Legendy żydowskie o powstaniu 1863r., MITOLOGIE ŚWIATA


Legendy żydowskie o powstaniu 1863 r.

 

Rabin i ksišdz

        Było to w dobie powstaniowej podczas jarmarku na Woli. Na rynku zgromadzili się chłopi, przybyli masowo z okolicznych wsi i miasteczek. Kupcy i kupcowe wystawili swe towary. Panował wrzask i rwetes.         Sprzedawcy byli bardzo ożywieni. Jeden starał się przekrzyczeć drugiego, dowcipkowali, wywołujšc wybuchy œmiechu. W niektórych miejscach rynku potworzyły się kupki ludzi, którzy rozmawiali poważnie, gestykulujšc i rozglšdajšc się po wszystkich stronach, jak gdyby w obawie, by ktoœ nie podsłuchał rozmowy. Ale od czasu do czasu ktoœ z gromadki zapominał się i w roztargnieniu wymawiał głoœniej niż zwykle wyrazy "powstanie, "wyzwolenie" itp. Pozostali przelękli się, odsunęli się od œmiałka, i przygryzajšc wargi, pogrozili mu palcem:

        - BšdŸ ostrożny, kochany bracie, nie brak teraz szpiegów!...

        Nagle powstało na rynku zamieszanie. Ukazał się Gecel-Dajon, niższy rabin, żydowski sędzia duchowny, mieszkajšcy na Woli. "Chłopcy" poczęli drwić z jego pejsów, z jego stroju rabinowego. Okršżyli go ze wszystkich stron, wystawiajšc go na poœmiewisko. Płonne były protesty licznych żydów, znajdujšcych się na rynku, jak i niektórych szlachetnych chrzeœcijan, którzy prosili tłum, by się zachowywał godniej - ciżba okazała się dla rabina bezlitosna, szydzšc zeń i rzucajšc nim jak piłkš.

        - Bracia - zawołał młody chłop, który wspišł się na budę sklepowš - zróbmy tego żydowskiego rabina naszym przywódcš.

        Wesoła tłuszcza, zadowolona z tego pomysłu, œmiała się i klaskała.

        - A zatem - cišgnšł dalej mówca - zgadzacie się ze mnš? Rabin staje się tedy naszym wodzem!

        - Hura, niech żyje nasz wódz, hura! - wrzeszczała ciżba.

        W powietrzu powiała choršgiewka, którš gwałtownie wetknięto rabinowi w rękę i podniesiono go w górę ponad głowami zbiegowiska.

        Nagle rozległy się wystrzały i nadbiegło wojsko z najeżonymi bagnetami. Powstała okropna panika. Wszyscy ze strachu zwarli się w jeden supeł, po czym poczęli się rozbiegać w różne strony, a wielu padło od kul, które w nich trafiły. Chłopi pozostawili swe konie i wozy, a kupcy swe budki z towarami na łaskę losu i umknęli.

        Tego samego wieczora do księdza wolskiego wtargnšł oddział "budników" (policjantów) i zaaresztował go. Jako księdza traktowano go lepiej niż innych aresztantów. Udzielono mu w więzieniu czystej i lepszej celi, gdzie przesiedział kilka dni, po czym stawiono go przed wyższš władzę. Ksišdz czuł się wolny od wszelkiego grzechu i z niecierpliwoœciš zapragnšł usłyszeć, o co go posšdzajš. Naczelnik policji odezwał się do niego surowo:

        - Ksišdz, jako pasterz duchowny, winien był przestrzegać swš owczarnię, by nie wkraczała na manowce. Tymczasem ksišdz sam podburzył tłum i niósł przed nim choršgiew.

        - Co - przerwał wylękniony ksišdz naczelnikowi - ja niosłem choršgiew?

        - Jak to? Ksišdz przeczy? - rzekł naczelnik w gniewie. - Proszę wezwać œwiadków.

        - W tej chwili sprowadzono z drugiej izby komisarza, kilku "budników", kilku żołnierzy, którzy przysięgli, że sami widzieli, jak gromada podnosiła w górę księdza, noszšcego choršgiew pow-stańczš.

        Ksišdz widzšc, że ten fałszywy zarzut potwierdzajš œwiadkowie, zadygotał na całym ciele. Chciał zrazu się bronić, lecz siły go opuœciły, więc zemdlał. Ocucono go, lecz czuł się mimo to bardzo słabo, wobec czego odłożono badanie na trzy dni, w nadziei, że się wydostanie od niego ważne tajemnice.

        Minęło już dwa dni, ksišdz chodził po celi wstrzšœnięty. Tracšc wszelkš nadzieję na ocalenie życia, czekał zrozpaczony na œmierć. Nagle usłyszał, jak od zewnštrz otwierajš się drzwi. Ksišdz zadrżał. Drzwi roztworzyły się z trzaskiem i do celi wszedł rabin. Ksišdz zmierzył go, zdumionymi oczami:

        - Czy ksišdz mnie nie poznaje? Ja także jestem z Woli. Jestem rabinem. Nazywam się Gecel.

        - A cóż pan tu robi?

        - Ledwie wyjednałem widzenie z księdzem. Powiedziałem, że jako duchowny innego wyznania pragnę się zobaczyć z księdzem przed œmierciš.

        - No i cóż?

        - Otóż rzecz się ma tak. Wiem, o co księdza oskarżajš. Wiem także, że ksišdz jest niewinny. Jutro jest ostatni termin i ksišdz z pewnoœciš zostanie skazany na œmierć. Załatwmy więc to szybko. Ja się przebiorę w sutannę księdza, a ksišdz włoży mojš kapotę rabinowš. Ksišdz wyjdzie, a ja tu pozostanę. Potem już będę wiedział, jak się wytłumaczyć.

        Ksišdz był tak zaskoczony tš propozycjš, że nie mógł wcale ust otworzyć. Machinalnie się rozebrał i włożył ubranie reb Gecla. Po pięciu minutach ksišdz był już na wolnoœci, a rabin przebrany za księdza siedział w więzieniu.


* * *


        Nazajutrz władza się zebrała znowu, przy czym tym razem na posiedzenie przybył także gubernator. Dozorca więzienny przyprowadził rzekomego księdza:

        - No i cóż? Czy pan się przyznaje, że pan niósł choršgiew? - zwrócił się do reb Gecla sam gubernator.

        - Tak - odpowiedział odważnie reb Gecel.

        - Jak pan œmiał coœ podobnego uczynić? Pan, który jest księdzem...

        - Zostałem do tego zmuszony.

        - Zmuszony? Któż pana zmuszał?

        - "Chłopcy". Grozili mi œmierciš.

        - Czy pan nie wiedział, że i tak za noszenie sztandaru powstańczego czeka pana utrata życia.

        - Wiedziałem, ale pomyœlałem sobie, że wolę być zabity przez władzę państwowš niż przez prosty tłum.

        "Naczalstwo" rozglšdało się. OdpowiedŸ oskarżonego wszystkim się spodobała, więc po dłuższej naradzie postanowiono uniewinnić księdza i wypuœcić go na wolnoœć.


Duchy

        Któż nie słyszał o praskim "geniuszu"? Był on synem bogatych, bogobojnych, chasydzkich rodziców. Wychowywał się w wielkim zbytku, rodzice spełniali wszelkie jego życzenia, tak że gdyby zapragnšł ptasiego mleka, także by mu nie odmówiono. Na naukę religijnš oddano go do największych uczonych teologów owego czasu. Gdy podrósł, posłano go na Litwę do tamtejszego słynnego jeszybotu. A ponieważ miał niepospolite zdolnoœci, więc rychło zgłębił wykładanš mu wiedzę talmudycznš. Przełożony jeszybotu był z niego wielce zadowolony, i pilny uczeń niebawem zasłynšł jako "iłuj" - geniusz.

        Nazwa ta pozostała mu już na zawsze. Toteż gdy powiedziano "iłuj praski", wiedziano już, kogo się ma na myœli... Gdy następnie powrócił do ojca, zebrali się w domu ojcowskim wszyscy krewni, by się nacieszyć młodym znakomitym uczonym.

        Gdy miał zaledwie 15 lat, poczęto mu proponować najœwietniejsze partie. Najwięksi bogacze i talmudyœci chcieli go dostać na zięcia. Ale on, ten "iłuj", który już zdał egzamin rabinacki, nie chciał o tym słyszeć, oœwiadczajšc, że na ożenek ma jeszcze dużo czasu.

        Ojciec jšł dociekać tajemnej przyczyny, dla której syn nie chce się żenić i niedługo jš poznał. Wszedłszy pewnego razu niespodzianie do domu, zauważył, że jego syn, ów "iłuj", czyta z wielkim zajęciem ksišżkę "heretyckš". Ojciec tak był oszołomiony tym odkryciem, że przez pewien czas popadł w odrętwienie, nie mogšc wymówić ani słowa. Oprzytomniawszy, wystrofował syna łagodnie, pilnujšc się, by nie wywołać na tym tle awantury.

        Minęło lat kilka. Ojciec sšdził, że syn się poprawił i nie czyta już owych zakazanych przez duchowieństwo ksišżeczek, zwłaszcza że syn wyraził zgodę na małżeństwo. Istotnie ożeniono niebawem "iłuja" z córkš wybitnego chasyda. Obie strony - rodzina narzeczonego i narzeczonej - były po prostu w siódmym niebie od wielkiego szczęœcia.

        Niedługo jednak trwała ta radoœć. W kilka tygodni po weselu poczęto szeptać o "geniuszu", że jest częstym bywalcem w domu pewnego postępowca

        - młodego żydowskiego doktora, także byłego ucznia Talmud-Tory, i że czyta tam rzeczy niedozwolone... Nie pomogły żadne kazania i morały. Przeciwnie, widzšc, że i tak ludzie już wiedzš o jego postępowaniu, zrzucił zupełnie maskę i stał się jawnym "bezbożnikiem". Teœć zażšdał rozwodu, na co zięć się zgodził. Nagle wybuchła w Polsce rewolucja i "geniusz praski" stał się zagorzałym powstańcem.


* * *


        W międzyczasie żona "iłuja" zległa i urodziła syna. Na uroczystoœć obrzezania ludzi postronnych nie zaproszono, więc przyszła tylko rodzina. Spoœród uczestników jeden się wstydził zaglšdać drugiemu w oczy. Położnica płakała przez cały czas, a œwięto, odbyte bez ojca dziecka, zmieniło się w żałobę. Rodzina, która dawniej była dumna ze swego szlachetnego pochodzenia, obecnie czuła się przygnębiona, zawstydzona. Wszyscy się modlili, by Pan Bóg nawrócił serce "iłuja" ku dobremu, ku pobożnoœci.


* * *


        Dzień, w którym się odbył rytuał obrzezania, nie był także przyjemniejszy dla "praskiego iłuja". Wojsko rosyjskie ustawicznie przeœladowało go wraz z innymi rewolucjonistami, którzy się ukrywali w lesie powšzkowskim. Wielu, uciekajšc, poniosło œmierć, "iłujowi" zaœ udało się schować pod górš piaskowš, gdzie przeleżał cały dzień. Zapadła noc. Wyjœć z ukrycia jeszcze się obawiał, od wczoraj nie miał nic w ustach, trapiły go głód i pragnienie. Nie wierzył już, że wyjdzie żywcem z lasu, i pogršżony w smętnych zadumach, usnšł.

        Nagle ktoœ go obudził:

        - Dlaczego pan œpi, panie solenizancie? Wszyscy się weselš na "brisie" chrzcinach pańskiego dziecka, a pan jak gdyby nigdy nic...

        "Iłuj" wytrzeszczył przestraszone oczy i oglšdał się na wszystkie strony. Znajdował się w domu, we własnym domu. W łóżku leży żona, uœmiechajšc się szczęœliwie. Dokoła stołu siedzi rodzina i wielu goœci. W izbie panuje radoœć i wesele. Oto siedzi "Eandek" (ojciec chrzestny), trzymajšc dziecko na kolanach. "Mohel" (operator obrzezaniowy) ujmuje w rękę nóż, zmawia błogosławieństwo i dokonywa obrzšdku...

        "Iłuj" siedzi jak przykuty do miejsca, a dokoła rozlegajš się głosy:

        - Mazel-tow, winszujemy panu, panie solenizancie!

        - Daj Boże doczekać podobnej uroczystoœci u pańskich wnuków i prawnuków...

        - Napij się, panie solenizancie, napij się! - i ktoœ podsuwa mu pod usta szklankę piwa.

        Do stołu podaje się najsmaczniejsze potrawy. Goœcie œpiewajš, tańczš, hulajš, uczta wre całš parš.

        - No, mój kochany zięciu, rzecze teœć - życzę ci szczęœcia i pomyœlnoœci. W imię twych zasług, niech twój syn wyroœnie na takiego samego bogobojnego człowieka, jakim ty sam jesteœ!

        Mówišc powyższe słowa, teœć wycišgnšł doń rękę. "Iłuj" chciał podać teœciowi rękę nawzajem, lecz nagle cały obraz się zmienił: dom naraz zniknšł razem z położnicš. Rodzina i goœcie zamienili się w jakieœ niesamowite stworzenia o czarnych skrzydłach. Wszyscy wybuchli szatańskim œmiechem, podnieœli "iłuja" w górę i zaraz z powrotem cisnęli go o ziemię.


* * *


        Rano znaleŸli go w lesie, w stanie nieprzytomnym. Z ledwoœciš go ocucono i odwieziono do szpitala. Przed œmierciš "iłuj" opowiedział, co z nim zaszło, po czym z modlitwš "Słuchaj, Izraelu" na ustach, oddał Bogu duszę.


Patrzšcy a niewidzialny

        Znany był pod nazwš "Symchele starzec" lub "patrzšcy a niewidzialny". W owym czasie był on już w wieku lat 80, a jego rówieœnicy opowiadali, że 50 lat przedtem wyglšdał tak samo. Nagle Symcha przepadł i nie wiadomo było, gdzie się podział. Jego zniknięcie było tyleż dziwne jak całe jego życie.

        Symcha był biedakiem, mieszkajšc we wpół rozwalonym domku przy ulicy Szymanowskiego (dawnej ulicy Warszawskiej, gdzie następnie wzniesiono cytadelę). Niezależnie od nędzy, w ogóle mu się w życiu nie powodziło. żona umarła mu w połogu, dziecko, które mu po niej zostało, wypadło z okna, majšc lat trzy, i zabiło się na œmierć. Ale Symcha nie stracił pogodnoœci ducha, nie narzekał, uważajšc, że skoro taka była wola Boża, więc tak widocznie być powinno. Toteż poœwięcił się filantropii i zbożnym czynom.

        Jak jednak może żyd, u którego nędza piszczy z każdego kšta, uprawiać dobroczynnoœć? Ale dla chcšcego nie ma nic trudnego. Jeżeli człowiek posiada wrodzonš żyłkę do filantropii, znajdzie już œrodki, by sprostać naturalnemu powołaniu. Tak się stało i z Symchš. Obchodził on warszawskich żydów zamożnych i kwestował wœród nich na ubogich. Kiedy się dowiedział, że gdzieœ znajduje się człowiek głodny, nie mógł się uspokoić, dopóki nie zaopatrzył nieboraka we wszystko potrzebne. W zimie dostarczał biedakom węgla i drzewa, które gromadził kawałkami po całej Warszawie, przez cały zaœ okršgły rok - chleba i innej żywnoœci.

        Sam dla własnej osoby z przedmiotów użebranych nie korzystał. Wyżywiał się ciężkš pracš, odnoszšc jednemu pakunek, popychajšc drugiemu wózek, lub spełniajšc temu podobne posługi, za które otrzymywał skromny napiwek... Łatwo się domyœlić, że wszyscy, co znali Symchę, kochali go, tudzież czcili za jego dobroć i pobożnoœć, zwłaszcza że był on wielkim znawcš ksišg œwiętych i każdej soboty stał w bóżnicy na czele gromadki żydów, studiujšcych Talmud, służšc im, jako przewodnik, wskazówkami i objaœnieniami.

        Podczas powstania styczniowego Symcha pewnego razu się dowiedział, że w lasach znajdujš się ludzie, którzy po prostu nie majš co włożyć do ust. Na wieœć tę Symcha zadygotał ze wzruszenia: Jak to? W jego torbie jest tyle żywnoœci, a tu ludzie głodujš. Schwycił więc torbę i udał się do lasu: po drodze spotyka go znajomy i zapytuje: "Dokšd Symcho idziecie"?

        - Do obozu, do powstańców - odpowiada głoœno staruszek.

        - Cicho, sza - rzekł znajomy z trwogš - mogš jeszcze usłyszeć.

        Ale Symcha nie rozumie, czego tu się trzeba pilnować. Czy popełnia grzech? Wszak idzie pomagać głodnym, a to wszak jest zasługš, nakazem religijnym.

        Znajomy chce go powstrzymać, ale Symcha nie chce o niczym słyszeć, lecz rusza dalej w drogę. Gdy znalazł się w lesie, zapytywał każdego spotkanego: "gdzie sš powstańcy". Jedni odsuwali się odeń ze strachu, drudzy uważali, że majš do czynienia z obłškanym. Wreszcie jednak natrafił na samych powstańców, a gdy ci usłyszeli, po co on wlecze swe stare nogi tak daleko, poznali po jego oczach, że ma poczciwe zamiary, więc życzliwie go przyjęli. Od tego czasu stary Symcha każdego dnia chodził do lasu, noszšc pełne worki żywnoœci, a z wolna stał się dla rewolucjonistów posłańcem--poœrednikiem, którym wyręczali się przy rozmaitych sprawach.

        Dawali mu pienišdze na zakup odzieży i żywnoœci, a wszelkie polecenia Symcha wykonywał rzetelnie i dokładnie. A był to poœrednik wielce pożšdany, gdyż na tak starego żyda nie padało żadne podejrzenie władz.

        Ale w końcu "moskal" się dowiedział, że pewien żyd dostarcza prowiantu "buntownikom", więc wdrożono dochodzenie. Ale szpicle carscy nie potrafili go złapać. Nieraz przechodził Symcha wœród oddziałów wojsk rosyjskich, ale nikt go nie spostrzegł. W rezultacie "moskal" zrezygnował z pojmania tego tajemniczego starego żyda, i stał się skłonnym do uwierzenia, że cała ta historia jest wymysłem jakiegoœ nadgorliwego denuncjanta.

        Aliœci pewnego razu się zdarzyło, że gdy Symcha szedł z pełnym workiem, usłyszał, jak ktoœ jęczy. Oglšda się dokoła, skšd jęk się donosi, i widzi, że na ziemi przy drzewie leżš dwaj ranni żołnierze rosyjscy, błagajšc o pomoc. Symcha zlitował się nad nimi, podszedł do nieszczęsnych i dopomógł im, w miarę możnoœci: opatrzył im rany i dał im trochę mleka, jakie miał ze sobš. Było już jednak po częœci za póŸno, tak że jeden żołnierz zmarł na jego rękach, drugiego zaœ wzišł na barki i niósł go, póki nie spotkał furmanki, która zabrała rannego i zawiozła do szpitala Czerwonego Krzyża.

        Władza rosyjska wyraziła Symsze podziękowanie i podobno go nawet obdarzyła medalem. Gdy powstańcy się dowiedzieli, że Symcha dopomógł żołnierzom rosyjskim, rozzłoœcili się na niego i nie chcieli go więcej do siebie puœcić. Symcha bardzo się zmartwił, nie mogšc zrozumieć żadnš miarš, o co się na niego gniewajš, gdyż przecież dopomógł tylko nieszczęsnym.

        Po pewnym czasie ktoœ zadenuncjował Symchę przed władzš carskš, że on właœnie jest owym żydem, który dostarcza prowiantu powstańcom, więc go zaaresztowano. I tylko zasługa uratowania żołnierza rosyjskiego ocaliła go od œmierci. Po tym wypadku Symcha nagle znikł i wszelki œlad po nim zaginšł.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mity i legendy Polski - Legendy żydowskie o powstaniu 1863 r, MITOLOGIE ŚWIATA
Mity i legendy Polski - Mity Pomorza, MITOLOGIE ŚWIATA
LEGENDA O mieczu w poznańskiej katedrze, MITOLOGIE ŚWIATA
Mity i legendy Polski - Dąbrowa Górnicza, MITOLOGIE ŚWIATA
Mity i legendy Polski - Klasztor wągrowiecki, MITOLOGIE ŚWIATA
Mity i legendy Polski - Suwałki i okolice, MITOLOGIE ŚWIATA
Mity i legendy Polski - Ryczówek, MITOLOGIE ŚWIATA
Mity i legendy Polski - Ryczówek, MITOLOGIE ŚWIATA
Legendy polskie, MITOLOGIE ŚWIATA
LEGENDY ARTURIAуSKIE, MITOLOGIE ŚWIATA
Mity i legendy Polski - Opoczno, MITOLOGIE ŚWIATA
Mity i legendy Polski - Legendy tatarskie, MITOLOGIE ŚWIATA
Mity i legendy Polski - Mucharz, MITOLOGIE ŚWIATA
Mity i legendy Polski - Zimnickie legendy, MITOLOGIE ŚWIATA
LEGENDA O założeniu Poznania, MITOLOGIE ŚWIATA
Mity i legendy Polski - Legendy z okolic Krotoszyna, MITOLOGIE ŚWIATA

więcej podobnych podstron