DYKTANDA DLA KLAS 4, ortografia


DYKTANDA DLA KLAS 4 - 6

DYKTANDA SPRAWDZAJĄCE

1. Trzaśnięcie drzwiami zabrzmiało jak krótki wystrzał. Grzesiek wzruszył niechętnie ramionami. Nie chciał się przyznać przed samym sobą, że pożegnanie z Jakubem nie należało do miłych.

Od dłuższego już czasu wiódł z przyjacielem nie kończący się spór. Jakub sprawiał wrażenie pokrzywdzonego i obrażonego. Nie chciał zrozumieć racji Grzegorza i zachowywał się jak histeryk.

Przecież nie można zrezygnować ze swoich przekonań tylko dlatego, że kolega nie potrafi znieść mężnie porażki. Honor nie pozwalał zrobić pierwszego kroku. Z drugiej strony żal mu było druha. Po chwili wahania podniósł słuchawkę i uważnie wykręcił numer. Przy trzecim sygnale zniechęcony zrezygnował z kontaktu telefonicznego i postanowił pojutrze odwiedzić Jakuba w domu.

2. Temperatura na dworze utrzymywała się poniżej zera. Leżał jeszcze śnieg, ale mróz wyraźnie zelżał. Najświeższe wiadomości przyniósł Hubert, który twierdził, że wszystkie szkoły są zamknięte. Poczuliśmy się pokrzywdzeni. To nie było w porządku. Po głowach zaczęły chodzić nam przeróżne pomysły. Nagle Bartek żwawo wybiegł na dwór i zaraz wrócił z garścią śniegu. Zaczął troskliwie okładać nim klasowy termometr. Genialny pomysł! Obniżona temperatura rychło zmusi dyrekcję do zamknięcia budy. Zabrzmiał dzwonek i do klasy wszedł matematyk w różowym sweterku w żółty wzorek. że zdziwieniem spojrzał na termometr, z którego ciężkimi kroplami ściekała woda. Z humorem stwierdził, że jest tak gorąco, że nawet termometr się spocił. Zgrzytając zębami ze złości, mężnie znieśliśmy porażkę.

3. W klasie zawrzało jak w ulu, gdy hultaj Hubert rzucił z rozmachem na stół niedojrzałe jabłko z napisem: „dla najpiękniejszej”. Każda z dziewcząt chciała mieć jabłko dla siebie, ale było ich trzynaście, a jabłko jedno. Trzeba rozstrzygnąć należycie ten spór i przyznać owoc właściwej osobie. Klasowy przywódca zarządził konkurs urody i wdzięku. Zwyciężczyni może sobie wziąć ze sobą tę „kość” niezgody. Klaudia zaczęła się chełpić pięknymi włosami, które myła w źródlanej wodzie, Agnieszka prezentowała figurę smukłą jak trzcina, a Edyta krzepę i tężyznę ramion godną mężczyzny. Wszyscy uważnie obserwowali prezentacje i nie zwracali uwagi na talerz z leżącym jabłkiem. Gdy się odwrócili, ujrzeli ohydny ogryzek. Przedmiot zamieszania zniknął bez śladu.

4. Po siódmej godzinie lekcyjnej wlókł się znużony do domu. Nie można powiedzieć, żeby odniósł sukces. Wydarzenia szkolne miały dziś niekorzystny przebieg. klasówka z historii nie wróżyła niczego dobrego, nieszczególnie wypadła też powtórka z matematyki. Na dodatek zastał oskarżony o wyrycie ohydnego napisu w toalecie. Uważał to podejrzenie za haniebne i rozważał różne możliwości rehabilitacji. Wierzył, że spacer pozwoli mu uporządkować wzburzone myśli. Pragnął robić coś, co poprawiłoby mu humor. Możliwości było mnóstwo - mógł słuchać muzyki młodzieżowej, obejrzeć współczesny film, porozmawiać z przyjaciółmi. Jego życzenie spełniło się natychmiast. Poczuł za kołnierzem lodowate zimno. To kula śnieżna wylądowała na jego grzbiecie, a do ucieczki rzucili się Jakub i Jurek. Nie pozostał im dłużny i zabawa przekształciła się w regularną bitwę. Zaostrzyło to ich apetyty, więc zajrzeli do baru i zamówili hamburgery. Po chwili rozmawiali dość chaotycznie o ważnych sprawach szkolnych. Okazało się, że nie wszystko stracone. Chłopak z VIII a, po krótkim wahaniu, przyznał się do tej radosnej twórczości w toalecie. Westchnął z ulgą - jego honor został uratowany.

5. Był późny wieczór. Jak co dzień mama siedziała ze szklanką chińskiej herbaty i próbowała uporządkować swe myśli. Błaha sprzeczka podczas oglądania filmu przygodowego zepsuła jej humor. Wyrzucała sobie, że nie zdążyła w porę powstrzymać Łukasza, który skrytykował ulubionego aktora Róży za nieudolne odtwarzanie postaci bohaterskiego chirurga. Siostra nie pozostawała w tyle, wyśmiewając chudość i różowawe włosy jego ukochanej piosenkarki. Mama z rozrzewnieniem wspominała czasy, kiedy cała rodzina w harmonijnej zgodzie oglądała „Przygody Bolka i Lolka”. Na próżno próbowała przypomnieć sobie coś przyjemnego. Wspomnienia wspólnych wędrówek i wakacyjnych podróży tylko na chwilę poprawiły jej nastrój. Nagle usłyszała chóralny śmiech, który dochodził z sąsiedniego pokoju. Mama weszła tam z miną wróżącą burzę, ale w kącikach jej ust błąkał się leciutki uśmiech. Jej dzieci w najlepszej zgodzie opowiadały sobie różne dowcipy, chrupiąc kukułki i orzeszki.

6. Wiosna spóźniała się. Wszyscy z utęsknieniem oczekiwali na cieplejszy podmuch powietrza, snując się leniwie w przybrudzonych kurtkach i ciężkich kożuchach. Dziewczyny z VI a uważnie omijały kałuże i niezdarnie człapały w przemoczonych butach po ścieżkach parku. Chciały sprawdzić czy wśród krzaków i drzew nie ma wiosny. Gałązki wierzby nie wypuszczały jeszcze pędów i oprócz wyszarzałych wróbli nie zauważyły żadnych ptaków. Jedyną korzyścią z tej wędrówki było spotkanie z wiewiórką, którą ujrzały na konarze spróchniałego buka. Trzymała w łapkach niewielki orzeszek i ochoczo go chrupała. W parku zaczęto już przygotowania do spotkania z wiosną: porządkowano alejki, przywracano ławkom ich dawny, brązowy kolor, wytyczano nowe kształty klombom i sadzono na nich róże. To przypomniało dziewczętom, że należy wziąć udział w domowych porządkach.

7. Klaudia uparcie wkuwała nazwy stolic poszczególnych państw: Japonii - Tokio, Norwegii - Oslo, Szwecji - Sztokholm, Belgii - Bruksela, Szwajcarii - Berno. Próbowała wyobrazić sobie życie Japończyków czy Norwegów. Najchętniej chciała być paryżanką, mieszkać w pięknej dzielnicy i kupować ubiory w słynnych domach mody. Marzenia uniosły ducha Klaudii daleko nad Sekwanę. Powrót do rzeczywistości był smutny, ale konieczny. Z żalem dumała o ciężkim losie uczennicy, która musi zapamiętać pisownię różnych wyrazów: „gżegżółka z żółtą piegżą siedziały na krzaku jeżyn obok żywopłotu z bukszpanu”. Co za horror! Kto wymyśla te ortograficzne historie? Na pewno jakiś sadysta - polonista, dręczyciel młodzieży, wyżywający się na przekór wszystkim humanistycznym ideałom!

PISOWNIA WYRAZÓW Z „RZ - Ż”

1. Od rana prześladował Filipa pech. Wszystkie przygotowania do podróży były zakończone i rodzina Konopków poszła na plażę, aby pożegnać się z morzem i po raz ostatni przejść się brzegiem. Wiatr ucichł i było bardzo przyjemnie i ciepło. Mewy z krzykiem chwytały kawałki bułki, które rzucał im Filip. Zajęty karmieniem ptaków nie zauważył, że zbytnio zbliżył się do brzegu. W pewnej chwili jakaś złośliwa fala brzydko ochlapała chłopca. Przerażony i przemoczony Filip odskoczył gwałtownie do tyłu i ciężko upadł na piasek. Możecie sobie wyobrazić, jak śmiesznie wyglądał! Oblepiony piachem sprawiał wrażenie stracha na wróble. Trzeba było szybko wracać do domu, rozpakować bagaże i przebrać Filipa w suchą odzież. Mama była rozgniewana nie na żarty, ale tata i Ewa trzęśli się ze śmiechu. Filip również się trząsł, ale z zimna. Każdy krok sprawiał mu ból, w zębach zgrzytał nieprzyjemnie piasek, trudno było mu się poruszać. Zły i rozżalony powstrzymał łzy i mężnie szedł naprzód. Nie tak wyobrażał sobie ostatni dzień wakacji.

2. Już skończyły się wakacje i nadszedł wrzesień. Liście na drzewach pożółkły, a grona jarzębin poczerwieniały prześlicznie. Zabrzmiał pierwszy dzwonek szkolny i młodzież rozpoczęła nowy rok nauki. Filip z drżeniem serca przekroczył próg szkoły. Był teraz uczniem czwartej klasy. Przywitał się z koleżankami i kolegami i usiadł w czwartej ławce w rzędzie pod oknem. Patrzył na zalane słońcem szkolne podwórze. Było bardzo ciepło i tylko brzęczenie owadów zakłócało ciszę. Nagle przez otwarte okno wleciało do klasy duża pszczoła. Zbliżyła się do Filipa i usiadła mu na policzku. Po chwili rozległ się okrzyk bólu. Filip trzymał się za twarz - pszczoła użądliła go boleśnie. Koledzy przyłożyli mu zimny okład do bolącego miejsca. Po paru minutach twarz Filipa przybrała kształt olbrzymiej dyni. Gdy wychowawczyni weszła do klasy, nie poznała chłopca. Myślała, że to jakiś nowy przybysz. Filip był szczerze zmartwiony, że jego pech towarzyszy mu nawet w szkole.

3. Od samego rana panuje w domu Filipa wielkie zamieszanie. Wszyscy gorliwie sprzątają mieszkanie, ponieważ babcia Weronika z Pszczyny przyjeżdża w odwiedziny. Babcia jest przewrażliwiona na punkcie porządków, zawsze dostrzeże najmniejszy pyłek, każdy brud. Mama jeździ odkurzaczem po dywanach, tata trzepie zasłony i koce., Filip z Ewą ścierają kurze z mebli. Nawet Lejek, mały kędzierzawy piesek, pracowicie zagrzebuje resztki kości pod swój materacyk. Po dwóch godzinach uciążliwej pracy całej piątki mieszkanie lśni i pachnie świeżością. Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na pokoje, ostatnie poprawki i można czekać na gościa. Mama w kuchni parzy herbatę, tata przygotowuje kanapki, a Filip czesze grzebieniem Lejka. Dzwonek do drzwi podrywa wszystkich na nogi. To babcia! Na progu stoi listonosz z telegramem:

”Przepraszam, nie mogę dziś przyjechać. Będę w przyszłym tygodniu. Babcia”.

O rany! Za tydzień trzeba znów sprzątać.

  1. Niedziela zapowiadała się bardzo ciekawie. Poprzedniego wieczoru tata zaproponował wyjazd do lasu na grzybobranie. Cała rodzina z radością przyklasnęła pomysłowi taty. Jak miło będzie spacerować po modrzewiowym lesie i szukać grzybów! Przydadzą się na uroczystą, niedzielną wieczerzę. Następnego ranka, gdy tylko blask słońca rozświetlił niebo, wszyscy byli gotowi do drogi. podróż nie była uciążliwa, toteż weseli i wypoczęci stanęli na brzegu lasu. Lejek towarzyszył im wszędzie. Radośnie szczekał na ptaki i obwąchiwał wystające korzenie. Filip pilnie patrzył pod nogi. Bardzo chciał znaleźć pierwszego grzyba. Kusiły go czarne, dojrzałe jeżyny i czerwone borówki. Ewa zbierała liliowe wrzosy, a mama i tata korzystali ze świeżego powietrza i głęboko wdychali sosnowy zapach lasu. Po trzech godzinach spotkali się przy samochodzie. Filip miał twarz czarną jak Murzyn od jeżynowego soku, Ewa potężny bukiet wrzosowy, a mama i tata roześmiane oczy. W koszykach nie było śladu grzybów. Trudno, na kolację będą parówki w chrzanowym sosie i rzodkiewki.

  1. Filip ma duże zmartwienie. Pożyczył od Grzegorza książkę i obiecał ją oddać w ciągu tygodnia. Mija już trzeci tydzień i kolega żąda zwrotu książki, ale Filip nie może jej znaleźć. Przeszukał wszystkie półki, szafy i różne zakamarki. Na próżna, nigdzie jej nie ma. Przecież nie wyniósł książki z domu, ani nikomu jej nie pożyczył. Jeżeli jej nie znajdzie, będzie musiał odkupić inną. Wciąż nie mógł zrozumieć, co się mogło z nią stać. Ewa zażartowała, że musi iść do wróżki. Może ona pomoże. Filip ciężko westchnął. Ale cóż to? Spod materacyka Lejka wystaje jakaś kartka. Ależ to zagubiona książka! Kto ją tam położył? Czyżby Lejek czytał? Pies nieśmiało merda ogonem, prosząc o przebaczenie. Jeszcze nie zdążył przeczytać, a jest taka ciekawa! Przygody Ferdynanda Wspaniałego to pasjonująca lektura.

PISOWNIA WYRAZÓW Z „Ó - U

  1. Klasa czwarta wyruszyła na drugiej lekcji na pieszą wędrówkę. Pani od plastyki, zwana przez uczniów po prostu „Paleta”, starała się utworzyć ze swych podopiecznych równy szereg, ale niezbyt jej się to udawało. Filip szedł w drugiej dwójce z Jakubem, za nimi Jurek z Hubertem, pochód zamykały Justyna i Klaudia. Zaraz za furtką spadł Justynie kolorowy beret z włóczki, za którym pobiegł Jurek i złapał go na brzegu kałuży. Filip, ubawiony tym wydarzeniem, nie zauważył słupa i uderzył się boleśnie w głowę, nabijając sobie guza. Po tym krótkim zamieszaniu zapanował spokój. Maszerując dalej wzdłuż płotów, parkanów okolicznych domów, zbliżyli się do ogródków działkowych. Mieli obserwować bogactwo kolorów jesieni, ale wybrali się zbyt późno i dzień był pochmurny, bo oprócz pożółkłych liści i zeschniętych badyli nie zauważyli nic ciekawego. Nadciągnął ostry, zimny wiatr zwiastujący zbliżającą się wichurę. Ten i ów oglądał się z niepokojem za siebie, z głów poleciały czapki i berety. „Paleta” grubym głosem nakazała odwrót. Wśród pisków dziewcząt rzucili się w kierunku szkoły.

  2. Stróż Józef powitał ich w progu z miną nie wróżącą niczego dobrego. Woźna Mazurowa zażądała dokładnego wytarcie butów. Zbiegli na dół do szatni. Jedni zrzucali swoje kurtki i kożuchy. nie uważając gdzie je kładą, inni nurkowali w stercie odzieży szukając szalików i czapek zagubionych w tym zamieszaniu. Ożywienie wniósł Jakub, który wśród skarbów ukrytych w kieszeniach znalazł skórkę od banana. Zaczęto ją podrzucać, starając się trafić w żarówkę. „Mózgiem” tej zabawy był Jurek, który mimo włożonego trudu nie osiągnął celu. Próżno starał się o to usilnie. Tej trudnej sztuki dokonał Łukasz, celując w żarówkę ze stojącej obok ławeczki. Zaskoczeni tym chłopcy tchórzliwie ratowali się ucieczką. Na miejscu pozostał Filip, który spokojnie zajadał bułkę z żółtym serem i nie uczestniczył w zabawach kolegów. Ale to on musiał wysłuchać wymówek woźnej, potrząsającej groźnie pękiem kluczy.

  3. „Mój ulubiony bohater” - taki tytuł miała praca, którą właśnie pisał ilip. Wybór nie był trudny. To Staś Tarkowski, zaś utwór, z którego pochodził, to „W pustyni i w puszczy” - lektura klasy piątej. Główną zaletą chłopca było to, że nie był tchórzem. Podczas długiej i pełnej przygód podróży potrafił uchronić swą malutką przyjaciółkę Nel przed niebezpieczeństwami. Dokonał wielu bohaterskich czynów: uwolnił słonia, zmylił pościg wrogów. Podczas wędrówki miał do pomocy tylko Murzynów i psa Sabę. Filip podziwiał odwagę i upór Stasia, wraz z nim odkrywał obóz geografa, puszczał latawce z Góry Lindego. Do jego ulubionych przygód należała ta, gdy podróżnicy wraz z Kalim, teraz już królem, wkroczyli na pustynię, na której, według słów autora, „nie ma ani rzek, ani kałuży”. Karawana z trudem poruszała się naprzód. Próby odkrycia wody na tej suchej równinie kończyły się klęską. Filip w myślach przeniósł się na pustynię i nie słyszał wołania mamy. Dopiero leciutki zapach zupy dolatujący z kuchni przywrócił go do rzeczywistości. „Nie ma to jak szczęśliwe zakończenie” - pomyślał.

PISOWNIA WYRAZÓW Z „CH - H

  1. W gmachu szkoły rozbrzmiewał chóralny śpiew. To uczniowie ćwiczyli popularne kolędy. Jutro miała nadejść uroczysta chwila - świąteczne spotkanie przy choince. Zaczęto natychmiast myśleć o koniecznych przygotowaniach. Klasa Filipa bez wahania zaczęła robić łańcuchy z kolorowych kółek. Składał się on z odrębnych części, początkowo chaotycznie połączonych. Poczynania poszczególnych grup udało się jednak zharmonizować i jedna z najcenniejszych ozdób zajmowała teraz całą powierzchnię klasy. Wybuchnął spór, jak umieścić go na choince, jednak po chwili hałaśliwy pochód złożony z uczniów IV klasy schodził po schodach w kierunku sali gimnastycznej. Tam, na honorowym miejscu ustawiono drzewko. Natychmiast przystąpiono do dekoracji. Mogli już teraz myśleć o odwiedzinach Świętego Mikołaja, który będzie niechybnie, ubrany w stary kożuch, nauczyciel historii. „Chyba nie zapomni o prezentach” - myśleli chłopcy, odruchowo spoglądając na drzewko. Liczyli na hojność dyrektora, chłonąc niezwykły zapach igliwia i świątecznej chwili.

  2. Chwiejny charakter Filipa był przyczyną jego kłopotów i rozterek. Ze strachem myślał o zbliżających się świętach i prezentach dla całej rodziny. I choć przeznaczył na to niebłahą część swoich oszczędności, to ciągle się wahał dokonując wyboru. Dla taty myślał o haczykach do wędki, chciał też mu podarować płytę z muzyką Chopina. Dla mamy przygotował komplet haftowanych chusteczek, zestaw najlepszych herbat i horoskop na cały rok. Ewa dostanie chiński długopis i widokówki z psami, wśród których będzie jej ulubiony chart afgański. Może uda mu się zdobyć „Historię hrabiego Monte Christo?” Tę książkę chętnie podarowałby Łukaszowi, wie przecież, że od niego dostanie harmonijkę ustną. Nie mógł doczekać się chwili rozdania prezentów i niepewność, czy uhonorowani w ten sposób członkowie rodziny będą zachwyceni, odbierała mu dobry humor. Na dokładkę przejrzał wszystkie domowe zakamarki i nic nie znalazł. Czyżby zapomniano o prezentach dla niego?

  3. Druh drużynowy zarządził zbiórkę w harcówce. Hufiec organizował wyjazd do Chabówki. Znając charakter harcerzy druh z entuzjazmem mówił o przygotowaniach. Pobyt na Podhalu pozwoli wyhasać się tym ruchliwym chłopcom, a chłodne powietrze uchroni ich przed chorobami, zaś trudne warunki wzmocnią hart woli i zapewnią harmonijny rozwój. Ucho Filipa z zachwytem chłonęło te wiadomości, myślał już o harcach na nartach i łyżwach. Jego koledzy marzyli o meczach w hokeja i chlubili się tym, że prawie wszystkie wygrywali. Chociaż mama Filipa zgodziła się wyhaftować symbol zastępu na chuście harcerskiej, a siostra pomagała wymyślić słowa hymnu, to jednak końca przygotowaniom nie było widać. Jak schować te wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do małego plecaka? Istny horror! Przed wyjazdem Filip przeczytał swój horoskop. „ - Gwiazdy są mi przychylne” - pomyślał i po raz kolejny wyrzucał wszystkie rzeczy na wierch, aby jakoś je chytrze upchnąć. Odrzucił włochaty sweter, ponieważ postanowił się hartować. W końcu Tatry to nie mroźne Himalaje. Kiedy wreszcie dał hasło do wymarszu na dworzec, szczęśliwa rodzina odetchnęła z ulgą.

  4. Z dala na horyzoncie zobaczyli starą chałupę z charakterystycznym dachem pokrytym czapą śniegu. Wchodziło się do niej po rozchybotanych schodach. I choć wokół hulała wichura, to jej grube belki świetnie chroniły mieszkańców. Chociaż byli zmęczeni podróżą, od razu ochoczo ruszyli na zwiad. Znaleźli niezbyt pochylony stok, na którym mogli uprawiać nowe hobby - jazdę na nartach. Kiedy już stali na deskach, Filip zachwiał się i pochylił się nieznacznie do przodu. Już po chwili pędził na rozstawionych szeroko nogach wprost na rosnące na dole choinki. Leżąc na plecach w białym puchu, myślał, że to jest jego narciarski chrzest. Ta błahostka popsuła mu jednak humor i aby się zrehabilitować wstał, szybko chwytając kijki. Ostry zamach spowodował, że jeden z nich chrupnął niespodziewanie i huśtał się złamany w powietrzu. Jednak Filip cieszył się, że zdążył zahamować i nie musiał oglądać miejscowego chirurga. Leżąc w łóżku obmyślał hasła zawołania dopingujące ich zastęp w jutrzejszym meczu hokeja. Chełpił się tym, że jest lepszym hokeistą niż narciarzem.

PISOWNIA WYRAZÓW Z „Ą”, „Ę”, „OM”, „ON, „EM, „EN

  1. W szkole wybuchła bomba. Była nią sensacja, którą spowodowało pojawienie się nowej koleżanki - piękności o brązowych oczach i blond włosach związanych w sterczący pędzelek na czubku głowy. Ubrana w cętkowane spodnie i błękitną bluzkę przekroczyła w piątek próg klasy IV. Filip z wrażenia rozlał atrament, Łukasz przestał temperować ołówek, a Jakub wpatrywał się nią jak w tęczę. Klasa osądziła nową natychmiast. Podobała się wszystkim chłopcom, nie znalazła uznania u dziewcząt, wśród których wywołała odrobinę lęku, czy będzie dobrą koleżanką. Kiedy już ją wszyscy obejrzeli, powędrowała wzdłuż ławek, aby zająć miejsce obok znanej z temperamentu Zuzi. Lękliwym wzrokiem rozglądała się po klasie, aby jak najprędzej osiągnąć bezpieczny ląd. Prędko wszystko wróciło do normy i lekcja przybrała właściwe tempo, tylko chłopcy ciągle trzymali ręce w górze, dając koncert bezbłędnych odpowiedzi. Pragnęli jak najlepiej zaprezentować się przed tą ciekawą osóbką.

  2. Choć za oknem była wyjątkowo piękna pogoda, Filip leżał w łóżku. Wczoraj wrócił zziębnięty ze szkoły, jego wygląd - błyszczące oczy, ogólna bladość - świadczyły o tym, że ma wysoką temperaturę. Próbował jednak zachowywać się mężnie. Mama, która często zrzędziła, kiedy nie chciał iść do szkoły, teraz chętnie się zgodziła, aby odpoczął. Jednak uciążliwy katar i pieczenie w gardle sprawiły, że była to udręka. Jego zmęczona pamięć dokonywała przeglądu osiągnięć szkolnych, które nie były jednak zachęcające. Mimo tego nie mógł dotknąć podręcznika, zdobył się jedynie na przeczytanie fragmentu książki, ale i ona wypadła mu z umęczonej ręki. Leniwie przeglądał kalendarzyk, snując plany na przyszłość, popijając kompot i jedząc słodkie konfitury. Wysłuchał koncertu współczesnego kompozytora. Wreszcie ogarnął go smętny nastrój. Miał pretensje do kolegów, że go nie odwiedzają. Postanowił pisać pamiętnik, ale po pierwszym zdaniu zasnął. Nagle usłyszał strzępy rozmów, to pięciu jego przyjaciół pojawiło się w drzwiach, przynosząc mu prezent owinięty w błyszczący papier.

PISOWNIA „NIE” Z RÓŻNYMI CZĘŚCIAMI MOWY

  1. Wiosna pojawiła się nagle i nieoczekiwanie. Liście na drzewach z niewielkich pąków przekształciły się w rozłożyste plamy zieleni, niektóre kwiaty rozwinęły swe płatki. Ciepłe czapki i szaliki już są niepotrzebne i leżą schowane w szafach. W niepamięć odeszły deszcze, zimne wiatry i nieprzyjemne chłody. Klasa Filipa wybrała się na wycieczkę do niedalekiego lasu. Jazda autobusem nie trwała zbyt długo. Roześmiana i rozbawiona gromada w nieładzie rozbiegła się po ścieżkach. Zapanował nieopisany gwar. Filip i Jakub postanowili zwiedzić najbliższą okolicę. Nikt nie zauważył ich odejścia. Jeszcze nie minęło pięć minut, gdy biegli z powrotem, przeraźliwie krzycząc:

„ - Wilk, wilk ratunku!”

Wybuch niepohamowanego śmiechu przywitał obu chłopców. Zdumieni patrzyli na rozbawionych kolegów, nie rozumieli, co ich tak rozśmieszyło. Spojrzeli za siebie i zamiast strasznego wilka zobaczyli poczciwą krowę, która z niezmąconym spokojem i powagą żuła niedojrzałe liście.

ZAKOŃCZENIA BEZOKOLICZNIKÓW

  1. W piękny majowy dzień klasa IV wybrała się na wycieczkę do ZOO. Uczniowie lubili spacerować po alejkach ogrodu i przyglądać się zwierzętom w klatkach. Wiedzieli, że nie można biegać, krzyczeć ani karmić zwierząt. Ale nie wszyscy stosowali się do tych zakazów. Kasia usiłowała znaleźć patyk, aby nim popchnąć bułkę z serem do klatki szympansa, Jakub próbował zgiąć pręt i wcisnąć rękę. Chciał koniecznie pogłaskać małego gorylka. Dozorca za chwilę ma przywieźć świeże siano do zagrody lam i wszyscy uczniowie chcą zobaczyć, jak je będzie karmić. Rozpaczliwe krzyki Kasi poderwały wszystkich na nogi. Rzucili się w kierunku klatki z małpami. Widok był niesamowity! W klatce siedziała Kasia, na próżno usiłując z niej wyjść, a przed klatką skakał rozdrażniony szympans i próbował ugryźć nieproszonego lokatora. Dopiero opiekun zwierząt pomógł przywrócić spokój. Kasia starała się dowieść swej niewinności, zrzucając całą winę na „tego wstrętnego małpiszona”. Po wyjściu dzieci z ZOO zapanował nareszcie ład i porządek. Filip nie mógł opędzić się od natrętnej myśli. Zastanawiał się, kto powinien siedzieć w klatkach. Czy te groźne, dzikie zwierzęta, czy...?

  2. Z kuchni dochodziły smakowite zapachy. To mama z Ewą starały się upiec świąteczne ciasto według nowego przepisu babci. Musiały wygonić Filipa z kuchni, bo im przeszkadzał. Kręcił się niepotrzebnie, usiłując skubnąć trochę orzechów lub wsadzić palec w czekoladową polewę. Trzeba jeszcze zemleć mak, utłuc orzechy, zagnieść ciasto, więc mama zdecydowała się wezwać Filipa do pomocy. Założył fartuszek i ochoczo zaczął gnieść ciasto. Nie mógł oprzeć się pokusie, aby nie rozgryźć parę orzechów. Musiał jeszcze ubić pianę z dwunastu jajek, co wcale nie było łatwą rzeczą. Postanowił więc wynaleźć nowy sposób ubijania, ale mama nie chciała nawet słyszeć o jego technicznych udoskonaleniach. Wolała stosować stare, wypróbowane metody. - „Jeżeli chcesz jeść ciasto, musisz wziąć się do roboty, i nie pleć głupot” - powiedziała zagniewana. Z markotną miną Filip wytrwale machał trzepaczką, aż z białek zrobiła się piękna, puszysta piana. Teraz trzeba dodać mąki, ostrożnie wymieszać i kłaść na rozgrzaną blachę. - „Jak chcesz, to potrafisz pomóc” - z uznaniem powiedziała Ewa. - „Chcieć to móc” - pomyślał Filip, oblizując się na myśl o chwili, gdy będzie mógł zjeść kawał ciasta własnej roboty.

PISOWNIA WYRAZÓW WIELKĄ LITERĄ

1. W domu państwa Konopków toczą się zażarte dyskusje na temat trasy wakacyjnych wędrówek. Mama chce zwiedzić Pomorze od Zalewu Szczecińskiego i wyspy Wolin aż do Żuław Wiślanych. Pragnie odwiedzić stary, piękny Gdańsk, przejść się jego uliczkami, Mariacką i Długim Targiem, podziwiać zabytkowe kamieniczki i fontannę Neptuna, popatrzeć na bure wody Motławy. Natomiast tata marzy o wędrówce po Pojezierzu Mazurskim szlakiem wielkich jezior. Bardzo podoba mu się największe w Polsce jezioro Śniardwy i zespół jezior Mamry. Można popływać po nich żaglówką, odwiedzając po drodze Mikołajki i Giżycko. Ewa z przyjaciółmi wybiera się w Tatry. Będą zdobywać kolejne szczyty, zwiedzą Zakopane, które wcale nie jest zakopane, dotrą do Morskiego Oka i Czarnego Stawu. A Filip? Jakie są jego wakacyjne marzenia? Chciałby się zaszyć w zielonym gąszczu, w ciszy i czytać książki o walecznych Indianach. Na razie jest szczęśliwy, że ma przed sobą dwa miesiące zasłużonego odpoczynku. Do spotkania w piątej klasie!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dyktanda dla klas II -III, Ortografia
Dyktanda dla klas I-III, Ortografia
Dyktanda dla klas II -III, Ortografia
Dyktanda dla klas III, edukacja wczesnoszkolna
Dyktanda dla klas I III didasko
Zbiór dyktand dla klas IV - VI, Klasa 4, Dyktanda
Dyktanda dla klas III, edukacja wczesnoszkolna
Dyktanda dla klas IIII Czarkowska Iwona
Dyktanda na cztery pory roku dla klas II, E. POLONISTYCZNA, ORTOGRAFIA, dyktanda
Konkurs ortograficzny dla klas II, Ortografia
ZASADY ORTOGRAFICZNE Z JĘZYKA POLSKIEGO dla klas 4 6
Kokurs ortograficzny dla klas II nauczania zintegrowanego pod hasłem, ortografia
KONKURS ORTOGRAFICZNY dla klas IV, Klasa 4, Klasa 4
Dyktando Lema dla Michasia, Ortografia

więcej podobnych podstron