DROGOCENNI W OCZACH BOGA WSZYSTKO JEST GRĄ MIŁOŚCI Osuch Krzysztof SJ

background image

/m

:

Krzysztof Osuch S)

drogocenni

w oczach

Wszystko jest grą miłości

WydWimctatW*

topkfeNki

background image

Wstęp

Ile razy w życiu słyszeliśmy takie zapewnienie: „Jesteś dla mnie
drogi, droga! Prezentujesz sobą wielkie dobro i wartość! Cenię cię
i kocham!”? Odpowiedzi na zadane pytanie byłyby różne... Chyba
tylko nieliczni nie skarżyliby się na mniej lub bardziej wybrako­
waną jakość afirmacji i miłości, której doświadczyli w dzieciństwie
i na dalszych etapach życia. Czy zatem wyrażona opinia oznacza,
że w tym życiu skazani jesteśmy na poważny brak i cierpienie, któ­
remu nikt nie potrafi ani nie próbuje zaradzić? Nie. Zdecydowanie
nie, gdyż na szczęście, niezależnie od tego, co bliźni - w rodzinie
i poza nią - o nas myślą, jak nas cenią i co nam najczęściej komu­
nikowali, jest ktoś bardzo bliski i ważny, Najważniejszy, kto nie­
strudzenie, niezliczoną ilość razy - wciąż i zawsze - wyznaje, że
jesteśmy dla Niego drodzy, wartościowi, miłowani!

W Piśmie Świętym znaleźć można bardzo dużo potwierdzeń

i dowodów na to, że w tym życiu mamy do czynienia przede
wszystkim ze wspaniałym Dobroczyńcą i miłośnikiem życia (por.
Mdr 11, 26), a tym bardziej człowieka. Kto nie zna choćby tego

zapewnienia Pana i Stworzyciela: Drogi jesteś w moich oczach, na­
brałeś wartości i Ja cię miłuję
(...) Nie lękaj się, bo jestem z tobą
(Iz 43,4-5). W Liście św. Piotra znajduje się znamienne pouczenie
skierowane do wierzących żon, jak mogą swym „świętym postę­
powaniem” pociągać do wiary niewierzących mężów. Jest w nim
stwierdzenie godne podkreślenia. Ich [żon] ozdobą niech będzie

nie to, co zewnętrzne: uczesanie włosów i złote pierścienie ani stro­

jenie się w suknie, ale wnętrze serca człowieka o nienaruszalnym

spokoju i łagodności ducha, który jest tak cenny wobec Boga (1 P 3,

3-4). Na pierwszym planie autor Listu stawia kilka szlachetnych
postaw, takich jak nienaruszalny spokój i łagodność ducha. Mnie
jednak porusza końcowa fraza, dopowiedziana jakby mimocho-

background image

Wstęp

dem, a tak naprawdę słychać w niej Piotrowy podziw i pochwa­

łę przede wszystkim dla ludzkiego ducha, który jest tak cenny
w oczach samego Boga.

Mając w pamięci (choćby tylko) te dwie natchnione wypowie­

dzi z obu Testamentów, czuję się ośmielony i „natchniony” by za­

mieszczonym w tej książce rozważaniom nadać właśnie taki tytuł:

„DROGOCENNI w oczach BOGA” Wszakże tacy, drogocenni

w oczach Boga, jesteśmy wszyscy, każda i każdy z nas.

Tę olśniewającą prawdę przekazuje nam Bóg Ojciec najdobit­

niej w Jezusie Chrystusie. On będąc Bożym Synem, stał się czło­

wiekiem. Użył języka miłości z żadnym innym nieporównywalne­
go: ogołocił samego siebie» przyjąwszy postać sługi i uniżył samego

siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej
(por. Flp 2, 6-8). Swą Boską Miłość, wcieloną w niezliczone czyny
i znaki, wypowiedział również w tym zawrotnym wyznaniu: Jak

Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem (J 15, 9).

Miłosne zaangażowanie Boga Ojca w nas, jako Jego dzieci, jest

zasadniczo znane, może nawet bardzo dobrze. Zapewne mówiono
nam o nim wielokrotnie... A jednak postrzeganie siebie samych,
styl życia i barwa istnienia nazbyt często zdają się świadczyć o tym,
że Boża Ewangelia na ten temat jeszcze do nas w pełni i przeko­
nująco nie dotarła. I chyba często jest tak, że choć każdego dnia
niejedno nas cieszy i zadowala, to jednak - gdzieś głęboko - od­

czuwamy zasadniczy niedosyt i brak. Po uciszeniu serca i wejściu
głębiej w świat swoich uczuć, tęsknot i pragnień ze zdumieniem
odkrywamy, że czegoś ważnego, Najważniejszego, jeszcze nie zna­

leźliśmy. A jeśli nawet to „coś” znaleźliśmy, to i tak... czekamy na
więcej, nieskończenie więcej. Poeta wyraził to w taki sposób:

A ty czekasz, ty czekasz na jedno,

co twe życie wzniesie nieskończenie,
na wielkie, niezwykłe zdarzenie,

na kamieni nagłe przebudzenie,

na głębie, co u nóg twych legną

1

.

1

Rainer Maria Rilke w wierszu Przypomnienie, tł. M. Jastrun.

background image

Wstęp

9

To prawda, że w codziennym życiu różnie myślimy o sobie.

Raz wspaniale, kiedy indziej źle. Nasze drogocenne człowieczeń­
stwo traktujemy karygodnie zarówno w sobie, jak i w innych. Na
szczęście te osądy i wyrokowania mają wartość względną, ponie­

waż to nie one stanowią o nas. Najważniejsze jest zdanie Boga.
A On, powołując nas do istnienia - jako osoby Jemu podobne -
nadał nam status drogocennego skarbu, z żadnym innym stwo­
rzeniem czy rzeczą nieporównywalnego! Godność osoby, nadana
przez Stwórcę, jest ponadto nieodwołalna. Ani my sami nie mo­
żemy jej unieważnić, ani też nikt inny nie dostał prawa, by ją kwe­
stionować, reglamentować czy tym bardziej źle się z nią obchodzić.
Wszystko i wszyscy powinni jej służyć, chronić ją. Także wysoka

kultura i instytucje religijne strzegą obiektywnej prawdy o abso­
lutnie wyjątkowej godności każdego człowieka. Gdyby ktoś w tym
stwierdzeniu dopatrywał się przesady czy wręcz bałwochwalcze­
go antropocentryzmu, niech sięgnie do Mateuszowej Ewangelii
i przeczyta w niej opis Paruzji i Jezusowego Sądu (Mt 25, 31-46).
Można by też przywołać św. Ireneusza, który celnie stwierdził, że
„chwałą Boga jest żyjący człowiek” (w innym tłumaczeniu: czło­

wiek pełen życia). Oczywiście, święty doprecyzował: „zaś życiem
człowieka jest oglądanie Boga”.

Tylko ignoranci czy oszuści kwestionują to, co sam Stwórca

o nas postanowił i do czego wybrał każdą osobę (por. Ef 1, 4).
Niestety, ignorantów i oszustów - z coraz większymi dziś możli­
wościami oddziaływania - przybywa w szybkim tempie. Nie po­
większajmy ich grona (por. Ps 1 i 2). Nigdy nie gódźmy się na to,
żeby na podarowaną nam Rzeczywistość - ziemi i wszechświata,
a zwłaszcza człowieka - patrzeć bezbożnie, a więc bez Boga! Nie

dajmy sobie narzucić złowieszczej - skutkującej bezsensem i de­
strukcją - optyki bezbożnych. Szukajmy tego, co czyni nas ludźmi

W innym tłumaczeniu ten fragment wiersza brzmi tak
A ty czekasz, wciąż czekasz na jedno,
co twe życie bezmiernie wzbogaci;
na wielkość, na coś niezwykłego,
że nawet kamienie się zbiegną,
że otchłań się w tobie zatraci (tł. A. Lam).

background image

pobożnymi* a więc mającymi łatwość znajdywania Boga we

wszystkim (św. Ignacy Loyola), a szczególnie w człowieku. Gdy
trzeba (a trzeba coraz częściej i w coraz liczniejszych miejscach),

to bez wahania płyńmy pod prąd głównego nurtu świata (por.

J 15, 19).

Nasza wolność najpełniej przejawia się w dokonaniu fun­

damentalnego wyboru dotyczącego naszego Boga Stwórcy. Nie
można się wobec tego wyniośle czy tchórzliwie dystansować,
oświadczając: Ja poczekam z wyborem, ponieważ brak mi jesz­
cze wielu danych albo uważam, że jest on mało ważny! Niestety,
dzisiaj szereg czynników popycha wiele osób, zwłaszcza młodych,
w stronę apatii i zobojętnienia na podstawowe pytania i odpo­
wiedzi. Niektórym wydaje się, że nie ma większego znaczenia to,

czy świat i człowieka postrzega się i kształtuje w optyce pobożnej,
czy bezbożnej. Nawet w tej ostatniej widzą oni lepszy grunt dla
afirmacji człowieka i jego pełnego rozkwitu. Kto choć trochę zna
dwudziestowieczną historię narodów, wydanych na pastwę dwóch
bezbożnych totalitaryzmów (niby tak bardzo afirmujących czło­
wieka), tego nie powinny zmylić i uwieść humanistyczne hasła
wypisywane w manifesty bezbożnych. Ogłaszając na swych sztan­

darach (zażartą) walkę o prawa człowieka, zwolennicy totalitary­
zmów nie wahali się eksterminować milionów ludzi (tylko) Bogu
ducha winnych. Taka jest obiektywna prawda, aż nadto w historii
udokumentowana, że żadna bez-bożna ideologia nie może real­
nie konkurować z autentyczną religią i żywą wiarą, dzięki którym
osoba ludzka poznaje swoją godność i doświadcza, jak jedynie

sam Bóg nadaje ją i chroni.

Kto zna Jezusa Chrystusa, ten wie, że tu się zaczyna nasza ży­

ciowa przygoda, a trwać będzie wiecznie. Na ziemi się rodzimy
i dojrzewamy do wiecznej komunii z naszym Stwórcą. Na czas
ziemskiej drogi - zwłaszcza codziennie podejmowanych decyzji

i umacniania fundamentalnego wyboru Boga - Jezus Chrystus
wyposażył nas w jasne pouczenia i wskazania, a także poważne

przestrogi. Jedna z nich, bardzo mocna, przestrzega przed fatalną
iluzją, że szczytem naszych marzeń i możliwości jest zdobycie jak

background image

Wstęp

1

największego „kawałka” świata. Tymczasem, tak naprawdę, nawet
„cały świat” (por. Mt 16, 26) - zestawiony z naszą osobową god­
nością i wielkością otrzymanego powołania do wiecznego życia
z Bogiem - musi zblednąć i ustąpić.

To prawda, że człowiek w cielesnej „warstwie”, rozłożony na

czynniki pierwsze, nie reprezentuje sobą zbyt wiele. Chemicy
wyróżniliby w ludzkim ciele ściśle określoną liczbę pierwiastków
z listy Mendelejewa i ogromną, acz możliwą do policzenia, ilość
komórek oraz atomów. Jesteśmy też śmiertelni i nieuchronnie
podlegamy rozkładowi, jednak - póki trwa cud życia - szczerze
zdumiewamy się i zachwycamy, widząc za pomocą coraz dosko­
nalszych narzędzi, jak drobiny materii zostały złożone w podziwu
godną, funkcjonalną całość! Nasz podziw wzrasta, gdy stając na

progu dla nas nieprzekraczalnym, zdajemy sobie sprawę z tego,
że sami - mimo całej wiedzy i techniki - nie potrafimy powołać
do bytu nawet prostej ameby, choć „cegiełek” materii (atomów
i pierwiastków) mamy pod dostatkiem. A cóż powiedzieć o ca­
łym bogactwie przyrody, a przede wszystkim o człowieku, stoją­
cym u szczytu wszystkich znanych nam bytów i stworzeń! Tak,
wszelkie życie i życie człowieka otrzymaliśmy gotowe, stworzone,
podarowane. Genialnie pomyślane.

Ludzie najstarszych kultur i rełigii jakoś przeczuwali i wiedzie­

li, że nie sama materia stanowi o fenomenie człowieka. Nie wystar­
czy nią dysponować, by stworzyć cud życia w ogóle, a człowieka
w szczególności. Dzisiaj moglibyśmy powiedzieć, że z cudem ży­
cia i życia człowieka jest (trochę) tak, jak z... komputerem. Jest dla
nas jasne, że o jego możliwościach decyduje nie tylko sam twardy
dysk, lecz wgrane weń oprogramowanie. Największe znaczenie
mają napisane przez człowieka programy, które - kumulując i wy­
rażając ogromny i wielowiekowy wysiłek ludzkiej myśli i inteli­
gencji - konstytuują elektroniczne urządzenia o różnych, coraz
większych możliwościach... Na tym obrazowym tle nowoczesnej
elektroniki i cybernetyki, możemy pytać, jaką to genialną myśl
i (s)twórczą inteligencję kryje w sobie to „coś”, co ożywia i „for­
matuje” każdego człowieka! I kto napisał „program” dla tej znako­
micie funkcjonującej całości, jaką jest człowiek? Człowiek, który

background image

Wstęp

arar

12

zadziwia nie tylko złożonością i precyzją procesów na poziomie
biochemicznym, ale jeszcze bardziej jako ten, który poznaje, myśli
i wnioskuje, żywi szeroką gamę uczuć, dokonuje wyborów i two­
rzy „cuda techniki”! A także zachwyca się pięknem i kocha drugą
osobę, ceni ją! 1 jeszcze zdolność szczytowa i najważniejsza: otóż

człowiek przez całe życie - mniej lub bardziej świadomie - przy­
gotowuje się do spotkania ze swym Stwórcą; Jego szuka i z Nim
pragnie się zjednoczyć.

Tradycja filozoficzna naszego kręgu kulturowego, chcąc

wskazać i nazwać to, co w istotny sposób konstytuuje człowieka
i sprawia, że człowiek jest człowiekiem, mówi o formie lub duszy,
a także o akcie powołującym do istnienia. W biblijnej tradycji, na
oznaczenie tej samej rzeczywistości sprawczej, mówi się zarówno
o duchu (pneuma), jak i o duszy, której - dodajmy - niezrównane
piękno (to tylko jeden z jej przymiotów) oglądają niekiedy i bar­
dzo podziwiają mistycy (np. św. Teresa z Avila).

My wszyscy, jako odbiorcy Objawienia Bożego (Biblii), wie­

my, że i pierwszy człowiek, i każdy nowy człowiek na ziemi ma
swą sprawczą przyczynę w samym Bogu. Bóg poprzez specjalny

akt stwórczy angażuje się w powołanie do istnienia nowej osoby.
Mówi o tym jednoznacznie Księga Rodzaju: Pan Bóg ulepił czło­
wieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wsku­
tek czego stał się człowiek istotą żywą
(Rdz 2, 7).

Jezus Chrystus, pogłębiając i doprowadzając do szczytu ludz­

ką mądrość i starotestamentalne Objawienie, zapewnia nas, że
to my, ludzie, naprawdę i bez wątpienia jesteśmy drogocennym,
najcenniejszym Bożym stworzeniem! Jezus, najdobitniej jak tylko

można, przekonuje nas, że mając w sobie tchnienie samego Boga
Stwórcy i Ojca, winniśmy siebie bardzo cenić i o siebie się trosz­

czyć. Oczywiście również wzajemnie się troszczyć.

Powinniśmy też brać pod uwagę radykalne zagrożenia, które

na nas czyhają. One naprawdę istnieją! Tymczasem my, nie bacząc

na wagę i drogocenność daru istnienia i „ostateczny” charakter
czasu prób i duchowych walk (por. 1 P 1,5; Hbr 1,2; Jk 5,3), łatwo
te zagrożenia przeoczamy i naiwnie unieważniamy. Wzbraniamy
się, by na serio wejść na drogę Jezusa, wiodącą przez Jerozolimę

background image

Wstęp

13

i Golgotę do wiecznej Chwały Ojca. Sam św. Piotr miał z tym wiel­
ką trudność (por. Mt 16, 22). Z tego powodu dostał ostrą repry­
mendę, zaś wszyscy inni uczniowie - też niemający ochoty, żeby
stracić swe życie z powodu Jezusa i tak zyskać życie wieczne -
usłyszeli pełne powagi pytania: Cóż bowiem za korzyść odniesie
człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?
Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mt 16, 26).

Zagrożenia, wycelowane w dobro ludzkiej osoby, i duchowa

walka, z której nikt nie jest wyłączony, występują od początku, od
raju. Dzisiaj konfrontujemy się z zagrożeniami, które mają swoją
specyfikę. Może nade wszystko powinniśmy nabrać krytycznego
dystansu do cywilizacji, która sens życia sprowadza do odnosze­
nia sukcesów, materialnych korzyści i zapewnienia sobie maksi­
mum przyjemności.

Jest wiele powodów, by tak (nisko i przyziemnie) „ustawiony”

sens życia zdecydowanie zakwestionować. Należy zadać parę kry­
tycznych pytań. Czy nie ma jakiegoś zasadniczego (o)błędu w tym,
że głównym wymogiem (jakby najważniejszym przykazaniem la­

ickiego dekalogu) stało się to, by wszystko dokładnie liczyć, two­
rzyć precyzyjne biznesplany, na wszystkim zyskiwać i na niczym
nie tracić? Jaki, koniec końców, (s)tworzą świat ci, którzy z jednej
strony gotowi są z największą surowością karać finansowe i go­
spodarcze wykroczenia, a jednocześnie sami w etycznie wątpliwy
sposób dorabiają się niewyobrażalnych fortun? Zasadniczych bra­
ków (grzechów) - w postawach i postępowaniu ludzi lekceważą­
cych samego Boga i Jego Ład - można by wskazać więcej.

Prawdopodobnie, jako cywilizacja oderwana od Boga i „dry­

fująca na oko” (Benedykt XVI), zbliżamy się do apogeum kultu
bożka mamony. Wielu jest zauroczonych jego obietnicami. Jedno­
cześnie na naszych oczach okazują się one zawodne i rozczarowu­
jące. Bożek mamony taką ma bowiem naturę, że tylko niektórzy
jego czciciele ze służenia mu czerpią wielkie korzyści. W zestawie­

niu z całą ludzką rodziną widać, że tylko jakaś część ludzi sytuuje
się u szczytu „piramidy szczęścia”, której podstawę tworzą miliony
„nowoczesnych” niewolników i poddanych. Czyż nie tę gorzką
prawdę symbolicznie wyrażają elektroniczne zegary informujące

background image

14

Wstęp

0 tempie i skali zadłużenia państw i narodów? Ludzie uczciwie !
pracujący (zresztą w rosnącym procencie pozbawieni pracy i stra- ,
szeni niepewnością jutra) dowiadują się, że są nieprawdopodob- |
nie... zadłużeni. Właśnie oni! Ponadto dowiadują się, że nie ma i
nadziei, by kiedykolwiek „swoje” długi spłacili! - Nieco dygresyj-

j

nie i nie bez szczypty ironii trzeba zapytać: A niby komu mieliby- !
śmy spłacać te długi? Oczywiście, nie mówię o każdym rodzaju j

pożyczek i długów, choć towarzysząca im brutalna lichwa powin- ]
na być zdecydowanie poskromiona w każdym kręgu kulturowo- ]
-cywilizacyjnym!

Zwłaszcza

europejsko-amerykańskim.

Żeby

j

było jasne, dopowiem. W imię odrobiny rozsądku i po odwołaniu

j

się do Stwórcy, oddającego w użytkowanie dobra ziemi wszystkim,

j

mamy prawo zadać pewne (wiem, że dla niektórych bardzo niewy-

j

godne) pytanie: Którzy to nasi bracia, żyjąc we wspólnej ludzkiej
rodzinie, stali się aż tak bogaci, że świat wraz z ludźmi i ich dobyt- i
kiem jest (czy staje się niepostrzeżenie i rzekomo... nieodwołalnie) j
ich (nielicznych) własnością? Jakim fortelem zdołali wykreować j

1 prawnie usankcjonować śwriat podzielony na bardzo nielicznych j

posiadaczy i całą przeogromną resztę dłużników? I jaki - w ich
rozumieniu - ma to sens oraz czemu ostatecznie ma służyć? Czy
aby nie zawłaszczeniu Boskich prerogatyw? Gdy jednak człowiek
(klasa, naród, przywódca, tyran, ideologia) zajmuje miejsce Boga,

to zawsze dosięga ludzi niebezpieczna karykatura Boskiej opatrz­
ności. A gdy się lepiej przyjrzeć, widać, że jej głównym autorem
nie jest już, tak naprawdę, sam tylko człowiek. W Księdze Rodzaju
nazwano go „przebiegłym wężem” (por. Rdz 3, 1).

***

Proszę pozwolić, że przytoczę jeszcze kilka zdań z mojego

rozważania Miłość czyni czystym. Rzucą one trochę światła na

drogi mi podtytuł książki Wszystko jest grą miłości, a także na...
tytuł planowany wcześniej: Bóg gra czysto - a my a ty?. Tak, je­

śli wszystko jest grą miłości, głównym „rozgrywającym” jest Bóg,

a my zostaliśmy do tej gry wielkodusznie doproszeni, to było­

by ważne, byśmy grali czysto. To znaczy według jednej, jedynej

background image

Wstęp

15

reguły. Jest nią miłość. Ona jedna decyduje o czystości gry (por.

1 Kor 13), w której uczestniczymy - najpierw na ziemi, a za jakiś

czas w niebie.

Bóg stwarzając „nieobjętą ziemię” i umieszczając ją, jako

szczególnej klasy arcydzieło, we wszechświecie (zda się bez gra­

nic), podjął wielce ryzykowną grę. Stała się ona bardzo ryzykowna
głównie za sprawą stworzenia ludzkiej osoby jako Bogu podobnej,
wolnej i rozumnej. Rzec można, „wielka gra” zainicjowana przez
Stwórcę jest - ze strony Boga - nieskalanie „czysta”! „Czysta, bo
pełna Boskiej Miłości. Bóg wszystko stwarza z Miłości i dla «usły-
szenia» miłosnej odpowiedzi stworzeń. Boskie Osoby stwarzają

dla Przymierza, dla przebóstwiającego nas zjednoczenia z Nimi.
W zamyśle Boga, od początku do końca, «wszystko - jak powie­
działby św. o. Pio - jest grą miłości». Inaczej rzecz się prezentuje
od naszej ludzkiej strony. Wielu gra nieczysto. Niektórzy grają ra­
dykalnie nieczysto, to znaczy nie liczą się ze Stwórcą; są Bogu ot­
warcie i bezczelnie przeciwni. Znajdują demoniczne upodobanie
w ironii, w profanacji świętości, w nienawiści, w pogardzie i za­

bijaniu. Tacy nie chcą mówić o żadnej religii. Albo i owszem, ale
jest to szatańska religia, czyli rodzaj więzi z Lucyferem i mroczny
kult jemu oddawany. Powiedziałem: «wielu gra nieczysto*, czyli
przeciw Bogu. Wielu nie chce przyjąć Boskiej Miłości w przepast­

ne głębie swoich serc. A jak jest z nami? Z nami, którzy - jak wi­
dać - gotowi jesteśmy czynić tak wiele dla dobrej relacji z Bogiem,

z bliźnimi, sami z sobą i ze światem stworzeń?”

Przeglądając szczegółowy spis treści, łatwo się zorientujemy,

o czym dokładniej traktują rozważania. Będzie dość dużo o szuka­
niu Boga, o radości i jej motywach; o znajdowaniu sensu; o prag­
nieniu życia i szczęścia; o wierze, która zadziwia samego Jezusa;
o wolności i wrybieraniu; o przejmującej alternatywie, sformuło­
wanej (za poetą) aż tak dosadnie: „Bóg albo... słoma w naszych

głowach!” 1 o tym, że w tym krótkim życiu objawia się nam Trójca
Boskich Osób!

background image

Druga część, zawierająca też siedem rozważań, traktuje o tym,

jak i czego uczymy się od Jezusa. Trzecia część „skonfrontuje” nas

zarówno z wymogami, jak też z pięknem życia, właściwego ko­
muś, kto nosi zaszczytne imię chrześcijanina!

Żywię nadzieję i przekonanie, że proponowane rozważania

dotykają kilku ważnych kwestii: sensu życia, zmagań z tym, co

w obecnej cywilizacji najbardziej nas niepokoi i dezorientuje. Po­
trzebujemy wzajemnej pomocy, by pokonywać różne przeszkody
i co dzień na nowo tworzyć w sobie przestrzeń dla przyjmowania

z miłością naszego Stwórcy i Ojca. Najważniejszą pomoc świadczy
Bóg Ojciec, który uprzystępnia nam Siebie w Jezusie Chrystusie

(por. Ef 3, 12). Poznając Jezusa i miłując Go coraz bardziej, staje­

my się do Niego podobni. Przyjaźniąc się z Chrystusem, doświad­

czamy rozkwitu, zaś „pełna radość” (por. J 15, 11) i pokój (por.
J 14, 27) upewniają nas, że jesteśmy na właściwej drodze.

***

Życzliwe przyjęcie moich wcześniejszych rozważań, zarówno

w wydaniu internetowym

2

, jak i książkowym

3

, pozwala mi mieć

nadzieję, że i te

4

będą przyjęte podobnie.

Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób

- życzliwym zainteresowaniem, zachętą, a szczególnie modlitwą
i trudem pracy redakcyjnej - wsparli moje starania. Nagrodą

niech będzie tchnące nadzieją przekonanie, że zaproszeni jeste­
śmy do „miłosnej gry”, najważniejszej i jedynej w swoim rodzaju.

1 jeszcze na zakończenie parę uwag bardziej osobistych. Otóż

niektóre okoliczności przynaglają mnie, aby z wdzięcznością i mi-

2

Publikuję od paru lat w sieci, głównie tu: http://mateusz.pl/mt/ko/, a od

niedawna również na moim blogu: www.osuch.sj.deon.plwww.deon.pl.

3

Modlitwa w szkole św. Ignacego Loyoli (2001, 2014); Rachunek sumienia

szczegółowy i ogólny. Jak codziennie ulepszać siebie, relacje z Bogiem i drugim czło­
wiekiem
(2004, wznów. 2007, 2008, 2010, 2012)

Bóg tak wysoko Cię ceni (2009,2011), Przed tobą jest dal (2010), Przyjdę nie­

bawem (2012). Wymienione książki ukazały się w Wydawnictwie WAM.

4

Rozważania w wydaniu książkowym są znacznie rozwinięte w porównaniu

z pierwotną wersją internetową.

background image

Wstęp

17

łością wspomnieć parę osób. Myślę szczególnie o świętej pamięci
Rodzicach - Władysławie i Janie. Redagowałem tę książkę (w za­
sadniczym zrębie) w czerwcu 2013 - miesiącu ich imienin, mając
żywe odczucie, że mocno wspierali mnie z góry!

Jeszcze jeden osobisty akcent wiąże się z upływem czasu i bie­

giem „w wyznaczonych nam zawodach” (Hbr 12,1; por. 1 Tm 6,12).
Jeśli Pan Bóg pozwoli, to 30 lipca w Roku Pańskim 2014 dopełni
się mój pięćdziesiąty, a zatem jubileuszowy, rok życia w powołaniu
zakonnym w Towarzystwie Jezusowym. Z radością spostrzegam,
że obecny rok 2014 jest dla jezuitów w Polsce rokiem podwójne­
go jubileuszu - upłynęło bowiem 450 lat od przybycia pierwszych

jezuitów do Polski i 200 lat od wskrzeszenia Towarzystwa Jezuso­
wego. Szczerze i z potrzeby serca wyznaję, iż mam wiele powodów,
by Bogu dziękować za powołanie do wspólnoty zakonnej założo­
nej przez św. Ignacego Loyolę. Jest ono dla mnie nie tylko osobi­
stą, jak ufam, drogą do Boga, ale i staraniem o to, by zgodnie ze
wskazaniem Założyciela, jak najwięcej „pomagać duszom” w ich
drodze do Boga. Cieszę się, że to pomaganie duszom dokonywało
się głównie poprzez indywidualne towarzyszenie w rekolekcjach
i dawanie Ćwiczeń duchownych, zwanych potocznie rekolekcjami
ignacjańskimi. O nich to ich Autor powiedział, że „są najlepszą
rzeczą, jaką w tym życiu mogę sobie pomyśleć i w oparciu o do­
świadczenie zrozumieć, aby człowiek mógł i sam osobiście skorzy­
stać, i wielu innym przynieść owocną pomoc i korzyść”

W Częstochowie, w Centrum Duchowości Księży Jezuitów,

dane mi jest posługiwać już szesnaście lat. To szczególne miejsce.
Nasz dom rekolekcyjny - wielu Czytelników wie o tym z autopsji
- znajduje się bardzo blisko Jasnej Góry, na zboczu, pośrodku sta­
rego parku i ogrodu. Pamiętam, jak kiedyś, prawie pięćdziesiąt lat
temu, już jako nowicjusz Towarzystwa Jezusowego, szedłem z tego
Domu, przez pola paulińskie, wówczas obsiane zbożami, na uro­

czyste obchody 1000-lecia Chrztu Polski. Wtedy, w roku 1966, fotel
przygotowany dla Ojca Świętego Pawła VI pozostawał pusty. Dziś,
gdy piszę te słowa, radujemy się i dziękujemy Bogu oraz świętej
Bożej Rodzicielce, Królowej Polski, za kanonizację Jana Pawła II.
W ciągu pięćdziesięciu lat działo się i wydarzało tak wiele...

CENTRUM DIALOGU

Drogocenni w oczach Boga - 2

TORUŃ

background image

i*

Kojarząc niektóre wydarzenia i okoliczności, otobule, tldrtl

te o wielkim zasiągu, pragną na koniec

i

tym więknym pn*

namem - w duchu dziękczynienia i uwielbienia om zawiera*

Dobremu Bogu Ojcu modlić się Pieimą nasze) Pam i Miifr

Wielbi dusza moja Pana
i raduje się duch mój w Bogu. moim Zbawcy.

Częstochowa, Niedziela Miłosierdzia - 27 kwietai* MUf*

, Tr

:

r

je

AMDC, et BVMVł

background image
background image

Motywy radości są tu!

„Wszystkie motywy radości są tu!” - brzmi ukute przed laty moje
prywatne adagium'. Wszystkie motywy radości są tu - i powiem
więcej - jest ich aż nadto. Nierzadko jednak wydaje się nam, że nie
ma ich wcale. Obiektywnie rzecz biorąc, motywy radości zawsze
są obecne, ale widzą je tylko ci, którzy chcą lub potrafią je do­
strzec. Ktoś pięknie powiedział o przestrzeni potrzebnej do życia:
„Na tle nieba widzisz tyle dali, ile ci potrzeba, jednak jedną małą
dłonią można przesłonić i światło słońca”. Z motywami radości

jest podobnie. Przywołujemy je na pamięć i karmimy się nimi do

syta albo pozostajemy niedożywieni i głodni.

Wolności człowieka musi ktoś pokazać jasną, słoneczną stronę

życia. Dopiero wtedy przekraczamy próg determinacji i stajemy
w sytuacji wolnego wyboru: możemy obfitować w radość albo -
na własne życzenie - poddać się smutkowi i strapieniu. Być może
dla niektórych brzmi to prowokacyjnie i domaga się wyjaśnień
i dopowiedzenia.

Sztuka życia z pamięcią

Uobecnianie sobie i innym motywów radości to sztuka subtelna
i szlachetna. Ludzie opanowują ją w różnym stopniu. Są tacy, któ­
rzy uprawiają ją z łatwością i korzystają z jej dobrodziejstw, zda
się, ot tak, po prostu. A dokładniej mówiąc, są pełni radości w ta­
kiej mierze, w jakiej żyją treścią Bożego Objawienia codziennie
przyswajanego w aktach wiary, nadziei i miłości. O niektórych

1

Rozważanie ukazało się wżyciu Duchowym, jesień 72/2012, s. 102-106. Po­

dobną główną myśl zawarłem w artykule „Dojrzeć motywy radości", opubliko­
wanym w Naszym Dzienniku 17 maja 2012.

background image

z nas można powiedzieć, że są radosnymi szczęśliwcami z urodze­
nia. Wskutek łaskawego zbiegu okoliczności dano im bowiem od

zarania życia chłonąć miłość osób bliskich i niemal nieustannie

się nią nasycać. Dzięki temu spontanicznie cieszą się oni życiem

jako cennym darem.

Oczywiście, niemało jest także osób, również wśród szczerze

wierzących, które sztukę radosnego życia zdobywają powoli, za

cenę długich i usilnych poszukiwań, stopniowych odkryć i syste­

matycznych ćwiczeń. Choć w punkcie wyjścia brakuje im spon­

tanicznej i naturalnej radości oraz fundamentalnego zaufania do

daru życia, to jednak nosząc w głębi serca wielką tęsknotę za ży­

ciem w radości, czują się wciąż dysponowane do przyjęcia mo­

tywów radości. Byle tylko ktoś im je wskazał, odsłonił i unaocz­

nił. Na szczęście w świecie, w którym się obracamy, jeszcze dosyć

często zachodzą nam drogę świadkowie Dobrej Nowiny i przeko­

nująco świadczą o tym, że każdy człowiek jest wewnętrznie skie­

rowany ku życiu i miłości i że został powołany do radości - do

wszczepienia w Jezusa Chrystusa.

Pierwsze olśnienia Dobrą Nowiną mają na ogół długi ciąg dal­

szy, a na drodze już z Dobrą Nowiną w sercu zdarzają się różne

przygody.

Pielgrzymia droga, jak się okazuje, wiedzie nie tylko

przez słoneczne polany, lecz także przez ciemne doliny, przeciw­

ności i strome ścieżki prób. Zawsze jednak można nakazać sobie

przypomnienie spotkań ze zwiastunami radosnej nowiny i odwo­

łać się do dobrych, osobistych wspomnień. Nie chodzi tu jednak

o

zwyczajne przypominanie czy

banalne wspominki, ale o bardzo

ważną sztukę życia z pamięcią. Wierzący Starego i Nowego Te­

stamentu uprawiali

w sposób wybitny. Swoista konstytucja tej

sztuki znajduje się w Księdze Powtórzonego Prawa i zaczyna się

od słów;

Takie są polecenia, prawa i nakazy,; których nauczyć was

polecił mi Pan, Bóg wasz...

(por. Pwt 6, 1-9).

Warto też w tym kontekście przytoczyć za prorokiem Izajaszem

piękną pochwałę zwiastunów radosnej nowiny: O jak są pełne

wdzięku na górach nogi zwiastuna radosnej nowiny który ogłasza

pokój, zwiastuje szczęście, który obwieszcza zbawienie, który mówi

do Syjonu: Twój Bóg zaczął królować (Iz 52, 7).

~ ____________ 1. Szukamy Boga

background image

Motywy radości

tui

23

Najważniejszy motyw radości

Wszyscy wiemy, na swój sposób, kim jest dla nas lezus Chrystus
i jak wiele Mu zawdzięczamy. Bez Niego bylibyśmy w innym miej­
scu, niż jesteśmy. Do mnie osobiście od dawna mocno przemawia
i wzbudza we mnie spokojną radość jedno z Jezusowych wyznań
miłości. Początkowo może się wydawać, że brzmi ono dość zwy­
czajnie, zapewne z powodu osłuchania: Jak Mnie umiłował Ojciec,
tak i Ja was umiłowałem (J15,9).

Istnieją racje, dla których wyznanie to można uznać za naj­

większe i najwspanialsze w całej Biblii. Owszem, są w Piśmie
Świętym inne wyznania miłości, które może bardziej się podobają
i w większym stopniu poruszają czułe struny serca. Jedno z nich

jest zapisane u proroka Izajasza: Bo góry mogą się poruszyć i pagór­
ki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje

się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą

(Iz 54, 10). Również piękna i wzruszająca jest miłosna fraza, pły­
nąca wprost z serca Ojca, a odwołująca się do uczuć, które zwykle

wiążą matkę i dziecko: Czyż może niewiasta zapomnieć o swym
niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona
zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie (Iz 49, 15).

Przypomniane wyznania miłości Boga Ojca rozbrzmiewały

w uszach wielu pokoleń. Poruszyły i pocieszyły niezliczoną liczbę
serc wierzących. Na tym tle, być może, przytoczone Jezusowe wy­
znanie miłości nie wywołało aż tylu wzruszeń i pocieszeń. Choćby
dlatego, że piąta Ewangelia, Izajasza, rozbrzmiewała kilka wieków
dłużej niż Ewangelia według św. Jana. Jest jednak zasadniczy po­
wód, by obstawać przy twierdzeniu, że Jezusowe wyznanie miłości

jest naprawdę niedoścignione i wszystkie inne ustępują mu pierw­
szeństwa. Jezus komunikuje bowiem miłość wyjątkową, absolutną
i czyni to w sposób wyjątkowy - precyzyjnie i adekwatnie do tego,
co nam komunikuje.

W Jezusowej opowieści o miłości jest zaledwie kilka słów, ale

to wystarcza. Mistrz, będący Przedwiecznym Słowem Ojca, naj­
zwięźlej komunikuje to, co najważniejsze i zarazem najwspanial­
sze. Jezus, określając swą miłość, nie użył żadnego przymiotnika

background image

ani przysłówka. Jego słowa to sama esencja: Jak Mnie umiłował
Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Tak jak On, Przedwieczny Syn,
jest miłowany przez swego Ojca, tak samo miłuje nas. Nikt ni­

gdy nie uczynił i nie uczyni wyznania miłości bardziej znaczącego
i piękniejszego. Nigdzie we wszechświecie nie ma bowiem i nie
może być miłości większej ponad tę, którą Jezus otrzymuje od
swego Ojca i którą właśnie nam, ludziom, przekazuje. Miłości tej
nie można w żaden sposób banalizować. Należy przyłożyć do niej
cały umysł i serce, ponieważ zaofiarowano nam miłość odwieczną
i nieskończoną, absolutnie wierną i uszczęśliwiającą. Boską!

24

I. Szukamy Boga

Wytrwać w miłości

Do swego wyznania miłości Jezus dodał pełną znaczenia zachę­
tę: Trwajcie w miłości mojej/ (J 15, 9). Czy jest to tylko zachęta?
Można wyczuć w niej i prośbę, i radę, i nakaz. To prawda, miłość
Boga jest „żywiołem”, który nas stwarza, na wskroś przenika, nie­
ustannie ogarnia i niesie. Jednak świadome trwanie w niej stanowi

- patrząc z naszej strony - nową, osobową jakość. Jako osoby za­
wsze zabiegamy o trwanie w Miłości, a w razie potrzeby podejmu­

jemy miłosną walkę o miłość. Tak postępując, sadowimy się przy

niewyczerpalnym źródle wszelkiego dobra, a naszym udziałem,
raz po raz, staje się zdumienie, świeże olśnienie i odradzająca się
radość. I to radość najwyższej jakości. Ta, o której Jezus mówił

wielokrotnie, choćby w Wieczerniku: To wam powiedziałem, aby
radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15, 11).
Mając na uwadze to zdanie, zaryzykuję dość śmiałe stwierdzenie:
Jezus wszystko, co mówił na ziemi, czynił i obiecywał, sprowadził
do radości. Do naszej radości. A mówiąc dokładniej, do Jego ra­

dości, która ma się stać naszą radością. I to w wydaniu pełnym,
doskonałym.

Tak, trzeba bardzo kochać, najzupełniej bezinteresownie, by

zechcieć wszystko, co składa się na wielką tajemnicę Wcielenia,
zadedykować człowiekowi i jego radości! To swoiste przyporząd­
kowanie wszystkiego człowiekowi, jego pełnej radości, mówił Je-

background image

Motywy radości są tu!

25

zus, nie stoi w opozycji do chwaty Boga Ojca. Przeciwnie. „Chwałą

Boga jest człowiek pełen życia” - powie św. Ireneusz. On też do­
powiada, że nie ma pełnego życia bez oglądania Boga. My dopo­
wiedzmy, że nie ma go też bez radości, która wypływa z zanurze­
nia w Miłości Boskich Osób.

Najważniejsze wątki Jezusowej Dobrej Nowiny powracają jak

refren. Tak też jest z radością, która pojawia się jeszcze w co naj­
mniej dwóch różnych kontekstach - próśb zanoszonych przez nas
i przez Jezusa: Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: proście,

a otrzymacie, aby radość wasza była pełna (J 16, 24). Nasze wysłu­
chane modlitwy mają więc wywoływać radość, i to znów pełną.

Podobną radością ma zaowocować treść Jezusowej prośby, o za­

chowanie uczniów w imieniu Ojca i w jedności: Ale teraz idę do
Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli

w sobie w całej pełni (J17, 13).

Zauważmy, że źródło miłości zaofiarowanej nam przez Jezu­

sa bije - w pewnym sensie - nie w Nim samym czy, mówiąc do­
kładniej, nie wyłącznie w Nim. Znajduje się ono w Bogu Ojcu.
Tymczasem źródła tego najczęściej upatrujemy w Sercu Jezusa,
zwłaszcza gdy kontemplujemy Je jako „włócznią przebite” i „dla
nieprawości naszych starte”. Litania do Najświętszego Serca Je­
zusowego podsuwa nam tyle wspaniałych powodów, dla których
należy się w Nie wpatrywać. Wspomnę jeszcze jeden, szczególny
powód: Serce Jezusa rozpoznane jako „gorejące ognisko miłości".

To wszystko jest prawdziwe i piękne, a jednak Jezus jasno ko­

munikuje, że ogrom miłości zaofiarowanej nam przez Niego ma
swe najpierwotniejsze źródło w Miłości Boga Ojca. Z genialną
prostotą oświadcza, że miłuje nas, ludzi, ponieważ sam jest miło­
wany przez Ojca. Można by rzec, że w tym zdaniu oznajmującym
- jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem - Jezus jakby
mimochodem mówi, że nas miłuje, natomiast cały nacisk kładzie
na to, jak nas miłuje; i na to, że najpierwotniejsze źródło i spraw­
cza przyczyna tej Miłości jest właśnie w Ojcu!

background image

1. Szukamy Boga

Dać się przenikać miłością

Zakończę słowami, które Gabriela Bossis usłyszała od Jezusa: „Czy
zrozumiałaś moją miłość? Czy często o niej myślisz? Czy myślisz
nieustannie? Staraj się więcej w nią wierzyć. Czy to nie rozkosz dać
się przenikać moją miłością? Czy żyjesz nią? Czy ją pozdrawiasz
przy przebudzeniu? A wieczorem, czy zasypiasz w jej ramionach?
Miłość i Ja to to samo. Jak wielu ludzi ma żałosne pojęcie o Bogu,
żałosne pojęcie o Chrystusie! Dlatego brak im entuzjazmu w prze­
żywaniu życia. Niegdyś człowiek żył dla swego króla i był to bar­

dzo drogi cel. Lecz czy nie sądzisz, że żyć dla Boga byłoby celem
przenikającym w inny sposób i jakby światłem czułości? Ja jeden

mogę zaspokoić wasze serca. Biedni ludzie, żądacie szczęścia od
tych, którzy go nie posiadają... Czy przychodzisz do Mnie, kiedy

chcesz kochać? A gdzież miałabyś iść? Umiłowałem cię od wie­
ków, nie możesz tego zrozumieć: od wieków. Uwierz i podziękuj,
a potem otwórz się dla Mnie, jak kwiat przyzywa słońce i rozwija

się przez nie. Otwórz się przeze Mnie i rozdawaj Mnie, to prze­
dziwna praca duszy, która łączy swoje siły z Bogiem. Wynikiem
tego jest słodka i wierna dobroczynność”

2

.

1

1

Gabriela Bossis, On i ja, Marki-Struga 1992, s. 181.

background image

Szukanie Prawdy i Sensu

Nasze światy

Na początek proponuję ćwiczenie - dla pamięci i serca. Proszę
przyjrzeć się kilku ostatnim dniom i spróbować je opisać... Już po
chwili spostrzeżemy, że zadanie jest dość wymagające. Ileż rze­
czy trzeba by sobie przypomnieć, a potem je nazwać... Niektóre
wydarzenia i przeżycia trudno byłoby w miarę dokładnie nazwać.
W każdym razie mielibyśmy naprzeciw siebie wiele wydarzeń
i całą gamę uczuć o różnej barwie i intensywności: od smutku po
wielką radość, od przygnębienia po uszczęśliwiające uniesienia itp.
Dojrzelibyśmy wiele uczuć pozytywnych i być może tyleż samo
negatywnych... A gdyby tak kazano nam, w kolejnym ćwiczeniu,
ogarnąć całe swoje życie, z niezliczonymi przeżyciami, relacjami
i powiązaniami... Czy w taki sposób zyskalibyśmy głębokie pozna­
nie siebie? Chyba nie, ale (jakoś) poczulibyśmy, że nasze osobo­
we światy są ogromne, dość skomplikowane i wręcz tajemnicze,
w pewnym sensie nieprzeniknione.

Po wejrzeniu w siebie trzeba by zdać sobie sprawę z tego, że

obok nas żyją jeszcze inni ludzie... Są oni do nas podobni i zapewne
równie skomplikowani, tajemniczy i wielcy. Istotnie, każda osoba
to świat wielki i fascynujący! A przy tym zagadkowy, tajemniczy.

A gdyby popatrzeć jeszcze szerzej i ogarnąć ludzką rodzinę,

z całą jej historią pełną niezliczonych dokonań, a także drama­
tycznych konfliktów i problemów, to stanęlibyśmy wobec ogromu,
który przerósłby nas pod każdym względem! To wręcz niemoż­
liwe, by to wszystko poznać i ogarnąć, a jeszcze trudniej byłoby
ustalić, jaki ostateczny sens ma historia złożona z następujących
po sobie pokoleń, cywilizacji... A nade wszystko pojawiłoby się to

„świdrujące" pytanie: czy te miliardy osobowych istnień wiedzą.

background image

skąd wyszły i dokąd podążają? Czy te wędrujące rzesze ludzi poja­

wiają się na ziemi jedynie na podobieństwo trawy, drzew i ptaków,
czy też „o niebo” przerastają wszystko, co jest wokół?

28

I. Szukamy Boga

Głód Sensu - źle potraktowany

Jeśli się nieco zatrzymujemy i wyciszamy (czy też „coś”, ku naszemu

zaskoczeniu, zatrzymuje nas w biegu), to odczuwamy, doświad­
czamy wielkiego pragnienia: by odkryć i wypowiedzieć Sens za­
równo własnego życia, jak i całej ludzkiej historii! Chcemy poznać
znaczenie tego wszystkiego, w czym uczestniczymy i co czynimy!

Jeśli człowiek nie odkryje (tchnącego nadzieją) znaczenia tego, co

czyni z własnej woli czy na zasadzie zaakceptowanej konieczności,
to wcześniej czy później popaść musi w przygnębienie, smutek,

a nawet rozpacz... No, chyba że ktoś konsekwentnie aplikuje so­
bie środki znieczulające. Najczęściej bywa tak, że to usłużna cy­
wilizacja - dziwnie (bez)interesownie - zabiega o utrzymywanie
ludzkich mas w ciągłym biegu i pośpiechu, na powierzchni życia,
z dala od pytań poważnych i dramatycznych. Niestety, wykreowa­
ny przez nas świat - oprócz niewątpliwie pożytecznych zdobyczy
- ma w swej ofercie także coraz więcej środków znieczulających
(a może i ogłupiających) w postaci rozbuchanej rozrywki i sztucz­
nie stwarzanych potrzeb i ich zaspokojeń.

Chyba się nie pomylimy, twierdząc, że są dwa, zasadniczo

różne, sposoby radzenia sobie z głodem Sensu. Jeden polega na
tym, że człowiek zostaje przymuszony (rzadko otwarcie, częściej
w wyniku wyrafinowanej manipulacji), a bywa, że sam świadomie
decyduje się na to, by zrezygnować z poszukiwania Sensu swojego
życia. Wbrew pozorom nie jest to łatwy sposób istnienia; trzeba

ciągle coś robić, by tłumić w sobie dojmujący głód Sensu! Żeby
dać radę znosić takie życie bez-Sensu, to trzeba dokonać na swej
osobowej głębi fatalnej operacji. Człowiek musi wmówić sobie
(niekoniecznie i nie zawsze całkiem świadomie), że jego ludzkie

życie jest czymś mało znaczącym, znikomym, niemal banalnym
i nieodwołalnie uwięzionym w kręgu ulotnej doczesności...

background image

29

A po tym fatalnym zabiegu narzuca się ta oto konieczność.

Człowiek namiętnie szuka tego, co jednak jakoś go zadowoli (ucie-
szy, nasyci, zaspokoi). Człowiek zredukowany w samorozumieniu
doświadcza bezdennych głodów i żądz, które zwykle skierowują

go ku posiadaniu rzeczy, ku intensywnym doznaniom, np. zmy-
słowych przyjemności czy zadowolenia czerpanego z zaszczytów,
wiedzy, władzy itp. Niestety, rozwój zredukowanego człowieka

prowadzi do muru, jakim jest poczucie zasadniczej pustki, rozcza­
rowania przemijaniem, a są i gorsze skutki dokonanego wyboru.

Świat osób pomniejszonych, pozbawionych zasadniczej podstawy
swej godności i trwałego Sensu, staje się światem bezpardonowej
rywalizacji, wzajemnej nieufności, podejrzliwości, nieustannej
walki, wyniszczania. Usługi oddawane człowiekowi przez prosta­
ckie lub wyrafinowane ideologie, negujące Boga Stwórcę i trans­
cendentny charakter ludzkiej osoby, ponoszą klęskę wraz z mar­
niejącymi osobami, które im ślepo i naiwnie zawierzyły.

Szukanie Prawdy i Sensu

Ważą się losy

Obecny moment dziejów jest szczególny. Po wielopłaszczyzno­
wym kryzysie, gdy przyjdzie przełom, wszystko może się zdarzyć.

Wciąż jeszcze, jako wyrodniejąca cywilizacja, możemy zawrócić
z drogi do katastrofy. Pole manewru jest coraz mniejsze. Może

przyjdzie skądś impuls do poważnego zastanowienia, rozezna­
nia i obrania poprawnego kursu... Powinno nam dawać do my­
ślenia także to, że przez całe wieki i tysiąclecia wielkie kultury,

zakorzenione w wielkich tradycjach religijnych, dostarczały lu­
dziom minimum odpowiedzi, które chroniły przed popadnięciem

w bezsens, beznadzieję i śmiercionośne rozprzężenie. Człowiek

rozumny (niezmanipulowany i niezaślepiony pychą) długo, przez
wieki, zdawał sobie sprawę z tego, że jego osobowa wyjątkowość
ma swe umocowanie i wyjaśnienie poza nim - w Kimś od niego
nieskończenie większym! Na taką mądrość pozwalał się zdobyć
po prostu rozum. Swoje fundamentalne odkrycia wyrażał pro­
sto lub zawile i niejasno, ale Grunt pod nogami był zapewniany.

background image

(A nie jakaś tam - dziś panosząca się jako bałamutny trend - to­

talna dowolność i wmawianie, że wszystko, co jest, ma za swą

„rację” (za)istnienia... radykalną nicość). Twarze wielu współczes­

nych powinien by oblać wielki biblijny wstyd, gdy tylko zechcieli

spostrzec, że przez minione wieki ludzie pielęgnowali „motywy

życia i nadziei”, patrząc jednocześnie prosto w twarz swej przy­

godności, radykalnym ograniczeniom i zagrożeniom różnorakim

złem (fizycznym i moralnym) oraz samej śmierci!

Czasy, w których żyjemy, dostarczają wielu powodów do za­

dumy, troski, a nawet trwogi. Jednak, jako chrześcijanie, zawsze

mamy o wiele więcej powodów do radości. Także do dumy i po­

czucia godności. Czasy mogą być najbardziej burzliwe, niepewne

i grożące globalnymi wstrząsami. To prawda. W pewnym jednak

sensie jest to tylko burza w szklance wody, gdyż od strony Boga nic

się nie zmienia. Jego wszechmocna dłoń panuje nad wszystkim,

a zbawcza wola podąża niezmiennie w jedną stronę: ku ocaleniu

swego umiłowanego arcydzieła - człowieka. A ujmując rzecz nieco

inaczej, możemy powiedzieć, że Ten, który dał nam rozum i wpisał

w nas głód zrozumienia (i uchwycenia sensu), subtelnie nas napro­

wadza, daje niezliczone znaki swej miłosnej i troskliwej Opatrzno­

ści. Oglądamy to wszystko w świętej Historii Zbawienia Narodu

Wybranego! Ta Historia ma „zaprogramowane” - a dokładniej

odwiecznie przewidziane i w czasie objawione - dwa szczytowe

wydarzenia: Pierwsze i Drugie Przyjście Wcielonego Syna Bożego!

J0

I. Szukamy Boga

Jezus - nasza Światłość i Sens

Mamy to szczęście, że nasze dzieje pomieszczone są pomiędzy

Wcieleniem Syna Bożego i Jego Paruzją. W ciągu dwóch tysięcy

lat chrześcijaństwa przeszło przez ziemię wiele pokoleń, które

umiały pięknie i pogodnie, radośnie i z wdzięcznym sercem po­

znawać Jezusa Chrystusa. Umiały kochać Go ze wszystkich sił

i z Nim, w Jego stylu, ufnie podążać do Domu Ojca.

Mocno wierzący w Boże Objawienie mogą powiedzieć, że to nic,

iż Szatan znów, jak na początku w raju, rzuca straszny cień podej-

background image

Szukanie Prawdy i Sensu

3

)

rżenia na Stwórcę i Jego nieodwołalną Miłość do swych stworzeń
Oczywiście, jest to bardzo smutne, iż zdegenerowany geniusz An­
tychrysta ma swoje sukcesy w postaci tych, którzy jak on posuwają
się do wątpienia i negowania istnienia Stwórcy. To zatrważające, iż
inteligentne umysły, ukąszone i zatrute jadem „węża”, same pędzą
i innych próbują zagnać w przepaść „dekonstrukcji” - rozkładu
nie tylko zasad moralnych, ale i całej rzeczywistości jako takiej!
Ten proces degeneracji i degrengolady dokonuje się od paru wie­
ków, a w ciągu ostatnich stu lat właśnie wierzący w Boga doświad­
czali na sobie wyjątkowo brutalnych działań dwóch potwornych
totalitaryzmów. Niestety, pyszne samouwielbienie człowieka,
wciąż na nowo podsycane przez „zabójcę i kłamcę od początku”,
zawsze sprzęga się z nikczemnym lekceważeniem i pogardą wobec
Stwórcy! Takie akty stworzonego ducha same w sobie są potworne
i odrażające, jednak najbardziej poszkodowany zawsze okazuje się
człowiek, wielkie ludzkie rzesze. Jedni drugim - przystępując do
dzieła diabła - gotują straszny los w postaci wojen, prześladowań,
eksterminacji, poniżeń i przymuszania, by demoniczne insynu­
acje i kłamstwa uznać za konieczny warunek ludzkiej wolności,
rozkwitu i szczęścia.

I mocno wierzący, i ci, którzy codziennie błagają: „Panie, przy-

mnóż mi wiary” - wszyscy uradujmy się tym, że Jezus Chrystus,
a także przez dwa tysiące lat niosący Jego Orędzie Kościół, jest
znakomitym przewodnikiem ku Pełni Prawdy o człowieku! Wciąż

jeszcze trwająca (może nawet pogłębiająca się) duchowa zima.

która skuwa serca wielu „wielkich” tego świata - skończy się na
pewno. Bóg mówi nie tylko morzu i oceanom: Dotąd, nie dalej!

Radujmy się - oczywiście nigdy nie zapominając o święcie, do

którego Chrystus wciąż nas posyła - że możemy codziennie, cierp­
liwe i pokornie,
przychodzić do Jezusa Chrystusa jako Tego. który
rozświetla tajemnicę naszego istnienia. On rzeczywiście jest praw­
dziwą drogą do Życia (por. J 14,6)1 Na szaleństwa świata patrzmy,
zachowując pokój serca. Jako chrześcijanie idący za Zmartwych­
wstałym Jezusem, jesteśmy zwycięzcami z definicji.

background image

Rekolekcje ignacjańskie - bezcenna pomoc

Jeśli Jezus powiedział wierzącym w Niego, że mają być światłem

dla świata i że nie wolno ukrywać światła pod korcem, to mnie
wolno powiedzieć, że podobny obowiązek ciąży na wszystkich,
którym dane było głębiej poznawać i bardziej umiłować Jezusa

Chrystusa w szkole CiWcceń duchownych św. Ignacego Loyoli.

Knot świecy nie zapala się sam z siebie, lecz poprzez kontakt

z czymś już płonącym. Podobnie jest z nami. Zapalamy się i pło­
niemy Boską Miłością jedynie dzięki bliskiemu zetknięciu, dzięki

kontaktowi z Jezusem Chrystusem. Rekolekcje ignacjańskie - na
każdym z czterech etapów (tzw. tygodni), trwających na ogół po

osiem dni - wprowadzają właśnie w coraz bliższy i pełniejszy kon­
takt z Jezusem! To kontakt z Chrystusem jest najważniejszy, roz­

strzygający. Jest tak dlatego, że w Nim spotykamy najpełniejszą
wypowiedź Boga o Nim Samym. Jest to zarazem najważniejsza
wypowiedź Trójjedynego Boga o człowieku. Bóg Ojciec najdo­

skonalej wypowiada Siebie w Synu Przedwiecznym, który stał się
Człowiekiem właśnie dla naszego zbawienia (jak wyznajemy to

w Credo)!

Jezus jest Pełnią Bożego Objawienia. Z tej Pełni możemy wziąć

wszystko, co Bóg tak hojnie przygotował i pragnie udzielać! Jed­
nak z owej Pełni nie da się wziąć wszystkiego - naraz. Również nie
da się brać wielkich darów Bożych - jakkolwiek (by nie powiedzieć
byle jak)! Święty Ignacy, sam długo prowadzony za rękę przez

Boga i wychowany na mistrza, dzieli się w czasie rekolekcji tym,

co sam od Boga otrzymał. Po mistrzowsku usposabia rekolektanta
do przyjmowania „łaski po łasce*’. Dokonuje się to w pewnym po­
rządku, który z „góry” zstępuje

3

. Przyjmując program rekolekcji,

wczytując się w Uwagi wstępne do Ćwiczeń duchownych - okazu­

jemy naszą dobrą wolę, cierpliwość i pokorę w otwieraniu się na

Pełnię Dobra i Prawdy zaofiarowanej nam w Jezusie Chrystusie.

l. Szukamy Boga

' Więcej o wyjątkowości metody i dynamiki

ćwiczeń duchownych

napisałem

w książce

Przyjdę niebawem

w rozdziale zatytułowanym

Wolność

od Świętu i tut

co dzień,

s. 101 - 1 1 2 .

background image

Szukanie Prawdy i Sensu

33

W postawach właściwych rekolekcjom ignacjańskim chcemy

też naśladować, zwłaszcza tuż po Bożym Narodzeniu, klimat du­
chowy Nazaretu i świętej Rodziny. Ojciec święty Paweł VI, roz­

myślając nad wymową Nazaretu, nauczał przed laty. żeby pobierać
zeń przede wszystkim lekcję milczenia. ..Niech się odrodzi w nas
szacunek dla milczenia, tej pięknej i niezastąpionej postawy du­
cha. jakże jest nam ona konieczna w naszym współczesnym życiu,

pełnym niepokoju i napięcia, wśród jego zamętu, zgiełku i wrza­
wy. O milczenie Nazaretu, naucz nas skupienia i wejścia w siebie,
otwarcia się na Boże natchnienia i słowa nauczycieli prawdy; na­
ucz nas potrzeby i wartości przygotowania, studium, rozważania,
osobistego życia wewnętrznego i modlitwy, której Bóg wysłuchuje
w skrytości” (Liturgio Godzin, Urocz. Świętej Rodziny, s. 379).

Zwieńczeniem rozważania niech będzie spojrzenie, za sprawą

Liturgii Słowa, na Heroda i św. lana. Herod jawi się jako człowiek
powodowany żądzą władzy i tego wszystkiego, co ta władza mu
zapewnia. Widać w nim również okropny strach! - Czy ktoś po­
trafi wyprowadzić go z wielkiego błędu i udręki?

święty Kwodwultdeus tak wczuwa się w odczucia Heroda i daje

mu parę dobrych rad: „Trwoży się Herod, kiedy Mędrcy zwiastu­

ją mu narodziny Króla, i by nie utracić królestwa, chce zgładzić

Dziecię; a przecież gdyby w Nie uwierzył, nie potrzebowałaby się
lękać na ziemi i życie wieczne stałoby się dla niego wiecznym pa­

nowaniem. Czemu więc trwożysz się, Herodzie, słysząc o narodzi­
nach Króla? Nie przychodzi On, by cię pozbawić panowania, lecz
by pokonać szatana. A tego nie rozumiesz, więc się lękasz i sro-
żysz. Chcesz zgładzić Tego jednego, którego poszukujesz, i sta­

jesz się okrutnym mordercą wielu dzieci” (LG, Boże Narodzenie,

s. 1018). Fatalny błąd Heroda niech nam służy za przestrogę. Nie
lękajmy się Króla, który stał się słabym, bezbronnym Dziecięciem,
by w taki sposób jak najdelikatniej uprzystępnić nam Miłość Boga
Ojca! Ta Miłość pragnie uwolnić nas całkowicie od wpływu Sza­
tana! Ta Miłość pragnie uwolnić nas od grzechu i śmierci. Mocno

i wielce obiecująco mówi o tym św. Jan.

Nowina, która usłyszeliśmy od Jezusa Chrystusa i która wam

głosimy, jest taka: Bóg jest światłością, a nie ma u* Nim żadnej ciem-

UmwKcnnl w oc>*ch R

om

- 3

background image

1. Szukamy Boga

34

ności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzi­

my w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdę.
Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światło­
ści, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew Jezusa,

Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu. Jeśli mówimy, ze nie

mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy.
Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy
odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy,
że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego na­

uki. Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby
nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca - Jezusa Chry­

stusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za na­
sze grzechy i nie tylko nasze
, lecz również za grzechy całego świata

(111,5-2, 2).

Częstochowa, 28 grudnia 2012 r.

background image

Chcemy żyć i być szczęśliwi!

Życia i szczęścia pragną wszyscy. Któż powie, że nie chce żyć i być
szczęśliwy? Owszem, zdarzają się dramatyczne wyjątki, gdy wiel­

kie cierpienie unieszczęśliwia i zda się brać górę nad pragnieniem
życia - takiego życia, ponad miarę udręczonego. Ale nawet i wte­
dy wierzący w Boga wiedzą, że śmierć otworzy im bramę do życia
lepszego, szczęśliwego.

Jak to jest z tymi pragnieniami?

Pragnienie życia i szczęścia charakteryzuje nas, ludzi, w sposób
wyjątkowy. Tej cechy, właściwej każdej osobie, nie wolno zbana-

lizować. Zderzona z dość twardymi realiami życia, tym bardziej
domaga się ujawnienia, co mówi ona o nas i o naszym Stwórcy.
Tak, to Bóg Stwórca najlepiej wie, skąd bierze się w nas przemoż­
ne pragnienie życia i szczęścia. To On je nam nadał i podarował.
Sam Bóg, objawiający się jako „miłośnik życia” (Mdr 11, 26), któ­
ry ma w Sobie pełnię szczęścia, zechciał i nas stworzyć na Swój
obraz i podobieństwo (por. Rdz 1, 27). Konsekwencją tego jest
nie tylko nasza rozumność i wolność, lecz także wspomniane
pragnienia.

Wymowne jest i to, że miłość do życia i pragnienie szczęścia

trwają w nas nawet wtedy, gdy zmagamy się z przeciwnościami
i gdy upływ czasu osłabia nasze zdrowie i naszą żywotność. Ow­
szem, mówimy dzisiaj o upowszechniającej się „cywilizacji śmier­
ci”, która zdaje się negować trwałość tęsknoty za życiem i szczęś­
ciem. Jeśli temu zjawisku przyjrzeć się dokładniej, to trzeba
stwierdzić, że wyznawcy cywilizacji śmierci też są wielkimi miłoś­
nikami życia i szczęścia - tyle że pojętego w sposób wykoślawiony.

background image

36

I. Szukamy Boga

bezbożny, egocentryczny! Kochają oni swoje życie tak bardzo i są

do niego tak bardzo przywiązani, że (swoiście) przysparzają go so­
bie kosztem innych. A jakże! Czyż nie tym tłumaczą (oczywiście

na ogół nie otwartym tekstem) usuwanie z ich drogi życia słabych
- np. poczętych, a niechcianych dzieci, starych i ciężko chorych?
Prowadzenie okrutnych wojen i wszelka brutalna zaborczość to
nie sztuka dla sztuki; napędzane są one wyjątkową dbałością o sie­
bie, o własne interesy, o życie danej osoby, „swoich”!

Trzeba powiedzieć, że samo pragnienie życia i szczęścia (dla

siebie) jest dwuznaczne. Mówi o hojnym Stwórcy-Dawcy i wspa­
niałym powołaniu człowieka, ale może się to pragnienie zdege-
nerować i stać się źródłem przemocy, wręcz horroru. Jak wszyst­
ko w człowieku, tak i to pragnienie woła o Zbawiciela, o światło

Ewangelii!

W świetle Objawienia i wiary pragnienia skierowane ku utrwa­

leniu życia i ku pełni szczęścia uskrzydlają. Nie ulegają degenera­

cji. Nikomu nie zagrażają. Doświadczamy pokoju i radości, gdy
uświadamiamy sobie, że to Stwórca, sam najdoskonalej szczęśliwy,
pragnie szczęścia również dla stworzeń Jemu podobnych. Spełnie­

nie obu tych pragnień jest nam przez Boga uroczyście i wielorako
obiecane... Potwierdzenie tej obietnicy i nadziei znajdujemy już
w Starym Testamencie, choćby w tym natchnionym zapewnieniu:

dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka - uczynił go obrazem
swej własnej wieczności

(Mdr 2, 23).

Wielkie pragnienia życia i szczęścia są dla nas niczym ducho­

wa busola. Dzięki nim potrafimy się ostać i zachować pokój, gdy
atakują nas fale dezorientacji i zagubienia. W czasach osobistego
czy społecznego zamętu wystarczy przypomnieć sobie fundamen­
talne pragnienia. To one - poprawnie objaśnione, nie zbanalizo-
wane - dobitnie wskazują, że Stwórca stworzył nas jako skierowa­
nych ku Niemu! Tylko On mógł je w nas wpisać i tylko On potrafi

je zaspokoić, spełnić.

background image

Chcemy żyć i być szczęśliwi!

37

Kłamliwe oferty

Niestety, jak długo żyjemy na ziemi, możemy pobłądzić. Mocno
pragnąc życia i szczęścia, możemy dać sobie wmówić, żc sami,
własnymi siłami, spełnimy żywione pragnienia. O iluż to słyszeli­
śmy szkołach szczęścia i receptach na to, jak je wykuć. W pewnym
ograniczonym zakresie rady te mogą być słuszne i pomocne, ale
nigdy nie wolno ich absolutyzować, zastępując nimi zbawczy czyn
Boga czy wręcz Go eliminując z pola wiary i nadziei! Najważniej­

sze przykazanie miłości jest niezawodnym drogowskazem i obiet­
nicą! Jedynie żyjąc z Miłości Boga i do Boga, jesteśmy na drodze do
pełnego życia i szczęścia. Poza Nim są jedynie fałszywe obietnice
i kłamstwa, w najlepszym przypadku naiwnie żywione iluzje! Nic
ma czegoś takiego, jak „własnoręcznie” zdobyte Życie i Szczęście -
w Boskim wydaniu. Owszem, wiemy z Pisma świętego, że już na
początku, w raju, pojawiła się obietnica zdobycia w prosty sposób
wiedzy, która stworzeniu zapewni bycie „jak Bóg”. Szybko okazała
się ona podstępną pokusą, zbudowaną na wierutnym kłamstwie
(por. Rdz 3,4-22). To nie „coś”, nie jakiś „wybitny" wsobny akt po­

znawczy, ale jedynie sam Bóg daje upragnione wieczne istnienie
i szczęście w wydaniu doskonałym!

Na przestrzeni dziejów, w naszych czasach szczególnie, poja­

wiało się wielu wyznawców ideologii, twierdzących, że człowiek

sam siebie uszczęśliwi, zaś w kwestii nieśmiertelności podsuwa­
no marną podróbkę tejże, np. w postaci zapewniania o rzekomo
„wiecznej” pamięci u potomnych. Nie potrzeba ani wiele czasu, ani
wielkiej przenikliwości poznawczej, by się osobiście przekonać, że
same wewnątrzświatowe i czysto ludzkie projekty uszczęśliwiania
są pomysłami z gruntu poronionymi, a koszty eksperymentowa­
nia spadają na innych, najczęściej na najsłabszych... Różni wielcy
i ambitni zgromadzili przez wieki sporą wiedzę i doświadczenie
na ten temat.

Dzisiaj, stara i nowa lewica o rodowodzie marksistowskim, po­

wiela ludzkie (a właściwie demoniczne) pomysły na coraz lepszą

jakość życia i uszczęśliwienie ludzi bez Boga, a nawet przeciw Nie­

mu. Są też aktywne na tym polu różne, mniej lub bardziej tajne.

background image

organizacje (ukrywające osoby i złowrogie cele). Charakteryzuje

je skrajny libertynizm, wszelkiego rodzaju relatywizm i pogar­
da dla obiektywnej prawdy oraz nadanego przez Stwórcę ładu

moralnego.

Może to szokujące, ale okazuje się. że i dziedzina tak piękna

i wzniosła, jak wlane w nas pragnienie życia i szczęścia, też doma­

ga się czujności, pogłębionej refleksji i trzeźwego rozeznawania
duchów, które zabiegają o nas - by nas uszczęśliwić albo... unie-

szczęśliwić! Rozeznawanie duchów w wymiarze społeczno-kul­
turowym jest nam dzisiaj wyjątkowo potrzebne, a jednocześnie

jest ono ..usługą” bardzo deficytową. Gdyby nie papieże i Kościół

(szeroko rozumiany, bogaty w mądrość i charyzmaty), śpieszący

z profetyczną posługą rozeznawania duchów, bylibyśmy o wiele
bardziej zagrożeni i zdezorientowani.

**

I. Szukamy Doga

Fatalna bezbożność

Dobra orientacja w tym, w jakim żyjemy świecie i jakie w nim wy­
stępują prądy, to rzecz bardzo ważna. Chroni nas to, do pewnego

stopnia, przed naiwnym uleganiem ideologiom, które w istocie są
nam najbardziej nieprzyjazne. Nie możemy jednak poprzestać na
krytycznym wskazaniu jawnych czy ukrytych centrów, które wal­
czą z Bogiem i z Kościołem Jezusa Chrystusa. Winniśmy się także
zastanowić się, czy my sami - niepostrzeżenie i poniekąd nieświa­

domie - nie popadliśmy (i raz po raz nie popadamy) w fatalną bez-
-bożność! Dzieje się to bardzo zwyczajnie i cicho, bez wypisywa­
nia obrazoburczych haseł czy wykrzykiwania swej niewiary pod
tą czy inną kurią biskupią (jak się to już u nas zdarza). Wystarczy,

że kultywujemy smutny egocentryzm, zamiast rozradowywać się
teocentryzmem: Bogiem Wielkim i Wspaniałym - Jezusem Chry­

stusem, jako najcenniejszym Darem od Ojca i szczytowym Wyda­
rzeniem w ludzkiej historii!

Na pewno na rekolekcjach i w innych miejscach odkrywaliśmy

już (jak ufam) wielokrotnie, że raz po raz, wciąż na nowo potrze­

bujemy radykalnego nawrócenia, czyli autentycznego zrywu ku

background image

Chcemy żyć i być szczęśliwi!

39

Bogu. Zrywu, który zrazu wywołuje ból ducha, ale następnie, i to

dość szybko, wprowadza w strefę wielkiej radości i pokoju!

Przypominam sobie pewną historię z życia któregoś ojca pu­

styni. W porywający sposób mówił on do swych uczniów o tym,

jak to dogłębne nawracanie się do Boga jest ważne i wspaniałe.

Poruszony słuchacz zapytał go: „Ojcze, jak zatem często trzeba się
nawracać?” Abba, doświadczony w chadzaniu po drodze Pańskiej,

odpowiedział krótko: „Jeśli zawodnik jest dobry, to nawraca się co
godzinę albo i częściej”. Zapewne chciał przez to powiedzieć, że
zwrotu do Boga całym sercem trzeba w sobie strzec jak źrenicy
oka. A jeśli słabnie nasze ufne i miłosne skierowanie ku Bogu, to
natychmiast należy się nawracać, czyli zatrzymywać się - zawra­

cać - i znów całym sercem zwracać się do Najlepszego Ojca.

Kto jest w centrum uwagi?

Jeśli zdobywamy się na głębszy wgląd w siebie i na szczerość, to
odkrywamy, że od wielu lat nasze życie upływa w taki sposób, że
to my sami pozostajemy w centrum własnej uwagi!

Ludzka osoba, choć wyszła od Stwórcy i do Niego podąża, jed­

nak sama sobie wydaje się najważniejszym przedmiotem zainte­
resowania. Poniekąd trudno się temu dziwić. Takie traktowanie

siebie jest w pewnym sensie uprawnione i potrzebne, choćby po
to, by przez ileś lat okrzepnąć, jako odrębny podmiot myślenia,
poznawania, wyborów i działania. A poza tym (co też jest pozy­
tywne) w jakiś naturalny i wrodzony sposób stopniowo i raz po

raz „wychodzimy” ze skupienia się na sobie. Dzieje się to zwyczaj­

nie, gdy odnosimy się do osób z otoczenia i świata przyrody oraz
rzeczy. To prawda, nasze powtarzające się

wyjścia z siebie

ku świa­

tu i ludziom są najpierw bardzo interesowne. Wynikają bowiem
z naszych potrzeb, pożądań, a nawet z jakiegoś rodzaju obsesji na
swoim punkcie. Włada też nami nieraz jakaś obłędna troska o sie­
bie. Niepewni siebie szukamy różnych zabezpieczeń. Na szczęś­
cie tak dzieje się jedynie do tego momentu, w którym Pan Bóg

naprawdę zachwyca nas Sobą i porywa, pociąga ku Sobie. Coś

background image

podobnego jest w stanach zakochania w drugiej osobie i gdy roz­
wija się autentyczna miłość.

Dopiero poważniejsze olśnienie drugą osobą i zachwyt jej do­

brem i dobrocią sprawiają* że przestajemy być więźniami siebie
samych. Taka właśnie* wyzwalająca z egocentrycznej obsesji, jest

moc rodzącej się w nas miłości. A miłość, według celnego okre­

ślenia św. Tomasza z Akwinu, to przeżywanie radości z powodu
dobra w drugiej osobie. Miłość widząca dobro i dobroć w drugiej
osobie - w Bogu i człowieku - stopniowo sprawia, że wszystkie
nasze myśli, zamiary, pragnienia, decyzje i czyny tracą piętno za­
borczego egocentryzmu. Stopniowo też wszystko, co składa się na
treść życia osoby, wypływa coraz jednoznaczniej z miłości, jako
najważniejszego motywu działania.

I. Szukamy Boga

Dwa potężne żywioły i wołania

Trzeba jasno zdaw

r

ać sobie sprawę z tego, że od czasu pierwszego

kuszenia i upadku pierwszych rodziców w raju działają w prze­
strzeni duchowej ziemi i historii dwa potężne „żywioły*. Wpraw­

dzie nie są one sobie równe, ale negatywny duchowy żywioł
- najczęściej skrycie, ale jednoznacznie wrogi ludzkiej naturze
- z różnych powodów wydaje się rosnącej liczbie ludzi coraz bar­

dziej skuteczny, atrakcyjny i uwodzący.

Oczywiście, żywiołem najpierwszym i najpotężniejszym na

zawsze pozostanie Boska Miłość, która jest sprawczą przyczyną
zaistnienia i trwania wszystkiego, co jest poza Bogiem. Ta Miłość

wszystko przenika, ożywia i gromadzi w jedno. Ta Miłość gorąco

pragnie uszczęśliwiać. Taka jest jej Boska natura. Promieniujące
słońce jest tu znakomitym obrazem.

Ujawnił się jednak i, jak widać, coraz mocniej oddziałuje -

owszem, tylko przez jakiś czas, co najmniej przez czas ludzkiej

historii - drugi żywioł. Jest nim lucyferyczna pycha, która zacie­

kle i nienawistnie sprzeciwia się Boskiej Miłości! Niestety, pycha,

będąca czymś wyjątkowo obrzydliwym, przedstawiana jest jako

sposób istnienia, a jakże, kreatywny i gwarantujący sukces. Za

background image

Chcemy żyć i być szczęśliwi!

41

sprawą tego swoistego „wymysłu", jakim jest pycha, ani Lucyfer,
ani upadli aniołowie nie chcą istnieć w Miłości; wyzbywają się
radości z Dobra, jakim jest Stwórca. Pysznie i szaleńczo odrzuca­

ją zachwyt wspaniałością swego Stwórcy. Wybierają pychę, która

odrzuca i neguje świętą prawdę. W miejsce prawdy „wstawia" ona
wszelkie możliwe absurdy, bezeceństwa i oszustwa.

Powiedzmy obrazowo, że od czasu pierwszego upadku w raju

(a nawet już „wcześniej”, bo poza czasem) rozlegają się w kosmo­

sie, a przede wszystkim w naszych ludzkich dziejach, dwa potęż­
ne wołania. ledno - pełne pokornej adoracji wspaniałej Chwał)'

Boga i zachwytu nad nią, zaś drugie przesycone jest pogardą wobec
Stwórcy, a także skrywaną rozpaczą i goryczą. Zwycięski Archanioł
Michał woła z głębi swego jestestwa: Któż jak Bóg! Natomiast zwy­
rodniały Lucyfer krzyczy i wrzeszczy: Któż jak... ja! Obaj nawołują,

by się do nich przyłączyć. Dzieje ludzkiej rodziny - w tym także
nasze osobiste dzieje - rozwijają się (aż do „zwinięcia” ich na koń­

cu przez Pana dziejów) pod znakiem tych dwóch zawołań.

Angelus Silesius jasno przedstawia naszą sytuację fundamen­

talnego wyboru w takim oto dosadnym stwierdzeniu:

Do kogo się przyłączysz,
tego istotę wchłoniesz;
Do Boga - staniesz się Bogiem,
Do diabła - diabłem będziesz.

Wiedza serdeczna

W przytoczonej niżej perykopie postacią pierwszoplanową, jak
zawsze w Ewangeliach, jest Jezus Chrystus. lednak tym, co przy­
ciąga uwagę, szokuje i przeraża, jest działanie złośliwych demo­
nów.

Gdy przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków

.

wybiegli

Mu naprzeciw dwaj opętani

,

którzy wyszli z grobów, bardzo dzicy

,

tak że nikt nie mógł przejść tą drogą. Zaczęli krzyczeć: Czegp chcesz
od nas

, „

Jezusie

”, Synu

Boży? Przyszedłeś tu przed czasem

dręccw

nas? A opodal nich pasła się duża trzoda

świń.

Złe duchy prosi­

ły Go: Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij

mis w

tę trzodę

świń/

Rzekł

background image

do nich: Idźcie! Wyszły więc i weszły w świnie, l naraz cała trzoda

ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach.
Pasterze zaś uciekli i przyszedłszy do miasta rozpowiedzieli wszyst­
ko

,

a także zdarzenie z opętanymi. Wtedy całe miasto wyszło na

spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli

,

prosili

,

żeby odszedł z ich granic

(Mt 8, 28-34).

Najkrócej (i tylko częściowo) uchwyćmy coś z przesłania po­

wyższej perykopy. Otóż z krótkiego opisu Mateusza Ewangelisty

można wywnioskować, że dwaj opętani siali grozę w okolicy:

byli

bardzo dzicy; tak że nikt nie mógł przejść tą drogą.

Być może ktoś z nas uczestniczył w rycie egzorcyzmów i wie,

jakie ciarki przechodzą po plecach, gdy w pewien sposób odczuwa

się złowrogą obecność Szatana! Można by się zadumać, pytając,

ile dróg tego świata trzeba omijać coraz szerszym lukiem, by żyć

w pokoju i iść ku Bogu ufnie i bezpiecznie... Może już w naszych

własnych domach i mieszkaniach mamy (najczęściej za sprawą

mediów) takich różnych „bardzo dzikich”, z którymi strach prze­

stawać (ale oni miejsce na multipleksie dostają bez trudu).

Rozstrzygające i najważniejsze jest to, że - w przeciwieństwie

do naszych często bardzo długich i ponawianych wielokrotnie

modlitw egzorcyzmujących diabła - Pan Jezus jednym słowem

wypędza Złego! Czasem bywał ich legion.

Uradujmy się potęgą Jezusa i na niej polegajmy w każdej sytu­

acji, również tak skrajnej i bolesnej jak opętania.

Uderza jeszcze to, że demony mają dość dobrą wiedzę na temat

Jezusa. Powiedziano:

Zaczęli krzyczeć: Czego chcesz od nas Jezusie

,

Synu Boży?.

Pozwalają też sobie na ocenę działalności Jezusa. Na-

zywają ją przedwczesną i zadającą im udrękę:

Przyszedłeś tu przed

czasem dręczyć nas?.

Niestety, wiedza demonów jest bezużyteczna

w tym sensie, że nie skutkuje aktem adoracji i zbawienia. W tym

spostrzeżeniu kryje się pewna przestroga, byśmy wiedzę o Bogu

pojmowali nie tylko umysłem, ale całym sercem, które szczerze

raduje się Panem, adoruje Go, chwali i miłuje zbawiającą Miłość

Jezusa Chrystusa.

4

_

1. Szukamy Boga

Częstochowa, 4 lipca 2012 r.

background image

O wierze, która zadziwia Jezusa

Gdy Jezus dokończył swoich mów do ludu, który się przysłuchiwał,
wszedł do Kafarnaum. Sługa pewnego setnika, szczególnie przez

niego ceniony, chorował i bliski był śmierci. Skoro setnik posłyszał
0 Jezusie, wysłał do Niego starszyznę żydowską z prośbą, żeby przy­
szedł i uzdrowił mu sługę. Ci zjawili się u Jezusa i prosili Go usil­

nie: Godzien jest, żebyś mu to wyświadczył, mówili, kocha bowiem

nasz naród i sam zbudował nam synagogę. Jezus przeto wybrał się
z nimi. A gdy był już niedaleko domu, setnik wysłał do Niego przyja­
ciół z prośbą: Panie, nie trudź się, bo nie jestem godzien, abyś wszedł

pod dach mój. I dlatego ja sam nie uważałem się za godnego przyjść
do Ciebie. Lecz powiedz słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony. Bo

1 ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu.
„Idź” - a idzie; drugiemu: „Chodź” - a przychodzi; a mojemu słudze:

„Zrób to” - a robi. Gdy Jezus to usłyszał, zadziwił się i zwracając się
do tłumu, który szedł za Nim, rzekł: Powiadam wam: Tak wielkiej
wiary nie znalazłem nawet w Izraelu. A gdy wystani wrócili do domu,

zastali sługę zdrowego (Lk 7,1-10).

W przeczytanej Ewangelii od razu mocno uderzają dwie rze­
czy. Najpierw ta, że jezus wyżej ocenia poganina niż Izraelitów*.

I to przy zastosowaniu wymagającego kryterium, jakim jest nim
wiara w moc Jezusa. Rzecz drugą wskażę w postaci retorycznego

pytania; Czy nas nie intryguje i nie pobudza do myślenia to, że
oto sam Bóg - w osobie Jezusa Chrystusa - zdumiewa się czymś

w... człowieku? W stworzeniu, i to jeszcze nazwanym... po­
ganinem!

Myślę, że jest niezwykle miłe móc „przyuważyć” Boga-Czło-

wieka na zdziwieniu. To jakaś absolutna rzadkość! Oto w człowie­
ku, w poganinie, może być coś, co Pana Jezusa zadziwia i bardzo

raduje. Warto się temu „czemuś” przyglądnąć nieco dokładniej.

Ktoś zapyta: a po co? To jasne: żeby i dziś móc wprawiać Jezusa

background image

44

w zdziwienie* w podziw* gdy spojrzy On na nas; na nas mających
czasem poczucie* że z jakiegoś powodu bliżej nam do... poganina.

I. Szukamy Boga

Kim jest setnik?

Pomińmy wszystkie jego usytuowania urzędowe. Wypunktujmy
to* że setnik jest człowiekiem dobrym. Ceni swego sługę. Darzy

go miłością. W jego poważnej* wręcz śmiertelnej chorobie chce
mu pomóc* jak tylko pot rań. Niestety dobroć setnika dość szybko
dotarła do granic ludzkich możliwości. Ale prawdziwa dobroć tak
łatwo się nie poddaje ani nie zamyka się w kręgu tylko własnych
możliwości. Dobroć charakteryzuje się inwencją i odwagą. Do­
broć setnika, szczerze zatroskana o sługę, poprowadziła go w stro­
nę Jezusa. Znamy zaskakujący skutek spotkania. Choć zostało
ono zapośredniczone przez „starszyznę żydowską” i przyjaciół, to
i tak miało charakter bardzo osobisty i głęboki. Setnik otrzymał
od Jezusa nie tylko to, o co wprost poprosił - uzdrowienie sługi;
otrzymał także niebywałą pochwałę. A ponadto dostał się na karty
Ewangelii - dany, także nam dzisiaj, za wzór i przykład!

W dobroci rzymskiego urzędnika warto podkreślić także to, że

ma w sobie rys powszechności. Zatroszczył się nie tylko o swego
zasłużonego sługę. Starszyzna żydowska wystawiła mu przed Je­
zusem znakomite świadectwo: „Kocha nasz naród i sam zbudował
nam synagogę”. Tak, dobroć tego człowieka, urzędnika panujące­
go imperium, musiała budzić powszechny podziw w Kafarnaum.
Ale to nie wszystko. Jezus zawsze i w każdej sytuacji patrzy znacz­
nie głębiej. Widzi serce człowieka. A w tym przypadku, to, co uj­
rzał, wzbudziło w Nim zdumienie. Nad czym? Nad duchowym

pięknem Rzymianina. Podziw w Jezusie wzbudziła wiara setnika!
Wiara mocna i pokorna.

A więc to nawet nie dobroć setnika zrobiła tak wielkie wrażenie

na Jezusie, lecz jego wiara, a także towarzysząca jej pokora. Oczy­

wiście Jezus na pewno przeniknął serce setnika i również jego do­
broć ujrzał w całej urodzie... Ale nie dobroć - zresztą i tak oczywi­
stą - lecz wiarę Jezus wydobył, podkreślił, wywyższył i pochwalił.

background image

0 wierze, która zadziwia Jezusa

45

Trochę o tej wierze

Z opisu św. Łukasza wnioskujemy, że wiara w odniesieniu do oso­
by Jezusa była dla setnika czymś najzupełniej prostym i oczywi­
stym. To była, powiedziałbym, wiara jednocześnie dziecka, mędr­
ca i człowieka, który umie wyciągać wnioski z faktów (zwłaszcza

cudów), poświadczonych przez tych, którzy je widzieli. Powie­
dziane jest u św. Łukasza:

Skoro setnik posłyszał o Jezusie, wysłał do

Niego starszyznę żydowską z prośbą, żeby przyszedł i uzdrowił mu
sługę.

Co setnikowi opowiedziano o Jezusie, nie wiemy. Ktoś mu

zapewne (i to może nie jeden) opowiedział o niezwykłej dobroci
1 mocy Jezusa. Opowiedział może o paru uzdrowieniach i jednej

czy drugiej przypowieści, o Jego nauce...

Podziwiajmy - a nie będzie w tym żadnej przesady, skoro Jezus

czyni to samo - jak rzeczowo i dziecięco prosto reaguje ten dobry
człowiek na dobre wieści. Jak otwartym sercem słucha opowieści
o Kimś Wyjątkowym. Musiał sobie pomyśleć, wchodząc w takie
czy podobne rozumowanie: „Skoro jest ktoś, kto może pomóc
w największej biedzie i chorobie, to trzeba Go poprosić. Trzeba
z ufną wiarą w sercu spróbować. Niech i mnie, mojemu słudze,

pomoże!”

Jak widać, jego odruchem (umysłu i serca) na wieść o Jezusie

nie było wątpienie i zamknięcie się w beznadziejnej rezygnacji,
lecz otwarcie się na przyjazną Moc Jezusa Chrystusa.

Może jest i tak (na zasadzie pewnej prawidłowości), że osobista

dobroć sposobi setnika do tym łatwiejszego uwierzenia w dobroć
Jezusa. Posłyszał dobrą wieść o Jezusie i (bodaj) z miejsca w nią
uwierzył. Powtórzmy: uwierzył dziecięco i mądrze. Z szacun­
kiem i w duchu realizmu odniósł się do zbawczej mocy, dojrzanej

w Jezusie...

I trochę o nas

Zestawmy z setnikiem nasze reakcje na już tyle razy przepowia­
daną nam Dobrą Nowinę o Mocy i Miłości Jezusa Chrystusa! lak

background image

l. Szukamy Boga

ia reaguję na „posłyszenie o Jezusie"? Czy zwykłem odpowiadać

na tę dobra wieść wiara wielka, czy małą? A może dystansowa­

łem się i nadal hołubię w sobie „nobliwy" dystans wobec lezusa?

Może za bardziej naturalne uważam oddawanie się niedowierza­

niu i „oświeconemu" sceptycyzmowi? Komu przez to chciałem się

przypodobać? Bo na pewno nie Jezusowi!

lak w ostatnim czasie odnoszę się do lezusa, gdy choruje moje

ciało; gdy choruje moia dusza? Gdy serce moje zatrute jest złoś­

cią, niechęcią, zazdrością czy inna namiętna siłą i dążeniem? Ile

mi jeszcze brakuje do wiary setnika? Czego właściwie mi brakuje,

by często, codziennie - i ilekroć zachodzi taka potrzeba - prosić:

Przyidz i uzdrów mnie, swego sługę?

A może zasłaniam się swoistym alibi, mówiąc sobie: Nie będę

Panu Jezusowi zawracał głowy moimi spraw

r

ami. Czuję się nie­

godny, taki mały...

A On jest łagodnego Serca

Przede wszystkim dobrze się przypatrzmy Jezusowi. Zauważmy,

jak On chętnie „się fatyguje”. Bez wahania rusza w drogę, trudzi się i

i męcz)- dla człowieka w' potrzebie. Cud czyni od razu - na odle- j

głość, ale i tak rusza na spotkanie. Tu znów ujawnia się jakiś istot­

ny rys misji i osoby Jezusa Chrystusa! Wbrew ludzkim wyobrażę-

j

niom Bóg jawi się w Jezusie, jako chętnie śpieszący, by uzdrawiać \

swoich umiłowanych. W iluż mistycznych tekstach (oprócz samej |

Ewangelii)

znajdujemy

potwierdzenie

Jezusowej

wielkoduszności!

j

To może wydać się nam niesamowite i niebywale, ale tak jest )

naprawdę, że On ciągle nas widzi! Jego spojrzenie zawsze jest

pełne miłości. Jezus jest z nami i nasłuchuje mowy naszych serc.

Nic Go nie dziwi, ani nie gorszy. Nic Go też w nas nie zniechęca.

Żadna nasza sytuacja, choćby najtrudniejsza, nie przerasta Jego

możliwości. A jeśli się czemuś dziwi, to jedynie, widząc naszą...

wiarę. (Choć bywało i tak, że dziwił się niedowiarstwu). Żywa

wiara - zwłaszcza w „miejscu” najmniej spodziewanym - zadzi­

wia i zachwyca Jezusa, wzrusza Jego Serce. Na pewno zachwy-

J

background image

O wierze, która zadziwia (ezusa

47

ca Go i to, gdy w każdej sytuacji ufnie zwracamy się do Niego:

i w trudnej, i wtedy, gdy jesteśmy szczęśliwi, a przychodzimy, by

Mu o tym powiedzieć.

Popatrzmy, tyle spotkań z Jezusem zostało tak pięknie opisa­

nych i skutecznie przekazanych nam poprzez wieki w Ewange­
liach. Po co właściwie? - Po to, żebyśmy i my dzisiaj doskonali­
li „sztukę wiary”, sztukę osobistego spotykania z naszym Panem

i Zbawicielem.

Wiara w Jezusa Chrystusa i Jezusowi jest czymś dziecięco pro­

stym i najmędrszym. U jej podstaw: jest „czysty” realizm - trzyma­
nie się faktów

7

, świadczących o tym, że Bóg kocha człowieka i że

dla każdego z nas angażuje sw

r

oją Wszechmoc!

Z drugiej jednak strony wiara - ta Abrahamowi i setnika,

wiara pełna realizmu, mądrości i dziecięcej prostoty

7

- jest taka...

trudna. A dokładniej, jest zagrożona przez naszą (chorą) „doro­
słość”, pełną pychy i... głupoty (por. Mk 7,22). Także przez naszą
umysłową i duchow

7

ą ciasnotę, udającą wielką otwartość, rzeko­

mo potwierdzaną naszymi olśniewającymi zdobyczami naukowo-
-technicznymi.

Wiara w rozwoju - przy Sercu Jezusa

Tak, nasza wiara, każdej wierzącej osoby, ma swroją historię. Stop­

niowo jesteśmy „wyciągani” z zamknięcia w sobie i święcie. Duch
Święty

7

cierpliwie przeprowadza nas od własnych iluzji do Bożej

wizji; od głupoty do mądrości; od pychy do postawy pokory, ot­
wartej na Wszechmoc i Miłość Jezusa.

Duch Jezusa Chrystusa różnorako wchodził w nasze życie i za­

praszał do najważniejszej postawy serca: do wiary, która jest jak
podanie ręki małego dziecka Bogu Ojcu. Jakże bardzo wszystkim
nam potrzeba, i to co dzień na nowra tego najprostszego gestu:

móc ufnie ująć wyciągniętą ku nam dłoń Boga Ojca. Dłoń mocną,
przyjazną i tulącą do serca.

W 1675 roku Pan Jezus w kolejnej już wizji stanął przed św.

Marią Małgorzatą Alacoąue, wskazał na swoje Serce w płótnie*

background image

niach i powiedział do niej: „Oto Serce, które tak bardzo umiłowało
ludzi*’ Wiadomo, były to płomienie symbolizujące wielką miłość
Jezusowego Serca. Jest nam wiadome i to, że my sami nie potra­
fimy sprawić, by nasze serca płonęły ogniem Boskiej miłości. Ale
nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy uwierzyli, że taką Miłość może
nam dać Jezus. On ma taką moc. Wystarczy prosić Go o dar miło­

ści. Prosić, jak prosi dziecko. Prosić jak mędrzec, który wie, gdzie
bije niewyczerpalne źródło miłości. Prosić wreszcie jak realista,
który wie, czego mu najbardziej brakuje i kto może mu to dać.

Czci i kontemplacji Najświętszego Serce Pana Jezusa Kościół

poświęca cały czerwiec. Ta okoliczność dodatkowo motywuje nas,

by wszystkie prośby zawrzeć w tej jednej, najważniejszej: Panie
Jezu, wierzę w Twoją Boską moc i miłość! Daj mi tylko miłość

Twą i łaskę, a to mi wystarczy.

48

I. Szukamy Boga

Częstochowa, 1 czerwca 2013 r.

background image

Wybrać kształt życia

W słowie Bożym czytanym w piątek po 17. Niedzieli mamy do czy­
nienia, i to w obu czytaniach: Jr 26, 1-9; Mt 13, 54-58, z sytuacją,
która - patrząc z naszej perspektywy - nie powinna się wydarzyć!
Oto Jeremiasz w imieniu Boga zwraca się do przychodzących do

domu Pańskiego, aby oddać pokłon Bogu, z poważnym ostrze­
żeniem. Niestety i Bóg, i Prorok trafiają na niezrozumienie oraz
gwałtowny opór. Jeremiasz wzięty jest w krzyżowy ogień: z jednej
strony brzmi mu w uszach wyraźny Boży nakaz, a z drugiej strony

musi zderzyć się z radykalnym odrzuceniem.

Nie dać się zawrócić ze złej drogi

Jest jasne, że Prorok niczego sobie nie wymyślił. Działał na mocy

polecenia. Pan skierował następujące słowo do Jeremiasza: To mówi
Pan: Stań na dziedzińcu domu Pańskiego i mów do mieszkańców

wszystkich miast judzkich, którzy przychodzą do domu Pańskiego

oddać pokłon, wszystkie słowa, jakie poleciłem ci im oznajmić; nie

ujmuj ani słowa! Może posłuchają i zawróci każdy ze swej złej dro­

gi, wtenczas Ja powstrzymam nieszczęście, jakie zamyślam przeciw

nim za ich przewrotne postępki (Jr 26, 2-3). Sytuacja była jasna:
lud zszedł na złą drogę; z woli Boga miało dotrzeć do niego po­
ważne napomnienie i informacja o grożącej karze, która jednak
może zostać powstrzymana. Jeremiasz, jako prorok szczerze Bogu

oddany, nie ma wyboru. Może uczynić tylko jedno: objawić wolę
Pana. Powiesz im: To mówi Pan: Jeżeli nie będziecie Mi posłuszni,

postępując według mojego Prawa, które wam ustanowiłem, [i jeśli

nie] będziecie słuchać słów moich sług, proroków, których nieustan­
nie do was posyłam,
(...] zrobię z tym domem podobnie jak z Szilo,

Drogocenni w oczach Boga - 4

background image

50

I. Szukamy Boga

a z miasta tego uczynię przekleństwo dla wszystkich narodów ziemi

(Jr 26,4-6).

I cóż się okazuje? Lud zda się pobożny, bo przecież tłumnie

ciągnący do świątyni, by oddać Bogu pokłon, nie potrafi czy nie
chce poważnie potraktować prośby samego Boga.

Gdy zaś Jere­

miasz skończył mówić wszystko to, co mu Pan nakazał głosić ca­
łemu ludowi, prorocy i cały lud pochwycili go, mówiąc: Musisz

umrzeć!

(Jr 26, 8).

Taki bieg wydarzeń wydaje się nieprawdopodobny, a jednak

w dziejach Izraela nierzadki, stanowiący niechlubną normę (por.
np. Mt 23,30). Można się domyślać, że w usposobieniu ludzi, skąd­
inąd wiernie praktykujących obrzędy religijne, tkwi jakiś poważny

defekt. Że w sercu człowieka jest „coś”, co sprawia, że

grzech

po­

ważnego rozmijania się z Bogiem nie zostaje rozpoznany, uznany

i przezwyciężony!

Należałoby zrozumieć, że Bóg czeka na głębiej pojęte wypeł­

nienie Prawa, które w swej istocie jest Prawem Miłości. W takim
Prawie chodzi o serce człowieka (a nie jakąś zewnętrzną obrzędo­

wość). Chodzi o cały umysł i wolę, o serdeczną relację Przymie­
rza, a także o postępowanie, które rzeczywiście byłoby na mia­

rę przyjaźni z Bogiem. - Czy jednak człowiek obu Testamentów

gotów jest przyswoić sobie największe Prawo Miłości i żyć nim

trwale i wiernie? Czy dopiero Jezus Chrystus i Duch Święty do­
konają tego dzieła w nas i dla nas? Pewnie tak, ale nie stanie się to

w sposób banalnie prosty i łatwy. Potwierdzenie stopnia trudności
znajdujemy w perykopie ewangelicznej.

Jak to nazwać?

Właśnie, jak nazwać to, co spotkało Jezusa w jego rodzinnej miej­

scowości? Trudno będzie znaleźć adekwatne słowa. Ale popatrz­

my, o co chodzi i co się wydarzyło. Najpierw wczujmy się w prze­

bieg spotkania Jezusa z rodakami.

Jezus przyszedłszy do swego rodzinnego miasta, nauczał ich

w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: Skąd u Niego ta mądrość

background image

SI

Wybrać kształt życia

i

cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na

imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także

Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszyst­

ko? I powątpiewali o Nim. A Jezus rzeki do nich: Tylko w swojej
ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony. I niewiele
zdziałał tam cudów, z powodu ich niedowiarstwa

(Mt 13,54-58).

Wydaje się, że gdzie jak gdzie, ale w rodzinnej miejscowości

Jezus miał prawo oczekiwać, że przyjęty zostanie wzorcowo i jak
można najlepiej. Ma On do przekazania Dobrą Nowinę, od której
zaczynie się nowa epoka. Przez następujące po sobie wieki przy­
pominać o tym będą dzwony bijące trzy razy na dzień!

No i rzeczywiście, początek spotkania był bardzo obiecujący.

Przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synago­
dze, tak że byli zdumieni i pytali: Skąd u Niego ta mądrość i cuda?

-

Wiedząc, jak

de facto

zakończy się spotkanie, chciałoby się

w tym momencie udzielić nazaretańczykom kilku dobrych rad...
Zatrzymajcie się i zamilknijcie! Jeśli w Jego obecności zadajecie

pytania, to pozwólcie Mu na nie odpowiedzieć. Nie popisujcie się
swoimi skojarzeniami i przypuszczeniami... Poczekajcie na Jego
odpowiedź!

Oni jednak, otworzywszy się najpierw na Jezusa w akcie zdu­

mienia i w zadanych pytaniach, niemal natychmiast ponownie się
zamknęli i poszli tropem własnej, owszem, swojskiej i bliższej im,
ale żałośnie ciasnej interpretacji tego, co ich zaintrygowało w oso­
bie Jezusie - w Jego słowach i czynach.

Wolno przypuścić, że my wszyscy - gdy tylko rzetelnie popa­

trzymy na nasze dotychczasowe życie - odnajdziemy w obu opisa­
nych wydarzeniach siebie, ze swoim sposobem myślenia. Czyż nie

byliśmy, nie jesteśmy, jak owi słuchacze Jeremiasza i mieszkańcy
Nazaretu? My też, niestety, mając do dyspozycji tak wielkie Ob­
jawienie Boga, wcale nie otwieramy się łatwo, pokornie i konse­

kwentnie (do końca) na Boże dary i obietnice!

background image

52

I. Szukamy Boga

Darv - nazbvt wielkie?

Bogu zawsze chodzi jedynie o to, byśmy przystali na Jego wielkie,

dla nas wręcz niewyobrażalne, obdarowania. Tak, Bóg po prostu

pragnie, byśmy przyjęli zaproszenie do udziału w Jego Życiu! I co

się okazuje? Okazuje się, że mamy z tym niesamowite problemy...

I to od zarania dziejów - od upadku pierwszych ludzi w raju.

Rzec można, że

od zawsze

Bóg ofiarowuje nam cudne i cudow­

ne Przymierze Miłości. My tymczasem -

na początku

nie osobi­

ście, ale w zwiedzionej wolności pierwszych rodziców - woleliśmy

słuchać węża-przybłędy i gadać z istotą niewiadomej prowenien­

cji. A potem nachodzą nas te wszystkie wątpliwości, niedowierza­

my, sprawdzamy Stwórcę i zwlekamy z poważną odpowiedzią...

Bóg (mimo wszystko) niestrudzenie pomagał przez wieki, po­

maga i dziś rozeznać się w sytuacji obciążenia skutkami grzechu

pierworodnego! Jak? - Na wiele sposobów i na różnych „płasz­

czyznach”. Jeśli bardziej dokładna odpowiedź ma trafiać w sedno,

to musi wskazać przede wszystkim, że Bóg niezmiennie okazywał

swą ojcowską troskę (por. Rdz 3,15.21) i wyznawał swą serdeczną

Miłość:

Teraz tak mówi Pan, Stworzyciel twój, Jakubie, i Twórca twój,

0 Izraelu: Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu;
tyś moim! Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą, i gdy przez rze­
ki, nie zatopię ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się, i nie

strawi cię płomień. Albowiem Ja jestem Pan, twój Bóg, Święty Izra­
ela, twój Zbawca. Daję Egipt jako twój okup, Kusz i Sabę w zamian

za ciebie. Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości

1

Ja cię miłuję, przeto daję ludzi za ciebie i narody za życie twoje.

Nie lękaj się, bo jestem z tobą. Przywiodę ze Wschodu twe plemię
i z Zachodu cię pozbieram. Północy powiem: Oddaj! i Południo­
wi: Nie zatrzymuj! Przywiedź moich synów z daleka i córki moje

z krańców ziemi. Wszystkich, którzy noszę me imię i których stwo­
rzyłem dla mojej chwały, ukształtowałem ich i moim są dziełem

(Iz 43,1-7; por. też Iz 49,15-16; 54,4-10).

Bóg nie zniechęca się (nigdy) ani nie jest zagniewany (na nasz

ludzki sposób). Owszem, lekceważenie Miłości wywołuje w Nim j

background image

Wybrać kształt życia

53

(tajemnicze) cierpienie; „powoduje” też w Nim pasję napomina­
nia. Jednak Bóg nade wszystko rzuca snop światła, by oświetlić

sytuację, w której się znajdujemy, lekceważąc Miłość! Bóg - „mi­
łośnik życia” - w mocnych i jednoznacznych słowach stawia przed

nami

życie i śmierć.

Że stawia

śmierć

- to jasne; ona bowiem, gdy

się popada w grzech fundamentalny i liczne inne grzechy, staje
się dominantą i jak... boa dusiciel zacieśnia pętlę na naszej coraz
bardziej nieszczęśliwej egzystencji! Szokujące pozytywnie jest to,
że Bóg otwiera przed nami - grzesznikami perspektywę życia! Ży­
cia pełnego, sensownego, szczęśliwego! Tak, tylko Wszechmocny

Stwórca i wielki „miłośnik życia” może ponownie (po grzechu
ściągającym śmierć) zaofiarować życie - piękne życie doczesne
i niewyobrażalnie cudne życie wieczne! Odwołując się do nasze­
go rozumu - a także naszej miłości do istnienia - Bóg prosi nas,

byśmy wybrali życie! Powtórzmy: To życie, które jest i pulsuje
w dziecięcej i oblubieńczej więzi z Nim!

Wybierajmy!

Bóg czyni wielkie zabiegi, by znów - po uwikłaniu w grzech - po­
stawić nas w sytuacji jasnego widzenia alternatywy i wyboru, któ­
ry odmienia stan ducha i sposób życia. Kto poznaje Jezusa Chry­
stusa i z Nim naprawdę przestaje, jak uczeń i serdeczny przyjaciel,

ten wie, że Prawda, Życie i Miłość są rzeczywistym przedmiotem
poznania, miłości i dobrowolnego wyboru - aktu wolności. Za­
tem decydujmy, mając do wyboru życie albo śmierć, miłość albo

nienawiść, rozkwit i radość albo uwiąd i smutek! Wiedzmy jed­
nak, że jeśli nie wybierzemy życia, które jest w Miłości Boga, to

skażemy siebie na naprzemienne

pysznienie się

i

poniżanie

siebie!

Wsiądziemy na huśtawkę skrajnych emocji: raz czuć się będzie­
my ogromnie wyniośle, a innym razem, niebywale podle i mar­

nie... Poczujemy się jak „wkręceni” w jakiś dziwny i niezrozumiały
mechanizm... Raz „nakręcać” nas będzie coraz większe poczucie

mocy i pychy (odpychającej Boga i ludzi wokół), a następnym ra­
zem niechybna konieczność poniżania siebie i uwłaczania sobie!

background image

r

V

54

I. Szukamy Boga

Kto z otwartym i gorącym sercem nie przyzwala, by Jezus Chry­
stus uczynił go wolnym (por. Ga 5, 1)

ku

wybraniu Boskiego Ży­

cia, Prawdy i Miłości, ten skazuje siebie na samoudrękę. Powoduje

ją właśnie stan zniewolenia... sobą - obłędnym egocentryzmem

i wszystkimi jego konsekwencjami.

Po wyraźniejszym uświadomieniu sobie tego, co dotąd przy­

wołałem, powinniśmy lepiej rozumieć św. Pawła, który z pasją
modlił się, żeby jego umiłowani Efezjanie zakorzeniali się i ugrun­
towywali w czterowymiarowej Miłości Boga Ojca (por. Ef 3)!

Stworzony świat, także cudna przyroda, są pełne różnych praw,

które obowiązują i z którymi trzeba się liczyć! My, jako osoby
Bogu podobne, też podlegamy pewnym fundamentalnym pra­
wom. Jedno z nich (w negatywnej i przestrzegającej formule)

brzmi tak: Jeśli człowiek poddaje się

niedowierzaniu w Miłość

Boga

, to skazuje siebie na

ciągłe cierpienie.

Jeśli człowiek zaofiaro­

waną przez Boga Miłość przekreśla i gardzi nią, to nieuchronnie
popada, najdosłowniej, w

chorobę ducha.

Jest to rodzaj szaleństwa,

które wyraża się właśnie w tym, że człowiek raz namiętnie

siebie

wywyższa,

a kiedy indziej namiętnie

sobą pogardza.

Wahadło

pychy i pogardy wychyla się coraz mocniej! Zaś między jednym
a drugim skrajnym wychyleniem osoba przeżywa zwykle różne
fatalne stany: zwątpienia, depresji, poczucia wyczerpania i nie­
spełnienia...

Jeszcze trochę klarowania i perswazji. Jeśli Bóg, który jest Mi­

łością, stworzył nas jako skierowanych ku Niemu

poprzez

Miłość

i

w

Miłości, to nie da się bezkarnie z nią rozmijać. Za

przeina­

czanie

naszej natury trzeba słono płacić, nie mając przy tym żad­

nego pożytku (z tego, co „się kupiło” od... demonów)! Chyba że
pożytkiem (a bywa, może i z reguły) jest... zmuszenie do myśle­

nia, namysłu i szukania ratunku. Jednak swoistą karą za (grzeszne
i będące istotą grzechu) rozmijanie się z Miłością Boga musi być

ból ducha i trawiący niepokój!

Na szczęście, za sprawą Chrystusa (z Jego daru) wiemy, że

w gestii

naszej

wolności jest to, czy poddamy się naprzemiennemu

uwłaczaniu i wywyższaniu siebie samego! To prawda, każdemu

wolno (choć nie przystoi) biernie przyzwalać, by zalewały go fale

background image

55

Wybrać kształt życia

zwątpienia i goryczy. Można jednak w imię realizmu (z)budować
siebie na tym, co Bóg mówi do nas o nas! jasno możemy rozpo­
znać, że ważne jest nie to, co Zły nam podpowiada, czy to, co bywa

naszą niepewną myślą. Ważne i rozstrzygające jest to, co Bóg ma
nam do powiedzenia! Co wyznaje nam Przedwieczny Ojciec!

Sztuka nasycania się Miłością

Życie nasze w swej istocie - najpierw na ziemi, a potem w niebie
- jest poznawaniem i przyswajaniem Miłości Trójjedynego Boga.

Oby aż do nasycenia i sytości! Jak rzesze świętych to czyniły. Wie­
le by o tym mówić... Jednak ujmując rzecz najkrócej, powiem, iż

potrzeba, byśmy znaleźli starannie

dobrany klucz.

Klucz, który

otworzy drzwi i zapewni dostęp do paru najważniejszych Ksiąg
- świętych i wielkich! W każdej z tych Ksiąg znajdujemy ogrom

wspaniałych treści. Trzeba je z najwyższą uważnością cale życie
czyt(yw)ać i jak w procesie nieustannego oddychania asymilować
tlen Miłości - Miłości stale obecnej, wszystko stwarzającej i prze­
nikającej! Jest to (od)wiecznie czynna Miłość Boga Ojca. Dokład­
niej - Trzech Boskich Osób.

A Księgi te są następujące: najpierw całe Boże dzieło stworze­

nia. Całe Pismo Święte, mocą Ducha Świętego uobecniające Dzie­
ło i Dzieje Zbawienia. I wreszcie my, każdy mężczyzna, każda ko­
bieta (Bóg więcej płci nie zna. A jak będzie w Królestwie Bożym,

to zobaczymy; por. Mt 22, 30).

Mając świadomość, jak wielkie, święte i przebogate są te trzy

Księgi, mówiące o Bogu i Jego Miłości do nas, dodałbym jeszcze

słowo chwalące Boga za Jego, powiedziałbym, różne „aneksy",
pełne piękna i duchowej drogocenności. A dokładniej mówiąc,
są to różne (nie jest ich aż tak dużo) Boże orędzia, przesłania,
proroctwa, dawane w różnych wiekach. Tak, Duch Święty nie
przestaje mówić do Kościoła. Ktoś tak wrażliwy na nasze biedy,
zagubienia i duchową bezradność raczy nie milczeć, lecz mó­
wiąc, śpieszy nam z pomocą! Czy jest to takie dziwne i niepojęte?

Chyba nie.

background image

I.

Szukamy

Boga

Zatem wspomnę na koniec* bardzo ogólnie* by nie powiedzieć:

zdawkowo* o kilku Bożych „aneksach” aktualizujących Miłość \

Boga w różnych epokach wędrówki Ludu Bożego do Domu Ojca.

Jaka to radość* że w ziębnącym wieku XVII - zagrożonym [

- Bóg dał Kościołowi św. Małgorzatę Marię Alacoque» a przez nią

orędzie o „gorejącym ognisku miłości”, jakim jest Najświętsze Ser­

ce Jezusa... To samo trzeba powiedzieć o św. Faustynie Kowalskiej
i w pewnym sensie na nowo objawionym Miłosierdziu Boga.

Osobiście, ze względu na głównego Autora, na tym samym po­

ziomie postawię trzy tomiki s. Gabrieli Bossis, będące hymnem '
Miłości Jezusa do nas; noszą one tytuł ON i ja. Rozmowy duchowi

Stwórcy ze stworzeniem. Wspominam o tym arcydziele, bo bardzt

je cenię i dość często cytuję (a jeszcze częściej, właściwie codzien

nie, modlę się nim).

Tę (absolutnie niewyczerpującą) listę zamknę wciąż jeszcze

za mało znanym, a godnym wielkiej uwagi, orędziem Boga Ojca

„Bóg Ojciec mówi do swoich dzieci”, danym poprzez s. Eugeni<

E. Ravasio. Oto jak Bóg Ojciec określa cel swego, rzec by można

spektakularnego przyjścia:

1) Przychodzę, aby wygnać przesadny lęk, który Moje stworzenia od

czuwają wobec Mnie. Pragnę dać im do zrozumienia, że Moja radośi
polega na tym, abym był znany i kochany przez Moje dzieci, to zna
czy przez całą ludzkość obecną i przyszłą.

2) Przychodzę przynieść nadzieję ludziom i narodom. Iluż od dawn;
już ją utraciło! Ta nadzieja pozwoli im pracować dla swego zbawię

nia, żyjąc w pokoju i bezpieczeństwie.
3) Przychodzę, aby Mnie poznano takim, jakim jestem; aby ufnoś

ludzi wzrastała jednocześnie z miłością do Mnie, ich Ojca, mającegt

tylko jedno pragnienie: czuwać nad wszystkimi ludźmi i kochać każ
dego z nich jak Swoje jedyne dziecko

4

.

Częstochowa, 4 sierpnia 2012 r.

w wieku następnym* m.in. okropieństwami rewolucji francuskiej

4

Orędzie dostępne także bezpłatnie w wersji internetowej: http://www.vox

domini.com.pl/ojciec/oJ)2.htm

background image

W naszych głowach BÓG albo... słoma’.

Jezus zaś tak wołał: Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie,
lec

2

w Tego, który Mnie posłał. A kto Mnie widzi, widzi Tego, któ­

ry Mnie posłał. Ja przyszedłem na świat jako światło, aby każdy, kto
we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności. A jeżeli ktoś posłyszy

słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem

bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić. Kto gardzi Mną

i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które po­
wiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym. Nie mó­

wiłem bowiem sam od siebie, ale Ten, który Mnie posłał, Ojciec, On

Mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić. A wiem, że przykazanie

Jego jest życiem wiecznym. To, co mówię, mówię tak, jak Mi Ojciec
powiedział (J 12,44-50).

Powyższe słowa Jezusa mają, jak zawsze, określony kontekst, bliż­
szy i dalszy. Tym razem uderza w nim wielka powaga, a stanowi go
wielka debata między Tym, który z nieba zstąpił, a tymi, którzy są

„ziemscy”, biedni i, niestety, tak łatwo ulegają zaślepieniu. Uważny

czytelnik Janowej Ewangelii w jakimś momencie spostrzega, jak

wzbiera w nim pełne zatrwożenia pytanie: Czy Jezus dogada się

ze swymi ziomkami? Czy Żydzi Go zrozumieją i przyjmą, czy też
definitywnie odrzucą?

Pełen powagi kontekst

Byłoby dobrze w tym momencie przeczytać choćby tylko cały roz­
dział dwunasty Janowej Ewangelii. W ten sposób mocniej „poczu­

libyśmy” powagę chwili, do której nawiązuje rozważana perykopa.
Niewątpliwie we wspomnianej debacie dzieje się „coś" naprawdę

arcypoważnego i rozstrzygającego. Jezus widzi to z całą ostrością

i jasnością. Jego rozmówcy, niestety, nie!

background image

58

1

. Szukamy Boga

W krótkim rozważaniu nie da się mówić o wszystkim. I tyle

rzeczy trzeba założyć. Jednak kilka zdań, wziętych z bezpośred­
niego kontekstu, muszę przytoczyć. Brzmią one szczególnie moc­
no. Jest to rodzaj dramatycznej przestrogi, połączonej z prośbą

pełną nalegania.

Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodź­

cie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto

chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. Dopóki światłość macie,
wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości. To powiedział

Jezus i odszedł, i ukrył się przed nimi. Chociaż jednak uczynił On

przed nimi tak wielkie znaki, nie uwierzyli w Niego

(J 12, 35-38).

Wróćmy, już w tej chwili, do naszych czasów. Napotykamy tyle

ciemności, zamętu, chaosu. Na wielką skalę stosowane są taktyki
uwodzeń i uwiedzeń... Widać i czuć napór radykalnego relatywi­
zmu i zwątpienia o prawdzie i moralnych zasadach życia... Śmia­

ło zatem można stwierdzić, że to dokładnie nas - zagrożonych
lekceważeniem i utratą światła Ewangelii - dotyczą słowa Jezusa:

Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie,

dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła.

Oby dalsza refleksja odnowiła naszą otwartość na słowa Jezusa

Chrystusa! I obyśmy zechcieli poprawić jakość słuchania! - W tym

celu proponuję odpowiedzieć sobie na parę pytań sprawdzają­

cych: Jak ja słuchałem Jezusa w ostatnich miesiącach, tygodniach

i dniach? Czy jestem słuchaczem słusznie z siebie zadowolonym,
czy przeciwnie? A co zapytany Jezus powiedziałby o mnie?

Znamy siebie trochę i pewno nie oburzymy się, gdy powiem,

że od słów Jezusa, pełnych światła, mądrości i miłości, odgradzają

nas różne dziwne „filtry”. Nie są one neutralne. Są aktywne. Robią

(z czyjego nadania, to inna rzecz) to, co mają robić! Filtrują świętą

Naukę Pana. Czynią nas niewrażliwymi i nieczułymi.

To delikatny teren naszych cywilizacyjnych i osobistych uwa­

runkowań. Modlitewna refleksja może uczynić nas bardziej otwar­

tymi i wrażliwymi na

światłość, aby nas ciemność nie ogarnęła.

background image

W naszych głowach Bóg albo... słoma!

59

Dokładniej o złym słuchaczu

Proponuję, żeby wyżej zadane pytania jeszcze nas trochę pomę­

czyły. Chodzi o to, żeby ich nie zbyć. Można darować sobie sub­
telności i niuanse. Kierując się jednak ewangeliczną zasadą: Niech

mowa wasza będzie tak, tak - nie, nie..., zapytajmy, każdy siebie:
Jakim ja jestem słuchaczem słów Jezusa? Złym czy dobrym? - Do­
bre pytanie: A po czym to poznać?

Po prostu,

zły słuchacz

ma w sobie i wokół siebie filtry, które

blokują poprawny odbiór tego, co w Orędziu Jezusa jest wspaniałe,
piękne, poruszające i chciałoby radykalnie odmienić jakość jego
życia! Człowiek źle słuchający Boga, który przemawia w Jezusie
Chrystusie, wychodzi z czasu słuchania (w kościele czy gdziein­
dziej), jakby nie wydarzyło się nic ważnego. Wychodzi: NIE poru­
szony, NIE wzruszony, NIE pocieszony, NIE rozradowany, a także

w niczym NIE zakwestionowany! Jaki wszedł, taki wychodzi.

Kiepski słuchacz (z filtrami świadomie nabytymi czy tylko

mniej lub bardziej świadomie tolerowanymi) wchodzi w słucha­
nie zimny - i taki sam z niego wychodzi! Jak przysłowiowy ka­
mień. Zachowuje się jak głaz - twardy i nie do poruszenia. Kiepski

słuchacz zachowuje się tak, jakby nie miał, a przynajmniej nie an­
gażował, swego pojętnego umysłu i czującego serca.

Idźmy jednak dalej i zadajmy zasadnicze pytanie: Co właściwie

skrywa się, gdzieś w głębi, za takim słuchaniem marnym - bezoso­
bowym, czyli pozbawionym angażowania inteligencji i serca wo­
bec drugiej osoby, nawet gdy jest nią Wcielony Bóg? Co sprawia,

że słuchanie nie prowadzi słuchacza do zachwytu objawiającym
się Bogiem? Co sprawia, że słuchanie zatrzymuje się w martwym

punkcie i nie podprowadza do ufnej i miłosnej rozmowy? A idąc

jeszcze dalej: Dlaczego za sprawą słuchania nie pojawia się - jako

dojrzały i „słodki” owoc - gotowość do ofiarnej służby, która by
w widoczny sposób potwierdzała dobrą jakość słuchania i sku­
teczność Słowa Pana?

Odpowiem wprost, dosadnie i prowokacyjnie. Za naszym - od

początku do końca - chłodnym słuchaniem Mowy Jezusa, kryje

background image

W

I. Szukamy Boga

się smutny w skutkach i mroczny wybór: Siebie samego! Siebie

przede wszystkim i ponad wszystko!

Rzec można, że jest to jakiś rodzaj zakochania się w sobie sa­

mym, przy jednoczesnym zabronieniu sobie „popatrzenia na” i do­

puszczenia w pole swojego widzenia Kogoś nieskończenie Waż­

niejszego, Większego, Piękniejszego! W polu widzenia - oprócz

własnej osoby - pozostaje jeszcze tylko widzialny świat, rzeczy.
Można się wtedy próbować „narkotyzować” myśleniem o sobie

jako kimś najważniejszym, centralnym, dominującym i gotowym

do walki o swoją centralną i wyjątkową pozycję.

Nie usłyszy i nie posłucha Jezusa ten, kto nosi w sobie nieza-

kwestionowaną i nierozbitą strukturę radykalnie pojętego i konse­

kwentnie przeżywanego egocentryzmu. Taka struktura z definicji

broni się zaciekle i skutecznie przed Miłością Stwórcy i Jego ofer­

tą życia wiecznego! Egocentryk zajęty jest celebrowaniem siebie,

a swej centralnej pozycji broni za pomocą paru „nieprawych my­

śli”, które cechuje pycha i pogarda wobec Transcendencji - nad­

przyrodzonej Rzeczywistości.

Bywa, że

radykalny egocentryk

powołuje do życia swoją włas­

ną i osobistą logikę, która zarządza owymi paroma nieprawymi

myślami, z gruntu fałszującymi prawdę o nim. Może też, jeśli jest

bardziej wyedukowany, skorzystać z (raczej pseudo) filozoficz­

nych systemów, które uzasadniają i próbują obronić radykalny

egocentryzm.

Co ma powiedzieć

teocentryk

- człowiek całym umysłem ot­

warty i skierowany ku Bogu? Co ma myśleć o wyborze stojących '

na antypodach? Zawsze mając należny respekt dla każdej oso- ’jj

by i jej wolnych wyborów, z powagą i spokojem stwierdzamy, że |

ludzki rozum może zostać zaprzęgnięty także do rzeczy niecnych, l

absurdalnych i destrukcyjnych. Bywało tak, i to przez całe deka- śl

dy, w minionych (czy całkiem?) dwudziestowiecznych totalitary- a

zmach! Podobnie dzieje się w nowym - zyskującym na znaczeniu 9

i sile - kulturowym totalitaryzmie, uzasadnianym ateistycznym 9

myśleniem tzw. nowej lewicy.

m

background image

W naszych głowach Bóg albo... słoma!

61

i

Święci i poeci widzą to jasno

J

Na zakończenie kilka perełek. Najpierw niech będą to słowa, które
św. Katarzyna Sieneńska utrwaliła w

Dialogu

jako wypowiedziane

i

przez Jezusa:

„Przedwieczny Ojciec w swej niewysłowionej dobroci zwró­

cił na Katarzynę łaskawe spojrzenie i powiedział: «Bardzo pragnę
okazać światu miłosierdzie i przyjść z pomocą ludziom we wszyst­
kich ich potrzebach. Tymczasem człowiek w swej nieświadomości

upatruje śmierć w tym wszystkim, co otrzymuje ode Mnie. aby żył.

I

W ten sposób siebie krzywdzi. Moja jednak Opatrzność towarzy­

szy Mu stale. Dlatego chcę, abyś wiedziała: wszystko, czego udzie-

,

lam człowiekowi, jest wyrazem niezgłębionej Opatrzności*”.

W moim notatniku (z różnymi złotymi myślami) znalazłem,

zaraz po właśnie przytoczonych zdaniach, jeszcze te słowa poety,
mówiące o „wydrążonych ludziach”.

Wydrążeni ludzie

My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy

Głowy napełnia nam słoma

:

Nie znaczy nic nasza mowa

Kiedy do siebie szepczemy

J

Głos nasz jak suchej trawy

Przez którą wiatr dmie
Jak chrobot szczurzej łapy

Na rozbitym szkle
W suchej naszej piwnicy
Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu.

A którzy przekroczyli tamten próg
I oczy mając weszli w drugie królestwo śmierci

L

Nie wspomną naszych biednych i gwałtownych dusz

Wspomną, jeżeli wspomną,

Wydrążonych ludzi
Chochołowych ludzi.

background image

62

I. Szukamy Boga

Od lat dwudziestych minionego wieku upłynęło kilka dekad,

a diagnoza Thomasa S. Eliota nie straciła nic na swej trafności,

przeciwnie. „Wydrążenie” i „chochołowatość” - jeszcze się pogłę­

biły i zaostrzyły.

Wiersz ma pięć części, a ostatnia kończy się jakby przypomnie­

niem, że my z naszą marniejącą egzystencją i cywilizacją, każdy

z

osobna

i

wszyscy

razem, staniemy przed Twoim Królestwem,

Boże. Wtedy rozlegnie się... „skomlenie” a przecież mógłby to być

szczebiot dziecka, które za chwilę wpadnie w ramiona kochające­

go Ojca. W końcu po to przyszedł, jako Wcielony, Boży Syn!

(...) Albowiem Tuum est Regnum

Albowiem Tuum est

2ycie jest

Albowiem Tuum est

I tak się właśnie kończy świat

/ tak

się właśnie kończy

świat

l

tak się właśnie kończy świat

Nie hukiem ale skomleniem

5

.

Co nam

pozostaje

? Wieję

by

mówić. Posłużę się znowu przed­

nią myśJą-mądrościę. Kilka zdań, sformułowanych przez Awicen-

nę (980-1037), niech będzie rodzajem drogowskazu, jak postę­

pować w świecie, w którym (nazbyt) wielu pracuje nad tym, by

chodzili po

niw sami „wydrążeni

ludzie” ludzie „chochołowi” - ze

słomą w głowach, zamiast wielkich myśli o Chwalebnym Stwórcy

i

wiecznym

powołaniu: człowieka, cywilizacji, kultur.

Ten, co

wie, że

wie - tego słuchajcie,

Ten, co wie, że nie wie - tego pouczcie,

Ten, co nie wie, że wie - tego obudźcie,

Ten, co nie wie, źe nie wie - tego zostawcie samego sobie.

Mam nadzieję, że słowa Jezusa (także te usłyszane przez św.

Katarzynę Sieneńską) potrafią - wbrew Awicennie, przecież jed­

nak nieznającemu mocy zbawczej Chrystusa! - obudzić do no­

wego życia nawet tego, „co nie wie> że nie wie”. Wystarczy, by do

„łaski wystarczającej” przecież wszystkim dawanej, przydać odro-

5

Przekład: Czesław Miłosz.

background image

63

binę pokory. Także odrobinę szacunku i miloki wobec piękna
widocznego we wszystkim, co odsłania Jezus Chrystus!

I przyda się - a dla „budzącego” otrzeźwienia jest to nawet ko­

nieczne! - przynajmniej odrobina odrazy (a nie złudnej fascyna­
cji) do szpetoty grzechu: do złości, kłamstwa i wszelkiej pokrętno-

ści, zwłaszcza intelektualnej - w (niby to) myśleniu, zwłaszcza tym

bałwochwalczo-egocentrycznym.

W naszych głowach B óg albo... słoma!

Częstochowa, 25 kwietnia 2013 r.

background image

Trójca Święta - Bóg ukryty, Bóg udzielający się

Uroczystość Przenajświętszej Trójcy co roku zaprasza wierzących
do oddania czci i powierzenia się Boskim Osobom. Czy do czegoś
więcej także? Owszem, jest to dobra sposobność, by spróbować

pomówić o największej Tajemnicy naszej wiary. Wiem, jedynie

może wybitni teologowie, a zwłaszcza mistycy i święci, obdarze­
ni nadprzyrodzonym poznaniem, potrafiliby z pewną swobodą

rozmawiać na tak wzniosły temat. A my, tzw. zwykli wierzący?

Oczywiście, nie obiecuję niczego niesamowitego, ale zapraszam

do paru refleksji na temat Trójcy Świętej. Może otworzy się jakiś

maleńki prześwit w stronę Tajemnicy. Może nieco uwrażliwimy

się na słowa i gesty, wskazujące na Boskie Osoby.

Maleńka „przypowieść”

Zainspirowani Jezusowym sposobem odsłaniania tego, co prze­

kracza nasz ludzki sposób poznawania, i wprowadzania w to,

stwórzmy naprędce coś w rodzaju przypowieści. Przypomnijmy

sobie najpierw rzeczy w miarę dobrze znane. Mam na myśli par­

tyturę pięknego utworu, a z drugiej strony jej muzyczno-woklane

wykonanie. Na pewno mieliśmy w ręku różne śpiewniki z tekstem

i nutami. Czytaliśmy nuty (choćby tak w przybliżeniu) i śpiewali­

śmy. Pomyślmy o ogromnej różnicy, jaka zachodzi między samy

czytaniem wartości nutowych, a zaśpiewaniem. Można pomyśleć

o arcydziełach muzycznych - w postaci partytury i znakomitego

wykonania! W obu przypadkach mamy do czynienia z tą samą

rzeczą: raz w postaci właśnie partytury, raz pełnego brzmienia.

Różnica w odbiorze i przeżyciu jest olśniewająco wielka! Jest też

oczywiste, że mając do wyboru z jednej strony samo czytanie par-

background image

65

tytury wspaniałej opery, a z drugiej strony usłyszenie i zobaczenie

jej w całej krasie - bez wahania wybralibyśmy piękno żywej mu­

zyki, śpiewu i obrazu.

Podobnie jest z Trójcą Osób Boskich! Gdybyż tak mieć do

wyboru: teologiczne traktaty o Trójcy Świętej albo wgląd w Nią
Samą! Takiego wyboru nikt nam jednak nie proponuje. To Boskie
Osoby muszą - przy absolutnej dobrowolności - zechcieć nam się
odsłonić. A w dodatku i tak potrzebne by było wyposażenie nas
w odpowiedni instrument poznawczy, by móc odebrać objawienie

Przedmiotu tak bardzo nas transcendującego, przerastającego! To
tytułem wstępu.

Trójca Święta - Bóg ukryty. Bóg udzielający się

Parę pytań

Tyle razy żegnamy się, wypowiadając słowa pełne treści: W imię

Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Tyle razy imieniem Boskich Osób
pozdrawiani jesteśmy w czasie Mszy Świętej (przynajmniej na po­
czątku i na jej zakończenie). Od chrztu świętego kaznodzieje i ka­
techeci przypominają nam, że zostaliśmy zanurzeni i w jakimś re­
alnym zaczątku, obdarowani wzniosłym Życiem Boga Ojca, Boga

Syna i Boga Ducha Świętego. Sami staramy się, przynajmniej od
czasu do czasu, przypominać sobie i świętować zawiązane z Bo­
giem nierozerwalne Przymierze Miłości.

Po tym przypomnieniu gestów, słów i sakramentów, zapytajmy

siebie: A czym dla nas (dla mnie osobiście) są znaki (np. krzyż)
i słowa oraz Sakramenty, które uobecniają zawsze Obecnego: Ojca,
Syna i Ducha Świętego? Czy znak krzyża wraz z wypowiadanymi
słowami jawi nam się jedynie jako martwa nuta zapisana na pię­
ciolinii (i tylko tyle), czy są to jednak znaki i słowa wypełnione Ży­
ciem i Miłością? Czy słowa: Ojciec, Syn, Duch Święty mają dla nas

znaczenie poruszające i serdeczne, czy są to tylko słowa, ot, jedne
z wielu? Słowa tak naprawdę... mniej mówiące niż wszystkie inne
w potocznym języku i komunikacji? - Bywa pewnie tak i tak.

Pewno zdarzało się, że wypowiedzenie (lub usłyszenie) imienia

Boskiej Osoby poruszało w nas najserdeczniejszą strunę duszy.

Drogocenni w oczach Boga - 5

background image

I. Szukamy Boga

Ale czyż nie znacznie częściej nie wiedzieliśmy (w sensie świado­
mości i przeżycia)* co tak naprawdę mówimy i Kogo uobecniamy,

mówiąc: Boże Ojcze! Boże Synu! Boże Duchu Święty!? Może już
niejeden raz* wypowiadając święte Imiona, czuliśmy się jak na

cudnym koncercie... Ale być może częściej wypowiadaniu tych
Imion towarzyszyła głucha cisza* pustka, a właściwie inne treści
zajmował)' naszą uwagę i myśli? - A jak być powinno? Tego się

domyślamy. Świętymi słowom (Imionom), znakom i gestom po­
winno towarzyszyć odczucie Boskiego Piękna i poryw Miłości!

Mistycy i my

Pora powiedzieć ważną rzecz nieco nas wszystkich pocieszającą.

Otóż dla nikogo na tej ziemi imiona: Ojca, Syna i Ducha Świętego

- nie są koncertem, który nieustająco brzmi cudnie i zachwycająca

Owszem, są nam znani mistycy i wielcy święci, których Bóg -

na ogół przez wiele cierpień i oczyszczeń - doprowadzał do wiel­

kiej wrażliwości ducha. Starannie przygotowanym objawiał się
w sposób nadzwyczajny, nadprzyrodzony, mistyczny. Myślę np.
o św. Ignacym Loyoli, któremu Boskie Osoby - po okresie wiel­

kich cierpień fizycznych, psychicznych i duchowrych - raczyły ob-

m.in. tym, że najmniejsze wspomnienie Trójcy Przenajświętszej .

ubogi odblask padającego w nas, a i obecnego w naszej osobowej

głębi, Światła Trójcy. Wciąż mamy raczej jedynie blade odczucie

i (jeszcze bledsze) pojęcie, Kto kryje się pod Trzema Imionami!

I Kogo tak naprawdę ewokujemy. Kogo wspominamy. I Kto nas

jawiać się i udzielać w sposób właśnie mistyczny. Skutkowało to

/

J

/ t

/

Ł

/

j

wywoływało w Inigo (kiedyś twardym rycerzu) głębokie wzruszę-
nie i łzy, potoki łez. Starczał widok potrójnego liścia lub trzy bieg-

%

nące pieski, a w Ignacym ożywała pamięć o doznanych łaskach

i wzbierała fala przeżyć...

Gdziekolwiek jesteśmy w przeżywaniu (obiektywnie zachodzą-

cych i osobiście odbieranych) odniesień do Boskich Osób, to mu- ^

simy - skromnie i pokornie - stwierdzić, że jest to zaledwie jakiś ]£

background image

Trójca święta - Bóg ukryty, Bóg udzielający się

67

jak miłość, wiara i nadzieja. Tej samej - przebogatej, a jednak tak

mało znanej - „sfery” Boga dotyczy janowe stwierdzenie:

Umiło­

wani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło,
czym będziemy. Wiemy, ze gdy się objawi, będziemy do Niego po­
dobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest

(1J 3,2).

Z pewnym smutkiem i zadumą zauważmy, że sam Pan Jezus

„nie mógł” nam do końca odsłonić głębi tajemnicy Trójcy Bo­
skich Osób. Choć One, jako Dar bezcenny i najwyższy,

już

nam

Siebie zaofiarowują, to jednak

jeszcze nie całkiem

, nie w pełni.

Te­

raz, w czasie

jesteśmy stopniowo (i nie do końca) wprowadzani

w bezmiar Życia Trójcy. Wierzymy i ufamy, że dopiero w swoim
czasie (właściwie już poza czasem) zostaniemy weń w pełni wpro­
wadzeni! Staniemy się uczestnikami Życia Boskich Osób. Pan

Jezus tak o tym mówi:

Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia,

ale teraz jeszcze znieść nie możecie

(J 16,12). Do „całej prawdy”

stopniowo doprowadzi Duch Święty:

Gdy zaś przyjdzie On, Duch

Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy

(w. 13). Ta stopniowość

w doprowadzaniu do poznania i udziału w całej Prawdzie obo­
wiązuje (jako swoiste prawo) zarówno w odniesieniu do wieków

historii Kościoła (choćby w sensie obserwowanego rozwoju dog­
matów), jak też w odniesieniu do poszczególnych pokoleń i poje­
dynczych osób, które poddane są prawu czasu, czekania, wzrostu,

dojrzewania.

A zatem „jeszcze nie”

Mówiąc o tym wszystkim, zwłaszcza o absolutnym pierwszeń­

stwie Boga w objawianiu Siebie i udzielaniu, nie powinniśmy

jednak zwalniać się z trudu szukania Go i poznawania w sposób,

który obecnie jest dla nas możliwy i dostępny, a i jest nam zada­
ny. Winniśmy nade wszystko pielęgnować (a nie zabijać) wielkie

duchowe pragnienia. Nigdy nikomu nie wolno unieważniać zna­
czenia tęsknoty własnego serca za Bogiem (por. Ps 63). Jednocześ­

nie mamy wszelkie racje po temu, żeby w naszych sercach gościł

wielki

pokój

-

skojarzony ze świadomie pielęgnowaną postawą

background image

68

I. Szukamy Boga

cierpliwości wobec ukrycia Boga przed naszymi oczyma. Czyż to
ostatnie (cierpliwe czekanie na Ukrytego) nie jest przez Boga po­

myślane jako próba czemuś ważnemu służąca? - Tylu rzeczy nie
pojmujemy w świecie przyrody i w kosmosie (pewno nigdy ich do
końca nie zrozumiemy). Czy miałoby być aż tak dziwne i nie do
przyjęcia to* że nie pojmujemy pewnych praw, którym poddani

jesteśmy w drodze do wiecznego życia z Bogiem?

Dzięki Jezusowi Chrystusowi mamy wszelkie dane do tego,

żeby z pokojem w sercu pielęgnować wielką tęsknotę za Bogiem!
)edno drugiego nie wyklucza. Niezawodna nadzieja na to, że Bóg
da nam Siebie poznać i wprowadzi do mieszkania w swoim Domu
(por. J 14, 2), pozwala pogodzić w sobie właśnie tęsknotę i pokój.
To nic, że próba czekania trwa przez całe życie. W końcu życie
nie jest aż tak długie, a oglądanie Boga „twarzą w twarz” trwać
będzie wiecznie! Nie możemy zatem ulegać ani duchowemu znie­
chęceniu, ani tym bardziej nie wolno nam czynić Bogu wyrzu­

tów, że jeszcze nie daje nam stanu uniesienia, nieustającej ekstazy
i niczym niezmąconego szczęścia. Jako mający pielgrzymi status,
nie możemy już się spodziewać materialnych dostatków i wygód
ani liczyć na stałą, a zwłaszcza ekstatyczną radość z powodu bli­
skości Pana. Obfite udzielanie się Chwały Boskich Osób i wszyst­
ko, co Najpiękniejsze, jest dopiero przed nami. Wciąż jeszcze (jak
długo żyjemy na ziemi) trwa czas przygotowań do pełnego po­

jęcia i przeżycia, co znaczy Miłość Boskich Osób do nas. Dopie­

ro zanosi się na wielki wieczny koncert! Na razie trwają mozolne

przygotowania, a czyni je i Bóg (w sposób Jemu właściwy, por.
J 14, 2), i my winniśmy je czynić! (por. Łk 12, 31-44). Trzeba
zatem, by nasz duch był - poprzez tęsknotę - napięty i skierowany

ku Bogu, a jednocześnie, by pozostawał pełen pokoju. Napięcie
rodzi się z oczekiwania na Pełnię Królestwa Bożego, zaś pokój
stąd, że decydujemy się (po prostu) na wytrzymanie zadanej nam

próby cierpliwego czekania na doskonałe poznanie Boga i pełnię
Jego panowania, zaś Bogu „pozwalamy” zatroszczyć się o całą

resztę.

background image

Trójca święta - Bóg ukryty, Bóg udzielający się

69

Ju Ż

Dla pełnej równowagi ducha i pokoju trzeba mocno podkreślić

jeszcze jedno. Otóż Boskie Osoby (jednak) ;uź, i to bardzo kon­

kretnie i realnie, udzielają się nam hojnie i wielkodusznie. Nad

wyraz wielkodusznie i hojnie! Jesteśmy bowiem dosłownie zasy­

pywani Bożymi darami, które zresztą świadczą o wielu przymio­

tach Dawcy, m.in. o Jego Mądrości, Pięknie i Wszechmocy, ale

nade wszystko świadczą o Jego Miłości.

Znakomicie widzą to i przeżywają rekolektanci, którzy prze­

byli drogę czterech tygodni (etapów)

Ćwiczeń duchownych

św.

Ignacego Loyoli. Swoiste apogeum stanowi w tym względzie

„Kontemplacja dla uzyskania miłości”, która zwieńcza rekolek­

cje ignacjańskie. Dzięki niej rekolektant widzi jak na dłoni, jak

wielkie, wspaniałe, różnorodne i hojne są miłosne dary Boga.

Wszystkie łaski doświadczone w czasie takich rekolekcji pozwala­

ją stwierdzić, że przyczyną naszego poczucia nieszczęścia nie jest

to, że Bóg nas nie dość miłuje czy nie dość obdarowuje, lecz to, że

my nie umiemy dojrzeć miłosnych obdarowań, nimi się radować,

dzięki nim bezgranicznie ufać i za nie dziękować.

Na negatywny stan ducha (na strapienie duchowe, powiedział­

by św. Ignacy) składa się wiele przyczyn. Często brak jest nam

wewnętrznej dyspozycji do zauważania Boga w codzienności i ra­

dowania się niezliczonymi Jego darami. Bez zatrzymania się, bez

minimum ciszy i uważności oraz modlitwy pozostaniemy roztrze­

pani i samotni... Nasz uszczęśliwiający kontakt z Bogiem niszczy

trwanie w grzechu fundamentalnym i licznych pomniejszych

grzechach. Wiodąc grzeszną (rozmijającą się z Bogiem) egzysten­

cję, unikając jak ognia nawrócenia i skruchy serca, odgradzamy się

od czułych gestów Boga Ojca. Pozostajemy opancerzeni, za szybą,

i gruboskórni. Dopada nas poczucie dogłębnego nieszczęścia.

background image

Cudne naprowadzenia

Najpiękniejsze wypowiedzi i świadectwa na temat trynitarnej po­

bożności znaleźć można u osób, którym dany był mistyczny wgląd
w wewnętrzne życie Boskich Osób. Dzięki nim jakoś widzimy, że

życie Boskich Osób to przestrzeń niewymownego Piękna i dosko­

nałego Szczęścia.

Misterium tremendum et fascinosum.

Oto dwa teksty, mające mistyczną inspirację. Moja ulubiona

Gabriela Bossis, będąca Jezusową sekretarką, zapisała takie słowa
Pana na temat współżycia z Boskimi Osobami.

„Jakże niewielu żyje z Trzema Osobami Boskimi jak w rodzi­

nie... a przecież Ja jestem waszym Dobrem, waszą Drogą. Żyjąc we

Mnie jesteście w nich. Bądź więc po prostu szczera i czuła! One

tak cię kochają! Jak mogłabyś bać się kochać Je? Ogranicz więc

twoje pragnienia do jedynego pragnienia: żyć i umrzeć w jedynej

miłości Trzech Osób Boskich. Choćby tylko po to, by podzięko­

wać Im, za Ich miłość. Chociażbyś miała wiele innych motywów...

niech twoja obecna samotność będzie przeżywana miłośnie i bez

wysiłku obok twoich Trzech. Czy pamiętasz? Wieczorami wymy­

kałem się z tłumów i uchodziłem w miejsce samotne, aby się mod­

lić. Cała moja dusza szła do Ojca w wielkim odprężeniu po pra­

cy dnia. Zawsze naśladuj swego Oblubieńca, umiej wypoczywać

w Bogu, znajdować w Nim szczęście i spokój. Już to jest wysła­

wianiem Jego Chwały. Tylu ludzi uważa Boga za nudnego... a ty?”

{ON i ja,

t. II, nr 206).

Drugi fragment podpowiada cenną praktykę, dzięki której

można otworzyć się na łaski, jakimi pragnie obsypać nas każda

Osoba Trójcy Świętej.

„Czy nie jesteś szczęśliwa, że podzieliłaś swój dzień na trzy

części? Rano jesteś z moim Ojcem, w południe prosisz Go, by cię

oddał Synowi. A wieczorem i na noc Syn oddaje cię Duchowi

Świętemu. O błogosławiony dzień! Czy zdajesz sobie sprawę z tej

łaski potrójnej i jedynej? Rozkoszuj się, tak jak potrafisz, schro­

nieniem, jakie daje ci co dzień każda Osoba Trójcy nieskończe­

nie świętej. I podczas gdy Ona obsypuje cię łaskami, ofiaruj się

cała. Nie zajmuj się już sobą. To Ona będzie działać przez ciebie.

I. Szukamy Boga

70

background image

Trójca święta - Bóg ukryty, Bóg udzielający się

71

Ty masz w sobie tylko winy, niedoskonałe dobro. Całe twoje do­
bro płynie z Nieskończonej Istoty, która w tobie mieszka i kieruje

tobą. Przypominasz sobie jakieś grzechy twego życia minionego,
ale nie widzisz ich wszystkich. Lecz My je widzimy wszystkie,
a mimo to mieszkamy w tobie, miłując cię nieskończenie. Upo­
korz się, dziękuj Miłosierdziu i kochaj Nas naszą miłością. Twoja

jest taka krótka! Ale to, co posiada Jezus, należy do ciebie. Jakiż
to skarb!... Jesteś bogata po to, by czcić Boga. Czy nie pragniesz,
by Bóg z przyjemnością przebywał w twoim sercu? Przyoblecz
się w Jezusa bez nieufności. Wierz z całego serca i po prostu. Tak
właśnie My kochamy serca naszych stworzeń. O, mała córeczko
Trójcy Świętej, idź zawsze naprzód, nie o własnych siłach, lecz
0 Naszych. Co dzień wznoś się wyżej niż dnia poprzedniego. Ko­
chaj u źródła. Sław Chwałę. Przenikaj tajemnice, które pragniemy

ujawnić. Zbliża się koniec czasów. Potrzeba Nam nowych świę­
tości. Wszystko powinno się spełnić. Nie trzeba, by mówiono:

«Wieki minęły, a Bóg nie był chwalony w taki czy inny sposób».
Bóg będzie sławiony na wszelkie sposoby, bardzo różne, ale two­
rzące całość tak, jak tysiąc różnych kwiatów tworzy wieniec. Idź

więc swoją drogą, nie dziwiąc się jej. Oddychaj na niej miłością:
«Czy spotkaliście mego Umiłowanego? Powiedzcie mi, gdzieście
Go widzieli?» - mówi Pieśń nad Pieśniami.

A Magdalena: «Powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go we-

zmę». Tak samo ty, moja przyjaciółko, szukaj Mnie w każdej czyn­
ności twojego dnia i zabierz Mnie w głąb siebie.

Dni stają się krótkie... Nie będziemy się już rozłączali a czy nie

słodko jest braciom mieszkać razem? A małżonkom? O duszo tak
bardzo mała...”

(ON ija

t

t. II, nr 192).

Gdyby tak udało się nam głębiej rozważyć i uwewnętrznić te

dwa ostatnie naprowadzenia na trop zażyłości z Ojcem, Synem

1 Duchem Świętym! „To już by wystarczyło!” Przynajmniej na ra­

zie. Dopóki nie przeminie ten świat.

Częstochowa, 25 maja 2013 r.

background image

Jezus fascynuje cudami

Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które po­
chodzi z ust Bożych

(Mt 4, 4b) - Jezus wie o tym najlepiej! Jednak

to właśnie On karmił głodnych. Czynił to niejeden raz i to w spo­

sób cudowny. Tym razem nakarmił około czterech tysięcy ludzi,
mając do dyspozycji zaledwie siedem chlebów i kilka rybek. Taki
cud fascynuje i intryguje. I daje do myślenia. Wnioski nasuwają się
same. Pierwszy jest (chyba) ten: Jezus jest kimś wyjątkowym! A po

zastanowieniu: warto kogoś takiego słuchać i mieć z Nim kontakt.
A gdyby tak pójść dalej i zaprzyjaźnić się z Nim najserdeczniej?

Gdy znowu wielki tłum był z Jezusem i nie mieli co jeść, przywo­

łał do siebie uczniów i rzekł im: żal mi tego tłumu, bo już trzy dni
trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich puszczę zgłodniałych
do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich przyszli z daleka.
Odpowiedzieli uczniowie: Skąd tu na pustkowiu będzie mógł ktoś
nakarmić ich chlebem? Zapytał ich: Ile macie chlebów

?

Odpowie­

dzieli: Siedem. I polecił ludowi usiąść na ziemi. A wziąwszy siedem
chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby

je rozdzielali. I rozdali tłumowi. Mieli też kilka rybek. I nad tymi

odmówił błogosławieństwo i polecił je rozdać. Jedli do sytości, a po­

zostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było zaś około czterech
tysięcy ludzi. Potem ich odprawił. Zaraz też wsiadł z uczniami do
łodzi i przybył w okolice Dalmanuty

(Mk 8,1-10).

Tyle cudów

Wydarzenie opisane w przytoczonej perykopie ma kilka warstw
znaczeniowych. Tak jest pewnie zawsze w stówie Boga. Tym ra­
zem na pierwszym planie jest Jezus. Są też dobrze „widoczne" tłu-

background image

76

II. Uczymy się od Jezusa

my. Wszyscy są najwyraźniej urzeczeni osobą Jezusa. Wnosimy

0 tym z ich zasłuchania. Mimo doskwierającego głodu (a przy­

najmniej „niedojedzenia") trwają w Jego obecności - zasłuchani

1 zapatrzeni. Zachowują się tak, jakby im to wystarczało: móc pa­

trzeć na Jezusa, słuchać Go i doświadczać - kto tego nie pragnie

na dnie swej duszy - jak są przenoszeni w inny wymiar, ponad co­

dzienność. Zachowują się tak, jakby to oni, a nie Jezus, mówili swą

postawą:

Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem,

które pochodzi z ust Bożych.

Wiadomo, znali tę wielką zasadę god­

nego życia (nie samym chlebem) wierzący Starego Testamentu.

Tej zasady mocno trzymał się Jezus i dobitnie ją potwierdził, gdy

kuszony na pustyni w mgnieniu oka demaskował „dobre rady”

kusiciela (por. Mt 4, 3-4). Teraz jednak widząc, że ludzie nie mają

co jeść,

przywołał do siebie uczniów i rzekł im: żal mi tego tłumu,

bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich pusz­
czę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich

przyszli z daleka.

Najwidoczniej Jezus zna i troszczy się o wszystkie wymiary

ludzkiego bytowania na ziemi. Żadnego nie pomija. Jego wrażli­

wość i troska są dogłębne i wszechstronne. Nie ogranicza się On

do deklaracji i słów współczucia. Bez wahania sięga po właściwą

Mu Boską moc, by w cudowny sposób nakarmić parę tysięcy lu­

dzi. Na pustyni nie uczynił tego dla siebie, a teraz czyni to dla ludu

oddającego się słuchaniu Słowa Bożego!

To oczywiste, że tylko Bóg potrafi karmić w taki sposób, w tym

przypadku prawie że z niczego, z odrobiny dzielonej i rozdawanej

według potrzeb. Ten, kto potrafił stworzyć wszystko z niczego, po­

trafi też dowolnie rozmnażać znikomą ilość pokarmu...

W cudach Jezus objawia Siebie: Kim jest i po co przychodzi!

Daje wyraźne znaki, że prawa przyrody są Mu poddane. Jako

Wcielony Boży Syn poddał im się z wielką pokorą, ale gdy uzna­

wał to za właściwe (by zaspokoić głód) i konieczne (dla wzbudze­

nia w wiary w Jego wyjątkowość), to z łatwością przekraczał je,

wznosił się ponad nie.

Z manifestacją Boskiej mocy mamy do czynienia w Ewange­

liach wiele razy. Na przykład, gdy Jezus chodził po wodzie (por.

background image

Jezus fascynuje cudami

77

Mt 14, 25), gdy jednym słowem uciszał burzę (por. Mk 4. 39) czy
gdy w jednym momencie i jednym słowem przywracał wzrok nie­
widomemu (por. Mk 10, 52), czy też gdy czynił to samo w nieco

dłuższym „procesie leczniczym” wobec niewidomego od urodze­
nia (por. J 9, 1-7). Takie działania, zawieszające czy obchodzące

skądinąd „twarde” prawa przyrody, nazywamy działaniami cu­
downymi, cudami.

Po co te cuda?

Po co Jezus dokonuje tak wielu różnych cudów? Na pewno nie dla
taniego poklasku czy dla zdobycia politycznych wpływów w oku­
powanej Jerozolimie. Owszem, lud chciał pójść w tym kierunku

i obwołać Go królem, ale Jezus był temu zdecydowanie przeciwny
(por. J 6, 15). Jezus mierzy w cele inne i dużo wyżej usytuowa­
ne! Jezus dokonuje cudów dla powodów najważniejszych. Zawsze

chodzi Mu o Boga - o objawienie i oddanie chwały Ojcu, a także
o dobro człowieka - najgłębiej pojęte. Rzeczywiście, Jezus prag­
nie, by tak rzec, najzwyczajniej i najserdeczniej przyjść z pomo­
cą zarówno pojedynczemu człowiekowi w potrzebie, jak i nieraz

wielkiej rzeszy, jak w przytoczonej perykopie. Jezus dobrze wie,
jak wielkie biedy i niedostatki doskwierają ludziom żyjącym na
ziemi. To dlatego, mając niewiele czasu, dwoi się i troi, pomaga na

lewo i na prawo. Lud to widzi i czuje, stąd to nieustanne oblężenie.
W efekcie Jezus rzadko znajduje wolny czas dla siebie. Modli się
nocami i „nad ranem” (por. Mk 1, 35). Zapotrzebowanie na Jego
cudowne uzdrowienia było ogromne i nie miało końca...

Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że intencją Jezusa

nie było jednak to, by wszystkich uzdrowić, do wszystkich osobi­
ście dotrzeć za swego ziemskiego życia. Jezusowi - we wszystkich

czynionych cudach - przyświecał jeszcze jeden wielki cel. Będąc
Wcielonym Bożym Synem, a zarazem oczekiwanym Mesjaszem-
-Zbawicielem, gorąco pragnął, by we wszystkich, z którymi się
spotykał i którzy byli świadkami Jego cudów-znaków,

wzbudzić

wiarę w Jego Osobę

, w wyjątkowość Jego misji, a także we wszyst-

background image

ko, co miał do przekazania od Ojca na temat zarówno ludzkiej

doczesności, jak i naszego powołania do wieczności.

Celem cudów czynionych przez Jezusa było (wtedy) i jest (na­

dal) to, by człowiek - najpierw mocno zaintrygowany - zechciał

z uwagą i starannością wsłuchać się i przyjąć to, co Jezus mówił

o

wielkich planach Boga Ojca wobec łudził

Jezus zawsze, koniec

końców, chce otworzyć serca ludzi na wielkie i wieczne dary Boga

Ojca. Oczywiście, powiedzmy to jeszcze raz, Jezus poważnie trak­

tuje także zwykły, fizycznie odczuwalny głód ludzi, którzy ze­

chcieli Go słuchać z zapartym tchem. Ale jest wrażliwy nie tylko

na fizyczny głód swych braci. Kiedy indziej okazuje, jak bardzo

obchodzi Go trwoga Jego umiłowanych uczniów, żeglujących po

wzburzonym jeziorze. Jako Zbawiciel pełen miłości nade wszyst­

ko wchodził w najgłębsze potrzeby ludzkich serc, przytłoczonych

poczuciem winy i grzechu, smutkiem, rozpaczą, bezsensem.

_

II. Uczymy się od Jezusa

Przybliżyć Ojca i wieczność

W świetle całego Objawienia i całego życia Jezusa wiemy, że nie

chce On być postrzegany jako jakiś fantastyczny „łatacz dziur", któ­

rych pełno w naszym biednym świecie. On sam, mając tak wielkie

możliwości, widoczne w czynionych cudach, nigdy nie obiecywał

doczesnego raju. Takie obietnice składali na przestrzeni dziejów

ludzie owładnięci taką czy inną totalitarną ideą. Zawsze kończyło

się to źle: morzem łez i krwi (zamiast powszechnego uszczęśliwie­

nia). Jezus ze swej strony, owszem, rozbudzał ogromną nadzieję

na definitywne

otarcie wszystkich łez.

Mówił o tym w Kazaniu na

Górze w błogosławieństwach (Łk 6, 20 nn), a także w Apokalipsie

św. Jana (21,4), jednak spełnienia tych obietnic kazał spodziewać

się (zasadniczo) w innym wymiarze, w Domu Ojca, po przekro­

czeniu granicy śmierci.

Trzeba zatem stwierdzić, że Jezus ma wobec ludzi misję nie­

skończenie większą i poważniejszą niż przyniesienie odrobiny (czy

całkowitej) ulgi w różnych ziemskich cierpieniach i niedostatkach!

Jezus, posłany przez Ojca, przychodzi przede wszystkim po to, by

background image

Jezus fascynuje cudami

79

przekonująco i wiarygodnie doręczyć nam - swym umiłowanym
braciom i siostrom - zaproszenie do wiecznego życia w Domu
Ojca. Kościół ma w swoim „statucie” dokładnie to samo. Temu
służy pierwszoplanowo. Oczywiście, jest też w Kościele miejsce
na różnorakie działania charytatywne. Pan Jezus wszystkich swo­
ich wyznawców mocno zmotywował (por. Mt 25, 31-46), by nie­
strudzenie służyli ubogim, sponiewieranym, skrzywdzonym (por.

Łk 10,33 nn). Rozległa i wszechstronna działalność charytatywna
Kościoła (m.in. poprzez Caritas) dobitnie potwierdza, że wyznaw­
cy Chrystusa poważnie traktują słowa Mistrza. Jednak wszystko

to czynione jest w poczuciu wielkiej i niezbywalnej godności oso­
by, nadanej przez samego Boga.

Cuda czynione przez Jezusa, jako wielki znak innego wymiaru,

podlegały, zwłaszcza w czasach nowożytnych i obecnie, różnora­
kiej krytyce i zabiegom redukcyjnym. Samą osobę Jezusa Chry­
stusa chciano pozbawić godności Syna Bożego, redukując Go do

takiej czy innej pomniejszej roli. Jednak Jezus nie jest szarlatanem
ani nie wziął się znikąd. Przyszedł od Ojca (por. J 5,43), na prze­
dłużeniu wielowiekowych obietnic i proroctw, wielokrotnie po­
nawianych, a dotyczących właśnie Jego Osoby (por. cały rozdział

8 u św. Jana). Gdy przyszedł i zastał nas nie tylko cierpiących, ale
przede wszystkim toczonych przez straszny duchowy nowotwór,
któremu na imię podejrzliwość i nieufność wobec swego Stwórcy,
podjął heroiczny trud - aż po Krzyż - by tę duchową sytuację od­
wrócić i zwrócić nas Bogu Ojcu.

Uradujmy się tym, że i nas Jezus pobudza swymi wielkimi

cudami-znakami do niezachwianej wiary w Niego! Nasza wiara
i ufność - wtedy i dziś - są warunkiem tego, by Jezus mógł nas
obdarować darami, które przekraczają czas, doczesność i nasze
najśmielsze wyobrażenia o szczęściu i spełnieniu.

Eucharystia

W rozważanym słowie Bożym jest jeszcze jedno do wydobycia.
Jest to niejako „trzecie dno” dokonanego cudu. Mam na nwśli

background image

80

II. Uczymy się od lezusa

bezcenny dar Eucharystii (por. J 6, 1-15. 23-71, a właściwie cały

rozdział szósty!).

Poprzez cud rozmnożenia chleba Jezus zmierzał przede

wszystkim do tego, aby swoich uczniów i wyznawców wszystkich
wieków stopniowo oswoić z absolutnym cudem, jakim jest Eucha­
rystia. Eucharystia jest darem tak wielkim i tak daleko idącym,

że domaga się inicjacji, czyli stopniowego odsłonięcia, co ona tak
naprawdę oznacza... W pierwotnym Kościele w wieloetapowym
procesie prowadzono do największego Skarbu i Tajemnicy Koś­

cioła!

Sanctissimum

chroniono przed potraktowaniem głupim,

topornym i prymitywnym.

W Najświętszej Ofierze i w Uczcie, po raz pierwszy sprawo­

wanej przez Jezusa w Wieczerniku, dokonuje się zbawienie wie­
lu, wszystkich. Dzieje się to niepojęcie, lecz realnie, naprawdę.

Akt wiary w to zbawcze wydarzenie zostaje istotnie dopełniony

w Komunii - w eucharystycznym zjednoczeniu ze Zbawicielem.

We Mszy Świętej, która jest składaniem zbawczej i miłosnej Ofia­

ry z życia Jezusa, a także Ucztą, czyli pożywaniem Ciała i Krwi

Pańskiej, Jezus mówi nam i zapewnia nas, że dynamika Miłości

Boskich Osób wobec ludzi ma właśnie taki finał, taki cel: włączyć

nas - ubogie i wielce godne stworzenia - w Życie Boga.

To prawda, tylko niewymownie wielki Bóg mógł „wymyślić”

ten szokujący dla intelektu, a zbijający z tropu zmysły, sposób włą­

czania nas w Życie samego Boga.

Kilka pytań

Czy w naszej codzienności, przynajmniej w niedzielę, ufnie i sze­

roko otwieramy się na największe dary Boga? Czy choć trochę poj­

mujemy, a przynajmniej przeczuwamy „zmysłem” wiary ogrom

Daru, jakim jest Eucharystia?

Czy pielęgnujemy żywą wiarę i zaufanie wobec niebotycznych

obietnic Jezusa?

Czy pozwalamy Boskiej Miłości żywić wobec nas wielkie prag­

nienia? Czy raczej przeciw nim, jawnie lub skrycie, protestujemy,

powątpiewamy?

background image

Jezus fascynuje cudami

g]

Czy ufnie i wielkodusznie przyzwalamy, by Bóg obdarował nas

Sobą, tak jak On tego pragnie w Swej Boskiej Miłości? Jak czę­

sto wchodzimy świadomie w olśniewającą perspektywę Bożych

obdarowań?

Jak się to przekłada na nasze dziękczynienia po Mszy świętej?

Czy zewnętrzne postawy wyrażają wewnętrzny szacunek? Kiedyś

było normą, właśnie z powodu głębokiego szacunku, wewnętrzne­

go i uzewnętrznionego, przyjmowanie Jezusa w Komunii świętej

na klęcząco; dziś trzeba już pewnej odwagi, by swą miłość i sza­

cunek, w poczuciu jakiegoś wewnętrznego przynaglenia, szczerze

i bezpretensjonalnie zamanifestować postawą klęczącą.

Żydom - świadkom wielkich oznak mocy Jezusa - marzyło się

tylko tyle, by Jezus dał się obwołać ich doczesnym królem, który

dostarczy chleba doczesnego. Im, rzec można, marzyła się manna
z nieba (taki rodzaj powtórki z historii: z wędrówki przez pusty­

nię). Jezus tymczasem chciał im zaofiarować dar nieskończenie
większy i wspanialszy. Tak o tym Darze mówił:

Zaprawdę, zapraw­

dę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero

Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem
Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu. Jam jest
chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we
Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie

(J 6, 32. 35).

Eucharystia, czyli Miłość

Trzeba przyznać, że także my, chrześcijanie, choćby najbardziej
wierzący, z trudem i poniekąd po omacku poruszamy się w świecie

Eucharystii. Przyjmijmy zatem, jako pewną pomoc w „rozumie­
niu” Eucharystii i w otwieraniu się na to wszystko, co ona zawiera,

słowa Jezusa, skierowane do Gabrieli Bossis, w Wielki Czwartek,

14 kwietnia 1949 roku:

„Bądź blisko Mnie. To dzień mojej wielkiej miłości. Obchodź

jego rocznicę na swój najprostszy i najserdeczniejszy sposób. Do­

strzegaj przede wszystkim miłość. Dawaj przede wszystkim mi­
łość. Szukaj przede wszystkim miłości, a będziesz taką, jaką cię

Drogocenni w oczach Boga - 6

background image

82

II. Uczymy się od Jezusa

pragnę. Moja biedna córeczko, wszystko inne jest niczyml Czy
tego nie czujesz? Daj to odczuć innym, a będziesz postępować na­

przód po swej drodze apostolstwa. Jakaż to byłaby dla Mnie ra­
dość, gdyby wszystkie wasze chwile były chwilami miłości! Byłaby
to bardzo pobożna odpowiedź na moje życie ziemskie. Widzisz,

nie mogę ci dziś mówić o niczym innym. Czy myślałaś czasem
0 ciężarze miłości, który doprowadził Mnie do ustanowienia Sa­

kramentu Eucharystii: tego ścisłego zjednoczenia wewnętrznego
1

zewnętrznego? Płonąłem chęcią przebywania z wami, pozostania

w waszym posiadaniu aż do ostatniego dnia, bycia jakby waszą rze­
czą braną, spożywaną i pitą. Chciałem być zamknięty w waszych
kościołach, oczekiwać was tam, słuchać was tam, pocieszać was
tam w najściślejszym zjednoczeniu. Czy nie powinniście kochać

Mnie za to odrobinę więcej? Jakiego języka mam użyć, by dać się
wam zrozumieć? Jeżeli twoja wiara nie jest dość silna, by znaleźć
gorące słowa, proś Mnie, bym to Ja mówił o tobie, Ja sam do Siebie
samego. Umieść swoje serce pomiędzy moimi palcami jak nastro­

joną i napiętą harfę. Wydobędę z niej dźwięki, których harmonia

zachwyci ziemię i niebo. Czy chcesz być tym instrumentem?

- Tak, Panie mój, z jakąż radością!

I razem będziemy śpiewać na ten sam ton: «Ojcze składamy

Ci dzięki za to, że dzień ten się narodził®. Będziesz powtarzała,

jak biedne dziecko, które uczy się alfabetu miłości” (ON i ja, t. III,

nr 228).

Tak już jest, że gdy Jezus mówi o niebie, to my, ludzie, często

myślimy (tylko) o „chlebie” Bywa i gorzej, żądamy, jak ci z Ewan­
gelii, ciągle nowych znaków, które jeszcze raz i jeszcze bardziej
uwiarygodniłyby wspaniały Jezusowy Dar, przecież już tu i teraz

hojnie rozdawany nam, pielgrzymom, do wiecznej Uczty w nie­
bie. Nie powinniśmy żądać od Jezusa coraz to nowych i jeszcze
większych cudów-znaków. Winniśmy natomiast z coraz większą
uwagą patrzeć na znane nam czyny Jezusa i pojmować ich głębszy

sens - aż po „trzecie dno”.

Obyśmy z większą uwagą słuchali (niby to) dobrze znanych

słów Jezusa, a pojmując je głębiej, przeczuwali Boską Dal, która

background image
background image

Nikodem i my wobec tajemnicy Jezusa

Byl wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, do­

stojnik żydowski. Ten przyszedł do Niego nocą i powiedział Mu:
Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem
nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był

z Nim (J 3, 1-2).

Sztuką sztuk słuchanie Boga

Są różne sztuki i umiejętności. Nawet utalentowani uczą się ich la­
tami. Nie tylko gra na skrzypcach czy pianinie, ale i inne umiejęt­

ności wymagają wielu lat studiów i praktyki. Do bardzo wymaga­

jących sztuk należy również słuchanie Boga. Oczywiście, mowa tu

0 słuchaniu angażującym. Takim, które zwykłego zjadacza chleba

1 egocentryka, zajmującego się tylko sobą, przemienia w teocen-

tryka - w kogoś, kto o Bogu chętnie myśli. Więcej, kto z pasją pie­

lęgnuje serdeczną więź, która rytmicznie „oddycha” żywą wiarą,

radosną nadzieją i uskrzydlającą miłością!

Życie z Bogiem jest na pewno piękne, a rozpoczęcie go

i podtrzymywanie w rozwoju jest i nie jest dziecięco proste. Tę

dwuznaczność znają nie tylko mistrzowie życia duchowego, ale

i my (choć trochę), zatroskani o jakość słuchania Bożego Słowa.

Z pewnym smutkiem i zadumą stwierdzamy, że słuchanie Boga

całym umysłem i sercem nie jest dla nas sprawą ani oczywistą, ani

łatwą! Teoretycznie, z upływem lat powinniśmy nabierać wprawy

w dobrym przyjmowaniu Bożego Orędzia. Jednak nie jest to re­

gułą. Nierzadko bywa tak, że Jezusowa Ewangelia staje się tak bar­

dzo osłuchana, że za którymś razem przyjmowana bywa byle jak.

W konsekwencji nie dotyka, nie porusza i nie odmienia serca.

background image

Nikodem i my wobec tajemnicy Jezusa

85

Warto w różnych aspektach, np. u ważności, czasu poświęca­

nego, regularności, porównać nasze podejście do tych stów, które
pochodzą od Boga, i tych, które kierują do nas dziennikarze i pub­
licyści w gazetach, radiu, telewizji i internecie. Niech już (w miarę

możności) na początku tego rozważania okaże się, czy aktualnie
dbamy o wysoką jakość słuchania Boga, czy raczej mamy poczu­
cie

kryzysu

słuchania i kontaktu z Bogiem i trwamy w nim.

Lekcja Nikodema

Jezus spotykał w swym ziemskim życiu ludzi bardzo różnych. Były
ich tysiące. Jednym z nich był Nikodem - faryzeusz, „dostojnik
żydowski”. Ten mądry i pobożny Żyd potraktował Jezusa bardzo

poważnie. Wprawdzie nie pokazywał się w Jego towarzystwie za
dnia, jednak tak bardzo zależało mu na spotkaniu z Jezusem, iż
przyszedł (pewno więcej razy) do Niego nocą. Swoim szczerym
wyznaniem sprowokował Jezusa do zasadniczych pouczeń i od­
słonięcia tego, co dla człowieka na ziemi jest najważniejsze.

Najpierw wybrzmiało to wyznanie:

Rabbi, wiemy, że od Boga

przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich

znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim.

Tym stwier­

dzeniem Nikodem zdystansował wielu swoich braci faryzeuszów
i uczonych w Prawie. Nikodem, baczny i uczciwy obserwator Mi­
strza z Nazaretu, uznał za oczywiste, że Jezus

przyszedł od Boga,

i to w sensie wybitnym i wyjątkowym! Przyszedł

jako nauczyciel.

Wyznanie Nikodema musiało Jezusowi sprawić radość. Było ono
dla Jezusa tym cenniejsze, iż przyjdzie Mu ze strony faryzeuszy

usłyszeć nikczemny zarzut, że

ma Belzebuba i przez władcę złych

duchów wyrzuca złe duchy

(Mk 3, 22). Doprawdy, w zestawieniu

z narastającą wrogością wielu faryzeuszów i uczonych w Piśmie
Nikodem jawi się też jako ktoś wyjątkowy, kto wzbudza nasze
uznanie.

Zauważmy jednak, że wyznanie Nikodema zabrzmi znacznie

skromniej, gdy zestawimy je z wyznaniem Piotra. Gdy pewnego
razu Jezus zadał uczniom pytanie:

A wy za kogo Mnie uważacie

?

background image

86

II. Uczymy się od Jezusa

Wtedy

odpowiedział Szymon Piotr: Ty jesteś Mesjasz

,

Syn Boga ży-

!

wego

(Mt 16,16). Wyznanie Piotra przybliżało go i innych uczniów

do najistotniejszej Prawdy. Jezus nazywa Piotra błogosławionym

i od razu mu uświadamia, komu zawdzięcza tak głębokie pozna­

nie Mistrza:

Błogosławiony jesteś, Szymonie

,

synu Jony. Albowiem

nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój

,

który jest w niebie

(Mt 16,17).

Dwa znakomite i dopełniające się wyznania, Nikodemowe

i Piotrowe, na temat osoby Jezusa, a także zasygnalizowane sprze­

ciwy i zarzuty wobec Niego, upoważniają nas do stwierdzenia, że

do pełnego poznania osoby Jezusa nie dochodzi się ani łatwo, ani

szybko. I jeszcze ważniejsze: nikt, bez łaski, nie da rady zgłębić

tajemnicy Jezusa. To Bóg Ojciec jest dawcą uprzedzającej łaski,

która pozwala wejrzeć w tajemnicę Wcielonego Syna Bożego.

O Nikodemie i Piotrze można śmiało powiedzieć, że Jezus był

dla nich obu kimś bardzo ważnym. Zbliżali się oni do Boskiego

Nauczyciela różnym drogami. Zajęli przy Nim różne miejsca.

Oddali Mu różne usługi... Przypomnijmy choćby tylko to, jak

Nikodem dzielnie bronił Jezusa przed napastliwością i stronni­

czością arcykapłanów i faryzeuszy (por. J 7, 50n), a po Jego śmier­

ci, wraz z Józefem z Arymatei, oddał Mu ostatnią posługę (por.

J 19, 39n).

A my?

Dla nas Jezus też jest bardzo ważny. Szliśmy do Niego różnymi

drogami. Wciąż zbliżamy się do Jego osoby w sposób sobie właś­

ciwy i niepowtarzalny... Zawsze jednak, w przebytej dotąd drodze

i obecnym trwaniu przy Jezusie, ważny jest, że tak to nazwę, „mo­

ment Nikodemowy”. Mam na myśli zreflektowaną i świadomie

pielęgnowaną otwartość umysłu i serca wobec kogoś tak wyjątko­

wego jak Jezus Chrystus!

Jezus, pełen niezliczonych skarbów, tak bardzo fascynujący Ni­

kodema i jeszcze bardziej Piotra, winien się i nam jawić jako ktoś,

kogo poznaliśmy w stopniu raczej niewielkim, by nie powiedzieć

background image

Nikodem i my wobec tajemnicy Jezusa

87

minimalnym. Nigdy też nie powinniśmy mniemać, że oto w kimś
innym niż Jezus Chrystus, i w czymś innym niż Jego Ewangelia,
znajdziemy upragnione dobro, olśniewające piękno i wytęsknioną
miłość!

Od Nikodema warto pobrać jeszcze jedną lekcję i pilnie na­

uczyć się tego czegoś, co dzisiaj na wielką skalę zatracane jest
za sprawą wszelkich odmian „celebrowanego” relatywizmu. Ten
ostatni lekceważy fundamentalną zasadę przyczynowości - wnio­
skowanie ze skutku o przyczynie! To dziwne, że nie wszyscy bez

wyjątku, lecz raczej nieliczni, właśnie jak Nikodem, chcą i potrafią
konsekwentne i uczciwe wnioskować z

niezwykłych czynów

Jezu­

sa o „niezwykłości” i wyjątkowości osoby Jezusa! To prawda, tę
wyjątkowość dookreślił dopiero św. Piotr, otrzymawszy od Ojca
objawienie o Synu.

Zwykłe „wnioskowanie”..

W pewnym sensie, niezależnie od wszelkich myślowych zawiro­
wań, takich np. jak: relatywizm, agresywny sekularyzm, lekce­
ważenie mądrości i zasad zdroworozsądkowych itp., mamy, jako

wierzący, nieustanny dostęp do osoby Jezusa. Możemy w każdej
chwili wejść do Jego szkoły, a słuchając Go i patrząc na Jego czyny,
możemy też mądrze i precyzyjnie wnioskować. Nie jest to poza
zasięgiem naszych możliwości poznawczych, by jak Nikodem
i Piotr wyciągać rewelacyjne wnioski...

Znakomitą szkołą, w której - w ciszy, na medytacjach i kon­

templacjach ewangelicznych - można uczyć się poznawać Jezusa,
miłować Go i iść Jego drogą, są

Ćwiczenia duchowne

św. Ignacego

Loyoli, zwane potocznie rekolekcjami ignacjańskimi. W tej szko­
le („ufundowanej” przez wielkiego mistyka Ignacego Loyolę) nie

można spodziewać się doświadczeń w ścisłym sensie mistycz­
nych; można jednak spodziewać się hojnego udzielania się Boga,

a dokładniej tego, że On będzie nas ogarniać swoją Miłością i spo­
sobić do lepszej służby Jemu. Pomoże też uporządkować bezładne

życie.

background image

88

U. Uczymy się od Jezusa

...i mistyka

A gdy chodzi o jakiś ożywczy powiew mistyki, to posłuchajmy, ja­
kie cudne rzeczy daje poznać Bóg św. Faustynie Kowalskiej (choć

i u św. Ignacego dałoby się znaleźć podobne świadectwa): „Są

w życiu chwile i momenty poznania wewnętrznego, czyli światła

Boże, gdzie jest dusza pouczona wewnętrznie o takich rzeczach,
których ani nie wyczytała w żadnych książkach, ani ją nikt o tym
nie pouczył z ludzi. Są to chwile wewnętrznych poznań, których
Bóg sam udziela duszy. Są to wielkie tajemnice... Często otrzymu­

ję światło i poznanie wewnętrznego życia Boga i [poznaję] we­

wnętrzne usposobienie Boże, i to mnie napełnia niewypowiedzia­
ną ufnością i radością, której pomieścić w sobie nie mogę, pragnę

się rozpłynąć cała w Nim” (

Dzienniczek

, nr 1102).

I jeszcze: „O Boże niepojęty. Jak wielkim jest miłosierdzie Two­

je, przechodzi wszelkie pojęcie ludzkie i anielskie razem; wszyscy

aniołowie i ludzie wyszli z wnętrzności miłosierdzia Twego. Miło­

sierdzie jest kwiatem miłości; Bóg jest miłością, a miłosierdzie jest

Jego czynem, w miłości się poczyna, w miłosierdziu się przejawia.

Na co spojrzę, wszystko mi mówi o Jego miłosierdziu, nawet sama

sprawiedliwość Boża mówi mi o Jego niezgłębionym miłosierdziu,

bo sprawiedliwość wypływa z miłości”

(Dz.

651).

Częstochowa, 19 kwietnia 2012 r.

background image

Rozmnożenie chlebów i co z tego wynika

Jezus udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. Szedł za Nim
wielki tłum, bo widziano znaki, jakie czynił dla tych, którzy cho­
rowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami.

A zbliżało się święto żydowskie. Pascha. Kiedy więc Jezus podniósł
oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą do Niego, rzekł do Filipa: Skąd
kupimy chleba, aby oni się posilili? A mówił to wystawiając go na
próbę. Wiedział bowiem, co miał czynić. Odpowiedział Mu Filip:
Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł
choć trochę otrzymać. Jeden z uczniów Jego, Andrzej, brat Szymona
Piotra, rzekł do Niego: Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chle­
bów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu? Jezus

zatem rzekł: Każcie ludziom usiąść! A w miejscu tym było wiele tra­
wy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy.

Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzą­
cym; podobnie uczynił z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy

się nasycili, rzekł do uczniów: Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic

nie zginęło. Zebrali więc, i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych,
które zostały po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy
ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: Ten prawdziwie

jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Gdy więc Jezus poznał,

że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się
znów na górę (J 6, 1-15).

Chleb i słowo sycą - nie zawsze

W przytoczonej perykopie Ewangelista opisał pewne ważne i wy­
jątkowe wydarzenie. Możemy spokojnie przyjrzeć się słowom

i czynom Jezusa, a także zachowaniu uczniów i pewnego chłop­
ca; oczywiście także nakarmionej rzeszy. Czy jednak znajdziemy

w tym opisie coś ważnego dla nas? Zapewne tak, ale po spełnieniu

background image

90

II. Uczymy się od Jezusa

pewnych warunków. O tym za chwilę. Najpierw jednak, dla roz­
budzenia uwagi i zrobienia w swym sercu „miejsca” dla opisanego

wydarzenia, popatrzmy na to, jak karmimy się chlebem Słowa Bo­
żego w czasie Eucharystii.

Na Mszę świętą, niedzielną lub codzienną, przychodzimy jako

ludzie z definicji głodni Boga i spragnieni Jego Miłości, a także
duchowej energii do przebywania pielgrzymiej drogi. Zapytajmy

jednak, czy naprawdę posilamy się na Mszy świętej? Zapewne tak,
jakoś tak. Przecież za każdym razem Chrystus w Kościele zastawia

dla nas dwa stoły: stół Słowa Bożego i stół Ciała Pańskiego. Za­
tem powinniśmy czuć po Mszy Świętej wielki przypływ duchowej

energii i innych Bożych darów. A jak jest w praktyce?

Czy nazbyt często nie bywa tak, że nawet po wysłuchaniu paru

fragmentów z Pisma Świętego - zaryzykuję taką „diagnozę” - ra­

czej niewiele otrzymujemy duchowego pokarmu. Teoretycznie

jest go bardzo dużo, ale praktycznie okazuje się, że nieraz odcho­

dzimy... głodni. Nawet po uważnym wysłuchaniu czytań z Pisma
Świętego możemy się czuć jak ów bardzo głodny człowiek, który,

owszem, wszedł do piekarni, ale na bochny chleba jedynie popa­
trzył. Samo zaś popatrzenie, wiadomo, nie karmi ani nie nasyca.

Nawet zakupienie chleba na niewiele się zda; trzeba jeszcze chleb
pokroić, wziąć go do ust, dobrze pogryźć „zębami mądrości”,

połknąć, a potem dać sobie czas na strawienie i przyswojenie go
w dość złożonym, przed naszymi oczyma ukrytym procesie.

Skoro tak się rzeczy mają, to w dalszym toku rozważania pró­

bujmy podjąć ewangeliczne wydarzenie, jak bierze się w ręce wiel­

ki bochen chleba, kraje się na kromki, rozdrabnia na kęsy...

Człowiek - istota wspomagana

Zacznijmy od prostego spostrzeżenia, że Jezus jawił się ludowi

jako ktoś wyjątkowy, ujmujący i do Siebie przyciągający. Tłumy

garnęły się do Jezusa, ponieważ pomagał im żyć i radzić sobie z ta­

jemnicą istnienia. Wielu ceniło sobie to, że mogli przyprowadzić,

a bardziej chorych przynieść do Jezusa; On zaś wszystkich bez wy-

background image

91

Rozmnożenie chlebów i co z tego wynika

jątku uzdrawiał. Czymś najzupełniej wyjątkowym było dla ludzi

to, że Jezus potrafił nakarmić wielką rzeszę, mając do dyspozycji
jedynie parę chlebów i kilka rybek.

To wszystko, co Jezus potrafił i faktycznie czynił, jawiło się lu­

dowi jako cenne dobro. To zrozumiałe, bo człowiek jest istotą nie

tylko bardzo godną, ale też bardzo „głodną” i potrzebującą wie*
lorakiej troski i pomocy. Tak, „człowiek jest istotą wspomaganą"
(Cz. Miłosz). Jakże wielorakiego i dogłębnego wspomagania po­

trzebuje każdy człowiek, który rodzi się na ziemi. Potrzeba bycia
wspomaganym dotyczy nas wszystkich - od narodzin, przez całe
życie, aż do śmierci. Pragniemy być wspomagani na poziomie po­
trzeb ciała, na poziomie potrzeb psychicznych i duchowych prag­

nień. Jezus dobrze o tym wie, dlatego - zanim ktokolwiek o to po­
prosi - On, absolutnie uprzedzająco, z inicjatywy Trójcy Boskich

Osób, przychodzi do nas z wielką misją wspomagania całej ludz­
kiej rodziny i każdej osoby.

Karmiąc głodną rzeszę słuchaczy, Jezus pokazuje, że zna i sza­

nuje wszystkie wymiary ludzkiej osoby. Zresztą któż może lepiej
znać człowieka (i szanować go) niż Ten, który go stworzył i który

do

końca bierze odpowiedzialność za swój umiłowany „obraz”.
Kiedy widzimy dziś Jezusa, jak konkretnie i realnie troszczy się

0 głodnych i jak umiejętnie uwrażliwia swych uczniów na pod­
stawowe potrzeby człowieka, to tym mocniej polegamy na tych

uspokajających słowach Jezusa: Nie troszczcie się więc zbytnio
1 nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się

przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec

wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się
naprzód o królestwo (Boga) i o Jego Sprawiedliwość, a to wszyst­
ko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo

jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień

swojej biedy (Mt 6, 31).

Ziemia jest tak urządzona przez Boga, że ludzie mogą w spo­

sób naturalny zaspokajać swe materialne potrzeby. Cud rozmno­
żenia chleba i ryb pokazuje, że Stwórca natury z łatwością potrafi

zaingerować w prawa przez siebie ustanowione. Jeśli uznaje, że jest
to potrzebne, dokonuje cudu, by człowiek zatroskany „najpierw*

4

background image

II. Uczymy się od Jezusa

92

o Królestwo Boże i oddający się temu, co najważniejsze, nie mu­
siał z tego powodu głodować. W niektórych objawieniach Maryja

(np. w La Salette) obiecywała ludziom nękanym głodem wsku­

tek zarazy niszczącej uprawy roślin, że Bóg zapewni im wielkie
urodzaje, jeśli nawrócą się do Niego, będą się modlić i żyć w zgo­

dzie Bożymi przykazaniami. Ktoś powie, że i bez „tego” świetnie
sobie radzimy. Chyba jednak nie aż tak bardzo, skoro wciąż tyle

ludzi (miliony, a nawet... miliardy) przymiera głodem, a tysiące
wręcz z głodu umierają, z jakimś tragicznym, niemym krzykiem

'

na ustach. A jeśli niedożywienie i głód obecne w ludzkiej rodzinie

j

nie dość świadczą o naszej marnej kondycji ducha (bo przecież !

w istocie nie materialnej), to pomyślmy o niezliczonych choro­
bach, w tym tzw. cywilizacyjnych, a więc nowych, wygenerowa- '

nych przez wątpliwej jakości rozwój!

!

Mały gest chłopca - wielki gest Jezusa

Kęsem duchowego chleba może okazać się dla nas przyjrzenie
się gestowi chłopca, którego wypatrzył jeden z uczniów Jezusa.

To Andrzej, brat Szymona Piotra, znalazł wśród tłumu jednego
chłopca, który miał pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby. Swoje

„odkrycie” Andrzej od razu opatrzył realistycznym komentarzem:

lecz cóż to jest dla tak wielu?

Rzeczywiście, dla apostoła Andrze­

ja, który dysponuje tylko ludzkimi możliwości, znaleziony chleb

i dwie rybki nie stanowią żadnego rozwiązania. To jasne i oczywi­

ste. Jeśli jednak tymi kilkoma Chlebami i paroma rybkami posłuży

się Jezus, to rzecz wygląda zupełnie inaczej.

Możemy poczuć się zbudowani tym, że chłopiec (właściciel

chleba i rybek) oddał do dyspozycji Jezusa to, co było jego. Nie

zląkł się, nie powiedział: „tego absolutnie nie dam, bo jest moje”.

Nie zasłaniał się, mówiąc: „jak dam, to sam będę głodny”. Ufnie

oddał to, co miał. To urok Jezusa, Jego słowa, zaufanie do Niego

sprawiły, że rozszerzyło się serce chłopca i oddał to, co posiadał...

A potem wkroczył do akcji Jezus, używając swoich ponadludz-

kich możliwości:

wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał

background image

Rozmnożenie chlebów i co z tego wynika

93

siedzącym; podobnie uczynił z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał.

Tym czynem Jezus mówi bardzo wiele.

Pokazuje, jak w Nim Bóg Ojciec oddaje Boskie możliwości dla

ocalenia i nasycenia człowieka; jak wielkodusznie i nadobficie za­
radza Bóg ludzkim potrzebom. I jaki może być świat, gdy w cen­
trum ludzkiej rodziny będzie Jezus - Boski Zbawiciel.

Oczywiście (choć wtedy było to nieoczywiste), Jezus czyni

też, na kanwie tego wydarzenia, coraz wyraźniejsze aluzje do naj­
większego Daru - do Eucharystii, którą po wszystkie czasy złoży

w ręce ludzi pielgrzymujących do doskonałej komunii z Bogiem
w Niebie.

To wszystko dość dobrze znamy. Z daru Eucharystii stale czer­

piemy...

Zaparcie się siebie i dawanie

Zatem sięgnijmy jeszcze po taką okruszynę - spostrzeżenie, że
wielką satysfakcję miał chłopiec, który zorientował się, że to jego
pięcioma chlebami jęczmiennymi i jego dwoma rybkami Jezus

nakarmił wielką rzeszę ludzi. Jego (pokorna) duma była całkiem
uprawniona.

A my poczujmy się zachęceni do wielkoduszności w dawaniu.

To niewiele, co posiadamy i hojnym sercem oddajemy Jezusowi,

może stać się czymś naprawdę wielkim, gdy Jezus to przyjmie
i spożytkuje jako cenny materiał w budowaniu Królestwa Ojca na
ziemi. Sądzę, że wszelkie uczynione przez nas dobro nabiera w rę­
kach Jezusa naprawdę wielkiej wagi; zostaje utrwalone na wiecz­

ność i wydaje wielkie owoce.

Warto w tym miejscu przytoczyć zachętę, którą otrzymała od

Jezusa Gabriela Bossis; „Na polance samotnego lasku, gdzie czę­
sto przychodziłam, by myśleć o Nim, roje motyli siadały na koni­
czynie. - «Widzisz, nawet w przyrodzie jedni potrzebują drugich.

Nikt nie może uniknąć obowiązku oddania się. Dawaj, dawajcie
tak, jak Ja Sam dawałem. Zwyczaj dawania! Jakaż to zbroja siły,

radości... To zaparcie się siebie#”

(ON i ja,

1.1, nr 796).

background image

94

II. liczymy się od Jezusa

Z

ostatnią

myślę (zachętę) dobrze koresponduje prowokujące

spostrzeżenie św. Ignacego Loyoti: „Jest bardzo mało ludzi, którzy

przeczuwają, co Bóg uczyniłby z nich, gdyby zaparli się siebie sa­
mych i wydali się (oddali się) całkowicie lezusowi Chrystusowi,

aby On ukształtował ich dusze w swoich rękach”.

1 na koniec: Jakie pętania trzeba zadać sobie, by skłoniły nas do

dalszej refleksji? A zwłaszcza do czynu. Do nowej wrażliwości na

Słowo Boże i na naszych bliźnich.

Częstochowa. 20 kwietnia 2007 r.

background image

Eucharystia. „Panie, do kogóż pójdziemy?”

W synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział: Ciało moje jest praw­
dziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. (...)

A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: Trudna

jest ta mowa. Któż jej może słuchać? Jezus jednak świadom tego, że

uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: To was gorszy? A gdy
ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był
przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które
Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są
tacy, którzy nie wierzą. Jezus bowiem na początku wiedział, którzy
to są, co nie wierzą, i kto miał Go wydać. Rzekł więc: Oto dlacze­
go wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to

nie zostało dane przez Ojca. Odtąd wielu uczniów jego odeszło i już
zNim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: Czyż i wy chcecie
odejść? Odpowiedział Mu Szymon Piotr: Panie, do kogóż pójdzie­

my? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że

Ty jesteś Świętym Boga (J 6, 55. 60-69).

Ewangelia (z soboty po 3. Niedzieli Wielkanocnej) opowiada o po­
ważnym kryzysie, który dotknął uczniów Jezusa. Zostało w

niej

wyraźnie wskazane, co ten kryzys wywołało. Rzecz sama w sobie
jest szokująca i chciałoby się zawołać: o zgrozo! Oto poważny kry­
zys został wywołany jasną zapowiedzią wielkiego i tajemniczego

Daru, który dzisiaj oznaczamy słowem: Eucharystia!

Niebotyczny Dar

Wybiła jedna z wielkich godzin (będzie ich więcej)! Jezus uznał,
że już może odsłonić jedną z największych tajemnic. Czyżby się

jednak się pomylił, wybierając właśnie ten moment, by powie-

background image

96

II. Uczymy się od Jezusa

dzieć, że

Ciało Jego jest prawdziwym pokarmem, a Krew Jego jest

prawdziwym napojem

? Czy należało poczekać i jeszcze lepiej

przygotować uczniów na tak wielki Dar? Istotnie, jest On „niebo- :

tyczny”, bo z nieba pochodzi i nieba (w nim) nie tylko dotykamy, '

lecz w siebie je bierzemy. Jako duchowy - od Ducha Bożego dla |

ducha ludzkiego - Pokarm i Napój! W sakramencie Eucharystii

Jezus daje śmiały przystęp do Siebie ludziom wszystkich wieków,

W Niej sprawowana będzie zbawcza Ofiara. Jej świadkowie sta­

wać się będą uczestnikami Świętej Uczty (

sacrum convivium).

W języku osobowych relacji taki Dar oznacza (mówi), że Jezus

Chrystus swych uczniów bardzo miłuje,

do końca.

Oto niepoję­

ta, i zda się szalona, forma wyrażenia nieskończonej Miłości Boga

do człowieka! - A co na to obdarowani? W pierwszym odruchu

zdobyli się tylko na tyle, by stwierdzić:

Trudna jest ta mowa. Któż

jej może słuchać?

Za trochę wielu odejdzie, ale znajdzie się i taki,

który w imieniu pozostających i pozostałych powie:

Panie, do ko­

góż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli

i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.

Tak, wprowadzaniu ludzi w wielki świat Boga towarzyszy nie­

dowierzanie, zwątpienie i wręcz odejście wielu! To zdumiewa

i dziwi. Wydawałoby się, że Jezusowa propozycja w pełni zasługuje

na to, żeby być przyjętą radośnie i wielkodusznie. Czyż nie w pod­

skokach winien każdy wchodzić w stojący otworem świat Boga

i Jego trynitarnej Miłości? Zamiast tego widać, jak człowiek, wte­

dy i dzisiaj, opiera się, zapiera się i wręcz wpiera się w swoją bied­

ną ziemię. Pierwsze odruchy bywają niestety takie, że my, ludzie,

chowamy się w urządzonym po swojemu

zaścianku

samej tylko

doczesności... Owszem, można by takie zachowanie ludzi uznać

za rodzaj miłości do ziemi - do tego, co uchwytne i konkretne,

a przy tym fascynujące i piękne. No i dane przecież przez samego

Stwórcę. Czy mamy jednak prawo stawiać granice wielkodusz­

ności Boskiego Dawcy? A ponadto, czy nasze pragnienia - byle

tylko dokopać się do ich oryginalnego brzmienia - nie tęsknią do

czegoś o wiele lepszego niż to, co dać nam może sama doczes­

ność i ziemia? A gdyby te ostatnie stwierdzenia wydały się nam

nieco sztuczne i nie dość przekonujące, to pomyślmy, co tak na-

J

background image

97

Eucharystia. „Panie, do kogóż pójdziemy?”

prawdę czujemy w nieuchronnym zderzeniu z faktem przemijania

i co dzień doświadczanej radykalnej kruchości naszego bytu!

Kto z nas - przyskrzyniony podobnie jak św. Piotr - nie wy­

zna z nim razem:

Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa ży­

cia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym
Boga.

Uradujmy się tym, że w Jezusie Chrystusie zstępuje do nas sam

Bóg. W Jego Świetle widać „rzeczy” stare i nowe, które przera­
stają nasze wyobrażenia i najśmielsze wizje... Otwierając Księgę

Jezusowej Ewangelii, naprawdę wkraczamy w świat Boskich myśli,
dróg i planów. A styl życia Emmanuela, Boga pośród nas, z jednej
strony jawi się jako bardzo zwyczajny i ludzki, zaś z drugiej strony
stanowi rodzaj dobroczynnej prowokacji. Pan wzywa nas do nie­
ustannego transcendowania ograniczeń właściwych doczesności

i pójścia znacznie dalej - w Boską Dal (por. Hi 36,16).

Czy powyższe stwierdzenia miałyby nas bulwersować i obu­

rzać? Czy to źle, że Ktoś od nas nieskończenie Większy, a jedno­
cześnie będący na tym świecie, choć nie z tego świata (por. J 8,

23), odsłania nam Boski Horyzont? Czy to źle, że nas - ledwie
raczkujących w istnieniu (i pod każdym innym względem) - bie­
rze On za rękę i prowadzi, jak pasterz swe owce? I uczy patrzeć ku

temu, „co w górze” (por. Kol 3,1)! Cóż zrobilibyśmy sami, podda­
ni ziemskiemu ciążeniu i przytłoczeni ciężarem grzechów?

Nieskończona Miłość

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Jezus bardzo miłuje swoich
uczniów. To Jego niewyczerpalna miłość sprawia, że wtedy i dzi­

siaj z wielką cierpliwością objaśnia, jaki jest Ojciec, Jego i nasz.
I jak wielkimi darami pragnie On nas obdarować! Z podobną
cierpliwością poucza, jak żyć warto i należy...

Zauważmy jednak, że Jezus w swojej Boskiej „taktyce” zbawia­

nia nie zachowuje się jak polityk, zwłaszcza dzisiejszy. W morzu
osaczającego nas relatywizmu i superpragmatyzmu oraz kultu
skuteczności warto podkreślić, że Jezus w najmniejszym stopniu

Drogocenni w oczach Boga * 7

background image

98

It. Uczymy się od Jezusa

nie przejawia takiego podejścia, które „sprzedaje” wyższe war­
tości i cele, byle tylko dostosować się do upodobań swoich wy­

znawców. To nie oni są miarą rzeczy, lecz niezmiennie On! Jezus
nie szuka poklasku i ludzkiej chwały. Tę ma od Ojca (por. J 5, 44;

17, 5). Najwyższym Jego celem i pragnieniem jest to, aby objawić

ludziom wspaniały Zamysł Ojca. A ten sprowadza się do tego, żeby
doprowadzić nas - drogą możliwie prostą i pewną - do wiecznego
zbawienia i szczęścia.

Jezus nigdy nie wycofa się z misji zbawienia „wielu” (co ozna­

cza wszystkich). Tę misję otrzymał od Ojca. Żadna okoliczność

nie skłoni Go tego, żeby najwspanialszą (pod każdym względem)
Wolę Ojca przykroić do ludzkich upodobań, żądz czy choćby i po­

jemności naszego rozumu, często dodatkowo osłabionego pychą...

Raczej pójdzie na Mękę i na Krzyż, byle tylko tym skuteczniej dać

świadectwo Prawdzie o Boskiej woli i stylu ocalania nas na wiecz­
ność... A gdy będziemy marudzić, mówiąc:

Trudna jest ta mowa.

Któż jej może słuchać

?, to On - bądźmy tego pewni - (i tak) nicze­

go nie zmieni! Może opowie jeszcze jedną przypowieść, by oswoić

nas z Niepojętym, ale ani jednej „kreski” nie odwoła. Ani o „jedną

jotę” niczego nie „złagodzi” (por. Mt 5, 18), lecz (raczej) zdecydo­

wanie i otrzeźwiająco zapyta:

Czyż i wy chcecie odejść?

Obyśmy mieli wiarę Piotra i jego miłość, by - nawet nie pojmu­

jąc - powiedzieć:

Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia

wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.

Wszystko zależy od Ojca

Jest w wypowiedzi Jezusa jeszcze jedno zdanie, trudne do zgłębie­
nia, które stanowi jednak ważny drogowskaz, co winniśmy czy­
nić, by nie rozminąć się z Jezusem i z darem zbawienia. To zdanie

brzmi:

Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane

przez Ojca.

Jeden z komentatorów tak odczytuje te (jednak) twar­

de i zaskakujące słowa Jezusa:

„Nie lubimy takich słów, ponieważ rodzą w nas niepewność.

Gdyby kazano nam jakoś zareagować, coś zrobić! Ale co czynić,

background image

Eucharystia. „Panie, do kogóż pójdziemy?’

99

jeśli mówi się nam o jakimś tajemniczym darze, o którym nie mo­

żemy decydować? W którym momencie i w jaki sposób Ojciec

pociąga nas do jezusa, dając nam laskę prawdziwej wiary w Nie­

go? Komu ofiarowuje ten dar?

Na próżno chcielibyśmy zobaczyć rzeczywistość od strony

Boga, próbując wślizgnąć się w Jego myśli, Jego decyzje... i w Jego

upodobania! Tym, co do nas należy, nie jest jednak zastanawianie

się nad Jego wyborami, lecz przyjęcie - najlepiej jak umiemy -

tego, co On wybrał dla nas, co postanowił nam dać.

Najlepszym sposobem, aby stać się bardziej otwartym na dar,

jest uświadomienie sobie, czego wymaga z naszej strony sama

logika darów Bożych. Zamiast wyobrażać sobie zbyt prędko, że

przyszliśmy do Chrystusa, że chcemy do Niego iść i że dla tego

celu uczynimy wszystko, zacznijmy od pokornego pogodzenia się

z myślą, że wszystko zależy od Ojca. To zachęci nas do tego, ażeby

najpierw prosić Go o wiele żarliwiej o laskę bycia pociągniętym

do Jego Syna. A wówczas będziemy bardziej zdecydowani, aby

wykorzystać tę łaskę w stopniu najwyższym - święty Jan nazywa

to «wierzyć», w sensie maksymalnego przylgnięcia całym sobą”
(A. Seve).

Częstochowa, 20 kwietnia 2013 r.

background image

„Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?”

Gdy Jezus ukazał się swoim uczniom i spożył z nimi śniadanie, rzekł ;

do Szymona Piotra: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej

:

aniżeli ci? Odpowiedział Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham.

,

Rzekł do niego: Paś baranki moje. I znowu, po raz drugi, powiedział j

do niego: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? Odparł Mu: Tak, j

Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś owce moje. Po- »

wiedział mu po raz trzeci: Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?

Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: Czy kochasz

Mnie? I rzekł do Niego: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię

kocham. Rzekł do niego Jezus: Paś owce moje. Zaprawdę, zapraw­

dę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś,

gdzie

chciałeś.

Ale

gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny

cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz. To powiedział, aby za­

znaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do

niego:

Pójdź

za Mną! (J 21,15-19).

Powyższą

, piękną i pełną znaczenia perykopę czytamy w roku li­

turgicznym, zależnie

od cyklu

, tylko dwa lub trzy razy. Jeden raz

na

krótko przed Uroczystością

Zesłania Ducha Świętego. Wia­

domo, to trwające w

czasie

wydarzenie ma ogromne znaczenie

dła ukonstytuowania żywej wspólnoty Kościoła i dla podjęcia

misji

ewangelizacyjnej

wszystkich narodów. Wydarzenie opisane

w dzisiejszej Ewangelii

też, choć w innym sensie, konstytuuje Koś­

ciół. Piotr-Kefas,

czyli

Skała, zostaje jeszcze jeden raz powołany

przez

Jezusa. Tym razem dowiaduje się - po trzykrotnym wyzna­

niu miłości - że ma być pasterzem Jezusowych baranków! Jezus

zechciał

mu także, do pewnego stopnia, przepowiedzieć rodzaj

śmierci.

background image

„Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?”

101

Jezus odbudowuje zaufanie

Sceneria spotkania jest pełna uroku. Wschodzi słońce nad Jezio­
rem Tyberiadzkim; ognisko rozpalone przez Pana Zmartwych­
wstałego jeszcze płonie. Siedmiu apostołów przeżywa radosny

szok, bo Mistrz znowu im się zjawia! Jemu też zawdzięczają uda­

ny połów. Stając naprzeciw Niego, pewno trochę się obawiali, czy
Mistrz nie zgani ich, że mimo wyraźnego polecenia, by nie opusz­
czać Jerozolimy, oni się oddalili. Zrobili to mocą nawyku i z po­

czucia bezczynności i zawieszenia... Ale oto tego ranka, po poraż­
ce, wszystko układa się jak najlepiej. Choć przez całą noc nic nie

złowili, to jednak zjedli smaczne „wielkanocne śniadanie”. Kilka
rybek położył na ognisku Jezus, a resztę przynieśli oni, z połowu
wyjątkowo udanego.

Ale to nie jest wszystko i na tym nie koniec. Poniekąd dopiero

wszystko się zaczyna. Wielka Historia Zbawienia, związana z Pas­
chą - z Przejściem przez ziemię Syna Bożego, potoczy się

dalej.

Rozciągnie się na wiele wieków i na miliardy osób w wielu poko­
leniach. Sam Zmartwychwstały Pan, cudowny i zwyczajny, zjawia

się kolejny raz, by pokierować biegiem ważnych wydarzeń. Krok
po kroku stwarza

warunki

do wielkiej misji Kościoła, która trwać

będzie aż do skończenia świata (por. Mt 28,20).

Zmartwychwstały Pan - zanim jeszcze wraz z Ojcem ześle

Ducha Świętego - sam odbudowuje nadszarpnięte więzi

zaufa­

nia.

Straszny kryzys dopadł wszystkich w chwili ukrzyżowania

Mistrza. Tego dnia uczniowie mocno zawiedli, prawie wszyscy.
Zawładnęła nimi wielka trwoga i lęk o swoje życie. Ponadto czu­
li się głęboko zawiedzeni z powodu klęski Mistrza. To było dla

nich najokropniejsze. Owszem, w kolejnych spotkaniach z Panem
stopniowo pojmowali, że była to klęska szczególnego rodzaju. Że
tak naprawdę mieli do czynienia z czasem triumfu Boskiego Mi­
łosierdzia, które odniosło zwycięstwo nad destrukcyjnymi siłami

ludzkich grzechów i nienawiścią Złego. Powoli ich wewnętrzny
świat przeżyć rozjaśniał się, ale mimo wszystko uczniowie czu­
li się jeszcze

poranieni

tym, czego byli świadkami w ciągu kilku

niedawnych, dramatycznie przeżywanych dni Paschy. W sumie,

background image

ciągle jeszcze nie wiedzieli, jak potoczą się dalej ich losy. Właśnie
w tę ich niepewność - aż przez 40 dni - wkraczał Zmartwychwstały

Jezus. Jego działanie było wielorakie: pocieszał swoich, przywra­

cał im nadzieję, budził radość, napełniał mocą; przede wszystkim
jednak odbudowywał wzajemne zaufanie i więź miłości.

Jezus najpierw odzyskał dla ufnej więzi całą wspólnotę aposto­

łów zebranych w Wieczerniku (por. J 20, 19-23; Łk 24, 36-49). Po­
tem, bardzo indywidualnie, choć w gronie wspólnoty apostolskiej,
uczynił to samo w odniesieniu do (chwilowo nieobecnego) To­
masza; jemu też z wielką miłością i maksymalnym pochyleniem
przywrócił zdolność wierzenia i zaufanie.

Sytuacja Piotra - z powodu trzykrotnego zaparcia się - wyma­

gała od Jezusa szczególnego kunsztu. Rzeczywiście, Mistrz odbu­
dował z Piotrem relację pełnego zaufania i miłości w sposób (by
tak rzec) głęboko dojmujący. A poza tym konkretnie i pięknie.

Możemy mieć nadzieję, że i nas Jezus włączy w serdeczną i bli­

ską wspólnotę miłości z Jego Osobą, mimo wszystkich naszych
życiowych błądzeń, grzechów, lęków i niedowierzań.

102

II. Uczymy się od lezusa

Powołany grzesznik

Dialog z Jezusem wywoływał w Kefasie różne wspomnienia. Za­
pewne przypomniało mu się pierwsze spotkanie... Dokonało się
ono w podobnych okolicznościach jak teraz; to samo jezioro, po­
dobna sekwencja zdarzeń, gdy chodzi o połów ryb. Najpierw po­
łów był bezowocny, a potem - obfity (Łk 5,1 nn).

Wtedy Piotr czuł przerażenie, widząc moc i świętość Jezusa,

a także to, że on (Piotr) zostaje włączony, bez własnej woli i ini­
cjatywy, w świat wielkich planów Boga, realizowanych przez Je-

zusa-Mesjasza. Było mu bardzo trudno znieść zderzenie własnej
małości i grzeszności z wybraniem go do bycia narzędziem w ręku
Boga.

Teraz, po kilku latach bycia z Jezusem, jest podobnie: Jezus

wzywa go jeszcze raz do pójścia za Nim. Wiele się w Piotrze zmie-

background image

„Szymonie, synu ]ana, czy miłujesz Mnie?”

10

J

niło, ale słabość i grzeszność - pozostały. Jezus mimo to rozmawia

z nim i zaprasza go do definitywnego zaangażowania się w wielką

sprawę Kościoła i głoszenia Ewangelii wszystkim narodom.

Teraz Jezus ponownie wybiera Piotra, a Piotr ponownie wybie­

ra Jezusa. Piotr dokonuje wyboru bardziej świadomie i dojrzale.

Teraz lepiej zna Jezusa i lepiej zna siebie. Wie dobrze, na co (na

jaki upadek) go stać, a mimo to gotów jest przyjąć konsekwencje

wyboru Jezusa.

Pytania o miłość

Pierwsze pytanie Jezusa o miłość brzmiało:

Szymonie, synu Jana,

czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci

? - Piotr pamięta, jak kiedyś za­

pewniał Mistrza:

Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie

zwątpię. Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie

(Mt 26, 33. 35). Tym razem nie popełnia tego błędu - z nikim nie

chce się porównywać. Nie chce siebie stawiać wyżej. Stracił dawną

pewność siebie.

Odpowiedź Piotra jest pokorna i serdeczna:

Tak, Panie, Ty

wiesz, że Cię kocham.

Piotr zapewnia Jezusa o miłości, ale rezyg­

nuje z wszelkich porównań. Po prostu pokornie prosi, by Jezus

zechciał wejrzeć w jego serce i zobaczyć, jaka jest jego miłość.

Jezus kilkakrotnie pytał Piotra o miłość, dokładnie trzy; tyle

razy też Piotr zaparł się Mistrza.

Szymonie, synu fana, czy miłujesz

Mnie

f Piotr w lot pojął, co Jezus miał na uwadze, gdy pytał go

o miłość po

raz drugi i trzeci. Jezus nie chciał Piotra upokorzyć

w sensie sprawienia mu przykrości publicznym poniżeniem. Nie,

na pewno nie! Raczej dał mu szansę pełnej rehabilitacji. Chciał

też pouczyć Piotra i wszystkich, po wsze czasy, że nie ma takie­

go upadku, z którego by nie można było powstać i

znowu

wejść

w krąg miłości i zażyłej przyjaźni z Jezusem.

background image

104

II. U czymy się od Jezusa

Lekcja trudna i wspaniała

W tym ważnym dniu, Piotr, który miał przewodzić wspólnocie

Kościoła, przerobił jedną z najtrudniejszych i najwspanialszych

lekcji: poznał gorzki smak poważnego upadku; poznał też prze-

słodki smak Jezusowej miłości! Osobiście doświadczył, jak wier­

na, delikatna i potężna jest miłość Zbawiciela. Upadek (poniekąd)

stworzył okazję do tego, by Piotr mógł przylgnąć do Jezusa jeszcze

mocniej, jak najmocniej; być może mocniej niż nieskalany takim

grzechem i subtelny Jan Ewangelista.

Każdy namiestnik Chrystusa na ziemi, każdy następca św. Pio­

tra, będzie patrzył na wiele słabości i grzechów w Kościele. Wiele

razy, właściwie nieustannie - codziennie, jak widzimy to u papie­

ża Franciszka - będzie musiał umacniać braci w wierze i w miło­

ści, także wtedy, gdy upadną, gdy się mocno zachwieją. W chary­

zmacie Piotra wszystkich czasów jest obecna zdolność jednania

z Jezusem tych, którzy się Go (choćby i haniebnie) zaparli.

Zadanie - misja

Dialog Jezusa z Piotrem, odbudowujący wzajemne zaufanie i mi­

łość, zostaje trzykrotnie zwieńczony - po każdym pytaniu i odpo­

wiedzi - powierzeniem Piotrowi zadania:

Paś baranki moje.

Piotr ma być pasterzem, i to podobnym do Jezusa. Ma być

prawdziwym pasterzem (por. J 10), a zatem takim, który w sytua­

cji zagrożenia nie ucieknie; raczej w razie potrzeby odda swoje ży­

cie za owce. Szczytem bycia dobrym pasterzem jest męczeństwo.

Jezus delikatnie przepowiada Piotrowi, że czeka go właśnie mę­

czeństwo:

Gdy byłeś młodszy, sam się przepasywałeś i chodziłeś, do­

kąd chciałeś. Lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto

inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz.

Rzeczywiście,

przyjdzie taki dzień, w którym Piotr odda w Rzymie swe życie za

swego Pana. Też na krzyżu, jak Jezus, choć inaczej, bo - jak głosi

tradycja - głową

w dół.

background image

„Szymonie, synu Jana, czy miłujesz M nie?"

105

Prawdziwa miłość niesie ze sobą wspaniałe przeżycia. Jest ona

wielkim dobrem i czyni dobro, jednak na tym świecie wiąże się
także z poświęceniem, z ofiarą. W dialogu miłości Jezusa i Pio­
tra widać powagę. Przed Piotrem otwiera się perspektywa wiernej

i trudnej służby.

My też, gdy idziemy za Jezusem, winniśmy być gotowi przy­

jąć wyznaczony nam ciężar zadań. Trzeba być gotowym wziąć na

siebie „swój krzyż”, który (w końcu) jest jakąś (maleńką) cząst­
ką wielkiego Krzyża Zbawiciela. Jednak Jego Krzyż, nasze krzyże,

mają zbawczą wartość, służą wielkiej sprawie zbawienia. Wszyst­
kie, zjednoczone z Jezusowym, są też chwalebne.

Częstochowa, 9 maja 2008 r.

background image

Porwij nas, Duchu Święty!

Najwięcej świąt i uroczystości poświęca Kościół Jezusowi. To

zbawcza misja Chrystusa jest w centrum uwagi wierzących. Jed­

nocząc się, w czasie liturgii i na modlitwie, z naszym Zbawicielem,

czcimy Boga Ojca. Nieco „technicznie” posługujemy się taką oto
formułą, że to przez Chrystusa i razem z Nim oddajemy najwyż­

szą cześć Bogu Ojcu. Zawsze czynimy to, mniej lub bardziej świa­
domie, w Duchu Świętym, z Jego pomocą. Jest oczywistą potrzebą

naszej pobożności, by to sam Duch Święty (od czasu do czasu)

stanął w centrum uwagi. Nie tylko w samą wigilię i Uroczystość
Zesłania Ducha Świętego, ale i w dni je poprzedzające (w czasie
nowenny), podobnie jak kiedyś Matka Jezusa wraz z apostołami,

w szczególny sposób zwracamy się do Dawcy Miłości i innych
licznych darów. Wyrażamy wobec Niego naszą wiarę. Zapraszamy
Go w głębie naszych serc oraz do naszej szarej codzienności. Du­
chowi Parakletowi dziękujemy za to, że daje się poznać jako nasz

niezawodny Obrońca i Pocieszyciel.

Od kilkudziesięciu lat Kościół, wielu w nim wiernych, cieszy

się rozkwitem pobożności adresowanej do Ducha Świętego. Licz­
ne dary i fascynujące charyzmaty Ducha Świętego, a zwłaszcza

doświadczana miłość, sprawiają, że staje się On kimś serdecznie
bliskim. Potrzeba pewnej czujności, delikatności i dobrego smaku,

by nie próbować zawłaszczyć ani otrzymywanych darów, ani tym
bardziej samego Ducha Świętego. Dary są po prostu darami (Ktoś

je daje), a Duch Święty rozlewający miłość w naszych sercach nie
przestaje być niezgłębialną Tajemnicą. Jego wielki Majestat, równy

Ojcu i Synowi, słusznie wzbudza fascynację i święte drżenie!

background image

107

Porwij nas, Duchu Święty!

Bezkres Nieznanego i Boża Mądrość

0 tajemnicach z życia Jezusa, takich jak: Poczęcie z Maryi Dzie­
wicy i Ducha Świętego, Narodzenie, Męka, słusznie powiedziano,

że gdy w nie wglądamy, np. w czasie różańca czy w ignacjańskiej
kontemplacji ewangelicznej, to zawsze powinniśmy mieć jasną
1 pokorną świadomość, że oto za każdym razem „bezkres Niezna­
nego rozciąga się przed nami”... I że tylko jakaś mała cząstka z tego

Nieznanego odsłania się naszym oczom... Dokładnie to samo (po­
niekąd tym bardziej) trzeba mówić i czuć w odniesieniu do Tajem­

nicy Ducha Świętego. Jakiż to bezkres Nieznanego, a jednocześnie
Przyjaznego w Jego Osobie staje przed nami otworem!

To Duch - zda się najtrudniejszy do „uchwycenia” - jest Tym,

który już

na początku

stworzenia

unosił się nad wodami

(por.

Rdz 1, 2) i wszystkiemu, co miało zaistnieć, nadawał różnorodne

kształty (formę), zawsze „funkcjonalne”, pożyteczne i piękne... Ten

sam Duch jest twórczo obecny również w każdym i każdej z nas,
i to od momentu naszego zaistnienia w łonie matki. Zaś chrzest
święty, bierzmowanie i inne sakramenty święte były i wciąż dla

nas pozostają uprzywilejowanym miejscem naszego otwierania się
na Ducha Świętego i przyjmowania Go. To dzięki temu, co real­
nie wydarza się w akcie stworzenia i w licznych sakramentalnych

spotkaniach, możemy wraz ze św. Pawłem wyznawać, że

ciało na­

sze jest świątynią Ducha Świętego, który w nas jest, a którego mamy

od Boga, i że już nie należymy do samych siebie

(por. 1 Kor 19).

Pomyślmy, jak wielkich rzeczy możemy spodziewać się po ta­

kim wielkim, tajemniczym i miłym Gościu! Otóż spodziewamy się

po Nim szczególniej mądrości - Bożej Mądrości, na której świat
absolutnie się nie zna i której nie potrafi przyjąć, dopóki wpierw
nie przyjmie Jezusa Chrystusa.

Najznakomitszą „cząstką” tej Mądrości pochodzącej od Du­

cha Świętego, a czyniącej obdarowanego wybitnie pojętnym, jest

Ukrzyżowany Jezus - rozpoznawany jako nasz Pan i Zbawiciel!

Drugą znamienitą „cząstką” (pojmowaną dzięki wlewanej

w nas Mądrości Bożej) jest życie wieczne zaofiarowane nam

w Domu Ojca. Obie „cząstki” - a w nich jest już tak naprawdę

background image

108

II. Uczymy się od Jezusa

wszystko - to zawrotne światy. Ukrzyżowany Zbawiciel i szczęś­

liwa wieczność!

Święty Paweł wprowadza nas w te duchowe przestrzenie mocą

mądrości, otrzymanej od Ducha. A czyni to m.in. takimi słowy:

głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świa­

ta ani władców tego świata, zresztą przemijających. Lecz głosimy

tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed

wiekami przeznaczył ku chwale naszej, tę, której nie pojął żaden

z władców tego świata; gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby

Pana chwały; lecz właśnie głosimy, jak zostało napisane, to, cze­

go ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka

nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy

Go miłują. Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika

wszystko, nawet głębokości Boga samego. Kto zaś z ludzi zna to, co

ludzkie, jeżeli nie duch, który jest w człowieku

?

Podobnie i tego, co

Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. Otóż myśmy nie otrzymali

ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów

Bożych. A głosimy to nie uczonymi słowami ludzkiej mądrości, lecz

pouczeni przez Ducha, przedkładając duchowe sprawy tym, którzy

są z Ducha. Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest

z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego po­

znać, bo tylko duchem można to rozsądzić. Człowiek zaś duchowy

rozsądza wszystko, lecz sam przez nikogo nie jest sądzony. Któż więc

poznał zamysł Pana tak, by Go mógł pouczać? My właśnie znamy

zamysł Chrystusowy

(1 Kor 2, 6-16).

Bezkresne pragnienia

Chciałbym jeszcze, już najzwięźlej, to zaakcentować, że wielkie

i głębokie pragnienia, które w sobie, jako gotowe i dane, zastajemy

i raz po raz (choć nie od razu i od maleńkości) nimi się zadziwia­

my, są także dziełem Ducha Świętego w nas!

Wiadomo, są pragnienia i pragnienia! W tej chwili pomijam to

skądinąd zasadnicze zagadnienie rozdwojenia serca i wewnętrz­

nej walki, która toczy się w nas (i o nas) między tym, co

ducho­

background image

Porwij nas, Duchu Święty!

IW

we,

i tym,

cielesne.

Fascynujące i wielce obiecujące są w nas jed­

nak właśnie owe wielkie pragnienia, których autorem jest Duch

Święty, mieszkający w nas. On je sprawia. On pielęgnuje je w nas,
a także poprzez nie nieustannie odsyła nas do Boga Ojca!

Zanim ktoś się na powyższe stwierdzenia żachnie, niech po­

wie, czy (po namyśle) nie musi przyznać, że mimo zgromadzenia

na swym koncie tylu różnych „spełnień”, i tak nie sięgnął takiego

pułapu, który pozwoliłby - zasadnie, a nie iluzyjnie tylko - stwier­

dzić: „Jestem człowiekiem spełnionym i szczęśliwym!” Prawda

egzystencjalna jest taka, że wciąż (gdzieś w głębi ducha czy serca)

pozostajemy radykalnie

niespełnieni

i

spragnieni...

Bycie jakoś „sy­

tym życia” (por. Rdz 25, 8) po wielu latach przeżytych na ziemi,

niczego tu zasadniczo nie zmienia. Przeciwnie, pragnienia wciąż

dotąd niespełnione są jeszcze „ostrzejsze, bardziej „bolą”. Gdyby

na horyzoncie życia i za granicą śmierci nie świtała nadzieja na

spełnienie, to cała nasza osobowa wielkość czułaby się poddana

jakiemuś absurdowi. Pozostałoby nam jedynie pytać z poczuciem

jakiejś krzywdy i radykalnego oszukania (przez kogo wtedy?): 1 po

co to wszystko?! Czy warto było?

Jeśli patrzymy na własne doświadczenia głębiej i rzetelniej,

to spostrzegamy, że, owszem, marzy nam się nieraz definitywny

spokój i odpoczynek. Ale to nie jest wszystko. Nie da się w tym

miejscu postawić kropki! Albowiem coś w nas perswazyjnym to­

nem dodaje nam odwagi i przekonuje, że trzeba iść dalej. Jakoś

też - a dzięki Objawieniu już nie jakoś, ale wyraźnie i precyzyjnie

- jesteśmy zapewniani, że to, co najbardziej wytęsknione, wielkie,

cudne i cudowne jest przed nami!

Krótko tu przywołaną sferę naszych najgłębszych i w istocie

niespełnialnych tęsknot oraz pragnień można by śmiało nazwać

nieustanną „pracą” Ducha Świętego w nas. Jego dziełem i darem

jest Boska Miłość rozlewana w naszych sercach (por. Rz 5,5). On

nas nią ogarnia i jakoś nią napełnia. Zawsze jednak utrzymuje

w nas żywą „ranę serca”, która zmieni swój (słodko-bolesny) cha­

rakter dopiero po pełnym zjednoczeniu z Ojcem i Synem.

Z wdzięcznością przypiszmy Duchowi Świętemu jeszcze i to,

że cierpliwie - nie zniechęcając się naszymi oporami, kluczeniem

background image

1

jo

U. Uczymy się od Jezusa

i... krętactwami - prowadzi nas ku bezkresnemu horyzontowi

życia wiecznego w Bogu Trójjedynym.

Z uznaniem powiedzmy to wreszcie, że Duch Święty ma swoje

sposoby, by wyrywać nas z odrętwienia, z duchowego lenistwa,

ociężałości. Potrafi wyprowadzać nas z różnych życiowych ślepych

uliczek i cieśnin. Duch Święty, nieskończenie nas miłując i pozo­

stając wobec naszej wolności superdelikatny, nie waha się, gdy

trzeba, zakłócać naszych przyziemnych przyjemności (zwłaszcza

gdy grzesznie je przeżywamy). Nie godzi się - znając nas najle­

piej - byśmy instalowali się w samej tylko doczesności. Jak długo

żyjemy na ziemi, zdecydowanie protestuje, gdy duch nasz chciałby

definitywnie spocząć w jakimkolwiek stworzeniu... On ciągle po­

budza nas, byśmy dążyli do samego Boga, a nie zadowalali się ja­

kimś (choćby i najwyższym) standardem posiadania czy to rzeczy,

czy osób (nie daj Boże, uprzedmiotowionych).

Uradujmy się, że to jeszcze raz On, Duch Święty, nie na próż­

no wkłada w usta Psalmisty słowa tęsknoty, tak ekspresywnie

opisanej!

Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam;

Ciebie pragnie moja dusza,

za Tobą tęskni moje dało,

jaJc ziemia zeschła, spragniona bez wody.
(...) do Ciebie lgnie moja dusza (Ps 63,2. 9).

Pozostaje

modlitwa

Proponuję jeszcze

dwie modlitwy. Obie są piękne i duchowo praw­

dziwe.

Zaczerpnąłem je ze Skarbnicy modlitw

, s. 277 i 281 (nazwa­

nej

pięknie przez

ks. prof. Stańka współczesną Księgą Psalmów).

Może się okaże, że dopiero te modlitwy powiedzą nam... najwięcej.

Zaś na pewno

pozwolą

pięknie i mądrze wypowiedzieć się wobec

Ducha Świętego, Najmilszego Gościa naszych dusz i serc!

A może sprawią coś jeszcze?

Może tak być, jeśli któraś z nich

bardzo przypadła

nam do serca i zechcielibyśmy modlić się nią

częściej/

background image

Porwij nas, Duchu święty!

U l

Nowe oczy

Duchu Święty, daj nam nowe oczy, abyśmy mogli dojrzeć rzeczy­
wistość najwyższą, rzeczywistość Bożą.

Daj nam oczy zdolne przenikać nieprzejrzystość materii, żeby

dotrzeć do Ducha.

Daj nam oczy, które nie zatrzymując się na tym, co bezpośred­

nio oczywiste, szukają zawsze tego, co jest poza nim.

Oczy, które umieją trwać w ciemności, aby znaleźć inną świat­

łość.

Oczy pragnące wznosić się ku Bogu i nieznużone jego ogląda­

niem.

Oczy, które usilnie pragną widzieć wszystko tak, jak Bóg to

widzi.

Oczy, które się otwierają na oglądanie wszystkiego, co jest

piękne i dobre w świecie duchowym.

Oczy, które w sposób żywy przenikają prawdy naszej świętej

wiary.

Oczy, podobne do oczu Chrystusa, ożywione miłością, która

im daje nieodpartą siłę przenikania.

Oczy dzieci zdumionych odkryciem niewymownym oblicza

Ojca.

background image

112

II. Uczymy się od Jezusa

Porwij nas, wyzwalając nas od naszych lęków i wahań ku dro­

dze mocnego i śmiałego zaufania Tobie.

Porwij nas, odrywając nas od naszych samolubnych zajęć i da­

rząc nas porywem rozszerzającej serce hojności.

Porwij nas, aby ocalić nasze serce od tego, co je paraliżuje, i aby

je otworzyć na wszystko, co jest wielkie, dobre i piękne.

Porwij nas ku przygodzie rozszerzania się Królestwa Bożego

i duchowego zdobywania przestrzeni ziemskiej.

Porwij nas Twoją mocą Boską, która sprawia, że przekraczamy

przeszkody do celu naszego życia w Tobie.

Częstochowa, 17 maja 2013 r.

background image

Nie płacz! - mówi Jezus do wszystkich

Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego
uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie
wynoszono umarłego, jedynego syna matki, a ta była wdową. Towa­
rzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią

i rzekł do niej: Nie płacz. Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, któ­

rzy je nieśli, stanęli, i rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię, wstań. Zmarły

usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce. A wszystkich ogarnął
strach; wielbili Boga i mówili: Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg
łaskawie nawiedził lud swój. 1 rozeszła się ta wieść o Nim po całej
Judei i po całej okolicznej krainie (Łk 7,11-17).

W życiu interesują nas różne rzeczy. To bardzo ważne, by „coś”
nas interesowało i pasjonowało, bo inaczej popadniemy w apatię,
a może i acedię (nudę i lenistwo duchowe). Jest jednak różnica
między zainteresowaniem, np. wynikiem meczu a, powiedzmy,
wynikiem wyborów, od których zależy polityka przez kilka do­
brych lat. Wśród rzeczy budzących nasze zainteresowanie są i ta­

kie, które nigdy nie tracą na znaczeniu! A jakie zainteresowanie
wzbudza w nas wymowa cudu opisanego w przytoczonej Ewan­
gelii? Pytam o zainteresowanie osobiste i żywotnie odczuwane. Tu
liczyć będzie się własna odpowiedź - każdej i każdego z nas!

Superinteresujące!

Zanim damy poważną odpowiedź, najpierw pozwólmy wybić
się z pewnej rutyny i osłuchania. Zadam, w tym celu, retoryczne
pytanie. Czy jest w tym życiu coś bardziej interesującego niż zo­

baczenie: JAK wyglądałoby życie codzienne... BOGA, gdyby stał

się... CZŁOWIEKIEM?! Czy nie byłoby interesujące, i to w stop-

Drogocenni w oczach Boga • 8

background image

114

II. Uczymy się od Jezusa

niu najwyższym, móc zobaczyć, czym wypełnione byłyby dni Jego

ziemskiego życia? Móc zobaczyć i to, jak odnosiłby się On do bo­

gatych, biednych i chorych. Jaką pomoc niósłby cierpiącym? Co

by mówił o śmierci?

Lat temu dziesięć tysięcy czy nawet trzy tysiące taki trop zain­

teresowań wyglądałby jak przysłowiowe marzenie ściętej głowy.

\'o bo jak tu myśleć o Stwórcy, który miałby dzielić los swych

stworzeń! Dziś wiemy i wyznajemy (dzięki najważniejszemu Wy­

darzeniu w ludzkich dziejach), że Bóg stał się człowiekiem. Precy­

zyjniej mówiąc, Przedwieczny Boży Syn wcielił się. A to znaczy, że

Boska natura Syna Bożego ściśle (bez „pomieszania”) zjednoczyła

się z ludzką naturą w Boskiej Osobie Jezusa Chrystusa. Wielcy

teologowie piszą obszerne traktaty na temat tej, w istocie niepo­

jętej, rzeczywistości Boga-Człowieka. My, zwykli chrześcijanie,

jesteśmy zapraszani, by możliwie często pobudzać swoją ducho­

wą wTażliwość i z odnawianą świeżością zdumiewać się ogromem

Daru, jakim jest Jezus Chrystus! Takie są zachęty. A jak jest

de

facto

? Różnie. Jest tak, że przez lata życia albo rośnie nasza wraż­

liwość na Jezusa Chrystusa, albo tępieje. Albo Jezus fascynuje nas

coraz bardziej, albo głuchniemy, ślepniemy i tępo rozmijamy się

ze szczytową rewelacją ludzkich dziejów!

Nie płaczmy!

Teraz już można zapytać: Co mówi nam dzisiaj Jezus przez cud

uczyniony w Nain?

Po prostu, mówi to samo, co powiedział zbolałej matce i wdo­

wie. A powiedział jej: NIE PŁACZ!

Na jej widok Pan użalił się

nad nią i rzeki do niej: Nie płacz.

Dlaczego matka zmarłego syna

miała przestać płakać? To oczywiste. Możemy kontemplacyjnie

przypatrzeć się dalszym słowom i gestom Jezusa:

Potem przystą-

I

pił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli, i rzekł: Młodzień-

I

cze, tobie mówię, wstań. Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał

1

go jego matce...

- A kiedy już się nasycimy tym, czego doświad- ■

czała uboga wdowa, która tak niespodziewanie przeszła od łez ■

background image

Nie plącz! - mówi Jezus do wszystkich

115

żalu do tez radości, to pozwólmy sobie na wyciągnięcie poniż­
szych wniosków.

Otóż w świetle Zmartwychwstania i całego życia oraz nauki

Jezusa mamy prawo i obowiązek stwierdzić, że te dwa słowa: „Nie
plącz” mówią wszystko, co dla nas najważniejsze. Do tego zda­

nia rozkazującego (a zarazem zakazującego) dałoby się sprowa­
dzić sens Wcielenia Syna Bożego. Tak, Bóg Ojciec posyła swego

Syna Jednorodzonego do swoich dzieci żyjących tu na ziemi, żeby
im powiedzieć: „Nie płaczcie! Przestańcie płakać! Dobrze wiem,
że macie w tym życiu wiele powodów do płaczu. Jednak moim

pragnieniem jest to, żebyście przestali płakać! Nie ot tak (jak cza­
sem mówi się dziecku: przestań płakać), ale dzięki rozumiejące­

mu wsłuchiwaniu się w pełną wymowę samego Wcielenia, a także

wszystkich słów i czynów Jezusa-Emmanuela”.

Wiem, gdyby popatrzeć np. na rozrywkowe i zabawiające pro­

gramy telewizyjne, to ktoś mógłby się żachnąć, zapytując: Jaki tam

plącz i jakie Izy?! Nie będę dyskutował. To oczywiste: łez w tym

świecie jest ogrom. Morze łez. Nie zawsze płyną po twarzach, ale

serca (żywe i czujące, a nie znarkotyzowane i ogłupione) nieraz

aż zanoszą się od płaczu spowodowanego bezradnością, zagubie­

niem, poczuciem bezsensu, smutkiem rozstań, cierpieniami fi­

zycznymi i duchowymi. Ileż łez na naszej ziemi wyciska codzien­

nie „nieunikniona konieczność śmierci” i bolesnych rozstań!

Co Bóg robi ze łzami?

Chciałoby się niejeden raz zapytać, a co ze łzami ludzi czyni Bóg

- pełen przecież uczuć macierzyńskich i ojcowskich? Śmiało wraz

z Psalmistą wolno zapewnić, że Bóg je wszystkie zbiera:

Ty zapisa­

łeś moje życie tułacze

;

przechowałeś Ty łzy moje w swoim bukłaku:

czyż nie są spisane w Twej księdze

? (Ps 56, 9).

Po co Bogu zbierać łzy i „spisywać w księdze”? Zapewne po to,

żeby je wszystkie „policzyć” i (już na ogół poza czasem) zamie­

nić w drogocenne ozdoby naszej wieczności. A na razie chce Bóg

Ojciec, by i to nas pocieszało, iż łzy płynęły też po twarzy Jezusa:

background image

II. Uczymy się od Jezusa

116

Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On go-

rące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci

,

i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, na­

uczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wy­

konał, stał się sprawcę zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy

Go słuchają

(Hbr 5, 7-9).

„Sprawca wiecznego zbawienia” jest z nami solidarny we

wszystkim. Nawet płacze jak my. Ale celem jego zbawczej misji jest

to, żebyśmy - nawet jeszcze cierpiąc i płacząc - już okiem wiary

i nadziei widzieli nasze twarze radosne i rozpogodzone. Jak w dniu

Jezusowego Zmartwychwstania. To była - to prawda, wśród opo­

rów i niedowierzań, ale jednak - narastająca eksplozja radości! Ta

radość trwa i roznosi się po wszystkich ludach i narodach.

Niestety - powiem to kolokwialnie i nieco ironicznie - na na­

szych oczach niektóre narody tak bardzo głupieją (por. Ps 14, 1),

iż mówią: „Nie ma Boga!” Psalmista tak diagnozuje ten degene-

racyjny proces: Oni są zepsuci, ohydne rzeczy popełniają, nikt nie

czyni dobrze (tamże).

Bóg na różne sposoby - i językiem przyrody, i Wcielonego

Syna - wzywa nas i prosi: „Nie płacz! Nie płaczcie! Mimo wszyst­

kich dojmujących oczywistości, które zasmucają i bolą, jednak nie

płaczcie”

W

każdej Eucharystii, która jest Ofiarą i Ucztą z Pokarmem

dającym

życie wieczne, Jezus Chrystus prosi nas: „Nie płaczcie ani

nade Mną, ani nad sobą, ani nad tzw. losem”...

Może, w końcu, tylko z powodu grzechów trzeba płakać i je

opłakiwać, ale też ze stosownym umiarem. Bo wziął je na Siebie

i

deńnitywnie pozbawił

mocy szkodzenia nasz potężny Zbawiciel

(por.

1 P2,

24).

Częstochowa, 9

czerwca 2013 r.

background image
background image

Posłani między wilki

Jezus powiedział do swoich apostołów: Oto Ja was posyłam jak

owce między wilki

- tak brzmi pierwsze zdanie Ewangelii czytanej

w piątek po 14. Niedzieli Zwykłej. Z paru następnych zdań, wypo­

wiedzianych przez Jezusa, dowiedzieli się apostołowie, dlaczego
Mistrz użył tak drastycznego porównania: „jak owce między wil­
ki!”. W proroczej zapowiedzi znalazły się również pouczenia do­
dające im odwagi, a także co najmniej dwa motywy niezachwia­
nej nadziei na ostateczne zwycięstwo. Mimo wszystko można być

pewnym, że apostołowie - jeszcze nie dość uformowani w szko­

le Jezusa - przeżyli potworny szok, dowiadując się, co ich cze­

ka. Wczujmy się nieco w ich sytuację. Tym bardziej, że chodzi tu
także o nas.

Oczarowanie i szok

Apostołowie i uczniowie przeżyli

z

Jezusem i

przy

Jezusie wiele

wydarzeń cudownych i cudnych. W ich serdecznej pamięci ku­
mulowały się nauki Kogoś najwyraźniej nie z tej ziemi. Choć nie

zawsze wszystko rozumieli, to jednak Jezus robił na nich wielkie
wrażenie. Poruszały ich czyny Jezusa pełne miłości i mocy. Stop­
niowo nabierali dobrej pewności siebie. Może czasem gratulowa­
li sobie, że idąc za Jezusem, postawili na „dobrą kartę”. Każdego

dnia olśniewało ich genialne i pełne prostoty nauczanie Jezusa.

[Odczuwali moc Jego słów. Podziwiali Go także za to, że niko­

mu nie dał się przechytrzyć. Widzieli, jak Mistrz zastawiane na

, Siebie pułapki natychmiast rozpoznawał i udaremniał. Także

manifestująca się potęga demonów przestała ich przerażać, wi­

dzieli bowiem, że Mistrz uwalnia opętanych jednym słowem, jed-

i

background image

120

III. Żyjemy wymagające i pięknie

nym gestem. W uczniach Jezusa rosło więc poczucie pewności

i bezpieczeństwa.

Ogromne znaczenie miały również niezliczone cuda Jezusa.

Patrzyli na nie codziennie i nabierali przekonania, że są świad­

kami świtu ery mesjańskiej, zapowiadanej Abrahamowi i Ludowi

Wybranemu przez kilkanaście wieków. Królestwo Boże stawało

się na ich oczach czymś dotykalnym i oglądanym. A u podstaw

dopełniającej się Historii Zbawienia, i ponad nią, był Bóg Ojciec -

coraz bardziej poznany, bliski i miłujący najserdeczniej.

Nie jest to wszystko, co kształtowało nową świadomość ucz­

niów i apostołów Jezusa. Ale i wszystko inne też tchnęło wyjąt­

kowością, absolutną

nowością i gruntowało poczucie bezpie­

czeństwa. Może czasem wydawało się uczniom Jezusa, że jeszcze

trochę, a oderwą się i... wzlecą ponad to wszystko, co dotąd było

zwyczajne i naznaczone trudem.

I oto pewnego dnia Mistrz skonfrontował apostołów z najbliż­

szą przyszłością, która - w odbiorze i przekonaniu apostołów -

zdawała się nie mieć najmniejszej racji bytu. Pamiętamy, jak to

Piotr - gdy Mistrz zapowiedział własną mękę i śmierć - „uspokoił”

Jezusa, że nic mu nie grozi.

Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu

wyrzuty: Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie

(Mt 16, 22). Można się zatem łatwo domyślić, jaki to był dla aposto­

łów szok, gdy z ust Jezusa usłyszeli te oto słowa:

Oto Ja was posyłam

jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazi­

telni jak gołębie! Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was

wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet

przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na

świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się

0 to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam

poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch

Ojca waszego będzie mówił przez was. Brat wyda brata na śmierć

1 ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przy­

prawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imie­

nia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony

(Mt 10, 16-22).

Po wszystkich cudownych czynach i wzniosłych pouczeniach

usłyszeli apostołowie rzeczy niemieszczące się w ich wyobraźni.

background image

Posłani między wilki

121

Różne myśli zaczęły się kotłować w ich głowach. Może na pierw­

szy plan wybijało się pytanie pełne niedowierzania i żalu: „To jak

to jest, Panie? Po tym wszystkim, cośmy przy Tobie i z Tobą prze­

żyli, mamy być w końcu owcami rzuconymi na pożarcie wilkom?

Pozwolisz na to? Nie, to niemożliwe! Przecież

dotąd

uczestniczy­

liśmy niemal wyłącznie w Twoich oszałamiających sukcesach.

Patrzyliśmy na tłumy Tobą zachwycone, wiwatujące i gotowe

obwołać Cię królem Izraela. Dotąd rozpierała nas wielka duma.

Cieszyliśmy się, że właśnie nam przydarzyło się coś tak wielkiego

i jedynego w historii Izraela (a i ludzkości)... A

teraz,

co słyszymy,

co nam przepowiadasz?!”.

Dziś ogarniamy już całą paschalną drogę Jezusa. I lepiej wiemy,

jaką drogą będą podążać pokolenia wierzących w Jezusa Chry­

stusa. Nieco łatwiej oswajamy się z owym Jezusowym „potrzeba”:

A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wy­

wyższono Syna Człowieczego

(J 3, 14). Tak, trzeba było, żeby nasz

Zbawiciel jako pierwszy złożył Bogu Ojcu Ofiarę, pełną miłości

i niewyobrażalnej udręki. My dziś, może nieco „sprawniej” przyj­

mujemy do wiadomości, że tylko tak - zgodnie z wolą Ojca - mo­

gło, a przynajmniej tak dokonało się dzieło zbawienia wszystkich

ludzi.

Kto naprawdę idzie za Jezusem i chce mieć udział w Jego misji

zbawiania człowieka, niech nie spodziewa się drogi łatwej, miłej

i komfortowej. Niech raczej spodziewa się - choć niekoniecznie

w tak drastycznej postaci (choć kto wie) - tego, o czym mówi Je­

zus w rozważanej perykopie.

Nie miejmy złudzeń

Dożyliśmy takich czasów, które chlubią się (raczej rzekomą) to­

lerancją, rozkwitem nauk i wiedzy oraz ogromem życiowych wy­

gód i ułatwień, a jednocześnie na oczach świata wielce „oświeco­

nego” i wyemancypowanego, rok w rok, zabijanych jest (i to bez

większych protestów możnych tego świata) po sto kilkadziesiąt

tysięcy chrześcijan! - Dlaczego? Bo są Chrystusowi! Bo uwierzyli

background image

122

III. Żyjemy wymagająco i pięknie

Zbawicielowi łagodnemu jak baranek (a nie np. jakiemuś tyra­
nowi uzbrojonemu po zęby). Bo sami nie chcą zabijać i stosować

przemocy. Bo na swych sztandarach wypisują jedno imię: Boga
Żywego i Prawdziwego, który Siebie nie tylko objawił, ale i w wy­

bitny sposób udzielił we Wcielonym Synu, Jezusie Chrystusie.

Są i z dziwnym przyśpieszeniem dopełniają się takie czasy

(„złe dni”, por. Ef 5,16), które najprawdopodobniej i nas żyjących,
zdawać by się mogło, w polskim zaciszu wiary, będą coraz bardziej
zdumiewać, szokować i boleć. Trzeba być gotowym płacić za wiarę

w Jezusa Chrystusa coraz wyższą cenę. Wielu z nas, wierzących,

już wie, jaką cenę płacić trzeba choćby w niektórych (coraz licz­

niejszych) miejscach pracy, w dyskusjach pełnych wrogości i ata­
ków' na religię, na wiarę, na chrześcijaństwo, na Kościół, na kapła­

nów, na tradycję i kulturę zbudowaną na gruncie Ewangelii.

Co rusz pojawia się jakiś nowy atak, wychodzący a to od Rady

Europy, a to od Parlamentu Europejskiego, a to od takiego czy in­

nego

lobby,

a to od jednej czy paru partii i rodzimych polityków

(albo tak przekonanych, albo - co byłoby nawet bardziej podłe
- opłacalnie wysługujących się dyktatorom europejskiej popraw­
ności w różnych sferach życia).

Jezus mówił wtedy i dziś mówi do nas: Nie miejcie złudzeń. Nie

jesteście na pięknej wyprawie krajoznawczej. Odbywacie jedyną

w swoim rodzaju i niepowtarzalną podróż przez czas i ziemię do
wiecznego i w innym wymiarze zbudowanego Domu Ojca. W tej
podróży macie obok siebie serdecznych przyjaciół..., ale jedno­

cześnie zagrażają wam i atakują was duchy z gruntu złe; takie, któ­
rym Boska Miłość jest najzupełniej obca. Ich żywiołem stało się to,

by uwodzić, kłamać, nienawidzić, zabijać, a przynajmniej poniżać
to, co Bóg uczynił jako dobre (por. Rdz 1, 18. 25), a nawet „bar­
dzo dobre” (Rdz 1, 31). Bóg, jako „miłośnik życia” (por. Mdr 11,

26), ochrania, „nasyca dobrami” (por. Ps 103) i podnosi na wyższy

poziom to, co z miłości stworzył. Szatan zaś (ze swymi ziemski­

mi, jak ktoś ironicznie stwierdził, „akolitami”) stoi pod każdym
względem na antypodach Boskiej Miłości. Chciałoby się dopo­

wiedzieć: Nic na to nie poradzimy, ale swój rozum, a zwłaszcza

wiarę w zbawczą wszechmoc Boga mieć możemy i powinniśmy!

background image

„Kościół wojujący” - „polski w szczególności”

Jesteśmy dalecy od wyczerpania treści cytowanej Ewangelii. Po­
zostając zasadniczo przy jednym - także dziś szokującym i „gor­
szącym” - wątku Jezusowego pouczenia, przytoczę jeszcze słowa,

które Jan Paweł II, jeszcze jako kardynał, wypowiedział w roku

1976 w czasie wizyty duszpasterskiej w USA.

Z perspektywy minionego czasu można ujrzeć w jego słowach

rodzaj spełniającego się proroctwa: „Stoimy dziś w obliczu naj­
większej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie
przypuszczam, by szerokie kręgi społeczeństwa amerykańskie­
go ani najszersze kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie
z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji

między Kościołem a anty-Kościołem, Ewangelią a jej zaprzecze­
niem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Boskiej Opatrz­
ności. To czas próby, w który musi wejść cały Kościół, a polski
w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła.
Jest to w pewnym sensie test na dwutysiądetnią kulturę i cywi­

lizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami: ludzką
godnością, prawami osoby, prawami społeczeństw i narodów”
(za:

Encyklopedia

nauczania

społecznego

Jana

Pawła

II,

pod red.

ks. prof. Andrzeja Zwolińskiego, hasło:

Masoneria).

Benedykt XVI, w ostatniej fazie swojego pontyfikatu coraz

częściej i podstępniej atakowany, nie bez powodu przypomniał

jeden z coraz rzadziej używanych przymiotów Kościoła: „Pojęcie

Ecclesia militans

- Kościoła wojującego - nie jest dziś modne. -

W rzeczywistości jednak coraz lepiej rozumiemy, że jest prawdzi­
we, oddaje coś z prawdy. Widzimy, że zło chce opanować świat
i konieczne jest podjęcie walki ze ziem. Widzimy, że zło posługuje

się w tym wieloma sposobami: okrutnymi, uciekając się do róż­
nych form przemocy, ale też udaje dobro i w ten sposób narusza
moralne fundamenty społeczeństwa. Święty Augustyn powie­
dział, że cała historia jest walką dwóch miłości: miłości własnej, aż
do pogardzania Bogiem, i miłości Boga, aż do pogardzania sobą
w męczeństwie. My uczestniczymy w tej walce, a w walce ważne
jest mieć przyjaciół”.

Posłani między wilki

123

background image

124

III. Żyjemy wymagająco i pięknie

Ostatnia próba Kościoła

Pozostańmy w temacie, przywołując na zakończenie (raczej mało

obecny w świadomości wierzących) temat z Katechizmu Kościoła

Katolickiego (nr 675-677), noszący intrygujący tytuł

Ostatnia pró­

ba Kościoła.

Tekst nie jest ani „miły”, ani łatwy, ale warto skojarzyć

go z Jezusowym posłaniem chrześcijan (apostołów i nas) jak owce

między wilki.

„Przed przyjściem Chrystusa Kościół ma przejść przez końco­

wą próbę, która zachwieje wiarą wielu wierzących (por. Łk 18, 8;

Mt 24, 12). Prześladowanie, które towarzyszy jego pielgrzymce

przez ziemię (por. Lk 21,12; J 15,19-20), odsłoni «tajemnicę bez-

bożności» pod postacią oszukańczej rełigii, dającej ludziom po­

zorne rozwiązanie ich problemów za cenę odstępstwa od prawdy.

Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta,

czyli oszustwo pseudomesjanizmu, w którym człowiek uwiel­

bia samego siebie zamiast Boga i Jego Mesjasza, który przyszedł

w ciele (por. 2 Tes 2,4-12; 1 Tes 5, 2-3; 2 J 7; 1 J 2, 18. 22).

To oszustwo Antychrysta ukazuje się w świecie za każdym ra­

zem, gdy dąży się do wypełnienia w historii nadziei mesjańskiej,

która może zrealizować się wyłącznie poza historią przez sąd es­

chatologiczny. Kościół odrzucił to zafałszowanie Królestwa, na­

wet w formie złagodzonej, które pojawiło się pod nazwą mille-

naryzmu (Por. Kongregacja Św. Oficjum, dekret

De Millenarismo

[19 lipca 1944]: DS 3839), przede wszystkim zaś w formie poli­

tycznej świeckiego mesjanizmu, «wewnętrznie perwersyjnego#

(Por. Pius XI, enc.

Divini Redemptoris;

potępia w tej encyklice

«fałszywy mistycyzm* tej "karykatury odkupienia pokornych*;

Sobór Watykański II, konst.

Gaudium et spes,

20-21).

Kościół wejdzie do Królestwa jedynie przez tę ostateczną

Paschę, w której podąży za swoim Panem w Jego Śmierci i Jego

Zmartwychwstaniu (por. Ap 19, 1-9). Królestwo wypełni się więc

nie przez historyczny triumf Kościoła (por. Ap 13, 8) zgodnie ze

stopniowym rozwojem, lecz przez zwycięstwo Boga nad końco­

wym rozpętaniem się zła (por. Ap 20,7-10), które sprawi, że z nie­

ba zstąpi Jego Oblubienica (por. Ap 21, 2-4). Triumf Boga nad

background image
background image

Co będzie z nami - latoroślami?

W swoim nauczaniu Jezus często zaprasza najpierw do przyjrze­

nia się czemuś dobrze znanemu. Tak też jest w alegorii o krzewie

winnym i latoroślach, a czytamy ją we wspomnienie św. Brygi­

dy Szwedzkiej, jednej z patronek Europy. Wybrana na ten dzień

perykopa jest bardzo trafna - prosta i pełna znaczenia. Zawarte

w niej przesłanie zachęca, by powiedzieć nieco o problemach du­

szy Europy, którą toczą przyśpieszone procesy laicyzacyjne, gro­

żące niewyobrażalną katastrofą. Mówiąc to, mam na myśli choćby

przestrogę bł. Jana Pawła II, że Europa będzie chrześcijańska albo

jej w ogóle nie będzie. Tymczasem jesteśmy na najlepszej drodze

do ziszczenia się papieskiej przestrogi!

Dać się przenieść...

Najpierw popatrzmy na krzew winny i jego delikatne jednoroczne

przyrosty, zwane latoroślami... Co za miły widok... A gdyby tak

jeszcze wyobrazić sobie dojrzałe kiście winogron i poczuć smak

młodego wina... Ale na tych zmysłowych spostrzeżeniach nie wol­

no nam się zatrzymać. Mistrz z Nazaretu, jak zwykle, chce prze­

nieść słuchaczy w duchową rzeczywistość. Taka jest Jego misja:

być z nami, patrzeć na wszystko wokół i razem z nami wejść we

wzniosły świat ducha (odbijając się od rzeczy dobrze znanych),

często nazywany „Królestwem Bożym”.

A oto alegoria, poprzez którą Pan Jezus oświetli nasze relacje

z Nim, a także z Ojcem, uprawiającym krzew winny.

Ja jestem prawdziwym krzewem winnym

,

a Ojciec mój jest tym,

który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu,

odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła

background image

Co będzie z nami - latoroślami?

1

27

owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowie­
działem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwałl w was. Po­
dobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie - o ile

nie trwa w winnym krzewie - tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać
nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto

trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze
Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie
wyrzucony jak winna latorośl i uschnie.

/

zbiera się ją, i wrzuca do

ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was,

poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez

to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi
uczniami

(J15, 1-8).

W alegorycznym pouczeniu Jezusa jedno prawidło wybija się

na pierwszy plan. Jezus parokrotnie podkreśla, że gdy już raz -
w chrzcie świętym - doświadczymy wszczepienia w Jego Osobę
i w bezkresny świat Ewangelii, to odtąd winniśmy nieustannie i ze
wszystkich sił zabiegać o to, by w Nim trwać i nie dać się od Nie­

go odłączyć! To podstawowy imperatyw, którego powinniśmy się

trzymać, jeśli chcemy „przynieść owoc obfity”, a nie (marniejąc)
skończyć swój żywot w ogniu. Wobec takiej alternatywy zapewne

każdy przytomnieje i (już) wie, co chce wybrać. Tak, chcemy trwać

w Chrystusie i mocą więzi z Nim, jak najściślejszej, owocować.

Ale co to znaczy trwać w Chrystusie? Kościół - na gruncie

chrzcielnego Daru - gorąco zaleca „uprawianie” trzech cnót teo-
logalnych: wiary, nadziei i miłości. Te trzy akty winny utworzyć
najważniejszy nurt życia osobowego. Kto często wypowiada swoją

ufną wiarę w Jezusa Chrystusa i wciąż na nowo otwiera się na Jego

Miłość, a także ją odwzajemnia, ten na pewno, mocno i ściśle,

trwa w Chrystusie, a więc także we wszystkich dobrach i boga­

ctwach Jego Osoby. A dobrem najcenniejszym jest miłosna rela­

cja z Ojcem, współtworzona i ubogacana wielorakim działaniem

Ducha Świętego.

Przyjmijmy parę kontrolnych pytań. Czy i jak często odno­

szę się do Pana Jezusa w aktach serdecznej wiary, niezachwianej

nadziei, a także miłości - wzajemnej, czyli z Nim wymienianej:

przyjmowanej i odwzajemnianej? Jeśli odpowiedź wypadnie

background image

128

III. Żyjemy wymagająco i pięknie

stabo, to pytajmy dalej. Czego nie dostaje sztuce życia z pamięcią
o Najważniejszym? Skoro Święty i Jedyny jest w nas, a Trzy Boskie
Osoby są jakby „duszą naszych dusz” (por. J 14, 23), to dlaczego
nasza świadomość i pamięć nie dość nadążają (i dorastają) za on­
tycznym stanem Łaski?

Dużo wiedzą, ale są zagrożeni

Kto już ma trochę lat i pewne życiowe doświadczenie, ten wie,
że ludzkie życie jest tajemnicą. I nie da sobie wmówić, że bycie

człowiekiem jest banalnie proste! Wszyscy, wcześniej czy później,
zderzamy się z dostojnie zagadującą nas Tajemnicą, Najczęściej
i najbardziej niepokojąco (w pozytywnym znaczeniu) zagaduje
nas ona i prześwituje w sytuacjach granicznych: przy narodzinach

dziecka, w poważnej chorobie, nagle spadającym nieszczęściu, ka­
taklizmie, a najpóźniej - w obliczu zbliżającej się śmierci, własnej

czy kochanej osoby.

Myślę, że zwykłe wglądnięcie, amatorskie czy profesjonalne,

w złożoność, różnorodność i finezję procesów, które zachodzą
w żywych organizmach, wywołuje w nas podziw i zadumę oraz
serdeczny uśmiech do Pomysłodawcy. A jeśli ktoś nie potrafi od
razu się uśmiechnąć, to zapewne odczuwa wielkie przynaglenie,
by pytać o Sprawcę i Dawcę tych wszystkich cudnych rzeczy.
To prawda, nasze czasy - a dokładniej mówiąc, niektórzy bada­
cze i myśliciele - z jakichś dziwnych powodów próbują wmówić

innym, że nie ma sensu zadawanie takich oto pytań: „Dlaczego

w ogóle coś istnieje? Dlaczego we wszystkim, co jest, spostrze­
gamy olśniewający ład i celowość? Kto jest tego autorem?”. Gdy

milkniemy i z pokorą szukamy fundamentalnych odpowiedzi

na podstawowe pytania, to dość szybko domyślamy się Stwórcy,

który nie może być Kimś... mniejszym od nas! To trochę tak, jak
z dzieckiem lub, powiedzmy, Buszmenem, którzy rozkręcają ze­

garek lub komputer, badają, dociekają... i stwierdzają, że zrobił to
ktoś na pewno... głupszy od nich (może małpa lub stado piesków),

a może nawet owe „techniczne cudeńka” (dziś się mówi: bajery)

background image

129

Co będzie z nami - latoroślami?

same się poskładały (jakimś dziwnym i szczęśliwym trafem). No

i co można odpowiedzieć na naiwne twierdzenia dziecka lub czło­
wieka z innego stadium rozwoju cywilizacji? Nie wahajmy się za­

tem logicznie rozumować: Jeśli stwierdzamy u siebie świadomość,

rozum i wolność oraz zdolność kochania, to o ileż bardziej ma to
wszystko nasz Stwórca i Dawca.

Cóż poradzić? Mówienie od rzeczy należy do repertuaru

człowieczych... dokonań, zwłaszcza we wciąż poganiającej nas
nowożytności i współczesności. Pewno, że wbrew najbardziej
„oczywistej oczywistości” można - wbrew zasadom bytu i logiki -
zadeklarować: „Ja tym zasadom mówię NIE! Dlaczego? Po prostu,
«nie, bo nie»!”. Pismo Święte ma na tę okoliczność bardzo dosadne

stwierdzenie:

Mówi głupi w swoim sercu: Nie ma Boga

(Ps 14, 1).

Dosadne określenia:

głupi, głupota

pojawiają się w Biblii od 40

do... 215 razy! Na szczęście Biblii jeszcze nie ocenzurowano, choć

już tu i ówdzie widać pewne oznaki takich zapędów.

Nieco dygresyjnie dopowiem jeszcze parę zdań w obronie

mocnego języka w Piśmie Świętym. Tak jak nie ma sensu obrażać
się na słuszne i sprawiedliwe prawo, stanowione (także) przez lu­
dzi - i lepiej jest je zachowywać, niż ponosić karę za jego lekcewa­
żenie - tak też lepiej jest przyjąć z uwagą Bożą krytykę za głupotę,

niż ponosić jej fatalne skutki (w doczesności i wieczności)! A za­
tem otrzeźwieni i ośmieleni ostatnią myślą, przyjmijmy jeszcze tę

diagnozę:

Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali

Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc

na dzieła nie poznali Twórcy

(Mdr 13,1).

Zostawiając na boku kwestię głupoty, radujmy się mądrością

mądrych. Zapewne także przeczuwamy, jak za sprawą fundamen­
talnych pytań i duchowego zmysłu wyczuwającego osobową Ta­

jemnicę na „dnie” wszystkich rzeczy, odkrywamy, że niebywale

blisko sąsiadujemy z Bogiem. On wszystko przenika i niesie, także
nas. Różnymi językami mówią ludzie o swoim doświadczaniu ist­
nienia i obecności Boga. Inny jest język filozofów, inny poetów.

Za przykład ostatniego niech posłuży wiersz znakomitego poety,
M. R. Rilkego.

Drogocenni w oczach Doga - 9

background image

130

Bóg do każdego mówi raz, nim go stworzy,
potem w milczeniu razem opuszczają noc,
lecz słowa, nim się każdy zacznie,
te chmurne słowa brzmią:
Przez swoje myśli słany

idź aż na brzeg tęsknienia;
odziej mnie.
Spoza rzeczy rośnij pożarem,

by cienie jego rozpięte
zawsze mnie całkiem okryły.
Niech ci się wszystko przydarzy: piękno i przerażenie.
Trzeba tylko zawsze kroczyć: żadne uczucie

nie jest zbyt odległe.
Nie dopuść do naszej rozłąki.

Bliski jest kraj,
który nazywają życiem.
Poznasz go

po jego powadze.

Podaj mi dłoń.

III. Żyjemy wymagająco i pięknie

Pyszny proceder

Na tle religijnej wrażliwości poetów, a zwłaszcza ludzi Biblii i nie­

zliczonych wierzących, chciałbym powiedzieć krótko o dziwnym

postępowaniu tych, którzy coraz głębiej wglądają w złożone struk­

tury materii i przyrody, a jednocześnie godzą się na atrofię zdol­

ności poznawczych w odniesieniu do osobowej głębi człowieka.

Zdumiewa, że jedni w zgłębianiu tajników przyrody znajdują do­

datkowy powód do zachwytu Stwórcą, inni przeciwnie - zacho­

wują się tak, jakby ich odkrycia czynione wobec skomplikowa­

nych struktur materii i przyrody były tożsame z własnoręcznym...

stwarzaniem tych struktur! Zamiast zachwycić się Stwórcą, nie­

którzy, patrząc na Jego cudne dzieła, żądają uznania i chwały tylko

dla siebie i ewentualnie dla poznawanych rzeczy.

Przyznajmy: ten proceder (niektórych) ludzi nauki jest nie­

samowity. Czyż nie jest to niebywałe (i arcyniemądre), kiedy

odkrywcy bezceremonialnie zawłaszczają efekt pracy cudzego

background image

Co będzie z nami - latoroślami?

131

(Boskiego) geniuszu? Czasem zachowują się oni i mówią tak,

jakby sami, własną mocą, stworzyli to, co zaledwie - zresztą po

tysiącleciach - z wielkim trudem odkryli! Jak można, powołując

się na ścisłą naukowość, milczeć o Stwórcy i wręcz wątpić o Jego

akcie stwórczym?! Czy nie są to działania z gruntu fałszywe, kie­

dy próbuje się unieważnić, a nawet, o zgrozo, zanegować istnienie

głównego Projektanta, Stwórcy i Gospodarza? Takie zachowanie

jest czystym absurdem, zaś filozofia, kultura, cywilizacja i między­

ludzkie relacje, gdy są na nim budowane, podobne są do domu

zbudowanego na piasku. Taki dom, bez fundamentu i na sypkim

gruncie, musi - wcześniej czy później - runąć. Zaginęła już nie­

jedna cywilizacja budowana na bałwochwalczym samouwielbie­

niu człowieka. Jedynie nadymanie się pychą - rodem ze świata

zbuntowanych duchów - tłumaczy, skąd taka fatalna gotowość

u ludzi do przypisywania sobie atrybutów boskich (na początku

procesu zawłaszczania istnienia), aby za jakiś czas (na końcu tego

iście demonicznego procederu przeinaczania mowy bytu) mieć

siebie za nic, za przypadek, ba, absurd. I na tym nie koniec, gdyż

ostatnim zdaniem pychy jest nie jakieś realne ubóstwienie czło­

wieka (łącznie z zapewnieniem mu wiecznego istnienia), lecz ra­

dykalne poczucie daremności i znikomości własnego bytu...

Dziwna rzecz - kiedyś ludzie mieli o wiele mniej wiedzy

0 świecie przyrody, ale łatwiejszy dostęp do prawdy metafizycz­

nej. Na uniwersytetach, z definicji oddanych poznawaniu i głosze­

niu

całej prawdy

o świecie i człowieku, panował przez całe wieki

duch kontemplacji, zdumienia, podziwu i zachwytu - nie tylko

1 nie przede wszystkim wobec podmiotu poznającego (człowie­

ka), ale wobec Dawcy i Stwórcy, skrywającego się i zarazem obja­

wiającego Siebie poprzez wszystkie stworzenia. Dzisiaj - na wielu

uniwersytetach, będących coraz częściej zdobyczą nowej lewicy,

od kilkudziesięciu lat maszerującej przez instytucje - dawny duch

umiłowania prawdy i wolności ulega erozji. Badawcze działania

napędza już nie miłość do Prawdy, lecz raczej

pożądliwość gnoze-

ologiczna

(Karl Rahner). Zdobyta wiedza służy celom jedynie do­

raźnym, praktycznym. Koniec końców to bogaci i rządzący (coraz

bardziej skonsolidowani, wręcz oligarchiczni i chętnie chowający

background image

132

111. Żyjemy wymagająco i pięknie

się za parawanem demokracji!) chcą mieć z niej jak najwięcej ko­

rzyści, także w postaci coraz skuteczniejszych narzędzi dominacji
nad innymi (zobacz: totalna inwigilacja, metody bezwzględnego

„dyscyplinowania" tzw. mas, uzależnienie ludzi poprzez różne
przedsięwzięcia manipulacyjne, m.in. poprzez kontrolę nad żyw­
nością i środkami komunikacji, a nawet, wydaje się, nad błękitem

nieba, itd.).

Cała nadzieja w Jezusie

Jeśli trzeba, to dopowiem, że Bóg, Stwórca i Dawca świata, od

początku zachęcał, by ludzie

czynili sobie ziemię poddaną

(por.

Rdz 1, 28). Bóg wciąż zachęca ludzi - czyli nas, tak bardzo do
Niego podobnych - do wydobycia z Jego arcydzieła wszystkich

złożonych w nim możliwości... Jest to, jak sądzę, aż nadto oczy­

wiste, że wiedza, zdobywana przez ludzi z czystą intencją, niczym
Bogu nie uwłacza ani Mu... nie zagraża. Przeciwnie, zdobyta wie­

dza - przynajmniej u mądrych i pokornych - wywołuje zachwyt

i podziw dla geniuszu Stwórcy! Niestety, mniej mądrym i zmani­
pulowanym demoniczną pychą - nagromadzona wiedza - daje

podstawę (tak się im wydaje) do umniejszania Stwórcy, a nawet

do mówienia Bogu

nie!

Trudno nie skojarzyć takiego zachowania

z nazbyt rozkapryszonymi dzieciakami, które brykając, boczą się

na swoich rodziców, a każde ich polecenie traktują jako ograni­

czenie swobody i wolności. Zamiast TAK, mówią NIE!

W świecie skażonym grzechem - a więc naznaczonym jakimś

tępym i głupim rozmijaniem się ze Stwórcą - tylko Jezus widzi

rzeczywistość w sposób całościowy i prawdy. Tylko On potrafi au­

torytatywnie zrelatywizować wartość wszelkiej wiedzy i powie­

dzieć, że ponad wszystko liczy się nasza rozumna i serdeczna więź

z naszym Stwórcą i Ojcem. O tym właśnie mówi najważniejsze

przykazanie miłości (por. np. Mk 12, 30). W zestawieniu z abso­

lutną ważnością naszej życiodajnej więzi z Bogiem wszelka inna

wiedza jest

jak plewa, którą wiatr rozmiata

(Ps 1, 4), lub słoma

w ogniu wypróbowana (por. 1 Kor 3, 12n).

background image

133

Co będzie z nami - latoroślami?

Jezus Chrystus jest dla nas najważniejszym punktem odniesie­

nia. Jego znaczenie jest porównywalne z rolą fundamentu każdej

poważnej budowli.

Fundamentu nikt nie może położyć innego, jak

ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus

(1 Kor 3, 11).

Wobec Jego Majestatu wszelkie ideologiczne poprawności opadną
jak jesienne liście. Liczy się prawda tej przestrogi:

Cóż bowiem za

korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej du­

szy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?

(Mt 16, 26). Zachłystujących się możliwościami przemijającej do­
czesności Jezus uczciwie ostrzega, że lepiej jest nie zdobywać świa­
ta i wiedzy, gdyby jedno i drugie miało być użyte przeciw Bogu!

Jezus w odsłanianiu ładu właściwego ludzkiej osobie poszedł

jeszcze

dalej-,

powiedział ku zgorszeniu niektórych, że lepiej jest

odciąć sobie rękę czy nogę bądź wyłupać oko, gdyby miały być one

użyte do bałwochwalczego kultu stworzeń (por. Mt 5, 30; 18,6-9).

Jedna siła grawitacyjna

Tak, Jezusowa Dobra Nowina dla człowieka cały czas grawituje
wokół wspaniałości Boga Ojca i naszego związania się z Nim wię­
zami serdecznej przyjaźni. W alegorii z krzewem winnym i lato­
roślami też o to chodzi. Mamy wciąż na nowo uświadamiać sobie,

że Bóg ze swej strony czyni dla nas niewyobrażalnie dużo. On
wszystko powołuje do bytu i czyni z tego hojny dar! A naszym za­
daniem jest, żebyśmy, w ciągu kilkudziesięciu lat życia, „narodzili

się z Ducha” (por. J 3, 5-8) i świadomie zaczęli istnieć przed Obli­
czem Boga. To znaczy

wobec

Niego,

ku

Niemu, z Nim i

dla

Niego.

Jak Jezus ma nas do tego przekonać, zważywszy na różny po­

ziom słuchaczy? Po prostu, przynajmniej dzisiaj, każe długo wpa­
trywać się w krzew winny i latorośle, aby zrozumieć zachodzą­
ce w nim zależności i podstawowe warunki trwania, kwitnienia

i obfitego owocowania... A potem każe nam Jezus te wychwycone

zależności

i

prawa

przenieść na nasz związek z Nim. Tak, z Nim,

bo to On ma misję od Ojca, by szczęśliwie doprowadzić nas do
Jego Domu.

background image

134

111. Żyjemy wymagająco i pięknie

I końcowy akcent. Jeśli nasza lektura Ewangelii nie ma być byle

jaka, to starajmy się - może za każdym razem z szacunkiem ją ca­
łując - poczuć smak Inności Jezusa. Często i żywo zdawajmy sobie

sprawę z tego, że Jezus - przez kilka wieków zapowiadany i żar­

liwie jako Mesjasz oczekiwany - przyszedł naprawdę; przyszedł

„z góry” (por. Ef 4, 8), „z wysoka” (por. J 8,23) - od Boga Stwórcy

i Ojca. A przyszedł właśnie po to, żeby otworzyć przed nami Boski

horyzont wieczności i „oswoić” nas z Kimś Niepojętym, trzykroć

Świętym, a jednocześnie myślącym o nas najczulej i najserdecz­

niej (por. Iz 49,15).

Częstochowa, 29 lipca 2012 r.

background image

Olśniewająca optyka daru - i co jej zagraża?

Słowo Boże niejednokrotnie uświadamia nam, że powołanie i mi­
sja proroka czy apostoła zawsze wyrastają z Bożego daru. Powoły­
wanych ludzi, przed posłaniem z misją, Bóg najpierw obdarowuje
głębszym wniknięciem w Jego Tajemnicę. Inaczej mówiąc, powo­
łani wpierw oglądają Chwałę Boga. Doświadczenie oglądania Boga

i olśnienia Nim - zapewne różne co do sposobu i stopnia - po­
zwala powoływanym i posyłanym podjąć trudy związane z misją.

Fascynacja i święte drżenie

Oto opis powołania Izajasza: W

roku śmierci króla Ozjasza ujrza­

łem

Pana,

siedzącego

na

wysokim

i

wyniosłym

tronie,

a

tren

Jego

szaty

wypełniał

świątynię.

Serafiny

stały

ponad

Nim;

każdy

z

nich

miał

po

sześć

skrzydeł.

I

wołał

jeden

do

drugiego:

Święty,

Święty,

Święty

jest

Pan

Zastępów.

Cała

ziemia

pełna

jest

Jego

chwały.

Od

głosu

tego,

który

wołał,

zadrgały

futryny

drzwi,

a

świątynia

napeł­

niła

się

dymem.

I

powiedziałem:

Biada

mi!

Jestem

zgubiony!

Wszak

jestem

mężem

o

nieczystych

wargach

i

mieszkam

pośród

ludu

o

nie­

czystych

wargach,

a

oczy

moje

oglądały

Króla,

Pana

Zastępów!

Wówczas

przyleciał

do

mnie

jeden

z

serafinów,

trzymając

w

ręce

węgiel,

który

kleszczami

wziął

z

ołtarza.

Dotknął

nim

ust

moich

i rzekł: Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana, zgła­

dzony

twój

grzech.

I

usłyszałem

głos

Pana

mówiącego:

Kogo

mam

posłać

?

Kto

by

Nam

poszedł

?

Odpowiedziałem:

Oto

ja,

poślij

mnie!

(Iz 6, l-2a. 3-8)

Z powyższego opisu wnosimy, że Bóg dał Izajaszowi widzenie

swojej Chwały - niewyrażalnego Majestatu i Piękna. Niebiańskie
duchy, przejęte chwałą Pana, wołały jeden do drugiego: „Święty,

background image

U6

III. Żyjemy uymagająco i pięknie

Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały” Na

widok odsłoniętej chwały Boga Izajasz poczuł się zatrwożony. Od­

czuł świętą trwogę, która i jemu kazała wołać: „Biada mi! Jestem

zgubiony!” Izajasz, patrząc na Boga, aż nadto dobitnie zdał sobie
sprawę z tego, jak jest grzeszny i nieczysty. To Bóg w symbolicz­

nym geście oczyścił Izajasza.

Przeżycie wspaniałej wizji chwały Boga naznaczyło Izajasza na

resztę życia. Czuł się bardzo obdarowany. Wewnętrznie odmie­

niony i mocny

darem

mógł powiedzieć Bogu, który szukał świad­

ka lego Boskiej świętości: „Oto ja, poślij mnie!”

Jeden z autorów wyznaje, że kiedyś Izajaszowa wizja, zwłaszcza

to nieustanne wołanie:

święty

,;

święty...,

zniechęcała go. Ale „po­

tem - jak pięknie zauważa - zrozumiałem: wszystkie ptasie kon­

certy i wszystkie wielkie tajemnice materii, ludzką mądrość i do­

broć, wszystkie kolory roku, ziemi i nieba, i jeszcze puchaty śnieg,

w którym każda gwiazdka zawsze jest inna, chociaż liczba ich jest

nieprzeliczona, wszystkie biologiczne cudeńka i cała oszalała roz­

rzutność życia na równi z tajnikami ludzkiej świadomości - prze­

cież w końcu to nic innego, jak rozszczepione w tęczę pryzmatu

światło Izajaszowego widzenia: «święty, święty, święty jest Pan...».

I cokolwiek na kalekiej ziemi może być rozpoznane jako chwała

Pana, jest równocześnie także olśnieniem i wciąż inną obłędną

radością ludzi: ostatnią rzeczą, która mogłaby się znudzić” (T. Ży-

chiewicz w komentarzu do Ewangelii wg św. Łukasza, s. 58).

Serafini z Izajaszowej wizji najwyraźniej nie są znudzeni czy

zniechęceni. Ich wołanie

święty

;

święty

płynęło z oczarowania

Chwałą Pana Jahwe. Także Izajasz, widząc majestat i piękno Boga,

przeżywał fascynację i święte drżenie. Oglądanie Boga obdarowa­

ło go i naznaczyło tak bardzo, że z reszty życia chciał uczynić dar

dla Boga. Był gotów podjąć i wypełnić powierzoną mu przez Boga
misję.

Powołanie Piotra dokonało się w innej scenerii, bardziej ziem­

skiej i uchwytnej, ale jest ono również, by tak rzec, imponujące. Kto

zechce, może samodzielnie to rozważyć i dokonać porównania.

Zdarzyło się raz, gdy tłum cisnął się do Jezusa

,

aby słuchać słowa

Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, że zobaczył dwie łodzie

,

I

background image

Olśniewająca optyka daru - i co jej zagraża?

137

stojące przy brzegu, rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedł­

szy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby

nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy

przestał mówić, rzekł do Szymona: Wypłyń na głębię i zarzućcie

sieci na połów. A Szymon odpowiedział: Mistrzu, przez całą noc

pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę

sieci. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci

ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w drugiej ło­

dzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli i napełnili obie łodzie,

tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezu­

sowi do kolan i rzekł: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek

grzeszny. I jego bowiem

,

i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie

wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana,

synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus

rzekł do Szymona: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił. I przy­

ciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim

(Łk 5 , 1 - 1 1 ) .

Nasze olśnienie Bogiem?

Może w tym momencie wypada zapytać: Czy my także przeżywa­

my olśnienie Bogiem? I wjakim stopniu? Na ile darmowość, tak

Bogu właściwa, a objawiona w pięknie stworzeń, zwłaszcza w Je­

zusie Chrystusie, jest dla nas stałym horyzontem, w którym po­

ruszamy się, zdumiewamy, myślimy i podejmujemy decyzje oraz

działamy?

Taka jest obiektywna prawda, że czy tego chcemy, czy nie, czy

o tym wiemy i pamiętamy, czy nie, to i tak zawsze żyjemy z Bożego

daru. I zawsze naprzeciwko siebie mamy Boga, który choćby tylko

w pośredni sposób (w swoich dziełach) olśniewa nas swym pięk­

nem, potęgą i innymi przymiotami.

Izajasz, a także dwaj inni bohaterowie (Piotr i Paweł z czytań

w 5. Niedzielę Zwykłą), uświadamiają nam wielkie prawo życia

duchowego i religijnego. Mówi ono o tym, że rodzimy się ducho­

wo, gdy pojawia się w nas świadomość Bożych obdarowań. Nie­

background image

138

ustannie odradzamy się do życia pełnego sensu, gdy pogłębia się

i

w nas zdolność postrzegania niezliczonych Bożych dobrodziejstw.
Z ciągłej pamięci o obdarowującej nas miłości Boga rodzi się w nas

i narasta pragnienie, by całe nasze życie - zamiary, decyzje i czy­
ny, jak powie św. Ignacy l.oyola - było hojną i wielkoduszną od­
powiedzią na Boży dar, na ]ego miłość do nas. Gdy przynaglamy

siebie samych (czy także naszych bliźnich) do

odpowiedzialności,

j

to mamy na uwadze właśnie wejście w logikę wzajemności, spot- :
kania, dialogu, a nade wszystko daru. Człowiek odpowiedzialny
dostrzega Boże obdarowania i odpowiada na nie coraz pełniej, j

gdy sam staje się darem dla Boga i dla innych.

j

Zagrożona optyka daru i autentycznych olśnień

Przywołana tu optyka daru staje się w naszych czasach dobrem,

zda się, deficytowym. I nie jest tak z winy Boga, lecz z naszej. To

nie Bóg mniej nas obdarowuje, ale to nam (w Polsce, w Europie

i nie tylko), wyrosłym z wielowiekowej kultury chrześcijańskiej,
przydarza się rzecz straszna. Można ją przyrównać chyba tylko do

tego, co przydarzyło się Żydom oczekującym Mesjasza. Oto oni,

wybrani przez Boga i przez wieki czekający na spełnienie Jego

wielkiej obietnicy mesjańskiej, odrzucili Chrystusa, gdy Ten stanął

pośród nich. Zawiedli w chwili dla nich rozstrzygającej (oczywi­

ście nie wszyscy; także i tu pojawia się „Święta Reszta”, zawsze tak

droga Bogu wielkiego Objawienia i najwspanialszych obietnic).

Rzeczywiście, coś podobnie dramatycznego (i poniekąd nie­

pojętego) dzieje się w minionym i obecnym wieku w Europie (co­

raz mniej) chrześcijańskiej. Ci, którzy najwięcej zostali obdarowa­

ni przez Syna Bożego (i też przez wieki dawali tak wspaniałą od­

powiedź wiary, ewangelizacji narodów), zapominają o Bogu Ojcu,

przeczą Jego istnieniu, a nawet rozpętują wojujący ateizm (dziś

jeszcze w formie na ogół zawoalowanej, choć coraz bardziej doleg­

liwej i bezczelnej). Ta duchowa sytuacja, rozdzierająca serce euro­

pejskiej kultury i ciągnąca całe narody w dół, ku degrengoladzie

widocznej na różnych płaszczyznach, oddziaływa także na nas.

111. Żyjemy wymagająco i pięknie

background image

Olśniewająca optyka daru - i co jej zagraża?

139

Możemy się bronić (nie lękając się pomówień o przesadną de-

fensywność i obwarowywanie się wysokimi murami twierdzy) po­
przez trwanie mocno w wierze. Trzeba nam też jasno zdawać sobie

sprawę także z tego, co bodaj najmocniej godzi w serce czy istotę

religii i wiary. Jeśli sercem religii jest świadomość bycia radykalnie
zależnym i hojnie przez Stwórcę obdarowanym, to odebranie tej
świadomości jest jak zawal serca. Staje serce i wstrzymany zosta­
je życiodajny krwiobieg. Duchowo obumierają pojedyncze osoby

i cale społeczeństwa. Człowiek przestaje wiedzieć, kim tak na­
prawdę jest i w czym, w Kim jest jego spełnienie. A mówiąc kon­
kretniej, może jest i tak, że to zawrotnie szybki rozwój naukowo-

-techniczny bierze człowieka w niewolę i narzuca jednostronne,
cząstkowe widzenie siebie i rzeczywistości. Człowiek zachodniej
cywilizacji pada ofiarą własnego jednostronnego rozwoju, do­
świadczając czegoś w rodzaju bezwzględnego dyktatu. Coraz bar­

dziej przetworzony świat, ogrom wydobytych z niego możliwości,
działa zniewalająco. Wiele osób zamiast wiernie trwać w posta­

wie adoracji wobec Stwórcy i Dawcy wszelkiego dobra, zwraca
się w zachwycie ku sobie samym i wytworom swoich rąk (por.

Ba 6, 50; Rz 1,21-23).

Słowo Boże nas nawraca

Bogu dzięki, także dzisiaj nie brakuje proroków i myślicieli ani
licznych wspólnot osób mocno wierzących, które nie dają się
wciągnąć w tryby machiny materialnego rozwoju. Sami pozostając
„stróżami poranka”, oczekującymi Przyjścia Pana, składają świa­
dectwo o nadprzyrodzonej godności człowieka i gorąco zachęcają,

by ludzie nie godzili się na dyktat cywilizacji, która wszystko pod­
daje prawom rynku - samego tylko handlu i harówki oraz niepo­

hamowanego używania.

Przyznam się, tę

harówkę

wziąłem, na zasadzie przypomnie­

nia i skojarzenia, z pięknego wiersza G. M. Hopkinsa SJ. Jest on

(wiersz) na początku pełen „blasku Boga”, w środku dominuje

smutek z powodu handlu, który wszystko pokalał, i harówki, która

background image

s

140

NI. Żyjemy wymagająco i pięknie

wszystko powalała. Finał tchnie „olśnieniem świeżym” i nadzieją,

które; sprawcą jest „Jasnoskrzydły” Duch święty.

świat nasz jest nasycony świetnym klaskiem Boga.

Ten blask chciałby * wybuchnąć jak błysk złotych listków;

Wzbiera, tłoczy się, sączy oliwą kroplistą

Na nas. Czemu więc ludzkość jest dziś /emu wroga?

Wciąż idą, idą pokolenia pogan;

Pokalał wszystko handel i harówka wszystko

Powalała; brud ludzki oblepia świat ślisko;

Ziemi nagiej nie czuje dziś obuta noga.
A mimo to natura jest niewyczerpana;

W głuchych głębiach wszechrzeczy śpi olśnienie świeże;

I choć glob na zachodzie czarna czeluść wchłania,

Spójrz, brzask bryzga nad wschodu rumiane rubieże -

Jasnoskrzydły Duch Święty ogrzewa, osłania

Pisklę-świat piersią świtu i ach! światła pierzem

6

.

Prorocy naszych czasów przypominają, że ziemia w zamyśle

Stwórcy jest dana jako środowisko życia i całościowego rozwoju,

który swój początek ma w poczęciu i narodzinach, a spełnienie

w wiecznym Królestwie Boga. Ziemia nie jest tyko po to, żeby się

w nią wwiercać i ją eksploatować! Ten, który ją pomyślał i stwo­

rzył, wpisuje w nią przede wszystkim swoją wielką i czułą miłość

do człowieka. Ziemia zapośrednicza i konkretnie wyraża miłość

Boga do nas, ludzi. W związku z tym nie wolno nam świata pro­

fanować, tzn. widzieć w nim jedynie zespół użytecznych energii...

Owszem, świat jest i tym, ale nie tylko tym i nie przede wszystkim!

Świat jest nade wszystko słowem Stwórcy do nas, jak też, w pew­

nej mierze, Jego słowem o Sobie samym!

To słowo jest brzemienne treścią i wspaniałe. Żeby je usłyszeć

i nim się radować, potrzeba nam odpowiedniego rytmu zatrzy­

mań i uciszeń. Dopiero w ciszy pełnej uważności i zadumy, na

modlitwie, oczywiście także w świętej liturgii - słowo Stwórcy

brzmi w sposób pełny i osobisty.

To dobrze, że słowo Boże wciąż na nowo i w różny sposób

przypomina, że dana nam doczesność nie jest jedynie rynkiem

i

i

i
i
I

6

Gerard ManJey Hopkins,

Wybór poezji,

tł. S. Barańczak, Kraków 1981, s. 47.

background image

Olśniewająca optyka daru - i co jej zagraża?

14 j

dla handlarzy i halą fabryczną dla przemysłowców. Wszechświat,
a w nim nasza planeta, jest miejscem świętej obecności Stwórcy.

Bezkresny kosmos i ziemia to fanum - świątynia, w której czło­
wiek spotyka Boga i nawiązuje z Nim intensywną relację.

Kontemplacyjnej postawy wobec Bożych dzieł uczmy się od

Psalmisty, który tak mówi o swojej tęsknocie i uważnym wypatry­
waniu Boga:

Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam;
Ciebie pragnie moja dusza,
za Tobą tęskni moje ciało,

jak ziemia zeschła, spragniona bez wody.

W świątyni tak się wpatruję w Ciebie,
bym ujrzał Twoją potęgę i chwałę (Ps 63,2-3).

Mamy nadzieję, że także dzisiaj przemawiają do nas ludzie po­

dobni do Izajasza i jak on odmienieni oglądaniem chwały Boga.

Prośmy gorąco Boga, by także dzisiaj wielu Szawłów zwal­

czających Chrystusa i Jego Ciało (Kościół) stawało się Pawłem,

który z prześladowcy stał się wielkim świadkiem Dobrej Nowiny

0 Zmartwychwstaniu Jezusa i naszym. Niech nam wszystkim,

jak Piotrowi, przytrafiają się obfite połowy ryb, w których Pan

Jezus objawia swą Boską moc i Boską miłość do nas, słabych

1

grzesznych...

Częstochowa, 10 lutego 2013 r.

background image

„Weźcie Moje jarzmo na siebie”

W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: Wysławiam Cię, Oj­
cze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roz­

tropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było
Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie

zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu
Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni
i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na sie­

bie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znaj­
dziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słod­
kie, a moje brzemię lekkie (Mt 11,25-30).

Każde z powyższych zdań to prawdziwa rewelacja, a zara­

zem naprawdę dobra nowina dla nas! Od uważnego wsłuchania

się w choćby jedno zdanie powinno się zrobić jaśniej i radoś­

niej. Mowa Jezusa Chrystusa ma taką moc! Spróbujmy się o tym

przekonać.

Jarzmo - właściwie czyje?

Zatrzymajmy się nieco przy tym zdaniu, tyle razy słyszanym:

Weź­

cie Moje jarzmo na siebie. Czy

nie jest zastanawiające, że Pan Jezus,

przynajmniej tym razem, wcale nie mówi: „Niech każdy człowiek

bierze na siebie

swoje

jarzmo”? Sądzę, że wcale by nas to nie za­

skoczyło, gdyby tak powiedział. Mamy bowiem w pamięci inne

Jezusowe pouczenie:

Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze

samego siebie, niech weźmie krzyż

swój

i niech Mnie naśladuje

(Mt 16, 24). Tym razem Jezus mówi wyraźnie i jednoznacznie:

Weźcie Moje jarzmo na siebie.

A zatem

Moje

, czyli

Jego

jarzmo!

background image

Odpowiedzmy sobie szczerze: czy i ile razy zwróciliśmy na to

uwagę? Przypuszczam, że tylko nieliczni (mogę się oczywiście my­

lić) - z błyskiem w oku - spostrzegają, co Jezus powiedział i jaki

w tym jest ładunek dobrej nowiny. Najczęściej słyszymy po prostu

to, że trzeba się „czymś” obarczyć i dźwigać! To jest prawda, ale

jakąż różnicę czyni proste spostrzeżenie, że Jezus prosi i nalega,

byśmy zechcieli obarczyć się Jego jarzmem (oczywiście nie całym,
ale jakąś cząstką).

Jeśli często bywa tak, jak powiedziałem, to idąc tym tropem,

warto zapytać, czy nie jest to wynik przemożnej w nas skłonności,

żeby wszystko zawłaszczać i czynić

swoim!

Wyłącznie swoim - bez

odniesienia do Dawcy, do Boga Ojca! Jest to właściwie przejaw

fundamentalnie grzesznej postawy w nas, że wszystko, co jest da­

rem Stwórcy, gotowi jesteśmy (bez zmrużenia oka - bez poczucia

niestosowności i winy) zawłaszczyć. I tak przywłaszczamy sobie

i zawłaszczamy najpierw istnienie, będące najważniejszym darem

od Tego, Który jako jedyny JEST! Na ogół przebyć musimy dość

długą drogę nawrócenia, by spokornieć i z wielką wdzięcznością
przyjmować od Stwórcy dar życia doczesnego i - jak zapewnia nas

wiara, szczególniej sam Zmartwychwstały Pan - wiecznego istnie­

nia. Pozostawmy jednak ten ważny wątek, traktując go w obecnym

rozważaniu jedynie pomocniczo, jako szersze tło dla wyjaśnienia

odruchu zawłaszczania!

Właśnie poczynione na początku spostrzeżenie każe zastano­

wić się i uznać, że nie słyszymy tego, co mówi Pan Jezus, ponieważ

czym prędzej wszystko zawłaszczamy, także dźwigane „jarzmo”,
a więc wszelkie trudy życia, cierpienia i to wszystko, co zbiorczo

nazywamy

naszym krzyżem

. Zanim powiemy o jarzmie czy krzy­

żu

moje, mój

, wpierw trzeba przyjąć do wiadomości (i tym się

bardzo uradować!), że „jarzmo” (krzyż) przez nas w życiu dźwi­
gane jest

najpierw i przede wszystkim

jarzmem (krzyżem) Jezusa

Chrystusa!

Powyższe spostrzeżenia mają prawo dziwić i szokować. Mogą

się komuś wydać podejrzane czy (mówiąc kolokwialnie) lekko na­
ciągane. Gdyby tak było, trzeba by protestować... Myślę jednak, że

„złagodniejemy” i bardzo się uradujemy, gdy z całą wyrazistością

„Weźcie Moje jarzmo na siebie”

143

background image

144

Ul. tyjemy wymagająco i pięknie

i mocą zdamy sobie sprawę z tego, że my, ludzie - jako osoby Bogu
podobne - w wyjątkowy sposób jesteśmy

stworzeni przez Chry­

stusa, w Nim i dla Niego.

Te Pawiowe przyimki: „przez”, „w”, „dla"

- z upodobaniem powtarzane - nie są pustosłowiem, lecz opisują

Rzeczywistość, do której on ma pełniejszy dostęp.

W tym miejscu warto by przeczytać trzy pierwsze rozdziały

Listu do Efezjan, by sobie przypomnieć, jak bardzo i pod każ­

dym względem jesteśmy owocem i dziełem miłosiernej miłości
Boga Ojca, objawionej nam w Chrystusie. W Liście do Kolosan

św. Paweł wyraził tę Rzeczywistość w sposób bardzo syntetycz­

ny:

Z radością dziękujcie Ojcu

,

który was uzdolnił do uczestnictwa

w dziale świętych w światłości. On uwolnił nas spod władzy ciem­

ności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym

mamy odkupienie

-

odpuszczenie grzechów. On jest obrazem Boga

niewidzialnego

-

Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo

w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co

na ziemi

,

byty widzialne i niewidzialne, czy Trony, czy Panowania,

czy Zwierzchności, czy Władze. Wszystko przez Niego i dla Niego

zostało stworzone

.

On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma

istnienie (Kol

1,12-17).

Z powyższych przypomnień wynika, że człowiek (każdy) i hi­

storia (cała) - to przede wszystkim Boża Sprawa. Sprawa Ojca

i Syna oraz Ducha Świętego! To Ci Trzej - zjednoczeni jedną Boską

naturą - stwarzają rzeczy piękne i dobre, a nawet „bardzo dobre”

(por. Rdz 1, 31). Ziemia, wszechświat, człowiek stworzony jako

mężczyzna i niewiasta - „to wszystko” jest Ich dziełem, Ich ra­

dością, Ich brzemieniem i Ich jarzmem! A nas Jezus prosi jedynie

o to: „Weźcie na siebie cząstkę Mojej Sprawy”. Prosi, zwracając się

indywidualnie do każdego z nas: „Pozwól, mój drogi, moja droga,

obarczyć się cząstką Mojego brzemienia. Pomogę ci. Nie będziesz

sam. Nie zostawię cię samej. Zobaczysz, że to Moje jarzmo okaże

się dla ciebie słodkie, a brzemię lekkie”

I tu uwaga: jeśli jarzmo, które na co dzień nosimy, jawi się nam

jako (nazbyt) gorzkie i beznadziejne (pozbawione nadziei na trwa­

łe dobro wieczne), to najprawdopodobniej, a nawet na pewno, nie

jest to jarzmo przyjęte

od

Chrystusa

i jako

Chrystusowe! Owszem,

background image

„Weźcie Moje jarzmo na siebie”

145

to jarzmo życia, które wszyscy czujemy na barkach, ostatecznie

pochodzi od Jezusa Chrystusa. On je nam nakłada i firmuje swym

autorytetem, jednak wielką różnicę czyni to, czy przyjmujemy je

z Jego ręki, czy z niewiadomej, może wrogiej. Jest to raczej oczywi­

ste, że życiowe jarzmo samo z siebie (nigdy) nie stanie się słodkie,

a brzemię - lekkie. Tę przemianę może sprawić tylko Boży Syn -

Zbawiciel, a czyni to, zarówno dotykając serca swą łaską, jak też

cierpliwie tłumacząc, że On doskonale wie, jak (genialnie i bosko)

wkomponować je i spożytkować w dziele zbawienia pojedynczej

osoby i wszystkich ludzi.

Jarzma czy brzemiona przyjęte (ot tak, zwyczajnie) od świata

i po światowemu mają prawo okazywać się gorzkie i nieznośnie

ciężkie. I same te odczucia to jeszcze pół biedy; najbardziej nie­

bezpieczne i w skutkach beznadziejne jest przyzwolenie na to, by

(bez)sens dźwiganych jarzem i brzemion objaśniał nam Szatan -

wróg ludzkiej natury. Kłamca i zabójca (por. J 8, 44) nie objaśni

nam żyda w sposób prawdziwy i życzliwy. Jeśli na samego Boga

Stwórcę - będącego najwyższym Dobrem i źródłem Miłośd - od

początku dziejów, rzuca kłamliwie oskarżenia, to jak może wy­

glądać jego „prawda” na temat wpisanych w ziemskie bytowanie

brzemion i jarzem!

Jedynie Jezusowe jarzmo - przez Niego dane i zadane, przez

Niego też objaśnione - niezawodnie okazuje się, zgodnie z Jego
solenną obietnicą, jarzmem słodkimi Miłym! Pełnym sensu! Twór­
czym i owianym wielką nadzieją...

Wszystko w gestii

Jezusa

Pewno wszystkim nam zagraża takie niebezpieczeństwo, że Jezusa

Chrystusa traktujemy nie dość poważnie, jakby z przymrużeniem

oka... Bywa tak, że Go wyznajemy i głosimy, a jednak nie zważamy

na Jego nauczanie; nie bierzemy na poważnie Jego obietnic i tego,

co mówi On o drodze wiary i moralności, która wiedzie do Życia

wiecznego i prawdziwego!

Drogocenni w oczach Boga - 10

background image

III. Żyjemy wymagająco i pięknie

146

Naszą uważność i najwyższy szacunek wobec Jezusa Chry­

stusa niech rozbudza świadomość tego, że Ojciec przekazał Mu

naprawdę wszystko! Nie potrzebując ludzkich świadków (por.

J 5» 37; $, 14) i potwierdzeń, uroczyście oświadcza i objawia:

Wszystko przekazał Mi Ojciec.

Tak, wszystko jest w ręku Jezusa

Chrystusa. Wszystko jest w Jego gestii. Ojciec dał Mu naprawdę

wszystko; niczego Sobie nie zastrzegł, nie zarezerwował do wy­

łącznie własnej dyspozycji.

Wolno zatem powiedzieć, że oto... jednemu z nas, ludzi - Je­

zusowi z Nazaretu, zjednoczonemu z Boską Osobą Syna - Bóg

Ojciec przekazał wszystko. A przy tym najważniejsze jest dla nas

to, że wolą i Ojca, i Syna jest wprowadzić nas, ludzi,

wgłęb

życia

Boskich Osób! By dać nam udział w Ich chwale i szczęściu.

Tylko Ojciec..., tylko Syn...

Nie starając się podjąć wszystkich słów-skarbów zawartych w roz­

ważanej perykopie, przyglądnijmy się jeszcze paru zdaniom. Są

one krótkie, precyzyjne i wielkiej wagi. Dowiadujemy się z nich,

na jakiej „zasadzie” dokonuje się nasze wchodzenie w głębokie

poznanie Boga.

Nikt też nie zna Syna

,

tylko Ojciec

>

ani Ojca nikt nie zna, tyl­

ko Syn

,

i ten

,

komu Syn zechce objawić.

Bez zbędnych dywagacji

powiedzmy, że Ojciec żywi wielkie pragnienie, by pociągać nas

do Syna i nam Go objawiać. Także Syn - z wielką pasją i miłością

- pragnie odsłaniać nam Twarz i Serce Ojca. Byleśmy tylko nie

stawiali przeszkód. A przeszkody bywają różne, a zatem i rozwa­

żanie mogłoby nam się rozrosnąć. Zamiast tego chcę powiedzieć,

że warto inwestować czas i inne środki w swoje życie duchowe,

czyli w swoje podstawowe relacje: z Bogiem, z bliźnimi, z sobą sa­

mym, a także z otaczającym nas światem przyrody i rzeczy wytwa­

rzanych przez twórczą myśl ludzi...

Może tu „zareklamuję” rekolekcje w ogóle, a rekolekcje igna-

cjańskie w szczególności. Na moim blogu: http://osuch.sj.deon.pl/

dzielę się różnymi rzeczami, własnymi i cudzymi. Naprowadzając

background image

„Weźcie Moje jarzmo na siebie”

147

na

Ćwiczenia duchowne

św. Ignacego Loyoli, posługuję się jego

własną „recenzją” Brzmi ona, może powie ktoś: mało pokornie

(jednak pokora to prawda): „Ćwiczenia duchowne są najlepszą

rzeczą, jaką w tym życiu mogę sobie pomyśleć i w oparciu o do­

świadczenie zrozumieć, aby człowiek mógł i sam osobiście sko­

rzystać, i wielu innym przynieść owocną pomoc i korzyść”. Święci

z definicji są pokorni, a to znaczy m.in., że jeśli o czymś orzekają

i brzmi to emfatycznie, to rozstrzygająca jest zgodność tego, co

twierdzą, z rzeczywistością. Święty Ignacy mógł tak powiedzieć

o swojej rewelacyjnej książeczce zapewne także dlatego, że wie­

dział, Komu ją zawdzięcza.

Rekolekcje, będące czasem ciszy, skupienia, modlitwy i me­

todycznego wglądania w siebie i sprawy Boże, bodaj najwydat­

niej pomogą dość dokładnie zidentyfikować główne subiektywne

przeszkody, o które się potykamy w naszej drodze zbliżania się

do Boga. I więcej, taki czas - dzięki obfitej łasce Bożej i otwarciu

się na nią - pozwala owe przeszkody nie tylko dojrzeć i nazwać po

imieniu, lecz także przezwyciężyć, ominąć czy z drogi usunąć...

Zaproszenie do rekolekcji może brzmieć jeszcze bardziej obiecu­

jąco. To objawiająca się nam w Jezusie Miłość Boga Ojca, a nam

osobiście w nadmiarze zaofiarowana - sama niweczy wszelkie

przeszkody, unieważnia je, odsłania ich znikomość... To Miłość

Jezusowego Serca, zarazem łagodnie i z mocą, przygarnia nas,

oczyszcza i przemienia... W taki też sposób maleje nasz trud,

a „brzemię życia” coraz bardziej okazuje się brzemieniem lekkim,

zaś jarzmo słodkim, pełnym najlepszych przeczuć - na resztę ży­

cia na ziemi i na wieczność.

Częstochowa, 29 kwietnia 2013 r.

background image

Ofiarna miłość

Od dziecka jesteśmy wdrażani w różne umiejętności. Niektóre wy­
daję się nam dzisiaj, z perspektywy dorosłości, bardzo proste i ła­
twe, choć wcześniej wymagały wielu ćwiczeń i cierpliwości. Przy­

pominamy sobie, jak długo doskonaliliśmy np. sztukę mówienia,
czytania i pisania. Proces wdrażania się w różne nowe umiejętno­

ści trwa poniekąd całe życie. Chcąc sprostać życiowym zadaniom,

decydujemy się na trud zdobywania nowej wiedzy i praktycznych
umiejętności, choćby w dziedzinie mediów elektronicznych. Pod­

dajemy się rygorom dyscypliny, by ćwicząc, utrwalić dobre nawy­

ki w takiej czy innej dziedzinie wykonywanej pracy...

Nasz problem z miłowaniem

A jak wygląda nabywanie umiejętności wżyciu duchowym? Wiem,

jest to temat ogromny. Różni autorzy podejmują go w obszernych

podręcznikach życia duchowego czy, jak się dawniej częściej mó­
wiło, życia wewnętrznego. Zapytam zatem skromnie tylko o jeden

detal, a mianowicie jak nabywa się postawy ofiarnej miłości? Czy
ta wielkiej klasy zdolność (cnota usprawniająca do określonych

działań) jest nam dana raz na zawsze i w dodatku jako łaska za
darmo z góry na nas zstępująca? Czy w takim przypadku wystar­

czy otworzyć się na Boży dar, przyjąć go i nim żyć? I czy wszelka

refleksja nie jest tu zbędna, jako czynnik jedynie niepotrzebnie
zaburzający spontaniczne poddawanie się wlanej w nasze serca
Boskiej Miłości?

Bez sięgania do Adama i Ewy - a raczej zakładając wiedzę

o tym, co wydarzyło się „na początku” - powiem krótko, że jed­
nak z miłością mamy w tym życiu wielkie problemy. Gdyby nasz

background image

Ofiarna miłość

149

ludzki świat nie miał gigantycznych problemów z miłowaniem,
to wiele dziedzin życia społecznego, politycznego i gospodarcze­
go nie wyglądałoby tak biednie, jak wygląda... Niestety, pierwszą

ogromną trudność wszyscy napotykamy już w punkcie wyjścia.
Jest nam bardzo trudno wierzyć z dziecięcą ufnością w cudną
i nieskończoną Miłość Boga Ojca i na niej, z całą mocą i determi­
nacją, polegać w każdej sytuacji. Jeśli chorobliwie podlegamy nie­
pewności, a naszą duszę zżerają wątpliwości i nieufność względem

samego Źródła Miłości, to jak Boska Miłość ma nas ożywiać, ra­
dować i „pieczętować” wszystkie nasze pragnienia, podejmowane

decyzje i całą świadomą aktywność we wszystkich sferach życia?

Przyjąć Miłość

Sądzę, że już z tych kilku powyższych myśli wynika, że w Miłość

należy się zaangażować bardzo osobiście, świadomie i wytrwale.

Jedynie, mówiąc obrazowo, zapisując się do najlepszej „Akademii

Miłości”, powołanej przez Jezusa Chrystusa w Kościele, zyskujemy

realną możliwość poznawania Miłości, miłowania Miłości, budo­
wania siebie i wzajemnych relacji z Miłości! Nie wystarczy odczuć

trochę żywiołowych uczuć miłości. Nie wystarczy młodzieżowy

czy młodzieńczy „spontan”, by to właśnie z Miłości wywodzić

(długofalowo, w całym życiu) swoją osobową aktywność - a więc

sposób myślenia, postrzegania rzeczywistości, tkania podstawo­

wych relacji, zwłaszcza z bliźnimi i oczywiście z samym Bogiem.

To dość oczywiste, nie my tu wiedziemy prym. To Trójca Bo­

skich Osób - kierując się Logiką Miłości - uznała za właściwe

i w pewnym sensie konieczne, żeby poprzez konkretne „inge­

rencje” zapoczątkować i prowadzić rozciągniętą na wiele wie­

ków Historię Zbawienia. Jej wydarzeniem szczytowym, choć nie

ostatnim, jest Wcielenie Syna Bożego i to wszystko, co skrywa się

pod słowem Pascha Pana. To sam Boży Syn przyszedł do swoich

stworzeń, zakasał rękawy i w pocie czoła trudził się nad przywró­

ceniem ludzkim sercom zdolności miłowania miłością ofiarną,

czyli zdolną poświęcać się i wyniszczać do ostatniego tchnienia,

background image

150

111. Żyjemy wymagająco i pięknie

do przysłowiowej ostatniej kropli krwi. Bóg to potrafi. Jezus do­
kumentuje to całym Sobą: Wcieleniem, Życiem, Nauczaniem, wy­
daniem się za nas w Wieczerniku i na Krzyżu!

Przyjąć dawkę... ługu i ognia

Stwórca najlepiej wie, w jakie popadliśmy tarapaty wskutek pod­
stępnych działań Węża (por. Rdz 3, 1-7). Bóg najdokładniej zna
rozmiar duchowej katastrofy, którą ściągnął na ludzki rodzaj duch
złości i nienawiści. To, co mocno zakłóciło więź człowieka z Bo­
giem, w języku Biblii nazywa się grzechem. Mówiąc najprościej,
grzech to nic dobrego. To wielkie zło. A „złego” są miłe tylko
początki, „reszta” cuchnie degeneracją, utratą sensu, smutkiem
i rozpaczą!

Skala katastrofy spowodowanej grzechem jest tak wielka i tak

nieodwracalna dla samego stworzenia (zdanego na własne siły),
że jedynie Bóg może uratować swoje stworzenie. To tak - żeby
użyć wszystko mówiącego obrazu - jakby ktoś nagle zorientował
się, że znalazł się na środku rozległego bagna i... tonie! Ani nie
da się w bagnie popłynąć w kierunku twardego gruntu, ani nie
sposób wyciągnąć się z niego za... włosy. Tu potrzebna jest inna
„konfiguracja” działających sił. Musi przyjść ratunek z zewnątrz!
1 na nasze szczęście ratunek przyszedł! Wiadomo, to ogromny te­
mat, rozpisany na wiele Ksiąg Pisma Świętego.

Na zakończenie chciałbym jeszcze krótko zasygnalizować je­

den z aspektów akcji ratunkowej ze strony Boga. Gdy już Bóg
uchwyci nas za rękę i wyciągnie z bagna, to potrzeba jeszcze wielu
dobroczynnych działań. Jedno z nich opisane jest - poprzez dwa

obrazy-symbole - w poniższym słowie Bożym.

Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną,

a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczeku­

jecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie, mówi

Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi,

gdy się ukaże

?

Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbia­

rzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczy-

background image

Ofiarna miłość

151

ści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą
składać Panu ofiary sprawiedliwe. Wtedy będzie miła Panu ofiara
Judy i Jeruzalem jak za dawnych dni i lat starożytnych

(Ml 3, 1-4).

W powyższym słowie zaakcentuję tylko jedno, bo aż trudno

tego nie podjąć. Otóż nie tylko starotestamentalnej „świątyni”,
lecz wszystkim nam - dotkniętym w różny sposób skutkami grze­
chu pierworodnego, grzechami cudzymi i własnymi - potrzebny

jest jakiś rodzaj duchowego

ognia

i

czyszczącego ługu,

by z naszych

serc usunąć (czy na powrót poddać świętej zasadzie miłości) te
wszystkie dynamizmy, które niejako samoczynnie uruchomiają
się wszędzie tam, gdzie dominuje zwątpienie o Miłości Boga. Tak,
potrzebujemy stosownej dawki

ognia

i

ługul

Warto zadać sobie sprawdzające pytanie. Czy otrzymaliśmy

już w swoim życiu wystarczającą dawkę jednego i drugiego: og­

nia oczyszczającego i ługu, który wybiela? Na to niebanalne py­
tanie spróbujmy udzielić szczerej, zgodnej ze stanem faktycznym,

odpowiedzi.

Sprawdzające pytania i wielka radość

Bez wchodzenia w szczegóły i niuanse, podpowiem trop, by móc
z grubsza (zasadniczo) odpowiedzieć. Tylko wtedy możemy być
spokojni, że otrzymaliśmy i zaaplikowaliśmy wystarczającą „daw­
kę” ługu i ognia, jeśli serca nasze wypełnione są miłością ofiarną.

A dokładniej, jeśli Miłość - zstępująca od Boga przez Serce Zba­
wiciela - jest faktycznie głównym „żywiołem” życia osobowego.

Jest tak wtedy, gdy Boża miłość przenika i ożywia wszystkie „war­
stwy” osoby; gdy nas dynamizuje, uskrzydla, raduje, wpisuje się

w styl pracy, służby - dla Boga i dla innych.

Sprawdzające pytania można by uszczegółowić. Czy bez wiel­

kich ceregieli (bez nadęcia i bez smutku) oddajemy nasz czas, siły,
talenty? Czy przynajmniej czasem ktoś patrzący z boku mógłby
powiedzieć, że się dla kogoś autentycznie poświęcamy? Że pogod­
nie przyzwalamy, by zużywały się nasze siły i zdrowie? I że w imię

wiernej i ofiarnej miłości potrafimy wystawić się na napięcia, jeśli

background image

152

III. Żyjemy wymagająca i pięknie

tak trzeba! Czy bez paniki (i rozdzierania szat) potrafimy znieść

odrzucenie ze strony ludzi „inaczej” myślących i jeszcze, zda się

bezczelnie, zadowolonych ze swego cwaniactwa, pokrętności my­

ślenia i urządzania się wyraźnie kosztem innych, z reguły słab­

szych? Czy w obliczu naporu idei i ideologii lekceważących Boga

i Chrystusowy Kościół potrafmy - mając Boską Miłość w sercu

- pamiętać, że ostatnie zdanie (także i sąd, szczegółowy i ostatecz­

ny) należy do Wszechmocnego i Miłującego Boga Ojca?

A gdyby ktoś poczuł się trochę przytłoczony i zasmucony per­

spektywą cierpienia, które (jednak) towarzyszy ofiarnej miłości,

to niech się wsłucha dłuższy czas (i często, zależnie od potrzeby)

w słowa pełne niezawodnej nadziei: „Jest wolą Boga, byśmy trzy­

mali się radości całą naszą mocą, gdyż szczęśliwość trwa wiecznie,

a cierpienie i ból przemijają i znikną całkowicie. A zatem nie jest

wolą Boga, abyśmy kierowali się własnym bólem i cierpieniem,

smucąc się z ich powodu i opłakując je, lecz abyśmy szybko wy­

chodzili poza nie i pozostawali w wiecznej radości, którą jest Bóg

wszechmogący, który nas kocha i ochrania” (Juliana z Norwich).

Częstochowa, 2 lutego 2013 r.

background image

Miłość czyni czystym

Dotkniemy ważnego tematu: czystości i nieczystości. Tę ostatnią
można pojmować tylko zewnętrznie, jak faryzeusze, lub też znacz­
nie głębiej. Pod pełnym niepokoju pytaniem o czystość skrywa się

fundamentalna troska człowieka, który - choć świadom jest swej
nieczystości - szuka kontaktu z po trzykroć świętym Bogiem. We

wszystkich religiach ludzie konfrontują się ze swoją grzesznością,
nazywaną też nieczystością, i jednocześnie szukają oczyszczenia.
Temu służą liczne rytuały „sprawiające” oczyszczenie człowieka.
Stary Testament też proponuje rytuały służące oczyszczeniu i od­
zyskaniu pokoju serca. Jezus Chrystus doskonale zna tę potrzebę

ludzkiej duszy i zaradza jej w sposób absolutnie nowy i przekra­
czający ludzkie oczekiwania i wyobrażenia. Chcąc jak najpełniej

otworzyć się na dar Jezusowego oczyszczenia i usprawiedliwienia,

winniśmy uważnie wsłuchać się w Jezusową krytykę i wyrzuty
czynione pod adresem tych, którzy temat czystości spłycają i po­

niekąd ośmieszają.

Zanim dojdziemy do sedna w głównym temacie, przyjmijmy

parę fundamentalnych przypomnień.

Jezus Chrystus i „symfonia wiary”

Uradujmy się tym, że nauka Jezusa Chrystusa jawi się nam lu­

dziom jako niebywale bliska i w głębi każdej osoby wyczekiwana.

Są rozważania filozoficzno-teologiczne, które unaoczniają praw­

dziwość powyższego stwierdzenia. W takim rozważaniu jak to

obecne wystarczy zadać retoryczne pytanie: Czy jest w ludzkich

dziejach ktoś inny, kto bardziej niż Jezus Chrystus odpowiadałby

na najgłębsze pytania, tęsknoty i pragnienia człowieka? I czy to

background image

IM

Ul. Żyjemy wymagające* i pięknie

nic dlatego Jezus Chrystus jest przez miliony wierzących rozpo­

znawany,

także

pomimo

wątpliwości

niektórych

nieortodoksyj-

nych teologów, jako Wcielony Boży Syn, Bóg-Cztowiek. Kiedyś

kard. J. Ratzinger wypowiedział na zgromadzeniu biskupów Ame­

ryki Południowej (1996) znamienną myśl. Nawiązując do żywej

wiary ludu i do błędnych twierdzeń niektórych chystologów (czy

jedynie Jezus-ologów), kwestionujących Bóstwo Jezusa Chrystu­

sa, stwierdził, że wiara właśnie w Jezusa Chrystusa, jako Boga-

-Człowieka, ma się bardzo dobrze mimo wątpliwości niektórych

teologów. Dlaczego tak się dzieje? Otóż dlatego właśnie, że ludzie,

doświadczający ludzkiej egzystencji (z jej bolesnymi ogranicze­

niami), a jednocześnie w jakiś naturalny sposób zakorzenieni

w

sertsus (idei*

wiedzą, że tylko ktoś taki jak Jezus Chrystus potrafi

przeprowadzić ich w nową przestrzeń życia i wolności dzieci Bo­

żych. Tylko Chrystus realnie wyzwala z „okowów” doczesności.

Jakby drugą stronę medalu, jakim jest spotkanie człowieka

z Jezusem Chrystusem, stanowi odczucie niesłychanej

wzniosłości

zarówno osoby Jezusa Chrystusa, jak i całej Jego nauki. W bliż­

szym kontakcie z Panem Jezusem pojawia się w człowieku, jak

w Piotrze po obfitym połowie ryb (por. Łk 5,8), cała gama odczuć

takich jak: zdumienie i fascynacja, trwoga i „święte drżenie", a tak­

że żywa świadomość własnej grzeszności i niegodności!

Próbując zakreślić przestrzeń, w której się poruszamy, chciał­

bym jeszcze, tytułem wstępu, powiedzieć i to, że Jezusowego na­

uczania nie da się sprowadzić do paru banalnych stwierdzeń czy

naprędce

skleconych

zdań.

Gruba księga

Katechizmu Kościoła

Katolickiego (redagowanego na różnych etapach przez kilka ty­

sięcy ludzi) daje przeczucie tego, z jaką to wielkością mamy do

czynienia w osobie Jezusa i w Jego Dobrej Nowinie. Struktura Ka­

techizmu unaocznia, że Jezusowa Ewangelia i Boże Objawienie to

pewien zwarty „system” prawd. Dziś należy mocno podkreślać, że

w tych prawdach nie wolno przebierać jak w przysłowiowych ulę­

gałkach. Nie wolno wybrzydzać i grymasić. Nie wypada mówić, że

ta prawda mi się podoba, a ta już nie, bo coś tam...

Powagę osoby Jezusa i Jego świętej nauki przeczuwamy tak­

że wtedy, gdy wchodzimy np. na drogę

Ćwiczeń duchownych

background image

Miłość

1

czyni czystym

155

św. Ignacego JLoyoli. W tak zwanych czterech tygodniach reko­

lekcji ignacjańskich poświęcamy w sumie ponad 40 dni na „we­
wnętrzne poznanie” Jezusa i uzgodnienie swojej woli z miłosną
wolą Boga oraz całkowite zawierzenie siebie Bogu Ojcu przez oso­
bę lezusa Chrystusa.

Nasz zwyczajny sposób napełniania się bogactwami, ukryty­

mi w Jezusie i Jego Ewangelik to niedzielna liturgia. Słowo Boże,
słuchane i rozważane, stawia przed nami zwykle jakiś (zda się)
niewielki wycinek czy fragment majestatycznej „symfonii wiary"
(określenie Jana Pawła 11 ze wstępu do KKK). Praktycznie znaczy
to, że próbujemy zrozumieć i wewnętrznie przyswoić sobie choć
kilka zdań z Ewangelii... Teraz zatrzymajmy się chwilę przy paru
szokujących zdaniach:

Słusznie prorok Izajasz powiedział o was,

obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz

sercem

swym

daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc

zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzy­

macie się ludzkiej tradycji

(Mk 7,6-8).

Sercem daleko

Przytoczone słowa (Izajasza i Jezusa) są rzeczywiście ostre

jak

miecz obosieczny

(por. Hbr 4, 12). Zostały one wypowiedziane

w sytuacji, która zdarzała się niejednokrotnie. Oto Jezus i Jego

uczniowie zostali słownie zaatakowani. Tym razem poszło o

ry­

tualną

i zewnętrzną czystość rąk i naczyń. Święty Marek, zwykle

bardzo zwięzły, dość dokładnie opisuje zaistniałą sytuację.

Zebrali się u Jezusa faryzeusze i kilku uczonych

w

Piśmie

,

którzy

przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów bra­

li posiłek nieczystymi, to znaczy nie umytymi rękami. Faryzeusze
bowiem i

w

ogóle Żydzi

,

trzymając się tradycji starszych, nie jedzą,

jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I gdy wrócą z rynku,

nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwycza­

jów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków.

dzbanków, naczyń miedzianych. Zapytali Co więc faryzeusze i ucze­
ni

iv

Piśmie: Dlaczego twoi uczniowie nie postępują według tradw ii

background image

156

III. Żyjemy wymagająco i pięknie

starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami? Odpowiedział im: Słusz­

nie prorok Izajasz powiedział o

was,

obłudnikach, jak jest napisane:

„Ten lud czci mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode mnie.

Ale czci na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi". Uchyliliście

przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji. Potem przywo­

łał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: Słuchajcie mnie wszyscy

i zrozumiejcie. Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby

uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni czło­

wieka nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą

złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość,

przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota.

Wszystko to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym

(Mk 7, 1-8. 14-15. 21-23).

Faryzeusze i uczeni w Piśmie z nieskrywaną satysfakcją przy-

uważyli Mistrza i Jego uczniów na - jak im się mylnie zdawało

- poważnym występku. Mówiąc kolokwialnie, nie dorastali Jezu­

sowi do pięt, ale nadarzającą się okazję postanowili natychmiast

wykorzystać, żeby „się wyprofilować” (jak mawia się w niektórych

językach), żeby podkreślić swoją ważność, wielkość i „lepszość”.

Chcieli zaistnieć jako znakomici i doskonali czciciele Boga, pod­

czas gdy tak naprawdę przestali oddawać Bogu cześć „w Duchu

i prawdzie” (por. J 4, 23 n). Klepiąc religijnie brzmiące teksty i wy­

konując rytualne gesty, jakoś tam podłączone pod istotę religii,

sercem swoim (a także zapewne rozproszonym umysłem) byli da­

leko od Boga Żywego! Owszem, widzieli w czynach i słowach Je­

zusa jakieś wielkie

novum,

jednak nie mieli do niego dostępu. Nie

pojmują Objawienia dziejącego się w Jezusie-Mesjaszu. Zaczy­

nają więc, pysznie i głupio, atakować i kąsać. Później posuną się

do skazania Jezusa na śmierć na krzyżu. Teraz ograniczają się do

wykazywania Mu błędów i udowadniania swojej (rzekomej i uro­

jonej) wyższości, wywiedzionej czy zbudowanej na skrupulatnym

zachowywaniu kilku czy (choćby i) kilkuset „zasad wymyślonych

i podanych przez ludzi”. Jezus nazwał te wszystkie namnożone

zasady i prawa „ludzką tradycją”, która fatalnie posłużyła im do
uchylania istotnych i najważniejszych Bożych przykazań!

background image

157

Miłość czyni czystym

Czy nas to dotyczy?

Przypatrując się scenie opisanej przez św. Marka i uważnie wsłu­

chując się w mocno brzmiące słowa, czujemy powagę sytuacji.
I może (już) przeczuwamy, że z nami bywało (przynajmniej cza­
sem) bardzo podobnie.

Niestety, wtedy i dzisiaj - choć w sposób różniący się od tam­

tych zachowań - sam Bóg zostaje skazany na zmarginalizowanie!

To ludzka pycha ma się rozrastać niebotycznie (a dokładniej „pie-
kło-tycznie”). Skrajny egoizm, indywidualizm i egocentryzm są
„zapodawane” jako w pełni uprawnione i jedynie słuszne. Wma­
wia się dzisiaj ludziom, że z Panem Bogiem i z Prawem przez Nie­
go nadanym wolno im postąpić jakkolwiek, dowolnie, według im­
pulsów i upodobań, które wartkim nurtem wypływają z otchłani

nieczystego serca. Zatrważającą skalę wskazanego zjawiska zdaje
się uzasadniać, i wręcz nobilitować, zapatrzona w siebie technicz­
na cywilizacja, a nawet na potęgę laicyzująca się kultura. Ludziom

się wmawia, że można bezkarnie stanowić niecne prawa, kpiące
w żywe oczy z woli i mądrości Stwórcy. Idą czasy, że jak za rzym­

skich cezarów karać się będzie za obronę Boga Jedynego i Jego
Prawa, Dekalogu. Pewne oznaki neopogaństwa, które odwołuje
się do „zbrojnego ramienia” władzy sądowniczej i innych instytu­

cji państwa, już obserwujemy!

Czy w tej sytuacji nie nasuwa się dramatyczne pytanie: W jakich

proporcjach żyć będą na ziemi bezbożni i sprawiedliwi? Czy tym
ostatnim pozostanie jedynie modlitwa, pełna niepokoju i trwogi?
Podobną sytuację ma na myśli Psalmista, pytając retorycznie:

Gdy

walą się fundamenty, cóż może zdziałać sprawiedliwy?

(Ps 11,3).

Myślę, że tego wątku nie trzeba rozwijać. To już wszyscy wie­

dzą, że ludzie bezbożnie „zaprogramowani” z niebywałą lekko­
myślnością biorą na sumienie złe prawa i działania. Widać to do­

bitnie w zabijaniu milionów dzieci nienarodzonych (czy nawet,
o zgrozo!, już rodzących się; tak przez dziesięciolecia bywało

w Stanach Zjednoczonych!). Widać to także w systematycznym

niszczeniu małżeństwa i rodziny, w manipulowaniu ludzką płcio-

background image

158

wością i tożsamością, a także początkiem życia człowieka i jego
końcem. A nie jest to wszystko.

III. Żyjemy wymagające i pięknie

Bóg gra czysto, a my?

lak już wcześniej pisałem. Bóg stwarzając „nieobjętą ziemię”

i umieszczając ją, jako szczególnej klasy arcydzieło, we wszech-

świecie (zda się bez granic), podjął wielce ryzykowną grę. Gra sta­
ła się bardzo ryzykowna głównie za sprawą stworzenia ludzkiej

osoby jako Bogu podobnej, wolnej i rozumnej. Rzec można, „wiel­

ka gra” zainicjowana przez Stwórcę jest - ze strony Boga - nie­
skalanie „czysta”! Czysta, bo pełna Boskiej Miłości. Bóg wszystko

stwarza z Miłości i dla „usłyszenia” miłosnej odpowiedzi stwo­
rzeń. Boskie Osoby stwarzają dla Przymierza, dla przebóstwiają-

cego nas zjednoczenia z Nimi. W zamyśle Boga, od początku do

końca, „wszystko - jak powiedziałby św. o. Pio - jest grą miłości”.

Inaczej rzecz się prezentuje od naszej, ludzkiej strony. Wie­

lu gra

nieczysto.

Niektórzy grają radykalnie nieczysto, to znaczy

nie liczą się ze Stwórcą; są otwarcie i bezczelnie przeciwni Bogu.

Znajdują demoniczne upodobanie w ironii, w profanacji święto­

ści, w nienawiści, w pogardzie i zabijaniu. Tacy nie chcą mówić

o żadnej religii. Albo i owszem, ale jest to szatańska religia, czyli

rodzaj więzi z Lucyferem i mroczny kult jemu oddawany.

Powiedziałem „wielu gra nieczysto”, czyli przeciw Bogu. Wielu

nie chce przyjąć Boskiej Miłości w przepastne głębie swoich serc.

A jak jest z nami? Z nami, którzy - jak widać - gotowi jesteśmy

czynić tak wiele dla dobrej relacji z Bogiem, z bliźnimi, z sobą i ze

światem stworzeń?

Nie pora podejmować dłuższych rozważań, pogłębiających

wgląd w to, co Jezus zarzucił faryzeuszom i uczonym w Piśmie.

Z nutą wielkiej nadziei powiem jeszcze tylko, że mówię te słowa

(w pierwotnej wersji, krótszej) do osób odprawiających ignacjań-

skie rekolekcje. A w nich chodzi o to, żeby - wbrew wszelkim

sprzeciwom świata, demonów i „starego człowieka” w sobie - jed­

nak „wyrywać się z siebie i przechodzić w Boga” (św. Ignacy Loyo-

background image

Miłość czyni czystym

159

la). By poznawać Jego Miłość i wielki zbawczy plan. By zachwycać
się pełnym chwały Bogiem i naszym wspaniałym Zbawicielem. By
całym swym sercem być blisko naszego Pana i Ojca.

Chcemy też kontemplować mądre Prawo Boga i w ten sposób

nabrać odwagi do trwania przy Bożym Ładzie przyrody, ludzkiego

serca i międzyludzkich relacji. Chcemy też nabrać siły do sprzeci­
wiania się „ludzkiej tradycji”, to znaczy temu, co idzie przez świat

jak walec, a za czym kryją się bezbożne ośrodki wpływu i władzy.

To one - to tu, to tam (właściwie na wszystkich już kontynen­
tach i z narastającym przyśpieszeniem, jakby czas był już bardzo
krótki, por. 1 Kor 7, 21; Ap 7, 23) - stanowią prawa lekceważące
Boży Dekalog. Czynią to pod osłoną haseł brzmiących „wyzwo­
leńczo”, a jakże! Śmierć i rozpacz są skrzętnie skrywane (tak działo
się już w upadku rajskim, por. Rdz 3, 4). Inkryminowany proce­
der sprzeciwiania się Bogu prowadzony jest, niestety, pod „osło­
ną” wyniesionej ponad wszystko demokracji. Niestety, ta ostatnia
bywa coraz częściej i coraz efektywniej zmanipulowana za pomo­
cą potężnych środków przekazu, zawłaszczanych przez nieliczną,
bardzo bogatą i otwarcie, by nie powiedzieć cynicznie, bezbożną
mniejszość!

To powiedziawszy, wracajmy do siebie - do swej osobowej głę­

bi, pełnej znaczeń - i do Boga, bez którego nic się nie ostoi, nawet
gramatyka, jak pisał kiedyś Czesław Miłosz. Pielęgnujmy w sobie
wolę rozeznawania, co jest co. Gdy to możliwe, np. w czasie re­
kolekcji, dbajmy o maksimum skupienia i uważności nakierowa­

nej na Boga Ojca, na Pana Jezusa, na Jego Naukę, której jednym
z piękniejszych nazwań i synonimów jest słowo; Ewangelia - Do­
bra Nowina. Dobra, bardzo dobra - dla człowieka, dla nas, dla
mnie osobiście.

Częstochowa, 2 września 2012 r.

background image

Ujrzymy zbawienie Boże, stąd nadzieja i radość!

I wszyscy ludzie ujrzę zbawienie Boże (Łk 3, 6). Te słowa wypo­
wiedział św. )an Chrzciciel, odnosząc się do prorockiej zapowie­

dzi Izajasza (por. Iz 40, 3-5). W tym krótkim zdaniu zawarta jest
jedna z najbardziej fascynujących obietnic Boga, który na prze­
strzeni wieków raczy odsłaniać swój odwieczny Zamysł Miłości.
Przyznam, że to jedno zdanie olśniło mnie swą treścią! Oczywi­
ście pamiętam, że w czytaniu Pisma Świętego zawsze ważne są

konteksty - bliższy, dalszy i najdalszy. Sadowiąc się w nich i mając

je za swój duchowy dom, spostrzegamy nieraz, że wystarczy jeden

„szczegół", jedno zdanie, a już uobecnia się nam jakby „cały” Bóg

w swej Dobroci, Miłości, Pięknie... Można by rzec, że Bogu nie po­
trzeba wiele, by nam Siebie udzielić i wywołać w nas odczucie du­

chowej zmiany - różnorakiej, np. w postaci pocieszenia, odczucia
bliskości Boga, a także w nowym patrzeniu na wszystko. Powyższe
spostrzeżenie niech posłuży za „usprawiedliwienie” dość śmiałe­
go tytułu rozważania. Naprawdę, może się zdarzyć, że (zaledwie)
lednozdaniowa Boża obietnica: wszyscy ludzie ujrzą zbawienie

Boże - potrafi wzbudzić w nas niezawodną nadzieję i wielką ra­
dość! Idźmy jednak po kolei.

Ujrzeć zbawienie Boże!

Wielki prorok Izajasz otrzymywał od Boga wiele natchnień, świa­

teł i innych łask. Na szczególną uwagę zasługują składane przez

Boga wspaniałe obietnice. Jedną z nich (Iz 40, 1-11) Duch Święty

przypomniał Janowi Chrzcicielowi, a więc komuś, na kim słod­

ko ciąży misja proroka, bezpośrednio poprzedzającego przyjście

Mesjasza. Sam Jan Chrzciciel jawi się - zależnie od punktu patrzę-

background image

Ujrzymy zbawienie Boże, stąd nadzieja i radość!

161

nia - jako największy i zarazem... najmniejszy. Takie zaskakujące
świadectwo daje o swym poprzedniku sam Jezus Chrystus (por.
Mt 11, 11).

Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara. Gdy Pon-

cjusz Piłat był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei, brat

jego Filip tetrarchą Iturei i kraju Trachonu, Lizaniasz tetrarchą

Abileny; za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza skierowane
zostało słowo Boże do Jana, syna Zachariasza, na pustyni. Obcho­
dził więc całą okolicę nad Jordanem i głosił chrzest nawrócenia dla

odpuszczenia grzechów, jak jest napisane w księdze mów proroka

Izajasza: Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, pro­
stujcie ścieżki dla Niego! Każda dolina niech będzie wypełniona,

każda góra i pagórek zrównane, drogi kręte niech się staną prosty­
mi, a wyboiste drogami gładkimi! I wszyscy ludzie ujrzą zbawienie

Boże

(Łk 3, 1-6).

Wiele pokoleń Izraelitów czekało na ujrzenie zbawienia! Wią­

zało się ono przede wszystkim z Mesjaszem, ale także z poprzedza­

jącym Jego przyjście prorokiem - doprawdy wyjątkowym w swej

misji i godności. I oto prorok, w osobie Jana Chrzciciela, pojawił

się. Dla niego obietnica ujrzenia Bożego zbawienia jawiła się jako
bardzo bliska spełnienia. On - z natchnienia Ducha Świętego -
wiedział, że Zbawiciel „stoi w drzwiach”

My, dzisiaj, o Bożym zbawieniu wiemy dużo więcej niż ci dwaj,

Izajasz i Jan. Oni mieli do czynienia „jedynie” z obietnicą, acz­
kolwiek przeżywaną bardzo intensywnie. Nam dane jest kojarzyć

wielkie

obietnice

Bożego zbawienia ze zbawieniem już

dokonanym

w Jezusie Chrystusie. Od małego dziecka, od najwcześniejszych
lat dowiadujemy się, że „zbawienie Boże” jest na wyciągnięcie
ręki, a wziąć je można i uczynić swoim, wypowiadając prosty akt
ufnej wiary w zbawczy czyn Jezusa Chrystusa.

Pod słowem „zbawienie” skrywa się niewątpliwie najcenniej­

szy dar Boga dla człowieka. Zbawienie to największe dobro -
i w czasie, i wieczności. Być zbawionym to stać się uczestnikiem
Boskiego Życia. To zanurzyć się w Miłości i szczęściu samego Boga.

A skoro tak, to naprawdę warto (i należy) często myśleć o za­

ofiarowanym nam darze zbawienia. Warto wyrywać się z ciasnoty

Drogocenni w oczach Boga • I i

background image

162

III. Żyjemy wymagająco i pięknie

ulotnych chwil czy jednego dnia (czy choćby i stu lat życia na zie­

mi) i myślą pełną nadziei wybiegać ku wiecznej Przyszłości. Tylko

w ten sposób nasze dni, nieraz „beznadziejnie” ulotne i obarczone

trudem, mogą doznawać opromienienia wspaniałym blaskiem co­

raz bliższego

szczęścia

w

Bogu.

Wbrew pozorom - „rozsnuwanym”

(niemal jak sieć) i narzucanym przez cywilizację jednostronnie

zapatrzoną w doczesność - wszyscy bardzo potrzebujemy powie­

wu wieczności. Bez tchnienia i powiewu wieczności sama doczes­

ność, wcześniej czy później, jawić się każdemu musi jako dziwny

„przypadek” i bezsensowny „epizod” (zwący się byciem, życiem,

istnieniem).

Co za szczęście!

Pomyślmy, jakim szczęściem dla kochających się osób bywa, gdy

udzielają się sobie nawzajem. Gdy są dla siebie oparciem, gdy są

pewne wzajemnej życzliwości. Gdy wzajemnie obdarowują się na

różnych poziomach osoby...

Na zasadzie podobieństwa i najlepszych przeczuć pomyślmy:

Co to będzie, gdy odwieczny i wielki Bóg da nam Siebie!? Wtedy

właśnie naszym udziałem stanie się Boże zbawienie! Zostaniemy

zakorzenieni w wiecznym Istnieniu Boga i zaznamy pełni Jego

szczęścia. Poetycko i obrazowo opisuje to „zbawienie Boże” pro­

rok Baruch (5, 1-9). Bóg powie do każdego i każdej z nas:

Złóż, Jeruzalem, szatę smutku i utrapienia swego,
a przywdziej wspaniałe szaty chwały,

dane ci na zawsze przez Pana.
Oblecz się płaszczem sprawiedliwości, pochodzącej od Boga,

włóż na głowę swą koronę chwały Przedwiecznego!
Albowiem Bóg chce pokazać wspaniałość twoją

wszystkiemu, co jest pod niebem (Ba 5, 1-3).

Tak, wszyscy czekamy na dzień, w którym Pan Bóg powie

do nas, do mnie osobiście:

Złóż szatę smutku i utrapienia swego!

Wolno nam (a i trzeba) przypominać sobie (także wzajemnie),

zwłaszcza, gdy jest nam trudno i ciężko: „Wiedz, że na pewno

background image

Ujrzymy zbawienie Boże, stąd nadzieja i radość!

163

przyjdzie taki dzień, w którym Bóg powie ci: Złóż szatę smutku
i utrapienia swego!”.

Trzeba to sobie nie tylko przypominać, ale i powtarzać, a na­

wet wbijać w głowę! Klin smutku i poczucia przytłoczenia należy

wybijać klinem niezachwianej nadziei, a nawet pewności właści­
wej wierze (por. 1 J 5, 4). Tak, niech „klin” niezawodnych słów

Boga, który obiecuje nam zbawienie i szczęście, wybija wszelki

klin smutku, który... wbija się nieraz jakby w sam środek naszego
bytu i serca.

Zrozumieć język Boga

W świetle wielkich Bożych obietnic winno być jasne, że smutki

i utrapienia nie trwają wiecznie. Są czymś przejściowym. Mają też
swoje wychowawcze znaczenie. Są, owszem, niełatwym, ale za to
bardzo konkretnym językiem, poprzez który Bóg się z nami komu­

nikuje. Zazwyczaj wzywa nas w tym języku, byśmy

się opamiętali

i

powrócili

do Niego całym swym sercem. Przecież smutki i utra­

pienia nie spadają na nas z powodu nadmiaru kontaktu z Bogiem
i z nadmiaru ufania Mu i wierzenia, lecz dokładnie przeciwnie:
z braku żywej więzi z Nim i niedostatku ufania Mu! Ich (smutków

i utrapień) przyczyną jest odstępowanie od Boga i lgnięcie ku sa­

mym tylko stworzeniom.

Może co jakiś czas (albo nieustannie) marzy się nam już inna,

całkiem odmieniona, rzeczywistość. Niestety, a raczej „stety”, jest

ona za wiedzą Boga, a nawet z Jego woli, taka, że zanurzeni jeste­

śmy w strumieniu czasu. Sam Bóg poddaje się prawu czasu - w tym
sensie, że nie naraz, ale stopniowo zbliża się do nas i udziela coraz

pełniej. My też - w czasie, stopniowo, krok po kroku - dojrzewamy
do decyzji, by wybierać Boga raz po raz, coraz jednoznaczniej.

Czas nie jest rajską sielanką, lecz dziejącym się dramatem, któ­

ry różnie się może dla nas skończyć. „Duch czasów” utrudnia nam

postrzeganie i respektowanie najbardziej fundamentalnych pra­

wideł egzystowania na ziemi. Różne syrenie głosy - „rozstawio­

ne” wzdłuż całej naszej drogi - chcą nas oczarować i uśpić celem

background image

tym skuteczniejszego zwodzenia i uwiedzenia na stronę „świata"
i demonów (por. 1J 2,16, 1 P 5, 8). To nic, że taka „mowa" brzmi
w uszach wielu współczesnych „zgrzytliwie” i staroświecko. Czyi
jednak różne nowoczesne „gadki” minionego wieku, także zwące
się naukowymi, nie kończyły się bardzo źle dla milionów? Więc
co jest lepsze? Być istotą lękliwą i płochliwą wobec byle kąśliwego
epitetu, wypowiedzianego z pozycji takiej czy innej nowomowy,
czy raczej zdobywać się na odwagę, a twarz swoją czynić jak głaz
(por. Iz 50,7)?

Podstawowa znajomość Biblii uczy nas duchowego realizmu

i każe pamiętać, że uczestniczymy w wielkiej duchowej wal­

ce. Dwie „strony", na szczęście nierówne sobie w potędze, toczą
wielką batalię o nasze serca, o nasze myśli, o naszą wyobraźnię -
0 nas całych! Bóg Ojciec widzi w nas swą oblubienicę, poślubioną

w i poprzez Wcielenie swego Przedwiecznego Syna. Bóg Ojciec za-

ońarowuje nam swą Przyjaźń i wieczną Komunię. Zaprasza i na­
lega, byśmy opowiedzieli się po Jego stronie, nie dając się zwieść
pokusom przewrotnego kusiciela i zwodziciela - Szatana, kłamcy
1

zabójcy (por. J 8, 44).

IM

III. Żyjemy wymagająco i pięknie

Trud prostowania drogi i służby Ewangelii

Adwent przypomina, że dany jest nam czas życia, które w ziem­
skiej postaci bezpowrotnie przemija. W świetle woli Boga czas
winien być wypełniony „szerzeniem Ewangelii” i przenikaniem
Ewangelii do naszych serc i do „wszelkiego stworzenia”. Nie dzieje
się to łatwo. Jedno i drugie - i przyswajanie sobie Ewangelii, i sze­
rzenie jej - dokonuje się w trudzie. Także „prostowanie ścieżek dla

Boga”, który przychodzi dać nam swoje zbawienie, wymaga tru­
du. Dzieło prostowania dróg dla Boga-Zbawcy to bardzo ważna

sprawa życia. W Adwencie winniśmy podjąć to dzieło z nowym
zapałem. Obaj prorocy, Baruch i Jan Chrzciciel, zgodnie mówią

o potrzebie właśnie pracy nad jakością drogi Pana do nas.

święty Jan - powołując się na Izajasza - akcentuje raczej naszą

aktywność: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego!

background image

165

Ujrzymy zbawienie Boże, stąd nadzieja i radość!

Każda dolina niech będzie wypełniona, każda góra i pagórek zrów­
nane, drogi kręte niech się staną prostymi, a wyboiste drogami gład­
kimi! -

A zatem my mamy to czynić! Jan kładzie akcent na nasz

wkład w przyjście zbawienia do nas. Natomiast prorok Baruch
podkreśla to, co jest pracą

Boga

nad Jego drogą do nas:

postanowił

Bóg zniżyć każdą górę wysoką, pagórki odwieczne, doły zasypać do
zrównania z ziemią, aby bezpiecznie mógł kroczyć Izrael w chwale
Pana.

Apel Jana Chrzciciela jakoś nas obarcza, gdyż zobowiązuje do

starania i wysiłku; zaś prorok Baruch raczej odbarcza, gdyż pod­
kreśla trud samego Boga nad drogą, po której zechce On zbliżyć

się do nas.

Długo można by mówić o tym, co sam Bóg uczynił już w na­

szym życiu, by wyprostować kręte drogi, po których chadzamy,
a bywa, że i beztrosko (nieodpowiedzialnie) hasamy. Bóg się już
wiele „napracował”, by

doły zasypać do zrównania z ziemią,

aby­

śmy coraz pewniej i bezpieczniej mogli iść ku Niemu... Zapew­
ne podobnie długo można by wyliczać to, co już uczyniliśmy, by

z rosnącym przekonaniem porzucić kręte drogi grzechu, iluzji,
samooszukiwania się itd.

Modląc się więcej, reflektując więcej nad sensem życia, przeży­

wając jakieś rekolekcje (adwentowe, ignacjańskie, inne), mówmy

sobie, w miarę jasno i dobitnie, dzień po dniu, co winniśmy czy­
nić, wytrwale i wiernie, by Bóg - a więc Ktoś, komu na nas naj­
bardziej zależy - mógł codziennie udzielać się nam bez większych

przeszkód. I by nasz Ojciec, jak pięknie powiedziałby św. Ignacy
Loyola, mógł ogarniać nas swą odwieczną Miłością. Nieustannie
tu i teraz obecną.

Częstochowa, 9 grudnia 2012 r.

background image

Ujmujące piękno Niewiasty

Nasze myśli i serdeczne uczucia często zwracają się do Matki Bo­
żej, a wielkość i piękno Jej osoby podkreślają liczne pieśni i we­
zwania w litaniach ku czci Najświętszej Maryi Panny. Wierzący

w Jezusa Chrystusa odkrywali, dawno i obecnie, że Matka naszego
Zbawiciela jest osobą wyjątkową.

Niewiasta i Smok

Dzisiaj można stwierdzić, że wybitna rola Maryi, jako Matki Jezu­
sa Chrystusa, jest widoczna i podkreślana w Historii Zbawienia

od początku ludzkich dziejów. O Maryi mówi już Księga Rodza­

ju, gdy uwiecznia uroczystą obietnicę Boga, daną w odpowie­

dzi na brzemienny w skutki grzech pierwszych rodziców (por.

Rdz 3,15).

Maryja, jako Matka Jezusa, jest wybitnie obecna w Ewan­

geliach, zwłaszcza w tej zredagowanej przez św. Łukasza. To on
przekazał nam słowa Archanioła Gabriela, który w chwili Zwia­
stowania nie omieszkał podkreślić piękna Dziewicy z Nazaretu,

wybranej na Matkę Jezusa, poczętego z Ducha Świętego (por.
Łk 1, 35). Boży posłaniec zapewniał Ją, że w oczach Boga - z Jego

nadania - jest „pełna łaski”, wdzięku, piękna.

Świętemu Janowi Ewangeliście, pozostającemu po śmierci Je­

zusa w synowskiej relacji z Maryją (por. J 19, 27), dane było po­

znać Ją także w sposób nadprzyrodzony, dużo głębszy i zasadni­

czy. W natchnionej wizji widział Matkę Jezusa jako tę, która ma

już pełny udział w zwycięstwie i chwale zmartwychwstałego Syna,

a jednocześnie nie przestaje pełnić ważnej roli w dopełniającym
się przez wieki Dziele Zbawienia.

background image

Ujmujące piękno Niewiasty

167

Świątynia Boga w niebie się otwarła, i Arka Jego Przymierza

ukazała się w Jego Świątyni. Potem ukazał się wielki znak na nie­

bie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej

głowie wieniec z gwiazd dwunastu.

I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki Smok barwy ognia,

mający siedem głów i dziesięć rogów

-

a na głowach jego siedem

diademów - i ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba: i rzucił

je na ziemię. I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby

skoro porodzi, pożreć jej dziecię.

I porodziła syna

-

mężczyznę, który wszystkie narody będzie

pasł rózgą żelazną. I zostało porwane jej Dziecię do Boga i do Jego

tronu. A Niewiasta zbiegła na pustynię, gdzie miejsce ma przygoto­
wane przez Boga.

I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: Teraz nastało zba­

wienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca

(Ap 11, 19a; 12, 1.3-6a.l0ab).

Dwa razy w roku liturgicznym - w Uroczystość Najświętszej

Maryi Panny, Królowej Polski, a także w Uroczystość Wniebo­

wzięcia NMP - czytamy przytoczony fragment Janowej Apokalip­

sy. Ewangelista przenosi nas w powyższym opisie w świat ponad-
zmysłowy i nadprzyrodzony, który jednak nieustannie wywiera
wpływ na bieg wydarzeń w Kościele i świecie. Autor natchnio­

ny, używając języka obrazów i symboli, przybliża dwie duchowe

rzeczywistości, które pozostają w radykalnej opozycji. Mamy je

dostrzec i wyraźnie zdać sobie sprawę z ich wpływu na naszą

wolność i życie.

Brzydota Smoka

Objaśnianie Apokalipsy nie należy do zadań łatwych i wymaga

odpowiedniej wiedzy egzegetycznej. Spróbujemy podjąć tylko

jeden fragment, a w nim to, co najbardziej uchwytne i oczywi­

ste. Przez moment popatrzmy ze św. Janem, na ile to możliwe, na

otwartą „Świątynię Boga”. Nieco dłużej zatrzymajmy się z nim

przy „wielkim znaku”, który ukazał się na niebie:

Niewiasta

background image

168

111. Żyjemy wymagające i pięknie

obleciana w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec
z gwiazd dwunastu.

Myślę, że chętnie i z przyjemnością oddalibyśmy się długiej

kontemplacji tego wspaniałego widoku, jaki stanowi Niewiasta
tak cudnie „ubrana" czy obleczona. Musimy jednak, koniecznie,

wraz z Ewangelistą, zobaczyć jeszcze „inny znak” i z nim się skon­
frontować. Chodzi tym razem - w poruszającej wizji św. Jana -

0 „wielkiego Smoka barwy ognia” Po choćby pobieżnym przyjrze­
niu się jego licznym głowom, rogom i diademom, a zwłaszcza jego

pełnym złości zamiarom i planowanym zabójczym (!) działaniom
- nie ma wątpliwości, że jest to ktoś okropny, z kim wolelibyśmy

nie mieć w ogóle do czynienia. A jednak, niezależnie od naszych

odczuć i chęci, wszystkim wierzącym w Chrystusa wypadnie
w swoim życiu skonfrontować się z kimś tak strasznym! I to nieje­
den raz. Cały Chrystusowy Kościół w ciągu swej ziemskiej historii

będzie przez niego zwalczany i nękany, ale definitywne zwycię­

stwa zapowiedziane już w Księdze Rodzaju (por. Rdz 3,15), nale­

ży z całą pewnością do Boga (por. np. Ap 12,7-10; 20,10).

Bez wdawania się w szczegółowe objaśnienia zwróćmy uwagę

na uderzający

kontrast

pomiędzy pięknem Niewiasty i brzydo­

tą Smoka, a także pomiędzy dobrocią tej wyjątkowej Niewiasty
1 złością Smoka, którą skrzętnie w raju skrywał, a

teraz

otwarcie

ją manifestuje. Tych przeciwieństw jest znacznie więcej. Zauważ­

my jeszcze tylko to jedno; z jednej strony łagodność i obiecującą
brzemienność Niewiasty-Matki, a z drugiej - złowrogie zamiary
Smoka, który czyha na Dziecko - Zbawiciela ludzkości i na wie­

rzących w Niego.

Powinno być dla nas jasne, że ogromna

przepaść

odgradza Nie­

wiastę od Smoka! Szczególną cechą wyróżniającą styl działania
„Smoka barwy ognia’ jest to, że w sposób

bezalternatywny

propo­

nuje siebie i swój demoniczny sposób traktowania cudnego daru,

jakim jest istnienie i bycie człowiekiem. Smok - będący duchem

złym i złośliwym - chcąc człowieka unieszczęśliwić, robi wszyst­

ko, by jak najmocniej zaciemnić obraz rzeczywistości (w ekspre-

sywnym języku młodzieży nazywa się to „ściemnianiem”). Celem

strategicznym dla niego jest to, by zakłócić odbiór podarowanej

background image

Ujmujące piękno Niewiasty

169

nam rzeczywistości i ocenę naszej sytuacji, zwłaszcza w odniesie­
niu do Boga Stwórcy. Chcąc być bardziej skutecznym w zwodze­
niu, Smok zwykł roztaczać - jak było to już w rajskim kuszeniu

- czarowną obietnicę szczęścia, które okazuje się jedynie uwodzą­
cą iluzją. Ta iluzja, rzecz jasna, bazuje nie na prawdzie; jest ona

niejako utkana z bezczelnego kłamstwa. I to zwykle nie jednego,
lecz całej serii kłamliwych zapewnień i obietnic, które wzajemnie

się uzupełniają, „podpierają” i uwiarygodniają (por. Rdz 3,1-5).

W tym momencie można by zapytać, czy mamy... ochotę (jesz­

cze dłużej) wpatrywać się w Smoka i dokładniej poznawać świat

jego złości, taktyki kłamania i zabójczej nienawiści. Z tą chęcią

bywa różnie u ludzi. W niektórych epokach (tak było jeszcze trzy
dekady wstecz) temat istnienia i oddziaływania Smoka-Szatana

uważano za niepoważny i „ciemnogrodzki”. Dziś jest już inaczej.

W świat bardzo niebezpiecznego okultyzmu próbuje się bowiem
inicjować - już od najmłodszych lat oraz dość otwarcie - kogo

się tylko da. Stąd mamy dziesiątki tysięcy wróżek, specjalistów od

(niby to tzw. białej, a

de facto

czarnej jak smoła) magii, wątpliwej

proweniencji uzdrowicieli, jasnowidzów, których działanie praw­

nie się sankcjonuje. Wszelkie publikacje uprzystępniające sferę
magicznych praktyk i okultyzmu, a także książki (podobno litera­

cko sprawnie napisane), wydawane w dużych nakładach i nachal­
nie promowane, to kolejny przejaw fascynacji złem. Jest to wyraz

„misyjnego” zamysłu, by coraz więcej ludzi poddawać pod wpływ

Złego, czyli apokaliptycznego Smoka i różnych Bestii, pozostają­

cych na jego służbie.

Nasze codzienne doświadczenia i proste obserwacje pozwalają

twierdzić, że w ludziach obecna jest jakaś ciekawość zła (a może
i Złego). Śledzimy (przynajmniej niektórzy) z zapałem różne

skandale i zło tego świata. Niektórzy artyści twierdzą wręcz, że zło

jest bardziej... fotogeniczne, a słupki oglądalności i poczytności

rosną kanałom telewizyjnym i brukowcom, gdy odbiorcy (chcia­

łoby się powiedzieć: gawiedź) znajdują w nich to, czego są żądni

(w swej skażonej i gorszej części ludzkiej natury).

background image

70

III. Żyjemy wymagająco i pięknie

Ujęci Pięknem

Na szczęście jesl i druga strona medalu. Dotyczy ona najgłębszych
pragnień i pasji, które w sobie odkrywamy. Naszą uwagę najbar­
dziej przyciągają piękno i dobroć oraz inne cenne wartości. Po­
głębione analizy antropologiczno-filozończne (podobnie zresztą

prosta intuicja i mądrość) unaoczniają tę prawdę, że w spotkaniu

z pięknem, dobrem i dobrocią (różnych bytów) doświadczamy
obecności samego Boga z Jego doskonałym Pięknem, Dobrem
i Dobrocią. Im więcej w czymś - a tym bardziej w osobach - jawi
się naszym oczom piękna, dobroci i dobra, tym mocniej czujemy
się dotknięci, poruszeni i przyciągani. Czym? Kim i przez kogo?
Otóż w mądrze przeżytej fascynacji pięknem i dobrocią osób
(i w ogóle stworzeń) słyszymy rozbrzmiewające zaproszenie, by
zauważyć i radować się samą Przyczyną rzeczy i osób, które nas

fascynują i przyciągają. Niewątpliwie wszyscy ludzie wszystkich
czasów przeczuwają - choć z różną intensywnością i oczywistoś­
cią - istnienie kogoś, Kto JEST (istniejąc nieskończenie doskonalej

niż my)! I Kto jest doskonale Piękny i Dobry. Na te dwa przymioty
bytu (tzw. transcendentalia) czujemy się szczególnie wrażliwi; one

najbardziej nas poruszają i przyciągają. Poprzez nie jest nam najła­

twiej Boga przeczuwać i ku Niemu, jako Komuś najbardziej uprag­
nionemu, podążać. Jest to bardzo znamienne i wiele o nas mówi,

iż nie możemy nie czuć respektu i nie pragnąć piękna; podobnie

jest z podążaniem i lgnięciem do dobra i dobroci. Oczywiście, z tą

samą żarliwością chcemy poznawać i mieć do czynienia z prawdą,

a nie z jakimiś kłamstwami, manipulacjami czy urojeniami lub

ulotnymi i przemijającymi „kreacjami” świata wirtualnego.

Skoro takie są podstawowe „odruchy” rozumu i woli w naszym

obecnym kształcie bytowania, to czyż miałyby się one - nasze

upodobania i pragnienia - zmienić lub zostać zawieszone w od­

niesieniu do Piękna, Dobra i Dobroci w „wydaniu” najdoskonal­
szym - Boskim? To jasne, że nie!

Nasz problem, jak długo jesteśmy na ziemi, polega na tym, że

na razie wszystko, z czym mamy do czynienia - zarówno na co

dzień, jak i nawet w szczytowych doświadczeniach piękna czy mi-

background image

171

Ujmujące piękno Niewiasty

lości - jest jedynie odblaskiem, przedsmakiem i zapowiedzią tego,

co da nam Bóg, gdy „ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3, 2). Ale

i tak, mimo wszystko, mamy ważne i słuszne powody, żeby - oby

nigdy nie zapominając o celu naszej ziemskiej wędrówki - już te­

raz się radować pięknem i dobrocią. Wszelkim pięknem i wszelką

dobrocią: we wszelkich wspaniałych stworzeniach, w przyrodzie,

w kwiatach, w dzieciach, w ludzkich twarzach, w muzyce, w śpie­

wie, w rozgwieżdżonym niebie... I w jeszcze większej klasy pięk­

nie i dobru, jakie obecne są i promieniują z każdej ludzkiej osoby,

będącej przecież arcydziełem Boga Stwórcy (por. Rdz 1, 31). Dziś

- po Passze Jezusa, po Jego przejściu przez nasze człowieczeństwo

i historię - wiemy na pewno, że ludzka osoba stała się jeszcze

piękniejsza i bardziej drogocenna dzięki

drogocennej

krwi Jezusa

Chrystusa (por. 1 P 1, 19).

Koniecznie dodajmy, że wielkie wrażenie robi na nas pięk­

no oglądane w Świętych Pańskich - takich np. jak Matka Teresa

z Kalkuty, Teresa od Dzieciątka Jezus, o. Pio, Jan Paweł II i tylu,

tylu innych świętych. Zapewne także tych (nie)licznych napotyka­

nych w naszych rodzinach, wspólnotach, parafiach, w Kościele...

Nie muszę jednak specjalnie przekonywać, że my, katolicy -

a Polacy chyba szczególnie, podobnie jak wschodnie prawosławie

- mamy bodaj bardziej wyostrzony nadprzyrodzony zmysł do­

strzegania wyjątkowego piękna w Maryi, jako Matce naszego Pana

i Zbawiciela oraz Matce Kościoła, naszej. Wszelkie wątpliwości,

zwłaszcza te pozornie teologicznie uzasadniane, ucinamy krótko,

przypominając najprościej jak można, że ważność i piękno Maryi

biorą się z bycia Matką Wcielonego Syna Bożego (i można się tyl­

ko bardzo dziwić, że niektórzy bracia odłączeni nie pojmują „rze­

czy” tak oczywistej).

W każdym razie, my, katolicy, nie dziwimy się temu, że we

wszystkie Maryjne uroczystości i święta odczuwamy - w dniu Jej

Wniebowzięcia najbardziej - zmysłem wiary, iż to właśnie piękno

naszej Matki i Królowej potrąca w nas jedną z najwrażliwszych

strun... A wielość Jej obrazów i imion wcale nie przeszkadza. Do­

brze wiemy, jak autor przytoczonej niżej pieśni, że Ona jest tylko

background image

III. Żyjemy

wy

magająco i pięknie

172

'

'

.

hrP

oczy

,

zawsze kochające. Że nas zawsze broni

ssiss-'

i • Cie Pani Górecka, inni Częstochowska.

Zwierciadło Sprawiedliwości.

1

Panno Pszeniczna, Zielonooka,

patrząca z Miłością,

przyczyno naszej radości, módl się za nami.

Chociaż wiele nosisz imion,

jesteś tylko jedna.

Twoje dobre oczy patrzą na świat.

Chociaż czasem zapłakane, lecz zawsze kochające.

Matko, prowadź nas.

Ukochałaś polski naród i wciąż jesteś wśród nas,

wysłuchujesz prośby swoich dzieci.

Choć wróg próbował nas zniweczyć,

Ty zawsze broniłaś nas.

Przyczyno naszej radości, módl się za nami.

Częstochowa, 15 sierpnia 2013 - 3 maja 2014 r.

AMDG et BVMH


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dla Dżnanina Wszystko Jest Grą
DLA PANA BOGA WSZYSTKO JEST MOZLIWE
wszystko jest pełne miłości [Z]
Dla Dżnanina Wszystko Jest Grą
S Zizek, Jeżeli Boga nie ma, wszystko jest zakazane wywiad
Jeśli miłość jest grą 10 zasad budowania związku
Jeśli miłość jest grą Cherie Carter Scott
74 Cartland Barbara Miłość jest grą
Cherie Carter Scott Jeśli miłość jest grą 2
Carter Scott Cherie Jeśli miłość jest grą
Cherie Carter Scott Jeśli miłość jest grą
Cherie Carter Scott Jeśli miłość jest grą
Cherie Carter Scott Jeśli miłosc jest grą
O miłości Boga do człowieka, Teksty, Miłość
WSZYSTKO JEST NA SPRZEDAŻ
0389 wszystko jest w nas boys classic BUYP2HHNCGJUCNO6Q7CYLXPWWR7JPKHUA7VTJSQ
13 WSZYSTKO JEST W NAS p

więcej podobnych podstron