background image

CECILY VON ZIEGESAR

NIKT NIE

NIKT NIE

NIKT NIE

NIKT NIE

ROBI TEGO

ROBI TEGO

ROBI TEGO

ROBI TEGO

LEPIEJ

LEPIEJ

LEPIEJ

LEPIEJ

plotkara 7

plotkara 7

plotkara 7

plotkara 7

Przeklad Malgorzata Strzelec

Tytul oryginalu

NOBODY DOES IT BETTER

- 1 -

background image

Chcac byc lagodnym, okrutnym byc musze.

William Szekspir Hamlet

przekl. J. Paszkowski

*

tematy wstecz dalej wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Zostaly dwa tygodnie, zeby sie  zdecydowac,  do którego  pójsc  college'u  -  oczywiscie  dotyczy  to tylko

tych,  którzy  maja  jakis  wybór.  Cwiczymy  sie  wlasnie  w  trudnej  sztuce:  jak  totalnie  nie  zawalic

ostatniego semestru w szkole, jak najrzadziej  bywajac  na  zajeciach  i  nie  odrabiajac  prac  domowych.

Jesli zobaczycie dziewczyny, które zrzucaja bialo -  niebieskie  szkolne  mundurki  i  klada  sie  na  Owczej

Lace w Central Parku w slicznych, szpanerskich bikini, to wlasnie my A jesli  zobaczycie  grupe  biegaja

cych  boso  chlopaków  bez  koszul,  w  podwinietych  spodniach  khaki,  z  platynowymi  zegarkami  od

Cartiera  polyskujacymi  na  opalonych,  umiesnionych  od gry  w lacrosse  rekach,  to  wlasnie  bedziecie

podziwiac  naszych  chlopaków.  No  dobra,  jest  dopiero  jedenasta  przed  poludniem  w  piatek  i

powinnysmy  byc  na  WF  -  ie  albo  francuskim  dla  zaawansowanych,  ale  zblizamy  sie  do  konca

najtrudniejszego roku w naszym  zyciu  i  naprawde  musimy  wyluzowac,  wiec  odpuscie  nam  troche,  w

porzadku?

- 2 -

background image

Albo lepiej przylaczcie sie do nas.

A na wypadek, gdybyscie do tej pory chowali sie pod jakims kamieniem i jeszcze nas nie znali - no bo

znaja nas juz chyba wszyscy - to wlasnie my jestesmy tymi najpiekniejszymi na  balach;  ksiezniczkami

i  ksiazetami  z  Upper  East  Side  w  Nowym  Jorku.  Przez  wiekszosc  czasu  mieszkamy  w  rezydencjach

przy Park Avenue albo Piatej Alei lub w ogromnych  willach,  More zajmuja  pól  kwartalu.  Reszte  czasu

spedzamy  w  naszych  „domkach  na  wsi”,  co  moze  oznaczac  rezydencje  w  Connecticut  lub  w

Hamptons, sredniowieczny zamek w Irlandii albo wille na St. Barts  z widokiem  na  morze.  W tygodniu

uczymy tle - nuda - w którejs z tych malych, prywatnych, zenskich  lub  meskich  szkól  na  Manhattanie,

gdzie  obowiazuja  mundurki.  W weekendy  ostro  balujemy,  zwlaszcza  teraz,  gdy  pogoda  jest  piekna  i

nasi  rodzice  sa  na  swoich  jachtach,  w  prywatnych  odrzutowcach  albo  limuzynach  z  kierowca  i

zostawiaja nam, swoim zwariowanym dzieciakom, zupelna swobode.

A nas najbardziej teraz rajcuje cos, co nazywa sie na litere „s”. Moze jeszcze  tego  nie  robicie,  ale  na

pewno o tym mówicie. Wszyscy o tym mówia. A niektórzy tez to robia. Zwlaszcza...

PARY, KTÓRE RÓWNIE DOBRZE MOGLYBY JUZ BYC MALZENSTWAMI

Razem  spia,  razem  jedza,  pozyczaja  sobie  ubrania.  Nie  zwracaja  uwagi  na  oddzielanie  jego  i  jej

rzeczy ze stosu ubran porzuconych kolo lózka i po prostu  wskakuja  w pierwszy  lepszy  ciuch,  wiedzac,

ze i tak za chwile go zrzuca.  Zadne  z nich  nie  moze nigdzie  pójsc  samo  i  nie  uslyszec  pytan  „A  gdzie

jest to...?” lub „Gdzie jest tamto...?”, jakby nie potrafili sie rozdzielic na dluzej  niz  trzydziesci  sekund.

Wiem,  juz  slysze,  jak  sie  nabijacie.  Przeciez  to  takie  nudne  miec  jednego  chlopaka.  Ale  spójrzmy

prawdzie  w  oczy,  oni  na  pewno  robia  cos  wiecej,  niz  tylko  rozmawiaja  o  tym  slowie  na  „s”  -  a

niewielu z nas moze to o sobie powiedziec.

Wasze e - maile

P: Droga P!

Mój  ojciec  jest  niezaleznym  producentem  filmowym  i  wlasnie  wyjechal  na  festiwal  do

Cannes.  Wszyscy  tam  mówia  o  filmie  dokumentalnym  na  temat  „uprzywilejowanych

nastolatków z Nowego Jorku”, ale nikt nie wie, kto go  nakrecil.  Po pierwsze,  wystepujesz  w

tym filmie? Po drugie, to ty go zrobilas?

dziewczyna z LA

- 3 -

background image

O: Droga dziewczyno z LA!

Nie moge odpowiedziec  na  twoje  pierwsze  pytanie,  bo nie  widzialam  tego  filmu,  ale  brzmi

przerazajaco znajomo... Kilka  tygodni  temu pewna  dziewczyna  z ogolona  glowa  chodzila  za

wszystkimi  z kamera...  A co  do twojego drugiego  pytania  -  ledwo  daje  sobie  rade  z  robie-

niem zdjec moja komórka!

P

Na celowniku

Po  pólnocy   wybiega  na  paluszkach  do  skrzynki  pocztowej  przed  swoim  mieszkaniem  przy  Piatej

Alei. W rekach trzyma plik wielkich  bialych  kopert  z herbami  róznych  college'ów.  Ma  na  sobie  skapa

blekitna  koszulke  nocna  Cosabella,  która  ledwo  zakrywa  jej  slynna,  przesliczna  pupe  (ku  uciesze

wszystkich  portierów  na  sluzbie  i  taksówkarzy,  którzy  stoja  w  korku).  Potem  jednak  wraca  na

paluszkach do domu, niczego nie wyslawszy. Pewnie trudno jej podjac decyzje  co  do przyszlego  roku,

skoro dostala sie do wszystkich szkól, do których  zlozyla  papiery,  i  moze nawet  do paru  takich,  gdzie

w ogóle  sie  nie  zglaszala!   zabiera  swoje  straszliwe  wojskowe  buciory  do  Toda,  zeby  je  troche

odszykowac. Bedzie pierwszym kadetem w historii z rózowymi fredzlami przy butach. D i J walcza  o lu

stro w H&M. Wyglada na to, ze teraz, kiedy oboje sa tacy stawni,  zaczeta  sie  typowa  dla  rodzenstwa

rywalizacja.   w  kafejce  internetowej  w  Williamsburgu  gawedzi  na  czacie  z  przypadkowymi

nieznajomymi. Ta kobieta niczego sie nie boi. K i  I objadaja  sie  i  knuja  intrygi  w Jackson  Hole.  Boze,

co  tym  razem?  Nie  widac  nigdzie   i  B...  Jezu,  czy  oni  nigdy  sie  soba  nie  znudza?  A  co,  jesli  w

przyszlym roku beda musieli sie rozstac?

Decyzje, decyzje, decyzje... Gdzie bedziemy za rok? Czy zdolamy przetrwac  bez  siebie?  Spróbujcie  nie

oszalec.  Wiecie,  gdzie  mnie  szukac,  gdybyscie  potrzebowali  pomocy,  towarzystwa  albo  gdybyscie

chcieli  mnie  zaprosic  na  jedna  z  tych  slynnych  spontanicznych  imprez  na  dachu,  które  maturzysci

organizuja pod koniec roku.

Wiecie, ze was kocham.

plotkara

- 4 -

background image

sypialnia N to 100% czystej milosci

- Obudz  sie!  -  Blair  Waldorf  szarpnela  koldre  w krate  i  pozwolila  jej  opasc  na  podloge  obok

antycznego lózka.

Nate  Archibald,  calkiem  nagi,  lezal  rozciagniety  swobodnie  na  materacu.  Blair  usiadla  obok

niego  i  z  calej  sily  zatrzesla  pare  razy  lózkiem.  Nate  nie  otwieral  oczu.  chociaz  zlotowlosa  glowa

podskakiwala  mu  na  poduszce.  Dlaczego  seks  sprawial,  ze  ona  byla  taka  nakrecona,  a  on  taki

spiacy?

- Nie spie - wymamrotal.

Otworzyl  jedno  blyszczace  zielone  oko  i  natychmiast  poczul,  ze  jest  znacznie  bardziej

obudzony  niz  jeszcze  sekunde  temu.  Blair  tez  byla  naga  -  caly  jej  metr  i  szescdziesiat  dwa

centymetry, od lsniacych, pomalowanych na koralowo paznokci u stóp po kasztanowe falujace  wlosy,

które  juz  nieco  odrosly  po  króciutkim  scieciu.  Miala  tego  rodzaju  cialo,  które  nago  prezentuje  sie

jeszcze lepiej niz  w ubraniu.  Zaokraglone,  ale  bez  zbednego  tluszczu,  delikatniejsze,  niz  to zdradzaly

jej  grzeczne,  porzadnie  zaprasowane  dzinsy  i  kaszmirowe  sweterki  albo  krótkie,  obcisle  czarne

sukienki.  Byla  jak  wrzód na  jego  tylku,  bo odkad  skonczyli  jedenascie  lat  wiele  razy  rozstawali  sie  i

godzili. A on pragnal jej nagosci chyba jeszcze  dluzej.  Jakie  to typowe,  ze  Blair  potrzebowala  szesciu

lat i pól roku. zeby przestac sie klócic i w koncu pójsc z nim do lózka.

A kiedy juz raz to zrobili, nie potrafili przestac.

Nate  zlapal  ja  i  wciagnal  na  siebie.  Calowal  namietnie  gdzie  popadlo,  napawajac  sie  mysla,

ze w koncu jest jego, cala jego.

- Ej! - zachichotala Blair.

Granatowe  jedwabne  rolety  byly  podciagniete,  a  okna  otwarte,  ale  Blair  miala  gdzies,  czy

ktos  ich  zobaczy.  Byli  zakochani,  piekni  i  uprawiali  seks.  Kazdego,  kto na  nich  patrzyl,  mogla  zzerac

jedynie zazdrosc.

Poza  tym  uwielbiala  zwracac  na  siebie  uwage,  nawet  przypadkowych,  zboczonych

podgladaczy, którzy akurat obserwowali ich z okien otaczajacych domów przez zlocone lorgnon.

Calowali sie przez chwile, ale Nate byl zbyt wycienczony, zeby zrobic cos wiecej.  Blair  sturlala

sie z niego  i  zapalila  papierosa.  Co  jakis  czas  posylala  do Nate'a  male  obloczki  dymu, jak  aktorzy  w

Do utraty  tchu,  rewelacyjnym  czarno  -  bialym  francuskim  filmie,  który  widziala  wczesniej  tego  dnia

- 5 -

background image

na zajeciach  z francuskiego  dla  zaawansowanych.  Glówna  bohaterka,  blondynka,  zawsze  wygladala

stylowo, byla piekna i nigdy nie pokazywala sie bez szminki.  Ludzie  w tym filmie  nie  robili  nic  oprócz

tego, ze jezdzili  na  skuterze  Vespa,  kochali  sie,  przesiadywali  w kafejkach  i  palili.  I  oczywiscie  przez

caly  czas  rewelacyjnie  wygladali.  Ale  Blair  musiala  utrzymac  oceny,  jesli  chciala  wyskoczyc  z  listy

rezerwowych do Yale, a skoro miala na glowie szkole,  prace  domowe i  codziennie  po lekcjach  seks  z

Nate'em,  niewiele  czasu  zostawalo  jej  na  dbanie  o  urode,  Ciemne,  falujace  wlosy  Blair  byly

zmatowione  i  przepocone,  usta  spierzchniete  od  dlugich  pocalunków,  a  brwi  zarosniete.  Tak

naprawde  wcale  jej  to nie  przeszkadzalo.  Zdecydowanie  warto  bylo  poswiecic  sprawie  seksu  troche

czasu  przeznaczonego  do tej  pory na  zabiegi  upiekszajace.  Poza  tym  przeczytala  gdzies,  ze  godzina

seksu  pozwala  spalic  trzysta  szescdziesiat  kalorii,  wiec  nawet  jesli  troche  sie  zaniedbala,  to

przynajmniej byla chuda!

Musnela  dlonia  i  wyczula  odrastajace  wloski  miedzy  ciemnymi,  pieknie  wygietymi  w  luk

brwiami.  No  dobra,  moze  odrobinke  jej  to  przeszkadzalo,  ale  zawsze  mogla  zlapac  taksówke  i

pojechac do salonu Elizabeth Arden na regulacje brwi.

Pomijajac  kwestie  brwi,  Blair  nigdy  w  zyciu  nie  byla  tak  szczesliwa.  Odkad  prawie  dwa

tygodnie  temu zrobili  to z Nate'em  po raz  pierwszy,  czula  sie  zupelnie  inna  kobieta.  Jedyna  ciemna

chmure na jej rózowym niebie  stanowil  irytujacy  fakt,  ze  znalazla  sie  tylko  na  liscie  rezerwowych  do

Yale. Jak bedzie spedzac  z Nate'em  kazde  popoludnie,  jesli  ona  wyladuje  w Georgetown  -  w jedynej

szkole,  do której  ja  przyjeli  -  a  on  pójdzie  do  Yale  w  New  Haven,  w  Connecticut,  albo  do  Brown  w

Providence,  na  Rhode  Island  lub  do  którejs  z  pozostalych  swietnych  szkól,  gdzie  zupelnie

niesprawiedliwie  sie  dostal.  Nie  przemawiala  przez  nia  gorycz  -  po  prostu  Nate  mial  szczescie.

Przychodzil  na  egzaminy  ujarany,  nie  bral  zadnych  dodatkowych  zajec  i  jego  srednia  wynosila

zaledwie  cztery,  podczas  gdy  ona  chodzila  na  wszystkie  zajecia  dla  zaawansowanych,  na  egzaminie

koncowym zdobyla tysiac czterysta dziewiecdziesiat punktów i miala srednia prawie piec z plusem.

No dobra, moze rzeczywiscie byla troche zgorzkniala.

- Jesli zglosze sie do Korpusu Pokoju i przez kilka lat  bede  budowac  kanaly  i  robic  kanapki  dla

glodujacych dzieci w Rio czy gdzies indziej, to beda musieli mnie przyjac do Yale, prawda? - zapytala.

Nate usmiechnal sie szeroko. Wlasnie to uwielbial w Blair. Byla rozpieszczona, ale nie leniwa.

Wiedziala, czego chce, a poniewaz niezachwianie wierzyla, ze moze miec  wszystko,  czego  zapragnie,

jesli tylko sie postara, nigdy nie przestawala próbowac.

- Slyszalem, ze w Korpusach Pokoju wszyscy choruja. I trzeba mówic miejscowym jezykiem.

- Wobec  tego  bede  pracowac  we  Francji.  -  Blair  wydmuchnela  dym w strone  sufitu.  -  Albo  w

któryms z tych afrykanskich krajów, gdzie mówia po francusku.

- 6 -

background image

Próbowala  sobie  wyobrazic  siebie,  jak  rozmawia  z  tubylcami  w  jakies  spalonej  sloncem

wiosce,  trzymajac  na  glowie  gliniany  dzban  z  kozim  mlekiem,  ubrana  w  pieknie  farbowany,  dlugi

wschodni kaftan,  który moze wygladac  niezwykle  seksownie,  jesli  sie  go  przewiaze  w odpowiednich

miejscach. Mialaby zabójcza opalenizne i cialo skladajace sie tylko z miesni i kosci  z powodu ciezkiej

pracy  i  straszliwej  choroby  jelit.  Dzieci  krecilyby  sie  wokól  jej  kolan,  domagajac  sie  czekoladek

Godivy,  które  zamawialaby  dla  nich,  a  ona  usmiechalaby  sie  do  nich  lagodnie  jak  piekna,

niepomarszczona  matka  Teresa.  Po  powrocie  do  Stanów  zdobylaby  nagrode  dla  najlepszej

wolontariuszki  Korpusu  Pokoju,  a  moze  nawet  Pokojowa  Nagrode  Nobla.  Zjadlaby  kolacje  z

prezydentem,  który  napisalby  jej  rekomendacje  do  college'u,  a  Yale  staneloby  na  glowie,  zeby  ja

przyjac.

Nate  byl  pewien,  ze  Korpus  Pokoju  pomaga  tylko  w  krajach  Trzeciego  Swiata,  a  nie  w

kwitnacych pod wzgledem  gospodarczym  panstwach,  takich  jak  Francja.  Byl  tez  przekonany, ze  Blair

nie  wytrzymalaby  nawet  jednego  dnia  w  jakiejs  dalekiej,  afrykanskiej  wiosce,  gdzie  nie  byloby

perfumerii Sephora ani nawet  toalet  ze  spluczka.  Biedna  Blair.  To  byla  razaca  niesprawiedliwosc,  ze

on  sie  dostal,  bez  najmniejszych  staran,  podczas  gdy  ona.  dziewczyna,  która  naprawde  chciala

studiowac  w  Yale,  odkad  skonczyla  dwa  latka,  dostala  sie  na  lisie  rezerwowych.  Z  drugiej  strony

Nate przyzwyczail sie do tego, ze bez wysilku dostaje rózne rzeczy.

Uniósl glowe i oparl ja na reku. Czule odgarnal ciemne wlosy z czola Blair.

- Obiecuje, ze nie pójde do Yale. chyba ze ciebie tez  tam  przyjma  -  przysiagl.  -  Równie  dobrze

moge isc do Brown albo gdziekolwiek indziej.

- Naprawde?  -  Blair  zgasila  papierosa  w  marmurowej  popielniczce  w  ksztalcie  lodki,  która

stala kolo lózka, i objela Nate'a za szyje.

Nate  byl  zdecydowanie  najlepszym  chlopakiem,  jakiego  dziewczyna  mogla  sobie  wymarzyc.

Blair nie potrafila zrozumiec, dlaczego z nim zerwala, i to nie raz, ale wiele, wiele razy.

Bo ja zdradzal wiele, wiele razy?

Teraz  wiedziala  tylko  jedno:  ze  nigdy,  przenigdy  go  nie  opusci.  Oparla  policzek  na  jego

szerokiej,  nagiej  piersi.  Wlasciwie,  gdy  sie  teraz  nad  tym  zastanowila,  wprowadzenie  sie  do  domu

Archibaldów  bylo  calkiem  dobrym pomyslem,  zwlaszcza  ze  jej  obecne  wlasne  mieszkanie  nie  mialo

nic  wspólnego  ze  sceneria  z  filmu  Siódme  niebo.  Jej  matka  raptem  dwa  tygodnie  temu  urodzila

córeczke  i  teraz  przechodzila  ciezka  depresje  poporodowa.  Dzis  rano  Blair  zostawila  matke

szlochajaca  nad  DVD  przyslanym  przez  farme  peruwianskich  alpak.  Jesli  adoptuje  sie  stado

roczniaków,  mozna  zamawiac  recznie  tkane  koce  i  swetry  z welny  zwierzat  ze  swojego  stada.  Mala

siostrzyczka  Blair  bedzie  niedlugo  dumna  posiadaczka  wlochatego  bialego  koca  z  alpaki,  który  do

- 7 -

background image

niczego  sie  nie  przyda  przez  cale  lato  i  pewnie  tak  juz  zostanie  przez  reszte  jej  zycia.  No  chyba  ze

jako nastolatka mala Yale przejdzie okres hipisowskiej mody na wlasnorecznie robione rzeczy,  wytnie

w kocu dziure na glowe i przerobi go na poncho.

Kiedy  matka  Blair  byla  jeszcze  w  ciazy,  poprosila  swoja  córke  o  wymyslenie  imienia  dla

dziecka,  a  ona  z czystego  oddania  dla  ukochanego  college'u  nazwala  siostre  Yale.  Teraz  mala  Yale

byla  zywym  i  bardzo  halasliwym  przypomnieniem  faktu,  ze  niezaleznie  od  tego,  jak  oszalamiajace

byly  osiagniecia  jej  Starszej  siostry,  szkola  ma  ja  po  prostu  w  nosie.  Na  dodatek  dziecko  przejelo

sypialnie  Blair,  transportujac  ja  do  pokoju  przyrodniego  brata.  Aarona,  az  do  czasu  jesiennego

wyjazdu  do colleges.  Aaron  byl  rastafarianinem.  weganem  i  milosnikiem  psów,  wiec  z  mysla  o  nim

pokój  urzadzono  samymi  ekologicznymi,  przyjaznymi  srodowisku  rzeczami  w  odcieniach  oberzyny  i

szalwii.  Na  domiar  zlego  kotka  Blair,  Kitty  Minky,  zaczela  sikac  na  poduszki  wypelnione  lupinami  z

jeczmienia i wymiotowac  na  maty  z trawy  morskiej,  zeby  zabic  w pokoju  zapach  wiecznie  sliniacego

sie psa Aarona, boksera Mookiego.

Obrzydliwosc, prawda?

„Zamieszkac  u  Nate'a”.  Blair  nie  wiedziala,  dlaczego  wczesniej  nie  wpadla  na  ten  pomysl.

Oglupiala  matka,  przesiakniety  kocim  moczem  pokój  i  nowo  narodzona  siostrzyczka  o  imieniu  Yale

nie  sprzyjaly  ani  nauce,  ani  seksowi.  Bylo  wiec  naturalne  poszukac  dla  siebie  nowego  miejsca.

Oczywiscie  w gre  wchodzil  jeszcze  dom  Sereny,  ale  raz  juz  próbowaly  i  skonczylo  sie  klótnia.  Poza

tym Serena niewiele by jej pomogla w kwestii seksu.

No chyba, ze te stare plotki byly prawdziwe...

Nate leniwie wodzil dlonia po jej nagich plecach.

- Nie myslalas nigdy o tatuazu? - zapytal ni stad, ni zowad, gdy glaskal ja po lopatkach.

Poza  krótkim  okresem  na  odwyku  na  poczatku  tego  roku  Nate  niemal  codziennie  od

jedenastego  roku  zycia  byl  upalony  trawa  i  Blair  przyzwyczaila  sie  do  jego  dziwacznych  pytan.

Zmarszczyla spiczasty, lekko zadarty nosek na mysl o wielkiej bliznie wypelnionej czarnym tuszem.

- Ohyda - odparla.

Zostawiala takie pomysly aktorkom, które lubia odstreczajacy wizerunek, jak Angelina Jolie.

Nate wzruszyl ramionami. Zawsze uwazal, ze  dobrze  dobrany,  malenki  tatuaz  w odpowiednim

miejscu moze byc szalenie seksowny.  Na  przyklad  czarny  kotek  miedzy  lopatkami  naprawde  idealnie

by pasowal do Blair. Ale nim zdazyl powiedziec cos wiecej, Blair szybko zmienila temat.

- Nate?  -  Otarla  sie  policzkami  o  jego  meski,  idealnie  ksztaltny  obojczyk.  -  Myslisz,  ze  twoi

rodzice mieliby cos przeciwko, gdybym zostala...

Nim zdolala skonczyc zdanie, na dole rozlegl sie dzwonek.

- 8 -

background image

Czesc domu, która nalezala do Nate'a. zajmowala cale  ostatnie  pietro  -  stad  osobny  dzwonek

przy frontowych drzwiach.

Nate odsunal sie od Blair i spuscil nogi na podloge.

- Tak? - zawolal przyciskajac guzik domofonu.

- Dostawa! - wrzasnal Jeremy Scott Tompkinson chrapliwym, ujaranym glosem. -  Pospiesz  sie,

póki gorace!

Nate  uslyszal  smiech  i  jakies  inne  glosy  w tle.  Blair  poczekala,  az  jej  chlopak  ich  splawi,  ale

on nacisnal guzik, zeby ich wpuscic.

- Pójde sie ubrac - stwierdzila krótko.

Wysliznela sie z lózka i pomaszerowala do sasiadujacej z sypialnia lazienki. Jak to mozliwe, ze

Nate  byl  dosc  inteligentny,  by dostac  sie  do Yale,  a  jednak  za  glupi,  zeby  zrozumiec,  ze  zapraszajac

swoich nacpanych przyjaciól do ich parnego, milosnego gniazdka, calkowicie zniszczy nastrój?

Ale  Yale  nie  przyjelo  Nate'a  ze  wzgledu  na  jego  intelekt:  szkola  potrzebowala  kilku  dobrych

graczy lacrosse. I tyle.

Przynajmniej  Blair  miala  teraz  pretekst,  zeby  uzyc  cudnego  sandalowego  mydla  w  plynie

L'Occitane,  które  gospodyni  przynosila  Nate'owi  pod  prysznic.  Wytarla  sie  grubym  granatowym

recznikiem od Ralpha Laurena, wskoczyla w rózowe, cieniutkie,  jedwabne  figi  Cosabella,  w spódnice

od  wiosennego  mundurka  szkolnego  Constance  Billard  z  bialo  -  niebieskiej  krepy  i  zapiela  biala,

lniana bluzke z rekawami trzy czwarte od Calvina Kleina na dwa z szesciu guzików. Bez stanika  i  boso

wygladala  dokladnie  w  stylu  „moja  dziewczyna  Wlasnie  wyszla  spod  prysznica,  wiec  moglibyscie

sobie pójsc?” Miala nadzieje, ze znajomi Nate'a zrozumieja aluzje, strzela pare dymków i wyniosa  sie

w podskokach. Roztrzepala wilgotne wlosy palcami i otworzyla drzwi lazienki.

Bonjour!

Piersiasta,  kruczowlosa  i  dlugonoga  dziewczyna  z L'École  powitala  Blair  z lózka  Nate'a.  Blair

widziala ja juz na paru imprezach. Nazywala sie Lexus albo Lexique  czy  jakos  równie  irytujaco.  Miala

szesnascie  lat  i  jako  dziecko  byla  modelka  w  Paryzu,  a  teraz  pracowala  nad  doprowadzeniem  do

perfekcji  wizerunku  jednej  z  francuskich  hipisowskich  zdzir.  Lexique,  która  tak  naprawde  nazywala

sie Lexie, miala na sobie wiazana, recznie farbowana, lawendowo  -  musztardowa  sukienke,  która  wy

gladala na uszyta przez kompletnego laika, ale która w rzeczywistosci zostala kupiona  u Kirny  Zabete

za  czterysta  piecdziesiat  dolarów.  Lexie  nosila  tez  brzydkie  sandaly  na  plaskim  obcasie  w  stylu

pasterzy  z  Pakistanu,  które  mozna  bylo  kupic  w  Barneys  i  które  wszyscy  poza  Blair  najwyrazniej

uwazali  za  swietny  pomysl  na  ten  sezon.  Lexie  nie  miala  makijazu,  a  w  chudych  rekach  trzymala

gitare. Obok niej lezala torebka pelna trawy.

- 9 -

background image

Prawdziwa buntowniczka. Wiekszosc dziewczyn  z L'École  nie  ruszala  sie  nigdzie  bez  gitanów.

czerwonej szminki i wysokich obcasów.

- Chlopcy szykuja fajke na dachu -  wyjasnila  Lexie.  Przejechala  kciukiem  po strunach  gitary.  -

Alors, chcesz ze mna poimprowizowac, póki nie wróca?

Poimprowizowac?

Blair  zmarszczyla  nos  jeszcze  bardziej  niz  wtedy,  gdy  uslyszala  o  tatuazu.  Zdecydowanie  nie

odpowiadalo  jej  popalanie,  granie  na  gitarze  oraz  smianie  sie  z  idiotycznych  uwag  najaranych

znajomych. I absolutnie nie miala ochoty  spedzac  czasu  z la  Lexique,  która  najwyrazniej  uwazala  sie

za  najbardziej  odlotowa  Francuzke  w  Nowym  Jorku.  Blair  wolala  juz  ogladac  potworki  Ophrah  w

smierdzacym  kocimi  sikami  pokoju  w  towarzystwie  szlochajacej  matki,  wzruszonej  losem  malych

alpak.

Ktos  wbil  plonace  kadzidelko  o  zapachu  ambry  w  korkowy  obcas  jej  nowych  espadryli  w

kolorze  miety  od  Christiana  Diora.  Zlapala  kadzidelko  i  wepchnela  je  do  iluminatora  jednego  z

ukochanych  modeli  lódek  Nate'a,  które  staly  na  biurku.  Zawiazala  buty,  porzadniej  zapiela  bluzke  i

zlapala torbe z bambusowymi uszami od Gucciego.

- Powiedz, prosze, Nathanielowi, ze poszlam do domu - rzucila ostro.

- Pokój wszystkim! - Lexie zasalutowala, wesola po trawce. - Au revoir!

Na lopatce miala tatuaz ze sloncem, ksiezycem i gwiazdami.

Stad u Nate'a to nagle zainteresowanie tatuazami?

Blair zeszla po schodach i wyszla na Osiemdziesiata Druga. Mialo sie wrazenie, ze lato juz  sie

zaczelo.  Do  zachodu  slonca  brakowalo  jeszcze  dwóch  godzin,  powietrze  pachnialo  swiezo  skoszona

trawa  w Central  Parku  i  balsamem  do opalania  pólnagich  dziewczat  spieszacych  do  swoich  domów

przy Park Avenue. Stado nieudaczników z klasy Nate'a i Jeremy'ego  krecilo  sie  na  dole  przy dzwonku.

Jeden z nich mial przewieszona przez ramie gitare.

Bien  sur.  Wchodzcie!  -  Blair  uslyszala  glos  Lexie,  wolajaca  do  chlopaków  przez  domofon.

Zupelnie, jakby tam mieszkala.

Dom Nate'a najwyrazniej  przyciagal  wszystkie  upalone  trawa  dzieciaki  z Upper  East  Side,  jak

jakis  magiczny  magnes.  A  Blair  przysiegala,  ze  nie  ma  nic  przeciwko  -  naprawde  nie  miala  nic

przeciwko  -  pod  warunkiem,  ze  nie  musi  z  nimi  siedziec  i  patrzec,  jak  „improwizuja”.  Po  tym

wszystkim,  co  Blair  i  Nate  razem  przeszli,  wiedziala,  ze  tym  razem  bedzie  inaczej.  Byli  jednoscia  w

sensie duchowym, a teraz takze  fizycznie,  dzieki  czemu  mogla  go  zostawic  samego  i  miec  absolutna

pewnosc, ze jej nie zdradzi.

Ruszyla Osiemdziesiata Druga w strone Piatej Alei. Co chwila sprawdzala na komórce,  czy  nie

- 10 -

background image

ma wiadomosci  od Nate'a.  To  oczywiste,  ze  w  kazdej  chwili  mógl  zadzwonic.  Nawet  powinien.  Jak

kazda zaborcza, agresywna i  obsesyjna  dziewczyna  lubila  sobie  wyobrazac,  ze  Nate  nie  ma  poza  nia

zadnego zycia.

Z drugiej jednak strony, gdyby rzeczywiscie nie mial, doprowadzilby ja do szalu.

gwiazdka daje kilka rad wielkiej gwiezdzie

- Dali  nam  piec  rozkladówek  -  wyjasniala  Serena  van  der  Woodsen,  przegladajac  egzemplarz

„W” prosto z drukarni. - To cale dziesiec stron!

Znany  na  calym  swiecie  projektant  mody  Les  Best  przyslal  wlasnie  do  jej  mieszkania  nowe

wydanie  pisma  z  moda  oraz  liscik:  Jak  zawsze  jestes  bajeczna,  kochanie.  Tak  samo  jak  ta  mata,

slodka brunetka, twoja przyjaciólka!

Owa rzekomo mala, slodka brunetka, czternastoletnia Jenny Humphrey, z calych sil próbowala

nie  zsikac  sie  w majtki  z przejecia.  Serena,  najbardziej  podziwiana  dziewczyna  w  Constance  Billard.

absolutnie  przeslawna  i  najpiekniejsza  modelka,  znana  na  cale  miasto  mieszkanka  Upper  East  Side,

poprosila,  zeby  spotkaly  sie  dzis  po  szkole.  Teraz  Jenny  siedziala  w  ogromnej,  staromodnie

urzadzonej  sypialni  Sereny  -  w  jej  prywatnym  sanktuarium  -  na  jej  osobistym  lózku  i  przegladaly

najnowsze  wydanie  najbardziej  odlotowego  czasopisma  o  modzie  na  swiecie.  Ogladaly  strony,  na

których  we  dwie  jako  modelki  prezentowaly  niesamowite  markowe  ciuchy.  Jenny  zawsze  tesknie

patrzyla na takie ubrania w sklepach, ale nigdy nawet nie marzyla, ze bedzie je nosic.  To  bylo  tak  nie

rzeczywiste, ze az jej dech zaparlo.

- O,  popatrz!  -  pisnela  Serena,  stukajac  w kartke  dlugim,  smuklym  palcem.  -  Wygladamy  jak

ostatnie jedze, nie?

Jenny  pochylila  sie,  zeby  sie  przyjrzec.  Uszczesliwiona  zaciagnela  sie  slodkim  zapachem

mieszanki  olejków  paczuli  robionej  specjalnie  na  zamówienie  dla  Sereny.  Na  pieknych,  idealnych

kolanach starszej kolezanki lezala rozkladówka z dwiema  dziewczynami  ubranymi  od stóp  do glów  w

stroje  Lesa  Besta.  Dziewczeta  jechaly  po plazy  mala  terenówka,  a  za  nimi  widac  bylo  rozswietlony

diabelski  mlyn  na  Coney  Island.  Zdjecie  bylo  typowe  dla  stylu  Jonathana  Joyce'a  -  superslawnego

fotografa  mody,  który  stworzyl  te  rozkladówke  -  wygladalo  naturalnie  -  zupelnie  jakby  dziewczyny

akurat  jechaly  sobie  plaza  o  zachodzie  slonca  w  terenówce  i  swietnie  sie  bawily.  Rzeczywiscie

wygladaly jak ostre jedze w tych zwariowanych turkusowo  -  czarnych  leginsach  w pasy.  turkusowych

- 11 -

background image

skórzanych  kamizelkach,  bialych  górach  od  bikini  i  w  bialych,  wysokich  do  kolan  kozakach  z

cieniutkimi obcasami. Rozwiane wlosy, paznokcie pomalowane na bialo,  cukierkowo  rózowe  usta...  Z

uszu  zwisaly  im  kolczyki  z  pawich  piór.  To  bylo  bardzo  w  stylu  lat  osiemdziesiatych,  a  zarazem

futurystyczne i stylowe. I absolutnie czadowe.

Jenny nie mogla oderwac oczu. Oto ona. w czasopismie, i po raz pierwszy w zyciu  jej  ogromny

biust  nie  byl  w  centrum  zainteresowania.  Obie  wygladaly  tak  swiezo  i  niewinnie,  ze  fotografie

chcialo sie po prostu schrupac. Jenny nawet nie marzyla, ze zdjecie wyjdzie tak dobrze. Bylo boskie.

- Strasznie  mi  sie  podoba  wyraz  twojej  twarzy  -  zauwazyla  Serena.  -  Wygladasz  tak.  jakby

wlasnie ktos cie pocalowal albo cos w tym rodzaju.

Jenny zachichotala. Czula sie wlasnie tak. jakby ktos ja pocalowal.

- Ty tez ladnie wygladasz.

Ups,  patrzcie,  któz  to  sie  podkochuje  w  Serenie!  Tak  samo  zreszta  jak  cala  reszta

wszechswiata!

Ale  uczucie  Jenny  bylo  glebsze  niz  innych  -  tak  naprawde  to  ona  chciala  stac  sie  Serena.

Brakowalo  jej  jeszcze  jednej  rzeczy  -  zagadkowej  przeszlosci,  ponetnej  atmosfery  absolutnie

niezglebionej tajemnicy.

- Zaloze  sie,  ze  ledwo  pamietasz  czas,  kiedy  wyrzucili  cie  ze  szkoly  z  internatem  -

zaryzykowala odwaznie Jenny, nie odrywajac oczu od pisma.

- Balam  sie.  ze  przez  to  nie  przyjma  mnie  do  zadnego  college'u  -  westchnela  Serena.  -

Gdybym wiedziala, ze przyjma mnie do wszystkich, nie wyslalabym az tylu podan.

Biedactwo. Gdybysmy wszyscy mieli takie problemy.

- Podobalo  ci  sie  w szkole  z internatem?  -  dopytywala  sie  Jenny,  patrzac  na  Serene  wielkimi

brazowymi oczami. - To znaczy bardziej niz w normalnej szkole?

Serena polozyla sie na lózku z baldachimem i popatrzyla na bialy  material  nad  glowa.  Dostala

to lózko,  gdy  miala  osiem  lat,  i  co  wieczór,  kiedy  szla  spac,  czula  sie  jak  mala  ksiezniczka.  Prawde

mówiac, nadal czula sie jak ksiezniczka, tyle ze starsza.

- Uwielbialam to wrazenie, ze mam wlasne zycie, niezaleznie  od rodziców  i  przyjaciól,  których

znalam praktycznie od urodzenia. Podobalo mi sie chodzenie do szkoly z chlopcami, jedzenie z nimi  w

stolówce.  Jakbym  miala  cala  klase  braci.  Ale  tesknilam  za  wlasnym  pokojem  i  miastem,  i  za

wyjsciami  w  weekendy.  -  Sciagnela  biale  bawelniane  skarpetki  i  rzucila  je  przez  pokój.  -  I  pewnie

wyjde na strasznie rozpieszczona, ale brakowalo mi pokojówki.

Jenny  kiwnela  glowa.  Podobala  jej  sie  mysl  o  stolówce  pelnej  chlopców.  Nawet  bardzo.  I

nigdy nie miala pokojówki, wiec nie odczulaby jej braku.

- 12 -

background image

- To chyba byl dobry trening przed college'em  -  Serena  rozmyslala  na  glos.  -  Oczywiscie,  jesli

w koncu zdecyduje sie pójsc do college'u.

Jenny zamknela magazyn i przycisnela go do piersi.

- Myslalam, ze pójdziesz do Brown.

Serena  zakryla  twarz  poduszka  z  gesiego  puchu,  która  po  chwili  odlozyla.  Czy  naprawde

musiala odpowiadac na tyle pytan? Nagle pozalowala, ze zaprosila do siebie Jenny.

- Nie  wiem,  gdzie  pójde.  Moze  nigdzie  nie  pójde.  Naprawde  nie  wiem  -  wymamrotala,

rzucajac poduszke na podloge obok skarpetek.

Jasne  jak  len  wlosy  rozsypaly  sie  wokól  jej  twarzy  o  idealnie  wyrzezbionych  rysach,  kiedy

zapatrzyla sie w dal wielkimi blekitnymi oczami. Wygladala tak slicznie, ze Jenny wyobrazila sobie, ze

spod lózka wyfruwa stado bialych golebi.

Serena  wziela  z  nocnego  stolika  pilota  do  wiezy  i  wlaczyla  stara  plyte  Ravesów,  której

ostatnio  czesto  sluchala.  Plyta  wyszla  zeszlego  lata  i  przypominala  jej  czas,  kiedy  zyla  zupelnie

beztrosko.  Jeszcze  nie  wywalili  jej  ze  szkoly  z  internatem.  Jeszcze  nie  myslala  o  podaniach  do

college'ów. Jeszcze nie zaczela pracy jako modelka.

- A  co  jest  takiego  super  w Brown?  -  zapytala,  chociaz  studiowal  tam  jej  brat.  Erik,  i  pewnie

wscieklby sie jak diabli, gdyby nie poszla do tej szkoly.

Poza tym poznala  tam  seksownego  latynoskiego  malarza,  który  zakochal  sie  w  niej  po  uszy.

Ale co z Harvardem i wrazliwym krótkowidzem, jej przewodnikiem, który tez sie w niej zabujal?  Albo  z

Yale i  Whifteopoofs,  którzy napisali  dla  niej  piosenke?  No i  jeszcze  zostawalo  Princeton,  do którego

nawet nie pojechala. W koncu ten college byl najblizej miasta.

- Moze  powinnam  poczekac  z  rok  albo  dwa  lata  i  zalatwic  sobie  wlasne  mieszkanie.  Moze

popracowalabym troche jako modelka albo spróbowalabym aktorstwa?

- Albo  jedno  i  drugie.  Jak  Claire  Danes  -  podsunela  Jenny. -  No bo gdy  raz  przerwiesz  szkole,

to pewnie trudno potem wrócic.

Jakbys cos o tym wiedziala, mala madrala.

Serena  sturlala  sie  z  lózka  i  stanela  przed  wysokim  lustrem,  które  wisialo  na  szafie.  Miala

pognieciona niebieska bluzke w rustykalnym stylu od Marni, a  bialo  -  blekitna  spódniczka  Z  krepy  od

mundurka  wisiala  krzywo  na  jej  biodrach.  Dzis  rano  jak  zwykle  biegla  spózniona  i  sie  potknela.

Zgubila  pomaranczowy  drewniak  na  korkowym  obcasie  od  Miu  Miu  i  wyladowala  jak  dluga  na

chodniku. Teraz polyskujacy rózowy lakier  na  duzym palcu  lewej  stopy  odprysl,  a  na  prawym  kolanie

widnial wielki, fioletowo - zólty siniak.

- Co za rozpacz - jeknela.

- 13 -

background image

Jenny nie  wyobrazala  sobie,  jak  Serena  moze  codziennie  stawac  przed  lustrem  i  nie  mdlec,

patrzac na swoja idealna twarz. To bylo  calkiem  niezrozumiale,  zeby  ktos  tak  perfekcyjnie  piekny  jak

Serena mógl miec jakies problemy.

- Na pewno uda ci sie to rozwiazac - powiedziala Jenny.

Nagle jej uwage przyciagnelo zdjecie Erika van  der  Woodsena  -  seksownego,  starszego  brata

Sereny.  Fotografia  stala  na  nocnym  stoliku  w  srebrnych  ramkach  od  Tiffany'ego.  Wysoki  i  smukly,

mial  tak  samo  jasne  wlosy,  dosc  dlugie  i  pieknie  okalajace  twarz  -  meska  wersja  Sereny.  Mial  tez

identyczne  ciemnoniebieskie  oczy,  takie  same  usta  z  uniesionymi  kacikami,  takie  same  proste,

snieznobiale  zeby  i  arystokratyczny  podbródek.  Na  zdjeciu  stal  na  kamienistej  plazy,  opalony  i  bez

koszuli.  Jenny  zacisnela  kolana.  Ta  klatka,  ten  brzuch,  te  ramiona...  och!  Jesli  w szkole  z internatem

sa chlopcy chociaz w polowie tak sliczni jak Erik van der Woodsen. juz by ja mogli przyjac!

Spokojnie, kowbojko!

Rózowy iMac Sereny zapiszczal, co znaczylo, ze przyszedl e - mail.

- Pewnie  ktos  z  naszych  fanów  -  zazartowala  Serena,  chociaz  Jenny  pomyslala,  ze  mówi

powaznie.

Serena  pochylila  sie  nad  antycznym  sekretarzykiem,  kliknela  myszka  i  sprawdzila  najnowszy

list.

Do: SvW§vanderWoodsen.com

Od: Sheri@PrincetonTriDs.org

Droga Sereno!

Nasze stowarzyszenie studentek absolutnie wielbi Lesa Besta. Kilka dziewczyn od nas bylo  tej

wiosny  na  jego  nowojorskim  pokazie,  wiec  mozesz  sobie  wyobrazic  nasza  radosc,  gdy  sie

dowiedzialysmy,  ze  bierzesz  pod  uwage  studiowanie  w  Princeton.  Jesli  wybierzesz  nasz

college,  musisz  przylaczyc  sie  do  Tri  Delt.  Mamy  juz  mnóstwo  pomyslów  na  imprezy

charytatywne,  lacznie  z pokazem  Lesa  Besta,  z którego  pieniadze  poszlyby  na  dzikie  konie  w

Chincoteague. W pokazie jako modelki wzielybysmy  udzial  my -  czlonkinie  Tri  Delt.  Najlepsze

jest  to,  ze  nie  musisz  nawet  przechodzic  slubowania  i  reszty  -  nasze  gratulacje,  Sereno,  juz

jestes  nasza  siostra!  Musisz  tylko  przywiezc  swój  tylek  do  Princeton  kilka  dni  wczesniej  w

sierpniu, zebys dostala dobry pokoik w naszym domu.

Nie mozemy sie doczekac. Calusy.

Twoja siostra,

- 14 -

background image

Sheri

Serena  przeczytala  wiadomosc  raz  jeszcze,  a  potem  sie  wylogowala.  Zszokowana  gapila  sie

jeszcze  przez  chwile  na  pusty  ekran.  Namolne  siostrzyczki  ze  stowarzyszenia  to  ostatnie  osoby,  od

których chcialaby  dostac  teraz  list.  A poza  tym.  czy  Princeton  to  nie  jest  uczelnia  z  intelektualnymi

ambicjami?  Podniosla  sluchawke  i  wybrala  numer  do  Blair,  a  polem  cisnela  ja  z  powrotem,  zdajac

sobie sprawe, ze zupelnie zapomniala o swoim gosciu. Jenny  byla  slodka,  milutka  i  w ogóle,  ale  czyz

nie miala do odrobienia zadnej pracy domowej, nie musiala obejrzec jakiegos filmu czy cos takiego?

Widzicie, nawet chodzace idealy maja wredna strone.

Jenny  zesliznela  sie  z  lózka  i  poprawila  ramiaczka  superszerokiego.  wzmacnianego  stanika,

zgadujac, ze zaraz zostanie pozegnana.

- Wiesz,  mój brat,  Dan.  spiewa  teraz  z Ravesami  -  oznajmila.  -  Jutro wieczorem  ma  pierwszy

koncert. Moge cie wpisac na liste specjalnych gosci, jesli masz ochote przyjsc.

Jenny nie  byla  pewna,  czy  w  ogóle  istnieje  taka  lista  specjalnych  gosci.  Wiedziala  tylko,  ze

wchodzi za darmo, bo jest siostra wokalisty. Dan  uwazal,  ze  jest  taki  slawny,  skoro  nalezy do kapeli,

która wydala najlepiej sprzedajacy sie album na  wschodnim  wybrzezu.  Gdyby  jednak  pojawila  sie  na

koncercie  z Serena  -  dwie  najladniejsze  modelki  w Nowym Jorku w takich  samych  sukienka  od  Lesa

Besta - przebilaby go o glowe.

Serena  zmarszczyla  nos.  Chciala  isc  na  koncert  Ravesów,  naprawde  chciala,  ale  juz

potwierdzila  rodzicom,  ze  jutro  wieczorem  pójda  razem  na  przyjecie  zapoznawcze  dla  przyszlych

studentów Yale. Nie za bardzo mogla ich teraz wystawic.

- Chyba  nie  moge  -  powiedziala  przepraszajacym  tonem.  -  Musze  isc  na  impreze

organizowana przez Yale. Ale spróbuje dojechac, jesli wyrwe sie wczesniej.

Jenny  kiwnela  glowa  i  rozczarowana  wsadzila  „W”  do  torby  z  uszami  Gapa.  Juz  sobie

wyobrazala, jak robia we dwie wielkie wejscie do klubu w Lower East Side. Zapomnijcie o Ravesach  -

to tylko  gwiazdy  rocka,  wielkie  mi  co.  One  z  Serena  byly  supermodelkami,  a  przynajmniej  byla  nia

Serena. Na pewno wszystkie glowy odwrócilyby sie w ich kierunku.

Chyba  bedzie  musiala  zadowolic  sie  statusem  siostry  lidera  zespolu.  Jakby  to  komukolwiek

wystarczalo.

- 15 -

background image

kryzys tozsamosci

- Strzaskaj mnie jak jajko!

Daniel Humphrey spiorunowal wzrokiem swoje odbicie w lustrze  w sypialni  i  zaciagnal  sie  do

polowy  wypalonym  camelem.  Mieczak  o  beznadziejnym  glosie  w  znoszonych  sztruksach  w  kolorze

khaki i bordowej koszulce Gapa. Prawie gwiazda rocka.

- Strzaskaj  mnie  jak  jajko!  -  jeknal  znowu,  próbujac  wygladac  jednoczesnie  na  udreczonego,

zbuntowanego i totalnie wyluzowanego.

Problem  polegal  na  tym,  ze  glos  lamal  mu  sie  za  kazdym  razem,  gdy  wchodzil  na  wyzsze

rejestry.  Wydawal  z siebie  dychawiczny  szept,  a  jego  twarz  wygladala  lagodnie,  mlodo  i  bez  cienia

pozy.

Dan  potarl  koscisty  podbródek  i  zastanawial  sie,  czy  nie  zapuscic  koziej  bródki.  Vanessa

zawsze  byla  zdecydowanie  przeciwna  zarostowi,  ale  odkad  przestali  byc  para,  jej  zdanie  juz  sie  nie

liczylo.

Prawie  dwa  tygodnie  temu  na  osiemnastce  Vanessy  w  jej  mieszkaniu  w  Williamsburgu,  w

Brooklynie.  Dan  zostal  odkryty  przez  megapopulama  kapele  grajaca  indie  -  Raves.  A  wlasciwie

odkryto  jego  wiersze.  Myslac,  ze  oboje  od  przyszlego  roku  beda  studiowac  na  NYU

*

 i  zyc  dlugo  i

szczesliwie.  Dan  wprowadzi!  sie  do Vanessy  raptem  pare  dni  przed  impreza.  Ale  ich  zwiazek  szybko

zaczal sie sypac. Bardziej  przygnebiony  niz  zwykle  Dan  siedzial  na  imprezie  w kacie  i  zlopal  prosto  z

butelki wódke Grey Goose. W tym czasie pojawili sie Ravesi i ich gitarzysta. Damian  Polk,  napatoczyl

sie  na  stos  czarnych  notatników  z wierszami  Dana.  Damian  i  jego  zespól  zwariowali  na  punkcie  tej

poezji. Upierali sie. ze to swietne teksty do piosenek.  Ich  wokalista  zniknal  w tajemniczych  okoliczno

sciach  -  czyzby  jakis  odwyk? -  wiec  postanowili  zaproponowac  fuche  autorowi  wierszy.  Dan  byl  juz

wtedy zalany  w pestke i  uznal,  ze  cala  ta  sytuacja  jest  przezabawna.  Rzucil  sie  do roboty z pijackim

zapalem, przyciagnal cala uwage i wszystkich nakrecil swoim bezwstydnym wystepem.

Myslal,  ze  to  byla  jednorazowa  propozycja,  cos,  co  pomoze  mu  przestac  myslec  o  tym.  ze

wlasnie  zerwal  z  jedyna  dziewczyna,  która  go  kochala.  Nastepnego  dnia  odkryl,  ze  jest  oficjalnym

czlonkiem zespolu i ze tkwi w tym po uszy.

W czasie  prób Dan  zorientowal  sie.  ze  jego  normalne,  trzezwe  ja  jest  fizycznie  niezdolne  do

wystepów z ta sama brawura co w czasie imprezy i ze przy pozostalych  czlonkach  zespolu,  którzy byli

- 16 -

background image

juz  po  dwudziestce  i  nosili  ubrania  szyte  na  miare  przez  awangardowych  projektantów,  takich  jak

Pistolcock  albo  Better  Than  Naked,  czul  sie  jak  niezreczny,  piszczacy  dzieciak.  Zapytal  nawet

Damiana  Polka,  dlaczego  do  diabla  Ravesi  chca.  zeby  dla  nich  spiewal.  Damian  odpowiedzial  po

prostu:

- Chodzi tylko o slowa.

Kurcze, to, ze potrafil pisac,  nie  znaczylo,  ze  potrafi  spiewac.  Ale  gdyby  wygladal  bardziej  jak

ktos, kto potrafi spiewac, to moze przekonalby publicznosc, ze zasluguje na bycie w zespole.

Dan  przegrzebal  przepelnione  szuflady  biurka  w  poszukiwaniu  maszynki  na  baterie  do

przycinania brody. Kupil sobie to urzadzenie w zeszlym roku, gdy przez tydzien eksperymentowal z dlu

goscia  bokobrodów. Poszedl  do pokoju  mlodszej  siostry,  Jenny,  i  w  koncu  znalazl  maszynke  pod  jej

lózkiem, z niewyjasnionych przyczyn zawinieta w stary rózowy recznik kapielowy.

Lekcja  numer  jeden  na  temat  mlodszych  sióstr:  jesli  chcesz  zachowac  swoje  smiecie,  zalóz

klódke na drzwiach.

Nawet  nie  klopotal  sie.  zeby  wrócic  do  wlasnego  pokoju  -  podszedl  do  lustra  na  drzwiach

szafy  Jenny  i  pociagnal  sie  za  wlosy.  Odrosly  mu  juz  po  fryzurze  w  stylu  „modnego  artysty”,  która

zafundowal sobie zaraz po tym, jak opublikowano jego wiersz w „New Yorkerze”. Teraz, kiedy  z poety

zamienil sie w przebojowa gwiazde rocka, nadszedl czas na zmiane.

Fuj!  Przeciez  wszyscy  wiedza,  ze  w  dzien  przed  wielkim  wystepem  nie  wypróbowuje  sie

nowego wizerunku!

Wlaczyl  maszynke  i  zaczal  golic  kark.  Patrzyl,  jak  jasnobrazowe  pasemka  pokrywaja

czekoladowy dywan. Przerwal, bo nagle zaniepokoil sie, ze  maszynka  nie  ma  odpowiednich  ostrzy  do

golenia glowy. Moglaby zostawic dziwne, czerwone  slady  na  calej  czaszce  albo  ogolic  go  nierówno  i

wygladalby, jakby ktos wygryzl mu wlosy.

Pewnie, ze chcial wygladac jak twardziel, ale niekoniecznie jak twardziel z wygryziona glowa.

Zastanawial sie. co dalej. Jesli zostawi tak jak  teraz,  ogolony kawalek  bedzie  zasloniety  przez

reszte  wlosów  do  chwili,  kiedy  Dan  sie  nie  pochyli  -  a  wtedy  voila  -  wyloni  sie  ogolona  szyja.

Wlasciwie to fajne wiedziec, ze ma sie taki wygolony  kawalek,  ale  nie  musi  go  pokazywac.  Z  drugiej

jednak strony, niezauwazalna fryzura to nie bylo dokladnie to, o co mu chodzilo.

Odlozyl  golarke,  wsadzil  do  ust  camela  i  siegnal  po  telefon  Jenny.  Jesli  ktos  zna  sie  na

goleniu  glowy,  to  na  pewno  Vanessa.  Golila  sobie  wlosy  od  dziewiatej  klasy.  Unikala  drogich

salonów,  takich  jak  Frederic  Fekkai  i  Elizabeth  Arden  Red  Door,  gdzie  regularnie  chodzily  jej

wyfiokowane kolezanki z klasy, i  upierala  sie,  zeby  golic  wlosy  samodzielnie  w domu. W glebi  duszy

zawsze  uwazal,  ze  gdyby  miala  odrobine  wiecej  wlosów,  wygladalaby  troche  lepiej,  ale  skoro

- 17 -

background image

najwyrazniej myslala, ze jako lysa prezentuje sie swietnie, nic jej nie mówil.

- Jesli dzwonisz w sprawie wynajmu mieszkania,  oddzwonie  zaraz  po przejrzeniu  oferty  online

- Vanessa automatycznie wyrecytowala formulke.

- Hej, to ja, Dan - odpowiedzial wesolo. - Co u ciebie?

Vanessa  nie  od  razuzareagowala.  Chciala  dac  Danowi  troche  przestrzeni,  zeby  podrósl  i

rozkwitl  jako  nowy Kurt Cobain.  Jon  Keats  czy  czym  tam  do cholery  chcial  byc,  ale  zerwanie  z  nim  i

wyrzucenie  go  z mieszkania  nie  bylo  dla  niej  takie  latwe. Zwyczajny,  przyjacielski  ton w  jego  glosie

sprawil, ze serce jej oklaplo jak balon bez powietrza.

- Jestem  troche  zajeta.  -  Wystukala  na  klawiaturze  jakas  bzdure,  zeby  sprawiac  wrazenie

dramatycznie  zawalonej  praca.  -  Mam  mnóstwo  ofert  do  przejrzenia,  no  wiesz,  w  sprawie

mieszkania.

- Och.

Dan  nie  wiedzial,  ze  Vanessa  szuka  wspóllokatora.  Ale  Z  drugiej  strony,  skoro  jej  starsza

siostra  Ruby  pojechala  w  trase  ze  swoim  zespolem,  pewnie  Vanessie  nudzilo  sie  samej  w

mieszkaniu, zwlaszcza ze on juz nie dotrzymywal jej towarzystwa.

Na ulamek  sekundy  Dana  ogarnal  taki  zal,  ze  mial  ochote  zlapac  olówek  i  napisac  tragiczny

wiersz o rozstaniu, uzywajac slów. takich jak „ciac” i  „golic”, ale  jego  swiezo  ogolony  kark  zaczal  go

piec i szczypac, wiec od razu przypomnial sobie, po co dzwonil do Vanessy.

- Mam  tylko  pytanko.  -  Zaciagnal  sie  kilka  razy  papierosem,  a  potem  wrzucil  go  z

roztargnieniem do wazonu ze stokrotkami wiednacymi na biurku Jenny. - Jak  golisz  glowe,  no wiesz...

Uzywasz konkretnej golarki, czy jak? Jakiegos ostrza?

W pierwszej  chwili  Vanessa  chciala  mu powiedziec,  ze  z ogolona  glowa  bedzie  wygladal  jak

chudy  siedmiolatek  z  bialaczka  swiezo  po  chemioterapii,  ale  miala  juz  dosc  chronienia  go  przed

wlasnymi bledami, zwlaszcza teraz, gdy byli „tylko przyjaciólmi”.

- Wahl, ostrze numer dziesiec. Sluchaj, musze konczyc.

Dan obejrzal swoja golarke. Kupil ja w drogerii. Nie bylo na niej  informacji  o rozmiarze  ostrza.

Moze lepiej pójsc do fryzjera.

- Dobra. Zobaczymy sie jutro wieczorem na moim koncercie, tak?

- Moze  -  odparla  beztrosko  Vanessa.  -  Jesli  uporam  sie  z  tym  szukaniem  wspóllokatora.

Zmykam. Czesc!

Dan odlozyl sluchawke i znowu obejrzal golarke.

- Strzaskaj mnie jak  jajko!  -  wrzasnal,  trzymajac  maszynke przy ustach,  jakby  to byl  mikrofon.

Sciagnal  koszulke  i  wystawil  blady,  chudy  brzuch,  próbujac  wygladac  jak  ktos  zuchwaly,  znudzony  i

- 18 -

background image

zbuntowany  -  taka  nizsza,  chudsza  i  mniej  narabana  wersja  Jima  Morrisona.  -  Strzaskaj  mnie  jak

jajko! - jeknal, opadajac na kolana.

Nagle w progu stanal jego ojciec, Rufus, w poprzypalanej  papierosami  szarej  bluzie  Old  Navy

i rózowej opasce frotté, której Jenny uzywala do odgarniania wlosów, gdy myla twarz.

- Dobrze,  ze  twoja  siostra  jest  juz  zbyt  zajeta,  zeby  siedziec  z  nami  po  szkole.  Pewnie  nie

bylaby zachwycona, gdyby zobaczyla, jak robisz striptiz w jej pokoju - stwierdzil.

- Mam  próbe.  -  Dan  wstal,  starajac  sie  zachowac  resztki  godnosci.  -  Móglbys  mi  nie

przeszkadzac?

- Mna sie nie przejmuj.

Rufus nadal sial w drzwiach, drapiac sie po piersi i macajac camela bez  filtra,  którego  wsunal

za lewe ucho. Byl samotnym ojcem pracujacym w domu. wydawca mniej znanych poetów  -  bitników  i

pisarzy ezoterycznych, o których nikt nie slyszal.

- Mysle, ze jakbys akcentowal co drugie slowo, lepiej by to brzmialo.

Dan przechylil glowe i podal ojcu golarke.

- Pokaz mi.

Rufus wyszczerzyl zeby.

- Dobra, ale nie zdejme koszuli.

Bogu dzieki.

Odsunal  golarke  od  twarzy,  jakby  sie  bal.  ze  moze  sie  wlaczyc  i  przyciac  jego  slynna,

niepielegnowana brode.

- Strzaskaj mnie jak jajko! - zawyl. Jego brazowe oczy rozblysly.

Oddal synowi maszynke do strzyzenia.

- Teraz ty.

Oczywiscie  Rufus  zabrzmial  wlasnie  tak,  jak  chcial  brzmiec  Dan.  Dan  rzucil  golarke  na  lózko

Jenny i wlozyl z powrotem koszulke.

- Mam prace domowa do zrobienia - wymamrotal.

Ojciec wzruszyl ramionami.

- Dobra, zostawiam cie w spokoju. -  Mrugnal  do syna.  -  Zdecydowales  juz,  gdzie  pójdziesz  na

jesieni?

- Nie - odparl ponuro Dan.

Wyszedl z pokoju Jenny, powlóczac nogami, i wrócil do siebie. Ojciec tak  przezywal  te  sprawe

college'ów, ze zaczynal sie robic naprawde denerwujacy.

- Columbia jest blisko! - zawolal za nim Rufus. - Móglbys mieszkac w domu!

- 19 -

background image

Jakby nie wspomnial o tym juz tysiac razy!

W pokoju Dan znalazl w szufladzie biurka  gumke  i  spial  nia  wlosy  w krótki  kucyk,  odslaniajac

wygolona czesc. Zlapal znowu golarke.

- Strzaskaj mnie jak jajko! - szepnal, nasladujac ojca najlepiej, jak umial.

Skrzywil sie. Jego glos nie byl dosc zachryply, zeby zabrzmialo to przekonujaco.

Zamienil  maszynke  na  stos  informatorów  z  college'ów,  które  przegladal  przez  ostatnie  trzy

miesiace,  i  rzucil  sie  na  lózko.  Jeszcze  tydzien,  zeby  wybrac  miedzy  NYU,  Brown,  Columbia  i

Evergreen.  Otworzyl  katalog  na  zdjeciu  ze  studentem  z  Brown  ubranym  w  tweedowa  marynarke  i

wygladajacym  na  intelektualiste.  Stal  oparty  o  pien  drzewa  i  bazgral  cos  w  notatniku  jak  mlody

Keats.  Wygladal  wlasnie  tak.  jak  Dan  wyobrazal  sobie  siebie  za  rok  -  zanim  zostal  odkryty  przez

Ravesów i zanim ogolil sobie tyl glowy.

Przejechal  palcem  po  ogolonym  kawalku  i  zerknal  na  swoje  ubranie.  Bedzie  musial  isc  na

zakupy, bo nic z jego ciuchów nie pasuje juz do wlosów.

A mysleliscie, ze takimi rzeczami martwia sie tylko dziewczyny.

Szkoda, ze nie ma Jenny do pomocy, pomyslal ponuro Dan.  Ale  jego  mlodsza  siostra  byla  zbyt

zajeta kariera supermodelki. zeby przejrzec jego ubrania i powiedziec mu, co jest do bani. a  co  da  sie

wlozyc. Dan wzial kubek z kawa rozpuszczalna,, która od rana stygla na podlodze, i  wypil  lyk.  Skrzywil

sie do swojego odbicia w lustrze i przez chwile wyobrazal sobie, ze  na  scenie  krzywi  sie  tak  samo  do

publicznosci  -  wsciekly  i  rozdrazniony.  Moze.  moze jednak  da  sobie  jakos  rade  z  tym  wszystkim  bez

pomocy siostry. A moze nie.

druga polowa zamiast wspóllokatora

Polykaczkaognia: mam raczej chory cykl dobowy, spie za dnia i pracuje nocami

Lysakotka: co robisz?

Polykaczkaognia: ech... wystepuje

Lysakotka: naprawde polykasz ogien?

Polykaczkaognia: pracuje nad tym. najczesciej tancze z wezami.

Lysakotka: wezami?

Polykaczkaognia: aha, mam cztery weze.

Polykaczkaognia: nie masz nic przeciwko zwierzakom, nie?

- 20 -

background image

Polykaczkaognia: jestes tam?

Polykaczkaognia: ej?

- Próbuj dalej, frajerko! - Vanessa Abrams wylogowala sie i podeszla do szafy.

Dwie godziny temu zdjela swój cieply, a zarazem okropny, bordowy welniany  mundurek szkoly

Constance  Billard  -  zimowy,  ale  jedyny,  jaki  miala  -  i  do  tej  pory  niczego  nie  wlozyla.  Chociaz

dziewczyna,  z  która  Vanessa  miala  spotkac  sie  za  trzy  minuty,  w  porannych  e  -  mailach  wypadla

calkiem  fajnie,  pewnie  troche  by  sie  przestraszyla,  gdyby  Vanessa  otworzyla  jej  drzwi  tylko  w

czarnych  bawelnianych  figach.  Na  oslep  wyciagnela  z  górnej  pólki  zlozone  spodnie  Wszystkie  jej

ubrania byly czarne, a poza tym Vanessa wierzyla  w sens  podwójnych  zakupów.  Jesli  masz  szesc  par

prostych,  czarnych,  dopasowanych  dzinsów  Levisa,  to nigdy  tak  naprawde  nie  zastanawiasz  sie,  co

wlozyc,  i  wystarcza,  jak  raz  w  tygodniu  robisz  pranie.  Wciagnela  spodnie  na  blade  i  troche  zbyt

pulchne  biodra,  a  potem  naciagnela  czarna  koszulke  z  dlugimi  rekawami  i  dekoltem  w  szpic.

Przeciagnela  dlonmi  po ogolonej  glowie.  Dla  tak  zwanych  normalnych  dziewczyn,  z którymi  chodzila

do  szkoly,  wygladalaby  dziwnie,  ale  ta,  z  która  miala  sie  spotkac,  zapowiadala  sie  naprawde

interesujaco  -  zadna  z  tamtych  gesi  nie  mogla  nawet  marzyc,  zeby  wypasc  równie  ciekawie.  No,

przynajmniej tak wynikalo z rozmowy online.

Zgodnie z oczekiwaniami odezwal sie dzwonek. Vanessa podeszla do okna  i  odsunela  zaslone

(tak naprawde to bylo czarne przescieradlo z bawelny  z domieszka  sztucznych  wlókien,  które  kupily  z

Ruby,  jej  siostra,  w  Kmart  w  poprzednie  Halloween).  Na  ulicy  dwa  pietra  nizej  pijany  bezdomny

wrzeszczal  na  puste  zaparkowane  samochody.  Chlopczyk  z  zielonymi,  nastroszonymi  wlosami,  bez

koszulki, pedzil  chodnikiem  na  górskim  rowerze,  który byl  zdecydowanie  dla  niego  za  duzy.  Kruszacy

sie  kawal  betonu,  który  robil  za  schodek  do  domu  Vanessy,  byl  pusty.  Przyszla  wspóllokatorka  juz

wchodzila na góre.

- Prosze, badz normalna - mruknela Vanessa.

Nie chodzilo o to, ze tak naprawde lubila normalne dziewczyny. Normalne dziewczyny,  jak  te  z

jej  klasy  w  Constance  Billard.  malowaly  usta  na  rózowo  i  nosily  rózne  wersje  dokladnie  tej  samej

pary  butów,  z  nabozenstwem  traktujac  takie  rzeczy  jak  pasemka  albo  pedikiur.  W  e  -  mailowym

zgloszeniu  Beverly  napisala,  ze  studiuje  w  Pratt,  wiec  jest  starsza  -  to  juz  cos,  a  poza  tym

prawdopodobnie  woli  bardziej  alternatywny  styl  zycia.  Vanessa  miala  nadzieje,  ze  dziewczyna

wypadnie równie dobrze, jak sie zapowiadala.

Otworzyla  drzwi  mieszkania  w  chwili,  gdy  gosc  doszedl  do  konca  schodów.  Tyle,  ze  ku

kompletnemu zaskoczeniu Vanessy gosc okazal sie facetem.

- 21 -

background image

Vanessa  zapomniala  zaznaczyc  w  ogloszeniu  w  Internecie,  ze  na  wspóllokatora  szuka

dziewczyny.

Tak calkiem przypadkiem o tym zapomniala?

- Zaloze  sie,  ze  spodziewalas  sie  dziewczyny,  nie?  -  zapytal  Beverly,  wyciagajac  reke  do

Vanessy. - To imie  jest  potwornie staroswieckie  i  absolutnie  mylace.  Nie  martw sie,  przyzwyczailem

sie.

Vanessa  starala  sie  nie  wygladac  na  zaskoczona,  co  nie  bylo  dla  niej  zbyt  trudne.  Dawno

temu  podczas  samotnych  lunchów  w  szkolnej  stolówce  Constance  Billard,  kiedy  wylaczala  sie  z

paplaniny  pieknych,  jedzowatych  kolezanek  z  klasy,  do  mistrzostwa  opanowala  zupelnie  obojetne

spojrzenie.  Wsadzila  palce  do  tylnych  kieszeni  dzinsów  i  nonszalancko  wpuscila  goscia  do

mieszkania.

- Wlasnie  gadalam  na  czacie  z  jakas  zwariowana  panienka,  która  tanczy  z  wezami.  Ty  nie

hodujesz wezy, prawda?

- Nie.

Beverly zlozyl rece jak do modlitwy i przyjrzal sie ponuro urzadzonemu mieszkaniu. Sciany  byly

biale,  a  drewniane  podlogi  nagie.  Malenka  kuchnia  wychodzila  na  salon,  pelniacy  funkcje  drugiej

sypialni, w którym lezal materac i  stal  telewizor. Jedyna  dekoracja  to kadry  z ponurych  filmów,  które

Vanessa ciagle krecila w wolnym czasie.

- Czyja to praca? - zapytal Beverly, wskazujac na czarno - biala  fotografie  golebia  dziobiacego

zuzyty kondom w parku przy Madison Square.

Vanessa  zlapala  sie  na  tym,  ze  gapi  sie  na  mocny,  okragly  tylek  Beverly'ego,  wiec  szybko

odwrócila wzrok.

- Moja - odparla chrapliwym glosem. - To z filmu, który nakrecilam w tym roku.

Beverly  pokiwal  glowa,  nadal  trzymajac  zlozone  dlonie  i  przygladajac  sie  pozostalym

zdjeciom.  Vanessie  bardzo  spodobalo  sie  to,  ze  nie  zaczac  od razu  paplac,  jakie  sa  przygnebiajace  i

oryginalne, jak  to zwykle  robili  ludzie.  Juz  sam  sposób,  w  jaki  zapytal  „czyja  to  praca”,  sprawil,  ze

poczula sie jak prawdziwa artystka.

- Masz ochote na piwo? - zapytala.

Chociaz  to nietypowe  dla  niej,  w lodówce  stalo  mnóstwo  piwa,  które  zostalo  po  jej  szalonej

osiemnastce dwa tygodnie temu. Teraz korzystala z kazdej okazji, zeby sie go pozbyc”.

- Przykro mi, ale poza woda niczego wiecej nie moge zaoferowac.

- Woda  to  dobry  pomysl  -  odpowiedzial  Beverly,  a  Vanessa  poczula,  ze  jeszcze  bardziej  go

lubi.

- 22 -

background image

Zapytaj  jakiegokolwiek  chlopaka  ze  szkoly  sredniej,  czy  chce  piwa,  a  ten  w  trzy  sekundy

wyzlopie  caly  szesciopak.  Beverly  potrzebowal  tylko  troche  wody  do  moczenia  pedzli  i  miejsca  do

mieszkania, na przyklad z nia...

Prrr, szalona! A co ze wstepna rozmowa?

Vanessa  poszla  do  malenkiej  kuchni,  wyjela  stara  szklanke  ze  Scooby  -  Doo,  troche  lodu  i

dzbanek  ze  schlodzona  woda  Z  lodówki.  Nalewala  do  szklanki  powoli,  jednoczesnie  podejrzliwie

przygladajac  sie  Beverly'emu.  Jego  male  oczy  o  intensywnym  spojrzeniu  byly  bladoniebieskie,  a

krótkie, potargane wlosy prawie czarne. Dlonie i  paznokcie  mial  poplamione  jakims  czarnym  tuszem,

którego pewnie uzywal do pracy, a jego burozielona  koszulka  byla  przyprószona  czyms,  co  wygladalo

jak  trociny.  Mial  czarne  luzne  spodnie  z  bawelny,  które  sama  nosilaby  codziennie,  gdyby  byla

facetem,  a  na  nogach  cienkie  pomaranczowe  klapki  z  gumy,  jakie  mozna  kupic  za  dziewiecdziesiat

dziewiec  centów  w drogerii.  Byl  tak  rózny od ludzi,  z którymi  chodzila  do szkoly,  ze  Vanessa  zaczela

sie strasznie ekscytowac - zupelnie nie potrafila sie opanowac.

Czy to moglo miec cos wspólnego z faktem, ze okazal sie facetem?

Obeszla  blat  i  podala  Beverly'emu  wode,  juz  wyobrazajac  sobie,  ze  siedza  razem  do  pózna  i

ogladaja  filmy.  Ona  podawalaby  mu  wode,  a  on  kiwalby  glowa  w  podziekowaniu  w  ten  swój

zamyslony, seksowny sposób. A potem przeanalizowaliby dorobek  Stanleya  Kubricka.  film  po filmie...

nago.

Vanessa usiadla na materacu, a Beverly przysiadl obok niej.

- W tej chwili wlasciwie tylko pomieszkuje, nie mam stalego miejsca  -  wyjasnil.  -  Mieszkalem

w akademiku,  a  teraz  jestem  z  grupa  artystów.  Mamy  mieszkanie  i  pracownie  w  magazynach  przy

stoczni  marynarki  wojennej  w  Brooklynie.  Ale  czasem  to  prawdziwy  dom  wariatów.  -  Zasmial  sie

cicho.  -  Potrzebuje  miejsca,  gdzie  moge  spokojnie  sie  zdrzemnac  i  nie  bac  sie,  ze  ktos  w czasie  snu

odrabie mi palce. No wiesz, do rzezby z ludzkich czesci ciala albo czegos w tym stylu.

Vanessa pokiwala entuzjastycznie glowa. Doskonale wiedziala, o co mu chodzi.

Serio?

Oczywiscie nie spodziewala sie. ze bedzie mieszkac z facetem -  innym  niz  Dan  -  ale  miala  juz

osiemnascie  lat.  byla  dorosla,  zdolna  do podejmowania  samodzielnych  decyzji  i  dosc  dojrzala,  zeby

mieszkac z chlopakiem i nie miec ochoty od razu wskoczyc mu do lózka.

Jasne.

- Ale  problem  w tym, ze  to troche  dziwne,  zamieszkac  z kims.  z  kim  nigdy  nie  oddychalo  sie

tym samym powietrzem, rozumiesz? - ciagnal Beverly.

Wielkie brazowe oczy Vanessy zrobily sie jeszcze wieksze. Wiec nie chcial z nia mieszkac?

- 23 -

background image

- Chyba - odpowiedziala ponuro.

- Zastanawialem  sie,  czy  moze moglibysmy  najpierw  spedzic  troche  czasu  razem,  przez  kilka

tygodni. Porobic rózne rzeczy. Poznac sie troche. Sprawdzic, czy cos z tego bedzie - dodal.

Vanessa  przysiadla  na  dloniach.  Czula  sie  zaklopotana,  jak  te  tak  zwane  normalne

dziewczyny, których tak nie cierpiala, kiedy jakis przystojniak zaprasza je  na  bal  czy  jak  tam  nazywali

te idiotyczne imprezy, na które trzeba sie odstawic i na które nieustannie chodzily,  bo mialy  pretekst,

zeby kupowac nowe sukienki.  Beverly  mial  ochote  z nia  zamieszkac,  tylko  najpierw  chcial  ja  poznac.

Jakie  to odswiezajace  i  jakie  ekscytujace  poznac  nareszcie  kogos,  kto jest  inteligentny,  w porzadku,

twórczy i... seksowny!

- Cóz.  mam  jeszcze  kilka  spotkan  z  chetnymi  -  odparla,  zeby  nie  wykazac  zbyt  duzego

entuzjazmu. - Ale jak  dla  mnie,  to dobry pomysl.  To  znaczy,  masz  racje.  To  wazne  wiedziec,  do kogo

czlowiek sie wprowadza.

- Wlasnie.

Beverly dopil wode. wstal i odstawil szklanke do zlewu.

Rety, w dodatku sprzata po sobie.

Wrócil do salonu, postukujac klapkami.

- Moglibysmy spotkac sie w ten weekend albo...

Nagle Vanesse  olsnilo.  Czy  istnieje  lepszy  pomysl,  zeby  pokazac  Danowi,  ze  jej  juz  przeszlo  i

ze  ma  wlasne  zycie,  niezaleznie  od  Dana  i  jego  egoistycznego  ,ja”,  niz  przyjsc  na  jego  pierwszy

koncert z chlopakiem?

- Mój stary znajomy spiewa jutro wieczorem z Ravesami. Masz ochote pójsc?

Na szczescie Beverly byl dosc dojrzaly, zeby nie  zaczac  podskakiwac  i  glupiec  z powodu tego,

ze Vanessa znala kogos, kto spiewa  w Ravesach.  Zlozyl  dlonie  i  kiwnal  glowa  w ten  swój  seksowny,

uduchowiony sposób.

- Jasne. Zadzwonie jutro to ustalimy reszte.

Vanessa  zaprowadzila  go  do  drzwi  i  popedzila  do  okna.  Odprowadzila  spojrzeniem  zgrabny

tyleczek  Beverly'ego.  Chlopak  poszedl  Szósta  Poludniowa  i  zniknal  w labiryncie  starych magazynów,

które tworzyly krajobraz Williamsburga. W sobotnie poranki siadywaliby z Beverlym  wlasnie  przy tym

oknie, korzystajac z tego, ze wychodzi na poludnie, i zajmowaliby sie  swoja  sztuka.  On  pracowalby  w

milczeniu  nad  plótnami,  brudzac  sobie  cale  dlonie  czarnym  tuszem,  a  ona  by  go  filmowala.  I  oboje

byliby... nadzy.

Oczywiscie.

Jakie to ekscytujace mieszkac  z artysta.  Owszem,  Dan  byl  poeta,  ale  to co  innego.  Przez  caly

- 24 -

background image

dzien tylko bazgral w notatnikach,  pil  okropna  kawe  i  z godziny  na  godzine  stawal  sie  coraz  bardziej

roztrzesiony i neurotyczny.

Oczywiscie  nadal  bedzie  spotykala  sie  z  ludzmi  z  ogloszenia,  a  przynajmniej  bedzie  z  nimi

rozmawiala w Necie. Byla jednak pewna, ze juz znalazla to, czego szukala: idealnego partnera.

Czekajcie. A czyz nie szukala wspól lokatora?

B ciagle ucieka z domu

- Przepraszam,  co  wy  robicie?  -  zapylala  ostro  Blair.  Eleanor  Waldorf  i  przyrodni  brat  Blair,

Aaron Rose, stali nad lózkiem Blair  w jej  zaimprowizowanym  pokoju  i  przypinali  pinezkami  do sciany

jakas wielka mape. Blair stanela w progu ze skrzyzowanymi rekoma i czekala na wyjasnienia.

- Nic nie mów - szepnela do Aarona podekscytowana matka.

Eleanor  miala  na  sobie  dziwny  strój  od  Versace,  który  az  krzyczal;  „fatalny  zakup  na

wyprzedazy”.  Strój  skladal  sie  z  bluzki  bez  pleców  w  pionowe  pomaranczowo  -  czarne  pasy

polaczonej  Z  rybaczkami  w  zielono  -  czarne  poziome  pasy  masa  zlotych  lancuszków  i  guzików.

Rybaczki mialy nawet zlota lamówke.

Dlaczego tak jest, ze najwieksze bledy projektantów zawsze przyciagaja populacje matek?

Nie  dosc,  ze  strój  byl  brzydki,  to w kolejnym  ataku  depresji  poporodowej  Eleanor  zrobila  cos

strasznego  z  wlosami.  Jeszcze  rano  byly  do  ramion  i  w  kolorze  blond.  Teraz  byly  ciemnorude  i

króciutko  przyciete,  jak  u  Sharon  Osbourne.  Nie  trzeba  mówic,  ze  Blair  ledwo  mogla  patrzec  na

matke.

Aaron wcisnal  ostatnia  pinezke  w  róg  mapy  i  zeskoczyl  z  lózka.  Mial  krótkie  rastafarianskie

dredy, które obijaly mu sie wesolo o zapadle od wegetarianskiej diety policzki.

- Przykro mi to mówic, mamus, ale trzeba jej co nieco wyjasnic.

Rzucil Blair przepraszajace spojrzenie.

- Przykro mi. siostruniu, to miala byc niespodzianka.

Blair  lubila  swojego  przyrodniego  brata  -  o  wiele  bardziej  niz  tego  tlustego  frajera,  jej

ojczyma.  Cyrusa  Rose  -  ale  wkurzal  ja  jak  diabli,  gdy  mówil  do  Eleanor  „mamus”  albo  do  niej

„siostruniu”.  Koniec  konców  rodzice  pobrali  sie  raptem  w  Swieto  Dziekczynienia,  wiec  Eleanor

zdecydowanie nie byla jego mama, a ona jego siostra. Mimo ze miala mlodszego brata, Tylera  (ale  w

koncu to chlopak), i Yale  (ale  to tylko  niemowle),  Blair  zawsze  uwazala  sie  za  jedynaczke,  poza  tymi

- 25 -

background image

rzadkimi sytuacjami, gdy tak dobrze ukladalo im sie z Serena, ze czuly sie jak siostry.

Eleanor szybko zeszla z lózka, zlapala Blair za reke i pociagnela ja do Sciany w kolorze  szalwii,

zeby popatrzyla na mape. To byla szczególowa mapa Australii i  Pacyfiku.  Zakreslono  cztery  czerwone

kólka  wokól  punkcików  na  morzu  miedzy  Vanuatu  a  Fidzi.  Pod  kólkami  czarnym  tuszem  Eleanor

napisala ozdobna kursywa imiona: Yale, Tyler, Aaron i Blair.

Pardonnes - moi ?

Blair przekrecila kilka razy na palcu rubinowy pierscionek.

- Co do cholery? - dopytywala sie niecierpliwie.

Eleanor nadal trzymala córke za reke i zaciskala dlon na jej palcach z maniakalna radoscia.

- Kupilam ci wyspe, kochanie, i nazwalam twoim imieniem. Kazde z moich  kochanych  skarbów

ma  wlasna  wyspe  na  Pacyfiku!  W  przyszlym  roku,  kiedy  wydrukuja  nowe  mapy,  wasze  imiona

pojawia sie tuz kolo Fidzi! Prawda, ze to fantastyczne?

Blair  gapila  sie  na  mape.  Fidzi  zawsze  kojarzylo  jej  sie  dosc  egzotycznie,  ale  Wyspa  Blair

prawdopodobnie  skladala  sie  z  paru  krzaków  na  kawalku  rafy  usianej  klujacymi  jezowcami  i

wodorostami.

- Tyler juz planuje nam wielka wyprawe  na  poludniowy  Pacyfik  w czasie  Bozego  Narodzenia  -

paplala Eleanor. - Sprawdza, która z naszych wysp ma najlepsze warunki do surfowania.

Blair zauwazyla, ze Aaron ma paznokcie pomalowane na czarno.

- Chodzi  o  nasz  zespól  -  wytlumaczyl,  rejestrujac  jej  spojrzenie.  -  To  w  zwiazku  z  tym,  ze

obecnie zaden z nas nie ma dziewczyny.

Zadna  niespodzianka,  pomyslala  Blair.  Jesli  nie  bedzie  ostrozny,  Aaron  skonczy  jako  jeden  z

tych  bladych,  chudych,  aseksualnych  starszawych  wegetarian  jak  Morrissey,  rozplynie  sie  w

powietrzu  i  nikt  nawet  nie  bedzie  pamietal,  ze  kiedykolwiek  istnial.  Aaron  i  Serena  spotykali  sie

ostatniej  zimy  i  przez  chwile  byli  w  sobie  zakochani,  ale  Aaron  nie  byl  dosc  ekscytujacy,  zeby

utrzymac zainteresowanie Sereny na dluzej niz piec minut.

Choc z drugiej strony, kto byl?

Blair  nie  ciekawilo  za  bardzo,  co  Aaron  i  jego  beznadziejni  kumple  ze  szkoly  Bronxdale,  z

którymi  grywa,  robia  dla  rozrywki.  Nie  interesowaly  jej  tez  przypadkowe  i  calkowicie  bezuzyteczne

zakupy  matki  w  stylu  wysp,  alpak  i  desek  do  surfowania.  Chciala  tylko  wiedziec,  dlaczego  Kitty

Minky,  jej  kotka  rasy  blekitnej  rosyjskiej,  grzebala  wsród  okazalego  stosu  jedwabnych  zaglówków,

poduszek i jasków u wezglowia jej lózka.

- Miau? - Blair zagadnela kotke.

Od dziewiatego roku zycia udawala, ze mówi do niej w kocim jezyku.

- 26 -

background image

Nagle Kitty Minky zaczela siusiac.

- Nie! - wrzasnela Blair i rzucila w kota skórzanym sandalem w ceglastym kolorze od Manolo.

Kitty Minky  zeskoczyla  z lózka,  ale  bylo  juz  za  pózno: rózowa  jedwabna  narzuta  i  stos  jasków

calkiem przesiakly.

- Ojej! - wykrzyknela Eleanor, zalamujac rece. Wygladala, jakby miala sie  rozplakac.  -  Och,  co

za balagan - dodala z rozpacza, blyskawicznie przechodzac od uniesienia do przygnebienia.

- Nie martw sie,  Blair.  Mozesz  spac  ze  mna  i  Tylerem  w naszym  pokoju,  dopóki  Esther  tu nie

sprzatnie - zaproponowal Aaron.

Pokój  Tylera  i  Aarona  pachnial  piwem,  skarpetami,  hot  dogami  z  tofu  i  tymi  obrzydliwymi,

ziolowymi papierosami, które wiecznie palil Aaron. Blair zmarszczyla nos.

- Wole spac na podlodze w pokoju Yale - odparla z zalosna mina.

Eleanor znowu zalamala rece.

- Ale  mala  Yale  ma  kwarantanne  na  najblizszych  kilka  dni.  Zlapala  jakas  wysypke  na  buzi  w

gabinecie  pediatry,  kiedy  byla  wczoraj  na  kontrolnej  wizycie.  Najwyrazniej  wysypka  jest  bardzo

zarazliwa.

Fuj.

Blair  zmruzyla  niebieskie  oczy.  Uwielbiala  siostrzyczke,  ale  nie  miala  zamiaru  ryzykowac,  ze

zlapie wysypke, zwlaszcza na twarzy. A to sprawialo, ze  nadal  nie  znalazla  odpowiedzi na  zasadnicze

pytanie: gdzie do cholery ma spac?!

Apartament nie nadawal sie do mieszkania. Dom Archibaldów  jeszcze  godzine  temu wydawal

sie  oczywistym  wyborem,  ale  okazal  sie  miejscem  popoludniowych  zajec  dla  ujaranych  wielbicieli

Nate'a.  Drzwi  Sereny  zawsze  staly  otworem,  ale  van  der  Woodsenowie  byli  troche  staroswieccy  i

pewnie by sie im  nie  podobalo,  gdyby  Blair  zaprosila  do siebie  chlopaka  i  zamknela  drzwi  lub  cos  w

tym stylu.

Chwileczke! A czy Serena nigdy nie zapraszala do siebie chlopaka i nie zamykala drzwi?!

Poza tym Blair  próbowala  juz  przez  kilka  dni  tej  wiosny  mieszkac  z Serena.  Ciagle  sie  klócily.

Oczywiscie  to  byl  okres,  kiedy  Blair  próbowala  uwiesc  brata  Sereny,  Erika,  zeby  w  ten  sposób

odciagnac uwage  Nate'a  od tej  zacpanej,  puszczalskiej  panienki,  która  poznal  na  odwyku.  Ale  mimo

wszystko, chociaz znowu byly przyjaciólkami, lepiej nie ryzykowac.

Jakby nie potrafily znalezc sobie innego pretekstu do klótni.

Blair  otworzyla  górna  szuflade  mahoniowej,  przyjaznej  srodowisku  komody.  Miala  karte

kredytowa, a w okolicy znajdowalo sie mnóstwo przyjemnych hoteli. Zlapala pare czystych bialych  fig

Hanro i  bialy  podkoszulek.  Jedna  z korzysci  noszenia  do szkoly  mundurka  byla  mala  ilosc  bagazu.  A

- 27 -

background image

zaleta  malego  bagazu  bylo  to,  ze  na  pewno  bedzie  potrzebowala  czegos,  czego  nie  wziela,  i  w

zwiazku z tym bedzie musiala to kupic w któryms z trzech B: u Bendela. Bergdorfa albo w Barneys.

- Chcesz  zobaczyc,  co  Tyler  wyszukal  na  temat  naszych  wysp?  -  zapytal  Aaron.  -  Wlasnie

sciaga z Internetu mnóstwo informacji.

- Mezczyzna,  z którym rozmawialam,  powiedzial,  ze  temperatura  na  tych  wyspach  przez  caly

rok wynosi  od dwudziestu  pieciu  do trzydziestu  stopni  -  dodala  radosnie  Eleanor.  Zerknela  na  zloty

zegarek  od  Cartiera.  -  O  rety.  spóznilam  sie  juz  piec  minut  na  makijaz  w  salonie  Red  Door.  -

Zachichotala  konspiracyjnie  i  klasnela  w  rece  jak  mala  dziewczynka.  -  Cyrus  zabiera  mnie  dzis

wieczór do Four Seasons. Nie moge sie doczekac, zeby powiedziec mu o niespodziance dla niego.

Blair  nawet  nie  chciala  slyszec,  jakim  zakupem  matka  zamierzala  zaskoczyc  Cyrusa.  Kupila

jakis kraj?

- Pewnie  wpadne  jeszcze,  zeby  zabrac  pare  rzeczy  -  poinformowala  matke.  -  Trzeba  kupic  do

tego  pokoju  nowy  materac,  poduszki  i  posciel.  Ale  nie  jestem  pewna,  czy  jeszcze  lulaj  wróce,  no

wiesz, zeby tu mieszkac.

Eleanor  zamrugala  zdziwiona,  patrzac  na  Blair.  Po  siedemnastu  latach  i  pól  roku  bycia  jej

matka nadal nie potrafila zrozumiec córki.

- Na  wypadek,  gdyby  na  twojej  wyspie  wybuchla  wojna  domowa  albo  pojawila  sie  nowa

dostawa  francuskiej  bielizny.  gdzie  bedzie  mozna  cie  znalezc?  -  zapytal  z  przemadrzalym

usmieszkiem Aaron.

- W hotelu Plaza. - Blair odpowiedziala mu podobnym usmieszkiem.

Najpewniej w apartamencie.

latwo wyprowadzic N na glebokie wody

Taras  na  dachu  trzypietrowego  domu Nate'a  nie  znajdowal  sie  dosc  wysoko,  zeby  oferowac

ladne  widoki.  Mimo to  przyjemnie  sie  tam  siedzialo,  popalalo  z  ogromnej  fajki  wodnej  z  zielonego

szkla,  która  nalezala  do  Jeremy'ego,  i  wspominalo  wszystkie  zwariowane  numery,  jakie  wykrecali,

kiedy byli mlodzi i beztroscy - to znaczy, zanim zaczeli sie martwic college'ami i przyszloscia.

Jakby naprawde sie tym martwili.

- Stary,  pamietasz  te  zajecia  z  laciny,  kiedy  byles  tak  ujarany,  ze  myslales,  ze  jestes  na

francuskim?  -  zapytal  przeciagle  Charlie  Dern,  wypuszczajac  dym  kacikiem  szerokich,  pajacowato

- 28 -

background image

usmiechnietych  ust.  -  Paplales  po francusku  jak  jakis  pochrzaniony  swir,  a  pan  Herman,  nasz  She  -

Man, rzucil tylko: „Przepraszam bardzo, panie Archibald, ale chociaz wszystkie  jezyki  romanskie  maja

swoje korzenie w lacinie, nigdy nie opanowalem francuskiego”.

Anthony  Avuldsen  i  Jeremy  Scott  Tompkinson  wybuchli  smiechem,  przypominajac  sobie

tamten dzien.

- Cholera,  i  w  dodatku  mówilem  perfekcyjnie  -  stwierdzil  Nate.  -  Chyba  przez  moment

myslalem, ze naprawde jestem Francuzem. Mówilem jak urodzony we Francji.

- Jasne  -  rzucil  sarkastycznie  Charlie.  -  Czlowieku,  ledwo  w  ogóle  byles  w  stanie  cos

wybelkotac.

Lexie  tanczyla  boso  w  batikowej  sukience,  wymachujac  rekoma  przed  swoja  twarza.

Flamastrem  swiecacym  w ciemnosciach,  który znalazla  na  biurku  Nate'a,  namalowala  sobie  kwiatki

na palcach  rak  i  stóp.  Teraz,  w zapadajacym  zmierzchu,  rysunki  zaczynaly  jasniec  neonowa  zielenia.

Uczesany  w  kucyk  chlopak  o  imieniu  Malcolm  gral  na  gitarze  i  spiewal  stare  jak  swiat  piosenki

Jamesa Taylora.

Wystarczy, ze mnie zawolasz,

A wiedz, ze gdziekolwiek bede,

Natychmiast do ciebie przybiegne.

- Szkoda,  ze  nie  jestesmy  na  plazy  -  westchnal  Jeremy  i  przeciagnal  palcem  po  brzegu  fajki

wodnej. - Byloby po prostu idealnie, gdybysmy siedzieli teraz na plazy.

Nate pokiwal zlotobrazowa glowa.

- Niedlugo bedziemy. Za dwa tygodnie ruszamy z rodzicami w rejs charytatywny do Hamptons.

Lódz juz dokuje w Battery Park. Plyniecie z nami, nie?

Chlopcy z mlodszych klas podniesli glowy z nadzieja, ze Nate mówi tez do nich.

Marne szanse.

- Pewnie,  ze  wszyscy  plyna  -  odparl  Anthony  Avuldsen,  a  mlodsi  chlopcy  jeszcze  bardziej

poczuli sie jak skonczeni frajerzy. - To otwarcie sezonu, absolutnie odjazdowego lata.

- Klasa Blair urzadza sobie wagary nastepnego dnia - myslal glosno Nate.

Dotarlo do niego jak przez mgle. ze Blair ani razu nie pojawila sie na dachu.  Moze nadal  brala

prysznic, a moze pocalowala  go  na  pozegnanie  i  wrócila  do domu? Szczerze  mówiac,  nie  mógl  sobie

przypomniec. Gdyby dalej brala prysznic, móglby zakrasc sie na dól i  ja  zaskoczyc.  Na  mysl  o nagiej  i

mokrej Blair usmiechnal sie rozkosznie.

Charlie wyciagnal z kieszeni spodni koloru khaki torebke pelna trawy i zaczal ladowac fajke.

- Mówisz, ze lódz stoi w porcie?

- 29 -

background image

Zanim Nate zdazyl odpowiedziec, zadzwonila jego komórka. Na ekranie rozblyslo imie Blair.

O wilku mowa.

Nate bez slowa przylozyl telefon do ucha.

- Zgadnij, gdzie jestem - rzucila radosnie Blair. - W hotelu  Plaza.  Wiec  natychmiast  przytargaj

tu swój tylek. Mam apartament.

Hotel  Plaza  znajdowal  sie  raptem  dwadziescia  przecznic  dalej.  Nate  zerknal  w  kierunku

centrum. Wydawalo  mu sie,  ze  to strasznie  daleko,  ale  milo  by bylo  polozyc  sie  na  wielkim,  bialym

hotelowym lózku, ogladac mnóstwo filmów i zamówic posilek do pokoju. Zrobil sie porzadnie glodny.

Blair niezupelnie to miala na mysli.

- Zabierz szczoteczke do zebów. Poza tym mam wszystko, co potrzebne - dodala niesmialo.

Miala na mysli trzy rzeczy na „k”: kawior, kondomy i koniecznie szampan.

- Brzmi kuszaco - odparl ochoczo Nate. - Do zobaczenia za chwile. - Rozlaczyl sie.

Jeremy podsunal mu fajke.

- Wiec  mysle  sobie...  -  tlumaczyl  dalej  Nate'owi  z  twarza  pelna  skupienia,  jakie  pojawia  sie

tylko  u  kogos,  kto  wypalil  tone  trawy.  Oderwal  aligatora  od  czarnej  koszulki  Lacoste'a  i  teraz

naszywka wisiala mu na piersi jak czesciowo zerwany strup  -  ...ze  moglibysmy  wszyscy  pójsc  na  lódz

twoich starych. Pelno tam gorzalki, a zaloga pewnie oglada miasto i nawet nie zauwazy, ze  na  chwile

wyplynelismy, nie? Ty plywasz jak mistrz. Moze bysmy urwali  sie  na  krótka  wycieczke  przed  impreza,

w Hamptons, powiedzmy na...

- Bermudy! - wypalil Charlie.

- Cholera, wlasnie! - przytaknal Anthony.

Wszyscy  trzej  spojrzeli  na  Nate'a.  Wiedzieli,  ze  prosza  go  o  zrobienie  czegos  absolutnie

skandalicznego,  ale  po  zaciekawionym  blysku  w  oczach  Nate'a  zorientowali  sie,  ze  uda  sie  go

namówic.

Mysli Nate'a pedzily w przedziwny, zakrecony i  ujarany  sposób.  Poplynac  na  Bermudy?  Jasne,

czemu nie?  Byli  w ostatniej  klasie,  mogli  robic,  co  chcieli.  Blair  tez  moglaby  przyjsc  -  piliby  drinki  z

szampana i pomaranczowego soku i  kochaliby  sie  na  plazy  w cieplym  sloncu.  Zawsze  mówila  o tym,

ze chcialaby gdzies z nim wyjechac.

Lexie podeszla i usiadla Nate'owi na kolanach.  Pachniala  kadzidelkami  z ambry  i  pasztetem  z

gesich watróbek. Koniuszek kruczoczarnego kucyka muskal tatuaz ze sloncem, ksiezycem i gwiazdami

na jej lopatce.

Alors, co robimy? - pociagajac dymka z fajki, ziewnela.

Nate  poczekal,  az  dziewczyna  zaciagnie  sie,  a  potem  zepchnal  ja  z  kolan  i  wstal.  Klasnal  w

- 30 -

background image

rece, jakby byl ujaranym opiekunem na letnim obozie dla dzieci.

- Zbieramy sie, czas na wielka przygode.

Wsród  mlodszych  chlopców  rozlegl  sie  podniecony  pomruk.  Nie  dosc,  ze  dostali  sie  na

impreze u Nate'a Archibalda, to jeszcze teraz on gdzies ich zabieral - pewnie  w tak  czadowe  miejsce,

jakiego w zyciu nie widzieli.

- Wszyscy, którzy rzygaja na lodziach, powinni zostac - ostrzegl ich Jeremy.

- Za cholere - szepnal chlopak ze  szkoly  Swietego  Judy.  Tak  sie  skladalo,  ze  nazywal  sie  Nate

Lyons  i  nasladowal  swojego  imiennika  tak  wiernie,  ze  nawet  nosil  identyczne  granatowe  skarpetki

Brook Brothers.

Zapanowalo  pelne  podniecenia  zamieszanie.  Nate  Archibald,  najfajniejszy  chlopak  z  Upper

East Side, zabieral ich na swoja lódz. Cholera, to ich wielki dzien!

Nate  ruszyl  na  dól  z  chlopakami  pelen  dobrodusznego  rozbawienia.  Zupelnie  zapomnial,  co

zamierzal zrobic, zanim wyplynal  temat  Bermudów.  Jego  komórka  zostala  na  tarasie  na  dachu.  Przez

nastepne pólgodziny ekranik rozblyskiwal co dwie minuty imieniem Blair.

Zima, wiosna, latem czy jesienia

Wystarczy, ze zawolasz,

A od razu przybiegne!

Aha. Jasne.

kolejna zmarnowana para fig la perla

- Nate wlasnie jedzie - z zadowoleniem oznajmila Serenie Blair.

Zadzwonila  do przyjaciólki,  zeby  sie  pochwalic,  ze  spi  w hotelu  Plaza.  Gdy  wybierala  numer,

czula pewne wyrzuty sumienia, ale kiedy czekala na polaczenie, zaczelo  jej  przechodzic.  Pochylila  sie

ku  wielkiemu  lustru  w  lazience,  oprawionemu  w  zlota  rame  i  nalozyla  kolejna  warstwe  szminki

Chanel.  Byla  ciemnoczerwona,  wiec  zwykle  uzywala  jej  zima,  ale  kiedy  siedzi  sie  ze  swoim

chlopakiem w luksusowym hotelu i nie wychodzi sie z lózka, kto by sie przejmowal pora roku?

- Nie  wsciekaj  sie  -  Blair  prosila  najlepsza  przyjaciólke.  -  Mozemy  spotkac  sie  w  moim

apartamencie  jutro  popoludniu  albo  jakos  tak,  dobra?  -  Usmiechnela  sie  do swojego  odbicia  w sek-

sowny, wymowny sposób. - Jak sie juz z Nate'em obudzimy.

- Wy dwoje jestescie po prostu smieszni. - Serena nabijala sie z niej bez cienia zazdrosci.

- 31 -

background image

Blair juz nastepnego ranka przyznala sie jej. ze  stracila  dziewictwo  z Nate'em,  ale  odmawiala

wchodzenia  w szczególy,  a  Serena  zadawala  za  duzo  pytan  -  W  koncu  Serena  i  Nate  razem  stracili

dziewictwo, wiec seks byl troche niezrecznym tematem do rozmów.

- Musze  isc  na  te  impreze  dla  przyszlych  studentów  Yale  -  odparla  Serena.  -  Nie,  zebym  juz

wybrala  Yale  -  pospiesznie  sie  poprawila.  To.  ze  przyjeto  ja  do Yale.  bylo  jeszcze  gorszym  tematem

do rozmowy. - Moi rodzice nas zglosili, wiec musze isc.

- Och.

Blair  wydela  usta  z  niezadowoleniem  i  odwrócila  sie,  zeby  obejrzec  swój  tylek  w  nowym,

czarnym komplecie z jedwabiu  La  Perla.  Oczywiscie  formalnie  nie  przyjeto  jej  jeszcze  do Yale.  ale  w

koncu byla na liscie rezerwowych, wiec mimo wszystko mogli ja zaprosic.

- Mialam  nadzieje,  ze  pójdziesz  ze  mna  -  dodala  Serena.  -  Bo  to  o  niebo  bardziej

prawdopodobne, ze w Yale wyladujesz ty, a nie ja.

Blair  poprawila  ramiaczka  stanika.  Nate  tez  dostal  sie  do  Yale,  ale  nic  nie  wspominal  o

imprezie. A jesli on nie idzie, to ona tez sie nie wybiera. Moga miec... inne plany na wieczór.

Jasne.

- Zaczyna sie dopiero o siódmej - przekonywala ja Serena. - Do tego czasu powinniscie byc  juz

gotowi do wyjscia.

- Zadzwonie do ciebie jutro w tej sprawie, dobrze? - Blair zapytala z wahaniem.

- Jak chcesz. - Serena nie miala nic przeciwko pójsciu samej, bo nigdy  zbyt  dlugo  nie  siedziala

sama.  Chlopcy  krecili  sie  wokól  niej  jak  muchy  nad  piknikiem.  -  Baw  sie  dobrze.  Do  zobaczenia,

kochanie.

Blair  rozlaczyla  sie  w chwili,  gdy  zjawil  sie  boy hotelowy  z  butelka  szampana  Dom  Pérignon

oraz  z  talerzem  kawioru  i  tostami,  które  zamówila  do  pokoju.  Zawinela  sie  w  jeden  z  hotelowych

grubych szlafroków frotté i otworzyla drzwi.

- Postaw przy lózku - polecila.

Spodobalo  sie  jej,  ze  powiedziala  to  takim  znudzonym  tonem  w  stylu  Joan  Crawford.  Dala

facetowi napiwek i poczekala, az zamknie za soba drzwi. Potem zrzucila  szlafrok,  wskoczyla  na  swoja

polowe  ogromnego  lózka  i  siegnela  po  pilot.  W  ciagu  kilku  sekund  znalazla  AMC  -  program  z

amerykanskimi klasykami, kanal, na którym regularnie  puszczano  jej  ulubione  filmy  typu Sniadanie  u

Tiffany'ego z Audrey Hepburn albo My Fair Lady, tez z Audrey Hepburn.

Ku jej  rozczarowaniu,  puscili  Dirty  Dancing.  Od kiedy  to.  co  nakrecono  po  tysiac  dziewiecset

osiemdziesiatym,  bylo  prawdziwa  klasyka,  zastanawiala  sie  Blair.  Nagle  poczula  sie  staro.  Ale  z

drugiej strony wydawalo sie to calkiem na  miejscu,  zwlaszcza  ze  wlasnie  szykowala  sie  do goracego

- 32 -

background image

spotkania  ze  swoim  kochankiem  w  luksusowym  apartamencie  hotelowym.  A  wlasciwie  to  gdzie

podziewal  sie  Nate?  Taksówka  z  jego  domu  do  hotelu  powinno  sie  jechac  z  siedem  minut.  Na

miejscu  Nate'a  przyjechalaby  w piec  minut.  Wybrala  do niego  numer,  nawet  nie  patrzac  na  telefon,

ale nikt nie odbieral. Moze bral prysznic i zakladal seksowne czarne bokserki Calvina  Kleina,  szykujac

sie do ich randki, zastanawiala sie.

A moze jednak nie.

Blair wstala i przygasila swiatla. Rozsmarowala  odrobine  kawioru  na  toscie  i,  stojac,  patrzyla

w ogromne  lustro  w zlotych  ramach,  jak  zajada.  Na  ekranie  telewizyjnym  Baby  wlasnie  starala  sie

wygladac  niewinnie  po calej  nocy  spedzonej  na  goracym  seksie  z  Patrickiem  Swayze,  instruktorem

tanca w letnim kurorcie, do którego wybrala sie jej rodzina na wakacje. Ojciec  Baby  byl  tak  wsciekly,

ze Blair  przez  ulamek  sekundy  zastanawiala  sie.  jak  czulby  sie  jej  wlasny  ojciec,  gdyby  wiedzial,  ze

wprowadzila  sie  do apartamentu  hotelowego,  zeby  miec  troche  prywatnosci  z  Nate'em.  Oczywiscie

jej  ojciec,  gej.  mieszkajacy  w rezydencji  we  Francji,  noszacy  pastelowe  skarpetki  w  krate  i  blekitne

okulary  przeciwsloneczne  od  Gucciego,  pod  zadnym  wzgledem  nie  przypominal  odpowiedzialnego

doktora  z  Dirty  Dancing,  Znowu  wybrala  numer  do  Nate'a,  ale  nie  odbieral.  Zrobila  wiec  sobie

kolejna kanapke z kawiorem i zadzwonila  do poludniowej  Francji,  gdzie  jej  ojciec  mieszkal  od dwóch

lat, odkad rozstal sie z Eleanor z powodu swojego homoseksualizmu.

- Misiaczku?  Wszystko  w porzadku?  Odezwali  sie  juz  ci  kretyni  z  Yale?  Przyjeli  cie?  -  zaczal

dopytywac sie ojciec, gdy tylko uslyszal jej glos.

Blair  widziala  go  oczami  wyobrazni,  w  samych  niebieskich  jedwabnych  bokserkach,  ze

spiacym  kochankiem  -  Françoisem  albo  Edwardem  czy  jak  tam  mial  na  imie  -  chrapiacym  cicho  tuz

obok. Wielmozny  pan  Harold  Waldorf  byl  kiedys  czlonkiem  zarzadu  powaznej  kancelarii  prawniczej,

ozenil  sie  z dama  z towarzystwa,  Eleanor,  i  mieszkal  w apartamencie  razem  z  dwójka  dzieci:  Blair  i

Tylerem.  Teraz  butelkowal  wlasne  wino  z  winnic  otaczajacych  jego  rezydencje,  robil  zakupy  w

milutkich  francuskich  butikach,  które  zaopatrywaly  tylko  opalonych  gejów,  i  plywal  we  wlasnym

basenie, podczas gdy jego opaleni kochankowie czekali z czystymi recznikami i kieliszkami koniaku.

To bylo zycie w luksusie, nie da sie ukryc.

- Zgadnij,  gdzie  jestem?  -  Blair  pochwalila  sie  tym  samym  tonem,  którym  przechwalala  sie

Serenie.

Wlasciwie  to rozmowa z ojcem  nie  róznila  sie  za  bardzo  od  rozmowy  z  któras  z  przyjaciólek.

Nawet mu nie przeszkadzalo, ze we Francji dochodzila druga w nocy i pewnie go obudzila.

- W Paryzu? - zapytal z nadzieja ojciec. - Wysle po ciebie samochód. Bedziesz tu w godzine.

- Nie. tato - jeknela Blair, chociaz tak naprawde nie mialaby  nic  przeciwko  temu,  zeby  znalezc

- 33 -

background image

sie  teraz  w  Paryzu,  jesli  moglaby  zabrac  ze  soba  Nate'a  i  apartament  w  hotelu  Plaza.  -  Jestem  w

Plaza. Mieszkam tu teraz, mam apartament.

- Brawo,  córeczko!  -  Wykrzyknal  ojciec.  -  Pewnie  mieszkanie  jest  teraz  troche  zatloczone.

Odkad sie urodzilo dziecko i w ogóle.

W tle Blair uslyszala odglos nalewania czegos do kieliszka. Zajmowal sie teraz ostatnia  partia

bialego wina i pewnie trzymal przy lózku chlodzaca sie butelke specjalnie na takie okazje.

Na Dirty Dancing wredna siostra Baby wlasnie brala udzial w idiotycznym  konkursie  talentów,

majac  na  sobie  zdecydowanie  za  mala  góre  od  bikini.  Blair  wylaczyla  dzwiek  w  telewizorze,

rozsmarowala kolejna porcje kawioru na toscie, zapalila papierosa i westchnela dramatycznie.

- Chodzi  o to,  ze  prawie  koncze  szkole  i  potrzebuje  troche  przestrzeni...  No  wiesz,  zeby  zajac

sie nauka i zastanowic sie nad przyszlym rokiem, i...

Nagle bardzo wyraznie zobaczyla siebie w roli stroniacej od ludzi gwiazdy filmowej - kogos jak

Greta  Garbo  -  rzadko  opuszczajacej  hotelowy  pokój  i  komunikujacej  sie  ze  swiatem  zewnetrznym

tylko  poprzez  role,  które  zdecyduje  sie  zagrac.  Obsluga  grzebalaby  w  jej  smieciach  i  kradla  jej

ubrania, a turysci stawaliby na ulicy naprzeciwko hotelu,  majac  nadzieje,  ze  zobacza  ja  przez  ulamek

sekundy. Cale miasto mówiloby o niej.

Jakby juz o niej nie mówilo.

- O,  zaloze  sie,  ze  duzo sie  uczysz...  -  Ojciec  nasmiewal  sie  z  niej  miedzy  lykami  czegos,  co

wlasnie popijal. - Zaloze sie. ze wlasnie twój przystojny chlopak masuje ci stopy.

Byloby pieknie.

Blair  zachichotala  i  miedzy  jednym  a  drugim  dymkiem  merita  ultra  light  pochlonela  kolejna

kanapke z kawiorem.

- Tak naprawde to Nate wlasnie do mnie jedzie - przyznala sie.

Przyjrzala sie butelce z szampanem, chlodzacej sie w srebrnym wiaderku  z lodem.  Nate  chyba

nie mialby nic przeciwko, gdyby otworzyla butelke i wypila malenki kieliszek przed jego przyjazdem?

Pewnie, ze nie.

- Tak  myslalem  -  odparl  ze  zrozumieniem  ojciec.  -  Ale  zaslugujesz  sobie  na  to,  kochanie.

Zaslugujesz na wszystko.

Jasne. Przeciez to wie.

Blair  zlapala  butelke  szampana,  przy  trzymala  ja  kolanami,  z  wprawa  rozkrecila  drut  wokól

korka, a potem powoli... powolutku... po troszku... wyciagala korek... az...

Buch!

- O!  Mój  Boze!  Ty  tam  rozkrecasz  prawdziwa  impreze!  -  wykrzyknal  ojciec.  -  W  srodku

- 34 -

background image

tygodnia?  -  udal  przejetego  zgroza,  jakby  byl  surowym  rodzicem,  który  przejmowal  sie  takimi

rzeczami jak szkola. - Natychmiast daj mi do telefonu tego twojego przystojniaka.

Blair  nalala  szampana  do  wysokiego  kieliszka,  wychylila  go  jednym  haustem  i  znowu  sobie

nalala. Na ekranie telewizora Patrick Swayze stal wlasnie twarza w twarz z ojcem Baby.

- Nikt  nie  bedzie  stawial  Baby  do kata  -  powtórzyla  bezglosnie  slowa,  chociaz  telewizor  mial

wylaczony dzwiek.

To byl najbardziej czerstwy film na swiecie,  ale  nadal  fantazjowala  sobie,  ze  Nate  staje  w jej

obronie z równa  determinacja  i  zloscia.  Nate  robil  sie  niesamowicie  seksowny,  gdy  sie  wkurzal,  co

zdarzalo mu sie... Praktycznie nigdy.

Trudno sie wkurzyc, kiedy przez caly czas jest sie upalonym trawa.

- Juz  ci  mówilam,  tato  -  tlumaczyla  ojcu  Blair.  -  Nate  jeszcze  nie  przyjechal.  -  Zazgrzytala

zebami i wypila kolejny lyk szampana. Tylko, do cholery, nie wiedziala, co go zatrzymalo.

- A tak w ogóle... - powiedziala, wydymajac usta do odbicia w lustrze albo  do kamery,  albo  do

kogos,  kto  akurat  obserwowal  ja  przez  teleskop  z  czubków  drzew  w  Central  Parku.  - Skoro  na  to

wszystko sobie zasluzylam, to dlaczego nie przyjeli mnie do tego durnego Yale?

- Och,  misiaczku  -  -  ojciec  powiedzial  to  meskim,  a  zarazem  matczynym  glosem,  który

sprawial,  ze  i  kobiety,  i  mezczyzni  natychmiast  sie  w nim  zakochiwali.  -  Przyjma  cie,  do  cholery,  na

pewno przyjma.

Blair  siegnela  po nastepny  tost  i  odkryla,  ze  zjadla  juz  wszystkie.  Przez  telefon  uslyszala,  jak

ktos mruczy po francusku zaspanym glosem.

- Sluchaj, sloneczko, pózno juz.  Musze  konczyc  -  powiedzial  ojciec,  zagluszajac  mamrotanie.  -

Poza tym u ciebie wszystko w porzadku, prawda? Baw sie dobrze.

Blair spojrzala krzywo na do polowy oprózniona butelke szampana i  resztki  kawioru  na  talerzu

z bialej porcelany. Dirty Dancing skonczyl sie.

- Dobranoc, tato - odpowiedziala z odrobina smutku.

Rozlaczyla sie i znowu wybrala numer komórki Nate'a. Zadnej reakcji. Zadzwonila do niego  do

domu.  Zadnej  reakcji,  poza  spietym  glosem  admirala  na  automatycznej  sekretarce.  Nagral  tekst  z

instrukcji do sekretarki, którego zaden normalny czlowiek by nie wykorzystal:

- Dodzwoniles sie  do rezydencji  Archibaldów.  Prosze  zostawic  krótka  wiadomosc.  Jak  najszyb

ciej oddzwonimy.

Wlasnie  mial  zaczac  sie  Tramwaj  zwany  pozadaniem  z  Marlonem  Brando  i  Vivien  Leigh.

Kolejny z ulubionych klasyków. Blair z powrotem wlozyla bialy szlafrok frotte' i poprawila  poduszki  na

wielkim lózku. Zadzwonila do obslugi.

- 35 -

background image

- Poprosze deser lodowy z goracym sosem czekoladowym i paczke meritów ultra light.

Opadla na poduszki i zamknela oczy. Kiedy wychodzila  z jego  domu. Nate  imprezowal  z grupa

ujaranych dzieciaków, miedzy innymi  z ta  denerwujaca  francuska  hipiska,  Lexique.  Ten  glupi,  leniwy

dupek,  który  nie  zasluguje,  zeby  isc  do  Yale,  pewnie  nawet  nie  zauwazyl,  ze  Blair  wyszla.  Lzy

wyplynely  jej  spod  zacisnietych  powiek.  Nate  sie  nie  zmienil.  Nic  sie  nie  zmienilo  -  poza  tym,  ze

stracila  dziewictwo.  Przygryzla  usta  i  próbowala  powstrzymac  pelen  wscieklosci  placz.  No wiec  co  z

tego?  Nate  nie  zaslugiwal  na  seks.  Poza  tym jedzenie  lodów  z sosem  czekoladowym  w lózku  hotelu

Plaza  i  planowanie  zemsty na  swoim  juz  wkrótce  bylym  chlopaku,  frajerze  i  dupku  w  jednej  osobie,

bylo lepsze od seksu.

O niebo lepsze.

K oraz I niezmiernie powaznie traktuja swoje zadanie

DROGIE KOLEZANKI!

Nie  mozemy  sie  juz  doczekac  przyszlego  piatku,  w  który,  jak  wiadomo,  caly  ostatni  rok

wagaruje - to bedzie nasz pierwszy dzien weekendu pieknosci!!!!!  Zgadza  sie,  powinnysmy  byc  wtedy

w szkole.  Niestety,  bedziemy  zbyt  zajete  szykowaniem  sie  do  maseczek  z  goracej  glinki  i  okladów  z

wodorostów, zeby pamietac  o lekcjach!  Prosze,  nie  martwicie  sie.  ze  bedziecie  miec  jakies  klopoty  -

nie,  zebyscie  rzeczywiscie  sie  tym  przejmowaly.  Dzien  wagarowicza  to  stara  tradycja  w  Constance

BiIlard i nigdy nikt z jego powodu nie zostal wydalony ani nawet ukarany

Oto nasz plan:

W czwartek  po  poludniu  o  godzinie  osiemnastej  trzydziesci  meldujemy  sie  na  wielkiej  lodzi

Archibaldów,  która  cumuje  w  Battery  Park.  Archibaldowie  wyruszaja  w  swój  coroczny  rejs  do

Hamptons  i  zaproponowali,  ze  nas  podrzuca.  Gdy  tylko  zatrzymamy  sie  w  Sag  Harbor,  odbierze  nas

flotylla  limuzyn  i  zabierze  do  absolutnie  niesamowitego  domku  na  plazy  Isabel  Coates,  gdzie

odbedzie  sie  najwieksza  i  najlepsza  impreza  pizamowa  tylko  dla  dziewczyn.  Chlopcom  wstep

wzbroniony!  Rano  zjemy  sniadanie  przy  basenie  przygotowane  przez...  To  sie  jeszcze  okaze  (pra-

cujemy  nad  tym,  zeby  dorwac  szefa  kuchni,  który  pomógl  Julii  Roberts  zrzucic  wage  po  urodzeniu

blizniat).  A  potem  Origins  zapewni  nam  caly  dzien  róznych  zabiegów.  Kazda  dostanie  torbe  z

prezentami  od  Origins  wartymi  trzysta  dolarów,  które  zabierze  do  domy  calkowicie  odswiezona  i

zregenerowana!

- 36 -

background image

Strój: zwykly, jak do kurortu. Reczniki, suszarki do wlosów, produkty do  kapieli  oraz  pielegnacji

zapewniamy  na  miejscu  -  bedzie  tego  w  bród.  I  prosimy  zadnych  psów.  nawet  naprawde  malych.  I

zadnych facetów!

Hip. hip hura na czesc niesamowitego weekendu tylko dla dziewczyn!

Wielkie calusy!!

Pozdrawiamy,

Wasze kolezanki Kati Farkas i Isabel Coates

PS W szatni dla najstarszej  klasy  wystawimy  skrzyneczke  na  listy  z sugestiami  od  was  -  wasze

pomysly sa mile widziane, chociaz juz zaplanowalysmy wam idealny dzien!

PPS Raz, dwa, trzy sluchajcie matoly, juz za miesiac koniec szkoly!!!

tematy wstecz dalej wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

KILKA NAJSWIEZSZYCH SPOSTRZEZEN

ROZBITKOWIE

Musze  szczerze  przyznac,  ze  nie  mam  pojecia,  co  sie  ostatnio  stalo  z  pewna  grupa  ludzi.  No  bo  w

koncu, czy to w porzadku tak nagle zniknac?? Najwyrazniej grupa chlopców, których znamy  i  kochamy

(albo raczej zwykle kochamy), porwala bardzo duza, dobrze wyposazona lódz i ruszyla  na  Atlantyk.  To

móglby byc kolejny wyglup maturzystów, gdyby nie to, ze  polowa  chlopców  na  lodzi  jest  z mlodszych

klas. To nie najlepszy moment na znikniecie, zwlaszcza ze my wszystkie  chetnie  bysmy  sie  troche  ro-

zerwaly. Co oni sobie mysla? Ze sa Krzysztofami Kolumbami?

- 37 -

background image

WY PIERWSI O TYM USLYSZYCIE

Maja  spory  wybór  facetów,  a  jednak  z  jakiegos  powodu  modelki  uwielbiaja  facetów  z  gitarami.

Wedlug  plotek,  najnowsza  para  to  pewna  blondynka  z  Piatej  Alei,  konczaca  w  tym  roku  szkole,  i

gitarzysta  z Ravesów.  Jak,  kiedy  i  gdzie  sie  poznali  to  kompletna  tajemnica,  ale  to  dopiero  idealna

para!

GAPIC CZY NIE GAPIC?

Nawet  nie  próbuj  udawac,  ze  to  byt  ktos  inny:  widzialam  cie,  jak  zakradlas  sie  do  Gapa  przy

Osiemdziesiatej  Szóstej  i  Madison.  W dziale  dzieciecym  przymierzalas  sliwkowa  zapinana na  suwak

bluze  frotté  z kapturem,  podróbke  Juicy  Couture. Wiem,  jestem  jedza,  która  wszystko  wyniucha.  Ale

wydalam  cie  dlatego,  ze  przymierzalam  dokladnie  taka  sama  bluze  i  w  przeciwienstwie  do  ciebie

(chociaz  wiem,  ze  mialas  ochote)  kupilam  sobie  trzy!  A dlaczego  nie?  Sa  slodkie,  a  tego  lata  przyda

nam sie sporo rzeczy frotte  po wyjsciu  z basenu.  Poza  tym na  pewno  oblejemy  sie  campari,  likierem

mietowym  albo  czyms  równie  niszczycielskim,  wiec  potrzebna  nam  bedzie  wiecej  niz  jedna  bluza.

Poza tym frotte  to frotté  i  czy  istnieje  lepszy  sposób,  zeby  popisac  sie  nowym,  bialym,  zakardowym

bikini od Gucciego, jak wkladajac sliczna sliwkowa bluze z kapturem? Pomysl o tym jak  o dyspensie  -

nadal nie wolno  ci  kupowac  tam  dzinsów  -  niech  Bóg  broni!  -  ale  teraz  masz  moje  pozwolenie,  zeby

kupowac w Gap pewne niezbedne rzeczy.

Wasze e - maile

P: Droga P!

Powiesz nam, gdzie zamierzasz sie uczyc w przyszlym roku? Zdecydowalas sie juz?

pytek

O: Drogi pytku!

Moja  rzecz  wiedziec,  twoja  -  sie  dowiedziec.  Pozwól  jednak,  ze  sie  zapytam:  czy  ja  sie

czepiam ciebie za to, ze nie potrafisz sie zdecydowac?

P

P: Droga P!

- 38 -

background image

Slyszalam,  ze  Damian  Polk  z  Ravesów  mieszkal  kiedys  w  tym  samym  domu  co  ta  blond

modelka,  o której  ciagle  piszesz.  Znaja  sie  od  dziecka  i  kiedys  po  nocach  spotykali  sie  w

windzie, gdy portier drzemal.

ewi - dentna

O: Droga ewi - dentna!

To  swietna  historia,  ale  slyszalam,  ze  rodzina  Damiana  mieszkala  w  Irlandii,  dopóki  nie

skonczyl  trzynastu  lat.  To  tlumaczy,  skad  ma  ten  smieszny  akcent  i  dlaczego  zawsze

wyglada na lekko podchmielonego.

P

P: Droga P!

Dowodze  zaloga  na  lodzi  nalezacej  do  znanej  nowojorskiej  rodziny.  Ich  syn,  który  -  jak

slyszalem  -  mial  ostatnio  spore  problemy,  wyplynal  wczoraj  wieczorem  i  do  tej  pory  nie

wrócil. Jak wróci, bedzie mial przerabane, bo jego ojciec to twardy gosc.

kapitan

O: Drogi kapitanie!

Juz ma przerabane i to nie tylko z powodu lodzi!

P

Na celowniku

 i  niezidentyfikowany  przystojniak  w  kolorze  blond  -  byc  moze  jej  brat,  a  byc  moze  gitarzysta  z

Ravesów - w Central Parku karmia Iwy  morskie  resztkami  sushi,  które  im  zostaly  po lunchu  u Nicole.

B kupuje dwie koszulki nocne La Perla w Barneys. Najwyrazniej  uzaleznila  sie  od kupowania  bielizny,

ale z drugiej strony co mozna nosic, kiedy sie kobieta samotnie obija  w apartamencie  w hotelu  Plaza

i czeka,  az  wróci  jej  chlopak?  D przymierza  wszystkie  czapki  w Yellow  Rat  Bastard  na  Broadwayu.  V

kupuje  sobie  nowy kolczyk  do ust  -  fuj!  -  w Williamsburgu,  w  gabinecie,  w  którym  robia  piercing.  J

przymierza w Barneys wszystkie pary dzinsów Seven, ignorujac uwagi sprzedawczyni, ze  moze latwiej

bedzie  jej  znalezc  cos  dla  siebie  w  dziale  dzieciecym  w  Bloomingdale.   oraz   znowu  siedza  w

Jackson Hole i znowu cos knuja. N - brak. Gdzie on do diabla sie podzial?

- 39 -

background image

Nie martwcie sie, znajde go.

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

modelki, które spotykaja sie i gwiazdami rocka

- Jak  to jest,  ze  niezaleznie  od  lego  -  co  wloze,  zawsze  wygladam  jak  posiac  z  kreskówki?  -

Jenny skarzyla sie swojej przyjaciólce i zarazem kolezance ze szkoly Constance Billard. Elise Wells.

Byl sobotni wieczór i szykowaly sie na koncert Dana  z grupa Raves  w Funktion,  nowym klubie

muzycznym,  który  urzadzono  w  wyremontowanej  remizie  strazackiej  przy  Orchard  Street.  Jenny

zerknela na Elise.

- A ty zawsze wygladasz tak normalnie.

Obie  dziewczyny  przyjrzaly  sie  sobie  w  wysokim  lustrze  na  drzwiach  szafy.  Jenny  wlozyla

obcisly czerwony top bez rekawów z glebokim  dekoltem  w ksztalcie  U.  w którym jej  piersi  wygladaly

monstrualnie. Miala ledwo metr piecdziesiat dwa wzrostu i jej nowe spodnie  -  pierwsza  w zyciu  para

dzinsów  Seven  -  byly  na  nia  zdecydowanie  za  dlugie,  gdy  kupowala  je  w  Bloomingdale.  Poprosila

wiec  pania  w  pralni  chemicznej  na  rogu  Broadwayu  i  Dziewiecdziesiatej  Ósmej,  zeby  skrócila  je  o

jakies  dwadziescia  piec  centymetrów.  Dopiero  teraz  zauwazyla,  ze  spodnie  byly  specjalnie  wytarte

na kolanach  -  u niej  wytarcia  wypadaly  w polowie  lydki.  W przypadku Jenny  jedynie  glowe  dalo  sie

zaakceptowac.  Lubila  swoje  wielkie,  szeroko  otwarte  brazowe  oczy,  czysta,  jasna  cere,  czerwone

usta i krecone brazowe wlosy z prosta, ciezka grzywka opadajaca na czolo. Wedlug  Sereny  wygladala

jak  modelka  Prady  -  tyle  ze  z  za  duzymi  implantami  piersi  i  kikutami  zamiast  nóg,  ale  tego  akurat

Serena nigdy by nie powiedziala.

Pod  wzgledem  figury  Elise  stanowila  przeciwienstwo  Jenny.  Byla  prawie  dwadziescia

centymetrów  wyzsza,  miala  dlugie,  chude  nogi,  dlugie,  chude  rece  i  malenkie  piersi.  Zadna  rzecz

nigdy  nie  byla  na  nia  za  ciasna,  no  moze  z  wyjatkiem  okolic  brzucha,  wokól  którego  zrobila  sie  jej

mala  oponka.  Ale  latwo  to  bylo  schowac  pod  koszulka.  A  Jenny  w  zaden  sposób  nie  mogla  ukryc

swoich piersi. Z drugiej strony  Elise  miala  skóre  usiana  piegami  -  miala  piegi  nawet  na  powiekach  -

oraz dlugie do podbródka slomkowozólte wlosy,  które  byly  tak  grube i  tak  sztywne,  ze  ledwo  dawalo

sie je zwiazac gumka.

Cóz, nie ma idealów. Moze z wyjatkiem kilku z nas.

- 40 -

background image

- Zamienmy sie bluzkami - zaproponowala Elise.

Zdjela czarna koszulke z dekoltem w szpic i podala ja Jenny.

- No dobra - odparla z wahaniem  Jenny  i  zdjela  top.  Bluzka  Elise  pochodzila  z Express,  a  jej  z

Anthropologic,  czyli  byla  troche  fajniejsza,  ale  Jenny  nie  chciala  urazic  uczuc  przyjaciólki  i  nic  nie

powiedziala. Poza tym efekt byl wstrzasajacy. W czarnej  koszulce  piersi  Jenny  wygladaly  prawie  nor-

malnie,  a  czerwony  top  sprawil,  ze  wlosy  Elise  rozblysly  rudawymi  pasemkami  -  zadna  z  nich  nie

wiedziala, skad sie wziely.

- Zaloze  sie,  ze  Serena  van  der  Woodsen  nawet  nie  oglada  sie  przed  wyjsciem  -  stwierdzila

Jenny.  Uklekla  i  zaczela  chodzic  na  kolanach  po  pokoju.  -  Pewnie  nawet  nie  musi  niczego

przymierzac, moze z wyjatkiem butów.

Elise oparla reke na biodrze.

- Co ty robisz?

- Wycieram  moje  nowe  dzinsy  -  odpada  Jenny,  nie  przerywajac  chodzenia  na  czworaka.  -

Slyszalas o Serenie i Damianie z Ravesów?

Elise pokiwala glowa. Wszyscy o nich slyszeli.

Szorujac  kolanami  o  rózowy  dywan.  Jenny  przeszla  do  szafy,  zeby  wybrac  buty.  Oczywiscie

Serena nigdy nie musiala lazic na czworaka jak pies, zeby jej dzinsy wygladaly normalnie.

- Nie wiem, jak ona to robi.

Wyciagnela nowe zlote sandaly z petelka  na  palec  od Michaela  Korsa  i  wsunela  w nie  stopy.

Ojciec  powiedzial,  ze  cos  takiego  moglaby  nosic  tancerka  brzucha,  ale  dostala  je  za  darmo po  sesji

zdjeciowej dla „W” i byly to najladniejsze buty, jakie miala.

Jakie  to dziwne,  ze  przez  chwile  byla  supergwiazda  -  dzieki  tym  zdjeciom  z  Serena  -  a  teraz

znowu wrócila do swojego starego, zwyklego ja. Znowu byla czternastolatka - prawie pietnastolatka -

z wielkimi ambicjami i jeszcze wiekszymi piersiami. Oczywiscie jej zyciowa  ambicja  nie  bylo  rzucenie

szkoly w wieku czternastu lat i zostanie supermodelka, ale byloby milo, gdyby ktos ja o to poprosil.

Jenny  wstala,  otrzepala  kolana.  Dzinsy  byly  calkowicie  i  rozczarowujaco  niewylarte.  Jesli

zapomniec  o  dziwacznym  umiejscowieniu  oryginalnych  wytarc,  spodnie  wygladaly  zupelnie

normalnie,  tak  jak  wszystkie  inne  ubrania  w  jej  szafie.  Ubrania  Sereny  zawsze  byly  idealnie

wystrzepione, wyblakle i znoszone, sugerujac, ze noszaca je osoba ma za soba  kolorowa i  tajemnicza

przeszlosc.  Jenny  caly  czas  zastanawiala  sie.  czyjej  wlasne  ubrania  tez  by  tak  wyblakly  i  nabraly

charakteru, gdyby zostala wyrzucona z Constance i wyslana do szkoly z internatem.

- Nigdy nie myslalas o szkole z internatem? - Jenny zapytala przyjaciólke.

Elise skrzywila sie.

- 41 -

background image

- Trzy razy dziennie jesc szkolne posilki i mieszkac z nauczycielami? Ohyda!

Jenny  zmarszczyla  brwi.  Nie  tak  wyobrazala  sobie  internat.  Dla  niej  taka  szkola  oznaczala

wolnosc:  z dala  od maniakalno  -  depresyjnego  brata,  boga  poezji  i  rocka,  z  dala  od  maniakalnego,

nadopiekunczego  i  tak  zaniedbanego,  ze  mozna  sie  bylo  go  wstydzic  ojca,  z  dala  od  straszliwych

mundurków  Constance  Billard.  z  dala  od  jej  starej,  zakurzonej  sypialni  oraz  od  codziennej  nudy  i

robienia  w  kólko  tego  samego  nudziarstwa  przez  nastepne  trzy  lata.  Internat  oznaczal  tez  okazje:

zeby  mieszkac  i  chodzic  do  szkoly  razem  z  chlopcami,  chlopcami  i  chlopcami  oraz  zeby  stac  sie

dziewczyna, jaka zawsze chciala byc: dziewczyna, o której ciagle sie mówi.

Rufus wsadzil glowe do pokoju, nawet nie myslac o tym, ze Jenny juz dawno  nie  ma  pieciu  lat

i  moze  byc  calkiem  naga  albo  cos  w  tym  stylu.  Niesforne  wlosy  zwiazal  w  kucyk  kawalkiem

jasnoniebieskiej torebki, w której przynoszono rano „New York Timesa”.

- Dziewczyny, chcecie, zebym wam zamówil taksówke? - Jego glos byl pelen troski.

Jenny widziala,  ze  ojciec  bardzo  chcialby  isc  z nimi  na  koncert,  ale  dzis  wieczór  byly,  jak  co

miesiac,  warsztaty  pisarzy  -  anarchistów  -  jedyna  rzecz,  która  traktowal  równie  powaznie  jak

wychowywanie dzieci, chociaz nigdy niczego nie wydal.

- Nie  trzeba,  tato.  -  Jenny  usmiechnela  sie  slodko,  podpuszczajac  go.  aby  powiedzial  cos

niegrzecznego na temat jej sandalów. - Gotowa? - zapytala przyjaciólke.

Elise nalozyla jeszcze raz ulubiony blyszczyk Jenny na i tak juz lsniace usta.

- Gotowa - odparla.

- Wygladacie  tak...  -  Rufus  pociagnal  sie  za  zmierzwiona  brode,  szukajac  stosownego

okreslenia - doroslo - stwierdzil w koncu.

Aha,  ale  nie  jak  material  na  modelki,  które  spotykaja  sie  z  gwiazdami  rocka,  dodala  w

myslach Jenny. Obie  dziewczyny popatrzyly  na  swoje  odbicie  w lustrze.  Elise  nalozyla  zdecydowanie

za  duzo  blyszczyku,  a  Jenny  zalowala,  ze  jej  sandaly  nie  maja  jednak  jakiegos  obcasa,  bo  wtedy

wygladalaby na ciul wyzsza. W koncu nie idzie na koncert po to,  zeby  zobaczyc  Dana.  Chciala  poznac

Damiana Polka oraz reszte zespolu i zrobic na nich wrazenie.

Jenny stanela na palcach, a potem z powrotem opadla na piety.

- Mamy  szczescie,  ze  jestesmy  na  liscie  gosci  -  westchnela.  -  Bo  inaczej  w ogóle  by  nas  nie

wpuscili.

Wlasciwie to z takimi piersiami wszedzie by ja wpuszczono. Ale sama musi to odkryc.

- 42 -

background image

czasem V bywa calkiem zwyczajna dziewczyna

- Co do cholery? - zapytala ostro Vanessa.

Jak  mogla  ich  nie  zauwazyc  przez  wszystkie  te  lata?  Nie  miala  pojecia.  Obrócila  glowe  i

znowu sprawdzila swoje odbicie  w lazienkowym  lustrze.  Byly  tam  -  cztery  wielkie  brazowe  pieprzyki,

ustawione na jej  karku  za  uchem  jak  jakas  cholerna  konstelacja.  Czula  sie  jak  dziewczyna  z reklamy

clearasilu,  która  panikuje  z  powodu  pryszcza  tuz  przed  wyjsciem  na  randke.  Ale  pryszcze  kiedys

znikaja.  Pieprzyki  zostaja  na  cale  zycie.  Kto  przy  zdrowych  zmyslach  golilby  glowe,  majac  na  karku

takie znamiona?

Szarpnela szuflade pod umywalka w lazience, szukajac tego kryjacego dziadostwa  w cielistym

kolorze,  którego  uzywala  jej  siostra  pod  oczy,  gdy  zarwala  noc.  Znalazla  sztyft,  który  nazywal  sie

Peekaboo. Byl odrobine bardziej rózowy niz odcien jej skóry, ale wystarczajaco dobry. Nalozyla troche

na pieprzyki,  roztarta  i  obejrzala  sie.  Teraz  wygladala  jakby  dostala  poparzen  po  trujacym  bluszczu.

Przez  chwile  zastanawiala  sie,  czy  nie  nakleic  plastra,  ale  nie  miala  dosc  duzego,  który  zaslonilby

wszystkie  cztery  znamiona,  a  sam  plaster  i  tak  bedzie  przyciagal  uwage.  Zmyla  korektor  i  zaczela

grzebac  w  szufladzie  w  poszukiwaniu  czegos,  co  odwróciloby  uwage  Beverly'ego  od  odrazajacego

znieksztalcenia na jej szyi.

Jakby niezagojona przekluta  górna  warga  nie  odciagala  wystarczajaco  uwagi  od szyi.  Beverly

byl dosc  uprzejmy,  zeby  nie  wspomniec  o tym wczesniej,  ale  teraz,  kiedy  beda  poznawac  sie  lepiej,

moze zapytac, czy paprzaca sie ranka nad kolczykiem w ustach sprawia jej ból.

I  wlasciwie,  dlaczego  Beverly  mialby  ogladac  jej  szyje?  Wybieraja  sie  dzisiaj  na  koncert

Ravesów,  spedza  razem  troche  czasu,  zeby  sprawdzic,  czy  nadaja  sie  do wspólnego  mieszkania,  ale

jako wspól  lokatorzy,  a  nie  para,  która  oglada  sobie  szyje.  Poza  tym Beverly  to artysta.  Moze nawet

uznac, ze pieprzyki sa fajne.

Próbka perfum,  które  nazywaly  sie  Pewnosc,  walala  sie  na  dnie  zagraconej  szuflady  toaletki.

Nazwa  kojarzyla  sie  bardziej  z  tamponami  albo  testami  ciazowymi,  ale  mimo  to  Vanessa  zdjela

czarny korek i skropila odrobina perfum nadgarstki i skronie. Zapach byl tak pizmowy i ciezki, ze  mógl

calkiem  odciagac  uwage  Beverly'ego  od  ohydnej  konstelacji  pieprzyków  na  szyi  Vanessy.  Moze

nawet  zadzialaja  jak  czar.  Ona  wejdzie  do  klubu,  gdzie  Dan  i  Ravesi  beda  juz  grali.  Dan  po-

czerwienieje  z  pozadania,  zalu  i  wscieklej  zazdrosci,  a  Beverly  natychmiast  poczuje,  ze  chce  z  nia

- 43 -

background image

mieszkac. Jako przyjaciel, rzecz jasna.

Oczywiscie.

kiepsko, gdy ubranie nie pasuje do twojego nastroju

- Na pewno nic ci nie jest? - Damian zapytal po raz drugi przez zamkniete drzwi do toalety.

- Aha  -  odkrzyknal  Dan  zza  drugiej  strony  drzwi,  modlac  sie,  zeby  Damian  i  reszta  zespolu

uznali, ze to jego  zwykle  zachowanie  przed  koncertem,  i  wrócili  do gry  w pokera,  obalania  stolicznej

czy co tam robili za kulisami.

- No  dobra.  Do  zobaczenia  za  chwile  -  odpowiedzial  Damian.  -  Ladne  sznurówki  -  dodal  i

wyszedl z lazienki.

Siedzac  na  pokrywie  muszli  klozetowej.  Dan  spojrzal  zalosnie  na  nowe  trampki  i  absurdalnie

szerokie nogawki spodni, które prawie  je  zakrywaly.  Wczoraj  zaszedl  do Piecset  Piecdziesiatej  Piatej

Soul na  Broadwayu  w  SoHo  i  dal  sie  namówic  sprzedawcy  na  kompletnie  nowa  garderobe  z  okazji

koncertu.  Wielki  zólto  -  czarny  T  -  shirt,  potwornie  wielkie  i  workowate  spodnie  dresowe  ze

sznurkami do sciagania,  przetyczkami  i  kieszeniami  we  wszystkich  mozliwych  miejscach,  czarne  pló-

cienne  trampki  Converse  z zóltymi  sznurówkami  oraz  czapke  Z  daszkiem  w  kolorze  khaki  z  wielkim

zóltym znakiem  nakazujacym  ustapienie  pierwszenstwa  przejazdu.  Czapka  pozwalala  mu zapanowac

nad  zmierzwionymi  wlosami  i  odslaniala  ogolona  szyje,  co  sprawialo,  ze  wygladal  grozniej,  niz

potrafil to sobie  wyobrazic.  Wlasciwie  to w tym nowym ubraniu  prezentowal  sie  jak  nizsza,  chudsza

wersja Eminema. Zdecydowanie nie tak zamierzal wygladac.

Zaden z chlopaków z zespolu nie skomentowal jego  stroju, ale  z drugiej  strony,  wlasciwie  nie

dal im szansy cokolwiek powiedziec. Raz tylko zerknal na ogromna kolejke stojaca przed wejsciem  do

klubu, na instrumenty i mikrofony  ustawione  na  scenie  i  od razu  popedzil  do lazienki,  zeby  wyrzygac

flaki. Od tej chwili nawet na minute nie wyszedl z toalety.

Gdyby  tylko  mial  jakis  talizman,  cos  w  rodzaju  recznie  robionej  sprzaczki  do  spodni  albo

wisiorka  z zeba  rekina,  jakie  pewnie  mieli  najslynniejsi  gwiazdorzy  rocka.  Zalozylby  go  i  przestalby

sie  denerwowac,  potem spiewalby  bez  opamietania  i  doprowadzil  tlumy  do  szalu.  A  tak  siedzial  na

kiblu  w pomalowanej  na  jaskrawozielono  meskiej  toalecie  i  palil  swoje  camele  -  wypalil  juz  jakies

czterdziesci - czujac sie coraz gorzej i gorzej.

Nagle  z  jekiem  otworzyly  sie  drzwi  do  toalety  i  pod  drzwiami  do  kibla  pojawily  sie  znowu

- 44 -

background image

czarne buciory o pozdzieranych noskach nalezace do Damiana.

- Pociagnij  sobie  i  od razu  bedzie  ci  lepiej  -  poradzil,  wsuwajac  zamknieta  butelke  stolicznej

pod drzwi.

Dan wzial butelke. Jesli ma dzis wieczorem wystapic,  bedzie  musial  byc  równie  ostry  jak  jego

nowy wizerunek.  Otworzyl butelke  i  pociagnal  lyk.  Mial  wrazenie,  ze  ma  zoladek  bez  dna  -  zupelnie

jakby wlal raptem lyzeczke wódki do pustej studni. Wzial nastepny lyk i otarl usta wierzchem dloni.

- Do zobaczenia za chwile, dobra? - odezwal sie znowu Damian. - Ale moze zdejmij te czapke  -

zasugerowal delikatnie przed wyjsciem z lazienki.

Ravesi  dbali,  zeby  nie  bazowac  na  wygladzie  i  nie  wypasc  zbyt  zaangazowanie.  Wiekszosc

nadal  nosila  ubrania,  które  kupily  im  matki,  gdy  chodzili  do szkoly  sredniej:  koszulki  polo  Lacoste'a,

spodnie  khaki  z Brooks  Brothers  w zestawieniu  z czyms  absolutnie  czadowym  i  absurdalnie  drogim,

typu szyty na  zamówienie  plaszcz  od Dolce  &  Gabbana.  Ale  matka  Dana  uciekla  do  Czech  z  jakims

lysiejacym,  napalonym  hrabia,  nim  Dan  zaczal  chodzic  do  szkoly  sredniej,  wiec  nie  mial  zadnych

koszulek polo ani  spodni  khaki,  tylko  ubrania,  które  sam  wybral  i  zdolal  za  nie  zaplacic  z glodowego

kieszonkowego od Rufusa. Poczul, jak ogarnia go panika. Kto bedzie sluchal wymiotujacego,  chudego

nastolatka z ogolonym karkiem w potwornych zólto - czarnych trampkach?

Jeszcze sie zdziwisz.

jestes piekna, a twoja matka smiesznie cie ubiera

Spódnica,  koszulka,  bielizna,  buty,  zegarek,  kolczyki  i  obrózka  z  perel.  Serena  gapila  sie  na

ubranie,  które  jej  matka  wylozyla  schludnie  na  lózko  córki.  Wszystko,  co  wybrala  matka,  bylo  szare

lub granatowe.  Akurat  tak  sie  skladalo,  ze  byly  to  kolory  uniwersytetu  Yale.  Ma  robic  za  kretynke?

Naprawde potrzebowala matki, zeby wybierala jej ubrania? Ile w koncu miala lat? Piec?

Jej  rodzice  byli  w  swoim  apartamencie  i  szykowali  sie  do  przyjecia  organizowanego  przez

uniwersytet  Yale  pod  haslem  „Yale  kocha  Nowy  Jork”  dla  przyszlych  studentów  z  Nowego  Jorku.

Mialo odbyc sie z apartamencie Stanforda Parrisa III na rogu Park Avenue i Osiemdziesiatej  Czwartej.

Dla  nich  to kolejne  koktajl  party  -  okazja,  zeby  spotkac  sie  z  rodzicami  dzieci,  z  którymi  ich  wlasne

dzieci chodzily do szkoly, na lekcje tenisa  albo  kursy  przygotowujace  do koncowych  egzaminów.  Nikt

tam  nikogo  nie  zna  naprawde  dobrze,  ale  kazdy  kazdego  kojarzy.  Ludzie  tacy  jak  van  der

Woodsenowie mysleli o wszystkich ze  swojego  kregu  towarzyskiego  jak  o najblizszych  przyjaciolach,

- 45 -

background image

ale jak blisko mozna przyjaznic sie z kims takim jak Stanford Parris III?

- Jestes juz prawie gotowa, kochanie?! - Serena uslyszala wolanie matki.

- Aha! - odkrzyknela.

Czula  sie  jak  uparta,  nadasana  i  rozloszczona  dziewczynka.  Fakt  byl  jednak  laki.  ze  mogla

jechac  na  koncert  Ravesów.  zamiast  isc  z  rodzicami  na  kolejne  nudne  i  bezsensowne  przyjecie.

Ignorujac ubranie, które naszykowala jej matka, usiadla przed  iMackiem  i  zalogowala  sie.  Wiekszosc

e  -  maili  przyslaly  domy  mody  typu  Burberry  albo  Missoni.  Zapowiadaly  wyprzedaz  próbek  albo

przyjecia, na  których  mozna  zdobyc  sygnowane  nazwiskiem  znanych  osób  perfumy  albo  buty,  ale  na

samej górze listy byla nowa wiadomosc z Brown, potem z Harvardu i na koncu z Princeton.

Do: SvW@vanderWoodsen.com

Od: malarz@brown.edu

Carina Serena!

Kiedys  malowalem  anioly  bez  twarzy  i  bezcielesne  dlonie.  Bylem  martwy.  Teraz  moja  sztuka

ma twarz. Gdybys w przyszlym roku byla tutaj, w Brown - zywa, oddychajaca muza! -  to byloby

dla mnie wskrzeszeniem. Klecze u Twoich stóp.

Christian

PS Kraza plotki, ze zareczylas sie z tym wariatem, gitarzysta z Ravesów.  Moja  mila,  modle  sie,

aby to byla tylko plotka.

Do: SvW@vanderWoodsen.com

Od: chlopak2@harvarduniversity.edu

Droga Sereno!

Wiem, ze ty i ja jestesmy z róznej gliny, jesli mozna tak to ujac. Ja jestem osilkiem ze wsi, a  ty

boginia  z  Nowego  Jorku  -  ale  jak  to  mówia  w  starej  piosence,  nie  moge  przestac  o  tobie

myslec. Kiedy  przypominam  sobie  ciebie,  zaparowuja  mi  okna  w dzipie  i  nie  moge  oddychac.

Przez  ciebie  zawale  egzaminy.  Nie  sadze,  zeby  trzeba  bylo  powtarzac  rok,  jesli  zawali  sie

semestr  w college'u,  jak  to bylo  w szkole  sredniej,  ale  nie  mialbym  nic  przeciwko,  bo  wtedy

moglibysmy  dluzej  byc  razem.  Wiem,  ze  takie  slowa  to  czyste  wariactwo,  ale  jestes  moja

dziewczyna, wiec lepiej  przyjedz  w przyszlym  roku do Harvardu.  Wzniesmy  toast  za  nas  przez

- 46 -

background image

nastepne cztery lata i do konca zycia.

Wade (kolega z pokoju twojego przewodnika z Harvardu, pamietasz?)

Do: SvW@vanderWoodsen.com

Od: Sheri@PrincetonTriDs.org

Droga Sereno!

Chcemy  ci  powiedziec,  ze  caly  czas  gadamy  o  tym,  jaka  to  wspaniala  pare  tworzycie  z  Da-

mianem  z  Ravesów!!  Nie  mozemy  sie  doczekac,  kiedy  go  poznamy,  ale  najpierw  musimy

posciagac wszystkie jego zdjecia  ze  scian  w naszym  domu -  to takie  zenujace!  Ucaluj  od nas

Damiana  i  powiedz  mu, ze  go  kochamy  (chociaz  nigdy  w  zyciu  nie  ukradlybysmy  ci  Twojego

faceta).

Calujemy,

Twoje siostry z Princeton, Tri Delt.

Serena wykrzywila sie i skasowala wszystkie trzy wiadomosci od natretów,  majac  nadzieje,  ze

ostatni zniknie tez z jej pamieci.

Nie  ma  nic  gorszego  od  grupy  dziewczyn  udajacych  twoje  najlepsze  przyjaciólki,  chociaz

nawet ich nie kojarzysz, i tylko plotkujacych na  temat  twojego  chlopaka  -  gwiazdy  rocka,  którego  tak

naprawde nawet nie znasz. Dzieki takim listom tracila wszelka ochote na pójscie do college'u.

Wylogowala  sie,  nie  czytajac  reszty  e  -  maili,  i  zwiazala  burze  jasnych  wlosów  w  niezbyt

porzadny  kucyk  zwykla  biala  gumka.  Potem  posmarowala  usta  wazelina  i  wyszla  z  sypialni,  zeby

poszukac rodziców.

Starsi  van  der  Woodsenowie  mieli  osobny  apartament  skladajacy  sie  miedzy  innymi  z

ogromnej  sypialni  z  poteznym  lózkiem  z  baldachimem,  dwóch  garderób  z  ogromnymi  szafami  -

pokojami.  dwóch  lazienek  z  pelnym  wyposazeniem,  saloniku  z  barem  z  alkoholami  i  plazmowym

telewizorem, którego nigdy nie ogladali, i biblioteki pelnej rzadkich ksiazek,  których  nigdy  nie  czytali,

poniewaz  wiecznie  wychodzili  na  jakies  kolacje  dobroczynne,  do  opery  albo  mecze  polo  w

Connecticut.  Juz  sam  ten  apartament  móglby  stanowic  samodzielne  mieszkanie,  a  zajmowal

zaledwie cwierc powierzchni calego lokalu van der Woodsenów przy Piatej Alei.

- Nie  zauwazylas  ubran,  które  ci  naszykowalam?  -  zapytala  matka,  ogladajac  z rozpacza  strój

córki.

Pani  van  der  Woodsen  byla  wysoka,  miala  jasne  wlosy  jak  Serena  i  równie  harmonijne  rysy,

- 47 -

background image

które z wiekiem stawaly sie coraz bardziej arystokratyczne.

- Dzinsy z dziurami na pupie nie pasuja na taka okazje, chyba sie ze mna zgodzisz, kochanie?

- To  nie  sa  po prostu  stare  dzinsy  -  odparl  Serena,  patrzac  na  swoje  wyblakle  spodnie.  -  To

moje ulubione dzinsy.

Wlasciwie to miala ze dwadziescia par dzinsów, ale w tym tygodniu  Blue  Cults  byly  dzinsami,

bez których nie potrafila zyc.

- Spódnica i bluzka, które ci wybralam, sa w sam raz. - Matka upierala sie nadal.

Zapiela  zakiet  od  zlotego  kostiumu  Chanel  i  zerknela  na  platynowy  zegarek  -  antyk  od

Cartiera, który nosila na opalonym na San Domingo nadgarstku.

- Wychodzimy  za  piec  minut.  Bedziemy  z  ojcem  czytali  gazete  w  jego  gabinecie.  Nie  rób

problemów, kochanie. To tylko przyjecie. Lubisz przyjecia.

- Ale nie takie - burknela Serena.

Matka  uniosla  jasna  brew  tak  groznie,  ze  Serena  postanowila  nie  wspominac  o  tym,  ze

wolalaby  pójsc  na  koncert  Ravesów,  niz  paplac  z  banda  dzieciaków  i  ich  rodziców,  upajajacych  sie

faktem przyjecia do najbardziej prestizowych college'ów na swiecie.

Serena  wrócila  do  swojego  pokoju.  Z  niechecia  zdjela  dzinsy  i  wlozyla  szara  plisowana

spódnice  Marca  Jacobsa,  która  lezala  na  lózku,  a  do  niej  blekitna  koszulke  z  paciorkami  i  poma-

ranczowe  drewniaki  Miu  Miu  zamiast  nudnej  granatowej  bluzki  i  blekitnych  mokasynów  z  Tod's

naszykowanych przez matke.

A perly? Przykro mi, mamo.

Na koniec  rozpuscila  kucyk  i  przeczesala  jasne  wlosy  palcami.  Potem,  nawet  nie  zerkajac  w

lustro, wyszla z pokoju i stanela w korytarzu pod drzwiami wyjsciowymi.

Gdybysmy wszystkie mogly byc równie pewne swojej powalajacej urody.

- Mamo! Tato! Jestem gotowa! - krzyknela, próbujac udawac podekscytowana.

Pobedzie  na  przyjeciu  piec,  dziesiec  minut,  akurat  tyle.  aby  jej  rodzice  wdali  sie  w  jakas

nadzwyczaj  nudna  i  angazujaca  rozmowe z Stanfordem  Parrisem  III  albo  z  innym,  starym  jak  swiat,

nudnym absolwentem Yale, który od wieków chodzil na takie przyjecia. Potem wymknie sie  i  pojedzie

do centrum na koncert Ravesów.

W koncu,  jesli  przez  nastepne  cztery  lata  ma  robic  za  intelektualistke,  musi  sie  bawic,  póki

ma okazje.

Zaraz, zaraz, czy juz nie zabawiala sie przy kazdej nadarzajacej sie okazji?

- 48 -

background image

plyn, plyn po morzach i oceanach!

Jeremy, Charlie i Anthony ciagle gadali o Bermudach,  wiec  kiedy  weszli  na  poklad  Xharlotte”,

nazwanej  tak  na  czesc  babki  Nate'a  ze  strony  ojca,  Nate  poszukal  w  komputerze  lodzi  portu  na

Bermudach  i  zaprogramowal  kurs  na  zatoke  Horseshoe.  Ustawil  predkosc  kilometr  na  godzine,  co

oznaczalo, ze plyneli na Bermudy bardzo wolno. Chociaz  opuscili  port w Dolnym Manhattanie  prawie

dwadziescia godzin temu, dopiero przeplywali obok Coney Island w Brooklynie.

Piatkowy wieczór zamienil sie w sobotni. Slonce  wisialo  nisko  nad  Staten  Island,  podczas  gdy

lódz  powoli  plynela  na  poludnie.  Powietrze  bylo  chlodniejsze  niz  nad  ladem  i  pachnialo  mokrym

psem. Nate i cala reszta towarzystwa na lodzi nadal byli ujarani. Wyciagneli  sie  leniwie  na  pokladzie

z  przymknietymi  oczami  i  otwartymi  ustami  albo  niespiesznie  dreptali  boso  pod  poklad,  zeby

uzupelnic zapasy piwa i przekasek.

Dopiero  niedawno  dotarlo  do  Nate'a,  ze  Blair  nie  ma  na  pokladzie.  Przypomnial  sobie,  ze

dzwonila  do niego  zeszlego  wieczoru  z hotelu  Plaza  i  ze  chyba  zapomnial  o  umówionym  spotkaniu.

Oczywiscie  zadzwonilby  do  niej,  ale  zniknal  jego  telefon  komórkowy,  a  kiedy  pozyczyl  komórke  od

Jeremy'ego,  zorientowal  sie.  ze  nie  zna  numeru  do  Blair,  bo  zawsze  wybieral  go  z  ksiazki

telefonicznej  w  telefonie.  Kiedy  czlowiek  jest  przez  niemal  dwadziescia  cztery  godziny  na  dobe

upalony  trawa,  zadzwonienie  do informacji  i  sprawdzenie  numeru do dziewczyny  wydaje  sie  niemal

przekraczac ludzkie mozliwosci.

Ofiara losu do kwadratu, nie?

Nate  i  jego  ojciec  sami  zbudowali  „Charlotte”  w  posiadlosci  Archibaldów  na  Mt.  Desert

Island, w Maine. To byl  ponadtrzydziestometrowy  kecz.  dosc  duzy,  zeby  wygodnie  zabrac  okolo  setki

pasazerów  z parku  Battery  do Hamptons  albo  siedemnascioro  dzieciaków  na  Bermudy.  W zwiazku  z

przygotowaniami  do  nadchodzacego  rejsu  do  Hamptons  kuchnia  byla  pelna  najlepszych  serów,

lekkich  krakersów,  wedzonych  ostryg,  belgijskiego  piwa,  szampana  Veuve  Clicquot  i  starej  whisky.

Cztery  lazienki  wyposazono  w  prysznice  z  goraca  woda,  granatowe  reczniki  Frette  oraz  recznie

robione  mydelka  w  ksztalcie  muszelek  ze  zlotym  nadrukiem  Charlotte.  Kabina  kapitana  miala

najnowsze  systemy  nawigacji  i  komunikacji,  a  na  pokladzie  i  pod  nim  zamontowano  wspanialy

system naglosnienia - prawdziwy majstersztyk.

Po kolacji  skladajacej  sie  z piwa.  sera  brie  i  chipsów  ziemniaczanych  odpuscil  sobie  kolejna

- 49 -

background image

fajke  z trawka  w towarzystwie  kumpli  i  wdrapal  sie  na  bocianie  gniazdo  na  wyzszym  maszcie  lodzi.

Usiadl,  objal  kolana  i  zamyslil  sie  nad  sytuacja,  patrzac  na  wszystko  z  wysoka.  Poniewaz  tylko

dryfowali, byl pewien, ze do poniedzialku  nie  doplyna  dalej  niz  do brzegów  New  Jersey.  Nie  mial  nic

przeciwko temu. Byl tez pewien,  ze  ominie  go  przyjecie  organizowane  przez  Yale.  na  które  mial  isc  z

rodzicami. I pewnie ominie go masa wscieklych, smutnych i byc moze nawet zmartwionych telefonów

od Blair.

Byc moze.

Nate'a  dreczylo  przeczucie,  ze  maly  wypad  lodzia  to  byl  zly  pomysl.  Zaloga  bedzie  sie

potwornie denerwowac,  gdy  odkryje,  ze  „Charlotte”  zniknela,  a  ojciec  wscieknie  sie  jak  diabli.  Ale

jezeli  zdaza  wrócic  przed  planowanym  rozpoczeciem  rejsu  do Hamptons,  nikomu  zadna  krzywda  sie

nie  stanie,  prawda?  Podciagnal  czarna  koszulke  i  sprawdzil,  czy  jeszcze  widac  malinki,  które

zostawila  mu  przedwczoraj  na  brzuchu  Blair.  Zrobily  sie  ciut  bladsze,  ale  tak,  nadal  tam  byly.

Wspomnienie  Blair  uspokoilo  go.  Nawet  jesli  przez  osiemdziesiat  procent  czasu  byla  na  niego

wkurzona,  na  zawsze  pozostana  razem  i  miejmy  nadzieje,  razem  pójda  na  Yale.  Jak  to  dobrze,

pomyslal  sobie  w sposób,  w  jaki  potrafi  myslec  tylko  na  wpól  ujarany  chlopak,  „miec  kogos,  kogo

mozna trzymac za reke, wchodzac w wielkie nieznane”.

- Pokój  wszystkim,  stary!  -  rozlegl  sie  z  pokladu  dziewczecy  glos.  -  Alors,  znalazlam  pare

herbatników Oreos na deser!

Nate  zerknal  w  dól  na  Lexie.  Z  góry  wygladala  na  bardzo  niska.  I  miala  blyszczace  oczy  -

zupelnie jak mala dziewczynka.

Na  pokladzie  grupki  chlopaków  i  pare  dziewczyn  palilo  i  popijalo  jasne  belgijskie  piwo  z

krysztalowych  kufli.  Na  rufie  lodzi  z  wodoodpornych  glosników  saczyl  sie  leniwy  francuski  jazz  z

jednej z ulubionych plyt mamy Nate'a.

- Chcesz troche? - zapytala Lexie. - Moge wejsc tam do ciebie.

Przez  chwile  Nate  nie  odpowiadal.  Popatrzyl  na  jasno  oswietlony  diabelski  mlyn  na  Coney

Island,  krecacy  sie  powoli  i  migoczacy  na  zielonobrazowej  wodzie.  Byl  calkiem  pewny,  ze  nie  chce,

aby Lexie wchodzila do niego na bocianie gniazdo. Po pierwsze, ledwo miescila sie  tam  jedna  osoba.

Po drugie, musialby ja pocalowac, bo byla  ladna,  miala  taki  seksowny  tatuaz  i  ewidentnie  sie  w nim

podkochiwala. Jednak ostatnio naprawde nie mial ochoty calowac nikogo innego poza Blair. W koncu

mieli razem z Blair pójsc do college'u i pobrac sie. Spedza razem reszte zycia.

Czekaj no. Doznal objawienia, czy jak?

Nate wstal i zaczal schodzic z bocianiego gniazda. Nie mógl siedziec na górze  przez  cala  noc  i

czekac, az lódz sama zawróci. Nie - kiedy czeka na niego Blair - nie, kiedy cale zycie jest przed nim.

- 50 -

background image

Zeskoczyl z drabiny, a Lexie podala mu ciastko.

- Na  wodzie  czuje  sie  taka  wolna  -  mówiac  to,  Lexie  zatoczyla  sie  lekko,  bo  „Charlotte”

przeplywala przez nieco bardziej wzburzona wode.

Jej  batikowa  sukienka  rozwiazala  sie  albo  rozdarla,  ramiaczka  opadly,  odslaniajac  opalone

plecy i tatuaz przedstawiajacy malenkie slonce, ksiezyc i gwiazdy.

Nate  wzial  ciastko,  rozdzielil  herbatniki  i  wylizal  spomiedzy  nich  krem.  Tak,  przed  nim  cale

zycie, ale czasem wazniejsze jest, zeby cieszyc sie prostymi przyjemnosciami.

wyspa B

- Panienka  zje  dzis  w  domu  czy  mamy  przesiac  kolacje  do  apartamentów  w  hotelu  Plaza?  -

zapytal Aaron wynioslym tonem angielskiego kamerdynera.

Blair  spiorunowala  wzorkiem  denerwujacego  brata,  który  wlasnie  wsunal  swoja  glowe  z

dredami do jej tak zwanego pokoju.

- Wlasciwie  to  wychodze  -  odparta  i  wyszarpnela  z  szafy  nienoszona,  granatowa,  obcisla

sukienke z satyny od Calvina Kleina.

Od Nate'a wciaz nie  bylo  wiadomosci,  a  ona  wlasnie  miala  za  soba  upokarzajace  zdarzenie  -

wracajac  z hotelu,  musiala  zlapac  taksówke  ubrana  w szkolny  mundurek.  A  byla  sobota  i  nie  miala

dzis szkoly.

Dziewczyny,  które  musza  nosic  do szkoly  mundurki,  robia  wszystko,  co  w ich  mocy,  aby  poza

godzinami zajec nikt nie zobaczyl ich w takim stroju. A zwlaszcza w czasie weekendu.

Wczesniej  tego  popoludnia  zamówila  pare  dzinsów  Earl,  które  dostarczono  jej  do  pokoju  w

hotelu prosto z Barneys, ale przyniesiono spodnie  zupelnie  w innym  stylu  niz  te,  które  zwykle  nosila.

Byly  proste  jak  spod  linijki  i  trzeba  je  bylo  nosic  tak  nisko,  ze  odslanialy  najmarniej  pietnascie

centymetrów  posladków.  Blair  ledwo  wciagnela  je  do  kolan.  Miala  jedynie  szkolny  mundurek,

bielizne La Perla oraz hotelowy bialy szlafrok frotte' i nic do roboty poza ogladaniem przez szesnascie

godzin  bez  przerwy  telewizji,  wiec  powoli  zaczynala  wariowac.  Przyjecie  organizowane  przez  Yale,  o

którym wspomniala Serena, oferowalo mila odmiane, a poza tym okazje, zeby zemscic sie na Nacie.

Wlaczyc kamere!

Zjawilaby sie na przyjeciu  w chmurze  perfum  i  dymu papierowego  niczym  jakis  dzinn,  ubrana

tak,  ze  nikt  sie  jej  nie  oprze.  Wszyscy  przyszli  studenci  i  nawet  zwalisci,  starzy  absolwenci  Yale

- 51 -

background image

porzuciliby  swoje  szkockie  i  padliby  na  kolana  u  jej  nieskazitelnie  zadbanych  stóp.  Wdalaby  sie  w

goracy,  glosny  romans  z  najprzystojniejszym  i  najbardziej  wplywowym  facetem  z  tej  bandy,

upewniajac sie,  ze  Nate  sie  o tym dowie,  a  potem zazadalaby  od wyzej  wspomnianego  absolwenta,

aby zapewnil  jej  dostanie  sie  do Yale.  Wtedy  powiedzialaby  Nate'owi,  zeby  sie  od  niej  odchrzanil  i

wynosil  do  Brown,  albo  jeszcze  dalej,  bo  szczerze  mówiac,  nie  chce  juz  wiecej  patrzec  na  te  jego

zalosna gebe.

- Dzwonila  mama  Nate'a.  Byla  dosc  oschla.  Powiedziala,  ze  byloby  milo,  gdybyscie  pojawili

sie z Nate'em dzis wieczorem na przyjeciu „Yale kocha Nowy Jork” - poinformowal ja Aaron.

Ze jak?

Blair zmarszczyla brwi, patrzac na sukienke, która trzymala w rekach. Miala przesliczny  odcien

granatu  Yale,  ale  nie  byla  tak  kuszaca,  jakby  tego  chciala  Blair.  No,  chyba  ze  wlozy  do  niej

powalajaco seksowne sandaly na paski i z wysokimi obcasami - miala takich mnóstwo.

- Myslalam,  ze  przyjecie  jest  tylko  dla  tych,  którzy na  pewno  ida  do Yale  tej  jesieni  -  upieral

sie Aaron. - A ty jeszcze sie nie dostalas, nie?

Blair zignorowala go i wyciagnela z szafy miniponcho - nawet nie pamietala, ze je kupila.  Bylo

w szaro - niebieskie  paski,  nowy scieg  Missoni.  Przylozyla  je  do sukienki,  zeby  zobaczyc,  czy  pasuje.

Pasowalo,  ale  nie  dawalo  tego  ponetnego  efektu  typu  „wiesz,  ze  mnie  pragniesz”,  jakiego

potrzebowala, aby podbic serca facetów z Yale.

Rzucila Aaronowi lodowate spojrzenie mówiace „spadaj, próbuje sie ubrac”.

- Skoro pytasz: nie, jeszcze sie nie dostalam. Ale jestem pewna, ze  w koncu  sie  dostane,  wiec

nie rozumiem, dlaczego mialabym nie isc na to przyjecie.

Podeszla  do  drzwi  i  zlapala  za  klamke,  gotowa  trzasnac  Aarona  w  twarz  drzwiami.  On  juz

wczesniej dostal sie do Harvardu. Co go to wszystko obchodzi?

Aaron wycofal sie. Podniósl rece, pokazujac, ze nie mial na mysli nic zlego.

- Nie ma co sie tak unosic.

A nic tak nie wkurza dziewczyny, jak oskarzenie jej o to, ze sie wkurza.

Blair  trzasnela  drzwiami.  Kilka  minut  pózniej  otworzyla  je  znowu,  majac  na  sobie  niebieska

waska sukienke i srebrne sandaly Manolo na  osmiocentymetrowych  obcasach.  Chybotliwym  krokiem

przetruchtala  korytarzem  do  swojego  dawnego  pokoju.  Mala  Yale  miala  sypialnie  wyposazona  we

wspaniale urzadzenia monitorujace. Gdyby tylko Blair udalo sie wejsc tam niepostrzezenie...

Pokój Yale  urzadzono  w odcieniach  bladej  zólci  i  brzoskwini.  Pelny  byl  pluszowych  zabawek  i

malenkich drewnianych mebelków. Nad lózeczkiem udrapowano gesta  biala  moskitiere  sprowadzona

z Indii, wiec trudno bylo zobaczyc, czy Yale spi, czy nie, jednak cisza w pokoju  sugerowala,  ze  dziecko

- 52 -

background image

drzemie. A takze, ze mala nadal przechodzi kwarantanne. Ups.

Blair  podeszla  na  palcach  do  zóltej  wolno  stojacej  szaty,  uchylila  górna  szuflade  i  wyjela  z

niej  malenkie  pudeleczko  na  bizuterie  z  bialego  aksamitu.  Potem  zamknela  drzwi  i  podeszla  do

lózeczka.

- Przyniose z powrotem, obiecuje - szepnela do zawiniatka w kocu, które spokojnie lezalo.

Uniosla  moskitiere  i  pocalowala  Yale  w  delikatny  policzek,  zbyl  skupiona  na  zdobyczy,  zeby

zauwazyc,  ze  dziecko  ma  malenkie  rekawiczki  na  raczkach,  zapobiegajace  drapaniu  sie  po

zarózowionym, pokrytym wysypka ciele.

Zwykle to mlodsze siostry podkradaja rzeczy z pokoju starszych sióstr, ale jak Yale wkrótce sie

przekona, Blair nie jest zwyczajna starsza siostra.

a skoro mowa o mlodszych siostrach...

Lower  East  Side  bylo  jedna  z  lych  szczesliwych  dzielnic  w  Nowym  Jorku,  które  zawsze  byly

fajne,  ale  dosc  nie  po drodze i  wystarczajaco  brudne,  aby  turysci  i  kawiarnie  Starbucks  trzymaly  sie

od nich z daleka. Opieralo sie pokusie stania sie  modna  dzielnica  sezonu,  jak  to ostatnio  przydarzylo

sie  Meatpacking  District.  Kolejka  dziewczyn  w bluzkach  bez  pleców  i  plisowanych  minispódniczkach

oraz  chlopaków  w  dzinsach  i  koszulkach  polo  z  podniesionymi  kolnierzykami  ustawila  sie  przed

Funktion, klubem przy Orchard Street, gdzie wystepowal zespól Raves.

Jenny  zlapala  Elise  za  lokiec,  rozkoszujac  sie  w  glebi  duszy  tym,  ze  nie  musza  czekac  w

kolejce razem  z innymi  i  martwic  sie,  czy  bramkarz  je  wpusci.  Podala  mu nazwisko,  aksamitny sznur

zniknal i obie weszly.

Ta - dam! Pelen luz w dwie sekundy.

W srodku Funktion byl mniejszy,  niz  to sobie  Jenny  wyobrazala,  i  chociaz  dopiero  go  otwarto,

miejsce sprawialo wrazenie starego. Podloge klubu pomalowano na czarno, a sciany  byly  z pustaków

pomalowanych  na  czerwono.  Panowal  tlok.  Zamiast  siedziec  przy  stolikach  w  czarno  -  biala

szachownice,  ludzie  tloczyli  sie  przy  scenie,  trzymajac  w  rekach  piwo.  Najfajniejsza  i  najbardziej

staromodna  rzecza  w klubie  byla  rura  do zjezdzania  dla  strazaków,  która  pozostala  po dawnej  remi-

zie. Wychodzila z sufitu posrodku sceny, dodajac dramatyzmu wszelkim wystepom.

Jenny zastanawiala sie, czy powinny zebrac sie na odwage,  podejsc  do baru  i  zamówic  drinki,

czy  raczej  usiasc,  wygladac  na  znudzone  i  wyrafinowane  i  poczekac,  az  w  koncu  kelnerka  sama

- 53 -

background image

podejdzie, zeby  przyjac  zamówienie.  A moze w ogóle  nie  musialy  pic.  Kazda  dziewczyna  w wieku  od

dziewieciu  do dwudziestu  dziewieciu  lat  byla  zakochana  w zespole  Raves.  Juz  samo  przebywanie  w

tym samym pomieszczeniu co oni, na zywo, przyprawialo o zawrót glowy.

Pociagnela Elise za pasek czarnej torebki z cekinami i  poprowadzila  na  tyly  klubu,  zeby  mogly

usiasc  i  sprawiac  wrazenie  podchmielonych  i  znudzonych,  jak  zawsze  wygladaja  modelki  na

robionych z ukrycia zdjeciach w „New Yorkerze”.

Basista  i  perkusista  z  Raves  juz  byli  na  scenie.  Grzebali  przy  instrumentach  i  sprawdzali

mikrofony.

- „A,  b,  c,  d,  e,  f,  g” -  zanucil  do mikrofonu  perkusista  z zamknietymi  oczami  i  pelna  uczucia

twarza, jakby spiewal najbardziej porywajaca piosenke, jaka kiedykolwiek napisano. - Powiedz  mi,  co

o mnie myslisz.

- Milusi! - szepnela Jenny do przyjaciólki.

- Kto? - dopytywala sie Elise, zerkajac  na  scene,  -  Perkusista?  Ale  on ma  ze  dwadziescia  piec

lat!

I co z tego?

- I co z tego? - zapytala Jenny. - Przeciez wszyscy tyle maja.

- Ale  on  nosi  roboczy  kombinezon.  -  Elise  zmarszczyla  piegowaty  nos  z  niesmakiem.  -  Ten

gitarzysta, jak mu tam... Damon... nie... Damian... ten, z którym spotyka sie Serena. Ten  to jest  milusi

- upierala sie. - Jest piegowaty jak ja i ma sliczny akcent! - zachwycila  sie.  -  I  nie  zapominaj  o swoim

bracie. On jeszcze nie ma dwudziestu pieciu lat.

Jenny przewrócila  oczami.  No dobra,  perkusista  nosil  kombinezon  malarski,  koszulke  polo  w

rózowo - zielone paski i biale tenisówki Trelom. Jego strój byl zaskakujaco niewinny i grzeczny, jak  na

kogos,  kto  w  czasie  koncertów  lamal  sobie  paleczki  na  czole.  Ale  na  tym  polegal  jego  urok,  a

wlasciwie  urok  calego  zespolu.  Ravesi  stanowili  idealne  polaczenie  psychotycznego  seryjnego

mordercy  i  kochanego,  glupiutkiego  maminsynka,  cos  jak  skrzyzowanie  Marilyna  Mansona  ze

strachem na wróble z Czarnoksieznika z Krainy Oz.

- Podoba mi sie - upierala sie Jenny.

Przesunela sie na krzesle tak,  zeby  patrzec  prosto  na  perkusiste.  Mrugnal  w jej  strone,  a  ona

zachichotala, potwornie sie czerwieniac.

- Mnóstwo  tu slicznych  dziewczyn  dzis  wieczór  -  rzucil  przeciagle  do  mikrofonu  i  usmiechnal

sie szeroko do Jenny.

Mial proste  biale  zeby  i  szerokie  usta,  zupelnie  jak  Kot z Cheshire.  Ciemne  wlosy  byly  krótko

ostrzyzone  i  porzadnie  uczesane,  jakby  dopiero  co  wrócil  od  tego  starego  fryzjera  przy

- 54 -

background image

Osiemdziesiatej  Trzeciej  i  Lexington,  gdzie  chodzili  wszyscy  mali  chlopcy  z Upper  East  Side  razem  z

tatusiami.

- Przypomina  mi  tego  grubego  goscia  z  tamtego  filmu  -  zauwazyla  Elise,  jakby  ktokolwiek

wiedzial, o czym ona mówi.

- On nie jest gruby - odgryzla sie Jenny.

Elise wyciagnela z blyszczacej torebki zamknieta paczke marlboro light i rzucila ja na stolik.

- Nie mozna stwierdzic, ze ktos nie jest gruby, dopóki nie zobaczy sie go nago.

Jenny  zastanowila  sie  nad  tym.  przygladajac  sie  perkusiscie.  Nawet  nie  wiedziala,  jak  sie

nazywa,  ale  podobal  sie  jej.  Po  prostu.  I  nie  miala  nic  przeciwko  obejrzeniu  go  nago.  W  koncu  ilu

calkiem nagich facetów widziala w swoim zyciu? Zero?

Klub  wypelnial  sie  ludzmi.  Jenny  poznala  nawet  pare  osób  z  kolejki  na  zewnatrz,  które  w

koncu  sie  dostaly.  Nagle  zgasly  wszystkie  swiatla  z  wyjatkiem  jednej  nagiej  zarówki  oswietlajacej

rure strazacka.  Jenny  zlapala  Elise  za  reke  pod stolem  i  mocno  scisnela,  ledwo  kryjac  podniecenie.

Potem  Damian,  glówny  gitarzysta  Ravesów  zjechal  po  rurze.  Jego  rudawe  wlosy  staly  smiesznie,

jakby  nie  uczesal  sie  po  wstaniu  z  lózka.  Mial  na  sobie  biala  koszulke  z  wielkim,  czarnym

drukowanym „R” To byla nowa koszulka promocyjna Ravesów, która Damian sam zaprojektowal.

Jesli mozna to nazwac projektem.

Jesli idzie o Ravesów. to mogli nosic, co chcieli, i robic, co im sie zamarzylo, bo naprawde  byli

czystej krwi elita - dobrymi dzieciakami  z dobrych  rodzin  z Upper  East  Side,  które  razem uczyly  sie  w

szkole  z  internatem,  a  potem  stworzyly  zespól  zamiast  pójsc  do  college'u.  Kilka  miesiecy  temu

„Rolling  Stone” opublikowal  kawalek,  w którym opisano,  jak  to kazdy  z czlonków  zespolu  dostal  sie

do  Princeton  i  jak  to  pewnego  pamietnego  majowego  wieczoru  przed  ukonczeniem  szkoly  grali  w

kafejce  Deerfield.  Jakis  dzieciak  siedzacy  na  widowni  akurat  gadal  przez  telefon  ze  swoim  ojcem,

szefem wytwórni, który z miejsca podpisal kontrakt z Ravesami.  Cala  czwórka  postanowila  nie  isc  do

college'u.  bo jak  lepiej  odwdzieczyc  sie  rodzicom,  którzy ofiarowali  ci  wszystko,  czego  dusza  zapra-

gnie,  niz  kupujac  sobie  wlasny  wóz i  dom  przed  dwudziestka?  W  koncu  bycie  gwiazda  rocka  jest  o

wiele  bardziej  zyskowne  niz  ukonczenie  w college'u  jakiegos  zupelnie  nieuzytecznego  kierunku  typu

filozofia. Poza tym tak  sie  akurat  skladalo,  ze  len  producent  byl  mezem szefowej  francuskiej  agencji

modelek, dzieki czemu czlonkowie zespolu mogli przez caly czas spotykac sie  z pieknymi,  francuskimi

modelkami - calkiem mily bonus.

Jenny patrzyla  z niepokojem  na  zjezdzajacego  za  Damianem Dana,  który wyladowal  bolesnie

na kolanach. Mial zielona twarz i wlosy posklejane od potu, a oczy uciekaly mu gdzies w glab czaszki.

Ubrany  byl  jak  poczatkujacy  hip  -  hopowiec,  co  absolutnie  klócilo  sie  ze  stylem  wyrosnietych

- 55 -

background image

uczniaków, jaki wybrali pozostali czlonkowie zespolu.

- Co  z  jego  spodniami?  -  zapytala  zaniepokojona  Elise,  jakby  nie  mogla  uwierzyc,  ze  kiedys

pozwolila Danowi, zeby ja pocalowal. - I co z jego wlosami?

Jenny wzruszyla ramionami. Musiala przyznac, ze Dan wygladal cokolwiek  dziwnie,  ale  wolala

raczej  robic  slodkie  oczy  do  perkusisty,  niz  próbowac  rozgryzc,  dlaczego  nagle  jej  brat  postanowil

wygladac jak Eminem. Perkusista znowu sie do niej  usmiechnal,  a  ona  zatrzepotala  rzesami,  zalujac,

ze nie ma dluzszych albo  ze  nie  nalozyla  wiecej  tuszu.  Zalowala  tez,  ze  nie  ma  odwagi,  zeby  wstac  i

zamówic  u barmana  czegos  dla  perkusisty.  Miala  wrazenie,  ze  cos  takiego  zrobilaby  Serena.  Gdyby

tylko tam byla. A moze lepiej, ze nie przyszla. W koncu perkusista  usmiechal  sie  wlasnie  do Jenny.  A

gdyby byla tu Serena, Jenny moglaby pozostac niezauwazona.

Tlum zaczal  halasowac  i  mialo  sie  wrazenie,  ze  jest  go  teraz  dwa  razy  wiecej.  Elise  zapalila

papierosa  i  podala  go  Jenny. Nikt  im  jeszcze  nie  zaproponowal  drinka,  ale  palenie  w  pomieszczeniu

pelnym doroslych, kiedy ma sie czternascie lat, wydawalo im sie wystarczajaco fajne.

Damian  brzdeknal  w  gitare,  a  perkusista  zagral  na  werblach.  Anorektyczny.  ciemnowlosy

basista  strzelil  palcami.  Dan  chrzaknal  prosto  do  mikrofonu  -  rozlegl  sie  obrzydliwy  odglos

odrywajacej sie flegmy.

Ohyda.

- Chyba powinienem zaczac spiewac - wybelkotal bez sensu.

Tlum zasmial  sie  glupio.  Jenny  pomyslala,  ze  Dan  brzmial  dokladnie  tak.  jak  pewnego  ranka,

gdy  obudzil  sie  i  okazalo  sie,  ze  w  domu  skonczyla  sie  kawa.  Zrobilo  mu  sie  tak  slabo,  ze

zwymiotowal.  Jenny  musial  biec  do  delikatesów.  Dopiero  po  czterech  kubkach  mu  przeszlo.

Przekrzywila  glowe  na  bok,  zaciagnela  sie  i  wydmuchnela  dluga  smuge  dymu.  Moze  tylko  udawal,

zeby wszystkich zaskoczyc, gdy zacznie szalec jak na urodzinach Vanessy.

A moze nie.

nawet V nie moze patrzec na te katastrofe

Beverly  czekal  na  Vanesse  przed  klubem.  Mial  na  sobie  te  same  luzne  czarne  spodnie  i

pomaranczowe  gumowe  klapki  co  wczoraj.  Ciemne  wlosy  uczesal  na  boki  z  przedzialkiem  posrodku.

Bladoniebieskie oczy skryl za  malymi,  lustrzanymi  lennonkami.  Skrzyzowanie  Johna  Lennona  z Keanu

Reevesem.

- 56 -

background image

- Czesc - przywitala go Vanessa, majac nadzieje, ze nie widac po niej, jak  bardzo  sie  cieszy  ze

spotkania. - Ladne okulary.

„Uwielbiam  ten  kolczyk  w  ustach.  Fantastycznie  pachniesz”,  podsuwala  mu  w  myslach

mozliwe odzywki. „I z cala pewnoscia zamierzam z toba zamieszkac”. Ale on tylko zapytal:

- Wchodzimy?

Zespól zaczal juz grac i kolejka przed klubem zmalala. Vanessa podeszla do przodu.

- Abrams. Jestem na liscie gosci - oznajmila bramkarzowi.

Nagle ja uderzylo, ze Dan pierwszy raz w zyciu zobaczy ja  z innym  facetem.  Gdyby  tylko  miala

dosc odwagi, zeby zlapac Beverly'ego i zaczac sie calowac tuz pod scena.

Jesli Dan w ogóle by ich zauwazyl.

Bramkarz  obrzucil  ich  spojrzeniem  od  stóp  do  glów  i  odczepil  czerwony  aksamitny  sznur.

Vanessa  uslyszala,  jak  ludzie  stojacy  za  nia  w  kolejce  jecza  z  zazdroscia,  gdy  wchodzila  do  klubu.

Beverly nic nie powiedzial, jakby co dzien przydarzaly mu sie takie rzeczy.

W  Funktion  bylo  glosno,  tloczno,  szaro  od  dymu  i  goraco  -  tak  wlasnie  jak  powinno  byc  w

klubie.  Ravesi  grali  z  typowa  dla  nich  brawura,  a  publicznosc  spiewala  glosniej  od  Dana.  Vanessa

nawet go jeszcze nie zobaczyla, ale odglosy,  które  dobiegaly  ze  sceny,  sugerowaly,  ze  Dan  sie  dlawi

albo cos w tym stylu.

Strzaskaj mnie jak jajko!

Wypal dziure w moim palcu, az odkryje.

Az odkryje, ze cie trace!

Trace cie i tesknie.

Tesknie za tym, ze jak mi skopywalas tylek!

No, no! Ta piosenka nie jest autobiograficzna, prawda?

To byl  nowy tekst,  który Dan  napisal  w zeszlym  tygodniu.  Jacys  wybitni  wielbiciele  Ravesów

wypuscili wersje bootlegowa z nagraniem z próby i zdazyli sie juz nauczyc tekstu na pamiec. Teraz  go

wykrzykiwali. To dobrze, bo Dana ledwo bylo slychac.

Vanessa  przepchnela  sie  przez  zwarty  tlum  na  tyly  klubu.  Mlodsza  siostra  Dana  i  jej

przyjaciólka  Elise  siedzialy  przy  stoliku  w  rogu,  palily  papierosy  i  kiwaly  brodami  w  takt  muzyki  z

wystudiowanym znudzeniem. Bylo widac, ze musialy cwiczyc to przed lustrem.

Beverly wskazal na stolik w poblizu wyjscia ewakuacyjnego, gdzie bylo jedno wolne miejsce.

- Chodzmy - powiedzial do Vanessy.

Przysiadl na stoliku i wskazal Vanessie wolne miejsce.

- Nie wiem. ile tego zniose.

- 57 -

background image

Vanessa zacisnela usta i usiadla. Co to mialo  znaczyc?  Nie  podobala  sie  mu? Nie  chcial  z nia

mieszkac?  Nie  to  sobie  wyobrazala.  Powinni  siedziec  w  jakims  kaciku,  przypadkowo  szturchac  sie

kolanami  i  dotykac  lokciami,  coraz  blizej  sie  przysuwajac  i  jednoczesnie  caly  czas  udawac,  ze

sluchaja Dana.

Ale moze z tym po czesci wiazal sie problem. To nie Dan spiewal, tylko publicznosc.

Tesknisz za mna? Czy ja tesknie?

Wiem, wiem.

Nie o to do cholery chodzi.

Jestesmy jak przystrzyzony trawnik -

Ladnie wygladamy, pieknie pachniemy,

ale klujemy w tylek!

Dan zlapal sie  za  zoladek,  sapnal  do mikrofonu,  który sciskal  tak,  ze  mu kostki  zbielaly.  Oczy

mial  zaczerwienione.  Zalosnie  poruszal  ustami  jak  umierajaca  ryba  -  Ryba  ubrana  jak  król  rapu  w

MTV  w  dziwne,  workowate  spodnie  i  brzydkie  trampki.  Wlosy  mial  przepocone  i  okropne,  a  szyje

nierówno wygolona.

Widzisz,  co  sie  z  toba  dzieje,  gdy  zrywamy?  -  pomyslala  z  pewna  satysfakcja  Vanessa.  Z

drugiej jednak strony. Dan wygladal  tak  zalosnie,  ze  wstyd  bylo  przyznac,  ze  sie  go  zna.  Zerknela  na

Beverly'ego. Obgryzal skórki przy paznokciach i machal stopami jak ktos, kto czeka na autobus.

Nagle  z glosników  huknal  charakterystyczny  odglos  wymiotowania.  Dan  stoczyl  sie  ze  sceny,

pociagajac  za  soba  mikrofon. Zespól  zaczal  grac  jeszcze  glosniej,  podczas  gdy  w  tle  Dan  walczyl  z

torsjami.

Po prostu ohyda.

Vanessa dotknela lokcia Beverly'ego.

- Moze powinnismy wyjsc - zaproponowala przepraszajacym tonem.

Miala  wrazenie,  ze  to  nie  w  porzadku  zostawiac  Dana  wymiotujacego  za  kulisami,  skoro

kiedys  byli  tak  blisko.  Z  drugiej  jednak  strony,  sam  chcial  zostac  gwiazda  rocka.  Poza  tym  pewnie

cala  banda  blond  fanek  Ravesów  ocierala  mu  wlasnie  glowe  chlodnymi,  zwilzonymi  recznikami  i

lyzeczka poila go woda mineralna. Juz jej nie potrzebowal.

Beverly kiwnal glowa i zesliznal sie ze stolu.

- Jest taka impreza, która moi znajomi z Pratt ciagna juz od marca. Zajrzyjmy tam.

Wyciagnal reke, a Vanessa po raz pierwszy zauwazyla, ze brakuje mu korka srodkowego  palca

lewej reki.

Fuj!?!

- 58 -

background image

Starala  sie  nie  gapic.  Pozwolila,  zeby  pomógl  jej  wstac.  Zalowala,  ze  Dan  nie  wyjdzie  juz  na

scene, zeby  zobaczyc,  jak  idzie  z innym  facetem.  Ale  w klubie  panowal  zbyt  duzy  tlok.  zeby  dostrzec

byla dziewczyne, poza tym Dan mial teraz na glowie co innego.

Znowu z glosników rozlegl sie odglos wymiotowania, prawie zagluszajac muzyke.

Mala rada. stary: wszyscy wiemy, jak bardzo jestes przywiazany  do mikrofonu,  ale  nastepnym

razem, jak pójdziesz rzygac, nie zabieraj go ze soba!

obcy jezyk

Na  szczescie  dla  Dana,  Damian  i  reszta  zespolu  miala  dosc  pewnosci  siebie  i  poczucia

humoru, zeby nie denerwowac sie faktem, ze  ich  nowy lider  rzyga  jak  kot kilka  kroków za  scena.  Nie

przestali  grac  mimo  drobnej  wpadki  Dana.  Dyskretnie  odcieli  dzwiek  z  jego  mikrofonu  i  plynnie

przeszli do starej piosenki, której Dan nigdy wczesniej nie slyszal:

Cukiereczku, na twój widok moje oczy krzycza

Obliz, co splynie, a potem wyrzuc rooozek...

Nic dziwnego, ze szukali autora tekstów.

Tlum  oszalal  i  zaczal  spiewac  z  jeszcze  wieksza  pasja.  Dan  zostal  za  kulisami  z  glowa

wcisnieta miedzy kolana. Próbowal sobie przypomniec, jak  w ogóle  wpakowal  sie  w te  sytuacje.  Jak.

do  diabla,  z  poety  -  samotnika  zamienil  sie  w  faceta  w  workowatych  spodniach,  spiewajacego  ze

slynnym zespolem, chociaz nigdy sie do czegos takiego nie nadawal?

Zanim zaczal sie wystep, Dan zrobil tak, jak zasugerowal  Damian  -  napil  sie  wódki.  No dobra,

wypil  prawie  pól  butelki,  ale  zamiast  sie  rozluznic  albo  nabrac  odwagi,  kompletnie  sie  przytrul,

zwlaszcza ze wypalil paczke papierosów.

Zaskoczony?

Za  kulisami  swiatla  byly  przygaszone,  a  drewniana  podloga  lepka  od  rozlanego  piwa  i

papierosowego popiolu. Dan zazgrzytal zebami, gdy zlapala go kolejna fala mdlosci, ale zacisnal  oczy

i spróbowal zapanowac nad soba. Nagle ktos poklepal go w ramie.

- Szystko ghra, mon cher. Napij sze toniku er voilr. Jusz lepiej, nie?

Dan podniósl wzrok i zobaczyl  przesliczna  dziewczyne  blisko  dwudziestki,  która  stala  nad  nim

z butelka toniku Schweppesa i szklanka z lodem. Nalala toniku i przykucnela obok Dana.

- Masz. Bez sytryny, pasuje?

- 59 -

background image

Dan  nie  wiedzial,  co  powiedziec.  Nigdy  nie  pil  toniku  bez  wódki,  ale  w  tym  momencie  byl

gotów spróbowac wszystkiego. Dziewczyna miala  dlugie  wlosy  w kolorze  miodu  i  mocna  opalenizne.

Wlozyla  obcisla  biala  koszulke  i  elegancka  zielona  spódniczke,  która  ledwo  zakrywala  jej  dlugie,

opalone  uda.  Oczy  miala  w  kolorze  oliwek  i  jakby  pachniala  orzeszkami  piniowymi.  Siegnal  po

szklanke  i  przylozyl  do ust.  Wzial  malenki,  niepewny  lyk.  To  byloby  cale  jego  szczescie,  gdyby  tonik

obrócil  sie  przeciwko  niemu  i  sprawil,  ze  wyplulby  wszystko  na  piekne  wlosy  dziewczyny.  Jednak

jakims  cudem  nic  takiego  sie  nie  stalo.  Dan  wzial  nastepny  lyk,  i  kolejny,  i  z  kazdym  lykiem

odzyskiwal jasnosc myslenia.

- Wyslahrczy - powiedziala dziewczyna tonem nieznoszacym sprzeciwu i zabrala mu szklanke.

Odstawila pusta butelke na nieuzywany wzmacniacz i odwrócila sie do Dana.

- Jak chlopcy skonsza, zhrobimy imphreze - mówila dalej.

Jej oliwkowe oczy byly senne, a ich spojrzenie pewne siebie.

- Wtedy pohrozmawiamy.

Dan pokiwal grzecznie glowa, jakby dziewczyna mówila calkiem do rzeczy. Byl  prawie  pewien,

ze to Francuzka, a kiedy powiedziala  „wtedy  pohrozmawiamy”, brzmialo  to tak,  jakby miala  na  mysli

cos wiecej niz tylko  grzecznosciowa  wymiane  uwag.  Ale  jakim  cudem  w jego  obecnym  stanie  mogla

go uznac za atrakcyjnego? Moze jego wystepy lepiej wypadaly, kiedy nie rozumialo sie jezyka.

Dziewczyna stanela za kulisami i popatrzyla, jak zespól konczy piosenke.

- Zaghraja jesze dwie piosenki et puis finis - stwierdzila.

Dan znowu pokiwal glowa. Chyba miala racje. Dziewczyna miala tatuaz wokól opalonej kostki.

Na pierwszy  rzut oka  uznal,  ze  to waz,  a  potem  zdal  sobie  sprawe,  ze  to  lis,  zwiniety  w  klebek  we

snie.

Och. jakie wiersze napisalby o tym lisie, gdyby tylko mial pióro, notatnik i wielkie  opakowanie

supermocnego srodka przeciwbólowego!

Odchrzaknal, próbujac oczyscic zdarte od tytoniu gardlo.

- Nazywam sie Dan - wychrypial, wyciagajac reke, ale nie majac odwagi wstac.

Dziewczyna sie usmiechnela. Miala seksowna, malenka  przerwe  miedzy  jedynkami.  Podeszla,

scisnela  jego  spocona  dlon  i  pochylila  sie,  zeby  pocalowac  go  w wilgotny  policzek,  -  Wiem,  jak  sie

nazywasz - zamruczala mu do ucha. - Et je m'appelle Monique.

Hm, zastanawial sie niezbyt przytomnie Dan, ciekawe, jak jest po francusku lisiczka.

- 60 -

background image

yale kocha nowy jork

Stanford Parris III mieszkal w apartamencie przy Park Avenue numer 1000  na  Carnegie  Hill,  w

jednym z  najstarszych  i  najelegantszych  budynków  w  Upper  East  Side.  Jednakze  wiekszosc  gosci  -

lacznie  z  van  der  Woodsenami  -  nie  dostrzegla  mebli  w  stylu  chippendale,  sredniowiecznych

gobelinów ani kolekcji osiemnastowiecznej rzezby brytyjskiej.  Tak  przywykli  do elegancji,  ze  w takim

domu czuli sie po prostu jak u siebie.

- Mój wnuk chcial, zebym urzadzil przyjecie w hotelu  -  zwierzyl  sie  panu  van  der  Woodsenowi

Stanford Parris III, sciskajac jego dlon na powitanie. - Albo  w jachtklubie.  -  Mrugnal  do maiki  Sereny.

- Ale nie moglem przepuscic okazji, aby goscic u siebie tyle pieknych kobiet!

Matka  Sereny  posiala  mu  uprzejmy  usmiech,  mówiacy  „mozesz  gadac,  co  chcesz,  ty  stara

pijawko, a ja nadal bede sie usmiechala”, a jej córka zachichotala. Moze jednak  ten  stary  Stan  Parris

nie  jest  taki  zly.  Uscisnela  reke  podstarzalego  arystokraty  z  Nowej  Anglii,  a  potem  wspiela  sie  na

place i zeby wkurzyc rodziców, kokieteryjnie pocalowala go w pomarszczony policzek.

- No prosze! - wykrzyknal pan Parris. - Yale z pewnoscia wie, co robi!

- Spokojnie,  dziadku.  -  Powiedzial  wysoki  blondyn  z  uroczym  doleczkiem  w  brodzie  i

niesamowitymi koscmi policzkowymi. - Pamietaj, ze masz slabe serce - strofowal go.

- Nie o serce sie martwie - burknal pan Parris.

Zlapal wnuka za ramie.

- Panno Sereno van der Woodsen, to mój wnuk, Stanford Parris V.

Czy kogokolwiek obchodzi, ilu jest tych Stanfordów Parrisów?

Serena  poczekala,  az  chlopak  zaczerwieni  sie  zaklopotany  i  mruknie,  ze  staremu,  dobremu

Stanowi  nic  nie  bedzie,  ale  nic  takiego  sie  nie  sialo.  Najwyrazniej  uwazal,  ze  jego  tytul  to najlepsza

rzecz na swiecie. Ciekawe, jak na niego wolaja w szkole, zastanawiala sie Serena.  Numer Piaty?  Stan

5?

- To twoja plakietka z imieniem.  -  Matka  Sereny  przykleila  córce  do piersi  plakietke  wielkosci

nalepki na zderzak ze zrobionym niebieskim  flamastrem  napisem  Serena  van  der  Woodsen,  nowa  od

jesieni, jakby to byl jakis ohydny, samoprzylepny top bez ramiaczek.

Serena udawala, ze jej to nie przeszkadza.

- Dzieki, mamo - powiedziala i przygladzila dlonmi naklejke.

- 61 -

background image

Wszyscy  obecni  mezczyzni  sapneli,  wariujac  na  mysl  o  koedukacyjnych  akademikach  od

przyszlego roku.

Zjawili  sie  bardzo  wczesnie  i  impreza  jeszcze  sie  nie  rozkrecila.  Chlopcy  w  garniturach  od

Hugo  Bossa  oraz  dziewczyny  w  dlugich  spódnicach  Tocca  i  zapietych  pod  szyje  bluzkach  czaili  sie

przy rodzicach,  usmiechali  niezrecznie  i  popijali  szampana.  To  wszystko  sprawilo,  ze  Serena  poczula

sie. jakby znowu byla na pierwszych zajeciach z tanca towarzyskiego w piatej klasie.

Ktos stuknal ja w ramie.  Odwrócila  sie  i  zobaczyla  pania  Archibald,  melodramatyczna,  troche

zwariowana  Francuzke,  matke  Nate'a.  Jej  rozjasnione,  bursztynowe  wlosy  rozsypywaly  sie  kaskada

loków.  Waskie  usta  miala  pomalowane  mocna,  jaskrawa  czerwienia.  Szyje  ozdobila  szescioma

sznurami  perel  w  rózowym  kolorze,  a  uszy  rózowymi  perlowymi  kolczykami  od  kompletu.  Mimo

siedmiocemymetrowych  szpilek  od  Christiana  Louboutina  byla  zaskakujaco  drobna.  Ubrala  sie  w

jedwabna, waska wieczorowa suknie bez ramiaczek w odcieniu cyny od Oscara de la Renta. Trzymala

mala.  zlota  torebke  i  zlote  lorgnon  -  najwyrazniej  Archibaldowie  zajrzeli  tutaj  tylko  na  chwile  w

drodze do teatru. Pocalowala Serene w oba policzki.

- Widzialas mojego syna? - matka Nate'a szepnela jej do ucha z blyskiem w zielonych oczach.

Serena pokrecila glowa.

- Nie,  ale  Blair...  -  urwala,  zastanawiajac  sie,  czy  pani  Archibald  rzeczywiscie  chcialaby

uslyszec, ze Blair i Nate zaszyli sie w apartamencie w hotelu Plaza i zabawiaja sie w najlepsze.

- Dzwonila pani do niego na komórke? - zapytala Serena, zamiast skonczyc odpowiedz.

Pani Archibald zatrzepotala rzesami i machnela lorgnon.

- Ach, niewazne, kochanie - westchnela i z szelestem sukni odeszla do meza admirala.

Stan  5  nadal  stal  obok,  jakby  to  bylo  naturalne,  ze  najprzystojniejszy  blondyn  powinien

rozmawiac  z  najpiekniejsza  blondynka  na  sali.  Kobieta  w  czarnym  stroju  kelnerki  podala  Serenie

kieliszek szampana.

- A  gdzie  twoja  plakietka  z  nazwiskiem?  -  zapytala  Serena  Stana  5,  przygladajac  sie  jego

rozpietej czarnej koszuli, do której nie wlozyl krawata.

Prawdziwy buntownik.

Usmiechnal sie szeroko i odchrzaknal.

- Nie sadzilem, ze bedzie mi potrzebna.

Och, wiec niby wszyscy powinni wiedziec, kim jestes?

Serena juz byla gotowa wymknac sie z imprezy - w koncu pokazala sie. zostala  dziesiec  minut,

wiec czego jeszcze moga chciec od niej rodzice? Ale wtedy, szurajac nogami, podszedl do niej starszy

pan Parris. Nie chciala byc niegrzeczna.

- 62 -

background image

- Twoja  matka  wlasnie  mi  mówila,  ze  jestes  wspaniala  aktorka  -  zadudnil  z  nowoangielskim

akcentem.  Poprawil  krawat  w  bordowo  -  granatowe  pasy.  -  Wiesz,  w  Yale  gralem  glówna  role  w

dziewietnastu przedstawieniach. Wtedy ta uczelnia przyjmowala tylko chlopców. Mam troche  starych

zdjec, jesli chcesz obejrzec.

- Dziadku... - irytowal sie Stan 5, próbujac uciszyc starszego pana Parrisa.

- Z przyjemnoscia - odparla Serena szczerze zainteresowana.

Bardzo  lubila  ogladac  stare  zdjecia.  Podobaly  jej  sie  wyrafinowane  stroje,  natapirowane

fryzury i to. ze wszyscy nosili kapelusze, rekawiczki i torebki pasujace do butów.

Zaskoczony  Stan  5  zmarszczyl  brwi.  jakby  nie  mógl  uwierzyc,  ze  dziewczyna  zamierza  go

porzucic  dla  jego  starego,  pomarszczonego  dziadka.  Serena  rzucila  mu  taki  sam  usmiech  jak  ten,

którym poczestowala starszego  Parrisa  jej  matka,  i  ruszyla  za  staruszkiem  do biblioteki.  Prawa  noga

najwyrazniej sprawiala mu klopot  i  przechylal  sie  troche  na  lewo.  Zlapala  go  za  lokiec,  bojac  sie.  ze

starszy pan moze sie przewrócic.

- O,  tu  gram  w  Hamlecie.  -  Wskazal  na  wielka  czarno  -  biala  fotografie  wiszaca  nad

kominkiem.

Serena  spodziewala  sie,  ze  zobaczy  mlodego  pana  Parrisa  w  pelnej  zbroi,  wygladajacego

groznie  i  wyniosle.  Zamiast  tego  ujrzala  piekna,  mloda  dziewczyne  o  pociaglej  twarzy  i  charak-

terystycznym  doleczku  w  podbródku,  ze  spuszczonymi  oczami  i  dlugimi  rzesami  opierajacymi  sie  o

policzki, z dlonmi skrzyzowanymi na piersi. Z jej jasnych, rozpuszczonych wlosów zwieszal sie wieniec

stokrotek.

- To pan? - zapytala zaskoczona.

Starszy pan zachichotal.

- Bylem wtedy calkiem ladnym chlopcem. Kazali mi zagrac Ofelie.

Serena popatrzyla na zdjecie.

- Wygladal pan rewelacyjnie.

- Sam  lubie  tak  myslec  -  odpowiedzial,  klepiac  ja  po  reku.  -  I  bylem  lepszy  w  umieraniu  od

innych kolegów.

Podszedl  do  baru  w  rogu.  nalal  whisky  do  dwóch  krysztalowych  szklanek  i  postawil  je  na

stoliku  do kart.  Wyciagnal  z pólki  zniszczony,  oprawiony  w zielona  skóre  album.  Przekartkowal  pare

stron i wskazal Serenie jeden ze skórzanych foteli.

- Mam setki zdjec - ostrzegl ja.

Serena  usiadla  i  wziela  lyk  szkockiej.  Ulozyla  sie  wygodniej,  podciagnela  nogi  pod  siebie  i

siegnela po album.  Bylo  jej  przytulnie  i  wygodnie.  Poza  tym naprawde  zaciekawily  ja  stare zdjecia  z

- 63 -

background image

Yale  pana  Stanforda  Parrisa  III.  Kiedy  obracala  powoli  kartki,  przygladajac  sie  wspanialym

fotografiom  mlodego  pana  Parrisa  i  jego  przystojnych  kolegów  z Yale,  zdala  sobie  sprawe,  ze  nigdy

nie myslala o tym. ze moglaby grac w college'u. Wyobrazila  sobie,  jak  gra  Ofelie,  przymykajac  oczy  i

zamykajac sie jak kwiat w chwili smierci.

- A tu gram w Pocaluj  mnie,  Kasiu.  - Pan  Parris  wskazal  na  fotografie  z ta  sama  pieknoscia  o

pociaglej  twarzy,  która  piorunowala  wzorkiem  aparat  fotograficzny.  Jej  ciemne  oczy  blyszczaly,  a

podróbek z doleczkiem unosila lekcewazaco. - Alez wiedzma z tej Kasi.

Serena przyjrzala sie zdjeciu. Pan Parris jako Kasia kogos jej przypominal,  ale  nie  mogla  sobie

przypomniec, kogo.

Podpowiedzmy jej odrobine. Zaczyna sie na litere „B”.

Przegladala  dalsze  fotografie,  a  mysli  przelatywaly  jej  przez  glowe.  Yale  to  jedyna  szkola,

która  nie  przesladowala  jej  e  -  mailami  i  nadgorliwymi  listami  od  fanów.  Nawet  chlopcy  z

Whiffenpoofs  -  chóru  z Yale  spiewajacego  a  capella,  który poznala  w zeszlym  miesiacu  -  mieli  dosc

przyzwoitosci, zeby nie przysylac jej kazdego dnia e  -  maila.  pytajac,  kiedy  zamierza przyjechac,  zeby

mogli pomóc jej niesc torby, zabrac ja na kawe albo cos w tym stylu. I na  pewno  nie  beda  jej  pytac  o

Damiana z Ravesów, którego nawet nie znala.

Pan Parris poklepal ja w kolano.

- Masz twarz gwiazdy - stwierdzil. - Yale wie, co robi.

- Tak pan mysli? - Serena odparla z entuzjazmem.

Nagle ucieczka z przyjecia Yale na koncert wydala jej sie calkiem niepotrzebna. Z szacunku  do

pana Parrisa prawie zylowala, ze nie wlozyla  szaro  -  granatowego  stroju,  który przygotowala  dla  niej

matka.  Bedzie  najlepsza  aktorka  uniwersytetu  Yale  od  czasów  Stanforda  Parrisa  III.  New  Haven

znajdowalo  sie  blisko  Nowego  Jorku,  wiec  nadal  bedzie  mogla  pracowac  jako  modelka,  a  majac  juz

pewne doswiadczenie aktorskie, moze nawet zdobedzie role w filmie! Blair strasznie by sie ucieszyla,

gdyby razem poszly do szkoly,  ale  oczywiscie  nic  jej  nie  powie,  dopóki  przyjaciólka  nie  dowie  sie,  ze

tez ja  przyjeli.  Blair  potrafila  zachowywac  sie  dosc  nierozsadnie,  gdy  Serena  dostawala  cos.  co  ona

sama chciala miec.

Dosc nierozsadnie?!

nieproszony gosc znajduje bratnia dusze

- 64 -

background image

- Brawo za odwage!

Wysoki blondyn W rozpietej czarnej koszuli powital  Blair,  gdy  tylko  wysiadla  z windy  i  weszla

do apartamentu Stanforda Parrisa III.

- Cala reszta zostala  tu zaciagnieta  przez  rodziców.  Jeden  nawet  urwal  sie,  wiec  jego  rodzice

przyszli sami.

Ciekawe, o kogo chodzi?

- A  tak  przy  okazji,  jestem  Stanford  Parris  V.  -  Chlopak  wyciagnal  dlon  i  rzucil  jej  dumny

usmiech, który mówil .jesli tego nie wiedzialas”.

Blair  odpowiedziala  szerokim  usmiechem.  Uwielbiala  chlopców  z  tytulami,  zwlaszcza

wysokich  blondynów  ze  slicznymi  doleczkami  w  podbródkach,  a  szczególnie  takich,  którzy  od

przyszlego roku beda studiowac na Yale.

- Blair Waldorf - powiedziala, odpowiadajac usciskiem reki.

Dotknela  wiszacego  na  jej  szyi  zrobionego  na  zamówienie  wisiorka  od  Cartiera  -  tego

samego, który podkradla mlodszej siostrze. To byla po prostu plakietka  na  niebieskiej  wstazce  z imie

niem, jednym slowem Yale wygrawerowanym zlota kursywa.

- Wiec gdzie sa twoi rodzice? - zapytala.

- W Szkocji. Mamy tam zamek. - Stan 5 pochwalil sie jakby nigdy nic.

Blair zachichotala.

- My tez! Moja ciotka tam mieszka.

Och, czyz to nie slodkie? Jesli sie pobiora i wyjada na miesiac miodowy do Szkocji, beda mogli

zmieniac zamki!

- To  przyjecie  urzadzil  mój  dziadek.  Jestem  tu  tylko...  -  Stan  5  urwal  i  odchrzaknal,  jakby

wlasciwie  zapomnial,  po  co  sie  tu  zjawil.  A  moze  po  prostu  wypil  za  duzo  szkockiej.  -  Zeby  nasza

klasa miala czym sie ekscytowac przez nastepny rok - wyjasnil w koncu.

Blair  zacisnela  wyszminkowane  usta.  Wnuk  Stanforda  Parrisa.  Bez  zadnego  starania  wpadla

na najmlodszego czlonka najbardziej  wplywowej  rodziny  absolwentów  Yale!  Jesli  ktokolwiek  mógl  ja

przeniesc z listy rezerwowych, to z pewnoscia byl to wlasnie on.

Stan wskazal na wisiorek na szyi Blair.

- To cos nietypowego - zauwazyl. - Chyba naprawde nie  mozesz  sie  doczekac  przyszlego  roku,

nie?

Mozna to tak ujac.

Blair  mocno sie  zaczerwienila.  Przygotowala  sie  na  takie  pytanie.  „Moi  rodzice  zamówili  go

dla mnie, gdy tylko dowiedzieli  sie  o moim przyjeciu”, tak  planowala  odpowiedziec.  Ale  postanowila

- 65 -

background image

powiedziec prawde. Wspiela sie na place i przysunela dlon do arystokratycznego ucha Stana 5:

- Wlasciwie  to  jeszcze  mnie  nie  przyjeli  -  szepnela  mu  do  ucha.  -  Jestem  na  liscie

rezerwowych.

- Cóz. bedziemy musieli zobaczyc, co da sie zrobic - Stan 5 zasmial sie wspólczujaco.

Porwal dwa kieliszki szampana  z tacy  przechodzacej  kelnerki i  podal  jeden  z nich  Blair.  Kiedy

stukneli sie kieliszkami, Blair przebiegl dreszczyk po plecach. Czula, ze tym razem jej sie uda.

I to nie tylko dostanie sie do Yale.

Nagle rozlegl sie szelest tiulu i matka Nate'a zamknela ja  w swoich  pachnacych  Chanel  No.  5

objeciach.

- Kochanie, gdzie Nate? - zapytala pani Archibald z melodramatycznym angielsko  -  francuskim

akcentem.

Dobre pytanie.

Blair  nie  chciala  tlumaczyc  Stanowi  5,  kto  to  jest  Nate,  i  nie  chciala,  zeby  pani  Archibald

pomyslala,  ze  Blair  nie  potrafi  upilnowac  swojego  chlopaka.  Nie  chciala  tez  dac  do  zrozumienia,  ze

cos ukrywa. W koncu tak naprawde sama bardzo chciala dowiedziec sie, gdzie  on sie  podziewa.  zeby

mu solidnie skopac tylek.

- Zatrzymalam sie w hotelu Plaza, wiec nie  mialam  okazji  sprawdzic  automatycznej  sekretarki

w domu  -  odparla  z  wahaniem.  -  Mysle,  ze  moze  komórka  mu  sie  zepsula  albo  cos  takiego,  bo  w

ogóle nie odbiera.

- Wiem.  -  Pani  Archibald  zacisnela  pomalowane  na  czerwono  usta.  -  Ogrodnik  znalazl  jego

komórke na dachu. - Uniosla podejrzliwie podkreslone kredka brwi. - Na pewno  nie  zamieszkal  razem

z toba w hotelu?

Zazenowana  Blair  spojrzala  na  Stana  5  i  pokrecila  glowa,  nie  majac  zamiaru  odpowiadac  na

glos.  Jakie  to  krepujace  musiec  przyznac  matce  chlopaka,  ze  nie  udalo  sie  jej  zamknac  go  w

hotelowym pokoju  na  cale  dnie  dzikiego,  namietnego  seksu.  Albo  wrecz  przyznac  sie  do  kompletnej

porazki.

- Wobec tego... - Pani Archibald ucalowala ja w oba policzki  i  usmiechnela  sie  powsciagliwie,

jakby mówila „Nie wierze w ani jedno twoje slowo, ale spóznie sie do opery, wiec cóz. c'est la vie”.

- Jesli  go  jednak  spotkasz,  kochanie,  powiedz,  ze  matka  i  ojciec  sa  na  niego  dosc  mocni

zdenerwowani i poszli na Cyganerie.

Blair  zlozyla  rece  za  plecami  i  pokiwala  poslusznie  glowa.  A  gdzie  wlasciwie,  do  cholery,

podziewal sie Nate? Patrzyla, jak  jego  ojciec  podaje  pani  Archibald  wyszywana,  jedwabna  pelerynke

od Oscara  dc  la  Renta  i  odprowadza  do windy.  Zastanawiala  sie.  czy  nie  podejsc  sie  przywitac,  ale

- 66 -

background image

admiral slynal z gwaltownego usposobienia, wiec jesli byl wsciekly na Nate'a, to lepiej go unikac.

Poza tym miala wazniejsze sprawy na glowie. Na przyklad flirt Z panem Moge -  cie  -  wkrecic  -

do - Yale Piatym.

Blair zauwazyla, ze Stan nosi cos, co wyglada jak zabytkowy sygnet z herbem Yale.

- Nalezy  do dziadka  -  wyjasnil.  -  Dal  mi  go.  gdy  sie  tam  dostalem.  Yale  to cale  zycie  mojego

dziadka. Przedstawilbym cie, ale zniknal w gabinecie z piekna blondynka i  kto wie,  kiedy wróca.'  Nie,

nie  jest  zadnym  zboczencem  czy  kims  w  tym  rodzaju.  Pewnie  zanudzi  ja  na  smierc  opowiesciami  o

Yale.

Blair rozejrzala sie po sali.  Okreslenie  „piekna  blondynka” w podejrzany  sposób  kojarzylo  sie

z Serena. Starszy pan Parris byl czlonkiem zarzadu Yale i mial daleko wieksze wplywy od wnuka.  Jakie

to typowe:  Serena  jak  zawsze  zmonopolizowala  jedyna  osobe,  która  pewnie  moglaby  zalatwic  Blair

natychmiastowe przyjecie na Yale.

Kelner zabral puste kieliszki i podal im napelnione.

- Za Yale - wzniósl toast Stan 5. Stukneli sie kieliszkami.

Blair dotknela wisiorka i wypila szampana. Zastanawiala sie. czy poprosic go,  aby  przedstawil

ja dziadkowi. Stan podszedl do niej i obnizyl swój arystokratyczny podbródek.

- Nie martw sie - uspokoil ja. jakby czytal w jej myslach. - Jestesmy z dziadkiem bardzo blisko.

Blair  mocno  chwycila  kieliszek  za  nózke  i  zatrzepotala  rzesami,  majac  nadzieje,  ze  nie

zaczerwieni sie jak kretynka. Jakie miala szczescie, ze zlapala mlodszego, przystojniejszego Stanforda

Parrisa, podczas gdy Serena dorwala zatechlego staruszka!

- Pocalowalam  faceta,  który  przeprowadzal  ze  mna  rozmowe  kwalifikacyjna  -  zwierzyla  sie,

zanim zdazyla ugryzc sie w jezyk.

Nie byla dumna z tego epizodu, ale chciala, zeby Stan 5 wiedzial, z czym musi sie zmierzyc.

Stan 5 usmiechnal sie zachwycony.

- Dziadek urzadzil tu dla mnie pokój. Mam cala jego kolekcje starych katalogów z Yale. Chcesz

je obejrzec?

Blair  zachichotala  kokieteryjnie.  Jakie  to  cudowne  spotkac  chlopaka,  który  mial  takiego

samego fiola na punkcie Yale jak ona.  Z  zapalem  ruszyla  za  Stanem  5  do jego  pokoju.  Nie  mogla  sie

doczekac, kiedy ucaluje katalogi.

Ucaluje?

Czemu  nie,  skoro  wiecej  ja  laczylo  ze  Stanfordem  Parrisem  V  niz  z  jakimkolwiek  innym

facetem,  nie  wylaczajac  jej  beznadziejnego  chlopaka,  który i  tak  juz  dostal  sie  do  Yale  i  okazal  sie

nieuzyteczny i nieczuly?

- 67 -

background image

Cóz, skoro tak, to chyba rzeczywiscie miala na mysli pocalunek.

N opuszcza statek

- Ups, chyba wygrywam! - Lexie zachichotala i wsunela do ust kolejna polówke herbatnika.

- Ladnie - odparl Nate, nawet nie próbujac odpedzac sie od jej czekoladowych ust.

To  byl  pomysl  Lexie,  zeby  wypalic  skreta  i  zagrac  w  warcaby  herbatnikami,  wiec  to  ona

ustalila  reguly:  za  kazdym  razem,  gdy  zbijala  biala  polówke  Nate'a  swoim  calym  herbatnikiem,

zjadala polówke i calowala Nate'a w usta.

Nate  nie  mial  serca  do tej  gry,  co  oznaczalo,  ze  pozwalal  Lexie  wygrywac.  Jednak  calowanie

jej  na  pokladzie,  gdzie  ciagle  ktos  sie  krecil,  wydawalo  sie  bezpieczniejsze  niz  siedzenie  z  nia

samotnie w bocianim gniezdzie, gdzie wszystko mogloby sie zdarzyc...

Oczywiscie nie pozwolilby, zeby doszlo do czegos powaznego. Prawda?

Jak  zwykle  Nate  cierpial  z  powodu  klatwy  Blair.  Za  kazdym  razem,  gdy  zabawial  sie  z  inna

dziewczyna, myslal tylko o Blair i zabawianiu sie wlasnie z nia, przez co czul  sie  winny  i  jednoczesnie

napalony. Trudno mu bylo to ogarnac i nad tym zapanowac.

Kiedy Lexie znów go calowala, nie zamknal oczu, tylko nawiazal kontakt  wzrokowy z Jeremym,

który  na  drugim  koncu  pokladu  calowal  sie  z  jakas  dziewczyna  o  brazowych  oczach  i  tlustych

ramionach - Nate nigdy wczesniej jej nie widzial. Nagle poczul  sie,  jakby  znowu byl  w siódmej  klasie

na  jednej  z  tych  imprez,  gdzie  wszyscy  po  prostu  leza  i  caluja  sie,  bo  mysla,  ze  powinni  to  robic,

chociaz wlasciwie to wstretne, tak ssac jezyk dziewczyny, dajmy na to, przez godzine i nawet nie  móc

napic  sie  wody czy  innego  plynu.  Wyjatkiem  byl  tylko  czas  spedzony  z  Blair  w  garderobie  Sereny  w

ósmej  klasie...  A  moze  w  szóstej?  Calowali  sie  i  rozmawiali  tak  dlugo,  ze  Serena  musiala  ich

wyciagnac, zeby nie stracili calej imprezy. Gdyby tylko Blair nagle  podplynela  do burty „Charlotte” ja

kims  malym  pontonem  i  wrzasnela  na  niego  tym  swoim  seksownym,  zjadliwym  tonem,  którym

mówila,  gdy  zaczynala  sie  wsciekac...  Ale  gdzie  wlasciwie  byla  Blair,  przemknelo  mu  przez  glowe,

niezbyt przytomna z powodu trawki i braku snu. Nie bylo jej z nim?

Ej? Jest tam ktos? Pobudka!!!

Lexie miala zamkniete oczy i dyszala ciezko, gdy przyssala sie do jego ust.  Jej  jezyk  smakowal

czekolada  i  piwem,  co  nie  stanowilo  najlepszego  polaczenia.  Nate  nie  mógl  sie  doczekac,  kiedy

zepchnie  ja  z  kolan  i  zejdzie  pod  poklad,  zeby  wypic  kilka  szklanek  zimnej  wody.  Nie  mógl  sie  tez

- 68 -

background image

doczekac,  kiedy  powie  Blair,  ze  mimo tego  niewielkiego,  niezbyt  przyjemnego  interludium,  wszystko

dobrze  sie  skonczy  -  gdy  tylko  dotrze  na  Bermudy  albo  do  New  Jersey  czy  gdzie  tam,  do  cholery,

plyneli.

Jego  wzrok  powedrowal  na  sterburte.  Slonce  zachodzilo  i  w  koncu  zniknelo  za  oceanem.

Ciemna  woda  byla  spokojna.  Kilka  lodzi  rybackich  mrugalo  na  horyzoncie.  W  ciagu  ostatnich  kilku

godzin  Nate  ani  razu  nie  sprawdzal  systemu  nawigacyjnego.  Od  samego  poczatku  „Charlotte”

plynela  na  autopilocie,  ale  poniewaz  jako  jedyny  potrafil  zeglowac  i  byl  w  pewnym  sensie

odpowiedzialny  za  bezpieczenstwo  wszystkich  na  pokladzie,  pomyslal,  ze  moze  powinien  sprawdzic

kurs.

Aha, moze powinien.

Odsunal sie od Lexie i szepnal jej do ucha chrapliwym glosem:

- Musze zajac sie sterami.

Zesliznela  sie  z  jego  kolan,  wsunela  kolejnego  herbatnika  do  ust  i  scisnela  go  mocno  za

biceps.

- Ale ogiehr. Wierz, zawrze chcialam pojechac na Bermudy.

Nate ruszyl na rufe do kabiny kapitana, przechodzac nad  lezacymi  cialami  ujaranych,  pijanych

i  na  wpól  spiacych  wspólpasazerów.  Jeden  z  dzieciaków,  z  którym  chodzil  na  zajecia  o  religiach

swiata,  mial  na  sobie  pomaranczowa  kamizelke  ratunkowa  z  „Charlotte”,  gral  na  harmonijce  i

spiewal stary kawalek Neila Younga:

Bezradny, bezradny, bezradny, bezradny.

Nate'owi przypomnial sie dreszczowiec Titanic, który obejrzal z Blair, na jej zyczenie,  az  cztery

razy. A scislej przypomniala mu sie chwila, gdy statek zaczynal tonac.

Charlie  i  Anthony  zamkneli  sie  w  kabinie.  Siedzieli  na  podlodze  ze  skrzyzowanymi  nogami  i

palili  fajke.  Zdjeli  koszule  i  pokazywali  sobie,  który  potrafi  mocniej  wypiac  brzuch  -  idiotyczne

zawody, zwlaszcza ze obaj mieli tak plaskie brzuchy, ze niemal wklesle.

- Hej!  -  Anthony  powital  Nate'a.  -  Wlasnie  sie  zastanawialismy,  czy  na  Bermudach  mozna

surfowac.

- Bo powinnismy zabrac swoje deski - dodal Charlie.

Nate pokrecil glowa, ignorujac obu. W kabinie bylo tyle dymu. ze ledwo  mógl  odczytac  dane  z

monitorów.  Z  tego.  co  zauwazyl,  zblizali  sie  do  Cape  May,  co  oznaczalo,  ze  gdyby  poplyneli  z

normalna predkoscia, a  nie  kilometr  na  godzine,  to w nieco  ponad  trzy godziny  wróciliby  do portu w

Nowym Jorku. Zacumowalby lodz i ruszyl prosto do hotelu Plaza.

Raptem jeden dzien spóznienia.

- 69 -

background image

Nate  sprawdzil  monitor  z  nadeslanymi  wiadomosciami,  na  którym  „Charlotte”  wyswietlala

informacje  tekstowe  -  glównie  od  pobliskich  lodzi  albo  z  portów.  Nadeszlo  trzydziesci  siedem

wiadomosci z adresu AdArch@nextel.net. czyli z komórki ojca Nate'a.

NATHANIELU, TWOJA MATKA I JA JESTESMY W OPERZE.

NATHANIELU, ZAWRÓC LÓDZ.

POWIADOMILISMY STRAZ PRZYBRZEZNA, MAJA CIE ARESZTOWAC.

NATHANIELU, TWOJA MATKA JEST BARDZO ZDENERWOWANA. ZAWRÓC LÓDZ, SYNU.

I tak dalej.

- Cholera.

Nate wyobrazil sobie matke w czarnej  wieczorowej  sukni  placzaca  w ich  lozy  W Metropolitan

Opera,  podczas  gdy  ojciec  wsciekle  wystukiwal  wiadomosci  na  komórce.  Z  drugiej  strony,  ona

zawsze plakala w operze - to czesc jej melodramatycznego wizerunku francuskiej ksiezniczki.

Wszystkie  wiadomosci  zostaly  wysiane  w  ciagu  ostatnich  dwóch  godzin,  wiec  rodzice  nie

zamartwiali  sie  zbyt  dlugo.  Zwykle  surowy  ton  ojca  sprawial,  ze  prawie  sikal  ze  strachu.  ale  tym

razem Nate tylko szukal pretekstu, by przerwac misje i wrócic do Blair. I teraz go znalazl.

Podszedl  do  nawigacyjnego  monitora  i  wybral  wspólrzedne  portu  w  Battery  Park,  które

wypisano zólta  kreda  na  tablicy.  Wcisnal  enter  i  natychmiast  silnik  przeszedl  na  jalowy  bieg.  Potem

dziób zanurzyl sie i obrócil,  az  cala  lódz  zrobila  skret  o sto  osiemdziesiat  stopni  i  zawrócila  w strone

Nowego Jorku. Wpisal komende, zeby zwiekszyc predkosc  do szescdziesieciu  kilometrów  na  godzine,

i zerknal na zegar - 8.29 wieczorem. Przed pólnoca bedzie z powrotem w lózku razem z Blair.

- Ej,  co  jest,  stary?  -  zapytal  Anthony,  nie  podnoszac  sie  z podlogi  kabiny,  -  Odrabiasz  prace

domowa, czy jak?

Nate usmiechnal sie szeroko i pokreci! glowa, czujac lekki zawrót glowy  od dymu z fajki.  Blair

tak  sie  ucieszy,  widzac  go  z  powrotem,  ze  bedzie  musiala  mu  wybaczyc.  A  on  juz  zadba,  zeby  o

wszystkim zapomniala.

Zakladajac, ze czeka na niego. I zakladajac, ze jest sama...

pokrecona siostrzyczka

- Zdjac buty! Zdjac buty! Zdja - ac buu - uu - uuty! - skrzeczal do mikrofonu Damian.

To byl koncowy refren  z Japonskiej  restauracji,  ostatniego przeboju  z ich  singla,  który napisal

- 70 -

background image

Dan Humphrey, i zarazem ostatniej piosenki na dzisiejszym koncercie.

- Jesli  sie  teraz  wymkniemy  -  mruknela  Elise  -  to  pewnie  zdazymy  zlapac  taksówke  przed

reszta.

A kto tu mówi o wychodzeniu?

Jenny  zapalila  nastepnego  papierosa,  ignorujac  przyjaciólke.  Chciala  poczekac,  az  tlum  sie

przerzedzi, i lepiej przyjrzec sie Damianowi. Sprawdzic, czy jego  jasnorude  wlosy  staly  same  z siebie,

czy lepily sie od zelu. Czy jego zeby rzeczywiscie sa idealnie biale i proste, jak wygladaly z miejsca, w

którym  siedziala.  Uslyszec  ten  jego  slynny  irlandzki  akcent.  I  obejrzec  te  miesnie  rak!  Perkusista

nadal  prezentowal  sie  milutko,  ale  musiala  przyznac,  ze  Damian  to  absolutny  odlot.  Mial  w  sobie

taka  niesamowita  energie,  jakby  byl  nakrecony.  Gdyby  sie  tu  troche  posnula,  to  moze  Dan

przedstawilby  ich  sobie,  a  ona  moglaby  jakby  nigdy  nic  napomknac,  ze  jest  przyjaciólka  Sereny,  i

dowiedziec sie, czy rzeczywiscie tych dwoje sie spotyka.

Jesli Dan nadal zyje.

Brzdek!  Damian  zagral  ostatni  akord  na  gitarze,  która  rzuci!  potem  w  tlum.  Slynal  z  tego.

Nastepnie wspial sie po rurze dla strazaków,  dlon  za  dlonia,  napinajac  fantastyczne  miesnie  ramion,

i zniknal.

- Popisuje sie - rzucil szyderczo perkusista.

Wstal  sztywno,  zlapal  butelke  piwa  stojaca  pod  perkusja  i  cala  wyzlopal.  Potem  odstawil

butelke i wyciagnal szyje, jakby szukal kogos w tlumie.

Jenny poczula dreszczyk. Szukal jej?

Chwileczke, czy z perkusista nie dala sobie spokoju?

- Powinnysmy juz isc - powtórzyla Elise. Wstala i  obciagnela  bluzke.  -  Wszyscy  beda  sie  bic  o

taksówki.

Basista zaczal rozlaczac kable i rozmontowywac sprzet. Perkusista beknal z lekcewazeniem do

jednego z mikrofonów.

Ohyda.

Jenny zachichotala, jakby to byla najprzyjemniejsza, najslodsza rzecz, jaka w zyciu slyszala.

- Mozesz isc, jesli chcesz, ale ja zostaje - odparla przyjaciólce.

Miala reszte weekendu spedzic w domu Elise, ale takie okazje nie zdarzaja sie zbyt czesto.

Okazje, zeby poznac slynne gwiazdy rocka, czy okazje, zeby nabroic na maksa?

Tlum zaczal znikac.  Czesc  ludzi  ruszyla  do toalet,  inni  wylewali  sie  przez  drzwi  na  ulice.  Elise

krecila  sie  kolo  stolika,  nie  wiedzac  za  bardzo,  co  robic.  Jenny  po  raz  kolejny  zaciagnela  sie

papierosem,  niezbyt  wprawnie,  i  machnela  niecierpliwie  stopa.  I  wtedy  nagle  zjawil  sie  przed  nimi

- 71 -

background image

on, perkusista.

Nie byl Damianem, ale byl prawie równie dobry.

- Hej.  Nazywam  sie  Lloyd.  -  Kostki  mial  owiniete  wystrzepionym  plastrem,  jak  bokser,  a  jego

ciemne,  porzadnie  przyciete  wlosy  i  ugrzeczniona  rózowo  -  zielona  koszulka  Lacoste'a  byly  calkiem

przepocone. - Jestes siostra Dana, Jennifer, zgadza sie?

Jenny pokiwala glowa. Uwielbiala, gdy ludzie mówili do niej Jennifer. Chociaz wolalaby, gdyby

powiedzial: Jestes Jennifer, ta olsniewajaca modelka z rozkladówki z »W« w tym miesiacu, nie?”

- Skad wiesz? - zapytala, chociaz znala odpowiedz.

Mimo ze  lepiej  sie  ubierala  od Dana,  byla  ponad  dwadziescia  centymetrów  nizsza  i  o  niebo

szersza w klatce piersiowej, z powodzeniem mogliby byc dwujajowymi bliznietami.

Tyle  ze  Jenny  byla  trzy  lata  mlodsza  od  Dana.  Ale  nie  zamierzala  tego  mówic  panu

perkusiscie.

- Twój brat powiedzial, ze przyjdzie jego sliczna siostra - odparl Lloyd z pelna powaga.  Zerknal

na  Elise,  która  nadal  stala  obok,  bawiac  sie  nerwowo  suwakiem  od  torebki,  jakby  zeswirowala.  -

Marc,  nasz  basista,  ma  fiola  na  punkcie  starych  hoteli  -  ciagnal  Lloyd.  -  W  kazdym  razie

zarezerwowal  nam  wielki  apartament  w  hotelu  Plaza.  Robimy  tam  mala  imprezke,  moze  macie

ochote wpasc.

Jenny upuscila papierosa na podloge. Prawie zapomniala, ze go trzyma.

- Jasne!  -  wykrzyknela  z wiekszym  entuzjazmem,  niz  chciala.  -  To  znaczy,  mój  brat  tez  idzie,

nie?  -  Tak  naprawde  nie  obchodzilo  ja,  czy  Dan  sie  tam  wybiera.  Nie  chciala  po  prostu  wyjsc  na

dziewczyne, która ciagle baluje w hotelach z obcymi facetami z zespolów.

Jasne.

- Za dziesiec minut musze byc w domu - upierala sie  Elise.  Rzucila  Jenny  spojrzenie  mówiace:

„To twoja ostatnia szansa”.

- W porzadku. Zadzwonie do ciebie jutro - odparla Jenny.

Podala Elise paczke papierosów, ale przyjaciólka machnela na nie reka.

- Moga ci sie przydac - odparla i sie odwrócila.

Jenny wiedziala,  ze  powinna  miec  wyrzuty  sumienia,  bo  nie  wychodzi  z  przyjaciólka,  ale  jak

mogla nie skorzystac z takiej okazji? Najgorsze, co moze sie zdarzyc, to to. ze jej ojciec sie  dowie,  ale

on  nigdy  nie  byl  za  dobry  w  karaniu,  a  poza  tym  Elise  nigdy  jej  nie  zdradzi.  Zacisnela  kolana  i

nerwowo usmiechnela sie do Lloyda. Podal jej zabandazowana reke i pomógl wstac.

- Chodz. Przedstawie cie wszystkim.

Klub  wrócil  do  normalnego  stanu.  Ludzie  gawedzili  cicho  przy  piwie,  podczas  gdy  przez

- 72 -

background image

glosniki  lecial  nowy  album  Franza  Ferdinanda.  Dan  siedzial  teraz  na  krawedzi  sceny  obok  bardzo

ladnej,  opylonej  dziewczyny  o  wlosach  w  kolorze  miodu.  Trzymal  butelke  toniku  Schweppesa.

Wygladal na calkiem wyczerpanego, ale  dziewczyna  gawedzila  z nim,  smiala  sie  i  usmiechala,  jakby

Dan byl najzabawniejszym facetem, jakiego w zyciu spotkala.

- Jasna cholera, Yoko wrócila - syknal pod nosem Lloyd, gdy do nich podchodzili.

- Kto? - Jenny zapytala zaciekawiona.

Dziewczyna  miala  na  sobie  króciutenka  spódniczke  w kolorze  jadeitu,  a  jej  odkryte  nogi  byly

wspaniale opalone i dlugie, jak u tych modelek reklamujacych balsam do opalania Bain de Soleil.

Na twarz Lloyda wyplynal szeroki, sztuczny usmiech.

- Niewazne - odparl, zaciskajac lsniace zeby. - Sama zobaczysz.

Opalona dziewczyna podeszla do nich tanecznym krokiem i pocalowala Jenny w oba policzki.

- Dan  mówi.  sze  jestesz  jego  siosthra  -  powiedziala  z mocnym francuskim  akcentem.  -  Ale  ci

zazdhroszcze tych wspanialych piehrsi! - Wyciagnela obie rece i scisnela mocno piersi Jenny.

Pip - pip!

- To takie kobiece, non?

- Monique, lepiej daj spokój... - Dan chcial ja ostrzec.

- Dzieki - przerwala mu Jenny, zaskakujac wszystkich, lacznie z soba.

Zawsze byla niezwykle  przewrazliwiona  na  punkcie  swoich  piersi  i  miala  ku temu powód,  ale

zachwyt  Monique  zabrzmial  szczerze.  Poza  tym  wlasciwie  nie  miala  nic  przeciwko,  zeby  Damian  i

Lloyd mieli swiadomosc, ze ma najwieksze piersi w calej sali.

- Jennifer,  to  Monique  -  Monique,  to  Jennifer  -  przedstawil  je  sobie  Lloyd.  -  Monique  jest

dziewczyna Dam...

- Która przyjechala tu z St.  Tropez  -  przerwala  mu Monique  z plonacymi  oczami,  które  mówily

„zamknij sie, idioto”. - Wybiehrasz sie z nami do otelu Plaza? - To pytanie skierowala do Jenny.

- Nie,  musi  wracac  do domu -  wybelkotal  Dan.  -  Pózno juz.  -  Rozejrzal  sie  po  klubie  metnym

wzrokiem. - Prawda?

On na pewno wygladal na zmeczonego.

Lekcja numer dwa na lemat mlodszych sióstr: nawet nie próbuj im mówic, co maja robic.

- Nieprawda - poprawila brata Jenny. - Zdecydowanie ide.

Damian zesliznal sie po rurze i  susami  doskoczyl  do nich.  Przebral  sie  w oliwkowy  dres,  biala

farba mial wypisane na tylku „scisnij”.

- Gotowi na bibe? - zapytal Damian, klepiac Dana i Lloyda w plecy.

Monique rzucila mu slodki usmiech, który mówil: „toleruje cie tylko dlatego, ze jestes slawny”

- 73 -

background image

i wziela Dana pod ramie.

Lloyd chwycil Jenny i zamknal ja w niedzwiedzim uscisku razem z Damianem.

- Damian, poznaj Jennifer. Jennifer, poznaj Damiana.

Jenny byla tak podekscytowana, ze gdyby nie mocny uscisk Lloyda, z pewnoscia osunelaby sie

na  podloge.  Damian  sapnal  z  przesadnym  zachwytem.  jak  nadzwyczaj  gejowski  gej,  który  znalazl

cudowny plaszczyk przeciwdeszczowy dla psa. A potem pocalowal Jenny w czubek nosa.

Moze wiec jednak nie byl chlopakiem Sereny.

- Moze  niech  Danny  i  Monique  pojada  limuzyna?  A  my  scisniemy  sie  jakos  w  taksówce?  -

zaproponowal Damian.

- Moge usiasc komus na kolanach - zglosila sie na ochotnika Jenny.

- Pewnie, ze mozesz - stwierdzil Lloyd.

- Pewnie, ze mozesz - zgodzil sie Damian.

Pewnie, ze moze.

nikogo tu nie ma, tylko my, kurczaczki

- Mialam  wiecej  zaawansowanych  zajec  niz  ktokolwiek  inny  w  klasie  i  srednia  piec  -

poskarzyla sie Blair.

- Wiec trzeba bylo zlozyc podanie o wczesniejsze przyjecie - poradzil Stan 5.

- Ale  nie  rozumiesz,  nie  rozumiesz  -  szepnela  dosc  glosno  Blair,  jakby  zaciela  sie  jej  plyta.  -

Nasza szkolna doradczyni stwierdzila, ze nie mam szans na wczesniejsze przyjecie.

Stan 5 wzruszyl ramionami.

- Mniejsza pula podan, latwiej zablysnac.

Blair  zazgrzytala  zebami,  zeby  powstrzymac  lawine  przeklenstw.  Od  trzynastego  roku  zycia

zamierzala zlozyc podanie o wczesniejsze przyjecie do Yale. Dlaczego posluchala tej bezmyslnej  baby

w peruce,  która  wiecznie  miala  krwotoki  z nosa.  zamiast  zaufac  instynktowi?  Dlaczego  nie  spotkala

Stana 5 rok temu, kiedy naprawde mógl jej sie przydac?

Lezeli  na  brzuchach  na  podwójnym  lózku  w pokoju,  który dziadek  Stana  5  trzymal  dla  wnuka.

Przejrzeli  juz  wszystkie  katalogi,  poczawszy  od  tysiac  dziewiecset  czterdziestego  siódmego  roku,

smiejac  sie  z ubran,  jakie  nosili  wtedy  ludzie,  i  czerstwych  tekstów  pod zdjeciami  typu „tylko  spójrz

na siebie, skarbie” albo „nikogo tu nie ma. tylko my, kurczaczki”. Pokój byl udekorowany  drobiazgami

- 74 -

background image

z Yale:  proporczykiem  druzyny  plywackiej  Yale,  dyplomem  Stana  III  z  literatury  angielskiej  i  teatru,

wycinkami  z gazety  z New  Haven  na  temat  Stana  III.  jednego  z najbardziej  utalentowanych  mlodych

aktorów w Yale, i zólta karta z wszystkimi semestrami na Yale, kiedy stary  Stan  III  dostal  wyróznienie

za wyniki.

- Wyglada na to. ze Yale to cale zycie twojego dziadka - zauwazyla Blair.

Miala na wpól zdjete buty i kolysala nimi na czubkach palców.

Stan obrócil sie na plecy i spojrzal w sufit.

- Aha - odparl bez wyrazu.

Blair nie bardzo rozumiala, dlaczego jest  taki  przygnebiony. W koncu  dla  niej  Yale  to tez  cale

zycie, ale wyladowala tylko na liscie rezerwowych.

Stan 5 wyciagnal reke i nawinal na palec pasemko ciemnych wlosów Blair.

- Powinnismy przestac o tym myslec - powiedzial, wypuszczajac loczek -  bo inaczej  wpadniesz

w potezna depresje.

- Ale... - zaczela Blair.

Kiedy wlasciwie opracuja plan wkrecenia jej do Yale?

Stan 5 przeturlal sie. zlapal ja za rece i pociagnal do siebie.

- Powinnismy  skonczyc  gadac,  kropka  -  stwierdzil,  przygladajac  sie  jej  twarzy  wyglodnialym

wzrokiem.  -  Jak  powiedzialem,  jestesmy  z  dziadkiem  naprawde  blisko.  Wiec  nie  martw  sie  Yale,

dobra?

To  byl  ten  moment  w  filmie,  kiedy  powinna  poplynac  lagodna  muzyka,  glowy  aktorów

powinny  sie  zblizyc  i  powinien  nastapic  tak  namietny  pocalunek,  ze  ubrania  bohaterów  w  jednej

sekundzie  laduja  na  podlodze,  a  okna  zachodza  para.  Stan  5  zalatwi  jej  przyjecie  do  Yale!  Ale  z

jakiegos  powodu  -  moze  to  ta  liczba  pamiatek  z  Yale  na  wszystkich  scianach  i  podlodze,  a  moze

dlatego,  ze  wypila  cztery  kieliszki  szampana  na  przyjeciu,  na  które  nikt  jej  nie  zapraszal,  a  moze

dlatego, ze dotykanie  warg  innego  chlopaka  niz  Nate  bylo  naprawde  paskudnym  uczuciem,  Blair  nie

mogla po prostu zamknac oczu i pocalowac Stanforda Parrisa  V.  Zdolala  tylko  prychnac  i  zachichotac

jak dwunastolatka.

Odepchnela go, tak prychajac i sie smiejac, ze az sie zakrztusila.

- Co? - Stan 5 oparl sie na lokciach.

Blond wlosy opadly mu na oczy, wiec je odgarnal.

Blair  znowu parsknela.  Krecilo  jej  sie  w  glowie,  byla  oszolomiona  i  naprawde  potrzebowala

krótkiej babskiej rozmowy z Serena.

- Nie  wiem.  -  Wstala  i  wsunela  stopy  w  buty.  -  Musze  kogos  poszukac.  Zobaczymy  sie

- 75 -

background image

pózniej?

Stanowi  5  chyba  podobalo  sie  to.  jaka  byla  rozpalona  i  zmieszana.  Usmiechnal  sie  do  niej

zarozumiale i uniósl blond brwi.

- Byc moze.

Wychodzac, próbowala wziac sie w garsc.

Zadne „byc moze”. Z pewnoscia.

kobiety sa madrzejsze

- Nigdy  nie  myslalam  o  Hamlecie  jak  o  naprawde  tragicznej  postaci  -  oznajmila  Serena

Stanfordowi Parrisowi III.

Tylko przekartkowala Hamleta, kiedy zadano na jego temat esej, ale zawsze byla mistrzynia w

laniu  wody.  Nie  musiala  w  ogóle  czytac,  zeby  zorientowac  sie,  ze  Hamlet  przypomina  jej  Dana

Humphreya, z którym spotykala sie ostatniej jesieni. Taki zalosny i znerwicowany.

- Troche  zoloftu  albo  innego  antydepresanta,  a  pewnie  podbilby  cala  Skandynawie  i  mial  w

kazdym kraju zone.

Ejze, Panienka Wszystkowiedzaca, Znawczyni Szekspira?

Pan Parris kiwnal glowa.

- Wellbutrin. To bralem.

Jakby ja to interesowalo.

- Lubie czytac -  ciagnela  Serena,  kompletnie  oszolomiona wlasnymi  slowami.  -  Jesli  nie  mam

nic lepszego do roboty - poprawila sie.

Czyli praktycznie nigdy.

- Pewnie  bede  miala  z  tym  problem,  rozumie  pan,  z  wyborem  specjalizacji.  Nie  wiem,  co

wybrac: literature  czy  teatr.  - Usmiechnela  sie  i  skromnie  obciagnela  krótka  spódniczke,  zeby  zakryc

kolana.

Od kiedy to najbardziej imprezowa dziewczyna w tym miescie martwi sie specjalizacja?

- To  dziecinnie  proste,  moja  droga.  Po  to  wlasnie  wymyslono  podwójna  specjalizacje!  -  Pan

Parris  strzelil  z  szelek,  najwyrazniej  zachwycony  tym,  ze  ma  okazje  pochwalic  sie  swoja  rozlegla

wiedza przed mloda dziewczyna o tak wybitnej urodzie i inteligencji.

Nagle  do pokoju  wpadla  Blair,  ubrana  troche  zbyt  seksownie  jak  na  uniwersytecka  impreze.

- 76 -

background image

Wisiorek  malej  Yale  przekrzywil  sie  na  jej  szyi.  Serena  nigdy  nie  widziala  swojej  przyjaciólki  tak

zdezorientowanej.

- Bogu  dzieki,  ze  cie  znalazlam!  -  wykrzyknela  Blair  ledwo  lapiac  oddech.  Zerknela  na  pana

Parrisa. - Przepraszam, ze przeszkadzam, ale to sprawa niecierpiaca zwloki!

Serena  zorientowala  sie,  ze  Blair  cos  kombinuje  albo  jest  bliska  paniki,  bo  nozdrza  miala

rozszerzone  jak  u  dzikiego  zwierzecia  i  oczy,  które  zdawaly  sie  nigdy  nie  mrugac.  Wygladala  jak

wiewiórka chora na wscieklizne. Serena wstala i uscisnela panu Parrisowi reke.

- To byla prawdziwa przyjemnosc porozmawiac z panem.

Pan Parris ucalowal jej reke.

- Cala przyjemnosc po mojej stronie.

Blair  kaszlnela.  Oczywiscie  Serena  calkowicie  oczarowala  tego  staruszka,  co  bylo  absolutnie

niesprawiedliwe, bo to Blair powinna go byla oczarowac.

- To naprawde pilne - rzucila niecierpliwie.

Niezbyt to czarujace.

- Dobrze, juz ide - mruknela Serena.

Wziela Blair pod ramie i dala sie wyciagnac do wyjsciowego korytarza. Nacisnely guzik windy.

- Gdzie my wlasciwie idziemy? - zapytala Serena, gdy otworzyly sie drzwi windy.

- Do hotelu Plaza! - pisnela Blair.

Mozna chyba bezpiecznie zalozyc, ze na miejscu nie beda rozmawialy o Szekspirze.

a myslalas, ze andy warhol nie zyje

Vanessa  i  Beverly  podeszli  do  ogrodzonej  rampy,  która  prowadzila  na  teren  magazynów  w

Williamsburgu.  gdzie  odbywala  sie  impreza  znajomego  Beverly'ego.  Vanessa  slyszala  muzyke  -  cos

beztroskiego  i  rytmicznego,  mogla  to  byc  Björk,  ale  nie  na  pewno.  Jakas  kobieta  otworzyla  czarne,

metalowe  drzwi  u  szczytu  rampy  i,  glosno  tupiac,  wyszla  na  zewnatrz.  Na  wlosach  miala  zólta

bandamke, a poza  tym nosila  czarne  podkolanówki  i  fluorescencyjnozólte  chodaki.  Wygladala,  jakby

plakala. Lewa reke przyciskala do piersi.

- Hej, Bethene - zawolal do niej Beverly, gdy kobieta zaczela sie oddalac.

- Co to? - zapytala Vanessa, zagladajac do wiadra  pelnego czegos,  co  przypominalo  pluszowe

zabawki. Wiadro stalo w polowie rampy.

- 77 -

background image

- Kocieta - odpowiedzial Beverly, jakby niepotrzebne byly zadne dalsze wyjasnienia.

Najwyrazniej  rampa  zostala  przerobiona  na  swoista  wystawe  i  stalo  na  niej  mnóstwo  dosc

przypadkowych  przedmiotów.  Poza  wiadrem  z  kocietami  byla  tam  naturalnej  wielkosci  woskowa

figura Swietego Mikolaja z ogromnym workiem z przezroczystego plastiku pelnym nagich  lalek  Barbie

bez  glów.  U  stóp  Mikolaja  stala  lampa  woskowa,  w  której  plywalo  cos,  co  wygladalo  jak

najprawdziwsze  galki  oczne.  Rampa  przypominala  nawiedzony  dom,  tyle  ze  to  miejsce  bylo  troche

bardziej niepokojace.

Tylko troche?

- Wszyscy tutaj to artysci - oznajmil Beverly. - I robia te impreze od marca.

Vanessa  pokiwala  glowa,  chociaz  nie  do konca  rozumiala,  co  ma  na  mysli,  mówiac  „robia  te

impreze”. Kojarzylo  jej  sie  to happeningami  urzadzanymi  W  latach  szescdziesiatych  przez  Andy'ego

Warhola  w Factory.  Mnóstwo artystów  pracowalo  nad  dziwacznymi  dzielami  sztuki,  których  nikt  tak

naprawde nie rozumial i które nawet nie byly dobre.

Kiedy  doszli  do  szczytu  rampy,  Beverly  pchnal  drzwi  i  weszli  do  srodka.  Zobaczyli  ogromny

magazyn,  zimny  i  ciemny,  oswietlony  jedynie  czterema  gigantycznymi  lampami  woskowymi

podobnymi do tej,  która  widzieli  po drodze.  Nikt  ich  nie  powital.  Ku  zaskoczeniu  Vanessy,  w  srodku

bylo  raptem  ze  trzydziesci  osób.  Wszyscy  siedzieli  ze  skrzyzowanymi  nogami  w  malych  grupkach,

malowali  palcami  na  stronach  starych  encyklopedii  i  wygladali  na  nieprzytomnych,  jakby  od  marca

nie  spali.  Nikt  niczego  nie  pil  ani  nie  jadl.  ani  nawet  nie  rozmawial.  Ta  impreza  w  pewnym  sensie

byla antyimpreza.

Vanessa  patrzyla,  jak  kobieta  we  wlochatym  czerwonym  szlafroku  i  czerwonych  kaloszach

odciela  sobie  garsc  dlugich,  ciemnych  wlosów  i  wrzucila  je  do ogromnego  gara,  który stal  na  plycie

grzejnej  na  podlodze.  Wysoki,  blady,  chudy  facet  w  czarnym  kapeluszu  typu  fedora  i  czarnych

bokserkach podszedl do kociolka i zamieszal w nim dluga drewniana linijka.

- Bruce. - Beverly powital chlopaka skinieniem glowy. - To Vanessa. Robi filmy.

Bruce kiwnal  glowa.  Kiwal  dluzej  niz  normalny  czlowiek,  nie  przerywajac  mieszania.  Vanessa

potwornie zalowala, ze nie wziela ze soba kamery wideo. W zyciu nie widziala czegos podobnego.

- Przyszlas, zeby sie dolozyc? - zapytal Bruce.

Vanessa  nie  byla  pewna,  kogo  pytal.  Tak  naprawde  to  pierwszy  raz  w  zyciu  czula  sie

kompletnie  zagubiona.  Kazda  impreza,  na  której  byla,  okazywala  sie  tak  przewidywalna,  ze  az

beznadziejnie  nudna.  Usmiechnela  sie  niepewnie  do  Beverly'ego.  Wlasciwie  milo  bylo  dac  sie  tak

zaskoczyc.

Muzyka  nagle  zmienila  sie  w  sciezke  muzyczna  ze  Shreka  2  i  Vanessa  poczula  sie  jeszcze

- 78 -

background image

bardziej zagubiona. Podeszla do kotla i zerknela do niego.

- A co to wlasciwie jest?

Bruce uniósl lewa dlon i zamachal palcami. Brakowalo mu konca srodkowego palca,  tak  samo

jak Beverly'emu.

- Pracuje nad regeneracja - odparl Bruce, jakby to wszystko wyjasnialo.

Beverly  podniósl  lewa  dlon  i  rozlozyl  palce  jak  wachlarz.  Nie,  Vanessa  wcale  nie  oszalala.

Jemu tez brakowalo konca srodkowego palca.

- Wiekszosc z nas sie dolozyla. Ale nie ma zadnego przymusu ani nic takiego.

Co za ulga, nie?

Nielatwo Vanesse przyprawic o dreszcz, ale tym ludziom prawie sie to udalo.

- I co robisz z tymi.., kawalkami... w tym garnku... po tym jak juz... sie ugotuja czy jakos tak?

Bruce wyszczerzyl zeby, na szyi  wyszly  mu blekitne  zylki.  Wygladal  tak,  jakby  od miesiecy  nic

nie jadl.

- Nie chodzi o robienie, tylko o mieszanie - odparl.

Beverly pokiwal glowa w ten sam dziwaczny, przydlugi sposób, jak wczesniej Bruce.

- Vanessa  ma  swietna  przestrzen  -  oswiadczyl  ni  stad,  ni  zowad.  -  Chyba  zostane  u  niej  na

jakis czas. Byloby swietnie ze wzgledu na nasz projekt - dodal, nadal kiwajac glowa.

Nagle Vanessa zdala sobie sprawe z tego, ze szukanie wspóllokatora przez Internet  moglo  nie

byc  najlepszym  pomyslem.  Z  poczatku  Beverly  wydawal  sie  ciekawy,  ale  wlasciwie  to  wolala  juz

mieszkac  z Danem,  niezaleznie  od jego  wystepków,  lub  jedna  z  tych  jej  zepsutych,  próznych,  ogar-

nietych  obsesja  mody  kolezanek  z  klasy,  niz  wracac  do  domu,  gdzie  w  garze  gotuja  sie  kawalki

palców  i  Bóg  jeden  wie,  co  jeszcze.  Jedna  rzecz  to  tworzyc  sztuke,  o  której  ludzie  pomysla,  ze  jest

szokujaca i dziwaczna, a inna rzecz to rzeczywiscie próbowac byc szokujacym  i  dziwacznym.  Beverly  i

jego znajomi chodzili do college'u - niczego sie tam nie nauczyli?

- Chce ci sie pic? - zapytal Beverly. - Wody?

Vanessa zdala sobie sprawe z tego, ze to chyba najmilsza rzecz, jaka  powiedzial  jej  przez  caly

wieczór. Nie mogla uwierzyc, ze przejmowala sie konstelacja  znamion  i  ze  specjalnie  dla  niego  uzyla

perfum. Ziewnela i rozejrzala sie po ogromnym pomieszczeniu.

- Nie wiem,  ile  tego  jeszcze  zniose  -  odparta,  parodiujac  slowa  Beverly'ego  na  temat  spiewu

Dana w klubie. - Ide do domu.

Beverly zagryzl usta.

- Ale przeciez jest dobrze, nie? To znaczy, na razie jest dobrze? - zapytal.

- Wlasciwie to nie - odparla Vanessa i  usmiechnela  sie  slodko  i  falszywie,  jak  jej  kolezanka  z

- 79 -

background image

klasy,  Blair  Waldorf,  gdy  w  myslach  mówila  nauczycielowi,  zeby  sie  wypchal  i  odchrzanil,

jednoczesnie próbowala urwac sie z lekcji na wyprzedaz butów Manolo Blahnika.

- Na pewno nie chcesz sie dolozyc? - zapylal Bruce, nadal mieszajac w kotle.

Vanessa odpiela kolczyk z ust i wrzucila go do srodka.

- Powodzenia - powiedziala i odwrócila sie na piecie.

Beverly i Bruce zaczeli kiwac glowami.

O ile wiemy, nadal nimi kiwaja.

co tak naprawde robia dziewczyny za zamknietymi hotelowymi drzwiami

- Pamietasz,  jak  bylysmy  w  piatej  klasie  i  cwiczylysmy  calowanie  na  poduszkach?  -  Serena

zanurzyla twarz w jedna z ogromnych, puchowych hotelowych poduch i zaczela ja obsciskiwac.  -  Och,

kochanie - westchnela. - Twoje usta sa takie slodkie.

Blair rzucila poduszka w tyl glowy Sereny.

- Sluchalas mnie w ogóle? - zapytala ostro. - Powiedzialam,  ze  prawic  pocalowalam  Stanforda

Parrisa Piatego!

Serena  przechylila  glowe  i  zdmuchnela  z  twarzy  wlosy.  Zdjela  spódnice,  a  biale  bawelniane

figi zjechaly jej do polowy chudego tylka.

- Wiec dlaczego tego nie zrobilas?

- Nie wiem.

Blair  zdjela  zloty  wisiorek  Yale  i  rzucila  go  na  nocny  stolik.  Potem  sciagnela  przez  glowe

sukienke  i  rozebrala  sie  do  bielizny,  Wlozyla  jeden  z  hotelowych  szlafroków  frotte”  i  z  trzaskiem

otworzyla puszke coli.

- Chcialam, ale nie moglam przestac sie smiac. Potem zrobilo mi sie tak glupio, ze wyszlam.

Serena  przeturlala  sie  na  plecy  i  zaczela  masowac  swój  brzuch,  jakby  chciala  sie  pozbyc

tluszczu, którego na nim nie bylo.

- Nie  uwazasz,  ze  to  dziwne,  ze  jestesmy  przyjaciólkami,  a  pociagaja  nas  tak  rózni  faceci?

Moim zdaniem to potworny snob.

Pociagaja je rózni faceci? A czy  nie  stracily  cnoty  z tym samym  chlopakiem?  Ale  zadna  z nich

nie chciala burzyc ich przyjazni, przypominajac te historie.

Blair glosno beknela.

- 80 -

background image

- Twoim zdaniem wszyscy sa snobami. A ja mialam wrazenie, ze Stan 5 byl troche  zaklopotany

faktem,  ze  jego  juz  przyjeli  do  Yale,  gdy  mu  powiedzialam,  ze  jestem  tylko  na  liscie  rezerwowych.

Jest  raptem  trójkowym uczniem  w Andover.  Nie  chodzil  na  zadne  zaawansowane  zajecia.  Dostal  sie

tylko dzieki dziadkowi.

Serena  otworzyla  szeroko  oczy.  Miala  czwórki  plus  i  tez  nie  chodzila  na  zaawansowane

zajecia,  ale  ja  przyjeli.  A w czasie  rozmowy  z  panem  Parrisem  zdecydowala  ostatecznie,  ze  Yale  to

szkola  dla  niej.  Czy  odwazy  sie  powiedziec  o  tym  Blair  i  popsuje  rewelacyjnie  zapowiadajaca  sie

zabawe w hotelowym apartamencie?

Blair  znowu  beknela.  Serena  zabebnila  o  materac  pomalowanymi  na  jasnorózowo

paznokciami  nóg.  Zastanawiala  sie.  E,  nie,  doszla  do  wniosku.  Poza  tym  podejrzewala,  ze  Blair  tak

sie przejmowala Stanem 5 tylko dlatego, ze jej zdaniem mógl jej pomóc dostac sie do Yale.

Na  tym  wlasnie  polega  klopot  z  najlepszymi  przyjaciólkami.  Czasem  znaja  cie  lepiej  niz  ty

sama siebie.

- Ej,  podzwonmy  po  ludziach  dla  zabawy!  -  krzyknela  Serena,  desperacko  próbujac  zmienic

temat.

Usiadla, zlapala telefon i szybko wybrala numer.

- Halo? Recepcja? Czy mozecie przyslac hydraulika do pokoju 448? Mamy okropny problem  z...

toaleta. Rozumie pani? Super. Dziekuje. - Wybrala nastepny numer. Prosze pana? Pokój 448? Tak, tu

recepcjonistka.  Chcialam  tylko  pana  zawiadomic,  ze  idzie  juz  do pana  pan  do  towarzystwa,  którego

pan  zamawial.  -  Potem  zadzwonila  do  któregos  z  pokojów  na  tym  samym  korytarzu.  -  Tatusiu,  nie

moge zasnac - powiedziala dziecinnym glosikiem. - Zaspiewaj mi cos. - Facet na  drugim  koncu  zaczal

spiewac piosenke Ravesów Lody. Mial glos zupelnie taki sam jak Damian.

Ciekawe, jak to mozliwe?

- Jej,  jestes  naprawde  niezly  -  sapnela  dzieciecym  glosikiem  Serena.  -  Kocham  cie,  tato  -

zagruchala i sie rozlaczyla. Odwrócila sie do Blair. - No dobra, to bylo kretynskie.

Blair  nic  nie  powiedziala.  Nadal  nie  mogla  uwierzyc,  ze  stchórzyla  ze  Stanem  5.  To  byl  tylko

pocalunek,  a  Nate'a  nawet  nie  obchodzilo,  z  kim  sie  calowala,  bo  najwyrazniej  calkiem  o  niej

zapomnial.

Nagle ktos zapukal do drzwi.

- Cholera! - pisnela Serena, chowajac sie pod koldre. - To recepcjonistka!

Blair poprawila szlafrok i podeszla do drzwi.

- Kto tam? - zawolala, dotykajac niepewnie drzwi.

- To ja - odpowiedzial Nate.

- 81 -

background image

Blair odskoczyla do tylu. jak porazona pradem. Znowu zacisnela pasek szlafroka.

- Kto? - zapytala poirytowana, chociaz doskonale wiedziala, kto.

- To ja, Nate - padla odpowiedz. - Moge wejsc?

- Psst! - szepnela spod koldry Serena. - Udawaj, ze jestem Stanem 5!

Blair  odwrócila  sie  i  zobaczyla,  ze  Serena  wyciagnela  sie  na  brzuchu  pod  koldra,  dlugie  nogi

rozrzucila  szeroko,  wlosy  schowala  dyskretnie  pod  poduszke,  a  calkiem  spore  stopy  wystawila  za

lózko. Spokojnie mozna by ja wziac za faceta. Nawet pognieciona  szara  spódniczka  mogla  byc  wzieta

za porzucone bokserki.

Serena  uniosla  glowe  i  usmiechnela  sie  szelmowsko.  Blair  zachichotala  i  machnela  reka  na

przyjaciólke, zeby polozyla sie jak przedtem. Potem uchylila drzwi na pare centymetrów.

- To nie jest najlepszy moment - szepnela tajemniczo.

Nate byl rozczochrany i wygladal  na  zmeczonego.  Wlasciwie  to byla  pewna,  ze  mial  na  sobie

te  same  rzeczy:  czarna  wyblakla  koszulke  i  spodnie  khaki,  które  nosil,  gdy  wychodzila  od  niego  z

domu  zeszlego  popoludnia.  Wlosy  mial  brudne,  bo  juz  nie  bylo  widac  w  nich  zlotych  pasemek.

Wygladaly  po  prostu  jak  brazowe.  Mial  tez  miedzy  zebami  cos  brazowego,  jak  okruszki  ciastek

czekoladowych.

Albo herbatników.

- Musze wziac prysznic - powiedzial i ziewnal.

- Ale nie tutaj - upierala sie Blair.

Poprawila szlafrok, sugerujac, ze pod spodem jest naga. Potem zrobila  krok w tyl,  odslaniajac

widok na pokój.

- Jestem zajeta.

Patrzyla,  jak  wzrok  Nate'a  wedruje  od  pomalowanych  na  bialo  i  zloto  drzwi,  przez  zloto  -

bezowy dywan,  do wielkiego  lózka.  Dwa  dni  temu  zlapalaby  go  za  kark  i  rzucila  na  lózko,  zeby  sie

natychmiast dobrac do jego niesamowicie cudnego ciala i zeby on mógl dorwac sie do niej, tak jak  to

robili,  odkad  postanowila  isc  na  calosc.  Ale  przez  cale  dwa  dni  nie  odezwal  sie  do  niej  i  naprawde

powinien umyc zeby. Stracil swoja szanse.

Serena  zachrapala  spod  koldry  -  perfekcyjnie  udawala  meskie  chrapanie  po  solidnej  dawce

seksu.  Blair  zacisnela  zeby,  zeby  sie  nie  rozesmiac.  Wlasciwie  to wcale  jej  nie  bylo  do  smiechu.  Za

bardzo byla zla na Nate'a.

Nate przycisnal dlonie do policzków, jakby sie bal, ze eksploduje. Liczy! na to, ze  zostanie  dzis

wieczór z Blair, bo: a) miala apartament w hotelu i byloby super wziac mily, goracy prysznic, zajac  sie

seksem, wziac kapiel z pianka, zamówic tony zarcia do pokoju i ogladac filmy  az  do zasniecia  w swo-

- 82 -

background image

ich  ramionach;  b)  naprawde  nie  chcial  wracac  do  domu  i  znosic  napady  wscieklosci  admirala

Archibalda.  Na  pewno  dostanie  szlaban,  co  oznacza,  ze  nie  bedzie  sie  mógl  umawiac  przez  reszte

zycia  i  pewnie  nigdy  wiecej  nie  zobaczy  Blair.  I  c)  kiedy  baraszkowal  z  Lexie,  zdal  sobie  sprawe  z

tego, ze nie ma juz ochoty calowac nikogo poza Blair.

Cóz, moze powinien pomyslec o tym wczoraj.

Serena machnela noga i ryknela przez nos jak spiacy slon.

„Kto  to  do  cholery  jest?”  Nate  mial  wielka  ochote  zapytac,  juz  sobie  wyobrazal,  jak  sie

zachowa,  gdy  uslyszy  odpowiedz.  Spojrzal  z  powrotem  na  Blair,  która  wygladala,  jakby  juz  sie

znudzila gra, w która najwyrazniej grali.

- Bylem na lodzi - zaczal tlumaczyc. - Zgubilem telefon.

Wtedy zdal sobie sprawe z tego, ze wlasciwie to niczego nie wyjasnia.

Czasem bycie soba jest naprawde straszne, nie?

- Wracaj do domu - odprawila go Blair. - Rodzice cie szukali.

Nate opuscil rece.  schowal  je  do kieszeni  i  zaczal  sie  cofac  do windy.  Spodnie  mial  umazane

w kroczu herbatnikami. Byl w kompletnym nieladzie.

- Nie odzywali sie jeszcze z Yale, nie? - zapytal desperacko, szukajac wspólnego tematu.

- Nie - odparla chlodno.

Nate  poczekal,  az  Blair  powie  cos  wiecej,  ale  nie  odezwala  sie.  Przeciagnela  sie  i  ziewnela

leniwie, jakby tak sie zmeczyla seksem z tym wielkim, napalonym  ogierem,  który lezal  w jej  lózku,  ze

juz jej sie nawet nie chcialo gadac.

- Napisz  do mnie  e  -  maila  albo  cos  takiego,  dobra?  -  zaproponowala  Nate'owi  i  zlapala  za

klamke.

Nigdy  nie  porozumiewali  sie  z  Nate'em  za  pomoca  e  -  maili.  Kiedy  widzisz  kogos  nago

codziennie przez pare godzin po szkole, nie masz potrzeby pisania do niego e - maili.

Kaciki ust Nate'a opadly, jakby mial sie rozplakac. Blair nie zrywala z nim oficjalnie - nigdy nie

zrywala  oficjalnie  i  dlatego  przez  ostatnie  trzy  lata  ciagle  rozstawali  sie  i  wracali  do  siebie.  Ale  to

bylo, zanim zaczeli byc ze soba tak blisko. A teraz jakis przypadkowy facet lezal w lózku Blair.

- Dobra. Baw sie dobrze jutro w szkole.

- Do zobaczenia. - Blair zamknela drzwi. - Poszedl - szepnela.

Serena podniosla glowe z kaskada bladozlotych wlosów.

- To dopiero byla zabawa - stwierdzila, ale zabrzmialo to bardziej jak pytanie.

Blair podeszla i usiadla na brzegu lózka.

- Swietny ubaw - stwierdzila bezbarwnym glosem.

- 83 -

background image

Spojrzaly po sobie. Zadna sie nie usmiechala.

Wreszcie Serena zachichotala.

- Pewnie byloby zabawniej, gdybym naprawde byla Stanem 5.

Blair  nie  odpowiedziala.  Wlasciwie  to  wlasnie  zerwala  z  Nate'em  -  znowu  -  po  tym,  jak

przegapila  idealna  okazje,  zeby  zabawic  sie  z chlopakiem,  który mógl  zalatwic  jej  przyjecie  do  Yale.

Cóz, jedno bylo pewne: nie zamierzala odpuscic sobie Stana 5.

Serena odrzucila koldre i zlapala oprawione w skóre hotelowe menu.

- Zamówmy befsztyki z poledwicy, frytki i piwo i poogladajmy stare filmy!

Zawsze byla mistrzynia w zmienianiu tematu.

Blair podciagnela stopy pod siebie i zlapala pilot. Moze bedzie jakis film z Audrey  Hepburn  na

TCM albo AMC. Przerzucila pare programów. Jest! My Fair Lady. No, przynajmniej tyle dobrego.

Serena  zapalila  merita  ultra  light,  zaciagnela  sie  i  wlozyla  papierosa  do  ust  przyjaciólki.

Potem wziela telefon i masujac Blair plecy, zamówila wszystko po kolei z hotelowego menu.

Moze zycie czasem dokopuje ludziom, ale Serena nie pozwoli, zeby dokopalo im.

dwoje drzwi, dalej impreza no calego

Przy  tym  samym  korytarzu  w  jeszcze  wiekszym  apartamencie  Dan,  Jenny  i  dwoje  czlonków

zespolu  Raves  oraz  bardzo opalona  Francuzka  obijali  sie,  palac  cygara,  które  tego  dnia  dostarczono

kurierem  prosto  z  Kuby.  Caly  pokój  byl  pelen  porozrywanych  paczek  kurierskich:  brzoskwinie  z

Georgii,  swiece  z  Francji,  wódka  z  Finlandii,  mocne  ciemne  piwo  z  Irlandii,  paluszki  chlebowe  z

Wioch, zel pod prysznic z Los Angeles i superostry cheddar z Vermont.

Jakby nie mozna bylo tego wszystkiego kupic w miescie, w którym jest wszystko.

Lloyd  poprosil  recepcjonistke,  zeby  przyslala  wiecej  szlafroków  i  wszyscy  po  kolei  zdjeli

ubrania i wlozyli szlafroki. Jenny nie wiedziala za bardzo, co zrobic  ze  spodniami  i  koszulka,  poza  tym

wlasciwie  nie  mogla  ukryc  stanika,  poniewaz  szlafrok  mial  okropna  tendencje  do  rozchylania  sie  w

okolicach  dekoltu.  Postanowila  wrzucic  ubrania  do  zloto  -  bialej  toaletki  pod  urny  walka,  a  potem

scisnela sie mocno paskiem szlafroka i wyszla z lazienki.

- Poczestuj sie brzoskwinia - zaproponowal jej Damian z uroczym irlandzkim akcentem.

Wyjal  z pudelka  idealnie  dojrzaly  owoc.  Tez  przebral  sie  w  szlafrok.  Jenny  zastanawiala  sie,

czy  nadal  ma  na  sobie  bielizne.  Ta  mysi  sprawila,  ze  zaczerwienila  sie,  a  szlafrok  znowu  jej  sie

- 84 -

background image

rozchylil.  Damian  poklepal  poduszke  ze  zlotego  adamaszku,  która  lezala  obok  niego  na  szerokiej

kanapie.

- Chodz, siadaj. Zjedz sobie jedna, a potem pokaz, jak skopiesz mi tylek na terminatorze.

Jenny zerknela na zbiór gier lezacy na stoliku do kawy. Nigdy w zyciu nie grala w gre wideo.

- A  moze  wolisz  cos  bardziej  wyrafinowanego,  na  przyklad  swietne  paluszki  Chlebowe?  -

zapytal  Lloyd  siedzacy  na  sofie  po  drugiej  stronie  stolika.  Bebnil  dwoma  paluszkami  o  kolano.  -

Swietnie  wchodza  z  piwem.  Po  prostu  zanurz  -  wyjasnil,  wkladajac  caly  paluszek  do  butelki

irlandzkiego ale - i zjadaj. - Poklepal poduszke obok siebie tak jak przed chwila Damian. - Spróbuj.

Nie mogac sie zdecydowac, który chlopak jest fajniejszy, Jenny ukroila  sobie  malenki  kawalek

cheddara z wielkiego kawalka  lezacego  na  stoliku  i  przykleknela  na  podlodze.  Monique  tez  siedziala

na podlodze. Palila recznie  zwijana  cygaretke,  czytala  francuski  magazyn  mody i  sprawiala  wrazenie

znudzonej, bo Dan poszedl do lazienki wziac prysznic i przebrac sie w szlafrok.

- U  -  la  -  la,  wlasnie  skojarzylam,  kim  jestes!  -  pisnela  Monique.  z  podniecenia  rozrzucajac

popiól  na  podlodze.  -  Jestesz  ta  modelka  z tego  fantastycznego  pisma  „W”. Przesliczne  te  zdjecia.  I

ta blondynka, taka piekna, non?

- Ty jestes jeszcze ladniejsza - odparla skromnie Jenny, poruszona tym, ze zostala rozpoznana.

Zalowala,  ze  nie  ma  takiego  swietnego  francuskiego  akcentu  jak  Monique.  Jak  sie  mówi  z

takim akcentem, od razu wszystko brzmi lepiej.

Dan  wyszedl  z  lazienki  z  hiphopowymi  ubraniami  zwinietymi  pod  pacha.  Teraz,  gdy  juz

zwymiotowal wszystko, co mógl zwymiotowac, i troche otrzezwial, mial ochote wywalic je przez okno.

- Ej, gosciu, nie mówiles, ze twoja siostra to cholerna modelka - stwierdzil Damian.

- Skoro  cholerna  Monique  jest  pod wrazeniem,  to  Jennifer  musi  byc  cholernie  dobra  -  dodal

Lloyd.

Chlopcy.  Dac  im  troche  mocnego  irlandzkiego  piwa,  a  nagle  wszyscy  zaczynaja  mówic  z

brytyjskim akcentem.

Dan byl tak zazenowany swoim wystepem, ze ledwo potrafil spojrzec na kumpli z zespolu.

- Pracowala troche jako modelka - wymamrotal.

Marc,  basista  z  Raves,  otworzyl  drzwi  do  apartamentu.  Wrócil  ze  spaceru  ze  swoim  psem

bernenskim  o imieniu  Trish.  Trish  byla  ogromna,  czarna  i  miala  slodka,  brazowo  -  biala  mordke  jak

bernardyn.  Marc  nazwal  psa  imieniem  swojej  bylej  dziewczyny,  milosci  jego  zycia,  która  zerwala  z

nim w dziewiatej klasie. Nigdzie sie bez Trish nie ruszal.

Jakie to slodkie. I chore.

Dan usiadl na podlodze obok siostry. Trish polozyla sie obok i  oparla  glowe  na  jego  kolanach.

- 85 -

background image

Strasznie jechalo jej z pyska, jakby najadla sie makreli i kwasnego mleka.

- Ej, Marc. okazalo sie, ze Jenny jest znana supermodelka - poinformowal kumpla Lloyd.

Basista  zerknal  niesmialo  na  Jenny,  a  potem wzial  ze  stosu  hotelowy  szlafrok  i  wlozyl  go  na

ubranie. Wygladal jak wspólczesna wersja wampira - mial  krecone  czarne  wlosy,  blada  cere  i  czarne

jak wegiel oczy.

Jenny zachichotala,  rozkoszujac  sie  tym, ze  cala  uwaga  skupila  sie  na  niej.  Byla  pierwsza  w

nocy.  a  ona  siedziala  w  hotelu  Plaza  w  samym  szlafroku  i  bieliznie  z  chlopakami  lezc  sie  w  takiej

sytuacji z bratem, ale z drugiej strony troche uspokajajace.

Monique  przykleknela  i  podrapala  Trish  za  uszami.  A  potem  przejechala  dlonia  po  plecach

Dana.

- Chodz do sypialni - szepnela mu do ucha.

Jenny slyszala kazde jej slowo,  chociaz  wcale  tego  nie  chciala.  Odwaznie  wstala  i  usiadla  na

sofie obok Lloyda. Koniec korków byla slynna modelka, mogla siadac, gdzie jej sie zywnie podobalo.

Lloyd dal jej paluszek chlebowy.

- W poludniowych Wloszech uwaza sie je za afrodyzjak.

- Klamczuch! - Damian rzucil dojrzala, soczysta brzoskwinia w glowe Lloyda.

Nie trafil i owoc roztrzaskal sie na nieskazitelnie bialej scianie za sofa.

- Nie  sluchaj  tego  glupka,  on ciagle  sypie  takimi  tekstami  -  ostrzegl  ja  Damian,  nagle  tracac

irlandzki akcent.

Zaniósl na  sofe  trzy joysticki  i  usiadl,  wiec  Jenny  siedziala  teraz  wcisnieta  miedzy  Damiana  i

Lloyda.

Bylo jej nawet fajnie.

Stopy  ja  swierzbily,  a  w  uszach  szumialo.  Nastepnego  dnia  szla  do  szkoly,  ale  byla

supermodelka  i  siedziala  w  hotelu  z  trzema  slynnymi  gwiazdami  rocka.  Szkoda,  ze  Serena  jej  nie

widzi.

Monique zmusila  Dana  do wstania.  Damian  kopnal  ja  w  tylek,  ale  ona  udawala,  ze  niczego

nie zauwazyla. Zaciagnela Dana do sasiedniej sypialni i zatrzasnela za soba drzwi.

- Nie halasujcie za bardzo! - wrzasnal Damian.

Marc polozyl sie w miejscu, w którym wczesniej siedzieli Dan i Monique. Oparl glowe na  psie.

Trish polizala go w blady policzek i objela za szyje ogromna czarna lapa.

Och. Jaka sliczna para.

Jenny nigdy w zyciu nie czula sie tak stawna - i wszystko to zawdzieczala bratu. Zasluzyl  sobie

na  jakas  przypadkowa  francuska  dziewczyne.  A  Jenny  zasluzyla  sobie  na  siedzenie  miedzy  dwoma

- 86 -

background image

najslodszymi  facetami,  jacy  kiedykolwiek  zdobili  okladke  „Rolling  Stone”.  Gdyby  tylko  jakis

fotoreporter zapukal wlasnie do drzwi i zrobil im zdjecie. Chciala, zeby swiat sie o tym dowiedzial -  to

bylo zbyt piekne, zeby tego nie rozglosic, nawet jesli mialaby przez to straszne klopoty.

Spokojnie, kochana, jakims cudem swiat i tak sie o wszystkim dowie.

tematy wstecz dalej wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

A MYSLELISCIE, ZE HOTEL TRIBECA STAR JEST TAKI SUPER

Hotel Plaza przezywa odrodzenie, i to wielkie.  Kilku  naszych  ulubienców  szalalo  zeszlego  wieczoru  w

hotelu Plaza. Sprawa rozegrala sie zbyt pózno, zeby trafila do dzisiejszych gazet, ale zalogujcie  sie  na

szóstej stronie internetowego wydania „New York Posta”, a wszystko znajdziecie.  Cala  czarno  -  biala

galerie  zdjec  ze  sliczna,  mala  J,  która  czolowy  gitarzysta  Ravesów  caluje  na  pozegnanie  w  usta  na

krytych  czerwonym  dywanem  schodach  hotelu  Plaza  i  która  dostaje  klapsa  w  tylek  paleczkami  od

perkusisty, obejmujacego ja po chwili w niedzwiedzim  uscisku.  Miala  na  sobie  hotelowy  szlafrok,  bo

beztrosko  zostawila  ubranie  w apartamencie.  Potem posylala  z taksówki  pocalunki  jak  wspólczesna

Marylin Monroe.

J nie byla w tym budynku jedyna  modelka,  która  spedzila  czas  z gitarzysta  z Ravesów.  Ktos  z obslugi

hotelowej  nagral,  jak  gitarzysta  spiewal  przez  wewnetrzny  telefon  dla  S.  Zakonczyla  rozmowe,

mówiac „Kocham cie, tatusiu”. Czyzby?

Ale co z jego slubem z pewna tajemnicza Francuzka, który odbyl sie jakis rok temu podczas  prywatnej

uroczystosci  na  St.  Barts?  Jesli  sie  przyjrzycie  uwaznie  zdjeciu,  na  którym  caluje  J.  to  widac,  ze  ma

zlota  obraczke  na  serdecznym  palcu  lewej  reki...  I  byla  tam  tez  pewna  sliczna  Francuzka,  tyle  ze

- 87 -

background image

zajeta  D,  nowym  glosem  zespolu.  Jego  publiczny  debiut  byl  wlasciwie  dosc  zenujacy,  ale  jak  to

zwykle bywa z Francuzkami, pewnie za bardzo sie napalila, zeby zwrócic na to uwage.

Najdziwniejsze  jest  to,  ze   nocowala  w  apartamencie  B,  co  przywoluje  z  powrotem  te  wszystkie

opowiesci  o  ich  wspólnych  goracych  kapielach,  kiedy  zajmowaly  sie  czyms,  co  najlepiej  mozna  by

okreslic jako maly „kobiecy duecik”. Jakby sprawy nie byly juz dosc skomplikowane i pikantne!

COS NA TEMAT FRANCUZEK

Wiem,  ze  juz  nieraz  pomstowalam  na  ten  temat,  ale  dlaczego  dziewczyny,  które  chodza  do  L'École

Française,  wygladaja  na  dwadziescia  piec,  chociaz  maja  dopiero  czternascie  lat?  I  jak  to  sie  dzieje,

ze wszyscy faceci, za którymi wzdychamy - mniej lub bardziej  potajemnie  -  slinia  sie  na  ich  widok?  A

jakie  to  denerwujace  uslyszec,  jak  grupka  dziewczyn  z  L'École  obgaduje  cie  na  imprezie  -  po

frangielsku,  wiec  nie  rozumiesz  z  tego  ani  slowa!  Pija  tylko  goraca  czekolade  i  jedza  frytki,  pala

jednego papierosa za drugim i  nigdy  nie  widzi  sie  ich  biegajacych  po parku  albo  grajacych  w hokeja

na trawie  w Central  Parku.  Ale  zadna  z nich  nie  jest  gruba  ani  nie  ma  pryszczy.  Zupelnie  jakby  ich

mcre  i  grandmcre  zapoznaly  je  z  kosmetykami  Lancôme'a  i  Chanel,  kiedy  jeszcze  byly  malenkie  i

teraz  ich  ciala  przesycone  sa  kwasami  alfa  -  hydroksylowymi  -  albo  czyms  w  tym  guscie  -  dzieki

czemu  maja  idealna  cere  i  idealne  ciala  oraz  stopy,  którym  najwygodniej  jest  na

siedmiocentymetrowych  obcasach.  Ich  szkola  nawet  zezwala  na  obcasy  -  w  przeciwienstwa  do

pozostalych  szkól  dla  dziewczat  w Upper  East  Side,  co  tylko  potwierdza  moje  spostrzezenia.  A  jesli

chodzi o edukacje,  najwyrazniej  maja  zupelnie  inny  program.  Nie  znaczy  to,  ze  im  zazdroscimy,  nic  z

tych rzeczy.

Inni na celowniku

Mama B we wloskim konsulacie wymachuje ksiazeczka czekowa -  co  ona  wlasciwie  kombinuje?  K i  I

funduja  sobie  wosk  w  okolicach  bikini  w  Maria  Bonita,  w  malenkim  salonie  w  NoLita  zaraz  obok

Sigerson  Morrisona,  gdzie  akurat  mieli  wyprzedaz.  C (który  wypadl  poza  zasieg  radaru,  odkad  nie

przyjeli go do zadnego college'u, do którego zlozyl podanie) zabiera  swoja  biala  malpke,  zeby...  hm...

pomogli  jej  w dyskretnej  klinice  w Chelsea.  Najwyrazniej  malpka  przejela  od  wlasciciela  sklonnosc

do flirtów i rzucala sie na kazdego psa, kota i fretke z sasiedztwa.

- 88 -

background image

Wasze e - maile

P: Droga P!

Wiem,  ze  to  ty  zrobilas  ten  film,  którym  wszyscy  tak  sie  ekscytuja  w  Cannes.  Na  co

czekasz? Zabieraj tylek i lec po nagrode!

gr.ryba

O: Droga gr.rybo!

Mozesz sobie myslec, ze damie wypada zaprzeczac, ale powtarzam po raz  ostatni:  nie  mam

zielonego pojecia, o czym mówisz! Milej zabawy w Cannes.

P

P: Droga P!

Co mamy robic przez reszte roku, skoro juz wiemy, do którego college'u idziemy?

znudz

O: Droga znudz!

Blagam - przeciez na to wlasnie czekalysmy, nie? Nadszedl czas na zakupy,  picie,  jedzenie  i

cieszenie  sie  zyciem,  nie?  Czas,  zeby  byc  soba.  Jesli  nie  masz  wlasnego  basenu,  postaw

sobie za cel zaprzyjaznienie sie z kims, kto ma dojscie do basenu, i przez reszte maja zajmuj

sie przebieraniem w kolejne bikini Eres!

P

P: Droga P!

Jesli naprawde, ale to naprawde lubi sie jakas  dziewczyne,  która  caly  czas  cie  olewa,  to co

robic?

rzuconyrazy2

O: Drogi rzuconyrazy2!

Po pierwsze,  zmien  swój  pseudonim  na  cos  bardziej  optymistycznego  i  atrakcyjnego  typu

„superprzystojniak”. Po  drugie,  upewnij  sie,  ze  twój  dezodorant  dziala  jak  trzeba  i  ze  nie

ubierasz sie jak ostatni frajer. Potem umów sie z nia, najlepiej w takim  miejscu,  gdzie  sa  lu

dzie,  których  ona  zna  i  z  którymi  dobrze  sie  czuje,  dzieki  czemu  bedzie  sie  dobrze  bawic,

- 89 -

background image

nawet  jesli  dojdzie  do wniosku,  ze  jestes  niesmialym  frajerem,  którym  absolutnie  nie  jest

zainteresowana. Powodzenia!

P

Jest  poniedzialek  -  czas  isc  do  szkoly.  Wiem:  nuda!  Ale  tak  realnie  rzecz  biorac  -  czy  po  takim

weekendzie, mozna sie  nudzic?  Jak  wilk  w owczej  skórze  wszystkie  wygladamy  niewinnie  w naszych

szkolnych mundurkach, ale ten weekend nie minie bez echa.

Pierwsza dam wam znac, gdzie bedzie najgorecej!

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

J, B i S zdecydowanie wylatuja

- Slyszalam,  ze  ta  zdzira  byla  z  kazdym  facetem  z  zespolu,  normalnie  grupowy  seks.  Poszla

nawet  z  liderem,  a  to  przeciez  jej  brat!  -  szepnela  Kati  Farkas  do  najlepszej  przyjaciólki  i

wspólorganizatorki weekendu pieknosci, Isabel Coates.

Kati  rozczesala  dlugie,  jasnorude  wlosy  rózowym,  szylkretowym  grzebieniem  i  wygladzila  je

dlonmi.

- Widzialas  te  zdjecia  w internetowym  „Post”? Nawet  nie  raczyla  sie  ubrac  przed  wyjsciem  z

hotelu!

Obie  dziewczyny  wygladaly  przez  okno biblioteki  z  drugiego  pietra  szkoly  Constance  Billard.

Udawaly, ze ucza sie na pamiec zabawnej ulotki na temat dziewczyn  w bikini  i  z maseczkami  z blota,

które  mialy  zamiar  wylozyc  w  szatni  dla  ostatniej  klasy,  zeby  rozreklamowac  weekend  pieknosci,

chociaz  takie  wydarzenie  wcale  nie  potrzebowalo  reklamy.  Wszystkie  zaproszone  dostana  torbe

pelna  prezentów  -  wspanialych,  nowych  kosmetyków  Origins,  a  ich  cera  bedzie  jasniec,  az  do

rozdania dyplomów. To bedzie najbardziej udany dzien wagarowicza w historii szkoly.

Isabel zabrala Kati grzebien i zaczesala gladkie, ciemne wlosy w konski ogon.

- Slyszalam,  ze  Nate  i  jego  kumple  prawie  zgineli  w katastrofie  na  morzu, ale  Blair  byla  zbyt

zajeta zabawianiem sie - znowu! - z Serena. Wyobrazasz  sobie?  Dowiedziec  sie,  ze  twoja  dziewczyna

zdradza cie z druga dziewczyna?

Kati wykrzywila sie i wzdrygnela.

- 90 -

background image

- Ohyda.

Isabel przycisnela do szyby zadarty nos.

- Patrz!

Blair  i  Serena  szly  pospiesznie  Dziewiecdziesiata  Trzecia,  trzymajac  sie  pod  ramie  i

usmiechajac  chytrze,  jakby  dzielily  ze  soba  wyjatkowo  zabawny  sekret.  Zamiast  powszechnie  ak-

ceptowanej  spódniczki  do  polowy  uda,  Blair  miala  na  sobie  mundurek  siegajacy  kolan.  To  bylo

oczywiste, ze pozyczyla go od Sereny.

Prosze, prosze.

Kiedy dziewczyny skrecaly w strone wielkich niebieskich drzwi, pod szkola zatrzymala sie zólta

taksówka i wysiadla z niej Jenny  Humphrey.  Zajadala  paluszek  chlebowy.  Udalo  jej  sie  przebrac.  Nie

miala juz na sobie szlafroka hotelowego, lecz rózowa  koszulke  i  bialo  -  niebieski  letni  mundurek Con

stance  Billard.  Na  nogi  wlozyla  naprawde  ladne,  jaskraworózowe  sandaly  na  koturnach  od  Jimmy

Choc,  które  absolutnie  lamaly  szkolne  przepisy,  a  na  nos  ogromne,  ciemne  okulary  w

rózowoszylkretowej oprawce od Jackie O.

Ups, nie patrz w tamta strone, ale ktos tu mysli, ze jest superlaska.

- Skad ona wytrzasnela te buty? - sapnela Kati z niedowierzaniem.

- To pewnie podróbki, po prostu z tej odleglosci nie widac - odparla Isabel.

Zadna z dziewczyn nie chciala przyznac, co tak  naprawde  sobie  pomyslaly:  ze  to Damian  albo

Lloyd  z  Ravesów  dal  jej  te  buty  i  okulary.  Bo  to  bylo  absolutnie  w  zlym  guscie  zazdroscic  takiej

gówniarze.

Ledwo  Serena,  Blair  i  Jenny  przestapily  próg  szkoly,  a  juz  zaczepila  je  potworna  dyrektorka

Constance Billard, pani M.

- Dziewczeta  -  polecila  pani  M. -  Chce  porozmawiac  z wami  trzema  w moim gabinecie.  Wasi

rodzice juz jada.

Co takiego? - pomyslaly jednoczesnie wszystkie trzy.

Zapowiada sie niezla zabawa.

Twarz pani M. byla miekka jak ciasto. Wlosy miala ufarbowane na kasztanowo  i  przypominala

lalke  szmacianke  Raggedy  Ann.  Nosila  trwala  w  drobne  loczki,  dzieki  czemu  wygladala  slodko  jak

babunia. Ale  pozory myla:  w zadnym  razie  nie  byla  slodka.  Wlasciwie  to byla  wielka,  zlosliwa,  stara

lesba, która podobno miala dziewczyne - traktorzystke na farmie w stanie Nowy Jork i tatuaz na  udzie

 Ujezdzaj mnie, Vonda.

- Usiadzcie,  dziewczeta  -  rozkazala,  sadowiac  swój  szeroki  tylek,  ubrany  w  granatowy  zakiet

- 91 -

background image

na krzesle - antyku za ogromnym mahoniowym biurkiem.

Caly gabinet pani M. byl urzadzony w kolorach bieli, czerwieni i  granatu.  Uczennice  wlasciwie

nie byly pewne, czy to znaczy, ze uwazala sie za prezydenta, czy ze po prostu czuje sie patriotka.

Oszolomione przysiadly poslusznie na twardej niebieskiej sofie naprzeciwko biurka dyrektorki.

Ledwo miescily sie na tej dwuosobowej kanapie, ale scisniete czuly sie razniej.

- Dwie z was w przyszlym miesiacu koncza szkole, co oznacza  koniec  mojej  odpowiedzialnosci

- zaczela pani M, - Ale trzecia dopiero zaczela swoja kariere w szkole sredniej, a juz zmierza w bardzo

zlym  kierunku  i  nie  ma  za  co  dziekowac  starszym  kolezankom.  -  Poprawila  okulary  na  nosie  i

przekartkowala  stos  akt  lezacy  na  jej  biurku.  -  Wszystkie  trzy  znalazlyscie  sie  w  bardzo  niepewnym

polozeniu.

Blair otworzyla usta. zeby sie odezwac, ale zamknela je. gdy w drzwiach gabinetu pojawila sie

jej  matka  w bialym  stroju do tenisa,  niosaca  kwilaca  Yale  w nosidelku  z Burberry.  Paski  nie  zostaly

dobrze dopasowane, wiec nosidelko obijalo sie matce o biodro jak nieporeczna torba z uszami.

- Wypróbowuje  te  nowa  rzecz,  która  sie  nazywa  „umacnianie  wiezi”  -  wyjasnila  zdyszana

Eleanor.  -  Dzieki  temu  dzieci  sa  bardziej  zwiazane  z  rodzicami  i  potem  bardziej  pewne  siebie.  -

Zachichotala i poprawila niezgrabnie ramiaczko od nosidelka.  -  Wydaje  mi  sie,  ze  powinno  sie  z tym

chodzic przez caly dzien, ale kto ma na to czas? Gram w tenisa w klubie,  jem  lunch  z Danielem,  mam

maseczke  w salonie  Arden,  a  potem wyjezdzamy  w tym tygodniu  z Cyrusem  do  Bridgehampton.  Pól

godziny w poniedzialki i w srody, tylko tyle czasu mam na te wiez!

Ale i tak nalezy jej sie punkt za starania.

- Och, Blair, u Diora  maja  wyprzedaz  próbek,  pomyslalam,  ze  mozesz  miec  ochote  tam  pójsc.

W poludnie. Mozemy sie spotkac na miejscu.

Pani  M.  uniosla  nieprzyzwoicie  zarosnieta  brew.  Zakupy  w  czasie  lekcji  -  niech  Bóg  broni!

Chociaz, gdyby chodzilo o wyprzedaz w Talbots. to moze sama by sie skusila.

- Pani  Rose.  -  Pani  M.  wskazala  fotel  z  wysokim  oparciem  stojacy  obok  kapany,  na  której

przysiadly  dziewczyny.  -  Rozumiem,  ze  jest  pani  zajeta,  ale  chcialam  wyrazic  swoje  zaniepokojenie

faktem,  ze  pani  córka  mieszka  w hotelu.  Zwazywszy,  ze  przyjecie  do Yale  wciaz  nie  jest  pewne,  nie

sadze,  aby  wypadalo,  by  mloda  kobieta  mieszkala  w  takim...  -  urwala,  szukajac  wlasciwych  slów  -

niestosownym miejscu.

Eleanor rozpromienila sie bezmyslnie do dyrektorki. Zauwazyla. Ze Blair zniknela  na  weekend,

ale  nie  wiedziala  za  bardzo,  dokad  poszla,  i  nie  zauwazyla,  ze  córka  nie  wrócila  wczoraj  na  noc  do

domu, poniewaz  wyszli  z Cyrusem  na  koktajl  party  z okazji  otwarcia  jego  nowego  budynku  i  wrócili

prawie przed  druga.  Usiadla  w fotelu  na  lewo  od biurka,  skrzyzowala  nogi  i  wsunela  sobie  Yale  pod

- 92 -

background image

pache, jakby to byla najnowsza  torebka  z kolekcji  Hermes  Birkin.  Yale  zaczela  zawodzic  w protescie,

ale Eleanor nadal sie usmiechala, jakby nie bardzo wiedziala, co zrobic.

Blair  wiercila  sie  niespokojnie.  Czy  pani  M.,  widzac  jej  matke,  nie  rozumiala,  dlaczego  Blair

musiala zamieszkac w hotelu?

- Blair ostatniej nocy spala u mnie  -  sklamala  Serena.  Jak  na  kogos,  kto przypominal  Barbie  z

Upper  East  Side,  potrafila  naprawde  szybko  reagowac,  niezaleznie  od  sytuacji.  -  Prosze  spojrzec,

pozyczyla ode mnie mundurek.

- To  dlaczego  przez  caly  ranek  musialam  odpowiadac  na  telefony  rodziców  uczennic,  tych

obecnych  i  tych  przyszlych,  zatroskanych  o swoje  córki,  które  moga  wyladowac  w  hotelu  z  pijanymi

gwiazdami  rocka?  -  zapytala  ostro  pani  M.  -  Otrzymalam  nawet  telefon  z  wydawnictwa.

Poinformowano  mnie,  ze  w  przyszlym  roku  Constance  Billard  przypadnie  zaszczyt  wpisania  na  ich

liste  pieciu  najlepszych  szkól,  do  których  nalezy  wyslac  córke,  jesli  sie  pragnie,  aby  zostala  slawa

albo spotykala sie ze slawa.

- Super - wyrwalo sie Jenny, która natychmiast pozalowala swojej reakcji.

Pani  M.  rzucila  jej  spojrzenie,  które  mówilo:  „nawet  nie  waz  sie  zaczynac,  ty  bezczelna

smarkulo”. Dyrektorka nie miala pojecia, co doradzic Eleanor w kwestii  wychowywania  córki.  Pewnie

nieraz  jej  sie  to  zdarzalo,  zwazywszy,  ze  wiekszosc  rodziców  uczennic  z  Constance  Billard  nie

wychowywalo córek samodzielnie. Wyreczali sie wieloma ludzmi.

- Jestem  pewna,  ze  jesli  dziewczeta  byly  razem,  nie  mogly  za  bardzo  nabroic  -  stwierdzila

Eleanor z wiekszym sprytem, niz Blair by ja o to podejrzewala.

- Nawet nie wychodzilysmy z pokoju - dodala Blair i znowu ugryzla sie w jezyk.

O co wlasciwie chodzi? Serena przeciez powiedziala, ze nocowaly u niej.

Wtedy  w  drzwiach  pojawila  sie  matka  Sereny,  Lillian  van  der  Woodsen,  oraz  ojciec  Jenny,

Rufus Humphrey. Rufus nie przywykl do wychodzenia z domu, a nawet budzenia sie przed  jedenasta  i

byl jeszcze  bardziej  niz  zwykle  potargany  i  rozwichrzony.  Dlugie  szpakowate  wlosy  upial  do  góry  w

kok ogromna, blyszczaca fioletowa  spinka,  która  Jenny  kupila  w czwartej  klasie.  Mial  na  sobie  szare

spodnie  od  dresu,  które  przycieto  do  polowy  lydki,  i  czerwona  flanelowa  koszule  z  podwinietymi

rekawami.  Z  kieszeni  na  piersi  wystawala  mu  paczka  cameli  -  Buty  mial  calkiem  w  porzadku  -

brazowe  mokasyny  -  tyle  ze  zle  wygladaly  ze  spodniami  od  dresu  i  naprawde  fatalnie  na  golych

stopach.

Pani  van  der  Woodsen  jak  zwykle  wygladala  szykownie  i  byla  calkowicie  opanowana.

Roztaczala won swiezo scietych lilii i francuskiego mydla. Skrzyzowala dlugie, opalone rece  na  piersi,

nie  zwazajac  na  to,  ze  pogniecie  sobie  lniana  mietowa  sukienke  od Chanel.  Chciala  miec  absolutna

- 93 -

background image

pewnosc, ze zadna czescia swojego ciala nie zblizy sie za bardzo do Rufusa.

- Przepraszam  za  spóznienie  na  ten  proces  inkwizycji  -  burkna!  Rufus.  Rzucil  Jenny  grozne

spojrzenie. - Za nic w swiecie nie chcialbym tego przegapic.

Pani  van  der  Woodsen  podeszla  do  dyrektorki  i  uprzejmie  pocalowala  ja  w  policzek.  To  byl

pocalunek  w  stylu  tych,  jakimi  dobroczyncy  obdarzaja  dyrektorów  organizacji,  którym  hojnie

przekazuja miliony dolarów.

- To  przeze  mnie  dziewczeta  spóznily  sie  do  szkoly  -  przyznala  sie  pani  van  der  Woodsen.  -

Kierowca mial szybko odebrac moja sukienke z pralni chemicznej, wiec musialy isc piechota.

Serena  rzucila  matce  pelne  wdziecznosci  spojrzenie,  a  matka  zmruzyla  oczy  z  milczacym

zrozumieniem.

Teraz juz wiemy, po kim  Serena  odziedziczyla  umiejetnosc  wykorzystywania  swojego  wdzieku

w trudnych sytuacjach.

Mala  Yale  nagle  wydala  z  siebie  odglos,  który  publicznie  moga  wydawac  tylko  malutkie

dzieci.  Eleanor  wyciagnela  komórke  i  wybrala  numer  do  nianki.  Miala  juz  dosc  tego  umacniania

wiezi, serdecznie dosc. Nie zamierzala ryzykowac, ze przyjdzie jej zmieniac pieluche.

- Zostan w samochodzie, zaraz przyjde - polecila goraczkowo.

Pani M. jakby nagle zdala sobie  sprawe  z tego,  ze  w gabinecie  znajduje  sie  zbyt  wiele  osób  i

jesli czegos nie zrobi, sytuacja stanie sie naprawde dziwaczna.

Chociaz juz bylo wystarczajaco dziwacznie.

Westchnela  ciezko,  jakby  weekend  w  Woodstock  przy  koszeniu  siana  z  Vonda  skonczyl  sie

zbyt szybko i zblizal sie czas, zeby pomyslec o wczesniejszej emeryturze.

- Sereno,  Blair.  Jestescie  w  ostatniej  klasie,  a  wasi  rodzice  to  zajeci  ludzie.  Zostanmy  wiec

przy  tym:  moze  juz  niewiele  brakuje  wam  do  doroslosci,  ale  wole,  zebyscie  spaly  we  wlasnych

lózkach, zwlaszcza jesli nastepnego dnia jest szkola.

Eleanor kiwnela glowa i pospiesznie  zgarnela  zawodzaca  Yale  do nosidelka.  Najwyrazniej  nie

mogla  sie  doczekac,  kiedy  bezpiecznie  odda  córke  w  sprawne  rece  niani.  Pani  van  der  Woodsen

usmiechnela  sie  smutno,  jakby  byla  pewna,  ze  jakkolwiek  Serena  narozrabia,  da  sie  to  latwo

zalagodzic  demokratycznym  pocalunkiem  w  policzek  i  obietnica  wiekszej  dotacji  na  fundusz

rozwojowy Constance  Billard.  Rufus  chrzaknal,  jakby  nie  mógl  sie  doczekac,  kiedy  zostanie  sam  na

sam z Jenny oraz pania M.. zeby mógl wygarnac obu, co o tym wszystkim mysli.

Rozlegl sie dzwonek oznaczajacy koniec pierwszej tury zajec.

- Mozemy  juz  isc  do  klasy?  -  zapytala  slodko  Blair,  jakby  przegapienie  WF  -  u  rzeczywiscie

moglo jej popsuc dzien.

- 94 -

background image

- Mozecie - zgodzila sie pani M.

Serena i Blair wstaly, zostawiajac Jenny sama na kanapie.

- Tylko  pamietajcie,  dziewczeta  -  dodala  dyrektorka  -  college  moga  odwolac  decyzje  o

waszym przyjeciu, jezeli nie utrzymacie stosownego poziomu.

- Dziekujemy za ostrzezenie - odparla Serena, poslusznie kiwajac glowa i prawie dygajac.

Potem  zlapala  Blair  za  lokiec  i  wyciagnela  ja  z  gabinetu.  Pocalowaly  sie  z  matkami  na

pozegnanie i ruszyly  schodami  do szatni  dla  najstarszej  klasy,  trzy razy  po drodze  powtarzajac  sobie

po drodze pod nosem: „Co to do cholery bylo?”

- Jennifer - powiedzieli pani M. i Rufus niemal jednym glosem.

Jenny skrzyzowala nogi w kostkach  i  przysiadla  na  dloniach.  Poczula  sie  bardzo  mala  i  jak  na

widelcu,  kiedy  starsze  kolezanki  wyszly.  Ojciec  usiadl  obok  niej  na  kanapie  i  objal  ja  za  ramie.

Pachnial nieswiezymi bajglami  z cebula  i  kiepska  kawa.  W spodniach  mial  powypalane  papierosami

malenkie dziurki.

- Zawsze bylas dobrym dzieckiem.  -  Uscisnal  córke.  -  Dobre  oceny.  Wspaniala  artystka.  Duzo

czytalas.  Bylas  mila  dla  ojca.  Przewaznie.  -  Rzucil  pani  M.  rozbawione  spojrzenie.  -  Chcesz  mi

powiedziec, ze przez wszystkie te lata odnosilem mylne wrazenie?

Pani  M.  po  raz  pierwszy  od  tygodni  szczerze  sie  usmiechnela.  Lubila  Rufusa  Humphreya.

Jasne:  wygladal  niechlujnie  i  nieodpowiednio  sie  zachowywal,  ale  byl  samotnym  ojcem,  który

wychowywal dwójke dzieci i odwalal przy tym kawal niezlej  roboty.  Jedyny  klopot  w tym. ze  mieszkal

po drugiej  stronie  parku  i  nie  przestrzegal  regul,  zgodnie  z którymi  grala  reszta  mieszkanców  Upper

East Side, odkad zaczeli zlobek przy Brick Church na Park Avenue. Nigdy  nie  dal  nawet  centa  w darze

dla  szkoly  ani  nie  bral  udzialu  w  zbieraniu  funduszy,  Nigdy  nie  zaproponowal,  ze  wybuduje  szkole

nowa  biblioteke,  sale  gimnastyczna  albo  basen,  jesli  to  zagwarantuje  Jenny  po  ukonczeniu  szkoly

miejsce w Harvardzie. Byl tez bardziej opiekunczy w stosunku  do córki  niz  wiekszosc  rodziców,  z któ-

rymi dyrektorka miala do czynienia,  glównie  dlatego,  ze  sam  zmienial  jej  pieluchy,  siedzial  przy niej,

gdy nie mogla  zasnac,  i  sam  ja  karal,  gdy  zrobila  cos  zle,  wiec  czul  wieksza  odpowiedzialnosc  za  jej

zachowanie.

Rety, niezla wpadka.

Jenny miala  nadzieje,  ze  to jeden  z tych  jej  zwariowanych  snów,  jakie  czesto  miewala,  kiedy

zjadla  za  duzo  czekoladowych  paczków.  Ale  paczków,  oczywiscie,  nie  jadla.  O  ile  pamietala,  na

kolacje  zjadla  tylko  szesc  paluszków  chlebowych  przywiezionych  kurierem  prosto  z  Wloch  do

pewnego apartamentu w hotelu Plaza.

- 95 -

background image

Nie wspominajac o siódmym, który jako pamiatke  zawinela  w haftowany  zlota  nicia  hotelowy

recznik.

- Dziekuje za bezzwloczne zjawienie sie, panie  Humphrey -  zaczela  pani  M. -  Musze  przyznac,

ze  sie  z  panem  zgadzam.  Jennifer  jest  inteligentna,  twórcza  i  zwykle  niesprawiajaca  klopotów

dziewczyna.  Jednak  ostatnio  zaczyna  slynac  z...  róznych  drobnych  szalenstw,  które  sprowokowaly

rodziców jej kolezanek do zadawania pytan.

Rufus z zaklopotaniem  pociagnal  sie  za  brode.  Jako  samozwanczy  anarchista  musial  czuc  sie

dosc niezrecznie, siedzac w patriotycznym  gabinecie  pani  M.,  przedstawicielki  wladzy,  i  wysluchujac

jej wynurzen o rzekomych wybrykach córki.

- Co ma pani na mysli. mówiac o „róznych drobnych szalenstwach”?

Pani M. zdjela okulary i ostroznie zlozyla je przed soba.

- Panie  Humphrey,  czy  zdaje  pan  sobie  sprawe,  ze  pana  córka  nie  spedzila  ostatniej  nocy  w

domu?

Rufus skinal glowa.

- To jakis problem?

Jenny zachichotala, a potem zaslonila usta dlonia.

- A  jak  pan  sobie  wyobraza,  gdzie  byla?  -  dopytywala  sie  uporczywie  pani  M.,  a  jej  miekka

twarz lalki szmacianki stawala sie coraz bardziej surowa i zawzieta.

Rufus zachnal sie, a Jenny wyczula, ze gotuje sie w nim krew anarchisty.

- Nie  musze  sobie  wyobrazac,  gdzie  byla.  Powiedziala  mi.  Nocowala  w  domu  przyjaciólki,

Elise. Gdzies tu w poblizu.

- Elise Wells - wyjasnila zachryplym glosem Jenny. - Chodzi ze mna do klasy.

- Tak.  Cóz.  Elise  nie  spóznila  sie  dzis  godzine  do  szkoly.  Wlasciwie  to  zjawila  sie  tu

punktualnie i... sama. Z kolei pana córka dopiero  co  przyjechala.  To  dlatego,  ze  musiala  pojechac  do

domu, zeby sie przebrac, poniewaz spedzila noc  w hotelu,  w apartamencie,  z dosc  znanym  zespolem

rockowym.

Rufus  rozdziawil  usta,  odslaniajac  krzywe  zeby  z nalotem  od kawy.  Po raz  pierwszy  odebralo

mu mowe. Jenny skrzyzowala rece na piersiach i wbila wzrok w ciemnoniebieski dywan.

- I to nie pierwsza jej wpadka - ciagnela pani M. - Byl tez kompromitujacy  film  z nia  i  pewnym

chlopcem,  film,  który kilka  miesiecy  temu krazyl  po  Internecie.  Po  tym  zajsciu  wyslalam  panu  lisi  z

sugestia,  zeby  Jennifer  kilka  razy  w tygodniu  spotkala  sie  po  szkole  z  terapeuta,  ale  pan  nigdy  nie

odpowiedzial. A w zeszlym  miesiacu  Jennifer  pojawila  sie  w popularnym  czasopismie  dla  nastolatek

w samym  staniku  do  cwiczen,  co  zaniepokoilo  spora  grupe  rodziców  jej  kolezanek.  Glównie  tych,

- 96 -

background image

którzy maja dorastajacych synów.

Rufus otarl twarz reka.

- Jezu. Jenny - westchnal.

Nawet  ona  musiala  przyznac,  ze  pani  M. powiedziala  to tak,  jakby  Jenny  byla  zwykla  zdzira  -

ale nie zamierzala sie bronic. Poza tym zwykle byla grzeczna, wiec to bylo  ekscytujace  okazac  sie  dla

odmiany zla dziewczyna.

- Wiec zawiesicie ja czy jak? - zapytal ojciec.

Tak.  poprosze,  pomyslala  z  radoscia  Jenny.  I  wyslijcie  mnie  prosto  do  szkoly  z  internatem.

Pani M. pokrecila glowa.

- Jeszcze nie. To tylko ostrzezenie. Jesli jednak Jenny nadal bedzie  sie  zachowywala  w sposób

razacy albo przysparzajacy trosk kolezankom i ich rodzicom, bede musiala przedsiewziac srodki,  które

zadbaja o dobre imie szkoly.

Zadzwonil trzeci dzwonek, oznaczajacy rozpoczecie sie drugiej tury zajec.

- Strace lekcje laciny - pisnela Jenny. - Moge juz isc?

- Nie tak szybko, panienko! - wrzasnal ojciec, mocniej lapiac ja za ramiona.

Rufus  mial  miekkie  serce,  ale  potrafil  stosowac  surowe  srodki  dyscyplinarne,  kiedy  sie

naprawde wsciekl.

- Juz dobrze, mozecie oboje wyjsc - odparla pani M.

Odgarnela  wlosy  i  skrzyzowala  rece  na  piersiach,  wygladajac  na  lesbijke  jeszcze  bardziej  niz

zwykle.

Jenny  skoczyla  na  równe  nogi  i  pospiesznie  wybiegla  z  gabinetu,  zanim  zdazyl  dorwac  ja

ojciec  i  rzucic  swoje  ostatnie  slowo  oraz  zanim  pani  M.  zdolalaby  odeslac  ja  do  domu  za

nieprzepisowy strój.

- Wyglada pan na zmeczonego, panie Humphrey. - Jenny uslyszala  za  plecami  glos  dyrektorki.

- Mam wspaniala farme w Woodstock. Prosze nas kiedys odwiedzic.

- Woodstock...  Uwielbiam  Woodstock!  -  wykrzyknal  Rufus.  -  Biwakowalem  tam  w  tysiac

dziewiecset siedemdziesiatym czwartym. Mieszkalem w furgonetce z kilkoma kumplami - poetami...

Jenny  popedzila  na  góre  na  zajecia  z  laciny,  dziwnie  podekscytowana  tym.  jak  niewiele

brakowalo,  zeby  wydalili  ja  z  Constance.  Co  z  tego,  jesli  pojawila  sie  na  zdjeciach  w  rubrykach  z

ploteczkami  jako  niezidentyfikowana,  niska  cizia  o  kreconych  wlosach,  która  zachowywala  sie  w

skandaliczny sposób? W koncu  zostanie  rozpoznana  jako  dziewczyna,  która  zawsze  trzyma  sie  blisko

Ravesów. Ludzie ciagle beda ja  pytac,  czy  spotyka  sie  z Damianem.  Bedzie  twarza  ze  strony  szóstej,

tak jak zawsze o tym marzyla.

- 97 -

background image

osobisty przypal N

- Pyrrusowe zwyciestwo - pan Knoeder. jak zawsze, mamrotal  w sposób,  za  którym absolutnie

nie dalo sie podazyc. - Archibald. Jestes tu z nami duchem?

Nate nie odrobil pracy domowej.  Nawet  nie  bardzo  wiedzial,  jaki  jest  dzien  tygodnia.  Obudzil

sie,  wzial  prysznic  i  podreptal  do  szkoly,  majac  nadzieje,  ze  sie  zorientuje.  A  teraz  ten  padalec,

nauczyciel  od historii,  chcial,  zeby  odpowiedzial  mu na  jakies  idiotyczne  pytanie  dotyczace  wojny  w

Wietnamie, o której wszyscy wiedzieli, ze byla totalnym przypalem.

- Pyrrus  byl  greckim  królem  czy  kims  takim,  który  skopal  tylek  Rzymianom  w  czasie  jakiejs

bitwy, ale bylo przy tym mase ofiar - uslyszal wlasne slowa Nate.

Nic dziwnego, ze dostalem sie do Yale i Brown, pomyslal. Jestem cholernym geniuszem!

- Wlasciwie  to  byla  bitwa  pod  Pyrrusem  -  poprawil  go  pan  Knoeder.  Zaczal  pisac  cos  na

tablicy,  jednoczesnie  grzebiac  malym  palcem  w uchu.  Chlopcy  ze  szkoly  Swietego  Judy  nazywali  go

panem Bezinteresownym,  bo nosil  spodnie  tak  wysoko  podciagniete  i  tak  obcisle,  ze  absolutnie  nie

mógl miec zadnego interesu. - Ale twoja odpowiedz jest z grubsza dobra.

Nate  wyciagnal  komórke i  zaczal  pisac  do  Jeremy'ego,  który  siedzial  w  tym  samym  rzedzie,

cztery lawki dalej.

EJ, DZIEKI FRAJERZE - napisal.

WIDZIMY SIE POTEM? - odpisal Jeremy.

NIE. MAM SZLABAN - odpowiedzial Nate.

PRZYKROSC - B & TEN DZIECIAK - napisal Jeremy.

Nate  pochylil  sie  nad  lawka  i  rzucil  kumplowi  rozdraznione  spojrzenie,  mówiace  „wyjasnij,

prosze”.

GOSTEK Z IMPREZY YALE, KTÓRY SPIKNAL SIE Z B - wytlumaczyl Jeremy.

Wiec  to z nim  Blair  wyladowala  w lózku  zeszlego  wieczoru. Nate  byl  zbyt  przygnebiony,  zeby

odpisac.  Zostawil  Blair  sama  na  niecaly  dzien,  a  ona  juz  musiala  spiknac  sie  z  jakims  dupkiem  na

imprezie  Yale,  na  która  pewnie  nawet  nie  dostala  zaproszenia?  Powinien  sie  wsciec.  Zamiast  tego

jednak czul sie przygnebiony. Powinien zjawic sie na tej imprezie. Moze nawet zabralby ze soba Blair.

Mogliby  rozmawiac  o  przyszlosci,  a  potem  pójsc  do  lózka.  Mogloby  byc  romantycznie.  Ale  on  jak

zwykle wszystko schrzanil.

- 98 -

background image

Cóz,  teraz  juz  wie:  moze  zdradzanie  nie  jest  takie  nieprzyjemne,  ale  bycie  zdradzonym

zdecydowanie boli.

Chrzanic to, pomyslal Nate. Podniósl reke.

- Panie Knoeder, czy moge wyjsc? Chyba sie zatrulem.

No nie, daj spokój. Stac cie na wiecej.

Pan Knoeder  nawet  go  nie  uslyszal.  Sial  odwrócony  i  byl  zajety  rysowaniem  fioletowa  kreda

szczególowej mapy Sajgonu. Nate napisal do Jeremy'ego smutne NARA, zebral rzeczy i wysliznal sie  z

klasy.  Reszta  kolegów  z  lekcji  historii  Stanów  Zjednoczonych  popatrzyla  za  nim,  zastanawiajac  sie,

dlaczego oni nie maja dosc odwagi, zeby zrobic to samo.

Nate  wrzucil  ksiazki  do szafki  w podziemiach  i  zatrzasnal  drzwiczki.  Pieprzyc  prace  domowe,

pieprzyc  szkole.  Dostal  sie  juz  do  college'u,  a  skoro  ma  szlaban,  równie  dobrze  moze  siedziec  w

domu, zajadac czekoladowe ciastka i palic trawe. Urwie sie z reszty  zajec,  wypali  wielkiego,  grubego

skreta,  wypelni  odpowiednie  formularze  i  wysle  zadatek  do Yale.  Co  z tego,  ze  obiecal  Blair,  ze  nie

pójdzie  do  Yale,  jesli  ona  sie  tam  nie  dostanie?  Wszystkie  obietnice,  jakie  sobie  zlozyli,  zostaly

zlamane, a prawda jest taka, ze w Yale maja najlepsza druzyne lacrosse i obiecali,  ze  na  drugim  roku

zostanie kapitanem. Chcial tam pójsc, przez wzglad na Blair.

Z  posepna  stanowczoscia  ruszyl  do  domu.  próbujac  pozbyc  sie  z  pamieci  obrazu  chudego,

chrapiacego  dupka  kradnacego  cudze  dziewczyny,  który  spal  w  hotelowym  lózku  Blair.  Jednakze

wysianie  zadatku  do  Yale  bedzie  zwyciestwem  krwawo  oplaconym.  Kiedy  Blair  sie  dowie,  bedzie

zionac ogniem.

Chyba ze juz jej nie zalezy - co byloby jeszcze bardziej przerazajace.

D - przyszlosc hip - hopu

Szkola srednia Riverside miescila sie w ceglanym  kosciele  zbudowanym  pod koniec  pierwszej

dekady dwudziestego  wieku  -  najbardziej  osobliwym  budynku  szkolnym  w Upper  West  Side.  Glówne

wejscie  do szkoly  znajdowalo  sie  przy West  End  Avenue  -  sliczne  jasnoczerwone  drzwi,  nad  którymi

wisiala  tablica:  Prywatna  szkola  srednia  Riverside  dla  chlopców. Brzmialo  to troche  zenujaco,  jakby

to byla szkola dla jakichs bogatych dzieciaków. Na szczescie  uczniowie  wchodzili  bocznym  wejsciem,

przez zwykle  czarne  drzwi  przy Siedemdziesiatej  Siódmej  -  idealne  miejsce,  jesli  do  szkoly  chce  sie

wslizgnac czlowiek spózniony dwie godziny.

- 99 -

background image

Dan wszedl dumnie na ostatnie dziesiec minut zaawansowanych zajec z angielskiego. Mial na

sobie  hiphopowe  spodnie  i  czarno  -  zólte  trampki,  które  nosil  na  koncercie  Ravesów  poprzedniego

wieczoru,  oraz  ciemnoszara  koszulke  z  wielkim  czerwonym  napisem  na  piersiach  Pan  Cudowny.

Dostal  ja  od Monique.  Ostatniego  wieczoru  spil  sie,  spiewal  jak  ostatni  sukinkot,  a  potem  uprawial

odlotowy i absolutnie niezasluzony seks z piekna Francuzka na ogromnym lózku w hotelu Plaza.  Bycie

gwiazda rocka to naprawde fajna rzecz.

Nawet o tym nie mysl.

- Prosze,  czyzby  to  mój  najslawniejszy  uczen?  -  rzucila  oschle  pani  Solomon,  kiedy  Dan

powedrowal na koniec klasy i zgarbil sie, siadajac w lawce.

Pani Solomon byla swiezo po uniwerku i straszliwe wstydzila sie tego, ze po uszy zadurzyla sie

w  Danie.  Zamiast  obsypywac  go  pochwalami  -  bez  watpienia  byl  najzdolniejszym  i  najbardziej

utalentowanym  uczniem  w tej  klasie  -  to albo  z niego  szydzila  i  go  krytykowala,  albo  calkowicie  go

ignorowala.  Pewnego  razu,  zeby  ja  sprawdzic,  Dan  przepisal  esej  na  temat  nawyków  pisarskich

Virginii  Woolf  napisany  przez  slynnego  krytyka  literackiego  Harolda  Blooma  (jej  opiekuna  w

Princeton) i oddal jej prace pod swoim  nazwiskiem.  Pani  Solomon  postawila  mu cztery  z plusem,  tak

jak oceniala wszystkie jego prace z angielskiego, niezaleznie od tego, jak byly dobre albo kiepskie.

- Rozmawialismy  wlasnie,  czy  na  zakonczenie  omawiania  tragedii  Szekspira  ma  byc  esej  czy

egzamin. Co ty na to, Dan? - Zaslonila usta dlonia i dodala ironicznie. - Och, przepraszam, moze masz

juz pseudonim sceniczny?

Dan  zmarszczyl  brwi  znad  lawki,  na  której  ktos  wyryl  zielonym  dlugopisem  napis  ZDZIRA.

Zwykle  wolalby  pisac  prace  zamiast  egzaminu,  ale  praca  wymaga  szukania  materialów,  szperania  i

wielu godzin pisania, podczas gdy egzamin jedynie pojawienia sie na dwóch godzinach zajec.

Przynajmniej, jesli nie masz zamiaru sie uczyc, jak to bylo w przypadku Dana.

Teraz, kiedy byl gwiazda  rocka,  bedzie  jezdzil  w trasy,  krecil  wideoklipy,  podpisywal  albumy  i

opedzal  sie  od kobiet  i  paparazzich.  Dwie  godziny  jednego  dnia  na  glupi  egzamin  z  angielskiego  to

zdecydowanie najlepsze rozwiazanie.

Pani  Solomon  miala  skóre  jak  suszone  jablko,  co  sprawialo,  ze  wygladala  na  czterdziesci  lat

starsza,  a  jej  wlosy,  które  spinala  na  karku  w konski  ogon,  mialy  popielaty  kolor  i  w  ostrym  swietle

fluorescencyjnych  lamp  wygladaly  na  siwe.  Uwielbiala  koronke  i  wybierala  bluzki  w  kremowym

kolorze  z  koronkowymi  kolnierzykami  i  mankietami,  a  do  tego  spódnice  z  czarnej  welny  do  kolan,

czarne  ponczochy  i  zaskakujaco  wysokie  pantofle  na  cieniutkich  obcasach.  Spódnice  zawsze  miala

mocno obcisle i chlopcy podejrzewali, ze uwaza sie za najseksowniejsza kobiete na swiecie.

Fuj.

- 100 -

background image

- Polowa klasy woli esej, polowa egzamin. Twój glos przewazy - wyjasnila.

To znaczy, ze cokolwiek wybierze, polowa klasy go znienawidzi.

Odchrzaknal.

- Mysle,  ze  egzamin  bedzie  lepszym  wskaznikiem  tego,  ile  sie  nauczylismy  w  ciagu  roku  -

oznajmil jak ostatni glupek.

- Czyzby? - zaszydzil siedzacy dwie lawki dalej Chuck Bass.

W Riverside nosilo sie spodnie khaki albo sztruksy, w brazowo albo w czarne paski,  biale  albo

pastelowe koszule oraz czarne lub brazowe mokasyny i ciemne skarpetki. Chuck mial  na  sobie  czarny

kombinezon  od  Prady  rozpiety  tak,  ze  doskonale  bylo  widac  jego  opalona,  swiezo  wydepilowana

woskiem piers i jasnokremowe skórzane sandaly  Camper,  w których  widac  bylo  jego  gladkie,  swiezo

po pedikiurze  stopy.  Na  podlodze pod lawka  Chucka  z pomaranczowo  -  czerwonej  skórzanej  torby  z

uszami Dooney & Bourke malpka Chucka wysunela futrzasty bialy lebek i wyszczerzyla zeby.

Chuck  wlasciwie  nie  zaslugiwal,  zeby  byc  na  zaawansowanych  zajeciach  z  angielskiego.

Ledwo  potrafil  poprawnie  pisac,  nigdy  w  zyciu  nie  przeczytal  calej  ksiazki  i  myslal,  ze  Beowulf  to

rodzaj  futra  na  podszewke  do  plaszczy,  a  nie  sredniowieczny  epos  angielski.  Jednak  rodzice  uparli

sie,  aby  syna  wpisano  na  wszystkie  zaawansowane  zajecia,  dzieki  czemu  mial  sie  polem  dostac  do

jakiegos college'u. Okazalo  sie  to straszliwa  pomylka.  Poniewaz  Chuck  zdecydowanie  bardziej  wolal

bywac  na  pokazach  mody i  robic  zakupy,  niz  chodzic  do szkoly  i  odrabiac  prace  domowe,  w  zeszlym

semestrze  dostal  ze  wszystkiego  najgorsze  oceny  i  nie  przyjeto  go  do  zadnego  z  college'ów,  do

których zlozyl papiery. Teraz czekala go akademia wojskowa.

Czy byl z tego powodu zgorzknialy? Z pewnoscia.

- Ej, Panie Cudowny - syknal do Dana Chuck. - Twoje dni w Ravesach sa policzone.

He?

Dan zgarbil  sie  w krzesle  i  zaczal  dlubac  dlugopisem  w lawce.  Byl  gwiazda  rocka,  nie  musial

sluchac tych pierdól. Ktos go szurnal stopa w plecy.

- Wylatujesz  -  szepnal  Bryce  James,  jeden  z  glupich  kumpli  Chucka.  -  Chyba  ze  twoja

puszczalska siostra wkreci cie z powrotem.

Dan sie zjezyl. Co do tego miala Jenny? O ile wiedzial, jego siostra byla tylko na doczepke,  jak

zwykle. W koncu, jesli czyjs starszy brat gra w znanym  zespole,  to wiadomo,  ze  chce  sie  imprezowac

razem z nim i jego kumplami, nie?

- Slyszalem, ze chce spiewac - wyjasnil Bryce. - Wiec przespala sie ze wszystkimi z zespolu.

Dan odwrócil sie gwaltownie i pokazal Bryce'owi palec, bo mial za duzego kaca, aby  wymyslic

cokolwiek inteligentnego w odpowiedzi. Dzis rano Jenny  wyszla  z hotelu,  zanim  on i  Monique  wstali,

- 101 -

background image

ale na co mogla sobie pozwolic zeszlego  wieczoru,  kiedy  on byl  zajety  czym  innym?  I  dlaczego  wszy-

scy o tym wiedza?

- Wobec tego egzamin - oglosila pani Solomon.

Zapisala cos w notatniku, a potem wstala i podeszla do lawki Dana.

- Sama  troche  jestem  fanka  Ravesów  -  mruknela  z  lekko  zarumienionymi  policzkami.  -  I

naprawde  strasznie  mnie  to  ciekawi...  -  Zatrzymala  sie  przed  Danem,  oparla  dlonie  na  lawce,

pochylila sie tak, ze mógl wyczuc zapach bajgla z cebulowym serkiem, który jadla  na  sniadanie.  -  Czy

to  prawda,  ze  Damian  ozenil  sie  ze  swoja  szkolna  sympatia?  Jakas  Francuzka?  -  zapytala  glosno,

najwyrazniej uwazajac, ze to absolutny odlot, kiedy  nauczyciel  wie  cos  o tak  popularnym  zespole  jak

Ravesi.

Danowi zaczely  sie  pocic  dlonie.  Wymacal  w tylnej  kieszeni  workowatych  spodni  camele  bez

filtra. Czy w Riverside nie bylo zadnych przepisów na temat napastowania uczniów przez nauczycieli?

Zostaly  tylko  dwie  minuty  do  konca  zajec.  Majac  nadzieje,  ze  padnie  odpowiedz  na  pytanie

pani Solomon, chlopcy cicho zebrali ksiazki i zapieli plecaki.

Wskazówka minutowa zegara nad tablica pelzla naprzód i korytarz przed klasa sie  ozywil.  Dan

wstal, minal wscibska nauczycielke i ruszyl do drzwi.

Uratowal go dzwonek.

e - mail wart odpowiedzi

Tego  popoludnia  w  czasie  zajec  w  sali  komputerowej  Serene  kusilo,  zeby  napisac  do

melodramatycznego  artysty  z  Brown,  do  rozentuzjazmowanych  dziwaczek  z  bractwa  w  Princeton  i

niespelnionego  w  milosci  byczka  z  Harvardu  i  zyczyc  im  duzo  radosci,  bo  ona  teraz  zdecydowanie

mysli  tylko  o  Yale.  Jednak  zamiast  tego  ostatecznie  usunela  je  z  kosza.  W  czasie  lunchu  wyslala

zadatek do Yale  -  jaka  to ulga,  wreszcie  podjac  decyzje,  nawet  jesli  nie  mogla  powiedziec  slowa na

ten temat  swojej  najlepszej  przyjaciólce.  Przejrzala  reszte  listów,  az  w  koncu  trafila  na  e  -  mail  od

nieznajomego.

Od: dpolk@raver.net

Do: Svdwoodsen@constancebillard.edu

Temat: nie wierz w to, co pisza

- 102 -

background image

No wiec... wszyscy  o nas  gadaja.  To  bardzo  pochlebiajace.  Problem  polega  na  tym, ze  nawet

sie  nie  znamy.  Chcesz  sie  spotkac?  Grupa  znajomych  wpadnie  do  mnie  w  Village  w  piatek

wieczorem. Mam nadzieje, ze masz czas. Damian

Serena  zachichotala  i  uniosla  sie  lekko  na  krzesle,  zeby  poszukac  w  pracowni  ciemnowlosej

glowy  Blair.  Jednak  przyjaciólka  pracowala  w  skupieniu  i  nawet  nie  zauwazyla,  ze  Serena  do  niej

macha.  Pan  Schneider,  sztywniak,  który  pilnowal  uczennic  przy  komputerach  i  mial  zdeformowane

nozdrza,  spiorunowal  ja  wzrokiem,  Serena  wrócila  wiec  do  poczty.  Z  wideoklipów  wiedziala,  ze

gitarzysta  Ravesów  jest  naprawde  wyjatkowo  przystojny  i  utalentowany.  Czy  to  nie  byloby  szalone,

gdyby  zaczeli  sie  spotykac,  zamieniajac  mit  w  rzeczywistosc?  Co  z  tego,  ze  wlasciwie  zdecydowala

sie  wybrac  powazna  droge  i  w  przyszlym  roku  zajac  sie  na  pelen  etat  studiami?  To  dopiero  w

przyszlym  roku,  a  reszte  tego  moze  poswiecic  na  niekonczaca  sie  zabawe.  Kto  wie  -  moze  nawet

zmieni  zdanie,  odroczy  pójscie  do college'u,  zostanie  fanka  Ravesów  i  bedzie  jezdzic  z  nimi  w  trasy

przez nastepnych piec lat!

A  jeszcze  chwile  temu  taka  byla  z  siebie  zadowolona,  majac  swiadomosc,  ze  umie  podjac

decyzje.

Serena  przez  chwile  gryzla  paznokcie,  a  potem kliknela  „odpowiedz”  i  na  wpól  obgryzionym,

na wpól pomalowanym paznokciem wpisala odpowiedz w postaci trzech liter.

T - A - K.

niezbyt dobrana para

Blair  grzebala  w  Internecie  w  poszukiwaniu  przeslicznych  butów  od  Jimmy'ego  Choo,  które

widziala  w „W”,  ale  musiala  jeszcze  znalezc  swój  rozmiar.  Zrobiono  je  z  zielonego  jedwabiu,  a  na

obcasach  recznie  inkrustowano  serduszkami  z  macicy  perlowej.  Do  sklepów  na  calym  swiecie

dostarczono tylko trzysta par, ale na pewno musiala sie znalezc jedna para w rozmiarze  siedem  i  pól,

której jeszcze  nikt  nie  zamówil  -  moze w Mexico  City  albo  Hongkongu,  gdzie  zwykle  maja  mniejsze

stopy.

Obok niej Vanessa Abrams pisala zawziecie, pewnie tworzac jakas  strone  dla  feministek  albo

cos  w tym rodzaju.  Blair  zerknela  na  ekran  sasiadki.  Szukam  wspóllokatorki  -  przeczytala  naglówek

- 103 -

background image

wypisany duzymi, wytluszczonymi literami. Tylko kobiety!

Blair nigdy za bardzo nie przepadala  za  ta  dziewczyna  o ogolonej  glowie,  ubierajaca  sie  tylko

na czarno  i  krecaca  autorskie  filmy.  Kazde  slowo,  które  Vanessa  wypowiadala  na  zajeciach,  mówilo

tak naprawde „odzywam sie tylko dlatego, ze pytasz”, jakby  byla  znacznie  madrzejsza  od wszystkich,

nawet od nauczycieli. I w dodatku Blair zawsze podejrzewala, ze Vanessa woli dziewczyny.

- Rozmawialam z jednym facetem w ten weekend. Okazalo sie, ze to kompletny czubek.

Blair zerknela na Vanesse i zorientowala sie, ze to do niej.

- Postanowilam  zostac  tylko  przy  zgloszeniach  dziewczyn  -  dodala  Vanessa,  wciskajac  enter

dla podkreslenia slów.

Blair  zacisnela  usta  i  poprawila  sie  na  krzesle.  Najwyrazniej  Vanessa  naprawde  mówila  do

niej.

- Ja tez  w ten  weekend  poznalam  faceta  -  przyznala  sie.  Zagryzla  usta  i  wskazala  na  monitor

Vanessy. - A po co wlasciwie szukasz wspóllokatorki? Dalabym wszystko, zeby mieszkac sama.

Vanessa  wzruszyla  ramionami.  I  tak  to  bylo  dziwne,  ze  rozmawiala  z  ta  jedzowata  Blair

Waldorf, a jeszcze dziwniejsze bylo to, ze jej pytanie warte bylo przemyslenia.

- Moja siostra wyjechala w trase po Europie. Sama nie  wiem,  chyba  czuje  sie  troche  samotna

-  przyznala  sie  Vanessa,  nim  zdazyla  sie  ugryzc  w  jezyk.  Gdy  tylko  to  powiedziala,  miala  ochote

zatkac sobie usta. Dlaczego, do cholery, tlumacze sie Blair Waldorf?

- A  co  z twoim  chlopakiem,  tym  dziwakiem?  -  Blair  przygryzla  jezyk  i  sie  poprawila.  -  Z  tym

chlopakiem... od notatnika.

- Zerwalismy.

Blair kiwnela glowa. Kusilo ja. zeby powiedziec, ze tez  zerwala  z chlopakiem  i  ze  tez  czuje  sie

samotna.  Przyjrzala  sie  dyskretnie  Vanessie.  Wlasciwie  to spodobalo  sie  jej,  ze  Vanessa  nie  gledzi,

jakim  to  frajerem  byl  jej  ekschlopak,  ze  nie  marudzi  z  powodu  prezentów,  które  jej  dal,  nie

przedrzeznia  idiotycznego  sposobu,  w  jaki  wiazal  buty,  i  nie  powtarza  calej  tej  smutnej  opowiesci.

Powszechnie  wiadomo  bylo.  ze  rodzice  Vanessy  mieszkaja  w  Vermont,  wiec  jesli  jej  siostra

wyjechala, to naprawde Vanessa mieszkala calkiem sama.

- Wiec jak to jest? - zapytala Blair. - Rozmawiasz z potencjalnymi kandydatami?

Vanessa zastanawiala sie, do czego zmierza ta rozmowa.

- Najpierw sprawdzam ich w rozmowie przez Internet  i  jesli  wypadaja  normalnie,  to spotykam

sie osobiscie. Ale jak do tej pory, nie trafil sie nikt normalny.

Blair  nie  mogla  uwierzyc,  ze  brala  pod  uwage  zamieszkanie  z  lesbijska,  lysa  Vanessa,  która

nie ma przyjaciól, ale naprawde musiala znalezc sobie kat. Jej wlasny dom byl nie do zniesienia,  a  po

- 104 -

background image

utarczce  z pania  M. dzis  rano  wiedziala,  ze  nie  moze przez  reszte  roku mieszkac  w hotelu  Plaza,  nie

tracac przy tym szansy na dostanie sie  do Yale.  A co,  jesli  bedzie  musiala...  przyjac  jakiegos  goscia?

Mieszkanie  bez  rodziców,  nian,  pokojówek  i  kucharzy  to  idealne  miejsce,  nawet  jesli  przyjdzie  jej

mieszkac  w  brudnym,  wstretnym  Williamsburgu.  Moze  nawet  namówi  Vanesse,  zeby  zatrudnily

dekoratora i wprowadzily do mieszkania troche kolorów. Oczywiscie nawet nie widziala  jej  domu, ale

poniewaz od wieków chodzila z nia do szkoly, byla przekonana, ze cale  mieszkanie  bylo  urzadzone na

czarno. Moglaby calkowicie odmienic to miejsce, tak jak odmieniono w My Fair Lady Audrey Hepburn

- wygladala jak strach na wróble i mól ksiazkowy, a zamienila sie w olsniewajaca modelke.

- Wiec przeprowadz rozmowe ze mna - zasugerowala.

- Ale... - sprzeciwila sie Vanessa. - Ja mieszkam w Brooklynie.

Blair obrócila kilka razy rubinowy pierscionek na palcu lewej dloni.

- Wiem.

Westchnela  ciezko,  patrzac  na  swoje  pantofle  z  lakierowanej  czarnej  skórki  na  plaskich

obcasach.  Zamknela  oczy,  próbujac  wyobrazic  sobie  siebie  jako  modna,  ekscentryczna  osóbke  z

Williamsburga.  Nosilaby  zgnilozielone  koszulki  z  ironicznymi  napisami  typu  Williamsburg  -

wymarzone  dla  romantycznych  kochanków.  Pilaby  czarna  kawe.  Nosilaby  trampki  Converse  bez

skarpetek  i  fioletowa  plastikowa  torebke w starym  stylu.  Zrobilaby  sobie  pomaranczowe  pasemka  i

nosilaby  ciemne  okulary  w  osmiokatnych,  kanciastych  oprawkach.  Jadalaby  falafele.  Pisalaby

wiersze. Zaczelaby nosic kolczyk w ustach i zrobilaby sobie tatuaz! Och, Nate'a szlag by trafil!

Na twarzy Blair pojawil sie usmiech.

- Zawsze chcialam zamieszkac na Brooklynie.

Akurat.

- Nie, ty - - zaczela Vanessa, zamierzajac wyperswadowac kolezance ten pomysl.

- Masz kablówke, magnetowid i odtwarzacz DVD, nie? - zapytala Blair.

Czekajcie no, kto tu kogo mial przepytywac?

- Musze ogladac moje filmy - upierala sie Blair, jak stara kura domowa,  która  nie  przezyje  bez

dziennej dawki swoich ulubionych programów.

- Filmy? - powtórzyla Vanessa, zastanawiajac sie, czy Blair calkiem odbilo.

Zapomniala,  ze  Blair  byla  wielka  fanka  starych  filmów.  W listopadzie  wziela  nawet  udzial  w

szkolnym  konkursie  filmowym.  Jej  dzielo  skladalo  sie  z  powtórek  pierwszych  dziesieciu  minut

Sniadania  u  Tiffany'ego  z  róznym  podkladem  muzycznym,  poniewaz  jej  zdaniem  to  bylo  najlepsze

pierwsze dziesiec minut w dziejach  filmu.  Vanessa  wygrala  konkurs  swoja  wersja  Wojny  i  pokoju,  w

której  glówna  role  umierajacego  ksiecia  Andrieja  gral  jej  niegdysiejszy  najlepszy  przyjaciel,  Dan

- 105 -

background image

Humphrey. To bylo, zanim pierwszy raz sie pocalowali. Vanessa miala wrazenie, ze cale wieki temu.

- Wszystko  z  Audrey  Hepburn.  Albo  Jimmym  Stewartem.  Albo  Cary  Grantem.  Albo  Lauren

Bacall - wyjasnila jednym tchem Blair. - I oczywiscie Przeminelo z wiatrem.

Jesli  czegos  Vanessa  miala  w  nadmiarze,  to  wlasnie  sprzetu  filmowego,  telewizorów,

magnetowidów i DVD.

- Nie  martw sie.  W przyszlym  roku zaczynam  specjalizacje  filmowa  na  NYU.  Mam  wszystko  -

zapewnila ja Vanessa. - Cala klasyke.

- A  jak  dojezdzasz  do  szkoly?  -  dopytywala  sie  Blair,  zastanawiajac  sie,  czy  bedzie  musiala

zrobic  prawo  jazdy.  Nie  spuszczajac  oczu  z monitora,  poruszala  myszka,  udajac,  ze  pracuje.  -  Trzeba

przejechac jakis most czy cos?

Zwazywszy, ze Manhattan to wyspa, to tak, pewnie trzeba bedzie zaliczyc jakis most.

Vanessa  postanowila  ustapic.  W  koncu  to  niemozliwe,  zeby  Blair  Waldorf  rzeczywiscie

chciala zamieszkac w jej zapuszczonym, zabazgranym graffiti domu w Brooklynie.

- Pociag L dojezdza do Union Square, a potem przesiadam sie w szóstke.

Co prosze?

Blair zmarszczyla brwi. Czy ona mówila o metrze?

- A  jesli  pogoda  jest  naprawde  kiepska  albo  bardzo  sie  spiesze,  to  wzywam  taksówke  -

przyznala Vanessa.

Aha!

- A masz cos przeciwko... no wiesz, odwiedzinom? - zapytala Blair.

Ma na mysli meskie odwiedziny?

Vanessa sie rozesmiala.

- Nie, jesli goscie nie smierdza i przynosza jedzenie.

Blair  z  pelna  powaga  pokiwala  glowa.  Mialaby  wlasne  mieszkanie,  w  którym  moglaby

uprawiac  dziki,  szalony  seks  ze  Stanem  5  albo  jakimkolwiek  innym  chlopakiem,  którego  by  wybrala.

Stalaby sie najbardziej seksowna i wytatuowana dziewczyna w Williamsburgu. Nate oszalalby z zalu.

- Mysle, ze mogloby nam sie udac, nie?

Vanessa z wrazenia nawet nie mrugnela.

- Ale my sie nie cierpimy - stwierdzila rzeczowo.

Blair przewrócila oczami i stuknela Vanesse opalonym kolanem.

- Ej,  nie  badz  taka  snobka  -  mruknela  z  uraza,  wchodzac  w  role  nowej,  zaginionej,

ekstrawaganckiej  siostry  Vanessy.  -  A co  do problemów  z  chlopakiem...  -  ciagnela,  jakby  poprzedni

temat zostal  zamkniety  -  problem  polega  na  tym, bez  urazy,  ze  przyciagaja  cie,  ide  o  zaklad,  raczej

- 106 -

background image

„alternatywni” faceci, tacy jak ty... - Blair ugryzla sie w jezyk, kiedy nagle doznala olsnienia.

Nie miala pojecia, dlaczego nigdy  wczesniej  o tym nie  pomyslala,  ale  jej  tak  zwany  przyrodni

brat  z  dredami  i  ogolona,  ubierajaca  sie  na  czarno  Vanessa  stanowiliby  absolutnie  idealna  pare!

Mogliby  nawzajem  malowac  sobie  na  czarno  paznokcie  u  nóg,  gotowac  wegetarianskie  sushi,

filmowac  swoje  wlosy  tudziez  ich  brak  i  zabawiac  na  tysiace  innych  sposobów,  podczas  gdy  Blair

uwodzilaby chlopaka, który wkreci ja do Yale.

Widzicie, moze Williamsburg to rzeczywiscie wymarzone miejsce dla kochanków!

tematy wstecz dalej wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

DZIWNA PARA

Kto  by  to  wymyslil?  Dziewczyna,  która  nie  moze  zyc  bez  szpilek  Manolo  za  osiemset  dolarów,

wprowadzila  sie  na  okres  próbny do kolezanki  z klasy,  która  nigdy  w zyciu  nie  wlozyla  niczego  poza

podkutymi  martensami  i  czarnymi  podkolanówkami  Danskin.  Jedno  jest  pewne:  nie  beda  sobie

pozyczac  ciuchów.  Ale  poniewaz  pochodza  z  dwóch  róznych  planet,  na  pewno  beda  mialy  o  czym

rozmawiac i wiele sie od siebie naucza.

Przykladowa rozmowa:

- Widzialas pedzel do pudru brazujacego?

- A co, malujesz cos do szkoly?

Przyjmuje zaklady, jak dlugo potrwa to szalenstwo!

QUE CATASTROPHE!

Plotki mówia tez, ze pewna francuska hipiska noszaca batikowe sukienki rozglosila calemu swiatu, ze

- 107 -

background image

ona i  nasz  ulubiony,  wiecznie  ujarany  zawodnik  lacrosse  nie  tylko  sie  spotykaja,  ale  sa  po  uszy  w

sobie zakochani! Ups.

Wasze e - maile

P: Droga P!

Zglosilam  sie  na  ochotnika  do biura  rekrutacji  w naszym  college'u,  który -  tak  sie  sklada  -

nalezy  do  prestizowych  uniwersytetów  Ivy  League.  Ja  i  moje  przyjaciólki  poswiecilysmy

mnóstwo czasu, zeby namówic na studia u nas jedna z przyjetych.  Uwazamy,  ze  idealnie  pa

sowalaby  do  naszego  bractwa.  Jest  przesliczna,  madra  i  utalentowana,  tak  jak  my

wszystkie.  Klopot  w tym, ze  nie  odpowiedziala  na  zaden  z  naszych  e  -  maili.  Wiem,  ze  to

zabrzmi  czerstwo,  ale  moze powinnysmy  wystac  jej  jakas  paczke  czy  cos  takiego?  Myslisz,

ze to by pomoglo?

Mala z Princeton

O: Droga Mala z Princeton!

Przykro mi to mówic, ale chyba nie pomoze.

P

Na celowniku

C w Tower Records kupuje piracka wersje najnowszego singla Ravesów, na którym wystepuje  nie  kto

inny jak D, osoba, której nie znosi,  jak  chyba  nikogo  innego  na  swiecie.  Nie  moze sie  oprzec  muzyce

czy slowom? K i I sprawdzaja próbki kosmetyków Origins do cery tradzikowej  w sklepie  przy Madison

Avenue i niechcacy wsuwaja do torebek kilka darmowych  próbek,  gdy  sprzedawczyni  odwraca  sie  do

nich  tylem.  B i  V nachalnie  czestuja  faceta  od dostaw  ze  spozywczego  truflami  Godivy,  zeby  wniósl

im zakupy  na  drugie  pietro,  pod drzwi  mieszkania.  I  gdzie  sie  podzialy  te  czarno  -  biale  bawelniane

zaslony z obfitymi falbankami, które widzielismy w oknach? Chyba obie ucza sie kompromisów!

CISZA PRZED BURZA

W  tym  tygodniu  zauwazylam,  ze  kolezanki  z  klasy  kreca  sie  przed  szkola  po  lekcjach  i  gawedza  o

wakacyjnych  planach,  popijajac  mrozona  kawe.  Kilka  tygodni  temu  urywalysmy  sie  z  lekcji,  zeby

- 108 -

background image

poopalac sie w parku, posluchac MP3 i prawie sie do siebie nie odzywalysmy. Teraz nie wiemy,  co  ze

soba zrobic, i nie  mozemy zniesc  samotnosci.  Zwalcie  to na  pochmurny, wilgotny,  duszny  maj  i  fakt,

ze za  niecale  cztery  tygodnie  niektórzy  z nas  wiecej  sie  nie  zobacza.  Jestem  tez  przekonana,  ze  cos

sie szykuje. Tylko patrzcie: przyjdzie piatek i rozpeta sie pieklo.

Z radoscia sie zjawie!

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

na S nie robi to wrazenia

Okragla sumka z funduszu zalozonego przez jego pradziadka, który mial udzial  w wynalezieniu

zapiecia  na  rzepy,  oraz  pieniadze  z  pierwszej,  przebojowej  plyty  Ravesów  Jimmy  i  Jane  pozwolily

dwudziestotrzyletniemu Damianowi Polkowi kupic ladniutki, trzypietrowy dom otynkowany na  bialo,  z

czerwonymi okiennicami. Znajdowal sie przy osobliwej ulicy - Bedford Street w West Village.  Bedford

Street  ciagnela  sie  raptem  przez  trzy  kwartaly.  Pelno  bylo  przy  niej  intymnych  restauracyjek,  przy-

tulnych kafejek, zabytkowych domów, slynnych z czasów prohibicji  nocnych  klubów  oraz  przystojnych

gejów  wyprowadzajacych  na  spacer  male  pieski.  Z  zewnatrz  dom  Damiana  wygladal  jak  zabytkowy

domek  dla  lalek,  ale  w  srodku  powalal  nowoczesnym,  minimalistycznym  bialym  wystrojem.  Plotki

mówily,  ze  chociaz  na  scenie  Damian  nosil  sie  kolorowo,  w  domu  ubieral  sie  tylko  na  bialo  i  nie

pozwalal, aby jego goscie wkladali cokolwiek innego oprócz bieli, chocby to byly niebieskie dzinsy.

Szkoda, ze zapomnial poinformowac o tym pewne osoby.

Frontowe drzwi  byly  otwarte.  Serena  weszla  po  marmurowych  schodach  na  pierwsze  pietro.

Miala  na  sobie  ulubione  rozszerzane  dzinsy  Blue  Cult,  króciutka  jaskraworózowa  koszulke  oraz

zwariowane  jaskraworózowe  sandaly  Hollywoold  na  platformach,  w  których  chodzenie  stanowilo

prawdziwe wyzwanie. Slyszala jakis psychodeliczny jazz, brzek szkla i pomruk glosów.

Jenny  Humphrey  siedziala  ze  skrzyzowanymi  nogami  na  bialym  lakierowanym  blacie  w

rozleglej, otwartej, bialej kuchni Damiana i pila mleko. Wlosy uczesala w dwa  kucyki.  Miala  na  sobie

bialy, bawelniany podkoszulek i biale bawelniane bokserki.

- Hej!  -  krzyknela,  zeskakujac  z  blatu,  aby  przywitac  Serene.  -  Damian  wspomnial,  ze

przyjdziesz.  Bierze  prysznic.  -  Podbiegla  do  niej  boso  i  przechylila  bialy  jak  lilia  podbródek,  zeby

- 109 -

background image

pocalowac Serene w policzek. - Tak sie ciesze, ze tu jestes.

No prosze, mala gospodyni! Co za zmiana! Jeszcze w zeszlym tygodniu Jenny szalala z radosci,

kiedy Serena zaprosila ja do domu. I nie miala przypadkiem szlabanu na spotkania z zespolem?

No tak, tylko kogo to obchodzi?

- Wymknelam  sie  z  domu  -  szepnela  Jenny.  -  Tata  oglada  jakis  nudny  film  dokumentalny  o

Allenie Ginsbergu. Mysli, ze siedze w pokoju i maluje albo cos takiego.

Aha, malowanie. To byla jej jedyna rozrywka, kiedy byla mloda i niewinna.

Serena  usmiechnela  sie  do  swojej  malej  protegowanej  o  kreconych  wlosach.  Czula  sie

dziwnie  nie  na  miejscu.  Pozostali  goscie  rozkladali  sie  na  dlugiej,  zamszowej  bialej  sofie  w

sklepionym  bialym  salonie  polaczonym  z kuchnia.  Od  stóp  do glów  ubrani  byli  w  biel,  pili  ogromne

martini  z  dzinem  z  gotowanymi  jajkami  plywajacymi  w  kieliszkach.  Jedna  ze  scian  salonu  byla

ozdobiona  wycietymi  z  papieru  sniezynkami  -  takimi,  jakie  sie  wycina  w  przedszkolu,  a  na  drugiej

scianie wymalowano pólki z bialymi ksiazkami.

Bo prawdziwe ksiazki sa zbyt kolorowe?

Wysoki,  chudy  chlopak  siedzial  na  welnianym  dywaniku  udajacym  skóre  niedzwiedzia

polarnego.  Mial  na  sobie  tylko  bialy  szlafrok.  Obok  niego  lezal  ogromny  brazowo  -  czarny  pies  z

wielkim  pyskiem  wtulonym  w  kolana  chlopaka  -  jedyna  barwna  rzecz  w  tym  calkiem  bialym

pomieszczeniu.

- U  -  la  -  la!  -  zacwierkala  Jenny,  gdy  zjawil  sie  Damian,  nadal  mokry  po  prysznicu.  Mial  na

sobie  tylko  biale,  kaszmirowe  spodnie  od  dresu.  Rude  wlosy  byly  jeszcze  wilgotne.  Krople  wody

zebraly  mu sie  w zaglebieniach  obojczyków.  Piers  i  ramiona  mial  usiane  drobnymi  piegami  i  mocno

umiesnione. I tak, zgadza sie, byl jeszcze przystojniejszy, niz widac to bylo na okladkach plyt.

- Czesc.  -  Serena  powitala  go,  czujac  sie  dziwnie  oniesmielona  spotkaniem  z gwiazda.  Jak  to

sie stalo, ze nikt jej nie powiedzial o obowiazujacym tutaj bialym stroju? Skad miala to wiedziec?

- Teraz rozumiem, dlaczego wszyscy mówili, ze powinienem cie poznac - stwierdzil  odruchowo

na jej widok Damian.

Serena  zaczerwienila  sie,  slyszac  komplement,  ale  nie  wiedziala,  co  odpowiedziec.  Rzadko

zdarzalo  sie,  ze  zapominala  jezyka  w  gebie  -  van  der  Woodsenowie  zostali  tak  wychowywani,  aby

zawsze mówic odpowiednie rzeczy w odpowiedniej chwili.

Jenny wziela  dlon  Sereny,  a  potem  Damiana,  stajac  miedzy  nimi  jak  kragla  druhna  podczas

wznioslej chwili zawarcia zwiazku malzenskiego.

- Musisz  pokazac  Serenie  swoja  sypialnie  -  oznajmila  Damianowi.  Potem  odwrócila  sie  do

Sereny. - Jego sypialnia to czysty odlot.

- 110 -

background image

Tak? A skad ona o tym wie?

Damian wzruszyl ramionami i zaczal isc w strone salonu, ciagnac za soba Serene i Jenny.

- Chodzcie, siadajcie. Za minute przywioza Kelly and Ping.

- Super  -  odparla  Serena,  chociaz  nie  miala  pojecia,  o  czym  mowa.  Kelly  and  Ping  -  kolejny

zespól? Wystep klaunów? Didzeje?

- Pychota.  Najlepszy  smazony  makaron  po tajsku!  -  powiedziala  Jenny,  jakby  przez  cale  zycie

zamawiala jedzenie z orientalnych knajpek w SoHo.

- Pychota - zgodzila sie Serena.

Co sie z nia dzieje? Nawet nie byla glodna.

Jenny zostawila ich  i  przysiadla  na  kolanie  jakiegos  chlopaka.  Mial  ciemne  wlosy,  doleczki  w

policzkach i nosil bialy kombinezon malarski. Przypominal perkusiste Ravesów, Collinsa.

No bo to wlasnie byl on.

- Czesc, Serena - powital ja Lloyd na  swój  arogancki,  drwiacy  sposób.  -  Mam wrazenie,  ze  juz

jestesmy siostrami - powiedzial, wymachujac nadgarstkami i udajac zaginionego gejowskiego brata  -

blizniaka Damiana.

- Damian  wlasnie  nagral,  jak  spiewam  dla  siebie  Sto  lat.  Chce  to  zmiksowac  z  nastepnym

kawalkiem  zespolu  -  oznajmila  Jenny  wszystkim  zainteresowanym.  -  Nie  moge  sie  doczekac,  kiedy

Dan to uslyszy.

- Nie  ma  go  tutaj?  -  zapytala  Serena,  rozgladajac  sie  wokól  za  chmura  dymu  z  cameli,  która

zwykle otaczala glowe Dana Humphreya.

- Jeszcze nie - odparl Damian, a Serena wyczula w jego glosie nutke zlosci.

Dan i Serena spotykali sie ostatniej jesieni, ale to byl tylko epizod  -  jak  wszystkie  jej  zwiazki  -

i teraz wlasciwie nie mieli ze soba kontaktu. Ale nie chowali do siebie urazy. Milo by bylo spotkac  sie

czasem po przyjacielsku, skoro obydwoje koncza  szkole.  Zastanawiala  sie.  czy  Dan  zamierza  pójsc  w

przyszlym roku do college'u, czy tez zrobi sobie wolne na trasy z zespolem?

- Cygaro?  -  zaproponowal  Damian,  podsuwajac  jej  pudelko.  -  Przyszly  z  Kuby  wczoraj

wieczorem.

- Paluszek  chlebowy?  -  zapytal  Lloyd,  podrzucajac  paluszek  w  powietrze,  jakby  to  byla

paleczka do perkusji, i lapiac go w zeby. - Sa z Wioch i wspaniale chrupia.

- Nie, dzieki - cicho odpowiedziala Serena.

Oto ona,  imprezowa  dziewczyna  na  superimprezie.  A mimo to zupelnie  nie  miala  nastroju  na

zabawe.  Moze zabawe  psul  fakt.  ze  wszyscy  uwazali,  ze  ona  i  Damian  sa  juz  razem.  A  moze  widok

Jenny -  obraz  jej  samej  sprzed  dwóch,  trzech  lat  -  sprawil,  ze  Serena  zdala  sobie  sprawe  z  tego,  ze

- 111 -

background image

czas  spróbowac  czegos  nowego.  A  moze  to  dlatego,  ze  przezywala  ostatnie  tygodnie  w  szkole

sredniej - ostatnie tygodnie przez wakacjami i przed Yale. Nie obchodzily ja. gwiazdy rocka; po prostu

chciala spedzic czas z przyjaciólmi.

Blair  byla  teraz  w  mieszkaniu  Vanessy  w  Williamsburgu  -  pewnie  tapetowala  lazienke  we

wzorek z rózanych paczków albo cos w tym stylu - i tylko tam Serena miala ochote teraz byc.

- Moge skorzystac z lazienki? - zapytala.

Damian  skierowal  ja  za  biale  aksamitne  zaslony,  potem  bialym  dlugim  korytarzem  do

wylozonej  bialymi  kafelkami  z  lustrzanym  sufitem  marmurowej  lazienki.  Serena  zamknela  za  soba

drzwi, wyciagnela  z tylnej  kieszeni  spodni  blyszczyk  MAC  i  nalozyla  troche  na  usta.  Z  korytarza  po

drugiej stronie zaslon dobiegi ja dzwiek dzwonka do drzwi - przywieziono orientalne smakolyki  z Kelly

and Ping.  Otworzyla  drzwi  lazienki  i  pobiegla  korytarzem,  przemykajac  sie  obok  grupy  dostawców  z

powrotem na chodnik.

Czy tak postepuje  dziewczyna  slynaca  z tanców  na  stole  w barach  calej  Francji?  Dziewczyna,

której nieokreslona czesc ciala zostala sfotografowana i rozklejona na autobusach  i  pociagach  metra

w calym miescie? Wymyka sie z imprezy, która jeszcze sie nawet nie zaczela?

Z drugiej  strony,  to nieistotne,  czy  zostala  na  imprezie,  czy  nie.  Niezaleznie  od tego,  co  zrobi

Serena, i tak naglówki gazet beda o tym trabic.

dziwna para

- Wiec w tej szufladzie bedziemy trzymac mleczka, zele nawilzajace, toniki. peelingi,  maseczki

i plyny  do zmywania  makijazu.  Wszystkie  zele  do kapieli  beda  w  dolnej  szufladzie,  najblizej  wanny.

Widzisz?  To  dywanik  z  egipskiej  bawelny  do  przykrycia  tego  lodowato  zimnego  linoleum.  -  Blair

wskazala na brzoskwiniowy dywanik, który wlasnie ulozyla w lazience.

Vanessa otworzyla szuflade w poobtlukiwanej kremowej toaletce pod urny walka. Wszystko w

niej  zostalo  ulozone  w  porzadku  alfabetycznym  i  wedlug  kodu  kolorów  zgodnie  z  pedantycznymi

wytycznymi Blair. Nie znaczy  to,  ze  Vanessa  miala  jakiekolwiek  wlasne  kosmetyki.  To  wszystko  i  tak

nalezalo do Blair.

- Mozesz pozyczac, co zechcesz - zaproponowala hojnie Blair.

Wyjela  malenki  porcelanowy  sloiczek  kremu do oczu  La  Mer  i  zaczela  wcierac  odrobine  pod

oczy.

- 112 -

background image

- Ten krem jest niesamowity - stwierdzila. - Szkoda tylko, ze pachnie jak kosmetyk.

Nalozyla  troche  kremu  Vanessie  pod  oczy.  Jednorazowe  uzycie  niewiele  zmieni,  ale  gdyby

namówila  Vanesse  do  codziennego  uzywania,  w  ciagu  tygodnia  zniknelyby  te  ogromne  worki  pod

oczami.  Moze  nawet  Vanessa  pozwolilaby,  zeby  calkowicie  ja  odmienic.  Moglyby  pójsc  razem  na

zakupy po dzinsy do Bloomingdale'a w SoHo, a moze nawet kupilyby dla Vanessy fajna peruke!

Marzenie scietej glowy.

- Gdzie  moja  golarka?  -  burknela  Vanessa,  odwracajac  twarz  od  Blair  jak  dziecko,  które  nie

chce, zeby mu myc buzie. - Musze golic glowe raz w tygodniu, sama rozumiesz.

- Golarka?  -  powtórzyla  bezmyslnie  Blair.  Wskazala  na  torbe  ze  smieciami  przed  drzwiami

lazienki.  -  Chyba  tam.  -  Zlapala  pedzelek  do  brwi  ze  swiezo  uporzadkowanej  szuflady  i  przesunela

nim po klujacych odrostach na glowie Vanessy. - Nie myslalas nigdy o tym, zeby je zapuscic...?

- Nie! - odparla niewzruszenie Vanessa, gwaltownie odsuwajac pedzel.

Opróznila  torbe  smieci  na  brzoskwiniowy  dywanik  i  odszukala  swoja  elektryczna  golarke.

Wlozyla ja do szuflady w toaletce obok zalotki Blair.

- Przepraszam, powinnam byla najpierw zapytac - przyznala Blair.

- Nie szkodzi. - Vanessa dotknela z zaciekawieniem zalotki. - A co to, do cholery, jest?

Blair z zapalem zlapala zalotke i posadzila Vanesse na zamknietej muszli klozetowej.

- Nie  zamykaj  oczu.  I  nie  bój  sie,  to nie  boli.  -  Przysunela  zalotke  do rzes  Vanessy  i  zmruzyla

oczy.  A  potem  ja  odlozyla.  - Wiesz  co?  Nie  potrzebujesz  tego.  Masz  geste  i  podkrecone  rzesy.  -

Zmruzyla znowu oczy, jakby nie mogla w to uwierzyc. - W gruncie rzeczy sa po prostu idealne.

Vanessa  wstala  i  przyjrzala  sie  swoim  rzesom  w  lustrze.  Bardzo  jej  pochlebialy  slowa  Blair,

chociaz nigdy w zyciu by sie do tego nie przyznala.

- Mozemy teraz cos zjesc, do cholery? Przez caly dzien urzadzalysmy mieszkanie.

Raz  w zyciu  Blair  byla  tak  zajeta,  ze  calkiem  zapomniala  o  jedzeniu.  To  bedzie  ich  pierwszy

wieczór  w mieszkaniu,  a  ona  przez  cale  popoludnie  wypakowywala  sie  i  organizowala.  Swoja  droga

Ciekawe, co Vanessa zwykle jada na kolacje. Moze sama gotuje?!

Wyszly  z lazienki  do aneksu  kuchennego,  przygladajac  sie  mieszkaniu  z rekoma  na  biodrach.

Dekorator  wnetrz,  który  urzadzil  dla  matki  Blair  pokój  dziecinny,  przyslal  ekipe  malarzy  w  srode  i

czwartek,  kiedy  Vanessa  siedziala  w  szkole,  i  teraz  cale  mieszkanie  bylo  seledynowo  -  szare  -  w

kolorach nie za bardzo dziewczecych, zeby nie razily Vanessy. W czwartek  po szkole  Vanessa  odkryla

nowe zaslony w Domsey, które jakos mogla zniesc mimo wzorku z egzotycznych  ptaków  i  palmowych

lisci,  bo byly  bialo  -  czarne.  Dzis  rano  dekorator  przyslal  szesc  dwudziestowiecznych,  nowoczesnych

drewnianych  krzesel,  maly  owalny  stól  do  jadalni,  rewelacyjny  szklany  stolik  do  kawy  w  ksztalcie

- 113 -

background image

fasolki  firmy  Noguchi  oraz  dwa  pufy  z grochem  z szarego  zamszu,  które  teraz  ciagle  przestawialy  w

salonie, bo je to bawilo.

- Nie wierze, ze to mówie, ale mi sie podoba - przyznala Vanessa.

- Naprawde? - zapytala ostroznie Blair.

Mieszkanie  przeszlo  gruntowna  przemiane  i  wcale  by  sie  nie  zdziwila,  gdyby  Vanessa

wykopala ja za drzwi, nim zdazylaby rozpakowac swoje walizki od Louisa Vuittona.

- Moglybysmy  zaprosic  kogos  na  kolacje  -  powiedziala  Vanessa,  podchodzac  do  owalnego

stolu z brzozy i poprawiajac ustawienie nowoczesnych obrotowych krzesel  z takiego  samego drewna.

- Tyle ze nie mam kogo.

Nikt  nie  urzadzal  imprez  lepiej  od  Blair  Waldorf.  Nawet  jesli  to  byla  szykowna  kolacyjka  w

stylu cyganerii z Brooklynu.

Wyciagnela  telefon  komórkowy  z  kieszeni  dzinsów  i  wybrala  zaprogramowany  numer  do

Sereny.

- Jesli nie jestes jeszcze z tym gwiazdorem w lózku, to moze chcesz wpasc  do mojego  nowego

mieszkania na kolacje?

- Wlasnie do ciebie jade - przyznala Serena. - Przykro mi jednak, ze cie zawiode, jade sama.

Drugi telefon byl do Stana 5.

- Czemu dopiero teraz dzwonisz? - dopytywal sie chlopak.

Wreszcie zatelefonowala do przyrodniego brata, Aarona.

- A co gotujecie? - zapytal podejrzliwie. - Mam przyniesc troche tempehu

*

?

Blair nie przemyslala jeszcze menu.

- Mozemy zamówic cos z Nobu. - Zakryla dlonia mikrofon. - Maja Nobu na Brooklynie?

Vanessa  pomachala  jej  przed  nosem  ulotka  z  pizzerii,  a  Blair  zauwazyla,  ze  w  dziale  dla

wegetarian maja cos, co nazywa sie Bezserowe Rajskie Ciasto.

- Nie martw sie - powiedziala do brata. - Bedzie cos i dla ciebie.

- A jaka wlasciwie jest ta Vanessa? - dopytywal sie podejrzliwie Aaron.

Blair usmiechnela sie szelmowsko.

- Ja juz wiem, a ty sie dowiesz.

nawet francuzki bywaja splawiane

- 114 -

background image

- Allo? - W domofonie Nate'a rozlegl sie charakterystyczny angielski z francuskim  akcentem.  -

Moge wejsc?

Nate na caly tydzien zamknal sie w swoim pokoju. Palil trawke i  gral  w Grand Theft  Auto:  San

Andreas  na  Xboksie.  Nie  przyjmowal  w  tym  czasie  zadnych  gosci  poza  Jeremym,  Anthonym  i

Charliem,  którzy  wpadali  co  jakis  czas.  zeby  uzupelnic  mu  zapasy  i  poopowiadac,  co  dzieje  sie  w

szkole. Cale skrzydlo domu, które zajmowali,  pachnialo  niedojedzonym  burrito,  rozlana  woda  z fajki  i

chrupkami  serowymi  o smaku  pizzy.  Ale  i  tak  nikt  poza  Nate'em  tego  nie  wachal.  Rodzice  dali  mu

szlaban, po czym poplyneli na „Charlotte” rzeka Hudson, zeby odwiedzic  przyjaciól  w Kingston  i  miec

pewnosc,  ze  Nate  nie  ukradnie  ponownie  lodzi  przed  ich  charytatywnym  rejsem.  Gdyby  tylko  nie

zawalil  sprawy  z Blair,  mieliby  dla  siebie  caly  dom i  mogliby  uprawiac  seks  nawet  na  fortepianie  w

salonie, gdyby naszla ich taka ochota.

Cóz.

- Jestem chory - sklamal. - To naprawde zarazliwe. Od tygodnia nie chodze do szkoly.

- Nie  szkodzi,  ja  tez  jestem  chora!  -  Lexie  odpowiedziala  wesolo  i  na  dowód  zakaszlala.  -

Podzielimy sie zarazkami!

Pyszna zabawa!

Nate  wlasnie  ukradl  hummera,  ale  Lexie  rozproszyla  jego  uwage  i  teraz  mial  na  tylku

gliniarzy.  Kopnal  konsole  i  oblizal  spekane  od fajki  wargi.  Czul  w  ustach  smak  jak  po  smole  o  aro-

macie marihuany. Nie zmienial koszuli od wielu dni. sam nie pamietal, od ilu.

- Smierdze - przyznal sie. - Serio. I to mocno.

- Wezmiemy kapiel - oznajmila radosnie Lexie. - Wpusc mnie. Zafunduje ci masahz, mon chéri

 - dodala z jeszcze wyrazniejszym francuskich akcentem niz wczesniej.

Nate  zorientowal  sie,  ze  dziewczyna  nie  zamierza  sie  poddac,  a  poza  tym  Blair  sama  go

ostatnio zdradzila. Lexie byla ladniutka i najwyrazniej napalona, a on naprawde sie nudzil.

- Dobra - odparl powoli i juz mial przycisnac guzik, zeby ja wpuscic.

- Och, kocham cie! - wykrzyknela do domofonu Lexie.

Nate  zamrugal  powoli.  Czy  ona  uzyla  tego  slowa?  Opuscil  reke.  Dziewczyny  -  wiecznie  sie  w

nim  zakochiwaly  i  tylko  przysparzaly  mu  problemów.  Blair,  Serena,  Jennifer,  Georgie,  a  teraz  ta

napalona hipiska ze sztucznym francuskim akcentem - Lexie.

No nie, czyzby doznal kolejnego objawienia?

Dowcip polegal na tym, ze on wlasnie konczyl  szkole  i  zamierzal  wyjechac  do Yale.  Chcial  sie

spotykac z dziewczynami, z którymi dorastal, które od zawsze znal i kochal. A nie z jakas nowa laska.

A juz na pewno nie z taka, która nawet nie mówi w tym samym jezyku, co on.

- 115 -

background image

- Sluchaj, mam szlaban - odparl stanowczo. - Wracaj do domu.

Mais non! - jeknela Lexie i zaczela plakac.

Mais oui.

S przyzna sie czy stchórzy?

Drzwi  do  mieszkania  Vanessy  i  Blair  byly  otwarte.  Serena  weszla  do  srodka  i  rozdziawila

swiezo pomalowane blyszczykiem usta. widzac, jak zmienil sie wystrój od czasu urodzinowej  imprezki

u Vanessy. Raptem pare tygodni temu w oknach wisialy czarne przescieradla  i  tynk  sypal  sie  na  prak

tycznie  gole  podlogi.  Teraz  sciany  byly  swiezo  pomalowane  i  wszedzie  staly  nowoczesne  meble.

Pachnace  olejkiem  cytronelowym  swiece  palily  sie  na  stoliku  do  kawy,  a  w  otwartych  oknach  w

salonie wydymaly sie czarno - biale bawelniane zaslony.

- Wow! - mruknela.

- Wiem!  -  zawolala  z kuchni  Vanessa,  która  byla  zajeta  napelnianiem  malych,  ceramicznych

miseczek  oliwkami,  drobnymi  marchewkami  i  migdalami  prazonymi  w  sosie  sojowym  tamari,  zeby

goscie mieli co pogryzac, nim przywioza pizze.

- Uwierzysz? - zamachnela sie wysoko  blada  noga  i  pomachala  stopa,  zeby  Serena  zobaczyla,

ze Vanessa pozyczyla od Blair  czarne  pantofle  z lakierowanej  skóry  z obcasami  na  klinie.  -  Podobaja

ci sie moje buty?

Blair wybiegala boso z sypialni z pusta szklaneczka do whisky.  W obcislej  czarnej  koszulce,  w

krótkiej  czarnej  dzinsowej  spódniczce  Seven  i  z  nowoczesna  srebrzystorózowa  szminka  na  ustach

wygladala bardzo w brooklynskim stylu. Pocalowala Serene w policzek.

- Prawda, ze jest super? - zapytala, wygladajac na szczerze podekscytowana.

Gdy  stala  w  taksówce  w  korku  na  moscie  Williamsburg.  Serena  zastanawiala  sie,  czy  nie

powiedziec  Blair,  ze  postanowila  pójsc  na  Yale.  Ale  teraz,  gdy  staly  twarza  w  twarz,  czula,  ze

stchórzy.

Wlozyla reke do szklanki Blair i wykradla kostke lodu przesiaknieta wódka z tonikiem.

- Mam nadzieje, ze zrobilyscie zdjecia przed i po.

- Nie  martw  sie.  -  Vanessa  wyszla  z  kuchni,  glosno  tupiac  butami  Blair,  i  podala  Serenie

wódke z tonikiem. - Mam nawet zdjecia tylków malarzy.

No pewnie, ze ma.

- 116 -

background image

Dziewczyny  przysiadly  na  starym  materacu  Ruby,  któremu  zafundowano  nowa  tapicerke  z.

szarego sztucznego zamszu i rame z brzozy.

- Wiec co sie stalo z Damianem? - dopytywala sie  Blair.  -  Myslalam,  ze  bedziemy  jutro  czytac

o was w gazecie.

Serena podwinela dzinsy az do koscistych kolan.

- Hm...  Jest  przystojny  i  w  ogóle.  ale...  -  Zawahala  sie  na  chwile  i  z  powrotem  spuscila

nogawki spodni. Wziela lyk wódki i szybko zmienila temat. - Wiec kto dzis przychodzi?

Blair  przygryzla  usta.  Nie  przyszlo  jej  do glowy,  ze  Serena  kiedykolwiek  moze wyladowac  bez

pary.

- Nie  spodoba  ci  sie  to,  ale  zaprosilam  tego  Stanforda  Parrisa  z  imprezy  Yale.  I  Aarona,  no

wiesz,  mojego  przyrodniego  brata.  Mysle,  ze  beda  do  siebie  pasowali  z  Vanessa.  Sa  dla  siebie

stworzeni.

Vanessa wziela potezny lyk coli z rumem.

- Zobaczymy. - Beknela glosno.

Wielkie ciemnoniebieskie oczy Sereny  zablysly,  gdy  trawila  te  informacje.  Wlasciwie  to przez

tydzien albo dwa tej zimy byla zakochana w Aaronie, ale minelo dosc czasu, zeby zaciac traktowac go

jak kumpla. I Blair miala racje - Vanessa i Aaron idealnie do siebie pasowali.

- Swietnie - stwierdzila uprzejmie, chociaz osobiscie uwazala, ze Stan 5 to zarozumialy dupek.

Na  dole  rozlegl  sie  dzwonek.  Blair  i  Vanessa  zerwaly  sie  z  miejsc  i  rzucily  do  okna

wychodzacego na ulice. Na chodniku stali Aaron Rose i  Stanford  Parris  5.  Obaj  patrzyli  niepewnie  na

mieszkanie na pierwszym pietrze.

- O mój Boze. juz sa! - pisnely jednoczesnie dziwnie dobrane wspóllokatorki.

Nagle  Serena  poczula  sie  jak  przyzwoitka  na  calonocnej  imprezie  gimnazjalistek.  Przewrócila

oczami.

- Chcecie, zebym otworzyla drzwi, a wy w tym czasie  poprawicie  wlosy  czy  cos  w tym stylu?  -

zazartowala.

- Tak, prosze! - krzyknela Blair.

Zlapala Vanesse za reke i pociagnela do lazienki.

Serena  zgryzla  kawalek  lodu  i  czekajac,  az  chlopcy  wejda  na  góre.  wlaczyla  plyte  w

odtwarzaczu  Vanessy.  Zaczela  sie  piosenka  Ravesów  Ice  Cream,  wiec  szybko  wybrala  inna  plyte,

jeden z dziwacznym albumów Ruby z niemieckim disco.

Ktos  zapukal  do  drzwi,  wiec  pobiegla  otworzyc.  Zeby  tylko  udalo  sie  przez  reszte  wieczoru

uniknac tematu college'ów...

- 117 -

background image

Malo prawdopodobne.

jak zrazic do siebie siostre i stracic prace

Dan bylby absolutnie szczesliwy, jedzac sushi z Monique i idac z nia  na  stary  francuski  film  w

tym  kinie  przy  Dwudziestej,  które  ma  artystyczne  pretensje.  Ale  Monique  upierala  sie,  zeby

niezauwazenie zakradli sie na impreze Damiana, zwedzili  butelke  szampana  i  kilka  cygar,  wspieli  sie

na jedna z drabin przeciwpozarowych i urzadzili sobie wlasna zabawe.

Bedford  Street  to wlasnie  laka  okolica  w West  Village  -  tylko dla  wybranców  i  absolutnie  na

topie  -  w jakiej  Dan  wyobrazal  sobie,  ze  zamieszka,  gdy  zostanie  juz  niesamowicie  slawna  gwiazda

rocka. Czul sie naprawde odlotowo, gdy kroczy! ulica z piekna Monique u boku.  Miala  na  sobie  dluga

do kostek, przeswitujaca sukienke bez pleców z bialego jedwabiu i biale  sandaly.  On  wlozyl  ulubione

rdzawe, znoszone sztruksy i mieciutka czarna koszulke. Uwazal, ze calkiem dobrze razem wygladali.

Jemu chyba tez nikt nie powiedzial o bialym stroju.

Drzwi  do  domu  Damiana  byly  otwarte.  Ze  Srodka  dolatywal  zapach  smazonego  tajskiego

makaronu  z  krewetkami.  Zanim  wspieli  sie  po  marmurowych  schodach,  Dan  wylapal  z  tlumu  glos

swojej siostry, Jenny. I wcale nie rozmawiala, tylko spiewala.

- „Sto lat, sto lat, niech zyje. zyje ja!”

Dan  wypuscil  dlon  Monique  i  zamrugal  pod wplywem  oslepiajacej  bieli.  Palce  mu  zadrzaly  i

dlonie  zaczely  mu sie  pocic.  Cale  mieszkanie  Damiana  bylo  urzadzone  w  bieli,  bieli  i  tylko  w  bieli.

Nawet  goscie  ubrali  sie  na  bialo.  Jasne,  to  naprawde  robilo  wrazenie.  Szkoda  tylko,  ze  nikt  go  nie

uprzedzil.

Glosniki nadal ryczaly glosem Jenny.

- „Sto lat, sto lat, niech zyje, zyje ja!”

- Hej! - zawolal rozedrganym glosem Dan.

Podszedl do Jenny siedzacej na dlugiej bialej sofie. Tylek trzymala na kolanach  Lloyda,  a  lydki

na kolanach Damiana.

- Co jest grane? Tata powiedzial mi. ze spedzasz ten weekend w domku na wsi u Elise.

Jenny zachichotala, najwyrazniej zachwycona wlasnym sprytem.

- Elise  rzeczywiscie  jest  na  wsi.  -  Zasmiala  sie  i  oparla  o piers  Lloyda.  -  Ale  ja  jestem  tutaj.

Tata jest taki latwowierny.

- 118 -

background image

Danowi  nie  podobalo  sie  to,  ze  Jenny  oklamuje  ojca.  Pewnie,  ze  sam  mial  na  koncie  pare

nieszkodliwych klamstewek, ale mlodsze siostry powinny byc czyste, niewinne i prawdomówne, a  nie

zachowywac  sie  jak  klamliwe  intrygantki,  które  siadaja  starszym  facetom  na  kolanach  i  flirtuja  bez

opamietania, majac na sobie tylko cieniutki,  przeswitujacy  podkoszulek  i  chlopiece  bokserki.  Móglby

napisac wiersz o tym. jak to przypomina mu Ofelie, tyle ze byl za bardzo wkurzony.

- Z  tymi  piehrsiami  nawet  mohrdehrstwo  uszloby  ci  na  sucho!  -  Monique  wskazala  na  ledwo

zakryte piersi Jenny.

Danowi  rece  drzaly  teraz  tak.  ze  nie  mógl  nad  nimi  zapanowac.  Wyciagnal  z  tylnej  kieszeni

paczke cameli i wsunal jednego papierosa do ust.

- Wlasciwie to nawet nie wiem,  co  tu robisz  -  warknal  na  siostre  z niezapalonym  papierosem

w ustach. - To mój zespól - dodal, co zabrzmialo po prostu dziecinnie.

Damian uniósl zgrabne loczki jasnorudych brwi.

- Teraz Jenny dla nas spiewa.

Dan poczekal, az Damian wybuchnie smiechem i powie, ze zartuje, ale  ten  zachowal  powazna

twarz.

- Tata zawsze mówil, ze musze sobie znalezc prace, zebym miala pieniadze na moje  nalogowe

zakupy - zaszczebiotala Jenny z promieniejaca twarza i uroczymi doleczkami w policzkach.

- A  my  doszlismy  do  wniosku,  ze  potrzebujemy  nowego,  delikatniejszego  brzmienia  -  dodal

Lloyd,  glaszczac  Jenny  po  kreconych  wlosach.  -  Oczywiscie  nadal  bedziemy  korzystac  z  twoich

piosenek. Tyle ze spiewac bedzie Jenny.

Excusei - moi?

Dan  zapalil  papierosa  jaskrawozielona  zapalniczka  Bica  i  rzucil  ja  na  biala  sofe  w  wyrazie

czystego buntu. Sposób, w jaki Damian - który nawet nie mial  koszuli  na  umiesnionym  meskim  torsie

- trzymal stopy Jenny, doprowadzal Dana do bialej goraczki.

Damian zerknal podejrzliwie na Monique.

- Myslalem, ze wrócilas na St. Bans, kochanie.

Monique usmiechnela sie szeroko.

- Próbowalam namówic Dana, zeby pojechal ze mna. ale stwierdzil, ze najpierw musi skonczyc

szkole. - Przewrócila oczami. - Nuda.

- Byla  tu  Serena  van  der  Woodsen  -  powiedziala  bratu  Jenny.  -  Ale  juz  wyszla.  Ciebie  to

pewnie nie obchodzi.

- Jest ladniejsza od ciebie, Monique - dodal zlosliwie Lloyd. Objal Jenny w talii.  -  Ale  nawet  w

polowie nie tak sliczna, jak ty, paczuszku.

- 119 -

background image

Dan zaciagnal sie wsciekle papierosem, desperacko  próbujac  powstrzymac  sie  od gniewnego

ryku. Milo byloby spotkac Serene, ale teraz co innego mial na glowie.

- Hm, Damian, mozemy chwile pogadac? - zazadal, zgrzytajac zebami.

- Ciao,  ciao,  kochanie!  -  zawolala  Monique  do  kogos  na  drugim  korku  salonu  i  odeszla  od

Dana,  zeby  jakiegos  lysego,  przypominajacego  Moby'ego  faceta  w komplecie  z bialego  lnu  obsypac

mokrymi, pachnacymi orzeszkami piniowymi, pocalunkami.

Dan  czekal,  az  Damian  zabierze  rece  ze  stóp  Jenny,  wstanie  -  wlozy  koszule  i  pójdzie

porozmawiac z nim na osobnosci, jak mezczyzna z mezczyzna.

Aha.

Ale Damian nie ruszyl sie z miejsca.

- Wszystko, co masz do powiedzenia,  moze zostac  powiedziane  przy Lloydzie  i  twojej  starszej

siostrze. Jestesmy jedna rodzina, nie?

Starszej siostrze?

Dan zacisnal spocone dlonie w piesci.

- Jenny nie  jest  moja  strasza  siostra  -  syknal.  -  Za  dwa  tygodnie  koncze  osiemnastke.  Ona  w

lipcu skonczy pietnascie lat.

- Wielkie dzieki - obrazila sie Jenny.

Damian  i  Lloyd  wytrzeszczyli  oczy,  ale  nic  nie  powiedzieli.  Potem  perkusista  usmiechnal  sie

szeroko;

- Przynajmniej nie jest mezatka.

Damian strzelil kumpla lokciem w zebro.

- Ja to zalatwie.

Wyciagnal  z  tylnej  kieszeni  malenka  buteleczke  stolicznej  i  pociagnal  lyk.  Jego  jasnorude

wlosy byly krótsze niz tydzien temu i w wiekszym artystycznym nieladzie.

Moze to dlatego, ze wczoraj obcinal sie u Sally Hershberger?

- Dan  -  ciagnal  Damian.  -  W zeszla  sobote  spiewales  beznadziejnie.  I  praktycznie  porzygales

sie na scenie. A potem dorwales sie do mojej zony.

Zony?

Danowi  wszystko  przewrócilo  sie  w zoladku.  Monique  nigdy  nie  mówila,  ze  jest  czyjas  zona.

Nagle poczul, ze potrzebuje bardzo dlugiego, zimnego prysznica.

- Jestesmy w separacji - wyjasnil Damian.

Och. co za ulga.

- Szanuje twoje teksty - dodal powaznie Damian. - Ale chyba ich nie pokochalem.

- 120 -

background image

Dan przeniósl spojrzenie na pozostalych gosci - obraz luzu i wyrafinowania; wszyscy ubrani  na

bialo  w  markowe  ubrania,  radosnie  popijajacy  swoje  martini  z  jajkami  na  twardo  i  zajadajacy

krewetki  z  ryzowym  makaronem,  a  ich  wlosy  byly  równie  blyszczace  i  wystylizowane  co  fryzura

Damiana  prosto  od Sally  Hershberger.  Zas  Dan  mial  na  sobie  stare  sztruksy  Old  Navy  i  raz  do  roku

obcinal  wlosy  w Supercuts.  Lubil  rozpuszczalna  kawe  i  hot  dogi  z  ulicy.  Lubil  wracac  wieczorem  do

domu  i  razem  z  ojcem  smiac  sie  z  lokalnych  wiadomosci.  W  jego  pokoju  cala  podloge  pokrywala

zmechacona bordowa wykladzina, która w gruncie rzeczy naprawde lubil. Mial tylko dwie pary  butów.

Niepisane mu bylo zostac gwiazda rocka.

- Chodz, Jenny, wracamy do domu. - Z ponura mina wyciagna! reke do siostry.

Jenny spiorunowala  go  wzrokiem.  Oszalal?  Facetom  z Raves  nawet  nie  przeszkadzalo,  ze  ma

dopiero czternascie lat. Zdecydowanie zamierzala zostac.

- Ty wracasz do domu - poprawila go.

Dan szturchnal ja spocona reka.

- Mozemy wziac taksówke, ja place.

Jenny strzasnela jego reke. przyciskajac plecy do piersi Lloyda.

- Prosze, nie rób z siebie idioty, Dan. - Ziewnela  lekcewazaco.  -  I  nie  mów nic  tacie.  Sama  sie

z nim rozmówie.

- Dobra, - Dan wsunal rece do kieszeni.

Mial  przeczucie,  ze  Jenny  wyraznie  prosi  sie  o klopoty,  ale  nie  mial  zamiaru  na  nia  donosic.

Sama swietnie sobie radzila z pakowaniem sie w kabale.

- Jesli jednak myslicie, ze dam wam swoje wiersze, to mozecie o tym zapomniec.

Damian uniósl brwi, Lloyd przewrócil oczami, a Jenny kopnela bosa stopa  w snieznobiala  sofe

- jakby byli bezgranicznie znudzeni tyrada Dana. Na drugim koncu salonu Monique  wyjadala  makaron

prosto z pólmiska  paleczkami  w kolorze  kosci  sloniowej.  Dziewczyna  w bialym  haftowanym  bolerku,

która wygladala jak Chloe Sevigny, zaplatala dlugie, miodowe wlosy jedzacej Monique.

- Pozegnaj ode mnie swoja zone - burknal Dan do Damiana.

Zawahal  sie,  dajac  Jenny  ostatnia  szanse  wyjscia,  ale  ona  tak  usiadla  na  kolanach  Lloyda,

zeby byc tylem do brata.

- Czesc,  Dan  -  powiedziala  niecierpliwym  tonem,  jakby  nie  mogla  sie  doczekac,  kiedy  brat

wyjdzie.

Powlóczac nogami. Dan zszedl po schodach na Bedford Street.  Nie  bardzo  wiedzial,  czy  smiac

sie, czy plakac. Ulzylo mu, ze juz nie bedzie musial  spiewac  na  scenie.  Mógl  isc  do college'u,  zyc  jak

normalny dzieciak, miec normalna dziewczyne i normalne zycie.

- 121 -

background image

Cokolwiek to znaczylo.

prawda albo wyzwanie

Blair  zostala  w lazience,  szykujac  sie  do wielkiego  wejscia,  podczas  gdy  Vanessa  krecila  sie

przy  kuchni  jak  niesmiala  trzynastolatka,  czekajac,  az  Serena  otworzy  drzwi.  Vanessa  czula  sie

kretynsko  z  mocno  blyszczaca  szminka  Blair  na  ustach  i  w  obcislych  czarnych  levisach,  które

przestala nosic rok temu, bo uznala, ze sa zbyt ciasne. Po prostu czula sie kretynsko, i koniec,  kropka.

Aaron pewnie  okaze  sie  jakims  skonczonym snobem,  który uzna  ja  za  tlusta,  lysa  dziwaczke,  tak  jak

zawsze myslala o niej Blair, dopóki calkiem jej nie odbilo i postanowila sie do niej wprowadzic.

- Hej. - Aaron wszedl do mieszkania i pocalowal Serene w policzek. - Tez tu mieszkasz?

Mial na sobie pomaranczowy podkoszulek bez rekawów, typowe dla  siebie  wojskowe  spodnie

oraz  czarne,  gumowe  klapki,  których  produkcja  nie  wyrzadzala  krzywdy  zadnym  zwierzetom.  Upial

ciemne  dredy  dwiema  turkusowymi  spinkami  w  ksztalcie  serduszek,  które  podkradl  z  lazienki  Blair.

Najwyrazniej  zamierzal  sprawdzic,  jak  bardzo  Vanessa  jest  tolerancyjna  wobec  weganskich

dziwaków, starajac sie wygladac mozliwie najdziwaczniej na swiecie.

Serena z ulga stwierdzila, ze rzeczywiscie nic juz do niego nie czuje.

- Nie, ja tu tylko otwieram drzwi - odpowiedziala z usmiechem.

Stan 5  stal  w korytarzu,  trzymajac  dwa  wielkie  pudelka  z  pizza.  W  garniturze  khaki  od  Hugo

Bossa, w rózowej koszuli Brooks  Brothers  i  zielono  -  rózowym krawacie  w paski  od Turnbuil  &  Asser

wygladal jak uczniak z plakatu reklamowego.

- Facet  od  pizzy  stal  na  dole  -  powiedzial.  Sprawial  wrazenie  zmieszanego.  -  Tutaj  jest

zupelnie inaczej - dodal i stalo sie oczywiste, ze nigdy w zyciu nie byl na Brooklynie.

- Witam ponownie - odparla Serena. - Chyba juz sie poznaliscie z Aaronem.

Wziela  pizze  i  zaniosla  ja  do  kuchni.  Stan  trzymal  sie  blisko  Aarona.  Rozejrzal  sie  po

mieszkaniu, szukajac dziewczyny, która go zaprosila.

Widok dziwacznej fryzury Aarona dodal Vanessie odwagi. Podeszla pare kroków.

- Czesc!  -  powiedziala  na  przywitanie,  zalujac,  ze  wypadlo  to  tak  radosnie  i  idiotycznie.  -

Jestem Vanessa.

Aaron usmiechnal sie. a jej od razu spodobaly sie  jego  ciemne,  waskie  wargi  i  sposób,  w jaki

jego prawie czarne oczy blyszczaly w swietle swiec. Podszedl i uscisnal jej  dlon.  Byl  chudy  i  nieco  od

- 122 -

background image

niej  wyzszy.  Mógl  miec  metr  siedemdziesiat  piec  -  tyle  samo  co  Dan  -  ale  wydawal  sie  wiekszy  i

lepiej zbudowany. Wskazal na jej pantofle.

- Ej, to sa buty Blair, nie? Mój pies próbowal je kiedys zjesc na sniadanie.

- I tak by nie zauwazyla, ma chyba z osiemset par - stwierdzila Vanessa.

Zasmiali  sie.  szczerzac  do  siebie  zeby  jak  w  transie.  Autentyczne  towarzystwo  wzajemnej

adoracji.

Serena juz zamierzala wyciagnac Blair z lazienki, kiedy ta uprzedzila  ja,  wychodzac  w chmurze

perfum Caroliny  Herrery.  Rzesy  miala  swiezo  podkrecone,  wlosy  rozczesane,  a  twarz  przypudrowana

brazujacym  pudrem  o  rózanym  odcieniu.  Nadal  miala  len  sam  obcisly  czarny  T  -  shirt,  ale  wlozyla

inny stanik i teraz jej biust wygladal raczej na C niz B.

- Kto ma ochote sie napic? - zapytala, usmiechajac sie niesmialo do Stana 5.

- Ja. Z przyjemnoscia - odparl Stan 5.

Podszedl  i  pocalowal  ja  w  policzek.  Byl  wyzszy,  niz  go  zapamietala,  i  bardziej  oficjalny.  Ale

pachnial Polo for Men, a to jeden z jej ulubionych zapachów.

Blair  zatrzepotala  do niego  podkreconymi  rzesami.  Dzis  wieczór  cie  uwiode,  powiedziala  do

niego w myslach.

Serena  nie  mogla  zniesc  tego,  ze  wszyscy  tak  dziwnie  sie  zachowywali.  Poza  tym  prawie

dochodzila dziesiata - juz dawno powinna byc po kolacji. Otworzyla jedno z pudelek z pizza.

- Macie cos przeciwko temu, zeby zaczac jesc? Umieram z glodu.

Vanessa i Aaron wzieli po kawalku wegetarianskiej oraz cole z rumem i  siedli  przy stole.  Blair

dolala sobie do szklaneczki i wrzucila na talerz wielki  kawal  pizzy  z serem  i  pepperoni;  pomyslala,  ze

bedzie  potrzebowala  sporo  energii.  Stan  5  wzial  dwa  kawalki  pizzy  pepperoni  -  najwyrazniej  tez

uwazal,  ze  bedzie  potrzebowal  sporo  sil.  Serena  wziela  po jednym  kawalku  z  obu,  poniewaz  zawsze

byla glodomorem.

- Moze w cos zagramy? - zasugerowala, kiedy juz wszyscy usiedli przy stole.

Zwykle mialaby to gdzies, ale teraz byla gotowa zrobic wszystko, zeby przestali  sie  usmiechac

do siebie jak... debile.

Blair wziela wielki kes pizzy i splukala go wódka z tonikiem.

- Tak! - prawie wykrzyknela. - Zagrajmy w Prawde albo wyzwanie!

Serena  szturchnela  swoja  pizze,  jakby  sprawdzala,  czy  nadaje  sie  do jedzenia.  Dopóki  bedzie

wybierac wyzwania, nic jej nie grozi.

Aaron zlozyl swój kawalek na pól i wzial dwa  ogromne  kesy.  Vanessie  podobalo  sie  to,  w jaki

sposób jego sliczne, male uszka poruszaly sie, gdy przezuwal.

- 123 -

background image

- Ja zaczne - zglosil sie na ochotnika, ocierajac usta papierowa serwetka. - Wyzwanie.

Blair podsunela mu swoja pizze. Wielkie plasterki pepperoni przykrywaly tlusty ser.

- To proste. Zjedz kawalek.

Aaron przewrócil oczami.

- W zyciu. Wobec tego prawda.

Blair próbowala wymyslic dobre pytanie, ale Vanessa ja uprzedzila.

- Wierzysz w milosc od pierwszego wejrzenia?

Nie podnosila wzroku znad kawalka pizzy. Odrywala zielone rózyczki od kawalka  brokulu,  zeby

sie nie zaczerwienic z powodu tak czerstwego pytania.

Noga Aarona przesuwala sie w strone Vanessy, az w koncu jego kolano delikatnie otarlo  sie  o

jej dzinsy. Wzial resztke pizzy, a potem odlozyl ja. nie gryzac.

- Jasne, ze tak - oznajmil, usmiechajac sie szeroko. - Teraz tak.

Blair kopnela pod stolem Vanesse, która natychmiast sie zaczerwienila - twarz miala  bordowa

jak mundurki w Constance Billard.

- A nie mówilam? - zachwycona Blair bezglosnie poruszyla ustami. Zdjela kawalek pepperoni z

pizzy i wlozyla go ust. - A teraz ja. Wyzwanie.

Kazdy  próbowal  wymyslic  cos  dobrego.  Problem  z wyzwaniami  byt taki,  ze  zawsze  wydawaly

sie troche glupawe. Prawda okazywala sie o wiele ciekawsza.

Chociaz niekoniecznie.

- Caluj  mnie  -  powiedzial  cicho  Stan  5,  odsuwajac  krzeslo,  aby  Blair  mogla  podejsc.  -  Przez

cale piec minut.

Zupelnie w stylu siódmoklasisty.

- Dobra.

Blair  wstala  i  odgarnela  ciemne  wlosy  za  uszy.  Myslal,  ze  go  nie  pocaluje,  myslal,  ze  musi

miec taki pretekst jak wyzwanie? Cóz, planowala o wiele wiecej niz tylko pocalunki. Przysiadla  mu na

kolanie i objela go za  szyje.  Mial  w kaciku  ust  odrobine  sosu  z pizzy,  a  poniewaz  wypila  odrobine  za

duzo i jadla odrobine za szybko, widok ten sprawil, ze zrobilo jej sie mdlo. Zamknela  oczy  i  wciagnela

zapach Polo for Men.

- Niech ktos zacznie mierzyc czas - polecila.

Przycisnela  usta  do jego  warg.  próbujac  sie  rozluznic  i  wczuc,  ale  nie  bylo  latwo,  zwlaszcza

przy publicznosci. Usta Stana  5  byly  slonawe,  nieznajome  i  dziwnie  wilgotne.  Juz  miala  sie  oderwac,

zeby zlapac oddech, kiedy przypomniala sobie,  jak  calowala  sie  z Nate'em  podczas  jakichs  zawodów

na  imprezie  w  domu  Sereny  pod  koniec  siódmej  klasy.  Weszli  do  garderoby,  a  Serena  siala  pod

- 124 -

background image

drzwiami i mierzyla czas, podczas gdy oni sie calowali. Wytrzymali czterdziesci siedem  minut,  ale  tak

naprawde  to  nie  calowali  sie  przez  caly  czas.  Szeptali  do  siebie  cichutko,  nie  odrywajac  ust  -

praktycznie calowali sie, rozmawiajac, i na odwrót. Wlasciwie to bylo calkiem romantyczne.

- Czas minal! - zawolal Aaron.

Blair  odsunela  sie  od  Stana  5.  Wspomnienia  o  Nacie  sprawily,  ze  usta  Siana  zaczely  lepiej

smakowac.

- Wytrzymalabym  dluzej  -  stwierdzila,  zsuwajac  sie  z  kolan  chlopaka.  Usiadla  na  krzesle  i

napila sie wódki z tonikiem. - Ty nastepny - powiedziala do Stana 5. - Prawda czy wyzwanie.

- Prawda.

Blair próbowala wymyslic jakies pikantne pytanie, ale kojarzyla go tylko z Yale.

- Gdyby twój dziadek nie byl w zarzadzie Yale, poszedlbys do innej szkoly?

Stan 5  odchrzaknal  i  rozluznil  ugrzeczniony.  rózowo  -  zielony  krawat.  Zerknal  na  Blair  i  otarl

twarz dlonia.

- Nie ide do Yale - powiedzial cicho. - Nie dostalem sie.

Nikt sie  nie  odezwal.  Blair  poczula  rosnaca  w  gardle  gule.  Odsunela  krzeslo  i  popedzila  do

lazienki.

Serena  poslala  Stanfordowi  Parrisowi  V  wyluzowany  usmiech  swojej  matki,  który  mówi

„chrzan sie”.

- Mam wyzwanie dla ciebie. Wyjdz natychmiast - powiedziala uprzejmie.

Stan 5 wzruszyl ramionami, jakby nie rozumial, o co tyle halasu.

- Nic jej nie bedzie?

Jakby naprawde go to obchodzilo.

- Nic jej nie bedzie - zapewnila Serena.

- Za  rogiem  jest  postój  taksówek  -  poinformowala  go  Vanessa,  zbyt  rozkojarzona,  zeby

zalapac, co sie dzieje.

Stan 5 wstal i poprawil krawat. Serena odprowadzila go do drzwi.

- Dzieki za pizze - rzucil niezrecznie i wyszedl.

Vanessa i Aaron spletli dlonie pod stolem.

- Prawda czy wyzwanie? - Vanessa szepnela.

- Prawda - odparl Aaron.

- Myslisz, ze powinnam zapuscic wlosy?

Aaron pochylil sie i pocalowal ja szybko w usta.

- Za cholere.

- 125 -

background image

Serena poszla  zobaczyc,  co  z Blair.  Spodziewala  sie  ujrzec  ja  kleczaca  nad  muszla  klozetowa,

jak  juz  ja  widywala  setki  razy.  Ale  Blair  wyciagnela  sie  nago  w  wannie,  cala  w  zielonej  panie  z

Vitabath i z wilgotnym recznikiem na oczach. Wygladala jak przepracowana diwa.

- Nie wiem. co sobie myslalam -  jeknela,  odwracajac  glowe do Sereny.  Byla  taka  wsciekla  na

Nate'a  i  tak  bardzo  chciala  dostac  sie  do Yale,  a  Stan  5  sprawial  wrazenie,  jakby  juz  nie  musial  sie

niczym martwic...

Serena zrzucila buty i podwinela dzinsy. Siadla na brzegu wanny i zanurzyla stopy w wodzie.

- Ja lez nie wiem.

Poruszyla w wodzie pomalowanymi na rózowo palcami,  zbierajac  sie,  zeby  powiedziec  Blair  o

tym, ze wybrala Yale.

Blair wyciagnela reke na oslep i umazala policzek Sereny piana.

- Mam wyzwanie dla ciebie. Wskakuj tu do mnie.

Serena zachichotala i zaczela rozpinac dzinsy. Pogadaja o Yale kiedy indziej.

Tymczasem w salonie zaczelo robic sie goraco.

- To wlasnie sie powinno robic, gdy konczy sie szkole srednia? - zapytala Vanessa,  pomagajac

Aaronowi zdjac  cieniutki,  pomaranczowy  podkoszulek.  Obcalowala  jego  szyje,  az  doszla  do waskich,

czerwonych ust, które ja oczarowaly od pierwszego wejrzenia.

- Masz  na  mysli  przyjazn  z  najbardziej  jedzowata  i  najdrozsza  w  utrzymaniu  dziewczyna  z

klasy, a potem dobieranie sie do jej przyrodniego brata? - Aaron odparl szczerze i sie  rozesmial.  -  Nie

jestem  pewien.  -  Przesunal  palcem  po szorstkiej,  ogolonej  glowie  Vanessy.  -  Mysle,  ze  to  ten  czas,

kiedy jestesmy gotowi, zeby spróbowac czegos nowego.

Najwyrazniej!

tematy wstecz dalej wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

- 126 -

background image

NARODZILA SIE GWIAZDA, ALE ONA MA TO GDZIES

Pamietacie,  jak  kilka  miesiecy  temu  pewna  dziewczyna  z  Brooklynu  o  ogolonej  glowie  wygrala  w

szkole  konkurs  filmowy?  Nagroda  byt  wyjazd  na  festiwal  w  Cannes  i  udzial  w  konkursie  dla

najbardziej  obiecujacego  mlodego  filmowca.  Kazda  normalna  dziewczyna,  gdy  tylko  dowiedzialaby

sie  o  zwyciestwie,  pobieglaby  na  zakupy  po  odpowiednia  sukienke  i  odpowiednie  buty,  zrobilaby

sobie  odpowiednia  fryzure  i  zalatwila  odpowiednie  towarzystwo.  Odliczalaby  dni  do  wyjazdu.

Wygrana  oznaczalaby  bycie  królowa  tego  dnia.  Ale  nasz  geniusz  filmowy  ma  to  wszystko  w  nosie.

Odpuscila  sobie  cala  impreze,  nagrode  w  jej  imieniu  musial  odebrac  mistrz  ceremonii  i  niezalezny

filmowiec  Ken  Mogul,  który  nazwal  ja  „najoryginalniejszym  glosem  w  filmie  od  czasów  Charliego

Chaplina”. To  kiepski  komplement,  zwazywszy,  ze  Charlie  Chaplin  krecil  nieme  filmy.  Jednak  nie  co

dzien tysiace bajecznie odstawionych gwiazd wstaje, zeby cie oklaskiwac. Wiekszosc  z nas  chcialaby

tam byc. Ale jedno jest pewne: ona nie dba o ciuchy i slawe - i to jest cos, czego nie potrafie pojac!

A TERAZ O JEJ FILMIE...

Pamietacie zeszly miesiac, kiedy ta sama dziewczyna o ogolonej glowie  rozbita  obóz w parku  i  robila

wywiady ze wszystkimi z ostatniej klasy, którzy chcieli opowiedziec o szkolach,  do których  sie  dostali

albo nie dostali, i o tym, jakie to ich zycie jest beznadziejne lub wrecz  przeciwnie?  A teraz  zgadnijcie,

jaki film wygral w Cannes? Czy osmielimy sie jeszcze kiedys pokazac we Francji?

Wasze e - maile

P: Droga P!

Bylam na liscie rezerwowych  do Yale  i  wlasnie  dzis  rano  dostalam  od nich  list.  Z  odmowa.

Slyszalam, ze nie  przyjeli  nikogo  z listy  rezerwowych,  bo wszyscy  przyjeci  wybrali  Yale.  Dla

mnie fatalnie.

matolek

O: Drogi matolkul

To, ze nie dostalas sie do Yale, nie znaczy, ze  jestes  matolkiem.  Twoja  doradczyni  w szkole

nie  pozwolilaby  ci  skladac  tam  papierów,  gdyby  nie  uwazala,  ze  masz  szanse.  Znam

mnóstwo  niesamowicie  madrych  ludzi,  którzy  sie  nie  dostali,  i  kilka  matolów,  których

- 127 -

background image

przyjeto.  Ale  czy  to  znaczy,  ze  wszyscy  z  listy  rezerwowych  dostana  w  tym  tygodniu

zawiadomienia? Pewnie niedlugo sie dowiemy...

P

P: Droga P!

Prosze, powiedz, jak odzyskac serce chlopaka, którego  kocham.  Jest  zalamany,  bo ojciec  za

pewne  przewinienie  nie  wypuszcza  go  z  domu.  Ale  ja  go  kocham  i  musze  go  zobaczyc,

inaczej umre.

melancholia

O: Droga melancholio!

Zakladam,  ze  angielski  nie  jest  twoim  ojczystym  jezykiem.  Wyloze  ci  wiec  to  w  prostych

slowach:  moze  wyzej  wymieniony  chlopak  nie  szaleje  za  toba  tak  bardzo,  jak  ty  za  nim,

n'est ce pas?

P

Na celowniku

B i S w Five and Dime w Williamsburgu  na  filmowej  nocy  pija  cosmo  i  powtarzaja  wszystkie  kwestie

Szaradzie  razem  z  Audrey  Hepburn.  V i   w  salonie  fryzjerskim  Mousy  Brown  w  Williamsburgu.

Powiedzcie  mi,  ze   nie  zamierza  zgolic  sobie  glowy  do  pary  z  V!   i  I  laminuja  napisy  Chlopcom

wstep  wzbroniony  w Kinko's  w Upper  East  Side.  Gluptasy,  nie  wiedza,  ze  w ten  sposób  prosza  sie  o

klopoty? Ciemnowlosa Francuzka w poncho z fredzelkami od Prady i mokasynach Fendi wspina  sie  po

murach domu N w East Side. N na pewno  ma  slabosc  do wariatek.  J z reszta  grupy  Raves  spiewa  na

caly  glos  w  srodku  nocy  na  dachu  domu  czolowego  gitarzysty  zespolu.  W  nocy  z  niedzieli  na

poniedzialek.  Zgadnijcie,  kto przez  caly  weekend  imprezowa!  w domu  pewnej  gwiazdy  rocka?  O,  to

jest  dziewczyna,  której  chodzi  o slawe.  Stara  sie,  zeby  pojawic  sie  w gazetach,  czy  tez  samo  jej  tak

wychodzi?

W poniedzialek w szkole bedziemy mieli o czym rozmawiac - choc nigdy nie brakuje  nam  tematów  do

plotek!

PS  W  czwartek  wieczorem  zaczyna  sie  z  dawna  oczekiwany  rejs  charytatywny  Archibaldów  do

- 128 -

background image

Hamptons.  Nie  zapomnijcie  zabrac  ze  soba  kamizelek  ratunkowych  z  monogramem  od  Louisa

Vuittona!

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

uzdolnieni to cos strasznego

We wtorek  rano,  kiedy  Jenny  robila  sobie  kreski  na  powiekach  czarnym  flamastrem  Chanel,

zeby  uzyskac  efekt,  jakby  balowala  cala  noc  (taki  wizerunek  idealnie  pasowal  do  jej  nowych,

ogromnych rózowych okularów od Gucciego, których zazdroscily jej wszystkie dziewczyny z dziewiatej

klasy w Constance Billard), do drzwi lazienki zapukal ojciec i oznajmil:

- Nie idziesz dzis do szkoly, skarbie.

Jenny odlozyla eyeliner i otworzyla drzwi.

- Co masz na mysli? Dlaczego?

Rufus  mial  na  sobie  dziecieca  bejsbolówke  Metsów,  która  kupil  Danowi,  gdy  ten  mial  osiem

lat.  Czapka  trzymala  sie  na  samym  czubku  rozczochranej,  siwej  szopy  wlosów.  Mial  tez  na  sobie

bawelniane spodnie w gumke w niebiesko - biale pasy, które wygladaly zupelnie jak dól od pizamy.

- Wczoraj wieczorem pogadalem sobie nieco z pania M. - odparl Rufus.

Ups.

Jenny obciagnela króciutki szkolny mundurek z krepy.

- Po co? - zapytala niewinnie, chociaz doskonale znala odpowiedz.

Rufus zignorowal jej zachowanie w stylu „chodzacej niewinnosci”.

- Wlasciwie  powiedziala  to wprost.  Albo  powtarzasz  dziewiata  klase,  albo  w  przyszlym  roku

idziesz do innej szkoly.

Jenny  zwalczyla  pokuse,  zeby  rzucic  sie  ojcu  na  szyje  i  go  wysciskac.  Pojedzie  do  szkoly  z

internatem! To naprawde sie dzieje!

Nie tak szybko, panienko!

- Nie wejde tam - uparla sie Jenny, gdy taksówka sie zatrzymala.

- Tylko  tak  sobie  myslisz  -  warknal  ojciec.  Zaplacil  taksówkarzowi  i  otworzyl  drzwi.  -

Wyskakuj, nadasana ksiezniczko. Obejrzymy sobie to miejsce.

- 129 -

background image

Wysiedli  przed  Sloan  Center.  Osrodkiem  dla  Wybitnie  Uzdolnionych,  hipisowska

eksperymentalna  szkola,  która  miescila  sie  w  pasmie  dwupietrowych,  nudnych  budynków  we  Flu-

shing, w Quenns.  Znajdowala  sie  cale  kilometry  od Manhattanu i  w zadnej  mierze  nie  przypominala

porosnietych  bluszczem  ceglanych  budynków szkoly  z internatem,  o której  marzyla.  Po drodze  Rufus

dal  jej  informator  ze  Sloan  Center,  który  przekartkowala.  Nie  mieli  tu  prawdziwych  mundurków,  w

stolówce  podawali  ekologiczne,  wegetarianskie  jedzenie,  wszyscy  uczniowie  mieli  tluste  wlosy  i

tradzik  i  zadna  z  nauczycielek  nie  nosila  kostiumów  od  Chanel.  Jednym  slowem  Jenny  z  miejsca

znienawidzila te szkole.

Ogromny  znak  pacyfistów  z  kory  brzozowej  powital  ich.  gdy  tylko  przeszli  przez  drzwi  z

prawdziwej,  wyhodowanej  biodynamicznie  debiny.  Pacyfka  zwieszala  sie  z  sufitu  nad  wejsciem.

Obracala  sie  na  wietrze  wytworzonym  przez  mlyn  wodny  wybudowany  przez  uczniów  u  podstawy

schodów.  Czysta  zródlana  woda  splywala  kaskadami  rynna  z bambusa  posrodku  schodów,  zasilajac

mlyn.

- Nasi starsi uczniowie zbudowali ten mlyn zeszlej zimy - wyjasnila im  na  samym  poczatku  ich

wizyty  Calliope  Trask,  dyrektorka  szkoly.  -  W  styczniu  co  roku  mamy  cos,  co  nazywamy  zimowymi

pracami.  Nie  ma  normalnych  zajec,  a  uczniowie  skupiaja  sie  na  budowie  czegos  uzytecznego

wlasnymi  rekoma.  Rok  wczesniej  mielismy  kurnik  z  dwudziestoma  kwokami,  tutaj,  na  sali

gimnastycznej. Zebralismy tyle jajek, ze  zaczelismy  je  sprzedawac  i  uskladalismy  pieniadze  na  nowe

konopiane maty do spania w czasie popoludniowej drzemki dla naszych przedszkolaków!

Hura!

Calliope  Trask  miala  siwe  wlosy  splecione  w  dlugi  az  do  pupy  warkocz.  Nosila

musztardowozólta lniana sukienke na ramiaczkach  Eileen  Fisher,  która  wspaniale  podkreslala  kedzie

rzawe czarne wlosy  pod pachami.  Dyrektorka  nie  golila  tez  nóg  -  ciemne,  sztywne  wloski  wystawaly

miedzy paskami wiazanych w kostce bezowych plóciennych, ekologicznych butów.

- To naprawde piekne okulary. - Calliope wskazala  na  gigantyczne  okulary  od Gucciego,  które

skrywaly  lsniace  brazowe oczy  Jenny.  -  Ale  tutaj  nie  pozwalamy  nosic  markowych  ubran,  naszywek

ani zadnych innych tego typu rzeczy.

Zanim Jenny zdazyla powiedziec „Co, do cholery?”, Rufus  sciagnal  jej  okulary  i  schowal  je  do

kieszeni marynarki z szarego ortalionu.

- Od razu lepiej. Teraz widzimy twoja sliczna buzie - zaswiergotala Calliope, a  Jenny  wstretnie

sie do niej wykrzywila.

Ruszyla schodami  za  dyrektorka  i  ojcem.  Kusilo  ja,  zeby  im  powiedziec,  by wypalili  konopie  z

mat,  a  ona  w  tym  czasie  ucieknie  do  Czech  i  zamieszka  ze  swoja  zwariowana,  egoistyczna  i

- 130 -

background image

zaniedbujaca  dzieci  matka.  Ravesi  mogli  zorganizowac  ture  we  wschodniej  Europie,  a  ona  na

czarnym rynku nakupowalaby sobie za pól ceny tyle rzeczy Gucciego, ile by zechciala.

Znalezli sie na pierwszym pietrze. Calliope otworzyla drzwi do jednej z klas.

- Nasze klasy lacza sie w grupy w róznym wieku i  dziela  sie  na  „paczki”, które  maja  nazwy  od

zaginionych  gatunków  na  Galapagos.  Jennifer,  bedziesz  w  grupie  wiekowej  trzynascie  -  pietnascie.

Zaprowadze cie do miejsca,  gdzie  Zólwie  Sloniowe  zebraly  sie  rano  przy pracy,  i  dalej  oprowadzi  cie

któras z uczennic.

Podloga  klasy  wysypana  byla  piaskiem,  sciany  wylozone  lodygami  bambusa,  a  sufit

palmowymi liscmi. Nad ich glowami wisial wielki, recznie malowany napis NIE PALIC.

Jenny nigdy nie przepadala za  papierosami,  ale  teraz  marzyla  o dymku.  Rozpiela  bialy  sweter

Miss  Sixty,  zeby  odslonic  krokodylka  Lacoste'a  maszerujacego  na  lewej  piersi  jej  nowej,  rózowej

koszulki, która dostala od Lloyda Collinsa z Ravesów. Byla gotowa na  wszystko,  byleby  uniknac  zosta

nia Zólwiem Sloniowym.

Hakuna  matata,  panno  Calliope  -  powitala  ich  pulchna  dziewczyna  ubrana  w  cos,  co

wygladalo jak bikini z koziej skóry.

Hakuna  matata,  Cherisse  -  odparla  z usmiechem  Calliope.  -  Zólwie  Sloniowe  badaja  w  tym

tygodniu Namibie - oznajmila Jenny i Rufusowi, jakby to wszystko wyjasnialo.

Jenny przyjrzala sie pozostalym czlonkom grupy. Piec  pulchnych  dziewczyn  o tlustych  wlosach

i krzywych  zebach  oraz  trzech  chudych  chlopaków  w okularach  i  z tradzikiem.  Wszyscy  ubrani  byli  w

stroje  z  koziej  skóry,  które  moglyby  miec  styl,  gdyby  zaprojektowala  je  Stella  McCartney,  a  nie

Hippies R Us. Stali w kole, trzymali sie za rece i spiewali namibijska piesn zaklinajaca deszcz.

Nawet Rufus wygladal na zszokowanego.

- Macie  dane,  do  jakich  college'ów  dostaja  sie  wasi  absolwenci?  -  zapytal  dokladnie  tak

samo, jak pytala wiekszosc rodziców kolezanek Jenny z Constance Billard.

Chociaz  nigdy  by  sie  do  tego  nie  przyznal,  Rufus  bardzo  powaznie  traktowal  sprawe

college'ów  i  niewiele  brakowalo,  a  sam  by  otworzyl  wszystkie  listy,  które  przyszly  do  Dana.  nie

czekajac,  az  syn  wróci  ze  szkoly.  Mógl  sobie  byc  anarchista,  ale  gleboko  wierzyl  w  tradycyjna

edukacje.

Calliope zmarszczyla brwi.

- Staramy  sie,  aby  nasza  szkola  jak  najmniej  podsycala  rywalizacje.  Zachecamy  uczniów,  aby

dali sobie czas na poznanie swiata. Pozyli  poza  systemem.  Kiedy  juz  odkryja  swoje  powolanie,  moga

ewentualnie zdecydowac sie na dalsze ksztalcenie.

Konia z rzedem temu, kto zinterpretuje te slowa.

- 131 -

background image

- Slyszalam, ze jestes artystka. - Cherisse  usmiechnela  sie  do Jenny,  odslaniajac  krzywe  zólte

zeby, - Chodz, pokaze ci nasz fresk. Caly jest z koziego obornika.

Rufus  trzymal  Jenny  troskliwie  za  reke,  podczas  gdy  Cherisse  poprowadzila  ich  do  dziwnego

fresku  przedstawiajacego  slonie  i  zebry  baraszkujace  w trawie.  Cherisse  zanurzyla  dlon  w  glinianej

misie  stojacej  na  podlodze  i  rozsmarowala  cos  brazowego  na  zadzie  slonia.  Rufus  ze  zmeczeniem

pokrecil glowa. Pociagnal Jenny do stolu znajdujacego sie w kacie  sali  i  usiadl.  Naprawde  spodobala

mu sie idea alternatywnej szkoly, ale w glebi duszy marzyl, aby córka ukonczyla uniwersytet  Berkeley

albo Columbia, a nie wedrowala po swiecie i malowala freski z obornika.

Jenny  siadla  naprzeciwko  niego  i  wyjela  z  rózowej  torebki  DKNY  buteleczke  lakieru  do

paznokci Chanel.

- Wiec zapytam jeszcze raz: po co tu wlasciwie jestesmy?

Odkrecila buteleczke i zaczela malowac paznokcie.

Rufus  poprawil  czapke  z  daszkiem  i  potarl  zamglone  oczy.  Wygladal,  jakby  potrzebowal

jeszcze z szesciu godzin snu i dodatkowych trzech kubków kawy.

- Posluchaj, Jen. Nie mozesz po prostu  pomieszkiwac  z gwiazdami  rocka  w hotelu  i  przez  caly

czas oklamywac ojca. Ale chce, zebys byla szczesliwa. A ty czego chcesz?

Jenny zakrecila buteleczke z lakierem i schowala ja z powrotem do torebki.  Wiedziala,  ze  ojcu

nie  spodoba  sie  to,  co  zamierzala  powiedziec,  bo w glebi  duszy  uwielbial  dom  pelen  zwariowanych

dzieciaków,  które  mógl  wprawiac  w  zaklopotanie  i  denerwowac.  Ale  byla  sklonna  zrezygnowac  z

kariery  fanki  Ravesów  tylko  pod jednym  warunkiem:  jesli  zostanie  wyslana  do  szkoly  z  internatem,

gdzie istnialo tysiac okazji do przygód. Sam to przeciez powiedzial: chce, zeby byla szczesliwa.

Na drugim koncu sali Calliope Trask pomagala Zólwiom  Sloniowym  nakladac  obornik  na  fresk

w stylu Jacksona Pollocka.

Jenny  spojrzala  na  ojca  sarnimi  oczami  pelnymi  nadziei.  Usta  zlozyla  w  serduszko,

wypowiadajac kilka melodyjnych slów:

- Tato, czy moge wyjechac do szkoly z internatem?

krótkie przypomnienie

Drogie kolezanki z Constance Billard!

Pewnie  nie  trzeba  wam  przypominac,  ale  Jutro  zaczyna  sie  nasz  weekend  pieknosci!  Chcemy

- 132 -

background image

wam  powiedziec,  ze  jestesmy  strasznie  podekscytowane!  Zeby  upewnic  sie.  ze  bedziecie  ubrane

stosownie do rejsu, mamy fantastyczne koszulki z dlugimi rekawami przygotowane specjalnie dla was

przez Three  Dots.  Pamietajcie,  jestesmy  goscmi  Archibaldów.  Spróbujcie  zachowywac  sie  jak  damy

Ale kiedy tylko dotrzemy do posiadlosci Coatesów. wszystko bedzie dozwolone!

Nie mozemy sie doczekac! Do zobaczenia jutro!!!

Calusy.

Wasze kolezanki z klasy. Isabel i Kati

widok z bocianiego gniazda

To bylo  idealne  popoludnie  na  rejs.  Slonce  przygrzewalo  i  wiala  chlodna  bryza.  Niebo  mialo

blekitny  kolor,  a  woda  byla  spokojna.  Poklad  byl  usiany  malymi  okraglymi  stolikami  z  jedwabnymi

obrusami  w kolorach  „Charlotte” -  zlotym  i  niebieskim.  Na  kazdym  stala  ciezka  marmurowa  waza  z

plywajacymi w nich swiecami.  Na  dziobie  jachtu  mezczyzna  w bialym  smokingu  gral  na  kontrabasie,

a  kobieta  w  czerwonym  muumuu,  tradycyjnej  sukience  hawajskiej,  pieknie  nucila  piosenki  Niny

Simone. Najznamienitsi mieszkancy Upper  East  Side  trzymali  swoje  kieliszki  z koktajlami  i  gawedzili.

Wszyscy  mieli  na  sobie  najnowsze  wakacyjne  kreacje  kupione  w  Cannes  i  na  St.  Barts.  Przed  nimi

horyzont  coraz  bardziej  sie  skracal,  poniewaz  plyneli  w  strone  ciesniny  Long  Island  Sound  i  Sag

Harbor.

- Jak  sie  miewa  twój  syn?  -  zapytala  pania  Archibald  Misty  Bass,  marszczac  z  troska

cieniutkie,  ciemne  brwi.  Brylantowy naszyjnik  kolysal  sie  na  jej  opalonej  na  Cap  d'Antibes  szyi.  gdy

„Charlotte” z wydetymi,  bialymi  zaglami  podskakiwala  na  falach.  -  Slyszalam,  ze  znowu ma  klopoty.

To nie... narkotyki, prawda? - Ciagnela, majac nadzieje na swieze ploteczki.

- Nate  ma  sie  dobrze  -  najezyla  sie  pani  Archibald,  opuszczajac  wyzywajaco  kaciki

pomalowanych  na  czerwono  ust.  -  Jest  w  domu,  uczy  sie  -  sklamala,  nie  chca  przyznac,  ze  dostal

szlaban  za  kradziez  rodzinnej  lodzi.  -  A  twój  Chuck  pewnie  nie  moze  sie  doczekac  akademii

wojskowej?

Misty Bass wlala  do gardla  resztke  bourbona.  Chuck  mial  wlasne  mieszkanie,  a  ona  ostatnio

sporo podrózowala, wiec prawde mówiac, dawno z nim nie rozmawiala.

- O. tak - odparla z wahaniem. Rozejrzala sie za kelnerem. - Szkoda, ze kieliszki sa takie male.

- Och.  Misty!  -  wykrzyknela  Eleanor  Waldorf,  zarzucajac  starej  przyjaciólce  rece  na  szyje.  -

- 133 -

background image

Musisz  zobaczyc  wille  w  Toskanii,  która  kupilam  dla  Cyrusa.  Ma  wlasna  strone  internetowa  i  w

ogóle!

Na  zawietrznej  burcie  starsze  córki  gosci  utworzyly  male  grupki.  Wszystkie  mialy  na  sobie

rózowe  koszulki  z  dlugimi  rekawami,  przygotowane  specjalnie  na  weekend  pieknosci.  Chowaly  sie

przed rodzicami i udawaly, ze ich cola jest bez rumu.

- Nie  moge  uwierzyc,  ze  Nate  Archibald  nie  zjawil  sie  na  wlasnej  imprezie  -  narzekala  Isabel

Coates.

- Bo  chlopcom  wstep  wzbroniony,  glupia  -  odparla  Kati  Farkas,  myslac,  ze  chociaz  raz  wyszla

na madrzejsza od najlepszej przyjaciólki.

- Nie  wyglupiaj  sie  -  zbesztala  ja  Isabel.  -  Na  lódz  moga  wejsc,  tylko  nie  do mojego  domu  w

czasie weekendu pieknosci.

No jasne!

- Och... - mruknela Kati. jakby dopiero teraz zalapala.

- Wiec gdzie on sie skhrywa?

Obie  dziewczyny  spojrzaly  na  Lexie.  Chodzila  do  L'École.  a  nie  do  Constance  Billard.  co

oznaczalo,  ze  absolutnie  nie  zostala  zaproszona  na  weekend  pieknosci.  Poza  tym wszyscy  wiedzieli,

ze jej matka i matka Nate'a chodzily razem do katolickiej szkoly z internatem we Francji i  szczerze  sie

nienawidzily.  Co  wiec  robila  Lexie  na  pokladzie  „Charlotte”?  Miala  na  sobie  tunike  Missoni  z

glebokim  dekoltem,  której  Kati  i  Isabel  pozadaly,  ale  nigdzie  nie  mogly  dostac  (nawet  w  sklepach

internetowych!),  a  dlugie,  ciemne  wlosy  zaplotla  w warkocze,  jakby  byla  skrzyzowaniem  francuskiej

hipiski z Heidi.

- Nate  ma  szlaban  -  poinformowala  je  Blair,  chociaz  nie  rozmawiala  z  Nate'em  od  czasu  ich

spotkania w hotelu Plaza. - Nie ma go tutaj.

Pan Archibald  byt bardzo  ostry  -  Nate  musial  miec  szlaban.  Blair  zachwiala  sie  w  bezowych

sandalach  Prady  na  siedmiocentymetrowych  obcasach  i  wyjadla  wisienke  z  pustej  szklanki  po  coli.

Czula  sie  bardzo  dumna  z siebie,  bo nie  wy -  drapala  Lexie  oczu.  A  prawda  byla  taka,  ze  wcale  nie

tesknila za Nate'em.

Aha, jasne.

Serena podala Blair kolejna doprawiona cole.

- Nie jestem taka pewna, ze go tu nie ma.

Byla  przekonana,  ze  Nate  nie  odpuscilby  sobie  rejsu  rodziców  do  Hamptons,  nawet  gdyby

mial szlaban, i tylko ukrywal sie gdzies na lodzi.

- Nate nie jest az tak pomyslowy - sprzeciwila sie Blair, czytajac w myslach Sereny. -  Gdyby  tu

- 134 -

background image

byl. juz bysmy o tym wiedzialy.

- Nate jest doskonaly - zamruczala przeciagle Lexie. zaciagajac sie skretem.

Nikt  z  doroslych  najwyrazniej  nie  zauwazyl,  ze  dziewczyna  pali  trawke  na  pokladzie.  Moze

dlatego, ze byla Francuzka i nosila tunike Missoni.

Blair  przewrócila  oczami  i  odwrócila  sie  plecami  do tej  glupiej  francuskiej  zdziry.  Moze  i  byl

jedynym  chlopakiem,  jakiego  kiedykolwiek  kochala,  ale  kazdy,  kto  uznaje  Nate'a  Archibalda  za

doskonalego, musi byc kompletnym idiota. Patrzyla,  jak  jej  przyrodni  brat  Aaron  pedzi  pod poklad  po

kolejny rum i dietetyczna cole  dla  Vanessy.  Mial  swiezo  ogolona  glowe.  Aaron  ledwo  znal  Nate'a  i  z

pewnoscia nie zostal zaproszony, ale ostatnio pojawial sie  wszedzie  tam.  gdzie  byla  Vanessa.  Gdyby

obydwoje  nie  stanowili  zaprzeczenia  slodyczy,  mozna  by  ich  uznac  za  najslodsza  pare  w  dziejach

ludzkosci.

Nagle Serena poczula, ze ktos ja ciagnie za koszulke.

- Hej! - powiedziala Jenny i wspiela sie na palce, zeby ucalowac ja w policzek.

Obok  stala  Elise.  Obie  dziewczyny  mialy  na  sobie  rózowe  koszulki  weekendu  pieknosci  i

podobne, zdecydowanie za duze, rózowe okulary Gucciego.

- Nikomu nie powiesz, prawda?

Serena  musiala  podziwiac  bezczelnosc  Jenny,  która  najwyrazniej  zaczela  sie  specjalizowac  w

byciu niegrzeczna dziewczynka. Polozyla palec na ustach.

- Nikomu nie powiem  -  obiecala,  chociaz  w ostatniej  klasie  bylo  tylko  czterdziesci  dziewczyn,

wiec dwie mlodsze nie mogly przejsc niezauwazone.

Jenny usmiechnela  sie  szeroko  i  pociagnela  Elise  pod  poklad,  zeby  zwedzic  szampana  i  Bóg

jeden  wie,  co  jeszcze.  Nie  bylo  watpliwosci,  ze  im  blizej  wieczoru,  tym  obie  beda  coraz  bardziej

niegrzeczne.

- Musze  przyznac,  ze  juz  sie  poddalem  -  westchnal  Dan.  patrzac,  jak  mlodsza  siostra  i  jej

przyjaciólka zniknely w tlumie dziewczyn ubranych w cukierkowo - rózowe koszulki.

Jego  tez  nikt  nie  zaprosil,  ale  dolaczyl  do  Jenny,  aby  miec  na  nia  oko.  Oparl  sie  o  reling  i

zapalil camela. Czekal cierpliwie, az Vanessa go zauwazy.

Znajomy  zapach  cameli  przeplynal  obok  nozdrzy  Vanessy.  Odwrócila  sie  i  zobaczyla  Dana

usmiechajacego  sie  niesmialo.  Jego  niechlujne  wlosy  i  rdzawe  sztruksy  lopotaly  na  wietrze.  To,  ze

którekolwiek z nich wyladuje tutaj,  na  jachcie  zeglujacym  do Hamptons  albo  ze  ona  bedzie  miala  na

sobie rózowa koszulke bylo tak nieprawdopodobne, ze Vanessa wybuchla smiechem.

- Co cie tak bawi? - zapytal Dan.

Vanessa wygladala na tak szczesliwa, ze zrobilo mu sie troche  smutno,  bo zdal  sobie  sprawe,

- 135 -

background image

ze ta euforia nie ma z nim nic wspólnego.

Aaron  wrócil  z  drinkiem  i  piwem.  Kiedy  zobaczyl  Dana  i  Vanesse  rozmawiajacych  ze  soba.

natychmiast podal swoje piwo Danowi.

- Przyniose jeszcze jedno - powiedzial usluznie.

Dan nie mógl w to uwierzyc - tych dwoje pasowalo do siebie jak ulal. Nawet glowy  mieli  takie

same.

Vanessa  stala  z  bezmyslnym  usmiechem  na  twarzy  i  czekala,  az  Aaron  wróci.  Jej  szczescie

bylo denerwujace - nawet dla niej samej.

- Przepraszam - powiedziala do Dana. - Nie wiem, co sie ze mna dzieje.

Dan wzial lyk piwa i wskazal na jej usta.

- To blyszczyk? - zapytal zaskoczony i rozbawiony zarazem.

Vanessa zachichotala.

- Firmy Nars, o smaku toffi, jesli pytasz o szczególy. Pozyczylam od Blair.

Spojrzeli po sobie. Kazde czekalo,  az  drugie  rzuci  jakas  krytyczna  i  dowcipna  uwage  na  temat

obrzydliwego  pokazu  bogactwa  i  bezsensu  tej  imprezy.  Ale  prawda  byla  taka.  ze  obydwoje  pojawili

sie  tu  z  tego  samego  powodu.  Chociaz  calymi  latami  próbowali  sie  odgrodzic,  ci  ludzie  byli  ich

rówiesnikami i  pomimo calego  lego  krytykowania  i  izolowania  sie  oboje  cieszyli  sie,  ze  dotyczyli  do

zabawy.

Slonce  przypominajace  ogromna  pomarancze  schowalo  sie  za  smuga  chmur.  Woda  byla

lsniaca,  zielona  i  spokojna  jak  trawnik  w  bezwietrzny  dzien.  Aaron  wrócil  z  piwem  i  nonszalancko

pocalowal Vanesse w policzek.

- Slicznie wygladasz - szepnal.

Dan  zastanawial  sie,  czy  kiedykolwiek  powiedzial  Vanessie,  ze  slicznie  wyglada,  ale  bylo  juz

troche za pózno na takie rozpamietywanie.

- Gratuluje szybkiego wykopania z zespolu - zadrwil denerwujaco znajomy glos.

W strone Dana pochylal sie Chuck Bass. Stal  na  dziobie  w dziwnym,  blekitnym  lnianym  stroju

zeglarza  z nogawkami  podwinietymi  do kolan  i  biala  malpka  wczepiona  w jego  ramie  -  najwyrazniej

zwierzatko balo sie wpasc do wody. Chuck wygladal na podpitego i lekko nieprzytomnego  od choroby

morskiej.

Chuck zdawal sie tak  odpychajacy,  ze  wkurzanie  sie  na  niego  nie  mialo  sensu.  Poza  tym Dan

byl zachwycony tym, ze jest normalnym dzieciakiem, a nie wielka gwiazda rocka. Podal dlon koledze  i

usmiechnal sie beznamietnie.

- Dzieki, stary.

- 136 -

background image

- Ravesi i tak juz dlugo nie pociagna - zauwazyl Aaron. - Daje im  najwyzej  jeszcze  jedna  plyte,

a potem znikna.

- Racja.  -  Chuck  potrzasnal  dlonia  Dana,  jakby  byli  starymi  przyjaciólmi.  -  Wiec  dokad  sie

wybierasz w przyszlym roku, synu?

Synu?

Ravesi to kapela z Nowego Jorku, a Dan slyszal, ze Chuck  wybiera  sie  do akademii  wojskowej

gdzies  w  pólnocnym  New  Jersey.  Najlepiej  byloby  znalezc  sie  jak  najdalej  od  obu,  od  niego  i  od

zespolu.

- Do  Evergreen  -  oznajmil,  jakby  wiedzial  to  od  zawsze.  - To  na  zachodzie,  w  stanie

Washington.

- Milo.  -  Chuck  ziewnal,  jakby  juz  znudzil  sie  rozmowa.  - Widzial  ktos  Serene?  Slyszalem,  ze

spotyka sie z jakims osiemdziesieciopiecioletnim czlonkiem zarzadu w Yale. Ale zdzira.

Vanessa  parsknela  z  niesmakiem  i  zostawila  chlopców  samych.  Poszla  poszukac  Blair  i

Sereny. Potrzebowala paru chwil z dziewczynami, które pasowaly do jej rózowej koszulki.

Reszta  dziewczyn  z  klasy  zebrala  sie  w  poblizu  dziobu.  Troche  sluchaly  muzyki  i  troche

sciskaly  reling,  próbujac  powstrzymac  sie  od wymiotowania  w spienione  wody ciesniny  Long  Island

Sound. Slonce swiecilo juz slabiej, a bryza przybrala na sile. Pare dziewczyn otulilo ramiona pashmina

albo niebiesko  -  zlotymi  swetrami  pozyczonymi  od zalogi  „Charlotte”, ale  wiekszosc  pasazerów  byla

zbyt podchmielona, zeby czuc chlód. Za ich plecami Manhattan kolysal  sie  i  lsnil  niczym miniaturowy

srebrny raj w krysztalowym przycisku do papieru od Tiffany'ego.

Serena  i  Blair  skulily  sie  razem  na  prazkowanej,  niebiesko  -  zlotej  poduszce  pod  jednym  Z

masztów i popijaly zgodnie heinekena.

- Nie  moge  uwierzyc,  ze  za  chwile  skonczymy  szkole  -  westchnela  Serena  i  oparla  glowe  na

ramieniu Blair.

- Bogu dzieki - odparla przyjaciólka bez cienia sentymentu. - Szkoda tylko, ze nie mam pojecia,

co bede robic w przyszlym roku.

Serena  usiadla  prosto,  zastanawiajac  sie,  czy  to dobra  okazja,  zeby  powiedziec  Blair  o  Yale.

Ale plynely lodzia, a ona nie zamierzala wyladowac za burta.

Podeszla do nich Vanessa. Polozyla sie i oparla glowe na kolanach Blair.

- Przestajcie obgadywac ludzi, jedze - oznajmila im i leniwie przymknela oczy.

- Powinnas  poprawic  blyszczyk  -  zauwazyla  Blair.  Wyjela  z  kieszeni  dzinsowej  spódnicy

owocowy blyszczyk Lancôme'a i ostroznie pomalowala Vanessie usta.

- Dzieki, mamusiu - mruknela Vanessa, nie otwierajac oczu.

- 137 -

background image

Serena rozesmiala sie i znowu oparla glowe o maszt. To zabawne, jak tuz przed koncem szkoly

wszystkie nierówno  powycinane  kawalki  ukladanki,  które  wygladaly,  jakby  nigdy  nie  mialy  do siebie

pasowac, nagle zaczely sie ukladac  w jedna  calosc.  Moze w koncu  obie  z Blair  pójda  do Yale  i  beda

mieszkac  razem  w pokoju.  Beda  druhnami  na  slubie  Vanessy  i  Aarona,  poznaja  dwóch  braci  i  wyjda

za  nich,  zamieszkaja  w  tym  samym  kwartale  na  Piatej  Alei  i  wysla  dzieci  do  tej  samej  szkoly  -

przyjaciólki po grób.

Ale  kogos  brakowalo.  Kogos,  kto  zawsze  stanowil  wazna  czesc  ukladanki  na  swój  wlasny,

pokrecony, cudowny i niewierny sposób.

- Szkoda, ze nie ma Nate'a - westchnela Serena.

Blair  zakrecila  blyszczyk  i  z roztargnieniem  zaczela  masowac  blade  czolo  Vanessy.  -  Czasem

zastanawiam sie, czy nie lepiej nam bez niego - przyznala sie.

No bo w koncu, czy Nate nie byl przyczyna wszystkich klótni miedzy nimi dwiema?

Serena  zmruzyla  oczy  i  jeszcze  raz  przyjrzala  sie  ludziom  na  pokladzie.  Wszedzie  juz  go

szukala.

Ale nie przyszlo jej do glowy spojrzec w góre.

Wysoko,  wysoko  nad  ich  glowami,  na  samym  szczycie  masztu  Nate  przykucnal  w  bocianim

gniezdzie i obserwowal dziewczyny. Na górze czul sie troche samotny i zmarzniety, ale zabral  ze  soba

do  towarzystwa  szesciopak  i  kilka  skretów.  Kiedy  tylko  zacumuja  w  Sag  Harbor,  a  rodzice  i  ich

znajomi rozejda sie do swoich dworków w Hamptons, zejdzie na dól niczym Spider -  Man  i  wszystkich

zaskoczy.

Z  góry  dziewczyny  w  rózowych  koszulkach  byly  praktycznie  nie  do  odróznienia.  Nawet  ta

ogolona  moglaby  sie  niezle  prezentowac,  gdyby  zapuscila  troche  wlosów.  Zapalil  skreta.  Nagle

ogarnela go tesknota - tak bardzo je kochal. Kochal je wszystkie.

dziewczyny ekscytuja sie babska impreza

W  cieple  dni  Hamptons  pachnialo  sola,  nowa  skóra,  kremami  przeciwslonecznymi  i

pieniedzmi. Ogromne nowoczesne domy przycupnely przy bialych  piaszczystych  plazach,  w otoczeniu

basenów  i  czarnych,  terenowych  mercedesów.  Male  dziewczynki  w  bikini  Petit  Bateau  jezdzily  na

skuterach do miasta na wloskie lody. Lsniace konie wystawowe elegancko klusowaly  wzdluz  drogi  za

snieznobialymi  ogrodzeniami  Niczym  ogromny  klub,  Hamptons  bylo  tego  rodzaju  miejscem,  do

- 138 -

background image

którego nalezeli tylko ci, którzy naprawde tu pasowali.

Ale oczywiscie wszystkie nasze dziewczyny tu pasowaly.

- Zbiórka!  -  Wrzasnely  Isabel  Coates  i  Kati  Farkas.  gdy  uczennice  ostatniej  klasy  Constance

Billard  wysiadly  z  flotylli  srebrnych  limuzyn  przed  weekendowym  domkiem  rodziców  Isabel  w

Southampton.

Dom mial  ksztalt  litery  ,.L”  i  byl  nowoczesna,  przeszklona  konstrukcja  zaprojektowana  przez

Philippe'a  Starcka.  Posiadal  prywatna  plaze  i  ladowisko  dla  helikopterów  na  dachu.  W  zgieciu  „L”

miescil  sie  basen  wylozony  rózowymi  kafelkami  z podswietlanym  dnem oraz  otynkowany  na  rózowo

domek  kapielowy.  Wokól  basenu  stalo  czterdziesci  bialych  plastikowych  lezaków,  a  na  kazdym

pysznil  sie  rozlozony  rózowy  recznik  specjalnie  zamówiony  na  weekend  pieknosci.  Obok  basenu

rozstawiono bialy namiot ze stolami przykrytymi rózowymi obrusami  i  barem  z rózowymi  serwetkami.

Wygladalo to prawic jak wesele, tyle ze bez wesela.

Jenny Humphrey i  Elise  Wells  okrazyly  dziewczyny,  zeby  ominelo  je  sprawdzanie  obecnosci,  i

popedzily przed podwórze do domku przy basenie.

- Ej!  -  szepnela  Rain  Hoffstetter  do  I.aury  Salmon.  Obie  mialy  na  sobie  gigantyczne  rózowe

kapelusze od slonca Kati Spade. Ronda kapeluszy ciagle o siebie uderzaly. - A co one tu robia?

- Kto? - dopytywala sie Laura Salmon, mruzac oczy zacienione kapeluszem.

- Czestujcie  sie  koktajlami  i  kanapkami!  -  wykrzyknela  przez  megafon  Isabel,  rozkoszujac  sie

kazda chwila, kiedy mogla powydawac rozkazy.

Chociaz to nie byla tak dobra  szkola  jak  Princeton,  Isabel  postanowila  pójsc  do Rollins  razem

z  Kati  -  ku  wielkiemu  rozczarowaniu  rodziców  -  poniewaz  w  Rollins  zaproponowano  jej  pozycje

szefowej  jednego  z akademików  dla  dziewczat  z pierwszego  roku,  wiec  przez  caly  rok  jej  zadaniem

bedzie rozstawianie wszystkich, lacznie z Kati. po katach.

- W  domku  kapielowym  jest  sauna.  Miesci  naraz  tylko  szesc  osób  -  ciagnela  z  ustami

przycisnietymi  do  megafonu.  -  W  pokoju  do  projekcji  znajdziecie  filmy,  a  basen  jest  podgrzewany,

wiec  mozecie  plywac  cala  noc.  jesli  tylko  zechcecie.  Wysokoproteinowe  i  wysokoenergetyczne

sniadanie  zostanie  podane  jutro  o  siódmej,  a  pierwsza  maseczka  Origins  jest  juz  o  ósmej,  wiec

zarezerwujcie sobie czas na sen dla urody. W kazdym pokoju sa  wielkie  materace.  Po trzy na  kazdym

lózku, dziewczyny - bedzie przytulnie!

Powietrze  rozbrzmiewalo  glosami  dziewczyn  gromadzacych  sie  przy  barze  albo  wedrujacych

do  domu  na  bitwe  poduszkami  na  lózkach  z  jedwabna,  posciela  lub  spenetrowanie  torebek  z

prezentami  Origins,  które  mialy  zostac  otwarte  dopiero  jutro.  Kilka  odwazniejszych  dziewczyn

rozebralo  sie  do  bielizny  albo  przebralo  w  kostiumy  kapielowe  i  zaczelo  skakac  z  trampoliny  do

- 139 -

background image

basenu.  Zas  te  bardziej  leniwe  zebraly  sie  w  pokoju  projekcyjnym  pana  Coatesa  i  rozlozyly  w

skórzanych  fotelach,  podczas  gdy  na  wielkim  ekranie  lecialy  poczatkowe  napisy  Wielkiego

Gatsby'ego z Robertem Redfordem i Mia Farrow.

Blair, Serena i Vanessa usiadly na brzegu basenu i zaczely moczyc nogi w wodzie.

- Ale zabawa - stwierdzila Vanessa, próbujac okazac troche entuzjazmu.

Zastanawiala  sie,  jak  Serena  i  Blair  to robia,  ze  ciagle  maja  opalone  nogi.  Jej  wygladaly  jak

nogi trupa.

- Ej,  dziewczyny!  -  Jenny  zawolala  do  nich  zza  uchylonych  szklanych  drzwi  domku

kapielowego. Byla w samym reczniku, a na glowie  miala  bialy  turban  kapielowy  z brylantami w stylu

dawnych  gwiazd  Hollywoodu.  Pani  Coates  zakladala  ten  turban,  zeby  nie  zmoczyc  wlosów,  gdy

plywala w basenie. - Musicie zobaczyc saune!

Blair  nie  przepadala  za  tymi  gówniarami,  którym  wydawalo  sie,  ze  moga  krecic  sie  ze

starszymi kolezankami, ale nie przegapilaby szansy wypocenia kilku zbednych kilogramów.

- Dobra,  ale  ja  bede  nosic  turban  -  oznajmila.  ruszajac  do  domku.  Sciagnela  turban  z  glowy

Jenny i sama go wlozyla. Na Jenny wygladal smiesznie, ale Blair prezentowala sie w nim jak królowa.

Tylko prawdziwe diwy dobrze wygladaja w turbanach.

Jenny podala  kazdej  ogromny  recznik  z miekkiej  egipskiej  bawelny.  Dziewczyny  rozebraly  sie

do naga.  Kazda  udawala  ze  nie  pozera  wzorkiem  idealnego  do granic  mozliwosci  ciala  Sereny,  ale  i

tak  wszystkie  zerkaly  z  zazdroscia.  W  glebi  ducha  mialy  nadzieje  odkryc  skrywany  kawalek  z

cellulitem,  który od lat  chowala  pod mundurkiem,  ale  ona  byla  tak  szczupla  i  nieskazitelna,  jak  sie

lego zawsze obawialy.

- Podobno  pan  Coates  pali  bardzo  duzo  trawy  -  powiedziala  Serena,  sciagajac  koszulke,

nieswiadoma  ich  spojrzen.  - To  dlatego  teraz  czyta  tylko  reklamy  zamiast  filmów.  Pali  tyle,  ze  nie

moze zapamietac tekstu.

- Wiem  -  przytaknela  Jenny.  -  Patrzcie.  -  Odkrecila  glowe niewinnie  wygladajacego  popiersia

Apolla i wyciagnela ogromna torebke z trawka.

Trzy starsze  kolezanki  zagapily  sie  na  nia.  Po co  wlasciwie  ta  mala  Jenny  Humphrey  odkreca

glowy posagom?

- Nie  znaczy  to,  ze  mam  ochote  -  stwierdzila  niewinnie  Jenny.  -  Elise  znalazla  to  przez

przypadek.

Nagle  lysa  glowa  Aarona  pojawia  sie  w  oknie  domku  i  wszystkie  dziewczyny  pisnely,

chowajac  nagie  ciala  pod  reczniki.  Wygladal  tak,  jakby  czesc  drogi  do  rezydencji  Coatesów

przeplynal wplaw. Mial mokre ubranie, a na policzkach wytracila mu sie sól.

- 140 -

background image

Vanessa postanowila schowac sie przed nim, tak dla zabawy.

- Szybko, do sauny! Teraz!

Jenny  otworzyla  drzwi  i  dziewczyny  wskoczyly  do  srodka.  Sauna  byla  wielkosci  garderoby

Sereny, cala wylozona bialymi kafelkami, z miejscami  do siedzenia  na  dwóch  poziomach.  W oparach

zobaczyly Elise skulona  w kacie  na  schodku,  zawinieta  w wielki  recznik,  z dluga  srebrna  cygarniczka

ze skretem, która zwisala jej w ustach.

- Elise  chce  sie  ujarac  -  wytlumaczyla  reszcie  Jenny.  Przysiadla  na  dolnym  schodku  i  podala

przyjaciólce  butelke  wody  mineralnej  Poland  Spring.  -  Chce  gadac  tylko  o  tym,  jaka  to  jest  nadal

zakochana w moim bracie.

- Nie jestem. - Elise odkrecila zakretke i napita sie wody. - A wlasciwie to jestem.

- Cóz, jest milutki - szczerze stwierdzila Serena.

Wspiela  sie  na  wyzszy  schodek  i  usiadla,  krzyzujac  swoje  wrecz  smiesznie  dlugie  i  idealne

nogi. Gdyby Dan nie podchodzil do wszystkiego tak smiertelnie powaznie, to bez  watpienia  znowu by

sie z nim spotykala. Przynajmniej przez dzien czy dwa.

- Fakt - zgodzila sie Vanessa, siadajac na schodku ponizej Sereny.

Nadal troche uwazala Dana za swoja wlasnosc. Zerwali ze soba.  owszem,  ale  jesli  ktokolwiek

mógl dawac Danowi oceny, to z pewnoscia ona.

- Chyba tak - dodala Blair, rozciagajac sie leniwie na dolnym schodku.

Ledwo pamietala, jak Dan wyglada.

Jenny usiadla na górze obok Sereny i objela rekoma kolana.

- Serio? - zapytala zaskoczona.

Nagle  otworzyly  sie  drzwi  i  do  srodka  zajrzal  nie  kto  inny  jak  Dan.  Chwile  potrwalo,  nim  w

zaparowanym i mrocznym pomieszczeniu  wylonily  mu sie  przed  oczami  wyrazne  ksztalty. A cóz  to za

niespodzianka - sauna byla pelna dziewczyn.

- Wchodz, wchodz - wychrypiala Vanessa glosem juk z horroru. - Czekalysmy na ciebie.

Dan  usmiechnal  sie  niesmialo  i  przygryzl  dolna  warge..  Mial  na  sobie  tylko  czerwone

kapielówki, a jego wlosy byly mokre. Na bladych ramionach widac bylo gesia skórke.

- Jest tu moja siostra?

- Tak, ty frajerze. I Elise tez tu jest - odparla Jenny. - Nadal sie w tobie kocha.

- Wszystkie sie w tobie kochamy - stwierdzila Serena.

Dan  usiadl  na  stopniu  z  bialych  kafelków  obok  lezacej  na  brzuchu  dziewczyny  w  bialym

turbanie z brylantami.

- Ja sie w tobie nie kocham - stwierdzila dziewczyna. - Nawet cie nie znam.

- 141 -

background image

Co za ulga.

Drzwi znowu sie otworzyly i do sauny zajrzal Aaron.

- Nessa? - zawolal slodko. Zarózowione policzki cale mial w piasku.

- Tutaj  -  odparla  wsród  pary  Vanessa.  -  Chodz  do  nas,  skarbie.  Tylko  nie  patrz  na  pozostale

nagie dziewczyny.

Aaron w bordowej koszulce Harvardu  i  umazanych  piaskiem  zielonych  wojskowych  spodniach

przeszedl  na  palcach  i  usiadl  Vanessie  na  kolanach.  Jenny  wyciagnela  reke  i  przekrecila  pokretlo,

zeby zwiekszyc temperature pary.

Chociaz naprawde nie trzeba juz bylo podgrzewac atmosfery.

- Wow!  Ale  zabawa  -  stwierdzila  Serena.  Otarla  pot  znad  górnej  wargi  i  wstala.  -  Musze

siusiu. Ktos cos potrzebuje?

- Tak. ale nie jestes w stanie mi pomóc - odparla z zadowoleniem Blair.

Próbowala przekonac sama siebie, ze ta impreza tylko dla dziewczyn naprawde  jej  pasuje,  ale

teraz,  kiedy  wokól  pojawilo  sie  tylu  facetów,  ujawnily  sie  jej  prawdziwe  uczucia.  Chciala,  zeby  jej

chlopak  wylonil  sie  z  pary  i  ja  zaskoczyl.  Wsunalby  jej  na  palec  diamentowy  pierscionek,  przykryl

ramiona  kremowa  kaszmirowa  peleryna,  a  potem  wywiózlby  ja  stad  perlowoszarym  kabrioletem

jaguarem  na  oswietlona  ksiezycowym  blaskiem  prywatna  plaze  i  blagal  pocalunkami  o  wybaczenie.

O swicie  z mgly  wynurzylaby  sie  lódz,  która  zabralaby  ich  daleko  od  ladu.  i  reszte  zycia  spedziliby,

przezywajac przygody i kochajac sie. Chciala prawdziwego, hollywoodzkiego zakonczenia.

Stad ten turban.

Serena otworzyla drzwi sauny. Zimne powietrze owialo jej twarz.

- Cholera. Blair - uslyszala glos Aarona za plecami. - Nie  wierze,  ze  o tym zapomnialem.  Mam

cos dla ciebie.

Co to moze byc?

jesli jestes za bardzo ujarany, zeby znalezc te, która kochasz, kochaj sie z ta, z która jestes

Kiedy  zamknely  sie  za  nia  drzwi  od  sauny,  Serena  truchcikiem  pobiegla  w  poszukiwaniu

lazienki.  Domek,  jak  na  kapielowy,  byl  naprawde  duzy.  Miescil  stól  do  ping  -  ponga,  dwie  ogromne

rozkladane sofy ze  skóry  w kolorze  kosci  sloniowej  i  akwarium  z zywa  barakuda.  Nie  wspominajac  o

saunie i lazience, która gdzies tu musiala byc.

- 142 -

background image

Ktos dobral sie do zapasów trawki pana Coatesa, bo glowa Apolla lezala pod stolem  do ping  -

ponga  jak  przerosnieta  pileczka.  Obok  akwarium  znajdowaly  sie  biale  drzwi  z  obrazkiem

przedstawiajacym  niebieskiego  chlopczyka  i  rózowa  dziewczynke  trzymajacych  sie  za  rece.  Serena

otworzyla je.

Za nimi znajdowala sie lazienka ozdobiona zlotymi listkami. Byla w niej niska urny walka, taka

sama, jakie mozna spotkac w europejskich hotelach, i równie bezuzyteczna.

Bo sluzy do mycia tylka, ale to po prostu ohyda?

Zaslona prysznica byla zrobiona z plastiku w zlote gwiazdki.  Za  nia  w wannie,  z paczka  trawki

pana  Coatesa  na  kolanach,  w  ubraniu  mokrym  od  morskiej  wody  i  oczami  zaczerwienionymi  i

zaspanymi  do  granic  mozliwosci,  siedzial  Nate  Archibald  -  tak,  ten  slynny,  zaginiony  Nate.  Serena

odciagnela zaslone i weszla do wanny, przytrzymujac recznik, w który byla zawinieta.

- Nate? Co tu robisz? Dlaczego nie bylo cie na lodzi?

Nate usmiechnal sie glupio. Serena byla naga, jesli oczywiscie nie  liczyc  recznika.  Nie  sposób

bylo nie  usmiechac  sie  do niej.  Wygladala  jak  grecka  bogini.  Jej  czolo  bylo  wilgotne,  a  jasne  wlosy

zmatowiale od potu, ale nadal wygladala przepieknie. Bardziej niz przepieknie.

Zwinela wlosy na czubku glowy i powachlowala sie dlonia.

- Boze, ale mi goraco. Nate'owi tez zrobilo sie goraco.

- Nie powinienem tu byc - przyznal  sie  idiotycznie.  -  Na  tabliczce  napisano:  „Chlopcom  wstep

wzbroniony”.

Serena  wziela  szklana  buteleczke  zelu  do  kapieli  Clarins,  która  stala  na  brzegu  wanny,  i

obejrzala  ja.  Pierwszym  skladnikiem  byla  aqua.  ,.To  znaczy  woda?”  -  zastanowila  sie  Serena.  To

dlaczego od razu tak nie napisza? Odstawila butelke z powrotem.

- Nie szkodzi. Jest tu przyrodni  brat  Blair.  I  Dan  Humphrey. Zakaz  wstepu  dla  chlopaków  i  tak

by nie wypalil.

Nate  nie  spuszczal  wzroku  z  jej  twarzy.  Malenkie  kropelki  wody  zatrzymaly  sie  na  jasnych

rzesach.  Boze,  jaka  ona  byla  sliczna.  Zjawil  sie  tutaj,  zeby  szukac  Blair,  ale  naprzeciwko  niego

siedziala Serena, i to ubrana tylko w recznik.

- Postanowilam  w  przyszlym  roku  pójsc  do  Yale  -  wypalila  Serena,  odgarniajac  z  twarzy

wilgotne pasemka wlosów. - Nie powiedzialam jeszcze Blair, bo nie chce, zeby sie wsciekla,  jesli  ona

sie nie dostanie. Ale tam wlasnie postanowilam pójsc.

Nate pokiwal glowa. To zabawne, ze twarz, a nawet glos Sereny wydawaly sie takie delikatne,

podczas  gdy  jej  ciala  nie  mozna  by  nazwac  delikatnym.  Bylo  smukle,  umiesnione  i  mocne  jak  u

maratonczyka.

- 143 -

background image

- Ja tez tam ide - przyznal sie lamiacym glosem. - Juz wysialem im zaliczke.

Serena usmiechnela sie szeroko.

- Oboje idziemy do Yale!

Nate pochylil sie ku niej i  polozyl  dlonie  na  jej  wilgotnych,  nagich  ramionach.  Zanurzyl  nos  w

jej dlugich, jasnych wlosach. Pachniala slodko i cieplo, jak lato.

- Hm - mruknal i pocalowal ja delikatnie  w ciepla  szyje,  smakujac  mieszanke  olejków  paczuli,

której zawsze uzywala.

Ejze! To nie ta dziewczyna!

Serena  usmiechnela  sie  szeroko,  podczas  gdy  jego  usta  wedrowaly  w  góre  po  szyi  ku  jej

wargom.

- Co  robisz?  -  mruknela,  nie  odpychajac  go  jednak.  Minelo  juz  troche  czasu,  odkad  ktos  ja

calowal,  a  to  jest  mile  uczucie.  Oczywiscie,  bylo  w  tym  cos  zlego,  ale  przeciez  calowali  sie  juz  z

Nate'em,  a  swiadomosc,  ze  w  przyszlym  roku  beda  razem  studiowac,  jakos  usprawiedliwiala  te

sytuacje.

Zamknela oczy i poddala sie  pocalunkom.  Jej  recznik  opinii  i  jakims  cudem  wilgotna  koszulka

Nate tez spadla.

Zblizal  sie  koniec  roku  szkolnego,  za  chwile  mieli  skonczyc  szkole  -  male  spotkanie

najlepszych przyjaciól z tej okazji to przeciez nic zdroznego.

Aha, a co z ich wspólna najlepsza przyjaciólka?

nikt nie robi tego lepiej

Blair splywala potem i rozpaczliwie potrzebowala wódki z tonikiem. Podciagnela recznik.

- Co to jest? Co masz dla mnie? - zapytala brata.

Aaron wstal i zaczal macac kieszenie wojskowych spodni.

- Mam to przy sobie - wyjasnil. - Przynajmniej tak mi sie wydaje.

Przez chwile grzebal w kieszeniach, po czym wyjal cos, co wygladalo jak mokra, biala koperta.

Blair  zacisnela  powieki,  a  potem z powrotem otworzyla  oczy.  Byla  calkowicie  pewna,  ze  zna

zawartosc koperty.

- I od jak dawna to masz? - zapytala wsciekla, po czym wyrwala koperte z rak brata.

Aaron wzruszyl ramionami jak niewiniatko.

- 144 -

background image

- Przyszlo dzis rano.

Mimo  pary  Blair  widziala  znajomy  niebieski  herb  Yale  wydrukowany  w  lewym  górny  rogu

koperty. Próbowala ja otworzyc drzacymi, niecierpliwymi dlonmi.

- Cholera - sapnela i rozdarla ja do konca zebami.

W srodku  lezala  zlozona  na  pól.  cieniutka,  wystrzepiona  kartka.  Od  kilku  miesiecy  zycie  Blair

wisialo na wlosku. Trudno uwierzyc, ze wszystko zalezalo od takiego skrawka.

Pozostali czekali w pelnym szacunku milczeniu.

Droga Blair Waldorf

Po dlugim zastanowieniu z przyjemnoscia proponujemy pani miejsce na uniwersytecie Yale od

jesieni przyszlego roku...

Blair przycisnela kawalek papieru do piersi i wypadla z sauny.

- Serena! - wrzasnela, pedzac korytarzem domku kapielowego prosto do lazienki.

Otworzyla  z  rozmachem  drzwi,  spodziewajac  sie,  ze  zobaczy  swoja  przyjaciólke  niewinnie

siedzaca na toalecie.

Tymczasem  powitala  ja  gmatwanina  znajomych,  pieknych  i  nagich  konczyn  w wannie.  Nate  i

Serena  zamrugali  bezmyslnie  oczami,  patrzac  na  Blair;  ich  zlote  glowy  znajdowaly  sie  raptem  kilka

centymetrów od siebie.

- Swietowalismy - wyjakala Serena.

Wyszla  z  wanny,  przytrzymujac  niezbyt  pewnie  recznik  wokól  nagiego  ciala  i  spojrzala  na

przemoczony kawalek papieru w rekach Blair.

- Co to takiego? - zapylala, desperacko próbujac zmienic temat.

Blair miala ochote zmyc len idealna, anielska buzke w idiotycznym bidecie Coatesów.

- Przyjeto mnie do Yale. Wreszcie. - Zmruzyla oczy. Nie udawajcie, ze was to interesuje.

Nate  wstal,  chwiejac  sie  i  rozsypujac  ogromna  torbe  trawki  po calej  wannie.  Zerwal  zaslone

od prysznica,  gdy  próbowal  zlapac  równowage,  jak  na  zlosc,  nadal  wygladal  bosko.  Zlocistobrazowe

wlosy  ukladaly  mu  sie  w  fale,  od  wiatru  i  soli,  która  przesycone  bylo  powietrze.  Policzki  mial

zarózowione od slonca,  trawki  i  pocalunków.  I  ten  nagi  tors  -  Blair  robilo  sie  niedobrze  z pozadania,

gdy na niego patrzyla.

- Ej.  wiesz,  wlasnie  o  tym  rozmawialismy  -  belkotal;  jezyk  mial  jak  kolek  z  powodu  trawki,

zaklopotania i poczucia winy. - Ja i Serena, i teraz ty tez. Wszyscy idziemy do Yale. Cala nasza trójka!

Hura!

- Dzieki, ze mi mówicie - odgryzla sie Blair.

Wyobrazala  sobie,  ze  swietujac  to  wydarzenie,  wypija  z  Serena  butelke  szampana  na

- 145 -

background image

prywatnej plazy Coatesów. Potem z pewnoscia by skapitulowala  i  zadzwonila  do Nate'a  na  komórke,

zeby porwal ja z imprezy i kochal sie z nia jak wariat na jakies innej plazy.

Tyle, jesli chodzi o fantazje.

Nate nadal stal w wannie. Na bosych  stopach  mial  rozsypana trawke.  Blair  wyciagnela  reke  i

odkrecila  mocno  prysznic,  oblewajac  Nate'a  lodowato  zimna  woda.  Potem  wyszarpnela  recznik

Sereny  i  schowala  go  pod  reke.  Trzaskajac  drzwiami  przed  ich  klamliwymi,  zdradliwymi  twarzami,

wyszla z lazienki.

Lexique.  czy  jak  jej,  do  cholery,  bylo,  dreptala  w  strone  domku  kapielowego  w  tej  swojej

tunice  Missoni,  która  wszystkim  dziewczynom  dzialala  na  nerwy.  Warkocze  obijaly  jej  sie  o  uwol-

nione ze stanika piersi. Blair wlasnie wychodzila z domku.

- On tam jest, prawda? Mój kochany Nate?

Blair odslonila zeby w demonicznym usmiechu.

- O, tak. Czeka na ciebie w lazience  -  odpowiedziala  tej  glupiej  francuskiej  jedzy.  Zatrzasnela

za Lexie drzwi i ruszyla prosto do baru przy basenie.

W  namiocie  bylo  chyba  wiecej  chlopaków  niz  dziewczyn.  Damian,  Lloyd  i  Marc  z  Ravesów

rozmawiali z dziewczynami z ostatniej klasy  Constance  Billard,  rozdajac  cygara  i  najnowszego  singla

Pokrecona  siostrzyczka,  na  którym  spiewal  nie  kto  inny,  jak  Jenny  Humphrey.  Dziewczyny  zdjely

koszulki. Wszystkie mialy na sobie jasne, pastelowe góry od bikini. Wygladaly jak statystki ze starych

filmów Elvisa, których akcja rozgrywala sie na plazy.

Chuck  Bass  próbowal  namówic  Rain  Hoffstetter.  Laure  Salmon.  Kati  Farkas  i  Isabel  Coates.

zeby poszly razem z nim do akademii wojskowej.

- To  niewazne,  do  jakiej  szkoly  sie  pójdzie.  Liczy  sie  to.  jak  dobrze  bedziesz  sie  bawic.  -

Uslyszala jego slowa Blair. - Pomyslcie, jakby bylo cudownie, gdybysmy poszli tam wszyscy razem!

Blair podeszla do baru,  zlapala  do polowy  oprózniona  butelke  wódki  Absolut  i  udala  sie  z nia

nad basen.

- Ej, zadnego szkla w okolicach basenu! - krzyknela za nia przez megafon Isabel.

Blair  zignorowala  ja  i  weszla  po  drabinie  na  najwyzsza  trampoline.  Recznik  osunal  jej  sie  z

ciala, gdy stanela na samej krawedzi, nad przepascia.

Naga diwa w zdobionym brylantami turbanie wziela lyk swojego ulubionego napoju.

Ignorujac  pomruki  zszokowanych  kolezanek  z  klasy  i  polne  zachwytu  okrzyki  chlopców  Blair

zastanowila  sie  chwile  nad  ostatnimi  wydarzeniami.  Ona  i  Nate  to  najwyrazniej  zamkniety  rozdzial,

tak samo jak ona i Serena. Nie  pierwszy  raz.  Mieszkala  nie  gdzie  indziej  jak  w Brooklynie  z Vanessa,

dziewczyna  o  ogolonej  glowic,  z  która  zaczela  rozmawiac  raptem  tydzien  temu.  No  i  w  koncu,

- 146 -

background image

nareszcie dostala sie do Yale.

Jej zycie skladalo sie z bisów,  wypelnionych  tymi  samymi  ludzmi  i  imprezami.  Bylo  nad  wyraz

przewidywalne.  Nawet  jej  marzenia  byly  przewidywalne  i  to  jej  sie,  owszem,  podobalo.  A  teraz  nie

wiedziala, czego sie spodziewac.

Podniosla  butelke  do  ust  i  wziela  kolejny  potezny  lyk,  a  potem  ostroznie  odstawila  ja  na

trampoline. Uniosla ramiona, wyprostowala sie jak strzala, wspiela  na  palce  i  skoczyla.  Wstrzymujac

oddech,  zanurkowala  pod  powierzchnie  blekitnozielonej  wody,  rozkoszujac  sie  cisza.  Za  nia  na

powierzchnie wody wyplynal turban.

Caly ten  rok byl  dla  Blair  seria  wzlotów  i  upadków,  z przewaga  tych  ostatnich.  Ale  co  z tego,

ze jej  zycie  nie  ukladalo  sie  tak,  jak  sobie  wyobrazala,  tworzac  w  glowie  wlasny  film?  To  nie  ona,

tylko  pozostali  aktorzy  okazali  sie  dupkami.  Zamierzala  przeniesc  akcje  filmu  do  zupelnie  nowego

miejsca, gdzie zaangazuje calkowicie  nowa  obsade.  A nikt  nie  wiedzial  lepiej  od Blair,  jak  skupic  na

sobie cala uwage.

Jej  ciemna  glowa  wynurzyla  sie  z  wody  z  dramatycznym,  glosnym  pluskiem.  Pozostali  gapili

sie,  chichoczac  glupio  w  namiocie,  ale  Blair  na  nikogo  nie  zwracala  uwagi.  Dryfujac  na  plecach,

zanucila mala, glupawa wyliczanke, by dodac sobie otuchy.

Raz. dwa, trzy, sluchajcie matoly, juz za dziewietnascie dni koniec szkoly.

tematy wstecz dalej wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

WEEKEND PIEKNOSCI WEEKENDEM WYSYPKI

Okazalo sie, ze niemal wszyscy, którzy korzystali z sauny Coate sów  albo  z ich  basenu  badz  pozyczali

recznik  od  kogos,  kto  korzystal  z  sauny  lub  basenu,  obudzili  sie  z  ohydna,  swedzaca,  saczaca  sie

wysypka  na  twarzy.  Ludzie  z  Origins  zostali  natychmiast  odeslani  do  domu,  wezwano  tez  lekarza

- 147 -

background image

dermatologa,  aby  ocenil  powage  sytuacji.  Co  ciekawe,  nasza  kapiaca  sie  pieknosc  B  nie  miala  na

twarzy nawet  najmniejszego  sladu.  Dermatolog  wyjasnil,  ze  najprawdopodobniej  byla  uodporniona,

ale mogla tez byc  nosicielem.  Zeby  bylo  ciekawiej,  wysypka  wygladala  dokladnie  tak,  jak  pokrzywka

na pewnym dziecku,  z którym B  miala  stycznosc,  mimo ze  rodzina  próbowala  je  odizolowac.  No  ale

przynajmniej  wszyscy  otrzymali  w  prezencie  dobry  pretekst,  zeby  nie  isc  w  piatek  do  szkoly!  Skoro

dziewiecdziesiat  dziewiec  procent  uczennic  ostatniej  klasy  zostalo  poddanych  kwarantannie,

dyrektorka Constance Billard nie miala wyjscia, jak tylko dac im wolny caly tydzien.

B skorzystala z okazji i poleciala do Paryza, aby zobaczyc sie z ojcem, i wpadla  na  matke  u Chanel  na

lewym  brzegu  Sekwany.  Najwyrazniej  mama  próbowala  wykupic  dla  niej  cala  firme  jako  prezent  z

okazji przyjecia do Yale. Poniewaz firma nie byla na sprzedaz, B  zadowolila  sie  czterema  spódnicami,

szescioma  parami  pantofli  bez  piet  i  trzema  wieczorowymi  torebkami  -  jaka  z  niej  rozsadna

dziewczyna! V pojechalaby razem z nia, gdyby nie  kwarantanna.  W nagrode  miala  kupe  radosci  z za-

bawy w doktora  ze  swoim  nowym chlopakiem.  A co  z S i  N? N  widziano  w  drodze  do  jej  domu  przy

Piatej  Alei.  Odwiedzal  ja  pod  pretekstem  pozyczenia  kremu  lagodzacego  wysypke,  ale  osobiscie

podejrzewam, ze tez spodobala mu sie zabawa w doktora.

CZEGO NIE MOZECIE SIE DOCZEKAC, GDY MINIE WYSYPKA

Szalonych imprez na dachach.

Kupowania bialych sukienek na rozdanie dyplomów  -  takich  sukienek,  które  nie  zlamia  reguly,  ze  nie

moze byc  widoczny  rowek  miedzy  piersiami,  ale  w których  nie  bedziemy  wygladac  jak  tluste  panny

mlode.

Kupowania towarzyszy  na  bal  z okazji  zakonczenia  szkoly,  którzy sie  nie  upija  ani  nie  obrzygaja  nam

naszych slicznych nowych sukienek.

Kupowania  idealnych  bialych  szpilek,  które  wlozymy  do  naszych  nowych  sukienek  na  rozdanie

dyplomów.  Ale  niezbyt  wysokich,  bo  podchodzic  bedziemy  wedlug  wzrostu,  a  zadna  nie  chce  byc

ostatnia.

Ukladania  listy  prezentów  z  okazji  zakonczenia  szkoly.  Chyba  nie  bedzie  problemu  z  napisaniem

poprawnie slowa „samochód”?

Dostania wszystkiego z listy prezentów. Brum, brum, brum!

Konca szkoly!!!!

KILKA NIEDOKONCZONYCH SPRAW

- 148 -

background image

Czy S i N sa para? A jesli nie, to kim wlasciwie sa?

Czy B jeszcze kiedys odezwie sie do nich? A moze sie zemsci?

Czy B i V nadal beda razem mieszkac, skoro teraz ciagle kreci sie tam A?

Czy D nadal bedzie zwyklym dzieciakiem - w pewnym sensie? Czy pozna normalna dziewczyne?

Czy J pójdzie do szkoly z internatem? Czy bedzie sie trzymac z dala od klopotów, zanim ja tam wysla?

Czy wszystkim nam sie uda skonczyc szkole? Zgadnijcie, kto pozna wszystkie odpowiedzi?

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

- 149 -