Moja gorsza strona the other side of me 1 20 by Aryaa Wersja poprawiona!

background image







Moja gorsza strona

The other side of me






By Aryaa
























Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 1


PWE:

Stałem jak głupi i patrzyłem na tą dziewczynę. Widziałem w swoim życiu wiele
pięknych kobiet, ale żadna z nich nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak ta, która właśnie
weszła do gabinetu Jacoba. I nie chodziło o to, że była wyjątkowo piękna, raczej o niezwykły
seksapil i czar jaki wokół siebie rozrzucała. Jej mina świadczyła o tym, że robiła to
całkowicie nieświadomie. Ubrana bardzo prosto, w ciemne rurki i cienki biały sweterek
wyglądała olśniewająco, a zarazem niewinnie i dziewiczo. Brązowe włosy spływały
swobodnie po jej ramionach, a ciemny tusz do rzęs podkreślał śliczne brązowe oczy.
- Bello, kochanie. Czekałem na Ciebie. Chciałem ci przedstawić mojego dobrego przyjaciela
Edwarda - odezwał się Jacob.
Kochanie? Nie mogłem w to uwierzyć. Kolejna dziewczyna szukająca bogatego
chłopaka. Obserwowałem jak powoli przybliża się do nas. Gabinet Jacob’a urządzony w
niezwykłym przepychu tylko potęgował wrażenie jej niewinności. Jakże człowiek może się
pomylić
- pomyślałem ze smutkiem. Gdy podeszła do mnie z wystraszoną miną zrozumiałem,
że musiała zobaczyć błysk pożądania w moich zielonych oczach. Szybo przybrałem minę,
która świadczyła o głębokim zdegustowaniu. Właściwie dlaczego się tak zachowywałem?
Przecież wiele razy miałem do czynienia z dziewczynami jej pokroju.. Ale nie mogłem
powstrzymać ogarniającego mnie poczucia zdrady.
- Miło mi – odpowiedziałem prosto, nie siląc się na żadne uprzejmości. Odpowiedziała mi
niewyraźnym uśmiechem, po czym odwróciła się do Jacoba’a i wypowiedziała bardzo cicho:
- Czy czegoś potrzebujesz? Jeśli nie, to wrócę do siebie.- Jacob jedynie kiwną głową,
podniósł się znad swojego biurka i odprowadził ją do drzwi. Na progu szepnął jej parę słów,
na które ona zarumieniła się delikatnie. Gdy zatrzasnął za nią drzwi spojrzał na mnie
zdezorientowany.
- O co chodzi?
- Nowa dziewczyna?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.- Bardzo seksowna. Zawsze
powtarzałem, że ciało dopiero przez erotyzm staje się interesujące i symboliczne, ale... Jacob!
Rozumiem, że takie dziewczyny są łatwe i można z nimi spędzić pewien czas, ale poprosić o
to, alby z tobą zamieszkała w rodzinnej rezydencji to już lekka przesada!- Ostatnie słowa już
niemal wykrzykiwałem.
- Edward.... To nie tak jak myślisz - odpowiedział spokojnie. - Dobrze wiesz, że co roku się
tutaj wszyscy spotykamy, więc postanowiłem ją też zaprosić. Czy to zbrodnia?
No tak. Zapomniałem o słynnym „tygodniu u Jack’a”. Zapraszał on wszystkich swoich
najbliższych „przyjaciół” (tzn .znajomych pazernych na jego pieniądze, nie wiem nawet jak
mam inaczej ich określić) i przez tydzień wszyscy będziemy przebywać w jego XIX wiecznej
rezydencji. Większość ludzi z naszego towarzystwa pragnie uczestniczyć w tym niezwykłym
wydarzeniu towarzyskim.
- Oczywiście, że nie. Chodzi mi o to, że impreza zaczyna się dopiero za tydzień, więc
dlaczego ona już tu jest? Zresztą... chyba nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie. - Z tymi
słowami wyszedłem z jego biura.



PWB:
Nie, nie, nie!- to było jedyne słowo, które przepełniało mi umysł. Dlaczego ja się na to
zgodziłam? Od samego początku wiedziałam, że to chore przedstawienie nie ma

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

najmniejszych szans na powodzenie. Przemierzając korytarze tego ślicznego dworu oddałam
się nieprzyjemnym rozmyślaniom.
Z Jack’em przyjaźniłam się od siedmiu miesięcy, a niemal od sześciu i pół znałam jego
mały sekret. Tylko dlatego, że był moim najlepszym przyjacielem przystałam na jego prośbę.
Po części go rozumiałam, ale w tym momencie byłam na niego tak wściekła, że ledwo
panowałam nad drżeniem rąk i nóg.
I ten mężczyzna. Nie zdołałam nawet wykrztusić jednego słowa, gdy patrzył na mnie
swoimi zniewalającymi zielonymi oczyma. Patrzył na mnie z nieskrywaną nienawiścią.
Pewnie myślał, jak zresztą będzie myślała większość ludzi, że z Jacobem jestem jedynie z
powodu pieniędzy i koneksji. Jak bardzo się mylił!
Blacka poznałam w Akademii Sztuk Pięknych, gdzie uczęszczał ze mną na niektóre
wykłady. Jest on niezwykle uzdolnionym malarzem, posiadającym „artystyczną” duszę, przez
którą często wpadaliśmy w kłopoty. Uśmiechnęłam się do własnych wspomnień. Jednak
szybo przed oczyma pojawił mi się obraz Edwarda. Jacob bardzo często mi o nim opowiadał.
Mówił o nim jako o najlepszym przyjacielu, którego zna się od dziecka. Razem się
wychowywali, chodzili do szkoły. Dodawał także, że jest przystojny, a także czarujący, gdy
tego tylko zechce. Cóż... dzisiaj chyba nie za bardzo mu na tym zależało - pomyślałam.
Nie zauważyłam jak i kiedy znalazłam się przed drzwiami do mojego pokoju. Szybko je
otworzyłam i rzuciłam się na wielkie łóżko pokryte kremową narzutą. Leżałam na brzuchu,
gdy usłyszałam leciutkie pukanie do drzwi i głos mojego przyjaciela.
- Bello, otwórz. – Przez chwilę miałam ochotę udawać, że mnie nie ma w środku, ale musiał
mnie za dobrze znać, bo po chwili dodał – Wiem, że tam jesteś, więc nie próbuj się przede
mną chować
Z westchnieniem przewróciłam się na plecy i odpowiedziałam
- Drzwi są otwarte.
Jacob ostrożnie wkroczył do pokoju spodziewając się zapewne, że dostanie czymś
ciężkim w głowę. Usiadł na rogu łóżka i spojrzał na mnie smutno.
- Co się stało? – zapytał.
- Pytasz się mnie co się stało? Właśnie przed chwilą widziałeś moje marne popisy aktorskie,
właśnie to się stało! - odparłam wzburzona, jednak po chwili się opanowałam i dodałam –
Słuchaj. Twój plan nie ma najmniejszych szans na powodzenie. Przed chwilą widziałeś na to
doskonały dowód. Jestem marną aktorką, a będę miała do czynienia z wyrafinowanymi
kobietami i mężczyznami. Mam dopiero 19 lat, to mnie przerasta.
- A ja mam 20 i co z tym faktem zrobimy? Spokojnie, znam doskonale ten świat i reguły nim
rządzące, będę ciągle ci podpowiadał co masz robić. Zastanawia mnie, czy słyszałaś co do
ciebie powiedziałem, gdy wychodziłaś z gabinetu.
Tak. Słyszałam doskonale jego słowa: „Zrobiłaś na nim niewyobrażalne wrażenie”.
Oczywiście nie byłam na tyle naiwna, aby mu uwierzyć.
- Ale...- zaczęłam, lecz gwałtownym ruchem ręki mi przerwał
- Nie ma żadnego ale. Obiecałaś mi udawać moją dziewczynę. Ufam, że mnie nie
zawiedziesz. – Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo nagle wstał i wyszedł z mojego pokoju.
Miał rację. Obiecałam mu. Tylko do czego doprowadzi mnie to szatańskie
przyrzeczenie?

Goście mieli przybyć dokładnie w następną sobotę. Jako, że jest poniedziałek, nie mam
nic ciekawego do zrobienia, a Jacob’a nie ma w domu, bo wyjechał do Berlina na wernisaż
swojego dobrego znajomego, postanowiłam wybrać się do pobliskiego miasteczka.
Rezydencja Blacków znajdowała się na totalnym odludziu, a od pobliskiego miasteczka
dzieliły kilkanaście kilometrów. Wyjeżdżając za bramę przeklinałam mojego przyjaciela za

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

to, że w swoim garażu nie ma „normalnych” samochodów. Do tego wyjazdu wybrałam
najskromniejszy samochód jaki znalazłam- lśniącego, nowego mercedesa.
Po drodze miałam parę problemów z biegami w tym aucie, które miało ich dokładnie 7
(jakby standardowe 5 nie wystarczało - skrzywiłam się w duchu). Wjeżdżając na parking
przed małą księgarnią zauważyłam śliczny, czarny samochód, którego marki nawet nie
znałam. Nie wiedziałam, że jest to tak bogata okolica - pomyślałam. Wysiadając z samochodu
poczułam nieprzyjemny powiew wiatru. Nic zaskakującego, w końcu jest środek listopada.
Ciaśniej otuliłam się swoim płaszczem i ruszyłam w stronę drzwi. Już chciałam je otwierać,
gdy ktoś z mocą otworzył je z drugiej strony. Zachwiałam się lekko. Możliwe, że gdybym nie
potknęła się o piekielny próg to zachowałabym równowagę...
Czekając na bliskie zbliżenie z podłogą poczułam ręce, które oplatają mnie w talii przy
akompaniamencie głośnego syknięcia gniewu. Gdy już znalazłam się w pionie spojrzałam na
mojego wybawiciela. To był błąd.
Spoglądały na mnie zielone oczy, których z pewnością nie będę w stanie nigdy
zapomnieć. Oczy Edwarda Cullena.


































Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 2


PWB:

Jestem całkowicie pewna, że na całej kuli ziemskiej nie było i chyba już nie będzie
człowieka bardziej czerwonego na twarzy, niż ja w tym momencie. Niezręcznie
wyswobodziłam się z uścisku Edwarda, który wciąż trzymał mnie mocno za biodra z twarzą
wypraną z wszelkich emocji. Tylko głęboko w jego oczach czaił się błysk trudny do
zidentyfikowania.
- Przepraszam... Dziękuję...- No pięknie. Czy mój zasób słów kurczy się za każdym razem,
gdy patrzę w jego cholerne oczy? Z pewnością myśli, że jestem lekko opóźniona.
Odwróciłam wzrok, żebym mogła wziąć się w garść, po czym powiedziałam z lekkim
uśmiechem – Dziękuję. Gdybyś mnie nie złapał pewnie właściciel księgarni właśnie by
dzwonił po karetkę
- Nie ma sprawy. Cieszę się, że mogłem pomóc.

Zapadła krępująca cisza, jednak gdy spojrzałam na twarz Edwarda zauważyłam, że cała ta
sytuacja bardzo go bawi.
- Jacob wrócił już z Berlina?
- Nie, jeszcze nie. Ma wrócić lada dzień.
- Lada dzień?- Powtórzył zdziwiony.- Dzwonił dzisiaj do mnie i powiedział, że przyjedzie po
obiedzie. Nie powiadomił o tym swojej dziewczyny? - Czy mi się wydawało, czy on
próbował być wredny?

Nie byłam dobrym kłamcą, jednak w tym momencie zmusiłam wszystkie komórki mojego
mózgu do intensywnej pracy. Nie mogłam wydać Jacoba.

- Pewnie chciał mi zrobić niespodziankę - odpowiedziałam lekko zdenerwowana.
- W takim razie pokrzyżowałem jego plany? Mam nadzieję, że mnie nie wydasz - wymruczał
seksownie.
- Jeszcze nie wiem. Jestem słabą aktorką i nie wiem, czy będę potrafiła oszukać Jacoba.
- Widzę. – Co on miał na myśli? Fakt, że jestem nędzną oszustką?
- Ale o tym, że mam od dzisiaj się u was zatrzymać zostałaś poinformowana?
- Tak. Oczywiście. Kiedy mamy się ciebie spodziewać?- odparłam z nadzieją, że nie
zauważył jak ta informacja mną wstrząsnęła.
- Wieczorem. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia w miasteczku. Tak więc... do
zobaczenia.- Nim zdążyłam zareagować wsiadł do swojego samochodu i z piskiem opon
ruszył w stronę parku.
Jezu, w co ja się wpakowałam?



- Jacob! Zabiję cię!- wykrzykiwałam do słuchawki kręcąc jedną ręką kierownicą, aby skręcić
do posiadłości Blacków. – Jak mogłeś mi to zrobić? Zaprosiłeś Edwarda Cullena? I to prawie
tydzień przed przyjazdem innych gości?
- Bello, uspokój się. Wdech, wydech.- mojego przyjaciela najwidoczniej bawiła zaistniała
sytuacja.- Przecież on cię nie pogryzie.- No, nie byłabym taka pewna, pomyślałam z goryczą.
– Zresztą... to jest mój najlepszy przyjaciel...
- Porozmawiamy jak przyjedziesz- rzuciłam groźnie, przerywając mu niegrzecznie, i
zatrzasnęłam klapkę telefonu.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image



Była godzina 22:30. Ani Edwarda, ani Jacoba jeszcze nie było. Nerwowo chodziłam od jednej
ściany salonu, do drugiej. Niepokoił mnie fakt, że Cullen miał mieszkać z nami przez dwa
tygodnie, to jak na mnie działał, z pewnością nie pomoże mi przetrwać tego cyrku. Słyszałam
kiedyś, że najdziksi z mężczyzn nie są zwierzętami, są czymś gorszym, czymś znacznie
gorszym. A byłam pewna, że gdzieś głęboko w Edwardzie, ukryta jest bestia gotowa się na
mnie rzucić. Na samą myśl o tym zadrżałam. Ze strachu? Pożądania?

Zmęczona postanowiłam położyć się na kanapie. Musiałam przysnąć, bo gdy się
przebudziłam wszystkie światła były przygaszone, a ja kołysałam się w rytm czyichś kroków.
Nagle poczułam ciepłą rękę odgarniająca moje włosy. Teraz już byłam całkowicie
rozbudzona.
- Przepraszam, że cię obudziłem - szepnął tak dobrze mi znany, seksowny baryton
Wyrwałam się z jego silnych ramion, ale gdy stanęłam na własnych nogach straciłam
równowagę. Edward złapał mnie w ostatnim momencie.
- Może jednak zaniosę cię do pokoju?
Do mojego, czy twojego? Moje myśli całkiem bezwiednie podsuwały mi niepokojące wizje
naszej dwójki w dość niedwuznacznych sytuacjach.
- Poradzę sobie - odpowiedziałam dość niechętnie.- Ah. Dziękuję.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Usłyszałam, że po chwili wahania rusza
za mną. Całe moje ciało ogarnęły płomienie. Okazało się, że Edward doniósł mnie całkiem
daleko, bo po paru krokach już byłam przed odpowiednimi drzwiami i już miałam wejść, gdy
usłyszałam za sobą szczęk otwieranego zamka. Odwróciłam się mimowolnie i spojrzałam na
drzwi naprzeciwko, w których stał Edward patrząc się na mnie z gniewem. Zszokowana
szybko zatrzasnęłam drzwi. Jego wahania nastroju były zadziwiające, ale i irytujące. Dopiero
po chwili uświadomiłam sobie, że wszedł on do pokoju naprzeciwko...

Nie. Jacob by mi tego nie zrobił.

PWE:

Dzisiejszej nocy niemal nie zmrużyłem oka. Byłem na siebie tak cholernie zły, że musiałem
gryźć poduszki, żeby nikt nie usłyszał moich krzyków i powarkiwania. Zachciało mi się
udawać pieprzonego świętego i zaniosłem ją do pokoju, trzymałem ją w ramionach, czułem
jej zapach, widziałem unoszenie klatki piersiowej... Ale gdy wszedłem do salonu Blacków i
zobaczyłem jak śpi skulona na tej cholernej kanapie myślałem, że najważniejszą rzeczą jaką
muszę zrobić to zanieść ją do łóżka. Byłem idiotą, że wcześniej ignorowałem niepokojące
sygnały jakie wysyłało mi moje ciało, gdy byłem w jej towarzystwie. A wszystko pogarszał
fakt, że jest to dziewczyna mojego przyjaciela. Czułem się jak ostatni zdrajca.

Nie wiedząc nawet co robię wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę łazienki. Po chwili byłem
już gotowy do zejścia na dół. Największe zwycięstwo nad kobietą to uciec od niej. Cóż, jestem
największym przegranym w historii
- pomyślałem ze złością. Nienawidziłem przegrywać.

Było bardzo wcześnie, więc postanowiłem przed śniadaniem popływać. Skierowałem się w
stronę piwnic, gdzie znajdował się basen. Schodząc po szerokich marmurowych schodach
usłyszałam głośnie pluskanie wody, co świadczyło, że nie będę pływał sam. Mój siódmy
zmysł podpowiadał mi, że to nie będzie Jacob. Miałem całkowitą rację, bo po chwili
zobaczyłem Bellę pływającą wzdłuż basenu na plecach z zamkniętymi oczyma. Miała na

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

sobie jedynie kusy niebieski strój kąpielowy. Bezwiednie wstrzymałem oddech. Byłem jak w
transie...Wzdrygnąłem się, gdy usłyszałem dźwięk komórki leżącej przy rzeczach Belli, która
podpłynęła do nich szybko.
- Halo? Cześć Tylor! Nie wiem... Mam teraz tyle na głowie... Tak. To nie zależy ode mnie.
Będę udawała, że kocham Jacoba. Nie mów tak. I nie dzwoń do mnie, bo nabiorą podejrzeń.
Pa.- Ze śmiechem zakończyła rozmowę.

Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Więc tak to wygląda? Ona wykorzystuje nic
nieświadomego Jacoba! Jest taka, za jaką brałem ją od samego początku. Ale to jej się nie
uda. W pierwszej chwili myślałem nad tym, żeby pójść do Jacoba i powiedzieć mu o
wszystkim, ale istniała możliwość, że mi nie uwierzy. Nagle w mojej głowie pojawił się
interesujący pomysł.

Poczekałem chwilę, aby nie zorientowała się, że słyszałem jej rozmowę i skierowałem się w
stronę basenu ściągając swoje rzeczy. Gdy wchodziłem do Basenu Bella w końcu mnie
zauważyła rumieniąc się przy tym słodko. Tak, to będzie niezwykle przyjemne, powolne
demaskowanie Belli.
































Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 3


PWB:

Wydawało mi się, że zemdleję widząc Edwarda wchodzącego do basenu. Ubrany był
wyłącznie w czarne kąpielówki, co jedynie potęgowało moje ogłupienie.
- Eedward?- Czy mój głos naprawdę zadrżał? – Co ty tu robisz?
- Zamierzałem popływać, lecz jeżeli w jakikolwiek sposób ci to przeszkadza, to przyjdę
później – odparł z jadowitym uśmieszkiem. Dobrze wiedział, że nie mam innego wyboru i
muszę zaaprobować jego wybór.
- Skąd, nie przeszkadza mi to. Zresztą... I tak już miałam wychodzić - odparłam słabo, bo
Edward zaczął niebezpiecznie się do mnie przysuwać. Każdy jego krok do przodu wywoływał
reakcję obronną mojego organizmu i ledwo świadoma stawiałam krok do tyłu. Nagle
poczułam coś twardego za plecami. Odwróciłam się i zauważyłam wyłożoną niebieskimi
płytkami ścianę basenu. Wzięłam głęboki oddech i ponownie spojrzałam na mojego
prześladowcę, jednak szybo przestałam oddychać. Nie zdawałam sobie sprawy, że zdołał
podejść aż tak blisko. Nasze ciała dzieliły dosłownie centymetry. Musiałbym zadrzeć głowę,
aby móc spojrzeć mu w oczy, jednak uznałam, że nie jest to mądre posunięcie i uparcie
wpatrywałam się w jego klatkę piersiową. Jezu, jakie on miał mięśnie, jakie ciało-
pomyślałam bezwiednie. Może lepiej było patrzyć mu w oczy?
- Muszę wyjść... Jacob....- próbowałam wytłumaczyć.
- Nie zatrzymuję cię – odparł lekko. To była prawda, bo chociaż stał niewyobrażalnie blisko,
to nadal mogłam wykonywać swobodne ruchy.

Ruszyłam w stronę drabinki, która gwarantowała mi wolność i jasność umysłu. Już miałam na
nią wejść, gdy usłyszałam głos za moimi plecami.
- Pomogę ci.
Nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować on stał już na zewnątrz basenu i wyciągał
do mnie dłoń. Zawsze byłam bardzo naiwną osobą, podatną na wpływy innych. Jednak nigdy
nie przeszkadzało mi to tak bardzo jak w tej chwili. Powinnam powiedzieć, że dam sobie
radę. Zamiast tego podałam mu dłoń, a on bez żadnego trudu wyciągnął mnie z wody i
przycisnął moje biodra do swoich.

Nic nie mogłam zrobić. Patrzyłam jak jego głowa się pochyla, usta się przybliżają, a kiedy
zacisnął swoje silne ręce na moich plecach nie byłam w stanie nic zrobić. Od momentu, gdy
go poznałam wszystkie zdarzenia prowadziły do tego pocałunku. Od pierwszego spojrzenia
na niego w gabinecie Blacków nic nie miało znaczenia, prócz pragnienia, żeby poczuć jego
usta na moich.
- Bella? Edward?- wołanie Jacoba przywróciło mi świadomość. Próbowałam wyswobodzić
się z uścisku Edwarda, jednak ten uparcie trzymał mnie w ramionach i nie zamierzał puścić.
Po chwili zza zakrętu pojawił się mój przyjaciel, a w tym samym momencie Cullen nieco
rozluźnił uścisk, więc miałam szansę się wyswobodzić. Jacob wreszcie nas zauważył, minę
miał lekko zdziwioną.
- Tu jesteście – zawołał do nas starając się ukryć swoje zaskoczenie. – Szukałem was cały
poranek. Macie zamiar pływać?
- Nie. Ja już skończyłam, ale Edward dopiero przyszedł – odparłam chytrze.
- Dobrze, więc może wyrazisz opinię na temat mojego nowego obrazu. Dzisiaj w nocy go
skończyłem.
- Chętnie! – wypaliłam może z zbyt wielkim entuzjazmem.
- Więc chodźmy.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image


Edward przyglądał się całej tej scenie z przymrużonymi oczyma, gdy Jacob biorąc mnie pod
rękę wyprowadzał z pomieszczenia wydawało mi się, że zgrzytał zębami.


Jacob nie odzywał się przez całą drogę do swojej pracowni. Z jego miny nie potrafiłam
wyczytać niczego sensownego. Gdy znaleźliśmy się już w miejscu czarów, gdzie mój
przyjaciel stwarzał swoje największe dzieła, usiadłam na krześle bujanym postawionym na
środku sali.
- No. Pokaż mi ten obraz.

Black pokiwał jedynie głową, nie wiedząc, czy ma się śmiać, czy raczej złościć
- Wróciłem wczoraj późno w nocy. Chyba nie sądzisz, że byłbym w stanie cokolwiek
stworzyć?- O tym nie pomyślałam.
- Słucham. Dlaczego mnie tutaj zaciągnąłeś?
- Chciałem z tobą porozmawiać bez świadków. Rozumiem, że Edward jest bardzo
atrakcyjnym młodym mężczyzną, ale czy mogłabyś poczekać te dwa tygodnie i mnie nie
wydać? – zapytał z uśmiechem. Uff... nie był zły.
- Nie rozumiem...- zaczęłam.
- Bello, znam cię już jakiś czas- przerwał mi brutalnie.- Jesteś osobą, która nie angażuje się w
niezobowiązujące związki. A Edward, słonko, nie będzie odpowiednim facetem dla ciebie.
- Nadal nie za bardzo rozumiem do czego zmierzasz. Nie mam żadnych planów z nim
związanych.
- Dobrze, dobrze.- Podniósł obie ręce w geście poddania.- Chciałem cię tylko ostrzec.

Zapadła chwila milczenia.
- Dziękuję. Naprawdę to doceniam. I mam parę pytań. Czym się właściwie zajmuje Edward?-
W odpowiedzi uśmiechnął się do mnie.- To nie tak jak myślisz... Po prostu jestem ciekawa...
- Nie atakuję cię. Twoja ciekawość jest zrozumiała. Jego ojciec jest bardzo znanym
chirurgiem, a matka spadkobierczynią wręcz bajecznej fortuny. On studiuje zarządzanie.
Pochodzi z bardzo bogatej rodziny z tradycjami. Dlatego chciałem cię ostrzec, gdy byłem w
Berlinie...
- Właśnie! Jak było w Berlinie?- zapytałam, chcąc szybko zmienić niewygodny dla mnie
temat. Po co w ogóle go zaczynałam? Jacob chyba zrozumiał o co mi chodzi, ale nie zgłosił
sprzeciwu.
- Poznałem bardzo interesującą osobę. Zaprosiłem ją do nas na tydzień z moimi znajomymi,
ale nie wiem, czy zgodzi się przyjechać.
- Opowiedz mi coś więcej.


PWE:

O dziewiątej wieczorem uznałem, że koniec pracy na dzisiaj. Zarezasnąłem laptopa nie
fatygując się nawet odpowiednim zamknięciem systemu. Moja praca z pewnością nie była
zbyt owocna, jednak nie mogłem przestać myśleć o zaistniałej sytuacji. O Belli.

Pamiętałem jak się czułem widząc ją prawie nagą pływającą w basenie. Wyglądała całkowicie
inaczej, taka swobodna i rozluźniona. Ale Belli zależało tylko na jednym. Potrzebowała
pieniędzy bardziej niż powietrza, no i złapała frajera, który jej je oferował. Tylko dlaczego to
musiał być mój najlepszy przyjaciel? Tam, w basenie, musiałem puścić Bellę, bo musiałoby

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

to wyglądać co najmniej podejrzanie - kumpel trzymający twoją dziewczynę, która mu się
wyrywa.

Niechętnie zszedłem do salonu, gdzie natknąłem się na Jacoba z Bellą. Rozmawiali oni
ściszonymi głosami. Tylko tego mi brakuje. Oglądać ich w intymnych sytuacjach. Moja
psychika prawdopodobnie by tego nie wytrzymała. Jacob szybko zauważył moją obecność.
- Właśnie miałem po ciebie iść - zawołał z entuzjazmem.- Wiem, że jest już godzina
dziewiąta, ale dzisiaj odbywa się koncert charytatywny w Nort Town. Będzie bardzo dużo
naszych znajomych, więc postanowiłem wprowadzić Bellę do towarzystwa. Jedziesz z nami?

Koncert charytatywny w Nort Town? Bardzo ważna impreza, na którą przyjeżdżają bardzo
bogaci ludzie. Nie pozwolę, żeby Bella znalazła się tam sama z Jacobem.
- Jeżeli nie będę wam przeszkadzał.
- Nigdy nie będziesz nam przeszkadzał. Zdążysz przygotować się...- Spojrzał na zegarek.- ...
na dziesiątą?
- Oczywiście, ale myślę, że powinieneś dać więcej czasu na przygotowania dla Belli. –
Zdawałem sobie sprawę ile kobiety potrzebują na wyszykowanie się do takich wyjść.
- Mi ten czas w zupełności wystarczy - odpowiedziała. Zauważyłem, że cały czas ucieka
przede mną wzrokiem.
- W takim razie widzimy się o dziesiątej.- Z tymi słowami odwróciłem się i poszedłem do
swojego pokoju wziąć szybki prysznic.



Zszedłem na dół pięć minut przed godziną dziesiątą. Na dole zastałem już gotowego Jacoba.
Stanęliśmy przy schodach, gdzie postanowiliśmy poczekać na Bellę, która mimo zapewnień
się spóźniała . Odwróciłem się plecami do schodów i zacząłem luźną rozmowę z Blackiem.
Nagle usłyszałem szelest, odwróciłem się i zamarłem.

Bella powoli schodziła po schodach, lekko dotykając dłonią poręczy, ubrana w czerwoną,
zachwycającą suknię* z lejącego się materiału, która pięknie uwydatniała jej kształty. Długie
brązowe włosy zostały rozpuszczone. Widywałem już co prawda piękne kobiety w
olśniewających strojach, ale Bella w tym momencie wydawała się wyjątkowa, inna od
wszystkich.

Nie wiedząc, co w ogóle robię podszedłem do schodów, wyciągnąłem rękę, by pomóc jej
zejść z ostatnich stopni. Chciałem wziąć ją w ramiona i wrócić do jej pokoju, jednak w
ostatniej chwili się zreflektowałem i podałem jej dłoń Jacobowi.
- Wyglądasz ślicznie – powiedział, a ja zacisnąłem dłonie tak mocno, że prawie połamałem
sobie palce.
- Jacob ma rację, olśniewająco. – Nie mogłem odwrócić wzroku od jej twarzy, która właśnie
oblała się najcudowniejszym rumieńcem jaki kiedykolwiek widziałem.

Niemal zapomniałem dlaczego miałem zamiar wybrać się z nimi na ten cholerny bal.

*

http://www.pauldrobertson.com/PAINTINGS/thumbnails/if%20love%20is%20a%20red%20d
ress%20%20sm_jpg.jpg

-à resztę możecie sobie wyobrazić


Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 4


PWB:

Do Nort Town Edward pojechał osobnym samochodem. Mieliśmy się spotkać przed
wejściem, aby móc razem wejść do środka.
Zajeżdżając pod hotel z wielkim świetlistym napisem „Dia hotel” zauważyłam paru ludzi
chodzących z aparatami w dłoni wzdłuż budynku.
- Paparazzi - powiedział Jacob podążając za moim wzrokiem.
- Ja chyba nie dam rady... Nie czuję się na siłach, żeby tam pójść - odpowiedziałam słabo.
- Nie żartuj! Jesteś śliczną dziewczyną, a dziś wyglądasz wręcz niebiańsko.

Był moim przyjacielem, więc musiał to powiedzieć. Mimo tego czułam się fatalnie. Suknia,
którą miałam na sobie jest bardzo odważna, a jej kolor rzuca się w oczy. Sama bym nigdy nie
kupiła czegoś podobnego, jednak jeszcze nie przyszły ubrania zamówione przez Jacoba, a on
był w posiadaniu tej jedynej sukni, w której pozowała dla niego modelka do jednego z jego
najlepszych obrazów.
Zatrzymaliśmy się przed głównym wejściem, poczekałam, aż Jack otworzy mi drzwiczki
samochodu, po czym ruszyliśmy w stronę wielkich szklanych drzwi zza których dobiegały
głośnie takty muzyki. W holu czekał na nas Edward, który wyglądał jak model z reklamy
drogich garniturów. Jego poza świadczyła, że czeka już na nas bardzo długo, a także że jest
znudzony.
- Nawet nie chcę wiedzieć z jaką prędkością musiałeś jechać - powiedział ze śmiechem Jacob.
Edward na te słowa jedynie uśmiechnął się lekko wciąż na mnie zerkając.

Nagle za Edwardem pojawiła się długonoga blondynka w krótkiej niebieskiej sukience.
Położyła mu ręce na oczach i wyszeptała seksownym głosem.
- Edward! Zgadnij...- wypowiadając te słowa zaśmiała się cichutko.
Oh! Nie wiem jak zdołałam się opanować i nie rzucić na tą wylansowaną blondynkę.
- Tanya - wymruczał Edward. Serce zabiło mi mocniej widząc jego niechęć.
- Dlaczego przyjechałeś tak późno? Ja już niestety muszę wychodzić.- Wydęła smutnie usta.
- To nie zależało ode mnie.- Edward skinął w naszym kierunku. Tanya szybko się
zreflektowała.
- Witajcie. Przykro mi, że nie będę mogła spędzić z wami więcej czasu.- Ton jej głosu
doskonale sugerował, że żałuje straty możliwości wskoczenia Cullenowi do łóżka.- Musisz do
mnie jutro zadzwonić. Pa.- Odwróciła się i seksownym krokiem modelki ruszyła w stronę
wyjścia.

Nie komentując całego zajścia towarzyszący mi mężczyźni ruszyli w stronę sali, w której na
parkiecie wirowało kilkadziesiąt osób. Wszystko w tym pomieszczeniu urządzone było w
przepychu - od wielkich białych ścian ze złotymi zdobieniami, po ogromny kryształowy
żyrandol wiszący nad głowami tańczących. Jacob szarmancko wyciągnął swoją dłoń w moim
kierunku i z nonszalancją zapytał.
- Panno Swan? Czy mogę prosić o ten taniec?- W tym samym momencie roześmialiśmy się
wesoło. Nie potrafiłam w jego towarzystwie być zbyt długo poważna.
- Jacob.... Wiesz, że ja nie...- Nie zdążyłam dokończyć, że ja nie tańczę, bo w tym momencie
pociągnął mnie w głąb wirujących par. Zdążyłam jedynie zauważyć ściągniętą gniewem
twarz Edwarda.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Wredny Black wymęczył mnie nieprzyzwoicie. Ledwo już mogłam stać na tych wysokich
czarnych szpilkach, gdy poprowadził mnie na niewielką kanapę, skąd mogliśmy obserwować
innych uczestników balu. W odległej części parkietu zauważyłam Edwarda tańczącego z
jakąś kobietą. Miło było na niego patrzeć. Czarujący, inteligentny, oszałamiająco przystojny
w ciemnym garniturze.
- Kto tańczy z Cullenem?- zapytałam Jacoba.
- Najwyraźniej jego dzisiejsza zdobycz. Nie znam jej - odpowiedział lekko, jakby takie
zachowanie ze strony tego półboga było na porządku dziennym.

Dziewczyna, z którą tańczył miała długie rude włosy, wyglądała na pewną siebie, a i zapewne
miała powody, żeby się taką czuć. Jej suknia wyglądała na bardzo drogą, a do tego była
śliczna. Poczułam silne ukucie w dolnej części żołądka. Nie! Byłam zazdrosna!
Nagle uświadomiłam sobie, że Jack coś do mnie powiedział.
- Przepraszam, co mówiłeś?
W tym momencie podszedł do nas Edward. Jego towarzyszka jakby rozpłynęła się w
powietrzu.
- Strasznie źle się czuję - powiedział Jacob. Rzeczywiście wyglądał bardzo blado.
- Jack. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że boisz się spotkania z Jenn?- zapytał się Edward
wpatrując się w drobną szatynkę, która zmierzała właśnie w naszą stronę.
- Jacob. Jak miło cię spotkać - powiedziała, gdy już do nas podeszła. – Więc w końcu
znalazłeś odpowiednią kobietę? – zapytała niegrzecznie patrząc z nienawiścią w moją stronę.

Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Skąd ta wrogość w stosunku do mnie?
- Tak, znalazłem. Poznaj Bellę.
Po chłodnych wymianach uprzejmości Jenn przeszła na drugą stronę sali. Po jednym starciu
miałam już dość. Jak wytrzymam kolejne dni?
- Musicie mi wybaczyć, ale ja już zakończę dzisiejszy wieczór.- Spojrzał na mnie
przepraszająco.- Kochanie, ty zostań i baw się dalej. Nie będę ci psuł zabawy.
Jakiej zabawy? Towarzystwo Edwarda było niebezpieczne, a nie zabawne.
- Pojadę z tobą - oznajmiłam z mocą.
- Nie martw się o nią. Dopilnuję, żeby bezpiecznie wróciła do domu - uśmiechnął się Edward.
- Więc postanowione – powiedział szybko Jacob.


PWE:

Tak, jestem idiotą. Ostatnimi czasy bardzo często sobie to powtarzam. Próbuję się oszukiwać,
że wszystkie z chwil, jakie mogę spędzić z Bellą wykorzystuję do pomocy mojemu
przyjacielowi, a tak naprawdę pragnę jedynie z nią przebywać. W mojej głowie zaczęły
tworzyć się chore myśli. Przecież ja też mam pieniądze, może nawet więcej, niż Jacob.

Nie! Nie mógłbym zrobić tego Jacobowi, poza tym życie ze świadomością, że Bella udaje
miłość do mnie byłoby... okrutne.
W tym momencie podszedł do nas Mike Newton. Bogaty synuś burmistrza miasta.
- Jak to możliwe, że nigdy ciebie tutaj nie widziałem, o bogini!- zwrócił się do Belli, na mnie
nie zwracając nawet uwagi. Jezu, jego kiczowate teksty zwykle mnie bawiły, jednak w tym
momencie mało brakowało, a bym go udusił przy setce ludzi.
- Jestem tu pierwszy raz - odpowiedziała prosto Bella.
- Przyjechałaś tu z Edwardem Cullenem?- spojrzał na mnie chłodno. Już miałem podnieść
rękę, która była zaciśnięta w pięść.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Właściwie to z Jacobem Blackiem, ale musiał pojechać do domu.
- Czyli spotkamy się u niego w sobotę? Bardzo mnie to cieszy.
Kurwa nie wątpiłem, że go to cholernie cieszy. Wystarczyło popatrzyć w jego obleśne oczy,
jego wzrok wciąż wędrował po ciele Belli.
- Tak, to bardzo miłe...
- Zatańczymy?- zapytałem oschle. Leciała właśnie wolna, romantyczna piosenka.
- Tak - powiedziała kręcąc przy tym twierdząco głowa, jakby chciała zaakcentować swoją
decyzję.
- Na razie Newton.- rzuciłem do Mika z szyderczym uśmiechem.

Chwyciłem ją za rękę i poprowadziłem w sam środek tańczących. Złapałem jej drugą dłoń i
położyłem na swoim obojczyku. Nie wiem ile piosenek przetańczyliśmy, czas przestał mieć
dla mnie znaczenie.


PWB:

Tańczyliśmy chyba całą wieczność, a przynajmniej tak mi się zdawało.
- Nie jesteś zmęczona?- zapytał w pewnym momencie Edward. W jego głosie wyczułam...
Zdenerwowanie? A może nutkę poddania? Sama nie wiem.
- Nie, nie jestem - odpowiedziałam szybko. Uśmiechnął się szelmowsko.
- Przecież widzę, że ledwo trzymasz się na nogach.
- Może masz rację. Wracajmy do domu.- Moją niechęć do tego pomysłu nietrudno było
wyczuć. Edward wyprowadził mnie z zatłoczonej sali ciągle trzymając za rękę. Machnął na
pracownika hotelu i poprosił o przyprowadzenie samochodu. Widząc, że nie mam żadnego
płaszcza zdjął swoją marynarkę i szczelnie mnie nią otulił.
- Dziękuję - wymruczałam. Na szczęście nie musiałam nic dodawać, bo w tym momencie
podjechał samochód Edwarda. Przytrzymał mi grzecznie drzwiczki, po czym szybkim
krokiem obszedł samochód i usiadł za kierownicą.

Gdy zapalał silnik spojrzał na mnie z miną, którą trudno było mi rozszyfrować. Co za trudny
człowiek
- pomyślałam.
Edward włączył ogrzewanie i muzykę. Z głośników wydobywała się właśnie usypiająca
piosenka Coldplay- Speed of Sound*. Przejechaliśmy parę kilometrów w milczeniu.
- Kochasz Jacoba? - zapytał nagle Edward.
Co ja miałam mu odpowiedzieć? Owszem kochałam go, jednak nie tak, jak on myśli.
Przyrzeczenie to przyrzeczenie. Muszę je dotrzymać.
- Myślę, że tak.
Gdy nic nie odpowiadał postanowiłam dodać, aby go uspokoić.
- Słuchaj, nie musisz martwić się o niego. Nie skrzywdzę go.
Mina Edwarda świadczyła o tym , że myśli zupełnie inaczej. Przez resztę drogi nie padło
więcej żadne słowo. Mimo tego czułam jego elektryzującą obecność, w której całkowicie się
zatraciłam.
Wjeżdżając na parking przed dworem Jacoba Edward pierwszy przerwał milczenie.
- Spodziewaliście się kogoś?
- Nie. Dlaczego pytasz?
- Przed drzwiami stoi jakiś samochód, który na pewno nie należy do Blacków.
- Nie mam pojęcia kto to może być. Może któryś ze znajomych Jacoba postanowił przyjechać
szybciej?

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Po chwili milczenia odpowiedział z pewnością.- Nie. Wszyscy znają zasady. Nikt nie może
zjawić się przed sobotą.
- Ty tu jesteś od wtorku- odparłam. Spojrzał na mnie z pasją.
- Powiedzmy, że ja jako jedyny mam specjalne przywileje.- Może byłam przewrażliwiona, ale
coś w tonie jego głosu mówiło mi, że jego wypowiedź miała podwójne dno.

Jeszcze raz się na mnie spojrzał, odpiął mój pas i wyszedł z samochodu. Ruszył w stronę
moich drzwi, aby mi je otworzyć, ale byłam szybsza i już wysiadałam z auta.

Westchnął jedynie nad moim zachowaniem i luźno powiedział – Chodźmy.
Wziął mnie pod rękę i poprowadził w stronę frontowych drzwi domu Blacków.

Gdybyśmy wiedzieli co nas tam spotka, to z pewnością byśmy woleli siedzieć na tym
cholernym, balu choćby tydzień.



































Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image


Chapter 5


PWE:

Trzymaliśmy się za ręce wchodząc do domu Blacków. Mój rozum podpowiadał mi, że przy
tej dziewczynie powinienem być ostrożny, ale serce... Ale ze mnie żałosny pajac! Jeszcze
nigdy nie rozczulałem się tak z powodu kobiety. Gdy wchodziliśmy po schodach wpadł mi do
głowy pomysł. W tym samym momencie Bella potknęła się na ostatnich schodku. Szczęście!
Nie mogłem tego inaczej nazwać. Instynktownie chwyciłem ją w pasie, aby nie upadła.
Przestraszona podniosła wzrok i zatopiliśmy się w swoim spojrzeniu. Powoli zacząłem
przesuwać się z nią w stronę ściany, gdy już do niej dotarliśmy oderwałem ręce od jej talii i
oparłem o ścianę na wysokości jej twarzy.


PWB:

Stałam przygwożdżona do ściany, a Edward hipnotyzował mnie swoim zniewalającym
spojrzeniem. Rozpływałam się, nogi się pode mną ugięły.
- Co ty robisz?- Zdołałam wykrztusić.
- A jak myślisz?- Jego słowa otuliły mnie jedwabiście. Zaschło mi w gardle.
- Bawisz się mną.
- Nie.
Wyprostowałam się nieco i już bardziej pewnie powiedziałam – Edward, przestań. To jest
śmieszne. Jesteś przyjacielem mojego chłopaka, a ja...
-.... zaraz będę pocałowana - mruknął. Poczułam jak cały korytarz zawirował.- I tak już za
długo czekałem.
Patrzyłam jak jego twarz przybliża się do mojej. Nic nie mogłam, ale i nie chciałam zrobić.
Zamknęłam oczy, gdy wargi Edwarda dotknęły moich, przez chwilę pieścił mnie miękkością
swoich ust. Jęknęłam, gdy jego język wsunął się między moje wargi. Chwyciłam go rękoma
za szyję przyciągając do siebie. Czułam, jak moje ciało przeszywa dreszcz, przyciągnęłam go
jeszcze bliżej. Wiedziałam, że jestem stracona i nic nie jest w stanie mi pomóc.

Gdy zaczynało brakować mi tchu, Edward odsunął się ode mnie i spojrzał z pogardą.
Pociemniało mi przed oczyma.
- Teraz powiedz, że kochasz Jacoba.
- Ja... ja... To nie tak jak myślisz...ja go kocham!- Byłam pewna, że jego spojrzenie mogło
zabijać. Z pewnością bardzo powoli mordowało moje nieszczęsne serce.
- Tak, kochasz, ale jego pieniądze. Możesz oszczędzić sobie dalszych wyjaśnień. Musiałem
mieć dowód i go mam. Korytarze i główne sale w tym domu w nocy są monitorowane. Jacob
dowie się jaką wierną ma ukochaną.

Ruszyłam w stronę pokoju Jacoba. On mi z pewnością pomoże, wyjaśni Edwardowi, że nie
jesteśmy prawdziwą parą. Ale czy wtedy będę mogła chociażby spojrzeć na Cullena? Zabawił
się mną, oszukał, a także zaszydził. Czułam jakby moje serce od wewnątrz coś rozdzierało,
tym czymś był Edward Cullen.

Stanęłam przed drzwiami do sypialni Jacoba, czując, że za mną stoi Edward. Bez pukania
szarpnęłam za klamkę. To co ukazało się moim oczom w pierwszym momencie mnie

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

zszokowało, ale byłam w pewnym stopniu na to przygotowana, jednak pisku zdziwienia nie
byłam w stanie powstrzymać. Jednym szybkim ruchem zatrzasnęłam drzwi przez nosem
Cullena.
- Co się stało?
- Nic - odparłam piskliwym głosem.
- Bello, zejdź mi z drogi - rozkazał. Nie mogłam nic zrobić. Z łatwością odsunął mnie na bok
i otworzył drzwi. Jego reakcja była podobna do mojej.

PWE:

Stałem jak słup soli. To co zobaczyłem już chyba na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Nagi Jacob leżał na łóżku obok innego mężczyzny. Oboje byli pogrążeni w głębokim śnie.
Odwróciłem się na pięcie, aby móc spojrzeć na Bellę. Jeżeli Jacob spał z mężczyzną, to
oznaczało, że...

Zauważyłem sylwetkę Belli znikającą za zakrętem. Biegiem ruszyłem w jej kierunku. Gdy już
byłem przy niej złapałem ją za ramiona i lekko potrząsnąłem.
- Co to ma znaczyć?- Gdy po dłuższej chwili nie odpowiadała dodałem.- Bello, to dla mnie
bardzo ważne!
- To co widziałeś. Jacob jest gejem, a ja mu pomagałam, by świat się o tym nie dowiedział. -
Opuściłem bezradnie swoje ramiona i pokręciłem przecząco głową.- Nie, to nie możliwe. Jack
miał dziewczyny, sypiał z nimi!
- To nic nie znaczy. Odkrył swój... pociąg do mężczyzn stosunkowo niedawno. Jesteś jego
najlepszym przyjacielem, powinieneś to zauważyć.- Musiałem jej przyznać, że miała rację.-
Czy widziałeś kiedyś, jak cię całujemy? Albo sugestywnie dotykamy?
- Oh, Bello! Byłem takim idiotą. Słyszałem jak rozmawiałaś z jakimś chłopakiem, że będziesz
udawała dziewczynę Jacoba...
- Więc wysunąłeś wniosek, że jestem z nim dla pieniędzy. Nie mierz ludzi swoją miarą.-
Mówiąc to weszła do swojego pokoju.
- Hej! Wy też nie jesteście święci! Cały czas mnie okłamywaliście, więc teraz nie zgrywaj
wielkiej zdradzonej! Ty kłamałaś dla przyjaciela, ja chciałem go ochronić!- krzyczałem ile sił
w płucach. Byłem pewny, że Bella to usłyszała. Obróciłem się na pięcie i jak burza wpadłem
do swojej sypialni.

PWB:

Cały czas mnie okłamywaliście, więc teraz nie zgrywaj wielkiej zdradzonej! Ty kłamałaś dla
przyjaciela, ja chciałem go ochronić!


Słowa te wryły mi się głęboko zarówno w pamięć, jak i w serce. Stojąc pod prysznicem
oddałam się smutnym rozmyślaniom, jednak w żaden sposób ciepłe strumienie wody
spływające po moim ciele nie działały na mnie relaksująco. Edward miał rację - ja również go
okłamałam, a teraz zachciało mi się udawać obrażoną księżniczkę. Nie chciałam tego
przyznać nawet przed samą sobą, ale jego przypuszczenia głęboko mnie zraniły, jednak... On
nie był fair, ja również.

Wychodząc spod prysznica wytarłam się niedbale ręcznikiem, zarzuciłam na siebie jedwabną
koszulkę nocną, która sięgała połowy ud i wybiegłam na korytarz, nie fatygując się nawet
zamknięciem drzwi. Stanęłam przed pokojem Edwarda, wzięłam głęboki wdech i zapukałam
leciutko.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image


Po paru sekundach w drzwiach stanął Edward. Najwyraźniej nie spał, bo wciąż miał na sobie
spodnie od garnituru i śnieżnobiałą koszulę. Jego spojrzenie wyrażało głębokie zdumienie.
- Wiem, że nie zachowaliśmy się odpowiednio - zaczęłam.- Jacob jest twoim najlepszym
przyjacielem, więc powinien opowiedzieć ci o tej maskaradzie. Chciałam, żebyś wiedział, że
decyzja nie należała ode mnie. Myślałam też o sytuacji, w której ty się znalazłeś. Chciałeś
ochronić Jacoba przed nieszczęściem...

Edward przestał najwyraźniej mnie słuchać, bo zaczął przesuwać swoim wzrokiem wzdłuż
mojego ciała. Szybo podążyłam za jego spojrzeniem i aż pisnęłam z zażenowania. Jedwabna
koszulka, którą założyłam przykleiła się do moich mokrych ud, brzucha i piersi.
Szybo pobiegłam do mojego pokoju zerwałam narzutę z łóżka i okręciłam się nim. Edward
stanął w progu i spojrzał na mnie rozbawiony.
- Nie dokończyłaś.

O dziwo dopiero teraz poczułam na moich policzkach wykwitający rumieniec.
- Tak... Mam pewną propozycję.- Jego mina doskonale świadczyła o jakiego rodzaju
propozycji marzy.- Zaczniemy naszą znajomość od nowa?
- Od nowa?
- Zapomnijmy o wszystkich uprzedzeniach i zacznijmy tą znajomość od nowa.- Jego usta
powoli wykrzywiały się w łobuziarskim uśmiechu.
- Jestem jak najbardziej za.

Podszedł do mnie z wyciągniętą ręką. Odruchowo podałam mu prawą dłoń w celu
przypieczętowania naszej umowy. Za późno zdałam sobie sprawę, że tą właśnie ręką
trzymałam narzutę, która w tym momencie spadła na podłogę.
- To okrycie nie jest ci potrzebne. Bez niego wyglądasz o wiele lepiej.- Z tymi sowami
wyszedł z mojego małego azylu zatrzaskując za sobą drzwi.
Przez pewien czas stałam oniemiała z narzutą wijącą się między moimi stopami.




















Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 6


PWB:

Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie, jednak ociągałam się z zejściem na
śniadanie. Przerażała mnie myśl spotkania z Jacobem, jednak musiałam mu opowiedzieć o
wczorajszym zajściu. Miałam nadzieję, że krzyki Edwarda były bardzo głośne i doszły do
pokoju mojego przyjaciela - przynajmniej element zaskoczenia miałabym z głowy. Z
westchnieniem wygramoliłam się z łóżka i zaczęłam rozglądać się za czymś do ubrania. Moja
podświadomość od pewnego czasu zaczęła działać na dziwnych zasadach - wybierałam
rzeczy, które mogłyby się spodobać Edwardowi. Zazwyczaj moja poranna toaleta ograniczała
się do wymycia zębów i twarzy, dzisiaj przesiedziałam w łazience 45 minut.

Wychodząc z pokoju jeszcze raz spojrzałam w lustro. Spojrzała na mnie długowłosa
dziewczyna o iskrzących się oczach i rumieńcach na twarzy. Efekt zauroczenia.

Na korytarzu, oparty o ścianę, stał Edward. Gdy na mnie spojrzał uśmiechnął się sugestywnie,
a mi stanęły przed oczyma obrazy wczorajszej nocy. Poczułam palące rumieńce na twarzy.
- Dzień dobry - przywitał się grzecznie.
- Dzień dobry - wymamrotałam. Chociaż pragnęłam być blisko tego mężczyzny, wciąż
czułam pewne zdenerwowanie i zażenowanie, gdy przebywałam w jego towarzystwie.-
Rozmawiałeś z Jacobem?
- Nie. Chyba wolę, żebyś to ty pierwsza z nim porozmawiała. Nie wiem nawet, czy jest on
świadomy, że poznałem jego tajemnicę.- Uśmiechnął się krzywo.
- Czy przeszkadza ci to, że Jack jest gejem?
- To nie o to chodzi. Fakt, że jest on homoseksualistą nie wpłynie na nasza przyjaźń, ale
Bello... Jesteśmy mężczyznami i trudno nam rozmawiać między sobą o takich rzeczach.
- Rozumiem - odparłam kiwając głową.
- Pójdę do swojego pokoju. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.- Wypowiadając te słowa
chwycił mnie za rękę, podniósł do ust, po czym ją lekko pocałował. Jego wargi długo nie
odrywały się od mojej dłoni, a jego spojrzenie cały czas było utkwione w moich oczach.
Poczułam, że miękną mi kolana.- Do zobaczenia.
Nie byłam nawet zdolna wypowiedzieć najprostszego pożegnania, jedynie patrzyłam jak
wchodzi do swojego pokoju.

Gdy schodziłam po schodach zauważyłam Jacoba, który stał przed frontowymi drzwiami i
wyglądał przez szklaną szybkę w nich wbudowaną. Słysząc odgłos stukania butów o
marmurowe stopnie odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął blado.
- Jack...- zaczęłam.
- Proszę, oszczędź mi zbędnych uprzejmości. Myślę, że krzyki Edwarda można było usłyszeć
w obrębie 3 kilometrów - powiedział smętnie.- Nie był zadowolony.
- Nie, to nie tak. To był dla niego duży szok, ale już się z niego otrząsnął.- Podeszłam do
mojego przyjaciela i przytuliłam go mocno w pasie.- Dla Edwarda jesteś bardzo bliski, więc
mało co może stanąć na przeszkodzie waszego braterstwa. Pogodził się z tym.
Jacob jedynie uśmiechnął się blado.
- Idź z nim porozmawiaj.

**

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Spojrzałam na zegarek. Rozmawiali już przeszło trzy godziny. Zaczęłam nerwowo chodzić po
salonie. Co oni robią tak długo. Nagle przyszła mi do głowy niepokojąca myśl. Nie... Edward
jest stuprocentowym hetero.

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk odpalanego silnika. Szybko wpadłam do przedpokoju,
gdzie stał Edward z niedowierzaniem kręcąc głową. Musiał zauważyć moją zaskoczoną minę,
bo pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Powiedziałem mu, że powinien jak najszybciej za nim pojechać. Nie wiedziałem, że
potraktuje moje słowa tak dosłownie.- Zaczął się śmiać.
- Gdzie on pojechał?
- Na lotnisko, a jeżeli nie zdąży, to do Berlina.
Z wrażenia przełknęłam głośno ślinę.
- I zostawił nas tu samych?
Mina Edwarda świadczyła, że dopiero teraz pomyślał o tym, że najprawdopodobniej przez 3
dni będziemy w tym wielkim, starym domu wyłącznie sami. Nagle w jego oczach pojawiły
się iskierki.
- Zupełnie samych - powiedział niezwykle seksownym głosem. W co on grał?
Drgnęłam lekko słysząc dzwonek telefonu, który przerwał tą magiczną chwilę. Przez moment
wydawało mi się, że zamierza wyrzucić to cholerstwo przez okno, jednak z westchnieniem
otworzył klapkę telefonu.
- Jacob? Świetnie stary - powiedział z sarkazmem.- No to leć, Romeo.- Tymi słowami
zakończył rozmowę.
- O co chodzi?
- Jacob leci do Niemiec, nie zdążył.- Na tą myśl serce zabiło mi mocniej.- Ale nie zostaniemy
sami. Dzisiaj ma przyjechać moja siostra Alice z mężem Jasperem, no i Tanya... Możliwe, że
będą tu siedzieć do soboty.
Tanya? Ta długonoga, blond ślicznotka?
- O której mają przyjechać?
- Wieczorem. Może do tego czasu porobimy coś ciekawego?
- Ciekawego?- zapytałam zaskoczona.
- Albo ekscytującego, mam dość nudy.- Uśmiechnął się niewinnie. Ah tak! Zachciało
zabawiać mu się w podteksty?
- Mam pomysł.- Odparłam trzepiąc rzęsami, czułam się jak idiotka, ale nie mogłam się
powstrzymać od zrobienia mu małego psikusa.- Ale musisz iść ze mną do mojego pokoju.-
Mówiąc to ruszyłam w kierunku schodów.

Musiałam się bardzo kontrolować, żeby nie wybuchnąć śmiechem na widok zdezorientowanej
miny Edwarda. Gdy byłam w połowie schodów odwróciłam się w jego stronę. Stał on nadal z
lekko otwartą buzią i gapił się na mnie, najwyraźniej nie wiedząc, co ma zrobić.
- Idziesz?- zapytałam słodkim głosem. Nie mam pojęcia skąd wzięło się u mnie tyle odwagi.

Wydawało mi się, że w pewnym momencie otrząsnął się z stanu ogłupienia. Spojrzał na mnie
i po chwili wbiegł na schody pokonując po trzy stopnie na raz. Zatrzymał się przede mną,
chwycił mocno za ramiona i przygwoździł do poręczy.
- Nie ze mną takie zabawy, Bello - powiedział patrząc głęboko w moje oczy. Wydawało mi
się, że w jego mogłam zobaczyć płomienie pożądania.- Uważaj, co przy mnie mówisz, bo
mogę wziąć to za zaproszenie.

Puścił mnie i odsunął delikatnie. Byłam na tyle oszołomiona, że nie wiedząc co robię,
pobiegłam do swojego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko i z twarzą

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

przyciśniętą do poduszki zaczęłam krzyczeć. Musiałam odreagować wszystkie emocje, jakie
od paru dni się we mnie kotłowały. Poduszka doskonale tłumiła te odgłosy.

Z pokoju nie wyszłam do późnego wieczora. Wciąż stałam przed oknem i czekałam na
przyjazd gości Jacoba. Może byłam głupia, ale specjalnie przygotowałam się na ich
przybycie. Założyłam sukienkę typu „mała czarna”*, włosy spięłam w luźny kok, a rzęsy
dokładnie wytuszowałam. Może i nie miałam najmniejszych szans wyróżnić się stojąc przy
Tany, ale duma kazała mi się przygotować należycie. Nie czułam się komfortowo. Sukienka
była niewygodna, a do tego bardzo przylegała do mojego ciała, ale ci ludzie tak właśnie się
ubierali, przynajmniej pierwszego dnia. Słyszałam, że później jest im wszystko jedno.

Jutro mają przyjść sukienki zamówione przez mojego przyjaciela. Uważał, że jako jego
dziewczyna muszę reprezentować się „godnie”. Jak na razie musiałam ponownie pożyczyć
kreację, w której pozowała dla niego modelka.

Wpatrując się w okno zauważyłam światła zbliżające się do dworku. Wbiegłam szybko do
salonu i spojrzałam na Edwarda niedbale opartego o kominek. W jednej ręce trzymał szklankę
z koniakiem. Wyglądał tak seksownie, że patrzenie na niego niemal bolało.
- Przyjechali.- Cholera, zadrżał mi głos.
- Ślicznie wyglądasz.- Jego spojrzenie wędrowało wzdłuż linii mojego ciała. Nie wiedziałam,
co mam powiedzieć, więc odparłam prosto:
- Dziękuję.
- Jesteś na mnie zła?- zapytał zmartwiony.
- Oczywiście, że nie. Niby dlaczego miałabym być?

Uśmiechnął się lekko i bez odpowiedzi poszedł w kierunku drzwi frontowych. Ruszyłam za
nim.
- Jaka jest wersja?- zapytał nagle z napięciem w głosie.
- Wersja czego?
- No... ty i Jack.
- Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. Na razie nie poruszajmy tego tematu przy
gościach.
- Oczywiście - rzucił tylko Edward. Z tonu jego głosu można było wywnioskować, że jest zły.
Miałam właśnie zapytać, o co chodzi, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi.



PWE:

Oderwałem wzrok od tej niewiarygodnie pięknej młodej kobiety. Nie byłem zadowolony, że
wciąż chciała odgrywać tą szopkę. Z niechęcią otworzyłem drzwi, zza których uśmiechała się
moja droga siostrzyczka. Tydzień z nią nie będzie łatwy. Jest moją siostrą, ale zawsze była
zbyt spostrzegawcza, co teraz nie jest mi na rękę.
- Edward!- Alice rzuciła mi się na szyje.- Nie widziałam cię od tak dawna, że niemal
zapomniałam jak wyglądasz. Mógłbyś od czasu do czasu do nas przyjechać.
- Tak, miałem zamiar wybrać się do was jakoś w tym miesiącu - skłamałem.
- Będziesz miał okazję. Ojciec kazał przekazać ci to.- Wyciągnęła kremową kopertę i mi ją
podała.
- O co chodzi?

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Jakieś problemy z projektem, który przygotowałeś. W kopercie są chyba jakieś druki. Nie
wiem dokładnie, przecież wiesz, że się na tym nie znam.- Wiedziałem o tym doskonale.
Oprogramowania komputerowe to dla niej czarna magia.


Po krótkiej prezentacji i wszelkich grzecznościach moim oczom ukazała się Tanya. Wciąż
stała na progu i z lekko przymkniętymi oczyma kiwnęła do mnie zachęcająco palcem. Czy ja
do cholery jestem jakimś psem?

Bella, która właśnie zapoznawała się z moją siostrą oglądała tą scenę z dziwnym wyrazem
twarzy. Zazdrość. Gniew. Bezradność. Z jej twarzy można czytać jak z książki.

Podszedłem do Tany przybierając obojętny wyraz twarzy.
-Witaj - przywitałem się prosto. Czułem na sobie wzrok Belli.
- Oh witaj - wymruczała jak kotka chwytając mnie w talii i przyciągając do siebie.- Tylko na
to cię stać? Naprawdę się za mną nie stęskniłeś?

Rozmowy w przedpokoju ucichły. Teraz już nie tylko Bella przypatrywała się nam z
zainteresowaniem. Tanya zachichotała cichutko.
- Może porozmawiamy u ciebie w pokoju?- powiedziała ciszej wsadzając mi rękę pod
koszulkę. - W nocy.
Odsunąłem się od niej szybko. Nie ulegało wątpliwości, że nie byłem słabym mężczyzną, ale
po tylu nieprzespanych nocach będzie mi ciężko się pilnować. Nawet jeśli w moich
erotycznych wizjach była Bella zamiast Tany.

- Cześć Tanya.- Podeszła do nas Bella, dzięki czemu nie musiałem udzielić jej odpowiedzi.
Uśmiechnąłem się widząc rumieniec gniewu na jej policzkach.
- Miło mi cię znowu widzieć...
- Bella - dokończyłem zirytowany. Jak można było traktować ludzi z taką ignorancją? Tym
bardziej ją.
- Bella - dokończyła posłusznie. Jeszcze raz rzuciła mi sugestywne spojrzenie i weszła do
salonu, gdzie Alice i Jasper właśnie siadali na sofie.

Bella podeszła do mnie i spięła się na palce, żeby móc powiedzieć mi coś na ucho. Przez moje
ciało przeszedł dreszcz podniecenia. Czułem jej oddech na moich włosach.
- Poszukiwania naiwnej laleczki zakończone?- Jej ton wskazywał na to, że starała się ukryć
swoje emocje.
- A co? Jesteś zazdrosna?- zapytałem chytrze.
- Palant.- Obrzuciła mnie jadowitym spojrzeniem i dołączyła do gości.


PWB:

Siadając przy Alice byłam tak zła, że nie miałam pojęcia jak panowałam nad drżeniem dłoni.
Edwarda zaistniała sytuacja najwyraźniej bardzo bawiła, bo usiadł na rogu stolika nieopodal
kominka i przypatrywał mi się z uśmiechem. Powodowało to jeszcze większe drżenie moich
rąk.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Po godzinie spędzonej w towarzystwie siostry Edwarda musiałam przyznać, że jest nieźle
zakręcona. Jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Od razu przypadła mi do gustu.
Jest... szczera, prawdziwa. Może cała rodzina Cullenów działa na mnie w ten sposób?
- Idę na górę. Jutro muszę wcześnie wstać - powiedział w pewnym momencie Edward. Tanya
mrugnęła do niego porozumiewawczo. Zagotowałam się z gniewu.
- Wiecie, ja z Jasperem też już będziemy się zbierać. Mieliśmy wykańczającą podróż.

Nie miałam zamiaru iść do swojego pokoju i wysłuchiwać dźwięków wydobywających się z
sypialni Edwarda.
- Ja zostanę. Nie wiem dokładnie, który pokój macie zająć...
- Co roku zajmujemy te same pokoje, Bello. Nie martw się o nas.- Uśmiechnęła się do mnie
Alice, po czym cała czwórka wyszła z salonu. Zostałam sama z dziwnym żalem w sercu.
Podeszłam do sprzętu stereo, który stał w rogu i przycisnęłam guzik „play”. Do moich uszów
dobiegły pierwsze takty piosenki, którą pamiętałam z dzieciństwa. ( **

http://www.youtube.com/watch?v=aM-63y_SPIs&feature=related

) . Jej radosna melodia

trochę podniosła mnie na duchu, jednak nie zdołała wymazać nieprzyjemnej wizji Edwarda
trzymającego w objęciach innej kobiety. W pewnym momencie, całkowicie bezwiednie,
zaczęłam cichutko śpiewać końcówkę piosenki. Zamknęłam przy tym oczy.

In the heat of summer sunshine
I miss you like nobody else
In the heat of summer sunshine
I kiss you, and nobody knows

Zaśmiałam się delikatnie. Jestem niepoprawną romantyczką i nic na to nie poradzę.
Drgnęłam, gdy usłyszałam głośnie westchnienie. Odwróciłam głowę, wiedząc kogo zobaczę.

Edward stał w progu i patrzył na mnie rozbawiony.
- Kontynuuj.
- Utwór już się skończył - mruknęłam z zażenowana. Zaśmiał się serdecznie, ale szybko
przybrał poważną minę.
- Wyglądałaś bardzo czarująco. Jak mała dziewczynka. *** - Nagle przypomniało mi się, że
nie wyszedł z tego pomieszczenia samotnie.
- Szybo się uwinąłeś - rzuciłam lekko ruszając w stronę wyjścia. Gdy zbliżyłam się do drzwi,
Edward zatarasował mi drogę.
- Co masz na myśli?
- Gdzie jest Tanya? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Ah... Rozumiem.- Niczego nie rozumiał, ale na to nie miałam już większego wpływu. Jeżeli
chciał podzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami to musi się rozczarować.
- Cieszę się. Pozwolisz mi przejść?- Nie chciałam przedłużać tej bezsensownej dyskusji.
- Tanya poszła do swojego pokoju. Do niczego między nami nie doszło.
- Nie prosiłam cię o wyjaśnienia.- Starałam się jak mogłam, żeby Edward nie zauważył jak ta
wiadomość mnie ucieszyła. Bezradnie wzruszył ramionami.
- Chciałam, żebyś wiedziała. Odprowadzę cię do pokoju.

Przez całą drogę do naszych sypialni nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Gdy znaleźliśmy
się przy właściwych drzwiach odwróciłam się, żeby powiedzieć „dobranoc”. Zanim
otworzyłam usta Edward pochylił się nade mną i pocałował w policzek.
- Słodkich snów Bello, zobaczymy się w sobotę.
Sobota? Z żalu ścisnęło mi się serce.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Dobranoc Edwardzie.


*sukienka Belli

http://jusnews.shef.ac.uk/convergence_08/files/images/little%20black%20dress.jpg

** Ostatnio usłyszałam ją i nie mogłam się powstrzymać!
*** Edward później BARDZO pożałuje, że powiedział to Belli










































Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 7


PWB:


Dni do soboty dłużyły mi się niemiłosiernie. Jacob przyjechał w piątek, jednak bez swojego
nowego wybranka serca, który musiał pozostać w Berlinie. Do tego czasu rzadko widywałam
Tanyę, która praktycznie nie wychodziła z pokoju. Pewnie fakt, iż Edward nie przebywał w
rezydencji był jej nie na rękę. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Spojrzałam na
zegarek. Była godzina ósma. Nikt normalny nie wstawał w sobotę rano o tej godzinie. Nikt
oprócz Jacoba...
- Wejdź - zawołałam. Do pokoju wszedł mój przyjaciel uśmiechając się radośnie.
- Dzień dobry skarbie. Jak się spało?- Miałam powiedzieć, że źle? Jack by mi nie dał spokoju.
- Bardzo dobrze.
- Dzisiaj przyjedzie Edward... - Wiedziałam o tym doskonale. Odliczałam minuty od naszego
ostatniego spotkania. - Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu ciągnąć dalej tej maskarady.
- Jeżeli tego chcesz... Nigdy nie rozumiałam twojego planu. Dlaczego nie mogłeś powiedzieć
wszystkim, że nie masz dziewczyny? Nie wszyscy samotni mężczyźni to geje.
- Nie wiesz, co się będzie tutaj działo. Będę musiał mieć na ciebie oko.
- Nie rozumiem.
- Wiesz co się dzieje z mężczyznami, gdy w jednym pomieszczeniu jest dużo alkoholu,
mocniejszych rzeczy i śliczna nowa dziewczyna?
Zaśmiałam się serdecznie.
- Nie ma sprawy. Będę na siebie uważała. O której mają zjawić się wszyscy?
- Około dwudziestej, ale bądź gotowa wcześniej. Będziesz sprawowała funkcje gospodyni
domu - Uśmiechnął się do mnie słodko widząc moją minę- wiem, że uwielbiasz być w
centrum uwagi.

Po wyjściu Jacoba położyłam się spać, musiałam porządnie wypocząć. Czekał mnie ciężki
tydzień. Ponownie obudziło mnie pukanie.
Cholera, czy oni nie dadzą mi dzisiaj chociaż chwili spokoju? W drzwiach stała pokojówka
trzymająca średniej wielkości pudełko.
- Pan Jacob prosił, żebym to pani oddała - podziękowałam grzecznie, po czym szybko
otworzyłam tajemnicze pudło. Zobaczyłam w nim czerwoną sukienkę i parę czarnych
pończoch. Do prezentu dołączony był liścik:

„Wolałem ci to przesłać przez kogoś. Gdybym sam ci to przyniósł to pewnie byś tego nie
przyjęła. Nie chciało mi się wysłuchiwać twoich żalów. Bądź grzeczna i załóż to cudeńko.”

Nie chciało mu się wysłuchiwać moich żalów? Mam być grzeczna?
Z furią ubrałam jeansy oraz biały podkoszulek i na boso pobiegłam do gabinetu Jacoba, do
którego wpadłam bez pukania. Za biurkiem siedział Edward, a mój przyjaciel szukał czegoś
zawzięcie w szafce.
- Jacob, jeżeli sądzisz, że ja ubiorę coś takiego...- pomachałam mu czerwoną sukienką przed
oczyma.- ... to się grubo mylisz. Witaj Edwardzie.
Wargi Cullena zaczęły drgać, musiał powstrzymywać się, aby nie parsknąć śmiechem. Jacob
jedynie pokiwał głową .
- Wiedziałem, że tak będzie...
- Boisz ubrać się tak wyzywająco?- wtrącił Edward. Zamrugałam zdezorientowana.
- Nie... Po prostu to nie mój styl.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Ja myślę, że Bella boi się swojej seksualności - wtrącił spokojnie Jacob. Moje policzki
zaczęły płonąć.
- Boi się? To niemożliwe, dziewczyna z takim ciałem?
- Mówisz, jakbyś widział całe jej ciało.
Edward spojrzał na mnie uważnie, po czym powiedział - no, może nie całe...
- Halo! Ja wciąż tu stoję, więc przestańcie o mnie mówić, jakby mnie tu w ogóle nie było!-
Ruszyłam w stronę wyjścia, lecz w połowie drogi zatrzymał mnie głos Jacoba.
- Założysz tą sukienkę?
- Tak - odpowiedziałam w przypływie nagłego buntu.

Wieczorem, gdy już byłam gotowa na przyjęcie gości, zeszłam na dół. W salonie czekał na
mnie młody Black.
- Wyglądasz ślicznie. - W odpowiedzi jedynie się uśmiechnęłam. Przygotowywałam się pół
dnia, więc miałam nadzieję, że będę wyglądała ładnie.
Byliśmy pogrążeni w rozmowie, gdy usłyszeliśmy pierwszy dzwonek do drzwi.
- Jacob!
- Anna!
Ten schemat powtarzał się niemal przez cały wieczór. Gdy wielki salon Blacków był już
wypełniony po brzegi przyszedł Edward, który przepychając się przez tłum gości podszedł do
mnie.
- Niezły połów w tym roku. – Pokiwałam twierdząco głową.
- Ponad siedemdziesiąt osób. - Uciszył mnie podniesiony głos Jacoba, który wdrapał się na
stół.
- Witam, wszystkich. Cieszę się, że możemy w tym roku ponownie się spotkać. Mówiąc
szczerze nie wymyśliłem jeszcze motywu przewodniego głównej imprezy. Więc jeżeli ktoś
ma jakieś pomysły, to słucham.
- Motywu przewodniego? Obawiam się, że nie za bardzo rozumiem - powiedziałam do
Edwarda, który podawał mi właśnie kieliszek szampana.
- Co roku jest nowy motyw przewodni. No wiesz... na przykład motyw strasznego zamku,
podczas którego wszyscy przebierają się za wampiry, duchy i wilkołaki - powiedział śmiejąc
się delikatnie.
- Jaki był motyw rok temu?- zapytałam wlewając sobie zawartość kieliszka do ust.
- Seksi kowboje - niemal się zakrztusiłam. Mina Edwarda mówiła mi, że podziela moje
zdanie.
- To co? Może w tym roku urządzimy wieczór pod tytułem „bardzo niegrzeczne
dziewczynki”- zażartowałam.
- Bello, to jest świetny pomysł - Wykrzyknął Jack, który stał za moimi plecami. Uwaga
wszystkich skupiła się na nas.
- Ja tylko żartowałam...- zaczęłam, ale Jacob był na tyle podekscytowany, że mnie w ogóle
nie słuchał.

Po sali rozeszły się szepty. Wszystkim najwyraźniej spodobał się mój żart. Do cholery!
Dlaczego ja nie uważam na to, co mówię?

- Zgadzam się!- powiedziała Tanya, wciskając się między mnie, a Edwarda.
- Ale to nie będzie sprawiedliwe, my będziemy musieli się przebrać, a mężczyźni?- odezwała
się któraś z dziewczyn.

W głowie zaświtała mi diabelska myśl.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Chcecie wieczór niegrzecznych dziewczynek?- zapytałam. Wszyscy faceci w sali zaczęli
gwizdać i krzyczeć. - Więc zrobimy go, jeżeli następnego dnia odbędzie się wieczór...- Tu
spojrzałam na Jacoba.-... bardzo gejów.

Wszystkie dziewczyny na sali zaczęły się śmiać i poklaskiwać. Mężczyźni nie wyglądali na
zadowolonych. Spojrzałam na Edwarda, który wyglądał, jakby zaraz miał umrzeć ze śmiechu.
Mina Jacoba świadczyła o głębokim szoku.


PWE:

-... bardzo gejów.
Gdy Bella wypowiedziała te słowa musiałam dołożyć wszelkich starań, żeby nie zacząć tarzać
się po podłodze ze śmiechu. Mała diablica. Moja euforia pewnie trwałaby jeszcze pewien
czas, ale zaświtała mi pewna myśl.
- Ale czy to oznacza, że każdy mężczyzna będzie musiał przebrać się za homoseksualistę? –
zapytałem przerażony.
- No wiecie... Nie możecie ograniczać się jedynie do ubrania różowej koszuli. Wykażcie się
inwencją! - wypowiadając te słowa zaśmiała się.
- A was jakie będą obowiązywały stroje?- zapytał Newton, który właśnie do nas podszedł.
Chwycił Bellę za ramię i pocałował w policzek. Kurwa, nie zauważyłem wcześniej tego
pajaca.
Bella zamrugała zmieszana .
– My również się postaramy.
- Ja się zgadzam. Zrobię wszystko, żeby zobaczyć co się będzie tu działo! - Mike spojrzał na
Bellę, po czym dodał cicho, żeby tylko ona mogła usłyszeć. Niestety nie docenił mojego
dobrego słuchu. – A szczególnie twoje przebranie – Bella nie zdołała ukryć swojego
zmieszania.

Już on sobie zobaczy Bellę w przebraniu niegrzecznej dziewczynki - pomyślałem z ironią.

Do pokoju wpadł zdyszany Jack. W ręku trzymał białą kartkę.
- Kto chce uczestniczyć w tym wydarzeniu, musi podpisać, że da z siebie wszystko przy
wybieraniu strojów. Nie może być tak, że dziewczyny na serio potraktują to wyzwanie, a
mężczyźni nie... – powiedział. Po chwili zastanowienia dodał – Albo na odwrót.
Musiałem się bardzo powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem. Ludzie zaczęli ustawiać się
w kolejce do wpisania się do tej pieprzonej listy. Czasami zachowywali się, jakby byli
pięciolatkami. Z niedowierzaniem pokiwałem głową widząc Tanyę pochylającą się nad kartką
i wysyłającą mi dość jednoznaczne spojrzenie.

Impreza powitalna zaczęła powoli się kończyć. Dzisiaj było dosyć spokojnie, jednak wątpię,
czy będzie tak na późniejszych spotkaniach. Wszyscy byli zmęczeni po podróży. Jutro
zacznie się piekło.

Rozejrzałem się po salonie. Wyglądał jak pobojowisko. Wszędzie walały się butelki
szampana i wina. Jacob stał przy oknie rozmawiając z paroma osobami, w holu zauważyłem
Tanyę oglądającą kolekcję obrazów Blacków.
Bella siedziała na sofie wygodnie oparta o duże kremowe poduszki.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Po pokoju krążył również Mike, który nie spuszczał wzroku z Belli. Nie mogłem już patrzeć
na niego i jego tępą twarz. Sam nie wiem skąd wzięła się u mnie ta agresja. Wcześniej był mi
obojętny, lecz teraz się wszystko zmieniło. Teraz była Bella.

Mike podszedł do małej ławy, o którą Bella opierała nogi i wziął do ręki listę uczestników
jutrzejszego cyrku. Długo lustrował wzrokiem kartkę.
- Dlaczego ciebie nie ma na tej liście - zapytał oskarżycielskim tonem Bellę.
- Wiesz... to chyba nie dla mnie - odpowiedziała znużonym głosem.
- Jak główna organizatorka może opuścić swoje przyjęcie?
- Ja tylko podrzuciłam pomysł, z resztą.... całkiem nieświadomie.
- To nie zmienia faktu, że dzięki tobie jutro będziemy świetnie się bawić. - Jego spojrzenie
utknęło w dekolcie Belli. Poczułem niewyobrażalny gniew. Podszedłem do Newtona.
- Bella nie będzie uczestniczyć w tym chorym widowisku - wyszeptałem słodko.

Bella spojrzała na mnie, mrużąc przy tym oczy. Wyglądała bardzo seksownie, jak kotka
gotowa do skoku.
- Właściwie, to czemu nie?- zapytała sięgając po listę. - Macie długopis?
































Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 8


PWB:

Następnego dnia wstałam bardzo późno. Szybo się wykąpałam i ubrałam, po czym zeszłam na
dół. Panował tam straszny tłok, ludzie byli dosłownie wszędzie. Muszę jeszcze raz
podziękować Jacobowi, że umieścił mnie w osobnym skrzydle domu. Przynajmniej mogłam
w spokoju spać. Lekko zakręcona skierowałam się do kuchni, która była praktycznie pusta.
Przy blacie stali jedynie... No, tak. Alice z Edwardem.
- Cześć - przywitała się z szerokim uśmiechem Alice. Edward rzucił w moim kierunku krótkie
spojrzenie. Wystarczyło mi ono, żeby zorientować się, że jest bardzo zły.
Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej sok pomarańczowy. Czułam na swoich plecach
wzrok Edwarda.
- Co zamierzasz dzisiaj robić? - zapytała Alice.
- No... jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Może pójdę do siebie i poczytam jakąś książkę.
- Już masz strój? - spytała zaskoczona. Edward już przestał udawać, że się mną nie interesuje
i zaczął intensywnie się we mnie wpatrywać.
- Nie mam - odparłam lekko, jednak w duchu łajałam się za to, że byłam taka głupia i
zgodziłam się wpisać na tą pieprzoną listę.
- Impreza jest wieczorem, więc co zamierzasz zrobić? Iść w samej bieliźnie?- wtrącił nagle
Edward. Jego głos wibrował on nieznanych mi emocji.
- Dobrze, dobrze. Pojadę dzisiaj do miasteczka i coś kupię. Zadowoleni?- zapytałam z
śmiechem.
- Mogę ci towarzyszyć. Jestem naprawdę dobrym doradcą w kwestiach mody- zaoferowała
się Alice. – Możemy jechać choćby zaraz. - Spojrzałam na nią zdezorientowana.
- Dobrze. Chodźmy - odłożyłam sok do lodówki i ruszyłam za Alice, która już wychodziła z
kuchni. - Do zobaczenia wieczorem Edwardzie – rzuciłam na odchodnym, nie mogąc się
powstrzymać. Zastanawiała mnie jego mina, której nie mogłam rozszyfrować.

Zakupy z Alice były bardzo wyczerpujące. Zaciągnęła mnie chyba do wszystkich sklepów w
tej małej mieścinie. Teraz, gdy już wracałyśmy do domu, musiałam wysłuchiwać jej
narzekania.
- Mogłyśmy jechać do innego miasta. Przecież tutaj nic nie ma. Mam nadzieję, że zdążę
zrobić ci te poprawki..
- Alice, dlaczego nic sobie nie wybrałaś?- przerwałam jej.
- Ja nie idę, Jasper nie pozwala, żeby jakikolwiek mężczyzna poza nim widział moje wdzięki.
- Spojrzała na mnie znacząco, po czym obie zaśmiałyśmy się serdecznie.
- Rozumiem.

Gdy dojechaliśmy do domu niemalże na progu czekali na nas Edward z Jasperem.
- Jak tam? Poszukiwania zakończone sukcesem?- zapytał Cullen.
- A co? Jesteś ciekawy?- zapytała chytrze Alice. Edward jedynie mruknął coś
niezrozumiałego w odpowiedzi i ruszył w stronę salonu. – Ej! Która jest godzina?- krzyknęła.
- Dwudziesta – odkrzyknął.
- Cholera, Bella! Mamy mało czasu - wysapała Alice, ciągnąc mnie w stronę schodów.




Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

PWE:

Salon był pełen mężczyzn, nie było żadnej dziewczyny. Cóż... pewnie chcą zrobić „wielkie
wejście”. Stanąłem koło Jacoba i Bena, którzy stali oparci o filar. Nie zdążyłem nawet
powiedzieć słowa, gdyż usłyszałam podniesiony głos jednej z dziewczyn - Jessici, która
najwyraźniej chciała nam coś powiedzieć. Spojrzałem na szczyt schodów, skąd dobiegał głos
mojej znajomej. Miała na sobie długi czarny płaszcz.
Na sali momentalnie zapadła cisza.
- Panowie. Przygotowałyśmy dla was małe show. Zapraszamy.
Wszyscy zaczęli gwizdać i klaskać, gdy na schodach pojawiły się dziewczyny. Było ich około
20, a każda z nich ubrana była w bardzo wyzywające stroje. Gorsety, lateksowe kostiumy,
niektóre miały na sobie jedynie skąpą bieliznę. Gdy włączono muzykę, zaczęły tańczyć.
Wszystko wyglądało dość groteskowo.
Z pewnością wśród nich wszystkich wyróżniała się Tanya w swojej złotej sukience*, która
wiła się seksownie w takt muzyki.
Wyciągnąłem głowę, żeby zobaczyć, gdzie jest Bella. Może zrezygnowała?- pomyślałem w
duchu. Nie chciałem, żeby przyszła tutaj, gdzie każdy napalony facet mógłby ją oglądać w
takim skąpym stroju.
Gdy dziewczyny skończyły tańczyć wszyscy zaczęli klaskać i krzyczeć z zachwytu.

Dwie godziny później wciąż krążyłem po domu Blacków z nietkniętą szklaneczką brandy.
Alkohol wręcz lał się strumieniami i chyba nie było trzeźwej osoby w tym budynku..
Zszedłem na chwilę do piwnic, gdzie znajdował się basen, który już zawsze będzie kojarzył
mi się z pierwszymi rozgrywkami między mną, a Bellą. Kurwa, znowu o niej myślę.
W basenie pełno było półnagich kobiet i rozanielonych mężczyzn. Powoli to wszystko
zaczynało wyglądać jak orgia.
Z rozmyślań wyrwała mnie Tanya, która w swojej złotej szmatce przyciągała wzrok
wszystkich mężczyzn. Wyglądała, jak na mój gust, wulgarnie, ale nie miałem zamiaru jej tego
uświadamiać. Pomachała do mnie, po czym obróciła się wokół swojej osi.
- Jak wyglądam?- zapytała słodko, mrugając oczyma.
- Ładnie - odpowiedziałem krótko.
- Co się z tobą ostatnio dzieje? Chodzi o tą nową?
- Można tak powiedzieć. - Ta wymiana zdań zaczęła mnie już trochę nudzić.- Muszę iść na
górę. Do zobaczenia - z tymi słowami poszedłem w stronę schodów.

Gdy wchodziłem po schodach moją uwagę zwróciły głośne gwizdy. Poczułem niepokój.
Wkroczyłem szybko do salonu, jednak gdy zobaczyłem, kto stoi przy oknie zatrzymałem się
raptownie.
Bella stała otoczona gronem mężczyzn, ubrana jak uczennica. Miała na sobie krótką
spódniczkę w kratkę, długie białe pończochy i bluzkę, odsłaniającą pępek**. Wśród tych
wszystkich wampów, Bella z pewnością przyciągała uwagę, a tego najbardziej się obawiałem.
Gdy już otrząsnąłem się z szoku, podszedłem do niej.
- Zatańczysz?- Kiwnąłem w stronę grupy tańczących osób.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Yhym - wyjąknęła tylko. Widać było, że nie była zadowolona z tego, jak sprawy się
potoczyły. Chwyciłem ją za rękę i umiejscowiliśmy się między tańczące pary. Leciała właśnie
piosenka Waterpistols & Daisy- Zły on.

http://www.youtube.com/watch?v=Jx5T-

G78SHI&feature=PlayList&p=51D4CB2CB9D2F1D6&index=0&playnext=1

Była ona

bardzo erotyczna, jak z resztą wszystkie utwory lecące dzisiejszego wieczoru. Przyciągnąłem
Bellę do siebie tak blisko, że moje biodra co chwile ocierały się o jej. Doprowadzało mnie to
do szału.
Gdy piosenka się skończyła chwyciłem Bellę w talii i zaprowadziłem do kuchni.
- Mówiłaś, że boisz się swojej seksualności – zarzuciłem jej.
- Nic takiego nie powiedziałam, to wy to sobie wmówiliście.
- Wyglądasz seksownie, ale wciąż jesteś tą samą dziewczyną, która rumieni się przy
najdelikatniejszym dotknięciu.- Na dowód swoich słów przyłożyłem swoją dłoń do jej
policzka. Natychmiast się zarumieniła.
- Uważasz, że nie umiem być uwodzicielką?
- Może gdybyś się postarała...- mruknąłem cicho.
Spojrzała na mnie z zawziętą miną, rozejrzała się po kuchni. Chyba coś wymyśliła, bo jej
wzrok na chwilę zatrzymał się na pojemniku do szampana. Później spojrzała na mnie z
nieśmiałym uśmiechem. Wahała się. Mimo swojego niezdecydowania podeszła do owego
pojemnika i wyciągnęła z niego dwie kostki lodu. Jedną z nich przyłożyła sobie do ust i
zaczęła delikatnie ssać. Drugą zaczęła kreślić sobie kształty na dekolcie. Nie mogłem na to
spokojnie patrzeć. Gdy przymknęła oczy moje ciało już nie wytrzymało. Byłem bardzo
gotowy. Podszedłem do niej i chwyciłem za obie ręce, z których wypadły obie lodowe kostki.
- Ok, jesteś świetną uwodzicielką - wychrypiałem. Bella spojrzała w moje oczy i wspięła na
palce, aby móc dosięgnąć moich ust.

Wtedy do pokoju wkroczyła Tanya. Kurwa! Czy zawsze ktoś nam musi przeszkadzać?
Gdy zobaczyła nas w dość jednoznacznej pozie na twarzy pojawił się krzywy uśmieszek.
- Edwardzie, dlaczego każesz mi tak długo czekasz? Powiedziałeś, że coś załatwisz i się mną
zajmiesz - powiedziała wysyłając mi buziaka.
Poczułem, jak Bella stara się wyswobodzić z mojego uścisku. Nic z tego.
- Tanya, jak możesz... – zacząłem, jednak ona mrugnęła do mnie i wyszła z kuchni.
Spojrzałem przestraszony na Bellę. – Nie myśl, że ja...
- Nie myślę - przerwała mi - a teraz mnie puść.
Chciałem zaoponować, jednak wtedy do pomieszczenia wszedł Mike.
- Bella? Stało się coś?- zapytał. Pieprzony debil.
- Wynoś się stąd Newton - warknąłem. Bella wykorzystując sytuację uciekła.

Spojrzałem na tego pajaca wściekły. Rzuciłem jedyne, że jeszcze się policzymy i wybiegłem
szukać Belli. Znalazłem ją siedzącą na podłodze w korytarzu. Była oparta o ścianę swojej
sypialni, twarz miała schowaną w dłoniach, a jej krótka spódniczka, która przy siedzeniu
podwinęła się nieco wyżej, odsłaniała brzegi jej koronkowej bielizny. Poczułem gulę w
gardle. Całkiem machinalnie uklęknąłem przy niej.
- Bello?- Podniosła głowę na dźwięk mojego głosu.
- Idź sobie – jęknęła. - Nie musisz czuć się winny, znamy się tylko parę dni. Niczego od
ciebie nie oczekuje. Ja... po prostu reaguję tak... gdy...- nie mogła skończyć zdania.
Chwyciłem jej podbródek, żeby mogła spojrzeć mi w oczy. Schyliłem się, żeby móc
pocałować ją w policzek. Moje usta powędrowały w kąciki jej warg lekko je muskając, po
czym namiętnie pocałowałem jej gorące usta. Przewróciliśmy się na chłodną podłogę.
Bezwiednie przesunąłem się tak, aby Bella znalazła się pode mną. Nie zwracałem uwagi, że
jesteśmy na korytarzu, że może każdy nas tu zobaczyć. W tym momencie nic się nie liczyło.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Nic oprócz nas. Gdy położyłem rękę na jej udzie, poczułem jak zesztywniała. Oderwała swoje
usta od moich i spojrzała na mnie zdezorientowana. Nie wiem, co zobaczyła w moich oczach,
lecz po chwili odepchnęła mnie lekko.
- Przepraszam za to - wyszeptałem zadyszany. Nie mogłem złapać tchu, po naszym
pocałunku.
- Ja również - odpowiedziała po chwili
Pożądanie i gniew wypalało mnie całkowicie, jednak w jakiś sposób zdołałem opanować te
uczucia. Wstałem podając rękę Belli, która gdy tylko znalazła się na nogach poprawiła swoje
skąpe ubranie. Miałem odejść, jednak nie mogłem. Musiałem jej powiedzieć, co o tym
wszystkim myślę.
- Wiesz co? Nie przepraszam. Nie żałuję tego, co się stało – powiedziałem wzburzony.
- Myślałam, że nasza znajomość ograniczy się do przyjaźni.
- To nie ma sensu. Dobrze wiesz, że nie możemy być zwykłymi przyjaciółmi, Bello. Czy
możesz, patrząc mi w oczy, powiedzieć, że nic do mnie nie czujesz? – zapytałem wzburzony.
Coraz trudniej było mi utrzymać swoje emocje na wodzy.
- Czuję coś do ciebie Edwardzie.
- Więc o co chodzi? Masz chłopaka? Kochasz kogoś?- gdyby potwierdziła moje
przypuszczenia, najpewniej znalazłbym tego śmiecia i go zabił.
- Chcesz wiedzieć o co chodzi? Gdy jestem blisko ciebie, nie potrafię sobie zaufać. Działasz
na mnie jak narkotyk – wykrzyczała mi w twarz, po czym obróciła się na pięcie i weszła do
swojej sypialni. Nie wiem jak długo stałem jeszcze na korytarzu.



* Sukienka Tany

http://pic20.picturetrail.com/VOL1455/6268048/17840926/300564595.jpg

* * Sukienka Belli

http://ec2.images-amazon.com/images/P/B000J2E9TM.01-

A2Y624Y5TXKSKI._SCLZZZZZZZ_V40831540_.jpg






















Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 9

PWB:

Weszłam do mojego pokoju, i opierając się plecami o drewniane drzwi, zaczęłam delikatnie
uderzać o nie tyłem głowy. Głupia, głupia, głupia. Co ja sobie myślałam?

Od kiedy poznałam Edwarda mój umysł nie współgrał z ciałem. Na jego widok rozsądek
zaczyna wysyłać mi ostrzegawcze sygnały. Mój instynkt samozachowawczy nigdy nie był
wysoce rozwinięty, jednak wiedziałam jedno - przy Edwardzie stawałam się całkowicie
ubezwłasnowolniona.

Z głębokim westchnieniem skierowałam się do łazienki, gdzie zaczęłam przygotowywać
relaksującą kąpiel. Wlałam do wanny kilka kropel mojego ulubionego olejku, po czym
zanurzyłam się w gorącej wodzie. Moje mięśnie się trochę rozluźniły, jednak myśli wciąż
krążyły wokół wydarzeń, które miały miejsce na korytarzu.
Z rozmyślania wyrwał mnie głos pukania do drzwi mojej sypialni.

- Chwilę – krzyknęłam. Niechętnie wyszłam z wanny, wytarłam się i włożyłam jeansy oraz
białą podkoszulkę. Może to Edward? Serce zaczęło mi bić szybciej. Podeszłam do drzwi i
niepewnie je otworzyłam. Spotkało mnie rozczarowanie. Na progu stała Tanya.
- Możemy porozmawiać?- zapytała bez zbędnych ceregieli. Trochę się chwiała, co
uświadomiło mi, że jest lekko wstawiona.
- O czym?
- O Edwardzie oczywiście. Trzymaj się od niego z daleka, on jest mój. - Może nie była
trzeźwa, ale z całą pewnością mówiła poważnie.
- Pozwolisz, że będzie sam decydował o tym, czy chce się ze mną widywać?- zapytałam
słodko. Tanya zaśmiała się gorzko.
- Naiwna dziewczynko, może się przejdziemy?

Zawahałam się, jednak prędzej, czy później ta rozmowa musi się odbyć. Kiwnęłam jedynie
głową i wyszłam z mojego pokoju. Tanya ruszyła w stronę schodów.
- Edward jest bardzo bogaty, przystojny i czarujący - zaczęła – chcę ci zaoszczędzić
niepotrzebnego bólu. To nie jest mężczyzna, który będzie myślał o tobie poważnie.

Jacob też mi to mówił, jednak nic sobie nie robiłam z jego ostrzeżeń. Może coś w tym jest?
- Co masz na myśli?
- Trochę się o tobie dowiedziałam, Bello. Edward i ty pochodzicie z dwóch różnych światów,
a wasz związek nie ma szans na przeżycie.
- Zagalopowałaś się, między nami nic nie ma
Jej oczy pociemniały. Stanęłyśmy na szczycie schodów.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że on jest mój i będę o niego walczyć - powiedziała z
gniewem w oczach.
- Jesteś pijana – powiedziałam z wzgardą. – Zresztą, nie będę walczyła o Edwarda, możesz go
sobie wziąć.
- Wciąż stanowisz dla mnie zagrożenie. Przykro mi, całkiem miła z ciebie dziewczyna.

Tanya zaczęła podchodzić do mnie z dzikim wyrazem twarzy. Odruchowo zrobiłam dwa
kroki do tyłu, jednak Tanya była szybsza. Poczułam jak popycha mnie z całej siły, a ja tracąc
równowagę lecę do tyłu.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image



PWE:

Siedziałem w swojej sypialni i rozmyślałem o dzisiejszym wieczorze. Wszystko powinno się
inaczej potoczyć. Nagle usłyszałem krzyk. Natchnięty niewyobrażalnym niepokojem
wybiegłem z sypialni i skierowałem się w stronę schodów, skąd dochodził owy odgłos.
Dlaczego się tak bałem?
Gdy dobiegałem do schodów zauważyłem Tanyę, która drżącą ręką wskazała na dół schodów.
Mój wzrok podążył za jej dłonią, a po chwili moje serce zamarło.
Bella leżała przy ostatnim schodku. Jej głowa leżała w kałuży krwi. Bez namysłu podbiegłem
do Belli i chwyciłem ją za ramiona lekko potrząsając.

- Bello, Bello. – Z moich ust wydobywały się żałosne jęki. – Zadzwońcie po karetkę!-
wykrzyczałem. Ze schodów zbiegł wystraszony Jacob.
- Co się stało? – zapytał. W jego oczach można było zobaczyć przerażenie- Jezu, Bella! –
wyjął komórkę z kieszeni i przyłożył go sobie do ucha – Pogotowie...?

Nie słuchałem dalszej części jego wypowiedzi. Przycisnąłem jedynie Bellę do mojej piersi
lekko się kołysząc. Sam nie wiem, dlaczego to robię, może to oznaka szoku? Na rękach i
koszuli miałem ślady krwi Belli.
- Zaraz tutaj będą – odparł słabo Jacob.

Po pewnym czasie, który mi wydawał się wiecznością, do domu Blacków wbiegli sanitariusze
pogotowia. Odsunęli mnie od Belli i położyli ją na noszach. Machinalnie podążyłem za nimi.
- Kim pan jest dla poszkodowanej? – zapytał gruby sanitariusz, gdy próbowałem wejść do
ambulansu.
- Narzeczonym – odparłem bez zastanowienia. Mój ojciec był lekarzem, więc wiedziałem, co
należy mówić w takich sytuacjach. Jednak nie była to kwestia przyzwyczajenia. Gdy zapytał
o Bellę, pierwsza myśl, która mi się nasunęła to narzeczeństwo. – Jadę z nią – odparłem z
mocą.


Przesiedziałem całą noc przy łóżku Belli. Okazało się, że ma lekki wstrząs mózgu i niewielkie
otarcia na całym ciele. Zastanawiało mnie, jak doszło do upadku. Znając niezdarność Belli,
pewnie się potknęła i straciła równowagę. Jedynie jedna rzecz mnie niepokoiła. Co robiła tam
Tanya? Zamknąłem oczy i chwyciłem Bellę za rękę, kreśląc na niej znaki kciukiem.
Poczułem, że Bella ściska mnie lekko za palce. Przeniosłem wzrok na jej twarz.

- Edward? – zapytała zachrypniętym głosem. Serce ścisnęło mi się z żalu.
- Tak – uśmiechnąłem się smutno. – Jak się czujesz?
- Trochę boli mnie głowa – odpowiedziała rozglądając się po sali. – Zawieźliście mnie do
szpitala?
- Masz nieznaczne obrażenia, ale już dzisiaj będziemy mogli pojechać do domu. Przejdziesz
jedynie niezbędne badania.
- Która jest godzina?
- Dochodzi południe.
- Siedziałeś ze mną całą noc? – zapytała. Na jej twarzy mogłem zauważyć zdziwienie... i
chyba rozczulenie.
- Tak – odparłem.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Nie musisz ze mną czekać. Poradzę sobie. Jacob po mnie przyjedzie. Ty możesz pojechać
do domu i się przespać – uśmiechnęła się słabo.
- Nie ma mowy. Zaraz pójdę po lekarza.
Bella spojrzała na nasze splecione dłonie. Wstałem i skierowałem się w stronę drzwi, jednak
coś mnie zatrzymało. Odwróciłem się, podszedłem do Belli i pocałowałem ją w czoło.


PWB:

Wyszliśmy z Edwardem ze szpitala wieczorem. Cullen zaprowadził mnie na parking, gdzie
wsiedliśmy do srebrnego volvo. Szarmancko otworzył mi drzwiczki, a gdy już wsiadłam do
środka zapiął za mną pasy.
- Zapewniam, że umiem sama to zrobić – wymamrotałam, gdy przesuwał ręką po moim
brzuchu, aby móc zapiąć pas.
- Nie wątpię – odpowiedział z łobuzierkim uśmiechem na twarzy.

Zatrzasnął za mną drzwiczki, obszedł samochód i sam wskoczył szybko do samochodu. Gdy
wyjechaliśmy poza obszar miasteczka, Edward spojrzał na mnie zamyślony.

- Co się właściwie stało?
- Kiedy? – zapytałam trochę skołowana. Nie mogłam się skupić, gdy patrzył na mnie tym
wzrokiem.
- Wczoraj w nocy.
- Ah... – zaczęłam gorączkowo myśleć, co mam powiedzieć Edwardowi. Nie chciałam, żeby
Tanya ponosiła jakieś konsekwencje. Była pijana i nie wiedziała co robi. – potknęłam się.
- A co robiła tam Tanya?
- Nnie wiem.
- Jesteś marnym kłamcą. Nawet jeżeli ty mi tego nie powiesz, to i tak się dowiem prawdy.
Zajmie mi to jedynie więcej czasu – zmrużył gniewnie brwi.

Gdy zajechaliśmy do rezydencji Blacków, dobiegały z niego głośne takty muzyki. Widząc
moje zdziwienie na twarzy, Edward pośpieszył z wyjaśnieniami.

- Nikt nie wie o wczorajszym zajściu. Jacob powiedział, że nie chciałabyś rozgłosu.
- Miał rację. Przykro mi jedynie, że ominęła cię impreza – spojrzałam na niego z słodkim
uśmiechem. – miałeś już przygotowany strój?

Edward zaśmiał się serdecznie
- Miałem, ale jeszcze dziś trafi on do kominka.

Nie miałam żadnym bandaży, ale trochę kręciło mi się w głowie. Edward, widząc moje
kłopoty z zachowaniem równowagi, podszedł do mnie i jednym sprawnym ruchem wyciągnął
z samochodu. Kopniakiem zatrzasnął za mną drzwiczki i skierował się w stronę drzwi
znajdujących się z tyłu domu.
- Uf. Dam sobie radę – odpowiedziałam cała czerwona na twarzy.
- Już to dzisiaj słyszałem – odpowiedział z rozbawieniem. – może pomyślisz o innych
argumentach?
- Naprawdę. Dojdę do swojego pokoju.
- Wolę nie ryzykować- powiedział, a po chwili dodał. - nie ma sensu się ze mną sprzeczać,
Bello. I tak zawsze stawiam na swoim – spojrzał na mnie z mocą. Musiałam odwrócić wzrok.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image


Edward wszedł do mojej sypialni, położył mnie na łóżku i delikatnie pocałował z usta.
- Dobranoc, Bello – powiedział przysuwając sobie krzesło i siadając przy moim łóżku.
- Co robisz? – zapytałam zdezorientowana.
- Posiedzę i popatrzę jak śpisz.
- Nie będę potrafiła przy tobie zasnąć! – Podniosłam się do pozycji siedzącej, ale Edward,
chwytając mnie za ramiona, z powrotem położył na łóżku.
- Naprawdę nie będziesz mogła zasnąć? – zapytał z błyskiem w oku. – Miło mi.
- Jesteś arogancki, wiesz o tym?
- Nie – powiedział ze śmiechem, po czym pocałował mnie znowu w usta.
- I nie możesz całować mnie, kiedy ci się tylko spodoba! – W odpowiedzi ponownie nachylił
się nade mną i złożył na moich ustać namiętny pocałunek.

Zakręciło mi się w głowie, jednak nie z powodu mojego stanu zdrowia. To Edward tak na
mnie działał. Gdy się ode mnie oderwał zaśmiał się delikatnie. Nie. Nie będzie mnie traktował
jak zabawkę. Udając obrażoną obróciłam się tyłem do niego.

































Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 10

PWE:

Stałem przed drzwiami Jacoba. Zapukałem kilkakrotnie. Doświadczenie nauczyło mnie, że
nie powinno się wchodzić do jego pokoju bez pozwolenia.
- Proszę – usłyszałem głos mojego przyjaciela i wszedłem do jego sypialni. – Edward jest
trochę późno. O co chodzi? Coś z Bellą?
- Nie, wszystko ok, tylko... nadal włączasz kamery na korytarzach?
- Tylko, gdy mam jakiś gości.
- Teraz są włączone? – zapytałem.
- Tak. Edward, nadal nic nie rozumiem.
- Pokaż mi nagranie z wczorajszej nocy. Myślę, że Tanya mogła mieć coś wspólnego z
wypadkiem Belli.

Jacob spojrzał na mnie zdziwiony, lecz nic nie powiedział. Gdy wychodziliśmy z pokoju
natknęliśmy się na Tanyę, którą złapałem za nadgarstek i pociągnąłem do pokoju
monitorującego całą posiadłość.
- Mm... Edwardzie, jednak przemyślałeś moją propozycję? – uśmiechnęła się z triumfem.
Moje palce mocniej zacisnęły się na jej ręce.
- Przemyślałem ją bardzo dobrze, a odpowiedź dostałaś wczoraj w nocy. Chciałem jedynie
sprawdzić pewną rzecz. Jacob? – zwróciłem wzrok w jego kierunku i przesłodzonym głosem
zapytałem – czy możesz pokazać nam pewne nagranie? Na którym jest pokazane, jak Bella
spada ze schodów.

Na jej twarzy zagościło przerażenie. Z satysfakcją przyglądałem się jej nerwowemu
zachowaniu. Ewidentnie świadczyło o jej winie.
- Chcesz nam coś powiedzieć? – zapytałem bardzo cicho, jednak w moim głosie można było
usłyszeć niewypowiedzianą groźbę.
- Myślę, że nie musi nic mówić – odparł Jacob wskazując na monitor – spójrz.

Podszedłem do biurka, na którym stał mały telewizor, i oparłem na nim dłonie. Moim oczom
ukazała się scena, ukazująca Tanyę popychającą Bellę.
- Ok., starczy – nie chciałem tego dalej oglądać, nie chciałem zrobić krzywdy Tany –
Dlaczego to zrobiłaś?
- Nie powiedziała ci?
- Chcę to usłyszeć od ciebie.
- Największe wojny toczyły się o kobiety. Dlaczego nie miałoby być odwrotnie? – zaśmiała
się histerycznie.
- Tanya, jesteś chora – powiedziałem zdegustowany – ale to nie ma znaczenia, i tak trafisz za
kratki. To nagranie jest dowodem twojej winy.

Tanya raptownie spoważniała, przenosząc wzrok na Jacoba.
- Nie zrobisz tego. Wiem za dużo, Jack. Trochę poszperałam w jej przeszłości, a właściwie jej
ojca.
- Edward, puść ją – chciałem zaprotestować, jednak uciszył mnie machnięciem ręki. Cały
czas nie spuszczał wzroku z stojącej pod ścianą Tany – a ty wynoś się z mojego domu. Teraz.
Patrzyłem zdziwiony, jak wybiega przestraszona z pomieszczenia.
- Co jest grane? – zapytałem Jacoba nieźle wkurwiony – dlaczego pozwoliłeś jej odejść?

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Przejdźmy do mojego gabinetu.

PWB:

Słyszałam, jak Edward wychodzi z mojego pokoju. Całkiem nieźle nauczyłam się udawać, że
śpię. Nałożyłam na siebie szlafrok i wyszłam z sypialni. Początkowo chciałam śledzić
Edwarda, jednak szybko zaniechałam tego zamiaru. Nie jest moją własnością, może mieć
odrobinę prywatności.

Zeszłam na dół, przechodząc przez te nieszczęsne schody. Sama nie wiem, dlaczego nie
powiedziałam nikomu o incydencie z Tanyą. Moi rodzicie zawsze uczyli mnie, że nie
powinno się skarżyć. Zresztą... Nie mogłam jej winić za to, że była zafascynowana
Edwardem. W pełni ją rozumiałam.

Moje rozmyślanie przerwało głośne chrząknięcie. W holu spostrzegłam Mike, który
przyglądał mi się uważnie. Jego wzrok wędrował leniwie po moim ciele. Przypominał paszę
oglądającego najnowszą niewolnicę w swoim haremie. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem.
- Zimno ci? – zapytał cicho. Spojrzałam w jego oczy. Były lekko przymglone.
- Nnie. Właściwie, to powinnam już iść na górę – chciałam jak najprędzej znaleźć się z
powrotem w moim pokoju. Mike ruszył w moim kierunku. Chciałam zacząć krzyczeć, jednak
usłyszałam tupot stóp na piętrze. Newton szybo się zreflektował.
- Odprowadzę cię, Bello.
- Nie trzeba – zauważyłam Jacoba i Edwarda schodzącego ze schodów. Niemal jęknęłam z
ulgi. Mike najwyraźniej także ich dostrzegł, bo nie sprzeciwił się. Leniwie wtoczył się na
schody.

- Bella – zawołał Jacob – jak się czujesz? - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
- Kręci mi się trochę w głowie. Poza tym, wszystko w porządku - Edward spojrzał na mnie
zaciekawiony.
- Może cię zanieść do pokoju? – zapytał niewinnie. Czy moja wyobraźnia musi być aż tak
posunięta do przodu, żeby na takie pytanie zareagować przyspieszonym biciem serca?
Zachowywałam się jak napalona małolata.
- Ciekawi mnie, czy naprawdę myślisz, że kiedykolwiek cię o to poproszę – odparowałam, nie
zastanawiając się nawet, co mówię.
- Kiedyś będziesz mnie o to błagała – powiedział z błyskiem w oku. Cholera, czy on musi być
taki pewny siebie?

Jacob przyglądał nam się z rozbawieniem na twarzy.
- Może mam was zostawić? – zapytał znacząco kiwając głową w naszym kierunku.
- Może się zamkniesz? – uśmiechnęłam się.
- Musimy iść porozmawiać. Odprowadzić cię do pokoju?
- Zapewniam was, że sama trafię. Dobranoc. – spojrzałam znacząco na Edwarda.

Gdy doszłam do mojej sypialni zobaczyłam Mika, opartego o drzwi.


PWE:

Rozsiadłem się wygodnie na skórzanym fotelu Jacoba i zapytałem z ściągniętymi brwiami.
- Możesz mi to wszystko wyjaśnić?

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image


Jacob krążył nerwowo po swoim gabinecie. W pewnym momencie zatrzyma się przy oknie i
nie patrząc w moją stronę zaczął swoją opowieść.
- Nie wiem, czy o tym wiesz, ale ojciec Belli jest komendantem policji w małej miejscowości,
która nazywała się bodajże Forks. Jakieś dwa miesiące temu schwytał paru gówniarzy, którzy
handlowali narkotykami. Wsadził ich za kratki, jednak nie wiedział, że są to dzieciaki
sławnego gangstera z Seattle. Został skazany przez nich na śmierć, jednak ktoś się wygadał.
Policja w porę zdołała udaremnić zamach. Charlie Swan jest bezpieczny, jednak jego córka
nie została obięta ochroną świadków. Jej ojciec poprosił mnie, żebym się ją zajął, moja
posiadłość jest chroniona. Oczywiście się zgodziłem, Bella jest dla mnie jak siostra.

Słuchając Jacoba nie mogłem uwierzyć, że mówi prawdę. Takie rzeczy zdarzają się jedynie w
kiepskich filmach kryminalnych.

- Całą historię zna Tanya. Jeżeli zechce się na nas zemścić, to z pewnością uderzy w Bellę.

Mój żołądek ścisnął się ze strachu.
- Co możemy zrobić? – zapytałem cicho – nie możemy pozwolić, żeby coś się jej stało.
- Myślałem o tym wcześniej, chciałem wywieźć ją za granicę, ale nie wiem, jak ją do tego
zmusić.
- Czy ona nie wie w jakim znajduje się niebezpieczeństwie?- zerwałem się na równe nogi -nie
może tak lekkomyślnie decydować...
- Ona o niczym nie wie – przerwał mi Jacob. Bezradnie opadłem na fotel.


























Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 11

PWB:

Mike stał oparty o moje drzwi wpatrując się tępo w swoje ręce. Głos wewnątrz mnie
nawoływał, abym jak najszybciej wróciła do salonu, jednak nie chciałam wyjść na
przewrażliwionego dzieciaka. Wzięłam kilka głębszych wdechów, po czym lekkim krokiem
podeszłam do Mika.
- Mm... Mogę wejść? – zapytałam niepewnie. Do Mika najwyraźniej dopiero teraz dotarło, że
przy nim stoję, ponieważ wzdrygnął się na dźwięk mojego głosu.
- Bella – wymamrotał – Czekałem na ciebie. Możemy porozmawiać? – trudno było mi go
zrozumieć. Spojrzałam głęboko w jego oczy.
- Brałeś coś? – starałam się, by nie dosłyszał nagany w moim głosie.
- Coś – twierdząco pokiwał głową – Wiesz co? Jesteś niezłą laską. Inną od tych sztucznych
dziewczyn, które mam okazję widywać.
- Mike, dziękuję, ale chciałabym już wejść do mojej sypialni – powiedziałam drżącym
głosem. Zaczynałam coraz bardziej się bać.
- Nie ma sprawy, wejdę z tobą – uśmiechnął się szyderczo.
- Nnie... ja ... czekam na Edwarda – wypaliłam, nie zastanawiając się nad konsekwencjami
mojej wypowiedzi. Twarz Newtona zrobiła się purpurowa z złości. Niemal usłyszałam trzask
zaciskanych zębów.
- Co wy wszystkie widzicie w tym skurwielu? Nienawidzę go – naglę spojrzał na mnie
zniesmaczony – jednak każda dziewczyna jest dziwką. Czekałaś na Edwarda? – złapał mnie
za ramię i przyciągnął do siebie – pokażę ci, że jestem lepszy od niego.

Nie byłam w stanie zareagować. Mocno chwycił mnie w talii, równocześnie kładąc mi dłoń
na ustach, co uniemożliwiło mi wołanie o pomoc. Zaczęłam się szarpać i głośno pojękiwać w
jego dłoń.

- Idziemy do mojego pokoju skarbie – wychrypiał Mike.


PWE:

Przez pewien czas siedziałem bezczynnie w fotelu Jacoba, jednak wiedziałem, co muszę
zrobić. Zacząłem powoli się podnosić.
- Co zamierzasz zrobić z tą informacją? – zapytał powoli Jack.
- Spokojnie, mam plan. Niedługo do ciebie zadzwonimy.
- Niedługo? Zadzwonimy? – kilkakrotnie zamrugał zdezorientowany.

Nie racząc mu nawet odpowiedzieć wyszedłem na korytarz. Zacząłem rozmyślać o
przyszłości, jak zwykle przyszła do mnie Bella i całkowicie wzięła w swoje posiadanie.

W holu panował ziąb, światła były lekko przyciemnione, co niezwykle wpływało na nastrój
tajemniczości, a nawet grozy. Zadrżałem, pełen wyrzutów sumienia. Mam nadzieję, że Bella
zrozumie moje postępowanie. Robię to dla niej. A może i dla mnie? Nie mogę bez niej żyć.
To jest bardziej obsesja, niż miłość, jednak muszę być przy niej. Dotykać jej, patrzeć na nią.

Z głębi korytarza na pierwszym piętrze dobiegły mnie odgłosy krów. Ruszyłem w tamtym

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

kierunku, przyspieszając, gdy usłyszałem głos Mika.
- Księżniczko, nie krzycz, nie krzycz – mówił jednostajnym głosem.
ku***! Księżniczko? Nie krzycz? Może byłem przewrażliwiony, ale przed oczyma miałem
Bellę w jego przebrzydłych łapskach.
- Newton – krzyknąłem. Mike odwrócił się powoli, w jego ramionach zauważyłem
szamotającą się Bellę.

Sekundę później byłem już przy Newtonie, który przestraszony wypuścił Bellę. Spojrzałem
na nią krótko – cała drżała, ledwo trzymając się na nogach, zapewne z strachu.
- Idź do sypialni – warknąłem. Nie chciałem, aby się przestraszyła, jednak nie mogłem
zapanować nad furią, która zaczynała mnie ogarniać. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć,
jednak szybo jej przerwałem – Bello, teraz.

Widząc wyraz mojej twarzy zrezygnowała z prób dyskutowania ze mną i pobiegła do swojej
sypialni. Powoli odwróciłem się w kierunku Newtona i bez zbędnych pytań rzuciłem się na
niego wymierzając dwa potężne ciosy. Mike, który najwyraźniej czegoś się naćpał, padł na
podłogę z krwawiącym nosem. Patrzyłem z góry na tego śmiecia. Czułem adrenalinę
przepływającą przez moje żyły.

- Jeżeli jeszcze raz zbliżysz się do Belli... do kogokolwiek.. i ja się o tym dowiem, to
przysięgam ci, że nie będę się powstrzymywał.
W odpowiedzi usłyszałem jedynie cichutkie pojękiwanie.

Otarłem brzegiem rękawa krew Newtona, którą miałem na palcach. Przez to zajście niemal
zapomniałem, co miałem zrobić. Szybko podbiegłem na drugi koniec korytarza, zatrzymując
się przed drzwiami Belli.
- Proszę – usłyszałem drżący głos. Ostrożnie wślizgnąłem się do pokoju, cichutko zamykając
za sobą drzwi.
- Jak się czujesz? – zapytałem czule. Nie wiem, co się ze mną działo. Nigdy nie należałem do
tkliwych osób.
- Dobrze – odpowiedziała cicho – co się stało z Mikem?
- Nie martw się, żyje – zażartowałem. Jej mina świadczyła o przerażeniu – spokojnie, nic się
nie stało.

Podszedłem do wielkiej garderoby i zacząłem wyrzucać jej rzeczy na łóżko.
- Co ty robisz?
- Pakuję cię. Wyjeżdżamy.
- Chyba żartujesz. Przestaje mnie to już bawić – podniosła się z kanapy i ruszyła w stronę
wyjścia. Na szczęście byłem szybszy, w dwóch krokach doskoczyłem do drzwi, przekręcając
kluczyk.

Bella patrzyła na mnie zszokowana, jej usta były lekko uchylone. Miałem ochotę rzucić ją na
łóżko i ... Uspokój się! Takie myśli z pewnością ci nie pomagają. Z wielkim trudem minąłem
Bellę i wyciągnąłem wielką walizkę spod łóżka.
- Sama się spakujesz, czy wolisz, żebym zrobił to za ciebie?
- Edwardzie, już od jakiegoś czasu próbuję ci wytłumaczyć, że ja się stąd nie ruszam –
odpowiedziała spokojnie.
- Ok, ja to zrobię – jednym szybkim ruchem zgarnąłem wszystkie jej rzeczy leżące na łóżku i
wpakowałem do walizki, którą zatrzasnąłem z hukiem – gotowe.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image


PWB:

- Gotowe
Zamrugałam kilkakrotnie zszokowana. Co to miało znaczyć? Początkowo myślałam, że
Edward pogrywa ze mną w jakąś dziwną grę. Teraz byłam stuprocentowo pewna, że mówi
poważnie.
- Nigdzie z tobą nie pojadę – odpowiedziałam wyniośle. Jeżeli myśli, że ma do czynienia z
pierwszą lepszą dziewczyną, która jest na każde jego zawołanie, to się grubo mylił.

Edward westchnął ciężko, po czym chwycił mnie w pasie i przerzucił przez swoje ramię. Z
zaskoczenia aż zabrakło mi tchu.
- Jeżeli wolisz zrobić to wszystko w taki sposób... – nie wiedziałam jego twarzy ale ton jego
głosu wskazywał na rozbawienie.

Nie krzyczałam, nie wyrywałam się, a także nie bałam. Było zupełnie inaczej niż z Mikiem,
chociaż doskonale wiedziałam, że Edward jest o wiele bardziej niebezpieczny. Zdawałam
sobie sprawę, i wykorzystywałam to, że nic tak mężczyzny nie podnieca jak niepewność
zwycięstwa. Czy w Edwardzie także drzemał instynkt drapieżcy? Przeszedł mnie rozkoszny
dreszcz pożądania.
- Nie bój się – powiedział Edward – przysięgam, że nic ci nie zrobię. Nic, czego sama nie
będziesz chciała.
Wyszliśmy na podjazd, gdzie koło samochodu Edwarda stał Jacob z miną niewinnego
dzieciaka.
- Stawiała opór – stwierdził. Na jego twarzy malowało się głębokie zrozumienie.
- Oczywiście, że tak. Wyślesz nasze walizki na lotnisko?
- Ty! – zawołałam oskarżycielsko - Jacob! Jak mogłeś mi to zrobić?
- Lepiej bądź grzeczna, bo Edward potrafi postawić na swoim – na te słowa jego najlepszy
przyjaciel wpakował mnie bezceremonialnie do samochodu.

Patrzyłam jak wsiada do auta od strony kierowcy.
- Będę krzyczała –ostrzegłam.
- Mam taśmę – pomachał mi przed oczyma srebrnym kółkiem.
- To jest porwanie! – powiedziałam. Mogłam udawać złą, jednak byłam zaintrygowana
zaistniałą sytuacją.
Edward spojrzał na mnie z błyskiem w oczach i z piskiem opon wyjechaliśmy spod
rezydencji Blacków.












Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 12

PWB:

Po godzinie jazdy zajechaliśmy przed wielki hangar, za którym znajdował się pas startowy.
Zrezygnowana wysiadłam powoli z samochodu zastanawiając się, czy mam jakąkolwiek
szansę ucieczki. Rozejrzałam się dookoła. W zasięgu mojego wzroku nie było ani jednego
domu, czy też gospodarstwa, ale była noc, więc coś mogło mi umknąć. Edward, który cały
czas bacznie mi się przyglądał, wyglądał jakby się świetnie bawił.
- Nie masz szans na ucieczkę – powiedział rozbawiony. Od pewnego czasu bardzo często się
śmiał, był przy tym niesamowicie uroczy.
- A ty nie masz mojego paszportu – na mojej twarzy zagościł wyraz triumfu, który szybko
zniknął, gdy Edward wyciągnął z kieszeni czerwoną książeczkę – Jacob... – wymamrotałam
ze zrozumieniem. Cholerny zdrajca.

Edward złapał mnie niespodziewanie i zaciągnął do hangaru. Moim oczom ukazała się
olbrzymia maszyna.
- To nie jest dobry pomysł. Nigdy nie leciałam samolotem – starałam wyperswadować mu
pomysł wyjazdu za granicę, jednak wiedziałam, że decyzja już dawno zapadła. Edward nie
należał do osób, które zmieniają zdanie.
- Nie będzie źle. Ten samolot przy starcie prawie w ogóle nie trzęsie.
- Widzę, że masz świetny ubaw – mruknęłam zła. Edward jedynie spojrzał na mnie z
ciekawością, po czym przybrał poważną minę.

Weszliśmy do samolotu, w którym znajdowało się jedynie sześć miejsc siedzących. Usiadłam
na pierwszym lepszym siedzeniu. Edward zajął miejsce naprzeciw mnie. Spojrzałam na niego
spode łba. Postanowiłam przez całą drogę udawać obrażoną księżniczkę, która słowem się nie
odezwie do cholernie seksownego księcia. Oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam
powieki. Cały czas czułam wzrok Edwarda na mojej twarzy. Powoli otworzyłam oczy, aby
dać mu czas na odwrócenie wzroku, jednak tego nie zrobił. Spojrzałam na niego pytająco, a
on w odpowiedzi pokazał mi rząd śnieżnobiałych zębów.
- Możesz się trochę przespać, będziemy lecieć kilkanaście godzin.
- Gdzie mnie zabierasz? – ciekawość wygrała z moim postanowieniem.
- Do Nowej Zelandii.
- Możesz powiedzieć mi, dlaczego to robisz?
- Dlaczego wywożę cię do innego kraju? Nie – puścił mi oczko.
- Nie o to mi chodziło – już pogodziłam się z tym, że nic mi nie powie. Wzięłam głęboki
oddech – Dlaczego wciąż mi się przyglądasz?
- Przeszkadza ci to? – uniósł jedną brew. Ciekawe, czy działał tak na wszystkie kobiety, czy
tylko na mnie. Doszłam do wniosku, że ta dyskusja nie doprowadzi nas do niczego dobrego.
- Nieważne – wymamrotałam.

Wciąż nie mogłam zrozumieć pewnej rzeczy. Jak można było pożądać danej osoby, a
jednocześnie czuć zakłopotanie i niepewność w jej towarzystwie? Natłok uczuć w moim
wnętrzu musi niedługo znaleźć ujście, w przeciwnym wypadku eksploduję. Oparłam głowę o
dłonie i odpłynęłam. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo byłam zmęczona. Obudził mnie
cichy baryton, który pieścił moje uszy.
- Bello? – jęknęłam z rozmarzeniem. Poczułam jak Edward odsuwa się ode mnie z
zaskakującą prędkością. Otworzyłam zdezorientowana oczy.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Tak?
- Lądujemy – w jego głosie wyczuwalne było napięcie. Czasami mężczyźni są gorsi od
kobiet. I to niby nas jest trudno zrozumieć?! Posłusznie zapięłam pasy i czekałam, aż
bezpiecznie znajdę się na ziemi. Dziwne, że przez cały czas trwania lotu, ani razu nie
poczułam lęku..

PWE:

Na prywatnym lotnisku czekał na nas samochód. Szarmancko otworzyłem przed Bellą
drzwiczki od samochodu. Gdy już ruszyliśmy zadałem pytanie, które męczyło mnie przez
całą podróż.
- Bello, czy twoje nieoczekiwane zniknięcie zaniepokoi kogoś? – moja towarzyszka nie
raczyła nawet odwrócić się w moją stronę, wciąż wyglądając przez szybę – Ah, nie będziesz
ze mną rozmawiała? Byłem tylko ciekaw, czy warto kogoś zawiadomić, kiedyś dzwoniłaś do
jakiegoś Taylora...
Bella w końcu odwróciła twarz z moją stronę. Cholera, coś musi być z tym dupkiem.
- Więc? – zapytałem ostrożnie.
- To nie twoja sprawa – odpowiedziała szybko. ku***, to była moja sprawa. Zacisnąłem
mocniej dłonie na kierownicy. Za nic w świecie nie dam po sobie poznać, że jestem
zazdrosny.

Nasza dalsza podróż upłynęła w gęstej jak smoła ciszy. Podjechaliśmy pod letni domek mojej
rodziny* . Bella chciała wychodzić, jednak zamknąłem wszystkie drzwi przyciskiem na
kluczykach.
- Dobra, wyjaśnij mi o co chodzi – poprosiłem łagodnie. Nie chciałem, żeby czuła się do
czegokolwiek zmuszana.
- Super, wreszcie zadałeś sobie tyle trudu i zastanowiłeś się, co ja o tym myślę?! Zostałam
uprowadzona, nie wiem, gdzie jestem, ani z jakiej przyczyny się tu znalazłam! – wykrzyczała.

Cały czas patrzyłem głęboko w jej oczy, które ciskały pioruny. Po chwili jednak przeniosłem
wzrok na jej zaczerwienione od gniewu policzki, na falujące piersi. Na sam koniec
zostawiłem obserwacje jej lekko uchylonych i wilgotnych ust, przez które raptownie
wciągnęła powietrze. Naprawdę nie chciałem tego wszystkiego komplikować, ale to było
silniejsze ode mnie. Złapałem ją raptownie za szyję i przycisnąłem jej usta do swoich.
Początkowo stawiała opór, lecz po chwili jej wargi zaczęły się poruszać i dopasowywać do
moich. Przestałem myśleć. Gdy wsunąłem język między jej otwarte usta, Bella jęknęła. To
było dla mnie za dużo, raptownie oderwałem się od niej i oparłem głowę o zagłówek, starając
się uspokoić.

Gdy odblokowałem drzwi, Bella od razu wyskoczyła z samochodu. Poszedłem w jej ślady.
Spojrzałem na budynek, który znajdował się przede mną. Kochałem ten dom, był miejscem
mojego dzieciństwa, dorastania, a do tego znajdował się co najmniej godzinę drogi od
najbliższego miasteczka.

- Jesteś głodna? – zapytałem, gdy już znaleźliśmy się wewnątrz domu.
- Nie, za to chętnie bym się położyła – przez cały czas unikała mojego spojrzenia – pokażesz
mi mój pokój?
- Dobrze – westchnąłem ciężko, po czym wszedłem na drewniane schody.
- Edwardzie? – zatrzymał mnie głos Belli – Mogłabym dostać sypialnię z dala od twojej?
- Nie martw się, nie będę cię niepokoił – odpowiedziałam z nutą goryczy w głosie. Czy ona

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

myślała, że po dzisiejszym zdarzeniu w samochodzie przestanę się kontrolować?
- Nie chodzi o ciebie, tylko o mnie.

PWB:

- Nie chodzi o ciebie, tylko o mnie – powiedziałam zanim zdołałam się ugryźć w język.
Edward patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Dobrze – odpowiedział jedynie, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Nie wytrzymałabym
dalszych upokorzeń.

Dom, w którym się znaleźliśmy był uroczy. Zbudowany był z białych deseczek, na dworze
rosło masę zielonych roślin. Na jednej ze ścian piął się bluszcz, który sięgał dachu. Wnętrze
było jeszcze bardziej niesamowite, bardzo przestronne i jasne.

Zatrzymaliśmy się przed jakimiś drzwiami.
- Twój pokój. Zaraz przyniosę ci walizkę – powiedział i obracając się na jednej pięcie, ruszył
w stronę wyjścia. Może teraz odeśle mnie do domu? Coś w moim brzuchu przewróciło się,
gdy o tym pomyślałam. Cudownie, jestem beznadziejnie zauroczona w Edwardzie Cullenie!

PWE:

Męczyło mnie okłamywanie Belli, nie do końca rozumiałem postępowanie Jacoba. Dlaczego
nie chciał, aby Bella dowiedziała się o sytuacji w jakiej znalazł się jej ojciec? Powinna być
świadoma niebezpieczeństwa, w jakim się znalazła. Chwyciłem telefon komórkowy, który
leżał na parapecie w mojej sypialni i wybrałem numer mojego przyjaciela, którego głos
usłyszałem po dwóch sygnałach.
- Edward, jak tam? Gdzie jesteście?
- Jesteśmy w Nowej Zelandii. Pamiętasz? Byłeś kiedyś u mnie. – nie czekając na odpowiedź
ciągnąłem dalej – Chcę powiedzieć Belli prawdę. Wiesz, o sytuacji w której się znalazła
- Wiesz, na co się porywasz?
- Nie wiem, i nie chcę, żebyś mnie uświadamiał. – powiedziałem ze śmiechem.
- Na szczęście mnie tam nie będzie. Widziałem, że zabraliście wszystkie ubrania z szafy Belli
–zaczął Jacob.
- Tak – potwierdziłem. Nie wiedziałem do czego zmierza mój rozmówca.
- Nie zabraliście żadnych, które należały do Belli, a ubrania ode mnie są bardzo... erotyczne.
- Bella jest bardzo seksowna. – potwierdziłem.
- No tak, ale ona sceny erotyczne widziała jedynie w filmach. Wiesz, co mam na myśli? –
musiałem chwilę się zastanowić, o czym mówi mój przyjaciel.
- Sugerujesz, że ona nigdy...- przerwałem, gdyż do moich uszu doszło głośne pukanie –
Jacob, muszę kończyć. Na razie. – rzuciłem telefon na łóżko.

- Proszę – krzyknąłem w stronę drzwi, w których po chwili pojawiła się Bella. Ubrana była w
bardzo obcisłe jeansy i kremową bluzkę, która przylegała do niej niczym druga skóra. Jak to
możliwe, że ona była wciąż dziewicą? Ale to znaczyło, że pieprzony Taylor nigdy jej nie
dotknął. Poczułem się... męsko? Myślałem, że instynkt posiadania u mężczyzny jest jedynie
głupim mitem, którym karmi nas społeczeństwo.

Bella musiała zauważyć moje dziwne zachowanie, bo spłonęła rumieńcem. Wyglądała
prześlicznie.
- Świetnie się składa, że przyszłaś.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Tak? – zapytała drżącym głosem. O co chodziło?
- Muszę zdradzić ci powód, dla którego zaciągnąłem cię aż do tego kraju. Na twojego ojca
został wydany wyrok śmierci. Mafia z Seattle ściga go za to, że wsadził do więzienia jakiegoś
gnojka. Ciebie też chcą dopaść. – powiedziałem bardzo powoli, akcentując każde słowo.
Cały czas obserwowałem minę Belli, która zmieniała się z każdym moim słowem. Od
zdezorientowania, przez przerażenie, po furię. W kilku krokach podbiegła do mnie i mocno
ścisnęła za rękę.
- Natychmiast. Oddaj. Mi. Mój. Paszport. – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Nie mogę.
- Cholera, to jest mój ojciec! Muszę wrócić, muszę... – złapała się za głowę i upadła na moje
łóżko szlochając. Położyłem się obok niej i chwyciłem za nadgarstki, które przycisnąłem do
jej talii.
- Wszystko w porządku. Jest bezpieczny. Znajduje się pod opieką policji. – mówiłem tylko po
to, żeby się uspokoiła. – Nie płacz. Możesz mnie bić, kopać, wyzywać, tylko proszę nie płacz.

Moje serce rozdzierało się na drobne kawałeczki, gdy patrzyłem na nią w tym stanie. Po
chwili uspokoiła się i przysunęła do mojej klatki piersiowej. Całkowicie machinalnym gestem
przytuliłem się do niej.

PWB:

Czułam jak Edward przyciska mnie do swojego ciała, wtula twarz w moje włosy, wdycha ich
zapach. Poczułam dziwne mrowienie w dole brzucha. Przed chwilą dowiedziałam się, że mnie
i mojego ojca chcą dorwać jacyś mafiozi, lecz teraz nie mogłam myśleć o niczym innym, niż
ciało Edwarda. Pożądanie paliło mnie od środka.

Podniosłam delikatnie głowę, co umożliwiło mi dotarcie do jego ust i wsunęłam język między
jego wargi. Edward obrócił się tak, żeby znaleźć się nade mną. Ani na chwilę nie przestał
mnie całować. Delikatnie dotknęłam guzików jego czarnej koszuli, po czym zaczęłam je
szybko odpinać. Gdy dotarłam do ostatniego, położyłam moją rozpaloną dłoń na jego torsie,
drapiąc go delikatnie. Usłyszałam ciche warknięcie, po chwili jego usta zaatakowały moje z
zdwojoną siłą. Gdy już nie mogłam oddychać, odchylił się ode mnie i ściągnął moją bluzkę,
wodził językiem wzdłuż mojego brzucha, dotykał moich piersi wciąż ukrytych za stanikiem,
przygryzał płatki ucha. Leżałam i nie byłam zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Całkowicie
oddałam się przyjemności.

Edward był niesamowity, musiał mieć naprawdę duże doświadczenie, skoro wiedział jak
sprawić kobiecie tyle rozkoszy. Po chwili doszło do mnie, że moje doświadczenie w tych
sprawach było zerowe. Co się stanie, jeżeli nie sprostam zadaniu? Jeżeli nie spodoba się
Edwardowi? Zesztywniałam.

Edward spojrzał na mnie pytająco. Nie byłam w stanie wykrztusić słowa, chwyciłam moją
zmiętą bluzkę i wybiegłam z pokoju.

Gdy wpadłam do moje sypiali rzuciłam się na łóżko. Jak ja teraz spojrzę Edwardowi w oczy?




Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 13

PWE:

To oficjalne. Jestem największym idiotą, jaki kiedykolwiek stąpał po tej pieprzonej ziemi! Co
ja sobie myślałem? No tak, właściwie, to nie myślałem i na tym polega mój problem. Nie
chciałem ją atakować, ponaglać, wywierać jakąkolwiek presję. Wyszło inaczej. Zapewne nie
będzie chciała nawet ze mną rozmawiać.

ku***.

Leżałem jeszcze chwilę przytłoczony myślami, które nie dawały mi spokoju, po czym
wstałem i szybkim krokiem wyszedłem na korytarz. Pokonanie drogi do sypialni Belli zajęło
mi naprawdę niewiele czasu. Bałem się, że po drodze stracę odwagę i nie będę w stanie z nią
porozmawiać. Gdy dotarłem do jej drzwi, musiałem na chwilę przystanąć i zaczerpnąć parę
głębokich wdechów. Gdy unosiłem rękę, aby zapukać do jej sypialni, Bella gwałtownie
otworzyła drzwi.

- O! – krzyknęła przestraszona. Zobaczywszy kogo ma przed sobą, zarumieniła się delikatnie.
Poczułem się jak ostatni drań.
- Bella chciałem... – nie zdążyłem wypowiedzieć marnej formułki do końca, bo przerwała mi
raptownie kręcąc głową.
- Możemy o tym nie rozmawiać? – zapytała. W jej głosie dosłyszałem niepewność.

Świetnie. Ona nie chciała słyszeć na temat dzisiejszego zajścia, a ja zamartwiałem się jak
ostatni głupiec! Czy faktycznie była aż taką ignorantką? Potrafiła puścić w niepamięć te
chwile, które spędziliśmy ze sobą?
Ogarnął mnie gniew, którego nie potrafiłem zrozumieć. Spojrzałem na nią uważnie.

- Możemy – powiedziałem bardzo powoli. Na moje słowa uśmiechnęła się nieznacznie.
- Cieszę się. Ja właśnie... – cierpliwie czekałem, aż dokończy zdanie, jednak próżne były
moje nadzieje.
- Właśnie...? – ponagliłem ją z zniecierpliwieniem. Spojrzała mi głęboko w oczy. Nie wiem,
co w nich zobaczyła, ale jej wzrok stał się... zamglony? Zacząłem zastanawiać się, czy Bella
nie robi tego specjalnie. Najpierw rozgrzewa do nieprzytomności, a później zostawia z
poczuciem niedosytu.
- Właśnie miałam iść się wykąpać – odpowiedziała zatrzaskując mi drzwi przed nosem.

To był cholernie głupi pomysł, żeby zabrać ją do Nowej Zelandii. Ewidentnie bawiła się
moim kosztem. Jednak nie zostawię tak tego. Nie pozwolę, aby Bella Swan robiła ze mnie
idiotę.

Do głowy przyszedł mi iście szatański plan.

Zemsta.

PWB:

Przez chwilę stałam wpatrując się w zamknięte drzwi. Moje życie już nigdy nie będzie takie

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

samo – pomyślałam z nostalgią. Ciężkim krokiem ruszyłam w stronę łóżka i usiadłam na jego
skraju. Mój ojciec znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a ja muszę mieszkać z
mężczyzną, w którym jestem bezgranicznie zauroczona. To nie może się skończyć dobrze.


Poważnie zastanawiałam się, czy przez kolejne dni będę w stanie spotykać się z Edwardem.
Jedno niewinne spojrzenie wzbudzało we mnie nagły przypływ ciepła. Do tego dochodziło
marne aktorstwo, przez które moje uczucia mogły w każdej chwili zostać zdemaskowane.

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu, spojrzałam na wyświetlacz. No tak,
Jacob.
- Nie wiem, czy powinnam z tobą rozmawiać, zdrajco – mruknęłam zła.
- Tak, tak, wiem. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że Edward i bez mojej pomocy by
sobie poradził – najwyraźniej był bardzo szczęśliwy, że ma jakąkolwiek wymówkę. Nie
chciałam drążyć tego tematu.
- Ok., dlaczego dzwonisz?
- Wczoraj skontaktował się ze mną Taylor* – powiedział niepewnie. Gwałtownie
zaczerpnęłam powietrza, co nie uszło uwadze mojego przyjaciela. – No i ... powiedziałem mu
gdzie jesteś.
- Jacob, to nie było mądre posunięcie.
- Wczoraj wieczorem wyleciał do Nowej Zelandii – dodał niepewnie Black.


Spojrzałam na zegarek. Było parę minut po dwudziestej. Nie było sensu dalej tkwić w
czterech ścianach. Musiałam w końcu stawić czoło moim słabością. Właściwie, to jednej
wielkiej słabości.

Zeszłam do salonu, w którym na kanapie siedział Edward. Na kolanach trzymał laptopa.
- Przeszkadzam? – zapytałam cicho.
- Nie, już kończę – odpowiedział przenosząc na mnie wzrok. – Zastanawiałem się... Może
chciałabyś dzisiaj gdzieś wyjść? Mój przyjaciel otworzył niedawno całkiem niezły pub.

Średnio uśmiechało mi się wychodzić gdziekolwiek. Byłam typem osoby, która nie za bardzo
lubi imprezować. Jednak wolałam całą moc siedzieć w zatłoczonym klubie, niż samotnie
leżeć w łóżku i myśleć... nie móc zasnąć...
- Możemy pójść – powiedziałam kiwając głową.
- Tylko gdy będziemy w mieście nie próbuj szukać policji i powiadamiać o porwaniu –
powiedział ze śmiechem.
- Gdybym chciała to zrobić, to mogłabym zadzwonić na policję, albo do znajomych. Nie
zabrałeś mi komórki – powiedziałam lekko urażona. Edward spojrzał na mnie uważnie.
- Zastanawiałem się, dlaczego tego nie robisz – nie mogąc znieść jego świdrującego
spojrzenia, odwróciłam się rozglądając po pomieszczeniu.
- Piękny dom – powiedziałam, żeby zmienić temat.
- Tak, spędziłem tu większość mojego życia – odpowiedział z czułością. Spojrzałam na niego
z uwagą, jednak widząc moje zainteresowanie odchrząknął cicho. – Ile będziesz potrzebowała
czasu?
- Pół godziny. Pójdę jedynie się przebrać.
- Świetnie.

PWE:

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Bella zjawiła się nawet szybciej niż zapowiedziała. Ubrana była w ciemne spodnie i fioletową
bluzkę, która ślicznie kontrastowała z jej jasną cerą. Włosy związała w niedbałą pętlę przy
karku. Wyglądała ślicznie i naturalnie. Zacząłem się zastanawiać, jak kiedyś mogłem zwracać
uwagę na wytapetowane blondynki.
- Wyglądasz bardzo ładnie – powiedziałem zdawkowym tonem. Nie chciałem, żeby wyczuła
jakie emocje mną targają. Na moje słowa zarumieniła się delikatnie.
- Dziękuję.

Droga do miasteczka, w którym znajdował się pub Emmetta zajęła nam niecała godzinę. Bella
od czasu do czasu spoglądała ze złością na szybkościomierz, jednak ani razu nie
skomentowała stylu mojej jazdy.

Gdy pojechaliśmy na parking przed „Er Pub” usłyszałem głośne takty muzyki. Przed
wejściem tłoczyło się mnóstwo ludzi, którzy czekali na wejście. Skinąłem nieznacznie na
ochroniarza, który bez problemu wpuścił nas do środka.
- Czy ty masz wszędzie jakieś znajomości? – zapytała z wyrzutem Bella.
- Nie wszędzie – odpowiedziałem uśmiechając się do niej krzywo – napijesz się czegoś? –
musiałem niemal krzyczeć, bo muzyka była ogłuszająca. Pokiwała twierdząco głową.
Skierowaliśmy się w stronę baru. Przechodząc przez środek parkietu jakaś dziewczyna otarła
się o mnie nieznacznie, jednakże jak najbardziej celowo. Nie zdążyłem zareagować, bo Bella
chwyciła mnie mocno za ramię i spojrzała na nią zła. Uśmiechnąłem się delikatnie i złapałem
małą zazdrośnicę za dłoń, żeby tłum nas nie rozdzielił.
- Na co masz ochotę? – zapytałem, gdy dotarliśmy do baru. Tutaj muzyka nie była aż tak
głośna.
- Martini – niezwykle kobiecy wybór. Spodobało mi się to.
- Martini i wodę – powiedziałem do barmana.
- Edward! – odwróciłem się szybko słysząc głos mojego przyjaciela Emmetta. – Jak się masz?
Rosalie przyjechała z tobą? - Zapytał z nadzieją. Chyba od zawsze podkochiwał się w mojej
starszej siostrze.
- Nie, jestem z moją... przyjaciółką Bellą – Emmett uśmiechnął szeroko słysząc moje
wahanie.
- Miło mi – powiedział wyciągając dłoń w kierunku Belli – Edward nigdy nie przedstawiał
nam swoich... przyjaciółek.
- Mi również jest miło – odpowiedziała potrząsając jego wielką dłoń.
- Idźcie do loży na górze – wskazał nam palcem kierunek – zaraz tam przyjdę. – pomachał
nam w geście pożegnania i już zaczepiał jakąś ładną blondynkę.

Już mieliśmy ruszyć w wyznaczonym przez niego kierunku, lecz drogę zatarasował nam jakiś
ciemnowłosy chłopak.
- Tyler – wychrypiała Bella.









Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 14

PWB:

Szliśmy z Edwardem do loży, która znajdowała się na wysokim podeście, kiedy przed moimi
oczyma ukazał się...
- Tyler – Nie byłam pewna, czy wypowiedziałam jego imię na głos. Do mojego umysłu
wkradło się krótkie zdanie, które całkowicie przyćmiło inne myśli. Nie teraz. Nie teraz, kiedy
Edward... Kiedy ja...
- Bello - Powiedział spokojnie Tyler, po czym mocno mnie uścisnął. Znad jego ramienia
mogłam widzieć twarz Edwarda, który zaciskał nerwowo usta i obserwował całe zajście z
ściągniętymi brwiami. Nie wiem dlaczego, ale ucieszyła mnie bijąca od niego zazdrość. Było
to bardzo miłe uczucie, bo oznaczało, iż zależy mu na mnie. Może byłam po prostu naiwna?
Uśmiechnęłam się delikatnie, co najwidoczniej zwróciło uwagę Edwarda. Wbił w plecy
Tylera zimne spojrzenie.
- No, już możesz mnie puścić Tyler – Mruknęłam lekko zażenowana. Nie byłam
przyzwyczajona do bliskości mężczyzny. Tym bardziej, jeżeli chodziło o ciemnowłosego,
wysokiego faceta, którego ręce zaczęły się stopniowo przesuwać w dół moich pleców.
- Może nas sobie przedstawisz? – zapytał Edward lodowatym tonem, mogącym zamrozić
niejedno jezioro – Edward Cullen... Przyjaciel Belli – powiedział, nie czekając na oficjalną
prezentację. Ponownie zastanowił się nad określeniem naszej znajomości. Moje serce, które
i tak pracowało już ze zdwojoną siłą, przyspieszyło.
- Tyler Crowley, jestem...
- Jest moim przyjacielem z Forks – przerwałam brutalnie – Prawda? – zapytałam, mrużąc
oczy i dając mu nieme sygnały, aby milczał na temat naszej znajomości.
- Taak – odpowiedział ostrożnie mój „przyjaciel”, po czym zwrócił się do Edwarda, którego
miny nie potrafiłam rozszyfrować. Byłam pewna, że szybko domyśli się, że coś jest nie tak, o
ile już wszystkiego nierozgryzł. Nie mogłam posądzić go o brak inteligencji, której posiadał
aż nadto.

Z rozmyślań wyrwał mnie słodki głos Crowleya.
- Możemy porozmawiać? – zapytał – Na osobności – dodał, spoglądając krzywo na Edwarda.
Pewnie już wiedział, że nie jest to jedynie niewinna znajomość, za jaką pewnie ją zabrał na
samym początku.
- Dobrze – Odwróciłam się do Edwarda, spięłam na palce i szepnęłam mu do ucha – Nie
musisz się martwić, nie ucieknę, obiecuję – Poczułam, jak zaciska zęby.
- Będę czekał w loży – mruknął, wchodząc w tłum tańczących. Nim odwróciłam się w stronę
Tylera wzięłam głęboki wdech. To będzie ciężka rozmowa.
- Kto to był? – zapytał, nim zdążyłam stanąć twarzą do niego.
- Chyba już ci powiedział, jesteśmy przyjaciółmi. – Zaczęłam powoli się irytować.
- Ok, niech będzie, chociaż ten koleś mnie wkurza. Gdzie masz swoje rzeczy? Możemy
dzisiaj wracać do domu – oznajmił. Nerwowo potrząsnęłam głową, dając mu znak, że nie
zgadzam się z jego pomysłem.
- Tyler... Nie chcę, żebyś cierpiał, ale już tyle razy mówiłam ci, że nie jestem twoją
dziewczyną. Nie jestem i nigdy nie będę. Zrozum to. Nie możesz żyć iluzją, w której ty i ja
jesteśmy razem – Słowa, które wypowiadałam sprawiały mi przykrość. Nie lubiłam ranić
innych ludzi.

Tyler patrzył na mnie przez parę krótkich chwil, w jego oczach dostrzegłam zrozumienie.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Ten... Cullen ma coś z tym wspólnego. Zresztą nie obchodzi mnie to, bo teraz sytuacja się
zmieniła.
- Obawiam się, że nie wiem o czym mówisz – powiedziałam niepewnie, gdy na jego ustach
zagościł triumfalny uśmiech.
- Nie wiem, czy wiesz, że twój tata jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie... – zamarłam
przerażona. Skąd o tym wiedział? – Nie bój się, kochanie, jeżeli będziesz posłuszna, nic mu
się nie stanie.
- Cz-Czego ode mnie chcesz? – Głos zadrżał mi ze strachu.
- Pamiętasz... jak byliśmy mali? – zapytał z nadzieją w głosie. Oczywiście, że pamiętałam,
więc jedynie pokiwałam twierdząco głową. – A to, jak obiecałaś, że wyjdziesz za mnie za
mąż? – drgnęłam, wciąż nie wiedząc do czego zmierza.
- Powiedz, że nie myślisz o tym poważnie.
- Jak najbardziej. Moja rodzina... – Oh, tak. Słyszałam pogłoski o jego rodzinie. Choć
wyprowadzili się z Forks dobrych parę lat temu, mówiono, że mieli kontakty z włoską mafią.
- ... Moja rodzina może pomóc twojemu ojcu. Jest tylko jeden mały warunek. Wyjdź za mnie.
Będę cię kochał, szanował. Dam ci wszystko. Wiem, że teraz nie jesteś we mnie zakochana,
ale po paru latach będziesz.
- Nie, nie.. Ja... Nie mogę.. – Wydobywałam z siebie urywane zdania. Wiedziałam, że Tyler
nie żartuje.
- Ok, to jest dla ciebie szok. Dam ci czas do namysłu. Jutro przyjadę do rezydencji tego
Cullena i porozmawiamy.
- Skąd wiesz, że on mieszka? – zapytałam wystraszona. Jeżeli on należy do mafii, to
Edwardowi także może grozić niebezpieczeństwo. W odpowiedzi uśmiechnął się jedynie
tajemniczo.
- Wiem jaką decyzję podjęłaś. Jesteś rozsądną dziewczynką, za to cię kocham. Zależy ci na
życiu twojego ojca, prawda? Idź powiedz Cullenowi, że jutro wyjeżdżasz. Do zobaczenia.

Odwróciłam się, nie chcąc patrzeć jak odchodzi. Spojrzałam na górne loże, z których
obserwował mnie Edward. Z rezygnacją ruszyłam w kierunku schodów.

PWE:

Siedziałem w swobodnej pozie i patrzyłem spod półprzymkniętych powiek na Bellę, która
usiadła na skraju czerwonego fotela ze skóry, znajdującego się naprzeciwko mnie. Sięgnąłem
po wodę, stojącą na czarnym stoliku, który jako jedyny oddzielał mnie od tej dziewczyny.

Loża pełna była przyjaciół Emmetta, którzy zaczynali podchodzić do Belli, zapoznawać się z
nią i proponować różne trunki. Zauważyłem, że nie przyniosła ze sobą swojego Martini.
Skinąłem na kelnerkę, która szybko do mnie podbiegła mrugając szybko oczyma. Nie byłem
pewien, ale chyba chciała być seksowna.
- Martini dla tej pani – wskazałem na Bellę - Dla mnie wodę.
Warknąłem cicho. Nie mogłem wypić nic mocniejszego, bo prowadziłem. Alkohol z
pewnością by mi pomógł. Napotkałem wzrok Belli, która najwidoczniej usłyszała tę wymianę
zdań.

Nie wiedziałem, czy mój plan dla Belli będzie zemstą... Jednak przedstawienie czas zacząć.
Podniosłem się powoli z fotela, uważając, aby Bella mogła widzieć najmniejszy ruch mojego
ciała. Nie wiem dlaczego, ale powolne, kocie ruchy zawsze działały na moje „ofiary”.
Ruszyłem w stronę schodów prowadzących na parkiet, po którym tańczący ludzie ruszali się
w rytm ogłuszającej muzyki. Zatrzymałem się tuż przy barierce, aby sprawdzić, czy moja

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

„ofiara” złapała haczyk.

Bella wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczyma. Jej stan wskazywał na głęboki
szok. Nie byłem pewny, czy jestem na tyle silny, aby mój plan poprowadzić do końca. Muszę
przyznać, że moja silna, a właściwie już słaba wola mogła pokrzyżować moje zamiary.
Westchnąłem zrezygnowały, bo w końcu dotarło do mnie, jaki ta dziewczyna wywiera na
mnie wpływ. Z ręką na sercu mogę stwierdzić, że ogromny.

Ponownie spojrzałem w stronę Belli, która ani razu nie spuściła ze mnie wzroku. Gdy
mrugnąłem do niej i kiwnąłem zachęcająco palcem, wstała z swojego miejsca i ruszyła
niepewnie w moim kierunku. Po paru sekundach, które dla mnie ciągnęły się w
nieskończoność, stanęła przede mną z lekko zamglonymi oczyma. Przez jej spojrzenie, tak
niepewne, poczułem się jak ostatni drań. Jednak nie chciałem cofnąć swojej decyzji. Edward
Cullen nigdy nie zbacza z wyznaczonej ścieżki. Poza tym, nie zamierzałem zrobić nic
niemoralnego, bądź krzywdzącego kogokolwiek. No, może ucierpi jedynie duma oraz
pewność siebie tej niezwykle seksownej dziewczyny.
- Pójdziesz ze mną? – zapytałem niskim głosem. W odpowiedzi pokiwała głową. Nie
chciałem być jakoś specjalnie uwodzicielski, jednak przy Belli stawałem się właśnie taki.
Pragnąłem, aby przy mnie czuła się inaczej.

Złapałem jej rękę i pociągnąłem w tłum tańczących. Rozbrzmiewała zmysłowa piosenka,
więc wszyscy zaczęli poruszać się w powolnym, hipnotycznym tańcu. Złapałem Bellę za ręce,
które oplotłem wokół mojej szyi, sam położyłem dłonie na jej biodrach i przycisnąłem ją
lekko do mojego ciała.





Chapter 15:

PWB:

- Pójdziesz ze mną? – zapytał tym swoim cholernie seksownym barytonem. W tym momencie
moją natychmiastową myślą było to aby, powiedzieć mu, że poszłabym za nim na koniec
świata, ale nie, to nie byłoby rozsądnym posunięciem, więc w odpowiedzi pokiwałam
twierdząco głową.
Poczułam, jak wkłada swoją ciepłą dłoń w moją. Podświadomie wiedziałam, że powinnam
zrobić coś, aby wyrwać się z czaru, który na mnie rzucił. Jeszcze jeden wieczór –
pomyślałam. – Już niedługo będę musiała go opuścić.

Na samą myśl o rozstaniu serce ściskało mi się z żalu, a w żołądku czułam bolesne skurcze.
Jednak wiedziałam co jest słuszne. Miałam nadzieję, że szybko zapomnę o czasie spędzonym
w domu Jacoba, o pobycie w Nowej Zelandii.

Ruszyliśmy w stronę parkietu, na którym w rytm hipnotycznej melodii poruszała się spora
grupa ludzi. Nim stanęliśmy, Edward uniósł moje dłonie i położył je na swoim karku. Było mi
niesamowicie przyjemnie, pomimo ogłuszającej muzyki i oślepiających świateł. Zaczęliśmy
powoli się poruszać. Gdy przymknęłam powieki usłyszałam ciche warknięcie. Natychmiast
oprzytomniałam i spojrzałam w oczy Edwarda, w których dostrzegłam gniew, ale również

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

zafascynowanie. Podbudowało to moją wiarę w siebie, której nigdy zanadto nie miałam.
Impulsywnie wspięłam się na palce i musnęłam wargami jego szyję.
- Chcesz już iść? – zapytał. Jego głos był lekko zachrypnięty.
- Możemy jechać choćby zaraz – wyszeptałam do jego ucha. Nie wiedziałam, co się ze mną
dzieje. W nagłym przypływie odwagi włożyłam dłoń pod jego koszulę, powoli przesuwając ją
ku górze. Edward złapał mnie za rękę, gdy dotarłam w okolicę jego serca i zamknął ją w
uścisku.
- Chodźmy – wysyczał wściekle, po czym ruszyliśmy w stronę wyjścia.

Jego zmiany nastroju były zarówno niesamowite, jak i frustrujące. Ja jestem kobietą, więc to
do mnie powinno należeć bycie kapryśną i nieprzewidywalną!
Pochłonięta myślami ledwo zauważyłam, jak Edward stoi z otwartymi drzwiami do
samochodu i trochę zdezorientowaną miną, więc aby nie wzbudzać podejrzeń wślizgnęłam się
do auta. Gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwiczek zaczęłam kręcić się nerwowo,
próbując przybrać seksowną pozycję.

- Edwardzie, muszę z tobą porozmawiać – zaczęłam ostrożnie, gdy wyjechaliśmy z parkingu.
- Bello, nie jestem pewien, czy będę w stanie – odpowiedział. Spojrzałam na niego
zaskoczona i dotknęłam jego ręki, która spoczywała na gałce zmiany biegów.
- Nie rozumiem.
- Nie? – zapytał wściekły. Szarpnął gwałtownie kierownicą, zjeżdżając na pobocze. – Proszę,
powiedz mi, czego nie rozumiesz – wycedził.

Przestraszona rozchyliłam usta, aby móc odpowiedzieć mu na pytanie, jednak nie byłam w
stanie wykrztusić ani jednego słowa. Edward syknął, po czym wpił się w moje wargi.
Zaskoczona jego reakcją nie wykonałam żadnego ruchu. Wyczuwając moje spięcie, zaczął
poruszać swoimi wargami bardzo powoli. Poczułam jak wplata rękę w moje włosy i mocniej
przyciska do siebie. Nie myśląc o tym co robię, niezdarnie wdrapałam się na jego fotel, ani
razu nie odrywając swoich ust, od jego. Niechętnie oderwałam się od warg Edwarda, jednak
swoje pocałunki przeniosłam na jego szyję, zjeżdżając coraz niżej. Zawładnęło mną
szaleństwo, o którym istnieniu nie miałam zielonego pojęcia. Nie liczyło się nic, prócz naszej
bliskości i dotyku. Gdy wyczułam jego gorącą rękę na swoim brzuchu, wygięłam się do tyłu
zahaczając o kierownicę. Ledwo usłyszałam odgłos klaksonu, jednak Edward zamarł.
- Nie – powiedział bardzo powoli.
- Co? – zapytałam zdezorientowana.
- Wróć na swoje siedzenie.
- Nie chcę, ty również tego nie chcesz – wyszeptałam, powracając do poznawania faktury
jego szyi.
- Bello! – Edward nie miał problemu z oderwaniem mnie od swojego ciała i przeniesieniem
na fotel pasażera.

Przez chwilę nie wiedziałam, o co mu chodzi, jednak po paru minutach nie miało to już
większego znaczenia. Poczułam żal, rozdrażnienie oraz najgorsze uczucie z możliwych –
odrzucenie. Byłam taka zła, że z trudem powstrzymywałam łzy napływające do moich oczu.
- Ah, tak. Chciałeś mnie ukarać? Zemścić się? – Zapytałam cicho.
- Można to tak ująć – odpowiedział powoli, odpalając silnik.
- Udało ci się – mruknęłam, odwracając swoją twarz do okna.

Dalsza droga upłynęła w całkowitej ciszy. Co chwila odwracałam się, aby spojrzeć na
Edwarda, jednak on nie odrywał wzroku od jezdni. Cóż, dostałam za swoje. Teraz już wiem,

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

jak odebrał wydarzenia tej pamiętnej nocy – jak prowokację, próbę zabawienia się nim. Jeżeli
odczuł to tak dotkliwie jak ja teraz, to było mi go naprawdę żal, choć szczerze mówiąc siebie
samej również.

Gdy zajechaliśmy przed rezydencję Cullenów nie czekałam, aż Edward otworzy mi drzwi.
Szybko wyskoczyłam z samochodu z zamiarem natychmiastowego dostania się do swego
pokoju.
- Bello, przepraszam – usłyszałam za sobą znajomy baryton. Westchnęłam ciężko i powoli się
odwróciłam.
- Nie masz za co. Dobrze zrobiłeś powstrzymując mnie – jednak po chwili dodałam. – Czy
teraz możemy porozmawiać? – Edward uśmiechnął się krzywo.


PWE:

- Czy teraz możemy porozmawiać? – Świetnie, od podobnego tekstu zaczęło się wcześniejsze
zajście w samochodzie.
- Jasne, chodźmy do salonu.

Puściłem Bellę przodem, po czym na chwilę przymknąłem, oczy. Czułem się jak ostatni drań.
Zachciało mi się cholernej „zemsty”. No, może nie miała tak wyglądać, ale wszystko
potoczyło się tak, a nie inaczej.
- Słucham – zachęciłem Bellę, gdy ta usiadła już na kanapie i od dłuższego czasu wpatrywała
się we mnie.
- Spotkałam dzisiaj Taylora – Spiąłem się na sam dźwięk imienia tego palanta, ale
próbowałem zachować niewzruszony wyraz twarzy.- Wyjeżdża on jutro do Forks.
Pomyślałam sobie, że wrócę z nim.

Jej prośba mnie zszokowała. Musiałem wziąć parę głębszych oddechów, aby móc spokojnie z
nią rozmawiać.
- Nie ma mowy – odpowiedziałem. – Dobrze wiesz, że Forks jest ostatnim miejscem, do
którego powinnaś wracać! Jak mogłaś o tym nie pomyśleć?! – Ostatnie słowa już niemal
wykrzykiwałem.
- Będę z nim bezpieczna – powiedziała z taką mocą, że machinalnie zacisnąłem mocno pięści.
– Możesz porozmawiać z Jacobem, on mnie namawiał do współpracy z Taylorem.
- Współpracy?
- Może źle to ujęłam... Ale Edwardzie, nie jesteś moim ojcem, ani mężem, ani nawet...
chłopakiem! To jest moje życie.
- Które przez własną głupotę możesz stracić! – wyryczałem. Dlaczego ona jest taka uparta?
Dlaczego chce ode mnie odejść?

Bella popatrzyła na mnie zdziwiona. Podniosła się powoli z sofy i ruszyła w stronę drzwi.
- Jeżeli będziesz miał pewność, że będę z nim bezpieczna pozwolisz mi odejść? – zawahałem
się. Nie wiem, czy umiałbym patrzeć jak odjeżdża z innym mężczyzną. Bella najwidoczniej
źle zrozumiała moje milczenie, bo po chwili dodała – Wiem, że Jacob jest twoim najlepszym
przyjacielem, moim również, ale nie musisz brać do siebie wszystkich jego próśb. Zwłaszcza
dotyczących mnie. Więc?
- Dobrze. Zadzwonię do Jacoba i wszystkiego się dowiem. Usatysfakcjonowania?
- Tak – odpowiedziała uśmiechając się smutno.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 15

6 miesięcy później.

PWE:

Chodziłem nerwowo po gabinecie Jacoba, ściskając w ręku kremową kopertę, którą od kilku
minut starałem się otworzyć, ale byłem zbyt dużym tchórzem, aby to zrobić.
- Stary – mruknął mój przyjaciel, który siedząc wygodnie w fotelu za biurkiem przyglądał mi
się uważnie. – Wiesz, że nie musisz jej otwierać. Raczej zdajesz sobie sprawę, co się w niej
znajduje.

ku***. Doskonale wiedziałem, co trzymam w ręku. Zwłaszcza, że na odwrocie można
przeczytać, kto jest jej nadawcą. Tyler Crowley... Pewnie zapragnął podzielić się ze mną
swoim szczęściem. Odkąd Jacob poinformował mnie o planowanym ślubie Belli z tym
cholernym dupkiem, nie potrafiłem normalnie funkcjonować. Najgorsze były noce. Gdy
kładłem się do łóżka, zawsze widziałem przed oczyma jej śliczną twarz. Po pewnym czasie, w
tych wizjach, zaczęła pojawiać się również inna postać - Tylera Crowleya, który dotykał jej
gorącego ciała. Byłem bliski szaleństwa, więc codziennie starałem się pracować do późna,
aby zająć czymś myśli. Sam nie wiem w jaki sposób przeżyłem ostatnie sześć miesięcy.

- Edwardzie, wiem, że ciężko rozmawia się z tobą o uczuciach. Nie będę tego robił, bo
doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co się tutaj dzieję. Ale muszę zadać ci pytanie. Czy ty
się w niej zakochałeś? – Jacob starannie dobierał słowa, co spotęgowało uczucie bezsilności.
- A jakie to ma teraz znaczenie? – zapytałem sucho. To prawda, trudno mi było wyjawić, co
czuję, jednak była to kwestia głównie wychowania, a nie złych intencji.
- Rzekłbym, że ogromne – spojrzałem na niego zdezorientowany. – Pamiętasz, jak
rozmawiałem z tobą przez telefon w dniu wyjazdu Belli z Nowej Zelandii? – W odpowiedzi
pokiwałem twierdząco głową.

Jasne, pamiętałem tę rozmowę doskonale. Jacob opowiedział mi wówczas skróconą historię
rodziny Swan, która od bardzo dawna przyjaźniła się z Crowleyami. Co prawda, młodsze
pokolenie tej rodziny przeszło później na stronę mafii, jednak ojciec Belli zawsze w żartach
powtarzał, że jego córka zwiąże się z Tylerem. Jedno było pewnie – z nim była wyjątkowo
bezpieczna, a on nie miał żadnych poważnych argumentów, aby móc zatrzymać ją przy sobie.

- Proszę, nie mów mi, że chce ona wyjść za mąż jedynie dlatego, że jej ojciec w przeszłości
wiązał daleko idące plany w stosunku do Crowleyów! Przecież nie żyjemy w pieprzonym
średniowieczu! – wykrzyczałem odwrócony do Blacka plecami. Nie, ona nie mogła postąpić
tak nierozsądnie.
- Otwórz kopertę. Zobaczymy, co ma ci do zakomunikowania – zaproponował cicho Jacob.

Spełniłem jego prośbę, bo sam byłem już niemal u kresu wytrzymałości. W środku
znajdowało się zaproszenie. Otwierając je, ze środka wysunęła się mała biała kartka, która
upadła koło stopy mojego przyjaciela.
- Mogę? – zapytał niepewnie. Machnąłem rękę dając mu znak, że się zgadzam.
Obserwowałem, jak jego oczy stają się coraz większe, aż w końcu prychnął i podał mi
świstek. – Przeczytaj.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Machinalnie przejąłem kartkę, na której schludnym pismem było napisane:

Edwardzie,
Przysyłając ci ten list, łamię dane jej słowo. Nie chciała, żebyś był do czegokolwiek
zmuszony, jednak chciałem, żebyś wiedział – wygrałem. Serdecznie zapraszam na
uroczystość.
Tylor C.


Po przeczytaniu tych paru zdań zacząłem się śmiać, jednak po chwili na mojej twarzy
zagościło zniesmaczenie. Zacisnąłem gwałtownie dłoń, w którym znajdowało się zaproszenie.
- Kiedy jest ten ślub? – Nie chciałem nawet spojrzeć na te dwa nazwiska ustawione tak blisko
siebie.
- Za dwa miesiące – odpowiedział niepewnie Jack. – Co chcesz zrobić?
- Czy dałbyś radę namówić Bellę, aby przyjechała do ciebie na weekend?

Obserwowałem jak na twarzy mojego kumpla pojawia się szeroki uśmiech.
- Zobaczę co da się zrobić – powiedział.


PWB:

Stałam przed lustrem w niewielkim sklepie z sukniami ślubnymi. Westchnęłam na swój
widok. Wyglądałam jak ogromna, biała beza.
- Nie, ta mi się zdecydowanie nie podoba.
Podobnie było z kolejnymi dwudziestoma, które przymierzyłam w przeciągu ostatnich kilku
godzin. Nie chciałam tego ślubu, więc wszelkie przygotowania były dla mnie jedynie
niepotrzebnym ciężarem. Tylor chciał, aby wszystko odbyło się tradycyjnie – kościół, wesele,
tort, biała suknia. Mi było wszystko jedno, nie zależało mi na małżeństwie, więc tym bardziej
lekceważyłam wszelkie obowiązki, które na mnie spoczywały.

Gdy wychodziłam z sklepu, usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu, który wydobywał
się z wnętrza torebki. Przystanęłam na chwilę i spojrzałam na wyświetlacz. Jacob.
- Słucham – mruknęłam w słuchawkę niechętnie. Od kilku miesięcy Black namawiał mnie do
porzucenia decyzji o poślubieniu tego „idioty”, jak zwykł mawiać.
- Też się cieszę, że cię słyszę – odpowiedział uradowany. Już dawno nie słyszałam, żeby był
w tak dobrym nastroju, więc zapytałam ostrożnie:
- Coś się stało?
- Właściwie, tak...
- Znalazłeś sobie chłopaka? – rzuciłam wrednie. Jak on mógł się tak cieszyć, gdy mi wali się
cały świat?
- Nie, ale jestem na dobrej drodze. – Jacob nie obraził się na moje pytanie, przez co zdwoiłam
swoją czujność. – Może byś do mnie przyjechała w któryś weekend? Czy żandarm nie
pozwala opuszczać ci miasteczka?
- Mogę robić co chcę, Taylor niczego mi nie zabrania. – Może nie było to do końca prawdą,
ale nie chciałam wdawać się w bezsensowną dyskusję.
- Będzie Edward – zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. – Nie
sądzisz, że należą mu się jakieś wyjaśnienia?
- Tak, masz rację. Postaram przylecieć w przyszłym tygodniu. Pasuje?

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Resztę rozmowy przebiegała spokojnie, na neutralnym gruncie. Nie poruszaliśmy tematu
Edwarda, o którym tak bardzo starałam się zapomnieć. Może nie byłam w nim zakochana, ale
odczuwałam w stosunku do niego zwierzęcy pociąg. Dotyk jego skóry sprawiał, że
rozpływałam się, nie zdając sobie sprawy z istnienia świata, ani jego zahamowań. Przy nim
mogłam ujawnić swoje najdziksze instynkty, które zawsze ukrywałam przed innymi ludźmi.
Poza tym uwielbiałam patrzeć jak się uśmiecha, wywraca oczyma, poprawia ręką włosy, a
barwa jego głosu była wręcz hipnotyczna. Nie, nie byłam zakochana w Edwardzie Cullenie.
Nie byłam.




PWE:

Stałem oparty o parapet w swoim pokoju, patrząc w zamyśleniu na podjazd przed rezydencją
Blacków. Zmierzchało. W domu nie paliła się ani jedna lampa, co w wyjątkowo
przytłaczający sposób przywoływało do mnie, niezliczoną ilość wspomnień. Gdy otaczała
mnie ciemność, łatwiej było mi się skupić, chociaż i tak znaczna część mojej podświadomości
była zajętą tą jedną osobą, na którą właśnie czekałem. Nie wiedziałem, jak mam się z nią
przywitać, zareagować na jej obecność. Wiele bezsennych nocy spędziłem na wyobrażaniu
sobie naszego ponownego spotkania, jednak teraz, z niewyjaśnionych przyczyn, nie mogłem
przypomnieć sobie ani jednego scenariusza. Po chwili postanowiłem, że zdam się na
przypadek.

Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos silnika. Spojrzałem w przestrzeń między drzewami, za
którymi znajdowała się droga. Dostrzegłem błysk lamp samochodu. Ogarnęła mnie nagła
panika. Nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy raczej rozpaczać z zaistniałej sytuacji i mojej
bezradności. Przypomniałem sobie kolejny raz, aby podziękować Jacobowi, bo to dzięki
niemu zyskałem tę szansę, chociaż do końca nie wiedziałem jaką.

Powoli ruszyłem w stronę schodów, gdyż usłyszałem jak otwierają się drzwi frontowe. Nim ją
zobaczyłem usłyszałem jej nerwowy śmiech. Więc ona też obawiała się tego spotkania? Jeżeli
tak, to z pewnością z innej przyczyny niż ja. Gdy opuszczałem ostatni stopień, wreszcie
spojrzałem na postać, która stała przede mną. Kątem oka zauważyłem Jacoba, zmierzającego
do salonu bez żadnego słowa, jednak niemalże całą moją uwagę poświęciłem na studiowanie
twarzy Belli, która stała z lekko otwartymi ustami.
- Witaj – powiedziałem uśmiechając się krzywo. Sam byłem pod wrażeniem swojego
swobodnego tonu. Nie sądziłem, że będzie mnie na niego stać. Spojrzałem na torbę, która
stała przy jej nodze. – Daj, pomogę ci ją zanieść na górę.
- Dziękuję. Nie myślałam, że jeszcze cię dzisiaj spotkam. Jest dość późno. – Przecież nie
mogłem jej powiedzieć, że czekałem na jej przyjazd przy oknie przez blisko dwie godziny.
- Miałem jeszcze parę spraw do załatwienia – odparłem lekko. – Słyszałem, że wychodzisz za
mąż. – Teraz już nie mogłem powstrzymać wydobywającej się złości z mojego głosu. Bella
spojrzała na mnie zmieszana.
- Tak, jednak chciałabym porozmawiać o tym jutro, jeżeli nie masz nic przeciwko.

Wzruszyłem ramionami, po czym chwyciłem torbę i ruszyłem w kierunku jej pokoju. Jacob
przydzielił nam te same sypialnie co poprzednio, więc następne parę dni zapowiadało się
niezwykle ekscytująco. Z rozbawieniem zauważyłem, że od pewnego czasu w moich myślach
często występuje ironia.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Coś zabawnego? – Zapytała Bella, która musiała zobaczyć moje rozbawienie. W
odpowiedzi spojrzałem jej w oczy, którymi szybko umknęła w bok. Czeka mnie trudna
batalia, której wyniku do końca nie jestem w stanie przewidzieć.

Gdy dotarliśmy pod jej pokój, zrobiła taki ruch, jakby chciała odebrać mi jej pakunek. Czyżby
się bała się tej konfrontacji?
- Nie bądź śmieszna, zaniosę ci to do pokoju. Nie musisz się bać, będę grzeczny, zdaję sobie
sprawę, że masz narzeczonego – powiedziałem złośliwie.
- Nie tego się boję – odpowiedziała. Po chwili cała jej policzki oblały się szkarłatnym
rumieńcem. Boże, wyglądała tak cudownie, że daleko mi było od narzuconej sobie
samokontroli. Bezwiednie położyłem dłoń na jej skroni, powoli przesuwając ją w dół.

I znowu wracamy do punktu wyjścia – pomyślałem. Bella przymknęła swoje powieki i
westchnęła cicho. To było dla mnie za dużo. Jeszcze chwila, a nie obchodziłoby mnie, że ma
narzeczonego, że za parę miesięcy bierze ślub. Zabrałem szybko rękę z jej twarzy i po kilku
podskokach byłem już przy drzwiach.
- Przepraszam – wymamrotałem i wyszedłem na korytarz.

PWB:

Przez chwilę stałam nieruchomo zszokowana. Byłam taka naiwna. Chociaż nadal chciałam
sprawdzić, czy Edward wciąż działa na mnie tak jak kiedyś, znałam odpowiedź. Być może,
gdy się nim... nacieszę, będę mogła normalnie żyć przy boku Tylera.

Szybko wyskoczyłam na korytarz, podbiegłam do drzwi od pokoju Edwarda i zapukałam w
nie mocno. Jacob uprzedził mnie, że dostaliśmy taki sam przydział pokoi jak poprzednio. Gdy
nie usłyszałam żadnej reakcji przylgnęłam do drzwi, aby mógł mnie lepiej słyszeć.
- Edward – szepnęłam, bo oprócz nas w domu przebywali Jacob i jego pracownicy. –
Edwardzie, proszę. Otwórz.
Usłyszałam odgłos otwieranego zamka, więc odsunęłam się trochę. W framudze pojawiła się
postać o której marzyłam, śniłam, a przede wszystkim pragnęłam.
- Jeżeli cię o coś poproszę, zgodzisz się? – Zapytałam z nadzieją.
- To zależy – odpowiedział podejrzliwie.
- Tego się obawiałam. – Z tymi słowami podeszłam do niego, wplotłam dłonie w jego włosy i
mocno wpiłam się w jego usta, dysząc ciężko. Nasze wargi walczyły właśnie o dominację,
gdy wsunęłam swój język do jego ust. Poczułam jak przebiega go dreszcz rozkoszy, może to
jednak ja drżałam? Po chwili złapał mnie za ramiona i odsunął od siebie, aby móc na mnie
spojrzeć.
- Co ty robisz? – zapytał dysząc.
- Kochaj mnie, proszę.









Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 17

PWE:

Kiedy nasze usta się spotkały, Bella rozchyliła wargi, ochoczo zapraszając mnie do środka.
Smak tego pocałunku był niezwykle słodki, jednak namiętny i pełen pasji. W mojej głowie
panował kompletny chaos. Nie byłem w stanie myśleć racjonalnie. Zdałem się na pierwotne
instynkty. Przyciągnąłem Bellę do środka, zamykając jednocześnie wolną ręką drzwi do
sypialni. Przycisnąłem ją do ściany, dłońmi krążąc w okolicach talii. Usta natomiast spoczęły
na jej słodkiej szyi.
- Tak dobrze to robisz – wyszeptała z zamkniętymi oczami. – Edwardzie – wypowiedziała
moje imię z westchnieniem.
- Jesteś pewna...? – wychrypiałem. Otworzyła szybko oczy i spojrzała na mnie z mocą.
- Nie chcę być rozsądna, nie chcę słuchać ludzi, którzy mówią mi, co mam robić.

Przepełniło mnie bolesne pożądanie, które rozpalało moją krew.
- Kto ci mówi, że masz być rozsądna? – W odpowiedzi przywarła do moich ust, warcząc
cicho.
Wszystko wróciło na swoje miejsce, odeszło zdenerwowanie, troska o jutro. Kiedy
pociągnąłem ją delikatnie na łóżko wiedziałem, że to nie będzie zwykły seks, czy też
zachcianka. To było niewiarygodne przeżycie, które wypełniało mnie całkowicie.

Stanąłem przed łóżkiem i spojrzałem na kobietę, która na nim leżała. Jej oczy świeciły,
oddech wciąż był nierówny, a niesforne ramiączko bluzki opadło z ramion. Bardzo powoli
położyłem się na niej, podpierając się łokciami, aby móc ją widzieć. W jej spojrzeniu mogłem
uchwycić zdenerwowanie, niepewność, ale przede wszystkim bliżej nieznane mi uczucie.
- Jutro jest nieważne Bello. Liczy się tylko dzisiaj – wyszeptałem w jej usta, po czym
pocałowałem przelotnie. Moja kobieta... Tak właśnie o niej myślałem. Zaczęła pospiesznie
rozpinać guziki swojej bluzki.
– Mogę? – zapytałem. Jej twarz spłonęła słodkim rumieńcem, ale twierdząco pokiwała głową.
Bardzo powoli odkrywałem zakamarki jej ciała, chronionego jedynie cienką tkaniną. Jej
spodni pozbyłem się szybciej, bo pragnąłem zobaczyć ją w samej bieliźnie: białej,
koronkowej i niezwykle delikatnej. Miałem ochotę zedrzeć ją z niej i zaspokoić własne
pragnienie, ale chciałem jej dać coś więcej, niż tylko seks. Chciałem się z nią kochać.
Pozbyłem się jej stanika, po czym zacząłem obsypywać pocałunkami każdy skrawek jej ciała.
Gdy zahaczyłem językiem o jej sutek, jęknęła cicho, odchylając głowę do tyłu. Znając jej
słaby punkt, zacząłem maltretować jej piersi.
- Edwardzie, proszę – wyszeptała zdyszana. Szybko pozbyłem się moich ubrań i ściągnąłem
jej koronkowe majteczki. – Bądź delikatny – powiedziała bardzo cicho. Na początku nie
wiedziałem, jak mam interpretować jej wypowiedź. Czy do tej pory nie byłem wystarczająco
czuły? Odpowiedź uzyskałem stosunkowo szybko. Gdy wchodziłem w nią, patrząc jej
głęboko w oczy, napotkałem pewien opór. Pchnąłem mocniej, nie mogąc uwierzyć w to, co
się dzieje. Była dziewicą. Z jej ust wydarł się cichy krzyk.
- Bello... – sam nie wiem co chciałem powiedzieć. Moja mina musiała być bardzo
zdezorientowana, jednak Bella chwyciła mnie za głowę i przyciągnęła do swoich wilgotnych
ust. Czułem pod sobą jak bardzo drżała. Zacząłem się powoli poruszać. Bella reagowała
zemną, pode mną. Podnosiła się i czuła tak jak ja. Dawałem więcej, niż myślałem, że mogę
dać kobiecie, jej mięśnie drżały, co tylko wzmagało moje podniecenie. Chciałem być
światkiem wszystkiego, co się z nią dzieje. Krzyknęła, wbijając paznokcie w moje plecy.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image


PWB:
Leżałam na plecach z zamkniętymi oczyma, próbując oddychać równomiernie. Świetnie,
wpadłam po same uszy. Myślałam, że gdy „spróbuję” Edwarda, szaleństwo, które ogarniało
mnie, gdy na niego patrzyłam minie. Jak bardzo się myliłam! Po wspólnie spędzonej nocy
jeszcze bardziej się do niego przywiązałam. Na dodatek chciałam więcej i więcej. Z
westchnieniem przewróciłam się na bok, aby znaleźć się bliżej Edwarda, który intensywnie
się we mnie wpatrywał.
- Myślałem, że śpisz. – Na jego twarzy pojawił się łobuziarski uśmiech. Poczułam jak całą
moją twarz oblewa szkarłatny rumieniec na samo wspomnienie ubiegłej nocy. Edward
zaśmiał się rozkosznie. – Jesteś niesamowita. Kochałaś się ze mną, a wciąż czerwienisz się...
Właściwie na co?

Aby uciec przed jego palącym spojrzeniem spojrzałam w okno, za którym wciąż panowała
ciemność. Poczułam ulgę, że mogę jeszcze przez jakiś czas uciekać przed światem, wtulona w
mojego nieziemsko seksownego anioła. Zaśmiałam się do własnych myśli.
- Coś śmiesznego? – zapytał wesoło Edward.
- Nie chciałbyś wiedzieć – odparłam wymijająco, chcąc się z nim trochę podroczyć.
- Bello – zaczął poważnie. – Chciałbym poznać wszystkie twoje myśli. Bez wyjątku.
- Dobrze, zaczynaj – odparłam ze śmiechem. Nie chciałam teraz rozmawiać o sprawach
przykrych, czy też z jakiegoś powodu trudnych. Chociaż dobrze wiedziałam, że Edward nie
odpuści tak łatwo.
- O czym przed chwilą myślałaś?
- Następne poproszę.
- Ależ to jest najłatwiejsze!
- Następne poproszę - usiłowałam się nie roześmiać, ale słabo mi to wychodziło. Czy ja
gdzieś nie czytałam podobnej wymiany zdań?
- Dobrze. Może coś bardziej konkretnego. Co zamierzasz teraz zrobić? – zapytał nie
spuszczając ze mnie wzroku. – Chyba nie chcesz udawać, że nic się nie stało, bo tak nie jest.
Poza tym, nie pozwolę ci na to - mrugnął porozumiewawczo.
- To wszystko jest bardzo trudne. Obawiam się, że będę musiała wrócić do Tylera. –
Musiałam wywrzeć tą wypowiedzią niezwykłe wrażenie, bo zaczerpnął gwałtownie
powietrze.
- Nie zrobisz tego – warknął. – Przecież ty go nie kochasz, nawet z nim nie spałaś!

To prawda, Tyler nigdy by mnie nie poprosił o spełnienie jego fantazji, jednak wiem, że po
ślubie to by się zmieniło. Był świetnym manipulatorem. Zwłaszcza, że od niego zależało
bezpieczeństwo mojego ojca.
- Nie kocham go – przyznałam, wiedząc, że nie mam szans oszukać Edwarda. – Ale dobrze
znasz moją sytuację, Edwardzie. Tyler... może pomóc mi i mojej rodzinie. – Widząc, że
otwiera już usta, aby zaprotestować ciągnęłam swoją wypowiedź dalej. – On ma w szachu
całą mafię z Forks, a ja nie jestem na tyle naiwna, żeby się oszukiwać na temat
bezpieczeństwa mojego taty. On nie może ukrywać się przez całe życie, także państwo nie
będzie mogło go zawsze chronić. Poza tym... pojawiła się kolejna komplikacja.
- Jaka? – zapytał szybko.
- Ty - odparłam prosto. – Tyler wie, ile dla mnie znaczysz. Tu nie chodzi nawet o to, czy on
mnie kocha, czy też nie. On... nigdy nie przegrywa. A Ty, Edwardzie, byłbyś głównym
obiektem jego zemsty. Nie pozwoliłabym na to.

Mówiąc to wtuliłam się w jego ciepły tors. Nie krępowały nas żadne ograniczenia, takie jak

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

bielizna. Bezpośrednio czułam ciepło jego ciała, dotyk gładkiej skóry. Poczułam, jak jego
ręka podnosi mój podbródek do góry.
- Kocham cię – powiedział bardzo powoli, akcentując każde swoje słowo, po czym mocno
pocałował. Odrywając się od siebie po paru minutach, oboje oddychaliśmy równie szybko.
- Jeżeli powiem ci to samo, już nic nie będzie tak jak dawniej.
- Nie musisz tego mówić – odpowiedział trąc nosem o mój policzek. – Słowa są zbędne.
Wszystko wiem.

Byłam pewna, że wie wszystko. W końcu był to boski Edward Cullen, mający wszystko na co
ma ochotę. Teraz również posiadł moje serce. Od niego zależała moja teraźniejszość, a przede
wszystkim przyszłość.

PWE:

Z roztargnieniem dotknąłem miejsca na łóżku, gdzie powinna znajdować się Bella. Nie
wyczuwając jej, szybko otworzyłem oczy. W pokoju nie było nikogo oprócz mnie. Szybko
wyskoczyłem z posłania i włożyłem ubranie, które znajdowało się na podłodze. Sam nie
wiem, czy byłem wściekły, zły, rozczarowany, czy też znudzony jej ciągłymi gierkami i
ucieczkami. Wróciłem pamięcią do naszej ostatniej rozmowy. Jeżeli ona myśli, że jej
argumentacja w jakikolwiek sposób mnie przekonała – była w błędzie. Sytuacja Belli
utwierdziła mnie tylko w tym, że muszę jakoś rozwiązać zaistniałą sytuację.

Z tymi myślami powoli wyszedłem z sypialni, z zamiarem odszukania Jacoba, z którym
miałem parę spraw do omówienia. On jedyny mógł mi pomóc, ponieważ jak nikt znał
historię, a przede wszystkim charakter tej nieznośnej kobiety. Jednak na korytarzu spotkała
mnie niespodzianka. Zamykając drzwi od pokoju natknąłem się na Bellę. Chciała chyba zejść
na śniadanie, jednak widząc mnie szybko cofnęła się w głąb sypialni. Szybkim ruchem
uniemożliwiłem jej zatrzaśnięcie drzwi i spojrzałem na nią karcąco.
- Wiem, wiem, to nie było mądre posunięcie – mruknęła, chowając twarz za burzą dopiero co
wymytych włosów. Złapałem ją delikatnie za podbródek i uniosłem jej twarz, aby na mnie
spojrzała.
- Nie było – przyznałem. – Masz zamiar przede mną uciekać?
- Nie, oczywiście, że nie! Jednak ta sytuacja mnie... przerasta – wyszeptała.
- Chcę ci pomóc, naprawdę. – Mówiąc to złapałem Bellę za rękę i zaprowadziłem do kuchni,
w której przy stole siedział Jacob, pracując na laptopie.

Gdy weszliśmy do pomieszczenia trzymając się za rękę, Jacob uniósł delikatnie brwi
uśmiechając się wesoło.
- Dzień dobry – zawołał głośno. – Mam coś dla Ciebie, Edwardzie. – Wstał od stołu i
pomachał przed moją twarzą długa kopertą. – Zaproszenie na bal charytatywny w Nort Town.
Tegoroczne przyjęcie zorganizowano trochę wcześniej. Pamiętacie, rok temu wybraliśmy się
tam razem – powiedział spoglądając w okno. Również zatopiłem się we wspomnieniach.

Rok temu próbowałem „zdemaskować” Bellę, myśląc, że zdradza Jacoba i jest z nim
wyłącznie dla jego pieniędzy. Jakże się myliłem! Spojrzałem na Bellę, która podeszła do
lodówki i uważnie przeglądała jej zawartość. Trudno o bardziej bezinteresowną istotę. To
było piękne, ale i irytujące. Dla niej ważne nie było jej szczęście, ale radość innych ludzi.

- Nie musicie tam jechać – przypomniał Jacob.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Nie musimy – odparłem. Mogliśmy pozostać w domu naszego przyjaciela, bezpiecznie, bez
żadnych zmartwień...

Chapter 18

Chapter 18.

PWE:

Patrzyłem jak śliczna szatynka przeszukuje lodówkę. Nie myśląc za dużo, podszedłem do niej
i złapałem w pasie, zanurzając twarz w jej pachnących truskawkami włosach. Kątem oka
zauważyłem, jak Jacob z uśmiechem wymyka się z kuchni znacząco mrugając powiekami.
Zachichotałem i odwróciłem Bellę twarzą do siebie.
- Głodna? – szepnąłem cicho do jej ucha. Poczułem jak przeszywa ją delikatny dreszcz.
Byłem cholernie zadowolony, że tak działam na tę kobietę.
- Teraz już nie bardzo – odpowiedziała słabo. Wyczuwając jej niezdecydowanie przysunąłem
się jeszcze bliżej i lekko zagarnąłem swoimi ustami jej wargi. Mimon wspólnie spędzonej
nocy wciąż czułem bijącą od niej niepewność. Postanowiłem być ostrożny. Każdy swój ruch
dokładnie przemyślałem, dopiero później starannie go wykonywałem. Miałem za dużo do
stracenia, abym mógł pozwolić sobie na pomyłkę. Moje rozmyślania przerwało donośne
burczenie w brzuchu. Bella spojrzała na mnie zawstydzona.
- Chyba jednak powinnam coś zjeść. – Mówiąc to zaśmiała się uroczo. Wyciągnąłem dłoń,
aby móc przyciągnąć jej twarz do swojej, jednak szybko się rozmyśliłem i jedynie
pogłaskałem ją czule po policzku. Coś wewnątrz mnie mówiło, że ona potrzebowała więcej
przestrzeni.
- Zrobię coś specjalnego.
- Umiesz gotować? – zapytała zdumiona.
- Może nie do końca, ale się postaram. – Roześmiałem się widząc niepewną minę. – Umiem
gotować. Od sześciu lat mieszkam sam, więc w końcu musiałem się nauczyć. Teraz możesz
patrzeć i podziwiać, jak mistrz szykuje ci śniadanie.
- Dobrze, mistrzu – odpowiedziała siadając na wysokim krześle przed blatem kuchennym. Po
chwili utkwiła we mnie wzrok.

Moje zdolności kulinarne nie były zachwycające, jednak Bella wydawała się
usatysfakcjonowana przyrządzoną przeze mnie jajecznicą. Pozmywaliśmy naczynia, po czym
wyszliśmy do ogrodu. Pogoda była stosunkowo ładna, więc postanowiliśmy wybrać się na
dłuższy spacer.
- Pojedziemy na ten bal? – zapytała mnie Bella, gdy wchodziliśmy w bramę prowadzącą do
parku.
- Wydaje mi się, że możemy się tam wybrać. – Spojrzałem na towarzysząca mi kobietę i z
westchnieniem przyznałem. – Chciałbym pokazać Mike’owi i Tany, że będziemy tam razem.
– Gdy Bella spojrzała na mnie karcąco pokiwałem jedynie głową i zaniosłem się śmiechem. –
Jestem jedynie mężczyzną.
- Ale jakim – westchnęła z rozmarzeniem, po czym również się roześmiała.

Muszę przyznać, że w tamtym okresie mojego życia śmiałem się częściej niż kiedykolwiek.
Towarzyszyła mi kobieta, którą kochałem, chociaż nadal trudno mi było się z tym oswoić.
Było to przerażające uczucie, które było do wytrzymania jedynie wtedy, gdy Bella była przy
mnie obecna. Wiedziałem, że gdybym ją stracił stałbym się innym człowiekiem. Pokazałbym
swoją gorszą stronę, która tkwiła we mnie, gdzieś tam głęboko. Chwyciłem rękę Belli, chcąc
poczuć, że jest przy mnie.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Zobacz, tam – powiedziała cicho kiwając głową w stronę ścieżki prowadzącej do
najbliższego miasteczka. Wytężyłem wzrok i dopatrzyłem się Mike’a idącego żwawo w naszą
stronę.
- Zachowuj się normalnie – mruknąłem cicho, bo ten drań w zaskakująco szybkim tempie
znalazł się przy nas. – Mike Newton. Przykro mi, że nie mogę powiedzieć „miło cię widzieć”
– przywitałem się na głos.
- Za to mi jest bardzo miło – odpowiedział kąśliwie. Spojrzał na nasze złączone ręce, a ja
niemal zobaczyłem szatańskie błyski w jego oczach. Gdy podnosił kąciki swoich warg ku
górze musiałem bardzo się powstrzymywać, aby nie zrobić mu krzywdy. – Myślałem, że
wychodzisz za mąż – zwrócił się do Belli.
- Nie twój interes – odpowiedziała wściekła.
- Zawsze chciałem mieć udział w twoich interesach.

Szybko puściłem dłoń Belli i wymierzyłem cios prosto w szczękę Mike’a Newtona, który już
po chwili masował obolały policzek. Nie miał nawet odwagi stanąć w swojej obronie.
Pieprzony dupek!

Mike spojrzał na nas z nienawiścią, jednak po chwili zreflektował się i powiedział miłym,
zbyt miłym głosem.
- Pozdrówcie Jacoba. Mam nadzieję, że zobaczymy się na balu charytatywnym.
- Wiem, ze nie chciałbyś nas tam zobaczyć, jednak nie zrobimy ci tej przyjemności –
odpowiedziałem.
- Nawet nie wiesz jak się mylisz – powiedział, po czym minął nas i poszedł w głąb parku.
To ostatnie zdanie powinno mnie zastanowić.

PWB:

Ze spaceru wróciliśmy już w mniej szampańskich humorach. Wchodząc do salonu odruchowo
spojrzałam na zegarek. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest już tak późno! Przebywając z
Edwardem czas mijał w zaskakująco szybkim tempie. Swojego mężczyznę, jak zwykłam go
nazywać w myślach, zostawiłam z Jacobem, a sama poszłam na górę, aby przygotować się do
wyjścia. Szczerze mówiąc, przed poznaniem Edwarda nie zależało mi na tym, aby dobrze
wyglądać. Teraz się to zmieniło. Wpadłam do łazienki i przygotowałam gorącą kąpiel,
wrzucając do jej parę aromatycznych kulek. Szybko zrzuciłam z siebie ubranie, weszłam do
wanny i chwyciłam słuchawki od iPoda. Zasłuchana w muzyce drgnęłam przestraszona, gdy
poczułam dłoń na swoim ramieniu. Wstrzymałam oddech otwierając oczy. Przede mną na
krawędzi wanny siedział Edward.

Chwyciłam za sznurki słuchawek i pociągnęłam je dynamicznie. Popatrzyłam krzywym
wzrokiem na mojego mężczyznę.
- Przestraszyłeś mnie – mruknęłam z wyrzutem.
- Przepraszam. – Również mruknął, jednak w zupełnie inny sposób niż ja. Dopiero po chwili
uzmysłowiłam sobie w jakiej sytuacji się znajdujemy. Gdybym wcześniej wlała do wanny
trochę płynu do kąpieli, to moje ciało zakrywałaby przynajmniej piana. Spojrzałam
skonsternowana na Edwarda, który przesuwał leniwie wzrokiem wzdłuż mojej sylwetki.
- Mogę? – zapytał wskazując na miejsce koło mnie. Nerwowo pokiwałam głową, nie wiedząc
do czego zmierza. Dotarło to do mnie, gdy zaczął ściągać swoją koszulkę. W gardle tkwiła mi
wielka gula, więc nawet nie miałam szans zapytać co zamierza zrobić.
- Nie zmieścimy się tutaj razem. – powiedziałam, gdy stał przede mną całkiem nagi. Czy mój
głos zadrżał? W odpowiedzi Edward podniósł mnie i umiejscowił się na moim poprzednim

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

miejscu. Mnie zaś położył wzdłuż swojego ciała w taki sposób, że plecami opierałam się o
jego klatkę piersiową. Pod swoimi pośladkami czułam jego dowód podniecenia.

Edward chwycił buteleczkę z mydłem w płynie, nalał na swoje ręce, którymi energicznie
pocierał, aby utworzyć pianę, po czym zaczął masować moje ciało. Rozpoczął od szyi, powoli
przesuwając się w dół mojego ciała, przez piersi, brzuch, aż po... Gdy dotknął mnie w moje
najczulsze miejsce wypuściłam wstrzymywane powietrze. Sama nie wiem dlaczego się nie
udusiłam.

Po kilkudziesięciu minutach stałam w swojej sypialni otulona grubym białym ręcznikiem i
przeglądałam walizkę, którą naprędce spakowałam. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałam
co znajdowało się w jej środku. Edward leżał na łóżku, ubrany w swój garnitur. Przyglądał mi
się badawczo trzymając w ręku krawat, którego jeszcze nie zawiązał. Spojrzałam na niego,
jednak szybko odwróciłam wzrok, bo od patrzenia na kilka rozpiętych guzików pod jego
szyją robiło mi się gorąco. Na dodatek wciąż miałam w głowie to, co wyprawialiśmy
niedawno w wannie. Na samą myśl o tym, zarumieniłam się.
- Przykro mi, ale wzięłam tylko jedną sukienkę, która może się nadawać na to wyjście.
Najwyżej pójdę zapytać się Jacoba, czy ma coś specjalnie dla mnie, po nim nigdy nic nie
wiadomo – powiedziałam pokazując język Edwardowi, który zaśmiał się serdecznie.
- Ubierz ją, jestem pewien, że będziesz wyglądała pięknie. Ty zawsze wyglądasz ślicznie,
chociaż … najlepiej nago. – Uniósł wysoko brwi widząc moje zażenowanie.

Ubrałam długą zieloną sukienkę, ani na chwilę nie wychodząc z pokoju. Czułam się coraz
swobodniej pod ostrzałem rozpalonego wzroku mojego mężczyzny. Włosy postanowiłam
rozpuścić, wiedziałam, że takie Edwardowi podobają się najbardziej. Czy ja wszystko
musiałam robić tak, aby jemu się podobało? Na to pytanie postanowiłam odpowiedzieć
później.

Droga do Nort Town upłynęła nam na przyjemnej rozmowie o niczym. Podjeżdżając pod
hotel, w którym miał odbyć się bal zauważyłam samochód, który na ulicach pojawiał się
bardzo rzadko. Srebrny Aston Martin...
- Edward... – zaczęłam, jednak nie skończyłam. Przed wielkim wejściem rozmawiając z
Mikem Newtonem stał...
- Tylor!














Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image



Chapter 19

PWE:

- Tyler – usłyszałem zdławiony głos Belli. Zwolniłem nieco tempo jazdy, by móc rozeznać
się w sytuacji. Crowley stał przed głównymi drzwiami i rozmawiał z Newtonem. Idioci, jeżeli
chcieli przyłapać mnie i Bellę na wspólnym przybyciu na bal, powinni lepiej się
zakamuflować.
- Pewnie Mike powiadomił twojego narzeczonego. – Jakże trudno było mi wymówić te słowa.
Miałem ochotę zatrzymać samochód i pokazać się temu przebrzydłemu idiocie. Jednak
zdrowy rozsądek zwyciężył i pojechałem prosto, nerwowo dociskając pedał gazu. Bella nie
zatrzymywała mnie ani nie próbowała wypowiedzieć swojego zdania. Polegała całkowicie na
mojej ocenie sytuacji. Byłem trochę zdenerwowany jej zachowaniem – nic dziwnego, że
ludzie mogli bez przeszkód nią manipulować i przekonywać do swoich racji. Zastanowiłem
się przez chwilę. Czy ja również nie robiłem czegoś podobnego? Czy manipuluję Bellą tak,
jak robi to Crowley?

Przejechaliśmy w ciszy krótki odcinek trasy, zatrzymując się na obrzeżach miasta, zaraz obok
tablicy witających gości, wjeżdżających do tego miejsca.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytałem cicho. Bella lekko zdezorientowana spojrzała na mnie
pytająco. – Chcesz wrócić na to przyjęcie? Zobaczyć się z Tylerem? Wiem, że nie mogę ci
tego zabronić... – chciałem dokończyć wypowiedź, jednak poczułem jej dłoń na swoich
ustach, nieudolnie próbującą powstrzymać mnie od wypowiadania słów.
- Oczywiście, że nie chcę tam wracać. Nie chcę ślubu, nie z Tylerem. Chcę... – Czekałem
cierpliwie, aż dokończy swój wywód, ale nie należałem do osób o silnej woli.
- Czego chcesz? – zapytałem, patrząc jej głęboko w oczy.
- Chcę ciebie – wyszeptała. Spojrzałem na nią z szerokim uśmiechem na twarzy. W głowie
zaświtał mi szalony pomysł, którego mimo, iż nie przemyślałem, byłem całkowicie pewny
jego słuszności. Spojrzałem na Bellę spod półprzymkniętych powiek, delikatnie chwyciłem
jej dłoń i wyszeptałem.
- Tak bardzo, że zostaniesz moją żoną? – wstrzymałem na chwilę oddech, nie będąc pewnym
odpowiedzi. Jeszcze nie odpędziła się od niechcianego narzeczonego, a teraz mogła mieć
kolejnego – tylko, że w tym przypadku wybór miał zależeć tylko i wyłącznie do niej.
- Tak, tak bardzo – powiedziała cicho. Szybo nakryłem jej usta swoimi, aby zagłuszyć w ten
sposób wyrzuty sumienia, które najprawdopodobniej nią targały.
- Możemy wyjechać do Vegas, wziąć tam ślub. Potrzebujesz jedynie metrykę urodzenia, którą
może przesłać nam twój ojciec. W ten sposób pozbędziemy się również Tylera, który nie
będzie mógł nic zrobić! – Słowa wyrzucałem z szybkością karabinu maszynowego, chcąc
wzbudzić w Belli chociaż odrobinę euforii, która szalała we mnie niczym burza.
- Kiedy wyjedziemy? Tyler z pewnością jutro odwiedzi Jacoba, jak zobaczy, że nie
przyszliśmy na ten bal.

Chwilę zastanowiłem się nad słowami mojej ukochanej, po czym wyjąłem komórkę z
kieszeni mojej marynarki, natychmiast wybierając numer Jacoba. Po paru sygnałach
usłyszałem głos przyjaciela.
- Stary, co jest? – zapytał zniecierpliwiony. – Właśnie przed chwilą zobaczyłem Clowleya!
- Wiemy o nim. Na szczęście, nie należy do osób zbyt inteligentnych , więc czekał na nas
przed wejściem – mówiąc to spojrzałem na Bellę, która wyszczerzyła zęby w szerokim

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

uśmiechu. Sam również krótko się zaśmiałem. – Jacob, słuchaj, wyjeżdżamy jeszcze dziś, bo
pewnie ten śmieć będzie chciał złożyć ci dzisiaj wizytę.
- Gdzie jedziecie? – zapytał.
- Do Vegas.
- Vegas? No wiecie?! Dwoje moich najlepszych przyjaciół zamierza wziąć ślub, nie
zapraszając mnie na niego? – Black próbował udać oburzenie.
- Zaprosimy cię na pierwszą rocznicę naszego ślubu – powiedziałem, po czym zakończyłem
rozmowę. Spojrzałem na Bellę, która również się we mnie wpatrywała. Czy myślała o tym
samym, że najprawdopodobniej za rok będziemy świętować naszą rocznicę?

Dojechaliśmy do rezydencji Blacków omawiając niezbędne szczegóły naszej podróży.
Pobiegliśmy na górę i stanęliśmy przed drzwiami naszych sypialni.
- Czy starczy ci trzydzieści minut na przygotowanie się? – zapytałem, chociaż wiedziałem
jaka będzie odpowiedź.
- Pewnie, że tak – powiedziała, podchodząc i szybko muskając moje usta. – To ty się nie
spóźnij – zażartowała.

Wpadłem do mojego pokoju, chwytając walizkę w drodze do szafy, która stała nieopodal
drzwi. Między wrzucaniem do niej zawartości mebla, rozmyślałem nad zaistniałą sytuacją.
Nigdy nie zastanawiałem się nad zawarciem związku małżeńskiego. Tak naprawdę, to
perspektywa posiadania żony nie była mi na rękę. To nie godziło się z moją wizją wolności,
jednak po poznaniu Belli, owa wolność przestała mi już być potrzebna. Prawdą było to, że po
pamiętnym tygodniu u Jacoba, nie zauważałem innych kobiet. Po wyjeździe Belli z Tylorem,
próbowałem o niej zapomnieć. Próbowałem, to dobre słowo, bo moje starania spełzły na
niczym. Kobiety wydawały mi się albo zbyt głupie, albo nie odpowiednie.

Ślub z Bellą Swan pozwoli mi na zatrzymanie jej już do końca życia. A tego chciałem.

PWB:

Siedzieliśmy w samolocie, mieliśmy już startować, gdy Edward złapał mnie za rękę i wsunął
pierścionek na mój palec. Spojrzałam szybko na niego, nie mogąc powstrzymać
irracjonalnych łez, które cisnęły mi się do oczu. Byłam tak szczęśliwa, że nie potrafiłam
wypowiedzieć najprostszego zdania.
- Teraz jest tak, jak być powinno – szepnął, po czym pocałował mnie w dłoń, noszącą symbol
naszego przywiązania.

Lot dłużył mi się niemiłosiernie. Chciałam być z Edwardem, jednak bałam się samej
ceremonii zaślubin. Nie wiem czy chciałam, żeby czas lotu się wydłużył, czy raczej
przyspieszył. Miałam awersję do związków małżeńskich. Może dlatego, że moi rodzice
rozwiedli się po niecałych dwóch latach spędzonych ze sobą? A decyzja o ślubie w naszym
przypadku była ekspresowa. Najbardziej obawiałam się tego, że Edward może później
żałować podjętej przez siebie decyzji. A tego bym nie zniosła.

W ciemnościach wnętrza samolotu dotknęłam policzka Edwarda, który zaczynał przysypiać.
- Śpisz? – zapytałam szeptem.
- Tak – wymamrotał, jednak poczułam, że się uśmiecha. – A o co chodzi?
- Pomyślałeś o intercyzie? – zapytałam bardzo cicho, mając nadzieję, że nikt mnie nie
usłyszy. Edward zaczerpnął szybko powietrze i skierował twarz w moją stronę. Był tak
blisko, że czułam jego oddech na swoich ustach.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

- Zakładasz, że nasze małżeństwo nie przetrwa? Jeżeli tak bardzo chcesz zabezpieczyć swój
majątek, w Vegas się tym zajmę. – Mówiąc to puścił mnie i oparł się o druga stronę fotela.
Nie chciał tego po sobie pokazać, ale musiałam go zranić.
- Edwardzie, dobrze wiesz, że nie myślałam o swoim majątku. Gdybyś... Gdybyś chciał się
kiedyś ze mną rozwieść...
- I o to się boisz? Możesz być pewna, że będziemy z sobą do końca. Czuję to. – Nachylił się
nade mną i pocałował w czoło.

Reszta lotu upłynęła na cichych rozmowach, więc gdy samolot wylądował byliśmy jak
najbardziej gotowi i wraz z walizkami pojechaliśmy do urzędu, aby załatwić formalności.
Byłam ubrana w zwykłe jeansy i czerwoną bluzkę. Edward również nie wyglądał zbyt
oficjalnie. Po złożeniu przysięgi mój mąż pocałował mnie namiętnie i ruszyliśmy w drogę do
hotelu, w którym mieliśmy spędzić swój tydzień miodowy. Odcięci od świata, rzeczywistości.
Niezmiernie cieszyłam się nad nadchodzącymi dniami, zdając sobie sprawę, że ciało Edwarda
będzie tylko i wyłącznie do mojej dyspozycji.

Stanęłam przed drzwiami apartamentu dla nowożeńców. Nagle Edward porwał mnie w
ramiona i przeniósł przez próg.
- Tradycja musi zostać zachowana – uśmiechnął się łobuzersko i chciał mnie pocałować, gdy
przerwał nam dzwonek mojego telefonu. Edward postawił mnie na podłodze, jednak szybko
chwyciłam go za szyję, przyciągając do siebie.
- Niech sobie dzwoni – odparłam beztrosko, jednak przez głowę przemknęła mi myśl, że ten
numer mają tylko najbliższe mi osoby. Ojciec, Jacob, no i ... Tyler.
- Odbierz, to może być coś ważnego – odparł widząc moje zamyślenie. Z niechęcią sięgnęłam
do torebki, wygrzebując z niej wciąż dzwoniący telefon. Ktoś za wszelką cenę chciał się ze
mną skontaktować. Spojrzałam z lękiem na wyświetlacz. Moje obawy się spełniły.
- Dzwoni Tylor – powiedziałam cicho. Edward spojrzał na mnie szybko, po czym kiwnął
głową dając znak, abym odebrała. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Tak?
- Bello, gdzie jesteś? Jacob nie chciał mi nic powiedzieć. Cullen jest z tobą? – Zostałam
zasypana gradem pytań.
- Tyler, nie wiem jak mam ci to powiedzieć... – zawahałam się na moment. Edward widząc
moje niezdecydowanie wyciągnął w moją stronę dłoń pokazując mi, że chce porozmawiać z
moim byłym narzeczonym. Drżącą ręką przekazałam mu telefon.

- Crowley – zaczął mój mąż. – Niecałą godzinę temu poślubiłem Bellę.












Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Chapter 20

PWE:

- Słyszałeś mnie? – zapytałem, chociaż byłem pewny, że doskonale wiedział o czym mówię.
Po chwili do moich uszu, doszedł dźwięk odkładanej słuchawki ciągłe pikanie, oznaczające
zakończenie rozmowy.

Spojrzałem na Bellę, która wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczyma.
- Co powiedział? – zapytała nerwowo.
- Nic – odpowiedziałem z westchnieniem. – Gdy usłyszał radosną nowinę, odłożył słuchawkę.
– Mówiąc to uśmiechnąłem się złośliwie, bo nie mogłem, nie cieszyć się z jego przegranej.
Nagle pewna myśl niespodziewanie wtargnęła mi się do głowy. Wybrałem w komórce numer
Jacoba i czekałem na połączenie.

- Do kogo dzwonisz? – zapytała moja żona. Jezu, żona. Wciąż nie mogłem uwierzyć w to, co
zrobiliśmy, chociaż dla mnie, była to jedna z najwspanialszych rzeczy w moim życiu.
- Muszę porozmawiać z Jacobem – odpowiedziałem, prawie natychmiast w słuchawce
usłyszałem głos mojego przyjaciela. – Jacob? Tyler dowiedział się o naszym ślubie.
Powiadom ojca Belli, aby zgłosił się na policję. Możliwie jak najszybciej

- Jak zareagował? – zapytał. – Wrzaski? Wyzwiska? Pogróżki?
- Nie. Rozłączył się bez słowa. I to mnie najbardziej martwi. – Jeżeli Bella była przestraszona,
to teraz mdlała ze strachu. Wyzywałem się w duchu od największych idiotów, jednak nadal
kontynuowałem rozmowę. – Ja muszę kończyć, odezwę się później.
- Nie ma sprawy, cieszcie się swoją nocą poślubną – zaśmiał się Black. – Ja zajmę się
wszystkim.

Po skończonej rozmowie podszedłem do Belli, która zawzięcie przypatrywała się wzorom na
dywanie. Stanąłem przed nią, chwyciłem ją za brodę i uniosłem twarz do góry, zmuszając, by
na mnie spojrzała.
- Myślisz, że wszystko będzie w porządku? Z moim ojcem? Z nami? – zapytała cicho.
- Oczywiście, że tak. Bello, czy nie wydaje ci się dziwne, że nie poznałem jeszcze swojego
teścia? Biorąc pod uwagę fakt, że nosi ze sobą broń, nie wiem, czy nasze pierwsze spotkanie
będzie można zaliczyć do tych najprzyjemniejszych. – Bella zaśmiała się cicho. Powoli
zaczęła się rozluźniać.
- To nasza noc poślubna – zaczęła. – Dziś nie liczy się nikt inny. Tylko my.

Moje palce powędrowały wzdłuż po jej policzka, by po chwili zsunąć się na wargi. Moje usta
podążyły śladem dłoni i po chwili, namiętnie całowaliśmy się na środku korytarza.
Odgarnąłem jej włosy z twarzy, po czym zjechałem na szyję, obsypując ją drobnymi i
krótkimi pocałunkami. Druga dłoń zsunęła się z jej pleców na linię biodra. Upajałem się
dotykiem jej ciała, pocałunkami, które mi dawała. Jednak to było zdecydowanie za mało.
Pragnąłem więcej.
Z małą pomocą Belli, ściągnąłem jej bluzkę. Miała ciepłe ciało, które wręcz prosiło się, aby
poznać jego smak. Szybko porwałem ją w ramiona, zanosząc do sypialni. Tym posunięciem,
wywołałem spazmatyczny oddech u mojej żony, co jeszcze bardziej mnie podnieciło.
Wchodząc do pokoju, szybko pozbyliśmy się swoich ubrań i wdrapaliśmy się do dużego
łóżka. Cieszyło mnie to, że przestała się mnie wstydzić, leżała pode mną całkiem naga i
nieskrępowana. Delikatnie musnąłem jej pierś i zarysowałem palcami wrażliwe sutki.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Opuściłem głowę niżej i zacząłem ssać jeden z nich. Oddech Belli gwałtownie przyspieszył.
Na koniec wziąłem w posiadanie jej usta. Gdy wsunąłem się między jej uda, splotła ręce na
moje szyi. Wykonywałem najpierw powolne ruchy. Bella przyciągnęła moją głowę i wsunęła
język między moje wargi. Rozkoszując się jej bliskością i ciepłem ciała, przyspieszyłem.
Oboje krzyknęliśmy, gdy osiągnęliśmy spełnienie.

Kolejne dni mijały niczym we śnie. Zdarzało się, że wchodziliśmy gdzieś na spacer, bądź
kolację, jednak większość czasu spędziliśmy na przesiadywaniu w naszym apartamencie.
Czas ten wykorzystywaliśmy w różnorodny sposób. Po prostu cieszyliśmy się ze swojego
towarzystwa, nie myśleliśmy o przyszłości, ani problemach. Opowiadaliśmy sobie różne
historie ze swojej przyszłości – poznawaliśmy się. Kochałem swoją żonę, a tak niewiele
wiedziałem o jej życiu, przed poznaniem jej. Przypomniałem sobie, jak wyglądały zazwyczaj
moje wizyty w Vegas. Żadna z nich, nie była tak piękna.

Bella była natomiast bardzo ciekawa moich poprzednich związków.
- Jak dużo miałeś kobiet? – zapytała pewnego wieczoru, podczas oglądania jakiegoś nudnego
filmu.
- Co masz na myśli mówiąc dużo? – zapytałem ostrożnie.
- O nie! – Usłyszałem w odpowiedzi jęk zrezygnowania.
- Kochanie, moje życie zaczęło się od poznania ciebie! – szepnąłem w jej ucho. Gdy
spojrzałem na nią, wydała się usatysfakcjonowana.

PWB:

Czas spędzony w Vegas minął tak szybko, że niemal nie zauważyłam kiedy wróciliśmy do
domu – to znaczy rezydencji Blacków, bo od poznania Edwarda, to ono, stało się moim
domem.

Na progu przywitał nas uśmiechnięty Jacob.
- Powinienem przywitać was chlebem i solą. Słyszałem, że w jakimś kraju, właśnie tak wita
się nowożeńców – zażartował, po czym chwycił mnie w ramiona. – Moja kochana, jak ja się
za Tobą stęskniłem – powiedział unosząc mnie w powietrzu.

- Ej, uważaj. To, że twoja orientacja seksualna różni się od mojej, nie oznacza, że możesz tak
bezkarnie obmacywać moją żonę – powiedział ze śmiechem Edward, wyciągając walizki z
samochodu. Jacob złapał moją rękę i przyjrzał się z zachwytem obrączce. Po chwili z
wyrazem triumfu na twarzy, pokiwał głową.
- Tak, jestem najlepszym strategiem pod słońcem – uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Strategiem? O czym ty mówisz? – zapytałam zdezorientowana.
- Jak myślisz, sprowadzenie Edwarda i ciebie do jednego domu, w dodatku tydzień wcześniej
od innych... Ach, zapomniałbym o podsycaniu zazdrości u mojego kochanego przyjaciela.
Tak czy siak, wszystko zawdzięczacie mnie.
- Jak mogłeś...! – zaczęłam. – Chociaż … W sumie to powinniśmy ci podziękować –
zreflektowałam się. Stanęłam na palcach i pocałowałam mojego najdroższego przyjaciela. –
Dziękuję.
- No, nie! Kolejna. – Edward pokiwał głową z udawaną dezaprobatą. Po chwili wszyscy
zanosiliśmy się radosnym śmiechem.
- Mam dla was niespodziankę – powiedział Jacob, gdy już trochę ochłonęliśmy. – Czeka na
was w środku.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

Spojrzałam na Edwarda z zaciekawieniem. On podszedł do mnie, chwytając mocno za rękę.
Razem ruszyliśmy w stronę domu. Pod drodze zajrzeliśmy do salonu i holu. Chciałam ruszyć
na górę, jednak mój mąż chwycił mnie w pasie, pokazując brodą kuchnię.
- Tam – rzucił cicho.
Z zaciekawieniem weszłam do pomieszczenia wskazanego przez Edwarda. Siedział w nim
wysoki i szczupły mężczyzna o ciemnych włosach, miejscami przyprószonymi siwymi
pasemkami.
- Tato – zawołałam zduszonym głosem, puszczając dłoń Edwarda. Podbiegłam do Charliego
rzucając mu się na szyję.
- Moje maleństwo, tak dawno cię nie wiedziałem – szepnął wzruszony, lecz po chwili
gwałtownie ochłonął. Wyprostował się i spojrzał surowo na mojego męża. – Wypadało by,
poinformować mnie o waszym ślubie.

Zerknęłam na mojego męża, nerwowo przygładzającego włosy. Uwielbiałam, gdy to robił.
Wyglądał wówczas tak przystojnie, że aż miałam ochotę...

- Tak, wiem. Przykro mi, że nie mogłeś uczestniczyć, w tym tak ważnym dla niej, dla nas
dniu – zreflektował się Edward. – Zważając na sytuację, mam nadzieję, że zrozumiesz nasze
postępowanie.

- Powiedzmy, że zrozumiem – odburknął ojciec. Zdawałam sobie sprawę, że potrzebuje
trochę czasu na oswojenie się z myślą, że jego mała córeczka wyszła za mąż. Uśmiechnęłam
się do Edwarda, gdy ojciec powracał na krzesło, które przed chwilą zajmował. On w
odpowiedzi uniósł kciuk do góry i puścił mi oczko.

Postanowiłam dać im trochę czasu, na poznanie się.
- Musze jechać do sklepu – powiedziałam do nich.
- Pojechać z tobą? – zapytał Edward.
- Nie, poradzę sobie sama. Z resztą muszę kupić rzeczy niezbędne kobiecie, nie będziesz mi
potrzebny. – Podeszłam do niego i delikatnie pocałowałam w usta. Widziałam jak ojciec
lekko się skrzywił. – Porozmawiaj z nim – mruknęłam w ucho mojemu mężowi, który
spojrzał na mnie z rezygnacją. Po chwili skinął głową na znak akceptacji. – Pa – rzuciłam na
odchodnym. Wzięłam jakieś kluczyki od samochodu leżące na stole

Skierowałam się w stronę drzwi, koło których stał Jacob, nerwowo tupiący nogą.
- Coś się stało? – zapytałam z niepokojem.
- Nie, nie.
- Black, nie udawaj. Znam cię trochę. – Moją wypowiedź przerwał dźwięk dzwonka.
Otworzyłam je, patrząc wciąż na mojego przyjaciela.
- Ee... Cześć? – usłyszałam nerwowy głos. Od razu przeniosłam wzrok na mężczyznę
stojącego przede mną.
- Erick? Co Ty tu...? – naglę doszedł do mnie cel jego wizyty. Uśmiechnęłam się szeroko. –
Wejdź, Jacob na ciebie czeka.

Nie chcąc ich krępować, wyszłam na zewnątrz. Uwielbiałam mojego męża, Jacoba, a także
mojego ojca, ale parę godzin bez czyjegoś towarzystwa dobrze mi zrobi. Wyjęłam kluczyki z
kieszeni i trzymając je wysoko nacisnęłam guzik, który odbezpiecza zamek. Mrugnęły do
mnie światła srebrnego volvo mojego męża.

Do miasteczka dojechałam późno, jadąc bardzo wolno. Nastawiłam głośno muzykę i wesoło

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

background image

podśpiewując podjechałam na parking przed księgarnią. Właśnie tutaj, po raz drugi ujrzałam
swojego męża. Rozpamiętując tamtą chwilę upokorzenia, podczas której prawie zabiłam się
przed nogami Edwarda, wysiadłam z samochodu.

- Witaj, słonko.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Moja gorsza strona (the other side of me) Chapter 21 epilog
The Other Side Of Me Hannah Montana
Dom Luka The Other Side of Me (pdf)
The other site of me
the other side of change resistance
Bechara, Damasio Investment behaviour and the negative side of emotion
PBO-TD04-F12 The Running Time of ME& Oth. Fuel Cons, Akademia Morska, Chipolbrok
Frederik Pohl Eschaton 01 The Other End Of Time
On the Wrong Side of Globalization Joseph Stiglitz
On the sunny side of the streer accordion
Located on the east side of Rome beyond Termini Station
The Phantom of the Opera Think of Me
allen, gary kissinger the secret side of the secretary of state(1)
On the sunny side of the street C
Sharon Green Far 01 The Far Side Of Forever
Always look at the bright side of life
On the sunny side of the street
Sharon Green The Far Side of Forever

więcej podobnych podstron