Niech grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w katolickiej atmosferze, o.raniero cantalamessa


Niech grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele

2007-03-29- Życie w Chrystusie, WAM, Kraków, 2006.

Wyzwolenie z grzechu

Rozdział szósty Listu do Rzymian nadal rozwija temat zbawienia, robi to jednak z innego punktu widzenia. Dtychczas św. Paweł pomagał nam w odkrywaniu tego, w jaki sposób dostępuje się zbawienia (darmo, przez wiarę); mówił nam o autorze zbawienia oraz o wydarzeniu, które je umożliwiło (Jezus Chrystus przez swoją mękę i, w Jego tle, Ojciec ze swoim współcierpieniem). Teraz natomiast Apostoł przechodzi do omówienia zawartości zbawienia, to znaczy jego elementów konstytutywnych. Wspomniana zawartość lub też treść posiada swój aspekt negatywny, którym jest wyzwolenie z grzechu i spod prawa (Rz 6-7) oraz aspekt pozytywny, którym jest dar Ducha Świętego (Rz 8). W ten sposób zbawienie zostało opisane przez proroków, którzy przepowiadali nowe i wieczne przymierze, i tak też zostało ono zrealizowane:

"Oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. Dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza" (Ez 36, 25-26).

To pierwsze Jezus zrealizował przez swoją Paschę, to drugie natomiast – przez Pięćdziesiątnicę.

Obydwa aspekty są od siebie wzajemnie zależne: wyzwolenie z grzechu stanowi bowiem warunek zstąpienia Ducha Świętego; wyzwolenie spod panowania grzechu jest konieczne do tego, aby móc przejść pod panowanie Chrystusa, które dokonuje się w Duchu Świętym. W Księdze Mądrości czytamy o tym, że "mądrość nie wejdzie w duszę przewrotną, nie zamieszka w ciele zaprzedanym grzechowi" (Mdr 1, 4), a Jezus mówił, że nikt nie wlewa młodego wina do starych bukłaków (por. Mt 9, 17). Bóg nie wlewa młodego wina swego Ducha do starego bukłaku, którym jest serce pozostające w niewoli grzechu.

"Powinieneś być wypełniony dobrem: wyzwól się zatem od zła. Przypuśćmy, że Bóg pragnie napełnić cię miodem: jeżeli jesteś pełen octu, gdzie zmieścisz miód? Najpierw trzeba usunąć zawartość naczynia, co więcej – trzeba je energicznie oczyścić, wyskrobać dokładnie wnętrzne naczynia, aby było zdolne do przyjęcia nowej zawartości"[1].

W dniu Pięćdziesiątnicy, nawiązując do tego św. Piotr powiedział do tłumu:

"Nawróćcie się..., a weźmiecie Ducha Świętego" (Dz 2, 38).

Fragmentem Listu do Rzymian, który będzie nam przewodził w tym wysiłku wyzwolenia z grzechu, jest cały rozdział szósty, a szczególnie następujące wyrażenia:

"Czyż mamy trwać w grzechu, aby łaska bardziej się wzmogła? Żadną miarą! [...] To wiedzcie, że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu [...]. Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu. [...] Niechże więc grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele, poddając was swoim pożądliwościom. Nie oddawajcie też członków waszych jako broń nieprawości na służbę grzechowi" (Rz 6, 1-13).Chodzi o prawdziwe paschalne "wyjście", o "chwalebną ucieczkę" z grzesznego Egiptu (por. Mdr 18, 3). Dokonanie Paschy oznacza "wyrzucenie starego kwasu, aby się stać nowym ciastem"; przejście "od kwasu złości i przewrotności do przaśnego chleba czystości i prawdy" (por. 1 Kor 5, 7-8); oznacza – jak tłumaczyli Ojcowie Kościoła – "przejście od grzechu do życia, od winy do łaski, od zmazy do świętości"[2]. Na naszej drodze wyzwolenia z grzechu rozróżniamy pięć etapów.

1. Uznanie grzechu

Świat zatracił poczucie grzechu. Żartuje na jego temat, jak gdyby chodziło o coś najbardziej niewinnego na świecie. Ideą grzechu przyprawia swoje produkty i widowiska, by uczynić je bardziej atrakcyjnymi. Mówi o grzechu, nawet o grzechach najcięższych, w sposób pieszczotliwy: grzeszki, słabostki, namiętnostki, grzechy "oryginalne", czyli takie, które przydają oryginalności temu, kto je popełnia. Świat nie boi się już grzechu. Lęka się wszystkiego, tylko nie grzechu. Boi się zanieczyszczenia atmosfery, "ciemnych mocy" ciała, wojny atomowej; lecz nie odczuwa lęku przed wypowiedzeniem wojny Bogu, który jest Wieczny, Wszechmogący, który jest Miłością, podczas gdy Jezus mówi, aby się nie bać tych, którzy zabijają ciało, lecz aby się bać raczej tego, który i duszę i cało może zatracić w piekle (por. Łk 12, 4-5).

Ta sytuacja "środowiskowa" wywiera ogromny wpływ także na wierzących, którzy przecież pragną żyć według Ewangelii. Powoduje w nich uśpienie sumień, coś w rodzaju duchowego znieczulenia. Istnieje narkoza pochodząca od grzechu. Chrześcijanie nie rozpoznają już swego prawdziwego nieprzyjaciela, zniewalającego ich despoty, tylko dlatego, że chodzi o niewolę pozłacaną. Wielu ludzi, którzy mówią o grzechu, posiadają zupełnie niewłaściwe o nim wyobrażenie. Grzech bywa pozbawiany swego osobowego podmiotu i projektowany wyłącznie na struktury; dochodzi się do utożsamienia grzechu ze stanowiskiem swoich politycznych lub ideologicznych przeciwników. Grzech – powiada jeden – jest po stronie "prawicy"!; grzech – mówi kto inny – znajduje się po stronie "lewicy"! A przecież dotyczy również grzechu to, co Jezus powiedział kiedyś w odniesieniu do królestwa Bożego (por. Łk 17, 21). Kiedy wam mówią: oto tu jest grzech, albo: oto tam – nie wierzcie, ponieważ grzech jest w was! Gdyby przeprowadzić wśród ludzi ankietę na temat tego, co myślą o grzechu, prawdopodobnie otrzymalibyśmy przerażające rezultaty. Zamiat skoncentrować się na uwolnieniu od grzechu, wszystkie wysiłki skierowane są ku pozbyciu się wyrzutów sumienia z powodu grzechu; zamiast walczyć przeciwko grzechowi, walczy się przeciwko idei grzechu. Czyni się to, co w każdym innym sektorze uznałoby się za rzecz najgorszą z możliwych, to znaczy próbuje się negować problem, zamiast go rozwiązać, zło chce się oddalić i pogrzebać w podświadomości, zamiast je po prostu usunąć. Jest tak, jak w przypadku człowieka, który myśli, że zlikwiduje śmierć pozbywając się myśli o śmierci, lub który stara się obniżyć gorączkę, nie przejmując się zupełnie chorobą, której wysoka temperatura jest zbawiennym symptomem. Św. Jan mówił, że jeżeli twierdzimy iż nie mamy grzechu to samych siebie oszukujemy, a z Boga czynimy kłamcę (por. 1 J 1, 8-10); Bóg bowiem mówi zupełnie co innego, mówi, że zgrzeszyliśmy. W Piśmie św. czytamy, że Chrystus "umarł za nasze grzechy" (por. 1 Kor 15, 3). Spróbuj wymazać grzech, a unicestwisz samo Chrystusowe odkupienie, zniszczysz znaczenie Jego śmierci. Chrystus walczyłby po prostu z wiatrakami; przelałby swoją krew na darmo.

Uznanie grzechu, o którym do tej pory była mowa, moglibyśmy nazwać doktrynalnym, ponieważ kto się go podejmuje, przyjmuje w ten sposób biblijną i kościelną doktrynę na temat grzechu. To jednak nie wystarczy; wymaga się od nas jeszcze innego rodzaju uznania, które nie będzie tylko teoretycznym i ogólnym, lecz także egzystencjalnym i indywidualnym. Powyższe uznanie polega na nagłym uświadomieniu sobie tego, że grzech – ta potworna i straszna rzeczywistość – jest tuż obok ciebie, "leży u wrót i czyha na ciebie" (Rdz 4, 7). To zdanie sobie sprawy, któremu towarzyszy dreszcz, jak w przypadku kogoś, kto budzi się rano i nagle zdaje sobie sprawę z faktu, że całą noc spał w obecności skulonego w kącie pokoju jadowitego węża. Pewien średniowieczny autor napisał:

"Spróbuj odczuć grzech w jego całości, jak jakiś ogromny blok skalny, o którym wiesz tylko, że jest twoim własnym ja. Wtedy, ostatkiem sił, zawołaj w duchu to jedno: Grzech! Grzech!"[3].

Pierwszym więc krokiem w naszym wyjściu z niewoli grzechu jest uznanie grzechu, uznanie jego straszliwej powagi, przebudzenie ze snu, w który wpędzają nas "wyziewy" tego świata.

2. Żałować za grzech

Drugi krok polega na żalu. Dzieje Apostolskie opowiadają o tym, jak w dniu Pięćdziesiątnicy, usłyszawszy to przypomniane przed chwilą przerażające oskarżenie: "To wy ukrzyżowaliście Jezusa z Nazaretu!", obecni "przejęli się do głębi serca: "Cóż mamy czynić, bracia?" – zapytali Piotra i pozostałych Apostołów. "Nawróćcie się" – powiedział Piotr" (Dz 2, 37 n). Trochę dalej, w tej samej księdze Dziejów Apostolskich, natrafiamy na coś, co zmusza nas do głębokiej refleksji. Piotr wygłasza podobną mowę przed Sanhedrynem:

"Bóg naszych Ojców wskrzesił Jezusa, którego straciliście, zawiesiwszy na drzewie".

Tym razem jednak reakcja była zupełnie inna:

"Gdy to usłyszeli, wpadli w gniew i chcieli ich zabić" (Dz 5, 30. 33).

To, czego wtedy nie mogli uczynić z apostołami, trochę później z tego samego powodu zrobili ze Szczepanem (por. Dz 7, 52-58). Powyższe zestawienie ukazuje nam, że wobec słowa Bożego, które wyrzuca nam grzech, można obrać dwie diametralnie różne drogi: albo drogę żalu i pokuty, albo tę zatwardziałości serca. O trzech tysiącach, które słuchały Piotra w dniu Zesłania Ducha Świętego mówi się, że "przejęły się do głębi serca", że zostały wewnętrznie poruszone. Także o tych z Sanhedrynu, którzy słuchali Piotra i Szczepana, mówi się, iż zostali dotknięci w swym wnętrzu, że "zadrżały" im serca, lecz z gniewu, nie z żalu. Tutaj należy się dopatrywać grzechu przeciwko Duchowi Świętmu, o którym Jezus mówi, że nigdy nie zostanie odpuszczony (por. Mt 12, 31). Polega on bowiem właśnie na odrzuceniu odpuszczenia grzechu, które przychodzi przez żal. Ten fakt, jak mówiłem, powinien nas przyprawiać o lęk i drżenie; bo również przed nami staje podobna alternatywa; my także możemy wstąpić na jedną albo na drugą drogę: na tę, którą obrały tłumy, lub na tę wybraną przez członków Sanhedrynu.

Co jednak oznacza nawrócić się? Oryginalny termin metanoein wskazuje na zmianę myślenia, mentalności. Ale nie chodzi o zamianę naszego sposobu myślenia na inny "nasz" sposób myślenia, choćby różny od tego wcześniejszego; nie chodzi o zamianę naszej mentalności na inną naszą mentalność, lub też naszego sądu na inny nasz osąd. Chodzi o zamianę naszego sposobu myślenia na sposób myślenia Boga, naszej mentalności na mentalność Bożą, naszego sądu na sąd samego Boga. O tak, nawrócić się oznacza poddać się osądowi Boga. Bóg posiada swój własny sąd na nasz temat, na temat naszego duchowego stanu, naszego zachowania. Ten osąd jest jedynym całkowicie i absolutnie prawdziwym; tylko Bóg zna do głębi nasze serce, naszą odpowiedzialność, a także stosowane przez nas środki łagodzące. Bóg wie o nas wszystko. Nawrócić się oznacza uczynić ten sąd Boga naszym własnym sądem, mówiąc: mój Boże, poddaję się Twemu osądowi. "Okazujesz się sprawiedliwym w swym wyroku i prawym w swoim osądzie" (Ps 51, 6). Nawrócić się oznacza przeniknąć do serca samego Boga i zacząć patrzeć na grzech tak, jak On na niego patrzy; oznacza poślubić Boże racje. To wszystko pociąga za sobą "skruchę", czyli pewnego rodzaju przeszycie serca, ponieważ aby przyznać rację Bogu, musisz odmówić ich sobie samemu, musisz dla siebie umrzeć. Także dlatego, ponieważ zaledwie poddasz się osądowi Boga, dostrzegasz czym tak naprawdę jest grzech i wtedy ogarnia cię przerażenie. Wyroki Boże – mówi jeden z psalmów – są "jak wielka otchłań" (por. Ps 36, 7).

Istotny składnik nawrócenia, jeśli jest szczere, stanowi żal. Człowiek nie tylko uznaje, że uczynił zło, lecz także smuci się z tego powodu i to smuci się nie tylko ze względu na karę, na którą zasłużył i którą będzie musiał ponieść, ale jeszcze bardziej z powodu przykrości, którą przez grzech sprawił Bogu, zdradzając Jego tak wielką miłość. Boleje przez to, na co grzech naraził Jezusa prowadząc Go na krzyż. Prawdziwy żal rodzi się tylko w obecności miłości: "Umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie" (Ga 2, 20). Często łzy są widzialnym znakiem tego żalu, który porusza serce i je obmywa. Dobrze jest przynajmniej raz doświadczyć tego obmycia ogniem. Pewnego dnia, rozmyślając nad konaniem Jezusa w Getsemani, Pascal usłyszał w swym wnętrzu taki głos:

"Czy chcesz, abym wciąż płacił moją ludzką krwią, a ty nie dasz łez nigdy? [...] Jestem ci więcej przyjacielem niż ten lub ów – mówi do nas Chrystus słowami, w których pewnego dnia zwrócił się do nawróconego Pascala – uczyniłem dla ciebie więcej niż oni, oni nie wycierpieliby tego, co ja wycierpiałem od ciebie, i nie umarliby dla ciebie w dobie twoich niewierności i okrucieństw, jak ja uczyniłem i jak jestem gotów uczynić i czynię w swoich wybranych"[4].

Dosyć już łez wylanych nad samym sobą, łez litowania się nad sobą, łez nieczystych. Nadszedł czas, aby wylewać inne łzy – łzy bólu i żalu za grzechy, łzy czyste.

W nawróceniu już działa Duch Święty, nawet jeżeli działa przez naszą wolność i na naszą wolność: On – mówi Jezus – "przekonuje świat o grzechu" (por. J 16, 8). Duch Święty, ognisty palec Boży, dotyka naszego serca, to znaczy naszego sumienia, w miejscu, które tylko On sam zna, i otwiera je na światło prawdy. Wówczas grzesznik wychodzi pośród okrzyków wyrażających tę nową samoświadomość:

"Uznaję moją nieprawość [...]. Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest przed Tobą, tak że się okazujesz sprawiedliwym w swym wyroku" (por. Ps 51, 5 n).

Bóg zostaje uznany za "sprawiedliwego"; człowiek zaczyna patrzeć na cierpienie, we wszystkich jego formach, zupełnie innymi oczami; już nie jako na spowodowane przez Boga, ale jako na skutek grzechu. Już nie wini się Boga za zło, zostaje On uznany za niewinnego; Jego miłość i dobroć są zabezpieczone. Uwolniona zostaje prawda, którą "więziła nieprawość". Cud nawrócenia polega na tym, że zaledwie człowiek zaczyna występować przeciwko sobie samemu, Bóg staje w jego obronie, natychmiast broni go wobec oskarżeń, nawet tych, które pochodzą z ludzkiego serca (por. 1 J 3, 20 n). Ledwie syn z przypowieści powiedział: "Ojcze, zgrzeszyłem!", ojciec zaraz odpowiada: "Przynieście szybko najlepszą szatę..." (por. Łk 15, 21 nn).

Żal za grzechy nie ma w sobie nic z "niewolnictwa", jak starał się to sugerować Nietzsche[5]. Współczesna psychologia sprawiała czasami wrażenie, jakby chciała bezwzględnie potępić wszelkie poczucie winy jako coś pochodnego nerwicy. Lecz pokazała tylko, że takie uczucie może się zdegenerować i przekształcić w "kompleks" winy. Kto jednak tego nie wiedział? W podobnych wypadkach poczucie winy nie jest przyczyną, ale raczej wskaźnikiem chorobliwego stanu, jeśli nie jest po prostu efektem błędnego wychowania religijnego. W rzeczywistości, świadomość winy oraz żal, kiedy są naprawdę szczere i wolne, także w świetle badań psychologicznych, coraz bardziej okazują się uczuciami wybitnie ludzkimi i konstruktywnymi. Daleki od wprowadzania ludzi w chorobliwe stany bierności i samookaleczania się, żal staje się źródłem nieustannej odnowy życia. Nic tak bardzo nie przywraca nadziei i ufności, jak powiedzenie w pewnych okazjach: "Zgrzeszyłem, pobłądziłem!" – i to zarówno wobec ludzi jak i wobec Boga. Jeśli "rzeczą ludzką jest błądzić", jeszcze bardziej ludzkie jest przyznanie się do błędu, czyli żal.

Żal za grzechy nie jest potrzebny Bogu, ale nam. Bóg nie wymaga żalu człowieka dla własnej przyjemności triumfu czy upokarzania swego stworzenia, ale ponieważ wie, że jest on zbawienny dla ludzi, że jest jedynym godnym człowieka sposobem powrotu do życia i prawdy po popełnieniu grzechu. Jeden z psalmów w taki sposób opisuje cudowną przemianę dokonującą się poprzez żal:

"Szczęśliwy ten, komu została odpuszczona nieprawość,

którego grzech został puszczony w niepamięć...

Póki milczałem, schnęły kości moje...

Bo dniem i nocą ciążyła

nade mną Twa ręka...

Grzech mój wyznałem Tobie

i nie ukryłem mej winy.

Rzekłem: "Wyznaję nieprawość moją wobec Pana",

a Tyś darował winę mego grzechu" (Ps 32, 1 nn).

Dopóki człowiek zatrzymuje w swym wnętrzu własny grzech i broni się przed jego uznaniem, ten grzech go wewnętrznie niszczy i czyni smutnym; lecz kiedy zdecyduje się, aby go wyznać Bogu, na nowo doświadcza pokoju i błogosławieństwa.

Drugim krokiem jest więc żal za grzechy. Aby go dokonać nie wymaga się, abyśmy zaraz, już teraz, odczuli to ukłucie w sercu i aby z naszych oczu połynęły strumienie łez. To w dużym stopniu zależy od łaski i może się zdarzyć albo nagle, albo też powoli, z biegiem czasu, tak że nawet tego nie zauważymy. Tym, czego się od nas teraz wymaga jest, abyśmy rozpoczęli pragnąć i chcieć żalu za grzechy, mówiąc Bogu: "Daj mi poznać prawdziwą skruchę; nie odmawiaj mi tej łaski zanim umrę!" Chcieć żałować już oznacza żal.

3. "Zerwać z grzechem"

Trzecim krokiem w naszym "wyjściu z Egiptu" jest ostateczne "zerwanie z grzechem". Tym, co nas poprowadzi w tym kierunku, raz jeszcze jest słowo Boże. Św. Paweł mówi: "Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu", oraz: "Niechże więc grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele!" Echem tego są także słowa św. Piotra:

"Kto poniósł mękę na ciele, zerwał z grzechem, aby resztę czasu w ciele przeżyć już nie dla pełnienia ludzkich żądz, ale woli Bożej. Wystarczy bowiem, żeście w minonym czasie... postępowali w rozwiązłościach!" (por. 1 P 4, 1-3).

Ten krok polega więc na powiedzeniu grzechowi: "dosyć!", lub, jak powie św. Paweł, na "zrozumieniu, że umarliśmy dla grzechu". To faza decyzji lub postanowienia. O co w niej chodzi? Otóż to bardzo proste. Chodzi o podjęcie decyzji, na ile to od nas zależy, szczerej i nieodwołalnej, nie popełniania już więcej grzechu. Powiedziana w ten sposób rzecz może się wydać zbyt wygórowana i mało realna, lecz taka nie jest. Nikt z nas nie stanie się bezgrzeszny z dnia na dzień, ale nie tego od nas Bóg oczekuje. Każdy z nas, robiąc porządny rachunek sumienia zauważy, że obok wielu grzechów, które popełnia, istnieje taki jeden zupełnie różny od pozostałych, różny, ponieważ bardziej dobrowolny niż inne. Chodzi o ten grzech, do którego potajemnie jesteśmy troszeczkę przywiązani, który wyznajemy, ale bez rzeczywistej woli powiedzenia mu "dosyć!" To ten grzech, z którego, jak się nam wydaje, nigdy nie będziemy mogli się wyzwolić, gdyż tak naprawdę nie chcemy się wyzwolić, lub też nie chcemy tego natychmiast. Św. Augustyn, w Wyznaniach, opisuje swoją walkę o wyzwolenie się z grzechu zmysłowości. Był taki czas, kiedy się modlił do Boga mówiąc: "Daj mi czystość i umiarkowanie, ale – dodawał jakiś tajemniczy głos – jeszcze nie w tej chwili", dopóki w końcu nie nadszedł ten moment, w którym zawołał sam do siebie: "Jak długo, jak długo jeszcze? Ciągle jutro i jutro? Dlaczego nie w tej chwili? Dlaczego nie teraz już kres tego, co we mnie wstrętne?"[6]. Wystarczyło, że powiedział owo "dosyć!" i nagle poczuł się wolnym. Grzech będzie nas trzymał w niewoli, dopóki nie powiemy mu prawdziwego "dosyć!" Wtedy traci on prawie całą swoją władzę nad nami.

W naszym życiu dzieje tak, jak w przyrodzie. Zdarza się czasami, że na szczycie wielkich i starych drzew oliwnych, o pniach popękanych i wyschłych, pomimo wszystko wyrastają zielone, pełne życia gałązki, które w sezonie obsypują się dorodnymi oliwkami. Kiedy przyjrzymy się z bliska temu zjawisku, natychmiast znajdujemy wytłumaczenie: to dlatego, że w tej masie sękatego i wyschłego drewna przebiega gdzieś jeszcze "żyłka" drewna żywego, która zapuszcza się w glebę i pozwala roślinie na ciągłą wegetację i życie. Podobnie dzieje się czasami ze złą rośliną grzechu w naszym życiu. Powinna ona być zupełnie martwa i bezowocna, ponieważ nie chcemy grzechu, który tyle razy wyznawaliśmy i odrzucaliśmy, a jednak nadal wydaje swoje owoce. Dlaczego? Otóż dzieje się tak dlatego, że również w naszym życiu istnieje jeszcze taka "zielona gałązka", która zapuszcza swoje korzenie w glebie naszej wolności...

Aby odkryć, co jest tą naszą "zieloną gałązką", musimy spróbować zobaczyć to, czego boimy się utracić, czego – nie przyznając się – bronimy, co zatrzymujemy na płaszczyźnie podświadomości i nie wyprowadzamy na światło dzienne, aby przypadkiem wyrzuty sumienia nie zmusiły nas do wyrzeczenia się tego. Częściej, niż o jakiś szczegółowy grzech, chodzi o grzeszne przyzwyczajenie, o "zaniedbanie", któremu trzeba nareszcie położyć kres. Słowo Boże zachęca nas do wyodrębnienia tej "nici", która trzyma nas na uwięzi i do zdecydowanego przecięcia jej.

Co w sposób konkretny należy uczynić? W chwili skupienia, podczas rekolekcji, lub nawet dzisiaj, powinniśmy stanąć w obecności Boga, upaść na kolana przed Nim i powiedzieć: "O Panie, Ty znasz dobrze moją słabość i ja także ją znam. Dlatego pokładając ufność jedynie w Twojej łasce i wierności, mówię Tobie, że odtąd chcę wyrzec się tej lub innej przyjemności, wolności, przyjaźni, urazy, "tego" grzechu...; chcę poważnie przyjąć możliwość, że odtąd mogę żyć bez niego. Pomiędzy mną i grzechem – tym grzechem, który Ty znasz – wszystko skończone! Mówię "dosyć!" Pomóż mi swoim Duchem. Odnów we mnie ducha niezwyciężonego, wzmocnij mnie duchem ochoczym. Rozumiem, że dzisiaj umarłem dla grzechu". Po tym wszystkim grzech już nie "króluje" w twoim ciele z tego prostego powodu, że ty nie chcesz, aby królował; faktycznie bowiem królował on właśnie w twojej woli. Zewnętrznie może się nawet nic nie zmienić; żyjący dookoła nas ludzie mogą w nas zauważać te same wady, lecz dla Boga coś jednak się zmieniło, ponieważ nasza wolność stanęła po Jego stronie.

Trzeba wszakże podkreślić jedno: jest to decyzja, którą trzeba natychmiast wprowadzić w czyn, inaczej zostanie zaprzepaszczona. Należy od razu wykonać jakiś konrketny czyn przeciwny głównej wadzie, z pośpiechem wypowiadając nasze pierwsze "nie!" danej namiętności lub grzesznemu przyzwyczajeniu, w przeciwnym razie odzyska ona swą pierwotną władzę. Kierkegaard czyni na ten temat taką oto głęboką uwagę: pwenemu człowiekowi słowo Boże objawiło, że jego grzechem jest hazard; Bóg domaga się od niego poświęcenia właśnie tej pasji. (Przykład może być rozszerzony na inne przyzwyczajenia, takie jak narkotyki, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, urazy, kłamstwo, hipokryzja, niedozwolone relacje). Ów człowiek, przekonany o swoim grzechu, mówi: "Uroczyście ślubuję, że już nigdy więcej nie zagram, nigdy więcej: tego wieczoru będzie ostatni raz!" Nic nie rozwiązał; będzie nadal grał tak, jak przedtem. Powinien on raczej powiedzieć sobie: "Zgoda, całą resztę mojego życia, każdego dnia, będziesz mógł grać, ale tego wieczoru – nie!" Jeżeli dotrzyma słowa i wieczorem nie zagra, będzie ocalony; prawdopodobnie nie będzie już grał do końca życia. Owa pierwsza decyzja to "brzydki dowcip", który namiętność robi grzesznikowi; druga, przeciwnie, to "brzydki dowcip", jaki grzesznik wyrządza swojej namiętności[7].

Nasze "dosyć!", aby było szczere, powinno dotyczyć nie tylko grzechu, lecz także okazji do grzechu. Zgodnie z tym, co nakazywała tradycyjna teologia moralna, należy odrzucić bliżą okazję do grzechu, ponieważ nie unikanie jej oznaczałoby praktycznie dążenie do grzechu. Okazja działa tak, jak niektóre drapieżne zwierzęta, które hipnotyzują swoją ofiarę, aby następnie ją pożreć podczas gdy ta pozostaje w całkowitym bezruchu. Okazja wyzwala w człowieku dziwne mechanizmy psychologiczne; zdolna jest do "zaczarowania" woli za pomocą tej prostej myśli: "Jeśli nie wykorzystasz tej okazji, nigdy już ci się ona nie nadarzy; tylko głupi nie skorzysta z takiej okazji...". Okazja doprowadza do grzechu tego, kto jej nie unika, tak jak zawrót głowy strąca do przepaści tego, kto nieopatrznie przechadza się na jej skraju.

4. "Zniszczyć grzeszne ciało"

W analizowanym przez nas tekście św. Paweł nawiązuje do ostatniego aktu w stosunku do grzechu, jakim jest "zniszczenie grzesznego ciała":

To wiedzcie, że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany".

Chce przez to powiedzieć, że Jezus na krzyżu "wirtualnie" zniszczył całe ciało, czyli całą rzeczywistość grzechu i teraz, dzięki swojej łasce, daje nam możliwość faktycznego zniszczenia naszego grzesznego ciała. Na czym polega ten akt? Chciałbym to wyjaśnić za pomocą przykładu, a raczej opowiedzieć w jaki sposób Pan pozwolił mi to zrozumieć. Pewnego dnia recytowałem Psalm, który mówi: "Panie, przenikasz i znasz mnie [...]. Z daleka przenikasz moje zamysły [...] wszystkie moje drogi są Ci znane..." (Ps 139, 1 nn). To psalm, którego recytacja sprawia, iż czujemy się jakby prześwietleni Bożym spojrzeniem, przeniknięci na wskroś Jego światłem. W pewnej chwili znalazłem się w myślach po stronie Boga, tak jakbym ja również przenikał siebie Jego wzrokiem. W moim umyśle zrodził się bardzo wyraźny obraz stalagmitu, czyli jednej z tych wapiennych kolumienek, które tworzą się na dnie tysiącletnich jaskiń na skutek spadających z góry kropel wapiennej wody. Jednocześnie też otrzymałem wyjaśnienie tego obrazu. Popełniane przeze mnie na przestrzeni lat grzechy opadały na dno mego serca tak jak tamte krople wapiennej wody. Każdy z nich pozostawił tam nieco wapnia, to znaczy cienia, zatwardziałości i sprzeciwu wobec Boga, tworząc coraz większą masę razem z grzechami popełnionymi wcześniej. Podobnie jak w przyrodzie, większość spływała i znikała jak woda, dzięki sakramentowi pokuty, Eucharystii, modlitwie... Za każdym razem jednak pozostawało coś, co się nie rozpuszczało, a to dlatego, że pokuta i postanowienie poprawy nie były pełne i absolutne, nie były "doskonałe". W taki oto sposób mój stalagmit urósł jak kolumna, na podobieństwo olbrzymiego głazu, który mnie przygniatał. Wtedy natychmiast zrozumiałem, czym jest "grzeszne ciało", o którym mówi św. Paweł i czym jest owo "serce kamienne", o którym Bóg mówi w księdze proroka Ezechiela:

"Odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała" (Ez 36, 26).

Jest to serce, które sami sobie utworzyliśmy na drodze kompromisów i grzechów. To coś więcej, niż zwykła kara, która pozostaje po odpuszczeniu winy; to kara i wina razem wzięte. To "dawny człowiek".

Co zrobić w tej sytuacji? Nie mogę usunąć tego głazu siłą mojej własnej woli, ponieważ ciąży on właśnie na woli. Człowiek może popełnić grzech, ale nie może grzechu odpuścić. "Tylko Bóg może odpuszczać grzechy" (por. Mk 2, 7). Św. Jan powiada:

"Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet kto zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy" (1 J 2, 1-2).

"Krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu" (1 J 1, 7).

Krew Chrystusa jest wielkim i potężnym "rozpuszczalnikiem", który może rozpuścić grzeszne ciało. Kościołowi dana została władza odpuszczania grzechów w imię Jezusa i mocą Ducha Świętego: "Weźmijcie Ducha Świętego – powiedział Jezus do apostołów – Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone" (J 20, 22 n). Duch Święty nie ogranicza się zatem do "przekonywania nas o grzechu"; On nas także wyzwala od grzechu. Co więcej, On sam jest "odpuszczeniem grzechów". Dla Biblii o wiele ważniejsze od tego, że my jesteśmy grzesznikami, jest to, że Bóg przebacza grzechy.

5. "Kto poniósł mękę na ciele..."

My możemy "współpracować" w zniszczeniu grzesznego ciała wspomagając działanie łaski i to zwłaszcza na dwa sposoby: poprzez cierpienie oraz przez uwielbienie. Św. Piotr mówi:

"Skoro więc Chrystus cierpiał w ciele, wy również tą samą myślą się uzbrójcie, że kto poniósł mękę na ciele, zerwał z grzechem" (1 P 4, 1).

W ten sposób formułuje niezwykle ważną zasadę: ten, kto cierpi, zrywa z grzechem. Cierpienie, odkąd przeszedł przez nie Syn Boży uświęcając je, posiada tajemniczą moc "rozpuszczania" grzechu, zrywania wątków w knowaniach naszych namiętności i wypłaszania grzechu z naszych członków. Dzieje się tak, jak kiedy ktoś wstrząsając silnie drzewem, zrzuca na ziemię wszystkie zgniłe owoce. Nie wiemy, dlaczego, ale wiemy, że tak jest. Stwierdzamy to codziennie w nas samych i wokół nas.

"Cierpieć — to znaczy stawać się jakby szczególnie podatnym, szczególnie otwartym na działanie zbawczych mocy Boga, ofiarowanych ludzkości w Chrystusie"[8].

Cierpienie w swoisty sposób jednoczy z męką Chrystusa, od której pochodzi wszelkie odpuszczenie grzechów. Naturalnie nie chodzi o poszukiwanie cierpienia, ale o przyjęcie w nowym duchu tego, które już jest obecne w naszym życiu. Powinniśmy nade wszystko uważać, aby nie zmarnować tej odrobiny "niezawinionego" cierpienia, które ma miejsce w naszym życiu, ponieważ ono w zupełnie szczególny sposób łączy nas z Chrystusem: upokorzenia, niesprawiedliwa krytyka, obrazy, wrogość, która – jak się nam wydaje – pochodzi z uprzedzeń, a która powoduje w nas tyle cierpienia. Pewien stopień zażyłości z Odkupicielem osiągnąć można tylko tą drogą: poprzez "udział w Jego cierpieniach" (Flp 3, 10). Tylko w ten sposób. W tym miejscu pokonuje się podstawowy grzech samouwielbienia. Nie zmarnotrawić tego cierpienia oznacza przede wszystkim nie mówić o nim bez rzeczywistej potrzeby i konieczności, zachowując je zazdrośnie jako tajemnicę między sobą i Bogiem, aby nie utraciło swej "woni" i swego wynagradzającego charakteru. Jeden ze starożytnych Ojców powiada:

"Jakkolwiek wielkie są twoje cierpienia, twoje zwycięstwo nad nimi tkwi w milczeniu"[9].

Obok cierpienia innym potężnym środkiem do zniszczenia "grzesznego ciała" jest uwielbienie. Jest ono anty-grzechem par excellance. Jeżeli pierwotnym grzechem, jak nam to na początku wyjaśnił Apostoł, jest bezbożność, czyli odmowa uwielbienia i dziękczynienia należnego Bogu, zatem dokładnym przeciwieństwem grzechu nie jest cnota, ale uwielbienie! Powtarzam to raz jeszcze: przeciwieństwem grzechu nie jest cnota, lecz uwielbienie! Przeciwieństwem bezbożności jest pobożność. Trzeba się nauczyć walczyć z grzechem za pomocą środków wielkich, a nie mizernych; za pomocą środków pozytywnych, nie tylko tych negatywnych, a największym pozytywnym środkiem do walki z grzechem jest sam Bóg. Nie mielibyśmy grzechu, gdybyśmy mieli Boga; gdzie wchodzi Bóg, stamtąd ucieka grzech. Pismo św. mówi często o "ofierze dziękczynnej" i "pochwalnej":

"Złóż Bogu ofiarę dziękczynną [...]. Kto składa Mi ofiarę dziękczynną, ten Mi cześć oddaje... Tobie złożę ofiarę pochwalną" (Ps 50, 14.23; Ps 116, 17).

Jaki związek może w ogóle istnieć między uwielbieniem i ofiarą? Ofiara oznacza poświęcenie i zniszczenie jakiejś rzeczy; co jednak niszczy uwielbienie? Ono poświęca i niszczy dumę człowieka! Kto wielbi Boga, składa Mu najprzyjemniejszą ofiarę jaka w ogóle istnieje: własną chwałę. W tym właśnie tkwi nadzwyczajna moc oczyszczająca uwielbienia. W uwielbieniu kryje się pokora. Czymś naprawdę niezwykłym jest fakt, iż nie istnieje nic, czego nie możnaby zamienić, jeśli tylko chcemy, na powód do uwielbienia i dziękczynienia Bogu, nawet grzech. Nie istnieje taka sytuacja w sumieniu, nawet najcięższa, której nie można byłoby odwrócić, kiedy ktoś, wyrywając się świętą przemocą wszelkim cielesnym rozumowaniom, decyduje się na oddanie chwały Bogu. Mogę uwielbiać Boga – powiedziałem – nawet za mój własny grzech: nie dlatego, że zgrzeszyłem (byłoby to naśmiewaniem się z Boga), ale za to, w jaki sposób Bóg zachował się wobec mojego grzechu, ponieważ zachował mnie przy życiu i nie odmówił mi swego miłosierdzia. Pismo św. zna wiele powodów do chwalenia Boga, ale nie ma żadnego większego niż ten: ponieważ jest On Bogiem, który przebacza grzechy:

Któryż Bóg podobny Tobie, co oddalasz nieprawość, odpuszczasz występek Reszcie dziedzictwa Twego? Nie żywi On gniewu na zawsze, bo upodobał sobie miłosierdzie" (Mi 7, 18).

Możemy uwielbiać Boga, ponieważ On, który przemienił w dobro największe zło świata, jakim jest grzech Adama, przemieni w dobro i na własną chwałę w sposób, którego nie znamy, także grzechy tych wszystkich, którzy przyjmują zbawienie, a jest to zło o wiele mniejsze, niż grzech Adama. "Grzech jest nieunikniony. Lecz na końcu wszystko zamieni się w dobro i każda rzecz będzie dobrem"[10].

Rozumiejąc nasze wyzwolenie z grzechu jako exodus paschalny, powinno ono teraz, kiedy już dotarliśmy do kresu, przekształcić się w święto podobnie, jak to miało miejsce w tamtym pierwszym wyjściu. Żydzi ociągali się przy opuszczeniu Egiptu, a kiedy dotarli nad Morze Czerwone na chwilę ogarnęło ich przerażenie i zaczęli szemrać; lecz skoro tylko wyszli na drugi brzeg, opanowała ich niepohamowana radość i zaczęli śpiewać wraz z Mojżeszem i jego siostrą Marią taką pieśń:

"Będę śpiewał ku czci Pana,

który wspaniale swą potęgę okazał,

gdy konia i jeźdźca jego pogrążył w morzu..." (Wj 15, 1).

Tak samo chcemy uczynić również my teraz. Faraonem, którego Bóg pogrążył w morzu, jest nasz "dawny człowiek", jego konie i jeźdźcy to nasze grzechy. Bóg "wrzucił w głębokości morskie wszystkie nasze grzechy" (Mi 7, 19). Przeszedłszy Morze Czerwone kierujemy nasze kroki w stronę Synaju; odprawiwszy Paschę przygotowujemy się już do obchodów Pięćdziesiątnicy. Jesteśmy stągwiami opróżnionymi z "octu", oczyszczonymi i wyszorowanymi do żywego, gotowymi na przyjęcie "miodu". Nasze serce jest już teraz nowym bukłakiem, gotowym do przyjęcia młodego wina, którym jest Duch Święty.

[1] Augustyn, Komentarz do Pierwszego Listu Jana, 4, 6: PL 35, 2009.

[2] Ambroży, O sakramentach, I, 4, 12: CSEL 73, 20.

[3] Anonim, La nube della non conoscenza, 40, Ŕncora, Mediolan 1981, s. 206 n.

[4] B. Pascal, Myśli, 553 Br.

[5] Por. F. Nietzsche, Wiedza radosna, n. 135.

[6] Augustyn, Wyznania, VIII, 7. 12.

[7] Kierkegaard, Zur Selbstprüfung. Der Brief des Jakobus, 1, 22.

[8] Jan Paweł II, Salvifici doloris, n. 23.

[9] Apophtegmata Patrum, Poemen 37: PG 65, 332.

[10] Julianna z Norwich, Ksiega objawień, rozdz. 27.

Przełożył: br. Marek Przeczewski, ofmcap.

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pożądliwość -- nie jest Miłością, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wier
Tylko zaślepiony człowiek nie dostrzeże nadprzyrodzonych, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZA
Jezus Chrystus, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w katolickiej
Uważnie patrzeć na znaki, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w ka
Szatan ma wszystkich ludzi na których ma wpływ w swym OBIĘCIU, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAP
Wstań, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w katolickiej atmosferz
Antynewegowski trójkąt, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w kato
Zatopiony w Maryi, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz itd
TAK...Jaknie zwykłe sąludzkie, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz
Pascha historii, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w katolickiej
Jezus jedyną drogą do Ojca, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w
Wizja bł. ks. Markiewicza, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w k
Decyzja i Rozum, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz itd
Wielki światowy spisek, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w kato
Piękno i świat, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz itd
Zburzył rozdzielający ich mur, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki
Bezcenny dar, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz itd
Jak rozwinąć potrzebne nawyki, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz
Nowenna do Ducha Świętego, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w k

więcej podobnych podstron