Ezoteryka chrześcijaństwa, rozwój duchowy, Rozwój duchowy, ROZWOJ DUCHOWY- EZOTERYKA


Ezoteryka chrześcijaństwa
Maria,
maria_dorota@o2.pl

Ezoteryka chrześcijaństwa

Maria

Moje credo

Pragnę dzielić się z Wami moją wiedzą i doświadczeniami życia duchowego. Myślę, że człowiek może opowiadać tylko o tym, co sam dotychczas zrozumiał i czego sam dotychczas doświadczył w wymiarze swego przeżywania wewnętrznego. Dla mnie rozwój duchowy to ciągłe poszukiwanie i przeżywanie Prawdy o Człowieku i o Bogu, prawdy o naszej relacji z Nim, o poszukiwaniu wewnętrznej wolności, dojrzałości i mądrości, szczęścia i pełni, o poszukiwaniu miłości, o spełnieniu...

Oczywiście, wszyscy wiemy, że duchowość owiana jest nimbem tajemniczości, rozmaitych mitów i iluzji - a to daje nieuniknienie furtkę różnym manipulacjom i skrzywieniom. Życie duchowe człowieka uwarunkowane jest z pewnością m.in. jego poziomem świadomości, głębi i przenikliwości wobec Prawdy o jego własnej rzeczywistej, tej najprawdziwszej motywacji.

Rozwój duchowy nie jest sztuką artystyczną, ani sztuką walki ze samym sobą, ani morderczą samokontrolą, ani dążeniem do doskonałości, ani spektakularnymi technikami psychotronicznymi, ani zabiegami magicznymi, ani szamanizmem, ani mediumizmem, ani chanellingiem... W duchowości nie da się niczego osiągnąć na siłę wyszukanymi ćwiczeniami i praktykami. Nie da się też używać rozwoju duchowego instrumentalnie - "dla szpanu", dla pozyskania gratyfikacji psychologicznej i poprawy własnego wizerunku wobec siebie samego i innych, podniesienia swego prestiżu czy zdobycia poklasku. Życiu duchowemu towarzyszy natomiast często doświadczenie niezrozumienia i odrzucenia przez otoczenie - doświadczenie pokory.

Rozwój duchowy człowieka nie opiera się na energiach Księżycowych kultu Gaji, ani na Merkuriuszowo-Jowiszowym kulcie intelektu i wiedzy, ani na energiach Saturna - rygoryźmie, deprywacji, samoudręczaniu, pokucie, poprawności kosmicznej, doskonałości, lękliwym, ślepym i niewolniczym posłuszeństwie określonym zakazom i nakazom tradycyjnych religii, czy też - domniemanym groźnym bóstwom i energiom...

Rozwój duchowy człowieka bazuje na najsubtelniejszych energiach Urana, Neptuna i Plutona, przejawiających się w odwadze, pragnieniu i determinacji dążenia ku poznawaniu prawdy, w byciu sobą, w autentyczności, otwartości i szczerości, w otwartym sercu - kochającym, dającym i przyjmującym, w bezinteresowności, empatii, trosce i uważności dla innych, w impulsie ducha i tęsknocie za bliską, przyjacielską i partnerską, pełną miłości i ufności relacją z Bogiem.

Coś o mnie

Zawikłany życiorys, doświadczenie traumy i pragnienie zrozumienia sensu własnego życia pobudzały mnie do poszukiwań na rozmaitych ścieżkach - poprzez studiowanie astrologii ezoterycznej, zgłębianie psychologii i psychoterapii, poszukiwanie światła i przekazów Boga skierowanych do człowieka, rozsianych w różnych religiach oraz poprzez zanurzenie się w medytacjach chrześcijańskich... Historia mojego życia i wszystkie te poszukiwania doprowadziły mnie nieoczekiwanie do mojej indywidualnej ścieżki duchowej, która stała się najbardziej fascynującą przygodą mojego życia, obok miłości, niosąc ze sobą spełnienie i pasję życia...

I tym właśnie chciałabym się dzielić z Wami.

Spis tekstów:

Rozwój duchowy a wolność i doktryny

Cieszę się ogromnie, że są oto takie miejsca gdzie brać "poszukująca" może swobodnie wymieniać swoje dociekania i poglądy na nurtujące je tematy i inspirować się wzajemnie.

Wypowiedzi innych czasem nas nieco dziwią, czasem poruszają, czasem smucą a czasem wręcz radują, ale zawsze - inspirują nas do poszukiwania w sobie WŁASNEGO, intuicyjnego stanowiska wobec dyskutowanych kwestii, stanowiska, które będzie oczywiście adekwatne do naszego indywidualnego etapu ewolucji duszy i związanej z tym etapem, dostępnej nam świadomości - a więc jak najbardziej "odpowiedniego" i "doskonałego" rozumienia dla każdego z nas z osobna w danym momencie.

Nie zamierzam osobiście osądzać tu innych. Myślę, że osądzanie innych jest nie tyle nawet "niewłaściwe", co zwyczajnie nie ma sensu, bo każdy z nas jest przecież po prostu na innym etapie wędrówki duszy do Prawdy, Wolności i Miłości - do Boga i swojej bliskiej, autentycznej relacji z Nim; A każdy etap jest zwyczajnie potrzebny i wręcz konieczny - nie da się żadnego pominąć; Trzeba wszystkiego doświadczyć, by móc wyciągnąć własne wnioski i móc posuwać się dalej i dalej w sposób świadomy, z własnej woli, idąc za swoim pragnieniem z chęcią i z radością.

Każdy etap jest nieuniknionym, niezbędnym i równie ważnym elementem ewolucji duszy - tak jak fazy rozwoju kwiatu od pączka do pełnego jego rozkwitu, jak fazy rozwoju dziecka od niemowlęcia do dorosłości i dojrzałej osobowości - to naturalne, zdrowe i w tym jest zawarta wielka mądrość Stwórcy i całego Jego dzieła stworzenia.

Wymaga to jedynie po prostu zrozumienia, akceptacji i cierpliwości oraz zawierzenia się Prowadzeniu Bożemu w realizacji wszystkich najgłębszych pragnień naszej duszy. Nie oznacza to wcale, że wystarczy się położyć i czekać na oświecenie - to byłaby postawa bycia "letnim" (na co właśnie zwracał szczególną uwagę Jezus), pasywnym, biernym, życia w stagnacji, bez pasji i bez pragnień, które nie ma wiele wspólnego ze świadomym wejściem na ścieżkę rozwoju duchowego.

Ale kiedy już dusza nasza dojrzeje do odgrzebania głęboko zakorzenionego w nas, zasianego w nas dawno, od zarania - naszego pragnienia odkrywania i budowania w pełni Wolności naszej bezpośredniej i bliskiej, szczerej i serdecznej, pełnej pasji Miłości i Ufności naszej relacji z Bogiem i kiedy zdecydujemy się zrobić wszystko dla realizacji tego pragnienia, kiedy zdecydujemy się włożyć "nasze 100%" - reszta zostanie nam "dodana" przez Boga.

Powstaje tu, rzecz jasna, pytanie zasadnicze - Czym jest owo "nasze 100%"?
Otóż jest to podjęcie - w pełnej Wolności - z własnej woli i autentycznego pragnienia - decyzji o śmiałym, rzec by można także - szaleńczym (bo wbrew logice tego świata) Zawierzeniu Bogu - Jego Miłości i Prowadzeniu w realizacji naszych najgłębszych pragnień.

Wiąże się to z przekraczaniem bariery lęku przed konfrontacją z Prawdą o sobie i o otaczającym nas świecie, jak również - z lękiem przed zmianą w nas tej percepcji siebie, świata i Boga oraz - przed koniecznością zmian w naszym życiu, jako dalszej, naturalnej konsekwencji naszej zmiany wewnętrznej.

"I poznacie Prawdę, a Prawda was wyswobodzi" - zapowiadał Jezus (J.8,32).

Wbrew pozorom, taka autentyczna konfrontacja z Prawdą o sobie i swoich prawdziwych motywacjach działania (dotyczy to także oczywiście działania w kierunku rozwoju wewnętrznego!) niesie w sobie zawsze ogromne ryzyko utraty dotychczasowej równowagi, jako-takiego poczucia bezpieczeństwa i własnego poczucia wartości, które sobie latami wypracowywaliśmy, posługując się różnymi wewnętrznymi mechanizmami obronnymi;

Psychologia zidentyfikowała dotychczas ponad 200 tego typu mechanizmów obronnych - stosowanych podświadomie przez nas "wybiegów" potrzebnych nam i niezbędnych wręcz w celu "przetrwania", tak w dzieciństwie jak i później w dorosłości, dopóki nie dojrzejemy wewnętrznie do tego, aby się z tym wszystkim zmierzyć świadomie.

Dopóki nie dojrzejemy do tego - żyjemy w iluzji na temat siebie i świata, w błędnej percepcji siebie i świata oraz swojej relacji ze światem i z Bogiem, będąc wciąż nieświadomie niewolnikami swoich - bardzo głębokich i dalekosiężnych nieraz - "zakręceń", zranień etc.

Ludzie nie posiadający autentycznej wiary w Miłość i Prowadzenie Boga, Jego naturalną akceptację i oczywiste rozumienie naszej drogi ewolucji duszy jak i wszystkich możliwych płynących stąd skutków i "efektów" związanych z kolejnymi etapami rozwoju naszej duszy - nie są w stanie odnaleźć swojego poczucia wartości w swym boskim pochodzeniu i relacji z Bogiem jako te zawsze kochane i rozumiane przez Niego Jego dzieci.

Aby więc przetrwać w jako-takim zdrowiu/komforcie psychicznym usiłują oni zatem niestrudzenie budować swoje poczucie własnej wartości w oparciu o akceptację i szacunek lub podziw innych, próbując przez całe życie "być kimś" - budują kosztem wielu wyrzeczeń i nakładanego sobie jarzma, oraz mozolnej pracy nad sobą, swój "pozytywny wizerunek" - czy to popularnej osobistości, człowieka wiedzy czy władzy, różnego rodzaju możliwości i tzw. sukcesu, czy to pilnego, lojalnego i często - nadgorliwego ucznia i wyznawcy jakiejś (najlepiej - znanej i szanowanej) doktryny, religii czy szkoły rozwoju wewnętrznego etc.
Często izolują się i wywyższają nad otaczający świat, nie dorastający, w ich mniemaniu, do ich poziomu. Jest w nich ciągle jeszcze więcej potrzeby osądzania i potępienia otaczającego świata niż akceptacji, niż rozumienia i szacunku dla każdego etapu rozwoju otaczających nas dusz, wędrujących wespół z nami do tego samego celu, choć często jeszcze w fazach głębokiej nieświadomości... (że wspomnimy tu choćby biegłych w starej, szanowanej tradycji i wiedzy teologicznej Faryzeuszy zadufanych w sobie i zamkniętych zupełnie na rozwój duchowy w kierunku relacji Miłości Boga i Człowieka...)

Zdarza się, że ludzie tacy podejmują czasem z rozmaitych powodów i motywacji różnego rodzaju psychoterapie, które zaczynają przybliżać ich do Prawdy o ich historii życia i o ich prawdziwych motywacjach działania, odzierając ich z kolejnych warstw iluzji. Jeśli nie nastąpi w tym momencie przesunięcie punktu oparcia (dla poczucia własnej wartości) z własnego "pozytywnego wizerunku" na oparcie się na fundamencie autentycznej, bliskiej, bezpośredniej relacji z Bogiem, Jego pełnej akceptacji, zrozumieniu i bezgranicznej, bezwarunkowej Miłości do każdego swego dziecka, na każdym jego etapie rozwoju, to wówczas człowiek taki dochodzi do punktu krytycznego grożącego w najgorszym razie destrukcją psychiczną, a w najlepszym razie - stagnacją i zatrzymaniem się na pewnym, akceptowalnym dla niego, możliwym do "wytrzymania" poziomie prawdy o sobie i swoich prawdziwych motywacjach działania.

Ale kiedy odkrywamy wreszcie, że nasza WARTOŚĆ jest przyrodzonym nam, bezwarunkowo nam ofiarowanym i zagwarantowanym na zawsze darem Boga, niezależnie od naszego etapu rozwoju i wynikającego z niego poziomu świadomości, naszych słabości i "niemożności", naszego działania na dostępnym nam w danej chwili poziomie, wówczas przestajemy zaciekle i z mozołem walczyć o swój doskonały i nieskazitelny wizerunek, a to "dołując" siebie czasem, a to kiedy indziej popadając w pychę i wynosząc się nad innych... Zarzucamy swoje dotychczasowe mozolne zmagania i walkę ze sobą, napędzającą nam dotąd ciągły niepokój i lęk przed jakąś "wpadką" czy "obsuwą".

Przypomnijmy sobie znów tutaj radość ojca ze świadomego wyboru powrotu syna "marnotrawnego", byłego rozpustnika i utracjusza oraz postać jego brata - małostkowego, zawistnego o miłość ojca i rozżalonego, nie rozumiejącego nic, syna wiecznie "grzecznego", próbującego wszak zawsze zasłużyć i zapracować sobie mozolnie na miłość ojca - być może różnymi wyrzeczeniami, ofiarami, karnością etc...

"Miłosierdzia chcę, a nie ofiary" (Mat.9,13).
"Gdyż miłości chcę, a nie ofiary. Poznania Boga, a nie całopaleń." (Oz.6,6)

Kiedy więc wreszcie odkryjemy źródło i fundament naszej własnej Wartości, oparty na naszej bliskiej relacji z Bogiem - porzucamy "mozół", odkrywając, że jest on po prostu niepotrzebny ani Bogu, ani nam samym, i zaczynamy żyć "na luzie", lekko i radośnie, z pasją, z akceptacją i miłością dla innych i dla siebie, a stare nawyki w naszych relacjach z ludźmi, dawne przyzwyczajenia, przywiązania i poglądy -okazują się również zupełnie niepotrzebne. Ta zmiana to "efekt uboczny" zmiany fundamentu, na którym wspiera się nasze podstawowe Poczucie Wartości.
Nie da się nigdy na siłę osiągnąć takich zmian w sposób autentyczny i dogłębny - pomimo wielu szumnych i górnolotnych deklaracji, praktyk oczyszczających, wyrzeczeń, ascezy etc.

Myślę bowiem, że w rozwoju duchowym chodzi tak naprawdę nie tyle o poskramianie umysłu czy narzucaną sobie ascezę, co raczej - o uwolnienie się od kontroli racjonalnego umysłu na rzecz otwarcia się na głos serca i uzdolnienie go z czasem do bezwarunkowej miłości i akceptacji - wszystko inne znajdzie się wówczas "na swoim miejscu" jako produkt czy efekt "uboczny".
Intuicyjnie wyczuwam, bowiem, że istotą Boga jest raczej zdecydowanie Bezwarunkowa Miłość i Akceptacja, niż cokolwiek innego.

Wspomnijmy tu sobie choćby zalecenie Św. Franciszka: "Kochaj i rób co chcesz".

Przeczuwam też, że rozwój duchowy nie ma wiele wspólnego z doktrynami, jarzmem, morderczymi praktykami, wyrzeczeniami czy usuwaniem pragnień.
Pewna jestem natomiast, że Bóg zasiewa w każdej duszy, na każdym etapie jej rozwoju i w każdym jej wcieleniu - PRAGNIENIA ODPOWIEDNIE na ten czas, na dany etap i na dane wcielenie. Naszym zadaniem jest właśnie "dokopanie" się do tych pragnień i podjęcie się ich realizacji, przekraczając bariery lęku i zawierzając w pełni wsparciu i prowadzeniu Boga.

I to jest właśnie branie odpowiedzialności za swoje własne życie; Żyjąc pod dyktando innych ludzi i cudzych recept, nie zrealizujemy nigdy w pełni naszych zadań ukrytych w naszych głęboko zasianych pragnieniach.

W rozwoju duchowym nie chodzi o nałożenie na siebie jarzma morderczych praktyk i wyrzeczeń, usuwania pragnień...
Jestem przekonana, że rozwój duchowy nie toleruje przymusu, kagańca, kija ani marchewki - "nic na siłę" nie da się osiągnąć w rozwoju duchowym.

Przypomnijmy sobie symboliczną przypowieść z jednej z książek Antony de Mello o tym jak człowiek chciał, "w dobrej wierze", przyspieszyć i ułatwić rozwój motyla - chuchał na poczwarkę przepoczwarzajacą się powoli, swoim naturalnym rytmem, w motyla, aż niegotowa i poganiana na siłę - umarła...

Wszystko ma swój czas i miejsce.
Pomagajmy więc sobie nawzajem życzliwie i w duchu wzajemnej akceptacji i szacunku dla swojego czasu i miejsca na drodze doświadczania i rozwoju, dzielmy się między sobą swoimi doświadczeniami życia duchowego i światłem, nie zapominając jednak i o tych, którzy też wędrują przecież ku temu samemu celowi, choć trwają wciąż jeszcze w iluzji i nieświadomości...

Wielu z nas czuje się po prostu bezpieczniej i bardziej komfortowo wśród tych z nas "pracujących na podobnej fali", ale mam głębokie przeczucie wewnętrzne, że jesteśmy tu wszyscy na ziemi wymieszani i splątani losami nieprzypadkowo - po to mianowicie, abyśmy się nie izolowali i nie wynosili nad innych, ale dzielili się światłem z każdym, kto może zaczynać być gotowy na poszukiwanie go, jak również i z tymi, którzy nie są jeszcze gotowi, ale być może mają zacząć już dostrzegać wymiar duchowy, choć na razie nie rozumieją i boją się go, odrzucają i wykpiwają głośno... Każdy z nas wie, jak trudno jest nam czasem obcować z nimi w bliskości, dlatego wielu z nas ucieka często od tego wyzwania i odsuwa się od nich, wybierając "swój" krąg.

Byłoby z kolei naiwnym i idealistycznym twierdzić, że wszyscy "oni" lgną za to do "nas", bo wyczuwają jakąś naszą pozytywna energię czy też dostrzegają światło... Ich lęk przed indywidualną, samodzielną drogą i nasza odmienność wywołuje raczej często sporą dozę wrogości i pogardy dla "nas". Nie dziwmy się temu - przypomnijmy sobie wszakże, że tłum wolał uwolnić rzezimieszka Barabasza, a skazać na śmierć Jezusa - za Jego odmienność i pomimo jego charyzmy, która dla nich nie była jeszcze widocznie w ogóle dostrzegalna.

Ale dla każdego wszakże nadejdzie w końcu odpowiedni czas na przebudzenie się jego duszy.

"Nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec..." (Jan 6,44).
"Napisano bowiem u proroków: I będą wszyscy pouczeni przez Boga. Każdy, kto słyszał od Ojca i jest pouczony, przychodzi do mnie." (Jan 6,45, Izaj.54,13)

W końcu i tak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu - w naszym ezoterycznym rozumieniu - do szczytu góry /do końca drogi/ do Boga...

Kiedy uczniowie donieśli swemu mistrzowi, że oto kręcą się w pobliżu tacy, co "nie są z nami, a głoszą etc.", On nie potępił ani nie osądzał ich w żaden sposób - wręcz przeciwnie:... "Nie zabraniajcie. Bo kto nie jest przeciwko nam, ten jest za nami". (Mat. 9,39-40)

"Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą" (Mat.7,7-8)

Wiele wskazuje na to, że jest tak, że nasze dusze wchodząc na drogę rozwoju duchowego zaczynają na początku iść śladem pewnych gotowych, sformułowanych przez innych "recept" - przechodząc na różnych etapach swej ewolucji duszy przez rozmaite wypróbowane już przez innych ścieżki - w zależności od zapotrzebowania na dane doświadczenia duszy i osiągnięty poziom świadomości.
Nie wartościujmy ich, nie róbmy krytycznych porównań między nimi - wszystkie one mogą być potrzebne duszy na danych, kolejnych, niezbędnych etapach jej rozwoju...

Przeczuwam też, że wielce prawdziwe jest twierdzenie, że w miarę posuwania się w naszym rozwoju duchowym dostajemy od Boga - napotykamy na swojej drodze - różnych swoich nauczycieli i mistrzów odpowiednich dla nas na danym etapie - kolejnych mistrzów prowadzących nas coraz dalej, aż ku samodzielności w rozeznawaniu Prowadzenia Bożego na swojej indywidualnej drodze.

Jak wiadomo jednak - i nie zapominajmy o tym! - jest też wokół nas wielu mistrzów i proroków fałszywych. Dla wielu z nas wciąż rozeznanie co do tego przedstawia ogromny problem. Są jednak oczywiście rozmaite aspekty ich "prowadzenia", po których można ich rozpoznać: "Po ich owocach poznacie ich". (Mat.7,16).
Prawdziwy mistrz prowadzi swoich uczniów konsekwentnie ku otwartości na Prawdę o sobie, o innych i o Bogu, na Wolność i realizację Wolnego Wyboru, otwiera ich na autentyczną Akceptację i Miłość Bezwarunkową, oraz prowadzi ku coraz większej Samodzielności i Niezależności oraz Własnej Drodze i Własnemu Rozeznawaniu. I odwrotnie - fałszywi prorocy i mistrzowie dążą do odgradzania ucznia od innych, budując w nim specyficzny wizerunek samego siebie, implikując wynoszenie się nad innych i wszelkiego rodzaju ortodoksje, fanatyzmy i fundamentalizmy. Podobnie, budują też wielki dystans pomiędzy człowiekiem (uczniem) a Bogiem, stawiając jednocześnie siebie w roli jedynego, niezastąpionego i uprawnionego pośrednika, prowadząc do ubezwłasnowolnienia ucznia i uzależnienia go od siebie.

Dusza może więc zapewne ugrzęznąć nieraz na dłuższy lub krótszy czas w koleinach i okowach rozmaitych doktryn i nauczycieli, kosztem ZAPARCIA się SIEBIE i WYRZECZENIA się najwspanialszych boskich darów, w jakie została wyposażona - swojej głębokiej tęsknoty i swego prawa do swojej WOLNOŚCI w rozeznawaniu swojej Własnej Drogi i własnego Bliskiego Kontaktu z Bogiem, jak i swoich Pragnień głęboko zasianych w naszych duszach przez Boga.

Jest oczywistym wszakże, że niewolnik nie wie, co to jest Wolność i Bezwarunkowa Miłość - zna jedynie dopiero zależność, podporządkowanie, posłuszeństwo, lojalność i wierność ze strachu, a przy tym - nie zdaje sobie sprawy ze swej kondycji ubezwłasnowolnionego niewolnika...

Możemy oczywiście stwierdzić tu obiektywnie, że w tym sensie właśnie także Kościół Katolicki (i nie on jeden!) buduje mur pomiędzy Człowiekiem i Bogiem, po to by uzasadnić swoją rację bytu i swoją - rzekomo - niezastąpioną rolę, posiadając jako jedyny "pełnię środków zbawienia" ("Przekroczyć Próg Nadziei" - Jan Paweł II) Nie oferuje też dlatego rozwoju duchowego, prowadzącego nieuchronnie do samodzielności i bezpośredniej relacji Człowieka z Bogiem.

Ale nie zapominajmy wszakże, że wciąż bardzo wielu z nas nie jest widocznie gotowych jeszcze do samodzielnych ścieżek rozwoju duchowego i potrzebuje nadal prowadzenia za rękę, instrukcji, wytycznych i recept, kija i marchewki, zachęty i nagany - jak małe dziecko, które samo jeszcze nie rozeznaje...

Myślę, że dopóki dusza potrzebuje drogowskazów i gotowych, sprawdzonych przez innych recept - "podłącza" się do tych ścieżek i nurtów, chętnie podpisuje się pod różnymi szyldami, karmiąc jeszcze wciąż przy okazji swoje Ego - zaspakajając swoją potrzebę poczucia wartości poprzez identyfikację najczęściej ze znanym, "zacnym", szanowanym, uświęconym przez długą i znaną tradycję, liczebnie się liczącym kierunkiem...
Ten szyld i ta identyfikacja zaspakajają na początku w sposób wystarczający potrzebę poczucia wartości człowieka oraz jego potrzebę bezpieczeństwa.

Przychodzi wreszcie jednak taki etap, kiedy dusza nabiera świadomości tego i intuicyjnie zaczyna się "odklejać" i odrywać od dotychczas ślepo wyznawanych doktryn i wiernopoddańczego stosunku do mistrzów, którzy byli jej na początku drogi absolutnie niezbędni, a później - stawali się powoli już jedynie mniej czy bardziej pomocni w poszukiwaniu WŁASNEJ DROGI w danym okresie czasu i miejscu.

Rozwój duchowy to właśnie w tym sensie wzięcie odpowiedzialności na siebie...

Chrześcijaństwo ezoteryczne i egzoteryczne

Dostałam rozmaite komentarze na temat mojego pierwszego artykułu i dość długo na nie odpowiadałam, zastanawiając się, co mogłabym napisać w kolejnym artykule, mając na uwadze owe komentarze.

Większość pytań, dyskusji i kontrowersji koncentrowało się wokół terminu "ezoteryki chrześcijaństwa", co dla jednych było oczywiste, dla innych intrygujące, a jeszcze dla innych - dość bulwersujące lub nawet oburzające i niemożliwe do przyjęcia.

Myślę więc, że dobrze byłoby poświęcić temu tematowi parę słów, co zapewne powinnam była zrobić na samym początku...

Na czym polega zasadnicza różnica pomiędzy aspektem egzoterycznym i ezoterycznym chrześcijaństwa?

Zasadnicze rozróżnienie polega na tym, że wymiar egzoteryczny to skala globalna, wymiar zbiorowości, droga mas; zaś ezoteryczny - to droga bardziej zindywidualizowana, droga niewielkich grup "poszukujących".

Ważne przy tym jest zrozumienie, że nie są to wcale drogi będące w jakiejś definitywnej opozycji w stosunku do siebie, a wręcz przeciwnie - są to aspekty komplementarne, dopełniające się nawzajem.
Rozwój ludzkości podlega ciągłej ewolucji w kierunku coraz bardziej dostrzegalnego wokół nas wymiaru duchowego - Bóg bez wątpienia wspiera te procesy na wszelkie możliwe sposoby. Ewolucja ta odbywa się równolegle we wszystkich możliwych wymiarach i skalach, a więc zarówno w wymiarze zbiorowym (masy, zbiorowisko - patrz słowo "katholikos"), jak i indywidualnym, realizowanym na indywidualnych ścieżkach rozwoju duchowego.

I w tym sensie właśnie możemy mówić, że np. wszystkie kościoły chrześcijańskie pracują nad rozwojem duchowym ludzkości w wymiarze masowym/zbiorowym, na skalę globalną. Proces ten jest żmudny, długi, zagmatwany, wielokrotnie rozgałęziony i bardzo powolny, gdyż duża masa/zbiorowisko ludzi o zróżnicowanym poziomie rozwoju wewnętrznego ma oczywiście dużą bezwładność oraz dość niski poziom "średniej wypadkowej". Niemniej jednak jest to posuwający się powoli, ale wciąż do przodu, ciągły proces rozwoju. I to właśnie będzie tzw. egzoteryczny aspekt chrześcijaństwa (w tym przypadku - bo akurat mówimy tu ciągle o chrześcijaństwie), czy też inaczej - po prostu - zewnętrzna droga rozwoju.

Natomiast wewnętrzna droga rozwoju - aspekt ezoteryczny - to droga atrakcyjna jedynie dla tych, którzy już sami "poszukują" z własnej woli i wewnętrznej potrzeby, nie muszą być już popychani i ciągnięci, ani prowadzeni za rękę, ani instruowani nakazami i zakazami, normami moralnymi, presją wspólnoty, groźbą potępienia, straszeni i zmuszani, pouczani i łajani - jak to się dzieje w przypadku zbiorowiska/mas.
Ludzie odczuwający silny duchowy napęd intensywnie poszukują nauczycieli duchowych i szkół ezoterycznych, aby dogłębniej, radykalniej i intensywniej doświadczać przemiany duchowej, móc zgłębiać i chłonąć wiedzę i praktykę życia duchowego, gdyż właśnie ta wewnętrzna sfera życia jest dla nich dużo ważniejsza i atrakcyjniejsza niż jego warstwa zewnętrzna.

Generalnie rzecz biorąc, człowiek, gdy jest już gotowy wewnętrznie do tego, by przejść z poziomu egzoterycznego etapu rozwoju do poziomu etapu ezoterycznego, poszukuje sam i spotyka na swej drodze życiowej rozmaitych nauczycieli duchowych, coraz to bliższych Mądrości, Miłości, Prawdy - Boga.
Prawdziwi duchowi spadkobiercy Jezusa to nauczyciele duchowi tacy jak on, a nie przywódcy i administratorzy mas.
Autentyczna przemiana duchowa może być doświadczona na drodze rozwoju duchowego, w kontakcie osobistym Nauczyciela i Ucznia, przy wzajemnym szacunku, miłości i zaufaniu. "Masówka" nie może po prostu dać takiego efektu. Psychologia tłumu, jak wiemy, rządzi się zupełnie innymi prawami - tam indywidualna odpowiedzialność za własne czyny i rozwój nie istnieje, zaś indywidualność jako taka zostaje sprowadzona jedynie do roli maleńkiego trybiku ogromnej machiny.
Bycie zatem członkiem jakiegoś kościoła to tyle, co bycie uczestnikiem tłumu/zbiorowiska/mas, a to nie to samo, co bycie Uczniem Jezusa.

Wszyscy wiemy, że są jednostki, które nagle przeżywają doświadczenie głębokiego nawrócenia w takim właśnie biernym, śpiącym, żyjącym mechanicznie tłumie. Wśród życia wiedzionego przez taki tłum, doświadczają oni nagle czegoś o zupełnie innym, nowym, niezrozumiałym dla tłumu wymiarze - doświadczają jakby pewnego olśnienia, oświecenia, które z reguły rozpoczyna przebudzenie duszy na Boga - proces głębokiej przemiany wewnętrznej. Dla człowieka tego otwiera się wówczas wymiar życia duchowego. Zaczyna on rozumieć, odbierać i przeżywać rzeczywistość zewnętrzną w zupełnie inny sposób niż dotychczas - przez pryzmat duchowości, co jest zupełnie niezrozumiałe dla otoczenia. Jego życie zaczyna mieć aspekt ezoteryczny, niezrozumiały i nieprzenikniony dla innych.
Ezoteryczny, znaczy bowiem - dostępny tylko za pomocą władz duchowych.

Wiemy doskonale, że w naukach Jezusa zawarte są różne warstwy znaczeniowe, jakby różne wymiary wiedzy i duchowości adresowane do różnych ludzi, na różnym poziomie rozwoju. Kiedy mowił coś szczególnie istotnego w wymiarze ezoterycznym, podkreślał to wyraźnie i dobitnie mówiac, aby słuchali ci, "co mają uszy do słuchania". Rzecz jasna, inni także tego słuchali, ale słyszeli w tym co innego. Rozumieli to tak, jak mogli to rozumieć na swoim etapie rozwoju wewnętrznego - bardziej dosłownie, na poziomie zaleceń, instrukcji, nakazów i zakazów. Nie mogli oni pojąć madrości i głębi wymiaru ezoterycznego przekazu. To, co było dla nich dostępne, to jedynie zewnętrzne znaczenie jego słów rozumiane przez nich jako dosłowne proste i bezpośrednie recepty na życie.

"Ezoteryczny" to nie znaczy "utajniony", ale "możliwy do zrozumienia na poziomie duchowym, za pomocą władz duchowych". W warstwę przekazu ezoterycznego wsłuchują się więc ci, "którzy mają uszy do słuchania" i rozumieją przekaz w jego wymiarze duchowym.

AstralDynamics.pl © 2002
http://www.astraldynamics.pl/



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Geniusz kobiety Maryi jako wzór chrześcijańskiego życia duchowego
Liana; Inspiracje chrześcijańskie w rozwoju myśli naukowej we wczesnym średniowieczu (X XII)
Czas powiedzieć prawdę o globalnej wojnie z chrześcijaństwem i rozwoju satanizmu
O rozwoju zdolności PSI, TXTY- Duchowosc, ezoter, filozof, rozwój,psycholia, duchy ,paranormal
Przebudzenie, rozwój duchowy, Rozwój duchowy, ROZWOJ DUCHOWY- EZOTERYKA
Tolle Eckhart - Czas przebudzenia [wywiad], TXTY- Duchowosc, ezoter, filozof, rozwój,psycholia, duch
arkusz-swiadomosci-pieniedzy, Ezoteryka, parapsychologia, rozwój duchowy i wszystko z tym zwiazane,
Uczę się słuchać swoich uczuć, TXTY- Duchowosc, ezoter, filozof, rozwój,psycholia, duchy ,paranormal
KOŚCIÓŁ WOBEC ZWIĄZKÓW NIESAKRAMENTALNYCH, TXTY- Duchowosc, ezoter, filozof, rozwój,psycholia, duchy
jasnowidzenie, TXTY- Duchowosc, ezoter, filozof, rozwój,psycholia, duchy ,paranormal
Pierwsze kroki ku Miłości 5, rozwój duchowy, Rozwój duchowy, ROZWOJ DUCHOWY- EZOTERYKA
Ciała duchowe - wg Jogi Kundalini, TXTY- Duchowosc, ezoter, filozof, rozwój,psycholia, duchy ,parano
Telekineza, rozwój duchowy, Rozwój duchowy, ROZWOJ DUCHOWY- EZOTERYKA
JAK STOSOWAĆ BIAŁĄ MAGIĘ(1), TXTY- Duchowosc, ezoter, filozof, rozwój,psycholia, duchy ,paranormal
Metoda Silvy-art, TXTY- Duchowosc, ezoter, filozof, rozwój,psycholia, duchy ,paranormal
koncepcja koszyka, rozwój duchowy, Rozwój duchowy, ROZWOJ DUCHOWY- EZOTERYKA
Czy rozwój duchowy postępuje etapami, ezoteryka

więcej podobnych podstron