LEPIEJ MI UMRZEĆ niż żyć ks Staniek, Biblistyka


LEPIEJ MI UMRZEĆ, NIŻ ŻYĆ...

Są sytuacje, w których człowiek traci z oczu sens swego życia na ziemi. Oblicza wówczas precyzyjnie, co dla niego jest lepsze: życie czy śmierć. Dochodzi do wniosku, że lepszym rozwiązaniem jest śmierć. To bardzo naturalne i poprawne myślenie. Jeśli życie na ziemi traci sens, to śmierć jawi się jako wybawienie. Dla ludzi niewierzących odsłania się wówczas droga wiodąca aż do samobójstwa; albo mówiąc współczesnym językiem, do eutanazji na własne życzenie.

Ale sytuacja człowieka wierzącego jest inna. On wie, że Bóg jest panem życia i śmierci. Zostaje wówczas jedno możliwe wyjście: prosić Boga o śmierć. Taka modlitwa nie jest grzechem. W Starym Testamencie zanosili ją do Boga głęboko wierzący i święci mężowie: Hiob, Jeremiasz, Tobiasz...

W Nowym Testamencie po przypomnieniu przez Jezusa prawdy, że każdy ma swoją godzinę wyznaczoną od wieków przez Boga, taka modlitwa musi ulec pewnej korekcie. Jak długo bowiem człowiek jest na ziemi i posiada wyznaczone przez Boga zadania, tak długo nie powinien wybierać się do wieczności; winien wszystko wypełnić do ostatniej sekundy. Winien więc prosić Boga o siły potrzebne do wypełnienia Jego woli aż do „wykonało się”. Głęboko wierzący człowiek może w wielkim bólu prosić o śmierć jako o wybawienie. Nie powinien jednak zapominać, że jak długo jest na ziemi, tak długo pełni wolę Ojca. Czyni to nawet wówczas, gdy nie jest jej w pełni świadomy.

Może natomiast poprosić, by otoczenie nie zatrzymywało go za wszelką cenę. O to prosił Jan Paweł II w dzień swej śmierci około godziny 15.30, mówiąc najbliższym: „Pozwólcie mi odejść”. On jednak wiedział, że nadchodzi jego godzina, że wolę Ojca wypełnił do końca.

Tobiasz, przeżywając upokorzenie z powodu niewoli i swojego kalectwa, stracił bowiem wzrok, prosił Boga o śmierć. Oto jego modlitwa:

„Sprawiedliwy jesteś, Panie, i wszystkie dzieła Twoje są sprawiedliwe. Wszystkie Twoje drogi są miłosierdziem i prawdą, Ty sądzisz świat. A teraz, o Panie, wspomnij na mnie, wejrzyj, nie karz mnie za grzechy moje ani za zapomnienia moje, ani za moich przodków, którymi zgrzeszyliśmy wobec Ciebie. Nie słuchaliśmy Twoich przykazań, a Ty wydałeś nas na łup, niewolę i śmierć, na pośmiewisko i na szyderstwa, i na wzgardę u wszystkich narodów, wśród których nas rozproszyłeś. Teraz więc liczne Twoje wyroki są prawdziwe, wykonane nade mną za moje grzechy, ponieważ nie wypełnialiśmy Twoich przykazań ani nie chodziliśmy w prawdzie przed Tobą. Teraz więc uczyń ze mną według Twego upodobania, pozwól duchowi mojemu odejść ode mnie: chcę odejść z ziemi i stać się [znowu] ziemią. Ponieważ śmierć jest lepsza dla mnie niż życie, albowiem słuchać muszę wyrzutów niesłusznych i ogarnia mnie wielka boleść. Panie, rozkaż, niech będę uwolniony od tej niedoli! Pozwól mi udać się na miejsce wiecznego pobytu, nie odwracaj Twego oblicza ode mnie, Panie, ponieważ dla mnie lepiej jest umrzeć, aniżeli przyglądać się wielkiej niedoli w moim życiu i słuchać szyderstw” (Tb 3, 2-6).

Tobiasz traktuje doświadczenia jako karę Boga. I to jest pierwszy element owej modlitwy. Taka refleksja w podejściu człowieka dojrzałego do modlitwy jest uzasadniona. Kiedy spada na nas bolesne doświadczenie lub rozpoczyna się cierpienie, należy postawić sobie pytanie: Czy nie jest to następstwo moich grzechów?

Częściej niż sądzimy istnieje bowiem taki związek i to nie na zasadzie wymierzania przez Boga kary za grzech specjalnym wyrokiem, ale na zasadzie żelaznych konsekwencji grzechu. Do takich konsekwencji należy: rak płuc z powodu palenia papierosów; należą komplikacje ginekologiczne po zniszczeniu dziecka w łonie kobiety; choroby, których przyczyną są: alkohol, narkotyki, moda, brak umiaru w spożywaniu pokarmu, obżarstwo lub przesadna troska o linię; lekkomyślność na jezdni... Wielka ilość nieszczęść ludzkich jest zawiniona. One są prostą konsekwencją pewnych grzechów, nie zawsze wymienianych w rachunkach sumienia... Ileż istnieje sposobów szkodzenia na zdrowiu sobie lub innym! Za mało dziś mówi się o tym, ale tam gdzie jest zlekceważona odpowiedzialność za swe zdrowie lub bezpieczeństwo innych, tam zawsze jest grzech. Tobiasz wie o tym. Dostrzega swój grzech i wie, że jego doświadczenia są z nim związane.

Rozmowa z Bogiem może mieć miejsce jedynie na płaszczyźnie uznania prawdy o sobie i o swoim położeniu. Bez tego nawiązanie kontaktu z żywym Bogiem jest niemożliwe. Często jest to prawda o własnym grzechu. Tak też zaczynamy każdą Mszę Świętą, wzywając wszystkich jej uczestników, by stanęli w prawdzie przed Bogiem, co jest celem aktu pokutnego.

Tobiasz dostrzega również możliwość ponoszenia konsekwencji grzechów swoich przodków. Psychiatria zna te kanały, którymi przepływają cierpienia poprzednich pokoleń w następne. Wie również, jak trudno takie cierpienia usunąć, jak długiej terapii trzeba, aby je złagodzić, by rany zadane przez rodziców, dziadków, czasem nawet pradziadków wyleczyć. Ale ta świadomość jest potrzebna przede wszystkim do modlitwy. Możemy dźwigać ciężar błędów poprzednich pokoleń. Takie są konsekwencje zarówno dziedziczenia, jak i błędów wychowawczych. My nie odpowiadamy za nie, ale one są zawinione przez bliskich. To nie Bóg jest winien, że cierpimy, winni są nasi przodkowie. Czy należy ich z tego powodu przeklinać? Nie, to tylko pomnoży ilość zła na ziemi. Trzeba im przebaczyć i prosić Boga, by i On im przebaczył. Modlitwa wymaga rozmowy z Nim na temat ciężarów rodzinnych, jakie każdy człowiek niesie przez swoje życie. Jeśli ktoś jest od nich wolny, graniczy to z cudem. Jeśli wspomnienia rodzinne są piękne i bogate, i nie ma w nich pamięci o ranach zadanych w minionych latach, to wielkie szczęście. Za nie należy nieustannie dziękować Bogu.



Wyszukiwarka