08 Filozofia czlowieka, filozofia, 1 inne, filozofia człowieka


Wykład VIII - Homo militans

Zastanówmy się teraz, czy kolejnym z terminów określających człowieka nie może być właśnie homo militans - człowiek walczący. Czy jesteśmy z natury spokojni, nastawieni pokojowo? Nie trzeba wnikliwej i głębokiej znajomości historii, aby stwierdzić, że np. w XVII wieku było tylko siedem lat bez wojen. W latach 1600 - 1645 w samej Europie rozegrało się 149 wojen między państwami. Można więc zaryzykować twierdzenie, że ludzkość wzięta w całości, w poszczególnych relacjach plemiennych, czy państwowych, znajduje się w stanie wojny. Czy zatem w myśleniu o istocie człowieka nie można pominąć tego oto sposobu jego bytowania? Co znaczy homo militans - człowiek wojujący, walczący? Od razu zaznaczam, że mam tu na myśli walkę nie tyle w znaczeniu walki idei, albo różnych szkół filozoficznych, bo tak też ów termin jest rozumiany. Ludzie walczący ze sobą na programy artystyczne, czy filozoficzne zasady wyjaśniania świata, są także wojownikami. Jednak na użytek naszych rozważań nazwijmy ich wojującymi w znaczeniu zastępczym, bowiem zasadniczo termin „homo militans” odnosi się do człowieka walczącego jako „posługującego się przemocą”.

Prowadzenie tych wykładów jest dla mnie samego jakąś przygodą. Decydując się na podjęcie jakiegoś tematu, np. jak w tym przypadku homo militans, nagle spostrzegam, że dotknąłem jakby ogromnej studni literatury, sporów, informacji natury historycznej. To zagadnienie rozpocznę od przedstawienia poglądów Carla von Clausewitza - niemieckiego, a dokładniej pruskiego oficera, chyba nawet podpułkownika, który wszyscy uznali za geniusza sztuki wojennej. I to nawet nie dlatego, że prowadził zwycięskie batalie, lecz dlatego, że w sposób najbardziej dokładny zdał sprawę z tego, że co ludzie rozumieli jako wojnę w latach 1832-34. Właśnie wtedy Clausewitz dokonał pisemnego podsumowania tego, co niemieccy, pruscy, czy w ogóle europejscy oficerowie wynieśli z okresu wojen napoleońskich. Jest to może o tyle aktualne, że - jak usłyszałem i zobaczyłem w telewizji - niedawno odtwarzano na terenie Moraw, czyli w Czechach, bitwę pod Austerlitz. W miejscowości tej, która po czesku nazywa się Sławkowo, cesarz Napoleon pobił dwóch innych cesarzy.

Czym jest wojna wedle Clausewitza? „Wojna jest niczym innym jak rozszerzonym pojedynkiem”. Bystry osąd, jak na Prusaka. Zaznaczę od razu, że książka „O wojnie” Carla von Clausewitza wydana została w latach 1832-34. Nie wiem, czy można to odnieść do naszych współczesnych, osobistych, albo czysto telewizyjnych doświadczeń związanych z wojną. Przecież to, co oglądamy w reportażach z Iraku, na pewno nie nazwiemy rozszerzonym pojedynkiem. Clausewitza prawdopodobnie też ogarnęły jakieś wątpliwości, bo proponuje czytelnikom, żeby najlepiej wyobrazili sobie dwóch zapaśników. „Każdy z nich stara się zmusić przeciwnika przemocą fizyczną do spełnienia swojej woli”. Czyli cała rzecz polega na powaleniu przeciwnika i wymuszeniu ustępstwa. I tu pada klasyczna definicja wojny Clausewitza: „Wojna jest tedy aktem przemocy mającym na celu zmuszenie przeciwnika do spełnienia naszej woli”. Definicja ma bardzo szeroki zasięg, nie pada tu bowiem bliższe określenie, o jaki typ przemocy chodziłoby tutaj. Czy powiemy, że każda przemoc to przejaw wojny, nie tylko fizyczna, lecz także psychiczna, albo przemoc w domu, o której ostatnio jest głośno? Być może wojna domowa jest jednym z przejawów stosowania przemocy. Ale myślę, że Clausewitz rezerwuje termin „wojna” do opisania aktów przemocy fizycznej.W pierwszym rozdziale swojej książki Clausewitz wręcz dodaje, że chodzi mu o przemoc fizyczną. Przemoc moralna dotyczy czegoś zupełnie innego. Tu chodzi o narzucenie przeciwnikowi swojej woli przy użyciu siły i to siły fizycznej.

Charakteryzując myśl pewnych fenomenologów wojny, postaram się zastosować ich środki do analizy pewnych konkretnych doświadczeń historycznych. Użycie siły jest zawsze użyciem do ostateczności, czyli do obezwładnienia wroga. W terminologii wojskowej mówi się o wyeliminowaniu sił żywych. Bardzo ładna nazwa, za którą kryje się oczywiście zabijanie. Na koniec naszych rozważań powrócimy jeszcze do jednej z jego myśli, która głosi, że wojna jest grą.

Termin homo militans jest wyrazem ogromu ludzkich doświadczeń, których w krótkim czasie nie sposób omówić. Chciałbym jednak dotknąć tego zagadnienia, a konkretnie zastanowić się, co oznacza homo militans w relacji do homo religiosus, czyli chrześcijaństwo a wojna. Dalej poświęcę parę zdań dżihadowi - świętej wojny w islamie. Następnie spróbuję zapytać, w jakim sensie nowożytna myśl europejska próbowała znaleźć uzasadnienie filozoficzne dla faktu, że człowiek to homo militans.

Najpierw kilka słów na temat stosunku chrześcijaństwa do wojny. Wiemy, że fundamentalny tekst chrześcijaństwa, „Kazanie na Górze” nakazuje nadstawiać drugi policzek i zabrania nienawiści. Wojna jest sprawą zarówno rozumu praktycznego i umiejętności dobierania odpowiednich środków przemocy do osiągnięcia celów, a to wymaga czasami niezwykłej inteligencji i zdolności organizacyjnych do tego, co teraz nazywa się logistyką. Z drugiej zaś strony jest sprawą emocji, czyli nienawiści. W takim razie chrześcijaństwo głoszące miłość nie jako jedną z emocji, lecz przede wszystkim jako postawę, stanęło na samym początku wobec zakazu posługiwania się przemocą; nawet w celu obronnym. Dlatego najstarsi pisarze chrześcijańscy zwracali uwagę, że powinnościowa dla chrześcijan jest scena opisana w Ewangelii, gdy Judasz i towarzyszący mu żołnierze przybyli do Ogrodu Oliwnego, aby pojmać Jezusa. Piotr dobył miecza, za co został skarcony przez Jezusa słowami: „Schowaj swój miecz do pochwy, bo kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”. Simone Weil już w XX wieku dodała do tego coś od siebie: „Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie, a kto miecz odkłada, umiera na krzyżu”. Ale to tylko komentarz. Pierwszy naprawdę mocny komentarz do wydarzeń z Ogrójca dał chrześcijański pisarz Tertulian(?): „Rozbrajając Piotra Pan odebrał miecz każdemu żyjącemu później żołnierzowi”. Oczywiście miał na myśli żołnierza chrześcijańskiego.

W jaki sposób chrześcijanie odnieśli się do tego wyraźnego nakazu odmowy używania przemocy? Nie odmowy wyrażania swoich poglądów, czy postaw, lecz domowy użycia przemocy. W jednym z opracowań znalazłem wzmiankę, że już w IV wieku sformułowano pewne zasady, które miałyby odpowiedzieć na ten problem. Przecież i wśród legionistów rzymskich byli chrześcijanie, co więc miało to dla nich znaczyć? Wymagania były następujące; po pierwsze, żadnemu chrześcijaninowi nie wolno zostać z własnej woli żołnierzem. Jeżeli już zostanie żołnierzem, ma nie rozlewać krwi. Ciekawy nakaz jak dla żołnierza... czy wobec tego pozostaje mu praca w kuchni polowej? Dalej; jeżeli już rozleje krew, nie wolno mu uczestniczyć w świętym misterium, czyli we mszy do czasu, kiedy odprawi pokutę.

Sytuacja zmieniła się w momencie, gdy chrześcijaństwo stało się oficjalną religią imperium rzymskiego. A każde imperium musi dysponować siłą militarną, przy pomocy której strzeże swoich obywateli, terytorium, praw. Zresztą bardzo szybko stało się zagrożone. W tym przypadku godne rozważenia są dwa klasyczne dzieła podejmujące problem wojny. Autorem pierwszego, zatytułowanego „O Państwie Bożym” jest św. Augustyn. Z wielką wyrozumiałością pisze tutaj o wojnie. Wynika to z jego oczywistego przekonania, że każdy musi kiedyś umrzeć. Tym zaś, co złe w wojnie, jest nie tyle zabijanie, ile żądza dominacji, oraz dzikość i okrucieństwo z nią związane. Augustyn jako pierwszy sformułował zasady wojny sprawiedliwej. Wojna jest sprawiedliwa wtedy, gdy zostanie wypowiedziana przez kompetentną władzę, po przeprowadzeniu odpowiednich konsultacji, oraz przy potwierdzeniu, że jest to wojna obronna. W tym miejscu zwróciłbym uwagę na to, że Augustyn pisał to w odniesieniu do konkretnej sytuacji historycznej, po 410 r., kiedy Wizygoci pod dowództwem Alaryka(?) zdobyli i dokładnie splądrowali Rzym, tak że niewiele z niego zostało. Augustyn żywił przekonanie, iż należy obudzić w ludziach owego homo militans, walczącego w obronie tego, co stanowi zasób kultury jego kraju, jego rodziny, jego całej tradycji.

Ale jak wiadomo, pojęcie wojny sprawiedliwej brzmi w ogóle bardzo dwuznacznie, wojna wymaga bowiem zabójstwa. A jest powiedziane wyraźnie, nawet nie w Nowym Testamencie, lecz jeszcze w Dekalogu: nie zabijaj. Augustyn daje wysokie uprawnienia żołnierzom, zdejmując z nich jakby powinność posłuszeństwa swojemu sumieniu, wtedy gdy wypełniają rozkazy swoich przełożonych. Ciekawe, że tego samego argumentu używali na swoją obronę zbrodniarze wojenni. Trzeba jednak oddać Augustynowi sprawiedliwość, gdyż ustanawia on pewne warunki, których już nie wolno przekraczać. Uważa, że czym innym jest zabicie kogoś w walce, w pojedynku, a czym innym nawet na rozkaz przełożonego palić miasta, mordować kobiety i dzieci. Tego już nie wolno czynić. Innymi słowy, jeśli zostawić na boku greckie podejście do tej sprawy, a odnieść się do bardziej aktualnego spięcia chrześcijańsko-islamskiego, da się zauważyć, że myśliciele od samego początku zmagali się z problemem wojny jej znaczenia. Czy biorąc pod uwagę odpowiedzialność etyczną człowieka i organizację struktur państwowych, możemy pozwolić na to, by wojny były uprawione w sensie etycznym?

Zostawmy na chwilę chrześcijaństwo i poświęćmy parę słów dżihadowi, czyli świętej wojnie. Pojęcie to zostało sformułowane w pierwszych, źródłowych zapisach tradycji islamskiej. Istnieje w tzw. hadisie - to fragment przekazanej tradycji, ale nie zapisanej w Koranie. Wypowiedział go sam Muhamed, który wyliczył przyczyny, dla których człowiek podejmuje walkę. „Człowiek walczy dla łupu, człowiek walczy dla chwały, aby pokazać wyższość swego męstwa, ale kim jest ten, który walczy na drodze Boga? Ten, który walczy, aby wychwalano słowo Boga, jest na drodze Boga”. Bardzo dobrze została tu opisana sama istota walki i wojny. Jeżeli wojna jest aktem przemocy, mającym na celu zmuszenie przeciwników do spełnienia naszej woli, to przedmiot tej woli może być różny. Często jest to po prostu łup. Przecież korsarze napadali na statki sądząc, że wiozą one zapas złota z Ameryki Południowej. Jeśli człowiek walczy dla chwały, skłania go do tego pycha. Niewątpliwie jest to warte analizy psychologicznej. Chce pokazać wyższość swego męstwa? Oznacza to, że chciałby być chwalony, opisywany przez poetów. Ostatecznie „Iliada” nie jest niczym innym, jak opisem męstwa mężów walczących z powodu kobiety.

Kim natomiast jest ten, który walczy na drodze Boga, aby było chwalone Jego słowo? Nie zamierzam wchodzić bardziej szczegółowo w to zagadnienie. W obecnej sytuacji natężenia terroryzmu spotkali się Państwo z na pewno bardzo szczerymi wypowiedziami wielu przedstawicieli takiego głębokiego, uduchowionego islamu, że tu chodzi oczywiście o walkę duchową, o zmaganie się wewnętrzne. Oczywiście istniał i istnieje w islamie bardzo głęboki nurt mistyczny, który wszystkie te zalecenia zmierzające do zachowań natury politycznej, czyli podbojów, zamierzał uwewnętrznić i przemienić. Tym nie mniej w pierwszych tekstach znalazło się coś bardzo istotnego, albowiem ostatecznie islam zaistniał wśród bardzo prostych plemion arabskich, które musiały nie tylko wybić się na niepodległość, ale i na zaistnienie w przestrzeni historycznej. A działo się to przez podbój nowych terenów, nowych ludzi i wiązało się bardzo ściśle z koniecznością zwalczania niewiernych; z tym, że termin „niewierni” oznaczał zawsze zwolenników politeizmu. Natomiast specjalnymi przywilejami u Muzułmanów cieszyli się zawsze Żydzi i chrześcijanie jako wyznawcy tej samej Księgi. To właśnie w Kuranie (Koranie) znajduje się definicja ludzi Księgi i religii Księgi. Koran uważany jest za zamknięcie cyklu objawienia, które rozpoczęło się w Starym Testamencie, znalazło dopełnienie w Nowym, a dopełnienie w Kuranie. Pamiętajmy, że wyznawcy tych wszystkich trzech monoteizmów wspólnie oczekują dnia sądu. Chrześcijanie razem z wyznawcami islamu wierzą, że Ten, którego my nazywamy Jezusem, a oni Issa, przyjdzie sądzić, a nie Muhamed.

Taki był religijny wymiar problemu. Jak odnoszono go do konkretnych sytuacji sporów politycznych, na przykład o dostęp do miejsc świętych? Reportaże z Jerozolimy przecież ciągle znajdują się we wiadomościach telewizyjnych. Tam już od dwóch tysięcy lat wybuchają konflikty, coś więc jest na rzeczy. W jaki sposób dawało sobie radę chrześcijaństwo z historycznym doświadczeniem wojny, koniecznością walk niemożliwych do zaniechania? Zarówno kultura islamska jak i chrześcijańska przejmowała pewne elementy z tradycji antycznej, za pomocą których próbowała jakby okiełznać prymitywną agresywność, nadać jej pewne formy paidei - czyli dobrego wychowania. Rzymianie próbowali wpajać to prymitywnym ludom, które przyszły z Azji po to, by niszczyć, palić, a przede wszystkim korzystać z bogactwa zasobnych i dostatnich krajów. Kiedyś jechałem z Polski do Włoch i po zjechaniu z Alp na szerokie doliny Lombardii poczułem się takim Hunem, północnym barbarzyńcą, który przyjeżdża tu palić i niszczyć. Jednak wysiłek Rzymian zmierzał bardzo wyraźnie w kierunku okiełznania tego dzikiego zwierzęcia w każdym z nich, oprócz oczywiście ochrzczenia ich i zapoznania z Ewangelią.

Jedną z tych nawróconych form stanowiło rycerstwo. Myślę, że pozostałość etosu rycerskiego można znaleźć w definicji Clausewitza, który nazywa wojnę zwielokrotnionym pojedynkiem, wymagającym rycerskiego zachowania. Nie jest to element tylko i wyłącznie kultury europejskiej. W Chinach, czy Japonii też starano się okiełznać tego homo militans rozumianego jako przygłupiego agresora i uczynić zeń wojownika, który stosuje się do pewnych norm. W tradycji Dalekowschodniej zostało to niesłychanie mocno rozbudowane. Najbardziej dramatyczną postać przybrało to w formie wypraw zwanych krzyżowymi. W pierwszej fazie rozprzestrzeniania się islamu miał miejsce szereg podbojów. Została wówczas zniszczona wielka kultura północnej Afryki, zawierająca elementy greckie, rzymskie i chrześcijańskie. Inaczej było w Hiszpanii, gdzie nastąpiło przemieszanie i w piękny sposób rozwinęła się kultura islamska, bardzo zresztą tolerancyjna. W pewnym sensie odpowiedź na ten ruch stanowiły wyprawy krzyżowe, które bynajmniej nie realizowały żadnej z zasad Ewangelii. Tym nie mniej nie były zwyczajnym przejawem barbarzyństwa. Faktem stało się bowiem, że Jerozolima zajęta bardzo wcześnie (638 r.) przez Arabów słynęła z ogromnej tolerancji. Nic tam nie zniszczono, dobudowano nawet do dziś znane zabytki religijne jak świątynię Kopułę Skały, skąd Mahomet miał być wzięty do nieba. Na tej skale Ibrahim złożył w ofierze Ismaela - czyli Abraham Izaaka. Pod koniec XI wieku przyszli Turcy Seldżukowie, którzy zaczęli utrudniać chrześcijanom przybywanie do tego miejsca. Dlatego zaczęto organizować wyprawy krzyżowe.

Dokumenty historyczne podają jeszcze jeden powód powoływania tych wypraw. Chodziło też i o to, aby chrześcijanie przestali mordować siebie nawzajem. W tych czasach rozprzestrzeniło się łupiestwo i grabież, które utrudniały ludziom życie. Napadano nie tylko na kupców, ale i na pielgrzymki. Trzeba więc było skierować tę agresję w inną stronę. Jak głosi teoria Girarda, najlepszym sposobem na zaprowadzenie pokoju w danej społeczności jest skierowanie agresji na kogoś z zewnątrz, znalezienie kozła ofiarnego. Niewątpliwie proces ten był bardzo skomplikowany. Wyprawy krzyżowe miały na celu uszlachetnienie tego rycerza, który przestawał być najemnikiem, czy Raubritterem - rycerzem rozbójnikiem, który czaił się przy gościńcu na przejeżdżających kupców. Słyszał wezwanie: zostaw to wszystko, bij saracena! Saracena wskazywano jako tego przwdziwego przeciwnika i wroga Pana Boga. Niepokojące jest to, że jako elementu uzasadniający i mający uszlachetniać zachowanie człowieka walczącego - homo militans - używano argumentacji religijnej.

Na szczęście przynajmniej jeden uczestnik krucjat przyszedł przed oblicze sułtana bez jakiejkolwiek broni. Był to święty Franciszek. Powiedział sułtanowi, że chciałby bardzo go nawrócić, bo bardzo żałuje, że władca nie zna Chrystusa. - Dlaczego odłożyłeś broń? - pyta sułtan. - Dlatego, że Chrystus jej nie używał. Wówczas sułtan zażądał niezbitego dowodu na prawdziwość nauki Chrystusa. Franciszek kazał mu wezwać swoich mędrców - sufich - i zaproponował, że wszyscy razem wejdą do ogniska na sąd Boży; ocaleje ten, kogo wiara jest prawdziwa. Mędrcy uciekli, Franciszek przeszedł próbę sam. Sułtan nie przeszedł jednak na chrześcijaństwo, ale powiedział: - Gdyby wszyscy chrześcijanie byli tacy jak ty, przyjąłbym waszą wiarę. Innym takim pojedynczym świadkiem chrześcijaństwa był Lew Tołstoj, który zalecał bardzo ścisłe przestrzeganie zaleceń Kazania na Górze, łącznie z nadstawianiem drugiego policzka. Mahatma Ghandi, który walczył o niepodległość Indii, ale nie posługując się przemocą - no violence - też powiedział, że przeszedłby na chrześcijaństwo, gdyby wszyscy wyznawali tę religię w taki sposób jak Tołstoj.

Spróbujmy przyjrzeć się, jak filozofowie podeszli do zagadnienia homo militans. Czy owa walka jest wpisana w samo bycie człowiekiem? Chciałbym pokrótce omówić poglądy filozofa uważanego za klasyka w tej dziedzinie - Thomasa Hobbsa (1588 - 1679). Jak na materialistę żył długo, bo aż dziewięćdziesiąt jeden lat. Jest przedstawicielem trzeźwego empiryzmu i nominalizmu brytyjskiego, właściwie angielskiego. Oto co o jego pochodzeniu mówi jedno z opracowań: „Syn pastora wiejskiego, gburowatego i nieoświeconego, który ostatecznie zmuszony był uciekać do swych baranów po bijatyce w drzwiach kościoła”. Nie wiem, czy wpłynęło to na poglądy Thomasa Hobbesa, gdyż to właśnie on sformułował powiedzenie homo homini lupus est.

Jakie poglądy reprezentuje Hobbes? To, co naprawdę istnieje, to - według niego - przestrzeń, ciało i ruch. W sensie metafizycznym deklarował więc materializm. Nie ma on takiego znaczenia, jakie nadawała mu klasyczne filozofia i teologia, tzn. niematerialna substancja. Chodzi tu o coś zupełnie innego. Oczywiście nie negował istnienia Boga, że względu na cenzurę, czy obawę przed duchowieństwem. Był przekonany, że jest Bóg, ale nie możemy wiedzieć jak i w jaki sposób. Religię natomiast uważał za naiwne personifikacje sił przyrody i próby zjednania ich. Jesteś chory, nic na to nie poradzisz, no to się pomódl. Widocznie nie znał zalecenia św. Augustyna; jeśli jesteś chory, to lecz się jakby Boga nie było, a módl się tak, jakbyś nic nie mógł zrobić.

Hobbes uważał, że wszechświat to tylko materia w ruchu. Człowiek tym różni się od innych stworzeń, że posiada zmysły, które wywołują wrażenia w jego ciele. Każde takie wrażenie działa jako impuls, czyli dążenie. Niektóre z nich są korzystne i odbieramy je jako przyjemne; zalicza do nich apetyt, pożądanie i miłość. Inne wrażenia są przykre. Ciekawe, że Hobbes rozumie etykę jako dążenie do ograniczenia przykrości i wzmacnianie wszelkich pozytywnych i przyjemnych doznań. Wszyscy ludzie dążą przede wszystkim do zachowania swojego Ja - metodą ekspansji. Z zasad mechaniki wynika, że każde ciało ma tendencję do poruszania się w zadanym kierunku. Ludzie po prostu z natury pragną mocy, która zabezpieczyłaby ich i pozwoliła zawładnąć innymi. Tendencja ta jest tak silna, że nie można jej w żaden sposób kontrolować. Dlatego naturalnym stanem człowieka jest stan „wojny każdego z każdym, wszystkich ze wszystkimi” - bellum omnes contra omnes. Ale oczywiście termin bellum nie oznacza takiego prostego posługiwania się przemocą fizyczną, nie polega na brutalnym okazywaniu siły. Tu także decyduje chytrość i inteligencja. Hobbes zauważa bystrze, że często w chytrość i inteligencję wyposażone są jednostki słabsze fizycznie.

Co zrobić, aby nasze życie nie zamieniło się w piekło walki? Musimy osiągnąć jakiś kompromis, którego celem jest pokój, rozumiany jako zawieszenie wojny. Dążenie do pokoju jako zawieszenia wojny stanowi pierwsze prawo natury. Drugie prawo głosi: jednostka jest gotowa ograniczyć pełnię swych wolności i pragnień naturalnych metodą wzajemnego przenoszenia uprawnień. Jeżeli ja przyznaję sobie jakieś uprawnienia, przyznaję również takie same uprawnienia tobie i o tyle swoje ograniczam. Precyzyjniej wyrażono to w filozofii XIX-wiecznej; granicą mojej wolności jest wolność drugiego człowieka. To wzajemne przenoszenie uprawnień ludzie nazywają umową, czy ugodą. Ale oczywiście nie można sądzić w sposób naiwny, że taka ugoda będzie przedmiotem dobrowolnej zgody wszystkich. Jednostki ludzkie są bowiem wrogie sobie z natury; za bardzo wrogie, aby zrzec się części swych uprawnień. I musi gdzieś w społeczeństwie istnieć ośrodek, który będzie egzekwował owe wzajemne zrzekanie się swych uprawnień i wymuszał ową społeczną ugodę. Takim ośrodkiem jest państwo. Innymi słowy, jedynym lekarstwem na to, abyśmy się wzajemnie nie powyrzynali, jest mocne państwo, które posiadałoby skuteczne środki przemocy, dzięki którym utrzymywałoby w ryzach społeczeństwo, a tym samym wymuszałoby na obywatelach ograniczanie swoich roszczeń.

Obowiązkiem poddanego jest słuchać suwerena, czyli tego, który sprawuje władzę. Hobbes zaznacza, że suwerenem może być np. przedstawiciel danego społeczeństwa, czyli parlament. Jest Anglikiem, więc wie, co to jest parlament. Ale od razu określa ten twór jako niepraktyczny, dlatego że bardzo drogo kosztuje; wybory są bardzo kłopotliwe, posłowie nie zawsze są mądrzy, najczęściej niemądrzy, dopiero się uczą. Najlepiej, żeby jedna osoba sprawowała władzę. Król jest jeden, więc ma mniej szans na to, że narobi więcej głupstw, niż wszyscy parlamentarzyści. Kłopot byłby tylko w przypadku monarchii dziedzicznej, bo po śmierci króla, kiedy młodociany następca tronu nie jest jeszcze zdolny do sprawowania władzy, panuje za niego tymczasowo regent. Ale w sumie monarchia jest tańsza - to powszechnie wyrażane przekonanie. Taniej wychodzi utrzymanie dworu królewskiego niż co cztery lata wybieranego prezydenta. Hobbes bardzo mocno zwraca uwagę na swego rodzaju napięcie, tragiczną alternatywę; jesteśmy tak agresywni i tak niebezpieczni dla siebie nawzajem, że nie mogą zaistnieć między nami żadne ludzkie relacje. Abyśmy w ogóle mogli trwać jako jednostki, jako naród, czy społeczeństwo, czy jako cywilizacja, konieczne jest narzucenie nam przemocą określonych działań. Swoje poglądy Tomasz Hobbes zawarł w swoim klasycznym dziele „Lewiatan”.

Ta ocena wydaje mi się bardzo niesprawiedliwa. Zdaniem znawców podobną pesymistyczną koncepcję człowieka, jak Hobbes w „Lewiatanie”, zawarł św. Augustyn w „Państwie Bożym”. Różnica polega na tym, że w państwie Bożym suwerenem jest Bóg, który ostatecznie wprowadza ład. Hobbes za suwerena uważa monarchę, w ogóle cały system rządów autorytarnych, który umożliwia istnienie tego świata, w którym przedstawiciele gatunku homo militans mają rację bytu. Gdyby tego zabrakło, ludzie utraciliby możliwość jakiegokolwiek współżycia i istnienia.

Myślę, że bardzo interesującą postacią, która dodałaby paru cech do wizerunku homo militans, byłby Fryderyk Nietzsche. Podchodził do tego inaczej niż Hobbes, który miał co prawda wizję przerażającą, ale przynajmniej intelektualnie spójną. Dla Nietzschego liczył się bardziej element przygody. Jego ideałem był wojownik - pan, który sytuował się wyżej niż niewolnik. „Byli bardzo oględni w zachowaniu się wobec swoich bliskich własnego plemienia. Tam, gdzie zaczyna się obcość, obczyzna, nie są o wiele lepsi niż drapieżne zwierzęta puszczone na swobodę. Cieszą się ową wolnością od wszelkiego socjalnego przymusu. W stanie dzikości biorą zadośćuczynienie za napięcie, które daje długie włączenie, zamknięcie w szranki pokoju wspólnoty. Z powrotem honor, sumienie, niewinność sumienia drapieżnika, jak rozbawione monstra, które z potwornej sekwencji mordów, podpaleń, gwałtów, katowania, wychodzą z zuchwałą równowagą ducha, jakby wszystko to było jedynie studencką swawolą; przekonani o tym, że poeci będą długi czas ich opiewać i sławić. Trudno nie dostrzec, że w głębi wszystkich szlachetnych ras tkwi drapieżne zwierzę. Wspaniała, pożądliwie upatrująca łupu i zwycięstwa płowa bestia - „Blondebestie”.

Jeśli powyższy opis można w jakikolwiek sposób odnieść do literatury niemieckiej, to przywołałbym nazwisko Ingera(?). Jednak powiem brutalnie; Nietzsche był arystokratą i poetą, a hitlerowcy - chamami, którzy próbowali zabawić się w taką bestię. Nietzsche nie jest filozofem homo militans pomimo swojej miłości do szlachetnych dusz wojowników. Kiedy człowiek zacznie się zastanawiać nad tym, dochodzi często do wniosku, że myśl zawsze jest niewinna.

Jakie były próby okiełznania tego człowieka walczącego? Rycerska tradycja islamu, czy średniowiecznego chrześcijaństwa musiała postawić jakieś warunki natury prawnej, które trzymałyby w ryzach jego działanie. Kiedy zajmowałem się tą tematyką, uderzyła mnie zbieżność myśli pomiędzy średniowiecznym Tomaszem z Akwinu a myślicielem na wskroś oświeceniowym Emer de Vatella, obaj bowiem odwoływali się nie do emocji, lecz do rozumu w kształtowaniu relacji międzyludzkich. Tomasz z Akwinu sformułował warunki wojny sprawiedliwej; po pierwsze wypowiada ją prawowity monarcha. Dalej; musi istnieć jej sprawiedliwa przyczyna, przede wszystkim obrona. Także myśl, czyli cel, którym jest naprawienie krzywdy, przywrócenie sprawiedliwego porządku. Natomiast Emer de Vatella dokonał klasycznego rozróżnienia na wojnę zaczepną i obronną. Sprawiedliwa może być tylko i wyłącznie obronna. Polega na uzyskaniu tego, co się należy, zapewnieniu sobie bezpieczeństwa i zabezpieczeniu się przed bezprawiem.

Całe te rozważania dają pewien obraz zmagania się z problemem homo militans do drugiej wojny światowej, czyli do wojny totalnej. Do tej pory rozróżniano wojnę zaczepną i obronną. XX wiek upłynął pod znakiem wojny totalnej, prowadzonej nie tylko metodą atomową, ale też i konwencjonalną. W Warszawie w 1944 roku zginęło więcej ludzi niż w Hiroszimie, a zginęli w bardzo konwencjonalny sposób. Może to nie będzie najlepsze zakończenie, ale w tej chwili przypominam sobie film o Hannie Krall, Żydówce z Amsterdamu, która się ukrywała i z dnia na dzień rosło zagrożenie, że hitlerowcy dotrą do jej schronienia. Huk brytyjskich bombowców, które leciały bombardować zakłady zbrojeniowe w Niemczech, budził w niej nadzieję na ocalenie. Zaryzykuję pewną niepoprawność polityczną jeśli powiem, że skojarzyło mi się to ze średniowiecznym błogosławieństwem miecza, które brzmiało „abyś bronił sieroty i wdowy”. I wtedy nikt nie zabijał nikogo dla samej satysfakcji z zabijania.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
08 Nauka o czlowieku
08-Prosty człowiek, J. Kaczmarski - teksty i akordy
08 Nauka o czlowieku
Encyklopedia Prawa - wyklad 08 [06.11.2001], INNE KIERUNKI, prawo, ENCYKLOPEDIA PRAWA
Chwałą Trójcy żyjący człowiek, INNE - RÓŻNOŚCI, teologia i filozofia
Pytania z Kolokwiów 08, Stomatologia UMED, Protetyka, Inne, Protetyka od D
2013 02 08 Kobiety miały być inne
Eckhart - O CZŁOWIEKU SZLACHETNYM, Filozofia, teksty różne
Definicja filozofii człowieka
E Husserl Kryzys Europejskiego Człowieczeństwa a Filozofia
100613Filozofia człowiek, Filozofia, Notatki różne
Środowisko życia człowieka stanowi od?wna przedmiot zainteresowań zarówno filozofii
Husserl Kryzys Europejskiego Czlowieczenstwa a Filozofia

więcej podobnych podstron