Viktor E Frankl Psychoterapia dla ka辡o

Viktor E. Frankl

Psychoterapia dla ka偶dego

Instytut Wydawniczy PAX

Warszawa 1978

Gertrudzie Paukner

po艣wi臋cam

Przedmowa

W latach 1951-1955 by艂em co miesi膮c zapraszany przez

kierownictwo Programu Naukowego wiede艅skiej rozg艂o艣ni

Rot-Weiss-Rot Sender do wyg艂aszania odczytu na temat

psychoterapii. Po ukazaniu si臋 w formie ksi膮偶kowej pierwszych

siedmiu z tych radiowych pogadanek zdecydowa艂em si臋 opublikowa膰

kolejny wyb贸r, uzupe艂niaj膮c go odczytami ju偶 wcze艣niej wydanymi,

wszystko w postaci istotnie rozszerzonej i zaopatrzonej w

przypisy. Zdecydowa艂em si臋 na to powodowany echem, jakim te moje

pogadanki odbi艂y si臋 w wielu listach s艂uchaczy. Uzna艂em, 偶e

winienem im umo偶liwi膰 przeczytanie w druku tego, o czym do nich

m贸wi艂em. Mia艂em te偶 nadziej臋 rozszerzy膰 oddzia艂ywanie moich

prelekcji, 艣wiadome oddzia艂ywanie w duchu higieny psychicznej.

Marzy艂em o tym, by nie tyle na temat psychoterapii m贸wi膰, co

raczej j膮 - przez radio - uprawia膰. Psychoterapia poprzez mikrofon

wyda艂a mi si臋 tym rodzajem zbiorowej psychoterapii, kt贸ry potrafi

najlepiej przeciwdzia艂a膰 zbiorowej nerwicy.

Ka偶da z pogadanek stanowi zamkni臋t膮 ca艂o艣膰 - st膮d nie mo偶na

unikn膮膰 cz臋艣ciowego zachodzenia na siebie temat贸w, a tak偶e

powt贸rze艅, mo偶e nie tak ca艂kiem niepo偶膮danych, je艣li mog膮 by膰

dydaktycznie po偶yteczne. Co si臋 tyczy stylu, zachowa艂em

autentyczn膮 form臋 pogadanki radiowej, cho膰 u niejednego ze

s艂uchaczy mog臋 narazi膰 si臋 na zarzut zbytniej niedba艂o艣ci. Ale

wiadomo, 偶ywa mowa jest czym艣 zgo艂a r贸偶nym od tego, co napisane;

tym bardziej nie spos贸b stawia膰 og贸lnie dost臋pn膮 pogadank臋 radiow膮

na r贸wni 偶 naukow膮 dysertacj膮.

Viktor E. Frankl

1. K艂opoty z wiedz膮 o psychoterapii

...coacervat nec scit quis percipiat ea. *

W sprawozdaniu z podr贸偶y naukowej do Stan贸w Zjednoczonych

psychiatra marburski Villinger wyra偶a przypuszczenie, 偶e panuj膮ca

tam sk艂onno艣膰 do popularyzacji i upowszechniania wynik贸w bada艅

uwa偶ana b臋dzie przez jednych za godn膮 pochwa艂y, przez innych

jednak za b艂膮d. Co do mnie, proponuj臋 rozr贸偶nienie. Uwa偶am

mianowicie, 偶e upowszechnianie wynik贸w bada艅 mo偶e by膰 du偶膮

zas艂ug膮, natomiast tendencja do ich popularyzacji jest na pewno

b艂臋dem. O ile bowiem upowszechnianie rzeczywi艣cie przekazuje

og贸艂owi na przyk艂ad wiedz臋 o higienie psychicznej czy

psychoterapii, i w ten spos贸b rozszerza jej oddzia艂ywanie, o tyle

nie da si臋 zaprzeczy膰, i偶 popularyzacja samej psychoterapii nie

zawsze jest psychoterapi膮, nie zawsze wi臋c musi oddzia艂ywa膰

psychoterapeutycznie. Zanim przejd臋 do wykazania tego w

szczeg贸艂ach, chcia艂bym przytoczy膰 s艂owa my艣liciela, kt贸rego

kompetencja naukowa jest r贸wnie bezsporna jak rekordy w zakresie

ilo艣ci pr贸b spopularyzowania jego nauki. Mam na my艣li Alberta

Einsteina i to jego powiedzenie, 偶e naukowiec musi zdecydowa膰 si臋

na wyb贸r: albo pisa膰 zrozumiale i powierzchownie, albo w spos贸b

gruntowny i niezrozumia艂y. *

Je艣li wr贸cimy jednak do naszego tematu szerzenia wiedzy

psychiatrycznej i psychoterapeutycznej, to oka偶e si臋, 偶e

niebezpiecze艅stwo niezrozumienia nie jest nawet tym najwi臋kszym

niebezpiecze艅stwem, jakie grozi wszelkim pr贸bom popularyzacji;

wi臋kszym od niego jest niebezpiecze艅stwo zrozumienia fa艂szywego.

Tak, na przyk艂ad, dr Binger, odpowiedzialny za higien臋 psychiczn膮

w Nowym Jorku, skar偶y艂 si臋 na to, 偶e przed fa艂szywym zrozumieniem

nie jest zabezpieczony nawet ten, kto wyg艂asza obiektywnie dobre

odczyty; on sam mia艂 w radiu odczyt o tzw. medycynie

psychosomatycznej, i ju偶 nazajutrz otrzyma艂 list, w kt贸rym kto艣

zapytywa艂, gdzie mo偶na naby膰 buteleczk臋 psychosomatycznej

"medycyny"...

...gromadzi wiedz臋, a nie wie, kto z niej b臋dzie korzysta艂.

Abstrahuj臋 ju偶 od tego, 偶e naukowcy staraj膮cy si臋 pisa膰

zrozumiale pope艂niaj膮 zazwyczaj ten b艂膮d, i偶 pozostaj膮

niekonkretni, nie uwzgl臋dniaj膮 indywidualnych przypadk贸w.

C贸偶, musz臋 wyzna膰, 偶e bynajmniej nie jestem przekonany o tym, i偶

wiedza o chorobach przedstawia w ka偶dym przypadku warto艣膰

lecznicz膮. Przeciwnie, potrafi臋 sobie bardzo dobrze wyobrazi膰, 偶e

mo偶e oddzia艂a膰 nader szkodliwie. Chcia艂bym tylko przypomnie膰, jak

na przyk艂ad ma si臋 sprawa przy pomiarach ci艣nienia krwi. Za艂贸偶my,

偶e mierz臋 pacjentowi ci艣nienie i stwierdzam, 偶e jest ono lekko

podwy偶szone. Ot贸偶 je艣li na trwo偶liwe pytanie chorego: - Panie

doktorze, jak jest z moim ci艣nieniem? - odpowiem, 偶e nie ma powodu

do obaw, to czy ok艂amuj臋 w贸wczas mego pacjenta? O艣mielam si臋

twierdzi膰, 偶e nie. M贸j chory bowiem na te uspokajaj膮ce s艂owa

odetchnie z ulg膮 i powie ze swej strony: - Bogu dzi臋ki, bo wie

pan, panie doktorze, ba艂em si臋 ju偶, czy nie dostan臋 udaru. - I

skoro to l臋kliwe oczekiwanie ust膮pi, ci艣nienie krwi pacjenta

b臋dzie ju偶 rzeczywi艣cie normalne. A co sta艂oby si臋 w odwrotnym

przypadku, gdybym powiedzieli choremu prawd臋? Nie sko艅czy艂oby si臋

na owym rzeczywistym lekkim podwy偶szeniu ci艣nienia: teraz dopiero,

po moim wyznaniu, szczerze zatroskany i przestraszony pacjent

natychmiast zareagowa艂by istotnym podwy偶szeniem ci艣nienia

t臋tniczego.

Albo pomy艣lmy o popularyzacji wynik贸w bada艅 statystycznych.

Jestem przekonany, 偶e gdyby na podstawie statystyki ustali艂o si臋,

偶e tylu a tylu m臋偶贸w zdradza swoje 偶ony - a pr贸b臋 tak膮 podj臋to

rzeczywi艣cie w ramach rozleg艂ych bada艅 - ot贸偶 gdyby ustali艂o si臋

to i poda艂o do powszechnej wiadomo艣ci, jestem przekonany, 偶e i w

tym przypadku nie sko艅czy艂oby si臋 na ustaleniu odsetka niewiernych

m臋偶贸w. Przeci臋tny m膮偶 na pewno nie pomy艣la艂by sobie: to skandal,

偶e taka jest wi臋kszo艣膰 m臋偶贸w (wraz ze mn膮), od dzi艣 b臋d臋 wierny

mojej 偶onie, ju偶 cho膰by po to, aby wzmocni膰 i wesprze膰 mniejszo艣膰

m臋偶czyzn uczciwych. Przeci臋tny m膮偶 pomy艣la艂by sobie po prostu: no

c贸偶, i ja nie jestem 艣wi臋ty i nie musz臋 by膰 lepszy ni偶 wi臋kszo艣膰 -

i przy najbli偶szej okazji, w chwili pokusy, taka refleksja

przechyli艂aby mo偶e szal臋 decyzji. Wszystko to mo偶na chyba por贸wna膰

ze znan膮 tez膮 fizyka Heisenberga, i偶 sama obserwacja elektronu

wywiera pewien wp艂yw. Co艣 podobnego zachodzi i w naszym przypadku

i 艣miem twierdzi膰, 偶e na przyk艂ad og艂aszanie jakiej艣 prawdy

statystycznej oznacza tak偶e wp艂ywanie na ludzi obj臋tych

statystyk膮, a wi臋c prowadzi w ko艅cu do wykrzywienia prawdy.

W Ameryce, gdzie w艂a艣nie popularyzacja psychologii g艂臋bi,

psychoanalizy przybra艂a rozmiary, o jakich mieszkaniec Europy

艣rodkowej nie mo偶e mie膰 poj臋cia ( * ), ju偶 ujawniaj膮 si臋 jej

ujemne skutki. Tak wi臋c mo偶na by艂o niedawno wyczyta膰 i to w

czasopi艣mie fachowym! - 偶e tak zwane wolne skojarzenia, na kt贸rych

wytwarzaniu opieraj膮 si臋, jak wiadomo, psychoanalityczne metody

leczenia, w wielorakim sensie dawno ju偶 nie s膮 "wolne", w ka偶dym

razie nie tak wolne, aby mog艂y udzieli膰 lekarzowi jakichkolwiek

informacji o tym, co nie艣wiadome w pacjencie. Chory mimochodem

dowiedzia艂 si臋 ju偶 grubo za wiele o tym, "o co chodzi"

psychoanalitykowi, a dowiedzia艂 si臋 tego z licznych ksi膮偶ek

zajmuj膮cych si臋 psychoanaliz膮 i podobnymi ulubionymi tematami

tamtejszych czytelnik贸w - tote偶 o szczero艣ci i nieuprzedzeniu

r贸wnie偶 nie mo偶e tu ju偶 by膰 mowy. *

Przeci臋tny czytelnik ju偶 zna najwa偶niejsze kompleksy czy jak

b膮d藕 nazywa膰 si臋 mog膮 te zdewaluowane do modnych hase艂 poj臋cia. *

Nie wie jednak, 偶e takie kompleksy czy konfliikty, albo te偶 tak

zwane prze偶ycia traumaityczne, inaczej m贸wi膮c, urazy psychiczne,

bynajmniej nie maj膮 w ko艅cu tak wielkiego, jak przypuszcza,

udzia艂u w powstawaniu nerwic. Aby to zilustrowa膰, poleci艂em kiedy艣

lekarce mego oddzia艂u, aby jak popadnie, bez wyboru, wypyta艂a

dziesi臋ciu pacjent贸w ostatnio leczonych w naszym ambulatorium o

wszystkie ich wstrz膮saj膮ce prze偶ycia. Nast臋pnie r贸wnie偶 jak

popad艂o, bez wyboru, wypytano dziesi臋ciu dalszych, i to takich,

kt贸rzy le偶eli na naszym oddziale z powodu organicznych chor贸b

uk艂adu nerwowego. Rezultat by艂 zdumiewaj膮cy: ci, kt贸rzy pozostali

psychicznie zdrowi, mieli za sob膮 nie tylko podobne i podobnie

ci臋偶kie prze偶ycia co pierwszych dziesi臋ciu, ale mieli ich nawet o

wiele wi臋cej, jednak偶e w艂a艣nie potrafili je przezwyci臋偶a膰 nie

popadaj膮c w nerwic臋.

Por. uwag臋 poczynion膮 w nowojorskim "Aufibau" z 25 XII 1953, s.

19: "Kuracja u psychoanalityka nale偶y dzi艣 w Stanach Zjednoczonych

do dobrego tonu".

Por. wypowied藕 Emila A. Gutheila z Nowego Jorku: "W takich

przypadkach pacjenci przynosz膮 cz臋sto z sob膮 wcze艣niej wymy艣lony

materia艂 skojarzeniowy przeznaczony do sprawienia przyjemno艣ci

analitykowi. Im bardziej rozszerza si臋 analiza, a jej podstawowe

poj臋cia staj膮 si臋 dobrem powszechnym, tym nieufniej nale偶y

ustosunkowywa膰 si臋 do tak zwanych "wolnych" skojarze艅. Tylko

nielicznym pacjentom mo偶na dzi艣 zaufa膰 co do tego, 偶e ich

skojarzenia powstaj膮 naprawd臋 spontanicznie. Wi臋kszo艣膰 skojarze艅,

kt贸re pacjent ujawnia w toku d艂u偶szej kuracji, nie ma nic

wsp贸lnego z wolno艣ci膮. Niejednokrotnie obliczone s膮 one na

przekazanie analitykowi okre艣lonych idei, kt贸re, zak艂ada pacjent,

b臋d膮 tamtemu mi艂e. To wyja艣nia okoliczno艣膰, i偶 w opublikowanych

przez pewnych analityk贸w raportach o chorych znajdujemy tyle

materia艂u zdaj膮cego si臋 potwierdza膰 idee terapeuty. Pacjenci

zwolennik贸w Adiera maj膮, zdawa艂oby si臋, do czynienia tylko z

problemami w艂adzy, a ich konflikty wydaj膮 si臋 uwarunkowane

wy艂膮cznie ich ambicj膮, d膮偶eniem do przewagi itp. Pacjenci b臋d膮cy

zwolennikami Junga zarzucaj膮 swych lekarzy archetypami i

wszelkiego rodzaju g贸rnolotn膮 symbolik膮. Freudy艣ci nas艂uchaj膮 si臋

od swych pacjent贸w potwierdze艅 kompleksu kastracji, urazu

porodowego i tym podobnych. Tylko nieliczne skojarzenia pacjent贸w

nie s膮 z g贸ry obmy艣lone i zafa艂szowane". (Aktive Psychoanalyse, w:

Handbuch der Neuroseniehre und Psychotherapie, wyd. V. E. Franki,

V. E. von Gebsattel i J. H. Schultz.)

Psychiatra ameryka艅ski G. R. Forrer wspomina przyk艂adowo o

pewnej damie, kt贸ra mia艂a 3-letniego syna - ot贸偶 w jego obecno艣ci

nie wolno by艂o u偶ywa膰 no偶yc, "gdy偶 mali ch艂opcy l臋kaj膮 si臋

kastracji" ("The Psychiatrie Quarterly" 1954, 28, 126).

Por. wypowied藕 W. G. Eliasberga z Nowego Jorku: "Staje si臋 ju偶

zagadnieniem sumienia, czy nie mamy przypadkiem za wiele

psychologii. Mam oczywi艣cie na my艣li psychologizm. Co艣 z tego

psychologizmu szerzy si臋 w Ameryce, mianowicie w postaci

poszukiwania poza wszelkimi ludzkimi zjawiskami - kompleks贸w,

pop臋d贸w, emocji i interes贸w" ("Schweizer Archiy fur Neurologie und

Psychiatrie" 1948, 62, 113).

Nie ma wi臋c 偶adnego absolutnie powodu do przyj臋cia jakiego艣

fatalizmu. Fatalistyczne nastawienie obec minionych prze偶y膰,

r贸wnie偶 ci臋偶kich, by艂oby mianowicie ju偶 samo z siebie czym艣

neurotycznym, by艂oby objawem nerwicy. Bo czym艣 typowo neurotycznym

jest wymawia膰 si臋 swoimi kompleksami czy charakterem i czyni膰 tak,

jakby nale偶a艂o si臋 z g贸ry ze wszystkim pogodzi膰. Ale typowe dla

neurotyka jest w艂a艣nie to: je艣li co艣 w sobie stwierdza, nic ju偶

przeciwko temu nie czyni; je艣li co艣 w sobie znajduje, znajduje te偶

od razu w sobie zgod臋 na to. Je艣li m贸wi na przyk艂ad o s艂abo艣ci

swej woli, to zapomina, i偶 wa偶na jest zasada, 偶e tam, gdzie jest

wola, tam znajdzie si臋 tak偶e i droga wyj艣cia. I inna zasada, o

wi臋kszym jeszcze znaczeniu, 偶e gdzie jest cel, tam znajdzie si臋 i

wola jego realizacji. Skoro jednak neurotyk m贸wi tylko o cechach

charakteru, i w og贸le o swoim charakterze, to z g贸ry ju偶 wymawia

si臋 tym charakterem. Jak jednak kto艣 uwa偶aj膮cy sw贸j los za

przypiecz臋towany mia艂by go przezwyci臋偶y膰?

Oto dlaczego musimy wyst膮pi膰 przeciw nerwicowemu fatalizmowi, a

zarazem przeciw pewnemu rodzajowi popularyzacji wynik贸w bada艅

psychiatrycznych, kt贸ry mo偶e wyrz膮dza膰 tylko szkody. Ilu偶

spotykamy pacjent贸w, u kt贸rych nerwica powsta艂a w og贸le dopiero

wskutek tego, 偶e na jakie艣 same w sobie niewinne nerwowe

dolegliwo艣ci reagowali obaw膮, i偶 mog膮 one by膰 objawem albo

zapowiedzi膮 gro偶膮cych powa偶nych chor贸b. A okazj臋 do takich obaw

znajduje laik wci膮偶 na nowo w popularnej wiedzy medycznej lub

psychiatrycznej, nieraz pokrywaj膮cej si臋 z gro藕nym niedouczeniem.

Dzi艣, gdy do dobrego tonu dziennikarskiego nale偶y operowanie

fachowymi wyra偶eniami psychiatrycznymi, dzi艣 r贸wnie偶 i film nie

mo偶e pozostawa膰 w tyle, i dochodzi do tego, 偶e zajmuje si臋 on

psychoanaliz膮, przypadkami rozdwojenia ja藕ni i utraty pami臋ci, a

przynajmniej tym, jak sobie ludzie filmu wyobra偶aj膮 psychoanaliz臋

itd. W rzeczywisto艣ci mno偶y si臋 w ten spos贸b tylko niepotrzebne

obawy. Tak wi臋c ka偶da konsekwentnie my艣l膮ca kobieta, obejrzawszy

film "K艂臋bowisko 偶mij", musia艂a si臋 pyta膰: czy偶by i moja matka nie

da艂a mi kiedy艣 zbyt p贸藕no piersi albo m贸j ojciec czy nie podepta艂

mojej lalki, kr贸tko m贸wi膮c, czy i ja nie uleg艂am psychicznemu

urazowi, jak bohaterka filmu w swoim dzieci艅stwie? Wprawdzie nic o

tym nie wiem, ale i ona by艂a d艂ugo tego nie艣wiadoma, dop贸ki nie

zdo艂a艂 jej o tym pouczy膰 psychoanalityk! Tak wi臋c kobieta my艣l膮ca

rzeczywi艣cie konsekwentnie mog艂a opu艣ci膰 kino zatroskana tym, 偶e

sama r贸wnie偶 trafi w k艂臋bowisko 偶mij, na prokrustowe 艂o偶e. * Nie

tu miejsce na krytyk臋 artystyczn膮 filmu, ale stwierdzi膰 nale偶y, 偶e

wprawdzie nie wszystko, niemniej niejedno z tego, co film

"K艂臋bowisko 偶mij" serwuje w zakresie informacji psychiatrycznych,

jest wierutnym ba艂amuctwem.

Nie m贸wmy ju偶 o owych filmach posuwaj膮cych si臋 talk daleko, 偶e

jako szczyt m膮dro艣ci przedstawiaj膮, na przyk艂ad, kombinacj臋

samob贸jstwa z eutanazj膮. Semper aliquid haeret - m贸wi 艂aci艅skie

przys艂owie, zawsze co艣 przylgnie, i pewnego dnia zawa偶y na szali

decyzji. Nale偶a艂oby wi臋c 偶yczy膰 sobie, aby ludzie odpowiedzialni

za produkcj臋 filmow膮 mieli 艣wiadomo艣膰, 偶e ka偶dy metr filmu, kt贸ry

nakr臋caj膮, stanowi wkroczenie w zbiorow膮 psyche, a ka偶dy seans

filmowy, czy chce si臋 tego, czy nie - rodzaj masowego zalecenia

psychoterapeutycznego. I niechaj nikt nie pr贸buje u艂atwia膰 sobie

sprawy i wymawia膰 si臋 tym, 偶e takie rzeczy jak aktualna produkcja

filmowa i ksi膮偶kowa s膮 tylko objawami, zwyk艂ymi oznakami choroby

wieku. Wolno nam bowiem troszczy膰 si臋 o to, aby film i ksi膮偶ka,

gazeta i radio, kr贸tko m贸wi膮c, wszystko, co wywiera wra偶enie i

wp艂ywa na masy, nie tylko 艣wiadczy艂o o chorobie, ale by艂o te偶 na

ni膮 lekiem.

Przy tego rodzaju l臋kach chodzi na og贸艂 o wyobra偶enia natr臋tne,

a w艂a艣nie kto艣 sk艂onny do podobnych wyobra偶e艅 jest po prostu

uodporniony na prawdziwe choroby psychiczne.

2. Psychoanaliza i psychologia indywidualna

Teoria Zygmunta Freuda, psychoanaliza, jest - wbrew

rozpowszechnionej w艣r贸d laik贸w opinii - tylko jedn膮 ze szk贸艂

wsp贸艂czesnej psychoterapii, czyli leczenia zaburze艅 psychicznych

przez oddzia艂ywanie psychiczne. Jest jednak pierwsz膮 tak膮 szko艂膮,

st膮d ni膮 najpierw wypada nam si臋 zaj膮膰.

Na pytanie, jakie by艂o za艂o偶enie psychoanalizy, nale偶a艂oby

odpowiedzie膰: Freud pragn膮艂 wy艣wietli膰 sens psychicznych objaw贸w

chorobowych, kt贸re okre艣la si臋 jako "histeryczne". Stwierdzi艂, 偶e

objawy te rzeczywi艣cie maj膮 pewien sens, ale jest on nie艣wiadomy,

niezrozumia艂y dla chorego. 脫w sens nie jest jednak nieu艣wiadomiony

na podobie艅stwo czego艣 zapomnianego: nie zosta艂 zapomniany, lecz

usuni臋ty, wyparty do nie艣wiadomo艣ci, wy艂膮czony, i utrzymywany poza

艣wiadomo艣ci膮. Freud uzna艂 nast臋pnie, 偶e uda艂o mu si臋 stwierdzi膰,

i偶 tre艣膰 takich nie艣wiadomych, wypartych ze 艣wiadomo艣ci prze偶y膰

pozostaje koniec ko艅c贸w w zwi膮zku z 偶yciem seksualnym. Fakt ten,

zdaniem Freuda, by艂 w og贸le nawet przyczyn膮, dla kt贸rej nast膮pi艂o

wyparcie odpowiednich prze偶y膰 ze 艣wiadomo艣ci. Nale偶y zreszt膮

pami臋ta膰, 偶e poj臋cie "pop臋du seksualnego" pojmowane jest w

psychoanalizie w sensie szerokim i odpowiada ostatecznie z grubsza

pop臋dowo艣ci lub energii 偶yciowej.

Freud wykaza艂, 偶e to, co pad艂o ofiar膮 wyparcia ze 艣wiadomo艣ci,

znowu ujawnia si臋, na przyk艂ad w snach, i wraca do 艣wiadomo艣ci.

Dokonuje si臋 to jednak w postaci zmienionej, i to symbolicznej.

Odpowiednie wyobra偶enia czy d膮偶enia o艣mielaj膮 si臋 wydoby膰 na

艣wiat艂o dzienne niejako tylko pod os艂on膮, pod mask膮 symbolu.

Innymi s艂owy, 艣wiadomo艣膰 i nie艣wiadomo艣膰 wchodz膮 jakby w rodzaj

kompromisu. Ot贸偶 takim kompromisem, zdaniem Freuda, jest tak偶e

nerwica, na przyk艂ad wyobra偶enie natr臋tne. R贸wnie偶 tu, w my艣l

teorii psychoanalitycznej, le偶y u podstaw wyparty ze 艣wiadomo艣ci

impuls zwi膮zany z pop臋dem, wyst臋puj膮cy u pacjenta w postaci

ukrytej, w maskaradzie dziwacznego wyobra偶enia natr臋tnego. Kuracja

psychoanalityczna ma za zadanie przez zniesienie st艂umienia i

ponowne u艣wiadomienie nie艣wiadomych zdarze艅 doprowadzi膰 do

wyzwolenia z nerwicy.

Ze szko艂y psychoanalitycznej wywodzi si臋 - wyros艂y r贸wnie偶 na

gruncie wiede艅skim - drugi wa偶ny kierunek, tak zwana psychologia

indywidualna Alfreda Adlera. Wyszed艂 on w swych badaniach od tego,

co nazwa艂 "Organminderwertigkeit", upo艣ledzeniem organicznym,

rozumiej膮c pod tym wrodzon膮, konstytucjonaln膮 mniejsz膮 warto艣膰

niekt贸rych narz膮d贸w. Wkr贸tce zaobserwowa艂, 偶e taka mniejsza

warto艣膰 fizyczna odbija si臋 tak偶e na sferze psychicznej prowadz膮c

do tego, co psychologia indywidualna okre艣la og贸lnie ju偶 znanym

wyra偶eniem: "kompleks poczucia mniejszej warto艣ci". Teraz otwar艂a

si臋 przed Adlerem interesuj膮ca perspektywa: zdo艂a艂 wykaza膰, 偶e

r贸wnie偶 inne okoliczno艣ci, nie tylko mniejsza warto艣膰 narz膮d贸w,

mog膮 wytworzy膰 贸w kompleks, i to ju偶 we wczesnym dzieci艅stwie.

Mo偶e go spowodowa膰 na przyk艂ad s艂abe zdrowie, w膮t艂o艣膰, a przede

wszystkim rzeczywista czy te偶 tylko domniemana brzydota. Pewien

stopie艅 poczucia mniejszej warto艣ci znamienny jest, w my艣l teorii

psychologii indywidualnej, w艂a艣ciwie ka偶demu cz艂owiekowi. Wykazuje

je jako istota, kt贸ra ju偶 w najwcze艣niejszych okresach 偶ycia o

wiele bardziej ni偶 zwierz臋ta zdana jest z konieczno艣ci na pomoc

innych, doros艂ych, rodzic贸w. Jednak偶e normalne poczucie mniejszej

warto艣ci normalnego dziecka zostaje powetowane, wyr贸wnane czy, jak

nazywa to psychologia indywidualna, skompensowane przez naturalne

d膮偶enie do bezpiecze艅stwa w艣r贸d spo艂eczno艣ci ludzkiej.

Inaczej ma si臋 sprawa w przypadku patologicznego poczucia

mniejszej warto艣ci, pog艂臋bionego kompleksu dzieci chorowitych,

w膮t艂ych czy brzydkich. Tu nie wystarczy kompensacja, tu trzeba ju偶

nadkompensacji. Rzeczywi艣cie, wszyscy z do艣wiadczenia wiemy, 偶e

ludzie, kt贸rzy czuj膮 si臋 niepewni, zwykli te偶 d膮偶y膰 do wybijania

si臋 w spos贸b szczeg贸lny: albo staraj膮 si臋 o szczeg贸lnie u偶yteczne

osi膮gni臋cia w swej spo艂eczno艣ci, albo przeciwstawiaj膮 si臋 jej i

pragn膮 zaimponowa膰 reszcie bli藕nich i skompensowa膰 sw贸j kompleks

ni偶szo艣ci pozorami wy偶szo艣ci. Adler mniema艂, 偶e r贸wnie偶 wszystkie

nerwicowe zaburzenia, a wi臋c to, co w tytule jednej ze swych

ksi膮偶ek nazwa艂 "charakterem nerwowym", daje si臋 sprowadzi膰 do tego

rodzaju chybionej nadkompensacji g艂臋bokiego poczucia mniejszej

warto艣ci. A co z terapi膮? Psychologia indywidualna stara si臋 w

podobnych przypadkach zaatakowa膰 u samych korzeni przesadne

d膮偶enie do znaczenia u tych niepewnych siebie, nerwowych ludzi, po

pierwsze, u艣wiadamiaj膮c im, co si臋 za tym wszystkim kryje,

mianowicie nie wyznany kompleks mniejszej warto艣ci, po wt贸re,

ucz膮c ich przezwyci臋偶ania tego kompleksu przez dodawanie im odwagi

i sprowadzanie na powr贸t do ludzkiej spo艂eczno艣ci.

Wsp贸艂czesna psychoterapia nie zatrzyma艂a si臋 w swoim rozwoju,

lecz uruchomi艂a inne jeszcze metody kuracji. Wspomn臋 tylko o

kierunku obranym przez C. G. Junga, s艂ynnego psychologa

szwajcarskiego, kt贸ry by艂 uczniem Freuda, ale wcze艣nie rozsta艂 si臋

z mistrzem wkraczaj膮c na w艂asne drogi bada艅. Doprowadzi艂y go one

na przyk艂ad do odkrycia, 偶e w nie艣wiadomych warstwach psychiki

zar贸wno czowieka zdrowego, jak i chorego natrafi膰 mo偶na nie tylko

na symbole seksualne, ale i na inne, jakie spotykamy w odleg艂ych i

obcych kulturach lub odpowiednich religiach.

Nie spos贸b zaj膮膰 si臋 tym wszystkim bli偶ej. Tym wa偶niejsz膮 rzecz膮

b臋dzie wskaza膰 na fakt, 偶e w ci膮gu p贸艂wiecza istnienia

psychoanalizy Zygmunta Freuda coraz trudniej by艂o zaprzeczy膰, 偶e

jest ona w pe艂ni dzieci臋ciem swego wieku. * Wiemy, 偶e dzi艣

bardziej ni偶 kiedykolwiek przenikn臋艂a ona do szerokiej

publiczno艣ci, podczas gdy w latach wielkich odkry膰 Freuda

napotyka艂a na twardy op贸r ze strony opinii publicznej, a tym

bardziej fachowc贸w, klinicyst贸w. Nie powinno nam jednak zam膮ca膰

s膮du ani szerokie wsp贸艂czesne oddzia艂ywanie psychoanalizy, ani

respekt przed genialno艣ci膮 jej tw贸rcy. Ostatecznie czcimy dzi艣

jeszcze Hipokratesa i Paracelsusa, wcale nie czuj膮c si臋

zobowi膮zanymi do wypisywania recept ani dokonywania operacji wedle

nauk tych wielkich lekarzy. Tote偶 trzeba sobie otwarcie

powiedzie膰, 偶e Freud by艂 naj艣ci艣lej zwi膮zany z naturalizmem swej

epoki. To znaczy, 偶e widzia艂, w cz艂owieku ostatecznie tylko dzie艂o

natury, przeocza艂 natomiast jego natur臋 duchow膮. Oczywi艣ce

cz艂owiek ma tak偶e pop臋dy, ale to, co dla艅 najistotniejsze, nie

daje si臋 wyprowadzi膰 z pop臋d贸w, nie spos贸b te偶 sprowadzi膰, do

pop臋d贸w czego艣 takiego, jak umys艂, osoba, ludzkie "ja".

Freud widzia艂 prawid艂owo, ale nie widzia艂 wszystkiego, a

uog贸lnia艂 tylko to, co widzia艂. Rentgenolog tak偶e widzi

prawid艂owo, kiedy - na zdj臋ciu ma艂oobrazkowym - widzi cz艂owieka

tak, jakby chodzi艂o nie o cz艂owieka, ale o jego szkielet. A jednak

偶aden rentgenolog nie wpadnie na pomys艂, aby twierdzi膰, 偶e

cz艂owiek sk艂ada si臋 tylko z ko艣ci. Raczej powie sobie: w obrazie

rentgenowskim widz臋 wprawdzie tylko ko艣ci, w rzeczywisto艣ci jednak

istniej膮 te偶 inne tkanki. A wa偶ne jest jeszcze co艣: kiedy u 偶ywego

cz艂owieka widoczna jest ko艣膰 poza w艂a艣ciwym obrazem rentgenowskim,

cz艂owiek ten nie jest ju偶 zdrowy, i mamy do czynienia z otwartym

z艂amaniem ko艣ci.

Por. Irving Kristol, "Der Monat" 1951, 3, 147: "Teori臋 Freuda

mo偶na - podobnie jak marksizm - uzna膰 za pe艂noprawny produkt

filozofii XIX wieku. G艂osi艂a ona, 偶e w dotychczasowych dziejach

umys艂 ludzki nie by艂 wolny, lecz by艂 niewolnikiem natury albo

spo艂ecze艅stwa".

Ot贸偶 podobnie ma si臋 sprawa z psychoanaliz膮. Cz艂owiek ma pop臋dy,

kiedy jednak pop臋dowa natura u cz艂owieka si臋 ujawnia, on sam tak偶e

nie jest zdrowy, i chodzi wtedy o szczeg贸lny przypadek istoty,

kt贸ra - jak zdradza to ju偶 samo s艂owo - daje si臋 przez swe pop臋dy

pop臋dza膰. Na podstawie tego szczeg贸lnego przypadku nie nale偶a艂oby

jednak nigdy ryzykowa膰 konstruowania obrazu cz艂owieka, ani tym

bardziej, jak uczyni艂 to Freud, chcie膰 wyja艣nia膰 ca艂膮 ludzk膮

kultur臋 - natur膮 pop臋dowa.

Ka偶da epoka ma swoje nerwice i ka偶da wymaga odpowiedniej

psychoterapii. I tak dowiedziono, 偶e Freudowska psychoanaliza

doskonale odpowiada epoce wiktoria艅skiej i kulturze "pluszowej"

(Kretschmer) - a zatem epoce z jednej strony pruderyjnej, z

drugiej lubie偶nej. W贸wczas zaiste warto by艂o zdziera膰 mask臋 z

fa艂szywego oblicza 贸wczesnej spo艂eczno艣ci i podstawia膰 jej

zwierciad艂o, aby si臋 sobie przyjrza艂a. Dzi艣 jednak niedole epoki

s膮 inne, i dzisiejsza psychoterapia mniej te偶 ma do czynienia z

seksualnym nienasyceniem, wi臋cej za艣 z niezaspokojeniem

egzystencjalnym: z t臋sknot膮 ludzk膮 za celem 偶ycia i sensem bytu,

za konkretnym zadaniem i osobistym pos艂annictwem - jednym s艂owem,

ze zmaganiem si臋 o sens egzystencji. *

Nietzsche powiedzia艂 kiedy艣: "Kto musi 偶y膰 pod znakiem pytania

"po co?", ten zniesie prawie ka偶de pytanie dotycz膮ce tego, "jak"

偶ycie prze偶y膰". Inaczej m贸wi膮c, temu, kto zna "sens swego 偶ycia,

艣wiadomo艣膰 ta bardziej ni偶 cokolwiek innego pomaga w

przezwyci臋偶aniu zewn臋trznych trudno艣ci i wewn臋trznych

dolegliwo艣ci. Z tego wynika wniosek, jak wa偶nym by艂oby, r贸wnie偶 z

punktu widzenia terapeutycznego, pom贸c cz艂owiekowi w znalezieniu

sensu jego egzystencji i w og贸le obudzi膰 drzemi膮ce w nim

pragnienie nadawania jej jakiego艣 sensu. Oczywi艣cie potrzeba by

by艂o w tym celu innego obrazu cz艂owieka ani偶eli ten, kt贸ry

przy艣wieca艂 dawnym szko艂om psychoterapii. Gdy偶 psychoanaliza

zapozna艂a nas z d膮偶eniem do przyjemno艣ci, kt贸re mo偶emy uj膮膰 w

zasad臋 przyjemno艣ci, a psychologia indywidualna oswoi艂a nas z

d膮偶eniem do mocy w postaci d膮偶enia do znaczenia. Ale najg艂臋biej

w艂ada cz艂owiekiem naprawd臋 d膮偶enie do sensu. A praktyka - nie

tylko praktyka ordynacji lekarskich i karetek pogotowia, lecz

skrajnych "sytuacji granicznych": schron贸w przeciwlotniczych i

lej贸w po bombach, oboz贸w jenieckich i koncentracyjnych - praktyka

ta pokaza艂a nam, 偶e tylko jedno jedyne umo偶liwia znoszenie tego,

co najgorsze, i podo艂anie sytuacjom kra艅cowym, a tym jednym jest

w艂a艣nie wezwanie do poszukiwania sensu i 艣wiadomo艣膰, 偶e cz艂owiek

odpowiedzialny jest za nadawanie swemu 偶yciu sensu.

Odczuwanie braku sensu mo偶e u cz艂owieka spowodowa膰 zaburzenia

psychiczne nie mniej ni偶 poczucie mniejszej warto艣ci. Cierpi

w贸wczas nie tyle w poczuciu w艂asnj mniejszej warto艣ci, ile w

poczuciu, 偶e jego istnienie straci艂o wszelki sens.

3. Postawa fatalistyczna

Drug膮 w tym cyklu pogadank臋 o psychoterapii zako艅czy艂em apelem o

poczucie odpowiedzialno艣ci. Stara艂em si臋 wykaza膰, 偶e wszelka

dzia艂alno艣膰 psychoterapeutyczna winna ostatecznie zmierza膰 ku

temu, aby uczy膰 chorego radosnej gotowo艣ci do odpowiadania za

swoje czyny. Tymczasem w naszych pacjentach-neurotykach wci膮偶

uderza nas w艂a艣nie co艣 odwrotnego: obawa, l臋k przed

odpowiedzialno艣ci膮. Ju偶 mowa potoczna poucza nas, 偶e cz艂owiek

winien by膰 "pobudzany" do odpowiedzialno艣ci - zdaje si臋 wi臋c

istnie膰 co艣, co sk艂ania go do uchylania si臋 od niej. C贸偶 to jest

takiego, co daje cz艂owiekowi ow膮 "si艂臋 popychaj膮c膮 go do ratowania

si臋 ucieczk膮"? Jest to przes膮dna wiara w pot臋g臋 losu: w pot臋g臋

okoliczno艣ci zewn臋trznych i wewn臋trznych. Jednym s艂owem, jest to

fatalizm przenikaj膮cy ludzi, ludzi chorych psychicznie, ale nie

tylko ich, r贸wnie偶 ludzi na poz贸r zdrowych, do pewnego stopnia

nawet wsp贸艂czesnych ludzi w og贸le.

Oczywi艣cie, mo偶na by mniema膰, 偶e jest to jaka艣 nerwicowa cecha

wsp贸艂czesnej ludzko艣ci. I w tym sensie mo偶na by s艂usznie m贸wi膰 o

pewnej patologii zwi膮zanej z duchem czasu, w kt贸rej ramach

fatalizm, wiara w przeznaczenie, przedstawia艂by jeden z objaw贸w. A

jednak s膮dz臋, 偶e dzisiejsze teorie o jakiej艣 "chorobie wieku" czy

o czym艣 w tym rodzaju s膮 czcz膮 gadanin膮 - pozbawion膮

przekonuj膮cych podstaw i zwodnicz膮 w swych wnioskach. Jednym

s艂owem, teorie te s膮 r贸wnie nienaukowe, co nieodpowiedzialne. *

Jedna z najbardziej trywialnych diagnoz "chor贸b wieku" sprowadza

si臋 do tego, jakoby chorym czyni艂o cz艂owieka tempo naszych dni.

Tak na przyk艂ad nie kto inny jak znany socjolog Hendrik de Man

stwierdzi艂: "Nie mo偶na bezkarnie przyspiesza膰 tempa poza pewna

okre艣lon膮 granic臋".

Czy choroba wieku mia艂aby by膰 identyczna z tym, nad czym biedzi

si臋 wszelka psychoterapia, z nerwic膮? Czy偶by ca艂y nasz wiek mia艂

by膰 nerwowo chory? Istnieje rzeczywi艣cie ksi膮偶ka F. C. Weinkego

pod tytu艂em: Der nervose Zustand, das Siechthum unserer Zeit

(Nerwowo艣膰, choroba naszego wieku). Ksi膮偶ka ukaza艂a si臋 w Wiedniu,

u J. G. Heubnera w roku 53, ale nie w 1953, lecz 1853. Jak

widzimy, aktualno艣膰 nerwicy nie jest zbyt 艣wie偶ej daty: nie tylko

nasi wsp贸艂cze艣ni s膮 nerwowi!

Czy to twierdzenie jest prawdziwe? Ot贸偶 proroctwo o tym, 偶e

organizm cz艂owieka nie zniesie, powiedzmy, wzrastaj膮cej szybko艣ci

pojazd贸w mechanicznych, 偶e wi臋c nie dor贸s艂 do post臋pu

technicznego, jest proroctwem fa艂szywym, cho膰 nienowym. Kiedy w

ubieg艂ym stuleciu ruszy艂y pierwsze kolej膮 偶elazne, powagi

贸wczesnej medycyny uzna艂y za niemo偶liwe, aby cz艂owiek m贸g艂 bez

szkody dla zdrowia znie艣膰 przy艣pieszenie zwi膮zane z podr贸偶膮

kolejow膮. A jeszcze przed niewielu laty wyra偶ano w膮tpliwo艣膰, czy z

punktu widzenia zdrowia b臋dzie mo偶liwe latanie samolotem o

szybko艣ci ponadd藕wi臋kowej. Teraz, kiedy te proroctwa i w膮tpliwo艣ci

okaza艂y si臋 fa艂szywe, widzimy, ile racji mia艂 Dostojewski

okre艣laj膮c cz艂owieka jako istot臋 zdoln膮 przywykn膮膰 do wszystkiego.

Jako przyczyna "choroby wieku", w og贸le jako przyczyna choroby,

wsp贸艂czesne tempo nie wchodzi wi臋c w 偶adnyni razie w rachub臋.

艢mia艂bym nawet twierdzi膰, 偶e przy艣pieszone tempo dzisiejszego

偶ycia stanowi raczej, nieudan膮 wprawdzie, pr贸b臋 samorzutnej

terapii. 艁atwo rzeczywi艣cie zrozumie膰 szalone tempo 偶ycia, je艣li

uj膮膰 je jako pr贸b臋 samozag艂uszania si臋: cz艂owiek ucieka od

wewn臋trznej nudy i pustki i rzuca si臋 w szale艅czy wir. Wielki

psychiatra francuski Janet stwierdzi艂 u tych neurotyk贸w, kt贸rych

okre艣li艂 jako psychastenik贸w, nazwany i opisany przez siebie

sentimen de vide, czyli poczucie ja艂owo艣ci i pustki. Ot贸偶 takie

poczucie pustki istnieje r贸wnie偶 w g艂臋bszym sensie przeno艣nym. Mam

na my艣li poczucie pustki egzystencjalnej, poczucie bezcelowo艣ci i

beztre艣ciowo艣ci 偶ycia.

Tego rodzaju poczucie jawnie ow艂ada dzi艣 wieloma lud藕mi,

wystarczy przypomnie膰, co w drugiej pogadance m贸wi艂em o

uwarunkowaniu psychoanalizy przez epok臋. Wspomnia艂em, 偶e w贸wczas,

za 偶ycia Zygmunta Freuda, na pierwszym planie sta艂a problematyka

seksualna, podczas gdy dzi艣 problemem staje si臋 nie tyle

nienasycenie seksualne, co niezaspokojenie egzystencjalne lub, aby

pos艂u偶y膰 si臋 wyra偶eniem psychiatry ameryka艅skiego, frustracja,

zaw贸d w zakresie tego, co nazwa艂em w贸wczas d膮偶eniem do sensu. I

teraz ju偶 wiemy: tempo s艂u偶y wsp贸艂czesnemu cz艂owiekowi do

zag艂uszania frustracji, nienasycenia, niezaspokojenia jego d膮偶enie

do sensu. Dzisiejszy cz艂owiek prze偶ywa bowiem po wielokro膰 to, co

mo偶e najtrafniej wyrazi艂 Goethe kilku s艂owami w swym Egmoncie: Nie

wie, sk膮d wyruszy艂, tym mniej za艣, dok膮d p臋dzi. I mo偶na by doda膰:

im mniej kto艣 wie o sensie egzystencji i celu w艂asnej w臋dr贸wki,

tym bardziej przyspiesza tempo 偶ycia.

Poza obwinianiem tempa jako przyczyny duchowego kryzysu

natrafiamy te偶 na wielorakie inne pr贸by wyja艣nienia "choroby

wieku". M贸wi si臋 na przyk艂ad o naszym wieku jako o wieku l臋ku, the

Age of Anxiety, albo - by przytoczy膰 tytu艂 znanej ksi膮偶ki -

przedstawia si臋 "L臋k jako chorob臋 Zachodu". R贸wnie偶 i temu nale偶y

si臋 przeciwstawi膰. Chcia艂bym tylko wskaza膰 na to, na co zwr贸ci艂o

uwag臋 dw贸ch ameryka艅skich badaczy w "American Journal of

Psychiatry", 偶e mianowicie dawne czasy, na przyk艂ad epoki

niewolnictwa, w臋dr贸wek lud贸w, wojen religijnych, palenia czarownic

czy wielkich epidemii - 偶e wszystkie te "stare dobre czasy" chyba

r贸wnie偶 nie by艂y bardziej wolne od l臋ku ani偶eli nasza epoka. *

S艂usznie stwierdzi艂 kiedy艣 psychiatra niemiecki Joachim Bodamer:

Je艣li cz艂owiek wsp贸艂czesny cierpi na l臋k, jest to l臋k przed nud膮.

Wiemy r贸wnie偶 o tym, 偶e nuda mo偶e by膰 艣miertelna. Internista

heidelberski profesor Plugge wykaza艂, 偶e u podstaw badanych

przeze艅 przypadk贸w usi艂owanego samob贸jstwa nie tkwi艂a w 偶adnym

razie jako motyw choroba czy n臋dza ani konflikty zawodowe czy

inne, raczej - rzecz zdumiewaj膮ca - bezgraniczna nuda a wi臋c

niezaspokojenie ludzkiej t臋sknoty za warto艣ciow膮 tre艣ci膮 偶ycia!

Widzimy zatem, ile racji ma Karl Bednarik twierdz膮c, ze problem

materialnej n臋dzy mas przekszta艂ci艂 si臋 w problem (dobrobytu,

problem wolnego czasu. W 艣ci艣lejszym jednak zwi膮zku z problemem

nerwic, wiede艅ski neurolog Paul Polak ostrzega艂 ju偶 przed laty,

aby nie ulega膰 z艂udzeniom, 偶e wraz z rozwi膮zaniem zagadnie艅

spo艂ecznych ust膮pi膮 te偶 same z siebie zaburzenia nerwicowe.

Doprawdy b臋dzie odwrotnie: z rozwi膮zaniem zagadnie艅 spo艂ecznych

tym szerzej ods艂oni膮 si臋 w ludzkiej 艣wiadomo艣ci zagadnienia

egzystenajalne. "Rozwi膮zanie problemu spo艂ecznego dopiero wyzwoli

i zmobilizuje problematyk臋 duchow膮; cz艂owiek dopiero wtedy stanie

si臋 na tyle wolny, by naprawd臋 zabra膰 si臋 do siebie i pozna膰

zagadkowo艣膰 swej istoty i problematyk臋 jej egzystencji."

Co si臋 tyczy cz臋stotliwo艣ci zachorowa艅 na nerwice, to nie

wzros艂a ona i w ci膮gu dziesi臋cioleci utrzymuje si臋 na tym samym

poziomie, nerwice l臋kowe sta艂y si臋 nawet rzadsze (J. Hirschmann).

Zmieni艂 si臋 zatem kliniczny obraz nerwic, inna sta艂a si臋 ich

symptomatologia. Co艣 podobnego dostrzegamy te偶 w sferze psychoz

(H. Kranz), nie tylko nerwic. I tak okaza艂o si臋, 偶e ludzie chorzy

na melancholi臋 rzadziej dzi艣 cierpi膮 na poczucie winy, zw艂aszcza

wobec Boga. Na pierwszy plan wysuwa si臋 troska o zdrowie cielesne,

a wi臋c zesp贸艂 hipochondryczny, oraz troska o miejsce i zdolno艣膰 do

pracy: oto tematyka wsp贸艂czesnej melancholii. (A. v. Orelli) - ale

to przypuszczalnie tylko dlatego, 偶e nie B贸g i poczucie winy, lecz

zdrowie i praca stanowi膮 g艂贸wne problemy przeci臋tnego

wsp贸艂czesnego cz艂owieka.

Nie mo偶e wi臋c w og贸le by膰 mowy o tym, aby cz臋sto艣膰 zaburze艅

nerwicowych dzisiaj si臋 zwi臋kszy艂a; raczej zwi臋kszy艂o si臋 tylko

co艣 innego: potrzeba psychoterapii, czyli masowa potrzeb zwracania

si臋 w trudno艣ciach psychicznych, etycznych, intelektualnych - do

psychiatry. Ale za t膮 psychoterapeutyczn膮 potrzeb膮 kryje si臋 z

kolei zapewne co艣 innego, a mianowicie stare, odwieczne ludzkie

potrzeby metafizyczne.

Powtarzam: w przeciwie艅stwie do nerwic w najszerszym, przeno艣nym

sensie, nerwic zbiorowych, jak bym je okre艣li艂, nie mo偶e by膰 mowy

o przyro艣cie nerwic w 艣ci艣le klinicznym sensie tego st贸wa.

Kto艣 m贸g艂by s膮dzi膰, 偶e uda si臋 jednak statystycznie dowie艣膰

tego, o czym tyle si臋 m贸wi, mianowicie 偶e w ostatnim czasie

wzros艂a liczba zaburze艅 psychicznych. Ot贸偶 chcia艂bym i temu

zaprzeczy膰: procent rzeczywistych chor贸b psychicznych, m贸wi膮c

klinicznie: psychoz endogennych, utrzymuje si臋 na zadziwiaj膮co

sta艂ym poziomie. Wahaniom podlega jedynie i wy艂膮cznie liczba

przyj臋膰 do zak艂ad贸w leczniczych. Ale s膮 po temu zrozumia艂e powody.

Je艣li, na przyk艂ad, w wiede艅skim szpitalu psychiatrycznym Am

Steinhof osi膮gni臋to w roku 1931 liczb臋 5000 przyj臋膰, maksymaln膮 w

okresie przesz艂o 40 lat, natomiast w roku 1942 liczb臋 oko艂o 2000,

najmniejsz膮, bardzo 艂atwo to wyja艣ni膰. W latach trzydziestych, w

czasach 艣wiatowego kryzysu gospodarczego, rodziny czy najbli偶si ze

zrozumia艂ych ekonomicznych wzgl臋d贸w pozostawiali pacjent贸w

mo偶liwie d艂ugo w zak艂adach, tak偶e sami pacjenci nieraz z ochot膮

korzystali tu z dachu nad g艂ow膮 i ciep艂ej strawy. Inaczej by艂o za

Hitlera: z r贸wnie zrozumia艂ej, uzasadnionej obawy przed tzw.

eutanazj膮 mo偶liwie rych艂o zabierano czy zwalniano chorych do domu

albo te偶 w miar臋 mo偶no艣ci w og贸le nie oddawano ich do zak艂ad贸w

zamkni臋tych.

Podobnie nie mniej fa艂szywe s膮 opinie rozg艂aszane o rzekomym

przyro艣cie liczby samob贸jstw, o tak zwanej epidemii samob贸jstw. Na

pewno to niejednego zaskoczy, ale sprawa ma si臋 tak: krzywa

samob贸jstw, o ile w og贸le wykazuje wahania, to w czasach

gospodarczej n臋dzy i politycznych kryzys贸w - opada. Fakt ten - na

kt贸ry wskazywali na przyk艂ad tacy badacze jak Durkheim i Hoffding

- potwierdzi艂 si臋 r贸wnie偶 niedawno. W艂a艣nie te kraje, kt贸re mog艂y

cieszy膰 si臋 najd艂u偶szymi okresami pokoju, wykazuj膮 w Europie

rekordy cz臋stotliwo艣ci samob贸jstw; nie do艣膰 tego, wiadomo dzi艣, 偶e

w Niemczech P贸艂nocnych liczba samob贸jstw od roku 1946 jest ni偶sza

ni偶 w epoce wilhelmi艅skiej. A z innej statystyki, opublikowanej

przez dra Zigeunera, dowiedzie膰 si臋 mo偶na, 偶e w Grazu lub w Styrii

krzywa samob贸jstw wykazywa艂a stan najni偶szy w latach 1946-1947, a

wi臋c w艂a艣nie w czasie szczeg贸lnego obni偶enia si臋 standardu

偶yciowego ludno艣ci.

Jak to wyja艣ni膰? Moim zdaniem najlepiej przez por贸wnanie:

pozwoli艂em sobie kiedy艣 wyrazi膰 si臋, 偶e sklepienie gro偶膮ce

zawaleniem mo偶na podeprze膰 i umocni膰 przez to - cho膰 brzmi to

paradoksalnie - 偶e si臋 je obci膮偶y. Do艣膰 podobnie dzieje si臋 z

cz艂owiekiem: wraz z zewn臋trznymi trudno艣ciami jak gdyby wzrasta艂a

jego wewn臋trzna odporno艣膰. *

Rzecz膮 najwa偶niejsz膮 jest - na co wskaza艂em ju偶 poprzednio - aby

(cytuj臋 raz jeszcze Nietzschego) cz艂owiek "偶y艂 pod znakiem pytania

"po co?"": tylko w贸wczas "zniesie prawie ka偶de pytania dotycz膮ce

tego, "jak" 偶ycie prze偶y膰". W tym wzgl臋dzie winni艣my upatrywa膰

powa偶ne psychiczne zagro偶enie wsp贸艂czesnego cz艂owieka w

stanowisku, jakie zajmuje on wobec istnienia bomby atomowej.

W艂a艣nie lekarz chor贸b nerwowych jest dzi艣 po wielokro膰 艣wiadkiem

tego, jak ludzie przyjmuj膮 osobliw膮 postaw臋 偶yciow膮, kt贸rej nie

mog臋 okre艣li膰 inaczej ni偶 jako egzystencj臋 prowizoryczn膮. Jej

przedstawiciele 偶yj膮 niejako w zawieszeniu, tylko do odwo艂ania;

przestaj膮 planowa膰 na dalek膮 met臋, budowa膰 i urz膮dza膰 swe 偶ycie ze

艣wiadomo艣ci膮 celu. Nie dbaj膮 o nic powo艂uj膮c si臋 na to, 偶e

wybuchnie przecie偶 bomba atomowa i 偶e wszystko i tak straci

wszelki sens. Nie m贸wi膮 wprawdzie: "apres moi le deluge", po mnie

- potop, my艣l膮 sobie jednak: po mnie - bomba atomowa, i wszystko

staje si臋 im oboj臋tne. * Jest rzecz膮 oczywist膮, 偶e taki

niepowa偶ny, w艂a艣nie prowizoryczny stosunek do 偶ycia musi

oddzia艂ywa膰 zgubnie na szerokie masy. Pami臋tajmy przecie偶: je艣li

jeszcze w og贸le cokolwiek, to w艂a艣nie tylko 艣wiadomo艣膰 celu,

poczucie stoj膮cego przed nami zadania, pozwala cz艂owiekowi wytrwa膰

- nawet w艣r贸d najci臋偶szych zewn臋trznych warunk贸w - w wewn臋trznej

uczciwo艣ci i przeciwstawi膰 si臋 w ten spos贸b owym si艂om epoki,

kt贸re tylko ma艂odusznemu wydaj膮 si臋 przemo偶nym fatum.

Zob. tak偶e: H. Schulte, kt贸ry m贸wi o "powszechnie znanej

mniejszej cz臋stotliwo艣ci rozwod贸w, samob贸jstw, manii i

wymagaj膮cych leczenia nerwic jako zjawisku towarzysz膮cym wszelkim

Spo艂ecznym kryzysom" ("Gesundheit und Wohlfahrt", rocznik 1952, s.

78); podobne spostrze偶enia zob. r贸wnie偶: E. Menniger-Lerchenthal

(Das europaische Selbstmordproblem, Wiede艅 1947, s. 37) i J.

Hirschmann odno艣nie do samob贸jstw w burzliwych politycznie

czasach.

Na jednej z niedawnych dyskusji publicznych powsta艂a z miejsca

jaka艣 kobieta z ludu i poczyni艂a nast臋puj膮c膮 uwag臋 (cytuj臋

dos艂ownie): "Dop贸ki zagra偶a bomba atomowa, wydawanie na 艣wiat

dzieci jest czym艣 nieodpowiedzialnym".

4. Egzystencja prowizoryczna

W ostatniej, trzeciej pogadance o psychoterapii, poruszy艂em

zagadnienie, czy mo偶na w og贸le, a je艣li tak, to w jakim sensie

m贸wi膰 zasadnie o patologii ducha wieku. Wst臋pnie a do艣膰 obszernie

om贸wi艂em te偶 to, o czym dzi艣 ma by膰 mowa, mianowicie g艂贸wny objaw

choroby zwi膮zanej z duchem wieku: fatalizm, przes膮dn膮 wiar臋 we

wszechmoc losu; natomiast tylko wspomnia艂em o drugim objawie:

postawie polegaj膮cej na egzystencji prowizorycznej.

Przypomnijmy sobie, jak prowizorycznie 偶y艂 cz艂owiek w czasie

wojny, jak bardzo 偶y艂 z dnia na dzie艅, poniewa偶 nigdy nie m贸g艂

wiedzie膰, czy jeszcze w og贸le do偶yje nast臋pnego dnia. To nigdy

przecie偶 nie by艂o pewne: ani na froncie, w leju po bombie, ani na

tak zwanym zapleczu frontu (kt贸rego to zaplecza w tej wojnie jakby

ju偶 w og贸le nie by艂o), a wi臋c w schronie przeciwlotniczym; ani w

kraju wroga, w obozie jenieckim; ani w obozie koncentracyjnym.

Nigdzie nie by艂o si臋 pewnym dalszego 偶ycia - i w og贸le prze偶ycia.

Tak popada艂o si臋 w stan egzystencji prowizorycznej, 偶y艂o po prostu

z dnia na dzie艅.

Cz艂owiek, kt贸ry prowadzi takie 偶ycie, 偶yje te偶 zawsze 偶yciem

pop臋d贸w. Tote偶 mo偶na zrozumie膰, 偶e r贸wnie偶 na przyk艂ad w erotyce

rezygnowano na dalsz膮 met臋 z 偶ycia godnego tej nazwy, z rozwijania

偶ycia mi艂osnego godnego cz艂owieka, lecz my艣lano jedynie o

wyzyskaniu chwili, aby nie przepu艣ci膰 偶adnej po偶膮danej okazji.

Wiele rozbitych p贸藕niej ma艂偶e艅stw, typowych ma艂偶e艅stw wojennych,

zawi膮za艂o si臋 z takim nastawieniem. Dla zainteresowanych partner贸w

偶ycie seksualne by艂o w艂a艣nie tym, czym by膰 nie powinno: zwyk艂ym

艣rodkiem do celu: osi膮gni臋cia rozkoszy, podczas gdy normalnie - i

idealnie - winno by膰 艣rodkiem wyrazu, wyra偶ania owej 艂膮czno艣ci

zwanej mi艂o艣ci膮.

Jeszcze nie wyzbyli艣my si臋 postawy znamiennej dla egzystencji

prowizorycznej. Nadal ulega jej wsp贸艂czesny cz艂owiek ow艂adni臋ty

rodzajem fobii, l臋ku przed bomb膮 atomow膮. Dzisiejszy cz艂owiek jak

gdyby 偶y艂 jeszcze zawsze z mysi膮 o jej gro藕bie. Oczekuje jej z

l臋kiem. Lecz ten l臋k, l臋k oczekiwania, jak my klinicy艣ci go

nazywamy, przeszkadza 偶y膰 偶yciem 艣wiadomym celu. Cz艂owiek trwa w

prowizorycznej wegetacji nie dostrzegaj膮c, co przy tym traci - 偶e

traci wszystko. Zapomina, jak bardzo mia艂 racj臋 Bismarck m贸wi膮c

kiedy艣: w 偶yciu bywa jak u dentysty, wci膮偶 s膮dzi si臋, 偶e w艂a艣ciwy

moment dopiero przyjdzie, a tymczasem ju偶 jest po wszystkim. Jak偶e

nies艂uszne jest takie nastawienie. Bo gdyby nawet nadej艣膰 mia艂a

kosmiczna katastrofa trzeciej wojny 艣wiatowej, nawet w贸wczas nasz

wysi艂ek ka偶dego dnia i ka偶dej godziny nigdy nie by艂by daremny.

W ostatniej wojnie 艣wiatowej prze偶yli艣my ci臋偶kich sytuacji pod

dostatkiem, i widzieli艣my ludzi, kt贸rzy nie bardzo mogli liczy膰 na

uj艣cie ca艂o, a mimo to, mimo 艣wiadomo艣ci konfrontacji ze 艣mierci膮,

usi艂owali robi膰 co mo偶liwe i wype艂ni膰 swoje zadanie. Nawet

艣miertelne zagro偶enie w obozie koncentracyjnym - 偶e w艂膮cz臋 do

rozwa偶a艅 tylko t臋 jedn膮 sytuacj臋 graniczn膮, jakby j膮 nazwa艂

Jaspers - nawet to 艣miertelne zagro偶enie nie upowa偶nia艂o tych

ludzi do dostrzegania w swej sytuacji, w 偶yciu obozowym, jedynie

prowizorium czy zwyk艂ego epizodu: 偶ycie to by艂o dla nich raczej

pr贸b膮 sprawdzenia si臋, nieraz stawa艂o si臋 nawet punktem szczytowym

ich egzystencji, okazj膮 do najwy偶szego wzlotu. * Pomy艣lmy tylko o

tym, co powiedzia艂 Hebbel: 偶ycie nigdy nie jest czym艣, lecz zawsze

tylko okazj膮 do czego艣. Skoro jednak spe艂nili艣my postawione sobie

zadanie, nie trzeba nam ju偶 si臋 l臋ka膰, bo je艣li wierzy膰 Laotsemu,

spe艂ni膰 zadanie to 偶y膰 wiecznie.

Za czyny, jakich dokonujemy, rzadko wznosi si臋 komu艣 pomnik, a

pomnik te偶 nie trwa wiecznie. Jednak偶e ka偶dy czyn jest swoim

w艂asnym pomnikiem! A nie tylko z tego, co艣my uczynili, lecz i z

tego, co艣my kiedykolwiek prze偶yli, "偶adna na 艣wiecie si艂a nie mo偶e

nas ograbi膰", jak m贸wi poeta. Paru dni szcz臋艣cia, kt贸re prze偶y艂a,

dajmy na to, wdowa po 偶o艂nierzu, ju偶 nie mo偶na wymaza膰. Nie da si臋

cofn膮膰 niczego, co si臋 raz zdarzy艂o. Czy tym bardziej nie chodzi

we wszystkim o to, aby czego艣 艣wiatu przysporzy膰? Cho膰by to by艂o

co艣 bardzo przelotnego - przesz艂o艣膰 je przechowuje i chroni przed

zapomnieniem, przed dzia艂aniem czasu i ratuje jako sw贸j dorobek. W

przesz艂o艣ci nic nie zatraca si膮 bezpowrotnie, raczej wszystko

zostaje zachowane bez uszczerbku. Zazwyczaj cz艂owiek widzi tylko

艣ciernisko znikomo艣ci, przeocza za艣 pe艂ne spichrze przesz艂o艣ci.

Por. co pisze Robert J. Lifton z Nowego Jorku o "rodzajach

reakcji ameryka艅skich je艅c贸w wojennych repatriowanych z Korei

P贸艂nocnej": There were examples among them of both extremely

altruistic behavior as well as the most primitive forms of

struggle for survwal - trafia艂y si臋 w艣r贸d nich przyk艂ady zar贸wno

zachowania skrajnie altruistycznego jak i najbardziej prymitywnych

form walki o prze偶ycie" (..The American Journal of Psychiatry",

1954, 110, s. 733).

Postawa spod znaku egzystencji prowizorycznej nie jest w 偶adnej

sytuacji usprawiedliwiona. Nawet w obliczu zbli偶aj膮cej si臋 艣mierci

偶ycie nie traci swego sensu. Nawet w tym przypadku cz艂owiek staje

przed zadaniem, zupe艂nie konkretnym, najbardziej osobistym, cho膰by

chodzi艂o jedynie o to, aby sprosta膰 rzeczywistemu, prawdziwemu

cierpieniu, jakie niesie los. Chcia艂bym ukaza膰 to na przyk艂adzie.

Oto niezwykle pilna piel臋gniarka dostaje raka, przy pr贸bnej

operacji okazuje si臋 on nie do usuni臋cia. Na kr贸tko przed 艣mierci膮

odwiedzam j膮 i zastaj臋 w stanie skrajnej rozpaczy. Bardziej ni偶

nad czymkolwiek innym cierpi nad tym, 偶e nie mo偶e wykonywa膰 swego

nad wszystko umi艂owanego zawodu. Co mia艂em powiedzie膰 wobec tej a偶

nadto zrozumia艂ej rozpaczy? Sytuacja biednej siostrzyczki by艂a,

zdawa艂oby si臋, po prostu beznadziejna. Jednak偶e spr贸bowa艂em tak to

jej wyja艣ni膰: To, 偶e pracuje osiem czy B贸g wie ile godzin

dziennie, to jeszcze nie sztuka - to 艂atwo potrafi zrobi膰 kto艣

inny. Ale by膰 tak ch臋tnym do pracy jak ona, a sta膰 si臋 do niej

niezdolnym i mimo to nie podda膰 si臋 rozpaczy - to by艂oby

osi膮gni臋cie, na kt贸re nie ka偶dy by si臋 zdoby艂. A czy nie krzywdzi

pani - pyta艂em j膮 - owych tysi臋cy chorych, kt贸rym po艣wi臋ci艂a swe

偶ycie jako piel臋gniarka, czy nie wyrz膮dza im pani krzywdy uwa偶aj膮c

偶ycie cz艂owieka chorego, niedomagaj膮cego czy niezdatnego do pracy

za pozbawione sensu? Poddaj膮c si臋 rozpaczy w pani sytuacji, czyni

pani tak, jak gdyby sens 偶ycia ludzkiego polega艂 jedynie na tym,

偶e pracuje si臋 tyle a tyle godzin. Tym samym jednak odm贸wi艂aby

pani wszelkiego prawa do istnienia wszystkim chorym i

zniedo艂臋偶nia艂ym. W rzeczywisto艣ci jednak ma pani w艂a艣nie teraz

jedn膮 w swoim rodzaju szans臋: podczas gdy dot膮d nie mog艂a pani dla

wszystkich tych powierzonych sobie ludzi uczyni膰 nic poza fachow膮

pomoc膮, teraz ma pani szans臋 sta膰 si臋 dla nich czym艣 wi臋cej:

wzorem cz艂owieka.

W przypadku tym okazuje si臋 zreszt膮, jak bardzo wszelka rozpacz

polega ostatecznie na pewnego rodzaju absolutyzacy jednej jedynej

warto艣ci, na nadawaniu wy艂膮cznego znaczenia jednej jedynej

mo偶liwo艣ci sensu, w konkretnym przypadku: zdatno艣ci do pracy, a

wi臋c warto艣ci na pewno wzgl臋dnej i w 偶adnym razie nie jedynej

mo偶liwo艣ci nadawania 偶yciu sensu. *

Tyle co do zagadnienia egzystencji prowizorycznej, ale te偶 id膮c

dalej co do dostrzegania w 偶yciu, w艣r贸d wszelkich jego warunk贸w i

okoliczno艣ci, w ka偶dej sytuacji, nawet granicznej i kra艅cowej,

zadania i tym samym sensu, cho膰by polegaj膮cego tylko na tym, jak

t臋 ci臋偶k膮 sytuacj臋 przyjmujemy. Je艣li b臋dziemy pami臋ta膰, 偶e 偶ycie

w rzeczywisto艣ci nigdy nie mo偶e straci膰 swego sensu, to znaczy 偶e

w ostateczno艣ci nawet i cierpienie kryje w sobie jak膮艣 mo偶liwo艣膰

sensu, je艣li b臋dziemy o tym pami臋ta膰, d膮偶y膰 b臋dziemy do

realizowania ka偶dej mo偶liwo艣ci nadawania 偶yciu sensu, i

nastawianie si臋 do niego w duchu prowizorium stanie si臋 dla nas

niemo偶liwe. R贸wnie偶 bomba atomowa nie zastraszy nas ani nie

obezw艂adni, lecz odwrotnie, doda nam bod藕ca, aby zrobi膰 wszystko,

co w naszej mocy, dla zapobie偶enia jej u偶yciu. Tu wszelako

potrzeba przede wszystkim jednego. W klinicznym 偶argonie m贸wi艂em

przedtem o fobii atomowej jako l臋kowej nerwicy oczekiwania. Nie

zapominajmy偶 wi臋c, 偶e w l臋ku oczekiwania istotnym jest, i偶 dopiero

on czyni rzeczywistym to, przed czym si臋 kto艣 l臋ka. Kto na

przyk艂ad boi si臋 zaczerwienienia, ten ju偶 w艂a艣nie w wyniku tej

obawy zaczyna si臋 czerwieni膰. Nale偶y wi臋c mo偶liwie stanowczo

wyst臋powa膰 przeciw wszelkiemu panikarstwu i zbiorowemu

katastrofizmowi. W tym celu trzeba jednak偶e wiedzie膰, jak w og贸le,

z psychologicznego punktu widzenia, mog艂o doj艣膰 do tego, 偶e musimy

dzi艣 zajmowa膰 si臋 takim zjawiskiem jak fobia atomowa. Nasza

nast臋pna pogadanka b臋dzie po艣wi臋cona dalszemu, 偶e si臋 tak wyra偶臋,

objawowi nerwicy zbiorowej, mianowicie fanatyzmowi, i winna ona

wyja艣ni膰 tamt膮 psychologiczn膮 zagadk臋.

Mimo wszystko jest oczywiste, 偶e rozpacz nie jest jeszcze sama w

sobie czym艣 chorobliwym, nienormalnym, neurotycznym twierdz膮c to

popadliby艣my w b艂膮d patologizmu. Odwrotnie, w spirytualizm

popadliby艣my pr贸buj膮c twierdzi膰, 偶e ka偶da nerwica tkwi korzeniami

w rozpaczy lub zgo艂a w absolutyzacji jakiej艣 warto艣ci. Nie ka偶da

rozpacz czy te偶 tylko frustracja egzystencjalna jest patogenna,

chorobliwa i nie ka偶da nerwica jest "noogeno", czyli uwarunkowana

przez problem intelektualny czy konflikt moralny. Eva Niebauer

zdo艂a艂a w艣r贸d swoich chorych ustali膰 jedynie 12% tego rodzaju -

jak zwyk艂em je okre艣la膰 - nerwic noogennyh. Procent, kt贸ry

przypadkowo zupe艂nie zgodny jest z danymi og艂oszonymi przez

Ambulatorium Psychoterapeutyczne Uniwersyteckiej Kliniki

Psychiatrycznej w Tybindze (Ruth Volhard i D. Langen). Nie chcemy

wi臋c by膰 bardziej papiescy od papie偶a, a przynajmniej od pewnego

franciszkanina, ojca J. H. Vander-Veldta, kt贸ry o艣wiadcza

wyra藕nie: Je艣li nerwice powstaj膮 w og贸le z konfliktu, to konflikt

ten nie zawsze jest natury moralnej, a tym mniej religijnej (J. H.

Vander-Veldt i R. P. Odenwald, Psychiatry and Catholicism, Nowy

Jork 1952, s. 190).

5. Masa i "W贸dz"

W obu ostatnich pogadankach om贸wi艂em po jednym objawie patologii

ducha wieku: pierwszym by艂 fatalizm, drugim - to, co okre艣li艂em

jako postaw臋 egzystencjalnego prowizorium. W pewnym sensie obydwa

te objawy si臋 uzupe艂niaj膮, jeden odpowiada drugiemu. Je艣li bowiem

przyjrze膰 si臋 bli偶ej, wida膰, 偶e fatalista reprezentuje wci膮偶

stanowisko, i偶 nie jast mo偶liwe dzia艂anie, ujmowanie losu w swe

r臋ce, poniewa偶 los jest czym艣 przemo偶nym. Ze swej strony jednostka

nastawiona na egzystencj臋 prowizoryczn膮 my艣li sobie: dzia艂anie nie

jest te偶 wcale potrzebne, nie wiemy bowiem, co nam jutro

przyniesie. Dzia艂a膰, planowa膰 na przysz艂o艣膰, 偶y膰 ze 艣wiadomo艣ci膮

celu - wszystko to wydaje mu si臋 zb臋dne i bez sensu, wystarczy mu

tylko jedno: 偶y膰 dniem bie偶膮cym.

Dzi艣 przechodzimy do kolejnego, trzeciego objawu wynikaj膮cego z

nerwicy zbiorowej - je艣li w og贸le wolno nam, o czym ju偶 m贸wili艣my,

przenosi膰 poj臋cie nerwicy na zbiorowo艣膰. Ot贸偶 tym trzecim objawem

jest my艣lenie kolektywistyczne, z roku na rok coraz bardziej si臋

szerz膮ce. Warto jadnak wiedzie膰, co w艂a艣ciwie rozumiemy pod

my艣leniem kolektywistycznym czy, og贸lniej, kolektywizmem.

Chcia艂bym mianowicie przestrzec - i to jak najpowa偶niej - przed

ujednoznacznieniem poj臋cia masy z poj臋ciami wsp贸lnoty czy

spo艂eczno艣ci. Ugodziliby艣my wtedy w odwrotno艣膰 tego, przeciw

czemu; si臋 zwracamy, mianowicie w odwrotno艣膰 masy.

Nigdy nie do艣膰 podkre艣la膰 r贸偶nicy mi臋dzy spo艂eczno艣ci膮 czy

wsp贸lnot膮, z jednej, a mas膮 z drugiej strony. Rozr贸偶nienie dotyczy

tego, co nas w naszym temacie najbardziej interesuje: stosunku

obu, wsp贸lnoty spo艂ecznej i masy, do osobowo艣ci cz艂owieka, 艣ci艣lej

do jego osobowego charakteru i istnienia jako osoby. Ot贸偶 co do

tej sprawy okazuj膮 si臋, 偶e na przyk艂ad wsp贸lnota spo艂eczna jak

najbardziej potrzebuje indywidualno艣ci, osobowo艣ci, podobnie jak,

odwrotnie, ka偶da osobowo艣膰 potrzebuje spo艂ecznej tusp贸lnoty, aby w

jej ramach, i dopie艂ro, i tylko w jej ramach, m贸c si臋 sama

dope艂ni膰, a wi臋c sta膰 si臋 w pe艂ni osob膮. Ca艂kiem inaczej ma si臋

rzecz z mas膮: w masie 偶adna ludzka osobowo艣膰, nawet zwyk艂a

indywidualno艣膰 jakiego艣 cz艂owieka, nie mo偶e si臋 naprawd臋 uwydatni膰

ani rozwin膮膰. Ale masa ch臋tnie te偶 rezygnuje z osobowo艣ci, ma艂o

tego, osobowo艣膰 masie w艂a艣ciwie tylko przeszkadza. Dlatego masa

zwalcza osobowo艣ci, uciska je, obdziera z wolno艣ci, przycina t臋

ich wolno艣膰 do r贸wno艣ci: indywidualno艣ci ulegaj膮 zr贸wnaniu, a

osobowo艣ci w wyniku gleichszaltacji, tendencji niwelacyjnej,

zatracaj膮 si臋. Taki jest w masie los osobistej wolno艣ci - a

wszystko to gwoli jakiej艣 bezosobowej jednakowo艣ci. C贸偶 jednak

dzieje si臋 w贸wczas z trzecim idea艂em, o kt贸rym mamy zwyczaj my艣le膰

w tym kontek艣cie, co dzieje si臋 z braterstwem? C贸偶, wyrodnieje,

wyradza si臋 w zwyk艂y instynkt stadny.

Jak dochodzi do tego, 偶e przeci臋tny wsp贸艂czesny cz艂owiek -

nacechowany czy niemal napi臋tnowany nerwicowymi rysami

wsp贸艂czesnej ludzko艣ci - popada w tryby my艣lenia

kolektywistycznego? Dzieje si臋 to g艂贸wnie dlatego, 偶e l臋ka si臋 on

odpowiedzialno艣ci, a odpowiedzialno艣膰 jest zawsze w najwy偶szym

stopniu osobista. Ogromn膮 rol臋 odegra艂a tu prze偶yta wojna i

konkretnie s艂u偶ba wojskowa. Cz艂owiek nauczy艂 si臋, musia艂 si臋

nauczy膰 tego, 偶e go pop臋dzaj膮, 偶e nim tyraj膮, jak to 偶o艂nierze

sami zwykli m贸wi膰. * Nale偶a艂o przecie偶 raczej dawa膰 nura, znika膰 w

masie. I tego te偶 powszechnie pragnie si臋 dzisiaj: znikn膮膰 w

masie. Ale c贸偶 dzieje si臋 naprawd臋? Nie znika si臋, lecz ginie w

masie. Cz艂owiek rezygnuje ze swej osobowej istoty.

Nie wolno nam jednak nigdy zapomina膰, 偶e masa, ani nawet

wsp贸lnota spo艂eczna, nie jest istot膮 osobow膮. A tylko osoby znaj膮

wolno艣膰 i tylko one znaj膮 odpowiedzialno艣膰. To te偶 tylko osoby

mog膮 na podstawie swoich wolnych decyzji i odpowiedzialnego

dzia艂ania mie膰 poczucie winy albo zas艂ugi, Nigdy natomiast nie

mog艂aby masa, z istoty swej nieosobowa, obci膮偶y膰 si臋 win膮, z

natury rzeczy wi臋c nie ma niczego takiego jak wina zbiorowa. Kto

os膮dza rycza艂towo, kolektywnie, albo kto pot臋pia jak膮艣 zbiorowo艣膰

jako ca艂o艣膰, ten pr贸buje tylko u艂atwi膰 sobie spraw臋, a przede

wszystkim uchyli膰 si臋 samemu od odpowiedzialno艣ci - owej

odpowiedzialno艣ci zwi膮zanej z wszelkim warto艣ciowaniem czy nawet

wyrokowaniem.

Nie tylko pozwalaj膮 sob膮 tyra膰, si臋 popycha膰, r贸wnie偶 sami

spychaj膮, mianowicie win臋 za w艂asne niepowodzenie w tym czy owym,

na wewn臋trzne czy zewn臋trzne okoliczno艣ci. Albo przypisuj膮 win臋

sytuacji spo艂ecznej, w jakiej si臋 znajduj膮, albo te偶 w艂asnym

psychofizycznym predyspozycjom. Co si臋 tyczy zw艂aszcza czynnika

psychicznego, to nie wolno nam ukrywa膰 tego, 偶e wulgarnie

interpretowana psychoanaliza nierzadko pot臋guje t臋 fatalistyczn膮

cech臋 wsp贸艂czesnego cz艂owieka. Ale i tak zwana przez autora

"analiza losu" Szondiego dzia艂a, na rzecz wsp贸艂czesnego fatalizmu.

Utrzymuje ona, ni mniej ni wi臋cej, 偶e los cz艂owieka zapisany jest

w genach. Szondi sam okre艣la swoj膮 teori臋 jako wprawdzie

kierowany, ale mimo wszystko fatalizm. Dzi艣 wi臋c los nie jest ju偶,

jak dawniej, "zapisany w gwiazdach", lecz w genach. Ale i nadal

bywa, je艣li nie zapisany, to drukowany, pod znakiem gwiazd, o czym

nietrudno przekona膰 si臋 zajrzawszy do odpowiedniej rubryki

dziennika czy tygodnika. Tak czy owak, ankieta Instytutu Gallupa

wykaza艂a, 偶e tylko 45% kobiet austriackich nie "wierzy w

astrologiczny zwi膮zek swego 偶ycia z po艂o偶eniem gwiazd".

Je艣li zapytamy teraz, jaki to charakterystyczny typ cz艂owieka

reprezentuj膮 ci, co sk艂aniaj膮 si臋 do takich uog贸lnie艅, to

dojdziemy od razu do czwartego i ostatniego objawu, kt贸ry

nale偶a艂oby nam om贸wi膰 w zwi膮zku z patologi膮 ducha wieku,

mianowicie do fanatyzmu. W stosunku do om贸wionego przedtem

kolektywizmu fanatyzm jest jakby inn膮 stron膮 medalu: o ile kto艣

my艣l膮cy kolektywistycznie zapomina owej w艂asnej osobowo艣ci, to

kto艣 nastawiony fanatycznie przeocz膮 osobowy byt innego cz艂owieka,

inaczej my艣l膮cego. On nie dopuszcza innego my艣lenia. Tym, co

wy艂膮cznie dopuszcza, nie jest czyj艣 inny pogl膮d, lecz tylko opinia

w艂asna. Ale fanatyk tej nawet nie ma: nie reprezentuje 偶adnej

w艂asnej opinii, to opinia publiczna reprezentuje jego. I to te偶

w艂a艣nie czyni fanatyzm tak niebezpiecznym: ze opinia publiczna tak

艂atwo ow艂ada fanatykami, a r贸wnocze艣nie, 偶e poszczeg贸lni ludzie

mog膮 tak 艂atwo zaw艂adn膮膰 opini膮 publiczn膮! Tymi poszczeg贸lnymi

lud藕mi s膮 mianowicie rz膮dz膮cy, a raczej, m贸wi膮c 艣ci艣lej, kto艣

jeden rz膮dz膮cy, "w贸dz". St膮d te偶 艂atwo zrozumie膰, 偶e podobno

Hitler wykrzykn膮艂 w jednej z rozm贸w przy stole: co za szcz臋艣cie

dla rz膮dz膮cych, 偶e ludzie nie my艣l膮! Mia艂 na my艣li, 偶e nie my艣l膮

偶adnymi w艂asnymi my艣lami, a tylko pozwalaj膮 innym my艣le膰 za

siebie.

Fanatyczny typ charakteru nie jest dla psychiatr贸w niczym

nieznanym ani niezwyk艂ym. I tak norweskie Ministerstwo

Sprawiedliwo艣ci powo艂a艂o przed laty specjalnie komisj臋

psychiatr贸w, kt贸rej zadaniem by艂o poddanie badaniu

psychiatrycznemu nie mniej ni偶 60 000 by艂ych quislingowc贸w. I co

si臋 przy tym okaza艂o? Na przyk艂ad to, 偶e procent paralityk贸w,

paranoik贸w i paranoidalnych psychopat贸w by艂 w艣r贸d tych fanatyk贸w

dwa i p贸艂 raza wi臋kszy od odpowiedniego odsetka w艣r贸d przeci臋tnej

ludno艣ci norweskiej. Nie chodzi o to, czego ostatnio tak cz臋sto

si臋 偶膮da, mianowicie, aby poddawa膰 polityk贸w regularnym badaniom

psychiatrycznym. Pomin膮wszy ju偶 to, czy takie postulaty da艂yby si臋

przeprowadzi膰, badania tego rodzaju przychodzi艂yby za p贸藕no.

Trzeba by bowiem ju偶 odpowiednio wcze艣niej poddawa膰 badaniom tych,

z kt贸rych pomoc膮 i na kt贸rych barkach odpowiedni politycy mogli

wspi膮膰 si臋 do przysz艂ego wodzostwa.

Je艣li, wracaj膮c do fanatyzmu, przypominamy sobie, co

twierdzili艣my o fanatyku: 偶e ignoruje on osob臋, czyli wolno艣膰

decyzji i ludzk膮 godno艣膰 bli藕niego, to uderzy nas inna wypowize偶

Hitlera, mianowicie, 偶e polityka jest gr膮, w kt贸rej ka偶dy chwyt

jest dozwolony. Rzeczywi艣cie, nic nie jest, moim zdaniem, tak

znamienne dla fanatyka jak w艂a艣nie okoliczno艣膰, 偶e wszystko staje

si臋 dla艅 zwyk艂ym chwytem, zwyk艂ym 艣rodkiem do celu. Sens jego

pogl膮d贸w tkwi w tym, 偶e cel u艣wi臋ca 艣rodki. W rzeczywisto艣ci jest

na pewno, odwrotnie, istniej膮 r贸wnie偶 艣rodki zdolne zbezcze艣ci膰

cel. Istnieje tak偶e co艣 co nigdy nie powinno by膰 poni偶ane do roli

zwyk艂ego 艣rodka. Kant dobrze o tym wiedzia艂, 偶e kim艣 takim jest

cz艂owiek! To poni偶anie wci膮偶 si臋 jednak odbywa, mianowicie w

fanatycznej polityce, ni膮 cofaj膮cej si臋 przed cz艂owiekiem, lecz

wprz臋gaj膮cej go bez reszty do swych cel贸w. Przez tak膮 polityk臋

fanatyzmu nast臋puje dehumanizacja cz艂owieka, podczas gdy tak wa偶ne

by艂oby odwrotnie, aby nast膮pila humanizacja polityki. *

Opinia publiczna, o kt贸rej wspomnieli艣my wy偶ej, 偶e tak ow艂ada

sfanatyzowanymi lud藕mi, opinia ta niejako wykrystalizowuje si臋 w

formie hase艂-slogan贸w. One to, raz rzucone w masy, wyzwalaj膮

reakcj臋 艂a艅cuchow膮 - psychologiczn膮 reakcj臋 艂a艅cuchowa, o wiele

gro藕niejsz膮 od reakcji fizycznej, w艂a艣ciwej mechanizmowi bomby

atomowej. Mechanizm 贸w bowiem, owa reakcja 艂a艅cuchowa, nigdy nie

m贸g艂by doprowadzi膰 do wybuchu, gdyby nie wyprzedzi艂a go 艂a艅cuchowa

reakcja psychologiczna, gdyby w mas臋, w cz艂owieka z masy nie

uderzy艂o, 偶e tak powiem, b艂yskotliwe has艂o-slogan. *

Tek wi臋c dotarli艣my do ko艅ca naszych rozwa偶a艅 o objawach

b臋d膮cych niejako oznakami nerwicy zbiorowej sk艂adaj膮cymi si臋 na

patologi臋 ducha czasu. Obrazowo, ale te偶 tylko obrazowo, mo偶na by

w tym kontek艣cie m贸wi膰 wprost o jakiej艣 psychicznej epidemii,

zw艂aszcza epidemii fanatyzmu. Nie inaczej ni偶 zwyk艂e, somatyczne

epidemie, r贸wnie偶 epidemie psychiczne s膮 w pewnym sensie skutkiem

wojny i typowym zjawiskiem ka偶dego okresu powojennego,

charakterystycznym nie tylko dla naszej epoki. Co odr贸偶nia

epidemie psychiczne od somatycznych i czyni je szczeg贸lnie

niebezpiecznymi, to to, 偶e epidemie psychiczne s膮 nie tylko, jak

epidemie somatyczne, bardziej lub mniej koniecznym nast臋pstwem

wojny (z kt贸rym trzeba si臋 pogodzi膰), lecz niestety tak偶e mo偶liw膮

przyczyn膮 wojny. Z tego powodu zwalczanie tych epidemii powinno

by膰 najpilniejszym zadaniem higieny psychicznej!

Tymczasem fanatyk stara si臋 sprawia膰 wra偶enie, jakoby polityka

stanowi艂a, 偶e si臋 tak wyra偶臋, rozwi膮zanie wszelkich problem贸w.

Jednak偶e polityka nie mo偶e by膰 panaceum na wszystko ju偶 cho膰by

dlatego, 偶e niejednokrotnie sama bywa oznak膮 choroby.

Rozumiemy teraz, ile racji mia艂 Karl Kraus m贸wi膮c, 偶e gdyby

ludzko艣膰 nie zna艂a frazes贸w, nie potrzebowa艂aby broni. Co si臋

tyczy w szczeg贸lno艣ci bomby atomowej, trafi艂 w sedno Einstein:

"Problemem nie jest bomba atomowa - problemem jest ludzkie serce".

Dopisek

Aby zbada膰 rozprzestrzenianie si臋 objaw贸w nerwicy zbiorowej

poleci艂em moim wsp贸艂pracownikom dokonanie wyrywkowej pr贸by na

osobach w sensie naj艣ci艣lej klinicznym nie-neurotycznych. Pytanie

testowe odnosz膮ce si臋 do pierwszego objawu, czyli dotycz膮ce

postawy egzystencjalnego prowizorium, brzmia艂o: Czy uwa偶a pan(i),

偶e w艂a艣ciwie nie warto dzia艂a膰 i kierowa膰 swoim losem, skoro w

ko艅cu ma spa艣膰 bomba atomowa i wszystko pozbawi膰 wszelkiego sensu?

Pytanie testowe dotycz膮ce objawu drugiego, czyli fatalistycznego

nastawienia 偶yciowego: Czy s膮dzi pan(i), 偶e cz艂owiek nie jest

ostatecznie niczym innym, jak tylko igraszk膮 si艂 zewn臋trznych i

wewn臋trznych? Pytanie testowe co do objawu my艣lenia

kolektywistycznego: Czy s膮dzi pan(i), 偶e rzecz膮 najwa偶niejsz膮 jest

stara膰 si臋, aby tylko nie podpa艣膰? I wreszcie podchwytliwe,

szczerze m贸wi膮c, pytanie odnosz膮ce si臋 do fanatyzmu brzmia艂o: Czy

uwa偶a pan(i), 偶e cz艂owiek dzia艂aj膮cy w najlepszej intencji jest

uprawniony do pos艂u偶enia si臋 ka偶dym 艣rodkiem, jaki uzna za

stosowny? Na podstawie powy偶szego testu moi wsp贸艂pracownicy

zdo艂ali ustali膰, 偶e spo艣r贸d badanych tylko jeden jedyny by艂

rzeczywi艣cie wolny od wszystkich czterech objaw贸w nerwicy

zbiorowej, podczas gdy nie mniej ni偶 polowa badanych os贸b

wykazywa艂a co najmniej trzy z owych czterech objaw贸w.

Wiemy wi臋c, 偶e nie tylko psychiczny, ale r贸wnie偶 duchowy

konflikt, na przyk艂ad konflikt sumienia, mo偶e doprowadzi膰 do

nerwicy. Jest wi臋c zrozumia艂e, 偶e jak d艂ugo cz艂owiek b臋dzie w

og贸le zdolny do prze偶ywania konfliktu sumienia, tak d艂ugo b臋dzie

te偶 uodporniony na fanatyzm, a nawet, og贸lniej, na nerwic臋

zbiorow膮. Odwrotnie te偶, kto艣 cierpi膮cy na nerwic臋 zbiorow膮, na

przyk艂ad polityczny fanatyk, w miar臋 odzyskiwania zdolno艣ci

ws艂uchiwania si臋 w n臋kaj膮cy go g艂os sumienia, b臋dzie te偶 w stanie

przezwyci臋偶a膰 zbiorow膮 nerwic臋.

Przed niewielu laty m贸wi艂em na ten temat na zje藕dzie lekarzy,

mi臋dzy innymi przed kolegami po fachu 偶yj膮cymi pod re偶imem

totalitarnym. Po odczycie podeszli oni do mnie i stwierdzili: -

Bardzo dobrze znamy to, o czym pan, panie kolego, m贸wi艂. U nas,

trzeba panu wiedzie膰, nazywa si臋 to chorob膮 funkcjonariuszy. Tylu

a tylu funkcjonariuszy partyjnych za艂amuje si臋 nerwowo pod

wzrastaj膮c膮 presj膮 sumienia, po czym jednak s膮 ju偶 wyleczeni ze

swego politycznego fanatyzmu.

O wszystkim tym mia艂em niedawno okazj臋 rozmawia膰 za granic膮, za

Oceanem, i wci膮偶 pytano mnie tam: - Niech pan nam powie, czy to,

co pan m贸wi, nie dotyczy przypadkiem tylko Europy? - Kiedy po raz

pierwszy zadano mi to pytanie, zaimprowizowa艂em nast臋puj膮c膮

odpowied藕: - Mo偶liwe, 偶e problematyka nerwicy zbiorowej jest

bardziej aktualna w Europie, 偶e zagro偶enie Europejczyka przez t臋

nerwic臋 jest dotkliwsze. Jednak偶e niebezpiecze艅stwo to,

niebezpiecze艅stwo nihilizmu, odnosi si臋 do calej naszej planety,

nie ogranicza si臋 bynajmniej do jednego kontynentu. Wszystkie

cztery objawy nerwicy zbiorowej: postawa egzystencjalnego

prowizorium i fatalistyczne nastawienie 偶yciowe, my艣lenie

kolektywistyczne i fanatyzm - daj膮 si臋 sprowadzi膰 do l臋ku przed

odpowiedzialno艣ci膮 i ucieczki od wolno艣ci. Ale wolno艣膰 i

odpowiedzialno艣膰 przes膮dzaj膮 o duchowo艣ci cz艂owieka, stanowi膮 jego

istot臋. Dzisiejszy cz艂owiek jest jednak duchowo znu偶ony, i

znu偶enie duchowe to w艂a艣nie istota wsp贸艂czesnego nihilizmu. Dla

niebezpiecze艅stwa nihilizmu Europa mo偶e by膰 rodzajem sejsmografu,

pozwalaj膮cego wcze艣niej odczyta膰 gro藕b臋 duchowego trz臋sienia

ziemi, duchowych wstrz膮s贸w i przewrot贸w. Mo偶liwe, 偶e Europejczyk

posiada subtelniejszy w臋ch, gdy chodzi o wyziewy duchowej trucizny

nihilizmu. Ale w艂a艣nie dlatego mo偶e on te偶 chyba wcze艣niej i

lepiej od nie-Europejczyka wytworzy膰 odtrutk臋.

6. Higiena psychiczna starzenia si臋

M贸wi si臋 wsp贸艂cze艣nie wiele o nadmiernym starzeniu si臋 ludno艣ci,

o tym, 偶e bardziej ni偶 kiedykolwiek przewa偶aj膮 w niej liczbowo

stare roczniki, podczas gdy odwrotnie maleje procent ludzi

m艂odszych. Nie chcia艂bym tu bli偶ej wnika膰 w konsekwencje, kt贸re z

tych przesuni臋膰 w sk艂adzie wieku dzisiejszego spo艂ecze艅stwa

wynikaj膮 dla polityki demograficznej i spo艂ecznozdrowotnej.

Chcia艂bym raczej spr贸bowa膰 spojrze膰 otwarcie na te fakty ze

stanowiska psychoterapii i higieny psychicznej, a wi臋c tak偶e z

punktu widzenia psychoterapeutycznego podej艣cia do chorych i

zapobiegania chorobie.

Rzadko kiedy prosta odpowied藕 na proste pytanie tak celnie

trafi艂a w samo sedno, jak odpowied藕 pewnej kobieciny z przytu艂ku

dla nieuleczalnie chorych. Zapytana przez odwiedzaj膮c膮 j膮 znajom膮:

- Niech偶e mi pani powie, c贸偶 pani tu robi ca艂y czas? - kobieta

odpowiedzia艂a: - M贸j Bo偶e, w nocy 艣pi臋, a we dnie schodz臋 na psy.

- Co to znaczy? - C贸偶, ni mniej ni wi臋cej, tylko to, 偶e

bezczynno艣膰 sama w sobie jednoznaczna jest z wyniszczaniem si臋.

Stara kobieta mia艂a racj臋: sam fakt, 偶e nie oddawa艂a si臋 偶adnemu

zaj臋ciu, oznacza艂 dla niej post臋puj膮ce niedo艂臋偶nienie. Ktokolwiek

jednak zachowa艂 w sobie cho膰 troch臋 wra偶liwo艣ci, ten przyzna, 偶e

sam nagi fakt, 偶e si臋 pozostaje przy 偶yciu, nie uwalnia jeszcze

偶adnej istoty ludzkiej godnej tej nazwy od poczucia g艂臋bokiego

niedosytu i zawodu. Taka egzystencja, we w艂a艣ciwym znaczeniu tego

s艂owa nieludzka, r贸wna艂aby si臋 raczej wegetacji i s艂usznie

zas艂ugiwa艂a na takie okre艣lenie. Pomy艣lmy tylko o tym, co w

poprzednich pogadankach s艂yszeli艣my o niejako wrodzonym wszystkim

ludziom d膮偶eniu do sensu, o drzemi膮cym w ka偶dym z nas pragnieniu

zapewnienia naszej egzystencji pe艂ni tego sensu.

Ot贸偶 ilekro膰 to d膮偶enie i ta walka o cel 偶ycia i tre艣膰

egzystencji pozostaj膮 bezowocne, objawia si臋 to nie tylko w

zakresie uczu膰, wi臋c na przyk艂ad poczuciem pustki i nudy, lecz

m艣ci si臋 te偶 owo niedope艂nienie oddzia艂uj膮c niekorzystnie nawet na

fizyczne podstawy og贸艂u proces贸w 偶yciowych. I tak na przyk艂ad

wiemy, 偶e emeryci nie maj膮cy 偶adnych, przynajmniej psychicznie

r贸wnowarto艣ciowych zaj臋膰, zast臋puj膮cych im dawn膮 dzia艂alno艣膰

zawodow膮, niemal z zasady wcze艣niej czy p贸藕niej zachorowuj膮,

niedo艂臋偶niej膮, i stosunkowo wcze艣nie umieraj膮. Znana jest te偶

odwrotna obserwacja: oto 艣wiadomo艣膰 zadania, i to zadania ca艂kiem

konkretnego i w najwy偶szym stopniu osobistego, nie tylko

podtrzymuje psychicznie i duchowo starego cz艂owieka, lecz i w

zakresie zdrowia cielesnego chroni przed chorobami i przedwczesn膮

艣mierci膮.

Na dow贸d moich twierdze艅 m贸g艂bym w zwi膮zku z tym przytoczy膰

wiele historyjek o chorych, lecz zamiast tego wol臋 przywo艂a膰 tu

histori臋 literatury. Pozwol臋 sobie przypomnie膰, 偶e s臋dziwy ju偶

Goethe d艂ugo jeszcze pracowa艂 nad drug膮 cz臋艣ci膮 tragedii Fausta,

aby w ko艅cu przewi膮za膰 manuskrypt i przy艂o偶y膰 na nim sw膮 piecz臋膰 z

napisem: "po siedmioletniej pracy" - by艂o to w styczniu 1832 roku.

Umar艂 w marcu tego偶 roku. Chyba nie pomylimy si臋 przyjmuj膮c, 偶e ta

艣mier膰 dawno ju偶 nad nim wisia艂a i, 偶e tak powiem, uleg艂a tylko

zawieszeniu. Nawet samemu Goethemu nie uda艂o si臋 uj艣膰 艣mierci

fizycznej, mog艂a ona jednak ulec przesuni臋ciu. I zosta艂a

przesuni臋ta, dop贸ki dzie艂o, kt贸remu po艣wi臋ci艂 reszt臋 偶ycia, nie

zosta艂o uko艅czone. A偶 do tego punktu, a wi臋c przez siedem lat,

m贸g艂 Goethe 偶y膰 niejako ponad sw贸j stan biologiczny.

Po tym wypadzie w histori臋 literatury pozwol臋 sobie jeszcze na

dygresj臋 w dziedzin臋 historii naturalnej. S艂yszymy na przyk艂ad, 偶e

zwierz臋ta, kt贸re, tresowane do tego celu, wyst臋puj膮 w cyrkach, a

zatem musz膮 wykonywa膰 okre艣lone sztuczki - aby nie rzec: wype艂nia膰

okre艣lone zadania - 偶yj膮 przeci臋tnie d艂u偶ej od innych

przedstawicieli swego gatunku trzymanych w zoo, czyli zwierz膮t

pozostawionych bez zaj臋cia.

Wr贸膰my jednak do cz艂owieka i starajmy si臋 wyci膮gn膮膰 z tego, co

powiedzieli艣my, u偶yteczny wniosek. Mo偶emy tylko jeszcze dobitniej

podkre艣li膰 rady na przyk艂ad profesora Stransky.ego, kt贸ry z my艣l膮

o higienie psychicznej nieznu偶enie wskazuje na pal膮c膮 konieczno艣膰

dania starym ludziom wy艂膮czonym z 偶ycia zawodowego szansy dalszej

aktywno艣ci cho膰by w innej postaci, zamiast 偶eby rdzewieli

bezczynnie odpoczywaj膮c. Stransky wykaza艂 r贸wnie偶, jak ta dalsza

aktywno艣膰 wyj艣膰 mo偶e na po偶ytek spo艂eczno艣ci. Szczeg贸ln膮 warto艣膰

przywi膮zuj臋 jednak do okoliczno艣ci, 偶e owa u偶yteczno艣膰 ma ogromne

znaczenie psychiczne. Wewn臋trzna warto艣膰 wszelkich zaj臋膰 polega,

moim zdaniem, na tym, 偶e budz膮 one w starym cz艂owieku przekonanie,

偶e mimo swego wieku mo偶e on nada膰 偶yciu jaki艣 sens.

Wielu pomy艣li, 偶e bynajmniej nie dowiedziono z ca艂膮 pewno艣ci膮,

aby to poczucie w艂asnej u偶yteczno艣ci i warto艣ci dalszego 偶ycia

by艂o psychologicznie tak wa偶ne. Na szcz臋艣cie mog臋 dostarczy膰 na to

dowodu. Rozporz膮dzam mianowicie odpowiednimi precedensami, a to z

dziedziny psychologii bezrobotnych. Mam na my艣li nerwic臋

bezrobotnych, w swoim czasie przeze mnie opisan膮 ( * ), i pewne w

zwi膮zku z tym do艣wiadczenia psychoterapeutyczne.

W roku 1933, a wi臋c w okresie 艣wiatowego kryzysu gospodarczego,

dwaj wiede艅scy psychologowie, uczniowie Charlotty Buhler,

Lazarsfeld i Zeisel, opublikowali w jednym z czasopism

psychologicznych artyku艂 o bezrobotnych z Marienthal. Wskazali w

nim na to, jak zgubny, zgo艂a niszcz膮cy wp艂yw na 偶ycie psychiczne

mo偶e wywiera膰 bezrobocie. Ostatecznie praca ta potwierdza艂a

jedynie to, co przed 300 laty napisa艂 Pascal. W My艣lach znajdujemy

bowiem zdanie: Nic nie jest cz艂owiekowi tak niezno艣ne jak sytuacja

bez zada艅, bez cel贸w. Przyjrzawszy si臋 bli偶ej, widzimy, 偶e zdanie

to jest jakby odwr贸ceniem tezy, kt贸r膮 reprezentowa艂em ju偶 i

rozwija艂em w jednej z wcze艣niejszych pogadanek: podczas gdy Pascal

m贸wi o nie do zniesienia 偶yciu pozbawionym zada艅, ja m贸wi艂em

w贸wczas o tym, 偶e nie ma zgo艂a niczego, co w takim stopniu

pozwala艂oby ludziom przezwyci臋偶a膰 trudno艣ci jak to jedno:

艣wiadomo艣膰 s艂u偶enia jakiemu艣 zadaniu.

Ta moja teza potwierdzi艂a si臋 w艂a艣nie w pe艂ni w obserwacjach

poczynionych w zwi膮zku z nerwic膮 bezrobotnych. Chodzi艂o przewa偶nie

o m艂odych ludzi, kt贸rzy - zdawa艂oby si臋 w艂a艣nie wskutek braku

pracy - popadali w stany najci臋偶szej depresji. Kto艣 mo偶e uzna膰, 偶e

depresje te s膮 a偶 nadto zrozumia艂e i wczu膰 si臋 w nie 艂atwo.

Mo偶liwe, ale przede wszystkim chodzi mi o fakt, 偶e te depresje

wcale nie trwa艂y r贸wnie d艂ugo jak ich pozorna przyczyna, czyli

brak pracy, i w pe艂ni dawa艂y si臋 wyleczy膰, mimo 偶e w sytuacji

bezrobotnego nie zachodzi艂a najmniejsza cho膰by zmiana. Stany

zdenerwowania ustawa艂y mianowicie w tej samej chwili, w kt贸rej

m艂odzi ludzie obejmowali jak膮kolwiek honorow膮, a wi臋c ca艂kowicie

bezp艂atn膮, urz臋dow膮 funkcj臋, na przyk艂ad jako porz膮dkowi na

uniwersytetach ludowych, jako si艂y pomocnicze w wypo偶yczalni

powszechnej czy funkcjonariusze organizacji m艂odzie偶owej. Tak czy

owak, mogli w ko艅cu zn贸w mie膰 poczucie, 偶e s艂u偶膮 dobrej sprawie i

nie s膮 ju偶 kim艣 zbytecznym. Nierzadko ci m艂odzi ludzie zapewniali

mnie: potrzebujemy nie tyle pieni臋dzy, co jakiego艣 sensu i tre艣ci

偶ycia. Na szcz臋艣cie w艂a艣nie to mo偶na im by艂o ofiarowa膰, nawet

niezale偶nie od zarobku czy umowy o prac臋! I niejednemu z tych,

kt贸rzy znale藕li odt膮d jak膮艣 tre艣膰 偶ycia i zdo艂ali w ten spos贸b

przezwyci臋偶y膰 swe depresje - nadal burcza艂o w 偶o艂膮dku, gdy偶 wci膮偶

nie mieli zarobku ani do艣膰 jedzenia, a mimo to zdenerwowanie ich

mija艂o.

Zob. Viktor E. Franki, Wirtschaftskrise und Seelenieben vom

Standpunkt des Jugendberaters, "Sozialarztliche Rundschau", marzec

1933.

Z tego wzgl臋du jestem w pe艂ni optymist膮 co do

psychoterapeutycznych postulat贸w Stransky.ego. Jestem po prostu

przekonany, 偶e wp艂yw utrzymywanej aktywno艣ci os贸b starzej膮cych

si臋, zdolny przed艂u偶y膰 偶yde i uchroni膰 przed chorob膮, w

najmniejszym stopniu nie zale偶y od tego, czy chodzi o zaj臋cie

odp艂atne czy te偶, w艂a艣nie w sensie propozycji i sugestii

Stransky.ego, o dzia艂alno艣膰 honorow膮.

Z punktu widzenia psychoterapii nie chodzi wi臋c o to, czy kto艣

jest m艂ody czy stary, ani ile mo偶e mie膰 lat. Chodzi raczej o to,

czy czas i 艣wiadomo艣膰 cz艂owieka wype艂nione s膮 czym艣, czemu si臋

po艣wi臋ca, i czy mo偶e on mie膰 poczucie, 偶e mimo swego wieku nadal

偶yje 偶yciem warto艣ciowym i samego siebie godnym, jednym s艂owem, 偶e

nawet w podesz艂ych latach wewn臋trznie realizuje siebie. I nie o to

chodzi, czy dzia艂anie maj膮ce nada膰 sens i tre艣膰 ludzkiej

egzystencji zwi膮zane jest z zarobkiem, czy nie. Z punktu widzenia

psychologicznego rozstrzyga i decyduje jedynie i wy艂膮cznie

pytanie, czy w cz艂owieku, oboj臋tnie jak bardzo by艂by ju偶 posuni臋ty

w latach, to dzia艂anie budzi poczucie istnienia dla czego艣 lub dla

kogo艣.

7. Higiena psychiczna dojrzewania

M贸wi膮c o psychicznej higienie cz艂owieka starzej膮cego si膮

musia艂em z konieczno艣ci m贸wi膰 g艂贸wnie o tym, co dotyczy m臋偶czyzn.

Kiedy teraz opowiedzie膰 mam nie o cz艂owieku starzej膮cym si臋, lecz

dojrzewaj膮cym, zwr贸ci膰 si臋 winienem, ma si臋 rozumie膰, g艂贸wnie do

p艂ci 偶e艅skiej. Znajdujemy si臋 tu ju偶 w艣r贸d problem贸w obchodz膮cych

kobiet臋, i to zw艂aszcza kobiet臋 "w latach bardziej dojrza艂ych".

Gdy偶 tak rozpowszechniony l臋k przed "krytycznymi" - jak m贸wi膮 -

latami, przed "niebezpiecznym wiekiem", daje si臋 w znacznej mierze

sprowadzi膰 do nieporozumienia, mianowicie do mieszania poj臋膰

"dojrzewania" i "starzenia si臋". Zdarza si臋 te偶, i偶 wiele kobiet,

kt贸re l臋kliwie zbli偶aj膮 si臋 do tego okresu 偶ycia, ogarnia tak

zwana panika zapadania klamki - poniewa偶 w艂a艣nie przyjmuj膮, 偶e

odt膮d zaczynaj膮 si臋 ju偶 starze膰.

W pewnym sensie jest to prawda, tylko 偶e w tym sensie zaczynamy

starze膰 si臋 ju偶 znacznie wcze艣niej. Psycholog Charlotte Buhler

zdo艂a艂a na przyk艂ad wykaza膰, 偶e co si臋 tyczy organizmu cielesnego,

jeste艣my ju偶 dawno na etapie zst臋powania w d贸艂, kiedy nasze 偶ycie,

je艣li chodzi o osobowo艣膰 duchow膮, dopiero zaczyna zbli偶a膰 si臋 do

swego punktu szczytowego. Innymi s艂owy, biologicznie osuwamy si臋 w

d贸艂, gdy nasza biografia jeszcze niejako wspina si臋 w g贸r臋. Ten

wi臋c, kto poddaje si臋 panice zapadania klamki, zapomina, 偶e

podczas gdy zatrzaskuj膮 si臋 dawne bramy, otwieraj膮 si臋 nowe - nowe

bramy i nowe mo偶liwo艣ci. Tylko te kobiety, kt贸re ze wszystkich si艂

i za wszelk膮 cen臋 staraj膮 si臋 wygl膮da膰 m艂odzie偶owo, tylko one maj膮

s艂uszne podstawy do paniki.

Z panik膮 zapadania klamki jest podobnie jak z l臋kiem w og贸le.

Stwierdzono kiedy艣, 偶e wszelki l臋k jest koniec ko艅c贸w l臋kiem przed

艣mierci膮. Ja za艣 uzupe艂ni艂bym to twierdzenie: ka偶dy l臋k 艣mierci

jest w艂a艣ciwie l臋kiem sumienia. Poszed艂bym jeszcze dalej,

twierdz膮c, 偶e istnieje te偶 co艣 takiego jak negatywny l臋k sumienia

- odnosz膮cy si臋 nie tyle do jakichkolwiek czyn贸w i dzia艂a艅, co

raczej do wszystkich szans i okazji, kt贸re kto艣 m贸g艂 w 偶yciu

przepu艣ci膰 i zaniedba膰.

Przypomnijmy sobie o tym, co艣my nazwali d膮偶eniem do nadawania

偶yciu sensu, o owym d膮偶eniu do sensu, kt贸re przeciwstawili艣my

zar贸wno d膮偶eniu do przyjemno艣ci, w psychoanalizie, jak i d膮偶eniu

do mocy, d膮偶eniu do znaczenia, w psychologii indywidualnej.

Zrozumiemy w贸wczas, 偶e mi臋dzy innymi i chyba przede wszystkim

w艂a艣nie owo d膮偶enie do sensu niejako op艂akuje zaniedbane okazje,

kt贸re by膰 mo偶e domaga艂y si臋 realizacji.

W艣r贸d mo偶liwo艣ci otwieraj膮cych si臋 przed kobiet膮, je艣li chce w

pe艂ni sensu kszta艂towa膰 swoj膮 egzystencj臋, wysuwaj膮 si臋 na

pierwszy plan dwie: by膰 偶on膮 i sta膰 si臋 matk膮. Nie mo偶e by膰

w膮tpliwo艣ci, 偶e chodzi tu o dwie warto艣ci. Biada jednak, je艣li

obie te mo偶liwo艣ci nadania sensu egzystencji kobiety, je艣li te

dwie wzgl臋dne warto艣ci nie zostan膮 utrzymane na prawach swej

wzgl臋dno艣ci, lecz ulegn膮 absolutyzacji. Je艣li wi臋c kobieta

post臋puje tak, jakby w ma艂偶e艅stwie i macierzy艅stwie by艂a nie

jedna, lecz jedyna mo偶liwo艣膰 realizowania warto艣ci. Ju偶 raz bowiem

s艂yszeli艣my o tym i teraz widzimy tylko potwierdzenie prawdy, 偶e

ka偶de absolutyzowanie m艣ci si臋 prowadz膮c wprost ku rozpaczy, lub

odwrotnie, 偶e u podstaw wszelkiej rozpaczy tkwi wio艣nie

ub贸stwienie warto艣ci wzgl臋dnych. Lepiej nie ukrywajmy przed sob膮,

jakie znaczenie maj膮 dzi艣 te rzeczy. Wiele kobiet z konieczno艣ci

nie wyjdzie za m膮偶 i pozostanie bez dzieci. Ot贸偶 wiele spo艣r贸d

tych "nadliczbowych" kobiet uzna te偶, 偶e s膮 zbyteczne, 偶e 偶ycie

ich jest bez po偶ytku i nie ma znaczenia. Pomy艣l膮, 偶e 偶ycie bez

m臋偶a i dziecka nie ma 偶adnego sensu. I jest w贸wczas tylko spraw膮

osobistej konsekwencji, czy kobieta tak my艣l膮ca odbierze sobie

偶ycie, czy nie. Chyba 偶e dostrze偶e w ko艅cu, i偶 wesz艂a na drog臋

fa艂szywej absolutyzacji. I tylko zawr贸ciwszy z tej drogi

przestanie by膰 ofiar膮 rozpaczy.

Szcz臋艣liwym trafem tylko bardzo nieliczne kobiety s膮 tak

konsekwentne, 偶e z rozpaczy si臋 zabijaj膮. Wi臋kszo艣膰 na szcz臋艣cie

cofa si臋 przed ostateczno艣ci膮 i idzie inn膮 drog膮 - wprawdzie na

og贸艂 drog膮 ucieczki. Pierwsza, jaka si臋 narzuca, to droga

odwarto艣ciowania, resentymentu, aby nie pozostawa膰 oko w oko z

rozpacz膮. Tak jak w klasycznej historyjce o lisie, kt贸remu

winogrona by艂y jakoby za kwa艣ne, niekt贸re kobiety patrz膮 odt膮d

krzywym okiem na takie sprawy, jak mi艂o艣膰, ma艂偶e艅stwo i dzieci.

S艂owo ressentiment t艂umaczy si臋 czasem jako zazdro艣膰 o 偶ycie; tu

mo偶na by te偶 m贸wi膰: zazdro艣膰 o mi艂o艣膰. Mo偶e j膮 odczuwa膰 typ

histerycznej starej panny, jak i typ b臋d膮cy swoistym po艂膮czeniem

pruderiii i lubie偶no艣ci, po艂膮czeniem dobrze przylegaj膮cym do istot

o nie zrealizowanych aspiracjach.

Obok tej drogi, prowadz膮cej do zgorzknienia, istnieje dla tego,

kto ucieka przed rozpacz膮, druga droga: droga kompromisu. Kobieta

wchodzi w kompromisy, czyni ust臋pstwa, stosuje taryf臋 ulgow膮,

dzieli z innymi kobietami m臋skiego partnera, bez kt贸rego nie mo偶e,

jak s膮dzi, si臋 obej艣膰, a w ko艅cu jest nawet gotowa dzieli膰 go z

jego 偶on膮, to znaczy utrzymuje stosunki z m臋偶czyznami 偶onatymi.

Z jakiego powodu to si臋 w ko艅cu dzieje? Wyja艣ni膰 to mo偶na tylko

tym, 偶e kobieta ta sta艂a si臋 najpierw niewierna d膮偶eniu do sensu i

rezygnuje z jego realizacji na rzecz zaspokojenia d膮偶enia do

przyjemno艣ci. Oczywi艣cie z t膮 sam膮 chwil膮 ca艂e 偶ycie seksualne

staje si臋 ju偶 tylko 艣rodkiem do celu, i to 艣rodkiem w s艂u偶bie

zasady przyjemno艣ci - jedaym s艂owem: 偶ycie seksualne staje si臋

"艣rodkiem u偶ycia", zamiast pozosta膰 tym, czym normalnie i idealnie

by膰 powinno, mianowicie nie 艣rodkiem u偶ycia, lecz 艣rodkiem wyrazu,

cielesnym wyrazem tej psychiczno-duchowej 艂膮czno艣ci, kt贸ra nazywa

si臋 mi艂o艣ci膮.

Albowiem dopiero tutaj zaczyna si臋 ludzkie i godne cz艂owieka

偶ycie seksualne w og贸le: tu, gdzie jest ju偶 czym艣 wi臋cej ani偶eli

samym 偶yciem p艂ci, gdzie jest w艂a艣nie 偶yciem mi艂o艣ci. Tak jak

偶ycie zawodowe, je艣li przyjrze膰 mu si臋 bli偶ej, wykracza w spos贸b

istotny poza zwyk艂y instynkt samozachowawczy, zupe艂nie tak samo ma

si臋 sprawa z 偶yciem intymnym w艂a艣ciwie ludzkim: 偶ycie mi艂osne

zaczynia by膰 nim dopiero wtedy, gdy jest czym艣 wi臋cej ani偶eli

wyrazem instynktu samozachowawczego - a 偶ycie ma艂偶e艅skie czym艣

wi臋cej ani偶eli 艣rodkiem chowania potomstwa. Widzimy wi臋c, 偶e

mi艂o艣膰 mi臋dzy lud藕mi zas艂uguj膮ca na to miano zaczyna si臋 tam,

gdzie chodzi o samorealizacj臋, jak膮 gotuj膮 sobie nawzajem

kochaj膮cy si臋 ludzie, natomiast od razu ko艅czy si臋, gdy dwu

istotom 艣lepo d膮偶膮cym ku sobie chodzi tylko o wzajemne

zaspokojenie si臋. I jest samo przez si臋 zrozumia艂e, 偶e w艂a艣nie

ludzie nie b臋d膮cy w stanie prze偶y膰 jako艣ci i autentycznej

realizacji mi艂osnej zwykli zag艂usza膰 w sobie poczucie tego braku,

tej wewn臋trznej pustki, w jakiej si臋 rozstaj膮 - zaspokajaniem

ilo艣ciowym samego pop臋du.

A przecie偶 wci膮偶 s膮 takie kobiety, kt贸re nie chc膮 mie膰 nic

wsp贸lnego ani z tym samooszukiwaniem si臋, ani z ok艂amywaniem si臋

owych typ贸w staropanie艅skich, o kt贸rych m贸wili艣my wcze艣niej;

istniej膮 kobiety nie znosz膮ce po艂owiczno艣ci 偶adnego rodzaju, lecz

chc膮ce mie膰 albo wszystko, albo nic - i gotowe raczej na

wyrzeczenie. I tak stoimy ju偶 wobec ostatniego wyj艣cia - zauwa偶my:

prawdziwego wyj艣cia, nie za艣 zwyk艂ego uniku. Ta mo偶liwo艣膰 polega

w艂a艣nie na wyrzeczeniu. Ale - co kryje si臋 ju偶 niejako w potocznym

zwrocie - ka偶de wyrzeczenie musi by膰 wyrzeczeniem, zaparciem si臋

siebie i chodzi tu o akt 艣wiadomy, wymagany w tej sytuacji od

jednostki. * Ten 艣wiadomy akt wyrzeczenia si臋 jest te偶 jedynym

aktem chroni膮cym od absolutyzacji, a tym samym od rozpaczy.

Wyrzeczenie si臋 oznacza jednak uznanie, 偶e warto艣膰 wzgl臋dna jest

w艂a艣nie wzgl臋dna, nie inna.

Brzmi to abstrakcyjnie, dlatego chcia艂bym by膰 bardziej konkretny

i zacytuj臋 stare chi艅skie przys艂owie m贸wi膮ce, 偶e ka偶dy m臋偶czyzna

powinien w swoim 偶yciu zasadzi膰 jedno drzewo, napisa膰 jedn膮

ksi膮偶k臋 * i sp艂odzi膰 jednego syna. C贸偶, wi臋kszo艣膰 m臋偶czyzn, gdyby

si臋 tego chcieli trzyma膰, musia艂aby popa艣膰 w rozpacz. Bowiem tylko

niewielu z nich by艂o chyba w stanie nada膰 swemu 偶yciu 贸w w艂a艣ciwy

sens: nawet gdyby zasadzili drzewa, to pewnie nie napisaliby

ksi膮偶ki albo sp艂odzili tylko c贸rk臋 czy jeszcze inaczej. Cho膰by

jednak zamiast sadzenia drzew, pisania ksi膮偶ek i p艂odzenia syn贸w,

w og贸le idei ojcostwa, absolutyzowano ide臋 macierzy艅stwa -

musieliby艣my powiedzie膰: jak偶e ubogie by艂oby 偶ycie, gdyby nie

dostarcza艂o tak偶e innej mo偶liwo艣ci kszta艂towania go z sensem,

wype艂niania sensem. A dodam jeszcze: c贸偶 by to by艂o za 偶ycie,

kt贸rego sens zawis艂by nieodwo艂alnie od tego, czy cz艂owiek si臋 偶eni

i ma dzieci, czy sadzi drzewa i pisze ksi膮偶ki?

Zapewne, wszystko to s膮 warto艣ci, autentyczne warto艣ci. S膮 one

jednak wzgl臋dne - natomiast czym艣 bezwzgl臋dnym mo偶e by膰 tylko:

nakaz naszego sumienia. A to sumienie nakazuje - we wszelkich

warunkach i okoliczno艣ciach - stawi膰 czo艂o naszemu losowi,

jakikolwiek by on by艂. I sumie nie wymaga od nas, by艣my ten los

kszta艂towali, by艣my dzia艂ali, by艣my, gdzie tylko mo偶na, chwytali

los w swe r臋ce. By艣my jednak byli te偶 gotowi, je艣li trzeba,

przyj膮膰 sw贸j los, a tak偶e przyj膮膰 z podniesion膮 g艂ow膮 prawdziwe

cierpienia, jakie nam los rzeczywi艣cie zgotowa艂.

W oryginale nieprzet艂umaczalna gra s艂贸w wynikaj膮ca ze zwrotu

Verzicht leisten. (Przyp. t艂um.)

Zwa偶my: napisa膰 ksi膮偶k臋 to 偶adna sztuka, osi膮gni臋ciem by艂oby

dopiero napisanie ksi膮偶ki, kt贸r膮 mo偶na by kierowa膰 si臋 w 偶yciu,

albo zgo艂a pokierowanie 偶yciem tak, aby mo偶na o nim napisa膰

ksi膮偶k臋... Tak czy owak mo偶na poleci膰 w sensie kategorycznego

imperatywu nast臋puj膮c膮 maksym臋: 呕yj tak, jakby艣 pisa艂 swoj膮

autobiografi臋 i w艂a艣nie doszed艂 do dnia, kt贸ry akurat prze偶ywasz,

i jakby艣 wyj膮tkowo jeszcze w ostatniej chwili m贸g艂 wprowadzi膰

poprawki!

Stawiwszy jednak czo艂o losowi, czy to przez dzia艂anie, czy - tam

gdzie dzia艂anie nie by艂o mo偶liwe - przez praw膮 postow臋, zrobili艣my

tak czy owak to, co do nas nale偶a艂o. * Wtedy nie b臋dzie ju偶 mowy o

z艂ym sumieniu - ani pozytywnym, ani negatywnym, nie odnosz膮cym si臋

ani do naszych czyn贸w, ani do naszych zaniedba艅. I w贸wczas ustaje

naraz wszelka panika zapadania klamki. Koniec ko艅c贸w polega ona

bowiem na owym z艂udzeniu optycznym, o kt贸rym ju偶 raz wspomina艂em

m贸wi膮c, 偶e cz艂owiek widzi przewa偶nie tylko 艣ciernisko znikomosci,

a nie dostrzega pe艂nych spichrzy minionego 偶ycia, przeocza to

wszystko, co zdo艂a艂 uratowa膰 jako dorobek przesz艂o艣ci, w kt贸rej

nie zatraca si臋 on bezpowrotnie, ale znajduje trwa艂e schronienie.

Kto艣 偶yj膮cy w obawie, 偶e wci膮偶 musi z czym艣 si臋 偶egna膰, i

ogarni臋ty panik膮 zamkni臋tych drzwi, zapomina, 偶e owe drzwi gro偶膮ce

zatrza艣ni臋ciem s膮 w艂a艣nie bram膮 do pe艂nego spichrza...

Nie s艂yszy pociechy i m膮dro艣ci p艂yn膮cych ku nam ze s艂贸w Biblii:

"Dojrza艂ym zejdziesz do grobu jak snopy zbierane w swym czasie".

A c贸偶 m贸wi膰 o dzia艂aniach niegodnych. Bywaj膮 przecie偶 zupe艂nie

uzasadnione wyrzuty sumienia, kt贸rych nie wolno uspokaja膰, ale

trzeba na nie odpowiada膰. Oczywi艣cie cz艂owiek, i to ka偶dy

cz艂owiek, pope艂nia b艂臋dy, pope艂nia te偶 b艂臋dy, kt贸rych nigdy ju偶

nie potrafi naprawi膰. Lecz ju偶 w Gracjanowskim Oraculum w r臋ku...

(Maksymy X. Baltazara Graciana... pod tytu艂em Oraculum w r臋ku y

nauka roztropno艣ci... po hiszpa艅sku wydana, 1647, wyd. pol. 1764 -

przyp. t艂um.) czytamy w jakim艣 miejscu: "G艂upcem nie jest ten, kto

pope艂nia g艂upstwo, lecz ten, kto nie umie go naprawi膰". Ot贸偶 nie

trzeba, aby naprawa dokonywa艂a si臋 na tej samej p艂aszczy藕nie, co

pope艂niony przez nas b艂膮d. Na wy偶szej jednak p艂aszczy藕nie mo偶emy

zawsze zmieni膰 b艂膮d w dobro, bo na przyk艂ad szczera skrucha nas

samych zmienia i to co negatywne przemieniamy w warto艣ci

pozytywne: w dojrzewanie i wzrastanie naszej w艂asnej osobowo艣ci.

Jednym s艂owem, cho膰by艣my nawet pope艂nili fa艂szywy krok, wszystkim

mo偶na jeszcze sensownie pokierowa膰 dzi臋ki uczciwej postawie -

wprawdzie chodzi ju偶 w贸wczas o postaw臋, jak膮 zajmujemy wobec nas

samych, to znaczy, ze na przyk艂ad odwracamy si臋 od siebie samego i

nad samego siebie wyrastamy.

8. Hipnoza

Narodziny nowoczesnej psychoterapii 艂膮czy si臋 zazwyczaj z

momentem ukazania si臋 studi贸w Breuera i Freuda o histerii,

zatytu艂owanych Zeitgenossische wissenschaftliche Seelenheilkunde

("Nauka o wsp贸艂czesnym leczeniu chor贸b psychicznych"). Tkwi w tym

mo偶e nieco dowolno艣ci, gdy偶 z r贸wnym prawem mo偶na by twierdzi膰, 偶e

pocz膮tek psychoterapii zbiega si臋 z rozwojem tak zwanego

mesmeryzmu, czyli nauki i dzia艂alno艣ci Mesmera. Ten ostatni,

podobnie jak Breuer i Freud, dzia艂a艂 przewa偶nie w Wiedniu. A co

si臋 tyczy jego nauki, to chodzi w niej o tak przez samego Mesmera

nazwany magnetyzm zwierz臋cy. W rzeczywisto艣ci jednak 贸w rzekomy

magnetyzm nie ma w og贸le nic wsp贸lnego ze zjawiskiem natury

okre艣lanym jako magnetyzm zar贸wno przez fizyk臋 z czas贸w Mesmera,

jak i dzisiejsz膮. Mesmer rozpozna艂 i zbada艂 naprawd臋 nie co innego

jak to w艂a艣nie, co dzi艣 nazywamy hipnotyzmem.

Autorowi temu tak posz艂o w jego badaniach, jak niejednemu innemu

naukowcowi, r贸wnie偶 ludziom wsp贸艂czesnej nauki, a ostatecznie

tak偶e dzisiejszym psychoterapeutom. Tu chcia艂bym ograniczy膰 si臋

tylko do przypomnienia, 偶e rozmaite kuracje wstrz膮sowe, kt贸re

otworzy艂y now膮 er臋 przed dzisiejsz膮 psychiatri膮, a przede

wszystkim sko艅czy艂y raz na zawsze z terapeutycznym nihilizmem

dawnej psychiatrii ot贸偶 te kuracje wstrz膮sowe wychodzi艂y r贸wnie偶 z

ca艂kowicie b艂臋dnych rozwa偶a艅 teoretycznych, a mimo to wyniki

praktyczne s膮 zdumiewaj膮ce. Zapami臋tajmy wi臋c: hipnoza nie ma

absolutnie nic wsp贸lnego z magnetyzmem. Czym偶e wi臋c jest hipnoza?

Jest ona wyj膮tkowym stanem psychicznym, mianowicie chodzi w niej

o stan podobny do snu, w kt贸ry cz艂owiek popada czy te偶 zostaje

wprowadzony przez hipnotyzera. Na jakiej szczeg贸lnej drodze

dokonuje si臋 to, je艣li najwyra藕niej nie chodzi o zapadni臋cie w

zwyczajny sen, lecz w艂a艣nie o stan do snu tylko podobny? Ot贸偶 w

stan hipnozy wprowadza si臋 kogo艣 przekazuj膮c mu odpowiednie

sugestie. Innymi s艂owy, hipnoza - aby kontynuowa膰 nasz膮 pr贸b臋

definicji jest podobnym do snu wyj膮tkowym stanem psychicznym jako

skutkiem zabieg贸w opartych na sugestii, przy czym ma艂o wa偶ne jest

dla istoty sprawy, czy zastosowana w danym przypadku sugestia jest

natury s艂ownej, czy innej. Nieistotne wi臋c jest, czy zaczynam

hipnoz臋 ka偶膮c osobie poddanej do艣wiadczeniu wygodnie si臋 po艂o偶y膰,

zamkn膮膰 oczy i nie my艣le膰 o niczym innym poza moimi s艂owami, czy

te偶 inaczej, na przyk艂ad pr贸buj膮c, zamiast sugestii s艂ownych,

doprowadzi膰 dan膮 osob臋 do coraz wi臋kszego bezw艂adu przez trzymanie

przed ni膮 jakiego艣 b艂yszcz膮cego przedmiotu z nakazywaniem

wpatrywania si臋 w niego - wszystko to, powtarzam, jest nieistotne.

Okre艣lenie istoty tego, co nazywamy hipnoz膮, wymaga jeszcze

pewnego uzupe艂nienia. Hipnoza mianowicie wynika nie tylko z

sugestii, ale sama jest tak偶e stanem najbardziej sprzyjaj膮cym

przyjmowaniu dalszych sugestii, i to, je艣li tak wolno powiedzie膰,

sugestii coraz bardziej ryzykownych. Oto przyk艂ad. Je艣li potrzymam

pod nosem jakiemu艣 panu czy pani otwart膮 flaszeczk臋 z benzyn膮, to

na og贸艂 nie uda mi si臋 im wm贸wi膰, 偶e chodzi o jakie艣 pachnid艂o, na

przyk艂ad o wod臋 r贸偶an膮. Jednak偶e z pewno艣ci膮 nie przyjdzie mi zbyt

trudno zasugerowa膰 danej osobie - zak艂adaj膮c, 偶e ma inteligencj臋

przeci臋tn膮, a nadto wykazuje zainteresowanie takimi eksperymentami

- 偶e czuje si臋 znu偶ona, 偶e znu偶enie wzrasta, 偶e jej cz艂onki staj膮

si臋 coraz bardziej oci臋偶a艂e, oczy si臋 zamykaj膮 i 偶e w ko艅cu zapada

w stan podobny do snu. Doprowadziwszy ju偶 kogo艣 tak daleko, mog臋

zaryzykowa膰 wi臋cej, potrze膰 benzyn膮 okolice nosa i ze znaczn膮

pewno艣ci膮 liczy膰 na to, 偶e mnie niejako nie zawiedzie czy zgo艂a

nie o艣mieszy, lecz na moje zdecydowane pytanie: - Mam tu

pachnid艂o, czuje je pan(i)? Woda r贸偶ana, prawda? - przyzna: - Tak,

zgadza si臋, teraz to czuj臋, pachnie r贸偶ami.

Chodzi mi teraz o u艣wiadomienie tego, 偶e podobne przypadki nie

maj膮 w og贸le nic wsp贸lnego z czym艣 takim, jak spirytyzm, okultyzm

itp. W przypadku hipnozy, og贸lnej sugestii, chodzi o sprawy

ca艂kiem naturalne. Nic nadnaturalnego nie w艂膮cza si臋 w zachodz膮cy

tu proces - cho膰by arty艣ci kabaretowi i szarlatani ze wszystkich

si艂 starali si臋 na naturalne zjawiska narzuci膰 jak膮艣 nadnaturaln膮

zas艂on臋 czy te偶 siebie samych otoczy膰 nimbem wy偶szej wiedzy i

kunsztu. Chodzi mi, jednym s艂owem, o odmitologizowanie hipnozy.

Tendencja ta odpowiada te偶 d膮偶eniom zapocz膮tkowanym przez

profesora Ernesta Kretschmera i zmierzaj膮cym do tego, aby

wy艂膮czy膰, m贸wi膮c jego s艂owami, czarodziejskie akcesoria i pozbawi膰

metody sugestii ich magicznej atmosfery. Albowiem, jak stwierdza

profesor Kretschmer, nimb cudotw贸rcy nie daje si臋 pogodzi膰 z

postaw膮 lekarza wykszta艂conego w naukach przyrodniczych. Doda艂bym

jeszcze, 偶e lekarz ten nie powinien da膰 sobie narzuci膰 tej

niegodnej siebie roli nawet przez pacjent贸w, tych mianowicie,

kt贸rzy wol膮 tak膮, psychoterapeutyczn膮 kuracj臋 i leczenie swych

dolegliwo艣ci, byle jednego tylko przy tym od nich nie 偶膮dano,

mianowicie decyzji w艂asnej. A przecie偶 my, odwrotnie, wiemy, jak

bardzo w ka偶dym efekcie psychoterapii chodzi ostatecznie w艂a艣nie o

osobist膮 decyzj臋 pacjenta.

Pozostaje jeszcze poruszy膰 par臋 zagadnie艅 adresowanych tak

cz臋sto do psychiatry ze strony laik贸w. Oto one. Kto potrafi

hipnotyzowa膰? Kogo mo偶na hipnotyzowa膰? Wreszcie, czy zdarzaj膮 si臋

przest臋pstwa w hipnozie? Co do pierwszego pytania: hipnotyzowa膰

mo偶e w zasadzie ka偶dy, kto rozporz膮dza potrzebn膮 wiedz膮

techniczn膮, a poza tym posiada to, co okre艣li艂bym jako rodzaj

jakiego艣 subtelnego wyczucia. Nauka w zakresie rozmaitych metod

technicznych nale偶y oczywi艣cie do wykszta艂cenia lekarza. Nie

wpad艂oby mi zreszt膮 do g艂owy, aby z pozycji wyk艂adowcy dawa膰

odpowiednie pouczenia. Nikt z moich s艂uchaczy nie wykszta艂ci艂by

si臋 t膮 drog膮 na hipnotyzera, natomiast mog艂oby si臋 nader 艂atwo

zdarzy膰, 偶e jeden czy drugi zasn膮艂by i mo偶e nie tylko z nudy.

Ostatecznie i takie za艣ni臋cie nie by艂oby nieszcz臋艣ciem: b膮d藕 co

b膮d藕 pracuje si臋 nawet do 11 w nocy, a zreszt膮 gwarantuj臋, 偶e

s艂uchacz rano obudzi si臋 na czas, cho膰 wcale nie b臋d臋 musia艂

udziela膰 mu 偶adnych specjalnych pohipnotycznych polece艅. Jedna z

niemieckich klinik przesz艂a notabene ostatnio na wprowadzanie

swych pacjent贸w w stan hipnozy za pomoc膮 telefonu, gramofonu i

magnetofonu i na uwalnianie ich w ten spos贸b od r贸偶nych dr臋cz膮cych

b贸l贸w. Powiedzia艂bym, 偶e jest to typowe dla naszych czas贸w,

przedstawia typow膮 dla naszej epoki pr贸b臋 kombinacji mitu i

techniki. Ale wspomniana klinika przynajmniej nie stosuje masowo

swej utechnicznionej, zmechanizowanej hipnozy, lecz ogranicza si臋

do poszczeg贸lnych pacjent贸w.

I to jest wa偶ne, poniewa偶 rzecz nie zawsze i nie od razu si臋

udaje. Na przyk艂ad, przypominam sobie, jak to jako m艂ody lekarz

by艂em zatrudniony na oddziale chirurgicznym jednego z wiede艅skich

szpitali i m贸j 贸wczesny szef da艂 mi zaszczytne wprawdzie, lecz

wcale nie rokuj膮ce sukcesu polecenie, aby podda膰 hipnozie jak膮艣

staruszk臋. Chcia艂 j膮 operowa膰, ona jednak nie znios艂aby zwyk艂ej

narkozy, a miejscowe znieczulenie z jakiego艣 powodu r贸wnie偶 nie

wchodzi艂o w rachub臋. Rzeczywi艣cie spr贸bowa艂em drog膮 hipnozy wzi膮膰

bezbole艣nie w karby biedn膮 kobiet臋, i pr贸ba ta ca艂kowicie mi si臋

powiod艂a. Tylko 偶e zrobi艂em rachunek bez gospodarza, gdy偶 wkr贸tce

mi臋dzy hymny pochwalne lekarzy i dzi臋kczynienia pacjentki

wmiesza艂y si臋 gorzkie wyrzuty piel臋gniarki, kt贸ra musia艂a

obs艂ugiwa膰 instrumenty przy operacji, a nadto, co mi p贸藕niej

wypomnia艂a, walczy膰, ca艂y czas mobilizuj膮c reszt臋 si艂y woli, z

senno艣ci膮 wywo艂an膮 moimi monotonnymi sugestiami, dzia艂aj膮cymi nie

tylko na chor膮, lecz i na siostr臋.

Albo te偶, innym razem, na oddziale neurologicznym, przytrafi艂a

mi si臋 jako m艂odemu lekarzowi rzecz nast臋puj膮ca. Szef poprosi艂

mnie, abym przy pomocy hipnozy sprowadzi艂 upragniony sen u jednego

z pacjent贸w drugiej klasy, czyli umieszczonego w pokoju

dwu艂贸偶kowym. P贸藕no wieczorem wkrad艂em si臋 do pokoju, usiad艂em przy

moim chorym i co najmniej przez p贸艂 godziny powtarza艂em sugestywne

zakl臋cia: - Jest pan ca艂kowicie spokojny, jest pan przyjemnie

znu偶ony, jest pan coraz senniejszy, oddycha pan zupe艂nie

spokojnie, powieki panu ci膮偶膮, wszystkie troski jakby odlecia艂y.

Zaraz pan za艣nie. - I tak ci膮gn臋艂o si臋 to przez p贸艂 godziny. Kiedy

jednak chcia艂em si臋 ju偶 wymkn膮膰, musia艂em ku memu rozczarowaniu

stwierdzi膰, 偶e nie pomog艂em mojemu choremu. Jak偶e jednak zdumia艂em

si臋, kiedy nazajutrz, po przekroczeniu progu tego samego pokoju,

powita艂 mnie entuzjastyczny okrzyk: - Cudownie spa艂em tej nocy: w

kilka minut, odk膮d zacz膮艂 pan przemawia膰, pogr膮偶y艂em si臋 w

g艂臋bokim 艣nie! - Tymi s艂owami przyj膮艂 mnie drugi pacjent, s膮siad

chorego, kt贸rego mia艂em zahipnotyzowa膰.

A teraz kr贸tko o zagadnieniu drugim: kogo mo偶na hipnotyzowa膰? W

zasadzie ka偶dego, z wyj膮tkiem dzieci i umys艂owo chorych. Zreszt膮

hipnoza udaje si臋 na og贸艂 tylko wtedy, gdy "obiekt" jest ni膮

zainteresowany, i to nie teoretycznie, lecz przeciwnie,

praktycznie, czyli zainteresowany jest na przyk艂ad wyzwoleniem si臋

przy pomocy hipnozy od jakiego艣 objawu chorobowego. Wola

wyzdrowienia jest wi臋c warunkiem wst臋pnym - natomiast w 偶adnym

razie nie jest s艂uszny szeroko rozpowszechniony pogl膮d, jakoby

dawali si臋 zahipnotyzowa膰 tylko ludzie o s艂abej woli.

A komu wolno hipnotyzowa膰? Poniewa偶 w przypadku hipnozy mamy do

czynienia z zabiegiem psychoterapeutycznym, a psychoterapia

zastrze偶ona jest, w my艣l ustawy lekarskiej, wy艂膮cznie dla lekarza,

hipnoz膮 wolno oczywi艣cie zajmowa膰 si臋 tylko lekarzowi i jedynie w

celach terapeutycznych. Cho膰by efekt nie zawsze by艂 terapeutyczny,

terapeutyczny musi by膰 motyw hipnozy. Co si臋 jednak stanie, je艣li

motyw nie b臋dzie terapeutyczny, lecz przeciwnie, kryminalny? Albo

je艣li tak偶e sam efekt hipnozy by艂 zaplanowany jako kryminalny?

Innymi s艂owy, jak to jest, kiedy hipnotyzer hipnotyzuje w z艂ym

zamiarze lub nawet zmusza swoje tak zwane medium (co za 艣mieszne

wyra偶enie - jakby hipnoza mia艂a co艣 wsp贸lnego z duchami) do

spe艂nienia osobi艣cie jakiego艣 z艂ego czynu? Aby si臋 d艂ugo nie

rozwodzi膰: nawet w hipnozie czy z hipnotycznej inspiracji nie

zmieni艂o si臋 nigdy w czyn nic takiego, co w jaki艣 spos贸b nie

odpowiada艂oby woli osoby hipnotyzowanej albo nie by艂o jej na r臋k臋.

W艂a艣ciwie dokonuje si臋 w hipnozie i po niej ostatecznie tylko to,

z czym obiekt do艣wiadczenia w jaki艣 spos贸b si臋 zgadza.

Pogl膮d taki reprezentowa艂 tak偶e pewien s艂awny psychiatra

wiede艅ski. Ale zwalcza艂 go swego czasu nie mniej s艂awny, aby nie

powiedzie膰: os艂awiony, gwiazdor kabaretowy. Aby obali膰 tez臋

uczonego, 贸w kabaretowy hipnotyzer zasugerowa艂 pewnego dnia swoje

偶e艅skie "medium", wcisn膮艂 jej do r臋ki pistolet i poleci艂 jako

pohipnotyczne zadanie, aby uda艂a si臋 do gabinetu psychiatry i na

miejscu go zastrzeli艂a. I co si臋 sta艂o? Co zrobi艂a dama? Zrobi艂a,

co jej nakazano, ale kiedy z艂o偶y艂a si臋 ju偶 do strza艂u w lekarza, w

ostatniej chwili opu艣ci艂a pistolet. Tak wi臋c teza inicjatora

eksperymentu, maj膮cego dowie艣膰, 偶e przest臋pstwa w hipnozie le偶膮 w

sferze mo偶liwo艣ci, zosta艂a obalona: zamach nie doszed艂 do skutku.

Ale nawet gdyby to nast膮pi艂o, "ofiara" zamachu mia艂aby przecie偶

racj臋; mog臋 bowiem pa艅stwu zdradzi膰, 偶e ofiara nie sta艂aby si臋

wcale ofiar膮, lecz pozosta艂aby zdrowa i przy 偶yciu, poniewa偶

pistolet by艂 pistoletem dzieci臋cym, a rzekoma przest臋pczyni dobrze

wiedzia艂a, 偶e nie ma w r臋ku prawdziwego pistoletu.

9. O L臋ku i nerwicach l臋kowych

O ile pod poj臋ciem Seelenheilkunde ( * ), leczenia psychicznego,

rozumiemy psychoterapi臋, to jej przedmiotem jest leczenie tak

zwanej nerwicy. Rozr贸偶niamy za艣 w艣r贸d nerwic g艂贸wnie nerwice

l臋kowe i nerwice natr臋ctw, zale偶nie od tego, jakie objawy wysuwaj膮

si臋 na plan pierwszy: stany l臋kowe czy wyobra偶enia natr臋tne.

Zajmijmy si臋 dzi艣 bli偶ej nerwicami l臋kowymi. Ot贸偶 wydawa艂oby si臋,

偶e cz臋stotliwo艣膰 zaburze艅 l臋kowonerwicowych ostatnio w naszej

epoce wzros艂a. Zewsz膮d s艂yszy si臋 przecie偶 o l臋kach; m贸wi si臋 na

przyk艂ad, 偶e 偶yjemy w wieku l臋ku, albo te偶 o l臋ku jako o chorobie

Zachodu. Nie s膮 to jednak prawdy naukowe, ale zwyk艂e brednie. I

tak psychiatra ameryka艅ski Freyhan zdo艂a艂 dowie艣膰, 偶e dawne epoki

zazna艂y z ca艂膮 pewno艣ci膮 wi臋cej l臋ku, a ich ludzie mieli wi臋cej do

niego podstaw ni偶 ludzie wsp贸艂cze艣ni. Wspomnia艂 w zwi膮zku z tym

czasy w臋dr贸wki lud贸w, palenia czarownic, d偶umy, handlu

niewolnikami. Nie tylko jednak w por贸wnaniu z dawnymi stuleciami,

r贸wnie偶 w stosunku do ostatnich dziesi臋cioleci l臋k w naszej epoce

nie wzr贸s艂, czego mo偶na dowie艣膰 z ca艂膮 dok艂adno艣ci膮, i to

statystycznie. Chcia艂bym w zwi膮zku z tym twierdzeniem oprze膰 si臋

na 艣wie偶o opublikowanej pracy profesora Hirschmanna. Uda艂o mu si臋

wykaza膰, 偶e nie tylko liczba chorych umys艂owo w ostatnich latach

si臋 nie zmieni艂a - o tym ju偶 wiedziano i sam ju偶 w jednym z

poprzednich odczyt贸w radiowych na to wskazywa艂em; co wi臋cej

jednak, m贸j kolega by艂 w stanie dowie艣膰, 偶e r贸wnie偶 ilo艣膰 nerwic,

a wi臋c nie tylko psychoz, w omawianym okresie ani si臋 nie

zwi臋kszy艂a, ani nie zmniejszy艂a. Zmieni艂y si臋 raczej ich objawy i,

o dziwo, w tej dziedzinie mo偶na by艂o zanotowa膰 tak膮 w艂a艣nie

zmian臋, 偶e liczba stan贸w l臋kowych nawet si臋 zmniejszy艂a.

Nazwa rdzennie niemiecka, odpowiednik greckiej psychoterapii,

dos艂ownie: nauka o leczeniu duszy. (Przyp. t艂um.)

Zapytajmy wi臋c teraz o przyczyny, w wyniku kt贸rych powsta膰 mo偶e

co艣 takiego jak nerwica l臋kowa. Zazwyczaj s膮dzi si臋, r贸wnie偶 w艣r贸d

laik贸w, 偶e tego rodzaju nerwica powstaje zapewne z tak zwanego

szoku lub przynajmniej z tego co sobie laik wyobra偶a. Albo te偶

m贸wi si臋 o warunkach powstawania nerwicy l臋kowej jako o jakim艣

psychicznym urazie (trauma), a wi臋c o rodzaju psychicznego

zranienia, o jakim艣 rani膮cym prze偶yciu, kt贸rego chory musia艂 by艂

dozna膰 we wczesnym dzieci艅stwie; wreszcie m贸wi si臋 sloganowo o

komplekmie. Jednak偶e wszystko to chyba nigdy nie jest ostateczn膮 i

w艂a艣ciw膮 przyczyn膮 l臋kowo-nerwicowego zachowania. To, 偶e w og贸le

jaki艣 psychiczny uraz, a wi臋c odpowiednio ci臋偶kie prze偶ycie,

dzia艂a w spos贸b rani膮cy, a wi臋c na trwa艂e szkodliwy, zale偶y

ka偶dorazowo od cz艂owieka, od struktury jego charakteru, a zatem

nie od samego prze偶ycia, kt贸rego musia艂 dozna膰.

Ju偶 tw贸rca psychologii indywidualnej, Alfred Adler, zwyk艂 by艂

mawia膰: do艣wiadczenia prze偶ywa cz艂owiek - maj膮c na my艣li to, 偶e od

cz艂owieka zale偶y, czy w og贸le i jak dalece pozwala wp艂ywa膰

otoczeniu na siebie. Zreszt膮, ci臋偶kie psychiczne prze偶ycia

zachodz膮 tak powszechnie i u poszczeg贸lnej jednostki tak cz臋sto,

偶e wcale nie mog膮 stanowi膰 prawdziwej przyczyny powstania choroby.

Co do tego punktu, podj膮艂em kiedy艣 pr贸b臋 wyrywkow膮 i na moim

oddziale neurologicznym poleci艂em jednej z kole偶anek zbada膰

przygodn膮 grup臋 chorych na nerwice - a wi臋c wybranych wyrywkowo

pacjent贸w z zaburzeniami psychicznymi, leczonych u nas

ambulatoryjnie - na okoliczno艣膰 tego, jakie konflikty i psychiczne

urazy r贸偶nego rodzaju da艂oby si臋 u nich stwierdzi膰. Nast臋pnie

prosi艂em kole偶ank臋 o szukanie tych samych konflikt贸w itp. w r贸wnie

du偶ej grupie tak samo przygodnie wybranych pacjent贸w naszego

oddzia艂u szpitalnego, chorych nie psychicznie, lecz na jakie艣

organiczne choroby neurologiczne. I oto prosz臋: wynik nawet dla

mnie samego by艂 zaskakuj膮cy. Okaza艂o si臋 mianowicie, 偶e takie

same, a przede wszystkim r贸wnie ci臋偶kie konflikty i prze偶ycia

ujawni艂y si臋 w daleko wi臋kszej liczbie u psychicznie zdrowych, a

tylko somatycznie chorych, ani偶eli u owych zdrowych ciele艣nie,

kt贸rzy przychodzili do nas ze swymi zaburzeniami psychicznymi,

swymi nerwicami. Takie same i r贸wnie ci臋偶kie prze偶ycia uszkodzi艂y

zatem psychicznie jedn膮 grup臋, a nie uszkodzi艂y drugiej. Nie mo偶e

to wi臋c zale偶e膰 od samego prze偶ycia, od wp艂ywu 艣rodowiska, ale

zale偶y od poszczeg贸lnej jednostki i jej postawy wobec tego, czego

musia艂a do艣wiadczy膰.

Nie mia艂oby wi臋c najmniejszego sensu uprawia膰 profilaktyk臋

nerwic i chcie膰 chroni膰 jednostki przed tego rodzaju psychicznym

zaburzeniem przez oszcz臋dzanie im wszelkiego konfliktu i usuwanie

im z drogi wszelkich ci臋偶szych prze偶y膰. Przeciwnie, by艂oby raczej

wskazane zawczasu te jednostki niejako psychicznie hartowa膰.

Albowiem dawne do艣wiadczenie uczy, 偶e w skrajnych i kryzysowych

sytuacjach zaburzenia nerwicowe malej膮. R贸wnie偶 w 偶yciu

poszczeg贸lnej jednostki okazuje si臋 do艣膰 cz臋sto i wci膮偶 na nowo

potwierdza, 偶e obci膮偶enie (mam oczywi艣cie na my艣li nie obci膮偶enie

dziedziczne, lecz obci膮偶enie w sensie wymaga艅) dzia艂a raczej

psychicznie uzdrawiaj膮co. Zwyk艂em to zawsze por贸wnywa膰 z faktem,

偶e gro偶膮ce zawaleniem sklepienia mo偶na wesprze膰 i wzmocni膰 przez

to, 偶e si臋 je obci膮偶a. Na odwr贸t, okazuje si臋 r贸wnie偶, 偶e w艂a艣nie

sytuacje odci膮偶enia, powiedzmy wi臋c: wyzwolenia od d艂ugotrwa艂ego i

ci臋偶kiego psychicznego nacisku, s膮 z psychicznohigienicznego

punktu widzenia niebezpieczne. Pomy艣lmy tylko o takich sytuacjach

jak zwolnienie z wi臋zienia! Niema艂o ludzi prze偶y艂o dopiero

w贸wczas, a wi臋c dopiero po zwolnieniu, sw贸j prawdziwy psychiczny

kryzys, podczas gdy w czasie uwi臋zienia w艂a艣nie pod tym

zewn臋trznym i wewn臋trznym naciskiem byli zmuszeni, a tak偶e zdolni,

da膰 z siebie wszystko i osi膮gn膮膰 swoje maksimum. Jednak偶e skoro

tylko nacisk ust臋puje, a c贸偶 dopiero, kiedy dzieje si臋 to nagle,

w艂a艣nie jak w przypadku zwolnienia z wi臋zienia, owo nag艂e

odci膮偶enie cz艂owiekowi zagra偶a, i ta sytuacja w pewnym sensie

przypomina tak zwan膮 chorob臋 kesonow膮, w kt贸rej nurek, zbyt szybko

wydobyty z g艂臋bi wody, mo偶e gro藕nie zachorowa膰 wskutek

r贸wnoczesnego nag艂ego obni偶enia ci艣nienia atmosferycznego.

Co艣 podobnego widzimy te偶 w przypadkach, gdy kto艣 zostaje nagle

wyrwany ze swego 偶ycia zawodowego i przez to naraz uwolniony od

sumy sta艂ych wymaga艅, kt贸rym umia艂 sprosta膰 przez dziesi臋ciolecia.

Mam na my艣li znany kryzys i zagro偶enie psychiczne, jakie mo偶e

艂膮czy膰 si臋 z przechodzeniem na emerytur臋, o ile si臋 na czas nie

zatroszczy膰 o znalezienie nowych zada艅. M贸g艂bym te偶 wskaza膰 na tak

zwan膮 nerwic臋 niedzieln膮, na ow膮 sk艂onno艣膰 do smutnego nastroju

powstaj膮c膮 u niekt贸rych w艂a艣nie w czasie weekendu, a wi臋c wtedy

gdy cz艂owiek ju偶 nie jest pod naciskiem powszedniej krz膮taniny.

Mo偶e w ko艅cu odetchn膮膰, ale r贸wnocze艣nie dostrzega w艂asn膮 czczos膰

i pustk臋, swoje duchowe i intelektualne niespe艂nienie, brak

wszelkiego 偶yciowego zadania, kt贸re wychodzi艂oby poza codzienne

zarobkowanie i czyni艂o 偶ycie dopiero godnym 偶ycia. * Nic dziwnego,

偶e internista heidelberski i dyrektor szpitala profesor Plugge po

katamnezie i badaniu psychologicznym 50 os贸b, kt贸re usi艂owa艂y

pope艂ni膰 samob贸jstwo, m贸g艂 ustali膰 jako ostateczn膮 i g艂臋bsz膮

przyczyn臋 ich znu偶enia 偶yciem nie tyle, na przyk艂ad, n臋dz臋 czy

chorob臋, kompleksy czy konflikty, ile wci膮偶 na nowo tylko to nie

daj膮ce si臋 opisa膰 poczucie wewn臋trznego niespe艂nienia - rezultat

pozornie bezsensownej egzystencji!

Por. stwierdzenie jednego z hamburskich instytut贸w spo艂ecznych o

tym, 偶e 58% ankietowanych m艂odocianych "nie wie, co z sob膮 pocz膮膰"

w wolnym czasie, a liczba ta nie obejmuje jeszcze fanatyk贸w

sportu, kt贸rzy z pewno艣ci膮 dadz膮 dalsze 30%. Pozostali notabene

wol膮 imprezy zbiorowe. Z innego sonda偶u zdaje si臋 wynika膰, 偶e

43,6% wszystkich widz贸w kinowych tylko dlatego chodzi do kina, 偶e

"nie wie, co pocz膮膰 ze swoim czasem".

Dwaj profesorowie z kliniki Akademii Medycznej imienia Gustawa

von Bergmanna w Monachium potrafili wykaza膰 na podstawie swych

bada艅 nad by艂ymi wi臋藕niami oboz贸w koncentracyjnych, 偶e r贸wnie偶

choroby wewn臋trzne, takie jak choroby serca, p艂uc, przewodu

pokarmowego i przemiany materii, niejednokrotnie wyst臋powa艂y

dopiero wtedy, gdy ludzie ci wyszli ju偶 z obozu i wolni byli od

nacisk贸w obozowego 偶ycia. Obaj badacze obserwuj膮c to zastanawiali

si臋, co te偶 to mo偶e by膰 takiego, co podtrzymuje cz艂owieka

fizycznie i psychicznie, je艣li nag艂e i nadmierne odci膮偶enie, jak i

zbyt wielkie obci膮偶enie tak samo mo偶e doprowadzi膰 do choroby?

Konkluzja brzmia艂a: cz艂owiek, je艣li chce pozosta膰 zdrowym na duszy

i ciele, potrzebuje przede wszystkim jednej rzeczy: odpowiedniego

celu 偶ycia, dostosowanego dla siebie zadania, jednym s艂owem tego,

by 偶ycie stale stawia艂o mu wymagania, oczywi艣cie takie, kt贸rym

mo偶e sprosta膰. Czy偶 nie jest to jednak odmiana tematu, na kt贸ry w

innym kontek艣cie ju偶 kilkakrotnie wskazywa艂em i kt贸ry najzwi臋藕lej

sformu艂owany znalaz艂em w jednej z tez Nietzschego? Owo zdanie

brzmi: "Kto musi 偶y膰 pod znakiem pytania "po co?", ten zniesie

prawie ka偶de pytanie, "jak" 偶ycie prze偶y膰"; a to znaczy: kto zna

sens swego 偶ycia, ten, i tylko ten, mo偶e jeszcze najpr臋dzej

przezwyci臋偶y膰 wszelkie trudno艣ci.

Ten fakt, ta podstawowa zasada ludzkiej egzystencji winna

zaowocowa膰 w terapii. I to jest w艂a艣nie problem chorego na nerwic臋

l臋kow膮: z piekielnego kr臋gu swoich my艣li, kr膮偶膮cych ostatecznie i

jedynie wok贸艂 w艂asnego l臋ku, mo偶na go wyrwa膰 dopiero wtedy i tylko

w tej mierze, w jakiej nie tylko nauczy si臋 odwraca膰 sw膮 uwag臋 od

objawu, lecz potrafi te偶 zwr贸ci膰 si臋 osobi艣cie ku jakiej艣

obiektywnej sprawie. Im bardziej chory, w sensie takiego

obiektywizmu, postawi na pierwszym planie swej 艣wiadomo艣ci jak膮艣

spraw臋, kt贸ra mog艂aby nada膰 jego 偶yciu sens i warto艣膰, tym

bardziej cofn膮 si臋 na plan dalszy prze偶ycia zwi膮zane z w艂asn膮

osob膮, a zatem jego osobista niedola. Tote偶 cz臋sto o wiele

wa偶niejsze ni偶 szukanie kompleks贸w i konflikt贸w, a przez to

ewentualne likwidowanie poszczeg贸lnych objaw贸w, jest podj臋cie

maksymalnego wysi艂ku w kierunku odwr贸cenia uwagi od samego objawu.

W Pami臋tniku wiejskiego proboszcza Bernanosa znajduje si臋 pi臋kne

zdanie: Jest 艂atwiej, ni偶 mo偶na, s膮dzi膰, nienawidzi膰 siebie; 艂aska

polega jednak na tym, aby o sobie zapomnie膰. Mo偶na odmieni膰 t臋

wypowied藕 i stwierdzi膰 to, o czym niejeden neurotyk rzadko

pami臋ta, mianowicie, 偶e o wiele wa偶niejsze od gardzenia sob膮 czy

zwracania zbytniej uwagi na siebie by艂oby - do ko艅ca i ca艂kowicie

o sobie zapomnie膰, to znaczy nie my艣le膰 ju偶 w og贸le o samym sobie

i wszystkich swoich wewn臋trznych sprawach, lecz by膰 wewn臋trznie

oddanym konkretnemu zadaniu, kt贸rego wype艂nienie wymagane jest od

siebie i dla siebie zastrze偶one. Tylko bowiem id膮c przez 艣wiat

trafiamy na powr贸t do naszego ja, jak podkre艣la Hans Trub. I

dopiero w oddaniu si臋 jakiej艣 sprawie kszta艂tujemy w艂asn膮 osob臋.

Nie przez kontemplowanie siebie ani przez samouwielbienie, nie

przez kr膮偶enie my艣lami wok贸艂 naszego l臋ku uwalniamy si臋 od tego

l臋ku lecz przez po艣wi臋cenie, ofiar臋 z siebie i oddanie si臋 sprawie

godnej takiego oddania. Oto tajemnica wszelkiego kszta艂towania

siebie i chyba nikt nie wyrazi艂 tego trafniej od Karla Jaspersa,

kiedy m贸wi on o "nieugruntowanym cz艂owiecze艅stwie opartym tylko na

sobie samym" i o tym, 偶e "lud藕mi stajemy si臋 zawsze przez to, 偶e

oddajemy si臋 czemu艣 czy komu艣 drugiemu", i kiedy konkluduj膮c

pisze: "Cz艂owiek jest cz艂owiekiem przez spraw臋, kt贸r膮 czyni swoj膮

spraw膮".

10. O bezsenno艣ci

Dzisiejsz膮 pogadank臋 wyznaczono na godzin臋 nieco p贸藕niejsz膮 ni偶

dot膮d i niejeden z moich s艂uchaczy my艣la艂 ju偶, pewnie o udaniu si臋

na spoczynek. Mo偶e wi臋c wyda si臋 zrozumia艂e, je艣li poszukuj膮c

stosownego tematu na dzisiejsz膮 audycj臋 pomy艣la艂em i ja w艂a艣ciwie

o tym samym, mianowicie o 艣nie jako problemie

psychoterapeutycznym, a wi臋c przede wszystkim o zak艂贸ceniach snu,

co g艂贸wnie obchodzi laika. Nad snem zaczyna on przecie偶

zastanawia膰 si臋 zazwyczaj dopiero wtedy, gdy zak艂贸ceniu uleg艂 jego

sen. Podobnie jak zwyk艂y cz艂owiek, nie-lekarz, zaczyna my艣le膰 o

swoim sercu, a nawet w og贸le je odczuwa膰, dopiero wtedy, gdy

dostrze偶e jakie艣 zak艂贸cenie, na przyk艂ad bicie serca.

Ot贸偶 pacjent zwracaj膮cy si臋 do lekarza z powodu zak艂贸cenia snu

prawie nigdy nie u偶ywa tego okre艣lenia, prawie zawsze m贸wi o

bezsenno艣ci. Jak gdyby kiedykolwiek zdarza艂a si臋 rzeczywista

bezsenno艣膰. Cierpi膮cy na tak zwan膮 bezsenno艣膰 podlega mianowicie

samoz艂udzeniu, kiedy naprawd臋 spa艂 b膮d藕 co b膮d藕 w nocy kilka

godzin, rano za艣 got贸w jest przysi臋ga膰, 偶e nie spa艂 ani chwili. A

przy tym trzeba powiedzie膰, 偶e podlega temu z艂udzeniu z

konieczno艣ci, 偶e wi臋c nie przesadza bardziej czy mniej 艣wiadomie.

To samoz艂udzenie jest w ko艅cu bliskie temu, kiedy wiele ludzi

zapewnia, 偶e nigdy nie 艣ni, podczas gdy w rzeczywisto艣ci swoje sny

tylko zapomina.

Co si臋 tyczy zak艂贸ce艅 snu, nale偶y z g贸ry stwierdzi膰, 偶e tak

zwane 艣rodki nasenne, a wi臋c wszelkie starania, aby lekami w

spos贸b niejako chemiczny sen wymusi膰, oczywi艣cie nie s膮 prawdziw膮

terapi膮. Przeciwnie, przy ci膮g艂ym u偶ywaniu leki nie s膮 艣ci艣le

bior膮c nigdy na dalsz膮 met臋 nieszkodliwe. Mimo to nie mo偶na w

zasadzie mie膰 zastrze偶e艅, je艣li si臋 je od czasu do czasu stosuje

czy zaleca. W przypadku jakiego艣 silnego zdenerwowania, maj膮cego

za t艂o bie偶膮ce konflikty i niepewno艣ci, zawsze jeszcze lepiej

jest, je艣li kto艣 przy pomocy chemicznych 艣rodk贸w nasennych zapewni

sobie przynajmniej na kilka nocy sen, ani偶eli gdyby - zbyt dumny,

aby ucieka膰 si臋 do tej podpory, lub zbyt leniwy, aby odwiedzi膰

lekarza - sp臋dza艂 d艂ugie bezsenne noce, a偶... a偶 co si臋 stanie?

Tymczasem niepewno艣ci dawno min臋艂y, konflikty zosta艂y rozwi膮zane,

jednak偶e bezsenno艣膰 trwa nadal bez widocznej przyczyny, a raczej z

tej prostej przyczyny, 偶e zainteresowany zacz膮艂 tymczasem ba膰 si臋

bezsenno艣ci, i sama ta obawa mo偶e ju偶 sen wyp艂oszy膰. Dzia艂a tu

mechanizm l臋ku oczekiwania, kiedy to jaki艣 w istocie niewinny i

zupe艂nie przelotny objaw budzi w pacjencie pewne obawy, te za艣 z

kolei wzmacniaj膮 贸w objaw, i tak, wzmocniony dodatkowo, utwierdza

on pacjenta w jego obawach. Mawiamy w tym kontek艣cie ch臋tnie o

jakim艣 circulus mtiosus, piekielnym kr臋gu, w kt贸ry pacjent popada.

Egon Fenz m贸wi mo偶e jeszcze trafniej o spirali, w postaci kt贸rej

zjawisko chorobowe coraz bardziej si臋 wzmaga. W ka偶dym razie

pacjent mo偶e oprz膮艣膰 si臋 coraz bardziej, niby kokonem, swym l臋kiem

oczekiwania: pocz膮tkowo ma jeszcze nadziej臋, 偶e nast臋pnym razem

objaw zniknie, potem ju偶 si臋 go boi, a w ko艅cu jest przekonany, 偶e

si臋 pojawi.

C贸偶 mo偶e jednak lekarz, a w艂a艣ciwie sam pacjent zdzia艂a膰 przeciw

temu l臋kowi oczekiwania - w szczeg贸lnym przypadku przeciw

p艂osz膮cemu sen l臋kliwemu oczekiwaniu, 偶e nadchodz膮c膮 noc b臋dzie

musia艂 sp臋dzi膰 bezsennie? Ten l臋k mo偶e pot臋gowa膰 si臋 a偶 do l臋ku

przed samym po艂o偶eniem si臋 do 艂贸偶ka: kto艣 z zak艂贸conym snem przez

ca艂y dzie艅 czuje si臋 zm臋czony; ledwie jednak przychodzi czas

p贸j艣cia do 艂贸偶ka, chwyta go, w艂a艣nie na widok 艂贸偶ka, l臋k przed

nast臋pn膮 bezsenn膮 noc膮, staje si臋 niespokojny, zdenerwowany, i

rzeczywi艣cie to zdenerwowanie ju偶 nie daje mu zasn膮膰. Teraz

pope艂nia najwi臋kszy z mo偶liwych b艂臋d贸w: czyha na za艣ni臋cie! Z

napi臋t膮 uwag膮, kurczowo 艣ledzi, co si臋 w nim dzieje; im bardziej

jednak napina sw膮 uwag臋, tym mniej zdolny jest na tyle si臋

odpr臋偶y膰, aby w og贸le m贸c zasn膮膰. Gdy偶 sen to przecie偶 nic innego

jak pe艂ne odpr臋偶enie. I 艣wiadomie d膮偶y do snu, cho膰 sen to w艂a艣nie

zatoni臋cie w nie艣wiadomo艣ci. Wszelka my艣l o nim, wszelka wola

za艣ni臋cia tyle tylko sprawiaj膮, 偶e nie daj膮 zasn膮膰.

Znam pewnego pana, kt贸ry mia艂 zawsze najwi臋ksze trudno艣ci, gdy

chcia艂 zasn膮膰. Pewnego wieczoru m臋cz膮c si臋, z trudem w ko艅cu

zasn膮艂; nagle co艣 wyrwa艂o go z lekkiej drzemki, ogarn臋艂o go

zak艂贸caj膮ce sen uczucie, 偶e chcia艂 co艣 zrobi膰, mia艂 co艣 za艂atwi膰.

Obudzi艂 si臋 i przychodzi mu do g艂owy, czego to chcia艂: chcia艂

zasn膮膰! Czy nie przypomina to postaci z farsy - sklerotycznego

pana, kt贸ry coraz to pyta sam siebie: - C贸偶 to ja chcia艂em

powiedzie膰? Ach, racja; nic.

Tak to ju偶 jest, jak powiedzia艂 kiedy艣 Dubois: sen przypomina

go艂臋bia, kt贸ry siada na r臋ce, je艣li j膮 trzyma膰 spokojnie, ale

natychmiast odlatuje, gdy tylko po niego si臋gn膮膰; sen r贸wnie偶

p艂oszy si臋 przez to, 偶e kto艣 o niego zabiega, im za艣 usilniej si臋

to czyni, tym bardziej si臋 p艂oszy. Kto niecierpliwie czeka na

za艣ni臋cie, l臋kliwie obserwuj膮c swe wysi艂ki, p艂oszy sen.

C贸偶 jednak winien czyni膰? Przede wszystkim: winien obezw艂adni膰

sw贸j l臋k czekania na bezsenn膮 noc, u艣wiadamiaj膮c sobie rzecz

najwa偶niejsz膮, mianowicie zasad臋 nast臋puj膮c膮: Ka偶dy znajdzie ju偶

sobie minimum snu, kt贸rego organizm bezwzgl臋dnie potrzebuje. O tym

nale偶y wiedzie膰 i z tej wiedzy winno si臋, powiedzia艂bym, czerpa膰

zaufanie do w艂asnego organizmu. Zapewne: to minimum snu jest dla

ka偶dego cz艂owieka okre艣lone i dla ka偶dej jednostki inne. Nie

chodzi jednak przy tym o d艂ugo艣膰 trwania snu, ale o jego dostatek,

na co sk艂ada si臋 d艂ugo艣膰 trwania i g艂臋boko艣膰 snu. Istniej膮 bowiem

ludzie nie wymagaj膮cy d艂ugiego snu, dlatego 偶e 艣pi膮 wprawdzie

kr贸tko, ale g艂臋boko. R贸wnie偶 u tej samej jednostki zmienia si臋

g艂臋boko艣膰 snu w ci膮gu nocy i istniej膮 tu r贸偶ne typy odpowiednio do

ich krzywej snu. Jedni 艣pi膮 najg艂臋biej przed p贸艂noc膮, a inni, do

kt贸rych nale偶膮 przede wszystkim pracownicy umys艂owi, osi膮gaj膮

maksimum g艂臋boko艣ci swego snu dopiero nad ranem. Pozbawi膰 ten

ostatni typ ludzi kilku godzin ich rannego snu to oczywi艣cie

pozbawi膰 ich wi臋kszej ilo艣ci snu ani偶eli w przypadku innym, ze

snem 艣r贸dnocnym, kiedy to krzywa snu nad ranem ju偶 opada.

Przede wszystkim wi臋c 偶adnych obaw przed nast臋pstwami, jakie

poci膮ga dla zdrowia zak艂贸cenie snu! Nast臋pna przestroga: cz艂owiek

o zak艂贸conym 艣nie k艂ad膮c si臋 do 艂贸偶ka mo偶e my艣le膰 o wszystkim,

tylko nie o samym problemie snu, bezsenno艣ci itp. Niech ju偶 raczej

my艣li o wydarzeniach minionego dnia, przebiegaj膮c je wewn臋trznym

spojrzeniem - to zawsze jeszcze jest lepsze od t艂umienia trosk czy

problem贸w, spychania ich ze 艣wiadomo艣ci, bo w贸wczas mog膮 one sen

zak艂贸ca膰, a przynajmniej niepokoi膰 w snach. Nie wystarcza wi臋c

negatywne postanowienie: byle tylko nie my艣le膰 o spaniu, bo takie

postanowienie zmusza jednak, cho膰by tylko w negatywnym sensie, do

my艣lenia o nim. Dzieje si臋 wtedy z nami jak z cz艂owiekiem, kt贸remu

obiecano, 偶e b臋dzie m贸g艂 robi膰 z艂oto z miedzi, pod tym tylko

warunkiem, 偶e podczas odpowiedniej procedury alchemicznej przez

dziesi臋膰 minut nie b臋dzie my艣la艂 o kameleonie. Po czym nie m贸g艂

ju偶 my艣le膰 o niczym innym jak o tym osobliwym zwierz臋ciu, kt贸re

przez ca艂e 偶ycie nie przysz艂oby mu na my艣l.

Je艣li wi臋c tak si臋 sprawa ma, jak to na wst臋pie twierdzi艂em, 偶e

wszelkie kurczowe usi艂owanie i 艣wiadoma wola Za艣ni臋cia, 偶e ju偶

wszelka 艣wiadoma ch臋膰 p艂oszy sen - co by te偶 si臋 sta艂o, gdyby kto艣

k艂ad膮c si臋 nie d膮偶y艂 do za艣ni臋cia, gdyby nie d膮偶y艂 do niczego,

albo nawet d膮偶y艂 do czego艣 wprost przeciwnego, a przynajmniej do

czego艣 innego ni偶 za艣ni臋cie? C贸偶, efekt by艂by gwarantowany,

polega艂by 藕 wszelk膮 pewno艣ci膮 na tym, i偶 rzeczywi艣cie by zasn膮艂.

Jednym s艂owem, w miejsce l臋ku przed bezsenno艣ci膮 winien akurat

pojawi膰 si臋 zamys艂 sp臋dzenia nocy bezsennej, a zatem 艣wiadoma

rezygnacja ze snu - i to wystarczy, aby zagwarantowa膰 za艣ni臋cie.

Wystarczy tylko postanowi膰 sobie: dzisiejszej nocy nie chce wcale

spa膰, chc臋 si臋 tylko odpr臋偶y膰, pomy艣le膰 o tym czy owym, o moim

ostatnim czy nadchodz膮cym urlopie itd. Je艣li wi臋c, jak

widzieli艣my, wola snu uniemo偶liwia za艣ni臋cie, to ju偶 pozorna i

czasowa wola bezsenno艣ci w spos贸b paradoksalny sen sprowadza.

Wtedy przynajmniej nie b臋dziemy si臋 ju偶 bali bezsenno艣ci, lecz

w艂a艣nie przez to samo znajdziemy si臋 na najlepszej drodze do

w艣lizni臋cia si臋 w sen.

Na koniec jeszcze par臋 s艂贸w nie tyle o zak艂贸ceniach zasypiania,

ile o przesypianiu nocy bez przerwy. Co ma czyni膰 nieszcz臋艣liwiec,

kt贸ry wprawdzie wieczorem zasypia, ale w nocy si臋 budzi? Przede

wszystkim nie wolno mu czyni膰 tego, co wszak偶e tacy ludzie

niestety zazwyczaj czyni膮; zapala膰 艣wiat艂a, patrze膰 na zegarek,

si臋ga膰 po ksi膮偶k臋, ani wreszcie rozmy艣la膰 o zawodowych planach na

dzie艅 najbli偶szy. Oto co jedynie i wy艂膮cznie powinien czyni膰:

艂apa膰 koniuszek tego, o czym ostatnio 艣ni艂, i w my艣li do tego

nawi膮zywa膰. Jednym s艂owem, nie mo偶na ryzykowa膰 tego, 偶e wypadnie

si臋 z nastroju snu. A co powinno si臋 robi膰, je艣li wprawdzie

budzimy si臋 dopiero rano, ale za wcze艣nie, je艣li na przyk艂ad budz膮

nas nieprzyjemne ha艂asy s膮siad贸w itp. Tu jest tylko jedna rada:

nie poddawa膰 si臋 nastrojowi gniewu na to gwa艂towne zak艂贸cenie,

gdy偶 zazwyczaj dopiero 贸w gniew z powodu obudzenia nie pozwoli ju偶

ponownie zasn膮膰. Ale i z tego gniewu nie wolno czyni膰

anegdotycznego kameleona i wprawdzie postanowi膰 nie gniewa膰 si臋,

ale przez to dopiero na dobre si臋 rozgniewa膰, rozgniewa膰 na sw贸j

gniew. W gruncie rzeczy niczym nie mo偶na jeszcze bardziej

zirytowa膰 kogo艣 ju偶 zirytowanego ani偶eli przypominaniem mu:

cz艂owieku, nie irytuj si臋! Komu艣 tak wzbudzonemu nie pomo偶e

poddawanie si臋 gniewowi, lecz raczej na przyk艂ad wyobra偶enie

sobie, 偶e musi teraz, tak wcze艣nie rano, opu艣ci膰 艂贸偶ko i p贸j艣膰

wykona膰 jak膮艣 nieprzyjemn膮 robot臋 itp. Skoro tylko zacznie to

sobie wyobra偶a膰, ogarnie go takie lenistwo, 偶e wcze艣niej czy

p贸藕niej ponownie za艣nie. Tak dotar艂em do ko艅ca moich wyrywkowych

rozwa偶a艅 o zak艂贸ceniach snu i szczerze ucieszy mnie, je艣li mi si臋

powiod艂o doprowadzi膰 tym p贸藕nowieczornym wyk艂adem tego czy innego

z moich s艂uchaczy do rozleniwienia i znu偶enia, wystarczaj膮cego dla

zagwarantowania przynajmniej na dzisiejsz膮 noc dobrego snu.

11. Hipochondria i histeria

Dzisiaj b臋dzie mowa o dw贸ch psychicznych stanach chorobowych

okre艣lonych wprawdzie z grecka, b臋d膮cych jednak mimo to na ustach

wielu laik贸w. Chodzi o hipochondri臋 i histeri臋. - Jeste艣

hipochondrykiem, albo: jeste艣 historyczk膮 - to nie tylko cz臋ste

diagnozy laik贸w; te obce wyrazy s膮 po prostu wyzwiskami. Jeszcze

jeden pow贸d wi臋cej, aby艣my wzi臋li je pod lup臋 naszych rozwa偶a艅,

kt贸re winny wprawdzie by膰 powszechnie zrozumia艂e, lecz mimo to

chc膮 pozosta膰 naukowe.

Wyjd藕my wi臋c znowu od konkretnego przypadku. Zjawia si臋 u nas

pacjentka, kt贸ra od lat cierpi na gwa艂towne dolegliwo艣ci serca.

Bardziej jeszcze cierpi jednak na dr臋cz膮cy l臋k, mianowicie obaw臋,

偶e za jej dolegliwo艣ciami mo偶e kry膰 si臋 powa偶na choroba serca, i

to taka, kt贸ra pr臋dzej czy p贸藕niej przyprawi j膮 o 艣mier膰. Dosz艂o

ju偶 do tego, 偶e od miesi臋cy kobieta ta nie opuszcza domu, najwy偶ej

w towarzystwie z l臋ku, 偶e mo偶e jej si臋 co艣 przytrafi膰 na ulicy, 偶e

mo偶e upa艣膰 zas艂ab艂szy nagle lub w wyniku udaru serca. Je艣li

wnikniemy w prehistori臋 wszystkich tych typowo hipochondrycznych

l臋k贸w, mo偶na ustali膰 rzecz nast臋puj膮c膮: przed laty chora

rzeczywi艣cie cierpia艂a raz na lekkie pobolewanie serca, i to

mianowicie w zwi膮zku z tak zwan膮 infekcj膮 grypow膮; w nast臋pstwie

grypy po艂膮czonej z wysok膮 gor膮czk膮 pojawi艂y si臋 dolegliwo艣ci

serca, jak skurcze dodatkowe itp. Lekarz domowy zaleci艂

sporz膮dzenie EKG i maj膮c w r臋ku wynik potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 m贸wi膮c: -

No c贸偶, uszkodzenie mi臋艣nia sercowego... - Wi臋cej te偶 nie by艂o

trzeba naszej chorej. Na wszelki przypadek dojrza艂a w tym

rozpoznaniu co艣 w rodzaju wyroku 艣mierci. Nie zapominajmy, ile

prawdy zawar艂 kiedy艣 Karl Kraus w s艂owach: Jedn膮 z

najpowszechniejszych chor贸b jest diagnoza - mia艂 zapewne na my艣li,

偶e niejeden chory czy cierpi膮cy w艂a艣ciwie o wiele bardziej ni偶 na

swoj膮 istotn膮 chorob臋 cierpi na to, 偶e choroba ta zosta艂a po

lekarsku rozpoznana i zaetykietowana, i w艂a艣nie ta etykieta

cz艂owieka k艂uje. Semper aliquid haeret - m贸wi przys艂owie

艂aci艅skie, zawsze co艣 w tym tkwi, zawsze co艣 pozostaje, a

cz艂owiek, zw艂aszcza chory, sk艂onny jest z okre艣leniami

diagnostycznymi 艂膮czy膰 prognoz臋 raczej niekorzystn膮.

Wr贸膰my jednak do naszej chorej. Ledwie dowiedzia艂a si臋 z EKG o

diagnozie: "uszkodzenie mi臋艣nia sercowego", ju偶 nazajutrz spotka艂a

znajom膮. O czym偶e m贸wi艂y? Oczywi艣cie o uszkodzeniu jej mi臋艣nia

sercowego, przy czym znajoma wspomnia艂a: - Aha, wie pani, moja

c贸rka tak偶e mia艂a uszkodzenie mi臋艣nia sercowego i ka偶dej chwili

grozi jej udar. Odt膮d zacz臋艂a i nasza pacjentka l臋ka膰 si臋 upadku,

nag艂ego zas艂abni臋cia, a wiemy ju偶 z poprzednich pogadanek, 偶e l臋k

potrafi 艣ci膮ga膰 na nas to, czego w艂a艣nie si臋 l臋kamy. Jak 偶yczenie

jest ojcem my艣li, powiedzieli艣my kiedy艣, tak obawa jest matk膮

wypadku, tu wypadku chorobowego. R贸wnie偶 l臋k przed nag艂ym

zas艂abni臋ciem, 偶ywiony przez nasz膮 pacjentk臋, doprowadzi艂 wkr贸tce

do wszelkich negatywnych odczuwa艅. A te niezmiennie kierowa艂y j膮

do lekarza - a偶 ten kaza艂 sporz膮dzi膰 nowe EKG, i co pa艅stwo

powiecie? Wynik okaza艂 si臋 ju偶 w pe艂ni normalny, tylko

dolegliwo艣ci pozosta艂y. A co uczyni艂 lekarz? O艣wiadczy艂 pacjentce,

偶e to zwyk艂e nerwy, 偶e tylko wmawia w siebie to wszystko, 偶e

powinna to sobie wybi膰 z g艂owy. Naszej chorej to jednak nie

pomog艂o, mimo wszystko czu艂a si臋 chora i w swej chorobie

traktowana przez lekarza nie do艣膰 powa偶nie: s膮dzi艂a, 偶e lekarz

bagatelizuje jej dolegliwo艣ci, bo co czuj臋, my艣la艂a, to przecie偶

czuj臋, i na pewno nie jest to normalne. Nawet uspokajaj膮ce

twierdzenie lekarza, 偶e nic ju偶 jej nie jest, przynajmniej nie ma

nic organicznego, prowokowa艂o tylko postaw臋 protestu, a ten

protest skupia艂 coraz bardziej uwag臋 pacjentki na jej z艂ym

samopoczuciu.

Ludzie tego rodzaju zapominaj膮, 偶e przecie偶 nie ma "zwyk艂ej"

nerwowo艣ci, bo ostatecznie i nerwowo艣膰 jest chorob膮. Ale nawet

abstrahuj膮c od tego, odpowiednie negatywne odczucia nerwowe

powstaj膮, jak ju偶 m贸wili艣my, przewa偶nie z pocz膮tkowo zrozumia艂ego,

p贸藕niej jednak ju偶 bezpodstawnego, nadmiernego kierowania uwagi na

schorza艂y kiedy艣 organ, powiedzmy serce. Pacjenci tego rodzaju

winni zwa偶y膰, 偶e wystarczy skierowa膰 przez kilka minut uwag臋 tak偶e

cz艂owieka zdrowego na przyk艂ad na jedn膮 r臋k臋, aby rych艂o dozna艂

jakich艣 negatywnych emocji, jak mrowienie, pulsowanie itd., to

jest nieprzyjemnych odczu膰, kt贸re przecie偶 na pewno nie oznaczaj膮

nic wi臋cej. A ostatecznie, niech偶eby tacy chorzy wzi臋li pod uwag臋,

偶e niew膮tpliwie jest zawsze jeszcze lepiej, je艣li ma si臋 jakie艣

nieprzyjemne wra偶enia i otrzymuje zapewnienie lekarza, i偶 nie ma

za tym nic organicznego - jest to b膮d藕 co b膮d藕 pomy艣lniejszy

przypadek ani偶eli co艣 odwrotnego, 偶e mianowicie nie czuje si臋

niczego, a jednak rozwija si臋 w cz艂owieku podst臋pna, gro藕na

choroba. Na wszelki wypadek chcia艂bym ka偶demu sk艂onnemu do snucia

hipochondrycznych obaw da膰 rad臋, aby raczej zapyta艂 swego lekarza

o kilka razy za wiele, ani偶eli o jeden raz za ma艂o. Nie mog臋

bowiem zapomnie膰 pewnego pouczaj膮cego i ostrzegawczego przyk艂adu.

Pewnego razu pacjentka, w艂a艣nie tak zwana hipochondryczka, na moje

stanowcze perswazje, 偶e wszak偶e nic ju偶 jej nie jest (w ka偶dym

razie nic poza l臋kliwo艣ci膮 i obaw膮 przed chorob膮), odpar艂a mi: - O

nie, panie doktorze, przypadkiem wiem z ca艂膮 pewno艣ci膮, jak bardzo

jestem chora, wiem dobrze, co mi jest, odczyta艂am to czarno na

bia艂ym, mianowicie z wyniku mego rentgena: cierpi臋 na corpulmo. -

Ja jednak zapyta艂em j膮, czy mo偶e nie by艂o tam liter "w n.", co

potwierdzi艂a. Mog艂em jej wi臋c wyja艣ni膰: Cor-Pulmo to serce -

p艂uca, a "w n." znaczy po prostu: w normie. Gdyby zaraz o to

zapyta艂a, otrzyma艂aby natychmiast uspokajaj膮c膮 odpowied藕. Rzecz

polega nie tylko na tym, 偶e zrobili艣my naprawd臋 ma艂o szufladkuj膮c

jako hipochondryk贸w i ograniczaj膮c si臋 do sp艂awienia takich ludzi

cierpi膮cych cho膰by tylko na l臋k przed chorob膮 ( * ); gorzej

jeszcze, je艣li przedstawiamy ich jako histeryk贸w. Gdy偶 diagnoz臋, a

w艂a艣ciwie scharakteryzowanie kogo艣 jako histeryka odczuwa si臋

zawsze w pewnym stopniu jako co艣 uw艂aczaj膮cego.

We wszystkim tym gra rol臋 nie tylko l臋k przed chorob膮, lecz i

pragnienie zdrowia. Co dzieje si臋, je艣li absolutyzuje si臋 zdrowie?

Ot贸偶 z t膮 sam膮 chwil膮 jest si臋 ju偶 chorym, chorym na hipochondri臋.

Kto na przyk艂ad troszczy si臋 nadmiernie o sw贸j zdrowy sen, jest

ju偶 bezsenny. Zdrowy sen zak艂ada bowiem pewn膮 beztrosk臋 i

odpr臋偶enie - podczas gdy hipochondryk na punkcie snu czyha z

napi臋t膮 uwag膮 na za艣ni臋cie. Dubois por贸wna艂 kiedy艣 sen do go艂臋bia,

kt贸ry, w艂a艣nie kiedy chce si臋 go schwyta膰, odlatuje. Po prostu

istniej膮 rzeczy, kt贸re winny pozosta膰 spontanicznym efektem, a nie

mo偶na o nie zabiega膰. Kto na gwa艂t chce osi膮gn膮膰 efekt, temu on

si臋 wymyka.

Efekt to tyle co sukces. R贸wnie偶 kto usilnie ubiega si臋 o

zawodowy sukces, komu zale偶y nie na dokonaniu czego艣, lecz na

znaczeniu, na doj艣ciu do wysokiej pozycji, ten pozbawia si臋

sukcesu. Ka偶dy "czuje intencj臋 i jest tym zdegustowany": od razu

przejrza艂 tego, kto goni za znaczeniem.

Jednak偶e nie tylko "d膮偶enie do znaczenia" - jak nazywa to

psychologia indywidualna Alfreda Adiera - zawodzi si臋 na sobie.

R贸wnie偶 "zasada przyjemno艣ci" - wysuni臋ta, jak wiadomo, przez

psychoanaliz臋 - stoi sama sobie na zawadzie. Twierdzi si臋

powszechnie, 偶e cz艂owiek d膮偶y do sukcesu i do szcz臋艣cia. Ale i

jedno, i drugie jest mylne i opaczne. R贸wnie偶 szcz臋艣cie zamyka si臋

przed nami, w miar臋 jak za nim gonimy, i im bardziej cz艂owiek

wysila si臋 na doznawanie przyjemno艣ci, im bardziej mu idzie o sam膮

przyjemno艣膰, tym bardziej si臋 od niej oddala. Ujawnia si臋 to

szczeg贸lnie w nerwicy seksualnej. Ten jednak, kto nie my艣li ani o

sukcesie, ani o u偶yciu, kto w og贸le me my艣li o sobie samym, lecz z

mi艂o艣ci膮 oddany jest jakiej艣 sprawie czy osobie, jakiemu艣 dzie艂u,

czy jakiemu艣 cz艂owiekowi - znajduje to wszystko wok贸艂 siebie,

zar贸wno sukces jak i przyjemno艣膰. I w miar臋 jak odda艂 si臋 komu艣

lub czemu艣, jakiej艣 osobie czy jakiej艣 sprawie, w tej mierze, w

jakiej si臋 odda艂, b臋dzie mu dane to, czego wcale nie szuka艂:

zdrowie - sukces - szcz臋艣cie. Musia艂 najpierw zapomnie膰 o samym

sobie, gdy偶 wedle pi臋knego powiedzenia Bernanosa w zapomnieniu o

sobie samym spoczywa 艂aska.

Jest to ju偶 raczej moralne napi臋tnowanie ni偶 okre艣lenie

psychologiczne. Co rozumie jednak pod histeri膮 nowoczesna

psychiatria? Rozr贸偶nia ona mi臋dzy histerycznymi mechanizmami i

reakcjami z jednej, a histerycznym charakterem, z drugiej strony.

Wsp贸艂czesny psychiatra prawie nie spotyka si臋 z histeri膮 jako

w艂a艣ciw膮 chorob膮, na przyk艂ad w sensie klasycznej teorii Charcota,

a wi臋c z tak zwan膮 "wielk膮" histeri膮 z jej napadami i pora偶eniami.

Objawy zmieni艂y si臋. Co si臋 natomiast tyczy charakteru

histerycznego, to wskaza膰 nale偶a艂oby na trzy istotne jego cechy:

1. nieautentyczno艣膰 tego rodzaju ludzi, 2. ich chorobliwy egoizm i

3. wyrachowanie. Ludzie ci s膮 nieautentyczni - uchodz膮 za

przeci膮偶onych, wszystko w nich sprawia wra偶enie przesady, a wynika

ostatecznie z czego艣 odwrotnego, co usi艂uj膮 wyr贸wna膰 i powetowa膰.

Cierpi膮 mianowicie dotkliwie na ub贸stwo prze偶y膰 i st膮d rodzi si臋

jaki艣 g艂贸d prze偶y膰. Mo偶liwe, 偶e ich szczeg贸lna gotowo艣膰 do

ulegania sugestii, podatno艣膰 na jej wp艂yw, ale r贸wnie偶 ich

sk艂onno艣膰 do konwersji, czyli ich zdolno艣膰 do fizycznego wyra偶ania

psychicznych tre艣ci cielesnymi stanami chorobowymi 偶e wszystko to

stanowi kompensacj臋 wewn臋trznego ub贸stwa cechuj膮cego histeryka.

Dochodzi tu jednak, jako druga typowa cecha charakterystyczna,

w艂a艣nie wewn臋trzny ch艂贸d, zimne wyrachowanie, fakt, 偶e u histeryka

wszystko s艂u偶y egoizmowi jako 艣rodek do celu. Sprawia on zawsze

wra偶enie teatralne, wci膮偶 nastawiony jest na efekt, i wszystko w

nim wydaje si臋 ostatecznie odgrywane i sztuczne.

Wyleczy膰 takiego cz艂owieka znaczy艂oby zrobi膰 go ca艂kiem innym

cz艂owiekiem, ca艂kowicie wychowawczo przekszta艂ci膰 go i przerobi膰.

Czy i jak by艂oby to mo偶liwe - stanowi zagadnienie zbyt z艂o偶one,

zbyt wielowarstwowe, abym m贸g艂 je przed laikiem rozwin膮膰. Powiem

tylko tyle: histeryk bawi si臋 w teatr i sam w nim re偶yseruje;

je艣li dostarczymy mu widz贸w, damy jedynie po偶ywk臋 jego histerii,

b臋dziemy brali udzia艂 w tej grze i akceptowali chorob臋. Je艣li

chcemy mu w miar臋 mo偶no艣ci pom贸c, winni艣my najpierw zatroszczy膰

si臋 o to, aby mu zabrak艂o publiczno艣ci, pozbawi膰 go publicznego

efektu. Jak to robi膰, to problem zbyt konkretny, daj膮cy si臋

rozwi膮za膰 tylko konkretnie, od wypadku do wypadku. Nie jest to te偶

problem dla nielekarza, poniewa偶 nie mo偶e on nigdy wiedzie膰, kiedy

mamy do czynienia z histeri膮. Widzia艂em ju偶 dziesi膮tki przypadk贸w,

w kt贸rych nielekarze rozpoznawali histeri臋, gdy w rzeczywisto艣ci

chodzi艂o o ci臋偶kie choroby organiczne. (Austriacki kodeks lekarski

s艂usznie zakazuje nielekarzowi uprawianie psychoterapii.) Je艣liby

jednak chodzi艂o rzeczywi艣cie o histeri臋, histeryczny objaw, "teatr

histeryka", to chcia艂bym wspomnian膮 wy偶ej zasad臋 terapeutyczn膮,

aby pozbawi膰 histeryka jego efektu - zilustrowa膰 pa艅stwu na pewnym

prawdziwym zdarzeniu.

Pewnego dnia sta艂o mn贸stwo ludzi w ogonku przed jakim艣 urz臋dem.

Pani w 艣rednim wieku od艂膮czy艂a si臋 od tej masy, podesz艂a do

urz臋dnika troszcz膮cego si臋 o porz膮dek i zwr贸ci艂a si臋 do艅

nast臋puj膮cymi s艂owy: - Panie porz膮dkowy, mnie musi pan przepu艣ci膰

wcze艣niej. Rozumie pan, jestem chora na serce i je艣li b臋d臋 musia艂a

d艂ugo sta膰, zemdlej臋. Co z tego panu przyjdzie? Same k艂opoty! Musi

pan wezwa膰 pogotowie ratunkowe itd. Zobaczy pan, zemdlej臋 panu. -

Na co urz臋dnik, intuicyjnie przenikaj膮c zar贸wno zdrowy organizm

jak i histeryczny charakter kobiety, odpar艂 z ca艂ym spokojem: -

Pani mnie zemdleje? Sobie samej pani zemdleje. - Jednym s艂owem:

kto ju偶 zaczyna re偶yserowa膰 w teatrze histerycznym, niech偶e sam

odpowiada za ca艂o艣膰 imprezy. Konsekwencje powinien ponosi膰 sam

pacjent.

Zr臋czno艣膰 za艣 terapeuty zaczyna si臋 akurat tam, gdzie potrafi on

zatrzyma膰 mechanizm histerii bez ura偶enia pacjenta. I tylko ten,

kto czuje si臋 wolny cho膰by od odrobiny histerii, niech pierwszy

spr贸buje 艣mia膰 si臋 z pacjenta-histeryka.

12. Wok贸艂 mi艂o艣ci

Je艣li wierzy膰 tekstom szlagier贸w, to nie ma na 艣wiecie nic

wa偶niejszego, a nawet w og贸le jest tylko jedna jedyna rzecz

dostatecznie wa偶na i w og贸le godna tego, aby dla niej 偶y膰 - a ma

by膰 ni膮 mi艂o艣膰. Czy ostatecznie nie g艂osi jednak czego艣 podobnego

tak偶e psychoanaliza, przystrajaj膮c to tylko w naukowe formu艂y? A

znakomity psychiatra szwajcarski Ludwig Binswanger przeciwstawi艂

filozofii Martina Heideggera w艂asn膮 konstrukcj臋 doktrynaln膮, w

kt贸rej na miejsce tego, co wed艂ug Heideggera w艂a艣ciwie i

ostatecznie wyr贸偶nia ludzkie bytowanie, mianowicie na miejsce

troski, stawia w centrum 偶ycia mi艂o艣膰, czyli, jak si臋 sam

Binswanger wyra偶a, mi艂osn膮 wsp贸lnot臋 ludzi, ugruntowuj膮c膮 tak

przeze艅 nazwan膮 Wirheit, egzystencj臋 pod znakiem "my". Widzimy

wi臋c, jak to pod s艂owem "mi艂o艣膰" mamy do czynienia z wyrazem

zast臋puj膮cym najr贸偶niejsze poj臋cia: raz, w tekstach szlagier贸w -

flirt; kiedy indziej, w psychoanalizie - pop臋d seksualny jako

bezkszta艂tny rodzaj pop臋dowo艣ci fizjologiczno-biologicznej;

wreszcie mowa by艂a o mi艂o艣ci w owym 艣ci艣le ontologicznym czy

antropologicznym sensie, w jakim pos艂uguje si臋 tyra wyrazem tak

zwana analiza egzystencjalna Binswangera. I zale偶nie od tego, w

jakim z tych sens贸w m贸wi si臋 ka偶dorazowo o mi艂o艣ci, jest rzecz膮

s艂uszn膮 albo nies艂uszn膮 m贸wienie o niej jako o samym centrum czy

najwy偶szym szczycie ludzkiej egzystencji.

Staj膮c przed zagadnieniem, czym jest mi艂o艣膰, wyjd藕my najlepiej

od pytania, co nie jest mi艂o艣ci膮. Gdyby艣my na przyk艂ad chcieli da膰

wiar臋 szlagierowym rymopisom, czym偶e wszystkim nie by艂aby mi艂o艣膰!

Nikt bezstronny nie zgodzi si臋 na okre艣lanie mianem kochaj膮cego -

cz艂owieka, kt贸ry zapewnia o swej mi艂o艣ci dopiero co poznan膮

dziewczyn臋 o takich wyr贸偶nianych przeze艅 cechach, jak jasne w艂osy

i niebieskie oczy. Chyba nie pomyliliby艣my si臋 przyjmuj膮c, 偶e

chodzi tu o co艣, co si臋 艂膮czy z pop臋dem. Ale i w innym przypadku,

mianowicie gdy kto艣 zachwyca si臋 gwiazd膮 filmow膮, chyba nikt nie

b臋dzie chcia艂 m贸wi膰 o mi艂o艣ci w w臋偶szym znaczeniu tego s艂owa,

nawet je艣li nie b臋dzie tu sz艂o, jak poprzednio, o cechy

przemawiaj膮ce do pop臋du, a raczej o takie w艂a艣ciwo艣ci, jak u艣miech

czy timbre g艂osu. Z mi艂o艣ci膮 nie ma to wszystko nic wsp贸lnego,

raczej mo偶na by tu m贸wi膰 o zakochaniu.

Inaczej ma si臋 oczywi艣cie sprawa, kiedy nie idzie ju偶 o czyje艣

w艂a艣ciwo艣ci czy cechy, lecz raczej o to, czego kto艣 w og贸le nie

ma, tylko czym jest, a wi臋c o nosiciela owych w艂a艣ciwo艣ci czy

cech, i to o niego jako cz艂owieka w jego wyj膮tkowo艣ci i

jednorazowo艣ci, jednym s艂owem, gdy idzie o osob臋 poza tymi

wszystkimi w艂a艣ciwo艣ciami. J膮 dojrze膰, z ni膮 si臋 spotka膰 - oto co

znaczy kocha膰.

Mi艂o艣膰 nie ma wi臋c na my艣li anonimowego z istoty swej partnera

na przyk艂ad stosunk贸w seksualnych: partnera, kt贸rego bez trudu

mo偶na wymieni膰 na dowolnego nosiciela takich samych w艂a艣ciwo艣ci,

gdy偶 kto艣 nastawiony jedynie pop臋dowo albo zakochany nie ma

przecie偶 na my艣li osoby, ale pewien typ. St膮d te偶 bierze si臋, 偶e w

przeciwie艅stwie do mi艂o艣ci, w instynkcie mo偶liwe jest tak zwane

przeniesienie, podczas gdy mi艂o艣膰 jest, 偶e si臋 tak wyra偶臋,

nieprzeno艣na, o czym mo偶e si臋 ka偶dy przekona膰 zapytuj膮c, czy w

przypadku 艣mierci kochanego cz艂owieka m贸g艂by w jego zast臋pstwie

pokocha膰 kogo艣 w rodzaju sobowt贸ra, na przyk艂ad bli藕niaczk臋 czy

bli藕niaka kochanej istoty. Partner w stosunku czysto pop臋dowym

(ale i partner w zwi膮zku jedynie towarzyskim) jest bardziej czy

mniej anonimowy. Natomiast z partnerem autentycznego zwi膮zku

mi艂osnego spotykamy si臋 w pe艂ni jako z osob膮 - zwracamy si臋 do艅

zawsze jako do "ty". Tote偶 mo偶emy tak rzecz sformu艂owa膰: kocha膰 to

m贸c powiedzie膰 do kogo艣: "ty". Lecz jeszcze i co艣 innego: m贸c

powiedzie膰 mu: "tak". A wi臋c nie tylko uj膮膰 jakiego艣 cz艂owieka w

jego istocie, w jego jednorazowo艣ci i wyj膮tkowo艣ci, jake艣my to

przedtem nazwali, ale i potwierdzi膰 go w jego warto艣ci. Nie tylko

wi臋c widzie膰, 偶e ten cz艂owiek jest taki, a nie inny, ale zarazem

te偶 co艣 ponadto: jego potencjalno艣膰 i stan idealny, widzie膰 nie

tylko, jakim jest w rzeczywisto艣ci, ale tak偶e wszystko, czym

m贸g艂by lub powinien si臋 sta膰. Innymi s艂owy, w my艣l pi臋knego

powiedzenia Hattingberga: kocha膰 to widzie膰 innego cz艂owieka

takim, jakim go pomy艣la艂 B贸g.

Nie mo偶e wi臋c by膰 w og贸le mowy o tym, 偶e na przyk艂ad prawdziwa

mi艂o艣膰 za艣lepia - to mog艂oby dotyczy膰 tylko zakochania. W艂a艣ciwie

dopiero prawdziwa mi艂o艣膰 pozwala nam widzie膰, wi臋cej, widzie膰

jasno, czyni nas wprost jasnowidz膮cymi. Gdy偶 widzie膰 potencjalno艣膰

ukochanej istoty znaczy widzie膰 to, co jest zwyk艂膮 mo偶liwo艣ci膮, co

nie jest jeszcze wcale zrealizowan膮 rzeczywisto艣ci膮, lecz tym, co

mo偶e i powinno by膰 urzeczywistnione.

Po wszystkim, co powiedzia艂em, mo偶na by odnie艣膰 wra偶enie, jakoby

mi艂o艣膰, r贸wnie偶 mi艂o艣膰 mi臋dzy m臋偶czyzn膮 a kobiet膮, mia艂a bardzo

ma艂o wsp贸lnego z pop臋dem. Bynajmniej jednak tak nie jest. Raczej

powiedzie膰 mo偶na, 偶e mi艂o艣膰 jak najbardziej potrzebuje pop臋du, ale

i pop臋d potrzebuje mi艂o艣ci. Na ile mi艂o艣膰 wymaga pop臋du p艂ciowego?

Na tyle, 偶e pos艂uguje si臋 pop臋dem jako swoim 艣rodkiem wyrazu, tak

偶e mo偶na w艂a艣ciwie rzec: ludzkie 偶ycie p艂ciowe zaczyna dopiero

wtedy by膰 ludzkie, czyli godne cz艂owieka, gdy jest ju偶 czym艣

wi臋cej ani偶eli zwyk艂ym 偶yciem seksualnym, gdy jest w艂a艣nie 偶yciem

mi艂osnym. Natomiast mi艂o艣膰 nie jest, w ka偶dym razie nie jest z

natury swej i w 偶adnym wypadku by膰 nie powinna, tylko 艣rodkiem do

u偶ycia, zwyk艂膮 - 偶e tak powiem - "u偶ywk膮".

Tak samo jednak nie mo偶e by膰 tylko "艣rodkiem do celu" w innym

sensie, mianowicie zwyk艂ym 艣rodkiem dla cel贸w rozmna偶ania. W obu

przypadkach ludzkie 偶ycie mi艂osne zostaje poni偶one, pozbawione

swej warto艣ci i godno艣ci. Co si臋 w szczeg贸lno艣ci tyczy ujmowania

偶ycia mi艂osnego, albo lepiej m贸wi膮c: ma艂偶e艅skiego, jako zwyk艂ego

艣rodka do cel贸w rozmna偶ania, to w艂a艣nie takie uj臋cie pozbawia

ma艂偶e艅stwo, przynajmniej w przypadku bezdzietno艣ci, niezale偶nego

sensu. Takie ograniczenie pola widzenia warto艣ci, takie

przes艂oni臋cie zmys艂owej pe艂ni ludzkiej egzystencji, jsdnym s艂owem:

takie "za艣lepienie" prowadzi, jak wszelkie za艣lepienie, wprost do

rozpaczy. U podstaw bowiem wszelkiej rozpaczy tkwi za艣lepienie,

czyli przecenienie jakiej艣 jednej warto艣ci, kt贸ra w艂a艣nie

za艣lepia, tak 偶e stajemy si臋 "艣lepi" na wszystkie inne warto艣ci.

Jak ubogie by艂oby jednak 偶ycie, gdyby nie u偶ycza艂o jeszcze

innych mo偶liwo艣ci sensownego kszta艂towania, nape艂niania go sensem,

i musz臋 wprost powiedzie膰: c贸偶by to by艂o za 偶ycie, kt贸rego sens

opiera艂by si臋 jedynie i wy艂膮cznie na po艣lubieniu si臋 i rodzeniu

dzieci! Takie uj臋cie w艂a艣ciwie obni偶a warto艣膰 偶ycia, a w

szczeg贸lno艣ci poni偶a 偶ycie kobiety.

Na ile pop臋dowo艣膰 ludzka potrzebuje mi艂o艣ci? Na tyle, na ile

zdolno艣膰 do mi艂owania u m艂odego cz艂owieka jest warunkiem i

podstaw膮 normalnego rozwoju pop臋du seksualnego. Ta mi艂osna

zdolno艣膰 w艂a艣ciwie nadaje dopiero kierunek procesowi dojrzewania

pop臋du, nadaje ona w og贸le kierunek pop臋dowi, wyprostowuje i

ukierunkowuje pop臋d nie tylko na cel, lecz i na obiekt pop臋du, aby

pos艂u偶y膰 si臋 t膮 poj臋ciow膮 antytez膮 Freuda, mianowicie w艂a艣nie na

osob臋 ukochanego partnera. Tylko w miar臋, jak pop臋d zostaje w ten

spos贸b wyprostowany i ukierunkowany na osob臋 drug膮, ukochan膮,

tylko w miar臋 tego pozwala si臋 te偶 pop臋d uporz膮dkowa膰 i

podporz膮dkowa膰 w艂asnej osobie. Dopiero w贸wczas dana jest te偶

r臋kojmia nieodwo艂alnego wyboru wy艂膮cznego partnera.

Dojrzewanie 偶ycia pop臋dowego polega zatem na rosn膮cym

integrowaniu pop臋dowo艣ci przez osob臋. Ale tylko "ja" skierowane ku

"ty" mo偶e zintegrowa膰 "id"!

Je艣li w tym sensie zdolno艣膰 do mi艂owania jest podstaw膮

normalnego 偶ycia pop臋dowego, to odwrotnie, mi艂o艣膰 nie mo偶e by膰

prostym produktem czy prostym zjawiskiem towarzysz膮cym

pop臋dowo艣ci. Tote偶 tak ceniony i znany analityk Theodor Reik,

jeden z najwybitniejszych i najstarszych uczni贸w Zygmunta Freuda,

napisa艂 w swoim ostatnim dziele dos艂ownie: Nie ma sublimowanego

seksualizmu i teoria libido zbudowana jest na b艂臋dnej podstawie.

Ksi膮偶ka, o kt贸rej mowa, nosi w przek艂adzie niemieckim znamienny

tytu艂 Geschlecht und Liebe, "P艂e膰 i mi艂o艣膰", i dualizm, do kt贸rego

czyni aluzj臋, jest pomy艣lany radykalnie i w pe艂ni odpowiada

przekonaniu Reika, 偶e mi艂o艣膰 z jednej, a p艂ciowo艣膰 z drugiej

strony przedstawia w艂a艣nie dwoisto艣膰; i jedna, i druga ani nie

dadz膮 si臋 do siebie sprowadzi膰, ani z siebie wyprowadzi膰.

M贸wili艣my o procesie integracji, a wi臋c zjednoczenia i scalania

pop臋dowo艣ci przez osob臋, o procesie stawania si臋 osob膮, przebicia

si臋 z wn臋trza naszego "ja". Ot贸偶 istniej膮 dwa momenty mog膮ce

zniweczy膰 ten proces integracji: mo偶e on nie uda膰 si臋, po

pierwsze, wskutek zniech臋cenia, po wt贸re, wskutek rozczarowania.

Wskutek zniech臋cenia - je艣li nawet nie potrafimy sobie wyobrazi膰,

偶e mo偶liwe by艂oby stworzenie szcz臋艣liwego zwi膮zku mi艂osnego,

wskutek rozczarowania - je艣li jedno z m艂odych by艂o ju偶 na

najlepszej drodze do stworzenia autentycznego zwi膮zku mi艂osnego,

zostaje jednak przez partnera odrzucone i w swym rozwoju si臋 cofa.

Tacy ludzie pogr膮偶aj膮 si臋 w贸wczas w odurzenie, w oszo艂omienie

czysto zmys艂owe, zaspokajanie zwyk艂ego pop臋du. W takich

przypadkach ulegaj膮 zepchni臋ciu nie pop臋dy, to znika mi艂o艣膰

zepchni臋ta przez pop臋dy! Oczywi艣cie nast臋puje w贸wczas z

konieczno艣ci nie tylko kompensacja, wyr贸wnanie, lecz

nadkompensacja, co艣 wi臋cej ani偶eli tylko powetowanie straty.

Mianowicie dochodzi w贸wczas do tego, 偶e ilo艣膰 zast臋puje jako艣膰 -

m贸wi膮c konkretnie, zamiast poszukiwanego i upragnionego szcz臋艣cia

mi艂osnego, trzeba poprzesta膰 na zwyk艂ym zaspokajaniu pop臋du. I im

mniej kto艣 wierzy jeszcze w mo偶liwo艣膰 spe艂nienia swej t臋sknoty do

mi艂o艣ci, tym bardziej widzi si臋 zmuszonym do szukania jak

najwi臋cej przyjemno艣ci w samym zaspokajaniu pop臋du. Tragikomiczne

w tym wszystkim albo, je艣li wolno si臋 tak wyrazi膰, rodzajem

widowiska satyrowego jest tylko to, 偶e zainteresowany zachowuje

si臋 niby bohater, podczas gdy w rzeczywisto艣ci jest s艂abeuszem,

niezdolnym do zapewnienia sobie prawdziwego szcz臋艣cia mi艂osnego.

Jednak偶e kompensacja tego rodzaju nie musi si臋 艂膮czy膰 tylko z

zawodem mi艂osnym. Mo偶e te偶 艂atwo zdarzy膰 si臋, 偶e zaw贸d, jakiego

cz艂owiek doznaje w d膮偶eniu do sensu swej egzystencji, 偶e taki

zaw贸d egzystencjalny bywa kompensowany zag艂uszaniem si臋

seksualnym, i zdarza si臋 to we wszystkich tych przypadkach, kiedy

cz艂owiek ponosi kl臋sk臋 w swym d膮偶eniu do sensu, jak to nazwali艣my.

Je艣li ta nadzieja na w艂asny cel w 偶yciu go zawiedzie, to

zaspokajanie pop臋du staje si臋 tym bardziej 艣rodkiem do celu,

mianowicie do celu u偶ycia, staje si臋 wi臋c, jak to ju偶

okre艣lili艣my, u偶ywk膮. Co wi臋cej, wtedy ju偶 samo u偶ycie staje si臋

zwyk艂ym 艣rodkiem do celu: do zag艂uszania si臋! *

Streszczam si臋: cz艂owiek jest ostatecznie z natury swej o偶ywiony

czy zgo艂a natchniony t臋sknot膮 do maksymalnego wype艂niania sensu

swej egzystencji i dlatego walczy o jak膮艣 tre艣膰 偶ycia, wydobywa ze

swego 偶ycia t臋 tre艣膰 i sens. I jak s膮dz臋, dopiero wtedy i tylko w

przypadku, gdy to d膮偶enie do sensu pozostaje nie spe艂nione -

usi艂uje st艂umi膰 to poczucie niespe艂nienia, zag艂uszy膰 i oszo艂omi膰

si臋 tym bardziej wy艂adowaniem czysto pop臋dowym. Innymi s艂owy:

d膮偶enie do przyjemno艣ci wysuwa si臋 na plan pierwszy dopiero wtedy,

gdy cz艂owiek w d膮偶eniu do sensu przegrywa; w og贸le dopiero wtedy

cz艂owiek poddaje si臋 zasadzie d膮偶enia do osi膮gania przyjemno艣ci w

sensie psychoanalizy. Tylko w pustce egzystencjalnej rozrasta si臋

seksualne libido!

Zob. Lew To艂stoj, Wojna i pok贸j, cz臋艣膰 VIII, rozdzia艂 l:

"Pierre.a ju偶 nie nachodzi艂y jak dawniej chwile rozpaczy,

przygn臋bienia i wstr臋tu do 偶ycia; ale ta sama choroba, kt贸ra

przedtem objawia艂a si臋 ostrymi atakami, obecnie wnikn臋艂a do jego

wn臋trza i ani na chwil臋 go nie opuszcza艂a. "Na co? Dlaczego? Co to

si臋 dzieje na 艣wiecie?" - te pytania ze zdumieniem zadawa艂 sobie

kilka razy dziennie i mimo woli zaczyna艂 si臋 zastanawia膰 nad

sensem zjawisk 偶yciowych; jednakowo偶 wiedz膮c z do艣wiadczenia, 偶e

na te pytania odpowiedzi nie ma, po艣piesznie stara艂 si臋 od nich

odwr贸ci膰, zabiera艂 si臋 do ksi膮偶ek albo spieszy艂 do klubu, albo do

Apo艂艂ona Niko艂ajewicza, by pogwarzy膰 o miejskich plotkach. (...)

Zbyt straszne by艂o 偶ycie pod jarzmem tych nie rozstrzygni臋tych

pyta艅, oddawa艂 si臋 wi臋c pierwszemu porywowi, byle tylko o nich

zapomnie膰. (...) Pierre.owi wszyscy i ludzie wydawali si臋 takimi

偶o艂nierzami szukaj膮cymi ratunku przed 偶yciem: ten w ambicji tamten

w kartach, 贸w w uk艂adaniu praw, inny w kobietach, w zabawach,

koniach, w polityce, w polowaniu, w winie, w sprawach

pa艅stwowych". Przek艂ad polski: Andrzej Stawar. (L. To艂stoj, Wojna

i pok贸j. Warszawa 1973, t. 2, cz臋艣膰 V, rozdz. l, s. 361 - 364).

13. O nerwicach l臋kowych i nerwicach natr臋ctw

Stwierdzi艂em kiedy艣, w innym kontek艣cie, 偶e nie spos贸b

wyprowadzi膰 nerwic po prostu z tego, 偶e pacjent kiedy艣 tam, w

najwcze艣niejszym dzieci艅stwie, prze偶y艂 szok lub dozna艂 urazu.

Zawsze bowiem jeszcze, twierdzi艂em, istnieje problem, jak kto艣

nastawia si臋 do tego wszystkiego, co prze偶ywa, i dopiero od tego

nastawienia zale偶y w og贸le, czy po tak zwanym urazie, a wi臋c po

tym swoim psychicznym zranieniu zachowuje jak膮艣 psychiczn膮 blizn臋

i ponosi trwa艂膮 szkod臋.

Dzi艣 chcia艂bym najpierw zwr贸ci膰 uwag臋 na ewentualne pod艂o偶e

somatyczne zaburze艅 nerwicowych. Wyjdziemy od nerwicy l臋kowej, a w

szczeg贸lno艣ci od l臋ku przestrzeni. Co do niego mo偶na wi臋c

nadmieni膰, 偶e, jak to coraz cz臋艣ciej si臋 obserwuje, choruj膮cy na

贸w l臋k wyra藕nie wykazuj膮 objawy nodczynno艣ci tarczycy. Oczywi艣cie

r贸wnie dobrze mo偶na by te偶 powiedzie膰, 偶e cierpi膮 oni na

nadpobudliwo艣膰 jednego z dw贸ch uk艂ad贸w nerwowych mimowolnych,

mianowicie uk艂adu wsp贸艂czulnego, o ile w og贸le wolno rozr贸偶nia膰

mi臋dzy funkcj膮 tego "nerwu 偶yciowego" a funkcj膮 jego

kontrpartnera, nerwu b艂臋dnego. W ka偶dym razie charakterystyczna

nerwowa nadpobudliwo艣膰 daje si臋 wtedy stwierdzi膰 i problemem jest

tylko, na ile mamy tu do czynienia ze stosunkiem

przyczynowo-skutkowym, czy stosunek ten jest odwracalny i czy mo偶e

tu chodzi膰 o wzajemne oddzia艂ywanie. Jasne jest bowiem, 偶e jak

nadpobudliwo艣膰 uk艂adu wsp贸lczulnego poci膮ga za sob膮 - niejako w

postaci odblasku psychicznego i nadbudowy psychicznej - pewne

pogotowie l臋kowe, tak samo te偶, na odwr贸t, czyja艣 l臋kliwo艣膰

wprowadzi nerwy wsp贸艂czulne w pewien stan podniecenia. Ustalmy

wi臋c najpierw jedno: jaka艣 ewentualna z dzieci艅stwa si臋 wywodz膮ca

pobudliwo艣膰 czy te偶 okazyjny stan dra偶liwo艣ci uk艂adu wsp贸艂czulnego

wyra偶膮 si臋 w sferze psychicznej w formie pogotowia l臋kowego.

Czy jednak mamy ju偶 w贸wczas do czynienia z przypadkiem nerwicy

l臋kowej, mianowicie w sensie wyra藕nej nerwicy, a wi臋c faktycznego

zachorowania? Nie! Do tego zwyk艂ego pogotowia l臋kowego musi doj艣膰

jeszcze co艣 nowego, mianowicie musi nim zaw艂adn膮膰 dobrze nam,

lekarzom chor贸b nerwicowych, znany - prosz臋 wybaczy膰 to wyra偶enie

- mechanizm psychiczny. Dopiero w贸wczas wybija godzina narodzin

w艂a艣ciwej nerwicy. A czym偶e jest ten mechanizm? Jest nim

wielokrotnie ju偶 przeze mnie omawiany i ukazany w jego znaczeniu

l臋k oczekiwania. Pozwol臋 sobie da膰 przyk艂ad oddzia艂ywania tego

l臋ku. Za艂贸偶my, 偶e kto艣 jest od dzieci艅stwa bardzo wra偶liwy i

sk艂onny do pot贸w. Kt贸rego艣 dnia spotyka swego prze艂o偶onego lub

jak膮艣 inn膮 osob臋 wy偶ej postawion膮, spo艂ecznie. Co si臋 stanie? Z

samego l臋ku i podniecenia zacznie si臋 poci膰 i wyczuje przy tym, 偶e

poci mu si臋 te偶 wyra藕nie r臋ka, kt贸r膮 winien poda膰. Je艣li zwr贸ci na

to uwag臋, mo偶e si臋 艂atwo zdarzy膰, 偶e nast臋pnym razem b臋dzie si臋

ba艂, 偶e to samo zn贸w si臋 powt贸rzy i wprowadzi go w to samo

zak艂opotanie. C贸偶 jednak dzieje si臋 naprawd臋? Ju偶 sam l臋k przed

poceniem przyspiesza wydalanie potu, potu l臋ku, z gruczo艂贸w

potnych sk贸ry, dopiero teraz zacznie wi臋c na dobre si臋 poci膰.

Jednym s艂owem, widzimy oto, jak okre艣lony objaw, w konkretnym

przypadku pocenie, wywo艂uje odpowiedni膮 obaw臋, jak ta obawa, l臋k

oczekiwania, czyli l臋kliwe oczekiwanie pojawienia si臋 objawu,

sprzyja spot臋gowaniu tego w艂a艣nie objawu, wreszcie jak tak

spot臋gowany objaw utwierdza jeszcze pacjenta w jego obawie. I tak

zamyka si臋 diabelski kr膮g albo raczej pacjent zamyka si臋 w tym

diabelskim kr臋gu, owija si臋 we艅 jak w kokon. Wszyscy znamy stare

przys艂owie: 偶yczenie jest ojcem my艣li. Teraz za艣 mo偶emy doda膰, 偶e

je艣li 偶yczenie jest przys艂owiowym ojcem my艣li, to obawa jest matk膮

wypadku, i to, jak si臋 okazuje, r贸wnie偶 wypadku chorobowego.

Wr贸膰my jednak do nerwicy l臋kowej. Okazuje si臋 wi臋c, 偶e l臋k

oczekiwania odnosi si臋 w niej do czego艣 szczeg贸lnego, i tym, czego

zainteresowany tak bardzo si臋 l臋ka, czego z tak膮 trwog膮 oczekuje,

jest sam l臋k. Jednym s艂owem, ofiara nerwicy l臋kowej cierpi nie na

jaki艣 og贸lny l臋k oczekiwania, lecz konkretnie na oczekiwanie l臋ku.

Ma ona l臋k przed l臋kiem. W tym sensie potwierdza si臋 opinia

Franklina Delano Roosevelta, kt贸ry w jednej ze swych s艂awnych

Chatteries at the Fireplace, gaw臋d przy kominku, powiedzia艂

kiedy艣: Niczego nie powinni艣my l臋ka膰 si臋 tak bardzo jak - samego

l臋ku.

Id藕my jednak w naszych pytaniach dalej i g艂臋biej, zapytajmy

samego pacjenta o bli偶szy pow贸d jego l臋ku przed w艂asnym l臋kiem.

Oka偶e si臋, 偶e boi si臋 go tak bardzo, poniewa偶 l臋ka si臋 wszelkich

mo偶liwych stan贸w b臋d膮cych skutkiem podniecenia l臋kowego: l臋ka si臋

nag艂ego zas艂abni臋cia w pustych miejscach czy udaru serca albo

m贸zgu na pustej ulicy. I ju偶 tu powinna - niezale偶nie od

r贸wnoczesnej terapii somatycznej - wkracza膰 psychoterapia,

wyja艣niaj膮c pacjentowi zupe艂n膮 bezzasadno艣膰 wszystkich tych obaw.

Wi臋cej nawet, w ramach psychoterapii winno si臋 pacjenta pouczy膰,

aby w 偶adnym wypadku nie ucieka艂 przed swoim l臋kiem pozostaj膮c w

domu. Aby raczej pr贸bowa艂 偶yczy膰, sobie tego wszystkiego, czego

si臋 l臋ka, cho膰by tylko na u艂amki sekund. Skoro bowiem na miejsce

l臋ku pojawi si臋 偶yczenie, uprzedza ono i udaremnia wszelki l臋k.

G艂upia obawa jest w贸wczas t膮 m膮drzejsz膮 i jako taka ust臋puje.

Zilustrujmy to wszystko na konkretnych przyk艂adach. Oto pewnego

dnia przychodzi do mnie kolega, ale nie po fachu, tylko chirurg

pracuj膮cy w klinice. Cierpi on niewypowiedzianie, bo przy operacji

zaczynaj膮 mu dr偶e膰 r臋ce, z chwil膮 gdy jego szef, dyrektor kliniki,

wkroczy do sali operacyjnej. Z czasem zaczyna艂y mu dr偶e膰 r臋ce

nawet wtedy, gdy mia艂 komu艣 poda膰 ognia, z samego strachu, 偶e kto艣

dostrze偶e t臋 jego sk艂onno艣膰 do dr偶enia i pomy艣li sobie: m贸j Bo偶e,

je艣li temu dr偶膮 r臋ce przy zwyk艂ym podawaniu ognia, to wola艂bym nie

by膰 przez niego operowany. Tylko jeden jedyny raz nie mia艂 przy

takiej okazji dr偶enia: gdy ze znajomym jecha艂 poci膮giem mocno

trz臋s膮cym. Podaj膮c w tej sytuacji ognia znajomemu, mia艂 wreszcie

raz wszelkie powody do dr偶enia r膮k, a jednak nie by艂o najmniejszej

tego oznaki. Dlaczego? Po prostu dlatego, 偶e w tym wypadku nie

potrzebowa艂 ba膰 si臋 dr偶enia. Tak oto mia艂 ju偶 raz na zawsze dow贸d

- i wystarczy艂o tylko dobitnie zwr贸ci膰 uwag臋 tego chorego lekarza

na 贸w dow贸d, 偶e to zawsze tylko l臋k powodowa艂 dr偶enie r膮k.

M贸wi臋 akurat o tym pacjencie-lekarzu, poniewa偶 chc臋 te偶

opowiedzie膰 o skutkach jego leczenia: nie tylko on sam zosta艂

uwolniony od l臋ku przed dr偶eniem i od dr偶enia r膮k, lecz r贸wnie偶

inna pacjentka - od tego samego rodzaju nerwicy. Wspomnia艂em o

tamtym pierwszym przypadku w jednym z moich wyk艂ad贸w dla student贸w

medycyny, a w 14 dni p贸藕niej otrzyma艂em list, w kt贸rym jaka艣

medyczka, s艂uchaczka owego wyk艂adu, donios艂a mi o podobnym swoim

przypadku. Przez ca艂y semestr cierpia艂a na to, 偶e przy sekcji

zaczyna艂a dr偶e膰, skoro tylko profesor anatomii przekroczy艂 drzwi

prosektorium, aby przyjrze膰 si臋 pracy student贸w. Us艂yszawszy

jednak, jakie to memu pacjentowi-chirurgowi wskaza艂em wyj艣cie z

jego l臋ku przed dr偶eniem r膮k, spr贸bowa艂a sama zastosowa膰 t臋 metod臋

i powtarza膰 sobie w duchu to samo, co 贸w chirurg, mianowicie co艣 w

tym rodzaju: - Oto wchodzi profesor, roztrz臋s臋 si臋 przed nim na

ca艂y regulator i zaraz mu poka偶臋, jak potrafi膮 mi dr偶e膰 r臋ce - i w

tej samej chwili wszelkie dr偶enie znika艂o. W miejsce l臋ku

pojawia艂o si臋 偶yczenie, 偶yczenie uzdrawiaj膮ce. Oczywi艣cie, nie

bierze si臋 takiego 偶yczenia powa偶nie, chodzi jedynie o to, aby je

w sobie na kr贸tk膮 chwil臋 wzbudzi膰. Pacjent r贸wnocze艣nie sam si臋 z

siebie 艣mieje i w grze tej zwyci臋偶a. Ten 艣miech, i w og贸le wszelki

humor, stwarza dystans, pozwala pacjentowi zdystansowa膰 si臋 wobec

swej nerwicy i jej objaw贸w. I nic nie mo偶e r贸wnie skutecznie

stworzy膰 nam dystansu jak w艂a艣nie humor. Z jego pomoc膮 bodaj

naj艂atwiej nauczy si臋 pacjent swoje objawy nerwicowe jako艣

ironizowa膰, a w ko艅cu i przezwyci臋偶a膰.

Oczywi艣cie chodzi tu tylko o jeden moment, na pewno nie o ca艂o艣膰

ani o istot臋 psychoterapii nerwic. Ale b膮d藕 co b膮d藕 o pewien

moment wa偶ny i w pewnych okoliczno艣ciach decyduj膮cy. Podobnie

ukierunkowana terapia b臋dzie te偶 skuteczna w niejednej nerwicy

natr臋ctw. Wprawdzie w tego rodzaju nerwicy sprawy maj膮 si臋 nieco

inaczej. Neurotyk z wyobra偶eniami natr臋tnymi sk艂onny jest od

dzieci艅stwa do drobiazgowych docieka艅, w膮tpliwo艣ci i skrupu艂贸w.

Budzi si臋 w nim przymus liczenia okien, wymy艣lania blu藕nierstw,

ustawicznego sprawdzania, czy odkr臋cony jest kurek gazowy, albo

te偶 nieustannego mycia r膮k. Z jakiego艣 powodu zaczyna pewnego dnia

ba膰 si臋 tych nierzadko 艣miesznych my艣li, owych natr臋tnych

wyobra偶e艅, kt贸re od czasu do czasu przychodz膮 mu do g艂owy. Trzeba

tylko, aby powzi膮艂 my艣l, 偶e mo偶e tu chodzi膰 o zapowied藕 czy zgo艂a

oznak臋 jakiej艣 choroby umys艂owej, jakiej艣 prawdziwej choroby

psychicznej. * I teraz pe艂en niepokoju zaczyna walczy膰 z tymi

wyobra偶eniami, kt贸re go nachodz膮, atakowa膰 je z ca艂膮

gwa艂towno艣ci膮. O ile ofiara nerwicy l臋kowej cierpi w ko艅cu

w艂a艣ciwie na l臋k przed l臋kiem, to ofiara nerwicy natr臋ctw cierpi,

jak si臋 okazuje, na l臋k przed przymusem, to znaczy przed

wyobra偶eniem natr臋tnym, i z l臋ku przed nim podejmuje walk臋 z

przymusem, kt贸ry odczuwa. Podczas gdy chory na nerwic臋 l臋kow膮 od

l臋ku ucieka, ofiara nerwicy natr臋ctw, jak si臋 okazuje, odczuwany

przymus gwa艂townie atakuje. Zachowanie to jest jednak nie mniej

b艂臋dne. Bo tak jak l臋k pot臋guje si臋 do "l臋ku przed l臋kiem", tak

samo te偶 nacisk nerwicowych wyobra偶e艅 natr臋tnych pot臋guje si臋

wskutek odporu, jaki chory daje atakuj膮c te wyobra偶enia.

W艂a艣nie ta obawa przed chorob膮 psychiczn膮 powstrzymuje wi臋kszo艣膰

takich chorych od porady psychiatrycznej. Nie mniej ni偶 2/3

ankietowanych w tej sprawie pacjent贸w leczonych w poliklinice

neurologicznej, na oddziale wi臋c nie psychiatrycznym, zapewnia艂o

lecz膮cego ich lekarza, 偶e przenigdy nie poszliby na oddzia艂

psychiatryczny, w艂a艣nie z l臋ku przed wszystkim, co si臋 艂膮czy z

psychiatri膮.

R贸wnie偶 w takich przypadkach terapia winna zaczyna膰 si臋 od

samych korzeni z艂a. A z艂o tkwi w tym, 偶e wszyscy tego pokroju

neurotycy padaj膮 ofiar膮 b艂臋du. Nie wiedz膮, w ka偶dym razie, zanim o

tym im si臋 nie powie, 偶e l臋kaj膮 si臋 czego艣, czego l臋ka膰 si臋,

w艂a艣nie przy swym nerwicowo-natr臋tnym usposobieniu, nie maj膮

偶adnego, nawet najmniejszego, powodu. Mianowicie w艂a艣nie oni nie

mog膮 zachorowa膰 psychicznie, poniewa偶 jest rzecz膮 znan膮 wszystkim

psychiatrom, 偶e ludzie sk艂onni do wyobra偶e艅 natr臋tnych lub na nie

cierpi膮cy s膮 po prost odporni na prawdziwe choroby psychiczne, a

wi臋c na psychozy.

14. Narkoanaliza i psychochirurgia

W ostatnich latach wci膮偶 widzimy, jak alarmuj膮 opini臋 publiczn膮

dwie formy post臋pu w leczeniu zaburze艅 psychicznych. Mam na my艣li

narkoanaliz臋 i psychochirurgi臋. Zaczn臋 od narkoanalizy, znanej

szerokiej opinii publicznej pod zwodniczym okre艣leniem serum

prawdy. Zapytajmy od razu, czy ta nazwa jest s艂uszna, czy chodzi

rzeczywi艣cie, po pierwsze, o serum, o jak膮艣 surowic臋, po drugie, o

prawd臋, kt贸rej si臋 poszukuje. Na oba pytania trzeba z miejsca da膰

odpowied藕 przecz膮c膮. Co do pierwszego, nale偶a艂oby stwierdzi膰, 偶e

leki wstrzykiwane przy zabiegu narkoanalizy nie s膮 偶adn膮 surowic膮,

ale zwi膮zkami chemicznymi, kt贸re niezale偶nie od tego nowego

zastosowania dawno ju偶 by艂y u偶ywane jako 艣rodki nasenne, przede

wszystkim jednak - jako narkotyki. Na pytanie drugie mo偶na by

odpowiedzie膰, 偶e za pomoc膮 narkoanalizy nie zawsze ujawniona bywa,

po pierwsze, pe艂na prawda, za艣, po drugie, czysta prawda.

Po wielu, a偶 nazbyt wielu publikacjach w dziennikach i

czasopismach ilustrowanych mo偶na przyj膮膰 ju偶 za rzecz znan膮, jak w

praktyce odbywa si臋 taka narkoanaliza. Lekarz powoli wstrzykuje

pacjentowi odpowiedni lek do 偶y艂y w zgi臋ciu 艂okcia - tak powoli i

akurat tyle, 偶e pacjent nie ca艂kiem zasypia, lecz mo偶e jeszcze

rozmawia膰 z lekarzem. Lekarz oczekuje, 偶e w tym stanie pacjent

wyka偶e pewne odhamowanie, na tyle mianowicie, 偶e b臋dzie got贸w

m贸wi膰 o rzeczach, kt贸re przedtem, do czasu narkoanalizy,

przemilcza艂, cho膰 w pe艂ni je sobie u艣wiadamia艂.

Narkoanaliza wywodzi si臋 w swym historycznym rozwoju z hipnozy

wywo艂ywanej za pomoc膮 艣rodk贸w nasennych. Swego czasu w

przypadkach, w kt贸rych okazywa艂o si臋 rzecz膮 trudn膮 wprowadzenie

pacjenta dla cel贸w terapeutycznych w stan hipnozy, przyst臋powano

do wywo艂ywania snu hipnotycznego przez uprzednie podanie 艣rodk贸w

nasennych. W czasie drugiej wojny 艣wiatowej psychiatrzy anglosascy

wr贸cili do tych pr贸b. Zacz臋li wszak偶e stosowa膰 je w nerwicach, do

kt贸rych gruntownego leczenia psychoanaliz膮 nie mieli ani dosy膰

czasu, ani dostatecznie wyszkolonego personelu. Byli zmuszeni

pomaga膰 sobie t膮 skr贸con膮 metod膮 psychoterapeutyczn膮. Psychiatrom

wojskowym wprawdzie nie tyle zale偶a艂o na odkrywaniu jakich艣

wypartych do pod艣wiadomo艣ci prze偶y膰 psychicznych, co przede

wszystkim na tak zwanym odreagowaniu, to znaczy, aby pacjent w

narkoanalizie, czyli w sztucznie, za pomoc膮 lek贸w wytworzonym

stanie zamroczenia, prze偶y艂 na nowo ow膮 sytuacj臋, kt贸ra

spowodowa艂a ostre zaburzenia psychiczne, aby prze偶y艂 na przyk艂ad

konflikt sumienia czy stan l臋kowy, do kt贸rego nie chcia艂 si臋

pocz膮tkowo przyzna膰. I to ponowne prze偶ycie idzie w parze z

gwa艂townymi wzruszeniami (krzykami, dr偶eniem, oblewaniem si臋 potem

itd.), kt贸re w pierwotnym, jednorazowym prze偶yciu sytuacji

doprowadzaj膮cej do choroby nie zosta艂y niejako dopuszczone do

g艂osu, na przyk艂ad ze wstydu, czy 偶o艂nierskiego poczucia honoru.

Je艣li abstrahujemy od tego odreagowania, a zwracamy si臋 znowu ku

odkrywaniu nie艣wiadomych, wypartych do pod艣wiadomo艣ci czy tylko

przemilczanych fakt贸w, to nale偶a艂oby raz jeszcze podkre艣li膰, 偶e

przy pr贸bie takiego odkrywania nie wychodzi na jaw ani pe艂na, ani

czysta prawda. Dlaczego niepe艂na? Poniewa偶 pacjent lub m贸wi膮c

og贸lniej osoba b臋d膮ca przedmiotem eksperymentu jest zdolna do

samego ko艅ca (mo偶na tego do艣wiadczalnie dowie艣膰), nawet w

narkoanalizie, przynajmniej cz臋艣ciowo prawd臋 przemilcze膰. A

dlaczego nieczysta prawda? Poniewa偶 kto艣 znajduj膮cy si臋 w

narkoanalizie, jak mo偶na to stwierdzi膰, staje si臋 niezwykle

podatny na sugesti臋, to znaczy w okre艣lonych warunkach daje si臋

ju偶: przez sam spos贸b stawiania pyta艅 sk艂oni膰 do odpowiedzi

stosownej do pytania. A zatem kieruj膮cy eksperymentem, sam o tym

nie wiedz膮c, us艂yszy w odpowiedzi tylko echo tego, co umie艣ci艂 w

pytaniu skierowanym do osoby poddawanej do艣wiadczeniu. O

nieodpartym przymusie z艂o偶enia wyznania nie mo偶e wi臋c by膰 mowy.

Je艣li jednak rzeczywi艣cie dojdzie do wyznania, nie mo偶e r贸wnie偶

by膰 mowy o wyznaniu z ca艂膮 pewno艣ci膮 zgodnym z prawd膮. Tyle co do

samych fakt贸w. Odno艣nie do strony prawnej zagadnienia mog臋 jako

lekarz tylko milcze膰, tym bardziej 偶e do艣膰 wydano orzecze艅 o

niedopuszczalno艣ci, w sensie prawnym, w sensie praw ludzkich,

u偶ywania narkoanalizy w policji czy s膮downictwie. Nawet wyniki

faktycznie przeprowadzonej narkoanalizy nie mog艂yby z om贸wionych

wy偶ej przyczyn by膰 dopuszczone jako dow贸d w procesie.

A teraz co do psychochirurgii, to jest ona w gruncie rzeczy

pewnym odpowiednikiem narkoanalizy. Ta ostatnia polega na

stosowaniu wstrzykni臋膰, psychochirurgia za艣 na dokonywaniu

zabieg贸w operacyjnych. O ile narkoanaliza mia艂a, w sensie

skr贸conego zabiegu, s艂u偶y膰 przede wszystkim leczeniu nerwic, to

psychochirurgia ma wywiera膰 wp艂yw przede wszystkim w psychozach, a

wi臋c nie w l偶ejszych zaburzeniach psychicznych, chorobach

nerwowych, ale g艂贸wnie w tak zwanych chorobach umys艂owych.

Jednak偶e tak jak wyra偶enie "serum prawdy" jest, powtarzam,

niedorzeczne, tak samo zupe艂nie niedorzeczne jest okre艣lenie

"psychochirurgia". Jak gdyby n贸偶 chirurga m贸g艂 kiedykolwiek

dosi臋gn膮膰 czego艣 takiego jak psyche! R贸wnie偶 w operacjach m贸zgu

skalpel nie dociera do duchowej osobowo艣ci cz艂owieka. Dlaczego to

jednak owa tak zwana psychochirurgia spowodowa艂a tyle zamieszania?

Poniewa偶 dotkn臋艂a czu艂ego punktu, powiedzia艂bym nawet: kompleksu

dzisiejszej zbiorowej psyche. Ju偶 narkoanaliza - gdy si臋 pomy艣li o

jej masowym zastosowaniu by艂a czym艣 upiornym. Zapytywano powa偶nie,

dok膮d to si臋 dojdzie, je艣li mo偶na z ka偶dego cz艂owieka w ka偶dym

czasie wydoby膰 ka偶de wyznanie. W stosunku do psychochirurgii,

zapytywano, dok膮d to dojdzie si臋, je艣li rzeczywi艣cie, jak

informuj膮 psychochirurdzy, zabiegami operacyjnymi na m贸zgu mo偶na

zmienia膰 charakter cz艂owieka. Jak widzimy, oba upiory straszliwej

potencjalnej przysz艂o艣ci zdaj膮 si臋 zbiega膰 w og贸lnie zatrwa偶aj膮cej

tendencji, aby z cz艂owieka, b臋d膮cego podmiotem, uczyni膰 bezwolny

przedmiot, aby istot臋 b臋d膮c膮 woln膮 osob膮 zmieni膰 w zwyk艂膮 rzecz, z

kt贸r膮 mo偶na robi膰, co si臋 chce, u kt贸rej mo偶na wymusi膰 wyznania i

wmusi膰 w ni膮 has艂a.

Wiemy ju偶, 偶e to pierwsze nie jest mo偶liwe, nawet za pomoc膮

narkoanalizy. Czy mo偶liwa jest zmiana charakteru za pomoc膮

operacji m贸zgu? W pewnym sensie, i na szcz臋艣cie, tak: gdy偶 w ten

spos贸b mo偶na nie艣膰 pomoc w niekt贸rych okre艣lonych przypadkach

chor贸b psychicznych, i to w艂a艣nie, rzecz wa偶na, w przypadkach

najci臋偶szych. * Aby lepiej to zrozumie膰, trzeba znowu wyj艣膰 od

historii, od pocz膮tk贸w psychochirurgii. Histori臋 tych pocz膮tk贸w

znamy tym lepiej, 偶e pocz膮tk贸w tych, jak i pocz膮tk贸w narkoanalizy,

nale偶y w艂a艣ciwie szuka膰 w Wiedniu. Metod臋 hipnozy za pomoc膮

艣rodk贸w nasennych rozwin臋li profesorowie Kauders i Schilder;

eksperymentalne prace wst臋pne do p贸藕niejszej psychochirurgii

zapocz膮tkowali w Wiedniu, w roku 1932, Potzl i Hoff. Ale ju偶 o

wiele wcze艣niej wiedziano, 偶e szczeg贸lnie przy chorobach p艂ata

czo艂owego m贸zgu wyst臋puj膮 pewne zmiany charakteru, a mianowicie

zale偶nie od umiejscowienia tych zmian w p艂acie czo艂owym

wyst臋powa艂y u pacjenta albo tak zwane obni偶enie nap臋du

psychoruchowego, albo te偶 tak zwana moria, to jest patologiczna

sk艂onno艣膰 do dowcipkowania.

Mimo tej pozytywnej opinii Autora o po偶ytku "psychochirurgii",

chocia偶, tylko w najci臋偶szych przypadkach chor贸b psychicznych,

wypada nadmieni膰, 偶e w Polsce nie stosuje si臋 tzw. leukotomii w

og贸le z powodu jej skutk贸w - nieodwracalnych ju偶 zmian osobowo艣ci

u operowanych. (Przyp. red.)

Mia艂em raz okazj臋 przygl膮dania si臋, jak z ca艂膮 dobitno艣ci膮

pojawia艂o si臋 najpierw obni偶enie nap臋du, a nast臋pnie chorobliwe

dowcipkowanie. Pacjent cierpia艂 mianowicie na guz p艂ata czo艂owego

m贸zgu, guz umiejscowiony w艂a艣nie w tym jego miejscu, kt贸rego

uszkodzenie os艂abia nap臋d. Przy operacji guza z konieczno艣ci

trzeba by艂o z kolei naruszy膰 inne miejsce, kt贸rego uszkodzenie

powoduje u tego typu pacjent贸w wspomnian膮 sk艂onno艣膰 do

dowcipkowania. I tak dosz艂o do tego, 偶e nasz pacjent pocz膮tkowo,

maj膮c jeszcze guz nowotworowy, by艂 ma艂om贸wny i le偶a艂 w 艂贸偶ku

odr臋twia艂y. Ca艂kiem innym sta艂 si臋 jednak, gdy po operacji m贸zgu

wr贸ci艂 do nas z kliniki chirurgicznej. Wykazywa艂 teraz typowy

chorobliwy dowcip. Oto przyk艂ad. Kiedy piel臋gniarka zapyta艂a go: -

No c贸偶, prosz臋 pana, jak d艂ugo by艂 te偶 pan na chirurgii? - ten

rzuci艂 jej w odpowiedzi: - Dok艂adnie tak jak tu, w poliklinice

neurologicznej: 1,72 metra. *

Takie to s膮 niezamierzone skutki operacji m贸zgu. W

psychochirurgii jednak tego rodzaju zmiany, zwane zmianami

osobowo艣ci, bywaj膮 zamierzone. Wprawdzie nie jest tak, jak

wyobra偶a艂 to sobie wielki Moniz. Ten znakomity neurolog

portugalski, kt贸ry otrzyma艂 przed laty Nagrod臋 Nobla, s膮dzi艂

mianowicie, 偶e za pomoc膮 wskazanego przez siebie ci臋cia w istocie

bia艂ej p艂ata czo艂owego m贸zgu, a wi臋c za pomoc膮 tak zwanej

lobotomii (przeci臋cia p艂ata) wzgl臋dnie leukotomii (przeci臋cia

istoty bia艂ej) mo偶na by pokusi膰 si臋 o przerwanie w艂贸kien

nerwowych, kt贸re, jak s膮dzi艂, przewodzi艂y chorobliwe skojarzenia,

na przyk艂ad urojenia. O niczym takim nie mo偶e by膰 mowy, ale, jak

cz臋sto w dziejach lecznictwa, tak i tym razem b艂臋dne czy zgo艂a

naiwne wyobra偶enie teoretyczne doprowadzi艂o do owocnego podej艣cia

praktycznego, a w ko艅cu do odkrycia wzgl臋dnie wynalazku, kt贸ry

spowodowa艂 donios艂y post臋p.

W oryginale nieprzet艂umaczalna gra s艂贸w wynikaj膮ca z tego, 偶e

niemieckie lang oznacza膰 mo偶e zar贸wno - w sensie czasowym -

"d艂ugo", jak i - w sensie przestrzennym - form臋 orzecznikow膮

przymiotnika "d艂ugi". (Przyp. t艂um.)

Co si臋 wi臋c tyczy w szczeg贸lno艣ci zmian charakteru po operacji

wed艂ug Moniza, odnosz膮 si臋 one w istocie tylko do sfery afektywnej

i pop臋dowej, to znaczy, 偶e pacjent, przynajmniej po obustronnej

operacji, nie b臋dzie ju偶 zdolny do tak gwa艂townych wzrusze艅 jak

przed zabiegiem chirurgicznym, oraz b臋dzie te偶 mniej podatny na

nacisk r贸偶norodnych stan贸w pop臋dowych. Pacjent wi臋c w istocie

stanie si臋 bardziej ot臋pia艂y. Nie zapominajmy jednak: kiedy owa

operacja by艂a w og贸le wskazana, a wi臋c jej podj臋cie uprawnione,

chodzi艂o nam przede wszystkim o to, aby go w pewnej mierze uczyni膰

bardziej ot臋pia艂ym i przez to mu w艂a艣nie pom贸c. Kiedy偶 bowiem

podejmuje si臋 w og贸le tego rodzaju operacj臋? Tylko wtedy, gdy

pacjent znajduje si臋 w stanie wyj膮tkowego napi臋cia, gdy udr臋czony

jest z powodu chorobliwie nasilonego pop臋du, b膮d藕 chorobliwego

wewn臋trznego przymusu czy chorobliwego l臋ku, i gdy we wszystkich

tych stanach nie mo偶na by艂o ul偶y膰 mu 偶adnym innym sposobem. Bo jak

zaznacza艂 to ju偶 przed laty profesor Strandky: leukotomia wchodzi

w rachub臋 tylko jako tak zwana ultima ratio, jako ostateczny

ratunek, czyli gdy wypr贸bowano ju偶 wszystkie inne sposoby i

wszystkie zawiod艂y. Jej efekt polega w贸wczas na tym, 偶e l臋k,

wewn臋trzny przymus i pop臋d - ale i nie daj膮cy si臋 偶adnym innym

sposobem z艂agodzi膰 b贸l, jak mawia specjalista, niejako si臋 od

chorego oddala. Jest rzecz膮 jasn膮, 偶e mo偶na w ten spos贸b okaza膰

pomoc cz艂owiekowi, kt贸ry w przeciwnym razie musia艂by znosi膰

nieludzkie udr臋ki. A z tym, 偶e pojawi si臋 tu pewne st臋pienie

uczuciowe, trzeba si臋 z g贸ry pogodzi膰. Idzie bowiem o mniejsze z艂o

w por贸wnaniu z wi臋kszym, od kt贸rego pacjenta uwolnili艣my. Przed

podj臋ciem leukotomii nale偶y zawsze rozwa偶y膰, wywa偶y膰, co daje

pacjentowi lepsz膮 szans臋, a co bardziej utrudni mu warto艣ciowe,

godne cz艂owieka 偶ycie: choroba, z powodu kt贸rej doradzamy

operacj臋, czy zmiana usposobienia, do kt贸rej doprowadzi艂aby

operacja. Je偶eli interwencja chirurgiczna by艂a w og贸le

usprawiedliwiona, ka偶dorazowe szkody i skutki ujemne zr贸wnowa偶膮

si臋 przez korzy艣ci i skutki po偶膮dane.

W ko艅cu tak to ju偶 bywa - zar贸wno gdy chodzi o lekarza, jak i

pacjenta - 偶e przy ka偶dej interwencji chirurgicznej, a nawet przy

ka偶dym lekarstwie, z ca艂膮 艣wiadomo艣ci膮 musimy uwzgl臋dni膰 skutki

p贸藕niejsze, jak i uboczne - i najcz臋艣ciej mo偶emy je uwzgl臋dni膰. A

co do tego, kiedy jaki lek albo operacja warte s膮 ceny, jak膮 si臋

za nie p艂aci, a kiedy jej warte nie s膮, to od tej decyzji lekarz

nigdy nie zdo艂a si臋 uchyli膰. Wprawdzie im wi臋ksze ryzyko, tym

decyzja trudniejsza. Ale w dziedzinie techniki medycznej wiedzie

si臋 ludzko艣ci nie inaczej ni偶 w dziedzinie techniki w og贸le: w

miar臋 jak trafia, nam do r膮k pewna w艂adza, spada na nas tak偶e

okre艣lona odpowiedzialno艣膰.

15. Melancholia

Wielokrotnie m贸wi艂em w pogadankach z tej serii o nerwicach.

Natomiast stosunkowo rzadko by艂a mowa o tych chorobach

psychicznych, jakie si臋 przeciwstawia zaburzeniom nerwowym: mam na

my艣li psychozy, a wi臋c to, co zwyk艂o si臋 nazywa膰 chorobami

umys艂owymi. Porozmawiajmy o nich dzi艣 i nast臋pnym razem,

zaczynaj膮c od pytania, jak mo偶na odr贸偶ni膰 chorob臋 psychiczn膮 w

艣ci艣lejszym tego s艂owa znaczeniu od nerwic, czyli tak zwanych

chor贸b nerwowych.

Jak偶e cz臋sto s艂yszy si臋, jak m贸wi膮 do takiej "nerwowej" osoby: -

Pan powinien po prostu wzi膮膰 si臋 bardziej w gar艣膰. - S艂usznie

jednak wskaza艂 kiedy艣 wielki neurolog Hans von Hattinberg, 偶e z

nerwic膮 mamy przecie偶 do czynienia w艂a艣nie wtedy, gdy samo wzi臋cie

si臋 w karby i skupienie si艂 ju偶 nie jest skuteczne albo nawet w

og贸le mo偶liwe. Wtedy dopiero nerwica zaczyna by膰 chorob膮. W

przeciwnym, razie chodzi艂oby o zwyk艂膮 spraw臋 natury moralnej albo

charakteru, nie za艣 o co艣 klinicznego, chorobliwego. Dop贸ki

jeszcze mo偶na komu艣 albo czyjemu艣 cierpieniu pom贸c radami w

rodzaju: - Winien pan si臋 troch臋 rozerwa膰, oderwa膰 od pracy, albo

zmieni膰 艣rodowisko - dop贸ki taka rada ma jeszcze sens, nie mamy do

czynienia z chorym na nerwic臋. Nie zapominajmy, 偶e nerwica jest

chorob膮 - a neurotyk cz艂owiekiem chorym i nale偶y go leczy膰, nie

za艣 tylko upomina膰.

Tym bardziej dotyczy to, oczywi艣cie, chorych psychicznie,chorych

na psychozy. Od samego pocz膮tku nie wolno nam jednak zapomina膰, 偶e

tak jak w艣r贸d nerwic g艂贸wny ich kontyngent stanowi膮 nerwice l臋kowe

i nerwice natr臋ctw, tak w艣r贸d psychoz rozr贸偶nia si臋 dwa wa偶ne

kr臋gi postaci klinicznych. Po pierwsze, tak zwane (dawniej)

ot臋pienie wczesne, inaczej dementia praecox albo schizofrenia, i

po drugie, tak zwana psychoza maniakalno-depresyjna, o kt贸rej

chcia艂bym dzi艣 pom贸wi膰 obszerniej. Psychoza maniakalno-depresyjna

jest wi臋c psychoz膮, kt贸r膮 z trudem mo偶na by nazwa膰 chorob膮

umys艂ow膮. Raczej chodzi w niej tak naprawd臋 o co艣, co mo偶na

okre艣li膰 tak偶e jako chorob臋 afektywn膮. Chodzi tu o stan

zmienionego nastroju, przede wszystkim o rozstr贸j nacechowany

smutkiem, melancholi膮. Ale bywa tu te偶 przeciwie艅stwo smutku, stan

nadmiernej rado艣ci 偶ycia, przesadnego nap臋du tw贸rczego i

chorobliwego przeceniania siebie.

Pozosta艅my przy tej ostatniej chorobie zwanej mani膮 i zapytajmy,

czym chory tego rodzaju mo偶e w pewnych okoliczno艣ciach zagra偶a膰

sobie czy swemu otoczeniu. C贸偶, nie jest on winien temu, 偶e

przeceniaj膮c siebie szasta pieni臋dzmi na wszystkie strony czy te偶

wdaje si臋 w awanturnicze interesy, kt贸rych nigdy nie ryzykowa艂by

b臋d膮c w nastroju normalnym. Jest rzecz膮 jasn膮, 偶e na czas choroby

nale偶y takiego chorego chroni膰 przed nim samym, na przyk艂ad

oddaj膮c go pod opiek臋, gdy oka偶e si臋 to konieczne.

Dopiero co wspomnia艂em o czasie trwania okre艣lonego stanu

chorobowego, i jest to moment istotny. Zar贸wno bowiem w opisanej

w艂a艣nie manii jak i w jej odpowiedniku dos艂ownie smutnym, w

melancholii, chodzi w istocie rzeczy o obrazy chorobowe

przebiegaj膮ce fazowo. Znaczy to, 偶e mania lub melancholia zaczyna

si臋 i ko艅czy, po czym nast臋puje przerwa, mog膮ca bez zak艂贸ce艅 trwa膰

lata czy nawet dziesi臋ciolecia, kiedy to pacjenci znajduj膮 si臋 w

ca艂kiem normalnym i r贸wnym nastroju, w og贸le wi臋c w艣r贸d otoczenia

niczym nie rzucaj膮 si臋 w oczy. U niekt贸rych znowu pacjent贸w stany

depresyjne, a wi臋c fazy melancholiczne przeplataj膮 si臋 z fazami

podniecenia maniakalnego. A w jeszcze innych przypadkach pojawia

si臋 w ca艂ym 偶yciu w og贸le tylko jeden jedyny okres melancholiczny,

tak 偶e przysz艂y przebieg omawianej tu choroby afektywnej z ca艂膮

pewno艣ci膮 nie daje si臋 na dalek膮 met臋 nigdy przewidzie膰. Ale z tym

wi臋ksz膮 pewno艣ci膮 daje si臋 zawsze przewidzie膰 i przepowiedzie膰, 偶e

dana faza, powiedzmy stan melancholii, z wolna przeminie, i to w

zasadzie - podkre艣lam to z naciskiem nawet bez leczenia, a wi臋c

niejako sama przez si臋. Jest rzecz膮 niema艂ego w ko艅cu znaczenia

zdawa膰 sobie z tego spraw臋 i u艣wiadomi膰 to tak偶e pacjentowi lub

jego bliskim. M贸c wyrazi膰 tak pomy艣ln膮 prognoz臋, nawet w czasie

ostrego stanu chorobowego, nale偶y do najwdzi臋czniejszych moment贸w

praktyki psychiatrycznej. Prosz臋 sobie tylko wyobrazi膰, co to mo偶e

znaczy膰 dla najbli偶szych, je艣li na moich oczach pacjentka biega

tam i z powrotem, w podnieceniu formalnie wyrywa sobie w艂osy z

g艂owy i bez przerwy oskar偶a si臋 o najbardziej nieprawdopodobne

przest臋pstwa - a ja jako lekarz mog臋 mimo to ze stuprocentow膮

pewno艣ci膮 przepowiedzie膰, 偶e ta chora na tak zwan膮 melancholia

agitata, to jest melancholi臋 po艂膮czon膮 z l臋kiem i podnieceniem, ze

swej choroby wyzdrowieje i stanie si臋 taka, jaka by艂a w dniach

zdrowia. Prosz臋 tylko pomy艣le膰, co to znaczy. Bo nawet w przypadku

anginy, zapalenia gard艂a, nie mo偶na postawi膰 pomy艣lnej prognozy z

tak znaczn膮 pewno艣ci膮, gdy偶 ci臋偶kie zapalenie gard艂a mo偶e przecie偶

da膰 czasem w nast臋pstwie go艣ciec stawowy lub jak膮艣 wad臋 serca.

Wprawdzie sam pacjent melancholik nie uwierzy naszej tak

pomy艣lnej prognozie - nie b臋dzie m贸g艂 uwierzy膰 - do objaw贸w

melancholii nale偶y i ten sceptycyzm, pesymizm. Zawsze znajdzie

jaki艣 w艂os w zupie, a na sobie te偶 nie pozostawi suchej nitki!

Przypominam sobie pewn膮 pacjentk臋, kt贸ra dawno temu, przed

trzydziestu pi臋ciu laty, siedzia艂a przede mn膮 i w stanie

melancholii skar偶y艂a si臋, 偶e jest nieuleczalnie chora. Na moim

stole le偶a艂o jednak 35 kart historii choroby jednej i tej samej,

tej偶e w艂a艣nie pacjentki. Ju偶 35 razy mia艂a ona fazy melancholiczne

i za ka偶dym razem wraca艂a w pe艂ni do zdrowia w przeci膮gu niewielu

tygodni. Trzyma艂em jej te karty przed oczyma, ale m贸wi艂em jak do

g艂uchej. Argumenty, apele do rozs膮dku w ci臋偶kich przypadkach

prawdziwej melancholii po prostu nie dzia艂aj膮. Kontrargumenty nie

trafi膮 do takich chorych, w 偶adnym wypadku ich nie uspokoj膮, a to

z prostego powodu: psychoza afektywna pojawia si臋 sama bez

jakichkolwiek powod贸w, motyw贸w. Melancholia, przynajmniej w

poj臋ciu specjalisty psychiatry, zaczyna si臋 dopiero w tym punkcie,

w kt贸rym niewa偶ne s膮 wszelkie motywy i 偶adna zewn臋trzna czy

wewn臋trzna przyczyna nie t艂umaczy smutku melancholika. Melancholia

i w og贸le psychoza maniakalno-depresyjna - jak ka偶da psychoza w

w臋偶szym tego s艂owa znaczeniu - nie jest bowiem, praktycznie

bior膮c, uwarunkowana psychicznie, lecz spowodowana czym艣

cielesnym. Oczywi艣cie moment psychiczny mo偶e uczynni膰 poszczeg贸ln膮

faz臋 melancholii, ale przyczyna wyzwalaj膮ca nie jest jeszcze

istotn膮 przyczyn膮 choroby.

Jak bardzo nawroty czy to chorobliwego smutku, czy chorobliwej

weso艂o艣ci s膮 na poz贸r niezale偶ne od niczego, jak ma艂o u pacjenta z

psychoz膮 maniakalno-depresyjna nastroje zale偶膮 od okoliczno艣ci

zewn臋trznych - o tym przekona艂em si臋 w spos贸b naoczny i do g艂臋bi

poruszaj膮cy na przyk艂adzie pewnego pacjenta, kt贸ry w obozie

koncentracyjnym Dachau przechodzi艂 faz臋 maniakaln膮. By艂 w贸wczas -

przynajmniej relatywnie i mimo wszystko - w dobrym nastroju, by po

zwolnieniu czy wyzwoleniu z obozu i bezpo艣rednio przed upragnion膮

podr贸偶膮 do Ameryka, pogr膮偶y膰 si臋 w najg艂臋bszej melancholii.

Ta niezale偶no艣膰 chorobowego stanu psychicznego od zdarze艅 i

prze偶y膰 jest naturalnie czym艣, na co winni艣my zwr贸ci膰 choremu

uwag臋. Jedna bowiem z charakterystycznych cech rzeczywistej

melancholii, a wi臋c smutku i depresji uwarunkowanych ciele艣nie, a

nie psychicznie, polega na tym, 偶e pacjent sk艂onny jest do

czynienia sobie najgwa艂towniejszych wyrzut贸w z najbardziej b艂ahych

powod贸w. St膮d bierze si臋, 偶e tacy pacjenci - w przeciwie艅stwie na

przyk艂ad do chorych na nerwice depresyjne czy zgo艂a histeryk贸w

prawie nigdy nie staraj膮 si臋 ci膮gn膮膰 zysk贸w ze swego cierpienia

czy je wykorzystywa膰, na przyk艂ad tyranizuj膮c otoczenie albo

stwarzaj膮c sobie pretekst do uchylania si臋 od wszelkich

zobowi膮za艅. Prawdziwy melancholik - przeciwnie - oskar偶a si臋 o to,

偶e staje si臋 ci臋偶arem dla otoczenia, 偶e nie jest godny tego, aby

偶y膰 i by膰 leczonym - ju偶 cho膰by dlatego, 偶e wcale nie jest

naprawd臋 chory. M贸wi膰 takiemu pacjentowi, 偶e za ma艂o si臋 stara

panowa膰 nad sob膮, to dla艅, przy jego nastroju, prawdziwa trucizna.

Takie wyrzuty to tylko woda na m艂yn jego typowych chorobliwych

samooskar偶e艅. Dlatego jest rzecz膮 wa偶n膮, aby laik, a laikiem jest

ka偶dy nielekarz, powstrzymywa艂 si臋 od dyletanckich pr贸b

pocieszania chorego czy cho膰by tylko dodawania mu zach臋ty i

odwagi. Efekty kuracji ze strony takich psychoterapeut贸w-amator贸w

mog艂yby 艂atwo sta膰 si臋 katastrofalne.

W艂a艣ciwa terapia opiera si臋 tu, jak wsz臋dzie, na w艂a艣ciwym

rozpoznaniu, a rozpozna膰 melancholi臋, czyli odr贸偶ni膰 j膮 od jakiej艣

nerwicy czy nerwicowego stanu depresyjnego, mo偶e tylko fachowiec.

Mo偶e stwierdzi膰 te偶 przypadek nietypowy, na przyk艂ad kiedy na

pierwszym planie obrazu chorobowego znajduje si臋 nie smutek, lecz

- jak to cz臋sto bywa - og贸lne zahamowanie albo podniecenie l臋kowe.

Przede wszystkim jednak tylko do艣wiadczony fachowiec mo偶e

zdecydowa膰, czy w konkretnym przypadku zachodzi niebezpiecze艅stwo

samob贸jstwa, czy nie. Gdyby mianowicie takie niebezpiecze艅stwo

grozi艂o, mog艂oby okaza膰 si臋 rzecz膮 wskazan膮 umie艣ci膰 pacjenta

przej艣ciowo, na czas jego melancholicznej fazy, w zak艂adzie, w

kt贸rym jest tak intensywnie leczony, 偶e z przesytu 偶yciem nie

pr贸buje sobie 偶ycia odebra膰. W takich ci臋偶kich przypadkach - kt贸re

na szcz臋艣cie s膮 stosunkowo rzadkie - wskazana te偶 by膰 mo偶e kuracja

za pomoc膮 przepuszczenia przez m贸zg pr膮du elektrycznego, czyli

metoda wstrz膮s贸iw elektrycznych. W艂a艣nie w ten spos贸b, je艣li

wcze艣niej nie pomog艂y lekarstwa, udaje si臋 nastr贸j chorego

stopniowo rozja艣ni膰, przede wszystkim za艣 przyt艂umi膰 podniecenie.

W艣r贸d tych fizycznych i chemicznych metod leczniczych nie wolno

jednak偶e zapomina膰 o czynniku najwa偶niejszym i centralnym, nie

tylko przy zaburzeniach nerwicowych, ale tak偶e psychotycznych,

mianowicie o psychoterapii, o pociesz臋 psychicznej. Psychoterapia

melancholii wymaga zreszt膮 osobnego ukierunkowania, zupe艂nie

innego ni偶 psychiczne leczenie nerwicowych stan贸w depresyjnych. W

melancholii wa偶ne jest mianowicie, aby przyuczy膰 pacjenta do dw贸ch

rzeczy: 1. zaufania do stuprocentowo pewnej prognozy, jak膮

przecie偶 lekarz ma prawo mu postawi膰, 2. cierpliwo艣ci, mianowicie

cierpliwo艣ci wobec samego siebie - w艂a艣nie ze wzgl臋du na pomy艣lne

rokowanie. I cho膰by nie wiadomo jak bardzo uwa偶a艂, 偶e albo nie

jest chory, a tylko, zgodnie ze swoimi chorobliwymi

samooskar偶eniami, nikczemny, albo te偶 偶e jest chory, i to chory

nieuleczalnie - ostatecznie przecie偶 uczepi si臋 s艂贸w swego lekarza

i zawartej w nich nadziei. I tak w ko艅cu b臋dzie w stanie pozwoli膰

swej melancholii przep艂yn膮膰 jak chmura, kt贸ra wprawdzie mo偶e

przes艂oni膰 s艂o艅ce, ale nie pozwala zapomnie膰, 偶e mimo to s艂o艅ce

istnieje; tak samo uczepi si臋 te偶 melancholik my艣li, 偶e jego

choroba mo偶e wprawdzie zaciemni膰 sens i warto艣膰 jego egzystencji,

tak 偶e ani w 艣wiecie, ani w sobie nie znajdzie niczego, co mog艂oby

jeszcze nada膰 偶yciu warto艣膰 - ale i to jego za艣lepienie na

warto艣ci przeminie i r贸wnie偶 on dojrzy w sobie odblask tego, co

poeta Richard Dehmel ubra艂 niegdy艣 w s艂owa: "Sp贸jrz: z b贸lem

doczesno艣ci - igra wieczysta b艂ogo艣膰".

16. Schizofrenia

Poprzednim razem m贸wi艂em o jednym z dw贸ch najwa偶niejszych

klinicznych kr臋g贸w chor贸b psychicznych, mianowicie o kr臋gu

maniakalno-depresyjnym, a wi臋c g艂贸wnie o melancholii. Tym razem ma

by膰 mowa o drugim kr臋gu, o kr臋gu schizofrenii. W j臋zyku niemieckim

zazwyczaj nazywa si臋 t臋 psychoz臋 m艂odzie艅cz膮 chorob膮 psychiczn膮.

Jednak wyra偶enie to wprowadza w b艂膮d o tyle, 偶e tak zwana psychoza

m艂odzie艅cza wyst臋puje nie tylko w m艂odo艣ci. Podobnie ma si臋 sprawa

z 艂aci艅sk膮 nazw膮 tej psychozy, wprowadzon膮 przez dawn膮

psychiatri臋: dementia praecox. (T臋 nazw臋, jak si臋 zdaje, mia艂

r贸wnie偶 na oku, by nie powiedzie膰: w uszach, pisarz Kurt

Tucholsky, kiedy wspomnia艂 raz o tym, 偶e psychiatrzy znaj膮 nie

tylko imiona, ale i nazwiska chor贸b; prawdopodobnie dementia

praecox brzmia艂a mu w uszach jak Krescencja Pr鈥瀏arten.) Dementia

praecox znaczy tyle co ot臋pienie wczesne - tak jak gdyby po

uko艅czeniu lat m艂odo艣ci by艂o ono ju偶 czym艣 normalnym.

W rzeczywisto艣ci w przypadku schizofrenii w og贸le nie chodzi o

proces ot臋pienny, a wi臋c o 偶adne obni偶enie zdolno艣ci

intelektualnych. Sk膮d pochodzi zatem wyra偶enie schizofrenia, kt贸re

zdoby艂o dzi艣 na og贸艂 prawo obywatelstwa? W przek艂adzie z greckiego

by艂aby to psychoza rozszczepienna. S艂owo to zawdzi臋cza swoje

powstanie dawnej psychologii asocjacyjnej, kojarzenia wyobra偶e艅,

pod kt贸rej wp艂ywem psychiatra zuryski Eugen Bleuler uzna艂, 偶e w

schizofrenii usamodzielniaj膮 si臋, odszczepiaj膮 zespo艂y wyobra偶e艅.

W 偶adnym razie jednak tej chorobie psychicznej nie towarzyszy

rozszczepienie osobowo艣ci ani te偶 nie mo偶na upatrywa膰 w tym jej

istoty. Podkre艣lam to, poniewa偶 tego rodzaju nieporozumienia s膮

zaiste szeroko rozpowszechnione. I tak przypominam sobie siostr臋

pewnego pacjenta schizofrenika, kt贸ra nie by艂a wprawdzie lekark膮,

ale b膮d藕 co b膮d藕 psychologiem, i przy okazji porady zapyta艂a mnie,

czy schizofrenia brata nie pochodzi z jakiego艣 uszkodzenia

czaszki. - Wie pan, panie doktorze, kiedy艣 w szkole 艣redniej

zdzieli艂 go kolega rysownic膮 po g艂owie; czy nie mog艂o w贸wczas

doj艣膰 do rozszczepienia ja藕ni? - Ot贸偶 co艣 takiego nie by艂o

oczywi艣cie mo偶liwe.

Ale i z tak zwanym rozdwojeniem ja藕ni, tak ulubionym jako temat

filmu i powie艣ci, schizofrenia ma bardzo ma艂o wsp贸lnego. R贸wnie偶

na to chcia艂bym wskaza膰 z okre艣lonego powodu. Prosz臋 zauwa偶y膰, 偶e

do istoty lat dojrzewania nale偶y i to, 偶e m艂ody cz艂owiek, niepewny

co do samego siebie, intensywnie si臋 obserwuje. "Zwei Seelen

wohnen, ach, in meiner Brust - Dwie dusze we mnie 偶yj膮 w wiecznym

sporze" * - zwyk艂 on wtedy m贸wi膰; jedna gra jak aktor na scenie,

druga przygl膮da mu si臋 z boku. Cz艂owiek w tym stanie narzeka, 偶e

wci膮偶 jest w艂asnym obserwatorem, i wskutek tego rozdwojonym,

rozszczepionym na obserwatora i aktora. Wszelako jest to jeszcze

ca艂kowicie w granicach normy i nie ma w og贸le nic wsp贸lnego ze

schizofreni膮. Ta sk艂onno艣膰 do samoobserwacji charakteryzuje raczej

osob臋 wykazuj膮c膮 pewn膮 sk艂onno艣膰 do nerwicy natr臋ctw, a je艣li przy

tym obawia si臋 ona, 偶e sk艂onno艣膰 do nadmiernej dociekliwo艣ci

mog艂aby pewnego dnia wyrodzi膰 si臋 w chorob臋 psychiczn膮, to mog臋 to

z艂udzenie zburzy膰 i obawy usun膮膰. Do艣wiadczenie bowiem uczy, 偶e

w艂a艣nie jednostki sk艂onne do nerwicy natr臋ctw odporne s膮 na

prawdziwe choroby psychiczne.

A teraz zwr贸膰my si臋 do poszczeg贸lnych postaci "schizofrenii".

Psychiatra rozr贸偶nia przede wszystkim trzy ich rodzaje:

hebefreni臋, katatoni臋 i schizofreni臋 paranoidaln膮. Hebefrenia

odznacza si臋 wczesnym pocz膮tkiem i powolnym przebiegiem choroby.

Schizofrenia paranoidalna stanowi jej posta膰 najwa偶niejsz膮.

Pojawiaj膮 si臋 w niej urojenia, z pocz膮tku zazwyczaj urojenia

odnosz膮ce si臋 do w艂asnych wysokich koneksji - chory czuje si臋

艣ledzony - w ko艅cu za艣 urojenia prze艣ladowcze. Znamienny przy tym

jest tak zwany system urojeniowy, polegaj膮cy na tym, 偶e pacjenci

nie tylko odnosz膮 do siebie najniewinniejsze wok贸艂 siebie zaj艣cia

- co艣 podobnego zdarza si臋 ostatecznie i w zaburzeniach

nerwicowych - lecz schizofrenicy paranoidalni czuj膮 si臋 wtedy

prze艣ladowani przez wrog贸w, przy czym domniemanych wrog贸w zawsze

艂膮cz膮 wzajemnie ze sob膮.

Goethe, Faust, cz. I, przek艂ad Feliksa Konopki.

Nierzadko trafiaj膮 si臋 w schizofrenii, szczeg贸lnie za艣 w jej

postaci paranoidalnej, obok uroje艅 tak偶e z艂udzenia zmys艂owe, tak

zwane halucynacje, i to g艂贸wnie halucynacje s艂uchowe. Chorzy

uskar偶aj膮 si臋 przede wszystkim, 偶e s艂ysz膮 g艂osy, kt贸re komentuj膮

ich post臋powanie i zachowanie z艂o艣liwymi lub szyderczymi uwagami,

albo te偶 wydaj膮 im rozkazy. Takie stany s膮 niekiedy dla samego

pacjenta r贸wnie dr臋cz膮ce, jak dla otoczenia niebezpieczne. W

schizofrenii paranoidalnej pewn膮 rol臋 graj膮 tak偶e tak zwane

halucynacje kinestetyczne, to jest ruchowo-czuciowe. Tego rodzaju

chorzy daj膮 do zrozumienia, 偶e poddawani s膮 dzia艂aniu aparat贸w

wysy艂aj膮cych jakie艣 fale albo oddzia艂ywaniu dziwnych pr膮d贸w, a za

wszystkim tym maj膮 si臋 ukrywa膰 w艂a艣nie ich wrogowie. Co wi臋cej,

nierzadko uskar偶aj膮 si臋 na to, 偶e ich my艣li nie s膮 ich w艂asnymi

my艣lami, ale s膮 im narzucane, a ich wola jest pod cudzym wp艂ywem.

艁atwo zrozumie膰, 偶e tacy pacjenci staraj膮 si臋 ex post swe osobliwe

prze偶ycia samodzielnie wyja艣ni膰, dochodz膮c do przekonania, 偶e byli

pod dzia艂aniem hipnozy, ewentualnie "zdalnej hipnozy" (czego w

og贸le nie ma). W dawnych czasach schizofrenicy wyk艂adali sobie

naturalnie swe prze偶ycia inaczej: uwa偶ali si臋 na przyk艂ad za

op臋tanych, op臋tanych przez z艂e duchy.

W ko艅cu te偶 mo偶e u schizofrenik贸w rozwin膮膰 si臋 urojenie

wielko艣ci. Niezwykle rzadko jednak trafia si臋 taki chory typu

schizofrenicznego, jakim laik zazwyczaj sobie wyobra偶a psychicznie

chorego. Przynajmniej wtedy, kiedy - przed laty pe艂ni艂em s艂u偶b臋 w

du偶ym zak艂adzie psychiatrycznym i przez moje r臋ce, 偶e si臋 tak

wyra偶臋, przewin臋艂y si臋 tysi膮ce chorych psychotycznych - ot贸偶 przez

wszystkie te lata nie spotka艂em ani jednego chorego, kt贸ry w swoim

urojeniu podawa艂by si臋, na przyk艂ad, za cesarza chi艅skiego.

R贸wnie偶 b艂臋dne jest wyobra偶enie laika, jakoby ci臋偶ko chory

psychicznie mia艂 stale napady sza艂u. Trafiaj膮 si臋 one tylko w

pewnych stanach choroby, i to w okre艣lonych okresach, a wi臋c tylko

przej艣ciowo. Zewn臋trzny spok贸j nie powinien jednak zwodzi膰 nas co

do powagi sytuacji i konieczno艣ci w takim wypadku umieszczenia

chorego w szpitalu oraz poddania go intensywnemu leczeniu. To

bowiem, o czym najbli偶si tak cz臋sto m贸wi膮: 偶e pacjenci nie mog膮

by膰 chorzy psychicznie, bo przecie偶 rozpoznaj膮 swoich bliskich i

wszystko sobie dok艂adnie przypominaj膮 - samo to nie zaprzecza

jeszcze rozpoznaniu specjalistycznemu. Niepoznawanie otoczenia i

zaburzenie postrzegania trafia si臋 bowiem w schizofrenii, tej

najcz臋stszej i pod wzgl臋dem spo艂eczno-lekarskim najwa偶niejszej

chorobie psychicznej, tylko w zupe艂nie wyj膮tkowych przypadkach.

Zauwa偶my nawiasem: to, co arty艣ci kabaretowi zwykli przedstawia膰

jako g艂贸wn膮 cech臋 charakterystyczn膮 psychicznie chorego,

mianowicie dziwaczne drgania twarzy, nie jest w og贸le oznak膮

zaburzenia psychicznego, lecz niewinnym objawem, kt贸ry mo偶e z

najr贸偶niejszych przyczyn wyst臋powa膰 u ludzi ca艂kowicie normalnych,

kt贸rzy nie musz膮 nawet by膰 "nerwowi" w sensie tradycyjnym.

Pozostaje jeszcze wymieni膰 trzeci膮 posta膰 zaburze艅

schizofrenicznych, mianowicie katatoni臋, psychoz臋, kt贸r膮

znamionuje stan silnego napi臋cia, wyst臋puj膮c膮 stosunkowo

najostrzej, a wi臋c szybko si臋 pojawiaj膮c膮, ale r贸wnie szybko

przemijaj膮c膮 - aby ewentualnie po latach znowu powr贸ci膰. I jak w

melancholii wyst臋puje stan zahamowania, tak tu, w katatonii - stan

tak zwanego zatamowania. Katatonicy prawie si臋 nie poruszaj膮, nie

odpowiadaj膮 na pytania - le偶膮, siedz膮 lub stoj膮 odr臋twiali,

oniemiali. Zatamowanie to mo偶e zreszt膮 nieoczekiwanie zosta膰

przerwane przez tak zwany katatoniczny raptus, nag艂y stan

podniecenia. Zwa偶cie jednak, panie i panowie, 偶e gdy powstaje

problem, czy w konkretnym przypadku mo偶e wyst膮pi膰 takie nag艂e

podniecenie, czy nie, a nawet czy w og贸le chodzi akurat o

zatamowanie schizofreniczne, czy o zahamowanie melancholiczne - to

rozstrzygn膮膰 taki problem mo偶e tylko specjalista psychiatra. Od

jego decyzji zale偶y wiele, na przyk艂ad, czy pacjenta zwolni膰 i

odda膰 pod opiek臋 domow膮, albo skierowa膰 na urlop, czy te偶

pozostaj膮cego w domu przekaza膰 pod opiek臋 szpitala

psychiatrycznego. U rzeczywistych schizofrenik贸w b臋dzie to na og贸艂

konieczne ju偶 cho膰by dlatego, 偶e tak piln膮 i decyduj膮c膮 o

prognozie wczesn膮 kuracj臋 przeprowadzi膰 mo偶na jedynie w szpitalu.

Mam na my艣li leczenie du偶ymi dawkami insuliny albo wstrz膮sami

elektrycznymi. Te rodzaje terapii zapocz膮tkowa艂y now膮 epok臋 w

psychiatrii i prognoza w schizofrenii sta艂a si臋 ju偶 nieco

pomy艣lniejsza. * Ta nowa epoka mia艂a sw贸j pocz膮tek w Klinice

Wiede艅skiej, kt贸ra pozostawa艂a w贸wczas pod kierownictwem mego

wielkiego mistrza, profesora P鈥漷zla.

Nie chc臋 bli偶ej wnika膰 we wspomniane ani mo偶liwe inne metody

kuracji, jak na przyk艂ad leukotomia, czyli stosowanie w

schizofrenii metody operacyjnej, a szczeg贸lnie w tych, w kt贸rych

wspomniany ju偶 moment napi臋cia wysuwa si臋 na czo艂o obrazu choroby.

Jedn膮 rzecz nale偶y w ka偶dym razie zaleci膰 w przypadkach

schizofrenii: oddzia艂ywanie psychologiczne lekarza, psychoterapi臋.

Wprawdzie my, europejscy psychiatrzy, nie podzielamy tak

rozpowszechnionego gdzie indziej pogl膮du, 偶e schizofrenia jest w

istocie swej zjawiskiem psychogennym, a wi臋c 偶e rodzi si臋 na tle

psychicznym, jako odmiana nerwicy, jednak偶e uwa偶amy psychoterapi臋

za jeden z najwa偶niejszych i decyduj膮cych 艣rodk贸w jej leczenia. I

cho膰by si臋 uwa偶a艂o czynnik predyspozycji, moment dziedziczno艣ci,

za wsp贸艂czynnik i cz臋艣ciow膮 przyczyn臋 schizofrenii, to zgodnie z

rad膮 Rudolfa Allersa nale偶y przynajmniej post臋powa膰 tak, jakby

dziedzicznej predyspozycji nie by艂o i mo偶liwo艣ci oddzia艂ywania

psychicznego by艂y nieograniczone - jedynie w贸wczas mo偶na mie膰

pewno艣膰, 偶e wyczerpa艂o si臋 rzeczywi艣cie istniej膮ce mo偶liwo艣ci

leczenia.

Obecnie wspomniane przez autora metody leczenia insulin膮 i

wstrz膮sami elektrycznymi stosuje si臋 tylko wyj膮tkowo. Wypar艂a je,

jak w innych specjalno艣ciach medycznych, farmakoterapia 艣rodkami

taw. psychotropowymi, bardziej oszcz臋dzaj膮cymi chorego. (Przyp.

red.)

Rozumie si臋 chyba samo przez si臋, 偶e psychoterapia winna w

psychozach przybra膰 zupe艂nie inny charakter ani偶eli w nerwicach.

Winna zwraca膰 si臋 ku temu, co pozosta艂o zdrowe w chorym, aby

wsp贸lnie z nim zwalcza膰 chorob臋. Psychiatra wiede艅ski Heinrich

Kogerer by艂 pierwszym, kt贸ry nam wskaza艂 pewn膮 drog臋, zwracaj膮c

uwag臋 na szczeg贸lne znaczenie przywracania pacjentowi zaufania. W

wielu wypadkach przez wzbudzanie zaufania mo偶na w og贸le zapobiec,

mimo istniej膮cej predyspozycji, wybuchowi schizofrenii.

Wszelako zadaniem lekarza jest nie tylko zapobiega膰 i leczy膰,

ale obok leczenia chorych uleczalnych r贸wnie偶 opiekowa膰 si臋

chorymi nieuleczalnie. Szpitale dla psychicznie chorych nazywaj膮

si臋 wszak偶e zak艂adami leczniczymi i opieku艅czymi. * Lekarz winien

r贸wnie偶 wtedy, gdy ju偶 nie mo偶e pom贸c, nauczy膰 siebie i innych

jednej rzeczy: aby nawet w ko艅cowym stadium schizofrenii nie

odmawia膰 g艂臋bokiego szacunku na poz贸r wypalonej ruinie ludzkiej

istoty. Bo cho膰by taki stary pensjonariusz zak艂adu by艂 ju偶 istot膮

pozbawion膮 wszelkiej warto艣ci u偶ytecznej, to ta ludzka istota

zachowa艂a nadal sw膮 ludzk膮 godno艣膰.

W krajach j臋zyka niemieckiego nazwa od dawna przyj臋ta: Heil -

und Pflegeanstalt.

17. L臋k cz艂owieka przed samym sob膮

Jak wiadomo, nazwano nasz wiek - wiekiem l臋ku. B臋dzie wi臋c

rzecz膮 stosown膮 porozmawia膰 o l臋ku wsp贸艂czesnego cz艂owieka przed

samym sob膮. Temat jest aktualny w szerokim sensie i w艂a艣nie na

okres naszego stulecia.

Dalsze to ju偶 zagadnienie, do czego 贸w l臋k si臋 odnosi, czego

cz艂owiek si臋 l臋ka. Odpowied藕 na to pytanie stara艂a si臋 da膰 przede

wszystkim wsp贸艂czesna filozofia egzystencjalna, stwierdzaj膮c, 偶e

wszelki l臋k jest ostatecznie l臋kiem przed nico艣ci膮.

R贸wnie偶 psychoterapia musi chc膮c nie chc膮c zaj膮膰 si臋 problemem

l臋ku. A jako psychiatrzy wiemy niema艂o o tym, jak膮 rol臋 gra l臋k w

ludzkim 偶yciu. Zazwyczaj odnosi si臋 on do wszystkiego, co mog艂oby

偶yciu zagrozi膰, przede wszystkim do gro偶膮cej nam 艣mierci. To, co

lekarz nazywa hipochondri膮, nie jest niczym innym jak poniek膮d

skupieniem, kondensacj膮 og贸lnego l臋ku w poszczeg贸lnym narz膮dzie,

niejako w j膮drze ka偶dorazowej obawy. Z chwil膮 bowiem, kiedy l臋k

ju偶 nie odnosi si臋 og贸lnie do nico艣ci, lecz raczej do czego艣

konkretnego, do choroby, z chwil膮 gdy koncentruje si臋 na danej

chorobie i w ten spos贸b si臋 konkretyzuje, l臋k staje si臋 strachem,

obaw膮. Rozr贸偶nienie to zreszt膮, po raz pierwszy sformu艂owane przez

Zygmunta Freuda, tw贸rc臋 psychoanalizy, da si臋 ostatecznie

wyprowadzi膰 od Kierkegaarda, ojca egzystencjalizmu. *

Strach przed chorob膮 to sprawa szczeg贸lna. Strach ten po prostu

przyci膮ga to, czego si臋 boimy. Stwierdzono kiedy艣, 偶e wi臋kszo艣膰

wypadk贸w utoni臋cia odnie艣膰 mo偶na w艂a艣ciwie do tego, 偶e ton膮cy

przerazi艂 si臋 mo偶liwo艣ci utoni臋cia. Je艣li 偶yczenie jest ojcem

my艣li, to mo偶na by te偶 powiedzie膰: obawa jest matk膮 wypadku.

Dotyczy to tak偶e wypadku chorobowego. To czego kto艣 si臋 obawia,

czego ze strachem oczekuje, to te偶 mu si臋 przytrafia. Kto mocno

obawia si臋 zarumienienia, ten ju偶 si臋 czerwieni. Kto boi si臋

oblania potem, temu w艂a艣nie ta obawa wyciska ze sk贸ry zimny pot.

My psychiatrzy znamy ten mechanizm l臋ku oczekiwania. Chodzi tu o

kr膮g i艣cie diabelski: jakie艣 samo w sobie niewinne zak艂贸cenie

zdrowia, kt贸re jako takie by艂oby czym艣 przej艣ciowym, rodzi obawy,

obawy pot臋guj膮 to zak艂贸cenie, a spot臋gowane umacnia pacjenta w

jego obawach. Diabelski kr膮g zamyka si臋, wi臋偶膮c pacjenta,

przynajmniej do chwili wkroczenia lekarza.

Autora Boja藕ni i dr偶enia, Frygt og Baeven. (Przyp. t艂um.)

Momentem najbardziej diabelskim w tym kr臋gu jest to, 偶e l臋kliwe

oczekiwanie zawsze prowadzi do intensywnej samoobserwacji.

Pomy艣lmy tylko o j膮kale: trwo偶nie obserwuje on w艂asn膮 wymow臋, i

ju偶 ta samoobserwacja zak艂贸ca mu mow臋 i zahamowuje go. Albo

pomy艣lmy o kim艣, kto na gwa艂t, kurczowo usi艂uje zasn膮膰: napi臋cie,

z jakim kieruje swoj膮 uwag臋 na za艣ni臋cie, samo je uniemo偶liwia.

Mo偶e nawet si臋 zdarzy膰, 偶e kto艣 taki nagle budzi si臋 z

osi膮gni臋tego ju偶 snu z my艣l膮: - Zdaje mi si臋, 偶e przed za艣ni臋ciem

chcia艂em jeszcze co艣 za艂atwi膰. Racja, chcia艂em przecie偶 zasn膮膰!

Do rzeczy, kt贸rych tak bardzo neurotyk si臋 l臋ka, nale偶y wi臋c sam

l臋k. Psychiatra m贸wi w tym kontek艣cie o l臋ku przed l臋kiem.

Neurotyk zdaje si臋 potwierdza膰 przekonanie Franklina Delano

Roosevelta, kt贸ry powiedzia艂 kiedy艣: Niczego nie trzeba nam si臋

tak bardzo l臋ka膰 jak samego l臋ku. Znany jest na przyk艂ad obraz

chorobowy tak zwanej agorafobii, l臋ku przestrzeni. Je艣li wypyta膰

tego rodzaju pacjent贸w, to w wi臋kszo艣ci przypadk贸w oka偶e si臋, i偶

przede wszystkim boj膮 si臋, 偶e ich trwo偶ne podniecenie mog艂oby

doprowadzi膰 do udaru serca czy m贸zgu albo do zapa艣ci, zas艂abni臋cia

na pustej ulicy.

Tak jak chory na nerwic臋 l臋kow膮 boi si臋 swojego l臋ku, tak chory

na nerwic臋 natr臋ctw - swoich natr臋ctw, swoich wyobra偶e艅

natr臋tnych: upatruj膮c w nich zapowiedzi czy zgo艂a oznaki

zaburzenia umys艂owego. Tacy godni po偶a艂owania ludzie widz膮 ju偶

siebie, jak zwykli m贸wi膰, l膮duj膮cych w okratowanej celi albo -

je艣li ogl膮dali film pod tym tytu艂em - w K艂臋bowisku 偶mij.

Dla chorego na nerwic臋 natr臋ctw jest to jednak tragiczne

nieporozumienie. Bo je艣li istnieje jaka艣 grupa chorych po prostu

uodpornionych na powa偶ne choroby psychiczne, to s膮 nimi w艂a艣nie

ci, co cierpi膮 na wyobra偶enia natr臋tne, albo ci, kt贸rzy s膮 do nich

sk艂onni. Jednak偶e chorobliwy i przesadny l臋k przed chorob膮

psychiczn膮 jest wyobra偶eniem natr臋tnym, i trzeba tego rodzaju

chorym wyja艣ni膰, 偶e jako uodpornieni przez t臋 nerwic臋 przed

psychozami, s膮 od nich bezpieczni: cho膰by najbardziej si臋 ich

l臋kali, nie mog膮 w 偶adnym razie zachorowa膰 psychicznie.

Chory na nerwic臋 natr臋ctw boi si臋 jeszcze czego艣. Boi si臋, 偶e

m贸g艂by kt贸rego艣 dnia zacz膮膰 krzycze膰 w teatrze czy ko艣ciele albo,

pozostawiony w jakim艣 pomieszczeniu sam z innymi lud藕mi, rzuci膰

si臋 na nich - dlatego tacy pacjenci celowo chowaj膮 no偶e, widelce i

no偶yce pod kluczem. Albo te偶 boj膮 si臋 przebywa膰 na wy偶szych

pi臋trach w pobli偶u okien z obawy, aby nie ulec nag艂ej pokusie

rzucenia si臋 w d贸艂. Jednak偶e i tych z艂udze艅 wolno i nale偶y ich

pozbawi膰. W艣r贸d wielu bowiem ludzi, kt贸rzy kiedykolwiek sami

odebrali sobie 偶ycie, nie by艂o z pewno艣ci膮 ani jednego, kt贸ry by

pope艂ni艂 taki czyn pod wp艂ywem my艣li natr臋tnej, a wi臋c obr贸ci艂 w

czyn natr臋tne wyobra偶enie. I nigdy jeszcze nie spad艂 nikomu w艂os z

g艂owy ze strony kogo艣 cierpi膮cego na wyobra偶enie natr臋tne, i偶

m贸g艂by kogo艣 innego chwyci膰 za gard艂o.

Wyszli艣my od l臋ku przed 艣mierci膮. Ju偶 on sam jest w艂a艣ciwie

l臋kiem przed nico艣ci膮. Jednak偶e nico艣膰, kt贸rej cz艂owiek si臋 l臋ka,

jest nie tylko na zewn膮trz niego, ale i w nim samym. I nie tylko,

aby u偶y膰 tytu艂u popularnej ksi膮偶ki, jest "Hitler w nas samych",

lecz i tendencja do samozniszczenia czy te偶 - 偶e tak powiem -

bomba atomowa jest w nas.

R贸wnie偶 w obliczu tej wewn臋trznej nico艣ci ogarnia cz艂owieka

trwoga, i z trwogi przed sob膮 samym ucieka on od samego siebie.

Ucieka od samotno艣ci, bo samotno艣膰 oznacza konieczno艣膰 przebywania

z sob膮 samym. A kiedy偶 to zazwyczaj zmuszony jest do pozostawania

z samym sob膮? W贸wczas gdy interesy i ruch w zak艂adzie pracy

zmniejszaj膮 si臋 czy zgo艂a ustaj膮. A zatem, na przyk艂ad, w czasie

weekendu, w niedziel臋. Ta ostatnia niedziela * - tak brzmi tytu艂

os艂awionego melancholijnego szlagieru, os艂awionego wskutek mn贸stwa

samob贸jstw, kt贸re on rzeczywi艣cie spowodowa艂, rozg艂aszanych nie

tylko w reklamie przedsi臋biorczego wydawnictwa muzycznego. My

psychiatrzy znamy bowiem a偶 nadto dobrze obraz chorobowy, kt贸ry

okre艣lamy jako nerwic臋 niedzieln膮. Chodzi tu o uczucie czczo艣ci i

pustki, beztre艣ciowo艣ci i bezsensu istnienia, budz膮ce si臋 i

dochodz膮ce do g艂osu w艂a艣nie w przerwie spowodowanej zastojem w

zapobiegliwo艣ci dni powszednich. To prze偶ycie bezcelowo艣ci i

bezsensu wszelkiego trudu okre艣li艂em mianem frustracji

egzystencjalnej, * czyli nie spe艂nionego, a najg艂臋biej w nas

zakorzenionego d膮偶eni膮 do sensu.

W oryginale: Einsamer Sonntag, Samotna niedziela. (Przyp. t艂um.)

M贸wi si臋 w naszych czasach wiele, a i w tej ksi膮偶ce co nieco, o

chorobie dyrektorskiej. W pewnym sensie mo偶na by frustracj臋

egzystencjaln膮 nazwa膰 Mrs. Manager.s Disease, chorob膮 pani

dyrektorowej. O ile bowiem tak zwani managerowie za ma艂o maj膮

czasu, aby m贸c odpocz膮膰 i przyj艣膰 do siebie, o tyle ich 偶ony maj膮

niejednokrotnie za wiele czasu i nie bardzo wiedz膮, co z tym

mn贸stwem czasu pocz膮膰 - a ju偶 najmniej wiedz膮, co zrobi膰 z sob膮

samymi.

To d膮偶enie do sensu przeciwstawia艂em d膮偶eniu do mocy, kt贸re nie

bez racji tak akcentuje na przyk艂ad psychologia indywidualna

Adlera w postaci d膮偶enia do znaczenia. Przeciwstawia艂em te偶

d膮偶enie do sensu jeszcze czemu艣 innemu, mianowicie d膮偶eniu do

przyjemno艣ci, o kt贸rego nadrz臋dnym znaczeniu w postaci zasady

przyjemno艣ci tak bardzo przekonana jest Freudowska psychoanaliza.

Ot贸偶 w przypadku nerwicy niedzielnej jasno widzimy, jak w艂a艣nie w

tych momentach, gdy d膮偶enie do sensu, nie realizowane, kapituluje,

d膮偶enie do przyjemno艣ci musi s艂u偶y膰 w艂a艣ciwie temu, aby,

przynajmniej w 艣wiadomo艣ci cz艂owieka, zag艂usza膰 to jego

egzystencjalne niespe艂nienie i ukrywa膰 je przed jego sumieniem. O

tym, 偶e egzystencjalna frustracja w og贸le, ale i w szczeg贸lno艣ci

tak zwana nerwica niedzielna mo偶e zako艅czy膰 si臋 艣mierci膮,

mianowicie samob贸jstwem - o tym przekonuje praca naukowa

internisty heidelberskiego Pl聛ggego. Na podstawie analizy

pi臋膰dziesi臋ciu pr贸b samob贸jczych wykaza艂 on, 偶e nie wynik艂y one

ani z choroby b膮d藕 niedostatku, ani z konflikt贸w zawodowych b膮d藕

innych, ale, rzecz zdumiewaj膮ca, z bezgranicznej nudy, a wi臋c z

niezaspokojenia ludzkiej t臋sknoty, ludzkiego d膮偶enia do 偶ycia

wype艂nionego wa偶n膮 tre艣ci膮.

Nie tylko poszczeg贸lna jednostka wie, co to jest l臋k przed sam膮

sob膮 - l臋k przed w艂asnymi mo偶liwo艣ciami ogarnia dzi艣 tak偶e ca艂膮

ludzko艣膰. R贸wnie偶 ludzko艣膰 og贸lnie bior膮c wie, czym jest nico艣膰,

nihil. I znajomo艣膰 tego wyra偶a si臋 we wsp贸艂czesnym nihilizmie.

Wszelako nie poprzesta艅my na diagnozie, lecz spr贸bujmy pokusi膰 si臋

o znalezienie sposobu terapii. Aby to osi膮gn膮膰, trzeba koniecznie

postawi膰 przedtem diagnoz臋 maksymalnie 艣cis艂膮! Czym偶e jest

nihilizm? W moim poj臋ciu jest on duchowym znu偶eniem, przesytem.

Dzisiejszy cz艂owiek najch臋tniej wola艂by nic ju偶 nie wiedzie膰 o

swej duchowo艣ci. Wypiera si臋 jej wyznaj膮c r贸偶nego rodzaju

homunkulizmy, w rodzaju takich jak ten, 偶e sam cz艂owiek nie jest

niczym innym jak tylko zbiorem drobin bia艂kowych (twierdzi艂 to nie

byle kto, bo sam Bertrand Russell), albo 偶e cz艂owiek potrafi

zrozumie膰 swoj膮 istot臋 pojmuj膮c j膮 za Paw艂owem jako system

odruch贸w, czy za Freudem jako "aparat psychiczny" i mechanizm.

Cz艂owiek wypiera si臋 swej wolnosci, ilekro膰 ucieka w sfer臋

fatalizmu i pozwala pop臋dza膰 si臋 czy popycha膰 przez si艂y

zewn臋trzne albo wewn臋trzne. A wreszcie wypiera si臋 swej

odpowiedzialno艣ci ulegaj膮c przerostom kolektywizmu, kt贸ry

umo偶liwia mu - zamiast s艂u偶enia z pe艂nym poczuciem

odpowiedzialno艣ci prawdziwej wsp贸lnocie - roztopienie si臋 w

anonimowej masie. W obliczu wszystkich tych pokus nale偶y dzi艣

bardziej ni偶 kiedykolwiek wychowywa膰 cz艂owieka - zar贸wno

poszczeg贸ln膮 jednostk臋 jak i wsp贸lnot臋 ludzk膮 - do rado艣ci z

przyjmowania odpowiedzialno艣ci, do umi艂owania wolno艣ci, do

najg艂臋bszej czci wobec tego, co w nim samym jest duchowe. A przede

wszystkim winni艣my czyni膰 to, co jest tak偶e zadaniem

psychoterapii: wzbudza膰 w cz艂owieku wewn臋trzn膮 odwag臋. Dopiero ta

wewn臋trzna odwaga pozwoli cz艂owiekowi przezwyci臋偶y膰 l臋k przed

samym sob膮.

18. Dyrektorska choroba

W艣r贸d nowych publikacji medycznych ostatnich lat znajduje si臋

ksi膮偶ka dw贸ch cenionych niemieckich profesor贸w nosz膮ca osobliwy

tytu艂: Die Unternehmerkrankheit, Choroba przedsi臋biorc贸w. A i

sk膮din膮d m贸wi si臋 o tej chorobie, wprawdzie pod nazw膮

Managerkrankheit, choroby dyrektorskiej. I ju偶 w ko艂ach

hipochondryk贸w zaczyna si臋 szepta膰, 偶e powsta艂a oto nowa choroba.

M贸wi si臋 o 艣mierci w najlepszym m臋skim wieku, gro偶膮cej jakoby

w艂a艣nie czo艂贸wce dzisiejszych m臋偶czyzn, i mo偶na oczekiwa膰, 偶e ta

gadanina powoli przerodzi si臋 w istny straszak, tak 偶e wkr贸tce

hipochondrycy nie b臋d膮 ju偶 trwo偶nie pytali: - Czy mam raka?, lecz:

Czy w ko艅cu i ja tak偶e nale偶臋 do owych "mened偶er贸w"?

Z tego w艂a艣nie powodu, aby takiej nowej hipochondrycznej fobii

wyst臋puj膮cej w skali zbiorowej - przeciwstawi膰 si臋, w tej samej

skali, chcemy tu pom贸wi膰 o chorobie dyrektor贸w i kierownik贸w.

Zazwyczaj rozumie si臋 pod t膮 nazw膮 wczesne fizyczne i psychiczne

za艂amanie si臋 ludzi, na kt贸rych barkach spoczywa niewsp贸艂miernie

ci臋偶ka odpowiedzialno艣膰. Ich wczesne za艂amanie oznacza praktycznie

tyle samo co przedwczesn膮 艣mier膰. Pomijaj膮c mniej czy bardziej

ci臋偶k膮, mniej czy bardziej ostr膮 lub przewlek艂膮 chorob臋 przewodu

偶o艂膮dkowo-jelitowego, chodzi w tego rodzaju za艂amaniach g艂贸wnie o

udar serca i udar m贸zgu oraz o okre艣lone formy nadci艣nienia

t臋tniczego. Sta艂e ci艣nienie, jakiemu poddawani s膮 ci ludzie,

trwa艂e napi臋cie psychiczne, w jakim 偶yj膮, odbijaj膮 si臋 mianowicie

r贸wnie偶 na stanie ci艣nienia naczy艅 krwiono艣nych, i pocz膮tkowo

przemijaj膮ce, zak艂贸cenia funkcjonalne sumuj膮 si臋 z czasem w zmiany

organiczne w uk艂adzie naczyniowym.

Gwoli uspokojenia chcia艂bym z g贸ry o艣wiadczy膰, 偶e wszystkie te

choroby nie tylko mo偶na leczy膰, lecz mo偶na im tak偶e z powodzeniem

zapobiega膰. Dla lepszego zrozumienia problemu wypada wprawdzie

cofn膮膰 si臋 i zorientowa膰, jakie miejsce choroba dyrektorska

zajmuje w ramach og贸lnej nauki o chorobach. Oka偶e si臋, 偶e choroba

ta nale偶y do tak zwanych chor贸b cywilizacji technicznej, wynika z

samego post臋pu tej cywilizacji. Nie chcemy tu jednak bynajmniej

na艣ladowa膰 tych, co pot臋piaj膮 technik臋. Po pierwsze, tacy ludzie

przeoczaj膮 zazwyczaj tkwi膮c膮 tu sprzeczno艣膰: zapominaj膮, 偶e

naprawd臋 skutecznie, bo przed tysi膮cami s艂uchaczy, mog膮 "pot臋pia膰

technik臋" tylko przy pomocy tej偶e techniki, doj膮cej im do

dyspozycji mikro-, magneto- i megafony. Po wt贸re, ile偶

niewdzi臋czno艣ci jest w tym modnym dzi艣 wyklinaniu techniki!

Post臋powi technicznemu zawdzi臋czamy w ko艅cu niejedno osi膮gni臋cie w

zakresie rozpoznawania i leczenia chor贸b oraz zapobiegania im.

Niezale偶nie od tego, owi niewczesni burzyciele maszyn robi膮

rachunek bez gospodarza. Przeoczaj膮 fakt, 偶e cz艂owiek... - jak to

sformu艂owa膰? Przypomnijmy po prostu Dostojewskiego, kt贸ry m贸wi:

cz艂owiek jest tak膮 istot膮, kt贸ra zdolna jest przywykn膮膰 do

wszystkiego. Wolno wi臋c nam ufa膰, 偶e ta istota potrafi tak偶e

dostosowa膰 si臋 do warunk贸w 偶ycia, jakie - w艂a艣nie w postaci

cywilizacji - sama sobie stworzy艂a. Jak dot膮d, fakty zawsze

kompromitowa艂y sceptyk贸w w膮tpi膮cych o tej nieograniczonej

zdolno艣ci ludzkiego dostosowania si臋. Tak na przyk艂ad w ubieg艂ym

stuleciu pa艅stwowe komisje rzeczoznawc贸w medycznych wyda艂y

orzeczenie g艂osz膮ce, 偶e bez ci臋偶kich szk贸d dla zdrowia cz艂owiek

nigdy nie wytrzyma przyspieszenia zwi膮zanego z jazd膮 kolej膮

偶elazn膮. A jeszcze przed niewielu laty z zak艂opotaniem zapytywano,

czy cz艂owiek zniesie szybko艣膰, z jak膮 samoloty przekraczaj膮 dzi艣

tak zwan膮 barier臋 d藕wi臋ku. A co tymczasem naprawd臋 si臋 sta艂o? Nie

tylko oblatywacze zdo艂ali dostosowa膰 si臋 do szybko艣ci

ponadd偶wi臋kowej; r贸wnie偶 zwyk艂emu pasa偶erowi samolot贸w czy okr臋t贸w

udost臋pnia technika farmaceutyczna skuteczne 艣rodki na chorob臋

morsk膮. I oto wsz臋dzie widzimy, 偶e gdzie technika wytwarza

trucizn臋, trucizn臋 w najszerszym tego s艂owa znaczeniu, tam umys艂

ludzki wynajduje te偶 rych艂o w艂a艣ciw膮 odtrutk臋. I tak 贸w najpierw

wielce wys艂awiany, a potem wielce ganiony post臋p techniczny

sprawi艂 na polu medycyny, 偶e dzisiejszy cz艂owiek mo偶e liczy膰

艣rednio bior膮c na znacznie d艂u偶sze 偶ycie. Oczywi艣cie nale偶y

r贸wnocze艣nie pogodzi膰 si臋 z tym, 偶e typowe choroby starcze b臋d膮

odpowiednio cz臋stsze.

Co wi臋cej, jak wykaza艂 zgodnie ze statystykami profesor Kollath,

medycyna ostatnich dziesi臋cioleci osi膮gn臋艂a nies艂ychane sukcesy w

zwalczaniu na przyk艂ad chor贸b zaka藕nych, i to w艂膮cznie z tak

rozprzestrzenion膮 dawniej i budz膮c膮 postrach gru藕lic膮. Co si臋

jednak dzieje? Od roku 1921 wszystkie te sukcesy niweczy wzrost

wypadk贸w zachorowa艅 i zgon贸w towarzysz膮cy b艂臋dnemu od偶ywianiu i

katastrofom, przede wszystkim nast臋pstwom wypadk贸w drogowych. A

przecie偶 za wzrost wypadk贸w drogowych nie ponosi w g艂贸wnej mierze

winy sama technika ani coraz wy偶szy stopie艅 motoryzacji, lecz

umys艂 ludzki, kt贸ry pos艂uguje si臋 technik膮 i techniki nadu偶ywa.

Jak to wykaza艂 Joachim Bodamer, dla szarego cz艂owieka Europy

艣rodkowej auto stanowi dzi艣 po prostu kryterium standardu

偶yciowego i przeci臋tna jednostka zaharowuje si臋, nierzadko dla

samego presti偶u, aby naby膰 dla siebie samoch贸d. I mog臋 sobie

wyobrazi膰, 偶e ludzie, kt贸rzy popadaj膮 na chorob臋 dyrektorsk膮, a na

ostatku wyka艅czaj膮 si臋 przez ni膮, wcale by na ini膮 nie zapadli,

gdyby ze wzgl臋d贸w reprezentacyjnych i ambicjonalnych nie d膮偶yli do

posiadania supereleganckiego wozu, cho膰by i kosztem swego zdrowia.

Jednym s艂owem, ci ludzie umieraj膮 przez sw贸j samoch贸d, niekiedy

jeszcze zanim go posi膮d膮. Przy czym nie chcia艂bym przemilcza膰

tego, 偶e ambicja taka potrafi nieraz si臋ga膰 i do wiele wy偶ej

wytyczonych cel贸w. I tak znam zagranicznego pacjenta

reprezentuj膮cego najbardziej typowy przypadek choroby

dyrektorskiej, z jakim si臋 kiedykolwiek zetkn膮艂em. Kiedy zbadano

tego m臋偶czyzn臋, sta艂o si臋 jasne jak na d艂oni, 偶e zapracowuje si臋

on na 艣mier膰. Badanie internistyczne mog艂o jednak tylko ukaza膰

gro偶膮ce w tym wypadku niebezpiecze艅stwo, nie za艣 w艂a艣ciw膮

przyczyn臋 choroby. T臋 uda艂o si臋 wyja艣ni膰 przeprowadzaj膮c

psychiatryczne badanie pacjenta. Okaza艂o si臋 mianowicie, dlaczego

oddawa艂 si臋 on z takim impetem, a偶 do przeci膮偶enia, swojej pracy.

By艂 wprawdzie do艣膰 bogaty, posiada艂 nawet prywatny samolot. I tu

tkwi艂o sedno sprawy: przyzna艂, 偶e teraz dok艂ada wszelkich stara艅,

aby zamiast samolotu zwyk艂ego m贸g艂 zafundowa膰 sobie odrzutowy.

Je艣li abstrahowa膰 jednak od takiego raczej wyj膮tkowego przypadku

i zapyta膰 og贸lnie o mo偶liwo艣ci leczenia i zapobiegania chorobie

dyrektorskiej, to zaleca si臋, co nast臋puje: 1. unikanie

nadmiernych wzrusze艅, 2. zapewnienie organizmowi dostatecznej

ilo艣ci snu i 3. regularne korzystanie nie tylko z zaj臋膰

fizycznych, lecz po prostu z fizycznego wysi艂ku, a zatem mniej

wi臋cej to, co dawniej okre艣lano jako sport wyr贸wnawczy. W艂a艣nie

ostatnie zalecenie jest godne uwagi w sensie dwojakim. Po pierwsze

dowodzi ono raz jeszcze, 偶e w chorob臋 wp臋dzi膰 mo偶e nie tylko

nadmierne obci膮偶enie, a wi臋c to, co uczony kanadyjski Selye

okre艣li艂 jako stres, lecz niekiedy r贸wnie偶 nag艂e odci膮偶enie.

W艂a艣nie my psychiatrzy znamy to dobrze. Widzieli艣my przecie偶, jak

w艂a艣nie ludzie, kt贸rzy na przyk艂ad w wojnie, ale tak偶e jako je艅cy

wojenni byli w najwy偶szym stopniu obci膮偶eni wysi艂kiem, za艂amywali

si臋 dopiero w贸wczas, gdy si臋 fizycznie i psychicznie odci膮偶yli. Co

si臋 tyczy zw艂aszcza psychoterapeutycznej strony tego problemu, to

wspomina艂em kiedy艣 w podobnym kontek艣cie o psychicznym

odpowiedniku tak zwanej choroby kesonowej: tak jak nurek,

wyci膮gni臋ty na powierzchni臋 wody z g艂臋biny, ze strefy

podwy偶szonego ci艣nienia powietrza, ulega powa偶nemu zagro偶eniu

zdrowia, je艣li nie przeciwdzia艂a si臋 nag艂emu spadkowi ci艣nienia

przy pomocy odpowiednich 艣luz, tak samo te偶 zagro偶eniu ulega

cz艂owiek uwolniony nagle od wysokiego ci艣nienia psychicznego.

Wr贸膰my jednak do omawianego postulatu zapobiegania chorobie

dyrektorskiej przez dba艂o艣膰 o regularny wysi艂ek fizyczny - ot贸偶 tu

potwierdza si臋 stara ludowa prawda, 偶e gdzie jest choroba, tam te偶

znajdzie si臋 odpowiednie na ni膮 ziele. Ta sama epoka

cywilizacyjna, kt贸ra 艣ci膮gn臋艂a na ludzko艣膰 chorob臋 dyrektorsk膮,

przynios艂a te偶 rozkwit sportu, kt贸ry ka偶demu, kto zagro偶ony jest

chorobami cywilizacji, jej truciznami, s艂u偶y rodzajem odtrutek.

Oczywi艣cie ozdrowie艅czym sportem nie jest taki, w kt贸rym

uczestniczymy jedynie biernie, na przyk艂ad s艂uchaj膮c z aparatu

radiowego transmisji jakiego艣 meczu mi臋dzynarodowego, ani

uprawiany dla osi膮gania rekord贸w. Tote偶 nikt nie w膮tpi o tym, 偶e

dzisiejsi domatorzy, piecuchy i biurali艣ci, a wi臋c ludzie o

zagro偶onym zdrowiu, dobrze zrobili powo艂uj膮c do 偶ycia niejako

instynktownie ruch kempingowy jako przeciwwag臋 swego

nieprawid艂owego trybu 偶ycia. A kogo nie zadowala idylliczna

romantyka 偶ycia namiotowego, lecz uprawia alpinizm, czyni jeszcze

wi臋cej dla swego zdrowia. Skoro jednak i do alpinizmu zakrada si臋

rekordomania (pomy艣lmy o tak zwanym olpinismo acrobatico), to w

wyniku wprawdzie odnotowujemy rekord, ale nie pierwszych przej艣膰

nowym szlakiem i pierwszych wej艣膰 na szczyty, tylko liczby zej艣膰

艣miertelnych.

Jednak偶e zwyrodnienia nie dowodz膮 jeszcze niczego, a nadu偶ycia

nie obalaj膮 samej idei. I cho膰 po tym rzucie oka na problemy

cywilizacji i jej chor贸b, choroby dyrektorskiej i przerost贸w

sportu wyr贸wnawczego, mo偶e si臋 wydawa膰, 偶e cz艂owiek brnie z

jednego b艂臋du w drugi, to istnieje przecie偶 nadzieja, 偶e b艂臋dy,

jakie pope艂nia, s膮 ju偶 coraz mniejsze.

19. 艢mier膰 jako akt 艂aski czy masowe morderstwo?

Wci膮偶 na nowo m贸wi膮 nam, a i dzi艣 jeszcze niejednokrotnie si臋

s艂yszy, 偶e u艣miercanie nieuleczalnie chorych, zw艂aszcza

nieuleczalnie chorych psychicznie, jest czym艣, co "mo偶na jeszcze

naj艂atwiej zrozumie膰" jako co艣 uprawnionego w

polityczno-ideologicznym programie, sk膮din膮d zas艂uguj膮cym na

bezwzgl臋dne pot臋pienie. Jak wiadomo, przedstawiano chorych, tylko

z powodu ich choroby, jako "istoty niegodne 偶ycia", i jako takim

gro偶ono im zniszczeniem lub te偶 faktycznie je niszczono. Chcia艂bym

tu rozwa偶y膰 wszystkie motywy b臋d膮ce najcz臋艣ciej tylko cichymi

przes艂ankami pozytywnej, aprobuj膮cej postawy wobec problemu

eutanazji, czyli tak zwanej 艣mierci jako aktu 艂aski, i z kolei

przeciwstawi膰 im mo偶liwie nieodpart膮 kontrargumentacj臋.

Poniewa偶 przede wszystkim chodzi tu o nieuleczalnie chorych

psychicznie i o prawo do zniszczenia tych 偶ywych istot, kt贸rych

偶ycie rzekomo pozbawione jest sensu i warto艣ci, nale偶a艂oby wpierw

zapyta膰: co oznacza s艂owo "chory nieuleczalnie"? Zamiast wielu

argumentacji nie w pe艂ni zrozumia艂ych i nie daj膮cych si臋

skontrolowa膰 przez s艂uchaczy, jako niefachowc贸w, chcia艂bym si臋

ograniczy膰 do zaprezentowania konkretnego wypadku, kt贸ry pozna艂em

osobi艣cie. W jednym ze szpitali psychiatrycznych le偶a艂 m艂ody

jeszcze m臋偶czyzna znajduj膮cy si臋 w tak zwanym stanie zahamowania.

Przez ca艂ych pi臋膰 lat nie m贸wi艂 ani s艂owa, nie pobiera艂 sam

jedzenia, tak 偶e musiano go od偶ywia膰 sztucznie sond膮 przez nos, i

przebywa艂 dniem i noc膮 w 艂贸偶ku, a偶 w ko艅cu mi臋艣nie jego n贸g

zacz臋艂y zanika膰. Gdybym przy okazji kt贸rej艣 z tak cz臋stych wizyt

student贸w medycyny w szpitalu pokaza艂 im ten przypadek, to z

pewno艣ci膮 jaki艣 student skierowa艂by do mnie pytanie: - Niech偶e pan

powie serio, panie doktorze, czy nie by艂oby lepiej u艣mierci膰

takiego cz艂owieka? - C贸偶, 偶ycie samo udzieli艂oby mu odpowiedzi.

Pewnego dnia, bez jakiegokolwiek widocznego powodu, nasz chory

podni贸s艂 si臋 na 艂贸偶ku, za偶膮da艂 od piel臋gniarza, aby m贸g艂 w zwyk艂y

spos贸b przyj膮膰 sw贸j posi艂ek, i jeszcze to, aby go wyci膮gni臋to z

艂贸偶ka i zacz臋to z nim 膰wiczenia w chodzeniu. W og贸le zachowywa艂

si臋 w pe艂ni normalnie, czyli odpowiednio do swej sytuacji.

Stopniowo mi臋艣nie jego n贸g zacz臋艂y nabiera膰 si艂y i po niewielu ju偶

tygodniach mo偶na by艂o pacjenta jako uleczonego wypisa膰. Wkr贸tce

nie tytko podj膮艂 prac臋 w swym dawnym zawodzie, lecz tak偶e

wyg艂asza艂 znowu odczyty na jednym z wiede艅skich uniwersytet贸w

ludowych, i to o zagranicznych podr贸偶ach i wycieczkach

wysokog贸rskich, kt贸re kiedy艣 odby艂 i z kt贸rych przywi贸z艂 艣liczne

zdj臋cia. Pewnego razu przemawia艂 te偶 w ma艂ym, za偶y艂ym gronie moich

koleg贸w psychiatr贸w, do kt贸rego zaprosi艂em go z pro艣b膮 o odczyt na

temat jego my艣li i uczu膰 z krytycznych pi臋ciu lat pobytu w

zak艂adzie. W prelekcji tej opisa艂 mn贸stwo interesuj膮cych prze偶y膰 z

tego czasu i da艂 nam wgl膮d nie tylko w psychiczne bogactwo ukryte

za zewn臋trznym "ub贸stwem ruchowym" (jak zwyk艂a to okre艣la膰

psychiatria), lecz r贸wnie偶 w niejeden godny uwagi szczeg贸艂 tego,

co dzieje si臋 "poza kulisami", o czym nie ma poj臋cia lekarz, kt贸ry

w oddziale odbywa tylko wizyty i poza nimi niewiele dostrzega.

Chory przypomnia艂 sobie jeszcze po latach o r贸偶nych wydarzeniach -

ku wielkiemu zawstydzeniu niekt贸rych piel臋gniarzy, kt贸rzy zapewne

nigdy nie liczyli si臋 z tym, 偶e chory wyzdrowieje i og艂osi swoje

wspomnienia.

Ale nawet przyj膮wszy, 偶e w pewnym okre艣lonym przypadku chodzi

rzeczywi艣cie, wed艂ug og贸lnego i zgodnego pogl膮du specjalist贸w, o

spraw臋 nieuleczaln膮, kt贸偶 zar臋czy nam, 偶e ten przypadek, ta

choroba pozostanie nieuleczaln膮? Czy偶 w艂a艣nie w ostatnich

dziesi臋cioleciach nie prze偶yli艣my w psychiatrii tego, 偶e

zaburzenia psychiczne uchodz膮ce dot膮d za nieuleczalne przecie偶

mog艂y w ko艅cu dzi臋ki nowej metodzie kuracji zosta膰 przynajmniej

z艂agodzone, je艣li nie ca艂kowicie wyleczone? Kt贸偶 wi臋c mo偶e nas

kiedykolwiek zapewni膰, czy na okre艣lone zaburzenie psychiczne, z

kt贸rym w艂a艣nie mamy do czynienia, tak偶e nie b臋dzie mo偶na wp艂yn膮膰

przy pomocy okre艣lonej metody leczenia - metody, nad kt贸r膮 teraz

gdzie艣 w 艣wiecie, w jakiej艣 klinice, pracuj膮, tylko my jeszcze nic

o tym nie wiemy?

Doskonale wyczuwam, o jakich dalszych zarzutach pa艅stwo teraz

pomy艣l膮. Dlatego przechodz臋 od razu do og贸lnych, zasadniczych

zastrze偶e艅 wobec wszelkiej formy niszczenia 偶ycia ludzi chorych

psychicznie. Musimy bowiem z kolei zapyta膰: za艂o偶ywszy, 偶e

jeste艣my rzeczywi艣cie tak wszechwiedz膮cy, jak trzeba, aby z

absolutn膮 pewno艣ci膮 m贸wi膰 nie tylko o chwilowej, ale i o trwa艂ej

nieuleczalno艣ci, to kt贸偶 w贸wczas daje lekarzowi prawo u艣miercania?

Czy lekarz jako taki by艂 kiedykolwiek ustanowiony przez

spo艂ecze艅stwo po to? Czy nie jest on raczej wyznaczony do

ratowania, tam gdzie mo偶e, pomagania, tam gdzie mo偶e, i -

piel臋gnowania, kiedy wyleczy膰 ju偶 nie mo偶e? Lekarz jako lekarz nie

jest wi臋c na pewno s臋dzi膮 nad istnieniem i nieistnieniem

powierzonych mu ludzi, co wi臋cej, powierzaj膮cych si臋 jego opiece

ludzi chorych. Tote偶, powiedzmy sobie z g贸ry, nie przys艂uguje mu

prawo i nigdy nie wolno mu uzurpowa膰 sobie prawa do wydawania

wyroku o rzekomej 偶yciowej warto艣ci czy bezwartosciowosci rzekomo

czy faktycznie nieuleczalnie chorych.

Wyobra藕cie sobie teraz, dok膮d by艣my doszli, gdyby to "prawo"

(kt贸rego lekarz w og贸le nie ma) podniesione zosta艂o do rangi prawa

zwyczajowego, cho膰by nie pisanego. Jestem przekonany, 偶e zaufanie

chorych i ich najbli偶szych do stanu lekarskiego znikn臋艂oby raz na

zawsze! Chory nigdy nie wiedzia艂by, czy lekarz zbli偶a si臋 do niego

jeszcze jako kto艣 pomocny i lecz膮cy, czy ju偶 jako s臋dzia i kat.

Wysuniecie teraz, drodzy s艂uchacze, dalsze zastrze偶enia. Mo偶e

staniecie na stanowisku, i偶 przytoczone kontrargumenty o tyle nie

wytrzymuj膮 krytyki, 偶e powinni艣my przecie偶 uczciwie zapyta膰, czy

pa艅stwo nie ma w艂a艣nie obowi膮zku przyzna膰 lekarzowi prawa do

usuwania jednostek zbytecznych, niepotrzebnych. Mo偶na by

ostatecznie dopu艣ci膰 my艣l, 偶e pa艅stwo jako str贸偶 og贸lnych

interes贸w powinno uwalnia膰 spo艂ecze艅stwo od balastu tych w

najwy偶szym stopniu "nieproduktywnych" jednostek, zabieraj膮cych

tylko chleb ludziom zdrowym i dzielnym. No c贸偶, je艣li idzie o

wykorzystywanie takich d贸br, jak 艣rodki 偶ywno艣ci, 艂贸偶ka szpitalne,

艣wiadczenia lekarzy i s艂u偶by zdrowia, to zbyteczne jest wdawanie

si臋 w jak膮kolwiek dyskusj臋 z wysuni臋tym tu argumentem, wystarczy

u艣wiadomi膰 sobie jedno: Pa艅stwo tak gospodarczo niedo艂臋偶ne, 偶e

usi艂owa艂oby si臋 utrzyma膰 przez niszczenie stosunkowo nieznacznego

odsetka swoich nieuleczalnie chorych, aby oszcz臋dzi膰 na

wspomnianych wy偶ej dobrach - takie pa艅stwo dawno ju偶 gospodarczo

by si臋 sko艅czy艂o!

Co si臋 jednak tyczy drugiej strony zagadnienia, mianowicie tego,

偶e nieuleczalnie chorzy nie s膮 ju偶 po偶yteczni dla ludzkiej

spo艂eczno艣ci, 偶e zatem opieka nad nimi jest "nieproduktywna", to

nale偶a艂oby przypomnie膰, 偶e po偶ytek spo艂eczny nigdy, przenigdy nie

b臋dzie jedynym miernikiem, wed艂ug kt贸rego byliby艣my uprawnieni

ocenia膰 istot臋 ludzk膮. Nietrudno dowie艣膰 tego na omawianej tu

problematyce. Oto idioci trzymani w zak艂adach i wykonuj膮cy tam

prymitywne prace, jak wo偶enie cegie艂 taczkami czy pomoc w zmywaniu

naczy艅 - s膮 zawsze jeszcze o wiele po偶yteczniejsi i bardziej

produktywni ni偶 na przyk艂ad nasi dziadkowie sp臋dzaj膮cy sw贸j

wiecz贸r 偶ycia w spos贸b wysoce "nieproduktywny". A przecie偶

jak膮kolwiek my艣l o zlikwidowaniu dziadk贸w, jedynie tylko z powodu

ich nieproduktywno艣ci, odrzuciliby nawet ludzie wyst臋puj膮cy

sk膮din膮d za niszczeniem istot nieproduktywnych. Jak偶e

nieproduktywna jest przecie偶 egzystencja niejednej biednej

kobieciny, kt贸ra siedzi sobie w domowym fotelu przy oknie w

p贸艂艣nie i na p贸艂 sparali偶owana - a przecie偶 jak偶e bywa ochraniana,

otaczana mi艂o艣ci膮 dzieci i wnuk贸w! W tej mi艂osnej os艂onie jest ona

w艂a艣nie co si臋 zowie matk膮 rodu. Jako taka jest w kr臋gu tej

mi艂o艣ci niezast膮piona i niezb臋dna - ca艂kiem tak samo jak

niezast膮piony i niezb臋dny jest inny cz艂owiek, czynny jeszcze

zawodowo, w swoim 艣wiadczeniu na rzecz spo艂ecze艅stwa.

Teraz oczekuj臋 nast臋puj膮cego argumentu. Wszystko, co m贸wi臋, mo偶e

i na og贸艂 jest trafne, ale zapewne nie odnosi si臋 do owych

biednych istot nazywanych chyba nies艂usznie lud藕mi - na przyk艂ad

do idiot贸w, g艂臋boko upo艣ledzonych w rozwoju dzieci. Zdumiejecie

si臋 jednak - do艣wiadczony psychiatra wcale nie b臋dzie zdumiony -

je艣li o艣wiadcz臋, 偶e wci膮偶 widuje si臋, jak w艂a艣nie takie dzieci

otaczane s膮 szczeg贸lnie czu艂膮 mi艂o艣ci膮 i opiek膮. Pozw贸lcie mi

pa艅stwo odczyta膰 fragment z listu matki, kt贸ra straci艂a swoje

dziecko w toku os艂awionej akcji pod has艂em tak zwanej eutanazji

(list ukaza艂 si臋 w jednym z dziennik贸w wiede艅skich): "Wskutek

wczesnego zro艣ni臋cia ko艣ci czaszki jeszcze w 艂onie matki dziecko

moje urodzi艂o si臋 6 czerwca 1929 jako nieuleczalnie chore. Sama

mia艂am w贸wczas 18 lat. Ub贸stwia艂am moje dziecko i kocha艂am je

bezgranicznie. Moja matka i ja czyni艂y艣my wszystko, aby biednej

istotce pom贸c, na pr贸偶no. Dziecko nie mog艂o chodzi膰 ani m贸wi膰, ale

ja by艂am m艂oda i nie traci艂am nadziei. Pracowa艂am dniem i noc膮,

byle, tylko m贸c kupowa膰 kochanemu dziewcz膮tku 艣rodki od偶ywcze i

lekarstwa. Kiedy k艂ad艂am jej chude r膮czyny wok贸艂 mojej szyi i

pyta艂am: "Czy kochasz mnie, Dzidziu?", ona mocno przyciska艂a si臋

do mnie i nieporadnie b艂膮dzi艂a r膮czkami po mojej twarzy. Wtedy

by艂am szcz臋艣liwa, mimo wszystko, niesko艅czenie szcz臋艣liwa".

Wszelki komentarz jest, my艣l臋, zbyteczny i m贸g艂by tylko

sentymentalizmem zatrze膰 autentyczne wra偶enie.

Ale wierzcie mi, pa艅stwo, wci膮偶 jeszcze pozostaj膮 wam jakie艣

argumenty, cho膰by pozorne. Mogliby艣cie ostatecznie twierdzi膰, 偶e

lekarz u艣miercaj膮cy nieuleczalnie chorego dzia艂a w okre艣lonych

przypadkach zaburzenia psychicznego ostaitecznie niejako

zast臋puj膮c dobrze rozumian膮 wol臋 samego pacjenta, "za膰mioin膮"

ob艂臋dem. W艂a艣nie dlatego, 偶e chorzy wskutek zaburzenia

psychicznego niezdolni s膮 samodzielnie rozpozna膰 swoje rzeczywiste

dobro i wyrazi膰 sw膮 wol臋, lekarz jest niejako rzecznikiem tej

woli, nie tylko uprawnionym, ale wprost zobowi膮zanym do podj臋cia

si臋 ich u艣miercenia. Wszak takie u艣miercenie jest w艂a艣ciwie

dzia艂aniem zast臋puj膮cym samob贸jstwo, kt贸re chory by pope艂ni艂,

gdyby wiedzia艂, jaka jest jego sytuacja. Odpowiedzi膮 na ten

argument niech b臋dzie przyk艂ad osobi艣cie poznanego wypadku.

Jako m艂ody lekarz by艂em zatrudniony w klinice internistycznej,

do kt贸rej przyj臋to pewnego dnia jednego z m艂odych koleg贸w.

Rozpoznanie przyni贸s艂 on ze sob膮 - zachodzi艂 tu nader

niebezpieczny osobliwy przypadek raka, o przebiegu szczeg贸lnie

podst臋pnym i nie daj膮cego si臋 ju偶 zoperowa膰 a i ta w艂asna diagnoza

chorego by艂a trafna! Ot贸偶 chodzi艂o o szczeg贸ln膮 form臋 choroby

nazywan膮 w medycynie melanosarkoma - czerniak - ujawniaj膮c膮 si臋

okre艣lonym wynikiem analizy moczu. Oczywi艣cie usi艂owali艣my 艂udzi膰

pacjenta, zamienili艣my jego mocz z czyim艣 innym i pokazali艣my

negatywny wynik reakcji. Co chory na to? Kt贸rego艣 dnia o p贸艂nocy

zakrad艂 si臋 do laboratorium i przeprowadzi艂 badanie w艂asnego

moczu, aby nazajutrz przy wizycie zaskoczy膰 nas uzyskanym

wynikiem. Z zak艂opotaniem stwierdzili艣my, 偶e nie ma ju偶 rady i nie

pozosta艂o nam nic innego, jak oczekiwa膰 samob贸jstwa kolegi. Za

ka偶dym razem, kiedy wychodzi艂 do pobliskiej kawiarenki, czego

w艂a艣ciwie nie mogli艣my mu zakaza膰, z dr偶eniem czekali艣my na

wiadomo艣膰, 偶e otru艂 si臋 tam w toalecie. A co si臋 sta艂o naprawd臋?

Im widoczniej choroba czyni艂a post臋py, tym bardziej ros艂y

w膮tpliwo艣ci chorego co do swej diagnozy. Nawet kiedy mia艂 ju偶 w

w膮trobie przerzuty nowotworu, zaczyna艂 m贸wi膰 o niewinnych

chorobach w膮troby. O co tu chodzi艂o? Ot贸偶 chory, im bli偶ej by艂

swego ko艅ca, tym bardziej sprzeciwia艂a si臋 temu jego wola 偶ycia,

tym mniej sk艂onny by艂 uzna膰 sw贸j bliski koniec. Mo偶na o tym

my艣le膰, co si臋 chce, faktem bezspornym jest, 偶e dawa艂a tu zna膰 o

sobie wola 偶ycia - i ten fakt winien ostrzec nas raz na zawsze co

do wszelkich podobnych przypadk贸w: nie mamy prawa odm贸wi膰 tej woli

偶ycia 偶adnemu choremu.

I to tak dalece, 偶e tezy tej winni艣my broni膰 nawet wtedy, gdy

jako lekarze stajemy wobec fakt贸w dokonanych, gdy chory czynem

dowi贸d艂, 偶e nie ma ju偶 w nim nic z tej woli 偶ycia. Mam oczywi艣cie

na my艣li samob贸jc贸w. Stoj臋 wi臋c na stanowisku, 偶e w przypadku

dokonanej pr贸by samob贸jstwa lekarz ma nie tylko prawo, ale i

obowi膮zek interwencji, czyli w miar臋 mo偶no艣ci ratowania i

udzielania pomocy. Czy ma wi臋c odgrywa膰 rol臋 losu? Nie, rol臋 losu

usi艂uje odgrywa膰 ten lekarz, kt贸ry pozostawia samob贸jc臋 jego

losowi. Gdyby bowiem "losowi" spodoba艂o si臋, aby dany samob贸jca

rzeczywi艣cie zgin膮艂, to ten los znalaz艂by te偶 z pewno艣ci膮 sposoby,

aby umieraj膮cy nie dosta艂 si臋 na czas w r臋ce lekarza.

20. O nieugi臋tej mocy ducha

Jak cz臋sto si臋 zdarza, 偶e psychoterapeuta, psychiatra, wskazuje

choremu psychicznie pacjentowi, jak powinien si臋 zachowywa膰 -

chory jednak ze swej strony przedk艂ada terapeucie, 偶e po prostu

nie mo偶e, 偶e to nie wychodzi, 偶e nie zdobywa si臋 na tyle si艂y woli

potrzebnej do tego czy owego, jednym s艂owem, 偶e ma s艂ab膮 wol臋.

Czy istnieje rzeczywi艣cie co艣 takiego jak s艂abo艣膰 albo si艂a

woli? Czy m贸wienie o niej nie jest raczej wymawianiem si臋? Zwyk艂o

si臋 mawia膰: gdzie si臋 do czego艣 d膮偶y, tam znajduje si臋 te偶 jaki艣

艣rodek do celu. Chcia艂bym jednak zaproponowa膰 inny wariant tej

sentencji, 艣miem bowiem twierdzi膰, 偶e gdzie jest cel, tam znajduje

si臋 tak偶e wola jego realizacji. Innymi s艂owy, kto ma na oku jasny

cel i komu szczerze zale偶y na dotarciu do niego, ten nigdy nie

b臋dzie musia艂 narzeka膰 na to, 偶e brak mu si艂y woli. Niestety

ludzie nie tylko wymawiaj膮 si臋 sw膮 rzekomo s艂ab膮 wol膮, lecz

powo艂uj膮 si臋 r贸wnie偶 na to, 偶e nie daj膮 sobie rady, 偶e po prostu

nie mog膮, wszak wolno艣膰 woli nie istnieje. Powstaje pytanie, co o

tym m贸wi psychoterapeutyczna praktyka, psychiatryczne

do艣wiadczenie. Czy偶 mia艂oby rzeczywi艣cie by膰 tak, jak pragnie nam

to wm贸wi膰 藕le poj臋ta, a mimo to podawana og贸艂owi p贸艂wiedza,

g艂osz膮ca, aby zacytowa膰 na przyk艂ad pewnego kalifornijskiego

badacza, 偶e cz艂owiek czyni to, co nakazuj膮 mu gruczo艂y p艂ciowe, 偶e

losem jego s膮 jego hormony, a moralne pogl膮dy cz艂owieka r贸wnie偶

uzale偶nione s膮 wy艂膮cznie od jego gruczo艂贸w, jak lubi okre艣la膰 to

贸w uczony? Albo czy jest rzeczywi艣cie tak, jak wyrazi艂 to kiedy艣

sam Zygmunt Freud, 偶e cz艂owiek jest istot膮 opanowan膮 przez (cytuj臋

dos艂ownie) swoje pragnienia pop臋dowe i 偶e Ja cz艂owieka, jak m贸wi艂

Freud, nie jest panem we w艂asnym domu?

Zapewne, nikomu nie przyjdzie na my艣l, aby kwestionowa膰 to, 偶e

cz艂owiek ma pop臋dy i zwi膮zane z nimi pragnienia. By艂o te偶 w贸wczas,

kiedy dzia艂a艂 Freud, wa偶ne i s艂uszne, aby spo艂ecze艅stwu, r贸wnie

pruderyjnemu, z jednej, co lubie偶nemu, z drugiej strony, zerwa膰 z

oblicza mask臋, i postawi膰 przed oczy zwierciad艂o. Freud sam

wiedzia艂 dobrze o tej funkcji psychoanalizy i o w艂asnej misji. W

rozmowie z psychiatr膮 szwajcarskim Ludwigiem Binswangerem

stwierdzi艂: "Ludzko艣膰 wiedzia艂a przecie偶, 偶e ma ducha; ja musia艂em

jej pokaza膰, 偶e istniej膮 tak偶e pop臋dy".

Czy jednak tymczasem 艣wiat i spo艂eczno艣膰 ludzka si臋 nie

zmieni艂y? Czy mo偶na jeszcze dzi艣 twierdzi膰, 偶e cz艂owiek wie o tym,

偶e jest tak偶e istot膮 duchow膮? Czy nie jest dzi艣 raczej odwrotnie,

偶e cz艂owiek a偶 nazbyt cz臋sto zapomina o swej duchowo艣ci - i

r贸wnocze艣nie zapomina o tym, 偶e jest wolny i ponosi

odpowiedzialno艣膰? Czy w艂a艣nie dzisiejszy cz艂owiek nie jest a偶

nadto sk艂onny do stopniowego wypierania swej duchowo艣ci, aby

pos艂u偶y膰 si臋 tym starym psychoanalitycznym wyra偶eniem, tak samo

jak kiedy艣, za czas贸w Zygmunta Freuda, wypiera艂 sw膮 pop臋dowo艣膰,

nie chc膮c nic o niej s艂ysze膰?

W gruncie rzeczy nietrudno wykaza膰, 偶e dzisiejszy cz艂owiek

przesyci艂 si臋 lub, je艣li wolicie, znu偶y艂 duchowo艣ci膮. Najch臋tniej

odrzuci艂by t臋 swoj膮 duchowo艣膰 i wolno艣膰, i odpowiedzialno艣膰. O ile

jednak taki przesyt i znu偶enie duchowo艣ci膮 przedstawiaj膮 jakie艣

objawy tego, co mo偶na by okre艣la膰 jako patologie ducha czasu - to

zadanie wsp贸艂czesnej psychoterapii b臋dzie polega艂o na tym, aby

w艂a艣nie od innej, odwrotnej strony, ni偶 czyni艂 to (i musia艂

czyni膰) Freud, podej艣膰 do zbiorowej kulturowej nerwicy naszej

epoki. I rzeczywi艣cie profesor Kraemer bardzo subtelnie wskaza艂,

偶e zaczyna si臋 zarysowywa膰 nowa epoka psychoterapii, bo o ile

dot膮d traktowano ducha, ca艂kowicie w uj臋ciu Ludwiga Klagesa, jako

antagonist臋 psychiki, to nowa psychoterapia, przeciwnie, czyni

ducha swym wiernym sojusznikiem w walce o psychiczne zdrowie. Ale

mo偶emy te偶 - odwrotnie ni偶 Freud sformu艂owa膰 to tak: cz艂owiek

dzisiejszy wie a偶 nadto dobrze, 偶e ma pop臋dy; powinni艣my mu

pokaza膰 raczej z drugiej strony, 偶e ma tak偶e ducha - ducha,

wolno艣膰 i odpowiedzialno艣膰. Stoj膮c w samym 艣rodku naszego czasu i

gotowi te偶 stawi膰 mu czo艂o, my psychiatrzy powinni艣my dokona膰 tego

dzie艂a: winni艣my wyzwoli膰 cz艂owieka, uczyni膰 go na powr贸t wolnym i

odpowiedzialnym.

Mo偶e jednak kto艣 zapyta膰, czy to nie nauka, konkretnie nauki

przyrodnicze, i co si臋 z tym wi膮偶e, w艂a艣nie neuropsychiatria,

zdaj膮 si臋 wci膮偶 dowodzi膰, jak bardzo cz艂owiek z samej swej natury

zale偶ny jest od dziedziczno艣ci i wychowania, wrodzonych sk艂onno艣ci

i 艣rodowiska lub, je艣li kto艣 woli to mityzuj膮ce sformu艂owanie, od

krwi i ziemi? Nie jest偶e psychiczny charakter cz艂owieka czym艣

wrodzonym? A c贸偶 dopiero samo cia艂o, typ jego budowy - czy偶

charakter nie jest z samej natury rzeczy z nimi zwi膮zany? Ot贸偶 kto

tak m贸wi, dowodzi jedynie, 偶e ograniczaj膮c si臋 do psychologii,

biologii i socjologii, a wi臋c cielesnych, psychicznych i

spo艂ecznych uwarunkowa艅 i podstaw ludzkiej egzystencji, ca艂kowicie

ignoruje to, co w cz艂owieku jest swoi艣cie ludzkie. Cz艂owiecze艅stwo

we w艂a艣ciwym sensie zaczyna si臋 w og贸le dopiero wtedy, gdy

cz艂owiek wykracza poza wszelkie uwarunkowanie, a to na mocy

czego艣, co wolno nazwa膰 nieugi臋t膮 moc膮 ducha. *

Je艣li chodzi o uwarunkowania, kt贸re s膮 wprawdzie pot臋偶ne, ale

nie wszechpot臋偶ne, to nale偶y do nich tak偶e nasz charakter. Ale i

wobec niego mo偶e cz艂owiek w zasadzie zachowa膰 jaki艣 margines

swobody. Zreszt膮 zamiast abstrakcji wol臋 przytoczy膰 przyk艂ad.

M艂odociana pacjentka, kt贸rej lecz膮cy j膮 psychiatra czyni zarzuty

偶yciowego tch贸rzostwa, sk艂onno艣ci do ucieczki przed 偶yciem,

odpowiada na nie nast臋puj膮cymi s艂owy: C贸偶 pan chce ode mnie, panie

doktorze. Jestem po prostu typow膮 jedynaczk膮 w duchu Alfreda

Adiera. - Chcia艂a wykaza膰, 偶e nie mo偶e sobie sama ani nie mo偶na

jej pom贸c, poniewa偶 w my艣l doktryny i szko艂y psychologii

indywidualnej obci膮偶ona jest cechami, kt贸re po prostu s膮

niezmienne. Stajemy tu wobec typowo nerwicowego sposobu

zachowania, mianowicie fatalizmu, czyli przes膮du odnosz膮cego si臋

do pot臋gi przeznaczenia. W艂a艣nie bowiem neurotyk sk艂onny jest do

podobnych zachowa艅. Z g贸ry potwierdza to, co w sobie stwierdza; od

razu got贸w jest pogodzi膰 si臋 z tym, co w sobie samym znajduje, na

przyk艂ad w zakresie w艂a艣ciwo艣ci charakteru. Zapomina za艣 o tym, 偶e

je艣li los co艣 zrz膮dzi艂, to cz艂owiek winien tym dopiero

rozporz膮dzi膰, i dop贸ki nie uczyni艂 tego, a przynajmniej nie

spr贸bowa艂 uczyni膰, s艂owo "los" nie powinno w og贸le przej艣膰 przez

jego usta. Oczywi艣cie, kto z g贸ry uznaje sw贸j los za

przypiecz臋towany, nie b臋dzie w stanie z powodzeniem 艂ama膰 tej

piecz臋ci.

To wszystko dotyczy tym bardziej losu pozornego w nas samych, a

wi臋c naszych wewn臋trznych si艂, pop臋d贸w i si艂 nap臋dowych.

Oczywi艣cie, cz艂owiek ma pop臋dy, i kt贸偶, jaki uczony chcia艂by temu

zaprzeczy膰? Cz艂owiek posiada wi臋c pop臋dy, ale pop臋dy nie posiadaj膮

jego. Nie mamy te偶 nic przeciw pop臋dom ani przeciw temu, 偶e w

danym przypadku cz艂owiek je aprobuje. Pragn臋liby艣my tylko

zauwa偶y膰, 偶e wszelka aprobata pop臋d贸w zak艂ada z g贸ry i

uwarunkowana jest tym, 偶e cz艂owiekowi pozostaje te偶 swoboda

ewentualnego przeciwstawienia si臋 pop臋dowi. Powiedzia艂bym, 偶e tym,

co ponad ca艂膮 sfer膮 pop臋dowo艣ci domaga si臋 aprobaty, jest wolno艣膰

- podstawowa wolno艣膰 powiedzenia "nie". Cz艂owiek bowiem to istota,

kt贸ra mo偶e w艂a艣nie powiedzie膰 - r贸wnie偶 sobie samemu - "nie", a

wcale nie musi w ka偶dym wypadku m贸wi膰 "tak" i "amen". Mog臋 te偶

wyrazi膰 si臋 dobitniej, jak to ju偶 musia艂em powiedzie膰 niejednemu z

moich pacjent贸w, gdy wymawia艂 si臋 takim czy innym swoim

charakterem, tak膮 czy inn膮 w艂a艣ciwo艣ci膮, na przyk艂ad uleganiem

wp艂ywom, zoboj臋tnieniem lub, powiedzmy od razu, tak zwan膮

s艂abo艣ci膮 woli. Zawsze wtedy przychodzi艂o mi pyta膰 takich ludzi: -

Pi臋knie, przyznaj臋, ma pan ju偶 takie czy inne w艂a艣ciwo艣ci, ale czy

musi pan nawet sobie samemu na wszystko pozwala膰?

Na szcz臋艣cie cz艂owiek wcale mi臋 potrzebuje wci膮偶 korzysta膰 z tej

nieugi臋tej mocy. Co najmniej r贸wnie cz臋sto, jak wbrew swej

dziedziczno艣ci, wbrew 艣rodowisku i wbrew pop臋dom cz艂owiek daje

sobie rad臋 r贸wnie偶 dzi臋ki swym dziedzicznym sk艂onno艣ciom, dzi臋ki

艣rodowisku i sile swych pop臋d贸w - my艣l, kt贸r膮 zawdzi臋czam dr

Gertrudzie Paukner.

Wr贸膰my do punktu wyj艣cia. Cz艂owiek ma zatem pop臋dy, ale

jednocze艣nie ma tak偶e wolno艣膰. I to go w艂a艣nie odr贸偶nia od

zwierz臋cia. Zwierz臋 bowiem w艂a艣ciwie nie ma pop臋du, raczej jest

ono niejako sum膮 pop臋d贸w z nim identycznych podczas gdy cz艂owiek

musi dopiero za ka偶dym razem uto偶sami膰 si臋 z jednym ze swoich

pop臋d贸w, aby przekona膰 si臋, co si臋 stanie, je艣li go zaaprobuje.

Ale teza, 偶e cz艂owiek ma wolno艣膰, nie jest ca艂kiem 艣cis艂a.

W艂a艣ciwie nale偶a艂oby powiedzie膰: cz艂owiek jest w艂asn膮 wolno艣ci膮,

jak zwierz臋 - sum膮 swych pop臋d贸w. To, co kto艣 ma, m贸g艂by

ostatecznie utraci膰. Wolno艣膰 za艣 przynale偶y do cz艂owieka w spos贸b

nierozerwalny. Bo nawet gdy si臋 jej wyrzeka, z niej rezygnuje,

rezygnacja ta jest dobrowolna i dokonuje si臋 w wolno艣ci.

Wiem, 偶e istniej膮 kierunki filozoficzne kwestionuj膮ce t臋

wolno艣膰. Reprezentuj膮cy je filozofowie przyznaj膮 wprawdzie, 偶e

cz艂owiek 偶yje z takim poczuciem, jakby by艂 wolny, w rzeczywisto艣ci

jednak jest najdalszy od tego, i to poczucie wolno艣ci jest

samou艂ud膮. Inni filozofowie twierdz膮 co艣 odwrotnego, 偶e mianowicie

cz艂owiek nie tylko czuje si臋, ale te偶 jest wolny. Tak wi臋c mamy tu

tez臋 przeciw tezie - i lekarz nie rozstrzygnie tego sporu

filozof贸w. Mo偶e wolno mu jednak zwr贸ci膰 uwag臋 na fakt, 偶e w

psychiatrii znane s膮 wyj膮tkowe stany psychiczne, w kt贸rych

cz艂owiek nie czuje si臋 wolny. I mog臋 pa艅stwu zdradzi膰, 偶e takie

stany wyj膮tkowe wyst臋puj膮 nie tylko w zaburzeniach psychicznych,

ale mo偶na je tak偶e eksperymentalnie wytworzy膰 u wybranych os贸b

normalnych. Wystarczy mianowicie pobra膰 kilka milionowych cz膮stek

grama substancji chemicznej, w tym wypadku tak zwanego LSD ( * ),

a popada si臋 w stan zatrucia, kt贸ry trwa wprawdzie tylko kilka

godzin, lecz towarzysz膮 mu arcyosobliwe zak艂贸cenia zmys艂贸w. Osoby

poddawane takiemu do艣wiadczeniu m贸wi膮 na przyk艂ad, 偶e mia艂y

uczucie, jakby ich w艂asne cia艂o uleg艂o przemianie. Ko艅czyny

wydawa艂y si臋 nieproporcjonalnie du偶e, a twarze dostrzegane w

otoczeniu - wykrzywione, i to tak bardzo, jakby rysowa艂 je jaki艣

surrealista. Ot贸偶 istotna wydaje mi si臋 rzecz nast臋puj膮ca. Wiele

os贸b poddanych do艣wiadczeniu opowiada, 偶e w stanie zatrucia

wspomnianym kwasem lizergowym czuj膮 si臋 tak, jakby byli

automatami, marionetkami czy pajacami. Rozumiej膮 przez to, 偶e nie

czuj膮 si臋 w tym stanie wolni. My jednak mo偶emy zapyta膰: czy偶by

mia艂o by膰 rzeczywi艣cie tak, jak to twierdz膮 niekt贸rzy filozofowie,

偶e cz艂owiek, a 艣ci艣lej jego wola nie jest wolna? Gdyby ci

filozofowie mieli racj臋, a ich pogl膮d by艂 prawdziwy, to cz艂owiek

musia艂by niejako najpierw zatru膰 si臋, na przyk艂ad kwasem

lizergowym, by m贸c si臋 o tej prawdzie przekona膰. Ja jednak mia艂bym

ochot臋 zapyta膰, c贸偶 to za osobliwa prawda, do kt贸rej dochodzi si臋

dopiero przez za偶ycie ci臋偶kiej trucizny szkodliwej dla uk艂adu

nerwowego? I chcia艂bym zako艅czy膰 takim pytaniem: co jest bardziej

prawdopodobne? Czy to, 偶e normalny cz艂owiek nie jest istot膮 woln膮,

nie ma wi臋c wolnej woli, tylko tego nie odczuwa, poniewa偶 sam si臋

艂udzi i z tego z艂udzenia wyzwoli膰 go mo偶e tylko dwuetyloamid kwasu

lizergowego? Czy nie jest o wiele bardziej prawdopodobne, 偶e

cz艂owiek czuje si臋 i jest wolny i 偶e dopiero ci臋偶ka trucizna, jak

kwas lizergowy, mo偶e doprowadzi膰 go do zw膮tpienia o tej jego

wolno艣ci? S膮d o tym pozostawiam zdrowemu rozs膮dkowi ka偶dego ze

s艂uchaczy. Nie zapominajmy jednak, 偶e wyrok o wolno艣ci cz艂owieka

zapada nie w samej teorii, lecz przede wszystkim w praktyce, w

dzia艂aniu hic et nunc!

LSD25 - znak alkaloidu pod nazw膮: dwuetyloamid kwasu

lizergowego. (Przyp. red.)

21. Problem cia艂a i duszy widziany od strony klinicznej

Komu z nas nie przesz艂y przez usta takie przeno艣ne zwroty, jak

na przyk艂ad 偶e ma co艣 na w膮trobie, 偶e co艣 mu le偶y na 偶o艂膮dku lub

偶e musia艂 co艣 prze艂kn膮膰. Ale rzadko chyba u艣wiadamiamy sobie, ile

m膮dro艣ci zawar艂a nasza mowa w podobnych wyra偶eniach. Gdy偶 mowa nie

jest tu tylko obrazowa, lecz stanowi odbicie, odbija co艣

rzeczywistego.

Poprzesta艅my jednak na przyk艂adzie prze艂ykania! Pewien w艂oski

badacz przedsi臋wzi膮艂 nast臋puj膮ce do艣wiadczenie. Poddane mu osoby

wprowadzi艂 w stan hipnozy, podsuwaj膮c sugesti臋, 偶e s膮 biednymi

drobnymi urz臋dnikami, a ich prze艂o偶ony to nieprzyjemny szef,

dokuczliwy i podle ich traktuj膮cy, tak 偶e cierpi膮 pod jego

uciskiem. Nie wolno im protestowa膰, s膮 zmuszeni wszystko

cierpliwie prze艂yka膰. A wynik eksperymentu? Osoby te uczony w艂oski

bada艂 kolejno pod rentgenem przygl膮daj膮c si臋 bli偶ej okolicy

偶o艂膮dka. I co si臋 okaza艂o? Wszyscy zmienili si臋 w swego rodzaju

"po艂ykaczy powietrza" - na obrazie rentgenowskim mo偶na by艂o

wyra藕nie dostrzec, 偶e ich 偶o艂膮dek wzd膮艂 si臋 wskutek nadmiernego

nagromadzenia powietrza, powietrza, kt贸re bezwiednie i mimowolnie

prze艂ykali. Tak samo bezwiednie i mimowolnie odbywa si臋 ten proces

u pacjent贸w cierpi膮cych na aerofagi臋, u kt贸rych podobnie wzd臋ty

偶o艂膮dek - wskutek podniesienia przepony i uciskania na serce -

wywo艂uje najrozmaitsze, cho膰 jeszcze niewinne dolegliwo艣ci. Je艣li

wnikn膮膰 nieco bli偶ej w histori臋 ich choroby, to nierzadko oka偶e

si臋, 偶e musieli oni co艣 prze艂kn膮膰, i to nie tylko powietrze, lecz

jakie艣 przykre prze偶ycie, kt贸re ich spotka艂o, a o kt贸rym wol膮 nie

my艣le膰.

Jak pa艅stwo widzicie, dzi艣, kiedy medycyna wie o tego rodzaju

psychofizycznych zwi膮zkach, zupe艂nie ju偶 nie uchodzi traktowa膰 i

leczy膰 cz艂owieka chorego dostrzegaj膮c tylko chorob臋, a nie

dostrzegaj膮c cz艂owieka, cz艂owieka jako istoty czuj膮cej i

cierpi膮cej, hominem patientem.

Zaj臋艂a si臋 tym wszystkim, jak wiadomo, tak zwana medycyna

psychosomatyczna 艣ledz膮c zwi膮zki mi臋dzy stron膮 somatyczn膮 i

psychiczn膮. Zreszt膮 czasem przesadzi艂a, zapominaj膮c, 偶e nie w

ka偶dej chorobie somatycznej musi tkwi膰 u pod艂o偶a odpowiadaj膮ce mu

prze偶ycie psychiczne. Choruje tylko ten - oto podstawowa zasada

medycyny psychosomatycznej - kto si臋 zamartwia. * Nie jest to

jednak prawda. I je艣li kto艣 powo艂uje si臋 na to, 偶e na przyk艂ad

napad dusznicy sercowej, u艣wiadomiony czy nieu艣wiadomiony,

pochodzi ze zdenerwowania, dajmy na to z l臋ku o co艣, to winienem

mu zwr贸ci膰 uwag臋, 偶e nie tylko zdenerwowanie spowodowane l臋kiem,

lecz r贸wnie偶 podniecenie radosne mo偶e wywo艂a膰 atak serca. I znane

s膮 przypadki, 偶e matki pada艂y ofiar膮 pora偶enia serca, gdy ich

synowie wracali po d艂ugoletniej niewoli wojennej do domu. Cia艂o

ludzkie jest na pewno zwierciad艂em duszy. Ale kiedy zwierciad艂o to

wykazuje plamy, dusza, kt贸r膮 ono odzwierciedla, mo偶e by膰 mimo

wszystko zdrowa. Jaki艣 przypadek fizyczny nie zawsze wi臋c jest

wyrazem prze偶ycia psychicznego, i choroba somatyczna wcale nie

musi oznacza膰, 偶e i w psychice chorego co艣 nie jest w porz膮dku.

Je艣li pami臋tamy, 偶e psychika mo偶e wyrazi膰 si臋 w ciele i z kolei

zapytamy, czy tak偶e odwrotnie, to, co cielesne, materialne, nie

mo偶e odbi膰 si臋 na tym, co psychiczne, duchowe, to aby potwierdzi膰

to pytanie dowodami, m贸g艂bym wskaza膰 na mn贸stwo fakt贸w z

do艣wiadczenia. Ogranicz臋 si臋 jednak do wybrania niekt贸rych z nich,

dotycz膮cych okre艣lonego stanu klinicznego. S膮 wi臋c ludzie

cierpi膮cy na nadczynno艣膰 tarczycy. Z t膮 w艂a艣ciwo艣ci膮 fizyczn膮

zwi膮zana jest w艂a艣ciwo艣膰 psychiczna, mianowicie pacjenci tego

rodzaju sk艂onni s膮, jak uda艂o mi si臋 wykaza膰, nie tylko do pewnego

podniecenia l臋kowego w og贸le, lecz w szczeg贸lno艣ci do tak zwanego

l臋ku przestrzeni. Przez podawanie odpowiednich lek贸w, a wi臋c

terapi臋 zmierzaj膮c膮 do zahamowania nadmiernej czynno艣ci tarczycy,

mo偶na bez wi臋kszych trudno艣ci zlikwidowa膰 zar贸wno to czynno艣ciowe

zak艂贸cenie hormonalne jak i zwi膮zany z nim stan l臋kowy. W zwi膮zku

z problemem cia艂a i duszy interesuje nas jednak sprawa

nast臋puj膮ca. Gdybym w moich wnioskach by艂 naiwny i d膮偶y艂 do

szybkiego ich wyprowadzania, wysnu艂bym taki wniosek: mo偶na by

jako艣 zaryzykowa膰 twierdzenie, 偶e wszelki l臋k jest w艂a艣ciwie

l臋kiem sumienia. Je艣li wi臋c z poprzednich uwag wynika艂o, 偶e

nadczynno艣膰 gruczo艂u tarczycowego prowadzi u chorego do l臋ku,

m贸g艂bym w ko艅cu stwierdzi膰, 偶e sumienie nie jest "niczym innym jak

tylko" hormonem tarczycy.

W oryginale nieprzet艂umaczalna gra st贸w: Krank wird nur wer sich

kr鈥瀗kt. (Przyp. t艂um.)

Nie mniej ni偶 ja sam, pa艅stwo uznaliby艣cie taki ko艅cowy wniosek

za mylny i 艣mieszny. A przecie偶 jeden z profesor贸w kt贸rego艣 z

kalifornijskich wydzia艂贸w medycznych zaryzykowa艂 taki wniosek.

Obra艂 on mianowicie przeciwny punkt wyj艣cia, wyszed艂 nie od

nadczynno艣ci, ale od niedoczynno艣ci tarczycy, prowadz膮c zasadniczo

do nast臋puj膮cego twierdzenia: je艣li podam hormon tarczycy

kretynowi, a wi臋c osobnikowi, kt贸ry w艂a艣nie zachorowa艂 na tak膮

niedoczynno艣膰 tarczycy i cofn膮艂 si臋 w swym umys艂owym rozwoju, to

b臋d臋 m贸g艂 wkr贸tce zaobserwowa膰 i odpowiednimi badaniami

stwierdzi膰, jak wzrasta jego iloraz inteligencji, jednym s艂owem,

jak przybywa takiej osobie si艂 umys艂owych. Tak wi臋c konkluduje

kalifornijski kolega dos艂ownie i z ca艂膮 powag膮 umys艂 to "nic

innego jak tylko" hormon tarczycy.

Albo we藕my inny przyk艂ad. Istniej膮 ludzie cierpi膮cy na osobliwe

uczucie: wszystko wydaje im si臋 odleg艂e, a oni sami wydaj膮 si臋

sobie obcy. My psychiatrzy m贸wimy wtedy o wyobcowaniu albo o

zespole depersonalizacji. Zdarza si臋 to przy najrozmaitszych

zaburzeniach psychicznych, ale samo w sobie jest objawem

niegro藕nym. Ot贸偶 uda艂o mi si臋 wykaza膰, 偶e te psychiczne objawy

chorobowe w pewnych przypadkach 艣wietnie reaguj膮 na ma艂e dawki

hormonu kory nadnerczy. Dzi臋ki niemu wraca normalne poczucie

osobowo艣ci, normalne prze偶ycie w艂asnego ja. Ale nie przysz艂oby mi

na my艣l, aby z tego wnosi膰, 偶e ludzka osobowo艣膰, ludzkie "ja" to

"tylko" hormon kory nadnerczy.

Przyjrzawszy si臋 tym sprawom bli偶ej, orientujemy si臋 ju偶, przed

jakim mylnym wnioskiem i my艣lowym b艂臋dem winni艣my strzec si臋,

ilekro膰 mowa o tego rodzaju zwi膮zkach psychofizycznych. Winni艣my

mianowicie przyzwyczai膰 si臋 do 艣cis艂ego rozr贸偶niania uwarunkowania

przyczynowo艣ci i wytwarzania. Tak wi臋c normalne funkcjonowanie

tarczycy czy kory nadnerczy jest zapewne przes艂ank膮, wst臋pnym

warunkiem normalnego ludzkiego 偶ycia psychicznego i duchowego, ale

absolutnie nie oznacza, 偶e duchowo艣膰 w cz艂owieku jest niejako

wytwarzana przez procesy chemiczne, od kt贸rych zale偶y wydzielanie

hormon贸w w organizmie.

Pad艂o w艂a艣nie s艂owo "organizm", oznaczaj膮ce ca艂o艣膰 organ贸w, to

znaczy narz膮d贸w, instrument贸w. I rzeczywi艣cie, duchowos膰 w

cz艂owieku - o kt贸rej dopiero co powiedzieli艣my, 偶e nie mo偶e by膰

wytworzona przez chemi臋 ani te偶 przez chemi臋 wyja艣niona - ot贸偶 ta

duchowo艣膰 ma si臋 tak do organizmu, jak wirtuoz do instrumentu.

Chc臋 powiedzie膰, 偶e duch ludzki, aby m贸g艂 si臋 rozwija膰, tak samo

potrzebuje jako podstawowego warunku sprawnie funkcjonuj膮cego

organizmu, jak wirtuoz dobrego "instrumentu". Jest zdany na niego,

co wi臋cej, jest od niego zale偶ny. Bo na z艂ym instrumencie,

powiedzmy na 藕le nastrojonym fortepianie, nawet najlepszy wirtuoz

i najwi臋kszy artysta dobrze nie zagra. A co si臋 dzieje, gdy

fortepian jest rozstrojony? No c贸偶, wzywa si臋 stroiciela i ten

ponownie nastraja instrument. Ale nie tylko fortepian, tak偶e

cz艂owiek mo偶e by膰 rozstrojony. Mo偶e popa艣膰 w stan rozstroju,

depresji. I co wtedy czynimy? Niekiedy leczymy go przy pomocy

wstrz膮s贸w elektrycznych, i rado艣膰 偶ycia zn贸w powraca do jego

serca. Ale jak przedtem nie wolno by艂o wnioskowa膰, 偶e hormon

tarczycy jest identyczny z nowymi si艂ami psychicznymi, podobnie

te偶 nie mo偶na i teraz identyfikowa膰 nowej rado艣ci 偶ycia z

elektryczno艣ci膮.

Do tego rodzaju b艂臋dnych wniosk贸w kusi nas nie tylko tak zwana

psychochemia, a wi臋c fascynacja r贸偶nymi wspomnianymi wy偶ej

reakcjami chemicznymi, kt贸re okaza艂y si臋 mniej lub bardziej

konieczn膮 (ale nie wystarczaj膮c膮) podstaw膮 normalnego 偶ycia

psychicznego. R贸wnie偶 to, co kiedy艣 okre艣lano jako

psychochirurgi臋, uwodzi ku temu, co Ludwig Klages nazwa艂

przes膮dnym zapatrzeniem si臋 w m贸zg. Oczywi艣cie, przez zabiegi

chirurgiczne, przez operacje m贸zgu tak偶e mo偶na zmieni膰 warunki, w

jakich jedynie mo偶liwe jest normalne 偶ycie psychiczne. Mo偶na te

warunki zmienia膰 i ulepsza膰, niekiedy i znormalizowa膰, je艣li by艂y

chorobliwie zmienione. Jednak偶e skalpel chirurga nie dociera nawet

poprzez m贸zg do tego, co w cz艂owieku duchowe! Przyj臋cie takiego

pogl膮du by艂oby ra偶膮cym materializmem. Duch, dusza ludzka, nie ma

"siedziby" w m贸zgu, i s艂usznie Klages wskaza艂 na to, 偶e zadanie

bada艅 nad m贸zgiem nie polega na poszukiwaniu "siedziby duszy",

lecz raczej na poszukiwaniu m贸zgowych uwarunkowa艅 proces贸w

psychicznych. Klages pokazuje to na przyk艂adzie trafnego

por贸wnania. Kto艣 usuwa bezpiecznik w o艣wietlonym elektryczno艣ci膮

pomieszczeniu, i 艣wiat艂o ga艣nie. Nikt jednak, m贸wi on, nie nazwie

miejsca, w kt贸rym by艂 bezpiecznik, "藕r贸d艂em" 艣wiat艂a.

Tym bardziej nie mo偶na z faktu, 偶e niestosownie jest m贸wi膰 o

siedzibie duszy w m贸zgu, wyprowadza膰 wniosku, 偶e 偶adnej duszy nie

ma. Taka argumentacja przywodzi mi na my艣l pewne wydarzenie. W

dyskusji publicznej zapyta艂 mnie kiedy艣 m艂ody rzemie艣lnik, czy

m贸g艂bym mu mo偶e przy mikroskopowym badaniu m贸zgu pokaza膰 dusz臋 - w

przeciwnym razie w 偶adn膮 dusz臋 nie uwierzy. Kiedy z kolei go

zapyta艂em, dlaczego interesuje go dow贸d mikroskopowy,

odpowiedzia艂: - Z pragnienia dotarcia do prawdy. - Teraz

wystarczy艂o mi tylko zapyta膰: - A czym偶e jest pragnienie prawdy,

czym艣 cielesnym czy duchowym? - Musia艂 przyzna膰: - Duchowym. -

Jednym s艂owem to, czego szuka艂 i nie m贸g艂 znale藕膰, by艂o ju偶 dawno

podstaw膮 jego poszukiwa艅.

22. Spirytyzm

Zaszli艣my ju偶 tak daleko, 偶e opini膮 publiczn膮 zaw艂adn臋艂a nowa

fala przes膮du, mam na my艣li zw艂aszcza ten jego rodzaj, kt贸ry

ch臋tnie drapuje si臋 w tog臋 naukowo brzmi膮cej frazeologii, jak na

przyk艂ad spirytyzm czy okultyzm. Wygl膮da na to, i偶 jest

rzeczywi艣cie tak, jak m贸wi艂 kiedy艣 Scheler, 偶e cz艂owiek czci albo

Boga, albo bo偶ka. A my mogliby艣my doda膰, 偶e albo ma wiar臋, albo

ho艂duje zabobonowi. I tym te偶 t艂umaczy si臋 fakt, 偶e szerz膮ca si臋

wok贸艂 dezorientacja w sprawie duchowo艣ci - a wi臋c forma niewiary

polegaj膮ca na braku przekonania o rzeczywisto艣ci duchowej -

doprowadzi艂a do tego, 偶e zdezorientowani duchowo ludzie tym

bardziej interesuj膮 si臋 "duchami". C贸偶 to za widowisko:

wsp贸艂czesny nihilizm dumnie kroczy r臋ka w r臋k臋 ze spirytyzmem.

Oczywi艣cie, nie m贸wimy tu na przyk艂ad o badaniach

parapsychologicznych, zapocz膮tkowanych przez powa偶nego uczonego

ameryka艅skiego Rhine.a, czy o teologicznej problematyce cudu -

problematyka ta zreszt膮 jest ju偶 zamkni臋ta, podczas gdy powa偶ne

badania parapsychologiczne s膮 jeszcze bardzo dalekie od

zako艅czenia.

Ale, powtarzam, nie o tym wszystkim ma by膰 tu mowa. Raczej tylko

o tak zwanym i tak w艂a艣nie si臋 okre艣laj膮cym spirytyzmie, kt贸rego

"eksperymenty" mniej lub wi臋cej opieraj膮 si臋 na z艂udzeniu, ale w

wysokim stopniu te偶 na samoz艂udzeniu. A nale偶y o nim m贸wi膰,

poniewa偶 ze stanowiska higieny psychicznej - to stanowisko za艣

jest dla moich odczyt贸w decyduj膮ce - nie jest on nieszkodliwy. Jak

ka偶dy z do艣wiadczonych koleg贸w psychiatr贸w, znam ca艂y szereg

przypadk贸w, w kt贸rych ludzie nieodporni psychicznie, dopiero wtedy

w艂a艣ciwie, kiedy trafili do k贸艂ek spirytystycznych, pod ich

wp艂ywem rozchorowali si臋 na dobre. Wprawdzie zajmowanie si臋

spirytyzmem na pewno nie spowodowa艂o choroby psychicznej,

uruchomi艂o jednak jej ukryty mechanizm. W innych znowu wypadkach

fakt nag艂ego zainteresowania si臋 spirytyzmem mo偶e uchodzi膰 za

pierwszy objaw choroby psychicznej.

Co艣 takiego odczuwa te偶 niekiedy cz艂owiek rozs膮dny. Mimo to

okazuje si臋, 偶e i takiemu mo偶na zamydli膰 oczy. Znajoma dama

zwr贸ci艂a si臋 pewnego razu do mnie prosz膮c o zbadanie jej

"nadnaturalnej" zdolno艣ci rozpoznawania ukrytych, zatajonych

chor贸b. Zaprosi艂em j膮 do polikliniki neurologicznej, gdzie

napl贸t艂szy na wst臋pie sporo g艂upstw jako przes艂anek teoretycznych,

pr贸bowa艂a da膰 praktyczny dow贸d posiadanej jakoby zdolno艣ci. 呕adne

z jej rozpozna艅 nie okaza艂o si臋 trafne, nawet w przypadkach, w

kt贸rych poszlaki wskazywa艂y w艂a艣ciwy trop. Tym bardziej by艂em

zdumiony, gdy z ust cenionego uczonego wiede艅skiego, humanisty,

us艂ysza艂em, 偶e odwiedzi艂 ow膮 dam臋, a jej "zadziwiaj膮ce" diagnozy

wywar艂y na nim g艂臋bokie wra偶enie. M贸j osobisty pogl膮d idzie w tym

kierunku, 偶e niepe艂ne jest 偶adne naukowe badanie, kt贸re nie

pos艂u偶y si臋 obserwacj膮 specjalist贸w nastawionych na mo偶liwe

wyrafinowane oszustwo - my艣l臋 tu o zr臋cznych prestidigitatorach,

od kt贸rych uczy膰 si臋 mog膮 najbardziej nawet rutynowani

kryminali艣ci. Obdarzona "nadnaturaln膮" moc膮 dama stawi艂a si臋 na

kliniczne badanie, i to nawet na w艂asne 偶yczenie. Zazwyczaj jednak

podobni panowie i panie przed tym si臋 uchylaj膮. W gruncie rzeczy w

literaturze naukowej ostatniego czasu znany jest tylko jeden

jedyny wypadek w pe艂ni klinicznie zbadany, mianowicie casus Mirina

Dajo. (Opieram si臋 tu na dok艂adnych wynikach bada艅 klinicyst贸w

szwajcarskich Schlapfera i Undritza.)

Mirin Dajo g艂osi艂, 偶e nie mo偶na go zrani膰; zawdzi臋cza艂 to jakoby

panowaniu ducha nad cia艂em. Aby dowie艣膰 tej swojej mocy, w jednym

ze szwajcarskich kabaret贸w przebija艂 sobie co wiecz贸r floretem

pier艣 wraz z sercem - w ka偶dym razie widzowie tak utrzymywali.

Mamy tu jednak do czynienia z pierwsz膮 w tym przypadku sugestia

masowa, gdy偶 je艣li floret w og贸le przechodzi艂 przez pier艣, dzia艂o

si臋 to, jak p贸藕niej stwierdzono, zawsze tylko po stronie prawej.

Dlaczego jednak, zapytamy, Mirin Dajo nigdy nie krwawi艂? Aby to

wyja艣ni膰, nie trzeba nawet zak艂ada膰 masowej sugestii. Floret ma

brzeszczot o przekroju okr膮g艂ym, bez ostrza. W przeciwie艅stwie do

kuli, tak偶e okr膮g艂ej, ale kt贸ra doprowadzi艂aby oczywi艣cie do

zranienia, floret by艂 przez Mirina Dajo wprowadzany w cia艂o

powoli, tak 偶e dzi臋ki tej powolno艣ci naczynia krwiono艣ne mog艂y

ust臋powa膰 przy nacisku - nie dochodzi艂o wi臋c w 偶adnym razie do ich

przeci臋cia. Nie dochodzi艂o te偶 do rozerwania naczy艅, gdy偶 ich

tkanki s膮 elastyczne, gdyby wi臋c nawet dosz艂o raz do ich

naruszenia, to dzi臋ki tej elastyczno艣ci tkanek wytworzony kana艂

znowu by si臋 zasklepi艂.

Na pewno nie tylko sugestia masowa odgrywa艂a jak膮艣 rol臋 w

niekt贸rych momentach przypadku Mirina Dajo. Dzia艂a艂a r贸wnie偶

autosugestia. Twierdz膮 to w ka偶dym razie klinicy艣ci, kt贸rzy go

badali. Ostatecznie mo偶na sobie wyobrazi膰, 偶e to autosugestia

bezbolesno艣ci sprawia艂a, i偶 w miejscu uk艂ucia nie by艂o wida膰 krwi.

Przypominam sobie na przyk艂ad wypadek z piel臋gniark膮, kt贸ra w

czasie kursu hipnozy dla lekarzy dobrowolnie odda艂a si臋 do

dyspozycji jako obiekt eksperymentu, abym m贸g艂 na niej

zademonstrowa膰 wszystko to, co nale偶y do tematu hipnozy. W tym

sensie zasugerowa艂em jej bezbolesno艣膰 w okre艣lonym miejscu

przedramienia. Aby pokaza膰 kursantom, 偶e miejsce to sta艂o si臋

rzeczywi艣cie nieczu艂e na b贸l, uj膮艂em fa艂d sk贸ry i przebi艂em go

grub膮 ig艂膮 injekcyjn膮, a 贸w fa艂d nawet nie drgn膮艂, po wyj臋ciu ig艂y

nie by艂o te偶 艣ladu krwi. Miejsce uk艂ucia zacz臋艂o krwawi膰 dopiero

po obudzeniu piel臋gniarki z hipnozy.

W przypadku Mirina Dajo nie by艂o moim zdaniem 偶adnej

autosugestii. Wcale nie jest bowiem rzecz膮 tak bardzo zaskakuj膮c膮,

偶e nawet przy nieuniknionych zranieniach nie by艂o u niego wida膰

wi臋kszego b贸lu. Przede wszystkim, na co wskazali te偶 ci, co badali

Mirina Dajo, narz膮dy wewn臋trzne s膮 na og贸艂 nieczu艂e na b贸l.

Wystarczy przypomnie膰 o paradoksalnym na poz贸r zjawisku, 偶e na

przyk艂ad m贸zg, a wi臋c w艂a艣nie ten organ, "za pomoc膮 kt贸rego", 偶e

si臋 tak wyra偶臋, odczuwamy b贸l, sam jest nieczu艂y na b贸l, o czym

mo偶na si臋 艂atwo przekona膰 przy okazji operacji m贸zgu, odbywaj膮cej

si臋 na og贸艂 tylko ze znieczuleniem miejscowym, a wi臋c w stanie

pe艂nej 艣wiadomo艣ci pacjenta. Wprawdzie przebicie sk贸ry jest

bolesne i wtedy autosugestia mo偶e odegra膰 pewn膮 rol臋, ale nie

b臋dzie to niczym nadzwyczajnym. Kiedy mam u boja藕liwego pacjenta

podj膮膰 si臋 nak艂ucia l臋d藕wiowego, czyli nak艂ucia opon rdzenia

kr臋gowego, nierzadko musz臋 obieca膰 zainteresowanemu, 偶e znieczul臋

odpowiednie miejsce sk贸ry nowokain膮, i kiedy on s膮dzi, 偶e mu j膮

wstrzykuj臋, i przekonany jest, 偶e ju偶 nic czu膰 nie b臋dzie, ja

nak艂ucie ju偶 wykona艂em. Zdarza艂o si臋, 偶e pacjenci nie chcieli temu

wierzy膰, dop贸ki nie pokaza艂em im prob贸wki z p艂ynem

m贸zgowo-rdzeniowym - tyle tylko odczuli.

Na og贸艂 nie trzeba nawet znieczulenia miejscowego, bo chory i

bez niego wytrzymuje b贸l od uk艂ucia ig艂膮, gdy偶 po prostu dla

w艂asnego zdrowia narzuca sobie samoopanowanie. Je艣li wi臋c tysi膮ce

pacjent贸w cierpliwie, bez zmru偶enia powiek, znosz膮 uk艂ucia i

punkcje przeprowadzane codziennie przez setki lekarzy we

wszystkich mo偶liwych miejscach sk贸ry, mia艂偶eby bez drgnienia nie

znie艣膰 tego artysta kabaretowy dla swego cowieczornego zarobku? I

kiedy stoi on tam wysoko na estradzie i z olbrzymi膮 pewno艣ci膮

siebie, po wszystkich tajemniczych przygotowaniach, wbija w swoje

policzki do艣膰 d艂ug膮 ig艂臋 - sprawia to oczywi艣cie wra偶enie

po艂膮czone z masow膮 sugesti膮, i widz zapomina, 偶e 贸w stoj膮cy na

scenie "fakir" nie zdoby艂 si臋 na nic innego ni偶 on sam, gdy mo偶e

tego偶 przedpo艂udnia w sali ordynacyjnej swego lekarza dawa艂 si臋

nak艂u膰, nie otrzymuj膮c zreszt膮 za to... honorarium.

W przypadku Mirina Dajo motywem dzia艂ania nie by艂o honorarium,

lecz idealizm, pacyfizm, kt贸re chcia艂 z naciskiem podkre艣li膰 przy

pomocy swych eksperyment贸w i pokaz贸w. Na tym wi臋c sko艅czmy: de

mortuis nil nisi bene, m贸wmy tylko dobrze o zmar艂ych. Bo Mirin

Dajo zmar艂 - po艂kn膮wszy ostre narz臋dzie podobne do sztyletu, aby

dowie艣膰, 偶e potrafi je "zdematerializowa膰". Lekarze ostrzegali go

- na pr贸偶no, po czym musieli go operowa膰 - r贸wnie偶 daremnie. W

ko艅cu mogli ju偶 tylko przeprowadzi膰 obdukcj臋 zw艂ok i w tym

konkretnym przypadku wyda膰 orzeczenie naprawd臋 kompletne,

obejmuj膮ce tak偶e wynik sekcji zw艂ok. Nale偶y ten wypadek uzna膰 za

tragiczny i w 偶adnym razie nie godny na艣ladowania. Bo wprawdzie

czytam w Biblii, 偶e miecze kiedy艣 zamieni膮 si臋 w p艂ugi. 呕adn膮

miar膮 jednak nie s艂u偶y si臋 pokojowi na 艣wiecie, jak tego pragn膮艂

Mirin Dajo, wbijaj膮c sobie w pier艣 bro艅, na przyk艂ad floret, czy

po艂ykaj膮c rodzaj sztyletu.

R贸wnie偶 moc ducha mo偶na demonstrowa膰 raczej w inny spos贸b,

bezpieczniejszy i wywieraj膮cy nie mniejsze wra偶enie. Niewiele

przys艂u偶ymy si臋 sprawie zapanowania ducha w, 艣wiecie przez seanse

spirytystyczne z wywo艂ywaniem duch贸w czy bez tego. Duch istnieje,

ale ten duch ma zaiste lepsze zaj臋cie ni偶 rzucanie wazonami w

zaciemnionym pokoju, a owa sfera duchowa, w kt贸rej rzeczywisto艣ci

tak偶e cz艂owiek uczestniczy, nie ma nic wsp贸lnego z wiruj膮cymi

stolikami. Wydaje mi si臋, 偶e przez tego rodzaju praktyki

rzeczywisto艣膰 duchowa cz艂owieka, prawdziwa sfera duchowa w

艣wiecie, zostanie zdyskredytowana w oczach prostego szarego

cz艂owieka, z jego naturalnym zdrowym rozs膮dkiem, podczas gdy

powinna zyska膰 raczej poparcie, czego zaiste mamy dzi艣 wszelki

pow贸d pragn膮膰.

23. Co m贸wi psychiatra o nowoczesnej sztuce?

Gdy stawia si臋 pytanie, co m贸wi psychiatra o nowoczesnej sztuce,

narzuca si臋 od razu inne pytanie, mianowicie czy jest on w og贸le

uprawniony do m贸wienia o czym艣 takim, jednym s艂owem, czy jest

kompetentny w tej sprawie. Spr贸bujmy o tym pom贸wi膰. O nowoczesnej

sztuce wiele si臋 ju偶 m贸wi艂o i wiele by艂o powa偶nych dyskusji -

przemawiano tyle偶 za ni膮, co przeciw niej. Stopniowo popad艂a ona

niejako w po艂o偶enie oskar偶onej. Czy by艂oby czym艣 wyj膮tkowym, gdyby

po odczytaniu oskar偶e艅 - zasi臋gni臋to fachowej opinii? Opinii ze

strony rzeczoznawcy-psychiatry?

Ale tu stajemy ju偶 przed pierwszym problemem. Psychiatra nie

jest przecie偶 rzeczoznawc膮, w ka偶dym razie nie w tej materii. Jest

on doprawdy kim艣 innym, 偶e tak powiem, znawc膮 nie rzeczy, lecz

os贸b. Jako psychiatra niewiele on rozumie z problematyki

nowoczesnej sztuki, przecie偶 na pewno niejedno wie o osobach

artyst贸w. I znaj膮c ich osobowo艣ci, mog臋, je艣li wolno, porozmawia膰

o tym i owym zza kulis praktyki lekarskiej, a tak偶e to i owo

ods艂oni膰. Znam wielu nowoczesnych, na wskro艣 nowoczesnych tw贸rc贸w

i musz臋 stwierdzi膰, 偶e s膮 w艣r贸d nich tacy, kt贸rzy - oceniani ze

stanowiska psychiatrycznego - przedstawiaj膮 osobowo艣ci w pe艂ni

normalne (nie przychodzili te偶 do mnie jako pacjenci). Z drugiej

strony w ci膮gu lat pozna艂em licznych malarzy chorych na nerwice

albo na psychozy i musz臋 stwierdzi膰, 偶e malowali na og贸艂 w

najwy偶szym stopniu realistycznie czy zgo艂a naturalistycznie. *

Jednak偶e rozpoznanie zaburzenia psychicznego stawia艂em zawsze na

podstawie objaw贸w klinicznych i z pewno艣ci膮 nie przysz艂oby mi do

g艂owy stawia膰 diagnoz臋 wed艂ug jakiego艣 stylu artystycznego. I tak

stajemy ju偶 przed drugim problemem. Czy z dzie艂a mo偶na wyprowadza膰

jakiekolwiek psychiatryczne wnioski o tw贸rcy? Wielokrotnie tego

pr贸bowano, ale pr贸by takie podejmowali przewa偶nie amatorzy i

dyletanci w psychiatrii. My艣l臋 przy tym g艂贸wnie o niekt贸rych

dziennikarzach i krytykach sztuki, u kt贸rych nale偶y dzi艣 do

dobrego tonu, na przyk艂ad w ramach krytyki teatralnej, operowa膰

takimi poj臋ciami jak kompleks Edypa itp. Odnosi si臋 wra偶enie, 偶e

gdyby urz膮dzi膰 g艂osowanie w艣r贸d krytyk贸w teatralnych i recenzent贸w

ksi膮偶ek w prasie codziennej - to chyba 99 procent przyzna艂oby si臋

do freudowskiej psychoanalizy. W艣r贸d wiede艅skich psychiatr贸w tylko

ma艂y procent okaza艂by si臋 zwolennikami doktryny Freuda, a nawet ci

nie byliby ortodoksyjnymi psychoanalitykami

W mieszkaniu dyrektora szpitala psychiatrycznego w Antwerpii

widzia艂em otorazy utrzymane - z wyj膮tkiem jednego jedynego - w

stylu nowoczesnym. Ale ten jeden, impresjonistyczny, by艂 te偶

jedynym, kt贸ry wyszed艂 spod p臋dzla pacjenta.

Warto zauwa偶y膰, 偶e wielu nowoczesnych artyst贸w wci膮偶 powo艂uje

si臋 na to, 偶e tworzy pod wp艂ywem swej pod艣wiadomo艣ci i tym

podobnie. Powstaje zatem problem trzeci. Co s膮dzi膰 o tak zwanych

automatycznych artystycznych produkcjach nie艣wiadomo艣ci? My艣la艂em

pocz膮tkowo, 偶e niekt贸rzy krytycy sztuki jakby pozowali na

psychiatr贸w. Teraz jednak musz臋 stwierdzi膰, 偶e niekt贸rzy arty艣ci

robi膮 ze swej strony dobr膮 min臋 do tej fa艂szywej gry, 偶e si臋 do

niej w艂膮czaj膮, zachowuj膮c si臋 na przyk艂ad schizofrenicznie, a wi臋c

udaj膮c, jakoby rzeczywi艣cie byli automatami swej pod艣wiadomo艣ci.

Jednak偶e - stwierdzam to znowu jako psychiatra - graj膮 t臋 swoj膮

rol臋 藕le. A je艣li przy ka偶dej sposobno艣ci powo艂uj膮 si臋 na

psychoanaliz臋, to nie powinni si臋 dziwi膰, 偶e publiczno艣膰 nie

okazuje w艂a艣ciwego zrozumienia dla tych psychoanalitycznych

autokomentarzy. Bo w ko艅cu nie wolno zapomina膰, 偶e ju偶 sama

psychoanaliza jako艣 nie w pe艂ni rozumie ludzk膮 egzystencj臋, a

nowocze艣ni arty艣ci jeszcze na dobitek 藕le pojmuj膮 psychoanaliz臋.

Tymczasem wymaga si臋 od publiczno艣ci, aby zrozumia艂a

psychoanalityczne wynurzenia artyst贸w!

Mo偶e kto艣 zapyta, jak te偶 naprawd臋 wygl膮daj膮 malowid艂a ludzi

naprawd臋 psychicznie chorych. W zwi膮zku z tym wiarto przede

wszystkim przypomnie膰 rzecz, o ile wiem, zawsze dot膮d przeoczan膮:

mianowicie, 偶e wszelkie artystyczne czy pretenduj膮ce do tego miana

produkcje psychicznie chorych, czy to zbierane w szpitalach

psychiatrycznych, czy te偶 wystawione w Pary偶u z okazji pierwszego

艣wiatowego kongresu psychiatr贸w, by艂y nie tylko wystawiane, ale i

ka偶dorazowo dobierane. A dob贸r ten z pewno艣ci膮 odbywa艂 si臋 pod

k膮tem widzenia ich ekscentryczno艣ci, dziwaczno艣ci. Jednak偶e

wi臋kszo艣膰 tego rodzaju produkcji, kt贸re sam ogl膮da艂em w ci膮gu

d艂ugoletniej dzia艂alno艣ci w klinikach psychiatrycznych, by艂a -

wyzna膰 trzeba - wielce banalna. Zapewne, tre艣膰, na przyk艂ad wyb贸r

tematyki, wci膮偶 "zdradza艂a wp艂yw zaburzenia psychicznego. Co si臋

jednak tyczy formy, stylu, to jako psychiatrzy rozpoznawali艣my co

najwy偶ej przy niekt贸rych postaciach epilepsji pewn膮

charakterystyczn膮 manier臋, mianowicie sk艂onno艣膰 do stereotypowo

powtarzanej ornamentyki.

Mimo wszystko nie wolno oczywi艣cie zapomina膰, 偶e studia

malarskie i stopie艅 akademicki nie uodporniaj膮 przeciw chorobie

psychicznej. Chorowa膰 psychicznie mo偶e malarz z prawdziwego

zdarzenia, autentyczny artysta. W najlepszym przypadku, a wi臋c

je艣li ma szcz臋艣cie w nieszcz臋艣ciu, jego talent artystyczny trwa

nadal. W tym przypadku jednak nigdy nie dzieje si臋 to dzi臋ki

psychozie, lecz wbrew niej. Choroba psychiczna nigdy nie jest sama

w sobie czynnikiem tw贸rczym ani nigdy nie jest tw贸rcza sama

chorobliwos膰. Tw贸rczy mo偶e by膰 tylko umys艂 ludzki, nigdy choroba

tego "umys艂u", czyli tak zwana umys艂owa choroba. Jednak偶e umys艂

ludzki mo偶e w艂a艣nie w walce z tym straszliwym zrz膮dzeniem losu da膰

z siebie maksimum swej tw贸rczej si艂y.

Ilekro膰 to si臋 dzieje, nie wolno te偶 pope艂nia膰 b艂臋du przeciwnego

ju偶 wspomnianemu. Nie mo偶na przypisywa膰 chorobie jakiej艣 si艂y

tw贸rczej, ale tak samo nie nale偶a艂oby te偶 wygrywa膰 faktu choroby

psychicznej przeciwko artystycznej warto艣ci dzie艂a. O warto艣ci czy

bezwartosciowosci, o prawdzie czy fa艂szu dzie艂a nie mo偶e w 偶adnym

razie rozstrzyga膰 psychiatra. Czy 艣wiatopogl膮d Nietzschego by艂

prawdziwy, czy fa艂szywy, nie ma to nic wsp贸lnego z jego parali偶em.

Czy poezje H鈥漧derlina s膮 pi臋kne, czy nie, nie ma to nic wsp贸lnego

z jego schizofreni膮. Sformu艂owa艂em to kiedy艣 nader prosto,

stwierdzaj膮c, 偶e 2X2=4, nawet je艣li twierdzi to paralityk. *

Powstaje teraz pytanie, czy nowoczesna sztuka nie ma jednak

czego艣 wsp贸lnego z produkcjami - celowo nie u偶ywam okre艣lenia: z

tw贸rczo艣ci膮 - ludzi naprawd臋 psychicznie chorych? I co mog艂oby tu

by膰 wsp贸lnym mianownikiem? Mo偶na na to odpowiedzie膰, 偶e niejeden

chory psychicznie znajduje si臋 w podobnej sytuacji, co nowoczesny

artysta. Chorego przygniata odczucie "nigdy dot膮d nie prze偶ywanych

艣wiat贸w", aby pos艂u偶y膰 si臋 pi臋knym okre艣leniem Storcha.

Zob. Viktor E. Franki, Psychotherapie und Weltanschauung,

"Internationale Zeitschrift f聛r Individualpsychologie", wrzesie艅

1925: "Nie jest bowiem z g贸ry pewne, 偶e to, co nie jest normalne,

musi by膰 fa艂szywe. Mo偶na twierdzi膰, zar贸wno 偶e Schopenhauer

widzia艂 艣wiat przez mroczne okulary, jak te偶 偶e widzia艂

prawdziwie, tylko reszta normalnych ludzi mia艂a okulary r贸偶owe,

innymi s艂owy, 偶e nie zwodzi艂a melancholia Schopenhauera, lecz

w艂a艣ciwa zdrowym ludziom wola 偶ycia wi臋zi ich w urojeniu o

absolutneo tego 偶ycia warto艣ci".

Uporczywie szuka j臋zykowego wyrazu dla niesamowitej grozy, z jak膮

si臋 styka, i w tej walce o wyraz nie wystarczaj膮 mu ju偶 s艂owa z

j臋zyka potocznego. Tworzy wi臋c nowe s艂owa, i te j臋zykowe

nowotwory, te tak zwane neologizmy s膮 znanym nam psychiatrom

objawem w pewnych psychozach. Podobnie nowoczesny artysta staje w

obliczu bogactwa problematyki - ni mniej ni wi臋cej problematyki

naszej epoki! - a tradycyjne formy nie potrafi膮 jej sprosta膰 - c贸偶

dziwnego, 偶e si臋ga po formy nowe? Wsp贸lny mianownik, kt贸rego

szukali艣my, tkwi wi臋c w poczuciu ub贸stwa wyrazu, kryzysu wyrazu,

prze偶ywanym w r贸wnej mierze przez obu, zar贸wno przez psychicznie

chorego, jak i przez wsp贸艂czesnego artyst臋.

Nie nale偶y oczywi艣cie zapisywa膰 artystom tej wsp贸lnoty na minus

- nie jest ona ha艅b膮. Po pierwsze bowiem, taki kryzys wyrazu

zdarza艂 si臋 w ka偶dej epoce - ka偶da mia艂a swoj膮 "modern臋"! Po

wt贸re, kryzys ten istnieje wsz臋dzie, na ka偶dym polu 偶ycia

intelektualnego. Czy偶by mniej si臋 dawa艂 we znaki w nowoczesnej

filozofii, w nowoczesnej psychiatrii? Znany jest ci臋偶ki styl i

wielo艣膰 s艂ownych nowotwor贸w zarzucanych na przyk艂ad filozofii

Martina Heideggera. Pozwoli艂em sobie kiedy艣 na eksperyment

polegaj膮cy na tym, 偶e w czasie wyk艂adu odczyta艂em po trzy zdania

zaznaczaj膮c, 偶e jedne pochodz膮 z dzie艂a Heideggera, drugie za艣

stanowi膮 stenograficzny zapis z odbytej tego偶 dnia rozmowy z

pacjentk膮-schizofreniczk膮. Poprosi艂em audytorium o pr贸b臋 ustalenia

w g艂osowaniu, kt贸re zdania pochodz膮 z ksi膮偶ki znanego filozofa, a

kt贸re z ust psychicznie chorej pacjentki. Mog臋 pa艅stwu zdradzi膰,

偶e znaczna wi臋kszo艣膰 moich s艂uchaczy uzna艂a za schizofreniczne

w艂a艣nie s艂owa pochodz膮ce od filozofa, i to b膮d藕 co b膮d藕 filozofa,

o kt贸rym wybitny psychiatra szwajcarski Ludwig Binswanger

powiedzia艂 kiedy艣, 偶e jednym zdaniem Heidegger skaza艂 na wygnanie

w krain臋 historii ca艂e ksi臋gozbiory po艣wi臋cone temu samemu

tematowi. Przyjmijmy, 偶e tak jest naprawd臋 - czy偶 wi臋c nie musia艂

Heidegger utworzy膰 nowych s艂贸w, aby m贸c doprowadzi膰 do takiego

historycznego osi膮gni臋cia? Je艣li uzna艂 za niewystarczaj膮ce stare

poj臋cia, te wytarte monety, okoliczno艣膰 ta przemawia najwy偶ej

przeciw przydatno艣ci naszego j臋zyka, w 偶adnym za艣 razie przeciwko

filozofowi i jego oryginalnemu stylowi.

Po tym wypadzie po艣wi臋conym poczuciu ub贸stwa wyrazu u artysty

wr贸膰my w ko艅cu do problemu, na ile mo偶na bra膰 powa偶nie nowoczesn膮

sztuk臋 - zaznaczam, 偶e ustosunkuj臋 si臋 tu do niego tylko z punktu

widzenia mo偶liwego wk艂adu psychiatry! Najpierw, co znaczy w tym

wypadku: bra膰 powa偶nie? Tyle co uzna膰 za autentyczne, a w sprawie

autentyczno艣ci mo偶e psychiatra rzeczywi艣cie niejedno powiedzie膰 i

dopowiedzie膰. Poczyni艂bym tu nast臋puj膮c膮 uwag臋. Jest ca艂kiem

mo偶liwe, 偶e ten czy inny charakterystyczny moment stylistyczny

wsp贸艂czesnej sztuki stanowi oryginaln膮 kreacj臋 jakiej艣 psychicznie

zachwianej osobowo艣ci artystycznej. Jest te偶 ca艂kiem mo偶liwe, 偶e

w艂a艣nie takim osobowo艣ciom i ich tw贸rczo艣ci jest w艂a艣ciwa jaka艣

sugestywna si艂a, kt贸ra mog艂a wkr贸tce wywrze膰 taki wp艂yw, 偶e

stworzy艂a pewn膮 mod臋. Tam jednak, gdzie co艣 staje si臋 mod膮,

pr臋dzej czy p贸藕niej pojawiaj膮 si臋 ludzie wykorzystuj膮cy

koniunktur臋, a w艣r贸d nich ten i 贸w mo偶e nie bra膰 zupe艂nie serio

ani sztuki, ani odbiorc贸w, ani siebie samego, lecz pomy艣li sobie:

- 艢wiat snob贸w chce by膰 艂udzony, niech偶e wi臋c b臋dzie.

Przyznaj膮c, 偶e wszystko to jest mo偶liwe, uwa偶am, w艂a艣nie jako

psychiatra, za fakt nie podlegaj膮cy w膮tpliwo艣ci, 偶e w艣r贸d

nowoczesnych artyst贸w, i to w艣r贸d tw贸rc贸w dzie艂 najbardziej

odwa偶nych, zawsze istniej膮 tacy, co zas艂uguj膮 na to, aby bra膰 ich

powa偶nie jako tw贸rc贸w autentycznych. Potwierdzi to ka偶dy, kto jako

psychiatra odbywaj膮cy praktyk臋 kliniczn膮 m贸g艂 by膰 艣wiadkiem

nieustannej uczciwej walki artystycznie tw贸rczych pacjent贸w, ich

wewn臋trznych zmaga艅 w d膮偶eniu do autentycznego wyra偶enia swych

artystycznych intencji. Nieraz taki artysta do stu razy szkicowa艂

projekt swojego dzie艂a, a dopiero sto pierwsza realizacja

zaspokaja艂a jego artystyczne sumienie - kto na to patrza艂, ten

b臋dzie ostro偶niejszy w swojej opinii i pow艣ci膮gliwszy w

przedwczesnym os膮dzaniu. Zrozumie te偶, 偶e nawet to, co na pierwszy

rzut oka mo偶e jedynie wydawa膰 si臋 imponuj膮cym aktem samowoli,

wyp艂ywa艂o z wewn臋trznej konieczno艣ci.

Nie wiem, jak wysoko nale偶y oceni膰 procent takich autentycznych

artyst贸w, i nie moja to sprawa. Ale gdyby w艣r贸d nowoczesnych

artyst贸w by艂 nawet tylko jeden taki, jeden jedyny autentyczny,

nale偶a艂oby zada膰 sobie trud nauczy膰 si臋 rozr贸偶niania mi臋dzy tym,

co autentyczne i nieautentyczne, a nie u艂atwia膰 sobie sprawy przez

pot臋pianie w czambu艂 nowoczesnej sztuki i jeszcze z powo艂ywaniem

si臋 na psychiatri臋.

24. Lekarz a cierpienie

Jest rzecz膮 sam膮 przez si臋 zrozumia艂膮, 偶e w艂a艣nie lekarz wci膮偶

spotyka si臋 z ludzkim cierpieniem. Ale mniej mo偶e oczywiste jest

to, 偶e w艂a艣nie on musi te偶 rozr贸偶nia膰 mi臋dzy dwojakim cierpieniem,

koniecznym i zb臋dnym. Zb臋dne jest wszelkie cierpienie daj膮ce si臋

usun膮膰: za pomoc膮 kuracji, terapeutycznie; albo te偶 omin膮膰: przez

zapobieganie chorobom, profilaktyk臋, higien臋. Oto przyk艂ad.

Cierpienie mo偶e zlikwidowa膰 lekarz, usuwaj膮c przyczyn臋 b贸lu, na

przyk艂ad za pomoc膮 operacji. Mamy w贸wczas do czynienia z

chirurgiczn膮, radykaln膮 metod膮 leczenia choroby. Nie wolno nam

przecie偶 zapomina膰, 偶e przyczyn臋 b贸lu nie zawsze mo偶na usun膮膰, 偶e

nie ka偶da choroba jest uleczalna. Jednak偶e i w贸wczas pozostaje

zadanie dla lekarza - bo gdy nie mo偶e usun膮膰 przyczyny b贸lu,

winien go przynajmniej u艣mierza膰. Dzieje si臋 to na og贸艂 nie na

drodze chirurgicznej, nie za pomoc膮 艣rodk贸w operacyjnych, lecz

zazwyczaj za pomoc膮 lek贸w.

Tu stajemy ju偶 jednak przed pierwszym problemem, mianowicie, czy

zadanie u艣mierzania b贸lu, gdy nie jest mo偶liwe uleczenie choroby,

winno by膰 realizowane za wszelk膮 cen臋. Mo偶na sobie na przyk艂ad

wyobrazi膰, 偶e lekarz podejmie zadanie u艣mierzenia b贸l贸w pacjenta

nawet za cen臋 znacznego skr贸cenia jego 偶ycia. Stajemy tu ju偶 przed

problemem eutanazji, pomocy w umieraniu, czyli zadawania 艣mierci

jako aktu 艂aski. Eutanazja jest oczywi艣cie czym艣 niedozwolonym, a

dlaczego, mia艂em tu ju偶 sposobno艣膰 o tym m贸wi膰. Eutanazj臋

przeprowadzano na og贸艂 za pomoc膮 lek贸w - o brutalnej formie

niszczenia gazem tak zwanego "偶ycia niewartego 偶ycia" nie trzeba

nawet przypomina膰. Istnieje inna procedura, nie farmaceutyczna.

Chodzi o pr贸b臋 u艣mierzenia b贸lu przy zastosowaniu 艣rodk贸w

chirurgicznych. Mam zw艂aszcza na my艣li operacj臋 m贸zgu okre艣lan膮

jako leuko- albo lobotomi臋. Przez nacinanie w艂贸kien nerwowych

艂膮cz膮cych wzg贸rek wzrokowy z p艂atem czo艂owym m贸zgu osi膮ga si臋 taki

stan pacjenta, 偶e mimo istniej膮cych b贸l贸w przestaje cierpie膰.

Prze偶ywanie cierpienia zostaje niejako oddzielone od odczuwania

b贸lu.

Wci膮偶 si臋 zdarza, 偶e po operacji leuko- lub lobotomii pacjent

wykazuje pewien brak inicjatywy i zainteresowa艅. U niekt贸rych

pacjent贸w z g贸ry si臋 to przyjmuje, a nawet zamierza, zw艂aszcza

przy pewnych zaburzeniach psychicznych. Jednak偶e w przypadkach, o

kt贸re nam teraz chodzi, w kt贸rych operacja wskazana jest ze

wzgl臋du na b贸le nie daj膮ce si臋 u艣mierzy膰 w inny spos贸b, z ca艂膮

艣wiadomo艣ci膮 godzimy si臋 na nieznaczne zmiany charakteru. Kiedy

jednak wolno lekarzowi pogodzi膰 si臋 z t膮 zmian膮 charakteru i z

pewnym st臋pieniem uczu膰? Czy wolno czyni膰 to za wszelk膮 cen臋? Nie!

- tylko w贸wczas, gdy choroba czy b贸l s膮 tak niezno艣ne, 偶e

z艂agodzenie cierpie艅 warto op艂aci膰 przewidywanym st臋pieniem uczu膰.

Czyli 偶e w ka偶dym razie lekarz, zanim podejmie sw膮 interwencj臋,

winien spraw臋 rozwa偶y膰 i wybra膰 mniejsze z艂o. Jasne, 偶e jakie艣 z艂o

w ka偶dym razie zwi膮zane jest z u艣mierzeniem cierpienia. Je艣li na

przyk艂ad w wypadku nie daj膮cego si臋 operowa膰 raka, kiedy przyczyny

b贸lu nie da si臋 usun膮膰 i trzeba go raczej u艣mierza膰 za pomoc膮

lek贸w, je艣li w tym wypadku odurz臋 pacjenta za pomoc膮 morfiny, te偶

skazuj臋 go na jak膮艣 strat臋, te偶 wybieram jakie艣 mniejsze z艂o.

Niekiedy szkodliwo艣膰 morfiny mo偶e by膰 nawet wi臋ksza od tej, kt贸rej

oczekuj臋 po leukotomii. Bo po wy偶szych dawkach morfiny pacjent

b臋dzie przecie偶 w trwa艂ym stanie oszo艂omienia, czego nie ma po

leukotomii.

Jak widzimy, mo偶na usun膮膰 ludzkie cierpienia usuwaj膮c przyczyn膮

b贸lu, a gdzie to niemo偶liwe, b贸l u艣mierzy膰 i w ten spos贸b

cierpienie usun膮膰. Ale co robi膰 wtedy, gdy ju偶 nic nie mo偶emy

uczyni膰, aby komu艣 cierpienie zmniejszy膰 albo gdy on sam nie mo偶e

niczym si臋 przyczyni膰 do jego usuni臋cia czy to przez jakie艣

dzia艂anie, czy przez przyzwolenie, na przyk艂ad na operacj臋? C贸偶

wtedy, gdy to cierpienie stanowi, innymi s艂owy, autentyczne

zrz膮dzenie losu, i nie mo偶na ju偶 uj膮膰 sprawy w swe r臋ce i

przedsi臋wzi膮膰 czegokolwiek przeciw cierpieniu? Wtedy gdy nie mo偶na

ju偶 uj膮膰 losu w swe r臋ce, nie pozostaje nic innego, jak na siebie

go przyj膮膰. Aby pozosta膰 przy poprzednim przyk艂adzie, w

przypadkach, gdy z chorob膮 nie mo偶na ju偶 sobie poradzi膰 przy

pomocy operacji i nie wymaga si臋 ju偶 od pacjenta, zamiast l臋ku

przed ni膮, odwagi do poddania si臋 operacji, w takich przypadkach

偶膮da si臋 ode艅 czego艣 innego, 偶膮da si臋 ode艅 - wobec nie daj膮cego

si臋 odmieni膰 cierpienia - przyj臋cia go na siebie z pokor膮. Widzimy

wi臋c, 偶e gdzie w obliczu tak ci臋偶kiego losu nie mo偶na wyj艣膰 mu

naprzeciw czynnie, w dzia艂aniu, tam nale偶y wyj艣膰 ku niemu w

odpowiedniej postawie. Znaczy to, 偶e istnieje nie tylko

niepotrzebne cierpienie, kt贸re mo偶na usun膮膰 likwiduj膮c jego

przyczyny, lecz i cierpienie konieczne, cierpienie niezb臋dne ze

zrz膮dzenia losu, w kt贸rego istocie le偶y to, 偶e nie mo偶na go

usun膮膰, a nawet unikn膮膰. Ale i w贸wczas cierpienie zawsze jeszcze

ma sw贸j sens. Sens le偶y w tym, w jakiej postawie spotykamy

cierpienie, w jaki spos贸b przyjmujemy na siebie sw贸j los, jak

ustosunkowujemy si臋 do takiego cierpienia, jak je znosimy, jak je

d藕wigamy jako nasz krzy偶. W艂a艣nie w tym, w owym "jak" dana jest

nam mo偶liwo艣膰 realizowania warto艣ci, okazja wype艂nienia sensu * i

w艂膮czenia go w nasze 偶ycie. Jednym s艂owem, ostatnia szansa po temu

u偶yczona jest r贸wnie偶 nieuleczalnie i beznadziejnie choruj膮cemu

cz艂owiekowi. * Bo je艣li Goethe m膮drze stwierdzi艂: "Nie ma

sytuacji, kt贸rej nie mo偶na by uszlachetni膰, czy to przez jakie艣

dokonanie, czy przez cierpliwe znoszenie" - to wolno doda膰:

prawdziwe cierpienie, uczciwe znoszenie autentycznego losu jest

samo w sobie nie tylko dokonaniem, lecz jest dokonaniem

najwy偶szym, na jakie mo偶e cz艂owiek si臋 zdoby膰. Cho膰by to dokonanie

na tym jedynie polega艂o, 偶e cz艂owiek zdobywa si臋 na wyrzeczenie,

wyrzeczenie wymuszone przez los.

O tym, 偶e r贸wnie偶 cierpienie, i w艂a艣nie cierpienie, daje

cz艂owiekowi sposobno艣膰 wype艂nienia sensu i mo偶liwo艣膰 realizowania

warto艣ci - zawsze wiedzia艂a m膮dro艣膰 serca wbrew ca艂ej

ograniczono艣ci rozumu. Najbardziej wzruszaj膮cym 艣wiadectwem takiej

m膮dro艣ci serca jest chyba dedykacja, kt贸r膮 Anion Bruckner

poprzedzi艂 swoje Te Deum, kt贸ra tak oto brzmi: "Dobremu Panu Bogu

za zniesione we Wiedniu cierpienia". Bruckner by艂 wdzi臋czny swemu

Bogu - za co? Za cierpienia! Je艣li czyje艣 serce potrafi by膰 tak

wzruszaj膮co wdzi臋czne, to musi w tym by膰 jaki艣 sens i jaka艣

warto艣膰.

R贸wnie偶 to, 偶e "b艂ogos艂awieni s膮 ci, kt贸rzy si臋 smuc膮", nie

wydaje mi si臋 niewyobra偶alne. Czym偶e bowiem innym jest b艂ogo艣膰,

je艣li nie prze偶yciem spe艂nienia si臋 sensu egzystencji? I czy

rzeczywi艣cie jest nie do pomy艣lenia, 偶e kto艣 smuc膮cy si臋 uwa偶a sw膮

egzystencj臋 za spe艂nion膮? Pewnego dnia odwiedzi艂 mnie stary

lekarz-praktyk, kt贸remu - w idealnie szcz臋艣liwym ma艂偶e艅stwie

zmar艂a 偶ona. 脫w lekarz nie potrafi艂 przezwyci臋偶y膰 b贸lu po stracie

偶ony i w stanie ci臋偶kiej depresji przyby艂 do mnie. Zapyta艂em go,

czy pomy艣la艂, co sta艂oby si臋, gdyby nie 偶ona, lecz on sam zmar艂

jako pierwszy. - Nietrudno sobie wyobrazi膰 - zapewni艂 mnie kolega

- maja 偶ona by艂aby zrozpaczona! - Widzi pan wi臋c - odpowiedzia艂em

- pana 偶onie zosta艂o to oszcz臋dzone, i niejako pan jej tego

oszcz臋dzi艂 za t臋 cen臋, 偶e musi j膮 teraz op艂akiwa膰. - z t膮 chwil膮

jego 偶a艂oba zyska艂a pewien sens - sens ofiary.

Pacjent, kt贸ry cierpia艂 z powodu guza rdzenia kr臋gowego, nie

m贸g艂 ju偶 wykonywa膰 swego zawodu; by艂 on rysownikiem reklam. W

szpitalu pora偶enia posuwa艂y si臋 coraz dalej i on sam zdawa艂 sobie

spraw臋, ze zbli偶a si臋 jego koniec. Jak偶e偶 jednak odni贸s艂 si臋 do

swego losu? Jako m艂ody lekarz mia艂em wtedy przypadkiem s艂u偶b臋

nocn膮 i w czasie wizyty popo艂udniowej prosi艂 on mnie, abym tylko z

jego powodu nie zak艂贸ca艂 sobie nocnego spoczynku - jego jedyn膮

trosk膮 by艂 m贸j spok贸j w nocy. I pomy艣lmy: to, 偶e ten cz艂owiek w

swych ostatnich godzinach 偶ycia troszczy艂 si臋 nie o siebie

s膮dnego, ale o innych, na przyk艂ad o minie ja艂ko dy偶uruj膮cego

lekarza, tym iswoim cichym bohaterstwem osi膮gn膮艂 co艣, z cierpienia

swego dokona艂 dzie艂a, kt贸re z pewno艣ci膮 oceni膰 trzeba wy偶ej ni偶

rysunki reklamowe, kt贸re wykonywa艂 przedtem, gdy by艂 jeszcze

zdolny do pracy. Teraz zrobi艂 reklam臋 temu, na co cz艂owiek w

takiej sytuacji jeszcze mo偶e si臋 zdoby膰.

Niech mi b臋dzie wolno ukaza膰 takie rozwi膮zanie na przyk艂adzie,

do kt贸rego ci膮gle musz臋 wraca膰, tak mi si臋 wydaje pouczaj膮cy.

Pewn膮 piel臋gniark臋 zatrudnion膮 w moim oddziale neurologicznym

trzeba by艂o kt贸rego艣 dnia podda膰 operacji: guz nowotworowy w

偶o艂膮dku. W czasie operacji guz okaza艂 si臋 nie do usuni臋cia.

Zrozpaczona siostra prosi o rozmow臋 ze mn膮. Zrozpaczona jest nie

tyle w艂asn膮 chorob膮, co sw膮 niezdolno艣ci膮 do pracy. Sw贸j zaw贸d

kocha nad wszystko. Teraz jednak nie mo偶e go wykonywa膰 i to jest

przyczyn膮 jej rozpaczy. C贸偶 mia艂em tej biednej osobie powiedzie膰 -

sytuacja jej by艂a rzeczywi艣cie beznadziejna. (W tydzie艅 p贸藕niej

umar艂a.) Mimo to stara艂em si臋 u艣wiadomi膰 jej rzecz nast臋puj膮c膮:

Pracuje pani osiem czy B贸g wie ile godzin dziennie, ale to 偶adna

sztuka, kto艣 inny podo艂a temu samemu. Ale, wie pani, by膰 tak

ch臋tn膮 do pracy i tak teraz do niej niezdoln膮, a wi臋c nie m贸c

pracowa膰 i by膰 zmuszon膮 do rezygnacji z pracy, a mimo to nie

podda膰 si臋 rozpaczy - to by艂oby dokonaniem, o kt贸re niepr臋dko kto艣

by si臋 na pani miejscu pokusi艂. A niech mi pani powie, czy

w艂a艣ciwie nie wyrz膮dza pani krzywdy owym tysi膮com ludzi, kt贸rym

po艣wi臋ci艂a pani swe 偶ycie jako piel臋gniarka? Czy nie krzywdzi ich

pani czyni膮c tak, jakby nieuleczalna choroba cz艂owieka niezdolnego

do pracy by艂a pozbawiona sensu? Je艣li w swej sytuacji popada pani

w rozpacz, czyni pani przecie偶 tak, jakby sens 偶ycia cz艂owieka

zawis艂 wy艂膮cznie od tego, 偶e potrafi on przepracowa膰 tyle a tyle

godzin. Tym samym jednak odmawia pani wszystkim chorym i

zniedo艂臋偶nia艂ym jakiegokolwiek prawa do 偶ycia i egzystowania. W

rzeczywisto艣ci ma pani jednak w艂a艣nie teraz niepowtarzaln膮 szans臋

- podczas gdy dot膮d mog艂a pani 艣wiadczy膰 powierzonym sobie ludziom

jedynie pomoc wynikaj膮c膮 z obowi膮zku s艂u偶bowego, teraz mo偶e pani

sta膰 si臋 czym艣 wi臋cej: wzorem cz艂owieka.

Mo偶na oczywi艣cie spiera膰 si臋 o to, czy wyst臋powa艂em w tej

rozmowie jako lekarz, bo ostatecznie stara艂em si臋 w sytuacji,

kiedy jako lekarz w艂a艣nie ju偶 nie mog艂em pom贸c, pom贸c po prostu

jako cz艂owiek, m贸wi膰 z serca do serca i - cicho sobie dopowiedzmy

- pocieszy膰 bli藕niego. Dlaczego jednak takie podej艣cie mia艂oby by膰

nielekarskie? Nie zapominajmy, 偶e nad bram膮 g艂贸wn膮 wiede艅skiego

Szpitala Powszechnego wisi tablica z dedykacj膮, z jak膮 cesarz

J贸zef II przekaza艂 t臋 instytucj臋 jej przeznaczeniu. Saluti et

solatio aegrorum - czytamy tam - ...et solatio, nie tylko dla

leczenia, ale i dla pociechy chorych. Widzimy wi臋c, 偶e nie tylko

psychoterapeucie (w艂a艣nie jemu w szczeg贸lnej mierze), ale tak偶e

lekarzowi jako takiemu nie wystarczy d膮偶y膰 tylko do dw贸ch cel贸w:

przywr贸cenia pacjentom zdolno艣ci do pracy i do korzystania z

偶ycia. Nie, musz膮 ani uczyni膰 ich zdolnymi do cierpienia, aby byli

w stanie wzi膮膰 na siebie konieczno艣膰 zrz膮dzonego przez los,

nieusuwalnego i nieuniknionego cierpienia, wzi膮膰 je na swoje barki

i d藕wiga膰.

Zapewne, trzeba przyzna膰, 偶e nie sprosta si臋 temu powo艂aniu

lekarza i za pomoc膮 艣rodk贸w czysto przyrodniczych. Za pomoc膮

narz臋dzi naukowych, jakie nam do r膮k daj膮 nauki przyrodnicze, mog臋

amputowa膰 nog臋. Polegaj膮c na samych naukach przyrodniczych na

pewno jednak nie zdo艂am przeszkodzi膰 temu, 偶e po amputacji albo

mo偶e jeszcze i przed ni膮 zrozpaczony pacjent odbierze sobie 偶ycie,

zw膮tpiwszy w sens dalszego 偶ycia o jednej nodze. Na przyk艂ad

chirurg, kt贸ry 艣mia艂by odm贸wi膰 zaj臋cia si臋 podobnymi sprawami -

powiedzmy szczerze: po lekarsku zatroszczy膰 si臋 o to, co pacjent

prze偶ywa, i odm贸wi膰 mu s艂owa pociechy, gdy jako chirurg musi ju偶

tylko roz艂o偶y膰 r臋ce, taki chirurg nie powinien si臋 te偶 dziwi膰, gdy

jakiego艣 pacjenta, wyznaczonego nazajutrz rano do operacji,

znajdzie nie na stole operacyjnym, ale na stole sekcyjnym,

poniewa偶 chory w nocy pope艂ni艂 samob贸jstwo. 呕e by艂oby ono

nies艂uszne, nieuzasadnione, jest rzecz膮 oczywist膮. Bo c贸偶 by to

by艂o za 偶ycie zawis艂e wy艂膮cznie od tego, 偶e mo偶na sta膰 na dw贸ch

nogach. Mo偶e od tego zale偶e膰 prawo zwierz臋cia do 偶ycia, ale nie

prawo cz艂owieka. Zdarza si臋 jednak, 偶e zrozpaczonemu pacjentowi

trzeba to dopiero cho膰by w kilku s艂owach uprzytomni膰. W swej

rozpaczy po prostu nie widzi on do艣膰 jasno i daleko. Poprzesta艅my

na tym, co - jak ju偶 kiedy艣 wspomnia艂em - powiedzia艂 pewien wielki

psychiatra: Oczywi艣cie mo偶na i bez tego wszystkiego by膰 lekarzem.

Ale nale偶y te偶 w贸wczas zda膰 sobie spraw臋, 偶e od weterynarza lekarz

b臋dzie si臋 r贸偶ni膰 tylko inn膮 klientel膮. Dop贸ki my,

nie-weterynarze, zajmujemy si臋 pacjentami, kt贸rzy nie s膮

zwierz臋tami, nale偶y pomaga膰, jak d艂ugo pomaga膰 mo偶na, 艂agodzi膰

b贸l, gdy to jest konieczne, ale tak偶e pociesza膰.

25. Psychoterapia a duszpasterstwo

Psychiatra niemiecki Victor E. von Gebsattel stwierdzi艂 kiedy艣 u

ludzi Zachodu fakt odwracania si臋 od duszpasterzy do lekarzy

chor贸b nerwowych. Mo偶na nad tym ubolewa膰 i stara膰 si臋 temu

przeciwdzia艂a膰, w ten na przyk艂ad spos贸b, 偶e b臋d膮c samemu

psychiatr膮 przekazuje si臋 pacjenta w sprawie wyra藕nie nale偶膮cej

raczej do opieki duszpasterskiej duszpasterzowi. Do艣wiadczenie,

praktyka fachowa lekarza wci膮偶 jednak dowodzi, 偶e jest tak, jak

wyrazi艂 si臋 inny niemiecki psychiatra, dr Heyer: ludzie, kt贸rzy

zwracaj膮 si臋 do nas psychiatr贸w nie z powodu choroby w w臋偶szym

tego s艂owa znaczeniu, lecz b臋d膮c w jakich艣 duchowych tarapatach,

tacy ludzie nie dadz膮 si臋 odprawi膰 od psychiatry do teologa.

Upieraj膮 si臋, aby pom贸c im i w tych k艂opotach, niekoniecznie

zwi膮zanych z chorob膮 psychiczn膮. A pragn膮, 偶ycz膮 sobie, ba, 偶膮daj膮

od lekarza, aby postara艂 si臋 odmieni膰 ich po艂o偶enie w p艂aszczy藕nie

duchowej. Tym ludziom nic nie pomo偶e, 偶e lekarz na艂aduje ich

lekiem czy utopi w 艣rodkach uspokajaj膮cych duchowe zmaganie si臋

cz艂owieka o sens egzystencji, o konkretny i osobisty sens 偶ycia,

jednym s艂owem o ich tak zwane metafizyczne ludzkie potrzeby. W

takich sytuacjach nie wprowadza si臋 do medycyny jakichkolwiek

problem贸w filozoficznych - raczej pacjenci tego typu kieruj膮 swoje

艣wiatopogl膮dowe zagadnienia do psychiatry. Je艣li nawet wprowadza

si臋 tego czy innego lekarza w zak艂opotanie, to zakres samej

psychoterapii rozszerzy si臋 o now膮, otwieraj膮c膮 si臋 przed ni膮

problematyk臋.

A nie jest to problematyka 艂atwa. Bo osobiste pytania

艣wiatopogl膮dowe, z jakimi kto艣 zwraca si臋 do lekarza, nie s膮 ju偶

od dzieci艅stwa niczym chorobliwym, ale na wskro艣 ludzkim; co

wi臋cej, czym艣 najbardziej ludzkim, co by膰 mo偶e w og贸le (bo na

przyk艂ad zwierz臋 nigdy przecie偶 nie mog艂oby stawia膰 sobie pytania

o sens swej egzystencji). Teraz ju偶 idzie o to, aby lekarz nie

pojmowa艂 tego, co arcyludzkie, mylnie jako zbyt ludzkie, powiedzmy

jako s艂abo艣膰 czy kompleks lub tym podobnie. Przeciwnie, terapia,

nowoczesna psychoterapia polega istotnie na tym, 偶e t臋 g艂臋bok膮

t臋sknot臋 cz艂owieka do wype艂nionej sensem egzystencji bierze za

punkt wyj艣cia i za oparcie dla d藕wigni terapeutycznej i stopniowo

coraz bardziej apeluje do tego, co nazwa艂em d膮偶eniem do sensu. Bo

warto wci膮偶 na nowo przypomina膰 owe pami臋tne s艂owa Nietzschego, 偶e

"kto wie, dlaczego 偶yje, ten zniesie te偶 prawie wszelkie warunki

偶ycia". Czyli 偶e kto zna sens w艂asnej egzystencji, ten jeszcze

naj艂atwiej sprosta wszelakim trudno艣ciom.

Oczywi艣cie, w czysto psychoanalitycznej perspektywie nie mo偶e

si臋 ods艂oni膰 nic takiego jak d膮偶enie do sensu, w

psychoanalitycznym obrazie cz艂owieka nie ma na to miejsca.

Psychoanaliza widzi cz艂owieka niemal wy艂膮cznie od strony jego

pop臋d贸w, i r贸wnie偶 t臋 instancj臋, kt贸ra zwraca si臋 i wyst臋puje

przeciw pop臋dom, czy to wypieraj膮c je, czy cenzuruj膮c, czy te偶

sublimuj膮c, r贸wnie偶 j膮 sam膮 wyprowadza znowu z pop臋d贸w i do nich

sprowadza. Jednym s艂owem, co nie jest w cz艂owieku energi膮 pop臋d贸w,

to przynajmniej z niej powstaje. W przeciwie艅stwie do tego

jednostronnego obrazu cz艂owieka, psychiatra Boss zwr贸ci艂 kiedy艣

s艂usznie uwag臋 na to, 偶e genialnej i g艂臋boko ludzkiej osobowo艣ci

uczonego, jakim by艂 w艂a艣nie Zygmunt Freud, chyba w og贸le nie mo偶na

"wyja艣ni膰" sam膮 energi膮 pop臋d贸w. Wolno chyba domy艣la膰 si臋, 偶e on

sam zwr贸ci艂by si臋 dzi艣 przeciwko takiemu jednostronnemu i

wy艂膮cznemu ujmowaniu ludzkiej istoty. Wszak偶e to sam Freud wyrazi艂

swego czasu pogl膮d, 偶e w rzeczywisto艣ci cz艂owiek jest zazwyczaj

nie tylko bardziej niemoralny, ani偶eli s膮dzi, lecz i o wiele

bardziej moralny, ani偶eli sam my艣li. Pozwoli艂bym sobie na

nast臋puj膮ce dopowiedzenie: nierzadko cz艂owiek jest nie艣wiadomie, w

swej sferze nie艣wiadomej, tak偶e o wiele bardziej religijny,

ani偶eli to czuje. Istniej膮 bowiem nie tylko nie艣wiadome, wyparte

pop臋dy, ale tak偶e nie艣wiadoma duchowo艣膰 i wiara. Oczywi艣cie nie

wolno pope艂nia膰 b艂臋du, w kt贸ry popad艂 Jung, przedstawiaj膮c

mianowicie sam膮 t臋 nie艣wiadom膮 religijno艣膰 tak偶e jako wrodzon膮,

zwi膮zan膮 z m贸zgiem i stanowi膮c膮 znowu tylko rodzaj pop臋du. Jest

inaczej: jak wszelka religijno艣膰, r贸wnie偶 ta nie艣wiadoma ma jaki艣

charakter zasadniczy, rozstrzygaj膮cy.

To, co najwi臋kszy klasyk psychoterapii, Freud, wypowiedzia艂 na

temat religijno艣ci, te偶 zapewne nie zadowoli dzisiejszego

psychoterapeuty. Jest rzecz膮 znan膮, 偶e Freud uwa偶a艂 religie za

z艂udzenie czy, innym razem, niejako za zbiorow膮 nerwic臋 natr臋ctw

ludzko艣ci. A B贸g, jak mniema艂 Freud, jest ostatecznie rzutowan膮 w

nadludzkie wymiary postaci膮 ojca albo, by pozosta膰 przy 偶argonie

psychoanalitycznym, projektcj膮, imago, obrazu ojca. Jak wiadomo,

psychoanaliza nigdzie nie zapu艣ci艂a g艂臋bszych korzeni w

艣wiadomo艣ci masowej ani偶eli w Stanach Zjednoczonych. Tote偶

psychiatra ameryka艅ski Freyhan m贸g艂 w jednym ze szwajcarskich pism

fachowych stwierdzi膰, 偶e psychoanaliza w USA stanowi ruch masowy,

kt贸ry z rodzajem religijnej prostoty ducha wierzy, 偶e we

wszechpot臋偶nej sferze nie艣wiadomo艣ci odnalaz艂 藕r贸d艂o wszelkich

ludzkich poczyna艅 i dzia艂a艅. Przed niewielu laty ameryka艅ski

badacz nazwiskiem Kristol wykaza艂, 偶e nie mo偶na uzna膰

jakichkolwiek wynik贸w badawczych psychoanalizy, a odrzuci膰 tylko

jej obraz cz艂owieka jako istoty kierowanej w ko艅cu wy艂膮cznie

pop臋dami. Kristol dowi贸d艂 raczej, 偶e jedno jest 艣ci艣le zwi膮zane z

drugim, a wi臋c niejako mo偶na tylko wierzy膰 albo w Boga, albo w

imago ojca. * Wielokrotnie przestrzegano przed niedocenianiem

艣wiatopogl膮dowych implikacji, czyli tego, co zawarte jest w

艣wiatopogl膮dowych elementach psychoanalizy, nawet je艣li ona sama

nie jest jeszcze tego 艣wiadoma. Nietrudno poj膮膰 to ostrze偶enie,

je艣li si臋 widzi, jak niekt贸rzy psychoanalitycy, sami w sobie

ludzie na wskro艣 wierz膮cy, pr贸buj膮 krytykowa膰 psychoanaliz臋.

Czyni膮 to tylko po艂owicznie, powiedzia艂bym, 偶e zmywaj膮

psychoanaliz臋 po wierzchu, bez zmoczenia jej, a tylko skrapiaj膮c

j膮 艣wi臋con膮 wod膮.

Nie chc臋 tym samym g艂osi膰, 偶e badania naukowe musz膮 niejako

doczeka膰 si臋 akredytacji ze strony religii: zaopiniowania i

zatwierdzenia. M贸wili艣my bowiem o psychoanalizie i krytykowali艣my

j膮 tylko o tyle, o ile nie jest prawdziw膮 nauk膮 ( * ), a tylko

sama wierzy w sw膮 naukowo艣膰, b臋d膮c w rzeczywisto艣ci rodzajem

wiary, a raczej przes膮du, 艣ci艣lej m贸wi膮c przes膮du odnosz膮cego si臋

do pop臋d贸w w cz艂owieku jako pocz膮tku i istoty wszystkiego, co w

og贸le ludzkie. Ale nie tylko badania naukowe z g贸ry nie maj膮 nic

bezpo艣rednio wsp贸lnego z religi膮 - to samo dotyczy tak偶e, a nawet

bardziej jeszcze, praktyki lekarskiej. I J. H. Schultz z Berlina

m贸g艂 s艂usznie zaryzykowa膰 twierdzenie: jak nie mo偶e by膰

chrze艣cija艅skiej czy buddystycznej nerwicy natr臋ctw, podobnie nie

mo偶e by膰 偶adnej naukowej terapii okre艣lonej wyznaniowe.

Pami臋tajmy: naukowej psychoterapii.

Por. W. Ginsburg i J. L. Herma: "Wi臋kszo艣膰 analityk贸w sama

zakwestionuje wyniki swej terapii w przypadku pacjenta, kt贸ry do

ko艅ca kuracji psychoanalitycznej trwa w swoich praktykach

religijnych". ("The American Journal of Psychotherapy", 1953, 7,

s. 546.)

Por. Judd Marmor, "The American Jounnal of Psychiatry", 1968,

125, s. 131: "In the past ten years the prestige of psychoanalysis

in this country appears to have dropped significantly in academic

and scientific circies. Over the years psychoanalysis has been

oversold as an optimal psychotherapeutic technique. Whether or not

ciassical psychoanalysis is truty the optimal approach for any

specific form of psychopathology still remains to be conclusively

proved, hut at best it is indicated in only a smali proportion of

cases." (W ostatnich dziesi臋ciu latach znaczenie psychoanalizy w

akademickich i naukowych kr臋gach naszego kraju zdaje si臋 wyra藕nie

zmniejsza膰. Przez ca艂e lata psychoanaliza by艂a przeceniana jako

najlepsza z psychoterapeutycznych technik. Czy klasyczna

psychoanaliza stanowi naprawd臋 optymalne podej艣cie do wszelkiego

rodzaju psychopatologii, problem ten wci膮偶 jeszcze czeka na

ostateczne sprawdzenie, w najlepszym jednak razie wskazana ona

jest w nieznacznej tylko cz臋艣ci przypadk贸w.) A. T. P. Millar,

"British Journal of Psychiatry" 1969, 115, s. 421: "Psychoanalysis

is in a position to perpetuate its theories, proved or unproven,

and the voice of dissent is not easily heard in psychiatrie

America. We are in an era when the sine qua non of publication in

many a psychiatrie Journal is a dynamie formulation of the problem

in oral, anal or oedipal terms. We are in an era when to disagree

with psychoanalysis is more liable to lead to a gratuitous

diagnosis and dynamie formulation of the disagreer than it is an

examination of the arguments advanced. Indeed, by diagnosing the

opposition the ideas advanced are rendered grist for the

interpretatwe mill rather than propositions to be refuted. But can

it be that only psychoanalysts have opinions while the rest of us

have problems? Dr Burness Moore, chairman of the American

Psychoanalitic Association.s public information committee, writes

in that Association.s newsietter: "Indeed, there is indication of

increasing derogation: of analysis in the past few years", and the

Association has hired a public relations consultant. This may

indeed be the appropriate action, but it does seem possible that

more might be accomplished if psychoanalysis were to undertake to

rehabilitate its theory rather than its public imoge. It may be

said that the present situation in psychoanalysis argues against

significant theoretical revision arising from within the

discipline. Dr. Ernest Hilgard, Professor of Psychology at

Stanford Unwersity and a student of personality theory, has

suggested that "the ultimate reformulation of psychoanalytic

theory may have to come from those who lack commitment to any

institutionalized form of it"". (Psychoanaliza jest w stanie

podtrzymywa膰 swoje teorie, sprawdzone czy nie sprawdzone, i

g艂osowi sprzeciwu nie艂atwo jest o pos艂uch w ameryka艅skiej

psychiatrii. 呕yjemy w czasach, gdy sine qua non publikowania w

niejednym pi艣mie psychiatrycznym jest formu艂owanie problemu w

kategoriach pop臋dowych oralnych, analnych czy edypowych. 呕yjemy w

czasach, gdy opozycja wobec psychoanalizy mo偶e prowadzi膰 raczej do

bezpodstawnego stawiania diagnozy i zaszufladkowywania oponenta

wedle jego pop臋d贸w ni偶 do badania wysuni臋tych przeze艅 argument贸w.

Oczywi艣cie, kiedy si臋 stawia opozycji diagnoz臋, wysuwane koncepcje

staj膮 si臋 raczej wod膮 na m艂yn interpretacji ani偶eli propozycjami,

kt贸re nale偶y odeprze膰. Czy to jednak mo偶liwe, aby tylko

psychoanalitycy wyra偶ali opinie, podczas gdy ca艂a reszta mia艂a co

najwy偶ej problemy! Dr Bumess Moore, prezes komitetu informacyjnego

Ameryka艅skiego Towarzystwa Psychoanalitycznego, pisze w biuletynie

Towarzystwa: "Oczywi艣cie, s膮 oznaki widocznego spadku znaczenia

psychoanalizy w ci膮gu kilku ostatnich lat", Towarzystwo

zaanga偶owa艂o wi臋c konsultanta do spraw propagandy. Mo偶e to

oczywi艣cie by膰 w艂a艣ciwym podej艣ciem, wydaje si臋 wszak偶e mo偶liwe,

偶e psychoanaliza zdzia艂a艂aby wi臋cej zabieraj膮c si臋 raczej do

uzdrowienia w艂asnej teorii ni偶 jej obrazu w opinii publicznej.

Wolno chyba stwierdzi膰, 偶e obecna sytuacja w psychoanalizie

przemawia przeciwko istotnej teoretycznej rewizji budz膮cej si臋 w

艂onie tej dyscypliny. Dr Ernest Hilgard, profesor psychologii na

Stanford University i badacz teorii osobowo艣ci, sugeuje, 偶e

"ostateczna nowa formu艂a teorii psychoanalitycznej powinna nadej艣膰

ze strony tych, kt贸rzy nie s膮 zwi膮zani ze zinstytucjonalizowan膮

form膮 tej teorii.")

Zadajmy sobie jednak dalsze pytania. Stwierdzamy oto fakt, 偶e

wsp贸艂czesny psychiatra usi艂uje zaradzi膰 r贸wnie偶 duchowym k艂opotom

swych pacjent贸w i sprosta膰 problemom 艣wiatopogl膮dowym, jakie dzi艣

tak cz臋sto przedstawiaj膮 oni w艂a艣nie jemu, a nie kap艂anowi. Czy

usi艂owania psychoterapeut贸w, aby zado艣膰uczyni膰 tej sobie

narzuconej roli "lekarskiego duszpasterstwa", nie poci膮gn臋艂y za

sob膮 zbli偶enia psychoterapii do religii i lekarza do kap艂ana? I

czy zbli偶enie nie doprowadzi艂o do zatarcia granic, pomieszania

zada艅 i zapoznania w艂a艣ciwych cel贸w? Odpowiadaj膮c na to pytanie,

wypada chyba przyzna膰, 偶e w tej granicznej strefie

niebezpiecze艅stwo wzajemnego przekraczania granic jest znaczne.

Ale w艂a艣nie po to, aby m贸c respektowa膰 wsp贸lne granice, wskazane

jest najpierw je ustali膰, a nawet w og贸le okre艣li膰. Co do mnie,

musz臋 stwierdzi膰, 偶e granice mi臋dzy opiek膮 lekarsk膮 a

duszpastersk膮 okazuj膮 si臋 po bli偶szym, spojrzeniu tak jasne i

ostro zarysowane, 偶e mo偶na si臋 tylko dziwi膰, 偶e tak cz臋sto bywaj膮

przekraczane.

Jakie偶 jest tedy zadanie psychoterapii, lekarskiej opieki nad

psychicznie chorymi? Jej celem jest leczenie psychiki,

przywracanie psychicznej r贸wnowagi. C贸偶 natomiast, w

przeciwie艅stwie do tamtej opieki, jest celem religii i opieki ze

strony kap艂ana, czyli duszpasterstwa we w艂a艣ciwym tego s艂owa

poj臋ciu? Co艣 istotnie r贸偶nego. Nie leczenie psychiki czy

utrzymanie psychicznej r贸wnowagi, ale raczej jedynie i wy艂膮cznie

zbawienie duszy. Kiedy jednak religia d膮偶y do duchowego zbawienia,

czyni to nawet nara偶aj膮c cz艂owieka na zachwianie psychicznej

r贸wnowagi, na wprawienie go w psychiczne napi臋cie czy zgo艂a na

wtr膮cenie go w wewn臋trzne konflikty. Tyle co do odmiennych zada艅 i

cel贸w psychoterapii i religii. Ale c贸偶 widzimy? Cho膰 religii od

pocz膮tku i w pierwszym rz臋dzie wcale nie chodzi o utrzymanie

psychicznej r贸wnowagi, wci膮偶 na nowo okazuje si臋, 偶e nie

zmierzaj膮c do tego, w gruncie rzeczy du偶o, niewiarygodnie du偶o,

potrafi zdzia艂a膰 dla utrzymania psychicznej r贸wnowagi. Dokonuje

tego zapewniaj膮c cz艂owiekowi poczucie duchowego zakotwiczenia i

bezpiecze艅stwa, kt贸rego nie m贸g艂by po prostu nigdzie indziej

znale藕膰. Jednak偶e, powtarzam, dzieje si臋 to nie z zamys艂u, per

intentionem, lecz w sensie skutku, per effectum.

Co艣 analogicznego dostrzegamy i po drugiej stronie, po strome

psychoterapii, zn贸w, cho膰 nie jest to jej celem, cho膰 nie chce

tego i nie wolno jej tego chcie膰, wci膮偶 na nowo dzieje si臋, 偶e w

toku kuracji psychiatrycznej chory psychicznie odnajduje zakryte

藕r贸d艂o pierwotnej wiary, owej nie艣wiadomej religijno艣ci, o kt贸rej

ju偶 wspomina艂em. Ilekro膰 jednak mog艂oby co艣 takiego si臋 zdarzy膰,

nie mo偶e to by膰 celem psychoterapii ani nie mo偶e psychiatrze

przy艣wieca膰 podobny zamiar. Nie jest to zadaniem jego dzia艂ania,

ale tylko nast臋pstwem.

26. Czy cz艂owiek jest wytworem dziedziczno艣ci i 艣rodowiska?

Nie jest pozbawiony pewnego tragikomizmu widok wsp贸艂czesnych

stara艅, aby zaradzi膰 trudno艣ciom naszej epoki, a zw艂aszcza

ci臋偶kiej niedoli duchowej zar贸wno jednostki jak i masy. Jak偶e

bowiem pr贸buje si臋 podej艣膰 do tej sprawy? Wychodzi si臋 ze

stwierdzenia, 偶e cz艂owiek jest ostatecznie wytworem dw贸ch

czynnik贸w i si艂: z jednej strony dziedziczno艣ci, z drugiej -

艣rodowiska czy te偶, jak okre艣lano to przeno艣nie w czasach

minionych: krwi i ziemi. I co si臋 okazuje? Wszystkie pr贸by

rozwi膮zania problemu cz艂owieka z tych dw贸ch stron s膮 skazane na

niepowodzenie, mianowicie dlatego 偶e to, co swoi艣cie ludzkie,

cz艂owiek jako taki, uchyla si臋 od pr贸b tego rodzaju podej艣cia. Od

tej strony wcale nie mo偶na go uj膮膰, a tym mniej zmieni膰. Nie

zapominajmy bowiem, 偶e to, co ludzkie w cz艂owieku, tak d艂ugo

pozostaje pomini臋te w obrazie, jaki sobie o nim wytwarzamy, jak

d艂ugo m贸wimy o cz艂owieku w艂a艣nie tylko jako o wytworze, produkcie.

Jak gdyby cz艂owiek w swoim zachowaniu by艂 wypadkow膮 r贸wnoleg艂oboku

si艂, kt贸rego oba sk艂adniki maj膮 w艂a艣nie nazwy: dziedziczno艣膰 i

艣rodowisko...

Oczywi艣cie, cz艂owiek jest zale偶ny zar贸wno od swoich

dziedzicznych sk艂onno艣ci, jak i od 艣rodowiska, i mo偶e si臋

swobodnie porusza膰 tylko w ramach wyznaczonych przez jedno i

drugie. W ramach tych wszelako porusza si臋 w艂a艣nie w spos贸b wolny,

i nieuwzgl臋dnianie tej wolno艣ci, zapominanie o niej w

rozpatrywaniu spraw ludzkich i obchodzeniu si臋 z cz艂owiekiem, a co

dopiero sk艂anianie go, aby sam zapomina艂 o tym, 偶e jest wolny -

wszystko to musi si臋 zem艣ci膰. Wrodzonej sk艂onno艣ci po prostu nie

mo偶emy zmieni膰, a 艣rodowisko mo偶emy zmienia膰 tylko cz臋艣ciowo i nie

od razu. Popadliby艣my w najpospolitszy fatalizm, gdyby艣my uznawali

i uwzgl臋dniali tylko dziedziczno艣膰 i 艣rodowisko jako nap臋dowe

motory gry si艂 zwanej cz艂owiekiem. By艂oby to tyle co robi膰

rachunek bez gospodarza. Gospodarzem by艂by w naszym przypadku

cz艂owiek jako istota w samym swoim j膮drze duchowa, a zatem wolna i

odpowiedzialna. Jego wolno艣ci jednak nie mo偶emy ju偶 "wstawia膰 do

rachunku", do niej trzeba raczej apelowa膰: winni艣my do niej

odwo艂ywa膰 si臋 przeciwko pozornej przemocy dziedziczno艣ci i

艣rodowiska, odwo艂ywa膰 si臋 do nieugi臋tej mocy ludzkiego ducha, jak

to kiedy艣 nazwa艂em.

A cz艂owiek ma t臋 moc. Nawet wyniki naj艣ci艣lejszych bada艅

naukowych mog艂y tylko potwierdzi膰 istnienie nieugi臋tej mocy

ludzkiej wolno艣ci i pokaza膰 j膮 w pe艂nym 艣wietle. Znany badacz

dziedziczno艣ci Friedrich Stumpfl wskaza艂 ju偶 na to, 偶e mimo

ogromnych wysi艂k贸w badawczych psychologii g艂臋bi, psychiatrii, nauk

o dziedziczno艣ci i 艣rodowisku ich ostateczne wyniki zaiste

rozczarowuj膮. S膮dzili艣my bowiem, wywodzi Stumpfl, 偶e dzi臋ki naszym

badaniom uka偶emy cz艂owieka w jego zale偶no艣ci oraz w uwarunkowaniu

przez pop臋dy, dziedziczno艣膰, 艣rodowisko i anatomi臋 - kr贸tko

m贸wi膮c, jako wytw贸r pod艂o偶a dziedzicznego i 艣rodowiska. A co na

dobr膮 spraw臋 wysz艂o nam z tych d艂ugoletnich wysi艂k贸w? pyta na

ko艅cu ten uczony, aby da膰 zdumiewaj膮c膮 odpowied藕: - obraz

cz艂owieka w jego wolno艣ci.

Albo przyjrzyjmy si臋 owym bli藕niakom, o kt贸rych pisa艂 kiedy艣

s艂awny badacz dziedziczno艣ci profesor Lange. Jako tak zwani

bli藕niacy jednojajowi mieli oni to samo pod艂o偶e dziedziczne. Ot贸偶

wychodz膮c z tego pod艂o偶a jeden z nich sta艂 si臋 nies艂ychanie

sprytnym i przebieg艂ym przest臋pc膮. A co wyros艂o z jego brata, co

zrobi艂 z siebie - zwr贸膰my uwag臋: z tego samego pod艂o偶a? R贸wnie偶 on

by艂 niezwykle, wyrafinowanie zr臋cznym, ale nie kryminalist膮, lecz

kryminologiem. My艣l臋, 偶e r贸偶nica mi臋dzy kryminologiem a

kryminalist膮 jest rozstrzygaj膮ca, a o odmienno艣ci swoich 偶yciowych

dr贸g rozstrzygn臋li sami ludzie i decyzja ta by艂a r贸偶na mimo tego

samego startu. Zapami臋tajmy to sobie, istnieje czynnik trzeci:

poza dziedziczno艣ci膮 i 艣rodowiskiem spotykamy si臋 z decyzj膮

cz艂owieka, i ona wynosi go ponad zwyk艂e uzale偶nienie.

Pozw贸lcie pa艅stwo w ko艅cu przedstawi膰 wypadek, kt贸ry sam

prze偶y艂em. Pacjentka w najwy偶szym stopniu znerwicowana opowiada mi

o swej siostrze bli藕niaczce, znowu jedaojajowej, a wi臋c o takim

samym pod艂o偶u dziedzicznym m贸g艂 to dostrzec nawet laik. Bo wed艂ug

tego, co pacjentka m贸wi艂a, mia艂y z siostr膮 a偶 do najdrobniejszych

szczeg贸艂贸w ten sam charakter i te same zami艂owania, czy to

odno艣nie do faworyzowanych kompozytor贸w, czy - m臋偶czyzn. By艂a ta

tylko r贸偶nica mi臋dzy siostrami: pierwsza by艂a w艂a艣nie

znerwicowana, druga - po prostu 偶yciowo dzielna. Ale ta r贸偶nica

daje nam prawo do przezwyci臋偶enia resztek fatalizmu: wiary w

przeznaczenie i sk艂onno艣ci do siedzenia z za艂o偶onymi r臋kami.

Jakiej偶e jeszcze zach臋ty nam trzeba, aby - mimo danych nam przez

los jednakowych sk艂onno艣ci i mimo czynnik贸w 艣rodowiskowych -

do艂o偶y膰 wszelkich stara艅, aby czy to jako wychowawcy, czy jako

lekarze odwo艂ywa膰 si臋, gdzie tylko mo偶na, do ludzkiej wolno艣ci. W

og贸le jest mo偶liwe, 偶e sk艂onno艣ci dziedziczne same w sobie nie

oznaczaj膮 jeszcze warto艣ci pozytywnej czy negatywnej. Mo偶e z

jakiej艣 sk艂onno艣ci dziedzicznej dopiero my czynimy w艂a艣ciwo艣膰

warto艣ciow膮 czy bezwarto艣ciow膮. Ile偶 s艂uszno艣ci mia艂by w贸wczas

Goethe, r贸wnie偶 z biologicznego i psychologicznego punktu

wadzenia, z punktu widzenia bada艅 nad dziedziczno艣ci膮, twierdz膮c w

Latach nauki Wilhelma Meistra: "Od natury nie otrzymali艣my 偶adnego

b艂臋du, kt贸ry nie m贸g艂by si臋 sta膰 cnot膮, ani 偶adnej cnoty, kt贸ra

nie mog艂aby sta膰 si臋 b艂臋dem".

Tyle co do problemu zale偶no艣ci cz艂owieka od jego pod艂o偶a

dziedzicznego. Jak przedstawia si臋 z kolei sprawa z drugim

momentem, kt贸ry ze zrz膮dzenia losu podobno tak bardzo determinuje

cz艂owieka, 偶e jak si臋 przyjmuje, prawie nie mo偶e by膰 mowy o

w艂a艣ciwej wolno艣ci? Jak przedstawia si臋 sprawa z wp艂ywem

艣rodowiska? Czy偶by mia艂o by膰 rzeczywi艣cie tak, jak twierdzi艂 to

kiedy艣 Zygmunt Freud: wystarczy艂oby spr贸bowa膰 wystawi膰

r贸wnomiernie na g艂贸d grup臋 najbardziej zr贸偶nicowanych jednostek

ludzkich, a im bardziej wzmaga艂aby si臋 potrzeba po偶ywienia, tym

bardziej zaciera艂yby si臋 wszelkie osobiste r贸偶nice, a zamiast nich

objawi艂by si臋 jednolity p臋d do zaspokojenia g艂odu. Tyle Freud.

Nasze pokolenie uczestniczy艂o - mo偶na 艣mia艂o powiedzie膰: milionami

w tym eksperymencie. Czy to w wojennych obozach jenieckich, czy w

obozach koncentracyjnych. I jak przedtem s艂yszeli艣my z ust

profesora Stumpfla o ostatecznym wyniku bada艅 nad dziedziczno艣ci膮,

tak teraz zapytajmy, z czym spotkali艣my si臋 w ostatecznym wyniku

eksperymentu wojennego? Ot贸偶 wynik tych nie zamierzonych masowych

eksperyment贸w dotycz膮cych bada艅 nad 艣rodowiskiem by艂 taki sam.

Spotkali艣my si臋 jako 艣wiadkowie ponownie z pot臋g膮 ludzkiej

decyzji. Mo偶na by艂o zabra膰 je艅cowi wojennemu czy kacetowcowi

wszystko - pr贸cz jednego: pewnego stopnia wolno艣ci, wolno艣ci

nastawienia si臋 w taki lub inny spos贸b do danych, ju偶 wiadomych

warunk贸w. I mo偶na by艂o post膮pi膰 tak albo inaczej. Bynajmniej nie

ka偶dego g艂贸d "zezwierz臋ca", jak to mawia si臋 tak cz臋sto i tak

lekkomy艣lnie. Niekt贸rzy m臋偶czy藕ni z g艂odu prawie zataczali si臋

w艣r贸d barak贸w i plac贸w apelowych, a mimo to znajdowali jeszcze

dobre s艂owo albo ostatni kawa艂ek chleba dla towarzysza. Potwierdzi

to chyba ka偶dy jeniec wojenny, kt贸ry prze偶y艂 pobyt w obozie. Nie

mo偶e wi臋c by膰 mowy o tym, aby niewola, ob贸z czy w og贸le

jakiekolwiek wp艂ywy otoczenia z g贸ry ju偶 jednoznacznie i

nieuchronnie determinowa艂y ludzkie zachowanie.

Wprawdzie wci膮偶 te偶 okazywa艂o si臋, 偶e w艂a艣nie w sytuacjach

niewoli i g艂odu ludzka postawa wybitnie zale偶a艂a od tego, czy kto艣

mia艂 jakie艣 oparcie. M贸wi艂em ju偶 o tym kilkakrotnie, r贸wnie偶 w

ramach mych pogadanek radiowych, a niedawno do艣wiadczenia te

doczeka艂y si臋 potwierdzenia w raporcie ameryka艅skiego psychiatry

usi艂uj膮cego zbada膰 wszystkie czynniki, kt贸re podtrzymywa艂y

wewn臋trznie i przy 偶yciu 偶o艂nierzy ameryka艅skich w japo艅skiej

niewoli wojennej. Przyczynia艂a si臋 wi臋c do prze偶ycia w niewoli

mi臋dzy innymi ta okoliczno艣膰, 偶e kto艣 mia艂 pozytywne poj臋cie o

偶yciu i 艣wiatopogl膮d. Ostatecznie odpowiada to do艣wiadczenie

m膮dro艣ci zawartej w cytowanej ju偶 sentencji Nietzschego, 偶e kto

wie, dlaczego 偶yje, ten zniesie te偶 niemal wszelkie warunki. Do

tych warunk贸w nale偶y tak偶e w艂a艣nie g艂贸d. Mo偶e doda艂bym tu jeszcze

relacj臋 o ponad trzydziestu studentach Uniwersytetu w Minnesota,

kt贸rzy dobrowolnie zg艂osili sw贸j udzia艂 w p贸艂rocznym eksperymencie

g艂odowym i otrzymywali przez ten czas racje 偶ywno艣ci typowe dla

Europy w ostatnim roku wojny? W czasie trwania eksperymentu

regularnie badano ich pod wzgl臋dem psychicznym i fizycznym. Rych艂o

ju偶 byli tak podnieceni, jak tylko mog艂o to si臋 zdarza膰

zg艂odnia艂ym. A po p贸艂 roku niejeden z nich by艂 bliski za艂amania.

Lecz mimo sta艂ej mo偶liwo艣ci wy艂膮czenia si臋 z eksperymentu, nie

wy艂ama艂 si臋 偶aden. Tu r贸wnie偶 na pewno nie po raz ostatni widzimy,

偶e cz艂owiek, kiedy mu na tym zale偶y, mo偶e by膰 silniejszy od

zewn臋trznych okoliczno艣ci i swych wewn臋trznych stan贸w. Ma moc im

si臋 opiera膰, i w ramach stworzonych przez los jest on wolny.

T臋 jego wolno艣膰 potwierdza nowoczesna wiedza, r贸wnie偶 wiedza

艣ci艣le przyrodnicza, a wi臋c tak偶e wyniki bada艅 medycznych. I cho膰

wci膮偶 m贸wi si臋 i czyni tak, jakby fakty do艣wiadczenia klinicznego,

badania dziedziczno艣ci i m贸zgu, biologia, psychologia i socjologia

dowodzi艂y zale偶no艣ci i znikomo艣ci ludzkiego ducha, to w艂a艣nie

prawd膮 jest co艣 wr臋cz przeciwnego. Konsekwentnie do ko艅ca

przemy艣lane wyniki bada艅 klinicznych przemawiaj膮 w ka偶dym razie za

nieugi臋t膮 moc膮 ducha. I niezmiennie, dzi艣 podobnie jak przed 140

laty, obowi膮zuj膮 s艂owa wielkiego przedstawiciela wiede艅skiej

szko艂y medycyny, autora "Dietetyki duszy", Ernesta von

Feuchterslebena. Stwierdzi艂 on, 偶e cho膰 zarzucano medycynie, i偶

sprzyja sk艂onno艣ci do materializmu, czyli do 艣wiatopogl膮du

wypieraj膮cego si臋 duchowo艣ci, to zarzut ten nie jest s艂uszny. Nikt

bowiem inny ni偶 w艂a艣nie lekarz nie ma wi臋cej okazji do

u艣wiadomienia sobie wprawdzie znikomo艣ci materii, ale tak偶e pot臋gi

ducha. A je艣li nie dochodzi do u艣wiadomienia sobie tego, to nie

jest temu winna wiedza, ale on sam, poniewa偶 nie do艣膰 gruntownie

j膮 zg艂臋bi艂.

27. Czy psyche mo偶na mierzy膰 i wa偶y膰?

Wielokrotnie wskazywa艂em, 偶e laik ma szczeg贸lnie fa艂szywe

wyobra偶enie o problemach psychiatrycznych. Do problem贸w tych

nale偶y przede wszystkim zagadnienie, gdzie przeprowadzi膰 granice

mi臋dzy sfer膮 zdrowia psychicznego, normalno艣ci, z jednej, i sfer膮

choroby psychicznej, nienormalno艣ci, z drugiej strony. Okazuje

si臋, 偶e laik nie tylko zapomina, 偶e granice te s膮 na og贸艂 nader

p艂ynne, lecz zazwyczaj wyobra偶a sobie, 偶e fachowiec, specjalista

psychiatra, zwyk艂 wytycza膰 je do艣膰 szeroko, w tym sensie, 偶e

sk艂onny jest uwa偶a膰 i okre艣la膰 ju偶 jako chorobliwe co艣, co laik

uznawa艂by jeszcze za co艣 zupe艂nie normalnego. W rzeczywisto艣ci

rzecz ma si臋 odwrotnie. Psychiatra zwyk艂 wykre艣la膰 granice

patologii, choroby, w膮sko, w ka偶dym razie w臋偶ej ani偶eli laik.

Do cz臋stych przes膮d贸w i nieporozumie艅 mi臋dzy laikiem i

psychiatr膮 nale偶y dalej mylne poj臋cie roli przypadaj膮cej w ramach

bada艅 psychiatrycznych tak zwanemu egzaminowi, czyli sprawdzaniu

zaburze艅 funkcji psychicznych, oraz wywiadowi lekarskiemu w celu

poznania ich t艂a i pod艂o偶a. Laik najcz臋艣ciej wyobra偶a sobie, 偶e

badanie psychiatryczne polega przewa偶nie na sprawdzaniu

inteligencji. Ot贸偶 jest to ca艂kiem nies艂uszne, w ka偶dym za艣 razie

przestarza艂e. Nie waha艂bym si臋 nawet powiedzie膰, 偶e spos贸b

przeprowadzenia badania inteligencji pozwala nie tyle na

wnioskowanie o inteligencji badanego, co raczej o inteligencji

badaj膮cego. Oczywi艣cie, tu i 贸wdzie oka偶e si臋 rzecz膮 niezb臋dn膮

przeprowadzenie takiego czy innego testu inteligencji. We藕my na

przyk艂ad tak膮 sytuacj臋, 偶e psychiatra badaj膮cy pacjenta

podejrzewa, 偶e ma do czynienia z pewnym mniejszego lub wi臋kszego

stopnia upo艣ledzeniem umys艂u. Zacznie w贸wczas ewentualnie stawia膰

pacjentowi pytania dotycz膮ce zdolno艣ci r贸偶nicowania, w艂a艣nie aby

uzyska膰 wskaz贸wk臋 co do stopnia, rozmiar贸w umys艂owej degradacji.

Tego rodzaju pytanie brzmi na przyk艂ad: - Na czym polega r贸偶nica

mi臋dzy dzieckiem a kar艂em? Nikt, jak s膮dz臋, nie b臋dzie w膮tpi艂 o

s艂abo艣ci umys艂owej pacjentki, kt贸ra na takie pytanie

odpowiedzia艂a: - M贸j Bo偶e, dziecko to ot, dziecko, a karze艂ek

pracuje w kopalni.

Innym razem oka偶e si臋 konieczne zbadanie u pacjenta zdolno艣ci

zapami臋tywania. Odbywa si臋 to zwykle tak, 偶e w toku rozmowy

prosimy pacjenta o zapami臋tanie sobie jakiej艣 daty. Co do mnie,

zalecam zawsze s艂uchaczom moich wyk艂ad贸w, aby przywykli do

podawania pacjentom w艂asnej daty urodzenia, bo mnie przynajmniej

zdarzy艂o si臋 kiedy艣, 偶e w zam臋cie pracy zapomnia艂em, jak膮 to dat臋

zada艂em pacjentowi do zapami臋tania, tak 偶e w ko艅cu nie mog艂em

skontrolowa膰, czy zapomnia艂 daty pacjent, czy ja sam.

Nie ma jednak mowy, aby za pomoc膮 tego rodzaju czy w og贸le

jakichkolwiek test贸w mo偶na by艂o zbli偶y膰 si臋 do uj臋cia samego j膮dra

osobowo艣ci. Sam profesor Villinger wskaza艂 dobitnie w jednej ze

swych publikacji na niepewno艣膰 wszelkich metod testowych i na

niebezpiecze艅stwo arbitralnych interpretacji. Jeszcze stosunkowo

najmniejsze, jak m贸wi, jest to niebezpiecze艅stwo i niepewno艣膰 przy

ocenianiu testami inteligencji i sprawno艣ci. Dowolno艣膰

interpretacji wzrasta jednak przy te艣cie zdolno艣ci, niezb臋dnym w

poradnictwie zawodowym, a staje si臋 nieobliczalna przy testach

osobowo艣ci. Kto pr贸buje uj膮膰 osobowo艣膰 za pomoc膮 test贸w, temu

grozi popadniecie - m贸wi膮c s艂owami Villingera - w 艣cis艂o艣膰

pozorn膮, w pseudonaukowo艣膰. Uczony stanowczo przestrzega przed

nadmiernym zaufaniem do 艣cis艂o艣ci laboratoryjnej, nie b臋d膮cej de

facto 偶adn膮 艣cis艂o艣ci膮. Tyle Yillinger. R贸wnie偶 psychiatra

moguncki profesor Kraemer przyzna艂, 偶e zr臋czne badanie lekarskie,

ze znajomo艣ci膮 rzeczy przeprowadzona rozmowa z pacjentem, daje

tyle, co nader skomplikowana cz臋sto praca metodami testowymi. Ale

nie tylko d艂u偶ej trwaj膮ca obserwacja psychiatryczna prowadzi do

tych samych wynik贸w. Zas艂uguje na uwag臋 fakt, 偶e profesor Lange w

swej opublikowanej i popartej statystyk膮 pracy dowi贸d艂, i偶

ostateczne rozpoznanie psychiatryczne ustalone po d艂u偶szej

szpitalnej obserwacji chorych psychicznie w co najmniej 80

procentach przypadk贸w w pe艂ni pokrywa艂o si臋 ze zwyk艂ym pierwszym

wra偶eniem lekarza z pierwszej rozmowy z pacjentem. Przy

psychozach, a wi臋c chorobach psychicznych, sprawdza艂o si臋 to w 80

procentach. A w nerwicach, a wi臋c w tak zwanych zaburzeniach

nerwowych? tu ostateczne rozpoznanie zgadza艂o si臋 we wszystkich

przypadkach z pierwszym wra偶eniowym rozpoznaniem pacjenta.

Powiedzia艂em: rozpoznaniem pacjenta. Dok艂adniej powinienem by艂

rzec: rozpoznaniem niepowtarzalnej, jedynej w swoim rodzaju i nie

daj膮cej si臋 pomyli膰 z inn膮, osobowo艣ci w艂a艣ciwej ostatecznie

ka偶dej jednostce ludzkiej, i w konsekwencji te偶 ka偶dej jednostce

chorej. Je艣li chcemy przybli偶y膰 si臋 przy pomocy test贸w do tego

elementu osobowego, bezwzgl臋dnie indywidualnego, ludzkiej

jednostki, a wi臋c uj膮膰 z niej co艣 wi臋cej ni偶 czysty typ, bo sam膮

osob臋, to nigdy nie mo偶na do艣膰 indywidualizowa膰. Wi臋cej jeszcze!

W艂a艣ciwie nale偶a艂oby dopiero wynale藕膰 w艂asny test dla ka偶dej osoby

i, dodaj臋 od razu, dla ka偶dej sytuacji, w jakiej si臋 ona znajduje.

Nigdy te偶 nie do艣膰 improwizowania. Obja艣ni臋 to na przyk艂adzie.

Pewnego dnia zlecono mi wydanie psychiatrycznego orzeczenia o

poczytalno艣ci przebywaj膮cego w areszcie m艂odocianego przest臋pcy.

T艂umaczy艂 si臋, 偶e przyjaciel nak艂oni艂 go do czynu przest臋pczego,

obiecuj膮c mu za to tysi膮c szyling贸w po dokonanym czynie. S膮d

chcia艂 dowiedzie膰 si臋 od psychiatry, czy 贸w m艂ody cz艂owiek

rzeczywi艣cie tak 艂atwowiernie ulega艂 wp艂ywom; jego przyjaciel

zaprzecza艂 bowiem jakiemukolwiek zwi膮zkowi z t膮 spraw膮. Gdyby

badany by艂 rzeczywi艣cie tak 艂atwowierny, to trzeba by by艂o u niego

wykaza膰 cho膰by nieznaczny stopie艅 niedorozwoju. Jednak偶e wyniki

test贸w na to wcale nie wskazywa艂y. Mo偶na wi臋c by艂o przypuszcza膰,

偶e b臋d膮c najdalej od niedorozwoju umys艂owego, by艂 on, odwrotnie,

dostatecznie sprytny, aby t艂umaczy膰 si臋 rzekom膮 namow膮 ze strony

przyjaciela. S臋dzia pragn膮艂 wiedzie膰, czy ch艂opiec by艂 a偶 tak

g艂upi, aby uwierzy膰, 偶e przyjaciel da mu rzeczywi艣cie tysi膮c

szyling贸w, czy a偶 tak sprytny, aby kaza膰 nam uwierzy膰, 偶e jest tak

g艂upi. Testy inteligencji, powtarzam, zawiod艂y. W ostatniej chwili

zaimprowizowa艂em: spyta艂em, czy mo偶e mi da膰 dziesi臋膰 szyling贸w, bo

potrafi臋 za nie wyjedna膰 u prezesa s膮du natychmiastowe wstrzymanie

dochodzenia, a nawet niezw艂oczne wypuszczenie na wolno艣膰. Z

miejsca zgodzi艂 si臋 na propozycj臋 i tylko z trudem przekona艂em go,

偶e nie my艣la艂em o tym na serio. By艂 wi臋c tak 艂atwowierny, ale

dowie艣膰 tego mo偶na by艂o dopiero za pomoc膮 zaimprowizowanego,

specjalnie wymy艣lonego testu.

Jest rzecz膮 samo przez si臋 zrozumia艂膮, 偶e wsp贸艂czesnej epoce,

kt贸ra jeszcze nie przezwyci臋偶y艂a materializmu i nihilizmu, niejako

odpowiada wypowiadanie si臋 o duszy ludzkiej, a nawet uznawanie jej

istnienia o tyle tylko, o ile jest w niej co艣, co daje si臋

zmierzy膰 i zwa偶y膰. Ale jak wyrazi艂 si臋 raz Schiller: Spricht die

Seele, so spricht, ach, schon die Seele nicht mehr, dusza m贸wi膮ca

zaprzecza ju偶, niestety, swemu istnieniu. Mo偶na to sparafrazowa膰:

je艣li poddaje si臋 cz艂owieka testom, nie jest to ju偶 cz艂owiek, w

ka偶dym razie nie ujmuje si臋 w ten spos贸b jego istoty. Psychologia,

w kt贸rej dominuje metoda testowa, raczej przenosi cz艂owieka z

w艂a艣ciwej mu sfery w sfer臋 miary i wagi. W taki spos贸b traci z

pola widzenia to, co w cz艂owieku jest istotnie i w艂a艣ciwie

ludzkie, samo j膮dro jego osobowo艣ci. Ale to mo偶e w艂a艣nie nie da

si臋 w og贸le uj膮膰 w drodze naukowej, ani tym mniej na drodze

przyrodniczej, lecz wymaga jakiego艣 innego podej艣cia. Mo偶liwe, 偶e

w spos贸b analogiczny odnosi si臋 do cz艂owieka to, co powiedzia艂

kiedy艣 wielki lekarz Paracelsus: Kto nie poznaje Boga, ten za ma艂o

Go kocha. By膰 mo偶e, trzeba owego wewn臋trznego otwarcia

polegaj膮cego na mi艂osnym oddaniu si臋 nieomylnie rozpoznawalnemu Ty

tego drugiego, je艣li chcemy uj膮膰 je w jego istocie. Wszak偶e

mi艂owa膰 to ostatecznie nic innego jak m贸c powiedzie膰 drugiemu: Ty,

uj膮膰 go w jego jedyno艣ci i niepowtarzalno艣ci, i oczywi艣cie:

jeszcze co艣 ponadto: potwierdzi膰 go w jego warto艣ci. A wi臋c nie

tylko m贸c powiedzie膰 mu: ty, ale tak偶e m贸c mu powiedzie膰: tak.

Znowu wi臋c okazuje si臋, 偶e wcale nie jest s艂uszne twierdzenie, i偶

mi艂o艣膰 za艣lepia - przeciwnie, mi艂o艣膰 czyni cz艂owieka w najwy偶szym

stopniu widz膮cym. Wi臋cej nawet, czyni wprost jasnowidz膮cym. Gdy偶

warto艣膰, kt贸r膮 pozwala w innym widzie膰 z ca艂膮 jasno艣ci膮, przecie偶

nie jest jeszcze rzeczywisto艣ci膮, ale czym艣 tylko potencjalnym,

czym艣, co wcale jeszcze nie jest, lecz dopiero staje si臋, sta膰 si臋

mo偶e i powinno. Mi艂o艣ci przys艂uguje funkcja kognitywna, czyli

poznawcza. Ale i psychoterapia powinna widzie膰 warto艣ci. Nigdy nie

mo偶e by膰 wolna od warto艣ci, co najwy偶ej na warto艣ci 艣lepa.

Tak tedy wyszli艣my od uprawiania psychiatrii, od badania

inteligencji i od test贸w, a nasze rozwa偶ania ko艅cz膮 si臋 wyznaniem,

偶e nie zbli偶ymy si臋 do istoty cz艂owieka, a wi臋c do wszystkiego, co

istnieje poza poszczeg贸lnymi funkcjami i wszelkimi mo偶liwymi

zak艂贸ceniami funkcji, dop贸ki w naszym wysi艂ku zrozumienia

bli藕niego ograniczymy si臋 do tego, co racjonalne, i poprzestaniemy

na tym, co daje si臋 zracjonalizowa膰. Je艣li chcemy przerzuci膰 mosty

od cz艂owieka do cz艂owieka - a odnosi si臋 to tak偶e do most贸w

poznania i zrozumienia - to przycz贸艂kami winny by膰 nie m贸zgi, lecz

serca.

S艂yszeli艣my przedtem o 艣cis艂ym, statystycznie ugruntowanym

dowodzie na to, 偶e wyniki obserwacji psychiatrycznych ex post

potwierdza艂y pierwsze wra偶enie, a znaczy to chyba: jakie艣 wra偶enie

do g艂臋bi zabarwione uczuciem. Tak te偶 nawet do metodyki

rozpoznawania psychiatrycznego odnosi si臋 moje przekonanie, 偶e

uczucie potrafi by膰 o wiele subtelniejsze, ani偶eli rozum jest

przenikliwy.

Cz艂owiek w poszukiwaniu sensu

Odczyt publiczny w ramach XIV Mi臋dzynarodowego Kongresu

Filozoficznego (Wiede艅 19680)

Tytu艂: Cz艂owiek w poszukiwaniu sensu, zawiera wi臋cej ani偶eli

jeden temat - obejmuje definicj臋, a co najmniej interpretacj臋

cz艂owieka. Cz艂owieka w艂a艣nie jako istoty, kt贸ra ostatecznie i

w艂a艣ciwie 偶yje w poszukiwaniu sensu. Cz艂owiek jest z g贸ry

skierowany na co艣 i przyporz膮dkowany czemu艣, co nie jest nim

samym, czy idzie tu o sens, kt贸ry on nadaje 偶yciu, czy te偶 o inny

byt ludzki, kt贸ry spotyka na swej drodze. Tak czy owak,

egzystencja ludzka wskazuje ju偶 zawsze poza sam膮 siebie, i

transcendencja, wykraczanie poza siebie, jest esencj膮 ludzkiej

egzystencji.

Nie jest偶e (wi臋c tak, 偶e cz艂owiek w艂a艣ciwie od pocz膮tku d膮偶y do

szcz臋艣cia? Czy偶 sam Kant nie przyznawa艂 tego, dodaj膮c jedynie, 偶e

cz艂owiek winien te偶 zmierza膰 ku temu, aby by膰 tej szcz臋艣liwo艣ci

godnym? Ja za艣 powiedzia艂bym, 偶e tym, czego cz艂owiek rzeczywi艣cie

chce, jest ostatecznie nie szcz臋艣liwo艣膰 sama w sobie, lecz

podstawa tej szcz臋艣liwo艣ci. Bowiem gdy tylko dana jest podstawa

szcz臋艣liwo艣ci, szcz臋艣cie i rado艣膰 zjawiaj膮 si臋 same z siebie. Tak

na przyk艂ad w "Metafizyce moralno艣ci", 艣ci艣lej, w jej cz臋艣ci

drugiej: "Wst臋pne metafizyczne podstawy nauki o cnocie"

(Kr贸lewiec, Friedrich Nicolovius, 1797, s. VIII i ns.) pisze Kant,

偶e "szcz臋艣liwo艣膰 jest nast臋pstwem przestrzegania obowi膮zku" i 偶e

"prawo musi i艣膰 przed rado艣ci膮, aby ta by艂a odczuwana". To jednak,

co m贸wi si臋 tu o przestrzeganiu obowi膮zku wzgl臋dnie o prawie, ma

moim zdaniem znaczenie o wiele og贸lniejsze i mo偶na to ze sfery

obyczaj贸w przenie艣膰 nawet w sfer臋 zmys艂贸w. A o tym mo偶emy my

lekarze chor贸b nerwowych niejedno powiedzie膰. Co dzie艅 w naszych

klinikach wci膮偶 na nowo okazuje si臋, 偶e w艂a艣nie odwr贸cenie si臋 od

"podstawy szcz臋艣liwo艣ci" nie pozwala sta膰 si臋 szcz臋艣liwymi osobom

seksualnie znerwicowanym - m臋偶czy藕nie z zak艂贸con膮 potencj膮 czy

kobiecie seksualnie ozi臋b艂ej. Sk膮d jednak dochodzi do tego

chorobliwego odwr贸cenia si臋 od "podstawy szcz臋艣liwo艣ci"? - z

nasilonego zwracania si臋 ku samemu szcz臋艣ciu, ku samej

przyjemno艣ci. Ile偶 s艂uszno艣ci mia艂 Kierkegaard, kiedy powiedzia艂,

偶e drzwi do szcz臋艣cia otwieraj膮 si臋 na zewn膮trz, a kto pr贸buje je

"wywa偶y膰", przed tym si臋 po prostu zamykaj膮.

Jak mo偶na to sobie wyja艣ni膰? Ot贸偶 cz艂owieka nie przenika

najg艂臋biej i do ko艅ca ani d膮偶enie do mocy, ani do przyjemno艣ci,

lecz d膮偶enie do nadawania sensu (por. Franki, The Will to Meaning,

Nowy Jork, New American Library, 1969). I w艂a艣nie od niego

wychodz膮c d膮偶y cz艂owiek do znajdowania i nadawania sensu, ale te偶

do spotkania i ukochania innej ludzkiej egzystencji w postaci

jakiego艣 "ty". Jedno i drugie, nadawanie sensu i spotkanie, daj膮

cz艂owiekowi podstaw臋 szcz臋艣cia i rado艣ci. Jednak偶e u neurotyka to

pierwotne d膮偶enie skrzywia si臋 niejako w bezpo艣rednie d膮偶enie do

szcz臋艣cia, d膮偶enie do przyjemno艣ci. Rado艣膰, przyjemno艣膰, zamiast

pozosta膰 tym, czym by膰 powinny, je艣li w og贸le maj膮 si臋 pojawi膰,

mianowicie jako skutek (skutek uboczny nadanego 偶yciu sensu czy

spotkania), staj膮 si臋 teraz celem wysilonej intencji,

"hiperintencji". W parze z hiperintencj膮 idzie te偶 jednak

hiperrefleksja (zob. Franki, Theorie und Therapie der Neurosen,

Monachium 1970). Przyjemno艣膰 staje si臋 jedyn膮 tre艣ci膮 i

przedmiotem uwagi. W miar臋 jednak jak neurotyk wysila si臋, by

dozna膰 przyjemno艣ci, traci z oczu jej podstaw臋 - i skutek, w

postaci rado艣ci, nie mo偶e si臋 ju偶; pojawi膰. Im bardziej idzie

komu艣 o przyjemno艣膰, tym bardziej przechodzi ona mimo niego.

艁atwo oceni膰, jak bardzo hiperintencj膮 i hiperrefleksja b膮d藕 ich

mszcz膮cy wp艂yw na potencj臋 i orgazm jeszcze si臋 nasil膮, je艣li

cz艂owiek w swym d膮偶eniu do przyjemno艣ci skazany na niepowodzenie

usi艂uje ratowa膰, co si臋 da, szukaj膮c ucieczki w technicznym

doskonaleniu aktu seksualnego. "Ma艂偶e艅stwo doskona艂e" kradnie mu

ostatni膮 resztk臋 owej bezpo艣rednio艣ci, na kt贸rej pod艂o偶u mo偶e

jedynie rozkwitn膮膰 mi艂osne szcz臋艣cie. Wobec nasilonego dzisiaj

seksualizmu szczeg贸lnie m艂ody cz艂owiek zostaje tak g艂臋boko

wp臋dzony w hiperrefleksj臋, 偶e nie mo偶na si臋 dziwi膰, i偶 odsetek

nerwic, seksualnych w naszych klinikach coraz bardziej ro艣nie.

Cz艂owiek dzisiejszy ju偶 i tak sk艂ania si臋 ku hiperrefleksji.

Profesor Edith Joelson z Uniwersytetu stanu Georgia zdo艂a艂a

wykaza膰, 偶e w hierarchii warto艣ci zrozumienie siebie

(self-interpretation) i urzeczywistnianie siebie

(self-actualization) stoj膮 wed艂ug oblicze艅 statystycznych

zdecydowanie najwy偶ej. Oczywi艣cie chodzi tu z ca艂膮 pewno艣ci膮 o

zrozumienie siebie zaszczepiane przez psychologizm analityczny

oparty na analizie pop臋d贸w, sk艂aniaj膮cy wykszta艂conego Amerykanina

ku temu, aby za 艣wiadomym zachowaniem nieustannie dopatrywa膰 si臋

motywacji nie艣wiadomych. Co si臋 natomiast tyczy urzeczywistniania

siebie, o艣mielam si臋 twierdzi膰, 偶e cz艂owiek jest w stanie

urzeczywistnia膰 si臋 tylko w tej mierze, w jakiej nadaje 偶yciu

sens. Nakaz Pindara, w my艣l kt贸rego cz艂owiek winien stawa膰 si臋

tym, czym zawsze ju偶 jest, wymaga uzupe艂nienia, jakie upatruj臋 w

s艂owach Jaspersa: "Tym, czym cz艂owiek jest, jest on dzi臋ki

sprawie, kt贸r膮 uczyni艂 swoj膮 spraw膮".

Jak bumerang rzucony przez my艣liwego tylko wtedy don wraca,

kiedy chybia celu, zdobyczy, podobnie te偶 tylko ten cz艂owiek tak

bardzo nastawia si臋 na samourzeczywistnieme, kt贸ry ju偶 raz chybi艂

w narzuceniu 偶yciu sensu, a mo偶e nawet nie mo偶e w og贸le znale藕膰

sensu, o kt贸rego spe艂nienie by chodzi艂o.

Co艣 analogicznego dotyczy te偶 d膮偶enia do przyjemno艣ci i do mocy.

O ile jednak rado艣膰, przyjemno艣膰 s膮 ubocznym skutkiem nadawania

偶yciu sensu, moc, w艂adza bywaj膮 o艣rodkami do celu, poniewa偶

nadawanie sensu zwi膮zane jest z pewnymi spo艂ecznymi i

gospodarczymi warunkami i za艂o偶eniami. Kiedy偶 to jednak nastawia

si臋 cz艂owiek jedynie na skutek uboczny w postaci przyjemno艣ci, a

kiedy to ogranicza si臋 tylko do 艣rodka do celu nazywanego moc膮?

Ot贸偶 do rozwini臋cia si臋 d膮偶enia do przyjemno艣ci wzgl臋dnie d膮偶enia

do mocy dochodzi zawsze dopiero wtedy, kiedy zawodzi d膮偶enie do

nadawania 偶yciu sensu, innymi s艂owy zasada przyjemno艣ci i w tym

samym stopniu d膮偶enie do znaczenia s膮 motywacjami nerwicowymi.

Tote偶 艂atwo zrozumie膰, 偶e Freud i Adier, kt贸rzy doszli przecie偶 do

swoich stwierdze艅 badaj膮c chorych na nerwice, nie dostrzegli, 偶e

cz艂owiek jest pierwotnie zorientowany ku d膮偶eniu do sensu.

Dzi艣 jednak nie 偶yjemy ju偶, jak za czas贸w Freuda, w epoce

seksualnej frustracji. Nasza epoka jest epok膮 frustracji

egzystencjalnej. Zawodzi za艣 zw艂aszcza d膮偶enie m艂odego cz艂owieka

do nadawania 偶yciu sensu. "Co m贸wi dzisiejszemu m艂odemu pokoleniu

Freud czy Adier? - pyta Becky Leet, naczelna redaktorka pisma

wydawanego przez student贸w Uniwersytetu Georgia. - Mamy pigu艂k臋

uwalniaj膮c膮 od skutk贸w spe艂nienia pragnie艅 seksualnych; dzi艣 nie

ma medycznych podstaw dla zahamowa艅 seksualnych. I mamy si艂臋,

wystarczy spojrze膰 na ameryka艅skich polityk贸w dr偶膮cych przed

m艂odym pokoleniem albo na chi艅sk膮 "Czerwon膮 Gwardi臋". Jednak偶e

Franki utrzymuje, 偶e ludzie 偶yj膮 dzi艣 w pustce egzystencjalnej i

偶e ta egzystencjalna pustka objawia si臋 przede wszystkim nud膮.

Nuda - to brzmi przecie偶 ca艂kiem inaczej, o wiele bardziej

znajomo, nieprawda? Czy te偶 mo偶e za ma艂o jeszcze znacie woko艂o

ludzi skar偶膮cych si臋 na nud臋, mimo 偶e wystarczy im tylko wyci膮gn膮膰

r臋k臋, aby posiada膰 wszystko, w艂膮cznie z freudowskim seksem i

adlerowsfe膮 moc膮?"

I rzeczywi艣cie coraz wi臋cej pacjent贸w zwraca si臋 dzi艣 do nas z

uczuciem wewn臋trznej pustki, kt贸r膮 opisuj臋 i okre艣lam jako "pustk臋

egzystencjaln膮", z uczuciem przera藕liwego bezsensu swego

istnienia. B艂臋dem by艂oby te偶 przyjmowa膰, 偶e chodzi jedynie o

zjawisko ograniczaj膮ce si臋 do 艣wiata Zachodu. Przeciwnie, dwaj

psychiatrzy czechos艂owaccy, Stanislav Kratochvil i Osvald Vymetal,

w serii publikacji zwr贸cili z naciskiem uwag臋 na to, 偶e "ta

wsp贸艂czesna choroba, utrata sensu 偶ycia, szczeg贸lnie w艣r贸d

m艂odzie偶y", zatacza coraz szersze kr臋gi. To Osvald Vymetal z

okazji czechos艂owackiego Zjazdu Neurolog贸w ex praesidio z

entuzjazmem przyznawa艂 si臋 do teorii Paw艂owa, ale mimo to

o艣wiadczy艂, 偶e w obliczu pustki egzystencjalnej psychoterapia

ukierunkowana przez Paw艂owowskie teorie ju偶 nie wystarcza.

Jest dok艂adnie tak, jak przepowiedzia艂 to ju偶 w 1947 roku Pawe艂

Polak, kiedy w swoim odczycie w Towarzystwie Psychologii

Indywidualnej wyrazi艂 opini臋, 偶e "rozwi膮zanie problemu spo艂ecznego

w艂a艣ciwie dopiero wyzwoli i zmobilizuje problematyk臋 duchow膮,

cz艂owiek dopiero wtedy stanie si臋 na tyle wolny, aby zabra膰 si臋

naprawd臋 do samego siebie, i dopiero w贸wczas zrozumie naprawd臋

w艂asn膮 problematyczno艣膰, zagadnienie w艂asnej egzystencji". A

ca艂kiem niedawno broni艂 tego samego stanowiska Ernest Bloch

stwierdzaj膮ca "Ludzie doznaj膮 dzi艣 tych trosk, jakie zazwyczaj

maj膮 tylko w godzinie 艣mierci". (Der Mensch des utopischen

Realismus, cz臋艣ciowy przedruk w "Neues Forum", stycze艅 1967.) .

Je艣li pokr贸tce wnikn膮膰 w przyczyny tkwi膮ce u podstaw pustki

egzystencjalnej, mo偶na je sprowadzi膰 do dwojakiego rodzaju: do

utraty instynktu i utraty tradycji. W przeciwie艅stwie do zwierz膮t,

cz艂owiekowi 偶adne instynkty nie m贸wi膮 nic o tym, co robi膰 musi.

呕adne tradycje nie m贸wi膮 ju偶 dzisiejszemu cz艂owiekowi tego, co

robi膰 powinien. Cz臋sto zdaje si臋 on ju偶 nie wiedzie膰, czego

w艂a艣ciwie chce. Tym bardziej wi臋c sk艂onny jest albo chcie膰 tylko

tego, co czyni膮 inni, albo czyni膰 tylko to, czego chc膮 inni. W

pierwszym przypadku mamy do czynienia z konformizmem, w drugim z

totalitaryzmem - pierwszy rozpowszechnia si臋 zw艂aszcza na

Zachodzie, drugi - na Wschodzie.

Nie tylko jednak konformizm i totalitaryzm s膮 nast臋pstwem

egzystencjialnej pustki, wynika z niej r贸wnie偶 neurotyzm. Obok

nerwic psychogennych, a wi臋c nerwic w w臋偶szym znaczeniu tego

s艂owa, istniej膮 r贸wnie偶 - tak przeze mnie nazywane - nerwice

noogenne, czyli nerwice, w kt贸rych w艂a艣ciwie mniej chodzi o

chorob臋 psychiczn膮, a raczej o ci臋偶k膮 niedol臋 duchow膮, nierzadko

mianowicie w nast臋pstwie g艂臋bokiego poczucia braku sensu. W

Stanach Zjednoczonych w jednym z o艣rodk贸w bada艅 psychiatrycznych

opracowano osobne testy, za pomoc膮 kt贸rych mo偶na by艂o rozpozna膰

nerwice noogenne. James C. Crumbaugh zastosowa艂 ten sw贸j test PIL

(Purpose In Life = cel w 偶yciu) w 1200 przypadkach. Opracowuj膮c za

pomoc膮 komputera zdobyte dane, doszed艂 do wniosku, 偶e w noogennej

nerwicy chodzi rzeczywi艣cie o nowy obraz chorobowy, kt贸ry

rozsadza, w sensie nie tylko diagnostycznym, lecz i

terapeutycznym, ramy tradycyjnej psychiatrii. Statystyczne badania

podj臋te w Massachusetts, Londynie, Tybindze i Wiedniu doprowadzi艂y

do zgodnego wniosku, 偶e liczy膰 si臋 nale偶y z oko艂o 20 procentami

nerwic noogennych.

Co do rozszerzania si臋 ju偶 nie samych nerwic noogennych, lecz w

og贸le pustki egzystencjalnej, chcia艂bym doda膰 pewien przyczynek.

Chodzi o wyrywkow膮 pr贸b臋 statystyczn膮, jak膮 podj膮艂em niegdy艣 w艣r贸d

s艂uchaczy mego wyk艂adu na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu

Wiede艅skiego. Okaza艂o si臋, 偶e nie mniej ni偶 40 procent s艂uchaczy

przyzna艂o, i偶 zna uczucie bezsensowno艣ci z w艂asnego do艣wiadczenia;

w艣r贸d moich s艂uchaczy ameryka艅skich by艂o ju偶 takich nie 40, lecz

81 procent.

Czym mo偶e si臋 t艂umaczy膰 ta r贸偶nica? - ot贸偶 "redukcjonizmem",

panuj膮cym w 偶yciu umys艂owym kraj贸w anglosaskich w stopniu wy偶szym

ni偶 gdzie indziej. Redukcjonizm przejawia si臋 w powiedzeniu, 偶e

co艣 jest "niczym innym jak tylko". Oczywi艣cie znamy to i u nas, i

to nie od dzi艣. Wszak偶e jeszcze przed 50 laty m贸j gimnazjalny

nauczyciel historii naturalnej chodz膮c po klasie perorowa艂: "呕ycie

nie jest ostatecznie niczym innym jak tylko procesem spalania,

utleniania". Na co a偶 podskoczy艂em, rzucaj膮c mu w twarz, bez

poproszenia o g艂os, nami臋tne pytanie: "Dobrze, a jaki偶 sens ma w

takim razie ca艂e 偶ycie?" W konkretnym przypadku redukcjonizm kryje

si臋 wi臋c za... oksydacjonizmem, sprowadzaj膮cym wszystko do procesu

utleniania...

Zwa偶my jednak, co oznacza dla m艂odego cz艂owieka cyniczne

stwierdzenie, 偶e warto艣ci nie s膮 "nothing but defense mechanisms

and reaction formations", niczym innym jak tylko mechanizmami

obronnymi i zespo艂ami reakcji, jak czytamy w "The American Journal

of Psychotherapy". Moj膮 w艂asn膮 reakcj膮 na t臋 teori臋 by艂a pewnego

razu wypowied藕 nast臋puj膮ca: Je艣li o mnie osobi艣cie chodzi, nigdy,

przenigdy nie by艂bym got贸w 偶y膰 dla jakiej艣 mojej reakcji ani nawet

umiera膰 ze wzgl臋du na m贸j mechanizm obronny.

Nie chcia艂bym by膰 藕le zrozumiany. W The Modes and Morals of

Psychotherapy proponuje si臋 nam nast臋puj膮c膮 definicj臋: "Man is

nothing but a biochemical mechanism, powered by a combustion

system, which energizes computers", cz艂owiek nie jest niczym

innym, jak tylko mechanizmem biochemicznym poruszanym za pomoc膮

systemu spalania, takiego jaki dostarcza energii komputerom. C贸偶,

jako psychiatra uwa偶am za zupe艂nie uprawnione traktowanie

komputera jako rodzaju modelu, na przyik艂ad obwodowego systemu

nerwowego. B艂膮d tkwi dopiero w nothing but, w twierdzeniu, 偶e

cz艂owiek nie jest niczym innym jak tylko. Cz艂owiek jest rodzajem

komputera, ale jest zarazem czym艣 niesko艅czenie wi臋cej. Wszak偶e

to, 偶e dzie艂a ludzi formatu Kanta i Goethego sk艂adaj膮 si臋 koniec

ko艅c贸w z tych samych 26 liter alfabetu, co ksi膮偶ki pa艅

Courths-Mahler i Marlitt, jest r贸wnie偶 prawdziwe. Ale to nic nam

jeszcze nie m贸wi. Przede wszystkim nie mo偶na utrzymywa膰, 偶e

Krytyka czystego rozumu, podobnie jak Tajemnica starszej pani, nie

jest niczym innym jak tylko nagromadzeniem tych samych 26 liter.

Chyba 偶e chodzi tylko o posiadanie drukarni, nie za艣 wydawnictwa.

W swoim wymiarze ma redukcjonizm racj臋. Ale te偶 tylko w nim.

Jednowymiarowy spos贸b my艣lenia jest w艂a艣nie jego przekle艅stwem.

Przede wszystkim pozbawia go szansy znalezienia sensu. To, 偶e sens

jakiej艣 struktury wykracza poza elementy, z kt贸rych si臋 ona

sk艂ada, ostatecznie oznacza, 偶e sens ten mie艣ci si臋 w wy偶szym ni偶

same te elementy wymiarze. Tak wi臋c mo偶e si臋 przytrafi膰, 偶e sens

jakiego艣 ci膮gu zdarze艅 nie odzwierciedla si臋 w wymiarze, w jakim

te zdarzenia wyst臋puj膮. W zdarzeniach daje si臋 wtedy odczu膰 brak

wzajemnego zwi膮zku. Je艣li za艂o偶ymy, 偶e chodzi o mutacje, to b臋d膮

to wtedy zwyk艂e przypadki, i ca艂a ewolucja nie b臋dzie niczym

innym, tylko przypadkiem. Chodzi w艂a艣nie o p艂aszczyzn臋 przekroju.

R贸wnie偶 sinusoida wykre艣lona z p艂aszczyzny stoj膮cej prostopadle do

p艂aszczyzny, w kt贸rej ona sama le偶y, pozostawia w przekroju

p艂aszczyzny tylko 5 izolowanych punkt贸w, kt贸rym brak b臋dzie

wzajemnego zwi膮zku. Innymi s艂owy zatraca si臋 tu synoptyka,

spojrzenie na wy偶szy lub ni偶szy sens zdarze艅, na cz臋艣ci sinusoidy

ju偶 to wystaj膮ce nad p艂aszczyzn臋 przekroju, ju偶 to znikaj膮ce pod

ni膮.

Wr贸膰my jednak do poczucia braku sensu. Sens nie mo偶e by膰 nikomu

dany. By艂oby to moralizowaniem. A mora艂 w starym sensie b臋dzie

wkr贸tce dla nas nieaktualny. Wcze艣niej czy p贸藕niej przestaniemy

moralizowa膰, raczej b臋dziemy ujmowa膰 mora艂 ontologicznie - nie

b臋dziemy definiowa膰 dobra i z艂a w sensie czego艣, co powinni艣my

czyni膰 lub czego nam czyni膰 nie wolno, ale za dobre b臋dziemy

sk艂onni uwa偶a膰 to, co przybli偶a nadanie czyjej艣 egzystencji

oczekiwanego sensu, a za z艂e to, co spe艂nienie tego zadania

hamuje.

Sensu nie mo偶na da膰, trzeba go znale藕膰. We藕my tablic臋 z testu

Rorschacha - nadaje si臋 jej pewien sens interpretacyjny i jego

subiektywna interpretacja "ods艂ania" badan膮 osob臋. W 偶yciu jednak

nie idzie o interpretacj臋, ale o znajdywanie sensu. 呕ycie nie jest

gotowym testem Rorschachowskim, lecz 艂amig艂贸wk膮. I to, co nazywam

d膮偶eniem do sensu, bliskie jest, jak si臋 zdaje, przyjmowania

postawy (James C. Crumbaugh i Leonhard T. Maholick, The Case of

Frankl.s Will to Meaning, "Journal of Existential Psychiatry"

1963, 4, 42). Sam Wertheimer zajmuje takie samo stanowisko m贸wi膮c

o postulatywnym charakterze w艂a艣ciwym ka偶dorazowej sytuacji, a

nawet o obiektywnym charakterze takiego wymogu.

Sens trzeba znale藕膰, nie mo偶na go sobie stworzy膰. To, co daje

si臋 stworzy膰, jest albo sensem subiektywnym, jakim艣 mglistym

poczuciem sensu, albo - nonsensem. Mo偶na zrozumie膰, 偶e cz艂owiek

nie b臋d膮cy ju偶 w stanie znale藕膰 sensu w 偶yciu ani te偶 go wymy艣li膰,

uciekaj膮c od poczucia braku sensu, stwarza sobie albo nonsens,

albo sens subiektywny: pierwsze dokonuje si臋 na scenie - teatr

absurdu! - drugie w odurzeniu, i to wzbudzanym przez LSD, kwas

lizergowy. W stanach odurzenia istnieje jednak niebezpiecze艅stwo,

偶e - w przeciwie艅stwie do mglistego subiektywnego prze偶ywania

jakiego艣 sensu w sobie samym - tu, w 偶yciu, mijamy si臋 ju偶 z

prawdziwym jego sensem, z prawdziwymi zadaniami w otaczaj膮cym nas

艣wiecie. Mnie przypominaj膮 si臋 tu zawsze zwierz臋ta do艣wiadczalne,

kt贸rym kalifornijscy badacze przemieszczaj膮 elektrody we wzg贸rku

wzrokowym m贸zgu. Przy zamkni臋tym obiegu pr膮du zwierz臋ta prze偶ywa艂y

zaspokojenie b膮d藕 to pop臋du seksualnego, b膮d藕 g艂odu i pragnienia.

W ko艅cu nauczy艂y si臋 same zamyka膰 obieg pr膮du i ignorowa艂y wtedy

realnych partner贸w seksualnych i podawane im rzeczywiste

po偶ywienie.

Sens nie tylko powinien, ale te偶 mo偶e by膰 odnaleziony, a w

poszukiwaniu go kieruje cz艂owiekiem sumienie. Jednym s艂owem,

sumienie jest organem sensu 偶ycia. Mo偶na by je zdefiniowa膰 jako

umiej臋tno艣膰 odnajdowania jednorazowego i jedynego w swoim rodzaju

sensu ukrytego w ka偶dej sytuacji.

Sumienie mo偶e jednak wprowadza膰 cz艂owieka w b艂膮d. Co wi臋cej, a偶

do ostatniej chwili, do ostatniego tchnienia cz艂owiek nie wie, czy

rzeczywi艣cie nadawa艂 w艂a艣ciwy sens swemu 偶yciu, czy te偶 raczej si臋

艂udzi艂. Ignoramus et ignorabimus, nie wiemy i nie b臋dziemy

wiedzie膰. Fakt, 偶e nawet na 艂o偶u 艣mierci nie b臋dziemy wiedzie膰,

czy nasz organ sensu 偶ycia: sumienie, nie uleg艂 na koniec

z艂udzeniu, oznacza zarazem, 偶e racj臋 mie膰 mog艂o czyje艣 inne

sumienie. Tolerancja nie jest jednak tym samym, co oboj臋tno艣膰:

respektowa膰 przekonania kogo艣 maj膮cego inne pogl膮dy wcale jeszcze

nie znaczy identyfikowa膰 si臋 z tymi innymi pogl膮dami.

呕yjemy w epoce szerz膮cego si臋 poczucia bezsensu. W epoce takiej

wychowanie nie mo偶e polega膰 jedynie na przekazywaniu wiedzy, lecz

musi polega膰 tak偶e na wysubtelnianiu sumienia, aby cz艂owiek mia艂

dostatecznie czu艂y wewn臋trzny s艂uch i umia艂 dos艂ysze膰 wo艂anie

tkwi膮ce w ka偶dej sytuacji jego 偶ycia. W epoce, w kt贸rej

dziesi臋cioro przykaza艅 zdaje si臋 dla tylu ludzi traci膰 swoje

znaczenie, winien cz艂owiekby膰 w stanie dos艂ysze膰 10000 przykaza艅

zaszyfrowanych w 10000 sytuacji, z kt贸rymi konfrontuje go 偶ycie.

W贸wczas wyda mu si臋 to jego w艂asne 偶ycie nie tylko na nowo pe艂ne

sensu, lecz on sam uodporni si臋 te偶 na konformizm i totalitaryzm,

owe dwa objawy towarzysz膮ce pustce egzystencjalnej. Bo tylko czu艂e

sumienie uczyni go odpornym i nie pozwoli podporz膮dkowa膰 si臋

konformizmowi ani ugi膮膰 totalitaryzmowi.

Tak czy owak, wychowanie jest bardziej ni偶 kiedykolwiek

wychowaniem do odpowiedzialno艣ci. A by膰 odpowiedzialnym znaczy

dokonywa膰 selekcji, wybiera膰. 呕yjemy w spo艂ecze艅stwie obfito艣ci

(affiuent sodety), jeste艣my pobudzani podnietami p艂yn膮cymi od

艣rodk贸w masowego przekazu, 偶yjemy te偶 w wieku pigu艂ki. Je艣li nie

chcemy uton膮膰 w zalewie wszystkich tych wra偶e艅, w totalnym

bez艂adzie, musimy nauczy膰 si臋 rozr贸偶nia膰 mi臋dzy tym, co istotne i

co nieistotne, co ma sens i co sensu nie ma, za co mo偶na przyj膮膰

odpowiedzialno艣膰, a za co nie mo偶na.

O艣mielam si臋 przepowiedzie膰, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej ow艂adnie

wsp贸艂czesnym cz艂owiekiem nowe poczucie odpowiedzialno艣ci.

Zapowiada je ogromny nap艂yw protest贸w. Nie dajmy si臋 jednak

zwie艣膰: niejeden z tak zwanych protest贸w jest r贸wnoznaczny z

"antytestem", jako 偶e skierowany jest przeciw czemu艣, nie za

czym艣, i nie ma w nim 偶adnej konstruktywnej alternatywy. Zapomina

si臋 i przeocz膮, 偶e wolno艣膰 przechodzi i wyrodnieje w samowol臋,

je艣li nie uzupe艂nia jej odpowiedzialno艣膰.

Panie i panowie! Przemawiam do pa艅stwa nie, a przynajmniej nie

tylko jako filozof, ale i jako psychiatra. 呕aden psychiatra, 偶aden

psychoterapeuta - r贸wnie偶 偶aden logoterapeuta - nie powie choremu,

co jest sensem 偶ycia, na pewno jednak powie, 偶e 偶ycie ma sens, co

wi臋cej, 偶e zachowuje te偶 sw贸j sens w艣r贸d wszelkich warunk贸w i

okoliczno艣ci, a to dzi臋ki temu, 偶e sens mo偶na znale藕膰 r贸wnie偶 w

cierpieniu, i to cierpienie w p艂aszczy藕nie ludzkiej przemieni膰 w

dokonanie - jednym s艂owem, za艣wiadczy膰 nim, do czego zdolny jest

cz艂owiek, w艂a艣nie nawet w niepowodzeniu... Albo innymi s艂owami,

s艂owami Lou Salome, kt贸ra napisa艂a Zygmuntowi Freudowi, kiedy "nie

dawa艂 sobie rady z tym swoim 偶yciem na wym贸wieniu": chodzi o to,

aby dla ka偶dego z nas "spos贸b wsip贸艂cierpienia za wszystkich sta艂

si臋 znakiem tego, czego mo偶na dokona膰".

Logoterapeuta post臋puje rzeczywi艣cie nie w spos贸b moralistyczny,

lecz fenomenologiczny. I rzeczywi艣cie nie wypowiadamy s膮d贸w

warto艣ciuj膮cych o jakichkolwiek faktach, lecz dokonujemy

faktograficznych stwierdze艅 o prze偶ywaniu warto艣ci przez prostego

i zwyk艂ego cz艂owieka - on wie ju偶 zawsze najlepiej, jak si臋 ma

sprawa z sensem 偶ycia, pracy, mi艂o艣ci i - last but not least -

m臋偶nie znoszonego cierpienia. I je艣li rzeczywi艣cie jest tak, jak

twierdzi Paul Polak, 偶e logoterapia w swej teorii samowiedz臋

prostego, zwyk艂ego cz艂owieka przek艂ada na mow臋 nauki, to mo偶na by

te偶 powiedzie膰, 偶e powinna w swej praktyce z powrotem przek艂ada膰

na mow臋 powszedni膮 cz艂owieka ca艂膮 sw膮 wiedz臋 o wymienionych ju偶

mo偶liwo艣ciach znajdowania sensu w 偶yciu. Powtarzam: fenomenologia

przek艂ada t臋 podstawow膮 samowiedz臋 na mow臋 nauki, a logoterapia

przek艂ada to, czego si臋 w ten spos贸b nauczy艂a, z powrotem na mow臋

cz艂owieka z ulicy, i to jest w pe艂ni mo偶liwe.

Modesto Canales jest z zawodu drogowcem, a wi臋c naprawd臋

"cz艂owiekiem z ulicy". Po odczycie, kt贸ry wyg艂osi艂em w Nowym

Orleanie, powiedzia艂 mi, 偶e jedena艣cie lat siedzia艂 w wi臋zieniu i

tam dano mu do czytania moj膮 ksi膮偶k臋 Man.s Search for Meaning -

jest to jedyna rzecz, kt贸ra pomog艂a mu przetrwa膰 wszystkie te

lata. Albo czy mam pa艅stwu opowiedzie膰 o Aaronie Mitchellu, kt贸ry

w wi臋zieniu San Ouantin w pobli偶u San Francisco czeka艂 na sw膮

egzekucj臋? Zaproszono mnie do prelekcji dla wi臋藕ni贸w, najci臋偶szych

przest臋pc贸w, skazanych na do偶ywotnie wi臋zienie lub nawet na 艣mier膰

w komorze gazowej. Egzekucja Aarona Mitchella mia艂a nast膮pi膰 za

kilka dni. Wi臋藕niowie prosili mnie, abym par臋 s艂贸w skierowa艂

szczeg贸lnie do niego! I udzielili mi kredytu zaufania,

powiedzia艂em im bowiem, 偶e z w艂asnego prze偶ycia znam bardzo dobrze

konfrontacj臋 z komor膮 gazow膮, ale nawet w贸wczas nie w膮tpi艂em ani

przez chwil臋, 偶e 偶ycie ma absolutny sens, oboj臋tne, czy trwa ono

d艂ugo czy kr贸tko. Bo 偶ycie albo ma jaki艣 sens - w贸wczas musi go

zachowa膰 niezale偶nie od swej d艂ugo艣ci czy kr贸tko艣ci, albo te偶

偶ycie jest bez sensu - w贸wczas jednak nie nabierze go, cho膰by

trwa艂o i najd艂u偶ej. A nast臋pnie powiedzia艂em im, 偶e nawet

spartaczone 偶ycie mo偶e wstecz nabra膰 sensu - przez postaw臋, jak膮

zajmiemy wobec nas samych, wyrastaj膮c ni膮 ponad siebie.

Opowiedzia艂em im na koniec histori臋 艢mierci Iwana Iljicza

To艂stoja, i, biedacy, mnie zrozumieli.

Profesor Farnsworth z Uniwersytetu Harvarda mia艂 kiedy艣 odczyt w

American Medical Association, w kt贸rym wywodzi艂: "Medicme is now

confronted with the tosfk of enlarging its function. In a period

of crisis such as we are now experiencing, physicians must of

necessity indulge in philosophy. The great sickness of our age is

aimiesness, boredom, lack of meaning and purpose", medycyna staje

dzi艣 przed zadaniem poszerzenia swej funkcji. W okresie kryzysu,

jakiego dzi艣 do艣wiadczamy, lekarze winni z konieczno艣ci oddawa膰

si臋 filozofii. Wielk膮 chorob膮 naszego wieku jest bezcelowo艣膰,

nuda, brak sensu i celu. - Tak wi臋c stawia si臋 dzi艣 przed lekarzem

problemy b臋d膮ce w艂a艣ciwie natury nie medycznej, lecz

filozoficznej, i na kt贸re nie bardzo jest przygotowany. Pacjenci

zwracaj膮 si臋 do psychiatry, poniewa偶 w膮tpi膮 o sensie swego 偶ycia

lub nawet w og贸le o mo偶liwo艣ci znalezienia takiego sensu.

Poszliby艣my po prostu za rad膮 Kanta, gdyby艣my zechcieli u偶y膰

filozofii jako rodzaju medycyny. Je艣li odrzuca si臋 filozofi臋, to

mo偶na podejrzewa膰, 偶e dzieje si臋 tak z l臋ku przed konfrontacj膮 z

w艂asn膮 pustk膮 egzystencjaln膮.

Oczywi艣cie, lekarzem mo偶na jako艣 tam by膰 tak偶e nie troszcz膮c si臋

o filozofi臋. W贸wczas jednak staje si臋 aktualna to, co w podobnym

kontek艣cie mia艂 na my艣li Pau艂 Dubois, 偶e b臋dziemy si臋 w贸wczas

r贸偶ni膰, my lekarze, od weterynarzy jedynie - klientel膮.



Wyszukiwarka