Hlasko Sherlock Holmes Potrzebny Od Zaraz, inne


Marek Hłasko "Sherlock Holmes potrzebny od zaraz "

„- I w ten sposób - powiedział do mnie Sherlock Holmes - tajemnica została wyjaśniona. tajemnic zresztą nie ma.

- Nie ma? - zapytałem, podczas gdy przyjaciel mój zajęty był nabijaniem fajki.

- Oczywiście - odrzekł. - Istnieje tylko nieubłagana logika. Rozwiązanie każdej tajemnicy polega na tym, aby nie zgubić logicznego wątku. Oto wszystko.

Błysnęła mi pewna myśl: wyjąłem z kieszonki surduta srebrny zegarek i podałem go memu przyjacielowi.

- Ten zegarek - rzekłem - należał do mojego brata, który już nie żyje. Czy możesz mi coś powiedzieć o nim po obejrzeniu tego oto zegarka?

- Oczywiście - spokojnie odrzekł Holmes. Wziął ode mnie zegarek i począł go oglądać przez lupę, którą zawsze miał przy sobie. Po chwili rzekł:

- Twój brat był człowiekiem stale znajdującym się w opałach finansowych. Poza tym pił.

- Jak możesz? - zawołałem z oburzeniem odbierając mu zegarek. - Mój brat był nieszczęśliwym człowiekiem; znasz na pewno jego historię życia. Cóż mógł powiedzieć ci sam zegarek?

- Nie - rzekł Holmes. - Popatrz, proszę. Otwórz kopertę tego zegarka, a zobaczysz kilkanaście znaczków, jakie zawsze stawiają lombardy. Te kilkanaście znaczków świadczy o tym, że właściciel zegarka dość często popadał w tarapaty finansowe. Czy tak?

- Tak - odparłem zdumiony.

- A teraz - rzekł Holmes - popatrz. W miejscu, gdzie nakręca się zegarek kluczykiem, powierzchnia koperty jest porysowana, co świadczy o tym, że właścicielowi trzęsły się ręce. Idźmy dalej. Fakt, iż przedmiot oczywisty, codziennego użytku, jest co i raz zastawiany w lombardzie, i to dość pośledniej opinii, fakt, iż właścicielowi zegarka trzęsły się ręce... no i cóż więcej potrzeba? Dziecko domyśliłoby się, iż właściciel zegarka nadużywał alkoholu, i nietrudno sobie dopowiedzieć, jaki go spotkał los.

I spokojnie począł nabijać fajkę.”

*

Conan Doyle'a nazywa się ojcem powieści kryminalnej i chyba słusznie. Twórca znakomitej postaci angielskiego detektywa pierwszy w literaturze stworzył typ, który nazwałbym „powieścią z tajemnicą”. Jest to powieść osnuta na tle jednego wypadku, wypadku zbrodniczego; powieść poszlakowa, zaczynająca się przeważnie od chwili, gdy detektyw przybywa na miejsce zbrodni. W dalszym ciągu akcji tok śledztwa rozwija się z nieubłaganą logiką: na ostatnich jej kartach dopiero dowiadujemy się, kto popełnił zbrodnię. Z reguły jest to osoba stojąca jakby w cieniu, podczas gdy podejrzenia skupiają się na kimś zupełnie innym. Jest to właśnie powieść kryminalna, powieść z tajemnicą - wszystkie karty odkryte zostają dopiero na końcu, przy zakończeniu śledztwa. Wtedy to właśnie Sherlock Holmes wyciąga nogi przy kominku i zapalał jedną ze swych ulubionych fajek; kolekcjonował je tak samo jak zbrodnie. Powieść tego typu nazwać można powieścią pretekstu; sam czyn zbrodniczy jest tylko pretekstem do pokazania znakomitej, skomplikowanej, działającej z nieubłaganą logiką pracy ludzkiego mózgu; prawdziwym bohaterem tej powieści jest ludzki umysł. Kiedy na kartkach spotykają się dwa znakomite ludzkie umysły - chytry zbrodniarz obdarzony niesłychaną inteligencją (jakim na przykład jest w powieściach Conan Doyle'a ów makabryczny profesor) z umysłem obrońcy prawa, jakim jest Sherlock Holmes - czytelnik otrzymuje wtedy piękną, pokazową lekcję racjonalnego myślenia, logiki.

Lecz zmienił się czas: powieść z „wielką tajemnicą” zastąpiła powieść sensacyjna; genialnego detektywa - szpicel i denuncjacja; lupę, przez którą detektyw bada okruszynki i gatunek tytoniu - odciski daktyloskopijne i kartoteka policyjna; samotne wędrówki obrońcy prawa po mieście - policyjna obława i wymuszone zeznania. Zbrodniarz mający na sumieniu czterdzieści trupów w wannie jest dziś gentlemanem w porównaniu z pierwszym lepszym fabrykantem broni. Zbrodnie i tajemnice odarto z mitu; dobroduszni angielscy policjanci przestali bronić spokoju przy kominkach i rodowych pamiątek - zajęci są rozgryzaniem bezrobotnych i strajkujących; detektywi i cywilni wywiadowcy przestali biegać z lupami - nie pozwala im na to nadmiar zajęć wymagających też bądź co bądź inteligencji: montowanie politycznych procesów przeciw obrońcom pokoju, drobny i gruby szantaż, wymuszanie fałszywych zeznań itd.

Sherlock Holmes odszedł w cień; w literaturze Zachodu przyszedł na jego miejsce superman, człowiek brutalny, sportowo wymierzający sprawiedliwość, działający poza prawem i społecznymi normami postępowania, zabójca z litości, z namiętności, nie mający nic wspólnego z policją, a ta z nim. Przyszła powieść sensacyjna. Gra toczy się cały czas w otwarte karty; patologia zastępuje tu „powolną pracę szarych komórek mózgu”, cios kastetem w zęby - inteligentną rozmowę niby to o niczym, a w której detektyw sonduje mordercę; brutalne sceny gwałtów i perwersyjny seksualizm - mistrzowskie oddanie nastroju śledztwa. W państwie, gdzie rządzi pieniądz i przemoc, aparat prawa nie może opierać się na szlachetnym obrońcy prawa, na znakomitym detektywie i naiwnym cowboyu z olbrzymim pistoletem w ręce - lecz na szantażu, denuncjacji, podłości i kłamstwie. Goodbye, mister Holmes!

Marna jest nasza literatura kryminalna. W dwudziestoleciu było kilku pisarzy, którzy robili co mogli, aby do reszty pogrzebać i wypaczyć ten gatunek. Mistrzostwo w tej dziedzinie osiągnął Antoni Marczyński - autor kilkudziesięciu powieści, twórca postaci Rafała Królika - zidiociałego człeczyny, który zawsze wplątany zostaje w jakieś zbrodnie i zawsze wychodzi na bohatera. Pisali Nasielski i Romański, Wotowski i niejaki pan Mirko Borkowicz, Paweł Staśko i inni. Niestety, nie pamiętam ani jednej z tych powieści i nie potrafię nic zacytować. Mniejsza z tym. Autorzy sami też chyba nie pamiętają. Doprawdy, daleko im do Oppenheima, Conan Doyle'a, Leroux czy choćby do Wallace'a, Agaty Christie czy Leblanca. Po wojnie tylko Zygmunt Sztaba napisał dwie powieści sensacyjne. Są to: „Eryk Müller poszukuje siostry” i „Giełda przestaje notować”. Oczywiście oprócz całego mnóstwa powieści szpiegowsko-erotyczno-kryminalnych, których nie chce mi się nawet wymieniać.

„Następny odchodzi 22.25” - Piotra Gruzy to nowa próba powieści sensacyjnej. Jest to historia obławy, gdzie gra przez cały czas toczy się „na ostro” i w otwarte karty. Pogoń za ukrywającym się człowiekiem toczy się tutaj na dwóch płaszczyznach. Pierwszą z niech jest pogoń przywódcy siatki szpiegowskiej chcącego zlikwidować niewygodnego mu człowieka, który „zbyt dużo wie”; druga - jest pogonią dwóch wywiadowców Bezpieczeństwa za tymże człowiekiem. Mam wrażenie, iż jest to książka bardzo filmowa; można by zrobić z niej dobry film, oczywiście tylko wtedy, gdyby reżyser nie zląkł się wielu drastycznych momentów. Jednocześnie prawie „Sztandar Młodych” rozpoczął druk innej powieści tego autora, która nazywa się „Nocny zrzut”. Powieść zaczyna się bardzo ciekawie i jest witana przez czytelników z zainteresowaniem. „Następny odchodzi 22.25” - to pierwsza, choć jeszcze niezbyt udana, nie pozbawiona naiwności i uproszczeń, próba pokazania pracy naszego Bezpieczeństwa. Ta ciężka i żmudna praca znalazła dotychczas zaledwie znikome odbicie w literaturze. A może przydałby się nam Sherlock Holmes?

"Po prostu" nr 24 z 1955 r.



Wyszukiwarka