Współczesne interpretacje dzieł literatury polskiej


"I Wstęp"

 

  Myślę, że najlepszym początkiem moich rozważań na temat interpretacji filmowych będzie przytoczenie wypowiedzi jednego z najwybitniejszych reżyserów polskich A. Wajdy które skierował do studentów filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie tuż przed przystąpieniem do realizacji swego najnowszego filmu :

Przede wszystkim, literatura to słowa. Obrazy, które się z nich rodzą, są własnością każdego z nas. Są na miarę naszej własnej wyobraźni. (...) Jak więc przemieść na ekran poemat, którego piękno jest w słowach, który jest równocześnie dydaktyczny, epicki i narodowy? Mam silną obawę, że dziś nikt nie potrzebuje takiego filmu. Masowy oglądacz telewizji uważa, że dydaktyczny to znaczy głupi, epicki to znaczy nudny, a narodowy to coś podejrzanego. Czy warto zatem przenosić na ekran "Pana Tadeusza", skoro może to narazić arcydzieło na tak liczne przykrości? W dodatku, jakaż odpowiedzialność dla reżysera, który musi znaleźć ekranową formę tego utworu! Co zostanie z poematu, jeśli zastąpią go obrazki? Romans pana Tadeusza zakończony ślubem z Zosią?

Nie bez znaczenia jest również fakt, że jak długo szeroka publiczność nie czyta "Pana Tadeusza", tak długo ma przynajmniej kompleks z tego powodu. Kiedy go obejrzy w telewizji - kompleks ten zniknie! Może nadszedł czas, aby "Pan Tadeusz" zamiast pod strzechy trafił do tych, którzy umieją czytać prawdziwą literaturę i rozkoszować się olimpijską doskonałością tego utworu: czyli do elity. Śmiały to pogląd, ale uprawomocniony stanem masowej kultury.

Czym właściwie jest adaptacja ? Bez wątpienia jest ona bardzo złożonym procesem w którym nie sposób pominąć jest podstawowych kroków modyfikacji :
Redukcja
Inwersja (przestawienie pierwotnego układu elementów )
Substytucja (wymiana jednych elementów na drugie)
Amplifikacja (dodanie nowych elementów których nie było w oryginale
Transakcentacja ( przeniesienie akcentu z jednego wątku z częściowym lub całkowitym wyeliminowaniem drugiego)
Zatem zgodnie z etymologią tego słowa znaczy ono przystosowanie się do nowych warunków - nie jest zatem statycznym układem zależności między filmowym a utworem literackim a raczej ponownym wykonaniem projektu dzieła literackiego w tworzywie i języku filmu w wyniku którego dzieło jest coraz mniej reprodukcją swego pierwowzoru .
Przekład filmowy jest zatem przekładem komotowanym - jak twierdzi krytyk filmowy BARTHES Roland,- gdzie przekaz ze znaków innego systemu czyni swoje elementy znaczące .Dobry przekład wg. Wojtasiewicza powinien zatem oddziaływać na psychikę odbiorcy tak ażeby odtworzyć uczucia założone przez autora pierwowzoru .Musi zatem przełożyć tekst na język tak aby język wywołał u odbiorcy podobne odczucia co tekst w języku .
Jednak zanim film mógł uzyskać taką formę jak obecnie musiał przejść długą ewolucje
Wiek XX nie bez znaczenia nazywany jest wiekiem filmu ,bo podobnie jak w XIX w.(wieku litery ) człowiek wierzył bezkrytycznie w słowo pisane tak XX w. większość ludzi uważa że to co powiedziane w telewizji jest jedyną prawda .Te zmianę zauważamy już w latach 80 ale prawdziwa ekspansja ruchomych ,kolorowych obrazków to lata 90 .
Film swoimi korzeniami sięga już końca 19 w. podejmowane były wtedy pierwsze próby tworzenia niemych , krótkich filmów które porównać można do modelu ruchomej ilustracji Dużym problemem wczesnej kinematografii był fakt że utwory tak ekranizowane już jako film były mało czytelne dla kogoś kto nie znał ich źródła .Następnym utrudnieniem był fakt że autorzy nie mogli sobie pozwolić na ekranizowanie całości utworu (cena ) tworzyli zatem tylko nieco doskonalsze ilustracje dużą przeszkodą był także brak dźwięku .
Następna dominanta to nieco bardziej doskonały model ekranizacji , polegający na wykorzystaniu literatury jako źródła tematów , struktur fabularnych ,technik narracyjnych .W tym momencie wyróżnić możemy już dwa kierunki interpretacji tekstu :
Odtworzenia (imitacji )
przetworzenia (transformacji )
Pierwszym znanym "ekranizatorem" był David Wark Griffith powiedział on kiedyś że dla niego adaptacja tekstu to twórcze przystosowanie dzieła literackiego na potrzeby reguł widowiska filmowego .
Ten znakomity reżyser tamtych czasów przyznawał się do tego że sztuki narracji uczył się z powieści Dickensa
To w jaki sposób opanował ten znakomity kunszt widać już w jego pierwszych filmach Narodziny narodu (1914) Nietolerancja (1916). Zatem prawdziwym stwierdzeniem będzie to że uczono się reżyserii od pisarzy .
Następne , już trzecie stadium ewolucji adaptacji to model kopii -repliki pierwowzoru literackiego ,film jest tu traktowany jako kopia oryginału "drugie wydanie "adaptator -kopista pozostaje najczęściej w cieniu pisarza . Jest to chyba najmniej twórczy rodzaj adaptacji filmowej opierający się głownie na jak najlepszym odwzorowaniu rzeczywistości przedstawionej w książce .
I w końcu doszliśmy do znanego nam obecnie modelu interpretacji tekstu który jest najbardziej twórczym sposobem przekazu literatury .W tym modelu adaptor staje się nie tyle tłumaczem co artystom który wychodząc od jednego dzieła tworzy drugi odrębne .tak więc jak twierdził Henri Jeanson "film nie może być wierną rekonstrukcją powieści .Film nie może być sprawozdaniem z niej . Powieść to jedna rzecz a film to druga .
Adaptacja powieści polega na znalezieniu złotego środka nie kopiowaniu treści powieści ale także nie pozostawieniu z całego utworu li i jedynie tytułu .
Dobra adaptacja to zatem podstawa dobrego filmu gdyż mimo że dzisiejsza tak zwana kultura mas zdominowana została przez system audiowizualny to film paradoksalnie detronizując słowo podnosi jego znaczenie . i mimo że nastąpiła równocześnie bardzo szybka inwazja obrazu co spowodowało wzrost znaczenia roli percepcji wzrokowej to przecież nie byłoby filmu bez słowa pisanego .
Bo przytaczając znów słowa A. Wajdy:
Czy literatura to tylko słowa? Nie, przecież z nich rodzą się znaczenia i symbole. Rodzi się komunikacja między ludźmi. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy ma znak graficzny: serduszko. Skąd miliony telewidzów wiedzą, co ten znak oznacza? Ano poeci umieścili niegdyś nasze uczucia w sercu. Z literatury mogą więc powstawać pojęcia i obrazy zrozumiałe dla wszystkich.
Poniżej  znajduje się spis filmów /interpretacji/ ->

 

SPIS FILMÓW /INTERPRETACJI/

PAN WOŁODYJOWSKI

POTOP

OGNIEM I MIECZEM

PAN TADEUSZ

WESELE

LALKA

LAWA

KRZYŻACY

 "II Pan Wołodyjowski"

 

  Widowiskowa ekranizacja powieści Henryka Sienkiewicza zrealizowana z wielkim rozmachem i olbrzymim nakładem środków finansowych. Koszt produkcji osiągnął zawrotną, jak na owe czasy, sumę 40 milionów złotych. Na potrzeby filmu wzniesiono kilka ogromnych dekoracji plenerowych. W ruinach zamku w Chęcinach została zrekonstruowana twierdza kamieniecka, wybudowano miasteczko Raszków oraz fortyfikację chreptiowską. Zdjęcia były kręcone m.in. w Bieszczadach, w okolicach Białego Boru w województwie koszalińskim, a także w Związku Radzieckim w ruinach XVI-wiecznego grodu tatarskiego oraz w halach łódzkiej wytwórni filmowej. W niektórych scenach brało udział po kilka tysięcy statystów, ubranych w kostiumy zaprojektowane z ogromną dbałością o szczegóły. W tytułowego bohatera filmu znakomicie wcielił się nieżyjący już Tadeusz Łomnicki. Aby solidnie przygotować się do roli "małego rycerza", aktor poświęcił pół roku na naukę jazdy konno, ponadto przez rok zgłębiał tajniki szermierki. Niezapomnianą kreację stworzyła również Magdalena Zawadzka, odtwórczyni Baśki, wiernej towarzyszki życia pana Michała. Jak pisali recenzenci, wszystkie role w filmie zagrane były po mistrzowsku, nawet epizodyczne urosły do rangi pierwszoplanowych. Cała prasa w nieskończoność chwaliła Mieczysława Pawlikowskiego jako dobrodusznego, pełnego humoru Zagłobę, Barbarę Brylską jako romantyczną Krzysię, a także zakochanego w niej do nieprzytomności Ketlinga, czyli Jana Nowickiego, czy wreszcie Hankę Bielicką jako wspaniałą stolnikową i innych. Dużo się mówiło i pisało o młodym aktorze Danielu Olbrychskim, który na długo pozostał w pamięci widzów jako niezrównany, okrutny Azja Tuhajbejowicz. Uroczysta prapremiera "Pana Wołodyjowskiego" odbyła się 26 marca 1969 roku w Kielcach, a premiera dwa dni później w warszawskim kinie Kongresowa. Przygotowano 70 kopii filmu, co pozwoliło na szersze rozpowszechnianie. "Pan Wołodyjowski" bił rekordy popularności i uznany był za najbardziej kasową produkcję w historii kina polskiego.

"III Potop"

 

  Historia "Potopu" obejmuje okres najazdu szwedzkiego na Polskę, czyli lata 1656-1660. Andrzej Kmicic, hulaka i zabijaka ale jednocześnie dzielny żołnierz, nieświadomie wiąże się przysięgą ze stronnikami króla szwedzkiego - rodem Radziwiłłów. Posądzony przez brać szlachecką o rabunki, porwanie i służbę u wroga Kmicic, pod zmienionym nazwiskiem, postanawia służyć ojczyźnie. Ma nadzieję, że w ten sposób zmaże z siebie piętno zdrajcy. Z narażeniem życia walczy więc pod Częstochową, gdzie wysadza szwedzką kolubrynę. Trafia do niewoli, ale udaje mu się uciec na Śląsk gdzie przebywa Jan Kazimierz. Podczas powrotu króla do Polski, broni go podczas walki w górskim wąwozie. Ciężko ranny wyjawia mu swoją przeszłość, ale za pełne poświęcenia czyny zostaje zrehabilitowany przez władcę. Walczy w dalszych bitwach, na czele oddziału tatarskiego bierze do niewoli księcia Bogusława Radziwiłła. Ranny w dalszych walkach, pragnie umrzeć w rodzinnych stronach. Jednak widok i opieka Oleńki dodaje mu sił. Królewski uniwersał, który w pełni rehabilituje Kmicica i nagradza starostwem, uświadamia wszystkim jak niesłuszne były zarzuty o zdradę. Oprócz dobrego imienia, bohaterski szlachcic, odzyskuje także miłość swojej ukochanej.
"Potop" to film, który nawet dziś, po ekranizacji "Ogniem i mieczem", zachwyca swoim ogromem. W obrazie tym wystąpiło prawie czterystu aktorów i tysiące statystów. Wyłącznie do celów tego filmu na terenie ZSRR stworzono ogromne dekoracje. Zbudowano tam Wodokty, Wołmontowicze i Lubicz. Przygotowano 23 tysiące kostiumów i tysiące rekwizytów, a w elbląskim "Zamechu" wykonano kolubrynę. Monumentalność obrazu widać także w zrealizowanych z ogromnym rozmachem scenach bitewnych.
Jeszcze przed realizacją "Potopu" kontrowersje budziła obsada głównych ról - Daniela Olbrychskeigo jako Kmicica i Małgorzaty Braunek jako Oleńki. Jednak Jerzy Hoffman nie uległ głosom sprzeciwu, a aktorzy w pełni zaprezentowali swoje umiejętności. Oczywiście trudno mówić tylko o tej dwójce, bo wszyscy grający główne role w "Potopie", zasługują na wyróżnienie. To samo tyczy się całej ekipy realizującej film, z reżyserem i współscenarzystom Jerzym Hoffmanem na czele.

 

"IV Ogniem i Mieczem"

 

  Film Jerzego Hoffmana pt Ogniem i mieczem , zrealizowany na podstawie powieści H . Sienkiewicza o tej samej nazwie . W tym Momencie po-winienem przytoczyć biografię zarówno Hoffmana i Sienkiewicza ; zacznę od tego pierwszego (1932-), polski reżyser i scenarzysta filmowy. W 1955 ukończył wydział reżyserii na moskiewskim WGIK-u. Wyróżnił się jako twórca krótkome-trażowych filmów dokumentalnych współpracując z E. Skórzewskim. Wspólnie zrealizowali: Uwaga, chuligani! (1955, nagroda Syreny Warszawskiej), Dzieci oskarżają (1957), Pamiątka z Kalwarii (1958, nagroda na MFF w Moskwie w 1960, Grand Prix na MFFK w Oberhausen w 1966, Nagroda Specjalna Jury na MFF we Florencji, 1967), Typy na dziś (1959, wyróżnienie na FF w Mannheim), Dwa oblicza Boga (1960, nagroda Złoty Lajkonik na OFFK w Krakowie), i in. W kategorii filmów fabularnych był reżyserem i scenarzystą, współpracując z E. Skórzewskim: Gangsterzy i filantropi (1962), Prawo i pięść (1964), Trzy kroki po ziemi (1965, Srebrny Medal na MFF w Moskwie). Samodzielnie reżysero-wał filmy: Pan Wołodyjowski (1968), Potop (1974, Grand Prix na FPFF w Gdańsku, nominacja do Oscara), Trędo-wata (1976), Znachor (1981) i in. Teraz przyszła pora na drugą biografię: Sienkiewicz Henryk, pseudonim Litwos (1846-1916), polski prozaik. Laureat Nagrody Nobla 1905. Jeden z najpopularniejszych pisarzy XX w. Wywodził się z zubożałej rodziny ziemiańskiej. Od 1855 przebywał w Warszawie, 1866-1869 studiował prawo, do 1871 także w Szkole Głównej (Wydział Filologiczno-Historyczny) i na rosyjskim Uniwersytecie Warszawskim.1872-1887 pracował jako reporter i felietonista, 1874-1878 współwłaściciel dwutygodnika Niwa, 1882-1887 redaktor dziennika Słowo. W latach 1876-1878 jako korespondent Gazety Polskiej przebywał w Ameryce Północnej, podejmując wraz z grupą przyjaciół (m.in. z H. Modrzejewską) próbę stworzenia w Kalifornii komuny rolnej. 1886 odbył podróż do Konstantynopola, Aten i Włoch, następnie do Hiszpanii, w 1890 udał się na wyprawę myśliwską do Zanzibaru. Okresowo mieszkał w Zakopa-nem.Dla uczczenia jubileuszu pisarza ofiarowano mu w 1900 zakupiony ze składek społecznych mająteczek Oblęgorek pod Kielcami.Po wybuchu I wojny światowej udał się do Szwajcarii, organizując w Vevey (przy współudziale A. Osu-chowskiego oraz I.J. Paderewskiego) Szwajcarski Komitet Generalny Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Inicjator ufun-dowania pomnika A. Mickiewicza w Warszawie, współorganizator Kasy im. Mianowskiego, prezes Warszawskiej Kasy Przezorności dla Literatów i Dziennikarzy (1899-1900).Wielokrotnie wspierał swoim autorytetem akcje patriotyczne, np. protestował przeciwko prześladowaniom dzieci polskich we Wrześni (zabór pruski), w okresie rewolucji 1905 w odezwach i artykułach domagał się autonomii dla Królestwa Polskiego. Zwolennik Narodowej Demokracji. 1889 ufun-dował stypendium im. M. Sienkiewiczowej, z którego korzystali m.in. M. Konopnicka i S. Wyspiański. W swojej twórczo-ści nowelistycznej (nowela) poruszał problemy społeczno-obyczajowe w duchu ideologii pozytywistycznej, np. Humore-ski z teki Worszyły (1872), Hania (1880), Szkice węglem (1880), Za chlebem (1880), Janko muzykant (1880), Z pamięt-nika poznańskiego nauczyciela (1880), Bartek Zwycięzca (1882), Jamioł (1882). Także nowele amerykańskie, m.in.: Orso (1880), Latarnik (1882), Sachem (1889), Wspomnienie z Maripozy (1889).
Sławę przyniosły Sienkiewiczowi wielkie powieści historyczne, poprzedzone nowelą Niewola tatarska (1880). Cykl na-zwany Trylogią składa się z utworów: Ogniem i mieczem (1884), Potop (1886) i Pan Wołodyjowski (1888), obejmują-cych burzliwe dzieje Polski w XVII w., wojny z Tatarami, Szwedami i Turkami.Nawiązując do romantycznej powieści historycznej W. Scotta, twórczości A. Dumasa oraz literatury staropolskiej, Sienkiewicz stworzył model łączący pełną przygód fabułę z szerokim obrazem wydarzeń dziejowych i obyczajowości - "dla pokrzepienia serc" rodaków. Podobny charakter miał fresk historyczny z czasów Władysława II Jagiełły i Jadwigi - Krzyżacy (1900) . Międzynarodowym sukcesem oraz głównym argumentem dla przyznania Nagrody Nobla stała się powieść Quo vadis (1896) z czasów Ne-rona, ukazująca męczeństwo chrześcijan. Kolejne próby podejmowania tematyki historycznej: powieść z czasów Jana III Sobieskiego Na polu chwały (1906) i nie dokończone Legiony (1913, wydanie osobne 1918) - z epoki napoleońskiej, nie powtórzyły poprzednich sukcesów.Prozę współczesną w twórczości Sienkiewicza reprezentują: powieść psycholo-giczna Bez dogmatu (1891), której głównym bohaterem jest dekadent, oraz Rodzina Połanieckich (1895). Poczytność zyskała powieść dla młodzieży W pustyni i w puszczy (1911).Wg dzieł Sienkiewicza zrealizowano w Polsce filmy: Krwawa dola W. Palińskiego (1912), Na jasnym brzegu (1921) i Bartek Zwycięzca (1923) E. Puchalskiego. Po II woj-nie światowej powstały filmy: Pan Wołodyjowski (1969) i Potop (1974") J. Hoffmana. Ekranizacji powieści Quo vadis dokonali: E. Guazzoni (Włochy, 1912), G. Jacoby (Włochy, 1924), M. LeRoy (USA, 1951). W 1912 nakręcono ponadto film dokumentalny Henryk Sienkiewicz w Oblęgorku, wyświetlony dopiero w 1916.
Film powstał stosunkowo późno , przypomnę , że Hoffman nakręcił wcześniej "Pana Wołodyjowskiego" w roku 1969 , a "Potop" pięć lat później , który nominowano do Oskara , na realizację "Ogniem i mieczem" czekał aż 11 lat , prze-szkadzały mu względy polityczne ( "antyukraińska" , więc "antyradziecka" wymowa książki ) , problem stanowiły też względy finansowe . Dopiero w 1997 roku udało się uzbierać budżet , który na nasze warunki wydaje się ogromny - 8 mln $ , zdjęcia rozpoczęto 13 października . Hoffmam mówił , że chce stworzyć polsko-ukraińskie "Przeminęło z wia-trem" , ze względu na dużą liczbę wątków w powieści reżyser wybrał tylko te , które stanowią o losach głównych bo-haterów - wplecionych w wojenną zawieruchę .
Pierwsza filmowa adaptacja "Ogniem i mieczem" powstała we Włoszech w roku 1961 , wyreżyserował ją Fernando Cerchio , Skrzetuskiego grał Pierre Brice , późniejszy Winnetou. W Polsce pierwsza próba realizacji miała miejsce w 1912 roku , film "Obrona Częstochowy nigdy nie powstał . Za to powstała sceniczna wersja tej powieści , którą w 1904 r. wystawiła w swoim teatrze Sarah Bernhardt .
Akcja rozpoczyna się w roku 1647 , kiedy na Ukrainie szykuje się kozackie powstanie pod wodzą Bohdana Chmielnic-kiego ( Bohdan Stupka - ukraiński aktor ) . Młody poseł księcia Jeremiego Wiśniwieckigo , Jan Skrzetuski ( Michał Żebrowski ) , wracając z Krymu do siedziby swego pana ratuje życie samemu Chmielnickiemu , w przydrożnej gospo-dzie zyskuje wiernych przyjaciół : Jana Zagłobę ( Krzysztof Kowalski ) i Longinusa Podbipiętę ( Wiktor Zborowski ) , razem z nimi rusza w drogę , w trakcie podróży pomaga knahini Kurcewiczowej ( Ewa Wiśniewska ) i jej ślicznej bra-tanicy Helenie ( Izabella Scorupco ) , których kolaska uległa wypadkowi . Skrzetuski zakochuje się z wzajemnością w Helenie i zamierza walczyć o jej względy , niestety piękna osiemnastolatka jest przeznaczona Bohunowi ( Aleksander Domogarow - rosyjski aktor ) , który nie zrezygnuje z niej do końca . Tymczasem wybucha kozackie powstanie , które na długo rozdzieli Helenę i Skrzetuskiego . Skrzetuski wysłany z misją na Sicz , trafia do niewoli , a ranną po próbie samobójstwa Kurcewiczównę Bohun uwodzi do Czaciego Jaru , do czarownicy Horpyny ( ukraińska aktorka , Rusłana Pysanka ) . Potem jeszcze bohaterowie muszą przeżyć wiele ,aby doczekać szczęśliwego zakończenia.
Powieść "Ogniem i mieczem" powstała w 1884 roku , jako pierwsza część Trylogii i była efektem długoletnich zainte-resowań Sienkiewicza XVII wiekiem . Pisarz wielokrotnie podkreślał , że historia jest " powieścią , która się sama pisze" . Mimo to przygotowując się do "Ogniem i mieczem" dwa lato zbierał materiały historyczne . Jednak te fakty nie odgrywały ważnej roli , autor starał się oddać koloryt tamtej epoki , nie zawsze wiernie trzymając się źródeł . Już po opublikowaniu powieści zarzucano pisarzowi ignorancję , ganiono za wychwalanie ideologii szlacheckiej . Zapomnia-no ,że to nie jest powieść historyczna , lecz najzwyklejsza powieść fabularna , "wielkie czytadło"- jak to nazwał współczesny badacz literatury . Tworząc Trylogię pisarz nie wzorował się tylko na historii , czerpał również pomysły z "Iliady" albo "Odysei" Homera jak też z utworów Scotta i Dumasa . Wielu pierwszoplanowych bohaterów tej powieści to postacie fikcyjne : Helena , która urzekała niezwykłą urodą ; tchórzliwy, przebiegły ,poczciwy i kłamliwy zarazem Zagłoba , którego poznawano po dziurze w czole , bielmie w oku i dowcipnych powiedzonkach ( "Zdechnę ja i pchły moje" ) ; wytworem wyobraźni był również Longinus Podbipięta , herbu Zerwikaptur , niezwykle silny i bardzo wyso-ki , który wiódł ze sobą ogromny krzyżacki miecz , tylko on umiał się nim posługiwać , inni nie umieli go nawet utrzymać . Naprawdę istniał za to Skrzetuski nosił imię Mikołaj , a nie Jan i był bohaterem kozackiego powstania ; swój pierwowzór ma również Bohun - w rzeczywistości setnik czehryński i pułkownik bracławski , w czasie powstania kozackiego walczący po stronie Polaków i jak i Kozaków . Podobno w 1664 r. rozstrzelano go pod zarzutem zdrady ; w powieści został przedstawiony jako romantyczny watażka ze stepu . Powieść tę współcześni pisarzowi czytelnicy przy-jęli z entuzjazmem . Niebo inaczej sprawa przedstawiała się z krytykami , badaczami literatury , historykami . Do naj-zagorzalszych wrogów Trylogii należał B. Prus , nazywający Zagłobę "Sfinksem z łbem wieprza" ,a Podbipiętę "gilo-tyną w ludzkiej postaci" , zarzucał powieści antyukraińskość . Miłośników i przecwników sienkiewiczowskiego dzieła pogodził Witold Gombrowicz , stwierdzając : " Mówimy : to dosyć kiepskie - i czytamy dalej . Powiadamy : ależ to taniocha i nie możemy się oderwać ... "

Teraz przejdę do części oceniającej , najpierw omówię grę aktorów , później przystąpię do oceny pozostałych czynników .
Ogółem aktorzy grali na wysokim poziomie , nie ma się co dziwić , przecież wybrano najlepszych polskich aktorów , jednak liczy się gra , a nie marka lub opina .
Na początku chciałbym zwrócić uwagę na grę najbardziej okrzyczanej kobiety występującej w tym filmie jest nią Izabella Scorupco , grała ona już w wielu znaczących widowiskach m. in. "Golden Eye" , które niedawno mogliśmy obejrzeć w telewizji . W "Ogniem i mieczem" starła się wcielić w Helenę , knaźównę , którą wychowywała Kurcewi-czowa , przeznaczono ją Bohunowi , ale tak od ślubu nie doszło , zakochała się za to w Skrzetuskim ( Michał Żebrow-ski ) z wzajemnością i z nim się w końcu związała . Skorupco dosyć dobrze odegrała rolę pokrzywdzonej i delikatnej kobiety , potrafiła również ukazać zadowolenie lub rozpacz , choć brakuje jej trochę kunsztu aktorskiego , to wynika głównie z małego doświadczenia na scenie , do aktorstwa przyszła z zawodu modelki . Dużym plusem jej "bytności" w filmie okazała się uroda , wielu szło do kina , by ją zobaczyć w akcji , to też stanowi pewną reklamę ; jednak dla nie-których nic nie jest doskonałe , przesadnie posądzają ją niektórzy o słabą grę zwyczajem krytykowania Polaków , pe-wien filozof określił to tak : "...pewna recenzentka o urodzie wręcz przeciwnej określiła grę Scorupco jako słabą i za-kończyła wypowiedź stwierdzeniem , że nie oczekiwała od niej nic więcej." . Według mnie ta aktorka pasowała do Heleny , musiała być piękna , aby stworzyć wątek miłości doskonałej między nią a Skrzetuskim i aby , pożądali ją wszyscy i toczyła się o nią walka . Nie posądzam jej o złą grę , lecz o pewne braki w sensie technicznym , to wynika głównie z jej młodego wieku , w końcu każdy musi kiedyś zacząć , a początki bywają trudne .Podobały mi się mimika aktorki , patrzało się na jedne "jak z życia wzięte" , wyglądały bardzo naturalnie ,a drugie sprawiały wrażenie sztucz-nych , udawanych . od razu można wnioskować , które sceny aktorzy musieli powtarzać jeszcze raz . Gestykulacja stanowiła problem dla Skorupco , dlatego więc postać wydawała mi się monotonna , ale nie do przesady - nudna . Ak-torka mogła się pochwalić ruchami , w jej dawnym fachu zwracano na to szczególną uwagę , mimo swoich niezwykle ciężkich sukien poruszała się bardzo zgrabnie i z finezją , dało się to zauważyć przy tańcach , których zobaczyliśmy wiele .
Drugim aktorem ,którego grę ocenę będzie Michał Żebrowski odtwarzający głównego bohatera - Skrzetuskiego. On jest również bardzo młody , liczy sobie dopiero 26 lat i związku z tym nie znalazł wielu okazji do zaprezentowania swoich atutów ; mogliśmy go zobaczyć w telewizji w roku 1993 "Samowolce" i w "Wynajmę pokój" , później w roku 1996 wystąpił w filmie "Poznań 56" , natomiast rok po tym ukazał się w serialu "Sława i chwała" , dwa lata później zobaczymy go w dwóch polskich superprodukcjach najpierw w "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana i potem w "Panu Tadeuszu" Andrzeja Wajdy ; po tych rolach powinien zaskarbić sobie sławę , Jacek Tabęcki skomentował to tak : "Nie ma innej możliwości : rok 1999 będzie należał w Polsce do niego ." . W teatrze telewizji zadebiutował kreacją Kordiana w 1994 roku , dwa później wystąpił już w kilku adaptacjach m.in. "Foto-finisz" , "Iwanow" , "Horsztyński" , "Miłość i gniew" , "Rutherford i syn" , rok 1997 przyniósł dwie adaptacje z udziałem tego aktora , są to "Ciotka Karo-la" i "Dziady" , do jego najpoczytniejszych kreacji teatralnych możemy zaliczyć "Miłość i gniew" oraz "Wesele" w roku 1995 , rok później występował w "Zmowie świętoszków" , rok po tym wziął udział w "Zmierzch drugiego dnia" . W "Ogniem i mieczem" ukazał bardzo dobrą kreację , lecz jeszcze nie perfekcyjną , w wielu momentach w wspaniałym stylu wczuł się w bohatera , pokazał jego nieustępliwość w dążeniu do celu , a także honorowość i stanowczość Skrzetuskiego ,; podobała mi się również waleczność w jego wydaniu , szczególnie w scenach walki , w tym momen-cie muszę wspomnieć o bogatej mimice aktora , ciągłej zmianie miny w zależności od okoliczności , zauważyłem , że w wielu scenach stara się nie powtarzać danego wyrazu twarzy . Dosłyszałem się również zmian tonu głosu płynącego z ust Żebrowkiego , tutaj można powiedzieć , iż aktor mówił za każdym razem inaczej , co oczywiście podwyższa reno-mę aktora i czyni widowisko mniej nudnym i monotonnym , poza tym głos w odpowiedniej tonacji bardziej przekonuje do postaci , szczególnie wychodziły mu słowa przez zamknięte zęby , wprowadzały taki nastrój groźby , nie gorzej prezentowały się miłe i czułe słówka , które również przekonywały ... Do udanych mogę zaliczyć również ruchy akto-ra , wynikało to młodego wieku Żebrowskiego , ale też powinniśmy docenić umiejętności ; poruszał się on lekko i płynnie , bez zbroi oczywiście , a z nią też sobie radził , przy tej kwestii muszę jeszcze wspomnieć o jeździe na koniu i władaniu szablą , to też uczynił w pięknym stylu , szczególnie podczas walki z Tuhaj-bejem . Żebrowskiemu braku jeszcze doświadczenia , jego technika i warsztat muszą się z czasem polepszyć i wtedy stanie się aktorem z prawdziwe-go zdarzenia , lecz na razie bardzo pasuje do młodych , czasem rozdartych postaci . Mimo bardzo małych wad kreacja Skrzetuskiego podobała mi się ,została oddana dosyć realnie i z pewnym kunsztem aktorskim , który mi się osobiście podobał .
Aleksander Domogarow zagrał Bohuna , Ukraińca , powstańca mieszkającego z matką , braćmi i przeznaczoną mu Heleną , Helenę ktoś ją uprowadził , on wiedział dobrze kto , rzucił się więc w szaleńczy pościg pełen przygód i do końca nie mógł się pogodzić z przegraną , tutaj stratą . Aktor znakomicie odegrał ukraińskiego powstańca , który nie da nigdy za wygraną , w twarzy można był dostrzec ten opór i grozę , jaką samą bytnością w danym miejscu , te wyrazy twarzy dodawały uroku postaci i czyniły ją bardziej atrakcyjną , na co ,też powinniśmy zwrócić uwagę , ta groza do-skonale wyszła dzięki bogatej mimice i kunsztowi . Zauważyłem , że aktor mówi przez zaciśnięte zęby i czyni to na pewno celowo , to podkreśla jego wspaniałą grę ; również sam odtwórca pasował do tej roli , szczycił się typową ukraińską urodą , sprawiał wrażenie prawdziwego , również akcent , z jakim wymawiał polskie wyrazy dodawał mu oryginalności i sprawiał , że inaczej się słyszało i patrzyło na niego . Uważam za dobry pomysł ukazanie jego gry na ukraińskim instrumencie i śpiewaniu , poza tym on wiele śpiewał w swoim języku , co stanowiło o oryginalności filmu. Mimo , że z reguły był "czarnym charakterem" potrafił oddać postać jako romantyka , ta uniwersalność znaczy bardzo wiele dla aktora i podwyższa jego renomę .Bohun cechował się porywczością , potrafił wzniecić bezsensowną walkę i walczyć do końca , co stanowiło o jego waleczności , te cechy wywnioskowałem z gry Domogarowa ,która okazała się imponująca .
Krzysztof Kowalewski zagrał Zagłobę , "rycerza" jego królewskiej mości , a naprawdę ówczesnego zapija-czonego szlachcica z bielmem w oku i dziurą w czole , który stanowi niestety przykład tamtejszego wojownika . Jed-nak on posiadał dar przekonywania , umiał wmówić komuś największy absurd , to aktor bardzo ładnie ukazał , wzbu-dziła podziw mój mimika podczas opowiadań i przekonywań . Bohaterowi natura nie pożałowała sprytu , potrafił się przebierać i oszukiwać w wszelaki sposób . Przypadły mi do gustu też sceny humorystyczne z tym bohaterem , których on zaliczył najwięcej , podczas tych scen Kowalewski umiał to śmiesznie oddać . Podobała mi się najbardziej mimika aktora podczas przekonywań , humoru , opowiadań , oszukiwania . Aktorowi udało się ukazać jedną z wad postaci - niesamowite tchórzostwo , obawy o swoje życie , ucieczki z miejsc walki , odłączanie się od towarzyszy ; w tych sytu-acjach nie znalazłoby się lepszego aktora .
Przypadła mi do gustu gra Zbigniewa Zamachowskiego w roli Wołodyjowskiego , tę kreację uważam za udaną , sam aktor pasował posturą do "małego rycerza" , grał go też bez zarzutu , urzekło mnie zdecydowanie i waleczność bohatera w wykonaniu aktora . Zafascynowały mnie sceny walki z nim na czele szczególnie pojedynek z Bohunem , który wydawał mi się bardzo realistyczny i przekonujący . Ogółem ten aktor mi bardzo przypadł do smaku w tej roli .
Kolejnym ukraińskim aktorem grającym w tym filmie był Bohdan Stupka w roli Chmielnickiego , wodza po-wstania Kozaków . Aktor go oddał w sposób dosyć niepochlebny , urządzał ordynarne Kozackie uczty , zabijał Posłów , wzniecał bratobójcze powstanie , kolaborował z Turkami ; ale to dlatego , że w powieści tak go przedstawił Sienkie-wicz , na Ukrainie , gdzie jest bohaterem narodowym uważa się tego aktora za zdrajcę , mówi się tam , on zagrał ,jak mu "Polacy kazali" . Ja chciałbym oddać sprawiedliwość i powiedzieć , że aktor gra , jak go ukazano . Jednak zacho-wuje jakiś honor i daruje życie Skrzetuskiemu . Sam wódz jest bardzo przebiegły i przewidujący , umie prawidłowo rozmieścić wojska i wygrać . Z wyglądu można go wziąć za "czarny charakter", z ruchów , gestów , zachowania rów-nież . Dobrym posunięciem okazało się obsadzenie tej roli ukraińskim aktorem , ubarwił on akcję ukraińskimi rozmo-wami i rozkazami .Ta kreacja na swój sposób też była udana .
Słynny Daniel Olbrychski grał tym razem Tuhaj-beja , wodza wojsk tureckiego Chana . W swojej roli starał się ukazać zapał do walki Turków, nawet mu się to udało ; szczególnie ważne tutaj okazały się sceny batalistyczne , pojedynek z Skrzetuskim , wygrana Skrzetuskiego w moim mniemaniu znaczy "przejęcie pałeczki" .
Olbrychski znakomicie oddał chciwość Turka w scenie przetargu o jeńca , w tym momencie był widać jego znakomity kunszt aktorski i tylko w tym ( ! ) .
Znalazłem upodobanie w grze Andrzeja Sewryna odtwarzającego księcia Jeremiego Wiśniowieckiego ,
postrzegłem władcę jako mądrego i zdecydowanego wodza , Sewryn umiał wyrazić niezadowolenie , zakłopotanie , zmartwienie ,ale również ciche zadowolenie monarchy . W jego gestach ,mimice , zachowaniu było coś czuć z władcy , dlatego uważam , że aktor nie zawiódł ,ale pokazał się z dobrej strony .
Wiktor Zborowski zagrał Longinusa Podbipiętę , wiernego olbrzyma w do zgonnej służbie królowi , potrafił on władać swoim 18 kilowym mieczem , jak inni szablą . Uważam za udane oddanie wierności Longinusa , on został do końca wierny , tę wierność można było czytać na twarzy Zborowskiego , co czynił postać bardziej transparentną . Po-dobała mi się scena radości Longinusa podczas dopełnienia ślubu ( ścięcie 3 głów mieczem za jednym razem ) , niestety krótko się tym cieszył .
W filmie występowali jeszcze Wojciech Majkat jako Rzędzian ; Anna Majcher jako karczmarka ; Ewa Wi-śniewska jako Kurcewiczowa ; Maciej Kozłowski jako Krzywonos ; Rusłana Pysanka jako Horpyna oraz nie mogę wymienić wszystkich , ponieważ w rolach nazwanych zagrał 118 aktorów , a statystów 20000 .

Do reżysera nie mam większych zastrzeżeń , może dlatego , że oglądałem ten film bez obciążenia pozo-stałymi częściami , mówi się jednak , iż reżyser się starzeje . Dla mnie to nic nie znaczy , ja uważam ,że reżyseria i scenariusz zostały napisane na ciągle wysokim poziomie , tylko denerwuje mnie to , że w filmie przewodzi tylko wątek miłosny , inne zostały porzucone lub słabo zaakcentowane , inny mankament to poprzestawiane zdarzenia , ale z drugiej strony nie tak , że zmieniają akcję . Natomiast przypadła mi do smaku obsada aktorska , którą dobrano prawie "bez pudła" . Film wyreżyserował Jerzy Hoffman , pomagał mu Adek Drabiński.
Bardzo mi się podobała niemal perfekcyjna scenografia Andrzeja Halińskiego , umieścił wszystko ,co było potrzeba , na planie znalazło się około 6000 rekwizytów i około 250 koni , tutaj muszę docenić Tomasza Biernawskiego , który zajął się militariami ; każde miejsce obfitowało w eksponaty i jeszcze świetnie dobrane , bez problemu mogłem rozpoznać , gdzie znajdują się aktualnie bohaterowie .
Udźwiękowienie również bardzo mi się podobało , napisał je Krzesimir Dębski , zrealizowano je na St. Mar-garet's w Londynie , tam również powstają kopie , film ukaże się w 100 kopiach , to rekord polskiej kinematografii . Muzyka opierała się głównie na ukraińskich motywach , pieśń "Na zielonej Ukrainie" , moim zdanie wypadło to wy-śmienicie , "główna" piosenka pt. Dumka na dwa serca (słowa Jerzy Cygan ; wykonawstwo E.Górniak i M.Szcześniak ) zajmuje wysokie lokaty w listach przebojów i często ją można usłyszeć w radiu lub telewizji .
Gratulacje należą się też montażyście Cezarem Grzesiukowi i Marcinowi Bastkowskiemu , którzy sprawili , że oglądamy wreszcie ten piękny film .
Mój podziw wzbudziły efekty specjalne , najczęściej to dorysówki i multiplikacje , polska firma Art Logic zrobiła dla filmu ponad 2 minuty tricków m.in. przeszywanie strzałami Podbipięty albo dekoracja Zbaraża, Anglicy zrobili tylko ścięcie trzech głów przez Podbipiętę , multiplikacja przydała się pod Kamieńcem przyszło tam 2000 ludzi , a na obrazie ukarze się 100000 ludzi .

Ogółem film mi się podobał , wymieniłem wiele czynników , które wpłynęły na moją decyzję , lecz nie dziwię się ,że to widowisko nie otrzymało Oskara , porusza problemy zbyt narodowe i może być traktowane jako film histo-ryczny . Polecam wybrać się na to do kina każdemu Polakowi , bez względu na to , czy czytał powieść czy nie , ta ekranizacja stanowi dużą kartę z historii naszego kraju i opisuje piękną , lecz burzliwą miłość , która zawsze dopnie swego...

"V Pan Tadeusz"

 

  "Pan Tadeusz" jest dziełem dla Polaków szczególnym. O ile przepełnione romantycznym patosem i hasłami narodowego mesjanizmu "Dziady cz. III" dziś nie wszystkich zachwycają, a niektórych wręcz męczą, o tyle "Pana Tadeusza" czyta się z przyjemnością mimo to, że od czasu napisania minęło sto pięćdziesiąt lat. Dlaczego tak się dzieje ? Bo w "Panu Tadeuszu" nie doświadczymy natchnionych improwizacji, obrazów Polski przybitej do krzyża, która ma zbawić Europę - wszystkiego tego co dziś jest już nieaktualne i co ciężko nam, Polakom z przełomu wieków, zrozumieć. Mamy natomiast w "Panu Tadeuszu" obraz Polski. Ta Polska widziana oczyma emigranta stęsknionego za ojczyzną jest piękna, barwna, szczęśliwa. Soplicowo staje się oazą polskości - tu nikt nic nie mówi o zaborcach i niewoli (może poza księdzem Robakiem - ale to jedyny romantyczny rys w tym utworze), tutaj cały czas żyje dumna i wspaniała Rzeczpospolita Obojga Narodów. W Soplicowie jak w soczewce zbiera się wszystko co w Polsce szlacheckiej było najważniejsze - umiłowanie zabaw, tradycja, zachowanie pewnej hierarchii, miłostki, polowania, spór rozstrzygany zajazdem. Mamy też w "Panu Tadeuszu" obraz zwycięstwa nad śmiertelnym wrogiem - Moskalem, a utwór w sprytny sposób kończy się przed klęską Napoleona - i w ten sposób "Pan Tadeusz" pozostaje od początku do końca polską sielanką ze szczęśliwym zakończeniem. Bo chociaż wiemy, znając historię, że wielka armia, w której służyli Tadeusz i Hrabia zostanie pokonana przez rosyjskie mrozy, a Polska jeszcze długo nie odzyska niepodległości, to jednak wydaje nam się, że w "Panu Tadeuszu" historia przyjmie inny bieg - Napoleon zwycięży, Polska się odrodzi, a w Soplicowie dalej kwitła będzie tradycyjna polskość. Polskość za którą tak tęsknimy po czasach zaborów, po czasach hitlerowskiej okupacji, po czasach realnego socjalizmu kiedy to wskutek celowego działania okupantów bezpowrotnie traciliśmy tą tradycyjną, szlachecką polskość. Dziś chcielibyśmy odzyskać przynajmniej jej cząstkę.
Naprzeciwko naszym pragnieniom wychodzi dziś Andrzej Wajda. Ekranizacja "Pana Tadeusza" to zadanie, które spędzało sen z powiek wielu reżyserom. "Pan Tadeusz" jako dzieło szczególne i powszechnie znane staje się poważnym wyzwaniem dla filmowca, który nie tylko musi oddać niepowtarzalny mickiewiczowski klimat "tych pagórków leśnych, tych łąk zielonych", ale jeszcze zmieścić dwanaście tomów w co najwyżej trzech godzinach filmu. Przede wszystkim zaś musi stworzyć niepowtarzalny klimat Soplicowa, gdzie czas zatrzymał się na zawsze, gdzie trwa Polska, a z nią polska duma narodowa, ale i polskie grzeszki. Czy Wajdzie się to udało ?
Wajda na początku zaskakuje widza, który jeszcze nie zdążył wygodnie usadowić się w fotelu, a już słyszy... epilog "Pana Tadeusza". Za chwilę okazuje się, że to nie żadna pomyłka - po prostu Wajda przyjął pewną konwencję. Cały utwór czytany jest przez Mickiewicza, a jego audytorium stanowią Tadeusz, Zosia, Telimena, Hrabia i inni główni bohaterowie epopei. Czy reżyser miał prawo do takiego odkształcenia naszego największego narodowego dzieła ? Pozostaje to kwestią sporną. Wprawdzie epilog "Pana Tadeusza" równie dobrze mógłby być prologiem. Mickiewicz umieścił go jednak na końcu. Czyżby Wajda chciał poprawić wieszcza ? Chyba nie. Reżyserowi być może chodziło o to, żeby zaznaczyć w pewien sposób siebie w swoim filmie, podkreślić swój indywidualizm. Czy jest to słuszne ? Na to pytanie każdy może sam udzielić odpowiedzi. Na pewno jednak nie przeszkadza w odbiorze dzieła. Potem już na ekranie pojawia się "bryczka, którą przed dom zajeżdża młody panek". Przez chwilę widzimy przewijające się w tle łąki, pola, las. Zaczyna się robić bardzo polsko. Tadeusz wpada do domu, słyszymy melodię Mazurka Dąbrowskiego, widzimy Zosię, w stroju, w jakim "Litwinka nie bywa przez mężczyzn widziana". Niewątpliwie jesteśmy już w Soplicowie.
Czy Wajda sprostał zadaniu, czy udało mu się przelać na filmową taśmę esencję geniuszu Adama Mickiewicza ? Czy ambitny reżyser stworzył dzieło, które stanie się polską klasyką filmową, tak jak "Pan Tadeusz" jest klasyką literacką ? Problem jest bardzo złożony, zwłaszcza, gdy trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy filmowy "Pan Tadeusz" dorównuje swemu książkowemu odpowiednikowi. Spróbujmy jednak porównać te dzieła.
W "Panu Tadeuszu" przepiękne są przede wszystkim opisy przyrody. Mickiewicz był mistrzem jeżeli chodzi o plastyczne opisy krajobrazu, wyszukiwanie odpowiednich porównań i przenośni, określanie barw. Nigdy nie zapomnę opisów zachodu słońca, litewskiego matecznika, czy choćby tych fragmentów z inwokacji, w których "gryka jak śnieg biała" i "panieńskim rumieńcem dzięcielina pała". Czyż nie jest to najpiękniejsze co może być w poezji. Taka prosta przenośnia - "pała panieńskim rumieńcem". A jak oddziałuje na wyobraźnię ! Panieńskim, a więc wyjątkowo mocnym, płomiennym. I już wyobrażamy sobie (tajemniczą skądinąd) roślinę. I tego wszystkiego brakuje mi w filmowym "Panu Tadeuszu". Oczywiście nie chodzi o to, że w dziele Wajdy nie ma przyrody - ona jest, ale jest bardzo zwyczajna, pozbawiona tego poetyckiego uroku jaki tchnął w nią Mickiewicz. Czy można jednak winić za to Wajdę ? W jaki sposób przedstawić ludzi w lesie, aby przypominali "elizejskie cienie". W jaki sposób przedstawić matecznik, skoro sam Mickiewicz pisze, że ludzka stopa nigdy tam nie postanie. Reżyser na pewno zrobił wszystko co mógł. Jednakże okazało się, że używając nowoczesnej techniki nie można pokazać tego, co Mickiewicz przedstawił używając pióra i kartki papieru. Rację miał Słonimski pisząc w swoim wierszu pt. Mickiewicz: "Cóż by się z wami stało, nierozumne drzewa ? / Tartak by was pochłonął od deski do deski, / i tyle by was było. Lecz w ziemi litewskiej / razem z wami żył człowiek, który o was śpiewał." Tylko słowem, tylko poezją można było zapewnić litewskim "dębom i bukom" nieśmiertelność. Bo filmowy obraz obdziera je z poezji. Nie każdy człowiek ma oczy wieszcza aby dostrzegać "panieński rumieniec". Poeta musi o tym opowiedzieć. Dlatego konfrontacja przyrody opisanej i przyrody sfilmowanej wypada zdecydowanie na korzyść tej pierwszej. Wajda nie mógł osiągnąć poezji opisu. Bo choć sam jest artystą, to nie jest poetą. A nawet gdyby był - jak pisać poezję na rolce filmu ?
Zaczęłam więc od elementu, w którym film nie doścignął epopei. Nie oznacza to, że dalej będą same wady. Są także elementy, w którym Wajda zbliżył się do wizji Mickiewicza. Takim elementem jest choćby kreacja głównych bohaterów.
Zacznijmy od głównego bohatera epopei - księdza Robaka. Tak, tak - to nie tytułowy Tadeusz (o nim później), ale właśnie ksiądz Robak - bohater romantyczny - jest najważniejszą postacią epopei Mickiewicza. W postać tą wcielił się w filmie Bogusław Linda. Już na wstępie należą się Wajdzie brawa za odwagę. Linda jest wszak aktorem charakterystycznym, nieodłącznie już chyba związanym z pewnym typem filmów. Powierzenie mu roli księdza-emisariusza było decyzją bardzo śmiałą. Od początku zadawałam sobie pytanie - jak przyjmę pana Bogusława w habicie. Muszę przyznać, ze byłam pełna jak najgorszych przeczuć. Na szczęście - mile się rozczarowałam. Linda okazuje się być właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Pan Bogusław kojarzy się nam od razu z tzw. "twardym mężczyzną" - łączymy go wszak z określonymi rolami ( żeby przypomnieć tylko takie filmy jak "Psy", czy "Demony wojny"). Wydawałoby się, że powinno mu to przeszkadzać w odgrywaniu pobożnego mnicha-bernardyna. Tymczasem wcale tak nie jest. Bo nie można zapominać, że Jacek Soplica tak naprawdę nie był mnichem. Jacek był bardzo krewkim szlachcicem, skorym do walk, zatargów, chętnie znaczącym szablą swoich przeciwników. I to się zgadza. Linda bez trudu może być utożsamiony z takim bohaterem - łatwo nam sobie wyobrazić tego aktora w roli polskiego szlachcica-zabijaki - już nawet nie wcześniejsze role Lindy, ale sposób w jaki się porusza, w jaki mówi, mimika jego twarzy - wszystkie te drobiazgi składają się na obraz "prawdziwego mężczyzny". Takiego jakim był Soplica przed zbrodnią i pokutą. A potem ? Habit wprawdzie zupełnie nie pasuje do Lindy i wyraźnie mu przeszkadza, ale czyż nie tak musiało być z Jackiem, który nagle z niepokornego szlachcica musiał stać się pobożnym mnichem ? Linda - to realizacja wizji Mickiewicza. Wypada świetnie kiedy chwyta za strzelbę i jednym strzałem zabija niedźwiedzia, dużo gorzej zaś, gdy odmawia pacierze. Powtarzam jednak taki musi być Robak-Soplica. Ktoś kto był zabijaką nie stanie się nigdy do końca księdzem. I widać to, kiedy obserwuje się grę Lindy - robi wprawdzie co może, aby grać jak najlepiej mnicha, ale nie do końca mu się to udaje. I tak powinno być ! Nawet jeżeli nie było to zamierzeniem Wajdy i Lindy - pewna sztuczność w grze pana Bogusława jest wskazana. Dlatego też duże brawa dla obu panów. Odtąd ksiądz Robak nieodłącznie kojarzył będzie mi się z twarzą Bogusława Lindy. Tak więc kreacja głównego bohatera u Wajdy pokrywa się z tą mickiewiczowską. Nieco gorzej jest z bohaterem tytułowym, bo w prawdzie pan Tadeusz jest na ekranie taki jak w epopei - oznacza to jednak, że jest bohaterem nijakim. Michał Żebrowski jest bardzo przystojnym mężczyzną, świetnie wypada w ułańskim mundurze, ale niestety role które mu przypadają są rolami niezwykle trudnymi. Bo i Skrzetuski, i pan Tadeusz to postacie nieciekawe, płaskie i chyba trochę niedopracowane przez autorów. Zostawmy jednak dzielnego pana Jana, a zajmijmy się tylko Tadeuszem. Dlaczego to taka trudna postać ? Bo cóż jest ciekawego w tym dwudziestoletnim młodzieńcu ? Nie ciąży na nim żaden grzech, który musiałby odkupić, nie pragnie zemsty, nie jest przesadnym patriotą, ani romantykiem. Tak naprawdę to bardzo nudny młodzieniec - i u Mickiewicza i, niestety, u Wajdy. Kocha, ale tak dziecinnie, tracąc głowę dla każdej ładniejszej kobiety, którą zobaczy. Jego miłość jest więc miłością typowo sztubacką - brak w niej żaru, namiętności i dramatyzmu, który potrafiłby zainteresować. Zresztą Żebrowski nie stara się nawet tworzyć pozorów - zachowuje się dokładnie tak, jak opisał Tadeusza Mickiewicz. Nie stara się zaznaczyć swojej indywidualności - choćby jednym zmarszczeniem czoła, choćby jakimś filozoficznym spojrzeniem. Młody Soplica widziany przez nas na ekranie wodzi wciąż po świecie cielęcym wzrokiem, czasem z zachwytu otwiera usta, kwestie wygłasza beznamiętnie - ot tak sielankowo. I nawet kiedy dochodzi do kulminacyjnego punktu akcji - bitwy z Moskalami - i kiedy Tadeusz ma szansę pokazać, że jest prawdziwym mężczyzną, pojawia się w... słomkowym kapeluszu. Tak więc nawet Moskali zabija w sielankowy sposób. I o to mam pretensję do Wajdy - po cóż był ten kapelusz ?!? Czy reżyser naprawdę chciał zrobić z Tadeusza postać nieciekawą aż do granic, tak sielankową, że aż nieprawdziwą. Jeśli tak - wyszło mu to świetnie. Ale chyba nie o to chodziło. W zasadzie nie ma o co mieć pretensji. Pan Tadeusz jest tak samo nieciekawą postacią na kartach epopei i na ekranach kin. Jednakże ja oczekiwałam czegoś więcej - szczypty indywidualizmu Żebrowskiego, jakiegoś charakterystycznego rysu, który zapadłby w pamięć na długo. Sztuki aktorskiej powinien się uczyć Żebrowski od Andrzeja Seweryna - który wciela się w postać Sędziego. Sędzia na kartach Pana Tadeusza jest równie nieciekawy jak Tadeusz - Mickiewicz na siłę chce z niego zrobić bohatera pozytywnego, jednocześnie informując nas, że jest targowiczaninem - a więc zdrajcą. Dlatego też jest to postać niewyraźna - trochę dobra, trochę zła - a właściwie nijaka. Tymczasem Seweryn, być może chcąc powetować sobie nieudaną (moim zdaniem) rolę Wiśniowieckiego w "Ogniem i Mieczem", dokonuje cudów, aby nadać swojej postaci wyraźny kształt. I nadaje. Seweryn-Sędzia nie przekonuje nas, że jest człowiekiem dobrym. On jest po prostu drobnym szlachcicem - ze wszystkimi sarmackimi wadami - kłótliwym, upartym, jednakże kochającym ojczyznę i gotowym "stanąć z synowcem" na czele powstania. Możemy nie lubić postaci granej przez Seweryna - musimy jednak przyznać, że w filmie jest bardzo wyraźna. I za to należą się aktorowi brawa.
Tak więc są wśród bohaterów postacie doskonale pasujące do swoich literackich odpowiedników (ksiądz Robak), są postacie, które wręcz przewyższają te przedstawione na kartach epopei Mickiewicza (Sędzia), są także kompletnie nieudane. Bodaj najlepszą kreację stworzył Daniel Olbrychski, który znakomicie wciela się w rolę Gerwazego. Głos jakim wypowiada swoje kwestie klucznik Rębajło jest niesamowity - znając prawdziwy głos Olbrychskiego wyobrażam sobie jaką trudność musiało sprawić aktorowi nadanie swojemu głosowi takiego tonu. Okazało się jednak, że jest to możliwe i chwała Olbrychskiemu za to. Nie chodzi zresztą tylko o głos - przypomnijmy sobie te spojrzenia spode łba, które mroziły krew w żyłach, emocjonalną przemowę w zaścianku Dobrzyńskim. Tak musiał wyobrażać sobie Gerwazego Mickiewicz. Dodatkowo należy się ukłon w stronę charakteryzatorów, którzy nadali twarzy Olbrychskiego niesamowity wygląd (tak samo zresztą jak Lindzie). Łysa i pocięta bliznami głowa klucznika wygląda bardzo sugestywnie i realistycznie. Trzeba jednak przyznać, że pan Daniel miał łatwiejszą rolę niż np. Seweryn. Gerwazy to bodaj druga najważniejsza postać w "Panu Tadeuszu" niezwykle dobrze przedstawiona przez Mickiewicza. Olbrychskiemu pozostawało więc trzymać się tekstu i nic nie zmieniać. Ale to także trzeba umieć. Dobrze wypada także Grażyna Szapołowska - Telimena. Starzejąca się już aktorka doskonale wciela się w rolę swojej książkowej równolatki i na ekranie staje się prawdziwą kokietką. Wykonywane od niechcenia ruchy wachlarzem, przelotne spojrzenia rzucane Tadeuszowi podczas opowieści o "Peterburku", pełne namiętności wyznanie miłosne, kiedy Tadeusz postanawia ją zostawić, a potem pełna wyrachowania rozmowa z Hrabią, kiedy ten wraca do Soplicowa z Napoleonem. No i oczywiście słynna scena z mrówkami - wszystko to składa się na niezwykle dokładny obraz książkowej Telimeny. Szapołowska robi wszystko tak jak powinna - niezwykle realistycznie adoruje Tadeusza i Hrabiego, jest bardzo przekonywująca gdy snuje plany dotyczące siebie, Zosi, Tadeusza i Hrabiego - po prostu bardzo dobra rola.
Drugą po Tadeuszu nie do końca udaną postacią jest Hrabia-Kondrat - tak jak i w książce, tak na ekranie - marzyciel. Wydaje się być myślami daleko za Soplicowem, ożywia się tylko wtedy, gdy jest szansa na jakąś romantyczną przygodę. Kiedy nie ma co robić snuje się jak cień i wykonuje kolejne szkice polskiego krajobrazu. Niby kocha Telimenę, niby zachwyca się "nimfą leśną" - Zosią, ale w filmie specjalnie tego nie widać. Hrabia wydaje się nie być członkiem akcji - włącza się jedynie na chwilę w momencie zajazdu, a potem znów jest statystą. Myślę, ze Kondrat podszedł do tej roli zbyt pasywnie. A szkoda, bo gdyby grał trochę bardziej agresywnie mógłby stworzyć bardzo ciekawą postać.
Największe kontrowersje wzbudza Zosia, która jest chyba najbardziej krytykowana, ale czy słusznie ? Zosia to najbardziej niewdzięczna ze wszystkich ról. Mickiewicz opisał ją pięknie - tworząc w naszych głowach "nimfę leśną pasącą gęsi" - ale niestety opis ograniczył się do wyglądu zewnętrznego. Zosia to w epopei śliczna buzia - i nic więcej. Pojawia się rzadko, a kiedy już ją spotykamy - milczy, albo się rumieni. Skoro Mickiewicz stworzył taką bohaterkę, dlaczego wymagamy tak wiele od filmowej Zosi ? Panna Bachleda - Curuś - gra taką Zosię, jaką spotykamy w "Panu Tadeuszu" - ładną, ale... nic więcej. Prawda, że swoje kwestie wypowiada wciąż tym samym beznamiętnym głosem, ale należy to chyba złożyć na karb jej młodego wieku i braku doświadczenia. Filmowa Zosia na pewno nie olśniewa - ale nie oszukujmy się - nie olśniewa nas również ta książkowa. Dlatego nie należy przesadzać z krytyką.
Tak prezentuje się plejada głównych aktorów. Kreacji bohaterów wypadają w sumie na korzyść Wajdy. Potrafił stworzyć niezapomnianego księdza Robaka, Gerwazego Rębajłłę, czy przewyższającego pierwowzór Sędziego. Szkoda tylko, że tak jak Mickiewicz, czyli zupełnie bezbarwnie przedstawił Tadeusza i Zosię, a także nie do końca udanie wykreował hrabiego. Mimo to, tutaj był zdecydowanie bliżej pierwowzoru niż w opisach przyrody.
Przejdźmy do kolejnego punktu - czyli do akcji. "Pan Tadeusz", nawet jeżeli odrzucić długie opisy przyrody, jest wciąż powieścią bogatą w treść i wielowątkową. I Wajda wyraźnie postawił na akcję. Być może po to, aby zatrzymać widza przy ekranie. Dlatego też niezbyt wiele było zdjęć przyrody (może stąd mój niedosyt ?), natomiast bardzo wiele wątków. Wajda podjął się przedstawienia niemal wszystkich konfliktów, sporów, miłostek, które Mickiewicz umieścił w "Panu Tadeuszu". Nadało to akcji rozpędu, ale nie do końca jestem do takiej wizji przekonana. Bo z "Pana Tadeusza" nie da się zrobić filmu akcji. Soplicowo jest zbyt sielankowe a bohaterowie zbyt dostojni, żeby nagle starać się umieścić ich w konwencji filmu przygodowego. Może lepiej było postawić na spokojny tok akcji ? Może lepiej było umieścić w filmowym "Panu Tadeuszu" barwne opowiadania Wojskiego, nieco dłużej filmować chmury i lasy, trochę przedłużyć koncert Wojskiego po skończonym polowaniu. Być może zniechęciłoby to do filmu kilka osób, ale taki "Pan Tadeusz" byłby prawdziwszy. Wajda postanowił jednak zrobić z "Pana Tadeusza" film akcji, i udało mu się. Świadczy to o niezwykłym talencie pana Andrzeja. W ten sposób jednak "Pan Tadeusz" nie jest już tym samym "Panem Tadeuszem". Ale może zbyt wiele wymagam.
Główne wątki w filmie wyglądają tak samo jak w powieści. To znaczy - miłość Tadeusza do Zosi jest niesłychanie sztuczna i wręcz wydaje się nie istnieć, natomiast miłość Tadeusza do Telimeny jest gorącym, pełnym namiętności uczuciem, wzbogaconym przez Wajdę sceną, w której Telimena nieomal wciąga młodzika do swojego pokoju. Dpór o zamek jest bardzo gwałtowny, Rębajłło nienawidzi Sopliców, Sędzia chce się procesować, Asesor kłóci się zajadle z Rejentem o Kusego i Sokoła, zajazd kończy się pogromem drobiu, bitwa z Moskalami jest zwycięska, armia Napoleona imponuje wielkością - wszystko to obrazy z "Pana Tadeusza". I z epopei i z jej filmowego odpowiednika. Wajda nie zmienił w przebiegu akcji nic zdając się na geniusz naszego wieszcza.
Wreszcie ostatnia rzecz na którą chciałabym zwrócić uwagę, a za którą należą się panu Andrzejowi brawa to dialogi. Zmuszenie aktorów do mówienia trzynastozgłoskowcem w sposób naturalny, a także umiejętne zatuszowanie momentów w których trzynastozgłoskowiec się urywa, to naprawdę niezwykłe dokonanie. Za to Wajdzie należą się słowa uznania.
Ekranizacja "Pana Tadeusza" budzi więc we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony - na ekranie wszystko jest bardziej rzeczywiste. Na własne oczy widzę Soplicowo, Tadeusza, Zosię, księdza Robaka, Gerwazego. Widzę miłość i bitwę, piękne mundury polskich ułanów i wieńczącego utwór poloneza. Z drugiej strony - nie ma wtedy miejsca dla wyobraźni, nie ma pięknych polskich krajobrazów przesyconych mickiewiczowską poezją, nie ma matecznika, nie ma powtarzanego przez drzewa koncertu Wojskiego. Film jest niewątpliwie udaną ekranizacją, nie można jednak zapominać że nie jest to to samo, co epopeja Mickiewicza. Moim zdaniem każdy powinien obejrzeć film, nie zwalnia go to jednak od przeczytania epopei. Bo prawdziwe Soplicowo jest tylko jedno - na kartach utworu Mickiewicza.

"VI Wesele"

 

  Dnia 9 stycznia 1973 roku miała miejsce premiera filmu Andrzeja Wajdy pt. "Wesele". Tego dnia wielu sympatyków filmów reżysera poszło do kina, w nadziei, że po raz kolejny będą świadkami arcydzieła filmowego. I niewątpliwie tak się stało.
"Wesele" Andrzeja Wajdy jest niekwestionowanym arcydziełem, nie waham się powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych filmów lat siedemdziesiątych.
Trudu adaptacji sztuki na potrzeby ekranu podjął się znany pisarz i publicysta Andrzej Kijowski. Zredukował dialog do niezbędnego minimum, zachowując wpisane na trwałe w kulturalną świadomość Polaków aforyzmy, powiedzenia i kwestie. Dzięki temu oraz znikomej liczbie scen plenerowych adaptacja "Wesela" Wajdy uchodzi za bardzo wierną oryginałowi. Film zrealizowano z wielką dbałością o realia.
Na uwagę zasługuje dobra gra aktorów, którzy bardzo dobrze wczuli się w rolę osób, występujących w dramacie. Ich zachowania, gesty, rozmowy, pokazują nam dawną kulturę polską, która u progu dwudziestego pierwszego wieku niemalże zanikła. Wielu aktorów grających w filmie jest dzisiaj sławami polskiego kina np.: Daniel Olbrychski (Pan Młody), Maja Komorowska (Rachela), Wojciech Pszoniak (Dziennikasz i Stańczyk), Franciszek Pieczka (Czepiec), debiutująca Ewa Ziętek (Panna Młoda) i inni.
Szczególnie podobały mi się kostiumy, za które była odpowiedzialna Krystyna Zachwatowicz. Dla odtwórców głównych postaci postarano się o autentyczne, przechowywane z pokolenia na pokolenie chłopskie stroje z okolic Krakowa. Stroje aktorów zostały ukazane podobnie jak w książce Wyspiańskiego, a więc dominował taniec kolorów, krasne wstążki, pawie pióra.
Niewątpliwie na szczególną uwagę zasługuje muzyka, która jest bardzo skoczna i taneczna, skomponował ją Stanisław Radwan, a wykonują znane polskie zespoły ludowe: Kamionka - z Łysej Góry, Koronka - z Bobowej oraz Opocznianka - z Opoczna. Czasami ta skoczność i taneczność zagłusza dialogi aktorów i jest to bardzo męczące dla widzów.
Przed twórcami, a także przed widzami, staje pytanie, czy "Wesele" ma dziś znaczenie tylko historyczne, czy też zawiera wartości nadal aktualne, trwałe, nieprzemijające. Jeśli tak to jakie? Wajda mówił o problemie porozumienie się ludzi z różnych warstw społecznych i kulturowych. Pokazał w swoim filmie postawę Polaków, ich stosunek do samych siebie, do kraju, jego tradycji i przyszłych losów. I tak pojętą aktualność "Wesela" Wajda zachował.

"VII Lalka"

 

  "Lalka" Bolesława Prusa drukowana była w "Kurierze Codziennym" w latach 1887-1889. Jako całość została wydana w 1890 roku. Jej filmowa adaptacja ukazała się 1968 roku w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa. Film został zrobiony z wielkim rozmachem, na jaki zasługiwała tak wielka powieść. Aktorzy dobrani zostali bardzo dobrze: Izabelę Łęcką zagrała Beata Tyszkiewicz, Stanisława Wokulskiego - Mariusz Dmochowski, Ignacego Rzeckiego - Tadeusz Fijewski, Tomasz Łęckiego - Jan Kreczmar, Starskiego - Andrzej Łapicki, Ochockiego - Jan Machulski, można by wymieniać bez końca, ponieważ pojawia się tu wielu wspaniałych aktorów. Również Warszawa pokazana jest tak, jak wyglądała w tamtych czasach, czyli w latach 1878-79, które to obejmuje akcja filmu. Czas akcji w książce jest jednak dłuższy o wspomnienia Ignacego Rzeckiego, które nie są przedstawione w filmie. Jednak oglądając film można się rozczarować Warszawą, ponieważ Prus przedstawił ją w taki sposób, że jest ona piękna, jasna, rozwijająca się, bogata i tylko powiśle jest szare, biedne i zaniedbane. W filmie tego pięknego obrazu nie ma, albo jest niewiele. Ale to nie jedyne różnice pomiędzy książką a filmem. Wiadomo, że tak obszernej powieści nie da się w całości przenieść na ekran, jednak brak tak wielu scen lub skrócenie ich do minimum powoduje, że dla człowieka nie znającego treści książki, staje się on niezrozumiały.
Prus główny akcent w swoim utworze chciał położyć na dramat Wokulskiego - utalentowanej, ambitnej jednostki walczącej o realizację własnych celów wyznaczonych przez osobowość i talenty. W filmie Hasa bohater ten, mimo swej siły i energii, pojawia się jako romantyczny marzyciel. Również w filmie głównym wątkiem jest romans Wokulskiego i Izabeli Łęckiej, w książce obok tego jest wiele innych wątków.
Na 38 rozdziałów powieści 9 to "Pamiętnik starego subiekta" przedstawiany przez Ignacego Rzeckiego. Zawiera on historie i przemyślenia tego bohatera. Niestety w filmie nie pojawił się jako pamiętnik, a jedynie historie opowiedziane przez Rzeckiego wplecione są w akcje. Brakuje również głębokich rozmyślań Wokulskiego, które pokazują jego uczucia i stany psychiczne.
Wiele scen z książki, rozmów lub pojedynczych zdań zostało połączone i pokazane jako jedna scena. Tak na przykład filmowe przyjęcie u księcia zawiera wydarzenia, które w powieści zdarzyły się po, przed a również w trakcie przyjęcia, które jednak szczegółowo nie jest opisane, gdyż nie uczestniczył w nim Wokulski, chociaż w filmie na przyjęciu był i nawet się oświadczył pannie Łęckiej, co w książce stało się później.
Żałuję, że tak piękny wątek Łazienek Królewskich został pominięty w filmie. Prus idealnie przedstawił spotkania Stanisława i Izabeli w Łazienkach, podczas których Wokulski miał okazję porozmawiać z tą, którą tak bardzo kochał. Spotkania te i rozmowy powodowały, ze Wokulski coraz bardziej był zakochany, a panna Łęcka coraz bardziej się upewniała, że mogłaby mieć wielu takich wielbicieli i nie szanowała uczuć Wokulskiego. Widziała jednak, że jest on mężczyzną innym niż wszyscy, ale dla niej Wokulski był kupcem galanteryjnym i nie był jej wart. Uznawała, że za męża może mieć tylko kogoś ze swojej sfery, a nie kupca. Mimo to widziała, że Wokulski jest kimś wyjątkowym, skoro wszyscy wokoło tak nim się zachwycali, a ojciec nawet wszedł z nim w spółkę.
W realizacji Hasa wiele scen jest niezrozumiałych lub mało zrozumiałych. Jedną z nich jest wyjazd Wokulskiego do Paryża. Pokazane jest, jak żegna się z Rzeckim i wsiada do pociągu. Następna scena wcale nie jest w Paryż a w Zasławku. Dla widza pierwszy raz oglądającego film jest to spore zdziwienie, a dla kogoś, kto nie czytał powieści moment staje się niezrozumiały. Pokazana jest scena, która w powieści następuje po wyjeździe panny Łęckiej z Zasławka, gdzie Wokulski siedzi na polanie w lesie (na której poprzednio siedział z Izabelą) i marzy. Pojawia się pani Wąsowska i zaczynają rozmowę, która w książce rzeczywiście odbywa się na początku tej sceny.
Poza tym pominięto również przeżycia Wokulskiego w Paryżu, jego wrażenia i poglądy, które w książce są szczegółowo opisane. Jedyny opis z tego wyjazdu to wrażenia Wokulskiego z podróży balonem, które opowiadał Ochockiemu, a i te zostały przeniesione do innej sceny. To samo stało się ze sceną dotyczącą metalu lżejszego od wody. Brakuje wątku grzybobrania, w czasie którego Wokulski rozmawia z panną Łęcką i zwierza się jej ze swoich uczuć. A także rozmowy Stanisława z prezesową Zasławską. To co dzieje się w Zasławku w filmie jest bardzo skrócone i chaotycznie przedstawione.
W filmie tylko przez chwilę pojawił się zamek w Zasławiu, w ruinach którego leżał kamień. Prezesowa poprosiła Wokulskiego, żeby znalazł kogoś, kto wyryłby na nim wiersz, który przypominał jej o młodości i romansie ze stryjem Stanisława. Na kamieniu tym przesiadywała wraz ze stryjem Wokulskiego, jak byli młodzi i zakochani w sobie, i jak nie mogli się ze sobą związać ze względów majątkowych. Na tym samym zamku, przy tym samym kamieniu później Wokulski ponownie zwierza się Izabeli.
W książce jest jeszcze jeden ważny wątek, który się nie pojawia w filmie nawet na chwilę. Jest nim znajomość z panią Stawską mieszkającą w kamienicy, którą Wokulski kupił od Łęckich. Helena Stawska jest dosyć ważną osobą w powieści, gdyż przez dłuższy czas stanowi ona kandydatkę na żonę Wokulskiego. Chciał ich zeswatać Rzecki, który w czasie nieobecności Wokulskiego opiekował się kamienicą i poznawał wszystkich jej mieszkańców, a zatem i panią Stawską.
Historia Heleny Stawskiej jest bardzo rozwinięta. Mianowicie ma ona męża, który uciekł oskarżony o morderstwo (później uniewinniony) i już nie wrócił, nawet nie dał znać, gdzie jest i czy wróci. Rzecki zobowiązuje się odnaleźć męża, chociaż sam mam nadzieję, że już ten nie żyje, gdyż widzi w Stawskiej idealną żonę dla Wokulskiego, który wciąż jest zakochany w Izabeli Łęckiej. Ślad pana Stawskiego znaleziono szybko, jednak za późno przyszła wiadomość, że ów człowiek nie żyje, ponieważ pani Stawska, jako piękna kobieta znalazła bardziej zdecydowanego adoratora - Mraczwskiego, wyrzuconego subiekta ze sklepu Wokulskiego - pobrali się. Mimo że Helena Stawska kochała się w Wokulskim, ten uznał, że nie potrafiłby żyć z nią kochając inną kobietę. Według Rzeckiego Wokulski ożeniłby się ze Stawską, gdyby nie to, że ciągle myślał o Łęckiej. Wokulski z Rzeckim bardzo pomogli pani Stawskiej nie tylko dowiadując się o męża, ale również w czasie procesu o kradzież lalki, o co została posądzona Stawska przez baronową Krzeszowską. Jednak lalka, którą miała Stawska, była kupiona w sklepie Wokulskiego, co łatwo było udowodnić; natomiast lalka baronowej pochodziła z innego sklepu. Po wygranym procesie Wokulski znalazł pracę dla pani Stawskiej w sklepie swojej znajomej. Pani Stawska była niezmiernie wdzięczna mu za to, że jej nie opuścił i za to, że jej tak bardzo pomógł.
W filmie brakuje wątku o lokatorach kamienicy, którą Wokulski kupił od Łęckich. Wydaje mi się, że historia studentów straszących baronową Krzeszowską jest najśmieszniejsza w książce, więc dlaczego scenariusz filmu ją pominą? Scena, w której jeden ze studentów wylewa wodę lub rzuca śledzia na wystającą przez okno głowę baronowej, w filmie byłaby również najzabawniejszą.
W filmie rozwinięty jest wątek pokazujący dobroczynność Wokulskiego. Lecz tylko tyle, że dawał pieniądze na zacne cele. Jednak nie tylko potrafił pośredniczyć w takich sytuacjach, a również sam pomagał pojedynczym osobom, choć zawsze wspominał, że za tyle, ile on zarabia, wyżyłyby tysiące rodzin. W filmie Has pokazał, jak Wokulski pomógł biednej dziewczynie - Mariannie, która z braku pieniędzy pracował jako prostytutka. Wokulski wysyła ją do Magdalenek, gdzie nauczyła się szyć i już porządną dziewczynę ulokował u znajomego Wysockiego. Daje jej pieniądze i umożliwia pracę. Nie ma w filmie jednak wątku Węgiełka, chłopaka, który w Zasławiu wyrył napis na kamieniu prezesowej. Wokulski postanowił i jemu ułatwić życie i wyciągnąć go z marnej sytuacji. Dał chłopakowi pieniądze na naukę i tak jak Mariannę umieścił w pokoju u Wysockiego. Chłopak poznał dziewczynę, dowiedział się kim była, a mimo to po pewnym czasie postanowił się z nią ożenić. Historia ich małżeństwa nie jest poruszona w filmie, chociaż to przez pana Starskiego Węgiełek poczuł obrzydzenie do swojej żony, gdy dowiedział się, że Starski był pierwszym, któremu się oddała za pieniądze.
Zakończenie w filmie znacznie różni się od tego z książki. Pozornie są podobne, gdyż i tu, i tu Rzecki umiera. Jednak w książce jest to wszystko jakby jaśniej wytłumaczone. Właściciel sklepu po Wokulskim - Szlangbaum prawdopodobnie wyznaczył nagrodę na odnalezienie Wokulskiego z powodu jego pieniędzy. Dowiedział się, że widziano go niedawno, jak kupował dynamit. Niedługo potem widziano go w okolicach Zasławia. Znaczyło by to, że wcale nie wyjechał, jak mówiono do Indii ani do Chin, tylko został z kraju. Jeszcze przed śmiercią Rzecki dostał list od Węgiełka adresowany do Wokulskiego. W tym liście Węgiełek dziękuje za pieniądze, które otrzymał z podzielonego majątku Wokulskiego. Węgiełek pisał też, że się martwił o pana Wokulskiego, bo niedawno był wybuch na zamku i zawaliły się ściany. Jako że Wokulski niedawno był w okolicy zamku, Węgiełek, szukał w guzach, czy nie został przywalony. Ale że nie znalazł, to się ucieszył, że panu się nic nie stało, ale mimo to prosi o odpowiedź. Kilka dni po otrzymaniu listu Rzecki umarł. W filmie przez brak postaci Węgiełka listu takiego nie mogło być, a Rzecki umarł w dziwnym ataku, właściwie trudno powiedzieć dlaczego.
Widać z tego, że film Hasa jest jedynie oparty na powieści Prusa. Zawiera jedynie główne wydarzenia tego utworu i nie pokazuje jego istoty w pełni. Film nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak książka, mimo to nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobał. Aktorzy według mnie dobrani byli bardzo dobrze do swoich ról. Jednak film różni się od książki o tyle, że nie zawiera wszystkich scen, a z tych, które zostały pominięte, wyciągnięto pojedyncze fakty wplątano je pomiędzy pozostały sceny, co spowodowało, że niektóre wydarzenia dzieją się bez uprzedniego ich wytłumaczenia i staje się to niejasne i dość chaotyczne momentami. Muszę przyznać, że czytanie książki sprawiło mi więcej przyjemności aniżeli oglądanie filmu, w którym cała historia jest tylko naszkicowana, a w książce namalowana pędzlem genialnego artysty.

"VIII Lawa"

 

  Tadeusz Konwicki jako pierwszy sprostał niełatwemu zadaniu - zekranizował słynny utwór Adama Mickiewicza pt. "Dziady". Czytając tę książkę wydawałoby się, że jest rzeczą niemożliwą jej sfilmowanie, w taki sposób, aby z tych fragmentarycznych zdarzeń ulożyć jedną całość, nie zmieniając przy tym treści przekazu jaki A. Mickiewicz kieruje do czytelnika. Jednak Konwickiemu się to udało. Reżyser poprzez zastosowanie pewnych symboli, znakomitą obsadę aktorów, świetnie dopasowaną muzykę i scenografię stworzył wspaniały, filmowy obraz "Dziadów". Całości nadał tytuł "Lawa".
"Dziady" A. Mickiewicza były zakazywane przez cenzurę, ponieważ wówczas władze Polski zdawały sobie sprawę, że "Dziady" ukazują obraz "tak nieograniczonego poświęcenia się ludu i tak uporczywej wytrwałości, jakich nie było od czasu prześladowania chrześcijaństwa". Tymi słowami, pochodzącymi z "Przedmowy poety" do III części "Dziadów", rozpoczyna się także film Tadeusza Konwickiego.
Już sam tytuł "Lawa" kieruje uwagę na słowa Wysockiego: "Nasz naród jak lawa - z wierzchu zimna, twarda, sucha i plugawa, lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi, pluwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi". Polscy patrioci - głębia lawy - zostali ukazani jako symboliczny biały orzeł, usiłujący poderwać się z gniazda. Ten ptak bezustannie toczy walkę z krukami - złowieszczo krążącymi nocą na tle księżyca. Te motywy: orła i kruków, nieustannie przeplatają się z poszczególnymi epizodami, przerywają je, odrywają widza od biernego wpatrywania się w telewizyjny ekran, zmuszając do zastanowienia się nad ich rolą.
Kruki, jak i pojawiający się tajemniczy jeździec pędzący nocą na koniu - budzą grozę i strach. Są zwiastunami nieszczęść. W filmie często pojawia się także anioł - grany przez Grażynę Szapołowską - w biało-czerwonej szacie, który niesie wizję wolności i szczęścia. Te symbole mają zmusić widza do refleksji.
Reżyser wprowadził do "Dziadów" nowe elementy, jednocześnie udoskonalając i na nowo odczytując wątki już istniejące. Scena z uroczystości obchodzonej na pamiątkę zmarłych została przedstawiona na cmentarzu, doskonale jest w niej widoczny kontakt strefy materialnej i duchownej.
Konwicki nadał także nowe znaczenie Wielkiej Improwizacji. Wprowadził do filmu dwóch Konradów. Artur Żmijewski, odgrywający rolę młodego Konrada, ustępuje miejsca człowiekowi doświadczonemu przez życie - starszemu Konradowi, którego odtwórcą jest Gustaw Holoubek. Młody Gustaw - Konrad to ziemski kochanek biegnący na spotkanie z ukochaną Marylą. To poeta, któremu anioł nakazuje, by dumał o swoim przeznaczeniu. Natomiast starszy Konrad jest mistrzem, tworzącym wielką pieśń, wie jaka jest jego rola - chce ratować ojczyznę. W Wielkiej Improwizacji buntuje się przeciwko Bogu, mówi "Ty jesteś tylko mądrościa". "Jeślim nie zgadł - odpowiedz" - możemy tylko się domyślać, czy tą odpowiedzią jest strzał do bezbronnego człowieka - taki bowiem obraz nasunął nam reżyser. A więc jeśli chodzi o treść Konwickiemu udało się odtworzyć sceny z "Dziadów".
Przez cały film towarzyszy nam wspaniała muzyka w wykonaniu Orkiestry i Chóru Filharmonii Łódzkiej. Muzyka jest pełna grozy, a śpiew chóru doskonale oddaje nastrój, współtworzy wraz z obrazami poszczególne sceny.
Tadeusz Konwicki pozostawia do przemyślenia widzowi, co się stanie z krukami - wrogami, ciągłe ich krakanie nawet po zakończeniu filmu sugeruje, że nigdy ich nie pokonamy, ciągle będziemy musieli z nimi walczyć.
Gra aktorów jest naprawdę wspaniała, zwłaszcza Gustawa Holoubka. Jego monolog przedstawia najwyższy poziom gry aktorskiej. bardzo dobrze zagrała też Teresa Budzisz-Krzyżanowska, odtwórczyni roli niewidomej Pani Rollinson. W bardzo realny sposób przedstawiła rozpacz matki po utracie jedynego syna; rozpacz, która przeplata się z nienawiścią, jaką odczuwa do Senatora. Warto także zwrócić uwagę na Henryka Bistę - filmowego Nowosilcowa. Wspaniale zagrał rolę dwulicowego Senatora. Potrafił przed rozmówca udawać miłego i serdecznego Senatora, dbającego o losy Polski, a za jego plecami przeistaczał się w egoistycznego i nieczułego potwora. W filmie wystąpili także: Maja Komorowska jako Guślarz, Jan Nowicki - Szatan, Andrzej Łapicki - car i Janusz Michałowski w roli ks. Piotra.
W filmie można zobaczyć także piękne stroje, zwłaszcza na odrobinę uwagi zasługują suknie dam na balu u Senatora. Autorkami kostiumów są: Elżbieta Radke i Małgorzata Obłoza.
Jeśli chodzi o scenografię, to wszystko jest dziełem Allana Starskiego. Ma on "bogatą przeszłość", tworzył scenografię do wielu filmów, zarówno polskich jak i zagranicznych, np. w filmie "Człowiek z marmuru" czy też "Les possedes", a ostatnio nawet w wielkiej ekranizacji filmowej "Pana Tadeusza" - także Adama Mickiewicza.
Dekoracja wnętrz przypadła Ewie Braun, a produkcją zajął się Ryszard Chudkowski.
Mówiąc krótko - film "Lawa" w reżyserii Tadeusza Konwickiego jest wspaniałym odbiciem "Dziadów" Adama Mickiewicza, warto go zobaczyć. Jednak ja osobiście uważam, że ten film nie jest dla wszystkich. Zwykli, prości ludzie czy też obcokrajowcy nie znający historii Polski, po obejrzeniu "Lawy" nie wiedzieliby o co w tym filmie chodzi, a reżysera nazwaliby dziwakiem. Dlatego jeśli jeszcze nie zapoznałeś się z książką Adama Mickiewicza, to bierz się do czytania, a jak skończys to wypożycz kasetę z filmem "Lawa" i sam oceń.

"IX Krzyżacy"

 

  Prapremiera "Krzyżaków" odbyła się 15 lipca 1960 (jednak niektóre źródła podają inną datę: 22 lipca), dokładnie w 550. rocznicę bitwy grunwaldzkiej. Dotrzymanie tego terminu miało wymowę niemal symboliczną. O tym, jak bardzo starano się go nie przekroczyć, świadczy fakt, że od powzięcia pomysłu o ekranizacji sienkiewiczowskiej powieści do uroczystej premiery upłynęło zaledwie półtora roku. Poprzedziła ją bardzo szeroko zakrojona kampania reklamowa, dyskusje w radiu i w telewizji. Dziesiątki konsultantów dopasowywały literacki obraz wydarzeń i postaci do ówczesnego stanu badań historycznych nad tą epoką. Korekcie poddano przede wszystkim powieściowy wizerunek króla Władysława Jagiełły, niezbyt przychylnie ukazanego na kartach książki. Na jego filmowej rehabilitacji zyskała poetyka filmu, opiewającego królewską mądrość i odwagę. Obszerny materiał literacki wymagał - z konieczności - selekcji, ograniczenia się do kilku wybranych wątków. Na pierwszy plan wysunięto losy Juranda ze Spychowa, zdradziecko atakowanego przez Krzyżaków ze Szczytna, którym przewodzi okrutny komtur Zygfryd de Lowe. Równolegle poprowadzono wątek romansowy między Zbyszkiem, Danuśką i Jagienką. Punkt kulminacyjny stanowi finałowa bitwa pod Grunwaldem. Po premierze filmu opinie recenzentów były podzielone. Jedni widzieli w tym obrazie zrealizowanym w nowatorskiej jak na tamte czasy technice panoramicznej ogromny sukces polskiej kinematografii, inni - i ci byli w większości - wytykali brak szerszego spojrzenia na zderzenie nie tylko dwóch sił politycznych, ale także dwóch kultur, dwóch cywilizacji. Nie bacząc na zdanie krytyków, publiczność tłumnie ciągnęła do kin. Rok 1409. Młody, porywczy rycerz Zbyszko z Bogdańca atakuje pod Krakowem poselstwo krzyżackie. W odwecie Kuno von Lichtenstein żąda od Jagiełły śmierci Zbyszka za znieważenie majestatu. Od śmierci ratuje młodzieńca dwórka księżny Anny Mazowieckiej, Danusia Jurandówna, córka rycerza ze Spychowa. Staropolskim zwyczajem wybiera Zbyszka na męża, co uniemożliwia wykonanie wyroku. Wkrótce Krzyżacy najeżdżają siedzibę Juranda ze Spychowa - jednego z największych wrogów Zakonu. Zabijają jego żonę i porywają córkę, którą trzymają w zamku malborskim. Zbyszko nadaremnie jej szuka, zbliżając się w tym czasie do zakochanej w nim Jagienki. Krzyżacy zaś wysyłają Jurandowi wiadomość, że uwolnić córkę, jeśli on sam stawi się w Malborku. Krzyżacy upokarzają Juranda i wtrącają do lochu, a zamiast córki pokazują mu obcą dziewczynę. Tymczasem Zbyszko w pojedynku zabija brata Rotgiera, przybranego syna komtura Zygfryda de Lowe. De Lowe w akcie zemsty pozbawia Juranda oczu, języka i dłoni - i wypuszcza go na wolność. Uwolniona z krzyżackiej niewoli Danusia umiera w drodze do Spychowa. Zbyszko rozpacza po jej śmierci. Minie wiele miesięcy, zanim zaręczy się z Jagienką. W 1410 roku nabrzmiewa konflikt z Zakonem. Jagiełło porozumiewa się z władającym na Litwie bratem Witoldem. Połączone wojska polskie i litewskie rozbijają pod Grunwaldem krzyżacką potęgę. Ginie Wielki Mistrz Ulrich von Jungingen, a Maćko z Bogdańca osobiście zabija Kuno von Lichtensteina.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Filmy Andrzeja Wajdy jako interpretacje dzieł literatury polskiej
jezyk polski, Człowiek współczesny wobec dzieł literatury staropolskiej, Fascynacja, czy poczucie ob
Fascynacja, czy poczucie obcości Człowiek współczesny wobec dzieł literatury staropolskiej
CZŁOWIEK WSPÓŁCZESNY WOBEC DZIEŁ LITERATURY STAROPOLSKIEJ, CZŁOWIEK WSPÓŁCZESNY WOBEC DZIEŁ LITERATU
człowiek współczesny wobec dzieł literatury staropolskiej Q3KDZ5BTNSY3HNVSGNR6UTL54AAJMHPXFBHBLSI
Człowiek współczesny wobec dzieł literatury staropolskiej 2
Fascynacje czy poczucie obcości, człowiek współczesny wobec dzieł literatury staropolskiej DOC
Filmowe?aptacje dzieł literackich jako przykład interpretacji tekstu pierwowzoru
1612-najważniejsze kwestie i motywy poruszane w literaturze starożytnej i współczesnej, czytam i wie
Totalitaryzmi bohaterstwo człowieka w walce z totalitaryzmem we współczesnej literaturze polskiej i
Motywy religijne i metafizyczne we współczesnej literaturze polskiej
Bohaterowie tragiczni w literaturze Polskiej i Współczesnej
Filmowe?aptacje dzieł literackich jako przykład interpretacji tekstu pierwowzoru
Literatura współczesna interpretacja Tokarczuk
1741 literatura w służbie wielkich idei przedstaw zjawisko w odniesieniu do wybranych dzieł literack
35 Reportaż i felieton we współczesnej literaturze polskiej

więcej podobnych podstron