07 Filozofia czlowieka, Antropologia


Wykład VII - Homo amans.

Zajmiemy się teraz homo amans, czyli człowiekiem kochającym. Przygotowując się do tego wykładu przerzucałem rozmaite klasyczne dzieła, w tym Arystotelesa. W „Etyce ...(?)”, jego podstawowym dziele dotyczącym etyki, znalazłem bardzo ładne zdanie: „Życzliwość zdaje się być początkiem przyjaźni, tak jak radość oczu jest początkiem miłości. Wszak nikt nie kocha drugiego, jeśli przedtem nie radowała go jego powierzchowność; choć ten, kogo cieszy powierzchowność drugiego jeszcze go nie kocha, lecz wtedy dopiero, gdy tęskni za nieobecnym i pragnie jego obecności”. Ów fragment przemyśleń starożytnego mędrca można rozumieć jako próbę wskazania na być może bardzo istotny element miłości. Z jednej strony „radość oczu”, z drugiej pragnienie obecności.

Sprawa nie jest jednak taka prosta, co udowodniło mi zapoznanie się z egzemplarzem polskiego tłumaczenia „Etyki ...” , z której korzystałem. Przy haśle „miłość” umieszczonym w indeksie, znajdują się następujące odnośniki: młodość, samobójstwo, żona. Oznacza to, że temat miłości nie jest prosty i wymaga pewnych uściśleń. Poszedłem tropem autora tego indeksu. Po pierwsze młodość. Kim jest młodzieniec według definicji Arystotelesa? Stwierdza on, że może być matematykiem, ale nie przyrodnikiem, a w żadnym wypadku filozofem. Matematykiem, bo szybko liczy; przyrodnik musi dużo wiedzieć, nie mówiąc już o filozofie, który musi wiedzieć wszystko. „Młodzieńcowi brak doświadczenia w kwestii życia praktycznego, w związku z tym łatwo ulega namiętnościom i dlatego młodzi przyjaźnią się szybko, są kochliwi, ale szybko gasną” - czyli ostygają. Panie powinny wpisać to sobie do notatek dużymi literami (żeby nie było, że nie mówiłem).

Samobójstwo jest dla Arystotelesa - jak widzę - kolejnym tematem ściśle związanym z miłością, jeszcze na długo przed Goethem i jego Werterem. „Samobójstwo, jeśli jest ucieczką przed ubóstwem, miłością, lub jakimś zmartwieniem, nie dowodzi męstwa, lecz raczej tchórzostwa. Słabością bowiem jest ucieczka przed trudnościami. Śmierć wybiera człowiek nie dlatego, że jest moralnie piękny, ale dla uniknięcia niedoli”. Nie biorąc pod uwagę ubóstwa, ani innego zmartwienia, można dojść do wniosku, że człowiek wybiera samobójstwo, aby uniknąć nie tyle samej miłości, ile niedoli związanej z miłością, jeżeli np. nie jest ona odwzajemniona. Ciekawie natomiast pisze Arystoteles o żonie. Umiejscawia ów problem w kontekście politycznym. „Miłość między mężem i żoną jest taka sama, jak w ustroju arystokratycznym. Stosuje się bowiem do stopnia dzielności etycznej i kto jest więcej wart, otrzymuje z niej więcej tego, co dobre. A każde z obojga to, co dla niego odpowiednie. Między mężem i żoną uczucie miłości staje się czymś naturalnym. Z natury bowiem człowiek jest istotą stworzoną do życia we dwoje raczej, niż do życia w społeczności państwowej. A to o tyle, o ile dom jest czymś wcześniejszym i konieczniejszym niż państwo i o ile płodzenie potomstwa jest czymś bardziej wspólnym człowiekowi z innymi istotami żyjącymi”.

A więc związek męża i żony, poparty uczuciem miłości, jest czymś naturalnym, podstawowym elementem życia człowieka. Spotkamy się jeszcze ze stanowiskiem zdecydowanie przeciwnym temu poglądowi. Ten tekst Arystotelesa przypomina niemal teksty biblijne Starego Testamentu - „Nie jest dobrze, aby człowiek był sam”. Człowiek jest raczej stworzony do życia we dwoje, niż do życia w społeczności państwowej. Relacja miłości i związek małżeński są więc czymś najbardziej podstawowym, zarówno z punktu widzenia jednostki, jak i społeczności. Być może młodzieniec, samobójstwo i żona przyczyniają się - choć nie wiem, czy bardzo - do lepszego zrozumienia tego, czym jest w istocie swojej homo amans, czyli człowiek kochający.

Sięgnijmy w takim razie do autora bardziej współczesnego, jakim jest Erich Fromm, psycholog i socjolog. Odwołuję się tu do jego książki „Sztuka miłości” i od razu spróbuję wyjaśnić znaczenie tytułu. Sam Fromm zadaje pytanie, czy miłość jest sztuką. W jakim sensie można mówić o tym, że jest sztuką? Miłość jest przyjemnym uczuciem, którego zaznanie jest sprawą przypadku, czymś co się zdarza, jeśli człowiek ma szczęście. Erich Fromm opowiada się za pierwszym sposobem jej interpretowania. Miłość jest sztuką, a nie tylko przyjemnym uczuciem. Spróbujmy sobie przybliżyć, co to dokładnie oznacza, gdyż jest to ważne dla zrozumienia terminu homo amans. Fromm, zgodnie zresztą z bardzo klasyczną tradycją powiada, że amor czyli miłość jest ars, czyli sztuką. Oczywiście musimy odwołać się tutaj do klasycznego rozumienia tego terminu. Innymi słowy sztuka wymaga wiedzy i wysiłku. Jeżeli będziemy rozumieli miłość jako efekt działania pewnej sztuki, czyli pewnej sprawności człowieka, a nie tylko przyjemne uczucie, którego doznaję za sprawą przypadku, miłość stanowi wówczas wynik jakiegoś wysiłku, sprawności w działaniu. Wymaga ona wiedzy i Fromm zachęca do nabywania tejże wiedzy.

Próbowałem „przepytać” Fromma, cóż on bliżej przez to rozumie. Miłość nie jest wiedzą i wysiłkiem, tylko w y m a g a wiedzy i wysiłku. To znaczy, że według Fromma nie jest czymś całkowicie spontanicznym. Cóż znaczy w takim razie, że jest pewną dzielnością etyczną, pewną sprawnością. Raczej nie można się tego nauczyć, ale w każdym razie przygotować się do tego. Fromm wymienia kilka cech, jakich miłość wymaga: dyscypliny, koncentracji, cierpliwości i pełnego zaangażowania. To rzeczywiście bardzo paradoksalne stwierdzenie, iż postawa miłości wymaga dyscypliny, ale wiąże się ściśle ze sprawą koncentracji na tym oto drugim, który jawi mi się, staje przede mną. Początkiem miłości jest - zdaniem już Arystotelesa - radość z powierzchowności drugiej osoby. Wymaga jednak jakiegoś skoncentrowania, pełnego zaangażowania. Konieczna jest także umiejętność odczytywania rzeczywistości miłości, ale nie w sensie podręcznikowym, kiedy ktoś sięga do poradników na temat sztuki kochania, których pełno jest na dworcowych stoiskach. Nadmiar podręczników jest jednym z przejawów głupoty. Tu natomiast chodzi o coś więcej; właśnie o umiejętność odczytania rzeczywistości tego oto drugiego człowieka.

Jeszcze powrócimy do tej sprawy, natomiast chciałbym, abyśmy podsumowali ten fragment wykładu ustaleniem. Ciekawie, że bardzo świadomie nawiązujący do psychoanalizy psycholog i socjolog Erich Fromm zwraca uwagę na to, że miłość nie jest tylko i wyłącznie pewnym przyjemnym odczuciem. Jest pewną postawą życiową, która wymaga wyżej wymienionych elementów. Dla Fromma bowiem miłość stanowi jakąś postać relacji do drugiego jako osoby.

Takie klasyczne stanowisko, potwierdzone w humanistycznej psychoanalizie przez Ericha Fromma, było wielokrotnie kontestowane. Na użytek naszego rozważania podam dwa przykłady typowych kontestacji w stosunku do tak rozumianej miłości. Pierwszą reprezentuje Artur Schopenhauer w swojej książce „Świat jako wola i przedstawienie”. Ten XIX-wieczny myśliciel niemiecki uważa, że całe uczucie miłości jest zasadzką, którą przyroda zastawia na człowieka. Przyroda obdarza człowieka instynktem mając na celu przekazanie życia drogą płciową. Ów instynkt jawi się w świadomości człowieka wpływając na jego wolę. „Rozkoszna złuda mami mężczyznę, że w ramionach kobiety, której piękność go pociąga, dozna większej rozkoszy, niż w ramionach każdej innej; albo napawa przekonaniem, że jedynie posiadanie tej jedynej osoby da mu wyjątkowe szczęście”. Na tym polega mamienie przyrody, która obiecując jakieś pełne rozkoszy przeżycia sprawia, że nasz gatunek trwa. Wszelkie opowiadania o miłości i o wyższych uczuciach z nią związanych są po prostu sublimacją tylko i wyłącznie biologicznego popędu, który tak naprawdę nie jest niczym innym, jak tylko oszustwem woli działającej w człowieku - jak twierdzi Schopenhauer. Obiektywna prawda mówi zaś, że miłość to jedynie fałszywe odczytanie sensu procesu tylko i wyłącznie fizjologicznego. A więc miłość to oszustwo przyrody, która mami człowieka.

Zdecydowanie inne stanowisko zajmują współczesne teorie feministyczne, które głoszą, że miłość nie jest oszustwem przyrody, lecz oszustwem kultury. To, co inni nazywają miłością, poeci opiewają, a opowiadają o niej psycholodzy, terapeuci i księża, jest po prostu tylko i wyłącznie rodzajem przemocy, której w kulturze patriarchalnej (czyli dominacji mężczyzn) poddaje się kobiety. Przytoczę fragment „Słownika teorii feminizmu”, w którym mowa jest o feminizmie drugiej fali, dążącego do pokazania już nie równości, lecz wyższości kobiet nad mężczyznami: „Radykalny feminizm drugiej fali traktuje uczucie miłości jako podstawowy element społecznego treningu, jakiemu patriarchat poddaje kobiety, aby myślały o erotyzmie wyłącznie w terminach heteroseksualnych związków uczuciowych. Uczucie miłości nie jest ludziom wrodzone, ale stanowi wytwór społeczeństwa. Pani Firestone(?) w „Dirty for sex”(?) idzie jeszcze dalej wysuwając twierdzenie, że system patriarchalny uczy kobiety rozwijać w sobie potrzebę odczuwania uczuciowej więzi z mężczyzną, zwanej potocznie „miłością”, i że uczucie to jest następnie przez polityczny kontekst, w jakim funkcjonuje system klas płciowych”.

Aby wyjaśnić prostoduszność powyższego tekstu należy zaznaczyć, iż termin „klasy płciowe” został wzięty z neomarksizmu, gdzie pojawia się klasa wyzyskiwana i wyzyskująca - właściciele i robotnicy. To zasadniczy podział społeczny, ale podstawowym jest właśnie podział na płci, jako wynik tylko i wyłącznie pewnych struktur społecznych. Tak więc termin „miłość”, czyli uczuciowa więź z mężczyzną, jest wynikiem treningu, za pomocą którego uczy się kobiety heteroseksualnych związków uczuciowych. Stanowisko feministek jest z jednej strony przeciwne, a z drugiej bardzo sprzyjające Schopenhauerowi. On miał świadomość, że miłość to oszustwo przyrody, natomiast w wypadku poglądów reprezentowanych przez autorki „Słownika...” , rzecz jest tylko i wyłącznie kwestią kultury. Tutaj pozwolę sobie wyrazić moją naiwną trudność zrozumienia przekonania, że różnica między mężczyzną a kobietą jest tylko i wyłącznie kulturowa. Prędzej Schopenhauer patrzący z biologicznego punktu widzenia na to zagadnienie był bliższy prawdy. To, co Francuzi nazywają difference pomiędzy mężczyzną a kobietą jest jako żywo problemem anatomicznym, a nie kulturowym.

Skoro już jesteśmy przy tym temacie, przypomniał mi się jeszcze peerelowski dowcip na temat filmu o rewolucji październikowej, zatytułowanego „Lenin w październiku”. Ktoś dopisał na plakacie „a koty w marcu”. Oto komentarz co czysto kulturowych teorii różnicy pciowej.

Cóż w taki razie moglibyśmy powiedzieć o miłości? Istnieją cztery określenia na to zjawisko: storge, filia, eros, agape. Te greckie terminy wskazują na fakt, iż nasi po grecku myślący przodkowie (możemy tak mówić, gdyż pod względem kulturowym wszyscy jesteśmy Grekami) nazywali w ten sposób różne postaci, jakie może przybierać miłość. Czy jest storge? Oznacza tyle co „przywiązanie, troska, życzliwość”. Słowo to opisywało bardzo naturalną relację łączącą rodziców i potomstwo, a także relację dzieci do rodziców. Starożytni ładnie mawiali, iż jest to taka najpokorniejsza forma miłości. Najpokorniejsza, ponieważ choć wspólna ludziom i zwierzętom, jednak w najładniejszy i bardzo prosty sposób.

Na trzecim miejscu znajduje się eros, rozumiany jako „podobanie się” i „pożądanie”. Bez erosa nie byłoby dzieci, ale bez storge dzieci nie byłyby wychowane. Jeden z moich przyjaciół, biolog, powiedział, że tak naprawdę biologia zaprogramowała nas na dwa lata miłości; pierwszy rok na spłodzenie potomstwa, drugi na odchowanie. Ale nie umiem tego skomentować, jako że lekcje biologii pobierałem w szkole średniej w czasach stalinowskich, kiedy to usiłowano mi przekazać wypaczony pogląd na świat. Euglena zielona była przez cały czas przedstawiana jako dowód na dialektykę, tak samo pantofelek. Ale nikt nie wyjaśniał, dlaczego.

W miłości, przywiązaniu i trosce jest coś zrozumiałego i naturalnego. Chyba rację mają myśliciele twierdzący, że storge w sposób piękny i naturalny pokazuje fakt, że jesteśmy także zwierzętami; aczkolwiek egzystujemy na ludzki sposób. Wbrew naszej ludzkiej pysze, czy dumie wypada nam zgodzić się z tym w sumie pięknym poglądem. Mądrej miłości potomstwa możemy czasem uczyć się i od zwierząt. Moi przyjaciele mieli dużą wilczycę, która porodziła pięknego wilczurka. On chciał cały czas być z mamą, a kiedy ona doszła do wniosku, że już jest na tyle dorosły, że powinien być sam, a nie ciągle trzymać się jej ogona - po prostu go pogryzła. I to tak dotkliwie, że trzeba było zabrać pieska do weterynarza, żeby go zszył. Pokażcie mi taką mamę, która „pogryzie” swego syna, żeby w końcu poszedł na swoje. Ta wilczyca była mądrzejsza niż wiele mam. Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem, ale moim zdaniem możemy dużo nauczyć się od piesków.

Filia oznacza przyjaźń, która może mieć różne stopnie zaangażowania i różne postacie. Wolno mi nazywać kogoś swoim przyjacielem ze względu np. na korzyść, jakiej od niego doznaję. Liczę na to, że moja partia zawiąże koalicję z drugą partią i nazywam szefa tej drugiej partii przyjacielem. Roztropni ludzie, którzy potrafią uważnie słuchać, nie negują faktu, że być może naprawdę szefowie dwóch partii są przyjaciółmi, biorą jednak pod uwagę oczywisty fakt, że chodzi tu o korzyść, wspólne cele. Przyjaźń ma w tym wypadku postać czasowej transakcji. Niewątpliwie przyjaźnić można się także ze względu na przyjemność. Lubię jeździć rowerem i czuję się bardzo dobrze jeżdżąc z jednym z moich znajomych, który posiada więcej umiejętności i dzięki niemu dochodzę do większej wprawy. Przyjemność wskazuje na bardzo różne oczekiwania. I wreszcie referując klasyczny pogląd, należy dodać do tego przyjaźń ludzi „dzielnych etycznie”. W tej przyjaźni zasadą jest troska o dobro drugiego. Bardzo pięknie pisze o tym Arystoteles: „Bez przyjaciół nikt nie mógłby pragnąć żyć, chociażby posiadał inne dobra”. To bardzo mocne sformułowanie, które oznaczałoby, że przyjaźń jest bez mała dla istoty ludzkiej bardzo ważnym argumentem dla podtrzymania życia. „Przyjaźń pomaga młodzieńcom do unikania błędów, starszych otacza opieką i uzupełnia ich pracę tym, co przerasta ich nadwątlone siły. Ludzi w kwiecie wieku pobudza do pięknych czynów”.

Po storge i filii przyszła kolej na erosa (łac. amor). Termin eros jest w tej chwili dość spłycony, zwulgaryzowany. Dla Greków Eros nie był ani bogiem, ani człowiekiem, lecz tym, który krążył pomiędzy bogami i ludźmi, w ludziach budząc pragnienie czegoś, co ich przekracza; co jest piękne i porywające. Eros - jak charakteryzuje go Platon w „Uczcie” - jest dzieckiem biedy i dostatku. Jako dziecię biedy ma świadomość tego, że czegoś nie posiada. Jako dziecię dostatku wie, do czego tęskni i do czego dąży. Eros jest więc pragnieniem zdobycia czegoś, co jest ode mnie większe, piękniejsze, bogatsze. W tym sensie człowieczeństwo jest z natury swej erotyczne, wymaga bowiem nieustannego przekraczania siebie i dążenia do wartości wyższej. Platon mówiąc o pięknym obliczu człowieka zauważa, że pragnienie bliskości przyjaciela budzi także pragnienie nie tylko pięknego oblicza, ale i piękna jako takiego, piękna samego w sobie. Być erotycznym - w greckim tego słowa znaczeniu - oznacza być stęsknionym, spragnionym czegoś, co ode mnie większe, co mnie przekracza. Dlatego też tak ważny jest dar zrozumienia tego fundamentalnego „motoru” ludzkich działań. W tym sensie należy pojmować nawet słowa z „Wyznań” św. Augustyna tak często powtarzane: „Niespokojne jest serce moje, dopóki nie spocznie w Tobie, Panie”. Niepokój serca nie jest jednak stanem jakiegoś nerwicowego zaniepokojenia, lecz tej głębokiej, ontologicznej bez mała tęsknoty, która każe mi dążyć do czegoś, co stanowi pełnię.

Czwarte z greckich słów opisujących miłość to agape (łac. caritas). Nie chodzi tu oczywiście o organizację Caritas Polska i świece adwentowe. Słowo agape obok erosa służy jako drugie do określania miłości. Myślę, że w prosty sposób można opisać miłość poprzez odwołanie się do wszystkich czterech wyrazów. Oczywiście nie chodzi tu o jakiś słownik miłości, lecz przedstawienie wielości postaw związanych z tym terminem. Ciekawe, że termin agape nie występuje, bądź występuje bardzo rzadko w klasycznej grece, natomiast dla nas był kluczowym określeniem występującym w Nowym Testamencie. Czytany do znudzenia na wszystkich ślubach „Hymn do miłości” zawiera słowa „gdybym mówił językami ludzi i aniołów a miłości bym nie miał”, a nie „a erosa bym nie miał”. W kościele zresztą nie wypada tak mówić. Miłość w tym tekście to właśnie agape.

Andreas Nygren, teolog i filozof szwedzki napisał bardzo ważną książkę zatytułowaną „Eros und Agape”. Pokazał tu w niezwykle interesujący sposób specyfikę tego, czym jest agape. Twierdzi, że eros jest wznoszeniem się ku temu, co od człowieka jest większe, piękniejsze, bogatsze. Agape jest pochyleniem się nad tym, co jest znikome i słabe. „Miłość Boga jest całkowicie spontaniczna. Ona nie szuka w człowieku żadnego motywu, żadnego uzasadnienia. Powiedzieć, że Bóg kocha człowieka to nie powiedzieć nic o człowieku, a wszystko o Bogu. Właśnie ta (...) i nie umotywowana miłość kazała Jezusowi szukać tych, którzy zaginęli i która kazała mu nawiedzać celników i nierządnice. Właśnie tak postępując, w sposób niewytłumaczalny i nie usprawiedliwiony z punktu widzenia prawa, dopełnił dzieła Ojca według intencji Jego Woli. Jeżeli relacja między Bogiem i człowiekiem rządzi się prawem, boska miłość zależy od wartości owego podmiotu, którym jest człowiek. Jezus przedziwnie objawił, że miłość Boga przekracza te granice i kieruje się swoją własną naturą. Wedle chrześcijaństwa miłość motywowana jest ludzka. Miłość nie motywowana jest boska”.

Andreas Nygren nie analizuje terminów, lecz dwa sposoby relacji człowieka do człowieka. Eros kojarzy mu się z czymś spontanicznie ludzkim, naturalnym, z poszukiwaniem tego, co mnie przekracza swym pięknem, bogactwem, dobrocią. Agape wznosi się ponad ową naturalność, nakazuje bowiem pochylić się nad tym, co jest znikome, brzydkie, bezbronne. Jaka istnieje relacja pomiędzy tymi dwoma rodzajami miłości? Jeden i drugi jest bardzo ważny. Eros bardzo mocno dynamizuje działanie człowieka. Natomiast agape, już nie tylko jako miłość kryta przez Nowy Testament, jako rdzeń relacji Boga do człowieka, staje się zasadą, którą człowiek ma kierować się w życiu. W przykazaniu miłości Boga i człowieka nie ma terminu eros, lecz caritas, czyli agape.

Oczywiście istnieją teorie, które przeciwstawiają sobie te dwa rodzaje miłości, zresztą w bardzo ciekawym kontekście, dotyczącym rozumienia człowieczeństwa w ogóle, czy jest ono tak całkowicie zranione i ma charakter erotyczny w sensie poszukiwania nieustannie egoistycznego spełnienia siebie; czy życie naznaczone erosem jest życiem zmierzającym tylko do spełnienia swoich egoistycznych zamierzeń? Jest rzeczą naturalną, że człowiek dąży do spełnienia siebie poprzez przekraczanie siebie. Czynnikiem motywującym owo przekraczanie jest widzenie wartości, która jest odeń wyższa, lepsza. Agape jest trudniejsza, bo niewątpliwie wymaga pokory. Przez pokorę rozumiem nie postawę uniżania, lecz zgodę na przyjęcie daru. To jest zresztą warunkiem każdej miłości. Miłość bowiem w relacjach międzyludzkich, jakkolwiek byśmy ją rozumieli - erotycznie, czy jako agape - musi mieć charakter twórczy. Do tego nurtu zalicza się również mistyków. Mistyk dąży do tego, aby przekroczyć samego siebie, niejako roztopić się w boskości. Tym nie mniej ma przez cały czas świadomość, kim on sam w sobie jest.

Tyle o czterech pojęciach, które w języku polskim może poza terminem „przyjaźń” określamy jako miłość. Te wszystkie słówka pozwoliły nam przyjrzeć się problemowi w sposób analityczny. Chciałbym teraz powrócić do dwóch współczesnych autorów mówiących, kim jest homo amans - człowiek kochający. Pierwszy z nich to już raz przywoływany w tym wykładzie Erich Fromm wraz ze swoimi poglądami zawartymi w książeczce „Sztuka miłości”. Podejmuje on bardzo fundamentalną krytykę współczesnej sytuacji, jak on sam nazywa, kapitalistycznej. Czytałem tę książeczkę już dawno temu, kiedy w latach siedemdziesiątych ukazała się w Polsce po raz pierwszy. Pewien socjologiczny i polityczny kontekst jego wypowiedzi był dla mnie czysto teoretycznie pojmowalny. Sytuacja bowiem zmieniła się bardzo od jego czasów. Stawia on mianowicie tezę: „W dzisiejszym społeczeństwie zachodnim miłość jest z konieczności zjawiskiem marginesowym”. Dlaczego? Otóż dlatego, że naszym społeczeństwem kieruje „urzędniczy aparat menadżerów i zawodowi politycy. Ludzie dają się powodować zbiorowej sugestii. Działalność cała jest podporządkowana celom ekonomicznym. Środki stają się celami. Człowiek jest automatem dobrze odżywionym, dobrze ubranym, ale nie mającym jakiegoś większego zainteresowania dla tego, co stanowi jego specyficzną ludzką cechę i funkcję”.

Znajoma psychoterapeutka opowiadała mi, jakim wstrząsem była dla niej wizyta pewnego pana około czterdziestki. A panowie w tym wieku są już zazwyczaj wypaleni. Wyraził życzenie w sposób bardzo prosty: niech mi pani wymieni baterie. Był bardzo zaniepokojony i zdenerwowany usłyszawszy, że ona może mu tylko pomóc, a on musi wykonać jakiś zdecydowany ruch. Ona może wskazać kierunek, do niego należy zaś praca nad sobą. Chodziło tam prawdopodobnie o kryzys w relacji z żoną, z dziećmi, z podwładnymi. Jeżeli machina ekonomiczna rządzi wszystkim, podporządkowuje sobie również cały ogromny obszar relacji międzyludzkich, oraz domaga się, aby jej służyć, a nie żeby ona służyła człowiekowi. Fromm formułuje bardzo mocną tezę, że miłość „jest jedynym naturalnym i zadawalającym rozwiązaniem problemu ludzkiego istnienia”. Dla Fromma problem agape nie ma znaczenia teologicznego, tylko psychologiczny, ale oznacza coś bardzo temu bliskiego. Miłość to także postawa ludzkiego współczucia wobec wszystkiego co słabe i ułomne, a nie tylko postawę zachwytu nad czymś olśniewającym, bogatym i pięknym. „Jeżeli prawdą jest, jak usiłowałem to wykazać, że miłość jest jedynym naturalnym i zadawalającym rozwiązaniem problemu ludzkiego istnienia, wówczas każdy układ społeczny, który wyklucza rozwój miłości, po prostu to człowieczeństwo kaleczy; bowiem miłość jest najwyższą i najbardziej prawdziwą potrzebą drzemiącą w każdej ludzkiej istocie”.

Te zdecydowane słowa Fromma przypomniały mi siłą rzeczy innego współczesnego pisarza i myśliciela, którego pożegnaliśmy tej wiosny w kwietniu. Mam na myśli Jana Pawła II. On mówi, że człowiek nie może żyć bez miłości - czyli właściwie to samo, co czytamy u Fromma. I więcej: „Człowiek pozostaje dla siebie kimś niezrozumiałym, jeżeli nie spotka miłości, jeżeli jej nie dotknie i nie uczyni swoją. Człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca, nie wedle jakichś tylko doraźnych, częściowych, powierzchownych, pozornych kryteriów, musi otworzyć się na miłość”. Oczywiście dla Jana Pawła oznacza to otworzyć się na Chrystusa, ale jest rzeczą bardzo interesującą i ważną stwierdzenie, że człowiek nie zrozumie siebie, dopóki nie spotka miłości. Rozumiem to w sensie bliskim filozofii dialogu, która jakby prowadzi dalej analizę opartą na spostrzeżeniu Sokratesa. Jak pamiętamy ze szkoły, Sokrates powiedział „poznaj samego siebie” - gnoti se autono(?). Ale co to znaczy poznać samego siebie? Wejść w siebie, wniknąć w siebie? Niewątpliwie taka autoanaliza jest w pewnym sensie odkrywająca dla człowieka. Filozofowie dialogu sprostują jednak, że więcej powie nam o tym, kim jesteśmy, spotkanie z drugim człowiekiem. I w tym sensie człowiek nie rozumie siebie, jeśli nie spotka miłości, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni swoją.

W moim rozumieniu dotyczy to tych wszystkich rodzajów miłości, jakie tu wymieniłem; i tej troskliwej - macierzyńskiej, ojcowskiej, synowskiej; dotyczy przyjaźni w jej pięknym odkrywaniu dobra; także w sferze erotycznej, oraz tej, którą nazwalibyśmy bezinteresowną miłością, która nie jest zachwytem nad czymś, co mnie uskrzydla, ale pochyleniem się nad tym, co jest małe, niepozorne, bezbronne, wymagające troski.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
10 Filozofia czlowieka, Antropologia
02 Filozofia czlowieka, Antropologia
01 Filozofia czlowieka, Antropologia
04 Filozofia czlowieka, Antropologia
11 Filozofia czlowieka, Antropologia
09 Filozofia czlowieka, Antropologia
05 Filozofia czlowieka, Antropologia
03 Filozofia czlowieka, Antropologia
all Antropologia filozoficzna, Filozofia, Rok IV, Filozofia człowieka, egz
Definicja filozofii człowieka
wykłady filozofia człowieka
WYKŁAD III Pochodzenie człowieka, ANTROPOLOGIA
Filozofia człowieka w Pieśniach Kochanowskiego
POMIARY1, Materiały, Biologiczne, Biologia człowieka, Antropometria
ANTROPOMETRIA1, Materiały, Biologiczne, Biologia człowieka, Antropometria
Krajobraz przekształcony przez człowieka (antropogeny), BIOLOGIA MOJE PRYWATNE
Na Szweda, Filozofia, Rok IV, Filozofia człowieka, cw
Filozofia – specjalność antropologia i psychologia egzystencjalna
konspekt 3 i 4, Filozofia, Rok IV, Filozofia człowieka

więcej podobnych podstron