1
..M. Piwińska, Juliusz Słowacki od duchów, Warszawa 1972, s. 200-211
2. Historia przez znaki: „Ksiądz Marek"
Nową fazę twórczości Słowackiego otwiera Ksiądz Marek, który powstał latem 1843 roku.
Pisząc go, Słowacki nie domyślił jeszcze teorii „roztajemniczania" znaków, nie zagłębił się w
otchłanie genezyjskie. Miał za to świeżo w pamięci Mickiewiczowską interpretację
konfederacji barskiej i własne obszerne lektury o tych czasach, które z obrazem stworzonym
przez Mickiewicza niezupełnie się zgadzały. Spór o konfederację był wówczas jeszcze
jednym sposobem dyskusji o powstaniu listopadowym i o przyszłym powstaniu, o sensie
wałki zbrojnej z przeważającym wrogiem. Słowacki, który nigdy dotąd nie korzystał z prac
historyków przy pisaniu, w Księdzu Marku zaczerpnął zadziwiająco wiele ze swych lektur.
Różnych: z książek autorów, którzy potępiali Bar, rozpaczali nad krwawym szaleństwem
księdza Marka i którzy donosili o jego cudach. Wykorzystał wszystko: fakty, plotki,
zabobonną sarmacką tradycję i współczesne, właśnie na emigracji powstające, mity.
Wszystko było ważne. Słowacki widział, co znaczy wybór tradycji.
Uczył się czytać znaki nie tylko od Boehmego, lecz także od Mickiewicza, może
nawet bardziej od Mickiewicza niż od Boehmego. Mickiewicz dał jasną i jednoznaczną
interpretację konfederacji. Słowacki bardzo zawiłą. Właśnie dlatego, że poważnie potraktował
przekazy tradycji, zobaczył w Barze wiele różnych znaków, nie jeden. I napisał —
korzystając z pamiętnikarzy i historyków — dramat zupełnie niehistoryczny, dramat niemal
bez udziału konfederatów. O tym, co działo się w Barze między księdzem Markiem, Judytą a
Kosakowskim — i jak te wydarzenia zachodzące w mieście wpływały na koleje walki między
Polakami a Rosjanami. Jak zwycięstwa i klęski w walce zła i dobra w Barze decydowały o
zwycięstwach i klęskach na zewnątrz. Bo Bar, oczywiście, jest Polską. Jest symbolem narodu
w latach konfederacji, gdy przesilały się jego losy. Ostatnim słowem starej Polski i
pierwszym słowem nowej. Dlatego taka ważna jest tradycja Baru. Co emigracja w niej
wyczyta, tym naród się stanie, tak się rozpozna w swym jestestwie.
Słowacki pisał więc o księdzu Marku i obronie Baru dlatego, że wtedy wszyscy pisali
o tym. Dlatego, że mówił o tym Mickiewicz. Dlatego, że w tej tradycji szukano znaków i
proroctw. Jak kiedyś w Balladynie nadpisywał krytyczną rewizję do słowiańskich baśni, które
zapanowały nad współczesną literaturą romantyczną, tak teraz pisał nadinterpretację
tworzącego się właśnie mitu konfederacji. Oczywiście — całkiem inną niż w Balladynie. Nie
tu miejsce na pełną analizę dramatu
1
.
Tu zostanie przedstawiony tylko jeden jego wątek,
bardzo ważny w dziejach Słowackiego, jako czytelnika Księgi. Bo w Księdzu Marku po raz
pierwszy szedł za znakami. Można tu śledzić powstawanie jego semiotycznej wizji historii.
Atmosfera tego dramatu pełna jest „cudów i sił pokrzyżowanych" tak, że
interpretatorzy, przyzwyczajeni do mniej więcej jednoznacznej symboliki mesjanistycznej w
romantyzmie polskim, mogą ją uznać za nieprzejrzystą, wręcz sprzeczną wewnętrznie. Cuda,
wizje i sny mówią prawdę; takie jest założenie. W nich odbija się walka sił zła i dobra, w
misterium bowiem historia rozpoznaje swój sens etyczny i metafizyczny. Lecz jeśli różni
ludzie mają różne wizje i sny, jeśli nawet ten sam człowiek widzi odmienne znaki, jeśli same
znaki są dwuznaczne?
Czy Bar jest Golgotą Polski czy Betlejem? Czy skazanym na zagładę ręką
sprawiedliwego Jehowy, „zatraciciela narodów / Wywrotnika twierdz i grodów", grzesznym
miastem, podobnym do Sodomy i Gomory? Oto ginie pod bożymi plagami w ogniu, wojnie,
zarazie. Ksiądz Marek widzi na niebie straszny znak: tańczącego Kościotrupa. I widzi karzący
Bar-Polskę miecz Archanioła. Ale ten miecz za chwilę przemieni się w wieniec męczeński.
1
Rozdział ten powtarza niektóre wątki szerzej potraktowane we Wstępie do Księdza Marka, (wyd. BN, w druku).
2
Ale to miasto jest umajonym na świętą ofiarę ołtarzem. Tu, w dniu Zesłania Ducha Świętego,
gdy Rosjanie wzięli Bar, wydano narodowi nowe prawo: odtąd będzie walczył z
przeważającym wrogiem w każdym następnym powstaniu. Czy w tym dniu Duch zstąpił na
Polskę? Czy nad tym dramatem panuje Jehowa czy Chrystus? Judyta — jest ręką
nadprzyrodzonej sprawiedliwości czy zbrodniarką? Kosakowski — bohaterem czy diabłem?
Wizje i sny w Księdzu Marku nie wędrują tak swobodnie z jednej ludzkiej głowy do
drugiej jak w Samuelu Zborowskim, gdzie chodzi o inne rozpoznanie. Ten dramat jest jeszcze
dość bliski szekspirowskim dramatom Słowackiego. To znaczy, że treść widzenia tłumaczy w
tym dramacie człowiek, który je widzi. Ale nie jest ono już tylko tworem jego strachu i
imaginacji. Jest znakiem — a znaki zawsze mówią prawdę.
Znaki mówią prawdę każdemu. Jego własną prawdę, więc muszą być różne. Bar jest Golgotą
Rzeczypospolitej szlacheckiej, która właśnie schodzi ze sceny historycznej zostawiając swe
szable i kobierce — więc tak go widzi — jako Golgotę — najlepszy z dawnych Sarmatów:
Regimentarz. I jest on Betlejem dla proroka, który stamtąd, z przeszłości już widzi, jak w tym
mieście rodzi się krwawa i umęczona Polska powstańców i emigrantów, przyszła Polska —
Chrystus narodów, która oto w dziejach ojców ogląda swój początek.
Stary i Nowy Testament mieszają się w tym dramacie, w tym Barze, gdzie mieszkają
obok siebie i wciąż się ze sobą spotykają Marek i Judyta. Bo w Barze mieszkają Żydzi. Stary
naród. I może to nie przypadek, że konfederacja, którą wszyscy uznali za testament starej
Rzeczypospolitej, wzięła swoje imię od Baru, który był „żydowską mieściną"? Był nią
naprawdę. Tak Słowacki zapamiętał go z dzieciństwa, tak pisał o nim konfederat, Wybicki, na
którego pamiętnikach, między innymi, Słowacki się oparł. Ale ten fakt Słowacki także
skłonny był uznać za znak. W Barze mieszkają Żydzi — ten naród wiecznych emigrantów,
który się nie przemienił, który został wierny swemu staremu Bogu i siedzi „zamknięty w
trumnie jak ogromne archanioły". To znak ostrzegawczy. Niech emigracja patrzy na Żydów w
Barze i niech zobaczy w nich swój los, jeśli się nie przemieni w nowy, inny naród, jeśli w
Paryżu będzie chodzić na grzybobrania, gotować barszcz, zachowywać wszystkie swe
rytuały, tęsknić jak Żydzi nad rzekami Babilonu i drogę do wolności widzieć w sprawiedliwej
zemście Jehowy. Tradycja jest rzeczą niezmiernie cenną, o ile nie zamknąć się w niej jak w
trumnie, jak właśnie zrobili to Żydzi...
Słowacki pisał Księdza Marka szybko, w wielkim natchnieniu, bo wszystko już było
w nim gotowe. Nie musiał studiować źródeł historycznych specjalnie do tego dramatu, bo
znał je doskonale, bo autor Beniowskiego historią konfederacji interesował się od dawna. Nie
musiał wgłębiać się w symboliczną interpretację historii, bo ta wiedza wisiała w powietrzu
epoki. Nie musiał słuchać prelekcji paryskich, by wiedzieć, że o przyszłości Polski ma inny
sąd niż Mickiewicz. Musiał tylko uwierzyć we wszystko, co wiedział do tej pory. Ironia
buduje dwa plany i mistyka buduje dwa plany. Ironista i mistyk w Słowackim nie są chyba od
siebie tak bardzo dalecy. Słowacki nie zrywa ze sobą, on się przetwarza. Jakby w nim od
dawna był prorok — który długo nie mógł sam sobie uwierzyć...
Jehowa, Bóg Starego Testamentu, osądził i zgładził starą Polskę. Bóg narodowy
skazał ją za grzechy wobec narodów. Słowacki we wszystkich dramatach, jakie napisał po
roku 1842, szuka winy Polski. Sąd nad umarłymi to podstawowy temat Księdza Marka, Snu
srebrnego, Samuela Zborowskiego. Bo Polska nie jest dla niego niewinną ofiarą rozpiętą na
drzewie krzyża przez trzy zbrodnicze narody, jak ją zobaczył ks. Piotr. Polska jest winna.
Wszystkie grzechy dawnej Polski zostają popełnione w Barze: kradzież, morderstwo, zdrada,
gwałt, pogarda dla innych narodów, oszustwo, pycha. Fabularnie rzecz biorąc, Bar upadł, bo
Kosakowski okradł i zamordował Żyda. Taki więc w historii wyczytał Słowacki znak, obok
cudów: grzechy Polski wobec innych narodów. Lecz Kosakowski ukradł narodowe pieniądze,
3
a potem okradł i zabił Rabina, bo się zgrał w karty, bo ratuje honor, a jest biedny. Chodzi
przecież, jak zauważa Judyta, „w szaraczku", gdy inni „w karmazynach". To także znak.
Takie znaki: nierówności narodowej, znaki klasowe i finansowe czytał Słowacki w Barze
obok przekazanych przez tradycję wieści o tym, że ksiądz Marek rozrywał duchem armaty i
rozpętywał burze. Słowacki pokazał w Barze wszystko, o czym wspominali pamiętnikarze, a
było to bardzo dwuznaczne. Więc czytał wiele różnych znaków przeciw Mickiewiczowi, dla
którego tradycja barska to był jeden znak: wezwanie do walki przeciw starym potęgom
Europy, wezwanie dla Polaków, by zapomnieli nie tylko o płaskim rozsądku, lecz także o
wszystkich klasowych i narodowych grzechach, by stali się jednym legionem.
Tak, powinni stać się jednym legionem, lecz Polska nie zwycięży, póki nie oczyści się
ze starych grzechów jak z zarazy. Póki się nie przemieni wewnątrz i nie stanie nowym
narodem, nie ma szans wobec starych potęg, dopowiadał Słowacki. I dlatego od pierwszej
sceny znaki nad Barem są wieloznaczne: obrońcy miasta widzą na niebie Chrystusa z
siedmioma mieczami wbitymi w serce. Takie miecze na obrazach świętych ma wbite w serce
Matka Boska, oznaczają one ludzkie grzechy. Lecz te miecze są także i promieniami, które się
rozchodzą z serca Chrystusa nad Barem w zachodzącym słońcu. Znak bólu i znak łaski
mieszają się ze sobą. Atmosfera jest „pełna cudów i sił pokrzyżowanych".
Pismo boże jest szyfrem osobliwego rodzaju i mieni się w oczach ludzi je czytających
wielu znaczeniami. Później Słowacki rozwinął tę myśl i wiele razy do niej wracał. Jakby w
pismach filozoficznych interpretował to, co odkrył w natchnieniu pisząc Księdza Marka. Bo
w tym dramacie, jak w ziarnie, mieści się cała jego późniejsza twórczość, od Genezis do
Króla-Ducha.
Ksiądz Marek dzieje się w wieku osiemnastym. W pełni czasów sarmackich. Słowacki
napisał go językiem pełnym barokowych figur i tropów stylistycznych. Ujął w formę
misterium. Oparł na tradycji wiernie powtarzając wszystko, co pisano i mówiono, jak pisano i
mówiono w Barze. I wydaje się, że w dramacie z form wyłania się znaczenie. Jakby
wystarczyło ująć narodowe dzieje w formę misterium, by się oddzieliły walczące ze sobą siły
zła i dobra. I jakby wystarczyło pozwolić tylko mówić postaciom, by powiedziały, kim są. Bo
w długich, zbyt długich nawet jak na romantyczny dramat monologach, każda z nich się
rozpoznaje w jakimś świętym lub przeklętym wzorze. Sam język do tego ludzi doprowadza.
Barokowe i mistyczne słowa wybuchają w Księdzu Marku wizjami. Co w języku poezji
Słowacki pisze, to obrońcy Baru widzą na niebie. Nad sobą i przed sobą. Pierwiastek
nadprzyrodzony wybucha w tym dramacie ze słów i obrazów przekazanych przez tradycję.
Język, jak u Novalisa, ma moc inspirującą, której Słowacki zawierzył. Pomogli mu w tym
Calderon i Mickiewicz, najbardziej jednak pomógł sobie sam, gdy pozwolił mówić i mówić
bez końca swym bohaterom. Gdy nie hamował, nie kontrolował i nie przycinał ironią ich
„egzaltacji", lecz wręcz przeciwnie, rozżarzał ją i unosił.
Ci ludzie wybuchają wielkimi potokami słów i działają jak szaleni — bo też i są w
krańcowej sytuacji. To „ludzie szaleni" z prelekcji paryskich, którzy kierując się
namiętnościami, w pasji i uniesieniu mogą zrobić wszystko. Działają i mówią „w najwyższej
egzaltacji", ale to jeszcze jakby nie wystarcza. Bo gdy bez reszty poddadzą się namiętności,
rzeczywistość zmienia się im w oczach. Wszystko nabiera znaczeń. Każda rzecz, każde
zdarzenie staje się symbolicznym komunikatem i na tym polega ów wyższy rozum ludzi
szalonych. Obrońcy Baru widzieli cuda i znaki, mówi tradycja. Słowacki przekazuje
wszystkie „znaki", o których pisali pamiętnikarze, o których krążyły legendy — dodając do
nich jako cud najwyższy zdolność ich widzenia. Bo w tym dramacie w każdym zjawisku
można zobaczyć znak. W łojówce oświetlającej Judytę i w dymie pożaru nad miastem
4
odsłania się nadprzyrodzony porządek. To jakby dokładne odwrócenie ironicznej i
fantastycznej gry przypadku w Balladynie.
Zanim Słowacki przemyślał teorię czytania znaków, uwierzył w ich siłę, w Słowo
zawarte w słowie. Wydaje się jednak, że zabieg mesjanistyczny, który w historii ludzkiej albo
w historii narodu widział powtórzenie żywota Chrystusa, Słowacki w Księdzu Marku
rozszerza na całą Biblię, więcej, na całą kulturę. Bohaterowie dramatu widzą i czynią to, co
zostało napisane w Starym i w Nowym Testamencie, co oglądali na malowidłach kościelnych
w Barze lub w Berdyczowie, co wyczytali, co pamiętają. W sytuacji ostatecznej, w obliczu
śmierci wszyscy w Barze stają się wizjonerami. Wyrzucona na zewnątrz w jasnowidzeniach
wisi cudami nad Barem cała ich duchowa wiedza, wara i siła.
Ci wizjonerzy patrząc na rzeczywistość widzą Golgotę i Betlejem, Chrystusa i Jehowę,
miecz Archanioła, złote lilie, palmy i wieńce męczeńskie, harfy, tańczące kościotrupy,
rycerzy, smoki, bohaterów, Machabeuszy, szatany i anioły. Zjawiają im się obrazy
ubiczowanych męczenników, palonych na stosie świętych, obrazy sądu ostatecznego, raz
nawet szlachta widzi Wulkana ze szkolnego Alwara. I w tych obrazach obrońcy Baru
rozpoznają swój los. Oglądają w jasnowidzeniu to, co właściwie zawsze wiedzieli, co stale
mieli przed oczami — lecz dopiero teraz, gdy świat im się chwieje pod nogami, gdy muszą
wiedzieć, co robić wśród Apokalipsy i w dniu sądu, rozpoznają się w znakach i symbolach. I
już wiedzą, co dalej, bo wiedzą, kim są. Sposobem nadprzyrodzonym rozpoznają prawdziwy
sens zdarzeń, w których uczestniczą. Które właśnie tworzą. Na niebie zjawia się to, co w
głębi. W głębi duszy to, co w głębi czasu i tradycji. Tajemnicza droga prowadzi z wnętrza do
cudu, rzekłby może Słowacki.
Bo kto zobaczył przed sobą wzór świętego Jana i Mojżesza, ten nada ludowi nowe
prawo, zostanie prorokiem. Kto widzi się jako Judytę, ten zetnie jakąś wrogą i potężną głowę.
Kto mówi o sobie, że jest jak lew i ogień, ten nie rozpoznał się jeszcze człowiekiem.
Nadprzyrodzone jest tu, w porządku rzeczywistym, tylko trzeba je zobaczyć. Rzeczywistość
jest przezroczysta, pełna znaków. A stare obrazy, symbole, herby, emblematy, religie i mity,
święte księgi ludzkości i wszystkie książki od wieków przekazują wskazówki i proroctwa.
Tylko trzeba w tym, co dzieje się teraz, co stoi przed oczami, rozpoznać święty wzór.
Wówczas skanonizowany, martwy język ożyje i zacznie mówić do ducha. Wzór retoryczny
stanie się wzorem na życie i działanie. Mit — drogowskazem. Przeszłość zostawiła po sobie
nie tylko fakty historyczne, ale i symboliczny kod, który te fakty układa w znaczące całości.
Cuda, które sarmacka szlachta widziała w Barze, należą także do symbolicznego
języka. Można by rzec, że ręce Boże u Słowackiego piszą przez proroków, którzy opisali w
Biblii historię Judyty i Holofernesa oraz historię Sodomy. Przez malarzy i rzeźbiarzy, którzy
stworzyli wizerunki ubiczowanych męczenników, cierniowych koron, aniołów ze skrzydłami.
I przez poetów. Przeszłość zostawiła w kulturze kod, który jest zaszyfrowanym, potencjalnym
cudem. Bo spojrzeć na rzeczywistość przez symboliczny wzór — to właśnie wyczytać na
firance przeszłości napis rąk bożych, w których jest wskazanie, co robić tu i teraz. Obrońcy
Baru widzą jak z głębi tradycji i z głębi ich dusz wynurzają się wielkie zasady, które tworzą
świat. Idąc za znakami działają, więc uczestniczą w dziele kreacji. Inaczej mówiąc,
symboliczny język kultury ma dla Słowackiego moc dziejotwórczą.
Powtarzając święty wzór ludzie piszą dalej księgę historii, bo powtórzenie nie jest
powieleniem. Wizje i sny w Księdzu Marku otaczają proroka, Judytę i Kosakowskiego jakimś
wirem symbolicznym. Ci ludzie mienią się w oczach czytelnika i we własnych oczach. Judyta
z Baru nie jest Judytą z Biblii, bo jest już wychylona w przyszłość. Ksiądz Marek — no tak,
5
to po trosze on sam. Bo zobaczył nad sobą i przed sobą proroka z Baru, tak jak bohaterowie
tego dramatu widzieli przed sobą i nad sobą znaki.
W Księdza Marka jest wpisany autor tego dramatu, podobnie jak w sytuację
historyczną została wpisana współczesność. Ten dramat dzieje się wtedy i zawsze — to
misterium, które się powtarza w każdym powstaniu. U Słowackiego głośniej niż „zawsze"
słychać „teraz" w tym dramacie. Cały jest pisany jak gdyby z perspektywy
dziewiętnastowiecznej, z odległości emigracji. I Słowacki tego wcale nie ukrywa, wręcz
przeciwnie. W akcie drugim nagle czytamy, jak ksiądz Marek mówi do Judyty, że jej
przebaczy, bo miał wizję ognistą jak Mojżesz, wizję, która mu każe głosić nowe prawo
narodowi, więc nie może zaczynać od zemsty:
I ja, przez tych świateł krocie
Oświecony? miałbym, córo,
Nie przebaczać tu ślepocie?
Lecz we krwi umoczyć pióro?
Tak w samym środku dramatu Słowacki zostawił swoje pióro — to, którym pisał wielkie
mowy księdza. Były one przecież skierowane nie do ludzi z roku 1768, lecz z roku 1843.
Znak konfederacji przenosi w swoją współczesność. Albo raczej widzi, że ten znak został już
przeniesiony, że Rzewuski, Siemieński, Mickiewicz tworzą mit
2
. Ten mit on im wyrywa z rąk
i przetwarza, bo się z nimi nie zgadza. Pewnie sądzi, że „cofają Polskę".
Stawia na symbolu świadomie swój znak i pisze Księdza Marka jawnie swym piórem.
Bo tradycja nie jest zawsze taka sama. Ludzie, podając sobie z rąk do rąk święte wzory,
zostawiają na nich swe ślady. Piszą księgę historii własnymi charakterami w męce i
zachwycie, a symbole i mity rosną w dziejach podobnie jak żywe organizmy. W tym
dramacie widać jak gdyby „ręce Boże" piszące szybko jeden znak na drugim ciałami i
czynami obrońców Baru. Nad drugim, należałoby powiedzieć. Bo te symbole, znaki, stare
ujęcia ikonograficzne, biblijne wzory mieszając się i nakładając na siebie, otaczając wirem
symbolicznym ludzi i zdarzenia niejasno i sugestywnie wprawiają świat przedstawiony w
ruch duchowy, który ma porwać i przetworzyć: czytelnika, ducha narodu.
Na tym polega posłannictwo poety. On pisze na nowo dawny kod. Budzi uśpionego w
formie ducha i zaszyfrowanemu w kulturze symbolicznej językowi zaklęć dziejotwórczych
przywraca jego moc. On stare wzory obraca w przyszłość. Wtedy, gdy odtworzy i powtórzy je
w głębi, w sobie. Gdy wszystko, co mówi, stanie się jego własną historią, przetworzoną i
wyrzuconą na zewnątrz w jasnowidzeniu. Novalisa można nazwać romantykiem-
impresjonistą. Słowacki jest ekspresjonistą. Wie o tym. Trudno lepiej niż on sam to wyrazić.
W jednym z brulionów przedmowy do Króla-Ducha autorem poematu chciał uczynić
fikcyjnego poetę. I scharakteryzował sposób pisania owego poety: co przeżył i co przeczytał
„wszystko to zmieszane razem i pożartejakby z jednego ducha poety wyrzucone..."
2
W latach czterdziestych spór o ocenę konfederacji barskiej był szczególnie ważną metodą dyskusji o sposobach „wybicia się na nie-
podległość". Ukazały się w tych latach Pamiętniki Józefa Wybickiego, 1840, Pamiętniki Kitowicza, 1840. Także kilka pozycji pamiętnikar-
skich byłych konfederatów. Z dzieł literackich: Pamiątki Soplicy H. Rzewuskiego, 1839, Trzy wieszczby L. Siemieńskiego, 1841. Mic-
kiewicz poświęcił konfederacji i postaci księdza Marka, którego nazwał „człowiekiem najznamienitszym swoich czasów nie tyle przez swe
czyny, jak raczej przez ideę, którą wyobrażał", trzy wykłady w lutym 1842 roku: Dzieła, t. X, s. 167.