notatka problemy w dyskursie, Pedagogika studia magisterskie, problemy społeczne w dyskursie publicznym


Problemy społeczne w dyskursie publicznym

(notatki jedynie uzupełniające wykłady!!!)

Wieloletnie badania socjologów wiedzy oraz socjologów komunikacji masowej skutkują wnioskiem, że podstawowym źródłem wiedzy we współczesnym świecie jest komunikacja masowa, a dokładniej dyskurs publiczny. Przez cały dwudziesty wiek rozwijały się media masowe:

W rezultacie na przełomie XX i XIX wieku media masowe stały się głównym źródłem wiedzy człowieka żyjącego w kulturze euroamerykańskiej o świecie, a często i o nim samym.

Dyskurs publiczny - co to znaczy?

Dyskursywność to właściwość przekazu, polegająca na jego jednoliniowości. Wszystkie komunikaty wyrażone w języku są z konieczności dyskursywne, bo język jest dyskursywny (wymusza na nadawcy układanie słów jednego po drugim). W odróżnieniu od języka, muzyka lub sztuki wizualne (malarstwo, rzeźba) nie muszą być dyskursywne. Np. utwór orkiestrowy dociera do odbiorcy w całej swojej złożoności (wszystkie instrumenty naraz) i rozpisanie go na przekaz jednoliniowy (słuchanie wszystkich instrumentów po kolei) zabiłoby istotę dzieła.

Jeden ze współczesnych filozofów języka Ludwig Wittgenstein wskazuje, że świat ze swojej natury nie jest dyskursywny. Widzimy złożone obrazy, słyszymy złożone dźwięki i to w tym samym momencie.

Dyskurs to logicznie lub co najmniej tematycznie powiązane ze sobą elementy układające się w jedną linię. Np. ciągi powiązanych ze sobą argumentów, wypowiedzi, artykułów. Rzadko jednak kiedy dyskursy przebiegają w tak zdefiniowanej prostej formie. Często rozgałęziają się, łączą i krzyżują. To co się odgałęzia tworzy nowy dyskurs.

0x08 graphic
0x08 graphic
0x01 graphic

Pozostaje jeszcze wyjaśnienie kwestii, co znaczy „publiczny”.

Generalnie publiczne jest to, co spełnia dwa kryteria:

  1. Jest ogólnodostępne, tzn. dostępności nie ogranicza mała ilość danego zasobu lub jego reglamentacja, nie jest też on ograniczony barierami ekonomicznymi (wysoką ceną).

  2. Jest opiniotwórcze, tzn. ma wpływ na znaczną część populacji, jest czytane, oglądane lub chociażby znane powszechnie.

W praktyce spełnienie drugiego warunku jest ważniejsze, ponieważ trudno sobie wyobrazić przekaz opiniotwórczy, który jednocześnie nie jest ogólnodostępny, za to można sobie wyobrazić przekazy wydawane w bardzo dużych nakładach i rozdawane za darmo, a jednak nie opiniotwórcze.

Reasumując, dyskurs publiczny to ciągi argumentacji, które są rozwijane w mediach ogólnodostępnych mających rangę opiniotwórczą.

Tak zdefiniowany dyskurs pełni ważne role społeczne:

Poza tym jednak, dyskurs publiczny również jest odpowiedzialny za wypaczanie obrazu świata, mniejszościowych grup społecznych, a również funkcjonowania realnych instytucji. Ponadto prezentowana w dyskursie publicznym często niska kultura dyskusji jest automatycznie przenoszona do debat lokalnych czy nawet codziennych, bowiem ich uczestnicy nie tylko używają tych samych argumentów, ale jeszcze kopiują sposób prowadzenia dyskusji.

Dyskurs jest fundamentem, platformą demokracji w szczególności w okresie pomiędzy wyborami, bo wtedy społeczeństwo nie ma bezpośredniego wpływu na sposób sprawowania władzy.

Dyskurs publiczny jest płaszczyzną wypracowywania systemów normatywnych na płaszczyźnie społecznej. Pewne systemy normatywne są we współczesnym dyskursie publicznym preferowane (nadreprezentowane) inne są marginalizowane. Zdecydowanie dominują w dyskursie publicznym wartości klasy średniej, choć klasa średnia, szczególnie w Polsce nie jest tak bardzo liczna. Taka dominacja powoduje, że wszystkie kwestie podejmowane w dyskursie publicznym są oceniane z perspektywy wartości klasy średniej.

Nałożenie się na siebie potęgi masowej komunikacji, wolności słowa i gospodarki wolnorynkowej spowodowało niekorzystną modyfikacje dyskursu publicznego. Ponieważ media są przede wszystkim podmiotami gospodarczymi, których statutowym zadaniem jest przynoszenie zysku, kierują się zasadą oglądalności, a więc prezentowane jest to, co przyciągnie masowego widza. Stąd media w pewnym sensie zawsze prezentują nieprawdziwy obraz świata, bardziej sensacyjny, tragiczny, dynamiczny itd., ale dlatego, że widz tego właśnie oczekuje.

Nie chcemy w mediach widzieć codzienności, a więc prawdy o sobie, wolimy wydarzenia niecodzienne, takie, które z założenia nie przytrafiają się w realnym życiu często, a w mediach widzimy ich codziennie bardzo dużo. W rezultacie, to co rzadkie w realnym świecie, staje się codziennością świata wirtualnego, a ów wirtualny świat jest naszym głównym źródłem wiedzy o świecie realnym (media często są nazywane oknem na świat) i tak koło się zamyka. Poruszając się po świecie prawdziwym roznosimy lęki i wyobrażenia zaczerpnięte z mediów. Wirtualizujemy rzeczywistość wokół nas.

Osobnym problemem jest dyskryminacja mniejszości. Nastawione na masowego odbiorcę media, pomijają punkty widzenia mniejszości, których głos zupełnie wypada z publicznej debaty. Skutkiem takiej nieobecności jest nie uwzględnianie mniejszościowych argumentacji podczas decydowania o wspólnych sprawach, bowiem dyskurs publiczny ma olbrzymi wpływ na realne funkcjonowanie świata społecznego, w tym działanie różnych instytucji. Nietrudno znaleźć przykłady wzmożonej aktywności instytucji np. pomocowych, ponieważ media ujawniły jakiś przypadek zaniedbań. Jeżeli problemy jakiejś grupy nie maja szansy znaleźć się w centrum uwagi ponieważ nie przyciągną masowego widza, nie ma co liczyć na jakieś zaangażowanie w ich sprawie publicznych instytucji. (temat ten zostanie rozwinięty na wykładzie 14)

Z jednej strony, brak innej możliwości realizowania codziennej demokracji bez dyskursu publicznego, z drugiej jednak, wadliwe funkcjonowanie tego właśnie narzędzia demokracji skłania wielu socjologów do formułowania postulatów zmian funkcjonowania publicznej debaty.

Te postulaty można podzielić na dwa stanowiska przyporządkowane normatywnej lub interpretatywnej koncepcji funkcjonowania rzeczywistości społecznej (więcej na temat tych podejść zostanie podane na wykładzie 6).

Zwolennicy orientacji normatywnej uważają, że dyskurs publiczny powinien być w miarę możliwości uproszczony, oparty na wyraźnie określonych i powszechnie akceptowanych normach (powinien być „pouczający”), niestety systemy normatywne rzeczywiście ujawniane w dyskursie publicznym nie są spójne.

Interpretatywiści z kolei prezentują wniosek przeciwny: jeśli negocjacja i interpretacja norm ma przebiegać na poziomie społecznym, musi być dyskusja. Im bardziej dyskurs zróżnicowany tym lepiej, więcej stron (partnerów społecznych) w nim uczestniczy, mniejsze ryzyko wykluczenia.

Wykluczenie społeczne w perspektywie interpretatywnej to sytuacja, w której pewne grupy społeczne nie są obecne w dyskursie publicznym, ich poglądy nie są reprezentowane. (zagadnienie to będzie rozwinięte na wykładzie 12)

Pojęciowa organizacja publicznej debaty (wg Czyżewskiego):

Z dyskursu publicznego można wyodrębnić dyskurs polityczny, a więc debatę publiczną dotyczącą kwestii wspólnych dla większości mieszkańców, w zakresie których potrzebna jest wspólna decyzja. Z kolei w dyskursie politycznym znajduje się dyskurs polityki, czyli wymiana poglądów i autoprezentacja konkretnych ugrupowań politycznych i ich reprezentantów.

Mediokracja: o bajkach, pilocie i demokracji

Kwestia obecności mediów we współczesnym nam świecie oraz ich wpływów na procesy socjalizacyjne czy wychowawcze była już w literaturze pedagogicznej podejmowana wielokrotnie. Odnoszę jednak wrażenie, że znakomita większość tekstów proponuje bardzo zubożony sposób definiowania masowej komunikacji oraz jej funkcji w demokratycznych społeczeństwach opartych na mniej lub bardziej przestrzeganej zasadzie wolności słowa. I tak znajdziemy ogromną ilość artykułów, w których autorzy, na skutek własnych przemyśleń lub badań, dochodzą do wniosku, że oferta programowa mediów w swojej większości szkodzi dzieciom i młodzieży, bo: zbyt wiele krwi i przemocy, rysunkowe postacie „bezkarnie” spadają w przepaście, są rozjeżdżane przez walec drogowy lub dzielnie przyjmują uderzenia wielkim młotem w głowę, na wybiegach pokazów mody przechadzają się jedynie anorektyczne dziewczynki, których kolor skóry wskazuje daleko posuniętą anemię, itd., itp.

Z drugiej strony, już znacznie słabiej, podnoszona jest edukacyjna funkcja mass mediów, realizująca się głównie poprzez programy przyrodnicze, historyczne (choć w tym zakresie już pojawia się dyskusja, jak historię komentować), popularno-naukowe, artystyczne (o ile nie epatują nagością i obscenizmem) itd.

Wnioski praktyczne, jakie z takich badań można wyciągnąć, ograniczają się do różnych form likwidacji (od likwidacji całych kanałów tematycznych po pojedyncze odcinki seriali) lub cenzury (od „pedagogicznej opieki” nad kanałami dla dzieci, aż po totalną cenzurę wszystkiego, co trafia w „eter”) oraz postulatów „nasycania” mediów programami wychowawczo właściwymi.

Pozostawiając na boku kwestię, czy rzeczywiście „rysunkowe niemożliwości” i krwawe sceny szkodzą (w jednej z tradycyjnych bajek dwie Dorotki skaczą na oślep do studni i nic im się nie dzieje, w wielu innych krew się leje strumieniami, a dzielni rycerze są masowo pożerani przez smoki) stwierdzić muszę, że na szczęście wszystkie te postulaty są utopijne i dopóki mamy wolny rynek, wolność słowa i demokrację nie mają szans na realizację, bo czyż zmieniłaby się rzeczywistość, gdyby zakazać pokazywania przemocy i seksu w mediach, odebrać filmom rysunkowym ich surrealistyczny walor, a od rana do wieczora pokazywać programy edukacyjne? Spragnieni „wrażeń” znajdą z pewnością inny sposób dotarcia do poszukiwanych filmów, a kanały „na siłę” edukacyjne będą po kolei plajtowały, bo bez widza nie dadzą rady się utrzymać. Chyba, że powrócimy do centralnie planowanej gospodarki, telewizji państwowej i cenzury.

Kto ma pilota, ten rządzi

Media prywatne, a w sporym stopniu i publiczne to przedsiębiorstwa bardzo demokratyczne. Większość ma zawsze rację. Dyrektorzy programowi poszczególnych kanałów podejmują swoje decyzje niemal wyłącznie w oparciu o swoiste głosowania widzów nazywane rankingami oglądalności. Jeżeli większość (lub choćby znaczna część) widowni czegoś chce, z pewnością to dostanie. Mechanizm ten, w odróżnieniu od kadencyjnej demokracji politycznej, działa ciągle, co tydzień, co miesiąc, a gwarancją jego poprawnego funkcjonowania są kontrakty z reklamodawcami, z czego utrzymuje się kanał. Zależność jest prosta i przejrzysta, im większa oglądalność, tym droższy czas reklamowy, tym większy zysk spółki medialnej. Za działanie na szkodę firmy, a więc np. emisję filmu edukacyjnego o niskiej oglądalności w najlepszym czasie antenowym, zarządowi spółki grozi prokurator.

Takie umiejscowienie mediów w ekonomiczno-prawnym porządku społecznym powoduje, że są one chyba najbardziej demokratyczną instytucją, codziennie miliony z nas (a w Polsce jest więcej telewizorów niż pralek), używając swoich pilotów, głosują na obraz świata, jaki chcą mieć w swoich domach. To nie telewizja żeruje na tragediach ludzkich, epatuje seksem i przemocą, to my chcemy takie właśnie informacje i programy oglądać.

Jedyne okno na świat

Współczesność stawia człowiekowi bardzo wysokie wymagania w zakresie wiedzy, jaką posiada. Dużo trzeba wiedzieć i umieć nie tylko by zdobyć wysoką pozycję w społeczeństwie czy dobrze płatną pracę, ale również by sprawnie poruszać się po ulicach współczesnych miast, obsługiwać sprzęt elektroniczny zgromadzony we własnym domu oraz, co w kontekście tematu najważniejsze, być świadomym obywatelem.

Jeżeli przeanalizujemy źródła naszej wiedzy, szczególnie tej obywatelskiej, dojdziemy do wniosku, że właściwie ogromna część, a można nawet twierdzić, że całość, pochodzi z mediów. Z telewizji dowiadujemy się, kto jest prezydentem naszego kraju, jakie są rezultaty referendum, ale i co ważne w dzisiejszym świecie, czy jest kryzys, jakimi problemami społecznymi powinniśmy się zajmować i w jaki sposób, czy najróżniejsze instytucje dobrze działają, a jeżeli nie to dlaczego i kto jest za to odpowiedzialny.

Dzięki tej wiedzy, a właściwie, dzięki temu, że każde to zagadnienie jest zaprezentowane z różnych perspektyw, możemy sobie „wybrać nasz pogląd”. Używam określenia „wybrać” a nie wyrobić, bo nie mamy żadnej wiedzy dodanej, możemy tylko zgadzać się bądź nie zgadzać z którąś ze stron lub uznawać pewne argumenty za słuszne, w odróżnieniu od innych. Oczywiście taki proces „przyswajania” poglądu jest znacznie bardziej skomplikowany i obejmuje nie tylko, i nawet nie przede wszystkim, aspekt poznawczy, ale również emocjonalny, światopoglądowy (bliżej nam do tych, którzy podobnie widzą świat), biograficzny (łatwiej zaakceptować pogląd i argumentację kogoś, kto ma podobne doświadczenia) itd.

Zatem, dzięki najbardziej demokratycznej instytucji na świecie, dowiadujemy się, co dla naszego kraju/społeczności/globu najważniejsze, jakie można w tej sprawie mieć argumenty i poglądy oraz wybieramy sobie, który z nich będzie „naszym” zdaniem w tych kwestiach.

Dyskurs publiczny a demokracja

Rola mediów nie ogranicza się jedynie do budowania świadomości obywatelskiej. Media są również platformą działań politycznych w szerokim tego słowa znaczeniu. Upraszczając nieco koncepcję Jurgena Habermasa można zauważyć, że media masowe stanowią konieczną, techniczną podstawę dla dyskursu teoretycznego (rozstrzygającego, co bardziej racjonalne, a co mniej) oraz praktycznego (rozstrzygającego, które poglądy, kierunki działania mają większe zaplecze społeczne) (Habermas, 1999, s.46-61). Oczywiście nie zawsze to, co bardziej racjonalne znajduje szersze uznanie społeczne.

Ponieważ partie polityczne funkcjonują podobnie jak media: stale analizują tzw sondaże sympatii politycznych i swój program dostosowują, na ile to możliwe, do preferencji elektoratu, a elektorat z kolei swoje decyzje zawdzięcza mass mediom, w których prezentują się politycy, koło się zamyka. Coraz więcej kwestii przesądzanych jest na poziomie dyskursu publicznego i jaki by nie był nasz stosunek do merytorycznego czy formalnego poziomu dyskusji medialnej, to właśnie jej rezultaty kształtują znaczną część naszej codzienności.

Obszary życia społecznego, którymi zajmuje się pedagogika nie są żadnym wyjątkiem i podlegają w tym samym stopniu „dyktaturze” mediów. W dyskusji publicznej przesądzane jest nie tylko, co jest ważne (ważniejsze), a co mało ważne, które problemy są dyskutowane i dzięki temu osiągają status problemów społecznych, a które są pomijane i przez to pozostają problemami indywidualnymi oraz jakie jest spektrum widzenia określonych problemów (Czyżewski, Dunin, 1991). Dyskurs publiczny to również stała kontrola nad światem instytucjonalnym, społeczna ocena praktycznych rozwiązań i propozycji oraz motywowanie do działań naprawczych, gdy system instytucjonalny zawodzi. Przykładem pierwszego zjawiska mogą być projekty społeczne, jeżeli bowiem jakiś projekt zostanie zaprezentowany w mediach (to znaczy zbuduje taki wizerunek, który wygeneruje oglądalność) będzie miał bez porównania większe szanse na uzyskanie społecznej akceptacji oraz środków finansowych (zarówno publicznych jak i prywatnych). Innym przykładem może być instytucja, która nie funkcjonuje właściwie, a zaniedbania osiągnęły już poziom wydarzeń sensacyjnych (informacja o nich zainteresuje masowego widza). W takim przypadku zainteresowanie mediów generuje niemal natychmiastowe działania naprawcze i to nie tylko w tej konkretnej instytucji, ale i wszystkich podobnych, bo będą się one obawiały podobnego „śledztwa dziennikarskiego”, a potem i reportażu.

Co więcej, dyskurs publiczny ukazuje wzorce komunikacyjne między ludźmi o przeciwnych poglądach (w mediach głównie walczących o uznanie/pozycję/władzę), a zatem strategie autoprezentacyjne i strategie prezentowania problemów, zasoby argumentacyjne, mające uwiarygodniać postulowane rozwiązania lub osłabiać propozycje oponentów, jakie są uznawane kryteria rozstrzygania sporów (Czyżewski, Piotrowski, 1991; Rytualny chaos, 1997). Te wzorce są przenoszone do dyskusji lokalnych w ramach wspólnot i społeczności, wpływając na strategie negocjowania np. lokalizacji instytucji/placówek dla chorych na AIDS czy uzależnionych od narkotyków/alkoholu.

Zamiast zakończenia - w stronę aktywnego udziału w dyskursie publicznym

Hegemonia dyskursu publicznego polega na kształtowaniu świadomości społecznej (wiedzy i poglądów), moderowaniu dyskusji teoretycznej oraz uzupełnianiu jej o kontekst ideologiczny, konstruowaniu modeli działania praktycznego. Z tych to powodów, bez wiedzy dotyczącej mechanizmów konstruowania publicznego dyskursu oraz bez aktywnego i przemyślanego w nim uczestnictwa, nie sposób sobie wyobrazić efektywnego działania społecznego i/lub wychowawczego.

Zatem zamiast walczyć z mass mediami lepiej edukować o ich roli w demokratycznym społeczeństwie oraz o roli odbiorcy w kształtowaniu przestrzeni medialnej. Każdy, komu marzy się zmienianie świata, modernizacja rzeczywistości instytucjonalnej, oddziaływanie na społeczną świadomość, zawsze musi uwzględniać konieczność włączenia się do dyskursu publicznego i przekonywania w sposób medialnie atrakcyjny o konieczności postulowanych działań.

Literatura cytowana:

Czyżewski M., Dunin K., (1991), Seppospolita Polska (zamiast posłowia), w: Cudze problemy. O ważności tego co nieważne. (red. M.Czyżewski, K.Dunin, A.Piotrowski), Warszawa.

Czyżewski M., Piotrowski A., (1991), Spór o AIDS, czyli kto panuje w dyskursie o moralności?, w: Cudze problemy. O ważności tego co nieważne. (red. M.Czyżewski, K.Dunin, A.Piotrowski), Warszawa.

Habermas J., (1999), Teoria działania komunikacyjnego, t.1, PWN, Warszawa.

Rytualny chaos. Studium dyskursu publicznego, (1997), (red. M.Czyżewski, S.Kowalski, A.Piotrowski), Aureus, Warszawa.

Schütz A., (1985), Światły obywatel. Esej o społecznym zróżnicowaniu wiedzy, Literatura na Świecie, nr 2, s. 269-284.

Ostatnimi czasy znaleziono również rozwiązanie dla „medialnych mniejszości”, a więc tych, którym się nigdy nie podoba to, co lubi większość. Są to kanały tematyczne, tam bowiem, mniejszość o wysublimowanym smaku może sobie, za odpowiednią opłatą, oglądać to, co lubi.

Małym drukiem, na dole strony, muszę nieco tak ostro zarysowaną tezę osłabić, bo bez wątpienia telewizja też w części kreuje potrzeby medialne widzów, robi to jednak bardzo ostrożnie i profesjonalnie. Najpierw testuje nowy typ programu (np. reality-show) na małej grupie i dopiero, kiedy widzowie go zaakceptują decyduje się na frontalne „uderzenie” w tzw „prime timie”. Oczywiście, jeżeli eksperyment się nie powiedzie i widz masowy nie usiądzie przed telewizorem, program zniknie z anteny szybciej niż się pojawił. To widz ma zawsze pierwsze i ostatnie słowo.

Alfred Schütz w podobnym sensie używa określenia „światły obywatel” (Schütz, 1985), ponieważ jednak moje intencje nieco różnią się od intencji Schütza, zdecydowałem się wykorzystać inne określenie.

Zarówno pierwszy, jak i drugi przykład pokazuję w świetle pozytywnym, choć można również podać wiele przykładów, kiedy medialność np. stowarzyszeń użyteczności publicznej jest większa niż korzyści płynące z ich działalności. Podobnie w świecie instytucji, działania reporterów doprowadzają niekiedy do nadmiernego zogniskowania funkcjonowania określonej instytucji na problemie, który jest przedmiotem medialnej krytyki, kosztem innych obszarów jej działania, które są mniej medialne. Generalnie, kryteria selekcji materiałów medialnych takie jak sensacyjność, egzotyczność, śmieszność, groteskowość, aktualność, tragiczność często nie pokrywają się z merytoryczną potrzebą selekcji racjonalnej w zakresie funkcjonowania instytucji. Stąd często to, co medialne nie jest najważniejsze dla profilu działania instytucji oraz ze względu na bieżące potrzeby społeczności, z drugiej strony, to co ważne dla codzienności niemal z zasady nie jest medialne.



Wyszukiwarka