A wszystko przez te włosy DRARRY

background image

Autror: Poor Medea
Tytuł:

Hair

(za pomoc przy wersji polskiej tytułu bardzo dziękuję daimon :*)

Zgoda: brak odzewu

jak na razie, ale dorwę tą panią jeszcze xD

Beta: Kaczalka, której bardzo dziękuję za naprawdę ekspresową betę :*

A WSZYSTKO PRZEZ TE WŁOSY...





To wszystko, zdecydował Harry, kręciło się wokół włosów. Byłby w stanie zignorować
triumfalny powrót Draco Malfoya do czarodziejskiego świata, gdyby nie te włosy.
Do zeszłego miesiąca Harry był zupełnie nieświadomy swojej fascynacji włosami. Ale
teraz, kiedy się nad tym zastanowił, to miało sens. Pierwszymi ludźmi, z którymi
rozmawiał w drodze do Hogwartu, byli Weasleyowie, posiadacze najbardziej krzykliwych
włosów w całej Anglii. Potem szybko zaprzyjaźnił się z Hermioną, którą zawsze określano
jako „no wiesz, ta rządząca się z bujnymi włosami”. Od razu też znalazł się w związku,
opartym co prawda na wzajemnej nienawiści, z Draco Malfoyem, mającym włosy tak
jasne, że można było pomylić go z albinosem. Mentorem Harry’ego został Dumbledore,
którego opadające falami włosy były nie tylko spektakularne, ale czasami pełniły także
funkcję schowka na najróżniejsze przedmioty. Jego pierwszą miłością była Ginny
Wealsey, dziewczyna z najbardziej jaskrawymi włosami w całej szkole. Tak, Harry
doszedł do wniosku, że miał obsesję na punkcie włosów.
To jednak nie ze swojej winy spadł ze szczytu schodów, kiedy to w zeszłym miesiącu
Draco Malfoy wyłonił się z ciemności i wszedł do budynku ministerstwa.
Włosy Malfoya zawsze były jasne, jednak zawsze też tak ciasno przylegały do głowy, że
można było prawie zapomnieć o ich istnieniu. Ale teraz już nie. Teraz spływały srebrnymi
falami, a nawet kaskadami, po jego ramionach i plecach.
To coś zupełnie innego. Włosy Malfoya były białe już wtedy, kiedy chodzili do Hogwartu,
ale pociemniały od tamtego czasu, zmieniając kolor na srebrny, połyskując i błyszcząc
przy każdym ruchu głowy.
Ron dokuczał Malfoyowi z tego powodu, mówiąc, że przedwcześnie osiwiał. Malfoy tylko
się uśmiechał, bo — jak wszyscy inni — wiedział, że włosy są jego największym atutem.
Tego pierwszego dnia Harry doszedł do siebie po upadku ze schodów i zdecydował, że
będzie ignorował swojego szkolnego rywala. Jednak dużo łatwiej było tak postanowić, niż
to zrobić.
Malfoy cały dzień przemieszczał się między biurami, rzucając tymi włosami wte i wewte,
praktycznie oślepiając Harry’ego, kiedy słońce odbijało się w jego kosmykach. Nie żeby
Harry zwracał na to uwagę. Nie zwracał, bo cały czas ze wszystkich sił ignorował Malfoya.
Ale czasami ciężko było nie zauważyć tych włosów. Tylko dlatego, że były takie dziwne.
Takie wyjątkowe. Naprawdę.
— Myślisz, że używa jakiegoś eliksiru, żeby uzyskać taki kolor? — zapytał Harry, patrząc
posępnie w swoje piwo. Ron uniósł brew, ale przezornie nic nie powiedział. Zdążył się już
przyzwyczaić do monologów na temat włosów Malfoya ciągnących się przez cały czas,
kiedy byli w pracy.
— Eliksir? — oburzyła się Hermiona, odgarniając grzywkę z twarzy. — Czemu wszyscy od
razu zakładają, że w czarodziejskim świecie to zawsze musi być jakiś eliksir? Niektóre
rzeczy są takie same jak w świecie mugoli, zdajesz sobie z tego sprawę? Zafarbował je w
inny sposób, nie za pomocą eliksiru.
— Więc uważasz, że są farbowane? — Harry rozpromienił się, ignorując jej tyradę. Odkąd
została profesorką mugoloznawstwa w Hogwarcie, była trochę przewrażliwiona na
punkcie właściwie wszystkiego.
— Nie — odparła szorstko.

background image

— Och. — Harry wrócił do wpatrywania się w piwo, jakby spodziewał się znaleźć tam
odpowiedź na swoje życiowe pytania. Oczywiście po kilku kuflach stawało się to coraz
bardziej prawdopodobne.
— Cóż, a myślisz, że używa eliksiru albo jakiegoś mugolskiego odpowiednika, żeby
sprawić, że tak się błyszczą? — ciągnął dalej.
— Stary — zaczął Ron, kładąc z sympatią rękę na ramieniu Harry’ego. — Wiem, że nie
obdarowano cię najgęstszą czupryną na świecie, ale musisz skończyć z tą obsesją na
punkcie włosów Malfoya.
— Co jest nie tak z moimi włosami? — zapytał Harry, unosząc dłoń i delikatnie poklepując
splątany kołtun na swojej głowie.
— Wszystko z nimi w porządku — uspokoiła go Hermiona. — Nie każdy może mieć
perfekcyjnie lśniące, jedwabiste loki. Tak samo, jak nie każdy z nas będzie mógł dzisiaj
spać w sypialni. — Rzuciła Ronowi surowe spojrzenie i przeczesała palcami swoje własne
bujne włosy.
Ron pokiwał potulnie głową, a Harry prychnął w swoje piwo.
— Jak sądzisz, co by się stało, gdybym podkradł się do niego od tyłu i mu je obciął?
— Sądzę, że musiałbym kupić sobie nowy czarny garnitur na twój pogrzeb — zachichotał
Ron. — A czerń nie pasuje do mojej karnacji, więc najlepiej po prostu zapomnij o tym
genialnym planie.
Harry pokiwał głową, myśląc, że gdyby zapomnienie o włosach Malfoya było takie łatwe,
zrobiłby to już dawno temu.
Następnego dnia w pracy doszedł do pewnego wniosku: musi dotknąć włosów Malfoya.
Mogło to zabrzmieć dziwnie dla kogoś takiego jak Ron, jeśliby się tym z nim podzielił,
dlatego właśnie z całą stanowczością postanowił zachować to dla siebie, zapewniając się
przy okazji, że to wcale nie jest dziwne. Wcale nie, on musiał tylko raz ich dotknąć, a
potem wyrzuci je szybko ze swego umysłu i będzie mógł dalej normalnie funkcjonować.
Bo naprawdę nie było w nich niczego szczególnego. Wielu czarodziejów nosiło długie
włosy, więc i Malfoy nie był pod tym względem wyjątkowy. Tylko ich dotknie, przekona
się, że nie są tak miękkie, na jakie wyglądały i wtedy zapomni o całej sprawie. Co byłoby
wskazane, bo zalegał już miesiąc z robotą papierkową, ale za to wymyślił dwieście
trzydzieści siedem synonimów słowa „srebrny”.
Harry śledził Malfoya cały dzień, wyczekując na okazję, by przypadkowo musnąć jego
głowę. Okazało się to jednak dużo trudniejsze niż się wydawało, a poza tym Malfoy po
pierwszej godzinie zauważył go i robił wszystko, żeby Harry’ego unikać. Na szczęście
Harry nigdy nie miał problemu z uciekaniem się do drastycznych metod, nawet w
najmniej sprzyjających okolicznościach. Gdy dzień zmierzał ku końcowi i Malfoy trochę
odpuścił, umyślnie potknął się o swoją własną stopę i wpadł na niego, przewracając go na
ziemię i łapiąc w czasie upadku pełną garść jego włosów.
Cholera. Okazały się — co było zupełnie niemożliwie — jeszcze bardziej miękkie niż na to
wyglądały.
— Potter, kurwa, co jest? — burknął Malfoy, odpychając go od siebie. — To
wystarczająco przykre, że sam nigdy nie nauczyłeś się normalnie chodzić, ale mógłbyś
chociaż nie przewracać innych ludzi. Wyrwałeś mi praktycznie wszystkie włosy. — Wstał i
spojrzał na Harry’ego, który dalej leżał na podłodze otumaniony.
Później, kiedy Harry był już w swoim biurze, znalazł kilka długich, srebrnych włosów,
które przyczepiły się do jego szaty. Położył głowę na biurku i jęknął.
— Hermiono? — powiedział, łącząc się z nią przez kominek później tego wieczoru. —
Myślę, że coś jest ze mną nie tak.
Doceniłby, gdyby jej mina nie mówiła „Powiedź mi coś, czego nie wiem”, ale czuł się
zdesperowany i potrzebował rady.
— Dzisiaj w pracy przewróciłem Malfoya na podłogę, żeby móc dotknąć jego włosów —
przyznał się Harry. — Nie mów Ronowi.
— Um — odpowiedziała oniemiała Hermiona.
— Wiem — zgodził sie Harry z ubolewaniem.
— Harry… Nie chciałabym, żebyś źle to odebrał, ale... — zaczęła Hermiona, rumieniąc się.
— Nie myślałeś może, że mógłbyś być, um, no wiesz, gejem?
— Hermiono — powiedział Harry cierpliwie. — Pragnienie dotknięcia długich, lśniących

background image

włosów nie znaczy od razu, że jestem gejem. W sumie uważam, że jest to potwierdzenie
mojej heteroseksualności.
— Ale te długie, lśniące włosy należą do mężczyzny — wytknęła mu Hermiona.
— To nieistotne. Interesują mnie tylko włosy.
— Och. W takim razie cóż… — Hermiona zamyśliła się i rozpromieniła po chwili. — Wiesz,
Gabrielle Delacour jest już dorosła… i też ma długie, lśniące włosy. Mogłabym poprosić
Fleur, żeby was umówiła.
Harry pomyślał przez chwilę. Nie pamiętał za dobrze młodszej siostry Fleur, może oprócz
tego, że pod wodą wydawała się być trochę niebieska, ale stwierdził, że głupotą byłoby
odrzucać randkę z kimś, kto miał w sobie krew wili.
Tydzień później siedział w ekskluzywnej restauracji naprzeciwko Gabrielle, która
rzeczywiście dorosła i to na całej linii. I we wszystkich odpowiednich miejscach. Zauważył
te po części pełne podziwu, po części zawistne spojrzenia, którymi obdarzali do wszyscy
mężczyźni w pomieszczeniu. Zwrócił też uwagę na sposób, w jaki włosy Gabrielle
połyskiwały i świeciły, kiedy mówiła z ożywieniem o… czymś tam. Harry nie radził sobie
zbyt dobrze z francuskim akcentem, więc miał pewne problemy ze zrozumieniem
dziewczyny. Ale stosował swój wypróbowany uśmiech i potakiwał, a jego partnerka chyba
nic nie zauważyła. I dalej próbował skoncentrować się na jej włosach.
Jednak, mimo wyjątkowego połysku włosów Gabrielle, jego myśli wciąż wracały do
Malfoya.
Na koniec wieczoru Harry cmoknął dziewczynę w policzek i odstawił ją pod drzwi Billa i
Fleur. Nie zauważył nawet jej zawiedzionej miny, kiedy patrzyła, jak odchodził.
To wszystko, zdecydował Harry, kręciło się wokół oczu. Chwilę zajęło mu zrozumienie,
czemu dziewczyna nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, mimo że jej włosy były
niezwykle podobne do włosów Malfoya. W końcu to do niego dotarło. Nie chodziło tylko o
wyjątkowy kolor włosów Malfoya, który tak go oczarował. To było połączenie srebrnych
oczu ze srebrnymi włosami. Gabrielle miała bardzo ładne niebieskie oczy, ale Harry zdał
sobie sprawę, że fascynowało go to, że oczy Malfoya były dokładnie tego samego koloru,
co jego włosy.
— Więc teraz mam ci znaleźć dziewczynę z długimi, srebrnymi włosami i srebrnymi
oczami do kompletu? — zapytała Hermiona z niedowierzaniem, kiedy zafiukała
następnego dnia, żeby zapytać, czemu Gabrielle raz na zawsze przekreśliła wszystkich
Anglików.
— No co? — zapytał Harry obronnym tonem.
— Harry, jesteś pewien, że nie jesteś gejem?
— Naprawdę, Hermiono, mogłabyś wreszcie z tym skończyć?! — krzyknął Harry. —
Myślisz, że nie wiedziałbym, jeśli pociągaliby mnie faceci?
Mina Hermiony zdawała się mówić, że nie byłaby zdziwiona, gdyby zauważyła to
wcześniej niż on, ale Harry to zignorował.
— Jak chcesz — stwierdziła.
Tydzień później głowa Hermiony wyskoczyła gwałtownie z jego kominka.
— Harry, nie uwierzysz, ale znalazłam ci twoją wymarzoną dziewczynę!
— Co?
— Byłam dziś w Sainsbury i przypadkiem wpadłam na kobietę z długimi, srebrnymi
włosami i srebrnymi oczami! Oczywiście od razu pomyślałam o tobie, więc pogawędziłam
z nią chwilę i w ten weekend macie randkę!
— Z mugolką? — zapytał zaskoczony Harry.
— Co to miało znaczyć, Harry Potterze? — warknęła Hermiona, a jej podekscytowanie
szybko zmieniło się w złość. — Mam ci przypomnieć, że podobnie jak ja wychowałeś się
wśród mugoli?
— Nie miałem nic złego na myśli — powiedział Harry szybko. — Ten weekend, mówisz?
Cudownie!
Zdecydował, że Hermiona wpadająca na dokładnie taką kobietę, jaką opisał, to zbyt duży
zbieg okoliczności, żeby był zwykłym przypadkiem, więc czuł się całkiem śmiały w kwestii
swojej randki. Zrobił rezerwację w najmodniejszej mugolskiej restauracji, jaką znał i
kupił kwiaty.
I dokładnie tak, jak mówiła Hermiona, dziewczyna, Anna, okazała się cudowna i

background image

dokładnie taka, jak chciał. Do tego była słodka i twardo stąpająca po ziemi, no i z
pewnością nim zainteresowana.
Harry niemal momentalnie poczuł się kompletnie znudzony.
Uśmiechał się i potakiwał, kiedy opowiadała o życiu nauczycielki, mając nadzieję, że rzuci
jakiś uszczypliwy czy zjadliwy komentarz albo zacznie drwić z ludzi, którzy mieli mniej
szczęścia niż ona.
To wszystko, zdecydował Harry, kręciło się wokół włosów, oczu oraz osobowości i
humoru, wokół tego szczególnego sposobu, w jaki unosił brew, kiedy go obrażał. W tym
wszystkim, tak naprawdę, chodziło o Malfoya.
— Hermiono? — zawołał jeszcze później tej samej nocy, rozglądając się po jej ciemnym
salonie. — Hermiono? — W końcu dziewczyna zeszła na dół, otulając się szatą i ziewając.
— Harry, kocham cię jak brata, ale obawiam się, że będę musiała cię zabić —
powiedziała.
— Jasne, spoko. Mam problem.
— Domyślam się, że Anna nie przypadła ci do gustu? — zapytała
— Cóż, to też — przyznał się, zwieszając głowę. — Myślę, że mogę być gejem.
— Och, naprawdę? — prychnęła Hermiona.

Koniec części pierwszej.

~*~

— Coś jest na rzeczy — powiedział Harry, wchodząc do biura Rona i zamykając za sobą
drzwi.
— Jest? — zapytał Ron, podnosząc wzrok znad dokumentów.
— Ron, zawsze coś jest. Gdyby nie było czegoś, bylibyśmy martwi. Albo w śpiączce.
Właściwie nawet jeśli bylibyśmy w śpiączce, to byłoby coś. Tym czymś byłoby to, że
jesteśmy w śpiączce.
— Harry? — Ron odłożył pióro.
— No?
— O co chodzi?
— Malfoy — westchnął Harry dramatycznie, opadając na krzesło przed biurkiem
przyjaciela.
— Ach — powiedział Ron, najwyraźniej się tego spodziewając. — Tak, jego włosy są
bardzo błyszczące. Nie, nie sądzę, żeby pozwolił ci ich dotknąć, nawet jeśli bardzo ładnie
poprosisz. Tak, myślę, że to ich naturalny kolor. Nie, nie uważam, żeby był po części
wilą.
— Nie to chciałem powiedzieć. — Harry oblał się rumieńcem.
— Och, nie?
— Hermiona chce, żebym z tobą porozmawiał. Ona i ja doszliśmy do wniosku, że mogę
być lekko… um, zainteresowany Malfoyem.
— Harry, czemu potrzebujesz mojej żony do decydowania, kim jesteś zainteresowany?
Harry wyglądał na zaskoczonego.
— To Hermiona. Potrzebuję jej pomocy we wszystkim.
— No tak. Oczywiście. — Ron westchnął. Czasami miał wrażenie, jakby poślubił oboje
swoich najlepszych przyjaciół.
— Czyli po miesiącu śledzenia go, gapienia się i praktycznie myślenia o nim o każdej
godzinie każdego dnia doszedłeś jakoś do tej powalającej rewelacji, że jesteś
zainteresowany Malfoyem. Tak, rozumiem już, czemu potrzebowałeś pomocy Hermiony.
— Kiedy zrobiłeś się taki sarkastyczny? — zapytał Harry.
Ron wzruszył ramionami.
— Chyba za dużo przebywam w pobliżu Malfoya.
— Ha! — wrzasnął Harry triumfalnie. — Nie jestem jedyny! Hej, ale on ci się nie podoba,
prawda? — zapytał podejrzliwie.

background image

— Nie, Harry. Nie podoba mi się. Jestem żonaty, pamiętasz? Z kobietą.
— No tak, w porządku. Tak długo, jak nie będziesz miał z nim żadnego kontaktu
fizycznego.
— Harry, nie żeby ta rozmowa nie była fascynująca w ten niewygodny nie-chcę-tu-być
sposób, ale jest coś konkretnego, czego byś ode mnie chciał?
— A, racja. Potrzebuję twojej pomocy w stworzeniu planu, dzięki któremu Malfoy mnie
polubi.
— Czemu mojej? Czy nie od tego właśnie jest Hermiona?
— Och, już ją poprosiłem, ale ona ma te wszystkie szalone pomysły o poznawaniu go i
rozwiązaniu naszych problemów z przeszłości, i nie wiem co jeszcze. W każdym razie nic,
co zakładałoby dotykanie włosów, a tego właśnie najbardziej chcę.
Ron wyglądał nieco blado, ale wyciągnął czysty pergamin. Już dawno temu zorientował
się, że odmówienie Harry’emu czy Hermionie było po prostu niemożliwe. Zdał sobie też
sprawę, że być może ma jakieś delikatne tendencje masochistyczne, jeżeli chodzi o dobór
przyjaciół.
— Dobra, już próbowałeś popchnięcia-upadku-chwytania, więc będziemy musieli wykazać
się większą inwencją… — zaczął, rysując schemat budynku ministerstwa. Harry się
uśmiechnął. Uwielbiał plany z pomocami wizualnymi.
Następnego dnia zdenerwowany Harry ukrywał się za doniczką z kwiatem w holu,
czekając na Malfoya.
— Cześć, Harry — przywitał się Neville, przechodząc obok.
— Hej, Neville — odkrzyknął Harry zza kwiatka. Już zaczynał widzieć pewne trudności
związane z Niezawodnym Planem Dotknięcia Włosów Malfoya. (NPDWM).
I w tym momencie Draco wszedł do ministerstwa i ruszył w kierunku wind.
— Cześć, Weasley — powiedział serdecznie do Rona, stojącego za kwiatkiem po drugiej
stronie pomieszczenia.
— Potter, przytrzymać ci windę, czy jesteś zajęty tym figowcem?
— Nie, nie… już skończyłem — powiedział Harry szybko, wychodząc zza rośliny i
podążając za Malfoyem. Subtelnie dał Ronowi sygnał, żeby zaczął wprowadzać w życie
ich plan.
— Po co machasz do Weasleya? — zapytał Malfoy z zaciekawieniem.
— Bez powodu — odparł natychmiast Harry.
Drzwi się za nimi zasunęły, a Harry robił wszystko, żeby patrzeć wszędzie byle nie na
piękne, błyszczące włosy Malfoya.
Między siódmym i ósmym piętrem winda zatrzymała się ze zgrzytem.
— Cudownie — mruknął Draco, patrząc na panel kontrolny, który pomocnie wyświetlał
informację, że są na poziomie 7 i ½.
— O nie — jęknął Harry dramatycznie. — Wygląda na to, że tu utknęliśmy. Co teraz
zrobimy?
— Czemu tak dziwnie mówisz?
— Strasznie, strasznie się boję małych przestrzeni. Wiesz, agorafobia — ciągnął Harry,
jakby Malfoy wcale się nie odezwał.
— Właściwie agorafobia to strach przed otwartymi przestrzeniami. Myślę, że chodziło ci o
klaustrofobię.
— Chyba znam moje własne fobie — warknął Harry obronnym tonem, odbiegając od
scenariusza. — To znaczy… och, jak się boję.
Malfoy uniósł brew.
— Dobrze się czujesz, Potter? Nie oberwałeś przypadkiem jakąś klątwą, co?
— Nie — nadąsał się Harry. Malfoy wcale nie wyglądał, jakby miał zamiar go pocieszać i
pozwolić mu dotknąć swoich włosów.
— W takim razie dobrze — mruknął Draco i wycelował różdżkę w panel kontrolny. Winda
natychmiast ożyła, a po chwili drzwi otworzyły się na ich piętrze.
— Do zobaczenia później, Potter.
— Eee, dobra — zgodził się Harry, marszcząc czoło. Nic nie potoczyło się tak, jak zakładał
plan.
Wpadł jak burza do gabinetu Rona.
— Nie zadziałało — ogłosił, rzucając się na krzesło.

background image

— Ach — powiedział Ron, sięgając po czystą kartkę. Zastanawiał się przez chwilę. —
Wydaje mi się, że wiem, w czym leży problem. To bez sensu, żeby on pocieszał ciebie,
szczególnie, kiedy to ty chcesz dotknąć jego włosów. Musimy znaleźć sposób, żebyś ty
mógł pocieszać jego…
Tydzień później Harry stał w triumfującej pozie nad spetryfikowanym ciałem mantykory,
która zdemolowała biuro i z rykiem wylądowała na biurku Malfoya. Błysnął
uspokajającym uśmiechem w stronę Draco, który rzeczywiście wyglądał na lekko
wstrząśniętego.
— Już wszystko w porządku — poinformował go. — Przytulić cię?
— Jak, do diabła, mantykora dostała się do środka? — spytał zamiast odpowiedzieć
Malfoy.
— Nie wiem… przez okno?
— Czyli latała sobie tak po prostu po Londynie i nagle zdecydowała, że wleci przez
otwarte okno ministerstwa?
— To mogło się wydarzyć — odparł Harry obronnym tonem.
— Zaczynam się o ciebie trochę martwić, Potter — stwierdził Malfoy, wyciągając spod
mantykory kilka papierów.
— Uważam, że to dobry znak — powiedział Ron później tego dnia. — To znaczy, że o
tobie myśli.
— Myśli, że jestem rąbnięty — dąsał się Harry.
— Ale na pewno w bardzo pozytywny sposób — zapewnił go Ron radośnie. Harry
zmarszczył brwi. — Wiesz, naprawdę nie chcę tego mówić, ale może powinieneś
posłuchać rad Hermiony?
— Dobra, spróbuję go lepiej poznać — prychnął Harry, wstając. — Ale na pewno mi się to
nie spodoba! — I z tymi słowami wypadł z gabinetu Rona.

~*~

— Więc, Malfoy — powiedział Harry, przysiadając na jego biurku. — Miałeś trudne
dzieciństwo?
— Co? — spytał Malfoy, podnosząc wzrok z niedowierzaniem.
— Czy twój ojciec cię bił? Wiesz, krążyły takie plotki po Hogwarcie.
— Co ty kombinujesz, Potter? — warknął Malfoy, mrużąc oczy.
— Tylko pytam. Nie musisz od razu tak się rzucać — obruszył się Harry.
— Cóż, zapytaj kogoś innego. I spadaj z mojego biurka.
— Dobra. — Wstając, Harry z premedytacją zrzucił trochę papierów. Żeby wkurzyć
Malfoya, oczywiście. Nie żeby patrzeć na jego tyłek, kiedy schylił się, aby je podnieść.

~*~

— Nie chce mi powiedzieć nic o sobie — jęczał Harry Hermionie tego wieczoru.
— Cóż, a o co go zapytałeś?
— Czy ojciec bił go, kiedy był dzieckiem.
— Co?! — krzyknęła Hermiona, upuszczając trzymaną filiżankę. — Czemu miałbyś go
pytać o coś takiego?
— To było jedyne, co przyszło mi do głowy i co naprawdę chciałem wiedzieć.
Hermiona patrzyła się na niego bez słowa przez chwilę, zanim nie zaczęła powoli mówić.
— Harry, pamiętasz, kiedy zapytałeś mnie, czy czuję się niezręcznie, że Ron i Lavender
pracują razem, bo kiedyś się spotykali, a ona jest dużo ładniejsza ode mnie?
Harry skrzywił się. Pamiętał to bardzo wyraźnie. Myślał, że odrastanie kości jest bolesne,
ale to było nic w porównaniu z odrastaniem jąder.
— Tak? — powiedział, zasłaniając krocze obronnym gestem, gdyby Hermiona dalej była
zła.
— Są rzeczy, które się mówi ludziom i rzeczy, których się nie mówi.
— No to o co powinienem zapytać?
— O coś prostego, nie obraźliwego. — Harry znowu się skrzywił. — Zapytaj się, czy
widział ostatnio jakieś dobre filmy.

background image


~*~

— Więc, Malfoy — rzucił Harry. — Widziałeś ostatnio jakieś dobre filmy?
— Filmy? — spytał Malfoy, podnosząc wzrok. Harry powtórzył sobie, żeby nie rozpraszać
się niesamowitą głębią jego srebrnych tęczówek.
— Twoje oczy są takie srebrne — powiedział. — To znaczy, lubisz teatr?
Malfoy przymknął powieki.
— Potter, o co ci chodzi?
— Wydaje mi się, że powinniśmy się lepiej poznać, skoro najwyraźniej jesteśmy już
zupełnie innymi ludźmi niż w szkole — odparł Harry, cytując słowo w słowo Hermionę.
— Jasne... — Malfoy urwał. — No dobra. Jaki jest twój ulubiony kolor?
— Srebrny — odpowiedział natychmiast Harry. — To znaczy czerwony.
— Jesteś wyjątkowo dziwny, Potter.

~*~

— To prawie jakby powiedzieć, że jesteś wyjątkowy — pocieszał go później Ron.
— Ron, to wcale nie jest tak.
— Powiedziałem prawie.
— Już nigdy nie dotknę jego włosów, prawda? — westchnął Harry, kuląc ramiona i
wbijając smutny wzrok w sufit.
— Harry? — spytał Ron.
— Co?
— Masz zamiar cały dzień dąsać się w moim biurze?
— Pewnie tak — odparł Harry, po raz kolejny wzdychając dramatycznie.
— W takim razie nie mam wyjścia — rzucił Weasley i wyszedł.
— Ron? — zawołał za nim Harry.
— Malfoy — usłyszał Harry. Podskoczył zaalarmowany i wybiegł z pokoju. Ron stał obok
biurka Draco ze skrzyżowanymi ramionami, starając się wyglądać groźnie.
— Tak, Weasley?
— Harry chce dotknąć twoich włosów.
— Co?
Harry zarumienił się wściekle i dał nura za framugę.
— Ma bzika na punkcie twoich włosów. I chce ich dotknąć. Och, no wiesz, więcej niż
jeden raz. Na zasadzie związku czy czegoś takiego.
— Weasley, wiem, że jesteś żonaty, ale nie sądzę, abyś pojmował, na czym polega
związek.
— Och, na miłość boską. Czy Harry może dotknąć twoich włosów?
Malfoy zamrugał ze zdziwienia.
— Cóż… czemu nie.
Harry wybiegł radośnie z gabinetu Rona, który poklepał Malfoya przyjacielsko po plecach.
— I całe szczęście. Teraz może w końcu przestanie przesiadywać w moim pokoju.

Koniec części drugiej.

DRUGI PUNKT WIDZENIA




Draco przeanalizował sytuację z każdej strony i po prostu nie mógł dojść do tego, jak
skończył jako chłopak Harry’ego Pottera.
Rozmyślał nad tym, kiedy Potter przyniósł mu rano kawę z idealną ilością mleka i cukru
(skąd wiedział?). Rozmyślał, kiedy Potter zatrzymał się obok niego w ministerstwie i
pośpiesznie przeczesał jego włosy palcami. Rozmyślał, kiedy Potter zostawił na jego

background image

biurku krótką notatkę: Twoje włosy wyglądają dziś wyjątkowo ponętnie. Usiłował
rozmyślać, kiedy Potter zaczaił się na niego w windzie i całował do utraty tchu, zanim
drzwi się nie otworzyły, ale czasami coś rozpraszało jego uwagę. Draco myślał długo i
intensywnie o tych sześciu minionych tygodniach, ale nie udało mu się znaleźć żadnych
odpowiedzi.

~*~



Czekał na ogłoszenie w „Proroku Codziennym”, że ostatni śmierciożerca został schwytany
i wtedy z odpowiednią dozą dramatyzmu wyszedł z ukrycia, z determinacją kierując się
prosto do ministerstwa i domagając się pracy. Mgliście pamiętał podejście do
recepcjonistki, potrząśnięcie grzywą swoich włosów i poproszenie o rozmowę z
ministrem. Sekundę później Potter sturlał z hukiem ze schodów i wylądował u jego stóp.
— Uuuuhhh — powiedział Potter.
— Witaj, Potter — odparł Draco. — Miło cię znowu widzieć. — I zrobił krok nad leżącym
na podłodze dawnym rywalem, kontynuując swoją radosną wędrówkę.
Oczywiście, biorąc pod uwagę jego szczęście, umieszczono go w tym samym dziale, w
którym pracował Potter. Próbował złożyć zażalenie, ale okazało się, że obaj byli
wyjątkowo dobrzy w rzucaniu częściowo czarnomagicznych klątw, więc departament
zajmującym się obroną przed czarną magią był im pisany. Draco udawał, że nie zauważa
Pottera, kiedy jego oczy śledziły go w biurze.
Nie mógł zrozumieć, czemu Potter cały czas się na niego gapi. Spodziewał się wrogiego
przyjęcia ze strony Gryfona i jego małych przyjaciół, ale Potter tylko się na niego patrzył.
I wyglądał przy tym niemal na… rozmarzonego. Draco nie mógł tego rozgryźć.
I wtedy wydarzył się Incydent. Zorientował się, że Potter śledzi jego poczynania jeszcze
bardziej natarczywie niż zwykle, więc trzymał się na dystans. Coś w sposobie, w jaki
Potter na niego patrzył, sprawiało, że się denerwował. Ale kiedy dzień zbliżał się ku
końcowi, Potter przestał w końcu zachowywać się jak lunatyk i Draco pozwolił sobie na
lekkie odprężenie. Wstał od swojego biurka i zbierał właśnie papiery, kiedy coś ciężkiego
uderzyło go i przygniotło do ziemi.
Potter. Harry cholerny Potter leżał dokładnie na nim. Draco patrzył się na niego przez
chwilę zszokowany i wszystkim, o czym mógł myśleć, była… zieleń. Ten facet miał
najbardziej zielone oczy, jakie Draco kiedykolwiek widział. Gdyby nie wiedział, że Potter
jest najmniej próżną osobą na świecie, co każdy mógł stwierdzić po prostu patrząc na
jego włosy, zastanawiałby się, czy intensywność ich koloru nie została wzmocniona
magicznie.
Tonął w zieleni, czując otaczającą go senność wywołaną ciepłym ciężarem ciała Pottera,
który przygniatał go do podłogi.
I wtedy dotarło do niego, że w dalszym ciągu leży pod Harrym Potterem.
— Potter, kurwa, co jest? — wrzasnął, żeby zamaskować spóźnioną reakcję. Wyrwał się
spod niego, czując ukłucie żalu, kiedy tylko to się stało. A także ukłucie bólu w czaszce,
bo Potter najwyraźniej próbował zatrzymać go, chwytając za włosy. — To wystarczająco
przykre, że sam nigdy nie nauczyłeś się normalnie chodzić, ale mógłbyś chociaż nie
przewracać innych ludzi. Wyrwałeś mi praktycznie wszystkie włosy — warknął Draco,
patrząc wszędzie tylko nie na Pottera.
— Umm — powiedział Potter, dalej leżąc na podłodze.
— Eee — wykrztusił Draco, starając się nie myśleć o tym, co czuł, kiedy Potter go
przygniatał. Złapał kilka przypadkowych dokumentów i pognał do windy.
Jak tylko znalazł się w domu, wrzucił trochę proszku Fiuu do kominka i wsadził do niego
głowę.
— Pansy! — krzyknął w stronę wykwintnego salonu przyjaciółki. — Pansy Parkinson-Nott!
Wiem, że tam jesteś!
Twarz Pansy z leniwym uśmiechem na ustach ukazała się w rogu pokoju.
— Draco, kochanie. Nie jestem skrzatem domowym ani twoim psem. Nie przychodzę na
zawałowanie.
— Nieważne, potrzebuję pomocy. Czy twój mąż jest w domu?

background image

— Nic o tym nie wiem. — Pansy bez zainteresowania wzruszyła ramionami.
— Bogu niech będą dzięki — westchnął Draco, wychodząc z płomieni. Theodore nigdy mu
nie wybaczył, że Draco był od niego bardziej przystojny i bogatszy, nie mówiąc już o tym,
że o wiele lepiej niż on dogadywał się z Pansy.
— Drinka? — zaproponowała Pansy, idąc do barku.
— Oczywiście. — Draco opadł z wdziękiem na kanapę i wyciągną rękę po martini.
— Więc, skarbie, czemu tak krzyczałeś? Wiem, że trochę nie panujesz nad swoim
temperamentem, ale zazwyczaj jako tako się kontrolujesz. — Skrzywiła się wyniośle.
Od kiedy przejęła kontrolę nad fortuną Parkinsonów i Nottów, stała się o wiele bardziej
pewna siebie. W rzeczywistości można by ją nazwać nawet apodyktyczną. I Draco tak ją
nazywał. Przy każdej okazji.
— Harry Potter przewrócił się na mnie dzisiaj w biurze — oznajmił. Pansy uniosła brew. —
A mnie się to podobało.
— No cóż, kochanie, zawsze lubiłeś, gdy mężczyźni na tobie leżeli — wytknęła mu.
— Tak, ale to nie był jakiś tam mężczyzna. To był Potter! — Draco wywinął ręką z
emfazą, rozlewając większość swojego martini na jedwabną kanapę. Pansy przewróciła
oczami i machnęła różdżką w stronę plamy. Mruknęła pod nosem coś, co brzmiało jak
„beznadziejny”, ale Draco ją zignorował. — Pansy, potrzebuję twojej pomocy.
Jego przyjaciółka potrząsnęła włosami i przyjrzała się swoim perfekcyjnie
wypielęgnowanym paznokciom z udawanym znudzeniem.
— A kto powiedział, że zechcę pomóc ci w twoim plebejskim zainteresowaniu tym
supermanem średniej klasy?
— Proszę, nie zbywaj mnie czymś takim — zadrwił Draco. — Oboje wiemy, że jesteś
desperacko spragniona rozrywki. Ile można siedzieć w pustym domu pijąc, paląc i
wyglądając powalająco?
— To wcale nie wszystko, co robię! — oburzyła się Pansy, dzielnie ignorując fakt, że w
jednej ręce miała drinka, a w drugiej papierosa. — Utrzymanie takiej posiadłości wymaga
wiele pracy.
— Och?
— Tak. Są skrzaty domowe, którym trzeba pokazać, gdzie ich miejsce… I takie tam. —
Draco uśmiechnął się złośliwie, a Pansy warknęła: — Dobra. Co mam zrobić?
— Pomóż mi ułożyć chytry plan, dzięki któremu Potter mnie zauważy, a ja będę mógł
pieprzyć go do utraty zmysłów, a potem rzucić.
— Hmm… Czy jest szansa, że święty Potter skończy ze złamanym sercem? — zapytała.
— To możliwe. — Draco wzruszył ramionami.
— W takim razie wchodzę w to!
Na nieszczęście Draco Pansy nie była wcale taka świetna w knuciu planów. W sumie nikt
z jego przyjaciół nie był. Ślizgoni jakimś cudem wyrobili sobie reputację przebiegłych i
podstępnych, ale większość ich planów opierała się na „sypnij kasą i problem zniknie”.
— Pansy, nie mogę zapłacić Potterowi, żeby się ze mną przespał!
— Czemu nie? — naburmuszyła się.
— Bo ostatnim razem, kiedy sprawdzałem, nie był chłopcem do wynajęcia.
— Och.
W końcu stanęło na „wyglądaniu niezwykle pociągająco i udawaniu kompletnego braku
zainteresowania”, co było ślizgońską alternatywą, kiedy pieniądze nie działały. Pansy
zauważyła, że ta strategia zawsze się sprawdzała, ale Draco podejrzewał, że Potter
będzie odporny na zasady Ślizgońskiego Tańca Godowego (ich znaku firmowego).
Draco robił co w jego mocy, żeby promieniować czystym seksem na całe biuro, udając,
że nie zauważa subtelnych dotknięć przypadkowych współpracowników, kiedy spotykali
się w windzie. Jednak gdy jego szef klepnął go w pośladek w męskiej łazience, zdał sobie
sprawę, że musi trochę przystopować.
Poza tym, to i tak nie działało. Zdawało się, że zwrócił uwagę wszystkich poza Potterem.
Gryfon dalej zachowywał się raczej podejrzanie, ale spędzał teraz prawie całe dnie w
biurze Weasleya. Draco zajrzał tam pewnego razu i zobaczył ich obu otoczonych stertami
papierów, zapełnionych diagramami i wykresami, pokrytych patykowatymi figurkami,
strzałkami i wykrzyknikami.
Zmarszczył brwi. Wyglądało na to, że rzeczywiście nad czymś pracowali, czego Draco

background image

naprawdę nie brał pod uwagę od czasu Incydentu. To tylko podsyciło jego determinację,
żeby przelecieć Pottera i zapomnieć o nim raz na zawsze.
Następnego dnia Draco wszedł do ministerstwa, patrząc z zaciekawieniem na Weasleya,
który kucał za rośliną doniczkową stojącą przy drzwiach, a jego czerwone włosy wyłaniały
się spośród liści niczym kwiat.
— Cześć, Weasley — przywitał się, rozmyślając, czy to ma coś wspólnego z ich nowym
zadaniem.
— Kurwa — mruknął Wealsey.
— W porządku — powiedział Draco i ruszył dalej. I wtedy zauważył kogoś chowającego
się za kwiatkiem po drugiej stronie holu. Kogoś, kto przypominał Pottera. Brwi Draco
uniosły się wyżej. Weasley przynajmniej miał jakąś szansę na pozostanie
niezauważonym, stojąc za dosyć rozłożystą paprotką, w przeciwieństwie do Pottera,
kulącego się za małym, wąskim figowcem, który nie zasłoniłby go nawet w czasach jego
mizernego dzieciństwa.
Może w takim razie wcale się nie ukrywali?, zastanawiał się. Pewnie prowadzili jakieś
ważne badania zielarskie związane z ich nowym zadaniem. Może szukali nieznanych
jeszcze czarnomagicznych sposobów na wykorzystanie liści zwykłych roślin, takich jak
figowce.
Gdyby umiał się tak skupić na pracy jak Potter…
— Potter, przytrzymać ci windę, czy jesteś zajęty tym figowcem? — zapytał, nie chcąc
przeszkadzać w jakichś ważnych ćwiczeniach w terenie.
— Nie, nie… już skończyłem — powiedział Potter, wychodząc zza rośliny i ruszając w
stronę windy. Draco zastanawiał się właśnie, czy powinien zapytać go o nowy przydział,
żeby mieć powód do rozpoczęcia rozmowy, kiedy zauważył, że Potter daje jakieś dziwne
znaki Weasleyowi.
— Po co machasz do Weasleya? — zapytał coraz bardziej ciekawy, co było ich nowym
projektem.
— Bez powodu — powiedział Potter, podejrzanie unikając kontaktu wzrokowego.
Draco zmarszczył brwi. Albo było to jakieś ściśle tajne zadanie, z którego został
wykluczony, albo Potter po prostu nie chciał mu powiedzieć. Jeśli o niego chodzi, obie
opcje były powodem do dąsania się. Wydął wargi, gdy jechali na ich piętro, zauważając,
że wzrok Pottera dalej utkwiony był w suficie.
Nagle winda zatrzęsła się mocno i stanęła.
— Cudownie — warknął. Jeszcze wczoraj byłby wniebowzięty uwięzieniem w windzie z
Potterem, ale ten facet wydawał się być zupełnie obojętny na jego powalające wdzięki i z
pewnością nie rzuci się na niego w najbliższym czasie.
— O nie — jęknął Harry odruchowo. — Wygląda na to, że tu utknęliśmy. Co teraz
zrobimy?
Draco uniósł jedną brew. Czy naprawdę utknięcie z nim w małym pomieszczeniu było aż
takie złe?
— Czemu tak dziwnie mówisz? — zapytał w zamian.
— Strasznie, strasznie się boję małych przestrzeni. Wiesz, agorafobia — powiedział Potter
konwersacyjnym tonem.
Zdezorientowany Draco zmarszczył brwi.
— Właściwie agorafobia to strach przed otwartymi przestrzeniami. Myślę, że chodziło ci o
klaustrofobię.
— Chyba znam moje własne fobie — warknął Potter, patrząc na niego ze złością.— To
znaczy… och, jak bardzo się boję.
Teraz Draco zaczął się martwić. Potter nie tylko zachowywał się dziwnie, ale Draco nigdy
wcześniej nie słyszał, żeby przyznał, że czegoś się boi.
— Dobrze się czujesz, Potter? Nie oberwałeś przypadkiem jakąś klątwą, co? —
Zastanawiał się, czy Potter nie został otruty przez ten najwidoczniej czarnomagiczny
figowiec. Ministerstwo czasami bywało naprawdę strasznie niekompetentne — żeby
ustawić czarnomagiczną roślinę w holu, gdzie któryś z pracowników mógł zostać
zraniony?
Ale Potter mruknął „nie” i odwrócił wzrok. Draco zastanawiał się, czy jest zażenowany
tym, że zaatakowała go roślina, którą przesłuchiwał. Czymś takim właśnie przejmowałby

background image

się Potter, nawet jeśli najwyraźniej był jedyną osobą na tyle odważną, by zmierzyć się z
nikczemnym figowcem.
— W takim razie dobrze — powiedział Draco, zdeterminowany, żeby wydostać ich z
windy, bo jeśli nie przestanie myśleć o tym, jak silny i odważny był Potter, skończy
rzucając się na niego i błagając o jakikolwiek fizyczny kontakt.
Wyciągnął różdżkę i wypowiedział tyle zaklęć w stronę konsoli, ile był w stanie, zanim
winda nie ruszyła do góry. Kiedy drzwi się otworzyły, spojrzał nerwowo na Pottera, ale
ten uniknął jego wzroku. Draco westchnął. Więc tak to miało wyglądać.
— Do zobaczenia później, Potter — powiedział z żalem i udał się do swojego biurka.
Potter niemal włamał się do gabinetu Weasleya i zatrzasnął za sobą drzwi. Draco miał
przynajmniej nadzieję, że Weasley będzie w stanie pomóc mu z tą klątwą figowca.

~*~



— Pansy, on mnie nienawidzi! — jęczał tego wieczoru, rozwalając się z posępną miną na
łóżku przyjaciółki, kiedy ta szykowała się na przyjęcie.
— Cóż, oczywiście, że tak — zgodziła się Pansy. — Jesteście wrogami.
— A ty bezduszną suką — poinformował ją Draco. Pansy ledwo wzruszyła ramionami i
wyciągnęła szaty w kolorze śliwki. Draco potrząsnął głową.
— Czemu nie dociera do niego, jak nieodparcie przystojny jestem?
— Może to jakiś defekt Gryfonów. Widać mają problem z pieprzeniem Ślizgonów. Jest taki
facet w biurze Theodora, który absolutnie odmawia pójścia ze mną do łóżka i naprawdę
jedynym powodem może być to, że był Gryfonem…
— Pansy — przerwał jej Draco. — Rozmawiamy teraz o mnie. Poza tym mówiłem ci, że
powinnaś ograniczyć swoje romanse do ludzi, którzy nie pracują z twoim mężem.
— Draco, skarbie, wiesz, że nienawidzę ograniczać się w jakimkolwiek stopniu. —
Odwróciła się do niego z kompletem bladozielonych szat i Draco uśmiechnął się z
aprobatą.
— Wyglądasz olśniewająco — powiedział.
— Cóż, równie dobrze mogę dzisiaj na coś liczyć, skoro muszę iść na to nudne przyjęcie.
— Pansy, kiedy właściwie ostatni raz spałaś ze swoim mężem?
— Nie wiem. Jaki mamy miesiąc?

~*~



Draco zdecydował, bez żadnej pomocy Pansy, która i tak była bezużyteczna, że będzie
ignorował Pottera. Facet był najwyraźniej niezainteresowany.
Plan działał genialnie przez jakiś tydzień. Draco siedział przy biurku, udając, że robi coś
produktywnego, ale w rzeczywistości rysował sprośne obrazki, przedstawiające jego i
Pottera w kompromitujących pozycjach, kiedy usłyszał przenikliwy krzyk dobiegający z
rogu jego gabinetu. Poderwał głowę i zobaczył lecącą prosto na niego mantykorę.
Odchylił się gwałtownie, wywracając do tyłu, kiedy stworzenie wylądowało na jego
biurku, pazurami drąc w strzępy jego rysunki.
— Uważaj! — zawołał Potter bezsensownie, jakby Draco wcale nie zdawał sobie sprawy z
obecności mantykory. Podszedł do niego, machając różdżką, a bestia padła z głuchym
odgłosem na biurko. — Już wszystko w porządku — powiedział zadowolony z siebie
Potter. — Przytulić cię?
Draco patrzył się na niego bez słowa. To było tak, jakby Potter, tuż po przerażającym
ataku mantykory, nazwał go słabeuszem.
— Jak, do diabła, mantykora dostała się do środka? — zapytał zamiast odpowiedzieć na
pytanie i podniósł się z krzesła.
— Nie wiem… przez okno? — odparł Potter, rumieniąc się z jakiegoś niewytłumaczalnego
powodu.
— Czyli latała sobie tak po prostu po Londynie i nagle zdecydowała, że wleci przez
otwarte okno do ministerstwa? — zapytał Draco, sarkastycznym tonem starając się

background image

zamaskować swoją reakcję na rumieńce Pottera.
— Mogło tak być — burknął Potter.
Draco stwierdził, że nastrój Gryfona zmienia się raczej alarmująco szybko, chociaż w
pewnym sensie to było też seksowne.
— Zaczynam się o ciebie trochę martwić, Potter — stwierdził, przyglądając się mu
nieufnie. Potter tylko się w niego wpatrywał. Draco nie mógł znieść tej natężonej uwagi,
więc wyrwał plik swoich sprośnych rysunków spod mantykory i uciekł.
Do cholery z nim, z jego zielonymi oczami, opaloną skórą i niekończącą się odwagą.
Niech go piekło pochłonie.

~*~



Draco miał nadzieję, że skoro Potter najwidoczniej uważał go za słabego i
bezużytecznego, będzie go po prostu unikał. Nie miał jednak takiego szczęścia.
— Więc, Malfoy — rzucił Potter następnego dnia, siadając na biurku Draco i przewracając
przy okazji butelkę z atramentem. Draco patrzył, jak atrament wsiąka w papiery, których
opracowanie zajęło mu cały tydzień. — Miałeś trudne dzieciństwo?
— Co? — wykrzyknął Draco z zaskoczeniem, podnosząc wzrok znad atramentu.
— Czy twój ojciec cię bił? Wiesz, krążyły takie plotki po Hogwarcie.
Draco nie mógł w to uwierzyć. Fakt, że Potter nie był nim zainteresowany, to jedno, ale
teraz wyciągał na światło dziennie ich czasy w Hogwarcie, dni wypełnione drwieniem z
Draco i praktycznie sprawianiem, że jego życie było piekłem. Czyżby Potter odkrył, co
Draco do niego czuł? Czy to był jego sposób na pozbycie się niechcianej fascynacji?
— Co ty kombinujesz? — warknął, przerażony myślą, że Potter mógłby być tak okrutny.
— Tylko pytam. Nie musisz od razu tak się rzucać.
— Cóż, zapytaj kogoś innego. I spadaj z mojego biurka — burknął Draco, czując się o
wiele bardziej dotknięty niż mógłby przypuszczać.
— Dobra. — Potter wzruszył ramionami i zsunął się z blatu, przy okazji zrzucając z niego
poplamione papiery.
Draco przygryzł wargę i spojrzała na bałagan, który Potter po sobie zostawił. Taki sam,
jaki zrobił w jego uczuciach.

~*~



Następnego dnia Gryfon wrócił i Draco cały się spiął, zastanawiając się, z jaką okropną
rzeczą wyskoczy tym razem.
— Więc, Malfoy — rzucił Potter. — Widziałeś ostatnio jakieś dobre filmy?
— Filmy? — powtórzył zdezorientowany Draco.
— Twoje oczy są takie srebrne — powiedział Potter. — To znaczy, lubisz teatr?
Draco zaczynał dochodzić do wniosku, że Potter cierpi na jakiegoś rodzaju zaburzenia
równowagi chemicznej. Może to i lepiej, że nigdy się nie zwiążą.
— Potter, o co ci chodzi? — zapytał podejrzliwie.
— Wydaje mi się, że powinniśmy się lepiej poznać, skoro najwyraźniej jesteśmy już
zupełnie innymi ludźmi niż w szkole — odparł Potter niezręcznie.
To była raczej ostatnia rzecz, jaką Draco spodziewał się usłyszeć, ale wchodził w to, tak
długo, dopóki znowu nie padną pytania w stylu tych z poprzedniego dnia.
— Jasne... — Z desperacją starał się wymyślić coś, o co mógłby zapytać, nie poruszając
tematu jego preferencji seksualnych. — No dobra. Jaki jest twój ulubiony kolor?
— Srebrny — usłyszał natychmiastową odpowiedź. — To znaczy czerwony.
Draco zamrugał. Potter zarumienił się i zaczął wpatrywać w swoje buty.
— Jesteś wyjątkowo dziwny, Potter.
Były Gryfon kiwnął głową i uciekł.
Draco patrzył za nim, zastanawiają się, czy sam zaczyna tracić zmysły, jak z pewnością
przytrafiło się to Potterowi. Jakieś dziesięć minut później Weasley wypadł ze swojego
gabinetu, w którym zaszył się razem z Potterem i za moment patrzył już na Draco z góry.

background image

Draco zawsze uważał, że bycie tak wysokim i piegowatym jednocześnie było zupełnie
nienaturalne.
— Malfoy.
— Czego chcesz, Weasley? — zapytał, zastanawiając się, czy Weasley też zacznie
zachowywać się tak dziwnie jak jego przyjaciel.
— Harry chce dotknąć twoich włosów.
Gdyby Draco miał kawę, wziąłby właśnie łyk tylko po to, żeby opluć nią dramatycznie
całe biurko. To była jedyna słuszna reakcja na takie stwierdzenie. Ale skoro jej nie miał,
musiał zadowolić się opadniętą szczęką.
— Co?
— Ma bzika na punkcie twoich włosów. I chce ich dotknąć. Och, no wiesz, więcej niż
jeden raz. Na zasadzie związku czy czegoś takiego.
Draco dalej się na niego gapił, próbując przetrawić usłyszane informacje.
— Weasley, wiem, że jesteś żonaty, ale nie sądzę, abyś pojmował, na czym polega
związek — powiedział w końcu z ironią, na której zawsze mógł polegać, podczas gdy jego
mózg dalej wrzeszczał do niego „Potter!” i „związek!”, wykonując jednocześnie nerwowy
taniec satysfakcji.
— Och, na miłość boską. Czy Harry może dotknąć twoich włosów? — mruknął
naburmuszony Weasley.
Draco usiłował to przemyśleć mimo dzikiej imprezy, jaka odbywała się w jego głowie, aż
w końcu udało mu się wykrztusić:
— Cóż… czemu nie.
Z gabinetu Weasleya dobiegł go okrzyk radości, a chwilę później Potter ruszył w jego
kierunku, zanurzył ręce w jego włosach i stanowczo przycisnął swoje wargi do jego ust.
Całował się z Potterem. Na oczach całego ministerstwa. Draco nie wiedział, czy umrzeć ze
wstydu czy ze szczęścia.

~*~



I to właśnie się wydarzyło. W jakiś sposób seria niewytłumaczalnych zdarzeń
doprowadziła Draco do tego miejsca, w mieszkaniu Pottera, na kanapie Pottera, z głową
na kolanach Pottera, który głaskał go jak jakiegoś kanapowego pieska. Nie żeby Draco
narzekał.
— Wiesz, Potter — powiedział. — Pewnego dnia wyjaśnisz mi, jak to wszystko się stało.
— Cóż — zaczął Potter, uśmiechając się. — Wszystko zaczęło się od włosów…

PIERWSZA KŁÓTNIA




— Uch, nie wiem, jak ojciec sobie z tym radził — jęknął Draco z łazienki. Harry nie miał
pojęcia, o czym mowa, więc zajrzał do środka.
Draco usilnie próbował rozczesać grzebieniem kołtuny z tyłu głowy.
— Cóż, wydaje mi się, że twój ojciec mniej czasu niż ty spędzał leżąc na plecach. —
Harry uśmiechnął się złośliwie.
— Och, nie byłbym tego taki pewien. — Draco uniósł jedną brew. — Moja matka potrafi
być bardzo dominującą kobietą.
— Fuj.
— Ale to już po prostu przesada — mruknął Draco, ignorując go i krytycznie przyglądając
się swojemu odbiciu w lustrze. — I chyba rozdwajają mi się końcówki — wymamrotał,
wychodząc z łazienki.
Harry wpatrywał się w jego włosy ze zdumieniem. Nie potrafił sobie wyobrazić, żeby
można je było nazwać inaczej niż perfekcyjne, a myśl o rozdwajających się końcówkach,

background image

rujnujących ich piękno, sprawiła, że poczuł się trochę słabo.
— W każdym razie, mam spotkanie, więc do zobaczenia w biurze koło południa. — Draco
pocałował go lekko i skierował się do kominka, jedną ręką przeczesując włosy. — Może
po prostu je zetnę.
— Co? — wrzasnął Harry. Draco odwrócił się i uniósł brew. — Nie możesz ich ściąć! —
zawodził Harry, wczepiając się w koszulę Draco i ledwo powstrzymując się od
potrząśnięcia blondynem.
— Czemu nie?
— Bo kocham twoje włosy — praktycznie wyszlochał Harry.
— Ale to nie jest jedyny powód, dla którego mnie kochasz, prawda? — Draco brzmiał na
nieprzekonanego.
— Oczywiście, że nie — zaprzeczył Harry z oburzeniem. — Kocham w tobie masę rzeczy.
— Na przykład co?
— No wiesz… um. — Harry nienawidził bycia stawianym w takich sytuacjach.
Jego mózg zawsze wtedy odmawiał współpracy i kończyło się na tym, że mówił najgorszą
rzecz, jaką tylko mógł. — Jesteś świetny w łóżku — wyrzucił z siebie.
Cholera. Znowu to samo.
Draco wyrwał się z jego uścisku.
— Tylko na tyle cię stać? — zapytał z niedowierzaniem.
— No co, przecież jesteś — odparł Harry obronnym tonem.
— To nie ma znaczenia. — Draco pociągnął nosem.— Nie mogę uwierzyć, że jesteś ze
mną tylko dlatego, bo lubisz moje włosy i jestem dobry w łóżku. — Ze złością wziął garść
proszku Fiuu i rzucił nim w ogień z o wiele większą siłą niż zwykle. — I właśnie dlatego
może je zetnę — warknął, wchodząc w płomienie.
— Nie! — zawołał Harry, rzucając się za nim, ale było już za późno. Draco zniknął.
To straszne, pomyślał spanikowany Harry. Wrzucił kolejną garść proszku w ogień i chwilę
później wyszedł z kominka w salonie Hermiony.
— Fuj! — krzyknął, natychmiast zasłaniając rękami oczy.
Ron i Hermiona pisnęli jednocześnie, zrywając się na nogi z kanapy, na której właśnie
namiętnie się całowali.
— Harry! — zbeształa go Hermiona, odzyskując panowanie nad sobą. — Ile razy mam ci
to powtarzać? Dzwoń, zanim złożysz nam wizytę.
— Nie miałem na to czasu! Moje życie rozpada się właśnie na kawałki! — załkał Harry. —
A poza tym jest dziewiąta rano! Normalni ludzie nie obściskują się w salonie o dziewiątej
rano!
— Och, jakbyś właśnie ty miał prawo oceniać normalność innych ludzi — parsknął Ron.
Harry go zignorował.
— Hermiono, potrzebuję twojej pomocy — jęknął żałośnie.
— Nie powinieneś być w pracy? — zapytał Ron.
— Nie mam czasu na pracę! Przechodzę kryzys!
— Co się stało? — zapytała Hermiona, której udało się jakoś, pomimo okoliczności,
zdobyć na współczujący ton.
— Draco chce obciąć włosy!
— Och, na miłość boską — powiedział Ron i pobiegł na górę.
— A jemu co się stało?
— Nie mam pojęcia. — Hermiona przewróciła oczami.
— Nieważne. Hermiono, musisz mi pomóc. — Harry rzucił się na kanapę, unikając
miejsca, gdzie wcześniej znajdowały się splątane ciała jego przyjaciół. — Moje życie
straci sens, jeśli Draco zetnie włosy!
— Jak to straci sens? — Hermiona popatrzyła na niego surowo, opierając ręce na
biodrach. — Masz niezłą pracę, wspaniałych przyjaciół i ładne mieszkanie. Udało ci się
rozszyfrować swoją orientację seksualną i to zaledwie dekadę później niż zrobili to inni
ludzie. Masz miłego, atrakcyjnego chłopaka, który z jakiegoś powodu jest w stanie
tolerować cię na tyle, żeby spędzać każdą noc w twoim mieszkaniu. Nie widzę żadnego
powodu, z jakiego obcięcie włosów miałoby cokolwiek zmienić.
— Najwyraźniej w ogóle nie mnie nie rozumiesz — naburmuszył się Harry. — Kocham te
włosy. Są najlepszą rzeczą, jaka mi się przydarzyła w całym moim życiu i nie pozwolę jej

background image

zniknąć bez walki!
— Naprawdę czasami się o ciebie martwię, Harry. Po ostatecznej bitwie z Voldemortem
nie jesteś już takim samym człowiekiem.
— Hermiono, możemy porozmawiać o moim potencjalnym traceniu zmysłów innym
razem? Teraz musimy omówić coś ważniejszego.
— Cóż, co niby mam z tym zrobić?
— Może mogłabyś z nim porozmawiać? — zasugerował Harry z nadzieją. — No wiesz,
taka miła, dziewczęca pogawędka, i wspomnij, jak bardzo piękne są jego włosy.
— Harry, zdajesz sobie sprawę, że Draco nie jest dziewczyną, prawda? — zapytała
Hermiona ostrożnie.
— To zależy kogo spytasz — prychnął Harry. Hermiona zaczęła masować skronie.
— Jeśli obiecam, że z nim porozmawiam, wrócisz do swojego mieszkania?
— Tak.
— Dobra. Porozmawiam z nim jeszcze dzisiaj — zgodziła się Hermiona z desperacją.
— Fantastycznie. Na pewnie cię posłucha — powiedział Harry z przekonaniem. — Do
zobaczenia, stary — krzyknął do Rona.
— Jasne, kiedy tylko zechcesz — odkrzyknął Ron.

~*~

Po popołudniu, kiedy Harry w końcu zdobył się na to, żeby pojawić się w biurze, Draco
podszedł, aby spotkać się z nim przy windzie. Jednak zamiast tradycyjnego pocałunku,
Harry dostał w twarz.
— Czyli rozmawiałeś z Hermioną, tak? — zapytał pogodnie. Draco ledwie zaszczycił go
spojrzeniem i wszedł do windy. Zanim drzwi się zasunęły, Harry widział, jak gwałtownie
wciska guziki.
— Rozumiem, że pogawędka nie poszła zbyt dobrze? — zapytał Hermiony tego wieczoru.
Ron, znowu, dąsał się na górze. To nie była wina Harry’ego, że cały czas robili to przed
kominkiem, prawda?
— Po prostu cieszę się, że mnie też nie uderzył.
— Co mu powiedziałaś? — spytał Harry oskarżycielskim tonem.
— Cóż, z pewnością nie miałam zamiaru udawać, że chciałam z nim porozmawiać tylko
po to, żeby powiedzieć mu, jakie ma piękne włosy — fuknęła. — Powiedziałam mu, że
naprawdę nie chcesz, żeby je ściął, a biorąc pod uwagę, że jesteś psychicznie
niezrównoważony, jego obowiązkiem wobec czarodziejskiego świata jest zapewnienie ci
szczęścia.
— To w sumie całkiem niezła strategia — powiedział Harry z rozwagą. Hermiona
wyglądała na zadowoloną.
— Też tak pomyślałam. Ale nie zadziałało, prawda? Zaczął tylko krzyczeć, że myślał, że
żartowałeś rano z tymi włosami, ale najwyraźniej zależy ci tylko na jego wyglądzie. A
potem się rozłączył.
— Ach.
— Harry, on ma rację. Czy zależy ci na Draco tylko ze względu na to, jak wygląda?
— Nie, oczywiście, że nie — warknął Harry. — Po prostu bardzo lubię jego włosy. Są
źródłem wyjątkowo przyjemnych wspomnień o tym, jak zdecydowaliśmy się być razem.
— Nie jestem pewna, czy potrzebujesz już przyjemnych wspomnień — prychnęła
Hermiona. — Spotykacie się dopiero miesiąc.
— Nie wszyscy mogą być częścią ohydnie nudnej pary, która jest ze sobą od jedenastego
roku życia.
— Po pierwsze, fakt, że Ron i ja naprawdę potrafimy zbudować stabilny związek, który
nie opiera się tylko na naszych fryzurach, nie świadczy o tym, że jesteśmy nudni. Po
drugie, dobrze wiesz, że nie byliśmy razem aż do wojny.
— Och, proszę cię. Między waszą dwójką było tyle nierozładowanego napięcia
seksualnego, ile tylko możliwe w przypadku jedenastolatków. Nawet kiedy spotykaliście
się z innymi ludźmi, byliście praktycznie jak stare małżeństwo. Tak jak teraz.
— Nie jestem ani stara ani nudna, Harry Potterze.
— Śpisz we flanelowej piżamie — przypomniał jej.

background image

— Bo jest wygodna. — Chwila ciszy. — A ty skąd o tym wiesz?
Harry tylko uśmiechnął się złośliwie, z radością patrząc, jak dziewczyna robi się
czerwona.
— Ronaldzie Weasley, masz poważne kłopoty — wrzasnęła Hermiona w kierunku
schodów. Harry był całkiem pewien, że w odpowiedzi usłyszał pisk.

~*~

Harry był nieszczęśliwy. I samotny. Jasne, miał faceta w swoim łóżku, ale był nim Ron
Weasley. Spał w łóżku Harry’ego, bo żona wykopała go z jego własnego. I jakimś cudem
winę za to Ron zwalił na Harry’ego, więc teraz Harry spał na kanapie, a jego najlepszy
przyjaciel chrapał smacznie w jego łóżku. Harry warknął z niezadowoleniem. Cała ta
sytuacja była po prostu nie fair.
— Ron? — zawołał, wchodząc do sypialni. — Ron? — Szturchnął przyjaciela lekko.
— Hermiona? — spytał Ron sennie, wyciągając ręce.
— Dobry Boże, nie! — wrzasnął Harry, odskakując na bok.
— Harry? Co robisz w mojej sypialni? — burknął Ron.
— To ty jesteś w mojej sypialni, kretynie. I chcę z tobą porozmawiać.
— Teraz? — Ron otworzył jedno oko i utkwił wzrok w Harrym. — Mam ci przypomnieć, że
spędziliśmy razem już cały dzień w biurze i najwyraźniej będziemy zmuszeni do
mieszkania ze sobą, skoro zostałem wygnany z własnego domy? Wcale nie musimy
rozmawiać o… — spojrzał na stojący obok budzik — czwartej nad ranem.
— Odkąd to ja śpię na tej cholernie niewygodnej kanapie, będę decydował, o której
godzinie rozmawiamy — powiedział Harry, wspinając się na łóżko i sadowiąc obok
przyjaciela. Ron pisnął. — Och, daj spokój. Jesteś dla mnie stanowczo za rudy.
— A Ginny nie była?
— Ginny miała piękną duszę. Ty natomiast jesteś tylko moim rudym, piegowatym
najlepszym przyjacielem.
— Ach — uśmiechnął się Ron z pobłażaniem.
— Wymyśliłem, co zrobić z Draco — ogłosił Harry.
— Beze mnie i Hermiony? — upewnił się Ron z niedowierzaniem.
— Tak. Potrafię sam rozwiązywać niektóre moje problemy, dzięki.
— Jaaaaaasne.
— W każdym razie zrozumiałem, że muszę przekonać Draco, że kocham go za inne
rzeczy, a nie tylko za jego włosy.
— No tak, rzeczywiście. — Ron brzmiał na zaskoczonego. — Dokładnie to musisz zrobić.
— I wtedy, kiedy będę miał go z powrotem, rzucę zaklęcie ochronne na jego włosy, żeby
nigdy nie mógł ich ściąć.
— O, świetnie — powiedział Ron szczerze.
— Co?
— Przez chwilę bałem się, że naprawdę udało ci się zrozumieć podstawy funkcjonowania
normalnego związku i pojąć co nieco, jak działa realny świat. Ale wygląda na to, że nie
mam się czym martwić.
— Czemu wybrałem sobie takich podłych przyjaciół? — zastanowił się Harry. — Jest masa
sympatycznych ludzi, którzy mogliby nimi zostać. Romilda Vane na przykład. Zawsze była
dla mnie wyjątkowo miła.
— Harry, Romilda przyłączyła się do Voldemorta, kiedy nie chciałeś się z nią umówić.
Próbowała cię zabić niezliczoną ilość razy.
— Ale przedtem była naprawdę fajna — upierał się Harry.
— Możemy, proszę, wrócić do tego, w jaki sposób masz zamiar odzyskać Malfoya? To
znaczy, gdybym brał pod uwagę jego szczęście, powinienem po prostu powiedzieć ci,
żebyś zapomniał o nim raz na zawsze. Ale, na twoje szczęście, nigdy nie przejmowałem
się zbytnio dobrym samopoczuciem Malfoya.
— Tak, na moje szczęście.
— No dobra, udzielę ci kilku opatentowanych staro-małżeńskich rad odnośnie
romantyzmu — powiedział Ron, zapalając światło. — Chyba będziesz chciał to sobie
zapisać.

background image


~*~

Następnego dnia Harry wcielił w życie swój plan. Kiedy Draco pojawił się w pracy, jego
biurko, krzesło, a nawet kwiatek w doniczce pokryte były samoprzylepnymi karteczkami z
napisami:
Kocham Twój uśmiech.
Kocham, że bezgłośnie płuczesz gardło, bo nie chcesz zabrzmieć nieelegancko.
Kocham, że przygryzasz końcówki piór, mimo że zawsze potem się nimi krztusisz.
Kocham to, że ze względu na mnie jesteś miły dla Rona.
Kocham cię za to, że dałeś mi figowca na naszą miesięczną rocznicę.
Kocham cię za to, że jesteś jedyną znaną mi osobą, która jest tak mądra jak Hermiona.
Kocham cię za to, że nigdy nie przyznasz się do tego, że chrapiesz.
Kocham to, że uwielbiasz mugolską piłkę nożną.
Kocham sposób, w jaki unosisz jedną brew, kiedy uważasz, że zachowuję się głupio, czyli
przez cały czas.
Kocham, jak wyglądasz, kiedy śpisz.
Kocham, jak wyglądasz, kiedy się budzisz.
Kocham Cię.

— Harry! — krzyknął Draco, zbierając karteczki. Harry skradał się bojaźliwie w kierunku
jego gabinetu. Czy Draco był wściekły? Ron obiecał, że tego rodzaju „gesty” zawsze
działają. — Harry Potterze, jesteś najbardziej nieznośną osobą, jaką kiedykolwiek
spotkałem — ogłosił Draco. Harry skrzywił się. — Ale to wynagradza mi wszystko w
zupełności, a nawet jeszcze bardziej.
Draco przyciągnął go do pocałunku i Harry wczepił się w niego, zdziwiony ulgą, jaką
odczuwał. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo bał się, że spędzi resztę życia bez Draco.
Oderwał się od niego i spojrzał mu głęboko w oczy.
— A teraz możemy porozmawiać o twoich włosach? — zapytał.
— Będę udawał, że tego nie słyszałem — prychnął Draco, ponownie go całując.

KONIEC


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
A wszystko przez układ nagrody psychopaci
CHARAKTERYSTYKA PRĄTKÓW GRUŹLICY I CZYNNIKI ZJADLIWOŚCI WYTWARZANE PRZEZ TE DROBNOUSTROJE
LITANIA DO NAJŚWIĘTSZEGO SERCA MARYI (Wszystko przez to serce można uprosić u Boga)
PIS przez te niespełna dwa lata swoich rządów nic nie zrobił
Cobb Sheri South Wszystko przez miłość
South Cobb Sheri Wszystko przez miłość
A wszystko przez układ nagrody psychopaci
South Cobb Sheri Wszystko przez miłość
Wszystko przez Myszkę
Wszystko pytania opracowane przez dziewczyny
wszystkie Imiona męskie, K, Kajetan - Osoba z tym imieniem idzie przez życie zdecydowanie i zwycięsk
Sieci Komputerowe, inf sc w2, Przez sieć komputerową rozumiemy wszystko to, co umożliwia komputerom
Siemię dobre na wszystko, FRYZJERSTWO,KOSMETYKA, fryzjerstwo, Włosy
12x12 (134) Gotowa Na Wszystko, Książka pisana przez Asię (14 lat)
Szampon do wszystkich rodzajów włosów, FRYZJERSTWO,KOSMETYKA, fryzjerstwo, Włosy

więcej podobnych podstron