Opracowania lektur, Dżuma - Albert Camus, Dżuma


Dżuma

Albert Camus napisał Dżumę w 1947 roku. Data ta jest o tyle istotna, że książkę można interpretować w kontekście wydarzeń II wojny światowej. Po doświadczeniach wojennych nadeszła konieczność rewizji dotychczasowych wartości.

Jeżeli interpretować Dżumę jako uniwersalny obraz życia ludzkiego, to jest to obraz przerażający. 

Człowiek doświadcza nieustannie cierpienia, światem rządzi zło i zbrodnia, z którą zmaga się jednostka, pozbawiona pomocy Boga, którego nie ma. Dżuma pokazuje różne postawy bohaterów, próbujących (lub nie) walczyć z tym okrutnym światem na rozmaite sposoby.

Dżuma - czas i miejsce akcji, narracja

[b]Czas akcji[/b]

Akcja powieści rozgrywa się w Oranie, algierskim mieście portowym od 16 kwietnia któregoś roku w latach czterdziestych (autor nie podaje ostatniej cyfry daty, w to miejsce stawia kropkę, w książce jest mowa o roku194.) do około połowy lutego następnego roku, obejmuje więc dziesięć miesięcy. Czas akcji obejmuje historie rozwoju dżumy - od momentu pojawienia się pierwszego szczura do radości z opanowania choroby. Daty są o tyle istotne, że dżuma rozpoczęła się na wiosnę, a zakończyła w zimie - niskie temperatury spowodowały zanik choroby. 

[b]Miejsce akcji[/b]

Oran, miasto, w którym rozgrywa się akcja, jest prefekturą francuską (Algieria była wtedy kolonią francuską), miastem handlowym, pochłoniętym interesami. Miasto jest dziwne, mimo że znajduje się tuż nad morzem, to jest odwrócone od zatoki - jedynie z jednego miejsca mieszkańcy i turyści mogą widzieć błękitne fale. To miejsce brzydkie, pozbawione ptaków, drzew i ogrodów. Obywatele miasta to ludzie nudni, bezmyślni, poddani swoim przyzwyczajeniom. Pracują cały tydzień, by w weekend oddać się przyjemnościom, ale bez większego entuzjazmu. Jest to miasto, w którym ludzie kochają i umierają w sposób banalny. 

[b]Narracja[/b]

[i]Dżuma[/i] jest ciekawie skonstruowana pod względem narracji. Podstawowym narratorem jest mieszkaniec miasta, uczestnik opisywanych wydarzeń, który swoje zapiski ujmuje w formę kroniki. Mówi on często w pierwszej osobie liczby mnogiej („my”), identyfikuje się z obywatelami Oranu. Ich uczucia są także jego uczuciami. Pod koniec powieści dowiadujemy się, że za postacią narratora ukrywa się Rieux. Co ciekawe, przez całą powieść narrator mówi o doktorze Rieux w trzeciej osobie. W ten sposób w partiach narracyjnych poznajemy poglądy Rieux, który przeżył już dżumę i tworzy swoją kronikę, a w wypowiedziach Rieux w toku akcji - poglądy, uczucia i rozterki Rieux, jakie miał podczas zarazy. 

Narrator wielokrotnie ujawnia swoją obecność w toku powieści. Występują liczne zwroty do czytelnika, narrator jest osobą o konkretnych poglądach, nie tylko zdaje sprawę z faktów, ale także interpretuje je. Często pojawiają się u niego elementy charakterystyki postaci, gdy mówi o bohaterach swojej kroniki.

Uczynienie narratorem głównego bohatera powieści to ciekawy i znaczący zabieg. W ten sposób dodał Camus realności przedstawionych w [i]Dżumie[/i] wydarzeń. Kolejnym zabiegiem mającym służyć obiektywizmowi są cytowane przez Rieux zapiski Tarrou, który jest niejako drugim narratorem. To znany w literaturze zabieg - często zdarzało się, że książki były wydawane jako rzekome zapiski, pamiętnik, dziennik danego bohatera. W przypadku [i]Dżumy[/i] mamy dwa takie „źródła” - kronikę Rieux oraz zapiski Tarrou. Próba nadania utworowi pozorów realności przy pomocy specyficznej narracji stoi w sprzeczności z odrealnieniem przedstawionych wydarzeń.

Dżuma - znaczenie tytułu

Dżuma może być rozumiana w utworze jako:

1) Dżuma jako choroba - jest to dosłowne znaczenie wynikające z przebiegu powieściowych zdarzeń. 

2)Dżuma jako potężny, nieobliczalny kataklizm spadający nieoczekiwanie na ludzi - przyczyn jego nic nie tłumaczy, a jego siły nikt nie jest w stanie przewidzieć. Jest symbolem zagrożenia człowieka, bezradności wobec żywiołu. Podkreśla kruchość i nietrwałość ludzkiego losu, którego scenariusz może ułożyć nieprzewidywalna w swym działaniu siła natury. 

3) Dżuma jako wojna - wiele szczegółów wskazuje na podobieństwo dżumy do drugiej wojny. Stan oblężenia miasta, rozłąka z bliskimi, segregacja ludności, odosobnienie chorych, kremacja zwłok - nasuwają skojarzenia z doświadczeniem ostatniej wojny. Również niebezpieczny jak ten wywołany przez siły natury, jak również ten stworzony przez człowieka (kataklizm. 

4) Dzuma jako zło tkwiące w człowieku i w świecie - [c]"Każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem na świecie nie jest od niej wolny, mikrob jest czymś naturalnym"[/c] mówi Tarrou, twierdząc że człowiek jest w swej naturze zły. Nosi w sobie zło, którego bakcyl ujawnia się przede wszystkim w sytuacjach ekstremalnych, w chwilach szczególnego zagrożenia. Dobroć, wielkoduszność jakie potrafi okazać to wynik walki, którą prowadzi z samym sobą. W gruncie rzeczy skazany jest na zło i na walkę ze złem. Zła nie można unicestwić ostatecznie, zwycięstwo nad nim jest chwilowe, tymczasowe, nigdy nie wiadomo kiedy ponownie [c]"Dżuma obudzi szczury i pośle je by umierały w szczęśliwym mieście" bo "bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie zanika. Może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony".[/c] 5) Dżuma jako absurd - [c]"Co to jednak znaczy dżuma? To życie ot i wszystko". [/c]

Jest to nasza rzeczywistość, której w żaden sposób nie jesteśmy w stanie zracjonalizować bo wypełnia ją absurd. Jest ciągiem tragicznych zdarzeń, które pogłębiają naszą samotność i poczucie obcości świata. Ludzka egzystencja jest groźna i bezsensowna. Dżuma spada przecież na mieszkańców miasta niczym siła fatalna.Szukając jej przyczyn można uznać, że jest to kara za grzechy. Taki pogląd zostaje jednak obalony. Umierają ludzie, których taka wersja "nie obejmuje" (dziecko sędziego, Tarrou, żona doktora). Świat przedstawiony przez Camusa zapełniony jest ludźmi będących marionetkami w rękach ślepego losu. Nie ma on oparcia w opatrzności boskiej.Trudno by się dopatrzeć w nim sfery sacrum. Niebo okazuje się być puste. Bóg nie troszczy się swoje dzieci, czyli go nie ma, życiem na ziemi rządzi przypadek. Człowiek w swym nieszczęściu jest zdany sam na siebie, towarzyszy mu rozpacz, samotność.

Dżuma - problematyka utworu

Wkrótce po wydaniu Dżumę okrzyknięto manifestem nowego humanizmu ukazującym nowe zadania stojące przed ludźmi, którzy przeżyli piekło wojny. Powieść mówi o prostej ludzkiej solidarności i moralności, bez patosu i wielkich słów. Według autora życie to ciągła walka z wciąż obecnym złem. Wydarzenia z powieści dzieją się za każdym razem, gdy o nich czytamy.

Wielość narratorów, a więc i zmiana punktów widzenia ukazuje trudność w odnalezieniu wspólnoty, trudne zrywanie pęt samotności przez bohaterów. Pisarz ukazuje wielość reakcji ludzi na różne sposoby dotkniętych tym samym nieszczęściem. Jakby chciał przez to powiedzieć, że dżuma dotyczy wszystkich i każdemu zagraża, bez względu na pochodzenie społeczne, wykonywany zawód czy poglądy polityczne. Jest jak powietrze, którym wszyscy oddychamy. Wyzwala różne reakcje - może prowadzić do moralnej degrengolady lub wzbudzić solidarną pomoc, bo przecież wszyscy są zagrożeni. Może przyczynić się do jeszcze gorliwszego wypełniania swoich obowiązków. Indywidualny ratunek nie ma sensu, jest nieludzki.
[c]„W połowie XX wieku i w perspektywie doświadczeń nowego barbarzyństwa Dżuma podnosi jeszcze raz problemy wzbudzane przez skandal zła w świecie stworzonym przez Boga, przeprowadza dyskusję z religijną koncepcją świata. Z podwójnym ostrzem polemicznym: żadna instancja nie nadaje życiu przedustawnego sensu i nie uświęca reguł postępowania; człowiek sam buduje moralność opartą na współczuciu, na poczuciu więzi z drugim, tak podstawowej, jak podstawowa jest wspólnota losu istot śmiertelnych, cierpiących i kochających.” [/c]
Według Camusa człowiek zbuntowany to ten, który nie zgadza się na rzeczywistość. Nie wierzy w żadne rewolucje, bowiem rewolucja to zdrada buntu. Uświęca morderstwo w imię sprawiedliwości, jest uwikłana w zbrodnię i terror. A przecież nie o to chodzi. Bunt to prosty moralny odruch pełen współczucia dla bliźniego.

Rewolucjonistom wydaje się, że osiągnęli coś naprawdę wielkiego i dobrego. Człowiek zbuntowany wie, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Tak zawsze było w historii ludzkości - przemoc deprawuje. Najważniejsze to nie zgadzać się na krzywdę drugiego człowieka bez względu na czas, miejsce i poglądy polityczne.

Tak właśnie postępują bohaterowie powieści, zwłaszcza dr Rieux i Tarrou. Buntują się przeciwko rzeczywistości, nie zgadzają się na nią. Ale nie organizują z tego powodu żadnego przewrotu. Sumiennie wykonują swoje zadania, pomagają ludziom, nie godzą się na ich krzywdę. Nie oglądają się na efekty swojej pracy, bo wtedy prawdopodobnie by zaprzestali działać. Są efektywni, ale nie efektowni.

Dżuma jako powieść-parabola

Dżumę można określić jako powieść-parabolę (przypowieść). Podstawową cechą tego gatunku jest to, że wydarzenia i świat w niej przedstawione są pretekstem do głębszych przemyśleń, do przekazania uniwersalnych prawd o ludzkiej egzystencji. Mniej ważne są przedstawiane wydarzenia, istotniejsze jest ich „drugie dno” - znaczenie metaforyczne czy alegoryczne, wnioski natury filozoficznej czy moralnej, które wynikają z treści.

W Dżumie Camusa znajdziemy następujące cechy paraboli:

[b]1. Obecność motta[/b]

Mottem utworu jest cytat z Dziennika zarazy Daniela Defoe: [c]Jest rzeczą równie rozsądną ukazać jakiś rodzaj uwięzienia przez inny, jak ukazać coś, co istnieje rzeczywiście, przez coś innego, co nie istnieje[/c] Motto wskazuje na to, że treść utworu odnosi się do innego sensu, sensu przenośnego, metaforycznego.

[b]2. Możliwość przenośnego rozumienia zjawiska dżumy[/b]

Dżuma może być rozumiana dosłownie jako choroba, ale także metaforycznie jako wojna, kataklizm, absurd czy zło, tkwiące w człowieka. Na ten temat czytaj więcej w artykule: Dżuma - znaczenie tytułu.

[b]3. Brak konkretyzacji czasowej[/b]

Jak podaje narrator na początku utworu, akcja powieści rozgrywa się w latach 40. XX wieku. Autor nie podaje ostatniej cyfry daty, w to miejsce stawia kropkę, w książce jest mowa o roku 194.

[b]4. Ograniczenie przestrzeni[/b]

Akcja powieści rozgrywa się w zamkniętym Oranie. Z tego powodu narrator praktycznie nie podejmuje wątków nie związanych bezpośrednio z miastem. Cały świat przedstawiony Dżumy ogranicza się do tego jednego miejsca.

[b]5. Pokazanie archetypicznych postaci[/b]

Bohaterowie Dżumy reprezentują pewne postawy. Doktor Rieux to człowiek oddający się bez reszty walce z dżumą w imię wypełniania swojego powołania. Tarrou reprezentuje postawę męczennika, osoby gotowej do poświęceń w imię walki ze złem. Rambert to człowiek, który początkowo nie chce nic zrobić dla innych, potem jednak zmienia swoją postawę. Ojca Paneloux można czytać jako typowego przedstawiciela Kościoła, który początkowo traktuje dżumę jak karę za grzechy, potem jednak zmienia swoje poglądy, wyrażając konieczność przybrania odpowiedniej postawy chrześcijańskiej w obliczu cierpienia. Grand - człowiek walczący z dżumą poprzez zwykłą pracę. Cottard - człowiek korzystający na nieszczęściu innych.

[b]6. Aspekt moralny, dydaktyczny utworu[/b]

Wszystkie postaci występujące w utworze można oceniać pod względem moralnym. Od konkretnych bohaterów zależy, jaką postawę przyjmą w obliczu dżumy. W sytuacji zagrożenia życia sprawdza się ich moralność.

[b]7. Podporządkowanie wszystkich wątków i motywów głównemu tematowi utworu[/b]

W powieści wszystkie wątki dotyczą dżumy i są z nią związane. Akcja utworu obejmuje historię epidemii - od momentu pojawienia się pierwszego szczura do otwarcia bram miasta. Cały utwór opisuje historię choroby i różnych bohaterów miasta, inne tematy nie są w utworze poruszane.

[b]8. Liczne fragmenty filozoficzno-refleksyjne[/b]

W utworze znajdziemy sporo fragmentów, w których podejmowany jest problem sensu ludzkiego istnienia, sensu dżumy i natury ludzkiej.

Dżuma a Dziennik roku zarazy

Skojarzenie z utworem Dafoe podsuwa sam autor - Dżuma zaczyna się mottem z Dziennika, który opisuje zarazę, jaka nawiedziła Londyn. Dżuma jako taka nie istnieje. To zło, które zawsze stwarze stan zagrożenia. Może to być wojna (II wojna światowa: krematoria, doły, śmierć masowa), choroba, kataklizmy. Każdy stan zagrożenia, wobec którego jesteśmy bezsilni. Od naszego buntu zbyt wiele nie zależy. (podobnie jak w Stary człowiek i morze Hemingwaya: ważne jest, że Santiago walczył z rybą, „Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”). Wracając do skojarzeń z Dafoe:

• Bohaterowie to całe społeczeństwa miast;
• Przedstawiają różne reakcje jednostek i różne próby przystosowania się do trudnych czasów zagłady;
• Negatywny stosunek do zabobonów, przepowiedni;
• Opis stopniowo narastającej zarazy, rosnące statystyki;
• Straże i warty broniące bram, wprowadzają one element grozy;

Utwór Dafoe to raczej gawęda, opis. Camus analizuje, chce się dowiedzieć dlaczego to się stało, co do tego doprowadziło. U Dafoe po ustapieniu zarazy nic się nie zmienia, wszystko wraca do normy. U Camusa dżuma zmienia ludzi, wzbudza solidarny opór.

W Dżumie mamy wielu narratorów, a więc różne punkty widzenia. O tym, że narratorem jest Rieux dowiadujemy się na końcu. Nie wypowiadał on jednak własnych sądów i obserwacji. Posługiwał się notatkami Jeana Tarrou - człowieka słabo znanego w Oranie, ostatniej ofiary zarazy. 

Oran - miasto zadowolone z doczesności, bez pragnień, bez podejrzeń, bez roślinności, bez ptaków, pochłoniete interesami, dziwna architektura sprawia wrażenie miasta odwróconego od zatoki. Banalni mieszkańcy dużo pracują, są zabiegani, nie dostrzegają nawet braku zieleni i śpiewu ptaków. Byli uśpieni, przyzwyczajeni, zaślepieni i bezmyślni. Nie zauważyli symptomów nadciągającej zarazy. Została w nich uśpiona trwoga, brak im świadomości bytu. Świadomość ta przychodzi, gdy zostają wyrzuceni z codziennego rytmu życia. Starają się pokonać bezlitosną epidemię i klaustrofo

biczną kwarantannę. Gdy nie ma świadomości, zaczynamy być zadufani. W momencie dżumy, zagrożenia następuje przewartościowanie, doceniamy innych: pani Castel wróciła do męża, do Oranu, chociaż nie byli zgodnym małżeństwem. Państwo Othon żyli wśród konwenansów, sztywni, bardzo porządni. Gdyby nie dżuma ich dzieci byłyby podobne do nich: dobrze wykształcone, nie ukazujące emocji. Ale umiera synek, wszystko się zmienia, wreszcie stają się ludźmi.

Epidemia zaczyna się od zdechłego szczura, którego znalazł dr Rieux. Gryzonie informują o zagrożeniu i zbliżającej się klęsce. Są klamrą obejmującą kronikę zarazy, bo sygnalizują też jej koniec. Wprowadzają grozę.

Egzystencjalizm w Dżumie

Filozofią dominującą w „Dżumie” jest bardzo popularny we Francji w połowie dwudziestego wieku egzystencjalizm. Do grona najwybitniejszych przedstawicieli tego nurtu zalicza się do dziś Alberta Camusa, chociaż on sam nigdy tak siebie nie nazwał w obawie przed tak zwanym „zaszufladkowaniem”.

Za ojca egzystencjalizmu uważa się duńskiego myśliciela Sorena Kirkegaarda, nazywanego często „Sokratesem Północy”. Dzięki swojej pesymistycznej wymowie nurt ten zyskał wielką popularność w dwudziestoleciu międzywojennym. Najwybitniejszymi przedstawicielami egzystencjalizmu, którzy nadali mu nowy kształt byli niemieccy filozofowie - Martin Heidegger, Karl Jaspers oraz Francuz Jean Paul Sartre.

Egzystencjalizm rozwijał się w dość nietypowy sposób. Rolę traktatów filozoficznych zajęły w nim bowiem dzieła literackie. To właśnie literatura była naturalnym polem dla ewolucji tego nurtu. Za pomocą powieści, dramatów i esejów przedstawiciele filozofii egzystencjalnej wykładali szerokiemu odbiorcy swoje idee i postulaty.

U źródeł zainteresowania przedstawicieli nurtu znajdował się człowiek i jego egzystencja. Usiłowali oni odpowiedzieć na pytanie o to kim jest człowiek. Poświęcali dużo uwagi zagadnieniom alienacji, odosobnienia i wyobcowania jednostki. Ponadto zajmowali się tematem wolności, którą pojmowali jako możliwość podejmowania przez człowieka decyzji o swoim istnieniu. Z przekonania, iż ludzie zdani są wyłącznie na siebie brał się lęk przed egzystencją, który przejawiał się pesymistycznym podejściem do życia. Samo życie postrzegane było przez egzystencjalistów jako pasmo absurdów.

Wyróżniamy dwie gałęzie egzystencjalizmu:
- teistyczny (przedstawicie: Gabriel Marcel, który jako pierwszy użył pojęcia „egzystencjalizm”, Karl Jaspers),
- ateistyczny (przedstawiciele: Jean Paul Sartre i Albert Camus).

Skupmy się na drugiej odmianie egzystencjalizmu, która była dużo popularniejsza i której czołowym reprezentantem był Albert Camus. Egzystencjalizm ateistyczny zakładał brak istnienia Boga oraz bezcelowość ludzkiego życia. Przekonywali, że tylko człowiek jest odpowiedzialny za swój los i nie czuwa nad nim żadna wyższa instancja. Ludzki tragizm polegał według nich na tym, że jednostka na swoich wątłych i kruchych barkach dźwigała zbyt dużą odpowiedzialność. W tym właśnie upatrywali się źródła lęku zarówno przed życiem, jak i śmiercią. Ten paradoks umacniał ich przekonanie, że życie jest wielkim absurdem. Przedstawiciele tego nurtu przekonywali w swojej twórczości, że człowiek sam musi zadbać o swoją egzystencję. Nie może liczyć na innych, ponieważ każdy z nas jest egoistą i myśli wyłącznie o sobie.

Ponadto ateiści związani z egzystencjalizmem głosili tezę, iż bunt wobec otaczającego nas zewsząd zła jest absolutną koniecznością. W ten właśnie sposób możemy realizować swoje człowieczeństwo, sprzeciwiając się absurdowi, alienacji, osamotnieniu i egoizmowi.

Ignacy Stanisław Fiut w pracy „Człowiek według Alberta Camusa” pisze o autorze „Dżumy”: „Świadomość śmierci stanowi najistotniejszy problem w antropologii filozoficznej Camusa, konieczny do poprawnego rozumienia bytu ludzkiego. Każdy bowiem człowiek winien posiąść świadomość własnej śmierci jako nieodłącznego składnika istnienia. (...) Świadomość śmierci, życie pełne wyborów dają poczucie porzucenia w świecie oraz bezsensu życia. Rozwinięta filozofia absurdu natomiast oraz świadomość śmierci, połączone z buntowniczością, winny - wedle Camusa - nadawać pożądany życiu sens istnienia”.

Jeśli chodzi o przejawy myśli egzystencjalnej w samej „Dżumie” to trzeba przyznać, że jest ona wszechobecna w dziele Camusa. W powieści postawę charakterystyczną dla przedstawicieli tego nurtu przyjęli dwaj główni bohaterowie - Bernard Rieux i Jean Tarrou. Pierwszy z nich wypowiedział znamienne słowa: „Zbawienie człowieka to zbyt wielkie słowo dla mnie. Nie idę tak daleko. Interesuje mnie jego zdrowie, przede wszystkim zdrowie”. W ten sposób dał dowód nie tylko swojemu domniemanemu ateizmowi, ale i przekonaniu, że życie ludzkie jest dla niego najwyższą wartością oraz że uczyni wszystko, by je ratować.

Rieux bez chwili wahania i zastanowienia niesie pomoc innym, walczy z zarazą, która całkowicie go przerasta. Głęboko wierzy, że musi solidnie wykonywać swój zawód, ponieważ w ten sposób opowiada się po słusznej stronie. Można powiedzieć, że buntuje się przeciwko dżumie i bierze na siebie odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za wielu innych mieszkańców. Ważne jest to, że podejmuje się tego wielkiego zadania niemal naturalnie, nie oczekując niczego w zamian, ponieważ czuje, że tak właśnie powinien postąpić jako człowiek. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż praktycznie nie ma szans z epidemią, ale nigdy się nie poddał. Widać to doskonale w rozmowie z Jeanem: [Tarrou] - „(...) Ale pańskie zwycięstwa zawsze będą tymczasowe, tylko tyle. [Rieux] - Zawsze, wiem o tym! Ale to nie powód, żeby zaniechać walki”. Innym fragmentem, który można odczytywać jako przejaw egzystencjalizmu ateistycznego reprezentowanego przez doktora są słowa narratora o Rieux: „(…) gdyby wierzył we wszechmogącego Boga, przestałby leczyć ludzi zostawiając Bogu tę troskę”.

Jean Tarrou prezentuje podobną postawę wobec zarazy, co doktor. To z jego inicjatywy powstały oddziały sanitarne oparte na wolontariuszach. Bohater ani przez chwilę nie zastanawiał się nad tym, czy przeciwstawić się epidemii. Zdarzało mu się jednak wątpić w sens tej walki. Wyczuwał absurd drzemiący w całej tej sytuacji i beznadzieję, lecz nigdy się nie poddał i mężnie stał u boku doktora. Pracował dniami i nocami z narażeniem własnego życia. Tarrou to typ człowieka, który wziął los w swoje ręce. Uciekł z bogatego domu, by walczyć z szeroko pojętą karą śmierci: „Mam wstręt do wyroków śmierci”. Sam decydował o swoim życiu i, podobnie jak Rieux, nie robił z siebie bohatera, tylko ciężko i sumiennie pracował, by ratować ludzkie życia.

Traktując „Dżumę” jak traktat filozoficzny możemy odnaleźć w niej następujące fragmenty bezpośrednio odwołujące się do teorii egzystencjalizmu: „Tarrou, Rieux i ich przyjaciele mogli powiedzieć to lub owo, ale wniosek był zawsze jeden: trzeba walczyć w taki czy inny sposób i nie padać na kolana. Cała rzecz polegała na tym, by nie pozwolić umrzeć i zaznać ostatecznej rozłąki możliwie wielkiej liczbie ludzi, a jedynym środkiem była walka z dżumą. Nie jest to prawda godna podziwu, lecz prawda logiczna”. Oraz: „Mikrob jest czymś naturalnym. Reszta, zdrowie, nieskazitelność, czystość, jeśli chce pan tak to nazwać, to skutek woli, i to woli, która nie powinna nigdy ustawać. Uczciwy człowiek, który nie zaraża, niemal nikogo, to człowiek możliwie najmniej roztargniony. A trzeba woli i napięcia, żeby nie ulec nigdy roztargnieniu! Tak, Rieux, to bardzo męczące być zadżumionym. Ale jeszcze bardziej męczące jest nie chcieć nim być”.

W opracowaniu „Dżumy” wydanym przez Wydawnictwo „Werset” czytamy ponadto: „Camus w «Dżumie» ukazał egzystencjalizm na przykładzie zarazy. Ludzie zobaczyli, że ich życie jest zagrożone. Jeżeli nie będą działać umrą. Zaczęli się bać. Bali się śmieci. Jest to naturalne. Naturalne jest także to, że zaczęli walczyć o swój byt. Dla nich to właśnie zagrożenie stało się głównym motorem działania. Camus ukazuje, że jednostka będzie starała się przedłużyć swój byt, że nie chce umrzeć. W ostatnich wersach «Dżumy» ukazuje także inną prawdę. Jednostka niezależnie od swych działań i tak zmierza do śmierci. Egzystencja jednostki skazana jest na zagładę. Człowiek wyrywa się śmierci wszystkimi siłami. Nie jest jednak w stanie jej porzucić. Może ją jedynie oddalić”.

Bohaterowie Dżumy - wiadomości wstępne

Bohaterowie Dżumy są zdecydowanie podzieleni pod względem szczegółowości ich opisania w utworze. Zdecydowanie pierwszoplanowym bohaterem jest narrator powieści, doktor Rieux. Dokładnie przedstawieni zostali także: Jean Tarrou, Raymond Rambert, Jospeph Grand, Cottard, ojciec Paneloux. 

Do postaci drugoplanowych zaliczyć można: doktora Castela, sędziego Othona, Gonzalesa. Postaci kobiece odgrywają w powieści bardzo małą rolę, są słabo zarysowane. Niewiele wiemy o żonie i matce doktora Rieux czy pani Othon, inne kobiety nie pojawiają się w toku akcji, są tylko wspomniane: żona Granda Jeanne, narzeczona Ramberta, pani Castel. Żadna z postaci kobiecych nie jest samodzielna, przedstawiona została jako partnerka czy osoba bliska któregoś z bohaterów.

Camus w konstrukcji postaci drugoplanowych zastosował ciekawy zabieg. Praktycznie każdą z nich wyposażył w jakąś charakterystyczną, odróżnialną cechę, co sprawia, że ci bohaterowie także są ciekawi. Sędzia Othon to „sowa”, człowiek bardzo skrupulatny. Właściciel hotelu zasłynął z tego, że „przepowiedział” nadejście dżumy. Żona Rieux jest osobą chorowitą i delikatną, jego matka - dobrą. Staruszek wspominany w zapiskach Tarrou to dziwak. Autor nadał więc po trochu cech niemal każdemu bohaterowi. Camus zdecydowanie i oszczędnie kreśli swoje postaci. Oprócz wielu innych cech ukazał ich słabości, bo te najwięcej mówią o człowieku. 

Wszystkie postaci powieści, zarówno pierwszo- jak i drugoplanowe są ukazane z perspektywy ich reakcji na zarazę. W ten sposób Camus pokazał różne reakcje ludzi na dżumę, a patrząc ogólniej - na każde zło, które przychodzi do człowieka z zewnątrz.

Doktor Bernard Rieux - charakterystyka

Bernard Rieux jest lekarzem w Oranie, jednym z głównych bohaterów oraz narratorem powieści. Jego wygląd tak opisuje Tarrou: [c]„Wygląda na trzydzieści pięć lat. Średniego wzrostu. Mocne ramiona. Twarz niemal kwadratowa. Oczy ciemne i lojalne, ale szczęki wystające. Duży i regularny. Czarne włosy obcięte bardzo krótko. Usta łukowate, wargi pełne i niemal zawsze zaciśnięte. Wygląda trochę na sycylijskiego chłopa ze swoją opaloną skórą, czarnym włosem i ubraniami zawsze w ciemnych kolorach, w których jest mu jednak dobrze. Chodzi szybko. Zstępuje z chodnika nie zmieniając kroku, ale najczęściej na przeciwległy chodnik lekko wskakuje. Jest roztargniony przy kierownicy swego auta i często zostawia strzałki kierunkowe uniesione, nawet już po zakręcie. Zawsze z gołą głową. Wygląda na człowieka zorientowanego w sytuacji.”[/c]

Wygląd zewnętrzny Rieux świadczy o jego cechach charakteru. Opalenizna i wyraziste rysy twarzy to objaw siły fizycznej i psychicznej, którą będzie musiał wykorzystać doktor w walce z dżumą. Roztargnienie podczas jazdy wskazują na częste zamyślanie się bohatera.

Rieux jest osobą, która od początku do końca walczy z dżumą. Jest przy tym bardzo czujny, myśli racjonalnie. To on jako pierwszy widzi zagrożenie w chorobie i przekonuje innych lekarzy i władze miasta o konieczności wprowadzenia odpowiednich środków zaradczych. W swojej pracy, która podczas epidemii bardzo go wyczerpuje, jest wytrwały i zacięty. Nie traktuje siebie jako bohatera czy głosiciela jakiejś ideologii. Uważa, że walka z dżumą to tylko kwestia uczciwości [c](„uczciwość to jedyny sposób walki z dżumą”)[/c] i że [c]„Najważniejsze to dobrze wykonać swój zawód”. [/c] Jego motywacja walki z dżumą nie jest także religijna. Riex nie wierzy w Boga. 

[c]„gdyby wierzył we wszechmogącego Boga, przestałby leczyć ludzi zostawiając Bogu tę troskę. Ale ponieważ nikt na świecie, nawet Paneloux, choć sądzi, że w Boga wierzy, nie wierzy w niego w taki sposób, ponieważ nikt nie poddaje się całkowicie, on, Rieux, myśli, że tu przynajmniej jest na drodze prawdy, skoro walczy przeciw światu takiemu, jaki jest.” [/c] W innym miejscu zaś Rieux powie: [c]„Nie mam upodobania do świętości. Obchodzi mnie, żeby być człowiekiem”.[/c]

Nieprawdą jest jednak, że jest to człowiek, który walczy z dżumą nie patrząc na tragedie poszczególnych ludzi. Rieux traktuje swój zawód jako powołanie, którego sens widzi i w którym chce wytrwać mimo przeciwności: [c]„Kiedy wybrałem ten zawód, był to wybór w pewien sposób abstrakcyjny; bo chciałem być lekarzem, bo jest to zawód jak każdy inny, jeden z tych, który wybierają młodzi ludzie. Może także dlatego, że nastręczał szczególne trudności dla syna robotnika jak ja. A potem zobaczyłem jak się umiera. Czy pan wie, że są ludzie, którzy nie zgadzają się na śmierć? Czy słyszał pan kiedyś kobietę krzyczącą „Nigdy!” w chwili śmierci? Ja słyszałem i zrozumiałem wtedy, że nie będę się mógł do tego przyzwyczaić. Byłem wówczas młody i zdawało mi się, że moja niechęć godzi w porządek świata. Potem stawałem się bardziej skromny. Po prostu nie jestem wciąż przyzwyczajony do widoku śmierci.”[/c]

Walka z dżumą jest dla Rieux wyczerpująca i niemająca końca. Rieux zdaje sobie sprawę ze swojej bezsilności wobec choroby, która z nim wygrywa. Do tej pory był przez chorych traktowany jako wybawiciel, teraz w obliczu dżumy mieszkańcy Oranu traktują go jako zapowiedź śmierci najbliższych. W swojej pracy przypomina Syzyfa, mitologicznego bohatera, któremu Camus poświęcił jeden ze swoich esejów - Mit Syzyfa. Camusa szczególnie interesuje moment, w którym Syzyf, po nieudanym wtaczaniu kamienia na górę, schodzi w dół, świadomy tego, że kolejna próba i tak nie przyniesie skutku. Mimo to podejmuje się wysiłku po raz kolejny. Postawa doktora, który uparcie walczy z dżumą mimo świadomości konieczności swojej przegranej jest podobna do syzyfowej.

Rieux można określić jako człowieka doświadczonego przez cierpienie. Dżuma nie jest pierwszym tego typu doświadczeniem dla bohatera. Na kartach powieści dowiadujemy się, że jego rodzina miała kłopoty finansowe, z którymi musiała się borykać. Przeżywa boleśnie rozstanie z żoną i cierpienie związane z jej śmiercią. Jest to śmierć paradoksalna - kobiecie nie groziła zaraza, która zdziesiątkowała miasto, a mimo to umarła pod koniec epidemii w dalekim sanatorium. 

Można zaryzykować stwierdzenie, że Rieux jest jedyną postacią powieści, która nie musiała zmienić swojej postawy w obliczu dżumy. Rieux nie musiał konfrontować swojego sposobu myślenia ze świadomością zagrożenia - przyjmował postawę taką jak zwykle.

Rieux jest osobą poświęcającą się dla szczęścia i życia ludzi, nie zapomina jednak także o swoim szczęściu osobistym. Jest to człowiek zdolny do miłości i przyjaźni. Głęboko przywiązany do żony, bardzo przeżywa rozstanie z nią oraz jej nieobecność przy nim podczas epidemii. Zaprzyjaźnia się z Tarrou i bardzo boleśnie przeżywa jego śmierć.

Doświadczywszy tak ogromnego cierpienia Rieux zdaje sobie sprawę, że jest ono wpisane w ludzką egzystencję. Mimo to nadal chce się mu przeciwstawiać, pamiętając o tym, że [c]„w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę”[/c]

Jean Tarrou - charakterystyka

Jean Tarrou to skomplikowana i niezwykle bogata postać Dżumy, postać, której losy i charakter poznajemy stopniowo. 

O bohaterze początkowo wiemy niewiele. Nie jest obywatelem Oranu, przyjechał do miasta na kilka tygodni przed wybuchem epidemii. Zamieszkał w hotelu w centrum miasta, co skłoniło Rieux do myśli, że jest to człowiek zamożny. Narrator określa Tarrou jako [c]„młodego mężczyznę, o ciężkiej sylwetce, o twarzy masywnej i porytej, zamkniętej szerokimi brwiami”[/c]

Tarrou był osobą obcą w mieście, ale wszyscy szybko go polubili z powodu jego dobrego usposobienia. Odznaczał się od wśród mieszkańców tym, że lubił spędzać czas na rozrywkach. Był to człowiek [c]dobroduszny, zawsze uśmiechnięty, wyglądał na przyjaciela wszystkich normalnych rozrywek, nie będąc ich niewolnikiem.[/c]

[c]„Spotykano go we wszystkich miejscach publicznych. Od początku wiosny zjawiał się często na plażach, pływając dużo i z widoczną przyjemnością”.[/c] Szczególnie upodobał sobie tancerzy hiszpańskich, których często odwiedzał.

Tarrou jest drugim obok Rieux kronikarzem epidemii, narrator powołuje się na jego zapiski. Zawierają one wiele opowieści mało znaczących, jakby ich autor chciał zdać sprawę z historii choroby patrząc przez lupę. Szczególną sympatią Tarrou obdarza śmiesznego staruszka, który poddaje się osobliwemu zajęciu: codziennie wabi koty papierkami, by później z radością w oczach opluć zwierzęta. Po historii ze szczurami staruszek był zbity z tropu, ponieważ koty przestały się pojawiać. To Tarrou także jest wnikliwym obserwatorem sędziego Othona i jego dzieci. Taki sposób pisania świadczy o wrażliwości Tarrou, nieco ironicznym, żartobliwym charakterze oraz otwartości na ludzi, ich potrzeby, uczucia i dramaty.

Od początku znajomości Tarrou i Rieux między mężczyznami zawiązuje się nić porozumienia. To Tarrou jest organizatorem oddziałów sanitarnych. Mimo że jest w mieście właściwie kimś obcym, chce bezinteresownie pomóc mieszkańcom, bez zbędnego patosu czy podłoża ideologicznego. Bardzo angażuje się w swoją pracę, niosąc ogromną pomoc Rieux.

O przeszłości Tarrou dowiadujemy się podczas jednej z jego rozmów z Rieux. Dzieciństwo miał szczęśliwe, rodzice go kochali. Jego ojciec był zastępcą prokuratora generalnego, dzięki czemu rodzinie powodziło się pod względem finansowym. Nie był to człowiek wybitny, ale w oczach Tarrou na pewno nie zły. Miał dziwną pasję - doskonale znał na pamięć rozkład jazdy Chaixa. Tarrou to bawiło i czuł podziw dla ojca z powodu jego doskonałej pamięci. Chłopiec przeżył szok, gdy pewnego dnia, w wieku siedemnastu lat, uczestniczył w rozprawie ojca. Najlepiej zapamiętał z tej rozprawy winowajcę, którego widok poruszył go do głębi. Jego ojciec wywalczył dla oskarżonego karę śmierci i był osobiście obecny podczas egzekucji. Tarrou uświadomił sobie, że ojciec czynił to już wielokrotnie - za każdym razem, gdy wstawał wcześniej do pracy. Stracił do niego szacunek i uciekł z domu. Później odwiedzał matkę, a po śmierci ojca zabrał ją do siebie, aż ona także zmarła.

Od momentu ucieczki z domu Tarrou chciał za wszelką cenę walczyć ze śmiercią. Walczył w różnych konfliktach europejskich, wdał się w politykę, był jednak przeciwny zabijaniu i wszelkiej przemocy. Tarrou jest zdania, że cały świat jest zadżumiony, że ludzi [c]ogarnął szał mordowania i nie mogą postępować inaczej.[/c] Uważał, że [c]każdy człowiek nosi w sobie dżumę[/c] i trzeba być bardzo ostrożnym, żeby nikogo „nie zarazić”. 

Tarrou cały czas próbuje osiągnąć świętość i szuka świętych na ziemi. Zastanawia się razem z doktorem Rieux, czy możliwa jest świętość bez Boga - skoro oni obaj w niego nie wierzą.

Tarrou był człowiekiem, który otwarcie walczył z dżumą przez całe życie - i poniósł w tej walce klęskę. Jego walka polegała na dążeniu do specyficznie pojmowanej świętości - czyli do doskonałości moralnej.

Joseph Grand

Joseph Grand to skromny, pracowity urzędnik merostwa. Jego wygląd zewnętrzny tak opisuje narrator: [c]„długi i chudy, pływał w ubraniu, które kupował zawsze za wielkie, w złudzeniu, że będzie się nosić dłużej. Zachował jeszcze większość zębów w dolnych dziąsłach, ale za to stracił zęby górnej szczęki. Dzięki temu uśmiech, który unosił przede wszystkim górną wargę, pogrążał jego usta w cieniu. Jeśli dodać do tego portretu krok seminarzysty, sztukę przemykania się pod ścianami i prześlizgiwania się przez drzwi, zapach piwnicy i dymu oraz skromną minę, trzeba przyznać, że można go było wyobrażać sobie gdzie indziej niż przy biurku. (...) Można by powiedzieć, że życie Granda było w pewnym sensie wzorowe”.[/c] 

Wygląd zewnętrzny Granda świadczy o jego cechach charakteru. Jest to po trosze dziwak, po trosze nieudacznik. Rieux charakteryzuje Granda jako człowieka skromnego. Przed dwudziestu laty zgłosił się do pracy w urzędzie, licząc na rychły awans. Mimo to pensja Granda przez lata była śmiesznie mała. Urzędnik nie starał się u nikogo o poprawienie tej sytuacji - po pierwsze z powodu swojej skromności, po drugie dlatego, że nie był w stanie znaleźć odpowiednich słów, których mógłby użyć, żeby poprosić o awans czy podwyżkę. Grand ma z tym ogromny problem, jak mówi do Rieux „chciałby nauczyć się wypowiadać”.

Urzędnik próbuje walczyć ze swoim problemem, marzy bowiem o napisaniu powieści, która zachwyci wszystkich. Pisząc ją urzędnik często zastanawia się nad każdym słowem, ponieważ jego zdaniem ma to ogromne znaczenie. Jest to dla niego wielki kłopot, bo często nie wie, które będzie odpowiednie. Cały czas pracuje nad pierwszym zdaniem swojej powieści, które brzmi: [c]„W piękny poranek majowy wytworna amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance, jechała kwitnącymi alejami Lasku Bulońskiego.”[/c] Grand traktuje to zdanie jedynie jako szkic, chce je poprawiać i wierzy, że po napisaniu całej powieści ludzie zachwycą się nią, chwaląc ją słowami [c]„Panowie, kapelusze z głów!”[/c] Prosty urzędnik nie wyjdzie niestety poza to jedno poprawiane na wiele sposobów zdanie.

Grand jest scharakteryzowany w powieści jako osoba dobra, uczynna. [c]„Należał do ludzi, równie rzadkich naszym mieście jak gdzie indziej, którzy zawsze mają odwagę dobrych uczuć. Jego nieliczne zwierzenia świadczą o dobroci i przywiązaniu, do czego człowiek nie śmie się przyznać w naszych czasach.”[/c] I rzeczywiście, poznajemy go w chwili, gdy pomaga swojemu sąsiadowi Cottardowi, uniemożliwiając jego zamach samobójczy. Grand pracuje jako sekretarz formacji sanitarnych, próbując jednocześnie nie zaniedbywać pracy w merostwie oraz pisania powieści.

Istotna jest relacja Granda z jego żoną. Grand bardzo ją kocha, jest do niej ogromnie przywiązany, mimo że kobieta odeszła do innego. Wini się za to, że zbyt rzadko mówił żonie o swoich uczuciach. Wzruszająca jest scena, gdy podczas świąt Bożego Narodzenia urzędnik zaczyna płakać przed wystawą sklepową

Grand jest więc osobą, która marzy o zrealizowaniu swoich ideałów (miłość, twórczość artystyczna), ale nie ma do tego środków. Nie zraża się tym jednak i pracuje zapamiętale. Myśląc o Grandzie Riueux wyobraża go sobie jako uczestnika jednej z wielkich dżum: [c]„To ten rodzaj człowieka, który w takich razach zostaje oszczędzony”[/c] I rzeczywiście, urzędnik zapada na dżumę, ale zdrowieje.

Rieux chce, aby traktować Granda jako bohatera: [c]„Tak, jeśli to prawda, że ludziom zależy na tym, by brać za przykład i wzór tych, których nazywają bohaterami, i jeśli trzeba koniecznie, by jakiś bohater znalazł się w tym opowiadaniu, narrator proponuje właśnie tego nieefektownego i skromnego bohatera, który miał tylko dobre serce i pozornie śmieszny ideał.”[/c]

Raymond Rambert

Raymond Rambert jest dziennikarzem, który znalazł się w Oranie tuż przed wybuchem epidemii i został tu przymusowo zatrzymany. 

Jest to człowiek energiczny, porywczy, domagający się uznawania jego praw, można nawet powiedzieć, że cechuje go egozim. Nie jest w stanie pogodzić się z izolacją, bardzo tęskni za ukochaną kobietą. O stosunku Ramberta do niej świadczy fakt, że mimo że nie są małżeństwem, mówi o niej, że jest jego żoną. Możemy więc domyślać się, że łączyło ich głębokie uczucie. 

Tęskni nie tylko za żoną, ale w ogóle za rodzinnym Paryżem. Wzruszające są sceny, gdy przesiaduje na dworcu, oglądając plakaty z Paryża, wiedząc, że żaden pociąg nie przyjedzie i nie zawiezie go do domu. Dziennikarz czuje się w mieście wyobcowany i samotny.

Rambert wierzy w szczęście jednostki i dąży do osiągnięcia go. Jest to człowiek, który wszystko w swoim życiu postawił na jedną kartę, i uparcie dąży do osiągnięcia zamierzonego celu. Dlatego w pierwszych miesiącach dżumy próbuje za wszelką cenę wydostać się z miasta. Początkowo próbuje osiągnąć to drogą dyplomatyczną - chodzi od urzędu do urzędu i domaga się wypuszczenia z miasta. Tłumaczy, że nie jest mieszkańcem Oranu i dlatego powinno się mu umożliwić powrót do domu. Nie rozumie, że wiele osób jest w podobnej co on sytuacji, chce, żeby dla niego jedynego zrobiono wyjątek, co jest kolejnym świadectwem jego egoizmu.

Gdy oficjalne środki nie skutkują, Rambert próbuje wydostać się z miasta nielegalnie. Odznacza się przy tym niesłychaną wytrwałością - gdy kolejne spotkania nie dochodzą do skutku, nie zraża się i zaczyna całą procedurę zdobywania kontaktów od nowa.

Jego postawa w stosunku do dżumy zmienia się w toku akcji powieści. Początkowo uważał, że ponieważ nie jest stąd, to dżuma go nie dotyczy, nie jest jego sprawą, i nie chciał wstąpić do organizacji sanitarnych, mimo namów Granda i Tarrou. Uważał, że jest to niepotrzebne bohaterstwo. Zarzucał Rieux ideologizm. Zmienił jednak zdanie, gdy dowiedział się, że doktor Rieux, ten, który przecież cały swój czas poświęca zadżumionym, ma żonę, którą kocha i od której jest rozłączony. Możliwe, że w tej właśnie chwili Rambert utożsamił się z doktorem Rieux, zaczął rozumieć, że można chcieć osiągnąć własne szczęście, a mimo to próbować pomagać innym.

Jego przemiana nie była jednak gwałtowna, lecz stopniowa. W momencie przyłączenia się do oddziałów sanitarnych zaznacza wyraźnie Grandowi, że będzie pomagał do momentu swojej ucieczki z miasta i cały czas organizuje przemyt. Angażuje się bardzo w pomoc sanitarną, poświęca temu mnóstwo swojego czasu i energii. Mimo tak długich prób wydostania się z miasta, w ostatniej chwili rezygnuje z ucieczki. Argumentuje to następująco: [c]„Może być wstyd, że człowiek jest sam tylko szczęśliwy”[/c] Rambert wyzwolił się więc ze swojego egoizmu, a do tego na koniec osiągnął to, czego pragnął - przeżył i spotkał się z ukochaną, która cały czas na niego czekała. Przeszedł więc próbę dżumy, a jednocześnie osiągnął osobiste szczęście.

Ojciec Paneloux

Ojciec Paneloux to „wojujący jezuita”. Na kartach powieści obserwujemy jego przemianę.

Początkowo jego stosunek do dżumy był bardzo radykalny, konserwatywny. W swoim pierwszym kazaniu, wygłoszonym w miesiąc po zarazie, udowadniał innym, że dżuma jest karą boską. Tłumaczył, że dżuma przyszła, aby przerwać zepsucie moralne mieszkańców Oranu. Jej dobrą stroną jest to, że oczyszcza z grzechu, i dlatego Orańczycy powinni „upaść przed nią na kolana”. Wypowiadał się przy tym ex catedra, tak, jakby problem dżumy jego nie dotyczył - odgradzał się od mieszkańców Oranu, mówiąc do nich „wy”. 

Ogromne wrażenie na ojcu Paneloux wywarła śmierć synka pana Othona. W obliczu cierpienia niewinnego dziecka jego wytłumaczenie dżumy przestało się sprawdzać. Jak zauważył Rieux [c]Ach, ten przynajmniej był niewinny, ksiądz wie o tym dobrze![/c] Paneloux zmienił się od tamtego czasu. Zaczął przygotowywać rozprawę pod tytułem „Czy kapłan może radzić się lekarza”, pewne swoje przemyślenia z nią związane chce wygłosić podczas kazania, na które zaprosił także doktora Rieux. Na drugim kazaniu ojca Paneloux nie było już tak dużo osób, kościół zapełnił się w trzech czwartych, jednak nie przeszkadzało to kaznodziei.

Drugie kazanie ojca Paneloux znaczenie różniło się od pierwszego. Jezuita nie przedstawiał już dżumy jako kary za grzechy, ale raczej jako wyzwanie, w którym sprawdza się nasze człowieczeństwo. Zachęcał do walki z zarazą. Nie mówił już „wy”, ale „my” - nie oskarżał swoich słuchaczy o nic, ale utożsamiał się z nimi. Mówił o cierpieniu niewinnych, którego nie da się nijak uzasadnić, ale trzeba je zaakceptować, wyzbyć się egoizmu w imię trudnej miłości do Boga. Zdaniem słuchającego kazania Rieux Paneloux w niektórych miejscach zbliżał się w kierunku herezji. Po wyjściu z kościoła młody diakon powiedział jezuicie, że jego rozprawa raczej nie uzyska imprimatur - władze kościelne nie zgodzą się na jej druk.

Wkrótce po tych wydarzeniach Paneloux przeprowadził się - zamieszkał u starej gospodyni, na której zrobił złe wrażenie. Gdy zapadł na chorobę o dziwnych objawach (najprawdopodobniej była to dżuma), nie pozwolił kobiecie wezwać lekarza. Kiedy dostał się do szpitala, jego stan był już ciężki. Umarł szczęśliwy, spokojny, z krucyfiksem w ręku, a na jego karcie napisano „przypadek wątpliwy”.

Paneloux jest przykładem człowieka, który próbuje walczyć z dżumą na sposób duchowy. Dżuma zmieniła go wewnętrznie, zrozumiał, że jego dotychczasowa wiara była kaleka, niewystarczająca. Doświadczenie cierpienia zmieniło jego stosunek do świata.

Cottard

Rentier Cottard jest postacią bardzo zagadkową, wyróżniającą się na tle innych. Poznajemy go w chwili, kiedy Grand i Rieux ratują go od popełnienia samobójstwa. Później wychodzi na jaw, że dopuścił się go, ponieważ popełnił jakieś przestępstwo. Do tej pory żył na uboczu, w obawie, że zostanie schwytany przez policję. Dżuma zupełnie zmieniła jego życie. Czas epidemii to nie moment na ściganie przestępców, wszystkie służby są zajęte przeciwdziałaniem rozprzestrzenianiu się choroby. W tym momencie Cottard odżywa, nie musi się już obawiać o swój los. Zaczyna prowadzić bardziej intensywne życie towarzyskie, ma dobry humor, ubiera się elegancko, odwiedza restauracje. Tarrou określa go jako [c]„człowieka, który rośnie”[/c]

Dlaczego tak się dzieje? Mając coś na sumieniu Cottard czuł się wyobcowany ze społeczeństwa, ciążyło na nim piętno zbrodni, bał się schwytania przez policję. Z powodu wybuchu epidemii strach stał się udziałem wszystkich, a zwykłe zbrodnie przestały mieć znaczenie. Narrator tak pisze o Cottardzie: [c]Słowem, dżuma mu dogadza. Z człowieka samotnego, który samotnym być nie chciał, czyni współwinowajcę.[/c]

Strach, który przeżywał wcześniej sam, strach o własne życie, jest teraz udziałem wszystkich, stał się normą. Dlatego właśnie Cottard jest szczęśliwy. 

Oznaki zakończenia epidemii Cottard przyjmuje z wielkim niepokojem. Początkowo nie chce uwierzyć w to, że choroba się skończy. Gdy staje się to faktem, wariuje, zabarykadowuje się w swoim mieszkaniu i strzela do ludzi. Ostatecznie zostaje schwytany przez policję.

Cottarda można uznać za człowieka, którego pokonała dżuma. Choć przeżył, został zwyciężony przez własny strach przed karą.

Pozostali bohaterowie

[b]Michel[/b] - dozorca w kamienicy Rieux, pierwsza ofiara dżumy.

[b]Matka Rieux[/b] - osoba łagodna i dobra, przyjechała do Rieux, żeby pomóc mu podczas nieobecności żony.

[b]Żona Rieux[/b] - wyjechała na kilka dni przed wybuchem epidemii do sanatorium. Umiera tam tuż przed zakończeniem epidemii, Riuex nie zdążył się z nią zobaczyć przed jej śmiercią.

[b]Othon[/b] - sędzia śledczy, człowiek bardzo surowy i „sztywny”. Mówi „pani” do żony, w trzeciej osobie („on”, „ona”) do dzieci. Ubiera się zawsze bardzo elegancko, jak na pogrzeb. Bardzo poważnie podchodzi do swoich obowiązków zawodowych i ubolewa nad tym, że jedynym przestępstwem, jakiego dopuszczają się po wybuchu epidemii mieszkańcy Oranu, jest nieprzestrzeganie rygorów związanych z chorobą. Zmienia się po śmierci swojego synka. Dobrowolnie zostaje w obozie kwarantanny, pracując tam jako ochotnik. Umiera na dżumę w ostatnich dniach epidemii.

[b]Jeanne[/b] - żona Granda, odeszła od niego do innego mężczyzny.

[b]Narzeczona Ramberta[/b] - mieszkanka Paryża, Rambert jest do niej bardzo przywiązany, po zakończeniu epidemii przyjeżdża do Oranu.

[b]Gonzales[/b] - piłkarz, działacz kontrabandy, to on zajmuje się przemytem ludzi poza granice miasta.

[b]Castel[/b] - stary lekarz, to on pierwszy wypowiada straszne dla mieszkańców słowo „dżuma”. Potem produkuje własne serum. Ciekawie przedstawiona jest jego relacja z żoną. Narrator mówi, że państwa Castel nie łączyło wielkie uczucie. Gdy jednak w czasie wybuchu epidemii pani Castel była poza bramami miasta, jako jedyna postanowiła wrócić - zrozumiała, że tak bardzo brakuje jej męża, że jest gotowa zaryzykować życie. Ostatecznie Castel umiera na dżumę.

[b]Richard[/b] - lekarz, sekretarz syndykatu lekarzy.

Dżuma - streszczenie

[b]I[/b]

Wypadki, które narrator opisuje w czymś, co nazywa „kroniką”, miały miejsce w Oranie, francuskiej kolonii w Algierii, w latach 40. XX wieku. Na początku narrator daje opis samego miasta. Jest to miasto żyjące z handlu, zaprzątnięte swoimi interesami. To miejsce brzydkie, pozbawione ptaków, drzew i ogrodów. Obywatele miasta to ludzie nudni, poddani swoim przyzwyczajeniom. Pracują cały tydzień, by w weekend oddać się przyjemnościom, ale bez większego entuzjazmu. Jest to miasto, w którym ludzie kochają i umierają w sposób banalny.

Narrator zapowiada, że jego tożsamość pozna czytelnik w odpowiednim momencie opowieści. Jest on mieszkańcem Oranu, który na podstawie tego, co widział, i zapisków innych osób chce odtworzyć wydarzenia, jakie miały miejsce w mieście. 

Bernard Rieux, miejscowy lekarz, 16 kwietnia rankiem znajduje kilka szczurów - jeden z nich jest martwy, inny umiera na oczach doktora, wyrzucając z pyszczka krew. Michel, dozorca w kamienicy, w której mieszka Rieux, znajduje kolejne szczury i podejrzewa o ich podrzucenie jakichś dowcipnisiów. Rieux ma obchód po mieście, po drodze zauważa kolejne martwe zwierzęta, leżące na ulicy. Doktor dostaje telegram od matki, w którym kobieta informuje go, że przyjedzie na czas nieobecności jego żony (która ma wyjechać jutro do uzdrowiska w górach), żeby pomóc mu w prowadzeniu gospodarstwa. Potem Rieux odprowadza żonę na dworzec i żegna się z nią czule. W rozmowach z mieszkańcami miasta (Hiszpanem i sędzią śledczym Othonem) Rieux bagatelizuje sprawę szczurów.

Po południu doktora odwiedza Raymond Rambert, dziennikarz. Przybył on do Oranu, by dowiedzieć się czegoś o warunkach życia Arabów w mieście. Doktor zasugerował mu zajęcie się tematem wychodzących z ukrycia i padających szczurów. Dozorca Michel jest rozdrażniony obecnością szczurów i czuje się z tego powodu nieswojo. 

18 kwietnia przyjechała do miasta matka doktora Rieux - osoba mała, niepozorna, [c]o włosach przyprószonych srebrem, o oczach czarnych i łagodnych.[/c]

Mieszkańcy miasta zaczynają się niepokoić szczurami, pojawia się ich coraz więcej, możne je już liczyć w setkach, wypełniają większość kubłów na śmieci. Miejskie służby odszczurzania co rano usuwały trupy szczurów, ale w ciągu dnia pojawiało się ich coraz więcej, i to w najmniej oczekiwanych miejscach, umierały z zakrwawionymi pyszczkami tuż pod stopami ludzi. Ich liczba (jak ogłoszono w radiu) 25 kwietnia wyniosła aż 6231, a 28 kwietnia - 8000. W mieście zaczęto postrzegać ten wysyp szczurów nie tylko jako odrażającą anomalię i sensację, ale także jako zagrożenie. Nagle jednak szczury przestały się pojawiać. Tego samgo dnia jednak ludziom zaczęły doskwierać dziwne dolegliwości - gorączka, silne bóle, obrzęki szyi i pachwin, błyszczące oczy, świszczący oddech. Pierwszą osobą, u której Rieux to zauważył, był dozorca Michel.

Grand, ubogi urzędnik merostwa, którego Rieux leczył za darmo, wezwał doktora do siebie. Chodziło o jego sąsiada, Cottarda, który próbował popełnić samobójstwo, wieszając się. Rieux postanowił donieść o tym wypadku policji. 

Michel czuł się coraz gorzej. Miał ogromną gorączkę, na jego ciele pojawiły się czarne gruczoły, wymiotował. Po chwilowym polepszeniu objawy powróciły i Michel zmarł 30 kwietnia w karetce wiozącej go do szpitala, wygrażając sprawcom jego choroby słowami: „Ach, świnie!” i „Szczury!”

Śmierć dozorcy wywołała na początku zdumienie, a potem strach. W tym miejscu narrator powołuje się na zapiski świadka tamtych wydarzeń, Jeana Tarrou, przedstawiając jednocześnie jego osobę. Tarrou sprowadził się do miasta kilka tygodni wcześniej i mieszkał w hotelu. Nikt nie wiedział, skąd przybył i w jakim celu zamieszkał w Oranie. Był to człowiek [c]dobroduszny, zawsze uśmiechnięty, wyglądał na przyjaciela wszystkich normalnych rozrywek, nie będąc ich niewolnikiem.[/c] Często bywał u tancerzy i muzyków hiszpańskich, licznie przebywających w mieście. 

Zapiski Tarrou zawierają wiele opowieści mało znaczących, jakby ich autor chciał zdać sprawę z historii choroby patrząc przez lupę. Przytacza rozmowę dwóch konduktorów tramwajowych, którzy przyczyny śmierci swojego kolegi, Campsa, dopatrują się w jego grze na pistonie w „Orfeonie”. Szczególną sympatią Tarrou obdarza śmiesznego staruszka, który poddaje się osobliwemu zajęciu: codziennie wabi koty papierkami, by później z radością w oczach opluć zwierzęta. Po historii ze szczurami staruszek był zbity z tropu, ponieważ koty przestały się pojawiać. W jednym z tramwajów znaleziono szczura. Nocny stróż hotelowy powiedział Tarrou, że spodziewa się nieszczęścia z powodu pojawienia sie gryzoni - jego zdaniem będzie to trzęsienie ziemi. 

Kolejna scenka opisana przez Tarrou to wizyta w restauracji hotelowej śmiesznej rodzinki. Ojciec rodziny wygląda jak sowa, jego dzieci (Filip i Nicole) są ubrane „jak tresowane psy”. Ojciec nie mówi na „ty” do członków rodziny, ale w trzeciej osobie. Później dowiemy się, że człowiekiem tym jest sędzia śledczy Othon, pojawiający się już wcześniej w powieści. Tarrou mówi już o dwunastu przykładach dziwnej gorączki, opisuje także wygląd doktora Rieux i przedstawia go jako człowieka „zorientowanego w sytuacji”.

Po śmierci dozorcy Rieux zadzwonił do swojego przyjaciela, lekarza i sekretarza syndykatu lekarzy Richarda. Rieux prosi o izolację chorych, trzeba jednak poczekać na decyzje władz - prefektury. Nazajutrz po śmierci dozorcy pogoda się popsuła, nastąpiły gwałtowne opady deszczu, a potem zrobiło się gorąco. 

Rieux udał się jako świadek na dochodzenie w sprawie próby samobójczej Cottarda. Grand opisuje tamte wydarzenia. Rozmawiał z Cottardem zaledwie kilka razy, spotkał go tamtego dnia na schodach, niosąc do domu pudełko z kredą. Cottard poprosił Granda o czerwoną kredę, którą potem napisał na drzwiach swojego domu „Wejdźcie, powiesiłem się”. Decyzję Cottarda umotywował „problemami osobistymi”, sam Cottard zaś zapewnił, że taki wypadek się więcej nie powtórzy.

Pojawiały się kolejne przypadki choroby. O ile prasa pisała sporo na temat szczurów, o tyle teraz nie pisała nic. [c]Szczury umierają bowiem na ulicy, a ludzie w domu.[/c] Rieux rozmawiał na temat choroby z lekarzem Castelem i wstępnie zidentyfikował ją jako dżumę. Obaj lekarze nie są pewni tej diagnozy, ponieważ dżuma zniknęła z tej szerokości geograficznej lata temu.

Doktor Rieux był zaskoczony tym, że zaraza dosięgła miasto - podobnie jak wszyscy mieszkańcy. Z jednej strony ludzie odczuwali niepokój, z drugiej - ufność: [c]„To nie potrwa długo, to zbyt głupie.”[/c]Narrator charakteryzuje społeczność miasta jako „humanistów”, stwierdza, że tego typu ludzie nie wierzą w zarazy. Chcą żyć normalnie, nie pod pręgierzem wojny czy epidemii, uważają się za ludzi wolnych. 

Grand przychodzi z Cottardem do Rieux i przedstawia doktorowi dane o zgonach: 11 osób zmarło w ciągu ostatnich 48 godzin. Grand opuszcza towarzyszy, ponieważ ma żelazną zasadę, że wieczorami siedzi w domu, pracując nad czymś zagadkowym. Rieux domyśla się, że chodzi o jakąś twórczość pisarską. Cottard na pożegnanie poprosił Rieux o spotkanie. 

Rieux myśli o Grandzie, wyobraża go sobie jako uczestnika jednej z wielkich dżum: [c]„To ten rodzaj człowieka, który w takich razach zostaje oszczędzony”[/c] Rieux czytał o tym, że dżuma zabija ludzi mocnych, a oszczędza tych słabych. Rieux charakteryzuje Granda jako człowieka skromnego. Przed dwudziestu laty zgłosił się do pracy w urzędzie, licząc na rychły awans. Mimo to pensja Granda przez lata była śmiesznie mała. Urzędnik nie starał się u nikogo o poprawienie tej sytuacji - po pierwsze z powodu swojej skromności, po drugie dlatego, że nie był w stanie znaleźć odpowiednich słów, których mógłby użyć, żeby poprosić o awans czy podwyżkę. Grand ma z tym ogromny problem, jak mówi do Rieux „chciałby nauczyć się wypowiadać”.

Pod wpływem nalegań Rieux w prefekturze zwołano komisję sanitarną. Wśród lekarzy poza Rieux narrator wymienia jeszcze starego Castela i Richarda. Zebrani nie chcą dopuścić do siebie wiadomości, że chorobą, która pojawiła się w mieście, jest dżuma. Rieux ostrzega zebranych, że jeżeli nie podejmą odpowiednich środków, to epidemia wybije pół miasta. W końcu zebrane gremium postanowiło, że podejmie takie środki, jakby choroba była rzeczywiście dżumą. 

Następnego dnia prefektura wywiesiła w mieście (w niezbyt widocznych miejscach) afisze, opisujące środki, które mają zamiar przedsięwziąć władze. Są to: kontrola zaopatrzenia w wodę, dbanie o higienę, rejestracja zachorowań, izolacja zarażonych w szpitalach. 

Rieux wybierał się do Cottarda, o czym poinformował Granda. Grand stwierdził, że Cottard się ostatnio zmienił, stał się uprzejmy. Do tej pory był zamknięty i cichy, teraz szukał towarzystwa z innymi, zwłaszcza z Grandem, często wychodzili razem do restauracji. Grand uważa, że Cottard jest człowiekiem, który „ma sobie coś do zarzucenia”. 

Rieux rozmawiał z Cottardem. Cottard uważa, że epidemia nie nadejdzie, i niejako mu się to nie podoba. Mówi o tym, że w mieście potrzeba trzęsienia ziemi.

Dżuma się nasila, Rieux zaczyna odczuwać zmęczenie. Ludzie nie przyjmują go w domach tak serdecznie, nie chcą się przyznać do choroby, są nieufni. Szpital się zapełnił, w szkole i przedszkolu otwarto nowe oddziały szpitalne. Próbowano sprowadzić z Paryża serum, ale bezskutecznie. W dniu, kiedy liczba zmarłych doszła do trzydziestu, władze postanowiły ogłosić stan dżumy i zamknęły bramy miasta.


[b]II[/b]

Narrator opisuje konsekwencje zamknięcia miasta. Podstawową była [c]„nagła rozłąka istot do tego nieprzygotowanych.”[/c]Ludzie nie mogli kontaktować się z bliskimi, których dżuma zastała poza miastem, nie działała poczta, telefony były ograniczone do spraw ważnych. Jako właściwie jedyny sposób komunikowania się został telegram, ludzie musieli więc ograniczyć się do jednozdaniowego informowania swoich bliskich o tym, co się dzieje w mieście. Ludzie bardzo przeżywali tę sytuację, niektórzy dopiero teraz uświadomili sobie, jak wiele znaczą dla nich ich bliscy. Przykładem takich osób są państwo Castel. Żona doktora była jedyną osobą, która postanowiła dobrowolnie wrócić do miasta podczas epidemii i zostać tam. W innych przypadkach mieszkańcy Oranu nie chcieli narażać swoich bliskich na śmiertelne niebezpieczeństwo.

Od tego momentu dżuma stała się sprawą całego miasta. Ludzie czuli się jak wygnani, byli osamotnieni i zrozpaczeni. Najbardziej wygnani czuli się ludzie, którzy nie pochodzili z Oranu (jak np. Rambert), nie czuli się związani z tym miastem, a dżuma tam właśnie ich zastała. Byli oni daleko od swoich domów i tym bardziej tęsknili. 

Zamknięcie miasta oznaczało wstrzymanie ruchu pociągów, niewpuszczanie do portu statków. Ustała wymiana handlowa, zaczęto odczuwać problemy z zaopatrzeniem w żywność i bieliznę, władze miasta prosiły o oszczędzanie prądu, ograniczono ruch kołowy. Wielu ludzi poszło na urlopy i z braku zajęcia odwiedzano tłumnie kawiarnie, restauracje i kina. Kąpiele morskie zostają zabronione, upada turystyka. Liczba ofiar wzrosła do 500 osób tygodniowo.

Rieux nie mógł kontaktować się z żoną, która nadal przebywała w sanatorium poza miastem. Grand opowiedział doktorowi historię swojego życia. Ożenił się młodo z kobietą o imieniu Jeanne. Młodzi bardzo się kochali, ale z czasem pochłonęła ich praca. Grand wini się za to, że zbyt rzadko mówił żonie, że ją kocha. Lata mijały, ich uczucie ostygło, aż w końcu Jeanne odeszła. 

Trzy tygodnie po zamknięciu bram Rieux spotkał na ulicy Ramberta. Dziennikarz chce wyjechać z miasta i prosi doktora o pomoc. Tłumaczy się, że zostawił w Paryżu żonę (tak naprawdę nie jest to żona, ale nie ma to większego znaczenia), za którą bardzo tęskni. Próbował uzyskać zgodę na opuszczenie miasta w prefekturze, ale to nie poskutkowało. Prosi doktora Rieux o wydanie zaświadczenia o tym, że nie jest chory. Rieux nie może jednak takiego pisma wydać, ponieważ nie jest w stanie sprawdzić, czy Rambert jest chory, a nawet gdyby było to w zasięgu jego możliwości, to przecież dziennikarz może od momentu wydania zaświadczenia zachorować. Poza tym wiele osób jest w podobnej sytuacji do Rambert, władze nie mogą robić dla niego wyjątków. Rieux nie uznaje racji Ramberta, co złości dziennikarza, który oskarża doktora o to, że „żyje w abstrakcji”. 

Rieux pełen poświęcenia opiekuje się chorymi w szpitalu, codziennie robi obchody, jest bardzo zmęczony. Każdego dnia widzi otaczającą go śmierć, cierpienie chorych i ich rodzin. Nierzadko musi wyrywać zarażonych z domu siłą, wspomagając się wojskiem i policją. W doktorze zaczyna się rodzić „trudna obojętność”.

Pod koniec pierwszego miesiąca dżumy epidemia wzmogła się. Władze kościelne zorganizowały tydzień modlitw w związku z epidemią. W tym czasie częstotliwość wizyt mieszkańców miasta w kościele wzrosła, choć nie można mówić o wzroście religijności. Na koniec tygodnia modlitw, w niedzielę, kazanie wygłosił ojciec Paneloux. 

Paneloux z natury był człowiekiem porywczym i namiętnym, i podobne było jego kazanie, które zgromadziło w kościele tłumy. Paneloux w sposób autorytarny przedstawiał dżumę jako karę boską, jako moment próby. Nazywa mieszkańców Oranu grzesznikami, którzy powinni się nawrócić w obliczu zarazy. Trudno powiedzieć, na ile i w jaki sposób kazanie to podziałało na mieszkańców miasta. Na pewno jednak uświadomiło im myśl, że [c]za nieznaną zbrodnię zostali skazani na niepojęte więzienie.[/c]

Grand opowiedział Rieux o swojej pracy twórczej. Urzędnik często zastanawia się nad każdym słowem, ponieważ jego zdaniem ma to ogromne znaczenie. Jest to dla niego wielki kłopot, bo często nie wie, które będzie odpowiednie. Grand czyta Rieux pierwsze zdanie swojej powieści, które brzmi: [c]„W piękny poranek majowy wytworna amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance, jechała kwitnącymi alejami Lasku Bulońskiego.”[/c] Grand traktuje to zdanie jedynie jako szkic, chce je poprawiać i wierzy, że po napisaniu całej powieści ludzie zachwycą się nią, chwaląc ją słowami [c]„Panowie, kapelusze z głów!”[/c]

Tymczasem Rambert bezskutecznie starał się w urzędach o zezwolenie na wyjazd z miasta. Gdy już odwiedził wszystkie i był pewien, że nic z tego nie wyjdzie, zaczął odwiedzać poczekalnię dworcową, tęskniąc za rodzinnym Paryżem.

Pod koniec czerwca rozpoczęły się upały, a liczba ofiar wzrosła do 700 tygodniowo. Miasto ogarnęło przygnębienie. Atmosfera w mieście rosła, niektórzy ludzie próbowali uciec z miasta, byli powstrzymywani przez żandarmów. Mówiło się o rannych, a nawet zabitych. Postanowiono pozabijać psy i koty, które mogły być potencjalnymi roznosicielami pcheł. 

Narrator ponownie powołuje się na notatki Tarrou z tamtego okresu. Tarrou pisze o zawiedzionym staruszku, który nie ma już jak opluwać swoich kotów. Wspomina także stróża hotelowego, który twierdzi, że przepowiedział taki bieg wypadków. Mówił wtedy wprawdzie nie o dżumie, lecz o trzęsieniu ziemi, ale to mu nie przeszkadzało. Dyrektor hotelu był przygnębiony, ponieważ podróżni opuścili hotel, zamieszkawszy u znajomych w mieście. W hotelu pozostał jedynie Tarrou, na obiady nadal przychodził tam pan Othon (człowiek-sowa), tym razem jednak bez żony, która pochowała swoją matkę i przechodziła kwarantannę.

Narrator opisuje wizyty Rierux u starego astmatyka. Był on niegdyś kramarzem, a pewnego dnia postanowił przestać pracować. Od tego momentu leży cały czas w łóżku i mierzy czas, przekładając ziarna grochu z jednego garnka do drugiego. Tarrou nazywa go świętym, pod warunkiem, że [c]„świętość to zespół przyzwyczajeń”.[/c]

W mieście powstał nowy dziennik - „Kurier Epidemii”, zajmujący się tylko tematem dżumy. W restauracjach brak podstawowych produktów, takich jak kawa i cukier. Wieczorami ludzie poddają się swoim namiętnościom. [c]Na początku, kiedy wierzyli, że jest to choroba jak wszystkie inne, religia była na swoim miejscu. Ale kiedy zobaczyli, że to rzecz poważna, przypomnieli sobie o rozkoszy.[/c]

Tarrou mówi w swoich notatkach o długiej rozmowie z Rieux. Rieux czekał na Tarrou w swoim mieszkaniu i rozmawiał z matką. Liczba zarażonych cały czas rosła, ich dymienice nie chciały się otwierać przy nakuwaniu, co sprawiało chorym ból. Pojawiła się nowa odmiana choroby, dżuma płucna. 

Tarrou przybył do mieszkania Rieux. Rozmawiają na temat pogarszającej się sytuacji w mieście. Tarrou proponuje siebie jako organizatora ochotniczych oddziałów sanitarnych, Rieux cieszy się na tę inicjatywę i liczy na zgodę prefektury. Przyjaciele rozmawiają także na temat kazania ojca Paneloux. Tarrou pyta Rieux, czy doktor wierzy w Boga, na co Rieux odpowiada przecząco. Rieux traktuje dżumę jako nieustanną walkę ze śmiercią, a ogromna liczba ofiar jest dla doktora „niekończącą się klęską”.

Następnego dnia Tarrou znalazł pierwszą grupę ochotników, którzy chcieli pomagać lekarzom w opiece nad chorymi. Narrator tłumaczy przy tej okazji, że nie chce opiewać zbytnio bohaterstwa, pomoc ludności Oranu wydała się czymś zwyczajnym - [c]„walka jest czymś logicznym”.[/c]

Doktor Castel zaczął pracować nad produkcją surowicy na miejscu, licząc, że ta stworzona z mikroba dżumy, która pojawiała się w mieście, będzie skuteczniejsza. 

Grand zaczął w sposób naturalny pełnić funkcję sekretarza formacji sanitarnych. Część drużyn miała zadania zapobiegawcze, próbując wprowadzić w poszczególnych dzielnicach przestrzeganie zasad higieny. Inne drużyny towarzyszyły lekarzom w wizytach domowych. Grand zaś prowadził rejestrację i statystyki. Tymczasem Grand, Rieux i Tarrou zaprzyjaźnili się.

Rambert próbuje sposobów nielegalnych, by opuścić miasto. Najpierw szukał bezskutecznie pomocy u kelnerów, potem jednak spotkał u Rieux Cottarda, który wiedział o istnieniu tajnej, nielegalnej organizacji, zajmującej się przemytem ludzi i towarów przez bramy miasta. Cottard i Rambert odwiedzają kawiarnię, gdzie spotykają się z niejakim Garcią, przedstawicielem kontrabandy. Garcia umówił Ramberta na spotkanie przy Urzędzie Celnym z osobą odpowiedzialną za przemyt ludzi, Raoulem, później Raoul umówił się z Rambertem na zjedzenie następnego dnia obiadu w restauracji hiszpańskiej. Tam Rambert spotkał się z kolejnym pośrednikiem, Gonzalesem. Droga do ucieczki z miasta okazała się trudna, ale wydawała się skuteczna - kontrabanda miała swoich ludzi wśród strażników strzegących bram miasta. 

Rambert opowiedział o swoich planach ucieczki Rieux, który nie potępił jego zamiarów, a nawet sprzyjał osiągnięciu szczęścia przez dziennikarza. Tymczasem liczba chorych przestała lawinowo rosnąć, a do miasta przybył personel medyczny z zewnątrz - siedmiu lekarzy i sto pielęgniarek. To jednak nie wystarczało, nadal brakowało ludzi. Do oddziałów sanitarnych zgłosił się za namową Tarrou ojciec Paneloux. 

Rambert zaczyna mieć kłopoty z wydostaniem się z miasta, kolejne osoby nie przychodzą na umówione spotkania. Dziennikarz poznaje strażników Marcela i Louisa, którzy mają mu pomóc w ucieczce. Sprawa jego ucieczki z miasta przeciąga się, musi załatwiać wszystko od początku. 

Jeden z pacjentów nieoczekiwanie zdrowieje. Cottard nie wierzy w to, że dżumę uda się pokonać, twierdzi, że ten człowiek musiał być chory na coś innego. Grand proponuje Cottardowi wstąpienie do formacji sanitarnych, ale ten mówi, że to nie dla niego i że dobrze mu z dżumą. Tarrou daje do zrozumienia Cottardowi, że wie o tym, że coś przeskrobał. I rzeczywiście, gdyby nie dżuma, Cottard zostałby aresztowany - i dlatego właśnie próbował popełnić samobójstwo.

Grand próbuje przekonać Ramberta, żeby wstąpił do oddziałów sanitarnych. Dziennikarz jednak na pierwszym miejscu stawia miłość. Rieux tłumaczy mu, że walka z dżumą to nie bohaterstwo, ale przejaw ludzkiej uczciwości, która polega na rzetelnym wykonywaniu swojego zawodu. Tarrou mówi Rambertowi, że żona Rieux znajduje się daleko od niego, w sanatorium. Następnego dnia Rambert zgłosił się do oddziałów sanitarnych, zaznaczył jednak, że będzie w nich służył jedynie do swojej ucieczki z miasta.

[b]III[/b]

Ten rozdział opisuje zachowanie się ogółu społeczności Oranu w szczycie sierpniowych upałów i zarazem dżumy.

W połowie sierpnia dżuma przesłoniła wszystko. Ludzie zaczęli rozumieć, że nie liczą się już losy indywidualne, ale wspólna historia - że dżuma dotyczy wszystkich, że nie jest to coś, od czego się można odgrodzić, co niedługo minie. Ludzie czuli się jak w więzieniu, odgrodzeni od całego świata, samotni, przestraszeni, zbuntowani. 

Zaczął wiać intensywny wiatr, od długich miesięcy nie spadła ani jedna kropla deszczu. Wieczorami ulice były puste, ludzie nie wychodzili z domów. Dżuma, która do tej pory zebrała najwięcej ofiar na obrzeżach miasta, zaczęła przenosić się do dzielnic wewnętrznych. Mieszkańcy centrum zrozumieli, że teraz nadeszła ich kolej. Winą za szybsze rozprzestrzenianie się epidemii ludzie obarczali silny wiatr. Władze miasta postanowiły odizolować dzielnice szczególnie doświadczone przez dżumę, co spotkało się z niezadowoleniem ich mieszkańców. Ci zaś, którzy zamieszkiwali inne tereny, czuli się lepsi i bardziej wolni od odizolowanych.

W tym samym czasie wzrosła liczba pożarów w mieście. Okazało się, że to ludzie, którzy powracali z kwarantann podpalali swe domy, chcąc zabić w nich bakcyla dżumy. Gdy początkowe apele o skuteczności dezynfekcji nie poskutkowały, podpalaczy zaczęto straszyć karami więzienia, co było o tyle dla ludzi odstraszające, że właśnie tam (ze względu na duże skupisko ludzi) odnotowywano największą liczbę zachorowań. Chorowali wszyscy, zarówno więźniowie i strażnicy, co niejako zrównało jednych z drugimi. Podobna sytuacja dotyczyła innych grup ludzi mieszkających wspólnie - zakonników i żołnierzy. Zakonnicy jednak opuścili klasztory i zamieszkali przy rodzinach, a skoszarowanych żołnierzy rozbito na garnizony. [c]W ten sposób choroba, która na pozór zmusiła oblężonych do solidarności, łamała zarazem tradycyjne zrzeszenia i odsyłała ludzi z powrotem do samotności. Powstał więc zamęt.[/c] Ludzie atakowali bramy miasta, rabowali podpalone lub zamknięte z przyczyn sanitarnych domy. Ogłoszono stan oblężenia i wprowadzono zaciemnienia - od jedenastej wieczorem miasto pogrążało się w mroku. 

Dalej narrator opisuje pogrzeby. Na początku były one pospieszne. Zniesiono wszelkie formalności. Rodzina często nie mogła uczestniczyć w pogrzebie ze względu na kwarantannę. Z czasem zaczęło brakować podstawowych rzeczy, potrzebnych do odprawienia pogrzebu: trumien, płótna na całuny, miejsca na cmentarzu. Trumny stały więc przechodnie: służyły tylko podczas transportu trupów na cmentarz. Z czasem ludzi zaczęto grzebać w zbiorowych dołach - jeden był przeznaczony dla mężczyzn, drugi dla kobiet. Trupy wrzucano do dołów, przysypując je wapnem i ziemią. Pod koniec zarazy podział ten okazał się jednak nieistotny i trupy wrzucano do dołów jak popadnie.

W okresie tuż przed krytycznym atakiem dżumy zabrakło osób do grzebania trupów, była to jednak tylko sytuacja przejściowa. W okresie największego zadżumienia rąk do pracy nie brakowało, ponieważ w mieście panowało ogromne bezrobocie. 

Zmiany w organizacji pogrzebów zmieniły się na początku września, kiedy zaczęło brakować miejsc na cmentarzu. Doły zaczęto kopać coraz głębsze, a trupy zwożono nocą i grzebano w większych grupach. Wkrótce jednak zmarłych na dżumę trzeba było spalać w piecu krematoryjnym. Do transportu trupów użyto tramwajów. 

W tym okresie podstawowe cierpienie mieszkańców miasta - rozłąka z bliskimi, traciło swój patos. Ludzie zaczęli zapominać twarze swoich bliskich. Wielkie uczucia minęły, wszyscy zaczęli doświadczać uczuć monotonnych. Po okresie dzikiego porywu pierwszych tygodni nastąpiła niema zgoda mieszkańców na zaistniałą sytuację - przystosowali się oni do nowych warunków. Ludzie stracili wrażliwość, przyzwyczaili się do rozłąki z tymi, których kochają. [c]Dżuma odebrała wszystkim siłę miłości, a nawet przyjaźni, trzeba to powiedzieć. Miłość bowiem żąda odrobimy przyszłości, a myśmy mieli tylko chwile.[/c]

Ludzie utracili swoją indywidualność, przestali myśleć o własnych uczuciach, myśleli tylko o sprawach ogółu, czyli o dżumie. Popadli w rutynę, ich życie stało się szare, monotonne. [c]Inaczej mówiąc, nie dokonywali już żadnego wyboru. Dżuma zniosła sądy wartościujące.[/c]

[b]IV[/b]

Wrzesień i październik. Rieux dowiaduje się z telegramu do lekarza, leczącego jego żonę, że jego ukochana ma się źle. Tarrou zamieszkał u Rieux po zamianie hotelu na dom kwarantanny. Rieux zauważa u siebie obojętność na chorobę. Jest przemęczony, pracuje dwadzieścia godzin na dobę. Dodatkowo ludzie nie są mu wdzięczni, ponieważ jego przyjście zwiastuje nie odratowanie z choroby, lecz śmierć. W domach chorych nie jest przyjmowany tak, jak jak przed dżumą - jak zbawca. 

Jedyną osobą w mieście, która nie odczuwała dotkliwych skutków dżumy, był Cottard. Nadal trzymał się trochę na uboczu, utrzymywał jednak stosunki z innymi ludźmi. Szczególnie upodobał sobie Tarrou, którego często odwiedzał, a znajomy przyjmował go w miarę możliwości. Z tego powodu notatki Tarrou z tego okresu skupiają się właśnie na osobie Cottarda, piszący tytułuje nawet kilka stron notatnika na ten temat jako „Stosunki Cottarda z dżumą”. Ogólna opinia Tarrou o rentierze zamyka się w sądzie:

[c]„To człowiek, który rośnie”[/c] Optymizm Cottarda wynika z przyjętej przez niego ciekawej filozofii. Człowiek ten zauważa, że choroby nigdy nie łączą się ze sobą - na takiej samej zasadzie gdy teraz panuje dżuma policja go nie ściga. Cottard czuje się blisko ludzi i odpowiada mu to. Dżuma jest czymś, co łączy go ze społecznością Oranu. Negatywną stronę dżumy znał Cottard już wcześniej, nie robi mu to więc wielkiej różnicy. Nieufność, jaka towarzyszy teraz mieszkańcom Oranu w stosunku do siebie nawzajem (każdy może przecież zarazić inną osobę dżumą) zna on już, ponieważ jako osoba z haniebnym czynem na sumieniu obawiał się donosów ze strony innych. Cottard [c]rozumie doskonale ludzi, którzy żyją w myśli, że dżuma może im nagle położyć rękę na ramieniu i że w chwili kiedy człowiek cieszy się, iż jest jeszcze zdrów i cały, ona szykuje się może, żeby to zrobić (...) Strach wydaje mu się mniej ciężki do udźwignięcia, niż wówczas gdy odczuwał go zupełnie sam.[/c] W dalszej części swoich notatek Tarrou relacjonuje wydarzenie, jakiego doświadczył on i Cottard. 

Cottard zaprosił Tarrou do Opery Miejskiej na [i]Orfeusza i Eurydykę[/i], operę graną przez trupę, która przyjechała do Oranu i z powodu dżumy została przymusowo zatrzymana w mieście. Podczas wystawiania sztuki aktor grający Orfeusza zasłabł. Ludzie wstali i zaczęli wychodzić z opery. Także tutaj dotarła już dżuma. 

Rambert spotkał się z Gonzalesem i strażnikami. Marcel i Louis zaprosili go do siebie. Dziennikarz musiał czekać na ucieczkę jeszcze dwa tygodnie, aż zacznie się straż przy bramie Marcela i Louisa. Przez te dwa tygodnie Rambert pracował wyjątkowo intensywnie. Rieux ostrzegł go, że sędzia Othon zwrócił uwagę na jego kontakty z kontrabandą.

Rambert zamieszkuje w małym domku hiszpańskim. Rozmawia ze starą Hiszpanką. Wszystko już jest gotowe, są umówieni na północ. W ostatniej chwili jednak Rambert zmienia zdanie i decyduje się pozostać w mieście. Chce dzielić z uwięzionymi ich los, solidaryzuje się z cierpiącymi. Nie chce być szczęśliwym egoistą. 

Pod koniec października doktorowi Castelowi udało się wyhodować serum, postanowiono dokonać pierwszej próby na synku sędziego Othona, Filipie, który był w stanie beznadziejnym. Lekarze podali mu serum, potem obserwowali cały czas malca, który umarł w męczarniach, choć walczył z chorobą dłużej niż inni.

Paneloux, który także obserwował umieranie małego Filipa, zmienił się od tamtego czasu. Zaczął przygotowywać rozprawę pod tytułem „Czy kapłan może radzić się lekarza”, pewne swoje przemyślenia z nią związane chce wygłosić podczas kazania, na które zaprosił także doktora Rieux. Na drugim kazaniu ojca Paneloux nie było już tak dużo osób, kościół zapełnił się w trzech czwartych. Wynikało to ze specyficznego stosunku mieszkańców Oranu do religii. Obywatele miasta byli bardziej zainteresowani zabobonami - nosili medaliki, talizmany, które miały ich uchronić przed dżumą, bardzo modne stały się przepowiednie, ale mało osób uczestniczyło w nabożeństwach.

Drugie kazanie ojca Paneloux znaczenie różniło się od pierwszego. Ojciec Paneloux nie przedstawiał już dżumy jako kary za grzechy, ale raczej jako wyzwanie, w którym sprawdza się nasze człowieczeństwo. Zachęcał do walki z zarazą. Nie mówił już „wy”, ale „my” - nie oskarżał swoich słuchaczy o nic, ale utożsamiał się z nimi. Mówił o cierpieniu niewinnych, którego nie da się nijak uzasadnić, ale trzeba je zaakceptować, wyzbyć się egoizmu w imię trudnej miłości do Boga. Zdaniem słuchającego kazania Rieux Paneloux w niektórych miejscach zbliżał się w kierunku herezji. Po wyjściu z kościoła młody diakon powiedział jezuicie, że jego rozprawa raczej nie uzyska imprimatur - władze kościelne nie zgodzą się na jej druk.

Wkrótce po tych wydarzeniach Paneloux przeprowadził się - zamieszkał u starej gospodyni, na której zrobił złe wrażenie. Gdy zapadł na chorobę o dziwnych objawach (najprawdopodobniej była to dżuma), nie pozwolił kobiecie wezwać lekarza. Kiedy dostał się do szpitala, jego stan był już ciężki. Umarł szczęśliwy, z krucyfiksem w ręku, a na jego karcie napisano „przypadek wątpliwy”.

Wszystkich Świętych. Ochłodziło się, wiał zimny wiatr. Ale w tym roku nie chciano myśleć o zmarłych. [c]Nie byli to już ci opuszczeni, do których przychodziło się wytłumaczyć raz na rok. Byli intruzami, których chce się zapomnieć.[/c] Liczba zmarłych przestała rosnąć, wykres dżumy ustabilizował się. Przyczyny tego faktu dopatrywano się w serum doktora Castela. Na dżumę zmarł doktor Richard. Wszystkie gmachy użyteczności publicznej poza prefekturą zostały zamienione na szpitale i lazarety.

Szerzyła się dżuma płucna. [c]Chorzy umierali znacznie szybciej, wśród krwawych wymiotów.[/c] Towary pierwszej potrzeby zaczęły być sprzedawane po horrendalnie wysokich cenach. Doprowadziło to do rozwarstwienia społeczeństwa - biedni ludzi zaczęli cierpieć głód, podczas gdy bogatym niczego nie brakowało. Nastrój w mieście był napięty, co dobrze oddaje historia zawarta w zapiskach Tarrou.

Tarrou mówi w nich o tym, jak z Rambertem i Gonzalesem odwiedzili w niedzielne popołudnie obóz odosobnienia mieszczący się na stadionie miejskim. Początkowo w tego typu osobach panował rozgardiasz, potem ludzie poddali się bezczynności, zapanowała między nimi wzajemna nieufność. W obozie spotkali pana Othona; tam Tarrou po raz pierwszy usłyszał, jak sędzia wymawia imię swojego zmarłego syna. Dawny butny i sprawiający rodzinie przykrości prawnik stał się cichym, przejętym losem swoich dzieci człowiekiem.

Zbliżał się koniec listopada, ochłodziło się jeszcze bardziej. Tarrou towarzyszył Rieux w odwiedzinach u starego astmatyka, wyszli razem na taras i Tarrou opowiedział doktorowi historię swojego życia.

Dzieciństwo miał szczęśliwe, rodzice go kochali. Jego ojciec był zastępcą prokuratora generalnego, dzięki czemu rodzinie powodziło się pod względem finansowym. Nie był to człowiek wybitny, ale w oczach Tarrou na pewno nie zły. Miał dziwną pasję - doskonale znał na pamięć rozkład jazdy Chaixa. Tarrou to bawiło i czuł podziw dla ojca z powodu jego doskonałej pamięci. Chłopiec przeżył szok, gdy pewnego dnia, w wieku siedemnastu lat, uczestniczył w rozprawie ojca. Najlepiej zapamiętał z tej rozprawy winowajcę, którego widok poruszył go do głębi. Jego ojciec wywalczył dla oskarżonego karę śmierci i był osobiście obecny podczas egzekucji. Tarrou uświadomił sobie, że ojciec czynił to już wielokrotnie - za każdym razem, gdy wstawał wcześniej do pracy. Stracił do niego szacunek i uciekł z domu. Później odwiedzał matkę, a po śmierci ojca zabrał ją do siebie, aż ona także zmarła. 

Od momentu ucieczki z domu Tarrou chciał za wszelką cenę walczyć ze śmiercią. Walczył w różnych konfliktach europejskich, wdał się w politykę, był jednak przeciwny zabijaniu i wszelkiej przemocy. Tarrou jest zdania, że cały świat jest zadżumiony, że ludzi [c]ogarnął szał mordowania i nie mogą postępować inaczej.[/c] Uważał, że [c]każdy człowiek nosi w sobie dżumę[/c] i trzeba być bardzo ostrożnym, żeby nikogo „nie zarazić”.

Tarrou cały czas próbuje osiągnąć świętość i szuka świętych na ziemi. Zastanawia się razem z doktorem Rieux, czy możliwa jest świętość bez Boga - skoro oni obaj w niego nie wierzą. Przyjaciele idą wykąpać się w morzu, aby odpocząć przez chwilę od swoich trosk. 

Przyszła ostra zima (grudzień), a bakcyl dżumy zdawał sie nie ustępować. Sędzia Othon został omyłkowo przetrzymany dłużej w obozie kwarantanny, po interwencji Rieux wypuszczono go. Po kilku dniach postanowił tam jednak wrócić jako ochotnik - uważa, że w ten sposób będzie bliżej swojego zmarłego synka. Rambert przemyca za pośrednictwem strażników listy do żony. 

Nadchodzi Boże Narodzenie, smutne i bez wyrazu. Prezentami cieszą się tylko najbogatsi. Pod wystawą sklepu z zabawkami Rieux i Tarrou spotykają płaczącego Granda - w dzień Bożego Narodzenia przypomniał sobie o Jeanne, o ich zaręczynach przed sklepem i nie był w stanie opanować emocji. Grand upada na ulicy, zaraził się dżumą płucną. Rieux postanawia leczyć go u niego w domu. Na prośbę chorego pali rękopis jego książki, liczący 50 stron, a zawierający tylko pierwsze zdanie, przepisywane i przerabiane na mnóstwo sposobów, z uwagami. Serum Castela sprawia, że Grand wraca do zdrowia. Tego typu przypadki zdarzają się wśród innych chorych. W mieście pojawiają się zdrowe szczury, a statystyki oznajmiają cofanie się choroby.

[b]V[/b]

Mieszkańcy miasta z ostrożnością przyjmowali informacje o cofnięciu się choroby. Mimo to po raz pierwszy od rozpoczęcia epidemii zaczynali się zastanawiać, co będą robić po jej zakończeniu. Można było spotkać uśmiechniętych ludzi na ulicach - w mieszkańców Oranu wstąpiła nadzieja na pokonanie choroby. Siła dżumy zdecydowanie spadała, choć zdarzało się, że zabierała ludzi z zaskoczenia. Taki był przypadek sędziego Othona, który niespodziewanie zmarł, zaraziwszy się dżumą w obozie kwarantanny. 

Paradokslanie niektórzy obywatele miasta w momencie poprawy sytuacji zdecydowali się na próbę ucieczki. Ceny towarów spadły. Przywrócono normalne oświetlenie, zapanowała powszechna radość. Niektórzy jednak nie byli w stanie się cieszyć z powodu przeżywania śmierci najbliższych lub niepokoju dotyczącego przebywających w zamkniętych obozach. Symbolicznym wydarzeniem było pojawienie się na ulicy kota. Tarrou ucieszył się na myśl o staruszku, który znowu będzie mógł oddać się swojemu zwyczajowi plucia na zwierzęta.

Powolne odchodzenie dżumy tylko jednego człowieka wprowadzało w popłoch: był to oczywiście Cottard. Odkąd statystyki zaczęły spadać, rentier często odwiedzał Rieux pod różnymi pretekstami, żeby dowiedzieć o jego zdanie na temat rozwoju choroby. Gdy Rieux opowiadał o optymistycznych prognozach, Cottard smutniał. Jego nastrój był zmienny, czasami odcinał się od wszystkich i nie wychodził ze swojego mieszkania. W dniu ogłoszenia przez prefekturę komunikatu o otwarciu bram, które miało nastąpić dwa tygodnie później, Cottard zniknął. Dwa dni później spotkał Tarrou na przedmieściach i zaciągnął go na spacer. W rozmowie z Tarrou Cottard daje wyraz swojego ogromnego zaniepokojenia myślą, że dżuma odejdzie, jednocześnie rentier cały czas liczy na to, że tak się jednak nie stanie, a jeśli nawet tak, to wszyscy zaczną życie „od zera”. W pewnym momencie na drodze pojawili się dwaj funkcjonariusze, który próbowali zatrzymać Cottarda. Mężczyźnie udało się uciec.

Dwa dni później nieoczekiwanie na dżumę zachorował Tarrou. Rieux za namową matki postanowił zostawić go w domu i razem zaopiekowali się chorym. Mimo to Tarrou zmarł. Rieux bardzo przeżył śmierć przyjaciela. Następnego dnia dostał wiadomość o śmierci żony; przyjął to ze spokojem. Serce Rieux przepełniał ból, czuł, że przegrał z dżumą.

Bramy miasta w końcu otwarto, czemu towarzyszyła radość i zabawa całego miasta. Do Oranu wróciło normalne zycie - przywrócono normalne kursowanie pociągów i statków, ludzie, którzy z powodu dżumy nie widzieli się miesiącami, mogli się w końcu spotkać. Do Oranu przyjechała ukochana Ramberta. 

Okazuje się, że to Rieux jest narratorem utworu. Jako mieszkaniec Oranu i uczestnik tragicznych wydarzeń starał się przekazać je w sposób jak najbardziej obiektywny. Uczestniczył we wszystkich wydarzeniach osobiście i wszystkie uczucia zbiorowości, które opisywał, były także jego udziałem. 

Jedyną osobą, z której uczuciami Rieux nie mógł się zidentyfikować, był Cottard - człowiek o samotnym sercu. Kiedy Rieux przemierzał ulice miasta, zatrzymał go policjant. Okazało się, że z domu Granda ktoś strzela do tłumu - był to Cottard. Został schwytany przez policjantów. Pod domem Rieux spotkał Granda, który powiedział mu, że napisał do Jeanne i zaczął na nowo zdanie swojej powieści. Doktor na koniec odwiedza swojego starego pacjenta, astmatyka, który w sposób zdystansowany odnosi się do wydarzeń w mieście.

Końcowe refleksje Rieux dotyczą natury człowieka. Doktor Rieux napisał swoje opowiadanie, bo nie chciał, aby ludzie, których stracił, zostali zapomniani. Chciał świadczyć na korzyść zadżumionych i wyciągnąć z całej zarazy naukę: [c]że w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę.[/c] 

Wiedział jednak, że zwycięstwo nad dżumą nie jest ostateczne. Radość tłumów cieszących się z odejścia dżumy jest zawsze zagrożona. Bo [c]„(...) bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika (...) Nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście.”[/c]

18



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Opracowania lektur, DŻUMA, DŻUMA
Opracowanie Albert Camus Dżuma
Albert Camus Dżuma (opracowanie)
Dżuma - streszcenie , Albert Camus
Albert Camus Dzuma 1
Dżuma Alberta Camus jako powieść ezgystencjalna doc
Albert Camus Dżuma
Albert Camus Dżuma
Albert Camus Dżuma
Albert Camus Dżuma
Dżuma Albert Camus
Dzuma Albert Camus
albert camus dżuma 2
Albert Camus Dżuma
Dżuma Albert Camus

więcej podobnych podstron