokcie,  nie 

mogła straszyć pazurami.

- Mogłabyś mieć tylu chłopaków, ilu tylko byś zechciała - rzekł z przekonaniem. - 

Zawsze kręciło się wokół ciebie wielu zalotników. A ty zachowywałaś się jak księżniczka na 

szklanej górze.

background image

- Nie należę do tego rodzaju dziewczyn.

-   Wśród   chłopaków   wrzało.   Pewnego   razu   Emil   omal   nie   pchnął   Helmera   nożem. 

Pamiętam, że musiałem ich rozdzielić. Próbowałem im wytłumaczyć, że to strata czasu bić się o 

dziewczynę. Zwłaszcza o dziewczynę, która ich nie chce.

- Czy to dlatego nigdy nie widziałam cię w pobliżu? - spytała żartem.

- Hm. Chyba mnie także byś nie przyjęła, prawda?

Ida uświadomiła sobie, że oto siedzi i flirtuje z Sedolfem. Robiła to bezwiednie. Po 

prostu   rozmawiała.   Często   się   tak   zachowywała,   bez   żadnych   ukrytych   zamiarów.   To 

wypływało z jej natury.

- Wątpliwe - odparła zupełnie innym tonem i wstała. Musiała schylić głowę, żeby nie 

uderzyć o żerdzie. Nie widziała, że Sedolf również się podnosi. Poruszał się miękko jak kot. 

Stanął przed wejściem do namiotu, zanim Ida zdążyła się do niego zbliżyć. Opaloną dłonią 

rozchylił krawędzie skór.

Jego oczy utworzyły dwie wąziutkie szparki. Na ustach igrał uśmiech. Nie wydawał się 

groźny, raczej życzliwy i uprzejmy. Okazał jej szacunek w sposób, w jaki zwykł okazywać go 

kobietom.

Nieoczekiwanie podłożył wolną dłoń Idzie pod brodę, a palcem wskazującym przesunął 

po jej podbródku i szyi.

Później Ida zadawała sobie pytanie, czemu go nie odsunęła. To byłoby takie proste, a on 

by   nie   zaprotestował.   Miała   dwie   wolne   ręce.   Nie   użył   siły   ani   przemocy.   Jego   oczy 

przykuwały jej wzrok - tylko tyle. Poza tym mogła się cofnąć. Powiedzieć „nie”.

Jednak w blasku jego oczu kryło się coś niezwykłego. Coś, na co wcześniej nie zwróciła 

uwagi.

Być może to właśnie ów czar, który rozsiewał wokół siebie i który niweczył wszelką 

obronę. Więcej, nie pozwalał, by w ogóle powstała.

Ida   nie   rozumiała,   jak   do   tego   doszło.   Sedolf   także   nie   uczynił   tego   rozmyślnie. 

Uświadomiła to sobie dużo później.

Uśmiechał się lekko. Idę przeszedł dreszcz. Nie dojdzie do tego, przebiegło jej przez 

głowę. Nie może do tego dojść! To nie Ailo! On nie jest Ailo!

Ale się stało.

Poczuła jego oddech, zapach tytoniu, ciepło. Usta Sedolfa na swoich. Czułe, delikatne. 

Językiem   pieścił   jej   wargi,   ledwie   ich   dotykając.   Z   przerażeniem   uświadomiła   sobie,   że 

rozchyliła usta. Otworzyła je dla niego...

Chętnie...

background image

- Nie wzbraniaj się - rzekł cicho, kiedy się odsunął. - Nikt do tej pory nie poparzył się od 

moich pocałunków. To całkiem miłe. Bardzo cię lubię, Ida. Nie zamierzałem cię wystraszyć. 

Na moment uległem pokusie. Mam na tyle zdrowego rozsądku, że nie pozwolę sobie na jakieś 

głębsze uczucia do cudzej żony. Jestem tylko przyjacielem, Ida.

- Przyjaciele się nie całują, nie w ten sposób - rzuciła. Otworzył przed nią wejście do 

jurty. Przyglądał się jej przez chwilę.

- Całowałaś wielu przyjaciół, prawda? Powiedzmy, że to za te wszystkie okazje, które 

straciłem. Do tej pory. Nie kryje się w tym nic innego!

- Nigdy więcej! - wybuchnęła Ida. - Nie pozwól, by to się kiedykolwiek powtórzyło.

-   Nigdy   więcej   -   obiecał.   Zachował   się   na  tyle   taktownie,   że   nie  wspomniał,   iż   z 

łatwością mogła mu przeszkodzić.

- Mam nadzieję, że Ailo doceni to, co ma - dodał z uśmiechem, kiedy wychodziła.

Poczuła na rozpalonych policzkach chłodne wieczorne powietrze. Miała nadzieję, że się 

nie zaczerwieniła.

Zatrzymała się. Przed nimi jeszcze wiele tygodni. Wiele tygodni, podczas których będą 

musieli przebywać blisko siebie.

- Czy nie mógłbyś zapomnieć, że jestem... kobietą? - spytała i popatrzyła Sedolfowi 

prosto w oczy. Stanęła tak, że nie mógł wyjść z jurty.

Chwycił ją lekko za ramiona, zmusił, by się przesunęła, żeby i on mógł się znaleźć pod 

otwartym niebem.

- Zapomnieć, że jesteś kobietą? - powtórzył z ciepłym uśmiechem. Był tak diabelnie 

miły. Czuła się przy nim jak półidiotka. Jak jakaś histeryczka, która reaguje zbyt gwałtownie. - 

No, tak - westchnął. - Mogę w każdym razie obiecać, że nie będę z tobą więcej flirtował. 

Dobrze? Przyznaję, że głupio się zachowałem. Ale już taki jestem, że zawsze robię rzeczy, któ-

rych potem żałuję. Przyjmiesz przeprosiny?

Puścił ją i wyciągnął rękę na zgodę. Ida uścisnęła ją bez wahania.

- Zapomnijmy o tym - powiedziała. Zastanawiała się, czy Sedolf również kłamał.

background image

11

Ida sądziła, że już nie grożą jej poranne mdłości. Ale właśnie dopadły ją z pełną mocą.

Dotarli daleko w głąb Finnmarku. Dokoła rozciągał się płaskowyż i faliste wzniesienia. 

Sedolf wiele razy pytał Reijo, skąd ma pewność, że idą w dobrym kierunku.

- Poznaję po niebie, słońcu i wietrze - odparł Reijo. - Po wszystkim, co nas otacza. 

Byłem tu już.

Sedolf   znal   się   na   morskiej   nawigacji,   ale   uważał,   że   orientacja   na   tym   morzu 

płaskowyżu to coś zupełnie innego.

Ida zauważyła, że schudła. Nie miała apetytu. Bez względu na to, jak bardzo się starała, 

nie mogła się zmusić do jedzenia. Na sam widok ściskało ją w żołądku. Najgorzej było nad 

ranem. Kiedy wstawała, musiała zaciskać zęby, żeby nie zwymiotować. Opanowywała się, 

starała się poruszać ostrożnie i jakoś udawało jej się zachować kontrolę nad tym, co wirowało i 

burzyło się w dołku.

Wymagało to nadludzkiego wysiłku.

Codziennie   pokonywali   długie   odcinki   drogi,   na   ile   tylko   koniom   starczało   sił. 

Wszystko zależało od zwierząt. Te dzielne stworzenia dawały z siebie więcej, niż można się 

było spodziewać.

Wyruszali wcześnie, kiedy ziemię  pokrywała jasna nocna rosa. Odpoczywali,  kiedy 

słońce sięgało najwyższego punktu na niebie, chociaż na północy o tej porze roku upał raczej 

im nie groził.

Zatrzymywali   się   przede   wszystkim   ze   względu   na   konie.   Tahti,   czarny   z   białą 

gwiazdką na czole, której zawdzięczał swą nazwę, oraz drugi, cały czarny, Musti, nazwany tak 

z powodu swej maści, musiały odpoczywać. Trzeba je było napoić i nakarmić, by nabrały sił 

przed   następnym   etapem,   który   rzadko   się   kończył,   zanim   wieczorne,   czerwone   słońce 

schowało swą twarz we wrzosowisku.

W ciągu ostatnich dni Reijo prowadził konie trochę dalej. Wydłużał odcinki.

-   Zbliża   się   czas   jesiennych   wędrówek   -   wyjaśnił.   -   Stada   trzeba   przegonić   przed 

nadejściem okresu godowego renów.

Chciał dotrzeć w porę do miejsc letniego wypasu. Ponieważ wyruszyli wcześniej, może 

nie będą musieli iść aż na wybrzeże. I tak przebyli długą drogę.

Lecz nie zostało im wiele czasu.

Ida drżała z niecierpliwości. W koniuszkach palców czuła radość ponownego spotkania 

z Ailo. Wszystkie jej myśli krążyły 'wokół tego jednego.

background image

Była   podniecona   i   zmęczona   -   cieszyła   się,   że   podróż   wkrótce   dobiegnie   kresu. 

Wypełniała ją tęsknota za Ailo, który stał się jej największą ostoją. Wszystkim, czego pragnęła. 

Cieszyła się, że mu opowie o dziecku.

I strasznie źle się czuła.

W czasie jednego z postojów nie zdołała znieść zapachu gotującego się mięsa. Kiedy 

dym zbierał się pod sklepieniem jurty i gęstniał przy dymniku, Ida wypadła z namiotu. Omal 

nie przewróciła się przy wyjściu, zataczając się, pobiegła dalej. Musiała przytrzymać się wozu. 

Zwymiotowała.

Kiedy tak stała, ciężko oddychając i dygocąc na całym ciele, zobaczył ją Reijo.

- Co u licha? - spytał. - Przemęczenie? Możesz zawsze powiedzieć, że chcesz odpocząć, 

wiesz o tym. Tylko tego brakowało. Jesteśmy już tak blisko, nie wolno nam tracić czasu!

Ida nadal wymiotowała. Nawet kiedy nie miała już czym, nie mogła opanować torsji.

- Spodziewa się dziecka - rozległ się głos Sedolfa. - Była bardzo dzielna i odważna. Nie 

zasłużyła na wymówki!

Reijo zbielał  na twarzy. Oniemiały wpatrywał  się w Sedolfa, stojącego  tuż obok z 

rękami w kieszeniach, a potem Reijo złapał Idę w ramiona. Odwrócił ją ku sobie. Była biada, 

po policzkach spływały pot i łzy.

Ostrożnie odgarnął włosy z czoła córki i łagodnie spojrzał jej w oczy.

- Czy to prawda? - spytał. Ida skinęła głową. Przygarnął ją do siebie. Przytulił tę swoją 

upartą i nieznośną Idę.

- Nic by się nie stało, gdybyś mi o tym powiedziała - rzekł i pogładził ją po włosach.

- Nieprawda, zmusiłbyś mnie, żebym została - odparła.

Wiedział, że miała rację.

- Musimy teraz trochę zwolnić - stwierdził. - I tak znajdziemy obóz, nawet jeśli zajmie 

nam to jeszcze dzień albo dwa. Nie możemy cię niepotrzebnie narażać, Iduniu. Ailo by się to 

nie podobało.

Później,   kiedy   wieczór   przeszedł   w   noc,   kiedy   na   niebie   czerwień   mieszała   się   z 

szarością, ot tak dla zabawy, a muszki skupiły się w czarny rój, Reijo i Sedolf usiedli przy 

ognisku. Palili fajki. Nie rozmawiali wiele. Ida spała w jurcie.

- Zakładam - zaczął Reijo, nabrawszy powietrza w płuca - że ani ty, ani Emil nie macie 

z tym nic wspólnego...

Sedolf nie wydawał się nawet szczególnie zaskoczony. Od kiedy Reijo dowiedział się o 

dziecku, co jakiś czas podejrzliwie zerkał na niego.

- Jeżeli myślisz, że może być inaczej - odparł, starannie ważąc słowa - to nie znasz zbyt 

background image

dobrze swojej córki. Obrażasz ją takim posądzeniem.

Reijo skinął głową.

- Musiałem po prostu spytać - rzekł ciężko. - Płynie w niej gorąca krew, rozumiesz, 

Sedolf. To nie ma wiele wspólnego z moralnością. To raczej kwestia charakteru. A Ida jest zbyt 

gwałtowna. Nazwałbym to dziedzictwem. - Zamilkł. - Czy dawno ci o tym powiedziała?

- Sam zgadłem. Ida potrafi dochować tajemnicy, jeśli jej na tym zależy.

Reijo   przypomniał   sobie   wiele   drobnych   epizodów.   Jak   Sedolf   wyręczał   Idę   w 

cięższych pracach. Jak jej pomagał. Podawał rękę...

Nie   zwracał   na   to   uwagi   po   prostu   dlatego,   że   Sedolf   na   ogół   zachowywał   się 

szarmancko wobec kobiet. Okazywanie chęci do pomocy leżało w naturze tego chłopaka. Nie 

pomyślał o tym, podejrzewał raczej Sedolfa o niecne zamiary względem Idy.

Reijo zdawał sobie sprawę, że prześladują go upiory. Ida to nie Raija, starał się sobie 

tłumaczyć. Chociaż ma podobną twarz, jest innym człowiekiem. Nie wolno mu przypisywać 

córce   cech,   których   nie   posiadała.   Tak   samo   jak   nie   powinien   osądzać   Raiji   -   teraz   po 

wszystkich tych latach, kiedy myślał, że ją rozumie. I jej wybaczał. Nie powinien mylić Idy z 

Raiją.

- Boże, dobrze, że wkrótce ją oddam Ailo. Nigdy nie powinien był wyjeżdżać sam. 

Każdy jest mądry po szkodzie, ale Ailo nie powinien był wyjeżdżać. Pomyśleć tylko, że sam go 

do tego nakłaniałem!

Sedolf również się nad tym zastanawiał. Jednak wnioski zachował dla siebie.

Ida zmuszała Reijo, żeby nie zwalniał tempa podróży.

- Nie ja pierwsza spodziewam się dziecka - mówiła. - Wczoraj było mi niedobrze, ale to 

nie znaczy, że i dziś się źle czuję. Noszę w brzuchu dziecko, a nie zapadłam na groźną chorobę.

Uśmiechnęła   się,   jak   to   tylko   ona   potrafiła.   W   takiej   chwili   była   tylko   sobą   i   w 

najmniejszym stopniu nie przypominała Raiji.

- Powiem ci, jak coś się będzie działo. Nie zmusisz mnie chyba, żebym wracała do 

domu?

Jeszcze tego samego dnia ujrzeli stado renów, wypoczywające w cieniu niewielkiego 

wzniesienia. Kiedy trochę wytężyli wzrok, mogli zobaczyć niewielki ciemny punkcik obok 

stada.

Pasterza.

- Dzięki Bogu! - zawołał Reijo. - Nie mogą zatem być bardzo daleko. - Spojrzał na 

Sedolfa i Idę. Wiedział jaka będzie odpowiedź, ale mimo to musiał zapytać: - Jedziemy dalej, 

póki ich nie spotkamy, czy rozbijamy tu obóz na noc?

background image

Ida bez pomocy wdrapała się z powrotem na wóz. Uklękła i wpatrywała się w ogromne 

stado, w tę poruszającą się szarobrązową masę. Ruchome kropki na tle wzgórza. Żywy dywan. 

Nie znajdowała słów. Tak wygląda bogactwo Ailo. To właśnie jest jego życie. Szlaki wędrówek 

tych zwierząt zdecydują o tym, gdzie przeżyje następne lata.

Ta myśl wydała się jej obca, dziwna, ale Ida zaczęła się z nią oswajać. W tym dzikim 

miejscu istniało coś pociągającego. Nie zamierzała kłamać, że wcale nie tęskni za ludźmi, ale w 

tej krainie też znajdowała coś szczególnego i niepowtarzalnego. Być może dlatego, że to świat 

Ailo.

- Nie bądź niemądry, tato - odezwała się. Próbowała sięgnąć wzrokiem za następne 

wzniesienia. Wydawało jej się, że dostrzega nikłe smugi dymu... - Oczywiście nie spoczniemy, 

zanim się z nimi nie spotkamy. Myślisz, że tu wytrzymam, wiedząc, że Ailo jest tak blisko?

Oczy Reijo również się roześmiały. Doznał ulgi, kiedy cel podróży znalazł się w zasięgu 

jego wzroku.

- A ja muszę znaleźć sobie jakąś Laponkę - rzucił Sedolf. Zręcznie wspiął się na wóz. 

Usiadł naprzeciw Idy.

- No tak, ty też nie możesz czekać - zauważyła. Nawet konie musiały wyczuć niezwykłe 

poruszenie.

Pewnie zrozumiały, że już za chwilę, jeżeli jeszcze trochę wytrzymają, skończy się ich 

harówka.

Reijo   zatrzymał   wóz   w   pewnej   odległości   od   stada.   Nie   chciał   spłoszyć   renów   i 

przysporzyć pasącemu dodatkowej pracy. Pamiętał, jak sam pasał reny. Wiedział, że nie polega 

to   na   bezczynnym   siedzeniu   i   obserwowaniu   zwierząt.   Zeskoczył   na   ziemię.   Podał   lejce 

Sedolfowi.

- Idę porozmawiać z pastuchem. Dowiem się, jak są daleko. Co u nich słychać.

Reijo doznał wrażenia, jakby przeniósł się w inne czasy. Kiedy razem z Mikkalem 

przemierzali ten kawałek świata, dzieląc się myślami i... kobietą. Kiedy byli dla siebie jak 

bracia. Kiedy Mikkal strugał tylko ptaki w locie, niezależnie od tego, co zamierzał wyrzeźbić.

Pilnując renów, rozmawiali i rozmawiali, póki nie poczuli pustki w duszy. Rozmawiali 

też o niej.

Raija była wszędzie na płaskowyżu.

Zatrzymał  się przy białym kwiatku,  który ledwie  wystawał  z poszycia.  Przykucnął. 

Ogarnęło go wzruszenie. Poczuł, jak ścisnęło mu się gardło.

Na płatkach widniał delikatny deseń. Jaskier lodowy. Typowy kwiat płaskowyżu. Kwiat 

Raiji. Oczywiście rósł tutaj.

background image

Reijo ostrożnie dotknął palcami maleńkiej główki. Nie zamierzał zrywać kwiatka. Niech 

rośnie tam, gdzie zasiała go jakaś wyższa istota.

Wstał i poszedł dalej. Minął małe, niebieskie gwiazdki na mchu. Przetacznik. Żółte 

skalnice z pomarańczowymi plamkami. Wrzosy tak różowe, że aż raziły w oczy. Niepozorne, a 

jednocześnie zwracające uwagę.

Kto powiedział, że przyroda jest tu monotonna?

Ten, kto tak uważał, widocznie nie patrzył pod nogi. Nie widział, co depcze.

- Dobry wieczór - pozdrowił Reijo pasterza.

- Dobry wieczór - odpowiedział tamten. - Wędrujesz przez płaskowyż?

- Szukam waszego obozu - rzekł Reijo i przykucnął, opierając ręce na kolanach. Zajął 

pozycję taką jak Lapończyk. - Należysz do krewnych Pawy?

Reijo nie przypominał sobie tej młodej twarzy. Nawet jeśli go spotkał, chłopak był 

pewnie dzieckiem. Dziecięce twarze tak szybko się zmieniają.

Chłopiec przytaknął.

Reijo wskazał głową na wóz.

- Przywiozłem żonę Ailo syna Mikkala, moją córkę. Czas najwyższy, by byli znowu 

razem. Dziewczyna leżała chora, kiedy wyjeżdżał. Może o tym słyszałeś?

Chłopak pokręcił nieznacznie głową. Wzrokiem śledził stado. Wyglądało na to, że noc 

będzie spokojna. Cicha.

- Daleko jeszcze do obozu? Młody pastuch wstał. Wsparty na kiju pokazał na jedno ze 

wzgórz. Leżało najdalej.

-   Są   za   tym   wzniesieniem.   Nie   zajmie   wam   to   wiele   czasu.   Musicie   minąć   dwa 

strumienie. Jeden z nich jest dość szeroki. Było dużo śniegu i całkiem długo się trzymał. Pawa 

nie żyje. Spytaj o jego syna Andersa. Znasz go?

Reijo skinął twierdząco.

-   Wilki   -   wyjaśnił   chłopiec.   -   Bardzo   nam  dokuczyły   tego   lata.   To   bardzo  groźna 

wataha. Straciliśmy wiele renów. Pawa nie był już taki młody. Miał przeciw sobie całą sforę. 

Szybko umarł. Stało się to wkrótce po naszym przybyciu w te strony. Nie jest nas już tak wielu. 

Ostatnie zimy były surowe. Na wybrzeżu też wcale nie jest łatwo.

- Jak to?

-   Nad   fiordy,   gdzie   zwykle   rozbijamy   nasze   zimowe   obozy,   ściąga   coraz   więcej 

Norwegów. Osiedlają się tam na stale. Stają się właścicielami ziemi, na której do tej pory 

mieszkaliśmy.   Nasze  domy  zostały  tej   wiosny  zniszczone.  Musimy  znaleźć  nowe  miejsce. 

Gdzieś w głębi lądu. Anders twierdzi, że tak będzie najrozsądniej. Przybyło też chętnych do 

background image

połowów w fiordach. Ale wody są nadal nasze. Tylko my mieszkamy na płaskowyżu.

Reijo zamyślił się. Słyszał, że połowy na wybrzeżu nie należały do najbardziej obfitych 

i dlatego mieszkańcy wysp przybywali nad fiordy, by się tu urządzić.

Ci, którzy mieszkali w jednym miejscu tylko przez pół roku, nie mieli żadnych praw. Za 

to właśnie Reijo nie darzył rządzących sympatią. Przez nich Lapończycy zostali pozbawieni 

wszelkich przywilejów.

- Zatem nie wiedzie się wam najlepiej - westchnął. - A co z Ailo? Znajdę go w obozie? 

Czy przejął swoje stado?

- Spytaj Andersa - odparł chłopak speszony. Nie patrzył na Reijo, wodził wzrokiem za 

zwierzętami.

Teraz dopiero Reijo domyślił się, że coś się stało.

Otworzył usta, żeby zapytać ponownie, ale się powstrzymał. Ten chłopak najwyraźniej 

nie zamierzał mu nic powiedzieć. Trzeba jechać do obozu.

Odnaleźć Andersa.

-   Dobrze   -   rzekł.   -   Porozmawiam   z   Andersem.   Dziękuję   za   wskazanie   drogi. 

Pozostaniemy tam jakiś czas, więc pewnie się spotkamy. Jak się nazywasz?

- Matte - odparł chłopak. Reijo starał się ukryć przed Idą niepokój, który go ogarnął. 

Siedziała na wozie i beztrosko żartowała z Sedolfem. Tych dwoje młodych miało w oczach tyle 

radości. Wydawało się, że czasami ton ich rozmów stawał się frywolny, niewiele mu brakowało 

do flirtu. Ale widać młodzi tak teraz rozmawiają. Sedolf nie był wiele starszy od Idy. Mówili 

zupełnie innym językiem niż Reijo.

Lapończyk wspomniał tylko o Andersie. Dlaczego uciekał wzrokiem, kiedy Reijo pytał 

o Ailo? Tak jakby nie wiedział, o kim mowa? Albo jakby wolał nie wiedzieć?

Niepokojące.

- Czy jeszcze daleko? - spytała Ida. Drżała z niecierpliwości, aż Reijo ściskało się serce.

Oby się nie rozczarowała!

- Tam, gdzie dostrzegłaś dym - odparł. - Wygląda na to, że Anders syn Pawy jest 

jednym z przywódców w obozie. Pawa nie żyje.

- Dowiedziałeś się czegoś o Ailo?

- Nic szczególnego - mruknął niewyraźnie Reijo i ponaglił konie. - Musisz poczekać, aż 

dotrzemy na miejsce, Ida. Wtedy na pewno zaspokoisz swą ciekawość.

Mam nadzieję, dodał w duchu.

Niepokój na dobre ogarnął Reijo. Coś było nie tak, jak powinno. Czul to przez skórę, 

wietrzył nosem.

background image

Idą   rzucało   tam   i   z   powrotem.   Wozy   są   gorsze   od   statków.   Teraz   morzem   jest 

płaskowyż, a wóz statkiem, który przez ten brązowozielony ocean płaskowyżu wiózł ją do Ailo. 

Reijo zajął miejsce kapitana, Sedolf być może pomocnika. Ida nie wiedziała. To zabawa bez 

sensu.

Czuła obce zapachy. Pachniało tu inaczej niż nad fiordem. Ta ledwo wyczuwalna woń 

to chyba zapach renów niesiony przez wiatr. Widziała, jak słup dymu coraz bardziej się zbliża - 

sam widok wystarczył, by poczuła jego zapach. Zawsze miała silną wyobraźnię.

W   wieczornym   blasku   wszystko   wydawało   się   piękne.   Słońce   nabrało   różowego 

odcienia, szczodrze rozsyłało promienie ponad krajobrazem. Nawet brązowe włosy Sedolfa 

mieniły się miedzianym blaskiem. Gdyby ktoś teraz spojrzał na niego i na Idę, pomyślałby, że 

są rodzeństwem. Ida musiała się uśmiechnąć na tę myśl. Pod żadnym innym względem nie byli 

podobni.

Wilgotną ręką potarła policzek. Zobaczyła, że na palcach pozostał czarny ślad, i poczuła 

się potwornie brudna.

Chciała wyglądać ładnie dla Ailo. Przyjemnie pachnieć. Mieć czyste włosy i ubranie. 

To, w którym odbyła podróż, mogłoby chyba samo chodzić z brudu. Nie miała odwagi go zdjąć 

w obawie, że rzeczywiście od niej odejdzie.

Ailo nigdy jej takiej nie widział...

Sedolf dostrzegał więcej, niż myślała. Lekko pociągnął ją za grzywkę.

- Wyglądasz wystarczająco ładnie - odezwał się. - Ailo tak się ucieszy na twój widok, że 

nic innego nie będzie ważne. Mogę cię zapewnić, że jesteś najpiękniejszą brudną dziewczyną, 

jaką w życiu widziałem.

Ida mrugała i mrugała, wreszcie zdołała powstrzymać łzy.

- Chyba wiesz, co mówisz - westchnęła, pociągając nosem.

To idiotyczne, że poczuła się tak rozpaczliwie bezradna. Nigdy nie przejmowała się 

wyglądem.   Nigdy   nie   upadła   tak   nisko,   żeby   czekać   na   dobre   słowo.   Teraz   łykała   tanie 

komplementy Sedolfa jak wygłodniały pies.

- Jestem beznadziejna - przyznała. Próbowała odzyskać godność w oczach Sedolfa. Jak 

gdyby to było konieczne. Jak gdyby miał jej za złe tę słabość.

- Okazałaś się niezwykle dzielna - rzekł. - Jesteś silnym, małym trollem. Sądzę, że nie 

wszyscy mężczyźni, których znam, wytrzymaliby tę podróż. I nie wszystkie dziewczęta... - 

Puścił oczko, dając do zrozumienia, że powiedział to, by uniknąć ataku z jej strony. - Możesz to 

nazwać sprawdzianem umiejętności radzenia sobie na pustkowiu. Zdałaś go znakomicie.

- Tak sądzisz? - Ida nie mogła się powstrzymać od złośliwości. - Ty, słynny włóczęga 

background image

Sedolf?

Roześmiali się.

Dotarli do ostatniego strumienia. Przynajmniej Matte tak to określił. Reijo pomyślał, że 

to  raczej   niewielka   rzeka.   Zmusił   konie,   by  weszły  do  wody,   która  sięgała   im  niemal   do 

brzuchów.

Sedolf przytrzymywał Idę, żeby nią tak bardzo nie rzucało.

- Idealny sposób na pozbycie się dziecka - mruknął i zaraz potem przeprosił.

- Zniosę i to! - odparowała.

Chłopak puścił ją zaraz, jak tylko znaleźli się na drugim brzegu.

Ujrzeli jurty.

Obcy przybysze z końmi i wozem wzbudzili zainteresowanie. Tłoczyły się wokół nich 

dzieci, zbiegły się psy. Musti i Tahti nie okazywały zachwytu z powodu towarzystwa psów, 

które ujadały tuż przy ich nogach, ale ufały Reijo. Ciągnęły wóz dalej.

Kobiety zbiły się w grupę. Ida zauważyła, że większość to młode dziewczęta. Całkiem 

młode. Niektóre z nich trzymały dzieci na ręku. Były ubrane w suknie ze skóry o ładnym i 

prostym kroju. Włosy splotły w warkocze. Ida zdumiała się, że wiele spośród nich to blondynki. 

Zawsze  myślała,  że Lapończycy są przeważnie czarnowłosi.  Pewnie dlatego,   że  Ailo  miał 

czarną czuprynę.

Mężczyźni skupili się w osobnej grupie. Stanęli wyczekująco na szeroko rozstawionych 

nogach. Również oni nosili skórzane stroje, takie w jakich Ida widywała Ailo. Z szerokimi 

pasami na biodrach. Dziwili się zapewne, czego ci Norwedzy od nich chcą. W tym roku od-

wiedzili   ich   już   poborcy   podatkowi.   Nawet   dwa   razy:   ze   Szwecji   i   z   państwa   duńsko   - 

norweskiego. Już naprawdę dosyć zapłacili królom, którym nic nie byli winni.

Ida szukała w tłumie twarzy Ailo. Grupa mężczyzn liczyła dziesięć - piętnaście osób. 

Nie więcej. Większość również stanowili młodzi. Niektórych można by nazwać chłopcami. 

Trzech,   czterech   miało   około   czterdziestki.   Pewnie   przeżyli   ciężki   rok.   Kilka   lat.   Tylko 

najsilniejsi przetrwali.

Ida nie dostrzegła Ailo.

Reijo zatrzymał konie. Również on rozglądał się wśród zgromadzonych ludzi. Odnalazł 

jedną znajomą twarz. Kiedy zsiadał  z wozu, tamten ruszył już ku niemu z wyciągniętymi 

rękami.

Anders  syn Pawy się postarzał. Wokół  jego ust pojawiły się bruzdy, świadczące  o 

zmartwieniach.

- Reijo Kesaniemi! - zawołał z niedowierzaniem. - Co cię sprowadza w te strony?

background image

Uścisnęli sobie dłonie. Wymienili uprzejmości. Anders odwrócił się w stronę wozu. 

Rozpoznał Idę po włosach i doznał szoku, ujrzawszy drugą Raiję.

-   Wyrosłaś   na   piękną   dziewczynę!   Jesteś   odbiciem   swojej   matki.   Chyba   nawet 

piękniejsza. Czy to twój mąż?

Reijo   zacisnął   oczy   z   bólu.   Najchętniej   zatkałby   również   uszy.   On   był   już 

przygotowany, Ida natomiast nie. Stało się jednak coś złego.

Bardzo złego.

Głos Idy zabrzmiał czysto jak wiosenny strumyk. Nawet nie zadrżał:

- Czy nie ma tu Ailo?

- Ailo? Syna Mikkala? - Anders potrząsnął głową. Sedolf pomógł Idzie zsiąść z wozu i 

położył dłoń na jej ramieniu. Reijo machnął na to ręką. Czuł, że Ida będzie potrzebowała 

wsparcia.

Anders polecił kilku młodzieńcom zająć się końmi.

Zaprowadził gości do swej jurty. Poprosił, by usiedli, zanim zaczął mówić.

- Ailo syn Mikkala miał wszelkie zadatki, żeby stać się kimś, ale zbłądził. Łudziłem się, 

że wróci i udowodni, że jest mężczyzną. To nie byłoby wcale trudne. Zapomnielibyśmy o tym, 

co było. Wybaczamy, gdy ktoś okaże się tego godny. Ale on widocznie tego nie chciał.

Ida oparła się na ramieniu Sedolfa i płakała. Docierały do niej słowa, ale nie chciała 

przyjąć do wiadomości ich znaczenia.

To nieprawda! To na pewno nieprawda!

- A więc Ailo nie wrócił? - spytał Reijo.

- Nie, odkąd wyruszył z Knutem. Dobrze ponad rok temu. Czy Knut pojawił się w 

domu?

- Tak, przyjechali do nas - rzekł Reijo. Wiele go kosztowało, aby zachować spokój. Ida 

na szczęście nie potrzebowała jego pociechy, Sedolf się nią zajął... - Zarówno Knut, jak i Ailo 

wrócili do domu nad fiordem. Do Jykea. Cztery miesiące temu Ailo wyruszył z powrotem na 

północ.   Do   waszego   obozu.   Zabrał   ze   sobą   tyle   złota,   żebyście   wszyscy   mogli   żyć   bez 

zmartwień.

- Ailo tutaj nie dotarł.

- Kłamiesz - płakała Ida. - Okradliście go! Kłamiesz! Nigdy nie powinien był wyruszyć 

sam!

-   Ailo   ożenił   się   z   Idą,   zanim   udał   się   w   powrotną   drogę   -   wyjaśnił   Reijo,   nie 

spuszczając wzroku z Andersa. - Wybacz jej, że w rozpaczy rzuca takie słowa. Ale ma wiele do 

stracenia. Spodziewa się dziecka Ailo.

background image

- Nie widzieliśmy Ailo, odkąd niejako został stąd wyrzucony. Chyba opowiadał o tym.

Reijo skinął głową.

- Dużo o nim myślałem. Nie podejrzewałem, że mógłby mnie zawieść - wyznał Anders.

- Miał ze sobą reny. Zabrał też trochę monet, którymi mógłby zapłacić w razie potrzeby. 

Nie powinien więc zwracać na siebie uwagi. Nikt nie mógł po nim poznać, co przewoził - 

zastanawiał się na głos Reijo.

- Cztery miesiące to długo, chociaż droga z Jykea jest daleka - zauważył Anders. - 

Mimo że wyruszył późną wiosną, powinien bez trudu pokonać większość drogi saniami. Ile 

czasu wam to zabrało?

- Nieco ponad miesiąc. Anders skinął głową. To by się zgadzało.

- Miał do przebycia długą drogę. Wiele się mogło wydarzyć.

Marna to pociecha dla Idy.

- Mogę wam odstąpić swoją jurtę na dzisiejszą noc. Na tak długo, jak zostaniecie. 

Ostatniej zimy straciłem żonę. Zmarła razem z dzieckiem wkrótce po jego urodzeniu.

Anders pomyślał, jak bardzo by się teraz przydało złoto, które zabrał z sobą Ailo. Ale 

nawet nie warto o tym wspominać.

-   Dziękujemy   -   rzekł   Reijo.   Spojrzał   na   Idę.   Drżała   i   płakała   w   koszulę   Sedolfa. 

Chłopak wyglądał na zakłopotanego, ale nie mógł jej tak po prostu od siebie odsunąć.

- Zaproponowałem Sedolfowi, żeby jechał z nami - wyjaśnił Reijo. Czuł, że musi jakoś 

wytłumaczyć obecność tego młodego człowieka. Anders zbyt dobrze znal stosunki rodzinne 

zarówno ze strony Raiji, jak i Reijo. - To syn człowieka, który kiedyś był mi bardzo bliski - 

rzekł z wahaniem. Boleśnie zdawał sobie sprawę, jak nieudolnie kłamie. - Jest dla mnie jak syn, 

odkąd jego matka odeszła.

Sedolf mrugnął do Reijo. Udało mu się zachować powagę do chwili, kiedy Anders 

wyszedł.

- Nieźle nałgałeś - zauważył.

- Do diabła, wyglądasz bardziej na kochanka niż na przyjaciela rodziny! - rzucił Reijo w 

nagłym napadzie złości.

Sedolf zaś zwrócił się do Idy, mówiąc:

- Lepiej trzymaj się ode mnie z dala! Słyszysz, Ida? Trzymaj się ode mnie z dala. Tak 

będzie dla ciebie najlepiej.

Następnie puścił Idę.

Dziewczyna zachwiała się, skuliła w kłębek. Ręce splotła wokół kolan, oparła o nie 

policzek. Łzy nie przestawały jej płynąć.

background image

- Nie to miałem na myśli - rzekł Reijo pojednawczo. Sedolf wzruszył ramionami.

- Ailo nie uciekł. Tego jednego jestem pewien - powiedział Reijo po chwili.

- Nie chcę tu zostać - odezwała się Ida żałośnie. - Słyszysz, tato? Nie chcę tu być! 

Nienawidzę tego miejsca! I nie zostanę tu bez Ailo. Chcę do domu!

background image

12

Ida nieustannie płakała. Nie chciała jeść ani spać. Nie spojrzała nawet na wodę do 

mycia. Potrafiła tylko płakać. Nie chciała myśleć, nie chciała rozmawiać z Reijo. Nie chciała 

roztrząsać tajemniczego zniknięcia Ailo, wcale nie chciała się nad tym zastanawiać.

- Chcę do domu - powtarzała jedynie. - On mnie nie opuścił!

Pozwolili  jej płakać.  Reijo czuł,  jak  ten płacz przeszywa  go na wskroś.  Wywołuje 

drżenie.

Między siidą a Jykea rozciągała się nieskończona przestrzeń. Płaskowyż i góry, urwiska 

i strome kamieniste zbocza. Rzeki i jeziora. Oczka wodne.

Ailo gdzieś tam był. Na pewno. Reijo najchętniej od razu wyruszyłby go szukać.

Jednak to niemożliwe.

Zdawał sobie z tego sprawę.

Ida nie była w stanie powstrzymać się od płaczu. Płakała cicho. Leżała skulona pod 

skórami w najciemniejszej części jurty. Odwróciła się plecami. Reijo wiedział, że ani on, ani 

Sedolf dla niej nie istnieją. Nikogo nie słyszała. Trzęsła się na całym ciele, łkała i pociągała no-

sem, choć starała się za wszelką cenę powstrzymać.

Sedolf poszarzał na twarzy, zacisnął usta i ściągnął brwi. Reijo nie podejrzewał, że ten 

chłopak może wyglądać tak poważnie i dojrzale.

- Istnieje kilka możliwości - odezwał się Reijo. Mówił bardziej do siebie niż do Sedolfa.

- Mógł na przykład uciec - zauważył Sedolf. - We wsi rozeszły się pogłoski o złocie. 

Czy Ailo je miał?

- Wszyscy trzej je mieli - odparł Reijo. - Knut, Heino i Ailo.

- Ale jakoś nie mieści mi się w głowie, że mógł zostawić Idę dla złota - zastanawiał się 

Sedolf.   -   Jednak   to   też   jedna   z   możliwości.   Bogactwo   może   skusić   nawet   najlepszego 

człowieka.

- Ailo nigdy by nie wziął złota dla siebie - rzekł Reijo stanowczo. Starał się zrozumieć, 

co kierowało Ailo. - Dla Idy owszem, ale nigdy dla siebie.

Sedolf musiał przyznać, że to bardziej prawdopodobne.

- Mógł zostać... napadnięty - przypuszczał Reijo. To jedno z rozwiązań, które najmniej 

mu się podobało.

- Zabity i okradziony? - Sedolf zniżył głos i spojrzał szybko w stronę Idy. Wyglądało na 

to, że ich nie słyszała.

- Albo zaatakowały go dzikie zwierzęta. Pasterz mówił o krążącym w pobliżu stadzie 

background image

wilków. To też niezbyt krzepiące.

- Lub uległ nieszczęśliwemu wypadkowi - dodał Sedolf.

- Może poszedł w innym kierunku, ponieważ coś innego okazało się ważniejsze? - 

rozmyślał na głos Reijo.

- Cóż by to mogło być? - spytał Sedolf z powątpiewaniem.

Reijo nie potrafił na to odpowiedzieć.

- A może zawrócił? - zgadywał Sedolf. I sam zaraz odrzucił tę możliwość. - Wtedy 

istniałyby szanse, byśmy go spotkali.

- Stracił pamięć... - rzekł Reijo, nie bardzo w to wierząc. - Albo nie żyje - mówił dalej - 

albo uciekł. Nie podoba mi się żadna z tych ewentualności. Poza tym to niepodobne do Ailo, by 

mógł zdradzić. Nie Idę. Na szczęście dawno nie widziałem bardziej zakochanego człowieka niż 

on.

- Czy Ida może mieć rację? - spytał Sedolf. Zniżył głos, tym razem nie w obawie przed 

dziewczyną. - Czy ci ludzie byliby w stanie zabić go dla złota?

Reijo potrząsnął głową.

- Bez względu na to, co słyszałeś, Sedolf, Lapończycy są normalnymi ludźmi, jak ty i ja. 

A my nie mordujemy naszych najbliższych. Anders jest wujkiem Ailo i mówi prawdę. Ailo tu 

nie było. Musimy się z tym pogodzić. Zniknął w ten czy inny sposób. - Westchnął. - A my nie 

możemy się dowiedzieć, co się stało.

Ida,   wyczerpana   płaczem,   zasnęła   nad   ranem.   Jednak   nawet   przez   sen   jej   ciałem 

wstrząsało łkanie.

Ani Reijo, ani Sedolf również wiele nie spali. Sedolf czuwał przy Idzie w jurcie. Reijo 

wyszedł porozmawiać z tymi, których znał, a także uścisnąć nowe dłonie.

Dowiedział się, że Lapończycy musieli zabić sporo zwierząt, by jakoś przeżyć. Wiele 

pochłonęły podatki. Ludzie nie byli pewni, czy wszyscy poborcy mieli prawo i podstawy żądać 

czegokolwiek. Ale bezbronny naród niewiele może przeciwstawić człowiekowi, który posiada 

broń.

Zostali wyparci z terenów na wybrzeżu. Długo szukali nowego miejsca, którego nikt 

inny by nie chciał. Wiele czasu zabrało im zbudowanie nowych chat. Pojawiło się więcej 

chętnych do jedzenia z jednej miski. Fiordy nie obfitowały w ryby. Teraz łowili tu dodatkowo 

stali mieszkańcy. Przedtem byli tylko oni, Lapończycy. Dochodziło do zatargów między nimi a 

osadnikami, którzy nadciągnęli z wybrzeża w głąb lądu. Musieli oddać fiord. Znaleźć inne 

sposoby przeżycia zimą.

Łowili ryby w jeziorach, spod lodu. Mniej niż w fiordzie, który nie zamarzał. Polowali, 

background image

jak robili to dotychczas.

Ale zostali zmuszeni zrezygnować z części tego, co było dotąd ich życiem.

Nie domagali się swych praw.

Byli pokojowo usposobieni.

Zima   okazała   się   mroźna.   Siidę   nawiedziła   choroba.   Zapadło   na   nią   wiele   małych 

dzieci. Nikt nie wiedział, dlaczego. Być może zarazili się od osadników, być może to z powodu 

złego odżywiania. Albo bogowie tak chcieli. Trudno powiedzieć.

W najmroźniejsze zimy zawsze odchodził ktoś z najstarszych członków wspólnoty.

W złych i ciężkich czasach odchodziło wielu. Niektórzy sami wybierali śmierć, żeby nie 

stanowić ciężaru dla reszty społeczności. Albo tylko tak mówiono? By zachować dobrą pamięć 

o najlepszych z rodu?

Nie można tego z całą pewnością stwierdzić.

Sfora wilków upomniała się o Pawę i jednego z młodszych mężczyzn. Nastały ciężkie 

czasy.

Tylko Anders wymienił imię Ailo. Syna Mikkala wymazano z pamięci. Reijo więcej o 

niego nie wypytywał, ale poznał po minach tych, z którymi rozmawiał, że nie może liczyć na 

ich pomoc.

Ailo wywodził się z tej samej wspólnoty. Więzi krwi znaczyły wiele, lecz jego już tu nie 

było.

Reijo zobaczył twarze ciężko spracowanych, wystawionych na zbyt trudną próbę ludzi. 

Nie mógł uwierzyć, że Ailo ich zdradził. Tak jak nie zdradziłby Idy.

Ida osuszyła łzy. Spytała, czy może się umyć. Przyniesiono jej wodę. Umyła nawet 

włosy. Ubranie ze skóry, które dotąd nosiła z dumą, zamieniła na grubą spódnicę, kurtkę i 

ciepłą bluzkę. Włosy zostawiła rozpuszczone. Powiedziała, że to dlatego, żeby wyschły, ale 

Sedolf miał na ten temat własne zdanie.

Do kołnierzyka bluzki przypięła broszkę.

Nie chciała wtopić się w tłum. Zawsze lubiła podkreślać, że jest inna. Gęste rude włosy i 

norweski strój jeszcze bardziej ją wyróżniały. Nawet broszka nie mogła tego zrównoważyć.

Lato nadało policzkom Idy ładny kolor. Nic jednak nie zdołało ukryć opuchniętych, 

zaczerwienionych oczu. Nie płakała już, ale łzy pozostawiły ślady.

Anders pamiętał Raiję. Pamiętał te wyprostowane plecy i kruczoczarne włosy rozwiane 

na wietrze. Córka była do niej bardzo podobna. Gdyby nie ten miedzianorudy kolor włosów... 

Jak Mikkal by ją nazwał? Na pewno nie Małym Krukiem!

Syn siostry na pewno zginął. Żadne złoto na świecie nie odwiodłoby mężczyzny od 

background image

takiej kobiety.

Zauważył, że jest dumna jak matka, ale dostrzegł w niej również pewne cechy Reijo. 

Gdyby   Raija   posiadała   niektóre   z   nich,   wtedy   być   może   zyskaliby   we   wspólnocie   mądrą 

kobietę.

I Mikkal by żył.

A ta dziewczyna nie stałaby tu zapłakana i nie rozpaczała, że jej mąż zaginął.

- Nie wiem, czy to pomoże... - zaczął Anders niepewnie. - To zależy od tego, czy się 

wierzy...

- Nie wierzę w nic - odparła Ida.

- Słyszałaś o noaidach? - spytał Anders. Ida spojrzała na ojca. Siedział nieporuszony i 

czekał na reakcję córki. Pozwolił, by sama podjęła decyzję.

-   Tak   -   powiedziała.   -   Ale   sądziłam,   że   już   nie   istnieją.   Że   ich   praktyki   zostały 

zabronione.

- Rzeczywiście tak jest - przyznał Anders. - Przeszliśmy, jeśli tak można powiedzieć, na 

chrześcijaństwo. Ale mamy swojego noaidę.

- Czy on może odnaleźć dla mnie Ailo?

- Całkiem prawdopodobne, że uda mu się dowiedzieć, gdzie jest twój mąż, jeżeli go o to 

poprosisz. Albo przepowie ci przyszłość.

Ida uniosła kącik ust.

- Nie interesuje mnie moje życie. Ono zależy od Ailo. Chcę go odnaleźć. Czy możesz 

mnie zaprowadzić do tego noaidy?

Anders skinął głową. Gotów był to uczynić od razu. Rozmawiał już z szamanem.

- Chcesz jej na to pozwolić? - spytał Sedolf. - Czy naprawdę zgodzisz się, żeby tam 

poszła?

- A co mam zrobić? - spytał spokojnie Reijo.

- Te bzdury dadzą jej fałszywą nadzieję. Czy to uczciwe? Możesz ją powstrzymać. Nie 

pozwól, by udała się do tego... czarodzieja. Nakładzie jej do głowy bredni. Naopowiada jej 

tego, co Ida chce usłyszeć.

- Nie znasz dobrze Lapończyków, Sedolf, przyjacielu. - Reijo spokojnie pykał swą 

fajkę.   -   Mieszkałem   z   nimi.   To   nie   jest   wcale   takie   pewne,   że   Ida   wróci   przepełniona 

fałszywymi nadziejami, jak mówisz. Sam zamierzałem poprosić tego człowieka o radę. Nie 

chciałem w to wciągać Idy, lecz tak się złożyło, że sama tam poszła. Jest dorosła.

- Wierzysz w takie rzeczy? Reijo wzruszył ramionami:

- Między niebem a ziemią jest więcej... Praktyki noaidy w każdym razie nikomu nie 

background image

szkodzą. To nie są takie czarne sztuczki,  o jakich myślisz, chłopcze. Powinieneś poprosić 

noaidę, by później i tobie powróżył. Przekonałbyś się, że to zupełnie zwyczajny człowiek.

- Nigdy! - zawołał Sedolf. - Nigdy!

Wyglądał   całkiem   przeciętnie.   Ida   widziała   go   w   tłumie   mężczyzn   poprzedniego 

wieczoru, lecz nie zwróciła na niego uwagi.

Uśmiechnął się na jej widok. Ruchem ręki poprosił Andersa, żeby zostawił ich samych.

- Zaskoczona? - spytał.

Ida usiadła przed nim na piętach. Nie bardzo wiedziała, jak zachować się w obecności 

takiego człowieka.

- Jesteś taki młody - zauważyła. - Sądziłam, że tym zajmują się starsi. Wiek i mądrość...

Był   chyba   jej   rówieśnikiem,   choć   delikatne   i   łagodne   rysy   twarzy   sprawiały,   że 

wyglądał młodziej. Miał ciemne włosy i niebieskie oczy. Ubrany był jak inni mieszkańcy siidy. 

Odróżniał go jedynie bardzo szeroki pas ze starannie zamocowanymi dziwnymi przedmiotami. 

Ida nie miała pojęcia, do czego mogły służyć. Ale z pewnością tkwiło w nich coś magicznego.

- To nie zależy od wieku - odrzekł melodyjnym głosem. - Lecz od siły. Odpowiedniej 

siły. Stary szaman umarł. Mnie wskazano jako tego, który ma przejąć po nim instrument.

Przesunął   dłonią   po   gładkiej   skórze   bębna.   Widniało   na   nim   mnóstwo   figur, 

namalowanych czerwonobrązową farbą. Ludzkie postacie, zwierzęta, owalne wzory.

- W jaki sposób? - spytała Ida oczarowana niezwykłością tego wszystkiego, czego nie 

pojmowała. Co właściwie odrzucała, lecz co mimo to kusiło i pociągało.

- Było nas dwóch, kiedy zaatakowały nas wilki - wyjaśnił noaida. - Mój towarzysz 

słynął z wielkiej siły. Znano go jako doskonałego myśliwego. Przedtem zabijał już wilki i 

niedźwiedzie. Tego dnia sam padł ofiarą drapieżników. Za każdym razem, kiedy stado zamie-

rzało rzucić się na mnie, stawał pomiędzy nami jeden wilk. Ratował mi życie. Bronił mnie jak 

matka broni swego dziecka. W końcu wataha zrezygnowała. Odciągnęła ciało mego towarzysza 

na bok... i wtedy udało mi się stamtąd zbiec. Zdarzyło się to kilka dni po śmierci starego 

noaidy. Wszyscy zrozumieli, że ja mam tę siłę. Zostałem wybrany na następcę.

- A twoje życie? - spytała. - Czy jakoś się zmieniło?

- Niewiele - odparł. Rozłożył ramiona. - To mój dom. Taki jak inne jurty, wydaje mi się. 

Słyszałem, że chcesz odnaleźć męża.

Ida skinęła głową.

- Znałem Ailo, to ułatwi sprawę.

- Co zamierzasz zrobić? Noaida postawił bęben na kolanach, czule pogładził naciągniętą 

skórę.

background image

- Wybiorę się daleko, daleko stąd, kobieto. Wiesz, co to jest?

Przytaknęła. Już o tym słyszała.

- Bęben szamana. Uśmiechnął się.

- To mój bęben magiczny. Dzięki niemu wyruszę w podróż.

Ida pomyślała, że instrument kształtem przypomina czarę. W jego dnie wycięto dwa 

otwory, tak by można go było przytrzymać. Na górze naciągnięto skórę.

Po bokach wykonano liczne nacięcia. Wzory, które mogły przypominać wszystko.

Idę zaskoczyła wielkość bębna. Wyobrażała sobie, że jest mniejszy, skoro zakazano 

posługiwania się nim. Miał owalny kształt - jego długość równała się mniej więcej długości 

ramienia rosłego mężczyzny, szerokość była o połowę mniejsza.

- Gdzie go chowasz? - spytała Ida.

- Nigdy go nie chowałem - odparł. - Nikt tutaj nie szuka. Myślę, że chroni mnie owa 

siła.

- Mogę zobaczyć? - poprosiła. Przysunęła się bliżej na kolanach.

Noaida uśmiechnął się.

-   Sama   posiadasz   całkiem   dużo   siły,   kobieto.   Gdybym   miał   wkrótce   umrzeć, 

wskazałbym ciebie jako następcę.

- Czy kobiety też mogą się tym zajmować?

- Może nie wszystkie, ale czuję, że posiadasz coś więcej niż zwyczajne siły.

Ida pomyślała o Mai. Wszyscy uważali, że to Ona została obdarzona niezwykłą mocą. 

Reijo wiele razy powtarzał, że Ida nie odziedziczyła podobnych zdolności.

- Po co są te wszystkie kreski?

- Wyznaczają pola - wyjaśnił noaida. - Każde pole oznacza, można by rzec, inny świat. 

Każdy z tych światów zamieszkują różni bogowie i różne duchy.

- To pewnie ty. - Ida wskazała na postać z bębnem, otoczoną przez rybę, ptaka i rena.

- Masz bystry wzrok - rzekł noaida z uznaniem. - To rzeczywiście jest noaida. W czasie 

podróży często potrzebujemy pomocy duchów. Saivo - guolle, ryba, Saivo - lodde, ptak, i Saivo 

- sarva, ren, to święte zwierzęta, które pomagają szamanowi w Saivo. W innym świecie.

- Ten okrąg to słońce - stwierdziła Ida niemal z pewnością w głosie.

Peive, tak - potwierdził noaida. - Słońce. Ale jego promienie pomagają tutaj. - Wskazał 

na inną postać, a właściwie na stojące razem w kręgu innych, wyglądających na kobiety, trzy 

postaci. - One są najważniejsze. Radien - attje to ojciec, służący dobrą radą. Obok niego stoi 

jego żona, Radien - akka. Trzecia osoba to syn, Radien - pardne.

- Nie mieli córki?

background image

- Mieli - rzekł noaida, uśmiechając się. - Ale to stary bęben magiczny. Wtedy się jeszcze 

nie narodziła. Jest zatem także Rana - neida. Córka. Ażeby cię zadowolić, powinienem ją chyba 

dorysować.

- Stoją najwyżej dlatego, że są najważniejsze? Skinął głową.

- Wiele rozumiesz. Te sylwetki wokół nich to boginie. Odgrywają ważną rolę podczas 

narodzin. Chronią niemowlęta.

Idzie się to podobało. Spodobała jej się wiara, która tak wysoko ceniła dzieci.

- A ten nie wygląda zbyt opiekuńczo. - Ida wskazała na postać siedzącą na koniu.

- To jest śmierć - rzekł noaida. - Roto. Pojawia się konno, przynosząc chorobę i śmierć.

Ida wzdrygnęła się. W jednej chwili przeszył ją chłód. Cofnęła się nieznacznie.

- Czym to rysujesz?

-   Żuję   korę   olchy.   Ślina   jest   potem   czerwona   jak   krew.   Wystarczy   tylko   znaleźć 

odpowiedni patyk i rysować. Pozostaje na wieki.

Wstał. Całkiem wysoki jak na Lapończyka, uznała Ida.

- Muszę wyjść - rzekł. - Mam takie swoje miejsce. Mogę wyruszyć tylko stamtąd.

Ida   również   się   podniosła.   Podążyła   za   noaidą  ku  światłu.   Zabrał   ze   sobą   bęben   i 

pałeczkę ze skóry renifera, która przypominała literę T. Zdolny artysta wyciął na niej nożem 

piękne wzory, a potem czyjaś zręczna ręka pokryła wzory farbą. Tą samą czerwoną farbą, którą 

pomalowano skórę na bębnie.

- Zastanawiasz się, co się będzie działo? Ida skinęła głową. Spojrzał na nią łagodnie.

- Obawiam się, że nawet ja sam nie znam całej prawdy. Będę uderzał  w bęben. I 

opuszczę ten świat. Opuszczę to życie. Moje ciało pozostanie, pogrążone w dziwnym śnie. Ale 

mój duch powędruje do Saivo, do innego świata. Mogę wiele wyjaśnić, ale też może mi się nie 

powieść.   Najczęściej   mi   się   udaje.   Poza   tym   znam   Ailo.   Spodziewam   się   wrócić   przed 

upływem dnia. Przyjdź do mnie wieczorem. Zaraz usłyszysz uderzenia w bęben. Jeżeli niedługo 

umilkną, to znaczy, że szybko przeniosłem się do Saivo.

Ida   patrzyła,   jak   noaida   odchodzi.   Wysoki,   szczupły,   młody   chłopak   z   długimi 

ciemnymi włosami. Gdy zniknął, wróciła do jurty. Sedolf wyglądał na nadąsanego.

- I co, wiesz już wszystko? - burknął.

- Dowiem się wieczorem - odparła Ida. - Noaida musi najpierw wyruszyć w podróż. 

Usłyszysz bębnienie.

Po chwili rzeczywiście je usłyszeli. Rytmiczne uderzenia w skórę renifera.

Ten dźwięk stał się częścią dnia.

Zamilkł przed południem. Ida nie wiedziała, czy to wcześnie, czy późno. Nie miała też 

background image

odwagi   pytać.   Mogła  tylko  czekać.   Tymczasem  próbowała  przekazać   Sedolfowi  wszystko, 

czego dowiedziała się od noaidy.

Sedolfa wcale to nie interesowało.

-   Brednie!   -   rzeki   z   lekceważeniem.   -   Bzdury   i   wymysły!   Bajki,   jeśli   wolisz.   Nie 

wmawiaj mi, że istnieją jakieś duchy i bogowie o dziwnych imionach! Wyobraźnię to mają 

rzeczywiście bujną, ale świat duchów? To już przesada!

- Daj mu szansę - poprosiła Ida. - To jedyna moja nadzieja. Poruszam się w całkowitej 

próżni, Sedolf. Nie mam pojęcia, gdzie jest człowiek, którego kocham najbardziej na świecie. 

Wraz z nim straciłam wszelkie oparcie, rozumiesz? A tu jestem zupełnie obca. Ty na moim 

miejscu zrobiłbyś to samo. Spróbowałbyś wszystkiego, żeby odnaleźć ukochaną osobę!

- Nigdy mi na nikim aż tak bardzo nie zależało - rzekł sucho. - Nie mogę się więc 

wypowiadać. Ale uważam, że to kompletne bzdury.

- Nie spodziewaj się tylko zbyt wiele - przestrzegł Idę Reijo. Przytulił ją tak, jak to robił, 

kiedy była małą dziewczynką i kiedy czuła, że wszyscy zwracają się przeciwko niej. - Nawet za 

pomocą magii nie zawsze można uzyskać właściwą odpowiedź. Noaida to zwykły człowiek. 

Być może ma w sobie tajemniczą siłę, którą potrafi wykorzystać. Ale mimo to nie jest nikim 

więcej   niż   zwykłym   śmiertelnikiem.   Jest   tylko   narzędziem.   Zapamiętaj,   Ida,   że   również 

szamanowi zdarzają się niepowodzenia.

Wiedziała o tym. Zdawała sobie z tego sprawę. Ale nie chciała, by tak się stało tym 

razem. Wierzyła, że pozna prawdę.

- Noaida w każdym razie nie wskaże konkretnego miejsca i nie powie po prostu, że Ailo 

tam jest.

Ida i to rozumiała.

- Tato - zaczęła ostrożnie. Zaczerpnęła powietrza i spytała: - Mówisz, że on ma jakąś 

siłę. On także o tym wspomniał. Powiedział, że tylko ten, kto posiada taką siłę, może zostać 

noaidą. Twierdził, że uda się w podróż. To znaczy, że jego duch uda się w podróż, podczas gdy 

ciało pogrąży się w dziwnym śnie. Czy to samo dzieje się z Mają?

Reijo wypuścił córkę z objęć. Usiadł ciężko. Wziął ją za rękę i uścisnął.

Ida poczuła, że to ojciec potrzebuje jej wsparcia.

-   Nie   wiem,   Ida.   Nie   wiem.   Ale   nie  zamierzam   kłamać   i   twierdzić,   że   o  tym   nie 

myślałem. Mikkal wierzył, że Raija potrafiła przemieszczać się duchem. Czasami udawało mu 

się mnie przekonać. Wierzę, że Raija posiadała taką siłę. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek 

nauczyła się ją świadomie wykorzystywać.

- A Maja?

background image

- Jej stany na początku bardzo przypominały stany Raiji - odparł Reijo przyparty do 

muru.

- On powiedział, że mam w sobie tę siłę. Reijo spojrzał na córkę zaskoczony.

- Miałem nadzieję, że jesteś od tego wolna - rzeki tylko. - Owa zdolność jest w równym 

stopniu przekleństwem, co błogosławieństwem. Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała z 

niej korzystać. Że nie będziesz zmuszona jej poznać.

Dzień upływał powoli. Ida nie pamiętała, co robiła. Drżała z niecierpliwości.

Noaida prosił, by przyszła wieczorem. To mogło tak wiele znaczyć.

Zmusiła się, by poczekać, aż słońce zacznie się staczać za najwyższe wzniesienie.

Był już z powrotem.

- Czekałem na ciebie - rzekł. Wyglądał na zmęczonego.

- Czy podróż się udała? - spytała Ida sztywno. Mocno ściskała chustkę na szyi. Nie była 

w stanie wypuścić jej z dłoni.

- Wróciłem - odparł. - Bywa, że jeśli całkiem się nie powiedzie, noaida na zawsze 

pozostaje w Saivo.

- Jak to?

- Duch nie powraca, kobieto. - Ogarnęło go dziwne zniecierpliwienie, tak jak gdyby 

właściwie nie miał dla Idy czasu. - Ciało umiera.

Ida przełknęła. Czy to on wywoływał ten chłód?

-   Nie   przypuszczałam,   że   to   jest   aż   tak   niebezpieczne   -   powiedziała.   -   Gdybym 

wiedziała, nie poprosiłabym cię o to.

- Muszę z tym żyć - odparł. - Każdy kiedyś umrze. Mam tę przewagę, że znam już 

tamten świat.

- Znalazłeś Ailo? - spytała Ida. Dłużej nie wytrzymała. Nie mogła czekać.

- Mógłbym powiedzieć ci to samo, wróżąc ci z ręki - rzekł nieco opryskliwie. - Moja 

podróż do Saivo okazała się niepotrzebna.

- Mów! - wyszeptała Ida. Gotowa była błagać go na kolanach, byle powiedział  jej 

wszystko, co wie.

- Napotkałem siły, które przeszkadzały mojemu duchowi w poszukiwaniach. Nic nie 

mówiłaś, że ktoś w twojej rodzinie jest nimi obdarzony.

- Nie pomyślałam o tym - usprawiedliwiła się. - Nie sądziłam, że to ma jakieś znaczenie.

- Wszystko ma znaczenie. Czułem Ailo - rzekł noaida. Nie lubił się przyznawać, że nie 

całkiem mu się powiodło. - Nie znalazłem go, ale czułem jego obecność. Roto go naznaczył.

- Chcesz powiedzieć, że Ailo zginął? Chcesz przez to powiedzieć, że Ailo nie żyje?

background image

- Niekoniecznie - odparł. - Roto symbolizuje również chorobę. Nie wiem, co oznacza w 

tym   wypadku.   Widziałem,   że   zarówno   twój,   jak   i   jego   ród   prześladuje   ogień.   Ogień   jest 

waszym przekleństwem. Sprowadza wielkie  nieszczęście.   Czyjeś  siły utworzyły jakby mur 

przeciwko mnie. Ktoś, kto ma siłę równą mojej, przeszkodził mi zbliżyć się do Ailo. Nic nie 

pomoże, gdy poprosisz innego szamana. Ktoś wznosi mur wokół twojego męża i jego losu. 

Czułem jedność, w której ty nie miałaś udziału. Sądzę, że to kobieta. Byłem już wyczerpany. 

Nie widziałem tego wyraźnie. Wydaje mi się, że Ailo nie chce się z tobą połączyć.

- Czy to znaczy, że on żyje?

- Nie przeszkadzaj! - Noaida zmarszczył brwi i poprawił się: - Uważam, że Ailo nie 

może   się   z   tobą   połączyć.   Ty   będziesz   żyła   własnym   życiem.   Ciebie   znalazłem   w   swej 

wędrówce. Nikt mi w tym nie przeszkodził. Znalazłem cię w przyszłości. Nie byłaś sama.

- Nie chcę tego słuchać! - przerwała mu ostro Ida.

- Nie prosiłam o przepowiednię. Prosiłam, byś znalazł Ailo. Nie udało ci się. Nawet się 

nie dowiedziałeś, czy on żyje, czy nie!

- Ailo jest naznaczony przez Roto - powtórzył noaida. - I chroni go siła, z którą nie 

mogę konkurować. Nie jestem w stanie się z nią zmagać, ponieważ wydaje się co najmniej tak 

wielka jak moja. Pewnego dnia dowiesz się prawdy - mówił dalej. - Nie zdarzy się to jutro ani 

na wiosnę. Ale poznasz prawdę. Widziałem, jak zmierza do ciebie niczym ptak w locie. Jak 

ptak z rozłożonymi skrzydłami. Złoty ptak.

Ida skrzywiła się, słowa noaidy nie zrobiły na niej wrażenia. A była tak oczarowana tym 

wszystkim - bębnem magicznym, rysunkami, bogami i duchami o obco brzmiących imionach...

Wtedy miała jeszcze nadzieję.

Teraz   spadła   z   hukiem   na   ziemię.   To   bolało.   Lecz   w   każdym   razie   ujrzała 

rzeczywistość.

- Dziękuję - rzekła uprzejmie i podeszła do wyjścia.

- A dzieciom nadaj imiona tych dwojga, od których wszystko się zaczęło.

- I czego się dowiedziałaś? - spytał Reijo, kiedy Ida ciężko usiadła naprzeciw niego i 

Sedolfa.

- Że urodzę bliźniaki. I że on nie ma pojęcia, co się stało z Ailo.

- Nic nie powiedział?

- Tylko tyle, że Ailo jest naznaczony przez Roto.

- Naznaczony przez śmierć? - zdumiał się Reijo.

- W końcu to zrozumiałam - powiedziała Ida. - Śmierć. Chcę stąd wyjechać. Źle się tu 

czuję.

background image

13

Znowu w drodze. Tym razem to Reijo stwierdził, że wyruszył bez przekonania. Ida 

stanowczo upierała się przy swoim. Nie chciała spędzić zimy z obcymi ludźmi.

- Sam słyszałeś, co mówili, tato. Nadeszły dla nich ciężkie czasy. Kobiety umierają, 

rodząc dzieci.

Wiedziała, że przesadza, ale nic jej tu nie zatrzyma. Otwarte przestrzenie i niskopienne, 

falujące lasy brzozowe straciły dla niej cały urok. Nie podobały jej się. Nie urzekały. Były obce. 

Nie chciała tu zostać.

Anders przy pożegnaniu wręczył Idzie prezent - zawinięty w kolorową chustkę, która 

trochę wyblakła w miarę upływu lat.

- To należy chyba teraz do ciebie - rzekł i podał jej zawiniątko.

Idzie drżały ręce, kiedy rozwijała chustkę.

Pozostała część srebrnych klejnotów ślubnych.

Dziewczyna dotknęła palcami guzików, które same w sobie stanowiły ozdobę. Zwisały 

z nich drobne listki z cienko, cieniutko wykutego srebra. Właściwie były to raczej zapinki. 

Ujrzała dwie broszki, podobne do tej, którą miała, ale mniejsze i z mniejszą ilością przy-

czepionych kółek. Za to z licznymi wyrzeźbionymi zdobieniami - wijącymi się wstążkami, 

oplatającymi całość, owalnymi i kanciastymi figurami wokół siebie, tworzącymi przepiękny 

wzór, którego widokiem trudno nasycić oczy. Na srebrnej klamrze paska powtarzał się motyw 

broszek i kształt guzików, tylko większy i grubszy. I wreszcie srebrna obroża - obroża do od-

świętnego   kaftana,   bogato   haftowana   cieniutkimi   nitkami,   tworzącymi   deseń,   któremu   nie 

dorównywało nic, co Ida w życiu widziała, z naszytymi drobnymi aplikacjami ze srebra. Sama 

w sobie stanowiła piękną ozdobę. Miała szerokość dłoni i została tak uformowana, że można ją 

było nakładać na kaftan.

- Brakuje jeszcze pasa - rzekł Anders. - Ale niestety gdzieś zginął. A dużą broszkę masz 

ty. Tak więc ślubne klejnoty ponownie zostały połączone.

Ida przypomniała sobie sen. Przypomniała sobie ostrzeżenie.

- Nie możecie mi tego ofiarować - wzbraniała się, choć trudno jej było zrezygnować z 

tych kosztowności.

- Pamiątka nie należy do mojego rodu - wyjaśnił Anders. - Sigga otrzymała ów dar, 

kiedy wychodziła za mąż za Mikkala. Teraz Ailo jest ich właścicielem, a on z pewnością dałby 

go tobie. Tobie się należy, Ida.

Nie   potrafiła   odmówić.   Nie   mogła   tego   zrobić,   nie   raniąc   Andersa.   Dla   niego   to 

background image

prawdziwa przyjemność móc jej ofiarować ten cenny skarb.

- Pomyśl, ile byś otrzymał w zamian, gdybyś to sprzedał - zauważyła Ida.

- Nigdy nie mógłbym tego zrobić! - rzucił oburzony. - To nie moja własność. Nie 

sprzedaje się cudzego spadku!

Idę   uderzyło,   jak   żywa   jest   dla   tych   ludzi   przeszłość.   Ze   tak   ważni   są   dla   nich 

przodkowie i tradycje, przekazywane następnym pokoleniom. Doceniali ich wartość.

- Dziękuję - powiedziała wzruszona. - To dla mnie naprawdę bardzo ważne.

Ślubne klejnoty ze srebra zostały złączone. W ten sposób spełniło się marzenie, które 

snuła, wracając z kościoła po ślubie.

Właśnie ona okazała się tą osobą, która połączyła wszystkie części rodzinnej pamiątki.

Ale nie czuła smaku zwycięstwa. Ofiarowano jej klejnoty jako żonie Ailo, ale to Ailo 

powinien jej wręczyć je w prezencie.

Powinno się je ofiarować z miłością. A nie tak jak teraz - z litości.

-   Wydaje   mi   się,   że   się   ucieszyli,   kiedy   wyjeżdżaliśmy   -   zauważył   Sedolf,   sam 

najwyraźniej zadowolony, że wraca do domu.

-   Byliśmy   trzema   dodatkowymi   gębami   do   wyżywienia   -   zauważył   Reijo.   -   I   nie 

mogliśmy niczego ofiarować w zamian. To zrozumiałe, że sprawialiśmy kłopot.

- Nie udało się nam znaleźć jakiejś Laponki dla ciebie, Sedolf - próbowała zażartować 

Ida, lecz nikogo to nie rozbawiło.

-   Może   wyruszę   na   połowy   tej   zimy   -   odparł.   -   Jeśli   zdążymy   wrócić.   A   tam   na 

wybrzeżu dziewcząt jest w bród.

Ida nie wątpiła w to.

Przyroda przygotowywała się do zimy. Gałęzie dziwnie powykręcanych konarów drzew 

liściastych wcześnie zostały ogołocone. Drzewa musiały oszczędzać soki na długą, zimną porę 

roku. Ziemia wyglądała jak dywan w kolorach żółtym i czerwonym. Ścieżki wiły się pośród 

niego niczym brązowe wstążki. Niczym nitki cynowe wplatane w lapoński haft.

Długie dni, które chwytały noc w dłonie, nie ciemniejąc, odeszły. Wieczory nadchodziły 

wcześnie. Zimne. Surowe.

Mgła kładła się często aż na ląd. Skrywała wszystko na krótką chwilę, chowała ziemię i 

niebo. Przeszkadzała wędrowcom iść dalej.

Szli   już   kilka   tygodni.   Podróż   przebiegała   wolniej   niż   droga   na  północny   wschód. 

Zmierzch uniemożliwiał poruszanie się wieczorami. Ranek wstawał tak chłodny, że musieli 

zwlekać z wymarszem w dalszą drogę. Tym razem mgła zatrzymała ich w jurcie przez dwa dni. 

Opuszczali namiot tylko w razie potrzeby. Nie mieli odwagi się oddalać, wokół otaczała ich 

background image

szara, wilgotna i skłębiona wata. Z trudem dostrzegali własną wyciągniętą dłoń.

Kiedy mgła zrzedła, było już za późno, by rozpocząć kolejny etap podróży. Ledwie 

zdążyliby się zebrać, już musieliby rozbijać obóz na noc.

Wypadli z jurty rozkoszować się światłem i świeżym powietrzem. Rozejrzeć po okolicy.

- To Suomi - rzekł Reijo z miłością w głosie.

Ich oczom ukazał się las sosnowy. Nie tak gęsty, do jakiego Ida przywykła nad fiordem, 

ale jednak prawdziwy, wysoki las. Jezioro spokojne i czyste, odbijające ostatnie resztki mgły. 

Odbijające pnie sosen, ich czubki, które wydawały się sięgać nieba. Górski grzbiet, na którym 

mogli zaczepić wzrok. Grzbiet porośnięty lasem iglastym, wiecznie zielony. Drzewa liściaste 

były   tu   jedynie   gościem.   Nieśmiałym   dodatkiem,   pojawiającym   się   tak,   jak   się   wplata 

pojedyncze nitki, które niezupełnie pasują - bardzo ostrożnie.

Brzegi jeziora porastały kępki wrzosów i mchy. Reijo zachowywał się jak dziecko. 

Zrywał szyszki z drzew i rzucał do wody. Prześcigał się z Sedolfem, kto rzuci najdalej.

Ida powlokła się swoją drogą. Usiadła z dala od wody - z dala od chmar komarów i 

muszek, które przeżyły lato, a może wylęgły się latem.

Przemyła twarz, czuła, jak policzki niejako się ożywiły. Rozwiązała buty. Podciągnęła 

spódnicę do pół łydki i zanurzyła nogi w chłodnej wodzie. To odświeżało. Dawało ukojenie. 

Czy Ailo był tutaj? Właśnie tutaj?

Rozejrzała   się   po   okolicy.   Zapamięta   ją.   Ponieważ   wreszcie   to   coś   innego   niż 

nieskończony płaskowyż, napawający lękiem. Ponieważ przywodziła na myśl znajomy widok. 

To dziwne, jak można zatęsknić za drzewami. W domu Ida nigdy tego nie dostrzegała. Tutaj 

zrozumiała, jak ważne są dla niej drzewa.

Teraz brakowało jej tylko gór i fiordu.

Czy Ailo tak samo tęsknił za płaskowyżem, kiedy mieszkał u nich na cyplu?

Ailo...

Naznaczony przez Roto...

Noaida oznajmił to z całą powagą. Zaślepiona złością zadrwiła z wiary tego człowieka. 

Użył samego siebie, żeby znaleźć dla niej odpowiedź. Nie otrzymała jej i rozzłościła się.

Ida zapragnęła poprosić o wybaczenie. Nie przyszło jej to do głowy, kiedy odjeżdżali z 

letniego obozu Lapończyków. Wtedy czuła pogardę. Teraz znalazła czas, by to przemyśleć. 

Uspokoiła się.

Naznaczony przez Roto.

Przez Roto - ducha śmierci. Choroby.

Istniała jeszcze nadzieja. Ida nadal się łudziła. Ale noaida powiedział też, że nie tak 

background image

prędko dowie się prawdy. Prawda pojawi się wraz ze złotym ptakiem.

Jakie ptaki są złote?

Żaden ze znanych jej.

A może to symbol czegoś?

Szaman z upodobaniem posługiwał się zagadkami i symbolami.

Dla niej ptak oznaczał wolność. Myśli. Ucieczkę. Dumę...

I jeszcze wiadomość o tym, że urodzi bliźnięta. Pogładziła się po brzuchu, nie wierzyła 

w to. Nie mogły tam istnieć dwa życia. Noaida się pomylił. Może jedno urodzi się później?

Ailo...

Błyszczące oczy Ailo w czarnej mgle.

Noaida wspomniał o innym mężczyźnie.

Niemożliwe.

Nie ma drugiego takiego jak Ailo. Żaden mężczyzna nie zajmie jego miejsca, dopóki 

istnieje choć cień nadziei, że Ailo żyje.

Emil ożenił się z Sofią, przemknęło Idzie przez myśl. A właśnie on chyba najbardziej 

odpowiadał wizerunkowi człowieka, z którym mogłaby się związać. Potrafiła z nim rozmawiać.

Jednak najlepiej rozumiała się z Ailo - takiego związku nie udałoby się jej stworzyć z 

żadnym innym mężczyzną.

Czyżby pomyślała o nim w czasie przeszłym? Tak jakby pogodziła się z tym, że Ailo 

nie żyje? Chyba tak zrobiła. W głębi duszy. Rozsądek tak nakazywał.

Jak wyglądało życie człowieka, który został naznaczony przez śmierć?

Spotkało ją w życiu wiele dziwnych i niezrozumiałych przypadków. Zostawiała więc 

margines dla tego, co nierzeczywiste, na cud, który się może zdarzyć. Jej rodzina nigdy nie była 

całkiem zwyczajna. W każdym razie od czasów Raiji i Mikkala.

Może to nie tak wiele, ale jednak dłużej niż jej całe życie.

Zjawiska   nierzeczywiste   towarzyszyły   wszystkim   członkom   rodziny.   Układały   się 

niczym ścieżka przed ich stopami, prowadziły w dziwnych kierunkach.

Ku szczęściu lub zmartwieniu.

Ida czuła, że to, co jej się przytrafia, jest dalszym ciągiem. Kontynuacją. Zagadkowe 

zjawiska nie urwały się wraz ze śmiercią Mikkala i Raiji.

Trwają nadal. Mają swój cel. Kres, w którym być może przyjdzie jej brać udział.

Myśli pojawiały się znikąd. Ulatywały dalej. Czy to właśnie jest owa siła? Czy to ten 

niezwykły dar? Niewytłumaczalny bieg myśli, olśnienia, których nie potrafiła wytłumaczyć, a 

które nazywano fantazją?

background image

Może nie chodzi o umiejętność dokonywania cudów? Nie o taką siłę, jaką posiada 

Maja? Nie tak przerażającą i niezrozumiałą. Może ta zdolność jest inna, bardziej łagodna i 

ludzka...

Sedolf zbliżał się do niej leniwym krokiem. Nie przypominał Simona aż tak bardzo, jak 

początkowo sądziła. Tylko na pierwszy rzut oka można by tak pomyśleć, nie zastanawiając się 

nad tym, czy to maska, czy też prawdziwa twarz.

- Znalazłoby się dla mnie miejsce? - spytał.

Ida przesunęła się trochę. Kępa była wystarczająco duża.

- Czy już skończyliście się bawić?

Uśmiechnął się szeroko. Miał ładne zęby. Nie wszyscy mogli się takimi pochwalić. 

Niektórzy wcześnie je tracili. Zęby Sedolfa nieco pożółkły od tytoniu, lecz nadal były silne i 

równe.

Ida nie miała pojęcia, dlaczego zwraca na to uwagę.

- Reijo wygrał - odparł i odchylił się do tylu, opierając na łokciu. - To wstyd zostać 

pokonanym przez starego człowieka. Jest tak podekscytowany, że poszedł szukać głównego 

jeziora. Twierdzi, że to tylko odnoga jakiegoś większego jeziora z mnóstwem ryb. Postanowił 

pójść wzdłuż strumienia. Zachowywał się jak chłopiec. Polecił mi pilnować, by nie pożarł cię 

wilk albo niedźwiedź.

Ida roześmiała się razem z nim. Nie groziło im wiele niebezpieczeństw. Spokojnie i 

urokliwie - takie określenia przychodziły Idzie na myśl. To nie okolica dla dzikich zwierząt.

Nie pojmowała, dlaczego odnosi takie wrażenie. To tylko myśli. Myśli rodzące się w jej 

głowie.

- Czy już się dobrze czujesz? - w głosie Sedolfa brzmiała zaskakująca troska.

Ida przyjrzała mu się uważnie. Zwrócił twarz w jej stronę. Między brwiami pojawiła się 

pionowa zmarszczka. Zawsze ściągał brwi w ten sposób, kiedy się nad czymś zastanawiał. 

Wiatr unosił nieco jego grzywkę. Oczy Sedolfa były tak ciemne, że Ida nie potrafiła dojrzeć 

źrenicy.

- Dobrze? - spytała zagubiona. - Już nie płaczę.

- Masz nadzieję?

- Tak, ciągle wierzę. Bez nadziei byłabym jak martwa.

- Przecież myślałaś, że nie żyje. Ida przytaknęła.

-   Tak   uważam.   Ale   chwilami   sprawia   mi   to   taki   ból,   że   nie   mogę   znieść   tej 

świadomości. Wówczas potrzebuję nadziei, by jakoś złagodzić cierpienie. I przez dłuższy czas 

nie czuję bólu. Wtedy mam odwagę ponownie to wymówić. Nie żyje...

background image

- To nie powinno spotkać ciebie... Sedolf potrząsnął głową. Zrywał kępki mchu i ze 

złością rzucał je do wody. Pływały jak maleńkie wysepki pośród nieskończonego morza.

-   Coś   takiego   nie   powinno   nikogo   spotkać   -   zauważyła   Ida.   -   Ale   kiedy   się   już 

przydarzy, to doświadcza tego, kto jest w stanie to znieść.

- Tak myślisz? - Sedolf był zdumiony. - Dziwna z ciebie dziewczyna, Ida!

- Jakoś to muszę wytrzymać - powiedziała otwarcie. - Nie mam innego wyboru. Chyba 

że rzucić się z pierwszej wysokiej skały. A tu jak na złość takiej brakuje - dodała ponuro.

- Co będzie po powrocie? Jak wrócimy do domu?

- Nadal będę dla taty kulą u nogi. W dodatku pod koniec zimy urodzi się dziecko.

- Dzieci - poprawił Sedolf z lekkim uśmiechem.

- Wszystko jedno - uznała Ida. - I tak będzie sporo roboty.

- Będziesz czekać?

- I mieć nadzieję - odparła. - To też jakieś życie. Tata przeżył w ten sposób piętnaście 

lat.

- To długo jak dla ciebie, najlepsze lata młodości. Czy podołasz?

Ida nie potrafiła na to odpowiedzieć. Czeka ją całe życie w niepewności. Cale życie z 

odrobiną nadziei na linę ratunkową. Całe życie w samotności.

Jednak Ailo może wrócić w każdej chwili.

- Nie będę czekała tak długo - odparła. - Kiedyś ból złagodnieje. Kiedyś będę musiała 

się pogodzić z tym, że Ailo nie żyje. Jeżeli wcześniej nie wróci.

- Szkoda, że Emil się ożenił - westchnął Sedolf.

- Nie mogłam go poprosić, by się wstrzymał! - Ida odrzuciła głowę.

- On by poczekał - rzekł Sedolf z przekonaniem. Dobrze znal przyjaciela. - Gdyby 

wiedział, że tak się ułoży, poczekałby. Nawet piętnaście lat.

- Właśnie dlatego nie mogłabym go o to poprosić. Nie rozumiesz?

-   Ale   on   byłby   najlepszy,   nie   licząc   Ailo?   Ida   przyznała   to,   choć   niechętnie.   Nie 

określiłaby tego w ten sposób. Nie powinno się tak szeregować ludzi.

-   Rozmowa   o  tym  do   niczego   nie   prowadzi   -  westchnęła   ciężko.   -   Czuję,   jakbym 

zdradzała Ailo, rozmawiając o kimś, kto mógłby go zastąpić. Rozważając taką możliwość...

-   A   czy   to   nieprawda?   Boisz   się   prawdy?   Nie   można   żyć   samą   nadzieją.   Jesteś 

wystarczająco mądra, by zdać sobie z tego sprawę. Jesteś taka młoda i... ładna i należy ci się od 

życia coś więcej niż tylko nadzieja, dzieci i ciężka praca.

-   I   coś   więcej   niż   związanie   się   z   jednym   mężczyzną?   -   spytała   zawsze   gotowa 

przypomnieć mu, że kobiety też znają swoją wartość.

background image

- Bądźmy szczerzy! - rzekł pojednawczo. - To prawda, że każdy ma swój rozum. Ze 

większość życia to mozolna praca.  Jestem wystarczająco biedny, by to rozumieć.  Ale jest 

jeszcze   coś   więcej.   Dla   mnie  to  więcej   oznacza  właśnie  przyjemność  dla   ciała.   Kobiety  i 

mężczyźni różnią się od siebie tak, by do siebie pasować. Ciałem. Żeby wspólnie zaznawać 

szczęścia. By doświadczać nieopisanej radości.

Potargała go przyjaźnie po włosach. Sedolf usiadł. Nie chciał, by go głaskała jak psa.

- Nie chodzi tylko o przyjemność, Sedolf.

- Nie tylko - przyznał. - Ale czy można żyć bez niej? Nie jesteś przecież księżniczką na 

szklanej górze, za jaką cię uważają. Założę się, że jest w tobie więcej ognia, niż zdradzają twoje 

włosy. Twoje ciało już tego spróbowało. Nie potrafi bez tego żyć.

- Amen - zakończyła lekceważąco. - Odnoszę wrażenie, że ty w każdym razie  nie 

potrafisz bez tego żyć. To błąd, że nie znaleźliśmy dla ciebie dziewczyny w siidzie!

- Nie jestem też jakimś ogierem! Poderwał się jak oparzony i wbiegł do jurty. Był zły i 

obrażony. Ida nawet nie przypuszczała, że aż tak bardzo nastąpiła mu na odcisk.

Z   Emilem   jakoś   potrafiła   rozmawiać.   To   głupia   myśl,   ale   wolałaby,   gdyby   to   on 

towarzyszył jej w tej podróży.

Z Sedolfem czasem nie sposób się dogadać. Stroił sobie żarty, kiedy ona mówiła serio. 

A   kiedy   on   poważniał,   poruszał   tematy,   które   sprawiały   ból.   O   których   ona   nie   chciała 

rozmawiać. Nie był tak... wrażliwy jak Emil. Miał więcej w rękach niż w głowie. Więcej na 

zewnątrz niż w środku.

Podniosła się bezwiednie. Zostawiła buty na trawie. Ruszyła boso wzdłuż brzegu.

Za niewielkim cyplem znalazła zaciszną zatoczkę. Las sięgał tu aż do samego jeziora. 

Sosny dosłownie zanurzały palce stóp w wodzie. Powyginane korzenie wystawały nad ziemią. 

Piaszczysta plaża pewnie została zalana.

Ida wsunęła nogę do wody po kolano. Nie wyczuła dna. Woda nie była ciepła, ale też 

nie zimna. W każdym razie nie bardzo zimna. Po wypadku Ida lepiej znosiła chłód. Ciepło 

także sprawiało jej większą przyjemność. Uwielbiała jak kot wygrzewać; się w słońcu.

Nagle przyszło jej na myśl, żeby się umyć. Nie znosiła być brudna. Tato chyba zniknął 

na  dłużej.   Sedolf   na  pewno  się   obraził   i   nie  ruszy  się   z   jurty.   On   także  miał   gwałtowne 

usposobienie.

Rozejrzała się dookoła. Zobaczyła tylko drzewa. Wiedziała, że to mało prawdopodobne, 

żeby ktoś się teraz wyłonił z tej głuszy, z tych ostępów. Była sama.

Ida zdejmowała z siebie ubranie, tak jak obiera się cebulę. Lekko drżąc z zimna, weszła 

do jeziora.

background image

Zatoczka była tak wąska, że nie napływało tu wiele świeżej wody i zdążyła się nagrzać 

w ciągu dnia.

Ida weszła głębiej. Zanurzyła się po brzuch. Położyła ręce na krągłości, którą tylko ona 

mogła wyczuć.

Wykluczone, by zmieściło się tu dwoje! Noaida bardzo się pomylił. Pomyślała o nim, że 

jest oszustem.

Drobnymi kroczkami posuwała się dalej, aż straciła grunt pod nogami. Wykonała kilka 

ruchów rękami, żeby utrzymać się na powierzchni.

O Boże, jak cudownie!

Zanurzyła   się   pod   wodę.   Wyskoczyła   z   pluskiem.   Ręką   odrzuciła   włosy   do   tyłu. 

Masowała mokrą głowę. Żałowała, że nie ma mydła. Jeszcze nie była całkiem czysta, tylko 

opłukana. Ale i to lepsze niż drapanie się do krwi i wdychanie zapachu potu.

Podpłynęła w stronę brzegu. Dotknęła dna stopami. Wstała rozcierając skórę po rześkiej 

kąpieli.

Cała dosłownie płonęła. Czuła się jak odrodzona. Jak zupełnie nowy człowiek.

Trochę bardziej miły, pomyślała. Wszystko ją irytowało, kiedy była brudna.

Podeszła bliżej i wykręciła włosy. Zebrała je między dłonie i wycisnęła wodę. Odniosła 

wrażenie, że nie są już tak ciężkie, jednak z koniuszków nadal ciekły lodowate strumyki.

Odwróciła się i spojrzała tam, gdzie zostawiła ubranie. Uświadomiła sobie, że kąpiąc 

się, nie patrzyła w tę stronę.

Obok jej rzeczy siedział Sedolf. Napotkała jego wzrok. Nawet nie udawał zakłopotania.

Rękoma   zasłoniła   piersi.   Choć   wcześniej   opadły   na   nie   włosy,   uczyniła   to   bez 

zastanowienia.

W naturalnym odruchu.

- Myślałam, że jesteś w jurcie - odezwała się. Po raz pierwszy poczuła, że woda była 

zimna.

- Znudziło mi się - odparł. - Widzę, że jesteś odważna - dodał obojętnym tonem, jak 

gdyby to był początek nieciekawej rozmowy. - Nigdy bym nie wszedł do tak lodowatej wody!

- Nikt cię też o to nie prosi - burknęła ze złością. - Długo tu jesteś?

- Miałem cię przecież pilnować - wyjaśnił Sedolf, właściwie nie odpowiadając na jej 

pytanie. - Zamarzniesz na śmierć - dodał - jeżeli będziesz tak stała.

Ida czuła, jak rozgrzewa ją złość.

-   Właśnie   zamierzałam   się   ubrać   -   syknęła   -   Gdybyś   tylko   raczył   zachować   się 

przyzwoicie i mógł się odwrócić.

background image

Jego uśmiech rozciągnął się od ucha do ucha. Oczy cieszyły się rzadkim widokiem.

-   Uważam,   że   nieprzyzwoite   było   raczej   słowo,   którym   chciałaś   mnie   nazwać. 

Określenie „ogier” lepiej natomiast oddaje to, co o mnie myślisz.

- Cholernie mało o tobie myślę, Sedolf! Roześmiał się i powoli odwrócił się plecami do 

jeziora. Nadal jednak pozostał blisko jej ubrania.

Ida z wściekłością opuściła ręce. Jeżeli on jest aż tak bezczelny, to ona nie zamierza się 

wstydzić.

Wypadła z wody, aż dokoła pryskało. Niczym żołnierz idący na wojnę - po honor i 

chwałę.

Sedolf siedział posłusznie jak pies.

Ida nie patrzyła na niego. Zerkała tylko kątem oka. Nie był wart jej spojrzenia.

Koszula przyklejała się do mokrego ciała. Ida zamierzała się nią wytrzeć, ale jej w tym 

przeszkodził.   Nadal   miała   w   sobie   trochę   wstydu,   chociaż   Sedolf   wcale   nie   okazywał 

zakłopotania.

Nie   mogła   sobie   poradzić   z   gorsetem.   Palce   miała   tak   sztywne,   że   odmówiły 

posłuszeństwa przy zapinaniu małych guziczków.

Przeklinała pod nosem, aż świszczało.

Padł na nią cień.

Opalone palce odsunęły jej dłonie. Starannie zapięły wszystkie guziki. Idzie zaparło 

dech.

Podwinął rękawy koszuli. Do diabła, że też jego przedramiona mogły do tego stopnia 

przyciągać wzrok!

- Jeszcze zła? - spytał. Miał zachrypnięty głos. Ida podniosła głowę. Nie powinna. Lecz 

musiała.

Nie mogła się powstrzymać.

To nie twarz Ailo tuż przy jej twarzy. To nie oczy Ailo. Nigdy nie musiała tak bardzo 

odchylać głowy, żeby popatrzeć Ailo w oczy. Ale Ailo został naznaczony przez Roto...

To nie Ailo?

Brązowa dłoń Sedolfa przy jej policzku. Stał na odległość ręki. Nie podszedł bliżej. 

Uśmiechał się, kiedy pytał, czy nadal jest na niego zła. Zła? Była wściekła.

Powiedziała mu o tym, ale zabrzmiało to tak miło, że się roześmiał.

- Świetnie - rzekł cicho. - Trudno mi jakoś w to uwierzyć.

Po chwili poczuła silne ramię wokół talii. Jego dłoń przy swoim policzku.

Jego usta na swoich.

background image

Popchnął ją na wrzosy. Albo sama go pociągnęła. Jej ręce objęły go tak, jak on ją 

obejmował.

Pocałunek nie miał końca.

- Poproś, bym przestał - szepnął jej do ucha. Jego oddech wydawał się bardziej gorący 

niż promień słońca w lipcowy dzień.

- Przestań - szepnęła. A jej ramiona mocniej zacisnęły się wokół niego.

Tak miękko było na wrzosach i mchu. Przyjemnie zamknąć oczy. Wargami muskał jej 

powieki. Zmusił, by je otworzyła.

- Nie brzmiało to zbyt przekonująco - uśmiechnął się, a grzywka wpadła mu do oczu. - 

Ale będę grzecznym chłopcem - dodał.

Jeszcze przez kilka sekund jego policzek znajdował się przy jej policzku. Następnie 

Sedolf wstał i podał Idzie dłoń. Pociągnął ją do góry.

- I udowodnię, że nie jestem jakimś niewyżytym ogierem - rzekł.

Ida nie czuła już zimna.

Cała wieczność minęła od kwietnia. Od czasu kiedy ktoś z pożądaniem ją obejmował.

Sedolf  odwrócił  się  do niej  plecami.  Patrzył  na jezioro,  zrywał  igły z najbliższego 

drzewa i gwałtownymi ruchami wrzucał je do wody.

Poszła za nim. Sekundę wcześniej ujrzała siebie w wyobraźni, zachowującą się w ten 

sposób. Objęła go w pasie. Przyłożyła policzek do jego szerokich pleców.

- Zrób to! - szepnęła. - Sedolfie miły, zrób to! Odwrócił się powoli. Ida nie wypuściła go 

z objęć. Ujął w dłonie jej twarz. Był wysoki i dobrze zbudowany. Ida czuła się przy nim taka 

drobna.

- Reijo może wrócić lada chwila - szepnął drżąc. Wargami muskał jej usta.

- Nikt nie przyjdzie - uspokoiła go, ślepa i głucha na wszystko. Chciała tego. Raz w 

życiu chciała być całkiem nieodpowiedzialna.

- Nie wykorzystuj mnie - szepnął. A potem pocałował ją znowu. I jeszcze raz.

Ida przytuliła się do niego tak mocno jak to tylko możliwe, jakby zamierzała wcisnąć 

mu się pod ubranie i pod skórę. Nie szukała pełnej bliskości.

Nie tak do końca.

Jego palce wplotły się w mokrą gęstwinę jej włosów. Usta tchnęły życie w jej zimne 

wargi. Pocałunek ożywił krew, doznania. Nie pamiętała takiego mrowienia w nich od czasu...

Nie, tylko nie jego oczy w tym wszystkim!

Ida odsunęła tę myśl. Zacisnęła ramiona na silnym karku.

Wolną dłonią Sedolf rozpiął pasek. Uczynił to jednym ruchem. Idzie przebiegło przez 

background image

myśl, że wymagało to pewnie wielu ćwiczeń. Lecz było bez znaczenia. Podciągnął jej spódnicę. 

Ciepłą dłonią przesunął po zewnętrznej stronie jej uda, wiedział, dokąd zmierza. Wiedział, jak 

jej dotykać, żeby ją rozpalić.

Nie musiał się starać.

Na mgnienie oka Ida przywołała w pamięci obraz Mai i Heino. Dwa na wpół rozebrane 

ciała oparte o drzewo.

Sedolf tego nie widział.

Ida nie mogła poprosić Ailo o coś takiego. Ailo wiedziałby, dlaczego. Zrozumiałby, 

dlaczego myśl o tym tak bardzo ją podnieca.

Sedolf zamierzał położyć się z nią na mchu.

- Poczekaj - szepnęła. Ujrzała samotną brzozę niedaleko od brzegu.

Śmiertelnie się bała, że zniszczy ten magiczny nastrój. To poczucie nierzeczywistości, 

które ich ogarnęło.

Ale musiała przerwać.

Pociągnęła Sedolfa za sobą. Biegła boso, ściskając go za rękę.

Zatrzymała się przy młodym drzewie. Już dawno zrzuciło liście. Oparła się plecami o 

twardy pień. Pełna wyczekiwania zwróciła ku Sedolfowi twarz. Rozchyliła wargi do pocałunku.

Sedolf jej nie zawiódł. Jego usta były pełne życia. Obsypał ją deszczem pocałunków. 

Żaden nie przypominał drugiego.

Jedno   spojrzenie   na   Idę   wystarczyło,   by   zrozumiał   jej   intencje.   Ale   podniecało   go 

udawanie, że nie wie, o co jej chodzi. Chciał usłyszeć, jak to mówi. Chciał usłyszeć, że tego 

pragnie. Prosi go o to.

- Unieś mnie, Sedolf! - szepnęła. - Unieś mnie wyżej! Zróbmy to tak!

Przełknął ślinę.

Okazała się taka drobna i lekka, że bez wysiłku ją podsadził. Oplotła udami jego biodra.

Zsunął spodnie. Zerknęła w dół między ciałami. Lekko ściągnęła usta.

- Teraz rozumiem, dlaczego masz takie powodzenie - powiedziała.

Milczał. Znajdowała się w takiej pozycji, że bez trudu w nią wszedł. By dotrzeć tam, 

dokąd zmierzali oboje.

Jej plecy oparte o pień brzozy, ramiona mocno zaciśnięte wokół szerokich ramion, nogi 

wokół jego bioder.

Powolne ruchy. Jego ręce pod jej pośladkami. Palce, które pieściły najpierw leniwie, 

potem z pożądaniem, niczym fale na morzu, które stworzyli. Wargi, które nie przestawały 

całować.

background image

Ida   pociągnęła   Sedolfa   za   włosy,   aż   jęknął.   Między   palcami   zostały   jej   kosmyki 

brązowych włosów.

Drżał jak na mrozie. Przycisnął ją mocno do brzozy, a potem oparł głowę o jej głowę.

Obraz zniknął z myśli Idy. Teraz wiedziała, jak to jest.

- Możesz mnie już puścić - odezwała się cicho. Uczynił, jak chciała.  Patrzyła,  jak 

wciąga spodnie.

Wkłada w nie koszulę. Zapina. Zapina pasek. Spojrzał na nią z wyrzutem.

- Chyba ci to teraz udowodniłem? Raz na zawsze. Jestem takim ogierem, za jakiego 

mnie uważasz!

Ida potrząsnęła głową. Pogładziła go lekko po policzku. Czuła ciepło na udach. Powoli 

podwinęła spódnicę i z powrotem weszła do wody.

Ochłodziła się i umyła. Zamoczyła niechcący brzeg spódnicy, ponieważ opuściła ją, 

zanim znalazła się na brzegu.

Sedolf siedział na mchu, smutny i milczący, Z podkurczonymi pod brodą kolanami.

Ida ubrała się. Nie potrzebowała jego pomocy przy zapinaniu guzików. Usiadła obok.

- Nigdy przedtem nie robiłem tego z kobietą spodziewającą się dziecka - odezwał się.

- Czy było inaczej?

- Tak, ale nie dlatego. Między nimi zapanowała cisza. Nie napięcie. Tylko cisza.

- Spałaś z Emilem?

- Nie - odparła.

- Dlaczego?

- Był Ailo. Nie miałam ochoty. I...

- I...? - powtórzył.

- To oznaczałoby koniec przyjaźni między Emilem i mną. Nie chciałam jej niszczyć.

- Czy mnie to nie dotyczy? Ida potrząsnęła głową. Włosy trochę już przeschły.

Nabrały innego odcienia.

- Z tobą jest inaczej - powiedziała. - To może oznaczać początek przyjaźni.

- Nigdy więcej tego z tobą nie zrobię. Ani na leżąco, ani na stojąco! - rzekł stanowczo.

Wsunęła swą dłoń w jego. Sedolf uścisnął ją niechętnie.

- Między mną a Emilem powstało oczekiwanie na coś podobnego - odezwała się. - Ty i 

ja   mamy   to   za   sobą.   Przeżyliśmy   to   i   nie   musimy   niczego   żałować.   Możemy   zostać 

przyjaciółmi. W inny sposób. Wiemy doskonale, jacy jesteśmy.

Sedolf uśmiechnął się blado.

- Czy mówiłem ci już kiedyś, że jesteś piekielną kobietą?

background image

-   Tak,   coś   w   tym   rodzaju.   Ładnie   to   powiedziałeś.   Sądziłam,   że   jesteś   bardziej 

powierzchowny - rzekła szczerze. - Ale zaczynam rozumieć, że za ładną twarzą i imponującym 

wyposażeniem w spodniach kryje się coś więcej.

- A więc przyjaźń? Ida skinęła głową.

- Musimy wracać do jurty, zanim tato wróci. Nie sądzę, by w ten sposób zawierano 

przyjaźń, kiedy był młody. Mógłby źle zrozumieć.

Sedolf pomógł jej wstać. Otrzepał spódnicę z gałązek. Ale poza tym jej nie dotknął. Szła 

kilka kroków przed nim. Lekko, niczym elf pośród gęstego lasu.

Sedolf cieszył się, że Emil uznał ślub z Sofią za dobre rozwiązanie. Zastanawiał się, 

dlaczego sam nigdy nie zwrócił uwagi na Idę, kiedy była podlotkiem i zatrzaskiwała okno 

pokoju przed nosem zalotników. To na pewno by go nie zniechęciło. Przecież już wtedy rzucała 

się w oczy.

Zastanawiał się, czy jemu udałoby się przemknąć do środka. Gdyby spróbował.

Początek przyjaźni?

Sedolf z całego serca pragnął, żeby się okazało, że Ailo nie żyje.

background image

14

Powrót   Reijo  Kesiiniemi  z  jego  podróży do Finnmarku wywołał  naturalnie  wielkie 

poruszenie.

Wszyscy   wiedzieli,   że   udał   się   ze   swą   córką,   Idą,   na   północ,   by   zamieszkała   z 

Lapończykiem, za którego tej wiosny wyszła za mąż.

Było o czym gadać, kiedy Reijo wrócił z Idą i Sedolfem. A o Lapończyku słuch zaginął.

Na jesieni widać już było wyraźnie, że Ida spodziewa się dziecka.

Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, mawiali niektórzy. Inni określali to dosadniej: 

Cierp ciało, kiedy ci się chciało.

Wioskę obiegła wieść, że Ailo nie żyje.

Ludzie nie do końca w to uwierzyli. Reijo zbyt mało o tym mówił, choć co prawda 

znany był z tego, że rzadko opowiadał o sobie i swoich bliskich. Ale jakoś za dużo osób w tej 

rodzinie po prostu zniknęło.

Również temat ojca gruntownie dyskutowano.

Niektórzy brali pod uwagę Ailo. Inni nie wykluczali Emila. Wymieniano także Sedolfa.

Z niecierpliwością oczekiwano porodu.

Ida   spodziewała   się,   że   po   przyjeździe   jej   życie   całkiem   się   odmieni.   Ale   przede 

wszystkim cieszyła się, że wróciła domu. Domem była wioska nad fiordem.

Teraz   to   sobie   uświadomiła.   Dotarła   daleko   na   północ.   Widziała,   jak   tam   jest. 

Przekonała się, że to nie dla niej.

Większość znajomych jej unikała. Trudno. Może mieli swoje powody. Ale mimo to Ida 

pragnęła tu zostać. Chciała cieszyć oczy widokiem tych stron. Tu osłaniały ją góry, morze żyło 

i ciągle się zmieniało. Tu las dawał schronienie, ze wzgórz mogła podziwiać widoki. Była w 

domu.

Ci,  którzy jej  przedtem  unikali,  w  ogóle  przestali   przychodzić.  Ale  część  dawnych 

znajomych również się od niej odwróciła i to raniło najboleśniej.

Emil nie ożenił się z Sofią.

Sedolf przyniósł tę wiadomość na drugi dzień po powrocie.

- Dlaczego? - spytała Ida zaskoczona, całkiem nie rozumiejąc.

-   Jego   stary   wcześniej   umarł.   Emil   został   panem   na   gospodarstwie.   Nie   musi   już 

tańczyć, jak mu zagrają. Zerwał zaręczyny z Sofią. Ludzie mówią, że jego myśli wędrują ku 

innej. - Sedolf zamilkł, po czym dodał: - Teraz masz wolny wybór, Ida. Kiedy stracisz już 

nadzieję.

background image

Nie była w stanie mu odpowiedzieć.

Nadal   nie   chciała   o   tym  rozmawiać.   Było  jej   przykro,   gdy   ludzie   przypisywali   jej 

intencje, których nie miała, które nigdy nawet nie przyszły jej do głowy. Naprawdę pragnęła 

ujrzeć Emila i Sofię jako małżeństwo. Naprawdę wierzyła, że może im być ze sobą dobrze. Że 

będą szczęśliwi.

Sofia była kiedyś jej najlepszą przyjaciółką. Teraz Ida wcale jej już nie widywała. Tylko 

Henriettę wpadała od czasu do czasu. Wyjawiła, że Sofia chowa do Idy urazę. Sofia uważa 

bowiem, że po pierwsze, Ida postarała się, żeby Sedolf od niej odszedł. A po drugie, twierdzi, 

że to Idy wina, iż Emil zerwał zaręczyny. Przyjaciele Sofii odwrócili się od Idy, choć większość 

z nich była przecież ich wspólnymi przyjaciółmi.

Nad fiordem nie mieszkało dużo młodzieży. Zwykle wszyscy trzymali się razem. Teraz 

podzielili się na grupy. Ida odnosiła wrażenie, że w dużym stopniu to jej wina, choć nigdy tego 

nie pragnęła.

Czuła się bardziej rozgoryczona, niż ktokolwiek podejrzewał.

Rodzina. Henriettę. Sedolf.

Do nich ograniczały się jej kontakty. Czasem upłynęło kilka dni, zanim porozmawiała z 

kimś innym niż Reijo.

Dawniej zdumiewała swą bezpośredniością i otwartością. Teraz zamknęła się w sobie. 

W swych fantazjach znajdowała dużo dobrego towarzystwa. Ale nie mogła się zbytnio do niego 

przywiązywać.

W listopadzie Sedolf załatwił sobie miejsce na statku płynącym na Lofoty. Właściciele 

mieszkali po drugiej stronie fiordu, skąd pochodziła jego matka. Więzi pokrewieństwa okazały 

się silniejsze niż zła opinia. Nikt nie mógł zarzucić rodzinie Sedolfa, że postąpiła zgodnie z 

niepisanym prawem.

- Bogaczem pewnie nie zostanę - stwierdził Sedolf beztrosko. - Ale każdemu według 

zasług. Jakoś dam sobie radę. Prędzej czy później zapomną, że spojrzałem na niewłaściwą 

dziewczynę.

- Nie podoba mi się to, Że wielcy panowie rozporządzają życiem biednych jak im się 

żywnie podoba.

Reijo miał swoje zdanie. Nie uważał, by Sedolf zachował się jak drań. Raczej jak 

zwykły młody chłopak.

- Jak gdyby ich córki były kimś lepszym niż córki innych!

Wyszedł na podwórze. Powiedział, że musi zajrzeć do komórki.

Sedolf nie mógł usiedzieć spokojnie na miejscu po dobitnej uwadze na temat córek. 

background image

Reijo przecież nie mógł wiedzieć...?

Mówiąc uczciwie, nie czuł się całkiem bez winy, jeśli chodzi o córki innych.

Ida zrobiła się ociężała. Jej plecy wyginały się coraz bardziej, brzuch sterczał do przodu. 

Sedolf nie rozumiał, jak jej stopy utrzymują całe ciało. Chodziła szeroko rozstawiając nogi, 

kołysała się jak statek na morzu.

- Jak ty to znosisz? - spytał i wskazał na brzuch.

- Nie mam wyboru - odparła Ida. - Już niedługo. Musi przecież kiedyś wyjść, dzięki 

Bogu!

- Czujesz dziecko? Ida przytaknęła.

- Czuję? Czasem wydaje mi się, jakby chciało kopnięciem przebić brzuch. Zwłaszcza w 

nocy, kiedy leżę. Już teraz męczy matkę. - Powiedziała to jednak Z czułością w głosie, a jej 

twarz nabrała jakiejś niezwykłej łagodności.

- Czy mogę zobaczyć? - spytał. Nigdy nie odważyłby się poprosić o to żadnej innej 

kobiety.

Ida musiała mu się przyjrzeć. Uznała, że nie żartuje.

- Proszę bardzo - powiedziała. Siedząc na ławie, odchylona do tyłu, wyglądała  jak 

kolos, którego nie da się ruszyć.

Sedolf   wśliznął   się   między   stół   i   ławę.   Przysiadł   obok.   Przysunął   obie   dłonie   do 

kołyszącego się brzucha. Nie miał niemal odwagi całkiem ich przyłożyć.

Brzuch okazał się twardszy, niż Sedolf myślał. Zawsze wyobrażał sobie, że z kobietami 

w ciąży trzeba postępować bardzo ostrożnie. Patrzył na nabrzmiałe brzuchy jak na coś bardzo 

kruchego, niczym skorupka jajka.

-   Gdzie?   -   spytał.   Tak   cicho,   że   prawie   szeptem.   Ida   poprowadziła   jego   ręce   w 

najruchliwsze miejsca. Oboje wstrzymali dech, czekając.

- Jest! - zawołali. Równocześnie. Ich spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęli się.

Znowu poczuli kopnięcie.

- Zrobił się naprawdę duży guz - rzucił Sedolf zdumiony. - Przesunął się. Poczułem to 

przez spódnice i całe ubranie.

- Jak myślisz, co to było? - spytała łagodnie. - Możesz mi wierzyć, że czuję solidne 

ruchy. Prawdziwe wierzganie.

Ogarnęła ją dziwna czułość wobec Sedolfa. Spadło to na nią nagle. Być może dlatego, 

że był pierwszą osobą, która dzieliła z nią ważne chwile.

Nie licząc Anjo, jako pierwszy dowiedział się o dziecku. Jako jedyny, poza Anjo, okazał 

prawdziwe zainteresowanie maleńkim życiem, które w sobie nosiła. Pierwszy chciał je dotknąć. 

background image

Tato też się o nią troszczył i robił to na swój sposób. Ale nie okazywał już uczuć. Zachowywał 

pewien dystans.

Ida rozumiała to.

Tak   zwykle   postępują   ludzie,   których   ktoś   zranił.   Zachowują   dystans,   póki   się   nie 

upewnią, że znów im nic złego nie grozi.

- Chcesz posłuchać? - spytała, trochę niepewna, czy nie posunęła się za daleko. Bała się, 

czy za bardzo nie wciąga w to Sedolfa. Mimo że był jej przyjacielem, był również mężczyzną. 

Powinna o tym pamiętać. Nie chciała, by źle ją zrozumiał.

Nie zamierzała go nakłaniać, by odgrywał rolę Ailo. Zależało jej tylko na tym, by dzielił 

z nią jej radość. Nie miała nikogo innego.

- Posłuchać? Czy można coś usłyszeć?

- Może ci coś powie? - rzuciła Ida żartem. Sedolf również się uśmiechnął. Zastanowił 

się tylko, czy Ida z niego nie kpi.

Ale   podciągnęła   bluzkę   do   góry   i   ukazała   kawałek   skóry.   Przełknął.   Nie   miał 

doświadczenia z brzemiennymi.

Ujrzał wyraźnie żyłki na skórze. Niebieskawe paski na mlecznobiałym tle.

- Nad pępkiem - powiedziała. - Przyłóż ucho i staraj się spokojnie oddychać. Wstrzymaj 

oddech, kiedy ci się wyda, że coś słyszysz. Opowiedz mi, jak to jest!

Uczynił, jak prosiła. Oparł się rękoma o ławę. Wydawało mu się, że jego paznokcie 

zostawią ślady na drewnie.

Ida również przestała na moment oddychać. Drżała z napięcia podobnie jak Sedolf. 

Czegoś   takiego   sama  nie  mogła  doświadczyć.   Niedawno  nasłuchiwała   przy  brzuchu  Anjo. 

Opisywała jej potem to, co słyszała.

Teraz Ida chciała, by ktoś inny jej opowiedział.

- Słyszysz? - spytała szeptem. Denerwowała się, że wejdzie ojciec. Reijo mógłby to źle 

zrozumieć. A przecież przyjaźń Sedolfa była jednym z nielicznych jasnych punktów w jej 

życiu.

- Cii!

Sedolf mocniej przycisnął ucho. Trochę się przysunął.

- Jest, teraz. Słyszę! O Boże, Ida, słyszałem to! Bicie serca! Czy to nie twoje? - Ale 

zaraz sam sobie odpowiedział: - Nie, niemożliwe. Twoje serce nie bije tak szybko.

- Tak?

- Puk - puk - puk... - mówił. Jednocześnie uderzał palcem w oparcie ławy.

Ida poznała, że to nie jej własny puls.

background image

Sedolf   miał   zaczerwienione   policzki,   kiedy   wstał.   Spojrzał   na   Idę,   jakby   była 

nadziemską istotą.

Ida opuściła bluzkę. Zapięła pasek. Niedługo będzie za ciasny. Tę spódnicę Anjo nosiła 

aż do narodzin małego Karla. Wtedy Idzie się wydawało, że Anjo jest ogromna. Teraz sama 

musiała już wstawiać kliny po bokach.

- To niewiarygodne - odezwał się Sedolf.

Nie znalazł innych słów, które by uznał za odpowiednie. Nie podejrzewał, że to coś tak 

wzniosłego. Wyglądało całkiem zwyczajnie. Wyglądało, jakby wcale nie było tam życia.

Słyszał,   że   kobiety   w   ciągu   dziewięciu   miesięcy   ciąży   przeżywają   chwile,   których 

mężczyźni nie są w stanie sobie wyobrazić.

Których nigdy nie doświadczą. To tajemnica kobiet.

Sedolf poczuł głęboki szacunek. Szacunek dla życia.

Niewiele brakowało, a tego listopadowego wieczoru w chacie Reijo na cyplu Sedolf 

Bakken powiedziałby coś podniosłego. Wielu mężczyzn w takich chwilach zbyt dużo mówi.

Sedolfa   uratowały   kroki   Reijo   na   schodach.   Szybko   wrócił   na   swoje   krzesło.   W 

pośpiechu omal nie strącił lampy - poparzył palce, kiedy próbował ją ratować przed upadkiem. 

Jednak zacisnął zęby i nawet nie pisnął, robiąc dobrą minę do złej gry. Drobne oparzenie to nic 

w porównaniu z tym, że mógłby zostać wyrzucony za drzwi.

Reijo musiał rozgrzać dłonie nad ogniem.

-   Piękna   zorza   polarna   na   niebie   -   rzekł.   -   Zostałem,   by   trochę   na   nią   popatrzeć. 

Ściągnęła mnie prawie do wody. Nie można zbyt długo patrzeć w niebo. Ale jest cudowna. 

Most polarny...

Ida słyszała o tym. Spojrzała na ojca z czułością. Za tymi spokojnymi, trochę zimnymi 

zielonymi oczami krył się żywy umysł. Gorące serce.

Pragnęła, by dane mu było obdarzyć kogoś tym ciepłem, zanim będzie na to za stary.

Reijo odchrząknął. Usiadł obok Sedolfa. Oparzenie piekło niemiłosiernie. Ale nie była 

to odpowiednia chwila, żeby się pożegnać.

Zachowałby się niegrzecznie wobec Reijo.

- Zakładam, że łowicie za pomocą liny? Sedolf skinął głową.

- Wszyscy tak robią - odparł odrobinę zaskoczony.

- Nie wszyscy - zaprzeczył Reijo. - Obaj o tym wiemy. Słyszałeś o włóku?

- Tak. - Sedolf słyszał o tym. Wielka sieć zamiast liny. Ryby wpadały w nią i, usiłując 

się   wydostać,   jeszcze   bardziej   się   zaplątywały.   Same   udaremniały   sobie   ucieczkę.   -   Na 

Lofotach nie wolno stosować włóka - dodał. - Poza tym tylko bogatych na niego stać. I jeszcze 

background image

musi starczyć, by się wykupić, jeśli cię przyłapią.

- Włók pozwala na lepsze połowy - stwierdził Reijo.

-   Mówią   jednak,   że   ci,   którzy   go   używają,   działają   na   szkodę   innych   rybaków. 

Ograbiają morze z ryb. Wkrótce dla nas zostanie puste morze.

Reijo sięgnął za pazuchę kurtki, którą tylko rozpiął. Nie zdjął jej, kiedy z powrotem 

wszedł do ciepłej izby. Położył przed Sedolfem skórzaną sakiewkę.

- Jest twoja - powiedział. - Pomyślałem, że mógłbyś kupić sobie za to włók. Ale jeśli 

uważasz, że to nie w porządku, możesz sobie sprawić coś innego, co ci się przyda.

W tej chwili Ida poczuła ogromną miłość do ojca. Zawsze wiedziała, że ma wielkie 

serce. Teraz okazał je również wobec kogoś, na kim jej zależało.

Drżącymi rękami Sedolf rozwiązał sakiewkę. Nie czuł nawet bólu po oparzeniu. W jego 

głowie   odżyły   plotki.   Mówiono,   że   Knut,   Ailo   i   Heino   posiadali   złoto.   Być   może   kogoś 

zapomniano wymienić...

Woreczek został uszyty z okrągłego kawałka miękkiej skóry, a wzdłuż jego brzegu 

przeciągnięto rzemyk. Sedolf rozłożył go płasko na stole. Spojrzał na nieduży stosik drobnych 

bryłek.

A więc jednak w plotkach kryło się trochę prawdy. Wyglądało na to, że Reijo okazał się 

sprytniejszy niż inni.

- Nie mogę tego przyjąć - rzekł.

- Oczywiście, że możesz - zapewnił go Reijo. - To, co jest moje, mogę ofiarować, komu 

zechcę. Jestem przy zdrowych zmysłach. Nie podoba mi się, że jakiś bogacz usiłuje zmarnować 

życie   młodemu,   uczciwemu  chłopakowi,   bo  ten  miał   chwilę   słabości.   Poza  tym  cię   lubię. 

Potrzebujesz więcej powodów? Chcę, żebyś to wziął.

Sedolf   przełknął.   Wyciągnął   dłoń   w   geście   podziękowania.   Reijo   nie   przyjął   jej, 

uważając, że nie ma za co dziękować. Ale dostrzegł ranę.

- Ida opatrzy ci to, jeżeli jej podasz potrzebne rzeczy. Ja muszę wyjść, mam spotkanie z 

zorzą polarną.

Sedolf czuł się całkiem zdezorientowany. Nadal nie wiedział, czy może przyjąć tak 

cenny prezent.

- Na półce nad drzwiami leżą kawałki czystego płótna.

Sedolf przyniósł je, nie zastanawiając się nad tym, co robi. Podał Idzie rękę. Przyglądał 

się, jak opatruje mu palec.

- Możesz to przyjąć z czystym sumieniem. Nie myśl, że to próba przekupstwa, jeśli tego 

się obawiasz. Tato na pewno nie zamierzał pchnąć mnie w twoje ramiona.

background image

- Nawet by mi to nie przyszło do głowy! - rzekł niemal ze złością.

- Myślę, że przypominasz mu trochę jego samego z lat młodości. Kiedyś cierpiał biedę, 

czuł się odtrącony, ponieważ był Finem i mieszkał sam z ojcem. Podarował ci złoto, bo tego 

chciał i ponieważ cię lubi. Nie krępuj się, pewnie ma tego więcej. Ufam, że nie pobiegniesz do 

wsi, by o tym rozpowiadać.

-   Skądże!   -   Sedolf   nie   rozumiał,   jak   w   ogóle   mogła   tak   pomyśleć.   Nie   potrafiłby 

zdradzić kogoś, kto okazał mu takie zaufanie.

Pociągnął palcami za rzemyk, zamknął ciężkie kamienie w sakiewce i na powrót ją 

zawiązał. Nigdy nie posiadał takiego bogactwa. To dziwne uczucie.

- Chyba cię już nie zobaczę przed wyjazdem - westchnął.

Zostało mu jeszcze parę dni, ale wiedział, że byłoby lepiej, gdyby się trzymał z dala od 

cypla.

- Nie muszę cię chyba prosić, żebyś na siebie uważał - uśmiechnęła się Ida. - Nie znam 

zresztą nikogo, kto byłby tak zdolnym żeglarzem jak ty. Tylko nie mów o tym tacie!

Skórzany   woreczek   opadł   ciężko   na   dno   kieszeni   kurtki.   Sedolf   czuł   go   gdzieś   w 

okolicy serca.

-   Nie   będzie   mnie   tu   chyba,   kiedy   urodzi   się   maleństwo   -   uśmiechnął   się   trochę 

zakłopotany. - Co się zwykle daje kobiecie, kiedy zostaje matką?

- Urodzinową kaszę - odparła Ida zaczepnie. - Coś ładnego. Cokolwiek. Żeby tylko było 

ładne. Lubię wszystko, co ładne.

- Pozwolisz, żebym został ojcem chrzestnym? - spytał. Jego oczy były poważne.

- Dziecko powinno zostać ochrzczone jak najszybciej - odparła Ida. - Urodzi się w 

styczniu,   Sedolf.   Zwykle   rybacy   wracają   z   Lofotów   dużo   później.   Ale   jeśli   to   możliwe, 

postaram się, żeby cię wpisali jako ojca chrzestnego, nawet jeśli ciebie nie będzie. Dobrze?

Skinął głową.

-   Wydaje   mi   się,   że   trochę   już   znam   tego   małego   -   powiedział   z   dwuznacznym 

uśmiechem.

- Bardzo bym chciała, żebyś został ojcem chrzestnym - przyznała Ida. - Właśnie ty, a nie 

kto inny. Jeżeli ma to dla ciebie znaczenie.

- Bardzo duże. Dłuższą chwilę siedział w milczeniu. Potem wstał, niechętnie, ale zrobiło 

się późno. Chciał się pożegnać, zanim wróci Reijo - nie może przecież stać tam na chłodzie 

zbyt długo. Nawet jeśli zorza polarna jest wyjątkowo piękna.

-   Wszystkiego   dobrego,   Ida   -   rzucił   niezręcznie   i   jednocześnie   trochę   uroczyście. 

Ściskał w ręku czapkę. Czuł się zakłopotany. Starał się to ukryć, przyjmując swobodną pozę. 

background image

Ida jednak przejrzała go na wskroś. Nie musiał przed nią udawać. - Przyjdę tu, kiedy wrócę z 

połowów. Żeby ludzie mogli się zastanawiać, czy przypadkiem nie zamierzam się oświadczyć.

- Ja jednak ciągle mam nadzieję, że Ailo żyje - rzekła Ida. Była to odpowiedź na 

pytanie, którego nie odważył się zadać. - Mam nadzieję, chociaż ból już złagodniał. A może się 

do niego przyzwyczaiłam. By łatwiej było z nim żyć.

- Jak długo zamierzasz czekać?

- Dałam mu rok. Rok od chwili, kiedy przybyliśmy do obozu i dowiedzieliśmy się, że go 

tam nie ma. Rok powinien mu wystarczyć, by przesłać wiadomość, jeśli nadal żyje. Jeżeli w 

tym czasie nie przyjdzie, nie da żadnego znaku, wtedy będę musiała wrócić do życia.

- To brzmi rozsądnie - zauważył Sedolf sztywno. Stał dłuższy czas obok Idy, a potem 

pochylił się szybko i pocałował ją w czoło. Tylko musnął wargami jej skórę.

- Do zobaczenia, Ida - powiedział. I zniknął w mroku. Opuścił cypel oświetlony przez 

zorzę polarną.

Ida   nie   spodziewała   się   zobaczyć   Emila.   Sedolf   niewiele   o  nim   mówił.   Widocznie 

rzadko go spotykał. Na Emila spadło nagle sporo obowiązków. Przejął gospodarstwo, a wraz z 

nim ogromną odpowiedzialność - nie mógł liczyć na to, że inni będą za niego podejmowali 

decyzje.

I chociaż odziedziczona ziemia nie rozciągała się zbyt daleko, stanowiła jego własność. 

To dawało już pewną pozycję.

Ida nie wierzyła, że Emil odważy się ją odwiedzić.

Jednak przyszedł pierwszego popołudnia trwania jarmarku, kiedy mógł się spodziewać, 

że Reijo nie ma w domu. Ida domyślała się, że chłopak z pewnością to sprawdził.

- Nie szykuj nic dla mnie - powstrzymał ją, kiedy podniosła się, by wstawić kawę. Ida 

wzruszyła tylko ramionami i na powrót usiadła.

- Wróciłaś - odezwał się.

Ida skrzywiła się. Nie spodziewała się ujrzeć go takiego wystrojonego. Nie spodziewała 

się, że przyjmie taki oficjalny ton.

-   Zbyt   dobrze   się   znamy,   żeby   udawać   -   rzekła.   -   Słyszałam,   że   rozmawiałeś   z 

Sedolfem. Zakładam, że wiesz, jak jest. Ailo nie żyje. Może...

- Tak myślisz?

Ida odrzuciła głowę. Włosy miała związane na karku w węzeł. Zdawała sobie sprawę, że 

wygląda teraz inaczej, niż kiedy się rozstawali. Pękata i gruba, zaokrąglona na twarzy, z tą 

fryzurą zamężnych kobiet...

- Staram się z tym pogodzić - odparła. - Zaczynam dzień. Zastanawiam się, czy Ailo 

background image

dzisiaj przyjdzie. Kładę się i wiem, że nie przyszedł. To samo się powtarza następnego dnia. 

Ale przypuszczam, że nadejdzie taki ranek, kiedy powiem sobie, że on nie wróci.

- Kiedy urodzi się dziecko?

- To dziecko Ailo! - rzuciła stanowczo, gdyż usłyszała w głosie Emila cień wątpliwości. 

- Nie myśl, że jest inaczej!

- We wsi sporo gadają - rzekł wymijająco, uśmiechając się. - Wiem, że nie jest moje, a 

zatem wiem więcej niż inni...

- Sedolf i ja jesteśmy przyjaciółmi - zapewniła Ida. - Myślałam też, że Sedolf jest twoim 

najlepszym przyjacielem. Jak możesz go podejrzewać?

- Ponieważ go znam, jak mi się zdaje - odparł Emil. - Trudno jest mi wyobrazić sobie 

Sedolfa wyłącznie jako przyjaciela ładnej dziewczyny.

- Możesz już zacząć ćwiczyć! - odcięła się Ida.

- Próbuję - uśmiechnął się. Znowu był tym Emilem, którego chciała pamiętać.

- Rozczarowałeś mnie, zrywając zaręczyny z Sofią - wyznała Ida.

Emil szybko podniósł wzrok.

- Myślałem, że ty jedna zrozumiesz. Po prostu nie mogłem udawać! Czułem, jakbym 

kupował sobie żonę. Wydawało mi się to z gruntu złe. Bez sensu. Nie mogłem tego zrobić! A 

ponieważ nie musiałem się żenić, zrezygnowałem ze ślubu. Sofia nie kochała mnie bardziej niż 

ja ją.

- Dla dziewczyny to gorzej, gdy się ją zostawia w ten sposób. Żal mi Sofii.

- Za to ona tobie nie współczuje - uśmiechnął się Emil gorzko. - Gdybym wiedział, że 

zrzuci całą winę na ciebie, zastanowiłbym się dwa razy. Ale nie podejrzewałem, że tak się 

stanie. Nigdy przedtem nie była zawistna.

Ida uchwyciła jego wzrok, którym .ciągle uciekał.

- Czy Sofia ma rację? - spytała z naciskiem. - Czy w pewnym stopniu to moja wina, że 

ją odtrąciłeś?

- Jak to twoja wina? - zdumiał się. - Miło się z nią rozmawiało. Sofia to niegłupia 

dziewczyna. I dobrze sobie radzi z domowymi obowiązkami. Nie ma wątpliwości, że zna się na 

rzeczy. Zręczna. Pracowita. Mówią, że umie też zająć się dziećmi. W ogóle było mi z nią 

bardzo dobrze. Solidny materiał na żonę. Nawet dobrze się rozumieliśmy.

- Czego jeszcze chcesz? - spytała Ida. - Wielkiej miłości? - Nie drwiła z niego, mówiła 

poważnie. Emil zauważył to.

-   Nauczyłem   się   co   nieco   od   Sedolfa   -   rzekł   z   krzywym   uśmiechem.   -   Nie 

zachowywałem się wobec niej tak niepewnie jak przy tobie, Ida. Kilka razy poszedłem z nią do 

background image

łóżka...

Zapanowała   cisza.   Przytłaczająca   cisza.   Emil   zasępił   się.   Nie   wiedział,   ile   może 

zdradzić. Nie dlatego, że mógłby zaszokować Idę, ale raczej zastanawiał się, na ile jest winien 

Sofii milczenie. Doszedł do wniosku, że nie musi mieć skrupułów. Sofia sama zresztą o tym 

rozpowiadała. Trochę od siebie dodała, a trochę ujęła, jak jej było wygodnie.

- Jeśli powiem, że nic z tego nie wyszło, to chyba nie minę się z prawdą - wyznał 

wreszcie. - Sofia chciała tego... do pewnego momentu. Kiedy doszło co do czego, zauważyłem, 

że jest spięta. Za nic nie potrafiła się rozluźnić. Istnieją pewne granice. Jak można pożądać 

kobiety, która albo się modli, albo błaga o litość? Mimo wszystko chciała doprowadzić rzecz do 

końca. Kiedy nie mogłem, usłyszałem, że pewnie myślę o tobie. Że ją z tobą porównuję.

Ida współczuła Sofii, ale było jej także żal Emila.

- Wiesz, że ona rozpowiada teraz dookoła, że ja nie mogę...

Ida potrząsnęła głową.

- Z oczywistych powodów nie wychodzę zbyt często z domu... Nie dociera do mnie 

wiele plotek.

- Może to i lepiej. Przynajmniej nie słyszysz, co gadają na twój temat - rzekł z krzywym 

uśmiechem.

Emil wyglądał jak chłopiec, kiedy się uśmiechał. Uśmiech rozjaśniał tę twarz, która - 

jak Ida stwierdziła - stała się ostatnio smutna. Pomyślała, że to pewnie z powodu nowych 

obowiązków, a jednocześnie odniosła wrażenie, że Emil wygląda dużo starzej niż przed jej 

wyjazdem.

- Co zrobisz tego dnia, kiedy już nie będziesz czekać na Ailo?

Ida pokręciła głową.

- Zupełnie nie potrafię sobie tego wyobrazić, Emil. Wiem, że ten dzień musi nadejść, ale 

się go boję. Staram się z tym oswoić, jak mówiłam. Ale to chyba niemożliwe. Ailo był tym 

człowiekiem, przy którym miałam się zestarzeć, Emil. Ciągle nim jest. Może...

- Czy zabronisz mi tu przychodzić? - spytał z napięciem, wyczekująco. - Czy poprosisz 

mnie, żebym przestał cię odwiedzać, jeżeli ci powiem, dlaczego chcę cię widywać?

Tęskniła za ludźmi. O Boże, jak tęskniła za ludźmi, za życiem i śmiechem!

- Byliśmy takimi dobrymi przyjaciółmi - westchnęła. - Mogłam z tobą o wszystkim 

rozmawiać. Brakuje mi tego.

- Mnie także. Wiem, że dla ciebie tylko to się liczy. Przyjaźń. Akceptuję to. Ale nie 

chciałbym, byś miała o mnie fałszywe mniemanie. To prawda, chcę być twoim przyjacielem. 

Ale pragnę czegoś więcej. Rozumiem, że na to za wcześnie, ale nie mogę sobie pozwolić na 

background image

niedopowiedzenia. Czuję do ciebie coś więcej niż tylko sympatię. Jestem tego pewien. W pełni 

świadom znaczenia tych słów chcę ci powiedzieć, że cię kocham. Tak czuję...

Ida wolałaby, żeby tego nie mówił. Miły, dobry Emil. Spokojny, solidny Emil. Dający 

poczucie bezpieczeństwa, dobroduszny Emil...

- Mam gospodarstwo i wystarczające środki, żeby utrzymać nie tylko siebie. Dla ciebie 

również znajdzie się miejsce. Tego dnia, kiedy przestaniesz czekać. Jeżeli oczywiście będziesz 

chciała. Chciałbym z tobą być, nawet jeżeli nie pokochasz mnie gorącą miłością.

- A dziecko? - spytała cicho. Emil o nim nie wspomniał.

- Naturalnie zamieszkałoby z nami - odparł szybko. - Liczę na to, że później jeszcze 

urodzisz dzieci. Moje dzieci...

- Zbyt wcześnie o tym myśleć - powiedziała. - Możesz nadal przychodzić, jeżeli nie 

będziesz do tego wracał. Jeśli kiedyś będę gotowa, dowiesz się. Ale teraz nadal jestem żoną 

Ailo. On jest moim mężem. Nie jestem w stanie myśleć, że ktoś mógłby zająć jego miejsce.

- A co z Sedolfem?

- Sedolf? - spytała. - Myślisz, że między nami jest miejsce na coś takiego? Sedolf nie 

zamierza się angażować!

Emil uśmiechnął się jakby z ulgą. Ida ciekawa była, czy rozmawiał o tym z Sedolfem. 

Zastanawiała się, co Sedolf odpowiedział.

Cieszyła się, kiedy Emil poszedł.

Przyjechał Anders. Zdążył na ostatnie dni jarmarku. Nie miał wiele do kupienia czy 

sprzedania, ale musiał przybyć ze względu na wiadomości, jakie posiadał.

- Rozesłaliśmy posłańców do innych obozów - opowiadał. - Pytaliśmy wszędzie, czy 

ktoś nie widział Ailo. Czy do ich siidy zawitali jacyś podróżni. Czy pojawili się obcy. Czy ktoś 

opowiadał o zlocie. Czy nie dotarły jakieś plotki. Czy może ktoś coś słyszał.

- I nic? - spytał Reijo. Anders skinął głową.

- Wygląda na to, że zaginął bez śladu. Tuż przed wyjazdem kazałem noaidzie jeszcze 

raz go poszukać. Nie znalazł nic nowego. Powiedział, że nie zdołał dotrzeć do Ailo. Ze i tym 

razem przeszkodziły mu jakieś potężniejsze siły. Mówił o jakimś niezwykłym złotym świetle. 

Powtórzył, że Ailo jest naznaczony przez Roto. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego.

- Twierdził, że przeszkodziły mu jakieś siły? - zastanowił się Reijo. - Poprzednio mówił 

to samo. Że ktoś bronił mu dostępu, że ktoś nie chciał, żeby znalazł Ailo.

Anders nabrał powietrza.

- Dzień przed wyruszeniem z naszego letniego obozu znaleźliśmy w okolicy szczątki 

mężczyzny i rena.

background image

Ida spojrzała na Andersa z otwartymi ustami. Dlaczego wspomina o tym dopiero teraz?

-   Mógł   to   być   człowiek,   który   zmierzał   do   naszego   obozu.   Trudno   powiedzieć. 

Znaleźliśmy  strzępy skórzanej  odzieży,   musiał   więc  być Lapończykiem.  Kilka  worków.  A 

raczej ich resztki. Żadnej zawartości. Z rena i z człowieka pozostało tak niewiele, że nie mogli-

śmy stwierdzić, kto to. Znaleźliśmy czaszkę, ale tylko niektóre kości szkieletu. Przed nami 

pojawiły się tam dzikie zwierzęta. Dość dokładnie wszystko oczyściły...

-   Co   o   tym   myślisz?   -   spytała   Ida,   starając   się   przezwyciężyć   mdłości.   W   takich 

chwilach jak ta wolałaby nie mieć tak bujnej wyobraźni.

- Noaida nie sądził, żeby to był Ailo - odparł Anders po dłuższej chwili. - Wydawał się 

jakiś   dziwny.   Powiedział,   że   to   nie   był   dobry   człowiek.   Ale   twierdził,   że   to   nie   ten,   na 

poszukiwanie którego go wysłaliśmy. Wyjaśnił, że Ailo znajduje się o wiele dalej.

- Ailo miał worki z kory brzozowej - zauważył Reijo. - Te, o których wspominałeś, nie 

były skórzane?

Anders zaprzeczył. Wszyscy jednak wiedzieli, że to niczego nie dowodziło.

- Pochowaliśmy szczątki, tak jakby to był ktoś z nas - rzekł Anders. - Nie mogliśmy 

postąpić inaczej.

- Nadal zatem pozostaje mi mieć nadzieję - odezwała się Ida. - Coś mi mówi, że nie 

powinnam jej tracić.

background image

15

Ida przenosiła ciążę. Nie urodziła w terminie, który sobie wyliczyła. Styczeń przeszedł 

w luty. Zima była bardzo mroźna, pod nogami wciąż  chrzęścił  śnieg.  Horyzont pomiędzy 

tonącymi w chmurach szczytami tworzył jasną, niebieskawą smugę, łączącą ciemnoniebieskie 

morze z niebem.

-   Nadchodzi   przypływ   -   zauważył   Reijo,   zwracając   się   do   Anjo,   która,   można 

powiedzieć, u nich zamieszkała. Rozwiązanie powinno nastąpić już ponad tydzień temu. Reijo 

chciał, żeby przy Idzie ktoś czuwał, na wypadek gdyby dziecko miało się urodzić nagle.

Sara z Myra obiecała pomóc. Pomogła przyjść na świat większości mieszkańców wioski 

nad fiordem, którzy mieli mniej niż dwadzieścia lat. Nikt nie odważyłby się nazwać jej położną. 

Była „znachorką”. Ale po Sarę trzeba posłać.

Siedzieli w domu i czekali.

Ida poczuła dziwne skurcze.

To coś nowego. Nie potrafiła stwierdzić, czy to początek porodu, czy tylko fałszywy 

zwiastun.

Co innego obserwować - a co innego przeżyć samemu. Znaleźć się w samym środku.

- Mały urodzi się podczas przypływu - rzekł Reijo zadowolony.

Ida nie miała co do tego pewności. Krążyła niespokojnie po izbie.  Anjo kazała jej 

chodzie. Być przez cały czas w ruchu.

- Nie jesteś chora - mówiła. - Szybciej się zacznie, jeżeli nie będziesz się kładła. To 

dobre dla delikatnych panienek na jedwabnych prześcieradłach. A ty, o ile wiem, jeszcze takich 

nie dostałaś?

No i Ida chodziła.

Wczesnym wieczorem okazało się, że Reijo chyba miał rację.

Ida trzymała się dzielnie, ale Anjo mogła poznać po jej twarzy, że bóle pojawiały się i 

mijały. Zauważyła, że co jakiś czas kroki ustawały, że przerwy następują w coraz krótszych 

odstępach czasu. Wreszcie że zaczęły pojawiać się regularnie.

Anjo   nie   miała   sumienia   powiedzieć   Idzie,   że   to   ledwie   początek.   Dopiero 

przygotowanie. Otwarcie.

Przed nami cała noc, pomyślała.

Być może dziecko jest tak wyjątkowe, że urodzi się podczas odpływu. Albo nawet gdy 

zacznie się następny przypływ.

To pierwszy poród w życiu Idy. Jeszcze trochę potrwa.

background image

Upłynęło kilka godzin, zanim odstępy między bólami skróciły się do pól godziny.

Reijo już kilka razy szykował się, by popędzić do Myra, lecz Anjo go powstrzymała.

- W każdym razie  się zaczęło - powiedziała  Ida. Zagryzała zęby,  czując w środku 

rwanie.

Anjo skinęła głową.

- Tak, zaczęło się - potwierdziła. - Jeszcze trochę, moja droga. Powinnaś coś zjeść.

Ida nie wyobrażała sobie, jak mogłaby teraz cokolwiek przełknąć, ale Anjo upierała się 

przy swoim. Potem naszykowała wszystko, co będzie potrzebne, kiedy zacznie się na poważnie.

Ida   jadła   na   stojąco.   Niechętnie.   Wprost   cierpiała   katusze.   Anjo   wydawała   się   jej 

najbardziej bezduszną istotą pod słońcem.

Bolało ją.

Zbliżała   się   północ.   Ida   zaczynała   rozumieć,   co   Anjo  miała   na  myśli,   mówiąc,   że 

dopiero się zaczęło. Teraz mogła liczyć między skurczami. Nie pragnęła niczego innego, jak 

tylko położyć się i przeczekać, aż przejdzie.

- No, chyba możesz już zaprzęgać konia - zwróciła się Anjo do Reijo.

Był prawie tak samo spocony jak Ida. Trochę z emocji, a trochę dlatego, że za bardzo 

napalił w piecu. Musiał czymś zająć ręce. I mieć pewność, że w izbie będzie wystarczająco 

ciepło.

Dosłownie skoczył jak oparzony.

- Chyba się ucieszył, że udało mu się na chwilę stąd wyrwać - uśmiechnęła się Anjo.

Stała za kołyską, którą odszukał Reijo. Ostatnio spał w niej Karl. Potem miało ją dostać 

nowo narodzone dziecko Idy.

- A ty, moja wspaniała kobieto, musisz się przebrać w swoją najlepszą koszulę nocną. 

Żeby Sara z Myra nie mogła nam nic zarzucić.

Idzie wydawało się, że nie będzie w stanie się ruszyć, ale pozwalała, by Anjo robiła z 

nią, co jej się podoba.

Stała skulona, czekając na kolejny skurcz. Ale jakoś udało jej się włożyć grubą, piękną 

koszulę nocną.

- Potem  i tak będziesz  musiała się  przebrać - dodała  bratowa.  - Jednak  to nie  ma 

znaczenia. Powinnaś ładnie wyglądać w tym najważniejszym momencie swego życia.

Ida czuła, że jest spocona. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że komuś mogłaby się teraz 

wydawać ładna.

Anjo chwyciła ją za ramiona, zmusiła, by spojrzała jej w oczy.

- Wiem, że to porządnie boli, Ida. Wiem, że wyda się nie do wytrzymania. Ale jeżeli 

background image

teraz się poddasz, będzie jeszcze gorzej. Musisz pracować nad bólem. Nie walczyć z nim, moje 

dziecko. To jeszcze długo potrwa. Muszę ci to powiedzieć. Nie minie tak szybko. Jesteś tak 

bardzo zmęczona, że nie będzie lekko. Ale możesz temu podołać. Słyszysz mnie? Nie ma takiej 

rzeczy, której byś nie mogła podołać. Ja wolałam raczej umrzeć, wolałam, by dziecko się nie 

urodziło. A przecież już przedtem poznałam, co to ból. To jest okropne. Najokropniejsze, przez 

co musisz przejść, Iduniu. Ale nagroda jest większa, niż. możesz sobie wyobrazić.

- Jestem mazgajem - przyznała Ida blado. - Nigdy nie potrafiłam dzielnie znosić bólu. 

Ale wytrzymam. Spróbuję. Muszę.

Anjo pogładziła ją szybko po policzku.

- Nie jesteś sama, pamiętaj o tym! Kiedy przyszedł Reijo z Sarą z Myra, przysadzistą 

kobietą w czerni, skurcze pojawiały się już w krótszych odstępach.

- Postępuje szybciej, niż myślałam - rzekła Anjo pocieszająco.

Idzie zaś wydawało się, że czas wlecze się jak ślimak.

-   No,   zostało   jej   jeszcze   kilka   godzin   -   odezwała   się   Sara   ze   znajomością   rzeczy, 

ściągając usta. - Dobrze, że się nie położyłaś.

Ida   odnosiła   wrażenie,   że   skurcze   trwają   równie   długo,   jak   przerwy   między   nimi. 

Niemal zlewały się w jedno.

- Tak musi być - stwierdziła Sara i przytoczyła słowa z Biblii, które znała na pamięć: - 

„W bólu będziesz rodziła dzieci”.

To marna pociecha.

- Czy powinno tak boleć w krzyżu? - spytała Ida. - Stała zgięta wpół nad stołem i 

naprawdę miała ochotę umrzeć. Niemożliwe, żeby wszystkie kobiety tak cierpiały. Po prostu 

nie chciała w to uwierzyć. Żadna wcześniej nie mówiła o cierpieniu. Jedynie o szczęśliwym 

macierzyństwie. - Niedobrze mi - mruknęła.

Widziała   krzątaninę  przy  nastawianiu  wody  do  gotowania,   przy  garnku  z  wodą  do 

mycia, przy płótnie, w które miał zostać zawinięty noworodek. Widziała to, ale jakby nie jej 

dotyczyło. Czuła, że zaraz ją rozerwie na strzępy. Nikt się nie zorientował, że zrobiło jej się 

niedobrze, omal nie zwymiotowała na stół.

Ręce Anjo, cieple i łagodne, gładziły ją po krzyżu.

- Oddychaj spokojnie, Ida - powiedziała. - Nie wolno ci teraz przeć. Wytrzymaj jeszcze. 

Pomożemy ci. Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Jesteś dzielniejsza, niż ci się wydaje!

Sara   pociągnęła   nosem.   Jak   świat   światem   kobiety   zawsze   rodziły.   Sama   miała 

czternaścioro dzieci. To żadna sztuka. Większą sztuką jest nie mieć dzieci, uważała teraz.

Bóle   stały   się   tak   silne,   że   Ida   zapomniała   o   mdłościach.   Minęły,   a   może   zostały 

background image

stłumione.

Sara kazała się Idzie położyć. Chciała sprawdzić ułożenie, jak się sama wyraziła.

Już samo to wydawało się nie do wytrzymania. Ida zagryzła zęby, ale nie całkiem 

pomogło. Krzyknęła w stronę sufitu. Chwyciła z całej siły Za wezgłowie łóżka i krzyczała.

- Można powiedzieć, że czas wziąć się do roboty - stwierdziła Sara i umyła ręce. Nie 

wszystkie znachorki tak postępowały, ale Sara miała na ten temat swoje zdanie. Nawet męża 

zmuszała do mycia rąk, kiedy pomagał przychodzić na świat jagniętom. Faktem jest, że ich 

owce traciły mniej jagniąt niż owce innych gospodarzy. Sara wyciągała z tego własne wnioski.

- Myślę, że najlepiej, jeżeli nie będzie leżeć - uznała. Anjo pomogła Idzie wstać. W tym 

momencie Ida znienawidziła Sarę, ale zachowała to dla siebie.

-   Teraz   czeka   cię   najgorsze   -   ostrzegła   Anjo.   -   Kiedy   poczujesz,   że   zaczynają   się 

skurcze, przyj. Ze wszystkich sił. Rozumiesz?

Ida skinęła głową.

- A w przerwach odpoczywaj. Ida uśmiechnęła się blado. Jak, na Boga, można tu mówić 

o odpoczywaniu?

Sara spojrzała na Reijo. Wyglądał nieszczególnie.

- Chyba będziemy cię potrzebowały, dziadku - rzuciła.

Poderwał się na równe nogi. Już miał zamiar wyjść.

- Czy potrafisz chwilę ustać zgięty wpół? - spytała. - Tak, żeby Ida mogła się oprzeć o 

twoje plecy?

Reijo przytaknął i przełknął ślinę. Przypomniał sobie, jak przyjmował poród Knuta. Nie 

był wtedy całkiem trzeźwy. Narodzin Idy nie było mu dane przeżyć.

- Odeszły wody - mruknęła Anjo pod nosem. - Podłoga pod Idą jest zalana.

Ida spojrzała w dół zaskoczona. Czuła rozchodzące się po nogach ciepło.

- Zaczynamy - zadecydowała Sara. Ta krzepka kobieta uśmiechnęła się. Jeszcze wyżej 

podwinęła rękawy. To właśnie coś, co potrafi. Co daje jej satysfakcję.

Ida zaparła się o plecy Reijo. Wbiła w nie palce - i naprawdę poczuła, jakby oddał jej 

trochę swych sil.

Anjo   przemawiała   do   niej   spokojnie.   Ida   nie   zawsze   słyszała   poszczególne   słowa; 

odbierała   tylko   ich   rytm   i   ton.   Anjo   podpowiadała   jej,   kiedy   powinna   przeć,   a   kiedy 

odpoczywać, oddychać.

I rzeczywiście udawało się odpoczywać. Ida zauważyła to ze zdumieniem. Potrafiła 

odpoczywać między skurczami. Ale krzyczała z bólu, kiedy parła.

- Zużywasz za dużo sił na krzyk, dziewczyno - upomniała ją Sara. - Czy potrafisz na 

background image

chwilę zamknąć buzię?

Ida nie była pewna, ale spróbowała. Zazgrzytało jej w zębach przy następnym skurczu. 

Poparła. Odniosła wrażenie, jakby zaraz miały wyskoczyć jej oczy.

- Jeszcze - usłyszała tuż przy uchu zachęcający głos Anjo. - Widzę już czubek ciemnej 

główki, Ida. Przyj, do diabła!

Oczy na pewno wyszły jej już z orbit. Zgrzytnęła zębami. Nie wytrzyma. Wykrwawi się 

na śmierć. Pociekło coś ciepłego.

Sara trzymała ręce między jej nogami. Ida poczuła, jak trochę jej ulżyło. Potem skurcz. 

Parła. Parła ze wszystkich sił. Parła. Parła...

Zrobiło jej się słabo. Wszystko zawirowało. Walczyła, żeby nie upaść. Usłyszała dźwięk 

nożyczek.

Usłyszała   klepnięcie.   Cichy  śmiech   Sary,   kiedy  w  izbie   rozległ   się   pierwszy   płacz 

dziecka.

- Chłopak na schwał! Ida zasłabła. Puściła Reijo i osunęła się na kolana.

Nie była w stanie się podnieść.

Anjo klęczała razem z nią. Chciała jej pomóc wstać.

Ku swemu zdumieniu Ida znowu poczuła parcie. Takie samo. Czyżby to jeszcze nie 

koniec?

Słyszała przecież krzyk...

Zacisnęła  oczy. Powtórzyła jak echo to samo,  przez co przed chwilą   przeszła. Nie 

słyszała głosów. Nie słyszała nic.

Parła. Oddychała. Parła. Oddychała. Znowu parła.

-   Dobry   Boże!   -   jęknęła   Sara.   Patrzyła   na   Idę   oniemiała.   Dziewczyna   stała   na 

czworakach.   Wszystko   robiła   właściwie,   choć   nikt   jej   nie   podpowiadał.   -   Dobry   Boże   - 

powtórzyła. - To nie koniec. Jest jeszcze jedno.

Przekazała nowo narodzonego chłopca Reijo. Niezgrabnie wziął go z jej rąk. Starał się 

sobie przypomnieć z odległych czasów, jak to jest trzymać takie maleństwo.

Przytulił swego pierwszego rodzonego wnuka do piersi i patrzył, jak rodzi się drugie.

Bliźniak   wyśliznął   się   bez   trudu.   Dla   Idy   była   to   prawdziwa   próba   sil.   Urodzenie 

jednego skrajnie ją wyczerpało.

Myśl o tym, że ten koszmar się nigdy nie skończy, wydawała się torturą. Ale Ida była 

niemal pewna, że nie będzie więcej niż dwoje. Nie słyszała o takich przypadkach.

Jeszcze trochę i będzie koniec.

Dał się słyszeć drugi krzyk.

background image

Anjo chwyciła Idę pod ręce i podniosła ją. Podprowadziła do łóżka.

Ida  dosłownie  zapadła  się  w  nie.  Zapadała  się  i   zapadała,   ale   starała  się   zwalczyć 

słabość.

Nie może stracić przytomności, zanim nie zobaczy dzieci. Jej i Ailo.

Sara   zajęła   się   myciem   pierwszego.   Przecięła   i   zawiązała   mu   pępowinę,   zanim 

uświadomiła sobie, że rodzi się jeszcze jedno.

Do   wody   wrzucono   rozżarzony   węgielek.   To   bardzo   ważne.   Noworodek   powinien 

zostać   umyty   jak   najszybciej   po   urodzeniu   -   w   przeciwnym   razie   będzie   nieporządnym 

dzieckiem.

- Czy przygotowałeś monetę, dziadku? - spytała Sara szorstko. Naprawdę nie była taka 

surowa, za jaką starała się uchodzić. Przybrała nieco bardziej ostry ton głosu, żeby dodać sobie 

powagi.

Reijo wygrzebał z kieszeni srebrnego talara. Monetę trzeba położyć na pępek, żeby się 

zagoił. I jako ochronę przed podziemnymi siłami - które chętnie zamieniłyby ziemskie dziecko 

na jedno ze swoich - oraz przed innymi niebezpieczeństwami, które groziły nie ochrzczonemu 

niemowlęciu.

Anjo stała przy łóżku Idy i pokazywała jej drugie niemowlę.

- Dziewczynka - rzekła wzruszona. - Naprawdę ci się udało. Masz po jednym z każdego 

rodzaju, Ida. I to za jednym razem.

Ida   przypomniała   sobie   słowa   noaidy.   A   więc   co   do   tego   miał   rację.   Czyżby   i   w 

pozostałych sprawach się nie mylił?

Chłopczyk został owinięty w płótno. Mocno, jak każe obyczaj. Nikt nie chciałby mieć 

krzywego dziecka z koślawymi nogami. Dopiero wtedy Ida dostała swego synka.

Sara zajęła się dziewczynką.

Mała  musiała   przejść   takie   same   zabiegi.   A  Reijo   musiał   wyciągnąć   jeszcze   jeden 

srebrny talar.

- Narodziny wnucząt kosztują - stwierdziła Sara. Lecz Reijo z radością wyłożył kolejną 

monetę.

Ida trzymała w ramionach dwoje dzieci. Sara tymczasem uciskała jej brzuch - na wpół 

położyła się na nim, aż wypadło całe łożysko. Reijo dostał za zadanie je spalić. Wszystko, co 

zostało wydalone przy porodzie, powinno zostać zniszczone. Gdyby wpadło w niepowołane 

ręce, mogłoby zostać użyte do uprawiania czarów. Anjo zadbała o to, żeby Sara dostała wódkę, 

którą zwykle otrzymywała za wykonaną pracę. I ukradkiem wsunęła jej kilka monet.

Ci, którzy mogli, płacili Sarze. Jednak sami ustalali  cenę. Nie dawali jej pieniędzy 

background image

wprost. Sara nie życzyła sobie tego. Miało to wyglądać tak, jakby zapłatą była wódka. W wielu 

przypadkach na tym poprzestawano.

Ida czuła się szczęśliwa. Zrozumiała, dlaczego kobiety nie mówiły o bólu. Teraz, w 

chwilę   potem,   naturalnie   pamiętała   go,   lecz   stał   się   tak   nieistotny   w   porównaniu   z   tymi 

maleńkimi osóbkami, które trzymała w ramionach.

Anjo usiadła przy niej na brzegu łóżka. Karla obudziło cale  zamieszanie, ale Anjo 

zdołała go na powrót uśpić. Pogładziła Idę po policzku, popatrzyła na buzie swych nowych 

siostrzeńców.

- Masz dwoje maleńkich ciemnowłosych trolli, Ida. Ani śladu w ich czuprynach rudego 

odcienia. I jakie gęste te włosy!

Anjo delikatnie przesunęła małym palcem wzdłuż policzka dziewczynki.

-   Nikt   nie   powinien   mieć   wątpliwości,   kto   jest   jej   ojcem.   Jeszcze   nie   widziałam 

noworodka, który by tak bardzo był podobny do swego taty.

Serce Idy rosło z dumy. Ona również to zauważyła, ale wydawało jej się, że tylko w jej 

oczach córeczka jest podobna do Ailo.

- A brwi tego małego mężczyzny wyginają się bardziej niż twoje. Pamiętam, kto takie 

miał. Dokładnie, jakbym widziała Raiję.

Ida przełknęła. Miała ochotę mocno przytulić maleństwa i zawsze tak trzymać. Były 

jedynym dowodem miłości jej i Ailo. Jedynym, jaki posiadała.

- Spróbuj podać im pierś - zaproponowała Anjo. Roześmiała się cicho, kiedy odbierała 

od Idy chłopca. Popatrzyła z ukosa przez ramię. - Dobrze, że nie ma tu już Sary. Powiedziałaby, 

że pierwsze mleko nie jest dobre dla dziecka. Ale ja uważam, że jest odwrotnie. Może dlatego, 

że nie mogłam karmić Karla...

Ida przystawiła maleńką do piersi. Sporo się namęczyła, zanim nakłoniła ją, by objęła 

ustami brodawkę.

Dokonał się cud. Dziewczynka zaczęła ssać. Rozległo się ciche mlaskanie, wyraźne 

odgłosy zadowolenia. Niemal chrząkanie. Mała otworzyła przymknięte oczka. Ida cofnęła się 

zaskoczona. Dziecko nie miało niebieskich oczu, jak to zwykle u noworodków. Ani brązowych. 

Lecz jaskrawo bursztynowe. To nie oczy Ailo. Wszystkie opowieści o niezwykłych oczach 

Mikkala...

Ida przełykała i przełykała. Przyglądała się, jak mała ssie. Czuła, jak mleko pociekło z 

drugiej piersi. Była tak ogromnie szczęśliwa, że miała ochotę krzyczeć.

- Niech ten mały właściciel  renów też trochę spróbuje. - Anjo podała Idzie malca. 

Zabrała dziewczynkę.

background image

Ida podała chłopcu drugą pierś. Poczuła ulgę. Zobaczyła, jak z tej, do której przystawiła 

wcześniej córeczkę, polało się jak strumieniem.

Wypełniła ją nieopisana radość.

Reijo wniósł ze sobą trochę nocnego powietrza. Mroźna para otaczała go niczym obłok, 

kiedy wszedł do środka. Uczynił, jak mu kazała Sara. Potem starannie wygasił ognisko.

Rozebrał się i podszedł do ognia, by się ogrzać. Wydawał się jakiś dziwny na twarzy.

Długo stał przy końcu łóżka Idy i przyglądał się całej trójce - swej córce i wnukom.

- Dzisiejsza noc jest wyjątkowo jasna - rzekł cicho. - Na niebie płonie zorza polarna. 

Nigdy jeszcze nie widziałem takich barw. Nigdy w życiu. Wpada aż do morza. Spowija szczyty 

gór. Mieni się wszystkimi możliwymi kolorami, Ida. Jest żółta, niebieska, fioletowa. Czerwona. 

Miejscami nawet biała i zielona. Nigdy nie spotkałem podobnej, mógłbym przysiąc.

Ida przełknęła. Pomyślała o przepowiedni. Wiedziała, że musi zrobić tak, jak prosił ją 

noaida.

- Możesz je potrzymać, tato? - spytała. - Czy potrafisz powiedzieć, do kogo są podobne?

Anjo pomogła Reijo pewnie uchwycić dwa małe tłumoczki. Czuł, jak łzy mu się cisną 

do oczu, kiedy spoglądał to na jedną twarzyczkę, to na drugą.

- Chyba nie ma co do tego wątpliwości - rzekł, napotykając wzrok córki.

Następnie   podszedł   z   dziećmi   do   okna.   Przysunął   je   bliżej   łuny   na   niebie,   która 

rozświetlała mroczną izbę.

Wyglądało, jakby je komuś pokazywał. Potem oddał maleństwa Idzie.

- Powinienem do jutra wyciąć kołyskę - rzucił. - Muszę znaleźć sobie coś do roboty, 

kiedy kobiety przyjdą z kaszą. Myślałaś o tym, jakie imiona nadać małym?

Ida skinęła głową. Nie udało jej się dłużej powstrzymywać łez. Pociekły swobodnie.

- On mi to powiedział, ten noaida - szepnęła. Głos jej drżał. - Powiedział mi, żebym 

nazwała dzieci imionami tych, od których się wszystko zaczęło. A kiedy się tym kruszynom 

przyjrzałam, po prostu nie mogę zrobić inaczej. Żadne inne imiona nie wydają się odpowiednie. 

To mały Mikkal i mała Raija.

Reijo skinął głową zadowolony. Ida to mądra dziewczyna. Rozpierała go duma. Nie 

każdemu rodziły się tak wspaniałe córki jak ta, którą on został pobłogosławiony.

- Właściwie nigdy nie myślałam o imionach - rzekła Ida zaskoczona. - Nigdy się nad 

tym nie zastanawiałam. Tak jakby to od dawna zostało postanowione.

- Być może to rzeczywiście było postanowione - przyznał Reijo. - Jest tak wiele między 

niebem a ziemią, czego my, ludzie, nie rozumiemy.

Ida nie spodziewała się, że ktokolwiek przyjdzie z urodzinową kaszą. Pogodziła się z 

background image

tym, że wieś trochę ją od siebie odsunęła.

Ale   wieś   pokazała,   że   ma   wielkie   serce.   Miłosierdziem   mieszanym   z   odrobiną 

ciekawości złagodziła prawo.

Przyszły prawie wszystkie kobiety. W izbie chaty Reijo na cyplu zrobiło się ciasno. 

Głosy wypełniły pokój aż po sufit.

Wszystkie kumoszki pchały się do kołyski, w której leżały dwa cudeńka. Wszystkie 

musiały unieść trochę  zasłonkę i  na  nie popatrzeć.  A kiedy  dziewczynka spojrzała swymi 

wielkimi,   szeroko   otwartymi   oczami,   zarówno   Emil,   jak   i   Sedolf   zostali   wykluczeni   jako 

ewentualni ojcowie.

Czarne kosmyki również zrobiły swoje. Ludzie pamiętali czarną czuprynę Ailo.

Dzieci z pewnością pochodziły z prawego łoża. W jednej chwili rozgrzeszono Idę. Cóż 

ona winna, że jej mężczyźnie strzeliło coś do głowy? Dziewczyna nic na to nie poradzi, że jest 

ładna i bezpośrednia.

Garniec z kaszą urodzinową znalazł się na stole. Matka potrzebuje pożywnej strawy po 

tak ciężkim wysiłku. A Ida, która urodziła dwoje, potrzebuje jej więcej.

Warstwa   tłuszczu,   gruba   jak   palec,  pływała   na  powierzchni.   Kobiety  nabrały  sobie 

kaszy.

Ida uważała, że zachowują się trochę za głośno, ale zrozumiała również, że znowu 

wyszła z pustki.

Nie była już nikim - została matką. I stała się jedną z nich.

Dopiero teraz wróciła do domu.

Po południu, kiedy wszystkie kobiety udały się do swoich zajęć, rozległo się ostrożne 

pukanie do drzwi. Dało się słyszeć szuranie nogami, zanim gość wszedł do środka.

Drzwi do izby Idy były uchylone. Dziewczyna nie mogła zobaczyć, kto to. Ale usłyszała 

zdumiony głos Reijo:

- A niech mnie, czyżby rybacy wrócili już z Lofotów?

A   po   chwili   szept   Sedolfa,   który   z   ożywieniem   opowiadał   o   udziałach,   połowach, 

oprzyrządowaniu, liczbie łodzi, ich wielkości, o zyskach.

Ida niemal już zasypiała, kiedy drzwi powoli się rozchyliły i chłopak nieśmiało wszedł 

do środka.

Rozejrzał   się   ostrożnie.   Był   zarośnięty,   ale   poza   tym   wymyty,   chociaż   to   środek 

tygodnia.

-   Strasznie   o   tobie   gadają   we   wsi   -   uśmiechnął   się   i   zamknął   drzwi.   Zamknął   je 

porządnie. - Ale nareszcie zarówno Emil, jak i ja zostaliśmy uwolnieni od podejrzeń. Ludzie 

background image

uwierzyli, że ojcem jest Ailo. Ida skinęła w stronę kołyski.

- Zobacz sam - rzekła cicho. - Jesteście prawie starymi znajomymi.

Sedolf podszedł na palcach. Zatrzymał się z szacunkiem w pobliżu. Długo przyglądał 

się śpiącym dzieciom. Ida zobaczyła, że ciężko przełknął.

- Czy to dziewczynka jest do ciebie podobna? - spytał półgłosem i spojrzał na Idę.

Potrząsnęła głową.

- Chłopiec - odparła. - Właściwie najbardziej jest podobny do mamy. A dziewczynka 

jest podobna do ojca Ailo.

- Myślę, że oboje mają coś z ciebie - stwierdził Sedolf. Jeszcze chwilę stał przy kołysce. 

Potem   podszedł   do   Idy.   Zatrzymał   się   przy   końcu   łóżka   -   niepewny.   Ściskał   w   dłoniach 

pakunek owinięty w brązowy papier. Nosił ślady jego palców. Ślady potu.

Ida klepnęła w łóżko. Nie było innego miejsca do siedzenia.

Sedolf usiadł Z ociąganiem w przyzwoitej odległości. Wysunął ku młodej matce paczkę.

- Prezent z Lofotów - rzekł trochę zażenowany. - Kupiłem włók. Nikt nas nie przyłapał. 

I udziały mieliśmy dobre. Zarobiliśmy trochę pieniędzy. Nie jestem już całkiem goły. Może nie 

tak bogaty jak Emil, ale też nie całkiem biedny.

Ida rozpakowała prezent.

Wyjęła błyszczącą, dużą chustę z frędzlami. Iskrząco zieloną. Przyłożyła ją do policzka. 

Poczuła, jaka jest miękka.

- Pomyślałem, że będzie ci w niej ładnie - wyjaśnił onieśmielony. - Ze będzie pasowała 

do twoich włosów. I oczu.

- Jest śliczna - wyznała Ida wzruszona. - Śliczna, Sedolf. Ale nie powinieneś mi niczego 

kupować.

Odwróciła wzrok.

W papierze leżało coś jeszcze. Zwój materiału. Miękkiego bawełnianego materiału w 

kolorze jasnoniebieskim.

- Pomyślałem, że mogłabyś uszyć coś maluchowi - wyjaśnił Sedolf. - Pamiętasz, że 

mam być ojcem chrzestnym?

Ida   naturalnie   pamiętała.   Przesunęła   się   do   przodu,   chociaż   sprawiło   jej   to   ból,   i 

zarzuciła Sedolfowi ręce na szyję.

- Serdecznie ci dziękuję, Sedolf - powiedziała. - To jeden z najpiękniejszych prezentów, 

jakie w życiu dostałam. Jakie dostaliśmy.

Sedolf uwolnił się z objęć, ale zatrzymał jej dłonie w swoich. Jego oczy wydawały się 

poważniejsze niż kiedykolwiek.

background image

- Proszę cię, nie rzuć się Emilowi w ramiona, kiedy minie rok, który dałaś Ailo! - 

wyszeptał.

Nic więcej.

To nie było konieczne.

- Nie zrobię tego - obiecała Ida. - Ale nadal mam nadzieję.

Sedolf skinął głową. Wiedział o tym. Ida zadała sobie pytanie, ile właściwie zobaczył 

noaida.