Whitiker Gail Tajemnice Opactwa Steepwood 痳odyta z le艣nego jeziora

Gail Whitlker

AFRODYTA Z LE艢NEGO JEZIORA

T艂umaczy艂a Anna Kruczkowska

ROZDZIA艁 PIERWSZY

Lipiec 1811 roku

- Ut sementem feceris, ita metes. - Panna Desiree Nash czyta艂a g艂o艣no dwunastu siedz膮cym naprzeciw niej pensjonarkom znan膮 艂aci艅sk膮 maksym臋. - Przet艂umaczone na angielski to przys艂owie m贸wi: Co zasiejesz, to zbierzesz. Zauwa偶cie przy tym, dziewcz臋ta, 偶e... Tak, s艂ucham, panno Melburry?

- Moja babcia sta艂e mi to zdanie powtarza艂a, panno Nash, ale nigdy nie wyja艣ni艂a, co ono znaczy.

Desiree u艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o do zmieszanej dziewi臋ciolatki.

- M贸wi, 偶e ka偶dy cz艂owiek jest kowalem w艂asnego losu, Jane. We藕my pierwszy z brzegu przyk艂ad: je偶eli jeste艣 uprzejma i sympatyczna dla ludzi, w艣r贸d kt贸rych si臋 obracasz, to oni odwzajemni膮 ci si臋 podobn膮 偶yczliwo艣ci膮 i uwag膮. Podobnie sprawa ma si臋 z rolnikami; je偶eli farmer zasieje na swym polu kamienie, to jakich mo偶e oczekiwa膰 plon贸w? - niczego pr贸cz kamieni. Zauwa偶y艂y艣cie te偶 pewnie, dziewcz臋ta, 偶e wymawiaj膮c s艂owo feceris, k艂adziemy akcent na...

- Panno Nash, dlaczego musimy wkuwa膰 j臋zyk, kt贸ry ju偶 dawno wyszed艂 z u偶ycia? Pos艂ugiwa艂y si臋 nim narody 偶yj膮ce bardzo dawno temu. W dzisiejszym, nowoczesnym spo艂ecze艅stwie ten j臋zyk nie odgrywa 偶adnej roli.

Pytanie postawi艂a uczennica, siedz膮ca, podobnie jak panna Melburry, w tylnej 艂awce. Desiree wiedzia艂a jednak, 偶e w przeciwie艅stwie do Jane, tej w艂a艣nie dziewczynce nie chodzi艂o o to, aby otrzyma膰 wyczerpuj膮c膮 odpowied藕. Ja艣nie panienka Elizabeth Perry nawet nie pr贸bowa艂a udawa膰, 偶e j膮 ten przedmiot interesuje i 偶e nie uwa偶a jego nauki za zmarnowany czas. Do艣wiadczenie nauczy艂o Desiree, 偶e Elizabeth zrobi艂a to nie tylko dlatego, 偶e si臋 nudzi艂a na lekcji, ale r贸wnie偶 z przekory. Chcia艂a j膮 te偶 zdenerwowa膰 i wywo艂a膰 zamieszanie w klasie.

- 艁acina, panno Perry, jest podstaw膮 wszystkich nowo偶ytnych j臋zyk贸w - odpar艂a 艂agodnie. - J臋zyk angielski jest r贸wnie偶 na niej oparty. Tak wi臋c, je偶eli pragniemy lepiej pozna膰 nasz膮 w艂asn膮 mow臋, powinni艣my stara膰 si臋 opanowa膰 dobrze 艂acin臋.

- Nie w膮tpi臋, 偶e jest tak, jak pani m贸wi, panno Nash, ale czy znajomo艣膰 艂aciny pomo偶e nam, gdy doro艣niemy, znale藕膰 m臋偶a? M贸j ojciec twierdzi, 偶e dama musi dba膰 przede wszystkim o to, aby wypa艣膰 dobrze w oczach m臋偶czyzny. Musi by膰 atrakcyjna i pe艂na wdzi臋ku, bo tylko wtedy mo偶e liczy膰 na zainteresowanie d偶entelmena i szybkie wyj艣cie za m膮偶. Czy nie uwa偶a pani, 偶e by艂oby dla nas z wi臋ksz膮 korzy艣ci膮 skupi膰 si臋 na takim w艂a艣nie celu, ani偶eli wkuwa膰 s艂贸wka i sentencje, z kt贸rych nic nam w przysz艂o艣ci nie przyjdzie? To wiedza dobra wy艂膮cznie dla prawnik贸w i duchownych - dla nich znajomo艣膰 艂aciny jest konieczna.

Siedz膮ca obok Elizabeth, wysoka dziewczynka zachichota艂a z rozbawieniem, ale Desiree zignorowa艂a jej zachowanie. Isabel Hewton uwielbia艂a sw膮 kole偶ank臋 z 艂awki. Elizabeth Perry sta艂a si臋 jej idea艂em od chwili, gdy na pocz膮tku roku szkolnego znalaz艂y si臋 w tej samej klasie. W przeciwie艅stwie jednak do przyjaci贸艂ki, zachowanie Isabel by艂o bez zarzutu. Panna Hewton by艂a nie艣mia艂膮 i uleg艂膮 osob膮, kt贸ra koniecznie musia艂a mie膰 kogo艣, kto by ni膮 kierowa艂 i by艂 dla niej wzorem.

Co do Desiree, t臋 obchodzi艂a w tej chwili jedynie reakcja pozosta艂ych uczennic. Ale one, jak z ulg膮 stwierdzi艂a, nie wydawa艂y si臋 podziela膰 pretensji Elizabeth. By艂a im za to wdzi臋czna. Nie zamierza艂a antagonizowa膰 swych m艂odziutkich podopiecznych i doprowadza膰 w klasie do podzia艂贸w. Wi臋kszo艣膰 z nich mia艂a bogatych i wp艂ywowych rodzic贸w, od hojno艣ci kt贸rych, w du偶ej mierze, zale偶a艂 byt i istnienie szko艂y. Pani Guarding, jej za艂o偶ycielka i dyrektorka, wyznawa艂a zasad臋, kt贸r膮 wszyscy jej podw艂adni podzielali, 偶e w miar臋 mo偶liwo艣ci nale偶y 艂agodzi膰 trudne sytuacje, a nie przyczynia膰 si臋 do ich zaostrzenia.

Ta ugodowa postawa nie zawsze odpowiada艂a Desiree, zw艂aszcza gdy dochodzi艂o do spi臋膰 z uczennicami pokroju Elizabeth Perry. Desiree tylko z trudem panowa艂a nad sob膮, gdy jaka艣 rozpuszczona pannica, kt贸ra nigdy nie wydusi z siebie jednego s艂owa po 艂acinie - ani jak nale偶y przypuszcza膰 偶adnego inteligentniejszego zdania w og贸le, z chwil膮 gdy opu艣ci mury szko艂y - stara艂a si臋 podwa偶y膰 jej autorytet.

- Ca艂kowicie si臋 z tob膮 zgadzam w tym wypadku, panno Perry - odpowiedzia艂a w ko艅cu Desiree. - Jest ma艂o prawdopodobne, 偶e jako doros艂a osoba b臋dziesz w przysz艂o艣ci popisywa膰 si臋 w towarzystwie lub przed m臋偶em znajomo艣ci膮 艂aci艅skich czy greckich filozof贸w. Zwa偶ywszy jednak na wp艂yw tego staro偶ytnego j臋zyka na nasz膮 w艂asn膮 mow臋, mam przekonanie, 偶e w艂膮czenie tego przedmiotu do edukacyjnego programu naszej szko艂y jest jak najbardziej zasadne. Ty jednak nie doceniasz dobrodziejstw p艂yn膮cych ze znajomo艣ci 艂aciny i greki. Proponuj臋 zatem, by艣 przynajmniej zachowywa艂a si臋 jak przysta艂o na dobrze urodzon膮 panienk臋 i nie rozprasza艂a uwagi innych uczennic swymi w膮tpliwo艣ciami.

Desiree m贸wi艂a spokojnym, opanowanym g艂osem. Wiedzia艂a dobrze, 偶e nie wolno jej unie艣膰 si臋 gniewem. Podwa偶y艂oby to jej autorytet i pozbawi艂o przewagi na uczennicami. Czasami celna reprymenda bywa r贸wnie skuteczna jak podniesiony ton. Tym razem jednak ta wypr贸bowana metoda nie odnios艂a po偶膮danego skutku. Elizabeth Perry podnios艂a si臋 gwa艂townie z 艂awki i spojrza艂a na nauczycielk臋 z nieukrywan膮 z艂o艣ci膮. Desiree zrozumia艂a, 偶e jej strza艂a chybi艂a celu. Ja艣nie panienka najwidoczniej nie by艂a przyzwyczajona do krytycznych uwag, a ju偶 zw艂aszcza ze strony skromnej wychowawczyni, kt贸ra jej zdaniem w spo艂ecznej hierarchii sta艂a o wiele ni偶ej.

- Nie zostan臋 tutaj ani chwili d艂u偶ej. Nie pozwol臋 si臋 tak traktowa膰 - wykrzykn臋艂a pensjonarka. - Jeszcze dzisiaj poskar偶臋 si臋 na pani膮 swemu ojcu, panno Nash. Ju偶 on z pani膮 porozmawia. Przekona si臋 pani, 偶e nie 偶artuj臋.

Po tych s艂owach panna Perry zabra艂a swoje rzeczy i wybieg艂a z klasy jak burza.

Po jej wyj艣ciu w sali zapad艂a pe艂na konsternacji cisza. Zaskoczone uczennice spogl膮da艂y jedna na drug膮. Desiree cierpliwie czeka艂a, a偶 odg艂os krok贸w panny Perry ucichnie na korytarzu. Wtedy dopiero u艣miechn臋艂a si臋 ponownie do wychowanek.

- Wielki filozof Owidiusz powiedzia艂 swego czasu s艂ynne zdanie: Rident stolidi verba Latina. Czy kt贸ra艣 z was wie, co to znaczy? - Starsze dziewcz臋ta zacz臋艂y u艣miecha膰 si臋 niepewnie. Widz膮c to, Desiree skin臋艂a g艂ow膮 twierdz膮co. - Tak jest. Tylko g艂upcy 艣miej膮 si臋 z 艂aciny. A teraz, panno Chisham, prosz臋 przet艂umaczy膰 mi zwrot 鈥濩ierpliwo艣膰 jest cnot膮鈥.

Lekcja w klasie potoczy艂a si臋 znowu normalnym trybem i wybuch panny Perry poszed艂 w zapomnienie. Desiree jednak przeczuwa艂a, 偶e sprawa si臋 na tym nie sko艅czy. Domy艣la艂a si臋, 偶e Elizabeth powie ojcu o zatargu z nauczycielk膮 i przedstawi mu go w odpowiednim 艣wietle. Ten z kolei odb臋dzie rozmow臋 z pani膮 Guarding, kt贸ra w konsekwencji wezwie Desiree na dywanik. Dyrektorka przypomni jej uprzejmie, 偶e w wypadku szczeg贸lnie uci膮偶liwych uczennic nale偶y wykaza膰 takt, cierpliwo艣膰 i zrozumienie. Faktem jest, 偶e pani Guarding uwa偶a艂a j膮 za dobr膮, zaanga偶owan膮 w sprawy szko艂y nauczycielk臋 i cz臋sto j膮 chwali艂a. Nie czu艂a si臋 wi臋c zagro偶ona i nie przejmowa艂a zbytnio ca艂ym zaj艣ciem.

By艂o powszechnie znanym faktem, 偶e ja艣nie panienka Elizabeth Perry jest utrapieniem r贸wnie偶 innych nauczycieli. Ghislaine de Champlain, nauczycielka francuskiego, spotyka艂a si臋 z tak膮 sam膮 oporn膮 postaw膮 z jej strony, kiedy przychodzi艂o da nauki odmiany czasownik贸w. A biedna Henriette Mason, wyk艂adaj膮ca histori臋 i geografi臋 cz臋sto by艂a bliska p艂aczu, kiedy dziewczynka straszy艂a j膮 ojcem, kt贸ry rzekomo nie 偶yczy艂 sobie, aby jego c贸rka przeci膮偶a艂a pami臋膰 datami i nazwami. Znajomo艣膰 nazw pi臋ciu brytyjskich kolonii najzupe艂niej Elizabeth wystarczy, twierdzi艂 pan Perry.

Desiree dziwi艂o przede wszystkim to, po co lord Perry i jego ma艂偶onka zapisali c贸rk臋 w艂a艣nie do szko艂y pani Guarding. Szko艂a cieszy艂a si臋 doskona艂膮 renom膮 nie tylko ze wzgl臋du na wysoki poziom nauczania i grono 艣wietnych nauczycielek, ale r贸wnie偶 i na nowoczesny program, kt贸ry uwzgl臋dnia艂 najbardziej 艣wiat艂e, by nie rzec rewolucyjne, trendy w 偶yciu spo艂ecznym. Dziewcz臋ta uczy艂y si臋 nie tylko umiej臋tno艣ci samodzielnego my艣lenia; zach臋cano je tak偶e do prze艂amywania intelektualnych barier odgradzaj膮cych 偶e艅sk膮 p艂e膰 od 艣wiata m臋偶czyzn oraz do walki o prawa i wolno艣ci kobiet. Sama za艂o偶ycielka i dyrektorka szko艂y, pani Eleonora Guarding, znana emancypantka, ceniona poetka i historyk, by艂a g艂贸wn膮 propagatork膮 i gor膮c膮 rzeczniczk膮 tych idei.

Szko艂a nie lekcewa偶y艂a jednak przedmiot贸w koniecznych w doros艂ym 偶yciu dobrze urodzonych panienek. Panna Jane Emerson zapoznawa艂a dziewcz臋ta z modnymi ta艅cami oraz umiej臋tno艣ci膮 zachowania si臋 w wytwornym towarzystwie. Panna Helen de Coverdale naucza艂a sztuk pi臋knych oraz j臋zyka w艂oskiego. My艣l膮 przewodni膮 za艂o偶ycielki szko艂y by艂 wszechstronny rozw贸j m艂odych umys艂贸w i poszerzanie intelektualnych horyzont贸w uczennic. Mia艂y temu s艂u偶y膰 przedmioty uwa偶ane dotychczas za wy艂膮czn膮 domen臋 m臋偶czyzn.

D藕wi臋k dzwonka na korytarzu oznajmi艂 wreszcie koniec lekcji.

- Dzi臋kuj臋, panienki, na dzisiaj wystarczy - o艣wiadczy艂a Desiree. - Jutro zaczniemy studiowa膰 utwory greckiego dramaturga Eurypidesa. Mam nadziej臋, 偶e panna Perry przy艂膮czy si臋 do nas. Warto, by us艂ysza艂a, co m膮drego ten staromodny pisarz ma nam do powiedzenia.

Dziewcz臋ta, chichocz膮c, zacz臋艂y jedna po drugiej opuszcza膰 sal臋. Desiree czu艂a, 偶e dzisiaj to ona odnios艂a zwyci臋stwo - przynajmniej w oczach swoich uczennic. W obecnej chwili to jednak by艂o najwa偶niejsze. Los nauczycielki nie nale偶a艂 do 艂atwych i dobrze wiedzia艂a, 偶e zawsze znajdzie si臋 jaka艣 Elizabeth Perry, kt贸ra skorzysta z ka偶dej okazji, by utrudni膰 jej 偶ycie. Tak d艂ugo, jak mog艂a wpaja膰 wiedz臋 w umys艂y tych dziewcz膮t, kt贸re naprawd臋 jej 艂akn臋艂y, Desiree nie narzeka艂a. Niekt贸rym to zadanie mog艂o wydawa膰 si臋 nie do ud藕wigni臋cia, ale ona uwa偶a艂a je za mo偶liwe do wykonania. Jej matka, na przyk艂ad, naucza艂a j膮 w spos贸b nie tylko ciekawy, ale r贸wnie偶 zabarwiony szczypt膮 humoru. A ojciec, niech b臋dzie b艂ogos艂awiona jego dusza, by艂 duchownym o 偶ywym umy艣le i nieprzeci臋tnej inteligencji. Jego lekcje greki i 艂aciny by艂y bardziej intelektualn膮 przygod膮 ni偶 suchym wyk艂adem.

To dzi臋ki rodzicom Desiree nigdy nie uwa偶a艂a nauki za 偶mudne i ja艂owe zaj臋cie. To oni sprawili, 偶e nauczy艂a si臋 czerpa膰 satysfakcj臋 z wiecznie 偶ywego 藕r贸d艂a wiedzy, z faktu, 偶e j臋zyki dawnych Grek贸w i Rzymian o偶ywaj膮, nabieraj膮 w jej przekazie nowego blasku. W przeciwie艅stwie do 艂udzi typu lorda Perry'ego, w rodzinnym domu Desiree nie ho艂dowano zasadzie, 偶e m艂oda dziewczyna nie musi by膰 wykszta艂cona. Rodzice Desiree przedwcze艣nie zeszli z tego 艣wiata, ale nim umarli, zd膮偶yli rozbudzi膰 w niej mi艂o艣膰 i zrozumienie dla warto艣ci starych kultur i cywilizacji i docenia膰 znaczenie studiowania dzie艂 贸wczesnych filozof贸w. To one, te odleg艂e formacje, dowodzili jej ojciec i matka, ukszta艂towa艂y wzory, na kt贸rych opar艂y si臋 struktury nowo偶ytnych spo艂ecze艅stw. Desiree g艂臋boko wielbi艂a dokonania i m膮dro艣膰 Pitagorasa i Euklidesa. - Jak mo偶na wyrazi膰 si臋 o nich, 偶e to niemodni starcy - powiedzia艂a do siebie, obchodz膮c sal臋 i zbieraj膮c porozrzucane ksi膮偶ki i papiery. Gdyby Elizabeth Perry chocia偶 troch臋 wysili艂a m贸zg, by zrozumie膰 co艣 z ich nauk, by艂aby wstrz膮艣ni臋ta osi膮gni臋ciami tych starodawnych m臋drc贸w.

Desiree pomy艣la艂a kwa艣no, 偶e panna Perry ma racj臋 o tyle, 偶e w przysz艂o艣ci rzeczywi艣cie nie b臋dzie mia艂a okazji spo偶ytkowa膰 szkolnej wiedzy. Po opuszczeniu pensji jej g艂贸wnym zadaniem b臋dzie jak najszybsze znalezienie sobie m臋偶a, odpowiadaj膮cego jej pozycji i urodzeniu. W przeciwie艅stwie do Desiree, nigdy nie b臋dzie musia艂a z trudem torowa膰 sobie drogi przez 偶ycie. Wprawdzie Desiree r贸wnie偶 mog艂aby zapewni膰 sobie wygodniejszy byt, gdyby tylko zechcia艂a o tym wcze艣niej pomy艣le膰. Mia艂a inne zdolno艣ci, kt贸re mog艂a rozwin膮膰 i wykorzysta膰, a nast臋pnie wyjecha膰 do Londynu i tam znale藕膰 m臋偶a. Jednak偶e w krytycznej chwili to w艂a艣nie wiedza, przekazana jej przez rodzic贸w, sta艂a si臋 jej ratunkiem i zapewni艂a kawa艂ek chleba.

Kiedy po d艂ugiej chorobie, a nast臋pnie 艣mierci ojca i matki, Desiree, jako osiemnastoletnia dziewczyna, znalaz艂a si臋 sama na 艣wiecie, to bieg艂a znajomo艣膰 greki i 艂aciny, a nie wytworne maniery sk艂oni艂y pani膮 Guarding do zatrudnienia jej w szkole. Desiree mia艂a te偶 wystarczaj膮cy zas贸b wiadomo艣ci, 偶eby wyk艂ada膰 histori臋 filozofii. To umys艂owe kwalifikacje, a nie fizyczne walory zaoszcz臋dzi艂y jej upokorzenia, jakim by艂aby konieczno艣膰 zwracania si臋 o pomoc do rodziny matki, kt贸ra to rodzina, notabene, wcale si臋 z t膮 pomoc膮 nie kwapi艂a.

Nawet jej niedawno zmar艂y dziadek, kt贸rego Desiree prawie nie zna艂a, ale kt贸ry by艂 na tyle maj臋tny, 偶e m贸g艂 jej zabezpieczy膰 byt, nie wyci膮gn膮艂 do niej pomocnej r臋ki.

A wszystko to z powodu urazy, jak膮 偶ywi艂 do swej c贸rki. Matka Desiree zakocha艂a si臋 w biednym jak mysz ko艣cielna duchownym, a nast臋pnie wysz艂a za niego za m膮偶, wbrew radom i woli ojca. Dziadek nigdy nie darowa艂 jej matce tego czynu i za kar臋 zerwa艂 z ni膮 i jej rodzin膮 wszelkie stosunki.

- Jak widz臋, panna Nash znowu 艣ni na jawie - dobieg艂 Desiree od drzwi przekorny g艂os.

Desiree u艣miechn臋艂a si臋 rado艣nie. Pozna艂a Helen de Cover - dale. Helen by艂a jej najserdeczniejsz膮 przyjaci贸艂k膮 od momentu, gdy stosunkowo niedawno pojawi艂a si臋 na pensji pani Guarding w charakterze nowej nauczycielki. Obie m艂ode kobiety przypad艂y sobie od razu do gustu i w kr贸tkim czasie zosta艂y dozgonnymi przyjaci贸艂kami. Helen by艂a o sze艣膰 lat starsza od Desiree. Mia艂a ciep艂e br膮zowe oczy, d艂ugie czarne w艂osy i by艂a jedn膮 z naj艂adniejszych kobiet, jakie Desiree widzia艂a w 偶yciu. A ju偶 z ca艂膮 pewno艣ci膮 by艂a jedyn膮 wychowawczyni膮 z tej szko艂y, za kt贸r膮 wszyscy si臋 ogl膮dali, dok膮dkolwiek posz艂a.

Desiree nie zauwa偶y艂a jednak, aby pomimo swego powodzenia u m臋偶czyzn Helen przywi膮zywa艂a do niego wag臋. Co najwy偶ej obdarzy艂a wielbiciela przelotnym spojrzeniem. Nie lubi艂a te偶 m贸wi膰 o swojej przesz艂o艣ci. Nadmienia艂a jedynie, 偶e pochodzi z dobrego domu i 偶e swego czasu by艂a uczennic膮 w tej samej szkole, w kt贸rej obecnie uczy.

Ale co sk艂oni艂o t臋 trzydziestoletni膮 kobiet臋 do powrotu w charakterze nauczycielki do swej dawnej szko艂y? Desiree bardzo to ciekawi艂o, ale nie by艂a w stanie wydoby膰 z Helen prawdy. W tej chwili odwr贸ci艂a g艂ow臋 w stron臋 przyjaci贸艂ki i spojrza艂a na ni膮 przepraszaj膮co.

- Helen, przepraszam, wybacz, ale nie wiedzia艂am, 偶e to ty. By艂am, jak sama zauwa偶y艂a艣, pogr膮偶ona w my艣lach.

- Tak, zauwa偶y艂am, ale widz膮c, jak marszczysz czo艂o, pomy艣la艂am, 偶e b臋dziesz mi wdzi臋czna, je偶eli przerw臋 twoj膮 zadum臋 - odpar艂a z u艣miechem. - Czy znowu jakie艣 k艂opoty z ja艣nie panienk膮 Elizabeth?

Desiree spojrza艂a na ni膮 ze zdziwieniem. - Sk膮d wiesz?

- Widzia艂am, jak sz艂a w stron臋 gabinetu pani Guarding z tym charakterystycznym wyrazem w oczach. S膮dz臋, 偶e dobrze wiesz, o jakie spojrzenie mi chodzi.

Desiree skrzywi艂a si臋.

- A偶 za dobrze. Obawiam si臋, 偶e lada chwila zostan臋 wezwana przez pani膮 Guarding, 偶eby po raz kolejny us艂ysze膰, jak to niedyplomatycznie post膮pi艂am z pensjonark膮, kt贸ra nie umie skupi膰 si臋 na lekcji i z艂o艣liwie przeszkadza innym w nauce.

- Niech no zgadn臋. Czy pannica znowu kwestionowa艂a u偶yteczno艣膰 艂aciny w codziennym 偶yciu?

- Owszem i dowodzi艂a na dodatek, 偶e przedmiotami, do kt贸rych naprawd臋 warto si臋 przyk艂ada膰, s膮 te, kt贸re ucz膮, jak najlepiej przyci膮gn膮膰 uwag臋 m臋偶czyzny i wyj艣膰 bogato za m膮偶. Domy艣lasz si臋 chyba, co jej na to odpowiedzia艂am.

- Naturalnie. - Helen u艣miechn臋艂a si臋, ukazuj膮c przy okazji uroczy do艂eczek w k膮ciku ust. - Nic dziwnego, 偶e panna Perry wygl膮da艂a na tak膮 zdenerwowan膮.

- Irytuj膮ce dziecko - stwierdzi艂a p贸艂g艂osem Desiree. - Cz臋sto si臋 zastanawiam, dlaczego lord Perry i jego ma艂偶onka wybrali dla c贸rki t臋 w艂a艣nie szko艂臋. Je偶eli jedynym wymaganiem, jakie stawiaj膮 naszej pensji, jest, by ich c贸rka nauczy艂a si臋 dobrze ta艅czy膰 i na odpowiednim poziomie prowadzi膰 m臋偶owski dom, to mogli przecie偶 zapisa膰 j膮 do kt贸rej艣 z tych ekskluzywnych szk贸艂 dla dziewcz膮t w Londynie. Wiadomo, 偶e ich na to sta膰.

- S艂uszna uwaga. Mo偶e umie艣cili j膮 tutaj dlatego, 偶e chcieli si臋 jej pozby膰 z domu - zastanawia艂a si臋 g艂o艣no Helen. - Przypominam sobie, jak pani Guarding powiedzia艂a kiedy艣, 偶e lady Perry ma z艂e stosunki z c贸rk膮. By膰 mo偶e to by艂 pomys艂 matki, 偶eby wys艂a膰 Elizabeth do Steep Abbot.

- Wcale by mnie to nie zdziwi艂o - stwierdzi艂a Desiree.

- Gdyby ja艣nie panienka Elizabeth by艂a moj膮 c贸rk膮, wys艂a艂abym j膮 do szko艂y cho膰by na kraj 艣wiata. Ale to nie moja sprawa. Dzie艅 jest zbyt pi臋kny, aby psu膰 sobie dobry nastr贸j my艣lami o tej pannicy. Zastanawiam si臋, czy nie poszuka膰 odpoczynku na 艂onie natury i nie p贸j艣膰 nad rzek臋.

Na wzmiank臋 o rzece w oczach Helen b艂ysn膮艂 niepok贸j.

- Desiree, prosz臋 ci臋, nie m贸w nikomu, 偶e znowu idziesz pop艂ywa膰. Wiesz, co pani Guarding s膮dzi o twoich wyprawach nad wod臋.

- Tak, wiem, ale tego lata by艂am tam zaledwie trzy razy z powodu z艂ej pogody. Na jesieni koniec z p艂ywaniem na otwartym powietrzu. A dzisiaj jest tak ciep艂o i pi臋knie. Czy mo偶e by膰 wi臋ksza przyjemno艣膰, ni偶 zanurzy膰 si臋 w kryszta艂owo czystych wodach odludnego le艣nego jeziorka?

- Dla mnie to rzecz nie do pomy艣lenia - odpar艂a Helen.

- Tobie te偶 radz臋 si臋 nad tym zastanowi膰. Zdajesz sobie chyba spraw臋, 偶e je偶eli Elizabeth Perry to odkryje, nie omieszka natychmiast poinformowa膰 o tym pani Guarding.

- Nikt o tym nie wie lepiej ode mnie, moja droga. Nie obawiaj si臋. Nale偶y mi si臋 od pani Guarding troch臋 wolnego czasu za dodatkowe godziny pracy na pocz膮tku tygodnia.

Dziewcz臋ta s膮 jeszcze w klasach, na zaj臋ciach, wi臋c korzystam z okazji. Sedit qui timuit ne non seccederat.

- Go to znaczy?

- Ten kto si臋 boi ryzyka, niech siedzi na miejscu. Helen przechyli艂a g艂ow臋 na bok i szybko odpar艂a po w艂osku: - Ella che e impigliata deve essere costretta ad soffrire le conseguenze.

Tym razem na Desiree przysz艂a kolej si臋 u艣miechn膮膰.

- Jak to b臋dzie po angielsku?

- Kto da si臋 z艂apa膰 na gor膮cym uczynku, musi ponie艣膰 konsekwencje. B膮d藕 ostro偶na, Desiree. Zdarza si臋, 偶e niespodziewane okoliczno艣ci potrafi膮 pokrzy偶owa膰 nawet najdoskonalszy plan - ostrzeg艂a j膮 艂agodnie Helen. - A je偶eli tak si臋 stanie, to mo偶emy gorzko tego po偶a艂owa膰.

Rzeka Steep wi艂a si臋 malowniczo w艣r贸d sielankowej r贸wniny na po艂udnie od ma艂ej wioski Steep Ride, by nast臋pnie wtoczy膰 swe krystaliczne wody w g臋sty las Steep. Tam, meandruj膮c 艂agodnie mi臋dzy drzewami, zmienia艂a sw贸j bieg, skr臋caj膮c na p贸艂noc w miejscu zwanym Bredmgton, od nazwy my艣liwskiego domku wicehrabiego Wyndhama. Nast臋pnie, na po艂udnie od wioski Steep Abbot, rzeka robi艂a kolejny zakr臋t, formuj膮c na jego ko艅cu male艅kie naturalne jeziorko, szerokie na sze艣膰dziesi膮t st贸p, a g艂臋bokie na oko艂o dziesi臋ciu st贸p.

Desiree odkry艂a to odludne miejsce; wiosn膮, zupe艂nie przypadkowo, podczas tradycyjnego spaceru do lasu Steep. Owego dnia wybra艂a inn膮 艣cie偶k臋 ni偶 zazwyczaj, kt贸ra, jak si臋 okaza艂o, wiod艂a daleko w g艂膮b lasu. Na ko艅cu dr贸偶ki znajdowa艂a si臋 rozleg艂a cicha polana z migocz膮c膮 po艣rodku tafl膮 wody niedu偶ego jeziorka. Spogl膮daj膮c na t臋 polan臋, Desiree mia艂a uczucie, jakby odkry艂a skarb na ko艅cu t臋czy. Szybko rozejrza艂a si臋 wok贸艂 i upewniwszy si臋, 偶e nikogo nie ma w pobli偶u, zdj臋艂a sukni臋, zostaj膮c w samej bieli藕nie i bez d艂u偶szego namys艂u wskoczy艂a w krystaliczn膮 to艅.

Woda w jeziorku by艂a zimna i od艣wie偶aj膮ca. Desiree z rozkosz膮 rozgarnia艂a ramionami aksamitne fale z b艂ogim uczuciem ca艂kowitej wolno艣ci. Jak mi艂o by艂o wiedzie膰, 偶e nikt jej nie obserwuje. K膮piel w jeziorku by艂a znacznie przyjemniejsza ni偶 nad morzem. Tam roi艂o si臋 zawsze od ludzi, a na dodatek za偶ywa膰 jej mo偶na by艂o tylko w ciasnych niewygodnych kabinach ustawionych w wodzie przy brzegu.

Desiree ponad p贸艂 godziny pluska艂a si臋 i p艂ywa艂a w jeziorku.

Niestety, pani Guarding nie podziela艂a zachwytu Desiree, zw艂aszcza gdy zobaczy艂a j膮 po powrocie z w艂osami ociekaj膮cymi wod膮 i w przemoczonej sukni. Dyrektorka szczerze powiedzia艂a Desiree, co my艣li o jej ma艂ej eskapadzie. Nie zabroni艂a jej wprawdzie dalszych k膮pieli, ale nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, jak si臋 zachowa, je偶eli nauczycielka nadal b臋dzie si臋 tam wyprawia膰.

Niestety, pokusa k膮pieli w zakazanym jeziorku by艂a zbyt silna i Desiree kilkakrotnie zd膮偶y艂a ju偶 naruszy膰 zakaz prze艂o偶onej. Sta艂a si臋 jednak ostro偶niejsza. Chodzi艂a tam tylko wtedy, kiedy wiedzia艂a, 偶e nie ogranicza jej czas i kiedy jej uczennice mia艂y inne zaj臋cia. Dba艂a te偶 za ka偶dym razem o to, aby wysuszy膰 w艂osy przed powrotem i zmieni膰 sukni臋.

Kiedy dzisiaj przysz艂a nad jeziorko, zatrzyma艂a si臋 na chwil臋 przy brzegu, by nacieszy膰 oczy pi臋kn膮 przyrod膮 i ukoi膰 nerwy specyficznym spokojem, jaki przepaja艂 t臋 urocz膮 polan臋. W rosn膮cych nad wod膮 ga艂臋ziach drzew 艣piewa艂y ptaki, a w powietrzu unosi艂 si臋 upajaj膮cy zapach zi贸艂, traw i dzikich kwiat贸w. C贸偶 to by艂a za rozkosz uciec od codziennych zaj臋膰 i regu艂 艣wiata, w kt贸rym 偶y艂a i w kt贸rym zawsze by艂 kto艣, kto j膮 obserwowa艂 i tylko czyha艂 na okazj臋, aby przy艂apa膰 j膮 na czym艣 niestosownym. To naprawd臋 nie by艂o w porz膮dku. W tym 艣wiecie m臋偶czy藕ni cieszyli si臋 swobod膮 i wszystkie, nawet najgorsze uczynki uchodzi艂y im na sucho, natomiast kobieta natomiast od chwili przyj艣cia na 艣wiat by艂a poddawana najrozmaitszym ograniczeniom. Nawet te, kt贸re pr贸bowa艂y wzbogaci膰 swe umys艂y i czyta艂y ksi膮偶ki, by艂y traktowane z lekcewa偶eniem. Nazywano je sawantkami, a ich m臋偶owie spogl膮dali na nie z wy偶szo艣ci膮.

Desiree niewiele jednak mog艂a zrobi膰, aby wp艂yn膮膰 na zmian臋 tego stanu rzeczy. Dzie艅 by艂 zbyt pi臋kny, 偶eby warto go by艂o psu膰 pos臋pnymi my艣lami. Przesta艂a wi臋c rozmy艣la膰, szybko zdj臋艂a z siebie wierzchni膮 odzie偶 i odrzuci艂a na bok, na traw臋. Zosta艂a jedynie w koszuli. Nast臋pnie podesz艂a do skraju jeziorka. St膮pa艂a ostro偶nie po 艣liskiej trawie, wy艣cie艂aj膮cej dno, a偶 dosz艂a do miejsca, gdzie woda si臋ga艂a do pasa. Z艂o偶y艂a ramiona, odepchn臋艂a si臋 nogami i pop艂yn臋艂a przed siebie. Sprawnymi ruchami przecina艂a g艂adk膮 to艅, pomagaj膮c sobie lekkimi uderzeniami d艂ugich n贸g o g艂adk膮 powierzchni臋 wody.

Kiedy osi膮gn臋艂a przeciwleg艂y brzeg, zawr贸ci艂a wdzi臋cznym ruchem i zacz臋艂a p艂yn膮膰 z powrotem. Na polance, po wi臋kszej cz臋艣ci zalega艂 cie艅, ale Desiree nie czu艂a zimna. Kiedy jednak zobaczy艂a 艣wietlist膮 plam臋 na trawie, w miejscu, z kt贸rego wesz艂a do wody, postanowi艂a si臋 tam skierowa膰, aby wystawi膰 mokre cia艂o do s艂o艅ca i szybciej si臋 osuszy膰.

Skoro tylko dotkn臋艂a stopami gruntu, stan臋艂a i zacz臋艂a powoli wychodzi膰 na brzeg. Woda sp艂ywa艂a z jej cia艂a srebrnymi strumyczkami, a przemoczona bielizna lepi艂a si臋 do piersi i bioder jak przezroczysty welon. Unios艂a twarz, z rozkosz膮 poddaj膮c j膮 pieszczocie s艂onecznych promieni. Na obna偶onych cz艂onkach czu艂a mi臋kki powiew 艂agodnego wiaterku. Zamkn臋艂a oczy, wyci膮gn臋艂a ramiona nad g艂ow膮 i rozpostar艂a d艂onie do s艂o艅ca. :

- C贸偶 za cudowne zjawisko? - us艂ysza艂a nagle czyj艣 g艂臋boki g艂os. - Czy mi si臋 wydaje, czy to m艂oda Afrodyta wynurza si臋 z wodnej topieli? Daj臋 s艂owo, sama bogini nie mog艂aby wygl膮da膰 bardziej zachwycaj膮co.

呕artobliwy, ale niezaprzeczalnie m臋ski g艂os zak艂贸ci艂 sielsk膮 cisz臋 polanki. Desiree gwa艂townie odetchn臋艂a. Opuszczaj膮c ramiona na piersi obronnym ruchem, rozejrza艂a si臋 niespokojnie dooko艂a, by zorientowa膰 si臋, sk膮d dochodzi g艂os.

- Gdzie pan jest, sir? Niech si臋 pan natychmiast poka偶e! M臋偶czyzna us艂ucha艂 wezwania. Kiedy si臋 poruszy艂, Desiree zrozumia艂a, dlaczego go dot膮d nie spostrzeg艂a. Siedzia艂 w wysokiej trawie, jakie艣 dziewi臋膰 jard贸w od niej, u st贸p ogromnego d臋bu, ukryty w jego cieniu. S膮dz膮c po jego wygl膮dzie i on r贸wnie偶 za偶ywa艂 od艣wie偶aj膮cej k膮pieli w jeziorku. Jego czarne jak skrzyd艂o kruka w艂osy b艂yszcza艂y na g艂owie jak wypolerowany d偶et, a mokra koszula przylega艂a do piersi i bark贸w, zbyt szerokich, jak na gust Desiree. Poch艂oni臋ta wy艂膮cznie my艣l膮, aby ukry膰 swoj膮 nago艣膰, ponownie wesz艂a do wody.

- Jest pan 藕le wychowany, sir. Prawdziwy d偶entelmen nie siedzi i nie przygl膮da si臋 prawie nagiej kobiecie.

- By膰 mo偶e nie jestem d偶entelmenem, ale za to jestem m臋偶czyzn膮. I nie tak g艂upim na dodatek, aby, gdy nadarza si臋 okazja, odwr贸ci膰 oczy od widoku pi臋knej kobiety, i to w stanie, w jakim B贸g chcia艂, 偶eby j膮 ogl膮dano.

Desiree zaczerwieni艂a si臋. Peszy艂 j膮 fakt, 偶e sk膮py str贸j, jaki mia艂a na sobie, w widoczny spos贸b cieszy nieznajomego. Nawet nie pr贸bowa艂 tego ukry膰.

- Kim pan jest i co pan tu robi?

- To samo co pani. Pogoda pi臋kna, dzie艅 wyj膮tkowo ciep艂y, a woda w jeziorku krystalicznie czysta i orze藕wiaj膮co ch艂odna. Najzwyczajniej w 艣wiecie rozkoszowa艂em si臋 k膮piel膮.

- Dlaczego pan nie odezwa艂 si臋, gdy mnie pan spostrzeg艂?

- Podejrzewam, 偶e musia艂em na chwil臋 zasn膮膰 - przyzna艂 z zak艂opotaniem. - Obudzi艂 mnie dopiero plusk wody. Kiedy otworzy艂em oczy, by艂a pani na 艣rodku jeziora. Ba艂em si臋 odezwa膰, by pani膮 nie przestraszy膰. Mog艂a pani uton膮膰.

Desiree prychn臋艂a pogardliwie.

- To ma艂o prawdopodobne.

- Ja o tym nie wiedzia艂em.

- Przecie偶 widzia艂 pan, jak p艂ywam - odpar艂a tonem wyra藕nie daj膮cym do zrozumienia, 偶e musi by膰 albo 艣lepy, albo g艂upi. - W tej chwili to nie ma znaczenia. Prosz臋, by pan opu艣ci艂 moj膮 polan臋, i to natychmiast!

- Pani polan臋? - M臋偶czyzna za艣mia艂 si臋 rozbawiony. - Przepraszam, Afrodyto, nie wiedzia艂em, 偶e naruszy艂em prywatn膮 w艂asno艣膰.

- Gwoli 艣cis艂o艣ci, to nie jest prywatny teren, niemniej mam prawo nalega膰, 偶eby pan odszed艂 z tego miejsca.

- Sk膮d takie prze艣wiadczenie? - zapyta艂 wyzywaj膮co. - Czy tylko pani ma prawo cieszy膰 si臋 pi臋knym dniem? Ja te偶 chc臋 z niego korzysta膰.

- Cieszy艂am si臋 nim, dop贸ki pan swoim przyj艣ciem mi go nie zepsu艂 - odpar艂a ch艂odno Desiree. - Chyba zdaje pan sobie spraw臋, 偶e dop贸ki pan tu przebywa, nie mog臋 wyj艣膰 z wody.

M臋偶czyzna pochyli艂 si臋 do przodu i obj膮艂 ramionami kolana.

- Po pierwsze, pragn臋 zapewni膰, 偶e nie mam 偶adnych zastrze偶e艅 co do pani stroju. Po drugie, nie pos膮dzam pani膮 o z艂e intencje, ale spe艂nienie 偶膮dania, bym st膮d odszed艂, wystawia na szwank moje zdrowie. Moja wytrzyma艂o艣膰 ma granice.

Desiree zmarszczy艂a czo艂o.

- Granice pa艅skiej wytrzyma艂o艣ci nic mnie nie obchodz膮. Usi艂uj臋 zrozumie膰, dlaczego pan to m贸wi. Sprawia pan wra偶enie zdrowego, sprawnego m臋偶czyzny. Jestem przekonana, 偶e jest pan w stanie, bez wi臋kszego wysi艂ku, podnie艣膰 si臋, zawr贸ci膰 i odej艣膰.

- Ale ja, w przeciwie艅stwie do pani, pi臋kna Afrodyto, nie przyszed艂em spacerkiem do tego cichego zak膮tka. Ja przyp艂yn膮艂em tutaj z Bredington.

Desiree zaniem贸wi艂a z wra偶enia.

- Z Bredington?

- Tak jest. Kiedy dotar艂em do tej uroczej polany, postanowi艂em wyj艣膰 na brzeg, aby z艂apa膰 oddech i jednocze艣nie nasyci膰 oczy urokiem tego miejsca.

- P艂yn膮艂 pan przez ca艂y czas od my艣liwskiej chatki w Bredington? - powt贸rzy艂a ze zdziwieniem Desiree. Wielki Bo偶e, to szmat drogi! Ten cz艂owiek rzeczywi艣cie musia艂 si臋 zm臋czy膰. My艣liwski domek wicehrabiego Wyndhama znajdowa艂 si臋 ponad dobre p贸艂 mili od jeziorka, a ta odleg艂o艣膰 mog艂a wyczerpa膰 si艂y nawet tak silnie zbudowanego p艂ywaka jak nieznajomy.

- Bardzo przepraszam, sir. Rozumiem, 偶e mia艂 pan prawo czu膰 si臋 zm臋czony po takim wysi艂ku, i chcia艂 pan odpocz膮膰 przed powrotn膮 drog膮. To jednak nie t艂umaczy pa艅skiego zachowania. Dlaczego pan si臋 nie odezwa艂, nie da艂 mi zna膰 o swojej obecno艣ci, kiedy zobaczy艂 mnie pan w wodzie?

- Mo偶e mi pani nie wierzy膰 i nada艂 uwa偶a膰 za 藕le wychowanego, ale pocz膮tkowo rzeczywi艣cie zamierza艂em tak zrobi膰. Kiedy jednak ujrza艂em pani膮, wychodz膮c膮 z wody, zaniem贸wi艂em z wra偶enia. Nie mog艂em si臋 zdoby膰 na 偶adne s艂owo ani ruch. W nabo偶nym milczeniu obserwowa艂em, jak pi臋kna nimfa wynurza si臋 z le艣nego jeziorka, obraca do s艂o艅ca swe smuk艂e cz艂onki, by ogrza膰 cia艂o w jego z艂otych promieniach...

- Pan wybaczy, sir, ale nigdy nie s艂ysza艂am czego艣 r贸wnie zabawnego. Prawdziwy d偶entelmen by si臋 tak nie wyrazi艂.

- Powiedzia艂em ju偶, 偶e nie jestem prawdziwym d偶entelmenem, Afrodyto. I zaczynam my艣le膰, 偶e pani r贸wnie偶 nie jest prawdziw膮 dam膮.

- Przepraszam, nie dos艂ysza艂am!

- 呕adna z moich znajomych nie odwa偶y艂aby si臋 p艂ywa膰 w bieli藕nie w publicznym miejscu, i to na dodatek w stylu, kt贸rego nie powstydzi艂aby si臋 nawet Amazonka.

Desiree zaczerwieni艂a si臋 jak piwonia.

- Ja nie p艂ywam jak Amazonka! A to miejsce nie jest publiczne.

- Ale nie jest r贸wnie偶 ca艂kowicie prywatne. Nie mo偶na zatem wykluczy膰, 偶e od czasu do czasu kto艣, tak jak pani dzisiaj, zajrzy tutaj lub przyp艂ynie rzek膮 jak ja.

- Ale ilekro膰 tu by艂am, nigdy...

- Dobry Bo偶e, chce mi pani powiedzie膰, 偶e bywa艂a ju偶 pani w tym miejscu przedtem i 偶e omin臋艂a mnie okazja podziwiania pani boskich kszta艂t贸w? Gdybym o tym wiedzia艂, zostawi艂bym Wyndhama jego uciechom, a sam pop艂yn膮艂 w d贸艂 rzeki odda膰 si臋 w艂asnym rozrywkom.

Tego ju偶 by艂o za wiele dla Desiree. Aluzja, 偶e oto nagle sta艂a si臋 czyj膮艣 鈥瀝ozrywk膮鈥, sprawi艂a, i偶 zatrz臋s艂a si臋 z oburzenia.

- Protestuj臋 przeciwko zwracaniu si臋 do mnie w ten spos贸b, sir, i po raz kolejny prosz臋, by pan opu艣ci艂 polan臋!

M臋偶czyzna zastanowi艂 si臋 przez moment, ale kiedy w ko艅cu zdoby艂 si臋 na odpowied藕, Desiree wcale nie poczu艂a si臋 lepiej.

- Dobrze, przypu艣膰my, 偶e odp艂yn臋 z tego miejsca. Bez w膮tpienia Wyndham zachodzi ju偶 w g艂ow臋, co si臋 ze mn膮 dzieje. Ale przedtem, prosz臋, powiedz mi, pi臋kna Afrodyto, dlaczego ci臋 dot膮d nie spotka艂em? Czy mieszkasz w kt贸rej艣 z tych okolicznych starych wiosek?

- Owszem.

- I masz przystojnego m臋偶a i kilkoro dzieci?

- Nie... nie jestem m臋偶atk膮 - odpar艂a Desiree. Zastanawia艂a si臋, dlaczego odpowiada na te indagacje.

- Naprawd臋? - Wyprostowa艂 si臋 w trawie. - A zatem mieszkasz z rodzin膮? Pewnie z ojcem i matk膮.

- Nie, moi rodzice... nie 偶yj膮.

- Ach, tak. Wobec tego... co ci臋 tu trzyma, 艣licznotko? Desiree nie spodziewa艂a si臋 tego pytania. Zaskoczy艂a j膮 te偶 nag艂a, cieplejsza nuta w g艂osie m臋偶czyzny. Mo偶e by mu nawet i powiedzia艂a, ale strach przed mo偶liwymi konsekwencjami kaza艂 jej milcze膰. Nie mia艂a przecie偶 w膮tpliwo艣ci, cho膰 nazwa艂a go 藕le wychowanym, 偶e m臋偶czyzna siedz膮cy naprzeciw niej jest d偶entelmenem. Jego g艂os i spos贸b wys艂awiania 艣wiadczy艂y niezbicie o wysokiej pozycji w spo艂ecze艅stwie. M贸g艂 r贸wnie偶 mie膰 偶on臋 i dzieci. Mo偶e nawet ma c贸rk臋, kt贸ra, niewykluczone, 偶e pewnego dnia trafi do szko艂y pani Guarding i zostanie uczennic膮 Desiree. My艣l o tym powstrzyma艂a j膮 przed ujawnieniem, kim jest i czym si臋 zajmuje.

Niestety, nim odszuka艂a w g艂owie w miar臋 przekonuj膮c膮 odpowied藕, m臋偶czyzna ju偶 wyci膮gn膮艂 konkluzj臋.

- A wi臋c nie ma nic ani nikogo, co by ci臋 tutaj trzyma艂o. By膰 tak膮 m艂od膮 i 艂adn膮 i nie mie膰 m臋偶czyzny, kt贸ry by j膮 podziwia艂, to doprawdy marnowanie najlepszych lat.

- Wcale tak nie uwa偶am - odpar艂a Desiree, unosz膮c hardo podbr贸dek. - Aprobata m臋偶czyzny nie jest mi potrzebna do 偶ycia. Mo偶na si臋 nim cieszy膰, niekoniecznie maj膮c m臋偶a przy boku. 呕ycie, kt贸re wiod臋, daje mi wystarczaj膮co du偶o zadowolenia.

- Ale istnieje co艣 wi臋cej ni偶 zwyk艂e zadowolenie, Afrodyto - odpowiedzia艂 mi臋kko nieznajomy. - Du偶o, du偶o wi臋cej. - Po tych s艂owach podni贸s艂 si臋 tak gwa艂townie z miejsca, 偶e Desiree wykrzykn臋艂a zaskoczona. Muskularne nogi, odziane w p艂owo偶贸艂te trykoty, mign臋艂y w powietrzu, po czym znikn臋艂y w wodzie. M臋偶czyzna przez chwil臋 buszowa艂 w g艂臋bi, by nast臋pnie wyp艂yn膮膰 na powierzchni臋 nie dalej ni偶 p贸艂 jarda od Desiree.

Wielkie nieba, ale偶 by艂 z niego olbrzym.! Desiree ju偶 przedtem zd膮偶y艂a zauwa偶y膰 imponuj膮c膮 szeroko艣膰 jego bar贸w, ale teraz dopiero, gdy by艂 tak blisko, zobaczy艂a wspania艂膮 rze藕b臋 klatki piersiowej i ramion. Nie by艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e je艣li tylko zapragnie, zrobi z ni膮 wszystko, co b臋dzie chcia艂, zar贸wno w wodzie, jak i na ziemi. By艂a ca艂kowicie zdana na jego 艂ask臋.

Desiree westchn臋艂a spazmatycznie i zacz臋艂a cofa膰 si臋 w stron臋 brzegu, by jak najszybciej wydosta膰 si臋 z jeziorka.

- Nie, zaczekaj! - zawo艂a艂 rozkazuj膮co nieznajomy, chwytaj膮c j膮 gwa艂townie za rami臋.

- Prosz臋 mnie pu艣ci膰, sir! - wykrzykn臋艂a Desiree, staraj膮c si臋 uwolni膰 z silnego u艣cisku i zarazem nie pokaza膰 po sobie, jak bardzo jest przera偶ona.

- Puszcz臋 ci臋, je偶eli przestaniesz rzuca膰 si臋 jak ryba wyrzucona na piasek i pos艂uchasz, co ci mam do powiedzenia.

Niezbyt pochlebne por贸wnanie nie wp艂yn臋艂o na zmian臋 barwy policzk贸w Desiree, ale uspokoi艂o j膮 na tyle, 偶e przesta艂a si臋 wyrywa膰.

- Niczego nie obiecuj臋, sir. Sk膮d mog臋 wiedzie膰, czy nie wykorzysta pan sytuacji?

- Daj臋 ci s艂owo d偶entelmena, 偶e tego nie zrobi臋. Nie obawiaj si臋 mnie, Afrodyto - zapewnia艂 j膮 mi臋kko m臋偶czyzna. - Chodzi mi jedynie o chwil臋 spokojnej rozmowy.

Desiree nie wiedzia艂a dlaczego, ale mu wierzy艂a. Nie mia艂a 偶adnego do艣wiadczenia, ale pod艣wiadomie wiedzia艂a, 偶e nic jej nie grozi. Nie dostrzeg艂a w jego oczach prymitywnej 偶膮dzy. Czu艂a jednak na sobie badawczy wzrok, spostrzeg艂a, 偶e stara si臋 przenikn膮膰 powierzchni臋 wody, by dojrze膰 w g艂臋bi zarys jej cia艂a. Desiree by艂a wprawdzie w koszuli, ale r贸wnie dobrze mog艂a nic nie mie膰 na sobie - tak kiepsk膮 stanowi艂a ona zas艂on臋.

- Na Boga jeste艣 sko艅czon膮 pi臋kno艣ci膮 - szepn膮艂 chrapliwie. - Twoje cia艂o jest stworzone do mi艂o艣ci. Jed藕 ze mn膮 do Londynu, Afrodyto. Wprowadz臋 ci臋 w 艣wiat, o kt贸rym nawet nie wiesz, 偶e istnieje. B臋dziesz mia艂a wygodny dom, pokoj贸wk臋, kt贸ra ci b臋dzie us艂ugiwa膰, oraz s艂u偶b臋 spe艂niaj膮c膮 ka偶dy tw贸j rozkaz. Dam ci pi臋kne stroje i kosztown膮 bi偶uteri臋. A wszystko to w zamian za kilka godzin obop贸lnej przyjemno艣ci.

Desiree spogl膮da艂a na niego oniemia艂a. Nie by艂a w stanie wykrztusi膰 s艂owa z wra偶enia. Jecha膰 z nim do Londynu?! Ale... chyba nie sugerowa艂... to jest, czy to mo偶liwe, 偶e on m贸wi艂...

- Proponuje pan, bym zosta艂a... pa艅sk膮 utrzymank膮? - wykrztusi艂a w ko艅cu.

Zmys艂owy u艣miech zakwit艂 na wargach nieznajomego.

- Czy to takie straszne? Nigdy bym ci臋 nie skrzywdzi艂, z艂otko. Wr臋cz przeciwnie. By艂bym dla ciebie czu艂y i 艂agodny i da艂bym ci wszystko, o co mo偶e prosi膰 kobieta.

Jego r臋ka wyci膮gn臋艂a si臋 wolno pod wod膮 w jej kierunku. Desiree westchn臋艂a spazmatycznie, gdy opuszki palc贸w m臋偶czyzny otar艂y si臋 delikatnie o jej pier艣.

- Pan si臋 zapomina, sir! - wykrzykn臋艂a, odtr膮caj膮c jego d艂o艅. - Naganne jest nie tylko pa艅skie zachowanie. Jak pan 艣mie zwraca膰 si臋 do mnie z tak膮 oburzaj膮c膮 propozycj膮?

- A c贸偶 w tym z艂ego? Czy rzeczywi艣cie pomys艂 zostania moj膮 utrzymank膮 wydaje si臋 pani taki zdro偶ny?

- Tak jest! Myli si臋 pan g艂臋boko, je偶eli s膮dzi, 偶e wizja pi臋knych sukien i bi偶uterii wystarczy, bym zgodzi艂a si臋 przyj膮膰 pa艅sk膮 ofert臋. Czy Kleopatra zwi膮za艂a si臋 z Cezarem tylko z powodu jego bogactwa? Czy Izolda odrzuci艂a ukochanego Tristana dla kr贸lewskiego z艂ota?

M臋偶czyzna uni贸s艂 ze zdziwieniem czarne brwi. By艂 wyra藕nie zaskoczony.

- Co s艂ysz臋? Moja nimfa jest nie tylko pi臋kna, ale r贸wnie偶 oczytana i wykszta艂cona.

- Prosz臋 nie nazywa膰 mnie wi臋cej swoj膮 nimf膮 ani te偶 s艂odk膮 Afrodyt膮 - odci臋艂a si臋 Desiree. - B臋d臋 wdzi臋czna, je偶eli przestanie pan u偶ywa膰 w stosunku do mnie takich 艣miesznych nazw. Nie nale偶臋 do kobiet, kt贸re dadz膮 si臋 z艂apa膰 na lep mi艂ych s艂贸wek. Mo偶e si臋 pan poczuje zawiedziony, ale tak jest.

- Wr臋cz przeciwnie. Z przyjemno艣ci膮 stwierdzam, 偶e ta pi臋kna buzia idzie w parze z bystrym umys艂em. 鈥 - Przerwa艂 na chwil臋, rozwa偶aj膮c w my艣lach to, o czym si臋 przed chwil膮 dowiedzia艂. - By膰 mo偶e pope艂ni艂em b艂膮d, pr贸buj膮c skusi膰 pani膮 wizj膮 pi臋knych klejnot贸w i eleganckich stroj贸w. Powinienem, jak widz臋, raczej wspomnie膰 o licznych i bogatych muzeach i bibliotekach, w jakie obfituje Londyn. Pe艂no w nich cennych ksi膮g i unikatowych dzie艂 sztuki z ca艂ego 艣wiata. Powinienem podsyci膰 pani ciekawo艣膰 obietnic膮 wyk艂ad贸w uczonych historyk贸w, na kt贸re mog艂aby pani ucz臋szcza膰, i mo偶no艣ci膮 poznania ciekawych ludzi. Jestem w stanie otworzy膰 przed pani膮 drzwi najwykwintniejszych salon贸w Londynu, zapozna膰 z ich gospodyniami, znanymi z tego, 偶e dyskretnie poci膮gaj膮 za sznureczki wielkiej polityki, oraz ich go艣膰mi. - m臋偶ami stanu, artystami - ca艂膮 elit膮 naszego kraju.

R臋ce m臋偶czyzny zachowywa艂y si臋 ju偶 spokojnie, ale jego s艂owa wzbudzi艂y w Desiree ca艂kiem odmienny rodzaj uczu膰. Och, jak bardzo pragn臋艂a zobaczy膰 Londyn i jego s艂ynne obiekty, te kulturalne i historyczne: British Museum, i Opactwo Westminsterskie, w kt贸rym ka偶dy m贸g艂 obejrze膰 groby dawnych w艂adc贸w Anglii, jej s艂awnych i pot臋偶nych kr贸l贸w i kr贸lowych. Ile by da艂a, 偶eby m贸c zobaczy膰 bogate zbiory rze藕b i innych bezcennych dzie艂 sztuki, wytworzonych r臋kami staro偶ytnych Grek贸w i Rzymian.

Jedn膮 z tych 艣wietnych dam, odgrywaj膮cych wielk膮 rol臋 w 艣wiecie polityki, o kt贸rych wspomnia艂 nieznajomy, musi by膰 z pewno艣ci膮 lady Holland, kobieta znana z tego, 偶e go艣ci w swych salonach naj艣wiatlejsze postaci w ca艂ej Anglii. Desiree wiedzia艂a, 偶e zbieraj膮 si臋 w jej domu, by prowadzi膰 o偶ywione dyskusje i debatowa膰 nad sprawami ojczyzny.

Najwy偶sze kr臋gi traktuj膮 wprawdzie lady Holland z daleko id膮c膮 rezerw膮, ale to w niczym nie szkodzi jej s艂awie kobiety fascynuj膮cej i nieprzeci臋tnie inteligentnej.

- Chod藕, Afrodyto, nie zastanawiaj si臋 - szepta艂 jej kusz膮co do ucha nieznajomy. - 鈥濸贸jd藕 mi艂a ze mn膮 /偶y膰 w mi艂o艣ci./A do艣wiadczymy /przyjemno艣ci鈥.1

Liryczna strofa pi臋knego poematu Marlowe'a o nami臋tnym pasterzu i wybrance jego serca rozpali艂a w oczach Desiree ogniki gniewu.

- Podejrzewam, i偶 jest pan przekonany, 偶e pa艅ska propozycja bardzo mi pochlebia, ale nie jestem prost膮 pastereczk膮, kt贸ra da si臋 nabra膰 na taki lep, ani kobiet膮 lekkich obyczaj贸w, kt贸rej zawodem jest zaspokojenie m臋skiej 偶膮dzy.

- Obop贸lnej 偶膮dzy - sprostowa艂 grzecznie. - Zapewniam pani膮, 偶e je艣li chodzi o mnie, to r贸wn膮 przyjemno艣膰 sprawia mi otrzymywanie mi艂o艣ci, jak i jej dawanie.

Desiree ogarn臋艂o nag艂e pragnienie, by po艂o偶y膰 kres niewygodnej sytuacji. Tkwi艂a w ch艂odnej wodzie, w bieli藕nie przezroczystej jak skrzyd艂o wr贸偶ki i najnormalniejszym w 艣wiecie g艂osem rozmawia艂a z nieznajomym m臋偶czyzn膮, kt贸ry proponowa艂 jej wyjazd do Londynu i zostanie jego utrzymank膮.

Z pewno艣ci膮 ten d偶entelmen niewiele si臋 r贸偶ni od starego markiza Sywell; podobnie jak on jest przekonany, 偶e mo偶e mie膰 na zawo艂anie ka偶d膮 dziewczyn臋 w okolicy.

- Nie mam ochoty zosta膰 niczyj膮 utrzymank膮 - ani pana, ani 偶adnego innego m臋偶czyzny - odpowiedzia艂a Desiree, W jej g艂osie brzmia艂 ten sam naganny ton, jakim zwraca艂a si臋 uprzednio do panny Elizabeth Perry. - Jestem my艣l膮c膮 kobiet膮 i za bardzo ceni臋 swoj膮 godno艣膰, aby upodli膰 si臋 do tego stopnia. Mo偶e pan by膰 spokojny. Jest wiele kobiet, kt贸re a偶 nazbyt ch臋tnie skorzystaj膮 z pa艅skiej oferty. A teraz, niech pan b臋dzie tak uprzejmy i odwr贸ci si臋. Chc臋 wyj艣膰 z wody, a obecno艣膰 pana mnie kr臋puje.

M臋偶czyzna zawaha艂 si臋, ale potem, cho膰 niech臋tnie, skin膮艂 g艂ow膮.

- Dobrze, niech b臋dzie tak, jak pani sobie 偶yczy. Nikt nie b臋dzie mia艂 prawa powiedzie膰, 偶e Sebastian Moore kiedykolwiek u偶y艂 przymusu w stosunku do kobiety. Podstaw膮 ka偶dego zwi膮zku musi by膰 wzajemny szacunek i uczucie. Inaczej nie osi膮gnie si臋 satysfakcji - nawet w takim przypadku jak ten.

Nast臋pnie bez uprzedzenia pochyli艂 g艂ow臋 i ciep艂ymi zaborczymi wargami uca艂owa艂 usta Desiree. Obj膮艂 j膮 w talii ramieniem i przycisn膮艂 mocniej do swego silnego cia艂a.

- 呕egnaj, Afrodyto - wyszepta艂 z ustami przy jej wargach. - Nigdy nie zapomn臋 ciebie ani naszego spotkania.

Po tych s艂owach m臋偶czyzna, kt贸ry przedstawi艂 si臋 jako Sebastian Moore, odwr贸ci艂 si臋 i pop艂yn膮艂 do miejsca, z kt贸rego przyby艂.

Desiree sta艂a w wodzie bez ruchu, w ciszy le艣nej polany i spogl膮da艂a za nim jeszcze d艂ugo po tym, jak znikn膮艂 jej z oczu. Wiedzia艂a, 偶e powinna jak najszybciej si臋 ubra膰 i wr贸ci膰 do szko艂y, ale, rzecz dziwna, my艣l o zaj臋ciach i obowi膮zkach wyda艂a jej si臋 nagle niewa偶na. My艣la艂a o tym, jak jego palce musn臋艂y jej piersi. Nikt wcze艣niej nie dotyka艂 jej w taki spos贸b. Desiree mia艂a uczucie, 偶e jej cia艂o p艂onie, a jednocze艣nie jest zimne jak l贸d.

Nast臋pnie przypomnia艂a sobie, jak j膮 ca艂owa艂. Poczu艂a znowu jego wargi na swoich ustach. By艂y tak niewiarygodnie mi臋kkie, a r贸wnocze艣nie zach艂anne i drapie偶ne. Ich ciep艂y dotyk na ch艂odnej sk贸rze sparali偶owa艂 oddech i przeszy艂 jej cia艂o niepokoj膮cym dreszczem.

Ale kim by艂 ten Sebastian Moore, kt贸rego pieszczota wywo艂a艂a w niej tak膮 zdradzieck膮 reakcj臋? Prosi艂, by zosta艂a jego utrzymank膮. Traktowa艂 j膮 bez 偶adnego szacunku, a przecie偶 ka偶dej kobiecie nale偶y si臋 chocia偶 jego odrobina. Gdyby by艂 d偶entelmenem, nigdy by z ni膮 nie rozmawia艂 w taki spos贸b. Poca艂owa艂 j膮 i nie powiedzia艂 nawet prostego s艂owa 鈥瀙rzepraszam鈥. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 powinna odtr膮ci膰 m臋偶czyzn臋, kt贸ry poczyna艂 z ni膮 sobie tak frywolnie i kt贸ry, przypuszczalnie, nisko j膮 ceni艂 jako cz艂owieka.

Tak, naturalnie, dobrze, 偶e tak post膮pi艂a. Po powrocie opowie o tym wydarzeniu Helen; obie u艣miej膮 si臋 setnie. Mam nadziej臋, powiedzia艂a sobie, ze dopisze mi szcz臋艣cie i nigdy wi臋cej nie spotkam tego gbura.

- Z czasem mo偶e w to nawet uwierz臋 - szepn臋艂a do siebie Desiree, wychodz膮c z wody i z wolna zaczynaj膮c si臋 ubiera膰.

ROZDZIA艁 DRUGI

14 maja 1812 roku

Desiree nie mia艂a 偶adnego powodu, aby cieszy膰 si臋 ze swoich dwudziestych pi膮tych urodzin. By艂a o kilkana艣cie miesi臋cy starsza, a miniony rok nie nale偶a艂 do naj艂atwiejszych z wielu przyczyn. Jedn膮 z jej wi臋kszych zgryzot by艂a osoba Elizabeth Perry i jej ojca, wicehrabiego Perry. Desiree pozna艂a lorda Perry'ego wtedy, gdy jego c贸rk臋 przyjmowano do szko艂y. Zgodnie ze zwyczajem wprowadzonym przez pani膮 Guarding przedstawiano w贸wczas rodzicom ca艂e grono nauczycielskie. Przy pierwszym spotkaniu lord Perry wyda艂 si臋 Desiree ca艂kiem sympatycznym m臋偶czyzn膮. By艂 przystojny i mia艂 nienaganne maniery. Inne wyk艂adowczynie te偶 by艂y nim oczarowane.

Desiree jednak szybko zrozumia艂a, 偶e pod mask膮 wykwintnego d偶entelmena kryje si臋 cz艂owiek z艂y i fa艂szywy. Zbyt cz臋sto napotyka艂a go na swej drodze. Kierowany przedziwn膮 intuicj膮 zawsze wiedzia艂, w kt贸rym miejscu mo偶e j膮 spotka膰, i pojawia艂 si臋 tam niespodziewanie. Zazwyczaj by艂a wtedy w otoczeniu m艂odszych pensjonarek. Kilkakrotnie z艂apa艂a go na tym, jak si臋 w ni膮 uporczywie wpatrywa艂. Kiedy odwraca艂a g艂ow臋, aby na niego spojrze膰, szybko ucieka艂 wzrokiem w bok.

Ostatnio przesta艂 nawet zwa偶a膰 na pozory. Z tego powodu stara艂a si臋 unika膰 przebywania z nim w tym samym pomieszczeniu. Gdy dowiadywa艂a si臋, 偶e zamierza odwiedzi膰 Elizabeth - co robi艂 coraz cz臋艣ciej - nie wychodzi艂a ze swego pokoju. Je艣li przyje偶d偶a艂 przed kolacj膮, stara艂a si臋 trzyma膰 blisko innych nauczycielek, g艂贸wnie Helen de Coverdale, z kt贸r膮 podzieli艂a si臋 swymi obawami.

- Dlaczego nie powiesz o tym pani Guarding? - zapyta艂a j膮 p贸艂g艂osem przyjaci贸艂ka, gdy pod koniec dnia znalaz艂y si臋 same w klasie Desiree. - Wiadomo艣膰, 偶e lord Perry bezczelnie si臋 do ciebie umizga, z pewno艣ci膮 bardzo j膮 zdenerwuje.

- Na tym w艂a艣nie polega ca艂y problem. Jak dot膮d on nie zacz膮艂 si臋 do mnie umizga膰 - przyzna艂a Desiree. - Niepokoi mnie tylko spos贸b, w jaki na mnie patrzy. A poza tym, sk膮d mog臋 mie膰 pewno艣膰, 偶e pani Guarding mi uwierzy, je偶eli si臋 jej poskar偶臋?

- Dlaczego by mia艂a nie uwierzy膰?

- Mo偶e, na przyk艂ad, uzna膰, 偶e przesadzam, jestem przewra偶liwiona lub 偶e po prostu fantazjuj臋. Albo, co gorsza, 偶e go prowokuj臋 czy te偶 celowo staram si臋 艣ci膮gn膮膰 na siebie jego uwag臋.

Helen spojrza艂a na ni膮 z niedowierzaniem.

- Jak mo偶esz nawet tak my艣le膰! Jeste艣 tu od ponad sze艣ciu lat i zawsze prowadzi艂a艣 si臋 nienagannie. Nigdy nie da艂a艣 powod贸w do 偶adnych plotek na sw贸j temat. Na jakiej podstawie s膮dzisz, 偶e pani Guarding przyjdzie do g艂owy, i偶 to ty swym zachowaniem prowokujesz tego d偶entelmena?

Desiree u艣miechn臋艂a si臋 smutno.

- Mo偶e z tych w艂a艣nie powod贸w, kt贸re wymieni艂a艣; 偶e jestem tutaj tak d艂ugo i 偶e dotychczas prowadzi艂am si臋 nienagannie. Pani Guarding mo偶e podejrzewa膰, 偶e po uko艅czeniu dwudziestu pi臋ciu lat zaczyna mi ci膮偶y膰 m贸j status 偶yciowy i na si艂臋 pr贸buj臋 go zmieni膰.

- Nie wierz臋 w to ani przez chwil臋 - upiera艂a si臋 w dalszym ci膮gu Helen. - Jeste艣 wzorem wszelkich cn贸t, a twoje maniery s膮 nienaganne. Nigdy nie post膮pi艂a艣 niew艂a艣ciwie, cho膰 obie wiemy, 偶e mia艂a艣 ku temu okazj臋.

S艂owa Helen obudzi艂y wspomnienia. Desiree ujrza艂a oczami wyobra藕ni przystojn膮 m臋sk膮 twarz, niemal us艂ysza艂a ciep艂y g艂臋boki g艂os, kt贸ry kusz膮co szepta艂 jej do ucha nieprzystojn膮 propozycj臋. To wspomnienie nachodzi艂o j膮 wiele razy w ci膮gu minionego roku i by艂o z tych, kt贸re - jak z zak艂opotaniem przyznawa艂a Desiree - wywo艂uj膮 w duszy co艣 wi臋cej ni偶 tylko przelotne uczucie 偶alu.

Helen by艂a jedyn膮 osob膮, kt贸rej ze szczeg贸艂ami opowiedzia艂a o spotkaniu z przystojnym nieznajomym. Okaza艂o si臋, 偶e Helen wie, kto to jest, Sebastian Moore to w rzeczywisto艣ci wicehrabia Buckworth, s艂ynny hulaka i lew salonowy. Przyjaci贸艂ka doda艂a jeszcze, 偶e lord Buckworth jest cz艂owiekiem bogatym, posiada pi臋kny dom w Londynie i ogromne dobra w hrabstwie Kent.

Helen poinformowa艂a j膮 r贸wnie偶, 偶e lord jest znany z tezo, i偶 bardzo lubi kobiety, ale 偶e nigdy nie by艂 prawdziwie zakochany. Miewa艂 liczne kochanki, kt贸re traktowa艂 po d偶entelme艅sku i dla kt贸rych by艂 bardzo hojny; mog艂y liczy膰 na jego kies臋 nawet wtedy, gdy zwi膮zek przesta艂 ju偶 istnie膰. Helen by艂a zaskoczona faktem, 偶e lord zaproponowa艂 Desiree, aby zosta艂a jego utrzymank膮. Jednak w przeciwie艅stwie do przyjaci贸艂ki trze藕wo podesz艂a do sprawy.

- Doskonale rozumiem, 偶e ta propozycja wstrz膮sn臋艂a tob膮 i 偶e twoim pierwszym odruchem by艂o oburzenie. Nie mog艂a艣 zrobi膰 nic innego, jak tylko kaza膰 mu i艣膰 do diab艂a - stwierdzi艂a. - B膮d藕 co b膮d藕, wychowano nas w prze艣wiadczeniu, 偶e ma艂偶e艅stwo jest g艂贸wnym celem ka偶dej dobrze urodzonej kobiety i 偶e pozycja utrzymanki to najgorsza rzecz, jaka si臋 nam mo偶e przydarzy膰. Ja jednak zastanawiam si臋, czy podobne rozwi膮zanie jest rzeczywi艣cie takie okropne, jak to si臋 nam przedstawia.

Desiree krzykn臋艂a cicho, ca艂kowicie zaskoczona tymi s艂owami.

Widz膮c jej min臋, Helen u艣miechn臋艂a si臋 wdzi臋cznie i nieznacznie wzruszy艂a ramionami.

- Pomy艣l tylko o pozytywnych stronach takiej pozycji. By艂aby艣 wolna, Desiree, wolna jak ptak. Wspomnij na nasze obecnie 偶ycie, na prac臋, kt贸r膮 wykonujemy. Niewiele r贸偶ni si臋 od niewolnictwa. A tak, mia艂aby艣 pi臋kny dom ze s艂u偶b膮, dobre jedzenie, pi臋kne ubrania i klejnoty. Pokazywa艂aby艣 si臋 w towarzystwie przystojnego i eleganckiego d偶entelmena. Mog艂aby艣 chodzi膰 do opery, na bale maskowe, a tak偶e odwiedza膰 muzea i biblioteki, kt贸re tak kochasz.

- Ale by艂abym... dziwk膮 - wykrzykn臋艂a Desiree. Zaj膮kn臋艂a si臋, wymawiaj膮c ostatnie s艂owo. - P艂aci艂abym w艂asnym cia艂em i godno艣ci膮 za luksus, kt贸ry nie wiadomo jak d艂ugo potrwa. Podejrzewam, 偶e m臋偶czyzna pokroju lorda Buckwortha szybko si臋 nudzi, i wi膮zanie si臋 z nim to bardzo niepewna przysz艂o艣膰. Na pewno zmienia kochanki jak r臋kawiczki.

- To prawda, ale pomy艣l o przyjemno艣ciach, jakie 艂膮cz膮 si臋 z tego typu uk艂adem - przekonywa艂a j膮 gor膮co Helen. Desiree zaskoczy艂a lekka nutka zazdro艣ci, kt贸ra pobrzmiewa艂a w g艂osie przyjaci贸艂ki. - Mia艂aby艣 szans臋 sp臋dza膰 czas wed艂ug w艂asnych upodoba艅 - przed po艂udniem spacerowa膰 po mie艣cie, a wieczorem bywa膰 w ogrodach i modnych lokalach. Mog艂aby艣 buszowa膰 do woli po sklepach i dogadza膰 swoim r贸偶nym zachciankom. Niewykluczone, 偶e nawet odbywa艂aby艣 z nim konne przeja偶d偶ki, gdyby tylko przysz艂o mu do g艂owy kupi膰 ci odpowiedniego wierzchowca. Desiree w ge艣cie rozpaczy wyrzuci艂a ramiona do g贸ry.

- To prawda, Helen, ale sta艂abym si臋... kobiet膮 upad艂膮, osob膮 pogardzan膮 przez spo艂ecze艅stwo.

- A czy my, nauczycielki, cieszymy si臋 wielkim powa偶aniem w spo艂ecze艅stwie?

Pytanie Helen wstrz膮sn臋艂o Desiree. Nieraz sama si臋 nad nim zastanawia艂a i zar贸wno przedtem, jak i teraz nie znajdowa艂a na nie odpowiedzi. Helen wyrazi艂a jedynie g艂o艣no jej w艂asne w膮tpliwo艣ci, ale najdelikatniej m贸wi膮c, by艂a to bardzo denerwuj膮ca uwaga.

- Ale porzu膰my ten temat i pom贸wmy o twoich urodzinach - zaproponowa艂a Helen. - Mam tu dla ciebie ma艂y prezencik. - Wsadzi艂a r臋k臋 do ukrytej w fa艂dach sukni kieszeni i wyci膮gn臋艂a z niej pude艂eczko. - Wszystkiego najlepszego, moja droga.

Desiree spojrza艂a na prezent w r臋ku przyjaci贸艂ki i 艂zy wzruszenia nap艂yn臋艂y jej do oczu.

- Och, nie musia艂a艣...

- Naturalnie, 偶e musia艂am - odrzek艂a cicho Helen. - To nic wielkiego. Drobia偶d偶ek, kt贸ry dla ciebie sama zrobi艂am, nie musisz wi臋c p艂aka膰. O rety, dzwonek na kolacj臋.

Desiree westchn臋艂a. Pora posi艂k贸w u pani Guarding by艂a rzecz膮 艣wi臋t膮. Kiedy prze艂o偶ona poci膮ga艂a za dzwonek, wszyscy bez wyj膮tku porzucali zaj臋cia i 艣pieszyli do jadalni.

Prze艂o偶ona nie tolerowa艂a sp贸藕nie艅. Poniewa偶 rozmowa z Helen troch臋 si臋 przeci膮gn臋艂a, Desiree nie starczy艂o czasu, 偶eby p贸j艣膰 na g贸r臋 do swego pokoju i schowa膰 podarunek. Nie mia艂a te偶 w swojej sukni odpowiedniej kieszeni, jak Helen.

- W艂贸偶 go na razie do szafki na przybory szkolne - podsun臋艂a jej przyjaci贸艂ka. - Wr贸cisz po niego, gdy zjemy kolacj臋.

- Dobry pomys艂 - zgodzi艂a si臋 Desiree. - Nikt go tu z pewno艣ci膮 nie b臋dzie szuka艂.

Po tych s艂owach ostro偶nie wsun臋艂a cenne pude艂eczko w g艂膮b szafki i zamkn臋艂a drzwiczki.

- Dzi臋kuj臋 ci, Helen. Naprawd臋 nie wiem, co bym bez ciebie pocz臋艂a.

W przeciwie艅stwie do innych szk贸艂 z internatem, gdzie potrawy by艂y cz臋sto niejadalne, posi艂ki na pensji pani Guarding by艂y smaczne i urozmaicone. Pani Guarding wielokrotnie powtarza艂a, 偶e niedo偶ywienie 藕le wp艂ywa na funkcjonowanie m贸zgu, a to z kolei odbija si臋 na wynikach nauki uczennic, kt贸rych umys艂owy rozw贸j by艂 g艂贸wn膮 trosk膮 prze艂o偶onej. W realizacji tego zadania wielk膮 pomoc膮 dla pani Guarding by艂a do艣wiadczona kucharka, postrach wszystkich handlarzy 偶ywno艣ci膮 w okolicy. Lepiej by艂o nie mie膰 z ni膮 do czynienia, gdy odkry艂a, 偶e kt贸ry艣 ze sprzedawc贸w usi艂owa艂 wcisn膮膰 jej nie艣wie偶y towar.

Dzisiejsza kolacja sk艂ada艂a si臋 z zapiekanki z kurczaka, chleba i gotowanych kartofli. Na deser podano krem jajeczny i owoce. Dziewcz臋ta siedzia艂y wzd艂u偶 d艂ugich drewnianych sto艂贸w, z nauczycielk膮 u ka偶dego szczytu. Dozwolone by艂o rozmawia膰 przy jedzeniu, ale nie tolerowano sprzeczek i podniesionego g艂osu. Pani Guarding przychodzi艂a do jadalni na ka偶dy posi艂ek, by przewodzi膰 dziewcz臋tom w modlitwie. Zazwyczaj te偶, je偶eli nie mia艂a pilniejszych zaj臋膰, zasiada艂a z nimi do sto艂u. Wyj膮tkiem by艂y dni, kiedy go艣ci艂a znaczniejsz膮 osob臋 z okolicy lub rodzic贸w uczennic. W贸wczas jad艂a z go艣ciem w prywatnym apartamencie.

Tego wieczoru pani Guarding r贸wnie偶 spo偶ywa艂a posi艂ek u siebie, ale Desiree nie musia艂a si臋 wysila膰, aby zgadn膮膰, kto dzisiaj bawi u prze艂o偶onej. Dostrzeg艂a ju偶 na dziedzi艅cu pow贸z lorda Perry'ego. Desiree wiedzia艂a, 偶e po kolacji z pani膮 Guarding lord Perry, jak zawsze, porozmawia czas jaki艣 ze sw膮 c贸rk膮, po czym odjedzie z powrotem do Londynu.

Podczas minionego roku stosunki Desiree z Elizabeth niewiele si臋 zmieni艂y. Wydawa艂o si臋, 偶e dziewczyna postawi艂a sobie za cel zatru膰 偶ycie nauczycielce. W dalszym ci膮gu przeszkadza艂a na lekcjach i zachowywa艂a si臋 butnie i arogancko. Desiree zdawa艂a sobie jednak spraw臋, 偶e to w艂a艣nie ona padnie ofiar膮, je偶eli dojdzie mi臋dzy nimi do ostrego konfliktu. Ta my艣l dzia艂a艂a na ni膮 hamuj膮co i dlatego ignorowa艂a wyskoki panny Perry i dalej prowadzi艂a lekcje, jak gdyby nic nie zasz艂o. Taka sytuacja nie sprzyja艂a utrzymaniu dobrej atmosfery w klasie ani w艂a艣ciwym relacjom mi臋dzy nauczycielk膮 a wychowankami.

Po sko艅czonej kolacji dziewcz臋ta wsta艂y z miejsc i cicho odesz艂y od sto艂贸w. Desiree podnios艂a si臋 r贸wnie偶. Zamierza艂a uda膰 si臋 prosto do swego pokoju, kiedy nagle przypomnia艂a sobie o prezencie od Helen. Zawaha艂a si臋 przez moment; chcia艂a unikn膮膰 spotkania z lordem Perrym i zastanawia艂a si臋 gdzie on w tej chwili mo偶e by膰. Po namy艣le dosz艂a do wniosku, 偶e nada艂 bawi w apartamencie pani Guarding. Zazwyczaj prze艂o偶ona 偶yczy艂a osobi艣cie wychowankom dobrej nocy. Fakt, 偶e dzi艣 wiecz贸r z艂ama艂a t臋 zasad臋, 艣wiadczy艂 o tym, 偶e wci膮偶 jest zaj臋ta go艣ciem. Uspokojona Desiree postanowi艂a zaj艣膰 do klasy po schowane w szafce pude艂eczko.

Rzadko wraca艂a do szkolnych pomieszcze艅 po zapadni臋ciu zmroku. Skrzyd艂o, w kt贸rym odbywa艂y si臋 zaj臋cia, by艂o ca艂kowicie oddzielone od reszty szko艂y i usytuowane w odleg艂ym ko艅cu budynku. Chocia偶 nie nale偶a艂a do os贸b strachliwych ani obdarzonych wybuja艂膮 wyobra藕ni膮, nie lubi艂a chodzi膰 sama wieczorem po pustych korytarzach. W tej chwili nawet g艂uchy odg艂os jej w艂asnych krok贸w na drewnianej pod艂odze napawa艂 j膮 l臋kiem. Na dodatek zewsz膮d otacza艂y j膮 ciemno艣ci. Jedynie zimny blask ksi臋偶yca w pe艂ni i w膮t艂y p艂omie艅 艣wiecy o艣wietla艂y drog臋.

Westchn臋艂a z ulg膮, kiedy wreszcie dotar艂a na miejsce. Otwieraj膮c drzwi, zatrzyma艂a si臋 przez sekund臋 na progu. Zna艂a rozmieszczenie biurek i innych mebli, ale czu艂a l臋k przed daniem kroku w g艂膮b mrocznego pokoju. Trzymaj膮c ogarek wysoko w g贸rze, ostro偶nie post膮pi艂a naprz贸d.

Odnalaz艂a w ko艅cu w艂a艣ciw膮 szafk臋. Postawi艂a 艣wiec臋 w rogu biurka i pochyli艂a si臋, aby otworzy膰 drzwiczki. Wsadzi艂a r臋k臋 do 艣rodka, aby odszuka膰 schowany przedmiot. W tym momencie us艂ysza艂a s艂owa wym贸wione niskim przeci膮g艂ym g艂osem, kt贸ry przerazi艂 j膮 bardziej ni偶 wszystkie ciemne pokoje i chybotliwe cienie, jakich kiedykolwiek si臋 ba艂a w 偶yciu.

- Dobry wiecz贸r.

Desiree poczu艂a lodowaty dreszcz. Serce zacz臋艂o jej bi膰 przy艣pieszonym, nier贸wnym rytmem. Lord Perry! Widocznie szed艂 za ni膮 od jadalni. Dziwne, 偶e nie s艂ysza艂a jego krok贸w. Musia艂 skrada膰 si臋 na palcach - nie chcia艂 si臋 przedwcze艣nie ujawnia膰 - ani przed ni膮, ani przed nikim innym. Desiree wyprostowa艂a si臋 powoli, usi艂uj膮c za wszelk膮 cen臋 zachowa膰 spok贸j.

- Dobry wiecz贸r, lordzie Perry. Sta艂 na progu ze 艣wiec膮 w r臋ku. Chwiejny p艂omie艅 rzuca艂 ciep艂e refleksy na jego przystojn膮 m臋sk膮 twarz.

- Jak mi艂o widzie膰, 偶e jest pani sama. Ju偶 dawno zamierza艂em spotka膰 si臋 z pani膮 bez 艣wiadk贸w.

Desiree zdo艂a艂a ju偶, chocia偶 z trudem, opanowa膰 nerwowe dr偶enie. Wyraz oczu lorda nie pozostawia艂 z艂udze艅 co do ego intencji. Dostrzeg艂a to nawet w s艂abym blasku 艣wiecy.

- Zachodz臋 w g艂ow臋 dlaczego, milordzie.

- Nie domy艣la si臋 pani? - Rozci膮gn膮艂 usta w drwi膮cym u艣miechu. - Wydawa艂o mi si臋, 偶e zd膮偶y艂em ju偶 da膰 to pani wyra藕nie do zrozumienia.

- My艣l臋, 偶e najlepiej b臋dzie, je偶eli pan st膮d wyjdzie - poprosi艂a cichym g艂osem Desiree. - Nie wypada, aby zobaczono nas razem.

- Ale ja, drogie dziecko, d艂ugo czeka艂em na podobn膮 okazj臋. Mam nadziej臋, 偶e skoro ju偶 tutaj jeste艣my, nie odm贸wi mi pani kilku minut rozmowy.

- Chce pan rozmawia膰 ze mn膮 o Elizabeth?

- O Elizabeth? Dobry Bo偶e, nie. Jak na razie mam ju偶 do艣膰 rozmowy ze sw膮 c贸rk膮. Jest z niej, w najlepszym przypadku, rozpuszczone dziewczynisko. Zachowuje si臋 impertynencko. My艣l臋, 偶e kto jak to, ale pani wie o tym najlepiej.

Desiree straci艂a nadziej臋 na pomy艣lny obr贸t sytuacji.

- Milordzie?

- Prosz臋, porzu膰my ju偶 ten temat, panno Nash. W rozmowie ze mn膮 nie musi pani owija膰 rzeczy w bawe艂n臋. Elizabeth jest ma艂膮 wied藕m膮, kt贸rej, jak przypuszczam, uprzykrzanie pani 偶ycia sprawia wielk膮 przyjemno艣膰. To jej matka jest temu winna. Wychowa艂a j膮 na swoj膮 mod艂臋.

Nieprzychylny spos贸b, w jakim lord Perry scharakteryzowa艂 偶on臋 i c贸rk臋, jeszcze bardziej zrazi艂 do niego Desiree.

- O czym wobec tego chce pan ze mn膮 m贸wi膰, je偶eli nie o Elizabeth?

Lord Perry post膮pi艂 krok do przodu i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.

- Pragn臋 porozmawia膰 z pani膮, Desiree, o tym, co zrobi膰, aby ociepli膰 nasze stosunki. S膮 zbyt ch艂odne, jak na m贸j gust.

L臋k ogarn膮艂 Desiree.

- Nas nic nie 艂膮czy.

- To w艂a艣nie mnie martwi. Nie myli艂a si臋 co do zamiar贸w lorda Perry'ego. Dobrze odczyta艂a wyraz jego oczu. Szed艂 za ni膮 w okre艣lonym celu i je偶eli ona nie zrobi niczego, by temu zapobiec, to b臋dzie pr贸bowa艂 wzi膮膰 j膮 si艂膮, tutaj, w ciemno艣ciach opustosza艂ej klasy.

Pomimo strachu Desiree odczu艂a jednocze艣nie gniew i obrzydzenie. Jakim prawem ten cz艂owiek traktuje j膮 w taki spos贸b? Czy on my艣li, 偶e skoro jest nauczycielk膮 i kobiet膮 stoj膮c膮 ni偶ej od niego w spo艂ecznej hierarchii, to niczego nie czuje i on mo偶e z ni膮 zrobi膰, co mu si臋 tylko podoba? Jak on 艣mie tak otwarcie j膮 lekcewa偶y膰?

Desiree rozejrza艂a si臋 szybko po pokoju, staraj膮c si臋 przenikn膮膰 wzrokiem ciemno艣ci i znale藕膰 spos贸b wydostania si臋 z pu艂apki. Gdyby klasa by艂a lepiej o艣wietlona, rzuci艂aby si臋 p臋dem do drzwi, ale w tym mroku mog艂a zahaczy膰 nog膮 o krzes艂o b膮d藕 wpa艣膰 na st贸艂. Poza tym, lord Perry zagradza艂 jej drog臋 swoj膮 osob膮. W tej sytuacji zostawa艂o jej tylko jedno wyj艣cie.

- B臋d臋 krzycze膰 - zagrozi艂a - je偶eli pan tylko odwa偶y si臋 mnie tkn膮膰.

- Zgad艂a pani, to w艂a艣nie zamierzam zrobi膰 - wyszepta艂. - Nie s膮dz臋 jednak, aby艣 spe艂ni艂a swoj膮 gro藕b臋. Wiem, 偶e w gruncie rzeczy wcale nie pragniesz stawia膰 mi oporu, Desiree.

- Nazywam si臋 panna Nash.

- Ale偶 tak, jestem przekonany, 偶e mam racj臋, wyczyta艂em to w twoich oczach, Desiree. Dobrze wiem, co takie spojrzenie znaczy.

- Prosz臋 si臋 do mnie nie zbli偶a膰!

- Nikt ci nie uwierzy, je艣li b臋dziesz twierdzi膰, 偶e pr贸bowa艂a艣 si臋 broni膰 - orzek艂 lord Perry, robi膮c kolejny krok do przodu i stawiaj膮c 艣wiec臋 na biurku. - B臋d膮 uwa偶ali, 偶e to ty mnie do tego sprowokowa艂a艣. Zreszt膮 nie masz powodu si臋 opiera膰. Jestem w stanie uczyni膰 twoje 偶ycie bardzo przyjemnym, Desiree. Jestem bogatym cz艂owiekiem. Mog臋 da膰 ci wszystko, czego tylko zapragniesz. Ale je偶eli b臋dziesz si臋 opiera艂a...

To sta艂o si臋 tak szybko, 偶e Desiree nie zd膮偶y艂a si臋 nawet przygotowa膰. Lord Perry skoczy艂 do niej jednym susem. Si臋gn膮艂 do stanika sukni i rozerwa艂 go jednym szarpni臋ciem.

- Nie!

- B臋dziesz moja - zapowiedzia艂 g艂osem nabrzmia艂ym z po偶膮dania. Obj膮艂 j膮 mocno ramieniem w pasie i przyci膮gn膮艂 do siebie. - Chod藕, niech zakosztuj臋 s艂odyczy twoich ust.

Rozw艣cieczona do ostatecznych granic Desiree pr贸bowa艂a wyrwa膰 si臋 z jego u艣cisku. Wykr臋ca艂a si臋, wi艂a, usi艂uj膮c go uderzy膰, ale on by艂 od niej znacznie silniejszy.

- Wiedz, ma艂a j臋dzo, 偶e tw贸j up贸r tylko mnie bardziej podnieca. Nie pozwol臋 ci si臋 podrapa膰. - Popchn膮艂 Desiree i przypar艂 do 艣ciany. Jedn膮 r臋k膮 chwyci艂 j膮 za nadgarstki i wykr臋ci艂 do ty艂u ramiona. Jednocze艣nie woln膮 r臋k膮 rozchyli艂 na boki stanik. - Pi臋kne... - szepn膮艂 chrapliwie. - Jakie... cudownie pi臋kne.

Desiree straci艂a poczucie czasu. Nigdy, w ca艂ym swoim 偶yciu, nie czu艂a si臋 do tego stopnia sponiewierana i upokorzona. Kiedy wargi lorda Perry'ego dotkn臋艂y jej szyi, wstrz膮sn臋艂a si臋 z odrazy. Poczuwszy, 偶e m臋偶czyzna zaczyna manipulowa膰 przy spodniach, otworzy艂a usta do krzyku, ale nim zd膮偶y艂a wyda膰 z siebie g艂os, lord Perry zamkn膮艂 jej wargi 偶ar艂ocznym poca艂unkiem.

Niespodziewanie trzask otwieranych drzwi rozleg艂 si臋 echem w jej g艂owie. - Panno Nash!

Przepojony groz膮 g艂os dyrektorki zabrzmia艂 w ciemnym pokoju niczym huk piorunu. Gdy lord Perry przerwa艂 poca艂unek, Desiree odwr贸ci艂a si臋 i z trwog膮 spojrza艂a na stoj膮c膮 w drzwiach grupk臋 kobiet. By艂y to pani Guarding i Helen de Coverdale; z ty艂u, za nimi, kry艂y si臋 Elizabeth Perry oraz Isabel Hewton.

- Jak wida膰, zostali艣my odkryci, moja droga - stwierdzi艂 z pozorn膮 oboj臋tno艣ci膮 lord Perry. Drastyczno艣膰 sytuacji zdawa艂a si臋 zupe艂nie go nie kr臋powa膰. Z wolna, bez po艣piechu - takie przynajmniej robi艂 wra偶enie - pu艣ci艂 r臋ce Desiree. - Uprzedza艂am pani膮, 偶e bezpieczniej b臋dzie, je艣li spotkamy si臋 w jej pokoju, ale pani by艂o zbyt pilno.

Desiree zdusi艂a w piersi okrzyk oburzenia. Ca艂a krew uciek艂a jej z twarzy.

- Jak pan mo偶e tak zmy艣la膰! To pod艂o艣膰... Nigdy nie powiedzia艂am...

- Panno Nash, niech pani doprowadzi sukni臋 do porz膮dku - przerwa艂a ostro pani Guarding. - Pom贸wimy p贸藕niej. - Odwr贸ci艂a si臋 do stoj膮cych za ni膮 uczennic.

- Wracajcie obydwie do swoich pokoj贸w, i to natychmiast!

Dziewczynki oddali艂y si臋 z oci膮ganiem. Desiree si臋gn臋艂a r臋kami do podartego stanika sukni. Powaga sytuacji powoli zacz臋艂a dociera膰 do jej 艣wiadomo艣ci.

- Pani Guarding, prosz臋...

- Lordzie Perry, by艂abym wdzi臋czna, gdyby pan zechcia艂 poczeka膰 na mnie w moim gabinecie - sucho zwr贸ci艂a si臋 do艅 prze艂o偶ona.

Lord Perry poprawi艂 krawat i u艣miechn膮艂 si臋 do niej blado.

- Zgodnie z 偶yczeniem, szanowna pani. - Nast臋pnie odwr贸ci艂 si臋 do Desiree i 偶eby j膮 ju偶 ostatecznie upokorzy膰, sk艂oni艂 si臋 przed ni膮 szarmancko.

- Uni偶ony s艂uga, panno Nash. Desiree przymkn臋艂a oczy z odraz膮. Odwr贸ci艂a si臋 ty艂em do lorda Perry'ego, usi艂uj膮c powstrzyma膰 podp艂ywaj膮c膮 jej do gard艂a fal臋 md艂o艣ci.

Skoro tylko m臋偶czyzna opu艣ci艂 pok贸j, pani Guarding westchn臋艂a ci臋偶ko i rzek艂a:

- Prosz臋 uda膰 si臋 do swego pokoju, panno Nash. Oczekuj臋 pani膮 w swym salonie za p贸艂 godziny. Prosz臋 o punktualno艣膰.

- Pani Guarding...

- Panno de Coverda鈥檈, niech pani b臋dzie tak dobra i pomo偶e pannie Nash.

Ton dyrektorki wyklucza艂 jak膮kolwiek dyskusj臋. Desiree zwiesi艂a g艂ow臋, przej臋ta wstydem. Pr贸bowa艂a wyobrazi膰 sobie, co czu艂a pani Guarding, gdy zasta艂a j膮 w ciemnym pokoju w nami臋tnym u艣cisku z ojcem jej uczennicy. Nie mia艂o znaczenia, 偶e ten cz艂owiek zamierza艂 j膮 zgwa艂ci膰. A poniewa偶 lord Perry by艂 wielkim panem, a Desiree tylko zwyk艂膮 nauczycielk膮, nikt nie oka偶e jej lito艣ci. To ona poniesie wszystkie konsekwencje tego incydentu. To j膮 otoczenie uzna za winn膮, i j膮, a nie jego, b臋dzie wytyka膰 palcami.

Na dodatek 艣wiadkami tej gorsz膮cej sceny by艂y dwie pensjonarki, co pogarsza艂o spraw臋 i uniemo偶liwia艂o wszelkie korzystniejsze wyj艣cie z sytuacji. Desiree nie mia艂a z艂udze艅. Wiedzia艂a, 偶e Elizabeth Perry rozpowie o tym wydarzeniu wszystkim dziewcz臋tom w szkole. B臋dzie sko艅czona w oczach uczennic na zawsze. Nie ma po co d艂u偶ej zostawa膰 w szkole pani Guarding.

Desiree poczu艂a, 偶e kto艣 owija jej ramiona mi臋kkim szalem. Unios艂a g艂ow臋 i napotka艂a spojrzenie Helen.

- Dobrze si臋 czujesz? - zapyta艂a wstrz膮艣ni臋ta do g艂臋bi przyjaci贸艂ka.

Desiree skin臋艂a g艂ow膮 twierdz膮co, ale z jej oczu wyziera艂 l臋k.

- To nie by艂o tak, jak si臋 wydawa艂o - - szepn臋艂a 偶a艂o艣nie.

- Mylisz si臋, Desiree. To by艂o dok艂adnie tak, jak si臋 wydawa艂o - odpar艂a Helen. - Obawiam si臋, 偶e wnioski b臋d膮 znacznie odbiega膰 od prawdy. Chod藕, moja droga. Czeka ci臋 rozmowa z pani膮 Guarding. Musisz si臋 do niej przygotowa膰.

Rozmowa mia艂a miejsce w zacisznym saloniku prze艂o偶onej, a jej przebieg potwierdzi艂 jedynie przypuszczenia Desiree. Ton starszej pani m贸wi艂 wyra藕nie, 偶e prze艂o偶ona ubolewa g艂臋boko nad okoliczno艣ciami, kt贸re zmusi艂y j膮 do tego spotkania, ale nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e wynik mo偶e by膰 tylko jeden.

- Prosz臋 mi wierzy膰, 偶e jest mi niezmiernie przykro z tego powodu, panno Nash - t艂umaczy艂a si臋 cicho prze艂o偶ona - ale bior膮c pod uwag臋 okoliczno艣ci, nie mam innego wyj艣cia, jak pani膮 zwolni膰.

Desiree, siedz膮c naprzeciw na obitej wyp艂owia艂ym perkalem kanapie, popatrzy艂a prze艂o偶onej prosto w oczy.

- Zapewniam pani膮, pani Guarding, 偶e nie prowokowa艂am lorda Perry'ego. Prosz臋 mi wierzy膰. Posz艂am do klasy po kolacji, aby wyj膮膰 z szafki prezent urodzinowy od panny de Coverdale, kt贸ry tam przedtem schowa艂am. On, lord Perry, musia艂 widocznie mnie 艣ledzi膰. Szed艂 prawdopodobnie na palcach, bo nie s艂ysza艂am jego krok贸w. Dopiero gdy si臋 odezwa艂, zda艂am sobie spraw臋 z jego obecno艣ci. Odwr贸ci艂am si臋 i zobaczy艂am, 偶e stoi w progu. Przysi臋gam, na wszystko co naj艣wi臋tsze, 偶e tak w艂a艣nie by艂o, jak m贸wi臋.

Pani Guarding przeci膮gle westchn臋艂a. Desiree zdawa艂o si臋, 偶e z 偶alem i wsp贸艂czuciem.

- Czy pani jest winna, czy nie, to ju偶 teraz nie ma 偶adnego znaczenia, panno Nash. Fakt pozostaje faktem; zosta艂a pani przy艂apana z lordem Perrym w kompromituj膮cej sytuacji. 艢wiadkami tej sceny opr贸cz mnie by艂a inna nauczycielka oraz dwie pensjonarki.

- Z kt贸rych jedna nie ukrywa swej g艂臋bokiej niech臋ci do mnie - zauwa偶y艂a Desiree.

- Nie zaprzeczam, 偶e w istocie tak jest, panno Nash. Ale, jak pani dobrze wie, z powodu zadra偶nie艅, jakie istniej膮 mi臋dzy pani膮 a pann膮 Perry, to co si臋 sta艂o dzisiejszego wieczoru, czyni pani sytuacj臋 jeszcze bardziej dramatyczn膮.

S艂owa dyrektorki zabrzmia艂y w uszach Desiree jak d藕wi臋k pogrzebowego dzwonu.

- W jaki spos贸b mog艂abym pani膮 przekona膰 o swej niewinno艣ci?

Pani Guarding podnios艂a si臋 wolno z siedzenia. Wci膮偶 jeszcze by艂a przystojn膮 kobiet膮, cho膰 艣lady dawnej urody przyt艂umi艂 majestat dojrza艂ej kobieco艣ci. Oczy nadal l艣ni艂y m艂odzie艅czym blaskiem - i patrzy艂y jak dawniej - bystro i przenikliwie.

- Obawiam si臋, 偶e niczyje s艂owa nie s膮 ju偶 w stanie zaradzi膰 sytuacji - odpar艂a. - Lord Perry nie r贸偶ni si臋 od wielu innych m臋偶czyzn ze swego 艣rodowiska i cho膰 oburza mnie to do g艂臋bi, dobrze wiem, 偶e w tym 艣wiecie sp贸r mi臋dzy kobiet膮 a m臋偶czyzn膮, takim jak ten hrabia, zawsze ko艅czy si臋 kl臋sk膮 tej pierwszej. Uczennice b臋d膮 plotkowa膰, panno Nash, i to jest najwi臋kszy problem. Jak dwa plus dwa r贸wna si臋 cztery, Elizabeth czy Isabel rozpowiedz膮 o tym wydarzeniu. Nie b臋d膮 milcza艂y, a skoro wie艣膰 o tym co jest nieuniknione - dotrze do rodzic贸w innych pensjonarek, zaczn膮 si臋 pytania i wytykanie palcem.. Zatrzymywa膰 pani膮 tutaj, znaczy艂oby przymkn膮膰 oczy na to, co si臋 sta艂o. - Pani Guarding przerwa艂a na chwil臋. - Musz臋 my艣le膰 o dobrym imieniu szko艂y. Mam nadziej臋, 偶e mnie pani zrozumie. 呕yj臋 d艂u偶ej na tym 艣wiecie od pani i wiem, jacy ludzie potrafi膮 by膰 okrutni. Wie艣膰 o incydencie szybko rozniesie si臋 po okolicy, a samo wydarzenie zostanie z czasem wyolbrzymione i zniekszta艂cone do tego stopnia, 偶e zakasuje wszystko, co si臋 dotychczas tu dzia艂o.

- Pani Guarding - z rozpacz膮 zwr贸ci艂a si臋 do niej Desiree - ostatnie sze艣膰 lat by艂y dla mnie bardzo szcz臋艣liwym okresem. Pracowa艂am z kobietami wykszta艂conymi i inteligentnymi, takimi jak pani, i pr贸bowa艂am przekazywa膰 to, co sama umia艂am, spragnionym wiedzy m艂odym dziewcz臋cym umys艂om. Nie wyobra偶am sobie, 偶e jakakolwiek inna praca b臋dzie w stanie da膰 mi wi臋ksz膮 satysfakcj臋 ni偶 obecna.

Pani Guarding skin臋艂a g艂ow膮 ze zrozumieniem. Siwe pasemka w jej w艂osach l艣ni艂y jak srebro w 艂agodnym blasku 艣wiecy.

- Jest pani doskona艂膮 nauczycielk膮, panno Nash, i to czyni moj膮 decyzj臋 tym bardziej dla mnie przykr膮. Spodziewam si臋, 偶e bior膮c pod uwag臋 okoliczno艣ci, zrozumie pani powody, dla kt贸rych nie mog臋 pani d艂u偶ej u siebie zatrudnia膰 ani te偶 zaopatrzy膰 w niezb臋dne referencje.

Desiree splot艂a r臋ce na kolanach, aby powstrzyma膰 ich dr偶enie. Nie, nie mog艂a zrozumie膰. Nie mog艂a zrozumie膰 ani zaakceptowa膰 faktu, 偶e sze艣膰 lat jej ofiarnej nauczycielskiej pracy przesta艂o si臋 nagle liczy膰. Brutalny czyn aroganckiego lorda w jednej sekundzie zniszczy艂 jej dobre imi臋 i przekre艣li艂 perspektywy na przysz艂o艣膰.

- Czy ma pani dok膮d p贸j艣膰, panno Nash? - zapyta艂a cichym g艂osem pani Guarding. - Jak膮艣 rodzin臋, u kt贸rej mog艂aby si臋 pani zatrzyma膰, zanim znajdzie pani now膮 posad臋?

Desiree potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Nie. Nie... mam nikogo. Pani Guarding westchn臋艂a.

- Tego si臋 w艂a艣nie obawia艂am. Dlatego te偶 zawsze mam par臋 groszy w zanadrzu na tak膮 okoliczno艣膰. - Podesz艂a do biurka, zdj臋艂a kluczyk z k贸艂eczka przy pasku i otworzy艂a doln膮 szuflad臋. Wyci膮gn臋艂a z niej ma艂y aksamitny woreczek i w艂o偶y艂a go w r臋k臋 Desiree. - Niewielka to kwota, ale pomo偶e pani przetrzyma膰 pierwsze dni. Prosz臋 zapomnie膰 o jej zwrocie.

Desiree spojrza艂a na woreczek i 艂zy wzruszenia zakr臋ci艂y si臋 w jej oczach. Tyle chcia艂a powiedzie膰, wyt艂umaczy膰, ale czy jakiekolwiek s艂owa by艂yby w stanie zmieni膰 jej sytuacj臋?

- Jest pani... bardzo uprzejma, pani Guarding - wykrztusi艂a w ko艅cu. - Dzi臋kuj臋 pani.

Rozumiej膮c, 偶e rozmowa dobieg艂a ko艅ca, Desiree podnios艂a si臋 z kanapy i skierowa艂a w stron臋 drzwi.

- Panno Nash - zatrzyma艂a j膮 nagle starsza pani - nie musi pani od razu si臋 wyprowadza膰. Mo偶e pani zosta膰 u mnie jeszcze przez kilka dni. Mam nadziej臋, 偶e w tym czasie uda si臋 pani znale藕膰 nowe zaj臋cie.

Desiree u艣miechn臋艂a si臋 z przymusem.

- Dzi臋kuj臋, pani Guarding, ale my艣l臋, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li wyjad臋 jak najszybciej. Wie艣膰 o incydencie szybko si臋 rozniesie, a pani, zgodnie ze swym wcze艣niejszym stwierdzeniem, musi przecie偶 dba膰 o dobre imi臋 szko艂y. I,.. chocia偶 zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e mojej sytuacji nic ju偶 nie zmieni, chc臋, aby pani wiedzia艂a, 偶e w tym... co si臋 sta艂o dzi艣 wiecz贸r, naprawd臋 nie by艂o mojej winy.

Starsza pani spojrza艂a na Desiree. W jej 艂agodnych niebieskich oczach zal艣ni艂a mgie艂ka smutku.

- Je偶eli to mo偶e by膰 dla pani jak膮kolwiek pociech膮, panno Nash, to ani przez chwil臋 w ni膮 nie wierzy艂am.

Desiree nie zmru偶y艂a oka tej nocy. Le偶a艂a w 艂贸偶ku w pokoiku na ostatnim pi臋trze budynku pogr膮偶ona w ponurych my艣lach. Szczeg贸lnym l臋kiem nape艂nia艂a j膮 wizja najbli偶szej przysz艂o艣ci. Odchodzi ze szko艂y wyrzucona, okryta ha艅b膮, bez referencji. A bez nich nie ma mowy o posadzie nauczycielki w dobrej szkole lub zaj臋ciu w jakiej艣 przyzwoitej rodzinie. Nawet gdyby zdecydowa艂a si臋 zosta膰 guwernantk膮, musi przed艂o偶y膰 list polecaj膮cy od swego ostatniego pracodawcy. Problem polega艂 na tym, 偶e pierwsz膮 prac膮 Desiree by艂a posada u pani Guarding, a ona, niestety, odm贸wi艂a jej rekomendacji.

T艂umi膮c szloch, Desiree przewr贸ci艂a si臋 na plecy i wpatrzy艂a w sufit. Co j膮 czeka po opuszczeniu szko艂y pani Guarding? Ten ma艂y ciasny pokoik by艂 przez sze艣膰 lat jej domem, a prze艂o偶ona i grono nauczycielek przyjaci贸艂mi i rodzin膮. Wszyscy z nich pe艂nili wa偶n膮 rol臋 w jej 偶yciu. Byli jego istotn膮 cz膮stk膮, kt贸ra, poczynaj膮c od dzisiejszego wieczoru, nale偶a艂a ju偶 do przesz艂o艣ci.

Jaki ma zatem wyb贸r? Desiree przejrza艂a w my艣lach domy i zak艂ady, w kt贸rych ewentualnie mog艂aby znale藕膰 zaj臋cie. W Abbot Quincey by艂o kilka sklep贸w oraz urz膮d pocztowy i zajazd. Nie mia艂a jednak ochoty pracowa膰 jako kelnerka w gospodzie. Pomy艣la艂a, 偶e mo偶e zwr贸ci si臋 do pani Hammond, by za艂atwi艂a jej prac臋 b膮d藕 w magazynie z towarami lub sklepie z tekstyliami. Mo偶e nawet poprosi miejscowego piekarza pana Westcotta.

Zaraz jednak przysz艂o otrze藕wienie. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e w najbli偶szej okolicy drzwi wszystkich lepszych dom贸w s膮 przed ni膮 zamkni臋te. Wie艣膰, 偶e panna Nash zosta艂a przy艂apana w kompromituj膮cej sytuacji w ciemnym pokoju z ojcem uczennicy pani Guarding, lotem b艂yskawicy rozniesie si臋 po okolicznych wsiach i dworkach. Czy w takich warunkach mo偶e liczy膰 na prac臋 w jakiejkolwiek przyzwoitej rodzinie czy instytucji?

No dobrze, jakie zatem pozostaje jej wyj艣cie? Gdzie jest to miejsce, w kt贸rym jej nadszarpni臋te imi臋 nie obr贸ci si臋 przeciwko niej? - zastanawia艂a si臋 Desiree. Na pewno znajdzie jakie艣 zaj臋cie na kt贸rej艣 z okolicznych farm. Na wsi zawsze potrzeba r膮k do roboty, a farmer贸w nie interesuje przesz艂o艣膰 robotnik贸w, tylko jako艣膰 wykonanej przez nich pracy. Desiree nie obawia艂a si臋 偶adnej roboty, nawet najci臋偶szej, ale przera偶a艂a j膮 nuda i monotonia bytowania na farmie. Po艣r贸d nieokrzesanych parobk贸w, pasterzy i dojarek nie znajdzie 偶adnej pokrewnej duszy ani towarzystwa na swoim poziomie. Poza tym, na wsi praca nigdy si臋 nie ko艅czy. Nawet, gdy upora si臋 z zaj臋ciami w kuchni, zawsze mo偶e j膮 wezwa膰 do innych zada艅 kucharka czy gospodyni domu, a te dwie osoby wystarcz膮, aby zamieni膰 jej 偶ycie w koszmar.

Przysz艂o艣膰 Desiree naprawd臋 przedstawia艂a si臋 nieweso艂o.

G艂owi艂a si臋 ponad godzin臋, jak rozwi膮za膰 sw贸j problem, a偶 w ko艅cu wpad艂a na pomys艂. To, 偶e nie odrzuci艂a go od razu, skoro tylko pojawi艂 si臋 w jej g艂owie, 艣wiadczy艂o dobitnie o stanie jej umys艂u. Wyb贸r by艂 jednak do tego stopnia dramatyczny, 偶e dziewczyna raptownie podnios艂a si臋 z 艂贸偶ka i zacz臋艂a chodzi膰 tam i z powrotem po pokoju.

Desiree Nash ma zosta膰 utrzymank膮?

Nie, to niemo偶liwe, przekonywa艂a siebie. Ten pomys艂 jest... zbyt absurdalny, by wyrazi膰 go nawet s艂owami. Nigdy nie da si臋 tak upodli膰, zni偶y膰 do takiej haniebnej roli. Wstrz膮sn臋艂a si臋 na sam膮 my艣l o tym, ale czy jakakolwiek wykszta艂cona, dobrze urodzona kobieta zareagowa艂aby w inny spos贸b?

Nie, musi znale藕膰 jakie艣 inne wyj艣cie. Musi si臋 jeszcze tylko troch臋 zastanowi膰.

Niestety, chocia偶 Desiree wysila艂a umys艂, jak tylko mog艂a, nie uda艂o si臋 jej wymy艣li膰 niczego m膮drego. Ilekro膰 rozwa偶a艂a jaki艣, wydawa膰 si臋 mog艂o, rozs膮dny wariant, logika m贸wi艂a nie, dostarczaj膮c licznych niepodwa偶alnych argument贸w na jego niekorzy艣膰. Przecie偶 musi znale藕膰 si臋 dla niej jakie艣 zaj臋cie. Inne ni偶 tylko... rzucanie si臋 w obj臋cia m臋偶czyzny, kt贸ry nie jest jej m臋偶em, i wed艂ug wszelkiego prawdopodobie艅stwa nigdy nim nie b臋dzie. Ale jakie偶 to ma obecnie znaczenie? Jej reputacja zosta艂a zniszczona na skutek wieczornego incydentu z lordem Perrym. Kilka os贸b by艂o 艣wiadkami, jak trzyma艂 j膮 w obj臋ciach.

Ale to by艂 tylko niefortunny zbieg okoliczno艣ci, odezwa艂 si臋 w jej g艂owie cichy g艂os. B艂膮d: Znasz prawd臋 i pani Guarding r贸wnie偶 j膮 zna.

Tak jest, rzeczywi艣cie, pomy艣la艂a pos臋pnie Desiree, ale czy jej w艂asne zdanie i opinia prze艂o偶onej b臋dzie si臋 liczy艂o w ca艂o艣ci sprawy? Kiedy wie艣膰 o wydarzeniu rozniesie si臋 po okolicy, ludzie wyci膮gn膮 w艂asne wnioski, kt贸re - Desiree nie 艂udzi艂a si臋 ani przez moment - nie b臋d膮 dla niej korzystne. Trzeba tak偶e wzi膮膰 pod uwag臋, 偶e w razie dochodzenia lord Perry wyprze si臋 wszystkiego. Pozna艂a go ju偶 na tyle, by wiedzie膰, 偶e b臋dzie pierwszym, kt贸ry o艣wiadczy, i偶 Desiree celowo zwabi艂a go do klasy i by艂a powolna jego 偶膮daniom... a偶 do momentu, kiedy ich odkryto. Wtedy dopiero zacz臋艂a krzycze膰 o pod艂o艣ci. Czy偶 nie tak w艂a艣nie si臋 t艂umaczy艂 tego samego wieczoru, gdy pani Guarding indagowa艂a go w tej sprawie?

Z chwil膮 gdy pierwszy brzask rozja艣ni艂 granatowe niebo, Desiree podj臋艂a ostateczn膮 decyzj臋. Podesz艂a do biurka, wyci膮gn臋艂a papier i atrament i napisa艂a list. Je偶eli z艂o偶ona w nim propozycja zostanie przyj臋ta, jej 偶ycie zupe艂nie si臋 odmieni. Nie zastanawia艂a si臋 d艂ugo ani nad tre艣ci膮, ani nad form膮 listu - nie dobiera艂a s艂贸w. Wiedzia艂a, 偶e je艣li b臋dzie zbyt d艂ugo si臋 namy艣la膰, to z ca艂膮 pewno艣ci膮 odst膮pi od zamiaru. Gdy go ju偶 napisa艂a i wys艂a艂a, wr贸ci艂a do pokoju, usiad艂a na 艂贸偶ku i przymkn臋艂a oczy, oddaj膮c si臋 rozpaczy.

Ko艣ci zosta艂y rzucone. Nie mog艂a ju偶 si臋 wycofa膰, nawet gdyby chcia艂a.

Odpowied藕 nadesz艂a po trzech dniach. List by艂 skre艣lony pewn膮 m臋sk膮 r臋k膮 na eleganckim papierze kremowego koloru. S艂u偶膮cy w liberii wr臋czy艂 go Desiree osobi艣cie. Tre艣膰 by艂a kr贸tka i rzeczowa.

Nadawca listu pisa艂, 偶e z przyjemno艣ci膮 przyjmie do siebie m艂od膮 kobiet臋, w charakterze, o kt贸rym nadmieni艂a. Prosi tylko, by sama postara艂a si臋 o transport do Bredington. Reszt膮 on sam si臋 zajmie. List podpisany by艂 jednym s艂owem.

Buckworth鈥.

ROZDZIA艁 TRZECI

Sebastian Moore sta艂 w niedba艂ej pozie z r臋kami za艂o偶onymi do ty艂u przed wysokim oknem gabinetu w Bredington. Rozlu藕niony i spokojny spogl膮da艂 na rysuj膮ce si臋 w oddali pag贸rki. Ten my艣liwski domek od dawna stanowi艂 jego ulubiony azyl. By艂 w艂asno艣ci膮 jego przyjaciela George'a Lyforda, wicehrabiego Wyndham. Sebastian pozna艂 go w sali Hay - market u Angela, dok膮d cz臋sto przyje偶d偶a艂 膰wiczy膰 si臋 w szermierce. Chocia偶 znacznie m艂odszy, Wyndham okaza艂 si臋 znakomity jako przeciwnik w ulubionym sporcie Sebastiana. W kr贸tkim czasie zostali przyjaci贸艂mi.

Pewnego razu Wyndham zaprosi艂 Sebastiana na weekend, na wie艣, do domku my艣liwskiego po艂o偶onego w艣r贸d g臋stych las贸w. Sebastian, kt贸ry korzysta艂 z ka偶dej okazji, by wyrwa膰 si臋 z Londynu, z rado艣ci膮 przyj膮艂 zaproszenie. Wiedzia艂, 偶e okolice Bredington obfituj膮 w zwierzyn臋 i s膮 rajem dla w臋dkarzy. Niedu偶y domek skryty w艣r贸d le艣nych ost臋p贸w w pobli偶u opactwa Steepwood, zapewnia艂 cisz臋 i spok贸j i pozwala艂 zapomnie膰 o wariackim tempie 偶ycia w stolicy.

Spogl膮daj膮c w tej chwili na lasy otaczaj膮ce my艣liwsk膮 siedzib臋 hrabiego Wyndhama, Sebastian ponownie pomy艣la艂 o powodach, dla kt贸rych znalaz艂 si臋 dzisiaj w Bredington, jak te偶 o czekaj膮cym go spotkaniu. Dziwna wyda艂a mu si臋 my艣l, 偶e w wyniku sportowej zachcianki, aby pop艂yn膮膰 rzek膮 do le艣nego jeziorka w ubieg艂ym roku, zyskuje dzisiaj now膮 kochank臋.

My艣l o tym sprowadzi艂a u艣miech oczekiwania na urodziw膮 twarz Sebastiana. Podobny u艣miech pojawi艂 si臋 na jego wargach, gdy do jego londy艅skiej rezydencji nadszed艂 niezwyk艂y list. Prawd臋 m贸wi膮c, musia艂 go przeczyta膰 a偶 dwukrotnie, nim zrozumia艂, 偶e kobieta - kt贸ra przedstawi艂a si臋 jako panna Nash, a kt贸r膮 pozna艂 - pyta, czy propozycja, jak膮 zrobi艂 pewnej m艂odej osobie w lipcu zesz艂ego roku, jest nadal aktualna?

Sebastian bez trudu przypomnia艂 sobie spotkanie, a m艂od膮 kobiet臋 doskonale pami臋ta艂. Obraz, gdy wynurza艂a si臋 z wody na brzeg, by stan膮膰 w kr臋gu z艂ocistej plamy 艣wiat艂a, z ramionami uniesionymi ku s艂o艅cu, a potem widok jej wspania艂ego cia艂a, oblepionego mokr膮 koszul膮, tkwi艂 jeszcze przez d艂ugi czas w jego pami臋ci. Ale nigdy, nawet w naj艣mielszych marzeniach, nie oczekiwa艂, 偶e si臋 do niego odezwie.

Fakt, 偶e m艂oda kobieta nie zwr贸ci艂a si臋 do niego po nazwisku - a Sebastian dobrze pami臋ta艂, 偶e si臋 jej przedstawi艂 - nada艂 korespondencji element tajemniczo艣ci i kaza艂 si臋 mu domy艣la膰, 偶e zrobi艂a to celowo. Zale偶a艂o jej widocznie na dyskrecji. Sebastian wzi膮艂 to pod uwag臋 i stara艂 si臋 r贸wnie偶 unika膰 osobistych danych w li艣cie, kt贸ry napisa艂 w odpowiedzi. Raz tylko u偶y艂 swego tytu艂u, co nie grozi艂o mu przecie偶 偶adnymi konsekwencjami, nawet gdyby list wpad艂 w niepowo艂ane r臋ce. Sebastian jednak w og贸le nie bra艂 pod uwag臋 takiej mo偶liwo艣ci. Odpowied藕 wys艂a艂 przez zaufanego s艂ug臋, z zaleceniem, aby wr臋czy艂 list do r膮k w艂asnych damy pod adres wskazany przez ni膮 w korespondencji.

Zatem wkr贸tce tu b臋dzie. Wyznaczy艂 jej spotkanie w Bredington z pro艣b膮, 偶eby przyby艂a mo偶liwie wcze艣nie. Zale偶a艂o mu na tym, aby zd膮偶yli dojecha膰 do Londynu przed zmrokiem. Zostanie mu wtedy do艣膰 czasu, aby urz膮dzi膰 j膮 w domu, kt贸ry dla niej wynaj膮艂, i je艣li nic nie stanie na przeszkodzie, postara si臋 nawi膮za膰 od razu intymne stosunki.

U艣miechn膮艂 si臋 na my艣l o czekaj膮cej go nocy. Przysz艂o艣膰 doprawdy rysowa艂a si臋 bardzo obiecuj膮co.

Desiree opu艣ci艂a szko艂臋 niezauwa偶ona przez nikogo. Z Helen i pani膮 Guarding po偶egna艂a si臋 ju偶 poprzedniego wieczoru, by zaoszcz臋dzi膰 sobie nazajutrz, w dniu wyjazdu, nieuniknionych 艂ez i wzruszenia. Rano poczeka艂a, a偶 wszystkie dziewcz臋ta udadz膮 si臋 na zaj臋cia, i dopiero wtedy, gdy by艂y ju偶 w klasach, wymkn臋艂a si臋 tylnymi drzwiami do czekaj膮cej na podje藕dzie bryczki. Teraz, jad膮c znajom膮 drog膮, pogr膮偶y艂a si臋 w zadumie nad swoim przysz艂ym losem.

Stara艂a si臋 spycha膰 na dalszy plan my艣l o czekaj膮cym j膮 spotkaniu z lordem Buckworthem. Odkry艂a, 偶e je艣li zastanawia si臋 nad tym d艂u偶ej ni偶 kilka minut, d艂onie zaczynaj膮 jej wilgotnie膰, a serce bije w przyspieszonym rytmie. Wiedzia艂a jednak, 偶e nie mo偶e si臋 ju偶 wycofa膰. Wysy艂aj膮c list do lorda Buckwortha, skierowa艂a swe 偶ycie na nowe tory. Przyj膮艂 jej propozycj臋 i klamka zapad艂a.

Desiree pociesza艂a si臋 tylko jednym. Uk艂ad z lordem Buckworthem pozwoli jej nie tylko dosta膰 si臋 do Londynu tanim kosztem, ale, skoro ju偶 si臋 tam znajdzie, rozejrzy si臋 za innym zaj臋ciem. Wiedzia艂a, 偶e w stolicy jest kilka agencji, kt贸re po艣rednicz膮 w znalezieniu pracy, i zamierza艂a z tego skorzysta膰.

Obecnie najwa偶niejszym zadaniem by艂o dosta膰 si臋 do Londynu mo偶liwie najdogodniej. Dzi臋ki dobroci pani Guarding mia艂a par臋 dodatkowych groszy na niezb臋dne wydatki, ale podr贸偶 z lordem Buckworthem b臋dzie nie tylko ta艅sza, lecz i z pewno艣ci膮 wygodniejsza.

Desiree poczu艂a wyrzuty sumienia na my艣l, 偶e zamierza oszuka膰 cz艂owieka, kt贸ry wyci膮gn膮艂 do niej pomocn膮 r臋k臋. Po zastanowieniu dosz艂a jednak do wniosku, 偶e jej skrupu艂y s膮 nieuzasadnione. Przede wszystkim, jakby nie by艂o, on j膮 obrazi艂 - wzi膮艂 za osob臋 lekkich obyczaj贸w w lesie nad jeziorkiem ubieg艂ego lata. Desiree by艂a zdania, 偶e umo偶liwienie jej podr贸偶y do Londynu b臋dzie tylko skromnym zado艣膰uczynieniem za nietakt, jaki w贸wczas wobec niej pope艂ni艂.

Desiree znalaz艂a si臋 w Bredington szybciej, ni偶 tego pragn臋艂a. Id膮cy przodem s艂u偶膮cy w liberii poprowadzi艂 j膮 przez wy艂o偶one drewnian膮 boazeri膮 korytarze do pokoju, kt贸ry okaza艂 si臋 gabinetem. Otworzy艂 drzwi, zaanonsowa艂 Desiree i sk艂oni艂 si臋 przed m臋偶czyzn膮, kt贸ry sta艂 przy oknie i uwa偶nie przypatrywa艂 si臋 go艣ciowi.

- Dzi臋kuj臋, Manson. Przygotuj pow贸z do drogi i przypilnuj, 偶eby na czas zajecha艂 przed dom. Wyruszamy za p贸艂 godziny.

- Rozkaz, milordzie. - S艂u偶膮cy sk艂oni艂 si臋 ponownie i wyszed艂 z pokoju. Desiree zosta艂a sama z cz艂owiekiem, kt贸rego pozna艂a rok temu w tak upokarzaj膮cych dla niej okoliczno艣ciach.

- Jestem zaskoczony, 偶e poda艂a mu pani swoje nazwisko. Z listu odnios艂em wra偶enie, 偶e zale偶y pani na dyskrecji.

Desiree schyli艂a g艂ow臋.

- Gdyby s艂u偶膮cy pochodzi艂 z tutejszych stron, nawet w tej chwili nie pozwoli艂abym sobie ujawni膰 swego nazwiska.

- Jest pani pewna, 偶e on st膮d nie pochodzi?

- Znam wi臋kszo艣膰 gospodarzy z okolicznych wiosek. Wiem, kto i gdzie pracuje, w jakich dworach s艂u偶膮 ich dzieci, synowie i c贸rki. Pa艅ski cz艂owiek jest lokajem, a nie zwyk艂ym s艂u偶膮cym.

Sebastian Moore opar艂 si臋 o kraw臋d藕 biurka i skrzy偶owa艂 r臋ce na piersi.

- Ma pani s艂uszno艣膰, panno Nash. Manson jest u mnie ju偶 od d艂u偶szego czasu i przyjecha艂 ze mn膮 z Londynu.

Desiree znowu schyli艂a g艂ow臋 i przez kilka minut przygl膮da艂a si臋 dyskretnie stoj膮cemu naprzeciwko m臋偶czy藕nie. Niewiele si臋 zmieni艂 od ich pierwszego spotkania. Wyda艂 si臋 jej tak samo pot臋偶nie zbudowany i onie艣mielaj膮cy jak w 贸w pami臋tny dzie艅 nad jeziorkiem w lesie, kiedy go pozna艂a. W swych eleganckich, wypolerowanych butach z cholewami i spodniach z ko藕l臋cej sk贸ry, obciskaj膮cych muskularne nogi, sprawia艂 wra偶enie bardzo wysokiego. Przypuszcza艂a, 偶e musi mie膰 ponad sze艣膰 st贸p wzrostu. Bezb艂臋dnie skrojony surdut podkre艣la艂 pot臋偶ne bary. Jedwabna koszula i nieskazitelnie bia艂y krawat maskowa艂y szerok膮 klatk臋 piersiow膮. Desiree zapami臋ta艂a jej wygl膮d podczas incydentu nad jeziorem, kiedy lepi膮ca si臋 do cia艂a mokra bielizna uwydatnia艂a ka偶de wyg贸rowanie i ka偶dy za艂omek muskularnego torsu.

Twarz m臋偶czyzny r贸wnie偶 pozosta艂a taka, jak j膮 Desiree zachowa艂a w pami臋ci. By艂a dostatecznie przystojna, aby przyprawi膰 serce ka偶dej m艂odej kobiety o szybsze bicie, ale igraj膮cy w oczach diabelski ognik kaza艂 si臋 mie膰 na baczno艣ci. K膮ciki pe艂nych ust by艂y nieco wygi臋te do g贸ry w niepokoj膮cym u艣miechu.

Desiree westchn臋艂a. Nic sienie zmieni艂. Wygl膮da艂 dok艂adnie tak samo jak przed rokiem. Jego nonszalancja i drogie ubranie 艣wiadczy艂y, 偶e jest prawdziwym panem, tak jak ju偶 wiedzia艂a. I, chocia偶 by艂o to ich drugie spotkanie, Desiree mocniej ni偶 kiedykolwiek czu艂a, 偶e ma do czynienia z ca艂kowicie nieznajomym cz艂owiekiem.

- Czy bardzo si臋 zmieni艂em, Afrodyto? Znajomy zwrot zabarwi艂 jej policzki rumie艅cem zak艂opotania.

- M贸wi膮c szczerze, ledwie sobie przypominam... nasze pierwsze spotkanie, lordzie Buckworth - odpar艂a odwa偶nie, z nadziej膮, 偶e jej k艂amstwo zabrzmi bardziej wiarygodnie w jego uszach ni偶 w jej w艂asnych. - Stwierdzam jednak, 偶e ubrany ca艂kowicie wygl膮da pan... zupe艂nie inaczej.

Rozci膮gn膮艂 wargi w zmys艂owym u艣miechu.

- Podobnie jak pani, moja droga. Ja te偶 zapami臋ta艂em pani膮 nieubran膮. Od lipca zesz艂ego roku taki w艂a艣nie pani obraz nosz臋 w sercu i pami臋ci.

Zamierza艂 wyra藕nie zbi膰 j膮 z tropu i osi膮gn膮艂 cel.

- Prawdziwy d偶entelmen nie przypomina kobiecie, 偶e widzia艂 j膮... en deshabille - odci臋艂a si臋 Desiree, z trudem panuj膮c nad sob膮.

- Jak ju偶 pani powiedzia艂em w ubieg艂ym roku, panno Nash, nie jestem d偶entelmenem. To si臋 nie zmieni艂o.

Desiree by艂a mu wdzi臋czna za to, 偶e nie przypomnia艂 jej innej uwagi, kt贸r膮 wtedy zrobi艂. A mianowicie, 偶e ona tak偶e nie jest prawdziw膮 dam膮.

- Zostawmy ten temat - ci膮gn膮艂 Sebastian. - S膮dz臋, 偶e czas najwy偶szy, aby艣my si臋 sobie przedstawili. A poniewa偶 nie ma nikogo, kto m贸g艂by dokona膰 prezentacji, nie pozostaje mi nic innego, jak zrobi膰 to samemu. Nazywam si臋, jak ju偶 pani wiadomo, Sebastian Moore, wicehrabia Buckworth. A pani...?

Desiree wci膮gn臋艂a g艂臋boko powietrze w p艂uca i mocniej 艣cisn臋艂a torebk臋 w r臋ku.

- Nazywam si臋 Desiree Nash. Zrobi艂 rozbawion膮 min臋.

- Desiree. Z 艂aci艅skiego Desirata. Ta, kt贸ra jest godna po偶膮dania. - Diabelskie ogniki zap艂on臋艂y w jego oczach. - Bardzo stosowne imi臋.

Jego znajomo艣膰 艂aciny tak zaskoczy艂a Desiree, 偶e u艣miechn臋艂a si臋 mimo woli.

- Sebastian. Z greckiego Sebestyen. Ten, kt贸ry zas艂uguje na szacunek. - Oczy jej rozb艂ys艂y. - Nie powiem, 偶eby to by艂 odpowiedni wyb贸r.

- Ho, ho. Co艣 mi si臋 wydaje, 偶e b臋d臋 musia艂 bardziej zwa偶a膰 na swoje s艂owa w pani obecno艣ci, panno Nash. Przynajmniej dop贸ty, dop贸ki nie odkryj臋 i nie wykorzystam z po偶ytkiem dla siebie niekt贸rych z pani w艂asnych... s艂abo艣ci.

Uwaga zawiera艂a wyra藕ny zmys艂owy podtekst i otrze藕wi艂a Desiree. Przypomnia艂a sobie, z jakiego powodu si臋 tutaj znalaz艂a. Pomimo droczenia si臋 i dowcipkowania nie by艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e lord Buckworth nie uwa偶a jej za osob臋 r贸wn膮 sobie towarzysko czy intelektualnie. Traktowa艂 j膮 wy艂膮cznie jak kobiet臋, kt贸rej zadaniem jest wkr贸tce ogrza膰 jego 艂贸偶ko.

- Lordzie Buckworth, ja...

- Mam na imi臋 Sebastian. Desiree spojrza艂a na niego z konsternacj膮.

- Milordzie, nasza znajomo艣膰 nie jest.,.

- ...tego rodzaju, aby艣my musieli bawi膰 si臋 w takie j臋zykowe subtelno艣ci - doko艅czy艂 Sebastian. - Przynajmniej nie wtedy, kiedy jeste艣my w intymnym zaciszu naszych pokoj贸w, Desiree.

Wypowiedzia艂 jej imi臋 uwodzicielskim szeptem. Na d藕wi臋k tego tonu wszystkie s艂owa, kt贸re mia艂a w pogotowiu, wylecia艂y jej z g艂owy. O, tak, on rzeczywi艣cie potrafi post臋powa膰 z kobiet膮, pomy艣la艂a z gorycz膮. Nie potrzebuje nawet wysila膰 si臋 specjalnie. Wystarczy tylko, 偶eby wypowiedzia艂 imi臋 tym zmys艂owym szeptem, a ka偶da zmi臋knie jak wosk i rzuci si臋 w jego obj臋cia. Co do niej, to nie zamierza艂a mi臋kn膮膰. Zreszt膮, niech no tylko dostanie si臋 do Londynu, natychmiast zacznie...

Desiree ratowanie przerwa艂a rozmy艣lania. Niczego w Londynie nie zacznie. W stolicy czekaj膮 na ni膮 ca艂kiem inne obowi膮zki. Zwr贸ci艂a si臋 do tego m臋偶czyzny z pro艣b膮, 偶eby si臋 ni膮 zaj膮艂. A on zgodzi艂 si臋 na to, poniewa偶 wci膮偶 mia艂 w pami臋ci widok, kt贸ry go w贸wczas tak zachwyci艂 - zalan膮 s艂o艅cem le艣n膮 polan臋 i jej pon臋tn膮 posta膰 w mokrej koszuli, z r臋kami uniesionymi ku niebu. Jedzie z nim teraz do Londynu, by tam zosta膰, tak jak jej rok temu zaproponowa艂, jego utrzymank膮.

I to b臋dzie jej g艂贸wne zaj臋cie na londy艅skim bruku.

Desiree zwiesi艂a g艂ow臋, usi艂uj膮c przezwyci臋偶y膰 uczucie wstydu i zak艂opotania. Wielki Bo偶e, co ona zrobi艂a najlepszego? Na jakie 偶ycie si臋 skaza艂a? Nie cieszy艂a j膮 nawet 艣wiadomo艣膰, 偶e lord Buckworth zapami臋ta艂 j膮 i 偶e tak szybko odpowiedzia艂 na jej list. Prawd臋 m贸wi膮c, w tej chwili wola艂aby nawet, aby wydarzenie nad jeziorkiem i jej osoba wylecia艂y mu z pami臋ci i 偶eby sama musia艂a szuka膰 sobie zaj臋cia. Jako s艂u偶膮ca mog艂aby przynajmniej aspirowa膰 do jakiej艣, cho膰by minimalnej, dozy godno艣ci. A tak, co jej teraz zostaje? Nie ma nic, czego mog艂aby si臋 uczepi膰, by zachowa膰 dla siebie jakikolwiek szacunek.

- Pow贸z czeka, moja droga - oznajmi艂 艂agodnie Sebastian. - Mo偶emy rusza膰?

Desiree nie mia艂a odwagi na niego spojrze膰. B贸l przenika艂 jej serce na my艣l, 偶e nie jest w stanie w inny spos贸b rozwi膮za膰 swego dylematu. W gruncie rzeczy, jej sytuacja w tej chwili nie jest wcale lepsza od tej z ubieg艂ego roku, nad le艣nym jeziorkiem. Podobnie jak wtedy, tak i tym razem, Sebastian Moore by艂 panem sytuacji.

Przez pierwsz膮 godzin臋 milczeli oboje. Desiree siedzia艂a z twarz膮 zwr贸con膮 do okna, przygl膮daj膮c si臋 okolicy. Min臋li niewielkie osiedle Steep Ride, pierwsze na ich drodze, a nast臋pnie miejscowo艣膰 zwan膮 Abbot Giles. Desiree 偶egna艂a si臋 w my艣lach ze znanymi i tak bliskimi jej sercu stronami. Przejechali obok ko艣ci贸艂ka, gdzie ka偶dej niedzieli pan Hartwell wyg艂asza艂 kazania, a p贸藕niej skromny domek, w kt贸rym mieszka艂a stara panna Lucinda Beattie, siostra poprzedniego pastora.

Desiree zna艂a tych wszystkich ludzi. Spotyka艂a ich na uroczystym festynie urz膮dzanym ka偶dego lata dla mieszka艅c贸w okolicy przez lady Perceval na terenie Perceval Hall. By艂a to jedna z nielicznych okazji w roku, kiedy wszyscy, s艂u偶ba i pa艅stwo, bawili si臋 i weselili razem, nie wy艂膮czaj膮c grona nauczycielek ze szko艂y pani Guarding. Nast臋pnie przejechali wzd艂u偶 po艂udniowego obrze偶a lasu Giles, by na koniec, po przebyciu trzech mil, wjecha膰 na g艂贸wny trakt wiod膮cy z Northampton do Londynu. Stamt膮d droga bieg艂a ju偶 prosto do stolicy i jej nowego domu.

Sebastian zdawa艂 si臋 rozumie膰 jej nastr贸j i nie pr贸bowa艂 nawi膮za膰 rozmowy. Wydawa艂 si臋 nawet zadowolony z milczenia panuj膮cego w powozie. Pozwala艂 Desiree spokojnie kontemplowa膰 krajobraz za oknem i pozostawi艂 j膮 w艂asnym my艣lom. Zorientowa艂a si臋 jednak, 偶e obserwuje j膮 bacznie ze swego miejsca. Przez ca艂y czas czu艂a na sobie jego przenikliwy wzrok, w臋druj膮cy po jej ciele, od czubka puszystych kasztanowatych w艂os贸w, a偶 po szpice praktycznych br膮zowych bucik贸w.

Kiedy na koniec malownicze wioski skupione wok贸艂 opactwa zosta艂y ju偶 za nimi daleko w tyle, Desiree wyda艂a z siebie d艂ugie ci臋偶kie westchnienie. Oto dotychczasowe 偶ycie sko艅czy艂o si臋 nieodwo艂alnie. Wraz z py艂em unosz膮cym si臋 spod k贸艂 pojazdu, zostawi艂a za sob膮 co艣 nieuchwytnie swojskiego, co by艂o jej przesz艂o艣ci膮.

- M贸wi艂a pani, 偶e nic jej nie wi膮偶e z tymi okolicami - odezwa艂 si臋 cicho Sebastian. - Nie mog臋 si臋 jednak oprze膰 wra偶eniu, 偶e opuszcza je pani z 偶alem i smutkiem. Widz臋 to na pani twarzy.

Desiree by艂a zaskoczona nie tylko trafno艣ci膮 uwagi, ale i tonem jego g艂osu - wyj膮tkowo ciep艂ym i 艂agodnym. Westchn臋艂a i oderwa艂a oczy od okna.

- Kiedy si臋 偶y艂o i pracowa艂o w jakim艣 miejscu przez kilka lat, milordzie, nie spos贸b si臋 do niego nie przywi膮za膰. Ju偶 sama rutyna codziennych zaj臋膰 sprzyja rozwojowi takiej wi臋zi.

- Lubi pani rutyn臋?

- Doceniam jej zalety, a to r贸偶nica.

- Tak, przypuszczam, 偶e ma pani racj臋. Kobieta, spontanicznie zrzucaj膮ca z siebie ubranie i wskakuj膮ca do jeziora, aby pop艂ywa膰, nie pasuje mi do osoby, kt贸rej odpowiada ciasny gorset rutynowych czynno艣ci.

Desiree zaczerwieni艂a si臋 a偶 po korzonki w艂os贸w.

- Mam nadziej臋, 偶e nie zamierza mi pan przypomina膰 o tej scenie przy ka偶dej okazji, milordzie?

Sebastiana rozbawi艂a jej irytacja. U艣miechn膮艂 si臋 pob艂a偶liwie.

- Nie przy ka偶dej. Oczywi艣cie, 偶e nie. Nie ukrywam, 偶e ten widok zapad艂 mi g艂臋boko w pami臋膰.

Desiree starannie unika艂a jego wzroku.

- M贸wi艂a pani, 偶e pracowa艂a w tych stronach - odezwa艂 si臋 znowu, aby przerwa膰 przed艂u偶aj膮c膮 si臋 cisz臋. - Mo偶na wiedzie膰, co to by艂o za zaj臋cie?

Pierwszym odruchem Desiree by艂o zby膰 jego pytanie milczeniem. Uzna艂a, 偶e wiedza o jej przesz艂o艣ci i rodzaju zaj臋cia nie b臋dzie mu do niczego potrzebna.

- Nie zamierzam wchodzi膰 pani z butami do duszy - odezwa艂 si臋 ponownie, jakby czytaj膮c w jej my艣lach. - Jednak czas zejdzie nam szybciej, je偶eli sp臋dzimy go na mi艂ej pogaw臋dce lub cho膰by lu藕nej wymianie zda艅.

Desiree uzna艂a, 偶e kr臋cenie i wymigiwanie si臋 od odpowiedzi niczemu nie s艂u偶y, i postanowi艂a gra膰 w otwarte karty. Wci膮gn臋艂a g艂臋boko powietrze w p艂uca i spojrza艂a mu prosto w oczy.

- By艂am... nauczycielk膮 w szkole dla dziewcz膮t pani Guarding.

- Nauczycielk膮?

- Tak. Uczy艂am 艂aciny, greki i filozofii.

Popatrzy艂 na ni膮 z niedowierzaniem.

- Wielki Bo偶e. Nigdy bym nie przypuszcza艂, 偶e przyjdzie mi podr贸偶owa膰 z sawantk膮.

Desiree zaczerwieni艂a si臋. Okre艣lenie nie nale偶a艂o do pochlebnych, ale z tonu Sebastiana trudno by艂o wywnioskowa膰, co naprawd臋 my艣li na ten temat.

- Czy to panu przeszkadza? - zapyta艂a. By艂a niemal pewna, 偶e us艂yszy twierdz膮c膮 odpowied藕.

Niestety, musia艂a si臋 chyba pomyli膰 w ocenie jego osoby.

- Zdziwiony? Owszem, tak. Czy mi to przeszkadza? Przeciwnie. Jestem przekonany, 偶e dzi臋ki pani wiadomo艣ciom b臋dziemy mieli o czym m贸wi膰 w czasie wolnym od innych zaj臋膰.

Nietrudno by艂o zgadn膮膰, co ma na my艣li. Desiree po raz kolejny poczu艂a, jak fala gor膮ca oblewa jej policzki. Wielkie nieba, czy ona kiedykolwiek przestanie si臋 czerwieni膰 przy tym m臋偶czy藕nie?

- S艂ysza艂em o pensji pani Guarding. Cieszy si臋 opini膮 bardzo post臋powej plac贸wki - ci膮gn膮艂 Sebastian. - Czy dobrze si臋 pani pracowa艂o w tej szkole?

Teraz na Desiree przysz艂a kolej si臋 zdziwi膰. Nie spodziewa艂a si臋, 偶e londy艅ski don偶uan wie co艣 na temat poziomu prowincjonalnej pensji dla dziewcz膮t, niezale偶nie od tego, jak wysoko j膮 niekt贸rzy oceniali.

- Lubi艂am przedmioty, kt贸re Wyk艂ada艂am - odpar艂a ostro偶nie - mo偶e nawet bardziej ni偶 nauczanie ich.

- Chce pani przez to powiedzie膰, 偶e nie wszystkie uczennice podziela艂y pani zapa艂 i zami艂owanie do filozofii i staro偶ytnych j臋zyk贸w? - zauwa偶y艂 domy艣lnie.

Desiree u艣miechn臋艂a si臋.

- Wi臋kszo艣膰 z nich ch臋tnie uczy艂a si臋 moich przedmiot贸w. O ile mi wiadomo, niekt贸re dziewcz臋ta w艂a艣nie ze wzgl臋du na nie prosi艂y swych rodzic贸w, by umie艣cili je na pensji pani Guarding. Inne szko艂y nie w艂膮czaj膮 ich do programu, traktuj膮c jako 艣ci艣le m臋skie dziedziny. Dzie艂a Arystotelesa, na przyk艂ad, nie s膮 w zasadzie dyskutowane przez panie nale偶膮ce do pewnej sfery.

- Szkoda - zauwa偶y艂 Sebastian. - Mniej by si臋 cz艂owiek nudzi艂 w ich towarzystwie.

Desiree spojrza艂a na niego zdziwiona.

- Zna pan dzie艂a Arystotelesa?

- Mo偶e nie w takim stopniu jak pani, ale niekt贸re z jego bardziej popularnych przemy艣le艅 nie s膮 mi obce - odpar艂. - Prosz臋 mi powiedzie膰, panno Nash, skoro praca nauczycielki w s艂ynnej szkole pani Guarding dawa艂a pani takie zadowolenie, a jej rutyna nie nu偶y艂a, co wobec tego sk艂oni艂o pani膮 do napisania do mnie listu z okre艣lon膮 ofert膮?

Desiree zawaha艂a si臋. By艂a przygotowana na to pytanie. Nawet je przewidywa艂a. Ale teraz, kiedy j膮 zapyta艂, i zmuszona by艂a sk艂ama膰 mu w 偶ywe oczy, stwierdzi艂a, 偶e 艂garstwo nie tak 艂atwo przejdzie jej przez usta.

- Zapragn臋艂am nagle zmiany w 偶yciu - odpar艂a, zaj膮kn膮wszy si臋 lekko. - Chcia艂am zwiedzi膰 inne miejsca, zobaczy膰 kawa艂ek 艣wiata. B臋d膮c nauczycielk膮 na prowincji, nie mog艂am nawet 艣ni膰 o realizacji tego marzenia.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 patrzy艂 na ni膮 w milczeniu. Niebieskie oczy spogl膮da艂y bystro i przenikliwie.

- W rezultacie postanowi艂a pani wykorzysta膰 do tego celu cz艂owieka spotkanego przypadkiem ubieg艂ego lata w lesie, nad jeziorem. Zapyta艂a go pani, czy propozycja, kt贸r膮 jej wtedy z艂o偶y艂, jest nadal aktualna, czy w dalszym ci膮gu pragnie, aby zosta艂a jego kochank膮?

M贸wi艂 bez ogr贸dek. Desiree zrozumia艂a, 偶e za p贸藕no, by wymy艣li膰 inn膮 bajeczk臋.

- Dostrzeg艂am w pa艅skiej propozycji szans臋.,. poszerzenia swoich horyzont贸w - odpar艂a cicho.

Na szcz臋艣cie tym razem Sebastian zareagowa艂 ju偶 znacznie sympatyczniej. Wybuchn膮艂 kr贸tkim gard艂owym 艣miechem.

- C贸偶, r贸偶nie si臋 okre艣la takie rzeczy, Desiree, ale nie przypominam sobie, aby ktokolwiek nazwa艂 to poszerzaniem horyzont贸w. - Napotka艂 jej wzrok i przez chwil臋 wpatrywa艂 si臋 uporczywie w jej oczy.

- A wi臋c my艣l膮 przewodni膮 pani dzia艂ania by艂a ch臋膰 prze偶ycia ciekawej przygody. To ona sk艂oni艂a pani膮 do napisania do mnie listu z pytaniem, czy nadal chc臋 zabra膰 pani膮 do Londynu w charakterze swojej utrzymanki, bo je偶eli tak, to jest pani gotowa skorzysta膰 z tej oferty.

Desiree wzdrygn臋艂a si臋. Chcia艂aby bardzo m贸c powiedzie膰 mu o czym艣 jeszcze, ale nie mog艂a. Poza tym, czy powinna m贸wi膰 mu prawd臋? Czy b臋dzie o niej lepszego zdania, je偶eli mu wyzna, 偶e zosta艂a przy艂apana w kompromituj膮cej sytuacji z ojcem jednej ze swoich uczennic? A co wa偶niejsze, czy on jej uwierzy?

Oczywi艣cie, 偶e nie uwierzy - dlaczego zreszt膮 mia艂by da膰 wiar臋 jej s艂owom? Jej dotychczasowe zachowanie nie utwierdza艂o go przecie偶 w przekonaniu, 偶e jest wytworn膮 m艂od膮 kobiet膮. Zreszt膮 stwierdzi艂 to ju偶 podczas ich pierwszego spotkania tam, nad wod膮; powiedzia艂, 偶e nie uwa偶a jej za dam臋, poniewa偶 ona nie waha si臋 p艂ywa膰 prawie p贸艂nago w publicznym miejscu. A teraz jedzie z nim do Londynu, 偶eby zosta膰 jego utrzymank膮. Czy takie post臋powanie przysparza jej wiarygodno艣ci?

- Czekam na odpowied藕 - odezwa艂 si臋 z naciskiem.

- Powiedzia艂am ju偶 panu... po prostu pragn臋艂am odmiany - powt贸rzy艂a z uporem Desiree. - Czy tak trudno uwierzy膰 w to, 偶e dwudziestopi臋cioletnia niezam臋偶na kobieta zechcia艂a nag艂e zmieni膰 swoje 偶ycie? Czas szybko p艂ynie, wkr贸tce by艂oby za p贸藕no na tak膮 decyzj臋.

Zaskoczy艂a j膮 gorycz, jak膮 wyczu艂a we w艂asnym g艂osie - podobnie jak 艂zy, kt贸re niespodziewanie pojawi艂y si臋 w jej oczach. Co ten wytworny londy艅ski d偶entelmen mo偶e wiedzie膰 o poni偶eniu? Czy wynios艂y wicehrabia Buckworth spotka艂 si臋 kiedykolwiek ze spo艂eczn膮 niesprawiedliwo艣ci膮? Z pewno艣ci膮 nie prze偶y艂 niczego, co by mu kaza艂o odwr贸ci膰 si臋 ty艂em do wszystkiego, co zna艂 i kocha艂, i podj膮膰 ryzyko utraty dobrego imienia.

Desiree odwr贸ci艂a twarz i zamruga艂a szybko powiekami, aby powstrzyma膰 nap艂ywaj膮ce do oczu 艂zy wstydu i upokorzenia. Westchn臋艂a spazmatycznie, poczuwszy niespodziewanie na ramieniu ciep艂膮 d艂o艅 Sebastiana.

- Nikt ci臋 do tego nie zmusza, Desiree - rzek艂 swym g艂臋bokim spokojnym g艂osem. - Wystarczy, by艣 powiedzia艂a s艂owo, a zawr贸c臋 pow贸z do Steep Abbot. Nie mam zamiaru robi膰 niczego wbrew twojej woli. Gdy otrzyma艂em list, pomy艣la艂em, 偶e twoim pragnieniem jest zosta膰 moj膮 kochank膮. Je偶eli jednak jest inaczej, to, prosz臋, powiedz mi to teraz i zako艅czmy t臋 spraw臋. Nic z艂ego si臋 nie sta艂o, a ja si臋 nie obra偶臋. Jestem pewien, 偶e pani Guardmg z rado艣ci膮 przyjmie ci臋 z powrotem. B膮d藕 co b膮d藕, niewiele jest m艂odych kobiet, kt贸re znaj膮 grek臋, 艂acin臋 i filozofi臋 i potrafi膮 ich naucza膰. Takie nauczycielki nie rodz膮 si臋 na kamieniu. Trudno jej b臋dzie znale藕膰 w kr贸tkim czasie kogo艣 r贸wnie fachowego.

S艂owa Sebastiana zaskoczy艂y Desiree. Czu艂o si臋, 偶e chce j膮 pocieszy膰. Nie spodziewa艂a si臋 ani wsp贸艂czucia, ani zrozumienia ze strony m臋偶czyzny, s艂yn膮cego z tego, 偶e jest hulak膮 i kobieciarzem. Zaproponowa艂 jej honorowe wycofanie si臋 z umowy. O艣wiadczy艂, 偶e got贸w jest w ka偶dej chwili zawr贸ci膰 pow贸z i odwie藕膰 do Steep Abbot. Ma szans臋 z tego skorzysta膰, p贸ki jeszcze jest czas - nim na zawsze okryje si臋 ha艅b膮.

I przez moment, rzeczywi艣cie, ale tylko przez moment, ogarn臋艂a j膮 pokusa, aby tak zrobi膰. Ale co przez to zyska? Co w jej sytuacji mo偶e da膰 powr贸t do szko艂y pani Guarding?

Stwierdzi艂a ze smutkiem, 偶e pytanie zawiera艂o ju偶 odpowied藕.

- Milordzie...

- Sebastianie. Desiree spojrza艂a na niego z bladym u艣miechem.

- Sebastianie. To... bardzo mi艂o z twojej strony, 偶e jeste艣 taki wyrozumia艂y i starasz si臋 wczu膰 w moje po艂o偶enie. Bardzo ci jestem za to wdzi臋czna. Jednak... nie mam zamiaru zmienia膰 postanowienia. Podj臋艂am decyzj臋 i zamierzam przy niej trwa膰.

Poza tym, jak sobie nagle uzmys艂owi艂a, nie mog艂a ju偶 si臋 cofn膮膰, nawet gdyby chcia艂a. Jej dobre imi臋 i tak zosta艂o dostatecznie zbrukane. Lord Perry ju偶 si臋 o to postara艂. Drzwi do przesz艂o艣ci zamkn臋艂y si臋 za ni膮 na zawsze.

Sebastian odchyli艂 si臋 na wy艣cie艂anym siedzeniu i opar艂 wygodniej o poduszki. Przypatrywa艂 si臋 jej uwa偶nie.

- 鈥濿szelkie ludzie dzia艂ania bior膮 si臋 z jednej lub kilku z tych siedmiu przyczyn - zacytowa艂 p贸艂g艂osem. - Przypadek, charakter, przymus, nawyk, motyw, nami臋tno艣膰, po偶膮danie鈥.

Desiree u艣miechn臋艂a si臋.

- Arystoteles wiedzia艂 du偶o o cz艂owieku i jego dzia艂aniach, ale to Sofokles powiedzia艂, 偶e szcz臋艣cie nie sprzyja ludziom boja藕liwym.

- Jedziesz zatem do Londynu szuka膰 szcz臋艣cia, czy tak, panno Nash? - pyta艂 Sebastian.

- Jad臋 do Londynu, aby znale藕膰 swoj膮 przysz艂o艣膰. - Desiree spojrza艂a mu prosto w oczy. - Jedynie czas poka偶e, co ona chowa dla mnie w zanadrzu.

Obiad spo偶yli w przydro偶nej gospodzie. Sebastian kaza艂 go poda膰 w osobnej izbie, tylko dla nich dwojga. Lokal by艂 wprawdzie do艣膰 przyjemny, ale to w艂a艣nie tutaj Desiree przekona艂a si臋 naocznie, jakie s膮 wady i zalety jej przysz艂ej pozycji utrzymanki Sebastiana. Do pozytywnych stron niew膮tpliwie nale偶a艂o zaliczy膰 fakt, 偶e Sebastian by艂 d偶entelmenem, i to w ka偶dym calu. By艂 uprzejmy i uwa偶aj膮cy. Dba艂 o to, aby zapewni膰 jej wszystko, czego potrzebuje. Desiree by艂a wprawdzie do艣膰 dobrze ubrana, ale nie mia艂a ze sob膮 s艂u偶膮cej ani przyzwoitki, a podr贸偶owa艂a w towarzystwie m臋偶czyzny, kt贸rego wygl膮d 艣wiadczy艂 niezbicie, 偶e jest arystokrat膮. Mog艂a by膰 zatem tylko albo jego krewn膮, albo kochank膮.

Gdyby by艂a lepsz膮 aktork膮, mog艂aby wprowadzi膰 w b艂膮d otoczenie i utwierdzi膰 je w przekonaniu, 偶e jest siostr膮 b膮d藕 siostrzenic膮 Sebastiana. Niestety, widoczne skr臋powanie i brak pewno艣ci siebie, jakie wykazywa艂a w jego towarzystwie, natychmiast to wra偶enie niszczy艂y. A s膮dz膮c po minie, z jak膮 karczmarz i jego 偶ona spogl膮dali to na ni膮, to na siebie, Desiree zrozumia艂a, 偶e w艂a艣ciwie ocenili jej status.

Odetchn臋艂a z ulg膮, kiedy wreszcie ponownie znale藕li si臋 w drodze.

Pogoda na szcz臋艣cie sprzyja艂a podr贸偶y. Sebastian uci膮艂 sobie godzinn膮 drzemk臋, co pozwoli艂o Desiree odzyska膰 troch臋 spokoju i cieszy膰 si臋 malowniczym krajobrazem za szyb膮. Min臋艂o wiele 艂at od chwili, kiedy ostatnio przeje偶d偶a艂a przez te okolice, i ciekawa by艂a zmian, jakie si臋 w tej cz臋艣ci kraju dokona艂y, je偶eli w og贸le by艂y jakiekolwiek. W gruncie rzeczy krajobraz interesowa艂 j膮 znacznie mniej ni偶 cz艂owiek, kt贸ry siedzia艂 z ni膮 w powozie po drugiej stronie.

Po raz pierwszy mia艂a okazj臋 przyjrze膰 si臋 dobrze m臋偶czy藕nie, z kt贸rym zwi膮za艂a nieodwo艂alnie swoj膮 najbli偶sz膮 przysz艂o艣膰. Stwierdzi艂a, 偶e jego w艂osy nie s膮 tak czarne, jak jej si臋 pocz膮tkowo wydawa艂o, ale ciemnokasztanowe i 偶e tu i 贸wdzie przeb艂yskuj膮 w nich srebrne nitki. Niewiarygodnie d艂ugie rz臋sy by艂y tego samego koloru co w艂osy i brwi. Podczas snu jego oblicze by艂o tak spokojne i pogodne jak twarzyczka dziecka. Podziw Desiree budzi艂y te偶 g臋ste 艂uki brwi i arystokratyczny nos.

R臋ce mia艂 splecione na piersi, a surdut szeroko rozpi臋ty dla wygody. Tak, ubi贸r Sebastiana dowodzi艂, 偶e jest wielkim panem, jakim przecie偶 by艂 w rzeczywisto艣ci, przyzna艂a w duchu Desiree. Pedantyczny lokaj z pewno艣ci膮 d艂ugo i starannie pucowa艂 codziennie wysokie buty, a doskonale skrojone ubranie, podkre艣laj膮ce wszystkie zalety pot臋偶nego cia艂a, wskazywa艂o na krawca, kt贸ry by艂 mistrzem w. swoim fachu. Desiree ciekawi艂o jednak przede wszystkim to, jaki cz艂owiek kryje si臋 pod tym wykwintnym i bogatym strojem. Jaki jest naprawd臋 Sebastian Moore?

Zgodnie z nawykiem, Sebastian, z chwil膮 gdy si臋 obudzi艂 i otrz膮sn膮艂 z opar贸w poobiedniej drzemki, natychmiast wr贸ci艂 do rzeczywisto艣ci. Uni贸s艂 powieki i napotka艂 ciep艂e zielone oczy Desiree. Widz膮c, 偶e na ni膮 patrzy, dziewczyna zaczerwieni艂a si臋 i szybko odwr贸ci艂a wzrok.

- Za p贸藕no, Afrodyto - rzek艂 gard艂owym g艂osem. - Przy艂apa艂em twoje spojrzenie. Czy podoba艂o ci si臋 to, co zobaczy艂a艣?

- Mylisz si臋, milordzie - zaprzeczy艂a po艣piesznie. - Zerkn臋艂am jedynie przypadkowo w momencie, gdy otwiera艂 pan oczy. Przez ca艂y czas wygl膮da艂am przez okno.

Sebastian z u艣miechem wyprostowa艂 si臋 na siedzeniu, a nast臋pnie przeci膮gn膮艂 leniwie.

- Wiesz, chcia艂bym, 偶eby艣 mi wyja艣ni艂a pewn膮 spraw臋. Nurtuje mnie ona przez ca艂y czas od chwili, kiedy otrzyma艂em tw贸j list.

Desiree spojrza艂a na niego z niepokojem.

- Co to za sprawa?

- Rok temu, nim si臋 rozstali艣my, przedstawi艂em ci si臋. Powiedzia艂em, 偶e nazywam si臋 Sebastian Moore. Nie wiedzia艂a艣 w贸wczas, kim jestem, a ja zak艂ada艂em, 偶e nie musia艂a艣 tego wiedzie膰. A jednak zna艂a艣 m贸j tytu艂. List, kt贸ry wys艂a艂a艣 do Londynu, by艂 zaadresowany do Sebastiana Moore'a, wicehrabiego Buckworth. W jaki spos贸b dowiedzia艂a艣 si臋, kim jestem? Tym razem musisz powiedzie膰 mi prawd臋, nie wolno ci kr臋ci膰 - ostrzeg艂 stanowczym tonem. - Nie wygl膮dasz na oszustk臋. Te pi臋kne zielone oczy nie potrafi膮 k艂ama膰 - zdradzaj膮 ci臋.

Desiree lekko pochyli艂a g艂ow臋. Kiedy po chwili j膮 unios艂a, Sebastian napotka艂 jej otwarte spojrzenie.

- S艂ucham? Co mi masz do powiedzenia?

- Jedna z nauczycielek na pensji... wiedzia艂a, kim pan jest, milordzie - odpar艂a z wahaniem.

- Wielki Bo偶e! Ty naprawd臋 zwierzy艂a艣 si臋 komu艣 w szkole z naszego spotkania? Nie przestajesz mnie zadziwia膰.

- Zrobi艂am to tylko dlatego, 偶e mia艂am do niej pe艂ne zaufanie - t艂umaczy艂a si臋 Desiree. - Kiedy opowiedzia艂am jej o tym wydarzeniu i... wymieni艂am pa艅skie nazwisko, Helen wyja艣ni艂a mi, kim pan jest.

- Rozumiem. Czy to... Helen poradzi艂a ci zwr贸ci膰 si臋 do mnie z pro艣b膮 o protekcj臋, czy te偶 by艂 to wy艂膮cznie tw贸j pomys艂?

Desiree odetchn臋艂a ci臋偶ko.

- Oczywi艣cie, 偶e nie ona. Pomys艂 by艂 m贸j i tylko m贸j.

- Mi艂o mi to s艂ysze膰. Co jeszcze twoja przyjaci贸艂ka powiedzia艂a ci o mnie, opr贸cz tego, jakim tytu艂em si臋 pos艂uguj臋?

S膮dz膮c po rumie艅cu, jaki wyst膮pi艂 na twarz dziewczyny, Sebastian domy艣li艂 si臋, 偶e us艂ysza艂a niejedno.

- Pozw贸l, niech zgadn臋.

- Milordzie, ja...

- Nie, prosz臋, Desiree, zdziwisz si臋, jaki jestem dobry w odgadywaniu. Pomy艣lmy. Prawdopodobnie zacz臋艂a od tego, 偶e wicehrabia Buckworth pochodzi z szacownej rodziny, ma pieni膮dze i liczne posiad艂o艣ci, ale 偶e nie cieszy si臋 dobr膮 opini膮. Jest powszechnie uwa偶any za hulak臋 i nicponia - m贸wi艂 z zadum膮 w g艂osie Sebastian. - Nie stroni od hazardu, lubi gra膰 w karty i na wy艣cigach. G艂o艣no by艂o o tym, 偶e pewnej nocy przegra艂 w karty wielk膮 sum臋 pieni臋dzy, ale dobry los pozwoli艂 mu odegra膰 si臋 nazajutrz i odzyska膰 to, co uprzednio straci艂.

- Lordzie Buckworth...

- Nie, czekaj, jest jeszcze co艣 wi臋cej - m贸wi艂 dalej Sebastian weso艂ym tonem. - Wiem r贸wnie偶 o tym, 偶e otacza mnie s艂awa kobieciarza i uwodziciela. M贸wiono ci pewno, 偶e igram z uczuciami zakochanych we mnie kobiet i beztrosko 艂ami臋 damskie serduszka. Uporczywie trwam w kawalerskim stanie, bo tak mi jest wygodnie, i zamiast w ma艂偶e艅stwie, szukam przyjemno艣ci w ramionach coraz to nowych, m艂odych i pi臋knych kochanek. - Spojrza艂 szybko na Desiree, aby sprawdzi膰, jakie te s艂owa zrobi艂y na niej wra偶enie. - Dam g艂ow臋, 偶e wasza rozmowa przebieg艂a mniej wi臋cej w taki spos贸b.

- Tak, rzeczywi艣cie tak by艂o, mniej wi臋cej.

- Czy co艣 opu艣ci艂em?

- Raczej nie.

- Nie jeste艣 ze mn膮 szczera, Afrodyto... Desiree poruszy艂a si臋 niespokojnie na siedzeniu.

- To... nie jest odpowiedni temat do rozmowy.

- Wr臋cz przeciwnie, moja droga. Nie ma tematu, kt贸rego nie mogliby艣my poruszy膰 mi臋dzy sob膮, a ja bardzo chc臋 wiedzie膰, jak膮 twoja przyjaci贸艂ka da艂a ci rad臋. Czy powiedzia艂a mo偶e, 偶e jestem pijakiem i rozpustnikiem?

- Bro艅 Bo偶e.

- Lub 偶e jestem narwany i lekkomy艣lny?

- W 偶adnym wypadku.

- A mo偶e okre艣li艂a mnie jako okrutnego, zdeprawowanego osobnika o patologicznych sk艂onno艣ciach, kt贸ry ma zwyczaj bi膰 swoje kochanki i nad nimi si臋 zn臋ca膰?

Desiree ponownie westchn臋艂a ci臋偶ko.

- Nie m贸wi艂a nic takiego. Wr臋cz przeciwnie. Zachwala艂a pana jako cz艂owieka. Twierdzi艂a, 偶e jest pan bardzo dobry dla swoich przyjaci贸艂ek i zachowuje si臋 wobec nich po d偶entelme艅sku, nie tylko podczas trwania zwi膮zku, ale i... - urwa艂a skonsternowana. W oczach mia艂a pop艂och. - O Bo偶e, nie powinnam by艂a tego m贸wi膰... to jest, nie chcia艂am sugerowa膰... dlaczego pan si臋 艣mieje?

- Dlaczego si臋 艣miej臋? Trudno si臋 nie roze艣mia膰, moja droga, przecie偶 to powinno by膰 dla mnie oczywiste - wykrztusi艂 Sebastian, kiedy ju偶 wreszcie przesta艂 si臋 艣mia膰. - Twoja przyjaci贸艂ka faktycznie musi mie膰 dobre 藕r贸d艂o informacji. Sam nie podejrzewa艂em, 偶e mam takie dobre serce. Czy to dlatego zwr贸ci艂a艣 si臋 do mnie o protekcj臋, Afrodyto? Wiedzia艂a艣, 偶e skoro ju偶 zgodz臋 si臋 tob膮 zaopiekowa膰, to zawsze b臋d臋 ci臋 dobrze traktowa艂, zar贸wno podczas trwania zwi膮zku, jak i potem?

Desiree otworzy艂a usta, aby mu odpowiedzie膰, ale zaraz je zamkn臋艂a. Nie mog艂a si臋 przecie偶 przyzna膰, 偶e jest dla niej ostatni膮 desk膮 ratunku, 偶e zwr贸ci艂a si臋 do niego, poniewa偶 naprawd臋 nie mia艂a ju偶 innego wyboru.

Jej milczenie by艂o wystarczaj膮co wymowne.

- No c贸偶, wkr贸tce przekonasz si臋, czy twoja przyjaci贸艂ka m贸wi艂a prawd臋 - odezwa艂 si臋 mi臋kko Sebastian. - Od dzi艣 wiecz贸r bowiem poczynaj膮c, b臋dziesz mia艂a wygodny dom, pi臋kne stroje i szerokie 艂o偶e, w kt贸rym wyrazisz mi swoje zadowolenie i wdzi臋czno艣膰. To nie jest, my艣l臋, najgorszy spos贸b, aby zacz膮膰... poszerza膰 umys艂owe horyzonty.

ROZDZIA艁 CZWARTY

Dom, w kt贸rym Sebastian zamierza艂 ulokowa膰 Desiree, by艂 skromny, ale niebrzydki i usytuowany w przyzwoitej dzielnicy, cho膰 na peryferiach.

Sebastian chcia艂 dotrze膰 do niego jak najszybciej. Zamierza艂 poczeka膰, a偶 dziewczyna urz膮dzi si臋 na nowym miejscu, a potem wr贸ci膰 do siebie, do w艂asnego 艂贸偶ka. Nie planowa艂 sp臋dzi膰 z ni膮 nocy. Czeka艂 wprawdzie niecierpliwie na chwil臋, kiedy znowu ujrzy jej pi臋kne obna偶one cia艂o, ale podejrzewa艂, 偶e nie powiedzia艂a mu ca艂ej prawdy o sobie. Czu艂, 偶e powinien zostawi膰 j膮 na jaki艣 czas w spokoju, aby oswoi艂a si臋 z now膮 sytuacj膮.

Sebastian nie 偶artowa艂, kiedy proponowa艂, 偶e odwiezie Desiree do Steep Abbot. Nigdy nie wymusi艂 na kobiecie pos艂usze艅stwa i teraz te偶 nie zamierza艂 tego robi膰. Kiedy ona, acz z pewnym wahaniem, wyrazi艂a ch臋膰 dotrzymania umowy, doszed艂 do wniosku, 偶e to, co przed nim ukrywa, musi by膰 dla niej bardzo bolesne. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e dziewczyna pochodzi z dobrego, cho膰 nie arystokratycznego domu i 偶e jest bardzo wykszta艂cona. Zd膮偶y艂 ju偶 zauwa偶y膰, 偶e jej wiedza nie ogranicza si臋 tylko do znajomo艣ci staro偶ytnych j臋zyk贸w. Wyci膮gn膮艂 z tego logiczny wniosek, 偶e Desiree w swej nowej roli b臋dzie czu艂a si臋 tak samo obco i 藕le, jak ka偶da m艂oda kobieta z jego 艣rodowiska czu艂aby si臋 na jej miejscu.

Sebastian pomy艣la艂 zatem, 偶e skoro nie chce mu powiedzie膰, jak wygl膮da艂o jej doros艂e 偶ycie, to mo偶e zdecyduje si臋 ujawni膰 jakie艣 szczeg贸艂y z dzieci艅stwa czy wczesnej m艂odo艣ci.

- Kiedy by艂a艣 ostatnio w Londynie? - zapyta艂, gdy doje偶d偶ali do przedmie艣膰 stolicy.

Desiree z zaciekawieniem wygl膮da艂a przez okno powozu, ale kiedy us艂ysza艂a pytanie, przymkn臋艂a oczy.

- Dawno temu, milordzie. Urodzi艂am si臋 w Londynie, ale przeprowadzili艣my si臋 na wie艣 za czas贸w mojego dzieci艅stwa. Rodzice czasami zabierali mnie ze sob膮 do Londynu, kiedy jechali w odwiedziny do krewnych, ale to wszystko.

Sebastian spojrza艂 na ni膮 przelotnie. Zaskoczy艂a go wiadomo艣膰, 偶e Desiree ma jak膮艣 rodzin臋 w stolicy.

- Czy nadal widujesz krewnych? Desiree potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 przecz膮co.

- Nie, dziadek bardzo rozgniewa艂 si臋 na moj膮 matk臋 za to, 偶e nie chcia艂a go pos艂ucha膰 i wysz艂a za m膮偶 za mego ojca. Powiedzia艂 mamie, 偶e pope艂nia mezalians, i zagrozi艂, 偶e je艣li nie wyrzeknie si臋 ukochanego, to on nie chce jej wi臋cej widzie膰.

- A ona go nie pos艂ucha艂a?

- Oczywi艣cie, 偶e nie. Moi rodzice si臋 kochali - odpar艂a Desiree, jak gdyby ten fakt t艂umaczy艂 wszystko.

Sebastian u艣miechn膮艂 si臋, rozbawiony jej naiwno艣ci膮.

- Rozumiem. Gzy tw贸j dziadek nigdy jej tego nie wybaczy艂?

- Nigdy. Nawet kiedy powiadomi艂am go o 艣mierci mamy, nie odpowiedzia艂 na list ani te偶 nie przyjecha艂 na pogrzeb. - Desiree spojrza艂a na Sebastiana z powag膮. - Czy mo偶e pan sobie wyobrazi膰, milordzie, podobn膮 zawzi臋to艣膰? Nie przyjecha膰 na pogrzeb w艂asnego dziecka! Przecie偶 to karygodne.

Sebastian wzruszy艂 ramionami.

- Nie, ale s膮 ludzie, kt贸rzy maj膮 tak膮 natur臋, i nic na to nie mo偶na poradzi膰, Desiree. Tw贸j dziadek my艣la艂 z pewno艣ci膮, 偶e zakazuj膮c c贸rce ma艂偶e艅stwa z cz艂owiekiem, kt贸ry, jego zdaniem, nie by艂 jej godzien, dzia艂a wy艂膮cznie dla jej dobra.

- Czy偶 on nie dostrzeg艂, jak bardzo si臋 obydwoje kochali?! - wykrzykn臋艂a Desiree. - Uwa偶am, 偶e ojciec powinien pragn膮膰, aby jego jedyna c贸rka wysz艂a za m膮偶 za kogo艣, kogo kocha, a nie za cz艂owieka, kt贸ry jest jej oboj臋tny, nawet je偶eli ten kto艣 jest bogaty i utytu艂owany.

- Ojciec pewnie by艂 przekonany, 偶e c贸rka po pewnym czasie pokocha m臋偶czyzn臋, kt贸rego on jej wybra艂. Ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku wcale nie wyklucza mi艂o艣ci. Bywa, 偶e ma艂偶onkowie przywi膮zuj膮 si臋 do siebie, i z czasem ich zwi膮zek przeradza si臋 w trwa艂e i gor膮ce uczucie.

Desiree westchn臋艂a.

- Wiem o tym, ale mimo to nigdy nie pomy艣l臋 o nim ciep艂o czy cho膰by 偶yczliwie. Odwiedzi艂 nas, kiedy by艂am jeszcze dzieckiem, 偶eby mnie zobaczy膰, i ani razu si臋 do mnie nie u艣miechn膮艂. Przez ca艂y czas przygl膮da艂 mi si臋 tylko ze zmarszczonym czo艂em. Wyda艂 mi si臋 okropny.

- Wyobra偶am sobie - powiedzia艂 Sebastian, kryj膮c u艣miech. - Czy masz zamiar spotka膰 si臋 teraz ze swoim dziadkiem?

- Nie ma ju偶 takiej mo偶liwo艣ci - odpar艂a z 偶alem Desiree. - Rok temu otrzyma艂am list od jego prawnika z wiadomo艣ci膮, 偶e sir George Owens umar艂 i nic nie zostawi艂 mi w spadku.

- Przepraszam, czy偶bym si臋 przes艂ysza艂? - Sebastian spojrza艂 na ni膮 wstrz膮艣ni臋ty. - Powiedzia艂a艣... sir George Owens. Czy takie nazwisko nosi艂 tw贸j dziadek?

- Tak, o co chodzi? Czy pan go zna艂, milordzie?

- Na pewno o nim s艂ysza艂em - odpar艂 Sebastian. Nie doda艂 tylko, 偶e z tego, co wiedzia艂, zgry藕liwy, j臋dzowaty staruch odstr臋cza艂 wszystkich od siebie. Wielki Bo偶e, ale si臋 zrobi艂 galimatias! Fakt, 偶e jego pi臋kna wodna nimfa okaza艂a si臋 m艂od膮 sawantk膮, kt贸ra uczy艂a 艂aciny i greki w s艂ynnej szkole pani Guarding, by艂 ju偶 sam w sobie dostatecznie zniech臋caj膮cy. Ale odkrycie, 偶e panna Desiree Nash ze Steep Abbot jest r贸wnie偶 wnuczk膮 zmar艂ego niedawno sir George'a Bartholomew Owensa dodatkowo komplikowa艂o sytuacj臋.

Jak on mo偶e z wnuczki baroneta uczyni膰 swoj膮 utrzymank膮? Przecie偶 to nie wypada.

W zwi膮zku z tym pojawi艂 si臋 jeszcze jeden problem. Mianowicie, skoro on nie mo偶e z niej zrobi膰 swojej utrzymanki, a ona nie chce wraca膰 do Steep Abbot - to co, na mi艂o艣膰 bosk膮, ma z ni膮 pocz膮膰?

Sebastian by艂 zadowolony, 偶e dzieli ich jeszcze kawa艂ek drogi od celu podr贸偶y. Porzuci艂 ju偶 zamiar, aby umie艣ci膰 j膮 w domu przy Green Street. Ale gdzie w takim razie ma j膮 ulokowa膰? Jego w艂asna rezydencja nie wchodzi艂a w rachub臋. Hotelu r贸wnie偶 nie bra艂 pod uwag臋 - mo偶e si臋 zdarzy膰, 偶e kto艣 ze znajomych zobaczy ich razem i zaczn膮 si臋 dopytywania. Gdzie wobec tego...

W tym momencie znalaz艂 rozwi膮zanie. Oczywi艣cie! Dlaczego nie pomy艣la艂 o tym wcze艣niej? Ciotka Hannah z pewno艣ci膮 mu pomo偶e. W przesz艂o艣ci przecie偶 nieraz wyci膮ga艂a go z r贸偶nych opresji.

Sebastian zastuka艂 laseczk膮 w dach powozu i kaza艂 wo藕nicy skierowa膰 si臋 do Mayfair.

Nag艂a zmiana miejsca przeznaczenia zaniepokoi艂a Desiree. Spojrza艂a na niego sp艂oszona.

- Dlaczego nie jedziemy do domu, o kt贸rym pan wspomina艂 na pocz膮tku?

- Przypomnia艂em sobie, 偶e... na pi臋trze trwa jeszcze remont. Wysz艂o mi z g艂owy, by uprzedzi膰 o tym Johna, gdy ruszali艣my w drog臋 - wyja艣ni艂 niepewnie Sebastian. - S膮dz臋, 偶e lepiej b臋dzie, je偶eli na razie zatrzymasz si臋 u mojej ciotki.

Desiree zauwa偶y艂a nerwowe zachowanie Sebastiana. Mylnie wzi臋艂a je za irytacj臋, gdy on jedynie by艂 tylko zmieszany nag艂膮 komplikacj膮 swoich plan贸w. Skin臋艂a g艂ow膮 ze zrozumieniem, W gruncie rzeczy cieszy艂a si臋, 偶e przez jedn膮 lub dwie noce b臋dzie mia艂a spok贸j. Perspektywa zamieszkania u ciotki Sebastiana r贸wnie偶 jej nie zachwyci艂a. Jest to z pewno艣ci膮 wytworna, o nienagannych manierach dama, kt贸ra bez wielkiego trudu odgadnie rodzaj stosunk贸w 艂膮cz膮cych jej krewnego z m艂od膮 kobiet膮, w kt贸rej towarzystwie podr贸偶uje.

Przecie偶 to jasne, pomy艣la艂a pos臋pnie Desiree, bogaty arystokrata mo偶e wie艣膰 m艂od膮 samotn膮 kobiet臋 do Londynu tylko w okre艣lonym celu.

Ciotka Sebastiana okaza艂a si臋 rzeczy wi艣cie taka, jak przewidywa艂a Desiree. Hannah, lady Chariton, by艂a raczej przystojn膮 ni偶 艂adn膮 kobiet膮, zbli偶aj膮c膮 si臋 do pi臋膰dziesi膮tki i jak na dam臋 o jej pozycji przysta艂o, nosi艂a si臋 z godno艣ci膮 i wdzi臋kiem. By艂a te偶 do艣膰 wysoka - Desiree przewy偶sza艂a o g艂ow臋 - ale wzrost dodawa艂 jej tylko elegancji i majestatu.

- Sebastianie, co za mi艂a niespodzianka - odezwa艂a si臋, kiedy nowo przybyli weszli do przytulnego saloniku. - W艂a艣nie zastanawia艂am si臋, dlaczego mnie tak rzadko odwiedzasz. Jak si臋 miewasz, m贸j drogi?

- Dzi臋kuj臋, dobrze, ciociu - odpar艂 Sebastian. Nachyli艂 si臋 nad ni膮 i z u艣miechem poca艂owa艂 w policzek. - Mam nadziej臋, 偶e nie we藕miesz mi za z艂e wizyty o tak nieodpowiedniej porze.

- M贸j drogi, wiesz dobrze, 偶e przede mn膮 nie musisz si臋 t艂umaczy膰. - Przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu poszybowa艂o w kierunku m艂odej kobiety, stoj膮cej dyskretnie z ty艂u. - Mo偶e przedstawisz mnie swojej towarzyszce?

- Ciociu Hannah, to panna Desiree Nash. Desiree, to moja ciocia, lady Chariton.

Desiree wci膮gn臋艂a cicho powietrze w p艂uca. Nast臋pnie post膮pi艂a do przodu i z艂o偶y艂a przed dam膮 ceremonialny dyg.

- Milady.

- Desiree. Co za niezwyk艂e imi臋. Francuskie, je偶eli si臋 nie myl臋? - zapyta艂a lady Chariton, spogl膮daj膮c pytaj膮co na siostrze艅ca.

Sebastian wzruszy艂 ramionami w nonszalancki, ale nie pozbawiony wdzi臋ku spos贸b.

- S膮dz臋, 偶e to imi臋 pochodzi raczej z 艂aciny.

- Niewa偶ne, tak czy inaczej jest to bardzo oryginalne imi臋. - Lady Chariton spojrza艂a na Desiree; nie usi艂owa艂a nawet ukry膰 ciekawo艣ci. - Mo偶na zapyta膰, w jaki spos贸b si臋 poznali艣cie?

- W rzeczywisto艣ci... - zacz膮艂 Sebastian.

- Pytam pann臋 Nash, a nie ciebie, Sebastianie - skarci艂a go 艂agodnie lady Chariton. - Chyba potrafi m贸wi膰 za siebie.

- Lord Buckworth i ja spotkali艣my si臋 niedaleko ma艂ej wioski o nazwie Steep Abbot, milady - po艣pieszy艂a z odpowiedzi膮 Desiree. - Mieszka艂am w tej miejscowo艣ci.

- Tak jest. Rozkoszowali艣my si臋 oboje ciep艂膮 letni膮 pogod膮 - zawt贸rowa艂 jej Sebastian.

- Naprawd臋? Mog艂abym wiedzie膰, jak to rozkoszowanie si臋 wygl膮da艂o?

Desiree spr贸bowa艂a naprawi膰 niezr臋czno艣膰 Sebastiana i wyja艣ni艂a z po艣piechem:

- P艂ywali艣my, milady.

- P艂ywali艣cie?

- Tak, w rzece Steep.

- Wielki Bo偶e! Mam nadziej臋, 偶e to nie by艂o w publicznym miejscu.

- Oczywi艣cie, 偶e nie. Jeziorko znajduje si臋 w lesie, na odludziu, a teren jest prywatny - uspokoi艂a j膮 Desiree.

Trzeba przyzna膰, 偶e 艂ady Chariton stan臋艂a na wysoko艣ci zadania i nie da艂a po sobie pozna膰 zdziwienia, jakie to zaskakuj膮ce wyja艣nienie musia艂o w niej wywo艂a膰.

- Rozumiem. - Spojrza艂a z rozbawieniem na Sebastiana. - A ty, sk膮d si臋 tam wzi膮艂e艣? Nad jeziorem, w lesie, w pobli偶u Steep Abbot?

- Przez kilka dni bawi艂em w Bredington, u lorda Wyndhama. By艂o bardzo ciep艂o, wi臋c postanowi艂em si臋 wyk膮pa膰. - Sebastian u艣miechn膮艂 si臋 lekko. - Czysty przypadek zrz膮dzi艂, 偶e w tym samym czasie w jeziorku k膮pa艂a si臋 panna Nash.

- I p艂ywali艣cie w nim... razem? Pytanie wibrowa艂o od aluzji. Desiree zaczerwieni艂a si臋, przej臋ta wstydem.

- T - tak... milady, ale bardzo kr贸tko. Nie wiedzia艂am, 偶e lord Buckworth jest nad jeziorem, kiedy przysz艂am si臋 tam k膮pa膰. Nigdy przedtem nie spotka艂am na tej polanie 偶ywej duszy. Kiedy uprzytomni艂am sobie, 偶e opr贸cz mnie nad wod膮 jest jeszcze kto艣 obcy, poczu艂am si臋 bardzo nieswojo. Troch臋 si臋 nawet przestraszy艂am.

- Pani mog艂a nie zauwa偶y膰 jego obecno艣ci, panno Nash, ale trudno mi uwierzy膰, aby ten m艂ody cz艂owiek nie zauwa偶y艂 pani - stwierdzi艂a, przeci膮gaj膮c s艂owa, lady Chariton.

- Lord Buckworth wyja艣ni艂, 偶e spa艂, kiedy nadesz艂am. Podobno zbudzi艂 go dopiero plusk wody, gdy p艂yn臋艂am przez jezioro. Nied艂ugo potem oddali艂 si臋; pop艂yn膮艂 z powrotem do miejsca, z kt贸rego przyby艂. - Desiree nie zamierza艂a m贸wi膰 damie o sprzeczce, w rezultacie kt贸rej Sebastian, chocia偶 z niech臋ci膮, ale jednak opu艣ci艂 polan臋.

- Rozumiem.

Desiree czu艂a na sobie przenikliwy wzrok lady Chariton. Widzia艂a, 偶e dama bacznym okiem ocenia jej powierzchowno艣膰, poczynaj膮c od koloru w艂os贸w, a偶 po kr贸j niemodnej sukni. Czeka艂a, 偶e mo偶e Sebastian przyjdzie jej z pomoc膮, ale on milcza艂, obserwuj膮c tylko z ciekawo艣ci膮, jak obie kobiety taksuj膮 si臋 wzrokiem. Na koniec lady Chariton podesz艂a do sznura do dzwonka i najoboj臋tniejszym w 艣wiecie tonem zapyta艂a:

- Czy jeste艣cie po kolacji, Sebastianie?

- Nie, ciociu Hannah, nie jedli艣my nic od obiadu.

- Dobrze. W takim razie zjecie ze mn膮 ma艂膮 kolacyjk臋. Mam nadziej臋, 偶e nie odm贸wicie?

Sebastian skin膮艂 potakuj膮co g艂ow膮.

- Dzi臋kujemy za zaproszenie. Za chwil臋 w drzwiach pojawi艂 si臋 lokaj.

- S艂ucham, ja艣nie pani.

- Grant, b膮d藕 tak uprzejmy i popro艣 kucharza, aby przygotowa艂 co艣 lekkiego na kolacj臋 dla mego siostrze艅ca i jego go艣cia. Nast臋pnie zaprowad藕 pann臋 Nash do pokoju. My艣l臋, 偶e ch臋tnie od艣wie偶y si臋 przed posi艂kiem.

Desiree spojrza艂a z wdzi臋czno艣ci膮 na gospodyni臋.

- Dzi臋kuj臋, lady Chariton, rzeczywi艣cie ch臋tnie si臋 od艣wie偶臋.

- W drodze cz艂owiek bardzo si臋 kurzy, ale z tym trzeba si臋 pogodzi膰 - zauwa偶y艂a uprzejmie lady Chariton. - Grant wska偶e pani drog臋.

Desiree skin臋艂a g艂ow膮 i poprzedzona przez wynio艣le krocz膮cego lokaja, wysz艂a z salonu.

Lady Chariton zaczeka艂a, a偶 drzwi si臋 za nimi zamkn膮, po czym spojrza艂a ostro na Sebastiana.

- A teraz mo偶e mi 艂askawie powiesz, co to wszystko znaczy. Dlaczego sprowadzi艂e艣 do mego domu swoj膮 kochank臋?

Sebastian skrzywi艂 si臋. Pomimo klasy i nienagannych manier, jego ciotka, kiedy chcia艂a, nie dobiera艂a s艂贸w, tylko wali艂a pomi臋dzy oczy.

- Desiree, praktycznie rzecz bior膮c, nie jest moj膮 kochank膮.

- Wobec tego kim ona jest?

Zastanawia艂 si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋. Nie bardzo wiedzia艂, jak ma si臋 wyt艂umaczy膰. Czy wykr臋ci膰 si臋 k艂amstewkiem, czy te偶 powiedzie膰 ca艂膮 prawd臋, bez ogr贸dek. Zdecydowa艂 si臋 na to ostatnie. Ju偶 dawno zrozumia艂, 偶e w kontaktach z ciotk膮 szczero艣膰 jest najlepsz膮 metod膮.

- Rzeczywi艣cie pocz膮tkowo chcia艂em, 偶eby zosta艂a moj膮 kochank膮, i w tym celu przywioz艂em j膮 do Londynu. Po drodze jednak panna Nash powiedzia艂a mi o pewnych faktach z jej 偶ycia, kt贸re kaza艂y mi zastanowi膰 si臋 nad t膮 decyzj膮.

Lady Chariton unios艂a brwi.

- Co艣 podobnego! Mam nadziej臋, Sebastianie, 偶e nim panna Nash zejdzie na d贸艂, zd膮偶ysz opowiedzie膰 mi o niej wszystko, co wiesz. Napijesz si臋 koniaku?

- Dzi臋kuj臋, bardzo ch臋tnie. - Sebastian czeka艂, a偶 ciotka nape艂ni kieliszki i wr臋czy mu trunek. To by艂a jedna z tych cech, kt贸re mu si臋 tak w niej podoba艂y. Nie przestrzega艂a zwyczaju przyj臋tego w jej sferze, 偶e alkohol pije si臋 tylko w towarzystwie, i to o okre艣lonej porze. Kiedy mia艂a ochot臋 na koniak, si臋ga艂a po butelk臋. Inna sprawa, 偶e od dawna Hannah Chariton uwa偶ana by艂a za osob臋 ekscentryczn膮 i oryginaln膮.

- Panna Nash jest, a raczej by艂a, nauczycielk膮 w znanej szkole dla dziewcz膮t w miejscowo艣ci Steep Abbot - zacz膮艂 Sebastian. - Poznali艣my si臋, tak jak ci ju偶 powiedzia艂em, w ubieg艂ym roku. By艂o pi臋kne letnie popo艂udnie. Panna Nash, korzystaj膮c z wolnego czasu, wymkn臋艂a si臋 ze szko艂y, aby pop艂ywa膰 w jeziorku utworzonym przez rzek臋 Steep. Ja przyp艂yn膮艂em na polan臋 z Bredington. Wyszed艂em na brzeg i usiad艂em w ma艂o widocznym miejscu pod drzewem, w艣r贸d traw, aby troch臋 odpocz膮膰. Wtedy z wody wysz艂a panna Nash.

Lady Chariton u艣miechn臋艂a si臋.

- A wi臋c nie spa艂e艣, jak twierdzi艂e艣 na pocz膮tku?

U艣miechn膮艂 si臋.

- Nie. Powiedzia艂em to, aby poczu艂a si臋 swobodniej. Zaczeka艂em jednak do momentu, a偶 wyjdzie z wody. Dopiero wtedy si臋 odezwa艂em.

- Podziwiam twoj膮 delikatno艣膰 - zauwa偶y艂a sucho lady Chariton. - Nie b臋d臋 wprawia膰 nas oboje w zak艂opotanie i nie zapytam, czy panna Nash mia艂a cokolwiek na sobie.

- Nie b臋d臋 ukrywa艂, 偶e mia艂a.

- Sk膮d wiedzia艂e艣, 偶e jest nauczycielk膮?

- Tego w艂a艣nie, mi臋dzy innymi, dowiedzia艂em si臋 od niej dzisiaj - wyja艣ni艂 ze skruch膮 Sebastian. - Przedtem nie interesowa艂o mnie zbytnio, kim jest panna Nash ani co robi.

Lady Chariton potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Doprawdy, Sebastianie, pozna艂e艣 atrakcyjn膮 m艂od膮 kobiet臋 i jedyne, co ci臋 w niej zainteresowa艂o, to pi臋kne cia艂o. Nie ciekawi艂o ci臋, kim ona jest, co robi ani jaki jest jej poziom umys艂owy. My艣la艂e艣 tylko o tym, 偶eby jak najszybciej zaci膮gn膮膰 j膮 do 艂贸偶ka. Jakie to typowe dla ciebie i twojej p艂ci. A wi臋c twierdzisz, 偶e panna Nash jest nauczycielk膮. Gdzie uczy艂a?

- Na pensji pani Guarding, w Steep Abbot.

- Pani Guarding? - Lady Chariton spojrza艂a na siostrze艅ca z niedowierzaniem. - Wielki Bo偶e, czy偶by chodzi艂o o Eleonor臋 Guarding?

- Nie mam poj臋cia, ciociu. Nie interesowa艂a mnie osoba w艂a艣cicielki szko艂y.

- Czego panna Nash uczy艂a na tej pensji?

- Greki, 艂aciny i filozofii. Lady Chariton u艣miechn臋艂a si臋.

- W takim razie musia艂a by膰 to szko艂a Eleonory Guarding. W 偶adnej innej nie ucz膮 dziewcz膮t tych przedmiot贸w.

- Czy偶by艣 zna艂a szanown膮 pani膮 Guarding? - zapyta艂 ze zdziwieniem Sebastian.

- Nie znam jej, ale wiem, kim jest. Mia艂am okazj臋 przeczyta膰 jeden, z jej artyku艂贸w jaki艣 czas temu. Zrobi艂 na mnie wielkie wra偶enie. Autorka nakre艣li艂a w nim wstrz膮saj膮cy obraz tragicznego po艂o偶enia kobiet w naszych czasach i pokaza艂a, jak to si臋 odbija na og贸lnym funkcjonowaniu spo艂ecze艅stwa. Zdaniem Eleonory Guarding 偶ycie kobiet w naszej epoce niewiele si臋 r贸偶ni od egzystencji niewolnic. - Lady Chariton spojrza艂a bystro na Sebastiana. - Jako nauczycielka, i to na dodatek w tak renomowanej szkole jak pensja pani Guarding, panna Nash odbiega znacznie od twego ulubionego typu kobiet.

- To prawda. Dzisiaj to odkry艂em - przyzna艂 sm臋tnie Sebastian. - To nic w por贸wnaniu z tym, czego si臋 od niej dowiedzia艂em p贸藕niej, gdy ju偶 doje偶d偶ali艣my do Londynu.

Lady Chariton spojrza艂a na niego pytaj膮co.

- C贸偶 to takiego?

- Panna Nash jest wnuczk膮 sir George'a Owensa. Co powiesz na to?

Zdziwiona mina 艂ady Chariton m贸wi艂a sama za siebie.

- Wielki Bo偶e, to dopiero niespodzianka! Wiedzia艂am, 偶e sir George mia艂 c贸rk臋 jedynaczk臋 i 偶e si臋 jej wyrzek艂, poniewa偶 po艣lubi艂a cz艂owieka, kt贸rego jej nie wybra艂 i nie zaakceptowa艂. Nigdy jednak nie s艂ysza艂am, aby z tego zwi膮zku przysz艂o na 艣wiat dziecko.

- Okazuje si臋, 偶e mia艂 jedn膮 wnuczk臋 - odpar艂 Sebastian. - Rozumiesz teraz moj膮 rozterk臋, cioteczko. Kiedy dowiedzia艂em si臋, z jakiej rodziny pochodzi panna Nash, u艣wiadomi艂em sobie, 偶e nie mo偶e zosta膰 moj膮 utrzymank膮. W Londynie wszelkie wiadomo艣ci rozchodz膮 si臋 bardzo szybko i zimno mi si臋 robi na my艣l, co by powiedzia艂a rodzina sir George'a, gdyby wysz艂o na jaw, 偶e jego jedyna wnuczka jest moj膮 filie de joie2.

Lady Chariton roze艣mia艂a si臋 cicho.

- Tak, to prawda. Taka ekscytuj膮ca wiadomo艣膰 niew膮tpliwie rozesz艂aby si臋 po mie艣cie lotem b艂yskawicy - Przez chwil臋 spogl膮da艂a w milczeniu na ujmuj膮c膮 twarz Sebastiana. - Jak, wobec tego, zamierzasz post膮pi膰? Odwieziesz pann臋 Nash do Steep Abbot?

Sebastian westchn膮艂 i dystyngowanym, cho膰 nerwowym ruchem podni贸s艂 si臋 z krzes艂a.

- Nie. Zaproponowa艂em jej to kilka godzin temu, ale odpar艂a, 偶e nie mo偶e.

- Nie mo偶e czy te偶 nie chce?

- Powiedzia艂a, 偶e nie chce, ale odnios艂em wra偶enie, 偶e jest jeszcze jaki艣 inny pow贸d.

Lady Chariton wsta艂a i dola艂a sobie koniaku.

- Te偶 jestem tego zdania, Sebastianie. Nie wydaje mi si臋, 偶eby dobrze urodzona, wykszta艂cona panna, wybrana przez tak膮 kobiet臋 jak Eleonora Guarding na nauczycielk臋 greki, 艂aciny i filozofii w jej ekskluzywnej szkole, postanowi艂a nagle przewr贸ci膰 swoje 偶ycie do g贸ry nogami i zosta膰 czyj膮艣 utrzymank膮 bez naprawd臋 istotnej przyczyny. Powt贸rz mi dok艂adnie, czym panna Nash t艂umaczy艂a swoj膮 decyzj臋, kiedy zgodzi艂a si臋 jecha膰 z tob膮 do Londynu?

- Powiedzia艂a, 偶e dosz艂a do wniosku, i偶 nadszed艂 czas na zmian臋 w jej 偶yciu - odpar艂 Sebastian, powtarzaj膮c s艂owa, nad kt贸rymi sam, jad膮c tutaj, d艂ugo si臋 zastanawia艂. - Kiedy zauwa偶y艂em, 偶e jest to do艣膰 radykalna zmiana, odpowiedzia艂a ostro, 偶e ma dwadzie艣cia pi臋膰 lat i 偶e ma prawo robi膰 ze swoim 偶yciem, co jej si臋 podoba.

- Sebastianie, czy ty zaproponowa艂e艣 tej m艂odej damie, by zosta艂a twoj膮 utrzymank膮?

- Nie. To jest, prawd臋 m贸wi膮c, tak, ale nie ostatnio. Proponowa艂em jej to ubieg艂ego lata, tam, nad jeziorkiem w lesie Steep. Desiree odrzuci艂a w贸wczas moj膮 propozycj臋 z oburzeniem. Wyobra偶asz wi臋c sobie me zdziwienie, kiedy w ubieg艂ym tygodniu otrzyma艂em od niej list zaadresowany na londy艅skie mieszkanie. Zapytywa艂a w nim, czy propozycja, kt贸r膮 z艂o偶y艂em jej ubieg艂ego lata, jest nadal aktualna. Odpisa艂em, 偶e owszem, i w ten oto spos贸b znale藕li艣my si臋 dzisiaj u ciebie.

Lady Chariton pokiwa艂a z zamy艣leniem g艂ow膮.

- No c贸偶, wydaje mi si臋, 偶e co do jednej rzeczy masz racj臋, m贸j drogi. Panna Nash z pewno艣ci膮 co艣 przed tob膮 ukrywa. Jest nie do pomy艣lenia, 偶eby m艂oda wykszta艂cona kobieta post膮pi艂a tak jak ona. Wnioskuj臋 z tego, 偶e musia艂a prze偶y膰 jaki艣 dramat, bo nie s膮dz臋, by co艣 innego mog艂o zmusi膰 j膮 do podj臋cia takiej zaskakuj膮cej decyzji.

- Zgadzam si臋 z tob膮,, ciociu Hannah, ale w dalszym ci膮gu pozostaje pytanie, co ja mam teraz z ni膮 zrobi膰? Czuj臋 si臋 odpowiedzialny za to, 偶e sprowadzi艂em j膮 do Londynu, ale przecie偶 nie mog臋, wiedz膮c to, co wiem, umie艣ci膰 j膮 ze spokojnym sumieniem w domu przy Green Street - powiedzia艂 cicho Sebastian. - Pr臋dzej czy p贸藕niej rodzina sir George'a dowie si臋 o tym i w贸wczas dostan臋 za swoje. B臋d臋 si臋 musia艂 przed nimi t艂umaczy膰, a oni mi ka偶膮 przesta膰 si臋 wtr膮ca膰 w ich sprawy i pilnowa膰 w艂asnego nosa. Nie chcia艂bym mie膰 z nimi do czynienia.

Lady Chariton przytakn臋艂a skinieniem g艂owy.

- To prawda. Rodzina mo偶e zareagowa膰 w r贸偶ny spos贸b. Sir George wydziedziczy艂 wprawdzie swoj膮 c贸rk臋 i nie interesowa艂 si臋 wnuczk膮, ale nie wiadomo, czy jego spadkobierca nie poczuje przyp艂ywu rodzinnych uczu膰 i nie zechce zacie艣ni膰 wi臋z贸w z wydziedziczonym cz艂onkiem rodziny. Zw艂aszcza gdy si臋 dowie, 偶e ich bardzo bliska krewna jest obecnie utrzymank膮 cz艂owieka, o kt贸rym sir George po wielokro膰 wyra偶a艂 si臋 z pogard膮, nazywaj膮c hulak膮 i nicponiem.

Sebastian gwa艂townym ruchem odsun膮艂 od siebie kieliszek.

- Tak, dobrze wiem, co sir George m贸wi艂 na m贸j temat. Zapad艂o milczenie. Lady Chariton i jej siostrzeniec pogr膮偶yli si臋 w zadumie, rozwa偶aj膮c sytuacj臋.

- S艂uchaj, a mo偶e panna Nash zatrzyma si臋 u mnie na jaki艣 czas - zaproponowa艂a niespodziewanie lady Chariton.

Sebastian spojrza艂 na ciotk臋 z b艂yskiem nadziei w oczach.

- Zgodzi艂aby艣 si臋 to zrobi膰, cioteczko? By艂bym ci ogromnie wdzi臋czny.

- Dlaczego nie? Chwilowo nie wybieram si臋 w podr贸偶, a osoba panny Nash sprawia do艣膰 przyjemne wra偶enie. Szczerze m贸wi膮c, z rado艣ci膮 skorzystam z jej obecno艣ci, aby pogaw臋dzi膰 z kim艣, komu nie tylko stroje i plotki w g艂owie. Od dawna nie mia艂am sposobno艣ci rozmawia膰 d艂u偶ej na powa偶niejsze tematy. Przypuszczam, 偶e mile sp臋dz臋 z ni膮 czas.

Uradowany Sebastian pochyli艂 si臋 nad ciotk膮 i czule poca艂owa艂 j膮 w policzek.

- B贸g mi ci臋 zsy艂a, ciociu Hannah. Przetrzymaj pann臋 Nash u siebie przez kilka dni, a ja tymczasem b臋d臋 pr贸bowa艂 znale藕膰 dla niej odpowiednie zaj臋cie. Jeremy i Regina Steward zostali w艂a艣nie szcz臋艣liwymi rodzicami nowego dziecka. Ich starsza c贸reczka ma w tej chwili pi臋膰 lat. Mo偶e oni zechc膮 wzi膮膰 do siebie pann臋 Nash w charakterze guwernantki do dzieci.

- To dobry pomys艂. Warto szuka膰 dla niej pracy, ale wcale nie jestem pewn膮 czy panna Nash zgodzi si臋 j膮 przyj膮膰. - Oczy lady Chariton rozb艂ys艂y. - Gdybym to ja mia艂a do wyboru zosta膰 kochank膮 jednego z najprzystojniejszych i wzi臋tych kawaler贸w w Londynie lub guwernantk膮 pi臋cioletniej dziewczynki, z pewno艣ci膮 bym si臋 powa偶nie zastanowi艂a.

Sebastian roze艣mia艂 si臋 serdecznie.

- Droga ciociu Hannah. Z przyjemno艣ci膮 my艣l臋, 偶e jako moja ciotka zrobisz to, co nakazuje dobry ton i moralny obyczaj. Jednak w艂a艣nie dlatego, 偶e jeste艣 moj膮 ciotk膮, sk艂onny jestem przypuszcza膰, 偶e zrobisz to, co b臋dziesz uwa偶a艂a za stosowne, i machniesz r臋k膮 na to, co powiedz膮 ludzie.

- B艂agam, nie zdrad藕 si臋 tylko z t膮 opini膮 przed naszym m艂odym go艣ciem - ostrzeg艂a go lady Chariton, podnosz膮c si臋 z miejsca. Wzi臋艂a Sebastiana pod rami臋 i mrugn臋艂a do niego porozumiewawczo. - Chcia艂abym, przynajmniej na kr贸tko, zachowa膰 pozory dostoje艅stwa.

Desiree z wdzi臋czno艣ci膮 przyj臋艂a propozycj臋 lady Chariton, aby od艣wie偶y艂a si臋 przed kolacj膮. Podr贸偶 do Londynu, mimo i偶 odbywaj膮 w wygodnym powozie Sebastiana, by艂a jednak d艂uga i wyczerpuj膮ca. Dziewczyna by艂a wi臋c naprawd臋 zm臋czona. Czu艂a r贸wnie偶 obaw臋 przed zej艣ciem na d贸艂 i ponownym spotkaniem z lady Chariton. Wiedzia艂a, 偶e dama domy艣la si臋, jaki jest charakter jej znajomo艣ci z Sebastianem. Uwa偶a膰, 偶e jest inaczej, by艂oby ignorowaniem rzeczywisto艣ci.

Szanuj膮ce si臋 niezam臋偶ne kobiety nie podr贸偶uj膮 w towarzystwie wolnego m臋偶czyzny bez s艂u偶膮cej i damy do towarzystwa i nie sk艂adaj膮 wizyt w nieznanym domu o p贸藕nej porze. Desiree zna艂a te zwyczaje. Domy艣la艂a si臋, 偶e w czasie, kiedy ona przebywa na g贸rze, Sebastian w salonie wyja艣nia ciotce sytuacj臋. By艂o wi臋c mo偶liwe, 偶e lady Chariton nie zaprosi jej do wsp贸lnego sto艂u, nie m贸wi膮c ju偶 o tym, 偶e odm贸wi dalszej go艣ciny w swoim domu.

Z takim w艂a艣nie przekonaniem Desiree zesz艂a na d贸艂. Mo偶na wi臋c sobie wyobrazi膰 jej zdziwienie, gdy dowiedzia艂a si臋, 偶e nie tylko ma zosta膰 na kolacji i sp臋dzi膰 tu noc, ale 偶e jeszcze przez kilka dni b臋dzie go艣ciem lady Chariton.

- Nie rozumiem - odezwa艂a si臋 Desiree, spogl膮daj膮c z konsternacj膮 na Sebastiana.

- Nie ma nic do rozumienia, panno Nash - wyja艣ni艂a ciotka Sebastiana. - Wiem, 偶e dom, w kt贸rym mia艂a pani zamieszka膰, jest jeszcze w remoncie. Zaproponowa艂am wi臋c, 偶eby do czasu zako艅czenia prac przebywa艂a pani u mnie.

- To bardzo uprzejmie z pani strony, lady Chariton. Bior膮c jednak pod uwag臋 niecodzienny charakter mojej dzisiejszej wizyty, by艂oby ca艂kiem zrozumia艂e, gdyby pani odm贸wi艂a mi go艣ciny. My艣l臋, 偶e znalaz艂abym jakie艣 miejsce do zamieszkania.

- Nie ma najmniejszej potrzeby, aby szuka艂a pani innego miejsca, panno Nash - zapewni艂a j膮 lady Chariton. - W moim domu jest wiele wolnych pokoi i jak ju偶 powiedzia艂am Sebastianowi, dawno nie mia艂am okazji wie艣膰 rozmowy z m艂od膮 wykszta艂con膮 kobiet膮. Z tego, co mi wiadomo, by艂a pani nauczycielk膮 w szkole dla dziewcz膮t pani Guarding.

Desiree zaczerwieni艂a si臋, upewniona ju偶 ca艂kowicie, 偶e rozmawiali o niej w czasie, gdy przebywa艂a na g贸rze.

- Rzeczywi艣cie by艂am.

- Eleonora Guarding to niezwyk艂a kobieta - zauwa偶y艂a lady Chariton. - 呕yczy艂abym sobie, aby m臋偶czy藕ni przywi膮zywali wi臋cej wagi do jej opinii. Jestem przekonana, 偶e gdyby tak by艂o, sytuacja kobiet w naszym kraju znacznie by si臋 poprawi艂a.

- Czy milady zna pani膮 Guarding? - zapyta艂a zdziwiona Desiree.

- Osobi艣cie niestety nie, czego bardzo 偶a艂uj臋, ale znam dobrze jej dzia艂alno艣膰. Ka偶da inteligentna kobieta w naszym kraju j膮 zna.

Wyznanie lady Chariton, 偶e ceni i powa偶a dzia艂alno艣膰 pani Guarding, ogromnie podnios艂o Desiree na duchu. Poczu艂a, jak napi臋cie i obawa powoli j膮 opuszczaj膮.

- To prawda, pani Guarding to rzeczywi艣cie niezwyk艂a kobieta, a szko艂a jest odbiciem jej osobowo艣ci. Jestem wdzi臋czna losowi, 偶e pozwoli艂 mi si臋 z ni膮 zetkn膮膰 i da艂 mo偶liwo艣膰 pracowania przez sze艣膰 lat pod jej kierunkiem.

Desiree m贸wi艂aby d艂u偶ej, ale w drzwiach salonu pojawi艂 si臋 lokaj i oznajmi艂, 偶e kolacja podana.

- Doskonale. Wobec tego porozmawiamy w jadalni.

- Porozmawiamy? - zapyta艂 weso艂o Sebastian. - Przecie偶 ty z pewno艣ci膮 ju偶 jad艂a艣 kolacj臋, cioteczko?

- Naturalnie, 偶e tak, ale jestem ciekawa rozmowy z pann膮 Nash. Pragn臋 dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej o szkole pani Guarding i o tym, jak jej si臋 tam pracowa艂o.

Desiree, kiedy to us艂ysza艂a, tylko z trudem zdo艂a艂a zachowa膰 u艣miech na twarzy. Przyjemnie jej by艂o dowiedzie膰 si臋, 偶e lady Chariton znana jest pensja pani Guarding i posta膰 wspania艂ej kobiety, kt贸ra by艂a jej za艂o偶ycielk膮 i dyrektork膮. Nie dziwi艂o j膮 r贸wnie偶 zainteresowanie ciotki Sebastiana tym, co dzieje si臋 wewn膮trz jej mur贸w. Zdawa艂a sobie jednak spraw臋, 偶e od odpowiedzi na pytanie, jak si臋 jej w tej szkole pracowa艂o, tylko krok dzieli j膮 od dalszych indagacji. Szczeg贸lnie obawia艂a si臋 pytania lady Chariton o to, dlaczego zrezygnowa艂a z posady na tej s艂awnej pensji.

Ten problem bardzo j膮 dr臋czy艂. Jak na razie z Sebastianem posz艂o jej g艂adko. Uwierzy艂 w wersj臋, kt贸r膮 mu przedstawi艂a. Nie by艂a jednak pewna, czy r贸wnie 艂atwo uda si臋 jej przekona膰 lady Chariton.

Na szcz臋艣cie dla Desiree, kolacja - sk艂adaj膮ca si臋 z pysznego roso艂u, p艂at贸w szynki na zimno, zestawu ser贸w oraz jajecznego kremu na deser - przebieg艂a po jej my艣li. Nie zadawano jej 偶adnych dra偶liwych pyta艅. Bezustannie natomiast musia艂a zaspokaja膰 ciekawo艣膰 lady Chariton, dotycz膮c膮 g艂贸wnie 偶ycia w Steep Abbot. Dam臋 interesowa艂y nie tylko pogl膮dy pani Guarding, ale przede wszystkim spos贸b, w jaki szko艂a realizuje spo艂eczne przekonania prze艂o偶onej.

Desiree bardzo spodoba艂 si臋 styl rozmowy Sebastiana i jego ciotki. Wida膰 by艂o, 偶e tych dwoje darzy si臋 mi艂o艣ci膮 i szacunkiem. Cechowa艂o ich podobne poczucie humoru; 艣mieszyli ci sami, im tylko znani ludzie, i bawi艂y te same wydarzenia. Odnosili si臋 do siebie swobodnie i naturalnie. Obserwuj膮ca to Desiree pomy艣la艂a z zazdro艣ci膮, 偶e los obszed艂 si臋 z ni膮 wyj膮tkowo okrutnie - pozbawi艂 w艂asnej rodziny i szcz臋艣cia, jakie daje towarzystwo ludzi, kt贸rych si臋 kocha.

- Wygl膮da pani na zm臋czon膮, panno Nash - przerwa艂a nagle jej zadum臋 lady Chariton. - Mo偶e p贸jdzie si臋 pani po艂o偶y膰?

Desiree przytkn臋艂a wykwintn膮 p艂贸cienn膮 serwetk臋 do warg.

- Dzi臋kuj臋, lady Chariton. Przyznaj臋, 偶e w istocie tak jest. To by艂 bardzo... d艂ugi dzie艅.

- Tak, i raczej pami臋tny, jak s膮dz臋. 呕ycz臋 pani dobrej nocy. W 艣lad za Desiree podni贸s艂 si臋 tak偶e Sebastian.

- Wpadn臋 tutaj jutro rano, aby si臋 z pani膮 zobaczy膰. Dobranoc pani.

Desiree poczu艂a, jak jej policzki oblewaj膮 si臋 rumie艅cem wstydu. Podczas kolacji uda艂o jej si臋 zapomnie膰, z jakiego powodu znalaz艂a si臋 w Londynie. Przyjecha艂a, aby zosta膰 utrzymank膮 Sebastiana. Nie my艣la艂a o tym a偶 do momentu, w kt贸rym zauwa偶y艂a wyraz oczu lorda Buckwortha. W贸wczas wszystko do niej wr贸ci艂o ze zdwojon膮 si艂膮. Desiree jednak przyznawa艂a uczciwie przed sob膮, 偶e nie ma prawa wini膰 Sebastiana za obr贸t, jaki zaczyna艂o przybiera膰 jej 偶ycie. Ten m臋偶czyzna okaza艂 si臋 prawdziwym d偶entelmenem. Zaproponowa艂 jej honorowy odwr贸t, mog艂a zerwa膰 ich uk艂ad, gdyby chcia艂a, a kiedy odm贸wi艂a, robi艂 wszystko, aby reszta dnia min臋艂a mo偶liwie najprzyjemniej.

Doprawdy, je偶eli ju偶 Desiree mia艂a kogo艣 oskar偶a膰 o swoje obecne po艂o偶enie, dobrze wiedzia艂a, komu przypisa膰 za nie win臋.

- Dobranoc, lordzie Buckworth. Chc臋 podzi臋kowa膰 panu i milady za uprzejmo艣膰, jak膮 mi dzisiaj okazali艣cie. - Po tych s艂owach wysz艂a z salonu, czuj膮c na plecach przenikliwe spojrzenie dw贸ch par oczu, i cicho zamkn臋艂a za sob膮 drzwi. Wzi臋艂a jedn膮 ze 艣wiec zostawionych u podn贸偶a schod贸w i posz艂a na g贸r臋 do swego pokoju. Kiedy ju偶 tam dotar艂a, usiad艂a na 艂贸偶ku i rozejrza艂a si臋 dooko艂a. Ta luksusowa sypialnia nie da艂a si臋 w 偶aden spos贸b por贸wna膰 z jej skromnym pokoikiem na pensji pani Guarding. Tutaj 艣ciany pokryte by艂y jasnoseledynow膮 tapet膮, a zas艂ony i po艣ciel wsp贸艂gra艂y z nimi kolorem. W pokoju znajdowa艂o si臋 wielkie wygodne 艂o偶e, por臋czne mahoniowe biurko oraz przestronna szafa.

Oczywi艣cie to mieszkanie jest tylko tymczasowe, uprzytomni艂a sobie Desiree. Jej docelowe pomieszczenie jest w remoncie. Przeniesienie si臋 tam i wej艣cie w rol臋 najnowszej kochanki Sebastiana to tylko kwestia czasu.

Chc膮c sko艅czy膰 z denerwuj膮cymi my艣lami, Desiree zacz臋艂a powoli szykowa膰 si臋 do snu. Kto艣 - przypuszczalnie s艂u偶膮ca lady Chariton - rozpakowa艂 ju偶 jej skromny baga偶 i wy艂o偶y艂 na 艂贸偶ko star膮 bawe艂nian膮 nocn膮 koszul臋. Desiree zmarszczy艂a brwi, kiedy spostrzeg艂a, 偶e bielizna jest w kilku miejscach przetarta. Zastanawia艂a si臋, czy nie powinna kupi膰 nowej za pieni膮dze otrzymane od pani Guarding.

Szybko jednak odrzuci艂a od siebie t臋 my艣l; ma艂o jest prawdopodobne, aby ten specyficzny szczeg贸艂 bielizny by艂 jej w najbli偶szej przysz艂o艣ci w og贸le potrzebny. Kiedy to sobie u艣wiadomi艂a, ukry艂a twarz w podniszczonej materii i rozp艂aka艂a si臋 偶a艂o艣nie.

ROZDZIA艁 PI膭TY

Przyzwyczajona do wstawania niemal o 艣wicie, Desiree obudzi艂a si臋 bardzo wcze艣nie. Wyczerpana prze偶yciami ostatniego dnia, wieczorem natychmiast zasn臋艂a kamiennym snem, gdy tylko przy艂o偶y艂a g艂ow臋 do poduszki. Spa艂a nieprzerwanie przez ca艂膮 noc i obudzi艂a si臋, kiedy pierwszy blask wschodz膮cego s艂o艅ca zacz膮艂 rozja艣nia膰 kraniec horyzontu. Ziewn臋艂a i przeci膮gn臋艂a si臋 w 艂贸偶ku leniwie, po czym wsta艂a i na palcach podesz艂a do okna.

Dzie艅 zapowiada艂 si臋 pi臋kny, a na b艂臋kitnym niebie nie wida膰 by艂o 偶adnej chmurki. W dole, na chodnikach, kwiaciarki i mleczarki zachwala艂y sw贸j towar, podobnie jak inni kupcy i sprzedawcy, kt贸rych wielka liczba pojawi艂a si臋 na ulicy, jak tylko zacz臋艂o 艣wita膰.

Desiree opar艂a si臋 o framug臋 i z ciekawo艣ci膮 obserwowa艂a o偶ywion膮 krz膮tanin臋. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e naprawd臋 jest w Londynie. Taka zmiana w 偶yciu, i to w ci膮gu jednego dnia! R贸wnocze艣nie uzmys艂owi艂a sobie, jakim kosztem to osi膮gn臋艂a - za cen臋 moralnego upadku. M艂ode kobiety, tam w dole, ci臋偶ko i uczciwie pracuj膮, by zapewni膰 sobie chleb na stole i dach nad g艂ow膮.

A ona, w jaki spos贸b b臋dzie zarabia艂a na swe utrzymanie?

Desiree poczu艂a, jak radosny nastr贸j zaczyna j膮 opuszcza膰. Odwr贸ci艂a si臋 od okna i podesz艂a do szafy. Jej samopoczucie pogorszy艂o si臋 jeszcze, kiedy uprzytomni艂a sobie, 偶e ma tylko dwie suknie, w kt贸rych mo偶e pokaza膰 si臋 lady Chariton; obydwie by艂y szarego koloru i mia艂y niemodny fason. Dla nauczycielki, jak膮 by艂a dotychczas, nadawa艂y si臋 znakomicie; wszystkie jej kole偶anki na pensji ubiera艂y si臋 podobnie, ale tutaj, w eleganckim Londynie, na tle wykwintnych stroj贸w bogatych dam, jej skromne bezbarwne ubranie wydawa艂o si臋 jeszcze bardziej nieciekawe.

Niemniej, obydwie sukienki by艂y schludne i w przeciwie艅stwie do nocnej koszuli, niepoprzecierane. Co wi臋cej, nikt jej ich nie podarowa艂. Kupi艂a je za w艂asne, ci臋偶ko zapracowane pieni膮dze. Zrobi艂o jej si臋 sm臋tnie na duszy, kiedy pomy艣la艂a, 偶e za kilka dni pieni膮dze na wydatki pochodzi膰 b臋d膮 z ca艂kiem innego 藕r贸d艂a.

Lady Chariton mia艂a zwyczaj wylegiwa膰 si臋 w 艂贸偶ku do po艂udnia, ale dzisiaj zrezygnowa艂a z leniuchowania. Kiedy Desiree zesz艂a na d贸艂, zasta艂a j膮 w jadalni. Na widok Desiree dama unios艂a wzrok znad fili偶anki z kaw膮 i u艣miechn膮wszy si臋 do niej sympatycznie, powiedzia艂a:

- Dzie艅 dobry, panno Nash. Czy dobrze pani spa艂a?

- Dzi臋kuj臋, lady Chariton. Bardzo dobrze.

- To 艣wietnie. Prosz臋 wzi膮膰 sobie 艣niadanie. Jedzenie znajduje si臋 na kredensie. Ka偶臋 Grantowi przynie艣膰 jajka, je艣li ma pani na nie ochot臋. Jajka, moim zdaniem, to jedyna potrawa, kt贸ra, stygn膮c, traci na smaku.

- Dzi臋kuj臋, lady Chariton, ale jestem pewna, 偶e to, co tu jest, w zupe艂no艣ci mi wystarczy - zapewni艂a Desiree. By艂a to prawda. W por贸wnaniu z dobrym, ale niewyszukanym jedzeniem w szkole pani Guarding, zawarto艣膰 licznych srebrnych p贸艂misk贸w wygl膮da艂a niezwykle obiecuj膮co.

- Bo偶e m贸j - odezwa艂a si臋 lady Chariton. - Czy takie suknie nosi si臋 na pensji? - Kiedy Desiree potwierdzi艂a niech臋tnie, dama prychn臋艂a pogardliwie.

- Koniecznie musimy co艣 z tym zrobi膰. W tej sukni nie jest pani do twarzy. Pani figura te偶 nie prezentuje si臋 w niej najkorzystniej.

Desiree spojrza艂a po sobie, czerwona z zak艂opotania.

- My艣la艂am o tym, 偶eby sprawi膰 sobie jak膮艣 now膮 sukni臋 po przyje藕dzie do Londynu, ale nie wiedzia艂am... co b臋dzie mi potrzebne.

- Z pewno艣ci膮 co艣 lepszego ni偶 to, co ma pani w tej chwili na sobie. My艣l臋, 偶e naszym pierwszym zadaniem b臋dzie wizyta u krawcowej. Pani Abernathy jest mistrzyni膮 w swoim fachu i wcale za swe us艂ugi nie ka偶e sobie s艂ono p艂aci膰. Poza tym, Sebastian lubi dobrze ubrane kobiety, a nie w膮tpi臋, 偶e zale偶y pani na tym, aby mu si臋 podoba膰.

By艂a to pierwsza aluzja, jak膮 zrobi艂a lady Chariton do przysz艂ej pozycji Desiree. Uwaga bole艣nie j膮 dotkn臋艂a. Widelec wypad艂 jej z r臋ki i z brz臋kiem uderzy艂 o kosztowne porcelanowe nakrycie. Wzdrygn臋艂a si臋 na odg艂os metalicznego d藕wi臋ku.

- Prosz臋 mi wybaczy膰 niezr臋czno艣膰, lady Charltom ?. - wyj膮ka艂a zdruzgotana.

Starsza dama przygl膮da艂a si臋 jej w milczeniu.

- Nic si臋 nie sta艂o, moja droga. Mnie te偶 czasami rzeczy wypadaj膮 z r膮k. - Waha艂a si臋 przez chwil臋, ale potem pomy艣la艂a, 偶e najlepiej b臋dzie postawi膰 spraw臋 jasno.

- Panno Nash, nie b臋d臋 udawa艂a, 偶e nie wiem, w jakim celu przyjecha艂a pani do Londynu. Jeste艣my obydwie inteligentnymi kobietami i uwa偶am, 偶e nale偶y postawi膰 spraw臋 jasno. Przede wszystkim, intryguje mnie pytanie dlaczego? Dlaczego taka pi臋kna, wykszta艂cona m艂oda kobieta jak pani chce zosta膰 utrzymank膮 Sebastiana?

Desiree nigdy nie przypuszcza艂a, 偶e kiedykolwiek w 偶yciu b臋dzie czu艂a si臋 tak pod艂e jak w tej chwili.

- Lady Chariton, ja...

- Prosz臋 nie udawa膰, panno Nash. Sebastian powiedzia艂 mi o wszystkim; o tym, 偶e z w艂asnej inicjatywy napisa艂a pani do niego list i 偶e nie chcia艂a pani wraca膰 do Steep Abbot, kiedy to zaproponowa艂. Nawet kr贸tka znajomo艣膰 z pani膮 daje mi podstawy do pytania, czy droga, kt贸r膮 pani wybra艂a, b臋dzie pani odpowiada膰. Pytam pani膮 zatem, czy prawd膮 by艂o to, co pani napisa艂a Sebastianowi, i to, co mu pani powiedzia艂a w drodze do Londynu - 偶e chce pani zosta膰 jego utrzymank膮, poniewa偶 to daje pani szans臋 poszerzenia horyzont贸w?

Desiree spojrza艂a w oczy 艂ady Chariton. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 przecz膮co.

- Oczywi艣cie, 偶e nie.

- Wobec tego dlaczego tak pani powiedzia艂a? Nie wierz臋, by rola utrzymanki pani odpowiada艂a.

Desiree zamkn臋艂a oczy. Czu艂a si臋 do gruntu nieszcz臋艣liwa.

- Oczywi艣cie, 偶e mi nie odpowiada. Nie mia艂am jednak innego wyj艣cia.

- Wielki Bo偶e, dziecko, zawsze jest wyj艣cie. Co innego jest zosta膰 czyj膮艣 utrzymank膮 z wyboru, a co innego decydowa膰 si臋 na takie 偶ycie tylko dlatego, 偶e nie widzi si臋 innych mo偶liwo艣ci.

- Ale innych mo偶liwo艣ci nie by艂o, lady Chariton - twierdzi艂a z uporem Desiree. - Prosz臋, niech mnie pani nie pyta dlaczego. Prosz臋 mi uwierzy膰 na s艂owo, kiedy m贸wi臋, 偶e mia艂am... bardzo ograniczony wyb贸r. Gdyby istnia艂o jakie艣 wyj艣cie...

- Wybra艂aby je pani. Tak, rozumiem to teraz. Widz臋 r贸wnie偶, 偶e jest pani bardzo zdenerwowana t膮 spraw膮. Intuicja mi podpowiada, 偶e musia艂a mie膰 pani wa偶ny pow贸d - odpar艂a 艂agodnie lady Chariton. - Czy mo偶e mi pani o nim powiedzie膰?

Propozycja by艂a bardziej kusz膮ca, ni偶 Desiree przyznawa艂a sama przed sob膮, ale wiedzia艂a dobrze, 偶e nie mo偶e jej ulec. Nie zna艂a prawie lady Chariton. Dostrzega艂a wprawdzie wsp贸艂czucie w jej oczach, ale jaka b臋dzie jej reakcja, kiedy si臋 dowie, co naprawd臋 si臋 wydarzy艂o w Steep Abbot tamtej feralnej nocy? Czy Desiree mo偶e mie膰 pewno艣膰, 偶e dama nie zrozumie opacznie tego incydentu i 偶e nie lordowi Perry'emu, lecz jej przypisze win臋 za gorsz膮ce zaj艣cie?

- Naprawd臋 wola艂abym o tym nie m贸wi膰, lady Chariton - odpar艂a cicho, lecz stanowczo Desiree... - Pani... jest dla mnie taka dobra. Nie potrafi臋 wyrazi膰, jak bardzo jestem pani wdzi臋czna za to, milady. Prosz臋 mi wierzy膰, lepiej b臋dzie, je偶eli nic nie powiem. Zreszt膮, w tej chwili to i tak nie ma ju偶 偶adnego znaczenia dla sprawy.

- Przeciwnie, moja droga, to mo偶e mie膰 bardzo wielkie znaczenie. Z chwil膮 gdy wkroczy pani na t臋 niebezpieczn膮 艣cie偶k臋, nikt ju偶 nie zdo艂a pani pom贸c. Znajdzie si臋 pani poza nawiasem przyzwoitego towarzystwa.

Desiree spojrza艂a na ni膮 z rozpacz膮 w oczach.

- Ja ju偶 i tak jestem stracona w opinii pewnej jego cz臋艣ci. Odpadnie ju偶 tylko ta reszta.

Lady Chariton spogl膮da艂a na ni膮 z niek艂amanym wsp贸艂czuciem. Desiree wiedzia艂a jednak, 偶e dama nie jest w stanie niczemu zaradzi膰. Udzielaj膮c jej go艣ciny pod swoim dachem, zrobi艂a dla niej i tak wystarczaj膮co du偶o.

- Nie b臋d臋 d艂u偶ej nalega膰 i przekonywa膰 pani膮, 偶e warto mi zaufa膰 - o艣wiadczy艂a w ko艅cu lady Chariton. - Mam wra偶enie, 偶e ukrywa pani przede mn膮 co艣 wa偶nego, i nie dam si臋 przekona膰, 偶e sprawa wygl膮da beznadziejnie. Wiem, 偶e pani, panno Nash, nie jest g艂upi膮 g膮sk膮 ani osob膮 lekkomy艣ln膮 i dzia艂aj膮c膮 pod wp艂ywem impulsu. Jestem pewna, 偶e rozwa偶y艂a pani dok艂adnie swoj膮 decyzj臋, a ja jestem zdania, 偶e ka偶da m艂oda kobieta ma prawo stanowi膰 o swoim losie. Je偶eli kiedykolwiek zechce pani podzieli膰 si臋 ze mn膮 swym k艂opotem, to wystarczy powiedzie膰 tylko s艂owo. - Lady Charlton pochyli艂a si臋 i po艂o偶y艂a d艂o艅 na ramieniu Desiree. - Przyrzekam solennie, 偶e nic z tego, co mi pani powie, nie wydostanie si臋 poza 艣ciany tego domu ani nie dotrze do uszu Sebastiana bez pani zgody.

Trudno by艂o o bardziej uczciw膮 i w czystszych intencjach z艂o偶on膮 propozycj臋. Desiree poczu艂a si臋 g艂臋boko wzruszona. Nie oczekiwa艂a takiej uprzejmo艣ci od kobiety, kt贸ra by艂a dla niej zupe艂nie obc膮 osob膮.

- ' Dzi臋kuj臋, lady Chariton. Jestem niewymownie wdzi臋czna za zrozumienie i wsp贸艂czucie. Nie potrafi臋 wyrazi膰, co czuj臋.

- Nie m贸wmy ju偶 o tym - odpar艂a szorstko lady Charlton, - Jest pani m艂od膮 dziewczyn膮 i my艣l, 偶e chce pani zmarnowa膰 偶ycie, bardzo mnie boli. Uwa偶am jednak, 偶e skoro ju偶 tak by膰 musi, to lepiej, 偶e trafi艂a pani na Sebastiana ni偶 na kogo艣 innego. Z niego jest kawa艂 hultaja, ale ma dobre serce i nigdy pani nie skrzywdzi, czego nie mog艂abym powiedzie膰 o innych jego znajomych. A skoro ju偶 mowa o Sebastianie - doda艂a, przyk艂adaj膮c serwetk臋 do ust - prosi艂, bym pani膮 uprzedzi艂a, 偶e b臋dzie tu oko艂o jedenastej, aby si臋 z pani膮 zobaczy膰. Jestem um贸wiona na mie艣cie o dziesi膮tej trzydzie艣ci, musi zatem przyj膮膰 go pani sama. Prosz臋 poczeka膰 na niego w salonie. Znajdzie tam pani r贸偶ne czasopisma, gdyby si臋 pani nudzi艂o, oraz troch臋 ksi膮偶ek. Po po艂udniu zabior臋 pani膮 do pani Abernathy - trzeba pomy艣le膰 o nowych sukniach dla pani - a wieczorem przy kolacji pogaw臋dzimy na jaki艣 interesuj膮cy temat.

- Dzi臋kuj臋, lady Chariton, jest pani niezwykle uprzejma.

- Nonsens. W gruncie rzeczy, panno Nash, ciesz臋 si臋, 偶e pani troch臋 ze mn膮 pomieszka. M贸j m膮偶 nie 偶yje od dwunastu lat i chwilami samotno艣膰 zaczyna mi si臋 dawa膰 we znaki; szczeg贸lnie brakuje mi rozmowy z kim艣 interesuj膮cym.

Desiree zaskoczy艂o wyznanie 艂ady Chariton, 偶e bywaj膮 momenty, kiedy czuje si臋 samotna. Zapyta艂a ciep艂ym tonem:

- Czy nigdy nie my艣la艂a pani o tym, 偶eby wyj艣膰 ponownie za m膮偶?

- Od czasu do czasu taka my艣l rzeczywi艣cie przechodzi mi przez g艂ow臋, ale prawd臋 m贸wi膮c, 偶e nie znios艂abym, aby m臋偶czyzna znowu mn膮 rz膮dzi艂. Jestem osob膮 zbyt niezale偶n膮, a to nie u艂atwia 偶ycia w ma艂偶e艅stwie - przyzna艂a ze 艣miechem lady Chariton. - Ceni臋 sobie swobod臋 i mo偶no艣膰 robienia tego, co mi si臋 podoba, a poniewa偶 nale偶臋 do kobiet maj臋tnych, nie potrzebuj臋 m臋偶a, aby mnie utrzymywa艂. Ale to wcale nie znaczy, 偶e unikam m臋偶czyzn. Lubi臋 od czasu do czasu wybra膰 si臋 w m臋skim towarzystwie do teatru lub na przeja偶d偶k臋 konno, 艂adnym popo艂udniem. A skoro ju偶 o tym mowa, czy je藕dzi pani konno, panno Nash?

- Owszem, chocia偶 od lat nie mia艂am do tego okazji.

- Doskonale, mo偶e pani zatem korzysta膰 z mojej klaczy, ilekro膰 pani zechce. Sebastian jest doskona艂ym je藕d藕cem i jestem pewna, 偶e ch臋tnie wybierze si臋 z pani膮 na spacer do parku. Mam 艣liczn膮 niedu偶膮 klaczk臋, ale rzadko jej dosiadam, a wierzchowcowi potrzebny jest ruch. Ju偶 s艂ysz臋, jak parska z rado艣ci, gdy zak艂adaj膮 jej uprz膮偶. A teraz, panno Nash, prosz臋 ko艅czy膰 艣niadanie. Czeka pani膮 pracowity dzie艅.

Po 艣niadaniu lady Chariton uda艂a si臋 na g贸r臋, do swych apartament贸w, aby przygotowa膰 si臋 do wyjazdu za miasto. Desiree, kt贸rej nie chcia艂o si臋 wraca膰 do pustego pokoju, postanowi艂a przej艣膰 do salonu. Znalaz艂a tam rzeczywi艣cie wiele interesuj膮cych ksi膮偶ek i ciekawych czasopism. Wzi臋艂a do r臋ki jedno z le偶膮cych na stosie pism i usiad艂a na obitej niebieskim aksamitem sofce, aby czeka膰 na Sebastiana.

Dawno nie mia艂a okazji przegl膮da膰 kobiecych magazyn贸w i teraz, przerzucaj膮c strony ostatniego wydania La Belle Assemb艂ie, zrozumia艂a, jak daleko zosta艂a w tyle za mod膮. By艂a do tego stopnia poch艂oni臋ta studiowaniem czasopisma, 偶e nawet nie us艂ysza艂a, kiedy do salonu wszed艂 Sebastian.

- Co widz臋! To ca艂kowicie nie w pani stylu, panno Nash - odezwa艂 si臋 偶artobliwie od progu. - Nauczycielka greki, 艂aciny i filozofii, z renomowanej pensji dla dziewcz膮t pani Guarding, zaczyna dzie艅 od studiowania kobiecych magazyn贸w. To przecie偶 czysta dekadencja.

Zaskoczona Desiree podnios艂a g艂ow臋 znad stronicy i zacz臋艂a si臋 艣mia膰.

- Zaskoczy艂 mnie pan, milordzie. Ze skruch膮 przyznaj臋 si臋 do winy. Nie sk艂ami臋, je偶eli wyznam, 偶e od lat nie mia艂am czasu sp臋dzi膰 przedpo艂udnia w taki pr贸偶niaczy spos贸b.

- Traktujesz studiowanie najnowszych tendencji w modzie jako nier贸bstwo, Desiree?

- Oczywi艣cie, 偶e tak. Dobrze pan wie, 偶e po偶yteczniej sp臋dzi艂abym czas, wg艂臋biaj膮c si臋 w s艂owa Sofoklesa, bo czym偶e jest wykszta艂cenie jak nie bezustannym uczeniem si臋 i powtarzaniem od nowa tego, czego si臋 ju偶 nauczyli艣my. Seneka tak偶e mia艂 racj臋, kiedy m贸wi艂, 偶e pilno艣膰 jest niezwykle pomocna nawet dla 艣rednio inteligentnego cz艂owieka.

- Hm, pow膮tpiewam jako艣 w to, 偶e jeste艣 艣rednio inteligentna, Desiree - zauwa偶y艂 Sebastian. - Ale ka偶dy wie najlepiej, co jest dla niego wa偶ne. Id臋 o zak艂ad, 偶e wi臋kszo艣膰 twoich uczennic jest daleko bardziej obeznana ze stronami magazynu, kt贸ry trzymasz w tej chwili w r臋ku, ni偶 z m膮dro艣ciami Seneki.

Desiree westchn臋艂a i od艂o偶y艂a pismo na bok.

- Przypuszczalnie ma pan racj臋, milordzie. - Spojrza艂a mu w oczy, po czym odwr贸ci艂a wzrok. - Czy widzia艂 pan... dom?

- Dom? - powt贸rzy艂, jakby nie rozumiej膮c, o co chodzi.

- Tak. Dom, do kt贸rego mia艂am si臋 wprowadzi膰... wczoraj wieczorem.

- Ach, tak, dom. Prawd臋 m贸wi膮c, nie by艂em tam - przyzna艂 Sebastian. - Mia艂em pilniejsze sprawy do za艂atwienia.

- Rozumiem. Czy orientuje si臋 pan, ile czasu mo偶e potrwa膰 remont?

- Trudno powiedzie膰. Bywa, 偶e tego typu prace ci膮gn膮 si臋 tygodniami.

- Tygodniami?

- Czy mi si臋 wydaje, czy te偶 rzeczywi艣cie jeste艣 zmartwiona tym faktem, Desiree? Czy perspektywa d艂u偶szego pobytu w domu mojej ciotki jest ci niemi艂a? M贸wi膮c szczerze, odnios艂em wra偶enie, 偶e to wyj艣cie bardzo ci odpowiada.

- Tak, to prawda. Musz臋 przyzna膰, 偶e pa艅ska ciotka jest czaruj膮c膮 osob膮 i przebywanie w jej towarzystwie to wielka przyjemno艣膰 - zapewni艂a go po艣piesznie Desiree. - Jednak nie chcia艂abym nadu偶ywa膰 jej go艣cinno艣ci. To nie by艂oby w porz膮dku. Mam nadziej臋, 偶e pan mnie rozumie?

- Rozumiem, ale z drugiej strony wiem, 偶e ona bardzo si臋 cieszy z twojej obecno艣ci. Czy偶 nie zapewnia艂a ci臋 o tym?

- Owszem, ale lady Charlton jest kobiet膮 delikatn膮 i dobrze wychowan膮. Nie zdob臋dzie si臋 na to, aby kaza膰 mi wprost wynosi膰 si臋 z jej domu.

- Zar臋czam, 偶e nie waha艂aby si臋 ani chwili, gdyby艣 si臋 jej nie podoba艂a - odpar艂 kr贸tko Sebastian. - Ciocia Hannah nie nale偶y do ludzi, toleruj膮cych przy sobie g艂upc贸w b膮d藕 osoby, kt贸re z jaki艣 powod贸w im nie odpowiadaj膮. Nieraz by艂em 艣wiadkiem, jak szorstko i bezwzgl臋dnie odprawia艂a od siebie r贸偶nych gogusi贸w i fircyk贸w. Wiem, 偶e ostatnio samotno艣膰 troch臋 zaczyna jej dokucza膰 i 偶e si臋 szczerze cieszy, i偶 b臋dzie mia艂a w domu inteligentn膮 partnerk臋 do rozmowy.

- Pa艅ska ciotka dobrze wie, w jakim celu przyjecha艂am z panem do Londynu, lordzie Buckworth - odpowiedzia艂a wci膮偶 nieprzekonana Desiree. - A skoro o tym wie, to jak mo偶e bez skr臋powania tolerowa膰 moj膮 obecno艣膰 pod swoim dachem? Jej wytworni przyjaciele pr臋dzej czy p贸藕niej zaczn膮 si臋 nad tym zastanawia膰. My艣l臋, 偶e najlepiej by艂oby, gdybym zamieszka艂a w domu... kt贸ry pan dla mnie wynaj膮艂. Urz膮dzi艂abym si臋 w takich warunkach, jakie s膮, i przetrwa艂a tam do ko艅ca remontu.

Sebastian westchn膮艂 i z bezradn膮 min膮 usiad艂 obok niej na sofie. Mia艂 nadziej臋, 偶e uda mu si臋 na razie unikn膮膰 tego tematu, ale skoro tak stawia艂a spraw臋, nie mia艂 innego wyj艣cia.

- Desiree, musz臋 ci powiedzie膰, 偶e d艂ugo rozmy艣la艂em nad nasz膮 sytuacj膮.

- Nasz膮 sytuacj膮?

- Tak. Chodzi mianowicie o to, czy masz zosta膰 moj膮 utrzymank膮.

Desiree drgn臋艂a.

- S膮dzi艂am, 偶e w tej kwestii doszli艣my ju偶 do porozumienia.

- Tak, to prawda, ale sytuacja si臋 zmieni艂a. Dowiedzia艂em si臋 o pewnych faktach, o kt贸rych przedtem, w momencie, kiedy proponowa艂em ci taki uk艂ad, nie mia艂em poj臋cia. I teraz zastanawiam si臋, czy nie interesowa艂aby ci臋 praca.., w innym miejscu.

- W innym miejscu! Lordzie Buckworth, nie mam zamiaru zosta膰 kochank膮 偶adnego innego m臋偶czyzny, je偶eli takie w艂a艣nie rozwi膮zanie mi pan sugeruje! - wykrzykn臋艂a Desiree.

- Wielki Bo偶e, wcale nie to mia艂em na my艣li. Chodzi艂o mi o uczciwe zaj臋cie.

Desiree zamruga艂a powiekami.

- Naprawd臋?

- Oczywi艣cie. Mam ju偶 nawet co艣 na oku. Parze moich dobrych przyjaci贸艂 urodzi艂o si臋 w艂a艣nie kolejne dziecko. Poszukuj膮 guwernantki dla starszej dziewczynki, kt贸ra ma pi臋膰 lat. Ch臋tnie ciebie zatrudni膮, ale musz膮 najpierw odby膰 z tob膮 rozmow臋 kwalifikacyjn膮.

- Guwernantki?

- Tak jest. S膮dz臋, 偶e by艂oby to dla ciebie doskona艂e wyj艣cie. Jestem przekonany, 偶e b臋dziesz si臋 dobrze czu艂a w tej rodzinie. Jeremy to sympatyczny go艣膰, a jego 偶ona, Regina, jest r贸wnie偶 bardzo mi艂a. Ich c贸reczka Mary to najgrzeczniejsza pi臋ciolatka, z jak膮 kiedykolwiek mia艂em do czynienia.

Desiree szybko podnios艂a si臋 z sofy, aby Sebastian nie dostrzeg艂 wzburzenia, jakie odmalowa艂o si臋 na jej twarzy.

- Milordzie, dzi臋kuj臋 panu za starania, ale obawiam si臋, 偶e nie b臋d臋 mog艂a skorzysta膰 z tej oferty.

- Dlaczego nie? Przecie偶 twoje poprzednie zaj臋cie niewiele si臋 r贸偶ni艂o od pracy guwernantki. B臋dziesz znowu mia艂a okazj臋 uczy膰 m艂ode dziewcz臋ta - chocia偶 nie tych przedmiot贸w, w kt贸rych jeste艣 najbieglejsza. Twoja podopieczna jest jeszcze za m艂oda, by zg艂臋bia膰 arkana 艂aci艅skiego j臋zyka, ale greckich mit贸w powinna ju偶 s艂ucha膰 z ciekawo艣ci膮.

Desiree przygryz艂a warg臋 skonsternowana. To by艂o wszystko takie skomplikowane. Du偶o by da艂a za to, aby m贸c powiedzie膰 Sebastianowi prawd臋, inaczej w jaki spos贸b go przekona, 偶e nie mo偶e zaakceptowa膰 pracy w 偶adnej przyzwoitej rodzinie z obawy przed ewentualnym skandalem?

- Milordzie, je偶eli mam by膰 uczciwa, nie mog臋 przyj膮膰 tej posady - odpar艂a z 偶alem. - Po pierwsze, nie mam listu polecaj膮cego, a b臋dzie to pierwsza rzecz, o jak膮 ci pa艅stwo mnie zapytaj膮.

Sebastian zdziwi艂 si臋.

- Pani Guarding nie zaopatrzy艂a ci臋 w list polecaj膮cy, gdy od niej odchodzi艂a艣?

Desiree zwiesi艂a g艂ow臋.

- Nie.

- Rozumiem. - Pogr膮偶y艂 si臋 w my艣lach. - No c贸偶, to si臋 da jako艣 za艂atwi膰. Albo ja, albo moja ciotka por臋czymy za ciebie. Moim przyjacio艂om to wystarczy.

- Milordzie, powtarzam... jestem panu niezmiernie wdzi臋czna za inicjatyw臋, ale nie mog臋 skorzysta膰 z tej propozycji.

- Ale dlaczego?

- Z przyczyn, o kt贸rych nie mog臋 na razie panu powiedzie膰 - odpar艂a Desiree, odwracaj膮c g艂ow臋.

Sebastian, poirytowany, podszed艂 do kominka.

- Naprawd臋 nie pojmuj臋, w czym le偶y problem. Mam wra偶enie, 偶e perspektywa zostania moj膮 utrzymank膮 wcale ci臋 nie poci膮ga, a mimo to, kiedy proponuj臋 ci uczciwe zaj臋cie, odrzucasz je. Prosz臋 mi powiedzie膰, jaki jest pow贸d tej odmowy?

- Poniewa偶 niewiele mnie do niego upowa偶nia. - obecnie, Sebastian j臋kn膮艂 z rozdra偶nieniem.

- Do diab艂a, kobieto! Nie mo偶esz wyra偶a膰 si臋 tak zagadkowo i jednocze艣nie oczekiwa膰, 偶e przestan臋 ci臋 dr臋czy膰 pytaniami.

- Owszem, milordzie, mog臋. - Desiree odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a na niego. - Powiedzia艂am panu o sobie wszystko, co powinien pan wiedzie膰 na temat mojej osoby, i je偶eli zatrzyma艂am dla siebie jakie艣 fakty, to mam do tego prawo. Nie mo偶e mnie pan za to pot臋pia膰. Mam tylko jedn膮 pro艣b臋 - je偶eli zmieni艂 pan zamiar i nie chce mnie ju偶 wi臋cej na utrzymank臋, to prosz臋 powiedzie膰 mi to otwarcie.

- Przepraszam, nie rozumiem - odpar艂 stropiony. - Co mog艂oby upowa偶nia膰 ci臋 do takiego mniemania?

- Fakt, 偶e pan stara si臋 znale藕膰 dla mnie inne zaj臋cie. To daje do my艣lenia.

- Szukam innej posady dlatego, 偶e jeste艣 wnuczk膮 sir George'a Owensa - o艣wiadczy艂 ostro Sebastian. - To nie ma nic wsp贸lnego z tym, czy chc臋, czy nie chc臋, by艣 zosta艂a moj膮 kochank膮. Masz rodzin臋 w Londynie. Jak to by wygl膮da艂o, gdyby kto艣 z twojej rodziny spotka艂 nas razem, na przyk艂ad w teatrze?

Desiree wzruszy艂a ramionami.

- Nie mam poj臋cia, jak by to mog艂o wygl膮da膰. Nie przypuszczam, 偶eby kto艣 z nich mnie rozpozna艂. Nie przedstawiono mnie oficjalnie w towarzystwie. Sk膮d zatem mog膮 dowiedzie膰 si臋, kim jestem?

- Uwierz mi, Desiree, dowiedz膮 si臋 - zapewni艂 j膮 Sebastian. - Je偶eli cho膰 troch臋 przypominaj膮 charakterem twego zmar艂ego dziadka, b臋d膮 w臋szyli i dociekali dop贸ty, dop贸ki nie dowiedz膮 si臋 ca艂ej prawdy.

- Niezale偶nie od wszystkiego faktem jest, 偶e nie powinnam d艂u偶ej nadu偶ywa膰 go艣cinno艣ci pa艅skiej ciotki - zauwa偶y艂a Desiree. - Zaczn臋 rozgl膮da膰 si臋 za jakim艣 dachem nad g艂ow膮 i skoro go tylko znajd臋, opuszcz臋 ten dom. - Wsta艂a z miejsca i u艣miechn臋艂a si臋 do niego dr偶膮cymi wargami. - Nie trzeba dodawa膰, 偶e nie musimy si臋 ju偶 wi臋cej spotyka膰, milordzie. Chc臋, aby pan wiedzia艂, jak bardzo... jestem panu wdzi臋czna za wszystko, co pan dla mnie uczyni艂.

- Desiree, prosz臋, zastan贸w si臋 raz jeszcze nad moj膮 propozycj膮. Zg贸d藕 si臋 na posad臋 guwernantki w domu moich przyjaci贸艂 - nalega艂 Sebastian. - Je偶eli w dalszym ci膮gu b臋dziesz j膮 uparcie odrzuca艂a, to prosz臋 powiedzie膰 przynajmniej, jaka praca ci odpowiada, a jestem pewien, 偶e za jaki艣 czas znajd臋 dla ciebie co艣 stosownego.

Zerkn臋艂a na niego i szybko potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Dzi臋kuj臋, lordzie Buckworth, ale musz臋 odm贸wi膰. Pan i pa艅ska ciocia zrobili艣cie dla mnie daleko wi臋cej, ni偶 to by艂o konieczne. My艣l臋, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li po prostu powiem... do widzenia i rusz臋 w swoj膮 stron臋.

Postanowi艂a to zrobi膰 jak najszybciej. Zanim ona - lub Sebastian - zd膮偶y zmieni膰 zdanie.

Poranne spotkanie z Sebastianem nie by艂o wcale mniej denerwuj膮ce od tego, kt贸re czeka艂o Desiree kilka godzin p贸藕niej. Lady Charlton zapowiedzia艂a stanowczo, 偶e po po艂udniu zabiera j膮 do krawcowej. Desiree mia艂a szczery zamiar opowiedzie膰 ciotce Sebastiana o rozmowie, jak膮 wcze艣niej odby艂a z jej siostrze艅cem, i oznajmi膰, 偶e zamierza wkr贸tce opu艣ci膰 jej go艣cinne progi, ale nie mia艂a okazji tego zrobi膰. Lady Charlton wr贸ci艂a do domu na kr贸tko przed zaplanowan膮 wizyt膮 u pani Abernathy, a po drodze przez ca艂y czas opowiada艂a Desiree o nowych meblach, kt贸re zam贸wi艂a u stolarza.

P贸藕niej oczywi艣cie, z chwil膮 gdy znalaz艂y si臋 u krawcowej, nie mog艂o ju偶 by膰 o tym mowy. Pani Abernathy podbieg艂a do nich natychmiast, kiedy tylko przekroczy艂y pr贸g jej sklepu, i zaprowadzi艂a do prywatnego saloniku na jego ty艂ach.

- S艂ucham, lady Charlton. Czym mog臋 s艂u偶y膰? - zapyta艂a krawcowa.

- Panna Nash jest c贸rk膮 mojej dobrej znajomej - wyja艣ni艂a lady Charlton, przyst臋puj膮c od razu do rzeczy. - Niestety, 艣mier膰 jej matki przerwa艂a na jaki艣 czas nasze kontakty. Teraz, kiedy 偶a艂oba sko艅czy艂a si臋 i panna Nash wr贸ci艂a do Londynu, zaproponowa艂am jej, 偶eby przez jaki艣 czas pomieszka艂a ze mn膮. A kiedy wyrazi艂a ch臋膰 od艣wie偶enia swojej garderoby, rzecz jasna, pomy艣la艂am o pani, pani Abernathy.

- Postaramy si臋 sprawi膰, aby uroda m艂odej damy zaja艣nia艂a pe艂nym blaskiem - o艣wiadczy艂a pani Abernathy rada z pozyskania nowej, dobrze urodzonej klientki. Przez chwil臋 przygl膮da艂a si臋 skromnej sukni Desiree, po czym charakterystycznym pstrykni臋ciem palc贸w da艂a znak pomocnicom, kt贸re natychmiast zbieg艂y si臋 do niej ze wszystkich stron.

- My艣l臋, 偶e w morelowej tafcie m艂odej damie b臋dzie bardzo do twarzy - o艣wiadczy艂a pani Abernathy. - Proponowa艂abym r贸wnie偶 jedwab w kolorze niedojrza艂ego jab艂ka. B臋dzie bardzo odpowiedni do jej cery.

Nast臋pne dwie godziny Desiree sp臋dzi艂a w pracowni pani Abernathy, wybieraj膮c materia艂y i fasony. Zdejmowano z niej miar臋, obracano na wszystkie strony i drapowano w najrozmaitsze rodzaje tkanin w r贸偶norodnych odcieniach. Nie mia艂a najmniejszej okazji, aby zamieni膰 chocia偶 s艂owo na osobno艣ci z lady Charlton. Ju偶 to samo wprawi艂o j膮 w wielki niepok贸j. Wiedzia艂a, 偶e przy ka偶dym zam贸wieniu rachunek ro艣nie i 偶e po pieni膮dzach, kt贸re pani Guarding da艂a jej w swej dobroci na odchodnym, do ko艅ca dnia nie b臋dzie ju偶 ani 艣ladu.

Desiree mog艂a wyrazi膰 swe obawy dopiero wtedy, gdy opu艣ci艂y pracowni臋. Dwie suknie, nadaj膮ce si臋 od razu do noszenia, zabiera艂a do domu. Pozosta艂e mia艂y by膰 gotowe do ko艅ca tygodnia.

- Lady Charlton, dzi臋kuj臋, 偶e mnie pani przedstawi艂a jako c贸rk臋 swojej przyjaci贸艂ki. Jestem pani niezmiernie wdzi臋czna za wszystko, co pani dla mnie zrobi艂a. Ale, prosz臋, niech pani odwo艂a zam贸wienie na dalsze stroje. Wystarcz膮 mi te dwie suknie, nie mam pieni臋dzy.

- Prosz臋 si臋 nie martwi膰 o pieni膮dze, panno Nash. To nie jest ju偶 d艂u偶ej pani problem - odpar艂a ciep艂o 艂ady Charlton. - Sebastian lubi dobrze i modnie ubrane kobiety. To on b臋dzie p艂aci艂 rachunki za pani stroje. Przecie偶 nie mo偶e pani pokazywa膰 si臋 w eleganckim londy艅skim towarzystwie ubrana jak dama klasowa.

- W tym ca艂a rzecz, lady Charlton! - wykrzykn臋艂a Desiree. Ka偶de s艂owo ciotki Sebastiana pot臋gowa艂o jej zdenerwowanie. - Ja nie b臋d臋 przebywa膰 w salonach. Lord Buckworth przemy艣la艂 swoj膮 decyzj臋 i zmieni艂 plany. Postanowili艣my zerwa膰 nasz uk艂ad. S膮dz臋, 偶e w tej sytuacji najlepiej b臋dzie, je偶eli przy najbli偶szej okazji opuszcz臋 pani dom.

- Co takiego? - Lady Charlton spojrza艂a na ni膮 z niedowierzaniem. - Kiedy o tym zdecydowali艣cie?

- Dzi艣 rano, gdy lord Buckworth przyszed艂 mnie odwiedzi膰. O艣wiadczy艂, ze doszed艂 do wniosku, i偶 lepiej b臋dzie, gdy odst膮pimy od realizacji naszych plan贸w, i zaproponowa艂 mi inn膮 posad臋 - wyja艣ni艂a Desiree, ostro偶nie dobieraj膮c s艂owa. - Posad臋 guwernantki w rodzinie swoich przyjaci贸艂.

- A pani nie przyj臋艂a oferty? Desiree spogl膮da艂a przed siebie pustym wzrokiem. Nie widzia艂a niczego, co wok贸艂 niej si臋 dzia艂o - ani krz膮taj膮cych si臋 ludzi, ani zat艂oczonych sklep贸w.

- Nie, nie przyj臋艂am z powod贸w, kt贸rych nie mog臋 wyjawi膰 ani jemu, ani pani.

Lady Charlton zamy艣li艂a si臋.

- Panno Nash, jak powiedzia艂am dzi艣 rano, domy艣lam si臋, 偶e s膮 pewne sprawy, kt贸re ukrywa pani przed nami. Uwa偶am, 偶e znam si臋 na ludziach, i nie ulega dla mnie w膮tpliwo艣ci, 偶e przyczyny, z powodu kt贸rych zrezygnowa艂a pani z pracy u pani Guarding, musia艂y by膰 dla pani bardzo wa偶ne, a mo偶e nawet 偶enuj膮ce.

- Lady Charlton, ja...

- Prosz臋 mnie pos艂ucha膰, panno Nash. Dobrze znam powody, kt贸re spowodowa艂y zmian臋 plan贸w mego siostrze艅ca co do pani, i je艣li chodzi o mnie, to bardzo si臋 z tego ciesz臋. My艣l臋, 偶e nie b臋dzie pani zaskoczona, je偶eli powiem, 偶e rozmawia艂am z nim na ten temat wczoraj wieczorem. Sebastian powiedzia艂 mi wtedy, 偶e jest pani wnuczk膮 sir George'a Owensa. Wspomnia艂 r贸wnie偶 o tym, 偶e b臋dzie si臋 stara艂 za艂atwi膰 pani prac臋 guwernantki w domu lorda Jeremy'ego i jego 偶ony. Musz臋 przyzna膰, 偶e bardzo mi si臋 ten pomys艂 spodoba艂. Teraz, kiedy s艂ysz臋, 偶e odrzuci艂a pani t臋 propozycj臋, zaczynam si臋 zastanawia膰, czy pani odmowa nie ma przypadkiem jakiego艣 zwi膮zku z pani odej艣ciem z pensji. Jest dla mnie oczywiste, 偶e nie kierowa艂a pani膮 w tym wypadku niech臋膰 do dzieci, poniewa偶 przypuszczam, 偶e je pani lubi.

- Owszem, lady Charlton, bardzo lubi臋.

- Tak w艂a艣nie my艣la艂am. Niemniej konieczne jest, by jak najszybciej znalaz艂a pani dla siebie jakie艣 zaj臋cie, czy偶 nie tak?

- Te偶 jestem tego zdania, milady.

- Bardzo dobrze. Wobec tego pozwoli pani, 偶e z艂o偶臋 jej pewn膮 propozycj臋 od siebie. - Lady Charlton pochyli艂a si臋 na siedzeniu i spojrza艂a wprost w oczy Desiree. - Proponuj臋, by zosta艂a pani moj膮 dam膮 do towarzystwa.

Desiree wci膮gn臋艂a gwa艂townie powietrze w p艂uca.

- Dama do towarzystwa! Ale偶, milady, ja nie mog臋.

- Niech pani najpierw pos艂ucha moich s艂贸w, zanim mi odpowie - upomnia艂a j膮 lady Charlton. - Jak ju偶 wspomnia艂am, m贸j m膮偶 umar艂 ju偶 dawno i jako wdowa mam ca艂kowit膮 swobod臋 dzia艂ania. Ostatnio jednak samotno艣膰 coraz bardziej zaczyna mi dokucza膰 i musz臋 przyzna膰, 偶e my艣l o zaanga偶owaniu damy do towarzystwa nieraz ju偶 przychodzi艂a mi do g艂owy. Zastanawia艂am si臋 jednak, jakiego rodzaju osob臋 powinnam zatrudni膰. Nie wyobra偶a艂am sobie przebywania pod jednym dachem z jak膮艣 g艂upi膮 pretensjonaln膮 m艂od膮 kobiet膮 lub osob膮 o ograniczonych horyzontach - m贸wi艂a dalej lady Charlton. - Pani spe艂nia wszystkie moje oczekiwania. Jestem pewna, 偶e przestawanie z pani膮 b臋dzie dla mnie wielk膮 przyjemno艣ci膮.

- Lady Charlton, pani czyni mi wielki zaszczyt, ale ja nie mog臋 przyj膮膰 tej propozycji.

- Dlaczego nie? Ofiaruj臋 pani dach nad g艂ow膮 i zatrudnienie, panno Nash. My艣l臋, 偶e jest to lepsze wyj艣cie, ni偶 zosta膰 utrzymank膮 czy s艂u偶膮c膮. Zgadza si臋 pani ze mn膮?

Desiree obla艂a si臋 p膮sem.

- Ca艂kowicie, milady.

- Wobec tego dlaczego si臋 pani waha? Moja oferta rozwi膮zuje wszystkie pani problemy.

Desiree przygryz艂a wargi, zafrasowana. Propozycja ciotki Sebastiana bardzo jej odpowiada艂a. Przera偶a艂a j膮 tylko konieczno艣膰 pokazywania si臋 publicznie z lady Charlton w wytwornym londy艅skim towarzystwie. Niewykluczone, 偶e po艣r贸d ludzi, kt贸rych tam spotka, b臋dzie kto艣, kto j膮 zna lub s艂ysza艂 o jej przesz艂o艣ci. Desiree za nic nie chcia艂aby wpl膮tywa膰 lady Charlton w k艂opotliw膮 sytuacj臋.

- Lady Charlton. Pani propozycja jest bardzo wspania艂omy艣lna; trudno mi nawet wyrazi膰 s艂owami do jakiego stopnia. Moje kwalifikacje s膮 typowo nauczycielskie; mam okre艣lon膮 wiedz臋, kt贸r膮 potrafi臋 przekaza膰 m艂odzie偶y, ale nie znam si臋 na subtelno艣ciach, jakich wymaga funkcja damy do towarzystwa tak wytwornej i 艣wiatowej osoby jak pani, lady Charlton.

Lady Charlton chrz膮kn臋艂a.

- Na mi艂o艣膰 bosk膮. Ma pani wszystkie potrzebne do tej posady kwalifikacje. Wychowywa艂a pani膮 matka, kt贸ra przecie偶 pochodzi艂a z dobrego domu, prawda?

Desiree nawet nie pr贸bowa艂a ukry膰 zdziwienia.

- Owszem, ale...

- A pani ojciec by艂... ? - Duchownym.

- Trudno zatem o lepsze wychowanie. Przygl膮da艂am si臋 pani, panno Nash. Od kiedy zjawi艂a si臋 pani w moim domu, a sta艂o si臋 to wczoraj, obserwowa艂am pani zachowanie i spos贸b bycia. Uwa偶am, 偶e pani maniery s膮 bez zarzutu. Ma pani te偶 w sobie konieczn膮 dystynkcj臋 i godno艣膰. Brzmienie pani g艂osu jest przyjemne dla ucha, a j臋zyk, jakim si臋 pani pos艂uguje, jest wytworny i bogaty. Nie widz臋 w pani zachowaniu lub post臋powaniu niczego, co by pani膮 dyskwalifikowa艂o jak膮 dam臋 do towarzystwa czy to mojej osoby, czy te偶 kogo艣 innego z mojej sfery.

- Ale... na czym polega膰 b臋d膮 moje obowi膮zki? - dopytywa艂a si臋 Desiree. Ba艂a si臋 dopu艣ci膰 do siebie my艣l, 偶e propozycja mo偶e nie doj艣膰 do skutku.

- Pani g艂贸wnym obowi膮zkiem b臋dzie towarzyszy膰 mi na wszystkich przyj臋ciach i towarzyskich spotkaniach, w kt贸rych b臋d臋 mia艂a ochot臋 wzi膮膰 udzia艂 - odpar艂a lady Charlton. - Oczekuj臋, 偶e b臋dziemy razem chodzi膰 na zakupy, do sklep贸w i do innych moich ulubionych miejsc, jak r贸wnie偶 tego, 偶e zawsze b臋dzie pani pod r臋k膮. Ostrzegam, panno Nash, czasami potrafi臋 by膰 bardzo kapry艣na. Desiree starannie ukry艂a u艣miech.

- Maluje pani bardzo odstr臋czaj膮cy obraz, milady.

- Spodziewam si臋 tak偶e, 偶e b臋dzie pani grywa膰 ze mn膮 w karty, a po kolacji urozmaici mi czas gr膮 na fortepianie. Bardzo lubi臋 muzyk臋, ale sama nie potrafi臋 zagra膰 ani jednego akordu. S艂o艅 mi nadepn膮艂 na ucho, jak mawia艂 m贸j ojciec. Mam r贸wnie偶 nadziej臋, 偶e b臋dziemy du偶o rozmawia膰 i prowadzi膰 o偶ywione dyskusje na r贸偶ne interesuj膮ce nas obie tematy. Podo艂a pani temu zadaniu?

- Spodziewam si臋, 偶e tak, milady.

- To dobrze. W zamian b臋dzie pani mia艂a dach nad g艂ow膮 i utrzymanie oraz pieni膮dze na osobiste wydatki. B臋dzie pani te偶 przys艂ugiwa膰 jedno wolne popo艂udnie w tygodniu. Czy to pani odpowiada?

- Oczywi艣cie, milady.

- 艢wietnie. I jeszcze jedno na zako艅czenie. Je偶eli naka偶臋 pani gdzie艣 sobie towarzyszy膰, nie ma pani prawa si臋 sprzeciwia膰. Nie wolno te偶 pani kwestionowa膰 sposobu, w jaki zaprezentuj臋 j膮 w towarzystwie.

Desiree zawaha艂a si臋. Opad艂y j膮 pierwsze w膮tpliwo艣ci.

- To pani b臋dzie decydowa膰, dok膮d mam z pani膮 chodzi膰, lady Charlton. To pani prawo. Mam nadziej臋, 偶e w razie, gdybym mia艂a jakie艣... zastrze偶enia co do towarzyszenia pani w okre艣lone miejsca, we藕mie pani pod uwag臋 moje uczucia.

Lady Charlton zmru偶y艂a oczy z namys艂em.

- Z pewno艣ci膮 pani w贸wczas wys艂ucham. To mog臋 obieca膰, inaczej nie by艂oby to uczciwe z mojej strony. Ale zastrzegam, ostateczna decyzja b臋dzie nale偶e膰 do mnie. Zgadza si臋 pani?

Desiree zastanowi艂a si臋. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e kobieta, kt贸r膮 spotka艂a zaledwie wczoraj wieczorem, proponuje jej mieszkanie i p艂atne zaj臋cie. I to zaj臋cie, kt贸re, m贸wi膮c szczerze, trudno uwa偶a膰 za prac臋.

- My艣l臋, 偶e by艂abym bardzo g艂upia, gdybym odrzuci艂a tak膮 wspania艂omy艣ln膮 propozycj臋, milady - odezwa艂a si臋 w ko艅cu cichym g艂osem. - Dzi臋kuj臋, tak, zgadzam si臋, przyjmuj臋 j膮 z najwi臋ksz膮 wdzi臋czno艣ci膮.

- Doskonale - stwierdzi艂a lady Charlton z widocznym zadowoleniem. - A teraz, kiedy ju偶 wszystko ustali艂y艣my, musimy um贸wi膰 si臋 co do kilku szczeg贸艂贸w. My艣l臋, 偶e podtrzymamy wersj臋, jak膮 poda艂am pani Abernathy, kt贸ra jest na tyle zbli偶ona do prawdy, 偶e nie musimy jej traktowa膰 jak k艂amstwo. Umawiamy si臋, 偶e jest pani c贸rk膮 mojej przyjaci贸艂ki i 偶e chwilowo, na moj膮 pro艣b臋, po 艣mierci swoich rodzic贸w i d艂u偶szym pobycie na wsi, zamieszka艂a pani u mnie. Pani powierzchowno艣膰 i inteligencja dokonaj膮 reszty. Nowe stroje, odpowiednie do pani pozycji, dodatkowo utn膮 wszelkie dociekania i zamkn膮 ludziom usta.

- Ale... czy wypada mi ubiera膰 si臋 lepiej, ni偶 przysta艂o damie do towarzystwa?

- B臋dzie pani ubiera膰 si臋 tak, jak ja uznam za stosowne - odpar艂a stanowczo lady Charlton. - Nie chc臋, 偶eby pani wygl膮da艂a jak niepozorna szara myszka, panno Nash. Jest pani na to za 艂adna. Poza tym obmy艣lanie stroj贸w dla pani b臋dzie dla mnie prawdziw膮 przyjemno艣ci膮. Los nie da艂 mi c贸rki, wi臋c na pani osobie b臋d臋 realizowa膰 swe niespe艂nione marzenia.

My艣l, 偶e ta wielka dama zamierza traktowa膰 j膮 w tak wyj膮tkowy spos贸b, mimo i偶 wie doskonale, jaki cel sprowadzi艂 j膮 do Londynu, wzruszy艂a dziewczyn臋 do 艂ez.

- Zrobi臋, co w mej mocy, 偶eby pani nie rozczarowa膰, lady Charlton - obieca艂a szczerze.

Starsza pani u艣miechn臋艂a si臋.

- Nigdy nie przesz艂o mi przez my艣l. 偶e mo偶e by膰 inaczej, panno Nash.

ROZDZIA艁 SZ脫STY

I tak oto w 偶yciu Desiree rozpocz膮艂 si臋 nowy etap. Rezydencja w Mayfair sta艂a si臋 jej sta艂膮 siedzib膮, a urocza sypialnia na trzecim pi臋trze - ma艂ym prywatnym azylem.

Lady Charlton ponownie zabra艂a Desiree do pani Abernathy, by zam贸wi膰 dla niej nowe stroje. Jako usprawiedliwienie poda艂a, 偶e skoro Desiree b臋dzie uczestniczy膰 w przyj臋ciach, balach i wycieczkach, musi mie膰 stosowny ubi贸r na ka偶d膮 z tych okazji.

Desiree zauwa偶y艂a, 偶e lady Charlton nie odwo艂a艂a zam贸wienia na 偶adn膮 z pi臋knych wieczorowych sukien, kt贸re ju偶 si臋 dla niej szy艂y. Kiedy j膮 o to zapyta艂a, us艂ysza艂a, 偶e przydadz膮 si臋 na wi臋ksze oficjalne uroczysto艣ci, kt贸re j膮 czekaj膮.

Wszystko to razem wzi臋te sprawi艂o, 偶e Desiree szybko odzyska艂a spok贸j ducha. 艢wiadomo艣膰, 偶e zarabia na siebie, sprawi艂a, 偶e zn贸w poczu艂a si臋 bezpieczna i pe艂na wiary we w艂asne si艂y. Przekonywa艂a siebie, 偶e przysz艂o艣膰 rysowa艂a si臋 znacznie bardziej obiecuj膮co, ni偶 gdyby zosta艂a utrzymank膮 lorda Buckwortha.

Je偶eli chodzi o lorda, to nie widzia艂a go od owej porannej rozmowy w salonie lady Charlton pi臋膰 dni temu. By膰 mo偶e to w艂a艣nie by艂o powodem niepokoju, jaki czu艂a, stoj膮c teraz w holu i czekaj膮c na zej艣cie lady Charlton. Sebastian zaproponowa艂 im przeja偶d偶k臋 powozem po parku i chocia偶 Desiree cieszy艂a si臋 na t臋 rozrywk臋, to jednocze艣nie podsk贸rnie si臋 jej obawia艂a. Nie by艂a ju偶 kandydatk膮 na jego utrzymank臋, lecz dam膮 do towarzystwa ulubionej ciotki. Zastanawia艂a si臋, jaki jest jego stosunek do jej nowej roli w domu lady Charlton.

- Panna Nash punktualna jak zwykle - zauwa偶y艂a w chwil臋 p贸藕niej lady Charlton, schodz膮c ze schod贸w. - 艢wietnie, nie znosz臋 sp贸藕niania si臋.

- Ja r贸wnie偶, milady - odpar艂a Desiree z u艣miechem. - Pani Guarding nie tolerowa艂a niepunktualno艣ci i t臋pi艂a t臋 wad臋 zar贸wno w艣r贸d personelu, jak i uczennic.

- . Musisz opowiedzie膰 mi wi臋cej o pani Guarding i jej szkole - powiedzia艂a ciotka Sebastiana, wci膮gaj膮c mi臋kkie giemzowe r臋kawiczki. - Fascynuje mnie umiej臋tno艣膰, z jak膮 ta niezwyk艂a kobieta potrafi艂a urzeczywistni膰 sw贸j ambitny zamiar, i na dodatek osi膮gn膮膰 takie sukcesy - za艂o偶y膰 post臋pow膮 szko艂臋 dla dziewcz膮t na akademickim poziomie. To naprawd臋 zadziwiaj膮ce osi膮gni臋cie. Ta kobieta jest wspania艂a.

Desiree przypomnia艂a sobie rozmow臋, jak膮 odby艂a z pani膮 Guarding tego wieczoru, kiedy lord Perry usi艂owa艂 j膮 zgwa艂ci膰. Wspomnia艂a dobro膰, jak膮 prze艂o偶ona jej w贸wczas okaza艂a, i u艣miechn臋艂a si臋 melancholijnie.

- Ma pani racj臋, milady.

Chwil臋 p贸藕niej w g艂贸wnych drzwiach pojawi艂 si臋 Sebastian. W granatowym surducie i p艂owych bryczesach prezentowa艂 si臋 niezwykle elegancko. Desiree ju偶 prawie zapomnia艂a, jaki to przystojny i dziarski m臋偶czyzna. Ze zdziwieniem stwierdzi艂a, 偶e serce zabi艂o jej mocniej na jego widok.

- Dzie艅 dobry, drogie panie. Pogoda wprost wymarzona na przeja偶d偶k臋 - powiedzia艂, zginaj膮c si臋 przed nimi w dworskim uk艂onie. - Ciociu Hannah, jeste艣 elegancka jak zawsze. A co do pani, panno Nash, to nie mog臋 si臋 wprost nadziwi膰 zmianie, jaka nast膮pi艂a w pani wygl膮dzie. W tej sukni wygl膮da pani wprost jak uciele艣nienie wiosny.

Pomimo postanowienia, 偶e b臋dzie zachowywa膰 si臋 z rezerw膮, Desiree nie potrafi艂a przyj膮膰 komplementu oboj臋tnie. Jej t臋tno przyspieszy艂o rytm. Rzeczywi艣cie wygl膮da艂a korzystnie i wiedzia艂a o tym. W nowej sukni cytrynowego koloru by艂o jej bardzo do twarzy. Po szarych nieciekawych strojach, jakie nosi艂a w szkole, by艂a to niezwyk艂e przyjemna odmiana.

- Pa艅ska ciocia zaopatrzy艂a mnie w suknie bardziej odpowiednie do mojej nowej pozycji - wyja艣ni艂a. - Chocia偶 uwa偶am, 偶e w swej wspania艂omy艣lno艣ci posun臋艂a si臋 o wiele za daleko.

- Da艂am pani tylko tyle, ile by艂o konieczne - sprostowa艂a lady Charlton. - Nie mog臋 przecie偶 pozwoli膰, 偶eby moja dama do towarzystwa pokazywa艂a si臋 na mie艣cie w tych ponurych szarych i br膮zowych szatach, ale daleko mi do rozrzutno艣ci. Ta suknia, na przyk艂ad, jest w 艂adnym kolorze, ale materia艂 jest 艣redniej jako艣ci. Dla siebie wybra艂abym dro偶sz膮 tkanin臋. Uzna艂am jednak, 偶e dla mojej damy do towarzystwa jest wystarczaj膮co dobry.

Desiree taktownie ukry艂a rozbawienie. Lady Charlton wci膮偶 pr贸bowa艂a umniejsza膰 swoj膮 rol臋 dobrodziejki, ale Desiree wiedzia艂a swoje; nigdy nie b臋dzie w stanie odwdzi臋czy膰 si臋 tej kobiecie za wszystko, co dla niej zrobi艂a. Otrzymywa艂a dobr膮 pensj臋 za obowi膮zki, kt贸re w gruncie rzeczy by艂y bardziej przyjemno艣ci膮 ni偶 prac膮. Trudno bowiem by艂oby inaczej okre艣li膰 obcowanie z lady Charlton. Jej dowcip i bystro艣膰 umys艂u czyni艂y rozmow臋 z ni膮 prawdziw膮 intelektualn膮 uczt膮. Gdyby jeszcze Desiree mog艂a doj艣膰 do 艂adu ze swoj膮 w艂asn膮 przesz艂o艣ci膮, wszystko by艂oby dobrze.

Niestety, siedz膮c w tej chwili u boku lady Charlton w eleganckim powozie i jad膮c do parku, Desiree zrozumia艂a, 偶e jest to na razie niemo偶liwe do osi膮gni臋cia. Wspomnienie poni偶enia, jakie spotka艂o j膮 ze strony lorda Perry'ego, wci膮偶 jeszcze zbyt mocno tkwi艂o w jej pami臋ci, by mog艂a mie膰 nadziej臋, 偶e szybko o tym zapomni.

- Jest pani bardzo zamy艣lona, panno Nash - przerwa艂 jej zadum臋 Sebastian. - Czy rozwa偶a pani w my艣li m膮dre zdania jakiego艣 staro偶ytnego filozofa, czy te偶 po prostu zastanawia nad kolejnym towarzyskim spotkaniem?

Desiree roze艣mia艂a si臋 艂agodnie.

- Rzeczywi艣cie, zamy艣li艂am si臋 troch臋, milordzie, ale zapewniam pana, 偶e to nie dawni m臋drcy chodz膮 mi w tej chwili po g艂owie. Dzie艅 jest taki pi臋kny, 偶e grzechem by艂oby my艣le膰 o czym艣 innym ni偶 o tym, co nas otacza.

- Mi艂o mi o tym s艂ysze膰 - zauwa偶y艂a lady Charlton. - Rozs膮dek to dobra rzecz, ale 偶ycie by艂oby straszliwie nudne, gdyby sk艂ada艂o si臋 z samej tylko pracy i obowi膮zk贸w. Ludzie musz膮 mie膰 jakie艣 rozrywki, troch臋 weso艂o艣ci i pi臋kne rzeczy do ogl膮dania, a zw艂aszcza m艂odzi. Maj膮c powy偶sze na uwadze, postanowi艂am, 偶e pojedziemy we czwartek na bal, kt贸ry lady Rumsden wydaje z okazji zar臋czyn najstarszej c贸rki. Przyb臋dzie mn贸stwo m艂odzie偶y. Sebastianie, je偶eli nie masz innych zobowi膮za艅, by艂oby mi艂o, gdyby艣 mi towarzyszy艂.

- Jestem jak zawsze do twoich us艂ug, cioteczko Hannah - odpar艂 z galanteri膮 Sebastian. - Z przyjemno艣ci膮 z wami si臋 wybior臋.

Z wami? Niepok贸j targn膮艂 sercem Desiree.

- Przypuszczam, 偶e moja obecno艣膰 na tym wytwornym balu nie b臋dzie konieczna, lady Charlton. Lord Buckworth dotrzyma pani towarzystwa, nie m贸wi膮c ju偶 o licznych znajomych i przyjacio艂ach, kt贸rych tam pani spotka.

- Owszem, z kt贸rych wszyscy b臋d膮 na wy艣cigi rozprawiali o wiecznie tych samych nudnych rzeczach, panno Nash. Przykro mi to m贸wi膰, ale w przeciwie艅stwie do mnie nasza sfera 偶yje tylko plotkami. Zw艂aszcza przy takiej okazji jak ten bal, pani towarzystwo b臋dzie mi szczeg贸lnie potrzebne. To mi przypomina, 偶e w najbli偶szym czasie musimy odwiedzi膰 madame Felice. Trzeba b臋dzie pani sprawi膰 now膮 sukni臋.

- Madame Felice? - powt贸rzy艂a Desiree z widocznym zmieszaniem. - S膮dzi艂am, 偶e krawcowa nazywa si臋 Abernathy.

- Pani Abernathy specjalizuje si臋 w sukniach codziennych i mniej skomplikowanych, panno Nash, ale prawdziwa dama, je艣li chce mie膰 co艣 naprawd臋 szykownego, udaje si臋 do madame Felice. Ta kobieta robi w Londynie furor臋. Projektuje najwspanialsze toalety, jakie mo偶na sobie wyobrazi膰, i tez najlepszych materia艂贸w. Jest jednak偶e bardzo wybredna, je偶eli chodzi o klientel臋, i szyje tylko dla wybranych.

- Ale ja mam w tej chwili a偶 nadto sukien, milady - zaoponowa艂a Desiree. - A ju偶 z pewno艣ci膮 nie potrzebuj臋 偶adnych wymy艣lnych toalet. Mam dwie suknie na wyj膮tkowe okazje - jedn膮 niebiesk膮, z jedwabiu, a drug膮 z jasnozielonej tafty. Wystarcz膮 mi w zupe艂no艣ci.

Lady Charlton nie da艂a si臋 jednak przekona膰.

- Te suknie s膮 dobre do teatru, na wieczorek muzyczny, na koncert czy. na zwyk艂e towarzyskie spotkanie. Nie nadaj膮 si臋 na wi臋ksze uroczysto艣ci, a ju偶 zw艂aszcza na bal u lady Rumsden.

Sebastian spojrza艂 z zaciekawieniem na Desiree.

- Nie ma pani ochoty p贸j艣膰 na elegancki bal ubrana w sukni臋 zaprojektowan膮 przez jedn膮 z najlepszych krawcowych w Londynie? Mo偶e si臋 okaza膰, 偶e zrobi w niej pani furor臋.

Desiree na moment ogarn膮艂 bezsensowny pop艂och. Wola艂aby nie 艣ci膮ga膰 na siebie uwagi go艣ci lady Rumsden. Co b臋dzie, je偶eli natknie si臋 na tym balu na kogo艣, kto wie o niej cokolwiek?

- Nigdy nie zale偶a艂o mi na tym, 偶eby by膰 o艣rodkiem ludzkiego zainteresowania, lordzie Buckworth - odpar艂a z lekkim zdenerwowaniem w g艂osie. - Teraz, kiedy jestem dam膮 do towarzystwa pa艅skiej cioci, jeszcze bardziej staram si臋 tego unika膰.

- Prosz臋 si臋 nie niepokoi膰 przedwcze艣nie, panno Nash, nie zabawimy tam d艂ugo - zapewni艂a j膮 lady Charlton. - Lady Rumsden jest moj膮 dobr膮 przyjaci贸艂k膮 i ciesz臋 si臋 na ten bal. B臋dzie to przyjemna rozrywka. 艢miem te偶 twierdzi膰, 偶e i dla pani b臋dzie to urozmaicenie. Pewno czuje si臋 ju偶 pani znu偶ona siedzeniem w domu i rozmawianiem ze mn膮 nieustannie.

Zapewnienia lady Charlton, 偶e nie b臋d膮 d艂ugo na balu, nie rozproszy艂y obaw Desiree. Ciotka Sebastiana nie mia艂a poj臋cia, jak bardzo j膮 przera偶a艂a perspektywa pojawienia si臋 na takim wytwornym przyj臋ciu. Im wi臋cej tam b臋dzie go艣ci, tym wi臋ksza szansa, 偶e kto艣 spo艣r贸d nich j膮 rozpozna.

Je艣li chodzi o now膮 sukni臋, to wiadomo艣膰, 偶e uszyje j膮 najlepsza londy艅ska krawcowa i 偶e by膰 mo偶e, toaleta ta za膰mi wszystkie posiadane przez ni膮 dot膮d stroje, bardzo j膮 podekscytowa艂a. Pytanie tylko, ile taka wymy艣lna kreacja mo偶e kosztowa膰? Lady Charlton kupi艂a ju偶 jej tyle sukien, 偶e nie b臋dzie ich w stanie znosi膰. Za ka偶dym razem, kiedy robi艂a jej nowy prezent, t艂umaczy艂a, 偶e suknie i kostiumy do konnej jazdy, ubrania na przeja偶d偶ki powozem oraz poranne podomki, nie wspominaj膮c ju偶 o dodatkach, takich jak wachlarze, r臋kawiczki, buty i torebki, stanowi膮 niezb臋dne wyposa偶enie garderoby ka偶dej damy do towarzystwa.

Desiree dr臋czy艂o tylko pytanie, w kt贸rym miejscu ko艅czy艂a si臋 potrzeba, a zaczyna艂a dobroczynno艣膰?

Ta suknia, jak Desiree zacz臋艂a j膮 w my艣li nazywa膰, by艂a wr臋cz prze艣liczna S艂awna madame Felice uszy艂a j膮 z pi臋knie mieni膮cego si臋 aksamitu w ametystowym odcieniu, kt贸ry to kolor, twierdzi艂a mistrzyni, idealnie harmonizuje z delikatn膮 cer膮 Desiree. D艂ugie jedwabne r臋kawiczki, obciskaj膮ce jej szczup艂e ramiona, oraz gustowne, ozdobione koronk膮 pantofelki, wszystko w tym samym kolorze co suknia, dope艂nia艂y stroju.

Wieczorem przed wyj艣ciem na bal lady Charlton przys艂a艂a Desiree w艂asn膮 pokoj贸wk臋, aby j膮 uczesa艂a. Rezultat by艂 osza艂amiaj膮cy. Dziewczyna zebra艂a mi臋kkie kasztanowe w艂osy Desiree i upi臋艂a je wysoko na czubku g艂owy, a nast臋pnie przeplot艂a l艣ni膮ce loki jedwabn膮 fioletow膮 wst膮偶eczk膮. B艂yszcz膮cy grzebie艅 z ametystu, nieoczekiwany prezent od lady Charlton, podtrzymywa艂 w miejscu kunsztown膮 fryzur臋, dope艂niaj膮c ca艂o艣ci.

Sebastianowi, stoj膮cemu u podn贸偶a schod贸w i obserwuj膮cemu schodz膮c膮 ku niemu Desiree, wyda艂a si臋 ona w tej chwili jeszcze bardziej podobna do bogini ni偶 wtedy, w Steep Abbot, kiedy wynurzy艂a si臋 z jeziorka. Pe艂ne piersi wznios艂y si臋 jak dwa sto偶ki nad g艂臋boko wyci臋tym stanikiem sukni, przywo艂uj膮c wspomnienie ich pierwszego spotkania na zalanej popo艂udniowym s艂o艅cem polanie. Obecnie, tak jak i wtedy, sta艂a przed nim pos膮gowo pi臋kna, kusz膮c urod膮 obna偶onych bark贸w i ramion, odcinaj膮cych si臋 kremow膮 biel膮 od mieni膮cego si臋 fioletowo aksamitu. Rozchylone w u艣miechu oczekiwania, r贸偶ane wargi zach臋ca艂y do pieszczoty.

Przez moment, ale tylko przez moment, Sebastian po偶a艂owa艂 odruchu, kt贸ry kaza艂 mu zrezygnowa膰 z Desiree. Zaskoczy艂 go dreszcz po偶膮dania, kt贸ry nieoczekiwanie przebieg艂 mu po krzy偶u. Ogarn臋艂o go przemo偶ne pragnienie, aby zamkn膮膰 w ramionach jej szczup艂e cia艂o i z ca艂ej mocy przycisn膮膰 do siebie. Nie pami臋ta艂, kiedy ostatnio kobieca uroda wywar艂a na nim tak silne wra偶enie.

Ale gdy u艣miechn臋艂a si臋 do niego tym swoim urzekaj膮cym u艣miechem, Sebastian zrozumia艂, 偶e nigdy nie zdob臋dzie si臋 na to, aby zrobi膰 z niej swoj膮 utrzymank臋. Desiree Nash by艂a zbyt wielk膮 dam膮, i to pod ka偶dym wzgl臋dem, by j膮 do tego stopnia poni偶y膰.

- Wygl膮dasz ol艣niewaj膮co - stwierdzi艂 z zachwytem, kiedy do niego podesz艂a. - Jestem przekonany, 偶e zostaniesz kr贸low膮 dzisiejszego balu.

- Sebastianie, prosi艂abym, aby艣 nie wmawia艂 w pann臋 Nash takich g艂upstw - skarci艂a go lady Charlton, wychodz膮c ze swej bawialni. W eleganckiej wieczorowej toalecie wygl膮da艂a imponuj膮co i wytwornie. Bacznym okiem oceni艂a wygl膮d Desiree. - Panna Nash jest moj膮 dam膮 do towarzystwa i ta pozycja ca艂kowicie j膮 zadowala.

- Oczywi艣cie - przyzna艂 zgodnie Sebastian. - Niemniej, musisz przyzna膰, cioteczko, 偶e twoja dama do towarzystwa jest bardzo pi臋kna i na pewno zwr贸ci uwag臋 go艣ci.

. - Wiem o tym i dziwi艂abym si臋, gdyby by艂o inaczej. - Wzrok lady Charlton nieco z艂agodnia艂. - Wygl膮da pani bardzo 艂adnie, panno Nash. Du偶a w tym zas艂uga madame Felice. To najlepsza krawcowa, jak膮 spotka艂am w 偶yciu. Desiree dygn臋艂a dworsko przed chlebodawczyni膮.

- To pani musz臋 podzi臋kowa膰 za sw贸j dzisiejszy wygl膮d, milady. Serdecznie dzi臋kuj臋. Jak r贸wnie偶 za prezent w postaci tego pi臋knego grzebienia - doda艂a, si臋gaj膮c r臋k膮 do ty艂u g艂owy.

- Nie u偶ywa艂am go, a kto艣 przecie偶 powinien go nosi膰 - odpar艂a niedbale lady Charlton. - Nie podoba艂 mi si臋 jego fason, osobi艣cie wol臋 masywniejsze grzebienie. W og贸le nie rozumiem, co mi strzeli艂o do g艂owy, aby go kupi膰.

- Twoja chwilowa s艂abo艣膰 wysz艂a za to na korzy艣膰 pannie Nash - zauwa偶y艂 roztropnie Sebastian. Nast臋pnie wyci膮gaj膮c rami臋 w ich stron臋, zapyta艂 z u艣miechem::

- Mo偶emy ju偶 i艣膰?

Desiree nigdy przedtem nie by艂a w tak pi臋knym domu ani nie obraca艂a si臋 w艣r贸d takich wytwornych ludzi. Damy w toaletach, r贸wnie eleganckich jak jej, przechadza艂y si臋 po salonie. Mi臋dzy nimi kr臋cili si臋 d偶entelmeni w wizytowych czarnych ubraniach. Tysi膮ce 艣wiec, umieszczonych wysoko nad g艂owami w 偶yrandolach, oraz z boku, na 艣cianach, w ozdobnych kinkietach, o艣wietla艂o pok贸j ciep艂ym z艂otawym blaskiem. W powietrzu unosi艂 si臋 s艂odki zapach kwiat贸w i drogich perfum.

Desiree, stoj膮cej obok lady Charlton i Sebastiana, ten obraz przypomina艂 czarown膮 bajk臋.

- Jaki pi臋kny widok, dos艂ownie zapiera oddech w piersi - zauwa偶y艂a p贸艂g艂osem.

- Podobnie jak ty, Desiree - szepn膮艂 jej do ucha Sebastian. - Za艂o偶臋 si臋, 偶e wiele os贸b na tym balu b臋dzie si臋 zastanawia艂o, kim jeste艣.

Desiree zd膮偶y艂a ju偶 zauwa偶y膰 zaciekawione spojrzenia posy艂ane dyskretnie w jej kierunku i zacz臋艂a 偶a艂owa膰, 偶e nie do艣膰 silnie nalega艂a, by pozwolono jest zosta膰 w domu. By艂o ju偶 za p贸藕no. Znalaz艂a si臋 tutaj jako dama do towarzystwa lady Charlton i jedyne, co mo偶e teraz zrobi膰, to jak najlepiej gra膰 swoj膮 rol臋.

- Powiedzia艂am ju偶 panu, milordzie, 偶e nie zale偶y mi na takim zainteresowaniu - odpar艂a, staraj膮c si臋 opanowa膰 nerwowe ssanie w 偶o艂膮dku.

- By膰 mo偶e, ale obawiam si臋, 偶e jest ono nieuniknione. Po przywitaniu si臋 z gospodarzami, kt贸rzy oczekiwali na go艣ci przy g艂贸wnym wej艣ciu, lady Charlton wraz ze swoj膮 ma艂膮 艣wit膮 przesz艂a do zat艂oczonego salonu. Przesuwali si臋 wolno w艣r贸d t艂umu, przystaj膮c co jaki艣 czas, aby porozmawia膰 przez chwilk臋 z kt贸rym艣 z przyjaci贸艂, b膮d藕 skinieniem g艂owy pozdrowi膰 znajomego.

- Zanim otoczy ci臋 grono ugrzecznionych m艂odych kawaler贸w, pragn膮cych dowiedzie膰 si臋, kim jeste艣, czy mog臋 tymczasem prosi膰 ci臋 do ta艅ca?

Desiree spojrza艂a na Sebastiana z przestrachem.

- Nie s膮dz臋, aby to by艂o w艂a艣ciwe, milordzie. Nie jestem tutaj w charakterze go艣cia.

- Nie, jeste艣 tutaj jako dama do towarzystwa jednej z zaproszonych os贸b, kt贸rej dzi艣 wiecz贸r twe us艂ugi nie s膮 wcale potrzebne. A skoro tak, to nie ma sensu, by艣 sta艂a bezczynnie pod 艣cian膮. Sp贸jrz tylko na cioci臋 Hannah. Widzisz, jak jest poch艂oni臋ta rozmow膮 z lordem i lady Mertonami, a zapewniam ci臋, 偶e gdy si臋 ju偶 raz zejd膮 z lady Rumsden, to nie艂atwo je b臋dzie od siebie oderwa膰. Pytam wi臋c po raz wt贸ry. Czy zrobisz mi ten zaszczyt i zata艅czysz ze mn膮?

Desiree westchn臋艂a. Bardzo chcia艂a zata艅czy膰 z Sebastianem, ale czy si臋 odwa偶y? Co pomy艣l膮 o niej ci wytworni go艣cie? Ona, skromna dama do towarzystwa, ma czelno艣膰 ta艅czy膰 z jego lordowsk膮 mo艣ci膮?

- Przykro mi, lordzie Buckworth - odpowiedzia艂a z wahaniem: - ale nie s膮dz臋, aby to by艂o w艂a艣ciwe.

Sebastian zmarszczy艂 brwi, zirytowany.

- Nie podoba mi si臋 twoja odpowied藕. Jak r贸wnie偶 i to, 偶e tak uporczywie podkre艣lasz m贸j tytu艂. Przecie偶 uzgodnili艣my, 偶e kiedy jeste艣my tylko we dwoje, zwracasz si臋 do mnie po prostu Sebastian, a ja do ciebie Desiree.

- To prawda, ale to by艂o na innym etapie naszej znajomo艣ci, milordzie - przypomnia艂a mu. - Teraz jednak, kiedy okoliczno艣ci si臋 zmieni艂y, nie wypada, bym zwraca艂a si臋 do pana po imieniu, jak r贸wnie偶 i pan do mnie.

- Och, Desiree. Nie przypuszczam, bym kiedykolwiek m贸g艂 my艣le膰 o tobie jako o zwyczajnej pannie Nash, niezale偶nie od tego, w jakich okoliczno艣ciach si臋 znajdziemy. Dla mnie zawsze by艂a艣 i pozostaniesz Afrodyt膮. Bardzo bym si臋 cieszy艂, gdybym wiedzia艂, 偶e przez pami臋膰 na charakter naszego pierwszego spotkania, wym贸wienie mego imienia tak偶e sprawi ci przyjemno艣膰. Odezwij si臋 do mnie po imieniu. Niech us艂ysz臋, jak twoje wargi wymawiaj膮 moje imi臋.

Desiree nie by艂a w stanie wykrztusi膰 z siebie s艂owa Gor膮cy rumieniec obla艂 jej policzki. Jego g艂os by艂 taki ciep艂y i uwodzicielski - ale u艣miech, kt贸ry b艂膮ka艂 si臋 po pe艂nych zmys艂owych wargach, by艂 z kolei tak zdecydowanie szelmowski, 偶e Desiree zmarszczy艂a czo艂o z udawanym gniewem.

- Pr贸buje mnie pan zbi膰 z tropu, lordzie Buckworth, ale to si臋 panu nie uda. Prosz臋 si臋 do mnie zwraca膰 per panna Nash, a ja b臋d臋 pana tytu艂owa膰 lordem Buckworth. Wszelka inna forma jest mi臋dzy nami nie do przyj臋cia.

- Dla uszu wykwintnego towarzystwa mo偶e i nie, ale dla mnie to nie ma znaczenia. Nie zwracam uwagi na takie rzeczy. S膮dzi艂em te偶, 偶e dama, kt贸ra tak ochoczo wczesnym popo艂udniem zrzuca z siebie ubranie i wskakuje do jeziora, 偶eby pop艂ywa膰, podzieli moje zdanie.

Wargi Desiree zadr偶a艂y od hamowanego 艣miechu.

- Lordzie Buckworth, prosi艂abym uprzejmie, aby mi pan przesta艂 wreszcie przypomina膰 o szale艅stwie naszego pierwszego spotkania.

- B臋d臋 przypomina艂 tak d艂ugo, jak d艂ugo jego wspomnienie b臋dzie oblewa膰 pani policzki takim 艣licznym rumie艅cem.

- Nie mog臋 od偶a艂owa膰, 偶e nie zosta艂am tamtego dnia w szkole.

- Ale wtedy nie sta艂aby艣 tutaj, flirtuj膮c ze mn膮.

- Nie flirtuj臋 z panem, sir.

- Ju偶 lepiej - stwierdzi艂 z zadowoleniem Sebastian. - Wol臋 ten roziskrzony wzrok i wyzywaj膮cy ton ni偶 twoj膮 zwyk艂膮 uleg艂o艣膰 i potulno艣膰. Ca艂a jeste艣, przej臋ta obaw膮, co powie wytworne towarzystwo. Ty nie jeste艣 taka jak inne kobiety, Desiree. Nigdy taka nie b臋dziesz. Masz serce pe艂ne pasji i pragnienie przyg贸d w duszy. Poka偶 mi drug膮 kobiet臋, kt贸ra zdecydowa艂aby si臋 zosta膰 moj膮 utrzymank膮 tylko dlatego, 偶e pragnie zmieni膰 swe dotychczasowe nudne 偶ycie.

Powinna艣 szanowa膰 t臋 swoj膮 wyj膮tkowo艣膰, jak ja j膮 szanuj臋. A teraz chod藕, zata艅cz ze mn膮.

Desiree bardzo by chcia艂a zignorowa膰 te przekorne s艂owa, ale wiedzia艂a, 偶e jest to niemo偶liwe. Ju偶 samo przebywanie w pobli偶u Sebastiana wywo艂ywa艂o niepok贸j w jej sercu i przyprawia艂o je o szybsze bicie. Rozmowa z nim by艂a o偶ywcza i pobudzaj膮ca, nie m贸wi膮c ju偶 o komplementach, kt贸re tak mile 艂echta艂y jej dum臋.

- Milordzie. Niezale偶nie od charakteru naszego... dawnego uk艂adu i pa艅skiej wyg贸rowanej opinii na temat mojej osoby, 偶e jakoby mam zalety rzadkie u innych kobiet, prosi艂abym bardzo, aby wzi膮艂 pan pod uwag臋 okoliczno艣ci, w jakich si臋 w tej chwili znajdujemy. Jest pan kuzynem lady Charlton, a ja jej dam膮 do towarzystwa. Dystyngowani go艣cie z pewno艣ci膮 nie omieszkaj膮 stwierdzi膰, 偶e zbyt wiele uwagi po艣wi臋ca pan osobie ni偶szego stanu.

- Mam gdzie艣 wy偶sze sfery.

- To si臋 tylko tak m贸wi, milordzie, ale czy widzi pan wyraz twarzy dam, kt贸re znajduj膮 si臋 wok贸艂? Prosz臋 si臋 im uwa偶nie przyjrze膰. Nawet w tej chwili nie przestaj膮 nas obserwowa膰 spoza wachlarzy.

Sebastian nie pofatygowa艂 si臋 nawet spojrze膰 w ich kierunku.

- Ma艂o mnie obchodzi, co to wykwintne towarzystwo o mnie my艣li, Desiree. Mnie obchodzi to, co ty czujesz, i z tego g艂贸wnie wzgl臋du zostawi臋 ci臋 teraz sam膮. Nied艂ugo wr贸c臋 i w贸wczas, uprzedzam, nie dam si臋 ju偶 zby膰 - musisz ze mn膮 zata艅czy膰. Nie umkniesz mi tak 艂atwo, Afrodyto.

Po tych s艂owach Sebastian z艂o偶y艂 jej ceremonialny uk艂on i z figlarnym u艣miechem na ustach poszed艂 szuka膰 innych znajomych.

Chc膮c nie chc膮c, Desiree musia艂a si臋 r贸wnie偶 u艣miechn膮膰. Lady Charlton mia艂a racj臋. Sebastian Moore by艂 czaruj膮cym hultajem, na dodatek zab贸jczo przystojnym. Elegancki, szyty na miar臋 surdut uwydatnia艂 szerokie ramiona, a kiedy szed艂, ludzie mimo woli rozst臋powali si臋 przed nim, taki mia艂 imponuj膮cy i godny wygl膮d.

Jednak to g艂贸wnie cechy charakteru tego m臋偶czyzny wywo艂a艂y zam臋t w duszy i ciele Desiree. Sebastian mia艂 dobre i czu艂e serce, kt贸re sz艂o w parze z uczciwo艣ci膮 i odpowiedzialno艣ci膮. Pr贸偶no by艂oby szuka膰 tych zalet u wi臋kszo艣ci londy艅skich fircyk贸w i bawidamk贸w. Sebastian by艂 dok艂adnie tym, kim wydawa艂o si臋, 偶e jest. Desiree wiedzia艂a, 偶e by艂oby nieuczciwie z jej strony twierdzi膰, 偶e nie jest wdzi臋czna za posad臋, kt贸ra pozwala艂a jej tak cz臋sto go widywa膰.

Odwr贸ci艂a si臋 z u艣miechem rozbawienia na ustach - i zamar艂a. Wargi jej zastyg艂y w brzydkim grymasie, kiedy zobaczy艂a, kogo ma przed sob膮.

- C贸偶 za mi艂a niespodzianka - odezwa艂 si臋 miodowym g艂osem lord Perry. - Znowu si臋 spotykamy, panno Nash.

Dla Desiree czas nagle zatrzyma艂 si臋 w miejscu - a potem galopem pomkn膮艂 do ty艂u. Wydawa艂o jej si臋, 偶e oto ponownie znajduje si臋 w ciemnym pokoju z cz艂owiekiem, kt贸ry chce zniszczy膰 jej 偶ycie. Poczu艂a znowu na sobie dusz膮cy ci臋偶ar wielkiego cia艂a lorda Perry'ego, us艂ysza艂a chrz臋st rozdzieranej tkaniny stanika i wspomnia艂a obmierz艂y dotyk jego d艂oni na g艂adkiej sk贸rze piersi.

Desiree poczu艂a dr偶enie, kt贸re stopniowo zacz臋艂o ogarnia膰 ca艂e cia艂o. Modli艂a si臋 w duchu, aby nie zas艂abn膮膰 i utrzyma膰 si臋 na nogach.

- Lord,.. Perry.

- Dowiedzia艂em si臋 od mojej c贸rki, 偶e pani nie pracuje ju偶 d艂u偶ej w szkole pani Guarding. Nie przypuszcza艂em jednak, 偶e przenios艂a si臋 pani do stolicy.

U艣miech ojca Elizabeth jak zawsze wyra偶a艂 niezachwian膮 pewno艣膰 siebie, a on sam by艂 te偶 jak zwykle imponuj膮co spokojny i opanowany. Desiree z trudem zdusi艂a w sobie ch臋膰, by uciec najdalej, jak tylko si臋 da.

- Niewielu ludzi o tym wiedzia艂o.

Domy艣la艂a si臋, 偶e lord Perry tylko czeka na dalsze wyja艣nienia z jej strony, ale wola艂aby raczej umrze膰, ni偶 wyjawi膰 mu co艣 o sobie. Uwa偶a艂a, 偶e im mniej ten odra偶aj膮cy m臋偶czyzna b臋dzie wiedzia艂 o niej i jej 偶yciu, tym lepiej.

- A teraz pozwoli pan, 偶e go opuszcz臋.

- O ile wiem, nie zna pani mojej 偶ony, panno Nash - przerwa艂 jej uprzejmie lord Perry. - Pozwoli pani, 偶e j膮 przedstawi臋.

Desiree z najwi臋kszym trudem zachowa艂a spok贸j. W swym pocz膮tkowym zmieszaniu i przestrachu nie zauwa偶y艂a wysokiej szczup艂ej kobiety, kt贸ra sta艂a tu偶 za lordem Perrym. Tak jak wszystkie damy w tej sali by艂a pi臋kna i wytworna, ale w jej ciemnych oczach tli艂 si臋 niepok贸j. Kiedy m膮偶 odwr贸ci艂 si臋, aby wysun膮膰 j膮 przed siebie, cie艅 podejrzenia przemkn膮艂 jej po twarzy.

- Lydio, moja droga, przedstawiam ci pann臋 Nash. To jedna z nauczycielek naszej c贸rki na pensji pani Guarding. Panno Nash, to moja pi臋kna 偶ona Lydia.

Desiree nie pozosta艂o nic innego, jak tylko kurtuazyjnie dygn膮膰.

- Lady Perry.

- Panno Nash, Powitanie damy by艂o r贸wnie ch艂odne jak jej zachowanie.

- Jakim cudem nauczycielka ze Steep Abbot zostaje zaproszona na ba艂 w Londynie? Miejsce pani jest raczej...

W g艂osie damy brzmia艂a nieskrywana pretensja. Desiree zesztywnia艂a.

- Nie jestem ju偶 nauczycielk膮. Nie pracuj臋 w szkole pani Guarding, lady Perry. Mieszkam teraz w Londynie.

Lady Perry otworzy艂a szeroko oczy ze zdziwienia.

- Naprawd臋? Prosz臋, prosz臋, to rzeczywi艣cie wielka zmiana dla kobiety z pani sfery. - Spojrza艂a zimno na m臋偶a. - Ciekawa jestem, w jaki spos贸b do tego dosz艂o?

Dla Desiree by艂 to moment b贸lu i poni偶enia. Nie mia艂a od kogo si臋 dowiedzie膰, co dotar艂o do lady Perry na temat pami臋tnego incydentu w szkole. W膮tpi艂a, aby lord Perry przyzna艂 si臋 偶onie do swego post臋pku, ale nie by艂a pewna, czy Elizabeth nie powiedzia艂a matce o scenie, kt贸rej by艂a 艣wiadkiem.

Z k艂opotliwej sytuacji wybawi艂a Desiree lady Charlton. Nie mog艂a si臋 zjawi膰 w odpowiedniejszej chwili.

- Nareszcie ci臋 znalaz艂am, panno Nash. Wsz臋dzie pani szukam. - Rzuci艂a okiem na par臋 stoj膮c膮 obok Desiree. Jej wzrok sta艂 si臋 zimny i nieprzychylny.

- Dobry wiecz贸r pa艅stwu.

- Mi艂o widzie膰 pani膮 znowu, lady Charlton - sk艂oni艂 si臋 uprzejmie lord Perry. - Jak widz臋, zna pani pann臋 Nash.

- W istocie. - Spojrzenie, jakim lady Charlton obrzuci艂a Desiree, by艂o tak szybkie, a u艣miech tak ciep艂y, 偶e ma艂o kto by si臋 domy艣li艂 g艂臋bokiej troski, jaka si臋 pod nim kry艂a. - Przepraszam, 偶e zostawi艂am pani膮 sam膮 na tak d艂ugo, moja droga, ale lady Rumsden by艂a dzi艣 bardzo spragniona d艂u偶szej rozmowy. Koniecznie chce porozmawia膰 z pani膮 o wyroczni delfijskiej.

Lady Charlton odwr贸ci艂a si臋 do lorda Perry'ego i jego wynios艂ej ma艂偶onki i z nieco protekcjonalnym u艣miechem powiedzia艂a:

- Wybacz膮 pa艅stwo, 偶e ich opu艣cimy. Lady Perry u艣miechn臋艂a si臋 zimno, ale jej m膮偶 by艂 bardziej wylewny.

- Ale偶 naturalnie, lady Charlton - odpar艂 z galanteri膮. Sk艂oni艂 si臋 uprzejmie przed Desiree.

- 呕ycz臋 dobrej zabawy, panno Nash. Desiree skin臋艂a g艂ow膮 w milczeniu. Nie mog艂a si臋 zdoby膰 na to, aby powiedzie膰 te kilka pustych s艂贸w, jakie m贸wi si臋 zazwyczaj w takich okoliczno艣ciach. Spotkanie z lordem Perrym nie sprawi艂o jej 偶adnej przyjemno艣ci, podobnie jak i poznanie jego 偶ony.

Lady Perry te偶 wydawa艂a si臋 nie odczuwa膰 potrzeby zachowania cho膰by pozor贸w uprzejmo艣ci. Oddali艂a si臋 bez s艂owa z r贸wnie odpychaj膮c膮 min膮 jak na pocz膮tku.

- Czy pani dobrze zna lorda Perry'ego i jego ma艂偶onk臋? - zapyta艂a lady Charlton, kiedy ju偶 si臋 oddali艂y.

- Nie, lady Charlton - odpar艂a sztywno Desiree. - Zosta艂am przedstawiona jego lordowskiej mo艣ci w szkole pani Guarding, poniewa偶 uczy艂am jego c贸rk臋 Elizabeth. Co do jego 偶ony, to spotka艂am j膮 dzisiaj po raz pierwszy.

- Rozumiem. - Lady Charlton zamilk艂a na chwil臋. - Czy si臋 nie myl臋, ale odnosz臋 wra偶enie, 偶e nie darzy ich pani sympati膮?

Desiree sz艂a spokojnie u boku chlebodawczyni, ale jej blade do niedawna policzki mocno si臋 zarumieni艂y.

- Nie myli si臋 pani, nie przepadam za nimi. Starsza pani skin臋艂a g艂ow膮 ze zrozumieniem.

- - Tak przypuszcza艂am.

Sebastian r贸wnie偶 obserwowa艂 rozmow臋 Desiree z wicehrabi膮 Perrym i jego ma艂偶onk膮. Nie s艂ysza艂 wprawdzie, o czym m贸wi膮, ale z miny Desiree odgad艂, 偶e czuje si臋 ona bardzo nieswojo w ich towarzystwie. Najpierw zblad艂a, a nast臋pnie poczerwienia艂a ze wzburzenia. By艂o wida膰, 偶e jest bardzo zdenerwowana. Gdyby lady Charlton nie nadesz艂a pierwsza, Sebastian ju偶 by pospieszy艂 z pomoc膮.

Niemniej, kiedy p贸艂 godziny p贸藕niej zobaczy艂, 偶e Desiree znowu stoi samotnie, przeszed艂 przez sal臋 wolnym krokiem, aby z ni膮 porozmawia膰.

- No i co, jak si臋 bawisz na swym pierwszym londy艅skim balu?

Desiree drgn臋艂a przestraszona, ale kiedy ujrza艂a znajom膮 偶yczliw膮 twarz, od razu si臋 uspokoi艂a. Czu艂a, jak napi臋cie powoli zaczyna z niej opada膰. Nieoczekiwane spotkanie z lordem Perrym wytr膮ci艂o j膮 z r贸wnowagi. Wzdraga艂a si臋 za ka偶dym razem, kiedy kto艣 podchodzi艂 bli偶ej. Na szcz臋艣cie, przy Sebastianie nie odczuwa艂a takich niepokoj贸w. Wr臋cz przeciwnie, sama si臋 dziwi艂a, jak koj膮co jego obecno艣膰 na ni膮 wp艂ywa.

- Mo偶e si臋 to panu wyda dziwne, milordzie, ale b臋d臋 szcz臋艣liwa, kiedy ten bal wreszcie si臋 sko艅czy - wyzna艂a. - Chcia艂bym znale藕膰 si臋 w domu.

Sebastian dostrzeg艂 g艂臋bok膮 zmarszczk臋 pomi臋dzy brwiami Desiree i zastanawia艂 si臋, co by艂o jej przyczyn膮. Mo偶e spotkanie z lordem Perrym tak na ni膮 podzia艂a艂o? Mia艂 wielk膮 ochot臋 zapyta膰 j膮 o to, a tak偶e m贸c przesun膮膰 palcami po brwiach i wyg艂adzi膰 linie, kt贸re troska i niepok贸j wy偶艂obi艂y na jej czole. 艢wiadomo艣膰, 偶e nie ma prawa ani do jednego, ani do drugiego, troch臋 mu przeszkadza艂a.

- Zapytam ciotk臋 Hannah, czy chce ju偶 jecha膰 do domu - powiedzia艂 mi臋kko - po czym wr贸c臋 z pani okryciem.

- Dzi臋kuj臋, lordzie Buckworth, b臋d臋 panu bardzo zobowi膮zana.

Desiree spogl膮da艂a za nim wzruszona zatroskaniem, jakie wyczu艂a w jego g艂osie. Poruszy艂o j膮 to bardziej, ni偶 chcia艂a si臋 przyzna膰. Zakochanie si臋 w Sebastianie z pewno艣ci膮 nie wysz艂oby jej na dobre. Dzieli艂a ich przepa艣膰 nie do pokonania i by艂oby naiwno艣ci膮 z jej strony 偶ywi膰 nadziej臋, 偶e kt贸rego艣 dnia wzbudzi w nim co艣 g艂臋bszego ni偶 tylko przelotne zainteresowanie. Ale on tak 艂atwo dawa艂 si臋 lubi膰. By艂 naprawd臋 dobrym i godnym szacunku cz艂owiekiem. W jego zachowaniu nie by艂o cienia buty lub arogancji, z nikogo te偶 nie drwi艂 ani nie szydzi艂. Kiedy si臋 u艣miecha艂, robi艂 to szczerze, od serca, a gdy marszczy艂 brwi, nikt nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e jego niezadowolenie by艂o uzasadnione. Desiree mia艂a tylko nadziej臋, 偶e ona sama nigdy nie b臋dzie tego niezadowolenia powodem.

- Panna Nash? Odwr贸ci艂a si臋 i zobaczy艂a przed sob膮 m艂odego lokaja.

- Tak, to ja, s艂ucham, o co chodzi?

- Lady Perry pragnie zamieni膰 z pani膮 kilka s艂贸w na tarasie.

Lady Perry? Desiree poczu艂a zimny dreszcz. Dama mog艂a chcie膰 z ni膮 rozmawia膰 tylko z jednego powodu. Elizabeth przypuszczalnie powiedzia艂a matce, co si臋 zdarzy艂o w ciemnej klasie tamtej pami臋tnej nocy. Desiree mog艂a sobie tylko wyobrazi膰 straszliwy obraz, jaki dziewczyna odmalowa艂a.

Przez chwil臋 zastanawia艂a si臋, czy nie odm贸wi膰. Dlaczego ma nara偶a膰 si臋 na bezpodstawne zarzuty rozsierdzonej podejrzliwej kobiety? Zdawa艂a sobie jednak spraw臋, 偶e lady Perry jedynie umocni si臋 w swych podejrzeniach, je偶eli Desiree nie stawi si臋 na wezwanie i nie wyja艣ni, jak sprawa rzeczywi艣cie si臋 przedstawia艂a. Kiedy to sobie u艣wiadomi艂a, zmieni艂a decyzj臋. Czy偶 nie by艂o jej obowi膮zkiem wobec samej siebie wyjawi膰 prawd臋 ma艂偶once lorda Perry'ego? Mo偶e jako kobieta, lady Perry zrozumie, co znaczy zosta膰 oszukan膮 przez m臋偶czyzn臋.

Bez specjalnej nadziei, 偶e dama to pojmie, Desiree pod膮偶y艂a za lokajem w ciemno艣膰 ciep艂ego letniego wieczoru. S艂u偶膮cy zaprowadzi艂 j膮 a偶 na sam koniec rozleg艂ego tarasu, a nast臋pnie sk艂oniwszy si臋 przed ni膮 nisko, odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂.

Desiree rozejrza艂a si臋 wok贸艂. Jak na razie na tarasie by艂a tylko ona.

- Lady Perry? To ja, panna Nash. Chcia艂a si臋 pani ze mn膮 widzie膰.

- Lady Perry nie przyjdzie, panno Nash. Za to ja tu jestem - rozleg艂 si臋 znajomy g艂os. - To ja prosi艂em o spotkanie.

Desiree odwr贸ci艂a si臋 szybko i zobaczy艂a stoj膮cego za ni膮 z ty艂u lorda Perry'ego. Gniew ponownie wezbra艂 w jej piersi.

- Jak pan 艣mie tak mnie oszukiwa膰! - odezwa艂a si臋 niskim, dr偶膮cym ze zdenerwowania g艂osem. - Czego pan ode mnie chce?

- Jak widz臋, moja obecno艣膰 nie cieszy pani, Desiree.

- Nazywam si臋 panna Nash i ogl膮danie pana osoby nie sprawia mi 偶adnej przyjemno艣ci. Jak pan mo偶e oczekiwa膰 po mnie czego艣 innego, zwa偶ywszy na ogromne przykro艣ci, jakie mia艂am z pana powodu na pensji, nie m贸wi膮c ju偶 o stracie pracy?

- Ach tak, rzeczywi艣cie bardzo niefortunnie si臋 sta艂o, 偶e nas wtedy tak niespodziewanie zaskoczono - powiedzia艂 g艂osem, w kt贸rym nie by艂o cienia skruchy. - Natomiast z przyjemno艣ci膮 odkry艂em, 偶e jest pani w Londynie.

- Mnie to odkrycie wcale nie cieszy, lordzie Perry. Wybaczy pan, ale musz臋 wr贸ci膰 na sal臋 balow膮. Lady Charlton z pewno艣ci膮 mnie ju偶 szuka.

- Lady Charlton mo偶e zaczeka膰. - Palce lorda Perry'ego zacisn臋艂y si臋 wok贸艂 nadgarstka Desiree. - Mamy sobie wiele do powiedzenia.

- Powiedzia艂am ju偶 panu, 偶e prosz臋 si臋 do mnie zwraca膰 per panna Nash. Nie mamy sobie nic do powiedzenia. - Spojrza艂a na m臋sk膮 d艂o艅 艣ciskaj膮c膮 jej r臋k臋. - Prosz臋 mnie pu艣ci膰, sir.

- W odpowiednim czasie, moja droga. Wszystko w odpowiednim czasie. W tej chwili musimy om贸wi膰 kilka spraw.

Desiree usi艂owa艂a wyrwa膰 r臋k臋, ale rezultat by艂 taki, 偶e lord Perry tylko wzmocni艂 u艣cisk.

- Pan zadaje mi b贸l.

- B臋d臋 ci zadawa艂 b贸l dop贸ty, dop贸ki nie przestaniesz si臋 opiera膰 i nie wys艂uchasz, co ci mam do powiedzenia. - Spogl膮da艂 na ni膮 nieust臋pliwym wzrokiem. - Masz bardzo delikatne ko艣ci, moja droga. 呕al by艂oby je pogruchota膰.

Desiree poblad艂a, zrozumiawszy, 偶e gro藕ba jest jak najbardziej realna, Z oci膮ganiem zaprzesta艂a szarpaniny, ale pozosta艂a zimna i pe艂na rezerwy. Ten cz艂owiek mia艂 nad ni膮 fizyczn膮 przewag臋, ale ona nie dopu艣ci, aby j膮 zastraszy艂.

- Dobrze, wys艂ucham, co mi pan ma do powiedzenia, ale prosz臋 mnie pu艣ci膰.

- Radzi艂bym ci nie pr贸bowa膰 ucieczki.

- Daj臋 s艂owo, 偶e nie uciekn臋.

Nasta艂a pe艂na napi臋cia cisza. Lord Perry spojrza艂 jej bacznie w oczy, a nast臋pnie z oci膮ganiem rozlu藕ni艂 palce. Desiree cofn臋艂a r臋k臋, modl膮c si臋 w duchu, aby nazajutrz nie by艂o na niej widocznych siniak贸w.

- Dlaczego mnie pan zwabi艂 tutaj podst臋pem?

- Poniewa偶 chcia艂em z tob膮 pom贸wi膰. Wiedzia艂em, 偶e nie osi膮gn臋 tego inaczej, jak tylko pod pretekstem, 偶e moja 偶ona ci臋 prosi.

- Wydaje si臋 pan bardzo pewny siebie. Lord Perry u艣miechn膮艂 si臋.

- Przeciwnie. To w艂a艣nie ciebie by艂em pewny. Wiedzia艂em, 偶e zgodzisz si臋 z ni膮 zobaczy膰, cho膰by tylko po to, aby przekona膰 j膮 o swojej niewinno艣ci. Co, mog臋 doda膰, by艂oby tylko strat膮 czasu. Ona i tak podejrzewa, 偶e jeste艣 lub by艂a艣 moj膮 kochank膮. Ale to najmniej mnie obchodzi. Interesuje mnie przede wszystkim, w jaki spos贸b znalaz艂a艣 si臋 w Londynie i gdzie si臋 zatrzyma艂a艣.

- To nie jest pa艅ski interes.

- Przeciwnie, moja droga, to jest m贸j interes, poniewa偶 takie jest moje postanowienie.

- Lordzie Perry, zgodzi艂am si臋 wys艂ucha膰, co pan mi ma do powiedzenia, ale nie chc臋 z panem rozmawia膰 - o艣wiadczy艂a zimno Desiree. - Brzydz臋 si臋 panem. Je偶eli mnie pan tu 艣ci膮gn膮艂 w jakim艣 okre艣lonym celu, to prosz臋 mi wyja艣ni膰, o co panu chodzi, i na tym sko艅czmy nasz膮 rozmow臋. Musz臋 wr贸ci膰 na sal臋 balow膮.

Lord Perry przygl膮da艂 jej si臋 przez chwil臋 w milczeniu, po czym u艣miechn膮艂 si臋 leniwie.

- Czy wiesz, 偶e w艂a艣ciwie dopiero teraz w pe艂ni zda艂em sobie spraw臋 z twojej urody? Jeste艣 pi臋kn膮 kobiet膮, Desiree.

- Panna Nash.

- Co za wspania艂e oczy, co za kusz膮ce kszta艂ty. - Zni偶y艂 wzrok i zatrzyma艂 ci臋偶kie spojrzenie na stromych pag贸rkach jej piersi.

- Na tw贸j widok robi mi si臋 gor膮co. Zawsze tak na mnie dzia艂a艂a艣.

Desiree niedostrzegalnie zacz臋艂a si臋 odsuwa膰.

- Nie b臋d臋 tu sta艂a i s艂ucha艂a podobnych nonsens贸w.

- Trudno jest zachowa膰 zimn膮 krew, kiedy jeste艣 ko艂o mnie - m贸wi艂 w dalszym ci膮gu, jakby nie s艂ysz膮c jej s艂贸w. - Gdy sobie przypomn臋, jak trzyma艂em w ramionach twe ciep艂e mi臋kkie cia艂o...

- Prosz臋 mnie zostawi膰 w spokoju.

- Pragn臋 ci臋, Desiree - wyszepta艂 lord Perry. - Pragn臋 ci臋 mie膰 w swoim 艂贸偶ku.

Desiree odwr贸ci艂a twarz z odraz膮.

- Nie!

- Zastan贸w si臋, zanim odpowiesz, moja droga. Jak ju偶 kiedy艣 wspomnia艂em, mog臋 sprawi膰, 偶e twoje 偶ycie stanie si臋 bardzo przyjemne. Mam wszelkie 艣rodki, aby zapewni膰 ci dostatni byt.

- Nie zamierzam tego s艂ucha膰!

- Dostaniesz stroje, bi偶uteri臋, klejnoty, powozy, wszystko, czego zapragniesz. Powiedz tylko s艂owo, a to wszystko b臋dzie twoje.

Desiree mia艂a ochot臋 zas艂oni膰 uszy r臋kami, aby nie s艂ysze膰 s艂贸w lorda Perry'ego.

- Nic nie jest w stanie sk艂oni膰 mnie do przyj臋cia pa艅skiej propozycji. Jest pan pod艂ym cz艂owiekiem. Nienawidz臋 pana i... - Desiree urwa艂a. Us艂ysza艂a g艂osy. Dzi臋ki Bogu, kto艣 nadchodzi艂!

Lord Perry musia艂 je r贸wnie偶 us艂ysze膰, poniewa偶 spojrza艂 w kierunku drzwi. Jego twarz pociemnia艂a z irytacji.

- To jeszcze nie koniec, Desiree. I tak b臋dziesz moja. To tylko kwestia czasu.

Obejrza艂 si臋, aby zobaczy膰, kto nadchodzi. Desiree skorzysta艂a z okazji. Uj臋艂a w r臋ce kraj sukni i pu艣ci艂a si臋 p臋dem przez kamienny taras, by jak najszybciej dopa艣膰 oszklonych drzwi. Dopiero wtedy odwa偶y艂a si臋 obejrze膰 za siebie.

Lord Perry znikn膮艂. Taras by艂 pusty.

Odwr贸ci艂a si臋 i ruszy艂a do przodu, wprost na szerok膮 pier艣 Sebastiana.

- Lord Buckworth!

- Jeste艣 bardzo zdyszana - zauwa偶y艂 p贸艂g艂osem Sebastian - Czy bieg艂a艣?

- Tak. To jest... spieszy艂am si臋 bardzo... ba艂am si臋, 偶e pan lub... lady Charlton czekacie na mnie - wyja艣ni艂a, 艂api膮c oddech.

Sebastian spojrza艂 na pogr膮偶ony w ciemno艣ciach taras, a nast臋pnie przeni贸s艂 wzrok na Desiree.

- Z kim by艂a艣 tam, na tarasie?

- Z nikim, milordzie. Po prostu wysz艂am na zewn膮trz, poniewa偶 nagle zrobi艂o mi si臋 gor膮co. Niestety, troch臋 za d艂ugo tam zabawi艂am. Kiedy to sobie uprzytomni艂am, natychmiast pospieszy艂am z powrotem.

Sebastian przygl膮da艂 jej si臋 chwil臋 w milczeniu, po czym oznajmi艂:

- Moja ciotka czeka na ciebie przy wyj艣ciu. Id藕 do niej. Desiree zawaha艂a si臋.

- A pan? Nie jedzie pan z nami? Spojrza艂 w kierunku tarasu.

- Zaraz do was do艂膮cz臋.

Desiree poczu艂a skurcz w 偶o艂膮dku. Nie ma 偶adnej mo偶liwo艣ci powstrzyma膰 go od zajrzenia na taras. Nalegania, aby tego nie robi艂, mog艂yby tylko umocni膰 jego podejrzenia. Ale co b臋dzie, je偶eli Sebastian natknie si臋 na lorda Perry'ego? Je偶eli widzia艂, jak wcze艣niej rozmawia艂a z wicehrabi膮 na sali balowej, i teraz odkryje go na tarasie - po tym jak zapewni艂a go, 偶e by艂a tam sama - co sobie pomy艣li?

- Dobrze, poczekam na pana razem z lady Charlton - odpar艂a zrezygnowana. Wiedzia艂a, 偶e nic innego nie pozostaje jej do zrobienia. Przycisn臋艂a d艂o艅 w eleganckiej r臋kawiczce do gard艂a, czuj膮c pod palcami pulsuj膮c膮 gwa艂townie 偶y艂臋 i wolno, z pozornym spokojem wr贸ci艂a na sal臋 balow膮.

Sebastian odczeka艂 chwil臋, po czym odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 na taras. Nie spostrzeg艂 niczego podejrzanego. M艂oda sympatyczna para siedzia艂a na kamiennej 艂awce, rozmawiaj膮c p贸艂g艂osem. Lord Rumsden rozkoszowa艂 si臋 cygarem w odleg艂ym ko艅cu brukowanej 艣cie偶ki, z da艂a od czujnych oczu 偶ony, a pod palm膮 dostojna matrona w turbanie na g艂owie ch艂odzi艂a si臋 wachlarzem. Nikogo innego nie dostrzeg艂.

Marszcz膮c brwi w zamy艣leniu, Sebastian wr贸ci艂 na sal臋 balow膮. By艂 g艂臋boko przekonany, 偶e na tarasie zastanie lorda Perry'ego. albowiem jedna rzecz sta艂a si臋 w tej chwili dla niego jasna. Desiree nie dlatego w takim po艣piechu opuszcza艂a taras, 偶e 艣pieszy艂a si臋 do niego lub Jady Charlton. Ona wyra藕nie przed kim艣 ucieka艂a. W jej oczach nic by艂o zwyk艂ego zmieszania. By艂 w nich strach.

ROZDZIA艁 SI脫DMY

Ku ogromnej uldze Desiree, Sebastian nie wspomnia艂 s艂owem o tym, jak ucieka艂a z tarasu. Nie zrobi艂 te偶 偶adnej aluzji, kiedy w drzwiach rezydencji 艂ady Charlton 偶yczy艂 jej dobrej nocy. Niemniej, my艣l o tym wydarzeniu wci膮偶 tkwi艂a w jej g艂owie, nie pozwalaj膮c zasn膮膰. Kiedy po wielu godzinach bezustannego przewracania si臋 z boku na bok wreszcie zmorzy艂 j膮 sen, spa艂a nerwowo i niespokojnie. W rezultacie obudzi艂a si臋 rano zm臋czona i roztrz臋siona.

- Panno Nash, dobrze si臋 pani bawi艂a na balu? - zapyta艂a j膮 lady Charlton przy 艣niadaniu. - S膮dz臋, 偶e r贸偶ni艂 si臋 korzystnie od rozrywek, jakie zapewnia艂a swym pracownikom 艣wietna pensja pani Guarding.

- Tego si臋 w og贸le nie da por贸wna膰 - odpar艂a Desiree, u艣miechaj膮c si臋 z przymusem do chlebodawczyni. - My, nauczycielki, mia艂y艣my okazj臋 bawi膰 si臋 w wy偶szych sferach jedynie z okazji Bo偶ego Narodzenia na balu u Angela lub na tradycyjnym letnim pikniku w posiad艂o艣ci lorda Percevala w pobli偶u Abbot Quincey.

Lady Charlton przerzucaj膮ca stronice swej ulubionej gazety The Morning Post odchyli艂a si臋 nagle w krze艣le.

- Abbot Quincey. Czy to nie jest w okolicach opactwa Steepwood?

- Owszem.

- Czy to nie tam w ubieg艂ym roku mia艂y miejsce owe dziwne wydarzenia?

- Nie rozumiem.

- Przypominam sobie, 偶e s艂ysza艂am plotki o m艂odej 偶onie markiza Sywell, kt贸ra uciek艂a od niego po nieca艂ym roku ma艂偶e艅stwa.

- Rzeczywi艣cie tak by艂o.

- Podobno mi臋dzy nimi by艂a du偶a r贸偶nica wieku, czy to prawda?

- Oko艂o czterdziestu lat.

- Czy nie kr膮偶y艂y r贸wnie偶 pog艂oski, 偶e to markiz j膮 zamordowa艂? Czy w og贸le zna pani t臋 histori臋?

Desiree st艂umi艂a u艣miech. Jak na kobiet臋, kt贸ra twierdzi艂a, 偶e nie interesuje si臋 plotkami, lady Charlton bardzo du偶o wiedzia艂a na temat dramatu, kt贸ry rozegra艂 si臋 w ma艂ej wiosce do艣膰 odleg艂ej od Londynu. Ale, rzecz jasna, nie zamierza艂a jej tego zarzuca膰. Dama z pewno艣ci膮 poczu艂aby si臋 bardzo dotkni臋ta.

- Trudno nie zna膰 tej historii, je偶eli si臋 mieszka艂o w Steep Abbot - odpar艂a zwi臋藕le Desiree. - Piecz臋 nad Louise Hanslope sprawowa艂 rz膮dca maj膮tku markiza, pan John Hanslope. Wiele os贸b twierdzi艂o, 偶e Louise jest jego naturaln膮 c贸rk膮. Nie mog臋 powiedzie膰, czy jest to prawda, czy plotka. Louise wyprowadzi艂a si臋 z domu, kiedy mia艂a czterna艣cie lat, po 艣mierci pani Hanslope. Wr贸ci艂a po siedmiu latach, dok艂adnie w momencie, gdy umiera艂 jej dawny opiekun. Tam to w艂a艣nie, przy 艂o偶u umieraj膮cego pana Hanslope'a spotka艂 j膮 markiz, kt贸ry te偶 przyszed艂 po偶egna膰 si臋 ze swoim rz膮dc膮. Podobno markiz tak si臋 zachwyci艂 jej urod膮, 偶e od razu si臋 jej o艣wiadczy艂.

- Wielki Bo偶e! I ona go przyj臋艂a.

- Tak. Pobrali si臋 przy 艣miertelnym 艂o偶u jej opiekuna.

- Co, przy umieraj膮cym?

- Tak mi opowiadano. Nie musz臋 dodawa膰, 偶e po艣piech, z jakim ten zwi膮zek zosta艂 zawarty, zaskoczy艂 wielu ludzi.

- Wyobra偶am sobie - odpar艂a z namys艂em lady Charlton. - Zastanawia mnie, dlaczego m艂oda atrakcyjna dziewczyna zgodzi艂a si臋 po艣lubi膰 takiego niegodziwca? I, na dodatek, tyle od niej starszego?

- Nie mam poj臋cia, milady - odrzek艂a Desiree. - Niekt贸rzy m贸wili, 偶e Louise by艂a tak wstrz膮艣ni臋ta i zrozpaczona, kiedy zobaczy艂a swego opiekuna na 艂o偶u 艣mierci, 偶e nie bardzo zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, co robi, gdy przyjmowa艂a o艣wiadczyny markiza. Inni uwa偶ali, 偶e wysz艂a za niego w艂a艣nie dlatego, 偶e by艂 ju偶 w podesz艂ym wieku. Liczy艂a, 偶e szybko umrze, a ona zostanie m艂od膮 i bogat膮 wdow膮.

Lady Charlton potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 z zadum膮.

- Wielki Bo偶e, wyobra偶am sobie, co to musia艂a by膰 za uczta dla miejscowych plotkarzy.

- S艂uszna uwaga, milady. - Desiree u艣miechn臋艂a si臋. Mieszka艅cy zawsze 偶yli plotkami, a osoba markiza szczeg贸lnie wszystkich interesowa艂a.

- Tak, Sywell to w gruncie rzeczy bardzo nieciekawa posta膰 - zauwa偶y艂a lady Charlton, wracaj膮c do gazety. - Pami臋tam, 偶e du偶o m贸wiono o jego kompromituj膮cym zachowaniu w stolicy, kiedy by艂 jeszcze bardzo m艂odym cz艂owiekiem. G艂贸wnym zaj臋ciem tego panicza i jego przyjaci贸艂, takich samych jak on hultaj贸w i nicponi贸w, by艂o trwonienie czasu i pieni臋dzy przy karcianych stolikach i na wy艣cigach. M贸wiono te偶 o nim, 偶e 艂atwo wpada艂 w z艂o艣膰, i w og贸le mia艂 niedobry charakter. Nie dziwi臋 si臋, 偶e 偶ona od niego uciek艂a. Dobrze mu tak, staremu rozpustnikowi. - Skin臋艂a na lokaja, aby dola艂 jej kawy. - A teraz przejd藕my do milszych temat贸w, panno Nash. Przysz艂o mi na my艣l, aby dzi艣 po po艂udniu wst膮pi膰 do Hatcharda, a stamt膮d pojecha膰 do krawcowej. Lady Rumsden donios艂a mi, 偶e pani Abernathy otrzyma艂a ostatnio now膮 parti臋 szali. Bardzo si臋 ucieszy艂am, bo w艂a艣nie nosi艂am si臋 z zamiarem kupienia sobie nowego szala. B臋dzie mi pani towarzyszy膰.

- Z przyjemno艣ci膮 - odpar艂a Desiree, chocia偶 my艣lami b艂膮dzi艂a ca艂kiem gdzie indziej.

- Poza tym, jeste艣my zaproszone na dzi艣 wiecz贸r do lady Appleby przy Portman Square. Letycja jest bardzo przyjemn膮 kobiet膮, cho膰, podobnie jak ja, nieco ekscentryczn膮. Spotkania w jej domu zawsze staj膮 si臋 towarzyskim wydarzeniem i 艣ci膮gaj膮 mn贸stwo ludzi. B臋d膮 ta艅ce i ciekawa rozmowa, a to jest gwarancj膮 udanego wieczoru. - Lady Charlton przewr贸ci艂a stron臋 w gazecie i spojrza艂a uwa偶nie na Desiree.

- Czy pani gra w wista, panno Nash? Desiree wolno odstawi艂a fili偶ank臋.

- Tak, gram. Sp臋dzi艂am niejeden zimowy wiecz贸r, graj膮c w karty z rodzicami. Bardzo lubi艂am ten rodzaj rozrywki.

- Dobrze pani gra?

- O ile pami臋tam, ca艂kiem nie藕le dawa艂am sobie rad臋.

- 艢wietnie. B臋dzie pani zatem moim partnerem - oznajmi艂a z zadowoleniem lady Charlton. - Lady Appleby zawsze rozk艂ada stoliki do wista, a ja nie znosz臋 partackiej gry. Pewnego razu mia艂am nieszcz臋艣cie dosta膰 za partnera d偶entelmena, kt贸ry wci膮偶 zapomina艂, w jakim kolorze jest atu. By艂 to ca艂kowicie zmarnowany wiecz贸r. Przegrali艣my z kretesem.

- Nie chc臋 si臋 chwali膰, ale dobrze wiem, jakimi kartami si臋 gra - zapewni艂a j膮 z u艣miechem Desiree, Nast臋pnie podnosz膮c fili偶ank臋 do ust, zapyta艂a mo偶liwie najoboj臋tniejszym tonem:

- Czy pani kuzyn te偶 pojedzie z nami, jak zwykle?

- Sebastian? Nie s膮dz臋. O ile pami臋tam, powiedzia艂 mi, 偶e wybiera si臋 dzi艣 wiecz贸r na kolacj臋 do lorda Mackenzie, Nie wyobra偶am sobie, 偶e m贸g艂by odwo艂a膰 sw膮 wizyt臋 tylko dlatego, aby rozegra膰 z nami partyjk臋 wista. Lord Mackenzie ma dwie c贸rki, z kt贸rych starsza, lady Alice, jest bardzo pi臋kna. Podejrzewam, 偶e g艂贸wnie ze wzgl臋du na ni膮 Sebastian dzi艣 do nich idzie.

Desiree poruszy艂a si臋 nerwowo.

- Naprawd臋? Nie wiedzia艂am, 偶e lord Bnckworth szuka kandydatki na 偶on臋.

- W膮tpi臋, aby tak by艂o, moja droga - odpar艂a sm臋tnie lady Charlton. - On ju偶 dawno porzuci艂 my艣l o ma艂偶e艅stwie i rodzinie. Co kilka miesi臋cy m贸wi臋 mu, co my艣l臋 na ten temat, i przypominam, 偶e jego obowi膮zkiem jest si臋 o偶eni膰. Rozumie pani, on ma du偶y maj膮tek i powinien mie膰 dziedzica. Na szcz臋艣cie przy ca艂ej pozornej lekkomy艣lno艣ci, Sebastian powa偶nie traktuje rodzinne obowi膮zki. Widocznie wzi膮艂 sobie do serca moj膮 opini臋, 偶e 艂ady Alice sprawia wra偶enie bardzo sensownej dziewczyny, i postanowi艂 bli偶ej si臋 ni膮 zainteresowa膰.

Desiree nic nie odrzek艂a, ale to, co us艂ysza艂a od lady Charlton, tkwi艂o jej w g艂owie przez ca艂y ranek. Prawd臋 m贸wi膮c, my艣la艂a o tym ci膮gle, nawet po po艂udniu, kiedy wraz z ciotk膮 Sebastiana wchodzi艂y do sklepu pani Abernathy. Dziwne, 偶e dot膮d nie zastanowi艂a si臋, 偶e Sebastian mo偶e si臋 o偶eni膰, cho膰 by艂o przecie偶 oczywiste, 偶e kiedy艣 to zrobi. Jego 艣wi臋t膮 powinno艣ci膮 wobec siebie i rodziny by艂o zapewni膰 ci膮g艂o艣膰 rodu. Sebastian jednak wydawa艂 si臋 nie przejmowa膰 rodzinnymi obowi膮zkami i by膰 mo偶e z tego w艂a艣nie powodu Desiree uwa偶a艂a go za lekkoducha. Z pewno艣ci膮 jego og贸lnie wygodnicka postawa wobec 偶ycia przyczynia艂a si臋 do utrwalenia takiego wizerunku. Trudno go by艂o wyobrazi膰 sobie u boku 艂ady Mackenzie w roli statecznego ma艂偶onka i ojca rodziny.

A mo偶e to my艣l, 偶e Sebastian o偶eni si臋 i na ca艂e 偶ycie zwi膮偶e z jak膮艣 kobiet膮, sprawi艂a, 偶e Desiree trudno by艂o pogodzi膰 si臋 z tym faktem.

- Panno Nash, poprosz臋 pani膮 na chwil臋 - zawo艂a艂a j膮 lady Charlton z drugiej strony sklepu. - Jest mi pani potrzebna.

Wdzi臋czna za odwr贸cenie my艣li, Desiree po艣pieszy艂a do lady Charlton. - S艂ucham, milady?

- Nie mog臋 si臋 zdecydowa膰, kt贸ry z tych dw贸ch szali mam wybra膰? Kt贸ry si臋 pani bardziej podoba?

Desiree spojrza艂a na kawa艂ki kosztownej materii rozrzuconej na kontuarze i przezornie zdusi艂a westchnienie. Utkane z najmi臋kszej we艂nianej prz臋dzy, obydwa szale by艂y tak pi臋kne, 偶e r臋ce same si臋 po nie wyci膮ga艂y, ale ich cena przekracza艂a mo偶liwo艣ci takiej klientki jak ona.

- To zale偶y do czego zamierza go pani nosi膰.

- Ja nie zamierzam dyskutowa膰 z pani膮, panno Nash, ja pytam o pani zdanie.

- Osobi艣cie wybra艂abym ten bia艂y z zielon膮 lam贸wka. Lady Charlton zmru偶y艂a oczy.

- Woli go pani od kremowego z niebieskim brzegiem?

- Tak jest, wol臋.

- Dobrze, we藕miemy oba szale, pani Abernathy - odezwa艂a si臋 lady Charlton do stoj膮cej w oczekiwaniu krawcowej. - Ten kremowy z niebieskim b臋dzie dla mnie, a ten bia艂y z zielonym dla panny Nash.

Desiree gwa艂townie wci膮gn臋艂a powietrze w p艂uca.

- Ale偶... lady Charlton, s膮dzi艂am, 偶e ten szal ma by膰 dla pani.

- Pocz膮tkowo mia艂 by膰, ale potem zmieni艂am zdanie i postanowi艂am wzi膮膰 kremowy. Pani wyb贸r bia艂ego u艂atwi艂 mi tylko decyzj臋. A teraz chod藕my do ksi臋garni, panno Nash.

Sklep Hatcharda na Picadilly by艂 zar贸wno ksi臋garni膮, jak i wypo偶yczalni膮. Jak zawsze, tak i tego popo艂udnia, by艂o w nim t艂oczno i gwarnie. Panie penetrowa艂y p贸艂ki, szukaj膮c najnowszych publikacji Minerwa Press b膮d藕 poradnik贸w z dziedziny piel臋gnacji zdrowia i urody. Panowie natomiast wypatrywali ksi膮偶ek o tre艣ci powa偶niejszej, sk艂aniaj膮cej do g艂臋bszych przemy艣le艅 i refleksji. Ulubionym autorem lady Charlton by艂 Szekspir. P贸艂ki z ksi膮偶kami tego dramaturga by艂y jej g艂贸wnym celem. Pospieszy艂a do nich natychmiast, gdy tylko przekroczy艂y pr贸g ksi臋garni. Desiree natomiast skierowa艂a si臋 do dzia艂u z literatur膮 staro偶ytn膮. Interesowa艂y j膮 t艂umaczenia historycznych dzie艂 dawnych Grek贸w i Rzymian. Od dawna nie mia艂a czasu odda膰 si臋 najwi臋kszej pasji swego 偶ycia, jak膮 by艂a mi艂o艣膰 do ksi膮偶ek i lektury. Jej ojciec zgromadzi艂 znakomit膮 bibliotek臋, ale wi臋kszo艣膰 jej zawarto艣ci by艂a ju偶 bardzo stara. Tutaj, u Hatcharda, Desiree znalaz艂a naj艣wie偶sze wydania wraz z komentarzami wsp贸艂czesnych naukowc贸w, znawc贸w czas贸w staro偶ytnych.

Nagle, ku swemu zaskoczeniu, zobaczy艂a, 偶e w przej艣ciu obok niej stoi Sebastian.

- Lord Buckworth! - wykrzykn臋艂a ze zdziwieniem.

- Panna Nash. - Zdj膮艂 z galanteri膮 b艂yszcz膮cy cylinder. - Jak to mi艂o spotka膰 pani膮 tutaj, w艣r贸d tych starych zakurzonych tom贸w. Czy moja ciotka te偶 pani towarzyszy?

- 艢ci艣le m贸wi膮c, to ja jej towarzysz臋, ale owszem, jest tutaj; stoi tam, ko艂o okna.

- Widz臋, przegl膮da Szekspira. Powinienem si臋 od razu domy艣li膰. Ona pasjonuje si臋 dzie艂ami tego pisarza. A tak偶e Nicola Machiavellego. - Figlarny ognik zata艅czy艂 w oczach Sebastiana. - Zna pani dzie艂a Machiavellego?

Podobnie szelmowski b艂ysk roz艣wietli艂 oczy Desiree.

- 鈥濵膮drzy ludzie twierdz膮 i nie bez przyczyny, 偶e kto pragnie pozna膰 przysz艂o艣膰, musi zajrze膰 do przesz艂o艣ci鈥 - zacytowa艂a z pami臋ci bez zaj膮knienia znany aforyzm.

Sebastian wykrzywi艂 usta.

- Powinienem o tym pomy艣le膰. Powiedziano mi przecie偶 swego czasu, 偶e jest pani osob膮 wykszta艂con膮.

- Gdybym nie zna艂a dzie艂 tego wybitnego m臋偶a stanu i pisarza, to czy mog艂abym twierdzi膰, 偶e znam sw贸j przedmiot? - droczy艂a si臋 z nim weso艂o Desiree. - Co pana tu sprowadza w taki pi臋kny dzie艅, milordzie?

- Rzadka ksi膮偶ka Pierre'a Francois Galliarda - odrzek艂 Sebastian. - John Hatchard wiedzia艂, 偶e jej poszukuj臋, i kiedy napotka艂 jeden egzemplarz w Dublinie, by艂 na tyle uprzejmy, 偶e go dla mnie kupi艂. Przyszed艂em dzisiaj, aby go odebra膰.

- Rozumiem. - Desiree szybko odwr贸ci艂a wzrok. Blisko艣膰 Sebastiana budzi艂a w niej dziwny niepok贸j, podobnie jak spos贸b, w jaki na ni膮 patrzy艂. - To bardzo szcz臋艣liwy traf.

- Te偶 tak s膮dz臋. Przy okazji, czy praca u mojej cioci bardzo pani膮 absorbuje?

- Dni mamy szczelnie wype艂nione. W tym tygodniu by艂y艣my trzykrotnie u modniarki i dwa razy u krawcowej. Zam贸wi艂y艣my tak偶e porcelanow膮 zastaw臋 w salonie wystawowym pana Wedgwooda oraz komplet harmonizuj膮cych stoliczk贸w w firmie Waring & Gillow. Ach, wczoraj sp臋dzi艂y艣my kilka godzin w British Museum, dzi臋ki czemu obejrza艂am kolekcj臋 klasycznych rze藕b pana Towneleya.

- Co艣 podobnego! A opr贸cz tego oczywi艣cie bal u lady Rumsden i wieczorek muzyczny u pani Taylor - zauwa偶y艂 Sebastian. - Zastanawiam si臋, sk膮d wzi臋艂a pani si艂y, 偶eby prze偶y膰 ten tydzie艅. A jakie s膮 wasze plany na dzisiejszy wiecz贸r? Sp臋dzacie go w zaciszu domowym czy te偶 znowu si臋 gdzie艣 wybieracie?

Desiree westchn臋艂a.

- Mamy gra膰 w wista u lady Appleby. Lady Charlton prosi艂a, abym jej partnerowa艂a.

- Na Jowisza! Naprawd臋? W takim razie musi by膰 pani bardzo dobrym graczem, poniewa偶 moja ciotka nie znosi nieudacznik贸w przy stoliku.

- Na szcz臋艣cie, moja matka, kt贸ra w og贸le 艣wietnie gra艂a w karty, nauczy艂a mnie zasad wista - odpar艂a z u艣miechem Desiree. - Mam nadziej臋, 偶e dobrze si臋 spisz臋 jako partnerka lady Charlton..

- Nie w膮tpi臋, 偶e spisze si臋 pani doskonale. - Wzrok Sebastiana przesun膮艂 si臋 po jej twarzy, zatrzymuj膮c si臋 d艂u偶ej na 艂adnie wykrojonych wargach. - Podobnie jak... w wielu innych dziedzinach.

M贸wi艂 niepokoj膮co przyt艂umionym g艂osem. Desiree przenikn膮艂 dreszcz. Ostatnio Sebastian zacz膮艂 na ni膮 dziwnie dzia艂a膰. Nawet w tej chwili by艂a podekscytowana jak m艂odziutka dziewczyny id膮ca po raz pierwszy na bal.

Rzecz w tym, 偶e ona nie by艂a m艂odziutk膮 dziewczyn膮. By艂a dojrza艂膮 dwudziestopi臋cioletni膮 kobiet膮, zbyt rozs膮dn膮, aby da膰 si臋 zwie艣膰 mi艂ym s艂贸wkom i g艂adkim komplementom.

- Jest pan... bardzo uprzejmy, m贸wi膮c tak o mnie, milordzie, ale zapewniam pana, 偶e jest wiele rzeczy, kt贸rych nie robi臋 jak nale偶y. Jednak偶e wiem... pan r贸wnie偶 wybiera si臋 w go艣ci dzi艣 wiecz贸r - zauwa偶y艂a, staraj膮c si臋 co pr臋dzej skierowa膰 rozmow臋 na inne tory.

- Jest pani dobrze zorientowana w moich planach. Czy mam z tego wyci膮gn膮膰 wniosek, 偶e ciotka znowu obmawia艂a mnie za plecami?

Policzki Desiree obla艂 rumieniec.

- Od czasu do czasu m贸wi o panu, milordzie, ale zawsze z najwi臋ksz膮 mi艂o艣ci膮 i szacunkiem...

- Teraz to pani 偶artuje sobie ze mnie - odpar艂 sm臋tnie Sebastian. - To prawda, wybiera艂em si臋 na kolacj臋 do lorda Mackenzie, ale rozbola艂 go z膮b i musia艂 odwo艂a膰 przyj臋cie.

- Och, co za pech. Pa艅ska ciocia b臋dzie niepocieszona.

- Dlaczego mia艂by to by膰 dla niej pow贸d do smutku?

- Poniewa偶, z tego co wiem, lord Mackenzie jest ojcem lady Alice.

- A lady Alice to kto?

- To m艂oda kobieta, kt贸ra, zdaniem lady Charlton, by艂aby wymarzon膮 偶on膮 dla pana, milordzie - odpar艂a Desiree, si臋gaj膮c po tom mit贸w greckich. By艂a zadowolona, 偶e uda艂o jej si臋 przekaza膰 informacj臋 swobodnym i oboj臋tnym tonem.

Nie zapanowa艂a jedynie nad r臋kami. Dr偶a艂y w widoczny spos贸b, gdy odwraca艂a ok艂adk臋 ksi膮偶ki, udaj膮c, 偶e czyta pierwsz膮 stron臋.

- Lady Alice. Powinienem si臋 by艂 domy艣li膰 - zauwa偶y艂 z rozdra偶nieniem Sebastian. - Dobrze by艂oby, gdyby ludzie r贸wnie pilnie dbali o w艂asne sprawy jak o moje. A pani, panno Nash? Te偶 jest pani zdania, 偶e powinienem da膰 si臋 zaku膰 w ma艂偶e艅skie kajdany?

- To naprawd臋 nie jest moja sprawa, milordzie - odpar艂a Desiree, wodz膮c palcem po kolumnie greckich postaci, kt贸rych imiona zaczyna艂y si臋 na liter臋 A. - Decyzja, czy ma si臋 pan o偶eni膰, czy zosta膰 kawalerem, nale偶y jedynie do pana.

- Zawsze tak my艣la艂em, ale wydaje si臋, 偶e ten temat zaprz膮ta r贸wnie偶 uwag臋 wielu innych os贸b. Niemniej, przypuszczam, 偶e i tak pr臋dzej czy p贸藕niej wszyscy w艂o偶ymy szyje w ma艂偶e艅skie chom膮to. Nawet pani.

- Ja? - zapyta艂a ze zdziwieniem Desiree.

- Tak, pani. Przecie偶 na pewno chce pani wyj艣膰 za m膮偶 i uregulowa膰 swoje 偶ycie osobiste. Mo偶e nawet za艂o偶y膰 rodzin臋?

Charakter pytania wstrz膮sn膮艂 Desiree, ale nie w takim stopniu, jak nag艂a i bulwersuj膮ca my艣l, kto jest tym, kogo by chcia艂a po艣lubi膰 i z kim mie膰 dzieci i dom.

- Doprawdy... nigdy nie zaprz膮ta艂am sobie g艂owy tym tematem, milordzie. - Desiree gwa艂townym ruchem zamkn臋艂a ksi膮偶k臋 i od艂o偶y艂a j膮 na p贸艂k臋. Uzmys艂owi艂a sobie nagle, 偶e nie interesuj膮 jej ju偶 postacie Abarisa, Achillesa czy jakiego艣 innego bohatera z mit贸w greckich. - Moja 偶yciowa pozycja nie sprzyja takim rozwa偶aniom.

- Ale pani sytuacja 偶yciowa zmieni艂a si臋 - przypomnia艂 jej Sebastian. - Poza tym jest pani wnuczk膮 baroneta; ju偶 sam ten fakt pozwala mie膰 nadziej臋, 偶e wyjdzie pani za m膮偶, i to nie藕le.

- Lordzie Buckworth, jestem wnuczk膮 cz艂owieka, kt贸ry od chwili mego przyj艣cia na 艣wiat 艣wiadomie ignorowa艂 moje istnienie. To oraz pewne inne fakty z mego 偶ycia nauczy艂y mnie my艣le膰 praktycznie i nie oddawa膰 si臋 nierealistycznym rojeniom.

- To wielka szkoda, Desiree. - Sebastian podni贸s艂 odzian膮 w r臋kawiczk臋 d艂o艅 i dotkn膮艂 ni膮 lekko jej policzka. - Jestem g艂臋boko przekonany, 偶e pod tym pedantycznym racjonalnym pancerzem bije m艂ode, gor膮ce serce pi臋knej kobiety, kt贸ra ch臋tniej oddawa艂aby si臋 romantycznym marzeniom ni偶 przyziemnym praktycznym my艣lom. Czy偶 nie mam racji?

- Kogo widz臋? Sebastian - doszed艂 ich z ty艂u g艂os lady Charlton.

- Do diab艂a! - zakl膮艂 cicho, ale bez gniewu. Westchn膮艂, opu艣ci艂 r臋k臋 i cofn膮艂 si臋 o krok.

- To ja, ciociu Hannah.

- Co za zbieg okoliczno艣ci. W艂a艣nie my艣la艂am, 偶eby wst膮pi膰 do Guntera i zje艣膰 co艣 lekkiego. P贸jdziesz z nami?

- Dzi臋kuj臋, ale obawiam si臋, 偶e to niemo偶liwe. Um贸wi艂em si臋 u Angela.

- Czy zamieni艂e艣 pi臋艣ci na szable?

- Niezupe艂nie. W dalszym ci膮gu lubi臋 od czasu do czasu stoczy膰 dobr膮 walk臋 z godnym siebie przeciwnikiem, ale zawsze preferowa艂em szermierk臋 ze wzgl臋du na finezj臋 i niezwyk艂膮 elegancj臋 tego sportu. Ostatnio stwierdzi艂em r贸wnie偶, 偶e sale u signora Angela s膮 o wiele mniej zat艂oczone ni偶 u pana Jacksona.

Lady Charlton westchn臋艂a, rozczarowana.

- No c贸偶, szkoda, 偶e nie mo偶esz nam towarzyszy膰, ale wiem, 偶e prawdziwy d偶entelmen nie potrafi 偶y膰 bez sportu. Chod藕my, panno Nash, we dwie uraczymy si臋 s艂odyczami.

Desiree nie wiedzia艂a, czy cieszy膰 si臋, czy 偶a艂owa膰, 偶e Sebastian nie towarzyszy im w wyprawie do cukierni. U艣miechn臋艂a si臋 wi臋c tylko do niego niepewnie i w 艣lad za lady Charlton szybko wysz艂a z ksi臋garni. Mia艂a ogromn膮 ochot臋 obejrze膰 si臋 za siebie, aby sprawdzi膰, czy on za ni膮 patrzy, ale m臋偶nie zwalczy艂a w sobie t臋 pokus臋.

By艂a zadowolona, 偶e od dawna potrafi艂a panowa膰 nad swymi zachciankami.

Drobna i szczup艂a lady Appleby zupe艂nie nie pasowa艂a do wizerunku, jaki wyobrazi艂a sobie Desiree. By艂a ubrana w niezwykle oryginaln膮 sukni臋, kt贸r膮 bez w膮tpienia musia艂a wyci膮gn膮膰 ze starego kufra z garderob膮 po babce. Szpakowate w艂osy upi臋艂a wysoko na g艂owie w kunsztown膮 fryzur臋. Na nogi w艂o偶y艂a pantofelki ze sprz膮czkami, a lewy policzek ozdobi艂a pieprzykiem. Si臋ga艂a Desiree nie wy偶ej ni偶 do ramienia.

- Och, moja droga, jak si臋 ciesz臋, 偶e znowu ci臋 widz臋. Panno Nash, witam gor膮co w moim domu - przywita艂a go艣ci lady Appleby wyj膮tkowo silnym jak na jej postur臋 g艂osem. - Dla graczy zarezerwowa艂am salonik na g贸rze. Kilka os贸b zasiad艂o ju偶 do gry. Lady Fortescue bardzo prosi o zaszczyt rozegrania z tob膮 pierwszej partyjki, Hannah. W tym celu specjalnie zatrzyma艂am dla was jeden stolik. Nie masz chyba nic przeciwko temu.

- Nie, nie mam, bylebym tylko nie musia艂a sp臋dza膰 z ni膮 ca艂ego wieczora - odpar艂a lady Charlton. - Lady Fortescue to gro藕ny przeciwnik w kartach, ale rozmowa z ni膮 jest ponad moje si艂y. Jest potwornie nudna. A jej siostrzenica doprawdy nic a nic mnie nie obchodzi.

- Panna Gregory jest rzeczywi艣cie bardzo nieciekaw膮 os贸bk膮 - zgodzi艂a si臋 lady Appleby, potrz膮saj膮c g艂ow膮. Jej kunsztowna fryzura zacz臋艂a si臋 niebezpiecznie przechyla膰 na praw膮 stron臋. - Nikt nie ka偶e ci przebywa膰 d艂u偶ej w jej towarzystwie, ni偶 jest to konieczne. W膮tpi臋 zreszt膮, aby艣 dzi艣 wiecz贸r narzeka艂a na jej ma艂om贸wno艣膰. Rozprawiali艣my w艂a艣nie o Nikczemnym markizie, a teraz, kiedy przyby艂a nam panna Nash, kt贸ra pochodzi z tych samych stron co g艂贸wny bohater, dyskusja bez w膮tpienia rozgorzeje na nowo.

- Nikczemny markiz? - Desiree spojrza艂a z przestrachem na pani膮 domu. - Prosz臋 mi wybaczy膰, lady Appleby, ale nie wiem, o co chodzi. To jaka艣 nazwa?

- Nie, moja droga, to bardzo zajmuj膮ca ksi膮偶ka, wydana przez wydawnictwo Minerwa Press. Ukaza艂a si臋 niedawno, ale nikt nie wie, kto jest jej autorem. Ci, co j膮 czytali, twierdz膮 zgodnie, 偶e jest bardzo zr臋cznie napisana. Jest to pamflet na kilka znakomitych osobisto艣ci z naszej sfery. Z pewno艣ci膮 nie ma 偶adnej w膮tpliwo艣ci co do tego, kto kryje si臋 pod postaci膮 Beau Broombrain. Lub tego, 偶e sir Hugely Perfect to w rzeczywisto艣ci m艂ody Hugo Perceval.

- Fakt, 偶e panna Nash mieszka艂a w pobli偶u opactwa Steepwood, wcale nie znaczy, 偶e musi zna膰 t臋 ksi膮偶k臋, Letty - zauwa偶y艂a lady Charlton. - W ka偶dym razie 偶adna ze znajomych pa艅 nie przyzna艂a si臋 do tego, 偶e j膮 czyta艂a.

- Z moich r贸wnie偶, niemniej zastanawiaj膮ce jest, jak wiele os贸b zna t臋 ksi膮偶k臋 - odpar艂a z u艣miechem lady Appleby, odwracaj膮c si臋, aby zaprowadzi膰 go艣ci na g贸r臋.

- Wspomnia艂a pani, 偶e jeden z bohater贸w mieszka艂 w pobli偶u opactwa - odezwa艂a si臋 Desiree. - Czy ksi膮偶ka oparta jest na rzeczywistych faktach i m贸wi wprost, kto jest kim?

- Nie ca艂kowicie, ale z ca艂膮 pewno艣ci膮 wiadomo, 偶e chodzi o markiza Sywell. Zachowanie i maniery fikcyjnego markiza Rapeall nie pozostawiaj膮 pod tym wzgl臋dem 偶adnych w膮tpliwo艣ci.

Podobie艅stwo pomi臋dzy bohaterem ksi膮偶ki a rzeczywistym markizem, s艂yn膮cym z upodobania do p艂ci pi臋knej, zaskoczy艂o Desiree do tego stopnia, 偶e sapn臋艂a z wra偶enia.

- Co艣 podobnego! Czy wszystkie charaktery zosta艂y przedstawione tak... niekorzystnie?

- W wi臋kszo艣ci - odpar艂a lady Charlton. - Sebastian, na przyk艂ad, zosta艂 r贸wnie偶 wydrwiony w tej ksi膮偶ce, jako lord Baconwit. Stara艂am si臋 mu wyt艂umaczy膰, 偶e autor mia艂 na my艣li kogo艣 innego, ale w膮tpi臋, czy go przekona艂am. Jego dobry przyjaciel Wyndham wyst臋puje w tym pamflecie jako wicehrabia Windyhead. Nie ma te偶 w膮tpliwo艣ci, 偶e lord Dungarren to fikcyjny lord Dunthinkin. Podobno lord Dungarren czuje si臋 g艂臋boko dotkni臋ty, 偶e jego nazwisko zosta艂o tak sponiewierane. Autor bardzo swobodnie sobie poczyna i jestem pewna, 偶e pr臋dzej czy p贸藕niej odpowie przed s膮dem za swe szyderstwa ze znanych i cenionych powszechnie osobisto艣ci, gdy tylko jego prawdziwa to偶samo艣膰 wyjdzie na jaw.

- To dlatego tak si臋 stara pozosta膰 anonimowy - doda艂a, chichocz膮c, lady Appleby. - Zw艂aszcza 偶e pod koniec morduje markiza z do艣膰 krwio偶erczym zapa艂em. Ale jeste艣my na miejscu.

Desiree znalaz艂a si臋 w przestronnym saloniku, kt贸ry nie bez przyczyny zosta艂 nazwany 呕贸艂tym. Pok贸j by艂 wybity jasno偶贸艂tym jedwabiem, a zas艂ony oraz brokatowe obicia mebli mieni艂y si臋 r贸偶norodnymi odcieniami 偶贸艂ci i z艂ota. 艢ciany, prawie w ca艂o艣ci, by艂y obwieszone drogocennymi obrazami w z艂oconych ramach. Dooko艂a pe艂no by艂o r贸偶nych bibelot贸w, figurek i rze藕b. Zajmowa艂y ka偶dy wolny skrawek przestrzeni.

Nie min臋艂o wiele czasu, a Desiree zasiad艂a przy jednym ze stolik贸w do gry. Naprzeciw siebie mia艂a lady Charlton. Ich przeciwniczkami w grze by艂y lady Fortescue i jej siostrzenica. Lady Fortescue by艂a kobiet膮 pod pi臋膰dziesi膮tk臋, o wygl膮dzie zadziwiaj膮co m臋skim, jej siostrzenica natomiast - bladaw膮 dziewczyn膮 o potulnym wyrazie twarzy. Wygl膮da艂a na jakie艣 dwadzie艣cia dwa lata. Desiree ju偶 po kr贸tkiej chwili przyzna艂a w duchu racj臋 swej chlebodawczyni, 偶e jako rozm贸wczynie obie panie nie s膮 zbyt atrakcyjne. Konwersacj臋 z nimi mo偶na by艂o w najlepszym przypadku okre艣li膰 jako monotonn膮 i Desiree t臋sknie wyczekiwa艂a momentu, gdy kto艣 z obecnych podniesie temat skandalizuj膮cej ksi膮偶ki, o kt贸rej m贸wi艂 ca艂y Londyn.

Niestety, nic nie wskazywa艂o na to, 偶e przy tym stoliku pozwoli si臋 zak艂贸ci膰 gr臋 dyskusj膮 o Nikczemnym markizie. Lady Fortescue par艂a zdecydowanie do zwyci臋stwa i ju偶 po kilku minutach Desiree zapomnia艂a o nudzie. Gra poch艂on臋艂a j膮 ca艂kowicie. W duchu gor膮co dzi臋kowa艂a matce, 偶e tak dobrze zapozna艂a j膮 z wistem.

Determinacja lady Fortescue i jej siostrzenicy nie na wiele si臋 zda艂y. Desiree i lady Charlton bez trudu wygra艂y pierwszego robra i szykowa艂y si臋 w艂a艣nie do wygrania drugiego, kiedy lady Fortescue raptownie podnios艂a si臋 z krzes艂a i przerwa艂a gr臋, o艣wiadczaj膮c, 偶e rozbola艂 j膮 偶o艂膮dek. Lady Charlton u艣miechn臋艂a si臋 na to i wstaj膮c z miejsca, uprzejmie podzi臋kowa艂a obu damom za interesuj膮c膮 partyjk臋. Desiree podnios艂a si臋 r贸wnie偶 i pos艂usznie zesz艂a na d贸艂 wraz z lady Charlton.

- Dzi臋kuj臋, panno Nash, to by艂o 艣wietne - odezwa艂a si臋 lady Charlton z widoczn膮 satysfakcj膮. - Ju偶 dawno nie da艂am takiego 艂upnia lady Fortescue. Nie mam w膮tpliwo艣ci, 偶e jej lekka niedyspozycja by艂a tylko wym贸wk膮, aby przerwa膰 robra. Spisa艂a si臋 pani doskonale. 艢wietnie pani gra.

Desiree schyli艂a g艂ow臋 z podzi臋kowaniem. Pok贸j, do kt贸rego wchodzi艂y, mia艂 wysoki strop i by艂 bardzo przestronny. Kilka par ta艅czy艂o ju偶 w nim do rytmu 偶ywej ludowej melodii.

- Dzi臋kuj臋, lady Charlton, ale pani jest r贸wnie偶 bardzo gro藕nym przeciwnikiem. O艣mielam si臋 jednak twierdzi膰, 偶e gdyby艣my gra艂y obydwie przeciwko mej matce i ojcu, to wcale nie jestem pewna, kto by odni贸s艂 zwyci臋stwo. Niemniej, by艂aby to z pewno艣ci膮 ekscytuj膮ca rozgrywka.

Znalaz艂y pod 艣cian膮 wolne krzes艂a i przysiad艂y na chwil臋, aby popatrze膰 na ta艅cz膮ce pary.

- Tam, do licha! - wykrzykn臋艂a nagle lady Charlton. - Zostawi艂am sw贸j szal w saloniku. Niech pani b臋dzie tak dobra i przyniesie mi go tutaj, moja droga. Wydaje mi si臋, 偶e czuj臋 przeci膮g.

- Tak, oczywi艣cie, lady Charlton. - Desiree podnios艂a si臋 z krzes艂a i szybko pod膮偶y艂a na g贸r臋. Nie by艂a szczeg贸lnie zdziwiona, widz膮c, 偶e lady Fortescue cieszy si臋 ju偶 dobrym samopoczuciem i siedzi z siostrzenic膮 przy karcianym stoliku z dwiema innymi damami. Ale zaskoczenie jej nie mia艂o granic, gdy po chwili, unosz膮c wzrok, zobaczy艂a stoj膮cego w drzwiach po przeciwleg艂ej stronie Sebastiana.

- Panno Nash - powiedzia艂, ruszaj膮c w jej kierunku, kiedy j膮 tylko zobaczy艂. - Jestem ogromnie zdziwiony. Spodziewa艂em si臋, 偶e przyb臋d臋 na czas, aby przyjrze膰 si臋, jak pani i moja ciotka wysilacie swoje m贸zgi, by odnie艣膰 zwyci臋stwo nad lady Fortescue i jej siostrzenic膮, ale jak widz臋, przyby艂em za p贸藕no.

- Niestety, sp贸藕ni艂 si臋 pan, milordzie. Lady Fortescue by艂a zmuszona wycofa膰 si臋 z gry przed ko艅cem - wyja艣ni艂a p贸艂g艂osem Desiree. - Zdaniem lady Charlton nasza gra i tak zrobi艂a na wszystkich bardzo du偶e wra偶enie.

- Czy to znaczy, 偶e wygra艂y艣cie?

- Wszystkie robry.

- Wyobra偶am sobie, 偶e ciocia Hannah nie posiada si臋 z rado艣ci.

Desiree roze艣mia艂a si臋, zdziwiona, 偶e tak nagle zrobi艂o jej si臋 lekko i rado艣nie na duszy. Sam widok przystojnej twarzy Sebastiana wystarczy艂, 偶eby poprawi艂 si臋 jej humor.

- Tak, rzeczywi艣cie, bardzo si臋 cieszy. Jak przypuszczam, nie sprowadzi艂a pana wy艂膮cznie ch臋膰 zobaczenia nas przy stoliku z lady Fortescue?

- Ma pani racj臋, mam jeszcze inny pow贸d. Chc臋 odebra膰 d艂ug od lady Appleby - wyja艣ni艂 Sebastian z u艣miechem. - Winna mi jest niewielk膮 sumk臋 - oko艂o trzydziestu funt贸w.

Desiree otworzy艂a szeroko oczy ze zdziwienia.

- Wielki Bo偶e, lordzie Buckworth, nie zamierza pan chyba obrabowa膰 z pieni臋dzy tej s艂odkiej staruszki?

- Dla pani wiadomo艣ci, panno Nash, ta s艂odka staruszka jest bardzo przebieg艂a. By艂em 艣wiadkiem, jak bezlito艣nie obdziera艂a z kieszonkowego m艂odych bu艅czucznych 偶贸艂todziob贸w. Jej ofiar膮 pada艂y r贸wnie偶 niezbyt rozgarni臋te damy, kt贸re obskubywa艂a z pieni臋dzy na drobne wydatki. Lepiej niech si臋 pani trzyma od niej z daleka - ostrzeg艂.

My艣l, 偶e lady Appleby jest chytr膮 naci膮gaczk膮, sprawi艂a, 偶e Desiree wybuchn臋艂a g艂o艣nym 艣miechem. Kilka os贸b podnios艂o g艂owy znad kart i spojrza艂o z nagan膮 w jej stron臋. Sebastian r贸wnie偶 tylko z trudem zachowa艂 powa偶ny wyraz twarzy.

- My艣l臋, 偶e powinni艣my wyj艣膰 ju偶 z tego pokoju, panno Nash - powiedzia艂, widz膮c miny zebranych. - Wydaje si臋, 偶e nasza obecno艣膰 rozprasza uwag臋 graczy.

Desiree pos艂usznie wzi臋艂a szal lady Charlton i razem z lordem Buckworthem zesz艂a na d贸艂.

Jak nale偶a艂o oczekiwa膰, lady Charlton ucieszy艂a si臋 bardzo na widok Sebastiana.

- Co ty tu robisz? My艣la艂am, 偶e jeste艣 na kolacji u lorda Mackenzie.

- Lorda Mackenzie rozbola艂 z膮b, wi臋c przyszed艂em tutaj, aby zobaczy膰, jak wam idzie gra - odpar艂. - Zjawi艂em si臋 jednak za p贸藕no.

Twarz lady Charlton rozja艣ni艂a si臋 jeszcze bardziej na te s艂owa.

- To najlepsza partia wista, jak膮 rozegra艂am od miesi臋cy. Prawd臋 m贸wi膮c, gdyby panna Nash by艂a m臋偶czyzn膮, to podejrzewa艂abym, 偶e oszukuje.

- Lady Charlton! - wykrzykn臋艂a Desiree. - Nigdy w 偶yciu nie oszukiwa艂am. Podczas gry staram si臋 po prostu my艣le膰 i zapami臋ta膰, jakimi kartami gram.

- I bardzo dobrze ci to wychodzi, moja droga - stwierdzi艂a z uznaniem dama, klepi膮c j膮 po r臋ku. - Daj臋 g艂ow臋, 偶e du偶o wody up艂ynie, nim Hortensja wyzwie mnie znowu na pojedynek. Ale do rzeczy. Dobrze by艂oby co艣 zje艣膰, zanim wszystko zniknie ze sto艂贸w. Sebastianie, zabierz pann臋 Nash i znajd藕cie jaki艣 stolik na trzy osoby, mo偶liwie w miejscu, gdzie nie ma przeci膮g贸w. Ja p贸jd臋 zamieni膰 kilka s艂贸w z lady Appleby. Ale, ale, czy ona odda艂a ci te trzydzie艣ci funt贸w?

- Jeszcze nie, ale zamierzam je wyegzekwowa膰 przed wyj艣ciem.

- Wobec tego uprzedz臋 j膮 o tym. Bez w膮tpienia b臋dzie stara艂a si臋 pozosta膰 nieuchwytna. - Lady Charlton z domy艣lnym u艣miechem odesz艂a poszuka膰 pani domu. Desiree ponownie znalaz艂a si臋 sam na sam z Sebastianem.

- Pa艅ska ciocia jest naprawd臋 niezwyk艂膮 kobiet膮, lordzie Buckworth - stwierdzi艂a, id膮c za nim do stoj膮cego w zacisznym k膮cie stolika. - Dziwi臋 si臋, dlaczego po raz drugi nie wysz艂a za m膮偶, tylko uporczywie trwa we wdowie艅skim stanie.

- Moim zdaniem jest tak tylko dlatego, 偶e nie znalaz艂a nikogo, kto by j膮 w dostateczny spos贸b zainteresowa艂.

- Ale z pewno艣ci膮 musia艂 by膰 kto艣, kogo ona interesowa艂a. Obcowanie z ni膮 jest takie przyjemne, nie m贸wi膮c ju偶 o tym, 偶e pa艅ska ciocia, pod mask膮 pozornej szorstko艣ci, ukrywa dobre i czu艂e serce.

- Ona jest rzeczywi艣cie taka, jak pani m贸wi. Podobnie jak jej m艂oda dama do towarzystwa - stwierdzi艂 mi臋kko Sebastian, nachylaj膮c si臋 ku Desiree.

Sta艂 przy niej tak blisko, 偶e mog艂a rozr贸偶ni膰 ciemne kropki w jego oczach. Czu艂a, jak robi si臋 jej gor膮co.

- Przejed藕 si臋 jutro ze mn膮 konno - poprosi艂 Sebastian.

- Ciocia wspomina艂a, 偶e lubisz ten sport, a ja marz臋, aby zobaczy膰 ci臋 w siodle. Mo偶emy pogalopowa膰 troch臋 po parku wczesnym rankiem. O tej porze jest w nim ma艂o ludzi.

- Dama nie galopuje - odpar艂a Desiree.

- Dama mo偶e nie, ale Artemida na pewno.

Desiree drgn臋艂a. Artemida, bogini dziewica, bogini p艂odno艣ci, dzikich zwierz膮t i polowania. Milcza艂a chwil臋 zak艂opotana, nie wiedz膮c, jak potraktowa膰 to por贸wnanie.

- Lordzie Buckworth, nie mog臋 zostawi膰 lady Charlton ot, tak sobie i pojecha膰 z panem na przeja偶d偶k臋. Co ona by na to powiedzia艂a?

- Czy moja ciocia daje ci czas wolny w tygodniu?

- Tylko po po艂udniu.

- Wobec tego pom贸wi臋 z ni膮, by zamieni艂a popo艂udnie na rano. Nie chce mi si臋 wierzy膰, by ciocia nie prze艂o偶y艂a o kilka godzin wizyty w sklepach. A jak brzmi twoja odpowied藕, Desiree. Zgadzasz si臋 czy nie?

Nie! - wykrzykn膮艂 g艂os rozs膮dku. Ta 艣cie偶ka zawiedzie ci臋 nad otch艂a艅 b贸lu i nieszcz臋艣cia. Nic innego ci臋 nie czeka.

- Przejad臋 si臋... z wielk膮 ch臋ci膮 - odpar艂a z upojeniem Desiree, ignoruj膮c g艂os rozs膮dku. I tak nie by艂o sensu wi臋cej go s艂ucha膰. Wiedzia艂a ju偶, co znaczy cierpie膰 z mi艂o艣ci, i zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e jej konsekwencj膮 b臋dzie tylko rozpacz i jeszcze wi臋kszy b贸l.

Pokocha艂a Sebastiana Moore'a. Cokolwiek by teraz zrobi艂a - w艂膮cznie z przeja偶d偶k膮 konno po parku - nie b臋dzie to ju偶 mia艂o 偶adnego znaczenia.

ROZDZIA艁 脫SMY

Dzie艅 nazajutrz wsta艂 pi臋kny i pogodny. Na niebie nie by艂o ani jednej chmurki. Wia艂 lekki ciep艂y wiaterek, nios膮c ze sob膮 zapowied藕 zbli偶aj膮cego si臋 lata. S艂owem, pogoda by艂a wymarzona na przeja偶d偶k臋.

Desiree nie spa艂a ju偶 od si贸dmej. Wsta艂a i w艂o偶y艂a jeden ze swoich nowych kostium贸w do konnej jazdy. By艂 to elegancki ubi贸r z doskona艂ej jako艣ci ciemnoniebieskiego sukna, z ozdobnym czarnym zapi臋ciem w formie ko艂k贸w i p臋telek na 偶akiecie i takiego samego koloru wypustk膮 wok贸艂 brzegu sp贸dnicy. Jej kapelusz, niebiesko - czarny stylowy toczek, tkwi艂 filuternie na zaczesanych do g贸ry w艂osach. Sebastian zapowiedzia艂, 偶e przyb臋dzie po ni膮 o wp贸艂 do dziewi膮tej, i Desiree wiedzia艂a, 偶e si臋 nie sp贸藕ni. Chcia艂 znale藕膰 si臋 w parku, kiedy b臋dzie w nim jeszcze stosunkowo pusto. Desiree podziela艂a jego zdanie. Je偶eli zamierzali pogalopowa膰 swobodnie po murawie, musieli tam dotrze膰 odpowiednio wcze艣nie - zanim 艣cie偶ki zaroj膮 si臋 od spacerowicz贸w, uniemo偶liwiaj膮c szybsz膮 jazd臋.

Desiree niepokoi艂a si臋 jedynie, czy dobrze b臋dzie si臋 czu艂a na koniu, poniewa偶 wiele czasu up艂yn臋艂o od czasu, kiedy po raz ostatni dosiada艂a wierzchowca. Niepotrzebnie si臋 jednak obawia艂a. Z chwil膮 gdy znalaz艂a si臋 w wygodnym siodle na grzbiecie 偶wawej kasztanowatej klaczy lady Charlton, wiedzia艂a, 偶e wszystko p贸jdzie dobrze. Czu艂a pod sob膮 znajome ruchy ko艅skiego cia艂a i od razu odzyska艂a pewno艣膰 siebie.

- Tak przypuszcza艂em - zauwa偶y艂 Sebastian, kiwaj膮c z aprobat膮 g艂ow膮. - Wygl膮dasz na do艣wiadczon膮 amazonk臋.

Desiree u艣miechn臋艂a si臋, zgarniaj膮c lejce.

- Nie wiem, czy jestem do艣wiadczon膮 amazonk膮, milordzie, ale jedno wiem na pewno - nie obawiam si臋, 偶e spadn臋 z konia, jak mi si臋 na pocz膮tku wydawa艂o.

- Siedzisz na koniu bardzo swobodnie i pi臋knie na nim wygl膮dasz - stwierdzi艂 Sebastian z uznaniem. - Jestem te偶 przekonany, 偶e z ochot膮 pu艣cisz si臋 ze mn膮 galopem przez park, kiedy ju偶 znajdziemy si臋 na miejscu.

Desiree bardzo tego chcia艂a. Skoro tylko dojechali do celu i ujrzeli rozci膮gaj膮ce si臋 przed nimi, pokryte bujn膮 traw膮 trawniki, pu艣cili konie w kr贸tki cwa艂, a nast臋pnie spi臋li ich boki ostrogami do szybkiego galopu. Desiree mia艂a ochot臋 艣mia膰 si臋 i krzycze膰 w niebo ze szcz臋艣cia. Rado艣膰 istnienia wprost j膮 rozpiera艂a. Przez tyle czasu 偶y艂a jak w klatce, d藕wiga艂a sw贸j nie艂atwy los, kt贸ry sk膮pi艂 jej najzwyklejszych przyjemno艣ci, a ka偶da m艂oda kobieta ma prawo si臋 nimi cieszy膰. Teraz, jad膮c na pi臋knym wierzchowcu i maj膮c przed oczami rozpostart膮 p艂acht臋 zielonych trawnik贸w, a przy boku m臋偶czyzn臋, kt贸rego kocha艂a, by艂a bezgranicznie szcz臋艣liwa.

Sebastian oczywi艣cie wspaniale je藕dzi艂 na koniu. Wydawa艂o si臋, 偶e on i jego czarny ogier tworz膮 razem nierozerwaln膮 ca艂o艣膰. Obci膮gni臋te r臋kawiczkami d艂onie swobodnie trzyma艂y lejce, panuj膮c nad ka偶dym ruchem zwierz臋cia. Wiatr zwiewa艂 mu z twarzy do ty艂u ciemne w艂osy, a r贸wne bia艂e z臋by b艂yska艂y ol艣niewaj膮co na tle br膮zowej sk贸ry. Jego widok dzia艂a艂 na Desiree r贸wnie podniecaj膮co, jak jazda na koniu.

Kiedy wyczu艂a, 偶e klacz zaczyna si臋 m臋czy膰, postanowi艂a zwolni膰, aby jej nie forsowa膰. 艁agodnie 艣ci膮gn臋艂a cugle, wiedz膮c ju偶, 偶e wystarczy lekki ruch, aby zwierz臋 zastosowa艂o si臋 do polecenia. Sebastianowi jednak z jego wierzchowcem nie posz艂o tak 艂atwo. Musia艂 z ca艂ej si艂y 艣ci膮ga膰 cugle, aby zmusi膰 ogiera do zatrzymania si臋. Zwierz臋 najwyra藕niej mia艂o ochot臋 galopowa膰 i nim wreszcie stan臋艂o w miejscu, unosz膮c si臋 na tylne nogi, jeszcze przez d艂u偶sz膮 chwil臋 opiera艂o si臋, parskaj膮c i rzucaj膮c 艂bem.

- Klacz pa艅skiej cioci jest doprawdy nadzwyczajna odezwa艂a si臋 Desiree, obserwuj膮c z rozbawieniem zachowanie si臋 ogiera. - Jest r贸wnie szybka, jak pa艅ska olbrzymia bestia, ale ma znacznie lepsze maniery.

- Olbrzymia bestia? Uwa偶aj, co m贸wisz, Afrodyto. Trojan nie lubi, kiedy robi si臋 takie ujemne dla niego por贸wnania z klacz膮 - zauwa偶y艂 Sebastian. - On jest tylko w dobrym humorze, bo wie, 偶e po powrocie dostanie porcj臋 pysznego owsa. A co do r膮czo艣ci, klacz nie mia艂aby szansy, gdybym da艂 Trojanowi ca艂kowit膮 swobod臋. Pow艣ci膮ga艂em go przez ca艂y czas, bo nie chcia艂em, by艣 za bardzo zosta艂a w tyle.

- W takim razie nale偶膮 mu si臋 przeprosimy - jemu lub jego panu - odpar艂a Desiree, spogl膮daj膮c na Sebastiana z zalotnym u艣miechem. - Nie mia艂am zamiaru urazi膰 ani wierzchowca, ani je藕d藕ca.

Po emocjonuj膮cym galopie przez jaki艣 czas jechali st臋pa w milczeniu. Obydwoje z rozkosz膮 wci膮gali w p艂uca 艣wie偶e poranne powietrze i napawali si臋 cisz膮 i spokojem panuj膮cym w pustym o tej porze parku.

- I pomy艣le膰, 偶e za kilka godzin b臋dzie tutaj tak t艂oczno, 偶e z trudem da si臋 przejecha膰 konno, nie m贸wi膮c ju偶 o galopie - zauwa偶y艂a z u艣miechem Desiree.

- Dlatego tak bardzo lubi臋 poranki. To zawsze by艂a moja ulubiona pora dnia. Lubi臋, kiedy nad stawem unosi si臋 mg艂a, a trawa jest ci臋偶ka od rosy. Wszystko wtedy wydaje si臋 takie 艣wie偶e i czyste. Poza tym, tylko w tym czasie mo偶na do woli nacieszy膰 si臋 galopem.

- Ta przeja偶d偶ka to dla mnie ogromna przyjemno艣膰, dzi臋kuj臋, 偶e mi j膮 pan zaproponowa艂, milordzie.

Sebastian odwr贸ci艂 g艂ow臋 i wolno przesun膮艂 wzrokiem po jej obliczu.

- Nie musisz mi dzi臋kowa膰 s艂owami, Desiree. Wystarczy艂o popatrze膰 na twoj膮 twarz, gdy galopowa艂a艣. By艂a to dla mnie du偶a satysfakcja. - 艢ci膮gn膮艂 cugle i zatrzyma艂 konia. - Jeste艣 wyj膮tkowo pi臋kn膮 kobiet膮, Desiree Nash. Czy kto艣 ci kiedy艣 o tym m贸wi艂?

- Nie w... taki spos贸b - przyzna艂a, r贸wnie偶 zatrzymuj膮c wierzchowca. - O ile sobie przypominam, uwagi, kt贸re pan zrobi艂 pod moim adresem nad jeziorkiem ubieg艂ego lata, by艂y bardziej... bezpo艣rednie.

W oczach Sebastiana pojawi艂a si臋 czu艂o艣膰.

- Tamte uwagi by艂y r贸wnie szczere, jak te dzisiejsze, chocia偶 przyznaj臋, nie 艂agodzi艂y ich 偶adne emocjonalne wzgl臋dy. Nie znalem ci臋 w贸wczas. Teraz ju偶 wiem, jaka jeste艣. Naprawd臋 mi艂o jest pomy艣le膰, 偶e w takim kr贸tkim czasie zdo艂a艂em ci臋 tak dobrze pozna膰. - Spojrza艂 na ni膮 nagle z takim ogniem w oczach, 偶e dreszcz podniecenia przebieg艂 jej po krzy偶u. - Desiree, ja...

- Prosz臋, prosz臋 i kogo to moje oczy widz膮 - us艂yszeli raptem za sob膮 niespodziewanie. - Znany londy艅ski birbant i nauczycielka z prowincji wybrali si臋 na rann膮 przeja偶d偶k臋 konno po parku. Jakie to romantyczne. Mam nadziej臋, 偶e pa艅stwu nie przeszkadzam.

Desiree poczu艂a, jak jej cia艂o sztywnieje. Lord Perry! Ale... co on tu robi? Czy jego pojawienie si臋 w parku dzi艣 rankiem jest tylko zwyk艂ym zbiegiem okoliczno艣ci?

Sebastian by艂 raczej przeciwnego zdania. Odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na intruza z jawn膮 niech臋ci膮.

- W niczym pan nam nie przeszkodzi艂, lordzie Perry. Panna Nash i ja odbywamy po prostu mi艂y spacer i przyjemnie gaw臋dzimy. Czuj臋 si臋 jednak dotkni臋ty sposobem, w jaki pan do nas si臋 zwr贸ci艂, i radzi艂bym panu nigdy wi臋cej tego nie robi膰.

- Naturalnie. - Lord Perry skin膮艂 g艂ow膮 ze zrozumieniem. - Nie mia艂em zamiaru nikogo obra偶a膰. Musz臋 jednak stwierdzi膰, 偶e poranne powietrze doskonale wp艂ywa na pani cer臋, panno Nash. Pi臋knie si臋 pani zar贸偶owi艂a. Zawsze twierdzi艂em, 偶e nie ma to jak przeja偶d偶ka konno po parku wczesnym rankiem. Od niej powinno si臋 zaczyna膰 dzie艅.

Desiree zmusi艂a si臋, aby na niego spojrze膰. Jego wygl膮dowi nic nie mo偶na by艂o zarzuci膰. Siedzia艂 na pi臋knym jab艂kowitym ogierze, ubrany jak zawsze nienagannie. Jedynie nieprzyjemnie od臋te wargi i drwi膮ce spojrzenie sprawi艂y, 偶e wstrz膮sn臋艂a si臋 z odrazy.

- Jak rozumiem, lady Perry nie dzieli pa艅skiego zami艂owania do porannych spacer贸w - zauwa偶y艂a grzecznie. Dobre wychowanie wzi臋艂o w niej g贸r臋 nad emocjami.

- Lady Perry nie wstaje z 艂贸偶ka przed po艂udniem, chyba 偶e ma zamiar wybra膰 si臋 na zakupy - wyja艣ni艂 sztywno lord Perry. - Nasze zwyczaje si臋 r贸偶ni膮.

- To bardzo niefortunne dla pana - zauwa偶y艂 drwi膮co Sebastian.

Lord Perry wzruszy艂 oboj臋tnie ramionami.

- Odbijam to sobie w inny spos贸b. - Spojrza艂 porozumiewawczo na Desiree i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. - M臋偶czyzna zawsze sobie poradzi.

Jego kpi膮cy ton sprawi艂, 偶e Desiree zarumieni艂a si臋 za偶enowana. Szybko odwr贸ci艂a wzrok i spojrza艂a przed siebie. Dobrze zrozumia艂a aluzj臋 ukryt膮 w s艂owach lorda Perry'ego; Sebastian musia艂 odebra膰 je tak samo. Zauwa偶y艂a to po sposobie, w jaki nagle zacisn膮艂 cugle w r臋kach.

- Panno Nash, czas wraca膰 do domu. Moja ciotka czeka na pani膮. 呕ycz臋 mi艂ego dnia, Perry - po偶egna艂 go ozi臋ble.

Lord Perry u艣miechn膮艂 si臋 i dotkn膮艂 palcami skraju cylindra.

- Mi艂o by艂o pani膮 zobaczy膰, panno Nash, jak te偶 i pana, lordzie Buckworth.

Udaj膮c, 偶e nie dostrzega jego lubie偶nego spojrzenia, Desiree zawr贸ci艂a konia i lekko uderzy艂a go pejczem po bokach. Wielki Bo偶e, czy nigdy nie uwolni si臋 od tego znienawidzonego cz艂owieka? Wspomnienie jego st贸w pali艂o j膮 niczym ogie艅 i nape艂nia艂o oczy 艂zami gniewu i upokorzenia. Nie mog艂a znie艣膰 sposobu, w jaki na ni膮 patrzy艂, ani uczu膰, jakie w niej wywo艂ywa艂. Ca艂a przyjemno艣膰 przeja偶d偶ki z Sebastianem prys艂a jak ba艅ka mydlana zniszczona przez niepo偶膮dan膮 obecno艣膰 tego m臋偶czyzny i jego dwuznaczne uwagi.

- Desiree! - wykrzykn膮艂 za ni膮 Sebastian. - Poczekaj! Z oci膮ganiem zatrzyma艂a klacz w miejscu. Odwr贸ci艂a g艂ow臋 i szybko przeci膮gn臋艂a wierzchem d艂oni po oczach.

- Przepraszam, lordzie Buckworth. To nie艂adnie z mojej strony, 偶e nie zaczeka艂am na pana.

- Nie b膮d藕 niem膮dra, mia艂a艣 prawo si臋 oddali膰, kiedy chcia艂a艣. Ten m臋偶czyzna jest bezmy艣lnym gburem i niewymownie mi przykro, 偶e nasza urocza przeja偶d偶ka tak si臋 niemi艂o sko艅czy艂a - powiedzia艂 Sebastian, zr贸wnawszy si臋 z jej koniem. - Gdybym wiedzia艂, 偶e on tu b臋dzie...

- Nie m贸g艂 pan wiedzie膰, wi臋c nie musi mnie pan przeprasza膰 - przerwa艂a Desiree. - Mnie r贸wnie偶 jest niezmiernie przykro, 偶e si臋 na niego natkn臋li艣my.

- Desiree, pozwolisz, 偶e ci臋 o co艣 zapytam. Sk膮d znasz lorda Perry'ego? Nie m贸w mi tylko, prosz臋, 偶e spotka艂a艣 go po raz pierwszy na balu u lady Rumsden. Wiem, 偶e to nieprawda. Zna艂a艣 ju偶 tego cz艂owieka przedtem, czy mam racj臋?

- To prawda. - Desiree przymkn臋艂a na chwil臋 oczy. - C贸rka lorda Perry'ego, Elizabeth, uczy si臋 na pensji pani Guarding i by艂a jedn膮 z moich uczennic. Zosta艂am mu przedstawiona, podobnie jak rodzicom innych dziewcz膮t w momencie, gdy jego c贸rka wst臋powa艂a na pensj臋. W naszej szkole by艂 taki zwyczaj.

- Czy ty i lord Perry cz臋sto rozmawiali艣cie ze sob膮?

- Widzia艂am lorda Perry'ego kilkakrotnie u pani Guarding, ale rozmawia艂am z nim... tylko raz.

- Nie lubisz go, prawda? To nie by艂o pytanie, tylko stwierdzenie faktu i Desiree tak to te偶 przyj臋艂a.

- Nie, nie lubi臋.

- Czy on wie, 偶e nie darzysz go sympati膮?

- Nie mam powodu s膮dzi膰, aby by艂o inaczej.

- Wobec tego dlaczego podszed艂 do ciebie na balu u lady Rumsden?

Desiree zaj膮kn臋艂a si臋.

- Chcia艂... mnie przedstawi膰 swojej 偶onie.

- Rozumiem. - Sebastian przeszy艂 j膮 przenikliwym spojrzeniem. - Czy nie wydaje ci si臋 dziwne, 偶e m臋偶czyzna, kt贸ry wie, 偶e go nie lubisz, nalega, aby ci臋 przedstawi膰 偶onie?

- Prosz臋 mi wierzy膰, 偶e mnie to r贸wnie偶 intrygowa艂o - odpar艂a sucho Desiree. - Odwr贸ci艂am si臋 i zobaczy艂am, 偶e on stoi za moimi plecami; dopiero po chwili zorientowa艂am si臋, 偶e wraz z nim jest r贸wnie偶 lady Perry. Przypuszczam, 偶e uwa偶a艂, i偶 by艂oby niegrzecznie, gdyby mi jej nie przedstawi艂, zwa偶ywszy na to, 偶e my oboje ju偶 si臋 znamy. Ale ma pan racj臋, lordzie Buckworth, powinni艣my ju偶 wraca膰 - zmieni艂a temat Desiree, zbieraj膮c lejce. - Pa艅ska ciocia z pewno艣ci膮 ju偶 si臋 zastanawia, dlaczego tak d艂ugo mnie nie ma.

Po tych s艂owach 艣cisn臋艂a nogami boki konia i wprawi艂a go w lekki trucht.

Sebastian westchn膮艂 i pod膮偶y艂 za Desiree. Czu艂, 偶e ukrywa co艣 przed nim. Prawda o jej znajomo艣ci z lordem Perrym z pewno艣ci膮 wygl膮da inaczej, ale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e nic nie pomo偶e dr臋czenie jej pytaniami. Cokolwiek si臋 mi臋dzy nimi wydarzy艂o, Desiree musia艂a to odczu膰 bardzo bole艣nie i Sebastian domy艣la艂 si臋, 偶e jest to co艣, z czego Desiree z pewno艣ci膮 mu si臋 nie zwierzy. Postanowi艂 zatem do艂o偶y膰 wszelkich stara艅 i na w艂asn膮 r臋k臋 dowiedzie膰 si臋, co mi臋dzy t膮 par膮 zasz艂o.

Z t膮 pos臋pn膮 my艣l膮 zawr贸ci艂 i skierowa艂 konia z powrotem do Mayfair.

Nast臋pne dni d艂u偶y艂y si臋 Desiree niepomiernie. Nazajutrz rano towarzyszy艂a lady Charlton przy proszonym 艣niadaniu, a nast臋pnego dnia wieczorem wzi臋艂a z ni膮 udzia艂 w wieczorku muzycznym. Jednak jej my艣li zbyt zaprz膮ta艂 Sebastian, aby mog艂a w pe艂ni doceni膰 obie te przyjemne imprezy.

Podczas drogi powrotnej z parku do domu Sebastian niewiele si臋 do niej odzywa艂. Mo偶e zastanawia艂 si臋, jakie stosunki 艂膮cz膮 j膮 z lordem Perrym? Nie mia艂a prawa mie膰 mu tego za z艂e, gdyby nawet tak by艂o. Jej niech臋膰 do tego m臋偶czyzny by艂a zbyt widoczna, aby nie zaintrygowa膰 Sebastiana. By艂oby ca艂kiem naturalne, gdyby j膮 o to spyta艂, zw艂aszcza 偶e nie wyja艣ni艂a, co le偶a艂o u podstaw tej niech臋ci.

- Panno Nash, co si臋 z pani膮 dzieje? Jest pani dzisiaj wyj膮tkowo roztargniona - zauwa偶y艂a lady Charlton, marszcz膮c czo艂o z niezadowoleniem. - To niepodobne do pani. Nie s艂ucha pani, co do niej m贸wi臋.

Desiree zaczerwieni艂a si臋 z zak艂opotaniem.

- Prosz臋 mi wybaczy膰, lady Charlton. Ostatnio rzeczywi艣cie jestem jaka艣 zdekoncentrowana.

- Pytanie tylko, co lub kto jest tego powodem - zauwa偶y艂a kwa艣no lady Charlton. - Zaczynam podejrzewa膰, 偶e jaki艣 przystojny m艂ody cz艂owiek zawr贸ci艂 pani w g艂owie.

Ta uwaga by艂a tak bliska prawdy, 偶e Desiree nie wiedzia艂a, w kt贸r膮 stron臋 ma oczy obr贸ci膰. Czy偶by lady Charlton odgad艂a jej sekret? Sama my艣l o tym wprawi艂a j膮 w pop艂och. Nie mog艂a sobie wyobrazi膰 reakcji swej chlebodawczyni, gdyby si臋 nag艂e dowiedzia艂a, 偶e jej dama do towarzystwa zakocha艂a si臋 w jej kuzynie.

- Lady Charlton, p贸jd臋 i przynios臋 pani troch臋 ponczu - zaproponowa艂a nagle Desiree, wstaj膮c z krzes艂a. - Mam wra偶enie, 偶e nag艂e zrobi艂o si臋 tutaj... bardzo gor膮co. Nie s膮dzi pani?

- Nie czuj臋 tego - odpar艂a dama - ale mo偶e rzeczywi艣cie temperatura w pokoju si臋 troch臋 podnios艂a. Z przyjemno艣ci膮 wypij臋 szklaneczk臋 ponczu. Dzi臋kuj臋 za propozycj臋.

Desiree odwr贸ci艂a si臋 szybko i uda艂a do nast臋pnego pokoju, gdzie kilka par szykowa艂o si臋 do ta艅ca. U艣miechn臋艂a si臋 do jednej z dam. Pami臋ta艂a, 偶e zosta艂a jej przedstawiona na balu u 艂ady Rumsden, i podesz艂a do sto艂u, na kt贸rym kr贸lowa艂a ogromna srebrna waza z ponczem. Policzki nadal j膮 pali艂y po obcesowej uwadze 艂ady Charlton, 偶e by膰 mo偶e to jaki艣 m臋偶czyzna jest powodem jej roztargnienia. Z braku 艣wie偶ej chusteczki, kt贸r膮 mog艂aby och艂odzi膰 sobie twarz, podnios艂a po艂yskuj膮cy srebrny kubek i przycisn臋艂a go zamiast niej do policzka.

- Co widz臋, los znowu u艣miechn膮艂 si臋 do mnie - us艂ysza艂a nagle za plecami g艂os lorda Perry'ego. - Zawsze stawia pani膮 na mej drodze w najdogodniejszym momencie.

Kubek wy艣lizn膮艂 si臋 z r膮k Desiree. Wyl膮dowa艂 na kraw臋dzi sto艂u i spad艂 z brz臋kiem na pod艂og臋. Oczy wszystkich w pokoju zwr贸ci艂y si臋 w jej kierunku. Speszona Desiree schyli艂a si臋 po naczynie.

- Lordzie Perry, zaczynam podejrzewa膰, 偶e pan mnie 艣ledzi. - Postawi艂a kubek na stole i u艣miechn臋艂a si臋 przepraszaj膮co do go艣ci.

- Zapewniam pani膮, 偶e nie przesz艂o mi to przez my艣l. Pani rola damy do towarzystwa lady Charlton po prostu stwarza nam okazj臋 do spotka艅. Obracamy si臋 z lady Charlton w tym samym kr臋gu. Gdyby jednak pomys艂 艣ledzenia pani powsta艂 w mojej g艂owie, rezultat by艂by taki sam. Potrafi臋 by膰 bardzo uparty, je偶eli postawi臋 sobie jaki艣 cel. A pani, moja droga, jest jak najbardziej warta moich zabieg贸w.

- Lordzie Perry, co mam zrobi膰, aby pana przekona膰, 偶e nie chc臋 mie膰 z panem nic wsp贸lnego - odpar艂a zimno Desiree.

U艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

- Nic pani nie mo偶e zrobi膰, moja droga, bo aczkolwiek zaj臋cie w charakterze damy do towarzystwa jest z pewno艣ci膮 atrakcyjniejsze od pracy nauczycielki na pensji, to nie da si臋 por贸wna膰 z przyjemnym i dostatnim 偶yciem, jakie mo偶e pani p臋dzi膰, gdy zostanie moj膮 kochank膮.

- Myli si臋 pan, je偶eli s膮dzi, 偶e poci膮ga mnie tego rodzaju egzystencja.

- Niemniej, mo偶e ona sta膰 si臋 pani udzia艂em. Wystarczy jedno s艂owo z pani ust.

Desiree wstrz膮sn臋艂a si臋 z odrazy na sam膮 my艣l o tym.

- Lordzie Perry, wyja艣nijmy sobie wreszcie jedn膮 rzecz. 呕adne pa艅skie perswazje nie sk艂oni膮 mnie do tego, abym zosta艂a pa艅sk膮 kochank膮. Jestem ca艂kowicie zadowolona ze swego obecnego statusu i nie mam najmniejszej ochoty go zmienia膰. Lady Charlton jest mi艂a i szczodra jako chlebodawczyni i praca u niej pozwala mi na zaspokojenie wszystkich moich potrzeb.

- A co z przyjemno艣ciami, Desiree? Lady Charlton nie mo偶e dostarczy膰 pani takich przyjemno艣ci, jakich zazna pani w ramionach do艣wiadczonego kochanka.

- Pan r贸wnie偶 nie mo偶e mi ich dostarczy膰, lordzie Perry. A teraz b臋d臋 wdzi臋czna, gdy zostawi mnie pan w spokoju.

- Zastanawiam si臋, panno Nash, czy pani niech臋膰 do mnie nie wi膮偶e si臋 przypadkiem z pewnym m臋偶czyzn膮, z kt贸rym pani膮 spotka艂em kilka dni temu w parku podczas rannej przeja偶d偶ki. Mo偶e oczekuje pani na podobn膮 ofert臋 od niego?

- Myli si臋 pan, milordzie. M贸j zwi膮zek z lordem Buckworthem jest zupe艂nie innego rodzaju.

- Ale przyznaje pani, 偶e istnieje mi臋dzy wami jaki艣 zwi膮zek lub mo偶e pani chcia艂aby, 偶eby tak by艂o.

- Moja znajomo艣膰 z lordem Buckworthem to nie jest pa艅ska sprawa - odpar艂a sztywno Desiree. - Tak jak i inne strony mego 偶ycia.

- Oczywi艣cie, 偶e nie. Chcia艂bym jednak uprzedzi膰 pani膮, moja droga, 偶e je偶eli ma pani nadziej臋 na jak膮艣 powa偶n膮 propozycj臋 od lorda Buckwortha albo od jakiego艣 innego m臋偶czyzny, to powinna si臋 pani dobrze nad tym zastanowi膰.

- Czy to gro藕ba, lordzie Perry? Wzruszy艂 ramionami z pozorn膮 nonszalancj膮.

- Bo偶e uchowaj. Po prostu stwierdzam fakt. Desiree westchn臋艂a, a偶 nadto 艣wiadoma, do czego ta rozmowa zmierza.

- Lordzie Perry, wiem dobrze, 偶e jest w pa艅skiej mocy zniszczy膰 moj膮 dobr膮 reputacj臋, je偶eli mam takow膮 tu, w Londynie, r贸wnie skutecznie jak zniszczy艂 pan t臋, kt贸r膮 cieszy艂am si臋 u pani Guarding.

- O, nie, moja droga. To nie ja nadszarpn膮艂em pani dobre imi臋 na pensji. To sta艂o si臋 na d艂ugo przed tym, zanim ja wkroczy艂em w pani 偶ycie.

Desiree zmarszczy艂a brwi.

- O czym pan m贸wi? Lord Perry u艣miechn膮艂 si臋 leniwie.

- Desiree, jest pani pi臋kn膮, wyj膮tkowo atrakcyjn膮 kobiet膮, ale mimo to nie s膮dzi pani chyba, 偶e chcia艂oby mi si臋 jecha膰 taki szmat drogi do Steep Abbot, gdybym nie by艂 pewien, 偶e mi si臋 ten trud op艂aci.

- M贸wi pan zupe艂nie od rzeczy - stwierdzi艂a zirytowana.

- Przecie偶 przyje偶d偶a艂 pan do swojej c贸rki. To by艂 g艂贸wny pow贸d pa艅skich cz臋stych wizyt w szkole pani Guarding.

- Pod tym pretekstem je藕dzi艂em do Steep Abbot. Natomiast pow贸d by艂 inny.

Cie艅 l臋ku przemkn膮艂 po twarzy Desiree.

- Nie wiem, co ma pan na my艣li - szepn臋艂a.

- Mam na my艣li lorda Buckwortha i historyjk臋, kt贸ra wysz艂a z jego ust; o tym, jak spotka艂 pani膮, kiedy k膮pa艂a si臋 pani nago w le艣nym jeziorku.

- Co?!

- Oraz o tym, co zdarzy艂o si臋, kiedy do pani podp艂yn膮艂. Desiree poczu艂a, 偶e ca艂a krew odp艂ywa z jej twarzy.

- Pan k艂amie!

- Czy偶by? - Lord Perry roze艣mia艂 si臋 cicho. - Wobec tego niech go pani sama o to zapyta.

Desiree szybko si臋 odwr贸ci艂a. Hucz膮cy szum w uszach zag艂usza艂 wszelkie inne d藕wi臋ki. Nie. Nie Sebastian. On z pewno艣ci膮 nie post膮pi艂by w ten spos贸b...

- Widz臋, 偶e to, co powiedzia艂em, niemile pani膮 dotkn臋艂o - odezwa艂 si臋 p贸艂g艂osem lord Perry. - Prosz臋 mi wybaczy膰. Nie zamierza艂em rozwiewa膰 pani z艂udze艅 co do tego cz艂owieka, ale nie chcia艂em r贸wnie偶, aby pani my艣la艂a, 偶e tylko ja jeden jestem odpowiedzialny za pani obecn膮 sytuacj臋.

Desiree spogl膮da艂a na niego z mieszanin膮 zgrozy i niedowierzania.

- Kiedy lord Buckworth m贸wi艂 panu o tym?

- O ile pami臋tam, by艂o to pod koniec ubieg艂ego lata. Jednak nie od niego us艂ysza艂em t臋 histori臋. Dowiedzia艂em si臋 o tym od innej osoby, kt贸ra by艂a 艣wiadkiem, jak lord Buckworth opowiada艂 o tym w swoim klubie. Podobno opisywa艂 wasze spotkanie z widoczn膮 uciech膮.

- Przecie偶 lord Buckworth nic o mnie wtedy nie wiedzia艂, ani kim jestem, ani gdzie mieszkam - zauwa偶y艂a Desiree, czepiaj膮c si臋 tego argumentu jak ton膮cy brzytwy. - Nie wymieni艂am swego nazwiska. Sk膮d wi臋c przypuszczenie, 偶e to ja w艂a艣nie jestem t膮 m艂od膮 kobiet膮, o kt贸rej lord Buckworth opowiada艂?

- Desiree, czy pani naprawd臋 my艣li, 偶e cz艂owiek taki jak lord Buckworth mo偶e mie膰 trudno艣ci ze zidentyfikowaniem pi臋knej m艂odej kobiety mieszkaj膮cej w takiej dziurze jak Steep Abbot? Zw艂aszcza je偶eli mu na tym zale偶y. B膮d藕 co b膮d藕, ja te偶 wiedzia艂em, 偶e chodzi pani p艂ywa膰 do jeziorka, i je偶eli ja to odkry艂em, to dlaczego nie m贸g艂by r贸wnie偶 i Buckworth?

Desiree wstrz膮sn臋艂a si臋, spogl膮daj膮c na srebrny kubek do ponczu.

- Kto jeszcze o tym wie? - zapyta艂a ochryp艂ym g艂osem.

- My艣l臋, 偶e kilku obecnym tu dzisiaj d偶entelmenom ten fakt jest r贸wnie偶 znany - odpowiedzia艂 lord Perry, rozgl膮daj膮c si臋 po pokoju. - Dlatego te偶 powtarzam, 偶e nie powinna si臋 pani waha膰, tylko przyj膮膰 moj膮 propozycj臋. Nie znajdzie pani lepszej.

Desiree nie by艂a w stanie wydusi膰 z siebie s艂owa. Ca艂y jej 艣wiat leg艂 w gruzach, gdy us艂ysza艂a t臋 przera偶aj膮c膮 wie艣膰. Sebastian j膮 zdradzi艂! Wr贸ci艂 do Londynu i kilku przyjacio艂om opowiedzia艂 o swym spotkaniu z ni膮 nad jeziorkiem w lesie Steep. Co gorsza, sk艂ama艂, daj膮c do zrozumienia, 偶e - wed艂ug s艂贸w lorda Perry'ego - ich spotkanie by艂o znacznie mniej niewinne ni偶 w rzeczywisto艣ci.

Jak ona mo偶e, wiedz膮c o tym, pokazywa膰 si臋 teraz w towarzystwie? Jak mo偶e spojrze膰 ludziom w oczy, maj膮c 艣wiadomo艣膰, co sobie o niej my艣l膮? Sebastian swoj膮 opowie艣ci膮 odar艂 j膮 z wszelkiej godno艣ci.

- Oczywi艣cie, 偶e mo偶e pani wyjecha膰 z Londynu i zacz膮膰 nowe 偶ycie w innym miejscu - ci膮gn膮艂 ujmuj膮cym g艂osem lord Perry. - Mo偶e uda si臋 pani pozna膰 sklepikarza czy zamo偶nego rolnika, gdzie艣, w jakiej艣 zapad艂ej wiosce. Taki cz艂owiek nie b臋dzie zna艂 kompromituj膮cych szczeg贸艂贸w z pani przesz艂o艣ci i b臋dzie szcz臋艣liwy, nie w膮tpi臋 o tym, je偶eli zgodzi si臋 pani zosta膰 jego 偶on膮. Ale on nie zapewni pani takiego 偶ycia, jakie ja mog臋 pani ofiarowa膰, Desiree. Wydaje mi si臋, 偶e taka pi臋kna m艂oda kobieta jak pani wola艂aby, aby jej cia艂a nie dotyka艂y grube spracowane d艂onie sklepikarza czy farmera.

Desiree zamkn臋艂a oczy, aby nie widzie膰 znienawidzonego oblicza tego m臋偶czyzny.

- Prosz臋 mnie zostawi膰 w spokoju, lordzie Perry.

- Owszem, zostawi臋 pani膮, dlaczego nie - odpar艂 wyra藕nie zadowolony z siebie. - Da艂em pani sporo materia艂u do rozmy艣la艅 na dzisiejsz膮 noc. Jestem got贸w dostarczy膰 jeszcze wi臋cej na kilka nast臋pnych, aby przeanalizowa艂a pani raz jeszcze moje s艂owa. W贸wczas spotkamy si臋 ponownie. Wtedy da mi pani odpowied藕.

Desiree nie zauwa偶y艂a, kiedy lord Perry odszed艂. Patrzy艂a w pod艂og臋 z niewymownym b贸lem w sercu. Sebastian j膮 zdradzi艂. Jak m贸g艂 wyrz膮dzi膰 jej tak膮 krzywd臋? Jak m贸g艂 rozpowiada膰 o niej k艂amstwa w taki okrutny i bezduszny spos贸b?

Czuj膮c, 偶e kolana si臋 pod ni膮 uginaj膮, Desiree odwr贸ci艂a si臋 i niepewnym krokiem skierowa艂a w stron臋 drzwi. Musi st膮d wyj艣膰, opu艣ci膰 to miejsce, nim jeszcze kogo艣 spotka. Nawet w tej chwili mia艂a uczucie, 偶e wszyscy m臋偶czy藕ni w pokoju spogl膮daj膮 na ni膮 z zaciekawieniem, obserwuj膮 j膮, przypominaj膮c sobie sensacyjny opis Sebastiana, jak to k膮pa艂a si臋 w le艣nym jeziorku. Nast臋pnie jego opowie艣膰 o tym, jak si臋 z ni膮 zabawia艂. No c贸偶, nie b臋dzie ju偶 wi臋cej przedmiotem m臋skiej zabawy.

Przesz艂a przez po艂ow臋 holu, kiedy w drzwiach pojawi艂 si臋 Sebastian. Zobaczy艂a jak u艣miech znika z jego twarzy, w miar臋 jak do niej podchodzi艂.

- Co si臋 sta艂o, na lito艣膰 bosk膮? Jeste艣 艣miertelnie blada. Desiree zatrzyma艂a si臋 i spojrza艂a na niego udr臋czonym wzrokiem. Och, jak bardzo pragn臋艂a sprawi膰 mu b贸l. Cisn膮膰 mu w twarz gniewne s艂owa i zrani膰 r贸wnie g艂臋boko jak on j膮. Ale co jej z tego przyjdzie? Jej dobre imi臋 zosta艂o zbrukane. Nic, cokolwiek powie, nie zwr贸ci jej tego, co utraci艂a. Nie mog艂a zmieni膰 przesz艂o艣ci, wymaza膰 feralnego dnia z 偶ycia, tak samo jak nie by艂a w stanie wp艂yn膮膰 na p贸藕niejsze konsekwencje tego tragicznego wydarzenia.

- Wszystko w porz膮dku. Czuj臋 si臋... dobrze, lordzie Buckworth - wyj膮ka艂a w ko艅cu. - Id臋 w艂a艣nie do lady Charlton. - W my艣lach doda艂a: B艂aga膰 j膮, aby mi pozwoli艂a wr贸ci膰 do domu.

- Ale ty wyra藕nie wygl膮dasz na chor膮 - powt贸rzy艂 z widoczn膮 trosk膮 Sebastian. - Pozw贸l, prosz臋, 偶e odwioz臋 ci臋 do domu.

- Tak, nie... To jest... rzeczywi艣cie chcia艂abym wr贸ci膰 do domu - odpar艂a 偶a艂o艣nie Desiree. W duchu doda艂a: Ale nie z tob膮, nigdy wi臋cej z tob膮.

- Mo偶e zabierzemy od razu i ciotk臋 - zaproponowa艂 Sebastian.

- Dobrze.

- Desiree, widz臋, 偶e co艣 ci dolega. Pozw贸l, 偶e wezw臋 doktora.

- Nie. Powiedzia艂am ju偶... nic mi nie jest. Nie potrzebuj臋 pomocy. Chc臋 po prostu wr贸ci膰 do domu.

Sebastian nie nalega艂 d艂u偶ej i poszed艂 odszuka膰 lady Charlton. Desiree skorzysta艂a z okazji, aby cho膰 cz臋艣ciowo odzyska膰 r贸wnowag臋. Pocz膮tkowy wstrz膮s mija艂, wypierany przez uczucie gniewu i oburzenia. B臋dzie piel臋gnowa膰 w sobie te emocje, wiedz膮c, 偶e pomog膮 jej przetrwa膰 to, co j膮 czeka w najbli偶szej przysz艂o艣ci. Gniew jej to u艂atwi. Rozpacz natomiast ca艂kowicie by j膮 za艂ama艂a.

- Powiedzia艂em cioci, 偶e odwo偶臋 ci臋 do domu - oznajmi艂 Sebastian, wracaj膮c po odbyciu rozmowy z lady Charlton. - P贸藕niej przyjad臋 po ni膮.

Desiree nie by艂o to na r臋k臋. Nie chcia艂a zosta膰 sama z Sebastianem, niemniej by艂a rada, 偶e ju偶 opuszczaj膮 przyj臋cie. W sumie mo偶e dobrze si臋 sta艂o, 偶e nie b臋dzie musia艂a spojrze膰 w twarz lady Charlton. Przed bystrym wzrokiem starszej pani nic si臋 nie ukry艂o - potrafi艂 si臋gn膮膰 do samego dna duszy. Desiree nie mia艂a ochoty t艂umaczy膰 szczeg贸艂owo, co j膮 spotka艂o, zw艂aszcza teraz, kiedy jej b贸l by艂 taki 艣wie偶y i dotkliwy.

Szybko po偶egna艂a si臋 z lady Appleby. Kiedy wychodzi艂a z Sebastianem, przezornie pochyli艂a g艂ow臋, aby nie musie膰 偶egna膰 si臋 ze znajomymi.

- Naprawd臋 nie chcesz mi powiedzie膰, co si臋 sta艂o? - zapyta艂 Sebastian, kiedy wreszcie znale藕li si臋 w powozie. - Nie mog臋 oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e przyczyn膮 twego z艂ego samopoczucia jest nie tylko fizyczna niedyspozycja.

Desiree szybko odwr贸ci艂a g艂ow臋.

- Powiedzia艂am ju偶, milordzie, 偶e nic mi nie jest. Czuj臋 si臋 dobrze.

- Kiedy podszed艂em, trz臋s艂a艣 si臋 jak li艣膰 na wietrze. Bez przesady, wygl膮da艂a艣, jakby艣 nagle zobaczy艂a ducha.

Rzeczywi艣cie zobaczy艂am, pomy艣la艂a smutno Desiree. Ducha cz艂owieka, kt贸rego, jak s膮dzi艂am, dobrze znam...

- Nie powiesz mi, co si臋 dzi艣 wiecz贸r zdarzy艂o? Desiree poruszy艂a si臋 niespokojnie na siedzeniu. B臋dzie musia艂a mu co艣 powiedzie膰, w przeciwnym wypadku nie da jej spokoju. Ale co? Powinna poby膰 przez jaki艣 czas w samotno艣ci, aby zastanowi膰 si臋 nad tym, co to wszystko znaczy.

- Otrzyma艂am pewn膮... bardzo nieprzyjemn膮 wiadomo艣膰 na kr贸tko przed przybyciem pana, milordzie - odpar艂a drewnianym g艂osem.

- Wiadomo艣膰? - Sebastian zmarszczy艂 brwi. - Czego cna dotyczy艂a?

- Dotyczy艂a... kogo艣 mi bliskiego. Mojej przyjaci贸艂ki.

- Czy twoja przyjaci贸艂ka jest chora? Czy kto艣 wyrz膮dzi艂 jej krzywd臋?

O, tak, wyrz膮dzi艂 jej wielk膮 krzywd臋, mia艂a ochot臋 odpowiedzie膰 Desiree. I to tak膮, kt贸rej nigdy nie da si臋 naprawi膰.

- Lordzie Buckworth, prosz臋, niech pan b臋dzie tak dobry i przestanie mnie wypytywa膰. Nie mog臋 wyjawi膰, jakiego rodzaju krzywda spotka艂a moj膮 przyjaci贸艂k臋, ani zdradzi膰 jej nazwiska. Wystarczy, 偶e powiem, i偶 mnie r贸wnie偶 ta wiadomo艣膰... ogromnie zabola艂a.

Sebastian opar艂 si臋 plecami o mi臋kkie poduszki siedzenia. Jego twarz znajdowa艂a si臋 w cieniu.

- Tak, widz臋, 偶e tak jest. Jest mi przykro, 偶e si臋 zamartwiasz.

C贸偶 za ironia, pomy艣la艂a z gorycz膮 Desiree. Przecie偶 jeste艣 tym, kt贸ry zada艂 mi b贸l.

- Czy m贸g艂bym jako艣 ul偶y膰 twoim cierpieniom? Ch臋tnie s艂u偶臋 pomoc膮.

Desiree w ko艅cu zdoby艂a si臋 na odwag臋 i spojrza艂a mu prosto w oczy.

- Nie mo偶e mi pan pom贸c ani s艂owem, ani czynem, milordzie. Prosz臋, niech pan przyjmie moje s艂owa za prawd臋 i zostawi mnie sam膮. Postaram si臋 rozwi膮za膰 ten problem tak, jak b臋d臋 uwa偶a艂a za stosowne.

Reszta drogi przebieg艂a im obojgu w ca艂kowitym milczeniu.

Jak mo偶na si臋 by艂o spodziewa膰, Desiree nie zmru偶y艂a oka prawie do rana. Noc nie ukoi艂a jej b贸lu i nie przynios艂a pocieszenia. Le偶a艂a w 艂贸偶ku i wpatrywa艂a si臋 w sufit. Po raz nie wiadomo kt贸ry prze偶ywa艂a w my艣lach wczorajsz膮 bolesn膮 rozmow臋 z lordem Perrym oraz pierwsze spotkanie z Sebastianem ubieg艂ego lata.

O, tak, pami臋ta艂a ka偶dy najmniejszy szczeg贸艂 tamtego wydarzenia. Zastanawia艂a si臋, co my艣la艂 o niej wtedy, tamtego dnia, gdy zobaczy艂 j膮 w jeziorku, i jak j膮 w wyniku tego spotkania potraktowa艂. Zamkn臋艂a oczy, przenikni臋ta uczuciem g艂臋bokiego upokorzenia, gdy uprzytomni艂a sobie, 偶e opowiedzia艂 o tym swoim przyjacio艂om.

Czy on naprawd臋 tak nisko j膮 wtedy oceni艂? Raczej tak, w przeciwnym razie nie rozpowiada艂by o swej przygodzie, nie m贸wi膮c ju偶 o tym, jak j膮 ubarwi艂. Fakt, 偶e rozebra艂a si臋 do bielizny i taka na wp贸艂 naga p艂ywa艂a w jeziorze, sk艂oni艂 go do opinii, 偶e jest kobiet膮 swobodnych obyczaj贸w. Niew膮tpliwie w ten spos贸b o niej my艣la艂, bo przecie偶 z艂o偶y艂 jej p贸藕niej okre艣lon膮 propozycj臋. Tak膮, kt贸rej nigdy by nie odwa偶y艂 si臋 zrobi膰 prawdziwej damie.

Jaka szkoda, 偶e nie powiedzia艂a mu wcze艣niej prawdy o swym pochodzeniu, pomy艣la艂a z gorycz膮. Rzuci艂aby mu j膮 w twarz i patrzy艂a z satysfakcj膮, jak u艣miech znika z jego warg. Jak przysz艂o艣膰 pokaza艂a, ta informacja mia艂a dla niego kluczowe znaczenie. To ona sprawi艂a, 偶e Sebastian wycofa艂 si臋 ze swoich plan贸w. Wystarczy艂o, 偶e wspomnia艂a, 偶e jest wnuczk膮 baroneta, i nagle wszystko si臋 zmieni艂o, a przecie偶 wje偶d偶ali ju偶 na przedmie艣cia Londynu.

Desiree wszystko zrozumia艂a. Dom, kt贸ry Sebastian dla niej wynaj膮艂, wcale nie by艂 remontowany. On jej tylko tak powiedzia艂, aby zyska膰 na czasie i znale藕膰 jakie艣 wyj艣cie z k艂opotliwego po艂o偶enia. Z chwil膮 gdy si臋 dowiedzia艂, 偶e Desiree ma krewnych w Londynie, by艂o oczywiste, 偶e nie mo偶e z lekkim sumieniem zrobi膰 z niej swojej utrzymanki. Co by na to powiedzia艂o jego 艣rodowisko? Kaza艂 wi臋c zawr贸ci膰 pow贸z do domu ciotki i kiedy si臋 ju偶 tam znale藕li, poprosi艂 lady Charlton, aby si臋 ni膮 zaopiekowa艂a, dop贸ki nie znajdzie dla niej godziwego zaj臋cia. Niestety, kiedy zaproponowa艂 jej korzystn膮 posad臋 guwernantki w domu swoich przyjaci贸艂, Desiree odrzuci艂a t臋 ofert臋 ze wzgl臋du na incydent z lordem Perrym oraz potencjalny skandal, kt贸ry m贸g艂 z tego powodu wymkn膮膰.

Jakby to, na przyk艂ad, wygl膮da艂o, gdyby ta zaprzyja藕niona rodzina dowiedzia艂a si臋, 偶e dama, kt贸r膮 im poleci艂 na guwernantk臋 dla dzieci, jest kobiet膮 o w膮tpliwej moralno艣ci? By艂o przecie偶 ca艂kiem mo偶liwe, 偶e taka wiadomo艣膰 do nich dotrze; mi臋dzy innymi r贸wnie偶 lord Perry mo偶e si臋 sta膰 藕r贸d艂em takiej plotki. Tego cz艂owieka sta膰 na wszystko, z szanta偶em w艂膮cznie, byleby tylko osi膮gn膮膰 upragniony cel. Desiree wiedzia艂a, 偶e lord Perry ma rozleg艂e koneksje i stosunki i nawet je偶eli nie cieszy si臋 sympati膮 otoczenia, to i tak si臋 z nim liczono. Czy偶 zachowanie pani Guarding nie by艂o tego dowodem? Oddali艂a cenion膮 nauczycielk臋, b臋d膮c przekonana ojej niewinno艣ci, 偶eby tylko nie narazi膰 si臋 lordowi Perry'emu. Z tego wszystkiego jasno wynika艂o, 偶e Desiree ma tylko jedno wyj艣cie.

Musi wyjecha膰 z Londynu, opu艣ci膰 go艣cinne progi lady Charlton mo偶liwie jak najpr臋dzej i szuka膰 posady na p贸艂nocy lub dalekim zachodzie Anglii. Wa偶ne, by wyjecha艂a, zanim lady Charlton, ta zacna dama, nie po偶a艂uje uprzejmo艣ci i dobroci, jakie jej okaza艂a.

Podobna niewdzi臋czno艣膰 z pewno艣ci膮 bardzo by j膮 dotkn臋艂a, pomy艣la艂a Desiree, czuj膮c, jak 艂zy zaczynaj膮 nap艂ywa膰 jej do oczu. Lady Charlton by艂a chodz膮c膮 dobroci膮 i odp艂aci膰 jej si臋 w taki spos贸b by艂oby doprawdy czarn膮 niewdzi臋czno艣ci膮. Desiree gotowa by艂a jednak raczej uda膰 si臋 na tu艂aczk臋 i skaza膰 na niepewny los, ni偶 narazi膰 lady Charlton na jakiekolwiek przykro艣ci czy wstyd z powodu osoby, kt贸r膮 zatrudni艂a jako swoj膮 dam臋 do towarzystwa.

By艂o wp贸艂 do pi膮tej nad ranem, kiedy Desiree zapad艂a w niespokojny sen. Decyzj臋 ju偶 podj臋艂a. Jutro z samego rana zacznie starania, aby wyprowadzi膰 si臋 z domu go艣cinnej lady Charlton.

Sebastian siedzia艂 przy biurku w swojej rezydencji na drugim ko艅cu miasta z kieliszkiem koniaku w r臋ku i zastanawia艂 si臋, co wydarzy艂o si臋 dzisiaj wieczorem.

Od razu si臋 zorientowa艂, 偶e Desiree cierpi. M贸wi艂y o tym ej oczy i g艂os. Ona jednak nie chcia艂a od niego pomocy. Jak powiedzia艂a, 偶adne jego s艂owa ani uczynki nie ul偶膮 jej cierpieniu.

- Do diab艂a! - zakl膮艂 cicho Sebastian. Dlaczego ona nie chce mu nic powiedzie膰? Przecie偶 stosunki mi臋dzy nimi s膮 ju偶 na tyle za偶y艂e, 偶e powinna okaza膰 mu wi臋cej zaufania. Zaczyna艂a ju偶 nawet rodzi膰 si臋 w nim nadzieja, 偶e Desiree 偶ywi do niego cieplejsze uczucia. Jednak po dzisiejszym wieczorze nie by艂 ju偶 tego taki pewien. Desiree zamkn臋艂a si臋 przed nim, i to w momencie, kiedy widzia艂, 偶e rozpaczliwie potrzebuje kogo艣, z kim mog艂aby podzieli膰 si臋 swoim zmartwieniem.

Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e Desiree zwierzy si臋 jego ciotce ze swoich problem贸w. Pomimo kr贸tkiej znajomo艣ci obie kobiety bardzo si臋 ze sob膮 zaprzyja藕ni艂y. Sebastian wiedzia艂, 偶e przed lady Charlton Desiree nie b臋dzie w stanie ukry膰 swoich trosk. Musi zatem poczeka膰, a偶 dziewczyna opowie wszystko lady Charlton, a w贸wczas by膰 mo偶e, kiedy ju偶 dowie si臋, co j膮 dr臋czy, zapyta ciotk臋, czy Desiree nie zechcia艂aby r贸wnie偶 i jego obdarzy膰 podobnym zaufaniem.

Sebastian musia艂 wiedzie膰, co trapi Desiree. U艣wiadomi艂 sobie bowiem, 偶e dop贸ki nie dowie si臋, jakie jest 藕r贸d艂o jej cierpienia, on sam nie b臋dzie m贸g艂 zazna膰 spokoju.

Nazajutrz rano Desiree odszuka艂a w salonie egzemplarz dziennika The Times. By艂a rada, 偶e lady Charlton nie zesz艂a jeszcze na d贸艂. Otworzy艂a gazet臋 i szybko znalaz艂a to, czego szuka艂a. Zanotowa艂a informacj臋 na kawa艂ku papieru i wetkn臋艂a do kieszeni sukni. Kiedy po jakim艣 czasie lady Charlton wesz艂a do salonu, Desiree siedzia艂a ju偶 na obitej perkalem dwuosobowej sofce z tamborkiem do haftowania na kolanach.

- O, jest ju偶 pani, panno Nash - przywita艂a j膮 lady Charlton nieco przygaszonym g艂osem. Nie by艂o w nim s艂ycha膰 zwyk艂ego o偶ywienia. - Jak si臋 pani dzi艣 czuje. Czy lepiej? Desiree u艣miechn臋艂a si臋 z przymusem.

- Dzi臋kuj臋, lepiej, lady Charlton.

- To dobrze. Chocia偶, je偶eli mam by膰 szczera, pani podkr膮偶one oczy m贸wi膮 mi co innego. Niemniej, skoro pani twierdzi, 偶e jest ju偶 zdrowa, wierz臋 pani. Ja dosta艂am dzi艣 rano lekkiego ataku migreny i w zwi膮zku z tym mam do pani pro艣b臋, aby by艂a pani tak uprzejma i za艂atwi艂a dla mnie kilka sprawunk贸w na mie艣cie.

- Z przyjemno艣ci膮 - odpar艂a Desiree, bezzw艂ocznie odk艂adaj膮c tamborek. Wzi臋艂a list臋 sporz膮dzon膮 starann膮 r臋k膮 lady Charlton i rzuci艂a na ni膮 okiem. Chocia偶 raz szcz臋艣cie jej dopisa艂o. Miejsce, w kt贸rym mia艂a poczyni膰 sprawunki dla swej chlebodawczyni, znajdowa艂o si臋 bardzo blisko agencji po艣rednictwa pracy. Zamierza艂a do niej wst膮pi膰. Za jednym zamachem za艂atwi dwie sprawy - swoj膮 oraz sprawunki dla lady Charlton, nie wzbudzaj膮c niczyjego podejrzenia.

Desiree westchn臋艂a cicho, gdy wk艂ada艂a papier do kieszeni sukni. Id膮c do swego pokoju, pomy艣la艂a, 偶e mo偶e to opatrzno艣膰 kieruje jej krokami, pokazuj膮c, 偶e wybiera dla niej taki a nie urny los.

W nast臋pnych dniach stara艂a si臋 unika膰 towarzystwa Sebastiana. Wymawia艂a si臋 niedyspozycj膮, z艂ym samopoczuciem, kiedy trzeba by艂o uczestniczy膰 w imprezach, na kt贸rych r贸wnie偶 mia艂 by膰 obecny, i robi艂a r贸偶ne uniki, byle nie zosta膰 z nim sam na sam. Kiedy czasami, po po艂udniu, odwiedza艂 ciotk臋, Desiree zawsze pr贸bowa艂a znale藕膰 sobie jakie艣 zaj臋cie. Je艣li natkn膮艂 si臋 na ni膮 przypadkiem, by艂a grzeczna, ale ch艂odna. Gdyby kto艣 postronny obserwowa艂 ich w takich razach, z pewno艣ci膮 odni贸s艂by wra偶enie, 偶e Desiree nie tylko czuje si臋 nieswojo w obecno艣ci tego m臋偶czyzny, ale 偶e go nawet nie lubi.

Najsmutniejsze jednak by艂o to, 偶e taki kto艣 by艂by jak najdalszy od prawdy. Desiree kocha艂a go w tej chwili nie mniej ni偶 przedtem. Kocha艂a go tak bardzo, 偶e si艂a tego uczucia j膮 przera偶a艂a. Jak to mo偶liwe? Usi艂owa艂a przekona膰 siebie, 偶e zdrada, jakiej si臋 wobec niej dopu艣ci艂, powinna wykorzeni膰 z jej serca uczucie - ale wiedzia艂a, 偶e tak nie jest. By艂a rozgniewana i do 偶ywego dotkni臋ta jego post臋pkiem, ale nawet ta wielka uraza nie by艂a w stanie sprawi膰, aby przesta艂a go kocha膰.

艢wiadomo艣膰, 偶e wkr贸tce rozstanie si臋 z nim na zawsze i nie zobaczy go nigdy wi臋cej, czyni艂a ka偶d膮 chwil臋 sp臋dzon膮 w jego towarzystwie s艂odk膮 tortur膮.

Z tej cho膰by jednej przyczyny Desiree robi艂a wszystko, co mog艂a, aby go unika膰. Wiedzia艂a, 偶e Sebastian zdaje sobie spraw臋 ze zmiany w jej zachowaniu, zreszt膮 tak samo jak i lady Charlton. 呕adne ich perswazje nie by艂yby w stanie jej powstrzyma膰. Desiree w dalszym ci膮gu by艂a uprzejma, ale pow艣ci膮gliwa. Codziennie modli艂a si臋, by wreszcie nadesz艂a odpowied藕, kt贸ra j膮 uratuje.

Jedyn膮 osob膮, kt贸rej zwierzy艂a si臋 ze swego dylematu, by艂a Helen de Coverdale. Podczas pobytu w Londynie Desiree utrzymywa艂a listowny kontakt z przyjaci贸艂k膮. Mi臋dzy innymi, donios艂a r贸wnie偶 Helen o szczeg贸艂ach swych niefortunnych spotka艅 z lordem Perrym i jego oburzaj膮cej propozycji.

Tak jak si臋 spodziewa艂a, Helen nie zawiod艂a jej zaufania. Listy przyjaci贸艂ki by艂y przepe艂nione niek艂aman膮 trosk膮 i wsp贸艂czuciem. Kiedy dowiedzia艂a si臋, 偶e Desiree zamierza opu艣ci膰 Londyn i poszuka膰 sobie zaj臋cia na prowincji, zaproponowa艂a nawet, 偶e pom贸wi z pani膮 Guarding, aby dowiedzie膰 si臋, czy matrona nie zmieni艂a stanowiska wobec swej dawnej pracownicy.

Desiree, oczywi艣cie, pr贸bowa艂a odwie艣膰 j膮 od tego zamiaru, wiedzia艂a bowiem dobrze, 偶e interwencja Helen na nic si臋 zda. Pani Guarding nie zmieni swej decyzji, nawet gdyby tego chcia艂a. Zreszt膮 Desiree r贸wnie偶 nie mia艂a ochoty wraca膰 do Steep Abbot, do ludzi, z kt贸rymi dawniej pracowa艂a i kt贸rych pogard臋 i pot臋pienie musia艂aby, by膰 mo偶e, znosi膰.

Nie, jej najwi臋kszym pragnieniem by艂o wyjecha膰 jak najdalej, do miejsca, gdzie nikt nie wie, kim jest, i nie zna 偶adnych szczeg贸艂贸w z jej przesz艂o艣ci. To pragnienie sk艂oni艂o Desiree do zrobienia czego艣, co przedtem by艂o dla niej nie do pomy艣lenia. Mianowicie, kiedy otrzyma艂a list od agencji po艣rednictwa pracy z wiadomo艣ci膮, 偶e jest odpowied藕 na jej og艂oszenie i 偶e w zwi膮zku z tym proszona jest o nades艂anie referencji, Desiree zwr贸ci艂a si臋 do Helen z pro艣b膮, aby napisa艂a jej tak膮 rekomendacj臋. Wiedzia艂a bowiem, 偶e bez niej szanse na otrzymanie tej posady s膮 praktycznie 偶adne.

Helen, naturalnie, z ochot膮 spe艂ni艂a jej 偶yczenie. Skre艣li艂a 偶膮dany list, podpisuj膮c si臋 jako signora Helen臋 de Grazziano, hrabina de Coverdale. W li艣cie tym wystawi艂a drogiej pannie Nash opini臋 tak pochlebn膮, 偶e mog艂aby usatysfakcjonowa膰 samego regenta, w wypadku gdyby Desiree ubiega艂a si臋 u niego o posad臋.

Desiree rozp艂aka艂a si臋 ze wzruszenia, kiedy u艣wiadomi艂a sobie, do jakich granic dosz艂o po艣wi臋cenie jej przyjaci贸艂ki, ale poza tym nie mia艂a czasu na roztkliwianie si臋. Ten etap jej 偶ycia dobiega艂 kresu. Nowy mia艂a dopiero zacz膮膰. Nie by艂o sensu i potrzeby bole膰 nad tym, co traci艂a.

I tak, do艂膮czywszy list Helen do w艂asnego, wys艂a艂a go do agencji, wyra偶aj膮c zgod臋 na przyj臋cie posady guwernantki w domu pa艅stwa Bertrandostwa Clyde'贸w w Banksburgh House, w hrabstwie York.

ROZDZIA艁 DZIEWI膭TY

Pod koniec tygodnia Sebastian mia艂 ju偶 do艣膰 ca艂ej sytuacji. Od owego muzycznego wieczorku Desiree unika艂a go, ignorowa艂a lub traktowa艂a jak powietrze. Jej post臋powanie zupe艂nie Sebastianowi nie odpowiada艂o. Zastanawia艂 si臋, co zrobi膰, 偶eby zosta膰 z ni膮 sam na sam i pom贸wi膰 bez 艣wiadk贸w. Mo偶e w贸wczas uda mu si臋 dowiedzie膰, dlaczego tak si臋 dziwnie wobec niego zachowuje. Wiedz膮c, 偶e jedyn膮 osob膮, kt贸ra mo偶e mu w tym pom贸c, jest jego ciotka, wys艂a艂 do niej list, zapraszaj膮c na kolacj臋. Zastrzeg艂, 偶eby przysz艂a sama, bez swojej damy do towarzystwa, i doda艂, 偶e p贸藕niej jej wszystko wyt艂umaczy.

Lady Charlton, oczywi艣cie, si臋 zgodzi艂a. Kiedy usiad艂a naprzeciwko niego przy stoliku i zacz臋艂a s艂ucha膰 jego wynurze艅, oczy jej otworzy艂y si臋 szeroko ze zdumienia; przyczyna zaproszenia do restauracji wyda艂a si臋 jej absurdalna.

- Zaprosi艂e艣 mnie tutaj tylko po to, aby oznajmi膰, 偶e pragniesz porozmawia膰 z Desiree? Wielki Bo偶e, Sebastianie, przecie偶 rozmawiasz z ni膮 za ka偶dym razem, gdy mnie odwiedzasz - zauwa偶y艂a lady Charlton, wci膮偶 nie mog膮c wyj艣膰 ze zdziwienia.

- To prawda, ale chyba nie usz艂o twojej uwagi, cioteczko, 偶e moje rozmowy z Desiree by艂y ostatnio wyprane z wszelkiej tre艣ci. Ona rozmawia ze mn膮 jedynie o pogodzie.

- To prawda, rzeczywi艣cie zauwa偶y艂am, 偶e zachowuje si臋 w stosunku do ciebie z pewn膮 rezerw膮, ale nie przypuszcza艂am, aby powodem tego by艂y jakie艣 niesnaski mi臋dzy wami.

- Niestety, tak jest - stwierdzi艂 pos臋pnie Sebastian. - S臋k w tym, 偶e nie mam najmniejszego poj臋cia, jaka jest tego przyczyna. Wiem tylko, 偶e na tym wieczorku Desiree dosta艂a jak膮艣 wiadomo艣膰, kt贸r膮 si臋 bardzo przej臋艂a, i 偶e od tej pory jest w stosunku do mnie bardzo ch艂odna.

- A tobie jej zachowanie oczywi艣cie si臋 nie podoba?

- Zgadza si臋, cioteczko, zupe艂nie mi si臋 nie podoba. - Sebastian da艂 kelnerowi znak, 偶eby dola艂 mu wina. - Nie przypominam sobie, abym pope艂ni艂 wobec niej jaki艣 nietakt, kt贸ry by j膮 do takiej pow艣ci膮gliwo艣ci upowa偶nia艂.

- Sebastianie, co dok艂adnie powiedzia艂a ci Desiree?

- Powiedzia艂a, 偶e wiadomo艣膰, kt贸r膮 dosta艂a, dotyczy艂a jej przyjaci贸艂ki, ale 偶e ona r贸wnie偶 jest ni膮 zaskoczona i bole艣nie dotkni臋ta.

- Ale nie wspomnia艂a, kim jest owa przyjaci贸艂ka?

- Nie.

- Czy nie przysz艂o ci na my艣l, 偶e m贸wi膮c o przyjaci贸艂ce, Desiree mog艂a mie膰 siebie na my艣li?

Sebastian spojrza艂 na ni膮 z niedowierzaniem.

- Ani przez chwil臋. W jakim celu mia艂aby zas艂ania膰 si臋 jak膮艣 przyjaci贸艂k膮 w rozmowie ze mn膮?

- Poniewa偶 kobiety cz臋sto tak robi膮. Wymy艣laj膮 drug膮 osob臋, kiedy nie chc膮 powiedzie膰 wprost, o co im chodzi. M贸wi膮 wtedy, 偶e to kto艣 z ich bliskich ma problem, gdy tymczasem to one same borykaj膮 si臋 z jakim艣 k艂opotem. - Lady Charlton wzi臋艂a n贸偶 i ukraja艂a cienki plasterek soczystego befsztyka. - Ja sama niejednokrotnie stosowa艂am t臋 metod臋.

Sebastian zmarszczy艂 brwi.

- Ciekawe, jak膮 wiadomo艣膰 otrzyma艂a Desiree, 偶e si臋 do tego stopnia zdenerwowa艂a? I kto j膮 przekaza艂?

- Nie odpowiem ci na to, Sebastianie; nie sp臋dzi艂am z ni膮 ca艂ego wieczoru. Prawd臋 m贸wi膮c, nie widzia艂am Desiree od chwili, kiedy posz艂a dla mnie po poncz.

Sebastian zastanawia艂 si臋 przez moment.

- Ile min臋艂o czasu od jej odej艣cia do momentu, kiedy przyszed艂em ci oznajmi膰, 偶e odwo偶臋 Desiree do domu?

- My艣l臋, 偶e jaki艣 kwadrans.

- Wobec tego niewykluczone, 偶e rozmawia艂a z kim艣 w trakcie tych kilkunastu minut.

- Chyba masz racj臋. Na tym przyj臋ciu by艂o bardzo du偶o go艣ci. Mog艂a m贸wi膰 z kimkolwiek.

- W艂a艣nie si臋 zastanawiam, ciociu Hannah - odpar艂 z namys艂em Sebastian. - Czy w domach, w kt贸rych bywasz z Desiree, wielu ludzi z ni膮 rozmawia? Ciebie oczywi艣cie wszyscy znaj膮 i wiedz膮, 偶e Desiree jest twoj膮 dam膮 do towarzystwa. Ale po艣r贸d os贸b, kt贸rym j膮 przedstawi艂a艣, ile, na przyk艂ad, podesz艂oby do niej i zacz臋艂o rozmow臋? Zw艂aszcza je偶eli mia艂a to by膰 rozmowa przykra i dotycz膮ca jej bliskiej przyjaci贸艂ki?

Lady Charlton wolno skin臋艂a g艂ow膮.

- Tak, Sebastianie, rozumiem do czego zmierzasz. Desiree na tym przyj臋ciu mog艂a rozmawia膰 tylko z osobami, kt贸re pozna艂a przeze mnie w Londynie. Ma艂o prawdopodobne, aby kt贸ra艣 z tych os贸b przekaza艂a jej jak膮艣 wstrz膮saj膮c膮 wiadomo艣膰. - Spojrza艂a na siostrze艅ca skonsternowana. - Ciekawe, kto to m贸g艂 by膰?

- Nie wiesz przypadkiem, czy lord Perry by艂 na przyj臋ciu? Widzia艂a艣 go w艣r贸d go艣ci?

- O m贸j Bo偶e. Teraz, kiedy o tym wspomnia艂e艣, przypominam sobie, 偶e faktycznie go widzia艂am - przyzna艂a z niepokojem Lady Charlton. - Przyszed艂 do艣膰 p贸藕no, ju偶 po wyst臋pie tenora, o ile si臋 nie myl臋 i zdaje si臋, 偶e raczej trzyma艂 si臋 na uboczu. Zgadzam si臋 z tob膮, 偶e to on m贸g艂 by膰 tym, kt贸ry tak zdenerwowa艂 Desiree. Na balu u lady Rumsden dosz艂am do niej, kiedy rozmawia艂a z lordem Perrym i jego ma艂偶onk膮. By艂o widoczne, 偶e ich towarzystwo bardzo j膮 kr臋puje. - Lady Charlton spojrza艂a przenikliwie na siostrze艅ca. - Czy oni si臋 przedtem znali?

- Tak jest. Desiree powiedzia艂a mi tego ranka, kiedy je藕dzili艣my konno po parku, 偶e pozna艂a lorda Perry'ego na pensji pani Guarding, gdzie uczy si臋 jego c贸rka. Tam jest zwyczaj przedstawiania wszystkich nauczycieli rodzicom uczennic na pocz膮tku nauki. Doda艂a, 偶e rozmawia艂a z nim tylko raz, ale wyczu艂am, 偶e nie darzy go specjaln膮 sympati膮.

- Ja te偶 zauwa偶y艂am, 偶e spotkanie z lordem Perrym i jego ma艂偶onk膮, wtedy na balu u lady Rumsden, bardzo zepsu艂o humor Desiree. A kiedy j膮 o to zapyta艂am, odpar艂a wprost, 偶e bardzo tego cz艂owieka nie lubi. Jest wi臋c ca艂kiem prawdopodobne, 偶e to w艂a艣nie lord Perry by艂 tym, kt贸ry j膮 zdenerwowa艂. Ciekawe tylko, co jej takiego powiedzia艂, 偶e prze偶y艂a to do tego stopnia.

Sebastian spos臋pnia艂 na twarzy.

- Nie wiem, ciociu, i je偶eli nie porozmawiam z Desiree, nigdy si臋 o tym nie dowiemy. W zwi膮zku z tym mam pewien pomys艂: Co by艣 powiedzia艂a na to, 偶eby urz膮dzi膰 u siebie uroczyst膮 kolacj臋 i opr贸cz mnie zaprosi膰 na ni膮 r贸wnie偶 Desiree?

- Mog臋 j膮 zaprosi膰, je偶eli sobie tego 偶yczysz, ale to wcale nie znaczy, 偶e ona przyjmie zaproszenie, kiedy si臋 dowie, 偶e ty przyjdziesz, Sebastianie.

- Zgodzi si臋, je偶eli powiesz, 偶e urz膮dzasz j膮 z okazji swoich urodzin.

- Ale, przecie偶 to nie - ach, ju偶 rozumiem - odpar艂a lady Charlton z domy艣lnym u艣miechem. - Chcesz, bym udawa艂a, 偶e to s膮 moje urodziny, poniewa偶 wiesz, 偶e w贸wczas nie odm贸wi.

- Tak膮 mam w艂a艣nie nadziej臋, cioteczko. A w gruncie rzeczy prawdziwa data twoich urodzin wcale nie jest taka odleg艂a. One wypadaj膮 ju偶 przecie偶 za trzy tygodnie i s膮dz臋, 偶e by艂oby s艂uszne uczci膰 w jaki艣 specjalny spos贸b tak膮 niezwyk艂膮 okazj臋.

- Dzi臋kuj臋, Sebastianie, wystarczy. Nie ma potrzeby informowa膰 ca艂ego 艣wiata o moim wieku. - Lady Charlton skin臋艂a na kelnera. - Grey, powiedz pani Clarke, 偶e jedzenie by艂o wy艣mienite. Co si臋 za艣 tyczy ciebie, Sebastianie, to owszem, postaram si臋, aby艣 mia艂 okazj臋 porozmawia膰 z Desiree. Ale uprzedzam, 偶e wszystkie zabiegi mog膮 si臋 na nic zda膰. Je偶eli ona rzeczywi艣cie 偶ywi do ciebie niech臋膰 i nie chce z tob膮 rozmawia膰, jak twierdzisz, to nie s膮dz臋, aby urodzinowa kolacja co艣 w tym wzgl臋dzie zmieni艂a na lepsze.

- Pani urodziny, lady Charlton? - Desiree rozja艣ni艂a si臋 na twarzy. - To cudownie. Zamierza je pani uczci膰 uroczyst膮 kolacj膮?

- Tak jest. Prawd臋 m贸wi膮c, jest to pomys艂 Sebastiana - wyja艣ni艂a lady Charlton. - On zazwyczaj wymy艣la z tej okazji co艣 szczeg贸lnego. W tym roku zaproponowa艂, aby艣my sp臋dzili moje urodziny w domu, w kameralnym nastroju, przy uroczystej kolacji we troje.

Desiree spos臋pnia艂a.

- We troje?

- Chyba nie my艣lisz, 偶e wy艂膮czy艂abym ciebie z tej uroczysto艣ci, Desiree - odpar艂a lady Charlton. Powiedzia艂a to tonem tak naturalnym, jak gdyby uczestnictwo damy do towarzystwa w rodzinnej kolacji by艂o rzecz膮 oczywist膮. - Nie wyobra偶am sobie urodzinowej uczty bez ciebie.

- Ale偶, milady.

- Sprawi艂aby艣 mi wielk膮 przykro艣膰, gdyby艣 odrzuci艂a zaproszenie.

Desiree poruszy艂a si臋 niespokojnie. Nie wiedzia艂a, jak powinna post膮pi膰. Cierp艂a na my艣l o tym, 偶e sp臋dzi ca艂y wiecz贸r w towarzystwie Sebastiana, ale 艣wiadomo艣膰, 偶e swoj膮 odmow膮 mog艂aby urazi膰 lady Charlton, by艂a dla niej tak samo niezno艣na. Zacna dama obchodzi urodziny i Desiree czu艂a si臋 zaszczycona faktem, 偶e zaprosi艂a j膮 na t臋 uroczysto艣膰. Trudno, prze偶yj臋 jako艣膰 obecno艣膰 Sebastiana podczas tego jednego wieczoru, uzna艂a.

B膮d藕 co b膮d藕, ile j膮 jeszcze czeka takich uroczysto艣ci, nim na zawsze opu艣ci Londyn i wyjedzie do hrabstwa York?

Wieczorem w dniu rzekomych urodzin ciotki Sebastian z fasonem zajecha艂 przed jej dom. Zatrzyma艂 zaprz臋g dobranych wed艂ug ma艣ci koni i rzuci艂 lejce stajennemu, polecaj膮c, aby 鈥瀘kry艂 konie derk膮鈥. Nast臋pnie zeskoczy艂 z wysokiego siedzenia, doszed艂 po czterech stopniach do frontowych drzwi i zapuka艂 w nie dyskretnie laseczk膮.

Ubrany by艂 stosownie do okazji, w doskonale skrojony czarny surdut, bia艂e satynowe bryczesy i czarne buty. Str贸j uzupe艂nia艂a elegancka, lecz prosta bi偶uteria, oraz szeroki krawat zawi膮zany z niedba艂膮 elegancj膮. Jednak偶e w momencie, kiedy s艂u偶膮cy otworzy艂 przed nim drzwi, Sebastian poczu艂 si臋 nagle nieswojo. Nie pami臋ta艂, by kiedykolwiek by艂 tak zdenerwowany jak w tej chwili. Nie wiedzia艂, czy jego plan, maj膮cy na celu nak艂onienie Desiree do zwierze艅, powiedzie si臋, i to odbiera艂o mu pewno艣膰 siebie.

Desiree znajdowa艂a si臋 w salonie, kiedy do niego wszed艂. Na jej widok serce drgn臋艂o mu gwa艂townie w piersi. Wygl膮da艂a ol艣niewaj膮co. Mia艂a na sobie sukni臋 z indyjskiego mu艣linu w bia艂ym kolorze, wyci臋t膮 w kwadrat przy szyi. Brzegi dekoltu i r膮bki sukni na dole wyko艅czone by艂y delikatnymi z艂otymi paciorkami. Lekko zadarty prz贸d ods艂ania艂 wytworne z艂oto - bia艂e pantofelki. Kr贸tkie bufiaste r臋kawy podkre艣la艂y urod臋 obna偶onych ramion. Splecione w warkocz w艂osy u艂o偶one by艂y na czubku g艂owy na kszta艂t korony. Wyczu艂 konsternacj臋 w jej g艂osie, kiedy wstaj膮c na jego widok, powiedzia艂a:

- Przyby艂 pan troch臋 przed czasem, milordzie. Lady Charlton nie jest jeszcze gotowa.

- Je艣li mam by膰 szczery, wcale mnie to nie martwi - odpar艂 Sebastian, przechodz膮c przez salon i staj膮c przed ni膮. - W twoim towarzystwie jestem got贸w czeka膰 na ni膮 bardzo d艂ugo.

Desiree zaczerwieni艂a si臋 jak piwonia.

- Nale偶y panu pogratulowa膰 udanego pomys艂u, milordzie. Uroczysta kolacja to doskona艂y spos贸b na uczczenie urodzin lady Charlton. Pa艅ska ciocia bardzo si臋 na ni膮 cieszy.

- Mi艂o mi to s艂ysze膰. - Sebastian skierowa艂 si臋 w stron臋 dwuosobowej sofy i ruchem r臋ki zaprosi艂 Desiree, by przy nim usiad艂a. Ona jednak zaj臋艂a miejsce w fotelu obok kominka. St艂umi艂 westchnienie i sam zasiad艂 na sofie. - Prawda jest taka, 偶e moja ciocia cieszy si臋 z ka偶dej okazji, kt贸ra pozwala jej napi膰 si臋 szampana, a urodziny s膮 w艂a艣nie jedn膮 z nich.

- U艣miechn膮艂 si臋. - Czy lubisz szampana, Desiree?

- M贸wi膮c szczerze, milordzie, nigdy nie mia艂am okazji go spr贸bowa膰. Moi rodzice nie pili szampana, a podczas ostatnich sze艣ciu lat nie by艂o wiele okazji do 艣wi臋towania.

Desiree nie zamierza艂a tymi s艂owami wywo艂a膰 w nim wsp贸艂czucia, lecz jedynie stwierdzi艂a fakt, i Sebastian tak te偶 je odebra艂. Zobaczy艂, 偶e Desiree rozgl膮da si臋 niespokojnie po pokoju, a potem nerwowym ruchem podnosi si臋 z krzes艂a.

- P贸jd臋 i sprawdz臋, dlaczego lady Charlton nie schodzi na d贸艂 - odezwa艂a si臋 w ko艅cu niepewnie.

- Zaczekaj, Desiree. - Sebastian zerwa艂 si臋 z sofy i podszed艂 do niej, nim zd膮偶y艂a doj艣膰 do drzwi. - Prosz臋, zosta艅, musz臋 z tob膮 pom贸wi膰.

- Nie mamy sobie nic do powiedzenia.

- Nieprawda. Od muzycznego wieczorku prawie si臋 do mnie nie odzywasz. Pami臋tasz, powiedzia艂a艣 mi wtedy, 偶e... otrzyma艂a艣 przykr膮 wiadomo艣膰 dotycz膮c膮 twojej przyjaci贸艂ki. Zastanawia艂em si臋 nad tym g艂臋boko przez jaki艣 czas i w ko艅cu doszed艂em do wniosku, 偶e nie chodzi艂o o twoj膮 przyjaci贸艂k臋, tylko o ciebie. Co wi臋cej, wydaje mi si臋, 偶e moja osoba ma z t膮 wiadomo艣ci膮 co艣 wsp贸lnego.

Desiree szybko odwr贸ci艂a wzrok.

- Sk膮d to przekonanie, milordzie?

- Poniewa偶 od tego czasu unikasz mnie, jak tylko mo偶esz - odpar艂 bez ogr贸dek Sebastian. - Odmawiasz, kiedy ci proponuj臋 przeja偶d偶k臋 konno po parku, i nie chcesz ze mn膮 rozmawia膰, a je偶eli ju偶 do jakiej艣 rozmowy dochodzi, to nasza konwersacja, cho膰 nienaganna w formie, jest w tre艣ci ca艂kowicie bezbarwna.

Desiree zaczerwieni艂a si臋 z oburzenia.

- Bezbarwna?

- Tak jest. A to jest zupe艂nie do ciebie niepodobne. Desiree. Nigdy przedtem taka nie by艂a艣.

- Nigdy taka nie by艂am - powt贸rzy艂a wolno Desiree. - Bez w膮tpienia musia艂 pan powzi膮膰 tak膮 opini臋 o mnie podczas naszego pierwszego spotkania, gdy zobaczy艂 mnie pan w jeziorku w lesie Steep.

Sebastian uni贸s艂 brwi ze zdziwieniem.

- A co nasze pierwsze spotkanie ma z tym wsp贸lnego? Wydawa艂o mi si臋, 偶e nie lubisz, kiedy poruszam ten temat.

- Owszem, tak rzeczywi艣cie by艂o, ale w tej chwili uwa偶am, 偶e powinni艣my o tym pom贸wi膰. - Desiree podesz艂a do kominka i stan臋艂a przed nim z wysoko uniesion膮 g艂ow膮 i splecionymi na piersiach r臋kami. - Lordzie Buckworth, co pan sobie o mnie pomy艣la艂, kiedy zobaczy艂 mnie pan tego pierwszego dnia w ubieg艂ym roku w jeziorku w lesie Steep?

- O co ci chodzi? Co mam rozumie膰 przez s艂owa, co ja o tobie my艣la艂em?

- S膮dzi艂am, 偶e wyrazi艂am si臋 dostatecznie jasno. Czy wzi膮艂 mnie pan wtedy za s艂u偶膮c膮 lub dojark臋? A mo偶e za kapry艣n膮 c贸rk臋 zamo偶nego szlachcica czy znudzon膮 siostr臋 szewca? - Desiree przechyli艂a g艂ow臋. - Za kogo mnie pan wzi膮艂? Kim si臋 panu wyda艂am?

Sebastian zmarszczy艂 brwi.

- Przyznaj臋, 偶e w贸wczas w og贸le si臋 nad tym nie zastanawia艂em. Pami臋tam, 偶e pomy艣la艂em tylko, 偶e jeste艣 pi臋kn膮 m艂od膮 kobiet膮 i 偶e chcia艂bym ci臋 bli偶ej pozna膰.

- Tak膮, kt贸r膮 chcia艂by pan widzie膰 w swoim 艂贸偶ku? Obcesowo艣膰 Desiree zaskoczy艂a Sebastiana.

- Wulgarno艣膰 zupe艂nie do ciebie nie pasuje, Desiree.

- A do pana nie pasuje k艂amstwo, lordzie Buckworth. By膰 mo偶e wyda艂am si臋 panu pi臋kn膮 m艂od膮 kobiet膮, ale czy jednocze艣nie nie pomy艣la艂 pan, 偶e jestem rozwi膮z艂a jak karczemna dziewka?

- W 偶adnym razie.

- To dlaczego kilka minut p贸藕niej, bez specjalnych zahamowa艅, zaproponowa艂 mi pan, abym zosta艂a pa艅sk膮 utrzymank膮? Czy tak膮 propozycj臋 robi si臋 porz膮dnej, dobrze wychowanej kobiecie? Pa艅ska opinia o mnie nie musia艂a by膰 w贸wczas zbyt pochlebna.

Ciemne brwi Sebastiana zbieg艂y si臋 na czole w pos臋pn膮 lini臋.

- W porz膮dku, przyznaj臋, w贸wczas nie mia艂em poj臋cia, 偶e jeste艣 wnuczk膮 baroneta.

- Prawda jest taka, 偶e pan nic o mnie nie wiedzia艂, lordzie Buckworth. Wiedzia艂 pan tylko, 偶e jestem m艂od膮 kobiet膮, kt贸ra ch臋tnie p艂ywa w ustronnym miejscu. Na tej podstawie oceni艂 pan stopie艅 mojej moralno艣ci.

- W og贸le nie ocenia艂em niczego.

- Czy偶by? Dlaczego zatem po powrocie do Londynu rozpowiada艂 pan wszystkim wok贸艂, jak膮 to pan prze偶y艂 ciekaw膮 przygod臋 podczas pobytu na wsi? Opowiada艂 pan, 偶e w lesie Steep spotka艂 pan atrakcyjn膮 m艂od膮 kobiet臋, kt贸ra p艂ywa艂a nago w le艣nym jeziorku i nie by艂a od tego, 偶eby si臋 z ni膮 zabawi膰?

Pytanie by艂o tak nieoczekiwane i zaskakuj膮ce, 偶e Sebastian na chwil臋 straci艂 mow臋. Nie by艂 w stanie wykrztusi膰 ani s艂owa. Dlaczego rozpowiada艂 wszystkim wok贸艂? O czym, do licha, ta dziewczyna m贸wi? Nie powiedzia艂 nikomu, co si臋 wydarzy艂o owego dnia w jeziorku w lesie Steep. A ju偶 na pewno nie dawa艂 nikomu do zrozumienia, 偶e si臋 z ni膮 zabawia艂.

- Desiree, nie mam poj臋cia, o czym m贸wisz.

- Zaprzecza pan, 偶e zwierzy艂 si臋 pan komu艣 z naszego spotkania nad jeziorkiem? - zapyta艂a wyzywaj膮co.

- Tak jest, zaprzeczam. - W momencie gdy to powiedzia艂, rozja艣ni艂o mu si臋 w g艂owie. Do diab艂a, rzeczywi艣cie wspomina艂 o tym jednemu ze znajomych. By艂 nim lord Hutchings, kt贸rego zawsze uwa偶a艂 za dobrego przyjaciela i kogo艣, komu mo偶na bez obaw wyjawi膰 sprawy bardziej osobistej natury.

Jak si臋 okazuje, s膮dz膮c po tym, co m贸wi艂a Desiree, powiernik zawi贸d艂 jego zaufanie.

- To prawda, rzeczywi艣cie powiedzia艂em o tym jednej osobie, ale jedynie w kilku s艂owach i nigdy nie wspomnia艂em o...

- Niech mi pan oszcz臋dzi szczeg贸艂贸w, lordzie Buckworth - przerwa艂a mu spokojnie, lecz stanowczo Desiree. - Wiem ju偶 wszystko, co chcia艂am wiedzie膰. Mo偶e pan wreszcie zrozumie, dlaczego pana unikam. Z oczywistych wzgl臋d贸w jest to temat, na kt贸ry wola艂abym nie dyskutowa膰. A teraz, je偶eli nie ma pan nic przeciwko temu, przeprosz臋 lady Charlton i p贸jd臋 do swego...

- Czy to ty, Sebastianie? Wydawa艂o mi si臋, 偶e s艂ysz臋 tw贸j g艂os - odezwa艂a si臋 lady Charlton, wchodz膮c do salonu. - Wybacz, 偶e kaza艂am ci czeka膰, ale przyszed艂e艣 za wcze艣nie.

- Musn臋艂a wargami jego policzek i spojrza艂a na niego znacz膮co. - Mam nadziej臋, 偶e panna Nash zadba艂a o to, aby艣 si臋 nie nudzi艂.

- Naturalnie, ciociu - odpar艂 pos臋pnie Sebastian. - Bardzo mi艂o si臋 nam gaw臋dzi艂o.

- To dobrze. Panno Nash, pi臋knie pani wygl膮da dzi艣 wiecz贸r - stwierdzi艂a z uznaniem lady Charlton. - Trzeba przyzna膰, 偶e pani Abernathy to naprawd臋 艣wietna krawcowa. Mo偶e nie odznacza si臋 takim polotem jak madame Felice, ale z pewno艣ci膮 wie, w czym jest pani do twarzy.

Sebastian domy艣la艂 si臋, 偶e jego ciotka pr贸buje roz艂adowa膰 wyczuwaln膮 w salonie atmosfer臋 napi臋cia, i by艂 jej za to wdzi臋czny. Widzia艂 min臋 Desiree i przeczuwa艂, 偶e dziewczyna ma ogromn膮 ochot臋 wzi膮膰 nogi za pas i uciec z pokoju. Tylko pojawienie si臋 Granta, kt贸ry oznajmi艂, 偶e podano do sto艂u, powstrzyma艂o j膮 od urzeczywistnienia tego zamiaru.

- 艢wietnie - stwierdzi艂a z ulg膮 lady Charlton. - Wobec tego chod藕my je艣膰.

Kolacja by艂a udana prawie pod ka偶dym wzgl臋dem. St贸艂 wabi艂 oczy wykwintn膮 zastaw膮, a posi艂ek, sk艂adaj膮cy si臋 z pi臋ciu eleganckich i pi臋knie udekorowanych da艅, z dodatkiem wyszukanych win i uwie艅czony na koniec mro偶onym szampanem, smakowa艂 wy艣mienicie. Tr贸jka nobliwie wygl膮daj膮cych, elegancko ubranych biesiadnik贸w znakomicie wsp贸艂gra艂a z t膮 sceneri膮.

Jedynym dysonansem by艂o widoczne skr臋powanie i ch艂贸d panuj膮cy mi臋dzy dwiema osobami z tej tr贸jki.

Desiree, wytr膮cona z r贸wnowagi wcze艣niejsz膮 rozmow膮 z Sebastianem, nie odzywa艂a si臋 prawie zupe艂nie. Unika艂a jego wzroku i rozmawia艂a z nim tylko wtedy, kiedy grzeczno艣膰 czyni艂a to nieodzownym. Tak rozpaczliwie pragn臋艂a, aby insynuacje lorda Perry'ego okaza艂y si臋 k艂amstwem! Tak chcia艂a wierzy膰 w niewinno艣膰 Sebastiana. Chocia偶 nie mia艂a ku temu specjalnych podstaw, niemniej 艂udzi艂a si臋, 偶e to kto艣 inny, a nie on rozni贸s艂 po Londynie wiadomo艣膰 o jej wyprawach do odludnego jeziorka. Desiree podejrzewa艂a przedtem, 偶e m贸g艂 to zrobi膰 lord Perry; dobrze wiedzia艂a, 偶e ten cz艂owiek nie cofnie si臋 przed k艂amstwem, je偶eli to mu pomo偶e w osi膮gni臋ciu celu.

Teraz jednak zrozumia艂a, 偶e na pr贸偶no si臋 艂udzi艂a. Sebastian zapytany wprost, nie potrafi艂 odeprze膰 zarzut贸w. Potwierdzi艂, 偶e wspomnia艂 o ich spotkaniu w lesie innej osobie. I w艂a艣ciwie dopiero kiedy si臋 do tego przyzna艂, Desiree zrozumia艂a, co to jest prawdziwe upokorzenie. Usi艂owa艂a oczywi艣cie nie pokaza膰 nic po sobie i zachowywa膰 si臋 mo偶liwie swobodnie ze wzgl臋du na lady Charlton; nie chcia艂a zepsu膰 jej urodzinowej kolacji. Wyczuwa艂a jednak, 偶e napi臋cie istniej膮ce mi臋dzy ni膮 a Sebastianem skutecznie psuje uroczysty nastr贸j przy stole.

Jedyn膮 pociech膮 by艂a wiadomo艣膰, 偶e Sebastian wyje偶d偶a. Gdy dowiedzia艂a si臋 do kogo, nie艂atwo jej przysz艂o zachowa膰 oboj臋tn膮 min臋.

- Przykro mi, ale nie b臋d臋 m贸g艂 i艣膰 z wami na bal do lady Chambray, ciociu Hannah - odpowiedzia艂 Sebastian, gdy lady Charlton zwr贸ci艂a si臋 do niego z tak膮 pro艣b膮. - Wybieram si臋 do hrabstwa Hertford. Lord Mackenzie urz膮dza polowanie. Wyje偶d偶am jutro i nie b臋dzie mnie przez ca艂y tydzie艅.

- Przez tydzie艅? Wielki Bo偶e, Sebastianie, jak ja i panna Nash wytrzymamy tak d艂ugo bez ciebie?

- My艣l臋, 偶e ca艂kiem dobrze - odpar艂 przeci膮gle Sebastian. - Zw艂aszcza panna Nash.

- M贸wisz g艂upstwa. Obydwie b臋dziemy za tob膮 t臋skni艂y, drogi, ch艂opcze - o艣wiadczy艂a lady Charlton.. - Za to ty, 艣miem twierdzi膰, b臋dziesz si臋 bawi艂 doskonale. Przypuszczam, 偶e b臋dzie tam tak偶e lady Alice i inne damy.

Sebastian przytkn膮艂 serwetk臋 do warg.

- Nie mam poj臋cia, czy lord Mackenzie zaprasza jakie艣 damy, czy nie, cioteczko. Zwa偶ywszy, 偶e ma to by膰 polowanie, raczej w膮tpi臋.

- Przecie偶 nie b臋dziecie polowa膰 przez dwadzie艣cia cztery godziny, Sebastianie - zauwa偶y艂a lady Charlton. - Jestem przekonana, 偶e cz臋艣膰 nie偶onatych pan贸w b臋dzie bardzo zadowolona, je偶eli znajd膮 si臋 tam r贸wnie偶 i damy.

- Nie wiem, jakie s膮 pragnienia innych zaproszonych d偶entelmen贸w, cioteczko, ale je偶eli o mnie chodzi, licz臋 g艂贸wnie na m臋skie towarzystwo. T臋skni臋 za d艂u偶sz膮 powa偶niejsz膮 rozmow膮 w gronie m臋偶czyzn. Czuj臋 si臋 w艣r贸d nich swobodniej ni偶 w otoczeniu kobiet.

Ta uwaga zamkn臋艂a temat. Niemniej w nieuchwytny spos贸b wp艂yn臋艂a ujemnie na od艣wi臋tny nastr贸j przy stole i przy艣pieszy艂a koniec kolacji. Po odej艣ciu od sto艂u Sebastian odm贸wi艂 wypicia z damami porto, tylko odprowadzi艂 je do salonu, a nast臋pnie po偶egna艂 si臋 i wyszed艂. Zanim to uczyni艂, poprosi艂 Desiree o chwil臋 rozmowy.

- Desiree, chc臋 z tob膮 pom贸wi膰.

- Nie mamy sobie nic do powiedzenia.

- Przeciwnie, jest du偶o do om贸wienia. Nie mam poj臋cia, sk膮d si臋 u ciebie wzi臋艂o to 艣mieszne przekonanie, 偶e jakoby rozpowiada艂em po londy艅skich klubach, i偶 widzia艂em ci臋 k膮pi膮c膮 si臋 nago w le艣nym jeziorku. Wszak to jest oczywista nieprawda. Przecie偶 nawet nie wiedzia艂em, jak si臋 nazywasz...

- Lordzie Buckworth, prosz臋 - wyrzek艂a udr臋czonym g艂osem Desiree. - Powiedzia艂am ju偶 przedtem, 偶e to nie ma 偶adnego znaczenia, i prosz臋 mi wierzy膰, 偶e tak naprawd臋 jest.

Z艂o ju偶 si臋 sta艂o. Nic, cokolwiek pan teraz powie lub zrobi, nie zdo艂a zmieni膰 sytuacji.

Sebastian zacisn膮艂 wargi ze zniech臋ceniem. Do licha, dlaczego ona nie chce go wys艂ucha膰? Musz膮 przecie偶 o tym porozmawia膰. On musi dowiedzie膰 si臋 dok艂adnie, co si臋 sta艂o, aby p贸藕niej zastanowi膰 si臋, jak naprawi膰 wyrz膮dzon膮 krzywd臋. Niestety, wiedzia艂, 偶e teraz nie jest na to odpowiedni czas. Wyraz twarzy Desiree, jej spojrzenie m贸wi艂y mu, 偶e odgrodzi艂a si臋 od niego murem niech臋ci, a na dodatek czu艂 na sobie wzrok obserwuj膮cej ich z rogu pokoju ciotki. Przyjdzie jednak pora, 偶e otrzyma odpowied藕 na swoje pytanie.

- Dobrze, niech tak b臋dzie, Porozmawiamy po moim powrocie, panno Nash - o艣wiadczy艂 mocnym g艂osem. - To za powa偶na sprawa, aby zostawi膰 j膮 nierozwi膮zan膮. A teraz 偶ycz臋 pani dobrej nocy.

Desiree wyda艂o si臋, 偶e ci臋偶ar, kt贸ry przez ca艂y wiecz贸r ugniata艂 jej serce, uciska teraz ca艂e cia艂o. Oto widzi go po raz ostatni i niezale偶nie od tego, co mi臋dzy nimi zasz艂o, kocha go w dalszym ci膮gu. Z ca艂ej duszy pragn臋艂a przed艂u偶y膰 chwile rozstania, nasyci膰 si臋 widokiem Sebastiana i umie艣ci膰 jego obraz w pami臋ci, tak jak umieszcza si臋 kwiat mi臋dzy stronicami ksi膮偶ki, by go m贸c potem wyjmowa膰 ju偶 w zasuszonym stanie i ogl膮da膰 a偶 do 艣mierci.

- Mam nadziej臋, 偶e... uda si臋 panu wizyta w hrabstwie Hertford, lordzie Buckworth.

- Te偶 mam tak膮 nadziej臋. Moim zdaniem 偶ycie w mie艣cie jest o wiele bardziej nerwowe ni偶 na wsi. Dobranoc, panno Nash, dobranoc, ciociu Hannah.

- Dobranoc, Sebastianie, m贸j drogi - odpowiedzia艂a ze swego miejsca w rogu salonu lady Charlton. Zaczeka艂a, a偶 drzwi si臋 za nim zamkn膮, po czym rzek艂a: - Dzi臋ki Bogu, ze sp臋dzi ten tydzie艅 z lordem Mackenziem. Ostatnio by艂 jaki艣 dziwnie przygaszony, a i dzi艣 wiecz贸r humor te偶 niezbyt mu dopisywa艂. M贸wi膮c mi臋dzy nami, zaczynam podejrzewa膰, 偶e Sebastian ukrywa co艣 przede mn膮. Ma jaki艣 problem, o kt贸rym nie chce mi powiedzie膰 - doda艂a, obrzucaj膮c Desiree bacznym spojrzeniem. - Idzie pani do siebie, moja droga?

- Tak. Czuj臋 si臋 troch臋 zm臋czona, lady Charlton - odpar艂a Desiree, unikaj膮c jej wzroku. - My艣l臋, 偶e to z powodu szampana.

Lady Charlton spojrza艂a na ni膮 z rozbawieniem.

- Ale偶 wypi艂a艣 zaledwie p贸艂 kieliszka, moja droga. Cho膰 przyznaj臋, 偶e dla kogo艣, tak nienawyk艂ego do alkoholu jak ty, wystarczy ma艂y kieliszek, aby poczu膰 go w g艂owie. Dobranoc, moja droga, 艣pij dobrze.

Desiree skin臋艂a g艂ow膮 i cicho wysz艂a z salonu. Kiedy apatycznym krokiem wchodzi艂a po schodach na g贸r臋, pomy艣la艂a o tym, jaka to ironia, 偶e lady Charlton zwr贸ci艂a si臋 do niej w ko艅cu po imieniu, podczas gdy Sebastian tak ostentacyjnie m贸wi do niej teraz per panna Nash.

Jad膮c do siebie do domu, w powozie, Sebastian raz jeszcze wr贸ci艂 my艣l膮 do s艂贸w Desiree. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 z irytacj膮 i niedowierzaniem. Pomy艣le膰 tylko, 偶e takie ma艂o znacz膮ce wydarzenie, jak przygoda nad jeziorkiem w lesie Steep, wr贸ci艂o do niego jak bumerang po wielu miesi膮cach i gmatwa mu teraz 偶ycie. Kiedy ubieg艂ego roku, po kr贸tkim pobycie w Bredington, wr贸ci艂 do Londynu i opowiedzia艂 lordowi Hutchingsowi o m艂odej kobiecie, kt贸r膮 tam spotka艂, nigdy by mu do g艂owy nie przysz艂o, 偶e rok p贸藕niej b臋dzie 偶a艂owa艂, 偶e nie trzyma艂 j臋zyka za z臋bami.

Sebastian si臋gn膮艂 pami臋ci膮 wstecz, do swej rozmowy z lordem Hutchingsem, usi艂uj膮c odtworzy膰 jej przebieg. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie powiedzia艂 mu nic, co mog艂oby zaszkodzi膰 opinii Desiree. Przecie偶 praktycznie wiedzia艂 o niej tylko tyle, 偶e jej rodzice nie 偶yj膮 i 偶e jest niezam臋偶na. Nawet mu si臋 nie przedstawi艂a. By艂a po prostu spotkan膮 przypadkowo pi臋kn膮 m艂od膮 kobiet膮, bardzo inteligentn膮 na dodatek, z kt贸r膮 podczas kr贸tkiej wsp贸lnej k膮pieli w krystalicznych wodach le艣nego jeziorka bardzo przyjemnie mu si臋 rozmawia艂o.

Sebastian przyznawa艂 jednak ze skruch膮, 偶e prawda wygl膮da艂a nieco inaczej. Sytuacja wtedy by艂a dla niego z pewno艣ci膮 znacznie przyjemniejsza ni偶 dla Desiree. Teraz, kiedy wiedzia艂, jak膮 krzywd臋 jej wyrz膮dzi艂, pr贸bowa艂 wczu膰 si臋 w jej 贸wczesny stan ducha i wyobrazi膰 sobie jej za偶enowanie, kiedy spostrzeg艂a, 偶e obcy m臋偶czyzna ogl膮da j膮 w bieli藕nie. Mokra koszula stanowi艂a niewielk膮 ochron臋 przed jego ciekawskim wzrokiem, a on sam, jak dobrze widzia艂a, cieszy艂 si臋 wyra藕nie z tego, co pod ni膮 zobaczy艂. Czy rzeczywi艣cie opowiada艂 o tym zdarzeniu przyjacielowi w taki lubie偶ny spos贸b, jak my艣la艂a Desiree?

Nie, Sebastian by艂 przekonany, 偶e tak nie by艂o. Tym bardziej 偶e ju偶 wtedy poczu艂 do niej sympati臋. By艂o w niej co艣, co go uj臋艂o ju偶 na tym pierwszym etapie ich znajomo艣ci. Tak wi臋c, je偶eli ta b艂aha historyjka zyska艂a taki sensacyjny posmak, to osob膮, kt贸ra g艂贸wnie ponosi za to win臋, jest lord Hutchings. To on, z sobie tylko znanych powod贸w, pu艣ci艂 j膮 w obieg po londy艅skich klubach - mimo i偶 proszono go o zachowanie tajemnicy - i na dodatek, dla wzmocnienia efektu, nieprzyzwoicie j膮 ubarwi艂. Sebastian przyrzek艂 sobie nigdy mu tego nie zapomnie膰. Lord Hutchings nadu偶y艂 jego zaufania, a teraz Bogu ducha winna dziewczyna ponosi konsekwencje jego niedyskrecji.

Sebastiana nurtowa艂o jeszcze jedno pytanie, kt贸re domaga艂o si臋 wyja艣nienia. Uwa偶a艂 je za kluczowe dla ca艂ej sprawy. Sk膮d Hutchings dowiedzia艂 si臋 imienia i nazwiska Desiree? Przecie偶 tego wieczora, kiedy opowiada艂 mu o swej przygodzie w lesie Steep, sam r贸wnie偶 go nie zna艂. W jaki wi臋c spos贸b intryguj膮ca nieznajoma z jego opowie艣ci zosta艂a powi膮zana z osob膮 Desiree?

Czy to mo偶liwe, 偶e on nie by艂 jedynym m臋偶czyzn膮, kt贸ry zna艂 pi臋kn膮 Desiree Nash ze Steep Abbot?

Desiree poinformowa艂a lady Charlton o swym wyje藕dzie dwa dni p贸藕niej.

- Chcesz wyjecha膰? - powt贸rzy艂a jej s艂owa niemile zaskoczona dama. - Dlaczego, moja droga? Wydawa艂o mi si臋, 偶e jest ci tutaj dobrze.

- Jest mi tutaj jak w raju, ale to ze wzgl臋du na pani膮 musz臋 wyjecha膰. Nie mog臋 d艂u偶ej nadu偶ywa膰 pani uprzejmo艣ci.

- Mojej uprzejmo艣ci? Co za nonsensy wygadujesz, Desiree. Pracujesz u mnie, a ja ci za to p艂ac臋. To nie jest uprzejmo艣膰, to interes.

- Pani robi dla mnie wi臋cej, ni偶 wymaga umowa, i obie wiemy o tym dobrze - odpar艂a mi臋kko Desiree. - Przyj臋艂a mnie pani pod sw贸j dach, kiedy pani kuzyn zmieni艂 plany i szuka艂 dla mnie nowego miejsca. Zaproponowa艂a mi te偶 pani posad臋, dzi臋ki kt贸rej nie musia艂am b艂膮ka膰 si臋 ju偶 dalej po 艣wiecie. Nazywa mnie pani swoj膮 dam膮 do towarzystwa i p艂aci za m贸j czas, ale nie traktuje mnie pani jak s艂u偶膮cej. A poza tym, lady Charlton, obie dobrze wiemy, 偶e pani nie jest potrzebna dama do towarzystwa. Ma pani mn贸stwo przyjaci贸艂 i wystarczy, 偶e pani kiwnie palcem, a zbiegnie si臋 t艂um kandydat贸w do pani r臋ki. Pani wcale nie potrzebuje damy do towarzystwa.

Lady Charlton westchn臋艂a.

- To prawda, co m贸wisz, Desiree, 偶e nie potrzebuj臋 damy do towarzystwa, niemniej musz臋 wyzna膰, 偶e bardzo ci臋 polubi艂am. Kiedy prosz臋, aby艣 zosta艂a, m贸wi臋 to powa偶nie. Dobrze si臋 przy tobie czuj臋, moja droga.

- Dzi臋kuj臋, lady Charlton. Pobyt w pani domu to jeden z najprzyjemniejszych okres贸w w moim 偶yciu. Ale nie mog臋 w dalszym ci膮gu tak pani wykorzystywa膰. Jestem przekonana, 偶e wkr贸tce zyska pani nowego cz艂onka rodziny - jak膮艣 pi臋kn膮 m艂od膮 dam臋, z kt贸r膮 si臋 pani zaprzyja藕ni. Lord Buckworth mo偶e wr贸ci膰 z hrabstwa Hertford z wiadomo艣ci膮, 偶e si臋 zar臋czy艂.

Lady Charlton spojrza艂a na ni膮 przenikliwie.

- Desiree, nie mog臋 oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e tw贸j nag艂y zamiar, aby mnie opu艣ci膰, ma co艣 wsp贸lnego z Sebastianem. Je偶eli to prawda, to mam nadziej臋, 偶e mi o tym powiesz.

- To nie ma nic wsp贸lnego z lordem Buckworthem, lady Charlton - odpar艂a Desiree z nadziej膮, 偶e B贸g wybaczy jej to k艂amstwo. - Przecie偶 wiemy obydwie, 偶e moja praca u pani to zwyk艂a fikcja. Ja nie mog臋 z czystym sumieniem korzysta膰 z pani wielkoduszno艣ci. Pani p艂aci mi za co艣, co, gdybym mia艂a wyb贸r, z przyjemno艣ci膮 robi艂abym bez pieni臋dzy. To jest wszystko, o czym chcia艂am pani膮 poinformowa膰, opr贸cz tego, 偶e wyje偶d偶am nazajutrz z samego rana.

Lady Charlton posmutnia艂a.

- Tak wcze艣nie?

- Niestety, tak. Musz臋 stawi膰 si臋 w nowym miejscu pod koniec tygodnia.

Lady Charlton by艂a tak poruszona, 偶e nie potrafi艂a znale藕膰 s艂贸w.

- Mo偶e mi przynajmniej powiesz, dok膮d si臋 udajesz? Czy to jest gdzie艣, gdzie b臋dziemy mogli ci臋 odwiedza膰?

Desiree nie chcia艂a ujawnia膰 zbyt du偶o szczeg贸艂贸w, powiedzia艂a wi臋c tylko:

- Jad臋 do hrabstwa York, milady. Dosta艂am posad臋 guwernantki w rodzinie, gdzie s膮 dwie dziewczynki.

- Guwernantki? - Lady Charlton spojrza艂a na ni膮 ze zdziwieniem. - My艣la艂am, 偶e nie odpowiada ci tego typu zaj臋cie. Odrzuci艂a艣 ju偶 przecie偶 podobn膮 propozycj臋.

- Rodzina, do kt贸rej jad臋, jest zupe艂nie inna. Z tego co opowiada艂 mi lord Buckworth, dom jego przyjaci贸艂 nie by艂 dla mnie odpowiednim miejscem.

- Czy to utytu艂owani ludzie?

- Nie, ale wydaj膮 si臋 dosy膰 zamo偶ni.

- Daj臋 g艂ow臋, 偶e to jaka艣 kupiecka rodzina - zauwa偶y艂a lekcewa偶膮co lady Charlton. - No c贸偶, skoro 偶adne moje perswazje nie s膮 w stanie ci臋 przekona膰, by艣 zmieni艂a zdanie, nie pozostaje mi nic innego, jak po偶egna膰 si臋 z tob膮 i 偶yczy膰 ci powodzenia. - Wsta艂a i przycisn臋艂a usta do policzka Desiree. - Niemniej, b臋d臋 za tob膮 bardzo t臋skni艂a.

- Ja te偶 b臋d臋 t臋skni艂a za pani膮, lady Charlton.

- Uwa偶aj na siebie, moja droga.

- B臋d臋 uwa偶a艂a na siebie, milady.

- Pami臋taj, aby si臋 ciep艂o ubiera膰. W tamtych stronach zimy bywaj膮 ostre i bardzo bym si臋 zmartwi艂a, gdyby do mnie dosz艂o, 偶e zapad艂a艣 na zdrowiu. 呕ycz臋 sobie tak偶e, aby艣 zabra艂a ze sob膮 wszystkie rzeczy, kt贸re ci da艂am. Tutaj nie mia艂abym i tak komu ich ofiarowa膰, poniewa偶 nie s膮 to stroje dla s艂u偶by. By艂oby mi przykro, gdyby艣 pojawi艂a si臋 w domu swych nowych pracodawc贸w w sukniach nieodpowiednich dla twego stanowiska. Zap艂ac臋 ci tak偶e pe艂n膮 miesi臋czn膮 ga偶臋, poniewa偶 do ko艅ca zosta艂o ju偶 tylko kilka dni. Desiree poczu艂a, 偶e wzruszenie 艣ciskaj膮 za gard艂o.

- To za wiele, lady Charlton. Nie mog臋 przyj膮膰 pe艂nej zap艂aty i jednocze艣nie zabra膰 wszystkich ubra艅. Na pewno znajdzie si臋 kto艣, na kogo b臋d膮 pasowa艂y.

- Nie ma takiej osoby - uci臋艂a kr贸tko lady Charlton. - We藕 je ze sob膮, Desiree. Prosz臋. Postanowi艂a艣 zosta膰 guwernantk膮, trudno. Nie chc臋 jednak, aby twoi nowi pa艅stwo pos膮dzali mnie o sk膮pstwo. No i rzecz jasna, dam ci dla nich ode mnie list polecaj膮cy.

Dobro膰 lady Charlton wzruszy艂a Desiree do 艂ez.

- Dzi臋kuj臋, milady. Za... wszystko.

- Je偶eli b臋dziesz jeszcze czego艣 potrzebowa膰, wystarczy kr贸tki list - powiedzia艂a na koniec lady Charlton. - A je偶eli b臋dzie ci tam 藕le, pami臋taj, 偶e w ka偶dej chwili mo偶esz do mnie wr贸ci膰. W moim domu znajdzie si臋 dla ciebie miejsce.

Dla Desiree by艂o to bardzo krzepi膮ce zapewnienie, ale wiedzia艂a, 偶e droga do domu lady Charlton jest ju偶 dla niej na zawsze zamkni臋ta. Nigdy tu nie wr贸ci. Poniewa偶 to nie przez wzgl膮d na lady Charlton stara艂a si臋 o now膮 prac臋. To nie przed ni膮 ucieka艂a.

ROZDZIA艁 DZIESI膭TY

Sebastian wr贸ci艂 do Londynu w wyj膮tkowo kiepskim nastroju, aczkolwiek nie bardzo rozumia艂 dlaczego. Tydzie艅 min膮艂 mu bardzo przyjemnie. Sp臋dzi艂 go w hrabstwie Hertford, wiejskiej posiad艂o艣ci lorda Mackenziego, na polowaniu i rozmowach z grup膮 zaprzyja藕nionych sympatycznych d偶entelmen贸w. Wiecz贸r w towarzystwie lady Alice i kilku jej m艂odych przyjaci贸艂ek, kt贸re zaprosi艂a na wie艣 na ten tydzie艅, r贸wnie偶 nale偶a艂 do udanych.

Dlaczego wi臋c czu艂 si臋 tak sm臋tnie i widzia艂 艣wiat w czarnych kolorach?

By膰 mo偶e to w艂a艣nie 贸w wiecz贸r sp臋dzony z lady Alice by艂 przyczyn膮 z艂ego nastroju, pomy艣la艂 Sebastian, wst臋puj膮c na schody prowadz膮ce do lokalu White'a. By艂a to kompletna strata czasu. Prawd臋 m贸wi膮c, 偶adna z wytwornych m艂odych dam, kt贸re tam spotka艂, nie wywar艂a na nim wi臋kszego wra偶enia. Wci膮偶 natomiast widzia艂 przed sob膮 par臋 b艂yszcz膮cych zielonych oczu, kt贸re u艣miecha艂y si臋 do niego z le艣nego jeziorka i s艂ysza艂 s艂odki koj膮cy g艂os, cytuj膮cy aforyzmy Arystotelesa i Machiavellego...

- Sebastianie - us艂ysza艂 za sob膮 czyj艣 g艂os - co za przyjemna niespodzianka. Nie przypuszcza艂em, 偶e ci臋 dzisiaj tu spotkam.

Sebastian odwr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂 id膮cego w jego stron臋 Thomasa Burtona, jedynego ze swoich bli偶szych przyjaci贸艂.

- Thomasie, mi艂o ci臋 widzie膰.

- By艂em na wsi. Wr贸ci艂em w tym tygodniu. Zd膮偶y艂em przywita膰 si臋 z kilkoma znajomymi, kiedy ciebie zobaczy艂em. Jeste艣 z kim艣 um贸wiony na kolacj臋?

Sebastian zawaha艂 si臋. Zamierza艂 wst膮pi膰 tylko na drinka, zanim pojedzie do Mayfair, ale po namy艣le doszed艂 do wniosku, 偶e lepiej od艂o偶y膰 wizyt臋 u ciotki do jutra. Nie mia艂 nastroju do rozmowy z Desiree ani do zabawiania lady Charlton.

Najlepiej zrobi, je偶eli odwiedzi je jutro rano.

- Nie jestem z nikim um贸wiony - odpar艂. - Wracam w艂a艣nie z hrabstwa Hertford. Postanowi艂em wst膮pi膰 tutaj po drodze na ma艂ego drinka, ale skoro ju偶 si臋 spotkali艣my, to ch臋tnie zjem z tob膮 kolacj臋.

- 艢wietnie. Mam dla ciebie sensacyjn膮 wiadomo艣膰. Sebastian spojrza艂 na przyjaciela z domy艣lnym u艣miechem.

- Czy to ma co艣 wsp贸lnego z m艂od膮 dam膮, w towarzystwie kt贸rej tak cz臋sto ci臋 ostatnio widywa艂em?

- Zgad艂e艣 - odpowiedzia艂 Thomas, gdy ju偶 zasiedli przy stoliku. - Sprawa przedstawia si臋 nast臋puj膮co. W艂a艣nie dzi艣 po po艂udniu poprosi艂em o r臋k臋 pann臋 Dean i zosta艂em przyj臋ty!

- Doprawdy? A czy jej ojciec wyrazi艂 zgod臋?

- Tak, i nawet nas pob艂ogos艂awi艂. 艢lub za miesi膮c. Ty, m贸j drogi przyjacielu, jeste艣 pierwszym, kt贸ry si臋 o tym dowiaduje.

- Wobec tego pozw贸l, 偶e b臋d臋 pierwszym, kt贸ry ci z艂o偶y gratulacje - o艣wiadczy艂 z niek艂aman膮 serdeczno艣ci膮 Sebastian. - Panna Dean wygra艂a prawdziwy los na loterii.

- Wr臋cz przeciwnie, mnie si臋 wydaje, 偶e to ja jestem szcz臋艣ciarzem. Tobie r贸wnie偶 偶ycz臋, aby艣 spotka艂 kobiet臋, kt贸ra uczyni艂aby ci臋 chocia偶 w po艂owie tak szcz臋艣liwym, jak mnie panna Dean.

Sebastian u艣miechn膮艂 si臋, ale w jego oczach nie by艂o weso艂o艣ci.

- Tak. By艂oby dobrze, aby艣my wszyscy mieli takie szcz臋艣cie.

- A dlaczego nie? Czy nikt dotychczas nie zdoby艂 twego serca? S艂ysza艂em pog艂oski o tobie i czaruj膮cej lady Alice. Czy w tym celu pojecha艂e艣 do hrabstwa Hertford?

Sebastian potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Moja wizyta nie mia艂a nic wsp贸lnego z konkurami, Thomasie. Pojecha艂em tam na polowanie. Przyznaj臋, 偶e przez jaki艣 czas zamierza艂em ubiega膰 si臋 o r臋k臋 lady Alice, ale po tym jak j膮 bli偶ej pozna艂em, doszed艂em do wniosku, 偶e nie pasujemy do siebie.

- Nie pasujecie? Dobry Bo偶e, Sebastianie, to przecie偶 bardzo sympatyczna m艂oda dama. Jest na tyle urodziwa, 偶e zadowoli pr贸偶no艣膰 ka偶dego m臋偶czyzny, a na dodatek posa偶na. Czego wi臋cej mo偶na pragn膮膰?

Mi艂o艣ci, pomy艣la艂 Sebastian, kiedy wstali od sto艂u po sko艅czonej kolacji i udali si臋 na poszukiwanie wygodniejszych krzese艂. Mi艂o艣ci i szacunku, zar贸wno ze strony 偶ony, jak i m臋偶a. Pragn膮艂 kobiety, kt贸ra by mu stworzy艂a prawdziwy ciep艂y dom, kobiety, z kt贸r膮 by pragn膮艂 i艣膰 do 艂贸偶ka co noc, a rankiem budzi艂 si臋 jeszcze bardziej w niej zakochany. Kobiety z 偶arem w oczach i nami臋tno艣ci膮 w duszy.

Kobiety takiej jak ta, kt贸ra bra艂a jego serce w posiadanie w taki spos贸b, 偶e brak艂o mu si艂y, aby zignorowa膰 to uczucie, i mocy, 偶eby si臋 mu przeciwstawi膰.

- Witaj, Buckworth, widz臋, 偶e ju偶 wr贸ci艂e艣 ze wsi - doszed艂 go drwi膮cy g艂os od pobliskiego stolika. - Czy klimat ci tam s艂u偶y艂, a towarzystwo odpowiada艂o?

Sebastian zesztywnia艂 na d藕wi臋k tego g艂osu. Odwr贸ci艂 si臋 do pytaj膮cego z nieruchom膮 twarz膮.

- Znacznie bardziej ni偶 obecne towarzystwo. Ale, jak przypuszczam, nie jeste艣 tym zaskoczony.

Lord Perry roze艣mia艂 si臋, si臋gaj膮c po kieliszek. Otacza艂a go grupa kilku przyjaci贸艂, z kt贸rych ka偶dy by艂 ju偶 pod dobr膮 dat膮. Lord Perry jednak sprawia艂 wra偶enie stosunkowo trze藕wego.

- Wiesz, Buckworth, nigdy nie mog艂em zrozumie膰, dlaczego kobiety uwa偶aj膮, 偶e jeste艣 taki czaruj膮cy. Mnie osobi艣cie nigdy nic si臋 w tobie nie podoba艂o.

- Nawet nie masz poj臋cia, z jak膮 ulg膮 przyj膮艂em twoje s艂owa - odpar艂 Sebastian. - Zastanawia mnie jednak, w jakim celu mnie zaczepi艂e艣?

- Prawd臋 m贸wi膮c, to by艂 pomys艂 Jacksona - odpowiedzia艂 lord Perry. - Rozmawiali艣my w艂a艣nie o walorach niekt贸rych co pi臋kniejszych i bardziej poci膮gaj膮cych m艂odych dam i on doszed艂 do wniosku, 偶e dobrze by艂oby zasi臋gn膮膰 r贸wnie偶 i twojej opinii.

- Przykro mi, ale wol臋 zachowa膰 swoje zdanie dla siebie.

- Nawet je偶eli chodzi o pann臋 Desiree Nash? Nast膮pi艂 moment nieprzyjemnej ciszy. Sebastian pierwszy przerwa艂 milczenie.

- Nie rozumiem doprawdy, dlaczego w艂膮czasz osob臋 panny Nash do tej dyskusji. To m艂oda warto艣ciowa kobieta, kt贸ra obecnie pracuje u mojej ciotki w charakterze jej damy do towarzystwa. Je偶eli masz co艣 innego na my艣li...

- Prawd臋 m贸wi膮c, opowiada艂em przyjacio艂om o twoim pierwszym spotkaniu z pann膮 Nash w Steep Abbot w ubieg艂ym roku. - Lord Perry z u艣miechem rozpar艂 si臋 w krze艣le. - Relacjonowa艂em im szczeg贸艂y sielankowej sceny nad ustronnym le艣nym jeziorkiem. Jestem zaskoczony, s艂ysz膮c, 偶e si臋 wyra偶asz o niej tak pochlebnie, okre艣laj膮c j膮 jako wytworn膮 m艂od膮 kobiet臋. Z tego, co m贸wi艂 Hutchings, wywnioskowa艂em, 偶e mia艂e艣 okazj臋 widzie膰 j膮 w stanie, w jakim j膮 Pan B贸g stworzy艂. Dlaczego, jak s膮dzisz, fatygowa艂em si臋 tak cz臋sto do Steep Abbot w owym czasie?

Sebastian zacisn膮艂 usta w w膮sk膮 lini臋.

- Nie zamierzam komentowa膰 niczego, co powiedzia艂 Hutchings, poniewa偶, jak s膮dz臋, wymy艣li艂 sobie w艂asn膮 wersj臋 tego wydarzenia. A je艣li chodzi o twoje wizyty w Steep Abbot, to przypuszczam, 偶e je藕dzi艂e艣 ze wzgl臋du na c贸rk臋, kt贸ra, jak mi wiadomo, uczy si臋 tam na pensji. Ciekaw jestem, Perry, jednej rzeczy. Sk膮d wiesz, 偶e dana, o kt贸rej rozmawia艂em z Hutchingsem, to w艂a艣nie panna Nash? - zapyta艂 zdradliwie 艂agodnym tonem. - Wprawdzie nie pami臋tam dok艂adnie wszystkich szczeg贸艂贸w naszej rozmowy, ale jedno wiem na pewno - nie poda艂em mu jej nazwiska.

- Jak wspomnia艂em, Buckworth, je藕dzi艂em do艣膰 cz臋sto do Steep Abbot i od pocz膮tku zwr贸ci艂em uwag臋 na pann臋 Nash. Moja c贸rka donios艂a mi r贸wnie偶, 偶e panna Nash lubi w wolnym czasie chodzi膰 do lasu nad jeziorko, aby w nim pop艂ywa膰. Nietrudno wi臋c by艂o skojarzy膰 sobie te dwie osoby. Jednak偶e to ty rozpowiedzia艂e艣 o szczeg贸艂ach waszego spotkania nad wod膮 w lesie i z tej to racji nale偶y ci si臋 ode mnie szczeg贸lne podzi臋kowanie. - Lord Perry spojrza艂 na niego znacz膮co. - To da艂o mi prawo do nadziei, 偶e m艂oda kobieta, kt贸ra lubi w pogodne dni pop艂ywa膰 sobie nago w jeziorku, b臋dzie r贸wnie偶 ch臋tna do figl贸w w przybrze偶nej trawie.

- Spokojnie, Sebastianie - uspokaja艂 Thomas, gdy Sebastian zerwa艂 si臋 z krzes艂a i z gro藕n膮 min膮 post膮pi艂 do przodu. - Nie chc臋, aby艣 wdawa艂 si臋 w b贸jk臋 z cz艂owiekiem niewartym twego czasu ani zachodu.

Lord Perry skierowa艂 wzrok na m艂odego towarzysza Sebastiana.

- Radz臋 ci nie wtr膮ca膰 si臋 do naszej rozmowy, Burton. Chyba 偶e jeste艣 przyjacielem owej m艂odej damy i masz na jej temat co艣 do powiedzenia.

- Nie znam jej, ale fakt, 偶e jest ona znajom膮 lorda Buckwortha, stanowi dla mnie wystarczaj膮cy pow贸d, aby jej broni膰 - odpowiedzia艂 sucho Thomas.

Lord Perry prychn膮艂 pogardliwie.

- Jaka szkoda, 偶e nie wszyscy twoi przyjaciele s膮 tak wobec ciebie lojalni, Buckworth. Gdyby tak by艂o, nie musia艂by艣 teraz broni膰 na ka偶dym kroku honoru panny Nash. A skoro ju偶 o tym m贸wimy, czy nadal chcesz, aby Desiree zosta艂a twoj膮 utrzymank膮? W przeciwnym razie ja ch臋tnie si臋 ni膮 zajm臋. Od dawna ju偶 nosz臋 si臋 z takim zamiarem.

Burton musia艂 u偶y膰 ca艂ej swej niema艂ej si艂y, aby powstrzyma膰 Sebastiana od rzucenia si臋 na przeciwnika.

- Odejd藕 st膮d, Sebastianie! - nalega艂 uporczywie. - Zaszkodzisz sobie, wdaj膮c si臋 w walk臋 w tym miejscu.

- Trzymaj si臋 od niej z daleka, Perry! - ostrzeg艂 go chrapliwym g艂osem Sebastian. - Panna Nash nigdy nie b臋dzie niczyj膮 utrzymank膮, a ju偶 z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie twoj膮. Czy wyra偶am si臋 jasno?

Lord Perry rozczapierzy艂 palce przed jego twarz膮 i roze艣mia艂 si臋 drwi膮co.

- Nie dziwi臋 si臋, 偶e jeste艣 taki wyczulony na jej punkcie. Mia艂em okazj臋 sp臋dzi膰 kilka chwil sam na sam z Desiree i doskonale rozumiem ka偶dego m臋偶czyzn臋, kt贸ry pr贸buje stawa膰 w jej obronie.

Tym razem nawet Burton nie by艂 w stanie powstrzyma膰 przyjaciela. Sebastian rzuci艂 si臋 do przodu i przez st贸艂 z艂apa艂 Perry'ego za gard艂o, nim ktokolwiek by艂 w stanie go powstrzyma膰.

- A teraz, pos艂uchaj mnie, ty arogancki draniu - wycedzi艂 przez zaci艣ni臋te z臋by Sebastian. - Je偶eli tylko us艂ysz臋, 偶e pr贸bowa艂e艣 spotka膰 si臋 z pann膮 Nash, po偶a艂ujesz, 偶e kiedykolwiek opuszcza艂e艣 Londyn. A je偶eli si臋 dowiem, 偶e mimo moich ostrze偶e艅, napastowa艂e艣 j膮 w jaki艣 spos贸b, zadusz臋 ci臋 go艂ymi r臋kami.

Sebastian wiedzia艂, 偶e jego gro藕ba osi膮gn臋艂a skutek. Lord Perry poblad艂 na twarzy jak p艂贸tno, chocia偶 nadal usi艂owa艂 robi膰 dobr膮 min臋 do z艂ej gry. Nikt przy stoliku nie stan膮艂 w jego obronie.

Sebastian, zadowolony z efektu, pchn膮艂 m臋偶czyzn臋 z powrotem na krzes艂o, po czym odwr贸ci艂 si臋 do niego plecami z odraz膮.

Kiedy ju偶 znale藕li si臋 z dala od miejsca konfliktu, Thomas uj膮艂 Sebastiana pod rami臋.

- Sebastianie, zastan贸w si臋 dobrze nad tym, co powiedzia艂e艣 dzi艣 wieczorem. Nie znam panny Nash, ale je偶eli jest to kobieta lekkiego prowadzenia...

- Przesta艅 gada膰 g艂upstwa, Thomasie. Jest nie mniej wytworn膮 dam膮 ni偶 twoja narzeczona, panna Dean. To tylko niefortunny zbieg okoliczno艣ci sprawi艂, 偶e znajduje si臋 w tej chwili w takim a nie innym po艂o偶eniu.

- Skoro jest tak, jak m贸wisz, to je偶eli nie chcesz uchodzi膰 za rzecznika tej pani, powiniene艣 bardziej zwa偶a膰 na swoje s艂owa - kontynuowa艂 Thomas 艂agodnym g艂osem. - S艂ysz膮c, w jaki spos贸b jej broni艂e艣, trudno oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e...

- Wra偶eniu, 偶e co? - warkn膮艂 Sebastian.

- 呕e ci... na tej m艂odej kobiecie zale偶y. Uwaga by艂a zbyt bliska prawdy, by mog艂a Sebastianowi si臋 spodoba膰. Podobnie jak i fakt, 偶e nie mia艂 ani jednego argumentu, by udowodni膰 jej nies艂uszno艣膰.

Wkr贸tce po sprzeczce z lordem Perrym Sebastian opu艣ci艂 lokal White'a i pojecha艂 do ciotki. Czu艂 potrzeb臋 porozmawiania z Desiree. Czas najwy偶szy, aby raz na zawsze wyja艣ni膰 wszystkie dziel膮ce ich nieporozumienia. Podczas pobytu w hrabstwie Hertford zrozumia艂 wiele rzeczy, a wydarzenia dzisiejszego wieczoru dokona艂y reszty, uk艂adaj膮c mu si臋 w klarowny obraz, kt贸rego istotnym elementem by艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e on, lord Buckworfh, zakocha艂 si臋 Desiree Nash.

Tak, kocha艂 j膮. Sebastian nie ukrywa艂 ju偶 d艂u偶ej przed sob膮 tego faktu. By膰 mo偶e po raz pierwszy w 偶yciu przyzna艂 si臋 do uczucia, u偶ywaj膮c w tym celu a偶 tylu s艂贸w. Wiedzia艂 r贸wnie偶, 偶e ju偶 od d艂u偶szego czasu czu艂 pod艣wiadomie, 偶e kocha Desiree. Nie by艂 pewien, w kt贸rym momencie zrodzi艂a si臋 w nim ta mi艂o艣膰, ale podejrzewa艂, 偶e sta艂o si臋 to w ubieg艂ym roku, w chwili gdy wyzywaj膮cym tonem powiedzia艂a, 偶e on nie zas艂uguje na to, by zosta艂a jego kochank膮. A wszystko co si臋 mi臋dzy nimi wydarzy艂o, sprawi艂o jedynie, 偶e jeszcze bardziej j膮 pokocha艂.

Teraz nadszed艂 czas, aby jej o tym powiedzie膰. Zastanawia艂 si臋 przez moment, jak jego ciotka przyjmie tak膮 wiadomo艣膰, ale nie bardzo wierzy艂, aby nadmiernie z tego powodu rozpacza艂a. Lady Charlton lubi艂a Desiree, kt贸ra, b膮d藕 co b膮d藕, nie pochodzi艂a z byle jakiej rodziny - by艂a rodzon膮 wnuczk膮 sir George'a Owensa, starego londy艅skiego arystokraty.

Niestety, jak si臋 okaza艂o, Sebastianowi nie by艂o dane zobaczy膰 si臋 z kobiet膮, kt贸r膮 kocha艂, i wyzna膰 jej mi艂o艣膰. Kiedy zajecha艂 do domu ciotki, dowiedzia艂 si臋, 偶e osoba, kt贸ra sta艂a si臋 dla niego tak wa偶na, kobieta, kt贸ra znaczy艂a dla niego wi臋cej ni偶 ktokolwiek inny na 艣wiecie - spakowa艂a swoje rzeczy i na zawsze wyjecha艂a z Londynu!

Desiree nie czu艂a si臋 dobrze w hrabstwie York. Banksburgh House sta艂 w艣r贸d dolin na zboczu targanego wichrami pag贸rka, w p贸艂nocnych rejonach hrabstwa. Godzina jazdy powozem dzieli艂a posiad艂o艣膰 od najbli偶szej wsi. Widok z frontowego okna by艂 do艣膰 przyjemny, ale sam dom wygl膮da艂 odpychaj膮co. Ciemny brzydki dw贸r sprawi艂 na Desiree przygn臋biaj膮ce wra偶enie po jasnych przestronnych wn臋trzach eleganckiej londy艅skiej rezydencji lady Charlton. Podobnie te偶 by艂o z osobowo艣ci膮 w艂a艣ciciela domu - melancholijnego pana Clyde'a oraz jego 偶ony.

Trzeba te偶 doda膰, 偶e w pomieszczeniach Banksburgh House rzadko rozlega艂 si臋 艣miech. Jedynym jasnym punktem, w sk膮din膮d ponurym obrazie, by艂a m艂odsza z dw贸ch dziewczynek powierzonych opiece Desiree. Panna Sarah Clyde. czterolatka, by艂a najs艂odszym dzieckiem, z jakim Desiree mia艂a kiedykolwiek do czynienia. Jej starsza, trzynastoletnia siostra, Caroline, mia艂a jednak zupe艂nie inny charakter. By艂a rozpuszczona do niemo偶liwo艣ci wskutek nadmiernej pob艂a偶liwo艣ci matki, kt贸ra jej ulega艂a i spe艂nia艂a wszystkie zachcianki i kaprysy. Niestety, ilekro膰 Desiree pr贸bowa艂a j膮 ukara膰, dziewczynka za ka偶dym razem bieg艂a ze skarg膮 do matki, kt贸ra, z kolei, informowa艂a sucho Desiree, 偶e jej obowi膮zkiem jest uczy膰 jej dzieci, a nie je wychowywa膰. W rezultacie, Desiree bardzo szybko zrozumia艂a, jak wielki pope艂ni艂a b艂膮d, przyjmuj膮c t臋 posad臋.

W danej chwili jednak niewiele mog艂a na to poradzi膰. Nie mog艂a zwr贸ci膰 si臋 do lady Charlton i prosi膰, aby przyj臋艂a j膮 z powrotem. Zreszt膮 i tak by nie wr贸ci艂a, nawet gdyby mia艂a tak膮 mo偶liwo艣膰. Problem, kt贸ry zmusi艂 j膮 do wyjazdu z Londynu, pozosta艂 i na jego rozwi膮zanie nie by艂o 偶adnej nadziei. Sebastian w dalszym ci膮gu b臋dzie odwiedza艂 ten dom, ilekro膰 przyjdzie mu na to ochota, i nadal b臋dzie si臋 do niej u艣miecha艂 w ten charakterystyczny, czaruj膮cy spos贸b, kt贸ry przyprawia艂 j膮 o szybsze bicie serca.

A jednak w g艂臋bi duszy Desiree czai艂a si臋 nadzieja, nieuzasadniona i naiwna, 偶e przyjdzie dzie艅, kiedy Sebastian u艣wiadomi sobie, 偶e ona jest kim艣 wi臋cej ni偶 tylko m艂od膮 poci膮gaj膮c膮 kobiet膮, kt贸ra ch臋tnie p艂ywa w le艣nym jeziorku. Zabra艂 ow膮 kobiet臋 do Londynu, by zrobi膰 z niej sw膮 utrzymank臋, i zmieni艂 zamiar dopiero wtedy, gdy powiedzia艂a, z jakiej pochodzi rodziny.

Desiree wiedzia艂a jednak, 偶e jest ma艂o prawdopodobne, by jej nadzieja kiedykolwiek si臋 zi艣ci艂a. Sebastian na pewno jest ju偶 zar臋czony z lady Alice Mackenzie. Lady Charlton te偶 o niej zapomnia艂a, zaj臋ta przygotowaniami do ich 艣lubu. Rado艣膰, 偶e jej ukochany Sebastian wreszcie si臋 o偶eni i ustatkuje, z pewno艣ci膮 poch艂ania wszystkie my艣li dostojnej damy.

To ostatnie, bardziej ni偶 wszystkie inne wzgl臋dy, sprawi艂o ze Desiree pogodzi艂a si臋 ostatecznie ze swoj膮 egzystencj膮 w Banksburgh House, My艣l o alternatywie, o codziennym widywaniu Sebastiana, s艂uchania go, jak m贸wi o kobiecie, kt贸r膮 kocha, oraz o nadchodz膮cym 艣lubie, uczyni艂aby jej 偶ycie koszmarem po stokro膰 bardziej niezno艣nym ni偶 rola guwernantki w pos臋pnym domu sk膮pego pana Clyde'a i jego 偶ony.

- Czy naprawd臋 nie wspomnia艂a, dok膮d si臋 udaje? - Sebastian spojrza艂 na ciotk臋 i ponownie przeci膮gn膮艂 r臋kami po w艂osach, mierzwi膮c je jeszcze bardziej. - Musia艂a ci przecie偶 co艣 powiedzie膰.

- Sebastianie, przecie偶 ju偶 m贸wi艂am, 偶e Desiree nie poda艂a mi adresu. O艣wiadczy艂a tylko, 偶e jedzie do jakiej艣 bogatej rodziny w hrabstwie York, gdzie dosta艂a posad臋 guwernantki. Nie chcia艂am by膰 nachalna i nie dopytywa艂am si臋 zbytnio, poniewa偶 by艂o widoczne, 偶e nie chce zdradzi膰 szczeg贸艂贸w.

- Gzy obieca艂a napisa膰 list?

- Nie, m贸j drogi, nic nie obieca艂a. Oczywi艣cie, mam nadziej臋, 偶e da znak 偶ycia, ale nie spodziewam si臋, aby to nast膮pi艂o szybko. Sebastianie, widz臋, 偶e wyjazd Desiree bardzo ci臋 poruszy艂. - Lady Charlton zmru偶y艂a z zamy艣leniem oczy. - Dlaczego jej zmiana pracy tak ci臋 zdenerwowa艂a?

- Poniewa偶 to ja jestem tym, kt贸ry postawi艂 j膮 w trudnej sytuacji - odpar艂 ponuro Sebastian. - Przecie偶 to by艂 m贸j pomys艂, aby j膮 艣ci膮gn膮膰 do Londynu, a teraz to przeze mnie musia艂a go opu艣ci膰.

- Dlaczego przez ciebie? Desiree powiedzia艂a mi, 偶e wyje偶d偶a dlatego, 偶e nie chce nadu偶ywa膰 mojej dobroci. Twierdzi艂a, 偶e p艂ac臋 jej za du偶o jak na prac臋, kt贸r膮 u mnie wykonuje, i 偶e traktuj臋 j膮 bardziej jak przyjaci贸艂k臋 ni偶 rzeczywist膮 dam臋 do towarzystwa. Tak faktycznie by艂o. Rzeczywi艣cie by艂am jej przyjaci贸艂k膮 - przyzna艂a sm臋tnie lady Charlton. - Nie mog艂am post臋powa膰 inaczej. Polubi艂am Desiree i chcia艂am jej pom贸c.

A ja j膮 kocham, pomy艣la艂 z rozpacz膮 Sebastian. A teraz ona odesz艂a. Przez niego, przez jego niedyskrecj臋 opu艣ci艂a Londyn.

Co on ma teraz pocz膮膰? Jak, na mi艂o艣膰 bosk膮, odnale藕膰 m艂od膮 kobiet臋, kt贸ra wyra藕nie przed nim uciek艂a? Mog艂a pojecha膰 do kt贸rej艣 z licznych ma艂ych wiosek rozrzuconych po dolinach tej pag贸rkowatej ziemi. Mog艂a r贸wnie偶 zatrudni膰 si臋 u jakiej艣 zamo偶niejszej rodziny w wi臋kszym skupisku ludzkim takim jak Sheffield lub Wakefield na po艂udniu, czy Middlesborough lub Northallerton na p贸艂nocy. Mog艂a nawet osi膮艣膰 w samym kameralnym mie艣cie York. W jaki spos贸b mia艂 j膮 w takich warunkach odnale藕膰?

Sk膮d ma zacz膮膰 poszukiwania, kt贸re b臋d膮 szukaniem przys艂owiowej ig艂y w stogu siana?

ROZDZIA艁 JEDENASTY

Sebastian wyruszy艂 do hrabstwa York nazajutrz rano. Nie powiedzia艂 nikomu, dok膮d wyje偶d偶a, chocia偶 podejrzewa艂, 偶e jego ciotka domy艣la si臋 celu podr贸偶y. Odk膮d wr贸ci艂 z hrabstwa Hertford, przygl膮da艂a mu si臋 z dziwnym wyrazem w oczach, ale Sebastian nie zwraca艂 na to uwagi. Got贸w by艂 nawet, gdyby go zapyta艂a, czy czuje co艣 do Desiree, wyzna膰 jej bez namys艂u ca艂膮 prawd臋. Ot, po prostu, ujawni艂by to wcze艣niej, ni偶 planowa艂.

Je偶eli, pomy艣la艂, dojdzie do tego kiedykolwiek.

Nic dziwnego, 偶e podr贸偶 na p贸艂noc ci膮gn臋艂a si臋 w niesko艅czono艣膰. Sebastian wytyczy艂 plan podr贸偶y i stara艂 si臋 go 艣ci艣le przestrzega膰. Po drodze zatrzymywa艂 si臋 w znanych sobie przydro偶nych zajazdach i gospodach. W ka偶dej z nich wypytywa艂 o to samo. Pomimo to, kiedy przyby艂 do Kettlewell, w pobli偶u Skipton, mia艂 ju偶 serdecznie do艣膰 tego w臋drowania od jednej gospody do drugiej. Zatrzyma艂 si臋 w miejscowym zaje藕dzie, gdzie od razu skierowa艂 si臋 do kontuaru. Po drodze ostentacyjnie wyjmowa艂 sakiewk臋 z kieszeni.

- Chcia艂bym zasi臋gn膮膰 informacji - odezwa艂 si臋 na tyle g艂o艣no, aby w艂a艣ciciel gospody go us艂ysza艂.

T臋gi m臋偶czyzna o czerwonej twarzy spojrza艂 na ci臋偶k膮 sakiewk臋 Sebastiana i 艂akomie obliza艂 wargi.

- S艂ucham, milordzie, o jakie informacje panu chodzi? Czego pan szuka?

- Szukam m艂odej kobiety. Przyjecha艂a mniej wi臋cej tydzie艅 temu. - Sebastian demonstracyjnie otworzy艂 woreczek z pieni臋dzmi i wyj膮艂 z niego monet臋. - Ma jasnobr膮zowe w艂osy, zielone oczy i jest bardzo 艂adna. Czy przypomina pan sobie kogo艣 o takim wygl膮dzie?

Karczmarz wymownie przewr贸ci艂 oczami.

- Nie przypominam sobie, abym widzia艂 jak膮艣 m艂od膮 pani膮, kt贸ra by odpowiada艂a pa艅skiemu opisowi, milordzie, chocia偶 przez moj膮 gospod臋 przewija si臋 wiele go艣ci, nie wy艂膮czaj膮c dam. Musz臋 si臋 g艂臋biej zastanowi膰.

Widz膮c, o co m臋偶czy藕nie chodzi, Sebastian wyci膮gn膮艂 drug膮 monet臋.

- Ta dama jecha艂a do wielkiego dworu, gdzie mia艂a obj膮膰 posad臋 guwernantki. Jej chlebodawcy to przypuszczalnie zamo偶ni ludzie.

- Teraz sobie przypominam. Tak, rzeczywi艣cie go艣ci艂a u mnie dama, kt贸ra przyby艂a do pracy w tych okolicach - odrzek艂 z namys艂em w艂a艣ciciel zajazdu. Postuka艂 si臋 palcem w policzek. - Nie wiem tylko, do kt贸rej z tutejszych rodzin jecha艂a.

- Nie? To wielka szkoda. - Sebastian zacz膮艂 zamyka膰 sakiewk臋. - Mia艂em zamiar dobrze zap艂aci膰 za wiadomo艣膰 o tej damie.

- Prosz臋 jeszcze chwilk臋 zaczeka膰, milordzie, zaraz...

- Czy jest pan got贸w zap艂aci膰 ka偶demu za informacj臋, milordzie? - zapyta艂a nagle m艂oda kobieta. - Przypominam sobie pani膮, kt贸rej wygl膮d odpowiada艂 pa艅skiemu opisowi. By艂a tutaj w zesz艂ym tygodniu.

Sebastian odwr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂 stoj膮c膮 za jego plecami mniej wi臋cej osiemnastoletni膮 dziewczyn臋. By艂a uderzaj膮co 艂adna. Odznacza艂a si臋 r贸wnie偶 jak膮艣 艂agodno艣ci膮 i wdzi臋kiem, kt贸re dziwnie nie pasowa艂y do tego obskurnego i niechlujnego miejsca. Twarz jednak zaczyna艂a powoli traci膰 艣wie偶o艣膰 pierwszej m艂odo艣ci, a r臋ce by艂y czerwone i szorstkie od pracy.

- Widzia艂a艣 j膮?

- Tak, milordzie. W艂a艣ciciel gospody zmarszczy艂 si臋 z niezadowoleniem.

- Nikt si臋 ciebie nie pyta艂, moja Jenny. Wracaj do kuchni. Czeka tam stos naczy艅 do mycia.

- Nie, chwileczk臋. - Sebastian zatrzyma艂 dziewczyn臋, gdy odwraca艂a si臋 z zamiarem odej艣cia. - Wynagrodz臋 ka偶dego, kto powie mi co艣 o tej pani. - Uj膮艂 r臋k臋 dziewczyny i w艂o偶y艂 dwie monety w jej d艂o艅.

- A teraz powiedz mi, co wiesz. Jenny zerkn臋艂a niepewnie na m臋偶czyzn臋, stoj膮cego za kontuarem, a nast臋pnie na pieni膮dze i nerwowo przygryz艂a doln膮 warg臋.

- M艂oda dama, podobna do tej, kt贸r膮 pan nam opisa艂, milordzie, odwiedzi艂a nasz zajazd w ubieg艂ym tygodniu. Nie zabawi艂a d艂ugo. Przys艂ano po ni膮 konie.

- Kto po ni膮 przyjecha艂?

- Jeden ze s艂u偶膮cych z Banksburgh House. Przyjecha艂 dwuko艂ow膮 bryczk膮.

Sebastian wydoby艂 kolejn膮 monet臋 z woreczka.

- A gdzie znajduje si臋 Banksburgh House, Jenny?

- Tej informacji to ju偶 ja mog臋 udzieli膰, milordzie - odezwa艂 si臋 pospiesznie karczmarz. - Da艂 pan naszej Jenny wi臋cej pieni臋dzy, ni偶 widzia艂a w 偶yciu. Wystarczy jej to, co dosta艂a.

- Czy pan jest jej ojcem?

- Nie, ale ona s艂u偶y u mnie blisko cztery lata, wi臋c traktuj臋 j膮 prawie jak c贸rk臋.

Sebastian nie zwraca艂 na niego uwagi i wcisn膮艂 kolejn膮 monet臋 do r臋ki dziewczyny.

- Jenny? Oczy dziewczyny zaokr膮gli艂y si臋 z wra偶enia. Nie mog艂a uwierzy膰 swemu szcz臋艣ciu.

- Trzeba jecha膰 drog膮, milordzie, prosto, a nast臋pnie skr臋ci膰 w lewo przy Miller's Cross. Banksbufgh House to wielka posiad艂o艣膰. Wida膰 j膮 z drogi bardzo dobrze. - A kto jest jej w艂a艣cicielem?

- Pan Clyde. Maj膮 dwie c贸rki, starsz膮 Caroline oraz m艂odsz膮 Sarah. To dla nich w艂a艣nie pani Clyde wynaj臋艂a guwernantk臋.

Sebastianowi te informacje wystarcza艂y w zupe艂no艣ci. Schowa艂 sakiewk臋 do kieszeni, wyci膮gn膮艂 kart臋 wizytow膮 i wcisn膮艂 j膮 Jenny do r臋ki.

- Dzi臋kuj臋 ci. Dostarczy艂a艣 mi bardzo cennych informacji. Zawsze b臋d臋 twoim d艂u偶nikiem. Gdyby艣 kiedykolwiek znalaz艂a si臋 w potrzebie - Sebastian zerkn膮艂 wymownie na karczmarza - to zapewniam ci臋, 偶e mo偶esz liczy膰 na moj膮 pomoc. Tu masz m贸j adres. Rozumiesz mnie?

Jenny spojrza艂a na wizyt贸wk臋. Zaskoczenie odbi艂o si臋 na jej twarzy, gdy przeczyta艂a wydrukowane na niej nazwisko.

- Tak jest, milordzie.

- To dobrze. Ilekro膰 b臋d臋 t臋dy przeje偶d偶a艂, wst膮pi臋 i zapytam o twoje zdrowie - doda艂, kieruj膮c ponownie wzrok na stoj膮cego przy niej kr臋pego m臋偶czyzn臋. Nast臋pnie, zadowolony, 偶e zrobi艂, co m贸g艂, by odwdzi臋czy膰 si臋 dziewczynie, odwr贸ci艂 si臋 i opu艣ci艂 zajazd, kieruj膮c si臋 stron臋 Banksburgh House.

Po po艂udniu na dworze znacznie si臋 ociepli艂o i Desiree postanowi艂a zabra膰 swoje podopieczne na spacer, aby si臋 troch臋 rozerwa艂y. Granty wok贸艂 Banksburgh House by艂y zadziwiaj膮co bogate w ro艣linno艣膰, zwa偶ywszy na ja艂owo艣膰 tutejszej gleby. Desiree cz臋sto si臋 po nich przechadza艂a, docieraj膮c a偶 do najdalszych zak膮tk贸w posiad艂o艣ci. By艂a to dla niej jedyna okazja, aby uciec przed dominuj膮c膮 osobowo艣ci膮 pani Clyde.

Na szcz臋艣cie stosunki Desiree z reszt膮 domownik贸w u艂o偶y艂y si臋 dobrze. Zarz膮dzaj膮ca domem pani Hagerty, niewiasta o surowej twarzy, okaza艂a si臋 nie tylko sympatyczna, ale nawet przyjacielska i og贸lnie 偶ycie w Banksburgh House p艂yn臋艂o spokojnie. Niemniej sparta艅ski pokoik w domu pa艅stwa Clyde'贸w nie da艂 si臋 w 偶aden spos贸b por贸wna膰 z komfortem i elegancj膮 sypialni w rezydencji lady Charlton. Jej pi臋kne stroje r贸wnie偶 si臋 tutaj nie przyda艂y. Pani Clyde poleci艂a Desiree ubiera膰 si臋 skromnie i w tym celu ofiarowa艂a jej nawet dwie codzienne praktyczne sukienki - jedn膮 w kolorze szarym, a drug膮 w br膮zowym.

Desiree wydawa艂o si臋 chwilami, 偶e znalaz艂a si臋 znowu w szkole pani Guarding.

W tej to w艂a艣nie szarej sukni napotka艂 j膮 tego popo艂udnia Sebastian. Zobaczy艂 Desiree i jej dwie podopieczne z powozu, zupe艂nie przypadkowo, kiedy jecha艂 d艂ug膮 poln膮 drog膮. Zamiast zajecha膰 najpierw do dworu, przedstawi膰 si臋 pani domu i poprosi膰 o pozwolenie zobaczenia si臋 z guwernantk膮, kaza艂 zatrzyma膰 pojazd na zboczu i poszed艂 pieszo przez 艂膮k臋, do miejsca, w kt贸rym sta艂a Desiree.

- Dzie艅 dobry - odezwa艂 si臋 Sebastian, zdejmuj膮c z g艂owy b艂yszcz膮cy czarny cylinder i k艂aniaj膮c si臋 przed ni膮 nisko.

- G艂ow臋 daj臋, 偶e nie spodziewa艂a艣 si臋 ujrze膰 mnie jeszcze kiedykolwiek.

Desiree zaniem贸wi艂a z wra偶enia, kiedy zobaczy艂a go id膮cego przez 艂膮k臋 w jej kierunku. Teraz, z wysi艂kiem dobywaj膮c z siebie g艂os, powiedzia艂a:

- Lord Buckworth. Tak, przyznaj臋, 偶e jestem bardzo... zaskoczona, widz膮c pana tutaj.

- Panno Nash, kim jest ten pan? - zapyta艂a w艂adczym tonem Caroline Clyde.

To jest m臋偶czyzna, kt贸rego kocham, chcia艂a odpowiedzie膰 Desiree. To m臋偶czyzna, kt贸ry przyjecha艂 a偶 z Londynu, aby si臋 ze mn膮 zobaczy膰 i, jak przypuszczam, zabra膰 mnie z powrotem do stolicy. Zamiast tego wykrztusi艂a jedynie:

- To jest... m贸j znajomy z Londynu, Caroline Lordzie Buckworth, pozwoli pan, 偶e przedstawi臋 mu pann臋 Carolin臋 Clyde i jej m艂odsz膮 siostr臋, pann臋 Sarah Clyde. Dziewczynki, to jest lord Buckworth.

Starsza z si贸str Clyde, b臋d膮ca pod wyra藕nym wra偶eniem wizyty utytu艂owanego d偶entelmena, dygn臋艂a przed nim z gracj膮. Milutka Sarah jedynie u艣miechn臋艂a si臋 uroczo i wyci膮gn臋艂a do niego r膮czk臋.

- Czy przyszed艂 pan zobaczy膰 si臋 z nasz膮 guwernantk膮?

- zapyta艂a swym wdzi臋cznym g艂osikiem.

Sebastian u艣miechn膮艂 si臋, widz膮c rumieniec, kt贸ry nagle obla艂 policzki Desiree.

- Tak jest, zgad艂a艣. Masz co艣 przeciwko temu? Sarah zastanowi艂a si臋 przez chwil臋, po czym potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮. Jasne loki ta艅czy艂y wok贸艂 twarzy przy tym ruchu.

- Nie.

- To 艣wietnie. A teraz, panno Caroline - odezwa艂 si臋 Sebastian do starszej dziewczynki - mo偶e by艂aby艣 tak dobra i odprowadzi艂a sw膮 siostrzyczk臋 do domu. Panna Nash zaraz za wami przyjdzie.

- Mama ostrzega艂a, 偶e panna Nash nie powinna zostawia膰 nas samych ani na chwil臋 - odpar艂a Caroline. - Czy偶 nie jest tak, panno Nash?

- Tak, to prawda.

- Mimo to jestem pewien, 偶e wasza mama nie b臋dzie mia艂a nic przeciwko temu, je偶eli ten jeden, jedyny raz wr贸cicie do domu bez guwernantki - przekonywa艂 j膮 Sebastian. - Z okien domu wida膰 nas bardzo dobrze; wystarczy, 偶e p贸jdziecie t膮 艣cie偶k膮 do bramy, przekroczycie j膮 i ju偶 jeste艣cie na miejscu.

Rzecz zadziwiaj膮ca, to w艂a艣nie ma艂a Sarah uj臋艂a starsz膮 siostr臋 za r臋k臋 i zacz臋艂a j膮 odci膮ga膰 od Desiree i Sebastiana.

- Chod藕, idziemy do domu. Ku zdziwieniu Desiree, Caroline zgodzi艂a si臋 potulnie.

- No dobrze - burkn臋艂a. - Mi艂o by艂o pozna膰 pana, lordzie Buckworth.

Sebastian u艣miechn膮艂 si臋 do niej najsympatyczniej, jak tylko potrafi艂.

- Ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie, panno Clyde. Desiree spogl膮da艂a za oddalaj膮cymi si臋 dziewczynkami.

- Doprawdy, nie powinnam pozwoli膰 im wraca膰 bez opieki - stwierdzi艂a z niepokojem. - Pani Clyde jest szczeg贸lnie...

- Nic im si臋 nie stanie, Desiree, Wida膰 nas dobrze z okien domu.

- Tak, wiem o tym. To dlatego w艂a艣nie nie powinnam na to pozwoli膰. Pani Clyde mo偶e zobaczy膰, 偶e id膮 same, a ona 偶膮da, abym ani na chwil臋 nie spuszcza艂a ich z oka.

Sebastian uj膮艂 j膮 za ramiona i 艂agodnie odwr贸ci艂 twarz膮 do siebie.

- Desiree, musz臋 z tob膮 pom贸wi膰. Rozumiesz, 偶e nie m贸g艂bym tego zrobi膰 w obecno艣ci dw贸ch ma艂ych dziewczynek, s艂uchaj膮cych ka偶dego mego s艂owa; przecie偶 to oczywiste.

Poruszona zar贸wno dotkni臋ciem jego r膮k, jak i rozbrzmiewaj膮c膮 w g艂osie czu艂o艣ci膮, Desiree z oci膮ganiem schyli艂a g艂ow臋. My艣l, 偶e mia艂aby z nim rozmawia膰 w obecno艣ci pani Clyde, by艂a dla niej nie do zaakceptowania, ale pozostanie z nim sam na sam r贸wnie偶 si臋 jej nie u艣miecha艂o - tym bardziej 偶e by艂a przekonana, i偶 nigdy wi臋cej go ju偶 w 偶yciu nie zobaczy.

Odprowadzi艂a wzrokiem swe ma艂e podopieczne i widz膮c, 偶e szcz臋艣liwie przekroczy艂y bram臋 i wchodz膮 do domu, odetchn臋艂a z ulg膮. Teraz przysz艂a kolej, by stawi膰 czo艂o nast臋pnemu wyzwaniu.

- Powiedzie膰, 偶e jestem... zaskoczona pa艅skim przybyciem, by艂oby bardzo 艂agodnym okre艣leniem, milordzie - zacz臋艂a ostro偶nie. - Musia艂 pan zada膰 sobie wiele trudu, aby mnie odnale藕膰.

- Nie wiedzia艂em, od czego rozpocz膮膰 poszukiwania - przyzna艂 Sebastian. - Z chwil膮 gdy przyby艂em do hrabstwa York, los zacz膮艂 mi sprzyja膰. M艂oda dziewczyna w zaje藕dzie przydro偶nym w Kettlewell przypomnia艂a sobie ciebie i by艂a na tyle dobra, 偶e wskaza艂a mi drog臋. - Popatrzy艂 na okoliczny krajobraz, a nast臋pnie odwr贸ci艂 si臋 i zajrza艂 Desiree w oczy. - Czy jeste艣 tu szcz臋艣liwa?

- Ta praca... daje mi zadowolenie - odpar艂a, dodaj膮c w my艣lach: Jak mog臋 czu膰 si臋 szcz臋艣liw膮, kiedy jeste艣 tak daleko ode mnie? - Caroline bywa czasami trudna, ale jej siostra swoim s艂odkim charakterem rekompensuje mi to z nawi膮zk膮. - Desiree u艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o, m贸wi膮c o m艂odszej dziewczynce. - Sam pan widzia艂, milordzie, jakie urocze dziecko z tej ma艂ej Sarah.

- To prawda. A twoi chlebodawcy? Jacy oni s膮? Jak ci臋 traktuj膮? - dopytywa艂 si臋 Sebastian, spogl膮daj膮c na ci臋偶k膮 bry艂臋 domostwa. - Czy s膮 r贸wnie przemi艂ymi lud藕mi jak ich najm艂odsza c贸rka?

Desiree o ma艂o nie parskn臋艂a 艣miechem na ostatnie pytanie. W膮tpi艂a, by ktokolwiek, znaj膮cy bli偶ej pa艅stwa Clyde'贸w, wyrazi艂 si臋 o nich w ten spos贸b.

- Rzadko widuj臋 pana Clyde'a. To bardzo zaj臋ty cz艂owiek. Prowadzi jakie艣 interesy na p贸艂nocy i wi臋kszo艣膰 czasu przebywa poza domem. Co si臋 za艣 tyczy pani Clyde, to nie r贸偶ni si臋 od innych kobiet swojej sfery. Dzieci i s艂u偶b臋 trzyma kr贸tko i ani jednym, ani drugim nie pozwala na 偶adne wybryki czy fanaberie. My艣l臋, 偶e s艂u偶膮ce dr偶膮 przed ni膮 ze strachu.

- A ty?

- Wiem, czego si臋 ode mnie oczekuje, i staram si臋 uczciwie wype艂nia膰 swoje obowi膮zki - odpar艂a ostro偶nie Desiree.

Stara艂a si臋 najmniejszym drgni臋ciem g艂osu nie zdradzi膰 swoich uczu膰. Po co on tu przyjecha艂? Nie po to chyba, aby prowadzi膰 z ni膮 salonow膮 konwersacj臋. Z pewno艣ci膮 nie wypu艣ci艂by si臋 w tak膮 d艂ug膮 i m臋cz膮c膮 podr贸偶, gdyby mu chodzi艂o tylko o... raczej nie.

- Milordzie, musz臋 wraca膰, bo...

- Desiree, przepraszam, 偶e ci przerywam, ale jest co艣, o co ci臋 musz臋 zapyta膰. Ta sprawa dr臋czy mnie od chwili wyjazdu z Londynu. Prawd臋 m贸wi膮c, to ona jest powodem mojego przybycia.

R臋ce Desiree zacz臋艂y dr偶e膰. Splot艂a je przed sob膮 i staraj膮c si臋 nada膰 g艂osowi mo偶liwie swobodne brzmienie, zapyta艂a:

- Co to za sprawa, milordzie?

- Zanim wyjecha艂em z Londynu, mia艂em okazj臋 rozmawia膰 z lordem Perrym - zacz膮艂 cicho Sebastian. - To nie by艂o przyjemne spotkanie. Lord Perry powiedzia艂 mi par臋 rzeczy, kt贸re, je偶eli mam by膰 szczery, wprawi艂y mnie w du偶e zak艂opotanie. Nie wiem doprawdy, jak si臋 do nich odnie艣膰.

Na samo wspomnienie lorda Perry'ego r臋ce Desiree zatrz臋s艂y si臋 jeszcze mocniej.

- A co ta pa艅ska... k艂opotliwa rozmowa z lordem Perrym ma ze mn膮 wsp贸lnego?

- Ta rozmowa dotyczy艂a wy艂膮cznie ciebie - odpar艂 Sebastian. - Pr贸bowa艂 we mnie wm贸wi膰, 偶e ty i on prze偶yli艣cie ze sob膮 jakie艣 intymne momenty, kiedy pracowa艂a艣 w szkole pani Guarding, Powiedzia艂, 偶e... po chwilach, jakie z tob膮 wtedy sp臋dzi艂, rozumie moje zainteresowanie twoj膮 osob膮 oraz nami臋tno艣膰, jak膮 ku tobie zapa艂a艂em. Powiedzia艂 r贸wnie偶, w obecno艣ci innych d偶entelmen贸w, 偶e je偶eli nie zamierzam zrobi膰 z ciebie swojej utrzymanki, to on sam zacznie o to zabiega膰.

Desiree s艂ucha艂a go z rosn膮cym przera偶eniem. W ko艅cu gniew wzi膮艂 w niej g贸r臋 nad roz偶aleniem i gorycz膮. Doprawdy, by艂o gorzej, ni偶 sobie wyobra偶a艂a. Rozmawiali o niej, jakby nie by艂a cz艂owiekiem, kobiet膮, tylko rzecz膮, kt贸r膮 si臋 porzuca niedbale, kiedy przestaje by膰 potrzebna, a kt贸r膮 kto艣 inny potem podnosi.

Spogl膮da艂a przed siebie pustym wzrokiem. Zrobi艂o jej si臋 naraz zimno. Dopiero teraz zauwa偶y艂a, 偶e powietrze znacznie si臋 och艂odzi艂o.

- I co pan odpowiedzia艂 lordowi Perry'emu na jego pytania, lordzie Buckworth?

- Do licha, Desiree, a jak my艣lisz?

- Nie mam poj臋cia. - Odwr贸ci艂a ku niemu twarz. Jej oczy, rzecz ciekawa, pozbawione by艂y wszelkiego wyrazu. - Pa艅ska dzisiejsza wizyta oraz to, co mi pan przed chwil膮 powiedzia艂, ka偶膮 mi przypuszcza膰, 偶e pan r贸wnie偶 w膮tpi w moj膮 uczciwo艣膰. Fakt, 偶e w og贸le opowiastka lorda Perry'ego zaprz膮tn臋艂a pa艅sk膮 uwag臋, dowodzi, co pan naprawd臋 o mnie my艣li.

- 艢wiadomo艣膰, 偶e zna艂a艣 go z Abbot i 偶e czujesz do niego tak膮 odraz臋, sprawia, 偶e wszystko wydaje si臋 mo偶liwe, Desiree - odpar艂 Sebastian. - Mam ju偶 bowiem teraz ca艂kowit膮 pewno艣膰, 偶e to, co si臋 wydarzy艂o mi臋dzy tob膮 a lordem Perrym, by艂o powodem twego odej艣cia z pensji pani Guarding. Z tego tak偶e powodu... poproszono ci臋, by艣 zrezygnowa艂a z posady.

Desiree zamkn臋艂a oczy.

- I pan uwa偶a, 偶e ja doprowadzi艂am do tego celowo? 呕e to ja prowokowa艂am lorda Perry'ego?

- Tego nie powiedzia艂em. Prosz臋 ci臋, aby艣 wyja艣ni艂a mi. dlaczego tak nagle wyjecha艂a艣 z Londynu. B贸g mi 艣wiadkiem, 偶e r贸wnie g艂臋boko pogardzam lordem Perrym, jak ty. Prawd臋 m贸wi膮c, tylko interwencja jednego z moich dobrych przyjaci贸艂 powstrzyma艂a mnie przed wyzwaniem go na pojedynek. Ale, teraz, powiedz mi, prosz臋, co si臋 naprawd臋 wydarzy艂o mi臋dzy tob膮 a nim w szkole pani Guarding. Spos贸b, w jaki Perry mi o tym opowiada艂, sk艂ania mnie do przypuszczenia, 偶e dosz艂o tam mi臋dzy wami... do intymnego zbli偶enia.

Desiree poczu艂a, 偶e lodowaty ch艂贸d zaczyna ogarnia膰 jej cia艂o, jak gdyby krew 艣ci臋艂a si臋 nagle w jej 偶y艂ach. A wi臋c nie przyjecha艂 za ni膮, aby wyzna膰 jej mi艂o艣膰 i zabra膰 ze sob膮 do Londynu. Wybra艂 si臋 w t臋 idiotyczn膮 podr贸偶 po to tylko, aby sprawdzi膰, czy plotka opowiedziana mu przez cz艂owieka, kt贸rego, jak sam przyznawa艂, nie lubi艂, by艂a prawd膮 czy niecnym k艂amstwem.

- Dobrze, lordzie Buckworth, skoro pan nalega, odpowiem panu na to pytanie - odrzek艂a Desiree g艂osem tak nijakim i bezbarwnym jak otaczaj膮cy ich krajobraz. - Rzeczywi艣cie, to lord Perry sprawi艂, 偶e musia艂am odej艣膰 z pensji pani Guarding. 艢ledzi艂 moje kroki i kiedy wieczorem, po kolacji, posz艂am do swojej klasy, aby zabra膰 z szafki schowany wcze艣niej prezent, dogoni艂 mnie i... i...

- M贸w dalej, Desiree, prosz臋 - zach臋ca艂 j膮 Sebastian mi臋kkim g艂osem. - Prosz臋, m贸w dalej.

- Powiedzia艂, 偶e ju偶 od d艂u偶szego czasu czeka艂 na okazj臋, aby ze mn膮 zosta膰 sam na sam. Zapyta艂 mnie te偶, czy chc臋 by膰 jego utrzymank膮. Kiedy odpowiedzia艂am, 偶e nie, rzuci艂 si臋 na mnie... i rozerwa艂 mi sukni臋. - Desiree zamkn臋艂a oczy, jakby pr贸buj膮c odgrodzi膰 si臋 od bolesnego obrazu, kt贸ry nagle o偶y艂 w jej pami臋ci. - Pr贸bowa艂am si臋 wyrwa膰, stawia艂am op贸r, ale on by艂 silniejszy ode mnie. Twarz Sebastiana st臋偶a艂a.

- I co si臋 wtedy sta艂o?

- Mia艂am szcz臋艣cie. Drzwi otworzy艂y si臋 nagle i do klasy wesz艂a pani Guarding. By艂a w towarzystwie jednej z nauczycielek i dw贸ch pensjonarek. Ale wszystkie one... zobaczy艂y mnie w ramionach lorda Perry'ego.

- Sk膮d pani Guarding wiedzia艂a, gdzie jeste艣?

- Widocznie Helen nie mog艂a si臋 mnie doczeka膰 - odpar艂a z wolna Desiree. - Wiedzia艂a, 偶e zamierzam p贸j艣膰 po kolacji do klasy po schowany w szafce prezent, i kiedy d艂ugo nie wraca艂am, zacz臋艂a si臋 niepokoi膰. Zesz艂a na d贸艂 po pani膮 Guarding i wsp贸lnie zacz臋艂y mnie szuka膰. Nie mam poj臋cia natomiast, sk膮d wzi臋艂y si臋 tam panna Perry i jej przyjaci贸艂ka...

- Panna Perry? - Sebastian uni贸s艂 ze zdziwieniem brwi. - C贸rka lorda Perry'ego?

- Tak. Mo偶e w臋szy艂a za jak膮艣 sensacj膮; doprawdy nie mam poj臋cia - odrzek艂a zm臋czonym g艂osem Desiree. - Wiem tylko, 偶e si臋 tam znalaz艂a i by艂a 艣wiadkiem tej sceny.

- I ten incydent by艂 powodem twego odej艣cia?

- Poproszono mnie, bym z tego powodu odesz艂a - sprostowa艂a zwi臋藕le Desiree. - Nie mia艂am wyboru. Dwie pensjonarki widzia艂y na w艂asne oczy moj膮 kompromitacj臋. Pani Guarding musia艂a mnie zwolni膰 w imi臋 dobra swej szko艂y.

- Ach, wi臋c to dlatego nie da艂a ci referencji.

- Bior膮c pod uwag臋 okoliczno艣ci, niestety, nie mog艂a tego zrobi膰.

- A kiedy lord Perry zobaczy艂 ci臋 znowu na balu u lady Rumsden w Londynie...

- Zaproponowa艂 mi ponownie, abym zosta艂a jego utrzymank膮. - Desiree wci膮gn臋艂a g艂臋boko powietrze w p艂uca. - Radzi艂 mi przyj膮膰 jego ofert臋, twierdz膮c, 偶e nic lepszego nie znajd臋. A kiedy odpar艂am, 偶e wiem dobrze, i偶 sta膰 go na to, aby oszkalowa膰 moje dobre imi臋 w Londynie, tak jak to zrobi艂 ju偶 uprzednio w Steep Abbot, o艣wiadczy艂, 偶e... moja reputacja i tak ju偶 jest dostatecznie zrujnowana, poniewa偶 to pan pierwszy rozpowiedzia艂 swoim londy艅skim przyjacio艂om i znajomym o tym, 偶e k膮pali艣my si臋 razem... w jeziorku w lesie Steep.

- Desiree, przysi臋gam, tylko jednej osobie powiedzia艂em o naszym spotkaniu w lesie - odpar艂 z rozpacz膮 Sebastian. - By艂em przekonany, 偶e ten d偶entelmen jest moim przyjacielem. Okaza艂o si臋, 偶e zawi贸d艂 moje zaufanie. To on w艂a艣nie rozpowiedzia艂 wok贸艂 o tym wydarzeniu i, na dodatek, wzbogaci艂 je o pikantne szczeg贸艂y. Widocznie chcia艂, aby opowie艣膰 zabrzmia艂a bardziej sensacyjnie. Pomy艣l tylko, Desiree. Dlaczego mia艂bym o tobie rozpowiada膰? Przecie偶 nawet nie mia艂em poj臋cia, kim jeste艣. Widzia艂em ci臋 pierwszy raz i nic o tobie nie wiedzia艂em, z wyj膮tkiem tego, 偶e twoi rodzice nie 偶yj膮 i 偶e jeste艣 niezam臋偶na. Rozmowa z tob膮 u艣wiadomi艂a mi r贸wnie偶, 偶e jeste艣 osob膮 wykszta艂con膮, ale to by艂a ca艂a moja wiedza o tobie. Widzia艂em natomiast, 偶e jeste艣 pi臋kn膮 m艂od膮 kobiet膮, kt贸rej k膮piel w le艣nym jeziorku, w upalny letni dzie艅, sprawia wielk膮 przyjemno艣膰.

- I kt贸ra, jak pan podejrzewa艂, nie jest zbyt cnotliwa.

- Tego nie powiedzia艂em.

- Ale z pewno艣ci膮 takie pan odni贸s艂 wra偶enie, milordzie. Czy gdyby by艂o inaczej, zaproponowa艂by mi pan, abym zosta艂a pa艅sk膮 utrzymank膮? W gruncie rzeczy niewiele si臋 pan r贸偶ni od lorda Perry'ego. I nie ma znaczenia, czy opowiedzia艂 pan o naszym spotkaniu jednej osobie, czy stu. - Desiree zacz臋艂a p艂aka膰. - Wystarczy, 偶e opowiedzia艂 pan ze szczeg贸艂ami o swej przygodzie na wsi jednemu cz艂owiekowi i 偶e dzi臋ki temu obaj mieli艣cie sposobno艣膰 dobrze si臋 ubawi膰 moim kosztem.

- Desiree, prosz臋.

- Ja nie mam si臋 z czego 艣mia膰, milordzie - powiedzia艂a z gniewem Desiree. - Kiedy lord Perry zaproponowa艂 mi, 偶ebym zosta艂a jego utrzymank膮, a ja odtr膮ci艂am jego ofert臋, zagrozi艂, 偶e u偶yje wszelkich mo偶liwych 艣rodk贸w, aby mnie w ko艅cu zmusi膰 do jej przyj臋cia. To z tego powodu wyjecha艂am z Londynu. Nie chcia艂am nara偶a膰 na wstyd lady Charlton.

Nie chcia艂am stawia膰 jej w niezr臋cznej sytuacji wobec przyjaci贸艂 i znajomych, gdyby nagle si臋 okaza艂o, 偶e jej dama do towarzystwa jest kobiet膮 o w膮tpliwej moralno艣ci. Z dok艂adnie tych samych powod贸w nie przyj臋艂am posady guwernantki w domu pa艅skich przyjaci贸艂.

- Desiree, na lito艣膰 bosk膮, dlaczego mi o tym nie powiedzia艂a艣?

- Poniewa偶 to nie mia艂o znaczenia. Najwa偶niejsze by艂o opu艣ci膰 dom pa艅skiej ciotki oraz Londyn mo偶liwie jak najszybciej. Lord Perry czeka艂 na odpowied藕. Wiedzia艂am, 偶e musz臋 si臋 spieszy膰. Tak wi臋c nazajutrz rano, po wieczorku u lady Appleby, odwiedzi艂am jedn膮 z agencji po艣rednictwa pracy i poprosi艂am o znalezienie dla mnie posady. Szcz臋艣cie mi dopisa艂o. Wkr贸tce dosta艂am ofert臋. Zaproponowano mi posad臋 guwernantki w domu pa艅stwa Clyde'贸w.

- Ale przecie偶 nie mia艂a艣 referencji. W jaki spos贸b uda艂o ci si臋 omin膮膰 ten wym贸g?

Desiree zaczerwieni艂a si臋.

- Poprosi艂am sw膮 przyjaci贸艂k臋 Helen, nauczycielk臋 w szkole pani Guarding, aby napisa艂a mi od siebie taki list.

- Trudno mi uwierzy膰, aby referencje przyjaci贸艂ki i kole偶anki po fachu stanowi艂y wystarczaj膮c膮 rekomendacj臋 dla twoich ewentualnych chlebodawc贸w.

- Naturalnie, 偶e nie, ale list polecaj膮cy od signory Helene de Grazziano, ksi臋偶nej de Coverdale, by艂 jak najbardziej odpowiedni膮 rekomendacj膮.

- A zatem sk艂ama艂a艣?

- Musia艂am tak post膮pi膰. Nie mia艂am innego wyj艣cia! - wykrzykn臋艂a wzburzona Desiree. - Potrzebowa艂am pracy, lordzie Buckworth. I chocia偶 obecne miejsce nie jest z pewno艣ci膮 posad膮 moich marze艅, niemniej zapewnia mi ono dach nad g艂ow膮 i sta艂膮 ga偶臋. Co wi臋cej, stwarza mi szans臋 na przysz艂o艣膰. Przyby艂am tutaj z dobr膮 opini膮 i zrobi臋 wszystko, by jej nie zepsu膰. I w ten spos贸b zamierzam dalej post臋powa膰, poniewa偶 nigdy wi臋cej nie dam si臋 skrzywdzi膰. Ani panu, ani komukolwiek innemu.

- Desiree, wybacz, ale musia艂em ci臋 o to spyta膰 - usprawiedliwia艂 si臋 Sebastian, modl膮c si臋 w duchu, aby dobrze zrozumia艂a jego intencj臋. - Perry dawa艂 do zrozumienia, 偶e...

- Tak, domy艣lam si臋, jak lord Perry m贸g艂 to przedstawi膰 - odpar艂a gorzko Desiree. - Dlaczego mia艂o by膰 inaczej? On nie musia艂 martwi膰 si臋 o swoj膮 reputacj臋. Ja by艂am skromn膮 nauczycielk膮 w szkole dla dziewcz膮t; kobiet膮, z kt贸r膮, jego zdaniem, mia艂 prawo si臋 nie liczy膰, traktowa膰 lekcewa偶膮co i bezkarnie robi膰 nieprzyzwoite propozycje. Nie odwa偶y艂by si臋 zachowywa膰 tak arogancko wobec damy. Prawd臋 m贸wi膮c, zastanawiam si臋, czy by mnie tak bezczelnie uwodzi艂, gdyby wiedzia艂, 偶e jestem wnuczk膮 sir George'a Owensa. O艣mielam si臋 twierdzi膰, 偶e nie.

- Desiree, pozw贸l mi zabra膰 ci臋 z powrotem do Londynu - z przej臋ciem zacz膮艂 prosi膰 Sebastian. - Nie ma potrzeby, aby艣 tu d艂u偶ej przebywa艂a. Moja ciotka bardzo t臋skni za tob膮, a i ja r贸wnie偶. Wr贸膰 ze mn膮, a wszystko b臋dzie tak jak dawniej.

Desiree spogl膮da艂a na niego spod oka.

- Stwierdzam z przykro艣ci膮, 偶e nic pan nie zrozumia艂 z tego, co mu powiedzia艂am, lordzie Buckworth. Nigdy ju偶 nie b臋dzie tak, jak by艂o. Jak ja mog臋 wr贸ci膰 do Londynu, wiedz膮c to, co teraz wiem? Jak ja mog臋... i艣膰 do kogo艣 na przyj臋cie z dumnie podniesion膮 g艂ow膮, maj膮c 艣wiadomo艣膰, 偶e po艂owa d偶entelmen贸w w salonie widzi mnie oczyma lorda Perry'ego, 偶e, by膰 mo偶e, zastanawiaj膮 si臋, czy mog膮 mie膰 u mnie jakie艣 szanse, je偶eli odrzuc臋 ofert臋 - jego lub pa艅sk膮?

- Nie b臋dziesz niczyj膮 utrzymank膮, Desiree, i nie masz si臋 czego obawia膰. Kiedy jestem przy tobie...

- To prawda, gdy pan b臋dzie obok, nikt przypuszczalnie do mnie si臋 nie zbli偶y - zgodzi艂a si臋 z nim Desiree. - A kiedy pana przy moim boku zabraknie, to co wtedy mam pocz膮膰? Jak mam si臋 obroni膰 przed typami w rodzaju lorda Perry'ego i jego przyjaci贸艂, takich samych 艂ajdak贸w jak on?

Nag艂y ruch przy wej艣ciu do dworu przyci膮gn膮艂 wzrok Desiree. W drzwiach pojawi艂a si臋 pani Clyde. Po jednej stronie mia艂a Caroline, a po drugiej gospodyni臋. Wszystkie trzy spogl膮da艂y wprost przed siebie, na 艂膮k臋, w ich kierunku.

- Za d艂ugo tu jestem - odezwa艂a si臋 nerwowo Desiree. - Natychmiast musz臋 wraca膰 do domu.

Sebastian r贸wnie偶 spojrza艂 w tamtym kierunku i zmarszczy艂 brwi.

- Wobec tego p贸jd臋 z tob膮. Mam ci jeszcze wiele do powiedzenia, Desiree, i je艣li to b臋dzie konieczne, przedstawi臋 si臋 twojej chlebodawczyni i...

- Najlepiej b臋dzie, je偶eli natychmiast pan st膮d odejdzie, milordzie. Pani Clyde nie pozwala, aby jej pracownicy przyjmowali swoich go艣ci w jej domu. Wr贸c臋 i postaram si臋 jako艣 przed ni膮 usprawiedliwi膰.

- Do diab艂a, Desiree, ja nie jestem go艣ciem i nie mam zamiaru nigdzie i艣膰...

- Ale pan nie ma po co zostawa膰 tutaj d艂u偶ej, lordzie Buckworth - odpar艂a Desiree z ci臋偶kim sercem. - Dzi臋kuj臋 panu za przybycie, ale teraz, kiedy ju偶 pan wie, dlaczego wyjecha艂am z Londynu, pa艅ska obecno艣膰 jest ca艂kowicie zb臋dna. Prosz臋 wraca膰 do Londynu, milordzie. Dalszy pobyt tutaj nie przyniesie nic dobrego ani panu, ani mnie.

Desiree obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i zanim zd膮偶y艂 si臋 odezwa膰, pobieg艂a dr贸偶k膮 w stron臋 domu. Jaka偶 by艂a g艂upia! Jak膮偶 by艂a naiwn膮 idiotk膮, my艣l膮c, 偶e jej osoba mo偶e cokolwiek obchodzi膰 Sebastiana Moore'a. Obawa, jak膮 czu艂a przed rozmow膮 藕 pani膮 Clyde, by艂a niczym w por贸wnaniu z pustk膮, jaka przenika艂a jej serce, z powodu jego okrutnej zdrady.

O, tak, przyjecha艂, aby j膮 odszuka膰. Ale tylko po to, 偶eby dowiedzie膰 si臋, ile jest prawdy w tym, co rozpowszechnia艂 o niej lord Perry. Teraz te偶 na pewno nie my艣li o niej lepiej ni偶 w dniu, kiedy spotka艂 j膮 po raz pierwszy w lesie nad jeziorkiem. Gdyby by艂o inaczej, nigdy by nie uwierzy艂 w to, co opowiada艂 lord Perry. Nie obwinia艂by jej o to, co si臋 sta艂o.

No c贸偶, nie b臋dzie ju偶 taka g艂upia na przysz艂o艣膰, przyrzek艂a sobie. Postanowi艂a nigdy wi臋cej nie pozwoli膰 偶adnemu m臋偶czy藕nie wp臋dzi膰 si臋 w takie po艂o偶enie. Tylko raz okaza艂a si臋 na tyle niem膮dra, 偶e da艂a si臋 ponie艣膰 uczuciu, i w efekcie zakocha艂a si臋 w cz艂owieku nazwiskiem Sebastian Moore.

Nast臋pnym razem b臋dzie ju偶 znacznie ostro偶niejsza.

ROZDZIA艁 DWUNASTY

Pani Clyde nie bawi艂a si臋 w ceregiele i skoro tylko Desiree pojawi艂a si臋 w domu, natychmiast wezwa艂a j膮 do siebie i powiedzia艂a, co my艣li na temat jej zachowania.

- Jestem oburzona pani post臋pkiem, panno Nash - o艣wiadczy艂a ostro. - Wyjrza艂am przez okno i co zobaczy艂am: guwernantka moich c贸rek rozmawia sobie w najlepsze na 艂膮ce z nieznajomym m臋偶czyzn膮, podczas gdy dzieci wracaj膮 ze spaceru bez opieki. Jak powinnam post膮pi膰 w takim wypadku, pani zdaniem?

- Byli艣my tylko na 艂膮ce, pani Clyde.

- Nie obchodzi mnie, gdzie pani by艂a. Mog艂a pani by膰 nawet w ogrodzie - odpar艂a szorstko kobieta. - Odpowiada pani za moje dzieci i pani obowi膮zkiem jest ich pilnowa膰, a nie zabawia膰 jakich艣 ekstrawaganckich d偶entelmen贸w. Nie pozwol臋, 偶eby moja s艂u偶ba zachowywa艂a si臋 w taki nieprzystojny spos贸b.

- 呕yczy pani sobie, bym odesz艂a? - zapyta艂a Desiree. Zastanawia艂a si臋, czy gdyby ta kobieta j膮 zwolni艂a, nie przyj臋艂aby tej decyzji z uczuciem ulgi.

Pani Clyde tylko potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 przecz膮co.

- Niestety, nie mog臋 w tym wypadku kierowa膰 si臋 w艂asnym 偶yczeniem. Moje c贸rki przywi膮za艂y si臋 do pani i nalegaj膮, szczeg贸lnie Sarah, aby pani膮 zostawi膰. To wy艂膮cznie przez wzgl膮d na nie zatrzymuj臋 pani膮 tym razem. Przez trzy tygodnie nie wolno b臋dzie pani wychodzi膰 z domu, panno Nash. Ostrzegam, je偶eli w przysz艂o艣ci wydarzy si臋 co艣 podobnego jak dzi艣, zostanie pani natychmiast zwolniona i na dodatek nie dam pani 偶adnych referencji. Zrozumiano?

- Tak, pani Clyde.

- Dobrze, mo偶e pani odej艣膰. Desiree pochyli艂a g艂ow臋 i zawr贸ci艂a do wyj艣cia, czuj膮c, jak gniew i oburzenie wzbieraj膮 w jej sercu.

- Pi臋kne dzi臋ki, Sebastianie - szepn臋艂a do siebie, kieruj膮c si臋 do pokoj贸w dzieci. - Mam ci do zawdzi臋czenia kolejne powa偶ne k艂opoty.

Sebastian siedzia艂 w gospodzie Pod Trzema Koronami i pos臋pnie wpatrywa艂 si臋 w kieliszek. Posz艂o inaczej, ni偶 planowa艂. Cel, z jakim tu przyjecha艂, wszystko, co zamierza艂 za艂atwi膰, przybra艂o przeciwny obr贸t. I na dodatek, za to niepowodzenie m贸g艂 wini膰 tylko i wy艂膮cznie siebie.

Dlaczego nie ufa艂 Desiree? Przecie偶 na tyle zd膮偶y艂 pozna膰 jej charakter, aby wiedzie膰, 偶e ona nigdy nie zwi膮偶e si臋 z lordem Perrym. Gdyby jednak jakim艣 cudem zosta艂a w ko艅cu jego kochank膮, zdo艂a艂by to osi膮gn膮膰, przymuszaj膮c j膮 jakim艣 sposobem. Desiree by艂a zbyt prostolinijna i uczciwa, by m贸g艂 si臋 jej podoba膰 taki obmierz艂y typ jak Perry.

Mimo to, kiedy wreszcie po d艂ugich poszukiwaniach dzi艣 po po艂udniu odkry艂 miejsce jej pobytu i mia艂 z ni膮 mo偶no艣膰 porozmawia膰, spowodowa艂 jedynie, 偶e uwierzy艂a, i偶 takie by艂o rzeczywi艣cie jego przekonanie. Dlaczego, najzwyczajniej w 艣wiecie, nie poprosi艂 jej, aby opowiedzia艂a mu szczerze o wszystkim, bez narzucania w艂asnych opinii?

Na dodatek by艂o ca艂kiem prawdopodobne, 偶e Desiree straci przez niego prac臋. Dostrzeg艂 min臋 pani Clyde kiedy sta艂a w drzwiach domostwa, przygl膮daj膮c si臋 im bacznie, gdy ze sob膮 rozmawiali. Domy艣la艂 si臋, jaka reprymenda czeka Desiree po powrocie. Ale jak on, w takim razie, ma teraz post膮pi膰? Wraca膰 do Londynu? Zostawi膰 Desiree jej w艂asnemu, n臋dznemu losowi? Sebastian dobrze wiedzia艂, jak przedstawia si臋 jej 偶ycie w tym miejscu. Ostro偶nie sformu艂owane odpowiedzi nie zdo艂a艂y go zmyli膰. Mog艂a lubi膰 m艂odsz膮, powierzon膮 jej opiece, dziewczynk臋, ale z pewno艣ci膮 nie lubi艂a ani nie powa偶a艂a pana domu, ani jego 偶ony.

Sebastian ruchem r臋ki kaza艂 ponownie nape艂ni膰 kieliszek i po raz kolejny wspomnia艂 lorda Perry'ego, jego wiecznie zadowolon膮 min臋 i niewzruszon膮 pewno艣膰 siebie. Najch臋tniej udusi艂by go go艂ymi r臋kami. Pr贸bowa艂 wnikn膮膰 w sytuacj臋 Desiree i wyobrazi膰 sobie, co czu艂a, kiedy niespodziewanie znalaz艂a si臋 w ciemnym pokoju, sam na sam z takim typem, wiedz膮c, co on zamierza zrobi膰 - i co by zrobi艂, gdyby mu nie przeszkodzono.

Jednocze艣nie pomy艣la艂 tak偶e o upokorzeniu, jakie prze偶y艂a Desiree, kiedy to sama pani Guarding, prze艂o偶ona pensji i kobieta, kt贸r膮 szanowa艂a i podziwia艂a, zobaczy艂a j膮 w takiej kompromituj膮cej sytuacji. P贸藕niej ta kobieta zwolni艂a j膮 z pracy z powodu tego incydentu. A przecie偶 Desiree nie by艂a winna; ca艂kowit膮 odpowiedzialno艣膰 za to wydarzenie ponosi艂 bogaty, butny m臋偶czyzna, kt贸ry lekcewa偶y艂 kobiety i patrzy艂 na nie wy艂膮cznie przez pryzmat swojej w艂asnej przyjemno艣ci.

Jak mog臋 wr贸ci膰 do Londynu, wiedz膮c to, co teraz wiem?鈥 - zapyta艂a go Desiree. 鈥濲ak mog臋 i艣膰 do kogo艣 na przyj臋cie z dumnie uniesion膮 g艂ow臋, maj膮c 艣wiadomo艣膰, 偶e po艂owa d偶entelmen贸w w salonie widzi mnie oczami lorda Perry'ego? Niewykluczone, 偶e niejeden z nich zastanawia si臋 nawet, czy mo偶e mie膰 u mnie jakie艣 szanse, je艣li odrzuc臋 ofert臋 - jego lub pa艅sk膮?鈥

Przypomniawszy sobie rozpacz d藕wi臋cz膮c膮 w jej g艂osie, Sebastian raptownie podni贸s艂 si臋 z miejsca i d艂ugimi krokami zacz膮艂 przemierza膰 pomieszczenie. Nie m贸g艂 znie艣膰 艣wiadomo艣ci, 偶e kto艣 m贸g艂by pomy艣le膰 o Desiree w podobny spos贸b; 偶e m贸g艂by z niej drwi膰, pogardza膰 jej 艂agodno艣ci膮 i dobroci膮 i widzie膰 w niej jedynie pi臋kn膮 m艂od膮 kobiet臋, kt贸r膮 nale偶y wykorzysta膰.

Dobrze, niech to diabli, przecie偶 r贸wnie偶 on sam kiedy艣 tak my艣la艂, ale wtedy nie kocha艂 Desiree. Je偶eli kiedykolwiek dost膮pi tego szcz臋艣cia i b臋dzie j膮 mia艂 w swoim 艂贸偶ku, to stanie si臋 tak dlatego, 偶e zapragn膮艂 nie tylko jej powabnego cia艂a, ale wszystkiego, co by艂o ni膮; zapragn膮艂 r贸wnie偶 jej duszy, umys艂u, a tak偶e inteligencji.

Wobec tego dlaczego jej o tym nie powiesz, ty g艂upcze! Powiedz jej o tym wreszcie i na zawsze sko艅cz z tym problemem.

Sebastian przerwa艂 nagle spacer po izbie. Jasne, 偶e tak w艂a艣nie nale偶y post膮pi膰. Pojedzie jutro do tego okropnego domu i postara si臋 zobaczy膰 z Desiree. A kiedy si臋 przed ni膮 znajdzie, padnie na kolana i b臋dzie b艂aga艂, aby mu przebaczy艂a.

Mia艂 w Bogu nadziej臋, 偶e nie jest na to za p贸藕no.

Sebastian stawi艂 si臋 Banksburgh House nazajutrz, punktualnie o godzinie jedenastej. Wiedzia艂, 偶e nie jest to pora odpowiednia do odwiedzin - by艂o to wbrew zasadom towarzyskiej etykiety - ale nie s膮dzi艂, aby w艂a艣ciciele tego pos臋pnego domu przywi膮zywali znaczenie do takich subtelno艣ci. Poza tym do艣膰 ju偶 mia艂 wyczekiwania.

W drzwiach powita艂 go surowo wygl膮daj膮cy lokaj, kt贸ry oznajmi艂, 偶e pana nie ma w domu. Kiedy Sebastian wr臋czy艂 mu wizyt贸wk臋 i powiedzia艂, 偶e chodzi mu wy艂膮cznie o pani膮 domu, s艂uga wprowadzi艂 go niech臋tnie do wielkiego zimnego holu. Po chwili Sebastian znalaz艂 si臋 w du偶ym ponurym salonie, gdzie ju偶 czeka艂a na niego uszcz臋艣liwiona pani Clyde.

- Lordzie Buckworth, pa艅ska wizyta to honor dla mego domu - przywita艂a go uni偶enie, wyra藕nie podekscytowana jego niespodziewanym przybyciem. - Doprawdy, czuj臋 si臋 niezwykle zaszczycona.

- Mam nadziej臋, 偶e nie zjawi艂em si臋 za wcze艣nie, pani Clyde.

- Ale偶 sk膮d, milordzie. My tu, na wsi, nie trzymamy si臋 tak 艣ci艣le etykiety. W Banksburgh House wstajemy bardzo rano. Czy mog臋 panu zaproponowa膰 co艣 do picia?

Sebastian grzecznie pokr臋ci艂 g艂ow膮, 艣ci膮gaj膮c z r膮k sk贸rzane r臋kawiczki.

- Dzi臋kuj臋 pani, nie. To nie jest ca艂kowicie towarzyska wizyta. Prawd臋 m贸wi膮c, przyszed艂em tutaj w zupe艂nie innym celu.

- S艂ucham, milordzie.

- Chcia艂bym zobaczy膰 si臋 z guwernantk膮 pani dzieci.

- Przepraszam... niedos艂ysza艂am. Sebastian u艣miechn膮艂 si臋, widz膮c jej zaskoczenie.

- Dobrze mnie pani us艂ysza艂a, pani Clyde. Pragn臋 m贸wi膰 z pann膮 Nash. O ile wiem, widzia艂a pani, jak z ni膮 rozmawia艂em wczoraj po po艂udniu na 艂膮ce.

- Owszem, widzia艂am, ale...

- Skoro ju偶 o tym mowa, to chcia艂abym przeprosi膰 za to, 偶e z mego powodu pani dwie przemi艂e c贸reczki musia艂y wr贸ci膰 same do domu - odezwa艂 si臋 Sebastian, nim pani Clyde zd膮偶y艂a doko艅czy膰 zdanie. - Panna Nash bardzo si臋 z tego powodu denerwowa艂a, ale, niestety, to, co mia艂em jej do przekazania, by艂o wy艂膮cznie dla uszu doros艂ej osoby. Uwa偶a艂em poza tym, 偶e dziewczynki mia艂y tak blisko do domu, 偶e spokojnie mog艂y wr贸ci膰 do niego same.

- Tak, rzeczywi艣cie, lordzie Buckworth, niemniej jednak...

- 艢wietnie, kamie艅 spad艂 mi z serca - przerwa艂 jej g艂adko Sebastian. - By艂oby mi bardzo przykro, gdyby pann臋 Nash spotka艂y z mego powodu jakie艣 przykro艣ci. To nie by艂a jej wina. A teraz, je偶eli pani pozwoli, chcia艂bym bardzo zobaczy膰 si臋 z pa艅stwa guwernantk膮. B臋d臋 bardzo zobowi膮zany, je偶eli pani po ni膮 po艣le, pani Clyde. Nie b臋d臋 ju偶 wi臋cej pani k艂opota艂.

Desiree by艂a w dzieci臋cym pokoju, kiedy zjawi艂a si臋 tam gospodyni. Zmarszczy艂a brwi, us艂yszawszy, 偶e pani Clyde wzywa j膮 natychmiast do salonu. Zastanawia艂a si臋 z niepokojem, co to ma znaczy膰? Czy偶by znowu narazi艂a si臋 czym艣 swej chlebodawczyni? Nie przypuszcza艂a, 偶eby pani Clyde zmieni艂a zdanie i postanowi艂a j膮, mimo wszystko, z powodu wczorajszego incydentu, oddali膰.

- Dzi臋kuj臋, pani Hagerty, ju偶 id臋.

- A czy ja mog臋 r贸wnie偶 z pani膮 p贸j艣膰, panno Nash? - zapyta艂a przymilnym g艂osikiem ma艂a Sarah.

Pomimo obaw i niepokoju Desiree u艣miechn臋艂a si臋 do dziecka.

- Nie tym razem. My艣l臋, 偶e twoja mama chce rozmawia膰 tylko ze mn膮.

- Nie przypuszczam - powiedzia艂a gospodyni z mocnym akcentem mieszka艅c贸w hrabstwa York. - Jest w towarzystwie eleganckiego londy艅skiego d偶entelmena.

Desiree zblad艂a z wra偶enia. Londy艅skiego d偶entelmena? Ale... niepodobna przecie偶, aby Sebastian wr贸ci艂? Nie po tym, co si臋 sta艂o mi臋dzy nimi wczoraj.

Zdenerwowana do najwy偶szego stopnia, Desiree szybko zbieg艂a po schodach. Mo偶e Sebastian postanowi艂 z艂o偶y膰 kurtuazyjn膮 wizyt臋 pani Clyde i ta wzywa j膮 teraz do siebie, 偶eby jej znowu wypomnie膰 niew艂a艣ciwe zachowanie. To wydawa艂o jej si臋 najbardziej logicznym uzasadnieniem.

Desiree nerwowo wyg艂adzi艂a prz贸d brzydkiej br膮zowej sukienki, po czym delikatnie zapuka艂a do drzwi salonu. Kiedy us艂ysza艂a, 偶e mo偶e wej艣膰, pchn臋艂a je lekko i wesz艂a do 艣rodka. Pierwsz膮 osob膮, kt贸r膮 zobaczy艂a, by艂 Sebastian. Sta艂 oparty nonszalancko o 艣cian臋 kominka, jak zawsze nienagannie ubrany. Wydawa艂o jej si臋, 偶e dostrzega w jego oczach iskierki rozbawienia.

Pani Clyde, natomiast, wygl膮da艂a na nieco oszo艂omion膮 i zdezorientowan膮. Siedzia艂a w fotelu przy kominku w jedwabnej sukni w kolorze ra偶膮co niepasuj膮cym do jej kasztanowatych w艂os贸w.

- Chcia艂a mnie pani widzie膰, pani Clyde.

- Tak, panno Nash, rzeczywi艣cie. Ten oto wytworny d偶entelmen zrobi艂 nam zaszczyt, sk艂adaj膮c wizyt臋, ale mo偶e sobie pani wyobrazi膰 moje zdziwienie, kiedy dowiedzia艂am si臋, 偶e odwiedzi艂 nasz dom, aby si臋 z pani膮 zobaczy膰.

- Dzie艅 dobry, panno Nash - odezwa艂 si臋 Sebastian, k艂aniaj膮c si臋 nisko.

- Dzie艅 dobry, lordzie Buckworth - odpar艂a z r贸wn膮 uprzejmo艣ci膮 Desiree.

- Wyja艣ni艂em w艂a艣nie pani Clyde okoliczno艣ci naszego wczorajszego spotkania - poinformowa艂 j膮 Sebastian. - Wyt艂umaczy艂em jej, 偶e to by艂a wy艂膮cznie moja wina i 偶e to ja wymog艂em na pani odes艂anie dzieci do domu bez opieki, i 偶e pani w 偶adnym wypadku nie ponosi za to odpowiedzialno艣ci. Czy偶 nie tak powiedzia艂em, pani Clyde?

- Tak jest, lordzie Buckworth. Chocia偶 wczorajsze zachowanie panny Nash wyprowadzi艂o mnie z r贸wnowagi, to obecnie ch臋tnie przyznaj臋 - po tym jak mia艂am przyjemno艣膰 pana pozna膰 i rozmawia膰 z panem, milordzie - 偶e pope艂ni艂am b艂膮d. Wtedy, rzecz jasna, chodzi艂o mi przede wszystkim o bezpiecze艅stwo moich dziewczynek, a panna Nash, b膮d藕 co b膮d藕, jest tu po to, aby si臋 nimi opiekowa膰.

- Pani troska o c贸reczki jest godna najwy偶szej pochwa艂y, pani Clyde - komplementowa艂 j膮 Sebastian. - Teraz, skoro ju偶 mnie pani pozna艂a, mam do pani serdeczn膮 pro艣b臋. Prosz臋 by膰 tak 艂askaw膮 i zezwoli膰 mi na kilka minut swobodnej rozmowy, bez 艣wiadk贸w, z pann膮 Nash.

U艣miech znik艂 z twarzy kobiety.

- To by艂oby bardzo niew艂a艣ciwe, lordzie Buckworth.

- Obiecuj臋, 偶e zachowam si臋 wi臋cej ni偶 w艂a艣ciwie, pani Clyde. Widzi pani, przyby艂em, aby przekaza膰 pannie Nash niezwykle wa偶n膮 wiadomo艣膰 dotycz膮c膮 jednej z jej najbli偶szych przyjaci贸艂ek. Ta wiadomo艣膰 jest przeznaczona wy艂膮cznie dla jej uszu, jako 偶e jest nieco... poufniejszej natury. Panna Nash z pewno艣ci膮 czu艂aby si臋 bardzo za偶enowana, gdybym przekaza艂 jej t臋 wie艣膰 bez zachowania nale偶ytej dyskrecji, w obecno艣ci os贸b trzecich. Rozumie mnie pani?

Pani Clyde nie wydawa艂a si臋 rozumie膰, ale nie chc膮c przyzna膰 si臋 do tego przed wytwornym go艣ciem, z oci膮ganiem podnios艂a si臋 z fotela.

- Zgadzam si臋, lordzie Buckworth. Pozwalam panu zosta膰 z pann膮 Nash sam na sam przez kilka minut. Zaraz potem guwernantka musi wr贸ci膰 do swoich obowi膮zk贸w. Rozumie pan, 偶e moje dziewczynki wymagaj膮 sta艂ej kontroli i nadzoru. Zw艂aszcza moja starsza c贸rka, Caroline - doda艂a.

- Jest z niej urocze stworzonko, nie uwa偶a pan, lordzie Buckworth?

- Zgadzam si臋 z pani膮 w pe艂ni, pani Clyde. Jestem pewien, 偶e za cztery czy pi臋膰 lat, gdy Caroline doro艣nie i zadebiutuje, b臋dzie 艂ama艂a m臋skie serca jedno po drugim. Bez w膮tpienia taka musia艂a by膰 jej matka, kiedy po raz pierwszy wyst膮pi艂a w towarzystwie jako doros艂a panna.

Desiree zacisn臋艂a usta, 偶eby si臋 nie u艣miechn膮膰. Doprawdy, bezczelno艣膰 Sebastiana przekracza艂a wszelkie granice. Pani Clyde zaczerwieni艂a si臋 jak pensjonarka, ale pochlebstwa odnios艂y po偶膮dany skutek.

- Jest pan niezwykle uprzejmy, drogi lordzie Buckworth - stwierdzi艂a, kieruj膮c si臋 w stron臋 drzwi. - Prosz臋, niech si臋 pan me kr臋puje i rozmawia z pann膮 Nash tak d艂ugo, jak pan b臋dzie uwa偶a艂 za stosowne.

Gdy tylko drzwi si臋 za ni膮 zamkn臋艂y, Sebastian odetchn膮艂 g艂臋boko.

- Dobry Bo偶e, by艂 moment, 偶e my艣la艂em, i偶 rzuci si臋 mnie ca艂owa膰.

- Powiedzia艂abym, 偶e ma pan to, na co zas艂u偶y艂 - zauwa偶y艂a cierpko Desiree.

- Panno Nash, boli mnie spos贸b, w jaki pani si臋 do mnie odzywa - odrzek艂 Sebastian, udaj膮c obra偶onego. - Przyjecha艂em tu dzisiaj, aby pani膮 wyt艂umaczy膰 i sprawdzi膰, czy z powodu wczorajszego zaj艣cia nie spotka艂a pani jaka艣 przykro艣膰, i oto jak mi si臋 pani odwdzi臋cza.

- Doceniam pa艅skie dobre intencje, milordzie, ale obawiam si臋, 偶e pan si臋 sp贸藕ni艂. Dosta艂o ju偶 mi si臋 za rozwi膮z艂e zachowanie.

- Czy ona tak to nazwa艂a?

- Tak by to z pewno艣ci膮 okre艣li艂a, gdyby zada艂a sobie trud i si臋gn臋艂a po takie s艂owo do g艂owy.

Sebastian szybko st艂umi艂 艣miech.

- Co艣 podobnego. Z tego, co m贸wisz, dochodz臋 do wniosku, 偶e niekoniecznie musia艂em tak si臋 dzisiaj do niej przymila膰.

- Nie, ale jestem pewna, 偶e dzi臋ki temu odesz艂a w znacznie lepszym humorze. Zostawiaj膮c nas, zachowywa艂a si臋 nawet ca艂kiem przyjemnie. - Nie bardzo wiedz膮c, co robi膰 dalej, Desiree podesz艂a do sofy i usiad艂a. - B艂agam pana, prosz臋 mi powiedzie膰, co pana tu dzisiaj sprowadzi艂o? By艂am pewna, 偶e ju偶 od kilku godzin jest pan w drodze do Londynu.

- Nie m贸g艂bym wr贸ci膰 do Londynu bez ciebie, Desiree. Nie m贸g艂bym ci臋 tutaj zostawi膰. Wiesz o tym dobrze.

Jego g艂os straci艂 sw膮 przekorn膮 nut臋 i sta艂 si臋 teraz niesko艅czenie ciep艂y i 艂agodny. Serce Desiree topnia艂o pod wp艂ywem jego uroku, ale z ca艂ej si艂y pr贸bowa艂a si臋 temu przeciwstawi膰.

- Nic mi na ten temat nie wiadomo, milordzie. Dlaczego mia艂abym o tym wiedzie膰?

- Poniewa偶 by艂em g艂upcem - odpar艂 Sebastian, siadaj膮c obok niej. - Jestem ci winien przeprosiny, Desiree. D艂ugo zastanawia艂em si臋 nad twoimi wczorajszymi s艂owami. Zrozumia艂em, 偶e w g艂臋bi serca ani przez moment nie wierzy艂em Perry'emu, kiedy usi艂owa艂 mnie przekona膰, 偶e co艣 mi臋dzy wami by艂o.

- Z tego, co pan mi wczoraj powiedzia艂, wyci膮gn臋艂am ca艂kiem inny wniosek.

- To prawda. Dopiero ubieg艂ej nocy zda艂em sobie spraw臋, 偶e moja reakcja na s艂owa Perry'ego wynika艂a bardziej z zazdro艣ci ni偶 gniewu.

Desiree westchn臋艂a spazmatycznie.

- Pan by艂... zazdrosny?

- Straszliwie - przyzna艂 Sebastian. - Nawet sama my艣l o tym, 偶e by艂 tak blisko ciebie, 偶e ci臋 dotyka艂, zdenerwowa艂a mnie do tego stopnia, i偶 straci艂em zdolno艣膰 racjonalnej oceny sytuacji. Znaczysz dla mnie wi臋cej, ni偶 jestem w stanie wyrazi膰 to s艂owami, Desiree. Szalenie mi przykro, 偶e mia艂a艣 z mego powodu tyle przykro艣ci.

W jego oczach malowa艂a si臋 taka czu艂o艣膰 i wsp贸艂czucie, 偶e Desiree poczu艂a, jak 艂zy nap艂ywaj膮 jej do oczu.

- Milordzie, ja...

- Nie, pozw贸l, 偶e ja doko艅cz臋. Nigdy nie mia艂em zamiaru ci臋 skrzywdzi膰, Desiree. Po spotkaniu w lesie, nad jeziorkiem, nie przypuszcza艂em nigdy, 偶e zobacz臋 ci臋 jeszcze kiedykolwiek. By艂a艣 jak... pi臋kny sen, by艂a艣 kim艣, o kim mog艂em my艣le膰, ale nigdy mie膰. Po powrocie do Londynu rzeczywi艣cie powiedzia艂em jednemu z przyjaci贸艂 o tym, 偶e ci臋 spotka艂em. W mojej relacji nie by艂o nic, co by uw艂acza艂o twojej czci i godno艣ci. Nie powiedzia艂em mu, co mia艂a艣 na sobie, ani nie pr贸bowa艂em sugerowa膰, 偶e zachowywa艂a艣 si臋 w jaki艣 nieprzystojny czy wyzywaj膮cy spos贸b. Je偶eli rzekomy przyjaciel wyci膮gn膮艂 z moich s艂贸w takie wnioski, jedyne co mog臋 zrobi膰, to przeprosi膰 ci臋 za to, 偶e je tak niew艂a艣ciwie zinterpretowa艂. Zapewniam ci臋, 偶e je偶eli chodzi o mnie, to niczego z艂ego o tobie nie m贸wi艂em.

- Nie powiedzia艂 pan, 偶e by艂am nago?

- Nie. W gruncie rzeczy w og贸le nie opisywa艂em mu, jak wygl膮da艂a艣. Stwierdzi艂em tylko, 偶e jeste艣 niezwykle pi臋kn膮 m艂od膮 kobiet膮. Chocia偶 wiem, 偶e nie jestem te偶 tak zupe艂nie bez winy i ponosz臋 odpowiedzialno艣膰 za to, co si臋 wydarzy艂o, to jednak my艣l臋, 偶e moim obowi膮zkiem jest ci u艣wiadomi膰, i偶 g艂贸wnym winowajc膮 i sprawc膮 twoich nieszcz臋艣膰 jest nikt inny tylko lord Perry.

Na twarzy Desiree odbi艂a si臋 konsternacja.

- Na jakiej podstawie pan tak s膮dzi?

- Przyzna艂 si臋 do tego kilka dni temu, w rozmowie ze mn膮. O艣wiadczy艂, 偶e wiedzia艂 od c贸rki, 偶e lubisz k膮pa膰 si臋 w jeziorku, i kiedy us艂ysza艂 wersj臋 lorda Hutchingsa, natychmiast sobie to skojarzy艂 i doszed艂 do przekonania, 偶e tylko ty mo偶esz by膰 t膮 osob膮. Je偶eli, w jaki艣 spos贸b, to ci臋 mo偶e uspokoi膰, to nie s膮dz臋, aby wielu ludzi wiedzia艂o, 偶e ty by艂a艣 moj膮 rozkoszn膮 nimf膮, jak Perry z sukcesem w ciebie wm贸wi艂. My艣l臋, 偶e to by艂 po prostu element jego planu, maj膮cy na celu nak艂onienie ci臋 do zostania utrzymank膮.

Desiree czu艂a, jak rumieniec oblewa jej policzki.

- Gwoli uczciwo艣ci, ja te偶 musz臋 przyzna膰 si臋 do b艂臋du. Nie powinnam tak od razu pot臋pia膰 pana za niedyskrecj臋. Ja r贸wnie偶 mam podobny grzech na sumieniu - te偶 przecie偶 powiedzia艂am o naszym spotkaniu nad wod膮 swojej najlepszej przyjaci贸艂ce.

- Ach tak, tej m艂odej damie, kt贸ra podzieli艂a si臋 z tob膮 informacjami na temat mojej... reputacji.

Desiree zaczerwieni艂a si臋 jeszcze mocniej.

- By膰 mo偶e, ale to dzi臋ki informacji od Helen odwa偶y艂am si臋 napisa膰 do pana.

- Wiem teraz tak偶e i to, o czym w tamtym czasie nie mia艂em poj臋cia, 偶e napisa艂a艣 ten list dlatego, 偶e w wyniku incydentu z lordem Perrym znalaz艂a艣 si臋 w przymusowej sytuacji - ci膮gn膮艂 艂agodnym tonem Sebastian. - Musia艂a艣 podj膮膰 jakie艣 dzia艂ania, aby si臋 ratowa膰.

- To prawda. Wydawa艂o mi si臋, 偶e nie mam innego wyj艣cia - odrzek艂a szczerze Desiree. - Pani Guarding by艂o bardzo przykro, 偶e musia艂a mnie zwolni膰, ale ona r贸wnie偶 nie mia艂a wyboru. By艂o ma艂o prawdopodobne, 偶e to, co si臋 wydarzy艂o na pensji, nie wyjdzie poza obr臋b szkolnych mur贸w. Nale偶a艂o raczej przypuszcza膰, 偶e wie艣膰 o tym szybko rozniesie si臋 po okolicy i 偶e opinia szko艂y mo偶e na tym ucierpie膰. D艂ugo bi艂am si臋 z my艣lami, jak powinnam post膮pi膰. W ko艅cu dosz艂am do wniosku, 偶e nie mam co liczy膰 na jakie艣 mo偶liwe zaj臋cie w rejonie Steep Abbot. Oszo艂omiona, zrozpaczona i zdezorientowana pomy艣la艂am wtedy o panu i... o pa艅skiej propozycji zrobionej w dniu naszego spotkania, tam, w lesie Steep nad jeziorkiem.

- Wyobra偶am sobie, 偶e nie艂atwo ci przysz艂o napisa膰 taki list.

- Owszem, ale kiedy rozwa偶y艂am wszystkie mo偶liwo艣ci, jakie by艂y przede mn膮, nie widzia艂am... innego wyj艣cia dla siebie - przyzna艂a cicho Desiree. - Musia艂am opu艣ci膰 Steep Abbot; wiedzia艂am, 偶e zawsze b臋d臋 tam chodzi膰 z pi臋tnem nierz膮dnicy na czole. Helen zapewni艂a mnie, 偶e jest pan dobrym cz艂owiekiem, wi臋c nie waha艂am si臋 ju偶 d艂u偶ej i kierowana nag艂ym odruchem, napisa艂am do pana list i natychmiast go wys艂a艂am.

- A zatem to Helen musz臋 g艂贸wnie podzi臋kowa膰. To ona w jakiej艣 mierze przyczyni艂a si臋 do tego wszystkiego.

- Tak, w jakiej艣 mierze. - Desiree u艣miechn臋艂a si臋. - Gdyby powiedzia艂a, 偶e jest pan brutalem, na pewno nie napisa艂abym tego listu.

- Ale napisa艂a艣 i w taki oto spos贸b list wyprawi艂 ciebie i mnie w t臋 d艂ug膮, pe艂n膮 rozmaitych meandr贸w podr贸偶, kt贸ra niespodziewanie dla nas obojga sko艅czy艂a si臋 a偶 tutaj, w hrabstwie York.

Desiree westchn臋艂a.

- Tak, milordzie. Je偶eli chodzi o mnie, na pewno si臋 tego nie spodziewa艂am.

Sebastian z wahaniem uj膮艂 jej praw膮 r臋k臋 w swoj膮 i popatrzy艂 na ni膮 z czu艂o艣ci膮.

- Jeszcze jedno sta艂o si臋 dla mnie jasne ubieg艂ej nocy, Desiree. By艂o to co艣, co ju偶 od jakiego艣 czasu chodzi艂o mi po g艂owie. W istocie my艣la艂em o tym jeszcze na d艂ugo przed tym, nim pojecha艂em na polowanie. - Spojrza艂 jej w oczy i zrozumia艂, 偶e wybra艂 w艂a艣ciw膮 drog臋. - Chc臋, aby艣 wr贸ci艂a ze mn膮 do Londynu, Desiree. Moje 偶ycie po twoim wyje藕dzie sta艂o si臋 nagle puste i pozbawione tre艣ci. Jeste艣 mi tam potrzebna. Pragn臋, 偶eby艣 rankami je藕dzi艂a ze mn膮 konno po parku, a wieczorami ta艅czy艂a do upad艂ego. Chc臋 ci臋 mie膰 przy sobie, Afrodyto.

U艣miech znikn膮艂 nagle z twarzy Desiree. Na jeden kr贸tki moment serce stan臋艂o jej w piersi. Pomy艣la艂a, 偶e Sebastian zamierza si臋 jej o艣wiadczy膰, ale nadzieja ulecia艂a, kiedy nazwa艂 j膮 Afrodyt膮. Potem zrozumia艂a ju偶 wszystko. Tak si臋 do niej zwraca艂, kiedy si臋 poznali, wtedy nad jeziorkiem, i gdy mia艂a zosta膰 jego kochank膮. Sta艂o si臋 dla niej jasne, 偶e teraz r贸wnie偶 mu o to w艂a艣nie chodzi.

Wolno wysun臋艂a r臋k臋 z jego d艂oni i podnios艂a si臋 z sofy.

- Przykro mi, lordzie Buckworth, ale nie mog臋 wr贸ci膰 z panem do Londynu.

- Ale... dlaczego?

- Powiedzia艂am ju偶. Nic si臋 nie zmieni艂o. Ka偶dy b臋dzie patrzy艂 na mnie w taki sam spos贸b, jak patrzy teraz. Jedyn膮 r贸偶nic膮 b臋dzie to, 偶e m臋偶czy藕ni zostawi膮 mnie w spokoju, wiedz膮c, 偶e jestem pa艅sk膮 utrzymank膮.

- Moj膮 utrzymank膮? - Sebastian pociemnia艂 na twarzy. Tak偶e podni贸s艂 si臋 z miejsca. - Tak zrozumia艂a艣 moje s艂owa? My艣lisz, 偶e chc臋, by艣 wr贸ci艂a ze mn膮 do Londynu jako utrzymanka?

- A c贸偶 innego mog臋 my艣le膰? Powiedzia艂 pan przecie偶, 偶e pragnie pan, 偶ebym by艂a u jego boku i 偶e b臋dziemy... razem je藕dzi膰 na spacery do parku i ta艅czy膰 na balach. A potem nazwa艂 mnie Afrodyt膮.

- A tak, bo jeste艣 dla mnie i zawsze b臋dziesz Afrodyt膮 - odpar艂 Sebastian, podchodz膮c bli偶ej. - Chc臋 ci臋 mie膰 przy sobie jako 偶on臋, Desiree, a nie jako utrzymank臋.

- Jako 偶on臋 - westchn臋艂a spazmatycznie.

- Oczywi艣cie, moje kochanie. Nie 偶ycz臋 sobie, aby m臋偶czy藕ni spogl膮dali na ciebie inaczej jak tylko z szacunkiem przys艂uguj膮cym wicehrabinie Buckworth. Chc臋, aby m臋偶czy藕ni podziwiali twoj膮 urod臋, ale z daleka. Wyzw臋 na pojedynek ka偶dego, kto b臋dzie na tyle g艂upi, aby s膮dzi膰, 偶e mo偶e ci臋 bezkarnie uwodzi膰. Chc臋, 偶eby艣 by艂a moj膮 偶on膮 i pani膮 mego serca, Desiree Nash. - Sebastian uj膮艂 j膮 pod brod臋 i lekko odchyli艂 jej g艂ow臋. - Prosz臋, powiedz mi, 偶e jeszcze nie wszystko stracone, 偶e mog臋 mie膰 nadziej臋, i偶 nadejdzie dzie艅, kiedy us艂ysz臋 od ciebie, 偶e mnie kochasz.

- Kocha膰 ci臋!? Och, m贸j najdro偶szy Sebastianie! - wykrzykn臋艂a Desiree. - Kocham ci臋 przecie偶 ju偶 od dawna.

Z cichym okrzykiem rado艣ci Sebastian porwa艂 j膮 w ramiona. Jego usta spad艂y na jej wargi i Desiree zrozumia艂a, 偶e wreszcie nasta艂 kres jej udr臋ki. Poczu艂a si臋 spokojna i bezpieczna. W ramionach tego m臋偶czyzny by艂o miejsce, w kt贸rym chcia艂a zosta膰 do ko艅ca 偶ycia.

Po d艂u偶szej chwili Sebastian podni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 w jej po艂yskliwe zielone oczy.

- Moja s艂odka Afrodyto. Pomy艣le膰 tylko, 偶e tak niewiele brakowa艂o, a utraci艂bym ci臋 na zawsze.

- To by si臋 nigdy nie sta艂o. Quos amor verus tenuit, tenebit - 艂agodnym g艂osem zacytowa艂a Desiree stare 艂aci艅skie przys艂owie. - Ten, kt贸ry pokocha艂 naprawd臋, b臋dzie kocha艂 zawsze.

Sebastian u艣miechn膮艂 si臋 i musn膮艂 lekko wargami je usta.

- Czego jeszcze chcesz mnie nauczy膰, moja pi臋kna sawantko?

- Tylko tego. Amor vincit omnia. Oczy Sebastiana rozb艂ys艂y nowym ogniem, gdy ponownie przywar艂 ustami do jej warg.

- Nie mo偶e by膰 stosowniejszych s艂贸w - stwierdzi艂 ochryple. - Mi艂o艣膰 zwyci臋偶a wszystko. No c贸偶, je偶eli taka ma by膰 istota tej lekcji, kochanie, s膮dz臋, 偶e b臋d臋 wi臋cej ni偶 szcz臋艣liwy, zamieniaj膮c si臋 w ucznia.

1 Nami臋tny pasterz do swojej ukochanej, Christopher Marlowe. T艂um. Ludmi艂a Marja艅ska.

2 filie de joie - (j. franc), kochanka.


Wyszukiwarka