215

Tekst expose premiera Donalda Tuska 23-11-2007

"Drodzy Rodacy! Panie Marszałku! Panie Marszałku Senatu! Posłanki i Posłowie! Drodzy Goście! Chciałbym moje expose zacząć od kilku słów refleksji osobistej. Chciałbym podzielić się z Państwem, tu na tej sali, ale także ze wszystkimi naszymi rodakami, wielkim poczuciem dumy i satysfakcji, że po raz kolejny Polacy, tym razem 21 października, pokazali, że chcą i potrafią wziąć na siebie odpowiedzialność za losy Ojczyzny. Staję dzisiaj przed wami, tu w polskim Sejmie, przed wami parlamentarzystami i przed całą polską opinią publiczną chyląc nisko głowę z poczuciem i pokory i dumy równocześnie. Pokory, bo mam świadomość jak nigdy dotąd w moim życiu, że rola, która przypadła mi i którą dzisiaj rozpoczynam jest rolą nadaną mi osobiście i całemu mojego gabinetowi przez Polaków. Jestem głęboko poruszony tą świadomością że słowa o służbie są dzisiaj słowami mocno brzmiącymi i bardzo prawdziwie. Ja dobrze wiem, i zwracam się tu do wszystkich naszych Rodaków, ja dobrze wiem, że ta zaszczytna służba, jaka przypadła mi w udziale i mojemu gabinetowi, to skutek, to efekt waszego wielkiego patriotycznego wysiłku. Ja dzisiaj jestem w tym miejscu i mówię do Państwa dlatego, bo ponad 16 milionów Polaków 21 października zdecydowało się zagłosować i dało Polsce, dało naszej Ojczyźnie szansę na dobrą zmianę. To wielka satysfakcja móc z tego miejsca nisko pokłonić się Polakom, ale też wielka satysfakcja odczuwać dumę. Jestem dumny będąc członkiem naszej narodowej wspólnoty. Jestem dumny, że nie tylko dzisiaj dzięki Wam mogę podjąć się odpowiedzialności za polski rząd, ale jestem dumny, że jestem z Wami i byłem zawsze z Wami w chwilach próby najtrudniejszej w latach 80-tych, wtedy, kiedy wyzwania w Polsce niepodległej czasami przerastały nasze umiejętności i możliwości w latach 90-tych i w tych ostatnich dniach, właśnie 21 października. Nisko kłaniając się Polakom chcę powiedzieć, serdeczne dzięki za to, że sobie nawzajem daliśmy tę wielką szansę. Ja wierzę, że przed nami jest wielka szansa na dobrą zmianę. I chciałbym, jeśli Państwo pozwolicie, opowiedzieć we wstępnie do tego expose o tym, co zdarzyło się w ciągu ostatnich dwóch lat. Co takiego stało się, że niespotykana dotąd w Polsce niepodległej liczba wyborców zdecydowała się pójść do wyborów, zdecydowała się stać czasami w wielogodzinnych kolejkach. Co takiego stało się, że Polacy z taką determinacją, która zaimponowała także tym, którzy Polsce dobrze życzą, z taką determinacją postawili na zmianę. Po pierwsze, chciałbym przypomnieć, że obejmujemy rządy po skróconej kadencji Sejmu. To co jest największym osiągnięciem tego 21 października to to, że ludzie odczuli, że demokracja w Polsce działa. Że po dwóch latach, kiedy oceny krytyczne przeważyły nad ocenami pozytywnymi, znaleźliśmy wspólnie, wspólnie wszyscy na tej sali, znaleźliśmy wspólnie sposób na to, aby demokracja, aby ludzie mogli ponownie dokonać wyboru, weryfikacji. Dlaczego ta kadencja została skrócona? Została skrócona przede wszystkim dlatego, że znaleźli się w polskim parlamencie ludzie, którzy zrozumieli, że w dobrej, dojrzałej demokracji zmiana władzy powinna nastąpić wskutek powszechnych wyborów ludzi, a nie podstępnych machinacji czy kuluarowych politycznych gier. Mam osobistą satysfakcję, że potrafiłem także z wieloma z was na tej sali przekonać i Sejm poprzedniej kadencji i także polską opinię publiczną, że warto znowu zaufać ludziom i że ta szansa na dobrą zmianę, na nowy rząd, a tego Polacy chcieli, że ta szansa okazała się prawdziwa właśnie dlatego, że wszyscy, jak tu jesteśmy, zdecydowaliśmy się na wcześniejsze wybory, że zaufaliśmy ludziom. Słowo "zaufanie" będzie w związku z tym mottem nie tylko tego wystąpienia, ale, mam nadzieję, całej naszej kadencji i całego okresu, w którym przyjdzie mnie z moimi współpracownikami rządzić. To zaufanie stało się fundamentem nowej politycznej umowy Polaków. Bo ten 21 października, ten zaskakujący dla wielu rezultat wyborów jest tak naprawdę wielką nową polityczną umową Polaków. Będę starał się z tej umowy wywiązać najlepiej jak potrafię. Chciałbym także powiedzieć, że chyba dobrze rozumiem, podobnie jak Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe, którym przyszło budować koalicję i nowy rząd, dobrze rozumiem jakie oczekiwania polscy wybory mają wobec nowej władzy, dlaczego doprowadzili do zmiany już po dwóch latach. Uważam - i to dzisiaj powinniśmy sobie otwarcie powiedzieć - że Polacy zdecydowali się na zmianę władzy, ponieważ odczuwali coraz bardziej dotkliwie, że w ostatnich dwóch latach nie mogą zbudować w sobie zaufania do władzy, która nie ma zaufania do nich samych. Że być może pierwszym i głównym powodem, dla którego zmiana 21 października nastąpiła, to brak zaufania władzy, władzy, która ustąpiła, do własnych obywateli. Uważam też, że Polacy 21 października zdecydowali o zmianie, ponieważ ich marzeniem dwa lata temu i teraz, w dniu wyborów była władza, która nie szuka konfliktów, a wręcz przeciwnie, szuka porozumienia wszędzie tam, gdzie to jest możliwe. Nie jesteśmy naiwni, wiemy, że istnieją obiektywne konflikty interesów w każdym narodzie. Jesteśmy odpowiedzialni i w związku z tym rozumiemy, że tak jak każdy wielki naród, tak i naród polski zawiera różne wspólnoty. Przekonań, wiary, interesów, wspólnoty etniczne, kulturowe. Tylko w przeciwieństwie do tych, którzy ustąpili miejsca w tych ławach, jesteśmy przekonani, a sądzę, że to przekonanie podziela przygniatająca większość Polaków, jesteśmy przekonani, że zadaniem dobrej władzy jest rozwiązywanie i łagodzenie konfliktów, a nie żywienie się tymi konfliktami. Że głównym zadaniem polityki, a pragniemy przecież właśnie takiej polityki, nowoczesnej, dojrzałej, rozsądnej polityki, jest uzgadnianie ze świadomością różnicy interesów i konfliktów, uzgadnianie w ramach demokracji parlamentarnej i w ramach rządów prawa wspólnych stanowisk. Niech nigdy więcej w Polsce władza z różnic między ludźmi, z różnic między wspólnotami i środowiskami, nie czyni przedmiotu gorącego konfliktu. Różnice mogą dawać pozytywne napięcia, mogą dawać pozytywną, synergię. Pierwszym zadaniem naszego rządu będzie wyzwolenie pozytywnej energii z Polaków przy całej świadomości różnic między nami, także pozytywnej energii tu na tej sali. Jestem przekonany, że Polacy, głosując 21 października za nową władzą odrzucili także władzę, która mimo takiej deklaracji i zapewne intencji, nie potrafiła zmienić w sposób istotny na lepsze warunków życia ludzi, i w związku z tym z jakąś zaskakującą dla wszystkich determinacją zabrała się za zmienianie samych ludzi. Polacy nie potrzebują i nie chcą władzy, której ambicją jest zmienianie Polaków. Bo Polaków nie trzeba zmieniać. My wspólnie musimy zmienić warunki życia i pracy Polaków na lepsze. To musi być pierwszym zadaniem władzy. Wydaje się także, że Polacy 21 października odrzucili władzę, która wyrzekła się cnót podstawowych, kardynalnych w polityce. Takich cnót jak zdrowy rozsądek, umiar, powściągliwość, pokora. Jestem przekonany, jestem przekonany, że powrót tych cnót do praktyki rządzenia jest także potrzebą odczuwalną i oczekiwaną przez większość naszych rodaków. Jeśli 21 października wszyscy byliśmy świadkami niezwykłych, jak na polską politykę, emocji wyborców, to właśnie dlatego, że pragnęli przypomnieć władzy, tej która ustąpiła, ale także tej, która w tej chwili zasiada w tych ławach, chcieli uświadomić każdej władzy, że oczekuje od niej poszanowania tych podstawowych cnót. Tych, na których można ufundować poczucie bezpieczeństwa, wzajemnego zaufania, poczucie wzajemnej odpowiedzialności za Ojczyznę. Chciałbym zadeklarować w imieniu Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, że zawiązując dzisiaj koalicję w parlamencie na rzecz nowego rządu zobowiązujemy się równocześnie wobec wszystkich Polaków, że strzec będziemy także samych siebie przed pokusą odejścia od tych twardych, zdroworozsądkowych zasad. Nieprzypadkowo mówi się w Polsce od wieków "Na zdrowy, chłopski rozum". Ja głęboko w to wierzę, że nasza koalicja także dzięki temu, że folguj ludowcy zaprezentuje to, czego tak bardzo brakowało Polakom przez te dwa lata. Zdrowego, chłopskiego rozumu. Spokoju, rozsądku i odpowiedzialności. Chciałbym także, aby ten dzień, 21 października i dzień rozpoczęcia naszej pracy, dzisiaj, pracy nowego rządu, był dniem unieważnienia złej, groźnej dla Polski i Polaków alternatywy. A wydawało się jeszcze kilka miesięcy temu, że ta alternatywa niczym jakaś ponura klątwa będzie ciążyła nad naszym życiem politycznym jeszcze długi czas. Jaka to jest alternatywa? To jest alternatywa między tym co odrzuciliśmy dwa łata temu, a więc nazwijmy ją, nazwijmy tę atmosferę, tan czas czasem cynicznego konformizmu elit władzy, często nazywany III Rzeczypospolitą. Niesłusznie, niesprawiedliwie, bo to był tylko fragment rzeczywistości, którą opisujemy mianem III Rzeczypospolita. Ale fragment niezwykle dotkliwy i istotny. Polacy odrzucili to dwa lata temu. Ale drugim członem tej fatalnej alternatywy, wydawało się, że tak musi być, jest cyniczny radykalizm. Polska i Polacy nie są skazani na ten fałszywy wybór między cynicznym konformizmem a cynicznym radykalizmem. Jest wielka przestrzeń, przestrzeń, w której żyją normalni ludzie. Przestrzeń, w której nie ma i nie powinno być miejsca na polityczny oportunizm, na cwaniactwo, na gotowość wykorzystywania władzy wyłącznie dla własnych interesów. I z drugiej strony władzy, która w imię czasami pięknych idei, czasami własnych obsesji, zamienia te najważniejsze wartości w takie pragnienie panowania nad wszystkimi. Polacy dobrze sobie radzą wtedy kiedy władza nie przeszkadza im żyć. Polacy mają prawo do władzy i do takiego państwa, i do takiego rządu, który traktuje swoją misję jako służbę, który uczciwość, przyzwoitość, bezinteresowność traktuje jako oczywistość, I równocześnie Polacy mają prawo do władzy, która nie ma zamiaru narzucać, kontrolować każdego fragmentu ich życia. Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe tworzy dzisiaj rząd, który gwarantuje Polakom wolność, swobodę działania, wyzwolenie pozytywnej energii i równocześnie pomoc zawsze tam i zawsze wtedy, kiedy ona jest potrzebna. Tym, którzy pomocy potrzebują.Mówiliśmy bardzo dużo także o innej fałszywej alternatywie. Unieważniamy ją dzisiaj, wspólnie Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe. Fałszywą alternatywę, w której wolność przeciwstawia się solidarności. Przez ostatnie lata spieraliśmy się o to. Jestem dumny, że udało nam się przekonać Polaków, polską opinię publiczną, że te dwa fundamenty nowoczesnej Polski, te dwa wielkie marzenia Polaków, które narodziły się w sierpniu roku 1980, marzenie o wolności i solidarności, że na nowo wróciły do wspólnego domu. Ta koalicja, ten rząd są po to, aby nikt więcej w Polsce nie odważył się więcej przeciwstawiać wolności i solidarności. A tym, którzy czasami powątpiewają, czasami powątpiewają w to, że życie publiczne, że polityka, że władza mogą być wolne od tych przygnębiających wad i przywar, że życie publiczne może być nacechowane uczuciami i wartościami szlachetnymi. Przypomnę słowa Ojca Świętego wypowiedziane w Sopocie, też dlatego tak dobrze je pamiętam, kiedy mówił nawiązując do hasła, część z nas na tej sali to hasło aż do zdarcia gardeł wykrzykiwało w roku 1989 i 1989. To było hasło "Nie ma wolności bez solidarności". A Ojciec Święty powiedział w Sopocie: "Ale pamiętajcie też, że nie ma solidarności bez miłości". I ja wiem, że niektórzy na tej sali czasami uśmiechają się wątpiąc w to, że te słowa mają głęboki sens. Ja wierzę, bardzo wierzę w sens tych słów. I wiem jedno, prędzej czy później wy, i wy w sens tych słów też uwierzycie, bo one naprawdę mają głęboki sens. I kończąc te refleksje chcę państwu powiedzieć, że jako bardzo ważne zobowiązanie wspólnie z premierem Waldemarem Pawlakiem i naszym gabinetem traktuję słowa, które słyszałem wielokrotnie w ostatnich tygodniach. To słowa zwykłych ludzi, którzy na dziesiątkach spotkań mówili o jednej wielkiej potrzebie, potrzebie normalności. Czego chcą tak naprawdę Polacy? Polacy chcą normalnego rządu w normalnym kraju, gdzie ludzie wiodą normalny żywot. Żywot ludzi przyzwoitych, wolnych, żywot ludzi, którym żyje się coraz lepiej, z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc. Nic więcej. Ale aż tyle. To jest wielkie zobowiązanie. Wiem, że ostatnie lata debatę publiczną ożywiały próby numerowania Rzeczypospolitej. I wiem, że niektórzy z Państwa także chcieli być może by usłyszeć ode mnie, za którym numerem opowiada się premier nowego rządu i jego gabinet. Chcę Państwu powiedzieć, że ceniąc dorobek III Rzeczypospolitej, że podzielając większość marzeń i oczekiwań tych, którzy formułowali ambitny projekt IV Rzeczpospolitej. Ceniąc i akceptując i rozumiejąc niecierpliwość szczególnie najmłodszych, którzy mówią: a może piąta. Chcę jednak Państwu dzisiaj tu z tego miejsca powiedzieć, że nie będę numerował Rzeczypospolitej i będę w całym expose mówił o tym, o czym tęskniliśmy zawsze, do czego tęskniliśmy zawsze. O najjaśniejszej Rzeczpospolitej.

Szanowni Państwo! Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Kiedy w kampanii wyborczej przekonywałem Polaków, że uda nam się dogonić najbardziej rozwinięte kraje Europy, mówiłem z pełnym przekonaniem. To nie był chwyt propagandowy. Wiem, że my Polacy możemy tego dokonać i wiem, że nie wszyscy odnajdują w sobie wiarę w to, że Polacy mogą tego dokonać. Mam nadzieję, że te słowa, które wypowiem i mam nadzieję, że praktyka naszego rządzenia przekona tych wątpiących w to, że Polacy są zdolni do takiego skoku, że uwierzą w siły własnego narodu. Ja wierzę. Dlaczego tę szansę widzimy tak przejrzyście, dlaczego tak dobitnie odczuwamy ten moment przełomu, w jakim Polska się znajduje? I wiem, że to jest uczucie nie tylko naszego rządu i istotnej części tego parlamentu, ale bardzo wielu naszych rodaków.

Po pierwsze, wszyscy, którzy wyznają nierozdzielność zasady wolności i solidarności zrozumieli, że ta synteza jest warunkiem niezbędnym, pierwszym i najważniejszym, aby ten skok cywilizacyjny się dokonał. Wszyscy, którzy sobie nawzajem ufają bo jak wspomniałem zaufania w ostatnich latach brakowało nam wszystkim najbardziej. I to zaufanie między ludźmi a władzą, pomiędzy ludźmi, między środowiskami, to zaufanie staje się dzisiaj polską racją stanu. W gospodarce rynkowej opartej na dobrowolnej współpracy obywateli zaufanie ma znaczenie pierwszorzędne. Oznacza ono przede wszystkim przekonanie, że korzyści jakie każdy czerpie ze swojej aktywności gospodarczej, pracy najemnej lub prowadzenia firmy będą proporcjonalne do realnych efektów tej aktywności. To oznacza prawo do sprawiedliwej płacy, ale też do uczciwie wypracowanego zysku. Będziemy stanowczo zwalczać naruszenia praw pracowniczych i będziemy równocześnie działać na rzecz umocnienia szacunku dla ludzi, których przedsiębiorczość i fachowość tworzy miejsca pracy dla innych. To oni są źródłem dochodu, dzięki którym państwo może lepiej realizować swe konstytucyjne funkcje. Będziemy wspierać przedsiębiorczość, wreszcie zmienimy prawo. I to jest twarda zapowiedź, które przedsiębiorcom nie pomaga, a utrudnia ludziom działalność gospodarczą. Naczelną zasadą polityki finansowej mojego rządu będzie w związku z tym stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych. Dotyczy to i musi dotyczyć wszystkich. I tych mniej zamożnych i tych bogatszych. Wszyscy mają prawo do tego, aby państwo przyjęło wreszcie kierunek na obniżanie podatków i danin publicznych. Będziemy prowadzili tę politykę rozważnie, to musi być rozważny marsz. Ale chcę, aby to był marsz zawsze w jednym kierunku, zawsze w kierunku niższych podatków i zawsze w kierunku rezygnacji z nadmiernych, często zbędnych danin publicznych, jakie obywatel płaci na rzecz administracji. Wiem, że jednocześnie musimy zapewnić wzrost płac pracownikom sektora publicznego. (Głos z sali: ) O nikim nie wolno nam zapomnieć ani też, jak to czasem miało miejsce w przeszłości, nikogo nie będziemy faworyzować tylko dlatego, że należy do lepiej niż inne zorganizowanej grupy zawodowej czy lobby. To jest kluczowe przesłanie mojego rządu. Pomoc ze strony państwa mają otrzymywać ci najsłabsi, a nie ci najsilniejsi. Chcemy pomóc, także poprzez wzrost płac, nie tym, którzy najskuteczniej potrafią walczyć o swoje prawa, ale tym, którzy pozbawieni są szansy twardego egzekwowania swoich praw i korzyści. Sprawiedliwe państwo bierze pod opiekę zawsze najsłabszych, nigdy najsilniejszych. I dlatego starannie i stanowczo, szukając sposobów i środków, aby zapewnić wzrost płac najbardziej potrzebującym i tym zależnym od środków publicznych, będziemy się przeciwstawiać tym wszystkim, którzy przyjmą strategię "wyrwać jak najwięcej", wydrzeć ile kto zdoła. Bo każda nieroztropnie wydana złotówka na tych, którzy najgłośniej krzyczą jest równocześnie złotówką zabraną tym, którzy nie mają takiej siły przebicia, ale tej złotówki publicznej potrzebują najbardziej. Budowa wzajemnego zaufania wymaga, by polityka gospodarcza rządu oparta była na realnych podstawach, by jej horyzont wybiegał poza termin kolejnych wyborów. Państwo, które żyje na kredyt, nie będzie dla obywateli godne zaufania. Deficytu budżetu oznacza stały wzrost długu publicznego i wysokie koszty spłaty odsetek od tego długu. W projekcie budżetu na przyszły rok poprzedni rząd przewidywał, że koszty te przekroczą 27 mld zł. Te pieniądze można by przeznaczyć na budowę nowych dróg, na oświatę czy na poprawą bezpieczeństwa. (Głos z sali: ) Niestety, tak się nie stanie, bo państwo wydawało, nie tylko w tych ostatnich dwóch latach, więcej niż zarabiało. Żeby zbudować w tej dziedzinie zaufanie, zaufanie społeczne, także zaufanie ludzi do własnego państwa, potrzebne jest ograniczenie wzrostu długu publicznego. Dług publiczny nie może narastać w takim tempie jak do tej pory. W ciągu kilku lat budżet należy doprowadzić do stanu bliskiego równowagi. Tylko w ten sposób możemy trwale odsunąć groźbę ponownego wzrostu podatków i nagłych cięć wydatków socjalnych czy płac w sektorze publicznym. Dążenie do tego celu zrównoważonego budżetu wynika także z traktatów Unii Europejskiej. Uczyni to naszą drogę do wspólnej waluty, do wspólnej waluty europejskiej łatwiejszą! bezpieczniejszą. To będzie jeden z głównych celów naszego rządu, aby droga do wspólnej waluty była bezpieczna z punktu widzenia państwa i obywateli. Stabilny budżet to także gwarancja zwiększonego napływu inwestycji zagranicznych, jednego z ważniejszych czynników szybkiego wzrostu gospodarczego. W polityce gospodarczej stajemy zatem wobec konieczności godzenia celów na krótką metę sprzecznych. Słyszałem od razu reakcje w ławach opozycji, kiedy mówiłem o naszym zamiarze równoczesnego obniżania podatków i danin i wzrostu płac w sektorze publicznym i trzymania tego w ramach, odpowiedzialnych ramach budżetu, czyli szukanie równowagi budżetu. Wydawałoby się, że cele sprzeczne, że niemożliwe. Chciałbym państwa przekonać nie tylko tymi słowami ale także praktyką mojego gabinetu, że to jest możliwe.

Po pierwsze, zgodzicie się państwo ze mną i nie znajdę na tej sali nikogo kto by wstał i powiedział patrząc ludziom w oczy, że chciałby na przykład podwyższyć podatki albo obniżyć zarobki albo mniej wydawać na infrastrukturę. Wszyscy, jak tutaj jesteśmy, kiedy zwracamy się do opinii publicznej, wszyscy bez wyjątku, mówimy o naszej odpowiedzialności za budżet, o tym, że chcemy obniżać podatki, że chcemy wzrostu płac i większych wydatków na infrastrukturę. I chciałbym powiedzieć państwu, że jeśli rozumie się dobrze na czym polegają warunki wzrostu gospodarczego i na czym polega szansa europejska, ci wszyscy także zrozumieją, że te cele są tylko pozornie sprzeczne, bo tylko umysły zanurzone w takiej ponurej socjalistycznej przeszłości rozumują o gospodarce w kategoriach gry o sumie zerowej, że jak stąd się zabierze, to tu przybędzie, a jak tu przybędzie, to tam musi ubyć. Nie bierze się pod uwagę tego, co najpiękniejsze w wolnej gospodarce, co najważniejsze w wolnej gospodarce. Nie bierze się pod uwagę tego, że wolni ludzie, nieskrępowani zbyt wysokim podatkiem, zbyt skomplikowanymi przepisami, że wolni ludzie wytwarzają coraz więcej dóbr. To jest istota demokratycznego kapitalizmu, to jest istota polityki, którą chcemy zaproponować dzisiaj Polakom - liberalnej polityki gospodarczej i solidarnej polityki społecznej. To jest dokładnie taka recepta - wolność gospodarcza, bez której rozwój zamiera i solidarność społeczna, bez której rozwój gospodarczy przestaje służyć ludziom i staje się celem samym w sobie. Do tego mamy tę wielką szansę europejską. To jest dokładnie ten moment historyczny. Ze smutkiem stwierdzam, że przez te dwa lata niedostatecznie wykorzystany, w którym wyzwalając poprzez swobody gospodarcze ograniczanie podatków i przepisów tę wielką energię Polaków, a więc dają szansę wzrostu, równocześnie możemy wykorzystać środki europejskie w taki sposób, aby ta zrównoważona polityka wzrostu płac, obniżania podatków i danin i odpowiedzialności budżetowej, stała się wreszcie faktem. Tak, proszę państwa, tak prowadzona polityka daje nam szanse na zrealizowanie wielkiego snu Polaków o naszym własnym narodowym cudzie gospodarczym. Tylko taka polityka daje te szanse. Mógłbym dużo mówić o zaniechaniach w sferze gospodarczej i błędach poprzedniej ekipy, ale wolę skupić się na tym co pozytywne i na nowych wyzwaniach. I nie tylko dlatego, że Polacy oczekują programu na przyszłość, ale także dlatego, że wierzę, że będziemy z opozycją, i z tą z lewej strony i z prawej strony, współpracować, szczególnie jeśli chodzi o kwestie gospodarcze. Dlatego wolę mówię o pozytywach. Wolę mówię o tym jak przywrócić wysokie tempo wzrostu gospodarczego. Wiem, że... Wiem, że w ostatnich miesiącach pojawiły się symptomy, które nie dają podstaw do łatwego optymizmu. Konieczne będzie wsparcie tej polityki wzrostu odpowiedzialną polityką finansową Narodowego Banku Polskiego, bo nie możemy dopuścić do wzrostu inflacji, a tu jesteśmy także bardzo czuli na sygnały z ostatnich miesięcy. Dobrze wszyscy wiemy, że czeka nas bardzo poważna odpowiedzialna praca, aby te sygnały nie zamieniły się w rzeczywistość. Zdajemy sobie sprawę, że istnieje ryzyko spowolnienia gospodarki światowej, na co nie mamy wpływu, podobnie jak nasi poprzednicy. I dlatego wymaga to zmniejszenia deficytu w stosunku do projektu przedstawionego przez poprzedni rząd. Powtarzam: musimy podjąć wspólny wysiłek, aby zmniejszyć deficyt, biorąc pod uwagę niektóre wskaźniki światowe, aby zmniejszyć deficyt w porównaniu do tego, jaki poprzednicy zaplanowali. Konieczność uchwalenia budżetu na 2008 rok w ściśle określonym terminie, wicie państwo jakie pułapki czyhają na tych, którzy nie zdążą w ściśle określonym terminie uchwalić budżetu, ta konieczność drastycznie ogranicza możliwość manewru. Ale zrobimy wszystko, żeby w tym krótkim czasie, jaki nam pozostał tych kilka manewrów wykonać tak, aby budżet był bardziej zrównoważony. Jeśli nasz rząd ma przekonać Polaków, że jest szansa na lepsze czasy i że warto w tę przyszłość inwestować, to musimy udowodnić, że te pierwsze kroki w najbliższych tygodniach, to kroki w realizacji przemyślanej i długofalowej strategii rozwoju, a nie gaszenie pożarów które powstały ze względu na kilka nierozważnych, nie do końca przemyślanych decyzji w przeszłości. Dlatego w sejmowych pracach nad budżetem na 2008 r. zapewnimy większe środki na rozwój, w tym na wyższe niż planowano wydatki na edukację. W 2008 r. opracujemy i przedstawimy Wysokiej Izbie projekty zmian systemowych wspierających przedsiębiorczość. Praca musi znaleźć swój finał, praca w tych kwestiach w 2008 r. I Główny kierunek tych naszych propozycji w tych najbliższych miesiącach to radykalne uproszczenie prawa gospodarczego, prawa podatkowego i trybu poboru składek ZUS. Wprowadzenie ale wreszcie na serio zasady jednego okienka przy zakładaniu firmy, usprawnienie sądownictwa gospodarczego i realne skrócenie okresu sądowego egzekwowania należności . Rok 2008 będzie też stał pod znakiem racjonalnego ograniczenia listy przedsiębiorstw" uznawanych za strategiczne a więc pozostających we własności, we władaniu państwa.

Należy radykalnie przyspieszyć prywatyzację tak, aby podnieść efektywność przedsiębiorstw, wzmocnić ten trend na wzrost inwestycji i zmniejszyć obciążenie państwa kosztami obsługi długu publicznego. I nie będzie to, nie jest to zamierzenie doktrynalne. Nie interesuje nas prywatyzacja dla samej prywatyzacji, ale interesuje nas przełamanie fatalnego impasu z ostatnich dwóch lat. Bo my wierzymy, tak wierzyli nasi przodkowie, że rękojmią sukcesu gospodarczego, podobnie jak rękojmią wolności osobistej jest własność, własność prywatna w gospodarce. Nie boimy się tego. Jeśli na serio traktujemy potrzebę rozważnego, odpowiedzialnego i równoczesnego wzrostu, zwiększenia wydatków w sferze publicznej i obniżenia podatków i danin, to musimy zrozumieć i uwierzyć, że warunkiem wstępnym jest zbudowanie najlepszych z możliwych okoliczności dla wzrostu gospodarczego, a więc dla ludzi, na których kreatywność, innowacyjność, przedsiębiorczość można liczyć. Żeby móc więcej wydawać, czy to na infrastrukturę, czy na wzrost wynagrodzeń w sferze publicznej, musimy dać szanse tym, którzy nie oczekują pieniędzy od państwa, oczekują więcej swobody, więcej samodzielności, więcej zaufania do ich przedsiębiorczości. To jest warunek sine qua non, aby państwo mogło skutecznie wywiązywać się ze swoich zobowiązań wobec ludzi, za których bierze odpowiedzialność. Maksimum wolności, swobody i zaufania wobec tych, którzy pomocy nie potrzebują, którzy samodzielnie są w stanie budować swoje i innych ludzi powodzenie gospodarcze. I maksimum pomocy tym, którzy z różnych powodów nie mogą być samodzielni. Dlatego tak ważne będzie dla nas w tym inwestowaniu naszych publicznych pieniędzy w przyszłość, inwestowanie w wydatki o charakterze rozwojowym, a więc promujących właśnie przedsiębiorczość i innowacyjność. Gospodarka wiedzy, czy społeczeństwo wiedzy to naprawdę może i musi stać się w Europie także polską specjalnością. Skoro jest tak, że ludzie dzięki własnemu wysiłkowi, tak jak np, liczni polscy informatycy potrafią wygrywać najbardziej prestiżowe konkursy na świecie, to znaczy że ten talent, ta możliwość, ten potencjał tkwi w Polakach. My nieudolnymi decyzjami, złymi przepisami paraliżujemy rozwój tego talentu. Stawka na innowacyjność, na przedsiębiorczość to jest też wynik.To musi być wynik zaufania do ludzi. Że oni lepiej od biurokraty, od urzędu, od kolejnej ustawy, kolejnych przepisów, poradzą sobie z tym wyzwaniem. Pewnym ukoronowaniem działań na rzecz przywrócenia gospodarce pewnej stabilności i zdolności do szybkiego wzrostu, będzie przyjęcie przez Polskę wspólnej waluty europejskiej, czyli wejście do strefy Euro. Musimy odpowiednio przygotować się do tej zmiany tak, by proces przechodzenia na wspólną walutę był bezpieczny dla gospodarki i jak najbardziej korzystny dla zwykłych ludzi. Nie będziemy się trzymać żadnej doktryny. Tu, podobnie jak w codziennym życiu i jak w innych zadaniach politycznych i gospodarczych, zdrowy rozsądek też będzie bardzo, bardzo potrzebny. W interesie Polski leży, abyśmy przygotowani do wejścia byli jak najszybciej. I ten rząd zrobi wszystko, doceniamy też wysiłki poprzedniej ekipy w tej mierze, zrobi wszystko, aby Polska była i Polacy jak najszybciej przygotowani, żebyśmy bezpiecznie przez ten okres przeszli. Ale bezpieczeństwo zwykłych obywateli w tym procesie będzie dla nas przykazaniem numer jeden. Prorozwojowa polityka gospodarcza, zapewnienie równowagi ekonomicznej i przyjęcie euro, uwolnienie przedsiębiorców od biurokratycznej gehenny, w połączeniu z aktywną polityką społeczną, pozwolą nam w 2012 r. na obniżenie bezrobocia do poziomu nie wyższego niż średnia europejska. Prawo do własności jest obok prawa do życia i wolności jednym z podstawowych praw człowieka i stanowi fundament ładu prawnego, ekonomicznego i społecznego. Własność jest warunkiem wolności obywatelskiej i trwałości. I dlatego będziemy starali się dbać o to, żeby własność w wymiarze indywidualnym stała się powszechna wśród naszych obywateli, a państwo będzie tak działało i to memu rządowi dedykuję ze szczególną determinacją, aby państwo gwarantowało skuteczną i jak najlepszą ochronę prywatnej własności naszych obywateli. A tam, gdzie dzisiaj państwo pozostaje właścicielem, szczególnie dotyczy to spółek z udziałem skarbu państwa, przyjmiemy wreszcie jawny i otwarty nabór do rad nadzorczych i wybór członków zarządu w drodze konkursu. Ale po to, żeby wycofywać państwo z gospodarki, żeby uczciwi ludzie i kompetentni ludzie, a nie zadania aparatu partyjnego, przygotowali większość tych spółek do możliwie szybkiej prywatyzacji lub przekazania w dyspozycję samorządowi terytorialnemu. Chcemy w ten sposób zakończyć kilkunastoletni polityczny proceder zawłaszczania tych firm przez aparat biurokratyczny i partyjny. Każdej władzy, która następowała po sobie. W ciągu pierwszego półrocza przyjmiemy i ogłosimy czteroletni program prywatyzacji i ustalimy precyzyjnie wykaz spółek, które nie podlegając prywatyzacji zostaną przekazane samorządowi, a także wykaz tych spółek, które państwo uzna za strategiczne, a więc nie podlegające prywatyzacji. Jawność, przejrzystość i uczciwość przeprowadzenia prywatyzacji i zabezpieczenie interesów skarbu państwa, rozwoju firm prywatyzowanych, a także spraw pracowniczych, w tym przeznaczenie części przychodów z prywatyzacji na istotne cele dla obywateli, w szczególności na Fundusz Rezerwy Demograficznej, nazywany przez nas "Bezpieczna emerytura", staną się podstawą odbudowywania społecznego przyzwolenia na prywatyzację. Jestem świadomy, bo czuję się tak, jak powinna się czuć ta sala, współodpowiedzialny za to, że dzisiaj słowo "prywatyzacja" nie budzi zaufania obywateli, chciałbym, przy państwa pomocy, ja dzięki przejrzystym, uczciwym do bólu działaniom przywrócić zaufanie obywateli do tego procesu wycofywania biurokracji państwowej z życia gospodarczego. Wierzę, że to zadanie wspólnie wykonamy. I wiem też, że nie ma lepszego zabezpieczenia przez ingerowanie polityków i zarządzanie spółkami, niż realne zwiększenie konkurencyjności polskich firm i polskiej gospodarki. A to uzyskamy drogą mądrej i szybkiej, dynamicznej prywatyzacji.

Wysoka Izbo! Są obszary gospodarki, od których zależy bezpieczeństwo kraju i wszystkich obywateli. Najważniejszym elementem bezpieczeństwa gospodarczego jest bezpieczeństwo energetyczne. I rozumiemy to bezpieczeństwo przede wszystkim jako gwarancję niezakłóconych dostaw nośników energii po akceptowalnych cenach przy równoczesnej trosce o ekologię. Chcemy przede wszystkim myśleć tu o odbiorcy detalicznym. Politykę tę będziemy realizować w ramach strategii narodowej i współdziałając z partnerami z Unii Europejskiej. Z uwagą potraktujemy wysiłki poprzedniego rządu w sprawie dywersyfikacji dostaw nośników energii. Wysoko oceniamy niektóre z działań poprzedniego rządu w tej dziedzinie, ale zastrzegamy sobie także prawo do korekty niektórych planów wszędzie tam, gdzie będziemy widzieli taką konieczność. Dotyczy to zarówno projektu dostaw ropy naftowej jak i gazu ziemnego. Będziemy szukać rozwiązań zabezpieczających interesy gospodarcze Polski w kwestiach energetycznych i na pewno nie tracimy z pola widzenia uwarunkowań politycznych w relacjach z naszymi sąsiadami, które tak bardzo zajmowały, koncentrowały uwagę naszych poprzedników. Mój rząd będzie wspierał, w naszym polskim, narodowym interesie, wszelkie projekty infrastrukturalne Unii Europejskiej mogące podwyższyć poziom bezpieczeństwa energetycznego kontynentu upatrując w tych projektach szanse rozwiązania i naszych problemów. Oczekujemy niemniej od naszych partnerów unijnych pełnego zrozumienia polskich i regionalnych uwarunkowań bezpieczeństwa energetycznego. Rozumiemy także wagę mostu energetycznego między Litwą a Polską i traktujemy to jako bardzo dobry przykład tego typu inwestycji.

Drogie Posłanki! Szanowni Posłowie! Chcę teraz poruszyć temat, naszym zdaniem, kluczowy dla skoku modernizacyjnego i rozwoju gospodarki, ale także dla bezpieczeństwa i wygody życia każdego Polaka. Myślę o polskich drogach. Wszystkie dotychczasowe rządy bez wyjątku mówiły, że trzeba je budować i żadnego rządowi dotychczas się to nie udało. Autostrad przyzwoitych dróg jest skandalicznie mało. Co gorsza, ciągle wiele dróg tranzytowych przechodzi przez centra naszych miast, przez środek naszych wsi. Z powodu tysięcy TIR-ów przejeżdżających pod oknami życie setek tysięcy mieszkańców naszego kraju zamienia się w koszmar. Czarne punkty i krzyże przy drogach stały się, niestety, polską specjalnością częścią polskiego krajobrazu. To skutek wieloletniego niedoinwestowania remontów dróg przy ciągle rosnącym natężeniu ruchu samochodowego. I to niedoinwestowanie z problemem niemniejszej wagi niż brak autostrad i nowych dróg, w tym dróg ekspresowych. Zrobimy wszystko, żeby to zmienić. Przyspieszymy budowę obwodnic i autostrad i w tym naszą ambicją będzie połączenie miast, tych głównych aren mistrzostw Europy 2012 siecią szybkich dróg. Oceniamy, że główną przyczyną wolnego tempa budowy dróg i autostrad w Polsce przez ostatnich kilkanaście lat były bariery prawne i proceduralne. Brak decyzyjności poszczególnych urzędników odpowiedzialnych za te inwestycje i brak ciągłości w prowadzonych działaniach. Niewydolne, złe zarządzanie, często w takich stricte biurokratycznym charakterze i z reguły zbyt skromny budżet na budowę i remonty. Wyeliminujemy bariery proceduralne i prawne hamujące szybkie inwestycje infrastrukturalne. Chcemy zdecydowanie sprawniej kontynuować zaplanowane inwestycje i bardzo ambitnie będzie stawiać kolejne cele infrastrukturalne. Chcemy wykorzystać wiedzę i doświadczenie menedżerów. Menedżerów, którzy potrafią w dużo większym niż dotychczas stopniu, wykorzystać środki unijne na budowę dróg w Polsce. Wiemy wszyscy, że tych środków jest więcej niż dotychczas potrafiliśmy spożytkować. A więc wszystko zależy od nas. Od klasy i fachowości ludzi, którzy za to zarządzanie wezmą się z większą energią i z większą kompetencją niż dotychczas. Fundusze unijne i budżet państwa, to najważniejsze źródła finansowania inwestycji infrastrukturalnych, ale dostrzegamy, że jednym z głównych powodów, dla których to tempo jest niezadowalające był brak, czy bardzo ograniczony zakres współpracy z prywatnych kapitałem przy tych inwestycjach. System partnerstwa publiczno-prywatnego może być równoprawnym źródłem finansowania tych inwestycji. Głosy, które słyszę z ław opozycji, z ław poprzedników, wtedy kiedy mówię o partnerstwie publiczno-prywatnym, te głosy sceptyczne, to jest najlepsza ilustracja tych powodów, dla których to się do tej pory nie udało. Tak, proszę państwa, wasz brak zaufania do metody, która stała się jednym z kluczowych powodów, dla których rozwinęła się zachodnia cywilizacja w ostatnich dziesięcioleciach, ten brak zaufania był jedną z poważnych blokad procesu inwestycyjnego jeśli chodzi o infrastrukturę. Odbudujemy to zaufanie. Obecny stan infrastruktury drogowej w Polsce, to nie tylko bariera rozwoju, to zagrożenie, i proszę o uwagę tu wszystkich naszych oponentów, to także zagrożenie, takie realne zagrożenie spójności terytorialnej naszego kraju. Trzeba w sposób nowoczesny zrozumieć kryteria prawdziwego bezpieczeństwa, integralności i spójności naszego państwa. To znaczy, nie można dłużej akceptować takiego stanu rzeczy, w którym z Wrocławia nieporównywalnie szybciej i łatwiej można dojechać do Pragi i Drezna, a z Poznania o wiele łatwiej do Berlina niż do stolicy Polski do Warszawy.

(Głos z sali: Nieprawda.)

Dedykuję te słowa tym, którzy przez ostatnie dwa lata tak dużo mówili o zagrożeniach płynących z zachodu. Jedynym skutecznym sposobem na zachowanie integralności w nowoczesnej rzeczywistości jest ułatwienie ludziom i podmiotom gospodarczym wzajemnej komunikacji w obrębie jednego narodu. To jest nasze zadanie. Dobre drogi z Poznania, Gdańska, Wrocławia, Białegostoku, Lublina do Warszawy to jest dzisiaj prawdziwy wymiar nowoczesnego patriotyzmu, kto tego nie rozumie niech się nie zabiera za rządzenie. Naszą zdrową prawdziwą obsesją, my też mamy obsesję...

(Głos z sali: Ooooo!)

...będzie dbałość o rozwój naprawdę zrównoważony. Dedykuję wszystkim tym, którzy tak dużo mówili o równych szansach dla regionów nie z własnej winy zapóźnionych w tym cywilizacyjnym marszu, dedykuję tym wszystkim pewien obraz jaki dały też wybory. Co takiego złego dzieje się w Polsce przez ostatnich kilkadziesiąt lat, że kto przychodzi do władzy ma pełne usta frazesów o równości regionalnej a jak zdaje w władzę... Zbyt pochopnie państwo klaszczecie. A jak zdaje władzę okazuje się, że te nierówności są jeszcze większe. I tym, którzy pochopnie, jak się okazało, klaskali dedykuję mapę mostów na Wiśle, tych mostów dzisiaj stojących. I wtedy być może przedstawiciele poprzedniej ekipy zrozumieją, dlaczego ciągle ludzie mieszkający na Podlasiu, na Podkarpaciu, na Lubelszczyźnie, w Świętokrzyskiem...

(Głos z sali: Nie będą.)

...w części wschodniej warmińsko-mazurskiej, w części wschodniej północnej Mazowsza, dlaczego ludzie, Polacy tam żyjący, czują się ciągle pokrzywdzeni. Właśnie dlatego, że do tej pory politycy mówili dużo o zrównoważonym rozwoju regionalnym i nie potrafili nic lub prawie nic zrobić w tej materii.

(Głos z sali: W tej chwili... więcej pieniędzy, panie...)

Komunikacja to oczywiście nie tylko drogi, to też Poczta Polska, to też nowoczesna kolej i one też powinny świadczyć o sile i sprawności nowoczesnego państwa. Jak wiemy dzisiaj sytuacja w tych dwóch dziedzinach jest też bardzo daleka od ideału. Modernizacji i to jest także priorytet mojego rządu, modernizacji wymaga infrastruktura polskich kolei. Pasażerowie mają prawo do czystych dworców, punktualnych szybkich pociągów, a kolejowy transport towarowy musi mieć warunki do konkurowania z innymi formami przewozu. To jest po prostu prawo obywateli do punktualności kolei i życia w czystości w miejscach publicznych. Grupę PKP czekają kolejne lata przyjętej strategii. Rozwiążemy problemy przewozów regionalnych. I mój rząd w trybie pilnym zakończy prace nad studium kolei dużych prędkości po to, aby jeszcze w tej kadencji z fazy studium wejść w fazę realizacji. Współczesna komunikacja to przede wszystkim Internet. Jest to jeden z kluczowych czynników sukcesu gospodarczego i cywilizacyjnego naszego kraju. Szczególną wagę przywiązujemy do zapewnienia powszechnego dostępu do Internetu szerokopasmowego. To także wymóg nowoczesnego patriotyzmu. Stworzymy mechanizmy, dzięki którym wszędzie w Polsce, także w małych miejscowościach i na polskiej wsi ludzie będą mogli skorzystać z dobrodziejstwa globalnej sieci. Bo globalna sieć to nie zagrożenie, bo mądre korzystanie z tych osiągnięć techniki to może być naprawdę bardzo cenny taki nośnik, taki, to warunek dostępu do informacji, do wiedzy, edukacji i kultury. Powszechny dostęp do sprawnie, szybko działającego Internetu to także wielka szansa wyzwolenia milionów Polaków od biurokratycznych form dostępu, czy uwolnienie od biurokratycznych ograniczeń w dostępie do kultury, do informacji, do wiedzy. To szansa na indywidualizację i prawdziwą wolność w obszarze kultury, informacji i wiedzy. Ci, którzy z komputerem pracują wiedzą o czym mówię. I naprawdę warto dać te szanse wszystkim Polakom. Chcielibyśmy zerwać z dotychczasową tradycją wąskiego, takiego resortowego pojmowania inwestycji w nowe technologie i systemy teleinformatyczne. W moim rządzie ministrowie bez wyjątku rozumieją na czym polega międzyresortowe znaczenie tej współpracy na rzecz informatyzacji i rozwoju nowych technologii i systemów teleinformatycznych. Bo chcemy także, aby obywatele uzyskali jakby kolejny stopień, kolejny wymiar w wolności indywidualnej i niezależności od biurokracji. Tak, aby większość spraw urzędowych mogli załatwiać w najbliższej perspektywie przez Internet. Aby poprzez Internet mogli rozliczać podatki. Aby nie musieć skazywać obywatela, ale także nasze instytucje państwowe i samorządowego żmudnego, czasochłonnego, trudnego, bardzo kosztownego gromadzenia mnóstwa dokumentów na papierze. I polskie lasy też będą, odetchną z ulgą. To jest prawdziwa, praktyczna i realistyczna realizacja wizji taniego państwa. Dać maksimum instrumentów człowiekowi do swobodnego wyboru i swobodnego dysponowania.

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Także z tej mównicy słyszeliśmy wiele razy słowa polityków o mieszkaniach. Dlatego, bo to rzecz zrozumiała dla każdego obywatela, bo samodzielne mieszkanie jest w sposób oczywisty jedną z najbardziej podstawowych potrzeb każdego człowieka. W przeciwieństwie do niektórych nigdy nie obiecywałem, i dzisiaj też nie będę obiecywał, że to rząd będzie budował mieszkania. Me będę obiecywał także dlatego, bo do tej pory także rządy które zaczynają swoją pracę obiecywały, że zbudują, nie potrafiły tego zrobić. Może dlatego, że budowanie mieszkań to nie jest zadanie dla rządu i administracji państwowej. Dobry rząd jest od tego, żeby stworzyć takie warunki i ramy prawne, szczególnie dotyczące zagospodarowania przestrzennego, i myślę tu także o szeroko zakrojonej debiurokratyzacji tej dziedziny życia, jaką jest indywidualne inwestowanie we własne mieszkanie, we własny dom; stworzymy takie warunki, aby Polacy mogli budować na tańszych gruntach budynki mieszkalne bez zbędnych formalności i kosztów, bez dziesiątków decyzji urzędowych i niepotrzebnej zwłoki. Wszyscy na tej sali wiemy jakie kroki są potrzebne, aby grunty w Polsce stały się tańsze, co za tym idzie, w dalszej perspektywie i mieszkania stały się tańsze, a proces budowy, proces inwestycji przez osoby indywidualne i podmioty gospodarcze był krótszy i prostszy, co w efekcie także da tańsze mieszkanie. Wiemy co trzeba zrobić, tylko brakowało na tej sali odwagi, a poprzednim rządom wyobraźni i, znowu słowo-klucz, i zaufania. Człowiek lepiej zbuduje swój dom niż urzędnik, taniej zbuduje swój dom, tylko dać trzeba mu szansę. Urodziłem się nad morzem i muszę powiedzieć, nie ma w tym słowa przesady, że chyba wszystkie dotychczasowe ekipy przyczyniały się do tego, że Polska odwracała się plecami do swojego morza. (Głos z sali: ) Chciałbym przypomnieć wszystkim, że Polska jest naprawdę krajem morskim. I chciałbym żebyśmy wreszcie tutaj jasno powiedzieli, że powrót Polski nad morze, ten gospodarczy powrót Polski nad morze, wymaga przede wszystkim budowy przynajmniej niektórych dróg i autostrad. Wiecie państwo dlaczego Polska odwróciła się plecami do swojego morza? Bo z polskich portów nie sposób skutecznie wywieźć towary na południe, na wschód, na zachód naszego kraju. Dlatego ten rząd zanim powstał zrozumiał, a dzięki temu, że zrozumiał, będzie pracował na rzecz jak najszybszej dobrej komunikacji drogowej i kolejowej po to, by bałtyckie porty rzeczywiście wykorzystały swój potencjał. To zobowiązanie traktuję także, ze względu na moją znajomość tych spraw, szczególnie, ze szczególną taką namiętnością.

Wysoka Izbo! Wiemy także i o tym dużo debatowaliśmy, także w czasie kampanii wyborczej, jak wielką historyczną szansą dla Polski są fundusze Unii Europejskiej. Chcemy je mądrze wykorzystać, bo wiemy, że to jest jeden z kluczy do osiągnięcia tego podstawowego celu, o jakim mówiłem na początku, dogonienia, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy i poziom życia naszych obywateli, europejskiej czołówki. Jesteśmy przekonani, że przy wszystkich wysiłkach naszych poprzedników istnieją jeszcze poważne rezerwy, jeśli chodzi o skuteczne, skuteczniejsze wykorzystanie środków europejskich. I nie dlatego, że zakładam bez jakiejś, bez pokory, że my będziemy mieli szczególnie mądrzejszych, wyraźnie mądrzejszych urzędników, którzy centralnie będą się tym zajmować. Nie, nie o to chodzi. Doceniamy także wysiłki poprzedników jeśli chodzi o próby centralnego zarządzania tym procesem. Ale jesteśmy przekonani, że jednym z problemów, które utrudniały skuteczne wykorzystanie środków europejskich, była nadmierna centralizacja procesu decyzji. I dlatego będziemy chcieli ten proces zdecentralizować. Chcemy ośrodkom niższego szczebla odważniej przekazywać zadania, chociaż i to chcę podkreślić z całą mocą do tej pory w przekazywaniu zadań niższym szczeblom ekipy sobie nieźle radziły. Natomiast prawie regułą stało się, że po przekazaniu zadań nie przekazywano kompetencji i środków do realizacji tych zadań. Użyję znowu słowa dla mnie kluczowego, zaufanie. Władza centralna, gdy nie ma zaufania do samorządu, staje się dla niego śmiertelnym zagrożeniem. Obok naszego zaufania, które deklarujemy do każdego człowieka z osobna, do przedsiębiorczości, do rynku, chcemy tu także zadeklarować nieporównywalne większe zaufanie do samorządu terytorialnego każdego szczebla. Tam będą rozgrywały się losy Polski, tam będą wydawane pieniądze także z funduszy europejskich.Skoro uznajemy, że polityka spójności prowadzona jest w Polsce w sposób zbyt scentralizowany, to będziemy chcieli zmienić tę niekorzystną relację, relację 1:3, bo tak dzisiaj kształtuje się relacja środków zarządzanych centralnie do środków zarządzanych regionalnie. Mówię o środkach operacyjnych w ramach narodowych strategicznych ram odniesienia. Decyzje dotyczące zadań, które zgodnie z zasadą pomocniczości powinny być programowane w województwach zapadają dzisiaj na poziomie centralnym, zaś te środki, którymi zarządzają województwa podlegają dodatkowo wielu rygorom i ograniczeniom narzuconym centralnie. I nie zawsze służą efektywnemu ich wykorzystaniu. Chcemy podjąć w tej kwestii szybkie działania. Damy zarządom województw swobodę decyzji i działania taką, jaką mają instytucje zarządzające programami operacyjnymi. Poprzez zmianę ustawy o zasadach wspierania polityki rozwoju ograniczymy relacje podległości strategii rozwoju województw względem strategii rozwoju kraju. Ograniczając kompetencje wojewodów rozwiążemy problem dualizmu zarządzania regionami wynikający z dotychczasowego rządowo-samorządowego statusu województwa. Stworzymy narodową strategię rozwoju regionalnego. Najpilniejszym zadaniem ministra rozwoju regionalnego jest wykorzystanie pozostałych środków europejskich z okresu 2004-2006 z zachowaniem zasady N plus 2, tak aby uniknąć konieczności ich zwracania. Obecny poziom wydatkowania, a więc 33 proc. funduszu spójności, 55 proc. funduszy strukturalnych na wrzesień br. nie grozi utratą środków w roku 2007, ale kwota pozostała na rok 2008 z powodu istniejących opóźnień może być zagrożona. Jej właściwe wykorzystanie będzie dla nas wszystkich bardzo poważnym wyzwaniem. Zadaniem na najbliższe miesiące jest jak najszybsze zakończenie negocjacji z Komisją Europejską programów operacyjnych w ramach narodowych strategicznych ram odniesienia. Dotyczy to przede wszystkim największego programu operacyjnego Infrastruktura i środowisko stanowiącego trzon pomocy unijnej w Polsce. Konieczne jest także przygotowanie brakujących elementów ram prawnych wdrażania funduszy unijnych, np. rozporządzenia w zakresie pomocy publicznej. Najważniejszym celem na najbliższe lata do 20013 r. jest efektywne dla rozwoju społeczno-gospodarczego kraju wykorzystanie 67 mld euro.

Panie Marszałku! Posłanki! Posłowie! Polska wieś jest naszym ogromnym narodowym atutem. Rolnicy, szerzej mówiąc - mieszkańcy wsi mają prawo do szacunku i godnego traktowania. Koniec z przedstawianiem wsi jako balastu naszej gospodarki. To jest także zobowiązanie mojego rządu. I moje osobiste. Niech nikt więcej z tej mównicy czy w innych miejscach publicznych nie traktuje polskiego rolnictwa i polskiej wsi jako negatywnego problemu. Nie może powtórzyć się sytuacja sprzed kilku dni, kiedy to rolnicy zostali zmuszeni do koczowania pod oddziałami regionalnymi Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa aby złożyć wnioski o wsparcie ze środków unijnych, inwestycji modernizujących gospodarstwa. I taka sytuacja się więcej nie powtórzy, bo ona przyniosła nam wszystkim wstyd. Polski rolnik ma wystarczająco dużo pracy u siebie, żeby jego czas marnować w tym kilometrowych i upokarzających kolejkach tylko dlatego, że odpowiedni urzędnicy nie potrafili zadbać o dobrą organizację własnej pracy. Inwestycje w gospodarstwach rolnych to szansa na lepszą produkcję, na poprawę jakości produktów rolnych, na obniżkę kosztów i zmniejszenie uciążliwości pracy rolnika. Jedną z gwarancji politycznych tego, że będziemy skutecznie pracować na tę rzecz, jest taki a nie inny kształt naszej koalicji. Nie ukrywam, że liczę tu szczególnie na kreatywność i pracę naszego koalicyjnego partnera, Polskiego Stronnictwa Ludowego. Będziemy wspierać dążenia rolników do modernizacji gospodarstw, poprawy techniki i technologii produkcji rolniczej. Państwo wesprze też rozwój infrastruktury stanowiącej o postępie cywilizacyjnym na obszarach wiejskich i stanowiących także o poprawie warunków socjalno-bytowych mieszkańców wsi. Wykorzystamy na ten cel wszystkie dostępne środki z programów Unii Europejskiej i odpowiednie środki z budżetu krajowego. Ułatwimy i usprawnimy proces składania i obsługi wniosków o środki unijne. Program rządu w sprawach wsi i rolnictwa oparty został na pięciu filarach. Pierwszy z nich to aktywna polityka wobec Komisji Europejskiej. Zdecydowanie opowiadamy się za utrzymaniem uproszczonego systemu dopłat rolniczych jako fundamentu wspólnej polityki rolnej, który przez lata dobrze służył polskiemu rolnictwu. Nie ma żadnych racjonalnych przesłanek do podnoszenia przez Polskę kwestii zniesienia dopłat bezpośrednich. Konsekwentnie natomiast dążyć będziemy do wykorzystania wszystkich środków wspólnej polityki rolnej, aby poprawiły się warunki życia rolników, a polskie produkty mogły skutecznie konkurować i dobrze się sprzedawać na światowych rynkach.

Filarem drugim jest usprawnienie pracy, a w niektórych przypadkach reforma instytucji rządowych obsługujących wieś i rolnictwo. W przypadku agencji płatniczych chodzi o poprawę jakości obsługi rolnika przez odpowiednie rozwiązania prawno-organizacyjne i uproszczenie procedur, ale także o wprowadzenie europejskich standardów kultury obsługi. Filarem trzecim, nabierającym coraz większego znaczenia, jest produkcja żywności w zgodzie ze środowiskiem naturalnym. Ta służebna rola rolnictwa wobec środowiska naturalnego będzie brana pod uwagę nie tylko w ramach polityki krajowej ale także przy kształtowaniu wspólnej polityki rolnej. Filar czwarty to wykorzystanie potencjału i możliwości rolnictwa do poprawy bilansu energetycznego Polski. Uprawa roślin energetycznych, wykorzystanie odpadów komunalnych i w produkcji rolniczej do wytwarzania bioenergii, biogazu czy biopaliw - to działania, które chroniąc naturalne środowiska, wypełniają zalecenia Komisji Europejskiej w sprawie zwiększania produkcji energii ze źródeł odnawialnych i tworzą kolejne, tak bardzo potrzebne, miejsca pracy. Filar piąty to dążenie do poprawy dochodowości produkcji w rolnictwie, jej stabilizacja i przeprowadzenie niezbędnych reform w zakresie zabezpieczenia emerytalno-rentowego i zdrowotnego rolników a także osób zatrudnionych w rolnictwie. Zapewniamy, że reforma systemu ubezpieczeń rolniczych dokonywać będzie się z pełnym poszanowaniem zasad dialogu społecznego, w tym dialogu z organizacjami społecznymi i zawodowymi rolników. Integralną częścią gospodarki żywnościowej jest rybołówstwo i rybactwo. W ciągu ostatnich kilku lat sytuacja ekonomiczna wielu rybaków znacznie się pogorszyła. Połów dorsza na Bałtyku jest poważnym problemem między Polską a Komisją Europejską. Dołożymy wszelkich starań, aby ten konflikt rozwiązać. Podejmiemy działania w celu przyspieszenia wdrożenia programu operacyjnego na lata 2007-2013. Środki te będą wykorzystane na dalszy rozwój branży, w tym także na obszarach wiejskich. Kolejna bardzo ważna dziedzina - ochrona środowiska. Ważna nie tylko z tego względu, że służy ochronie zdrowia ludzkiego i różnorodności biologicznej, ale też bardzo istotna dla gospodarki kraju. Około 7 proc. wszystkich inwestycji dokonywanych w Polsce to inwestycje bezpośrednio związane z budową urządzeń służących ochronie środowiska. A w najbliższym czasie udział ten zwiększy się ze względu na wielomiliardową pomoc funduszu Unii Europejskiej. Skuteczne wykorzystanie tych środków będzie jednym z priorytetów rządu. Dzięki temu nie tylko poprawi się stan środowiska, nastąpi także wzrost dochodu narodowego i powstaną tysiące nowych miejsc pracy. Większość projektów dotyczy utylizacji odpadów czy oczyszczalni ścieków, ale nie mniej istotne są przedsięwzięcia służące oszczędności energii i promocji źródeł odnawialnych. W sprawie ochrony wód przyspieszymy realizację krajowego programu Oczyszczalnia ścieków komunalnych. Ci wszyscy Polacy, którzy mieszkają nad wielkimi rzekami, szczególnie u ujścia tych wielkich rzek, wiedzą dobrze, jak palący to problem. Wszyscy wiemy. Ale także ważne w tej dziedzinie są zobowiązania, jakie podjęliśmy w traktacie akcesyjnym z Unią Europejską. Istotnym zagadnieniem jest jak najszybsze wdrożenie w Polsce europejskiej sieci terenów cennych przyrodniczo, Natura 2000. Ten program, wbrew wielu zapowiedziom, wcale nie musi stwarzać konfliktów między zadaniami ochrony środowiska, a gospodarczym rozwojem kraju. Jesteśmy przekonani, traktując priorytetowo potrzeby inwestycji infrastrukturalnych, w tym drogowych, że trzeba będzie znaleźć w drodze dialogu i porozumienia, trzeba będzie znaleźć dobre rozwiązanie, które szanuje wymogi ochrony środowiska i równocześnie nie będzie dłużej blokować tych palących inwestycji drogowych. Minister Ochrony Środowiska przeprowadzi sprawne negocjacje i zakończy spory z Komisją Europejską. W dobrych negocjacjach z Komisją Europejską widzimy jedną z głównych rezerw, jeśli chodzi o zmianę sytuacji konfliktowej między tymi dwoma wielkimi potrzebami, jakimi są inwestycje drogowa i ochrona środowiska. To był jeden z głównych powodów, dla których w moim gabinecie tą dziedziną zajmie się wybitny specjalista i człowiek, który takie negocjacje i zaufanie Unii Europejskiej do naszych rozwiązań będzie potrafił zbudować. To była dotychczas chyba największa przeszkoda, aby ten problem skutecznie rozwiązać. Chcemy także dokonać szczegółowej analizy realizacji zobowiązań traktatowych i na jej podstawie podjąć odpowiednie działania, włącznie z ewentualnym renegocjowaniem zobowiązań Polski wobec Unii Europejskiej. Po to, aby usprawnić wykorzystanie źródeł i mechanizmów finansowania ochrony środowiska. I także w tym celu podejmiemy działania na rzecz zwiększenia produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Zostanie też opracowana strategia gospodarki wodnej, w której kluczowymi problemami będą ochrona zasobów wodnych, społeczno-gospodarcze wykorzystanie wód, ochrona przed powodzią i przeciwdziałanie skutkom suszy. W tej dziedzinie także potrzebne są bardzo pilne działania, które pozwolą na wykorzystanie pieniędzy unijnych. Tutaj zaległości też są spore.

Wysoka Izbo! We współczesnym, rozwijającym się świecie warunkiem wzrostu gospodarczego, związanego z liberalnymi warunkami ekonomicznymi, jest solidarna polityka społeczna. Mówiłem o rym wielokrotnie. Powtórzę jeszcze raz. Gospodarka jest dla ludzi. Jej wzrost jest tylko po to, żeby ludziom żyło się lepiej. Wszystkim. Także w Polsce polityka społeczna nie może być dłużej taką ratunkową kamizelką nakładaną tylko w sytuacji zagrożeń. To ma być i będzie przewidziana polityka, a nie pospieszne, przypadkowe rozwiązania w reakcji na protesty. Polityka społeczna rządu nie będzie wypadkową sił grup nacisku. Tak, jak nie ustąpimy przed żądaniami najsilniejszych, tak nie zapomnimy o najsłabszych. Solidarną politykę społeczną oprzemy o długoterminową strategię. Będzie ona wyprzedzać możliwe zdarzenia i procesy społeczne. Będzie aktywna i sama będzie także aktywizowała ludzi, całe społeczeństwo.

Bo musimy zbudować kapitał ludzki i społeczny. Polityka społeczna wreszcie, jeśli jest naprawdę solidarna, może stać się realnym czynnikiem rozwoju gospodarczego.

Solidarna polityka społeczna musi dostrzegać trzy kluczowe obszary:

Pierwszy obszar to solidarność między pokoleniami, a nie rosnące między nimi napięcia związane z zadłużaniem się jednej generacji na koszt drugiej.

Drugi wymiar to solidarność między regionami kraju, a nie wzrastający ciągle dystans cywilizacyjny między jego różnymi częściami.

I trzeci obszar to solidarność między grupami społecznymi, a nie obcość, nie zapomnienie o środowiskach żyjących naprawdę na granicy wykluczenia, jak choćby duża część niepełnosprawnych.

Jednym z głównych celów wspólnej polityki społeczno-gospodarczej jest w Polsce wzrost zatrudnienia. Mimo spadku bezrobocia i spadku przyrostu przeszło miliona nowych miejsc pracy w ostatnim okresie koniunktury gospodarczej nadal wskaźnik zatrudnienia na poziomie 57 proc. jest jednym z niższych w Europie. Są tego dwa powody. Niska aktywność zawodowa osób powyżej 50 i 55 roku życia oraz trudności w starcie zawodowym i życiowym młodych Polaków, z których prawie półtora miliona szuka sezonowej pracy za granicą. Polityka solidarności pokoleń będzie więc oznaczać poprawę warunków startu zawodowego młodej generacji poprzez lepsze dopasowanie edukacji do oczekiwań gospodarki, a więc też lepsze kompetencje młodych związane ze znajomością informatyki, języków obcych czy umiejętne prowadzenie własnej kariery zawodowej. Trzeba także stworzyć zachęty, by czasowi migranci wracali do kraju. Tu będą mieć możliwość uzupełnienia wiedzy i umiejętności, pozyskania środków na własną działalność gospodarczą rejestrowaną szybko i sprawnie, a sieć elektronicznego doradztwa i pośrednictwa pracy pomoże im w dokonywaniu decyzji o powrocie jeszcze kilka miesięcy wcześniej niż dzisiaj to planują. Mam nadzieję, że nikogo na tej Sali nie trzeba przekonywać do tego, jak ważne dla przyszłości Polski jest uniknięcie zagrożeń demograficznych. Oznacza to potrzebę rozwoju polityki prorodzinnej, uruchomienie wszystkich narzędzi realnie wspierający wzrost liczby urodzeń. Jest ważne, by wzmacniać warunki dla łączenia aktywności zawodowej z wychowywaniem dzieci. Skoro Francja poprzez rozwój sieci żłobków i przedszkoli mogła w 10 lat poprawić wskaźnik dzietności z poziomu jaki mamy dzisiaj w Polsce -1,3 do poziomu 1,8, to warto w perspektywie właśnie mniej więcej 10 lat postawić sobie taki cel.

Wysoki Sejmie! Jednym z ważnym elementów prorodzinnego programu jest upowszechnianie edukacji przedszkolnej, która szczególnie potrzebna jest dziś na terenach wiejskich. To najlepsza droga wyrównywania szans w starcie życiowym w dorosłe życie, a także zapobiegania dziedziczeniu wykluczania społecznego. Czym lepiej będziemy obejmować małe dzieci zorganizowaną opieką i edukacją, tym większe szanse będą miały młode matki, aby pomyślnie rozwijać się zawodowo, zaś ich dzieci zostaną możliwie najwcześniej zachęcone do odkrywania oraz pogłębiania swoich zainteresowań. Edukacja żeby spełnić swoją rolę musi być z jednej strony dopasowana do zdolności i zainteresowań poszczególnych uczniów, a z drugiej, do oczekiwań rynku pracy. Dlatego dzieci kończące szkołę podstawową będą uzyskiwać diagnozę swoich uzdolnień i możliwości, a gimnazjum, zamiast przechowalnią dzieci w trudnym wieku, stanie się miejsce rozwijania i pogłębiania zainteresowań, zaś koncepcja kształcenia zawodowego i ustawicznego będzie doskonalona we współpracy ze środowiskiem pracodawców. To oni najlepiej wiedzą, czego oczekują od przyszłych pracowników. Podobnie samorządy lokalne będą potrafiły lepiej niż władza centralna efektywnie prowadzić finansowanie edukacji i najlepiej dostosowywać polskie szkoły do lokalnych możliwości i potrzeb. Musimy po prostu zaufać także w procesie edukacji ludziom, nauczycielom, samorządowcom, pracodawcom. Ich wiedza o potrzebach jest większa niż wiedza na ten temat urzędów centralnych. Nie musimy decydować za nich w każdej sprawie. Chcemy projekt wprowadzenia bonu edukacyjnego wprowadzić poprzez bardzo poważną debatę i konsultacje, nie urzędników między sobą, ale konsultacje właśnie ze środowiskami samorządowymi i nauczycielskimi. Chcemy doprowadzić do sytuacji, w której rodzice będą decydowali jak wydać pieniądze na edukację swoich dzieci.

(Głos z sali: Brawo!)

Czy, komu można bardziej zaufać jeśli chodzi o proces uczenia naszych dzieci niż rodzicom. Kto bardziej pieczołowicie niż rodzice będzie dbał o sposób edukowania swoich dzieci. Mój rząd to rząd, w którym są rodzice, którzy wychowywali i wychowali wiele dzieci. Uwierzcie nam, kiedy mówimy o tych potrzebach przemawia przez nas także osobiste doświadczenie. Sam jako ojciec dwójki dzieci z dumą patrzę na galerię tam, bez okularów już nie dojrzę twarzy, ale wiem, że moja córka i mój syn są na galerii. I wiem ile dają mi nadziei właśnie dlatego, że są dobrze wyedukowane.

Najlepsze projekty edukacyjne nie udadzą się oczywiście bez nauczycieli. Potrzebują nasi nauczyciele, polscy nauczyciele potrzebują możliwości i takiej mobilizacji, też motywacji, do podnoszenia kwalifikacji i chcę tutaj powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że wymagając i oczekując tego od nauczycieli, jedną pilną podstawową sprawę musimy my załatwić. Ta sprawa to podniesienie zarobków polskich nauczycieli.

(Głos z sali: Brawo!)

To jest moje i mojego rządu zobowiązanie. Od przyszłego roku zmieniona zostanie Karta Nauczyciela w sposób pozwalający na ustalenie w budżecie państwa odrębnej kwoty bazowej dla nauczycieli. Oczywiście wyższej niż w 2007 r. Bezpośrednio przełoży się to na podwyższenie wynagrodzeń nauczycieli w 2008 r. W dłuższej perspektywie zaproponujemy rozwiązanie systemowe dające tej grupie zawodowej poczucie takiego prawdziwego bezpieczeństwa finansowego i autentycznej satysfakcji z wykonywania zawodu. Dobrze wykształcone młode pokolenie jest największą wartością Rzeczypospolitej. Dlatego będziemy zwiększać autonomię i konkurencyjność, również w odniesieniu do uczelni państwowych i niepaństwowych. Sposób finansowania szkolnictwa wyższego będzie promować kierunki studiów najwyższej jakości. Tylko prawdziwe szlachetne współzawodnictwo studentów i młodych uczonych doprowadzi nas do osiągnięcia celów zawartych w Strategii Lizbońskiej. Tak, pani poseł, potrzebne nam jest szlachetne współzawodnictwo. Sektor nauki i wiedzy jako podstawa do innowacyjnej, nowoczesnej gospodarki będzie priorytetem w polityce prorozwojowej mojego rządu. Dlatego planujemy stopniowe zwiększenie w finansowanie tego sektora oraz powiązanie systemu finansowania badań z ich efektywnością dla gospodarki. Priorytetem rządu będzie więc polityka odważnego inwestowania w badania, zwiększenie ich konkurencyjności oraz stworzenie możliwości ich bezpośredniego wykorzystania w gospodarce. Dla tego celu zmienimy mechanizmy finansowania nauki i zharmonizujemy je z polityką badań i innowacji Unii Europejskiej. Szczególnie ważne będzie również pobudzenie udziału sektora prywatnego w tej dziedzinie, a także doprowadzenie do synergii wydatków na badania z unijnymi funduszami strukturalnymi. Dołożymy wszelkich starań, aby te dalekosiężne programy edukacyjne i naukowe można było realizować w ramach nowoczesnych miast, wiedzy, parków technologicznych i inkubatorów przedsiębiorczości. Będziemy też wspierać starania całego środowiska akademickiego oraz władz Wrocławia o lokalizację Europejskiego Instytutu Technologicznego w Polsce.

Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Młode pokolenie jest naszą ogromną nadzieją ale solidarna równowaga generacji musi też oznaczać, iż pokolenie Seniorów przestanie być traktowanie jako ciężar w wypowiedziach polityków i statystyków wyłącznie jako koszt dla budżetu. Potrzebna jest polskiej gospodarce energia i wiedza osób po 50. roku życia. Uczynimy wszystko, by utrzymać Polaków w tym wieku na rynku pracy oferując osobom zbliżającym się do pięćdziesiątki wszechstronne uzupełnienie i poszerzenie kwalifikacji. Doprowadzimy do porozumienia z pracodawcami w tej sprawie. Wesprzemy program aktywizacji tej grupy wiekowej wykorzystując środki z Unii Europejskiej. Będziemy promować aktywność zawodową osób w wieku 55 plus, a jednocześnie określimy jasno warunki przechodzenia na wcześniejszą emeryturę i jasno określimy, których grup to prawo wcześniejszej emerytury będzie dotyczyć. Zamiast toczyć długotrwałe i paraliżujące spory o sens polskiej reformy emerytalnej chcemy ją jak najszybciej dokończyć. Odpowiednie projekty zostaną przedstawione Wysokiej Izbie w ciągu pierwszych stu dni funkcjonowania rządu. Jest naszym obowiązkiem, by 1 stycznia 2009 r. sieć zakładów emerytalnych sprawnie wypłaciła pierwsze emerytury z nowego systemu. Inne elementy zamykające reformę emerytalną powinny być przyjęte w formie rozwiązań do połowy 2008 r. Już dzisiaj badania wykazują że Polacy myśląc o swojej bezpiecznej starości chcą pracować dłużej oraz chcą mieć możliwość dodatkowych ubezpieczeń, i to na wyraźnie szerszą skalę niż dzisiaj.

Wysoki Sejmie! Zapewnienie bezpieczeństwa zdrowotnego jest konstytucyjnym obowiązkiem władzy publicznej, a więc także mojego rządu. Stan systemu ochrony zdrowia jest w znacznym stopniu miernikiem stopnia rozwoju cywilizacyjnego. Ma też podstawowe znaczenie dla komfortu życia wszystkich Polaków. Przejmując odpowiedzialność za Polskę podejmujemy się zapewnienia większego bezpieczeństwa zdrowotnego obywatelom. Trudne to zadanie, bo stan ochrony zdrowia jest katastrofalny. Naprawa tego systemu będzie jednym z absolutnie pierwszoplanowych zadań rządu. My ten system naprawimy oszczędzając ludziom, pacjentom, lekarzom, pielęgniarkom słów a gwarantujemy szybkie decyzje. Zdajemy sobie sprawą, bo wiem jakie wspólnie z Polskim Stronnictwem Ludowym przyjęliśmy na siebie zobowiązania w kampanii wyborczej w tej kwestii. Zdajemy sobie sprawę, że tutaj nie ma już ani chwili zwłoki. I dlatego w tej sprawie zaczęliśmy pracę od zaraz. Planujemy naprawę systemu ochrony zdrowia, ale nie oferujemy Polakom rewolucji, między innymi dlatego, że trapiące system ochrony zdrowia nieustanne reformy i kontrreformy doprowadziły w niemałym stopniu do utraty poczucia bezpieczeństwa zdrowotnego Polaków. Będziemy kontynuować niektóre dobre choć zaniechane projekty naszych poprzedników. Odrzucimy to co źle wróży powodzeniu planu naprawczego. Przedstawimy Sejmowi projekt ustrojowej ustawy, całościowej ustawy o systemie ochrony zdrowia. W tej dziedzinie zrobimy wszystko, aby celem nadrzędnym naszej polityki było zdrowie pacjenta. Żadne z podjętych przez nas działań nie odbędzie się kosztem pacjenta. To gwarantujemy. Podstawowym problemem ochrony zdrowia jest realna dostępność świadczeń zdrowotnych. Ta dostępność jest ważniejsza od statusu szpitala, czy jest on publiczny czy niepubliczny. Szpital ma być dobry, przyjazny pacjentowi i dostępny dla chorego. Musimy pokonać zmorę wielomiesięcznego oczekiwania przez pacjentów na poradę lub zabieg, bo to wielomiesięczne oczekiwanie to, niestety, czasami wyścig ze śmiercią. Dlatego doprowadzimy do tego, aby placówki ochrony zdrowia, publiczne i niepubliczne, były traktowane jednakowo i miały równe szanse konkurowania o kontrakty z instytucjami ubezpieczenia zdrowotnego. Konkurencyjność jest wypróbowaną metodą podniesienia jakości oferowanych świadczeń zdrowotnych. Konkurujące o kontrakty z poszczególnych funduszy ubezpieczeniowych szpitale i przychodnie zostaną przez ekonomię zmuszone do oferowania szerszego asortymentu świadczeń i ich wyższej jakości. To jest sposób na zwiększenie dostępu do usług medycznych, na podniesienie standardów leczenia, na skrócenie kolejek. Pracownicy ochrony zdrowia doczekają się wreszcie godziwych wynagrodzeń. Obok sprawności całego systemu godziwe wynagrodzenia w ochronie zdrowia będą naszym priorytetem. Nie można dłużej szantażować lekarzy i pielęgniarek ich poczuciem odpowiedzialności i gotowością do nadzwyczajnych poświęceń. Pielęgniarki i lekarze muszą pracować za godziwe pieniądze. Ich praca, jak państwo dobrze wiecie, i ci, którzy z was pracują w ochronie zdrowia, a to spory odsetek tej Izby, i pacjenci, a więc wszyscy pozostali dobrze wiecie jak to trudna praca, szczególnie dzisiaj. Koalicja Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego i mój rząd będziemy gwarantami wzrostu wynagrodzeń w ochronie zdrowia. Przekształcimy publiczne placówki ochrony zdrowia, które w przeważającej większości dzisiaj należą do samorządów, w spółki prawa handlowego.

(Głosy z sali: Oooo....)

W ten sposób zdejmiemy z nich obecne ograniczenia dające samorządom pełne prawo dysponowania nimi. Niech o losie tych placówek decydują faktyczni gospodarze. I nie ma to nic wspólnego ze straszakiem prywatyzacji tych placówek. Takie rzeczy mogą opowiadać tylko ludzie, którzy naprawdę nie mają pojęcia o czym rozmawiamy w tej Izbie od wielu miesięcy. Nadszedł czas, że władzę w Polsce objęli ludzie, którzy rozumieją, że decentralizacja nie musi oznaczać prywatyzacji, którzy rozumieją, że decyzje podejmowane na dole są z reguły mądrzejsze i tańsze niż decyzje podejmowane przez centralę.

(Głos z sali: To prawda!)

I nadszedł wreszcie czas, właśnie w tym, kiedy poruszamy temat ochrony zdrowia i placówek ochrony zdrowia, żeby wreszcie głośno powiedzieć, że jednym z powodów, dla których cierpi dzisiaj pacjent, lekarz i pielęgniarka, jest to, że ludzie bez pokory, bez świadomości swoich ułomności i ograniczeń wzięli na siebie pełnię władzy nad ochroną zdrowia i zostawili pacjenta i lekarza i pielęgniarkę w sytuacji rozpaczliwej. Trzeba oddać władzę tym, którzy na miejscu chcą zająć się ochroną zdrowia człowieka i o to chodzi Platformie Obywatelskiej i Polskiemu Stronnictwu Ludowemu. To jest droga do przebudowy, do skutecznej naprawy ochrony zdrowia. I oczywiście ta droga, ten mechanizm wymaga czego? Znowu powiem to słowo: zaufania, zaufania do ludzi, zaufania do lokalnych społeczności. I odrobiny pokory wobec możliwości władzy centralnej i biurokracji centralnej. Chcemy dokończyć zarzucony przez poprzedników proces restrukturyzacji publicznych placówek ochrony zdrowia. Szpitale, które wykonały programy naprawcze w ramach pomocy publicznej i zachowują bieżącą równowagę finansową, będą mogły skorzystać z restrukturyzacji finansowej dawnych długów. Geografia placówek ochrony zdrowia, a w szczególności tzw. sieć szpitali zostanie ukształtowana przez wybór pacjentów dokonany na podstawie oceny poziomu danej placówki a nie przez polityczne decyzje rządu centralnego.

Wysoki Sejmie! Powszechność dostępu do świadczeń zdrowotnych, taka realna dostępność, wymaga istotnych zmian w systemie ubezpieczenia zdrowotnego, także po to, by stał się wolny od nacisków politycznych i rzeczywiście efektywny. Chcemy żeby także osoby ubogie, dzisiaj społecznie wykluczone i niedostosowane mogły na równych prawach korzystać z dostępu do ochrony zdrowia, a dzisiaj dobrze wiecie że tak nie jest. Dlatego będziemy chcieli podzielić Narodowy Fundusz Zdrowia na konkurujące między sobą instytucje ubezpieczenia zdrowotnego. Chcemy aby to ubezpieczyciele zabiegali o nasze składki i żeby to pacjent stał się wreszcie realnym dysponentem swojej składki zdrowotnej. Chcemy, że nie urzędnik centralny ale każdy obywatel decydował, jak wydaje i gdzie wydaje swoje przecież pieniądze na ochronę zdrowia. Fundusz, w którym ubezpieczy się pacjent powinien swoim uczestnikom zapewnić optymalną dostępność i jakość świadczeń zdrowotnych. Będziemy chcieli, a wymaga to odwagi i kompetencji, precyzyjnie określić zakres i wartość podstawowych świadczeń zdrowotnych, które przysługują ubezpieczonemu w ramach płaconej składki. W sytuacji, w której powstawać będzie konkurencyjny rynek ubezpieczeń zdrowotnych potrzebny będzie urząd nadzoru ubezpieczeń zdrowotnych, który będzie nadzorował i kontrolował instytucje ubezpieczeniowe. Obok ubezpieczenia podstawowego będziemy także wprowadzali system ubezpieczeń dodatkowych obejmujących dobrowolną dopłatę do świadczenia podstawowego lub finansowanie świadczeń, które nie będą objęte podstawowym ubezpieczeniem zdrowotnym. Musimy zreformować politykę refundacji leków. W świetle ostatnich zdarzeń okazuje się to potrzebą palącą. Będziemy dokonywać co trzy miesiące przeglądu listy leków refundowanych. Chcemy kierować się skutecznością terapeutyczną leku oraz relacją ceny leku w Polsce i w innych krajach Unii Europejskiej. Chcemy przede wszystkim uwzględnić na liście leków refundowanych preparaty stosowane w rzadkich schorzeniach pediatrycznych. Ceny leków nie mogą odstraszać od ich stosowania, szczególnie tych pacjentów, którzy znaleźli się w dramatycznej sytuacji. Najlepiej obmyślony plan naprawy systemu ochrony zdrowia nie powiedzie się, jeśli zabraknie pacjentów... pacjentów nie zabraknie, jeśli przy pacjentach zabraknie pielęgniarek i lekarzy. I wszyscy z niepokojem obserwujemy lukę pokoleniową w tych zawodach. Starzejąca się Europa z powodzeniem konkuruje o tych naszych najmłodszych lekarzy i najmłodsze pielęgniarki. Musimy zakończyć okres bierności państwa w tej kwestii. Musimy stworzyć polskim lekarzom i pielęgniarkom, w tym rozpoczynającym pracę, perspektywę pracy tu w kraju, i ona musi być może nie taka sama, no ale jakoś porównywalna z tą perspektywą, jaką dają najbardziej rozwinięte kraje Unii Europejskiej. Aby lekarz zdecydował się tu pozostać, aby uwierzył, że może żyć godnie za swoje podstawowe wynagrodzenie, nie może kalkulować, że pracować będzie 300 godzin miesięcznie. Bo jeśli tak będzie wyglądała ta kalkulacja, to wyjedzie do miejsc, gdzie praca nie wymaga tak skrajnego heroizmu. Dlatego chcemy zwiększyć środki z budżetu na wynagrodzenie stażystów i rezydentów. Ułatwimy otwieranie specjalizacji i uprościmy zasady ich uzyskiwania. Zbadamy szczegółowo celowość lekarskiego egzaminu podyplomowego w obecnej formie i rozważymy szybką jego modyfikację. Poprzez system konkurencji wśród instytucji ubezpieczeniowych oraz świadczeniodawców doprowadzimy do wzrostu zarobków personelu medycznego. Ten pokrótce przedstawiony plan wymaga wielkiej intelektualnej i finansowej mobilizacji sił i środków. Musimy się zmierzyć z niedobrym dziedzictwem pozostawionym przez poprzedników w postaci płatnika monopolisty, nierównego dostępu świadczeniodawców do kontraktów, niedokończonej restrukturyzacji szpitali, niedobrej, dwuznacznej polityki lekowej i spóźnionej implementacji europejskich przepisów dotyczących dyżurów lekarskich. Do naprawy systemu ochrony zdrowia zaprosimy ponad podziałami wszystkich chcących uczestniczyć w tym dziele. To jest wielkie społeczne i narodowe zadanie. Zaprosimy wszystkie środowiska zawodowe, ale zapraszamy w tej sprawie do pilnej współpracy także opozycję. Oferujemy współpracę partnerską w tej dziedzinie jak najszybszą. Prosimy was, tak, mam odwagę to powiedzieć patrząc w stronę opozycji Prawa i Sprawiedliwości i Lewicy i Demokratów. Potrzebujemy w tym dziele także waszej pomocy i proszę także was o pomoc w tej sprawie.

(Głos z sali: Pomożemy? Pomożemy.)

Oprócz solidarności pokoleń mówiliśmy o koniecznej solidarności międzyregionalnej. Mówiłem o tym w pierwszej części swojego wystąpienia. Ale chciałbym podkreślić moje przekonanie, mieszkańca niedużego miasta, że ta nierównowaga rozwoju regionalnego oznacza często także nierównowagę rozwoju pomiędzy polską wsią a polskim miastem, między małym miastem a wielkim miastem. To wszystko wymaga naszej takiej pozytywnej koncentracji. Mówiłem o powszechności Internetu, mówiłem o potrzebie pełnego dostępu do dobrej edukacji, mówiłem także o takim sprawiedliwym równym dostępie do środków europejskich. Chciałbym aby program cywilizacyjnych zmian polskiej wsi, nie tylko polityki względem rolnictwa, ale program cywilizacyjnego rozwoju polskiej wsi stał się jednym z priorytetów mojego rządu, a program rozwoju sześciu województw, sześciu regionów Polski wschodniej, będzie programem, który może liczyć na ponadstandardowe wsparcie mojego gabinetu. Teraz chciałbym powiedzieć o solidarności, która jest szczególnie mi bliska, o solidarności z niepełnosprawnymi. My słusznie w Polsce mamy poczucie, mam nadzieję, że mamy to poczucie ciągle wyrzutów sumienia wobec tej przecież pełnoprawnej, teoretycznie pełnoprawnej grupy. Chciałbym państwu powiedzieć, że tu zaległości są naprawdę przygnębiające. Mamy w Polsce dwukrotnie niższą, dwukrotnie niższą, aktywność zawodową osób niepełnosprawnych niż średnia w Europie. To jest znak hańby, to jest wstyd. Musimy z tym problemem uporać się jak najszybciej. Szczycimy się w Polsce, i słusznie, wielkim bumem edukacyjnym. Mówimy o naszych 2 milionach 200 tysiącach studentów, ale ukrywamy wstydliwie przy tym statystykę, która nie powinna mieć miejsca. Wśród tych 2 milionów 200 tysięcy studentów tylko 14 tysięcy łudzi to niepełnosprawni, którzy dostali swoją szansę podjęcia nauki na poziomie wyższym. To są niestety symboliczne przygnębiające znaki wykluczenia wobec tej grupy Polaków. Wystąpimy do prezydenta Rzeczypospolitej z wnioskiem o ratyfikację Konwencji Narodów Zjednoczonych z grudnia 2006 roku o prawach osób niepełnosprawnych. Poprzemy jako koalicja i jako rząd, poprzemy także obywatelską inicjatywę uchwalenia polskiej ustawy antydyskryminacyjnej, o czym wczoraj dyskutowano w Trybunale Konstytucyjnym, przy okazji rocznicy uchwalenia przez Sejm Karty Praw osób niepełnosprawnych. Podejmiemy również pracę nad ustawą, która nada językowi migowemu status języka urzędowego. Niepełnosprawnych należy traktować nie tylko jako łudzi z ograniczeniami. Oni są świadomi tego. Ale przede wszystkim musimy dostrzegać ich potencjał. To ludzie, którzy nie mają zdrowotnych ograniczeń muszą zrozumieć, że w niepełnosprawnych tkwi wielki, pozytywny potencjał. Jeśli zrozumiemy tę prawdę, to edukacja, doradztwo, rehabilitacja i praca staną się dla niepełnosprawnych bardziej dostępne. Mam nadzieję, panie marszałku, i tę prośbę i apel zgłaszam w imieniu także niepełnosprawnych zasiadających w tej izbie. Że znakiem czasu będzie także taka zmiana tego miejsca, która umożliwi niepełnosprawnym zabieranie głosu z tego miejsca. Podstawą każdego demokratycznego państwa jest społeczeństwo obywatelskie. Nie da się go odgórnie zadekretować ani zbudować poprzez działania administracyjne. Może jednak i trzeba je wspomagać poprzez tworzenie ułatwień i przyjaznej przestrzeni dla organizacji pozarządowych. W ostatnich dwóch latach słyszeliśmy często z ust przedstawicieli rządu centralnego słowa świadczące o braku zaufania dla tych instytucji życia publicznego, które nazywamy sektorem pozarządowym. Chciałbym, abyśmy uruchomili jak najszybciej prace nad strategią rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, która objęłaby najbliższe 15-20 lat. Takie strategie tworzy m.in. Wielka Brytania i inne państwa o najdłuższej tradycji obywatelskiej. Podkreślić chcę z całą mocą inaczej-niż niektórzy na tej sali sądzili, właśnie zapóźnienia związane z wieloletnimi rządami władzy totalitarnej, właśnie zapóźnienia jeśli chodzi o obywatelstwo wynikające z dziedzictwa komunizmu, wymagają od władzy centralnej większego nacisku, większej otwartości. Większej gotowości do wspierania sektora pozarządowego. Realne odchodzenie od tego ponurego dziedzictwa PRL-u, w którym to PRL-u państwo miało ambicję podejmować prawie wszystkie decyzje za obywatela, taki realny proces to wyposażanie ludzi w możliwości działania inne, niż poprzez administrację państwową. Chcielibyśmy zmienić ustawę o działalności pożytku publicznego i wolontariacie, i nadać w drodze ustawy status stałego programu Funduszowi inicjatyw obywatelskich. Zapewnić chcemy w budżecie na przyszły rok na ten cel 60 mln zł. Nasza koalicja przewiduje też kontynuację prac parlamentarnego zespołu do spraw dialogu obywatelskiego pod przewodnictwem Marszałka Senatu. Chcemy, aby dialog poprzez także organizacje pozarządowe znowu stał się faktem. Jedynie w takich warunkach, bardzo ambitnie zakreślonych celów solidarnej polityki społecznej, będę mógł powiedzieć o moim rządzie, że realizuje założoną strategię. Mam nadzieję także, że zmiana filozofii rządzenia spotka się z dobrym przyjęciem w świecie kultury. W końcu to ludzie zaangażowanie w jej tworzenie szczególnie cenią samodzielność. I oni szczególnie nie lubią być pouczani odgórnie przez centralne urzędy i biurokrację. Chcemy przeprowadzić długo oczekiwaną zmianę systemu organizacji sektora kultury. Nie wyzbywając się współodpowiedzialności za tę sferę, chcemy zmodyfikować swoje kompetencje. Chcemy przyjąć zasadę, którą przyjęła współczesna Europa, że kultura to sprawa państwa, a nie państwowej administracji. Celem zmiany będzie systemowa stabilizacja finansowania sektora kultury, która poprzez nowe źródła finansowania doprowadzi do zwiększenia puli środków publicznych na ten cel. Będziemy zwalczali przesadny fiskalizm w szeroko rozumianej kulturze. Nie ma powodu, aby sięgać jakość szczególnie drastycznie po środki tam, gdzie najtrudniej o ich wypracowanie, gdzie najrzadziej występujące talenty, umiejętności służą wypracowaniu zysku, niemądry przesadny fiskalizm w sferze kultury, przesadny nadzór administracyjny dla każdej kultury może być zabójczy. Trzeba zakończyć ten etap myślenia o kulturze jako obszarze, który jest jedynie biorcą środków z budżetu państwa i my dobrze wiemy, że ludzie kultury wcale nie oczekują takiego stawiania sprawy. Aktywność twórców, i chcemy na to spojrzeć właśnie odwrotnie niż do tej pory, aktywność twórców to także potencjalne źródło sukcesów naszego państwa. To może być także istotne źródło sukcesu gospodarczego. Kultura, czego przez łata rządzący nie rozumieli, kultura może być źródłem autentycznym, bardzo ekologicznym, jednym ze źródeł wzrostu gospodarczego. Świat nowoczesny to zrozumiał. Polska musi to zrozumieć. I wtedy kultury nikt nie będzie traktował jako balastu, a ludzi kultury nikt nie będzie traktował jak tych, którzy wyciągają publiczne pieniądze. Kultura i ludzie kultury to skarb, a nie kłopot. Na pewno wielkim wyzwaniem dla kultury polskiej i też dla państwa to pogodzenie naszej tradycji z nowoczesnością w warunkach szybkiego jak nigdy do tej pory w historii przenikania się kultury globalnej z kulturami narodowymi. Kultur regionalnych i lokalnych. Chcielibyśmy zatem stworzyć warunki dla stałej i nie poddanej politycznym modom pielęgnacji dziedzictwa, historycznego dziedzictwa kulturowego, dziedzictwa minionych pokoleń. Ale równocześnie chcielibyśmy wesprzeć rozwój sztuki współczesnej, bo tutaj państwo może dyskretnie, ale skutecznie pomóc. Będziemy także stwarzać dogodne warunki dla rozwoju przemysłów kultury, bo takie przecież są i sektora kreatywnego. To jak już wspomniałem, do tej pory niedoceniana, a jak pokazuje doświadczenie niektórych najbardziej rozwiniętych państw, potencjalnie naprawdę potężna gałąź nie tylko kultury, ale gałąź także gospodarki. To może być dźwignia nie tylko naszego wzrostu duchowego, ale także wzrostu materialnego. Chcielibyśmy także poprzez rozbudowę infrastruktury kulturalnej, nie tylko tej, która wynika z postępów technologicznych, zwiększyć upowszechnienie dostępu do dóbr kultury. I tu tak celem naszym będzie także unowocześnienie i większy dostęp do edukacji kulturalnej. W dziedzinie mediów publicznych nasz rząd zagwarantuje dwie podstawowe sprawy Ś realizację precyzyjnie zdefiniowanej misji publicznej oraz odpolitycznienie nadzoru i bezpośredniego zarządzania mediami publicznymi.

(Głos z sali: Brawo!)

Nie zamierzamy wbrew niektórym obawom czy opiniom zmieniać struktury własnościowej mediów publicznych. Chcemy, aby media publiczne pozostały publiczną własnością, ale po to, żeby tak stało się naprawdę trzeb je przede wszystkim wyrwać z rąk partyjnych aparatów, które od lat właśnie traktują media publiczne jak swoją prywatną własność.

(Głos z sali: Brawo!)

Jedną z istotnych dat, które stanowią wyzwanie także dla mojej ekipy rządowej, to data 2012. Organizacja mistrzostw Europy w piłce nożnej. Mówię o tym nie tylko dlatego, że trochę się na tym znam i że jest to moją pasją, tak jak sporej części tu siedzących na sali, ale mówię także o tym, bo to naprawdę duże, ambitne wyzwanie cywilizacyjne. I także wielka szansa dla Polski, nie tylko radość i satysfakcja dla sympatyków piłki nożnej. To wielka szansa cywilizacyjna dla Polski. I dlatego uznajemy organizację tej imprezy za jeden ze swoich głównych priorytetów.

Proszę Państwa! Chciałbym dzisiaj rozwiać wszelkie wątpliwości. W ostatnich kilku tygodniach bardzo precyzyjnie analizowaliśmy szanse i zagrożenia związane z dotychczasowym procesem przygotowania do Euro 2012. Ta analiza i ocena nie wypadła imponująco, ale chcę z tego miejsca powiedzieć i biorę na siebie świadomie to ryzyko. Obiecuję Polakom, zorganizujemy Euro 2012. Mistrzostwa Europy na pewno odbędą się w Polsce w roku 2012. W Polsce, jak słusznie podpowiada mi poseł lewicy, i na Ukrainie, ale za tę drugą część ja odpowiedzialności przed Państwem nie biorę. (...) I chcę także Państwa zapewnić i dać słowo, że te mistrzostwa nie tylko odbędą się w Polsce, ale będą także dobrze zorganizowane. I znowu muszę sprostować wypowiedzi optymistycznej lewicy. Niestety, nie mogę zapewnić, że wygramy te mistrzostwa, ale także w tej sprawie dołożę wszelkich starań. To także nasza dobra współpraca. A ona będzie dobra z definicji, bo to jest zobowiązanie mego gabinetu, z samorządem terytorialnym, z prezydentami miast, które wzięły na siebie ten obowiązek i zaszczyt wybudowania stadionów. Tak, wspólnie z samorządami dobrze przygotujemy te mistrzostwa. Chcemy, aby ta impreza stała się także istotnym elementem takiej zintegrowanej strategii promocyjnej naszego kraju, bo sukcesy osiągane przez tych, którzy do tej pory organizowali tego typu wydarzenia sportowe pokazują, że dobrze przygotowane mistrzostwa mogą się przełożyć na realny wzrost gospodarczy, na podniesienie statusu danego kraju i na wzrost takiego poczucia dumy narodowej. Nie lekceważył bym tego ostatniego znaczenia, jeśli chodzi o efekty przeprowadzenia mistrzostw Europy w piłce nożnej. Ale chciałbym powiedzieć rzecz, która jest być może ważniejsza, chociaż ma związek z samymi mistrzostwami, ma związek z tą imprezą, ale jest chyba ważniejsza z punktu widzenia przyszłości Polski i szczególnie jej najmłodszego pokolenia. Jesteśmy gotowi, a jest to efekt przygotowań dużej pracy studyjnej zespołu, który pracuje od wielu wielu miesięcy, jesteśmy gotowi do realizacji narodowego programu "Boisko w mojej gminie". Chcemy, żeby przy okazji Euro 2012 i jest to realny program, chcemy wspólnie z samorządami terytorialnymi, organizacjami sportowymi i partnerami prywatnymi zrealizować właśnie ten program "Boisko w mojej gminie". To oznacza boisko w każdej gminie. W każdej polskiej gminie. Do roku 2012 powstanie boisko ze sztuczną murawą i z oświetleniem. I nie jest to wynik czy efekt pasji sportowych członków mojego rządu. To jest ambitny plan, aby mniej więcej na 2012, mniej więcej 2012 boisk powstało po to, aby wszystkie polskie dzieci mogły oprócz domu i szkoły znaleźć także miejsce, które będzie budowało także poczucie wspólnoty, będzie skutecznie dbało o zdrowie naszych najmłodszych, będzie budowało umiejętność kooperowania, będzie w przyszłości przygotowywało najmłodszych Polaków do dorosłego życia. Będzie dawało szansę na sprostanie konkurencji, nie tylko sportowej. Wiem o czym mówię. Wiem, to nie jest przytyk, wiem jako człowiek wychowany na podwórku... ...że bez dobrego boiska, bez drużyny, bez tego co daje wychowanie wśród rówieśników, bez twardej walki, bez uczenia się reguł od trzeciego, czwartego, piątego roku życia, a więc bez boiska w każdej gminie my nie wygramy tej wielkiej konkurencji na jaką skazuje nas współczesny świat i współczesna Europa. Dlatego mówimy o boisku w każdej gminie jako miejscu gdzie polskie dziecko będzie mogło nie tylko grać w piłkę, ale będzie miało także zaplecze sanitarne, będzie miało także poczucie bezpieczeństwa, będzie miało stały kontakt z wychowawcą, z trenerem. A kiedy trzeba także z opieką zdrowotną. To jest program ambitny. Państwo dobrze wiecie, kampania się skończyła. Ja nie muszę tutaj nikogo przekonywać do jakichś ambitnych a nie realnych celów. Zobaczycie, w 2012 r., będę meldował Polakom, że ta sprawa została wykonana tak jak ją tu obiecałem. Chcemy także wspierać sport wyczynowy, bo wiemy dobrze, że w świecie3 współczesnym mistrzostwa Europy, mistrzostwa świata, olimpiady to są te główne źródła takiej dumy narodowej. To jest teatr, który, na szczęście, w tak wielu miejscach na świecie zastąpił wojnę. To jest ten wielki teatr gdzie przedstawiciele narodów konkurują ze sobą a zwycięstwo naszych zawsze witamy, niezależnie od tego z jakiej jesteśmy partii, z tą samą solidarną radością. Nikt nie może lekceważyć znaczenia międzynarodowego i tutaj, znaczenia u nas w kraju, sukcesów sportowych. Chcemy respektować autonomię i samorządność ruchu sportowego. Na wsparcie publiczne będą mogły liczyć te związki sportowe, które zapewnią w maksymalnym stopniu uczciwe i efektywne wykorzystanie środków publicznych. Wiemy, że mamy do wykonania dużą pracę, w tym także monitoring związków sportowych tak, żeby trafnie, celnie środki publiczne kierować.

Proszę Państwa! Jednym z najważniejszych zadań, jeśli wrócimy ponownie do słowa zaufanie, jest odbudowa zaufania obywateli do władzy. Dlaczego to zaufanie legło w gruzach, bo chyba tak można powiedzieć, dzisiaj o tym co obywatel czuje do władzy. Może dlatego, że instytucje władzy publicznej w ostatnich latach nie potrafiły przekonać swoich obywateli, że działają na ich rzecz i, że ludzie reprezentujący władzę publiczną każdego szczebla działają bezinteresownie po to, aby służyć swoim rodakom, służyć obywatelom. Nie oszukujmy się, dzisiaj w Polsce mało kto wierzy w to, że politycy idą do władzy, do parlamentu, do samorządu po to, aby bezinteresownie służyć Polakom i Polsce. Ten stan rzeczy trzeba i można zmienić. Polacy mogą odzyskać wiarę w to, że jesteśmy tu wszyscy po to, aby im służyć. Chciałbym, abyśmy wrócili do idei prostej, nie wymagającej żadnych nakładów, idei, która jest oczywista i dlatego nikt w Polsce nie rozumie dlaczego nie jest realizowana. Idei władzy skromnej, pozbawionej zbędnych przywilejów, idei taniego państwa. Ja chcę państwu uświadomić, że ograniczenie przywilejów władzy, finansowych, instytucjonalnych, budujących zbędny komfort, obcinanie tych bizantyjskich kosztów, czasami przywilejów absurdalnych jak ten sławny bilet tramwajowy za darmo dla posła i posłanki, chociaż, jak wiadomo, rzadko kiedy Polak ma okazję w tramwaju parlamentarzystę zobaczyć. A z całą pewnością każdy Polak wie, że parlamentarzystę stać na zakup biletu tramwajowego. Chciałbym państwa zapewnić, że te przywileje, materialne przywileje władzy przestaną drażnić Polaków, bo znikną. To nie jest pusty gest, to nie jest fanaberia tego rządu czy tej koalicji. Przygotowując się do dzisiejszego wystąpienia, równocześnie przez wiele dni rozmawiałem z moimi współpracownikami o tym, gdzie, jak i jak szybko będzie można władzę uwalniać od tego gorsetu i balastu niepotrzebnych przywilejów. I muszę państwu powiedzieć, że wchodząc do Urzędu Rady Ministrów ze zdziwieniem stwierdziłem, że w ostatnich latach zmiany nie poszły w dobrą stronę. Dla dobra debaty w tej Izbie oszczędzę szczegółów. Ale chcę powiedzieć, że jestem bardzo rozczarowany praktyczną realizacją przez poprzednią władzę ideału taniego państwa. I chcę państwu powiedzieć, że tanie państwo dzięki tej ekipie i tej koalicji stanie się faktem szybciej niż ktokolwiek może się spodziewać. Tu, w tej Izbie przedstawiciele mojego rządu każdego miesiąca, powtarzam, każdego miesiąca będą informowali Wysoką Izbę i polską opinię publiczną o kolejnych decyzjach likwidujących przywileje władzy, przywileje prawne i materialne. Nie będzie takiego miesiąca, aby kolejna informacja o naszych kolejnych decyzjach nie docierała do opinii publicznej. I liczę tutaj na waszą pomoc. My chcemy siebie ograniczyć, wierzę, że opozycja będzie szczególnie gorliwie nas w tym wspomagała.

(Głos z sali: Pomożemy!)

Chciałbym także zapewnić państwa, że zaufanie do władzy odbudować można likwidując także zagrożenia korupcyjne. Doceniam determinację naszych poprzedników, przynajmniej jeśli chodzi o deklaracje, determinację w opisywaniu i w próbach zwalczania korupcji, korupcji we władzach każdego szczebla. Stwierdzam, że walka z korupcją będzie dla mojego rządu i dla tej koalicji celem nadrzędnym, będziemy z korupcją walczyć bezwzględnie i równie bezwzględnie będziemy chcieli tej korupcji przeciwdziałać. Obiecuję państwu, że nasze działania, a patrzę tu znacząco na panią minister Julię Piterę, której nasz rząd zlecił przygotowanie harmonogramu skutecznego przeciwdziałania korupcji, że inaczej niż do tej pory, w odwrotnej proporcjonalności będą decyzje i działania antykorupcyjne do ilości konferencji prasowych. Od ministra sprawiedliwości będę oczekiwał konkretów. Do konkretów zaliczyć mógłbym choćby zmiany w prokuraturze. Łączenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego przez polityków udowodniło, że prokuratura może stać się miejscem prowadzenia polityki partyjnej, a nie zwalczania przestępczości. Wysyp patologii z tym związanych naruszał podstawowe prawa i wolności obywatelskie, nadużywanie aresztów i podsłuchów, domniemanie winy a nie niewinności, długotrwałość prowadzonych śledztw czy wznawianie dawno rozstrzygniętych spraw. Wszystko to, wraz z postępującą teatralizacją stosowania prawa, uzasadnia twierdzenie, że nasi poprzednicy przedkładali doraźny zysk polityczno-medialny nad interes państwa i obywateli. Chcemy, aby prokuratura spełniała rolę neutralnego politycznie oskarżyciela publicznego. Rozważymy likwidację czterech szczebli prokuratury, a w zamian wprowadzenie, poza asesurą, tylko jednego poziomu; rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości od funkcji prokuratora generalnego będzie zwieńczeniem procesu naprawy systemu sprawiedliwości, a nie jego początkiem. Tu na współpracę konstytucyjną liczę także jeśli chodzi o szeregi opozycji i pana prezydenta. Rozpoczniemy pracę nad kompleksową reformą prawa karnego materialnego, procesowego i wykonawczego. Ostatnie lata potwierdziły, że chaotyczne nowelizacje dokonywane co kilka miesięcy tej reformie nie pomogły, stały się w wielu miejscach zaprzeczeniem mądrze pomyślanej reformy. Kolejny problem do rozwiązania to ogromne przeludnienie zakładów karnych. Jest także wiele osób, które nie mogą odbyć orzeczonej kary pozbawienia wolności z powodu braku miejsca w więzieniu. Jedynym szybkim rozwiązaniem jest zakończenie prac nad uruchomieniem innych rodzajów odbywania kar, nie koniecznie w zakładach zamkniętych, np. przez dozorowane prace wykonywane na rzecz społeczeństwa.

Pilne ustalimy nowoczesny i jednolity model aplikacji przygotowującej do zawodu po ukończeniu studiów prawniczych. Pozwoli to na łatwiejsze przechodzenie z jednego zawodu prawniczego do drugiego. Szybkiego rozwiązania wymaga problem asesorów, którzy za kilkanaście miesięcy utracą prawo do orzekania w sądach. Chcemy ten problem rozstrzygnąć i chcemy rozstrzygnąć także problem wyboru najlepszego modelu kariery sędziowskiej. W działalności Ministerstwa Sprawiedliwości stagnacji na pewno nie będzie. Słyszałem takie obawy związane z moją nominacją na premiera i z nominacją ministra sprawiedliwości. Walka z przestępczością będzie prowadzona z pełną determinacją. Ale nie wystarczy wprowadzać wyłącznie zaostrzania wymiaru kar i epatować opinię publiczną spektakularnymi aresztowaniami, które czasami godziły - to jest ponury fakt z ostatnich dwóch łat - w prawa obywatelskie i godność człowieka. Chcemy w trybie pilnym wyeliminować oczywiste błędy legislacyjne. Chcielibyśmy zlikwidować hamulce, które spowodowały, że tzw. sądy 24-godzinne okazały się sądami nieefektywnymi i drogimi, i niezbyt skutecznie działającymi. Wprowadzone przez nas działania będą uwzględniać opinie wszystkich środowisk prawniczych. Chciałbym także uspokoić niektórych naszych oponentów, nie będzie powrotu do rozwiązań wcześniej wielokrotnie krytykowanych wspólnie przez większość tutaj siedzących parlamentarzystów. W imieniu i własnym i mojego rządu gwarantuję, że działalność wymiaru sprawiedliwości od dzisiaj oparta będzie wyłącznie na prawie i wolna będzie od jakichkolwiek nacisków politycznych. Zobowiązuję się, i chciałbym tu także rozwiać wątpliwości niektórych, nie pozwolę, aby ktokolwiek w administracji przeze mnie kierowanej używał instytucji publicznych lub prawa, lub urzędów mu podległych do walki z polityczną konkurencją. Macie na to moje słowo. Chcemy stworzyć czytelny i efektywny system zarządzania. bezpieczeństwem wewnętrznym. Wolą mojego rządu jest, aby minister właściwy do spraw wewnętrznych oraz minister sprawiedliwości byli faktycznie odpowiedzialni za zapewnienie bezpieczeństwa i praworządności w Polsce. Szczególny nacisk będzie położony na poprawę efektywności służb w zakresie przeciwdziałania zagrożeniem terrorystycznym, przestępczości zorganizowanej i korupcji. Cele te zamierzamy osiągnąć poprzez scentralizowany i skoordynowany system zwalczania najpoważniejszych zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa.

Chcemy zbudować sprawny system prewencji wobec przestępczości pospolitej, system ratownictwa, ochrony ludności oraz zarządzania kryzysowego. I chcemy te cele osiągnąć poprzez sprawną koordynację i wymianę informacji. Zmiany te poprawią poziom bezpieczeństwa w Polsce oraz pozwolą na lepsze gospodarowanie środkami publicznymi z uwzględnieniem zrozumiałych żądań płacowych funkcjonariuszy i pracowników cywilnych tych instytucji. Chcemy w ciągu kilku pierwszych miesięcy dokonać przeglądu stanu służb specjalnych, szczególnie pod kątem zgodności z prawem, podejmowanych przez nie działań oraz efektywności ich pracy. Także w tych sprawach działania nowego rządu nie będą miały charakteru odwetu czy zemsty personalnej. Będziemy przywracać praworządność w działaniach tych instytucji. Nasze działania nie będą miały mieć wpływu na toczące się postępowania, szczególnie podkreślam to w odniesieniu do działań dotyczących korupcji funkcjonariuszy publicznych. Równocześnie rząd ustabilizuje sytuację w służbach, a jako premier będę wyznaczał im zadania i rozliczał z efektywności tak, aby były one sprawnym narzędziem zapewnienia bezpieczeństwa państwa. Chcemy dokończyć reformę administracji publicznej. Przekażemy cały szereg kompetencji obecnych urzędów wojewódzkich urzędom marszałkowskim. Tym samym wydatnie zmniejszymy koszty działania administracji rządowej w terenie. Struktura tej administracji ulegnie radykalnemu uproszczeniu. Społeczności lokalne staną się prawdziwymi gospodarzami na swoim terenie, a wojewoda będzie tym, czym powinien być -reprezentantem rządu a nie konkurentem politycznym i administracyjnym dla samorządu wojewódzkiego. Jak już wspomniałem, cały czas obserwujemy taki zły proces, w którym samorząd dostaje coraz więcej zadań a nie otrzymuje pieniędzy na ich realizację. Dotyczy to szczególnie sfery oświaty, pomocy społecznej, ochrony zdrowia, czy drogownictwa. Tu jest wielu samorządowców na tej sali i wspólnie z wami przeprowadzimy te działania w taki sposób, aby harmonijnie przekazywać za zadaniami także pieniądze i kompetencje. Chcielibyśmy także zmienić zasady funkcjonowania administracji publicznej, aby wreszcie umożliwić administracji wykorzystanie, takie efektywne wykorzystanie tych nowoczesnych technologii informatycznych. To będzie niezbędne, żeby praca administracji samorządowej i rządowej była rzeczywiście przejrzysta, dużo szybsza, wygodniejsza i też przyjazna bardziej dla obywateli, nie tylko dla wykonawców tej pracy. To także umożliwi eliminację zagrożeń korupcyjnych. Podkreślam, podobnie jak poprzednicy, uznajemy korupcję za jedną z najpoważniejszych chorób życia publicznego. Uczciwie mówiliśmy o tym, że bez żadnej wątpliwości wiemy, że korupcja jako choroba dotknąć może każdego środowiska politycznego i zawodowego. Ale wiemy chyba jakoś tak głębiej, że kluczowym zadaniem władzy publicznej jest zapobieganie, likwidacja przyczyn powstawania korupcji, a nie tylko efektowne jej ściganie. Chcielibyśmy uzyskać takie efekty jak choćby likwidację części dokumentów identyfikacyjnych, na przykład przez wprowadzenie tak zwanego e-dowodu osobistego, a więc tej elektronicznego potwierdzania tożsamości w Internecie. Chciałbym także, aby udostępniając, abyśmy mogli udostępniać obywatelom i instytucjom dane z podstawowych rejestrów publicznych także drogą informatyczną. Często odwołujemy się w naszych wystąpieniach, ja także, do europejskich porównań. Ja chciałbym, żebyśmy w naszym języku przestali, sam czasami jeszcze robię ten błąd, rozdzielać my tu w Polsce, oni w Unii Europejskiej, bo przecież tu jest Unia Europejska. Cieszę się bardzo, że coraz częściej nie musimy już czekać na wprowadzanie standardów europejskich. Cieszę się, że tak niedługo zrealizujemy, spełnimy kolejny standard. W nocy z 20 na 21 grudnia Polska znajdzie się wśród państw obszaru Schengen. Będzie to równoznaczne z faktycznym otwarciem granic wewnętrznych niemal całej Unii Europejskiej. Dla Polaków oznacza to pełną swobodę podróżowania po krajach członkowskich Unii bez konieczności poddawania się kontroli paszportowej. Od tej daty wszystkie czynności polskich służb na naszej wschodniej granicy będą wykonywane nie tylko w imieniu i na rzecz Polski, ale też w imieniu i na rzecz pozostałych państw w stronę układu Schengen. Trudno chyba o bardziej namacalny dowód takiej pełnej obecności Polski w Unii Europejskiej. Cieszę się, że mogę z wielką satysfakcją podziękować przedstawicielom wszystkich czterech ugrupowań siedzących na tej sali, bo w tej sprawie nasz wspólny wysiłek, wieloletni wspólny wysiłek, wszystkich tych ugrupowań, doprowadził do tego, że stajemy się naprawdę pełnoprawnym członkiem wspólnoty europejskiej. Możemy być z tego wszyscy dumni.

Te nasze ambicje, te nasze marzenia o wielkim skoku cywilizacyjnym są możliwe. Te nasze marzenia o pełnym bezpieczeństwie są realne, o takim godnym miejscu w Europie i na świecie są realne, ale wiemy, że w świecie globalnym, globalnego rozwoju, globalnych zmian, w pojedynkę nie można działać. I dlatego tak ważne dla mojego rządu będzie podniesienie jakości naszej pracy w dziedzinie współpracy międzynarodowej. A szczególnie jeśli chodzi o integrację w rodzinie narodów najbliższych nam cywilizacyjnie. To Unia Europejska i obszar euro-atlantycki. Chciałbym, abyśmy wśród zbiorowych wartości, które fundują wspólnotę międzynarodową, tak nam bliską, żebyśmy podkreślali coś, co jest polską marką w Europie i na świecie. A więc wspólnotową solidarność. Do realizacji takiej polityki, polityki solidarności w sprawach międzynarodowych tutaj i solidarności w wymiarze międzynarodowym, potrzebny jest możliwie szeroki dialog społeczny. Bardzo chciałbym, abyśmy wrócili, zwracam się do wszystkich partii w tym sejmie, bo to ułatwi pracę mojego rządu, abyśmy wrócili do pięknej tradycji Polski Niepodległej po roku 1989 wspólnego działania i szukania uporczywego, cierpliwego szukania konsensusu w sprawach polityki międzynarodowej. Polityka międzynarodowa nie może być i nie będzie, i nie będzie zakładnikiem wąskopartyjnych interesów i doktrynerskich sporów. Chcę przywrócić konsultację rządu ze wszystkimi ugrupowaniami parlamentarnymi wtedy, kiedy będziemy mieli podejmować ważne decyzje dotyczące naszej polityki międzynarodowej. Tak jest, proszę państwa. Rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego będzie chciał ważne decyzje dotyczące naszej polityki zagranicznej konsultować także z Prawem i Sprawiedliwością i Lewicą i Demokratami. Odbudujemy narodowy konsensus w tej dziedzinie. Ostatnie dwa lata nie były dobrą lekcją w tej materii. Chciałbym także, i pierwsze kroki, jak państwo wiecie, jako premier poczyniłem, wykorzystać, a mam zgodę na to ludzi, którzy chcą dać się wykorzystać, wykorzystać wielkie, historyczne autorytety ludzi, którzy dla Polski zrobili wielkie rzeczy, wykorzystać ich autorytet do działania na rzecz Polski. Symbolicznie, bo to jest dopiero początek, to nie jest finał moich starań, prezydent Lech Wałęsa, pan minister Władysław Bartoszewski, zgodzili się wspierać działania mojego rządu w polityce międzynarodowej i dziękuję im bardzo za to, bo wiem, jak bardzo mogą jeszcze Polsce pomóc. Domyślacie się wszyscy państwo, jak ważną perspektywą dla mojego rządu, ale chyba też dla całej Polski, jest perspektywa polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej w 2011 r. To wielkie wyzwanie, wielkie zadanie, niełatwe, ale to też ukoronowanie naszych europejskich i międzynarodowych aspiracji. To będzie wymagało naprawdę poważnego wysiłku, aby nasz przewodnictwo w Unii Europejskiej zakończyło się pełnym sukcesem i pełną satysfakcją wszystkich Polaków, bo przecież nie chodzi o satysfakcję urzędników rządowych, ale wszystkich Polaków z naszej prezydencji. I dlatego wykonamy wielki wysiłek cały rząd, ja osobiście i a szczególnie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, aby zbudować polską służbę dyplomatyczną na miarę XXI wieku, dotyczy to jakości kadry, jej profesjonalizmu, apolityczności, ale także środków niezbędnych, aby nasza służba dyplomatyczna i jej placówki godnie reprezentowały Polskę. Dlatego w praktyce dzięki temu, że mamy do siebie pełne zaufanie, w praktyce urzędy i instytucje w obrębie mojego rządu odpowiedzialne za politykę europejską i politykę zagraniczną, będą swoje wysiłki integrowały. Jestem przekonany, że w polskiej polityce zagranicznej sojusznikiem polskiego rządu będzie prezydent Lech Kaczyński. Możemy różnić się w wielu sprawach, powinniśmy tu w parlamencie wspierać się i dyskutować, ale miłość Boga, reprezentując Polskę za granicą, walcząc o nasz narodowy polski interes, powinniśmy być razem. Zwracam się w imieniu mojego rządu o solidarność i współpracę. Chcemy wewnątrz Unii Europejskiej realizować polskie interesy, ale chcemy także, i to jest zadanie bardzo ambitne, prezentować polską wizję dalszego rozwoju całej Unii Europejskiej. Wierzymy bowiem, Platforma i Polskie Stronnictwo Ludowe i mój rząd, wierzymy, że pogłębienie współpracy w ramach Unii oraz jej rozszerzanie są żywotnym interesem i całej wspólnoty unijnej, ale także Polski. Unia Europejska nie jest super państwem i nie będzie super państwem, ale powinna być supermocarstwem, powinna być tą organizacją, a my ważnym jej członkiem, które jest respektowane, szanowane na całym świecie i które jest głównym, podstawowym aktorem zdarzeń globalnych. To jest ambitny zamiar, a my Polacy mamy prawo i obowiązek te aspiracje kształtować. Polska nie była i na pewno nie będzie kopciuszkiem w Unii Europejskiej. Polska będzie kluczowym aktorem na scenie europejskiej, a co za tym idzie - na scenie światowej. Na scenie światowej. Silna Unia to Unia zintegrowana, to Unia zbudowana na solidnych podstawach, a solidne podstawowy to wspólne wartości. Jeśli zbudujemy Unię Europejską i naszą w niej obecność na fundamentach wartości, które podzielamy my Polacy jako ogół, jako wspólnota narodowa, to to będzie najlepsza gwarancja naszego sukcesu w Unii i Unii Europejskiej. Dlatego wspólnie z reprezentantami innych krajów członkowskich Unii Europejskiej podpiszę w najbliższych dniach traktat reformujący. Chciałbym w tym miejscu, dzisiaj poinformować Wysoką Izbę i polską opinię publiczną precyzyjnie o naszych zamiarach jeśli chodzi o traktat reformujący. Chcę także, aby stało się dobrą tradycją, aby w najważniejszych kwestiach, także międzynarodowych odrzucić rutynę dyplomatycznego języka i nazywać te sprawy, które dotyczą każdego Polaka, po imieniu i wykładać kawa na ławę. Pojadę do Lizbony i Brukseli z ministrem spraw zagranicznych, a wiem po mojej rozmowie z prezydentem Rzeczypospolitej, że Polskę reprezentować będzie także pan prezydent, co przyjmuję z satysfakcją i wdzięcznością, pojadę do Lizbony i Brukseli podpisać traktat reformujący z uszanowaniem efektów negocjacji moich poprzedników. To oznacza podpisanie traktatu reformującego z uwzględnieniem protokołu brytyjskiego. Chciałbym w ten sposób rozstrzygnąć problem i wątpliwości dotyczące naszego stanowiska wobec traktatu reformującego. Dlaczego podejmujemy taką decyzję? Dlatego, że mamy poczucie pełnej odpowiedzialności za bezpieczny przebieg ratyfikacji traktatu reformującego. Otrzymałem, także w rozmowie z Panem Prezydentem, ale mówię też i o publicznych sygnałach, otrzymałem informacje, które wskazują jednoznacznie, że inny tryb ratyfikacji zagroziłby skutecznej ratyfikacji tutaj w kraju.

(Głos z sali: a referendum ogólnonarodowe)

Chciałbym z pełną otwartością Państwu powiedzieć, że zarówno Platforma Obywatelska jak i Polskie Stronnictwo Ludowe nie podziela większości obaw tych, którzy takie obawy wobec Karty Praw Podstawowych artykułują. Szanujemy odrębny pogląd. Nie lekceważę tych głosów, które płyną zarówno od poprzedników jak i od istotnych środowisk społecznych i politycznych w kraju, bo jesteśmy po to w Polsce, żeby uwzględniać i szanować różne opinie. W opinii Platformy i w Stronnictwa Karta Praw Podstawowych byłaby aktem pożytecznym, ale rzeczą najważniejszą jest bezpieczne doprowadzenie do finału ratyfikacji traktatu reformującego. Chcę Państwa zapewnić, że przeprowadzone w tej sprawie konsultacje przeze mnie osobiście z przywódcami europejskimi, a także przez członków mojego gabinetu, przez eurodeputowanych potwierdzają, że nasi partnerzy europejscy rozumieją nasze stanowisko. Dlatego chciałbym, abyście Państwo tę decyzję potraktowali jako wyraz odpowiedzialności za strategię europejską, jako wyraz gotowości do współpracy ze wszystkimi głównymi aktorami na polskiej scenie politycznej i jako ilustrację tego, że potrafimy ważne sprawy bardzo szybko i bezkonfliktowo załatwiać w Unii Europejskiej. Chciałbym podkreślić także naszą gotowość i nadzieję na współdziałanie jeszcze intensywniejsze, bo w ramach Unii Europejskiej, ze wszystkimi jej członkami, nie tylko z Unią jako organizacją, ale także w relacjach bilateralnych. Chcemy zintensyfikować współdziałanie z Niemcami i Francją, bo tak jak do tej pory tak i w przyszłości, wtedy kiedy relacje między Warszawą, Berlinem a Paryżem są dobre to dobrze realizujemy polski interes w Unii Europejskiej. Polski rząd, mój rząd, jest gwarancją dobrego współdziałania z kluczowymi partnerami w ramach Unii Europejskiej, ale nieprzypadkowo podkreślamy potrzebę poprawienia naprawy relacji z państwa, które przed chwilą wymieniłem. I chcemy rozwijać strategiczne stosunki z Niemcami nie unikając spraw trudnych. Wszyscy w Polsce wiemy, że relacje polsko-niemieckie są równocześnie kluczowe dla dobrej pozycji obu państw w Unii Europejskiej i równocześnie wymagają szczególnej pieczołowitości, braku kompleksów, jasnego, twardego kiedy trzeba i przyjaznego stawiania wzajemnych problemów, wzajemnych oczekiwań. Gwarantuję, że te relacje przyniosą satysfakcję całej Unii Europejskiej i obu partnerom. Chciałbym także abyśmy skutecznie podtrzymali te tradycyjne przyjaźnie. Przyjazne relacje mamy ze wszystkimi członkami Unii Europejskiej, ale pozwolicie państwo, że wymienię także jako tradycyjnych przyjaciół Wielką Brytanię, Włochy i Hiszpanię. Tu także poświęcimy swój czas i nasze starania, aby te relacje były bardzo skuteczne, jeśli chodzi o realizację interesów Unii jako całości i interesów Polski w Unii Europejskiej. Ze Stanami Zjednoczonymi, podobnie jak z Unią Europejską, łączy nas wspólnota wartości. Właśnie te wartości, w tym sojusznicza wiarygodność oraz obecność Polski w NATO i w Unii Europejskiej tworzą wielowymiarowość stosunków polsko-amerykańskich. Z jednej strony Polska silna swoją pozycją w Unii pozostanie orędownikiem zacieśniania powiązań oraz współdziałania całej Europy ze Stanami Zjednoczonymi. Z drugiej strony będziemy starali się przekonać naszych amerykańskich partnerów, by nasz sojusz znalazł wyraz w większej obecności amerykańskiej w Polsce i we wzmocnieniu polskich zdolności obronnych. Jesteśmy świadomi wagi politycznej i militarnej jaką przedstawia inicjatywa obrony przeciwrakietowej. Dalsze negocjacje w tej sprawie i w sprawie tej inicjatywy będziemy gotowi podjąć po rundzie konsultacji z NATO i z niektórymi naszymi sąsiadami. Ważnymi partnerami politycznymi i gospodarczymi są i będą oczywiście kraje Grupy Wyszehradzkiej oraz kraje strefy Morza Bałtyckiego. Polska ma uzasadnioną ambicję współkształtować wymiar wschodni Unii Europejskiej. Wychodzimy z założenia, że poszerzenie obszarów bezpieczeństwa, współpracy i demokracji w tym właśnie kierunku będzie miało zasadniczy pozytywny wpływ na naszą przyszłość i na los całej Europy. Dlatego specjalną uwagę poświęcimy naszym relacjom z Ukrainą i Rosją oraz sytuacji na Białorusi. Choć mamy swoje poglądy na sytuację w Rosji chcemy dialogu z Rosją, taką jaką ona jest. Brak dialogu nie służy ani Polsce, ani Rosji. Psuje interesy i reputację obu krajów na arenie międzynarodowej. Dlatego jestem przekonany, że czas na dobrą zmianę w tej kwestii właśnie nadszedł. Jestem zadowolony, że sygnały ze strony naszego wschodniego sąsiada potwierdzają, że i także tam dojrzewają do tego poglądy. Niezmiennie wspierać będziemy prozachodnie aspiracje Ukrainy, artykułowane przez każdy demokratycznie wyłoniony rząd tego kraju. Przyszłość Ukrainy powinna być kluczowym elementem wymiaru wschodniego i polityki sąsiedztwa Unii Europejskiej. Zadaniem naszej polityki wobec Białorusi będzie przekonanie wszystkich kręgów politycznych w tym kraju, że warto postawić na demokrację. Polska ma wszelkie dane, by z wyobraźnią i z rozmachem angażować się we współpracę i dialog polityczny z wybranymi państwami obszaru pozaeuropejskiego, zwłaszcza z mocarstwami regionalnymi i ponadregionalnymi, jak Chiny, Indie, Brazylia i Japonia. Z satysfakcją stwierdzam, że nawet te odległe a jakie ważne globalnie kraje wyraziły w ostatnich dniach życzenie i zainteresowanie intensyfikacją relacji z nami i współpracy z nami. Uważamy, że długofalowe bezpieczeństwo w świecie zależy od promowania wartości demokracji, od modernizacji cywilizacyjnej i dobrego rządzenia. Będziemy się do tego przyczyniać. Polska, której obywatele zginęli w najkrwawszych zamach terrorystycznych ostatnich lat będzie nadal angażowała się w walkę z międzynarodowym terroryzmem. Misje stabilizacyjne, w których uczestniczymy, w szczególności w Iraku i w Afganistanie, stanowią również instrument polskiej polityki zagranicznej, O terminie zakończenia misji w Iraku powiem za chwilę kilka słów. Pozostaniemy mocnym ogniwem sojuszu północno-atlantyckiego. Będziemy dążyć do tego, by koszty i ryzyko działań natowskich rozkładały się sprawiedliwiej pomiędzy sojusznikami. Nasz wkład w misję ekspedycyjną NATO traktujemy jako inwestycję, którą sojusz odwzajemni większym zaangażowaniem w zapewnienie bezpieczeństwa na zewnętrznych granicach NATO. Polsce zależy na tym, by bezpieczeństwo energetyczne Europy opierało się na solidarności całej Unii Europejskiej, a nie podlegało wpływom doraźnych interesów i korzyści wynikających z politycznego czy ekonomicznego egoizmu. Dla polskiej polityki zagranicznej, o czym dobrze państwo wiecie, także bardzo ważny jest los naszych emigrantów, naszej Polonii. Chciałbym, aby ci wszyscy, którzy wyjechali, mogli także dzięki naszym działaniom realizować swoje marzenia przede wszystkim tu, w ojczyźnie. Tak jak już na początku mojego wystąpienia mówiłem, podejmiemy starania ułatwiające decyzje o powrocie, ale przede wszystkim będziemy chcieli ułatwić i to szybkimi decyzjami życie Polaków, obywateli naszego państwa, w krajach, które tymczasowo są miejscem ich pracy, ich życia. Dotyczyć to będzie m.in. obiecanej przez nas abolicji podatkowej dla Polaków, którzy podjęli pracę zagranicą. Ale chciałbym także zwrócić uwagę na kwestię symboliczną, na prawdziwe zapewnienie Polakom żyjącym zagranicą realizacji ich praw obywatelskich, na przykład możliwości głosowania. Byliśmy wszyscy bardzo wzruszeni widząc te wielogodzinne kolejki, szczególnie w Wielkiej Brytanii, Polaków, którzy chcieli głosować, ale było nam także wstyd, że tysiące naszych rodaków nie mogło skorzystać z podstawowego prawa obywatelskiego, jakim jest prawo do głosowania tylko dlatego, że nasze państwo nie potrafiło im zapewnić możliwości takiego głosowania. Taka sytuacja nigdy więcej się już nie powtórzy. Chcemy podjąć, bo dostrzegamy jak wielkie znaczenie ma promocja naszego wizerunku na świecie, kolejne działania promocyjne. Chcemy zmodernizować system promocji naszych interesów i lepiej wykorzystać dotychczasowe instrumenty, które służyć miały promocji Polski zagranicą. W tekście pisanym mam bardzo ostrożnie sformułowaną ocenę dotychczasowej działalności niektórych organizacji, choćby takich jak Polska Organizacja Turystyczna. Chciałbym powiedzieć, że chcąc wzmocnić działania promocyjne, bardzo rzetelnie ocenimy także sens funkcjonowania niektórych instytucji. Te instytucje, które nie spełniają swoich zadań, a kosztują podatnika dużo pieniędzy, przestaną istnieć. Zadaniem polskiego rządu jest skuteczna promocja, a nie mnożenie urzędów, które tej promocji czasami nieudolnie służą. Chciałbym, aby ta zmiana w porównaniu do pisanej wersji mojego wystąpienia, zabrzmiała szczególnie dobitnie w uszach urzędników, którzy są do tej pory odpowiedzialni za promocję Polski w świecie. Traktujcie to jako bardzo poważne ostrzeżenie. W 2009 r. cały świat właśnie w Polsce może, powinien upamiętnić dwie doniosłe rocznice: wybuchu II wojny światowej i upadku komunizmu. Będziemy realizować politykę historyczną nie po to, żeby drażnić kogokolwiek; będziemy chcieli przy pomocy polityki historycznej wzmocnić wizerunek Polski jako kraju, który w swojej historii zawsze miłował wolność i który wiedział, kiedy miał tę szansę, jak mądrze ją wykorzystać. W ostatecznym rachunku to właśnie taka polityka historyczna może być i będzie zasadniczym elementem oddziaływania Polski wobec naszych sąsiadów, także spoza Unii Europejskiej. Chciałbym tutaj na marginesie powiedzieć jeszcze jedno zdanie o właśnie polityce historycznej, o tzw. polityce historycznej i o znaczeniu prawdy historycznej w naszych relacjach międzynarodowych, ale także tutaj, krajowych. Żaden rząd w Polsce nie powinien polityki historycznej, prawdy historycznej szukać a później używać przeciwko komuś. Polityka historyczna ma służyć dziedzictwu i pamięci, a nie walce politycznej. Dziedzictwo kulturowe ma służyć Polsce a nie propagandzie partyjnej. I to najważniejsze, nasza polska narodowa duma z naszego dziedzictwa, z naszej historii, tej tragicznej i tej optymistycznej, to musi być dziedzictwo, które służy naszej pozycji w świecie i które służy poczuciu dumy Polaków z własnej ojczyzny, a nie może być i nie będzie pod rządami tej ekipy nie będzie nigdy służyło mnożeniu i pogłębianiu konfliktów, tu w Polsce i zagranicą. Wracając do problemów bezpieczeństwa i międzynarodowych... muszę podkreślić, że oczywistą, najlepszą gwarancją bezpieczeństwa Polski jest nasza obecność w strukturach NATO i oczywiście członkostwo w Unii Europejskiej. Rząd nasz nie będzie w najbliższym roku zmniejszał polskiego kontyngentu wojskowego w Afganistanie. Adekwatnie do potencjału naszego państwa udział Polski w misji NATO w Afganistanie stanowi o naszej wiarygodności w sojuszu. NATO jest głównym gwarantem i filarem bezpieczeństwa Polski. Musimy i chcemy poważnie traktować naszych sojuszników, musimy i chcemy okazywać im solidarność. Tego samego przecież oczekiwalibyśmy od nich, gdyby Polska znalazła się w potrzebie. Udział w misji stabilizacyjnej w Afganistanie to także tworzenie zapory przeciwko rozprzestrzenianiu się narkotyków do Europy, w tym do polskich miast i szkół, to także nasz bezpośredni polski interes. Rząd honoruje wcześniejszą deklarację o wysłaniu 350 żołnierzy w ramach misji Unii Europejskiej w Czadzie. Chcemy przyczynić się do sukcesu tej misji i przynieść ulgę uchodźcom z Darfuru, ogarniętej przemocą prowincji Sudanu. Misja ta będzie miała charakter pomocy humanitarnej. Powinna zapewnić elementarne bezpieczeństwo i stworzyć niezbędne warunki do normalnego życia. Aby wypełnić to zadanie i wzmocnić swoją rolę w rozwiązywaniu problemów świata Unia Europejska potrzebuje znaczącego zaangażowania Polski. I to zaangażowanie chcemy naszym partnerom w Unii Europejskiej okazać. Nie będziemy czekać do następnej kadencji Sejmu z uzawodowieniem wojska. Nie zadowala nas propozycja poprzedniego rządu, aby pełną profesjonalizację sił zbrojnych osiągnąć dopiero w roku 2012. Armia zawodowa jest potrzebna Polsce jak najszybciej, bo zmienił się charakter zagrożeń dla naszego bezpieczeństwa. Dlatego też w przyszłym roku ograniczymy pobór a 2009 zrezygnujemy z niego w całości tak, aby w kolejny rok wkroczyć z armią w pełni zawodową. Wierzymy, że ten ambitny projekt jest możliwy. Chciałbym w tej sprawie, bo wiem że nie ma różnicy zdań między koalicją rządzącą, lewicą i Prawem i Sprawiedliwością, że nie ma różnicy zdań co do celu jaki chcemy osiągnąć. Wszyscy jak siedzimy na tej sali chcemy armii, która zapewni nam w największym stopniu bezpieczeństwo. To jest ambitny zamiar. Według naszych analiz jest możliwy do osiągnięcia. Będziemy współpracować z opozycją i z panem prezydentem, aby ten zamiar się ziścił. Ale przewidujemy dialog, oczywiście także w ramach resortów, a przede wszystkim dialog ze wszystkimi zainteresowanymi stronami tego politycznego sporu. Muszę państwa zmartwić, to nie jest kartka na której by ktoś napisał, powinieneś kończyć. Niestety nie. Tak, proszę państwa, to są poważne sprawy. Jestem zobowiązany nie tylko wobec Izby, ale wobec Polaków, szczególnie w sprawach dotyczących bezpieczeństwa ich i całego państwa, mówić konkretnie i szczegółowo. Dlatego będę prosił was jeszcze o odrobinę cierpliwości. Droga opozycjo, tak się stało, wasz czas się dopiero zaczyna a nie kończy. Chcę przejść do tematu, w którym Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe zajęły stanowisko jednoznaczne i precyzyjne w czasie kampanii wyborczej. Tak jak w całym moim expose, także i w tej sprawie, w sprawie o fundamentalnej wadze, chcę dowieść, że nasze zobowiązania traktujemy serio, że jeśli Waldemar Pawlak i ja mówimy Polakom, że coś zrobimy, to naprawdę to zrobimy.

(Głos z sali: Brawo!)

Z niezwykłą uwagą przyjąłem także entuzjastyczne okrzyki opozycji. Rozumiem tak, że mieliście państwo poczucie deficytu w tych sprawach. Ale do rzeczy, tym bardziej, że będzie to puenta mojego expose. Sprawa niezwykle ważna. Zapowiadaliśmy w ostatnich miesiącach zakończenie misji polskich żołnierzy w Iraku. Zapowiadaliśmy, że misja wojskowa, polska misja wojskowa w Iraku zakończy swoje działanie w roku 2008. Podjęliśmy taką decyzję, jeśli chodzi o uprawnienia, które są w gestii Rady Ministrów, aby rok 2008 był rokiem, w którym rozpoczniemy i zakończymy wycofywanie polskich żołnierzy z Iraku. Podjęliśmy tę decyzję w pełni świadomi jak jest ważna, jak ważna jest dla Polaków i polskiej opinii publicznej i jak jest ważna dla naszej armii i jak jest ważna dla naszych sojuszników. Przeprowadziliśmy także wstępne konsultacje. Przeprowadzimy tę operację ze świadomością że nasze zobowiązania względem sojusznika, względem Stanów Zjednoczonych, zrealizowaliśmy z nawiązką. Konkrety logistyczne, data, będą efektem konsultacji z naszymi sojusznikami, w tym z głównym sojusznikiem w Iraku, czyli ze Stanami Zjednoczonymi. Ale rok 2008, podkreślam to jeszcze raz, jest rokiem ostatnim misji wojskowej w Iraku. Polacy na tę decyzję czekali i ja dzisiaj o tej decyzji naszego rządu z satysfakcją polską opinię informuję. Zapewniam także odpowiedzialnie, że zakończenie tej ważnej misji będzie przeprowadzone w porozumieniu z sojusznikami, a przemieszczenie kontyngentów zostanie przeprowadzone zgodnie z regułami sztuki wojskowej tak, aby jak do tej pory Polska mogła być dumna ze swojej armii i ze swojej misji w Iraku.

Szanowni Państwo! Za rok o tej porze tu w Sejmie powiem wam i polskiej opinii publicznej: nasza misja wojskowa w Iraku została zakończona. Kompletowałem gabinet wspólnie z premierem Waldemarem Pawlakiem, wspólnie z moimi partnerami z Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, z przekonaniem, że budujemy ekipę ludzi kompetentnych i przyzwoitych. Są tam ludzie dobrze przygotowani do swoich zajęć. Wielu z nich to bezpartyjni, ale bardzo dobrze zasłużeni jeśli chodzi o pracę na rzecz dobra wspólnego, na rzecz Polski. Wiem, że mam prawo i poważny powód zwrócić się do całej Izby z prośbą o poparcie dla mojego rządu. Domyślam się, że nie ze wszystkimi naszymi celami wszystkie partie zasiadające w parlamencie i wszyscy Polacy się identyfikują. Wiem, że dzielą nas w wielu sprawach różnice. Wiem, że w wielu sprawach być może oczekiwaliście państwo innych rozwiązań, większej ilości konkretów. Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Ale chciałbym od was, i zwracam się tu do posłanek i posłów opozycji, chciałbym od was usłyszeć także słowa wsparcia nie dla mojego rządu, ale słowa wspierające Polaków w ich optymizmie i nadziejach na lepszą przyszłość. 21 października Polacy powiedzieli bardzo wyraźnie. Dosyć gorących politycznych wojen. Dosyć jałowych, czysto partyjnych sporów. Szansę rządzenia dostała Platforma i Polskie Stronnictwo Ludowe, ale oczekiwania współpracy i solidarności w najważniejszych dla Polski sprawach, te oczekiwania spadają jako zobowiązanie na wszystkie partie bez wyjątku w tym Sejmie. Proszę, weźcie te słowa państwo pod uwagę. Uważam, że w niektórych najważniejszych sprawach, o których starałem się dzisiaj mówić i dotrzeć z tym do państwa, możemy o tych sprawach przyszłości mówić i przede wszystkim to robić bez zbędnej rywalizacji, tam gdzie ona jest zbędna. Jeśli, a ja deklaruję w imieniu obu partii tworzących rząd, jeśli byłaby dobra woła ze strony nas wszystkich, to jedyną doktryną, jedyną ideologią, która mogłaby całą tę izbę obowiązywać, byłaby ideologia zdrowego rozsądku i odpowiedzialnego patriotyzmu. Naprawdę to jest ten czas, kiedy w Polsce można razem coś zrobić bez jałowych wojen i konfliktów. Przemyślcie państwo mój raport. Ostatnie zdanie...

(Głos z sali: Nie kończ jeszcze!)

Ostatnie zdanie, pozwólcie, i zwrócę się też do tych wszystkich, z którymi znam się od początku lat '80, bo przeżywaliśmy wówczas razem to niezwykłe doświadczenie, a dla mnie to jest ważne zdanie, chciałbym zadedykować tym, którzy nie są dzisiaj w parlamencie, tym, którzy oddali swoje zdrowie, niektórzy życie za to, żebyśmy mogli tu dzisiaj debatować i żebyśmy mogli na zmianę, w zależności od woli wyborców, dźwigać odpowiedzialność za swoją ojczyznę. Do wszystkich ludzi Solidarności, bo ja głęboko w to wierzę, że ten wielki, nowoczesny, mądry mit Solidarności roku '80 jest prawdziwym mitem założycielskim naszej niepodległej Rzeczpospolitej. Pamiętam, że ten fundament budowaliśmy razem, bo wiedzieliśmy, właśnie wtedy, że te zasadnicze dla Polaków wartości, a najczęściej mówiliśmy wtedy o wolności i solidarności, mogą nas łączyć. Pamiętam, i ten obraz będę miał w swej pamięci na pewno do końca życia, pamiętam stocznię w sierpniu roku '80, pamiętam gdańskich aktorów, którzy czytali poezję naszych romantycznych wieszczy. To dla mojego pokolenia i dla starszych pokoleń bardzo ważne dziedzictwo. Młodzi może nie uwierzą, ale słowa Mickiewicza, Słowackiego, czy Norwida, czytane przez gdańskich aktorów, my wszyscy, w tym także gdańscy stoczniowcy, w brudnych kombinezonach, w kaskach, wszyscy bez wyjątku, słuchaliśmy z najwyższą uwagą w najbliższym skupieniu. Taki moment zdarza się tylko raz w historii. Ja pamiętam, mam ten obraz w oczach, i dlatego pozwólcie nie dla patosu, ale pozwólcie, że ten obraz przywołam takim norwidowskim wezwaniem, bo Norwid wydawał mi się wówczas i dzisiaj także takim najpełniejszym patronem tej wielkiej syntezy wolności, solidarności, odpowiedzialności, tej wielkiej nadziei na nowoczesność, a równocześnie takiego zakorzenienia w tradycji, każdy kto tam był pamięta, że tak właśnie było, każdy kto tam był wie, że tak powinno być zawsze i dlatego chcę wam powiedzieć za Norwidem - wolni ludzie, tworzyć czas. Dziękuję bardzo.

(Głos z sali: Brawo!)

Zwracam się o udzielenie wotum zaufania mojej Radzie Ministrów. Dziękuję bardzo.".

http://www.rp.pl/artykul/71439.html

APOKALIPSA, która dotknie Ludność UKRAINY Warszawa, dnia 19 marca 2009 roku
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Informuje ludność UKRAINY, że na podstawie przekazu Matki Bożej Maryi, która w „orędziu” fatimskim 1917 roku, poleciła 10 letniej Łucji, ogłoszenia treści tego „orędzia”, na cały świat. W „orędziu” tym ludzkość jest wzywana do powrotu do Boga. Jeżeli ludzkość zlekceważy treść orędzia i się nie nawróci, dotkną ją „kary” przekazane w „orędziach”.
„Ten ZNAK, który pokaże się na niebie, jest ZNAKIEM początku Apokalipsy”. Są to „Słowa” Boga Ojca, przekazane do mnie Wandy Stańskiej-Prószyńskiej w Kościele, podczas Mszy św. dnia 09 marca 2008 roku, w Warszawie. Początek Apokalipsy zapowie „ZNAK”, który pokaże się na niebie, innej daty początku Apokalipsy nie ma. Sam Pan Bóg decyduje o początku Apokalipsy. Wybuchną wojny w Azji i Europie, w których zostanie użyta broń jądrowa. Chiny dążą do szybszego rozwoju gospodarczego swego państwa, są im potrzebne nowe tereny bogate w pokłady ropy, gazu i innych minerałów. Takie tereny znajdują się w Północnej Azji i należą do Federacji Rosyjskiej. Po te tereny sięgną Chiny, wydając wojnę Rosji. Chiny dążą do panowania ludności żółtej rasy nad światem. Chiny mając olbrzymią armię, zaatakują Rosję rzucając bomby jądrowe na zakłady zbrojeniowe i ośrodki doświadczalne broni atomowej w Rosji. Po pokonaniu Rosji na terenie Azji, Chiny wydadzą wojnę krajom Arabskim zatoki Perskiej, krajom Morza Kaspijskiego, Południowej Europie i rzucą pociski jądrowe na cały świat. W Europie wojnę wydadzą Niemcy: Polsce, Czechom, Słowacji i Rosji. Niemcy chcą odebrać od Rosji Kaliningrad, dawny Niemiecki Królewiec. Niemiecka partia NPD, której szefem jest Pan Udo Voigt, dojdzie do władzy w Niemczech. Dążeniem partii NPD, jest utworzenie wielkich Niemiec”. Partia NPD po dojściu do władzy, zażąda od Polski, Czech i Rosji zwrotu terenów należących do Niemiec, przed drugą wojną światową. Nie otrzymawszy zwrotu tych terenów, Niemcy wydadzą wojnę Polsce i Rosji. O tym jest podane w Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej. „To, co zrobią Niemcy, będzie krokiem samobójczym. Będą liczyć na zajęcie Polski. Polska, Czechy i Słowacja wiedząc, że w razie zwycięstwa Niemiec czeka je zagłada, stworzą wspólną obronę przeciwko Niemcom”. Atak wojsk niemieckich na Kaliningrad i zdobycie go, zaskoczy Rosję, która będzie walczyła z Chinami na terenie Azji. Wojsko rosyjskie nie mogło przyjść z pomocą Kaliningradowi, zaatakowanego przez wojsko niemieckie. Rosja coraz bardziej z różnych stron atakowana przez armie chińską, wycofywała się w kierunku Europy, aby tam na terenie północnego Uralu stworzyć do niepokonania obronę, przeciwko armii chińskiej. Coraz bardziej narastające na północy pod Morzem Arktycznym potworne głębinowe trzęsienia ziemi, huk i ryk pękających w głębi skał, paraliżował atak wojsk chińskich. Wojsko chińskie postanowiło wycofać się z Północnych nizinnych terenów zachodnio syberyjskiej, przewidując możliwość wtargnięcie wody morskiej w dolinę rzeki Ob. Ponieważ armia chińska się wycofała na południe, a głębinowe trzęsienia ziemi narastały do coraz gwałtowniejszych, wojsko rosyjskie zostało częściowo wycofane z terenów północnych. Po przerwanej wojnie na terenie, Azji, armia rosyjska wściekła za atak Niemiec na Kaliningrad, wtargnie na teren Litwy, przez Białoruś, niszcząc wszystko i mordując ludność litewską, żeby odbić z rąk Nienieckich Kaliningrad. Armia rosyjska po odzyskaniu Kaliningradu, wściekła za zniszczenia i mord ludności rosyjskiej, wtargnie na teren Niemiec, aby wywrzeć całą swoją wściekłość na ludności niemieckiej, za cios zadany z tyłu, atak na Kaliningrad podczas wojny Chin z Rosją. Za porażki na wschodzie Azji, za widmo klęski. Armia rosyjska na terenie Niemiec, będzie niszczyła wszystko i mordować ludność Niemiecką. Podane jest w Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej. „Dopiero kiedy Rosjanie dojdą do Atlantyku, ruszą przeciwko nim inne bezpośrednio zagrożone narody. Rosjanie będą zmuszeni wycofać się na Ukrainę, zostawiając po sobie spaloną ziemię i popioły miast”. Rosja, która sama też w przeszłości zdradzała, łamała podstępnie traktaty i umowy, tego samego zazna na sobie. W tym czasie nastąpił głębinowy wybuch pod dnem Morza Arktycznego. Podane jest w Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej. „Od północy kataklizmy zaskoczą armię chińską już w Europie, w trakcie walk z Rosją. Chińczycy cofną się wskutek potwornych kataklizmów. To będzie trwało zaledwie kilka tygodni, ale będzie w swej grozie tak okropne, że podobnych klęsk nie było dotąd na ziemi”. Mam za zadanie od Matki Bożej Maryi, informować ludność o zagrożeniu „POTOPEM”, aby w ciągu 30 dni, opuścili teren zagrożony „POTOPEM” i przenieśli się w bezpieczne miejsce, żeby przeczekać przepływającą bardzo wysoką falę wody morskiej, która płynąc morzami lub oceanami, będzie zalewała nizinne tereny lądu i zatapiała je. Po przepłynięciu wysokiej fali „POTOPU”, poziom wody będzie wyższy do kilkunastu metrów. Gdy woda „POTOPU”, rozleje się po wszystkich morzach i oceanach, to poziom wody powoli obniży się, z terenów wcześniej zalanych – rozpłynie się, zalewając dalsze nizinne tereny. Woda z Morza Arktycznego rozpłynie się po morzach i oceanach, podnosząc w nich poziom wody o kilka metrów, zatapiając tereny brzegowe lądu, które będą niższe, od poziomu nowego stanu wody w morzu lub oceanie. Dno Morza Arktycznego, będzie „Nowym bardzo dużym lądem”. Pod dnem Morza śródziemnego wystąpią głębinowe trzęsienia ziemi, wywołane naciskiem lądu Afryki na ląd Europy i wybuchem pod dnem Morza Arktycznego. Wybuchną wulkany. Wulkan Etna, zaleje lawą wyspę Sycylię i zasypie ją popiołem wulkanicznym. Wulkan Wezuwiusz potwornymi wstrząsami zniszczy olbrzymie tereny wokół, w tym Rzym i Watykan. Głębinowe trzęsienia ziemi pod dnem Morza śródziemnego, wywołaj potworne fale morskie „tsunami”, które z olbrzymią siłą uderzą w wyspy i brzegi lądu: Europy i Afryki, powodując na nich ogromne zniszczenia. Nacisk lądu Afryki na ląd Europy, może spowodować zapadanie ziemi lub wyłanianie nowych wysp, wiele miast blisko morza i portów zostanie zniszczonych, oraz flota morska, będąca w tym czasie blisko brzegu. Nastąpią ruchy górotwórcze, na terenie Alp francuskich, w Szwajcarii, w Tyrolu austryjackim i w Północnych Alpach włoskich. Trzęsienia ziemi zniszczą tamy i zapory na rzekach, spowoduje to powodzie i osuwanie zboczy górskich. Na terenie Westfalii w Niemczech, wystąpią głębinowe trzęsienia ziemi pod rzeką Ren, zapadnie się płyta głębinowa. Wiele miast tam zostanie zniszczonych i zalanych wodą morską. Armia chińska wtargnie na teren Morza śródziemnego, po ataku na kraje Arabskie. Wojsko chińskie na terenie Europy Południowej, będzie niszczyć wszystko i mordować ludność rasy białej. Chiny dążą do panowania ludności żółtej rasy nad światem. Dążeniem ich jest zniszczenie rasy białej i przekazać teren ludności Chińskiej. Armia chińska zaatakuje wyspy na Morzu Egejskim i Grecji, Bułgarii, Chorwacji, Słowenii i Włoch. Jak uratować ludność tych terenów? Powinni przenieść się na tereny północne za rzeką Dunaj lub w tereny górskie w Słowenii po stronie wschodniej. Wojsko chińskie po wymordowaniu ludności, zechce wtargnąć na teren Francji, Belgii i innych państw, żeby dokonać mordu ich ludności. Podane jest w Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej, że w czasie działań wojennych na terenie Morza Kaspijskiego, o pokłady roponośne, między Chinami, które chcą je zdobyć, a broniącymi się państwami na Kaukazie i Rosją, Ukraina dozna „klęski”. Na teren ziemi wtargnie „Planetoida-głaz”, nie kometa, z kosmosu, rozpalony „głaz” do czerwoności oporem powierza, uderzy w wody Oceanu Atlantyckiego w pobliżu Morza Karaibskiego, powodując niewyobrażalne zniszczenia i pożary. Upadek „głazu” bardzo dużego ponad 2000 metrów, na dno Oceanu Atlantyckiego, spowoduje głębinowe trzęsienia i powstanie fal morskich „tsunami”, które z olbrzymią siła runą na wyspy, na morzu i oceanie i brzegi lądu Ameryk, Afryki i Europy, powodując olbrzymie zniszczenia. „Słowa” Pana Jezusa, dotyczą wtargnięcia w atmosferę ziemską „Obcego ciała” z kosmosu, jak się zachować, aby przeżyć te „Trzy dni ciemności”.”Te znaki ludzie zlekceważą i będą iść drogą rozpusty, kłamstwa, zemsty i chciwości. Bóg zostanie wyrzucony ze szkół, domów rodzinnych, urzędów i wtedy przyjdzie „kara” słuszna i nie odwracalna. Rozpocznie się to, w noc bardzo zimną. Grzmoty i trzęsienia ziemi, trwać będą dwa dni i dwie noce. To będzie dowodem, że Bóg jest panem nad wszystkimi. Ci, którzy będą mieli we Mnie nadzieje i uwierzą Mym „Słowom”, niech się niczego nie boją, bo Ja ich nie opuszczę, a także ci, którzy niniejsze objawienia rozpowszechnią dla opamiętania się ludzkości. Kto będzie w stanie łaski uświęcającej i u Matki Mojej, temu też nic się nie stanie. Uważajcie: Ostatnia noc będzie bardzo zimna, wiatr będzie huczał, a po pewnym czasie powstaną grzmoty. Wtedy zamknijcie okna i drzwi nie rozmawiajcie z nikim spoza domu. Uklęknijcie pod krzyżem, żałujcie za swoje grzechy i proście Matkę Moją o opiekę. A kto tej rady nie posłucha, w okamgnieniu zginie. Serce jego nie wytrzyma tego widoku. Powietrze będzie nasycone gazem i trucizną. Ogarnie całą ziemi. Kto będzie cierpiał niewinnie, nie zginie, będzie męczennikiem i wejdzie do Królestwa Bożego. W trzecią noc nastanie ogień i trzęsienie ziemi, a w dniu następnym będzie już świecić słońce. Aniołowie zstąpią z nieba w postaci ludzkiej i przyniosą ze sobą pokuj na ziemie. Niezmierna wdzięczność uratowanych ludzi, wzniesie się do nieba w dziękczynnej modlitwie. „Kara”, jaka spadnie na ludzkość, nie może być porównywalna z żadną karą, jaką Bóg zesłał od stworzenia świata. Jedna trzecia ludzkości zginie”. Ponad dwa miliardy w czasie Apokalipsy. Wanda Stańska-Prószyńska
Trzęsienie ziemi może spowodować zawalenie się budynku i konieczność opuszczenia jego, aby nie być przywalonym gruzem. Wiedząc że na zewnątrz jest powietrze zatrute, należy prosić Matkę Bożą Maryję o ratunek, mówiąc:
„Królowo święta, pośredniczko ludzi, jedyna nasza ucieczko i nadziejo,bądź nam miłosierna”.Komorowski nie wie, co podpisuje Na granicy polsko-białoruskiej w Kuźnicy p.o. prezydent Bronisław Komorowski coś w ubiegły wtorek podpisał. Ale sam nie wie, co... Kandydat Platformy Obywatelskiej na prezydenta RP Bronisław Komorowski z pełnym przekonaniem oświadczył w niedzielę podczas debaty z Jarosławem Kaczyńskim, że swoim podpisem zakończył proces ratyfikacji umowy o małym ruchu granicznym z Białorusią. Tymczasem proces ten z polskiej strony wcale nie jest zakończony, a kolejny ruch w tej sprawie po polskiej stronie będzie należał do prezydenta RP. Wychodzi na to, że Komorowski jako wykonujący obowiązki prezydenta nie wie, co podpisuje. Bronisław Komorowski dał się poznać w czasie kampanii wyborczej jako kandydat nieobliczalny, który nie bardzo potrafi panować nad tym, co mówi, i nie jest w stanie najpierw pomyśleć o tym, co chce powiedzieć. W niedzielę, podczas debaty z Jarosławem Kaczyńskim, Komorowski zaliczył kolejną wpadkę. Tym groźniejszą, że wskazującą na to, iż wykonując obowiązki prezydenta, nie wie, co podpisuje. Odpowiadając na pytanie, jaką politykę wobec Białorusi prowadziłby jako prezydent, kandydat Platformy pochwalił się, że osobiście zakończył proces ratyfikacji umowy o małym ruchu granicznym. - Miałem przyjemność podpisać na granicy polsko-białoruskiej w Kuźnicy Białostockiej umowę, ratyfikować proces... zakończyć proces ratyfikacji umowy o małym ruchu granicznym, który pozwoli Polakom z Białorusi właśnie i Białorusinom z Białostocczyzny, rodzinom rozdzielonym często przez granicę, kontaktować się ze sobą - ogłosił. Niestety, z prawdą się rozminął. Faktem jest, że na granicy polsko-białoruskiej w Kuźnicy coś w ubiegły wtorek podpisał. Nie było to jednak wcale zakończenie procesu ratyfikacji umowy o małym ruchu granicznym. Co w takim razie podpisał? Przez wykonującego obowiązki prezydenta podpisana została uchwalona przez Sejm 20 maja br. ustawa, która dopiero upoważnia prezydenta RP do ratyfikacji umowy z Białorusią o zasadach małego ruchu granicznego. Podpisana w zeszły wtorek ustawa wchodzi w życie w ciągu 14 dni od jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw. Dopiero po tym czasie prezydent RP będzie mógł dokonać ratyfikacji umowy. Sytuację tę można porównać do okoliczności ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Ustawę, która upoważniała prezydenta RP do ratyfikacji traktatu, Sejm uchwalił 1 kwietnia 2008 roku. Świętej pamięci Lech Kaczyński podpisał ją siedem dni później. Nikt jednak wtedy nie mówił, że prezydent zakończył po stronie polskiej proces ratyfikacji traktatu. I słusznie, bo prezydent przecież ratyfikacji nie podpisał. Co więcej, zwolennicy traktatu wzywali Lecha Kaczyńskiego do jak najszybszego zakończenia procesu ratyfikacji. Podpisał się on pod ratyfikacją w październiku zeszłego roku, czyli ponad rok po podpisaniu ustawy upoważniającej głowę państwa do ratyfikacji. Skoro Komorowski nie bardzo wie, co podpisuje, to jak wpadł na pomysł, że zakończył proces ratyfikacji umowy o małym ruchu granicznym? Być może przeczytał to na karteczce podsuniętej przez przygotowujących go do debaty sztabowców. Na zakończenie debaty telewizyjnej Komorowski wymachiwał kartkami z depeszą Polskiej Agencji Prasowej, która miała zawierać słowa Jarosława Kaczyńskiego z 2006 roku o unijnej polityce rolnej. To uprawdopodobnia wersję, że również tego źródła sztabowcy Komorowskiego użyli, przygotowując swojego kandydata do odpowiedzi na pytania z zakresu polityki zagranicznej. - Komorowski bazuje na tym, co podsuną mu jego PR-owcy na podstawie depesz PAP-owskich i IAR [Informacyjnej Agencji Radiowej - przyp. red.] - potwierdziła osoba z otoczenia marszałka. A do depeszy PAP z ubiegłego wtorku traktującej o uroczystości na polsko-białoruskiej granicy rzeczywiście wkradła się nieścisłość i niesłuszne przesądzenie, że procedura ratyfikacji umowy po stronie polskiej została już zakończona. "Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, wykonując obowiązki prezydenta, zatwierdził we wtorek umowę o tzw. małym ruchu granicznym z Białorusią. Dokumenty w tej sprawie podpisał na przejściu granicznym w Kuźnicy (Podlaskie). Tym samym zakończyła się procedura ratyfikacji umowy po stronie polskiej. Wejście w życie przepisów ułatwiających przekraczanie granicy mieszkańcom strefy przygranicznej możliwe będzie jednak dopiero po dopełnieniu podobnej procedury po stronie białoruskiej (...)" - czytamy w depeszy Polskiej Agencji Prasowej. Marszałek Komorowski wielokrotnie podczas kampanii wyborczej popisywał się mało przemyślanymi wypowiedziami, sprawiając wrażenie, że nie bardzo wie, o czym mówi. Interesujące byłoby wyjaśnienie np. tego, kto podpowiedział kandydatowi PO na prezydenta sceptycyzm co do poszukiwań gazu łupkowego w Polsce i podsunął dane na temat niestworzonych trudności, które rzekomo przeszkadzają w wydobyciu gazu. Strach nawet pomyśleć, że przyszły szef państwa mógłby mieć kłopot z ogarnięciem tego, co się wokoło dzieje, i polegać jedynie na podsuwanych przez niezidentyfikowanych suflerów i speców od propagandy fiszkach z podpowiedziami. Artur Kowalski

Billingi topią bohaterów afery hazardowej Kiedy cała Polska żyła katastrofą smoleńską, a potem kampanią wyborczą, posłowie z hazardowej komisji gromadzili nową amunicję. Warszawska prokuratura okręgowa przysłała im komplet billingów bohaterów afery. Efekt jest taki, że PO doniesie śledczym na "swojego" człowieka. W raporcie końcowym z prac hazardowej komisji śledczej znajdzie się wniosek o sprawdzenie wiarygodności zeznań Marcina Rosoła i Ryszarda Sobiesiaka. Z ostatnich bilingów bohaterów afery wynika, że asystent Mirosława Drzewieckiego kontaktował się z "królem hazardu" i jego córką tuż przed ich przesłuchaniami przez komisję. Prokuratorzy sprawdzili też połączenia telefoniczne polityków Platformy z Ryszardem Sobiesiakiem i jego córką. I właśnie te billingi – w zadziwiająco zgodnej opinii posłów PiS i PO – stawiają pod znakiem zapytania wiarygodność Marcina Rosoła, asystenta byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego. A także czarnego charakteru afery – Ryszarda Sobiesiaka, biznesmena branży hazardowej, z którym spotykał się Zbigniew Chlebowski, były szef klubu parlamentarnego.

Telefoniczne konsultacje Koniec stycznia i luty 2010 roku. To najgorętsze miesiące w pracach komisji śledczej. 21 stycznia zeznaje Chlebowski. 28 stycznia Drzewiecki. 11 lutego przed komisją staje Sobiesiak, a pięć dni później jego córka. W końcu, 18 lutego, zeznaje Rosół. Tymczasem z billingów wynika, że dzień wcześniej – 20 stycznia – Rosół łączył się z numerem telefonu należącym do jednej z firm Sobiesiaka. A później 6, 11 i 18 lutego, czyli w dniach najważniejszych przesłuchań. W lutym też Rosół z Magdaleną Sobiesiak wymieniali SMS-y. Połączenia wychodzące z numeru Rosoła do firmy Sobiesiaka były bardzo krótkie. W drugą stronę rozmowy trwały ponad trzy minuty. – Billingi – prócz rozbieżności w zeznaniach – dodatkowo potwierdzają, że wiarygodność świadków jest słaba – mówi „DGP” Sławomir Neumann z PO. W raporcie końcowym komisji znajdzie się wniosek, by sprawą Rosoła zajęła się prokuratura. Neumann zapewnia, że komisja skończy pracę jeszcze w lipcu. Billingi obciążają także byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Zapewniał on, że zawiadomienie premiera Tuska o istnieniu afery było konieczne, bo Rosół ostrzegł Magdę Sobiesiak – podczas spotkania w Pędzącym Króliku w sierpniu 2009 roku – że CBA podsłuchuje rozmowy jej ojca. – Nie było przecieku o akcji CBA – twierdzi Neumann. Kamiński mówił, że Sobiesiak wyłączył swój telefon w sierpniu, gdy Rosół ostrzegł jego córkę. – Nieprawda. Sobiesiak używał tego numeru do końca września – dodaje. Billingi to nie jedyny nowy oręż posłów z komisji śledczej. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego opracowała prezentację, z której jasno wynika, z kim i kiedy spotykali się Grzegorz Schetyna, Mirosław Drzewiecki i Zbigniew Chlebowski. ABW sprawdziła, w jakich stacjach bazowych (BTS) od października 2007 roku do sierpnia 2009 logowały się m.in. telefony komórkowe głównych bohaterów afery hazardowej, m.in. ówczesnego wicepremiera Schetyny. Na tej podstawie można wywnioskować, kto się z kim spotykał. – Dostaliśmy zupełnie nowe dowody, które musimy opracować. Konieczne są nowe przesłuchania i konfrontacje świadków – mówi „DGP” Beata Kempa z PiS. I dodaje, że nie można w lipcu tak po prostu zamknąć komisji. Maciej Duda

Ingres w Gnieźnie, czyli sojusz ołtarza z tronem Nowy prymas zapowiadał publicznie, że jego ingres będzie miał miejsce dopiero po kampanii wyborczej. Okazało się jednak, że jego data została "przypadkowo" wyznaczona na czas najbardziej newralgiczny, czyli na półmetek pomiędzy pierwszą a drugą turą wyborczą. Przez "przypadek" też w pierwszej ławce zasiedli wyłącznie politycy lewicowi lub wspierający "lewą nogę", czyli Kwaśniewski, Oleksy, Wałęsa, Pawlak i Komorowski. Moim zdaniem zabrakło tylko Jaruzelskiego i Kiszczaka a "siedmiu wspaniałych Trzeciej RP" byłoby w komplecie Podobna sytuacja miała miejsce w sierpniu 2005 r., kiedy to na Rynku Głównym w Krakowie odbywał się ingres kard. Stanisława Dziwisza. Wtedy też w pierwszej ławce miejsca zajmowali Kwaśniewski i Cimoszewicz, ówczesny kandydat SLD na prezydenta. Nawiasem mówiąc, nie uklękli oni nawet w czasie podniesienia, ale fotek z nowym metropolitą krakowskim wykonali, ile się tylko dało. Przez "przypadek" także Wałęsa wchodząc do katedry w Gnieźnie poparł "spontanicznie" przed kamerami telewizyjnymi Komorowskiego jako kandydata na prezydenta. Stwierdził przy tym dumnie, że nigdy sie nie myli. Grupka jego zwolenników kiwała głowami ze zrozumieniem, bo przecież nie wypada takiemu "autorytetowi moralnemu" wypominać drobnostek jak np. wybór Wachowskiego na prezydenckiego zausznika czy wspieranie wspomnianej "lewej nogi" Rzecz ciekawa, najważniejsza osoba w Episkopacie Polski, jego przewodniczący arcybiskup przemyski Józef Michalik nie przyjechał, co stało się sensacją. Z kolei jego zastępca, arcybiskup poznański Stanisław Gądecki złożył prymasowi życzenia - uwaga! - w jednym zdaniu. Opisałem w nim trzy największe błędy nuncjusza Józefa Kowalczyka, czyli sprawy arcybiskupa Juliusza Paetza i arcybiskupa Stanisława Wielgusa oraz problem "sojuszu ołtarza z tronem". Po dzisiejszym ingresie nie ma cienia wątpliwości, że sojusz ten pod rządami nowego prymasa  będzie się mocno cementować. I jeszcze jedno. Po raz pierwszy na zakończenie tego typu uroczystości nie zaśpiewano "Boże, coś Polskę". Znów przypadek? Chyba, nie.

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Po głosy do Blidów Po głosy wyborców lewicy pojechał wczoraj Bronisław Komorowski na spotkanie z Henrykiem i Jackiem Blidami, mężem i synem byłej posłanki SLD Barbary Blidy, która w 2007 r. popełniła samobójstwo podczas próby zatrzymania jej przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Henryk Blida zadeklarował, że poprze Komorowskiego w drugiej turze wyborów Bronisław Komorowski mówił wcześniej, nie wykluczając spotkania z Henrykiem Blidą, że Barbara Blida jest ofiarą państwa budowanego przez Prawo i Sprawiedliwość, kraju lęku, podejrzliwości i strachu. - Ta atmosfera zaowocowała śmiercią Barbary Blidy - twierdził Komorowski. Według prokuratury, Blida była zamieszana w aferę węglową i miała pośredniczyć w przekazaniu łapówki. Jarosław Kaczyński, tak jak wcześniej Komorowski, był gościem krajowego zjazdu Kółek i Organizacji Rolniczych. Ostatnie dni kampanii w znacznej mierze przebiegają bowiem wokół jałowej dyskusji na temat dopłat z Unii, a także stosunków Polski z Białorusią. Sztabowcy Komorowskiego, szukając najwyraźniej jakiegoś zastępczego tematu przykrywającego brak pozytywnej oferty ze strony swojego kandydata, wymyślili, by kandydat Platformy rozpowiadał, że Jarosław Kaczyński to zwolennik likwidacji dopłat. Kaczyński natomiast tłumaczy, że tak nie jest, a na dowód pokazuje program Prawa i Sprawiedliwości przygotowany specjalnie dla wsi, w którym o likwidacji dopłat nie ma mowy, wręcz przeciwnie - mówi się w nim o dążeniu do tego, by nasi rolnicy otrzymywali równie wysokie dopłaty jak rolnicy na zachodzie Europy. - Zawsze byłem przeciwny likwidacji dopłat dla rolnictwa - mówił wczoraj Kaczyński. Prezesowi PiS politycy PO zarzucali również, że jego partia sprzymierzyła się w Parlamencie Europejskim z brytyjskimi konserwatystami, którzy - zdaniem stronników Komorowskiego - chcą likwidować dopłaty. Kaczyński przedstawił program brytyjskiej Partii Konserwatywnej z lutego tego roku. Tłumaczył, że nie ma w nim mowy o likwidacji Wspólnej Polityki Rolnej Unii Europejskiej, ale o jej ustabilizowaniu. Marszałek Komorowski, którego wiedza o wsi zdaje się ograniczać do "konstatacji", że kobiety z kół gospodyń wiejskich zajmują się głównie tańcem i pieczeniem ciast - co wynikało z jego wypowiedzi podczas wczorajszego spotkania z Kółkami Rolniczymi - zapowiedział m.in. utrzymanie systemu Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. Zaznaczył jednak, że najpierw trzeba sprawdzić, czy KRUS jest "szczelny". O zakusach na likwidację KRUS można było usłyszeć w poprzednich latach od polityków Platformy Obywatelskiej. Europoseł Prawa i Sprawiedliwości, a kiedyś prezes PSL Janusz Wojciechowski stwierdził, że Komorowski stracił okazję, żeby w sprawach wsi i rolnictwa siedzieć cicho, tak jak siedział do tej pory, bo na tych sprawach się nie zna. - Bronisław Komorowski mówił na przykład o tym, że traktat akcesyjny gwarantuje polskim rolnikom równe dopłaty po 2013 roku. To oczywista nieprawda, ponieważ traktat akcesyjny niczego takiego nie gwarantuje. A wręcz przeciwnie. Jeśli nic się nie zmieni, traktat akcesyjny gwarantuje nierówność polskich rolników - stwierdził Wojciechowski. Deputowany ocenił, że jeżeli nie zmienią się zapisy zawarte w traktacie akcesyjnym, to nasz kraj po 2013 roku znajdzie się na jednym z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej, jeśli chodzi o wysokość dopłat. Według Wojciechowskiego, w takim przypadku polski rolnik mógłby liczyć na blisko 187 euro dopłaty do hektara, a niemiecki już 344 euro. - To dopiero trzeba zmienić. A stać to się może w twardej walce. Dlatego że oczywiście kraje starej Unii chcą bronić swoich przywilejów, swoich wyższych dopłat. Zależy im na tym, żeby to utrzymać. Do tego potrzebna jest bardzo silna akcja polityczna wszystkich sił politycznych w Polsce z prezydentem Rzeczypospolitej na czele. Gdyby prezydentem Polski został człowiek, który tego nie rozumie, byłby to dramat dla polskich rolników, bo ta walka musiałaby być przegrana - mówił Wojciechowski. O ile sprawę dopłat wymyślili sami sztabowcy Komorowskiego, o tyle dyskusję wokół Białorusi wywołał sam Kaczyński, oświadczając podczas niedzielnej debaty, że o Białorusi chciałby jako prezydent Polski rozmawiać z Rosjanami. Jeszcze kilka lat temu Komorowski miał chyba jednak inne zdanie niż dzisiaj. Posłowie PiS przypomnieli wypowiedź kandydata PO z 2006 roku, który stwierdził wtedy, że "Białoruś pozostaje wyzwaniem dla polskiej polityki zagranicznej. Sytuacja w tym kraju w znacznej mierze będzie funkcją polityki Rosji wobec Mińska". Przypomniano także wypowiedź byłego europosła, a obecnego ministra obrony Bogdana Klicha, który na forum Parlamentu Europejskiego stwierdził, że "temat Białorusi należy wprowadzić do agendy kolejnego szczytu UE - Rosja, bowiem to Rosja dysponuje takimi narzędziami nacisku politycznego i ekonomicznego, które mogą przyczynić się do złagodzenia reżimu w Mińsku". Deputowany PiS Paweł Kowal zauważył, że to w trakcie tej kampanii prezydenckiej ze stanowiska szefowej związku Polaków na Białorusi usunięta została Andżelika Borys, z którą reprezentanci PO teraz nie rozmawiali, chociaż do takich spotkań dochodziło w czasie poprzednich kampanii. Artur Kowalski

Tajemnice ministra Rostowskiego Minister finansów Jan Vincent-Rostowski ma kredyty na 165 000 funtów brytyjskich, zaciągnięte w komercyjnych bankach londyńskich. To właśnie niektóre banki z Londynu zaatakowały spekulacyjnie polską walutę, w wyniku czego wiele miliardów złotych wypłynęło z kraju. Minister finansów zataił jednak w swoim oświadczeniu majątkowym – jako jedyny członek Rady Ministrów – w jakich bankach ma długi. – To ewidentny konflikt interesów. Ministra Andrzeja Czumę zaatakowano za to, że miał w USA długi na kartach kredytowych, które spłacił, a minister Rostowski ma wciąż niespłacone bardzo duże kredyty w zagranicznych bankach komercyjnych, żywotnie zainteresowanych decyzjami i planami strategicznymi polskiego resortu finansów. Zastanawiające, że żadne z mediów się tym nie zainteresowało – mówi "GP" Janusz Szewczak, znany analityk finansowy. Sprawdziliśmy – minister Jan Vincent-Rostowski (znany też jako Jacek Rostowski, bo takiego imienia często używa publicznie) jest jedynym członkiem Rady Ministrów, który zataił nazwy banków, w których ma zaciągnięte kredyty. Pozostali ministrowie nie tylko wymienili nazwy placówek, ale i podali kwoty, jakie pozostały im do spłacenia. Jan Vincent-Rostowski z nieznanych powodów tego nie zrobił. Dlaczego minister finansów, który bardziej niż inni szefowie resortów powinien mieć przejrzyste relacje z instytucjami finansowymi, ponieważ podejmuje ważne, często strategiczne decyzje ich dotyczące, pominął te informacje w swoim oświadczeniu? Według specjalistów zajmujących się finansami, minister Rostowski z chwilą objęcia funkcji szefa resortu powinien natychmiast przenieść kredyty do polskiego banku, na przykład PKO BP, by uniknąć podejrzeń o niejasne kontakty z bankami komercyjnymi, zainteresowanymi decyzjami i planami polskiego systemu finansowego. Minister w swoim oświadczeniu majątkowym wymienia jedynie ogólne kwoty, jakie pożyczył: kredyt hipoteczny na kwotę 32 235,56 GBP na zakup domu, kredyt hipoteczny na kwotę 51 290,27 GBP na zakup mieszkania, kredyt hipoteczny na kwotę 102 375,00 GBP na zakup domu, Pożyczkę Barclays Ordinary – ok. 276 GBP, rozliczenia dotyczące kart kredytowych – ok. 3000 GBP, umowę finansową "Zurich Endowment Plan" – miesięczna wpłata ok. 55 GBP do 2018 r. Wszystkie te zobowiązania zostały zaciągnięte na zasadach komercyjnych.
Zadłużony w komercyjnych bankach Dopiero gdy zapytaliśmy ministra Rostowskiego, w jakich bankach zaciągnął kredyty, podał ich nazwy. Okazuje się, że kredyt hipoteczny na kwotę 32 235,56 GBP na zakup domu (Philbeach) – zaciągnął w Cheltenham & Gloucester Building Society; kredyt hipoteczny na kwotę 51 290,27 GBP na zakup mieszkania (Latymer) – w Paragon Mortgages, kredyt hipoteczny na kwotę 102 375,00 GBP na zakup domu (Tildesley) – także w Paragon Mortgages. Cheltenham&Gloucester PLC (C&G) to spółka zależna grupy bankowej Lloyds. Państwo brytyjskie przejęło bank Lloyds 4 marca br. W zamian za ubezpieczenie toksycznych aktywów (to papiery upadających banków, funduszy itp., szkodzące bilansowi), udziały brytyjskiego skarbu państwa w grupie bankowej Lloyds wzrosną z 43 do 65 proc. – ogłosiło ministerstwo skarbu Wielkiej Brytanii. Dalsze wsparcie dla Lloyds Bank Group było konieczne, ponieważ kolejne duże straty zanotował HBOS (Halifax Bank of Scotland), przejęty w ubiegłym roku przez Lloydsa. Oba banki zostały uprzednio rekapitalizowane na łączną sumę 17 mld funtów. W ubiegłym tygodniu podobne porozumienie o ubezpieczeniu toksycznych aktywów, na sumę 325 miliardów funtów, rząd zawarł z Royal Bank of Scotland. W zeszłym roku RBS zanotował rekordową stratę 24,1 miliarda funtów. Kolejny bank, w którym minister Rostowski ma zaciągnięte kredyty, to Paragon Mortgages, specjalizujący się w finansowaniu inwestycji nieruchomościowych. Jest on częścią The Paragon Group of Campanies, publicznie notowaną spółką.
Londyn – mekka spekulantów walutowych Jak podał 12 marca "Wall Street Journal", dodatek do "Dziennika", Wielka Brytania odpowiada za ponad połowę całego obrotu pieniędzmi na świecie. Handel zagranicznymi walutami w Londynie zwiększył się do rekordowo wysokich poziomów, zamieniając się w strumień kluczowych zysków dla cierpiących z powodu kryzysu finansowego banków i menedżerów aktywów. W kwietniu ub. r. obroty w Wielkiej Brytanii stanowiły 58 proc. z 3,1 biliona dolarów, jakimi przeciętnie handluje się dziennie w skali całego globu. Bankierzy w Londynie przyznają, że w ubiegłym roku doszło do gwałtownego wzrostu zysków pochodzących z transakcji na rynku walutowym. – Wygląda na to, że udało nam się dokonać agresywnego skoku w powiększaniu naszej bazy zysków, która w 2008 r. praktycznie podwoiła się w stosunku do 2007 r. – powiedział WSJ Francois Boisson, szef działu transakcji na rynkach walutowych w banku BNP Paribas w Londynie. Dotyczyło to również rynków krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym zwłaszcza Polski. Większość banków zazwyczaj nie podaje zysków z transakcji na rynkach walutowych. Jednakże w ubiegłorocznym raporcie na temat całorocznych wyników finansowych Barclays Capital sekcja Barclays PLC (a właśnie w tym banku ma pożyczkę minister Rostowski), zajmująca się bankowością inwestycyjną, wykazała 1,1 miliarda funtów (1,39 miliarda dolarów) w zyskach z produktów rynku walutowego. Ciekawe, ile z tej kwoty przypadło na Polskę? Opinia publiczna bardzo negatywnie oceniła byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza z powodu jego związków z bankiem inwestycyjnym Goldman Sachs, który spekulował na polskiej walucie. Formą protestu wobec działań spekulacyjnych tego banku był odwołanie spotkania ministra skarbu państwa Aleksandra Grada z przedstawicielami Goldman Sachs podczas pobytu ministra w Londynie. W tym kontekście relacje ministra Rostowskiego z komercyjnymi bankami budzą jeszcze większy niepokój. Leszek Misiak

Komorowski przeciwko Kresowianom Kresowian i ich potomków, a także obrońców polskich rodzin zachęcam, aby niezależne od tego, na kogo do tej pory głosowali, swój głos oddali na Jarosława Kaczyńskiego W ostatnim felietonie pochwaliłem Waldemara Pawlaka za to, że jako jedyny spośród dziesięciu kandydatów odpowiedział na pytania środowisk kresowych i patriotycznych. Nie tylko odpowiedział, ale i poparł ich postulaty zarówno w sprawie ochrony mniejszości polskiej, jak i upamiętnienia ofiar. Co do Jarosława Kaczyńskiego, to za częściową odpowiedź można uznać jego hołd, jaki 26 lutego ub.r. złożył w Warszawie przed pamiątkową tablicą ku czci pomordowanych oraz jego wypowiedź z 9 lipca 2003 r., kiedy powiedział w Sejmie. “To, co się stało przed 60 laty na Wołyniu, a później w innych częściach Galicji Wschodniej, to było ludobójstwo. To było ludobójstwo w najczystszym tego słowa znaczeniu. To było ludobójstwo na wielką skalę. I każdy, kto nie chce tego powiedzieć, każdy, kto tego po prostu nie mówi, kapituluje przed zbrodnią, zapewnia triumf zbrodniarzom, wykazuje słabość, która zawsze w takich sytuacjach, dziś, jutro albo pojutrze, jest wykorzystywana. (…) Każdy, kto się cofa, kto wykazuje nieśmiałość, choćby poprzez używanie nieadekwatnego języka, nie tylko kapituluje przed zbrodnią, nie tylko dokonuje wielkiego moralnego nadużycia, nie tylko zachowuje się tak, jak przyzwoity człowiek i przyzwoity Polak zachowywać się w żadnym wypadku nie powinien. Godzi także w polskie interesy polityczne”. Podobnie, choć w innych sytuacjach, wypowiadali się kandydaci na prezydenta, w tym Marek Jurek i Kornel Morawiecki. O dziwo, nawet niektórzy działacze SLD stali na stanowisku, aby wreszcie powiedzieć prawdę o zagładzie ludności kresowej i bronić naszych rodaków nie tylko na Białorusi, ale także na Litwie i Ukrainie. Całkiem inną postawę przyjął Bronisław Komorowski. W czasie niedawnej konferencji na Uniwersytecie Wrocławskim mówiła o tym Ewa Siemaszko, autorka monografii o Wołyniu. Cytowała słowa marszałka, który negował prawdę o wydarzeniach na Kresach. Nawiasem mówiąc, za taką negację powinno się mu odebrać magisterium z historii. Z kolei na łamach kilku gazet Jarosław Kalinowski z PSL, też gorliwy obrońca prawdy, wskazywał na Komorowskiego jako na tego, który pod wpływem zewnętrznych nacisków w 2008 r. zablokował przyjęcie stosownej uchwały i nie dopuścił do ustanowienie Dnia Męczeństwa Kresowian. Jak widać, pan hrabia, którego rodzina w swoich majątkach żyła w dobrobycie, losem pomordowanych chłopów specjalnie się nie przejmuje. No cóż, podziały klasowe nadal obowiązują, a chłopi powinni zadowolić się co najwyżej ucałowaniem arystokratycznego sygnetu. Wspomniana uchwała przeszła wprawdzie rok później, ale aktywiści PO zdeformowali ją, wprowadzając w miejsce pojęcia “ludobójstwo” intelektualnego potworka w postaci sformułowania “masowe mordy o charakterze czystki etnicznej i znamionach ludobójczych”. Trzeba też przypomnieć, że samo uchwalenie ustawy to nie efekt odwagi obozu rządzącego, lecz wręcz odwrotnie, to wynik lęku przed protestami Kresowian, którzy w tym czasie zablokowali prowokację, jaka był rajd im. Bandery oraz pogonili Wiktora Juszczenkę z Lublina. Reasumując, Kresowian i ich potomków – a także wszystkich obrońców prawdy historycznej – zachęcam, aby niezależne od tego, na kogo do tej pory głosowali, swój głos w drugiej turze oddali nie na lękliwego marszałka Sejmu, lecz na Jarosława Kaczyńskiego. O głos ten proszę także wszystkich tych, którzy sprzeciwiają się tzw. ustawie przemocowej podpisanej wbrew protestom rodzin polskich przez Komorowskiego. Jak piszą obrońcy życia rodzinnego: “Całość ustawy wprowadza w Polsce model szwedzki. Tam państwo już od 30 lat narzuca bezstresowe wychowanie dzieci. Powszechną praktyką jest, napiętnowane przez Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, odbieranie dzieci z domów przez urzędników państwowych, z bardzo błahych powodów. Nie chcemy w Polsce rozwiązań, które w innych krajach są przyczyną cierpień dzieci i ich rodziców (…). W uzasadnieniu nowelizacji jest mowa, że problem przemocy dotyczy połowy rodzin w Polsce. Tak wielka jest planowana skala kontroli”. W osobnym tekście apelują oni: “Ustawa ma wejść w życie 1 sierpnia 2010 r. Nie możemy być bierni! Protestujmy! Chodzi o nasze rodziny, dzieci, wnuki. Nawet komunistom w PRL-u nie przyszło do głowy, by odbierać dzieci rodzicom pod byle pretekstem. Nasze dzieci nie są własnością urzędników państwowych”. Więcej informacji jest na stronie internetowej www.rzecznikrodzicow.pl. Trzeba w tym miejscu odnotować rozsądny głos biskupa drohiczyńskiego Antoniego Dydycza: “Warto wyciągnąć pewne wnioski z pierwszej tury wyborczej. Otóż po jej zakończeniu media nasze podawały, że mieszkańcy wsi polskich w niższym procencie udali się do urn wyborczych. Stąd się bierze myśl o skierowaniu tego apelu. Jest on zaadresowany do wszystkich mieszkańców wsi i małych miast. Weźcie udział w stu procentach w wyborach. Ci, którzy mają auta, niech sami zaproponują podwiezienie sąsiada lub sąsiadki do urn wyborczych. Niech małe miejscowości okażą się godne tradycji ojców i jak najliczniej wypełnią obywatelski obowiązek!”. Na koniec przypominam o Pielgrzymce Kresowian na Jasną Górę, która w niedzielę 4 lipca rozpoczyna się mszą św. o g. 9.30. Nie zapomnijcie zaopatrzyć się w upoważnienia do głosowania! Z kolei 1 lipca o g. 18 zapraszam na spotkanie autorskie i prelekcję o Kresach w auli Licem Salezjańskiego w Lubinie, a 7 lipca o g. 17 w klasztorze Franciszkanów w Legnicy. ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Resort “Radka” Sikorskiego pod lupą NIK-u. Przy remoncie konsulatu w Chicago pieniądze wyparowały Po publikacji “Naszego Dziennika” NIK prezentuje raport na temat wydatków firmowanych przez resort Radosława Sikorskiego Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało na remont konsulatu w Chicago 25 milionów złotych, z czego 1 milion niemalże rozpłynął się w powietrzu – ocenia Najwyższa Izba Kontroli. Do nieprawidłowości dochodziło na każdym etapie inwestycji.

Sprawę ponad rok temu opisał “Nasz Dziennik”. MSZ roztrwoniło pieniądze podatników, wydając bajońską sumę – ponad 8 milionów dolarów, na odrestaurowanie konsulatu w USA. Taka kwota wystarczyłaby na wybudowanie budynku od fundamentów lub postawienie kilku mniejszych. “Najwyższa Izba Kontroli zakończyła kontrolę w zakresie realizacji zadania inwestycyjnego pn. Dobudowa i remont budynku konsulatu przy 1530 N. Lake Shore Drive oraz remont budynku mieszkalnego przy 1525 N Astor St. w Chicago. (…) NIK negatywnie oceniła realizację objętego kontrolą zadania inwestycyjnego, bowiem nieprawidłowości wystąpiły na każdym etapie jego wykonania” – czytamy w raporcie, który jest odpowiedzią na zapytanie posła Arkadiusza Mularczyka przesłane do NIK. Tak jak pisaliśmy, remont Konsulatu RP w Chicago kosztował polskich podatników potężną sumę – 8 mln 242 tys. USD. Wówczas, cytując doniesienia amerykańskiej Polonii, podkreślaliśmy, że jest to mocno zawyżona kwota. Część Polaków z Chicago podkreślała ponadto, że w ich opinii doszło do nadużyć przy wyborze wykonawcy. Trafiający dziś w nasze ręce raport nie pozostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości. NIK jest zdania, że “naruszono określoną w art. 7 ust. 1 ustawy z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych zasadę uczciwej konkurencji i równego traktowania wykonawców”. Kontrolerzy potwierdzają, że firma Cianciara Architects wygrała przetarg na wykonanie remontu, mimo że nie złożyła odpowiednich dokumentów. Brakowało nie tylko wymaganych pism, niemożliwe było ustalenie nawet daty wpływu oferty firmy Cianciara. NIK chciała sprawdzić, czy wpłynęła terminowo, w konsulacie w żaden sposób nie zostało to zewidencjonowane. Szereg zastrzeżeń NIK zgłosiła też co do innych podmiotów biorących udział w tej inwestycji. Konsulat m.in. zgodził się na podjęcie prac przez firmę, która nie podała szczegółowego zestawienia kosztów ani nie przedstawiła listy podwykonawców. Dyplomaci zgodzili się, aby wybrany wykonawca dostarczył wymagane dokumenty… już po terminie składania zamówień. Wyjątkowo bulwersujący jest także fakt, że jeden spośród składających oferty projektantów, a mianowicie Zbigniew Cianciara, dokonywał oceny przedstawionych konsulatowi ofert! Ten sam projektant zawarł także umowę z pełniącym obowiązki kierownikiem Konsulatu RP w Chicago Pawłem Pietrasieńskim na opracowanie aranżacji wnętrz budynku. Jak informuje NIK, udzielenie tego zamówienia nie zostało udokumentowane zgodnie z przepisami ustawy, co w jej ocenie było działaniem nierzetelnym. Im dalej wczytujemy się w raport, tym sprawa staje się bardziej niejasna. Okazuje się bowiem, że MSZ na jednym z etapów remontu wydało 257,8 tys. zł, co nie zostało poświadczone żadnymi pisemnymi umowami. Ponadto aż 882,2 tys. zł wydano na usługi, na które kontrahenci nie przedstawili rachunków za ich wykonanie. Wychodzi więc na to, że ponad 1 mln 100 tys. zł pochodzących z kieszeni podatników wydało MSZ i nie ma najmniejszego pokwitowania, na co przeznaczyło nasze pieniądze. W sumie – jak czytamy w raporcie – Konsulat Generalny RP w Chicago w związku z remontem poniósł w latach 2004-2009 koszty 8 mln 272,4 tys. USD, przy czym “na dzień zakończenia kontroli w konsulacie (tj. 6 listopada 2009 r.) zadanie to nie zostało zamknięte i rozliczone”. Jakby tego było mało, jedna z firm wykonujących zadanie wystąpiła do konsulatu z roszczeniem pokrycia dodatkowych kosztów w kwocie 479,3 tys. USD, czyli blisko 1,5 mln złotych. Swoje żądania tłumaczy wzrostem kosztów robocizny. Konsulat z kolei odpowiada, że owe roszczenia są nieuzasadnione. W uzasadnieniu NIK podkreśla, że zwróci się do ministra spraw zagranicznych z wnioskiem o wzmożenie nadzoru służb inwestycyjnych MSZ nad ostatecznym zakończeniem i rozliczeniem inwestycji, w tym załatwienia roszczeń zgłaszanych przez wykonawców. Jak zaznacza w rozmowie z “Naszym Dziennikiem” poseł Arkadiusz Mularczyk, prośba o kontrolę ze strony MSZ to może być zbyt mało. W jego opinii, informacje przedstawione w raporcie kwalifikują się do tego, aby sprawą nieprawidłowości i niejasnych interesów wokół remontu polskiej placówki dyplomatycznej w Chicago zajęła się prokuratura. – Ten raport jest porażający. Jeśli Najwyższa Izba Kontroli nie skieruje go do prokuratury, wówczas ja sam rozważę taki krok – mówi poseł Prawa i Sprawiedliwości. - Jeśli już jest raport NIK-u, będziemy musieli go przesłać do naszego Departamentu Audytu i Kontroli i wówczas zobaczyć, czy oni wniosą jakieś uwagi do tego raportu – mówi nieco zaskoczony informacją o ukazaniu się dokumentu rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. – Ja rozumiem, że jest to bardzo skomplikowana materia, i dopiero po zapoznaniu się z całością materiału będziemy mogli dać odpowiedź – dodaje.

Łukasz Sianożęcki

Tia, Komorowski jest stały w poglądach : Wrzesień 2009 Więc ja mówię, uważam, że parytety nie są konieczne. Powiem po prostu wprost uważam, że raczej to jest pomysł na polityczne zaistnienie niż na rozwiązanie problemu (...) Więc ja uważam, że tego rodzaju sprawy, bo to są bardzo ważne sprawy, jak zwiększanie aktywności poszczególnych grup społecznych, czy płci także w demokracji no nie powinny być rozwiązane pod kątem przypodobania się wyborcom przed wyborami, a takie ryzyko istnieje. Oczywiście ma pani rację, no to jest tak prosty mechanizm, że każdy by chciał po to sięgnąć. Tylko pytanie czy z tego będzie korzyść dla kobiet i korzyść dla Polski .
Luty 2010 Nie mogę zrozumieć, po co wam kobiety Jakieś nowomodne, płciowe parytety Skoro w Polsce zawsze nie my kobietami
Rządzimy na co dzień – lecz kobiety nami Ale jeśli chcecie władzy, to ją bierzcie Zdobądźcie Sejm polski wyzwolone wreszcie… Wypędźcie stąd mężczyzn bez prawa do łaski Pozbawcie Marszałka władzy oraz laski Niech tu laska rządzi, bądź co bądź kobieta Wyrwana z rąk męskich wskutek paryteta

Czerwiec 2010 Namawiam swoje własne środowisko, aby przyjąć parytet 35-procentowy na listach wyborczych. Ale jeśli Sejm uchwali 50 procent, to też podpiszę tę ustawę. Kataryna

Inteligencja Niemców. Dwaj Niemcy idą na zebranie NPD. Tam krzyczą: "Murzyni do Afryki!". Po zebraniu idą do domu - i jeden pyta: "Słuchaj: a gdzie właściwie jest ta Afryka?" - „Nie wiem - ale chyba niedaleko, bo nasz Bambo dojeżdża do pracy na rowerze...”

Skrobnąłem w "Dzienniku Polskim" słów parę na zbliżony temat: A może zbadać IQ Niemców? Niemieccy ChDecy chcą, by kandydaci na imigrantów musieli przechodzić testy inteligencji. Krótko pisząc: nie życzą sobie, by Niemcy zalewała fala idiotów umiejących wyłącznie podpisywać podania o zasiłki. Niestety: efekt będzie tylko taki, że Nowi Lepsi Imigranci będą lepiej wycyganiać (pardon: wyromowywać) rozmaite zasiłki... To, co trzeba zrobić - doradzam za darmo - to przestać dawać jakiekolwiek zasiłki komukolwiek. Wtedy do Niemiec - jak do Ameryki w XVIII wieku - przyjeżdżaliby ludzie pracowici. I budowaliby potęgę Niemiec. Na szczęście dla nas w Niemczech jest d***kracja, więc możemy spać spokojnie: czegoś TAKIEGO nie uchwalą. Zdumiewa mnie za to postawa Lewicy: oskarżyli CDU i CSU o... rasizm!!! Z czego jednakowoż wynika, że to właśnie socjaliści są rasistami - bo uważają, że ludzie innych ras są mniej inteligentni – i to wyjdzie w testach! Hmmm: w przypadku Żydów, Chińczyków i Wietnamczyków na pewno się mylą...

A może ChDekom chodzi tylko o to, by ich za 30 lat nie zaczęto zjadać? JKM

Pocieszająca absencja Wybory tubylczych prezydentów usunęły w cień wszystkie inne wydarzenia, chociaż tak naprawdę, to nie bardzo wiadomo dlaczego. Gdyby przynajmniej od tego całego prezydenta coś naprawdę zależało, to jeszcze-jeszcze – ale przecież nic ważnego od niego nie zależy, zwłaszcza od 1 grudnia ubiegłego roku, kiedy to Polska stała się fragmentem nowego państwa – Unii Europejskiej, która ma przecież własnego prezydenta, bilderberczyka van Rompuya i ministra spraw zagranicznych w postaci Angielki, z twarzy bardzo podobnej do konia. Ciekawe, że i tamten prezydent, chociaż bilderberczyk, to karykatura prezydenta - bo wiadomo, że najważniejsze decyzje podejmuje Nasza Złota Pani Aniela, ewentualnie po konsultacjach z zimnym rosyjskim czekistą Putinem, z którym uprawia strategiczne partnerstwo – zaś tubylczy prezydenci są w odpowiednim czasie o tych ustaleniach informowani - oczywiście nie wszyscy, tylko ci ważniejsi. Nasz, ma się rozumieć, do tej grupy się nie zalicza, bo przecież każde dziecko wie, a przynajmniej każdy chłopiec powinien wiedzieć, że rzeczywistą władzę ma u nas razwiedka, dla zachowania pozorów demokracji zasłaniając się figurantami – tak samo, jak Nasza Złota posługuje się panem van Rompuy’em. Ale bo też niewolnikom Eurokołchozu też coś się od życia należy, toteż co pewien czas, gwoli podtrzymania w nich gorącej wiary w demokrację, urządza się im igrzyska, podczas których, spośród podstawionego grona, mogą wybrać sobie ciemiężyciela – bo o tym, żeby nie byli ciemiężeni nie może być mowy. Oczywiście przy tego rodzaju igrzyskach konieczny jest pewien margines spontaniczności, w ramach którego mogą sobie fikać różni naturszczycy – ale wszelkie próby rozszerzenia tego marginesu są stanowczo torpedowane. Szczególnie zaś – wszelkie próby podważenia niewolniczego systemu. Na coś takiego władcy Eurokołchozu nigdy nie pozwolą. Wiadomością, jaka w związku z tegorocznymi wyborami najbardziej martwiła komentatorów jest informacja o frekwencji wyborczej. Do głosowania poszło około 55 procent uprawnionych, więc wszyscy lamentują nad upadkiem ducha obywatelskiego. Tymczasem jest akurat odwrotnie. Wiadomość, że prawie połowa obywateli odmówiła statystowania w widowisku zaaranżowanym przez okupującą Polskę razwiedkę, jest powodem do radości, bo pokazuje, że prawie połowa obywateli już się zorientowała, co w trawie piszczy i wyciąga nioski z własnych błędów. Jest to niezwykle krzepiące, bo zadaje kłam opinii sformułowanej przez marszałka Józefa Piłsudskiego, że „Polacy to naród idiotów”. Okazuje się, że wcale tak nie jest, bo jakże mówić o „idiotach”, kiedy prawie połowa Polaków nauczyła się wyciągać wnioski z własnych błędów? Bo przecież nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że głosowanie, dajmy na to, na Aleksandra Kwaśniewskiego było błędem, zaś głosowanie na Lecha Wałęsę można śmiało uznać nawet za objaw idiotyzmu. No dobrze – ale w tych wyborach ani Lech Wałęsa, ani Aleksander Kwaśniewski nie kandydują. To prawda, bo faworytami tych wyborów są marszałek Bronisław Komorowski i prezes Jarosław Kaczyński. Marszałek Komorowski został wysunięty na prezydenta przez Platformę Obywatelską, która według PiS stanowi jeden wielki obóz zdrady i zaprzaństwa, a niezależnie od tego wiadomo, że w podskokach wykonuje polecenia razwiedki, odwdzięczając się w ten sposób za obdarowanie jej zewnętrznymi znamionami władzy w postaci stanowisk, tytułów, apanaży, gabinetów, sekretarek, limuzyn z podgrzewanymi siedzeniami i możliwości okradania podatników w tak zwanym majestacie prawa. Z kolei według Platformy Obywatelskiej i zmobilizowanego przez razwiedkę salonu, prezes Jarosław Kaczyński jest nie tylko rzecznikiem Ciemnogrodu, ale przede wszystkim - straszliwym dyktatorem, który myśli, jakby tu wszystkich wziąć za mordę. Nie ma w tym oczywiście ani słowa prawdy, bo prezes Jarosław Kaczyński to człowiek, jak to mówią, poczciwy z kościami, wirtuoz intrygi, który grupę trzymającą władzę chciał wysadzić w powietrze przy pomocy pana Janusza Kaczmarka i zrozumiał nieudolność swoich usiłowań dopiero wówczas, gdy pan Kaczmarek został przyłapany na składaniu dziennego raportu swojemu prawdziwemu przełożonemu. Po takich traumatycznych doświadczeniach nie chce już nikogo wysadzać w powietrze, a tylko leben und leben lassen – co się wykłada, że na etapie dorzynania watah pragnie żyć i pozwolić żyć innym - na dowód czego wyraził pragnienie zakończenia „wojny polsko-polskiej”, to znaczy - zawiązania wielkiej koalicji z Platformą Obywatelską. Obóz płomiennych obrońców interesu narodowego ramię w ramię z obozem zdrady i zaprzaństwa? Pourquoi pas? To znakomity pomysł na markowanie demokracji, bo raz zewnętrzne znamiona władzy piastują jedni, a raz drudzy, zaś skołowanym obywatelom nie trzeba nawet niczego obiecywać, bo wystarczy rzucić hasło odsunięcia partnera od władzy, by doprowadzić ich do politycznej wścieklizny. Dzięki temu model państwa ustanowiony w 1989 roku przez razwiedkę przy pomocy swoich konfidentów i garści pożytecznych idiotów może trwać w nieskończoność, to znaczy – dopóki Nasza Złota Pani Aniela do spółki z zimnym rosyjskim czekistą Putinem nie obmyślą dla nas jakiegoś innego przeznaczenia. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Warto się przyjrzeć, jak w cieniu przekomarzania między obozem płomiennych obrońców interesu narodowego i obozem zdrady i zaprzaństwa, pod troskliwym okiem razwiedki, która nigdy nie wyzbyła się ani powiązań, ani sentymentów, spokojnie dojrzewa jajo węża w postaci komunistów – na tym etapie jeszcze przybranych w owcze skóry demokratów i społecznych wrażliwców – którzy jednak nie tracą nadziei na powrót nie tylko do centrum politycznej sceny, ale do roli jej hegemona. Wynik wyborczy Grzegorza Napieralskiego, któremu obydwaj faworyci już się podlizują, świadczy o postępującym rozwoju rakotwórczej tkanki, która w perspektywie może ogarnąć, jeśli nie cały ludzki ród – to w każdym razie Eurokołchoz, gdzie rodzona siostra chrześcijańskiego demokraty Hermana van Rompuy’a jest działaczką komunistycznej Belgijskiej Partii Robotniczej. Do spółki z innymi jaczejkami odtworzy ona Związek Radziecki jakiego świat nie widział. SM

W stanie lewitacji Pierwsza tura wyborów prezydenckich nie przyniosła sensacji, chyba, żeby za taką uznać czwarte miejsce Janusza Korwin-Mikke, który z wynikiem 2,48 % wyprzedził przewodniczącego PSL Waldemara Pawlaka (1,75 %) i Andrzeja Olechowskiego (1,44 %). Jeśli było coś sensacyjnego, to rozbieżności między sondażami a wynikami. Niektóre sondażownie, odpowiadając na tak zwane społeczne zamówienie, stwierdziły nawet 10-procentową przewagę Bronisława Komorowskiego nad Jarosławem Kaczyńskim, zaś wszystkich przelicytowała żydowska gazeta dla Polaków, czyli „Gazeta Wyborcza”, w porywie serca gorejącego przyznając marszałkowi Komorowskiemu 51 procent, czyli zwycięstwo już w pierwszej turze. Nastąpił jednak bolesny powrót do rzeczywistości, bo oficjalny rezultat faworyta razwiedki i salonu okazał się znacznie skromniejszy. Marszałek Komorowski uzyskał bowiem tylko 41,54 %, wyprzedzając Jarosława Kaczyńskiego (36,46 %) zaledwie o 5 procent. Dobry wynik uzyskał natomiast przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski (13,68 %), co pokazuje, że demonstracyjne poparcie, jakiego na kilka dni przed pierwszą turą udzielił Bronisławowi Komorowskiemu Włodzimierz Cimoszewicz, ani nie zrobiło żadnego wrażenia na zwolennikach SLD, ani nie przyniosło marszałkowi upragnionego sukcesu. Cimoszewicz okazał się wydmuszką i jeśli nawet za to poparcie uzyskał od Platformy jakieś obietnice, to w myśl klauzuli rebus sic stantibus mogą one być anulowane. Warto jeszcze na marginesie odnotować słaby wynik Marka Jurka (1,06 %), którego wyprzedził nawet polityk po przejściach, czyli Andrzej Lepper (1,28 %). Wygląda na to, że z osobą Marka Jurka raczej trudno już wiązać nadzieje na powstanie nowej formacji na politycznej scenie. W ogóle, jeśli nie liczyć Grzegorza Napieralskiego, kandydaci „drugiego planu” uzyskali razem wynik w granicach 10 procent, co pokazuje, że scena polityczna jest sprawnie kontrolowana przez razwiedkę. Urządzając wyborcze igrzyska musi ona wprawdzie dopuszczać pewien margines spontaniczności, w ramach którego harcują sobie rozmaici naturszczycy – ale przy pomocy zastrzyków finansowych i agentury, uplasowanej m.in. w sondażowniach, ale przede wszystkim – w tzw. niezależnych mediach i innych ośrodkach opiniotwórczych - bacznie pilnuje, by ten margines pod żadnym pozorem się nie powiększył. W rezultacie spontaniczny margines tylko bezpiecznie uwiarygodnia tę socjotechniczną operację. Część opinii publicznej najwyraźniej zdaje sobie już z tego sprawę i odmawia statystowania w tych widowiskach. Również w pierwszej turze wyborów prezydenckich frekwencja wyniosła zaledwie 54,94 % , co pokazuje, że prawie połowa dorosłych Polaków doszła do wniosku, że szkoda się fatygować do głosowania. Oczywiście motywacje absencji nie były w każdym przypadku identyczne; część ludzi, zwłaszcza z terenów dotkniętych powodzią nie miała głowy do polityki, część nie poszła głosować, żeby w ten sposób zemścić się na władzy, część uznała, że nie ma w czym wybierać, część w ogóle niczym się nie interesuje, ale wydaje się, że rośnie też odsetek emigrantów wewnętrznych. Jest to uboczny skutek oligarchizacji życia politycznego, sprawiającej, że wprawdzie zmieniają się partyjne szyldy, ale pod tymi szyldami, „w tłumie wciąż te same twarze: oszusta i potępionego” – jak czytamy w wizjach św. Ildefonsa. Najgorsze jest jednak to, że ludzie, którzy przez ostatnie 20 lat zdążyli sprawować już wszystkie funkcje publiczne, najwyższych stanowisk nie wyłączając, nie mają żadnych, ale to absolutnie żadnych pomysłów na zmianę sposobu funkcjonowania państwa. Ta stagnacja leży jak najbardziej w interesie razwiedki, która z zatwierdzonego przy „okrągłym stole” modelu państwa ciągnie grubą rentę, jak i w interesie strategicznych partnerów, którzy nie życzą sobie stworzenia w interesującym ich obszarze nawet pozorów siły. Toteż najmocniejszym akcentem przekomarzania między faworytami tych wyborów był proces sądowy wytoczony przez Bronisława Komorowskiego Jarosławowi Kaczyńskiemu za przypisanie kandydatowi Platformy Obywatelskiej niecnego zamiaru prywatyzacji sektora ochrony zdrowia, a w szczególności – szpitali. Marszałek Komorowski z oburzeniem te „insynuacje” odrzucił, zaś niezawisły sąd, po kilkudniowej wędrówce sprawy przez instancje, ostatecznie zakazał Jarosławowi Kaczyńskiemu powtarzania tych nieprawdziwych informacji. I chociaż odbył się „okrągły stolik” poświęcony ocenie stanu ochrony zdrowia z udziałem Jarosława Kaczyńskiego, Grzegorza Napieralskiego, Waldemara Pawlaka i reprezentującej PO minister Ewy Kopacz, to nic specjalnego tam nie wymyślono poza konstatacją, że cała ta służba zdrowia dobrze nie wygląda. Ano – „koń, jaki jest – każdy widzi”, natomiast charakterystyczne jest, że żaden z uczestników tych palaverów nie zauważył, iż służba zdrowia, ze szpitalami na czele, jest jak najbardziej państwowa, co najwyraźniej nie imunizuje jej przed patologiami i niewydolnością. Temu brakowi spostrzegawczości nie można się dziwić. W biurokratycznej otoczce, jaką obrósł sektor ochrony zdrowia, podobnie zresztą, jak wszystkie inne, ma swoje żerowisko nie tylko agentura, ale również zwyczajni członkowie politycznego zaplecza wszystkich ugrupowań parlamentarnych, więc jest oczywiste, że ich liderzy, będący zakładnikami swego zaplecza, nie będą podcinali gałęzi, na której siedzą. Ale ta stałość ma też swoją cenę, która objawiła się właśnie teraz; nie chcąc podcinać gałęzi na której siedzą, faworyci tych wyborów zostali zmuszeni do skakania z gałęzi na gałąź przed Grzegorzem Napieralskim. W przypadku marszałka Komorowskiego, który na pierwszym miejscu postawił na „współpracę z rządem” - mając oczywiście na myśli razwiedkę, bo przecież nie rząd Jarosława Kaczyńskiego, jaki teoretycznie może przecież pojawić się po wyborach w roku 2011 – „można zeń wszystko zrobić i w każdą formę ulepić”. Nic zatem dziwnego, że odpowiada pozytywnie na wszystkie żądania, jakimi obwarował obietnicę swego poparcia Grzegorz Napieralski, a wśród których na pierwszym miejscu jest przyjęcie Karty Praw Podstawowych – tego „Manifestu Komunistycznego” Unii Europejskiej, zgoda na refundowanie z budżetu zapłodnień w szklance, czyli „in vitro”, no i parytet dla kobiet – tej awangardy proletariatu zastępczego nowej lewizny. W końcu PO też była za przyjęciem Karty Praw Podstawowych, a w sprawie szklanki „dyskutowała”, podobnie jak w sprawie „parytetów”. W przypadku Jarosława Kaczyńskiego natomiast te umizgi wypadły nieco gorzej, wręcz komicznie, budząc z jednej strony konsternację części jego zwolenników, a z drugiej – szyderstwa wrogów, w osobach wyciągniętego z lamusa Jerzego Urbana i funkcjonariusza żydowskiej gazety dla Polaków, red. Pawła Wrońskiego, który zadeklarował nawet swój głos dla prezesa PiS, jednakże pod warunkiem, że zaśpiewa on „Międzynarodówkę”. Trudno zatem zgadnąć, czy tę taktykę doradził mu jakiś kretyn, czy też dywersant, bo jeśli nawet wyborcy Grzegorza Napieralskiego będą głosowali na Jarosława Kaczyńskiego, to przecież nie ze względu na jego metamorfozy ideowe, tylko przede wszystkim – z obawy przez zbytnim rozpanoszeniem Platformy, nie tyle politycznym, bo prawdziwą władzę mocno trzyma w ręku razwiedka – co jej ekspansją na żerowiskach – bo właśnie dostęp do nich decyduje o możliwościach rozwoju ugrupowań politycznych.

Największym wydarzeniem, wręcz ucztą duchową, jaką dla publiczności przygotowały sztaby obydwu faworytów, mają być telewizyjne „debaty”, w ramach których kandydaci będą przesłuchiwani przez funkcjonariuszy razwiedki, poprzebieranych za dziennikarzy rozmaitych stacji telewizyjnych, odpowiadając na pytania o różnicy między przodkiem, a tyłkiem i w jaki sposób będą przychylali wszystkim nieba i tak dalej. Obiecuję sobie po tym wiele uciechy, ponieważ właśnie ogłoszono, że - jak ustalił niemiecki minister spraw zagranicznych, ostentacyjny sodomita Gwidon Westerwelle podczas bliskiego spotkania III stopnia z ministrem Radosławem Sikorskim w grudniu ubiegłego roku – od 1 sierpnia br tubylczemu ministerstwu spraw zagranicznych, a konkretnie – odpowiedzialnemu za „integrację”, czyli podporządkowywanie Polski Eurosojuzowi, to znaczy – Naszej Złotej Pani Anieli - panu Mikołajowi Dowgielewiczowi zostanie przydzielony niemiecki Doradca Doskonały. Gwoli podtrzymania wrażenia symetrii, również w niemieckim Auswartiges Amt pojawi się pan Wojciech Pomianowski. Co on tam będzie doradzał, to jeden Pan Bóg wie, natomiast nietrudno się domyślić, że rola współczesnego, tym razem niemieckiego Ottona Magnusa von Stackelberga, będzie nieporównanie większa nawet od dotychczasowego konsyliarza premiera Tuska, pana Bartoszewskiego. Czyż w tych warunkach buńczuczne opowieści kandydatów, jak to będą prowadzili „politykę zagraniczną”, nie będą w stanie wzbudzić naszej wesołości? W końcu tyle naszego, że – póki jeszcze można – trochę się pośmiejemy. SM

TO BYŁ WYROK ŚMIERCI DLA TU-154 Wieża w Smoleńsku podała pilotom Tu-154, gdy dolatywał do lotniska: „zejdźcie do 50 metrów”. Tak wynika z zeznań pilota Jaka-40, porucznika Artura Wosztyla, złożonych w prokuraturze (karta 1165), do których dotarli informatorzy „Gazety Polskiej”. Był to wyrok śmierci dla prezydenckiej maszyny. Porucznik Wosztyl słyszał słowa kontrolera wieży wydawane po rosyjsku pilotom Tu-154 w radiostacji pokładowej Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku 10 kwietnia o godz. 7.22. Rosyjski kontroler wypowiedział je, gdy drugi pilot Tu-154, Robert Grzywna, podał na wysokości 80–70 metrów komendę: "odchodzimy". To dowodzi, że wieża kontrolna w Smoleńsku kierowała prezydencką maszynę do zderzenia z ziemią. Kontrolerzy na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj wiedzieli, że polski samolot był na fałszywej ścieżce schodzenia – był kierowany wprost w dolinę, głęboką na 60 metrów. Jak zeznał Wosztyl, rosyjski kontroler powiedział do pilotów prezydenckiego tupolewa: „jak na wysokości 50 metrów nie zobaczycie pasa, odlatujcie”. Wieża wiedziała, że widoczność w pionie w rejonie lotniska wynosiła wówczas zaledwie 30 metrów. Zejście polskiego Tu-154 do poziomu 50 metrów oznaczało nieuchronne zderzenie ze zboczem kończącej się doliny. Gdy piloci dojrzeli przez gęstą mgłę wyłaniające się zbocze, byli bez szans. Tylko znakomite umiejętności pierwszego pilota Arkadiusza Protasiuka spowodowały, że maszyna nie rozbiła się od razu o zbocze, lecz udało mu się poderwać samolot na kilkanaście metrów. Ale zaraz tupolew stracił fragment skrzydła, co stało się początkiem dramatu. To jednak nie tłumaczy tak ogromnych zniszczeń samolotu po upadku z kilku metrów. Co stało się w samolocie przed jego uderzeniem w ziemię, dlaczego kabina pasażerska praktycznie zniknęła w wyniku wypadku, dziś jeszcze nie wiadomo. Zeznania polskiego pilota, co ciekawe, są w sprzeczności z zeznaniami Pawła Plusnina, kontrolera lotów w Smoleńsku. Zeznał on, według naszych informatorów, że zabronił schodzić pilotom Tu-154 poniżej 100 m. Zastanawiające, że ani komendy Rosjan, którą słyszał porucznik Wosztyl mówiącej o zejściu do 50 metrów, ani nawet tej z zeznań rosyjskiego kontrolera mówiącej o 100 metrach, która byłaby dowodem dobrych intencji wieży, nie ma w stenogramach. Jest to kolejna przesłanka dowodząca, że stenogramy, podobnie jak całe niemal śledztwo, sfałszowano. Mijają trzy miesiące od katastrofy, a w śledztwie pojawia się coraz więcej niejasności. Tymczasem p. o nieżyjącego Prezydenta, Bronisław Komorowski, nic w wyjaśnieniu tej tragedii nie zrobił. Poza odznaczeniem rosyjskich milicjantów za ich poświęcenie w zabezpieczeniu miejsca katastrofy... (lm, gw)

Co zeznał porucznik Wosztyl "Jak na wysokości 50 m nie zobaczycie pasa, odlatujcie" - taką komendę miała wydać wieża lotniska w Smoleńsku załodze prezydenckiego Tu-154, który rozbił się 10 kwietnia. Śladu po komendzie nie ma w stenogramach z czarnych skrzynek O takim poleceniu zeznał w prokuraturze por. Artur Wosztyl, pilot polskiego jaka-40, który w Smoleńsku lądował godzinę przed Tupolewem. Wymianę zdań między wieżą a Tu-154 słyszał na odsłuchu przez radio, bo kanał porozumiewania się kontrolerów z pilotami jest publiczny. Według portalu Niezalezna.pl zeznania Wosztyla znajdują się na karcie 1165 w aktach śledztwa prowadzonego w sprawie katastrofy przez polską prokuraturę wojskową. Porucznik mówił, że polecenie z wieży miało paść tuż po godz. 8.40 (czas lokalny 10.40), gdy Tupolew znajdował się na wysokości około 80 m, a system ostrzegawczy (TAWS) od ponad 40 s alarmował o niebezpiecznym zbliżaniu się do ziemi. Piloci lądowali w tragicznych warunkach - przy widoczności poziomej 200-400 m, a pionowej poniżej 50 m (minimalne warunki dla Tu-154 to 1000 i 100 m). Załoga nie wiedziała, że w gęstej mgle samolot leci nad głębokim na 60 m jarem. W dodatku nawigator odczytywał wysokość z radiowysokościomierza, wskazującego faktyczną odległość od ziemi, a nie jak powinien - z wysokościomierza barycznego pokazującego wysokość nad poziomem morza. Kontrolerzy przed prokuratorem składali sprzeczne zeznania o tym, czy widzieli wtedy samolot na monitorze radaru. Osoba znająca materiały śledztwa potwierdza nam, że Wosztyl rzeczywiście złożył takie zeznania. On sam odmówił wczoraj skomentowania informacji o tym, co mówił w trakcie przesłuchania, zasłaniając się tajemnicą śledztwa. Komentarza nie uzyskaliśmy także od płk. Zbigniewa Rzepy z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Śladu komendy, o której zeznał Wosztyl, nie ma w stenogramie rozmów pilotów z wieżą kontrolną zapisanych w czarnej skrzynce, a przekazanych Polsce przez stronę rosyjską. Kontroler mówi w nich, że zezwala na zniżenie do 100 m (tzw. wysokość decyzji), a jeśli załoga tupolewa nie zobaczy ziemi, odleci. Potem dodaje komendę "Pasadku dapałnitielno" ("Lądowanie warunkowo") używaną tylko w Rosji. Oznacza ona, że jeśli na wysokości decyzji wszystko jest w porządku, kontroler musi wydać jeszcze ostateczną zgodę na lądowanie. Taka zgoda jednak nie pada. Zapis mówi też, że pomiędzy godz. 8.39,52 a 8.40,39 s kontroler kilka razy potwierdził, iż samolot jest "na kursie i na ścieżce", czyli prawidłowo podchodzi do lądowania. Gdy o 8.40,53 Tupolew był na 50 m, kontroler po raz pierwszy krzyknął: "Horyzont", co oznacza natychmiastowe wyrównanie kursu. Samolot nadal zbliżał się jednak do ziemi - nawigator odczytywał wysokość aż do 20 m. O 8.41,04 Tu-154 zahaczył o pierwsze drzewo. Od momentu, gdy kontroler po raz pierwszy potwierdził "kurs i ścieżkę", do chwili rozbicia się samolotu w stenogramie jest tylko jedno zdanie określone jako "niezrozumiałe". Ale zostało ono wypowiedziane, gdy maszyna była około 250 m nad ziemią. Poza tym z całego stenogramu wynika, że wszystkie komendy kontrolerów nagrały się wyraźnie. Czarne skrzynki polskiego samolotu zostały szybko odnalezione na miejscu katastrofy przez Rosjan. Na prośbę polskich władz Rosjanie ich nie otwierali. Zrobili to dopiero w Moskwie w obecności polskich prokuratorów i specjalistów. Nagrania czarnych skrzynek zostały wtedy zgrane na cyfrowy nośnik, a oryginały ponownie zaplombowane i zdeponowane w sejfie. Polscy specjaliści od fonoskopii oraz piloci z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego (do niego należał Tupolew) cały czas uczestniczyli w pracach nad zapisem czarnych skrzynek, m.in. rozpoznając nagrane głosy. Mecenas Rafał Rogalski reprezentujący część rodzin ofiar katastrofy pod Smoleńskiem (w tym Jarosława Kaczyńskiego) uważa jednak, że "wiarygodność stenogramu i kopii nagrań od początku budziła wątpliwości i że od początku był zwolennikiem zweryfikowania tego materiału. Zdaniem Rogalskiego nie ma żadnego powodu, by przypuszczać, że Wosztyl może kłamać. - A jeżeli jego zeznania okazałyby się prawdziwe, to by znaczyło, że strona rosyjska co najmniej mataczy w tej materii, by ukryć odpowiedzialność za katastrofę własnych służb - dodaje Rogalski. Kopie nagrań z Tupolewa są obecnie badane w krakowskim Instytucie Ekspertyz Sądowych. Nie wiadomo, kiedy badania zostaną zakończone. Piloci 36. pułku anonimowo mówili mediom po publikacji stenogramów, że kontrolerzy źle naprowadzali tupolewa, sugerując, iż prawidłowo podchodzi do lądowania. Wielu pilotów podkreślało jednak, że lotnisko w Smoleńsku nie ma tzw. radaru precyzyjnego podejścia. A w takiej sytuacji załoga wie, że musi polegać głównie na przyrządach samolotu, bo kontrolerzy mogą tylko pomagać w lądowaniu, a nie kierować nim. Wojciech Czuchnowski, Roman Imielski

Zobacz depeszę z 2006 r., którą Komorowski pokazał Kaczyńskiemu [ARCHIWUM] 31.8.Bruksela (PAP) - Premier Jarosław Kaczyński uważa, iż należy ukrócić unijne dotacje dla rolników z budżetu UE. Chce natomiast, by Unia stała się potęgą militarną - pisze w czwartek prestiżowy tygodnik "European Voice". Kolejny postulat polskiego premiera to - zdaniem tygodnika - rewizja zasad udzielania pomocy publicznej w Unii Europejskiej. "European Voice" zamieścił na pierwszej stronie opatrzone zdjęciem obszerne omówienie wywiadu, którego Jarosław Kaczyński udzielił podczas swej środowej wizyty w Brukseli. Polski premier powiedział "European Voice", że chce, by Unia Europejska stała się w przyszłości tak silna jak Stany Zjednoczone. Dodał, że popiera ideę "silnej politycznej Europy", która jednocześnie powinna być "prawdziwą militarną potęgą jak USA". "By skoncentrować wysiłki UE na sprawach zewnętrznych, Kaczyński uważa, iż należy zrestrukturyzować budżet UE i odejść od rolnych dotacji" - pisze "European Voice". Obecnie stanowią one niemal połowę unijnych wydatków. Polski premier przyznał jednak, że zgoda krajów członkowskich w tej kwestii będzie bardzo trudna do osiągnięcia podczas planowanej reformy wydatków UE w latach 2008- 2009. Opowiadając się za silną wspólną Europą w takich dziedzinach jak bezpieczeństwo energetyczne czy wspólny rynek, Kaczyński - zauważa tygodnik - chce, by kraje członkowskie miały więcej swobody w innych obszarach, jak np. udzielanie pomocy z budżetu państwa upadającym przedsiębiorstwom. "Jeśli rząd chce udzielić pomocy, to w ramach ogólnych zasad i limitów - decyzja powinna należeć do kraju członkowskiego" - powiedział. Obecnie to Komisja Europejska zatwierdza pomoc publiczną w krajach członkowskich, patrząc na taką pomoc podejrzliwie i badając za każdym razem dokładnie, czy nie zagraża ona konkurencji na wolnym unijnym rynku. Komisja Europejska, pytana w czwartek przez dziennikarzy, oficjalnie odmówiła komentarza do propozycji Kaczyńskiego, ale nieoficjalnie przyznaje, że pomysł jest "zupełnie nierealny". W wywiadzie dla "European Voice" Kaczyński opowiedział się też za renegocjacją unijnej konstytucji. "Moim osobistym zdaniem powinniśmy zastanowić się nad kompletnie inną wizją Europy" - powiedział. "Powinniśmy zejść na ziemię i pomyśleć o renegocjacji kilku zapisów konstytucji UE" - dodał. W kontekście wynikających z obecności w UE zobowiązań do utrzymywania dyscypliny budżetowej Kaczyński powiedział "EV", że będzie walczył o utrzymanie deficytu poniżej pułapu 3 proc. PKB (30 mld zł). Zapowiedział nowe wybory, jeśli w pracach nad budżetem to się nie uda. Inga Czerny (PAP)

Komorowski zdenerwował Kaczyńskiego depeszą z 2006 r. Sztab PiS "analizuje" wypowiedź Na samym końcu wczorajszej debaty Bronisław Komorowski zaatakował Jarosława Kaczyńskiego depeszą PAP z 2006 r., w której pojawiła się wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, że chce zrezygnować z dopłat dla rolników w zamian za stworzenie europejskiej armii. Historia z artykułem "European Voice" w czasie kampanii wyborczej w 2007 r. miała swój finał w sądzie.

Debata prezydencka: runda I - polityka społeczna - pełny zapis | Runda II: gospodarka - pełny zapis | Runda III: polityka zagraniczna i sprawy bezpieczeństwa - pełny zapis
Na koniec podsumowania debaty Bronisław Komorowski wyciągnął Jarosławowi Kaczyńskiemu jego wypowiedź z 2006 r. dla magazynu "European Voice". - Prosiłbym pana prezesa o to, żeby nie popełniał już tego błędu, o którym pisze Polska Agencja Prasowa. Że zapowiadał pan rezygnację z dopłat bezpośrednich do hektara rolnego w imię marzeń o armii europejskiej. No proszę państwa, to jest ta mocarstwowość. - wytykał Bronisław Komorowski. - To nieprawda - odpowiedział wyraźnie zdenerwowany Jarosław Kaczyński. - Pan tego nie zdementował - nie dawał za wygraną marszałek Sejmu. Już po zakończeniu transmisji telewizyjnej, zdenerwowany prezes PiS próbował wyjaśniać sprawę depeszy z Komorowskim. - Nigdy niczego takiego nie było - oburzał się Kaczyński. - Ja Ci dam kartkę, proszę - odpowiedział kandydat PO.

Co powiedział Kaczyński w 2006 roku? Bronisław Komorowski przyniósł wczoraj na debatę wydrukowaną depeszę PAP z 31 sierpnia 2006 r., omawiającą artykuł prestiżowego tygodnika "European Voice". W sierpniu 2006 roku podczas swojej pierwszej wizyty w Brukseli ówczesny premier Jarosław Kaczyński miał powiedzieć tygodnikowi, że Unia powinna ukrócić dotacje dla rolnictwa. "By skoncentrować wysiłki UE na sprawach zewnętrznych, Kaczyński uważa, iż należy zrestrukturyzować budżet UE i odejść od rolnych dotacji" - napisał "European Voice". Według Kaczyńskiego, UE powinna "przygotować plan zakończenia dotowania rolnictwa i skoncentrować się na budowie prawdziwej potęgi militarnej na wzór USA". Przyznał także, że reforma systemu dopłat w ramach reformy budżetu unii w latach 2008-09 może być bardzo trudna.

Przeczytaj: Depesza, którą Komorowski pokazał Kaczyńskiemu - Od 2007 roku Jarosław Kaczyński wielokrotnie zaprzeczał tej informacji, która została napisana w "European Voice", a na tej podstawie została skonstruowana depesza PAP. Jeżeli chodzi o dopłaty to wielokrotnie potwierdzał, że jest zwolennikiem utrzymania dopłat - mówił wczoraj po debacie Paweł Poncyljusz. - To zabieg socjotechniczny, który miałby utwierdzić Polaków w tym, że Jarosław Kaczyński był za likwidacją dopłat. Nie był i wielokrotnie o tym mówił - dodał rzecznik sztabu kandydata PiS.

Pozew w trybie wyborczym za przypomnienie depeszy Po raz pierwszy depeszę PAP wyciągnął PSL w czasie kampanii wyborczej jesienią 2007 r. Stronnictwo przygotowało nawet specjalny spot, w którym padła informacja: "Niedawno premier Jarosław Kaczyński w Brukseli zaproponował likwidację dopłat bezpośrednich i wszelkiego wsparcia dla rolnictwa". Sztab PiS wytoczył za to PSL-owi proces w trybie wyborczym, który ostatecznie wygrał. PSL musiał wycofać swoją reklamówkę oraz sprostować informacje, które się w niej pojawiły. Paweł Poncyljusz zapowiedział wczoraj, że sztab Kaczyńskiego będzie analizować depeszę z 2006 r. i wypowiedzi Bronisława Komorowskiego.

Sakiewicz zawieszony za "dupowatego" Komorowskiego Do końca wyborów Tomasz Sakiewicz, naczelny "Gazety Polskiej" nie może występować na antenie Polskiego Radia. Nie poprowadzi zatem swojego cotygodniowego programu publicystycznego na antenie radiowej "Trójki". To decyzja wiceszefa programu III Marka Gawkowskiego - powiedział dziś "Gazecie" rzecznik radia Radosław Kazimierski - bo zgodnie z uchwałą zarządu pracownicy i współpracownicy radia nie mogą angażować się w kampanię wyborczą. Poszło o artykuł Sakiewicza, w którym napisał m.in. że "Komorowski jest dupowaty, woli gębę Kaczyńskiego". Wcześniej został zawieszony Marcin Wolski (w radiowej "Trójce" wygłasza satyryczny komentarz, jest członkiem komitetu popierającego Kaczyńskiego), Stanisław Janecki (za opublikowanie komentarza o powodach, dla których warto głosować na Kaczyńskiego) oraz Jerzego Kisielewskiego z II programu (za członkostwo w komitecie honorowym Komorowskiego). Źródło: Gazeta Wyborcza

Sakiewicz nie poprowadzi programu w Trójce. Ale był gościem. I mówił o Goebbelsie Redaktor naczelny "Gazety Polskiej" nie może do końca kampanii prowadzić programów w radiowej "Trójce". Dziś w ostatniej chwili zastąpiła go... była dziennikarka "Gazety Polskiej". Ale Tomasz Sakiewicz był jej gościem... A prócz niego prawicowi publicyści. Tomasza Sakiewicza zdjął z anteny zarząd "Polskiego Radia" za artykuł, w którym napisał m.in. że "Komorowski jest dupowaty, woli gębę Kaczyńskiego". Dziś nie poprowadził popołudniowego programu publicystycznego w "Trójce". Ale i tak znalazł się w studiu.
Sakiewicz: Dziś będę mówił co myślę - Tomku, może powiesz słuchaczom dlaczego jesteś dziś w niecodziennej roli? - zapytała swojego byłego szefa Katarzyna Hejke.- No napisałem kilka ciepłych słów o Bronisławie Komorowskim. Nie wszystkich zachwyciły. No ale ta rola też jest bardzo dobra. Jako gość czuję się świetnie. I liczę na to, że za tydzień wrócę do swojej roli. Dziś będę mówił co myślę, bo jestem gościem. Do tej pory mówiłem zawsze bezstronnie - zapewniał Sakiewicz.
Pomysły Goebbelsa w sztabie PO? Naczelny "GP" mówił między innymi o roli Janusza Palikota w kampanii Komorowskiego. Sugerował, że sztab PO kieruje się zasadami ministra propagandy III Rzeszy Josepha Goebbelsa...- "On (Janusz Palikot) jest kluczową osobą. Żeby Komorowski mógł być trochę łagodniejszy, to musi być ktoś taki, kto odwala brudną robotę. I Janusz Palikot jest od dawna celowym zabiegiem sztabu Komorowskiego a wcześniej Donalda Tuska. Jest taka zasada, która zresztą chyba została wymyślona w Niemczech hitlerowskich - to był chyba pomysł Goebbelsa... Ja mówię zupełnie poważnie, to jest ta szkoła... (Sakiewicz reaguje na niedowierzające chrząknięcie jednego z gości - red.). Można pomniejszyć obraz przeciwnika jeśli się obrzuci go masowo błotem. Dlaczego więc sztabowcy masowo go nie stosują? Ponieważ obrzucanie błotem powoduje, że jest się samemu oblepiony. Należy wysłać więc kogoś na specjalnym statusie" - ciągnął Sakiewicz. Nawiązań do metod Goebbelsa nikt w studiu nie skomentował (poza chrząknięciem).

Obiektywnie o kampanii Potem naczelny "Gazety Polskiej" ubolewał m.in., że w kampanii nie mówiło się o katastrofie z 10 kwietnia (jutro, trzy dni przed wyborami, "Gazeta Polska" wydaje specjalny numer poświęcony tragedii): "Na początku tej kampanii PO zarzucała Kaczyńskiemu i PiS, że będą chcieli wykorzystać katastrofę smoleńską. I PiS to kupił. PiS przestał w ogóle mówić w czasie kampanii o problemie wyjaśnienia tragedii smoleńskiej. Jaki jest tego efekt? Że główne siły polityczne nie zajmują się tym, co najbardziej w tej chwili trapi zdecydowaną większość społeczeństwa. Polacy chcą wiedzieć dlaczego zginął ich prezydent i dlaczego zginęło stu przedstawicieli polskiego państwa. A to w ogóle nie istnieje w kampanii. Wytworzono im sztuczny wspaniały świat" - mówił w "Trójce" (zawieszony) Sakiewicz.
Komorowski "w świetle kamer". Kaczyński skromnie i rano Po przerwie Katarzyna Hejke bez komentarza powtarzała tezy Dominika Zdorta z "Rzeczpospolitej": - Platformie udało się wytworzyć taką sytuację, że Bronisław Komorowski w świetle kamer (kandydat PO był w krypcie na Wawelu bez kamer - red.) może złożyć spokojnie wieńce na grobie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Natomiast Jarosław Kaczyński boi się być posądzonym, o to że wykorzystuje śmierć swojej najbliższej rodziny w kampanii wyborczej, więc w czasie urodzin odwiedza grób brata wczesnym rankiem... (zaraz potem prezes PiS udzielił wywiadu właśnie "Trójce" - red.).
"Monty Python się chowa" Prócz Sakiewicza gościem "Trójki" był m.in. - znany ze swoich propisowskich sympatii - komentator "Faktu" Łukasz Warzecha. Dla niego zmiana prowadzącego popołudniowego programu była niespodzianką. - Dzieje się. Zarząd PR właśnie zawiesił Sakiewicza, na 30 minut przed programem. Pełen profesjonalizm, gratuluję. W zamian ma poprowadzić Katarzyna Hejke. Ciekawe, czy Sakiewicz może wystąpić jako gość - zastanawiał się na Twitterze Warzecha. Po chwili napisał: "O, jest decyzja, Sakiewicz może być gościem. Monty Python się chowa".
Dyrektor na zebraniu. Kto podjął decyzję? W tej sprawie zawieszonego i zarazem obecnego na antenie Sakiewicza miał się wypowiadać się członek zarządu PR i p.o. dyrektora Trójki Wojciech Poczachowski. Na razie jest na zebraniu. Rzecznik Polskiego Radia Radosław Kazimierski nie wie kto zdecydował o doborze gości do programu w "Trójce". - Tomasz Sakiewicz został zawieszony do końca kampanii jako prowadzący program - mówi.- Ale nawet jeden z dzisiejszych gości Trójki napisał, że "Monty Python się chowa"... Program prowadzi była podwładna Sakiewicza. On sam nie może, ale może być gościem. Może pan to jakoś skomentować? - pytamy.- Nie potrafię. To była decyzja wewnętrzna w Trójce - mówił nam rzecznik PR.
Kampania w Trójce. Spadek po Sobali Tomasz Sakiewicz nie jest pierwszą osobą w Polskim Radiu, którą zawieszono na czas kampanii wyborczej. Wcześniej to samo spotkało Marcina Wolskiego, Stanisława Janeckiego oraz Jerzego Kisielewskiego.

Źródło: Tokfm.pl

MOJA DROGA I NASZA NADZIEJA Wielokrotnie „Gazeta Wyborcza” nazywała mnie PiS-owskim dziennikarzem. Dowodem na to miał być fakt poparcia przeze mnie Jarosława Kaczyńskiego. Oczywiście dziennikarze, szczególnie z „GW”, którzy jawnie popierają Bronisława Komorowskiego, są niezależni. Przypisanie do dziennikarzy PiS-owskich ułatwiało usuwanie z mediów publicznych, szczególnie złe traktowanie w sądach, a nawet represje ze strony dzisiejszych władz. Nigdy nie ukrywałem swoich poglądów, wręcz często ostentacyjnie je eksponowałem po to, by i inni mogli się nie bać. Demonstracyjnie podejmowaliśmy w „Gazecie” tematy tabu, chcąc dać przykład całemu środowisku. Można się nie bać, można pisać prawdę i można z takiej pracy nawet jakoś żyć. Czy to oznacza, że nie targały mną wątpliwości, czy czasem nie chciałbym korzystać z tych samych przywilejów co dziesiątki moich kolegów, nie zawsze równie ciężko pracujących? Pewnie tak żyłoby się wygodniej. Były przecież czasy, kiedy najbardziej salonowe media zabiegały o mój udział w programach, a nawet o moje o teksty. Mogłem wtedy sporo zrobić dla siebie, ale dużo więcej mogłem zrobić dla debaty publicznej, dokonując zupełnie innego wyboru. Trzeba było przełamać dotychczasowy układ medialny w Polsce i tworzyć nie tylko media niezależne, ale i zupełnie inaczej komunikujące się z ludźmi. Trzeba było odrzucić ograniczenia, jakie stworzono dziennikarzom, którzy chcieli robić karierę – pisać bez owijania w bawełnę. Udało się, choć oczywiście z ogromnymi problemami. „Gazeta Polska” jest zaliczana do najbardziej poczytnych tygodników w kraju. Nasz portal Niezależna. pl, choć brakuje tam ciągle pieniędzy, stał się jednym z największych sukcesów w internecie w ostatnich latach. „Nowe Państwo”, które przed rozpoczęciem współpracy z nami sprzedawało się w mikroskopijnym nakładzie, jest dzisiaj ekskluzywnym miesięcznikiem liczącym sobie kilkanaście tysięcy nabywców. Powoli tworzymy internetową telewizję i przymierzamy się do budowania kolejnych mediów. Osiągnęliśmy sukces, jednocząc środowisko dziennikarzy, które już nie musi chodzić wyznaczonymi szlakami. Patrzę na kolejne ataki na „Gazetę”, próby niszczenia tego, co stworzyliśmy, coraz lepiej rozumiem przyczynę tej zawziętości. Wytłumaczył to zjawisko na procesie z „GP” jeden z szefów TVN. Stwierdził, że jesteśmy powszechnie cytowani. Wręcz próbował nas oskarżać o to, że przez nas spadały w jego telewizji najbardziej popularne programy. To oczywiście przesada, ale coś jest na rzeczy. Nasze najważniejsze publikacje po miesiącach, a często latach, zyskiwały uznanie. Oczywiście nierzadko zapominano, kto był źródłem, ale sama informacja się przebijała. Artykuły z „GP” potwornie uwierały elity, nie tylko lewicowe. Alergię na nas ma też wielu polityków prawicy. Jesteśmy niesterowalni, a tego nie lubią żadni politycy. Podjąłem decyzję, żeby poprzeć Jarosława Kaczyńskiego nie dlatego, że mam w tym jakiś interes. O to, żebym nie miał żadnego, zadbali ci, którzy usunęli mnie i moich kolegów z TVP. Mój program w radiu wisi na włosku i, wcześniej czy później, pewnie podzieli los telewizyjnego. Popieram Kaczyńskiego, bo wierzę, że będzie dobrym prezydentem. Choć nie wpadłem w zachwyt nad obecną kampanią wyborczą i z jego otoczenia doświadczyłem wielu osobistych przykrości, jestem przekonany, że naszym obowiązkiem jest odrzucenie koszmarnej kandydatury Bronisława Komorowskiego. Strasznie ostatnio dyskutowano nad tym, czy miałem prawo nazywać w „GP” marszałka Sejmu „dupowatym”. Chciałem się poprawić, ten człowiek potrafi być stanowczy, gdy walczy o swoje interesy i interesy kumpli z WSI. Jedynie w zwykłej pracy państwowej porusza się jak terminator na kauczukowej podłodze. Jarosław Kaczyński choć nie jest człowiekiem bez wad, bije Komorowskiego przywiązaniem do sprawy polskiej (notabene nie uważam, że o sprawach mniejszości polskiej nie wolno rozmawiać z Rosją, a jak ktoś sądzi inaczej, niech jedzie na Białoruś i zobaczy, co zgotowano tam naszym rodakom). Kaczyński w arcytrudnych warunkach potrafił wygrywać coś dla Polaków i kiedy zostanie prezydentem, zyskamy na tym wszyscy. Jest jeszcze jeden bardzo istotny argument: trzeba dokończyć dzieło Lecha Kaczyńskiego i wyjaśnić jego śmierć i zagładę prawie stu przedstawicieli polskiej elity.Komorowski tego nie zrobi. Kaczyński daje nadzieję. Tomasz Sakiewicz

ZYZIU NA KONIU HYZIU Jak poinformowała zaprzyjaźniona telewizja TVN24, Rosja chce wprowadzić zakaz sprzedaży alkoholu między 23 a 8 rano. No to teraz już państwo wiedzą, jakie motywacje stoją za moimi pseudointelektualnymi, z lekka bełkotliwymi analizami na temat wyborów prezydenckich. Ja naprawdę boję się, że prezydentura Komorowskiego zepchnie nas w rosyjską strefę wpływów. Z drugiej strony wydaje się, że owa decyzja władz może spowodować przebudzenie się rosyjskiego społeczeństwa obywatelskiego. Oddolnej demokracji bezpośredniej. Bezpośredniej, bo bardzo bezpośrednio przetłumaczy pułkownikowi Putinowi, co sądzi o jego planach legislacyjnych. To także szansa dla rosyjskich demokratów. Poznałem kilku rosyjskich dysydentów i jestem pewien, że w tej sprawie stoją po stronie rosyjskiego ludu. Kontynuując wątek rosyjski. „Nas nie daganiat” – śpiewały panie Wołkowa i Katina z rosyjskiego zespołu Tatu. Bronisława Komorowskiego przed drugą turą w sondażach SMG-KGB i Homo Nie Wiadomo jego kontrkandydat bezspornie nie dagani. Zły i agresywny Jarosław Kaczyński spojrzy tylko na niego zawistnym wzrokiem i zawyje: „Nu pogadi, zajac”. „Socjologów spuszczamy do szamba” – ten cytat z piosenki punkowego zespołu KSU zacytowałem przed pierwszą turą wyborów. Pytali państwo w licznych listach, o których socjologów mi chodzi, więc wyjaśniam, że najg (ł) ówniej to mi chodzi o socjologa Radosława Markowskiego. A co do szamba, to nasi badacze opinii postanowili się w nim popluskać, wytaplać, a w końcu zanurkować. Co kto lubi. Smacznego.„Sakiewicz zawieszony za »dupowatego Komorowskiego«?” – taki tytuł newsa pojawił się na jednym z portali. Cóż, opisana pozycja wydaje się dość akrobatyczna. W środę w Polskim Radiu mają obradować, czy za użycie owego słówka w komentarzu sprzed tygodnia Sakiewicza zawiesić, czy lepiej powiesić. Wydaje się, że rzecz powinna zostać solidnie zbadana na gruncie prawa prasowego. Niezwykle trudno będzie dowieść, by Sakiewicz, stwierdzając dupowatość Komorowskiego, dopuścił się naruszenia zasad rzetelności, a nawet „szczególnej staranności”. W grę wchodzić może natomiast ujawnienie tajemnicy państwowej. Wszystkim kibicom zalecam, aby z uwagą wysłuchali, co Donald Tusk miał w sobotę do powiedzenia na temat sławnej akcji „Widelec”, podczas której policja zatrzymała około 750 spokojnych kibiców Legii, którzy – taki zbieg okoliczności – nie lubią koncernu ITI i Mariusza Waltera. Na komisariatach byli oni brutalnie bici, policjanci zaś akcję tę nazywali ostatecznym rozwiązaniem kwestii kibiców Legii Warszawa. Gadka Tuska w tej kwestii szła następująco: „Kiedy trzeba było poskromić po raz pierwszy, z użyciem policji, chuliganów na ulicach Warszawy – tę decyzję podjął, jak pamiętacie, Grzegorz Schetyna – co zrobił PiS i jego szef? Stanął w obronie chuliganów przeciwko policji”. Przypomnijmy, że telewizja TVN tryumfalnie pokazywała wówczas skonfiskowany bandytom... widelec. Sprawa jest poważna – prezydentura Jarosława Kaczyńskiego, znanego obrońcy chuligaństwa i przestępczości w ogóle, spowodować może ekspansję widelcowego terroru. Każdy spokojny obywatel w czasie zasłużonego niedzielnego spaceru skończyć może z widelcem w oku! Monika Strzępka, reżyserka teatralna, opowiedziała w wywiadzie dla internetowej strony „Krytyki Politycznej”, dlaczego zagłosuje w drugiej turze na Jarosława Kaczyńskiego: „Może mój wyborczy gest bierze się nie stąd, że jest mi po drodze z Kaczyńskim, ale z jego elektoratem. Czuję silniejszy związek z opiekunką mojego syna z Wałbrzycha niż z uważającym się za elitarnego kolegą z Warszawy, wyborcą Komorowskiego, który niedawno potrafił powiedzieć: »Jak możesz powierzać dziecko prostaczce z marginesu«?”. W ramach budowania przyjaznej atmosfery w kontaktach z lewicą dzwoniliśmy po pijaku w sobotni wieczór do naszego zdecydowanie lewicowego współtowarzysza broni w sprawie czeczeńskiej, Macieja Roszaka. Nie odbierał, ale mimo wszystko nie obudziło to w nas podejrzeń, że zagłosuje na tego wstrętnego neoliberała Komorowskiego. Raczej podejrzewaliśmy, że jest trzeźwy i nie chce rozmawiać z pijakami, co kompromituje go znacznie bardziej. Wracając do kwestii dupowatości. Krzysztof Skiba (taki skandalista w stylu Sakiewicza) pytał niegdyś w czasie koncertu, co pokazać premierowi Buzkowi – kolano czy dupę. Pokazał wiadomo co. Ale użycie tejże części ciała do pisania na niej piosenek jest słabo wykonalne. Dlatego Skiba zaczął pisać teksty na kolanie. Niedawno na stronie dawnych towarzyszy broni Skiby – poznańskich anarchistów ze skłotu Rozbrat – ukazała się notka na temat „byłego anarchisty, dziś showmana i celebryty, Krzysztofa Skiby, który wsławił się m.in. gównianymi tekstami wypisywanymi dla tygodnika »Wprost«”. W samym fakcie, że dawny buntownik został prostytutką establishmentu, nie ma nic interesującego. Ale że z tego powodu inteligentny facet zaczął pisać rymowanki na poziomie podstawówki... O Janku Pospieszalskim Skiba śpiewa w swej nowej piosence: „Głos ciemnego ludu”. Bardziej łopatologicznie się nie dało? Dalej: „To złoto się nie świeci”. Coś nie kumam. Przysłowie było o tym, że nie wszystko złoto, co się świeci. Czyli że nie wszystko, co udaje idealne, takie jest. Skibie, jak widać, kolano ścierpło i z pośpiechu wyszło odwrotnie – jest złoto, ale się nie świeci. Znaczy się Pospieszalski nie dość że złoty chłopak, to jeszcze nie szpanuje? Obok wyjątkowa chamówa: Skiba pokazuje fragment filmiku z internetu. Janka, który był na manifestacji przeciwko agresji na Gruzję, dopadł z mikrofonem świr od internetowej telewizji tropiącej Żydów, by sprawdzić, czy aby Pospieszalski Żydem nie jest. Janek wyśmiał go. Co zrobił Skiba? Wybrał fragmenty, w których pojawia się słowo „Izrael” i zmontował tak, by Pospieszalski wyszedł na antysemitę. To jest właśnie traktowanie przez Skibę własnych słuchaczy jak ciemnego ludu. Można się nabijać z konserwatywnych poglądów Pospieszalskiego – jak z każdych. Tyle że trzeba mieć pomysł i nie wybierać chwili, gdy jest on kopany przez media. Jesteśmy po smoleńskiej tragedii. Rządzący zachowali się jak tchórzliwi frajerzy, oddając badanie sprawy KGB. Skiba nie jest debilem, więc wie, że żadnego śledztwa nie ma. Pospieszalski należy do nielicznych, którzy w tej sprawie się postawili. Moment wybrany przez Skibę świadczy o tym, że nie tylko gdy chodzi o wizerunek, ale i w mózgu stał się celebrytą. Piotr Lisiewicz
Plastikowi Ojcowie i droga do zniewolenia Wiemy dobrze o co toczy się gra” – śpiewał swego czasu Krzysztof „Grabaż” Grabowski lider Pidżamy Porno w piosence „Bal u senatora”. Było to zanim zaczął  śpiewać rymowanki dla wykształciuchowatych panienek w nowym zespole „Strachy na Lachy”, stając się dla nich surogatem Gałczyńskiego. Tę metamorfozę artystyczną „Grabaża” można uznać za symboliczną metamorfozę naszej rzeczywistości społeczno – politycznej ostatnich 30 lat. Lata walki z komuną, okrzyków „Solidarność!”, malowania haseł na murach i machania „naszemu” papieżowi chorągiewkami, zamieniamy na nieograniczone „korzystanie z ciepłej wody w kranie”, zakupy w hipermarketach, „kraniki, dywaniki” i Ołpener festiwal. Gra, o której wiedzieliśmy wtedy o co się toczy, powoli kończy się. Westernizacja Peerelu zakończona. Gminny, czerwononosy socjalizm, pszenno – buraczany, zastąpiono Ołpenerem na licencji zachodniej, którego wykształcona młodzież z dużych miast nie tylko nie musi się wstydzić, ale w który nawet ochoczo musi się zaangażować. Co najważniejsze na obecnym etapie: piwa i kart do głosowania na tej imprezie nie zabraknie! Organizatorzy powinni jednakże od razu zakreślić na tych kartach nazwisko hrabiego, aby młodzież zmęczona faktem obcowania z kulturą nie myliła się przy urnie. Jeszcze jakieś nieszczęście gotowe z tego wyniknąć! W 1980 r. Polacy (wśród nich pewnie i młody „Grabaż”) wiedzieli „o co toczy się gra”. W kolejnych latach dawali temu wyraz. Wśród marzeń pojawiały się i te, aby wreszcie wyrwać się z objęć Wielkiego Brata. Starego Niedźwiedzia, który w 1945 przyniósł nam „wyzwolenie”. Na bazie tych marzeń Polacy w latach 90. i w pierwszym dziesięcioleciu dwutysięcznych, wybierali Zachód jako kierunek, nie tylko emigracji zarobkowej, ale także kierunek polityczny. Stąd zdecydowana akceptacja dla integracji z Unią Europejską. Dla obecności w NATO. Odsuwano na bok wszelkie negatywne konsekwencje integracji, wyśmiewano oszołomów, którzy wskazywali na zagrożenia płynące z Zachodu. Liczyła się tylko, instynktowna niemalże, chęć radykalnego odcięcia od Wschodu. Od „modelu białoruskiego”. Jeśli nie UE to będziemy mieli Białoruś – mówił znany hierarcha Kościoła z Lublina, w pewnych kręgach znany jako TW „Filozof”. I Polacy przyjęli tę argumentację. „Nie chcemy być Białorusią, wybieramy Zachód!”. I co? Nie minęło 10 lat od integracji a już zapomniano „o co toczy się gra”. Większość wyborców z powrotem wybiera Wschód. Kieruje nasze, no nazwijmy je roboczo naszym, państwo w stronę Białorusi właśnie. Tak odbieram 5 procentową przewagę hrabiego nad Jarosławem Kaczyńskim oraz wysoki wynik uśmiechniętego „głupka gazowego”, Grzegorza Napieralskiego. Czyżby było to wynikiem rozczarowania obecnością w UE? Nie to po prostu klasyczny polski zanik pamięci. Połączony z politycznym analfabetyzmem. Jak to możliwe, że pierwsze miejsce zajmuje reprezentant partii, która jest odpowiedzialna za kolejne afery: hazardową, stoczniową, „rocznicową” (uniemożliwianie śp. Prezydentowi godnego reprezentowania rocznicy katyńskiej) czy wreszcie za haniebne odstąpienie od wyjaśnienia tzw. katastrofy smoleńskiej? Odpowiedzialnej za łamanie natowskich procedur przy organizowaniu wyjazdu oficjalnej delegacji. Partii, której prominentnymi działaczami są takie osobniki jak Palikot, Niesiołowski czy Kutz, posługujące się chamstwem, prostactwem i obscenicznością w przestrzeni publicznej. Obniżające poziom naszej publicznej dyskusji do poziomu rynsztoka. Jak to zatem jest? Kilka lat temu straszono nas Białorusią jeśli nie wybierzemy integracji z Zachodem. A dzisiaj kandydat partii rządzącej prowadzi nas w objęcia ZBiR – u przy aplauzie tych samych ałtorytetów, które wcześniej stręczyły nam UE. Bo tym właśnie – powrotem Polski do czegoś co zwało się Układem Warszawskim, będzie zwycięstwo wyborcze Komorowskiego. Ci sami artyści, którzy 13 grudnia 1981 r. rozpoczęli bojkot telewizji oraz walenie w Towarzysza Generała, teraz, razem z nim gardłują za Komorowskim i przyjaźnią polsko – rosyjską (czyt. klęknięciem przed Putinem). W jednym są chyba wierni – teraz też bojkotują telewizję publiczną za obecność na antenie znienawidzonego Jana Pospieszalskiego, którego traktują tak, jak porządni ludzie w latach 80. traktowali Urbana. Sam minister propagandy Jaruzelskiego jedzie obecnie razem z nimi na jednym promoskiewskim wózku i ten fakt nie wzbudza u nich obrzydzenia. A zatem nasza ojczyzna, w której jak stwierdziła tow. Szczepkowska w 1989 r. „skończył się komunizm”, powraca do „macierzy”, którą na mocy decyzji teherańskich i jałtańskich stała się ojczyzna światowego proletariatu. Ale zarówno tam, jak i u nas po 1989 r. doszło do westernizacji, kapitalistycznopodobnego liftingu, dzięki któremu towarzysze mogli przetrwać trudny okres transformacji. Zmianę etapu najdobitniej pokazuje również audycja wyborcza pana hrabiego, w której wizytuje on razem ze swoim politycznym sojusznikiem, tow. Cimoszewiczem cerkiew prawosławną w Hajnówce. Zabrakło mi tylko obok nich Towarzysza Generała. Kiedy był jeszcze tylko szefem sztabu LWP nie wszedł do kościoła na mszę żałobną w intencji własnej matki, ponieważ mogłoby to mu, na ówczesnym etapie, zaszkodzić w karierze. Teraz to co innego mógłby razem z TW „Carexem” wejść do tej dziupli dilerów opium dla ludu i posłuchać śpiewu cerkiewnego chóru. Czyżby Stolica Apostolska również spisała nasz kraj na straty czyniąc prymasem Polski TW „Cappino”?  Abp Kowalczyk, na którego spada ten zaszczyt, ale jednocześnie ogromny ciężar, udzielając jednego z pierwszych wywiadów dla telewizyjnej Panoramy (08.05.2010) stwierdził, że „nie będzie grał roli ojca narodu” bo taka gra niczego dobrego nie przyniesie. Muszę wyznać, że słysząc te słowa z ust wysokiego hierarchy, w przededniu jego wywyższenia w polskim Kościele, poczułem się, delikatnie pisząc, zniesmaczony. Co oznacza to wyznanie? Czy poprzedni prymasowie w Kościele „odgrywali” tylko jakąś rolę? Czy Prymas Tysiąclecia był zwykłym komediantem kiedy wygłaszał słynne „Non possumus”? Czy wreszcie Jan Paweł II – niewątpliwy monarcha naszych dusz, też był tylko aktorem, który zbyt mocno wczuł się w rolę? A co za tym wszystkim idzie, dopiero teraz, otrzymujemy wreszcie prymasa, który zerwie te teatralne maski i przestanie nas zabawiać, jak czynili to jego poprzednicy? W pewnym sensie abp Kowalczyk ma rację. Wierni nie potrzebują kogoś „kto gra rolę ojca narodu”. Wierni potrzebują kogoś kto jest Ojcem! Ich Ojcem!  Przewodnikiem na dobre i złe. I wyczuwają to instynktownie. Garną się do kogoś takiego. Tak jak garnęli się do ks. Karola Wojtyły. Tak jak przyciągał ich ks. Popiełuszko. A ktoś kto nie odgrywa ról, ale jest Ojcem, nie cofa się przed złożeniem z siebie ofiary. Tak jak ks. Popiełuszko. Tak samo jak gotów był na to Prymas Tysiąclecia. Czy zatem wchodzimy w okres „plastikowych” patriarchów? I to w momencie kiedy tragicznie ginie część naszej elity? Kiedy nasza niepodległość znów staje się zagrożona? Czyż właśnie teraz, Anno Domini 2010 nie potrzebujemy znów Ojca Narodu z prawdziwego zdarzenia? Oczywiście czarny scenariusz nie musi zostać zrealizowany. 4 lipca nie musi wygrać Komorowski. Wyrok może być odroczony. Obawiam się jednak, że zbyt dużo Polaków zapomniało „o co toczy się gra”. Tym, którzy nie wybierają się w weekend na Ołpener festiwal proponuję zanucić sobie, razem z Lechem Janerką piosenkę „Jest jak w niebie” : Jest jak w niebie Pieniądze tracą sens Gdzieś gra obsesja O łódź podwodną w szkle Groźna profesja I więcej nie ma nic Chyba, że znów ruszy front Obawiam się, że powstaje plan zatykania trąby Dokładny plan w którym nie masz już szpar ani dziur… Albo razem ze „starym” Grabażem „Bal u senatora”… Łukasz Kołak

Czego się boi Bronisław Komorowski? Prasa pełna jest wywiadów z marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim. Rozmowy z nim ukazały się w ostatnich dniach między innymi w “Gazecie Wyborczej”, “Dzienniku Gazecie Prawnej”, “Polsce”, a wczoraj także w tygodnikach “Newsweek”, “Wprost” i “Przegląd”, wcześniej zaś w “Polityce”. Marszałek Sejmu wykonujący obowiązki głowy państwa opowiada w nich szeroko o osiągnięciach rządu Donalda Tuska oraz o swoich – już jako ewentualnego prezydenta – planach. Zajmuje się reformą służby zdrowia i metamorfozą Jarosława Kaczyńskiego. Docieka, czym różni się Trzecia Rzeczpospolita od czwartej. Zastanawia się, kiedy powinniśmy wejść do strefy euro. Zajmuje się wiarygodnością TVP. Opowiada o swoich przyjaciołach i przeciwnikach politycznych. Itp., itd. I robi to wszędzie, tylko nie na łamach “Rzeczpospolitej”.

Pod wywiadem z nim, opublikowanym w ostatnim weekendowym wydaniu “Gazety Wyborczej”, redakcja umieściła dopisek takiej oto treści: “Jarosław Kaczyński mimo wielokrotnych próśb nie zdecydował się na wywiad dla “Gazety”". Cóż, moglibyśmy to samo napisać o kandydacie PO na prezydenta. Albowiem Bronisław Komorowski – mimo wielokrotnych, ponawianych co kilka dni próśb – nie zdecydował się na udzielenie wywiadu “Rzeczpospolitej”. I żeby było jasne: nigdy nie usłyszeliśmy z ust jego współpracowników, że do wywiadu nie dojdzie. Przeciwnie – zazwyczaj zapewniano nas, że decyzja w tej sprawie już zapadła i w dodatku jest to decyzja pozytywna, a na przeszkodzie stoi wyłącznie brak czasu; więc w tym tygodniu jeszcze nie, ale kto wie, może już w następnym? Po czym w kolejny poniedziałek zabawa zaczynała się od nowa. Nie wiem, dlaczego Bronisław Komorowski unika dziennikarzy “Rzeczpospolitej”, a Jarosław Kaczyński – “Gazety Wyborczej”. Wiem, że to niedobry obyczaj sprowadzający się – w gruncie rzeczy – do unikania czytelników tych gazet. Ale też, niestety, mam świadomość, że nie jest to polska specjalność. Wręcz przeciwnie. Wystarczy przypomnieć legendarną niechęć legendarnego kanclerza Niemiec Helmuta Kohla do tygodnika “Der Spiegel”; przez 16 lat swego urzędowania nie udzielił mu chyba ani jednego wywiadu. Ale cóż to – u licha – za pocieszenie? Piotr Gabryel

Trumna wyborcza Jak wiemy od Stanisława Jerzego Leca, “tonący brzydko się chwyta”. Bronisław Komorowski jeszcze nie tonie, ale badania wskazujące, że elektorat, na który liczy, może w II turze nie pójść do urn, wyraźnie wprawiły jego sztab w panikę. Tylko tym można wytłumaczyć demonstrację urządzoną przez kandydata na grobie Barbary Blidy i chwalenie się poparciem jej męża. Na początku kampanii, przypomnijmy, prominentni politycy PO i wrodzy Kaczyńskiemu propagandyści bez ustanku oskarżali go o “granie trumnami”. Bezlitośnie wyszydzali każdy przejaw żałoby czy bólu po tragedii smoleńskiej, kpili nawet z czarnej wstążki u garnituru, przywołując mauzoleum Lenina i Mao Zedonga. Na wszelki wypadek opluli i wyszydzili też Martę Kaczyńską, choć ta w żaden sposób nie włączała się w kampanię, po prostu z obawy, że oczywiste ludzkie współczucie dla dziecka ofiar tragedii może przysporzyć sympatii stryjowi. A w tle intelektualiści mędrkowali o “romantyczno -trumiennych upiorach” prawicy.Ta propagandowa nawałnica odniosła skutek. Katastrofa smoleńska została wyrugowana z dyskursu publicznego i w przyśpieszonym tempie zapomniana (miejmy nadzieję, że tylko do wyborów).Teraz Komorowski nie ma żadnych zahamowań z wywlekaniem z grobu i użyciem w kampanii byłej minister, choć tego rodzaju tragedia, jak jej samobójstwo, zdarzyć się mogła podczas każdego śledztwa, przeciw każdemu oskarżonemu. Sejmowa komisja, od prawie trzech lat starająca się obciążyć odpowiedzialnością za tę śmierć PiS, nie znalazła niczego. ABW, kierowane już wszak przez byłego członka władz PO, twardo broni się w sądzie przeciwko roszczeniom wdowca, odrzucając, jak dotąd skutecznie, oskarżenia o współwinę. A sam Henryk Blida oznajmia, że wybór Komorowskiego to warunek wyjaśnienia tej sprawy. Tak nisko ceni trzy lata wysiłków komisji Kalisza i rządu Tuska? Tak czy owak zachowanie kandydata w tej kwestii jest więcej niż brzydkie. Jest obłudne i odrażające. Rafał A. Ziemkiewicz

Pinokio Komorowski Jedynym polskim premierem, który zgodził się w Brukseli na mniejsze dopłaty dla rolnictwa, był Leszek Miller
Dariusz Sobków: Pamiętam doskonale wizytę premiera Jarosława Kaczyńskiego w Brukseli w końcu sierpnia 2006 roku. Odbywała się ona zaledwie w kilka tygodni po mianowaniu go na stanowisko premiera. Była oczekiwana w Brukseli z pewnym niepokojem wywoływanym przez tamtejsze media, które przedstawiały go jako człowieka, który może okazać się hamulcem w integracji europejskiej. Pamiętam przygotowania merytoryczne, polityczne i medialne do tej wizyty. W imię rzetelności zawodowej pragnę stwierdzić, że na żadnym etapie przygotowań nie było mowy o postulacie odejścia od dopłat bezpośrednich dla rolników ani tym bardziej od wsparcia finansowego rolnictwa. W tym nie ma żadnej tajemnicy, to jest bardzo łatwo sprawdzić. Przecież ta wizyta odbyła się zaledwie 4 lata temu. Polskie MSZ i jego pracownicy potrafią w ciągu paru godzin odnaleźć odpowiednie materiały z wizyty. Wystarczy kliknąć kilka razy myszką, aby odnaleźć materiał, który służył za tzw. tezy do spotkań. Jako zastępca ambasadora Polski przy UE pozostawałem w bezpośrednim kontakcie z wydziałem rolnym przedstawicielstwa oraz departamentami UKIE i MSZ, które były odpowiedzialne za sprawy przeze mnie prowadzone, i teza rzekomego postulatu polskiego rządu, aby odejść od dopłat rolnych, nie pojawiła się nigdy, podkreślam nigdy. Ani w 2006 i 2007 roku, ani podczas trwania rządu Kazimierza Marcinkiewicza, ani za rządów Jarosława Kaczyńskiego czy też rządu Donalda Tuska. Wymieniam te trzy rządy, za których kadencji pełniłem służbę dyplomatyczną po wejściu Polski do UE. Warto natomiast przypomnieć, że to za rządów Leszka Millera zgodzono się na niepełne dopłaty do polskiego rolnictwa, w efekcie czego polscy rolnicy otrzymywali w pierwszych latach członkostwa Polski w UE połowę tego, co otrzymuje rolnik francuski czy też brytyjski. Krąg osób, które mogą zaświadczyć, że w latach 2006-2007 strona polska nigdy nie stawiała postulatu zniesienia wsparcia dla rolnictwa, jest ograniczony. W tej sprawie powinien wypowiedzieć się np. ówczesny dyrektor Departamentu Unii Europejskiej MSZ lub np. sekretarz stanu w MSZ odpowiedzialny za sprawy integracji europejskiej czy też dyplomata kierujący wydziałem rolnym Stałego Przedstawicielstwa z tego okresu. Obawiam się, że dla tych osób odwaga cywilna bardzo podrożała po tym, jak premier Kaczyński przestał być premierem. Myślę, że deklaracje o apolitycznej służbie państwowej, które wielokrotnie składają urzędnicy swoim przełożonym, powinny obowiązywać również po tym, gdy minister i premier kończą swój urząd. Wymienione powyżej osoby powinny złożyć w tej chwili stosowne oświadczenia. Ostatecznie stwierdzenie marszałka Komorowskiego uderza również w urzędników, którzy podobno przygotowali postulat zniesienia dopłat do rolnictwa. Gdybym ja dostał przed oczy taki postulat w ramach przygotowań pierwszej wizyty premiera w Brukseli, to natychmiast zareagowałbym pisemnie na tego typu pomysły, chociażby po to, aby nikt nigdy nie oskarżył mnie o brak reakcji na tego typu absurdalne propozycje. Bardzo często reagowałem tak właśnie w sprawach dużo mniejszej wagi, gdy rodził się jakiś niekorzystny dla Polski, w mojej ocenie, pomysł i zazwyczaj udawało mi się powstrzymać jego realizację, a nawet jeśli później był on w takiej czy innej formie realizowany, to zawsze mogłem się odwołać do mojego sprzeciwu dla tego typu projektu. Szuflady MSZ i UKIE powinny dzisiaj aż pękać od pism urzędników protestujących przeciwko polskiemu projektowi zaniechania dopłat do rolnictwa. Zapewniam, że takiego projektu nie było. Boję się, że to, co teoretycznie jest do odkłamania, ze względu na faktyczny monopol medialny jednej strony sceny politycznej nie przebije się do tzw. mediów komercyjnych. Trzy dni to bardzo mało, żeby odkłamać tego typu zarzut. not. Dawid Nahajowski
Dariusz Sobków - dyplomata, dwukrotnie mianowany na stanowisko dyplomatyczne w Stałym Przedstawicielstwie RP przy UE w latach 1996-2003 oraz 2006-2008, były konsul generalny RP w Strasburgu. W latach 2006-2007 był zastępcą Stałego Przedstawiciela RP przy UE, od marca 2006 r. był reprezentantem Polski w Komitecie Stałych Przedstawicieli RP przy UE.

Frontalny atak PO. "Koleś" Komorowski? Na nic wszystkie zapewnienia kandydata Komorowskiego, że będzie reprezentował, jako prezydent, wszystkie opcje polityczne. Gdyby ktokolwiek miał wątpliwości jeszcze w zeszłym tygodniu, dzisiaj ich nie ma mieć prawa. Konferencje prasowe ministrów, wspierające wystąpienia kandydata Komorowskiego, przez ministrów tego z rządu z PO, skutecznie rozwiewają wszelkie wątpliwości. Komorowski to kolejny „koleś” z PO. Wszystkie ręce na pokład, wszystkie chwyty dozwolone. Minister Rostkowski, jako znawca spraw Wielkiej Brytanii, opowiada nam, co myśleli Anglicy w 2006 roku, po ukazaniu się artykułu, w którym rzekomo Jarosław Kaczyński, wnioskował o wycofanie się opłat obszarowych. Mimo, że za podobny zarzut, przepraszać musiał w trybie wybiorczym w 2007 roku, Jarosław Kalinowski, PO cynicznie ten zarzut głosi. Dla jego uwiarygodnienia posługując się swoimi ministrami. Sam Rostkowski do dzisiaj nie wyjaśnił swoich koneksji z bankami w Wielkiej Brytanii (kredyty!), Ani jaka role pełnił w banku Sorosa w trakcie ataku na polską złotówkę. Przypomnijmy „Minister finansów Jan Vincent-Rostowski ma kredyty na 165 000 funtów brytyjskich, zaciągnięte w komercyjnych bankach londyńskich. To właśnie niektóre banki z Londynu zaatakowały spekulacyjnie polską walutę, w wyniku, czego wiele miliardów złotych wypłynęło z kraju. Minister finansów zataił jednak w swoim oświadczeniu majątkowym – jako jedyny członek Rady Ministrów – w jakich bankach ma długi. To ewidentny konflikt interesów.”Cóż szczerość –szczerością, ale niekoniecznie trzeba być masochistą. Nic dziwnego zresztą, że wyjaśnienia merytoryczne sztabowcy PO polecają ministrom- sam kandydat pewnie znowu lałby wodę, a do kolejnych wpadek, dopuścić nie można. Dlatego na debatę o służbie zdrowia zamiast kandydata na prezydenta(, który przecież będzie musiał podejmować decyzję) –wysyła się ministra, który de facto będzie autorem rozwiązań systemowych. Sam kandydat w ten sposób udowadnia, że merytorycznie jest po prostu słaby. Co rząd każe, sługa wykona. To już nie zagrożenie władzą „bliźniaków”- to prawdziwy atak klonów PO na fotel prezydenta! Napieralski ma teraz duży problem:, jeśli poprze formalnie Komorowskiego, nutka sympatii lewicowych, która wzbudził, może mocno ścichnąć. Nie jestem meduzą, która bezbłędnie wskazuje, mecz, podczas, jaki wynik osiągnie drużyna niemiecka podczas Mundialu. Nie wiem, zatem, kto wygra. Różnice miedzy oby kandydatami są małe. Wiem jedno: wygrana Komorowskiego, to pełen dyktat PO. Wizje gremium doradczych, jakie obiecuje powołać Bronisław Komorowski, rosną jak grzyby po deszczu. Dla rolników, do służby zdrowia, dla wojska itp. Swoją asertywność doskonale pokazał, jako marszałek Sejmu, który po raz pierwszy od 1989 roku, dopuszczał do notorycznego dyskryminowania opozycji. Choćby przy powoływaniu Komisji Śledczych. Marszałek postępował skandalicznie, nie licząc się nawet z krytyką własnych koalicjantów. Interes PO był zawsze dla niego ponad wszystko. Dlatego ministrowie ruszyli do ataku. Pod opieką takiego prezydenta: Polska będzie ich. Oby tylko nie okazało się, że to postawy Rosołów, Rychów i Zbychów będą dominujące w ustawach proponowanych przez tak przyjazny, przyszłemu prezydentowi, rząd PO. P.S. Wizyta u męża śp. Barbary Blidy ,ma być dowodem na bliskie związki emocjonalne PO z Lewicą. Czy zatem Komorowski ma w planie, przed niedzielnym głosowaniem wizytę na grobie śp Lecha Kaczyńskiego oraz pełna współczucia rozmowę z bratem tragicznie zmarłego?

1maud

Komorowski wyciera sobie wąsy Blidą Miało nie być wykorzystywania tragedii smoleńskiej i gry trumnami. Tymczasem Komorowski udał się na "prywatną" wizytę do rodziny zmarłej śp. Blidy w towarzystwie kamer. Asystują mu kamery TVN, bo widocznie Polsat aż tak sobie nie zasłużył. Nie wiem jak Wy, ale ja czuję obrzydzenie. O Blidzie każdy polityk sobie przypomniał, kiedy się zastrzeliła. Właśnie, do wielu to nie dociera. Chcieliby, by na miejscu zdarzenia w 2007 roku byli Ziobro i Kaczyński. By premier pociągnął za spust, a minister sprawiedliwości zacierał po nim ślady. Nie ma tak dobrze. I największy błąd ówczesnej ekipy polegał na tym, że nie rzucono kobiety na ziemie i nie skuto w kajdanki, a pozwolono udać się do łazienki, gdzie się zastrzeliła. Naciski na  prokuratorów w tej sprawie zostały umorzone, bo dowody były niewystarczające a w opinii łódzkich śledczych prokuratorzy podejmowali decyzje, które uznawali za słuszne. Komisja śledcza pod przewodnictwem Kalisza niczego nie odkryła i nie wyjaśniła, poza paroma wrzutkami do mediów. O Blidzie tylko raz wspomniał nawet Napieralski na debacie w TVP, a przecież jego środowisko ma skłonność do przypominania o tym, kto stoi za samobójstwem posłanki. Bronisław Komorowski uznał jednak, że temat mu się przyda. Choć chyba nie rozumie, iż w I turze wyborcy niemal po równo boją się tak IV RP, jak monopolu władzy PO. Trzeba zagrać na jeszcze większych emocjach. Oczywiście całkiem przypadkowo mąż Blidy wyraził poparcie dla Komorowskiego w II turze. Jeżeli ktokolwiek gra śmiercią i trumnami w kampanii, to warto zapamiętać dzisiejszy dzień. Kolejny raz przyznam bez bicia, iż nie miałem pojęcia, jaką szopkę urządzi sobie marszałek Sejmu, byle tylko w tych wyborach wygrać. I prędzej bym się takich zagrań spodziewał po Radku Sikorskim.

Czekam, aż ktoś powie wreszcie wprost: Kaczyński zabił Blidę. Skończmy pieprzyć o atmosferze, a bądźmy konkretni, panie Komorowski. PS. A co myśli na ten temat Donald Tusk? "Uważam za rzecz wyjątkowo  obrzydliwą, kiedy politycy uprawiają taką “nekrofilię polityczną. Jest mi przykro, że minister sprawiedliwości w polskim rządzie ze śmierci  Barbary Blidy robi element swojej kampanii wyborczej. Paskudztwo." Donald Tusk, 7 października 2007 r., Lublin gw1990

O kobietach w kampanii Parytety, kongresy, uprzejmości… Miło, sympatycznie, ale czy rzeczywiście płeć ma znaczenie podczas wyborów? Oczywiście, kandydaci na wyścigi przypominają, że kobiety to bardzo ważny elektorat. Co wcale nie oznacza to, że zagadnienia związane z parytetami, równouprawnieniem płci, są czymś więcej niż tylko powierzchownym motywem w kampanii. Warto tu jednak uważnie obejrzeć nie tylko polityczną podaż, ale i popyt. Pytamy dziś zatem zaangażowane w debatę publiczną Kobiety: jeśli nie mają możliwości głosowania na kobietę, ale mogą głosować na mężczyznę, to którego poprą i z jakich powodów? Co liczy się w ich wyborze najbardziej? Krótko mówiąc, czy płeć to temat drugorzędny czy może raczej papierek lakmusowy promodernizacyjnych postaw kandydatów? Zostałam zaproszona do wypowiedzi na powyższy temat,  wklejam swój komentarz, zapraszam też do lektury komentarzy moich korespondencyjnych "współdyskutantek" na stronie Kultury Liberalnej. Im dłużej obserwuję polską politykę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że płeć – poza krótkim okresem intensywnej walki w kampanii wyborczej – nie ma w niej żadnego znaczenia. W sejmowej pracy wszyscy sprawdzają się mniej więcej tak samo. Nie dostrzegam jakiejś jakościowej różnicy między paniami-polityczkami a panami-politykami, choć nie wykluczam, że z uwagi na zachwiane proporcje panie-polityczki upodobniają się do panów-polityków, aby w polityce przetrwać, stanowiąc w niej mniejszość. I że gdyby było ich więcej, to nie polityka zmieniałaby je, ale one politykę. Ale nie ma przecież takiej pewności, a eksperymenty na żywym ciele demokracji niespecjalnie mi się podobają. Nie jestem więc zwolenniczką parytetów i nie uważam, żeby to był ważny problem. Nie jestem w tym chyba odosobniona, bo sądząc po śladowym poparciu, jakie w ostatnich wyborach prezydenckich otrzymała Henryka Bochniarz, czy jakim "cieszy się" Partia Kobiet, większość polskich kobiet wcale nie uważa, że aby były dobrze reprezentowane, muszą być reprezentowane przez kobietę. Okazuje się, że przy urnie na płeć nie bardzo zwracamy uwagę. I nie ma powodu, żeby to na nas wymuszać, narzucając partiom płciowe kwoty. Stosunek kandydatów do parytetów czy kwot nie jest więc dla mnie czymś, co biorę pod uwagę w swoich własnych wyborach. Biorę natomiast pod uwagę stosunek do kobiet w ogóle i pod tym względem Kaczyński wypada o niebo lepiej od Komorowskiego, bo niewiele o kobietach mówi i nie stara się im na siłę podlizać. Jednocześnie otacza się kobietami, które są dla niego partnerami. Dość wymienić Zytę Gilowską, czy nieżyjące już Aleksandrę Natalii-Świat i Grażynę Gęsicką. W jego kampanii wyborczej też współrządzi kobieta, Joanna Kluzik-Rostkowska, której rola nie sprowadza się do zamieszczania infantylnych komentarzy na Twitterze. Bardzo mi się podoba stosunek Kaczyńskiego do kobiet, doskonałe połączenie nie udawanego, uroczo staroświeckiego szacunku, z prawdziwym partnerstwem. Nie obserwuję kampanii zbyt uważnie, ale wydaje mi się, że w tym temacie Kaczyński nie zaliczył żadnej wpadki. Zupełnie inaczej niż jego rywal. Komorowski zalicza bowiem wpadkę za wpadką. Polityk, który jeszcze w lutym „bawił” publikę protekcjonalnym wierszykiem o parytetach: Nie mogę zrozumieć, po co wam kobiety Jakieś nowomodne, płciowe parytety Skoro w Polsce zawsze nie my kobietami Rządzimy na co dzień – lecz kobiety nami Ale jeśli chcecie władzy, to ją bierzcie Zdobądźcie Sejm polski wyzwolone wreszcie… Wypędźcie stąd mężczyzn bez prawa do łaski Pozbawcie Marszałka władzy oraz laski Niech tu laska rządzi, bądź co bądź kobieta Wyrwana z rąk męskich wskutek paryteta Kilka miesięcy później zjawia się na Kongresie Kobiet, żeby zadeklarować, że on to właściwie walczy w Platformie o parytety: „Namawiam swoje własne środowisko, aby przyjąć parytet 35-procentowy na listach wyborczych. Ale jeśli Sejm uchwali 50 procent, to też podpiszę tę ustawę”. Tyle że obywatelski projekt ustawy jak leżał w Sejmie, tak leży i jakoś nie może doczekać się poważnego potraktowania. Nie podoba mi się przypominanie sobie o nas w czasie kampanii. Nie zależy mi na parytetach, ale zależy mi na poważnym traktowaniu. Z rubasznością marszałka w ogóle mam problem, nie lubię obleśności w polityce, bo jest ona tym, co wiele kobiet od niej odstręcza. Nie podobały mi się SLD-owskie żarty o „lufach czołgów prężących się na widok Aleksandry Jakubowskiej” i uwagi o jej „kształtnej piersi”, nie podobają mi się też żarty Komorowskiego o całowaniu w rękę „bo od czegoś trzeba zacząć” czy wierszyki o tym, co ma na myśli, gdy widzi koło siebie koleżanki klubowe. Nie lubię tego rodzaju żartów w sytuacjach publicznych i mam nadzieję, że gdy już marszałek zostanie prezydentem, będzie się od nich powstrzymywał. Należę do tej pozbawionej poczucia humoru mniejszości, która nie umie docenić koszarowych żartów, takich choćby jak ten o duńskich kaszalotach. Kataryna

Dziecko nikt - cd. W sprawie dziewczynki, o której pisałem 23 czerwca (Matka Polka, ojciec Niemiec, dziecko nikt) skierowałem list:

Rawa Mazowiecka, 29 czerwca2010 roku, Pan Marek Michalak Rzecznik Praw Dziecka Pan Andrzej Seremet Prokurator Generalny RP

Pisze do Panów poruszony informacjami, jakie uzyskałem o sprawie małoletniej Pauliny Z. Sprawa dotycząca jej losów toczy się przed Sądem Rodzinnym w R.. Informacje te oraz przedstawione mi dokumenty wskazują, że 11-Paulina Z została przemocą odebrana matce, doświadcza okrucieństwa psychicznego, a jej dobro jest w najwyższym stopniu zagrożone.. Na zasadzie art. 63 Konstytucji RP i art. 241 kodeksu postępowania administracyjnego zwracam się do Panów, z wnioskiem, abyście Panowie, każdy w ramach swoich kompetencji, zajęli się tą sprawa i podjęli odpowiednie działania prawne. A oto, mnie w tej sprawie bulwersuje i niepokoi:.

Po pierwsze – Paulina Z., jako 10 letnia dziewczynka została przemocą odebrana matce, która ją od dziecka wychowywała i wydana ojcu, obywatelowi Niemiec, który wcześniej nigdy się ni ą nie zajmował. Nie było przy tym żadnych okoliczności wskazujących na to, że dobro dziecka było zagrożone, że dziecko padało ofiarą przestępstwa,  czy innych zachowań godzących w jej dobro

Po drugie – odebranie dziecka odbyło się w sposób bardzo brutalny, przemocą, mimo rozpaczliwego oporu dziewczynki, która nie chciała iść do ojca, wolała zostać z matką. Widziałem film z tego odebrania i powiem wprost, że przeprowadzono je w sposób nacechowany okrucieństwem.

Po trzecie – dziewczynka  nie została wysłuchana w momencie stanowienia o jej losie, wbrew Konstytucji i Konwencji Praw Dziecka. Sąd nie wziął pod uwagę jej zdania, choć jest ona w takim wieku, że może już wypowiadać swoje rozsądne życzenia..

Po czwarte – matka  dziewczynki, która nie jest pozbawiona praw rodzicielskich została całkowicie pozbawiona z nia kontaktu. Jest to okrucieństwo psychiczne wobec matki, ale przede wszystkim wobec dziecka, któremu  nikt nie powinien zabraniać kontaktu z matką. .

Po piąte – według twierdzeń matki, mających oparcie w relacjach innych osób niezainteresowanych w sprawie, dziewczynka jest przetrzymywana w domu jej ojca i jest odcięta od świata, nie może utrzymywać kontaktów z nikim, poza ojcem i jego konkubina, nie ma telefonu komórkowego, nie ma dostępu do Internetu. To jest faktyczne uwięzienie dziecka i bardzo groźne dla jego rozwoju odcięcie od więzi społecznych.

Po szóste – dość dziwna wydaje się decyzja o objęciu dziewczynki indywidualnym tokiem nauczania, podjęta podobno bez bezpośredniego badania dziecka. Trudno dopatrzeć się jakichkolwiek podstaw do takiej decyzji wobec dziecka, które normalnie się uczyło w szkole, nie jest chore i nie miało żadnych trudności szkolnych.

Po siódme – w dość dziwnym trybie wydawane są w tej sprawie opinie psychologiczne, dyskwalifikujące matkę, zarzucające jej bardzo poważne zaburzenia osobowości, przy czym psycholog wydający taką opinię nie miał z matką dziewczynki żadnego kontaktu, a dyskredytował ją jedynie na podstawie pism kierowanych do sądu, kierowanych w desperacji przez kobietę, której brutalnie odebrano jej dziecko. Reasumując – proszę  Panów o zajęcie się to sprawą. Wiem, że sprawa toczy się w sądzie i nikt nie powinien się wtrącać do postępowania, ale to postępowanie jest nadzwyczaj dziwne, a krzywda dziecka wydaje się oczywista.. Zwłaszcza to zamknięcie   dziewczynki, odcięcie jej od świata, każe podejrzewać najgorsze rzeczy, z molestowaniem seksualnym włącznie. Sumienie nie pozwala mi milczeć w tej sprawie i stąd prośba o zajęcie się losem Pauliny. Z Poważaniem Janusz Wojciechowski

P.S. W publikacji imię dziewczynki zostało zmienione. Janusz Wojciechowski

Warszawa jest głucha, niech usłyszy Bruksela. Polscy przedsiębiorcy, ofiary fiskusa jadą do Brukseli z rozpaczliwym protestem.

Ponad setka przedsiębiorców transportowych z województwa łódzkiego toczy dramatyczną walkę o ich gospodarcze życie, o przetrwanie własne i kilku tysięcy ich pracowników. Jeśli przedsiębiorcy włożą wory pokutne i we łzach runą do stóp naczelnika urzędu skarbowego, ucałują pierścień,  to ludzki pan może im odpuści należności. Jeśli będzie miał taki kaprys. W 2007 wybory wygrała Platforma Obywatelska... i nastała wreszcie tak długo oczekiwana wolność, przede wszystkim gospodarcza. W tym samym czasie do ponad stu przedsiębiorców transportowych województwa łódzkiego zapukał urząd kontroli skarbowej i zakwestionował za 5 lat wstecz odliczenia podatku VAT od zakupu paliwa. Przedsiębiorców obciążono obowiązkiem natychmiastowej zapłaty VAT-, należności szły w setki tysięcy, a nawet miliony złotych. To jest fragment mojego wpisu na blogu z 17 maja br. Dziś tych ponad 100 przedsiębiorców wyjeżdża do Brukseli, żeby jutro,  o godzinie 11, na Placu Schumana, pod siedzibą Komisji Europejskiej, zaprotestować przeciw niszczeniu ich firm, dorobku ich życia. Będą składali petycje i skargi, bo to co wyprawiają polskie władze skarbowe jest ewidentnie sprzeczne z elementarnymi normami prawa europejskiego, które przewiduje, że aby kogoś pozbawić prawa do odliczenia VAT-u, trzeba mu wykazać oszustwo, a tego nie wykazano żadnemu z tych ludzi. Niestety polskie władze i urzędy, z Premierem, Ministrem Finansów i Ministrem Gospodarki na czele, pozostają głuche na ich błagalne prośby nie niszczcie naszych firm, nie wysyłajcie na bruk kilku tysięcy ludzi. Wspieram ten protest myślą, mową i uczynkiem, bo nie mogę spokojnie patrzeć na tę krzywdę. Dopilnuję, żeby ich skargi i petycje trafiły gdzie trzeba i zostały należycie rozpatrzone. Mam nadzieję, że przyniesie to pozytywne skutki.Warszawa jest głucha, niech usłyszy Bruksela. Janusz Wojciechowski

Najlepszy duet dla Polski Czy po trzech latach rządzenia i zdobyciu prezydentury ekipa Tuska znajdzie w sobie energię i wolę, by przed następnymi wyborami aplikować społeczeństwu trudne reformy? – zastanawia się publicysta „Rzeczpospolitej". Wyobraźmy sobie dwie możliwe wersje rozwoju wypadków. Pierwszy – prezydentem zostaje Bronisław Komorowski. Drugi – w pałacu na Krakowskim Przedmieściu zasiada Jarosław Kaczyński. W obu przypadkach co najmniej przez rok rządem kierować będzie Donald Tusk. Jakie byłyby to prezydentury? Jak wyglądałyby ich relacje z premierem? Co z tego może wyniknąć dla państwa?

1. Komorowski – Tusk Zacznijmy od wersji z Bronisławem Komorowskim.

Deklaracje współpracy Zaczęłoby się bardzo dobrze. Pełna zgoda z premierem, deklaracje współpracy. Prezydent Komorowski zapewne nie narzucałby się aktywnością. Zwłaszcza w pierwszym roku, do wyborów parlamentarnych współpraca obu ośrodków władzy mogłaby być wzorowa. Jeśli wychodziłby z inicjatywą, to zapewne wcześniej uzgodnioną z szefem rządu. Piarowskie służby oby ośrodków dbałyby o to, by pokazywać czasem aktywność prezydenta, ale byłoby to skorelowane z tym, co robi rząd i myśli Donald Tusk. Trudno spodziewać się jakichś solowych akcji nowego prezydenta w pierwszym okresie. Po pierwsze dlatego, że sporo czasu minie – jak poprzednikom – zanim odnajdzie się w nowym budynku i kompetencjach, a także sytuacji politycznej. Po drugie – jednak wygodniejsze dla niego byłoby, jeśli po wyborach parlamentarnych w Kancelarii Premiera zasiadałby dalej Donald Tusk niż Jarosław Kaczyński, więc do wyborów będzie wspierał Platformę, a na pewno nie działał jej wbrew. Po wyborach w zależności od ich wyników sytuacja może się zmienić, ale przewidywanie na tamten czas jest wróżeniem z fusów. Jednak nawet jeśli partia Tuska dalej będzie rządziła, prezydent Komorowski zapewne po jakimś czasie będzie próbował wybić się na niepodległość i wtedy czeka nas okres może nie wojny z rządem Tuska (jeśli wciąż będzie on trwał), ale znanej nam już dobrze "szorstkiej przyjaźni". Czy bliskość polityczna dwóch ośrodków wyjdzie państwu na dobre, czy na złe?

Malutkie kroczki Z jednej strony rząd nie będzie mógł już tłumaczyć pasywnej polityki tym, że w pałacu na Krakowskim Przedmieściu rezyduje wrogi prezydent, który zawetuje każdą ważną ustawę. Jeśli reformy będą dalej stać w miejscu, nie będzie wytłumaczenia. Pytanie: czy po trzech latach rządzenia Donald Tusk i jego ekipa nagle znajdą w sobie energię i wolę, by przed następnymi wyborami parlamentarnymi nagle aplikować społeczeństwu trudne reformy? Trzy lata temu – co prawda już po wyborach – zapowiadali politykę małych kroków i dziś możemy powiedzieć, że słowa dotrzymali. Kroczki był naprawdę malutkie. Jednak dziś sytuacja wymaga działań mocnych i stanowczych. Edukacja, służba zdrowia, bezpieczeństwo energetyczne i kilka innych dziedzin wymagają działań specjalnych, a nie małych kroków czy bardzo malutkich kroczków. Jeśli nie zrobimy porządku z finansami publicznymi, grozi nam scenariusz grecki. Ponadto wiele mechanizmów państwa ciągle nie działa dobrze. I mamy ogromne szanse na poprawę sytuacji, szanse, wynikające z członkostwa w Unii Europejskiej. Krytykom sposobu sprawowania władzy przez Donalda Tuska trudno wyobrazić sobie, by rząd, mając niegroźnego mu prezydenta i perspektywę wyborów za rok, sam z siebie nagle zmienił sposób uprawiania polityki. Ale wszystko jest możliwe, ludzie się zmieniają i ugrupowania polityczne też mogą. Niebezpieczeństwem jest jednak niemal całkowity brak kontroli na rządzącymi. I możliwość przejęcia przez nich tych instytucji, których jeszcze nie przejęli. Całe państwo i wszystkie organy władzy w rękach jednej partii, to nie jest szczególnie dobry scenariusz. Obawy może budzić los mediów publicznych. Nie tyle dlatego, że mogą zostać przejęte przez "niezależnych ekspertów związanych z Platformą Obywatelska", ale dlatego, że partia Donalda Tuska będzie chciała doprowadzić do ich stopniowej likwidacji. To byłoby niezwykle groźne. Oczywiście możliwy jest też inny scenariusz. Donald Tusk, wyczuwając znakomicie nastroje społeczne, zdaje sobie sprawę, że po 10 kwietnia oczekiwania Polaków są inne, zmienia sposób rządzenia, pokazuje inną twarz, aktywnego przywódcy, podejmuje kilka ważnych, choć może nie tych najbardziej bolesnych reform. Być może, mając u boku swojego prezydenta, Donald Tusk uzna, że to jest ten historyczny moment, kiedy, mając pełnię władzy, można zacząć naprawdę przebudowywać nasze państwo, że otrzymuje szansę, aby przejść do historii jako mąż stanu i reformator. Może zda sobie sprawę, że cena za przejęcie wszystkich instytucji państwowych może być wysoka, więc będzie pilnował, by jego partia się nie rozszalała. Dokona kolejnych przegrupowań w Platformie, wzmocni takich ludzi jak Jarosław Gowin, zdecyduje się na przyjęcie jakiejś zmodyfikowanej wersji ustawy medialnej przygotowanej przez twórców... Może.

Który scenariusz jest bardziej prawdopodobny? Osądźcie państwo sami.

2. Kaczyński – Tusk Teraz wyobraźmy sobie, że w wyborach zwycięża Jarosław Kaczyński. I tu możliwe są dwa różne biegi wypadków.

Arsenał prowokacji Pierwszy: Donaldowi Tuskowi trudno znieść zwycięstwo znienawidzonego już przeciwnika i kolejne lata z prezydentem o nazwisku Kaczyński. Rusza szybko do konfrontacji. Uznaje, że osłabiając Jarosława Kaczyńskiego w pałacu, osłabi PiS przed wyborami. Ministrowie i inni politycy przy wsparciu życzliwych mediów wyciągną stary arsenał antykaczystowskich zagrywek i prowokacji. A prezydent Jarosław Kaczyński po kilku miesiącach prób prowadzenia wyważonej polityki uzna, że skoro druga strona poszła na wojnę, to i on pójdzie na zwarcie. Z ogniem w oczach. Zacznie się nam znany dobrze kolejny rozdział wojny platformersko-pisowskiej, tym razem w jeszcze bardziej ostrym wydaniu. Bo Jarosław Kaczyński potrafiłby pewnie być twardszym i sprytniejszym graczem niż jego świętej pamięci brat. Tusk zrobi wszystko, by pokazać, że chce reformować. Kaczyński robi wszystko, by pokazać, jak szkodliwe są pomysły rządu – on także musi osłabić konkurenta przed wyborami. Reformy posuwają się niewiele szybciej niż do tej pory, bo w niewielu sprawach udaje się znaleźć porozumienie. Nie udaje się, bo nikt tego nie chce. Partyjnym interesem PO będzie konfrontacja, w każdym razie do następnych wyborów. Także doradcy prezydenta Kaczyńskiego będą mówić szefowi: czas na współpracę z Tuskiem będzie po wyborach, teraz musisz go osłabić. Bo Polskę, według naszych pomysłów zbudujemy, gdy PiS wygra też wybory parlamentarne.

Polityczna współpraca Ale może czeka nas w wypadku zwycięstwa prezesa PiS zupełnie inny scenariusz? Jarosław Kaczyński otoczony jest dziś politykami z miękkiego, centrowego skrzydła Prawa i Sprawiedliwości. Załóżmy, że to, co mówi o potrzebie zakończenia politycznej wojny i współpracy w kilku najważniejszych obszarach, odpowiada jego najgłębszym przemyśleniom po katastrofie smoleńskiej. Dołóżmy do tego fakt, iż specjaliści od badań społecznych mówią mu, że dokładnie tego oczekują wyborcy. Dlaczego więc nie miałby takiej polityki prowadzić? Jeśli kampania w tym tonie przyniesie mu bardzo dobry wynik, to znaczy, że takiego Kaczyńskiego chcą Polacy. Że akceptują taką politykę i są gotowi wynagrodzić tego, który w taki sposób będzie działał. Kaczyński może uznać, że skoro to pomogło jemu, to może to pomóc i jego partii. A poza tym, trudno naprawdę wykluczyć, że w osobistej perspektywie, po stracie brata, najważniejszym i politycznym, i prywatnym celem Jarosława Kaczyńskiego stało się doprowadzenie państwa do wyższego stadium rozwoju cywilizacyjnego i zapewnienie mu silnej i bezpiecznej pozycji międzynarodowej. I co więcej, że zrozumiał, iż można to osiągnąć tylko porozumiewając się z konkurentami. Polska jest w stanie wyższej konieczności. Państwo wymaga naprawdę poważnych, szybkich reform. To zadanie jest możliwe do zrealizowania tylko przy dobrej woli najważniejszych graczy. Polsce potrzebni są dziś najsilniejsi politycy. Mający nie tylko jasne wizje polityczne, ale i sprawczą moc. Takich przywódców nie ma u nas wielu. A konkretnie – jest tylko dwóch.

Czego chcemy Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Wyrastają zdecydowanie ponad otoczenie. Czy dziś taki duet nie ma szansy, by – działając we wzajemnej konkurencji – dobrze się stymulować? Konkurować nie w tym, który silniej ugodzi przeciwnika, ale w tym, kto ma lepsze pomysły i jest bardziej odpowiedzialny? Czy na Donalda Tuska mobilizująco nie będzie działał właśnie aktywny prezydent z konkurencyjnego obozu, podsuwający co i rusz nowe propozycje rozwiązań, a jednocześnie otwarty na współpracę? Obaj politycy zdają sobie coraz lepiej sprawę, że dziś, po 10 kwietnia i po wielkiej powodzi, wyborcy nie oczekują już zapewnień o grillu czy wakacjach w Egipcie. Poczucie, że jesteśmy w stanie wyższej konieczności, jest coraz bardziej powszechne. A czas specjalny wymaga specjalnych działań. Są tacy, którzy twierdzą, że duet premier Tusk – prezydent Kaczyński mógłby być najlepszym rozwiązaniem na obecny moment w historii. Na pytanie, który duet będzie lepszy dla Polski, musi sobie odpowiedzieć każdy z nas. Zastanówmy się, czego na najbliższe lata chcemy, i jaki układ władzy daje większą szansę na jego realizację. Igor Janke

Polski barak Unii w aspekcie polityki światowej Czyli o NWO, Unii, Żydach i żydowskich sayanach. Pisząc o sytuacji polskiego baraku Unii nie można pomijać kilku najważniejszych aspektów rzeczywistego obrazu dzisiejszego świata. Przypomnę je, gdyż ogromna większość ludzi o nich po prostu nic nie wie, albo też o nich zbyt często zapomina! Po upadku ZSRR USA stała się dominującą, zwłaszcza militarnie, potęgą na świecie.W samej USA z jednej strony elity polityczne, finansowe i militarne są niewyobrażalnie zażydzone.http://dariuszratajczak.blogspot.com/2009/01/amerykaska-pita-kolumna.html
http://judeopolonia.wordpress.com/2010/05/20/usa-pod-okupacja-zydowska-henryk-pajak/

Z drugiej strony USA wydaje na zbrojenia więcej pieniędzy, niż wydają wszystkie inne państwa na świecie razem wzięte.
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=110&pid=2678

Oceniając politykę USA nie można zapominać, że mocarstwo to stało się żydowskim kastetem do podboju świata gojów. O zdobyciu absolutnej dominacji USA nad światem mówi otwarcie neokonserwatywna PNAC.
http://pl.wikipedia.org/wiki/PNAC

Przy okazji PNAC należy zwrócić uwagę na dwa istotne fakty: - Już w roku 2000 planowano atak na Irak, bez względu na to, czy Saddam Hussein będzie przy władzy czy nie! Atak nastąpił 3 lata później na podstawie sfabrykowanych przez CIA „dowodów” na broń biologiczną i chemiczną irackiego dyktatora. Rzeczywistym powodem ataku na Irak był zamiar Iraku sprzedaży ropy za inne niż dolar waluty. A to zagrażało załamaniu wartości dolara. Głównym bowiem gwarantem wartości dolara, jego niejako „pokryciem” jest jego monopol jako światowa waluta w handlu ropą naftową. - Oczekiwanie przez ideologów PNAC na „nowy Pearl Harbour”, który będzie można wykorzystać do przebudowy amerykańskich sił zbrojnych. Zamachy z 11/9 dały ideologom PNAC tę wyczekiwaną możliwość. Przy czym istotne jest, że wielu z owych neokonów pełniło odpowiedzialne funkcje w administracji Busha juniora. Nie ulega wątpliwości, że zamachy te były „inside job” Busha, CIA i Pentagonu. Ogromny wpływ na politykę Waszyngtonu i PNAC oraz na politykę Tel Awiwu posiadają judeocentrycy.
http://piotrbein.wordpress.com/2010/04/22/judeocentrycy-i-masowe-zbrodnie/
http://apocalypse-no.net/

Przy czym szczęśliwym dla świata zrządzeniem losu istnieje jak się wydaje rozłam pomiędzy dwoma ogromnie wpływowymi centrami światowego żydostwa. Z jednej strony są więc judeocentrycy, lubawiczerowie, zaślepieni wizją doprowadzenia świata do apokaliptycznego konfliktu i katastroficznych zniszczeń, co w ich przekonaniu wymusi przyjście na Ziemię ich – żydowskiego – mesjasza. Z drugiej strony istnieje niezwykle wpływowe lobby żydowskiej lichwy (Rothschild, Rockefeller, Warburg i in.) To żydowskie lobby nie chce apokaliptycznego kataklizmu. Nie chcą oni zniszczyć, chcą natomiast zdobyć na własność ludzkość i planetę (choć przy okazji zamierzają także i oni ludzkość „zdepopulować” nieapokaliptycznymi metodami o 80%). Wyrazem konfliktu między tymi dwoma żydowskimi centrami jest to, co jeden z Rothschildów, reformatorski rabin Walther, oceniając apokaliptyczne zapędy lubawiczerów mówiąc o ich planach – nazwał je „duchową chorobą”. Opisując politykę światową nie można zapominać o istnieniu grupy Bilderberga, Komisji Trójstronnej, czy utworzonej już w 1921 roku przez Rockefellera CFR.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Grupa_Bilderberg
http://pl.wikipedia.org/wiki/Komisja_Tr%C3%B3jstronna
http://pl.wikipedia.org/wiki/Council_on_Foreign_Relations

Nie można też przy tej okazji zapominać, że informacje zwłaszcza o tych dwóch pierwszych grupach są kompletnie cenzurowane w mediach – od Rydzyka, poprzez tzw. „publiczną” TV, po michnikowską GW.
http://wsercupolska.org/joomla/index.php/wiadomoci/7-wiadomosci/2586-andrzej-szubert-o-czym-media-nas-nie-informuj.html

(Nawet mój niegdyś ulubiony „niezależny” publicysta Michalkiewicz wszędzie widzi rosyjską razwiedkę, a Bilderbergów nie dostrzega).

O wpływach Bilderberga nadmienię jedynie tyle, że zrealizowany w 1989 roku pomysł „ugody okrągłego stołu” i dopuszczenia do udziału we władzy lewicowej i zażydzonej opozycji narodził się właśnie w tej grupie. Rockefeller przedstawił ten „projekt” Gorbaczowowi już wiosną 1985. Kilka lat później pomysł Bilderbergów zrealizowano. Nie można też w ocenie świata, a zwłaszcza w ocenie Unii Europejskiej zapominać, że jednym z jej pomysłodawców i założycieli był „polski” Żyd, Józef Retinger, założyciel Bilderberga.
http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Retinger

Widziana z tej perspektywy Unia to jedynie etap przejściowy do światowego państwa i światowego rządu – celu żydowskich ideologów NWO. Nadmienię tutaj na marginesie, że tenże Retinger był ponadto przynajmniej wtajemniczony (jeśli nie coś więcej) w zamach na gen. Sikorskiego. Dlatego w tej jednej jedynej, zakończonej katastrofą w Gibraltarze podróży owczesnego premiera rządu emigracyjnego nie brał on udziału. Opisując współczesny świat nie można też zapominać o bezprzykładnym i permamentnym ograbianiu przez światową lichwę zarówno osób prywatnych, jak i budżetów państw wymyślonym przez banksterów bandyckim systemem bankowym. http://marucha.wordpress.com/2010/05/19/najwiekszy-szwindel-bankierow/

Zadłużenie całego świata, rządów, państw i narodów jest efektem prawa banksterów do robienia pieniędzy z niczego, w formie udzielania kredytów. http://www.youtube.com/watch?v=Ue_lzEIVhnE

Dopiero ktoś uzbrojony w znajomość powyższych faktów jest w stanie zrozumieć to, co dzieje się na świecie. Do należytej oceny sytuacji w Polsce konieczne są jeszcze dodatkowe, lokalne, „polskie” uzupełnienia. A więc wypowiedź żydowskiego pisarza Artura Sandauera: „W czasie wojny zginęli prości Żydzi i wybitni Polacy. Uratowali się wybitni Żydzi i prości Polacy. Dzisiejsze społeczeństwo w Polsce to żydowska głowa nałożona na polski tułów.Żydzi stanowią inteligencję, a Polacy masy pracujące.” Pomocna też jest znajomość tajnego referatu żydowskiego zbrodniarza, Jakuba Bermana.
http://grypa666.wordpress.com/2010/01/23/stenogram-z-tajnego-referatu-bermana-w-1945-r/

Rzeczywisty stan zażydzenia Polski jest nieznany. Jedno jednak nie ulega wątpliwości – Polska jest po prostu żydowskim folwarkiem. I to już od 1944 roku. Przy czym ogromna większość Żydów wykorzystała wojenny zamęt do zmiany nazwiska. Po wojnie udawali oni etnicznych Polaków, choć pomiędzy sobą doskonale się rozpoznawali. Zapewne jednym z powodów zawyżania żydowskich ofiar II wojny światowej był zamiar zatarcia żydowskich korzeni tych niby „Polaków”. Nikt nie będzie posądzać ich o to, że są oni Żydami, gdy wmówi się ludziom, że Żydów nieomal doszczętnie rzekomo wymordowali hitlerowcy. Na temat holokaustu nadmienię jedynie jeszcze tyle, że najbardziej znany „łowca” zbrodniarzy hitlerowskich, Szymon Wiesenthal przeżył 12 obozów koncentracyjnych.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Szymon_Wiesenthal

Wśród nich były nawet te, zaliczone przez żydostwo do obozów zagłady. A jednak Wiesenthal, mimo panującego w nich holokaustu i te” obozy zagłady” jakoś przeżył… Nie wiadomo dokładnie, kiedy światowe żydostwo zrezygnowało z podboju świata przy pomocy sowieckiego, zażydzonego bolszewizmu. Wiadome jest, że po śmierci Stalina władze ZSRR dokonały stopniowego samo-odżydzenia się, przestały być paranoidalnie zbrodnicze, pozostając stopniowo łagodniejącą dyktaturą. Najpóźniej zaś podczas tzw. „wojny sześciodniowej” (1967) ZSRR stała już po stronie państw arabskich przeciwko Izraelowi. To właśnie najpóźniej wtedy światowe żydostwo wydało na ZSRR wyrok. Cała polityka USA i NATO, które już wtedy były nowym narzędziem do podboju świata przez żydostwo, podporządkowana była celowi zniszczenie wroga Izraela – ZSRR. Komfortowa w okresie stalinizmu sytuacja Żydów w PRL po październiku 1956 uległa pogorszeniu. Pokazowo nielicznych z nich „ukarano” łagodnymi wyrokami, innych usunięto w cień bez wyciągania wobec nich jakichkolwiek konsekwencji. Od tego momentu należało już dużo staranniej ukrywać swoją żydowskość. Jednak przez całe 45 lat istnienia Polski „ludowej” była ona w rękach Żydów. Nawet 1968 rok nie uszczuplił dotkliwie ich dominacji. Ukarano jedynie tych, którzy zbyt jawnie cieszyli się ze zwycięstwa „naszych” Żydów z „ich” (sowieckimi) Arabami w wojnie z 1967 roku. Nagonka ta miała to do siebie, że tym bardziej udoskonalili wtedy Żydzi metody kamuflażu i udawania bycia Polakami. O wpływach żydostwa po 1956 i po 1968 świadczy choćby to, że główny żydowski zbrodniarz okresu stalinowskiego – Berman – w 1983 roku odznaczony został medalem Krajowej Rady Narodowej. http://pl.wikipedia.org/wiki/Jakub_Berman

Inny żydowski zbrodniarz, Salomon Morel nawet po 1956 nadal robił w PRL karierę. Temu katowi nawet tzw. „wolna i demokratyczna” III RP, już po ucieczce Morela przed procesem karnym do Izraela do końca życia wypłacała „zasłużoną” zbrodniami emeryturę.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Salomon_Morel

Tak zwana transformacja była elementem planów Bilderberga i miała na celu doprowadzenie do stopniowego rozpadu głównego przeciwnika zażydzonej USA – ZSRR. W Polsce transformacja polegała na odrzuceniu przez rządzące Polską żydostwo zbytecznej już w tym momencie maski „komunistów”. W celu uwiarygodnienia „transformacji” do udziału we władzy zaproszono żydowską część opozycji, będącej w dużej mierze agenturą CIA. Polskę dla niepoznaki „transformowano” powoli. Miało to na celu utrzymywanie mitu istnienia w Polsce znaczącego wpływu „postkomuny” i sowieckiej, a później rosyjskiej agentury. Mit ten był konieczny, aby przekonać społeczeństwo do konieczności wejścia Polski do NATO i do Unii, jako gwarantów naszego bezpieczeństwa i „suwerenności”. Przy czym już wówczas, od 1989 roku, o awansach i karierze decydowało podjęcie kolaboracji ze światowym żydostwem. Próby zaistnienia na scenie politycznej partii czy ugrupowań niezależnych od żydostwa od początku były medialnie i politycznie przez żydowskich sayanów rządzących Polską torpedowane. Np. LPR i Samoobronę tylko po to wciągnięto do koalicji z PiS-em, aby je zniszczyć. Najpóźniej od podpisania Traktatu Lizbońskiego Polska stała się oficjalnie barakiem Unii. Wszystkie liczące się obecnie partie do tej niechlubnej „transformacji” państwa w unijny barak się przyczyniły. Żydowski sayan Kwaśniewski-Stolzman w imieniu Polaków w Jedwabnem przepraszał Żydów za tę „polską” zbrodnię. Mógł to uczynić, bo inny żydowski sayan, Lech Kaczyński nie dopuścił do ekshumacji i dokładnego zbadania okoliczności tego, co naprawdę w Jedwabnem się wydarzyło. Bliźniaczy brat Lecha, a więc kolejny żydowski sayan Jarosław, w 2003 roku krzyczał w sejmie, że bandycka agresja zażydzonej USA na Irak „to także nasza wojna”. To on ponosi osobiście współodpowiedzialność za śmierć naszych żołnierzy, z których – hańbiąc polski mundur – zrobiono pomagierów okupanta. Nawet PO, wbrew posądzaniu jej o agenturalną zależność od Rosji jest żydowskim kibucem. Ta osławiona aferami szajka sabotażystów gospodarczych i „lodziarzy” jest tak samo proeuropejska, proamerykańska i prożydowska, jak PiS. Krążących pogłosek, że Tusk obiecuje Izraelowi pomoc w agresji na Iran nie należy lekceważyć. http://www.pardon.pl/artykul/4531/tusk_obiecuje_izraelowi_polska_pojdzie_na_wojne_z_iranem
Więcej o zbliżającej się agresji na Iran można znaleźć tutaj:

http://newworldorder.com.pl/artykul.php?id=2245

Podejrzliwość co do realności polskiej „pomocy” Izraelowi wzmacnia fakt, że bliski współpracownik Komorowskiego jest aktywistą w żydowskiej loży:
http://gegenjay.wordpress.com/2010/04/19/bliski-wspolpracownik-bronislawa-komorowskiego-kieruje-zydowska-loza/
Także wypowiedzi samego Komorowskiego odnośnie np. polityki polskiego baraku wobec Białorusi (w debacie z Kaczyńskim) pokazują jednoznacznie, że jest on żydowsko-unijnym agentem.

http://wyborcza.pl/1,75478,8070792,Stenogram_debaty_kandydatow__Czy_Polska_jest_jedna_.html?as=9&startsz=x

Komorowski zamierza wspierać agenturalny odłam polskiej polonii na Białorusi, optuje też za uprawianiem ideologicznej dywersji wymierzonej przeciwko Łukaszence. Obłudne zdanie końcowe Komorowskiego: „Powoli krok za krokiem, ale doprowadzimy Białoruś do standardów demokratycznych” pokazuje, że ta prożydowska marionetka (też sayan?) zamierza pomóc światowemu żydostwu w podbiciu i zażydzeniu suwerennej Białorusi na wzór polskiego baraku. Jest to zresztą u Komorowskiego zrozumiałe. Sam jest niewolnikiem i agentem żydostwa, dlatego drażni go białoruska niezależność Łukaszenki. Zastanawiające jest tylko, dlaczego PO nagle pokazuje się jako partia zdecydowanie prożydowska. Liderzy tego kibucu są przecież świadomi faktu, że spadek popularności PiS spowodowany był prożydowskimi ekscesami Kaczyńskiego. Nawet rozbudzony Smoleńskiem „patriotyczny” amok sympatii do Kaczyńskich okazał się być jedynie krótkotrwałym zaślepieniem. Bliźniak „prezydenta” ganiającego w jarmułce po Belwederze wbrew przywidywaniom nie zajął pierwszego miejsca w pierwszej turze wyborczego plebiscytu. Być może właśnie niepokojąca jest dla żydowskich strategów przewaga ukrywającego swoje prożydowskie oblicze PO nad PiS-em. I to właśnie skłoniło ich do zmiany strategii. Pragną przywrócić większą równowagę sił pomiędzy PO a PiS-em. Jeśli nie ma innej możliwości, należy zniechęcić co niektórych sympatyków PO jej prożydowską polityką. A tych zniechęconych przejmą z przyjemnością PiS, PSL czy SLD. A wszystko to inscenizowane jest zgodnie z zasadą niedopuszczenia do głosu „wykluczonych”. Taktykę tę omawiały partyjne kibuce u żydowskiego „filantropa” Sorosa.
http://wsercupolska.org/joomla/index.php/warto-przeczyta/6-warto-przeczytac/2340-jozef-bizo-pis-w-fundacji-batorego-georgea-sorosa.html

W tym wszystkim schizofrenicznie brzmią kolportowane nadal w internecie wysiłki domorosłych Sherlocków Holmesów, prowadzących „śledztwo” Smoleńskie. Jednym z takich „śledczych” jest Tomasz Małecki. Absurdalne jest jego stwierdzenie: Putin znienawidził Lecha Kaczyńskiego za za jego niezwykle skuteczną politykę zagraniczną. Za wspieranie pomarańczowej rewolucji, powstrzymamie inwazji wojsk rosyjskich w Gruzji poprzez przyjazd z prezydentami państw nadbałtyckich bezpośrednio w czasie wojny i działania dyplomatyczne na forum europejskim. Prawdopodobnie najbardziej szkodliwe dla Rosji było jednak czyszczenie WSI z rosyjskiej agentury.
http://sites.google.com/site/katynii/

Mimo nalegań Kaczyńskiego o poparcie dla Gruzji zażydzona Unia ją właśnie musiała uznać za winną wywołania konfliktu zbrojnego z Rosją. Prowokacja gruzińska była szyta zbyt grubymi nićmi. Mimo poparcia Kaczyńskiego dla Juszczenki, ten amerykańsko-żydowski agent i miłośnik Bandery sromotnie przegrał ostatnie wybory. Mimo poparcia Kaczyńskiego dla prowokatorki Borys Łukaszenko nadal ma się dobrze, a prowokatorka musiała ustąpić. Nawet zabiegi Kaczyńskiego o „tarczę” skończyły się jego porażką. Tym boleśniejszą, że Obama odwołał „tarczę” przeciwko Rosji w rocznicę sowieckiej agresji – 17 września – co dla rusofoba Kaczyńskiego było bolesnym policzkiem. Nawet zniesienia wiz do USA Kaczyński nie osiągnął. A Małecki mimo to bredzi o skutecznej polityce Kaczyńskiego.

Co zaś tyczy się „czyszczenia” WSI z rosyjskiej agentury… W momencie rozbijania WSI przez Macierewicza istniała tam już tylko szczątkowa, nieprzewerbowana przez NATO i Izrael agentura Kremla. Akcja PiS sprawiła, że obecnie cały wojskowy wywiad jest agenturą żydowską. Ale to zaślepionym „patriotom” – rusofobom naturalnie nie przeszkadza. Oni jedynie Rosjan się boją. Jedynie skuteczny, niestety – chciało by się rzec – był Kaczyński w zażydzaniu Polski. Tak dalece zasłużył się żydostwu, że serdecznie ubolewał nad jego śmiercią naczelny rabin polski:

http://www.polskawalczaca.com/viewtopic.php?f=3&t=7504

I tak właśnie wygląda dzisiejsza rzeczywistość nad Wisłą.

Zostaliśmy w ciągu 20-lecia tzw. III RP skutecznie zwasalizowani, zażydzeni, a na koniec jeszcze „zabarakowani”.

Co będzie dalej z zażydzonym polskim barakiem w zażydzonej Unii? Kto ostatecznie zostanie przelicytowany jako nadzorca polskiego baraku Unii jest nieistotne. Z tej prostej przyczyny, że lokator Belwederu nie posiada realnej władzy. Istotniejsze jest przygotowanie się do przyszłych wyborów do sejmu. Bo tylko na tej drodze (pomijając bunt społeczeństwa) możliwe jest powolne zejście Polaków z drogi dalszej samozagłady państwa i dalszego przerabiania polskiego baraku na jeszcze bardziej zażydzony folwark. Istotne jest, aby do jak największej ilości Polaków dotarła bolesna prawda – PO, PiS, PSL i SLD bez względu na głoszone hasła są taką samą prożydowską, prounijną i proamerykańską agenturą forsującą w Polsce nie polskie a żydowskie interesy. Polski barak Unii do tego stopnia został poddany wpływom i interesom żydostwa, że nawet IPN – przez patriotów ukochana i broniona przed zakusami Komorowskiego i „komuchów” instytucja stoi na straży żydowskiej wersji historii. Najpierw zaszczuty, a niedawno zamordowany Dariusz Ratajczak odpowiadał przed sądem za złamanie artykułu 55. ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Polskiemu historykowi nie przysługuje więc nawet w Polsce prawo badania wszystkich skomplikowanych aspektów naszej historii sprzed kilkudziesięciu lat. Musi podporządkować się on obcej, narzuconej nam przez „przedsiębiorstwo holokaust” jej wersji. A na straży posłuszeństwa historyków stoi właśnie Instytut Pamięci Narodowej! Jakiego narodu pamięci – chciałoby się zapytać? Naród który nie zna i nie dba o własną, a troszczy się o cudzą historię, o cudze mity, skazany jest na zagładę. Andrzej Szubert

Słowo na “m” Ostatnie dni kampanii wyborczej biegną pod znakiem niezborności działań sztabu PiS i jeszcze większej, graniczącej z paniką niezborności działań sztabu PO. W obu wypadkach przyczyna zawiera się w tym słowie, choć mechanizm błędu jest odwrotny To słowo-klucz ostatnich dni kampanii brzmi: mobilizacja. Mobilizacja elektoratu, oczywiście. Nikogo więcej już się nie da przekonać, teraz chodzi już tylko o to, by tych gotowych poprzeć naszego kandydata doprowadzić do urn. Sztab PiS zakłada najwyraźniej, od samego początku kampanii, że ma tę sprawę załatwioną i mobilizować twardego elektoratu już nie musi. W związku z czym Jarosław Kaczyński odmawia wywiadu „Naszemu Dziennikowi”, robi afronty czytelnikom „Gazety Polskiej”, w politycznej grze o pozyskanie części elektoratu lewicowego zapędza się aż do absurdu, a na debacie nie korzysta nawet z tak doskonałych okazji do wykazania skończonej obłudy rywala, jak sprawa kontraktu gazowego (wiążącego nas na 27, a nie, jak powiedział, 20 lat) czy doprowadzenia przez rząd Tuska w imię populistycznej obietnicy  zniesienia poboru do kompletnej degrengolady i praktycznego unicestwienia naszych sił zbrojnych. W ogóle Jarosław Kaczyński sprawiał wrażenie, jakby na wyniku tej pseudo-debaty i całych wyborów średnio mu zależało. Wśród komentatorów zderzają się dwie teorie. Jedni twierdzą, że prezes PiS wcale nie chce wygrywać, woli oddać na rok Belweder rywalom i tak mającym już prawie całą władzę, aby tym łacniej się skompromitowali, i w najbliższych wyborach zagrać o pulę konstytucyjną, jak udało się to Orbanowi na Węgrzech. Inni mówią, że po śmierci brata i w obliczu ciężkiej choroby matki prezes naprawdę jest przytłoczony nieszczęściem i ta energia, wola zwycięstwa, która napędzała go przez ostatnich dwadzieścia lat, gdzieś wyparowała. Nie wiem. W PO dokładnie odwrotnie. Sondaże − nie tylko te na szerokiej próbie, zamawiane specjalnie dla sztabów, nawet zwykła gazetowa masówka − pokazują wyraźny spadek frekwencji, i to właśnie w grupach, na które PO najbardziej liczyła. Elektorat od „zabierania babci dowodu” nie kupił leśnego dziadka ze szlacheckiego dworku, a duża część obrazowanszcziny dała się przekonać uporczywej propagandzie, że PO i tak wygra. Jednym i drugim nie chce się psuć sobie urlopowych planów − co innego zadeklarować ankieterowi, gdy przyjdzie albo zadzwoni, że się popiera, oczywiście, kandydata jedynie słusznego, a co innego fatygować się do punktu wyborczego. Platforma i salon nie wiedzą, jak z tego wybrnąć. Upierać się nadal, że „wszyscy” będą głosować na Komorowskiego, żeby, jak to w propagandzie salonu przyjęte, cementować wśród swoich lemingów poczucie uczestnictwa we wspólnocie lepszych, znaczy w tej sytuacji umacniać demobilizujące przekonanie, że Komorowski i tak wygra, nie warto więc sobie psuć słonecznego dnia. Straszyć „widmem IV RP” i rzekomymi zbrodniami PiS też może mieć skutek przeciwskuteczny, bo wiadomo choćby z poprzednich wyborów, że agresja mobilizując zwolenników zmobilizować może jeszcze mocniej przeciwników, poza tym, podgrzewając atmosferę można zwyczajnie „przepalić”, czego wyraźne oznaki pojawiły się po słowach Palikota o „zastrzelimy i wypatroszymy Kaczyńskiego”. Chyba te oznaki spowodowały, iż po sobotnim wystąpieniu Tuska, agresywnym jak rzadko (w taki sposób wypowiadał się, ogłaszając wojnę, tylko zaraz po ujawnieniu afery hazardowej – samo to wskazuje na stopień paniki) w niedzielę Komorowski deklarował przyjaźnie, że zawsze się może z Kaczyńskim dogadać. Jak to − dogadywać się z człowiekiem, który jest zagrożeniem dla demokracji, państwa, mordercą Blidy i psychopatą owładniętym żądzą władzy? Obrazowanszczina znosi dzielnie każdą niekonsekwencję i każdy „kalizm” swych idoli, ale gdy w tak krótkim czasie wypuszcza się ją na Kaczyńskiego i zaraz go zachwala − nawet i ona może się zwyczajnie poczuć rolowana. RAZ


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
215 a
215 Bibliografia załącznikowa II
Dz U 2008 nr 215 poz 1366
215
215
215 Manuskrypt przetrwania
214 215
214 i 215, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
10.215.1414
215 722104 podkuwacz koni
15 Nature Nano 3 210 215 2008id Nieznany (2)
cz 10 s 161 215 Sliz
mercedes 211 215 220 230 sprezarka
38jfmt 215 220
Instrukcja 1 termodynamika techniczna id 215
215
odp 180 215 id 331976 Nieznany

więcej podobnych podstron