Globalnych kataklizm, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE


Dowody na istnienie powtarzającego się cyklu globalnych kataklizmów

GLOBALNA KATASTROFA

REALNE NIEBEZPIECZEŃSTWO CZY FANTAZJA?


0x01 graphic

KRIS VAN DEN DRIESSCHE JO VAN DEN DRIESSCHE


Ostrzeżenie

Fikcja czy rzeczywistość? Czy opis nadchodzącej katastrofy zamiesz­czony w dalszej części tej książki jest czystą fantazją, czy koszmarną re­alną ewentualnością? Oto główne pytanie, przed którym stanie każdy czytelnik tej książki.

Większość ludzi wykazuje naturalną skłonność do negowania lub na­wet ignorowania nadchodzącej katastrofy. Jest to spowodowane lękiem, jaki się z tym wiąże. Samo tylko wyobrażenie tej straszliwej wizji może doprowadzić do szaleństwa. Aby się przed tym chronić, nieświadomie usiłujemy zanegować nadejście przerażającej sytuacji. Nieświadomie za­mykamy drzwi przed dowodami, aby o tym nie myśleć. A nawet jeśli odważymy się zgromadzić dowody, nadal mamy nadzieję, że po prostu coś przeoczyliśmy

I może rzeczywiście tak jest. Ta książka jest wynikiem bardzo inten­sywnego rozumowania opartego na rzeczywistych faktach i zdarzeniach. Pomimo tej ogromnej pracy intelektualnej nie można wykluczyć, że gdzieś w rozumowaniu tkwi błąd - brakujące ogniwo, które wydaje się małe, ale może mieć doniosłe konsekwencje. Nasza umiejętność ana­litycznego myślenia ma charakter łańcucha przyczynowo-skutkowego. Przeoczone brakujące ogniwo może spowodować, że przewidywana ka­tastrofa nie nastąpi - bądź nastąpi dopiero w przyszłości zbyt odległej, byśmy jej dożyli.

Oprócz tego wskazywany przez nas materiał dowodowy dotyczy kata­strof, które już miały miejsce w toku ewolucji stale powracających kata­klizmów. Może się jednak zdarzyć, że ta seria powtarzających się katastrof zostanie przerwana. Możliwe, że wymagałoby to wystąpienia niewielkie­go dodatkowego czynnika, który w przeszłości nie istniał. Takim czynni­kiem mógłby być na przykład drugi cykl, liczący 157 000 lat, który wpły­wałby na pierwszy ze wspomnianych cykli.


8

GLOBALNA KATASTROFA


Na koniec należy dodać, że nawet jeśli dojdzie do katastrofy, nie ma po­wodu do paniki. Istnienie tak wielu gatunków na Ziemi, w tym człowie­ka, dowodzi, że przetrwanie jest możliwe. Trudno oszacować rozmiary przyszłego kataklizmu. Najgorsze konsekwencje są widoczne najdłużej. Dlatego w tej książce opisane są głównie najstraszliwsze skutki gwałtow­nych wydarzeń z przeszłości.

Może się także zdarzyć, że katastrofa nie nastąpi w bliskiej przyszło­ści, lecz dopiero w dalszej. Nasze możliwości oceny odległych czasów są dalekie od dokładności. Na przykład metoda datowania węglem ,4C zakłada między innymi, że skład atmosfery jest zawsze jednakowy, co nie odpowiada rzeczywistości. Błędy się rozkładają zgodnie z krzywą Gaussa, a jednoprocentowy błąd w oszacowaniu uchodzi za całkowicie dopusz­czalny. Na przestrzeni 10 000 lat taki błąd oznacza 100 lat. Ilu ludzi żyje 100 lat?


0x08 graphic
Wielki Wybuch: myślenie życzeniowe

Nasza egocentryczna siła życiowa

Kiedy jesteśmy dziećmi, wydaje się nam, że cały świat kręci się wokół nas. Ta egocentryczna tendencja nie jest taka zła. Stawiając siebie samych w centrum wszystkiego, zwiększamy nasze szanse na przetrwanie. Mo­żemy uwierzyć, że jesteśmy cenniejsi niż wszystko, co nas otacza... tak cenni, że warto walczyć ze wszystkimi nieznanymi rzeczami, które mogą nam zagrażać.

Ale to miecz obosieczny. Egoistyczne myślenie w nieuchronny sposób prowadzi do subiektywizmu. Zarówno ludzkość, jak i świat przyrody sta­nowią świadectwo faktu, że stale przeciwstawiamy nasze „cenne ja" resz­cie świata. Możemy to dostrzec choćby w jednostkach miar stosowanych przez naszych przodków. Były to na przykład cale (szerokość kciuka), łokcie i stopy. A to znaczy, że ludzie porównywali wszystko z własnymi wymiarami. Co więcej, najpowszechniej stosowanym systemem arytme­tycznym na świecie jest układ dziesiętny (o podstawie 10), pomimo że każdy matematyk może wyjaśnić, dlaczego układ szóstkowy (o podsta­wie 6) lub dwunastkowy (o podstawie 12) byłby bardziej efektywny. Ale nie mamy 12 palców.

Ten egocentryczny sposób myślenia występował zawsze w naszej histo­rii. Do średniowiecza ludzie wierzyli, że Słońce krąży wokół Ziemi. Każ­dy, kto odważyłby się twierdzić co innego, ryzykował spalenie na stosie. Inny przykład: ile religii istnieje na Ziemi? A każdy wierny jest przeko­nany, że tylko jego Bóg lub Zbawca jest Tym Prawdziwym... że jego Bóg lub Zbawca ocali wyłącznie swoich wyznawców, a nie ludzi, którzy wie­rzą w innych bogów. Popatrzmy na pierwsze mapy: które kraje znajdują



się w środku mapy świata? Anglia, Francja, Holandia, Italia... A gdzie te mapy zostały narysowane i gdzie były najpierw używane?

W całej historii ludzkości nasza wiedza naukowa stopniowo się po­głębiała i stawała się coraz bardziej obiektywna. Trudno nam dzisiaj powstrzymać się od uśmiechu, gdy myślimy o niektórych ciasnych po­glądach, niegdyś panujących powszechnie. Obawiam się jednak, że we współczesnej nauce również są liczne przykłady egocentrycznego my­ślenia.

Czy nie byłby to niezwykły zbieg okoliczności, gdyby spośród całe­go ogromnego Wszechświata tylko na Ziemi występowało inteligentne życie? Jesteśmy widocznie w czepku urodzeni. Czy to możliwe, że kie­dyś ludzkość stworzy roboty lub twory bioniczne obdarzone sztuczną inteligencją? Roboty czy inne twory inteligentniejsze od nas... A może nawet sztuczne twory bardziej ludzkie niż my sami? Ten cios zadany na­szemu egocentryzmowi powoduje, że czujemy się nieporadni, jakbyśmy byli tylko trybikami wielkiej maszyny. Nie jesteśmy tymi wybranymi, nie jesteśmy najważniejszymi istotami we Wszechświecie.

Możemy przytaczać liczne inne przykłady dotyczące naszej współ­czesnej wiedzy. Czy to nie dziwny zbieg okoliczności, że żyjemy aku­rat w środku okresu, który zaczyna się od Wielkiego Wybuchu, a kończy skurczeniem się Wszechświata?*

W naturze ludzkiej leży myślenie w kategoriach z jednej strony two­rzenia i narodzin, a z drugiej strony końca i śmierci. Rodzimy się jako lu­dzie i pewnego dnia każdy z nas umrze. Prawie każda religia przedstawia jakąś historię stworzenia i przewiduje dzień sądu. Czy należy zatem się dziwić, że koncepcję Wielkiego Wybuchu stworzył w 1927 roku ksiądz, Belg Georgcs Lcmaitre? Później Edwin Hubble zaskoczył świat, znajdu­jąc potwierdzenie dla tej dziwnej koncepcji.

Ziemia powstała 4,5 miliarda lat temu. A co ze Wszechświatem? Czy Wszechświat również narodził się bądź został stworzony? Każdy skutek musi mieć przyczynę. Wiemy, jakie czynniki doprowadziły do powsta­nia Ziemi, oraz wiemy (a przynajmniej mamy nadzieję, że wiemy), co doprowadziło do naszego własnego narodzenia. W każdym przypadku stworzenia lub narodzin możemy wskazać przyczynę. A jednak wielu uczonych uważa, że Wszechświat został stworzony przez Wielki Wybuch. Jeśli nasza Galaktyka powstała w efekcie Wielkiego Wybuchu, to jaka była przyczyna tego kosmicznego pokazu fajerwerków? Mówienie o przyczy­nie implikuje, że musiało coś być przed Wielkim Wybuchem. Jeśli nie, to jak moglibyśmy opisać przyczynę?



Eteryczne dowody na Wielki Wybuch

Od początku nauki w szkole Wielki Wybuch jest wtłaczany do naszych umysłów w taki sposób, że powątpiewanie w niego jest niemal grzechem ciężkim. Niemniej jednak jestem przekonany, że wielu czytelników zdzi­wi się, gdy przyjrzymy się bliżej tak zwanym dowodom. Nic będziemy wchodzić w szczegółowe obliczenia matematyczne. W ubiegłym wieku matematyka była uważana za magiczny klucz, który otwiera drzwi do prawdy. Ludzie tworzyli skomplikowane wzory, aby udowodnić kon­cepcje, które już przedtem uznawali za prawdziwe. Te skomplikowane wzory musiały być ciągle korygowane, ilekroć się potem okazywało, że prawda różni się od tego, co wynika ze wzoru.

Teoria Wielkiego Wybuchu, dzięki której wielu znanych uczonych, takich jak Robert Wilson i Arno Penzias, otrzymało Nagrodę Nobla, w ostatnich latach znalazła się w ogniu krytyki. I nie bez powodu... jak można uwierzyć, że 10 lub 15 miliardów lat temu nagle, bez żadnego powodu, nastąpił ogromny wybuch? Wybuch, z którego narodziły się wszystkie układy gwiezdne i który nadal odpycha te układy gwiezdne coraz dalej od siebie. Jeśli gdziekolwiek na świecie wydarzy się eksplozja i choćby jedna osoba zostanie ranna, eksperci natychmiast rozpoczynają poszukiwanie przyczyny. Natomiast fizycy zupełnie przeciwnie: wielu z nich uważa, że znalezienie przyczyny Wielkiego Wybuchu jest całko­wicie zbędne. Jednak to stawia nas "wobec kluczowego pytania: Co było przed Wielkim Wybuchem?

Tymczasem astronomowie odkryli gigantyczne układy gwiezdne, któ­rych formowanie musiało trwać co najmniej 70 miliardów lat. A według zwolenników teorii Wielkiego Wybuchu, wiek Wszechświata nie wynosi nawet połowy tego czasu. Co więcej, wyjaśnienie Wielkiego Wybuchu zawiera w sobie wiele sprzeczności. Jest jasne, że teoria Wielkiego Wybu­chu musi upaść.

Teoria przesunięcia ku czerwieni jest sztucznym kręgosłupem teorii Wielkiego Wybuchu. Określenie „przesunięcie ku czerwieni" dotyczy przesunięcia częstotliwości światła widzialnego w kierunku podczer­wieni. Zgodnie z tą teorią, im szybciej gwiazda oddala się od nas, tym bardziej jej światło ulega przesunięciu od widzialnej części widma ku podczerwieni. Ponieważ bardziej odległe gwiazdy wykazują większe przesunięcie, wynika stąd, że gwiazdy oddalają się od nas. Tak więc Wszechświat się rozszerza... Bum! Jeśli ktoś jest głodny, nawet ze­schnięta kanapka mu smakuje, a jeśli nie znamy smacznych przypraw, taka zeschnięta kanapka może wystarczyć do zaspokojenia naszych po­trzeb.



Teoria przesunięcia ku czerwieni jest oparta na efekcie Dopplera. Efekt Dopplera można w skrócie opisać następująco: gdy widzimy kaczkę pły­nącą po rzece, zauważamy, że fale wytwarzane na wodzie przez kaczkę są krótsze w kierunku, w którym kaczka płynie, natomiast wyraźnie dłuższe z tyłu, za kaczką. Ten sam efekt słyszymy, gdy obok nas przejeżdża karet­ka pogotowia. Fale dźwiękowe przed karetką są krótsze, a za nią - dłuż­sze. Oznacza to, gdy karetka zbliża się do nas, słyszymy wyższy dźwięk syreny, a gdy karetka minie nas i oddala się, słyszymy dźwięk niższy.

Zwolennicy teorii przesunięcia ku czerwieni stosują zasadę wynikają­cą z efektu Dopplera do promieniowania emitowanego przez gwiazdy. Gdy gwiazdy się poruszają, częstotliwość ich promieniowania, analogicz­nie jak przy poruszaniu się źródła fali, jest większa (tj. fala jest krótsza) w kierunku przed gwiazdą niż w kierunku za gwiazdą. Oznacza to, że promieniowanie świetlne obserwowane z kierunku, w którym porusza się gwiazda, jest przesunięte w kierunku ultrafioletu, natomiast obser­wowane z kierunku przeciwnego jest przesunięte w kierunku podczer­wieni. Im szybciej porusza się gwiazda, tym większe jest to przesunię­cie. A ponieważ gwiazdy znajdujące się dalej od nas wykazują większe przesunięcie ku czerwieni, teoria Wielkiego Wybuchu musi być słuszna. Po zastanowieniu się nad tą koncepcją szybko uświadamiamy sobie, jak ciasnyjest to pogląd.

Po pierwsze, gwiazdy znajdujące się między Ziemią a miejscem tak zwanego Wielkiego Wybuchu muszą wykazywać przesunięcie ku fioleto­wi, ponieważ poruszają się w kierunku do nas. Co więcej, musimy zasto­sować efekt Dopplera do dwóch kaczek na wodzie. Jeśli pierwsza kacz­ka płynie przed drugą, fale wytworzone przez drugą kaczkę dochodzą



do pierwszej po dłuższym czasie, ponieważ pierwsza kaczka oddala się od źródła fal, jakim jest druga kaczka. Oznacza to, że z powodu własnej prędkości pierwsza kaczka zauważa „przesunięcie ku czerwieni" fal do­chodzących do niej od tyłu oraz „przesunięcia ku fioletowi" fal docho­dzących od przodu.

Im dłużej się nad tym zastanawiamy i im dokładnie studiujemy obser­wacje, tym bardziej absurdalna staje się teoria przesunięcia ku czerwieni. Aby wyjaśnić obserwowane przesunięcie światła gwiazd ku czerwieni, musimy znaleźć inną teorię. A co do sztucznego kręgosłupa teorii Wiel­kiego Wybuchu... Jak mali zaczynamy się czuć we Wszechświecie, który nie ma początku ani końca?

Zastosowanie efektu Dopplera do promieniowania elektromagnetycz­nego to jak zastosowanie przepisów piłki nożnej do meczu koszykówki. Fale na wodzie i fale dźwiękowe są spowodowane ruchami masy. Na­tomiast promieniowanie elektromagnetyczne powstaje w wyniku ru­chu fotonów. Cechy falowe światła wynikają jeszcze z czegoś innego. Ogromna różnica pomiędzy falami dźwiękowymi a promieniowaniem świetlnym widoczna jest w różnicy ich prędkości. Fale dźwiękowe po­ruszają się szybciej w substancjach ciężkich niż w lekkich. Promienio­wanie świetlne zachowuje się przeciwnie. Dźwięk porusza się szybciej w wodzie niż w powietrzu, a światło porusza się szybciej w powietrzu niż w wodzie. Dlatego nie ma sensu stosowanie efektu Dopplera, który dotyczy dźwięku, do promieniowania świetlnego, gdyż nie jest całkiem jasne, co w gruncie rzeczy oznacza częstotliwość światła.

Przesunięcie ku czerwieni

Istnieje nowa teoria wyjaśniająca obserwowane przesunięcie ku czer­wieni. Ponieważ przesunięcie ku czerwieni jest większe w przypadku gwiazd bardziej oddalonych od nas, uzasadnione jest przypuszczenie, że przesunięcie to powstaje podczas biegu promieniowania z gwiazdy do Ziemi. Ponieważ światło musi przebyć tym większą odległość, im dalsza jest gwiazda, częstotliwość światła ulega większemu przesunięciu w przy­padku bardziej odległych gwiazd. Oznacza to, że częstotliwość światła zmniejsza się wraz z przebytą odległością. I nie zapominajmy o ważnym szczególe: przy niższej częstotliwości światło niesie mniejszą energię. Wiemy, że światło ultrafioletowe szkodzi naszej skórze znacznie bardziej niż podczerwone. Promieniowanie gamma, które ma jeszcze większą częstotliwość, jest bardzo silne. Krótko mówiąc, światło traci swą energię podczas podróży przez Wszechświat.



Kolejne pytanie może wydać się głupie. Gdy patrzymy na niebo nocą, widzimy gwiazdy świecące na tle ciemnej przestrzeni. Dlaczego nie wi­dzimy światła gwiazd w każdym miejscu? Gdybyśmy polecieli dosta­tecznie daleko w dowolnym kierunku, w końcu trafilibyśmy na jakąś gwiazdę. Dlaczego zatem gwiazdy na niebie nie wykazują tego samego efektu co drzewa w lesie? W lesie widzimy drzewa i krzewy wszędzie, bez względu na to, w jakim kierunku spojrzymy. Dziecko o bujnej wyobraźni może także dostrzec krasnoludka. Ale nie widzimy światła gwiazd dochodzącego z każdego kierunku na nocnym niebie. Niebo wydaje się ciemne.

Rzeczy, które wydają się proste, często są bardziej pouczające niż skom­plikowane wykresy i wzory. Wyjaśnienie zjawiska „ciemnego Wszech­świata" oznacza, że światło dochodzące z odległych gwiazd staje się coraz słabsze. Mogą być dwie tego przyczyny:

  1. Światło jest pochłaniane przez przestrzeń kosmiczną. Można to przy­równać do lasu podczas mgły, gdy widzimy tylko najbliższe drzewa.

  2. Częstotliwość światła przesuwa się w kierunku podczerwonego krań­ca widma, więc promieniowanie świetlne nie jest dostrzegane przez nasze oczy.

Obie te przyczyny wydają się sensowne. Z jednej strony, astronomowie wykazali, że istnieje przesunięcie ku czerwieni, co stanowi argument na rzecz drugiej teorii. Z drugiej strony, zgodnie z tą samą teorią, niewi­dzialne światło ultrafioletowe ulega przesunięciu w kierunku widocz­nej części widma, a więc natężenie widocznego światła nie słabnie, gdyż utracone światło przesunięte ku podczerwieni jest zastępowane światłem ultrafioletowym. Tak więc przesunięcie ku czerwieni nie daje pełnego wyjaśnienia, dlaczego natężenie światła maleje.

Eter w całym Wszechświecie

Koncepcja przesunięcia ku czerwieni wiąże się z inną kwestią wyma­gającą rozważenia. Osłabienie energii światła, czyli zmniejszenie jego częstotliwości, oznacza, że fotony przenoszące światło reagują z czymś w przestrzeni kosmicznej. Inaczej mówiąc, nasz Wszechświat nic jest pusty, lecz wypełniony jakiegoś rodzaju cząstkami materii lub energii. Współczesna nauka nie zaprzecza temu i nazywa to coś ciemną materią. Określenie „ciemna" bierze się stąd, że Wszechświat jest bardzo ciem­ny, ale mógłbym powiedzieć, że uczeni są ciemni, jeśli chodzi o natu­rę takiej materii. Tak czy inaczej, udowodniono, że średnia temperatura Wszechświata wynosi około 2,8 kelwina. Ponieważ temperatura powstaje


wskutek drgań materii, "wszechświat musi być wypełniony lekką materią. Musi być ona lekka (rozrzedzona), gdyż jesteśmy w stanie patrzeć przez nią.

Trudno sobie wyobrazić, aby Wszechświat nie miał granic i ciągnął się w nieskończoność. Ponadto gdyby odrzucić hipotezę Wielkiego Wybu­chu, nasz Wszechświat nie miałby początku ani końca. Wszechświat ist­nieje nieskończenie długo i będzie istnieć nieskończenie długo. Wobec takiej nieskończoności nasze życie wydaje się bardzo mało znaczące. Myśl ta jest sprzeczna z naszą naturalną tendencją do ustawiania się w środku wszelkich rzeczy. Czy możemy zaakceptować myśl, że jesteśmy tylko małym trybikiem w nieskończenie wielkiej maszynie? Ze jesteśmy ni­czym więcej, jak tylko tymczasową częścią zamienną w czymś, co zawsze istniało i nie ma początku ani końca?

Podsumowanie

Nasz Wszechświat nie ma początku ani końca. Nasz Wszechświat bezustannie ewoluuje.


Straszliwe czarne dziury

Cząstki materii i nośniki oddziaływań

Wyobraź sobie, że jesteś w wielkim domu o wysokich sufitach. Dla zabawy postanawiasz się wspiąć w górę za pomocą lin, tak aby twoje ciało zostało przyciśnięte do sufitu. Sufit wykonany jest z grubej, solid­nej materii, na przykład z betonu i dużej ilości metalu - albo załóżmy jeszcze bardziej fantastycznie, że wykonany jest z diamentu. Uczyliśmy się w szkole o grawitacji i o tym, że przyciąganie grawitacyjne planety spowodowane jest jej masą. W takim razie, dlaczego nasze ciało nie jest przyciągane w górę przez diamentowy sufit, lecz przyciągane w dół przez kilka metrów powietrza poniżej? Dlaczego dwaj astronauci odbywający spacer w przestrzeni kosmicznej nie są wzajemnie przyciągani swoimi masami? Dlaczego planety krążące wokół Słońca pozostają mniej więcej w stałej odległości od niego, a nie są przyciągane w jego kierunku?

Możemy uchylić rąbka tajemnicy grawitacji, obserwując małe cząstki ma­terii, znane nam wszystkim: zbliżające się do siebie elektrony odpychają się wzajemnie. Odpychanie to zachodzi nie dlatego, że elektrony zderzają się i odbijają od siebie po zderzeniu, jak ktoś mógłby sądzić. Odpychanie jest spowodowane wymianą fotonów. Elektrony ustawiają się wzajemnie wobec siebie za pomocą fotonów. Elektrony to cząstki materii, natomiast fotony są zaklasyfikowane jako cząstki energii, czyli nośniki oddziaływań. Energia znajduje się nie w cząstkach materii, lecz w cząstkach energii, które wcho­dzą w specyficzną interakcję z cząstkami materii. Jest to istotna różnica. Siła grawitacji powstaje w wyniku kombinacji cząstek materii i cząstek energii: cząstki energii zapewniają wzajemne ustawienie cząstek materii, a same z kolei doznają wpływu cząstek materii. O tym musimy stale pamiętać.

Fizyka stworzyła użyteczną klasyfikację wszystkich znanych cząstek ma­terii i cząstek energii. Cząstki energii, zwane też nośnikami oddziaływań,


mają bardzo małą lub nawet zerową masę, ale przenoszą oddziaływa­nia, takie jak słabe oddziaływanie jądrowe, silne oddziaływanie jądrowe, oddziaływanie elektromagnetyczne oraz oddziaływanie grawitacyjne. Cząstki materii tworzą różne kombinacje, w wyniku czego powstaje zna­na nam materia w postaci elektronów, neutronów i protonów.



Mówiąc o cząstkach energii, w niniejszej książce będziemy mieli na myśli głównie foton, czyli nośnik oddziaływania elektromagnetycznego.

Kłopotliwe siły grawitacyjne

Fizyka kwantowa może wyjaśnić w kategoriach cząstek materii i cząstek energii trzy spośród czterech oddziaływań: silne jądrowe, słabe jądrowe oraz elektromagnetyczne. Oddziaływanie grawitacyjne sprawia natomiast trudności. Aby je wyjaśnić, potrzebna była pomoc najbardziej znanego uczonego wszystkich czasów: Einsteina. Jego teoria względności wywo­łała poruszenie w całym świecie naukowym. Jego teoria czasoprzestrzeni trafiła w samo sedno. Narodził się nowy rodzaj świętego. A wraz z nim święta księga względności. Religie bywają bardzo nietolcrancyjne. Prze­ciwko świętemu nie wolno powiedzieć ani słowa pod groźbą banicji.

Z teorią względności wiązało się jedno rozczarowanie. Nie dało się jej uzgodnić z fizyką kwantową. Mówiąc językiem informatycznym, na­wet po wprowadzeniu drugiej wersji teorii względności była ona nadal niekompatybilna z fizyką kwantową. Nic oznacza to umniejszenia pracy Einsteina. Jednak z jego teorii wynikają dziwne koncepcje, takie jak tu­nele czasoprzestrzenne, podróże w czasie i istnienie kilkudziesięciu wy­miarów. Koncepcje te są źródłem inspiracji dla filmów przygodowych, które są współczesnym odpowiednikiem bajek. Im więcej dowiaduje­my się o czymś, tym bardziej wydaje się to nam banalne. Jednak z teorią względności jest akurat odwrotnie.

Jeśli fizyki kwantowej i teorii względności nie można całkowicie uzgod­nić, oznacza to, że występują nadal poważne luki w jednej z nich albo w obydwu. Jako dziecko myślałem naiwnie, że współczesna nauka jest nauką ścisłą. W nauce ścisłej wszystko może być dokładnie wyjaśnione za pomocą praw nauki. Ale najbardziej wysunięte obszary nauki wydają się ogromnymi zamkami zbudowanymi na lotnych piaskach.

Pagórkowaty krajobraz cząstek energii

Cudownie jest leżeć na plecach w czystym afrykańskim stepie, patrząc w ciemne niebo na migoczące gwiazdy. Nie ma hałaśliwych samocho­dów, w promieniu 20 kilometrów nie ma żadnych ludzi, nie ma samo­lotów ciągle ryczących w powietrzu... Jedyne dźwięki, jakie słychać, to głosy świerszczy i od czasu do czasu spłoszonych ptaków w oddali. Nie­bo jest 10 razy czystsze. Wydaje się, że cała materia Wszechświata jest



skoncentrowana w kropkach gwiazd i planet, a pomiędzy nimi znajduje się materia bardzo rozrzedzona. Jednak według najnowszych teorii na­ukowych, 90% materii Wszechświata znajduje się pomiędzy gwiazdami. Nosi ona nazwę ciemnej materii.

Wydaje się, że ta ciemna materia również nie jest rozłożona równo­miernie w całym Wszechświecie. Absurdalne porównanie widocznego światła gwiazd i widocznych drzew w lesie jest bardzo pouczające. Świat­ło gwiazd jest częściowo pochłaniane w przestrzeni kosmicznej. Czy fo­tony mogą po prostu ot tak sobie zniknąć w przestrzeni? A może tworzą one tajemniczą ciemną materię, której nikt naprawdę jeszcze nie rozu­mie? Jest faktem, że niektóre fotony pozostają pomiędzy gwiazdami.

Pewna wskazówka co do tej teorii pochodzi z innej dziedziny. Możemy widzieć poruszające się fotony w formie światła. Nie możemy widzieć fotonów stacjonarnych. Przez stacjonarne fotony rozumiemy fotony wo­kół elektronów, które odpychają inne elektrony. Elektrony w atomach przeskakują na wyższe orbity, jeśli atom pochłania światło zawierające więcej fotonów. Zwiększenie liczby fotonów w takich atomach nie po­woduje, że emitują one światło! Stacjonarne fotony można przyrównać do ciemności, podczas gdy poruszające się fotony oznaczają światło...

Słońce jako konwerter cząstek

Gdzie byśmy byli, gdyby nie przytulne ciepło Słońca? Słońce bezustan­nie emituje ogromną ilość promieniowania świetlnego w formie małych fotonów światła. Słońce się wiecznie uśmiecha. Jego energia wydaje się nieograniczona. Wiemy także, że Słońce wywiera ogromną siłę grawita­cyjną. Jest ona znacznie większa niż łączna siła grawitacyjna wszystkich planet naszego Układu Słonecznego. Dlatego wydaje się, że nasze Słońce jest absolutnym punktem centralnym, wokół którego krążą planety. Ale Słońce również podlega siłom grawitacyjnym ze strony planet. Można to przyrównać do lokomotywy i dziewięciu hulajnóg.

Słońce stale emituje fotony światła i przyciąga materię. Tak więc Słoń­ce stale traci cząstki energii i przypuszczalnie w zamian pobiera cząstki materii. Do czego to doprowadzi? Z jednej strony ciemny Wszechświat pochłania fotony, a z drugiej strony Słońce traci fotony. Spowodowałoby to kompletną utratę równowagi we Wszechświecie, chyba że coś jeszcze się za tym kryje...

Czy wiecie, że foton potrzebuje godzin, aby przedostać się przez ze­wnętrzne warstwy Słońca, a potem ten sam foton potrzebuje tylko 10 mi­nut, aby dotrzeć do Ziemi? Powód tego jest taki, że promieniowanie



świetlne porusza się wolniej w gęstej materii niż w rozrzedzonej. Co za­tem ze stałą prędkością światła? Dźwięk zachowuje się inaczej: prędkość dźwięku jest większa w gęstej materii. Czy jest możliwe, że w najbardziej wewnętrznych warstwach Słońca ciśnienie jest tak wysokie, że cząstki materii są przekształcane w cząstki energii? Jeśli przy wzroście ciśnienia prędkość dźwięku zwiększa się, a prędkość światła maleje, co się dzie­je przy ciśnieniu tak wysokim, że prędkość światła równa się prędkości dźwięku? A co się dzieje przy ciśnieniu tak wysokim, że prędkość wi­bracji atomów jest równa prędkości ruchu fotonów? Obecna wiedza na temat promieniowania świetlnego i dźwięku jest zbyt ograniczona, aby udzielić odpowiedzi na te pytania.

Na gruncie obecnej wiedzy naukowej nie można udowodnić, że zacho­dzi przekształcanie cząstek materii w cząstki energii (fotony), ale jest to koncepcja warta rozważenia. Taki proces transformacji daje lepsze wyjaś­nienie pozornie niewyczerpanej energii naszego wiecznego, ukochanego Słońca. Słońce nie jest jak piec, który spala kosz drewna w jeden wieczór. Słońce pali się znacznie dłużej niż jedną noc.

Co więcej, proces ten daje częściowe wyjaśnienie faktu, że liczba czą­stek energii w naszym Wszechświecie pozostaje stała. Zastanówmy się zatem nad tą prawdopodobną hipotezą.

Białe słońca kontra czarne dziury

Istnieje pewien mały problem, który nic został jeszcze wyjaśniony. Wszechświat pochłania fotony, czyli cząstki energii. Słońce przekształca materię w cząstki energii. Oznacza to, że cała materia w końcu zostanie przekształcona w cząstki energii. Dochodzimy do tego samego ograni­czonego wyjaśnienia jak to, które obecnie dotyczy czarnych dziur: czarne dziury miałyby być miejscami, gdzie masa jest tak bardzo skoncentro­wana i siła grawitacyjna jest tak duża, że nawet promieniowanie świetlne jest pochłaniane. Nic nie jest w stanie uciec takiej sile grawitacyjnej. Do czarnej dziury wsysane są cała materia i światło. Jeśli będziemy konty­nuować to rozumowanie, dojdziemy do pewnego absurdalnego wnio­sku. Ponieważ czarna dziura pochłania wszystko, gromadzi coraz więcej materii. Taka skompresowana materia powoduje dalsze zwiększenie siły grawitacyjnej, co z kolei powoduje przyciąganie dalszej materii. Jest to efekt kuli śnieżnej. Musimy zatem zadać ważne pytanie: Dlaczego cała istniejąca materia nie została wessana do czarnej dziury?

Obie teorie - że czarne dziury przyciągają coraz więcej materii i że gwiazdy przekształcają całą materię w cząstki energii — nie mogą być



prawdziwe w bezustannie ewoluującym Wszechświecie. Chyba że istnie­je jakieś inne wyjaśnienie czarnych dziur.

Cztery znane oddziaływania są związane głównie z cząstkami energii, a nie bezpośrednio z cząstkami materii. Jak pamiętamy, elektrony odpy­chają się wzajemnie za pomocą fotonów. Wiemy doskonale, że gwiazda przyciąga materię, oraz wiemy, że emituje światło, czyli cząstki energii. Nie mogę zrozumieć, dlaczego uczeni zakładają, że światło jest przy­ciągane przez pole grawitacyjne gwiazdy. Widzę, że fotony wymagają ogromnej pracy, aby przedostać się przez zewnętrzne warstwy Słońca, a kiedy już się wydostaną, uzyskują największą możliwą prędkość. Świat­ło wysyłane przez Słońce jest tak intensywne, że nie można dostrzec, czy promieniowanie wysyłane przez gwiazdy jest przyciągane przez Słońce czy odpychane.

Skąd uczeni wzięli ideę, że promieniowanie światła jest przyciągane przez pole grawitacyjne słońc i gwiazd? Powód jest taki, że przyrównu­ją oni czarne dziury do gwiazd, z tą jedynie różnicą, że czarne dziury mają większą masę i wytwarzają silniejsze pole grawitacyjne niż gwiaz­dy. A możemy zaobserwować, że czarne dziury przyciągają światło. Ale może czarne dziury są czymś zupełnie innym? Może działają dokładnie odwrotnie? Czy to jest szalona idea? Odłóżmy na bok przesądy i przyj­rzyjmy się temu bliżej.

Przestrzeń pomiędzy gwiazdami jest - mówiąc wprost - niczym gąbka pochłaniająca światło. Wskutek tego we Wszechświecie powstają miejsca, gdzie koncentracja cząstek energii jest bardzo wysoka. Ponieważ ciemna materia pochłania światło, termin ten jest dość trafny. I powtórzmy raz jeszcze: gwiazdy przyciągają materię i emitują fotony światła lub cząstki energii. Wydaje się bardzo prawdopodobne, że skoncentrowane skupiska cząstek energii działają dokładnie odwrotnie niż skoncentrowane skupi­ska materii, które zwiemy gwiazdami. Wydaje się bardzo prawdopodob­ne, że ciemna materia pochłania cząstki energii i emituje materię.

W środku galaktyki koncentracja cząstek energii musi być niezwykle duża. Wyobraźmy sobie światło z milionów gwiazd w galaktyce! Im większa jest koncentracja cząstek energii, tym silniej taka koncentracja przyciąga światło. Czyż nie to właśnie widzimy w centrum galaktyki i na­zywamy wielką czarną dziurą?

Czarna dziura jako odwrotny konwerter cząstek

Możemy kontynuować to rozumowanie. W skrajnie gęstych koncentra­cjach ciemnej materii -jeśli można tak określić skupiska cząstek energii



- powstają czarne dziury, przyciągając całe promieniowanie świetlne ze swego otoczenia. Z takich czarnych dziur nie mogą uciec fotony światła. Główna różnica w porównaniu z klasyczną teorią czarnych dziur polega na tym, że w naszym rozumowaniu czarna dziura nie przyciąga materii, ale ją emituje. W rzeczywistości w czarnej dziurze nic ma w ogóle ma­terii! Była to idea, do której musiałem się przyzwyczaić. Nie jest łatwo odwrócić o 180 stopni mocno ugruntowany sposób myślenia. W pew­nym sensie nie jest to taka zła rzecz. Trwałość idei i wiedzy oznacza, że nie musimy uczyć się wszystkiego od nowa każdego ranka. Im człowiek jest starszy, tym jego przekonania są bardziej stałe, ajego charakter mniej podatny na zmiany i bardziej ustalony. Ale odwrotną stroną trwałości idei jest to, że istnieją mniejsze możliwości radykalnej ewolucji lub re­wolucji.

Idea, że Słońce przekształca cząstki materii w cząstki energii, może być zastosowana do czarnych dziur. Czy jest możliwe, że w czarnych dziu­rach, gdzie koncentracja ciemnej materii jest bardzo wysoka, zachodzi proces podobny, ale odwrotny, to znaczy cząstki energii są przekształcane w cząstki materii? Jest to trudne do udowodnienia, a może nie? Pewnych wskazówek dostarczają nam zdjęcia czarnych dziur.

Dobrze znane fotografie czarnych dziur pokazują skupienie materii w kształcie obwarzanka wokół centrum czarnej dziury. Wygląda na to, że nasza teoria wygrywa ze starą teorią 1:0. Dlaczego bowiem cała materia nie została wessana do czarnej dziury? Nie istnieją fotografie gwiazd ze



0x08 graphic
skupiskami materii w kształcie obwarzanka wokół nich, chociaż gwiazdy - zgodnie z klasycznymi teoriami - mają znacznie słabszą siłę grawitacji. Wydaje się natomiast, że materia wokół czarnej dziury jest z niej wypy­chana.

Istnieją dziwne zdjęcia czarnych dziur, na których materia sąsiedniej gwiazdy wydaje się być zasysana do czarnej dziury. Dla czytelników, któ­rzy jeszcze nie rozumieją, że to oznacza wygraną 2:0, zamieszczamy po­niżej krótkie wyjaśnienie. Czarne dziury pochłaniają światło i przekształ­cają je w materię. Materia ta jest odpychana. Gdy zostanie odepchnięta dostatecznie daleko, zostaje przyciągnięta przez inną materię, przez co powstaje typowa struktura o kształcie obwarzanka. Co się może zdarzyć, gdy przypadkiem w pobliżu znajduje się gwiazda? Gwiazda ta przyciąga do siebie materię z czarnej dziury swoją siłą grawitacyjną. Czy nie masz, czytelniku, wrażenia, że dzisiejszy świat stoi do góry nogami? Nowe idee wymagają otwartego umysłu, który ośmieli się podążać poza utartymi koleinami.


Najłatwiej znaleźć czarne dziury w centrum galaktyki. Mamy wyraźną wygraną 3:0. Całe światło z gwiazd zbiega się w centrum. Koliste zgrupo­wanie gwiazd wokół centrum powoduje, że są one przyciągane do środ­ka wskutek wzajemnie oddziałujących sił grawitacyjnych. Jednak czarna dziura w centrum galaktyki powoduje, że gwiazdy nie są zasysane do jed­nego punktu, lecz odpychane od środka.

Ponownie występuje tu równowaga pomiędzy siłami przyciągania i od­pychania. Dlatego teoria, zgodnie z którą gwiazdy i planety doznają siły odśrodkowej, musi zostać zrewidowana. Teoria ta mówi, że planety nie są przyciągane do Słońca z powodu swej własnej prędkości. Zachowują się jak kulka w ruletce: na początku kulka wykonuje ruch okrężny w wyniku własnej prędkości, a potem wpada do przegródki z jakimś numerem. Po­dobnie, z powodu własnej prędkości, planety okrążają dół grawitacyjny, który nazywamy Słońcem. Kulka w ruletce ostatecznie wpada do prze­gródki z numerem, gdyż traci prędkość. Natomiast siła, która powoduje „odlatywanie" planet, przypadkowo znajduje się w idealnej równowadze z siłą grawitacyjną Słońca. I to pomimo faktu, że Ziemia krąży wokół Słońca od 4,5 miliarda lat. I pomimo faktu, że występuje pewnego rodza­ju tarcie spowodowane przyciąganiem Słońca. Oczywiście sytuacja nie jest całkowicie czarno-biała. Prędkość wywiera pewien wpływ, ale jest to efekt uboczny.


Normalnie wyobrażamy sobie Wszechświat jako ciemną pustkę. Podob­nie jak wiele innych gwiazd, nasze Słońce wysyła w przestrzeń ogromną ilość światła. Znaczna część tego światła znika we Wszechświecie. Co by się stało, gdybyśmy się znaleźli w czarnej dziurze? Zgodnie z najnow­szymi poglądami naukowymi, zostalibyśmy wessani do czarnej dziury: nasze ciała zostałyby ogromnie rozciągnięte przez siłę grawitacji, a potem ściśnięte do objętości mniejszej od ziarna grochu. Przeżycie człowieka przy takiej sile grawitacyjnej byłoby niemożliwe. Dlatego nie musimy się obawiać, że ktoś mógłby nas zobaczyć najpierw w postaci rozciągniętej kiełbasy, a potem małego groszku. Zresztą i tak nikt nic mógłby nas zoba­czyć, gdyż całe światło zostałoby przechwycone przez pole grawitacyjne czarnej dziury.

Nasze obecne rozumowanie przynosi nam kompletnie odmienny obraz: do czarnej dziury niezmiernie trudno się dostać, gdyż materia jest z niej odpychana. Załóżmy, że zdołamy jednak dostać się do czarnej dziury. Nawiasem mówiąc, taki wyczyn byłby porównywalny z pomyśl­nym odbyciem spaceru po powierzchni Słońca. Z wnętrza czarnej dziury niebo wygląda zupełnie inaczej. Całe światło jest przyciągane do czarnej dziury. Widzimy wielką ilość wchodzącego do niej światła. Z powierzch­ni czarnej dziury niebo musi wyglądać bardzo jasno, tak jakby Słońce świeciło ze wszystkich stron.

Podsumowanie

Nasz Wszechświat stale ewoluuje jako zbiór cząstek materii i cząstek energii.

Słońca przekształcają cząstki materii w cząstki światła. Przyciągają materię i emitują światło.

Czarne dziury przekształcają cząstki światła w cząstki materii. Przy­ciągają światło i emitują materię.


Ewoluujące gwiazdy i dziury

Puste gwiazdy

Gwiazdy przypominają ogromne żywe kule ognia o bardzo wielkiej masie. Emitują znacznie więcej cząstek światła, niż pochłaniają. Liczba cząstek światła we Wszechświecie może pozostawać stała tylko wtedy, je­śli głęboko w jądrze gwiazdy cząstki materii są przekształcane w cząstki światła lub energii. Prędkość cząstek energii, które usiłują wydobyć się na zewnątrz, maleje ze wzrostem ciśnienia. Oznacza to, że głęboko w jądrze gwiazdy prędkość światła jest bardzo mała.

Nie każde stworzenie osiąga ten sam wzrost. Niektóre gwiazdy w toku swej ewolucji stały się prawdziwymi gigantami, dinozaurami wśród gwiazd. Gęstość masy takich gwiazd jest ogromna. W pewnym punk­cie tempo powstawania fotonów (czyli cząstek energii) staje się wyższe niż tempo ich ucieczki. Jest całkiem możliwe, że takie fotony nie mogą w ogóle przedostać się przez gęstą materię. Wskutek tego wewnątrz gwiazd powstaje nagromadzenie cząstek energii. Warto przeczytać to jeszcze raz.

Nagromadzenie cząstek energii w jądrze pociąga za sobą poważne kon­sekwencje. Efekt nagromadzenia fotonów w jądrze gwiazdy to nic jest coś, co można zmieść pod dywan. Skutki tego są ogromne. Pamiętajmy, że cząstki energii przyciągają inne cząstki energii, natomiast odpychają cząstki materii.

Coraz większe nagromadzenie cząstek energii w jądrze gwiazdy przy­ciąga dalsze cząstki energii powstające w jej wnętrzu. Równocześnie na­gromadzenie to odpycha otaczającą stałą materię. Spróbujmy to sobie te­raz wyobrazić: jądro gwiazdy staje się puste, wypełnione tylko cząstkami energii, ale niezawierające materii. Materia słońca jest nadal przyciągana wzajemnie do siebie, utrzymując kształt gwiazdy. Z zewnątrz wygląda


to tak, jakby w gwieździe zachodziły dwa procesy. Po pierwsze, ucieka coraz mniej fotonów: Słońce staje się coraz ciemniejsze i coraz bardziej czerwone. Po drugie, gwiazda zaczyna ogromnie puchnąć, gdyż rosnące nagromadzenie cząstek energii w jej jądrze odpycha materię słońca coraz bardziej. Proces ten jest podobny do tego, który astronomowie opisują jako powstanie czerwonego olbrzyma.

Puls ary jako zapadające się balony

Puste w środku czerwone słońce przypomina raczej nadmuchiwany balon. Pompa jest niewyczcrpalna i pompuje coraz więcej „powietrza". Proces nadmuchiwania inicjuje nieodwracalną zmianę. Puste jądro staje się coraz większe. Gwiazda emituje mniej światła i słońce osiąga niewia­rygodne rozmiary. Czy ten thriller kiedyś się skończy? Co się dzieje, kie­dy balon zostanie nadmuchany nadmiernie?

Osobiście raczej bym nie czekał, aż balon eksploduje z głośnym hu­kiem. Wolałbym spuścić z niego powietrze. Jeśli przedziurawiony balon zostanie pozostawiony po prostu sam sobie, silnie się skurczy, wypychając powietrze ze swego wnętrza. Wyobraźmy sobie, że nadmuchaliśmy balon i wypuszczamy go bez zawiązania wlotu. Wydaje się oczywiste i nie wy­maga wyjaśnień, że prędkość wyrzucania powietrza jest znacznie więk­sza niż prędkość powietrza wprowadzanego podczas nadmuchiwania



balonu. Co więcej, siła, z jaką balon się kurczy, jest proporcjonalna do jego elastyczności. Czy to samo zjawisko dotyczy pulsarów?

Co to są pulsary? Pulsary to dość ciemne gwiazdy, które -jak się wyda­je - mają jedną lub dwie dziury umieszczone naprzeciwległe i emitujące jasne światło. Pulsary obracają się bardzo szybko wokół swej osi. To bar­dzo prędkie obracanie się powoduje, że gwiazda wydaje się silnie kurczyć. Równocześnie fotony wylatują ze środka przez małą dziurę z ogromną siłą, wskutek czego pulsary emitują bardzo intensywne, jasne światło. Porów­nanie z balonem jest trafne. Za każdym razem, gdy pulsar się obraca, wi­dzimy świecące jasne światło, więc wygląda on jak migająca lampa.

Balon kurczy się znacznie szybciej, niż jest nadmuchiwany. To odpo­wiada proporcji liczby pulsarów do liczby innych gwiazd. Czy to wszyst­ko nie pasuje ładnie do siebie? Pulsar „wypuszcza powietrze" ze swego jądra, aż się opróżni. Gdy otwór się zamknie, gwiazda może rozpocząć swój cykl życiowy od nowa.

Czarna dziura wygrywa z gwiazdą

Jeśli zapomnimy wypuścić powietrze z balonu, eksploduje on z wiel­kim hukiem. Kawałki balonu zostaną rozrzucone dookoła. Gwiazda eksploduje, a puste „czarne" jądro gwiazdy pokonuje otaczającą materię. Materia otaczająca jądro zostaje wyrzucona w przestrzeń. Co pozostaje? Ściśnięte nagromadzenie cząstek energii. Wiemy już, co takie nagroma­dzenie cząstek energii oznacza: narodziła się czarna dziura. Czerwona gwiazda przekształciła się w czarną dziurę.



Ułożenie puzzli bez możliwości widzenia obrazka jest trudnym zada­niem. Ilekroć dopasujemy kawałek, czujemy wielką satysfakcję. A gdy łamigłówka zostanie ukończona, satysfakcja jest pełna. Po ułożeniu wszystko wydaje się całkiem proste.

Podobnie możemy przedstawić ewolucję czarnej dziury. Wsysa ona światło, przekształca je w materię i wyrzuca materię na zewnątrz. Wokół czarnej dziury formuje się obwarzanek materii. Ilość materii rośnie. Po­nieważ materia ma strukturę w kształcie pierścienia, jest przyciągana do środka. Zakrzywiony kształt materii oznacza, że w środku obwarzanka powstaje większa siła grawitacyjna niż dalej od środka.







Struktura w kształcie obwarzanka i siła ściskająca stają się coraz moc­niejsze. Czarna dziura czuje oddech na plecach. W końcu obwarzanek ulega implozji. Siły grawitacyjne materii ściskają cząstki energii i wyrzu­cają je poza czarną dziurę. Podczas implozji czarna dziura emituje cząstki energii, wskutek czego obwarzanek wygląda, jakby miał oś świetlną.

Jednak nie musi to koniecznie być implozja. Znajdująca się w pobliżu gwiazda może wyssać całą materię wokół czarnej dziury niczym odku­rzacz.

Nasz obraz ewolucji gwiazd i czarnych dziur jest teraz kompletny. Co więcej, ta ewolucja może trwać w nieskończoność.




/

Podsumowanie

Ewolucja gwiazd, czarnych dziur i wszelkich form pośrednich to ogni­wa jednej połączonej, wiecznej ewolucji.


0x08 graphic
Ewoluujące galaktyki

Siła grawitacyjna

Cząstki materii i cząstki energii nie są przyjaciółmi, nawet jeśli są sąsiadami. Pomimo faktu, że oba te rodzaje cząstek są obecne prawie wszędzie, do pewnego stopnia wzajemnie się odpychają. Prowadzi to do nierównomiernego rozkładu zarówno cząstek energii, jak i cząstek materii we Wszechświecie. I już mówiliśmy o niektórych tego konse­kwencjach.

Ponieważ cząstki materii i energii raczej się unikają, obszary we Wszech­świecie, gdzie występuje duża ilość materii, zawierają mniej cząstek ener­gii, i odwrotnie. Tak więc z jednej strony Wszechświat zawiera obszary o dużej ilości materii i małej liczbie cząstek energii, a z drugiej strony obszary o małej ilości materii i dużej liczbie cząstek energii. Inaczej mó­wiąc, występuje nierównomierny rozkład cząstek we Wszechświecie. Wyobraźmy sobie, że dodatkowa materia, na przykład w postaci planety, zbliża się do obszaru każdego z tych dwóch rodzajów. Który obszar moc­niej przyciągnie materię? Oczywiście obszar, w którym jest mniej cząstek energii i tym samym więcej materii. Czy nie dlatego planety zawierające dużo materii przyciągają się wzajemnie? Czy to nie jest przyczyna siły grawitacyjnej? Jasny dowód może być uzyskany tylko w wyniku staran­nego i szczegółowego badania cząstek energii oraz cząstek materii. Jed­nak w każdym przypadku wszystko zdaje się przemawiać na korzyść tej teorii. Materia niekoniecznie przyciąga inna materię bezpośrednio, lecz raczej w wyniku mniejszej siły odpychania spowodowanej mniejszą licz­bą cząstek energii wokół planety. Podobnie elektrony reagują ze sobą za pośrednictwem fotonów. Planeta nie może zatelefonować do innej pla­nety i powiedzieć jej, że znajduje się w pobliżu. To nowe spojrzenie spo­woduje, że niektórzy starzy uczeni będą się przewracać w grobach.



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
A zatem dlaczego wszystkie planety nie spadają na Słońce? Dlaczego planety cały czas krążą w pewnej odległości od Słońca? Istnieje kilka po­wodów.

Jeden jest dobrze znany: jest to prędkość ucieczki, czyli siła odśrodko­wa. Z powodu własnej prędkości planeta zawsze ucieka od Słońca, do którego jest przyciągana. Siła przyciągania Słońca deformuje tor planety, w wyniku czego zakrzywia się on wokół Słońca.

Istnieją jednak także inne przyczyny. Możemy je wydedukować na podstawie wcześniej przytoczonego rozumowania. Planety są przyciąga­ne przez przestrzeń wokół innych planet i słońc, gdzie cząstki energii są nieliczne. Mówimy o niewidocznych cząstkach ciemnej energii, zwanej również ciemną materią. Jak wyjaśniono powyżej, Słońce przekształca materię w cząstki energii w formie fotonów światła, które następnie zo­stają wyemitowane. Chociaż takie fotony światła różnią się od ciemnej materii kształtem i formą, wpływają na proces przyciągania i odpychania. Aby uzyskać pełny obraz, niezbędne jest szczegółowe badanie natury czą­stek energii i cząstek materii oraz interakcji pomiędzy nimi. Nie wchodzi to w zakres tej książki.

Prędkość ucieczki

Skąd się bierze wspomniana wcześniej prędkość ucieczki? Jako dzieci doświadczaliśmy tego wiele razy, bawiąc się w wannie. Gdy mama nam mówiła, abyśmy się umyli, staraliśmy się chwycić mydło, ale ono wyśliz­giwało się z rąk. Bardzo frustrujące! To samo dzieje się z materią, która jest równocześnie odpychana i przyciągana. Gdy siła przyciągania i siła odpychania pomiędzy Matką Ziemią a Ojcem Słońcem są równe, oba ciała niebieskie pozostają mniej więcej w tej samej odległości od siebie. Im większe są te dwie siły, tym bardziej planeta stara się wymknąć z dużą prędkością. Prędkość planety wynika z wywieranych na nią sił przyciąga­nia i odpychania. Załóżmy, że z jakiegoś powodu prędkość planety nagle się zwiększy. Planeta uzyska dodatkową siłę spowodowaną większą pręd­kością. Wtedy może częściowo lub całkowicie pokonać siły przyciągania w wyniku kombinacji siły ucieczki i siły odpychania. Całkowite pokona­nie tych sił byłoby dla naszej Ziemi katastrofalne. Nasza planeta opuś­ciłaby Słońce i udała się w samotną podróż w ciemny Wszechświat. Na szczęście sił przyciągania i odpychania nie można łatwo pokonać.



Siła zakrzywienia

Możemy dostrzec chmury materii, obwarzanki wokół czarnych dziur, pierścienie wokół planet, galaktyki w kształcie spłaszczonego koła i tak dalej. Materia znajdująca się w strukturze sferycznej lub kolistej ma jedną cechę wspólną. Jeśli materia zacznie wywierać większą siłę przyciągania, cała pozostała materia zostanie wciągnięta do środka. Aby łatwiej to zro­zumieć, wyobraźmy sobie materię o kształcie zakrzywionym, przy czym strona wklęsła jest po prawej, a strona wypukła po lewej (patrz ii. 14). Cała materia znajdująca się w zakrzywionym obszarze wywiera siły przy­ciągania. Jeśli skupimy się na materii w samym środku i poprowadzimy wyimaginowaną linię pionową przez materię, zobaczymy, że więcej ma­terii znajduje się po stronie wklęsłej niż po stronie wypukłej. A to może oznaczać tylko jedną rzecz: że siła przyciągania po stronie wklęsłej jest większa, co powoduje, że materia jest przyciągana do środka. Nie bę­dziemy wchodzić w dalsze szczegóły, aby ten rozdział nie był zbyt długi i byśmy mogli skoncentrować się na bardziej interesujących tematach.





0x08 graphic
0x08 graphic
Narodziny galaktyk

Siła zakrzywienia może spowodować, że wiele gwiazd skupi się i utwo­rzy galaktykę. W jej środku, gdzie ciśnienie jest największe, tworzą się czarne dziury. Czarne dziury powodują, że gwiazdy nie są przyciągane do jednego centralnego punktu. Powstaje równowaga pomiędzy siłami przyciągania i odpychania. Galaktyki mogą stać się ogromne i zatłoczone, ale siły pozostają w równowadze.

Kawałek mydła wyślizgujący się z ręki pokazuje, że gwiazdy wokół cen­trum galaktyki muszą osiągać wielkie prędkości. Widzimy, że gwiazdy się obracają, Słońce się obraca i planety się obracają. Im silniejsze stają się siły, tym szybszy jest taki ruch obrotowy. Pulsary obracają się wokół swej osi w ciągu mniej niż sekundy. Prędkość gwiazd okrążających cen­trum galaktyki może być bardzo duża. Gwiazdy zaczynają poruszać się w jednym rytmie z powodu sił wzajemnego przyciągania i odpychania. Poruszają się w tym samym kierunku. Równocześnie siła zakrzywienia utrzymuje ich ruch wokół centrum galaktyki. Efektem tego jest charak­terystyczny ruch rotacyjny. Ponieważ prędkość staje się bardzo duża, siła ucieczki staje się istotnym czynnikiem. Obracająca się galaktyka spłaszcza się do kształtu dysku.

Silą odśrodkowa

Prędkość wzrasta niczym ruch mydła ściśniętego pomiędzy siłami przy­ciągania i odpychania. Gwiazdy są ściśle upakowane i stale we wzajem­nej interakcji. Przyciągają się i odpychają wzajemnie jak bawiące się małe dzieci, które nikogo nie pozostawiają samotnym. Ponieważ siły są większe w centrum niż bardziej na zewnątrz, w centrum powstaje większa pręd­kość. Jednak zewnętrzna warstwa gwiazd jest przyciągana przez prędkość wewnętrznych warstw. Gwiazdy najbardziej zewnętrzne poruszają się znacznie szybciej, niż miałoby to miejsce, gdyby nie były przyciągane. Gwiazdy te przestają trzymać się obracającej karuzeli galaktyki, której ruch staje się dla nich zbyt szybki. Siła ucieczki (odśrodkowa) staje się zbyt duża i gwiazdy takie się uwalniają. Najbardziej zewnętrzna warstwa gwiazd ucieka siłom przyciągania galaktyki i jest wyrzucana w ciemną przestrzeń kosmiczną.

Dzieci, które są odpychane od karuzeli, starają się gwałtownie chwycić inne dzieci, które nadal na niej pozostają. Czy wtedy odpadną same, czy pociągną za sobą inne dzieci z karuzeli? To zależy od tego, jak duże są siły. Jednak najbardziej zewnętrzne gwiazdy mają jedną przewagę: wywierają



wpływ hamujący na prędkość gwiazd w wewnętrznych warstwach. Po­nieważ zewnętrzna warstwa jest częściowo uwolniona od ściśniętego skupiska gwiazd w środku, prędkość gwiazd w takich wewnętrznych warstwach rośnie.

Dla większości jest oczywiste, że w ten sposób uruchamia się nigdy niekończący się proces. Ponieważ warstwy wewnętrzne nagle zaczynają obracać się szybciej, warstwa zewnętrzna mniejszego obecnie centrum znowu nie jest w stanic się utrzymać i zostaje odrzucona od karuzeli. A kiedy dzieci odrywane są od karuzeli? Wtedy, gdy pierwsze dzieci, któ­re są już częściowo oderwane, nadal starają się chwycić dzieci będące we­wnątrz.

Gdy prędkość obrotowa galaktyki rośnie, coraz więcej gwiazd jest odry­wanych od centralnej części. Takie oderwane gwiazdy trzymają się razem i tworzą mocno rozciągnięte ramiona. Nasza stara przyjaciółka, siła za­krzywienia, powoduje, że ramiona te utrzymują się w formie zakrzywio­nej blisko centrum.

Gwiazdy bawią się w jeźdźca widmo

Nasza Galaktyka nadal przyśpiesza i coraz więcej gwiazd jest odrzuca­nych od centrum. Stałe skupisko gwiazd w jądrze staje się coraz mniej­sze, a ramiona wokół jądra robią się coraz dłuższe. Do czego ten proces prowadzi? Aby to ustalić, musimy maksymalnie wysilić wyobraźnię...



Gdy ruch odrzucający rozpocznie się, będzie trwać bezustannie. W końcu wszystkie gwiazdy będą musiały pogodzić się ze swoim losem. Przyjdzie czas, gdy ostatnie gwiazdy będą musiały zrezygnować z walki i zostaną przyciągnięte do długiego ramienia. Jądro galaktyki nie zawiera już żad­nych gwiazd, tylko czarne dziury, które nie są bynajmniej przyjaciółmi gwiazd.

Ostatnie gwiazdy, które wlatują do ramienia, powodują, że staje się ono krótsze, niczym zwolniona taśma gumowa. Ostatnie gwiazdy nie są już przyciągane przez jądro, a wręcz przeciwnie: są odpychane przez czar­ne dziury. W międzyczasie siła zakrzywienia powoduje dodatkowy ruch i gwiazdy na końcu ramienia są przyciągane zarówno w kierunku środka ramienia, jak i jego wklęsłej strony. Powstaje jakby skręcony warkocz. W efekcie, gdy jądro galaktyki staje się dostatecznie małe, gwiazdy te znajdują się po jego przeciwnej stronic. Inaczej mówiąc, kierunek ich ruchu już nie jest taki sam, jak kierunek obracania się galaktyki, lecz prze­ciwny.

Galaktyki z poprzeczką

Ta zmiana kierunku obracania się powoduje poważne skutki. Na doda­tek zbiega się ona z innym procesem: czarne dziury w jądrze częściowo ewoluują, stając się gwiazdami, co zwiększa siły przyciągania w kierunku centrum galaktyki. Siła zakrzywienia ramion przyciąga gwiazdy z powro­tem do środka, gdzie poruszają się w przeciwnym kierunku. Gwiazdy, które trzymały się centrum, znowu zaczynają poruszać się z większą prędkością z powodu efektu rosnących sił przyciągania i odpychania. Rozpoczyna się nowa ewolucja lub rewolucja. Podczas gdy ramiona na­dal obracają się w jednym kierunku, gwiazdy w jądrze obracają się w kie­runku przeciwnym.

Wygląda to tak, jakby jądro galaktyki poruszało się na spotkanie ramion. Musi dochodzić do kolizji. Gwiazdy w ramieniu zderzają się prawie czo­łowo z gwiazdami w rdzeniu. Proces ten tworzy w galaktyce widoczną strukturę w kształcie poprzeczki. Taka poprzeczka obraca się w kierunku przeciwnym do ramion.

Jedną z konsekwencji tych kolizji jest to, że prędkość gwiazd radykalnie się zmniejsza, przez co ponownie skupiają się one bliżej siebie.


GLOBALNA KATASTROFA


Ewolucja galaktyk

Po zakończeniu ostatniego etapu podróży galaktyki może nastąpić jeszcze jeden cykl. Jest oczywiste, że ewoluują nie tylko gwiazdy i czar­ne dziury, lecz także galaktyki. Staje się coraz bardziej jasne, że żyjemy w stale ewoluującym Wszechświecie bez początku i bez końca. Ewolu­cja ta obejmuje zarówno stopniowe zmiany, jak i nagłe wstrząsy. Oprócz stopniowej ewolucji mają miejsce kompletne przemiany, zachodzące, ilekroć są spełnione pewne warunki. Wyobraźmy sobie eksplodującą lub implodującą gwiazdę, galaktykę, która zaczyna się obracać w przeciwnym kierunku bądź wybuchający wulkan. Gwałtowne dyskusje na ten temat mają często miejsce pomiędzy radykalnymi zwolennikami koncepcji, że zmiany naturalne mają charakter stopniowy, a równie radykalnymi zwo­lennikami koncepcji, że zmiany odbywają się nagle. Od czasów Darwina nauka raczej skłania się ku koncepcji stopniowej ewolucji. Ta koncepcja najbardziej nam odpowiada. Daje nam poczucie bezpieczeństwa wyni­kającego ze świadomości, że nic poważnego nie może się zdarzyć akurat w tym momencie. Czy zatem nie chcemy - lub nie odważamy się — zaak­ceptować idei, że ewolucja może mieć charakter nagły?

Możemy teraz popatrzeć na słynny rozgałęziony diagram Hubble'a w nieco inny sposób.


Narodziny Księżyca i Ziemi

Badania nad pochodzeniem naszego Księżyca

Zarówno Księżyc, jak i Ziemia istnieją około 4,5 miliarda lat. Wysunię­to wiele hipotez co do ich powstania. Poniżej przedstawimy kolejną taką hipotezę. Przede wszystkim przyjrzyjmy się jednak kilku proponowanym przez uczonych teoriom dotyczącym powstania Księżyca.

  1. Ziemia i Księżyc uformowały się w tym samym czasie z mgławicy gazu i pyłu wokół Słońca. Przeciwnicy tej idei twierdzą, że skały księ­życowe powstały w silnym polu magnetycznym, podczas gdy na Księ­życu nie ma pola magnetycznego.

  2. Księżyc był kiedyś jakiegoś rodzaju gigantycznym meteorem, który przywędrował zbyt blisko Ziemi i pod wpływem jej silnego przycią­gania grawitacyjnego pozostał na orbicie wokółziemskiej. Ponownie pojawia się problem z silnym polem magnetycznym występującym


w czasie formowania się Księżyca. Co więcej, oba obiekty kosmiczne, Księżyc i Ziemia, przypadkowo powstały w tym samym czasie.

  1. Gigantyczny meteoryt zderzył się ze znacznie większą Ziemią. Zde­rzenie spowodowało wyrzucenie w przestrzeń kosmiczną wielkiej ilości odłamków i pyłu. W wyniku skupienia się tego pyłu i gruzu po­wstał Księżyc. Chociaż zgodnie z tą hipotezą Księżyc jest młodszy niż Ziemia, jest to hipoteza najbardziej popularna. Przyczyną jest głównie brak wiedzy na temat skutków sił grawitacyjnych.

  2. Ziemia zaczęła z jakiegoś nieznanego powodu obracać się szybciej, co spowodowało, że część jej masy oderwała się i została wyrzucona w przestrzeń. Tę część obecnie nazywamy Księżycem. Jednak uczeni wykazali, że prędkość obrotowa Ziemi stale maleje.

Kup cztery, dostaniesz jedną gratis... Mamy jeszcze jedną hipotezę. I chociaż czwarta z powyższych hipotez wydaje się najdziwniejsza, jest najbardziej zbliżona do nowych idei przedstawionych w tej książce.

Rozszczepienie

Ziemia i Księżyc istnieją dokładnie tak samo długo, 4,5 miliarda lat. W czasie ich powstawania skały obu planet zostały namagnesowane w ten sam sposób. To zbyt wiele, jak na zbieg okoliczności. Obie planety po­wstały w tym samym czasie.

Grawitacja to tajemnicze czwarte oddziaływanie i nawet Einstein nie znał odpowiedzi na wszystkie związane z nią pytania. Nigdy nie powsta­ła niepodważalna teoria grawitacji. Tymczasem wykazaliśmy wyżej, że interakcja cząstek materii i cząstek energii daje kompletne wyjaśnienie grawitacji, a także innych spektakularnych zjawisk w kosmosie. Czy nie wydaje się rozsądne, że interakcja pomiędzy cząstkami materii i cząst­kami energii mogła także spowodować rozszczepienie się macierzystej planety na dwie mniejsze, Ziemię i Księżyc?

W środku naszej Ziemi koncentracja ciężkich cząstek materii jest naj­większa, a koncentracja cząstek energii jest najmniejsza. Czy jest możli­we, że z jakiegoś powodu w jądrze Ziemi zaczęły się gromadzić cząstki energii? To z kolei spowodowało wypchnięcie cięższej materii na ze­wnątrz. Czyjest możliwe, że - podobnie jak dzieli się komórka - w środ­ku Ziemi utworzyły się dwa gęste jądra? Dwa gęste jądra z podobnie małą koncentracją cząstek energii mogły oddzielić się i polecieć każde w inną stronę. To, co teraz piszemy, to czysta burza mózgów. Nie wiemy dotąd szczegółowo, jak reagują ze sobą cząstki energii i cząstki materii.



Aby nie psuć sobie zabawy, pociągnijmy to rozumowanie nieco dalej... Utworzenie wewnątrz Ziemi dwóch jąder z cząstkami energii spowodo­wało powstanie podwójnego środka grawitacji. Każdy środek odpychał drugi, równocześnie przyciągając materię. Wskutek tego rozdzielenie się Księżyca i Ziemi odbywało się raczej stopniowo, a nie w wyniku nagłego, gwałtownego wydarzenia. Czy to jest science fiction? Czy to jest fantazja?

Stopniowe rozdzielenie

Odłóżmy na bok przyjęte z góry koncepcje i spróbujmy wyobrazić so­bie ten proces od samego początku.

W jądrze Ziemi powstają dwa środki grawitacji wskutek interakcji po­między cząstkami energii. Oba środki grawitacji przyciągają gęstą ma­terię, a równocześnie odpychają się wzajemnie, tak jak dzieląca się ko­mórka jaja. Silniejszy środek grawitacji stanie się w przyszłości Ziemią, a słabszy - Księżycem. Wskutek silniejszego pola grawitacyjnego Ziemia może przyciągać więcej materii.

Podział komórki przyśpiesza. Oba środki grawitacji dosłownie rozry­wają pierwotną planetę na dwie części i przyciągają gęstą materię, tworząc z niej sferyczny kształt wokół obu środków. W miejscu rozszczepienia się dwóch nowych planet wydobywają się na powierzchnię gotujące się


kamienie. Tworzą one spektakularny, nigdy potem nieoglądany widok. Chmury elektronów ze Słońca mieszają się ze wzburzonymi chmurami pary i gazu. Atmosfera jest silnie naładowana elektrycznie i towarzyszy jej ogromna ilość energii. Temperatura na powierzchni rośnie. Większość wody wyparowuje do atmosfery.

Obie planety odsuwają się od siebie. Obie są nadal otoczone atmo­sferą pełną gazów i pary. Połączenie pomiędzy nimi jest nadal wyraźnie widoczne. Atmosfeiy Księżyca i Ziemi są nadal połączone, jak dziecko z matką. Ale Ziemia jest silniejsza i stopniowo przyciąga atmosferę Księ­życa do siebie.


Wygrywa silniejsza planeta: atmosfera wokół Ziemi się powiększa, cho­ciaż zawiera tylko lotne pierwiastki, natomiast atmosfera wokół Księży­ca się zmniejsza. Przepływ materii w formie lotnych gazów powoduje zwiększanie siły grawitacyjnej Ziemi kosztem siły grawitacyjnej Księży­ca. Księżyc zostaje zmuszony do przyznania się do porażki. Gdy Księżyc oddziela się od Ziemi, zostaje pozbawiony atmosfeiy. Ziemia zwiększa swą moc, a pępowina pomiędzy Ziemią a Księżycem zostaje przerwana.

W ciągu milionów lat ostatnie gazy atmosferyczne uciekają z Księży­ca w szeroką przestrzeń kosmiczną. Ziemia staje się silniejsza. Ponieważ atmosfera Księżyca ucieka w kierunku Zierni, ciśnienie na powierzch­ni Ziemi gwałtownie rośnie. Wiele lotnych pierwiastków i para wodna zmieniają się ponownie w postać stałą lub ciekłą. Coraz wyższe ciśnienie i większa siła grawitacyjna powodują szybsze obracanie się Ziemi, pod­czas gdy prędkość obrotowa Księżyca staje się zależna od przyciągania potężnej Ziemi. Na koniec Ziemia przybiera obecnie znany nam kształt.



Dowody na stopniowe rozdzielenie

Wyliczmy teraz wszystkie dowody świadczące na korzyść teorii stop­niowego rozdzielenia. Mówiąc językiem sportowym, będzie to mecz między drużyną pierwszoligową a czwartoligową. Po pierwsze, uczeni udowodnili, że orbita Księżyca wokół Ziemi oddala się od Ziemi w tem­pie średnio 3 centymetrów rocznie. Czy musimy ekstrapolować, czy od razu uznamy, że wynik jest 1:0? Nawiasem mówiąc, nie można ekstrapo­lować liniowo, gdyż prędkość oddalania się orbity od Ziemi maleje.

Księżyc nie ma pola magnetycznego. Jednak większość próbek pobra­nych z Księżyca wykazuje, że w czasie ochładzania się skał występowało zdumiewająco silne pole magnetyczne.

Na naszą korzyść świadczy również aspekt chemiczny. Skład skał w sko­rupie Księżyca jest podobny do skał w górnym płaszczu Ziemi. Podobny, ale nie identyczny: w obu przypadkach skały składają się głównie z piro-ksenu i oliwinu - są to krzemiany bogate w żelazo i magnez. Jednak w ska­łach księżycowych brak lotnych pierwiastków. Co więcej, zawartość trzech naturalnych izotopów tlenu, mianowicie 160, 170 i 180, jest identyczna w materii na Księżycu i na Ziemi. W meteorytach zawartość ta jest inna.

Badając strukturę Księżyca, trafiamy w samo sedno. Skorupa Księży­ca składa się z warstwy skał o grubości 20^40 kilometrów. Skorupa od strony widocznej z Ziemi składa się z 20-kilometrowej warstwy bazaltu, natomiast skorupa po przeciwnej stronie składa się z około 35-kilome-trowej warstwy bazaltu. Ten nierównomierny rozkład oznacza, że środek masy Księżyca znajduje się o 2 kilometry bliżej Ziemi niż jego środek geometryczny.


Oponenci lepiej zrobią, jeśli się poddadzą. Badania naukowe wykaza­ły, że pod powierzchnią Księżyca znajdują się pustki, które kiedyś były wypełnione lodem. Lód ten stopniowo wyparował. Ponieważ grawitacja Księżyca jest słaba, a grawitacja sąsiadującej planety Ziemi jest znacznie silniejsza, pary te zostały pochłonięte przez Wszechświat. Duża ich część została stopniowo przyciągnięta przez Ziemię.

Oponenci teorii rozszczepienia, między innymi John A. Wood z Har-vard-Smithsonian Center for Astrophysics (A Review ofHypotheses ofFor-mation ofEarth's Moon - Przegląd hipotez dotyczących powstania Księżyca Ziemi), przytaczają następujące argumenty: „Model rozszczepienia wią­że się z poważnymi problemami dotyczącymi dynamiki. Aby Ziemia się rozszczepiła, musiałaby mieć moment pędu prawie cztery razy większy niż wykazywany obecnie przez układ Ziemia-Księżyc". Ponieważ roz­dzielenie Ziemi i Księżyca nie opiera się na momencie pędu, lecz na sile grawitacyjnej, o której dotychczas zbyt mało wiadomo, ten kontrargu­ment może być zignorowany.

Dziura w Ziemi

Przytoczony wyżej argument dotyczący struktury Księżyca jest intere­sujący. Cieńsza skorupa Księżyca po stronie skierowanej ku Ziemi ozna­cza, jak się wydaje, że występuje tam dziura, która nie została całkowicie wypełniona. Jeśli Księżyc nadal ma taką bliznę, co z Ziemią? Czy na Zie­mi również występuje dziura? Rzeczywiście tak jest. Wyobraźmy sobie Ziemię przed rozpadem superkontynentu Pangei na mniejsze kontynen­ty. I spróbujmy sobie wyobrazić, że cała woda zniknęła (woda jest cie­kła i może łatwo wypełnić głębokie dziury). Duży kontynent po jednej stronie i duży suchy ocean po drugiej... Jak ogromna dziura musiała tu być! Czy z tej dziury pochodzi Księżyc? Nie ma żadnego innego wiary­godnego wyjaśnienia tej gigantycznej dziury!



Makrofizyczne konsekwencje rozdzielenia

Jednym ze znanych faktów dotyczących Marsa jest to, że był on kiedyś obficie pokryty wodą. Nawet obecnie na obu biegunach Marsa znajdują się czapy lodowe. A zatem Mars z pewnością miał atmosferę, chociaż zło­żoną tylko z pary wodnej. Jednym ze znanych faktów dotyczących Księ­życa jest to, że w okresie pierwszego miliarda łat swego istnienia zawierał on wodę i miał atmosferę. Wszystko zdaje się wskazywać, że gazy mogą uciec sile grawitacyjnej planety. Jest to ważne, nawet jeśli dotyczy tylko kilku cząsteczek i atomów. Po upływie milionów lub nawet miliardów lat taka utrata atmosfery staje się znaczna, "wszystko się zgadza. Nasza Zie­mia miała ten przywilej, że przyciągnęła lotne gazy i atmosferę z Księżyca. Ziemia uzyskała dużą ilość wody i cięższych pierwiastków w swej atmo­sferze. Atmosfera ziemska zawierała dużo wilgoci, co wydaje się trudne do wyobrażenia w obecnej sytuacji. Może nawet zawierała zewnętrzny wilgotny pas atmosferyczny? Promieniowanie nie może łatwo dotrzeć do skorupy Ziemi. Ale nawet na Ziemi gazy atmosferyczne zaczęły uciekać. A ponieważ księżycowe źródło zostało wyczerpane, Ziemia nie mogła już przyciągnąć więcej nowych lotnych pierwiastków. Stopniowo lotne gazy uciekają z Ziemi, niczym przez szparę w zamkniętych drzwiach. Z każdego punktu widzenia wydaje się, że Ziemia jest skazana na to, że stanie się suchą planetą, tak jak Mars i Księżyc. Z drugiej strony oznacza to, że podczas pierwszego swego cyklu życiowego Ziemia miała jeszcze więcej wody i lotnych gazów niż obecnie. W istocie musimy sobie wyob­razić całkowicie błękitną Ziemię. Ziemię, na której nie ma ani kawałka lądu, na której cały ląd jest zalany wodą. Ziemia była jednym wielkim oceanem.

Czy założenie, że Ziemia początkowo zawierała więcej wody, a potem z upływem czasu woda i inne lotne gazy wyparowały w kosmos, jest czystą spekulacją? Nauka dostarcza nam więcej dowodów potwierdzają­cych to założenie. Uczeni udowodnili, że prędkość obrotowa Ziemi się zmniejsza. Szacowane tempo zmniejszania prędkości obrotowej w cią­gu ostatnich kilku dziesięcioleci wynosi od 1 sekundy na 600 000 lat do 2 sekund na 100 000 lat. Obecnie uczeni mówią o tempie zmniejszania wynoszącym około 1,5 milisekundy na stulecie. Oznacza to, że co 100 lat dzień staje się o 1,5 milisekundy dłuższy. To nie jest mało. Jeśli dokona­my ekstrapolacji tego spadku prędkości obrotowej na okres 4,5 miliarda lat istnienia Ziemi, oznacza to spowolnienie obrotu o 18,75 godziny. Gdy powstawała Ziemia, dzień trwał zaledwie 5,25 godziny!

Obserwujemy, że planety o dużej masie mają dużą prędkość obro­tową, podczas gdy planety o mniejszej masie mają prędkość obrotową



mniejszą. Jowisz, największa planeta w Układzie Słonecznym, obraca się wokół swej osi w ciągu mniej niż 10 godzin, podczas gdy mały Merkury obraca się w ciągu ponad 58 dni. Jak powiedzieliśmy wcześniej, prędkość obrotowa zależy od wielkości wzajemnie oddziałujących sił przyciągania i odpychania cząstek elementarnych. Pomyślmy ponownie o wyślizgu­jącym się kawałku mydła. Jeśli Ziemia obraca się coraz wolniej, oznacza to, że siła i liczba cząstek na Ziemi maleje. Ziemia stopniowo traci wiele lotnych gazów. Wróćmy teraz do naszej ekstrapolacji: ponieważ Ziemia w początkowych etapach uzyskała wiele gazów z Księżyca, ekstrapolacja nie może być zastosowana na całym tym odcinku czasu.

Jest więcej niż prawdopodobne, że Ziemia była całkowicie pokryta wodą i lodem przez długi czas. Z powodu braku lądu mogły się rozwinąć tylko zwierzęta wodne, co samo w sobie jest już dowodem. Co więcej, substancje chemiczne mogą łatwiej się mieszać w cieczach, które mocno się poruszają, co pozwala na tworzenie bardziej złożonych cząsteczek. A występowały nie tylko prądy konwekcyjne, gdyż gdy Księżyc był bliżej - pływy były silniejsze niż obecnie. Poza tym stworzenia wodne są lepiej chronione przed groźnym promieniowaniem z zewnątrz. Ale dlaczego życie wyszło na suchy ląd dopiero 400 000 000 lat temu? Czy Ziemia osuszała się w taki sposób, że pierwsze fragmenty skał dopiero wtedy pojawiły się nad powierzchnią wody? Fragmenty skały, które potem połą­czyły się i utworzyły superkontynent. Wydaje się możliwe, że superkon-tynent Pangea wyłonił się z wody dopiero 400 000 000 lat temu.

W międzyczasie upłynęło kolejne 400 000 000 lat. Atmosfera stała się bardziej rozrzedzona. Księżyc był jeszcze dalej od Ziemi. Czterysta mi­lionów lat temu żylibyśmy w bardziej wilgotnej atmosferze, a siły grawi­tacyjne byłyby mniej zauważalne z powodu gęstszej atmosfery. Gęstsza atmosfera jest szczególnie ważnym czynnikiem. Im gęstsza atmosfera, tym mniej odczuwamy grawitację. Możemy to zauważyć, gdy wskoczy­my do basenu. Łatwiej pływać w wodzie niż latać w powietrzu. Większa gęstość wody oznacza, że odczuwamy mniejszą grawitację. Nie bez po­wodu astronauci z NASA odbywają ćwiczenia symulujące małą grawita­cję w basenie pływackim. Gęstsza atmosfera z większą zawartością pary wodnej daje podobny, chociaż mniejszy efekt. Ewidentnie wpłynęło to na wielkość rozwijających się zwierząt lądowych. Światło dzienne ujrzały wielkie gady. Była to epoka dinozaurów. Dinozaury były niezgrabnymi stworzeniami. Niektórym z nich grzbiet by się załamał pod własnym cię­żarem, gdyby żyły obecnie.

Oddzielenie się Księżyca i zmniejszenie atmosfery nie tylko zwiększy­ło siłę grawitacyjną odczuwaną na Ziemi, lecz także spowodowało za­łamanie się systemu ekologicznego wilgotnej atmosfery. Zmniejszenie



0x08 graphic
się zewnętrznego, wilgotnego pierścienia atmosferycznego spowodo­wało zwiększenie się ilości groźnego promieniowania docierającego do skorupy Ziemi. Klimat stał się mniej stabilny i mniej odpowiedni dla życia. Dinozaury zostały skazane na zagładę, ponieważ nie były odpo­wiednio przystosowane do nowych warunków klimatycznych. Należy to rozumieć tak, że jeśli warunki zmieniają się gwałtownie, organizmy nie mają żadnej szansy, natomiast jeśli zmiany zachodzą stopniowo, zwierzę­ta mogą stopniowo ewoluować. Ssaki miały więcej szczęścia, gdyż dzię­ki mniejszym rozmiarom, ciepłej krwi i ochronnym futrom były lepiej chronione przed nowym klimatem. W wodzie ewolucja ta w mniejszym stopniu dotknęła zwierzęta morskie, które lepiej bronią się przed zmia­nami ewolucyjnymi. Proces ewolucji życia dokładniej omówimy w ostat­nim rozdziale, gdzie zostanie wyraźnie wykazane, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od czynników zewnętrznych. Możemy zadać sobie pytanie, czy klimat w przyszłości, który będzie się charakteryzować jeszcze rzad­szą i mniej wilgotną atmosferą, nie będzie bardziej korzystny dla owadów niż dla ssaków?


Superkontynent się rozpada

Turbulencja pod skorupą ziemską

Niemiecki meteorolog Wegener jest najsłynniejszym uczonym w dzie­dzinie tektoniki płyt. To skomplikowane określenie oznacza, że skoru­pa Ziemi składa się ze stałych płyt, które dryfują po płynnym płaszczu Ziemi. Początkowo była jedna gigantyczna płyta, czyli superkontynent, zwany Pangeą. Ten superkontynent składał się z wszystkich współczes­nych kontynentów połączonych ze sobą. Około 250 000 000 lat temu su­perkontynent nagle się rozpadł. Duże kontynenty, tj. Ameryka Północ­na, Ameryka Południowa, Antarktyda, Australia i Eurazja, oddzieliły się i odsunęły od Afryki. Jeszcze dzisiaj, jeśli popatrzymy na kontur Ameryki i porównamy go z Afryką i Europą, zauważymy, że kontynenty te niegdyś były połączone.

Przyczyny dryfu kontynentów zostały wyjaśnione w 1944 roku przez angielskiego geologa Arthura Holmesa. Stwierdził on, że kontynenty od­dalają się od siebie na skutek gorących prądów konwekcyjnych w płasz­czu Ziemi. Zaś te prądy konwekcyjne są efektem ciepła generowanego wskutek rozpadu pierwiastków radioaktywnych. W miejscach, gdzie prą­dy konwekcyjne wywierają na skorupę ziemską ciśnienie skierowane do góry, kontynenty się przełamują. Po uwolnieniu się to ciśnienie powo­dowane przez prąd konwekcyjny oddziałuje pomiędzy dryfującymi kon­tynentami. Ciśnienie skierowane do góry również dryfuje i podzielony kontynent może dryfować coraz dalej.

Ten zbieg okoliczności jest zbyt duży, aby był przekonujący. Warto jest przyjrzeć się wszystkim trybom w tej maszynie. Czy nie została pomy­lona przyczyna ze skutkiem? Czy nie jest to klasyczny przykład pytania, co było pierwsze, jajo czy kura? Występujące między kontynentami ciś­nienie skierowane do góry może nie być przyczyną, lecz skutkiem dryfu



0x08 graphic
kontynentów. Ciężkie płyty, takie jak kontynenty, powodują nacisk w dół na płynny płaszcz wewnętrzny. Podobnie jest, gdy kąpiąc się, leżymy na łódce zabawce. Dodatkowe ciśnienie lub prądy skierowane do góry po­wstają między kontynentami jako reakcja.

Grawitacja jako napęd dryfu kontynentów

Siły grawitacyjne odgrywają kluczową rolę przy formowaniu gwiazd i planet. I nic musimy patrzeć na największe ciała niebieskie. W tym właśnie momencie niewyczerpalna siła grawitacji oddziałuje na nasze ży­cie. Pępowina pomiędzy Ziemią a Księżycem może być przerwana, ale czujemy siłę przyciągania Księżyca niczym gorący oddech na karku. Pły­wy oceaniczne wytwarzają wspaniałe fale, którymi cieszymy się w lecie. Wulkanolodzy udowodnili niedawno, że wulkany są bardziej aktywne podczas przypływu niż podczas odpływu. Siła grawitacyjna nie powinna być niedoceniana. Nie zdziwiłbym się, gdyby atmosfera Ziemi została zakrzywiona w wyniku przyciągania grawitacyjnego Księżyca. Dlaczego nikt nigdy nie zasugerował, że Ziemia mogłaby mieć także pływy atmo­sferyczne?

Oddzielenie się Księżyca pozostawiło gigantyczną dziurę z jednej strony, podczas gdy po drugiej stronie widzimy gigantyczny kontynent. Pangca musiała wyglądać jak gigantyczna góra. Bez wątpienia jest więcej niż możliwe, że nasz superkontynent został rozerwany na kawałki, aby wypełnić tę gigantyczną dziurę. Wykopmy jamę w ogrodzie, a zobaczy­my, że jej krawędzie po krótkim czasie się pokruszą. To siła grawitacyjna podzieliła nasz gigantyczny kontynent i wciągnęła do dziury wszystkie fragmenty wokół krawędzi. Prądy konwekcyjne są jedynie konsekwencją tego podziału. W naturze ludzkiej jest wyrażanie rzeczy w kategoriach czarno-białych. Jako dzieci postrzegamy każde działanie jako dobre lub jako złe, rzadko zdarza się coś pośredniego. Sławny generał kiedyś po­wiedział: „Jeśli nie jesteś moim przyjacielem, jesteś moim wrogiem". Dziecko jeszcze się nie nauczyło dostrzegania wielu powiązań pomiędzy rzeczami i często wie tylko o przycisku włączającym-wyłączającym. Gdy dorastamy, nasze doświadczenie się poszerza. Przycisk włączający-wyłą­czający staje się ściemniaczem. To dlatego starsi ludzie lepiej radzą sobie z widzeniem rzeczy w odpowiedniej perspektywie. Dlaczego mówię to wszystko? Prądy konwekcyjne nie są jedynie skutkiem pęknięcia kon­tynentów. Powodują one także lokalne pęknięcia w płytach na skorupie ziemskiej. Tym niemniej jest oczywiste, że główną przyczyną dryfu kon­tynentów nie są prądy konwekcyjne, lecz grawitacja.


250 000 000 lat temu

Dlaczego nasz gigantyczny kontynent rozpadł się dopiero 250 000 000 lat temu? Nasza Ziemia i sąsiedni Księżyc liczą sobie przecież już 4,5 mi­liarda lat! Nic musimy daleko szukać odpowiedzi na to pytanie. Już o tym wspomnieliśmy. Na początku nasza Ziemia była jednym wielkim ocea­nem. Zwierzęta morskie miały królestwo tylko dla siebie. Ziemia była całkowicie pokryta masami wody, lodu i być może innych cieczy. Gdy mijały kolejne setki milionów lat, coraz więcej wody wyparowywało, gdy atmosfera stawała się coraz rzadsza. Dobre 400 000 000 lat temu konty­nent stopniowo wynurzył się na powierzchnię. Do tego czasu cała woda wypełniła naszą wielką dziurę, będąc do niej wsysaną i uniemożliwiając podział Pangei. Ale wtedy sytuacja stała się bardziej niebiezpieczna.

Gdy Pangea się wynurzyła, wszystko nabrało tempa. Rośliny i zwierzę­ta morskie wyszły na suchy ląd. Poziom wody cały czas opadał i wielka dziura nie była już wypełniona wodą. Około 250 000 000 lat temu Pan­gea w końcu doznała swojego wielkiego wybuchu. Kontynenty rozpadły się, aby wypełnić dziurę w Ziemi. Rozpad ten był tak potężny, że spowo­dował masowe wyginięcie 90% gatunków zwierząt.

Podzielona Pangea wywarła również piętno na skorupie ziemskiej. Roz­dzielające się masy lądowe spowodowały wielkie poruszenie w cienkiej skorupie pod oceanami. Skorupa kontynentalna ma od 4,1 do 4,5 miliar­da lat, natomiast - co istotne - skorupa oceaniczna jest znacznie cieńsza i liczy sobie tylko 200 000 000 lat. I nie ma grubej warstwy bazaltu.



0x08 graphic
Odchylenie

Rozpad superkontynentu jest wdzięcznym tematem dla wielu książek. Ameryka Południowa i Ameryka Północna, nadal połączone ze sobą, pod-ryfowały na wschód. Eurazja podryfowała na północ (lub raczej północ­ny zachód). Na południu widzimy dryfującą Antarktydę. Antarktyda była także połączona przez długi czas z Amciyką Południową. Na zachodzie, dokąd podryfowała Australia, musiało dojść do większych zaburzeń. Ale wiemy dlaczego: Indie zaczęły dryfować na północny wschód (z powo­dów, które omówię później) i zderzyły się z całej siły z Azją. Miało to miejsce około 65 000 000 lat temu. Katastrofa ta zbiegła się z końcem epoki dinozaurów. Siła tego zderzenia jest dotąd wspaniale uwidoczniona w postaci Himalajów.

Nawet w Europie, gdzie było bezpiecznie w porównaniu z gwałtowny­mi zdarzeniami na wschodzie, konsekwencje były znacznie większe, niż można było oczekiwać. Pływająca płyta Eurazji zareagowała na zderzenie z Indiami. Możemy to sobie wyobrazić jako samochód uderzony z boku. Popatrzmy, w jaki sposób wpłynęło to na Eurazję. Gigantyczne zderzenie nie tylko popchnęło Eurazję nieco na północ, lecz także obróciło konty­nent w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Eurazja nie została uderzona w środku swego boku, lecz z przodu. Ruch odchylający miał nokautujące skutki dla całego krajobrazu Europy.

Nadal możemy dostrzec strefę zgniotu pozostałą po tej kolizji. W środku Eurazji ruch odchylający spowodował wyniesienie gór Uralu. To pasmo górskie powstało, gdy wschodnia część Eurazji obróciła się w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, na zachód. Ale to jeszcze nie wszystko. Ruch odchylający zmniejszył prędkość i nawet nastąpiło od­wrócenie ruchu zachodniej Eurazji na północ. Dlatego Europa ponow­nie zderzyła się z Afryką, pomimo że przedtem się od niej oddzieliła.

Narodziny Alp

Narodziny Alp według klasycznej nauki wyglądały następująco.

Kiedyś między resztą Europy a Italią było wielkie jezioro (według naj­nowszych teorii naukowych było to morze). W Alpach można znaleźć wiele skamieniałości, które milcząco świadczą o istnieniu tam życia mor­skiego. Zycie morskie pozostawiło wielkie ilości osadów. Osady te z upły­wem lat nawarstwiały się, wskutek czego woda odpłynęła. Ponieważ woda jest cięższa niż osady, ciężar skorupy ziemskiej w miejscu między Italią a Europą nagle się zmniejszył, co spowodowało wyniesienie gór.



Gdy byłem w szkole, nie wierzyłem własnym uszom. Co za nonsen­sy nam opowiadają? Zadałem sobie absurdalne pytanie: dlaczego osa­dy można znaleźć w górach tylko między Italią a Europą, a nie ma ich w pozostałej części obszaru Morza Śródziemnego? Co więcej, jeziora lub morze między Italią a Europą musiało mieć głębokość co najmniej taką, jak wysokość gór. A gdy pomyślimy, że Mont Blanc ma wysokość 3800 metrów, wydaje się to cokolwiek śmieszne. I jakby tego było mało, góry zawierają wielkie ilości granitu, który jest cięższy od wody.

Odchylenie Eurazji rzuca więcej światła na sytuację Italii. Italia była miłą wyspą między Afryką a Europą, oddzieloną od nich morzem. Po­tem odchylenie zahamowało ruch Europy na północ, powodując, że Italia zderzyła się z Europą. Nastąpiło zdarzenie podobne do kolizji z Indiami, ale w mniejszej skali. I stąd już jest blisko do znalezienia wyjaśnienia, dlaczego w Alpach można spotkać skamieniałości zwierząt morskich. Jeśli przyjrzymy się szczegółowo kolizji Italii, dojdziemy do zaskakujących wniosków. Jak powstała zatoka, dzięki której Grecja jest półwyspem? Czy Sycylia podryfowała nieco dalej na zachód, gdy Italia została zatrzymana?

Alpy nie są jedynym wysokim pasmem górskim w Europie. Na drugim miejscu są Pireneje, których pochodzenie jest podobne. Nie robi różni­cy, czy wielki Półwysep Iberyjski (Portugalia i Hiszpania) był czy nie był połączony z Europą przed kolizją z Indiami. Nawet jeśli Ibcria była po­łączona z Europą, półwysep był tak wielki, że zahamowanie zachodniej Europy musiało doprowadzić do powstania gór.

Pochodzenie Holandii

O ile w południowej Europie góry powstały w wyniku kolizji masy­wów lądowych, o tyle w północno-wschodniej możemy zaobserwować inny interesujący proces. W chwili zderzenia z Indiami Europa poruszała się na północ. Północna Europa nie miała się z czym zderzyć, ale została połączona ze środkowoeuropejskim masywem lądowym, który podlegał sile odchylającej. Jest oczywiste, co się stało dalej. Północno-zachodni ma­syw lądowy został rozciągnięty jak guma do żucia pomiędzy palcami a us­tami. Skorupa ziemska w północno-wschodniej Europie stała się cieńsza na niektórych obszarach. Nie bez powodu Belgia i Holandia są w wielu językach zwane „niskimi krajami" (Niderlandami). Kraje te wyszły dość dobrze na tych zmianach. Legendarne państwo króla Artura, znajdujące się w pobliżu południowo-zachodniego wybrzeża Anglii, zostało pochło­nięte przez morze. Płytkie Morze Północne to prawie w całości ląd zalany



wodą. W porównaniu z ogromnymi głębiami oceanu morze to przypo­mina płytki basen. Proces nie skończył się na rozciąganiu. W kontynencie powstały szczeliny. Jedną z nich nazywamy obecnie Morzem Bałtyckim. Oddzieliła ona Skandynawię od reszty kontynentu.

Anomalie w wypełnieniu dziury

Pangca rozpadła się z powodu wielkiej dziury. Krytycy wysuwają kontr­argumenty, które na pierwszy rzut oka wydają się nic do wyjaśnienia. Najbardziej interesujący kontrargument dotyczy Indii. Indie oddzieliły się od Afryki później niż wszystkie inne kontynenty. W rzeczywistości jednak strona, po której oddzieliły się Indie, dostarcza argumentu na rzecz teorii wypełniającej się dziury: Indie oderwały się od wschodniej strony Afryki, gdzie mniej lądu zostało zassane do wielkiej dziury, tzn. pomiędzy Australią a Antarktydą. Zgodnie z naszą teorią, że siły grawi­tacyjne rozerwały masy lądowe, Indie powinny podryfować na środek Oceanu Indyjskiego. Jednak co widzimy? Z jakiegoś powodu Indie nag­le zmieniły kurs i popłynęły pełną parą prosto na północ, zderzając się z Eurazją. To nie był przypadek. Musiał istnieć jakiś powód. Coś musiało spowodować, że Indie nagle zmieniły swój kurs i popłynęły na północ, zderzając się z wielkim hukiem z Eurazją.


Wiemy, że Indie były najmniejszym oddzielonym masywem lądowym i jedynym, który oderwał się całkowicie. Pozostałe kontynenty w dalszym ciągu były połączone z innymi, choćby tylko wąskim pasmem. Oznacza to, że Indie mogły dryfować stosunkowo swobodnie po płynnym ze­wnętrznym płaszczu Ziemi. Inaczej było z pozostałymi kontynentami, które były mocno przycumowane do siebie, pływając po płynnym płasz­czu.

Pomimo faktu, że „teoria wielkiej dziury" wyjaśnia ogólny zarys obec­nego układu kontynentów, pozostają jeszcze inne anomalie oprócz Indii. Na przykład w Peru występują obszary wysokich gór, które kiedyś znaj­dowały się na wybrzeżu. Mogły także istnieć inne obszary pochłonięte przez morze. Dobrze znamy mit o Atlantydzie. Mogło być wiele nagłych przesunięć. Ich przyczyny zostaną wyjaśnione w dalszych rozdziałach.


Różne ruchy Ziemi

Obrót Ziemi wokół osi i obieg Księżyca wokół Ziemi

Zadajmy sobie teraz pozornie banalne pytanie: czy Księżyc przyciąga Ziemię, czy też Ziemia przyciąga Księżyc? Z poprzednich rozdziałów wiemy, że te ciała niebieskie przyciągają się wzajemnie. Poza tym opisa­liśmy, że każde z nich jest niczym rozdzielony bliźniak syjamski. Obrót Księżyca stwarza wrażenie, że Księżyc jest nadal przymocowany do Ziemi. Księżyc zawsze jest skierowany ku Ziemi tą samą stroną. Z powodu swej większej siły grawitacyjnej Ziemia dominuje i zmusza Księżyc do okrą­żania jej. Czas okrążenia Ziemi przez Księżyc w porównaniu z czasem obrotu Ziemi wokół własnej osi zmniejszył się z biegiem czasu. Przed oddzieleniem się Księżyca czas obrotu Ziemi wokół osi wynosił mniej więcej 24 godziny, aczkolwiek ta prędkość obrotowa niekiedy może się zmniejszać lub zwiększać z powodu różnych czynników. Jednak nie tyl­ko Ziemia oddziałuje na ruchy Księżyca, lecz także odwrotnie. Księżyc oddziałuje na ruchy Ziemi, wskutek czego Ziemia wykonuje ruchy nu-tacyjne. Z powodu oddziaływania orbity Księżyca, orbita Ziemi wokół Słońca nie jest idealnie eliptyczna, lecz nieco zygzakowata.

Obieg Ziemi wokół Słońca

Widzimy wyraźnie, jak Ziemia okrąża Słońce. Szczegółowy opis tego nie jest potrzebny ze względu na zakres tej książki. Warto tylko wspo­mnieć o godnej uwagi, systematycznej zależności pomiędzy odległościa­mi planet naszego Układu Słonecznego od Słońca. Wygląda na to, że


w naszym Układzie Słonecznym brakuje jednej planety, między Marsem a Jowiszem. Zamiast tej brakującej planety jest pas gruzu. Cóż za stabilny, spokojny i bezpieczny Układ Słoneczny! Co więcej, kawałki tego gruzu nie przylegają do siebie, jak zakładają na przykład niektóre hipotezy do­tyczące pochodzenia Księżyca.

Ponadto obserwujemy, że oś obrotu Księżyca jest prostopadła do jego orbity. Inaczej jest z osią Ziemi w stosunku do jej orbity wokół Słoń­ca. Na dodatek oś deklinacji Ziemi nie obraca się wokół Słońca o 360° w ciągu roku, więc możemy wnioskować, że na tę oś deklinacji wpływają także inne czynniki.

Oto małe wyjaśnienie: oś obrotu Ziemi tworzy kąt 66°34' z orbitą obiegu Ziemi wokół Słońca. Ten kąt nosi nazwę deklinacji. Z tego po­wodu pozorna orbita Słońca obserwowana z Ziemi tworzy kąt 23°26' (90°-66°34') z równikiem niebieskim. Deklinacja Ziemi w stosunku do Słońca jest przyczyną istnienia pór roku, gdyż w stronę Słońca na zmianę jest skierowany biegun północny lub biegun południowy i zmienia się to co sześć miesięcy. Fakt ten jest powszechnie znany jako wyjaśnienie nierównej długości dnia i nocy zimą oraz latem.

Ruchy nutacyjne

Co to jest nutacja? Jest to kołyszący ruch obracającego się obiektu, spo­wodowany siłami zewnętrznymi. Podczas obracania się kąt nachylenia osi obrotu jest czasem bardziej poziomy lub bardziej pionowy. Ruch nu-tacyjny jest spowodowany oddziaływaniem na obiekt równocześnie kil­ku różnych sił. Dlatego nachylenie osi obrotu nie jest stałe, lecz się zmie­nia. Czy możemy znaleźć związki pomiędzy tymi ruchami nutacyjnymi a różnymi ruchami Ziemi oraz sąsiednich planet i gwiazd?

Po pierwsze, Ziemia wykonuje pełny cykl nutacji w ciągu 18,6 roku, co bezpośrednio odpowiada orbicie Księżyca wokół Ziemi i orbicie Zie­mi wokół Słońca. Nutacja to ruch nachylający, przy którym deklinacja Ziemi, wynosząca obecnie 23°26', zmienia się w ciągu długiego okresu w przedziale od 21°55' do 24°36'. Okres ruchu nutacyjnego, wynoszący 18,6 roku, jest wyraźnie dłuższy od czasu obiegu rocznego Ziemi wokół Słońca. Oprócz tego występują mniejsze ruchy nutacyjne spowodowane głównie oddziaływaniem innych planet Układu Słonecznego.

Poza zwrotną nutacja z okresem 18,6 roku, Ziemia doznaje również nutacji z okresem 41 000 lat. Nutacja ta musi być spowodowana orbita­mi, które są dostrzegalne tylko w bardzo długich odcinkach czasu. Jest oczywiste, że dzienna orbita Księżyca wokół Ziemi i roczna orbita Ziemi



wokół Słońca nie mogą być brane pod uwagę jako przyczyny nutacji z okresem 41 000 lat. Musi bez wątpienia istnieć co najmniej jedna or­bita o dłuższym okresie, powodująca taką nutację. Obieg wokół środka Galaktyki trwa 200 000 000 lat, więc może zostać zignorowany. Tak więc jedyną możliwą orbitą lub obrotem, jaki może być brany pod uwagę, jest cykl precesji liczący 25 776 lat, o którym powiemy dalej.

Badania astronomiczne wykazały, że cały Układ Słoneczny także wy­konuje ruch nutacyjny. Płaszczyzna orbity naszego Układu Słonecznego jest nachylona w stosunku do płaszczyzny orbity Drogi Mlecznej, czyli płaszczyzny galaktycznej. Ten kąt nachylenia także się zmienia - zwiększa i zmniejsza. Okres i zakres kątowy tej nutacji nic zostały jeszcze obli­czone dokładnie. Jedyne, co ustalono, to pozycja w przestrzeni Układu Słonecznego w stosunku do Drogi Mlecznej: płaszczyzna orbity Ukła­du Słonecznego jest nachylona o około 60° do płaszczyzny galaktycznej. Musi istnieć jakieś wyjaśnienie tego ruchu nutacyjnego, a najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest to, że Układ Słoneczny orbituje wewnątrz spiralnego ramienia Drogi Mlecznej. Czy to jest ta sama pre­cesja, o której wspomnieliśmy wyżej?

Inne ruchy Ziemi

Zbadajmy tę hipotezę dokładniej, gdyż nie możemy zignorować tego rodzaju ruchów nutacyjnych. Będziemy poszukiwać innych ruchów. Wiemy, że Ziemia znajduje się w Drodze Mlecznej, a Droga Mleczna obraca się wokół własnego środka. Średnica Drogi Mlecznej wyno­si około 85 000 lat świetlnych, a jej promień znajduje się mniej więcej o 25 000-28 000 lat świetlnych od Układu Słonecznego. Układ Słonecz­ny porusza się z prędkością 250 kilometrów na sekundę wokół środka Drogi Mlecznej. Przy takiej prędkości okres obiegu wynosi 200 000 000 lat. Tak długookresowy ruch nie może być powodem wspomnianych wyżej ruchów nutacyjnych.

Układ Słoneczny znajduje się mniej więcej o 26 lat świetlnych od płaszczyzny galaktycznej (czyli płaszczyzny przekroju Drogi Mlecznej), na krawędzi stosunkowo mało zagęszczonego ramienia zwanego Ramie­niem Oriona. Ramię Oriona znajduje się prawie w połowie odległości między dwoma bardzo zagęszczonymi ramionami Drogi Mlecznej - Ra­mieniem Pcrseusza i Ramieniem Strzelca. Z różnych powodów trudno jest dokładnie ustalić ruchy Układu Słonecznego. Po pierwsze, badając ruchy, musimy wziąć pod uwagę znane ruchy, tj. obrót Ziemi, obieg Ziemi wokół Słońca, nutacje, obrót Galaktyki itd. Po drugie, musimy


uwzględnić trzy wymiary, a nie jedynie dwa. Wydaje się to oczywiste, ale bynajmniej nie jest banalne. Co więcej, potrzebujemy punktów odnie­sienia (innych gwiazd). Takie punkty odniesienia także wykonują ruchy, które powinny być znane. Sprawa robi się jeszcze trudniejsza, bo musi­my także znać poprawne odległości do punktów odniesienia. Ustalenie tych odległości nie jest łatwe i często są to tylko zgrubne oszacowania. Niektóre gwiazdy znajdują się kilkadziesiąt lat świetlnych od Ziemi, a in­ne dziesiątki tysięcy lat świetlnych lub jeszcze dalej. Oprócz tego przy obliczaniu tych ruchów często zakłada się, że ruch jest jednostajny, a nie o prędkości malejącej lub rosnącej. Jednak ruch jednostajny jest raczej wyjątkiem niż regułą. Obliczenia oparte na danych sprzed 10 000 lat (jak to ma miejsce w przypadku gwiazdy odległej o 10 000 lat świetlnych od nas) przypominają bardziej miotanie się w ciemności. I jakby trudności tych obliczeń były nie dość duże, musimy jeszcze uwzględnić lokalne lub chwilowe czynniki wpływające na te ruchy: czy na ruchy odległej gwiazdy wpływa supernowa, eksplodująca gwiazda, przechodząca w pobliżu gwiaz­da, orbity gigantycznych planet bądź jakieś inne czynniki? A nawet kiedy założymy, że możemy obserwować ruch, skąd możemy wiedzieć, że składa się on z jednego ruchu, a nie jest wynikiem kombinacji wielu ruchów?

Astronomowie zaobserwowali, że nasz Układ Słoneczny porusza się z prędkością około 20 kilometrów na sekundę w kierunku apeksu znaj­dującego się powyżej Drogi Mlecznej i ku jej środkowi. Ruch prosto­liniowy wygląda raczej na anomalię. Zakładając, że ruch odbywa się po linii prostej, nasz Układ Słoneczny powinien przybyć spoza Drogi Mlecznej, przelecieć przez płaszczyznę galaktyczną i ostatecznie wyle­cieć na zewnątrz Galaktyki. Jeśli Układ Słoneczny miałby pozostawać w Drodze Mlecznej, musiałby zatrzymać się i zawrócić z powrotem. Tak więc wygląda na to, że Układ Słoneczny porusza się po orbicie i tylko przypadkowo płaszczyzna jego orbity jest równoległa do kierunku tego ruchu, podobnie jak to jest w przypadku orbity Księżyca. Ponieważ nie możemy znaleźć obecnie ostatecznej i zadowalającej odpowiedzi doty­czącej orbity, po której podąża nasz Układ Słoneczny, powinniśmy się cofnąć o krok i zastanowić nad ruchem precesyjnym.

Precesja punktów równonocy

Oprócz tego, że Ziemia obraca się w cyklu dziennym, Księżyc obiega Ziemię, a Ziemia obiega Słońce, występuje jeszcze jeden ruch: ruch pre-cesyjny. Na pierwszy rzut oka ruch precesyjny wydaje się czymś raczej nudnym i teoretycznym. Jednak jest on prawdopodobnie powiązany ze



0x08 graphic
straszliwymi, groźnymi dla życia katastrofami, które zdarzają się cyklicz­nie. Stanie się to oczywiste w dalszej części tej książki. Czym zatem jest ruch precesyjny? Firmament gwiazd obraca się z prędkością 50,290966" (sekundy kątowej) na rok (sekunda kątowa to 1/60 minuty kątowej, a mi­nuta kątowa to 1/60 stopnia) wokół osi Ziemi, prostopadłej do płaszczy­zny orbitalnej Układu Słonecznego. Nie należy mylić tej osi (osi pro­stopadłej do płaszczyzny orbitalnej Układu Słonecznego) z osią obrotu dziennego Ziemi. Tę oś obrotu firmamentu nazywamy osią precesji.

Ruch precesyjny powoduje, że firmament pozornie obraca się wokół Ziemi z okresem 25 776 lat (50,3" to w przybliżeniu 1/25 776 okręgu 360°). Jest niemożliwe, aby wszystkie gwiazdy we Wszechświecie obra­cały się wokół Ziemi. Dlatego współczesna nauka uważa, że Ziemia z jakiegoś niewyjaśnionego powodu wykonuje ruch precesyjny, obraca­jąc się o 360° w okresie 25 776 lat, bez zmiany swej pozycji w stosunku do Słońca.

Ale czy ta hipoteza jest słuszna? Weźmy dla porównania prosty przy­kład: załóżmy, że jesteśmy w samochodzie, który wpada nagle w poślizg na oblodzonej drodze. Przestraszeni, naciskamy hamulec. Samochód


zaczyna zarzucać i obracać się wokół swej osi. To samo zjawisko obser­wujemy w przypadku Księżyca. Podczas okrążania Ziemi Księżyc obraca się jeden raz wokół swej osi. Powód tego obrotu nie znajduje się w sa­mym Księżycu. Przyczyną pozornego obrotu Księżyca jest jego orbita obiegająca Ziemię. Wydaje się zatem więcej niż prawdopodobne, że ruch precesyjny jest spowodowany obiegiem Układu Słonecznego, którego częścią jest nasza Ziemia, po orbicie z okresem 25 776 lat. Z powodu tego obiegu Ziemia pozornie obraca się jeden raz wokół własnej osi, tak jak to ma miejsce w przypadku samochodu i Księżyca. Z powodu orbity precesyjnej Układu Słonecznego Ziemia wykonuje pozornie obrót wo­kół własnej osi z okresem 25 776 łat. Jest to jedyne możliwe wyjaśnie­nie wspomnianych wyżej ruchów nutacyjnych Ziemi i całego Układu Słonecznego. Długi czas trwania okresu obiegu, 25 776 lat, wskazuje, że prawdopodobnie chodzi o orbitę obiektu większego niż Ziemia.

Najbardziej oczywistym dowodem jest położenie osi precesji. Oś ob­rotu Ziemi jest ustawiona pod kątem 66°34' do płaszczyzny orbitalnej Układu Słonecznego. Inaczej mówiąc, Ziemia obraca się w cyklu dzien­nym wokół osi pochylonej pod kątem deklinacji wynoszącym 66°34'. Oś precesji jest „przypadkowo" ustawiona pod kątem 90° do płaszczyzny orbitalnej Układu Słonecznego. Oznacza to, że oś precesji nie pokrywa się z osią Ziemi, ale „przypadkowo" pokrywa się dokładnie z osią Ukła­du Słonecznego. W ujęciu matematycznym prawdopodobieństwo takie wynosi prawie zero, zatem musimy przyjąć, że ruch precesyjny jest skut­kiem ruchu orbitalnego naszego Układu Słonecznego.

Fakt, że ruch precesyjny Ziemi jest w rzeczywistości ruchem precesyj-nym Układu Słonecznego, może być także wykazany empirycznie, gdyż oznacza to, że każda planeta Układu Słonecznego wykonuje taki sam pozorny ruch precesyjny. Wystarczy zatem zaobserwować ruch gwiazd z Księżyca lub Marsa i sprawdzić, czy występuje tam ruch precesyjny.

Można powiedzieć, że nadal istnieją dwa możliwe wyjaśnienia ruchu precesyjnego:

  1. Nasz Układ Słoneczny obraca się wokół własnej osi.

  2. Nasz Układ Słoneczny krąży po orbicie kołowej lub eliptycznej, wskutek czego widocznyjest pozorny ruch obrotowy. Inaczej mówiąc, Układ Słoneczny krąży po orbicie znajdującej się na brzegu Ramienia Oriona, z okresem 25 776 lat (patrz rysunek). Podobnie jak w przy­padku orbity Księżyca, który zawsze jest zwrócony tą samą stroną do Ziemi, Układ Słoneczny zawsze jest skierowany w tę samą stronę, ku środkowi orbity precesji.


Różne ruchy Ziemi

Fakt, że Układ Słoneczny porusza się w kierunku apeksu, pozwala przyjąć drugą hipotezę, tj. że Układ Słoneczny porusza się po orbicie na brzegu Ramienia Oriona. Co więcej, wydaje się, że oś precesji jest nie tylko prostopadła do płaszczyzny orbity Układu Słonecznego, lecz także do płaszczyzny jego ruchu. Tak więc obecnie Układ Słoneczny porusza się w stosunku do Drogi Mlecznej w górę i w kierunku środka.

Znamy również kierunek precesji: jest to kierunek zgodny z ruchem wskazówek zegara. Ale to oczywiście zależy od tego, z której strony prze­strzeni kosmicznej patrzymy. Załóżmy na przykład, że Ziemia obróci się o 180°, tak że bieguny geograficzne zamienią się miejscami. Wówczas precesja, z tego punktu widzenia, będzie w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Żyjemy w rzeczywistości w przestrzeni trój­wymiarowej, w której opis kierunku jest względny i zależy od pozycji obserwatora.

Ponieważ znamy pozycję przestrzenną płaszczyzny orbitalnej Układu Słonecznego -jest ona nachylona o 60° w stosunku do płaszczyzny orbi­talnej Drogi Mlecznej - możemy wreszcie dać przestrzenną reprezenta­cję ruchu precesyjnego.



0x08 graphic

Podsumowanie

Ruch precesyjny Ziemi jest konsekwencją ruchu Układu Słonecznego po orbicie w Ramieniu Oriona naszej Galaktyki. Pełny cykl precesji trwa 25 776 lat.


Ziemskie pole magnetyczne

Aktualne wyjaśnienie naukowe

Dlaczego nagle przechodzimy od precesji z okresem 25 776 lat do ana­lizy ziemskiego pola magnetycznego? Dlatego, że gromadzimy dowody wspierające teorię cyklu katastrof. Inaczej mówiąc, to, co może się wy­dawać nudnymi wyjaśnieniami, ma istotne znaczenie dla zrozumienia cyklu katastrof niosących zniszczenie w skali globalnej.

Współczesna nauka wyjaśnia pole magnetyczne planety jako efekt po­dwójnego dynama. Po pierwsze, magnetyzm powstaje wskutek wirowa­nia płynnego rdzenia planety, złożonego z materiałów przewodzących elektryczność. Wirowanie to wytwarza prądy konwekcyjne. Na planetach podobnych do Ziemi i większych księżycach takim przewodzącym ma­teriałem są stopione skały zawierające żelazo. Na większych planetach, takich jak Jowisz i Saturn, materiałem takim jest wodór, który staje się przewodnikiem pod wysokim ciśnieniem. Na Uranie i Neptunie wystę­puje mieszanka wody, amoniaku i metanu. Po drugie, magnetosfera jest namagnesowana wskutek prądów konwekcyjnych powstałych w wyniku obrotu Ziemi. Magnetosfera to najbardziej zewnętrzna warstwa wo­kół naszej atmosfery, składająca się z pasa czystych elektronów. Co za zbieg okoliczności: kierunki północ-południe tak powstałych magnesów dokładnie się pokrywają. Powyższe wyjaśnienie, liczące sobie setki lat, w oczywisty sposób wywodzi się z czasów, gdy elektryczność i magne­tyzm były najnowszymi technologiami. Jednak powstaje wiele kontro­wersyjnych pytań.

Dlaczego z jednej strony jest biegun północny, a z drugiej południo­wy, a nie na odwrót? Inaczej mówiąc, dlaczego kompas wskazuje bie­gun północny, a nie biegun południowy? Skąd się wziął kierunek połu-dnie-północ? Biorąc pod uwagę prądy konwekcyjne wewnątrz Ziemi,


można byłoby oczekiwać kierunku północ-południe-północ bądź po-łudnie-północ-południe, podobnie jak na Słońcu, gdzie występuje kilka biegunów północnych i południowych. W istocie ciecz wiruje w prze­ciwnych kierunkach, w zależności od tego, czy znajduje się na półkuli północnej czy południowej. Porównajmy to na przykład z wirem wody powstającym przy opróżnianiu wanny. Na północnej półkuli kierunek wiru jest przeciwny do kierunku ruchu wskazówek zegara, podczas gdy na południowej półkuli kierunek ten jest zgodny z kierunkiem ruchu wskazówek zegara. Można to także łatwo zaobserwować na przykładzie kierunków wiatru w górnych warstwach atmosfery. Dlaczego prądy kon­wekcyjne w Ziemi zachowują się odmiennie? Wydaje się, że powinniśmy szukać przyczyny magnetyzmu gdzie indziej.

Popatrzmy poza Ziemię. Deklinacja Ziemi nie zmienia się z porami roku. Deklinacja to kąt pomiędzy Ziemią a płaszczyzną Słońca. Oznacza to, że Słońce ma tylko mały wpływ na kierunek magnetyczny magneto-sfery. Gdyby było inaczej, wiatry słoneczne zmieniałyby kierunek mag­netyczny magnetosfery latem i zimą. Obserwujemy mały wpływ Słońca w krótkim, 24-godzinnym cyklu rotacji ziemskich biegunów.

Przeciwne kierunki magnetyczne dwóch magnesów przypadkowo łączą się ze sobą niczym zamknięty obwód elektryczny. Obserwacja ta wskazuje, że istnieje jedna wspólna przyczyna magnetyzmu, a nie dwie różne przyczyny.

Dlaczego bieguny magnetyczne nie pokrywają się z biegunami geogra­ficznymi? Na Ziemi różnica ta wynosi mniej więcej 10°, na Jowiszu 9°, a na Merkurym 14°. Na Saturnie bieguny magnetyczne leżą prawie w tym samym miejscu co bieguny geograficzne. Na Uranie różnica wy­nosi prawie 60°, a na Neptunie 47°.

Dlaczego Księżyc, Merkury, Wenus i Mars mają bardzo słabe pola magnetyczne, około 1000 razy słabsze niż Ziemia, lub nie mają takiego pola w ogóle? Nauka przypisuje to brakowi płynnego wewnętrznego jądra lub bardzo powolnemu ruchowi obrotowemu. Na Marsie zaob­serwowano aktywność wulkaniczną. A dzień na Marsie jest tylko o pół godziny dłuższy niż na Ziemi. Tak więc przyczyną nic jest ruch obro­towy. Obecnie Mars ma bardzo słabe pole magnetyczne w porównaniu z dawnym okresem, gdy miał atmosferę. Księżyc kiedyś także miał silne pole magnetyczne i atmosferę. Wydaje się, że atmosfera ma większe zna­czenie, niż myślimy. Co więcej, na Księżycu poczyniono ostatnio dwie obserwacje. Po pierwsze, w wyniku zmiennych warunków powstaje tam bardzo cienka, prawie niedostrzegalna atmosfera. Po drugie, Księżyc obecnie ma biegun magnetyczny, chociaż bardzo słaby. Czy to zwykły zbieg okoliczności?



0x08 graphic
Dlaczego obrót planety wpływa na bieguny magnetyczne? Jeśli magne­tyzm powstaje w wyniku prądów konwekcyjnych wokół osi, pole mag­netyczne nie powinno wykazywać żadnej dewiacji lub tylko niewielką, tymczasem na Uranie i Neptunie dewiacje spowodowane obrotem są ogromne.

Krótko mówiąc, aktualna wiedza naukowa na ten temat nadal jest bar­dzo niezadowalająca, gdyż każdy fakt różni się od teorii.

Analiza pola magnetycznego

Zeby uzyskać jasny obraz pola magnetycznego, zanalizujemy je szcze­gółowo bez zbędnego żargonu technicznego. Zaczniemy od magneto-sfery. Magnetosfera to zewnętrzny pas naszej atmosfery, o grubości od 500 do 36 000 kilometrów w zależności od pozycji względem Ziemi i momentu względem rotacji Ziemi. Magnetosfera składa się z naj­lżejszej materii, na którą oddziałuje siła grawitacyjna. Poza tym pasem rozpoczyna się prawdziwa przestrzeń kosmiczna. Jaka materia jest naj­lżejsza poza fotonami? Wolne elektrony, a także protony. Inaczej mó­wiąc, magnctosferajest to wielki pas wolnych elektronów, powiązanych z Ziemią siłą grawitacyjną. Taka sytuacja nie występuje na powierzchni Ziemi i dlatego uczeni mieli trudności z badaniami eksperymentalnymi w tej dziedzinie.

Rozkład elektronów w magnetosferze podlega tym samym zasadom co rozkład innej materii na Ziemi. Obrót Ziemi powoduje, że więcej elektronów znajduje się na równiku niż na biegunach. Chociaż atomy poruszają się bardzo zwinnie w atmosferze, przelatując jeden przez dru­gi, ruch elektronów jest jeszcze bardziej elastyczny oraz bardzo czuły na siły zewnętrzne. Inaczej mówiąc, najlżejsza siła zewnętrzna powoduje, że elektrony ślizgają się poprzez atmosferę Zierni.

Szybko poruszające się elektrony w pasie Van Allena tworzą wspania­łą tarczę chroniącą przed promieniowaniem dochodzącym z kosmosu, a szczególnie ze Słońca. Jest to szczęśliwa dla nas okoliczność, gdyż świat­ło ultrafioletowe i promieniowanie gamma byłyby dla nas śmiertelnie szkodliwe. Wiatr słoneczny powoduje, że pas Van Allena jest spłaszczony od strony Słońca i bardziej rozciągnięty po przeciwnej stronie.

Będziemy kontynuować nasz naukowy opis. Słońce ma pole magne­tyczne, które wydaje się bardzo silne i rozciąga się daleko poza orbitę Plutona. Inaczej mówiąc, pole magnetyczne Słońca wypełnia cały Układ Słoneczny. To ogromne pole magnetyczne nosi nazwę heliosfery. Zawar­tość heliosfery nosi nazwę plazmy lub hclioplazmy. Na samej granicy



heliosfery, gdzie hclioplazma styka się z plazmą międzygwiezdną, od­kryto trzy pasy, którym nadano nazwy: wstrząs zakończenia, heliopauza oraz fala łukowa. Wiadomo, że heliosfera wywiera silny wpływ na mag-netosferę planet. Czy to jedynie przypadek, że kierunek biegunów mag­netycznych heliosfery dobrze zgadza się z kierunkami biegunów mag­netycznych Ziemi i innych planet naszego Układu Słonecznego? (Dalej powiemy o biegunach magnetycznych Urana, Neptuna, Saturna i Jowi­sza, których kierunek jest równoległy, ale przeciwny).

Inaczej mówiąc, jeśli spojrzymy na deklinację planet i dewiację biegu­nów magnetycznych, ich kierunki magnetyczne dobrze odpowiadają polu magnetycznemu heliosfery. Współczesne teorie naukowe wyjaśniające magnetyzm są, ujmując to delikatnie, niedostateczne. A Uran, najwięk­szy odmieniec, potwierdza naszą teorię jeszcze bardziej przekonująco: deklinacja Urana jest prawic prostopadła do płaszczyzny orbitalnej Ukła­du Słonecznego. Deklinacja Urana wynosi 97,88° w stosunku do płasz­czyzny orbitalnej Układu Słonecznego. Dewiacja biegunów magnetycz­nych Urana w stosunku do prawdziwych biegunów wynosi około 60°, czyli jest bardziej zbliżona do pola magnetycznego heliosfery niż do pola magnetycznego ruchu obrotowego wokół osi. Co więcej, zaobserwowa­no, że bieguny magnetyczne nie są statyczne, lecz poruszają się równo­legle do równika. Prędkość tego ruchu jest równa prędkości obrotowej, ale jej kierunek jest przeciwny. Inaczej mówiąc, bieguny magnetyczne



0x08 graphic
pozostają zawsze w tej samej pozycji i nie podążają za ruchem obroto­wym powierzchni. Co za tym idzie, kierunek biegunów magnetycznych zawsze odpowiada orientacji biegunów magnetycznych heliosfery. Jest to zgodne z naszą teorią, natomiast całkowicie niewytłumaczalne na gruncie aktualnych założeń naukowych co do prądów konwekcyjnych. Przypomnijmy tylko, że przeciwny kierunek biegunów, obserwowany na Uranie, Neptunie, Saturnie i Jowiszu, będzie omówiony później.

Ziemskie pole magnetyczne także zależy od heliosfery. Co więcej, ziemskie pole magnetyczne jest nieco odchylone, co można wyjaśnić po­lami siły magnetycznej heliosfery. Równocześnie ziemskie bieguny mag­netyczne dokonują ruchu okrężnego z okresem liczącym 24 godziny.

A zatem kierunek magnetyczny planet jest uzależniony od czynników zewnętrznych, tj. pozycji względem heliosfery, a nie przez czynniki we­wnętrzne. Struktura planety również wpływa na orientację magnetyczną. Bardzo ważne jest, czy planeta ma atmosferę i pas elektronów. Pewną rolę odgrywają również procent materiału dającego się namagnesować oraz ilości gazów, cieczy i ciał stałych składających się na planetę. Jak materiał magnetyczny jest rozłożony na planecie? Jak planeta porusza się i jaki wpływ wywierają jej ewentualne księżyce? Wynik ostateczny zawsze za­leży od kombinacji wielu czynników. Przyjrzyjmy się bliżej warunkom wpływającym na Ziemię.

Ruchy elektronów w magnetosferze są zorientowane w kierunku od jednego bieguna magnetycznego do drugiego. Dlatego pas elektronów staje się jednym wielkim magnesem. Mówiąc w uproszczeniu, Ziemia składa się z cienkiej, stałej skorupy, płynnej warstwy pośredniej bogatej


0x08 graphic
w metal oraz stałego jądra wewnętrznego, również bogatego w metal. Z powodu swej lotności, metal w pośredniej warstwie płynnej nic ulega namagnesowaniu. Natomiast przekrój osiowy pośredniej warstwy płyn­nej, wokół której Ziemia się obraca, może być uznany za statyczny. Po­nieważ oś znajduje się pod ciśnieniem, jest stosunkowo stała i dlatego przewodzi magnetyzm do stałego rdzenia wewnętrznego. Oś ta może być porównana z przewodem elektrycznym. Reszta płynnego pasa meta­lu nie ma określonego kierunku magnetycznego. Stały metalowy rdzeń wewnątrz Ziemi ulega namagnesowaniu wzdłuż przekroju osiowego wskutek ruchów elektronów w magnetosferze, wskutek czego z upły­wem czasu stał się gigantycznym magnesem.

Skutek nagle stał się równie ważny jak przyczyna. W istocie magne-tosfera magnetyzuje rdzeń Ziemi, który wytwarza pole magnetyczne w magnetosferze, zgodnie z kierunkiem magnetycznym jego własnego pola magnetycznego. Przypomina to zamknięty obwód elektryczny. Jak długo kierunek magnetyczny heliosfery nie odbiega dostatecznie daleko od aktualnej pozycji magnetycznej, nie wystąpią nagłe zmiany ziemskie­go pola magnetycznego.

Podsumowanie

Ziemskie pole magnetyczne jest tworzone przez magnetyczną orien­tację heliosfery.

Kierunek północ-południe ziemskiego pola magnetycznego odpo­wiada kierunkowi heliosfery.

Z upływem czasu rdzeń Ziemi stał się gigantycznym magnesem.


Cykle słoneczne

Cykl słoneczny 224etni

Wiem: przeskakujemy od precesji z cyklem 25 776 lat do magnetycznej struktury Ziemi, a teraz zaczynamy mówić o cyklach słonecznych. Na­sza cierpliwość zostanie wynagrodzona, ponieważ cykle słoneczne będą ostatnim dowodem potwierdzającym cykliczne występowanie global­nych kataklizmów.

Współczesna nauka bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z zależności Zie­mi od Słońca. Wszystkie zakłócenia klimatyczne i magnetyczne są spo­wodowane aktywnością Słońca. Aktywność wulkaniczną i trzęsienia zie­mi również często przypisuje się aktywności słonecznej.

Odkryto różne cykle słoneczne: 22-letni, liczący 22 000 lat itd. Na czym są oparte te odkrycia? Na cyklach klimatycznych naszej Ziemi. Inaczej mówiąc, można wyraźnie wyróżnić cykle, w których klimat i temperatura zmieniają się okresowo. Najkrótszy i najbardziej oczywi­sty cykl to 22-letni cykl słoneczny. O czym dokładnie mówimy w tym przypadku?

Bez wchodzenia w nadmierne szczegóły, jest to cykl magnetyczny Słońca. Słońce ma skomplikowane pole magnetyczne oraz wiele na przemian północnych i południowych biegunów na swej powierzch­ni. Na przykład na geograficznym biegunie południowym znajduje się magnetyczny biegun południowy. Nieco dalej na północ są magnetycz­ne bieguny północne. Jeszcze dalej na północ znowu są magnetyczne bieguny południowe, dalej znowu magnetyczne bieguny północne i tak dalej. Na powierzchni sfery można zatem wyznaczyć linie biegnące od północy do południa, na których występują naprzemienne bieguny mag­netyczne. Co 11 lat, czyli w każdej połowie 22-letniego cyklu, bieguny magnetyczne ulegają odwróceniu: magnetyczne bieguny południowe


0x08 graphic
stają się magnetycznymi biegunami północnymi i odwrotnie. Jest god­ne uwagi, że chociaż ta zamiana biegunów wywiera widoczny wpływ na heliosferę, orientacja biegunów magnetycznych heliosfery nie ulega zmianie.

Cykl ten jest odpowiedzialny za występowanie plam na Słońcu. Pla­my te są miejscami na powierzchni Słońca, które mają temperaturę 5000 stopni, a więc znacznie niższą niż reszta powierzchni, gdzie panuje temperatura setek tysięcy stopni Celsjusza. Plamy na Słońcu powodują cykliczne zmiany temperatury na Ziemi.

Cykl słoneczny liczący 22 000 lat

Innym wyraźnie występującym cyklem związanym ze Słońcem jest cykl liczący 22 000 lat. Jak został on odkryty? W taki sam sposób jak cykl 22-letni. Można wyróżnić okresy trwające nieco ponad 11 000 lat, w któ­rych zmieniają się warunki klimatyczne, zwłaszcza temperatura. Dla przykładu przytoczę kilka informacji z raportu rosyjskich uczonych Sak-sa, Biełowa i Lapiny, którzy przeprowadzili badania klimatyczne metodą pobierania próbek z dna Morza Arktycznego. Oto cytowane dosłownie wyniki:

Jednak przy ustalaniu dokładnego czasu trwania tego cyklu można użyć różnych interpretacji. Czy cykl trwa 22 000 lat, czy -jak wskazują nie­które badania - nieco dłużej? Czy temperatura zmienia się co 11 000 lat czy co 12 888 lat?

Problem ten można rozwiązać tylko przez przyjrzenie się metodom badawczym użytym do określenia czasu trwania cyklu słonecznego. Z jednej strony można policzyć lata w warstwach lodu, gdyż kryształki lodu formują się w różny sposób w zależności od temperatury podczas krystalizacji. Zmiana od lata do zimy powoduje zmianę struktury lodu.



Jednak metoda ta ma zastosowanie tylko dla krótkich okresów, a nie dla długich, podczas których warstwy mogą ulec stopieniu, ściśnięciu itd. Istnieje wiele czynników, które powodują, że ta metoda badawcza jest raczej mało precyzyjna, jeśli chodzi o wyznaczanie czasu trwania dłuż­szych okresów.

Procedura użyta do wyznaczenia cyklu słonecznego liczącego 22 000 lat opiera się na metodzie badania węgla 14C, którą odkrył Charles F. Libby w 1949 r. Zauważył on, że rośliny, zwierzęta i ludzie magazynują w ciałach podczas swego życia nie tylko normalny węgiel 12C, lecz także radioaktywny węgiel 14C, który pochodzi z azotu. Gdy rośliny, zwierzę­ta i ludzie umierają, węgiel 14C zaczyna się rozpadać z okresem półroz-padu wynoszącym około 5568 lat, podczas gdy zwykły węgiel pozostaje niezmieniony. Zjawisko to pozwala ustalić wiek każdej wykopanej kości, kawałka drewna lub nasienia rośliny na podstawie stosunku ilości węgla zwykłego do radioaktywnego. Wiek Ziemi i warstw lodu można usta­lić na podstawie wieku znalezionych w nich organizmów biologicznych. Struktura lodu, w którym znaleziono martwy organizm, a także typy fau­ny i flory występującej w tych warstwach wskazują, jaka wówczas pano­wała temperatura.

Metoda Libby'ego stała się standardową techniką pomiaru czasu przez archeologów. Jednak metoda ta zawodzi, jeśli, używa się jej do określa­nia długich okresów. Odkrywca metody założył, że atmosfera zawsze za­wierała ten sam procent węgla 14C. Jednak to nie jest prawda. Chemik Charles Weslcy Ferguson z University of Arizona doszedł do wniosku, że procent radioaktywnego węgla w atmosferze był istotnie inny przed 1500 rokiem p.n.e. niż później. Z tego względu organizmy -w tamtym czasie miały inny procent węgla 14C. Ferguson wydedukował to na podstawie badań, w których porównał pierścienie wzrostu amerykańskich sekwoi liczących sobie 4000 lat z datowaniem metodą węgla 14C. Badania te wy­kazały, że wszystkie pozostałości z tamtego okresu oraz wcześniejsze mu­szą być starsze, niż wynikałoby to z datowania metodą węgla ,4C. Kolega Fergusona, Hans E. Suess, obliczył, jak „szybko" działa zegar atomowy oparty na węglu 14C. Doszedł do wniosku, że stanowisko datowane na 1800 rok p.n.e. na podstawie metody 14C w rzeczywistości pochodzi mniej więcej z roku 2500 p.n.e. Oznacza to różnicę 700 lat. Pomimo fak­tu, że te badania naukowe i dowody są uznawane w kręgach naukowych za bardzo dokładne, nie zastosowano jeszcze współczynnika korekcyj­nego w celu wyznaczenia długości cyklu słonecznego liczącego 22 000 lat. Jeśli uwzględnimy powyższe uwagi, okres wyznaczony na podstawie metody 14C jako nieco dłuższy niż 11 000 lat, po ekstrapolacji przy użyciu współczynnika korekcyjnego Suessa będzie wynosić 12 888 lat. Tak więc


cykl słoneczny o 22 000 lat i cykl precesji o 25 776 latach wydają się być tym samym cyklem! Okresy te mają tę samą długość.

Długi cykl zmian temperatury, wynoszący 25 776 lat, raczej nie może być przypisany przyczynom leżącym wewnątrz Słońca. Cykl ten wy­daje się być skorelowany z precesją, a zatem jego przyczyna tkwi w he-liosferze lub w Układzie Słonecznym, "współczesna nauka nie ustaliła, dlaczego występuje cykl precesji liczący 25 776 lat. Przyjmuje się cykl temperatury 12 888 lat, gdyż zaobserwowano fluktuacje temperatury w różnych miejscach skorupy ziemskiej. Ale czy nie jest to poważny błąd w rozumowaniu? Na przykład przyjmijmy, że skorupa ziemska przesu­wa się co 12 888 lat, a zatem próbki gleby będą w istocie wykazywać zmiany temperatury w danym miejscu co 12 888 lat. Jednak w danym momencie w jednym miejscu temperatura może rosnąć, podczas gdy w innym mogłaby maleć. W takim przypadku fluktuacje temperatury nie byłyby powodowane ogólnym wzrostem bądź spadkiem tempera­tury, lecz zmianą pozycji na Ziemi wskutek przesunięcia skorupy ziem­skiej. Oznacza to, że należy zachować ostrożność, aby nie wyciągać po­chopnych wniosków opartych na pewnych obserwacjach. Około roku 10 500 p.n.e. czapa lodowa w Ameryce Północnej i Europie zniknęła, natomiast pojawiła się na Antarktydzie i w Arktyce, wskutek czego cała fauna i flora Syberii zamarzła. Jedenastoletni cykl zmian temperatury w ramach 22-letnicgo cyklu słonecznego jest spowodowany plamami na Słońcu. Jednak nie zaobserwowano istnienia plam na Słońcu z cy­klem liczącym 12 888 lat.

Obecnie jesteśmy w jednej z ostatnich faz okresu 12 888 lat w cyklu 25 776 lat i nowy okres 12 888 lat może się rozpocząć lada chwila. Współ­czesna nauka doszła do wniosku, na podstawie długich i szczegółowych rozważań, którymi nie będziemy się tutaj zajmować, że w wyniku cyklu liczącego 12 888 lat (lub 25 776 lat) może nastąpić przesunięcie biegu­nów magnetycznych na Słońcu. Równocześnie NASA i rosyjskie służ­by wywiadowcze zaobserwowały nasilenie plazmy w heliosferze. Przez analogię z cyklem 22-lctnim, przesunięcie biegunów magnetycznych na Słońcu jest przypisywane cyklowi liczącemu 25 776 lat. Fakty te są tak ważne, że podjęto raptowną decyzję, by poświęcić miliardy dolarów na sondę pod nazwą Ulysses, wysłaną w kierunku Słońca w celu badania tych cykli. Jakie niespodziewane fakty ujawnił Ulysses? Ku zdumieniu wszystkich zaobserwowano, że w górnych warstwach heliosfery nie ma bieguna magnetycznego. Odkrycie to spowodowało obalenie powszech­nie stosowanego modelu heliosfery oraz wielką konsternację wśród mag-netologów.


Podczas 22-lctniego cyklu słonecznego, charakteryzującego się prze­sunięciem biegunów magnetycznych na Słońcu, bieguny magnetyczne heliosfery pozostają niezmienione. Natomiast podczas cyklu słonecz­nego liczącego 25 776 lat, również charakteryzującego się przesunię­ciem biegunów magnetycznych na Słońcu, może dochodzić do przesu­nięcia biegunów magnetycznych heliosfery. Czy w rzeczywistości nie powinno być odwrotnie, to znaczy, że w istocie odwrócenie biegunów magnetycznych heliosfery powoduje przesunięcie biegunów magne­tycznych na Słońcu? Dlaczego nie dochodzi do przesunięcia biegunów magnetycznych w heliosferze co 11 lat, natomiast dochodzi do tego co 12 888 lat?

Nauka uważa obecnie, że znaczne nasilenie plazmy w heliosferze jest spowodowane zanikiem w niej pola magnetycznego. A ten zanik może


być skutkiem przesunięcia biegunów magnetycznych na Słońcu. Chociaż przesunięcie biegunów magnetycznych na Słońcu jeszcze się nie zaczę­ło, już są widoczne jego konsekwencje w heliosferze? Ponownie pomie­szano jajko i kurę. W rzeczywistości jest odwrotnie: przeciwne bieguny magnetyczne w heliosferze powodują przygniecenie pola magnetyczne­go na Słońcu, wymuszając przesunięcie biegunów (magnetycznych lub geograficznych) na Słońcu. Wyjaśnia to także powód nasilenia plazmy w heliosferze, co trudno byłoby przypisać Słońcu, jako że nie występuje nasilenie aktywności słonecznej. Nasilenie plazmy ma miejsce, gdy na­stępuje kolizja dwóch przeciwstawnych sił z materią.

Może to być jedynym powodem wyjątkowego wydłużenia ostatniego 11-letniego cyklu, który poza tym zazwyczaj jest regularny. Zmieniające się bieguny magnetyczne heliosfery wywierają ciśnienie na pole mag­netyczne Słońca. Wydaje się coraz bardziej oczywiste, że cykl słoneczny o 25 776 latach jest w istocie cyklem Układu Słonecznego, tak jak cykl precesji Ziemi o długości 25 776 lat jest 25 776-lctnim cyklem precesji Układu Słonecznego.

Teoria ta może zostać mocniej potwierdzona: odwrócenie biegunów magnetycznych heliosfery już wpłynęło na zewnętrzne planety Układu Słonecznego. Mamy za mało informacji dotyczących Plutona. Jeśli cho­dzi o pozostałe planety zewnętrzne, tj. Urana, Neptuna, Saturna i Jo­wisza, zaobserwowano tam przesunięcie biegunów magnetycznych. Bez wątpienia jest oczywiste, że przyczyna tego przesunięcia biegunów leży w naszej heliosferze, a nie w Słońcu. Jakie są najbardziej oczywiste czyn­niki, które mogą wpływać na Układ Słoneczny i poruszać go jako całość? Oczywiście siły z zewnątrz tego układu. Są to siły z zewnątrz Układu Słonecznego, które powodują odwrócenie biegunów magnetycznych heliosfery. A ponieważ siły te pochodzą z zewnątrz Układu Słoneczne­go, planety zewnętrzne odczują ich skutki w pierwszej kolejności. Jest to sprzeczne z aktualną interpretacją naukową, według której przyczyną cyklu o długości 25 776 lat jest Słońce. W takim przypadku planety we­wnętrzne Układu Słonecznego odczułyby jako pierwsze skutki przesu­nięcia biegunów magnetycznych.

Przyczyna cyklu słonecznego o długości 25 776 lat

Z poprzedniego rozdziału wiemy, że kierunek pola magnetycznego heliosfery ma wpływ na kierunek pola magnetycznego planet. Ale co wpływa na kierunek pola magnetycznego heliosfery? Inaczej mówiąc, co powoduje zmianę pól magnetycznych heliosfery co 12 888 lat?



Hcliosfera obejmuje cały nasz Układ Słoneczny i zawiera plazmę. Miejsce, gdzie znajduje się granica Układu Słonecznego i plazmy, jest podzielone na trzy pasy: wstrząs zakończenia, heliopauzę oraz falę łuko­wą. Jednak terminologia ta jest zbyt skomplikowana, aby wyjaśnić ideę. Obszar ten powinien nazywać się po prostu granicą Układu Słonecz­nego. Dlaczego używa się trzech różnych terminów? Powód jest taki, że plazma z Układu Słonecznego styka się z plazmą międzygwiazdową. Na granicy Układu Słonecznego kierunek plazmy podlega wpływom interakcji pomiędzy tymi dwiema plazmami. Plazma jest podzielona na trzy grupy w zależności od wypadkowego kierunku. Możemy zatem wy­wnioskować, że kierunek plazmy międzygwiazdowej ma bez wątpienia duży wpływ na helioplazmę i może być uznany za przyczynę orientacji magnetycznej heliosfery. Nie istnieje inna przyczyna, która mogłaby wy­znaczać kierunek orientacji magnetycznej heliosfery.

Co zatem decyduje o kierunku plazmy międzygwiazdowej? Jedyne przyczyny, które możemy znaleźć wokół naszego Układu Słonecznego, to inne układy słoneczne. Inaczej mówiąc, kierunek plazmy między­gwiazdowej jest zdeterminowany obecnością materii w formie układów słonecznych, w których koncentracja i ilość materii jest bardzo duża. Czy kierunek plazmy międzygwiazdowej zmienia się co 12 888 lat?


Wiemy, że Układ Słoneczny znajduje się na krawędzi stosunkowo mało zagęszczonego Ramienia Oriona, z boku mocno zagęszczonego Ramie­nia Strzelca. W takim miejscu plazma międzygwiazdowa jest usytuowana w obszarze granicznym, a jej kierunekjest zdeterminowany przez te dwa ramiona galaktyczne. Wiemy także, że Układ Słoneczny wykonuje ruch precesyjny i z tego powodu co pół cyklu precesji znajduje się na zmianę albo bliżej strefy wpływu bliskiego, mało zagęszczonego Ramienia Orio­na, albo dalszego, bardzo zagęszczonego Ramienia Strzelca. Co pół cyklu precesji strefa wpływu gwałtownie się zmienia, przechodząc od Ramienia Oriona do Ramienia Strzelca i odwrotnie. Oznacza to, że co pół okresu precesji kierunek plazmy międzygwiazdowej zmienia się na przeciwny. W efekcie co pół okresu precesji (co 12 888 lat) zmienia się kierunek helioplazmy. Inaczej mówiąc, kierunek pola magnetycznego heliosfery zmienia się co 12 888 lat.

Ponieważ kierunek plazmy międzygwiazdowej jest przeciwny do kie­runku helioplazmy tuż przed taką zmianą, kolizja jest silniejsza i ilość plazmy wzrasta. Taki stan rzeczy utrzymuje się, aż heliosfera również zmieni kierunek.

Możemy przytoczyć fragment oficjalnego raportu pt. Stan planetofizycz-ny Ziemi i życia, którego autorem jest doktor Alcksiej N. Dmitriew i który był sponsorowany przez Millennium Group: „Aktualne zmiany w na­szym Układzie Słonecznym są spowodowane niejednorodnością materii i energii w części Wszechświata, przez którą przemieszcza się Układ Sło­neczny. Podczas swej podróży przez przestrzeń galaktyczną nasza helio­sfera (tj. plazma naszego Układu Słonecznego) porusza się w kierunku apeksu Słońca w gwiazdozbiorze Herkulesa. Podczas tego ruchu Układ Słoneczny napotkał niejednorodności materii i energii w formie jonów. W tego rodzaju plazmie międzygwiazdowej rozproszonej w przestrze­ni występują struktury magnetyczne w formie pasków. Przejście helio­sfery (naszego Układu Słonecznego) przez taką strukturę spowodowało powiększenie fali uderzeniowej na przodzie Układu Słonecznego z 3-4 jednostek astronomicznych do co najmniej 40 jednostek astronomicz­nych. To pogrubienie fali uderzeniowej spowodowało powstanie spoistej plazmy w pasie rozszczepienia, co doprowadziło do zmiany kształtu pla­zmy w Układzie Słonecznym, a ostatecznie do przełamania się do pasów planetarnych. Takie przełamanie jest swego rodzaju wymianą materii i energii, zaczynającą się w przestrzeni międzyplanetarnej i przenoszoną do Układu Słonecznego. Zaobserwowaliśmy pewną liczbę zjawisk w du­żej skali, stanowiących reakcję na tę wymianę materii i energii".

Możemy zatem bezpiecznie wywnioskować, że heliosfera zmie­nia kierunek magnetyczny co 12 888 lat w wyniku precesji, która jest


0x08 graphic
0x08 graphic
niepoprawnie określana jako długi cykl słoneczny. W czasach starożyt­nych okres 12 888 lat był nazywany „rokiem światowym".

Podsumowanie

Obserwowany cykl słoneczny i cykl precesji są ze sobą związane. Co pół cyklu precesji następuje zmiana kierunku pola magnetyczne­go heliosfery.


Ostatnie drastyczne zmiany klimatu

Zmiany dotyczące planet Układu Słonecznego

Plazma w heliosferze nasila się, co obserwują NASA i rosyjskie służby wywiadowcze. Doktor Dmitricw z Rosyjskiej Akademii Nauk ogłosił, że energia świetlna na krawędzi heliosfery ma obecnie głębokość 100 jed­nostek astronomicznych w miejscu, gdzie normalnie głębokość energii świetlnej wynosi 10 jednostek astronomicznych. Nasilenie plazmy, czyli energicznych ruchów, wpływa na atmosferę planet Układu Słonecznego. Badania, które przeprowadził doktor Mikę Lockwood z Rutherford Ap-pleton National Laboratories w Kalifornii, wykazały, że w ciągu ostatnich 100 lat pole magnetyczne Słońca zwiększyło się o 230%. Zwiększyła się także aktywność słoneczna, co oczywiście niepokoi heliofizyków. W at­mosferze ziemskiej zaobserwowano tworzenie się dodatkowego gazu HO, czego przyczyna jest nieznana. Na Marsie powstaje rzadka atmosfe­ra, której przedtem nie było. Z powodu tej nowej atmosfery uległ znisz­czeniu w 1997 roku panel zwierciadeł sondy Mars Obscrver. Sonda nie została zabezpieczona przed atmosferą. Ponadto na Marsie zachodzi nie­zwykła koncentracja ozonu. Podczas lądowania na Księżycu w 1969 roku NASA ogłosiła, że nie ma tam żadnej atmosfery. Obecnie wygląda na to, że powstaje tam rzadka atmosfera o głębokości 6000 kilometrów, złożona zdaniem Dmitriewa głównie z sodu. Na Wenus silnie zwiększa się ilość gazów zawierających siarczan. Na Plutonie zaobserwowano, że ciśnie­nie atmosferyczne zwiększyło się ponad dwukrotnie w krótkim okresie prowadzenia obserwacji, tj. od roku 1988 do chwili obecnej. Powiększe­nie atmosfery wykryto także na Jowiszu, Uranie i Saturnie. Na Saturnie



ostatnio zaobserwowano także pierścienie atmosferyczne. Planety wyglą­dają także jaśniej, co jest bardzo zauważalne na przykład w przypadku Wenus. Na Jowiszu ładunek elektryczny wzrósł tak bardzo, że wykryto widoczną rurę zjonizowanego promieniowania pomiędzy planetą a jej księżycem Io.

Magnetyzm w heliosferze stopniowo się zmniejsza aż do punktu, gdy zmieni kierunek. Opisany wyżej wzrost energii jest charakterystyczny dla zmiany kierunku magnetycznego.

Zmiana magnetyczna w heliosferze spowoduje, że zewnętrzne planety Układu Słonecznego doznają najpierw zmian swego pola magnetycznego. Nie mamy dostatecznej ilości szczegółowych danych dotyczących Plutona, ale zaobserwowano, że jego pole magnetyczne jest niestabilne. Odwróce­nie biegunów magnetycznych zaobserwowano już na planetach typu Jowi­sza, tj. Neptunie, Uranie, Saturnie i Jowiszu. Co więcej, mają one kieru­nek przeciwny do ziemskich biegunów magnetycznych. Północny biegun magnetyczny na planetach typu Jowisza znajduje się na północy, podczas gdy na Ziemi północny biegun magnetyczny znajduje się w rzeczywistości na biegunie południowym, wbrew nazwie. Natężenie pola magnetyczne­go na Jowiszu zwiększyło się w krótkim czasie dwukrotnie.

Wewnętrzne pole magnetyczne Saturna i Jowisza jest tworzone głównie przez wodór pod wysokim ciśnieniem. Wodór jest pierwiastkiem lotnym i może łatwo adaptować się do zmiennego otoczenia. Odwrócenie pola magnetycznego na tych planetach odbyło się bez większych problemów.

Możemy nie zaobserwować odwrócenia magnetycznego na Marsie, gdyż jego wewnętrzne pole magnetyczne jest prawie nieobecne. Księżyc ma szczęście, gdyż nie ma w ogóle pola magnetycznego. Możemy stwier­dzić, że początkowe nachylenie Księżyca względem płaszczyzny jego or­bity wokół Ziemi i wokół Słońca pozostało stosunkowo niezmienione.

Ziemskie pole magnetyczne

Nasza Ziemia ma mniej szczęścia i będzie następna na liście. W świecie nauki przyjmuje się powszechnie, że znajdujemy się na krawędzi odwró­cenia pola magnetycznego Ziemi. Odwrócenie magnetyczne już się roz­poczęło i nabiera szybkości. Grubość pasa Van Allena ponad wschodnim wybrzeżem Stanów Zjednoczonych nagle zmniejszyła się z 300 do 10 ki­lometrów. Ziemskie pole magnetyczne w magnetosferzc będzie słabnąć, jak to obserwowano w ostatnich latach. Obserwacje te dotyczą nasilenia łącznego pola magnetycznego pochodzącego od wewnętrznego magnesu rdzenia i od magnetosfery.



0x08 graphic
Wewnętrzna siła magnetyczna rdzenia nabiera coraz większego znaczenia w porównaniu z malejącą siłą magnetyczną magnetosfery. "wskutek tego pole magnetyczne podlega silniejszym fluktuacjom i - w przypadku naszego bie­guna północnego - przesuwa się w kierunku bieguna geograficznego.

Łączna siła magnetyczna składa się z siły magnetosfery i siły wewnętrz­nego magnesu rdzenia. Zmniejszenie natężenia dotyczy tylko mag­netosfery, a nie wewnętrznej siły magnetycznej Ziemi. Oznacza to, że 18-procentowe zmniejszenie pola magnetycznego powoduje znacznie poważniejsze zmniejszenie siły zewnętrznej magnetosfery. Jeśli ponadto weźmiemy pod uwagę fakt, że z powodu osłabienia magnetosfery we­wnętrzna siła magnetyczna przewyższyła siłę magnetosfery, możemy dojść do wniosku, że siła magnetosfery uległa zmniejszeniu co najmniej o 25% lub nawet 50%.

Zacytujemy dokładnie słowa Dmitriewa: „Musimy podkreślić znaczne zwiększenie naukowo potwierdzonych anomalii magnetycznych związa­nych z reorganizacją magnetyczną Ziemi. Ich znaczenie wynika z faktu, że te światowe anomalie pochodzą ze źródła magnetycznego, które jest cał­kowicie niezależne od magnetyzmu rdzenia Ziemi". Nieco dalej w tym raporcie Dmitriew pisze: „Musimy także wziąć pod uwagę faktyczne zwiększenie kąta wierzchołkowego biegunów (tzn. otwarcia biegunów na północnym i południowym biegunie magnetycznym), który w 1990 roku osiągnął 45°. Normalnie kąt ten waha się wokół wielkości 6°, ale w ostat­nich latach zmieniał się w zakresie od 26° do 45°. To poszerzenie, a także większa aktywność słoneczna oznaczają, że do tych otwarć dociera wię­cej materii i promieniowania ze Słońca, co powoduje ocieplenie Ziemi". Chciałbym powtórzyć to "ważne spostrzeżenie: na biegunach pole magne­tyczne ma kształt leja. Kąt otwarcia leja normalnie wynosi 6°. W ostatnich dekadach kąt ten gwałtownie się zwiększył i obecnie waha się w zakresie od 26° do 45°. Czego innego można oczekiwać, kiedy pola magnetyczne zaczynają się wzajemnie odpychać zamiast wzajemnie przyciągać?



Północny i południowy biegun magnetyczny zmieniały się w ostatnich latach tak szybko, że stworzyło to problemy dla lotnictwa. Trajektoria północnego i południowego bieguna magnetycznego jest pokazana na diagramach poniżej.



0x08 graphic

Zakręcenie trajektorii obu biegunów magnetycznych w lewo jest spo­wodowane rotacją Ziemi.

Nasz biegun południowy znajduje się już pod ciśnieniem. Odpychają­cy biegun magnetyczny heliosfery staje się coraz silniejszy i odpycha bie­gun południowy, który także odpycha biegun magnetyczny. Jest to jedną z przyczyn pojawienia się dziur ozonowych na biegunie południowym, pomimo braku stref uprzemysłowionych na tym obszarze. W konse­kwencji wypadkowy południowy biegun magnetyczny będzie się prze­suwać coraz bardziej na północ. Po pewnym czasie ruch ten stanie się wolniejszy, a nawet może się lekko odwrócić. Jest to wynikiem bardzo silnego osłabienia magnetosfery, co powoduje, że siła magnetyczna mag­nesu rdzenia Ziemi staje się decydującym czynnikiem w wypadkowym



magnesie bieguna południowego. Czy to nie jest przerażające, jeśli uświadomimy sobie, że opisy teoretyczne zgadzają się z obserwacjami dokonywanymi na Ziemi? Czy to jest jedynie cisza przed burzą?



0x08 graphic
Mamy także pracę zawodowego geologa i badacza Gregga Bradena. Jego praca jest oparta na koncepcji, że zbliżamy się coraz bardziej do koń­ca cyklu. Widzimy szybkie zmiany fundamentalnych wartości na naszej Ziemi, które kiedyś byty uważane za stałe. Braden prezentuje siłę pola magnetycznego w gausach (Gs), w skali od 0 do 10, przy czym 10 ozna­cza pole najsilniejsze. Można wydedukować ze skamieniałości i minera­łów, że kiedyś natężenie pola magnetycznego wynosiło 10 gausów. Dwa tysiące lat temu pole osłabło do 4 gausów. Do 1998 roku natężenie się zmniejszyło do 0,4 gausa i nadal się zmniejsza.

Inną tak zwaną stałą wspomnianą przez Bradena jest częstotliwość wi­bracji ziemskiego pola magnetycznego. Przez długi czas ludzie byli prze­konani, że częstotliwość ta jest stała i wynosi 7,8 herca. Tej częstotliwości przypisywało się tak duże znaczenie dla prawidłowego funkcjonowania naszych organizmów, że uwzględniono to podczas lotów kosmicznych z udziałem astronautów. Gregg Braden wykazał, że częstotliwość ta nagle zwiększyła się do 11,2 herca, a w niektórych miejscach na naszej planecie osiąga wartość szczytową nawet 14 herców.

Zmiany na Ziemi

Te zmiany magnetyczne powodują także naprężenia pod skorupą Zie­mi. Obserwacje wskazują, że w ciągu ostatnich 400 lat zwiększa się ak­tywność wulkaniczna i sejsmiczna. W latach 1963-1993 liczba katastrof naturalnych zwiększyła się o 410%. Od 1875 roku do 1975 aktywność wulkaniczna wzrosła o 500%, a od roku 1973 do chwili obecnej licz­ba trzęsień ziemi zwiększyła się o 400%. Greenpeace donosi, że w 2001 roku w miejscu północnego bieguna magnetycznego po raz pierwszy za pamięci ludzkiej stopniał lód.

Poniżej podajemy oficjalne dane z konferencji, która odbyła się w Jo­kohamie jesienią 1994 roku, dotyczące głównych typów katastrof (po­wódź, huragan, susza, mróz, burza, epidemia, trzęsienie ziemi, masowa umieralność i osunięcie gruntu). Zaobserwowano także zwiększenie liczby katastrof klimatycznych nie wspomnianych w raporcie. Obecnie występuje od dwóch do trzech razy więcej cyklonów niż 10 lat temu oraz zdarzają się one w miejscach, gdzie nigdy przedtem nie występo­wały.


Warstwy gazu i plazmy podlegają największym zmianom: w jonosferze formuje się plazma, natomiast w magnetosferze obserwujemy zwięk­szenie liczby burz magnetycznych, zaś w atmosferze zwiększenie liczby cyklonów. Zjawiska atmosferyczne kiedyś były raczej rzadkie, ale obec­nie występują częściej, a nawet zmieniają swój charakter. Struktura at­mosfery także się zmienia: zwiększenie się warstwy ozonowej jest jed­nym ze wskaźników, jak stwierdził Charles Jackman z Centrum Lotów Kosmicznych NASA im. Goddarda w informacji nadanej przez CNN 12 grudnia 2003 roku. Wygląda na to, że szkodliwe chlorofluorowęglo-wodory (takie jak freon) nie są jedynym czynnikiem odpowiedzialnym za dziurę w warstwie ozonowej. Zanieczyszczenie spowodowane przez chlorofluorowęglowodory ma miejsce głównie na bardziej uprzemysło­wionej półkuli północnej, podczas gdy dziura w warstwie ozonowej wy­stępuje nad Antarktydą, gdzie nie ma żadnego przemysłu, oraz na mniej uprzemysłowionej półkuli południowej. Pomimo faktu, że zwiększanie się stężenia C02 w naszej atmosferze uległo zatrzymaniu, a stężenie me­tanu nawet zaczęło spadać, Ziemia nadal staje się coraz cieplejsza, a dziu­ra w warstwie ozonowej stale się powiększa. Uczeni są jeszcze bardziej zaniepokojeni nagłym zwiększeniem się ilości HO„ którego mechanizm ani źródło nie są znane.

Przytoczymy słowa doktora Aleksieja N. Dmitriewa z Rosyjskiej Akademii Nauk: „Procesy klimatyczne i biologiczne na Ziemi są bez­pośrednią konsekwencją ogólnych procesów kompletnej zmiany, które zachodzą w Układzie Słonecznym, i są z nimi związane. Musimy zacząć koncentrować na tym naszą uwagę i musimy zrozumieć, że zmiany kli­matu na Ziemi są tylko częścią, tylko ogniwem w całym łańcuchu zda­rzeń zachodzących w naszej heliosferze. Co więcej, sytuacja w heliosferze



w całości jest spowodowana czynnikami pochodzenia zewnętrznego, międzygwiazdowego, kosmicznego, a zatem przyjmuje się, że jest spo­wodowana fundamentalnym, samoczynnie utrzymującym się ruchem wahadłowym. Ten ruch wahadłowy ma charakter kosmiczno-fizyczny i jest odpowiedzialny za stałą ewolucję w naszym Wszechświecie".

Według doktora Dmitriewa, obecnie bez wątpienia mają miejsce te same zjawiska co wtedy, gdy wymarły dinozaury. Ten moment charakte­ryzuje się wielką zmianą klimatu Ziemi i schematów pogodowych, a być może (kto wie?) także odwróceniem biegunów geograficznych. Ziemia szybko ewoluuje ku okresowi niestabilnej temperatury, podobnie jak było w 10 500 roku p.n.e. To podobieństwo zostało odkryte w wyniku analizy próbek lodu, pobranych podczas wierceń w warstwach lodu na Grenlandii. Tc próbki lodu pokazują, że w tamtym czasie temperatura wzrosła o 7°, opady deszczu zwiększyły się trzy- lub czterokrotnie, a licz­ba cząstek kurzu zwiększyła się stukrotnie. Według doktora Kondraticwa, ewoluujemy obecnie ku chaosowi klimatycznemu.

Pole magnetyczne Ziemi zmniejszy się tak bardzo, że będzie spowodo­wane głównie wewnętrznym magnesem Ziemi, a w mniejszym stopniu magnetosferą. Szkodliwe promieniowanie Słońca będzie mniej skutecz­nie blokowane przez pas Van Allena w prawie statycznej magnetosferze i większajego ilość będzie docierała do powierzchni Ziemi. Nie jest przy­padkiem, że rośnie liczba zachorowań na raka skóry u ludzi. To wyjaś­nia także, dlaczego dawniej było więcej węgla 14C w atmosferze, wskutek czego pomiary czasu dokonywane przez archeologów są nieprecyzyjne.

I teraz przechodzimy do punktu zwrotnego. Orientacja magnetyczna heliosfery stanie się przeciwna do kierunku wewnętrznego magnesu Zie­mi. Możliwe są tylko dwie konsekwencje takiej sytuacji. Po pierwsze, wewnętrzny magnes Ziemi może szybko osłabnąć i w końcu zmienić swój kierunek magnetyczny. To się zdarzyło na wielkich planetach, ta­kich jak Jowisz, gdzie wewnętrzny magnetyzm jest wytwarzany przez gazy, na przykład wodór, pod wysokim ciśnieniem. Jednak nadzieja dla Ziemi jest słaba, gdyż siła jej wewnętrznego magnesu nie jest wytwarzana przez wodór pod ciśnieniem, lecz przez stałe metaliczne jądro wewnętrz­ne. Druga i bardziej prawdopodobna możliwość jest taka, że w dniu Sądu Ostatecznego, gdy kierunek magnetyczny magnetosfery Ziemi zmieni się i pokryje z kierunkiem magnetycznym heliosfery, Ziemia obróci się w krótkim czasie o 180°. Tak, to prawda! Magnesy reagują błyskawicz­nie na odwrócenie pola elektromagnetycznego. Rdzeń Ziemi obróci się w minimalnym czasie o 180°, od bieguna północnego do bieguna połu­dniowego. Oznacza to, że w czasie krótszym niż doba Europa znajdzie się na tej samej szerokości geograficznej co Australia. Fakt, że cienka skorupa



ziemska porusza się nawarstwię płynnej, częściowo złagodzi rozmiary tej gwałtownej zmiany. Dane historyczne pokazują, że tego rodzaju obrót zwykle ogranicza się do około 145°. Oznacza to, że miejsca poprzednio znajdujące się poza obszarami biegunowymi mogą nagle znaleźć się na biegunie, tak jak to stało się z mamutami na Syberii. Powiemy o tym do­kładniej w dalszej części tej książki.

Z drugiej strony, gwałtowny ruch i stosunkowo swobodny dryf skoru­py ziemskiej spowoduje także przesunięcia tej skorupy. Na pewno jest to jedyne wyjaśnienie, dlaczego Indie nagłe popłynęły na północ, zderzając się z całej siły z Eurazją. Odwrócenie pola magnetycznego byłoby kata­strofą na skalę światową. Co 12 888 lat zdążamy do nieuniknionej, gigan­tycznej globalnej katastrofy, charakteryzującej się ogromnym przesunię­ciem skorupy ziemskiej i przemieszczeniem biegunów magnetycznych.

Przesunięcia skorupy ziemskiej spowodują fale pływowe. Wynika to także jasno z badań doktora Dmitriewa, dotyczących wcześniejszych przypadków odwrócenia pola magnetycznego: „Krytycznym punktem w poprzednich okresach maksymalnego odwrócenia było zawsze ogól­noświatowe podniesienie poziomu oceanów (o 10-150 metrów), spo­wodowane ściskaniem, narastaniem i rozciąganiem warstw skorupy na całym świecie. Poziom wody w oceanach jest zatem związany z siłami działającymi podczas ruchów rozszerzania i ściskania warstw skorupy". I dalej: „Ponadto topnienie czap lodowych na biegunach spowoduje wzrost poziomu wody, czego konsekwencją będzie zmiana linii brzego­wych". Na przyszłych biegunach geograficznych nic będą mogły się wy­twarzać czapy lodowe w tym samym tempie, w jakim będą one topnieć w krótkim czasie na obecnych biegunach.

Przyjrzyjmy się tej ogólnoświatowej katastrofie bardziej szczegółowo. Trzeba wspomnieć, że zarówno przyczyna tej katastrofy, jak i jej konkretne szczegóły były znane starożytnym cywilizacjom. Jednak z powodu braku interpretacji te doniesienia historyczne były traktowane jak legendy.


Raport: Ziemskie pole magnetyczne słabnie Niewielka szansa na odwrócenie biegunów magnetycznych Piątek, 12 grudnia 2003 roku, nadano: 9.45 czasu wschod­niego wybrzeża (14.45 GMT).

SAN FRANCISCO (AP) - Jak twierdzą uczeni, natężenie ziem­skiego pola magnetycznego zmniejszyło się o 10% w ciągu ostatnich 150 lat, w wyniku czego powstało pewne niewielkie


prawdopodobieństwo, że pole może zaniknąć, a potem zmienić kierunek, co oznaczałoby zamianę miejscami biegunów plane­ty po raz pierwszy od prawie 1 000 000 lat.

Przy obecnym tempie zaniku pola może ono całkowicie znik­nąć w ciągu 1500-2000 lat, powiedział Jeremy Bloxham z Har­vard University.

Mogą upłynąć setki lat, zanim odwrócone pole powróci do stanu sprzed 780 000 lat. Ale uczeni podczas konferencji Amerykańskiej Unii Geofizycznej podeszli do tego scenariu­sza ostrożnie, twierdząc, że jest on mało prawdopodobny.

Prawdopodobnie nie nastąpi odwrócenie - powiedział w czwartek Bloxham. - Odwrócenie kierunków to rzadkie zda­rzenie.

Zanikanie pola, obserwowane od 1845 roku, może oznaczać jedynie przejściowe osłabienie, które może potrwać setki lat, powiedział John Tarduno z University of Rochester.

Niemniej jednak takie przejściowe osłabienie może mieć znaczne konsekwencje, zwłaszcza w regionach, gdzie jest ono najbardziej odczuwalne.

Na południowym Atlantyku trwające wciąż zanikanie pola magnetycznego osłabiło lokalny efekt osłaniania Ziemi przed naturalnym promieniowaniem bombardującym naszą pla­netę z kosmosu - twierdzą uczeni.

Wskutek tego satelity krążące wokół Ziemi na niskich or­bitach są narażone na promieniowanie, gdy przelatują nad tym regionem, zwanym anomalią południowoatlantycką.

Wśród satelitów, które padły ofiarą tego szkodliwego wpły­wu, jest duński satelita zaprojektowany, jak na ironię, do pomiarów ziemskiego pola magnetycznego - powiedział Blox-ham.

Słabnięcie pola magnetycznego, połączone z następują­cym w wyniku tego zwiększeniem strumienia promieniowania w formie protonów nadlatujących od Słońca, może także wpły­nąć na procesy chemiczne w atmosferze - powiedział Charles Jackman z Centrum Lotów Kosmicznych im. Goddarda NASA.

Zdaniem Jackmana może to doprowadzić do znacznej, chociaż tymczasowej, utraty ozonu atmosferycznego.

CNN


Podsumowanie

Pole magnetyczne zewnętrznych planet Układu Słonecznego uległo odwróceniu. Ziemskie pole magnetyczne ulega dramatycznym zmianom. Nasilają się zmiany klimatyczne na Ziemi.


Cykl kataklizmów liczący 12 888 lat

Rok światowy

W poprzednich rozdziałach przedstawiliśmy szczegółowy dowód na to, że istnieje liczący 12 888 lat cykl ogromnych globalnych kataklizmów, charakteryzujących się nagłym przemieszczeniem biegunów magnetycz­nych i geograficznych. Pewien badacz mitów sprzed stuleci trafnie przy­równał cykl precesji do oddychania: „Słońce robi wdech przez 12 500 lat, potem się zatrzymuje i robi wydech przez 12 500 lat".

Starożytne kultury, takie jak hinduska, egipska i Majów, niekiedy wy­obrażały sobie ten cykl precesji jako dwóch bogów na dwóch końcach liny, trzymających coś przypominającego świder do rozniecania ognia. Taki świder reprezentował oś, na której wspierał się firmament niebieski. W każdej połowie cyklu precesji jeden bóg ciągnął linę, obracając tym samym świder, w wyniku czego zapalał się ogień, który był następnie gaszony wodą. W drugiej połowie cyklu precesji drugi bóg ciągnął linę, co powodowało obracanie się świdra w przeciwnym kierunku. Ta zmiana kierunku odnosiła się do pozornego odwrócenia kierunku obiegu Słoń­ca, Księżyca i gwiazd wokół Ziemi, co było spowodowane obróceniem się Ziemi o 180°.

W starożytnym Egipcie tymi dwoma bogami byli Ozyrys i Set, repre­zentujący dwie przeciwległe konstelacje: Oriona i Plejady.


0x08 graphic

Ten globalny cykl kataklizmów był dobrze znany naszym przodkom. Co więcej, pamięć o nim nadal jest odciśnięta w naszej kulturze. Egipski Papirus Harris, datowany na okres panowania Ramzesa III z XX dyna­stii, opisuje regularnie powtarzające się globalne katastrofy, przy czym użyte słowa nie mogłyby już być bardziej precyzyjne: „Cykl katastrof jest wywołany odwróceniem biegunów magnetycznych, co powoduje odwrócenie biegunów geograficznych". Papirus Ipuwera stwierdza wy­raźnie, że Ziemia nagle odwróciła się „do góry nogami", oraz rozpacza nad strasznymi spustoszeniami, jakie po tym nastąpiły. Papirus lllób z petersburskiego Ermitażu, także datowany na II tysiąclecie p.n.e., opi­suje to obracanie się Ziemi „do góiy nogami", powtarzające się w długim cyklu, czyli cykl katastrof związanych z precesją. Istnieją także inne zwoje papirusów z podobnymi wskazówkami, takie jak Papirus Leiden, a nawet rytualne manuskrypty, takie jak Wielki Magiczny Papirus Paryski, w któ­rym znajduje się następujący fragment: „Drodzy strażnicy Pierno, święta i silna młodzieży, którzy na komendę odwracacie oś obrotu koła Niebios i uwalniacie grzmot i błyskawicę, trzęsienia ziemi i błyski".

Wielu autorów greckich również dokładnie opisywało kataklizmy. Na przykład Sofokles pisze o Słońcu wschodzącym na wschodzie zamiast na zachodzie jako konsekwencji odwrócenia biegunów. Eurypides pisze w Elektrze, że Ziemia odwróciła się, co spowodowało nagłe przemiesz­czanie się Słońca w innym kierunku. Po tym zdarzeniu gwiazdy i Słońce nadal się obracały, ale w przeciwnym kierunku.

Nawet najbardziej szanowani Rzymianie nie ignorowali tego katakli­zmu. Seneka stwierdził w swym dziele Tyestes: „Czy my, ludzie, zasłu­żyliśmy na to, że niebo chce nas zniszczyć, odwracając swe bieguny?" Gajusz Juliusz Solinus z III wieku n.e. napisał wyraźnie, że Egipcjanie byli przekonani, iż kiedyś Słońce wschodziło tam, gdzie obecnie zacho­dzi.


Heraklit z Efezu (540-475 p.n.e.), przedstawiciel szkoły jońskiej, wspo­mniał o okresie 10 000 lat, dzielącym powtarzające się katastrofy kosmiczne. I w istocie, oszacowanie to nie jest złe. Również Platon (427-347 p.n.e.), uczeń Sokratesa w Atenach, donosi o okresowo powtarzającej się destrukcji Ziemi przez ogień i wodę, spowodowanej przez planety i gwiazdy. Szcze­gólnie podkreśla przy tym znaczenie położenia gwiazd. W dziele Polityk pisze tako powtarzających się katastrofach: „Mam na myśli zmianę wscho­du i zachodu Słońca oraz innych ciał niebieskich. Przed katastrofą zacho­dziły one po stronie, z której teraz wschodzą, zaś wschodziły, gdzie teraz zachodzą". Zakładając, że to Wszechświat obraca się wokół Ziemi, a nie odwrotnie, pisze dalej tak: „W niektórych okresach Wszechświat obraca się tak jak obecnie, a w innych okresach obraca się w przeciwnym kierunku. Ze wszystkich zmian, jakie mają miejsce w niebie, to odwrócenie jest naj­większe i najbardziej zupełne". Gdy Ziemia odwraca się „do góry nogami", czyli o 180°, jest oczywiste, że zmienia się kierunek ruchu planet i gwiazd.

Ważne jest, aby przypomnieć, kim był Platon: uczonym i filozofem, któ­ry zawsze unikał mitów i fantazji. Dążył do wiedzy i prawdziwej nauki. Byli także inni uczeni, tacy jak Arystoteles (384—322 p.n.e.), który ostrze­gał w swym dziele Meteorologica przed katastrofami nawiedzającymi Ziemię w regularnych, aczkolwiek długich odstępach czasu. Chociaż szanujemy wartość prac wszystkich tych wielkich uczonych, ich wyjaśnienia cyklu kata­strof są odrzucane jako nonsens. Czy wynika to z lenistwa, czy z ignorancji?

Ramy czasowe tej regularnie powtarzającej się destrukcji świata wyraża­ją się w rozpowszechnionej koncepcji roku światowego, o którym często mówiono w dawnych czasach. Rok światowy to okres pomiędzy powtarza­jącymi się wiecznie, ogromnymi katastrofami globalnymi. Według Persów i Etrusków rok światowy wynosił 12 000 lat, a według Cycerona 12 924 lata, co oznacza zaledwie 36 lat różnicy w stosunku do szacowanej długości poło­wy cyklu precesji. Cycero pisał o prawdziwych wydarzeniach politycznych i historycznych. Nie miał czasu na bajki. Czy możemy zatem ignorować to czysto opisowe doniesienie o fakcie historycznym? Wszystkie stare legendy to poświadczają, ale nie jest to dokładniej badane przez nasz wszechpotęż­ny, nowoczesny, technologiczny świat. Opowieści dalekich przodków, które nie pasują do naszego obecnego punktu widzenia, nie powinny zawsze być odrzucane jako bajki lub zmyślenia. Nie pytamy, dlaczego nasi przodkowie uparcie przekazywali te absurdalne opowieści, tak jakby były one prawdą. Czy nie było tak po prostu dlatego, że ich zdaniem są one najważniejszą rze­czą, o której powinni pamiętać ich wnukowie? W naturze psychiki ludzkiej leży określanie niewyjaśnionych zdarzeń i zjawisk jako nonsensów.

Zanim przejdziemy dalej, przyjrzyjmy się bliżej widzeniu świata przez naszych przodków oraz „rokowi światowemu" pojawiającemu się we



0x08 graphic
0x08 graphic
wszystkich kulturach. W naszym społeczeństwie nader często wmawia się nam, że przodkowie widzieli świat jako rodzaj placka otoczonego oce­anami, wokół którego obraca się niebo. Jednak nic nie może być dalsze od prawdy. Chociaż w istocie nasi przodkowie wierzyli, że Ziemia jest płaska, uważali, że przypomina ona raczej kwadrat, którego cztery kąty są utworzone przez kierunki równonocy i przesileń, zwane także punktami kardynalnymi. Inaczej mówiąc, cztery kąty płaskiej Ziemi są utworzone przez układy gwiazd, które wschodzą w punktach równonocy i przesileń (chodzi o dwa przesilenia, gdy dzień jest najdłuższy i najkrótszy w roku). Te kąty całkowicie określają Ziemię. Poza obrazem świata w wielu kul­turach występowała także koncepcja roku światowego. Nasi przodkowie uważali, że rok światowy odpowiada połowie cyklu precesji, czyli liczy 12 888 lat. Wiedzieli także o ruchu procesyjnym. Postrzegali go jako wiel­ki Wszechświatowy zegar, w którym każdy znak gwiezdny tworzy okres równy 1/12 ruchu precesyjnego. I teraz występuje zgrzyt... Jak wspo­mnieliśmy, Ziemia była zdefiniowana przez cztery punkty (równonoce i przesilenia), ale nasi przodkowie wyraźnie mówili, że te cztery punkty były całkowicie inne w każdym roku światowym. Każdy rok światowy miał swoją „własną Ziemię". Dlatego mówiono, że świat kończył się wraz z każdym rokiem światowym. W okresie każdego roku światowego po­wstawała całkowicie nowa Ziemia, z całkowicie innym zbiorem znaków gwiezdnych określających cztery punkty narożnikowe oraz z innymi zna­kami gwiezdnymi tworzącymi zegar cyklu precesji (czyli rok światowy).

Jeśli mamy to na uwadze, 18 rozdział Księgi Enocha, w którym anioł prowadzi Enocha przez krajobraz niebieski, staje się nieco bardziej zro­zumiały. Anioł pokazuje Enochowi cztery narożniki świata i mówi mu: „Poruszające się gwiazdy, które widzisz, złamały przykazania Boga. Pew­nego dnia nie wzeszły w wyznaczonym im czasie. I Bóg był na nie zły i skazał je na 10 000 lat banicji, zanim nadszedł czas odkupienia ich grze­chu". Inne mity także stają się bardziej zrozumiałe. Wielki Saturn, okre­ślany także jako Ojciec Czas, podjął drastyczne kroki, by oddzielić Przod­ków Ziemi od młodszego pokolenia. Oddzielenie oznacza tutaj globalną katastrofę. Synowie Niebios zepchnęli Słońce ze swego miejsca i zaczęło się ono poruszać. Niebo nie znajdowało się już na wyznaczonych miej­scach i nic - dni, miesiące, lata, wschód i zachód gwiazd - nie wracało w odpowiednie miejsce. Punkty równonocy zostały zepchnięte. Synowie Niebios oddzielili się od Przodków, a obecnie maszyna czasu porusza się naprzód, w każdej nowej erze tworząc „nowe Niebo i nową Ziemię", jak zostało dosłownie opisane w manuskryptach.

W Carnac we Francji znajduje się 1000 ogromnych menhirów, uło­żonych w rzędy i szeregi. Zdaniem francuskich specjalistów, jedyne





0x08 graphic
Zmieniające się pole magnetyczne powoduje odwrócenie biegunów magnetycznych, czemu towarzyszy przesunięcie biegunów geograficz­nych. Z kolei przesunięcie biegunów geograficznych powoduje prze­sunięcie skorupy ziemskiej. Zaś przesunięcie skorupy ziemskiej bez wątpienia prowadzi do erupcji wulkanicznych. Gdy magma wylewa się z wulkanów, w skałach zachowuje się kierunek magnetyzmu ziemskie­go w momencie zastygania. Dzięki temu badacze mogą ustalić pozycję biegunów magnetycznych w różnych okresach. W wyniku takich badań geologicznych uczeni doszli do zaskakujących wyników, że bieguny mag­netyczne mogą nagle z dnia na dzień przesunąć się o tysiące kilometrów, a nawet zamienić się miejscami, tak że północny staje się południowym. Wiemy, dlaczego tak się dzieje. Częściowo dlatego, że w czasie wielkiej globalnej katastrofy, która ma miejsce co 12 888 lat, aktywność wulka­niczna i równocześnie ruchy biegunów magnetycznych są najsilniejsze. To ułatwia poszukiwanie dowodów geologicznych. W swej wyjątkowej pracy Path oj the Pole (Trajektoria bieguna) Charles Hapgood zamiesz­cza tysiące konkretnych i namacalnych dowodów, że te fakty historyczne miały miejsce. Na podstawie tej pracy nawet najwięksi uczeni, tacy jak Einstein, potwierdzili na piśmie niepodważalność tych faktów, aczkol­wiek Einstein nie potrafił podać ich wyjaśnienia.

Zmiany firmamentu

Ci, którzy przeżyli katastrofę, mogli wyraźnie dostrzec - w sensie wi­zualnym - odwrócenie biegunów geologicznych, nawet jeśli nie zda­wali sobie sprawy, że Ziemia jest okrągła. Gdy następuje odwrócenie biegunów geograficznych, Ziemia zaczyna się obracać w przeciwnym kierunku. Wskutek tego Słońce wydaje się wschodzić na wschodzie i zachodzić na zachodzie, czyli przeciwnie niż przed katastrofą. Trudno dostarczyć na to materialny dowód, gdyż nie zachowały się żadne filmy z tego zdarzenia, ale wiele legend opisuje je szczegółowo. Jednak nasza ograniczona wiedza utrudniała zrozumienie prawdziwego znaczenia tych słów.

Czy potrafimy postawić się w sytuacji ludzi, którzy byli świadkami ta­kiego nagłego odwrócenia się Ziemi? Legendy mówią wyraźnie: „I Słońce nagle zatrzymało się, a potem pomknęło niezmiernie szybko w całkiem przeciwnym kierunku. Następnego dnia Słońce wzeszło po przeciwnej stronie, a zaszło tam, gdzie przedtem wschodziło". Inne legendy z innej części świata opisują te same zdarzenia: „W czasie wielkiej katastrofy noc trwała dwa razy dłużej, a potem Słońce poruszało się inną drogą i nie



wschodziło z tego samego firmamentu co przedtem". Chińska wersja tej legendy wspomina o kosmicznym incydencie, który miał zmienić uło­żenie planet w naszym Układzie Słonecznym: „Ziemia rozpadła się na kawałki i wytrysnęły z niej wody, które ją zalały... planety zmieniły or­bity, a wspaniała równowaga pomiędzy Wszechświatem a Naturą została zakłócona". W micie przekazywanym ustnie przez Indian Hopi początek naszej ery jest opisywany następująco: „Pierwszy świat został zniszczo­ny, gdyż ludzie źle się zachowywali. Drugi świat skończył się, gdy oś Ziemi odwróciła się, pokrywając wszystko lodem. Trzeci świat zakoń­czył się globalną powodzią. Teraźniejszy świat jest czwartym. Jego los zależy od tego, czy mieszkańcy będą działać zgodnie z planem Stwórcy". W innych mitach Indianie Hopi potwierdzają wyraźnie, że: wąż (który reprezentuje cykl precesji) odwrócił świat do góry nogami i woda wy­lała się z jam w ziemi. Indianie Pawnee z Ameryki zachowali podob­ne wspomnienia odległej katastrofy, gdy Gwiazda Biegunowa Północna i Gwiazda Biegunowa Południowa zamieniły się miejscami. Eskimosi z Grenlandii informowali pierwszych misjonarzy, że przed stuleciami Ziemia odwróciła się, co spowodowało ogromne przemieszczenie się światowych oceanów.

W podobny sposób mówi babiloński epos Erra: „Naturalne prawa nie­ba i ziemi zostały wytrącone z równowagi, a gwiazdy na niebie, siedziba niebiańskich bogów, przesunęły się i już nie wróciły do swego pierwot­nego miejsca". Wzmianka o tym występuje również w Księdze Hioba: „Było wiele nieszczęść w dniach Hioba... Słońce nie zachowywało się normalnie. Wytrąciło ziemię z jej miejsca i filary ziemi zatrzęsły się... a ci, którzy rządzili słońcem, nie pozwolili mu wzejść". I nieco dalej: „Czy kazałeś słońcu wzejść z innego horyzontu?" Legendy Majów mó­wią: „Nie wiadomo było, gdzie zaświeci słońce. Patrzyli we wszystkie strony, ale nie potrafili powiedzieć, gdzie wzejdzie słońce. Niektórzy myśleli, że na północy, i patrzyli w tym kierunku. Inny myśleli, że na południu. W rzeczywistości ich myśli błądziły we wszystkich kierun­kach, gdyż poranek zaświtał ze wszystkich stron. Niektórzy jednak sku­pili uwagę na wschodzie i mówili, że Słońce wzejdzie tam. Ostatecznie okazało się, że ta ich opinia była słuszna". Cashinahua, rdzenna ludność Brazylii, opisała tę katastrofę inaczej: „Błysnęła błyskawica i zagrzmiał straszliwie piorun, i wszyscy byli przerażeni... Niebo i Ziemia zamieniły się miejscami".

A oto jeden z najlepiej znanych mitów z czasów starożytnych Greków, historia o Faetonie. Jego rodzicami byli bóg słońca Helios i ziemska ko­bieta Klimcnc. Facton chciał się dowiedzieć, czy naprawdę pochodzi od boga, odwiedził więc swego ojca Heliosa w jego zamku. Na pytanie, czy



0x08 graphic
Helios naprawdę jest jego ojcem, bóg odpowiedział twierdząco i zapew­nił Factona, że nigdy się go nie wyprze jako syna. Aby rozwiać wątpli­wości, Helios zgodził się spełnić jedno życzenie Factona. Faeton chciał poprowadzić słoneczny rydwan ojca, ciągniony przez narowiste konie, którym Helios przejeżdżał codziennie przez niebo. Helios nie chciał złamać obietnicy, ale próbował odwieść syna od tego zamiaru. Jednak o świcie, gdy zbladły ostatnie gwiazdy, Faeton rozpoczął podróż po nie­bie w słonecznym rydwanie Heliosa. Ojciec doradził mu, aby nie jechał za nisko ani za wysoko, lecz pozostawał pośrodku. Konie popędziły, ale ponieważ woźnica był niedoświadczony, zboczyły ze zwykłej drogi. Od czasu do czasu uderzały w gwiazdy i spowodowały przesunięcie wszyst­kich gwiazdozbiorów. Potem popędziły znowu nad Ziemią, zmieniając ją w morze ognia. Bóg Zeus patrzył na tę scenę z wielkim smutkiem i postanowił zakończyć tę podróż, rażąc rydwan swym piorunem. Faeton wpadł do rzeki Eridanos (wrócimy do tego nieco później). W swym dzie­le Kritias Platon pisze, że zdaniem Solona nic była to jedynie legenda, lecz odbicie prawdziwego zdarzenia, przekazane w formie mitu, aby lepiej je zachować dla potomności. Ważność tego zdarzenia potwierdza fakt, że grecki poeta Nonnus napisał na ten temat aż 21 000 wersów! „Był tumult na niebie i zatrzęsły się złącza nieruchomego Wszechświata: zgięła się oś, która przechodzi przez środek obracającego się nieba. Libijski Atlas (bóg, który podtrzymuje niebo) ledwie mógł podtrzymać kołyszący się firma­ment gwiazd i musiał przyklęknąć i pochylić grzbiet pod tym zwiększo­nym ciężarem".

Herodot pisze o swych rozmowach z egipskimi kapłanami w drugiej połowie V wieku p.n.c. Kapłani ci zapewniali go, że „w czasach wiel­kości Egipcjan słońce cztery razy wschodziło po przeciwnej stronie niż zwykle. Dwa razy wschodziło tam, gdzie teraz zachodzi, i dwa razy tam, gdzie teraz wschodzi". Pomponiusz Mela, rzymski autor z I wieku, pi­sze: „Egipcjanie są dumni z faktu, że są najbardziej starożytnym ludem na świecie. W ich autentycznych przekazach tradycji, które możesz przeczytać, gdyż nadal istnieją, jest napisane, że droga gwiazd zmieni­ła się cztery razy i słońce dwa razy zachodziło w tym obszarze nieba, gdzie teraz wschodzi". Inny przykład pochodzi z książki Le Iwre de Vau-dela de la vie (Księga o zaświatach), której autorem jest Albert Slosman. Dokonał on lepszego przekładu egipskiej Księgi Umarłych, z którą inni tłumacze mieli więcej trudności, gdyż wyrażone hieroglifami opisy powracających światowych kataklizmów nie pasowały do współczes­nych koncepcji. Księga opisuje zdarzenia na niebie, które miały miejsce w czasie upadku Atlantydy.



» Jam jest Wszechmocny, Pierwszy, Stwórca nieba i ziemi; ja zaprojekto­wałem ludzkie ciała

i dostarczyłem Części Duchowe. Ja umieściłem słońce na nowym ho­ryzoncie, jako znak dobrej woli i potwierdzenie Przymierza.

Wyjaśnienie: Sławi wschód słońca na nowym horyzoncie, co urzeczy­wistniło nową Ziemię.

Staje się nagle oczywiste, dlaczego wszyscy starożytni z takim niepoko­jem spoglądali w niebo. Astronomia była kluczem do określenia czasu po­wrotu straszliwej katastrofy. Wydaje się, że dla naszych przodków astrono­mia miała najwyższy priorytet. Potrafili nawet określić przecięcia precesji. Różni autorzy podawali tysiące przykładów, jak pozycja nieba, tak ważna dla starożytnych, była aktualizowana, opisywana i wiązana z powracający­mi kataklizmami. Świadectwem tego są nawet świątynie i piramidy, roz­mieszczone w różnych miejscach świata oraz powiązane z konstelacjami i przesileniami. Ruch precesyjny był bardzo ważny. To był powód powsta­nia zodiaku, który odpowiada precesji. Dlatego zodiak był tak ważny dla wszystkich starożytnych cywilizacji. W wielu takich cywilizacjach istniały nawet opisy świata przed katastrofą, uwzględniające poprzedni widok nie­ba. Mam tu na myśli na przykład grobowiec Senmuta (lub Senenmuta), architekta królowej Hatszepsut. Sufit grobowca bez wątpienia ukazuje nie­bo, na którym północ jest na południu, a południe na północy, zaś gwiazdy obracają się z zachodu na wschód. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, nad opisem i rysunkami zaznaczony jest aktualny ruch gwiazd.

Jako przykład wpływu gwiazd (plazmy międzygwiazdowej) na Ziemię, powrócę do wcześniej wspomnianej egipskiej Księgi Umarłych. Jest w niej napisane:

Jestem Gwałtownie Palącym Światłem

które podąża przez pas i które, z dala w niebie, umożliwia osądzanie uczynków każdego.



Wyjaśnienie: On jest Ozyrysem (Orionem). Jest źródłem substancji wszystkich ciał ludzkich.

W Księdze Hioba (9,9-10) jest napisane: „On stworzył Niedźwiedzi­cę, Oriona, Plejady i Gwiazdozbiór Południa. Czyni wielkie, niezbadane rzeczy i cuda, którym nie ma miary". I dalej (38,31, 33): „Czy możesz związać pęk Plejad albo rozluźnić pasek Oriona?... Czy znasz porządek nieba albo czy możesz ustanowić jego władztwo na ziemi?" Czyż nie wygląda na to, że przyczyna ogólnoświatowej katastrofy jest opisana zu­pełnie wyraźnie? Warto raz jeszcze bardzo uważnie przeczytać ten akapit. Autor bez wątpienia wiedział, że jesteśmy połączeni z innymi układami gwiezdnymi, czyli ramionami galaktycznymi, z powodu kierunku pla­zmy międzygwiazdowej, którą współczesny tłumacz określił jako „pęk" lub „pasek". Czy Orion może „rozluźnić pasek"? Czy kierunek plazmy międzygwiazdowej może się zmienić? Czy znasz porządek nieba? Czy możesz ustanowić jego władztwo na ziemi? Jeśli wierny, że po tym na­stępuje doskonały opis katastrofy, nie może być przypadkiem, że autor wiedział dokładnie, co się zdarzyło.

Przed przejściem do innych cech tej katastrofy, z których jedną jest wielka powódź, chciałbym wspomnieć o fragmencie z Księgi Amosa (5,8-9): „On tworzy Plejady i Oriona, mrok przemienia w poranek, a po dniu zsyła ciemną noc; wzywa wody morskie i rozlewa je po powierzchni ziemi - Pan imię jego. On zsyła zgubę na mocarza i zagładę sprowadza na twierdzę".

Zmiany w skorupie ziemskiej

Gdy wewnętrzny rdzeń magnetyczny obraca się o 180°, płaszcz Ziemi podąża za nim. Jednak nagłe odwrócenie rdzenia ziemskiego pozostawia blizny na skorupie ziemskiej. Nie wiemy dokładnie, na ile przesunie się skorupa ziemska, gdyż zależy to od wielu czynników. Skorupa ziemska pływa po płynnym płaszczu, co oznacza, że w zależności od rodzaju sko­rupy niektóre jej części są połączone dość mocno, podczas gdy inne czę­ści mogą przesunąć się dalej pod wpływem siły odśrodkowej, podobnie jak dryfująca tratwa. Powoduje to kolizję masywów lądowych i wynosze­nie lądu na ogromne wysokości, jak w przypadku Himalajów i Andów. Równocześnie w innych miejscach ląd może się rozciągać i zagłębiać do dna oceanu. Spłaszczony kształt kuli ziemskiej, przypominający jajo,


także wpływa na zagłębianie, zderzanie i wynoszenie fragmentów skoru­py ziemskiej. Jest oczywiste, że nie można przesunąć skorupy w kształcie jaja wokół wewnętrznej części bez spowodowania pęknięć i nakładania się kawałków. Najlepiej widoczny i najbardziej konkretny dowód można znaleźć na granicy Peru i Boliwii. Na wysokości 3800 metrów n.p.m. leży tam jezioro Titicaca. Ma długość około 222 kilometrów i szerokość 112 ki­lometrów, a głębokość w niektórych miejscach do 300 metrów. Chociaż znajduje się ono na wysokości ponad 3 kilometrów, na obszarze wokół nie­go występuje bardzo dużo muszli morskich. Prowadzi to do przypuszcze­nia, że cały płaskowyż Altiplano został kiedyś wyniesiony z dna morskie­go. W jeziorze Titicaca dotąd zachowała się morska ichtiofauna. Chociaż jezioro leży obecnie setki kilometrów od oceanu, występujące w nim ryby i skorupiaki są przeważnie odmianami słonowodnymi, a nie słodkowod­nymi. W sieciach rybaków można znaleźć dziwne i zdumiewające okazy, takie jak Hippocampus (koń morski), różne odmiany Allorąuestes oraz inne rodzaje stworzeń morskich. Widać wyraźnie, że jezioro było częścią morza i zostało od niego odgrodzone, gdy wyrastały Andy. Na płaskowyżu andyj­skim można dostrzec 600-kilometrową linię brzegową, na której wystę­pują plaże i skorupiaki. W niektórych miejscach linia ta leży prawie o 100 metrów wyżej niż jezioro Titicaca, a w innych prawie o 100 metrów niżej. Co więcej, to wyniesienie nie mogło mieć miejsca bardzo dawno temu. Po pierwsze, na dnie jeziora Titicaca odkryto ruiny. Po drugie, na pła­skowyżu Altiplano w Andach istnieje szereg tajemniczych starych miast. Znajduje się tam na przykład miasto Tiahuanaco, położone około 20 ki­lometrów na południe od jeziora, na wysokości ponad 3 kilometrów. W Tiahuanaco widać ruiny portu z dużymi dokami.



Nikt nie wie, dlaczego miasta te zostały nagle opuszczone. Polski ba­dacz Artur Poznański, który pracował tu przez ponad 50 lat, datuje Tia-huanaco na lata 15 000-10 500 p.n.e.! Styl architektoniczny tych miast również jest dość tajemniczy. Kamienie zostały zespojone od wewnątrz klamrami w kształcie podwójnego wąsa, wykonanymi ze stopu podob­nego do brązu. Jest godne uwagi, że ta sama technika była także stosowa­na w architekturze innych starożytnych cywilizacji na całym świecie, na przykład w Egipcie i na Krecie.



Jeśli przyjmiemy, że Andy zostały nagle wyniesione na wysokość 3 ki­lometrów, bez wątpienia jakaś część skorupy ziemskiej musiała zostać rozciągnięta. Rozciągnięcie to wyraźnie widać na zdjęciach satelitarnych Oceanu Atlantyckiego (patrz ilustracja poniżej). Jednak to oznacza, że jakaś część lądu na Oceanie Atlantyckim zapadła się o kilka kilometrów. Wielkie obszary lądu nagle znalazły się na dnie oceanu. Ale czy nie znamy już doniesień historycznych na ten temat? Jest to jedyne wyjaśnienie ta­jemniczych rowów i kanionów odkrytych na dnie Oceanu Atlantyckiego. Książka Catadysm (Kataklizm) D.S. Allana iJ.B. Dclaira przedstawia wie­le odkryć geologicznych, które dowodzą, że 11 000 lat p.n.e. dno Oceanu Atlantyckiego, obecnie na głębokości 3000 kilometrów, znajdowało się ponad poziomem morza.



Przesunięcia lądów

Obszary położone w klimacie umiarkowanym, takie jak Europa i Ame­ryka Północna, mogą nagle przesunąć się na równik lub w rejon biegu­na północnego. Przed epoką lodowcową Sahara, obecnie pustynia, była dość gęsto zaludnionym obszarem z licznymi jeziorami. Około 12 000 lat temu Sahara nagle zaczęła wysychać. Jezioro Czad na granicy Nigru, Nigerii i Czadu dramatycznie się skurczyło. Jezioro Agorass wyschło całkowicie, zmuszając ludzi z Adrar Bous do szukania szczęścia gdzie indziej. Nawet w Jeziorze Wiktorii, dalej na południc, poziom wody ob­niżył się radykalnie.

A oto przykład dotyczący flory i fauny: jak wyjaśnić fakt, że tropikalny ssak, jakim jest mamut, został nagle zamrożony podczas jedzenia tro­pikalnej roślinności, a wokół niego znajdowały się tropikalne rośliny w pełnym rozkwicie. Czy wiosna nagle zmieniła się w wieczną zimę? To nie jest bajka. Na Syberii znaleziono setki zamarzniętych mamutów z na wpół przeżutymi kwiatami w paszczy. Odkrycia te są datowane na koniec ostatniej epoki lodowcowej, około 12 000 lat temu. Jednak wydaje się, że Syberia nie stała się cieplejsza, lecz zimna jak lód. Badacz polarny Baron Toll odkrył 21-metrowej grubości warstwę skamieniałych szcząt­ków na syberyjskiej wyspie Bolszoj Liachow. Wśród nich znajdowały się szczątki nosorożca włochatego, mamuta, wołu amerykańskiego, jelenia, koni, antylop, tygrysów szablastozębnych, owiec, a także roślin, takich jak 30-mctrowej wysokości olsza krzaczasta (Alnus fruticosa) z dojrzałymi owocami, zielonymi liśćmi i nasionami. Można ostatecznie przyjąć, że mamut był zwierzęciem polarnym, pomimo że miał grubą skórę tak jak współczesne słonie, z futrem bez gruczołów łojowych, chociaż byłoby to tragiczne przy niskich temperaturach. Jednak jak wyjaśnić inne odkrycia - pozostałości tropikalnej fauny i flory, takiej jak drzewa owocowe, które powinny rosnąć tylko w klimacie umiarkowanym? Nawiasem mówiąc, jak mamut znajdował na lodzie pożywienie, skoro potrzebował dziennie ponad 100 kilogramów roślin? I jak to się stało, że został nagle żywcem zamrożony?





Około 12 000 lat temu również Antarktyda pokryła się nagle gru­bą warstwą lodu, pomimo tego, że wtedy właśnie skończyła się epoka lodowcowa. Był to także czas, gdy w Egipcie zmienił się nagle klimat z deszczowego na pustynny. O Antarktydzie i Egipcie będziemy jeszcze mówić później...

Awesta, staroirańska święta księga, opisuje katastrofalne konsekwencje przesunięcia skorupy ziemskiej. Opowiedziana historia dzieje się na ob­szarze wokół Airyana Vaejo, w kolebce rasy aryjskiej. „W tamtych czasach w Airyana Vaejo panował łagodny i urodzajny klimat z siedmioma miesiąca­mi letnimi i pięcioma zimowymi. Było tam dużo zwierzyny i zbóż, a łąkami płynęły strumienie. Ten ogród rozkoszy przemienił się w niezdatne do za­mieszkania pustkowie, gdzie zima trwała dziesięć miesięcy, a lato tylko dwa miesiące. Przyczyną tego była napaść Złego imieniem Angra Mainyu..."

„Pierwszym z dobrych lądów i krajów, które stworzyłem ja, Ahura Mazda, był Airyana Vaejo. Angra Mainyu, który jest przepełniony śmier­cią, stworzył przeciwieństwo tego, stworzył potężnego węża i śnieg. Te­raz jest dziesięć miesięcy zimy i dwa miesiące lata, a te są zimne jak woda, zimne jak ziemia, zimne jak drzewa... Wszędzie dokoła pada głęboki śnieg. To najokropniejsza z plag".

„Gdy Angra Mainyu wysłał gwałtowny niszczący mróz, napadł także na niebo i zakłócił je. Opanował jedną trzecią nieba i pokrył ją ciemnością". Ahura Mazda zwołał zebranie bogów, w którym wziął udział śmiertelnik, „sprawiedliwy Yima, dobry pasterz ze sławnego Airyana Vaejo", oraz cała jego rodzina. W tym miejscu pojawiają się dziwne podobieństwa do tra­dycji biblijnego potopu: Ahura Mazda wykorzystuje zebranie, by ostrzec Yimę przed skutkami mocy Złego. Ahura Mazda tak przemówił do Yimy:

„Sprawiedliwy Yimo, na świat materialny wkrótce spadnie fatalna zima, która przyniesie gwałtowny niszczący mróz. Straszliwa zima przyjdzie na świat materialny i spadnie bardzo dużo śniegu... I zginą wszystkie trzy rodzaje zwierząt: żyjące na pustkowiach, żyjące w górach oraz te, które żyją w głębi dolin i chronią się w stajniach. Dlatego przygotuj Varę - pod­ziemne pomieszczenie, którego każdy bok będzie miał długość stadionu dojazdy konnej. Tam wprowadź przedstawicieli każdego gatunku zwie­rząt dzikich, dużych i małych, oraz bydła i zwierząt noszących ciężary, a także ludzi, psów i ptaków. I wnieś czerwone palące się ognie. I uczyń, aby płynęła tam woda. Umieść ptaki na drzewach wzdłuż brzegu wody, wśród zawsze zielonej roślinności. Zasadź tam okazy wszystkich roślin, najpiękniejszych i najbardziej pachnących, oraz wszystkich najbardziej soczystych owoców. Wszystkie te rodzaje rzeczy i stworzeń nie zginą, jak długo pozostaną w Varze. Ale nie wprowadzaj tam żadnego stworzenia zdeformowanego ani też żadnego człowieka niepłodnego, szalonego,



podłego, kłamliwego, mściwego, zazdrosnego, mającego krzywe zęby bądź trędowatego".

Zgodnie z tradycją, Airyana Vaejo stało się miejscem, gdzie „gwiazdy, księżyc i słońce "wschodzą tylko raz w roku, a rok wydaje się tylko dniem. W Meru słońce i księżyc biegną codziennie dookoła od lewej do prawej, tak samo jak wszystkie gwiazdy. Dla mieszkańców tego miejsca dzień i noc łącznie są równe rokowi". Ten ostatni opis przypomina warunki na biegunie północnym i południowym.

Ruchy powietrza

Sensownie jest przyjąć, że kiedy Ziemia odwraca się „do góry nogami", powstają bardzo silne wiatry. Występujące dzisiaj porywy wiatru są niczym w porównaniu z takimi wiatrami, które powstałyby wskutek tego, że Zie­mia by się poruszała, a powietrze poruszałoby się niezależnie od niej. Jak można to sobie wyobrazić? Na równiku Ziemia obraca się o 40 000 kilome­trów dziennie. Oznacza to, że na równiku Ziemia ma prędkość 1667 kilo­metrów na godzinę, aczkolwiek nie jest to zauważalne na jej powierzchni. Inaczej mówiąc, górne warstwy atmosfery poruszają się mniej w porówna­niu z dolnymi warstwami, które poruszają się wraz z powierzchnią Ziemi. Ta różnica ruchu jest pochłaniana pomiędzy warstwami.

Nie wiemy, jak szybko Ziemia odwróci się „do góry nogami". W niektó­rych legendach jest mowa o 1 godzinie, a w innych o kilku dniach. Więk­szość autorów legend widziała na własne oczy, jak Słońce nagle zaczęło się poruszać w innym kierunku. Na podstawie tej obserwacji oraz cech mag­netyzmu szacuję, że odwrócenie będzie trwać 2 godziny. Prędkość będzie największa bezpośrednio na powierzchni obrotu Ziemi, natomiast będzie wynosić zero na osi, wokół której Ziemia się odwróci. Na powierzchni od­wrócenia prędkość będzie zatem wynosić 20 000 kilometrów na godzinę. Z powodu tej prędkości jest całkiem możliwe, że średnie warstwy atmo­sfery nie będą w stanie pochłonąć takiej różnicy prędkości. Poza tym bę­dzie to ruch gwałtowny i krótki, nie zaś ciągły i bezustanny. Wskutek tego powstaną bardzo silne wiatry na powierzchni Ziemi. Co więcej, najcieplej­sze warstwy powietrza zetkną się z najzimniejszymi. Może to spowodować silne opady, burze i gigantyczne huragany.

W doniesieniach o mamutach odkrytych na Syberii czytamy na przy­kład, że na płaskim gruncie znaleziono mamuta zjedna nogą tylną przed nogą przednią, pomiędzy korpusem a ciosem, przy czym druga noga tylna była wyciągnięta do tyłu. W kościach była niewiarygodnie wielka liczba złamań, nawet w częściach, gdzie wydawałoby się to niemożliwe.



Chociaż archeolodzy nic nie wiedzieli o kataklizmie, używali wiele mó­wiących określeń: „Wygląda to tak, jakby mamuty zostały porwane na 100 metrów w górę przez potężny wiatr. Nie można podać żadnej innej przyczyny". W istocie Syberia znajdowała się w jednym z obszarów naj­bardziej dotkniętych podczas ostatniego odwrócenia się Ziemi „do góry nogami", tj. na torze odwrócenia.

W niezliczonych mitach powstałych wcześniej i później pojawiają się takie straszliwe wiatry. W eposie o Gilgameszu jest napisane, że „przez sześć dni i jedną noc ziemia była zmiatana przez huragan, potop i burzę". Wiatr opisano jako cyklon o niewyobrażalnej gwałtowności. „Trąba po­wietrzna. .. sięgała nieba i nawet bogowie byli przerażeni cyklonem". Za­piski Majów opisują, jak te straszliwe wiatry zniszczyły wszystkie miasta, położyły pokotem całe lasy, poruszyły wielkie skały i zdmuchnęły całe wzgórza. Majowie uznawali wiatry za przejaw gniewu boga Hurakana, którego imię, zniekształcone do postaci „huragan", było odtąd zawsze kojarzone z wiatrami o wyjątkowej sile. Tradycje Maorysów wiążą ten straszliwy wiatr z gigantycznym kataklizmem, opisanym jako „...potężne wiatry, gwałtowne nawałnice z gęstymi ciemnymi chmurami, pędzące gwałtownie ze straszliwymi ulewami", które spowodowały, że na wodach oceanu powstały fale wysokie jak góra.

Potop

W czasach starożytnych uważano, że Ziemia jest płaska i ma kształt kwadratu. Ludzie zauważyli, że ze względu na obrót Ziemi gwiazdy wy­konują ruch kołowy, z wyjątkiem gwiazdy biegunowej. Dlatego przyjmo­wano, że gwiazda biegunowa jest swego rodzaju osią połączoną z Ziemią i utrzymywaną w jednym miejscu jakimś uchwytem. Z drugiej strony ludzie wierzyli, że wewnątrz Ziemi znajduje się wielka ilość wody, za­trzymywanej tam przez jakiś szpunt lub dźwignię. Związek pomiędzy zmianą firmamentu spowodowaną precesją a następującym po tym po­topem jest wyraźnie przedstawiony w jednym z mitów mongolskich. Mongołowie wierzyli, że gwiazda biegunowa jest „filarem podtrzymu­jącym firmament, od którego zależy prawidłowe obracanie się gwiazd, a równocześnie kamieniem, który może się zamykać i otwierać; jeśli ka­mień zostanie wyjęty, woda wyleje się z otworu i zaleje Ziemię".

Potop jest nam dobrze znany. Wiele innych legend również wspomina o globalnej katastrofie z udziałem wody i ognia (czyli aktywności wul­kanicznej), a także o tym, że po katastrofie nastąpił długi okres zimna spowodowany popiołem wulkanicznym w atmosferze. Czym zatem była



0x08 graphic
ta wodna katastrofa? Jest oczywiste, że nagłe odwrócenie się Ziemi „do góry nogami" wywoła w wodzie prądy tak silne i gwałtowne, że powstaną fale wielkości góry, które zaleją całą Ziemię. Przy takiej katastrofie bledną współczesne tsunami. Również charakter tych katastrof będzie inny: tsu­nami powstają wskutek początkowego impulsu, podczas gdy potop raczej polega na tym, że część morza przelewa się przez ląd. Inaczej mówiąc, ruch lądu powoduje, że woda przelewa się przez niego, a ilość i prędkość wody jest zdeterminowana ruchem Ziemi.

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy na wielkim statku. Wydawałoby się, tak jak to było z Noem, że góry znikają pod wodą. Można generalnie powie­dzieć, że statek pozostaje w tym samym miejscu, a Ziemia odwraca się „do góry nogami".

Ale bez wątpienia wszystkie ludy świata mają legendy, które to wyjaś­niają. „Ludzie słyszeli i widzieli ogromnie wysoką ścianę wody zbliżającą się do lądu z wielkiej odległości i nic ani nikt nie ocalał. Przeżyło tylko kilku, którzy uciekli do jaskiń w wysokich górach". Egipski bóg słońca Ra powiedział o sobie: „Jam jest ten, który stworzył wodę i wielką po­wódź". Według niektórych dosłownych tłumaczeń eposu o Gilgameszu „przez jeden dzień wiała burza z południa... nabierając coraz większej prędkości i pogrążając góry pod wodą... nikt nie mógł dostrzec drugiego człowieka... ani nie było widać ludzi z nieba... Bogowie byli przeraże­ni potopem... i cofając się, wstąpili do nieba Anu... sześć dni i siedem nocy... wiał wiatr towarzyszący powodzi, gdy burza z południa zmiata­ła ląd... Gdy nadszedł siódmy dzień, niosąca powódź burza z południa ustąpiła..."

W Księdze Rodzaju (7,17-24) czytamy: „A potop trwał na ziemi czter­dzieści dni. I wezbrały wody i podniosły arkę, i płynęła wysoko nad zie­mią. A wody przybrały i podniosły się bardzo nad ziemią, arka zaś unosiła się na powierzchni wód. Wody zaś wzbierały coraz bardziej nad ziemią, tak że zostały zakryte wszystkie wysokie góry, które były pod niebem. Na piętnaście łokci wezbrały wody ponad góry, tak że zupełnie zostały za­kryte. I wyginęło wszelkie ciało poruszające się na ziemi: ptactwo, bydło i dzikie zwierzęta, i wszelkie płazy, pełzające po ziemi, i wszyscy ludzie. Wszystko, co miało w nozdrzach tchnienie życia, wszystko, co było na suchym lądzie, pomarło. Tak zgładził Bóg wszystkie istoty, które były na powierzchni ziemi, począwszy od człowieka aż do bydła, aż do płazów i ptactwa niebios; to wszystko zostało zgładzone z ziemi. Pozostał tylko Noe i to, co z nim było w arce. A wody wzbierały nad ziemią sto pięć­dziesiąt dni"*.


Wszystkie ludy wiedziały o potopie, chociaż tutaj podam tylko kilka przykładów wziętych z książki A jednak byt potop, którą napisali Edith i Alexander Tollmannowie. Eskimosi opisali potop następująco: „Dawno temu ocean zaczął nagle się unosić, aż cały ląd został pokryty wodą. Woda płynęła przez wierzchołki gór, a po niej pływał lód". Sam bym tego lepiej nie opisał. Na podstawie tych opowieści można nawet wydedukować, w którą stronę Ziemia się odwróciła. Opowieści Indian Pawnee i Wichita wskazują, że oceaniczny potop napłynął w kierunku południowym na nisko położony ląd w zachodniej części tarczy kanadyjskiej (we wschod­niej Kanadzie): „Woda przyszła z północnego zachodu i zalała ziemię". Jest to dokładnie ten sam kierunek, w którym zgodnie z obserwacjami naukowymi przesunęły się bieguny magnetyczne. Co więcej, przed tym straszliwym wydarzeniem Indianie widzieli „ptaki i zwierzęta lądowe przemieszczające się z północy na południe". Tego szczegółu nie nale­ży ignorować. Wędrowne ptaki, wędrowne zwierzęta morskie i niektóre zwierzęta lądowe mają zmysł magnetyczny. Mogą wyczuć stopniowe od­wrócenie się pola magnetycznego z wyprzedzeniem kilku dni. Nie ma innego możliwego wyjaśnienia tego faktu.

Istnieją dwie wersje opisu straszliwej fali oceanicznej, przekazane przez Indian Nawaho z Kalifornii: „Na koniec zdarzyło się jednego ranka, gdy wstali, że coś pojawiło się na wschodzie, południu, północy i zachodzie. Było to niczym ściana górska bez żadnych otworów, rozciągająca się wo­kół nich. Byli otoczeni wodą i nic można było przepłynąć łodzią przez nią ani ponad nią. Wszyscy uciekali. Biegali w kółko dookoła, aż sięgnęli nieba. Jednego dnia ludzie zauważyli, że wszystkie zwierzęta biegną ze wschodu na zachód. To trwało kilka dni. Czwartego dnia, gdy nastał po­ranek, zobaczyli na wschodzie coś jasnego, białego i błyszczącego. Wy­słali zwiadowców, aby sprawdzili, co się dzieje. Zwiadowcy wrócili przed wieczorem i powiedzieli, że zbliża się ogromna powódź. Ludzie zebrali się i lamentowali nad swym losem. Następnego ranka przyszła powódź; wypełniała cały horyzont niczym góra, z wyjątkiem zachodu".

Może jeszcze bardziej wstrząsająca jest historia przekazywana przez In­dian z plemienia Czoktawów z rejonu Oklahoma-Missisipi w południo­wo-wschodniej części Ameryki Północnej: „Przez długi czas cała ziemia była pogrążona w kompletnych ciemnościach. Szamani plemienia przez długi czas wypatrywali światła dziennego, aż stracili nadzieję, że kiedykol­wiek ujrzą je ponownie. I wszyscy ludzie byli bardzo nieszczęśliwi. Na ko­niec zobaczyli światło na północy i uczcili to wielką fetą, ale potem okazało się, że nadchodzą wielkie niczym góry fale, które zabiły wszystkich ludzi". Ten potworny obraz fali oceanicznej został również opisany przez Indian Pima: „W jednej chwili usłyszano straszliwy grzmot i przeraźliwy dźwięk



0x08 graphic
0x08 graphic
pękania, a nad równiną wyrosła zielona góra wody. Przez moment wyda­wało się, że stoi nieruchomo, a potem została rozszczepiona błyskawicą i potoczyła się naprzód niczym wielkie zwierzę. Gdy nadszedł poranek, nie było nikogo żywego oprócz jednego człowieka -jeśli to był człowiek". Również Peruwiańczycy opisali dźwięk gromu towarzyszący fali oceanicz­nej, gdy uderzyła ona z góry na obszary położone wewnątrz lądu. To niesa­mowite, że te legendy tak dokładnie opisują rzeczywistość.

A oto przykład z chińskich kronik z czasów cesarza Yahou: „Słońce nie zachodziło przez dziesięć dni. Świat został otoczony płomieniami, a na wielkich obszarach wody przelały się gwałtownie nad najwyższymi gó­rami, zagrażając zalaniem nieba. Wody oceanu wezbrały i uderzyły na kontynent Azję. Wielka fala pływowa przelała się przez góry i wtargnęła w środek cesarstwa chińskiego. Woda zatrzymała się w dolinach pomię­dzy górami i ląd tam pozostawał zalany przez całe dziesięciolecia". Gdy wydarza się katastrofa naturalna o takich rozmiarach, woda podnosi się z dna morskiego, góry unoszą się, rzeki zmieniają bieg, a ślady cywilizacji znikają. „Cesarz Yahou wysłał uczonych w różne części Chin, a nawet do Indochin, aby zbadali, gdzie teraz znajduje się północ, zachód, wschód i południe; mieli to zbadać, obserwując, jak wschodzi i zachodzi słońce oraz jak poruszają się gwiazdy... Mówiono wówczas, że to cud, iż słońce nic wschodziło przez dziesięć dni, a lasy były w ogniu". W jednym z teks­tów taoistycznych czytamy: „Oddech niebios został wytrącony z harmo­nii. Cztery pory roku nie pojawiały się we właściwym czasie".

Tradycyjne legendy peruwiańskie są niemal identyczne: „Przez okres pięciu dni i pięciu nocy na niebie nie było słońca, a ocean wypłynął ze swych brzegów i runął z ogromną siłą na kontynent. Cała powierzch­nia ziemi zmieniła się w jednym potężnym kataklizmie". Manuskrypt Troano i inne pisma Majów opisują kosmiczną katastrofę, podczas której „ocean spadł na ląd, a straszliwy huragan przeleciał przez ziemię. Hura­gan zniszczył i zmiótł wszystkie miasta i lasy. Wulkany wybuchały, fale pływowe przelewały się nad szczytami gór, a ciągle wiejące wiatry zagro­ziły istnieniu rasy ludzkiej. Wyginęło wiele rodzajów zwierząt. Zmienił się wygląd ziemi. Góry zapadły się, a inne góry wyniosły, wystając ponad wzburzoną wodę, która napłynęła z oceanów. Niezliczone rzeki straciły swe koryta. Dzikie tornado roznosiło wszędzie gruz spadający z nieba. W ciemności opadał z góry pył niesiony przez wiatr, co wraz z ogniem i wodą dopełniło zniszczenia świata. Słońce nie świeciło przez pięć dni".

Wszyscy słyszeliśmy o wielkim potopie i arce Noego. Ale niektórzy nie wiedzą, że opis tego samego zdarzenia historycznego jest powtarzany przez różne ludy i kultury. Epos o Gilgameszu jest prawie dosłowną kopią, cho­ciaż nawet jeszcze jaśniej opisuje globalną katastrofę. Nawet najbardziej



egzotyczne ludy, takie jak australijscy Aborygeni, a także tradycje hinduskie, potwierdzają wielki potop, po którym rozpoczął się pierwszy Sangham.

Szlam z cementu piaskowego

Inną konsekwencją odwrócenia się Ziemi „do góry nogami" - konse­kwencją, której również nie można ignorować -jest to, że wiele obsza­rów lądu zostało zalanych nie tylko wodą, lecz także ciężkim szlamem złożonym z mieszaniny wody, piasku, gleby, popiołu, lawy i innych po­dobnych substancji. Rośliny i zwierzęta zostały zmiecione, pochwycone i pogrzebane w tym szlamie. Woda, piasek, popiół, żwir, lawa... Czy to nie kojarzy się nam z cementem? Nawet dzisiaj geolodzy są zaskocze­ni faktem, że wiele zwierząt, zarówno drapieżników, jak i ich ofiar, jest znajdowanych na przestrzeni paru metrów, jak gdyby zostały pogrzeba­ne żywcem - setki naraz, w tysiącach stanowisk na całym świecie. Kie­dy byłem dzieckiem, starałem się sobie wyobrazić, jak to się mogło stać, opierając się na znanym mi świecie. Jedyny obraz, jaki mogłem sobie



0x08 graphic
0x08 graphic
wymyślić, to skała spadająca na zaskoczone zwierzę i grzebiąca je na za­wsze w charakterze skamieniałości. Ale w taki sposób zostały zaskoczone zwierzęta w tysiącach miejsc na całym świecie, niekiedy setki zwierząt równocześnie, niektóre jeszcze z pożywieniem w pysku, inne w trakcie porodu. W większości zwierzęta te nie mają połamanych kości.

Tylko wielka fala szlamu z cementu piaskowego mogła pogrzebać takie grupy zwierząt w stanie nienaruszonym, niezjedzone, w masowym gro­bie. Szlam z cementu piaskowego jest porównywalny ze współcześnie występującymi wypływami „cementu" z wulkanów pokrytych śniegiem. To ujawnia pewne nieporozumienie: wszędzie na świecie takie warstwy, niekiedy grubości kilku metrów, są datowane na bardzo stare. Czas for­mowania się całej warstwyjest oceniany na 10 000 do 100 000 lat. Jednak wiemy obecnie, że to się zdarzyło w ciągu jednego lub dwóch dni. Jak inaczej można wyjaśnić fakt, że istnieją drzewa, których korzenie znaj­dują się pod warstwą, której uformowanie miałoby trwać 10 000 lat, pnie wewnątrz takiej warstwy, zaś wierzchołki powyżej?



Jak inaczej można wyjaśnić fakt, że zwierzę zostało pogrzebane i nie zostało zjedzone? Nie ma nawet śladów głodnych owadów. Jak inaczej można wyjaśnić obecność żelaznego młotka z drewnianą rękojeścią w warstwie liczącej sobie 100 000 lat? Na gruncie naszej obecnej wiedzy naukowej nie jest łatwo wyjaśnić, jak to się stało, że w jednej i tej sa­mej warstwie został znaleziony wspomniany młotek i szczątki dinozaura.



0x08 graphic
0x08 graphic
Podobnie w tych samych warstwach znaleziono ślady stóp ludzkich i śla­dy stóp dinozaura. Możemy zrozumieć, dlaczego akademicy, starając się utrzymać swe posady, skłaniają się raczej do ignorowania istnienia takich dowodów. Odkryto nawet warstwy, w których ślady stóp ludzkich znaj­dują się poniżej warstw zawierających ślady dinozaurów. A więc może historia w rzeczywistości nie jest tak stara?

W jaki sposób te ślady stóp mogły się zachować? Nie można przyjąć, że zostały odciśnięte w normalnym piasku, glebie lub w dnie rzeki. Ra­czej wydaje się, że zostały odciśnięte w niezwykłym, chwilowo mokrym cemencie piaskowym. Książka Pomyłka Darwina, napisana przez niemie­ckiego inżyniera chemika Hansa J. Zillmera, podaje długą listę takich odkryć, wspartych namacalnymi dowodami, logicznymi wyjaśnienia­mi i fotografiami. Nie można ignorować tysięcy takich archeologicznie „niewyjaśnialnych" odkryć, ukrywając je w starej szafie. Niemniej jednak tak postępuje nowoczesna nauka... Najprostszym rozwiązaniem jest zig­norowanie tego, co nie może być wyjaśnione.

Egipski Sfinks został zbudowany mniej więcej w czasie, gdy nastąpiła globalna katastrofa. Czy możemy zapytać, czy piramidy w Gizie również pochodzą z tego samego okresu? Warto poświęcić czas na pospacerowa­nie wokół Wielkich Piramid. Jeśli popatrzymy uważnie, znajdziemy ka­mienie, które wydają się wpływać jedne w drugie. Kamienie te nie wy­glądają, jakby były w ogóle cięte. Sprawiają raczej wrażenie, że zostały odlane z jakiegoś rodzaju cementu piaskowego.

Francuski inżynier chemik Joseph Davidovits doszedł do tego same­go wniosku po 20 latach badań na płaskowyżu Giza: że bloki, z których zbudowano piramidy, mają inny skład chemiczny niż materiał w kamie­niołomach na tym samym płaskowyżu. Kamienie z kamieniołomów za­wierają 96-99% kalcytu, podczas gdy kamienie z piramid tylko 85-90% kalcytu. Różnica ta jest spowodowana faktem, że kamienic z piramid składają się z tego samego pokruszonego lub rozpuszczonego piaskow­ca, ale z dodatkiem mieszaniny innych pierwiastków, w wyniku czego powstaje szlam o charakterze cementu piaskowego. Oznacza to, że pi­ramidy mogły być budowane znacznie szybciej i przy mniejszym nakła­dzie pracy. Jaskrawo kontrastuje to ze współczesną opinią, że cała ludność Egiptu, niczym zaklęta, poświęciła 25 lat na cięcie ciężkich kamieni, by przeciągnąć je w nieznany sposób do piramidy. A wszystko to na pogrzeb faraona, który dopiero co się urodził. Tego rodzaju praca sprawiłaby kło­poty nawet współczesnym inżynierom. Poza tym nikt nigdy nie znalazł grobowca ani mumii wewnątrz piramidy. Francuski inżynier pomyśl­nie zanalizował różne pierwiastki chemiczne składające się na kamienie piramid i odkrył, skąd starożytni Egipcjanie uzyskali te pierwiastki. Co





0x08 graphic
0x08 graphic
więcej, wytworzył idealnie taki sam piaskowiec. Tak zwana Stela Głodu dokładnie opisuje hieroglifami, jak należy wytwarzać piaskowiec. Jaskra­wo to kontrastuje z brakiem jakichkolwiek hieroglifów opisujących bu­dowę piramid w konwencjonalny sposób. Oprócz tego muszle morskie znalezione w kamieniach piramid są bezładnie pomieszane, podobnie jak kamienie we współczesnym cemencie. Natomiast w kamieniach ciętych muszle morskie występują w poziomych warstwach.

A jak na przykład można wyjaśnić ludzki włos znaleziony wewnątrz jednego kamienia piramidy, jeśli założymy, że była ona budowana w kon­wencjonalny sposób?

Stare Państwo egipskie zaczęło się dopiero w 3600 roku p.n.e. Egipcja­nie potrafili już na samym początku swej cywilizacji budować ogrom­ne piramidy. Na późniejszym etapie zaczęli budować małe, toporne, na wpół rozpadające się piramidy z ciętych kamieni, pomimo że ich wiedza i dobrobyt wzrastały. Bez wątpienia bardziej sensowne jest założenie, że ta wielka cywilizacja przywłaszczyła sobie większe piramidy, przeznacza­jąc je na grobowce, oraz wykonywała dodatkowe naprawy i renowacje używając archaicznych narzędzi, że Egipcjanie kładli warstwę kamieni na istniejące piramidy. To lepiej wyjaśnia, dlaczego odkryte narzędzia i kamieniołomy są tak prymitywne. Zostało już udowodnione, że figu­ra Sfinksa w rzeczywistości przedstawiała wielkiego lwa, ale uległa sil­nej erozji wskutek deszczu. Intensywny deszcz padał w innym klimacie,


przed globalną katastrofą. W czasach faraonów mocno zerodowana głowa lwa została odnowiona i wtedy nadano jej wygląd głowy faraona. Nie trzeba dodawać, że wskutek tego głowa faraona jest nieproporcjonal­nie mała w stosunku do reszty ciała lwa oraz że głowa ta nie wykazuje żadnych śladów erozji, w przeciwieństwie do ciała lwa. A na przestrzeni dziejów często tylko ta głowa była jedyną częścią wystającą ponad piasek (niedawno naprawiono także przednie łapy ze względu na turystów).

Ajeśli faraon bez skrupułów przywłaszczył Sfinksa dla siebie, jest oczy­wiste, że mógł to samo uczynić z jeszcze bardziej imponującymi pirami­dami. Jak byśmy się czuli, mając przed sobą ten tajemniczy, boski widok ogromnych starych budowli? Egipcjanie tuż przed katastrofą i po niej wiedzieli swoje. Egipskie opowieści twierdzą, że piramidy zostały zbudo­wane przez boga Tota (inaczej Dżehuti lub Seta) w celu zachowania wie­dzy o cywilizacji i o globalnej katastrofie. Koptyjski tekstMasudi, którego autor nazywał się Akbar-Ezzeman (oryginał znajduje się w Oksfordzie), podaje rzecz następującą: „Król Egiptu przed powodzią zbudował dwie wielkie piramidy. Nakazał kapłanom zawrzeć w nich całą wiedzę o sztuce i nauce, a także całą wiedzę arytmetyczną i geometryczną, w taki sposób, aby mogła pozostać jako świadectwo z pożytkiem dla tych w przyszło­ści, którzy będą w stanic to zrozumieć... W piramidzie wschodniej (tj. tej, która obecnie jest przypisywana Cheopsowi) zapisano sfery niebie­skie oraz figury przedstawiające gwiazdy i planety. Król zapisał również pozycję i cykle gwiazd, a także historię i kroniki z dawniejszych czasów oraz opisy czasów, które nadejdą, i przyszłych zdarzeń, które będą miały miejsce w Egipcie". Inny stary manuskrypt (manuskryptMakrisi) zawiera bardzo podobną relację: „Pierwsza piramida została specjalnie poświęco­na historii i astronomii". Manuskrypt Tahjat Alagaib podaje: „Piramida za­wiera plany historyczne (tj. orbity) gwiazd oraz ich znaki (tj. konsekwen­cje) i proroctwa (tj. przyszłe konsekwencje wynikające z orbit gwiazd)". Nawet współczesna nauka musi przyznać, że kształt, położenie, ustawie­nie i wymiary piramidy wykazują korelację z Ziemią. Dolna komora pi­ramidy została celowo zbudowana do góry nogami: ma gładki sufit i ska­listą szarą podłogę. Zaś górna komora (Komora Królewska) jest opisana w Księdze Umarłych jako „Powrót światła słonecznego z zachodu".

Starożytni Egipcjanie nazywali Sfinksa strażnikiem atmosfery albo Hwran-Hor-ern-Akhet, co znaczy Horus horyzontu. Na Steli Inwen­tarza z 1000 roku p.n.e. jest napisane: „Miejsce Hwran-Hor-ern-Akhet znajduje się na południc od Domu Izydy, Pani Piramid, i na północ od Ozyrysa, Pana Rasctau... Knufu (tj. Cheops) naprawił pokrytą całkowi­cie farbą statuę strażnika atmosfery, który swym wzrokiem kieruje wiatra­mi". Potem następuje opis naprawy. Tajemnicza statua prawdopodobnie



przedstawiała boga Shu. Bóstwo to często jest wspominane w tekstach znajdujących się w piramidach. Kim był bóg Shu? Był synem Atuma, jednego z najbardziej starożytnych bogów kosmicznych, boga powietrza i światła. Shu miał za zadanie podtrzymywanie firmamentu i czynił to, klęcząc na ziemi. Był wyobrażany jako pióro, jako lew bądź jako filar, któ­ry symbolizował cztery fundamenty na rogach Ziemi, pomagające Shu podtrzymywać firmament. Ponadto jego zadaniem było podnoszenie nieba każdego dnia. Tak więc Shu jest oczywiście zawsze wspominany, gdyjest mowa o kataklizmie, a konkretnie o trzech wielkich katastrofach, które dzielą historię na cztery okresy trwające po 12 888 lat. W każdym kolejnym z tych okresów Słońce wschodziło z przeciwnej strony. Papirus Turyński z 3000-4000 roku p.n.e. wyraźnie opisuje dynastię królewską, sięgającą około roku 40 000 p.n.e.

W IV wieku rzymski historyk Ammianus Marccllinus udzielił nastę­pującej rady poszukiwaczom skarbów w Gizic: (w pobliżu piramid) „są podziemne szczeliny i wijące się przejścia, zwane syrinksami. Okazuje się, że ci, którzy znali stare rytuały, wiedzieli zawczasu, że przyjdzie po­wódź, i obawiali się, że pamięć o tych rytuałach zniknie. Dlatego z wielką determinacją w wielu miejscach wkopali się w ziemię".

W Andach i w Egipcie ludzie nie tylko budowali piramidy, lecz sto­sowali przy tym te same techniki. Kamienie były umieszczane jeden na



0x08 graphic
drugim ze szczeliną węższą niż milimetr, tak więc tworzyły jakby jedną całość. Kamienie były łączone klamrami w kształcie wąsa. Bardzo staro­żytne ludy w Ameryce Środkowej i w Egipcie znały sztukę wytwarzania cementu piaskowego. Budowały piramidy w taki sam sposób, a ich głów­ną motywacją był ten sam astrologiczny kalendarz zodiakalny. Cement piaskowy lub cement kamienny używany przez różne starożytne kultury na całym świecie jest trwalszy niż współcześnie używany beton. Czy to nie daje powodu do zadania kilku pytań?

Jednak Egipcjanie nie są jedynymi, u których znajdujemy świadectwa niewytłumaczalnych, pomysłowych budowli. Istnieje wiele takich bu­dowli we wszystkich zakątkach świata. Oto inny przykład: wyobraźmy sobie cywilizację, która wytworzyła kamienie w Baalbeku. I nie dajmy się zwieść tłumaczeniom, że zostały one wycięte ręcznie za pomocą dłu­ta lub że zostały przesunięte na drewnianych rolkach tylko siłą mięśni ludzkich.

Cywilizacje przed katastrofą

Przed ostatnim odwróceniem się Ziemi „do góry nogami" i związa­ną z tym globalną katastrofą istnieli ludzie i istniały kultury. Na całym świecie legendy mówią o zaginionych cywilizacjach, takich jak Atlantyda.



Nie musimy wierzyć w legendy, możemy jedynie czytać je jak ładne opo­wieści. Jednak daty zniknięcia tych starych cywilizacji są godne uwagi i wzmianki.

Zgodnie z różnymi legendami pierwsza cywilizacja powstała 75 000-78 000 lat temu i nosiła nazwę Mu lub Lemuria. Około 50 000 lat p.n.e. Lemuria została prawie całkowicie zniszczona. Jednak cywilizacja utrzy­mywała się przez 52 000 lat, aż została ostatecznie zniszczona wskutek odwrócenia biegunów, co miało miejsce 26 000 lat temu, czyli około 24 000 roku p.n.e. Cywilizacja ta stworzyła wiele budowli megalitycz­nych. Jednak mówi się, że największymi jej osiągnięciami były mądrość, wykształcenie oraz fakt, że wszyscy mówili jednym językiem. Okres 52 000 lat odpowiada dwóm kompletnym cyklom precesji lub czterem światowym katastrofom. Czwarta była, jak się okazuje, fatalna. Mówi się, że spowodowała zatonięcie Mu. Gdy Mu zatonęła, poziom wody w oce­anach bardzo się podniósł.

Atlantyda osiągnęła nadzwyczaj wysoki poziom techniki i organizacji społecznej. Została zniszczona w trzech etapach. Pierwsza jej część zato­nęła około 50 000 roku p.n.e. Druga część znalazła się pod wodą około roku 24 000 p.n.e. Na koniec, podczas ostatniej wielkiej katastrofy, około 10 500 roku p.n.e., Atlantyda została całkowicie pochłonięta przez wodę. Ostatni potop był fatalny nie tylko dla jej mieszkańców.

Kiedyś Morze Śródziemne było znacznie niżej. W punkcie, gdzie Nil teraz uchodzi do Morza Śródziemnego, kiedyś płynął dalej na północ, a potem na zachód. W miejscu, gdzie teraz jest morze, istniała zaawanso­wana cywilizacja ozyryjska. Ona również została zatopiona podczas wiel­kiej katastrofy około 10 500 roku p.n.e. Archeolodzy ustalili, że istnie­ją dziesiątki znanych zatopionych miast na dnie Morza Śródziemnego. Mówi się, że od nich pochodzi cywilizacja minojska i cywilizacja my-keńska na Krecie. Cywilizacja ozyryjska była znana z tego, że tworzyła ogromne budowle megalityczne odporne na trzęsienia ziemi.

Tiahuanaco również jest datowane na okres od 15 000 do 10 500 lat p.n.e. Katastrofa w 10 500 roku p.n.e. miała bardzo negatywne konse­kwencje. Budynki przetrwały i pozostały jako niemi świadkowie, zdu­miewając dzisiejszych ludzi. Zupełnie inaczej było z domami budowany­mi podczas najazdu Hiszpanów, które już uległy zniszczeniu.

Istnieją setki starożytnych tekstów na temat cywilizacji Atlantydy. Po­patrzmy na niektóre z nich. Oto dosłowny cytat z opisu w księdze Oera Linda - zbiorze tradycji fryzyjskich: „Przez całe lato słońce skrywało się za chmurami, jakby nie chciało świecić na ziemię. W środku zawieruchy ziemia zaczęła się trząść, jakby konała. Góry otwarły się i wymiotowały ogniem oraz płomieniami. Niektóre góry zanurzyły się pod powierzchnię



ziemi, a w innych miejscach wyrosły góry z równin... Atlantyda zniknę­ła, a dzikie fale unosiły się tak wysoko ponad wzgórzami i dolinami, że wszystko zostało zatopione w morzu. Wielu ludzi zostało pochłoniętych przez ziemię, a inni, którzy uciekli przed ogniem, zginęli w wodzie".

Mieszkańcy wysp Samoa twierdzą, że morze podniosło się i w ogrom­nej katastrofie przyrodniczej ląd zatonął w morzu. Zgodnie z tradycjami tahitańskimi, w dawnych czasach Taaroa, główny bóg i stwórca świata, zagniewał się na ludzi z powodu ich nieposłuszeństwa wobec jego woli i przewrócił świat do morza. Ziemia zatonęła w wodzie, z wyjątkiem kil­ku fragmentów, które obecnie są archipelagami. Mistekowie w Meksyku mówią w swych mitach o unicestwionym lądzie na wschód od wybrzeża amerykańskiego: „W ciągu jednego dnia wszystko uległo zagładzie, na­wet góry zatonęły w wodzie... potem przyszła wielka powódź, w której zginęło wielu synów i córek bogów". Nawet Selungowie w południowej Birmie wspominają o takim kontynencie: „Niegdyś ich kraj miał wiel­kość kontynentu. Ale córa złego ducha zrzuciła wiele skał do morza. Wody podniosły się i pochłonęły cały ląd. Wszystko zginęło, z wyjątkiem tych stworzeń, które zdołały się ocalić na górach pozostałych jako wy­spy ponad wodą". Przodkowie Sclungów za pomocą praktyk magicznych spowodowali, że wody opadły. Potem Selungowie wrócili na inne wyspy „niż ich zatopiony kontynent", na którym dotąd mieszkali.

Tekst eremicki pochodzenia staroegipskiego mówi z podziwem o „lu­dziach prawie podobnych bogu, poświęcających się gromadzeniu wiedzy, którzy żyli przed wielkim potopem i których cywilizacja została zniszczo­na. .. Wspaniałe pozostałości na ziemi, wzniesione ich ręką, będą tego świa­dectwem, aczkolwiek ich ślady znikną, gdyż cykl stale odnawia ziemię".

Platon

Najbardziej znanym autorem, który szczegółowo opisał kulturę Atlan­tydy, był Platon. Pomimo faktu, że historia Atlantydy wydaje się fikcyjna, a Platon był zainteresowany jedynie pracami czysto filozoficznymi, nauko­wymi i historycznymi. Bajki i opowieści to nie byłajego dziedzina. Dlaczego więc jego relacje historyczne, długie na dziesiątki stron, ze szczegółowymi opisami kultury, świątyń, dynastii itd., wydają się fikcyjne? Czy dlatego, że nie pasują do współczesnych ram naukowych? Inaczej jest z jego pozosta­łymi dziełami, które są uznawane za mistrzowskie. Platon powtarza wiele razy, że relacjonuje fakty, pomimo że wyglądają jak mit. W rzeczywistości wzmianki na ten temat można znaleźć w różnych pracach, ale najbardziej szczegółowe opisy występują w dwóch dziełach Platona: Timajos i Kritias.



0x08 graphic
0x08 graphic
Wygląda na to, że zawarte w nich informacje zostały przekazane Platonowi przez jego dziadka Kritiasa, który znał je od swego pradziadka Dropide-sa, który z kolei znał tę historię od Solona, prawodawcy ateńskiego, któ­ry podczas podróży do Egiptu pytał kapłanów egipskich o najdawniejszą historię. Starożytna kultura egipska, z ogromną biblioteką w Aleksandrii, obejmowała mnóstwo relacji historycznych. Skarby te zostały utracone na skutek wielu wojen i aktów zniszczenia. Kapłani powiedzieli Solonowi, co sami wiedzieli o wielkim potopie. Jeden ze starych kapłanów, noszą­cy imię Sonchis z Sais, zaczął rozmawiać z Solonem. Irytowały go nowe miasto-państwo (czyli starożytna Grecja) oraz jego ignorancja i odrzucenie przeszłości. Miasto-państwo starożytnej cywilizacji greckiej można przy­równać do współczesnych Stanów Zjednoczonych: było potężne, dobrze zorganizowane, zaawansowane technicznie, ale trudno zaliczyć jego kultu­rę i historię do starych.

Sonchis tak powiedział do Solona: „Solonie, Solonie, wy Grecy jeste­ście zawsze młodzi, a Grek stary w ogóle nie istnieje. (...) jesteście wszy­scy młodzi duszą, bo w niej nie macie złożonego żadnego poglądu, który by pochodził od starej tradycji, ani żadnej nauki wyblakłej przez czas. A przyczyna tego leży w tym, że wielu ludzi było i jeszcze będzie znisz­czonych na nieprzeliczone sposoby; największe [zniszczenia] powodo­wane są przez ogień i wodę, inne, mniejsze, przez inne liczne przyczyny. To bowiem, co jeszcze u was się opowiada, że raz Faeton, syn Słońca, zaprzągł konie do wozu swojego ojca, a ponieważ nie umiał nim kiero­wać po drodze, spalił wszystko na ziemi i sam zginął rażony piorunem, wygląda na bajkę. Prawda jest taka: ciała, które krążą po przestrzeni nie­bieskiej około Ziemi, zbaczają ze swej drogi. Wtedy ci, co mieszkają na miejscach wzniesionych i suchych, giną w większej liczbie od tych, co mieszkają blisko rzek i morza. (...) Kiedy zaś bogowie czyszczą Ziemię wodami i zalewają ją, wtedy tylko wieśniacy i pasterze, którzy zamiesz­kują góry, zachowują się przy życiu, podczas gdy mieszkańców waszych miast niosą rzeki do morza".

Egipski kapłan wyjaśnił Solonowi, że podczas katastrofy zniszczeniu uległa cała literatura ludzkości i z tego powodu Grecy nic wiedzą o praw­dziwych katastrofach, jakie miały miejsce w przeszłości. Powiedział też, że były okresy, gdy ludzkość była bardzo liczna, i inne okresy, gdy ludz­kość była nieliczna. Wszystkie te zdarzenia ze starożytnej historii zostały zapisane w Egipcie, zaś cywilizacja grecka powstała z zaledwie kilku zia­ren ocalałych z wielkiej katastrofy, w której prawie wszyscy inni zginęli. „Następnie nie wiecie, że w waszym kraju żyła najpiękniejsza i najlepsza rasa ludzka ani że od tych właśnie ludzi pochodzisz ty i całe wasze obecne miasto dzięki temu, że zachowała się mała ilość nasienia: wy nie wiecie


tego, ponieważ w ciągu licznych generacji pomarli ci, co przeżyli owe czasy, lecz nie byli w stanie nic zapisać".

W dialogu Polityk Platon podkreśla, że nie powinniśmy ignorować tej katastrofy. Pisze tak: „Mam na myśli zmianę wschodu i zachodu słońca oraz innych ciał niebieskich, które w tamtych czasach zachodziły w stro­nie, gdzie teraz wschodzą, zaś wschodziły tam, gdzie teraz zachodzą... Jak pamiętacie, bóg podczas kłótni zmienił to wszystko do stanu obecne­go, jako świadectwo wspierające Atreusza". I dalej: „W niektórych okre­sach Wszechświat obraca się wokół tak jak obecnie, a w innych okresach obraca się w kierunku przeciwnym... Ze wszystkich zmian, jakie mają miejsce w niebie, to odwrócenie jest największe i najbardziej komplet­ne... To jest czas wielkiego zniszczenia wszelkich zwierząt i tylko mała część rasy ludzkiej przeżywa".

W dziele Kritias znajdują się cytowane przez Kritiasa słowa Solona, bardzo dokładnie opisujące wszystko, co się wiąże z Atlantydą, włącz­nie z takimi szczegółami, jak imiona królów i okresy ich panowania, opis geograficzny, fauna i flora, armia, organizacja polityczna itd. Ograniczę się tylko do kilku fragmentów, które opowiadają o upadku Atlantydy w czasie światowej katastrofy.

„Przede wszystkim przypomnijmy sobie to, co najważniejsze, iż upłynęło dziewięć tysięcy lat od chwili, gdy wybuchła wojna między narodami miesz­kającymi poza Kolumnami Heraklesa, a tymi wszystkimi, które mieszkały przed nimi. O tej właśnie wojnie mamy zamiar opowiedzieć teraz dokładnie od początku do końca. Otóż na czele jednej ze stron stało tutaj nasze mia­sto i prowadziło samo całą wojnę, po drugiej stronie byli królowie wyspy Atlantydy, o której mówiliśmy, że była kiedyś większa od Libii i Azji [Azją nazywali Grecy obszar, który my teraz nazywamy Bliskim Wschodem, tj. obejmujący Irak, Arabię Saudyjską, Syrię, Jordanię, Izrael, Liban, Kuwejt, Jemen, Zjednoczone Emiraty Arabskie itd.]; teraz zaś z powodu trzęsienia ziemi jest pod wodą, stanowiąc dla tych, którzy chcą stąd wypłynąć na pełne morze, szlam nie do przebycia i przeszkodę w wypłynięciu na nie".

Proklos potwierdza, że w 300 lat po Solonie do Sais w Egipcie pojechał filozof Krantor. Kapłani egipscy pokazali Krantorowi napisane hieroglifa­mi na złotych filarach teksty, które potwierdzały relacje Platona. Okazało się, że szczegóły historii Atlantydy były poprawne.

Kronikarz egipski Manetho potwierdził istnienie tych złotych filarów. Zostały one wykonane przez Tota tuż przed powodzią, aby wiedza cywi­lizacji nie została utracona w wyniku wielkiej cyklicznej katastrofy. Józef, żydowski historyk żyjący w czasach Chrystusa, także wspomina, że Set (czyli Tot) zrobił dwa filary, na których wyryto całą wiedzę, aby nie zosta­ła ona zapomniana po wielkiej katastrofie. Józef twierdzi także, że filary



0x08 graphic
te wjego czasach nadal istniały w kraju Siriad. Rzymski historyk Herodot widział na własne oczy te filary w świątyni Herkulesa w Fenicji. Aleksan­der Wielki także widział je kilka razy.

Teksty w piramidach egipskich mówią ze szczegółami o mieszkańcach Atlantydy, nazywając ich Shin Wr. Chrześcijański biskup Arnobius, żyją­cy w IV w.n.e., napisał, że wielka katastrofa, która zniszczyła ludzką cy­wilizację, kompletnie zdewastowała wyspę Atlantydę Neptuna (tj. boga morza), a także wiele innych krajów. Majowie twierdzą, że pochodzą z ta­jemniczej wyspy o nazwie Aztlan. Aztlan... Atlantyda... Zostali wygnani przez erupcje wulkaniczne, które spowodowały, że ich ojczyzna pogrążyła się w morzu. Ich podróż została udokumentowana w Kodeksie Boturini i innych. Tradycje indyjskie mówią o zatonięciu daleko położonej wyspy zwanej Atala. Atala... Atlantyda... Atlantyda była jedną z siedmiu wysp archipelagu. Od Atlantydy wziął także swą nazwę Ocean Atlantycki. Poza Platonem nazwy tej używali Herodot, Arystoteles, Hekatojos z Miletu, Skylaks z Kariandy i inni. Na zakończenie tego rozdziału wspomnę, że mity greckie opisywały te siedem wysp jako siedem córek Atlasa, jednego z tytanów. Wyspy Atlantydy były zwane także Plejadami i zostały upa­miętnione w nazwie gwiazdozbioru.

Zdumiewające starożytne mapy

Poza mitami, poza odkrytymi przez archeologów przedmiotami, poza zaawansowanymi technicznie, starożytnymi mistycznymi ruinami, ist­nieje jeszcze coś bardzo interesującego, na co chciałbym zwrócić uwa­gę: starożytne mapy świata, pokazujące obszary geograficzne nieznane w czasie powstawania tych map. Najlepszym przykładem jest mapa geo­graficzna Oronteusa Finaeusa z 1532 roku. A najbardziej znana jest mapa świata, którą posiadał admirał Piri Reis z floty otomańskiej (tureckiej). Istnieje także wiele innych przykładów, takich jak mapa świata Filipa Buache'a z 1737 roku. Mapy te wyraźnie pokazują obszary geograficzne, takie jak góry, rzeki, jeziora i morza na Antarktydzie, w Ameryce Pół­nocnej i Południowej oraz w innych częściach świata. Niezbędne jest dokonanie małej korekty związanej z ostatnim przesunięciem skorupy ziemskiej, użyciem odwzorowania sferycznego, w którym Greenwich nie znajduje się w środku mapy, oraz użyciem innej techniki odwzoro­wania, tj. wielopunktowego zamiast sferycznego. Mapa Piri Reisa została narysowana w 1513 roku, tj. przed odkryciem Ameryki. Powstała jako kompilacja około 15 starszych map posiadanych przez admirała. Aleksan­der Wielki opisał te mapy w IV wieku p.n.e. Co jest tak zdumiewającego



0x08 graphic
w tych mapach? Do końca XX wieku uczeni nie znali szczegółowej bu­dowy geologicznej Antarktydy, gdyż jest ona pokryta grubą czapą lodo­wą. Dopiero w ostatnich latach obserwacje przeprowadzone przez sondy kosmiczne pozwoliły na określenie szczegółów geologicznych. Ale Piri Reis i rysownicy tej mapy znali już te szczegóły, pomimo że były one pokryte czapą lodową kilometrowej grubości. Jednak nawet to odkrycie nie zaalarmowało uczonych i nie zwróciło ich uwagi. Antarktyda była pokryta grubą czapą lodową od czasów ostatniej globalnej katastrofy, co oznacza, że przed katastrofą ludzie musieli odwiedzić ten kontynent oraz musieli posiadać niezbędną wiedzę i umiejętności, aby narysować szcze­gółowe mapy! Ta wiedza kartograficzna odpowiada stanowi wiedzy, jaki mieliśmy w XVI wieku n.e.

Najwyższy czas uznać, że wiele godnych uwagi odkryć archeologicz­nych i historycznych nie pasuje do naukowego poglądu na historię. Od­krycia te nie mogą być dłużej ukrywane. Tego rodzaju odkrycia są cenne. Nauka nie może być hegemonistyczna i narzucać światopoglądu, lecz powinna traktować odkrycia demokratycznie.



Mit kontra historia

Co to jest mit i co to jest historia? Czy mit zawsze oznaczał nieogra­niczoną fantazję przy tworzeniu niewiarygodnych opowieści? Musimy pamiętać, że ludzie starali się przekazać swym dzieciom i wnukom pa­mięć o nadzwyczajnych wydarzeniach - wydarzeniach tak niezwykłych,



0x08 graphic
0x08 graphic
że trzeba było używać metafor lub porównań, gdyż brakowało słów na ich opisanie. Czyż my sami nie używamy metafor do opisania dziwnych wydarzeń? W czasach, gdy sztuka pisania była rzadkością, a ludzie mieli inne codzienne potrzeby, wszystko było przekazywane ustnie w formie tradycji. Współczesna nauka nic akceptuje tych ustnych tradycji jako hi­storycznych faktów. Zgodnie z konwencjonalną nauką, pismo zostało wynalezione dopiero 5000 lat temu. Wszystko, co miało miejsce przed wynalezieniem pisma, musi być zatem bajką i mitem, a więc oczywiście nie możemy wierzyć w ani jedno słowo. Przy okazji chciałbym wyjaśnić, że prawic wszystkie wyżej wspomniane mity zostały udokumentowane.

Platon wyraźnie relacjonuje, że Sonchis, najstarszy kapłan egipski roz­mawiający z Solonem, wiedział, iż mity są czymś więcej niż opowieścia­mi. Sonchis powiedział dosłownie, że opowieść, którą Grecy znali tylko jako mit, w rzeczywistości oznaczała, że planety i gwiazdy obracające się wokół Ziemi zmieniły kierunek. W ubiegłym wieku nauka często była zmuszana do ponownego rozważenia mitów, które były przedtem uwa­żane za niewiarygodne. Dobrze znanym przykładem jest słynna Troja z Iliady Homera. Opowieść ta ma źródła w ustnej tradycji. Nauka była przekonana, że koń trojański i miasto Troja były jednym wielkim mi­tem. Uważano tak do roku 1871, gdy niemiecki poszukiwacz przygód Heinrich Schliemann zmienił ortodoksyjną opinię o tym micie, bowiem posługując się wskazówkami z Iliady, odkrył Troję w zachodniej Turcji w pobliżu Dardaneli, dokładnie w miejscu wskazanym przez mit. Cywi­lizacja minojska również była uznawana za mit, aż do czasu gdy Schlie­mann, Kalokairinos i sir Arthur Evans odkryli pozostałości wysoko rozwi­niętej cywilizacji. Starożytne indyjskie miasta Mohendżodaro i Harappa, opisane w starych tekstach sanskryckich, również były uznawane za mity, podobnie jak wiele innych mitycznych miast, które odkryto w ostatnich latach w Ameryce Południowej za pomocą zdjęć satelitarnych.

Skoro miasta i cywilizacje, o których sądzono, że są mitami, ostatecz­nie okazały się prawdziwe, ile naszych obecnych mitów zostanie ponow­nie odkrytych w niedalekiej przyszłości jako prawda? Czy jest możliwe, że niektóre mity pozostawione nam przez dalekich przodków zawierają ważny przekaz? Może te mity pewnego dnia będą w stanie wyjaśnić luki i anomalie, których pełno jest w naszej naukowo uznanej historii? Nie możemy już mieć żadnych wątpliwości co do umiejętności starożytnych Egipcjan (10 500 lat p.n.e.). Wielkie piramidy są tego świadectwem. Jed­nak nadal mamy wątpliwości co do ich nadzwyczajnych opowieści...


Podsumowanie

W przeszłości miała miejsce światowa katastrofa, która powtarzała się regularnie i była spowodowana cyklem precesji.

Liczne mity, opowieści i pisma mówią o światowej katastrofie. Znale­ziono także konkretne, namacalne dowody, takie jak:

0x08 graphic
Szczegóły ostatniej katastrofy

Datowanie cyklu katastrof globalnych

Teraz przejdziemy do kluczowego pytania. Kiedy miała miejsce ostat­nia katastrofa i kiedy zatem zdarzy się następna? Badania empiryczne i odkrycia archeologiczne wielu uczonych nic kłamią. Stwierdzono, że na Ziemi występuje cykl 12 888-lctni i po każdym takim cyklu Ziemia zostaje z niewiadomych powodów dotknięta ogromnymi katastrofami. Przed opublikowaniem tej książki wydawało się, że możliwym wyjaśnie­niem jest pas powracających komet. Nie można tego odrzucić ze wzglę­du na ruch precesyjny. Świadectwem są liczne kratery na Ziemi. Jednak kometa uderzająca w Ziemię miałaby inne cechy, z katastrofalnymi kon­sekwencjami innej natury niż widoczne w badaniach archeologicznych. Wygląda na to, że cykl katastrof powtarza się co 12 888 lat, gdy Układ Słoneczny przesuwa się na swej orbicie eliptycznej ze sfery wpływu Ra­mienia Oriona w sferę wpływu Ramienia Strzelca i odwrotnie.

Koptyjski zwój papirusowy (Koptowie byli rdzennymi mieszkańcami starożytnego Egiptu), podobnie jak inne legendy, mówi tak: „Światowy potop będzie miał miejsce, gdy serce Lwa zacznie dotykać początku gło­wy Raka" (patrz ii. 73). Tak się zdarzyło podczas ostatniej katastrofy, któ­rej niemym świadkiem jest Sfinks - lew z uszkodzoną głową.

Wiele starożytnych cywilizacji pozostawiło liczne monumenty mające na celu zarejestrowanie dokładnego czasu tego zdarzenia. Przytoczę jako przykład egipski zodiak w świątyni Hathor w Denderze. Hathor była często przedstawiana z uszami krowy, a nawet jako krowa. Podkreśla­ła kobiece cechy związane z karmieniem: karmiła jedną piersią pierwszą połowę cyklu precesji, a drugą piersią pozostałą połowę, 12 888 lat, gdy świat był odwrócony do góry nogami.

Z tego względu miała naturę niszczącą pomiędzy kolejnymi okresami. W tym czasie była odpowiedzialna za katastrofę związaną z precesją. Jest



0x08 graphic

to napisane w księdze Świętej Krowy, odkrytej w grobowcu Tutencha-mona i innych grobowcach w Tebach. Zgodnie z zawartą tam opowieś­cią, Hathor została wysłana przez Ra, aby ukarać ludzkość. W postaci lwi­cy (przypomina to znak zodiaku Lwa) niszczyła ludzkość tak straszliwie, że przestraszony Ra wysłał Shu i Tota. Dlatego na starych monumentach często widnieją dwa lwy po dwóch stronach, patrzące w przeciwnych kierunkach: Ziemia odwróciła się w znaku Lwa, a potem ponownie od­wróciła się w tym samym znaku, ponieważ odwrócenie takie nie zmienia pozycji Ziemi w stosunku do znaku, w którym wschodzi Słońce. Współ­cześni uczeni szacują, że świątynia Hathor w Denderze została zbudo­wana w 81-96 roku n.e. Jednak wydaje się, że miała wówczas miejsce jedynie odbudowa świątyni przez Rzymian, gdyż wzmianka o niej znaj­duje się w starożytnym tekście z IV dynastii (lata 2613-2494 p.n.c.) (patrz Norman Lockyer The Daum o/Astronomy). Sufit jednego z pomieszczeń wskazuje, że data budowy musi być nieco wcześniejsza niż cywilizacja



0x08 graphic

Staje się to również jasne, gdy patrzymy na drugi obraz zodiaku w tej samej świątyni, który wskazuje, że Ziemia odwraca się, „gdy serce Lwa zaczyna dotykać głowy Raka". Na podstawie obu tych zodiaków może­my wydedukować datę nieuchronnie nadciągającej katastrofy. Wyrażając to językiem egipskim: „Gdy pierwsza gwiazda Wodnika pojawi się na ho­ryzoncie". Czy może to być rok 2012?

Wielu archeologów podaje dokładne dane dotyczące ostatniej świato­wej katastrofy. Jak uzyskali te dane? Bardzo prosto: był to rok, w którym warstwa śniegu nagle zaczęła pokrywać Antarktydę, gdyż przemieściła się ona na biegun południowy wskutek przesunięcia Ziemi; rok, w któ­rym magnetyczny biegun północny nagle wykonał gigantyczny skok o 1000 kilometrów; rok, w którym mamuty jedzące egzotyczne poży­wienie zostały nagle zamrożone żywcem; rok, w którym nastąpiły na całym świecie powodzie; rok, w którym na niektórych obszarach nag­le ustały tropikalne deszcze i nastała pustynna susza (co nadal możemy



zobaczyć, patrząc na korpus egipskiego Sfinksa); rok, o którym mówił Kritias, a w istocie Solon, na czym opierają się wszystkie inne legendy; rok, z którego pochodzą ruiny miast portowych, nagle wyniesione na wysokość ponad 3 kilometrów; rok, w którym powstały osady piasku; rok wyznaczony przez datowanie metodą węgla radioaktywnego pogrze­banych ciał zwierząt i tak dalej... Uczeni wskazująjako datę tych zdarzeń lata od 10 900 do 9650 p.n.e. Na przykład badacze z Ohio State Univcr-sity wykazali to dzięki rdzeniom lodowym wydobytym z odwiertów na górze Kilimandżaro. Ustalenie właściwej daty jest dla nas bardzo waż­ne. W istocie bylibyśmy w stanie obliczyć dokładny rok, gdybyśmy mieli precyzyjne pomiary heliosfery lub dokładne dane astronomiczne zamiast przybliżonych.

Ale czy nie właśnie tym tak intensywnie zajmowały się wszystkie znane najstarsze cywilizacje: obserwowaniem orbit oraz pozycji planet i gwiazd? Było to dla nich tak ważne, że większość gigantycznych budowli służy­ła dokładnemu poznaniu szczegółów astronomicznych. Nawet polityka i religia tych cywilizacji były tym inspirowane. My też bardziej byśmy się tym przejmowali, gdybyśmy doświadczyli tak ogromnej katastrofy. Gdy król macedoński Aleksander Wielki podczas swej wyprawy na północ w 335 roku p.n.e. dotarł do kraju Celtów, zapytał ich, czego boją się naj­bardziej. Chciał ich zastraszyć. Ale odpowiedź była całkiem inna, niż się spodziewał. Brutalni Celtowie bali się tylko tego, że „niebo spadnie im na głowy i gwiazdy stracą swój kierunek". Szczegóły tego, co później było mówione tej nocy w namiocie greckiego władcy, zaginęły. Ale musiało to zrobić wielkie wrażenie, gdyż ludzie, którzy tam byli, mówili o tym zdarzeniu jeszcze 30 lat później. Współcześni uczeni poświęcili dużo czasu na rozważanie tej tajemniczej odpowiedzi i ostatecznie doszli do wniosku, że ta pozornie prosta filozofia określała pogląd Celtów na świat. Pogląd, który dzieliły z nimi inne ludy o podobnej psychice, takie jak



archaiczni Grecy (bohaterowie Homera) czy lud turecki z okolic jeziora Bajkał. Powstaje podejrzenie, że Celtowie powiedzieli coś nadzwyczaj dla nich ważnego. Było to tak ważne, że miało wielki wpływ na przy­wódcę na wpół cywilizowanej macedońskiej hordy Pod wpływem tego Aleksander ustanowił północną granicę i zawrócił, by dokonywać podbo­jów na wschodzie i południu. Celtyccy druidzi wiedzieli, że świat ulega zniszczeniu „przez wodę i ogień" w długim cyklu. Są to te same słowa, któiych użyli starożytni Egipcjanie: „woda i ogień". Koniec świata nie odnosi się po prostu do jakiejś bitwy. Druidzi byli mądrymi, niewojow-niczymi filozofami-kapłanami. Od razu możemy rozpoznać, że chodzi o 12 888-letni cykl katastrof, czyli rok światowy.

Jest oczywiste, że była to uzasadniona przyczyna faktu, że starożytne ludy na całym świecie miały podobne idee, opowieści, religie, naukę, bu­dowle itd. Ten punkt widzenia umożliwia nam także lepsze zrozumienie kalendarza Majów i Azteków. Niektórzy nie wiedzą, że ludy w innych częściach świata również używały podobnie skomplikowanych kalenda­rzy.

W odróżnieniu od naszego współczesnego kalendarza, w którym oprócz roku nic nie ma związku z danymi astronomicznymi, kalendarz Majów opiera się na orbitach Księżyca, Słońca, planet i galaktyk. W kalendarzu opartym na różnych orbitach planet i gwiazd występuje bardzo mało po­krywających się punktów czasu. Ale to nie miało dla Majów znaczenia. Jak na przykład zdołali oni obliczyć długość roku dokładniej niż nasza cy­wilizacja w drugiej połowie XX wieku? Ich obliczenie różni się od współ­czesnego o mniej niż sekundę. Być może ich obliczenie długości roku było tak precyzyjne, gdyż czas obiegu Ziemi wokół Słońca zwiększył się o prawie sekundę na przestrzeni łat? Głównym celem Majów było bardzo



0x08 graphic
skrupulatne obliczanie i rejestrowanie ruchów na niebie. W odróżnieniu od naszego obecnego kalendarza, Majowie celebrowali w swym kalen­darzu określone punkty w celu podkreślenia znaczenia różnych okresów astronomicznych. Niektóre okresowe celebracje miały miejsce co 52 lata. Inne odbywały się w odstępach setek lat lub nawet więcej. Na przykład okres zwany calabun liczył 157 700 lat. Dla użytku zainteresowanego czytelnika wspomnę, że uczeni stwierdzili istnienie cyklu słonecznego liczącego 160 000 lat, który jest porównywalny z cyklem calabun. Wydaje się prawic niewyobrażalne, że Majowie prowadzili kalendarz z cyklami liczącymi wiele tysięcy lat. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że średni czas życia ludzi wynosił zaledwie 40 lat, wydaje się szaleństwem wyznaczanie ważnych okresów dłuższych niż czas życia człowieka. Majowie opisywali niektóre cechy i okoliczności każdego okresu, czasem na tysiące lat przed jego wystąpieniem. Ich zamiarem było to, by potomni nigdy nie zapo­mnieli o wielkiej katastrofie i byli przed nią ostrzeżeni.

Zdaniem większości autorów i badaczy Majowie podawali jako koniec i początek świata datę 23 grudnia 2012 roku n.e. (według naszego kalen­darza). Czy możemy brać tę datę poważnie? Datą początkową kalendarza Majów był 11 sierpnia 3114 roku p.n.e., co jest zapisane na tablicach na ich piramidzie. Jednak to była tylko data początkowa kalendarza, a nie data ostatniej wielkiej katastrofy. Czy 23 grudnia 2012 roku jako data końca świata wynika tylko z poszukiwania sensacji przez niektórych au­torów? Książka sprzedaje się lepiej, gdy koniec świata jest rychły. Zda­niem Coe'go (1992, s. 275), Majowie przewidywali, że koniec świata na­stąpi w dniu 4 Ałiau i 8 Cumku, co może odpowiadać dacie 13 sierpnia 3114 roku n.e., a nie dacie końca kalendarza, którą jest 23 grudnia 2012 roku n.e., czyli 4 Ahau i 3 Kankin. Inaczej mówiąc, pomimo że kalendarz Majów jest tak dokładny na przestrzeni tysiącleci, nie jest pewne, czy interpretujemy go dokładnie.

W jaki sposób Majowie wyliczyli datę końca i początku świata? W roku 2012 n.e. powinien skończyć się cykl trwający nieco poniżej 26 000 lat, zaś koniec świata i początek nowego świata mają miejsce w środku i na końcu cyklu. Natomiast długość cyklu wyliczyli Majowie z ruchu nasze­go Układu Słonecznego względem naszej galaktyki!

Aby zilustrować ten temat, wspomnę o Kamieniu Słońca Azteków. Wy­raz „słońce" był wówczas uważany za synonim roku światowego. Fir­mament jest wyobrażony 20 znakami i reprezentuje oś czasu precesji. Widzimy cztery filary główne i cztery filary pomocnicze, które można przyrównać do kamienia sufitowego ze świątyni Hathor. Dwa filary główne, umieszczone naprzeciwko siebie, rozdzielają dwa przeciwne kie­runku obrotu. Inaczej mówiąc, pomiędzy tymi dwoma przeciwległymi



filarami głównymi następuje odwrócenie kierunku obrotu. W punkcie czasowym reprezentowanym przez te dwa główne filary mają miejsce trzęsienia ziemi i straszliwe powodzie, wyobrażone w środku kamienia. Ze starożytnych zapisków indyjskich wiemy o istnieniu tam podobne­go kalendarza. Weźmy dla przykładu dokumenty Tulasidasa Shrirama-charitamanasa z XII wieku p.n.e. Kalendarz składa się z różnych przepla­tających się okresów. Jest tam około 71 małych cykli juga, obejmujących 360 lat, pomiędzy Manu i Mahabharata, który jest równy okresowi pre­cesji. Każdy okres precesji jest podzielony na cztery wielkie jugi, podob­nie jak okresy pomiędzy czterema filarami w zodiaku egipskim. Można to przyrównać do naszego podziału roku na cztery pory roku: wiosnę, lato, jesień i zimę, zaś przesilenia są porównywalne z przejściem pod­czas odwrócenia biegunów magnetycznych. Podział ten pokazuje, że autorzy tych starych dokumentów dobrze rozumieli charakter ruchu



precesyjnego. Po każdym okresie dwóch wielkich jug następuje światowy kataklizm. Po zakończeniu kali jugi, co miało miejsce około 22 000 roku p.n.e., zniszczeniu uległy Lemuria i Mu, położone na południe od Indii. W ostatnich latach na tym obszarze znaleziono pod powierzchnią morza szczątki imponujących budowli. Starożytne teksty tamilskie mówią, że kataklizm z mityczną powodzią zniszczył między innymi miasta Tenma-turai, Kapatapuram i Maturai. To ostatnie miasto zostało odbudowane. Gdy norwescy inżynierowie chcieli zbudować tamę w Madura Oya, natknęli się na wcześniejszą konstrukcję tamy dokładnie w tym samym miejscu, gdzie sami prowadzili prace. To samo zdarzyło się na egipskim jeziorze Nasera. Norweski archeolog Heyerdahl wyjaśnił, że struktura odkryta pod ziemią składała się z bloków 10-mctrowej wysokości, ma­jących postać kwadratowych galerii o ceglanych ścianach. Tamy miały łączną długość większą niż 10 kilometrów i kierowały wodę powodziową do sztucznych jezior. Po okresie tretajugi, co miało miejsce około 10 000 roku p.n.e., zniszczeniu uległy Atlantyda i indyjskie cesarstwo Rama. Dwie wielkie jugi po treta judzę odpowiadają około 2000 rokowi n.e., co jest przerażające, biorąc pod uwagę, że niniejsza książka została napisana w 2004 roku.

Dane naukowe mówią, że moment katastrofy nadchodzi. Ale co rozu­miemy przez „moment"? Moment kosmiczny może nastąpić jutro lub za 100 lat. Dla nas ta różnica ma ogromne znaczenie. Możemy przepro­wadzić małe obliczenie. Najwcześniejsza szacowana data ostatniej kata­strofy to rok 10 900 p.n.e. Długość połowy okresu precesji wynosi 12 888 lat. W wyniku otrzymujemy, że najwcześniejsza data następnej globalnej katastrofy to rok 1988 n.e. Na szczęście, to nie była najwcześniejsza moż­liwa data. Po lekturze poprzednich rozdziałów potrafimy rozpoznać zna­ki poprzedzające katastrofę. Ponieważ znaki te pojawiają się, wiemy, że katastrofa jest blisko. W 2001 roku zawsze punktualny 11-letni magne­tyczny cykl słoneczny opóźnił się po raz pierwszy o ponad półtora roku. Czy odwrócenie heliosfery wpływa na pole magnetyczne Słońca tak jak na pole magnetyczne Ziemi?

Jak przeżyć tak wielką katastrofę?

Możemy wylecieć w kosmos samolotem lub rakietą. Ale czy to napraw­dę jest dobry pomysł, jeśli weźmiemy pod uwagę zakłócenia magnetyczne i przesunięcie biegunów magnetycznych, co zakłóci pracę urządzeń elek­tronicznych? A weźmy jeszcze pod uwagę huragany, ruchy powietrza, wulkany i burze. Poza tym trudno byłoby znaleźć odpowiednie miejsce


do lądowania. Czy w ogóle będą jeszcze jakieś odpowiednie miejsca do lądowania?

Jak zatem możemy przeżyć tak wielką katastrofę? W schronie podziem­nym? Przez jak długo? Siedem dni? Czterdzieści dni? Sto pięćdziesiąt dni? A co z zapasami powietrza? Przesunięcie ziemi może spowodować podniesienie gruntu otaczającego schron o wiele kilometrów bądź po­grążenie go na dużą głębokość. Poza tym przesunięcia skorupy ziemskiej mogą spowodować, że znajdziemy się w pobliżu bieguna i będzie czekać nas ten sam los co zamrożone mamuty A może zostaniemy pogrzebani żywcem pod nieprzeniknioną warstwą cementu piaskowego lub lawy? Ale tylko wtedy, kiedy uchronimy się przed spaleniem lub uduszeniem. Jeśli woda podniesie się, również nie będzie to korzystne. A nawet, zało­żywszy, że wydostaniemy się po katastrofie żywi z podziemnego schronu - gdzie znajdziemy pożywienie?

Czy nie ma żadnego ratunku? Czy musimy czekać cierpliwie i patrzeć na zbliżające się gigantyczne fale pływowe? Historia pokazuje, że ludzie, zwierzęta i rośliny przeżywały te ciągle powtarzające się katastrofy. To daje nam pewną nadzieję. Oczywiście zwierzęta wodne są bezpieczniej­sze i lepiej chronione dzięki wodzie niż zwierzęta lądowe. Czy najlepszą ochroną nie byłoby zbudowanie wodoszczelnego, wytrzymałego statku z lekkich materiałów lub łodzi podwodnej, która mogłaby się zanurzyć głęboko w wodę, gdzie fale pływowe i przesunięcia skorupy ziemskiej mogą poczynić mniej szkód? I oczywiście należałoby załadować po parze wszystkich zwierząt oraz nasiona różnych roślin, aby można było prze­żyć po ustąpieniu potopu. Większość legend mówi, że ci, którzy ocaleli, patrzyli na katastrofę z łodzi. Może byłoby sensowne postąpić zgodnie z opowieścią ze Starego Testamentu? W pierwszej księdze Biblii, Księdze Rodzaju, czytamy opowieść o potopie. Zwróćmy uwagę na to, że użyty jest tam wyraz „bogowie", który potem został zmieniony na „Bóg" przez hierarchię kościelną w celu zapewnienia zgodności z koncepcją monote­izmu. Jest tam napisane, że bogowie wiedzieli o nadchodzącej katastro­fie i że uzgodnili, aby nie powiadamiać o tym ludzkości. Jednak umowa ta została złamana i jeden człowiek został powiadomiony: Noe. Powie­dziano Noemu, aby zbudował drewnianą arkę o podanych wymiarach i planach konstrukcyjnych. Kazano mu nie odpoczywać, lecz ukończyć arkę przed katastrofą. Kazano mu zgromadzić na pokładzie po parze każ­dego gatunku zwierzęcia (i nasiona każdego gatunku rośliny). „Bo oto Ja sprowadzę potop na ziemię, aby zniszczyć pod niebem wszelkie ciało, w którym jest dech życia". Na siedem dni przed katastrofą kazano No­emu wejść do arki (aby było dość czasu, by dotrzeć na głębokie morze). Katastrofa przyszła nagle, niebiosa zaryczały i się otworzyły. Padało dzień


i noc, woda przychodziła ze wszystkich stron i wszystko, nawet najwyż­sze góry, zostało pokryte wzburzonymi wodami. Trwało to 40 dni, aż Noc wysłał gołębicę, która wróciła z gałązką oliwną, dzięki czemu wie­dział, że ląd jest suchy i można wyjść na brzeg.

Epos o Gilgameszu jest prawie dokładną kopią tej opowieści, chociaż napisaną jaśniejszym językiem. Ocalały człowiek miał na imię Atrahasis, a bóg, który mu pomógł, nazywał się Enki. Enki sprzeciwiał się decyzji rady Anunnaki. Jest oczywiste, że arka była pewnego rodzaju łodzią pod­wodną. Była wodoszczelna i odporna na wysokie fale, które w nią ude­rzały. Epos pochodzi z Sumeru i został napisany długo po tym, jak Gil-gamesz został królem Uruku w Sumerze. Najbardziej kompletna wersja tej opowieści została odkryta w zbiorach asyryjskiego króla Asurbanipala, który żył w VII wieku p.n.e., aczkolwiek niektóre wersje pochodzą z XXI wieku p.n.e. Jeśli chodzi o przyczynę powodzi, Marduk wspomina, że „re­guły nieba i ziemi zostały ruszone ze swych pozycji". Podobna opowieść występuje w większości mitów na świecie. Główny temat jest zawsze uderzająco prosty: straszliwa powódź, w której ginie cała ludzkość z wy­jątkiem jednego człowieka, ewentualnie z rodziną. Według Azteków ten ocalały człowiek nazywał się Nene, we wcześniejszym tekście wedyjskim z Indii występuje imię Manu, a w Chinach — imię Fo-Hsi. A w starożyt­nych tekstach z Bliskiego Wschodu, powstałych przed Biblią, występują trzej herosi, którzy przeżyli potop: Atrahasis, Utnapisztim i Ziusudra. W środkowej Italii imię tego człowieka brzmi Giano, u Greków - Kro-nos, a w cywilizacji przedceltyckiej - Crom. Można to wyrazić, używając argumentu Cycerona: De quo autem omnis natura consentit, id veru esse necesse est. Powszechność tradycyjnych przekazów o potopie dowodzi, że sama katastrofa miała charakter powszechny.

Jaka będzie nadchodząca katastrofa?

Jak będzie przebiegać nadchodząca katastrofa? Ktoś mógłby sądzić, że o tym zdecyduje tylko przeznaczenie, ale będzie to bardzo odległe od prawdy. Niektóre czynniki znane są już teraz. Opiszę nadchodzącą kata­strofę na podstawie faktów, które będą ewidentne w roku 2012. Dlaczego w roku 2012? Z trzech powodów:

• Chociaż nie jest pewne, że katastrofa nastąpi przed rokiem 2012 lub w roku 2012, ważniejsze jest obecnie przeanalizowanie scenariusza możliwej katastrofy w bliskiej przyszłości niż katastrofy, która miałaby nastąpić za 100 lub 150 lat. Wynika to jedynie z faktu, że opis ewentu­alnej bliskiej katastrofy jest dla nas bardziej interesujący niż katastrofy


bardziej odległej. Rzeczywistość może być odmienna od tego założe­nia. • Obserwacje naukowe wskazują, że katastrofa nastąpi raczej bardzo szybko, a nie w dalszej przyszłości. Weźmy na przykład pod uwagę opóźnienie w 11-letnim cyklu słonecznym, mające już miejsce od­wrócenie orientacji magnetycznej planet zewnętrznych, znaczne osłabienie pola magnetycznego i znaczne zwiększenie kąta biegunów magnetycznych, nasilenie obserwowanych zórz, nagły niewielki spa­dek prędkości obrotowej Ziemi, coraz większą liczbę katastrof kli­matycznych i tak dalej, i tak dalej. Nie należy natychmiast wpadać w panikę: dokładny moment nie może być jeszcze ustalony. W skali kosmicznej 150 lat to bardzo bliska przyszłość, aczkolwiek nigdy nie będziemy żyli tak długo.

• Koniec świata (i początek nowego świata) według kalendarza Majów „przypadkowo" odpowiada momentowi światowej katastrofy we­dług egipskiego kalendarza zodiakalnego. Oba te kalendarze wskazują na datę pomiędzy 21 a 24 grudnia 2012 roku. Czy data ta nadal jest określona poprawnie? Na przykład precesja mogła ulec spowolnieniu z powodu tarcia z plazmą międzygwiazdową. Jeśli tak jest, to starożyt­ne kalendarze śpieszą się w stosunku do rzeczywistości, a data nadcią­gającej katastrofy znajduje się w dalszej przyszłości. Gdzie będą się znajdować bieguny magnetyczne w 2012 roku? Biegun magnetyczny północny, który obecnie (rok 2004) znajduje się na szero­kości geograficznej około 82,5° i długości około 245°, przypuszczalnie przesunie się na rzeczywisty biegun geograficzny. Biegun magnetyczny



0x08 graphic
0x08 graphic
południowy, który obecnie (rok 2004) znajduje się na szerokości geogra­ficznej około 64,5° i długości około 137,7°, przypuszczalnie przesunie się do punktu o szerokości około 64° i długości około 136,5°. Dlaczego to jest takie ważne? Na podstawie tych danych możemy wydedukować kierunek „magnetyczny" obrotu, a także oś i powierzchnię obrotu. W fi­zyce obowiązuje prawo najmniejszego oporu. Oznacza to, że jeśli Ziemia zostanie zmuszona do odwrócenia się przez siły magnetyczne, uczyni to tam, gdzie napotka najmniejszy opór lub gdzie będzie występować naj­większa siła powodująca ten ruch.

Powierzchnią obrotu będzie połączona długość geograficzna biegu­nów magnetycznych, gdyż siła odpychania na tej linii będzie największa. Długość ta zależy tylko od południowego bieguna magnetycznego, gdyż północny biegun magnetyczny znajdować się będzie w pozycji neutral­nej, czyli na północnym biegunie geograficznym. Powierzchnia obrotu będzie zatem na długości 136,5° oraz na długości -43,5°, co odpowiada przeciwległej długości po drugiej stronie kuli ziemskiej. Oś odwróce­nia się Ziemi będzie zatem znajdować się na długości 46,5° i -133,5°, co oznacza różnicę 90° w stosunku do powierzchni obrotu.

Teraz możemy także wydedukować kierunek. Środek ciężkości obu biegunów magnetycznych łącznie znajduje się na północ od równika. Jest zatem oczywiste, że najmniejszy opór wobec obrotu wystąpi, jeśli ruch będzie w kierunku północnym, wzdłuż południka 136,5°. Łatwiej będzie przejść bezpośrednio w kierunku północnym z południowego bieguna magnetycznego do północnego bieguna geograficznego niż w kierunku południowym przez południowy biegun geograficzny i potem do pół­nocnego bieguna geograficznego.

Tak więc Ziemia odwróci się w kierunku północnym wzdłuż południ­ka 136,5°. Tak się składa, że nie będzie tu dużej różnicy w stosunku do długości geograficznej poprzedniej katastrofy, aczkolwiek obrót będzie w przeciwnym kierunku. Z badań geologicznych wiadomo, że odwró­cenie o 180° jest osłabione średnio do około 145° z powodu stosunkowo swobodnego dryfu skorupy ziemskiej. Nie jest to oczywiście dokładna reguła, ale jest to wysoce prawdopodobne.

Jak będzie wyglądać nowy świat w nowym roku światowym po końcu świata?

Będzie się wydawać, że Ziemia obraca się w przeciwnym kierunku, co oznacza, że Słońce będzie wschodzić na zachodzie i zachodzić na wscho­dzie. Księżyc także będzie nadchodzić z przeciwnego kierunku i będzie zatem wydawało się, że porusza się znacznie szybciej. Południowy kraniec Grenlandii stanie się nowym południowym biegunem geograficznym i północnym biegunem magnetycznym. Północny biegun geograficzny



0x08 graphic
0x08 graphic
południowy, który obecnie (rok 2004) znajduje się na szerokości geogra­ficznej około 64,5° i długości około 137,7°, przypuszczalnie przesunie się do punktu o szerokości około 64° i długości około 136,5°. Dlaczego to jest takie ważne? Na podstawie tych danych możemy wydedukować kierunek „magnetyczny" obrotu, a także oś i powierzchnię obrotu. W fi­zyce obowiązuje prawo najmniejszego oporu. Oznacza to, że jeśli Ziemia zostanie zmuszona do odwrócenia się przez siły magnetyczne, uczyni to tam, gdzie napotka najmniejszy opór lub gdzie będzie występować naj­większa siła powodująca ten ruch.

Powierzchnią obrotu będzie połączona długość geograficzna biegu­nów magnetycznych, gdyż siła odpychania na tej linii będzie największa. Długość ta zależy tylko od południowego bieguna magnetycznego, gdyż północny biegun magnetyczny znajdować się będzie w pozycji neutral­nej, czyli na północnym biegunie geograficznym. Powierzchnia obrotu będzie zatem na długości 136,5° oraz na długości -43,5°, co odpowiada przeciwległej długości po drugiej stronie kuli ziemskiej. Oś odwróce­nia się Ziemi będzie zatem znajdować się na długości 46,5° i -133,5°, co oznacza różnicę 90° w stosunku do powierzchni obrotu.

Teraz możemy także wydedukować kierunek. Środek ciężkości obu biegunów magnetycznych łącznie znajduje się na północ od równika. Jest zatem oczywiste, że najmniejszy opór wobec obrotu wystąpi, jeśli ruch będzie w kierunku północnym, wzdłuż południka 136,5°. Łatwiej będzie przejść bezpośrednio w kierunku północnym z południowego bieguna magnetycznego do północnego bieguna geograficznego niż w kierunku południowym przez południowy biegun geograficzny i potem do pół­nocnego bieguna geograficznego.

Tak więc Ziemia odwróci się w kierunku północnym wzdłuż południ­ka 136,5°. Tak się składa, że nie będzie tu dużej różnicy w stosunku do długości geograficznej poprzedniej katastrofy, aczkolwiek obrót będzie w przeciwnym kierunku. Z badań geologicznych wiadomo, że odwró­cenie o 180° jest osłabione średnio do około 145° z powodu stosunkowo swobodnego dryfu skorupy ziemskiej. Nie jest to oczywiście dokładna reguła, ale jest to wysoce prawdopodobne.

Jak będzie wyglądać nowy świat w nowym roku światowym po końcu świata?

Będzie się wydawać, że Ziemia obraca się w przeciwnym kierunku, co oznacza, że Słońce będzie wschodzić na zachodzie i zachodzić na wscho­dzie. Księżyc także będzie nadchodzić z przeciwnego kierunku i będzie zatem wydawało się, że porusza się znacznie szybciej. Południowy kraniec Grenlandii stanie się nowym południowym biegunem geograficznym i północnym biegunem magnetycznym. Północny biegun geograficzny



0x08 graphic
słaby i chory. Rozprzestrzeni się promieniowanie z dawnych elektrowni jądrowych. Elektryczność, komputery i samoloty będą wspomnieniem odległej przeszłości. Potomkowie będą opowiadać mity o bogach. Nawet pismo nie będzie się wydawać ważne. Ważne będzie przeżycie z dnia na dzień. Czy nasi potomni zrozumieją znaki precesji, które im przekazali­śmy, aby mogli być lepiej przygotowani następnym razem?

Podsumowanie

Z obliczeń wynika, że następna globalna katastrofa nastąpi wkrótce. Czy możemy się przygotować na czas?


Darwinowska teoria ewolucji

Nowoczesny ewolucjonizm

Współczesna teoria ewolucji nadal jest oparta na teorii zaproponowanej ponad wiek temu przez Charlcsa Darwina, który nie dysponował naszą współczesną wiedzą z dziedziny genetyki i biochemii. Stworzył on swą teorię ewolucji na podstawie obserwacji zewnętrznych cech organizmów żywych. Co mówi ta teoria? W wyniku rozmnażania się u potomnych organizmów zwierząt i roślin rozwijają się nowe geny, a przeżywają tylko najsilniejsze osobniki. Geny najbardziej przydatne do przeżycia i repro­dukcji zostają przekazane organizmowi potomnemu. Warunki sprzyjające przeżyciu mogą być różnego rodzaju: mogą to być czynniki zewnętrzne, na przykład takie jak temperatura, dogodne możliwości zdobycia poży­wienia, najlepszy kamuflaż lub inne środki obrony przed zjedzeniem, najlepsze sposoby przywabienia lub zdobycia samic itd.

W logice teorii Darwina występuje jeden bardzo prosty brak: nowo na­rodzone dzieci i potomstwo zwierząt uzyskują geny od swych rodziców i dziadków. Inaczej mówiąc, niektóre geny są wybierane i kopiowane do organizmu potomnego. Nie powstaje żadne nowe DNA. Jak się ma teo­ria Darwina do ewolucji, w której powstają nowe geny? Teoria Darwina jest słuszna, ale nie jest to pełna teoria ewolucji, a jedynie jeden jej aspekt, mianowicie teoria doboru naturalnego. Darwin opisuje dokładne obser­wacje natury. Jednak jego teoria nie uwzględnia, nie opisuje i nie wyjaśnia pełnego procesu ewolucji. Pełny proces ewolucji jest znacznie bardziej złożony.



Prawdziwa teoria ewolucji

Pytanie dotyczące prawdziwej ewolucji jest następujące: w jaki sposób uzyskujemy geny? Obserwacje medyczne wskazują, że istnieje jedna głów­na droga: przez ich przekazywanie. Części genów są bezustannie przekazy­wane pomiędzy żywymi organizmami za pośrednictwem wirusów, bakterii i sztucznych interwencji. Są to ważne drogi bezustannego przekazywania części genów. Niedawno odkrytym przykładem tego jest wirus AD-36. Wirus ten zmutował w wyniku wymiany genów z wirusem kurzym. Gdy człowiek został zainfekowany tym wirusem, nastąpiła wymiana genów. Ta­kie wymienione geny powodują ogromny rozrost komórek tłuszczowych w organizmie człowieka. Jest to nietypowe zjawisko, bo inne infekcje wi­rusowe przeważnie powodują osłabienie i wychudzenie organizmu. Na­tomiast opisywany wirus powoduje u człowieka otyłość, która utrzymuje się nawet po wyeliminowaniu infekcji wirusowej. Badania wykazały, że co najmniej 30% otyłych ludzi w Anglii to zainfekowani wirusem AD-36. W wyniku wymiany genów ofiary stały się otyłe nawet pomimo wyeli­minowania wirusa i pomimo stosowania zrównoważonej diety. W grupie kontrolnej, złożonej z ludzi mieszkających w Anglii i mających prawidłową budowę ciała, nie było ani jednej osoby z przeciwciałami wirusa AD-36. Oznacza to, że ani jedna osoba o normalnej budowie nie była zainfeko­wana tym wirusem. Najdziwniejszy przypadek dotyczy bliźniąt jednojajo-wych. Przeprowadzono badanie pary bliźniaczekjednojajowych, z których jedna ważyła 50 kilogramów, a druga 66 kilogramów. Dziewczynka ważąca 66 kilogramów miała przeciwciała wirusa AD-36, a jej siostra nie. Małpy, którym wszczepiono wirusa, stawały się nawet czterokrotnie cięższe od małp z grupy kontrolnej, które nie były zainfekowane.

To wszystko nie wyjaśnia ani teorii Darwina, ani pochodzenia pierw­szych genów. Pokazuje tylko, jak może odbywać się rozwój i wymiana istniejących genów wchodzących do organizmu. W celu zbadania, jak na początku powstały pierwsze geny w DNA, musimy zająć się związka­mi chemicznymi i promieniowaniem. DNA ma niezmiernie złożoną, spójną strukturę, która wchodzi w skład jeszcze bardziej skomplikowa­nej struktury i uczestniczy w bardzo zaawansowanych mechanizmach biologicznych. Czysto przypadkowe łączenie się prostszych związków chemicznych w związki bardziej złożone nie mogło być jedynym czynni­kiem, który umożliwił szybki rozwój złożonych struktur biologicznych i organizmów żywych na Ziemi.

Istnienie ogromnej różnorodności genów na Ziemi nie daje się wyjaś­nić po prostu przez przypadkowe tworzenie wiązań chemicznych, zacho­dzące w stosunkowo krótkim okresie. Natomiast wymiana genów może



0x08 graphic
wyjaśnić szybki rozwój. Z tego punktu widzenia bardzo prawdopodob­na wydaje się teoria, że Ziemia została zapłodniona genami z kosmo­su. Teoria ta uzyskuje coraz więcej zwolenników w kręgach naukowych. Zapłodnienie Ziemi z kosmosu prowadzi do oczywistego wniosku: jest to oczywisty dowód naukowy, że istnieje życie na innych planetach, i to życie, które ma takie samo DNA i te same mechanizmy biologiczne, któ­re umożliwiają powstanie inteligentnych istot. Takie inteligentne życie miałoby znacznie dłuższą historię niż nasza, ludzi na Ziemi. Czy musi­my ignorować logiczne wnioski naukowe tylko po to, aby uniknąć zagro­żenia naszego ego?

Czy to daje nam dzisiaj nową, bardziej przejrzystą teorię ewolucji, czy też może coś przeoczyliśmy? Owszem, tak. Wiemy, że w wyniku prze­kazywania genów zwierzęta i ludzie rnają prawic te same geny. A jednak jesteśmy bardzo różni. Tak więc zależy to nie tylko od posiadanych ge­nów, ale także od tego, które geny są aktywne i decydują o postaci żywego organizmu. Jest to bardzo interesująca koncepcja. Aby lepiej ją wyjaś­nić, podam kilka przykładów. W Ameryce Północnej żyje gatunek orła z białymi piórami. Ten sam gatunek orła żyjący w Europie ma brązowe pióra. Umieszczono jaja białego orła północnoamerykańskiego w gnieź­dzie brązowego orła europejskiego. I co się okazało ku zaskoczeniu ba­daczy? Wykluły się brązowe orły. A miały przecież geny białego orła. Ina­czej mówiąc, może to być wyjaśnione tylko zewnętrznymi czynnikami środowiskowymi. Takie zewnętrzne czynniki środowiskowe są bardzo ważne dla aktywacji genów odpowiedzialnych za kolor piór. Informacja źródłowa o tym eksperymencie niestety zaginęła, ale podobne ekspery­menty są opisane w „Science" (221:184, 1983: Enuironmental component oj morphological dijferentiation in birds - Czynnik środowiskowy w zróżnico­waniu morfologicznym u ptaków). Istnieją liczne inne przykłady. Oto jeszcze jeden: płeć potomstwa krokodyla zależy głównie od temperatury zewnętrznej podczas inkubacji jaj.

Podczas reprodukcji dzieci przejmują geny kobiety i mężczyzny. W zależności od okoliczności mogą być aktywowane geny kobiety albo mężczyzny. Czynniki zewnętrzne decydujące o aktywowaniu takich lub innych genów mogą wynikać zarówno z cech fizycznych rodziców, jak i z warunków środowiskowych. Utrzymywanie ciała w zdrowiu i spraw­ności nie tylko dobrze wpływa na naszą własną kondycję, lecz także może mieć istotne znaczenie dla tego, w jakim stopniu geny związane z tymi cechami zostaną aktywowane, a w konsekwencji przekazane potomstwu. Jest dobrze znanym faktem, że czynniki środowiskowe i styl życia pod­czas ciąży mają decydujący wpływ na aktywowanie genów u dziecka. Przykładami tego jest zażywanie leków lub palenie papierosów.



0x08 graphic
Ponieważ wszystkie aktywne geny muszą łącznie tworzyć spójną i zdol­ną do życia istotę, jest oczywiste, że geny determinujące cechy ludzkie są silnie aktywne u człowieka. U potomstwa człowieka aktywowane są prawie wyłącznie geny ludzkie. Z tego względu prawic nigdy nie są u nas aktywowane geny cech zwierzęcych, takich jak pióra i ogon, chociaż zda­rzają się nieliczne wyjątki. Opisano przypadki dzieci rodzących się z ro­gami lub z ogonem, a także ludzi, u których wyrastała broda z piór. Na przykład żyjący w końcu ubiegłego wieku Meksykanin Paul Rodrigues miał 10-centymetrowej długości róg na czubku głowy. Róg ten miał u podstawy obwód 35 centymetrów. Aby ukryć róg, Rodrigues nosił spe­cjalnie zrobiony kapelusz. Dziewiętnastowieczny dermatolog WJ. Era-smus Wilson starannie udokumentował aż 90 przypadków występowania rogów u ludzi.

Geny mogą być aktywowane nie tylko przy urodzeniu, lecz także w ciągu całego życia organizmu, pod wpływem czynników zarówno we­wnętrznych, jak i zewnętrznych. Oto kilka przykładów: każdy zna gąsie­nicę. Wszyscy wiedzą, że gąsienica w określonym stadium swego życia przekształca się w motyla. DNA i jego aktywacja decydują o tym, dlacze­go zwierzę jest gąsienicą. Pod wpływem wewnętrznych - i być może tak­że zewnętrznych - czynników stymulowana jest aktywacja DNA, które przekształca gąsienicę w motyla. Podobnie jest u człowieka - analogicz­nym zjawiskiem jest dojrzewanie płciowe. Jeśli zablokujemy hormony, czyli związki chemiczne aktywujące DNA, czy będzie możliwe zablo­kowanie rośnięcia zarostu na brodzie u mężczyzny? Inaczej mówiąc, czy możemy zablokować aktywację określonych genów, które determinują rośniecie zarostu?

W wyniku badań naukowych odkryto, że niektórzy ludzie są bardziej niż inni podatni na określone choroby, na przykład na raka. Czynniki ze­wnętrzne wpływające na człowieka są te same, więc jedynym możliwym wyjaśnieniem jest sposób reagowania organizmu na czynnik zewnętrzny, czyli sposób aktywowania DNA w odpowiedzi na czynnik zewnętrzny. Oczywiście, występuje ograniczenie, że dane DNA musi występować w naszym organizmie. Taki sposób funkcjonowania jest bardzo podobny do systemu odpornościowego i w biologii funkcjonowanie to stanowi spójną całość.

Jest zdumiewające, jak bardzo ludzie i zwierzęta są uzależnieni od czynników zewnętrznych. Bardzo wymownym przykładem jest po­równanie długości cyklu miesiączkowego u kobiet z długością okresu księżycowego. Dochodzimy do wniosku, że istoty żywe nie są jedynie stałym ucieleśnieniem danej struktury genetycznej, lecz raczej stanowią zmienne odzwierciedlenie genów, które są aktywowane bądź mogą być



0x08 graphic
aktywowane pod wpływem czynników wewnętrznych i zewnętrznych. To daje nam sporo do myślenia.

Ewolucjonizm a cykl katastrof

Wyjaśniliśmy już w poprzednim rozdziale, jak gatunki zwierząt mogą całkowicie wyginąć w wyniku zmiany warunków zewnętrznych. Ale jak może dojść do powstania nagle wielu nowych gatunków zwierząt? Jak mogą powstać całkowicie nowe istoty żywe, w tym samym momencie, zdolne do wzajemnego zapładniania się, tak by powstało potomstwo identyczne z rodzicami - czyli jak może powstać nowy gatunek zwie­rzęcia? Bez wątpienia można to uzyskać w wyniku sztucznej interwencji i hodowli. Ale istnieje także inna przyczyna. Geny mogą już być obecne w stanic uśpionym jako skutek przekazywania genów za pośrednictwem wirusów. Takie uśpione geny muszą być aktywowane wszystkie naraz w wyniku nagłej zmiany określonych czynników. Tylko duża zmiana ze­wnętrznych warunków klimatycznych i dramatyczne zmiany w środowi­sku życia mogą prowadzić do aktywowania uśpionych genów u całej gru­py zwierząt. Darwinowska teoria doboru naturalnego dodaje tu końcowe uzupełnienie: przeżywają gatunki najlepiej przystosowane. Czy dostrze­gamy związek z opisaną wyżej teorią cyklu katastrof? Czy to wszystko nie pasuje ładnie do siebie? Czy nie jest oczywiste, że nagłe powstawanie nowych gatunków roślin i zwierząt miało miejsce pod wpływem dra­stycznych zmian warunków zewnętrznych i czynników klimatycznych w następstwie wielkiej katastrofy?

Aktualnie zmieniające się cechy biologiczne

Wzrost ludzi stale się zwiększa. Średnio biorąc, dzieci są wyższe od swych rodziców. Czy to jest normalne? Dlaczego nasz wzrost zwiększa się tak gwałtownie?

Czy jest to zdeterminowane przez nasze geny? Jeśli założymy, że tak jest i geny są kopiowane z ojca na syna, takie zwiększanie się wzrostu powinno zachodzić liniowo. Każdy ojciec powinien być zatem niższy od swego syna. Gdyby obecne tempo zwiększania się wzrostu utrzymywało się cały czas, nasi przodkowie z czasów starożytnego Rzymu musieliby mieć wzrost myszy. Oczywiście tak nie jest.

A może cała populacja ludzka została w ostatnich dekadach zainfekowa­na przez wirusa, który zmienił nasze DNA? To wydaje się bardzo mało



0x08 graphic
prawdopodobne, zwłaszcza że takie samo zwiększanie się wzrostu zaob­serwowano również u zwierząt. Porównajmy na przykład wzrost psów w starożytnym Rzymie ze wzrostem współczesnych psów. Porównania takiego można łatwo dokonać, patrząc na zwierzęta pogrzebane w lawie w Pompejach.

Jest oczywiste, że zwiększanie się wzrostu nie może być przypisane zmianom genów, lecz aktywacji genów pod wpływem zmieniających się warunków zewnętrznych. Jakie mogą to być warunki zewnętrzne? Lepsza dieta? To jest nadzwyczaj wątpliwe. Nasz dzisiejszy przemysł spożywczy pompuje w nas pełno pestycydów, hormonów, antybiotyków, nadmierne ilości tłuszczu, pożywienie niezrównoważone pod względem zawarto­ści składników pokarmowych, nikotynę i nadmierną ilość alkoholu. Co więcej, zwiększanie się wzrostu dzieci zaobserwowano również u niedo­żywionych ludzi w krajach Trzeciego Świata. Gdybyśmy założyli, że lep­sza dieta jest decydującym czynnikiem, rodziny rzymskich patrycjuszy i średniowieczne rodziny arystokratyczne musiałyby osiągać gigantyczny wzrost, przy którym niknąłby Goliat. A może chodzi o sport i ćwicze­nia fizyczne? Jestem pewien, że każdy mieszkaniec krajów zachodnich uśmiałby się z takiej tezy. Nasze dzieci spędzają coraz więcej czasu przed telewizorem, komputerem lub konsolą do gier, zaś wielu dorosłych sie­dzi codziennie przy biurku, a nie pracuje ciężko w polu. Tak więc do takich czynników zewnętrznych nie można zaliczyć innej diety ani trybu życia. Jakie zatem są to czynniki?

Jest oczywiste, że powiększanie się wzrostu następuje w ostatnich dekadach w tempie wykładniczym. A zatem w ostatnich kilku de­kadach musiało nastąpić coś, co jest za to odpowiedzialne. Wiemy, że ze względu na zbliżający się koniec 12 888-letnicgo roku świato­wego ziemskie pole magnetyczne silnie się zwiększyło w ostatnich dziesięcioleciach. Ziemska atmosfera staje się coraz rzadsza i bardziej lotna. Dziura w warstwie ozonowej zwiększa się bardzo silnie. Eks­perymenty laboratoryjne na myszach wykazały, że podobne zmiany atmosferyczne mają silny wpływ na wzrost. Myszy w eksperymencie ze zmienionymi warunkami atmosferycznymi stawały się coraz -więk­sze. To straszne, ale nie możemy temu zaprzeczyć. Gatunki zwierząt, które wymierały podczas cyklicznie powtarzających się katastrof, były zawsze bardzo duże.

Współczesna nauka milczy na temat nagłego powiększenia się wzrostu człowieka. Czy zwiększenie się średniego wzrostu jest wynikiem zmian w atmosferze, które z kolei są spowodowane nadciągającą nieuchron­nie światową katastrofą? Nie mamy na to niepodważalnego dowodu. Ale z drugiej strony nie możemy wykluczyć tej teorii całkowicie, gdyż


zarówno zjawiska w atmosferze, jak i wzrost człowieka zaczynają ulegać dramatycznym zmianom.

Podsumowanie

Ewolucja, czyli przekazywanie DNA, zachodzi głównie za pośredni­ctwem wirusów, bakterii oraz sztucznej interwencji. Darwinowska teo­ria ewolucji jest jedynie teorią doboru naturalnego.

Geny aktywowane są pod wpływem bodźców wewnętrznych lub czynników zewnętrznych.

Wzrost człowieka jest skorelowany ze zbliżającym się końcem poło­wy cyklu precesji.


0x08 graphic
Posłowie

Ignorować albo badać

Teza, że nadciąga światowa katastrofa, jest raczej przerażająca. Możemy na to zareagować na dwa różne sposoby. Możemy ją zignorować i śmiać się z niej, bądź możemy zbadać sprawę dokładniej w celu ustalenia, kiedy katastrofa nastąpi i jak możemy się przed nią uchronić.

Moją pierwszą reakcją było całkowite zaprzeczenie - „dajcie mi spo­kój". Wieczorami wolę się bezpiecznie relaksować w zaciszu pokoju lub z przyjaciółmi w pubie. „Katastrofa... niech się inni tym martwią, ja nie mam z tym nic wspólnego". Nie chcemy przyjąć do wiadomości, że prze­znaczenie gra z nami w grę, w której nie mamy wyboru, w której może­my utracić nasz styl życia i naszych bliskich, nawet jeśli nie uczyniliśmy nic złego. Nie potrafimy przyjąć do wiadomości, że ewolucja planety nie przejmuje się losem ludzi. Ponieważ trudno nam zaakceptować, że lu­dzie nie są w centrum Wszechświata, mamy tendencję, by myśleć: „to się nie może zdarzyć", „nie chcę tego", „to jest niemożliwe do przyjęcia", „to niesprawiedliwe", „dlaczego teraz, a nie kiedy indziej?" Wskutek takie­go myślenia jesteśmy przekonani, że coś musiało umknąć naszej uwagi. Chcemy czuć się bezpieczni i wolimy unikać obrazów, które naruszają to poczucie bezpieczeństwa.

Ludzie, którzy przeżyli dramat osobisty, mogą cierpieć wskutek tego przez, całe życie. Zawsze przy tym występuje faza zaprzeczenia: niechęć do uwierzenia, że to się zdarzyło. Często się zdarza, że ludzie nie pamię­tają, co się zdarzyło. Gdy ukochana osoba umiera, nie potrafimy począt­kowo zaakceptować faktu, że ona nie żyje. Uświadomienie sobie tego następuje później. I wtedy czujemy gniew z powodu niesprawiedliwości. Jak zatem powinniśmy zareagować na światową katastrofę, w której po­pulacja ludzka zostanie nie zdziesiątkowana, nie zmniejszona do połowy,



lecz prawie całkowicie unicestwiona w bardzo krótkim czasie z powodu jednego mało istotnego zdarzenia astronomicznego? A na dodatek nie widzimy na razie w naszym codziennym życiu żadnych sygnałów świad­czących o nadejściu tego zdarzenia.

Niemniej jednak uważam, że lepiej będzie, jeśli zbierzemy się na od­wagę i spojrzymy na racjonalne argumenty. Wszystko wskazuje na to, że nowa ewolucyjna katastrofa światowa jest bardzo blisko. Jeśli teoria ta jest błędna, to tym lepiej! Mam nadzieję, że tak jest! Jednak ze względu na kolosalne konsekwencje musimy wziąć pod uwagę wysokie prawdo­podobieństwo zaistnienia tego rodzaju katastrofy i zbadać potencjalne sygnały świadczące o jej nadchodzeniu. Musimy przyjrzeć się pewnym niezwykłym zmianom, które zapowiadają początek katastrofy. A gdy ta teoria, która już wydaje się oczywista, zostanie udowodniona przez inne obserwacje naukowe, będziemy musieli się przygotować do katastrofy. Wiarygodne oszacowanie jej terminu byłoby bardzo użyteczne: czy kata­strofa będzie miała miejsce jutro, za osiem lat, czy za 100 lat

Jeśli nie potrafimy zdemagnetyzować rdzenia Ziemi, musimy stopnio­wo eliminować inne czynniki wysokiego ryzyka. Rozważmy na przykład konsekwencje zniszczonych reaktorów jądrowych, broni jądrowej, bro­ni biologicznej. A poza tym gdzie najbezpieczniej byłoby przechowywać odpady nuklearne w razie katastrofy?

Niezbędna jest także decentralizacja ważnych urządzeń podtrzymują­cych życie, tak aby ludzkość nie została całkowicie odcięta od podsta­wowych środków do życia. Mam na myśli elektryczność oraz fakt, że prywatne panele słoneczne, turbiny wiatrowe, generatory zasilane spala­nym drewnem i temu podobne urządzenia mogą zapewnić poszczegól­nym ludziom lepszą ochronę niż współczesne sieci energetyczne. W celu zapewnienia dostaw wody korzystne byłoby opracowanie aparatury wy­twarzającej wodę pitną z wody morskiej, rosy, deszczu, brudnej wody, a nawet moczu. Jeśli chodzi o telekomunikację, musimy zachęcać do rozwoju alternatywnych technik, które nie są uzależnione od satelitów i kabli telefonicznych.

Rządy powinny przygotowywać społeczeństwa na różne sposoby, na przykład przez informowanie ludzi o katastrofie i nauczanie technik przetrwania. Obecnie nie można przyjąć, że cywilizowany mieszkaniec miasta wie, jak zapewnić najlepsze zbiory, nie mówiąc już o sposobach pozyskania nasion w celu hodowania roślin.

I na koniec: zbudowanie odpornych, wodoszczelnych, niezatapialnych lodzi podwodnych dla ludzi i zwierząt, a także wodoszczelnych schro­nów w górach może uratować w przyszłości wiele istnień ludzkich.



Rewolucyjne opisy rzeczywistości

Chociaż książka ta koncentruje się głównie na nadciągającej nieuchron­nie światowej katastrofie, a wywody są łatwe w czytaniu i przypominają raczej beletrystykę, chciałbym zwrócić uwagę czytelnika na fakt, że wie­le aktualnych koncepcji naukowych jest tu opisanych z zupełnie innego punktu widzenia. Liczne dzisiejsze głęboko zakorzenione teorie są prze­starzałe, a ta książka proponuje bardziej realistyczne i bardziej logiczne alternatywne opisy rzeczywistości (i ich dowody). Książka ta nie zajmuje się wyłącznie nachodzącą katastrofą. Oto nowe teorie, które zostały tu omówione:


Być może pozornie bezsensowny wiersz na początku książki jest teraz nieco bardziej zrozumiały...

Co w najbliższej przyszłości...

Aby niektóre twierdzenia zawarte w tej książce stały się akceptowalne naukowo, konieczne jest ich bardziej dogłębne zbadanie.



  1. Przesunięcie ku czerwieni, jakie wykazują gwiazdy, jest spowodowane odległością od gwiazdy do Ziemi, a nic kierunkiem ruchu gwiazdy. Można to wykazać przez badanie innych galaktyk, w których ramiona spiralne leżą prawie płasko (patrz ii. 79). Ponieważ gwiazdy w spiral­nych ramionach okrążają oś galaktyki, kierunek ruchu gwiazd po lewej stronie jest przeciwny do kierunku ruchu gwiazd po prawej stronie. Zgodnie z aktualnym wyjaśnieniem naukowym, obie strony powin­ny wykazywać inne przesunięcie ku czerwieni. Jeśli przesunięcie ku czerwieni jest spowodowane odległością pokonywaną przez światło, po obu stronach galaktyki powinno być jednakowe.

  2. Cykl precesji dotyczy cyklu naszego całego Układu Słonecznego, a nie jedynie samej Ziemi. Oznacza to, że na każdej planecie Układu Sło­necznego można zaobserwować dokładnie ten sam cykl precesji. Aby zweryfikować to stwierdzenie, można umieścić na Marsie urządzenia pomiarowe.

  3. Ziemskie pole magnetyczne powstaje głównie z helioplazmy i w kon­sekwencji z ruchów w pasie elektronów. Jeśli zostaną zbadane prze­mieszczenie i prędkość elektronów w tym pasie, dowiemy się znacz­nie więcej o działaniu ziemskiego pola magnetycznego, na przykład na temat dziennych ruchów dokładnie w miejscu biegunów magnetycz­nych.

  4. Należy stale nadzorować kierunki helioplazmy w Układzie Słonecz­nym w celu obliczenia momentu, kiedy nasza magnetosfera, a w efek­cie cała Ziemia, ulegnie odwróceniu.

  5. Podstawowe kamienie użyte do budowy piramid są topione, a nie cio­sane. Oznacza to, że gdy kamienie były płynne, mogły do nich wpaść zanieczyszczenia i różne obiekty zewnętrzne. Za pomocą promieni rentgenowskich i przy odrobinie szczęścia można znaleźć takie obiek­ty wewnątrz kamieni, nawet gdyby to był tylko ludzki włos.

  6. Wielki dryf kontynentów jest spowodowany siłami grawitacji, a nie prądami konwekcyjnymi. Prąd konwekcyjny jest raczej skutkiem i może powodować interakcję. Proces ten może być potwierdzony eksperymentalnie przez symulacje.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wkróce czeka nas globalny kataklizm, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Promieniowanie kosmiczne odpowiedzialne za globalne ocieplenie, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZEC
Czy katastrofa tunguska przyczyniła się do globalnego ocieplenia, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZ
Wulkany i mit globalnego ocieplenia, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Tajemnice księżyca, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Dziwne kolorowe obiekty spadały na terenie Stanów Zjednoczonych, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZ
Wielka kometa w 2013 roku, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Chemtrails, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Z tajnych archiwów - Trzecia bomba atomowa, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Rząd niszczy tajne archiwa poświęcone UFO, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Dźwięki z dawnych wieków, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Wstrząsy w okolicy japońskiego superwulkanu, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Zaświeci sztuczne Słońce, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Czarne i białe dziury, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Znaleziono życie na Marsie, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Jaszczurki i Kościół Katolicki, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
NASA ogłasza znaleźliśmy nowe formy życia na Ziemi, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Spór o hobbita, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE

więcej podobnych podstron