lektury, Filologia polska, Oświecenie


FIRCYK W ZALOTACH

Fircyka w zalotach Franciszka Zabłockiego zwykło się uważać za arcydzieło komedii polskiej przed Fredrą. Jest to chyba najbardziej znana komedia intrygi czasów oświecenia, która przyniosła jej autorowi niebywałą sławę i wyniosła go na szczyty popularności. Wielokrotnie wydawana i wystawiana przeszła zwycięsko próbę czasu i niezmiennie bawi czytelników, a przede wszystkim widzów, po dziś dzień. Niezwykły zmysł obserwatorski Franciszka Zabłockiego sprawił, że jego dzieło jest prawdziwym świadectwem epoki za panowania króla Stanisława Augusta. Zrodzona w atmosferze pierwszych znacznych sukcesów autora, zawiera w sobie radosną afirmację życia i miłości, połączoną z polemicznym wobec ówczesnej literatury dydaktycznej i satyrycznej wizerunkiem fircyka.
Na walory artystyczne tego utworu składają się następujące elementy:

Wszystko to sprawia, że Fircyk w zalotach jest dziełem niebanalnym w swej wymowie i treści, doskonale dostosowanym do potrzeb teatralnych.

Franciszek Zabłocki - biografia

Franciszek Zabałocki (1752-1821) należał do pokolenia, które zaczynało uczestniczyć w życiu politycznym i literackim Rzeczypospolitej w latach 70., kiedy zostały już dokonane pierwsze oświeceniowe reformy, ale jednocześnie uwidoczniły się bardzo znane trudności w dalszych przeobrażeniach. Był jednym z najwybitniejszych i najpracowitszych pisarzy polskiego oświecenia i człowiekiem głęboko przekonanym o konieczności bezustannego trudu dla ojczyzny. Jego biografia zawiera sporo luk i niejasności. Zabłocki urodził się 2 stycznia 1754 r. prawdopodobnie na Wołyniu. Kształcił się - tego również nie wiemy z całą pewnością - w szkołach prowadzonych przez zakon pijarów. W Warszawie pojawił się w 1773 roku. W 1774 r. Zabłocki za wstawiennictwem Adama Czartoryskiego został powołany na odpowiedzialne stanowisko urzędnicze w Komisji Edukacji Narodowej. Doświadczenia z tej pracy wykorzystuje w twórczości zwróconej ku sprawom publicznym i krajowym. Debiutuje na łamach czasopisma literackiego „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne”(było to pierwsze czasopismo literackie w Polsce, które ukazywało się w latach 1770-1777).

Z całą pewnością Franciszek Zabłocki był bywalcem obiadów czwartkowych organizowanych przez króla Stanisława Augusta, podczas których zbierała się cała elita intelektualna ówczesnej Warszawy (z grona literatów wymienić należy m.in. A. Naruszewicza, I. Krasickiego, J. U. Niemcewicza). Na jednym z takich spotkań Zabłocki został poproszony o odczytanie swej pierwszej komedii pt. Zabobonnik. Utwór ten spodobał się słuchaczom, a przede wszystkim królowi, który w dowód uznania odznaczył autora medalem Merentibus (łac. zasłużonym).

Od tego momentu Zabłocki pisze głównie dla teatru. Jest dość płodnym twórcą, gdyż w ciągu niespełna 10 lat powstaje ok. 40 sztuk, głównie komedii. Zgodnie z panującą wówczas modą są to w większości adaptacje obcych utworów polegające na przejmowaniu zarysu intrygi i dostosowywaniu fabuły do polskich realiów. Wymienić tu należy m. in. Amfitriona (1783), Sarmatyzm (1785), Arlekina Mahometa (1785), Króla w kraju rozkoszy (1787), Żółtą szlafmycę (1783), Doktora lubelskiego (1781), Gamrata (1785), Wesele Figara (1786) i Pasterza szalonego. Adaptował również francuskie

opery komiczne oraz dramy mieszczańskie, np. Ojciec dobry Denisa Diderota. Ze względu na zakres zmian i mistrzostwo techniki dramatopisarskiej, uważa się komedie Zabłockiego za utwory oryginalne

. Ich twórca ze znakomitym wyczuciem sceny kontrastował monologi, dialogi i postaci, wprowadzał satyryczne obserwacje dotyczące polskiej rzeczywistości. Jego twórczość dramaturgiczna wyróżnia się rozmaitością gatunków, wielością konwencji oraz mnożeniem chwytów powodujących wrażenie bogactwa świata przedstawionego i lekkości komizmu (mimo wielu wątków serio, jakie pojawiają się w tych sztukach).

Od 1788 r. Zabłocki na miejsce Grzegorza Piramowicza został sekretarzem Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych. W okresie Sejmu Czteroletniego pisał ostre wiersze polityczne, satyry, często mające cechy paszkwilu, rozpowszechnione anonimowo jako druki ulotne. Piętnował w nich postawę konserwatystów i zdrajców; do najbardziej znanych należą: Doniesienie, Do fiakrów, Joannes Sarcasmus, Opisanie geniusza satyry. Był członkiem władz insurekcji kościuszkowskiej i podobno wziął udział w obronie Pragi. Po jej upadku przedostał się do Rzymu, otrzymał tam święcenia. Po powrocie dostał dzięki Czartoryskiemu probostwo w Końskowoli, gdzie opiekował się pogrążonym w obłędzie Franciszkiem Dionizym Kniaźninem. Po upadku Rzeczypospolitej porzucił na zawsze literaturę i pogrążył się w pełnym zwątpienia milczeniu. Zmarł 10 września 1821 roku, mając 69 lat. Jego grób znajduje się w kościele parafialnym w Końskowoli.

Fircyk w zalotach - streszczenie

Akt I


Scena 1


Toczy się rozmowa pomiędzy starymi znajomymi - Pustakiem i Świstakiem. Obaj są służącymi: Pustak jest służącym Arysta, Świstak zaś Fircyka. Dowiadujemy się z niej o motywie przyjazdu Fircyka na wieś do swego przyjaciela Arysta. Fircyk, zgrawszy się zupełnie, postanawia ożenić się z „ciepłą wdówką” i celem swoich zalotów czyni siostrę Arysta - Podstolinę. W scenie tej poznajemy bohaterów komedii.

Scena 2


Fircyk zaleca się do Postoliny, kokietuje ją. Ona natomiast nie ukrywa znudzenia i braku zainteresowania. Udaje oburzenie i zagniewanie, jest uparta i niedostępna. Odnosi się do swego zalotnika z chłodną grzecznością. Stara się ukryć uczucie pod pozorami niechęci, jednocześnie kompromituje przyjętą przez niego pozę pewności siebie pomieszanej z cynizmem i dowcipem. Fircyk nie zraża się, prawi komplementy, całuje po rękach, podkreśla swoje zalety. Zapewnia Podstolinę o swym szczerym uczuciu i
sile wielkiej miłości, którą nagle do niej zapałał. Słynący z podbojów miłosnych Fircyk w imię jedynej miłości gotów jest się zmienić i porzucić dawne zwyczaje. Starcia słowne obu stron nie przynoszą żadnej z nich zdecydowanego zwycięstwa, nie prowadzą tez do odsłonięcia uczuć, które staja się coraz bliższe miłości.


Scena 3


Pojawia się lokaj i informuje Podstolinę, że jej brat Aryst pragnie się z nią zobaczyć. Zaloty zostają przerwane.

Scena 4


Monolog Fircyka, który przekonawszy się, że Postolina nie tak łatwo ulegnie, zaczyna obmyślać, w
jaki sposób dotrzeć do jej serca i zdobyć zaufanie. Nie traci nadziei i postanawia walczyć, gdyż jest przekonany o swoim sukcesie.


Scena 5


Aryst ubrany w szlafrok wita się wylewnie z Fircykiem. Ten ostatni skarży się na swój los, gdyż przegrał swój majątek w
karty i jeszcze się zadłużył, zostając bez grosza przy duszy. Aryst szczerze mu współczuje. Pada propozycja, by razem zagrali w karty. Stawką są pieniądze. Towarzyszy im Pustak. Fircyk dwukrotnie ogrywa Arysta i zgarnia pieniądze.

Scena 6


Aryst zostaje sam z Pustakiem. Podczas ubierania się łaje swego służącego, zdradzając przy tym swój prawdziwy
charakter - jest nerwowy i zapalczywy. Nie ukrywa, że bardzo dotknęła go ta przegrana i usiłuje odreagować swoje negatywne emocje. Nie ukrywa zazdrości, dowiedziawszy się, że Fircyk udał się na spotkanie z jego żoną Klarysą.

Scena 7

Pustak, któremu tym razem się upiekło, wyraża swoje zdanie o swoim chlebodawcy:

człek dobry, serce niezłe, lecz humor nieznośny:
Filozof, podejrzliwy, szuler i zazdrośny.


Wychodzi spotkać się ze Świstakiem i zapić tę sprawę.


Akt II

Scena 1

Aryst wręcza Fircykowi przegrane pieniądze (w sumie dziewięćset dukatów). Przez jakiś czas prowadzą rozmowę dotyczącą filozofii życia. Według Fircyka życie to jedna wielka gra , w którym wszystko zależy od ślepego losu, kapryśnej fortuny. Aryst jest zwolennikiem idei stoickiej; człowiek cnotliwy oraz zachowujący wewnętrzną równowagę ducha jest w stanie oprzeć się wszelkim przeciwnościom losu i zyskać szczęście. Fircyk uchyla rąbka tajemnicy i zdradza, że się żeni, nie mówi jednak z kim. Przyjaciel proponuje mu, by wyprawił wesele w jego domu.

Scena 2


Fircyk w samotności ironicznie komentuje staropolski obyczaj gościnności, z którego słyną Polacy. Mówi:
Ot, zwyczaj wieśniaczy.


Scena 3


Fircyk zleca Świstakowi zorganizowanie
zabawy z „maszkaradą”; specjalnie na tę okazję mają zostać sprowadzeni aktorzy i muzycy z Warszawy.


Scena 5


Ponowne spotkanie Fircyka z Podstoliną. Rzecz się ma podobnie jak w scenie 2 aktu I. Postolina nadal nie daje się zdobyć. Fircyk, udając rozpacz i wielki miłosny zawód, postanawia wyjechać do Warszawy.

Scena 6, 7


Postolina sama przed sobą głośno przyznaje się do tego, że kocha Fircyka. Niespodziewanie zostaje podsłuchana przez Klarysę, ta jednak nie wie, kto jest
obiektem westchnień siostry jej męża. Próbuje zbadać całą sprawę i delikatnie wypytuje Podstolinę o szczegóły. Ta jednak wykręca się od odpowiedzi. Ucieka się do małego kłamstwa, że owszem kocha pewnego młodzieńca, który niedawno przyjechał z Paryża, ale nikt go tu nie zna.


Scena 8, 9, 10

Klarysa głośno zastanawia się, kto odmienił surową Podstolinę. Mniema, że jest to jakiś nudny, stary jegomość o usposobieniu samotnika. Spotyka Fircyka i dzieli się z nim rewelacyjną informacją, że Postolina się wreszcie zakochała. Fircyk nie jest zaskoczony. Przyznaje się do swoich uczuć względem Postoliny i prosi Klarysę, by pomogła mu zdobyć ukochaną. Niespodziewanie pojawia się Aryst i z ostatnich przypadkowo zasłyszanych słów mniema, że Fircyk flirtuje z Klarysą. W scenie tej zwraca uwagę doskonale zaaranżowany komizm sytuacyjny.

Scena 11, 12


Przyjeżdżają kwestarze, proboszcz i wikary. Aryst każe ich posłać do diabła. Pustak próbuje wstawić się za kwestującymi i za to dostaje „po pysku”.


Akt III


Scena 1


Świstak rozmawia z Pustakiem. Dowiadujemy się, że zakochany w Postolinie Fircyk jeszcze tej nocy zamierza opuścić dom przyjaciela i wyjechać do Warszawy.

Scena 2, 3


Zazdrosny Aryst zarządził poszukiwania Klarysy, która znów gdzieś mu się wymknęła. Robi uwagi o niestosowności pewnych zachowań i upadku obyczajów.


Scena 4, 5, 6


Postolina dowiaduje się od Arysta, że Fircyk zamierza się ożenić. Wiadomość ta sprawia jej prawdziwą przykrość. Żałuje, że odnosiła się do niego tak chłodno i nieczule. Wiadomość otrzymana od Świstaka, że jeszcze tej nocy wyjeżdżają, pogłębia uczucie żalu.


Scena 11, 12, 13


Dochodzi do rozwiązania intrygi i konfrontacji uczuć. Fircyk i Postolina w obecności Arysta wyznają sobie miłość. Fircyk, rozgłaszając na koniec wieści o swoim rychłym wyjeździe i ożenku, przyspiesza wyjaśnienie sprawy - po obustronnych zapewnieniach miłości, między Podstoliną a Fircykiem spisana zostaje intercyza ślubna, w której obie
strony gwarantują sobie prawo do wolności.

Geneza utworu

Fircyk w zalotach powstał w 1781 roku i jest adaptacją francuskiej komedii Romagnesiego Le petit-maitre amoreux (Zakochany fircyk), wystawianej w Theatre Italien w roku 1734.

Franciszek Zabłocki, który doprowadził sztukę adaptacji klasycystycznych wzorów do mistrzostwa, a dzięki oryginalnemu talentowi potrafił w niektórych przypadkach ze sztuk trzeciorzędnych stworzyć arcydzieła, zamknął on niejako okres przeróbek w teatrze polskim, kładąc solidne podwaliny pod twórczość komediową Fredry.

Praktyka Zabłockiego nie jest czymś wyjątkowym, gdyż zasada przerabiania i dostosowywania obcych utworów była zjawiskiem dopuszczalnym, powszechnie stosowanym, a nawet zalecanym. Zasadę te sformułował Adam Kazimierz Czartoryski w swojej przedmowie do Panny na wydaniu (1771).

Czas i miejsce akcji


Komedia Zabłockiego jest sztuką teatralną zachowującą regułę trzech jedności: czasu, miejsca i akcji. Wydarzenia rozgrywają się w przeciągu jednego dnia (jedność czasu): rano Fircyk przyjeżdża do domu swego przyjaciela z zamiarem zdobycia serca i ręki Podstoliny (akcja koncentruje się wokół jednego wątku), a wieczorem zostaje podpisana intercyza przedślubna.

Wszystkie sceny rozgrywają się w salonie Arysta (jedność miejsca), tu spotykają się wszystkie postaci, tu też rozwija się intryga.

Fircyk jako typ bohatera oświeceniowego


Fircyk to jeden z typów bohatera literackiego polskiego oświecenia doby stanisławowskiej. Jest to typ postaci rzeczywiście pojawiającej się w Warszawie w drugiej połowie XVIII wieku, aczkolwiek literatura ukazywała go w sposób przerysowany, ośmieszający. Fircyk to młodzieniec, który z całej oświeceniowej nowoczesności potrafił przejąć najbardziej zewnętrzne przejawy mody, zwłaszcza rokokowej, i libertyński
styl życia. Nosił szykowny fraczek, elegancką perukę, flirtował z modnymi damami, bywał w salonach , z łatwością trwonił majątek i robił długi. Głośno chwalił najbardziej modne rzeczy, przede wszystkim cudzoziemskie (francuskie), krytykował natomiast rodzime zacofanie; był bywalcem wziętych miejsc, początkowo blasku nadawało mu szlifowanie bruków Paryża, potem wystarczała mu Warszawa. Modny kawaler (tak też nazywano fircyka) był typowym utracjuszem, korzystającym ze swobody obyczajów oraz odziedziczonego majątku, postacią nie budzącą sympatii, łatwą do ośmieszenia wskutek przesady widocznej w jego zachowaniu.

Fircyk jako bohater negatywny pojawił się w pierwszych komediach Franciszka Bohomolca, wiele portretów fircyka przynoszą satyry czasów stanisławowskich (I. Krasicki, A. Naruszewicz; jest też częstym bohaterem ówczesnej publicystyki („Monitor”). Fircyk jako bohater teatralny pojawił się w licznych komediach obyczajowych o tematyce warszawskiej.


Odmienny od tradycji

portret modnego kawalera dał Franciszek Zabłocki w Fircyku w zalotach. Literackie obrazy fircyków posługujące się krzywym zwierciadłem nie mówią wszystkiego o typie złotego młodzieńca oświeconej Warszawy. Wystarczy powiedzieć, że nieoficjalny tytuł pierwszego fircyka przyznać by można księciu Józefowi Poniatowskiemu, byśmy na modnych kawalerów, zwłaszcza przełomu wieków, spojrzeli nie tylko przez pryzmat ich literackich portretów.


Fircyk - charakterystyka


Fircyk, tytułowa postać komedii, młody kawaler, starościc bez grosza przy duszy, hulaka, karciarz i bawidamek, „wietrznik” obdarzony niepospolitym wdziękiem i talentami uwodziciela. Swoim wyglądem ściąga na siebie uwagę
otoczenia . Nosi się z dumą i godnością światowca, zawsze nieskazitelnie ubrany według kanonów najnowszej mody.

Ujrzysz i mego pana: jak się on nadstawia,

Jak puszy, jak pstry cały, gdyby ogon pawia.

Olśniesz, bracie, gdy spojrzysz na jego błyskotki...

Z natury jest człowiekiem dobrym i wrażliwym, ma jednak skłonności do hazardu. Ponadto lubi kobiety, nie stroni od alkoholu i zabaw . Sposób jego życia przedstawia następujący fragment:

Czy znasz „set-kenz-lewa-plie”?

Otóż ja z pana, a pan z tych dochodów żyje.
Znaczemy jak panowie: hulanki, parady,

Gry, uczty, bale, tańce, umizgi, biesiady…

Słowem, że ci tak powiem, bicze kręcim z piasku.

Ot, tak to, tak to, bracie, żyją po warszawsku.

Bywa dowcipny, trochę ironiczny, niekiedy beztroski i lekkomyślny.

Natura dobra w nim i szczera

Zacina, prawda, panicz trochę na szulera,

Kocha młode kobietki, lubi winko stare...

Lecz wreszcie każdy człowiek ma swoją przywarę.

Chimera, pospolicie w innych niedorzeczna,

Kłótliwa, niespokojna, w nim słodziuchna, grzeczna,
Miła, powabna... słowem, że tak powiem, która
Tyle w nim jest, co w drugich szczęśliwa
natura

Człek z niego osobliwszy: zrobi co, czy powi,

Nad niczym się, jak żywo, krzty nie zastanowi..

A wszelako z postępków i z rzeczy, i z mowy

Zawsze go znać, że jeszcze oryginał nowy

Tak do naśladowania, jak trudny do wzoru.

Do perfekcji opanował sztukę uwodzenia kobiet, nie angażując się przy tym uczuciowo. O sobie samym mówi:

Wiem, jak czcić piękność, jak się przymilić kobiecie.

Cieszy się niebywałym powodzeniem u kobiet:

Kto? On wzdycha? Nie znasz ty tego specyjała…
Gdyby raz westchnął, cała płeć by omgliwała.
Uprzedzony w miłostkach, ukochany wszędzie,
Ledwie się do którego dziewczęcia przysiędzie,
Zalotnice publicznie, pokątnie dewotki

Pożerają go wzrokiem - tak jest dla nich słodki!
Ja myślę, czy inkluza nie ma, którym nęci.
I teraz ze sześć w nim się kocha bez pamięci […]


Przebywa wraz ze swym służącym, Świstakiem, w gościnie u sensata i nudziarza Arysta; zaleca się do urodziwej wdowy Postoliny. Ona gani jego stosunek do kobiet, zarzuca pychę, zuchwałość i egoizm. Ma ponadto podstawy, by sądzić, że taki bałamut nie traktuje materii uczuć poważnie, a jedynie nieustannie zwodzi i żartuje.

Zamiast, co byś pokorny, powolny i cichy

Miał szukać wzajemności, idziesz drogą pychy

Porzuć waćpan tę miłość własną, te obcesy [..]

To serce obojętne, słowa obustronne,

Które nie czułość duszy, nie umysł otwarty,

Ale nieprzyzwoite oznaczają żarty.

Początkowo Fircykowi zależy jedynie na zdobyciu majątku Podstoliny. Bałamuci ją z wdziękiem, wygłaszając kunsztowne i przemyślne tyrady, nie pozbawione szczypty autoironii, bez trudu także przechodzi od kornych hołdów do obcesowych zalotów. W efekcie nie tylko zdobywa serce Postoliny, urzeczonej jego wielkomiejskim szykiem i galanterią, ale także sam, wbrew zasadom donżuana, zakochuje się w pięknej siostrze Arysta. Jest człowiekiem obrotnym, umiejącym sobie poradzić w każdej sytuacji. Aby zdobyć fundusze na zaloty, bez skrupułów ogrywa gospodarza na dziewięćset dukatów w rumel-pikietę, kończąc grę udzieleniem poszkodowanemu ironicznych rad życiowych i przestróg przed nazbyt moralnymi zasadami. Za wygrane pieniądze sprowadza z Warszawy wyszukane potrawy, kucharzy i śpiewaków, by tym zaimponować „wieśniakom” z domu Arysta.
Jednym słowem Fircyk nie jest
najlepszym materiałem na męża. Jednakże dzięki swej inteligencji i poczuciu humoru, a także ujawnionym w końcu prawdziwym uczuciom, odbiega od typowego wizerunku warszawskiego „złotego młodzieńca” tamtych czasów i mimo wad budzi sympatię.

Inni bohaterowie „Fircyka w zalotach”

Wszystkich bohaterów poznajemy już w pierwszej scenie aktu I z rozmowy prowadzonej między Pustakiem i Świstakiem.

Aryst to gospodarz domu, w którym rozgrywa się akcja

. Pojawia się w scenie 5 aktu I, gdy przyjmuje gościa ubrany w szlafrok; dodać przy tym należy, że zbliża się południe. Takie zachowanie przybliża nam atmosferę panującą w tym domu

oraz poziom obyczajów. Aryst jest przyjacielem Fircyka oraz mężem Klarysy. On również udaje, bo chce, aby go uważano za filozofa, człowieka dostojnego i zrównoważonego. Tymczasem jest niespokojny, porywczy, zazdrosny i podejrzliwy. Jego służący Pustak tak o nim mówi:

Co do humoru, z diabły kładź go w paragonie!

Wielki brutal, złośliwszy nad smoki i żmije;

Gdy gada, gdyra, a gdy macha, zaraz bije

[...]Fraszka to, że gdyra

I zazdrości - to większa wada, że Kostyra

I filozof. Filozof smutny i ponury,

Mniej podobno z rozumu, jak raczej z natury.

Gracz zaś nie tak z łakomstwa (ma dość, dzięki Bogu!),
Lecz z chimery, z ubrzdania, z chluby i nałogu.


Mimo że trochę dziwak i melancholik, jest człowiekiem honoru, uczciwym, ma dobre serce oraz dba o czystość obyczajów (robi awanturę na temat rozwiązłości, gdy niesłusznie mniema, że jego żona flirtuje z Fircykiem i umawia się z nim na schadzki). Trzeba przyznać, że do jego słabości należy to, że

Często do rozrzutności zbliża się i zbytku,

miewa za to później prawdziwe wyrzuty sumienia (zob. scenę, gdy Aryst prowadzi

monolog po przegranej w karty z Fircykiem). Świstak natomiast nazywa go pogardliwie półgłówkiem.

Postolina to siostra Arysta, młoda i piękna wdowa (nosi żałobę po swoim mężu), oprócz urody posiada wrodzoną mądrość i rozwagę.

[...] ma statek ta pani.

Życie osobne, smutek, książki i pacierze -

Tym zaczyna dzień, na tym prawi odwieczerze.

Ale choć

piękna, musi być i tkliwa.

Podstolina chce się pokazać kim innym, niż jest w istocie. Udaje surową, niezdobytą kobietę, ale zdradzają ją gesty i spojrzenia. Poddaje się i zrzuca swoją maskę, gdy do głosu dochodzą prawdziwe uczucia. Przyznaje się, że kocha młodego wietrznika.


Klarysa - żona Arysta, młoda i piękna kobieta obdarzona urodą, posiada żywy temperament i radosne usposobienie.

Klarysa żona jego, cudnie piękna pani:

Bo to stanik jak łątka, nóżka jak u łani;

A oczki, a usteczka, skład ciała, postawa...

A humor - gdyby żywe srebro, dziarska, żwawa,
Rozumna, wesoluchna.

Z pozoru niewinna, ma w sobie wrodzoną skłonność do intryg, to ona jest przyczyną skomplikowania akcji i skłócenia Fircyka z Arystem i Podstoliny z Fircykiem.

Pustak - sługa Arysta.


Świstak - sługa Fircyka.

Obaj służący posiadają znaczące imiona, obaj są nieco głupkowaci, pełnią w komedii rolę komentatorów-informatorów; również zostają uwikłani w intrygę, przez co czynnie uczestniczą w rozwoju akcji.

Kompozycja, język

Fircyk w zalotach jest komedią w trzech aktach. Utwór otwiera motto zaczerpnięte ze Sztuki poetyckiej Horacego: Co w tłumaczeniu znaczy:

Radzę tedy uczonemu poecie zwracać wzrok ku wzorom prawdziwego życia i obyczajów i stąd czerpać żywe głosy.

(Horacy, Sztuka poetycka, przeł. T. Sinko)

Świadczy to o tym, że Zabłocki, wplatając w treść sztuki polskie realia obyczajowe, czynił to ze świadomym pisarskim założeniem.

Dedykacja skierowana do najjaśniejszego króla Stanisawa Augusta chwali wiek Stanisława utożsamiany z wiekiem oświecenia. Franciszek Zabłocki w dedykacji skierowanej do króla zaznaczył, że komedia ta jest raczej utworem błahym przeznaczonym do zabawy

. Być może taka postawa wynikała ze zbytniej skromności autora, niemniej jednak myśl ta odpowiada oświeceniowej idei „bawiąc, uczyć”. Konkluzja utworu jest następująca:

To wór, to torba. Jeden na drugiego gada,

A jak w tym, tak i w owym śmieszna równie wada.

Nieźle się w każdym człowiek wyda charakterze

Byle go umiał użyć w przyzwoitej sferze.

Dobrze być filozofem, ale w gabinecie,

Bądź wietrznikiem, na wielkim kto chcesz znaczyć świecie!

Fircyk napisany jest językiem i wierszem prostym i jasnym, niemal całkowicie zrozumiałym dla współczesnego czytelnika. Jest to wiersz trzynastozgłoskowy z cezurą po siódmej sylabie (por. Pan Tadeusz Adama Mickiewicza). Zabłocki często zmienia rytm wiersza, stosuje przerzutnie, np.:

Taki człek, prawych czciciel cnót, nie zna bałwana
Fortuny, ni chimerze losów gnie kolana.

Ciekawie zbudowane są również dialogi, które w niektórych scenach są długie i opisowe, ale niekiedy przybierają postać krótkich, celnych wypowiedzi (ripost). Taki zabieg sprawia, że utwór staje się bardziej dynamiczny.

ARYST
Na ludzi ?

FIRCYK
Jeszcze gorzej.
ARYST
Prze
bóg!
FIRCYK
Na mój worek!


Zabłocki starał się język swojej sztuki zbliżyć do wypowiedzi mowy potocznej, rzadko stosuje ozdobniki stylistyczne, takie jak inwewrsja, np. w wypowiedzi Podstoliny:

O czarnej obrazie niewiary!


Bardzo często spotykamy w tej
komedii:

Oto przykład takiego pastiszu:

jak cię bawiłem! Szemrzące strumyki,
Drzewa liściem szumiące, kwilące słowiki,
Były to wielbiącej cię
natury

odgłosy...
Komuż, jeśli nie tobie, kłaniały się kłosy?
Komu kwiaty balsamem lubej tchnęły woni?
Komu zefir chłód czynił, komu wiał fawoni?
Dla kogo wierne echa szły z gór na doliny?
Dochodziłem ich celu: hołd to Podstoliny.


Dialog wierszowany oraz
kultura wyrażania uczuć to nowe osiągnięcie w dziedzinie techniki dramatycznej. W komedii wierszowanej Zabłockiego dialog nabiera od razu giętkości, staje się potoczysty, tryska dowcipem, opalizuje zmiennością nastrojów.


Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki

Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki - pierwsza polska powieść. Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki Ignacego Krasickiego są uznawane przez historyków literatury za pierwszą nowożytną polską powieść. Utwór powstał na przełomie 1774 oraz 1775 roku, wydany natomiast został w 1776 w Warszawie przez znanego wydawce Michała Gröla. Utwór cieszył się niezmierną popularnością, o czym świadczą kolejne wznowienia w roku 1776, 1778, 1779 oraz 1801. Dzieło Krasickiego to z jednej strony polemika wobec barokowego romansu, z drugiej efekt doświadczeń prozy eseistycznej „Monitora”. Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki łączą w sobie elementy różnych typów ówczesnej prozy europejskiej: powieści satyryczno-obyczajowej, przygodowej oraz utopijnej. Utwór ma postać pamiętnika, jest podzielony na trzy części, z których każda ma nieco inny charakter . Warto zaznaczyć, że wcześniej pamiętnik nie był uznawany w Polsce za gatunek literacki, to Krasicki dokonał jego nobilitacji właśnie w Mikołaja Doświadczyńskiego przypadkach.

Pierwsza część utworu obejmująca dzieciństwo oraz młodość bohatera, została napisana w konwencji powieści satyryczno-obyczajowej, posiada również elementy powiastki filozoficznej oraz robinsonady. Została tu zawarta ostra krytyka edukacji szlacheckiej, stylu życia sarmackiej prowincji oraz stolicy. Druga część to przykład utopii, obejmuje pobyt Mikołaja na wyspie Nipu i jego reedukacje. W trzeciej części Krasicki ponownie zmieszał powieść obyczajową, przygodową oraz powiastkę filozoficzną, opowiadając o bolesnym powrocie odmienionego Doświadczyńskiego do ojczyzny.

Ignacy Krasicki - biografia

Ignacy Błażej Franciszek Krasicki, syn hrabiego Jana Krasickiego, kasztelana Chełmskiego, i Anny Starzechowskiej, urodził się w Dubiecku 3 lutego 1735 roku. Z aktu chrztu, jaki zachował się w archiwach parafii, wynika, że został ochrzczony w po dwóch dniach przez dominikanina Gabriela Drzewickiego, kapelana na zamku w Dubiecku. Do tchu trzymał go Franciszek Załuski, wojewoda płocki, i jego żona, Teofilia z Wapowskich. (Cazin, 29) Dubiecko było ówcześnie niewielkim miasteczkiem mieszczącym się w województwie ruskim, w pobliżu Sanoka i tam właśnie przyszły poeta spędził wczesne dzieciństwo. Pierwsze nauki pobierał w domu swojej matki chrzestnej, by już w wieku dziewięciu lat, wraz trójka swoich kuzynów rozpocząć edukację w kolegium jezuitów we Lwowie. Dalej między 1751 a 1754 uczył się w Seminarium Misjonarzy Św. Krzyża w Warszawie. Krasicki w tym czasie nie prowadził zbyt ascetycznego życia, pobyt w stolicy umożliwił mu bywanie w miejscach spotkań ówczesnych artystów. Regularnie pojawiał się w salonie księżnej marszałkowej Barbary Sanguszkowej, który odwiedzało „najznakomitsze towarzystwo” - bardzo możliwe, że to właśnie tam Krasicki po raz pierwszy spotkał Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Środki materialne jakimi dysponował młody seminarzysta, wystarczyłyby zapewne swobodnie na skromne życie. Ale miał on rozrzutne usposobienie i wrodzoną nieumiejętność dysponowania pieniędzmi. Będzie się dopraszał pomocy i skarżył na nędzę przez

całe swoje życie; (Cazin, 60)

W lipcu 1754 po zakończeniu nauki w seminarium Krasicki został kanonikiem kijowskim, a we wrześniu roku 1757 proboszczem przemyskim. Po otrzymaniu święceń kapłańskich (Brzozów 2 II 1759) i uzyskaniu koadiutorii opactwa wąchockiego, w sierpniu 1759 roku wyruszył w podróż

zagraniczną, by zgodnie z oświeceniowa modą dopełnić w ten sposób swoją edukację. Tak Krasicki pisze do matki w sierpniu 1759 roku, „żebrząc” o pomoc finansową, dzięki której mógł wyruszyć w dwuletnia podróż do Rzymu (gdzie pełnił funkcję prowizora w hospicjum polskim przy kościele Św. Stanisława):

(…)„wszyscy nalegają koniecznie na mój wyjazd w nowembrze do cudzych krajów, i z mojej racji, i komisów, które mam mieć zlecone (…), gdyż od tej i w tym czasie podróży interes mój i szczęście domu w jakichkolwiek dalszych z tych miar promocjach moich zawisło” (Cazin, 66)

Krasicki powrócił do kraju latem 1761 bogatszy o wiele doświadczeń i znajomości z przedstawicielami najwyższych sfer rzymskich. Stał się człowiekiem światowym i nauczył się trudnej sztuki dyplomacji, co przydało mu się już w połowie 1762 roku, kiedy to wraz ze swoim kuzynem Ignacym Centerem przebywał w Warszawie jako „agent polityczny F.S. Potockiego”. W czasie sejmu elekcyjnego proboszcz przemyski zostaje sekretarzem interrexa - prymasa Władysława Łubieńskiego. Dzięki temu ma okazje z bliska obserwować stosunki panujące w wyższych sferach społeczeństwa polskiego, wtedy też zawarł bliższą znajomość ze Stanisławem Augustem Poniatowskim, a po koronacji został kapelanem „tego dziwnego króla”.

25 listopada 1764 roku w kościele Świętego Jana w Warszawie faworyt królewski zajmował honorowe miejsce w czasie uroczystości koronacyjnych. On to właśnie podawał koronacyjne trzewiki i „z miejsca prawdzie poświęconego winszował zwracając się do monarchy mędrca, do męża wedle serca bożego, imieniem kościoła i ojczyzny”


Jeszcze tego roku w grudniu „otrzymał lwowską kustodię katedralną” i został wybrany na prezydenta Trybunału Małopolskiego, z tego względu musiał opuścić Warszawę, najpierw udając się do Lublina (11 luty - 30 marca), potem do Lwowa (15 kwietnia - 20 rudnia). W następnym roku otrzymuje probostwa infułackie w Kodniu oraz probostwo w Mościskach, oraz godność dziekana kolegiaty w Stanisławowie. Krasicki był zaangażowany w życie kulturalne i społeczne;
prowadził

redakcję słynnego „Monitora” (1765-1767), razem z Franciszkiem Bohomolcem przygotowywał repertuar do publicznej sceny polskiej, która powstała jesienią 1765 roku. Dzięki poparciu króla w roku 1766 Ignacy Krasicki zostaje „biskupem warmińskim, z tytułem księcia sambijskiego i godnością senatora”.

Dnia 16 października 1766 roku ksiądz Krasicki, na rzecz którego kustosz London ustąpił ze swej kanonii w zamian za rentę w wysokości czterystu czerwonych złotych, udał się do Fromborka w towarzystwie szambelana Adama Dębskiego, wysłannika Jego Królewskiej Mości. We Fromborku rezydowała Kapituła Warmińska. Tam też wznosi się od XIV wieku piękna katedra gotycka, z której rozciąga się widok ponad dachami i drzewami małego

portu na spokojne wody liżące długa, piaszczystą łachę niczym leniwy pies bawiący się kością. (Cazin, 95)

Choć otoczenie , w którym się teraz znalazł królewski faworyt nie było mu zbyt przychylne, to jednak Krasicki szybko przekonał je do siebie. Następnie Biskup Warmiński udał się do urokliwego Lidzbarka - stolicy księstwa, ale szybko powrócił do Warszawy, bo król miał już dla niego nowe zadanie - misję dyplomatyczna, która jednak z nieznanych względów nie doszła do skutku.

8 maja 1676 roku Krasicki dostąpił zaszczytu odznaczenia Orderem Św. Stanisława, Orderem Św. Krzyża i Orderem Św. Jana Jerozolimskiego.

W czasie trwania konfederacji barskiej biskup warmiński, chcąc uniknąć zaangażowania, przebywał najpierw na Warmii, potem za granicą . Po tym jak Warmia została zagarnięta przez Prusy, Krasicki stał się poddanym Pruskim i z tego względu często bywał na dworze w Berlinie, w Poczdamie oraz Rheinsbergu.

(…)Fryderyk (II, król pruski - uzupełnienie autorki), tak świetny znawca ludzi, zainteresował się od razu żywo tym młodym prałatem, który przeczytał całą literaturę francuską i umiał tego dowieść w rozmowie.

Krasicki spotykał się z Fryderykiem II i jego następcą ponadto w Elblągu i Królewcu. Po rozbiorze Krasicki został pozbawiony dochodów z dóbr kościelnych, otrzymywał pensję, ktoa jednak nie zaspakajała jego wygórowanych potrzeb, co wpędzało X.B.W w ciągłe klopoty finansowe. W 1773 Krasicki, lubiący bardzo podróże wybiera się na krótko do Białegostoku, w 1774, jadąc do Małopolski, zatrzymuje się w Warszawie, uczestniczy w obiadach czwartkowych, podczas których prezentował fragmenty Myszeidy. Tego samego roku został odznaczony Orderem Orła Białego. W Warszawie pojawił się jeszcze jesienią 1775.

Rok 1775 to początek wielkiej kariery Krasickiego jako pisarza, od czasu wydania Myszeidos. Pieśni X wciąż powstają nowe dzieła, wśród nich znajdziemy poematy heroikomiczne, powieści, osławione bajki i satyry oraz komedie publikowane pod pseudonimem M. Mowiński. W Warszawie pojawia się od czasu do czasu (kwiecień - lipiec1780; lipiec - listopad 1782; 1789).

W roku 1795 Krasicki został mianowany arcybiskupem gnieźnieńskim (wcześniej starał się o biskupstwo krakowskie), co zaowocowało przeprowadzka do Łowicza i Skierniewic. Od tego czasu przebywa głównie w Skierniewicach i Berlinie, od czasu do czasu również w Łowiczu i Warszawie. Przez jakiś czas (lipiec 1798 - marzec 1799) wydawał w Poznaniu czasopismo literacko-moralne pt. „Co tydzień”, gdzie pod pseudonimem X.A.G. publikował własne utwory. Od 1799 zajmował się głownie porządkowanie swojej twórczości do przygotowywanej we współpracy z Franciszkiem Dmochowskim zbiorowej edycji swoich pism. W 1800 przyłożył rękę do powstania Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie. Pod koniec tego roku przebywał na leczeniu w Berlinie, gdzie zmarł 14 marca 1801 roku. Jego ciało zostało pochowane dwa dni później w podziemiach berlińskiego kościoła św. Jadwigi, jednak pozostało tam tylko do 1826, kiedy to dzięki staraniom Towarzystwa Przyjaciół N

Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki - streszczenie

(...) jeszcze był tej księgi nie skończył, a już kilka nowych projektów na pisanie książek ułożyłem. Jeżeli ta znajdzie aprobację, wdzięcznie przyjmę łaskawy sąd czytelnika: jeśli nie, zasmucę się, ale będę pisał.



KSIĘGA PIERWSZA

Rozdział pierwszy

(narracja prowadzona w pierwszej osobie liczby pojedynczej, stylizowana na pamiętnik pisany z perspektywy dojrzałego wieku)

Ktokolwiek opisanie życia mojego czytać będzie, niech wie zawczasu, że to ani spowiedź, ani panegiryk nie będzie

Nie piszę tej książki ani dla chwały ani dla upokorzenia, ale po to, by dobrze wykorzystać wolny czas spędzany na wsi. Pochodzę z rodziny szlacheckiej, podobno posiadającej liczne koligacje z „panującymi familiami w Europie”. Mój ojciec,

„po stopniach: skarbnik, wojski, miecznik, łowczy, cześnik, podstoli, sześćdziesięcioletnie ziemi swojej i województwa usługi a ustawiczne na sejmikach elekcyjne i gospodarskie peregrynacje przy kresie życia szczęśliwie nagrodzone i ukoronowane zobaczył; został stolnikiem”

Nie był to człowiek uczony, ale za to cechujący się wieloma cnotami. Niestety lubił również czasem sobie mocniej popić, co spowodowało uszczuplenie rodzinnego inwentarza. Matka moja wychowana na wsi była kobietą prostą, ale cnotliwą.

Swoje najmłodsze lata spędziłem głównie w towarzystwie kobiet, które napełniały moją dziecięcą główkę strasznymi historiami „o upiorach, czarownicach i strachach”, wtedy też nauczyłem się, co znaczą najróżniejsze sny. Kiedy miałem siedem lat, odwiedził nasz dom brat matki, „człowiek urzędem, nauką i wiadomością świata znamienity”, za sprawą którego w niedługim czasie zostałem wysłany do szkół publicznych.

Rozdział drugi


Wyjazd do szkoły okazał się dla mnie wydarzeniem nader przykrym. Trudno się dziwić, skoro dotąd w domu szkołę przedstawiano mi jako karę za złe zachowanie. Z młodym opiekunem, który miał czuwać nade mną i moją edukacją, opuściłem dom rodzinny. Okazałem się bardzo pojętnym chłopcem, ale wstręt do nauki nie pozwalał mi osiągać większych sukcesów, jednocześnie czyniąc mnie ofiarą małego i cienkiego kańczuczka, który ojciec wręczył mojemu opiekunowi z przykazaniem: „Bijże, bo ja ci za to płacę!”.

W szkole przebywałem do szesnastego roku życia, kiedy przybyła wiadomość o śmierci ojca i wezwanie natychmiastowego powrotu do domu. Szybko przyzwyczaiłem się do swawolnego życia bez nadzoru. Niestety hulankę przerwał wuj, wykonawca testamentu ojca, który ukrócił moje ciągłe zabawy.


Rozdział trzeci

Na szczęście wuj wyjechał w ważnych sprawach do Warszawy, moja matka za namową sąsiadki wynajęła guwernera, który miał mnie kształcić we francuskim i dobrych manierach. Pan Damon okazał się markizem ukrywającym się w Polsce przed pojedynkiem z królem francuskim, tę jego tajemnicę obiecaliśmy zachować dla siebie. Z tego względu moja matka podzieliła się tym ciężarem jedynie z dwiema zaufanymi sąsiadkami, co spowodowało - nie wiedzieć jakim sposobem - rozejście się wiadomości po całej okolicy. Nowy nauczyciel przypadł mi bardzo do gustu, bo lekcje polegały jedynie na ciągłej konwersacji, w trakcie której miałem nabierać „sentymentów kawalerskich”.

Rozdział czwarty


Nadszedł czas w mojej edukacji, kiedy należało zapoznać sie z popularnymi romansami, które wprost zaczarowały moje myśli. To za ich sprawą pewnego dnia w lasku zakochałem się w Juliannie - wychowanicy mojej matki. W jednej chwili dziewczyna stała mi się boginką i padłem jej do kolan czyniąc liczne wyznania. Zawstydzona uciekła, a ja zacząłem rozmawiać „z rzeczką, drzewami i pagórki”. Tej nocy śniła mi się jeszcze.


Rozdział piąty


Któregoś dnia poszedłem za moją matką i towarzyszącą jej Julianną nad staw, wsiadłem na łódkę i nieopatrznie wylądowałem w wodzie. Zdarzenie to o tyle szczęśliwe było dla mnie, że pozwoliło mi poznać skrywane uczucia Julianny. Jednak nie długo trwała radość moja, matka domyśliwszy się moich zamiarów (poślubienia Julianny, która nie miała odpowiedniego posagu), wysłała moją ukochaną na nauki do klasztoru. Mnie zaś dla pocieszenia postanowiła wysłać „do cudzych krajów”.

Rozdział szósty


Niestety interesy mojej matki pokrzyżowały mi plany - musiałem odłożyć wyjazd „do cudzych krajów”, a zamiast tego wyruszyć do dość oddalonego miasta, w którym miałem się zatrzymać u dalekiego kuzyna. Kuzyn okazał się jednak nieobecny i musiałem razem z Panem Damonem czekać miesiąc na niego. Szczęśliwym trafem mój guwerner spotkał w mieście dawną znajoma - baronową de Grankendorff. Już na pierwszym wieczorze u nowej znajomej, zaprawiony winem zdobyłem serce jej starszej córki oraz wygrałem sporą sumkę pieniędzy w
karty . Cztery tygodnie tak bawiłem, z tą różnicą, że karciane szczęście się ode mnie odwróciło, a i kolejne jubileusze baronowej i jej córek sporo mnie kosztowały. Cała zabawa skończyła się pojedynkiem, kiedy to pewien człowiek znieważył Pana Damona, czego ja ze spokojem słuchać nie mogłem. W skutek rozruchu, który wywołałem, spędziłem noc w więzieniu. Wypuszczony dzięki poważaniu, jakim cieszyło sie moje nazwisko, wróciłem do swej kwatery. Okazało się że Pan Damon zniknął razem z całym dobytkiem, tak samo jak rzekoma baronowa, która była nikim innym jak zwykła oszustką

Rozdział siódmy

Na szczęście matka szybko mi przebaczyła moją przykra przygodę. Powróciłem do domu, gdzie pędziłem życie spokojne i posłuszne. Brakło mi lektur ciekawych, bo Pan Damon wszystkie romanse zabrał. Dlatego słysząc któregoś dnia od naszej szacownej sąsiadki o wspaniałej książce w języku polskim zatytułowanej Kaloander wierny poprosiłem o jej pożyczenie.

Rozdział ósmy


Nowa lektura rozbudziła we mnie pragnienie kontynuowania „sentymentowej edukacji”, na wsi jednak brakło ku temu sposobności, dlatego uprosiłem matkę, by wysłała mnie do Warszawy do wuja - posła z naszego województwa. W stolicy dowiedziałem się wiele o nowych zwyczajach salonowych, najważniejszą jednak wiedzę zyskałem od nowego przyjaciela, który wyjawił mi, że aby odnieść sukces towarzyski i miłosny, „najprzód, trzeba ile możliwości, pozyskać trojaką reputację: galantoma, junaka i filozofa”.


Rozdział dziewiąty


Niedługo po tym zmarła moja matka. Mimo że żal pewien po tej stracie uczułem, to zaraz uradowany nabytą w tak przykry sposób swobodą, począłem planować podróż „w cudze kraje”. Gdy wyjazd był juz prawie gotowy, zostałem pilnie wezwany do Lublina na sprawę sądową.


Rozdziały dziesiąty, jedenasty, dwunasty, trzynasty


W celu wygrania sprawy nachodziłem się niezmiernie od sędziego do sędziego. W końcu za radą mego plenipotenta zorganizowałem wystawną „konferencję”, na którą zaprosiłem wszystkich, którzy mogli mi pomóc w odniesieniu sukcesu w sądzie. Mecenasowie zeszli się , napili, zapoznali ze sprawą, wydali odpowiedni wyrok i odebrawszy swoje honoraria odeszli na kolejne konferencje. Kolejne tygodnie poświęciłem na przygotowania do sprawy, która ostatecznie została odwleczona z powodu zniknięcia przeciwnika. Dałem w zastaw srebra i klejnoty (wiele z pieniędzy przeznaczonych na podróż poszło na wydatki związane z rozprawą), po czym wyruszyłem w wymarzoną podróż.

Rozdziały czternasty, piętnasty, szesnasty

Diariusz podróży paryskiej


Po długiej, „wielce zabawnej, a więc jeszcze kosztownej podróży” dotarłem do Paryża, który omamił mnie hałasem i rozmaitością. Byłem tak spragniony wszystkiego, co dostępne w tym wspaniałym centrum
kultury , że nie wiedziałem, co wybrać - komedię, operę czy balet. Niewiele jednak skorzystałem z wyjazdu - najpierw zajęty byłem kompletowaniem odpowiedniego stroju dla siebie i służby oraz innych niezbędnych atrybutów paryskiego kawalera, potem uległem nieszczęśliwemu wypadkowi (który zatrzymał mnie na kilka tygodni w domu), na koniec oszukany przez zaprzyjaźnionego hrabiego, zadłużony, uciekłem potajemnie z Paryża. Trafiłem do Holandii, gdzie

wsiadłem na okręt płynący do Batawii.

Rozdział siedemnasty


Podróż była długa i pełna postojów, najdłużej zabawiliśmy na Cyplu Dobrej Nadziei, kończącym Afrykę, gdzie wymieniono nadwyrężony sztormem okręt oraz komendanta. Przez dłuższy czas płynęliśmy z dobrym wiatrem, gdy nagle rozpętała się burza straszliwa, targany przez fale statek rozbił sie „z nieznośnym trzaskiem”. Nie pamiętam dokładnie, co się potem działo, tylko tyle, że znalazłem się w wodzie uczepiony „sporej deseczki”.

KSIĘGA DRUGA - POBYT NA WYSPIE NIPU


Rozdziały: pierwszy, drugi, trzeci



Obudziłem się na wyspie, która początkowo zdawał mi się zupełnie dzika i opuszczona, potem okazała się zamieszkana
przez dziwną społeczność, posługująca się nieznanym mi językiem. Zostałem zaproszony do domu pewnego starca, który nakarmił mnie i dał posłanie. Kraj zamieszkiwany przez prostych i uczciwych ludzi nie znających mody ani podłości zwany był wyspą Nipu.

Zaskakująca dla mnie rzecz się wydarzyła już na początku mojego pobytu na Nipu. Siedząc przy wieczerzy z gospodarzami zabrakło mi noża w zastawie, więc wyciągnąłem swój z kieszeni, by ukroić chleb. Podałem nóż wyraźnie zaciekawionemu gospodarzowi. Ten, nieobeznany z narzędziem, skaleczył się. Wzbudziło to wielki przestrach wśród Nipuanów, którzy natychmiast zakopali nóż i zabronili mi go odkopywać.

Język narodu dość łatwy, ale nieobfity: żeby im wytłumaczyć skutki i produkcje kunsztów naszych zbytkowych, musiałem czynić opisy dokładne i dobierać podobieństw. Nie masz u Nipuanów słów wyrażających kłamstwo, kradzież, zdradę, pochlebstwo. Terminów prawnych nie znają. Choroby nie mają szczelnych nazwisk; ale też ani dworaków, ani jurystów, ani doktorów nie masz.


Języka uczyłem się od mojego gospodarza. Dziwiło mnie trochę, że ludność tamtejsza stroni ode mnie i patrzy na mnie niechętnie. Pewnego dnia mój gospodarz oznajmił mi, że jutro zostanę przyjęty do społeczności wyspy. Przygotowano wspaniały obiad, podczas którego jeden z biesiadników powstał i rzekł:

Bracie! bądź z nami, używaj darów przyrodzenia, a pamiętaj, że istotne obowiązki towarzystwa: miłość i zgoda.

Ułamawszy więc kawał chleba rozdzielił go na dwie części, sam jedną włożył do ust, mnie drugą oddał.

Początkowo miałem zamiar nauczyć tę dziką ludność, co to znaczy cywilizacja europejska, chciałem być ich przewodnikiem. Stało sie jednak inaczej. Ku mojemu największemu zdziwieniu, to mnie wysłano na nauki do Xaoo.


Rozdziały: czwarty, piąty, szósty


Przebywałem u Xaoo już trzy miesiące, kiedy mój nauczyciel wziął mnie na pole i począł mi mówić,
jak ważnie jest to, bym „umiał złe swe skłonności poskramiać i uprzedzenia wykorzeniać”. Okazało sie, że wszystkie pytania, jakie mi dotychczas zadawał, były częścią procesu edukacyjnego. Xaoo najpierw musiał mnie dobrze poznać, aby teraz pomóc mi się zmienić. Mistrz skrytykował europejską edukację, która każe się dzieciom uczyć wielu języków i przezc to charakteryzuje sie wielomówstem, nadmiarem słów, odsuwających się od istoty rzeczy, które próbuje nazwać.

Dyskurs nauczyciela mojego odmienił we mnie sposób myślenia o dzikości. Uznać, żem sam był dzikim, byłoby to upokarzać sie nadto i czynić przeciw własnemu przeświadczeniu; ale też obywatelów kraju tego sądzić za dzikich nie można było żadnym sposobem po tym wszystkim, com widział i słyszał. Upokarzał mnie rozum Xaoo;



Następnego dnia wykład tyczył się nauki historii. Według Xaoo najwięcej czasu powinno się poświęcać na naukę dziejów własnego kraju i narodu. Nipuanie co prawda nie mają ksiąg, ale dzieci uczą sie historii od najstarszego z rodu, który barwnie opowiada o losach dziadów i pradziadów. W ten sposób historia w sposób naturalny wlewa się w ich umysły. Uczenie się dat i nazwisk według Xaoo jest tylko „próżnym pamięci zaprzątaniem”. Xaoo krytykuje zwyczaj uczenia dzieci cudzych języków i cudzej historii, zaniedbując własną mowę i ojczyste dzieje.

Zaprzątnione postronnymi przypadkami, opisywaniem, a może i bajecznym, innych krajów zdziwione, gardzi tym, co ustawicznie widzi,a pragnie widzieć to, co mu natężona imaginacja piękniej maluje, niż jest w istocie.


Podobnie geografia Nipuanom jest potrzebna jedynie o tyle, o ile z jakimś krajem są w ścisłej zależności.
Xaoo ucieszył się bardzo, gdy począłem mu opowiadać o filozofii:

Otóż to nasza nauka, w tej szkole jesteś. Jej maksymy święte, jej reguły proste ja nie w pamięć, ale w serce twoje wrazić pragnę. Może u was ta nauka na słowach zawisła, my mniej dbamy o definicje, bylebyśmy wypełniali obowiązki.

Niestety Europejczycy zamiast sprowadzać filozofię do „wiadomości obowiązków i ich wypełniania”, jak to jest u Nipuanów, zapędzili się w niepotrzebnych dociekaniach, dotyczących spraw dla człowieka zakrytych. Zamiast korzystać z tego, co zostało ukazane ludzkim zmysłom przez Najwyższą Istność, Europejczycy w swym zadufaniu chcą zrozumieć prawa dla nich niedostępne.

Rozdział siódmy


Oprócz nauk moralnych pobierałem również inne. Codziennie pracowałem z moim mistrzem na polu,
gdzie kształciłem się w zakresie rolnictwa. Szybko zrozumiałem, że by być dobrym rolnikiem nie trzeba znajomości agronomi (kunsztu rolnictwa zapisanego w mądrych księgach), wystarczy bowiem doświadczenie i praktyka.

Praca i myśl wolna wzmocniły słaby niegdyś mój temperament. W niedostatku zwierściadła, gdym się w wodzie przezierał, postrzegłem płeć moją, prawda przyczernioną, ale twarz pełną i rumieniec żywy. Sen smaczny a nieprzerwany orzeźwiał strudzone robotą członki, a czerstwość samą się pracą pomnażała.



Rozdział ósmy


Któregoś dnia, idąc z nauczycielem na pole, ujrzałem dołek, w którym zakopano mój nóż i mimowolnie się uśmiechnąłem. Dla Xaoo stało się to pretekstem do wykładu o kunszcie wojny, który mądry Nipuanin poznał z moich opowieści. Mistrz uważał, że choć wynalazek kruszców jest niewątpliwie bardzo pożyteczny w pracach rolniczych, to nie warto płacić za niego takiej wielkiej
ceny , jaką jest wojna. Było dla niego zupełnie niezrozumiałe, że można doprowadzić do takiej tragedii, by ludzie siebie nawzajem zabijali. Poza tym uważał za złe to, że jeden człowiek rządzi innymi. Uznał więc narzędzia z kruszcu za zbytek, bez którego człowiek żyjący w zgodzie z naturą może się obejść.


Rozdział dziewiąty


Xaoo zabrał mnie w
podróż po wyspie, dzięki czemu mogłem poznać dobrze całą wyspę i jej społeczność. Po ośmiu dniach drogi dotarliśmy do pola, które - jak sie potem dowiedziałem - uprawiał Kootes, założyciel społeczności Nipuanów. Kootes przybył z cudzej ziemi wraz z żoną i dwojgiem dzieci. Jak opowiedział mi Xaoo:

(...) poszczęściła Najwyższa Istność pracy jego, przyszedł do ostatniej starości i przed śmiercią widział czwarte pokolenie swoje. Tkwią nam w świętej pamięci jego przykazy. Żeby zaś było cokolwiek takiego, co by nam ustawicznie przypominało jego obcowanie - instrumenta, których do rolnictwa używał, chowamy z pilnością i każdy je raz przynajmniej w życiu oglądać powinien.

Pole Kootesa należy do wszystkich Nipuanów, zboże, które tu wyrośnie, dzieli się i wysyła się do każdej z osad na wyspie, w osadach sporządza się z niego chleb, rozdziela między mieszkańców i spożywa uroczyście na zakończenie żniw. Tego dnia najstarszy z każdej osady opowiada o ojcu Nipuanów, jego pracy i nauce. Cała uroczystość kończy się zwykle pieśniami.

W drodze powrotnej Xaoo mówił mi, że Nipuanie nie znają żadnych ustrojów politycznych, nie uznają

żadnej zwierzchności, prócz tej rodziców nad dziećmi. Wszyscy są równi, nie ma podatków, bo o przyszłość rodziców zatroszczą sie dobrze wychowane dzieci.


Rozdział dziesiąty


Idąc dalej zobaczyliśmy wielki kopiec kamieni. Xaoo opowiedział mi historię jego powstania. Otóż był pewien człowiek nazwiskiem Laongo, który z niewiadomych przyczyn opuścił wyspę, nie było go przez długi czas, aż nagle któregoś dnia powrócił. Pytany,
gdzie był, odpowiadał, że utknął na bezludnej wyspie, na której musiał pozostać tak długo, dopóki nie udało mu się zbudować nowej tratwy (pierwszą porwały fale). Wydawało się, że Laongo powrócił do dawnego życia, on jednak potajemnie opowiadał młodzieży o innym życiu, o zbytkach i dostatkach innych krajów. Nowe zwyczaje przewróciły w głowach młodym Nipuanom. Okazało się, że Laongo był przekupiony przez obcy rząd, by sprowadził nowych poddanych. Na szczęście, kiedy miał już ich wywieźć na tratwie do obcego kraju, jego występek został wykryty. On i jego pomocnicy zostali pojmani, osądzeni i ukamienowani. A kopiec został usypany na pamiątkę tych wydarzeń.


Rozdział jedenasty


Gdy powróciliśmy do domu, przywitał na tłum mieszkańców, który czekał na cząstkę zboża z pola Kootesa przyniesioną dla nich przez Xaoo. Trzeciego dnia odbyło się uroczyste dzielenie chlebem z tego zboża. Początkowo nie chciano podzielić się nim ze mną, bo nie jestem synem praojca. Wtedy Xaoo pouczyć współbraci:

A gdy nasz pierwszy ojciec ujźrzał był przechodnia łaknącego, czy byłby mu kawałka chleba swojego żałował?


Te słowa przekonały wszystkich i podzielono się ze mną chlebem. Po uczcie najsędziwszy z mieszkańców rozpoczął swoje pouczenie:

Wiek wiekowi podaje pamięć, dzień dniowi daje naukę. Jedliśmy chleb naszego ojca, słuchajmy napomnienia jego. Bóg jest źródłem wszelkiej istności; Bóg jest początkiem wszystkiego dobra; Bóg być powinien jedynym celem i końcem wszystkich spraw naszych. Rodzicom należy się miłość, uszanowanie i posłuszeństwo. Chcecie mieć wdzięczne dzieci - bądźcie wdzięcznymi dziećmi. Wychowanie młodzieży niech będzie szkołą cnoty. Nagroda cnoty w tym życiu największa: wewnętrzne przeświadczenie. Inszych nie szukajcie

; gdy zaś karzecie występki, żałujcie występnych a pamiętajcie, że i wy możecie zgrzeszyć.

Dalej starzec opowiadał o praojcu oraz o innych zasłużonych Nipuanach. Gdy skończył, rozpoczęły się pieśni i radosna zabawa młodzieży.

Następnego dnia prosiłem Xaoo, by mi wytłumaczył tajniki nauki, która prowadzi do cnoty.

Dowiedziałem się, ze składa się ona z czterech części:

najpierw nauczyciel poznaje dobrze swego ucznia, jego skłonności , sposób myślenia, temperamnet, itp. Stąd nauczyciel wie, jak postępować z uczniem, jakie metody wychowawcze stosować;
drugi etap to wyplewienie złych skłonności;
trzeci etap to wpojenie prawych zasad uczniowi, nauczenie go o obowiązkach stanów, nawet o tych przykrych; ostatni etap to ćwiczenie w roztropności; we wszystkim trzeba mieć miarę, nawet w cnotach, dlatego uczeń musi wiedzieć kiedy i jak należy sie zachowywać;

Rozdział dwunasty


Przy okazji wyprawy, jaką odbyłem z Xaoo, wspomniałem memu nauczycielowi o podróżach zagranicznych, które są u nas ostatnim stopniem edukacji. Mistrz wysłuchał moich pochwał, po czym zgodził sie za mną, że podróże mogą kształcić, ale zanim uznam korzyści płynące z dalekich wypraw powinienem zastanowić sie również nad szkodami, które mogą one przynieść.


Rozdział trzynasty


Podczas pobytu na Nipu miałem okazję również oglądać, jak wyglądają tamtejsze sądy. Zadziwiony byłem niezmiernie, że skarżący i oskarżany odnoszą się do siebie z niezmiernym szacunkiem i życzliwością, poza tym tylko jedna strona opowiada o sprawie, bo wychowani w cnocie ludzie są rzetelni i prawdomówni. Sprawę rozsądza sprawiedliwie zgromadzenie starszych z korzyścią dla całego społeczeństwa.


Rozdział czternasty


Jeszcze o kilku starych zwyczajach Nipuanów wypada mi opowiedzieć. Historia kraju przechowywana jest nie tylko w pamięci starych, ale również w pieśniach, które zawsze służą cnotliwemu wychowaniu. Nipuanie nie posiadają kalendarza, czas odmierzają według obrotów słonecznych i żniw. Żyją bardzo długo, ciesząc się jednocześnie młodym wyglądem. Xaoo miał lat dziewięćdziesiąt dwa, a wyglądał na pięćdziesiąt. Małżeństwa są dożywotnie, nikt na Nipu nawet nie słyszał o rozwodach. Zamiast kruszców do wyrobu narzędzi używają ości wielkich ryb, które
morze

wyrzuciło na ląd.

Pierwszy dzień każdego miesiąca jest wolny, starzy wtedy bawią się dyskusjami, a młodzież obojga płci urządza igrzyska na polach, pod okiem starszych. Nie ma na Nipu instrumentów, tańczy się przy akompaniamencie wspólnego śpiewu. Na Nipu nie je się mięsa, ani zwierząt, ani ryb. Na wyspie nie ma groźnych zwierząt. W gospodarstwach trzyma się krowy, woły i owce.

Rozdział y piętnasty, szesnasty


Któregoś dnia przechadzając się nad
brzegiem morza dostrzegłem fragment rozbitego statku, którym płynąłem. W środku znalazłem wiele wspaniałych kosztowności, między innymi złoto. Ukryłem wszytko w pieczarze przed Nipuanami i uradowany wróciłem do domu. Nie mogłem spać w nocy z żalu (że na Nipu zdobyte skarby są bezużyteczne) i radości jednocześnie. Rano okłamałem Xaoo, że źle się czuję, by móc powrócić do okrętu. Znalazłem tam jeszcze trochę ksiąg, proch, kule i śrut. Wszystko ukryłem razem ze złotem w pieczarze. W pobliżu rozbitego statku odkryłem również łódź i dwa wiosła, które natychmiast odprowadziłem w bezpieczne miejsce. Po czym wziąłem się do szacowania nowo nabytych bogactw.

Następnego dnia powróciłem do pieczary. Bojąc się ciekawości Nipuanów, zaniosłem z powrotem na rozbity okręt nieznaczną część moich zdobyczy, zamierzając powiadomić starszych o znalezisku. Następnego dnia Xaoo poszedł ze mną na okręt i z ciekawością oglądał nowe dla niego przedmioty, z których pistolety od razu wrzucił do morza, instrumenty pozostawił na okręcie, a książki pozwolił mi zabrać na ląd. Starsi natychmiast spalili okręt, co napełniło mnie obawą o ukrytą łódź. Xaoo dał mi za zadanie wytłumaczenie zawartości ksiąg. Ze wszystkich znalezionych najbardziej odpowiedni wydał mi się Mizantrop Moliera. Wysłuchawszy mojej relacji Xaoo stwierdził, że Molier musiał znać się na ludziach, ale w jego książce brakuje pouczenia o roztropności.

Rozdział siedemnasty

Prawdę powiadają starzy, iż słodki dym ojczyzny.


Złoto i kosztowności spoczywające w pieczarze nie dawały mi spokoju, widząc przedmioty rodem z Europy, zapragnąłem zobaczyć moją ojczyznę. Biłem się z myślami, postanowiłem nawet wrzucić mój skarb do morza, ale nie byłem w stanie. Dlatego powziąłem szaleńczy zamiar wydostania się z wyspy na niewielkiej łodzi, którą wcześniej ukryłem. Począłem przygotowania do podróży, doprawiłem łodzi maszt, podzieliłem ją na trzy
części (w pierwszej umieściłem skarby, w drugiej wodę, a w trzeciej jedzenie). Wszytko było już gotowe, gdy pewnego poranka, przybywszy do łodzi jak zwykle, zobaczyłem, że jej nie ma. Wpadłem w rozpacz okropną, ocknąwszy się, poszedłem rzeczką ku morzu i z radością postrzegłem, że prąd morski po prostu moją łódź nieco przesunął. Skoczyłem wpław ku niej, a bojąc się podobnych przypadków, mając wiatr po temu - puściłem się na morze.

KSIĘGA TRZECIA


Rozdziały: pierwszy, drugi, trzeci, czwarty i piąty



Znalazłem się na pełnym morzu, wyspa Nipu była już prawie niewidoczna. Płynąłem tak samotnie, targany myślami to nadziei, to żalu, to rozpaczy przez kilkanaście dni. Kiedy skończył się już prowiant i woda, szybko począłem opadać z sił

. Ostatecznie jednak zostałem uratowany przez

okręt hiszpański wracający z Afryki do Ameryki. Na pokładzie przewożono Murzyńskich niewolników, przeznaczonych do pracy w kopalni. Chciwy kapitan okrętu rozkazał „wyegzaminować” skarby, które przy mnie znaleziono, co skończyło się dla mnie kolejnym nieszczęściem. Skuty kajdanami, trafiłem do jednej celi z przewożonymi Murzynami. Podróż przepędziłem na rozmyślaniach. Przypomniałem sobie, że szczęśliwie zaszyłem zdobyczne weksle w szkaplerzu, w których teraz widziałem możliwość wybawienia.

Przybiliśmy do portu, a stamtąd poprowadzono nas do Potozo, gdzie

przyszło mi pracować. Wepchnięty do pieczar, pracowałem ciężko, a przy okazji uczyłem się hiszpańskiego. Do pieczary przychodził czasem sędziwy Amerykanin (Indianin), który próbował ulżyć trochę niewolnikom w cierpieniach. Zaciekawił mnie ten człowiek swoim podobieństwem do Nipuanów, więc postanowiłem go lepiej poznać. Wiele rozmawialiśmy, opowiedziałem mu o moich dotychczasowych przygodach, na koniec prosiłem, by pomógł mi się uwolnić z tej okrutnej niewoli. W tym celu Amerykanin obiecał sprowadzić swojego europejskiego przyjaciela, na którego przyszło mi czekać przeszło dwa miesiące. Ów przyjaciel, Gwilhelm Kwakr, człowiek dobry i bogaty, przywitał mnie po bratersku i natychmiast wydostał z kopalni. W miejscu, które wskazano mi na nocleg znalazłem ubranie i weksel na 500 funtów szerlingów, które postanowiłem przeznaczyć na wykupienie innych niewolników.

Rozdział szósty

W końcu znalazłem się w domu mego wybawcy, ten usłyszawszy, co zrobiłem z jego wekslem, ucieszył się niezmiernie i ofiarował mi swoją przyjaźń. Postanowiłem mu opowiedzieć o swoich planach powrotu do ojczyzny, które chciałem zrealizować dzięki ukrytym wekslom. Gwilhelm zwrócił mi jednak uwagę, że te weksle do kogoś należą i że trzeba by odnaleźć spadkobierców, którym się one należą. Nie mogłem nie przyznać mu racji, więc przyniosłem z lekkim żalem mojemu wybawcy weksle, by pomógł mi w odnalezieniu ich prawowitych właścicieli. Los się znowu okazał dla mnie łaskawy. Weksle należały do Gwilhelma, który postanowił mi je ofiarować:

Dziękuję Bogu za ten wielce dla mnie pożądany przypadek. Okręt ten francuski wiózł moje niektóre towary i weksle. Odżałowałem już był dawno wszystkiego, a gdy je Opatrzność w ręku twoich osadziła, ustępuję ci ich z ochotą. Z wielkim zyskiem wróciła mi się strata, gdy tobie dogodzić mogę. Nie rozumiej, żeby mnie ten dar ubożył; mam z łaski bożej wszystkiego dostatkiem i tę samą stratę inszymi korzyściami dawno już mam nagrodzoną.

Niedługo potem, dzięki pomocy Gwilhelma dostałem się na statek, który miał mnie przybliżyć do ojczyzny. Z żalem żegnałem się z nowymi

przyjaciółmi.

Rozdziały: siódmy, ósmy i dziewiąty

W kajucie mojej znalazłem jeszcze wiele prezentów od Gwilhelma. Wiele czasu na statku spędzałem z kapitanem - młodym Francuzem - rozmawiając głownie o fraszkach. Pewnego razu zeszło się na tematy nieco poważniejsze, więc począłem opowiadać o Nipuanach i ich zaletach, przeciwstawiając je wadom narodów europejskich. Kiedy tak zapędziłem się w rozważaniach, kapitan zwrócił mi po przyjacielsku uwagę, że nie powinienem tak głośno wyrażać swoich opinii o wadach ludzkich, bo mogę nie znaleźć zrozumienia u innych ludzi. Wiele jeszcze czasu spędziłem z tym młodym Francuzem, który okazał się prawdziwym filozofem i doskonałym kompanem. Nadszedł jednak czas rozstania. Zostałem sam w Kadyks, weksle posłałem do Paryża pod przybranym nazwiskiem barona de Graumsdorff, by moi dawni wierzyciele nie położyli na nich aresztu, zanim nie dotrę do miasta. Niestety kolejna przeszkoda stanęła na drodze do ojczyzny. Pewnego wieczora zostałem pojmany przez żołnierzy i osadzony z niewiadomych przyczyn w więzieniu. Po kilku tygodniach przewieziono mnie do więzienia w Sewilli, gdzie zostałem zaprowadzony do dziwnej celi.

Rozdział dziesiąty

Po pewnym czasie w tajemniczym pokoju pojawili się dziwni ludzie odziani w czarne płaszcze. Najpierw kazano mi złożyć dziwną przysięgę, po czym rozpoczęło się przesłuchanie. Pytano mnie o całe życie. Szczególną uwagę zebranych przykuł opowieść o Nipu. Ku mojemu zdziwieniu w pewnym momencie jeden z mężczyzn wybuchł niepohamowanym śmiechem. Wyprowadzono mnie i ogolono mi głowę i przewieziono do szpitala dla obłąkanych.

W Nipu gadałem i myślałem po europejsku - osądzili mnie za dzikiego; w Europie chciałem po nipuańsku sobie poczynać - zostałem szalonym.

Do zakładu przychodzili miłosierni ludzie z pomocą dla osadzonych i u nich próbowałem szukać ratunku, ale na darmo. Któregoś jednak dnia zobaczyłem grupę

cudzoziemców oglądających szpital, a wśród nich mojego francuskiego kapitana. Byłem uratowany.

Rozdział jedenasty

Z Sewilli udaliśmy się z moim przyjacielem
przez

Madryt i Góry Pirenejskie do Paryża, gdzie zwróciłem wszystkie długi, a resztę pieniędzy

wysłałem do Polski przez bankierów. Zabawiłem kilka niedziel u kapitana, a tak mi było dobrze w jego towarzystwie, że wyjeżdżać nie chciałem. Jednak obowiązek obywatela wziął górę i w końcu wyruszyłem w drogę do Warszawy.

Rozdziały dwunasty, trzynasty i czternasty

Diariusz podróży z Paryża do Warszawy nie bawiłby czytelnika. Przypadku żadnego osobliwego nie miałem, czasy były piękne, droga dobra. Stanąłem w Warszawie 14 maja w samo południe.



W Warszawie zostałem wspaniale przyjęty, stałem się na krótką chwilę osobistością modną i pożądaną w towarzystwie. Załatwiwszy jednak wszystkie zaległe sprawy, powróciłem do rodzinnego Szumina.

Osiadłem z radością na wsi, tumultu miejskiego, niewczasów, ustawicznej włóczęgi aż nadto świadom. W przeciągu lat dziesięciu dworak w Warszawie, w Paryżu galant, oracz na Nipu, niewolnik w Potozy, szalony w Sewilli - zostałem w Szumimie filozofem.



Postanowiłem żyć w zgodzie z naukami Nipuanów, przede wszystkim za główny cel postawiłem sobie szczęście moich poddanych. Żyłem sobie spokojnie z rok już chyba, kiedy z Warszawy przyszło zawiadomienie, że mam szansę dostąpić „najwyższych promocyj, bylem się chciał tylko podjąć funkcji poselskiej z mojego województwa na przyszły sejm”. Szczęśliwie posłem zostałem, a z tej okazji „według starożytnego zwyczaju upiliśmy się wszyscy w miłości i zgodzie”. Jednak już następnego dnia przy spisywaniu instrukcji na sejm mój zapał został ostudzony, a ideały zignorowane.

Przyjechawszy do Warszawy na sejm, szybko przekonałem się, że niewiele dobrego można tam wywalczyć. Nachodzili mnie możni, by kupić sobie moje usługi. Ja jednak urzędu sprzedać nie chciałem. Sam sejm został zerwany trzeciego dnia. Pozostałem jeszcze przez kilka miesięcy w Warszawie próbując uczciwie usłać sobie drogę do promocji. Jednak nic nie wskórałem.

Rozdziały piętnasty i szesnasty

Powróciłem do Szumina, gdzie wiodłem życie spokojne i zgodne z moim sumieniem. Do pełni szczęścia brakowało mi małżonki. Najpierw chciałem się oświadczyć córce sąsiada ze „znamienitej familii”, okazałem się jednak za nisko urodzony dla tej damy. Drugą kandydatkę kazano mi opłacić olbrzymią sumą. Trzecie okazała się mieć już serce zajęte. Zniechęcony, ograniczyłem wyjścia z domu, a większość czasu poświęciłem na studiowanie ksiąg.

Wiosną okazało sie, że zmarł mój wuj, „po którym na mnie w Litwie substancja spadała”. Wybrałem się więc „w tamtejsze kraje”, po drodze jednak spotkał mnie nieszczęśliwy przypadek - załamałem się z mostem do bagniska. Posłałem po konie do najbliższej wsi. Z pomocą mi przyszła zacna wdowa, u której znalazłem miłą gościnę. Kilka dni bawiąc już w tym wspaniałym domu, zostałem sam z gospodynią i począłem opowiadać już nie o swoich przygodach zagranicznych, ale o dzieciństwie i wczesnej młodości. Kiedy wspomniałem ukochaną Juliannę, której mimo starań odnaleźć nie mogłem, pani podała mi rękę, na której rozpoznałem pierścień dawno darowany na znak młodzieńczej miłości.

Łatwo kochającego przeprosić można. Zbyt żywe radości, podziwienia, ciekawości impresje przerywały co moment dyskursa nasze. W tumulcie najżywszych pasyj usłyszałem wyrok szczęśliwości mojej... byłem kochanym.



W tydzień oświadczyłem się Juliannie i tak do dziś razem żyjemy ciesząc sie sobą i wnukami.

Mikołaj Doświadczyński na wyspie Nipu - utopia w utworze

Druga księga powieści, zawierająca opis pobytu Mikołaja Doświadczyńskiego na wyspie Nipu, posiada wszystkie cechy gatunku literackiego zwanego utopią. Gatunek ten wywodzi się jeszcze z czasów starożytnych, w których najsłynniejszym przykładem utopi jest opis doskonałego państwa zawarty w Państwie Platona.

Nowożytna utopia narodziła się w okresie Odrodzenia. Dziełem, które zapoczątkowało ten typ

literatury jest Utopia (1516) Tomasza Morusa. Tytuł utworu, pochodzący z greckiego i znaczący tyle, co „Nigdzie”, kraj w rzeczywistości nieistniejący, stał się nazwą gatunkową. XVIII wiek był czasem niezwykłej popularności tego typu literatury. Osiemnastowieczne utopie najczęściej przybierały kształt relacji podróżniczej do nieistniejących krain, przeważnie umieszczonych na wyspach. Jak widać w tym względzie Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki w pełni spełniają ten wymóg gatunkowy. Mimo wielu starań badacze literatury nie odkryli miejsca, które można by identyfikować jako wyspę Nipu. Z powieści wiemy tylko, że znajduje się ona pięć dni rogi od wybrzeża Meksyku.

Oświeceniowe utopie miały jednak nieco inny charakter niż utopie szesnasto- czy siedemnastowieczne. Te ostatnie były przede wszystkim utopiami politycznymi, które w osiemnastym wieku zamieniono na utopie
„edukacyjne”. Głównym celem pobytu Mikołaja na wyspie jest jego reedukacja, poznanie praw rządzących idealnym państwem jest tylko jej elementem. Zresztą od razu trzeba zaznaczyć, że na Nipu właściwie nie ma żadnego ustroju politycznego, jedyną uznawaną zwierzchnością jest zwierzchność rodziców nad dziećmi. U Nipuanów istnieje co prawda rada starszych, ale zajmuje się ona jedynie rozstrzyganiem niezwykle rzadkich i bardzo kulturalnych sporów.

Druga księga
Doświadczyńskiego oparta została na popularnym schemacie ucznia i mistrza. To Xaoo pokazuje i tłumaczy Mikołajowi całkiem nowy dla niego świat. Poza tym mistrz przeprowadza krytykę europejskiej rzeczywistości. Może tego dokonać dzięki swojej dociekliwości, która każe Mikołajowi opowiedzieć w prostym języku Nipuanów o pełnej przepychu i zbytku Europie.

W utopii nipuańskiej ukrył Krasicki własny, inspirowany przede wszystkim koncepcjami Russowskimi, ideał społeczeństwa nie skażonego destrukcyjnymi wpływami cywilizacji, ideał postulujący zgodność między istotą człowieka i jej uzewnętrznieniem. Ten wzorzec służy Krasickiemu jako zasadnicze oparcie w krytyce zwyrodniałych form społecznych i konstruowaniu programu

pozytywnego. (Klimowicz, Oświecenie, s. 185)

Idealny świat Krasickiego został zbudowany przez ludzi prawych i cnotliwych, którzy potrafią żyć w zgodzie bez odgórnego nadzoru, dzięki odpowiedniemu wychowaniu, którego zasady wyłożył Xaoo swojemu uczniowi:
najpierw nauczyciel poznaje dobrze swego ucznia, jego skłonności , sposób myślenia, temperamnet, itp. Stąd nauczyciel wie, jak postępować z uczniem, jakie metody wychowawcze stosować;
drugi etap to wyplewienie złych skłonności;
trzeci etap to wpojenie prawych zasad uczniowi, nauczenie go o obowiązkach stanów, nawet o tych przykrych;
ostatni etap to
ćwiczenie

w roztropności; we wszystkim trzeba mieć miarę, nawet w cnotach, dlatego uczeń musi wiedzieć kiedy i jak

należy sie zachowywać;

Jak widać nipuańskie wychowanie polega na indywidualnym podejściu do dziecka oraz na niezwykle głębokim kontakcie z nim. Nipuanie wyrastają na ludzi prostych, nie znającymi zbytków, żyjącymi według zasady: Małość chęci oszczędza potrzeb; tym łatwe dogodzenie czyni szczęśliwość. Mądrość Nipuanów nie zawiera się w księgach, ale w pamięci zbiorowej, historia przekazywana jest młodszym przez starszych w postaci legend i pieśni. Dzieci czują szacunek przed starszymi, a małżeństwo jest nierozerwalne. Mieszkańcy Nipu wierzą w jednego Boga, którego nazywają Najwyższą Istnością. Brak tam jednak kościołów, kapłanów czy innych instytucji.

Tubylcy nie znają narzędzi z kruszcu ani broni. Wyrzekli się wszystkiego, czym można skrzywdzić drugiego człowieka. Nipuanie to społeczność w „stanie natury”. Jan Jakub Rousseau w swojej
Rozprawie o nierówności uznał za źródło zniszczenia ucywilizowanego społeczeństwa zboże i żelazo,

dodał przy tym, iż jak długo ludzie znali tylko jedno z nich; albo uprawę zboża, albo produkcję

żelaza, tak długo nie mogli wyjść ze stanu „dzikości” (Mieczysław Klimowicz, Wstęp, s. XLVI) .

Czystość moralna Nipuanów przekłada się w pełni na wygląd ich domów

oraz całej krainy. Oto dwa fragmenty opisujące Nipu:

[dom] Nie był (...) ani wyniosły, ani wspaniały; czystość, porządek i piękna symetria największą była jego ozdobą.

Gdziemykolwiek szli, widać było wszędzie dobrze uprawianą ziemię; osady były dość gęste, każda zaś miała tyle lasu, ile jej potrzeba było; i jakem mógł miarkować po równych wydziałach, znać, że gdzie ich było nadto, tam zbywające części

na pola były obrócone, gdzie zaś ich brakowało, umyślnie zasiane były.

Symetria, równość, porządek, czystość są wyznacznikami piękna na Nipu. To zaprzecza niejako estetyce zbytku, która za główny wyznacznik piękna stawiała przepych. Piękno Nipuanów okazuje się lepsze, bo nie wzbudza w mieszkańcach nowych

pragnień, są szczęśliwi, bo nie potrzebują nic więcej nad to, co posiadają.

Mikołaj Doświadczyński - nowy wzór bohatera

Wiek XVIII jest wiekiem narodzin powieści. Powstała ona w opozycji do późnobarokowego romansu, zdobyła sobie coraz większe znaczenie, wkrótce też zyskała rangę czołowego gatunku epickiego, który wyrażał awans literacki nowego

bohatera. Przedstawiał go jednak nie jak w eposie, w roli bezpośredniego wyraziciela dążeń klasy czy narodu, osobistości wysoko postawionej w hierarchii społecznej, ale jako przeciętnego człowieka, często z dołów społecznych, uwikłanego w konflikty z otoczeniem

, które przejawiały się nieraz w postawie buntowniczej wobec rzeczywistości. Powieść ta wykorzystując w dużej mierze wykształcone już w dawnym romansie techniki

narracji stworzyła nową wizję świata. Podejmowane próby prowadziły do konstrukcji, w której motywacja losu bohatera, przygody, była indywidualna, ale uzasadniona psychologicznie, ukazana na szerokim tle społecznym. (Klimowicz, Wstęp, s.III)

Mikołaj Doświadczyński to przeciętny przedstawiciel niezbyt zamożnej szlachty. Jego rodzice byli uczciwi, ale prości i niewykształceni. Poznajemy Mikołaja już we wczesnym dzieciństwie, dzięki czemu widzimy wszystkie zewnętrzne czynniki, które miały wpływ na jego osobowość. Taki bohater pełnił rolę służebną wobec idei, które chciał przekazać autor powieści. Mikołaj Doświadczyński to przede wszystkim bohater poznający, uczący się. Wiele mówiące jest jego nazwisko, które zapowiada mnogość doświadczeń i przeżyć w bujnym życiu Mikołaja. Dość wyraźną przynajmniej w początkach powieści cechą bohatera okazuje się jego swoista naiwność oraz podatność na wpływy, co z jednej strony

prowadzi go na rozliczne manowce, z drugiej pozwala mu przejść reedukację na Nipu.

Doświadczyńskiego w powieści widzimy w trzech odsłonach, w każdej z ksiąg bohater ukazuje się nam nieco inaczej. W
księdze pierwszej Mikołaj zostaje poddany złym wpływom: najpierw kobiece opowieści o duchach i upiorach, potem surowa szkoła, po śmierci ojca francuski lekkoduch - guwerner Damon oraz paryski przewodnik-elegant. Przez cały ten okres swojego życia Mikołaj jawi się nam jako młodzieniec przede wszystkim nierozważny i nieznający życia. Z łatwością uległ czarowi francuskich romansów, co zaowocowało pierwszą, realną miłością, przerwaną przez matkę, której nie podobała się niemajętna synowa. Dwukrotnie padł ofiarą finansowego oszustwa, omamiony ładnymi słówkami, pochlebstwami, czarem pięknych kobiet. Ważną rolę pełni tu honor młodzieńca, który nie pozwolił mu pozostawić „przyjaciół” w potrzebie, co dość mocno nadszarpnęło jego majątek, a ostatecznie zmusiło do ucieczki z wymarzonego Paryża.

Druga część utworu to czas reedukacji Mikołaja. Na Nipu pod wpływem nauki mistrza Xaoo Doświadczyński dostrzega błędy cywilizowanego człowieka. Dzięki pracy i odnowie moralnej staje się nowym człowiekiem, uczy się żyć podobnie jak Nipuańczycy, którzy nie znają zbrodni ani zepsucia, za największą wartość i źródło powszechnego dobra uważają cnotę. W nauce Xaoo ważnym elementem były swoiste „lekcje patriotyzmu”, to on nauczył bohatera, że pierwszorzędna jest znajomość historii i obyczajów własnego kraju. Przypadkowe odnalezienie skarbów ze statku obudziło w Mikołaju tęsknotę za ojczyzną, przechodził wielkie wewnętrzne zmagania widząc niewykorzystane tak wielkie środki finansowe. Skarb sprawił, że Mikołaj najpierw okłamał Xaoo, a potem opuścił wyspę na niewielkiej łodzi.

Ostatnia księga pokazuje bohatera przepełnionego nowymi ideami w zetknięciu z chorym społeczeństwem. Mikołaj przeżywa kolejne przygody, tym razem jednak umie dostrzec krzywdę ludzką, odróżnić dobro od zła, obserwuje rzeczywistość na nowo przez pryzmat nauk Xaoo. Zdobywa również przyjaciół, którzy swoją dobrocią przypominają mu Nipuanów - Amerykanina oraz Gwilhelma. Nasz bohater na Nipu stał się prawdziwie szlachetnym człowiekiem, czego świadectwo dał m. in. wykupując niewolników za weksel otrzymany od Gwilhelma oraz oddając znalezione na wyspie weksle, gdy przyjaciel uświadomił mu, że pieniądze

muszą mieć prawowitych właścicieli. Jednak za szlachetne czyny Mikołaj otrzymuje od losu zasłużoną nagrodę - właścicielem weksli okazuje się Gwinhelm, który zrzeka się ich na korzyść przyjaciela.

Bohater po ucieczce z Nipu stał się w pewnym sensie radykalistą, stara się za wszelką cenę wcielić nipuańskie zasady w życie. Od takiej postawy odżegnuje go kolejny przyjaciel zdobyty w czasie podróży - kapitan statku, margrabia de Vennes. Obaj panowie
prowadzą

filozoficzne rozmowy. Kapitan słysząc o Nipuanach, stwierdził, że bardziej stosowna w dzisiejszym świecie jest postawa kompromisowa, która uwzględnia ludzkie wady i słabości. W pełni przekonuje się o tym nasz bohater dopiero po powrocie do Polski, gdzie z zapałem stara się wcielać nauki Xaoo. Jako patriota i reformator , a więc już w pełni oświeceniowy bohater, ponosi klęskę, okazuje się bezsilny w konfrontacji z zepsutym społeczeństwem. Wobec porażki zgodnie z zaleceniem Rousseau zaszywa się w swojej samotni (gospodarstwo w Szuminach) i ogranicza reformy do najbliższego otoczenia

.

Pamiętniki - Jan Chryzostom Pasek

Jan Chryzostom Pasek to jeden z największych polskich

twórców-sarmatów, autor najbardziej interesującego pamiętnika doby staropolskiej. Bujny temperament i awanturnicze usposobienie wpłynęły znacząco na burzliwe koleje życia pisarza. Gwałtowny, a nawet okrutny, ustawicznie pojedynkujący się i procesujący szlachcic potrafił jednak być towarzyski i bawić słuchaczy opowieściami o swoich wojennych przygodach. Wykazywał się wówczas niezrównanym talentem gawędziarskim i wybornym dowcipem. Cechy te stały się największym atutem spisywanych przez

niego pod koniec życia pamiętników. Pasek przedstawia swoje wspomnienia niezwykle barwnie, z olbrzymią werwą i humorem, ukazując je na tle wypadków historycznych, w których brał udział. Dzięki temu Pamiętniki są nie tylko bogatą i wciągającą biografią szlachcica, lecz stanowią także w dużej mierze wiarygodny obraz ówczesnej Polski

.

A. Brückner doceniając gawędziarskie umiejętności Paska, tak pisał o jego dziele:

Niememu przedtem wiekowi siedemnastemu on pierwszy jakby język rozwiązał. Literatura siedemnastego wieku nie zostawiła żadnej powieści realistycznej; jeszcze i za granicą nie przyszedł na nią czas […] tę powieść zastąpił nam pamiętnik Paska […]


Utwór ten, wkrótce po ukazaniu się w 1836 r., zdobył wśród czytelników olbrzymią popularność. Dzieło Paska odegrało także istotną rolę w historii literatury, przyczyniając się do rozwoju gatunku powieściowego i stając się źródłem pisarskiej inspiracji w literaturze XIX i XX w.

Jan Chryzostom Pasek - życiorys

Jan Chryzostom Pasek urodził się około 1636 r. w okolicach Rawy Mazowieckiej w rodzinie

szlacheckiej herbu Doliwa. Pochodził z drobnej szlachty, która utrzymywała się z dzierżaw. Nieznany jest nam młodzieńczy okres życia pisarza. Całą resztę znamy z jego jedynego, opartego w dużej mierze na własnych przeżyciach, dzieła - Pamiętnikach. Lata wczesnej młodości pozostają tajemnicą, bowiem nie zachowały się początkowe karty

pamiętnika.

Jak sam Pasek wyznaje, kształcił się w kolegium jezuickim w Rawie. Wiadomo, że wcześnie znalazł się w wojsku i w latach 1656-1666 służył pod komendą Stefana Czarneckiego. Walczył ze Szwedami, Węgrami, Moskwą, uczestniczył także w wyprawie Czarneckiego do Danii. Podczas rokoszu Lubomirskiego opowiedział się po stronie

króla, mimo że był wrogo nastawiony do Francuzów, a w szczególności do Marii Ludwiki i jej otoczenia. Do ważniejszych wydarzeń w życiu Paska należał także udział w elekcjach Michała Korybuta Wiśniowieckiego i Augusta II oraz dowodzenie podjazdem pospolitego ruszenia przeciwko Turkom. W rodzinne strony powrócił Pasek w roku 1667, ożenił się wówczas z wdową Anną z Remiszewskich Łącką, matką sześciorga dzieci. Własnego potomstwa pisarz nie doczekał się. Osiadł na wsi w Krakowskiem i wiódł odtąd żywot ziemiański, utrzymując się z dzierżawienia wsi i dożywocia żony. Nie należy jednak sądzić, że było to życie spokojne - Pasek był znanym pieniaczem i awanturnikiem, procesował się, między innymi, z właścicielami dzierżawionych dóbr. Za pogwałcenie spokoju publicznego (pobicie szlachcica, najazd na dwór) pięciokrotnie skazano go na banicję, a roku 1700 także na infamię (utratę czci i dobrego imienia).

I. Chrzanowski, znawca literatury staropolskiej, tak krytycznie wypowiadał się o Pasku:

Bo też był to człowiek żywy i ruchliwy, porywczy i gwałtowny, w gorącej wodzie kąpany; wesoły, jowialny, gadatliwy, pełen animuszu rycerskiego i fantazji, ale o głowie ciasnej i sercu małym; pieniacz, chciwy grosza i procesujący się o byle co po całych latach, choćby o jedną głupią krowę; do tego pijak, awanturnik, zawadiaka, kłótnik.



Nie cieszył się więc Pasek dobrą opinią, inaczej stało się jednak z jego dziełem. Spisane u schyłku burzliwego życia pamiętniki (gdy kończył pracę nad nimi, dobiegał już prawdopodobnie sześćdziesiątki). Współcześnie
Pamiętniki znane były jedynie w rękopisie i do naszych czasów zachowały się w XVIII-wiecznym odpisie. Z tej uszkodzonej (nie zachowało się pięćdziesiąt początkowych kart) kopii wydał je w 1836 r. Edward Raczyński.

Po ogłoszeniu drukiem odegrały Pamiętniki niezwykłą rolę. Początkowo pojawiły się nawet głosy, że jest to wielka mistyfikacja literacka - dzieło świetnego współczesnego pisarza, któremu udało się tak zręcznie naśladować styl

barkowy. Pamiętniki wzbudziły zachwyt polskich

twórców: Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Kraszewskiego, Sienkiewicza, szczególne znaczenie miały zwłaszcza dla

rozwoju powieści historycznej. Utwór Paska przełożono na wiele języków europejskich.

Pamiętniki - streszczenie

Zgodnie z kolejami losów autora jego Pamiętniki dzielą się na dwie części

: pierwsza obejmuje wydarzenia z lat 1655-1666 i dotyczy przygód wojennych, druga (lata 1667-1688) opisuje życie ziemiańskie. Pamiętnik nie dochował się jednak w całości, jedyny odpis, jaki dotrwał do XIX w., pozbawiony jest początku i końca, ma też luki wewnątrz tekstu. I właśnie w takiej niepełnej wersji znamy dziś dzieło Paska.

Utwór zaczyna się wierszem (nie zachował się jego początek). Pasek żegna się w nim ze swoim koniem dereszem, który najprawdopodobniej padł w bitwie. Wypowiedź ta jest pełna liryzmu, głębokich przeżyć, jakie wywołało rozstanie z ulubionym koniem:

Nie takie-ć nasze miało być rozstanie,
Nie z takim żalem ciężkim pożeganie,
Tyś mię donosić miał jakiej godności,
A ja też ciebie dochować starości.


Autor dość skrótowo opisuje później pierwsze lata wojny szwedzkiej, obszerną wypowiedź zaczyna dopiero w związku z wyprawą duńską. Do
Danii pisarz trafił wraz z oddziałami Czarnieckiego. W swoim pamiętniku odtworzył batalistyczne epizody tej wyprawy, oblężenia, bitwy morskie, scenę, w której Czarniecki „rzucił się przez morze”. Jego relacja zawiera ponadto obserwacje obyczajowe, na przykład, zdziwienie, że w tej części Europy ludzie przed snem rozbierają się do naga czy krytykę duńskiej kuchni. Zanotował Pasek liczne odmienności obyczaju, religii i kultury

, widać więc, że w dalekim kraju interesowało go wiele rzeczy.

Do kraju powrócił w oddziałach okrytych sławą, odebrał część należnych mu „zasług” ze skarbu państwa, po czy skierował konia do
domu

. Niedługo tam jednak zabawił, gdyż w roku 1660 wezwany do chorągwi, podążył ku Moskwie. Znów więc oglądamy go na koniu w bitewnym tłoku:

[…]tu jednego gonisz, a drugi tudzież nad karkiem stoi z szablą, tego docinasz, a drugi jak zając pod smycz leci. Trzeba było mieć głowę jako na śrobach: i przed się, i za się oglądać się, bo kiedy się nieostrożnie zabawił koło jednego, to zaś owi fugientes [uciekający] z tyłu siekli […]


Pasek wspomina starcia z wrogiem, chwaląc się odwagą, a nawet i wspaniałomyślnością. Kiedy młody moskiewski żołnierz błagał go o uratowanie życia, puścił go wolno, ale zażądał drogocennego krzyża, który tamten trzymał w ręku. Cieszył się, że „było na oprawie ze dwadzieścia czerwonych złotych”. Pochwycił też inną zdobycz - pięknego konia, nie miał go jednak komu powierzyć i żałował potem, że zbyt
tanio

go sprzedał.

Widzimy też Paska w wyprawie przeciwko rokoszanom Lubomirskiego, kiedy to pamiętnikarz wykazuje się lojalnością wobec króla. Wydarzenia z roku 1666 ocenia z głębokim przygnębieniem, uważając, że pogłębił on nędzę wśród szlachty i chłopów.

To nie była wojna - mówi - ale właśnie goniony taniec

, bo myśmy ustawicznie z miejsca na miejsce gonili, nie goniąc, a oni też przed nami uciekali, nie uciekając


Warstwa historyczna Pamiętników jest niezwykle bogata. Oprócz wspomnianych wydarzeń Pasek szczegółowo niekiedy opisuje wiele innych. Po kronikarsku wręcz relacjonuje czasy Michała Korybuta i Jana III Sobieskiego, między innymi walki z Tatarami w 1772 r., dokładnie opisuje także odsiecz wiedeńską, mimo że nie brał w niej udziału. Przywołuje całe mnóstwo faktów historycznych: bitwa pod Wiedniem, zdobycie Warszawy, bitwy pod Warką i Trzemesznem - wszystkie z roku 1656, z roku następnego - wojna z Rakoczym i wyprawa Lubomirskiego na Węgry, z roku 1658 - wyprawa Czrnieckiego do Danii, szturm na Koldyng, zajęcie wyspy Arsen i wzięcie fortecy Friedrichs-Odde. I tak samo w kolejnych latach. Obok tej relacji historycznej pisarz przedstawia także samego siebie. W opisach ważnych wydarzeń historycznych skupia uwagę na sobie i - jak możemy się domyślać - wyolbrzymia swoją rolę świadka i uczestnika tych zdarzeń. Poznajemy w ten sposób poglądy Paska, jego mentalność, charakter.

W roku 1667 pisarz bierze ślub i przenosi się na wieś. Dzięki temu Pamiętniki zawierają także szeroki obraz pokojowego życia ziemiańskiego i obyczajów szlacheckich. Teraz Pasek-ziemianin sprawami publicznymi zajmuje się tylko wtedy, jeśli jest to naprawdę konieczne. U boku dobrej gospodyni zaprzątają go raczej sprawy majątkowe. Zmienia postać także jego pamiętnik, który zaczyna przypominać skrótowe notatki, jak choćby ta z 1679 r.:

Rok Pański 1679 zacząłem - daj Boże szczęście - tamże w Olszówce. Ten rok z łaski Bożej spokojny był, ale bardzo nieurodzajny, a po staremu taniość wielka, na arendarzów źle; i powietrze było miejscami.



Wydarzeń z tego okresu Pasek nie
uznał

chyba za materię godną pamiętnika. Szerzej pisze tylko o tresowanej wydrze, którą podarował Janowi III Sobieskiemu, o swojej hodowli ptaków, o słynnych w okolicy polowaniach organizowanych przez niego i swojej sławie myśliwego. Nie dowiemy się za to z Pamiętników o sprawach, które Paska najbardziej wtedy zaprzątały, mianowicie o jego procesach sądowych. Historię sporów majątkowych pamiętnikarza znamy tylko z zapisów w księgach sądowych.

Pamiętnik jako gatunek

Pamiętnik jest prozatorską relacją o zdarzeniach, których autor był uczestnikiem bądź naocznym świadkiem. W przeciwieństwie do dziennika opowiada o wydarzeniach z pewnego dystansu czasowego, w związku z czym kształtuje się dwupłaszczyznowość narracji: narrator pamiętnika opowiadać może nie tylko o tym, jak zdarzenia przebiegały, może również ujawniać swoje do nich stanowisko w momencie pisania. Zdarzenia relacjonowane są zazwyczaj w narracji pierwszoosobowej i układzie chronologicznym, nie stanowi to jednak bezwyjątkowej reguły (tak, jak i forma prozatorska - bywają bowiem również pamiętniki poetyckie). Od autobiografii pamiętnik różni się tym, że nie koncentruje się przede wszystkim na analizie intymnego świata autora, lecz głównie stanowi relację o wydarzeniach zewnętrznych.

Pamiętniki znane były już w Starożytności. Przykłady realizacji tego gatunku, zwłaszcza te pochodzące z wcześniejszych okresów rozwoju literatury, traktowane są jako wypowiedzi literackie (tu właśnie mieszczą się Pamiętniki Paska). W czasach nowszych pamiętnik uważany raczej za gatunek paraliteracki, przynależny do tzw. literatury użytkowej. Ta forma wypowiedzi w znacznym stopniu przyczyniła się do narodzin powieści.

Staropolszczyzna może pochwalić się wieloma pamiętnikami, a wiek
XVII bez przesady można by nazwać wręcz stuleciem pamiętników. Te staropolskie pamiętniki powstawały przede wszystkim z myślą o rodzinie

i potomnych. Na ogół autorzy nie brali nawet pod uwagę możliwości dotarcia do szerszego grona odbiorców. Powody rodzinne

kazały im w tej formie przekazać wiadomości o przodkach, szlacheckiej tradycji

rodowej, opowiedzieć swoją własną historię, zwłaszcza akcentując rolę odegraną w życiu publicznym czy udział w przygodach wojennych. Inspiracje historyczne, kronikarskie kierowały zatem twórcami pamiętników przede wszystkim. Dzieła te były zapisem sposobu poznawania świata ich twórców, osobistych obserwacji i doświadczeń.

Niektóre pamiętniki Renesansu i Baroku były rozbudowane i obejmowały całość lub znaczną część życia autora. Jako przykład można tu podać pamiętniki Jerzego Ossolińskiego (1595-1650) traktujące o jego dzieciństwie i młodości. Podobnie ocenić można dzieło Jana Chryzostoma Paska. Inny charakter miały pamiętniki skupione na jednym epizodzie lub kilku zdarzeniach, ocenianych przez autora jako znaczące. Tu można się powołać na hetmana Stanisława Żółkiewskiego i jego
Początek i progres wojny moskiewskiej.

Część pamiętników utrzymana była w konwencji gawędy, której ważną rolę zajmował autor - narrator i bohater zarazem. Dominował w niej styl potoczny, bliski środowisku, z którego się autor wywodził. Mistrzem gawędy okazał się właśnie Pasek, któremu udało się stworzyć najwybitniejsze dzieło sztuki pamiętnikarskiej epoki Baroku. Nie wiemy, co skłoniło go do napisania pamiętnika - być może na to pytanie odpowiadał właśnie zaginiony początek dzieła. Utwór łączy cechy wspomnień i autobiografii. Przeważnie przełamuje konwencję diariusza, koncentrując się na zbeletryzowanych epizodach, zachowuje jednak schemat podziału na lata. Pisarz koncentruje się na opisywaniu własnych przygód, przedstawia jednak bogate tło historyczne i obyczajowe, dając nam sugestywny obraz mentalności XVII-wiecznego szlachcica-sarmaty. Ze względu na zawartość i zasięg tematyczny Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska są więc niezwykle ważnym źródłem historycznym, którego wiarygodność potwierdzają relacje współczesnych. Trzeba jednak pamiętać, że jest to dzieło literackie, któremu w wielu miejscach bardzo daleko do obiektywizmu. Pasek nie korzystał z notatek, polegał wyłącznie na własnej pamięci. Zresztą w autokomentarzach sam podkreślał:

[…] piszę nie kronikę, ale dukt mego życia […]

Zatroszczył się też, aby to życie swoje przedstawić w pożądanym świetle, dlatego zdarzenia wyraźnie dobiera pod kątem pożytku dla

autokreacji. Jego wypowiedziom brak obiektywizmu, mnóstwo w nich komentarzy i ocen, podkreślających postawę autora w stosunku do kwestii politycznych, społecznych czy religijnych.

J. Rytel jest zdania, że:

Pasek […] oddala się w wielu momentach od typowej postawy pamiętnikarza-rejestratora czy biernego odtwórcy zdarzeń rzeczywistych. W dowolny sposób zmienia i zniekształca proporcje przypadków, z predylekcją uwypukla rolę własnej osoby, nie licząc się z żadnymi względami hierarchii społecznej. Wprowadza do swojego opowiadania, znane nie bezpośrednio z autopsji, lecz czerpane z drugiej ręki, jeśli w dodatkowy sposób mogą podnieść atrakcyjność i niezwykłość opowieści. Mimo nieustannego podkreślania swej „prawomyślności” pamiętnikarskiej ciągle z niej zbacza, usamodzielnia w pewien sposób przedmiot swej opowieści, kreśli sceny i obrazy żyjące własnym życiem. Jest jakiś epicki oddech w jego relacji, choć formalnie skrępowany ramami pamiętnika.

A. Brückner, oceniając pamiętnik Paska, twierdzi wręcz, że:

[…]nie wyciśniemy z niego żadnej historii żadnego faktu ani żadnej daty; za to tryska życiem, barwami i nie starzeje się nigdy.



Te właśnie względy zadecydowały, że utwór Paska wzbudził nie tylko podziw historyków, ale zainteresowali się nim także pisarze. Na gruncie pamiętnikarstwa staropolskiego wyrósł z czasem gatunek zwany gawędą (twórczość Ignacego Chodźki, Henryk Rzewuskiego i innych). Szczególnie wiele zawdzięczają Paskowi także autorzy powieści historycznych: Kraszewski, Kaczkowski, Sienkiewicz. Ten ostatni nie rozstawał się niemal z
Pamiętnikami i w jego Trylogii można odnaleźć wręcz całe zwroty przejęte od Paska.

Portret szlachcica w Pamiętnikach Paska

Niechętny Paskowi historyk literatury I. Chrzanowski tak pisał o bohaterze Pamiętników:

Jest Pasek postacią lichą, a (niestety) typową, bo skupiająca w sobie prawie wszystkie ujemne cechy ówczesnej szlachty; jest doskonałym przedstawicielem sarmatyzmu w ujemnym tego słowa znaczeniu.

Możemy zatem traktować Pamiętniki jako doskonały dokument mentalności szlachcica XVII wieku.

Należy jednak przypuszczać, że wizerunek ten autor starał się przedstawić w sposób bardziej korzystny niż wyglądał on w rzeczywistości. Sam zresztą pisze:

Kto będzie po mnie sukcesorem tej książki mojej, przestrzegam i napominam, żeby się tym moim i z wielu inszych temu podobnych przykładów budował.

Skoro zaś chciał stawiać siebie za wzór, zapewne pominął mniej chlubne momenty swojej biografii. Wizerunek bohatera Pamiętników - nawet ten wyretuszowany - przedstawia się jednak, łagodnie mówiąc, dość niejednoznacznie. Pisząc o latach swojej wojennej służby, ukazuje się Pasek czytelnikom jako świetny kompan, wzorowy patriota i dobry żołnierz, cieszący się autorytetem zarówno przełożonych, jak i podwładnych. Podkreśla swoje zasługi wobec ojczyzny, ale nie jest całkowicie bezinteresowny, zapału do walki dostarcza mu nie tyle bowiem miłość do ojczyzny, co własna ambicja. Męstwo w boju wynika na ogół z chęci zdobycia jak największych łupów. Ciekawość i żądza przygód zapewne także miały wpływ na decyzje szlachcica i przyczyniły się do wzięcia przez niego udziału w wyprawie duńskiej. W czasie swojej służby ojczyźnie bohater zaskakuje ponadto czytelnika niefrasobliwością i brakiem poczucia obowiązku, gdy na przykład, wysłany z ważnymi listami Jana Kazimierza do Czarnieckiego, zatrzymuje się gdzieś po drodze i hula przez dwa tygodnie. Dziwić może również jego okrucieństwo, kiedy bez żadnych wewnętrznych oporów bierze udział w sporze o to, kto ma osobiście ściąć pojmanego oficera.

Odejście ze służby wojskowej i ożenienie się nie wpłynęły wcale na zmianę
charakteru

Paska, nie sprawiły, że stał się on choćby odrobinę łagodniejszy. Z typowo sarmacką mentalnością odnosi się nadal do własnej klasy i tylko szlachtę uważa za godną przedstawicielkę narodu. Ucisk i niewola chłopów stanowią więc dla niego naturalny stan rzeczy - bohater potrafi przez tydzień głodzić chłopa, którego wcześniej skatował, innego - z kolei - zmusza do zjedzenia na surowo upolowanego zająca, a kowala więzi wraz z nieletnim synem. Nie rezygnuje ponadto z hulaszczego trybu życia, w dalszym ciągu ma pociąg do awantur i pijatyk. Jego życie prywatne

- podobnie jak wcześniejsza służba wojenna - nacechowane jest troską o dobrobyt i korzyści materialne. Wyraziście widać to we fragmencie Pamiętników, w którym Pasek opisuje swoje zaloty do Anny Łąckiej, dużo bardziej przypominające układy handlowe niż wyznania miłosne.
Szczególnie ciekawie przedstawia się
religijność bohatera. Pasek jest wprawdzie człowiekiem wierzącym, chętnie odwołuje się do boskiej protekcji, oddaje w opiekę Matce Bożej i aniołom. Posłuszny nakazanym przez

Kościół postom, jałmużnom i odpustom nie bierze ich sobie jednak zbyt głęboko do serca, wiara nie sprzyja też zmianie jego obyczajów i nie łagodzi stosunku bohatera wobec drugiego człowieka, zwłaszcza tego słabszego. Opisuje nawet taką scenę, w której służy do mszy, mając ręce zbroczone krwią wrogów. To służenie do mszy „z rękami ujuszonymi” krwią nieprzyjaciół poczytuje pisarz za największą przysługę oddaną Bogu, postawę tę aprobuje nawet ksiądz, który mówi, że „nie wadzi to nic, nie brzydzi się Bóg krwią rozlaną dla imienia swego”.

Wiarę XVII-wiecznego pamiętnikarza cechuje ponadto także naiwny realizm. Opisuje, między innymi, przypadek z 1685 r., kiedy leżał w nocy ciężko chory:

[…]trzasnęło mnie coś za ramię, mówiąc te słowa: - Owo Antoni nad tobą stoi! Obrócę się do ściany, aż stoi zakonnik […]. Patrzę, nie mówię nic, on też nic.


Po dłuższym rozmyślaniu wreszcie pojął, że to święty Antoni, porwał się z łóżka, aby paść mu do nóg, ale zakonnik zniknął, powiedziawszy tylko, że przy nim czuwał i że chory może wstać już z łóżka. Pamiętnikarz pobudził wszystkich w domu, opowiedział o swoim zdarzeniu, a następnie uklęknął, by podziękować Bogu i świętemu Antoniemu. Poczuł się na tyle dobrze, że poprosił o jedzenie i kazał szykować zboże do Gdańska. Było w jego wierze także miejsce na przesądy. Na przykład fakt, że nie mógł mieć potomstwa tłumaczył czarami. Uważał, że jego żonie „uczyniono”, dodając:

„znajdowaliśmy w łóżku różne rzeczy i ja sam znalazłem spróchniałych sztuk kilka z trumny.”


Poprzez swoją opowieść pamiętnikarz ujawnia obyczaje, stan świadomości oraz poziom etyczny ówczesnej szlachty. Co więcej, chwali postawy przedstawicieli tego stanu społecznego wynikające z ciemnoty, pieniactwa, samowoli. Szlachcic sportretowany w
Pamiętnikach Paska jest typowym sarmatą, człowiekiem pełnym przesądów, uprzedzeń i skłonności do alkoholu. Jawi się jako osoba o ciasnych horyzontach myślowych, maskowanych pozorami obycia i erudycji. Uderza zwłaszcza jego powierzchowność przy próbach refleksji nad opisywanymi zdarzeniami, przesadna pewność siebie, bezkrytycyzm w stosunku do własnej osoby. Nie należy jednak myśleć, że zamiarem Paska była krytyka swojego stanu. Taki a nie inny obraz XVII-wiecznej szlachty: buńczucznej, niezbyt odważnej i nietolerancyjnej zawdzięczać należy raczej szczerości autora i głębokiego przekonania do wyznawanych przez niego ideałów sarmackich.

Język Pamiętników Paska

Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska mają formę gawędy. Przypominają wypowiedź ustną, przeznaczoną dla określonego grona słuchaczy. Świadczy o tym nieskrępowana regułami kompozycji narracja i jej poszczególne wątki, obfitość dygresji, bogactwo anegdot i przysłów. Także zastosowane licznie słownictwo potoczne, luźno połączone ze sobą struktury składniowe, właściwy temu gatunkowi żart i humor. Dzieło Paska niesie ze sobą także szczególnie charakterystyczne dla gawędy wyolbrzymianie wyczynów i zasług bohatera i narratora w jednej osobie.

Pisarz idealizuje i koloryzuje elementy swojej opowieści. W wielu miejscach swobodnie grupuje i łączy zdarzenia, plastycznie kształtując ich bieg. Żywioł gawędy jest tak u Paska ekspansywny, iż narzuca się nieodparte wrażenie, że tekst Pamiętników musiał powstać w wyniku

spisania po latach historii wielokrotnie przez niego opowiadanych.

U Paska możemy zaobserwować jednak dwoistość właściwą pamiętnikarstwu staropolskiemu, współistnienie dwóch warstw: dokumentarnej i literackiej, które ma znaczące konsekwencje dla stylu narracji i decyduje o jej rozwarstwieniu. W. Czapliński obrazowo mówi, że:

[…]Pamiętniki swe pisze Pasek jakby dwoma piórami, albo też jednym piórem maczanym w różnych inkaustach.


Owo rozwarstwienie dostrzec można z łatwością, porównując fragmenty opartych na faktach relacji sąsiadujących z prezentacją własnej osoby autora. Mamy więc w
Pamiętnikach swoista dychotomię: styl retoryczny - styl potoczny. Ten drugi zdecydowanie ożywia opowieść, nadaje jej barwności, potoczystości. Pasek potrafi pisać żywo, dobierać celne i dobitne słowa. W razie potrzeby stosuje zdania krótkie, nawet bez czasowników, niekiedy zaś dla ożywienia opowiadania posługuje się praesens historicum. Często dla krótkiego przedstawienia jakiejś kwestii sięga do przysłowia lub utartego powiedzenia. Najlepsze

epizody fabularne nasycone są anegdotami i przysłowiami, wiele z nich ma zabarwienie humorystyczne lub ironiczne. Wartością literacką wyróżniają się zwłaszcza opisy batalistyczne.

Walory językowe utworu Paska podkreśla, między innymi, historyk literatury I. Chrzanowski:

Pamiętniki Paska to przepyszny okaz mowy polskiej XVIII wieku i niezrównane arcydzieło stylu gawędziarskiego. Mistrz z Paska nad mistrzami nie tylko w rąbaniu ręką, ale i w obracaniu językiem: rękę wyćwiczył sobie w bitwach i pojedynkach, a język - przy butelkach i gąsiorach w wesołym gronie znajomych i przyjaciół, którym chętnie opowiadał o swoich „okazyjach”, nie dbając naturalnie o poprawną budowę zdania i „koloryzując” często, to jest kłamiąc jak najęty; i tak jak opowiadał te „okazyje”, przekazał je piórem przytomności. Tak żywo i barwnie, tak naturalni i zamaszyście, z takim humorem błaznowatym, ale i szczerym i naprawde ogromnie zabawnym - nie umiał opowiadać nikt chyba… jeden tylko Zagłoba.

Z tą barwną, wciągającą czytelnika gawędą współistnieje jednak drugi nurt, zdecydowanie słabszy. Widoczny jest on zwłaszcza w partiach kronikarskich oraz w przytaczanych przez

autora mowach, wyćwiczonych w szkole jezuickiej oracjach. Podobnie rzecz wygląda z instrukcjami sejmowymi, listami, tekstem traktatu z Lubomirskim czy paszkwilem na Mikołaja Prażmowskiego. Sporo miejsca zajmują - znów nie najlepsze

- wstawki wierszowe. Wiersze te i mowy pisarz przywołuje jako autentyczne, w istocie są jego własnym wytworem. Pamiętniki są więc dziełem niejednolitym stylistycznie, z tym że jednak, na szczęście, opowiadania o zdarzeniach przeważają i to właśnie im podporządkowana jest konstrukcja całości.
Swoiste zróżnicowanie cechuje przedstawianie kolejnych faz życia bohatera. W sposób bardziej żywy ujęte zostały wydarzenia wcześniejsze, kiedy mowa o Pasku młodym. Przeważa wtedy gawęda żołnierska, pełna fantazji i dosadnego, rubasznego humoru. Zarówno dynamizm, jak i humor stopniowo zanikają - bohater traci wcześniejszy wigor, zmienia się też styl narracji. W końcowych partiach dzieła, kiedy Pasek opisuje lata wiejskiej egzystencji, zastępuje początkową gawędę syntetycznym zapisem, do tego stopnia zwięzłym, że czasami ogarniającym kilkuzdaniową notatką cały rok. Być może te wydarzenia wydawały się pisarzowi mniej atrakcyjne niż jego burzliwe przygody wojenne i dlatego właśnie potraktował je tak skrótowo. Zresztą takie podejście do opisywanych zdarzeń właściwe jest całemu utworowi - szczegółowo omawia te epizody, które mogą zająć słuchacza (np. duży objętościowo rozdział o wyprawie do Danii), stara się unikać monotonii, przeskakuje z tematu na temat, selekcjonuje materiał, grupuje fakty, niekiedy nawet naruszając chronologię zdarzeń.

Charakterystyczna jest ponadto obecność
łaciny w poszczególnych odmianach stylistycznych opowieści. Kiedy Pasek posługuje się stylem retorycznym wtręty łacińskie pojawiają się nieustannie, w języku potocznym - zdecydowanie rzadziej. Latynizmy typu

: akcyje, frakcyje, ordynanse (`rozkazy') występują najczęściej, jeśli chodzi o zapożyczenia z języków obcych. Zresztą łacina zgadnie z normą panującą w Baroku odcisnęła swoje piętno na języku polskim, nie tylko na leksyce, ale i frazeologii. Liczne są także wpływy innych języków: włoskiego (np. kamera `pokój', gonduła `łódź') oraz coraz liczniej przenikające wówczas do języka polskiego zapożyczenia francuskie, jak: deboszować, szarża, pawilon `zasłona nad łóżkiem', metr `nauczyciel'.

Ponadto nie brak w słownictwie Paska wyrażeń zaczerpniętych z niemieckiego czy tureckiego. Takie wtrącanie wyrazów obcych w tekst rodzimy nazywane jest makaronizowaniem. W Pamiętnikach obecne są także wyrażenia gwarowe takie, jak: kurfistrz `elektor', ciąnem `ciąłem', dopiro, wielgomożny, namieśnik `zastępca porucznika', garło i wiele innych. Na ogół jednak język pisarza jest potoczny, zdaje się oddawać rzeczywisty przebieg myśli autora, przeciętnego szlachcica XVII-wiecznego. I głównie dlatego właśnie Pamiętniki są cennym zabytkiem

literackim i językowym. Ich rangę podkreśla fakt, że opracowano specjalny słownik gromadzący słownictwo, którym posługiwał się Jan Chryzostom Pasek.

.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
spis lektur oświecenie-romantyzm Uniwersytet Śląski, Filologia Polska, Oświecenie
Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki, Filologia polska, Oświecenie
Oswieceni o literaturze, Filologia polska, Oświecenie
Bajki - streszczenia, Filologia polska, Oświecenie, Ignacy Krasicki
Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki Krotkie opracowanie, Filologia Polska, Oświecenie i romantyzm,
Teoria Literatury - lektury, filologia polska i okolice, Teoria Literatury, UW
Dzieje teatru, Filologia polska, Oświecenie
MONACHOMACHIA, Filologia polska, Oświecenie, oświecenie
na oświecenie, Filologia polska, Oświecenie
SOFIÓWKA-opracowanie cz.1, Filologia polska, Oświecenie
Językoznawstwo ogólne - lektury, Filologia polska, Językoznawstwo, Lektury, wymagania
OŚWIECENIE, Filologia Polska, Oświecenie i romantyzm, Oświecenie
SPIS LEKTUR, filologia polska i okolice, Teoria Literatury, UMK
Mkołaja Doświadczńskiego przypadki - opracowanie ogólne i wstęp BN, Filologia Polska, Oświecenie i r
monitor-1765-1785, Filologia polska, Oświecenie
SARMATYZM Zabłockiego- wstęp, Filologia polska, Oświecenie
poezja polska 1800-1830, Filologia polska, Oświecenie
A. Naruszewicz-Chudy literat (interpretacja), Filologia polska, Oświecenie, Adam Naruszewicz
SOFIÓWKA-opracowanie cz.3, Filologia Polska, Oświecenie i romantyzm, Oświecenie

więcej podobnych podstron