Wasilewski P , Dlaczego strzelają do dziennikarzy czyli jak zmienił się terroryzm

background image

Przemek Wasilewski: Dlaczego strzelają do dziennikarzy czyli jak się zmienił terroryzm

(08.05.2004, 21:41) - Autor: Przemek Wasilewski

Dwóch dziennikarzy Telewizji Polskiej zostało zastrzelonych w Iraku. Kule napastników dopadły ich na szosie pod
Bagdadem, w drodze do
polskiego obozu Babilon. Jechali samochodem wyraźnie oznaczonym napisem "Press".
Nie ulega więc wątpliwości, że ich śmierć nie była przypadkowa. Strzelano do
dziennikarzy, by ich zabić. Dlaczego? Bo terroryzm dziś nie jest już podobny do
terroryzmu sprzed lat.

Praca dziennikarza nie zawsze jest bezpieczna. Doskonale wiedzą o tym
dziennikarze śledczy potrafiący boleśnie nadepnąć na odcisk osobom, których
cierpliwość jest równie mała jak hamulce moralne. Wielu dziennikarzy straciło
życie lub kończyło pracę zawodową z przestrzelonymi kolanami[1], ponieważ stali
się niewygodni dla osób, organizacji które opisywali. Czy można taki akt
przemocy wobec dziennikarza usprawiedliwiać? Nie, nie można. Czy można
zrozumieć? Do pewnego stopnia tak.

Korespondent wojenny zajmuje się jednak czymś innym. Nie tropi afer i
ciemnych stron publicznego życia. Jego zadaniem jest opisywanie tego co widzi.
Doświadczenie uczy, że prawda nie jest korzystna dla stron prowadzących wojnę, a
jeszcze częściej nie jest korzystna dla silniejszej z nich. Nie dlatego, że
wojujący popełniają zbrodnie, że są okrutni, że nadużywają swojej pozycji. Powód
jest dużo bardziej prozaiczny. Wojna najbardziej dotyka zwyczajnych ludzi.
Korespondenci wojenni pokazują tragedię jednostek, sprawiają, że wojna nie jawi
się widzom, siedzącym tysiące kilometrów dalej w wygodnych fotelach, jako
statystycznie ujmowane rzędy liczb. A kto jest winny tym jednostkowym, jakże
wzruszającym tragediom? Ten silniejszy, bo przecież słabszy nie ma możliwości
pomóc, słabszy przegrywa, więc jego odpowiedzialność jest mniejsza. A jeżeli do
tego ten silniejszy nierozważnie dopuszcza w swoim kraju istnienie wolnej prasy,
to dziennikarze wydają się być naturalnym sojusznikiem strony słabszej. Słabsi
często nie mają problemów z wolnością prasy u siebie, bo jej najzwyczajniej w
świecie nie uznają. Prawda pokazywana przez korespondentów wojennych staje się w
krajach demokratycznych argumentem dla rozmaitej maści pacyfistów. Znowu zginęło
dziecko pomyłkowo zastrzelone przez żołnierza. Czy ktoś pamięta, że wcześniej w
tym kraju dzieci ginęły od, bynajmniej nieprzypadkowych, ataków gazami bojowymi?
Znowu inteligentna rakieta[2] trafiła w szpital. Nieważne, że w jego piwnicach
znajdował się punkt dowodzenia bojówkarzy.

Słowa napisane powyżej nie odpowiadają na pytanie postawione w tytule.
Wręcz przeciwnie. Stanowią argumenty za stwierdzeniem, że do dziennikarzy nie
powinno się strzelać, a przynajmniej nie powinna robić tego strona słabsza, a
tym bardziej o ustroju niedemokratycznym.

Przyczyn śmierci polskich dziennikarzy w Iraku trzeba szukać w tym samym
miejscu, gdzie znajdują się przyczyny ataku 11 września 2001 roku. Polscy
dziennikarze, tak samo jak ofiary World Trade Center, zginęli bo skończyła się
zimna wojna. To dość radykalna teza. Paradoksalnie koniec zimnej wojny przyniósł
kres zagrożeniu konfliktem w tradycyjnym stylu, ale jednocześnie dramatycznie
podniósł poziom zagrożenia tzw. konfilktami asymetrycznymi[3]. Gdy układ sił na
Świecie stracił swój dwubiegunowy charakter, swoich mocodawców i patronów
stracili również terroryści, partyzanci i inne podejrzane piony
sowiecko-amerykańskiej konfrontacji. Z jednej strony oznaczało to koniec
lewackiego terroryzmu w Europie Zachodniej, ale z drugiej zostawiło samych sobie
ekstremistów islamskich, o względy których Moskwa i Waszyngton walczyły, ale
równocześnie trzymały ich na smyczy. Nie wypada już chyba przypominać, kto
jeszcze niedawno sponsorował przywódcę Al Kaidy.

Wygenerowany: 21. 07. 2005, 16:50

background image

Zamknięcie okresu zimnej wojny stało się impulsem do dynamicznych zmian,
jakie zaszły w zjawisku międzynarodowego terroryzmu. Po pierwsze terroryzm
stracił na elitarności i stał się działalnością dostępną dla mas. Jeszcze
całkiem niedawno terorysta, oprócz radykalnych przekonań, musiał być wyposażony
w trudno dostępny sprzęt oraz jeszcze trudniej dostępną wiedzę techniczną i
operacyjną. Dziś każdy z nas na najbliższym targowisku może zaopatrzyć się w
potencjalne narzędzia mordu, a szczegółowe informacje o pragmatyce zawodowej
terrorysty można bez większego trudu znaleźć w internecie. Każdy z nas może
zostać terrorystą. Przy tym nie musi być mniej skuteczny niż zawodowiec, a
służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo mają dużo mniejsze szanse udaremnienia
planowanych działań. Co więcej dzisiejszy terrorysta nie musi wysilać się by
tworzyć spójny program polityczny, a to sprzyja dokonywaniu aktów przemocy bez
głębszej refleksji. Co dziwniejsze osoba taka ma poczucie realizacji jakiegoś
nieokreślonego celu.

Prawdziwym jednak zagrożeniem staje się swoiste połączenie sił pomiędzy
amatorami i zawodowcami. W takiej sytuacji efekt synergii jest przeogromny.
Grupa korzysta z tego, że amatorzy są trudniejsi do neutralizacji, ale również
zyskuje na tym, że za planowanie odpowiedzialni są profesjonaliści. Umożliwia to
planowanie i wykonywanie operacji o niezwykle wysokim stopniu komplikacji, jak w
przypadku ataku z 11 września.

Terroryści zyskali również na zmianach, jaki odbyły się w naukach o
zarządzaniu. Podobnie jak w najnowocześniejszych biznesowych organizacjach,
shierarchizowane pionowe struktury organizacyjne zostały wśród terrorystów
zastąpione przez struktury płaskie, często zmieniające kształt i przybierające
charakter sieci. Poszczególne ogniwa w organizacji nie są uprzywilejowane wobec
innych, a połączenia pomiędzy nimi są luźne. Zapewnia to doskonały obieg
informacji, elastyczność i bezpieczeństwo. Po przerwaniu jednego ogniwa, cała
organizacja doskonale funkcjonuje komunikując się z pominięciem tego
brakującego.

Najważniejszą zmianą jest jednak specyficzny charakter terroryzmu
religijnego, nabierającego dominującego znaczenia. Terroryści czerpiący swoją
motywację z przeżyć quasi-religijnych nie kierują się w swoich działaniach
logiką i pragmatyzmem. Akt przemocy, jak mniemają, jest spełnieniem woli samego
Boga i dlatego nie podlega kalkulacjom cena/zysk. Terroryści religijni nie chcą
zmienić systemu (jak choćby terroryści lewaccy), ale chcą go unicestwić.
Fundamentaliści religijni nie dbają o poparcie opinii publicznej - często ich
jedynymi prawdziwymi zwolennikami są członkowie organizacji. Sprzyja to
popełnianiu aktów przemocy bez jakichkolwiek hamulców, bez dbania o przychylność
audytorium. To sprawia, że zamachy terrorystyczne dokonywane przez terrorystów
religijnych są zdecydowanie bardziej krwawe niż zamachy ich świeckich
odpowiedników. Światowy konflikt na polu ideologicznym został zastąpiony
konfliktem cywilizacji, który jest jeszcze brutalniejszy.

Oprócz tego, że brutalniejszy, dzisiejszy terroryzm stał się dużo mniej
zrozumiały. Dlatego wiemy dlaczego polscy dziennikarze w Iraku stracili życie,
ale nigdy nie zrozumiemy dlaczego.

++++++++++

Waldemar Milewicz 1956-2004

Wygenerowany: 21. 07. 2005, 16:50

background image

Mounir Bouamrane 1968-2004

++++++++++

[1] - metoda z lubością stosowana przez włoskie Czerwone Brygady w latach
70. dwudziestego wieku.

[2] - złośliwi mówią, że gdyby była naprawdę inteligentna, to nie
leciałaby tysiąc kilometrów, żeby się rozwalić i wybuchnąć.

[3] - konflikt jest asymetryczny, gdy pomiędzy siłą i możliwościami stron
występuje duża dysproporcja. Stroną konfliktu asymetrycznego mogą być na
przykład terroryści lub partyzanci.

Wygenerowany: 21. 07. 2005, 16:50


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron