T.-Lenartowicz-Wybór-poezji, ROMANTYZM


Opracowanie szczegółowe (a na dole opracowanie w skrócie)

Teofil Lenartowicz, Wybór poezji, opr. J. Nowakowski, Wrocław BN

DZIECIŃSTWO

Teofil Aleksander Lenartowicz urodził się w Warszawie 27 lutego 1822 r. wzrastał w niezagasłej tradycji kościuszkowskiej, z którą wiązała się przeszłość rodzinna. Ojciec jego, Karol Lenartowicz, pochodzący z Litwy, w bitwie o Warszawę pod Mokotowem dosłużył się za waleczność stopnia kapitana milicji narodowej. Gdy umarł, żona jego (Marianna z Kwasieborskich) znalazła się wraz z trojgiem dzieci w nędzy.

Mimo iż opuszczając Wa-wę po raz pierwszy Teofil był siedmioletnim dzieckiem, wracał później nieraz do wspomnień z tych czasdów.

W kształtowaniu się świadomości przyszłego poety istotny był charakter przeżyć następnego okresu dzieciństwa, spędzonego w miasteczkach, a zwłaszcza we wsiach Mazowsza. Nigdzie nie zatrzymał się na długo.

Jako 11- czy 12-letni Teofil Lenartowicz wyjechał do Wa-wy, do starszej siostry, Marianny. Po 4 latach nauki w tzw. szkole obwodowej rozpoczął życie samodzielne zarabiając na utrzymanie pracą w kancelariach adwokatów warszawskich.

Na czas pobytu na mazowieckiej prowincji przypadło powstanie 1830-1831 roku. Najsilniejszym przeżyciem we wspomnieniach przeżyciem był przemarsz ochotniczej formacji kosynierów: „biedny lud i nędznie odziany, a z jaką dumą ofiarujący się na bój za ojczyznę”. Śpiewał z chłopami piosenki powstańcze rozpowszechniane wówczas przez „Kurier Polski”. Obok przeżyć, związanych z historycznymi wydarzeniami z dziejów walki wyzwoleńczo-narodowej, okres pobytu na wsi utrwalił się w osobistych przeżyciach, którym poeta przypisywał największe znaczenie. Weszły one w skład całej jego poetyckiej twórczości.

Po niedługiej edukacji szkolnej jednocześnie z pracą zarobkową rozpoczął pilne samokształcenie. Wcześnie też podjął pierwsze próby twórczości poetyckiej.

LATA SPISKOWE

Kilkunastoletni urzędnik kancelarii sądowej zwiększał oczytanie, pogłębiał znajomość języków obcych, studiował literaturę narodową i poznawał arcydzieła literatury powszechnej.

Na rok 1840 lub 1841 przypada zbliżenie się Lenartowicza do środowiska ówczesnej młodzieży literackiej Warszawy, których grupę objęto później nazwą Cyganerii Warszawskiej. Niedostatek i zajęcia zarobkowe nie pozwalały mu na uczestnictwo w niespokojnym życiu Cyganerii.

Natomiast środowisko młodych literatów stało się dla niego szkołą literatury. Dotyczyło to zwłaszcza problematyki związanej z ludowym czy „ludomańskim” programem, właściwym środowisku młodzieży literackiej. Istotę programu stanowiła afirmacja konieczności rewolucji agrarnej: zniesienia pańszczyzny i uwłaszczenia chłopów. Wiadomo, że Lenartowicz uczestniczył w licznych wyprawach i wycieczkach na prowincję mazowiecką, gdzie było istotne zetknięcie się z chłopami, poznanie ich życia i kultury i oddziałanie na ich świadomość.

Wędrówki z Romanem Zmorskim miały charakter ludoznawczych dla zbierania folklorystycznych materiałów, zwłaszcza pieśni i opowieści przejmowanych i drukowane przez redakcje czasopism. Poza nawiązaniem kontaktu z Wincentym Polem, zetknął się też z malarzem Wojciechem Kornelim Stattlerem i poetą krakowskiej demokracji, Edmundem Wasilewskim.

W Warszawie miał kontakty z grupą tzw. „entuzjastek”, więc Narcyzą Żmichowską, Skimborowiczami, Budziłowiczami, a także z Ignacym Komorowskim, młodym muzykiem i kompozytorem.

Niemal całe środowisko najbliższe Lenartowiczowi w latach 1841 - 1843 było zaangażowane w ideowym lub wprost politycznym ruchu. Potwierdzeniem zaangażowania Lenartowicza w akcji konspiracyjnej tych lat jest jego nagła ucieczka, wraz ze Zmorskim i Karolem Brzozowskim, z Królestwa do Wielkopolski w sierpniu 1843 r., w momencie katastrofy organizacji spiskowej Stowarzyszenia Ludu Polskiego w Kongresówce, zdekonspirowanej w wyniku aresztowań przez paskiewiczowską policję.

24 sierpnia 1843 r. przekroczył granicę Prus Wschodnich i skierował się do Poznania. W postępowym „Tygodniku Literackim” ukazały się wkrótce jego wiersze, świadczące o jego kontakcie również z Julią i Antonim Woykowskimi.

Po powrocie do Wa-wy znalazł się w Komisji Sprawiedliwości jako podsekretarz. Drugi okres „lat warszawskich” Lenartowicza charakteryzuje się znamiennymi różnicami w porównaniu z poprzednim. Poeta zbliżył się do takich środowisk jak krąg liberalnej „Biblioteki Warszawskiej” i część literackiej Cyganerii. W związku z rosnącym zainteresowaniem wokół swej twórczości bywał również w „literackich salonach” Wa-wy, w których produkował swoje utwory, zwłaszcza cieszącą się uznaniem Kalinę.

Opiekę nad nim roztoczył K. W. Wójcicki, starając się pokierować zainteresowaniami w stronę narodowej tradycji literackiej, a zwłaszcza twórczości Kochanowskiego. Już w 1844 r. nastąpiło zbliżenie z Kornelem Ujejskim.

W 1847 r. Lenartowicz wiąże się z ogniwem nowej organizacji rewolucyjnej, tajnego związku kierowanego przez Henryka Krajewskiego, uczestnicząc w przygotowawczej akcji agitacyjnej głównie wśród rzemieślników, „wielkiej nadzieji spiskowców”.

Zycie poety w tym okresie przebiegało w dwojaki sposób. Jawnie był pilnym urzędnikiem Komisji Sprawiedliwości, a zarazem poetą, którego wiersze zyskały już znaczniejszy rozgłos w Wa-wie, bywały recytowane, śpiewane - w opracowaniu muzycznym Komorowskiego - na zebraniach towarzyskich. Wśród bardziej zaufanych osób odczytywał Lenartowicz swoje utwory o charakterze patriotycznym, tajone wobec władz zaborczych.

Wydarzenia Wiosny Ludów w Europie, powstanie wielkopolskie, ruch rewolucyjny 1848 r. w Galicji - wzmogły nastrój rewolucyjny i przygotowania powstańcze w Królestwie; rozpoczęła się nowa seria represji Paskiewicza.

Znów zagrożony aresztowaniem, powtórnie opuścił Lenartowicz Kongresówkę i przedostał się do Krakowa.

W Galicji Wiosny Ludów. W Krakowie spotkał się z życzliwym przyjęciem; rozpoczął czynność agitacyjno-pedagogiczną m. in. Z ramienia Towarzystwa Naukowej Pomocy, wykładając historię Polski w wieczorowej szkole dla dorosłych na Kazimierzu. W Krakowie wydał pierwszą i drugą część zbiorku Polska ziemia ( w obrazkach ) (cz. 2 wyszła jako odbitka litografowana), nadto Cztery obrazy. 1 września w teatrze wystawiony został jego dialog dramatyczny Wskrzeszenie. 16 października przemawiał podczas manifestacji na kopcu Kościuszki. 22 października odbyła się w teatrze recytacja „monologu dramatycznego” Tyrteusz.

Okres od sierpnia do października był czasem największej aktywności publicznej poety i agitatora, związanego z grupą tzw. emigrantów, emisariuszów i przedstawicieli Centralizacji Towarzystwa Demokratycznego Polskiego działających w Galicji, jak Józef Wysocki i Wiktor Heltman.

Tymczasem - w związku ze zdradą reakcyjnego gen. Görgeya - załamała się rewolucja węgierska. Równocześnie car przystąpił do interwencji: jego wojska pod wodzą Paskiewicza wkroczyły 1 maja 1849 r. w granice Galicji. Lenartowicz musiał uchodzić z kraju. Skierował się do Drezna. W stolicy Saksonii wybuchła właśnie rewolucja, której siłą sprawczą byli robotnicy. Rewolucję stłumiły, przy użyciu artylerii wojska królewskie saskie i pruskie. Przed Lenartowiczem stanęła konieczność wyboru nowego szlaku uchodźstwa .

TWÓRCZOŚĆ LENARTOWICZA W LATACH 1841 - 1848

Okres warszawski. Najwcześniejszą grupę młodocianej twórczości początkującego poety przedstawiają utwory z roku 1841. te pierwsze wiersze - mimo młodego wieku autora - odznaczają się charakterem wyraźnie indywidualnym, świeżością i bezpośredniością ujęcia, odpowiadającą szczerością przeżycia. Takie utwory, jak Jaskółka, Wieczór, Moje strony, Obraz po burzy z 1841 roku i Galary z 1842 (w „Przeglądzie Warszawskim”) już zapowiadają rozwój później tak charakterystycznych motywów twórczości Lenartowicza.

Teofil Lenartowicz: GALARY

I dnie całe, i noce

Wisła pędzi, bełkoce,

Ku warszawskiej gna stronie

Na przejrzystym swym łonie

Sosny wiązane w pąk.

A w galarach chłopaki,

Niby kaczki, wód ptaki,

Szemrzą wiosły jak skrzydeł lot,

Paplą, ciągną stadami

Nad fal jasnych grzbietami,

Jak jaskółki, wróżbiarze słot.

Pawie piórka najnowsze,

Jakich nie zna Mazowsze,

Od ich czapek wyrosły.

Brzęczą kółka u pasa,

A na licach z róż krasa,

A wzrost gdyby topola wyniosły.

W zmrok przy węglach ogniska

Z lulką każden siadł z bliska,

By słuchać skrzypecznych stron.

Szumi wiater po drzewie,

Piosnka pędzi, a w śpiewie

Żałosny jęczy ton:

„Wisło, nasza kochanko,

Skąd tą szarą sukmanką

Piaszczysty kryjesz smug?

O, ty matko rodzona!

U twojegoć to łona

Dusze nam wcielił Bóg.

Czy cię ziemia zgniewała,

Coś tak zbladła, zsiniała,

Czy ci żal zalanych chat?

Nowe, schludne powstaną

I nad Wisłą kochaną

Długich dosięgną lat.

Nasze żony i dziewki

Zanucą tobie śpiewki,

W twojej wanience z ziół

Dzieci pływać nauczą,

U twych piersi wytuczą

Ozdobę naszych siół.

Jeno niechaj twe oczy

Czarna chmura nie mroczy

Ani modrych nie sępi fal,

Bo się serce zasmuca

I pieśń słowo wyrzuca,

I łzę mętną wyciska żal”.

Tak śpiewają i płyną,

Z wolna milczą i giną

Jak ceranki na wodnym tle.

Wisła pluszcze, podrzuci,

Niby z trawą się kłóci

I gwiazdy w swym odbija szkle.

Białe żagle wędrują,

Po nich wiatry tańcują,

Z maszt pogląda chorągwi tłum.

Lecz się dusza nie cieszy,

Witać nowych nie spieszy,

Do krakowskich stęskniona dum.

Są to przede wszystkim nastrojowe obrazki krajobrazu mazowieckiego, zbliżające się do poezji opisowej w swej trosce o realizm szczegółów, o wierność obserwacji elementów przyrody (charakterystyczne motywy tego krajobrazu to sad, pastwisko, las; ptaki charakterystyczne dla „chłopskiego” nieba, to jaskółka, skowronek, bocian i kukułka. Powracają ulubione motywy krajobrazowe, jak wierzba, dąb, kalina, sosna. Towarzyszą im „obrazy słuchowe” - głosy ptaków i zwierząt domowych), lecz przeniknięte elegijnym nastrojem, czasem sentymentalne w wyrazie emocjonalnym. Będące wytworem umiłowania przyrody, tęsknoty za wsią, odbiciem wspomnień wcześniejszej młodości. Znając z wędrówek po Mazowszu nędzę chłopskiego życia, głód i beznadzieję, towarzyszącą chłopu od dzieciństwa - to właśnie czynił tematem wierszy. Chodził pośród ludu, znał chłopski język, umiał autentyczne ludowe zwroty czy przyśpiewki wprowadzić do poezji.

Już w tych najważniejszych utworach można zauważyć jak Lenartowicz przetworzył język, wprowadzając elementy ludowego słownictwa, naśladował melodię ludowej wypowiedzi. Cechą charakterystyczną jego stylu było wprowadzenie ludowego paralelizmu, czyli ukazywania zachowań natury jako echa ludzkich uczuć [zob. w antologii wiersz Kalina]. Tak Galary, jeden z najlepszych utworów młodzieńczych poety, podejmuje znany z Czatów Mickiewicza, rzadki tok wiersza. Charakterystyczny jest przenikający cały wiersz rytm taneczny (mazurowy).

Utwory drukowane później, już w 1842 r., a zwłaszcza 1843 i 1844 r., są świadectwem wyraźnego zbliżenia do środowiska Cyganerii.

Ulega raczej zagmatwaniu i zatarciu bezpośrednio odtwarzany obraz rzeczywistości, krajobraz wsi cofa się z pierwszego planu twórczości, a na jego miejscu rozwija się m. in. Stylizowany, poetyzowany, ogólnikowy krajobraz nocy z nastrojowymi rekwizytami, służącymi symbolicznej ekspresji stanów psychicznych bohatera lirycznego. Oddziałuje wtedy na poezję Lenartowicza twórczość Mickiewicza sprzed 1831, twórczość młodzieńcza Słowackiego, a także idee i formy twórczości Schillera.

W niektórych wierszach Lenartowicza z tego czasu widoczne są wpływy np. poezji Zmorskiego. Wiersze te - jak np. Szatan, wyraźnie spokrewniony literacko z Aniołem niszczycielem Zmorskiego - stanowią ich odpowiednik pojęciowy, a także formalny. Utwory takie są wyrazem pogłębiającej się postawy negocjacji rzeczywistości, bunt przeciw złu społecznych stosunków współczesności.

U Lenartowicza zaczyna się pojawiać koncepcja. Jest to program pozytywnej, twórczej roli społecznej poezji. To charakterystyczne dla romantyzmu przekonanie o wyjątkowej pozycji i roli wielkich jednostek twórczych. Ale sprawdzianem ich wielkości jest, wg. Lenartowicza, pozytywna funkcja w kształtowaniu świadomości narodowej, pojętej przede wszystkim jako jednolity kompleks wspólnych uczuć ożywiających cały naród.

W twórczości Lenartowicza właściwe treści ideowe są „zaszyfrowane”. Wiersze czy piosenki o formie prostej, często zapewne świadomie prymitywnej, jako środek agitacji patriotycznej wśród chłopów. Utwory takie pojawiają się prawdopodobnie w związku z „wędrówkami ludoznawczymi” poety w 1842 lub 1843 (np. Mazur, Kowale - druk. Później w Polskiej ziemi…, Cz. I). Mają charakter patriotyczny, wyrażając ideologię narodowego powstania, program wojny Ludowej. Wiersze Lenartowicza zwracały świadomość chłopską przede wszystkim w kierunku walki z niewolą polityczną, z zaborcą, jako zasadniczym wrogiem.

Teofil Lenartowicz: MAZUR

Hej, do tańca dziewuchy,

Zagraj, dudko Jaśkowa!

Cóż to, grajku, czyś głuchy,

Co tak siedzisz jak sowa?

Ano! żywo, do licha!

Cóż to wam się przydało,

Każden siedzi a wzdycha,

Czy złe ludzi spętało?

Bartek z boku spoziera,

Łzy rękawem ociera,

A dziewuchy, parobcy

Jak nie swoi, jak obcy.

Gdy tak Maciek ochoczy,

Każdy przetarł swe oczy,

A Jan stary zza stoła:

„Grajże, grajku!” zawoła.

Chwycił Józef za basy,

Żwawo smykiem potoczył;

Maciek w taniec wyskoczył,

Ognia dały obcasy.

Oj ta dana, oj dana,

Doloż moja kochana!

Cóż to grajko tak smutnie?

Wesołego niech utnie,

Bo ja na złość muzykom

Śmieję się i wykrzykom:

Oj ta dana, oj dana,

Doloż moja kochana!

Co mam nie być wesoły!

Spaliły się stodoły,

Kłopot sobie nie zadam,

Kędy zboże poskładam:

Bo je grady złożyły,

Pocięły i zmłóciły.

Oj ta dana, oj dana,

Doloż moja kochana!

Co mam nie być wesoły!

Mój majątek dwa doły!

A w onych dołach żona

Z małym dzieckiem złożona.

Oj ta dana, oj dana,

Doloż moja kochana!

Grajże, dudko wesoła,

Toć na mnie nikt nie woła,

Nikt nie czeka stęskniony

W mej chałupie spalonej.

Oj ta dana, oj dana,

Doloż moja kochana!

Żywa dusza nie żąda,

Próżno człek się ogląda,

Więc tańcuję najszczerzej,

Jutro pójdę w żołnierzy.

Oj ta dana, oj dana,

Doloż moja kochana!

Gdy tak tańczy ochotnie,

Cóż to grajko tak potnie?

Kropla w kroplę przez oczy

Z twarzy grajka się toczy.

Czy się zmachał od grania?

Skrzypki rzucił, podeptał,

Otarł lice sukmanem

I coś mruczał, i szeptał,

A dziewki się spłakały -

Że skrzypki grać przestały.

Bądźcie zdrowi, wy starzy,

Niechaj Pan Bóg wam darzy,

A gdy skrzypków nie stało,

By się w karczmie hulało,

Śpiewam sobie: oj dana,

Doloż moja kochana!

Postępowa interpretacja rzeczywistości znajduje wyraz w utworach bardziej bezpośrednio ją odzwierciedlających, jak w Dwu pogrzebach; w wierszu tym Lenartowicz daje konkretne obrazy chłopskiej nędzy i niedoli, które stają się oskarżeniem klas posiadających.

Pokrewieństwo z literaturą stylizowanych klechd i podań wykazują nieliczne utwory Lenartowicza, jak Złota kaczka i Strzelec z 1843 r. Charakterystyczne dla wierszy naszego poety było wtopienie wątków legendowych w ramy realistyczne narracji i konkretnego opisu, jak w Strzelcu, z którego można wyczytać autentyczne przeżycie pejzażu tatrzańskiego i świadectwo zbliżenia do ludu Podhala.

Najcenniejsze i najciekawsze wartości poetyckie przenikają utwory od roku 1843, jak Tęsknota, Piosnka i Chłopak, drukowane w «Tygodniku Literackim» w 1844 r., Kalina, Dwa dęby, Anioł i dziewczyna.

Pierwsze nasilenie twórczości w tym rodzaju przypada na r. 1843 i 1844.

Liryzm, przesłonięty gdzie indziej literackością, przejmowaniem i odtwarzaniem cudzych koncepcji, w tych wierszach wypowiada się prosto, bezpośrednio i szczerze, a prostocie przeżycia odpowiada prostota formy, będącej parafrazą autentycznej pieśni ludowej. Znamienne jest użycie podobnej formy w utworze właściwie autobiograficznym, jakim jest Chłopak, w którym poeta kształtuje własną postać - widzianą we wspomnieniu - jako postać chłopskiego dziecka.

Teofil Lenartowicz: CHŁOPAK

Śnieżyca zawiewa,

W dali szumią drzewa,

Na białe zagony

Podlatują wrony.

Gdzie wierzby, gdzie chata,

Drzwi stare skrzypnęły,

Skrzypnęły, stanęły

I chłopak wylata.

Rozpięta koszula,

Po piersiach wiatr hula;

Twarz zdrowa, choć dymna,

Znać chłopskie to dziecię:

Nie dmucha on w lecie,

Nie chucha od zimna.

A oczy jak ciarki,

A ręce jak raki,

Na wrogów to karki

Wylągł się on taki.

I czegóż, i za czym

Śle okiem prostaczym,

I kędyż wejrzenie wciąż ciska?

Tam dalej, za krzyżem,

Nad starym żołnierzem

Ostrzony się bagnet połyska.

Tam dalej muzyka

Marsz dzielny wygrywa,

Aż duszę porywa,

Aż serce przenika.

I przeszli, zniknęli,

Śnieg gęsty poprószył,

Choć przeszli, minęli,

Chłopak się nie ruszył.

Na czole mu siadła

Chęć bójki zawzięta,

Po twarzy mu spadła

Kropelka zziębnięta.

Czy mróz ją wygonił

Wędrować po świecie?

Czy z biedy łzy ronił?

Wy może zgadniecie…

Jak zając spłoszony

W lesiste mknie strony,

Tak chyżo przez wzgórek

Poleciał Mazurek.

Poleciał do chatki

Wychwalać wojaki

I prosić u matki

O karabin taki.

Wśród tej grupy wierszy największy rozgłos i trwałą pamięć w tradycji literatury i pieśni polskiej zyskała Kalina.

Teofil Lenartowicz: KALINA

Rosła kalina z liściem szerokiem

Nad modrym w gaju rosła potokiem,

Drobny deszcz piła, rosę zbierała,

W majowym słońcu liście kąpała.

W lipcu korale miała czerwone

W cienkie z gałązek włosy wplecione.

Tak się stroiła jak dziewczę młode

I jak w lusterko patrzyła w wodę.

Wiatr co dnia czesał jej długie włosy

A oczy myła kroplami rosy.

U tej krynicy, u tej kaliny

Jasio fujarki kręcił z wierzbiny

I grywał sobie długo, żałośnie,

Gdzie nad krynicą kalina rośnie,

I śpiewał sobie: dana! oj dana!

A głos po rosie leciał co rana.

Kalina liście zielone miała

I jak dziewczyna w gaju czekała,

A gdy jesienią w skrzynkę zieloną

Pod czarny krzyżyk Jasia złożono,

Biedna kalina znać go kochała,

Bo wszystkie swoje liście rozwiała,

Żywe korale rzuciła w wodę.

Z żalu straciła całą urodę.

[1845]

Z komentarza Jana Nowakowskiego: wiersz Kalina „nasycony głębokim liryzmem, odznaczał się wyjątkową oszczędnością ekspresji, przemawiając wyłącznie wymową obrazów i zwięzłej, lakonicznej narracji, bez dodatkowego komentarza autorskiego. Uderza osiągnięta w Kalinie doskonałość warsztatu poetyckiego, ze szczególnym artyzmem korzystającego z wzoru najszlachetniejszych pieśni ludowych, zwłaszcza zaś ze znamiennego dla ludowej poetyki paralelizmu, komentującego sprawę ludzką przez odwołanie się do analogii ze zjawiskiem natury”.

W inny sposób ów związek z poezją ludową zaznaczał się np. w Tęsknocie, w której następowało jakby utożsamienie poety z ludowym podmiotem lirycznym - podmiotem skargi dziewczęcej. Posługując się wyłącznie środkami wypowiedzi właściwymi ludowi, osiągnął Lenartowicz niezwykłą prostotę formy, czystość głębokiego liryzmu, rzewność bynajmniej nie sentymentalną. Skarga dziewczyny płynęła tokiem prostej piosenki, oparta na rytmie ludowego wiersza.

Teofil Lenartowicz: TĘSKNOTA

Czy mnie matka porodziła

Pod nieszczęsną gwiazdą?

Czy mi wiedźma określiła

Rodzicielskie gniazdo?

Całe noce, dnie i lata

Płacze bez ustanka,

Przyszły swaty, nie chcę swata,

Czekam swego Janka.

Oj! poleciał, oj! pogonił

Na polską wojenkę;

I ojczyzny nie obronił,

I rzucił dzieweńkę.

Sama kołacz piekłam w drogę

I szkaplerzyk dała;

Odjechał ci mnie niebogę,

Com go tak kochała.

Zima idzie, liść opada,

Nim sioła zacichną,

Nocą pućka na dach siada,

Woła: „Pójdź, Marychno!”

Nim ja ujrzę, nim zobaczę,

Kochaneczku, ciebie,

Pierw się matuś moja spłacze

Na moim pogrzebie.

Oj, przyszpilcie mi nad głową

Rozmarynu ziele,

Oj, zaplećcież mi różową

Wstążkę na wesele.

Zaśpiewajcie mi piosneczkę,

Moje siostry młode,

Pochowajcie swą dzieweczkę,

Marychnę urodę.

A miłemu, jak zastuka

Do chaty matczynej,

To powiecie: niech nie szuka

Marysi jedynej.

Leży ona przy kościele

Pod zimną mogiłą,

Świętą ziemię zielska wiele

Nad nią umaiło.

W polu cicho, wietrzyk szumi,

Co smutku, tęsknoty…

Ptaszek śpiewa tak, jak umie,

Lata motyl złoty.

Pieśń ludowa i poezja czarnoleska (Jan Kochanowski) stają się w r. 1844 mistrzyniami Lenartowicza, oddziałującymi na jego twórczość w kierunku prostoty, oszczędności słowa i ogólnego wyrazu formalnego, uszlachetnienia postaci liryzmu. Przykładem artystycznego przetworzenia poezji znakomitego mistrza Pieśni renesansowych był wiersz Lenartowicza Jan Kochanowski, nasycony liryzmem płynącym z wdzięcznego serca młodego poety; wiersz ten powstał prawdopodobnie w wyniku odwiedzin Czarnolasu podczas jednej z wędrówek Lenartowicza.

Motywy twórczości Lenartowicza wzbogacają się jeszcze w 1844 r. o wątki i obrazy czerpane z literatury antycznej. Powstały głośne naówczas wiersze Lenartowicza opublikowane w « Bibliotece Warszawskiej »: Laokoon i Wiersz do poezji.

W pierwszym z nich, mit o trojańskim kapłanie - wieszczu, który ostrzega rodaków o nadchodzącym nieszczęściu i pada ofiarą zagniewanego boga, stał się literackim pretekstem dla utworu odzwierciedlającego antytezę między ofiarą bojowników o postęp i o wolność narodu a inercją (bierność) „społeczeństwa”. Wracał tu romantyczny motyw ideowy eksponowanej wyjątkowej jednostki, której jest dana wyższa świadomość przyszłości,

lecz motyw jest obciążony tragicznym przeżyciem nowych klęsk i cierpień spadających przede wszystkim na ofiarne, tragiczne w swym osamotnieniu indywidualności.

W latach 1845 - 1847, w okresie nowych klęsk ruchu rewolucyjnego, twórczość Lenartowicza okazuje cechy pewnego załamania ideowego. Najbardziej znamienne pod tym względem jest Pierwsze przedstawienie Hamleta, produkt literacki rozczytywania się w dramatach Szekspira. Próba ta własnej twórczości dramatycznej - zresztą mało udana artystycznie - była wyrazem konsekwentnego pesymizmu jako postawy i jako oceny rzeczywistości.

Utwory takie, jak Spowiedź więźnia, Srebrny śpiew, zdają się potwierdzać tezę o równoległym do poprzednio omówionej twórczości powstaniu poezji o innym charakterze, dużym natężeniu tendencji patriotycznych i demokratycznych, poezji mobilizującej do walki wyzwoleńczej, o czytelnym realizmie nawiązującym do tradycji wielkiej twórczości romantycznej. Takim wierszem jest Sowiński (powstały prawdopodobnie w 1847 r.), mogący stanowić przykład osiągnięć ideowo - artystycznych Lenartowicza w okresie nowego jego zbliżenia do akcji konspiracyjnej związku tajnego pod kierownictwem Henryka Krajewskiego.

Twórczość roku Wiosny Ludów. Szczególne znaczenie w historii twórczości Lenartowicza posiada rok 1849, ściślej, czas od przedostania się do Galicji, do wiosny r. 1849, kiedy nieskrępowany cenzurą - mógł się wyrażać wprost, mobilizować i przestrzegać.

Charakterystyczny dla tej sytuacji stał się wybór formy odpowiadającym nowym możliwościom - formy dramatycznej a ściślej „dramatu lirycznego”. Znane nam tylko z ówczesnych recenzji Wskrzeszenie przedstawiało ostry konflikt pomiędzy uczuciami rodzinnymi a bezkompromisowym nakazem obowiązku patriotycznego.

Wyraźną wymowę miał Tyrteusz. Recytowany ze sceny krakowskiej przez aktorów „monolog dramatyczny” podejmował motyw „tyrtejski”, nasycony w literaturze Oświecenia i Romantyzmu wyrazistymi treściami ideowymi walki z despotyzmem i uciskiem narodowym. Tyrteusz Lenartowicza wznawiał echo rewolucyjnej pobudki, lecz posługując się metaforą, w której Wawel przeobraził się w „królewski pałac” Sparty, a mieszkańcy dawnej stolicy w Spartan, ogarniętych już niemocą dosytu, niegodnych narodowych tradycji, wzbogacał ją nowym tonem. Oskarżając klasy posiadające o zatracenie ducha narodowego i przestrzegając je zarówno przed kompromisem z zaborcą, jak przed oczekiwaniem interwencji z zewnątrz, domagał się rewolucyjnej decyzji przekraczającej krąg egoistycznych interesów klasowych.

W r. 1848 mógł Lenartowicz wydać pierwsze zbiorki swych poezji.

Zgrupowane poezje wiązała przede wszystkim idea walki wyzwoleńczo - narodowej; patriotyczne wiersze Lenartowicza zwracały się głównie przeciwko carskiej Rosji.

Ukształtowanie w formie łatwej i prostej; wiersze Lenartowicza były sposobne do przeobrażenia w popularne piosenki. Nawiązywały do ludowych pieśni i przyśpiewek podejmując właściwe im rymy, parafrazując ich strukturę wersyfikacyjną, charakterystyczne motywy i zwroty stylistyczne.

Postawę bliskości w stosunku do ludu wyrażały i te utwory poety, które nie służyły bezpośrednio politycznej agitacji. W wierszach takich jak Duch sieroty, Nasza dziewczyna, Dziewczyna przemawiał liryzm jako wyraz bądź głębokiego współczucia, bądź przejęcia się urokiem chłopskiego świata. W Duchu sieroty oszczędność, skrajna prostota języka wypowiedzi poetyckiej, tak bliska „naiwności chłopskiego prymitywu”, świadczyła o sztuce wyzyskania i przetwarzania ludowego wzoru.

Teofil Lenartowicz: DUCH SIEROTY

Idzie sobie pacholę

Przez zagony, przez pole:

Wielki wicher, ulewa,

A to idzie, a śpiewa.

Wyszedł z gaju gajowy

I ozwie się w te słowy:

- Taka bieda na dworze,

A ty śpiewasz, niebożę?

Oj, długo ja płakała,

Gdy mię nędza wygnała,

Gdy ja, biedna sierota,

Drżąca stała u płota;

Aż raz w nocy niedzielnej

Przy dzwonnicy kościelnej

Mróz wszelakie czucie ściął

I Pan Jezus duszę wziął

Jedna zimna mogiła

Moją biedę skończyła.

Siwy dziad mnie pochował,

On mnie płakał, żałował,

On mnie ubrał w sukienki

Do tej zimnej trumienki;

Teraz nic mi nie trzeba,

Idę sobie do nieba.

- O sieroto! O dziecię!

Nic ci nie żal na świecie?

- Żal mi jeno tej łąki,

Gdzie fijołki i dzwonki;

Żal mi słońca w zachodzie,

Kiedy świeci na wodzie,

I fujarki wierzbowej

Znad zielonej dąbrowy.

Jako komentarz do tego wiersza zacytujemy słowa Stefana Żeromskiego, Który Lenartowicza cenił szczególnie wysoko:

Jedynym czynnikiem, który nań [na Lenartowicza] widocznie oddziałał - było Mazowsze i lud mazowiecki. Równina, rzeka Wisła, drzewa nadwodne, szary widnokrąg, przyziemni ludzie - wiosna, lato, jesień, zima… Oto wszystko.

„Przez zagony, przez pole”…

W istocie - najprzód pod nogą są „zagony”, a dalej, w przestrzeni przed oczyma, dalekie, puste „pole”. Idzie „pacholę”: szara w łachmanach stwora nie wiadomo nawet jakiej płci, chłopczyńskiej czy dziewczyńskiej. „Wyszedł z gaju gajowy”… Taki sam, jak „to”, szary człowiek, leśny łazęga, do pniaka podobny, tyle tylko, że ma spłowiały, niegdyś zielony, lampas na zrudziałej czapce, podobnie, jak szary odziemek bukowy ma nad sobą pod jesień płowiejące gałązki. […] Rozmowa jest prawdziwa, jak ulał. Tylko takie przecie pytanie mógł rzucić zdumiony człowiek: „Taka bieda na dworze, a ty śpiewasz, niebożę”? Słowo „bieda” jest tutejsze, niezastąpione, malujące wszystko okrucieństwo, bezlicość, zaciekłość przyrody w jednym jedynym dźwięku, a słowo „niebożę” jest litościwym tchnieniem na te istoty, które są na ziemi niczyje, ani ludzkie, ani ziemskie, ani nawet boże. […] Kilkoma kreseczkami […] narysowany jest ten niezapomniany krajobraz: zagony, pole, gaj i te dwie postaci. Jedyny na widnokręgu przedmiot, rzucający się w oczy, który w tych polach widać, to dzwonnica kościelna, a nad wszystkim zatoczone wysokie niebo - jedyna radość - gdzie już nic z tych straszliwych konieczności, jadła, przyodziewku, legowiska, o które ludzie w walce dzikiej na śmierć się zabijają, a siostra siostrę „wygania” - „nie trzeba”.

(Stefan Żeromski: Snobizm i postęp, Warszwa 1929)

W ostatnio wymienionych utworach krystalizowała się wizja piękna wcielonego w postacie wiejskich dziewcząt na tle urody ziemi rodzinnej, przemawiała szczera tęsknota za mazowiecką ojczyzną. Wartości zaś pieśni ludowej - w koncepcji wywodzącej się z Mickiewiczowskiej Pieśni Wajdeloty - poświęcił poeta wstępny, programowy wiersz Polskiej ziemi (w obrazkach), Trzy siostry, głosząc w nim wiarę w poezję ludową jako siłę moralną narodu walczącego o wyzwolenie.

Wydane też w Krakowie Cztery obrazy, dedykowane Wojciechowi Stattlerowi, oskarżały „potomków” dawnych targowiczan o przygotowanie nowej zdrady interesów narodowych; stały się apelem o nieustępliwą walkę wyzwoleńczą.

Prawdopodobnie w Krakowie tworzona Szopka wydana dopiero we Wrocławiu w 1849 r., stanowiła ciekawą próbę zbliżenia mas ludowych do narodowej tradycji. Nawiązując do formy popularnej szopki krakowskiej Lenartowicz nadawał utworowi - za przykładem W. Pola ( Szejne - Katarzynka) - charakter sposobny dla propagandy narodowej.

„Figurkami” w tym ludowym teatrze kukiełkowym stawały się - obok tradycyjnych postaci Heroda, diabła itd. - osobistości z dziejów Polski.

Antymonarchiczna, republikańska ideologia łączyła się w Szopce Lenartowicza koncepcją narodu, dziedziczącego w procesie swojego rewolucyjnego formowania się, obok dorobku kultury szlacheckiej, tradycję kultury ludowej. Poeta podkreśla w Szopce swą solidarność z ludem, uznając jego twórczość za najbliższą sobie, najgłębiej odczuwalną, za właściwe źródło swej poezji.

OD ROKU 1849 DO POWSTANIA STYCZNIOWEGO

W Wielkopolsce. 1849 r. w stolicy Saksonii lub w niejakiej okolicy, Lenartowicz przemknął w charakterze studenta - turysty, na Łużyce, gdzie spotkał Romana Zmorskiego. Wciągnął on poetę do współpracy przy czasopiśmie «Stadło», reprezentującym tendencje postępowego słowianofilstwa. Opublikował tam Lenartowicz swoje piękne Zaprosiny, później również Lirnika w dwóch „obrazach”.

Teofil Lenartowicz: ZAPROSINY

Prosiwa państwa na jagody

Do naszej wiejskiej gospody,

Nie mawa chleba, kołaczy,

Niech nam waspaństwo wybaczy.

Pasły się owce na trawie,

Gęgały gęsi na stawie,

Brzęczały pszczółki przy ulu,

Bujała pszeniczka w polu.

Na nabożeństwo w święto wiózł

W smagłe koniki kuty wóz.

Wszystko to dola zabrała,

Jeno się bieda została.

Prosiwa państwa na gody,

Dostanie ognia i wody:

Woda się toczy po łące,

Z chałupy głownie gorące.

Ponieważ zalegalizowanie pobytu w zaborze pruskim natrafiło na trudności, Lenartowicz bezdomny i z problemami materialnymi szukał schronienia u ziemian wielkopolskich. Szukając śladów tradycji wczesnohistorycznej dziejów Polski, poznawał ziemię i lud wielkopolski.

Jednak nowe zarządzenia władz pruskich przeciw emigrantom skłoniły go do zmiany miejsca pobytu.

Pobyt w Gräfenbergu prócz spotkania z przyjaciółkami mazowieckiej młodości ( Krystyna i Brygida Dybowskie ) przyniósł zetknięcie z wieloma osobami z różnych dzielnic Polski, co pozwoliło Lenartowiczowi zorientować się w atmosferze depresji, jaka zapanowała w całym kraju po rozczarowaniach Wiosny Ludów.

Lata 1850-1851, mimo trudnych okoliczności życia, niedostatku środków materialnych i tułaczki po obcych domach. Drukował w czasopiśmie « Krzyż a Miecz » drukował swoje utwory: Baśń o walecznym księciu, Sen króla Jana, Moja piosnka.

Teofil Lenartowicz: MOJA PIOSNKA

Zawsze te same sosny żywiczne,

Zawsze te same wody kryniczne,

Łąki i rosa, przeróżne kwiatki,

Zaranek cichy i błękit gładki!

Skowronek, lecąc w toń lazurową,

Wisi w powietrzu nad moją głową.

Kiedy się w sobie, bracia, uciszę -

To wszystko widzę i wszystko słyszę.

I tak się z serca wydziera śpiewka,

Jak mazowiecka do tańca dziewka,

Strojna w bursztyny, w korale, maki

I złote piżmo, modre modrzaki,

Jasna jak zorza, świeża jak woda,

Przy brzęku skrzypic wywija młoda -

Ani się pyta, czy to tak ładnie:

Toć przecie komuś do serca wpadnie!

To mi tak czasem coś w ucho gada,

Niby dziewczyna ze złotą cywką:

Spojrzę się - mignie gębusia blada,

Chwytam w powietrzu jasne przędziwo

I snuję z niego tęczę na chmurze,

I snuję z niego stokrotki, dzwonki,

Żółte dziewanny i polne róże,

I wstęgi wody przez wonne łąki.

I naraz - wioska błyśnie kochana,

Na pocieszenie… Dana, oj dana!

Chałupy drzemią, chylą się sosny!

A w duszy mojej tak pełno wiosny,

Takim szczęśliwy! Lecz szczęścia promień

Niedługo świeci: znikają blaski,

I noc, i wicher, i straszny płomień,

I od płomienia straszniejsze wrzaski -

I krew się burzy, i pięść zaciska,

I niema spada łza w paleniska,

Bo serce pęka…

Stróżu aniele,

Zawodzącemu mnie na popiele

Przybądź i z duszy mej ścieraj plamy

Błękitem wiary, nadziei łzami!

Tak ja tam zawsze do was przychodzę,

W śnie czy na jawie ja ku wam w drodze,

Łódką Flisowską czy też z lirenką

I z krzywym kijem ciągnę z daleka:

Czy też kto wyjdzie, czy też kto czeka,

Czy kto powita przyjazną ręką?

Na ciepłej łące grają derkacze,

Spod nóg mi rwą się pliszki i lelki.

Nikt mnie nie wita! Sercu żal wielki.

Niemość na jawie - jeszcze w śnie płaczę

I ręką wiodąc ku zachodowi

Śpiewam żałosne: Bywajcie zdrowi!

Bywajcie zdrowi! Myśl moja z wami;

Ona tak górą ciągnie z gwiazdami

Albo się miesza w bocianie stada

I białoskrzydła na ziemię spada.

Ona tam stoi nad wód krynicą

Albo się wiesza na krzyżach drożnych,

Ona się modli z białą dziewicą

I unosi się w hymnach pobożnych.

Choć wy na moje serce żelazem,

Choć zimnym lodem, ja z wami razem.

Powietrze ciche jak zasiał makiem,

Zarumienione poranną zorzą:

Tak bym rad wzleciał w powietrze ptakiem,

W ten szklany przestwór, w tę piękność bożą!

Och! Jakiś anioł na świat się zniża,

Bo czuję lekkość Chrystusa krzyża

I bliską radość, i pieśń żałosna

Topnieje łzami. Wiosna, och, wiosna!

Precz, marne skargi! O, bracia moi,

Przyjmijcie w serce tę piosnkę lichą.

Ona uboga przed chatą stoi,

Jeżeli płacze, to płacze cicho.

Siostry i bracia, otwórzcie oto!

Pustka. Zacichnij, piosnko sieroto…

We Wrocławiu w czasopiśmie « Znicz » w 1852 r., ukazały się jego wiersze: Znicz i Do poezji.

W piśmie Ewarysta Estkowskiego « Szkoła dla Dzieci » od 1850 do 1854 ogłosił większość swych utworów powstałych w latach : od Jak to na Mazowszu po Błogosławioną.

Teofil Lenartowicz: JAK TO NA MAZOWSZU

Po szerokim polu modra Wisła płynie,

Pochylone chaty drzemią na dolinie,

Nad wodą zgarbiony stary dąb żylasty,

Kędy bielą płótna wesołe niewiasty.

Po łące bociany stąpają powolne,

W owsach jednostajnie brzęczą świerszcze polne,

A z borów cienistych leśnej okolicy

Rozwiewa się wonność sosnowej żywicy.

Po niebie obłoki jak bieluchne runo,

Słoneczkiem przeciekłe, pod błękitem suną.

Na wodzie, na Wiśle, śród ciszy poranka

Płynie łódź Flisowska jak szara cyranka,

A za nią ładowne pszenicą galary,

Szum wioseł na falach i śmiechy, i gwary.

Poboru jagody dziewczę rwie na wrzosie

I śpiewa miłemu: „ Pędź, głosie, po rosie”.

Po długiej dolinie tęskne tony cieką

I słychać piosenkę daleko, daleko.

I gdzie się obrócisz, nad Wisłą, nad Bugiem,

Brzmi nuta serdeczna za bydłem, za pługiem,

Po wodzie srebrzystej, po zielonym gaju -

Jakby jedna dusza była w całym kraju.

Oj, śliczna to ziemia to nasze Mazowsze!

I czystsza tam woda, i powietrze zdrowsze,

I sosny roślejsze, i dziewki kraśniejsze,

I ludzie mocniejsi, i niebo jaśniejsze.

Gdzie mi tak na świecie kto zagra od ucha?

Gdzie mi się rozśmieje tak raźna dziewucha,

Gdzie mi pokażecie naszą chatę lichą,

Taki bór szumiący, taką łąkę cichą?

Kędy ja usłyszę tyle ptastwa wrzasku?

Skąd wam modrej Wisły i białego piasku?

Serce moje, serce do tych lasów goni,

Do Wisły, do Wisły - oj, tęskno mi do niej!

Szczęśliwe kuliki, szczęśliwe rybitwy,

Co nad nią powietrzne zawodzą gonitwy.

Oj! Mazur ja, Mazur pomiędzy obcemi,

Zmarnuję ja młodość na nie swojej ziemi.

Kiedym szedł do ludzi, cały dzień padało,

Pod wieczór się za mną słońce obejrzało -

Oj, poczerwienione jak oczy matczyne,

Co mnie błogosławiąc patrzyła w dolinę.

Wiatr szumiał po polu a pszeniczne kłosy

Strząsały na ścieżkę krople jasnej rosy.

Po boru, po lesie, przez gęstwinę ciemną,

Na gałęziach wrony krakały nade mną -

Sierocemu sercu tak się wydawało,

Jakby coś w powietrzu po lesie płakało.

Spojrzałem przed siebie - nikogo nie było,

Kilka ciemnych sosen w ziemię się chyliło.

Daremno po drodze patrzyłem za siebie,

Jedna tylko gwiazdka mrugała na niebie,

I ta utonęła w ciemnej, mrocznej fali;

Nie było nikogo - i poszedłem dalej.

I dalej, i dalej w świat szeroki, długi -

Bywajcie mi zdrowe, mazowieckie smugi!

Ludzie, nasi ludzie na polu leżący,

Bracia Mazurowie, coście tacy śpiący?

Wstawajcie! Wstawajcie! - Daremne wołanie!

Potłuczone zboże więcej nie powstanie.

Na dalekiej ziemi leży lud na pował,

Połamane kosy, co na wojnę kował.

A ja patrzę na nich we łzach niewymownych -

I przygrywam sobie na skrzypkach wędrownych.

Lasy, nasze lasy, mazowieckie lasy,

Coście przeszumiały nasze sławne czasy -

gdzie się to podziała nasza dawna chwała?

Wiatrem się rozwiała, śniegiem roztropniała.

Taka wielka ziemia - o mój mocny boże!

I że też z przemocy otrząść się nie może.

I po co to kwiecie rośnie, i dla kogo -

Żeby je wróg deptał swą przeklętą nogą?

I po co ta Wisła srebrne toczy fale -

Żeby w niej swe konie pławili Moskale!

Na co się te nasze dziewki wychowały -

Żeby dziś moskiewskie dzieci piastowały!

Oj, bracia Mazury! Krzywda nam się dzieje,

Ojcowską chudobę rozkradli złodzieje.

Wiecie, skąd te gwiazdy i piasek nad Wisłą?

Ile ludzi padło, tyle gwiazd zabłysło,

Z każdej łzy ziarenko piasku urobione;

Te gwiazdy i piasek - toć nie policzone!

Skrzypki, moje skrzypki, do serca zagrajcie,

A wy też, Mazury, chętnie posłuchajcie!

Wszystko zostawiłem, a wziąłem to jedno,

Od czego wam lica to płoną, to bledną;

I włóczę się oto, i tęskliwie żyję -

Westchnieniem się żywię i łez się napiję.

I tak schodzi zima i za zimą lato -

Boże dopuszczenie - chwała Mu i za to!

Zagrajcie, skrzypeczki, niechaj wdzięczne granie

Cichy wiatr zaniesie, gdzie moje kochanie.

I życie, i piosnka dobrze się opłaci,

Jeżeli łzy-perły weźmie z serca braci.

Witajże mi, witaj, ojczyzno kochana,

W boleści, w tęsknocie - oj dana! oj dana!

Opuszczając kraj w grudniu 1851 r., przesłał dwa utwory, w których wypowiadał swoje najgłębsze osobiste przeżycia tej chwili: w Pożegnaniu głęboki żal za opuszczaną ojczystą ziemią, w wierszu zaś Jaka smętna a śmiejąca…(zatytułowanym później Pogrzeb) - subtelnie wyrażoną rozpacz po nagłej stracie Felicji Szczepanowskiej, z którą wiązały go silne uczucia, jej śmierć była dla niego tragicznym wstrząsem.

Teofil Lenartowicz: POGRZEB

Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.

Malczewski

Jak smętna, a śmiejąca,

Założone na pierś ręce,

Jaka cicha, jakby śpiąca,

Panna moja w tej trumience.

Czy źle tobie było z nami?

Czy nie dosyć miałaś kwiatków,

Białych lilii i bławatków,

I powojów nad wodami?

Śmierć zabrała ciebie sroga,

Zwiędłaś jak kwiat nad twą główką.

Moja złota! Moja droga!

Przemów słówko! Aby słówko!

Och, nie kładźcie jeszcze wieka,

Matka chce ją widzieć, matka!

I brat mały do ostatka

Jeszcze znaku życia czeka.

Próżno! Próżno wzywa ciebie,

Nikt cię ze snu nie ocuci;

Kogo weźmie grób do siebie,

Tego więcej nie powróci.

Ach, już słychać pieśń pogrzebu,

Smętna nuta w niebo wzlata,

Anioł, co ją wiódł do świata,

Znowu wiedzie ją ku niebu.

Gasną gwiazdy, więdną róże,

Jasny strumień schnie na piasku,

Dzień się kryje w nocy chmurze,

A noc w dniowym ginie blasku.

Żegnaj! Żegnaj, kwiecie młody!

Jako obłok na błękicie,

Jak na piasku strumień wody,

Wyschło, znikło twoje życie.

Cicho płyną łzy gorące,

Dym pochodni się rozwiewa,

Na zachodzie skrwawe słońce

Przez świerkowe świeci drzewa.

Wciąż ta sama pieśń pogrzebu

Smętną nutą w niebo wzlata,

Anioł, co ją wiódł do świata,

Znowu wiedzie ja ku niebu.

Nie płacz matki, brata jęki,

Na przyjaciół prośby mnogie

Oderwano wierzch trumienki

I odkryto zwłoki drogie.

Raz ostatni promień słońca

Na zsiniałe świeci lica;

Zdjęta wiecznym snem dziewica,

Wpół-płacząca, wpół-śmiejąca.

I spuścili w ziemię lekko,

Wiatr podwinął brze4g jej szaty,

Na jej trumny czarne wieko

Spadła ziemia, łzy i kwiaty.

Cisza, jakby nic nie było:

Zza drzew księżyc patrzy blady,

Tylko jeszcze nad mogiłą

Szepcą głuchy pacierz dziady.

Zapewne w Poznaniu w 1850 r. napisał poeta wiersz Wygnańce do narodu, mocny w swym wyrazie poetyckim, a skierowany przeciw korzystaniu z głoszonej przez cara amnestii; utwór ten to deklaracja bezkompromisowego patriotyzmu - wyraz własnej nieprzejednanej postawy dawnego spiskowca.

W Brukseli i w Paryżu. Początek 1852 Lenartowicz spędził w Brukseli. W 1851 r. pisał nadal - wierny charakterowi swej ludowej liryki - takie utwory, jak Flis czy Kapryśna,

Teofil Lenartowicz: KAPRYŚNA

Bożeż, mój Boże, co mnie się stało?

Wciąż takam smutna, taka nieswoja,

Jakby co złego spotkać mnie miało,

Spokoju niema duszyczka moja.

Myślałam, że mi powiędły róże,

Wyjrzę na ogród - kwitną przecudnie;

Myślałam rano, że przyjdą burze,

Tymczasem cicho przeszło południe.

Najczystszy błękit na całym niebie,

Ani jednego nie ma obłoczka;

Czego ja smutna? - pytam się siebie -

O czym ja myślę i gubię oczka…

Siadam do grania - co wezmę w rękę,

To mi się wszystko zdaje nieładne:

Wezmę mazurka, wezmę piosenkę,

Przewracam, szukam, żadne a żadne.

Otwieram okna, powietrze świeże

Napełnia pokój wonią rezedy;

I to mnie smuci, i żal mnie bierze,

Jakbym co złego zrobiła kiedy…

Gdyby to można… ej, co ja roję?

Gdyby to można… jak ja dziecinna,

Gdyby to można… ach! Aż się boję,

Myślę rzecz taką, com nie powinna…

Gdyby to słońce nie tak świeciło,

Ale się błyszczy, że aż mnie mroczy,

A nie wiem, komu dobrze by było,

Żeby mu padał blask w same oczy.

Dziewczyny idą zbierać maliny,

Wezmę dzbaneczek i pójdę z niemi;

Niech sobie idą wiejskie dziewczyny,

Ja się zostanę, tak jakoś źle mi.

- Co tobie, duszko? - Ja nie wiem sama,

Suche mam oczy, a serce płacze,

Ja nieszczęśliwa, zobaczy mama,

Że ja miłego nic nie zobaczę;

Że ja zmarnuję śliczny wiek młody

Albo się cała we łzach roztopię.

Puść mnie, matuniu, pójdę do wody…

- Czy się utopisz?...

- Nie - nie utopię.

jednocześnie kontynuował pracę nad rozpoczętym w Wielkopolsce Zachwyceniem.

W tym samym okresie tłumaczył Dantego.

Pod koniec 1852 r. Lenartowicz przeniósł się do Paryża. Odczuwając braki w wykształceniu, kształcił się sam przesiadując w paryskich bibliotekach.

Tęsknota i wspomnienia porzuconej ojczyzny stają się głównymi motywami powstających wówczas utworów, jak Wigilia, Dumka wygnańca i in.

Teofil Lenartowicz: DUMKA WYGNAŃCA

Na dolinie, na zielonej,

Widzę w dali wioskę małą,

Domek płotem ogrodzony,

Na zakręcie brzozę białą;

Do gościńca droga długa,

Na niej lipy i topole,

Poza wzgórzem srebrna struga,

A za strugą szczere pole.

Nawet kwiatki takież prawie

Na pagórku, na przydrożu

Dziki piołun w bujnej trawie

I bławatki rosną w zbożu.

Gdyby jeszcze tam, na boku,

Krzyż się chylił na rozstaju,

A dąb siwy u potoku,

To bym myślał, żem już w kraju.

Jaka cicha szczęsna chatka,

Przy niej matka, dziewcząt dwoje…

Czemuż to nie moja matka?

Czemuż to nie siostry moje?

Słońce zaszło za lasami,

Lud wesoły idzie z pracy,

Czemuż się nie cieszę z wami?

Czemuż wyście nie Polacy?

Ptak powrócił w swoje gniazdo,

Zwinął skrzydła utrudzone;

Chmurna losów moich gniazdo,

Gdzież mnie wiedziesz, w którą stronę?

Płyńcie! Płyńcie, łzy tęsknoty,

Nieutulone łzy tułacze,

Może jeśli dzień przepłaczę,

Noc przyniesie mi sen złoty.

W Paryżu styka się z wieloma przedstawicielami Wielkiej Emigracji. Do najważniejszych należą spotkania z Mickiewiczem i jego rodziną

Ważne jest też zaprzyjaźnienie z Bohdanem Zaleskim, w którym widział jednego z nauczycieli swej twórczości ludowej. Bywając w jego domu napisał Mazura za wołami w 1853. Pamięci tego poety poświęcił swoje Słowo o Bohdanie Zaleskim (Lwów 1889; pisane w 1886).

Teofil Lenartowicz: MAZUR ZA WOŁAMI

Ptaszę śpiewa, bo ptaszę,

Bo ma w lesie swobodę;

Dziewcze śpiewa, bo nasze,

Bo wesołe i młode,

Bo ma liczko jak róża

I nie mała, nie duża.

I ja sobie zanucę,

I ja czasem wesoły;

Jeno woły zawrócę,

Wołyż moje! Hej, woły!

Albo ja to sierota?

Albo jaki nicpota?

Mam ja rolę i chatę,

I poszyte stodółki,

I bydełko rogate,

I dwa konie, i pszczółki,

I kobietę Jagusię,

I dzieciątko malusie.

Pan Bóg łaskaw na człeka;

Grady biją z daleka,

U mnie zboże się kłosi,

Deszczyk przyjdzie, porosi

Albo lunie jak z cewki

Na ogrody, przysieki.

[…]

Jakoś ciężko pług chodzi,

Ale ziemia obrodzi,

Dla kaleki, żebraka

Daje ziemia nieboga,

Dla sieroty, dla ptaka,

Przyjaciela i wroga.

Byle posiać na dobie…

[…]

Danaż moja! oj dana!

Ludzie idą do siana,

Brzęku, brzęku po stali,

A dalejże, a dalej!

Mają zboża Kujawy,

Mają łąki na paszę,

Ale gdzie im bór ćmawy,

Takie lasy jak nasze?

Oj, Bachorza, Bachorza,

Same błota i trzciny,

I jeziora jak morza,

I doliny, doliny.

Gdzie się człowiek obróci,

Wszędzie serce zasmuci.

A to u nas inaczej,

Szumią gaje w równinie, […]

Jeno w górze, u szczytu,

Jasny kawał błękitu.

Raniusieńko, jak zorze,

Słychać ptaków śpiewania,

Skowroneczek już orze,

A przepiórka pogania,

Wiatr po liściach szeleści,

Coraz widniej, niebieściej.

Każde przy swej robocie:

Bocian chodzi po błocie,

Słowik śpiewa a śpiewa,

Żołna lasy rozsiewa,

Przyśpiewują na głosy

To wilgi, to kosy,

[…]

Szumią lasy, hej, lasy,

A w karczemce grzmią basy;

Kiedy skakać, to skaczą,

A kiedy pić, to piją,

A jak płakać, to płaczą,

A jak bić się, to biją.

To już u nas tak idzie,

Na połówkę nic nie ma;

A pocierpieć jak przyjdzie,

To i to się wytrzyma.

Ot, i dzwoni już dzwonek

Na wieśniaczym kościele,

Dzięki Bogu za dzionek,

Za serdeczne wesele

I za wszystko, co miłe,

I za wszystko, co boli;

W ciężkiej pracy za siłę

I za uśmiech w niedoli.

Już i zorza przygasa,

Ano, woły! Do lasa,

Na podwórko przed chatę,

Pod te sosny garbate.

Ks. Hipolit Terlecki przyczynił się do wzrostu nastrojów i wyobrażeń religijnych, a wobec beznadziejnej sytuacji osobistej poety pociągnął go w podróż do Rzymu wiosną 1853 roku.

Lenartowicz przeżył już wtedy rozczarowanie do Watykanu, który wbrew „ewangelicznym” wyobrażeniom ówczesnym poety objawił mu swoje polityczne oblicze sprzymierzeńca reakcji przeciw wyzwoleńczym dążeniom ludów. Zrozumieniu tego faktu dał Lenartowicz wyraz w wierszu Wspomnienie.

Długi czas żyje Lenartowicz rozbudzonymi nadziejami narodowymi, choć politykę Napoleona III, osądza zawsze trzeźwo i bez bonaparystowskich złudzeń, zarówno w zakresie polityki zewnętrznej, jak polityki socjalnej wewnątrz Francji. Wyraża sprzeciw wobec dyktatury cesarskiej, rozumie, na gruncie jakich klasowych stosunków wyrosła, odczuwa niedolę proletariatu, solidaryzuje się z protestem ludowym przeciwko dyktaturze burżuazji.

Interpretuje więc dzieje powstawania dyktatury wbrew ludowi w wierszu, ukończonym w maju 1854 r., Na kolumnę Wandowską w Paryżu, w Żywocie starego żołnierza, nawraca do plebejskiej tradycji „wojen napoleońskich”. Z doświadczeń i przemyśleń paryskich lat 1854 - 1855 powstanie świetny Paryż 1855 (List do Feliksa z Paryża), skonstruowany na zasadzie obrazowego i ideowego przeciwstawienia „dwóch Francji”: Francji cesarstwa i panowania burżuazji oraz Francji proletariatu i ludowej tradycji wolności. Wiersz „zapowiada burzę zepsutemu światu”, rewolucję.

W roku 1855 wychodzi w Poznaniu Lirenka, a także Zachwycenie i Błogosławiona będące przykładem religijności Lenartowicza o charakterze tradycjonalistycznym. Najchętniej przybierała formy wskazujące ludowe źródła wyobrażeń, tj. odwoływała się do tradycyjnych wyobrażeń kultowych, wśród mas narodowych. Poezje z tomiku Lirenka, stanowiły wyraźną prezentację talentu autora i charakteru jego twórczości, będąc w pewnym sensie syntezą artystycznego jego dorobku ostatnich lat.

W Rzymie. Jesienią 1855 r. Lenartowicz udaje się w podróż do Rzymu. Zaczynają go nurtować choroby (chroniczny bronchit, schorzenia wątroby itd.).

Podczas zwiedzania, widok starożytnej rzeźby przedstawiającej gladiatora umierającego, stał się głównym impulsem do stworzenia poematu Gladiatorowie, (wyd. w Paryżu w r. 1857).

Utwór ten stanowił odzew Lenartowicza na sytuację, której odzwierciedleniem były losy sprawy polskiej w okresie wojny krymskiej. Wierzył w potrzebę połączenia polskich wysiłków wyzwoleńczych ze sprawą uciśnionych - przez każdy rząd: zarówno carski, jak habsburski czy też sułtański - Słowian („Serbowie, Czechy i ludu ruski” - zwracał się w Gladiatorach).

Julian Klaczko, przedstawiciel Hotelu Lambert oskarża Lenartowicza o brak godności narodowej.

Po momencie załamania fizycznego i psychicznego w 1858 r. powraca do twórczości poetyckiej. Odżywają w niej dawne motywy ludowe; nostalgia za coraz dalszym krajem rodzinnym wciela się w apostrofę do Wisły (Do Wisły); przybierające charakter utopijny oczekiwanie „cudu” - który mocą siły irracjonalnej „wybije okno”, by jakaś jasność wdarła się do ciemnej rzeczywistości - znajdzie wyraz w wierszu Okno (legenda gminna). Zjawia się eliptyczny i aluzyjny styl niedomówień, zbliżających niektóre utwory Lenartowicza do poetyki Norwidowej (począwszy od Do *, wiersza poświęconego właśnie Norwidowi).

Norwid nie lekceważył poezji Lenartowicza, ale sprzeciwiał się jej „ograniczeniom” ideowym i artystycznym w zestawieniu z własną koncepcją sztuki. Sam głosząc poezję „rzeczy ludzkiej” i „obowiązku” , w twórczości Lenartowicza widział przede wszystkim poezję „natury” i „wzruszenia”.

Teofil Lenartowicz: DO * [CYPRIANA NORWIDA]

Tobie, coś przebył oceanu głębię,

Podróżny Panie,

Postylion, a nie Wenery gołębie,

Niesie pisanie.

Otwórz i czytaj, jeśli cię nie zraża

Poziomość człeka,

Który pod bramą rzymskiego cmentarza

Na Polskę czeka.

I ciekawego nie ma nic powierzyć,

Roniąc łzy rzęsne,

Prócz chyba tylko, że szczęściem jest nie żyć

W czasy nieszczęsne.

I już nie żąda rady ni przewodu

Zestarzan w bólu

Konającego sierota narodu;

Tyle, mój królu.

Innemu dane zostało zwyciężyć,

Więc cześć zwycięstwu.

Mnie dane było lekkością zaciężyć

Polskiemu męstwu.

A ja myślałem, że tę lekkość ptaszą,

Skrzydło żurawi,

Na postrach wrogom w czystą zbroję naszą

Husarz oprawi.

Palec na ustach, a cóż komu na tem,

Indziej to widzą,

Tu słuszna milczeć, zobaczym za światem,

Kogo zawstydzą.

Do zobaczenia, rycerze, poeci,

Mędrce, prorocy;

Do zobaczenia! Przelatujmy, dzieci,

Jak gwiazdy w nocy.

Powstaje Bitwa racławicka w roku 1858. dochodzi w niej do konkretyzacji literackiej tradycji racławickiej w postaci postulatu i apelu.

Forma „ludowa” wynikała z adresu społecznego utworu: poeta szukał tu sposobu przemówienia do mas narodowych i ożywienia wśród ludu „mitu racławickiego” (wyobrażeń) mobilizujących do przejecia działań wyzwoleńczo-narodowych.

Dopełnieniem Gladiatorów i Bitwy racławickiej była Improwizacja. Do polskich artystów (1859), w której rozwijając wizję przyszłej wolnej Wa-wy wskazuje poeta, komu w niej powinni wystawić pomniki polscy rzeźbiarze. Utwór ten ustala postępową genealogię i tradycję walki o wolny naród.

We Florencji. W okresie manifestacji i powstania styczniowego. W 1860 roku, Lenartowicz przeniósł się do Florencji, zaręczony z utalentowaną malarką Zofią Szymanowską, przyrodnią siostrą Celiny z Szymanowskich, żony Mickiewicza. Po ślubie w maju 1861, Lenartowiczowie rozpoczęli wspólne życie we Florencji.

Tymczasem w Warszawie zaczęły się manifestacje patriotyczne. Lenartowicz zareagował patetyczną „improwizacją” poetycką Pt. Śpiew na 25 lutego 1861 r. w Warszawie, powstałą 3 maja tegoż roku.

Utwór trafia celnie w nastroje ludu Wa-wy, w których heroiczny patriotyzm wiązał się wtedy z egzaltacją religijną, łączącą nawet różne wyznania w symbolicznym podnoszeniu znamion kultu religijnego jako znaków walki narodowej. Wiersz jednak nie był rewolucyjnym wezwaniem. Mesjanistyczna utopia stawała się wyrazem przekonania o skuteczności „rewolucji moralnej”, wyrażającej się solidarnej egzaltacji i wspólnym „męczeństwie”, przed którego mocą cofnie się wróg.

Teofil Lenartowicz: ŚPIEW NA CZEŚĆ 25 LUTEGO 1861 R. W WARSZAWIE

Dojrzewa owoc łez,

Już bliski bolówkres,

Jęków i łkań!

Zdziwiony słucha wróg,

Znad grobu woła Bóg:

Łazarzu, wstań!

Pochwalne hymny nuć,

Spowicia grobów zrzuć,

Świadectwo złóż,

Że jest na niebie Pan,

Że wielki ból Mu znan,

Żeś wezwan już.

Patrz, jaki wkoło dziw,

Żeś westchnął, żeś już żyw,

Łazarzu mój!

Toż jam obiecał ci,

Że przejdą bolów dni,

Ze śmiercią bój.

Mówiłem do twych usz

Harf brzękiem, grzmotem burz;

Tak mówi Pan,

Co bolom stawia kres,

Co liczy krople łez

I litość ran.

Powstałeś, jakoś padł,

I wróg przed tobą zbladł,

I dał ci cześć;

Święty go przejął srom,

Skłonił się twoim łzom,

Ócz nie śmiał wznieść.

Wstydził się swoich strzał,

Boś z nagą piersią wstał,

A miecz twój: jęk.

I tak się spełnił cud,

I stopniał lodów lud,

W łez morze zmiękł.

Bezbożnych z dala rzesz,

Mówiłem: wierz! O wierz!

Jam stworzył świat,

Jam ci odebrał dech,

Proch na cię miótł i śmiech

W żałobie lat.

Byś poznał, ludu, szloch,

Bys poznał, żes jest proch,

Proch, cień i nic.

Tak pychy twojej róg

Ukrócił w grobach Bóg,

Twych butność lic.

W grób twój złożyłem zwłok;

Lecz ducha-m obmył wzrok,

By przejrzał raz

W świat potęg, cudów, sił,

Byś z źródła prawdy pił

Na przyszły czas.

I tyś jak jeleń kniej

Pił z czystych źródeł jej,

I cały grobu wiek

Tyś krzyża mego strzegł,

Łazarzu mój!

To dziś już grobów dość.

Skruszona wrogów złość,

Coć gniotła krtań;

Spowicia grobów złóż,

Łzom twoim koniec już!

Łazarzu, wstań!

Wiersz jest świadectwem na czujną reakcję poety na ruchy mas ludowych w Polsce. Ruchy te przejmują gorącą wiarą w przyszłość, nasycają wiersz optymizmem. W podobnym duchu pisze poeta Modlitwę sierot, którą podczas manifestacji śpiewano w kościele Bernardynów Wa-wie.

W roku 1863 w Poznaniu wyszedł nowy tom jego Poszyj. Obok wspomnianych już utworów, mieści on jeszcze wiele innych. Przeważają utwory pełne liryzmu, osnute na tle wspomnień młodości, utraconego kraju, wyrażające nastroje nostalgiczne; ukazały się Liście zwiędłe, Potok i serce, Na liść kalinowy, O pieśniach gminnych.

Teofil Lenartowicz: POTOK I SERCE

- Wodo! Wodo ty siwa,

Skąd twe źródło wypływa?

Gdzie tak pędzisz burzliwa?

- Źródło moje z tej ziemi

Pędzi strugi szumnemi,

By się łączyć z drugiemi.

A ty - woda zagadnie -

Co mi świecisz się na dnie,

Powiedz, gdzie twa kołyska,

Czy daleka, czy bliska?

Kto ty jesteś z nazwiska?

- I ja także z tej ziemi,

I ja lecę za swemi,

By się łączyć z drugiemi.

Wodo! Wodo ty moja,

Oddalona od zdroja,

Kędyż pędzi fal twoja?

Chłopcze! Chłopcze zuchwały,

Kędy zwracasz krok śmiały?

- Mną miłości wiatr miota

W kraj innego żywota,

A ślad po mnie - pieśń złota.

Teofil Lenartowicz: NA LIŚĆ KALINOWY

Liściu, od ojczystego drzewa oderwany,

Witam cię na tej pustyni;

Kalinowy liściu mój,

Niegdyś cień szeroki twój

Padał na domku ściany,

Gdzie żyli moi jedyni.

Niegdyś w twoje korale

Stroiła się siostra młoda;

I któż pomyślał, że się od Polski oddalę,

Szkoda…

Ale takie przeznaczenie,

Tak mi było zapisano:

Ze szczęściem żegnać się rano

I iść przez dziwne otoczony cienie.

Doskonałym komentarzem do twórczości Lenartowicza, jest piękny wiersz Pamiątki Ignacego Komorowskiego. Utwór w głębokim sensie autobiograficzny. Wraca poeta do wspomnień młodzieńczej przyjaźni. Poemat staje się jednak jakby repliką na egotyzm i samotnictwo Godziny. Przeżycia młodości są tu wyrazem najściślejszych związków z rodzinną przyrodą, z krajem ojczystym, z ludem przede wszystkim. Utwór jest motywacją patriotycznego charakteru twórczości poety i jego zmarłego już przyjaciela.

Do cierpień osobistych poety dołączyła się w r. 1864 śmierć synka. Ojciec poświęcił mu, prosty wiersz nagrobkowy, a później jeszcze wspominać będzie to ciężkie przeżycie w wierszu Trzy kamienie.

Teofil Lenartowicz: TRZY KAMIENIE

Na pochyłości morskich tam wybrzeży,

Wprost wyspy Elby, daleko od miasta,

Dzieciątko moje pod kwiatami leży,

Które mu w grobek wsypała niewiasta -

Jedna z tych dobrych niewiast Antiniano,

Co się nad dwojgiem litowała nami

I pocieszała, że odszedł tak rano,

By się z naszymi nie znajomi łzami,

Że mu tam dobrze z aniołkami w górze,

U Matki Boskiej najukochańszych stopek…

I posypała mu zerwane róże,

A orszak w dali stał płaczących chłopek.

Czemu płakały? Chyba, że jak senny

Aniołek istny był w wianeczku z kwieci

I że by człowiek był chyba kamienny,

Gdyby na zmarłe zimno patrzał dzieci.

Prawda, trumienki nie miało pachole,

Więc i dlatego żal ich łzami wzbierał,i że rodzicom anioł odumierał,

Który miał życia osładzać im dolę,

[…]

I tak mój Jasio wziął ze sobą róże

W mogiłkę chłodną wśród ziemi Italów

I długie jęki rodzicielskich żalów;

I ma swój głazik nad głowami w murze,

Na którym ojciec wypisał strapiony

Krótkimi słowy żal niewymówiony.

W rodzinnym kraju - daleko, za morzem -

Pod borem, kędy sosny piasek ciemią,

Jedyna moja spoczywa pod ziemią…

Wonna, rodzinna ziemia dziś jej łożem,

Cierń grób otoczył i ostry jałowiec,

[…]

Jak ptak i wieśniak w nieszczęśliwym czasie,

Gdy mu przychodzi nieść trumnę żoniną,

[…]

Lecz próżno puka: żadne słowo od niej

Nieutulonych żalów nie uśmierza.

Za całą życia smutnego nagrodę

Kamień jej dano szary, czworogranny;

Jak złote świece wyrosły dziewanny,

Co się tam chwieją w słoneczną pogodę.

To dwa kamienie. A i ja, mój Boże!

Mieć będę kamień cięższy niż tych dwoje,

Choć nie w sarkofag głowę mą położę,

Gdy śmierć zakończy długie niepokoje.

Ani w Italii, ani tam, w ojczyźnie,

Nikt nie zatroszczy się o biedne kości.

O! bo ja bliźnich tylko znam po bliźnie

I serca ludzkie znam po bezmiłości.

Grób więc mnie czeka jak ziemia obszerny,

Nie ozdobiony wymownym wspomnieniem -

I tak do końca braci mojej wierny,

Na wieki spocznę pod ich serc kamieniem.

Główną wypowiedzią poety w zakresie problematyki ruchu zbrojnego lat 1863 - 1864 stał się Marcin Borelowski - Lelewel. Utwór ten był dopełnieniem Bitwy racławickiej. Poeta podejmował tutaj motyw ideowy ludu-żołnierza walki wyzwoleńczej. Bohaterem opowieści uczynił syna ludu krakowskiego, z zawodu rzemieślnika, Borelowskiego.

Lenartowicz przesłania sprzeczności klasowe okresu powstania, narzuca mu konsekwentnie sens solidarystyczny, ukazuje niemalwyłącznie wysoki patriotyzm jako podłoże współdziałania wszystkich warstw w walce z najeźdźcą.

LATA ROZCZAROWANIA I SAMOTNOŚCI

Samotność poety stała się szczególnie bolesna po śmierci żony (1870 r.). popadł w stan długotrwałej depresji, której dał bolesny wyraz m. in. W prostym a przejmującym wierszu Bieda mnie była…

Teofil Lenartowicz: [BIEDA MNIE BYŁA…]

Bieda mnie była przez całe życie,

Tam lepiej będzie…

Łzy moje ciekły, ciekły obficie

Zawsze i wszędzie.

Żadnej nie miałem z młodu pociechy,

Żadnej na świecie…

Ni to ja kraju, ni to ja strzechy

W młodzieńczym lecie.

Ażem na starość poznał istotę,

Drugiego siebie…

I dziś ja idę pytać się o tę

Boga na niebie.

Jedyny bracie, na szczęsne lato

Cóż ci zostawię?

Pewnie nie lutnię żadną bogatą

W złotej oprawie:

Masz ci ty swoją, piękniejszą pono,

Z struny złotemi -

To moja pójdzie w skrzynkę zieloną

Ze mną do ziemi.

Boże cię chowaj od mojej nuty

Ciszy udanej:

Krew upadła na one druty

Z niejednej rany,

A jam udawał ciszę niebieską,

Zalecał ciszę…

I ten list oto znad pióra łezką

Do ciebie piszę.

Daj ci Bóg wszystko na przyszłe doby:

Naród nie głuchy

I braci także nie tylko groby,

Krzyże i duchy.

Daj Boże wszystkim głosy przyrody,

Ze serc i z nieba.

I duch twój niech się w falach pogody

Zawdy koleba.

Obyś znał tylko życia niedolę

Przez myśl, współczucie,

I cudze bole, nie swoje bole,

Wydawał w nucie.

Obyś nie tracił, nie płakał straty

Cieniów - ogniska -

I zawsze widział te polskie chaty

Z daleka - z bliska…

Śpiewaj! Ty jeden zostaniesz rychło

Z lutnią rycerzy!

Pomarły bardy, wszystko ponikło…

Kto czas ubieży?

Na pewien czas zaniechał planowej pracy poetyckiej. Stosunkowo pewniejsze środki czerpał z rzeźby, która zyskała mu pewien rozgłos i uznanie.

Z kręgu twórczości odznaczającego się aktualnym krytycyzmem w stosunku do kapitalizmu, negacją perspektyw „burżuazyjnego postępu”, wyróżnia się Wieża Eiffel, fragment zakrojonego szeroko poematu Mefisto. Ogłoszony w «Bibliotece Warszawskiej» w 1890 r., kontynuował on idee wyrażone w kilku wcześniejszych utworach Lenartowicza, nawracających do problematyki francuskiej rewolucji burżuazyjnej i epoki napoleońskiej. W wieży Eiffla widząc znak rozmachu technicznego, symbol przewagi kapitalizmu, wyzbytego humanistycznej idei, przeciwstawiał teraźniejszości zarzuconą tradycję Francji rewolucyjnej, niosącej światu wolność. Wiersz posępny i patetyczny, utrzymany w duchu „profetycznym”, a momentami sarkastyczno-ironiczny, reprezentował nową odmianę poetyki Lenartowicza, odznaczającą się stylem wybitnie metaforycznym, eliptycznym, posługującym się niedomówieniami i wymownymi przemilczeniami.

Brak porozumienia z postępową częścią narodu była dlań głębokim dramatem. Stąd częste cofanie się do wspomnień o przeszłości, powrót do czasów, w których nie było rozdźwięków między jego przekonaniami a działaniem polskiego ludu. W pięknym i czystym wierszu Matko moja! matko! zwracał się więc wyobraźnią i najgłębszym uczuciem miłości do Warszawy domków rybackich nad Wisłą, do Starego Miasta, którego tradycja była matką jego młodości i wykarmiła jego twórczość.

Teofil Lenartowicz: MATKO MOJA! MATKO!

Miasto moje rodzinne, tyś nad Wisły brzegi

Rozniosło domki swoje rybackie szeroko,

Co jak dzieci wybiegły patrzeć na komiegi,

Jak śmiało przecinają Wisłę modrooką.

[…]

Pomnęż ja twoje ciepłe nadwiślańskie noce

I te orylów rosy z daleka, od Saskiej,

Dolatujące słuchu, i te wioseł pluski,

Kędy wietrzyk na falach drobne zbiera łuski,

A na nich gwiazd miliony drżą srebrnymi blaski.

Ileż razy, z daleka od pałaców gwaru,

Patrzałem upojony siłą twego czaru,

Wisło, rodzinna wodo, jak na twym przestworze

To sieć rybacka duma, to ognisko gorze,

[…]

Hej! Lasy, moje lasy, Nieporęckie puszcze,

Tylem się razy w one wpatrywał, sierotka,

Że mi tych czarów piękna Italia nie skłóci,

I zda mi się, że woń ich ogarnia mnie słodka,

Jaskółka w duszy lata i młodość mnie czmuci…

Choć przygody i lata włos odwiały z głowy,

Choć się szeroko zmarszczki na mym czole piętrzą,

Choć doli wicher szumi ponury, grudniowy,

Dusza nigdy nie była jak dzisiaj gorętszą.

Miasto moje rodzinne, tobie ja z oddali

Posyłam pozdrowienie: Witaj, Matko stara,

Co dzień tobie śpiewają aniołowie biali,

Których ta zawsze pełna nadwiślańska fara,

I na twój rynek lecą ich godzinek słowa,

W serca dobrego ludu, co rześki i gwarny

Broni się hożą pieśnią przeciw myśli czarnej.

Warszawo! Matko moja, ty Matko ludowa!

Ruchoma, a wciąż jedna jak wiślane łoże,

Pozdrawiam cię z oddali:

Matko, szczęść ci Boże!

Piękny, pełen głębokiej, lirycznej ekspresji wiersz W albumie Jadwigi St…(„I otóż karta jak step śnieżny, biały…”). Utwór ten chyba najgłębiej odzwierciedla samotnictwo poety w obliczu rzeczywistości, negację nowego świata, obcego najzupełniej „podróżnikowi ciemnej, burzliwej podróży”.

Noc mnie otacza ciemna. Składam pióro

Jak żagiel biały nad wodą burzliwą…

- mówi o sobie autor, zaznaczając zarazem jedyne związki, łączące go ze światem: z anonimową rzeszą ludzi najprostszych.

Teofil Lenartowicz: W ALBUMIE JADWIGI ST…

I otóż karta jak step śnieżny, biały,

Na który zlecieć mają liter wrony,

[…]

Karto albumu biała, żal mi ciebie

I że cię słowo moje zanieczyści…

Nie, zostań białą. Słowo cofam w siebie.

Więc cię, karto albumu, nie splamię

Żadną poezją, która szczęście kłamie,

Jakiego w życiu nie ma. W mózgu jedno

Te się światełka zapalają, świecą,

[…]

Ani na tobie śladu nie zostawię

Wspomnień, którymi serce sobie krwawię,

Ani przyszłości stawię horoskopu:

I tylko krzyżem, jak przystało chłopu,

Który krzyż dźwiga i krzyżem się pisze,

Podznaczę i mię lub jak zero - zerem.

I tak poruszę ręką nad papierem,

Jak gdybym lutni strun przerywał ciszę

Próbując pieśni głuchej, zapomnianej,

I skończę, żeby nie otwierać rany

Nutą znajomą, zwodniczą, okrutną,

O serc wielkości nutą arcysmutną.

Zostawiam ciebie, o karto, dla młodzi,

Dla której co dzień piękne słońce wschodzi,

[…]

Szczęśliwych ręka niechaj w tym albumie

W pogodną chwilę szczęście Pani wróży.

Podróżnik ciemnej, burzliwej podróży

O szczęściu mówić nie chce czy nie umie.

Oni wysnują szereg liter złoty

I kart białości chmurami nie skażą;

Takich z pogodną słuchać będziesz twarzą,

Z dala od moich przeczuć i tęsknoty…

A kiedy skończą, oko twe powróci

Chętnie na kartę, co twą piękność chwali,

Do myśli, która z życiem się nie kłóci,

Do gwiazdy, co się wciąż spokojnie pali.

Widziałem sfery te dziś zaszłe chmurą,

Noc mnie otacza ciemna. Składam pióro

Jak żagiel biały nad wodą burzliwą…

Z szczęśliwych gronem, Pani, bądź szczęśliwą.

Po pięcioletniej przerwie, od 1879 powraca przez kilka lat Lenartowicz do Bolonii dla wygłaszania wykładów. Były one przede wszystkim własną deklaracją ideową Lenartowicza.

W wykładach tych zaprezentował „Lirnik mazowiecki” jako rzecznik literatury walczącej, wyrażającej postępowe i wolnościowe dążenia mas narodowych przeciw ideologii konserwatyzmu i ugody, z wysunięciem problemu walki wyzwoleńczej. Były one ostatnim wielkim wystąpieniem Lenartowicza.

W ostatnich latach swego życia znajdował pewne pocieszenie poznając liryi Marii Konopnickiej, w której widział poetkę bliską swojej ludowej twórczości.

Lenartowicz zmarł we Florencji 3 lutego 1893 r. Zwłoki przewieziono do Krakowa i pochowano w Skałce.

Opracowanie skrótowe:

TEOFIL LENARTOWICZ

1822-1893 był poetą i rzeźbiarzem. Urodził się w Warszawie, tam ukończył tzw. szkołę obwodową i zaczął pracę w sądownictwie. W wieku 20 lat zbliżył się do kręgów artystycznych i od tej pory zaczyna się okres jego samokształcenia i początków twórczości. Lenartowicz często w swoich utworach wykorzystywał motywy ludowe. Jego wiersze odznaczają się prostotą, zwięzłością, zrozumiałością. Powtarzają się w nich często motywy krajobrazowe, problematyka religijna i patriotyczna. Od 1848 roku czynnie działał w organizacjach niepodległościowych. W 1851 roku musiał nawet opuścić kraj i resztę życia spędzić na emigracji. Najbardziej znane zbiory poezji Lenartowicza to: Lirenka , Nowa lirenka , Zachwycenie. Poeta zmarł we Florencji. Został pochowany w krypcie z grobami zasłużonych, w kościele Paulinów na Skace w Krakowie.

Twórczość Teofila Lenartowicza (1822-1893), mimo że poeta ten po roku 1848 przebywał poza krajem, związana jest ściśle z Mazowszem. Sam Lenartowicz nazwał siebie „lirnikiem mazowieckim” i nazwa ta przylgnęła do niego, trafnie oddając charakter jego poezji.

Na obczyźnie Lenartowicz ogłosił kilka zbiorków zawierających utwory oparte na pieśniach i wierzeniach ludu mazowieckiego. W roku 1855 ukazały się dwa jego poematy: Zachwycenie i Błogosławiona, w których poeta wyzyskał religijne legendy ludowe. Zbyt sentymentalny charakter tych poematów obniża jednak ich wartość jako obrazów ludowych.

Największe znaczenie mają dwa zbiorki wierszy drobnych: Lirenka (1855) i Nowa lirenka (1859). Zawarte w tych zbiorkach wiersze, pieśni i obrazki liryczne, jak Mazur za wołami (str.19), Wiochna, Do mojego grajka i inne, doskonale ilustrują ideologiczną i artystyczną postawę poety.

Teofil Lenartowicz: WIOCHNA

Już słoneczko powstało

I przegląda się w rzece:

Oj, na rosę, na białą,

Polecę ja, polecę!

Jak to brzozy płaczącej

Co wyrosła nad rzeką,

Krople rosy świecącej

Zwieszają się i cieką!

Jakie jasne obłoki

Na niebieskim przestworze,

Jakie czyste potoki,

O, mój Boże! mój Boże!...

[…]

Jak to dobrze Bóg zrobił,

Że ten śliczny świat stworzył,

Tak cudnie go ozdobił,

Tyle kwiecia rozmnożył -

I że mnie dał braciszka,

Z którym co dzień się pieszczę.

Pójdę cicho, jak myszka,

Zajrzeć, czy też śpi jeszcze.

Śpi w kolebce - więc dalej,

Prędko ognia trza skrzesać;

Jak się ogień rozpali,

Pójdę włosy uczesać.

A robota to nudna -

Te warkocze do ziemi,

Plątanina, och, żmudna

Tak tam bawić się z nimi…

[…]

Pająk przędzie, oj przędzie

Swoje szare włókienko;

I ja umię tak cienko,

I moje tez tak będzie.

Bo ja przecież coś umię:

Kądziel przędę i pielę,

I na książce rozumię,

I zaśpiewam w kościele.

[…]

Oj, niedobra ta córka,

Co się próżno zabawia;

Dalejże do podwórka,

Trzeba ciągnąć żurawia!

Oj! ta da, da… A cicho!

Matka będzie się gniewać;

Podkusiło mnie licho,

Chciałam sobie zaśpiewać…

Idzie w górę wiaderko,

Z boku woda się leje,

Zajrzę w wody lusterko,

W nim ja druga się śmieję.

Jak też to tam głęboko!

Nim się wiadro zabrodzi,

To aż wzdryga się oko,

Aż mnie zimno przechodzi.

Nie spotka mnie nic złego,

Choć nad studnia tak stoję,

[…]

Wreszcie trwożą mnie grzmoty

I piorunów trzaskania,

Kiedy niebios blask złoty

Tak się strasznie odsłania;

Lecz w kościele nie czuję

By najmniejszej bojaźni;

Mnie tam radość przejmuje,

W sercu jeszcze mi raźniej.

[…]

U spowiedzi gdym była,

Ksiądz, co ludzi spowiada,

Mówił: gdybym zgrzeszyła,

Że pokutę mi zada.

Więc umyślnie dla tego

Dziś zgrzeszyłam od rana:

Na stół miodu złotego

Usączyłam ze dzbana.

Niechże zada raz przecie,

Bo bym sobie myślała -

Otóż żyłam na świecie,

Z pokutym nie znała.

[…]

Zza mgły słońce powstało,

Wronka kracze na roli.

Nie wiem, co mi się stało?

Coś mnie smuci, coś boli…

To chce mi się zapłakać,

To mnie pusta myśl łechce,

Weselić się i skakać

I chciałabym, i nie chcę…

Źródłem natchnień poetyckich jest dla niego życie ludu mazowieckiego, które ukazuje w obrazkach rodzajowych opisowych lub lirycznych, stylizowanych najczęściej pod względem formy wierszowej i doboru środków poetyckich na pieśń ludową. W treści ich mamy zaznaczony motyw niedoli chłopskiej, ale góruje nad nim zachwyt poety dla tężyzny charakteru mazurskiego, dla piękna mazowieckiego pejzażu, ludowych obyczajów itp. Świetnym przykładem tego może być wiersz Mazur(str.4), którego rytm utrzymany jest w rytmie tańca ludowego.

Takie złagodzone ujmowanie obrazów życia chłopskiego - to świadomy program Lenartowicza, określony m. in. w wierszu Mały światek:

Myśl moja cicha

Jak moja chata,

Nad dym ojczystej

Wioski nie wzlata.

Oko nie sięga

Dalej i szerzej,

Jak do tych lasów,

Jak do tych krzyży,

Jak do tej wody,

Co płynie srebrna.

Czyż większa mądrość

Człeku potrzebna?

(fragm.)

* * *

1. Pierwsza - obecna, poza mickiewiczowskim Epilogiem w niektórych lirykach Słowackiego (Godzinie myśli, Beniowski), w wierszach T. Lenartowicza i Mojej piosence Norwida - zarysowuje krajobraz syntetyczny wyznaczony głównie zespołem wyrazistych epitetów emocjonalnych i wartościujących oraz znaków symbolicznych, a skąpy na ogół w konkrety obrazowe. Ojczyzna jawi się, więc jako:

- przestrzeń dobrze znajoma, własna, rodzima, (co podkreślają zwłaszcza zaimki dzierżawcze)

- kraina piękna, doskonała, przewyższająca inne w swych wartościach

- ziemia ukochana sercem, wytęskniona, strzeżona w duszy i pamięci (wyrażają to głównie bezpośrednie wyznania)

- przestrzeń sakralna, święta i czysta (w jej kreowaniu duży udział maja epitety emocjonalne i znaki symboliczne)

Cały ów zespół motywów obrazowych występuje na przykład w lirykach Lenartowicza, takich jak Moje strony, Jak to na Mazowszu, Mały światek. Powtarzają się obrazy: szerokie pola, obfite w plony, łąki pokryte wonnym kwieciem, modre, srebrzyste, szumiące wody, zielone gaje ozłocone słońcem, śpiew ptaków, serdeczne nuty piosenki. Wiersze wyposażają te "lube", znajome, a utracone realia w znamiona doskonałego piękna:

"Oj, śliczna to ziemia, to nasze Mazowsze!

I czysta tam woda, i powietrze tam zdrowsze

I sosny roślejsze, i dziewki kraśniejsze

I ludzie mocniejsi, i niebo jaśniejsze

Serce moje, serce do tych lasów goni,

Do Wisły, do Wisły - oj, tęskno mi do niej"

W marzeniu o powrocie ten wyidealizowany pejzaż uzyskuje również wymiar symboliczny uświęconej i chronionej modlitwą ostoi, ojczystego gniazda:

"A ja chcę jak bocian, na gniazdo ojczyste

Dziób zciągnąwszy i skrzydła sążniste

Lecieć"

W dalszej części tego wiersza (Po powrocie do kraju) odnajdujemy echo Mickiewiczowskiej apostrofy do Panny świętej, modlitwy o powrót cudem na Ojczyzny łono i przeniesienie utęsknionej duszy do leśnych pagórków, zielonych łąk, pól malowanych zbożem rozmaitem.

Zgaduj, zgadula

Lenartowicz Teofil

Będziesz miał własną chatę,


Na święto modrą szatę,


Owieczki z białą wełną,


W izbie obrazów pełno,


Pszenicę na zagonie.


A pod chatą jabłonie.



Najpiękniejsza dziewczyna,


Której by nie przyganił


W poczciwości sam anioł,


Jak lilija jedyna,


Usta, jakby dwie wiśnie,


Do ust twoich przyciśnie.



Samo szczęście do ciebie


Przyjdzie drzwiami, oknami,


Kominem i dziurami;


Nie zabraknie na chlebie


Ni na ludzkiej przyjaźni,


Nikt nad ciebie pokaźniej


Nic wystroi się. suciej,


Ani w tańcu obróci -


Jeśli zgadniesz, zgadula,


Gdzie złota kula.



- Ej, to pewnie w tym ręku.


- Nie - nie zgadłeś, Jasieńku.



Zgaduj jeszcze raz drugi:


Ji w, nie będziesz bogaty,


Nie dorobisz się chaty.


Nie twoje woły, pługi


Ni dziewczyna, Jasiu mój;


Ale pałasz jeszcze twój


I przyjaciel wiemy,


I Bóg miłosierny -


Jeśli zgadniesz, zgadula,


Gdzie złota kula.



- Ej, to pewnie w tym ręku!


- Nie - nie zgadłeś, Jasieńku.



Zgaduj jeszcze raz trzeci:


Jeszcze tylko ci świeci


Miesiąc, gwiazdy i słońce


I złocą się dąbrowy,


I szumi bór sosnowy,


I fujarka na łące


Przygrywa główce twojej,


Jeszcze przy tobie swoi.



Znajomych ludzi siła


I na kochanej ziemi


Pod brzozami białemi


Jedna dcha mogiła,



Na które) z ka/dą wiosną


Nieśmiertelniki rosną -


Jeśli zgadniesz, zgadula,


Gdzie złota kula.



- Ej, to pewnie w tym ręku!


- Nie - nie zgadłeś, Jasieńku.



Oj, smutna twoja dola.


Bogdajbyś się nie rodził!


Zostać tobie niewola:


Śród obcych będziesz chodził.


l w noc, i we dnie


Łzy z ócz popłyną.


Uśmiechy zginą


T liczko zblednie;


Będziesz samotny,


Zbrzydnie ci świat,


Jak w porze słotnej


            Kwiat.


1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Teofil Lenartowicz Wybór poezji opracowanie
Mickiewicz o poezji romantycznej do druku !!!! z idee romantyków(2), Filologia, romantyzm
Wybór poezji Asnyk
Morsztyn Wybór poezji, Filologia polska, HLP
Konstanty Idefons Gałczyński - Wybór poezji - Wstęp do BN autorstwa Marty Wyki, Dwudziestolecie Międ
Wybór Poezji
O poezji romantycznej
Tiutczew Fiodor Wybor poezji
Lipska - Wybór poezji, Lit. XX wieku
Asnyk - Wybór poezji, POLONISTYKA, pozytywizm i młoda polska
HLP - barok - opracowania lektur, 29. Jan Andrzej Morsztyn, Wybór poezji, Pokuta w kwartanie, oprac.
WIERSZE, Gałczyński K. I., Wybór poezji (opracowanie BN), K
Kniaźnin Wybór poezji, polski, lektura+notatki, Oświecenie, Notatki
Ujejski - Wybór poezji, FILOLOGIA, Filologia polska, Hist. lit. pol
Kniaźnin Wybór poezji wstęp BN +, STAROPOLKA
Wybór poezji światowej

więcej podobnych podstron