5[1].Wszystko na raz...


5.Wszystko na raz0x01 graphic

Nastała kolejna wiosna. Epidemia grypy hiszpanki zniknęła tak jak się pojawiła. Nie raz zastanawiałem się czy gdyby zniknęła wcześniej nadal byłbym zwykłym siedemnastolatkiem, który posiadał rodziców i szykował się do służby w wojsku. Dzisiaj znów wybrałem się na spacer do miasta. Było dość wcześnie więc ulice Chicago były prawie puste. Włóczyłem się po ulicach bez celu. Starałem się wyłączyć moją, jakby to powiedzieć, "magiczną" zdolność, ale w mojej głowie nadal szumiały ludzkie głosy. Nie wiedziałem nawet co do za dzień tygodnia. Wiedziałem jednak, że od ślubu Carlisle'a i Esme minął około miesiąc. Ich ślub był bardzo skromny. Największą jednak niespodzianką był prezent, który Carlisle podarował Esme. Była to wyspa, na którą docierało się z Rio de Janeiro. Esme w życiu nie wpadłaby na to, że mogłaby dostać wyspę. Oboje nazwali tę wyspę "Wyspą Esme". Spędzili na niej ponad miesiąc. Wrócili bardzo szczęśliwi. Mieszkałem z Carlisle'm już tak długo, że zdążyłem się do nich bardzo przywiązać. Kilka razy zastanawiałem się, czy nie powinienem ich zostawić i poszukać szczęścia w świecie. Esme bardzo martwiła się o to, że ciągle chodzę taki cichy i przybity, a Carlisle nie wiedział czy dobrze zrobił zamieniając mnie w wampira. Oboje zastanawiali się jak się czuję,a ja ciągle powtarzałem, że nic mi nie jest. Wiedziałem, że kiedy nadejdzie mój kres, albo rozpłynę się w nicości, albo - co według mnie było dla mnie oczywiste - wyląduję w piekle. Dla takich jak my na pewno nie ma nieba. Postanowiłem, że jednak wrócę do domu. Nie biegłem. Znów szedłem piechotą. Nie śpieszyło mi się zbytnio do domu. Jednak dotarcie do domu i tak zajęło mi zbyt mało czasu. Postanowiłem znów przesiedzieć kolejny dzień w bibliotece i zająć się nauką.

                                                                                       ***

Carlisle wrócił do domu nie będąc zbyt zachwycony. Ludzie znów zastanawiali się jak to się dzieje, że dr. Cullen od tylu lat się nie zmienia. Nastał czas przeprowadzki. Niezbyt mi się to podobało, ale miałem już dość Chicago i wspomnień, które przywoływało. Carlisle cały dzień spędził poza domem poszukując nam nowego mieszkania. Esme krzątała się po domu zbierając różne rzeczy. Nie były nam potrzebne, ale była już do nich przyzwyczajona, a do tego ludzie od razu mogliby coś podejrzewać, gdyby "nowi" wprowadzali się bez żadnych mebli. Carlisle przyjechał do domu późnym wieczorem i oświadczył, że znalazł dla nas dom w Nowym Jorku w gminie Rochester. Postanowiliśmy w ciągu tygodnia wynieś się stąd. Kiedy Esme i ja pakowaliśmy wszystkie nasze książki, Carlisle postanowił pojechać do Nowego Jorku i postarać się o pracę. Kończyliśmy już naszą prace kiedy pojawił się następnego dnia. Oświadczył, że pracę dostał od razu, gdyż akurat poszukiwali lekarzy. Wynieśliśmy się z naszego domu następnego dnia rano. Przez całą drogę wpatrywałem się w okno samochody obserwując przesuwający się za szybą świat. Starałem się, chciałem o niczym się myśleć. Nie polowaliśmy już od długiego czasu. Carlisle w żartach powtarzał, ze spróbujemy "nowych smakołyków" już na miejscu. Jechaliśmy tak prawie dwa dni. Nasz nowy dom nie był większy od tego w Chicago. Każdy z nas zabrał ze sobą kilka pudeł z książkami i innymi drobiazgami i weszliśmy do domu. W środku było nawet przytulnie. Widać było, że jeszcze niedawno ktoś tu mieszkał. Jeszcze tego samego dnia wybraliśmy się z Carlisle'm na zakupy. W końcu w domu muszą stać jakieś meble. Postanowiliśmy także zaopatrzyć naszą garderobę. Gdy jeździliśmy tak po mieście, okazało się nie mieszka tu aż tak dużo ludzi. By nie wzbudzać podejrzeć, wraz z Esme udawaliśmy rodzeństwo. Carlisle od pierwszych dni w pracy wzbudzał szacunek, a ludzie nie bali się o to, że jest jakimś początkującym amatorem. Wprowadzenie do domu zajęło nam niewiele czasu. Kiedy Carlisle bywał w pracy, a Esme krzątała się po domu, ja chodziłem na spacery lub jak zwykle uczyłem się obcych języków.

                                                                                    ***

Minęło kilka lat od naszej przeprowadzki. Po mieście chodziły plotki, że niejaka Rosalie Hale ma wyjść za Royce'a King'a II. Rosalie była jedną z tych kobiet, które przyciągają mężczyzn swą urodą, ale mnie jakoś nie imponowała. Była to dziewczyna dość próżna. Kochała się w sobie. Jej rodzice robili wszystko, by jak najlepiej wykorzystać urodę córki zaniedbując trochę ich dwóch młodszych synów. Dziewczyna była zaręczona z Royce'm, ale to nie była miłość. Ojciec Royce'a był właścicielem banku, więc małżeństwo Rosale i Royce'a wpłynęłoby na rozwój kariery Rose.

Był wczesny wieczór. Esme została zaproszona w odwiedziny do jednej ze swoich znajomych. Nie chciała iść sama więc postanowiliśmy wybrać się razem z nią. Kilka przecznic dalej usłyszałem myśli Royce'a i jego kumpli. Wszyscy byli pijani a wraz z nimi była Rosalie. Zatrzymałem się nasłuchując.
- Co się dzieje? - Carlisle wyczuł mój niepokój.
W tym momencie mężczyźni zaatakowali Rosalie i uciekli zostawiając zdezorientowanego Royce'a z Rose leżącą na ziemi.
-  Chodźcie. Zaatakowali Rosalie Hale.
Znaleźliśmy się tam chwilę później, ale Royce zdążył już uciec.
- Rosalie, słyszysz mnie? - spytał Carlisle.
- Ona cię nie słyszy Carlisle, jej myśli błąkają się, nie układają się w żadną całość.
- Musimy ją uratować.
Esme postanowiła jednak iść od swojej koleżanki, a my z Carlisle'm pobiegliśmy do domu. Od razu postanowił ją ugryźć, by nie zmarła. Jej przemiana trwała kilka dni.
- Nie może z nami zostać. To Rosalie Hale! Jej rodzina nie będzie zachwycona.
- Edwardzie nie możesz tak mówić. - skarciła mnie Esme.
- Musze się zemścić. - stwierdziła Rosalie patrząc na mnie z wściekłością.
- Na razie nie jesteś w stanie się pohamować Rosalie. Pozwól, że wszystko ci wytłumaczę, a będziesz mogła się zemścić.
Zdenerwowało mnie to. Wyszedłem z domy trzaskając teatralnie drzwiami. Rosalie Hale nie może z nami mieszkać!



Wyszukiwarka