background image

ŻYCIE WEWNĘTRZNE | ZNAKI

Zdjęcia: xxxxxxx

Zdjęcia: xxxxxxx

korzeniu, strachu i pogardzie. Inteligencja i klasa średnia to 

warstwy społeczne częściej produkujące narcyzów. Dostałeś 

piątkę? Dlaczego nie szóstkę? A ile było szóstek? Dzieci żyją 

pod presją wygórowanych oczekiwań, a uwaga i przychylność 

rodziców jest nagrodą za bycie najlepszym. Wyrastają na lu-

dzi, którzy bez przerwy się starają i nigdy ani nie są z siebie 

zadowoleni, ani nie potrafią uwierzyć, że inni są z nich zado-

woleni i że ich kochają. 

K.M.:  W  narcyzmie  najważniejszy  jest  aspekt  niespeł-

nionej miłości i uwagi za to, że się po prostu jest. Że rodzice 

nas  chcieli  i  cieszą  się  nami  niezależnie  od  naszej  urody  czy 

zdolności. Ponieważ tego nie było, ekwiwalentem ma się stać 

wyjątkowość, bycie lepszym. Narcyz za wszelką cenę chce być 

w centrum uwagi. Szczególnie nadaje się do tego scena. Wygląd 

Czy

 świat jest sceną

Dziś, by uzyskać przepustkę do świata gwiazd, ludzie są gotowi  

poświęcić wszystko: prywatność, godność własną i swoich bliskich. 

Najmniej istotny detal z życia tak zwanych celebrities staje się tematem  

numer jeden w wielu domach, plotkarskie magazyny i portale  

internetowe święcą triumfy. Czy sława to współczesny narkotyk? 

– Tatiana Cichocka pyta 

Katarzynę Miller 

i Wojciecha Eichelbergera

 

ZdjęcIA Zosia Zija

– Po co ludziom sława?

K.M.: Dziś widać raczej histeryczną pogoń za szybką po-

pularnością, sława to zdecydowanie coś trwalszego. Dzieje się 

tak dlatego, że coraz więcej ludzi choruje na duszy, ma więc 

coraz większe parcie na to, by karmić się czymś z zewnątrz, 

coś ćpać. Czy to będzie kupowanie, alkohol, narkotyki, adre-

nalina pochodząca z ekstremalnych sportów, władza czy wła-

śnie popularność. 

W.E.: Badania wykazują, że tak zwany poziom szczęśli-

wości na półkuli północnej, czyli tam, gdzie kwitną materia-

lizm i konsumeryzm, spada w szybkim tempie. Okazuje się, 

że praca ponad siły i nabywanie kolejnych przedmiotów nie 

wiążą się z poczuciem szczęścia i satysfakcji. Ale nasza kultura 

obiecuje nam to od dziecka, więc w posiadaniu i w popular-

ności widzimy remedium na towarzyszącą nam wewnętrzną 

pustkę i samotność. Wydaje nam się, że receptą na samotność 

jest bycie przedmiotem zainteresowania jak największej licz-

by ludzi. Wierzymy, że postacie z okładek nurzają się w szczę-

ściu i są otoczone tłumem oddanych przyjaciół. 

– Jaki człowiek marzy najbardziej o popularności? 

K.M.: Narcyz.

W.E.: Czasami trudno rozróżnić osobowość narcystyczną 

od psychopatycznej. Obie mogą szukać ratunku w popularno-

ści. Jednak każda bierze sobie z niej co innego. Dla osobowości 

psychopatycznej  atrakcyjny  będzie  zawarty w  popularności 

element górowania i władzy nad ludźmi – rząd dusz. Dla oso-

bowości narcystycznej ważniejsze będą pozory uwielbienia ze 

strony innych. Reprezentanci obu tych postaw potrafią dążyć 

do popularności, nie licząc się ani z innymi, ani ze sobą.

– Czym więc narcyz różni się od psychopaty?

W.E.: Psychopatia jest obroną przed bólem głęboko ura-

żonego poczucia godności, a narcyzm – przed bólem zranienia 

poczucia własnej wartości. Typowe psychopatyczne myślenie: 

„Ja jestem w porządku, a świat i inni nie. Ja mam moralną ra-

cję, jestem zbawcą pokrzywdzonych. Ci, którzy nie są ze mną, 

są przeciwko mnie, są moimi wrogami. Mam prawo ich nie-

nawidzić i nimi gardzić. Domagam się hołdów, wiem lepiej, co 

jest dobre”. Łatwo zauważyć, że takie przekonania na własny 

temat stwarzają silne złudzenie bycia osobą szczególną i god-

ną  szacunku.  Natomiast,  gdy  zranionego  poczucia wartości 

bronimy narcyzmem, dążymy przede wszystkim do tego, by 

czuć się pożądanymi i kochanymi. Narcyzm karmi się podzi-

wem i uwielbieniem.

– Jak wyhodować „narcyza” albo „psychopatę”?

W.E.:  Gdy  rodzice  nie  potrafią  kochać  bezwarunkowo, 

zmuszają dziecko do nieustannego starania się o ich miłość. 

Takie  dziecko  jest  przekonane,  że  i  tak  nigdy  nie  będzie 

wystarczająco  dobre.  Można  powiedzieć,  że  to  jest  dziś  na-

gminne, dlatego mamy coraz więcej narcyzów. Obrona psy-

chopatyczna jest natomiast odpowiedzią na dorastanie w upo-

82 | zwierciadło | LUTY  

     LUTY | zwierciadło 83

Katarzyna Miller

Wojciech Eichelberger

background image

84 | zwierciadło | LUTY  

ŻYCIE WEWNĘTRZNE | ZNAKI

Zdjęcia: xxxxxxx

jest tu ważną kartą przetargową. Muszę być zgrabniejsza, ład-

niejsza,  młodziej  wyglądać,  mieć  mniej  zmarszczek,  lepsze 

ciuchy.  Byle  się  jakoś wyróżnić.  Niekoniecznie  pozytywnie. 

Można też żyć tym, że „takiej szmaty, takiego pijaka jak ja nie 

ma nigdzie!”.

W.E.: Inni ludzie są potrzebni jedynie w roli lustra – nad-

rzędnym  celem  życia  jest  ujrzenie  w  ich  oczach  zachwytu 

i uznania. Ale nigdy nie jest tego wystarczająco dużo, by przy-

jąć, że zasłużyliśmy na bliskość i miłość, której tak pragniemy.

K.M.:  Spójrzmy  od  innej  strony.  Oglądacie  „Taniec 

z  gwiazdami”?  W  ostatniej  odsłonie  rewelacyjnie  tańczyli 

moim zdaniem Damięcki i Steczkowska. Ale publiczność wy-

brała miłą Annę Guzik, też nieźle sobie radzącą, ale bez po-

równania. Publiczność głosowała na kogoś „swojego”, a nie 

na  profesjonalizm  i  sztukę. Taka  jest  różnica  między  sławą 

a popularnością. Nie jest istotne, czy ktoś ma do zapropono-

wania coś wartościowego. Ważne, by miał to coś, co akurat 

w tej chwili jest potrzebne masom, by mogły się tym karmić.

W.E.: Publiczność w dużej części pasjonuje się tym, kto 

zajdzie wysoko, a kto odpadnie, w drugiej kolejności tym, jak 

uczestnicy tańczą. Wybiera tych, z którymi się identyfikuje. 

I w ten sposób wreszcie czuje się lepiej, dowartościowuje się. 

K.M.: Bo wygrał ktoś taki jak ja. Więc co z tego, że to jest 

taniec, który ma być profesjonalnie oceniany, są jacyś eksper-

ci,  skoro  publiczność  mówi:  „Możemy  zrobić  tak,  żeby  ten 

gorszy wygrał, bo nam się bardziej podoba”. Ten mechanizm 

sprawia, że dewaluują się wartości. Przez lata ceniliśmy ludzi, 

którzy do czegoś dążą, mają jakiś talent i go doskonalą. Ktoś 

pokazywany w telewizji umiał coś, czego nie umie każdy. To 

była właściwa osoba na właściwym miejscu. Teraz coraz czę-

ściej to, że ktoś coś umie, czymś się szczyci, denerwuje tych 

ludzi, którzy tego nie robią, nie potrafią. A to oni jako publicz-

ność się liczą, bo liczy się oglądalność, więc to oni będą rozda-

wali karty. Na tym właśnie 

polega  pauperyzacja  kul-

tury. Liczy się tylko to, co 

większość  „demokratycz-

nie” uzna za ciekawe. 

Zasłużona  sława  jest 

efektem  ubocznym  tego, 

że  człowiek  coś  wnosi  do 

kultury i popycha ludzkość 

do przodu. I mamy takich 

ludzi także dzisiaj, ale oni 

toną w zalewie tandety. To grozi zanikiem mistrzostwa. Kiedyś 

uczeń miał szansę przerosnąć mistrza, ale dopiero, gdy dojrzał. 

Dziś błyszczą, a właściwie rozbłyskują na chwilę, 20-latkowie.

– A może to myślenie starej daty? Może teraz nie ma 

miejsca na dawne mistrzostwo? I naprawdę gwiazdą sztu-

ki nowoczesnej może być 20-latek?

stem ja, gdybym wreszcie mógł robić to, na co według siebie 

zasługuję, albo gdybym się ośmielił robić to, na co mam ocho-

tę. Czyli gdyby mnie zobaczyli takim, za jakiego się w głębi 

duszy uważam. Więc jest to jednocześnie mój wróg, bo zaj-

muje moje miejsce. Stąd ta ambiwalencja. 

W.E.:  Stosunek  do  gwiazdy  jest  zawsze  ambiwalentny. 

Jest  w  nim  bałwochwalczy  podziw,  ale  silnie  podbarwiony 

zawiścią. Dlaczego nie ja? Ten pełen tłumionej pasji aspekt 

jest  uśpiony,  ale wychodzi  na  jaw,  gdy  idolowi  powinie  się 

noga. Satysfakcję daje to, że ktoś spada z tak wysoka, że pu-

blicznie  przeżywa  uczucia  poniżenia,  odrzucenia,  wstydu, 

strachu, rozpaczy. Uczucia, które w dzieciństwie były naszym 

udziałem. Mało tego, wreszcie to my możemy poczuć się sę-

dziami,  skazać  idola  na  publiczną  śmierć.  Odreagowujemy 

naszą traumę. Idol nie ma prawa zawieść, nie ma prawa do 

empatii,  zrozumienia, współczucia  czy wybaczenia. Tak  jak 

my nie mieliśmy ich w dzieciństwie, będąc albo idolami, albo 

kozłami ofiarnymi swoich rodziców. 

–  Mówi  się,  że  gwiazda  co  prawda  spada,  ale  miała 

swoje pięć minut. Warto dla tego żyć?

K.M.:  To  straszne  określenie.  Że  dobre  już  było,  życie 

skończyło się, choć nadal trwa. Przecież trzeba wykorzystać 

całe swoje życie. Robić coś, co cieszy, rozwija... 

W.E.:  To  pokazuje,  że  popkultura  traktuje  ludzi  przed-

miotowo.  Karmią  sobą  tę  medialną  maszynę,  która  potrze-

buje dramatów, wzlotów i upadków, więc produkuje i niszczy 

kolejne gwiazdki, bo dzięki temu wszyscy mogą zarobić i żyć. 

W slangu popularnych mediów nazywa się to strzelaniem do 

rzutków. Wystrzeliwuje się kogoś wysoko w niebo, a potem 

czeka na moment, żeby spektakularnie go zestrzelić. Publicz-

ność się cieszy, a tym, co się stało z tak potraktowanym czło-

wiekiem, nikt się już nie interesuje. 

–  Skoro  popularność  to  ciężar,  dlaczego  tak  trudno 

zejść ze sceny?

W.E.:  Jakoś  znoszą  to  ci,  dla  których  popularność  jest 

jedynie produktem ubocznym talentu, determinacji w dąże-

niu do celu. Nie zabiegali o popularność, nie muszą się nią 

karmić. Ale sława może stać się narkotykiem, celem samym 

w sobie. Wtedy, gdy gaśnie, wraz z nią znika poczucie sensu 

istnienia i trudno sobie poradzić. Bo będąc u szczytu sławy, 

możemy ulec złudzeniu, że nie musimy już się rozwijać, dalej 

uczyć i pracować. Trudno wrócić do znoju normalności. 

K.M.: Ludzie się śmiertelnie boją, że stracą tę wyjątkowość. 

Mamy tego jaskrawe przykłady. Np. Presley, który był utalen-

towanym chłopakiem, a nagle stał się bogiem i tego nie uniósł. 

Zaćpał się, stał się lekomanem. Żeby unieść sławę, trzeba wiel-

kiej siły wewnętrznej, by nie zacząć wierzyć, że jest się napraw-

dę kimś niezwykłym, kimś ekstra, boskim. To jest możliwe tyl-

ko w przypadku kogoś, kto wie, kim jest naprawdę. Człowiek, 

który  utrzymuje  poczucie własnej  zwyczajności,  mimo  że  go 

noszą na rękach i stoją do niego w kolejce, zwykle potrafi temu 

sprostać. Pozostaje sobą, nawet gdy schodzi ze sceny. 

c

K.M.: Tak może być. Ale to nie tylko kwestia wieku, ra-

czej podejścia do tego, co się tworzy, i motywacji. Jeśli tą mo-

tywacją jest jedynie popularność, nic dobrego z tego dla kul-

tury  nie  będzie.  Masowość  mediów wymaga wciąż  nowych 

bohaterów. Czymś trzeba zapełnić te 24 godziny programu, 

kilkanaście  kanałów.  W  dodatku  trzeba  mieć  coś  nowego, 

chwytliwego. Publika szybko się nudzi. Śmialiśmy się kiedyś 

z piosenki „Śpiewać każdy może” w wykonaniu Stuhra. Teraz 

to już nie jest żaden dowcip. To nasza rzeczywistość. Zmie-

niają się tylko twarze, nazwy, głosy podkręca się za pomocą 

komputera, żeby uszy nie więdły... To nasze gwiazdy.

– Dlaczego więc tak wielu ekscytują?

K.M.: Mamy poczucie małej atrakcyjności własnego ży-

cia. Praca, dom, praca, dom, wstać, umyć się, coś ugotować, 

iść spać. To mało. Rzadko kto patrzy wtedy na chmury, liście, 

czyta albo pisze haiku. A skoro tak, ludzie nie mają poczucia, 

że uczestniczą w tworzeniu czegokolwiek. Rozglądają się wo-

kół i szukają czegoś, co przyciąga wzrok, co się błyszczy, jest 

zmienne,  inne,  ciekawsze. Od  tego  są  gwiazdy. Gwiazda  to 

obiekt, który spełnia nasze wyobrażenia, wizje, żyje naszym 

„lepszym” życiem. Fajnie jest też swoją gwiazdę skrytykować. 

O, proszę, gruba się zrobiła, ale się uczesała beznadziejnie. 

– Z jednej strony lepsza wersja nas, a z drugiej strony 

cieszymy się, gdy ma wady?

K.M.: Jeśli się chce być na ustach wszystkich, trzeba być 

przygotowanym na to, że nie wszyscy będą chwalić. Niektó-

rzy będą wyładowywać na tobie frustracje. Gwiazdki się czę-

sto dziwią, jak ludzie mogą tak źle o nich mówić. Mogą, bo 

chcą się na kimś wyżyć. Taka jest cena popularności, trzeba 

umieć znieść to, że jedni chcą cię zniszczyć, wmawiają ci nie-

stworzone historie, a inni się za ciebie modlą. Bywa, że ci sami 

się modlą, a potem zabijają. Nawet dosłownie, jak Lennona. 

To mój idol – powiedział zabójca. Kto to jest mój idol? To je-

Kto to jest mój idol? To jestem ja, 

gdybym 

wreszcie mógł robić to, na co według siebie zasługuję, 

albo gdybym się ośmielił robić to, na co mam ochotę. 

Więc to jest jednocześnie mój wróg, 

bo zajmuje moje miejsce

     LUTY | zwierciadło 85

W sesji z

djęciowej wyk

orzys

tan

o meble IKEA: s

tół Bjur

sta 699 zł, krz

esła Kaus

tb

y 149,95 zł; maki

jaż i fry

zury: Aneta Kacprzak

Tatiana Cichocka