KONSUMPCJA 10 STR , Inne


POLITECHNIKA KOSZALIŃSKA

WYDZIAŁ EKONOMII I ZARZĄDZANIA

Z i M, GRUPA 2a

VI SEMESTR

STUDIA ZAOCZNE

CZY JESTEŚMY SPOŁECZENSTWEM

KONSUMPCYJNYM

WARTOŚCI W ŻYCIU WSPÓŁCZESNEGO POLAKA.

KOSZALIN 2003

„Rodzimy się po to, aby korzystać z życia.

Szczęście jest niczym innym,

jak korzystaniem z życia,

w sposób zgodny z naszą naturą.

Rodzimy się więc po to, abyśmy byli szczęśliwi”

[NAPOLEON]

Kupując nie tylko zaspokajamy podstawowe potrzeby materialne. Coraz częściej wybieramy konkretny produkt lub usługę ze względu na związane z nimi historie, emocje, wyobrażenia. Podczas spotkania „Dream society - społeczeństwo uduchowionych konsumentów”, które zostało zorganizowane w na początku kwietnia br. wspólnie z koncernem Ericsson, ekspert Kopenhaskiego Instytutu Badań nad Przyszłością Anders Bjerre przedstawił wizję rozwoju społecznego, w którym konsumpcja staje się podstawową formą zaspokajania potrzeb duchowych - budowania tożsamości, odnajdywania miejsca w grupie. Czy w takim świecie jest jeszcze miejsce na wolność, czy też będzie on zdominowany przez dążenia marketingowe globalnych koncernów, zastanawiali się uczestnicy dyskusji. Podstawowa pesymistyczna konkluzja - wizja Dream Society (społeczeństwa marzeń) nie jest wizją społeczeństwa wymarzonego.

Człowiek jako jednostka w nowoczesnej cywilizacji, kierunki jego dążeń, jak również jego postawa wobec życia, są dziś przedmiotem wielu refleksji. Czy jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym ? Czy konsumpcyjny styl życia, dążenie do zaspokajania własnych potrzeb są dla nas szansą czy zagrożeniem? Czy w tym społeczeństwie, gdzie często mimowolnie poddajemy się naciskowi z zewnątrz, ma rację bytu twierdzenie Jean - Paul Sartre'a o wolnym wyborze człowieka? Spróbuję dać na te pytania odpowiedź.

Gdy podnosi się poziom życia w szerokich warstwach społecznych, gdy coraz bardziej zwiększa się intensywność produkcji, gdy rozwija się rewolucja naukowo - techniczna, nawet jeżeli podział dóbr nie jest tak do końca sprawiedliwy, wtedy coraz silniej uwidaczniają się ideały dobrobytu, rosną potrzeby, a co się z tym wiąże - konsumpcja. Przeciętny człowiek oczekuje od życia wygody i nowych możliwości. Obserwując otaczającą go rzeczywistość, z reguły dostrzega on szansę dla siebie i swoich bliskich. Praca przestaje być dla niego celem, a staje się środkiem prowadzącym do korzystania z uroków życia.

Jednym z takich „uroków” dla mnie jest turystyka, która jest już nie tylko luksusem dla bogatych. Świat staje otworem także dla tych średnio zarabiających.

Rosnące potrzeby powodują wzrost wymagań. Prawie każdą dziedzinę życia mamy ogólnodostępną: kino, książki, sport, komputery... Rynek starając się sprostać nowym i coraz większym wymaganiom konsumentów, musi rozwijać się coraz dynamiczniej. Firmy toczą batalie o klientów. Reklama, coraz lepsza jakość produktów... - to wszystko po to, by zaspokoić nawet najbardziej wybredne gusta. Rywalizacja widoczna jest także wśród „szarych” obywateli. Lepsze wykształcenie, to „być może” lepsza praca. Z nią znowu wiążą się wyższe zarobki, a co za tym idzie - wzrost możliwości. Ludzie dostrzegają, że aby coś osiągnąć, muszą sami się rozwijać. Poprawia się samoświadomość społeczeństwa.

W pewien sposób sytuacja jednostek staje się punktem odniesienia wielkiej polityki. Wielu ludzi twierdziło (i zapewne wielu nadal twierdzi), że konsumpcyjny styl życia to tama przeciwko wszelkim odmianom nacjonalizmów. Jeden ze współczesnych, polskich filozofów - Bogdan Suchodolski, w swej książce „Labirynty współczesności” zauważył, że: „Ideologia konsumpcyjna miała być wyrazem małych interesów małych ludzi, ich egoizmu i potrzeby szczęścia, a samoobroną przed mitami i egzaltacją masową. Była to ideologia respektująca prawa ludzi bardziej niż prawa historii, a dobra jednostek bardziej niż zmitologizowaną wielkość narodu na polach historii”. W pełni zgadzam się z tym stwierdzeniem. Obserwując obecną sytuację w Europie, na dzień dzisiejszy nie obawiam się tego, iż Niemcy mogłyby wypowiedzieć nam wojnę, jednak pewności tej nie mam w stosunku do naszego wschodniego sąsiada - Rosji. Bo czy przeciętny Niemiec, który ma domek na przedmieściach, dobrą pracę i wygodne życie zdecydowałby się porzucić to wszystko w imię wyższych celów, oddać się wielkim sprawom i wielkim zadaniom? Ten swego rodzaju egoizm sprawia, że człowiek konsumpcyjny woli zaspokajać swoje wciąż rosnące potrzeby niż zrezygnować z tego wszystkiego w myśl wyższej idei. Natomiast w Rosji sytuacja jest trudniejsza. Silny podział na biednych i bogatych (wraz z dużą rzeszą tak zwanych „nowobogackich”), niewielka grupa ludzi średnio zarabiających (którzy są głównym „składnikiem” społeczeństwa konsumpcyjnego), niestabilność gospodarki i silny rozwój ośrodków mafijnych sprawia, że coraz bardziej widoczne jest tam niezadowolenie społeczne. Rosjanie nie są pewni jutra. Tu już nie ma zaspokajania „nadprogramowych”, rosnących potrzeb, tu jest walka o zaspokojenie tych podstawowych - żywność, ubranie...

Czy jednak stawianie tamy dla nacjonalizmu, często skrajnego, poprzez swego rodzaju egoizm jednostki, jak również zaspokajanie rosnących potrzeb społeczeństwa jest szansą czy zagrożeniem? Myślę, iż słusznie zauważył Bogdan Suchodolski: „Człowiek jest istotą, której zależy nie na samym życiu, lecz na takim określonym życiu, które ma w jego oczach wartość”.

Człowiek konsumpcyjny często odrzuca działanie dla samego istnienia. Powoduje to, że w pewien sposób traci on orientację, łatwo ulega zmiennym i coraz silniejszym nastrojom przyjemności, co w efekcie prowadzi do przesytu.

A jednak moim zdaniem konsumpcja w odpowiednich „dawkach” nie stanowi tutaj zagrożenia. Trzeba znać umiar, nawet w sposobie życia.

Na społeczeństwo konsumpcyjne można też spojrzeć od strony czysto moralnej. Wielu ludzi uważa, że wzrost niepożądanych potrzeb, jak również ostra rywalizacja, wpływają na coraz większy rozkład moralny całego społeczeństwa. Nie jest to tak do końca bezpodstawne. Wiele osób nie potrafi odnaleźć się w otaczającej ich rzeczywistości. Jest ona dla nich za trudna. Nie radzą sobie z szybkim tempem życia, z ostrą konkurencją. Wolą się wycofać niż zmierzyć z problemami z jakimi się zetknęli. Może to prowadzić do wszelkiego rodzaju dewiacji. Widoczny jest coraz silniejszy wzrost alkoholizmu czy narkomanii. Same narkotyki, są także często stosowane do intensyfikowania życiowych przyjemności, jak również stają się sposobem na pokonywanie trudności życiowych. Coraz bardziej realne staje się zagrożenie zbytniego upowszechnienia środków psychotropowych. Przeczytałam kiedyś pewne zdanie w artykule o narkomanii, które utkwiło mi w pamięci, a które myślę, że oddałoby istotę rzeczy: „Pewnego dnia możemy obudzić się w świecie w którym nikt nie będzie żył w realnej rzeczywistości, wszyscy `uciekną' w swój własny świat. Zostaniemy sami...”

Problem moralności w państwie konsumpcyjnym nie dotyczy jednak tylko narkomanii czy alkoholizmu. Jest to także kwestia dokonywania wyborów.

Innym zagrożeniem jest spłycenie otaczających nas wartości. Konsumpcja po zaspokojeniu podstawowych potrzeb, staje się również konsumpcją rozrywki i zabawy, konsumpcją turystyki i sportu. Wielu ludzi uważa, że efekty społeczne kultury masowej są fenomenem w dziejach cywilizacji. Mało rozważne jest jednak stwierdzenie, że ich natura jest całkiem nowa.

Kultura stając się masową, często odbiega od jej autentycznych przesłanek. Pojawia się więc pytanie o jej miejsce w tym nowym systemie. Upowszechniana przez wszelkiego rodzaju instytucje, powoduje, iż traci ona swoje podstawowe wartości. Krytycy kultury masowej stawiają zazwyczaj zarzut, że świat propagowanych przez nią ideałów jest płaski, zmierza w kierunku ekscytowania chęci spożycia i użycia, z pominięciem wyższych aspiracji duchowych. Kina nastawione głównie na ilość widzów niż na poziom filmów, często obawiają się sięgać po te ambitniejsze projekcje.

Jakkolwiek jednak silnie ubolewać możemy nad „zmasowieniem” dziedzin życia, trudno się temu równie silnie dziwić. Epoka demokracji jest zarazem epoką materializmu.

Można na to spojrzeć pod kątem coraz bardziej wielkomiejskiego charakteru cywilizacji współczesnej. Bliskie sąsiedztwo w jakim żyją ze sobą

warstwy o bardzo różnym statusie majątkowym, sprawia, że nawet mieszkaniec najuboższego przedmieścia ociera się codziennie o przejawy dobrobytu i zbytku towarzyszącego życiu mieszkańców dzielnic bogatszych.

Kultura wielkomiejska ekscytuje szczególnie silnie żądzę posiadania, luksusu, coraz gwałtowniejszego pięcia się w górę, czyniąc to w stopniu nieporównanie wyższym niż zamknięte i bardziej jednolite kultury wiejskie i prowincjonalne.

Analizując społeczeństwo konsumpcyjne, jego plusy i minusy, nie sposób pominąć tak prężnie rozwijającej się dziś dziedziny życia jaką jest informatyka. Coraz bardziej powszechny staje się dostęp do komputerów i internetu, co sprawia, że kontakt ze światem i ludźmi przyjmuje charakter masowy. Za jego pomocą można wypożyczyć książkę z biblioteki, zrobić zakupy, wysłać list, poznać nowych ludzi, a nawet w niedalekiej przyszłości, jak przepowiada Andrzej Targowski w swej książce „Informatyka - klucz do dobrobytu”, będziemy mogli nie wychodząc z domu wziąć udział w głosowaniu nad ustawą w Sejmie. Komputer, internet dają ogromne możliwości. Obawiam się jednak, że przez to ludzie mogą zamknąć się w wirtualnym świecie i zrezygnować ze świata rzeczywistego. Może to spowodować wytworzenie się nowego społeczeństwa - społeczeństwa wirtualnego, w pewien sposób uzależnionego od komputerów. Oczywiście jest to wizja dość skrajna. Mimo takiego zagrożenia, nadal jestem zwolennikiem komputeryzacji, gdyż uważam, że wszystko jest dla ludzi tylko w odpowiednich ilościach

Patrząc na cywilizację konsumpcyjną, nie możemy jednak zapominać, że nie dotyczy ona całego społeczeństwa. Jak już wspomniałem na początku, podział dóbr nie zawsze jest sprawiedliwy. Konsumpcja najczęściej dotyczy dość szeroko rozumianej warstwy średniej. To oni są największą grupą odbiorców supermarketów, kin, turystyki..... To dla nich spece od reklamy wymyślają coraz to sprytniejsze sposoby na przyciąganie klienta, to głównie nad ich gustem skupia się dyrektor kina czy szef telewizji zastanawiając się nad wyborem filmu.

Kultura masowa, kultura konsumpcyjna... - to wszystko dla nich. Ta więc czy jest ona zagrożeniem czy szansą dla ludzkości? Pomimo wszystko nadal twierdzę, że to pierwsze.

Człowiek konsumpcyjny, który rozwija swoje zainteresowania i zaspokaja potrzeby sprawia, że rynek rozwija się coraz dynamiczniej. Zmienia się struktura gospodarcza, poszerzamy swoje horyzonty. Myślę, że wciąż rosnące potrzeby człowieka są czymś dobrym. Życie byłoby nudne, gdybyśmy zatrzymywali się na pewnym etapie i nie pragnęli niczego więcej. To tak jakbyśmy spełnili wszystkie swoje marzenia i nie mieli już o czym marzyć.

WARTOŚCI WSPÓŁCZESNEGO POLAKA

Czy istnieje więc przeżycie pokoleniowe? Zapewne tak i pokolenie dzisiejszych dwudziestoparolatków - - czyli pokolenie roczników 70-tych - jest na to najlepszym dowodem. Co odróżnia nas jako grupę od ludzi urodzonych kilka lat wcześniej lub później? Kombinacja dwóch czynników: świadomości historycznej i miejsca zajmowanego w przeobrażeniach społeczno-ekonomicznych ostatnich kilkunastu lat.

Ludzie urodzeni w latach 70-tych i na samym początku lat 80-tych to ostatnie pokolenie osób, które pamiętają jeszcze komunizm, czyli życie w zniewoleniu, polityczną indoktrynację w szkołach, niemożliwość publicznego wyrażania poglądów niezgodnych z programem partii (a więc programem narodu) i tragiczne uwięzienie w Polsce Ludowej, z której nie mogliśmy wyjechać, bo po pierwsze byliśmy na to zbyt biedni, a po drugie nasze paszporty nie należały do nas i za każdym razem musieliśmy o nie prosić.

To ludzie, którzy pamiętają, że ich świat był szary, że nie mieli kolorowych zabawek, że telewizja nadawała tylko dwa programy, że była godzina policyjna, a po ulicach zamiast drogich aut jeździły policyjne "suki" i pojazdy opancerzone.

(Kiedy byłem małym chłopcem, hej. Zawsze chciałem, po pierwsze napić się coli za wszystkie czasy, po drugie najeść się na zaś tych smacznych frykasów w lubieżnie kolorowych papierkach, które przysyłał koledze jego ojciec z Niemiec, po trzecie zobaczyć jak najwięcej kreskówek Disney'a - dlatego też tak bardzo czekało się na święta, bo podczas świąt jakąś animację made in USA zawsze puśli, no trzeba tutaj powiedzieć, że nierzadko człowiek był piekielnie rozczarowany, kiedy po raz setny puszczali bajkę o fasolce, albo o tym, jak Myszka Miki z całą resztą podróżowała furgonetką krętymi drogami i im się przyczepa kempingowa notorycznie odczepiała, a to i tak było śmieszne było

co ja tam jeszcze posiadać chciałem?, te przeróżne plastikowe historie typu lego, modele samochodzików, modele samolocików, modele stateczków itp.

Nie było mnie stać na większość rzeczy. Większości tych rzeczy po prostu też nie było. Na przykład, wspomnianej powyżej Coli, wówczas nie było, była pepsi kola, była oranżadka w proszku do rozpuszczania w wodzie, a ja ją tę oranżadkę sypałem z gestem na dłoń i językiem ją do ust, a ona się pieniła jak vibovit, a tego ostatniego też niełatwo było dostać, na receptę, czy coś w tym rodzaju. Potrzeba niestety jest matką wynalazków, wymyślił swoją wersję lemoniady: soda oczyszczona, kwasek cytrynowy (bo cytryny nie było), cukier chyba i z pewnością woda równa się wspaniała ochłoda na ciepło letnie dni, a w smaku syf i na dodatek niezdrowe. Takie był czasy.)


Mechanika przemian społecznych i gospodarczych sprawiła, że pokolenie

roczników 70-tych znalazło się na pozycji o wiele gorszej niż ludzie starsi oraz młodsi od nich. Ci, którzy w momencie systemowych przemian mieli po dwadzieścia kilka lat wykorzystali szanse, jakie początek lat 90-tych ubiegłego stulecia dał ludziom zdolnym, wykształconym i przedsiębiorczym.

Dzisiejszym czterdziestolatkom, a więc pokoleniu lat 60-tych pomogła potem dobra koniunktura gospodarcza pierwszej połowy lat 90-tych, po której dzisiaj pozostało jedynie wspomnienie. Kiedy ci ludzie robili kariery w nowej Polsce, młodzi wtedy ludzie w większości uczyli się jeszcze w liceach lub studiowali, co dawało im o wiele mniejsze możliwości działania.

Kiedy dzisiaj wkraczamy w prawdziwe dorosłe życie - a takim momentem jest kończenie studiów i podjęcie pierwszej pracy - okazuje się, że karty zostały rozdane: wszystkie nisze w systemie są już obsadzone i aby odnieść sukces nie wystarczy byle jaki pomysł. Pokolenie dwudziestoparolatków znalazło się w zawieszeniu. Nie jest to żal wynikający tylko z braku szans życiowych czy ze złej sytuacji ekonomicznej, ale z tego, że wolność okazała się banałem i że realizuje się w jednym tylko wymiarze - bez refleksyjnej konsumpcji.

Do czego wykorzystujemy tę upragnioną wolność, kiedy już ją mamy? Do tego, żeby kupować nowe pralki, zaciągać kolejne kredyty, jeździć większymi

samochodami i jak wynika ze statystyk, bezmyślnie oglądać telewizję po pięć godzin dziennie. Mamy wolność, jednak nie kierują już nami żadne ideały.

Tak więc wygląda przeżycie pokoleniowe dzisiejszych 20parolatków: nadzieja - euforia-frustracja. Nie podzielą tego doświadczenia kolejni młodzi,

roczniki 80-te, którzy za kilka lat wchodzić będą w dorosłość. Oni nie znają innego świata, nie pamiętają komunizmu, jak wiele warta jest wolność, kiedy jej się nie ma.

Podstawowym mechanizmem przystosowawczym człowieka jest uznanie za naturę tego wszystkiego, co zastaje wokół siebie w momencie narodzin i dlatego nowa generacja będzie pokoleniem sukcesu, bowiem wychowała się w jego propagandzie i jej pokoleniowa świadomość jest sama w sobie produktem społeczeństwa konsumpcji. Jedyna frustracja, jaką poznają, wynikać będzie z tego, że ich kolega ma większą pensję, większy samochód albo ładniejsze mieszkanie. W Nowym Wspaniałym Świecie będą po prostu chcieli być alfami, nie zastanawiając się, o co w tej grze w ogóle chodzi.
Uważam, że kapitalizm i wolny rynek są bardzo złymi sposobami organizacji życia społecznego. Neoliberalna ekonomia, która święci obecnie tryumfy również w Europie Środkowej i Wschodniej i z którą walczą antyglobaliści, pokazuje negatywne strony natury ludzkiej - chciwość, egoizm, skąpstwo, bezpardonową walkę o pieniądz i brak współczucia oraz zrozumienia dla losu tych, którzy już na starcie przegrywają wyścig szczurów. Poza tym publiczna sfera życia zostaje w niej zawłaszczona przez tych, którzy dążąc do maksymalizacji zysku, wypełniają ją intelektualną miernotą, zwaną szumnie "kulturą masową".

Równolegle w kulturze zachodniej przebiega proces ciągłej merkantylizacji życia, w którym wszystko - wiedza, kultura, edukacja, relacje międzyludzkie - zostaje zamienione w towar podlegający handlowej wymianie. Przeciw temu właśnie zjawisku zwracają się antyglobaliści - tacy jak na przykład słynny francuski wróg McDonaldsa José Bové - powtarzając uparcie, że świat nie jest towarem.

Nasz kontakt z kapitalizmem i w efekcie nasza wiedza na jego temat były niemal zerowe. Przy tego typu świadomości łatwo o rozczarowanie transformacją systemową. Żyliśmy w świecie gospodarki planowanej, bez reklamy, marketingu i instytucji finansowych. Mieliśmy mało pieniędzy, ale też sklepowe półki - za wyjątkiem Pewexów, na które stać było tylko nielicznych - świeciły pustkami, więc w pewnym sensie łatwiej było żyć wtedy niż dzisiaj, kiedy w sklepach jest wszystko, a i tak wielka część społeczeństwa egzystuje na granicy nędzy.

Relacje międzyludzkie były ewidentnie lepsze, bo zamiast gonić za pieniądzem - czego robić się nie dało - ludzie poświęcali więcej czasu na to, co

dzisiaj jest luksusem: na bogate życie towarzyskie, spędzanie czasu z rodziną albo chodzenie do teatru i czytanie książek .

Tak więc z naszymi złudzeniami co do prawdziwej natury kapitalizmu, zostaliśmy nagle wydani na pastwę sił wolnego rynku. Jako praktyczną realizację tak bardzo upragnionej wolności proponuje nam się Wielkiego Brata, supermarkety i wyścig szczurów do społecznego awansu dzięki pracy po dwanaście godzin na dobę.

Mojemu pokoleniu zarzuca się bierność i brak ideałów, ale to przecież właśnie Nowy Wspaniały świat neoliberalnej ekonomii i społeczeństwa konsumpcji, który codziennie zalewa nas potokiem reklamowej propagandy oczekuje od nas, że będziemy biernymi klientami pozbawionymi wszelkiego krytycyzmu
To wszystko nie jest do końca naszym wyborem, ale rozwiązaniem, na jakie skazuje nas logika przemian społecznych w cywilizacji Zachodu. To, że owe przemiany socjoekonomiczne zaowocowały u nas tak ostrym pokoleniowym kryzysem wynika z faktu, że Polska przez ostatnie dwa wieki pozostawała poza głównym nurtem tych przeobrażeń. Postawa dezercji nie jest jednak czymś typowo polskim. Zdobywa ona coraz większą popularność wśród młodych ludzi w krajach dojrzałego kapitalizmu takich jak Niemcy, Anglia czy Francja.
Zdrowe społeczeństwo obywatelskie wymaga istnienia obywateli, jednak wolny rynek nie kształtuje obywateli, ale konsumentów. I w tym nie chcemy

uczestniczyć - od bycia bezmyślnymi trybikami społeczeństwa konsumpcji

i wolimy konsekwentną dezercję.

Kelly Leffler, znana pisarka z Hollywood która brała udział w międzynarodowej kampanii "Dzień Nie kupowania Niczego" (Buy Nothing Day, BND), która w bieżącym roku odbyła się w prawie 30 krajach od Panamy po Brazylię i Izrael. Największy zasięg akcja "antykonsumpcjonistów" miała w Stanach Zjednoczonych, gdzie szał zakupów przed Bożym Narodzeniem przybiera najbardziej groteskowe rozmiary. W piątek, nazajutrz po Święcie Dziękczynienia, setki tysięcy Amerykanów hurmem rzucają się do sklepów i domów towarowych. "Klienci śmigają między regałami, a także od piętra do piętra, jakby chcieli strawić spożyte dzień wcześniej masy indyczego mięsa", napisał ironicznie komentator dziennika "Berliner Zeitung".

Niektóre centra zakupów otwierane są już o trzeciej lub o piątej rano, o dziesiątej do tych świątyń konsumpcji nie można już szpilki wcisnąć. "Przepychający się klienci walą łokciami o żebra bliźnich i depczą im po odciskach", stwierdza obrazowo gazeta "Washington Post". Jedna z klientek stwierdziła "Wiem, że to niemądre, ale od 15 lat przyjeżdżam tu po Dniu Dziękczynienia z córkami, aby znaleźć dobre prezenty. Należę do tych najbardziej zwariowanych", (mówi dalej ta pani).

Szacuje się, że Amerykanie wydają na przedświąteczne zakupy od 37 do 45 miliardów dolarów rocznie, czyli więcej, niż wynosi dochód narodowy Irlandii. W 2000 roku przeciętny mieszkaniec USA przeznaczył na bożonarodzeniowe prezenty 836 dolarów.

BIBLIOGRAFIA:

  1. Bauman Z. - Etyka ponowoczesna, Wydawnictwo Naukowe PWN,

Warszawa 1996.

2. Dorfles G. - Człowiek zwielokrotniony ,Państwowy Instytut Wydawniczy,

Warszawa 1973

3. Laskowski W. - Sierp i swastyka , w: „Wprost” nr 8, 1999, s. 94

4. Servan-Schreiber J.J. - Le Défi américain

5. Suchodolski B. - Labirynty współczesności. Niewola i wolność człowieka,

PaństwowyInstytut Wydawniczy, Warszawa 1975

6. Targowski A. - Informatyka - klucz do dobrobytu,

Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1999

7. Toeplitz K.T. - Mieszkańcy masowej wyobraźni,

Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972

8. Wojtyła Karol - Osoba i czyn, Wydawnictwo Towarzystwa Nauk KUL,

Lublin 1994

9. Zięba Maciej OP - Ewolucja nauczania o demokratycznym kapitalizmie w

encyklikach społecznych

10. red. J. Sowa - Frustracja - Młodzi w nowym Wspaniałym świecie, PWN,

Warszawa 1998.



2



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
LIST INTENCYJNY 10 STR , Inne
OBR BKA SKRAWANIEM 10 STR, Inne
DYSTRYBUCJA 10 STR , Inne
MONETARYZM 10 STR , Inne
LIST INTENCYJNY 10 STR , Inne
UMOWY KONSUMENCKIE 4 STR , Inne
RESTRUKTURYZACJA 4 STR , Inne
KWESTIONARIUSZ 5 STR , Inne
rynki kapitałowe w polsce (10 str), Bankowość i Finanse
Podstawy psychologii - wyklad 07 [11.10.2001], INNE KIERUNKI, psychologia
CYKLE BIOCHEMICZNE 5 STR , Inne
rynek kapitałowy (10 str)(1), Bankowość i Finanse
bankowosść (10 str)(1), Bankowość i Finanse
POLITYKA SPO ECZNA 13 STR , Inne

więcej podobnych podstron