autoprezentacja (Lalka), szkoła, polski


Martyna Brzęczek

Patrycja Hałuszka

Autoprezentacja (Pani Misiewiczowa, Helena Stawska)

Był kto z was za granicą mili Państwo? Nie spotkał kto z was w podróży Ludwika Stawskiego?

Mamo przecież, że Ludwik nie żyje. Pan Wokulski wystarał się dla nas o tą wiadomość.

Ano tak, no tak. Państwo z pewnością chcą o tym usłyszeć. Ja powiem o Ludwiczaku, bo dla Helenki to niewdzięczny temat. Mój zięć uciekł przed oskarżeniem o zamordowanie lichwiarki. Byłam gotowa przysiąc, że nie był mordercą, ale nie wiem po co bywał u tej kobiety. Ludwiczak wyjechał, a my żyłyśmy w ciągłej niepewności co do niego i ta niepewność zatruwała nam spokój. Ale ja, wyznam szczerze, więcej bałam się jego powrotu. Czułam, że gdyby ten człowiek wrócił, zabiłby do reszty szczęście mojego dziecka.

Ależ mamo!

Co córciu? Taka prawda! Tłomaczyłam Helence, że Ludwiczak albo umarł, albo się zaparł rodziny. Uważałam, że Helenka nie ma obowiązku czekać.

Ale nie wspomniałam wam jeszcze o moim świętej pamięci mężu. Mój mąż, Klemens Misiewicz był doskonałym naczelnikiem powiatu. Lubię siedzieć w oknie, osobliwie kiedy jest ładny dzień i czyste niebo, bo wtedy staje mi w pamięci mój mąż nieboszczyk, jak żywy. Wspominam dzień naszego ślubu. Klemens miał wtedy szafirowy frak i żółte, nankinowe spodnie. Taki spokojny człowiek… Wiem, że on jest w niebie.

Ale nie o tym miałam mówić. Byłyśmy tylko trzy: ja, Helenka i Helusia. Helenka, biedaczka, usiłowała nas utrzymać za marne grosze, a ja i Helusia przesiadywałyśmy całymi dniami w oknie wyglądając na świat i robiąc na drutach.

Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy zaczął zachodzić do nas pan Rzecki i zapoznał nas z panem Wokulskim, co było wielkim szczęściem, bo pan Wokulski pomógł nam bardzo przy procesie i potem.

Ach ten proces! Baronowa Krzeszowska okryła nas hańbą: myślałam, że będziemy musiały wynieść się do mojej siostry pod Częstochowę. Okropnie rozpaczałam nad naszym losem. Ale pan Wokulski wszystko odmienił.

Helenko opowiedz państwu o panu Wokulskim i niegodziwości baronowej Krzeszowskiej. Ja muszę dokończyć pończochę.

Baronowa Krzeszowska wytoczyła mi proces o kradzież lalki. Przed rozprawą byłam bardzo zdenerwowana. Bałam się, że zostanę skazana nawet przed procesem byłam do spowiedzi. Pan Wokulski uspokajał mnie, że zostanę uniewinniona i wiecie co miał racje. Jaka ja byłam wtedy szczęśliwa po prostu kamień z serca i jeszcze ta nowa dobrze płatna praca jako kasjerka w sklepie Milerowej. Przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Pan Rzecki razem z panem Wokulskim bardzo często nas odwiedzali. Ach ten Wokulski, jaki on dobry, miły, przystojny. Chyba się w nim zakochałam a pan Rzecki ciągle powtarza, że on też mnie kocha. Kilka dni później przyszły do mnie wieści, że Wokulski zaręczył się z panną Łęcką, O jaka ja byłam nieszczęśliwa, i że mój mąż Ludwik żyje i mieszka w Algierze. Już drugi raz się przeprowadziliśmy tym razem aż pod Częstochowę. Często przychodził do nas pan Mraczewski nawet jak zostałam wdową to mi się oświadczył. Nie wiedziałam, co mam robić ale w końcu go przyjęłam. Ach i jeszcze ten spadek pana Wokulskiego dla mojej córeczki, co za szczęście.         



Wyszukiwarka