poprawiona wersja Nic więcej nie trzeba, scenariusze


NIC WIĘCEJ NIE TRZEBA

SCENA I

[OSOBY: M. MISTRZYNI, S. JOANNA, S. DOMINIKA, S. HELENA, S. ANETA, S. ANNA.]

/Nowicjat. Stół ustawiony w „podkowę”. Za stole, na środku siedzi M. Mistrzyni, po obu stronach nowicjuszki. Wyszywając odprawiają czytanie duchowe. Druga od prawej strony M. Mistrzyni siedzi s. Joanna. Wyraz jaj twarzy zdradza oznaki głębokiego zamyślenia. Podczas, gdy inne nowicjuszki żywo dyskutują po czytaniu, s. Joanna bacznie się temu przysłuchuje, nie włączając się jednak w rozmowę./

M. MISTRZYNI: „Pewien młodzieniec nachwytał raz wiele turkawek. Kiedy niósł je na sprzedaż, spotkał go święty Franciszek, który miał zawsze litość szczególną dla stworzeń łagodnych i który patrząc okiem miłosiernym na turkawki rzekł do młodzieńca: `O dobry młodzieńcze, proszę cię, daj mi je, by ptaki tak łagodne (...), nie dostały się w ręce okrutników, którzy je zabijają'.

Ów (...) natychmiast dał wszystkie świętemu Franciszkowi; ten zasię przygarnąwszy je do łona ją słodko do nich przemawiać: ”O siostrzyczki moje, turkawki proste, niewinne i czyste, czemu się schwytać dajecie? Ocalę was od śmierci i zbuduję gniazda, byście płodziły się i rozmnażały wedle przykazań Stwórcy naszego”.

I poszedł święty Franciszek i pobudował im gniazda. (...) i tak się obłaskawiły i oswoiły ze świętym Franciszkiem i innymi braćmi (...), że nie odlatywały, póki im święty Franciszek błogosławieństwem odlecieć nie pozwolił ”.

No, moje drogie, na dziś już wystarczy tych „kwiatków”. Co Siostrom zostało z dzisiejszego czytania?

S. HELENA: Proszę Matki Mistrzyni. Mnie najbardziej uderzyła prostota św. Franciszka. Nie każdy pozwoliłby sobie na mówienie do zwierząt i to w obecności całego miasta.

S. ANETA: Ja chyba nie podeszłabym do wilka, choćbym nie wiem jaką miała wiarę.

S. DOMINIKA: Mnie się podobało to ostatnie opowiadanie o turkawkach. Św. Franciszek był taki delikatny i wrażliwy.

S. ANNA: Dla mnie niesamowite było to, jak święty zachował się wobec trędowatego i zbójców, którzy na niego napadli.

S. DOMINIKA: Albo to, jak mówił do ptaszków. Ile ja bym dała, żeby i mnie tak słuchały...

M. MISTRZYNI: No, cóż, miłość z jaką nasz Biedaczyna podchodził do stworzeń czerpał nie skąd inąd, jak z pokornego obcowania z Panem. Do czego i Siostry zachęcam, tym bardziej, że nie odprawiłyście jeszcze adoracji. Proszę tylko, żeby przed pójściem na modlitwę s. Dominika podlała kwiatki, bo niedługo zostaną nam już tylko te z książki o Franciszku.

/Siostry śmieją się. robią znak krzyża na zakończenie czytania duchownego i wychodzą. Na scenie zostają tylko s. Dominika i s. Joanna. Podczas, gdy s. Dominika podlewa kwiaty, s. Joanna trwa w swoim zamyśleniu, nie reagując jakby na słowa współsiostry/

S. DOMINIKA: Siostro, ależ ten święty Franciszek był niesamowity! Też bym tak chciała...

/Staje przed kwiatkami i naśladuje św. Franciszka/

Siostrzyczki, kwiatuszki moje, kto was tak zaniedbał? Ocalę was od śmierci i podleję was.

s. Joanno, zobacz chyba śmieją się do mnie! S. Joanno, siostro....

S. JOANNA: /z rozgoryczeniem, przez zaciśnięte zęby/

Przestań! Siostro, proszę cię przestań! Co z tego, że jakiś średniowieczny Święty rozmawiał z ptaszkami, kwiatkami i jakimś tam lisem...

S. DOMINIKA: /niewinnie/

Wilkiem...

S. JOANNA: Wszystko jedno! Siostrę to bawi?! Siostrę to pociąga?! Jakieś średniowieczne bajki. Świat w który żyjemy niewyobrażalnie się zmienił. Czy Siostra tego nie widzi? Co nam dziś w dobie masowej globalizacji, broni atomowej i hedonistycznej kultury po św. Franciszku? Nam potrzebni są święci na dzisiejsze czasy, nie jakieś tam... Czemu Siostra jest taka naiwna?

S. DOMINIKA: /z namysłem/ Nie jestem naiwna. To Siostra jak zwykle walczy ze wszystkim co napotka. Nic dziwnego, że jako patronkę otrzymała siostra św. Joannę d'Arc. Siostra też ciągle by tylko wywijała mieczem.

S. JOANNA: /łagodniej/ Może ma Siostra rację. Ale to dlatego, że te wszystkie opowiastki to dla mnie strata czasu. Ja bym chciała, żeby mi ktoś pokazał świętych, których dałoby się naśladować tu, teraz, w naszej rzeczywistości.

S. DOMINIKA: /dość stanowczo/ Siostra jest już po studiach. Ja ledwie zdałam maturę. Nie potrafię Siostrze odpowiedzieć, ani przedstawić argumentów. Ale wiem jedno. Przydałoby się Siostrze trochę więcej zaufania względem przełożonych. Gdyby ideał świętości, jaki proponował św. Franciszek nie był dziś możliwy do zrealizowania, to nikt by nie kazał nam go poznawać.

Idę na adorację. Pomodlę się za Siostrę. Może Pan da ci światło, droga wojowniczko.

S. JOANNA: /z lekkim uśmiechem/ Dziękuję Siostro.

SCENA II

[OSOBY: ŚW. FRANCISZEK, S. JOANNA ]

/s. Joanna zostaje sama. Rozpoczyna modlitwę. W tle muzyka refleksyjna./

S. JOANNA: „Najwyższy, chwalebny Boże, rozjaśnij ciemności mego serca i daj mi Panie, prawdziwą wiarę, niezachwianą nadzieję, doskonałą miłość, zrozumienie i poznanie, abym wypełniał Twoje święte i prawdziwe posłannictwo”.

/od tyłu sceny wchodzi postać symbolizująca św. Franciszka, ubrana w habit franciszkański z kapturem na głowie./

ŚW. FRANCISZEK: Niech Pan obdarzy cię pokojem.

/s. Joanna staje przerażona/

ŚW. FRANCISZEK: Nasz Pan chce ci dać odpowiedź i dlatego posłał do ciebie mnie, brata Franciszka.

S. JOANNA: Jak to? Jesteś św. Franciszkiem z Asyżu? Tym św. Franciszkiem? Może ty sam mi wyjaśnisz jak pójść twoją drogą świętości, jak dziś cię naśladować... Tylko wiedz, że nasze czasy bardzo różnią się od tych, w których żyłeś. Wiele rzeczy, które proponujesz nie jest dziś możliwe.

ŚW. FRANCISZEK: /z lekkim uśmiechem/ Życie według doskonałości Ewangelii świętej możliwe jest w każdym czasie.

/podchodzi do s .Joanny i z gestem zapraszającym mówi:/

Chodź, pokażę ci...

/Wychodzą. W tle muzyka refleksyjna./

SCENA III

[OSOBY: ŚW. FRANCISZEK, S. JOANNA, PIJANY MĘŻCZYZNA, KOBIETA, MĘŻCZYZNA I, MĘŻCZYZNA II]

/na tle muzyki wchodzi św. Franciszek z s. Joanną/

ŚW. FRANCISZEK: „Mnie, bratu Franciszkowi, Pan dał tak rozpocząć życie pokuty: gdy byłem w grzechach, widok trędowatych wydawał mi się bardzo przykry. I Pan sam wprowadził mnie między nich i okazywałem im miłosierdzie. I kiedy odchodziłem od nich, to, co wydawało mi się gorzkie, zmieniło mi się w słodycz duszy i ciała”.

/Przechodzą na drugą stronę sceny. W trakcie kwestii św. Franciszka muzyka zmienia się w odgłosy trzaskanych butelek i śpiew pijanych mężczyzn. Nagle na scenę rzucone zostaje krzesło a zaraz za nim wyrzucony zostaje pijany mężczyzna. Nie mogąc się podnieść bełkocze coś niezrozumiale. Podchodzą do mężczyzny. Św. Franciszek pochyla się nad nim. S. Joanna stoi nieco dalej. /

ŚW. FRANCISZEK: Spośród wszystkich nieszczęsnych potworności świata najbardziej spontanicznie brzydziłem się trędowatymi. Otóż pewnego dnia, kiedy jechałem konno w pobliżu Asyżu, napotkałem na wprost siebie trędowatego. Chociaż zdjął mnie niemały wstręt i obrzydzenie, zsiadłem z konia i przystąpiłem, by go ucałować.

/Teraz oboje z s. Joanna starają się posadzić pijanego mężczyznę. S. Joanna nie kryje obrzydzenia. Św. Franciszek wyciąga z kieszeni jego marynarki dokumenty. Zaczepia przechodzącą kobietę i prosi o telefon. W tym czasie s. Joanna zostaje sama z pijakiem. Przygląda mu się uważnie, a następnie wyciąga z kieszeni białą chusteczkę i wyciera jego brudną twar./

ŚW. FRANCISZEK: /do przechodzącej kobiety/ Przepraszam bardzo. Czy ma pani przy sobie telefon? Trzeba zadzwonić po kogoś z rodziny tego człowieka.

KOBIETA: /zmieszana i zaskoczona wyciąga z torebki telefon i dzwoni na podany przez Franciszka numer/

ŚW. FRANCISZEK: Dziękuję pani bardzo.

/kobieta podchodzi i razem z s. Joanną przewiązują głowę mężczyzny apaszką kobiety. Po chwili wchodzą dwie osoby i zabierają pijanego. Kobieta wychodzi. Św. Franciszek i s. Joanna zostają sami na środku sceny/

ŚW. FRANCISZEK: Jeśli zamieniłaś już miłość cielesną i próżną na duchową, jeśli chcesz poznać Pana, bierz to, co gorzkie za słodkie, wzgardź sama sobą; dokonaj odwrócenia porządku.

/po chwili namysłu/ Nie bój się, że zostaniesz wyśmiana...

/Wychodzą. W tym samym czasie wchodzi policjant. Stawia przewrócone krzesło, po przeciwnej stronie drugie/

SCENA IV

[OSOBY: ŚW. FRANCISZEK, S. JOANNA, WIĘZIEŃ, POLICJANT I, POLICJANT II ]

/Wchodzą. S .Joanna rozgląda się z uwagą.

S. JOANNA: Jesteśmy w więzieniu?

ŚW. FRANCISZEK: /potakująco kiwa głową/ Kiedyś bawiłem w mieście Gubbio. Zjawił się w okolicy ogromny wilk, straszny i dziki, który pożerał nie tylko zwierzęta ale i ludzi tak, że wszyscy mieszkający żyli w wielkim strachu. Wychodząc z miasta ludzie brali ze sobą broń. Sam na sam nikt nie miał ochoty się z nim spotkać.

/Nagle zza sceny słychać krzyki. S. Joanna usuwa się w kąt. Pojawia się bardzo groźny więzień, który krzyczy i szamocze się z policjantami/

POLICJANT I Wawrzyński uspokój się, masz widzenie!

/Sadzają więźnia na krzesełku i przykuwają kajdankami. Więzień krzyczy./

WIĘZIEŃ: Co to za wariat!? Nie znam go! Zabierzcie mnie stąd! Zabierzcie, bo was wszystkich porozwalam! Po co tu przylazłeś głupi klecho?! /pluje w stronę św. Franciszka/ Ja nie potrzebuję niczyjej łaski, a już na pewno nie twojej! Nie potrzebuję nikogo, słyszysz?! Możesz się wynosić skąd przyszedłeś i to zaraz!

ŚW. FRANCISZEK: Przyniosłem przesyłkę od twojej dziewczyny./Wyciąga z kieszeni małe zawiniątko i list. Więzień nieco się uspakaja./

Pracuje teraz w kuchni w naszym klasztorze. Wiesz, ona bardzo za tobą tęskni i czeka na ciebie. Ale sama bała się przyjść. Nie wiedziała, czy będziesz chciał się z nią widzieć.

/więzień spuszcza głowę/

WIĘZIEŃ: Ja też nie przyjdę. Dostałem dwadzieścia pięć w zawieszeniu.

ŚW. FRANCISZEK: Powiedziała, że będzie czekać...

WIĘZIEŃ: /przez łzy/ Niech jej ksiądz powie, że ja ... też.

/Święty Franciszek podchodzi do więźnia, rozpina kajdanki/

ŚW. FRANCISZEK: Masz czas i szansę, żeby zmienić swoje życie. Chcesz, zaczniemy już od dzisiaj?

/po chwili ciszy/

WIĘZIEŃ: Chciałbym porozmawiać.

/Św. Franciszek siada obok więźnia, słucha. S. Joanna modli się w kącie. Po chwili św. Franciszek woła s. Joannę, ta wychodzi, po chwili strażnik wprowadza księdza, który zajmuje miejsce św. Franciszka. Franciszek z Joanną rozmawiają /

S. JOANNA: To było niesamowite Franciszku. Tak bardzo się cieszę, ze nasz „wilk” znalazł drogę do Pana. Ile byłoby radości, gdyby tak wszyscy, którzy tu są nawrócili się jak tamten.

ŚW. FRANCISZEK: Gdyby moi bracia poszli do niewiernych i nawrócili wszystkich do wiary i jeszcze to, że mam od Boga tak wielką łaskę, że uzdrawiam chorych i czynię wiele cudów; mówię ci, że w tym wszystkim nie kryje się prawdziwa radość. Lecz co to jest prawdziwa radość? Choć, pokażę ci..

/wychodzą/

SCENA V

[OSOBY: ŚW. FRANCISZEK, S. JOANNA, SIOSTRA FURTIANKA, SIOSTRA I, SIOSTRA II]

/Na scenie pojawiają się dwie plansze symbolizujące drzwi furty. Św. Franciszek z s. Joanna wchodzą. Równocześnie słychać odgłosy deszczu. Oboje próbują się schronić./

S. JOANNA: Franciszku, pada!

ŚW. FRANCISZEK: Leje!

/podchodzą do drzwi furty/

ŚW. FRANCISZEK: Zaczekaj tu. /Dzwoni do furty. W domofonie odzywa się głos/

S. FURTIANKA: Tak?

ŚW. FRANCISZEK: Szczęść Boże! Jestem tu ze swoją podopieczną. Bardzo pada. Czy mogłaby nas siostra wpuścić i dać coś do zjedzenia?

S. FURTIANKA: A kim pan jest?

ŚW. FRANCISZEK: Przyjacielem.

S. FURTIANKA: /nieco zniecierpliwiona/ Ale czyim? Naszej S. Przełożonej, czy którejś z Sióstr?

ŚW. FRANCISZEK: Przyjacielem Boga.

S. FURTIANKA: Myśli pan, że jak się powoła na Pana Boga, to już wszystko w klasztorze załatwi? Takich przyjaciół to my tu mamy więcej!

ŚW. FRANCISZEK: Myślałem, że to właśnie z miłości do Niego jest siostra w klasztorze.

S. FURTIANKA: Oczywiście, że z miłości do Boga, ale co to ma wspólnego z tobą człowieku?

ŚW. FRANCISZEK: Jestem przecież stworzony na jego obraz i podobieństwo.

S. FURTIANKA: /szorstko/ Gdybyś ty rzeczywiście chciał być takim obrazem Pana Boga, to byś się teraz po nocy nie włóczył i nie żebrał, tylko uczciwie pracował.

Do jedzenia mogę dać trochę chleba z masłem, ale wpuścić nie mogę, bo już za późno. Z resztą posiłki też wydajemy tylko do 18-stej, ale znajcie moje dobre serce.

/Otwierają się drzwi. Czyjaś ręka podaje chleb. Św. Franciszek oddaje część s. Joannie. Przykucają pod furtą i jedzą./

S. JOANNA: /zbulwersowana/ Św. Franciszku, słyszałeś? „Oczywiście, że z miłości do Boga, ale co to ma wspólnego z tobą człowieku?” Jak to, co ma wspólnego? Przecież jak pisał św. Jan: „Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi”. (1 Jn 4:20)

ŚW. FRANCISZEK: Widzisz, jeśli w tym doświadczeniu zachowamy cierpliwość i nie rozgniewamy się, to na tym właśnie polega prawdziwa radość i prawdziwa cnota, i zbawienie duszy.

/Z furty wychodzą dwie Siostry pod parasolami/

SIOSTRA I Ale dzisiaj nagotowały tych gołąbków. Nie dość, że jadłyśmy na obiad, to jeszcze na kolację.

SIOSTRA II Módl się, żebyśmy ich nie musiały jeść jutro na śniadanie.

/śmieją się i odchodzą/

ŚW. FRANCISZEK: /zwracając się do s. Joanny; z uśmiechem/ Pamiętaj - radość doskonała...

/zaczyna śpiewać/

PIOSENKA

I NIC WIĘCEJ NIE TRZEBA MI PANIE

TWE CIAŁO I KREW, WINO I CHLEB

ZA WSZYSTKIE BOGACTWA MI STAJE

NIC WIĘCEJ NIE TRZEBA MI PANIE

II NIC WIĘCEJ MI PANIE NIE TRZEBA

PTASZĘCY ŚPIEW, DZIECIĘCY UŚMIECH

ŻYCIE MI ROZWESELA

NIC WIĘCEJ MI PANIE NIE TRZEBA

III NIC WIĘCEJ MI PANIE NIE TRZEBA

MODLITWY ŻAR, MIŁOŚCI DAR

OWOCNE JAK ŻYZNA GLEBA

NIC WIĘCEJ MI PANIE NIE TRZEBA

IV NIC WIĘCEJ NIE TRZEBA MI PANIE

CIELESNE ŻĄDZE, DUCHOWE MOCE

SŁUCHAJĄ TWE PRZYKAZANIE

NIC WIĘCEJ NIE TRZEBA MI PANIE

V NIE TRZEBA MI WIĘCEJ NICZEGO

W LODOWEJ GROCIE, W POKUCIE I GŁODZIE

JA SŁUCHAM GŁOSU TWOJEGO

NIE TRZEBA MI WIĘCEJ NICZEGO

VI NIC WIĘCEJ NIE TRZEBA MI PANIE

JA W KRZYŻA CIENIU, W NĘDZNYM ODZIENIU

CIERPIĘ UKRZYŻOWANIE

NIC WIĘCEJ NIE TRZEBA MI PANIE

VII NIC WIĘCEJ MI PANIE NIE TRZEBA

TWÓJ SŁUGA PROSI, MARYJA ZANOSI

POKORNA SUPLIKACJĘ DO NIEBA

NIC WIĘCEJ MI PANIE NIE TRZEBA

VIII NIC WIĘCEJ O PANIE NIE ŻĄDAM

Z JESIENI TCHNIENIEM, Z ANIOŁÓW ZEWEM

DUSZĘ MĄ TOBIE ODDAM

NIC WIĘCEJ O PANIE NIE ŻĄDAM

/Odgłosy deszczu milkną powoli. Wychodzą/

SCENA VI

[OSOBY: ŚW. FRANCISZEK, S. JOANNA, XENA, RUDA, MARNA, LOLA, ZŁODZIEJ, PRZECHODNIE]

/wchodzą na scenę/

S. JOANNA: Tak, tak, ja już wiem, co to znaczy, kiedy chcesz głosić kazanie. Pamiętam tę historię. Przeszedłeś z bratem całe miasto nic nie mówiąc a na koniec oświadczyłeś zdziwionemu, że kazanie głosiliście przykładem życia jaki dajecie.

ŚW. FRANCISZEK: Pamiętaj, żeby wystrzegać się wszelkiej pychy i próżnej chwały, i strzeż się mądrości tego świata i roztropności ciała; duch bowiem człowieka oddanego cielesności chce i bardzo stara się o znajomość słów Bożych, lecz niewiele troszczy się o czyny, i szuka nie religijności i świętości wewnętrznej ducha, lecz chce i pragnie religijności i świętości zewnętrznej, widocznej dla ludzi.

S. JOANNA: Tak. Rozumiem. Ale mimo wszystko to piękne! Ludzie patrzą na nas i swoje myśli kierują do Boga, żeby Go chwalić.

ŚW. FRANCISZEK: No cóż, niestety nie zawsze.

/Na scenie pojawia się grupa dziewcząt z aparatem fotograficznym, ubrana po młodzieżowemu. Zatrzymują się na widok św. Franciszka i s. Joanny/

XENA: /w kierunku s. Joanny /Patrzcie, zima idzie, bo pingwiny nisko latają!

/wszystkie wybuchają nieopanowanym śmiechem/

LOLA: /w kierunku św. Franciszka/ A patrzcie na tego! Jaki dziwak!

MARNA: Ruda, zrób im zdjęcie. Pokażemy te okazy chłopakom.

RUDA: /robiąc zdjęcia/ Ale będzie ubaw!

XENA: Wyglądają jakby uciekli ze skansenu!

MARNA: /w kierunku obojga/ Nie szkoda wam życia na takie głupoty?

/Nagle na scenę wbiega jakiś człowiek i wyrywa Rudej aparat. Dziewczyny krzyczą, Św. Franciszek natychmiast biegnie za złodziejem. Kiedy dziewczyny lamentują, wchodzi św. Franciszek z aparatem i oddaje je właścicielce/

ŚW. FRANCISZEK: Proszę. To chyba twoje...

/Ruda odbiera aparat zaskoczona i zmieszana/

RUDA: Dziękuję.

/św. Franciszek z s. Joanna wmieszawszy się w tłum, odchodzą/

SCENA VII

[OSOBY: ŚW. FRANCISZEK, S. JOANNA, PRODUCENT, DZIENNIKARZ, KAMERZYSTA, CHARAKTERYZATORKA, PRZECHODNIE]

/Scena rozgrywa się na rynku w Krakowie./

PRODUCENT: Musimy nakręcić jakiś ciekawy kawałek, bo inaczej klapa! Najlepiej załapać klechę. Zrobimy jakiś wywiadzik, który da się odpowiednio zmontować.

DZIENNIKARZ: Czemu klechę? Przecież kręcimy program o homoseksualistach?

PRODUCENT: No, właśnie. Rusz głową, Zigi, rusz głową.

DZIENNIKARZ: Szefie, niezły z pana spryciarz! Klecha i nasz program - to mi pachnie małą aferką...

PRODUCENT: I o to chodzi, Zigi, o to chodzi. Gdybyśmy chcieli przedstawiać prawdę, jedlibyśmy kartofle w łupinach, a nie kawior i prowadzilibyśmy co najwyżej taczkę, a nie BMV.

/szturcha dziennikarza w bok/ Ty, patrz!

/Dziennikarz porozumiewawczo kiwa głową. Podchodzą do św. Franciszka. S. Joanna zostaje z boku/

PRODUCENT: Dzień dobry panu! NEWS TV. Mamy dla pana propozycję nie do odrzucenia. Chcielibyśmy, żeby wystąpił pan w naszym felietonie. Kręcimy program na temat Polski dziś z jej, no wie pan, przeróżnymi problemami, które spędzają sen z powiek niejednemu, wie pan... Proszę się niczym nie przejmować, mamy gotowy scenariusz, nie będzie żadnych wpadek. Pan jest księdzem, prawda? No właśnie, potrzeba nam takiego kościelnego punktu widzenia, wie pan...

Sonia! /Woła charakteryzatorkę, która przybiega z całym ekwipunkiem. Wskazując na św. Franciszka mówi do niej/

Tu trzeba będzie poprawić parę rzeczy.

No więc, jak już mówiłem potrzeba nam kogoś takiego jak pan. Jak się pan nazywa, bo trzeba będzie spisać umowę o pańskie honorarium.

/zwraca się do dziennikarza/

Zigi, przynieś papiery! /przynosi, podaje/

Więc jak pańska godność?

ŚW. FRANCISZEK: Jestem Franciszek Bernardone.

PRODUCENT: /zapisuje/ Doskonale! Franciszek? Ma pan coś wspólnego z tymi zakonnikami z franciszkańskiej?

ŚW. FRANCISZEK: Tak.

PRODUCENT: Rewelacyjnie! Franciszkańska to teraz taka medialna ulica. Wie pan...

DZIENNIKARZ: Panie Producencie - okno papieskie...

PRODUCENT: A tak, faktycznie! Kojarzy pan okno na franciszkańskiej? JP II itd. - to się teraz dobrze sprzedaje. Potrzeba wypowiedzi podpartych autorytetami. Był pan kiedyś w Rzymie?

ŚW. FRANCISZEK: Tak. Jestem Włochem.

PRODUCENT: Włochem? Aha. Miało być z polskiego punktu widzenia, ale nie szkodzi. Przecież nie musi pan wspominać skąd pochodzi. Wracając do naszej franciszkańskiej. Spotkał się pan kiedyś z Papieżem?

ŚW. FRANCISZEK: Kilkakrotnie.

PRODUCENT: To fantastycznie! Ksiądz, który bywał u Jana Pawła II wystąpi w naszym programie!

ŚW. FRANCISZEK: Pan mnie źle zrozumiał. Ja nie mówiłem nic o Papieżu Janie Pawle. Miałem na myśli raczej Innocentego III.

PRODUCENT: Nie, no, proszę pana, porządku. Ludzie i tak usłyszą to co będą chcieli, a papież to papież. Proszę się tylko dostosować do scenariusza.

/zwraca się do Dziennikarza/ Zigi, podaj scenariusz!

Proszę robić wszystko, aby utrzymać się w kluczu całej debaty. Zróbmy małą próbę. Niech pan to przeczyta.

/Zwraca się do kamerzysty/ Będziemy to kręcili.

Sonia! /Przybiega i zajmuje się charakteryzacją Franciszka/

Zigi, popraw krawat!

ŚW. FRANCISZEK: Szedłem raz puszczą Borgo. Hulało wówczas w tej okolicy trzech osławionych zbójców, którzy wyrządzili wiele złego.

Dlaczego nie szukacie i nie poznajecie prawdy? Błogosławieni ci, którzy mają zaufanie do duchownych uczciwie żyjących według zasad Kościół rzymskiego. A biada tym, którzy nimi gardzą; choćby bowiem byli ono grzesznikami, jednak nikt nie powinien ich sądzić, bo Pan sam zastrzega sobie prawo sądu nad nimi.

PRODUCENT: /ironicznie/ Pan? Ja swojego noszę w portfelu i dobrze mi z tym.

/zwraca się do ekipy/ Idziemy! Ten się nie nadaje. To jakiś nawiedzony!

/Uśmiechają się pogardliwie i wychodzą. Zostaje św. Franciszek i s. Joanna. Siadają na środku sceny./

ŚW. FRANCISZEK: Ci przynoszą naprawdę pokój, którzy wśród wszystkich cierpień, jakie ich spotykają na tym świecie, dla miłości Pana naszego Jezusa Chrystusa zachowują pokój duszy i ciała.

/Niespodziewanie na scenie zjawia się Ruda./

RUDA: Przyszłam, bo tamto zdarzenie na rynku nie daje mi spokoju. Dlaczego mi wtedy pomogłeś? Przecież bardzo wam dokuczyłam.

ŚW. FRANCISZEK: Widzisz, Pan Jezus powiedział: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych i czyńcie dobrze tym, którzy was prześladują” (por Mt 5,44). Ten bowiem rzeczywiście kocha swego nieprzyjaciela, kto nie boleje nad doznawaną krzywdą, lecz dla miłości Bożej smuci się grzechem jego duszy. I czynem okazuje mu miłość.

RUDA: To dziwne, ale gdybyś wtedy zdenerwował się na nas i zaczął nam ubliżać, prawdopodobnie miałybyśmy świetną zabawę. Ale ty byłeś cierpliwy i taki dobry... Właśnie ta dobroć sprawiła, że zaczęłam zastanawiać się nad tym co daje ci taką siłę? Ja ciągle mam jej za mało i nie potrafię sobie poradzić z najdrobniejszymi przeciwnościami. Dlatego krzyczę i chcę zniszczyć wszystkich, którzy mogliby stanowić dla mnie jakiekolwiek zagrożenie. Jestem młoda. Boję się świata w którym żyję.

ŚW. FRANCISZEK: Nie zapominaj, że jest jeszcze świat inny, dla zdobycia którego warto poświęcić wszystko...

RUDA: Może się kiedyś w nim spotkamy? Dziękuję. Aha! I przepraszam... za tamto...

/Ruda odchodzi. Św. Franciszek zwraca się do s. Joanny/

ŚW. FRANCISZEK: Czas już na mnie .

S. JOANNA: Dziękuję św. Franciszku. To była niezapomniana lekcja. Miałeś rację; Życie według doskonałości Ewangelii świętej możliwe jest w każdym czasie.

/Św. Franciszek wstaje szykując się do drogi./

S. JOANNA: Św. Franciszku, zaraz, zaraz. Był wilk z Gubbio, był trędowaty, radość doskonała i nawet zbójcy, ale co z ptaszkami? Czyżbym miała rację, że nie we wszystkim można cię naśladować w naszym XXI wieku? Gdzie ptaszki?

ŚW. FRANCISZEK: Ty byłaś moim ptaszkiem. Którego pouczałem o dobrodziejstwach Pana i o tym, jak należy Go chwalić i wielbić.

S. JOANNA: /wzruszona/ Dziękuję mój dobry św. Franciszku. Tak, już teraz wiem jak zaszczebiotać by mnie aż w niebie usłyszano. Dziękuję...

/Św. Franciszek odchodzi, machając ręką na pożegnanie. S. Joanna zaczyn śpiewać/

PIOSENKA

I NIC WIĘCEJ NIE TRZEBA MI PANIE

TWE CIAŁO I KREW, WINO I CHLEB

ZA WSZYSTKIE BOGACTWA MI STAJE

NIC WIĘCEJ NIE TRZEBA MI PANIE

II NIC WIĘCEJ MI PANIE NIE TRZEBA

PRAGNIENIE DUSZY, PRAGNIENIE SERCA

WZBIĆ SIĘ DO TWEGO NIEBA

NIC WIĘCEJ MI PANIE NIE TRZEBA

III NIC WIĘCEJ NIE TRZEBA MI PANIE

TO MÓJ CZAS, DUCHOWE WZRASTANIE

BOGATE W TWE MIŁOWANIE

NIC WIĘCEJ NIE TRZEBA MI PANIE

V NIE TRZEBA MI WIĘCEJ NICZEGO

W HABICIE UBOGIM, GOTOWA DO DROGI

JA SŁUCHAM GŁOSU TWOJEGO

NIE TRZEBA MI WIĘCEJ NICZEGO

/Na scenie znowu pojawia się Ruda. Podchodzi do s. Joanny, nieśmiało przerywa jej śpiew./

RUDA: Czy żeby chwalić Pana swoim życiem, trzeba umieć śpiewać tak, jak ty?

S. JOANNA: Czy trzeba umieć? Nie. Żeby zbliżyć się do Niego nie trzeba nawet znać nut. Jedno jest ważne - trzeba chcieć się uczyć. Ciągle od nowa...

/ zaczynają śpiewać/

KONIEC

1

10



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nic się nie kończy, Teksty piosenek
Wojna jest złem i nigdy więcej nie może się powtórzyć
Nic się nie stało Polacy nic się nie stało, POLSKA - HOLOKAUST POLAKÓW TRWA !!!
Nikt mnie więcej nie zobaczy, karty pracy, Rozwój motyla
Peaches Geldof Otwarte drzwi i szukanie tam gdzie nie trzeba
Rejestr Windows - praca magisterska, praca magisterska, Obecna wersja postać rejestru nie jest czymś
Wiosna, lato,jesień,zima to się nigdy nie zatrzyma scenariusz zajęć hospitowanych
BY NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO, OPOWIASTKI
Nic o Tobie nie wiem
68 W CIEMNOŚCI NIC SIĘ NIE WIDZI
106 NIC JUŻ NIE JEST GRZECHEM
Od dwóch miesięcy nic się nie działo, Od dwóch miesięcy nic się nie działo
bojar pomocne od ponki, Dlaczego w generatorze czwórnikowym nie trzeba stosować zewnętrznego układu
PCB poprawiaona wersja
11 NIC SIĘ NIE KOŃCZY w
Tak wiele nie trzeba, Ekologia
pan listopad deszczu się nie boi, scenariusze(1)
W czasie deszczu się nie nudzimy, Scenariusze

więcej podobnych podstron