Bajka o zaginionej księżniczce, Dokumenty(1)


Bajka o zaginionej księżniczce

Gdzieś za siedmioma górami i siedmioma lasami było królestwo, którym rządzili król i królowa. W królestwie tym nie brakowało niczego: ani zwierzyny łownej, ani owoców w sadach, ani złota w skarbcu, brakowało tylko królewskiego potomka. Król i królowa od wielu lat bezskutecznie oczekiwali narodzenia ich dziecka. Niestety, królewska kołyska wciąż pozostawała pusta.

Pewnego wiosennego dnia królowa przechadzała się po królewskich ogrodach i rozmyślała nad swym życiem. Nagle usłyszała czyjś cichy lecz bardzo żałosny płacz. Rozejrzała się wokół, ale nikogo nie zobaczyła. Tymczasem płacz nie ustawał i stawał się coraz bardziej rozpaczliwy.

- Kim jesteś i dlaczego tak rozpaczasz?! - zdenerwowała się królowa - Nie widzę cię, więc jak mam ci pomóc…

- To ja, wróżka Hortensja… - usłyszała dźwięczny, delikatny głosik - Wpadłam w sieć pajęczą i nie mogę się wydostać! Jestem tutaj, za alabastrową altaną!

Królowa skierowała się w wskazane miejsce i ujrzała małą istotkę, miotającą się w pajęczej sieci. Chyba długo była już tu uwięziona, bo całe skrzydełka miała oblepione pajęczymi nitkami. Królowa natychmiast uwolniła ja z pułapki, pomogła wyprostować skrzydełka. Wróżka z radością zatrzepotała nimi i uniosła się w powietrze.

- Dziękuję ci, dobra królowo! Nie ma dla mnie nic cenniejszego nić moje życie, więc jestem ci dozgonnie wdzięczna za jego uratowanie! Żądaj, czego tylko zapragniesz, a spełnię każde twoje życzenie…

Królowa nie musiała się długo zastanawiać:

- Od wielu lat mam tylko jedno pragnienie - chciałabym wreszcie usłyszeć dziecięcy głosik, rozbrzmiewający w królewskich komnatach i tupot małych nóżek po posadzce królewskiego pałacu. - powiedziała.

- Dla wróżki takiej jak ja nie ma rzeczy niemożliwych! - uśmiechnęła się Hortensja - Za rok, o tej samej porze będziesz kołysała w ramionach swego pierworodnego syna! Powiedz tylko, czym los powinien obdarzyć twoje dziecko, a tak się stanie.

Królowa zastanowiła się przez chwilę, a potem powiedziała:

- Chciałabym , żeby mój syn był przystojnym młodzieńcem, żeby wszyscy zachwycali się jego urodą. Ludzie piękni mają lepsze, doskonalsze życie.

Marzenie królowej spełniło się i zanim upłynął rok wydała na świat syna, którego uroda zachwycała wszystkich, którzy spojrzeli na niego choć przez chwilę.

Ale to nie było wszystko, czym obdarowała królową wdzięczna wróżka. Wkrótce okazało się, że król i królowa spodziewają się kolejnego potomka, a Hortensja znowu zapytała, czym miałaby obdarzyć nowo narodzonego królewicza. Tym razem starsza i mądrzejsza królowa pomyślała:

„ Uroda, owszem, jest bardzo ważna, ale nie najważniejsza w życiu.”

A wróżkę poprosiła, aby jej kolejne dziecko posiadało mądrość godną największych mędrców.

I ta prośba również została spełniona. Królewicz nadzwyczaj szybko opanował sztukę chodzenia, ledwie nauczył się mówić, a już wygłaszał długie, płomienne przemówienia, a jego nauczyciele wprost nachwalić się nie mogli niespotykanej inteligencji chłopca.

A kiedy na świat przyjść miał kolejny syn królewski, królowa, która nie była już najmłodsza i nieco podupadała na zdrowiu, poprosiła wróżkę o dar nieustannego zdrowia dla swego syna. I kiedy jego starsi bracia bardzo łatwo przeziębiali się, dręczył kaszel i katar, najmłodszy królewicz w słotne i zimne dni przechadzał się w jednej koszulinie po królewskich ogrodach, kąpał się w jeziorze nawet wczesną wiosna i późną jesienią, jeździł na koniu, grał w piłkę, bez względu na pogodę i porę roku.

Najstarszy królewicz miał oczy błękitne jak bezchmurne niebo, jak tafla jeziora. Otrzymał piękne imię - Lucjusz. Średni syn królewski miał w oczach świetliste ogniki, niczym błyskawice przecinające niebo podczas burzy. Nazwano go Gromosławem. Najmłodszy królewicz miał oczy zielone, jak wiosenna łąka, a na chrzcie dano mu imię Syriusz.

Trzej synowie rośli i byli już prawie dorosłymi mężczyznami, kiedy na królestwo niczym grom z jasnego nieba spadło nieszczęście - umarł ich ukochany ojciec, najwspanialszy król. Żałoba ogarnęła całe królestwo. Płakali wszyscy poddani, starzy i młodzi, bo wiedzieli, że wraz ze śmiercią skończy się dla nich czas beztroskiej radości, szczęścia i dobrobytu. I nie mylili się. Wkrótce królestwo zaczęło podupadać. Kończyły się zapasy żywności zgromadzone w spichlerzach, a przez kilka kolejnych lat kraina nękana była wszelakimi klęskami. Topniały w skarbcach zgromadzone przez lata zasoby złota i srebra, za które kupowano żywność podczas trudnych lat nieurodzaju. Wreszcie na osłabione królestwo zaczęły napadać zbójeckie hordy, aby ograbić poddanych z tego, co im jeszcze z lat świetności państwa pozostało. Służba odchodziła z pałacu, aby gdzieś w odległych krajach poszukać godziwego zarobku. Wkrótce pozostał tylko kucharz, ogrodnik, dwie służące i trzy damy dworu.

Królewicze przez pewien czas nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji, w jakiej się znaleźli. Lucjusz całymi dniami przeglądał się w lustrze, Gromosław nie odrywał oczu od książek, a Syriusz od rana do nocy zabawiał się z dziećmi wieśniaków, uganiając się po borach i lasach za sarnami i zającami. I chociaż najmłodszy królewicz był nadzwyczaj silnym i krzepkim młodzieńcem, miał jedną, bardzo uciążliwą wadę : ciągle coś gubił i o czymś zapominał. Nie było dnia, żeby nie zgubił gdzieś książki, klucza czy jakiegoś drobiazgu. Pewnego razu, kiedy był jeszcze małym chłopcem sam się zgubił. Poszedł do lasu nazbierać wrzosu na bukiety i zabłądził. Szedł wciąż przed siebie, ale wyjścia ani śladu. Wokoło tylko drzewa i gęste krzaki. Przestraszył się nie na żarty. Na szczęście spotkał w lesie staruszkę, która zbierała chrust na podpałkę. Dobra kobieta odprowadziła Syriusza do pałacu. Królowa nie wiedziała, jak podziękować staruszce, więc zapytała:

- Powiedz, w jaki sposób możemy odwdzięczyć się za twe dobre serce, zacna kobieto? Pragniesz pieniędzy, czy może zaszczytów? Proś śmiało!

Ale staruszka nie chciała ani złota, ani żadnych zaszczytów. Poprosiła o pomoc w naprawie jej drewnianego domku na skraju lasu, tuż przy strumyku, gdyż ostatnie ulewne deszcze i silne wichury bardzo zniszczyły nędzną chałupinę. Królowa oczywiście zgodziła się i poleciła królewskim cieślom natychmiast zabrać się do pracy. Naprawa trwała cały tydzień, a kiedy ją ukończono drewniany domek bardziej przypominał chatkę z bajki niż dawną starą chałupę. Od tej pory Syriusz często odwiedzał swoją wybawicielkę, z którą bardzo się zaprzyjaźnił. Aby już nigdy więcej nie zabłądził, straże królewskie wydeptały ścieżkę w lesie, która dodatkowo jeszcze oznaczona została kolorowymi wstążkami.

Synowie królewscy wyrośli na przystojnych, dorodnych mężczyzn. Przyszła pora na ożenek. Do najstarszego królewicza, o którego urodzie śpiewały wszystkie ptaki w każdym zakątku świata napływały portrety pięknych księżniczek - panien na wydaniu. Ale Lucjuszowi żadna z nich nie przypadła do gustu: jedna była za niska, druga za wysoka, trzecia trochę zbyt pulchna, czwarta za chuda. Żadna królewna nie spodobała się urodziwemu królewiczowi.

Pewnego dnia Lucjusz od jednego z ogrodników usłyszał opowieść o księżniczce z sąsiedniego królestwa, którą porwano w dniu jej osiemnastych urodzin i wszelki słuch po niej zaginął. Ogrodnik, którego narzeczona była pokojówką zaginionej królewny tak dokładnie opisał jej urodę - długie, czarne włosy, splecione w gruby warkocz, piwne oczy, lśniące, różowe policzki i tajemniczy uśmiech - że Lucjusz bez problemu zobaczył ją oczyma swej wyobraźni. Zobaczył i poczuł, że jego serce bije mocniej na samą myśl o cudnej nieznajomej i nie zazna spokoju, dopóki nie rozwiąże tajemnicy zniknięcia księżniczki i nie poślubi żadnej innej.

Zaginiona księżniczka miała wprawdzie dwie młodsze siostry, chociaż zupełnie odmiennej urody - jedna o jasnych, świetlistych włosach jak len i oczach jak lazur nieba, drugiej czerwień włosów przyćmiewała blask słońca a szmaragdowe oczy lśniły jak drogocenne kamienie - ale zanim najstarszy królewicz nie wybrał sobie narzeczonej królowa nie chciała nawet słyszeć o ożenku młodszych synów.

Jednakże rodzice zaginionej księżniczki stracili już nadzieję na odzyskanie córki i postanowili zapewnić przyszłość dwóm młodszym królewnom. Rozesłano więc posłów z wieścią, że za dwa dni odbędzie się wielki bal, na który zaproszeni są wszyscy dobrze urodzeni młodzieńcy. Spośród nich jasnowłosa Laura i czerwonowłosa Dalila miały wybrać sobie kandydatów na mężów.

Kiedy posłaniec dotarł na zamek, w którym mieszkali trzej królewicze wraz ze swa matką, królowa zatrwożyła się nie na żarty. Nie mogła nie przyjąć zaproszenia na bal, bo byłoby to wielkim nietaktem wobec zapraszających i mogłoby nawet zakończyć się wojną, a ożenek młodszych synów nie wchodził na razie w rachubę. Najpierw na ślubnym kobiercu musiał stanąć Lucjusz, a ten nie chciał słyszeć o żadnej innej, niż zaginiona królewna. Tymczasem ożenek z którąś z królewskich córek byłby wybawieniem wszystkich kłopotów finansowych, w jakie popadła królowa z królewiczami po śmierci ich ojca.

Wreszcie królowa podjęła decyzję - pojadą na bal i już ona sama się postara żeby Lucjusz wpadł w oko jednej księżniczek, oczywiście najlepiej z wzajemnością.

Wieczorem tuż przed balem okazało się, że królowa zupełnie nie jest przygotowana do wyjazdu. Dopiero zaczęła się bieganina! Służące nosiły stroje i pokazywały królowej jeden po drugim, ale jakoś żaden z nich nie przypadł władczyni do gustu. Wreszcie zdecydowała się na suknię w kolorze delikatnej brzoskwini, wysadzaną maleńkimi diamencikami. Ze strojami królewiczów też nie było lepiej. Oczywiście królowa musiała zadecydować, czy jest on odpowiedni do uroczystości. Gromosławowi i Syriuszowi było zupełnie obojętne, co włożą na siebie, ale Lucjusz długo zastanawiał się nad wyborem królowej. Uznał, że jest mu lepiej w kolorze lazurowego błękitu niż jesiennego nieba i wreszcie po dłuższych pertraktacjach zgodził się na szafirowy surdut i mlecznobiałą koszule z żabocikiem.

- Przecież nie zależy ci na tym, żeby spodobać się którejś z tych księżniczek….- szydzili z niego bracia - Po co się więc tak stroisz?

- Zupełnie nie znacie się na dobrym smaku! - skrzywił się Lucjusz - Najważniejsze, żebym podobał się dobie samemu. Nie znaczy to oczywiście, że nie zależy mi na opiniach innych na temat mojej urody, ale to nie ma nic wspólnego z chęcią zdobycia żony

Tej nocy królewicz Lucjusz miał bardzo dziwny sen. Śniło mu się, że jest w obcym zamku, pełnym wielkich komnat z lustrami, ale oprócz niego nie ma tam żywej duszy. No może z wyjątkiem cieni dwóch panien, które co chwila pojawiają się na lustrzanych ścianach i pośród chichotów i szeptów znikają tak szybko, jak szybko się pojawiają. Lucjusz próbuje je odnaleźć, biegnie długimi korytarzami, mija kolejne komnaty z lustrzanymi ścianami, ale cienie wciąż umykają. Wreszcie królewicz wbiega do ogromnej sali tronowej, na której środku stoi bardzo dziwna rzeźba - na królewskim płaszczu, który jak dywan ściele się na posadzce śpi potężna żmija w maleńkiej złocistej koronie na głowie. Całość wygląda tak przerażająco rzeczywiście, że Lucjusz ma wrażenie, że żmija za chwilę zbudzi się i ukąsi go śmiertelnie.

Obudził się zlany zimny potem, przerażony, a jednocześnie przekonany, że sen ma jakieś głębsze, bliżej nie określone znaczenie.

Jednak kiedy przyszła pora wyjazdu na bal zupełnie zapomniał o nocnych widzeniach. Kiedy żył król na bale jeżdżono piękną karetą zaprzężoną w czwórkę gniadych rumaków. Teraz pozostał tylko marny powóz, który ciągnięty przez parę siwków wcale nie wyglądał na królewski środek lokomocji. Został jednak przed drogą starannie wyszorowany i przystrojony najpiękniejszymi kwiatami z ogrodów królewskich, toteż wcale nie wyglądał najgorzej.

Kiedy królowa i trzej królewicze pojawili się przed zamkiem swych królewskich sąsiadów zobaczyli mnóstwo wspaniałych karet, powozów wysadzanych diamentami i brylancikami, przy których ich powóz prezentował się nędznie.

- Wracaj do zamku! - poleciła królowa stangretowi, bo wstydziła się swego ubóstwa - I wróć po nas po północy.

Bal niedawno się zaczął, pośrodku wielkiej komnaty wirowały roztańczone pary niczym barwne motyle.

Królowa i jej synowie zostali przedstawieni parze królewskich gospodarzy i ich królewskim córkom. Na widok urody Lucjusza młodziutkim królewnom zaróżowiły się policzki i oblały się rumieńcem. Ale Lucjusz nie miał zamiaru adorować żadnej z nich. Kiedy król powiedział, że niedopuszczalne jest, aby królewicz o tak niezwykłej urodzie pozostawał kawalerem, Lucjusz odparł:

- Nie pozostałbym nim ani chwili dłużej, gdybym tylko mógł poślubić panie twą cudowną córkę, zaginioną królewnę, o której niezwykłości śpiewają nawet ptaki!

Króla, owszem, ucieszyła ta pochwała urody najstarszej córki, ale jednocześnie przypomniała o wielkiej stracie, którą poniósł wraz z jej zaginięciem.

- Wszystkim nam bardzo jej brakuje… - szepnął i nieznacznie otarł ręką kącik oka, z którego wymykała się łza. Zaprowadził księcia do małej komnaty, w której na honorowym miejscu wisiał portret utraconej córki. I chociaż żaden obraz nie jest w stanie oddać prawdziwej istoty piękna, na widok księżniczki ścisnęło się serce Lucjusza, bo wyglądała jeszcze śliczniej, niż sobie wyobrażał.

Tymczasem Laura i Dalila obraziły się na Lucjusza, że nie zwrócił uwagi na nie, które przecież były głównymi bohaterami dzisiejszego balu, tylko na ich zaginioną siostrę, o której prawie już zapomniały. Laura dała się zaprosić do tańca bystremu Gromosławowi, a Dalila ruszyła środek sali, trzymając pod rękę Syriusza. Za chwilę przemykali gdzieś pomiędzy innymi tańczącymi niczym fale, które zbliżają się to znów oddalają od brzegu.

Lucjusz najpierw obserwował roztańczone tłumy, ale w końcu zapragnął ciszy i spokoju. Wyszedł na taras w królewskim ogrodzie i na moment stracił oddech - na środku tarasu stała taka sama rzeźba, jaką widział w swoim śnie: na kamiennym płaszczu śpi żmija z maleńką koroną na głowie! Co to miało znaczyć? Dlaczego widział ja we śnie? Czyżby to miało jakiś związek z zaginięciem królewny? A może to jakiś znak, wskazówka?

Królewicz nie mógł doczekać się końca balu, aby porozmawiać o tym ze swymi braćmi. Szczególnie liczył na opinię Gromosława - jego niezmierzona mądrość wprawiał w zachwyt i zdziwienie niejednego mędrca.

Tymczasem dwaj młodsi królewicze tak rozbawili się i roztańczyli ze swymi królewskimi partnerkami, że nie chcieli słyszeć o powrocie do domu. Mało tego, zanim wybiła północ Gromosław był już po uszy zakochany w Laurze, a Syriusz zapałał tak gorącym uczuciem do Dalili, że gotów był natychmiast się oświadczyć. Obaj jednak doskonale wiedzieli o tym, że żaden z nich nie może pojąć za żonę jakiejkolwiek panny, zanim nie uczyni tego Lucjusz.

Z grobowymi minami wracali do domu wszyscy: królowa, bo nie udało się jej wyswatać Lucjusza, Gromosław i Syriusz, bo już tęsknili za damami swego serca i Lucjusz, który cały czas rozmyślał o tajemniczej rzeźbie.

Następnego ranka najstarszy królewicz zwrócił się do swych braci:

- Rozumiem, ze jestem przeszkodą w waszym szczęściu, ale musicie zrozumieć też moje uczucia… Poślubię tylko zaginiona księżniczkę i dlatego błagam was o pomoc w jej odnalezieniu. Kiedy to nastąpi każdy z nas będzie mógł ułożyć sobie własne życie tak, jak tego pragnie.

I opowiedział im swój tajemniczy sen i o rzeźbie ze snu, którą ujrzał w królewskim ogrodzie.

- To musi mieć jakieś ukryte znaczenie! - potwierdził przypuszczenia brata Gromosław - Syriuszu, twoja przyjaciółka z lasu wie o wiele więcej od nas o zaginięciu królewny. Zaprowadź nas do niej, żebyśmy mogli z nią o tym porozmawiać.

Oczywiście Syriusz z chęcią zaprowadził braci do staruszki, która kiedyś uratowała mu życie, a teraz mieszkała sobie w swojej małej, drewnianej chatynce na skraju lasu. Kobieta bardzo ucieszyła się na widok ukochanego królewicza, a przed jego braćmi głęboko się ukłoniła.

- Nie traktuj nas jak władców - poprosił Lucjusz - Lecz jako przyjaciół, którzy przyszli prosić o twą pomoc.

Staruszka ugościła ich więc gorącą herbatką z ziół i malinowymi powidłami. Lucjusz opowiedział o swej udręce, nieszczęśliwej miłości do królewny, której nigdy nie widział i nie wiadomo czy w ogóle ujrzy.

- Może ty wiesz coś więcej o tajemniczym zaginięciu księżniczki i mogłabyś naprowadzić nas na jakiś trop? - westchnął Lucjusz.

- Szczególnie, że ta rzeźba w ogrodzie królewskim, która przyśniła się Lucjuszowi może mieć związek z tym tragicznym wydarzeniem…- dodał Gromosław.

Kobieta uważnie popatrzyła na Lucjusza:

- Jesteś piękny, królewiczu, ale czy równie odważny i wytrwały, aby podjąć się tak niebezpiecznego zadania, jakim jest odnalezienie i odczarowanie księżniczki?

- Zrobię wszystko, pójdę choćby na koniec świata, jeśli będzie trzeba…- zapewnił książę - Kocham księżniczkę od pierwszej chwili, kiedy tylko się o niej dowiedziałem, chociaż nawet nie wiem, jak ma na imię…

- Klarysa… - szepnęła staruszka, wpatrując się przed siebie nieobecnym wzrokiem, zupełnie jakby widziała coś, co niewidzialne jest dla oczu innych śmiertelników - Klarysa to rzeczywiście piękna i nadzwyczaj mądra królewna. Wieść o jej niezwykłej urodzie i niespotykanej mądrości rozeszła się po świecie niczym kręgi na wodzie. I chyba to ją właśnie zgubiło…Czarnoksiężnik Ksawiusz postanowił, że zostanie jego żoną, choćby miał ją do tego zmusić siłą. Przebrał się za wędrownego rzeźbiarza i udał się do zamku rodziców Klarysy pod pretekstem uwiecznienia urody księżniczek w postaci rzeźb. Królowa i król niczego nie podejrzewając zgodzili się na propozycję chytrego czarnoksiężnika i zaproponowali mu gościnę. Traktowali go, jak niezwykle ważnego gościa. Ale Klarysa od razu wietrzyła tu jakiś podstęp. Nie chciała się zgodzić na pozowanie fałszywemu rzeźbiarzowi. Którejś nocy Ksawiusz zakradł się do jej komnaty i wyjawił swoje prawdziwe zamiary. Obiecał, że nie spocznie, dopóki Klarysa nie zostanie jego żoną. Księżniczka nie chciała nawet słyszeć o poślubieniu czarnoksiężnika, więc rozzłoszczony Ksawiusz rzucił na nią czar, zamieniając jej smukłą, niewinną postać w figurę żmii - właśnie taką, jak widziałeś w królewskim ogrodzie. Nazajutrz rano przerażona służba nie znalazła w komnacie królewny, tylko rzeźbę. Nikt jednak nie podejrzewał, że to właśnie zaczarowana księżniczka. Tylko serce matki - królowej czuło, że posąg ma coś wspólnego ze zniknięciem najstarszej córki, dlatego kazała umieścić go w zamkowym ogrodzie. I to jest właśnie cała ta historia…

- Jeszcze nie, dobra kobieto! - krzyknął Lucjusz - Nie powiedziałaś, w jaki sposób można uratować księżniczkę, zdjąć z niej czar okrutnego Ksawiusza!

- Nie wiem, czy powinnam mówić ci o tym i narażać cię na tak wielkie niebezpieczeństwo… - zawahała się kobieta.

- Lucjusz nie jest sam! - z dumą powiedział Gromosław - Pomożemy mu odnaleźć i odczarować królewnę!

- Oczywiście! - dodał Syriusz - Żaden czarnoksiężnik nie może stanąć nam na drodze!

Staruszka uśmiechnęła się:

- Jeśli tak, to posłuchajcie synkowie… Za siódmą górą znajduje się zaczarowany las, a w samym sercu tego lasu jest zaklęte jezioro. Na środku jeziora jest wyspa, a na wyspie rośnie stare drzewo. W jego dziupli jest szkatułka. W tej szkatułce czarnoksiężnik ukrył tajemnicę mocy swych czarów. Nikt tak naprawdę nie wie, na czym ona polega, a zdobycie szkatułki wcale nie jest tak proste jak się wydaje. Bardzo możliwe, że ten, kto posiądzie szkatułkę, posiądzie też moc poznania i unicestwienia złych mocy Ksawiusza.

Trzej bracia natychmiast podjęli decyzję: następnego dnia, o świcie wyruszają w drogę. Nie pomogły prośby i błagania królowej, która obawiała się o życie swoich synów i nie chciała pozwolić na tak niebezpieczną wyprawę. Ale Lucjusz, Gromosław i Syriusz uparcie twierdzili, że nie zaznają spokoju dopóki nie rozprawią się z okrutnym Ksawiuszem, a tym samym uratują nieszczęsną, zaklętą księżniczkę.

Następnego ranka ledwo tylko wzeszło słońce cała trójka młodzieńców żegnana łzami królowej i rozpaczą poddanych wyruszyła w drogę. Zabrali ze sobą konia, ale tylko jednego, bo jeden rumak musiał pozostać do dyspozycji królowej. Tak więc poruszali się powoli, kiedy jeden z królewiczów jechał konno, dwaj pozostali maszerowali obok niego, potem na koń wsiadał następny królewicz, aby odpocząć. Nie był to najlepszy sposób podróżowania, ale jedyny możliwy. Trzej bracia wędrowali cały dzień, wieczorem rozłożyli w lesie obozowisko, rozpalili ogień, przy którym na zmianę trzymali straż, a o świcie wyruszyli w dalszą drogę. Szli tak przez sześć dni, aż doszli do zaczarowanego lasu za siódmą górą, o którym mówiła im staruszka z lasu. Panowała tu niespotykana cisza. Ogromne drzewa z leciutkim szmerem uginały się pod powiewem wiatru, a słońce z wielkim trudem przeciskało się przez dorodne konary i rozłożyste gałęzie.

- Straszno tu jakoś! - pokręcił głową Syriusz.

- Od razu widać, że to nie jest zwyczajny las… - dodał Gromosław.

Lucjusz nie chciał przedłużać wędrówki nawet o jedną niepotrzebną chwilę:

- Idźmy dalej, nie zatrzymujmy się, księżniczka czeka na ratunek! - bez wahania zanurzył się w leśnej gęstwinie. Dwaj pozostali bracia nie mieli innego wyjścia, podążyli za Lucjuszem.

Z każdym krokiem las stawał się coraz gęstszy, ciemniejszy i wydawało się, że za królewiczami zamyka się droga odwrotu, jakby drzewa wyrastały nagle w tym miejscu, z którego przyszli. Przeraźliwa cisza dzwoniła w uszach, Lucjusz, Gromosław i Syriusz bali się odezwać do siebie, żeby jej nie przerwać, bo cały czas mieli wrażenie, jakby byli przez kogoś obserwowani i podsłuchiwani. Na wędrówce minął im kolejny cały dzień, a gdy zaczęło zmierzchać i w lesie zrobiło się jeszcze ciemniej i straszniej, postanowili, ze zatrzymają się i rozbiją obozowisko, bo to naprawdę nic przyjemnego chodzić po lesie w nocy, a zwłaszcza, jeśli ten las jest zaczarowany. Nagle Lucjuszowi wydało się, że jakieś słabe światełko zamigotało między drzewami. Chwycił za rękę Syriusza i poprosił:

- Ty masz wzrok jak najbystrzejszy sokół. Przyjrzyj się, czy to rzeczywiście blask światła, czy mam tylko omamy zmęczonego wędrowca…

Syriusz z całą pewnością potwierdził przypuszczenia Lucjusza - Spomiędzy splątanych gałęzi i ogromnych pni leciutko błyskało jakieś tajemnicze światło. Bracia postanowili, że ruszą w tym kierunku i sprawdzą, czy przypadkiem nie jest to jakaś pustelnicza chatka, w której mogliby się ogrzać i zanocować.

Jakież było ich zdumienie, kiedy zamiast małej, niepozornej chatynki ujrzeli piękny, okazały dom, dworek prawie, ze złoconymi okiennicami i potężnymi

drewnianymi drzwiami, pokrytymi mnogością misternie wycinanych figurek i postaci.

- Takiego pałacu nie spodziewałem się tu ujrzeć! - pokręcił głową z niedowierzaniem Gromosław - Można by pomyśleć, że tylko człowiek niespełna rozumu buduje taki piękny dom środku niesamowitej głuszy, która mrozi krew w żyłach.

- Albo ktoś, kto ma do czynienia z nieczystymi mocami… - mruknął pod nosem Syriusz, ale pozostali bracia nie zwrócili na to uwagi.

Zafascynowani niespodziewanym odkryciem postanowili czym prędzej zastukać do drzwi i prosić o gościnę i nocleg.

Ledwie Lucjusz uderzył do drzwi te otworzyły się na oścież, a oczom przybyłych ukazał się długi korytarz z mnóstwem zamkniętych drzwi, prowadzących do jakiś pomieszczeń, a na samym końcu korytarza stał staruszek, oparty na powyginanej lasce.

- Wejdźcie, proszę, zacni goście - odezwał się chrypiącym ,ale serdecznym głosem - A cóż to sprowadza was w moje skromne progi, pośród tego leśnego pustkowia?

Lucjusz już otwierał usta, aby opowiedzieć o celu ich wędrówki, ale ubiegł go Gromosław:

- Matka nasza chce nas ożenić, ale żadna z panien, które znamy nie odpowiada naszym wymaganiom. Postanowiliśmy wybrać się w świat i poszukać dam swego serca. Wędrujemy już od kilku dni, ale niestety nie spotkaliśmy jeszcze żadnej osóbki, na której widok zadrżałoby serce któregoś z nas…

- No, w tym miejscu raczej nie znajdziecie kandydatek na żony! - roześmiał się chrapliwie staruszek i Gromosław miał wrażenie, że jego twarz wykrzywił jakiś dziwny grymas, a w oku błysnął złowieszczy ognik.

- Zabłądziliśmy w lesie - tłumaczył dalej młodzieniec - Po nocy drogi na pewno nie odnajdziemy, więc pomyśleliśmy, że może przeczekamy tu do rana, a o świcie wyruszymy dalej…

- Ależ, oczywiście, oczywiście! - ze słodyczą w głosie przekonywał gospodarz - Pójdźcie za mną, pokaże wam komnatę, w której spędzicie noc. A jutro rano wskażę wam, w którą stronę powinniście iść, aby wydostać się z tej gęstwiny.

- A czy moglibyśmy się dowiedzieć dlaczego ktoś taki, jak pan mieszka samotnie w samym sercu ciemnego, niesamowitego lasu? - zapytał z nieukrywaną ciekawością Syriusz.

Staruszek opuścił głowę i przez chwilę królewicze mieli wrażeni, że poruszyli bardzo trudny temat i wzbudzili przykre wspomnienia.

- To wymarzony dom mojej nieżyjącej żony - powiedział cicho po chwili - To dla niej go zbudowałem, ale nie dane nam było długo nim się cieszyć. Rok po naszym ślubie moja ukochana zapadła na jakąś tajemniczą chorobę i mimo wysiłku wielu doktorów, których sprowadziłem z zamorskich krain w kwiecie wieku pożegnała się z tym światem. A ja zostałem tu sam, w domu pełnym wspomnień po miłości mojego życia, bo nie mam siły, żeby opuścić miejsce, które ona tak ukochała.

Zapadła niezręczna cisza. Syriusz pożałował, że w ogóle zadał pytanie, aż wreszcie Lucjusz wykrztusił:

- Strasznie nam przykro, że przypomnieliśmy przykre chwile…

- Nie, nie - pokręcił głową gospodarz - Mam tylko jedną prośbę - nie wchodźcie do innych komnat, niż ta do której was zaprowadzę! Wszędzie pełno jest pamiątek po m ojej zmarłej żonie i nie chciałbym, żeby ktoś zakłócał spokój jej wspomnień.

Bracia obiecali, że nie ruszą się do rana z pokoju, który gospodarz im wskaże i udali się za nim długim, ciemnym korytarzem gdzieś w zupełnie inną część domu.

- Dlaczego skłamałeś, mówiąc, że wędrujemy po świecie w poszukiwaniu żon? - zapytał z wyrzutem Gromosława Lucjusz, kiedy byli już sami - Może ten miły straszy człowiek mógłby nam pomóc w poszukiwaniu Klarysy…

Gromosław pokręcił przecząco głową:

- On mi się nie podoba od pierwszego wejrzenia, coś dziwnego jest w jego oczach! Może się mylę, ale nie powinien znać naszych zamiarów.

Lucjusz wzruszył ramionami:

- Jak chcesz, ale moim zdaniem to biedny, stary człowiek opłakujący od wielu lat stratę żony.

- Obyś miał rację.- mruknął Gromosław i zmęczeni królewicze udali się na zasłużony odpoczynek.

Lucjusz i Syriusz chrapali już w najlepsze, kiedy Gromosław wciąż przewracał się z boku na bok. Nie mógł zasnąć, bo cały czas dręczyło go jakieś dziwne uczucie, że nie są tu bezpieczni. Jakaś tajemnica kryje się w tym miejscu, tym domu i samym jego gospodarzu.

Kiedy cały dom pogrążony był we śnie, Gromosław postanowił nieco się rozejrzeć. Cichutko wyszedł z komnaty i próbował otworzyć drzwi sąsiednich pokoi. Niestety, na próżno, wszystkie zamknięte były na klucz i ani myślały wpuścić w swoje progi nieznanego gościa. Wreszcie, kiedy zniechęcony książę miał już wracać, po raz ostatni nacisnął klamkę, która o dziwo ugięła się pod jego dłonią i drzwi otworzyły się na całą szerokość. Gromosław rozejrzał się ciekawie po wnętrzu komnaty i chociaż było ciemno ujrzał olbrzymie łoże z koronkowym baldachimem, obok fotel z rzeźbionymi oparciami, na którym leżała rzucona karminowa suknia wykonana zapewne z najdroższego atłasu. W głębi widać było szafkę z lustrem, a na półeczkach rozmaite flakony z wonnościami i pachnidłami. Gromosław od razu pomyślał, że to pokój zmarłej żony gospodarza i chciał niepostrzeżenie wymknąć się, ale nagle jego uwagę przykuła niesamowita płaskorzeźba umieszczona nad łożem. Oto bowiem widniała na niej żmija w maleńkiej koronie, śpiąca na rozłożonym płaszczu! Książę zatkał sobie dłonią usta, żeby nie krzyknąć ze zdumienia. Jakby tego było mało w lustrze nad szafką dostrzegł odbicie obrazu wiszącego nad drzwiami do komnaty: spoglądała zeń twarz cudnej dziewczyny, z długimi, czarnymi włosami splecionymi w warkocz, o piwnych oczach, lekko zaróżowionych policzkach i tajemniczym uśmiechu - zupełnie taka, jak opisywał zaginioną księżniczkę Klarysę Lucjusz.

„ Biada nam! - pomyślał Gromosław - Jesteśmy w domu czarnoksiężnika Ksawiusza! Jeśli domyśli się, kim jesteśmy i jakim celu podróżujemy, zniszczy nas, to pewne!”

Po cichutku wrócił do komnaty, w której sprawiedliwym snem spali dwaj jego bracia, ale do samego rana nie zmrużył już oka. Kiedy tylko pierwsze promienie słońca rozjaśniły mroki nocy, Gromosław zbudził Lucjusza i Syriusza i kazał im zbierać się do drogi. Nie wyjawił im jednak, jakiego dokonał odkrycia w nocy, bo bał się, że któryś z braci może zdradzić się przed czarnoksiężnikiem swoją wiedzą, a wtedy już nikt i nic ich nie uratuje. Ledwie królewicze przemyli oczy, do komnaty wkroczył gospodarz domu. Na jego widok Gromosław zadrżał, ale nie dał po sobie niczego poznać.

- Zapraszam was na śniadanie, a potem wskażę wam, w którą stronę macie się udać, aby opuścić ten las. - powiedział.

Zanim bracia udali się na posiłek Gromosław zażądał od nich, aby przysięgli mu, że nie tkną niczego ze stołu gospodarza, ale nie chciał powiedzieć dlaczego.

- Wyjaśnię wam to, kiedy tylko opuścimy ten dom! - szepnął.

Lucjusz i Syriusz, chociaż bardzo byli ciekawi, nie pytali już o nic więcej, bo znali przecież mądrość swego brata i wiedzieli, że kiedy on coś twierdzi, to tak na pewno musi być. Podczas śniadania udawali tylko ze jedzą, a posiłek upchnęli sobie do kieszeni, wino zaś, którym uraczył ich staruszek przelali do wazonu z kwiatami, który stał tuż obok stołu. Udając, że bardzo są syci, wstali od stołu i przygotowywali się do dalszej drogi. Od domu, w którym spędzili noc prowadziła ścieżka, która po kilkunastu metrach rozwidlała się na dwie inne, nieco mniejsze, rzadziej uczęszczane. Którą z nich wybrać?

- Pójdziecie tą dróżką, która prowadzi w lewo - objaśniał cierpliwie staruszek - Miniecie stary, spróchniały dąb, potem polankę i leszczynowy gąszcz. Zanim nastanie noc wyjdziecie na drogę prowadzącą do wsi. Tam na pewno spotkacie panny, które zachwycą was swą urodą!

Bracia podziękowali pięknie za gościnę i wskazanie drogi, po czym udali się we wskazanym przez staruszka kierunku. Ledwie minęli rozwidlenie, Gromosław kazał im się zatrzymać.

- Nie pójdziemy tą drogą! - zakomenderował - Ona prowadzi na bagna! Spójrzcie tylko na te rośliny. Takie rosną tylko na podmokłych terenach. Ten staruszek, to nikt inny tylko Ksawiusz!

I Gromosław opowiedział o swoich nocnych odkryciach. Królewicze słuchali z wypiekami na twarzach.

- Myślicie, że się nie domyślił, w jakim celu wędrujemy?- zaniepokoił się Syriusz.

- Być może coś przeczuwał, bo po co kierowałby nas na bagna? - wzruszył ramionami Lucjusz - Miejmy tylko nadzieję, że nie podąża naszym śladem!

Lucjusz, Gromosław i Syriusz odczekali dłuższą chwilę, po czym cofnęli się do rozwidlenia dróg i poszli w zupełnie przeciwnym kierunku, niż ten, który wskazał im Ksawiusz. Nim zapadła noc dotarli, ale nie do wsi, a do samego serca lasu, gdzie znajdowało się zaczarowane jezioro, o którym wspominała kobieta, która uratowała Syriusza. Było też owo stare, spróchniałe drzewo, w którego dziupli miała znajdować się tajemnicza szkatułka. Problem w tym, że drzewo rosło na wysepce na samym środku jeziora.

- Jak się do niego dostaniemy? - zapytał rozżalony Lucjusz - Jak okiem sięgnąć nigdzie żadnej łódki czy chociażby jakiegoś pnia, na którym można by się przedostać na środek jeziora…

- A może by tak wpław? - podpowiedział Gromosław i wsadził rękę do wody, ale jeszcze szybciej ją wyciągnął z sykiem, woda bowiem była tak przeraźliwie lodowata, że nie sposób było do niej wejść.

- A więc, co zrobimy? - Lucjusz miał oczy pełne łez. Oto stoją już u progu zwycięstwa nad czarami złego Ksawiusza, czyżby teraz, na samym finiszu miało im się nie udać.

Syriusz nie mówiąc nic, zaczął z siebie ściągać odzienie.

- Oszalałeś?! - krzyknął Gromosław - Chcesz się zaziębić na śmierć? Nie zdajesz sobie sprawy, jaka zimna jest woda!

- Chyba zapomniałeś, mój drogi, jakim darem obdarzyła mnie znajoma wróżka naszej matki? Mojemu zdrowiu nie zagrozi nawet najbardziej lodowata woda!

Po czym skoczył do jeziora, aby wpław dostać się do upragnionej szkatułki. Bracia z brzegu obserwowali z niepokojem poczynania najmłodszego Syriusza i chociaż zdawali sobie sprawę, że tak naprawdę nic mu nie grozi, wiedzieli ile wysiłku kosztuje go zmaganie się z mroźnymi falami jeziora. Z daleka widzieli, jak dotarł do wysepki, wspiął się na drzewo i z jego dziupli wyciągnął coś niewielkiego, co chwycił w zęby i z powrotem wskoczył w wodne odmęty. Jeszcze chwila i Syriusz był na brzegu, gdzie z wielką radością powitali go Lucjusz i Gromosław. Pomogli mu szybko założyć ubranie i ogrzali go ciepłem swoich ciał, kiedy trząsł się z zimna i radości, że jednak się udało.

I tak oto Lucjusz trzymał w dłoniach szkatułkę, która miała zdjąć czar z zaginionej księżniczki. Ale co z nią zrobić, aby to się stało? Książę próbował ją otworzyć - na nic. Próbował uderzyć nią o kamień, ale zdawać by się mogło, że szkatułka zrobiona jest z czegoś twardszego niż kamień. Zrozpaczony rzucił ją na ziemię i zaczął skakać po niej i deptać z całych sił. Nagle nad głowami królewiczów dał się słyszeć łopot skrzydeł. Nadlatywał olbrzymi czarny kruk, którego ślepia błyszczały złowrogo, a Gromosław mógłby przysiąc, że ten sam błysk widział w oczach gospodarza domu, w którym nocowali. Kruk z wielki impetem natarł na Lucjusza, zaczął okładać go swoimi masywnymi skrzydłami i próbował odebrać szkatułkę. Ale nie po to Lucjusz narażał życie swoje i swych braci, żeby teraz tak łatwo się poddać. Jak lew rzucił się do walki, machając rękoma na prawo i lewo, unikając ciosów kruka. Chwycił szkatułkę i trzymał ja jak największy skarb, gotów polec, niż oddać ją wrogowi. Na pomoc ruszyli mu Gromosław i Syriusz, którzy chwyciwszy leżące na ziemi gałęzie próbowali odgonić bojowe ptaszysko. Ale tylko na chwilę. Kruk wzniósł się nieco w górę, jakby potrzebował więcej przestrzeni do tego, by wrócić do walki z większym impetem. Skierował swój wielki, potężny dziób w stronę Lucjusza i ruszył na księcia niczym sowa polująca na małą myszkę. I kto wie co byłoby dalej, gdyby Lucjusz w ostatniej chwili nie zasłonił się szkatułką przed atakiem napastnika. Kruk z całą mocą i siłą uderzył dziobem w szkatułkę, którą jednocześnie rozbił na setki drobnych kawałeczków, błysnęło, zagrzmiało, zniknął kruk, zniknęła szkatułka, a nad głowami zdumionych braci ukazała się barwna tęcza. Drzewa rozstąpiły się tak, że las nie wyglądał już jak groźny, ciemny bór, gałęzie zakołysały się i rozszumiały na wietrze, a ciszę przerwał radosny trel ptaków. Wszystko wokoło zrobiło się ciepłe i jasne, nawet woda w jeziorze zapluskała zachęcająco.

- Czyżbyśmy jednak tego dokonali?- zapytał z niedowierzaniem Syriusz.

- Udało się nam pokonać złego Ksawiusza! - krzyknął Gromosław, ściskając serdecznie braci.

- Odczarowaliśmy księżniczkę? - nie mógł jeszcze uwierzyć Lucjusz.

Nie pozostało nic innego, jak wrócić do domu i przekonać się, czy rzeczywiście czar prysł. Najdziwniejsze było to, że droga powrotna okazała się o wiele krótsza, niż cała wędrówka królewiczów. Nie musieli nawet zastanawiać się, w którą stronę podążać, zupełnie, jakby droga sama prowadziła ich do domu.

Kiedy zbliżali się do wrót pałacu swej matki powitał ich radosny głos trąb, rozdzwoniły się dzwony, a na ich spotkanie wybiegli oprócz matki - rodzice trzech księżniczek, i one same: Dalila, Laura i piękna Klarysa, która wyglądała jeszcze piękniej niż na portrecie i niźli w wyobrażeniach zakochanego Lucjusza.

A potem? Potem było huczne, potrójne weselisko. Na ślubnym kobiercu jednocześnie stanęli Lucjusz z Klarysą, Gromosław z Laurą i Syriusz z Dalilą. Wśród gości, których było ponad dwa tysiące, nie zabrakło wróżki Hortensji i przyjaciółki Syriusza - kobiety z chatki w lesie. Uroczystości weselne trwały dwa tygodnie, a może nawet trochę dłużej.

Oba królestwa podzielono sprawiedliwie pomiędzy Lucjusza, Gromosława i Syriusza z małżonkami, a chociaż bracia bardzo różnili się od siebie, każdy z nich panował mądrze, dbał o swoich poddanych, a w jego kraju nikomu nie brakowało nawet ptasiego mleka.

LAURA

11



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bajka o wigilijnej gwiazdce(1), Dokumenty(1)
Bajka o wigilijnej gwiazdce, Dokumenty(1)
Bajka o leniwej królewnie, Dokumenty(1)
Bajka o małym kwadracie, Dokumenty(1)
Bajka o wężu Dionizym, Dokumenty(1)
Bajka Wektorowa, smieszne dokumenty , txt,
Bajka o zaskrońcu Dyziu, Dokumenty(1)
Bajka o wigilijnej gwiazdce(1), Dokumenty(1)
Rose i zaginiona ksiezniczka Webb Holly
Bajka o koguciku, Dokumenty(1)
Bajka o rycerzu, Dokumenty(1)
Bajka o bardzo przywiązanej owieczce, Dokumenty - różności dla dzieci
Bajka zuchowa, ZHP - przydatne dokumenty, Piosenki dla zuchów
bajka o laciatym sloniu - scenariusz, Dokumenty Textowe, Religia
Bajka o jabłuszku, Dokumenty(1)
Bajka o kotku ze schroniska, Dokumenty(1)
Bajka o królewnie Julitce i smoku Hilarym, Dokumenty(1)
Bajka o koguciku, Dokumenty(1)
Bajka o rycerzu, Dokumenty(1)

więcej podobnych podstron