Hiszpańska Trucizna Rozdział czwarty

background image

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

C

C

Z

Z

W

W

A

A

R

R

T

T

Y

Y

S

S

Z

Z

P

P

A

A

D

D

A

A

jciec Carmen siedział naprzeciw zwierzchnika Akademii. Z wrogą miną
podpisywał czek na pokrycie strat materialnych, które poniosła placówka po
haniebnym czynie młodej Cordoby
. Kto by pomyślał, że drzwi tutaj są tak

cenne. No cóż, ponoć sprowadzane z Japonii.

Gdzieś z tyłu stała Carmen, w mundurku, ze skruszoną miną. Modliła się o rychłe

zakończenie całego posiedzenia. Nawet fakt, że urwała się z języka hiszpańskiego nie
poprawiał jej humoru.

Stefano spojrzał na nią groźnie.
- Si, ma pani rację – przyznał wstając z fotela.
- No to panienka przez dwa tygodnie będzie pracować w kuchni – oznajmiła

zwierzchniczka Akademii. – Ustalone.

I Najwyższa rada uchwaliła! Jacy oni wspaniałomyślni.
- Idziemy – rzucił Cordoba otwierając córce drzwi. – Hasta Luego!

1

– powiedział na

odchodne.

Szli w milczeniu przez korytarz. Carmen minimalnie z tyłu. Obserwowała tylko

wysoką, szczupłą sylwetkę swojego ojca, która od czasu do czasu spoglądała ukradkiem na
dziewczynę. Ten mężczyzna ją przerażał. A szczególnie w chwilach gdy ich brązowe oczy się
spotykały. On miał coś dziwnego i tajemniczego w swoim wzroku. Nigdy nie lubiła kiedy
milczał przed wygłoszeniem monologu na temat moralności oraz prawości. On wolał
budować napięcie. Chciał, aby Carmen oszalała od nadmiaru spekulacji. Aby czuła jak jej
serce zaraz wyskoczy z piersi i ucieknie z krzykiem. Tak. Jemu to pasowało.

Ciemnowłosa dziewczyna nie miała odwagi zapytać się dokąd idą. Zresztą, domyślała

się, że do wuja. Po chwili wyszło na jaw, że się nie pomyliła.

Stanęła z boku, a za plecami przywołała moc do dłoni. To tak na wszelki wypadek

jakby komuś przyszło do głowy ingerować w jej wolną wolę. Natomiast dwaj bracia
przywitali się serdecznie i zaczęli coś szeptać. Ciemnowłosa zmrużyła oczy. Wiedziała, że
rozmawiali na jej temat, bo co chwila padało jej imię. Niestety nie przykładała się do nauki
języka swoich przodków, co najwidoczniej postanowili wykorzystać dwaj starsi mężczyźni.
Cordoba nie dawała za wygraną. Starała się zapamiętać jak najwięcej słów.

Nagle wuj spostrzegł, że im się uważnie przysłuchuje.
- Na lekcje – rozkazał. – Masz chyba… - wrócił do biurka aby odnaleźć odpowiednią

kartkę.

- Ja wiem co mam za zajęcia – powiedziała Carmen odrobinę agresywniej niż chciała.
Nie czekając na konsekwencje wyszła z pomieszczenia. Szybko wyciągnęła komórkę i

napisała do Giulii. Po chwili dowiedziała się, że jej przyjaciółki są na plaży na Florale. Nie
pozostało jej nic innego jak tam najzwyczajniej w świecie iść.

1

Hasta luego – (hiszp.) dowidzenia.

O

O

background image

Przez cały czas zapisywała w telefonie słowa, które usłyszała w gabinecie. Miała

nadzieje, że po zajęciach odnajdzie ich znaczenie w słowniku.

Zaraz za trzema wielkimi skałami siedziała grupka uczniów, a promotorka żywo coś

objaśniała. Cordoba zaczęła się skradać. Na wpół zgięta dobiegła do krzaka. Gdy tylko starsza
kobieta odwróciła wzrok, dziewczyna nie tracąc czasu podeszła do przyjaciółek. Tamte
przywitały ją zaskoczonymi minami.

Francisca wzięła telefon Carmen do ręki.
- Co to? – zapytała.
- Nic – burknęła ciemnowłosa. – Oddaj…
- To wygląda na jakiś język hiszpański – poinformowała Giulia spoglądając w mały

monitorek. – Baskijski? Ale ty pewna jesteś, że to tak się pisze? – spojrzała podejrzliwie na
przyjaciółkę.

- Dobrze wiesz, że to nigdy nie było moją mocną stroną – odpowiedziała Carmen.
- Uważacie, że to dobry pomysł, aby każdy region miał swój osobny język? –

zaciekawiła się Miramontes.

- Nie wiem – odpowiedziała Cordoba.
- Daje im to poczucie odrębności i wyjątkowości – poinformowała Giulia.
- No, ale trzeba się tych wszystkich języków nauczyć – rzekła Francisca.
- Mi wystarcza, że znam jeden – powiedziała Materazzi – ten oficjalny.
Dziewczyny zamilkły widząc promotorkę, która ich obserwuje. Zaczęły udawać, że

coś zauważyły na trawie. Jako profesjonalistki mazały podobiznę czegoś w notatniku. Kobieta
dała im spokój.

- No właśnie – przytaknęła Carmen.
- A kto ostatnio narzekał, że jak pojechał do San Sebastian to nie szło się z facetem

dogadać? – zapytała Miramontes. – Zaraz, czekaj… jak się ona nazywała – udawała, że się
zastanawia.

- Ten dziadek, był ogólnie jakiś dziwny – poinformowała Cordoba. – On to robił

specjalnie! – doszła do wniosku.

- Nie no, oczywiście – rzekła Francisca. – A weźmy ten twój walencki. Wcale nie

lepszy.

Ciemnowłosa spojrzała groźnie na przyjaciółkę. Upewniła się, że promotorka ich nie

pilnuje i powiedziała:

- Co masz do walenckiego?
- Nic – rzekła automatycznie blondynka. – Chcę tylko powiedzieć, że Walencja to

dziwny region. Niedługo ogłosicie swojego króla, nie uważasz to za głupie?

- Nie moja wina, że poniektórzy uważają się za inną grupę społeczną – poinformowała

Carmen. – Ja tam lubię moją Walencję. Tam się ciągle coś dzieje, a to wyścigi formuły 1, a to
święto La Tomatina

2

. Mamy też przystojną drużynę piłkarską – dodała.

- La Tomatina wywodzi się z Buñol – poprawiła Miramontes. – Wiem, bo czytałam o

tym.

2

La Tomatina - święto obchodzone w miejscowości Buñol, położonej w prowincji Walencji (Hiszpania),

podczas którego uczestnicy obrzucają się nawzajem tonami pomidorów. Bitwa na pomidory odbywa się w
ostatnią środę sierpnia, stanowiąc główny punkt trwającej cały tydzień fiesty, która co roku przyciąga tysiące
turystów z całego świata.

background image

- To raptem parę kilometrów. Co się czepiasz – powiedziała Carmen.
- Lilenko – rozgrzmiał głos.
Przyjaciółki wyprostowały się momentalnie po czym zamarły w bezruchu. Promotorka

profesor Inès Ramos, niczym duch, bezszelestnie przemknęła między innymi uczniami.
Przystanęła obok Materazzi. Carmen i Francisca modliły się jedynie, aby nie przyszło nikomu
do głowy, odpytywanie kogoś na ocenę. Już dość miały problemów.

- Znalazłyście coś ciekawego? – zaciekawiła się starsza kobieta.
Materazzi zaczęła się nerwowo rozglądać. Czemu zawsze ją pyta. Czy Giulia wygląda

jak jakaś wyrocznia? Nie - więc niech się od niej odwali.

Wtedy zauważyła długi kwiatek z żółtym środkiem oraz białymi płatkami rosnący

obok jej nogi.

- To rumianek – błysnęła inteligencją Cordoba.
- Właśnie tłumaczyłam Carmen dlaczego to nie jest rumianek – poinformowała

Materazzi ignorując zaskoczoną minę przyjaciółki.

Starsza kobieta westchnęła głośno.
- Nie martw się, to taki gatunek. Łatwo się pomylić – pocieszała. – Skąd mogłaś

wiedzieć, że jej mózg odrzuca każdą widomość jaka do niej dotrze?

- Że niby do mnie? – szepnęła Cordoba.
- Lilenko, mam dla ciebie ciekawą książkę – oznajmiła profesor Ramos. – Wpadnij do

mnie po zajęciach. Musisz koniecznie ją przeczytać.

Dziewczyna tylko się uśmiechnęła.



Wysoki młodzieniec o brązowych oczach zanurzał swoją dłoń w ciemnych włosach

Cordoby. Czuła jego oddech na policzku. Wiedziała, że zaraz delikatnie muśnie jej usta, aby
rozbudzić zmysły. Później pocałuje ją bardziej namiętnie…

- Wstawaj! – ktoś krzyknął.
Czar prysł. Zamiast ciepłych ust Felipe, czuła szorstką poduszkę. Nie lubiła jak ktoś

przeszkadzał jej w spaniu. Tym bardziej, że śniła o królewiczu i jeszcze ten sen pamiętała! No
jak tak można? W dzisiejszych czasach ludzie są niewrażliwi!

- Wstawaj, zaraz zaczynasz szlaban – odezwała się Giulia, która kręciła się po pokoju.
- A która godzina? – zapytała Cordoba przekręcając ciało na drugi bok.
- Piąta trzydzieści.
Ciemnowłosa cmoknęła z niezadowolenia.
- Toż to środek nocy – mruknęła.
- Nie przesadzasz? – zainteresowała się Giulia. – Za godzinę zaczynasz szlaban.

Szykuj się.

Carmen jęknęła żałośnie. Kolejną rzeczą, której nie lubiła, było wstawanie z łóżka

zaraz po przebudzeniu. A ona tak kochała wylegiwać się w ciepłej pościeli przynajmniej
godzinkę. Mogłaby nawet i wcześniej się obudzić, ale mieć czas na beztroskie leżenie pod
kołdrą. Bez tego dzień był spisany na straty.

Dziewczyna usiadła na materacu, po czym spojrzała na łóżko przyjaciółki.

background image

- Gdzie Francisca? – zapytała.
- Nie wróciła na noc – odpowiedziała Materazzi malując usta pomadką. – Nie znasz

jej?

Ciemnowłosa w milczeniu pokiwała głową.
- A ty idziesz biegać z Nico?
- Jeśli jeszcze się nie wkurzył i sobie nie poszedł, bo zaspałam – uśmiechnęła się

figlarnie.

- Ojej, ty się tak nie przejmuj – mruknęła sarkastycznie Cordoba. – Boże, nie śpiesz

się tak, bo sobie nogę złamiesz.

- Dobra, idę. Ciao!
Zza drzwi dało się słyszeć głos Torresa, który zaczął zasypywać dziewczynę

milionami pytań, a później wygłosił wykład na temat rujnowania grafiku dnia. Mimo
wszystko Materazzi go udobruchała i oboje w dobrych humorach, wyszli z budynku pobiegać
na plaży.

Carmen uśmiechnęła się do siebie. Z wielkim trudem zwlekła się z łóżka, aby wziąć

prysznic. Cieszyła się, że jest sama w pokoju. Nikt jej nie mówił umyj oczy wodą, to się
roześpisz.
Kto to wymyślił? Gówno prawda. Była tak samo zaspana jak przed umyciem, a do
tego lekko wkurzona, bo z całego serca miała ochotę zabić osobę, która te słowa
wypowiadała.

Założyła krótkie spodenki w kremową kratkę, staranie zapięła białą koszulę i zabrała

się do poszukiwań czerwonego krawatu.

Nagle usłyszała jakieś kroki w salonie. Uznała, że to Francisca wracająca z nocnej

imprezy. Pomyliła się. Ktoś z impetem uderzył się o zamknięte drzwi do sypialni. Zaklnął
cicho i powtórzył próbę wejścia z większą siłą. Udało się. Cortés zadowolony z siebie wstał z
podłogi, po czym zaczął rozmasowywać sobie ramię.

- Jest Nico? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
Wygładził dżinsy i koszulę w kratkę. Rozejrzał się po pokoju.
- Aha, nie ma. No to narka!
- Hola, hola! – krzyknęła Carmen zastawiając mu wyjście. – Gdzie? Naprawiaj to w

tej chwili. Za twoją ostatnią głupotę dostałam karę.

- Oj Cami, no weź…
- To ty weź… napraw te drzwi – powiedziała Cordoba. – Wyszczerbiłeś futrynę –

zauważyła pokazując palcem.

- To było zamierzone – odpowiedział. – Jest lepsza wentylacja. Nie musisz się już

martwić, że zatrzaśniesz się w pokoju.

- Nie wkurzaj mnie – warknęła wracając do szukania swojego krawatu.
- Jesteś niemożliwa – poinformował Felipe pisząc krótką wiadomość do Javiera.
Oparł się o ścianę. Zauważył, że szafa jest lekko uchylona. Nie omieszkał zajrzeć do

wnętrza tego jakże tajemniczego mebla. W końcu tyle słyszał o damskiej garderobie.

- Zazwyczaj jak drzwi są zamknięte to ta osoba co jest w środku nie życzy sobie, aby

ktoś jej przeszkadzał – rzekła Cordoba podchodząc do lustra.

- Chyba, że się zatrzasnęła – wyszczerzył ząbki w szerokim uśmiechu.
- To nie by… co ty robisz w mojej szafie? – zdziwiła się dziewczyna odwracając

głowę.

background image

- Zastanawiało mnie zawsze – wyciągnął krótką spódniczkę mini w kremową kratkę, -

dlaczego dziewczyny, które mają zgrabne nogi nie noszą takich ubrań, a kobiety, które nie
powinny to na przekór mają milion miniówek.

- I to cię tak trapi? – skrzyżowała ręce na piersi.
- Może nie wiesz, ale my – mężczyźni, też mamy coś takiego jak poczucie estetyki.

Dlaczego to wisi w szafie?

- Bo spodnie są wygodniejsze – poinformowała. – I nie muszę się martwić, że pokarzę

za dużo.

Chłopak ciężko westchnął po czym ponownie włożył spódniczkę do szafy.
- I tu właśnie jest pies pogrzebany – podszedł do Cordoby i siłą wyrwał jej krawat z

ręki. – Daj, widzę przecież, że nie umiesz.

- Jakoś wcześniej dawałam sobie radę – oznajmiła. – Moja szyja, mój krawat, moje

wiązanie.

- Zgadzam się z tobą całkowicie. Dobrze, że sama przyznałaś, że to moje wiązanie.

Weź te palce – rozkazał, gdy zaczęła mu umyślnie przeszkadzać. – O! Czy to nie David Villa
za oknem?

Dziewczyna odruchowo spojrzała w tamtym kierunku. Wszystkiego mogła się

spodziewać po tym zaślepionym miłością człowieku, ale takie podglądanie z rana byłoby
lekką przesadą.

- To było wredne – powiedziała, gdy spostrzegła, że za oknem nikogo nie ma.
Wzruszył ramionami.
- Chwyt marketingowy – oznajmił. – Gotowe.



Carmen oparła się o wewnętrzną ścianę okrągłej windy. Zamknęła oczy, aby zyskać

choćby sekundę snu. Niestety, dotarła na miejsce szybciej niż by tego chciała. Z wrogą miną
wyszła na korytarz i schodami powędrowała na peron. Tam znalazła szerokie drzwi dla
pracowników. Nacisnęła guzik po czym uśmiechnęła się szeroko do kamery.

- Słucham? – odezwał się ktoś przez mikrofon.
- Carmen Cordoba, miałam się zgłosić do pomocy w kuchni – oznajmiła.
- Jesteś spóźniona – usłyszała w odpowiedzi.
Zdziwionym wzrokiem spojrzała na zegarek. Bzdury, była punkt szósta trzydzieści i to

w języku normalnych ludzi nazywało się punktualnością.

Po chwili drzwi otworzyła gruba kobieta w białym, lekko utłuszczonym, fartuchu. Nie

czekając na reakcję dziewczyny, pociągnęła ją do środka i wręczyła odzież roboczą oraz
prześwitujący czepek na głowę.

Carmen zadrżała o swoją fryzurę.
Pomieszczenie było ogromne. Równo ustawione w rządki kuchnie i blaty, zajmowały

całą powierzchnię. W strategicznych punktach umiejscowione zostały drzwi do chłodni.
Cordoba naprawdę nie mogła pojąć jak to wszystko funkcjonowało. Słyszała odgłos gotującej
się wody, skwar smażonego mięsa, warkot miksera, wyjący minutnik. Co chwila ktoś
krzyczał Co to jest?! To ma być omlet? To jakaś żółta guma do walenia niemotowatych

background image

pracowników, którzy nie potrafią ubitego białka z żółtkiem połączyć! albo Ja cię kurwa
gotować nie będę uczył
.

Kierowniczka posadziła Carmen przy wielkim szklanym blacie. Cordoba dokładnie

zaczęła przyglądać się ścianie, która całkowicie zastawiona została książkami, po chwili
spojrzała pytającym wzrokiem na kobietę.

- Gdy zapali się czerwone światło przy nazwisku naciskasz na nie, potem prześlij do

stanowiska a jak przy posiłku pojawi się czerwona lampka klikasz wyślij. Pies z kulawą nogą
by zrozumiał, więc powinnaś sobie poradzić – podsumowała. – I nie włączał żadnych innych
funkcji, których nie znasz!

Cordoba spojrzała na tablicę wielkości stołu. W górnym rogu był wielki analogowy

zegar. Nie upłynęła minuta a pojawiła się pierwsza czerwona kropka. Carmen zgodnie z
poleceniem, dotknęła ekranu. Z boku wysunęło się okienko. Wielkie zdjęcie uśmiechniętego
chłopaczka o imieniu Jose spoglądało wprost w oczy dziewczyny. Cordoba zauważyła wielki
zielony napis Zestaw XXI wyślij do stanowiska numer 48. Nacisnęła. Pojawiła się klepsydra.
W tym momencie zaświeciły się inne kropki. Sprawnym ruchem ręki postąpiła zgodnie z
zaleceniami szefowej. Wtedy zauważyła, że napis Jose na górze ekranu przyjął barwę
czerwoną. Położyła tam palec. Zestaw XXI – status: gotowe do wysłania. Wyślij. No to
wysłała.

- Nawet proste – mruknęła do siebie.
W wolnych chwilach zauważyła, że na półpiętrze były jeszcze 3 podobne tablice

obsługiwane przez wykwalifikowanych pracowników, którzy robili kilka rzeczy na raz. Ich
podopieczni pewnie nie musieli długo czekać na dania. Ale z drugiej strony, komu się tak
spieszy? Lepiej robić coś powoli a dokładnie (powiedział to ten co trzeci raz powtarzał klasę).

Nagle zauważyła czerwone światełko przy znajomym imieniu i nazwisku. Felipe

Cortés - tak głosił napis. Nacisnęła. Wyskoczyło okno z jego zdjęciem oraz dostępnymi
funkcjami. Zestaw II wyślij do stanowiska 12. Tym razem, nie potrafiła powstrzymać się od
położenia palca na tajemniczym napisie Zestawy. Rozejrzała się czy ktoś jej nie obserwuje?
Szefowa wydzierała się na jakiegoś nowego ucznia. Droga wolna. Rozwinęła się lista
ulubionych dań chłopaka. Nacisnęła Zestaw XIII – Naleśniki z czekoladą i truskawkami.
Zanim zdążyła zrobić cokolwiek pojawiło się: Zestaw zmieniono. Wysłane do najbliższego
wolnego stanowiska
.

- O cholera. Ta gruba baba mnie zabije.



- Wracasz na niedzielę? – zapytała Francisca zjadając kolejne łyżki kremowego

jogurtu z kubeczka.

Powroty do domów na jeden dzień były dopuszczalne w Akademii, jednak nikt ich nie

praktykował (oczywiście nie licząc osób silnie związanych pępowiną – oni wracali zawsze).
Więcej czasu traciło się na podróż, niż spędzało z rodziną. Z drugiej strony nie można nikomu
zabronić kontaktów mamą. A może naszykowała swojemu syneczkowi przepyszną zupę? Jak
tu w takiej sytuacji odmówić?

background image

- Zapomniałam kilku książek z domu – odpowiedziała Carmen, po czym zamknęła

swoją torbę. – A padre wspominał coś o poważnej rozmowie. Wiesz… obecność
obowiązkowa.

Przyjaciółka pokiwała głową z uznaniem.
- A ty co będziesz robić?
- Szykuje się impreza w Cesárze, to wiesz, ten budynek obok – wyjaśniła. – Będzie

Julian… może wreszcie coś się stanie. Mam na myśli…

- Ja wiem o czym mówisz – przerwała Cordoba.
Oczywiście, że wie. A posługując się językiem z lekcji Numero Numerus: nie istnieje

taka osoba w szkole, która by nie wiedziała, albo nieprawdą jest, że związek señora Fariasa z
Miramontes jest tajemnicą
. Te ich zejścia oraz rozejścia doczekały się miliona spekulacji.

Większość spływała po Francisce jak po kaczce. I dobrze. Co się dziewczyna będzie

przejmować. Ona wiedziała jaka była prawda, a to jej w stanowczości wystarczało.

Nagle do pokoju wpadła Giulia. Sprężystym skokiem stanęła na swoim łóżku. Była

widocznie z czegoś zadowolona. Oczy jej się błyszczały, a oddech miała przyspieszony.

- Coś się stało? – odezwała się Carmen.
Nie odpowiedziała od razu. Budowała napięcie.
- Ojciec kupił mi zwierzątko – oznajmiła.
Cordoba przełknęła głośno ślinę.
Zwierzątko?
Na samą myśl o zwierzątku dostawała ataku paniki. Bała się wszystkiego co się rusza.

To nie jej wina. Po prostu miała taki charakter. Być może, w dzieciństwie jakiś futrzak ją
śmiertelnie wystraszył i trauma pozostała. Ale tego w obecnym czasie nie mogła potwierdzić.

- Gdzie ono jest?
- W salonie – wskazała palcem.
Cordoba zamaszyście otworzyła drzwi. Zanim zdążyła się rozejrzeć, coś zielonego

przemknęło jej między nogami. Jęknęła przeraźliwie po czym zaczęła wciskać swoje ciało w
kąt pokoju skrupulatnie zasłaniając się drzwiczkami od szafy.

- Zabierz to! – krzyczała.
- Carmabelle, uspokój się – mruknęła Giulia podchodząc bliżej przyjaciółki. – Zobacz

jaki on słodki.

- Weź to gdzieś zamknij – warczała Cordoba zdolna do unicestwienia zielonego

stwora. – Nie dotykaj tego do mnie!

- No wiesz co! – oburzyła się brązowowłosa. – Tego biednego kameleona? – spojrzała

na zwierzaka, po czym pogłaskała go po główce. – Nazwę go Napoleon.

- Przysięgam, kiedyś się doigrasz i cię zabiję – ostrzegła Cordoba.
- Nie krzycz! Bo go stresujesz…



Cordoba od kilku dni walczyła ze swoim lękiem przed zwierzętami. Niestety

nieskutecznie. Ten wyczyn przerastał jej wątłe możliwości.

background image

Siedziała z podkurczonymi nogami na swoim łóżku. Co chwila sprawdzała gdzie

znajduje się kameleon. Bawił się na podłodze, a zaraz potem się na niej położył.

- Napoleon – wołała Materazzi i rzuciła kawałki jedzenia tuż przed zwierzaka. – Jedz

skarbie.

Cordoba nie spuszczała z niego wzroku. Miała wrażenie, że zaraz stwór wynurzy swój

długi język i uderzy w ciało dziewczyny. Zamarła z przerażenia.

- To coś się na mnie patrzy – poinformowała właścicielkę.
- Zawsze tak patrzy jak je – odpowiedziała Giulia wracając do lektury książki.
Ciemnowłosa spróbowała wrócić do rozwiązywania zadań. Tak się biedaczka

zestresowała, że nie mogła się na niczym skupić. Ciągle myślała o kameleonie.

- Ja tak nie mogę! – wrzasnęła w końcu.
- No i masz! Zestresowałaś go! Nie chce jeść… a tych czerwonych ciasteczek nigdy

nie odmawia…



Dni mijały, a Iberyjskie słońce nadal prażyło niemiłosiernie. Jakby pisało pracę

doktorską na temat wpływu gorącej pogodny na funkcjonowanie człowieka. A kto wie.
Przecież nikt nie zbadał całego wszechświata. Może gdzieś tam wysoko, małe słoneczniątka,
chodzą sobie po mlecznej drodze wesoło wymachując ognistymi tornistrami.

Pewnie meteoryty spadające na ziemie to coś w rodzaju niezjedzonych kanapek, które

małe słoneczniątka próbują ukryć przed słonecznymi mamami.

- Carmen – zagadnęła Francisca, - idziesz z nami pograć w siatkę?
Ciemnowłosa dziewczyna ocknęła się na moment. Spojrzała podejrzliwym wzrokiem

na przyjaciółkę po czym wstała z zimnego piasku i oparła się o pobliską skałę.

- A od kiedy interesujesz się siatkówką? – zapytała.
- Odkąd faceci chodzą w samych spodenkach pokazując to i owo – uśmiechnęła się

szeroko.

- To i owo – powtórzyła Cordoba.
- Tak – potwierdziła Miramontes – To i owo.
- A to i owo ma jakieś imię?
Blondynka zamyśliła się jakby chciała sprawdzić czy to nie jest jakiś podstęp. Po

chwili rzekła cicho:

- Fabio.
- Ooo… Italiano – zauważyła Cordoba zbierając koc i gazety do kolorowej, słomianej

torby. – Z wymiany? – zapytała.

- Tak, a co? Chcesz go dyskryminować przez jego narodowość?
- Nie no, jakbym śmiała – powiedziała Carmen z dwuznacznym uśmiechem. –

Chciałam tylko wiedzieć do kogo startujesz. Ale spokojnie. Machniesz mu przed oczami
kępką blond włosów i już po chwili padnie ci do stóp uznając za prawnuczkę greckiej bogini.
Tacy już są.

- Słyszałaś? – zapytała Cordoba, której wydawało się, że ktoś ich obserwuje zza skały.

background image

Miramontes założyła ciemne okulary i pociągnęła brązowooką na wzgórze gdzie

znajdował się wielki ośrodek sportowy. Akademia przykładała wielką uwagę do tego aby
zapewnić wysoki poziom nauczania. Być może było to spowodowane tym, iż walczyło o
królewską dotację z kilkoma innymi placówkami.

Z jednej strony to głupie, bo bogata akademia dostaje jeszcze więcej pieniędzy, a

gorsza nadal jest w opłakanej kondycji. A co roku ten stan się pogarsza. Ale drugą stroną
medalu jest to, że królewska dotacja jest czymś na kształt nagrody. Gdyby nie było żadnej
premii, zwierzchnik akademii w życiu nie dbałaby o to, czy jego uczniowie dobrze spędzają
wolny czas czy też chlają do upadłego szerząc patologię.

- Mogę wiedzieć po co mnie zmuszasz do wysiłku fizycznego? – zapytała Carmen gdy

Francisca otwierała główne drzwi.

- Potrzebuję sztucznego tłumu – oznajmiła. – Masz kartę?
- Mam – odpowiedziała Cordoba i sięgnęła po portfel gdzie trzymała mały, plastikowy

kartonik. – To mało ci ludzi do sztucznego tłumu? – rozejrzała się po korytarzu.

- Ale ja muszę mieć kogoś po swojej stronie – mruknęła Miramontes i zwinnym

ruchem położyła swoją kartę na metalowym urządzeniu.

Usłyszały ciche brzdąknięcie po czym zapaliła się zielona lampka. Francisca przeszła

pewnym krokiem przez blaszaną bramkę podobną do tych w super markecie. Tak samo
zrobiła Cordoba i obydwie pobiegły schodami na drugie piętro, na którym znajdowały się ich
szafki ze strojami sportowymi.

Miramontes ledwo przyszła, a już była przebrana oraz gotowa do walki. Nic

dziwnego, w końcu bikini, w którym obecnie paradowała, miała założone pod normalne
ubrania.

- Carmeena, co ty tle robisz?
- Zabezpieczam się.
- Co robisz? – zapytała ponownie Francisca jakby niedosłyszała.
- Zabezpieczam się przed tym, aby mi stanik nie spadł w trakcie gry.
Blondynka wzruszyła ramionami. No w sumie było to logiczne wytłumaczenie, ale i

tak myślała o czymś innym.

- A o czym myślałaś? – zapytała Cordoba wychodząc z przebieralni.
- Chodź bo zaczną bez nas – odpowiedziała wymijająco i pociągnęła przyjaciółkę na

korytarz.

Tam spotykały ludzi idących na basen lub wracających z koszykówki z

klimatyzowanej hali. Z zimnej, zacienionej hali. Dlaczego one nie mogły grać w takich
warunkach? Czemu Francisca tak się uparła na tę piłkę plażową?

Cordoba wyszła na zewnątrz. Uderzyła ją fala gorącego powietrza. Prawie słyszała jak

jej skóra skwierczała niczym przysmażana kiełbaska na patelni. Najwidoczniej dziewczyna
była bezlitosna dla swojego ciała.

A co tam!
Niech żyje poparzenie słoneczne! Hip hip… hura!
Dyskretnie wygładziła turkusowy materiał na pośladkach. No pięknie, przecież ja tu

prędzej upadnę, niż dotrwam do końca gry – pomyślała.

Francisca od razu podeszła do chłopaków, rozciągających mięśnie, którzy stali tuż

przy drewnianych ławkach. Cordoba wzruszyła ramionami i spięła włosy do góry. Później

background image

założyła okulary przeciw słoneczne i wplotła je w kosmyki tak, aby za żadne skarby świata,
nie spadły.

Nagle dostrzegła, że za cienką, zieloną siatką Giulia Materazzi wyjmuje lśniącą rakietę

do tenisa. Brązowooka czym prędzej podbiegła do ogrodzenia i zawołała do przyjaciółki.

- Jakaś partyjka z Nico? – zapytała Carmen, gdy Włoszka znalazła się trochę bliżej.
- Będziemy grać przeciwko Javierowi i Felipe – poinformowała.
- Felipe tu będzie? Po co?
- Dokładnie to nie wiem – zastanowiła się, - ale jest to coś na kształt odciągnięcia ich

od PlayStation. A ty co robisz?

- Wyszłam na podryw – oznajmiła Cordoba.
- Felipe przestał ci się podobać? – zdziwiła się Giulia. – Co takiego zrobił?
Carmen uśmiechnęła się delikatnie. Ostatnio Cortés przeskrobał wiele rzeczy, jednak

nie były one na tyle poważne, aby skreślić go z listy najbardziej perfekcyjnych facetów na
świecie.

Naprawdę. Cordoba miała taką listę.
- To Francesca podbija. Ja robię sztuczny tłum jednoosobowy.
- Lila! – zawołał Nicolás z drugiego końca kortu.
- Zaraz – odkrzyknęła dziewczyna.
Spojrzała w jego stronę, tamten wyciągając rakietę mamrotał coś pod nosem. Giulia

wyglądała tak jakby za chwilę miała do niego podejść i powiedzieć kilka mocnych słów.
Powstrzymała się.

- A co należy do twoich obowiązków? – zapytała.
- W gruncie rzeczy to nie wiem – oznajmiła Carmen.
Przyjaciółki uśmiechnęły się serdecznie i każda poszła do swojej grupy. Cordoba

zauważyła mocno opalonego chłopaka o ciemnych oczach. Uśmiechał się niewinnie do
Francisci.

To Fabio. Przystojny i elegancki. Typowy Rzymianin machający rękoma dookoła i

krzyczący przy byle okazji swoje mamma mia.

Cordoba spojrzała na kolegów chłopaka. Hiszpanie to są dopiero ciacha! Nie bez

przyczyny zajmują pierwsze miejsce w rankingu Najprzystojniejszych Europejczyków. W
gruncie rzeczy to nie powinno nikogo dziwić. Rodacy Carmen mają ciemne oczy, gęste
czarne włosy i wiecznie zdrowo wyglądającą opaleniznę. A gdy przypadkiem natura nie
obdarzyła ich urodą, nadrabiają wdziękiem, manierami oraz ognistym temperamentem.
Prawdziwy Hiszpan potrafi zadbać o swoją señoritę, a przy tym stworzyć niebiańską aurę,
której nie zapomni do końca życia.

Czy Włosi to potrafią? Raczej nie, a to z jednej prostej przyczyny. Ich kraj stał się

kolejną wielką europejską metropolią, gdzie każdy biega nie patrząc na to co dzieje się wkoło.
Owszem, mają tradycje, historię oraz wielką obsesję na temat jedzenia. Chwała im za to,
jednak to w Hiszpanii człowiek może zatrzymać się na chwilę, odpocząć podczas sjesty. I
nikogo nie obchodzi czy spóźnisz się do pracy, czy też nie.

- Carmen, grasz? – zapytał ktoś z piaskowego boiska.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko po czym stanęła niedaleko przyjaciółki.
Piłka poszybowała w górę, a każdy maksymalnie skoncentrowany śledził jej tor lotu,

aby w każdej chwili być przygotowanym na ewentualny strzał. Po piętnastominutowym

background image

badaniu przeciwnika zaczęła się prawdziwa gra. Nikt nikogo nie oszczędzał. Znajomi biegali
po całej dostępnej przestrzeni, aby opanować podkręcone piłki. Zdyszani i zakurzeni,
zdecydowali się na krótką przerwę.

Cordoba chwyciła swoją butelkę z wodą. Odruchowo spojrzała na zieloną siateczkę,

na graczy a później na tablicę wyników.

Felipe wyraźnie przygrywał. Carmen rozbawiona tym faktem, zaczęła go obserwować.

Po chwili, chłopak zaczął rzucać piłkami tenisowymi w Torresa. Tamten sprytnie bronił się
rakietą, co jeszcze bardziej denerwowało Hiszpana. Po pewnym czasie zaczęli biegać dookoła
kortu zwracając na siebie uwagę innych osób znajdujących się w pobliżu. Giulia uznała, to za
koniec gry i spakowała rakietę w torbę po czym poszła do szatni. Javier przez czystą
ciekawość został.

Nagle Cordoba poczuła mocne uderzenie w tył głowy, a zaraz potem zobaczyła biało-

żółtą piłkę która spadła kilka metrów od niej.

- Grasz? – zapytał Fabio rozkładając ręce.



Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, Francisca, Giulia oraz Carmen udały się do

tablicy przy sali do karate aby sprawdzić obsadę sztuki. Cordoba przez całą drogę błagała
Boga, żeby nie dali jej żadnej roli. Jak na złość Miramontes snuła wizje wspólnego występu i
wielkiego sukcesu. Cordobie to nie było do szczęścia nigdy potrzebne.

W końcu dotarły na miejsce. Przy tablicy tłoczyło się chyba z dwadzieścia osób.

Niewiele myśląc zaczęły przeciskać się między ludźmi. Po paru minutach znalazły się
wystarczająco blisko, aby cokolwiek odczytać. Ciemnowłosa zaczęła szybko szukać swojego
imienia.

Jest!
Boże, jest! Obok roli opiekunki Julii. Serce dziewczyny zamarło w przerażeniu. Nie

wiedziała co powiedzieć. Dlaczego ona w ogóle poszła na to przesłuchanie!

Nagle Miramontes zaczęła skakać do góry i krzyczeć jak małe dziecko, które dostało

nową lalkę Barbie. Na początku trudno było zrozumieć co się stało. Carmen wiedziała, że jej
bardzo zależało na dostaniu jakiejkolwiek roli. Chyba się udało.

- Będę Julią! – krzyknęła w końcu.
Przynajmniej jedna była zadowolona.
- Ja nic nie dostałam – powiedziała Giulia stając obok Cordoby. – W sumie to nawet

lepiej.

No świetnie! Teraz już są dwie zadowolone.
Carmen była w trakcie przeklinania swojej głupoty gdy jakiś głos w jej głowie kazał

sprawdzić nazwisko. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Nie zgadzało się!

- Ja też nic – powiedziała radośnie.



background image

Javier wszedł do dużego okrągłego pomieszczenia z dużą ilością drewnianych stołów.

Na każdym z nich były ustawione szklane flakoniki wraz z kartką papieru z napisanym
zadaniem. Torres, Casillas oraz Cortés zajęli tradycyjne swoje miejsca gdzieś z tyłu. Nicolás
chwycił treść zadania. Zaczął głośno czytać. Chłopcy pomruczeli przez chwilę, poudawali, że
coś robią, po czym Felipe postanowił się wykazać. Czym prędzej chwycił niebieską fiolkę i
dolał odrobinę zielonej mikstury.

Nagle z substancji zaczął wydobywać się wątły opar. Nie wiedzieć czemu,

wytworzyła się różowa piana, która w błyskawicznym tempie się unosiła. Felipe próbując
zachować spokój przykrył szklane naczynie ścierką. To był strategiczny błąd. Coś głośno i
groźnie zabulgotało, po czym z hukiem wybuchło odrzucając chłopaka kilka metrów dalej.

Casillas, zgodnie z poleceniem na kartce, czym prędzej chwycił długopis i zanotował

zaistniałą sytuację.


Obserwacje: Po zmieszaniu niebieskiej substancji z zieloną, w

dłoni kolegi nastąpił nieoczekiwany wybuch. Brak oznak życia.
Oznacza to, że substancja nie zyskała dodatkowych zdolności
intelektualnych oraz nie stwarza zagrożenia dla ludzkiego gatunku.


- Hmm… smakuje jak dżem truskawkowy – stwierdził Felipe oblizując swoje usta.



Carmen, zła jak osa siedziała na środku wielkiej hali. Nie wierzyła jak dała znowu

omotać się Miramontes. Francisca wymyśliła, że skoro Materazzi oraz Cordoba nie dostały
żadnej roli, to mogą zgłosić się do robienia dekoracji. Jakimś cudem dziewczyny na to
przystały. Teraz, Carmen sądzi, że musiała być pod wpływem narkotyków albo zwyczajnie
pijana.

- Co mi strzeliło do łba? – mamrotała wściekła, wycinając papierowe kwiatki.
- ¡Hola Cami! – odezwał się znajomy głos.
Dziewczyna obejrzała się. Za nią stał wysoki chłopak z uśmiechem na ustach i

dołeczkami w policzkach. Pochwaliła w myślach dobór czerwonej koszuli do ciemnych
spodni. Wyciągnął do niej dłoń, na której miał zawiązany brązowy rzemyk. Pomógł jej wstać.

- Co tu robisz? – zapytała.
- A wiesz, znam się trochę na projektowaniu – zaczął tłumaczyć. – A oni w ogóle nie

wiedzą jak budować scenografię. Trzeba pomóc – stwierdził altruistycznie.

- Mam wyrzynarkę! – krzyknął wesoło Javier podchodząc do przyjaciela trzymawszy

coś czarnego w dłoni.

- Gdzie ona była? W Afryce?
- Nie, w Japonii. Masz płytę? – zapytał przybyły.

background image

Cortés wskazał dłonią na leżącą sklejkę z której prawdopodobnie chcieli wycinać

jakieś ściany budynku.

- Javier, ty też postanowiłeś pomagać? – zdziwiła się Cordoba.
Casillas spojrzał podejrzliwym wzrokiem na Felipe, a później na Carmen. Przez

chwilę sprawiał wrażenie człowieka, który nie bardzo wie co się właściwie stało.

Może coś go ominęło?
- Co ty jej powiedziałeś? – zapytał chłopak. – My tutaj jesteśmy bo ostatnio na AA

ktoś zechciał przetestować połączenie nowych substancji nie licząc się z konsekwencjami.

- To wy zrobiliście ten wychucha w sali czterdzieści osiem? – zapytała rozbawiona.
- Nie my, nie my! Ja z tym nie mam nic wspólnego – zaprzeczył Casillas. – To on –

wskazał na Felipe. – Nasz nowy Mistrz AA, poznajcie się. Carmen, to Mistrz, Mistrzu, to
Carmen.



Dziewczyny siedziały w wielkim zadaszonym tarasie, na skórzanych kanapach.

Cordoba kończyła swoje drugie śniadanie, Giulia łaskotała Napoleona, a Francisca
zaczytywała się w szkolnym Carpe.

Nagle na horyzoncie pojawił się chłopak, który dla Carmen był uosobieniem

wszystkiego tego czego nie lubiła u płci przeciwnej.

I dlaczego to coś przyczepiło się do tej Hiszpanki?
- Carmen kupiłem ci batonika – zaczął Villa pokazując coś kolorowego w ręku.
Giulia nachyliła się nad uchem przyjaciółki.
- Uważaj, bo to wygląda jakby chciał cię utuczyć, a potem zjeść.
Dziewczyny zaczęły się głośno śmiać.
- Kupić coś jeszcze? – pytał zatroskanym tonem.
- Odwal się ode mnie – rzekła Carmen. – Zostaw mnie w spokoju. Ile ci to można

mówić?!

- Ja nie rozumiem – jękną David. – Wszystkie dziewczyny w akademii na mnie lecą.
- Chyba jak się potkną – stwierdziła rozbawiona Giulia.
- Przynieś mi wodę o smaku porzeczki – powiedziała Carmen z uśmiechem na co

chłopak w błyskawicznym tempie pobiegł do windy.

Cordoba ciężko westchnęła. Nie miała już siły do tego upierdliwca.
Nagle Francisca wrzasnęła przeraźliwie. Jak się później okazało znalazła wzmiankę o

swojej osobie w gazecie. W prawdzie to nie pierwszy raz, bo kilka dni po ogłoszeniu obsady,
Carpe przybliżyło krótką biografię Miramontes, ale tym razem nie była ona pozytywna.

Na samym środku strony było zamieszczone jej zdjęcie z imprezy w Cesárze. I

komentarz.

Klapa. Ta obcis

ła, dłuższa bluzka zamiast podkreślać figurę Franciscii

Miramontes, optycznie skróci

ła nogi i spłaszczyła biust. A nawet, kwiecisty wzór

poszerzy

ł ją w okolicach talii.

background image

Carmen kiedyś lubiła tę kolumnę. Póki sama się w niej nie znalazła. Redaktorki

skrytykowały jej sukienkę w morskie pasy. Stwierdziły, że wygląda jak córka marynarza.

- A spróbuj teraz przytyć, to się dopiero naczytasz – powiedziała Giulia.
- Chodźmy, bo zaraz David wróci – zarządziła Cordoba wstając i zabierając swoją

brązową torbę oraz żakiet.



Kilka dni temu Carmen poprosiła Nicolása aby podpowiedział jej jak obejść zakaz

wychodzenia z pokoju po określonej godzinie. Torres, uprzejmym tonem wyjaśnił, że
najlepsze jest zaklęcie.

Którejś nocy, dziewczyna postanowiła wykorzystać nabytą wiedzę. Zamierzała iść na

plac aby poćwiczyć zaklęcia zadane przez promotorów. Włożyła książkę do torby, przywołała
moc, szepnęła zaklęcie i po chichu wymknęła się z budynku.

Serce waliło jej jak opętane. Wiedziała, że jeśli ją złapią, dostanie kolejny szlaban.

Mimo wszystko ta adrenalina nie pozwalała na odwrót. Szła dalej, póki nie usłyszała jakiś
głosów. Zwinnym susem ukryła się za skałami. Na placu znajdowało się trzech przyjaciół.

- Ćwiczyłeś – stwierdził Felipe ocierając pot z czoła.
- Starałem się – odparł.
W świetle księżyca i pobliskich lamp lśniła szpada Cortésa. Był zakochany w

szermierce. Każdą wolną chwilę poświęcał na doskonalenie swoich zdolności. Od pewnego
czasu towarzyszą mu jego przyjaciele.

Chłopcy, pochłonięci walką, coraz bardziej przysuwali się do kryjówki Cordoby.

Dziewczyna w lekkiej panice zaczęła przechodzić na drugą stronę skał. Nagle przez
przypadek, nadepnęła na jakiś patyk. Felipe, który stał najbliżej, odwrócił się błyskawicznie.
A Casillas nie zdążył zmienić toru lotu swojej szpady, i natrafił na gładką skórę przyjaciela.
Carmen zasłoniła sobie usta po czym podbiegła do ciała Cortésa.

Spojrzała w jego martwe, ciemne oczy.
Zemdlała.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Hiszpańska Trucizna Rozdział trzeci
Hiszpańska Trucizna Rozdział pierwszy
Hiszpańska Trucizna Rozdział drugi
Hiszpańska Trucizna Rozdział piąty
Hiszpańska Trucizna Rozdział szósty
Kod Biblii, 4) KB-Rozdział czwarty-Zapieczętowana księga
ROZDZIAŁ CZWARTY 75WZWL6TRERVY2J374NNJTYNN2BPCAAOQGM4WGQ
4(6), ROZDZIA˙ CZWARTY
rozdzial czwarty szwecja automatycznie zapisany
Noel Alyson Błękitna godzina rozdział czwarty
Rozdział czwarty
Rozdzial czwarty ed i bella
DOM NOCY 11 rozdział czwarty
Światło pod wodą Rozdział czwarty
Rozdział Czwarty
Walking DISASTER ROZDZIAŁ CZWARTY TŁUMACZENIE DiabLica090
Rozdzial czwarty ed i bella
Dawn McClure Fallen Angel 2 Asmodeus ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ CZWARTY

więcej podobnych podstron