Prawo karne wykład prof D Schenk

Wykład nr III 18.10.2012

Tako rzecze Zaratustra prof. Dieter Schenk składnia: Mistrz Yoda prof. Kulesza

Pytania na egzamin:

  1. Z jakimi zasadami prawa karnego pozostawał w sprzeczności wyrok skazujący na karę śmierci 38 obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku za obronę budynku poczty w dniu 1. września 1939roku?

  2. Jak przedstawiała się odpowiedzialność karna współdziałających przy skazaniu obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku sędziego Bode i prokuratora Giesecke w świetle niemieckiego prawa karnego i realiów ścigania zbrodni nazistowskich w powojennych Niemczech?

"Poczta Polska w Gdańsku: dzieje pewnego niemieckiego zabójstwa sądowego"

"Upływa 20 lat od kiedy zbierałem w Polsce materiały dotyczące mojej książki o Poczcie Polskiej w Gdańsku. Podstawą moich badań były także kontakty z członkami rodzin obrońców Polskiej Poczty w Gdańsku, którzy utworzyli jednoczący ich komitet. Członkami owego komitetu były żyjące wówczas żony obrońców Poczty Polskiej oraz ich córki i synowie.

To nie był tylko mord sądowy dokonany na 38 obrońcach Poczty polskiej w Gdańsku, ale to co się stało we wrześniu 1939 roku miało realny wpływ na losy wszystkich członków rodzin polskich pocztowców, którzy zostali wówczas straceni. To było traumą, która dotknęła całe rodziny a zwłaszcza dzieci polskich pocztowców i wpływała na ich późniejsze życie, albowiem odebrano im ojców. Do dziś, ci którzy pozostają przy życiu, żyją w tym koszmarze. Moja książka dotyczy tego co stało się znacznie później, tzn. procesu w Niemczech, w którym zrehabilitowano polskich pocztowców jako ofiary niemieckiego morderstwa sądowego. Dla członków rodzin obrońców poczty a zwłaszcza ich dzieci, było ważne, aby niemiecki sąd uznał, iż ich ojcowie nie byli sprawcami przestępstwa. Ciężko było przyjąć do wiadomości, że w istocie rzeczy zbrodniarzami byli owi nazistowscy prawnicy, którzy skazali obrońców poczty na karę śmierci.

Jako punkt ciężkości mojego wykładu pragnę przedstawić role dwóch prawników dr Kurta Bode i prokuratora Giesecke a także najważniejsze aspekty mojej książki "Poczta Polska w Gdańsku: dzieje pewnego niemieckiego zabójstwa sądowego". Intencją leżącą u podłoża studiów nad tym przypadkiem było przeprowadzenie i dokumentacyjne przedstawienie tego co Günter Grass opisał w swojej powieści "Blaszany Bębenek", który zekranizował Volker Schlöndorff.

Kiedy rozpoczynałem moje studia nad tym przypadkiem nie mogłem przewidzieć, że to co stało się w 1939 roku będzie początkiem łuku, który pozostawał napięty do 2000 roku. Niemiecki tytuł książki "Poczta w Gdańsku" nie jest poprawny. W szczególności w Polsce był on kwestionowany - prawidłowo powinien on brzmieć "Poczta Polska w Gdańsku" , jednakże i to określenie nie byłoby precyzyjne, dlatego, że obok poczty Polskiej w Gdańsku na placu Heweliusza, gdzie rozegrały się owe zdarzenia były jeszcze dwa polskie urzędy pocztowe - w porcie gdańskim oraz na głównym dworcu kolejowym. Nie mniej wydawnictwo było przekonane, że po publikacji powieści "Blaszany Bębenek" dla niemieckich czytelników istniała tylko jedna poczta polska w Gdańsku.

W ciągu ostatnich lat w Polsce byłem konfrontowany z przekonaniem, że Gunter Grass zachowywał co do wydarzeń na Polskiej Poczcie i obrońców poczty postawę obojętna i nie wspierał ścigania sprawców tej zbrodni choć się z nią nie zgadzał. Nie mniej w związku z badaniami historycznymi prowadzonymi na potrzeby swojej powieści "Blaszany Bębenek" Günter Grass uzyskał w 1958 roku dostęp do zasobu dokumentacyjnego niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Kiedy został przesłuchany przez Prokuraturę w Lubece przedstawił do dyspozycji prokuratorów całą swoją wiedzę o tych wydarzeniach. W pierwszym rzędzie wskazał żyjących jeszcze wówczas 3 obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku jako ważnych świadków (w rzeczywistości przy życiu pozostawało wówczas 4 obrońców). Ale niemiecki wymiar sprawiedliwości nie chciał niczego wiedzieć o ówcześnie żyjących świadkach obrony poczty albowiem nie był zainteresowany ustaleniem prawdy. Szczegóły walki o budynek Poczty Polskiej W Gdańsku przy placu Heweliusza w dniu 1 IX 1939 roku a więc w dniu rozpoczęcia wojny i strzałów z pancernika Schleswig - Holstein na Westerplatte możemy założyć, że są powszechnie znane. W czterech falach napadu siły policyjne próbowały pod dowództwem pułkownika policji Bethke pokonać dzielnie broniących się polskich pocztowców. Na końcu gdańska straż pożarna wpompowała do piwnicy benzynę, która to została na końcu podpalona miotaczami płomieni. Spowodowało to okropne rany oparzeniowe. 5 mężczyzn spłonęło a kolejnych 6 mężczyzn skonało w ciągu kilku dni na skutek odniesionych obrażeń. Zginęła również w ten sposób 11 letnia Erwina Barzychowska - przybrana córka gospodarzy budynku Poczty Polskiej. Kiedy pocztowcy się poddawali, dyrektor poczty dr Jan Michoń i naczelnik urzędu pocztowego Józef Wąsik zostali zastrzeleni z okrzykiem sprawców: "Oto są oni! Polskie psy!". Żaden organ ścigania w RFN nie zbadał tych 2 przypadków morderstwa. Tak samo jak nie zbadał zamordowania pocztowców przez zaniechanie, ponieważ tym co odnieśli ciężkie obrażenia odmówiono jakiejkolwiek medycznej pomocy i zaniechano ścigania sprawców po mimo, że wszystkie potwierdzone okoliczności znajdowały się w aktach prokuratury.

Proces przeciwko tym, którzy przeżyli jako obrońcy polskiej poczty miał miejsce 8 IX 1939 roku a więc tydzień później. Przeprowadzony został przed sądem polowym grupy Eberhardt i był w istocie jedną wielką farsą. Oskarżonych nie można było nawet skazać na podstawie nazistowskiego prawa. Można założyć, że prawnicy zastosowali w tym przypadku wiele naruszeń prawa, które dokonali z pełną świadomością bezprawia tylko po to aby osiągnąć postawiony sobie cel. Był to mamuci proces przeciwko oskarżonym w liczbie 38 mężczyzn. Przeprowadzony został bez żadnego przygotowania, bez opinii prawnej a nawet bez aktu oskarżenia tylko po to aby został mógł zostać wprowadzony w życie. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że pierwszy proces był przeprowadzony przeciw 28 oskarżonym, a dzień później przeprowadzony został proces 10 pozostałych oskarżonych. Łącznie na karę śmierci zostało skazanych 38 polskich obrońców poczty w Gdańsku. W owym pierwszym procesie, nie mogło wziąć udziału 10 skazanych w drugim procesie ze względu na odniesione ciężkie rany oparzeniowe, które odnieśli 1 IX 1939 roku broniąc budynku.

Obrońcy poczty zostali skazani na podstawie rozporządzenia o specjalnym wojennym prawie karnym z 17 VIII 1938 roku chociaż rozporządzenie to o randze ustawy nie miało w okresie zdarzeń i prowadzenia postępowania sądowego w Gdańsku mocy obowiązującej. Było tak dlatego że ustawa wydana przez niemiecki Reichstag z dniem 1 IX 1939 o włączeniu Wolnego Miasta Gdańska do niemieckiej Rzeszy stanowiła, że tymczasowo wszystkie ustawy gdańskie zachowują swoją moc obowiązującą. Natomiast konstytucja Wolnego Miasta Gdańska i ustawy wydane na jej podstawie w ogóle nie przewidywały kary śmierci. Po raz pierwszy owo rozporządzenie o specjalnym wojennym prawie karnym zostało wprowadzone z mocą obowiązywania na teren Gdańska z dniem 14 XI 1939 roku, a wiec miało moc obowiązywania dopiero 6 tygodni po zdarzeniach na polskiej poczcie i osądzeniu obrońców poczty w Gdańsku. Obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku walczyli otwarcie i widocznie dla każdego z zewnątrz prowadzać roztropna obronę. Postępowali tak zgodnie z rozkazem dowództwa armii w Warszawie i zostali do tego zmuszeni przez bezprawną napaść z zewnątrz. W żadnym razie nie byli strzelającymi w plecy napastników i nie mogli być również traktowani jako przestępczy partyzanci. Skazanie polskich obrońców nastąpiło jednak za Freischärlerei (pojęcie to związane jest z terminologią przyjętą w niemieckim języku prawniczym i rozporządzeniu o specjalnym wojennym prawie karnym. Freischärler to dosłownie wolny strzelec. Wolne strzelectwo było traktowane jak przestępstwo. Freischärler to inaczej partyzant. Ponieważ w języku polskim słowo "partyzant" ma wysoce pozytywne znaczenie związane z realiami II Wojny Światowej, zatem tłumaczymy niemiecki termin "Freischärler" oznaczający wolnego strzelca popełniającego czyny zabronione na język polski używając określenia przestępczy partyzant.) według paragrafu 3 ustęp 1 rozporządzenia o specjalnym wojennym prawie karnym. Ich zachowanie jednak nie wypełniało zespołu znamion tego przestępstwa, albowiem ustęp 2 paragraf 3 tego rozporządzenia czynił wyjątek od zakresu bezprawności wyznaczonego przez pojęcie Freischärlerei. W tym wyjątku napisano jednoznacznie, że nie jest wolnym strzelcem ten kto:

  1. nosi broń jawnie - tak czynili obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku

  2. pozostaje pod jednolitym dowództwem - z Warszawy przysłano jako dowódcę inspektora Konrada Guderskiego

  3. nosi z daleka rozpoznawalne oznaczenia - polscy pocztowcy byli ubrani w uniformy pracowników Poczty Polskiej

  4. przestrzega zasad, zwyczajów oraz praw wojny - tak czynili polscy pocztowcy ponieważ strzelali dopiero kiedy zostali bezprawnie napadnięci.

Wszystkie zatem 4 warunki obrońcy poczty spełniali a zatem stanowili milicję wojskową którą należało wykluczyć z pojęcia przestępczej partyzantki albowiem obejmował ją wyjątek wyraźnie opisany w ustępie 2 paragraf 3 rozporządzenia o specjalnym wojennym prawie karnym. Skutkiem tych ustaleń jest to, że obrońcom poczty przysługiwał status kombatantów, czyli strony walczącej i było w pełni zgodne z prawem, że użyli broni palnej dla obrony budynku poczty. Wprost przeciwnie, to napastnicy nie byli żołnierzami ani milicją wojskową. Albowiem jak to jest dowodowo do potwierdzenia napastnikami byli policjanci z drugiego rewiru policyjnego wsparci przez policjantów posiłkowych z szeregów SA i SS pod dowództwem szefa gdańskiej policji ochronnej pułkownika policji Bethke. A zatem to napastnikom jako policjantom nie przysługiwał status kombatancki. Z tego wyprowadzamy wniosek, że napastnicy postępowali w sposób sprzeczny z prawem. Natomiast obrońcy poczty polskiej mogli się powołać na okoliczność wyłączającą bezprawność strzelania do napastników jaką była i jest obrona konieczna. Gdy chodzi o proces obrońców nie chodziło o uczciwy proces - fair trial w dzisiejszym znaczeniu ale nawet wówczas można było spełnić choćby minimalne warunki prawne przy tym procesie dotyczące zarówno oskarżenia jak i obrony. Warunków tych jednak w ogóle nie spełniono. Gdyby każdy z oskarżonych mógł choćby przez 15 minut przedstawić swój punkt widzenia na owe zdarzenia (bo przecież wszyscy nie mogli strzelać do niemieckich napastników albowiem było mniej sztuk broni niż obrońców budynku poczty) to proces trwałby z uwzględnieniem udziału tłumacza wiele dni. Faktycznie proces zaczął się popołudniu a skończył wieczorem. Dla wszystkich oskarżonych przewidziano do obrony jedynie jednego kapitana Wehrmachtu którego stronniczość na niekorzyść oskarżonych była oczywista.

Kolejne kryteria przemawiające za bezprawnością wyroku:

  1. rozporządzenie o specjalnym wojennym prawie karnym z sierpnia 1938 roku wyraźnie mówiło, że obowiązuje w obszarze operacyjnym Wehrmachtu poza obszarem Rzeszy a przecież Gdańsk został na mocy ustawy z 1 IX 1939 roku zjednoczony z Rzeszą Niemiecką i stał się integralną częścią Rzeszy, gdzie rozporządzenie o specjalnym wojennym prawie karnym nie mogło obowiązywać.

  2. rozporządzenie o specjalnym wojennym prawie karnym określało czyny popełnione na szkodę Wehrmachtu, a przecież napastnikami były jednostki policyjne o których owo rozporządzenie nie mówiło.

  3. nawet gdyby uznać, że rozporządzenie o specjalnym wojennym prawie karnym było prawem obowiązującym na terenie Gdańska to przecież pozostaje wątpliwe czy miało moc obowiązywania w dniu 1 IX 1939 roku bo rozporządzenie to mówiło że rozpoczyna swą moc wiążącą od dnia rozpoczęcia wojny. Narodowo - socjalistyczne Niemcy napadły na Polskę w sposób sprzeczny z międzynarodowym prawem bez wypowiedzenia wojny. Z punktu widzenia oceny prawnej de iure stan wojny rozpoczął się 3 IX 1939 roku kiedy to Anglia i Francja jednoznacznie wypowiedziały Niemcom wojnę.

Istnieje zatem wiele wcześniej przedstawionych powodów, które sprawiały łącznie, że nie można było skazać obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku.

Obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku odpowiadali przed sądem polowym wchodzącym w skład grupy operacyjnej generała Eberhardta. Wspomniany wcześniej sąd polowy składał się z 3 sędziów a przewodniczył mu dr Kurt Bode. Członkowie składu poza Bode nie byli nigdy ścigani ponieważ niemiecki wymiar sprawiedliwości nie zadał sobie najmniejszego trudu żeby ich zidentyfikować co przecież jeszcze w latach 60 kiedy żyli naoczni świadkowie nie stanowiłoby najmniejszego problemu. Po przez naginanie i łamanie prawa dr Bode jako sędzia i dr Hans Giesecke jako prokurator chcieli doprowadzić do wydania wyroków śmierci. Bode czynił to ze względu na swoja karierę sędziego, Giesecke czynił tak ze względu na swoje przekonanie, że zasługuje na ukaranie karą śmierci każdy kto odważy się strzelać do umundurowanych Niemców. Status strony walczącej jaki przysługiwał polskim pocztowcom był oczywiście całkowicie obojętny i konsekwentnie nieuwzględniany podczas postępowania. Z drugiej strony takiego orzeczenia o karze śmierci żądał panujący wówczas klimat polityczny w Gdańsku. Gdańsk został opanowany w ciągu jednego dnia i panowała w nim euforia zwycięstwa. Wcześniej został opracowany program eliminacji fizycznej polskiej inteligencji a pocztowcy stali się kluczowym celem tego programu. Ponadto Polska Poczta już wcześniej była postrzegana jako cierń w oku gdańskich narodowych socjalistów. I już po 1. IX 1939 gdańska gazeta Danziger Vorposten określiła obrońców Poczty Polskiej jako wrogów państwa nr 1. Ponadto chciano dokonać aktu zemsty za tzw. Krwawą Niedzielę w Bydgoszczy, a zatem przyczyny leżące po stronie obu prawników a także zewnętrzne realia zbiegły sie tak, że w tych warunkach urzędnicy pocztowi nie mieli najmniejszych szans na przeżycie. Po raz pierwszy dopiero po wojnie sędzia Bode wyjawił swoje myśli, powiedział: "To była sprawa sprzeczna wewnętrznie. Przecież to byli niezwykle szaleńczo odważni ludzie, owi polscy pocztowcy. Ja życzyłbym sobie żeby nasi niemieccy urzędnicy w podobnej sytuacji zachowali się równie dzielnie. Kiedy wydawałem wyrok, myślałem, że nikt jednak tych skazanych przeze mnie nie rozstrzela."

Sędzia zatem wydał wyrok skazujący na karę śmierci 38 polskich pocztowców, z nadzieją że nikt tego wyroku nie wykona. Dr Kurt Bode (*1895) mieszkał w Gdańsku od 1909 roku, tutaj ukończył szkołę średnią a także studiował prawo. W opiniach o nim, także z czasów uniwersyteckich pisano jednoznacznie, że jest człowiekiem godnym uznania ze względu na swoją pilność i zgodność jego postępowania z zasadami. Jednocześnie aby mógł rozwijać swoją aktywność akademicką bez żadnych przeszkód wstąpił m. in. już 1V 1933 roku do NSDAP, a poza tym stał się członkiem narodowo-socjalistycznego stowarzyszenia prawa i należał do innych nazistowskich stowarzyszeń. Nie wyróżniał się jednak przy tym niczym ponad przeciętnie dopasowanego do otoczenia narodowego socjalistę. Jednakże w czasie kiedy nowi władcy narodowo socjalistyczni usuwali nielubiane osoby z wcześniej zajmowanych stanowisk, Bode był już w 1934 dwukrotnie powoływany na coraz wyższe stanowiska i w 1938 roku został ostatecznie powołany na stanowisko V-ce Prezydenta Wyższego Sądu Krajowego i stał się prezesem jednego z senatów tego sądu. Bode już przed rozpoczęciem wojny, został oceniony jako najlepsza siła gdańskiego wymiaru sprawiedliwości. Wszystkie opinie o nim były naszpikowane samymi superlatywami, co również wpływało na tempo jego kariery partyjnej. Bode silnie identyfikował sie z narodowym socjalizmem, przejawiając to również tym co czynił w służbie sędziowskiej. Współdziałał w oczyszczeniu gdańskiego wymiaru sprawiedliwości z wszystkich tych, których uważał że powinni być usunięci, przy czym kierował się zdrowym poczuciem narodowym. Jako członek honorowego sądu przewidzianego dla adwokatów decydował on o usunięciu wszystkich żydowskich adwokatów z zawodu. Jako przewodniczący sądu polowego spełniał wszystkie oczekiwania pod swoim adresem. 1 II 1942 roku w związku z objęciem stanowiska Prokuratora Generalnego Kraju Gdańsk - Prusy Zachodnie został zaliczony do grona 100 najwybitniejszych -wiodących prawników III Rzeszy. Po tym jak w 1942 roku został prokuratorem generalnym na jego biurku znalazło się 350 wyroków śmierci, z których 122 zbadano. Był obecny przy składaniu wniosku o karę śmierci a także decydował o ewentualnym ułaskawieniu, także ponosił odpowiedzialność kluczową za nadzór nad przebiegiem owych postępowań. Warto tutaj przytoczyć jeden przykład obrazujący praktykę prawnicza dra Bode. Sąd specjalny w Bydgoszczy 16 II 1943 roku skazał na karę śmierci Stanisława Mikołajczyka za usiłowanie kradzieży i ciężkie uszkodzenie ciała ponieważ został schwytany przy próbie kradzieży kurczaka oraz bronił się przed świadkami. Bode zatwierdził karę śmierci i jednocześnie sformułował w postępowaniu o ułaskawienie cyniczne zdanie "Wypowiadając się za straceniem skazanego, otwieram drogę dla sprawiedliwości". W innych wypadkach, Bode osobiście podpisywał akty oskarżenia i wnosił o wymierzenie w postępowaniu karnym wyroku śmierci.

Innym przykładem zbrodniczej praktyki prawniczej dr Bode jest przypadek z 5 I 1945 roku. Sformułowany zarzut jaki postawiono Polakowi Edmundowi Suwalskiemu, który według prokuratora Bode zasługiwał na karę śmierci, dotyczył wypowiedzi oskarżonego. Wypowiedź ta brzmiała: "Wojna zakończy się w ciągu 14 dni. Gorzej aniżeli teraz nie będzie nam nawet wtedy kiedy przyjdą tu Bolszewicy".

Wyższy sędzia polowy dr Hans Werner Giesecke (*1907). Należał do 3 tysięcy sędziów wojskowych którzy w okresie nazizmu wydali około 30 tysięcy wyroków śmierci. Reprezentował oskarżenie w czasie procesu polskich pocztowców. Na jego koncie jest 70 wyroków śmierci, które w większości dotyczyły drobnych spraw. Giesecke był nazistą z przekonania. Oceniano go jako surowego ale sprawiedliwego. Określano go jako posiadającego wojskową osobowość. Ale w opiniach służbowych na jego temat, można przeczytać skargę, że wykazywał nadmierną wyniosłość wobec innych. Potem jak odegrał przypisaną mu rolę prokuratora w procesie polskich pocztowców, został powołany jako sędzia wojenny i był wysyłany na różne obszary operacyjne Wehrmachtu. Od Francji po Afrykę Północną. Około połowy dzienników działań jego jednostki wojskowej zostało zagubionych, ale w pozostałej części można było wyczytać o 34 wyrokach śmierci wydanych przez Giesecke z powodu działalności partyzanckiej, rzekomej dezercji a także osłabienia mocy obronnej III Rzeszy, np. kara śmierci za sprzedaż 5 opon samochodowych pochodzących z magazynów wojskowych a także kara śmierci za kradzież węgla z lokomotywy.

Nie mniej obaj prawnicy nie byli fanatycznymi zwolennikami narodowego socjalizmu, ale obaj wnieśli swój osobisty wkład do zboczenia prawa do poziomu nazistowskiego bezprawia. Bode jako swoisty zimny technokrata, Giesecke ze względu na swoje wojskowo - konserwatywne przekonania. Na liście wykonanych kar śmierci za które Bode był osobiście odpowiedzialny znajduje się 277 nazwisk. Bode nie chciał w sposób otwarty narażać swojej egzystencji jakimkolwiek przejawem niesubordynacji czy sprzeciwu. Ale przecież miał bardzo wiele możliwości postępowania w taki sposób aby nie popełniać zbrodni w swej praktyce prawniczej. Bode był człowiekiem systemu, a w 1953 roku powiedział: "Wszystko co miało miejsce w latach 1942 - 1945 w prokuraturze oznaczało dla mnie w istocie zakończenie czasu, w którym kierowałem się najbardziej napiętym uczuciem nadziei i oczekiwań co do przyszłości w obszarze niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. Owe przekonanie, nadzieja i oczekiwanie co do tego, że niemiecki wymiar sprawiedliwości i postępowanie prawne będą spełniać założenia państwa prawnego zakończyło się właśnie w tym okresie - 1942 -1945". W 1949 roku Bode wrócił z sowieckiej niewoli, do której trafił w 1945 roku jako porucznik Festung Danzig. Jego funkcja jako generalnego prokuratora prowincji Gdańsk - Zachodnie Prusy była prawdopodobnie nieznana Rosjanom. Gdyby o tym się dowiedzieli, można przypuszczać iż by już nigdy Vaterlandu nie ujrzał. Kiedy wrócił w 1949 roku do Niemiec, te wydawały mu się obce. Ale mimo to, już w ciągu pierwszych 6 tygodni spędzonych w ojczyźnie, uzyskał on świadectwo persilowe w postępowaniu denazyfikacyjnym. W owym świadectwie persilowym stwierdzono iż jest on całkowicie uwolniony od jakichkolwiek podejrzeń. 1 IV 1951 roku został zatrudniony w Bremie w służbie sprawiedliwości i od 1955 roku był prezydentem senatu a także V-ce Prezydentem całego Hanzeatyckiego Wyższego Sądu Krajowego.

W Bremie Bode był tak samo wysoko oceniany jak w czasie kiedy wykonywał swoją działalność w Gdańsku - "Najwyżej kwalifikowana siła prawnicza, miły, uprzejmy współpracownik i zaangażowany w codzienną służbę sprawiedliwości, wykazując przy tym całkowitą identyfikację z pracą". W 1960 roku Bode przeszedł w stan spoczynku i przeniósł się do Muhl. Bez jakichkolwiek starań przeszedł on z jednej formy państwowej do drugiej - z III Rzeszy do RFN. Nie miał nic przeciwko nazistowskiej dyktaturze tak jak nie miał nic przeciwko prawnemu państwu demokratycznemu. Był on w sposobie bycia i postępowania czystym technokratą. Zmarł w 1979 roku w wieku 84 lat.

Przez 19 lat otrzymywał sowitą emeryturę, podczas gdy jego ofiary o ile w ogóle przeżyły, to żyły w większości na granicy minimum egzystencjalnego. Nikt nie postawił mu w tym okresie nasuwającego się pytania: "Ile zwłok musiał mieć prokurator generalny narodowo - socjalistycznego reżimu w swojej piwnicy?" Przeciwnie był on zatrudniany w służbie państwowej, wysoko oceniany, popierany i wspierany ponieważ także inni pracownicy wymiaru sprawiedliwości oraz urzędnicy ministerstwa sprawiedliwości mieli bardzo podobną karierę nazistowską za sobą jak Bode.

Hans Werner Giesecke został w 1949 roku w postępowaniu denazyfikacyjny najpierw określony jako nieaktywny członek partii. Wówczas wniósł on sprzeciw wobec takiej kwalifikacji po czym postępowanie zostało natychmiast umorzone. Składając całkowicie fałszywe oświadczenia, spowodował, że został przyjęty do Heskiej Służby Sprawiedliwości. Kłamał w swoim oświadczeniu, że wydał tylko 5 wyroków śmierci i dodał, że nigdy nie miał do czynienia ze skazywaniem partyzantów. Owych 5 wyroków śmierci przedstawił w taki sposób, że każdy sąd wojskowy na świecie doszedł by do przekonania o słuszności takich wyroków. Do jego przedwczesnego przejścia w stan spoczynku na jego własne życzenie doszło w 1971 roku ponieważ chciał zostać syndykiem pewnego banku, wcześniej osiągnął we Frankfurcie nad Menem stanowisko Prezesa Sądu Krajowego. Wykazywał on przez cały okres powojenny swoją wcześniej ukształtowaną właściwość - mianowicie brał udział ochotniczo w ćwiczeniach rezerwistów Bundeswehry. Należał on także do Stowarzyszenia Byłych Sędziów Wehrmachtu, które stanowiło "koło wiecznie wczorajszych". Zmarł w 1971 roku w wieku 64 lat.

Zmierzch życia hobbysty - żeglarza Bode był w międzyczasie badany w postępowaniach karnych, ponieważ dwaj synowie obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku, złożyli w 1960 roku i 1964 roku zawiadomienie o popełnionym przez Bode morderstwie. Ale postępowania prokuratorskie były między latami 1960 - 1976 w prokuraturze w Bremie 3-krotnie a w prokuraturze w Lubece 6-krotnie umarzane. Ten przypadek może posłużyć jako typowy przykład zaniechania ścigania byłych zbrodniarzy nazistowskich przez powojenne Niemcy. Metody, które stosowano by osiągnąć cel nieścigania były różne ale skuteczne, np. chowano bądź ukrywano zeznania świadków - podczas zeznania pułkownika policji Bethke, zeznał on wyraźnie że napadu na Pocztę Polską w Gdańsku dokonały jednostki policyjne pod jego dowództwem. Generał Eberhardt, dowódca Wehrmachtu potwierdził to zeznanie, z którego wynikało, że napadu nie dokonali niemieccy żołnierze. Ale prokuratorzy prowadzili postępowanie w ten sposób jakby ci dwaj świadkowie nie istnieli, stwierdzając, że Bode i Giesecke wiarygodnie przyznali na swoją obronę, że napaści na budynek Poczty Polskiej w Gdańsku dokonały jednostki wojskowe co dawało napastnikom status strony walczącej. A przecież fakt, iż polscy pocztowcy bronili się przed napadem nie żołnierzy ale policjantów decydował o tym, że to Polakom przysługiwał status kombatantów, który wykluczał skazanie ich na podstawie ówczesnego prawa niemieckiego. A przecież zarówno generał jak i pułkownik byli dla wymiaru sprawiedliwości wiarygodnymi świadkami. W tym stanie rzeczy Prokuratura w Bremie zdecydowała się na zlecenie sporządzenia wewnętrznej opinii prawnej asesorowi sądowemu. W opinii tej napisano jednoznacznie: skazanie za przestępczą partyzantkę Freischärlerei obrońców Poczty Polskiej nie mogło nastąpić według ówcześnie obowiązującego niemieckiego prawa karnego. To był dla prokuratury taki strzał w stopę. Dlatego też od ręki skierowano tę opinię do podręcznych akt prokuratorskich, gdzie skuteczność prawna tej ekspertyzy była taka sama jakby ją od razu wrzucono do kosza na śmieci. Ale popełniono jeden błąd - skierowano owe akta jako nieprzydatne do archiwum krajowego i tam je odnaleziono. Po drugie, zaniechanie całkowite czynienia jakichkolwiek ustaleń było kolejną metodą niewyjaśniania zbrodni nazistowskich, co umożliwiało nieściganie zbrodniarzy wojennych. Metoda ta polegała na tym, że zaniechano przy prowadzeniu śledztwa stawiania pytań zasadniczych na które odpowiedzi decydowałyby o kwalifikacji prawno- karnej czynów będących przedmiotem śledztwa. I tak np. zarzut winy w stosunku do osób, które powinny uczestniczyć w postępowaniu o ułaskawienie polskich pocztowców, w ogóle nie był badany a osoby te nie występowały w postępowaniu mającym za przedmiot tę zbrodnię ani jako obwinieni ani nawet jako świadkowie. Przyczyną, którą można wskazać takiego niestawiania pytań o zbrodnie nazistowskie, było to, że były pułkownik Ernst Matter stał się w międzyczasie mimo nazistowskiej przeszłości sędzią Sądu Najwyższego RFN. Inny prawnik Albrecht Radtke z podobna przeszłością stał sie V-ce Prezydentem Urzędu Ochrony Konstytucji.

Dlaczego w Niemczech nie doszło do osądzenia wielu sprawców zbrodni nazistowskich??

Do tej pory wymienione zostały następujące metody:

  1. Ukrywanie zeznań świadków

  2. Zaniechanie czynienia ustaleń śledczych

  3. Powodowanie z punktów widzenia celów śledztwa całkowicie niepotrzebnych jego ustaleń.

Dla przykładu można było skierować akta śledztwa do policji kryminalnej, gdzie funkcjonariusz merytoryczny był całkowicie pozbawiony wiedzy historycznej umożliwiającej mu na prowadzenie śledztwa. Tak było kiedy skierowano do szefa policji kryminalnej z Dortmundu sprawę wypranego z zarzutów byłego szefa gdańskiego Gestapo dr Günthera Venedigera, który dysponował niezliczonymi skierowaniami do obozu koncentracyjnego Stuthoff a także popełnił szereg innych ciężkich zbrodni. Ale w wyniku tego, że pozbawionych odpowiedniej wiedzy historycznej jak i faktycznej było wielu urzędników śledczych, stąd sąd przysięgłych w Stuttgarcie skazał Venedigera tylko na 2 lata więzienia. Było tak dlatego, że wobec urzędników śledczych, ów człowiek Gestapo tak łgał, że nie mogli postawić mu merytorycznych zarzutów bo brakowało im wiedzy.

  1. Przekwalifikowanie podejrzanego do statusu świadka.

Ponieważ sytuacja prawna świadka w porównaniu z sytuacja prawną podejrzanego jest uprzywilejowana w postępowaniu karnym, robiono tak, że uczestników zbrodni biorących udział w ich popełnieniu zbrodni w formie współsprawstwa bądź pomocnictwa traktowano jako świadków. Kurt Bode był jedynym podejrzanym, natomiast Giesecke występował we wszystkich postępowaniach jako świadek.

  1. Formułowanie błędnych ocen prawno - karnych z pełną świadomością ich fałszywości.

Było tak w przypadku omówionego wcześniej ustępu 2 paragrafu 3 o przestępczej partyzantce Freischärlerei, który umieszczony został w rozporządzeniu o specjalnym wojennym prawie karnym. Otóż ustęp 2 przewidywał wyjątek, który powinien być zastosowany w przypadku procesu polskich pocztowców, jednakże żadna z prokuratur nie zajmowała się tym przypadkiem uważając że nie dotyczy on skazanych na karę śmierci pocztowców.

  1. Oczekiwanie na tzw. biologiczne przedawnienie.

Można było przez całe dziesięciolecia ciągnąć sprawę tak aby doczekać się tego, co w cyniczny sposób określano mianem biologicznego przedawnienia. Do najważniejszych podejrzanych można w ogóle było nie przystępować z działaniami śledczymi do czasu aż zmarli albo też z powodu złego stanu zdrowia nie mogli uczestniczyć w postępowaniu przeciwko sobie. I tak m. in. postępowano czekając na biologiczne przedawnienie w stosunku do byłego sędziego generalnego dr Ericha Latmana, który był najważniejszym podmiotem w postępowaniu o ułaskawienie, z którego to prawa w ogóle nie korzystał.

Bode i Giesecke nie musieli się osobiście troszczyć się w jakikolwiek sposób aby byli popierani przez swoje środowisko. To następowało automatycznie w wyniku działania ducha kastowego prawników i ich troski o starych towarzyszy. Prowadzący śledztwa byli prokuratorami , którzy w istocie rzeczy pełnili role obrońców. Nastąpiła zatem paradoksalna zamiana ról - merytoryczni prokuratorzy, którzy mieli prowadzić śledztwa przeciwko sprawcom zbrodni nazistowskich, występowali w tych śledztwach faktycznie jako obrońcy podejrzanych. Chodzi zatem w taki przypadkach o moralnie zarzucalne pomocnictwo uniknięcia odpowiedzialności karnej ale nie jest ono uchwytne prawno-karnie jako naginanie prawa przez prawników i urzędników ministerstwa sprawiedliwości, które miało miejsce w latach 60 i 70 XX wieku. Owi urzędnicy mieli w większości wypadków podobną karierę w okresie istnienia narodowo-socjalistycznej dyktatury, jak ci przeciwko którym mieli prowadzić postępowania. Z aktów oskarżenia podpisanych przez Bodego wynikało jednoznacznie, że wnosił on o wymierzenie kary śmierci tylko dlatego że kierował się niskimi pobudkami. Nienawiść rasowa a także jego cechy jak wyniosłość wynikająca z poczucia przynależności do wyższej rasy decydowały o tonie w jakim pisał akty oskarżenia. Tego typu prawnicy posługiwali się zasadą pozytywizmu prawniczego, który to z jednej strony otwierał im drogę do kariery a z drugiej strony legitymował popełnione przez nich zbrodnie w imieniu prawa. Oni sami mówili: "Myśmy tylko stosowali wówczas obowiązujące prawo".

Kiedy pracowałem nad moją książką było już dla wszystkich jasne, że 38 wyroków śmierci to była zbrodnia sądowa. Byłem przekonany, że sprawa ta nie może się zakończyć na mojej publikacji. Żeby spowodować zaangażowanie federalnego ministerstwa sprawiedliwości w celu ponownego przeprowadzenia procesu, nawiązałem kontakt z rodzinami zamordowanych polskich urzędników pocztowych. Spowodowało to, że drugi senat Sądu Najwyższego RFN po wysłuchaniu prokuratora generalnego RFN zdecydował 23 XII 1994 roku o ponownym przeprowadzeniu postępowania w tej sprawie, które zlecił Sądowi Krajowemu w Lubece. Sąd w Lubece 12 XII 1996 roku zdecydował, że polskich pocztowców skazano bezprawnie i ten wyrok uznał za nieważny, co oznaczało merytoryczne uniewinnienie polskich pocztowców. W uzasadnieniu zarówno prokuratura jak i sąd powołały wszystkie punkty oceny prawno karnej, które zawarto w mojej książce. Do ostatecznego zakończenia sprawy upoważniony został III senat karny Sądu Krajowego w Lubece. Trzej sędziowie wydali orzeczenie 25 V 1998 roku głoszące iż pośmiertnie wszyscy oskarżeni polscy pocztowcy zostają uniewinnieni oraz orzekł o uchyleniu bezprawnego wyroku. W uzasadnieniu swojego stanowiska, sąd stwierdził, że miały miejsce nie tylko naruszenia prawa formalnego lecz napisał wyraźnie, że przewodniczący sądu dr Kurt Bode dopuścił się karalnego czynu nagięcia prawa wykraczając poza swoje sędziowskie uprawnienia, ponieważ skazanie polskich pocztowców na karę śmierci za wszelką cenę miał przed swoimi oczyma jako cel główny. W tym samym wyroku nie napisano, że Bode dopuścił się jednocześnie z nagięciem prawa zrealizowania znamion przestępstwa morderstwa z niskich pobudek, i że dr Giesecke był winny pomocnictwa do morderstwa, ponieważ było to i jest dla wszystkich prawników oczywiste.

Przestępstwo nagięcia prawa Rechtsbeugung, opisane było i jest w kodeksie karnym niemiecki m z 1871 roku, który obowiązuje po dzień dzisiejszy. Obecnie jest to paragraf 339, którego brzmienie nie uległo zmianie. Przepis stanowi:

"Sędzia lub prokurator, którzy prowadząc sprawę lub orzekając w niej, dopuszczają się umyślnie nagięcia prawa na szkodę z jednej ze stron postępowania, podlega karze pozbawienia wolności do lat 5".

Tak opisane przestępstwo nagięcia prawa Rechtsbeugung nie jest znane w tej postaci polskiemu prawu karnemu. Ale pojęcie owo zostało odniesione do dr Bode jako sędziego, który nagiął prawo by skazać polskich pocztowców na kare śmierci. Jeżeli sędzia naginając prawo, skazywał na karę śmierci, realizował równocześnie znamiona przestępstwa morderstwa człowieka jeśli nagięcie prawa zostało dokonane z niskich pobudek.

W niemieckim prawie karnym, jeśli jeden czyn wyczerpuje znamiona zawarte w dwóch przepisach ustawy, w tym wypadku w przepisie paragrafu 339 i przepisie paragrafu 211 a więc nagięcia prawa i morderstwa, ma wówczas miejsce tzw. idealny zbieg przestępstw, tzn. jeden czyn (wydanie wyroku skazującego na kare śmierci z nagięciem prawa z powodu niskich pobudek) stanowi dwa przestępstwa. Według polskiego prawa karnego taka konstrukcja nie jest możliwa albowiem jeden czyn = jedno przestępstwo.

Ale orzeczenie, o którym mowa otworzyło drogę roszczenia o odszkodowanie dla członków rodzin ofiar tej zbrodni sądowej, co sąd też stwierdził jednoznacznie. Kraj związkowy Szlezwik - Holsztyn przyjął takie stanowisko, że sprawa odszkodowania dla rodzin ofiar powinna być rozpatrywana na szczeblu federalnym. Ale ministerstwo sprawiedliwości RFN odrzuciło takie rozumowanie aby uniknąć stworzenia precedensu, który by niechybnie powstał gdyby zapadła decyzja o wypłacie odszkodowania z kasy Bundesrepubliki . Wówczas rodziny innych ofiar niemiecki morderstw sądowych mogły by się zwracać o odszkodowanie bezpośrednio do Berlina. Ale to stanowisko po prostu ignorowało to co napisał Sąd w Lubece, że członkom rodzin należy się odszkodowanie po zamordowanych polskich pocztowcach. Dlatego członkowie rodzin obrońców poczty zostali zmuszeni do złożenia skargi o odszkodowanie. Jako właściwy do rozpatrzenia tych żądań odszkodowawczych był Sąd Krajowy w Kolonii. 30 XII 1999 roku VI Izba Cywilna Sądu Krajowego w Kolonii potwierdziła roszczenie odszkodowawcze, ponieważ wcześniejszy wyrok Sądu Krajowego W Lubece uznający zamordowanie polskich pocztowców za bezprawie był wiążący także w sprawie odszkodowania dla członków rodzin. Wówczas wydawało się, że wszystko jest na najlepszej drodze , ale wtedy powstał bezsensowny spór o wysokość należnego odszkodowania. Pamiętać trzeba że większość uprawnionych do wniesienia skargi już nie żyła. Dwie pozostałe przy życiu wdowy miały po 90 lat, a trzecia zmarła w 1999 roku. W tym miejscu pojawia się analogia w myśleniu o tym co się działo - mianowicie liczono na biologiczne przedawnienie, że dotknie uprawnionych do wnoszenia o odszkodowanie. A więc ponownie nazistowskie bezprawnie zostało odnowione w nadziei na to, że niewiele osób pozostanie przy życiu, którym przysługiwało odszkodowanie. Poprzez inicjatywę Günthera Grassa, którą przejęliśmy razem z adwokatami członków rodzin ofiar, wywieraliśmy nacisk także na władze RFN wykorzystując do tego poszczególnych obywateli i polityków, którzy zrozumieli że trzeba wreszcie doprowadzić do zakończenia tej sprawy. Doprowadziło to do stanowiska, że każdy syn/córka zamordowanych polskich pocztowców może otrzymać w formie odszkodowania 5 000 marek, a dwóm pozostałym wdowom przyznano odszkodowanie po 10 000 marek. Jest to delikatna sprawa, ponieważ wszyscy uprawnieni zgodzili sie ostatecznie na taką wysokość odszkodowania. Choć trzeba zaznaczyć, że owe kwoty nie były w najmniejszym stopniu w stanie być zadośćuczynieniem za stratę najbliższych. Choć ze strony niemieckiej był to "bezwstyd" zaproponować tak niskie odszkodowania, to jednak członkowie rodzin zdecydowały się zaakceptować takie rozstrzygnięcie, podkreślając że chodzi o wyłącznie symboliczny gest. Poprzez różnego rodzaju prawnicze wybiegi i małe finansowe tricki została utracona szansa aby ponad granicami państwowymi zostały naprawione krzywdy a zarazem w pewnym stopniu zaleczone rany.

Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że w istocie ostatnie postępowanie odnowiło bezprawie nazistowskie, ale trzeba przyznać, że wkrótce potem niemiecki ustawodawca przyjął ustawę, która ryczałtowo uchyliła wszystkie wyroki skazujące wydane przez nazistowski wymiar sprawiedliwości. Jednak ta ustawa wykluczyła możliwość żądania odszkodowania przez członków rodzin ofiar zamordowanych na mocy nazistowskich wyroków.


Wyszukiwarka