Materia i Świadomość
Rozmowa zEdgarem D. Mitchelem
Edgar D. Mitchelem (ur. w 1930 r.) po ukończeniu w 1952 r. Carnegie Institute of Technology wstąpił do amerykańskiej Marynarki Wojennej. W 1964 r. uzyskał doktorat w dziedzinie badania przestrzeni kosmicznej i astronautyki w Massachusetts Institute of Technology. W dwa lata później został przyjęty do Korpusu Astronautów NASA. W 1971 r. pilotując pojazd księżycowy Edgar Mitchell jako siódmy z kolei człowiek postawił stopę na Księżycu.
Podczas podróży na Księżyc i w drodze powrotnej na Ziemię doktor Mitchell podjął próbę telepatycznego przekazu informacji na Ziemię (wyniki tych eksperymentów przedstawił w “Journal of Parapsychology” z lipca 1971 r.). Następnie opuścił NASA i postanowił całkowicie poświęcić się badaniom świadomości, które frapowały go od wielu lat. W 1972 r. założył Instytut Nauk Noetycznych w Kalifornii. Celem Instytutu było popieranie badań i zbieranie informacji na temat potencjalnych zdolności umysłu ludzkiego, ignorowanych przez współczesną naukę. Wśród licznych przedsięwzięć zmierzających do badania ludzkiej świadomości Instytut sfinansował (wraz ze Stanford Research Institute) znane eksperymenty z Uri Gellerem, przeprowadzone w 1974 r., a także utworzył pięć katedr dla wybitnych uczonych, którzy pragnęliby podjąć się badań na temat zmieniającego się obrazu świata. W 1974 r. dr Mitchell wydał książkę pt. Psychic Exploration — A Challenge for Science (Badania parapsychologiczne — wyzwanie rzucone nauce), uważaną za najobszerniejsze kompendium wiedzy na temat zjawisk ponadzmysłowych. Książka ta stanowi zbiór rozpraw napisanych przez wybitnych uczonych na temat tajemniczych obszarów funkcjonowania człowieka i ludzkiej świadomości. umożliwiających połączenie fizycznego i metafizycznego rozumienia rzeczywistości.
WIKTOR OSIATYŃSKI: Jest pan uważany za jednego z nielicznych ludzi nowej epoki, epoki lotów kosmicznych i wysoko rozwiniętej technologii. Jaka jest pańska prywatna wizja tej epoki?
EDGAR D. MITCHELL: Być może rzeczywiście jestem człowiekiem nowej epoki, ale niezupełnie tej, jaką ma pan na myśli. Dla mnie nie jest to już tylko epoka ludzi spacerujących po raz pierwszy po Księżycu. Raczej jest to nowa faza rozwoju człowieka i ewolucji. Przez całą historię człowiek był przedmiotem ewolucji biologicznej, od niedawna wkroczyliśmy w obecną epokę ewolucji intelektualnej, w czasie której tworzymy nasze własne środowiska życia. Chciałbym wierzyć, że epoka ta będzie trwała krótko i wkrótce wejdziemy w fazę duchowej ewolucji człowieka, podczas której n
Po nadaniu badaniom parapsychologicznym prowadzonym w Instytucie Nauk Noetycznych statusu pełnoprawnych studiów naukowych Edgar Mitchell skoncentrował się na studiowaniu różnych form świadomości. Szeroki zarys tych badań przedstawił w rozprawie “Consciousness: The Ultimate Enigma (Świadomość: ostateczna zagadka)” 1982. Obecnie doktor Mitchell pracuje nad stworzeniem modeli matematycznych asz rozwój intelektualny zostanie ukierunkowany przez odrodzone poczucie duchowości.
W.O.: Czy ma pan na myśli to, że duch zastąpi intelekt?
E.D.M.: Nie. One będą się wzajemnie uzupełniać. Duch wzbogaci naszą racjonalną wiedzę naukową, pomagając nam lepiej korzystać z tej wiedzy. Dwa aspekty doświadczeń ludzkich, racjonalny i duchowy, które zostały sztucznie rozdzielone, zjednoczą się na powrót. Obecnie uznajemy niektóre z naszych doświadczeń za naukowo uzasadnione, a inne odrzucamy, ponieważ nie znamy żadnego ich naukowego wytłumaczenia. Ale przecież nauka, w najgłębszym sensie, jest próbą zrozumienia rzeczywistości. Toteż nonsensem jest ignorowanie pewnych obszarów rzeczywistości i pewnych zjawisk tylko dlatego, że trudno nam dostosować do nich tradycyjne narzędzia nauki. Naszym celem jest poznanie świata i roli człowieka w tym świecie. Gdy narzędzia naukowe są do tego użyteczne, stosujemy je. Kiedy natomiast okazują się nieprzydatne do zrozumienia ludzkich przeżyć, powinniśmy starać się wynaleźć nowe narzędzia lub tak ulepszyć stare, by stały się skuteczniejsze.
Jednakże często po prostu ignorujemy nasze doświadczenia, zamiast poszukiwać nowych narzędzi do ich zrozumienia. Czasami musimy rewidować najbardziej fundamentalne założenia nauki, które uznawaliśmy za oczywiste i niepodważalne. Taka weryfikacja i zmiana założeń może prowadzić do przekształcenia paradygmatu. Wiele obserwacji poczynionych w ostatnich latach zdaje się sugerować, że niektóre z założeń i narzędzi nauki nie są tak skuteczne, jak mogłyby i powinny być. Może więc warto je zweryfikować. Osobiście jestem przekonany, że sama świadomość istnienia subiektywnych zdolności ludzkich, a dokładniej tego, co nazywamy “wiedzą wewnętrzną", powinna przekonać, przynajmniej metodologów nauki, o potrzebie zmiany paradygmatu.
W.O.: Czy sugeruje pan, że stosowane w nauce narzędzia nie pozwalają na dokładne i całkowite zrozumienie wszechświata?
E.D.M.:Właśnie tak sądzę. I dotyczy to nie tylko narzędzi, ale także niektórych metodologicznych założeń nauki. Weźmy za przykład koncepcję całkowitego obiektywizmu obserwatora. Wraz z uznaniem sformułowanej przez Heisenberga zasady nieoznaczoności przyznaliśmy, że sam fakt prowadzenia obserwacji zniekształca obserwowane zjawisko. Obecnie czas zastanowić się, czy przypadkiem sam zamysł przeprowadzenia obserwacji nie wpływa na późniejszy przebieg tej obserwacji oraz na jej rezultaty.
W.O.: Ma pan na myśli to, że nie ma obserwacji bez jakiegoś z góry zamierzonego celu i że sam ten cel wpływa na charakter, obserwacji?
E.D.M.: Tak. Najpierw tworzymy jakąś hipotezę, a potem zaczynamy poszukiwać danych eksperymentalnych, które by ją potwierdziły. Ten proces sam przez się wpływa na naszą percepcję. To właśnie hipoteza — a szerzej mówiąc: paradygmat, czyli zbiór przyjętych przez nas za oczywiste praw i pewników — decyduje o tym, co wiemy, a czego nie. Paradygmat powoduje, że dostrzegamy to, co chcemy spostrzec. Jeżeli jakaś obserwacja, pasuj e do naszego paradygmatu, do przyjętego przez nas sposobu postrzegania świata, wówczas akceptujemy ją dużo łatwiej, niż gdyby nie pasowała. Gdy bowiem nie pasuje, powoduje stres emocjonalny. I wtedy łatwiej powiedzieć, że obserwacja ta nie istnieje lub jest błędna, niż zmienić paradygmat tak, by pasował do obserwacji. I to jest główny problem naszej współczesnej nauki. Odrzucamy olbrzymią ilość obserwacji i doświadczeń ludzkich, ponieważ nie pasują one do oficjalnie uznanej wiedzy.
< P>
W.O.: Zbyt wiele faktów nie pasuje do dominującego dziś paradygmatu?
E.D.M.: Tak. Myślę, że w rozwoju każdej nowej nauki istnieje faza, w której zbiera się fakty. Na początku znajdujemy fakty, które nie mieszczą się w naszym sposobie patrzenia na świat. Lekceważymy je albo odkładamy na bok. Po jakimś czasie zbierze się ich tak wiele, że nie można już dłużej ich ignorować. W tym momencie uczciwy uczony pomyśli, że coś tu nie jest w porządku. “Muszę odrzucać zbyt wiele obserwacji. Pora zastanowić się, czy nie można na podstawie tych faktów stworzyć nowego paradygmatu, nowego zbioru założeń".
I tak właśnie jest z badaniami świadomości. Zjawiska, którymi się one zajmują, istniały od dawna. Filozofowie od stuleci głosili, że świadomość leży u podstaw rzeczywistości. Ale dowody na istnienie tych zjawisk były ignorowane albo odkładane na bok. A teraz mówimy: “Spróbujmy zebrać razem te wszystkie ignorowane fakty i zastanowić się, czy na ich podstawie nie dałoby się stworzyć nowego modelu wiedzy". Można sądzić, że wyłonią się z tego nowe koncepcje dotyczące wzajemnych związków pomiędzy człowiekiem a wszechświatem. Wykraczają one poza klasyczny paradygmat naukowy, ale obejmują zarówno fakty dotychczas ignorowane, jak i większość z tych, które są akceptowane przez tradycyjną naukę. Celem naszych badań byłoby więc spowodowanie łagodnego przejścia od jednego zbioru założeń do innego.
Historia nauki zna już podobne procesy. Teoria względności wcale nie odrzuciła dawniejszych koncepcji Newtona, Einstein po prostu zbudował szerszy model, w którym dobrze mieszczą się prawa Newtona. Myślę, że teraz jest podobnie. Kiedy zrozumiemy zjawiska świadomości ludzkiej, będziemy mogli stworzyć nowy paradygmat. Nie będzie musiał on być sprzeczny z teorią względności czy mechaniką kwantową. Raczej poszerzy obecną sferę naszych badań.
W.O.: Jakiego rodzaju nową teorie ma pan na myśli?
E.D.M.: Żadna całościowa teoria jeszcze nie istnieje. Jest coraz więcej wątpliwości pod adresem obecnego paradygmatu i sporo hipotez dotyczących tego, jak może funkcjonować rzeczywistość fizyczna i duchowa. Wydaje mi się, że najbardziej obiecującymi spośród nowych narzędzi poznawczych są hipoteza przyczynowości form oraz koncepcja pola morfogenetycznego, zaproponowane ostatnio przez brytyjskiego biologa Ruperta Sheldrake'a.
W.O.: O ile wiem, Sheldrake przypuszcza, że systemy są zorganizowane tak, jak są, ponieważ podobne systemy byty zorganizowane w taki sposób w przeszłości. A mówiąc dokładniej, że charakterystyczne formy i zachowania systemów fizycznych, chemicznych i biologicznych kształtują się pod wpływem pola morfogenetycznego, oddziaływającego niejako ponad przestrzenią i czasem. Czy są jakiekolwiek dowody na to, że te niewidzialne pola, pozbawione masy i energii, rzeczywiście istnieją?
E.D.M.: Hipoteza Sheldrake'a nie została jeszcze udowodniona, ale istnieją poważne przesłanki naukowe, przemawiające za jej słusznością. Koncepcja ta może dostarczyć na przykład wytłumaczenia znanych obserwacji psychologa z Harvardu, Williama McDougalla, który stwierdził, że kolejne pokolenia szczurów, pochodzących z różnych linii genetycznych, uczyły się tego samego zadania coraz szybciej. McDougall dokonał swych eksperymentów w latach dwudziestych, a ich wyniki zostały później wielokrotnie potwierdzone w innych laboratoriach. Jednakże rezultatów tych badań zupełnie nie można wytłumaczyć w kategoriach tradycyjnej nauki. Dopiero teraz hipoteza Sheldrake'a stwarza możliwości wyjaśnienia tego zjawiska: otóż pierwsze pokolenia szczurów stworzyły pole morfogenetyczne dla konkretnego zachowania, którego się akurat uczyły. Pole to z kolei kierowało zachowaniem kolejnych pokoleń szczurów, ułatwiając im uczenie się zadania dzięki procesowi, który Sheidrake określa jako rezonans morficzny.
Najogólniej mówiąc, hipoteza Sheldrake'a głosi, że jeśli coś raz się zdarzy w pewien sposób, to pod wpływem powstałego podczas tego zdarzenia pola morfogenetycznego wzrasta prawdopodobieństwo powtórzenia się identycznego zdarzenia.
W.O.: Czy hipoteza ta może rzucić nowe światło na zajmujące pana problemy świadomości i duchowości?
E.D.M.: Oczywiście. Kiedy stworzymy modele matematyczne, wyrażające koncepcję pól Sheldrake'a, możemy odkryć brakujący pomost między fizyczną a metafizyczną sferą rzeczywistości. Teoria ta stwarza przecież podstawy do informacyjnego modelu rzeczywistości. Dotychczasowe teorie i kosmologie fizyczne mówiły wyłącznie o materialnej naturze rzeczywistości. Obecnie koncepcja Sheldrake'a wyposaża materię we własności informacyjne, dotąd ignorowane przez naukę. A jeżeli rzeczywiście istnieją takie własności informacyjne, to właśnie one stanowią podstawę dla większej części naszego myślenia, w szczególności dla tej dziedziny, którą określa się jako “przeżycia duchowe". To, co określamy jako “duchowość", może być rozumiane jako przeżycie informacji o tym, jakimi sami jesteśmy.
W.O.: Teraz już dostrzegam możliwe konsekwencje hipotezy Sheldrake'a. Czy istnieje jakiś sposób, by ją udowodnić?
E.D.M.: Jak wspomniałem, nie została ona jeszcze “udowodniona". Ale bądźmy ostrożni ze słowem “udowodnić". Bo udowodnić to znaczy osiągnąć zgodę co do sposobu postrzegania rzeczywistości. W zasadzie jednak hipotezę Sheldrake'a — w odróżnieniu od wielu innych nowych koncepcji na temat świadomości — można sprawdzić w tradycyjnie przyjęty w nauce sposób. Wiosną 1983 r. w Instytucie Nauk Noetycznych grupa specjalistów z różnych dziedzin omawiała razem z Sheldrake'em eksperymenty, które mogłyby potwierdzić jego przypuszczenia. Interesujące przy tym było to, że w przypadku wielu projektów eksperymentalnych pozytywne rezultaty tych eksperymentów można by było wytłumaczyć jedynie działaniem pola morfogenetycznego albo telepatią połączoną z psychokinezą. A zatem osiągnięcie takich rezultatów tak czy owak postawiłoby tradycjonalistów w obliczu bardzo poważnego dylematu.
W.O.: Czy sugeruje pan przez to, że pole morfogenetyczne i rezonans morficzny mogłyby dopomóc w wyjaśnieniu zjawisk parapsychologicznych?
E.D.M.: Dla mnie zjawiska te są po prostu takim samym przejawem ludzkiej świadomości, jak intuicja, twórczość i temu podobne atrybuty człowieka. Jest całkiem oczywiste, że jeśli pole morfogenetyczne przenosi informacje poprzez przestrzeń i czas, to przecież mamy tu do czynienia dokładnie z tym, co jest istotą większości zjawisk nad-zmysłowych. Tym niemniej, dla mnie dużo ważniejsze wydaje się to, że koncepcja Sheldrake'a tłumaczy, dlaczego stosunkowo niewielu ludzi ma w pełni rozwinięte zdolności ponadzmyslowe i potrafi z nich ze względną łatwością korzystać.
W.O.: Czy dlatego, że większość z nas korzysta z “racjonalnych" sposobów postrzegania oraz kanałów komunikacji?
E.D.M.: Dokładnie dlatego. Jesteśmy trenowani w tym, by używać nasze mózgi i umysły w określony sposób. Sposób ten wzmacnia nasze zdolności dedukcyjne i tłumi procesy intuicyjne. Sądzę, że istnieje możliwość takiego pogłębiania naszych zdolności subiektywnych, by zwiększały one naszą wiedzę. Jednakże rozwój tych zdolności jest procesem ewolucyjnym. Wiedza jest gromadzona zarówno dzięki dedukcyjnym, jak i intuicyjnym procesom. Obecnie, gdy stosunkowo niewielka liczba ludzi wyraźnie korzysta z tych zdolności, nie istnieje jeszcze silne pole morfogenetyczne, wzmacniające tego rodzaju zachowania. Każdy z nas ma niekiedy przebłyski dostępu do percepcji ponadzmysłowe j i innych zdolności parapsychologicznych, ale nie rozwinęły się one jeszcze do takiego stopnia, byśmy mogli z nich skuteczniej korzystać. Na podstawie modelu Sheldrake'a sądzę, że wraz z lepszym poznaniem naszych potencjalnych zdolności będą rosły nasze możliwości korzystania z parapsychologicznych sposobów postrzegania i rozumienia rzeczywistości.
W.O.: Rozumiem, że ma pan na myśli umacnianie pola morfogenetycznego dla zjawisk parapsychologicznych poprzez skłanianie coraz większej liczby zwykłych ludzi do korzystania z tego rodzaju zdolności i rozwijania ich. Ale czy nie sądzi pan, że zainteresowanie przeciętnych ludzi parapsychologią znacznie zmalało, choćby w ciągu ośmiu lat, jakie upłynęły od naszej pierwszej rozmowy?
E.D.M.: Nie zgadzam się, że zainteresowanie ludzi parapsychologią zmalało. Po prostu problemy te nie budzą już tak wielkiej sensacji jak dawniej. A ponadto dużo większe znaczenie niż sama parapsychologia ma szerszy problem wszelkich naszych subiektywnych zdolności.
Z jednej strony wielu ludzi uznaje zjawiska nadzmysłowe za coś oczywistego, ponieważ stanowią one normalną część ich życia. Z drugiej strony nie budzą one już takiej sensacji, ponieważ niewiele nowego dzieje się w tej dziedzinie. Wielu ludzi pragnęłoby lepiej rozumieć swe zdolności nadzmysłowe, a nawet korzystać z jakichś metod treningu, dzięki którym można by było rozwijać zdolności. Jednakże niemal nic takiego nie powstaje, ponieważ zwolennicy oficjalnego paradygmatu nie chcą w ogóle badać tych zjawisk. A przecież już samo oddzielanie tego, co nadzmysłowe, od całości subiektywnych przeżyć człowieka jest przejawem przestarzałego, redukcjonistycznego sposobu myślenia.
W.O.: Czy wierzy pan, że oficjalna nauka kiedykolwiek uzna i wytłumaczy zjawiska parapsychologiczne?
E.D.M.: Tak, wierzę. Straciłem jednak wszelką nadzieję, że stanie się to już niedługo. A to dlatego, że tradycyjni uczeni bardzo głęboko tkwią w dotychczasowym sposobie myślenia. Doświadczenie nadzmysłowe może natomiast nastąpić jedynie w wyniku przebadania własnego, subiektywnego wnętrza, a to z kolei niejako zmusza do dokonania osobistej zmiany sposobu myślenia. By zrozumieć to, co jest subiektywne, trzeba to przeżyć. A jeśli ktoś już ugrzązł w starym sposobie myślenia, bardzo mu trudno doświadczyć odmiennej rzeczywistości.
Problem częściowo polega na tym, że samo doświadczenie intelektualne nie wystarcza do zrozumienia tego, co subiektywne. Ludzie o nastawieniu teoretycznym muszą sami doświadczyć tego wewnętrznego świata, by w ogóle mogli wiedzieć, o czym mówią. Dlatego właśnie podkreślam konieczność nacisku ewolucyjnego, bez którego to nie może nastąpić.
W.O.: Czy taki nacisk ewolucyjny miałby polegać na przekonaniu uczonych, że zjawiska nadzmysłowe istnieją?
E.D.M.: Nie. Raczej na powolnym procesie tworzenia i umacniania pola morfogenetycznego dla tego rodzaju wiedzy. Nie przekonamy nikogo, by badał prawomocność przeżyć wewnętrznych lub wierzył w nie, dopóki on sam nie zechce tego zrobić. Dopóki uczeni odmawiają takich badań, przekonywanie ich do tego jest stratą czasu. Większość ludzi należących do obecnego establishmentu naukowego nie zechce porzucić tradycyjnego paradygmatu i badać nowego, ponieważ wymagałoby to osobistego zaangażowania się w sferę własnych przeżyć subiektywnych, a taką możliwość przecież z góry już wykluczyli.
W.O.: Czy jest pan zatem bardziej sceptyczny co do możliwości zmiany sposobu myślenia niż przed dziesięcioma laty?
E.D.M.: Wcale nie. Myślę, że właśnie obecnie wchodzimy w okres głębokich przemian. Moje sceptyczne uwagi dotyczyły wyłącznie pańskiego pytania na temat możliwości objęcia zjawisk parapsychologicznych przez nowy model nauki. Nie sądzę już, żeby nastąpiło to szybko.
W.O.: W czym zatem dostrzega pan przejawy zmiany paradygmatu?
E.D.M.: Być może w większym stopniu przemawia przeze mnie nadzieja niż fakty. Zdaję się jednak dostrzegać w społeczeństwie zmiany, które mogą zwiastować przekształcenie sposobu myślenia. Na przykład John Naisbitt w swej książce Megatrends (Megatrendy) wskazuje na pewne, bardzo praktyczne i łatwo dostrzegalne przejawy takich zmian. Z jednej strony takie zjawiska, jak decentralizacja i tendencja do tworzenia mniejszych systemów, a z drugiej strony zmiany w systemie wartości czy większe poczucie osobistej odpowiedzialności człowieka.
W.O.: Czy zatem przewiduje pan zmianę paradygmatu nauki bez elementów ponadzmysłowych?
E.D.M.: Ciągle powraca pan do tych zjawisk “nadzmysłowych", chociaż przez cały czas podkreślam, że nie jest to najlepszy sposób myślenia o przeżyciach subiektywnych. Mam oczywiście nadzieję, że zjawiska ponadzmysłowe wcześniej czy później znajdą drogę do nauki i wzbogacą nasze rozumienie ludzkich zdolności. Nie podoba mi się natomiast uznawanie rozwoju “nadzmysłowego” jako celu naszych wysiłków. Wolę mówić o wszystkich sferach subiektywnego rozumienia rzeczywistości oraz rozwoju wewnętrznego, których zaledwie małą cząstką są zjawiska ponadzmysłowe. I wcale nie ma decydującego znaczenia, która z tych sfer rzuci skuteczne wyzwanie dominującemu paradygmatowi oraz zmusi nas do zmiany sposobu patrzenia na rzeczywistość. Ważne są rezultaty takiej zmiany.
W.O.: A co pan uważa za najważniejsze i najbardziej pożądane w zmianie sposobu myślenia?
E.D.M.: Wierzę, że nastąpi drastyczna zmiana naszego stosunku do wartości, a dokładniej mówiąc — do tego, co w ostateczności warto robić. W istniejącym polu morfogenetycznym bezapelacyjnie króluje stary paradygmat wraz ze swym własnym stosunkiem do wartości czy raczej ignorowaniem wartości ludzkich. Naukowcy zakładają bowiem, że sama nauka i świat materialny są niezależne od jakichkolwiek istotnych wartości, toteż nauka nie musi zajmować się tym problemem. Ten brak zainteresowania wartościami moralnymi jest głównym aspektem kryzysu naszej epoki. Aby to zmienić, musimy raz jeszcze postawić sobie odwieczne pytanie filozoficzne, w jaki sposób dochodzimy do wartości, poznajemy je i akceptujemy.
W.O.: Powiedział pan kiedyś, że wartości są wpisane w rzeczywistość. Czy nadal pan w to wierzy?
E.D.M.: Tak. Z tym że dziś uzupełniłbym to stwierdzeniem, że ów system wartości wywodzi się w istocie z mądrości wieków. Jest on jak gdyby zbiorem informacji o tym, co zapewnia najlepsze warunki przetrwania, a w przypadku człowieka — co daje ostateczne zadowolenie. Informacje te są zawarte w polu morfogenetycznym, które gromadziło się od początku wszechświata.
W.O.: Wraz z ewolucją?
E.D.M.: Wraz z materialnym aspektem ewolucji, który dziś rozumiemy już całkiem nieźle. Nie rozumiemy natomiast efektów nieustannego oddziaływania między materialnymi i informacyjnymi aspektami ewolucji. Wraz z ewolucją gatunków ewoluowały nie tylko geny, ale również cechy informacyjne stanowiące podłoże, na którym zachodziła ewolucja tych materialnych aspektów życia. A wartości stanowią część tego “informacyjnego pola" ewolucji.
W.O.: Czy sądzi pan, że “nowa nauka" powinna wykryć ten system wartości, tkwiący w samej rzeczywistości?
E.D.M.: Nie chciałbym być źle zrozumiany. Poszukiwanie systemu wartości nie jest zastrzeżone tylko dla uczonych. Ich zadaniem jest badanie rzeczywistości. Jeśli jednak system wartości jest nieodłączną częścią rzeczywistości, to nauka, nawet najbardziej tradycyjnie rozumiana, nie może ich już dłużej ignorować. Ujmując to inaczej —jeśli we wszechświecie istnieje mechanizm informacyjny przekazujący kolejnym pokoleniom wiedzę o tym, co daje dobre rezultaty, to ma to olbrzymie znaczenie także dla samej nauki.
W.O.: Bo gdyby nauka uwzględniła istnienie tego mechanizmu, uzyskalibyśmy etyczny obraz wszechświata i człowieka?
E.D.M.: Także i teraz mamy etyczny obraz. Nauka ignorująca wszelkie rozważania na temat wartości także tworzy swego rodzaju etykę. Tyle że bardzo niebezpieczną. Powiedzmy zatem, że moglibyśmy uzyskać nowy etyczny obraz rzeczywistości. Taki, w którym system wartości odgrywałby dużo poważniejszą rolę obok naszej “racjonalnie" odkrytej wiedzy. Taki, w którym szacunek dla znajomości wartości moralnych i dla samych tych wartości odgrywałby najważniejszą rolę w życiu i działalności ludzkiej. Musi to nastąpić, jeśli chcemy przetrwać.
Przedruk z książki za zgodą Autora, Wikora Osiatyńskiego “Poznać świat. Rozmowy o nauce” Czytelnik Warszawa 1989 r.