Warda Małgorzata Nikt nie widział nikt niesłyszał (frag)

background image
background image
background image

Wksiążcezacytowanofragmentypiosenek:

MyGeneration[muzykaisłowaPeteTownshend;PublishedbyFabulousMusicLtd.,adm.by

EssexMusikvertriebGmbH;

Sub-publishedSchubertMusicPublishing],

Blowin'intheWind[muzykaisłowaBobDylan;

©SpecialRiderMusic/Sony/ATVMusicPublishing,reprezentowanewPolsceprzezSM

Publishing(Poland)sp.zo.o.],

FeelingGood[muzykaisłowa:LeslieBricusse/AnthonyNewley;

PublishedbyMusicalComedyProductionsInc,adm…byEssexMusikvertriebGmbH;Sub-

publishedSchubertMusicPublishing],

BehindBlueEyes[muzykaisłowaPeteTownshend;

PublishedbyFabulousMusicLtd.,adm…byEssexMusikvertriebGmbH;

Sub-publishedSchubertMusicPublishing],

BreakOnThrough[muzykaisłowa:JohnDensmore/RobertKrieger/RaymondManzarek/

JimMorrison;PublishedbyDoorsMusicCompany,adm…byWixenMusicPublishingInc.;

Sub-publishedSchubertMusicPublishing].

Redaktorprowadzący

KatarzynaKrawczyk

Redakcja

HelenaKlimek

Redakcjatechniczna

MałgorzataJuźwik

KorektaHalina

Ruszkiewicz

Copyright©byMałgorzataWarda2010Copyright©forthePolisheditionbyŚwiat

KsiążkiSp.zo.o.,Warszawa2010Copyright©fortheebookeditionbyŚwiatKsiążkiSp

zo.o.,Warszawa2010

Niniejszyproduktobjętyjestochronąprawaautorskiego.Uzyskanydostępupoważnia

wyłączniedoprywatnegoużytkuosobę,którawykupiłaprawodostępu.Wydawca

informuje,żewszelkieudostepnianieosobątrzecim,nieokreślonymadresatomlub

wjakikolwiekinnysposóbupowszechnianie,upublicznianie,kopiowanieoraz

przetwarzaniewtechnikachcyfrowychlubpodobnych–jestnielegalneipodlega

background image

właściwymsankcjom.

ŚwiatKsiążki

Warszawa2010

ŚwiatKsiążkiSp.zo.o.

02-786Warszawa,ul.Rosoła10

ISBN978-83-247-2340-9

Nr45056

Składwersjielektronicznej:

VirtualoSp.zo.o.

background image

Spistreści

Motto
Dedykacja
Przedmowa
PODZIĘKOWANIA:
Lena

1
2
3
4
5
6

Agnieszka

1
2
3
4

Lena

1

Wszystkierozdziałydostępnewpełnejwersjiksiążki.

background image

Wprawdziwymżyciuniebyłomuzyki,

nieistniałypodpowiedzi.

Graszwokreślonejscenie,niewiedząc,

jakaonajest,ważnaczynieważna.

Czyzapamiętaszjąnacałeżycie,

czyzapomniszoniejpogodzinie.

JoyceCarolOates,„Blondynka”,tłum.MariuszFerek

background image

DlaSylwii

background image

Pomysł tej książki zrodził się z medialnego spektaklu, jaki stał się udziałem Nataschy

Kampusch,młodejAustriaczki,któraspędziłaosiemlatwdomuporywacza.

background image

PODZIĘKOWANIA:

WpracynadpowieściąwieluprzydatnychinformacjiudzieliłymiIlonaPoćwierz-Marciniak
oraz Anna Suligowska – moje dyżurne panie psycholożki, które nie tylko pomogły mi
stworzyćbohaterów,alepotemjeszczeznalazłyczas,byzaproponowaćdlanichwłaściwą
terapię.

Dziękuję Jarkowi Zychowi za fachowe porady z zakresu działań policji, Paniom

zInstytutuGenetykiSądowejwBydgoszczyzaszczegółowewyjaśnieniadotycząceanalizy
DNA.

Rodzicom dziękuję za wsparcie, Siostrze za ostre jak brzytwa uwagi, Maćkowi za

cierpliwośćdlamnieipierwsząredakcję.Teściom–ponieważbezWaszejopiekinadSylwią
niemiałabymczasupisać.

Jarku,porazkolejnyuratowałeśplikzpowieścią,kiedywszyscyfachowcyrozłożyliręce!
Pragnę wyrazić też wdzięczność Przyjaciółkom, a w szczególności Dorocie Keller, Ani

StaszczakiAnecieDardzińskiejzarozmowyoksiążcewtrakciejejpisania.BezDorotkinie
powstałabyscenaperformance’uKapłowa.

Motyw piór zrzuconych z wieży Eiffla pochodzi z powieści „Niewidzialny cyrk” Jeniffer
Egan.

Interpretację obrazu Lucasa Cranacha Starszego „Salome” zaczerpnęłam z „Malarstwa

białegoczłowieka”WaldemaraŁysiaka.

background image

Lena

background image

1

Wrzesieńpachniekwiatamiiupałem.Słońcewisinaniebie,odmieniająccałądzielnicętak
bardzo, że wygląda jak stara fotografia w kolorze sepii. Wszystko tonie w powodzi
słonecznego światła, samochody zostawiają ciemne ślady opon na rozgrzanym asfalcie.
Śmierdzi beton, a tata, z papierosem w ustach, z amerykańskim stetsonem na głowie,
przebiegapalcamipostrunachgitary:A-dur,G-dur,A-dur.

Peopletrytoputusd-down
(Talkin’’boutmygeneration)
Justbecausewegetaround
(Talkin’’boutmygeneration)
Thingstheydolookawfulc-c-cold
(Talkin’’boutmygeneration)
IhopeIdiebeforeIgetold
(Talkin’’boutmygeneration)

1

Wdole,przezwałpiachuprzedzierasiępaniKasia.
–Szlagbyto!–syczy,kiedytoniewnimobcasjejbuta.
–Witampanią!–wołatata,nieprzerywającgry.
–Cotamrobicie?–Kasiawygładzaspódniczkęizarazzaczynasięprężyć,jakzawszena

widoktaty.

–Możewpadniepanidonasnadrinka?
Śmiejesięiztrudem,machającśmiesznierękami,pokonujesypkąprzeszkodęwswoich

klapkachzróżowympuszkiem,nawysokichobcasach.

–Możewieczorem?
Wie,żetatananiąpatrzy,więcidzie,zalotniekręcącbiodrami.
Wgryzamsięwchlebzcukrem:
–Jesteśnaniązastary.
Parskaśmiechem.
–Nigdyniejestsięzastarymnarockandrolla,księżniczko!

PaniKasiawyglądajakDebbieHarrynaplakacie,którywisiwnaszejtoalecie,matakie

background image

sameplatynowekosmykiwłosów,jejustabłyszcząszkarłatnączerwienią,arzęsyażlepią
się od czarnego tuszu. Plakat zabieramy w każdą podróż, przejechał z nami pół Polski
iwciążjestcały.Tatauważa,żeDebbietonajseksowniejszapiosenkarkanaszychczasów.

Thingstheydolookawfulc-c-cold

podejmujeśpiew.

(Talkin’’boutmygeneration)
IhopeIdiebeforeIgetold…

Powiekitrzepoczą,aczascofasięjeszczebardziej.

Pod koniec sierpnia przeprowadzamy się do Gdyni. To nie jest nasza pierwsza

przeprowadzka, ale w wyniku tego, co się stanie, ostatnia. Wcześniej mieszkaliśmy
w Bieszczadach, na rozległej równinie położonej jakieś osiemset metrów nad poziomem
morza.Panowałatamwielka,naprawdęwielkacisza,wktórejwyróżniałamgłosyptaków,
dźwiękkrokówludzipodążającychwstronęgórskichszlakówimuzykępłynącązestarej
gitary taty. Sara kładła się w śpiworze na werandzie, a kiedy przychodził zmierzch
ipowietrzeraptowniezaczynałosięochładzać,wsuwałaręcepodgłowęipatrzącwniebo,
mówiła,żeniczegowięcejniepotrzebuje.Niebowgórachjestniezwykłeinigdynieudami
się takiego nieba znaleźć w mieście. A jednak mnie w ciszy górskiej brakowało rozmów
zludźmi,gwarumiastaiprzyjaciółek,zktórymimogłabymspędzaćczas.

Tatazakochujesiętakczęsto,żemógłbypowiedziećsłowamiMarilynMonroe:„Zawsze

jestem w kimś zakochany, dziś akurat w tobie!”. W Bieszczadach znowu się zakochał
i zmusił nas, byśmy wsiadły wraz z nim do pociągu za nową miłością, która jechała do
Trójmiasta.

Jak zawsze, kiedy opuszczaliśmy dom, już z walizkami w rękach, zatrzymywał się

imówił,żebyśmyspojrzałyostatnirazzasiebie,amyposłusznieodwracałyśmysięiporaz
ostatni patrzyłyśmy na mury, w których spędziłyśmy czas nie dość długi, by zżyć się
zdomem,alewystarczającodługi,bypowiedzieć,że„tumieszkałyśmy”.

Siedzącwzapchanymturystamipociągu,powiedziałamdoSary:
–Zobaczysz,wGdynibędzienaprawdęfajnie.
Aleona,zewzrokiemutkwionymwokno,odparłajakośtaksmutno:
–Ajasięboję,żewGdynizdarzysięcośniedobrego.
Naszeżyciewtamtejchwilibyłotakiejakrysunki,któreSarazrobiławBieszczadach.Na

pierwszym widnieją długie tory, wijące się aż za horyzont. Na drugim dwie dziewczynki,
trzymającsięzaręce,stojąprzyostatnichdrzwiachostatniegowagonu.

background image

2

Wcosiępobawimy?

–Wtocozawsze.
Oczybłyszcząradością,Saraodwracasięwstronędługiegokorytarzapociągu,obrzuca

spojrzeniemmężczyznęzpapierosem,któryotworzyłokno,spoglądanadwiedziewczynki,
którymprzeciągrozwiewawłosy,widzistarsząpanią,niecierpliwiewpatrzonąwpalącego
wokniemężczyznę,irzucasięniespodziewaniewwirzabawy.

–Minęłostolat!–woła.
Sto lat to w sam raz, żeby oddzielić naszą poprzednią zabawę, tę wczorajszą od

dzisiejszej.Iniemaznaczenia,żenasibohaterowieniepostarzelisięaniodrobinę.

Zresztąjakieznaczeniemastolat?DlaSaryidlamnietotyleconic.
–Minęłostopięćdziesiątlat!–decyduję.
–Dwieście!–licytujeSarairzucasiękorytarzemdobiegu.
–Trzysta!–krzyczęzanią.
Przebiegamy koło pootwieranych drzwi przedziałów. Wszędzie opuszczone okna, ludzie

z gazetami w rękach, z książkami i walkmanami, znudzone dziewczyny ze stopami
opartymi na kolanach swoich chłopaków. Na korytarzu jest tyle ludzi, że Sara, pędząc,
odbijasięodichplecówinóg,ajawołam:„Przepraszamy!”ipędzęzaniąiletchu.

–Nielatajciepopociągu!–wołajakaśkobieta.–Cotozazabawy?!
–Minęłopięćsetlat!–krzyczySara.
Czarne warkocze, nad warkoczami kołtun, nie udało się go rozczesać, więc ojciec się

poddał i zagroził, że w Gdyni pójdziemy do fryzjera, plastikowe sandałki w ostrym
czerwonymkolorze,siniakinałydkachodzabawioblaniasięokamienie.

Pociąg gwiżdże, skręca, korytarz zdaje się wyginać i Sara w biegu odwraca do mnie

twarz.

–Jestwojna!
–StefaniaiDaisysąwpociągu!–podchwytuję.
Pociągkołyszesię,upadamynazamkniętedrzwijednegozprzedziałów.Zamykamoczy,

a kiedy je otwieram, na przedział nasuwa się kalka i zamiast pasażerów, widzę kobiety
wdługichkrynolinach,spoconeirozdygotane,zkuferkamiustóp,chłodzącesięnerwowo
wachlarzami.Marsyliapłonie,StefaniaiDaisymusząjaknajszybciejwydostaćsięzmiasta.

background image

Zaoknamipociągutrwabombardowanie.Jednabomba,druga,wybuchyjaknakronikach
z drugiej wojny światowej, pociągiem rzuca, kobiety w przedziale piszczą i zaczynają się
modlić.

Zrywamysięzpodłogi,bożołnierzeostrzeliwująpociąg.
–Uciekajmy!
Pędzimy ile tchu wzdłuż przedziałów. Ostrzeliwanie trwa, pociski padają przy naszych

stopach,zanami,jedenomalnieraziDaisy.Jednedrzwipociągusąotwarte,mówięwięc
szeptem:„NiechnasBógstrzeże!”iskaczę.Mojestopylądująwwilgotnejtrawie,tużobok
martwegociałażołnierza.

–Skacz!–krzyczędoDaisy.Widzęjąwdrzwiachpociągu,sukniarozwiananawietrze,

włosywnieładzie,przerażeniewoczach.–Skacz,Daisy!

Wykonujepospiesznyznakkrzyżaizachwilęleżynatrawietużprzymnie.Niemamy

wieleczasunaradość,ostrzeliwanietrwa,napolespadająbomby.

–Biegniemy!–krzyczyDaisyischyloneprzedzieramysięprzezmartweciaławstronę

lasu.Lasjestjużwzasięguoczu,kiedypocisktrafiaprzyjaciółkęwplecy.

–Stefanio!–słyszęjęk.–Stefanio!
Zawracam,mimożeobokwybuchabomba,igdypyłopada,ukazujesięwielkilej.Daisy

leżynaziemi,włosyuwolnionezkoka,terazubrudzoneziemiąibłotem,zakrywająjejczęść
twarzy,gorsetunosisięiopadarytmicznie,zabarwionykrwią.Przymykaoczyiszepcze:

–Weźklejnoty,jeślijesprzedasz,udacisiędotrzećdoParyża…
Wpanicebłądzędłońmipojejzakrwawionejsukni:
– Och, Daisy, zaraz znajdę lekarza i wszystko będzie dobrze… Pojedziemy do Paryża

razem…

Jejpowiekisącorazcięższe,rozchylaspękaneusta.
–PowiedzBertiemu…–mówitakcicho,żemuszęprzyłożyćuchodojejust.
–Comówisz,Daisy?Powtórz,proszę…
–PowiedzBertiemu,że…–SłowacichnąiDaisyumiera.
Potrząsamjejnieruchomymciałem,krzyczę:
–Och,Daisy!Niemożeszmnieterazzostawić,błagam,nieteraz!Cojazrobiębezciebie?
Daisynieżyje,aleprzypominamicichymszeptem:
–PojedzieszdoParyżaiodnajdzieszBartłomieja…
–Sara!Lena!–wołaznajomygłos.
Zdruzgotana,odwracamsięodmartwejprzyjaciółkiiwidzęojca–wychylasięzdrzwi

przedziału,trzymawrękachkanapkiwsreberku.

–Dziewczynki,powinnyściecośzjeść.
Sara ma na kolanie krwawiący strup, który pewnie rozdrapała sobie podczas ucieczki

background image

zpociągu.Niezwracauwaginaojca,alełapiemniezarękęiprzekonujepodekscytowanym
głosem:

–Toco?MinęłozestolatiStefaniadojeżdżadoParyża,co?JabędęBartłomiejem…!
Rzucamsięzaniąwpogoń,zostawiajączasobąkanapkiiojca.Wołacoś,aległosginie

w huku hamującego pociągu, w szeleście gazet, które nerwowo przeglądają paryżanie,
szukając wiadomości z frontu. Za oknami rozpościera się cudowny widok na wieżę Eiffla
isrebrzącąsięwsłońcuSekwanę.

background image

3

Oto nasza nowa dzielnica: wszędzie stoją dźwigi, spychacze i koparki, a wieżowce
wyrastająszareibrzydkie,takiesamejakten,wktórymtatawynająłdlanasmieszkanie.
Plac zabaw znajduje się między dwoma wieżowcami: dwie pary huśtawek, drabinki,
piaskownicainowe,pomalowanenaczerwonokoniki.

–Idźciesiępobawić,dziewczynki,ajazajmęsięrozpakowywaniemrzeczy.
Wychodzimy przed blok i nie wiemy, co ze sobą zrobić. Nie znamy tego osiedla, nie

wiemy, gdzie mogłybyśmy pójść. Przy drabinkach widzimy dziewczynki jakby wycięte
z jednego kolorowego czasopisma: wszystkie w różowych sukienkach i z frotkami na
rękach, ćwiczą układ choreograficzny pod piosenkę Sabriny „Boys, boys”. Równo unoszą
ręce,robiąwykrokiśpiewająbardzopoważnie:

–„Boys,boys,boys,I’mlookingforagoodtime…!”.
Przesuwającpalcamipochropowatymmurze,staramysięniewyjśćzcieniarzucanego

przez wieżowiec, balansujemy po krawężnikach, rozkładając ręce na boki, potem Sara
proponuje, żebyśmy poszły zalaną słońcem, prostą drogą na wojskowe lotnisko, gdzie
wczepiwszysiępalcamiwogradzającąjesiatkę,będziemyobserwowaćstartsamolotu.

Pierwszejnocymamzłysen,któryzranazapisujęnaluźnejkartcepapieru.Śnięonaszym
mieszkaniu, ale tak, jakbym je oglądała po jakiejś wielkiej zagładzie. Chodzę we śnie
z pokoju do pokoju i patrzę na nasze rzeczy. Wszystko wygląda jak w tych programach
oopustoszałychdomach:nastolestoiwfiliżancekawataty,opopielniczkęopartyjestjego
papieros, w naszym pokoju leżą ubrania i zabawki – wszystko jakby porzucone przed
sekundą.

Tataczasemmówi:
–Jakktośbędziechciałskrzywdzićmojemałeksiężniczki,tozłojęmuskórę!
Mówiteż:
–Niczłegoniemożewamsięstać,boschowamwasdokieszeni!
Kazał nam przysiąc, że jakby działo się coś niedobrego, mamy mu od razu o tym

powiedzieć.Przysięgłyśmy,aleSarazaplecamiskrzyżowałapalce.

–Pocotozrobiłaś?–spytałampóźniej.
Wzruszyłaramionami,jaktoona.

background image

–Onniemusiwiedziećowszystkim,prawda?

Naszpokójjestniewielki,kwadratowy.Stoitusegmentzwielomapółkamiiszafkami,które
trzeba będzie zagospodarować. Nasze rzeczy na razie wciąż leżą w kartonach między
dwomaidentycznymitapczanami.

– Ja będę spać tutaj. – Sara z impetem rzuca się na tapczan pod oknem i kładzie jak

martwanaplecach.–TyspałaśpodoknemwWetlinie!

Przysuwam do siebie pierwszy karton z brzegu i zaczynam wyciągać po kolei rzeczy.

Wyciąganiu towarzyszy strach, że przy pakowaniu o czymś ważnym zapomniałam. Jak
byłam młodsza i zapomniałam z poprzedniego domu jakiejś zabawki albo ulubionego
sweterka,tatamówił,żenapiszemylistiwszystkozostanienamodesłane.Mającdziesięć
lat, dobrze wiem, że nigdy taki list nie powstał i nie powstanie i jeśli coś zostawiłam
wBieszczadach,toznaczy,żestraciłamtonazawsze.

–Dzisiajniemaobiadu!–wołatatagdzieśzgłębidomu.–Pójdziemydobarumlecznego,

ajutrocośsięugotuje,dobrze?

–Chodźmynapizzę!–krzyczySaraizrywasięenergiczniezłóżka.–Chodźmynapizzę

nadmorze!

Kiedyprzeprowadzamysiętakczęsto,zmianypowszednieją.Nowydom,chociażniema

jeszcze firan w oknach, a półki i szafki są zupełnie puste, wydaje się znajomy, jakby
kontynuowałnaszepoprzedniemieszkanie.Nawetniepachnieinaczej.

Na półkach, bez większych sentymentów, ustawiam różowe aniołki, które dostałam od

babci, fotografię w ramce, na której jesteśmy z tatą w trójkę na krzesełkach wyciągu
górskiego, swoje ulubione książki, w tym nieoddanego do biblioteki „Białego mustanga”
Sath-Okh.Inaszestarelalki,BiankęiTycjankę.OczyBiankipozbawionesąrzęs,Tycjanka
mawarkoczykinacałejgłowie.Niebawimysięnimiodwielumiesięcy,taksamojakSara
przestała się już interesować księżycowym kamieniem, który kiedyś na mszy w kościele
zaczął świecić w jej kieszeni. Zabieramy jednak te rzeczy ze sobą jak talizman w każdą
podróż,beznichnowysegmentbyłbytylkonowymsegmentem.

–Twójpamiętnik.–Wyciągamniebieskizeszytwkształcieserca,wsztywnejokładce.
Mójjestidentyczny,tyleżeczerwony.Kartkujęgoodruchowo:„Nagórzeróże,nadole

bez,niechtwojeżyciemijabezłez.NajlepszejprzyjaciółceLenie–Basia…”.„Niezaginaj
karteczki,bocispadnąmajteczki.WpisałasięDominikaKownacka”.„Wszyscysięwpisują,
lecz o tym nie wiedzą, że ten twój pamiętnik kiedyś myszki zjedzą. Dnia 18 czerwca, na
wieczną pamiątkę Lenie – Rysia”. „Miłość i kartofel to dwa uściski, miłość ściska serce,
akartofelkiszki.Napamiątkęprzyjaciółce–Magda”.

W pamiętniku Sary rzuca mi się w oczy śliczny rysunek pawia z kolorowymi piórami

background image

obrysowanymizłotympisakiem.Niewprawnepismoinformuje:„Kiedybędzieszbabciąjuż,
okulary na nos włóż, weź do ręki album swój i przeczytaj wierszyk mój. Na pamiątkę
wpisałasięBożena”.

–KtotojestBożena?
Saraprzyczepiadotapetynadswoimłóżkiemrysunek,przedstawiającyduchy–trzymają

sięzaręceiunosząnadgórami.

–Kto?–pytazdziwiona.
–Bożena.Maszjejwpiswpamiętniku.
Marszczybrwi,aletylkonachwilę.NiepamiętaBożeny,taksamojakjaniepotrafięjuż

sobie przypomnieć Basi, Dominiki Kownackiej czy Rysi. Dziewczynki, z którymi
przyjaźniłyśmy się jeszcze nie tak dawno, migają pod powiekami jak długa czarno-biała
klisza fotograficzna. Niektóre mają twarze, ubrania albo chociaż łączą się z kawałkami
pejzażu,ainneczernieją,jakbyktośzacząłpalićkliszę.

Mrużę oczy, spoglądając na fotografię, na której jesteśmy na górskim wyciągu. Zdjęcie

zdaje się być nierealne, ogarnia mnie pewność, że takie chwile stają się ważnymi
wspomnieniamijużwmomencie,gdyspadamigawkaaparatufotograficznego.Dziwne,ale
Bieszczady, w których byliśmy jeszcze przedwczoraj, są teraz odległe tak bardzo, jakbym
oglądałajenafilmie.

background image

4

Podfurtkąszkołytataunosiwgórękciuki,jakbychciałnamdodaćodwagi,apotempatrzy,
jakmieszamysięztłumemdziecinaszkolnymboisku,jakskręcamynaschodyiwostatniej
chwiliprzypominamysobie,żeontamstoi,więctrzebasięodwrócićipomachaćmu.

–Pa,tatusiu!–wołaSara.
Trzeciegowrześniajesteśmyubranewniebieskiefartuszkiztarczamiszkoły,którepani

Kasiaprzyszyłanamdokieszonek.Sarauczesanajestwdwagrubewarkocze,zawiązane
niebieskimi wstążkami, a ja mam na głowie koński ogon. Oczywiście na stopach
lakierowane buciki z przeceny – tata mówi, że nikt nie zauważy, bo są naprawdę ładne.
Białepodkolanówki,białekołnierzykiirękaściskającarękę.

–Trzymajsię!–mówiędoSary.
Jesteśmyjużnakorytarzuszkołyiczassięrozejść.Zobaczymysięnachwilępoapelu,

apotemdopieropospotkaniuznauczycielami.

–Notonarazie…–szepczeSara.–Poczekamnaciebieprzedszkołą.Jakbycoś,totyna

mniepoczekaj.

background image

5

Nadachprowadzątrzypoprzecznemetaloweprętyidrzwi,naktórychwisiatrapakłódki.
Taktuciemno,żepotrzebujemychwili,żebyrozróżnićczarnyzaryskominówiniewielkie
obramowaniedachu.Siadamy,Sarazapalalatarkę,ajawyciągamspodbluzkizdjęcia.

–Notooglądamy.Dobrzewszystkowidzisz?
–Tak,pewnie…
Nastarej,pogiętejprzezczasiciągłeprzeprowadzkifotografiiwidaćjasnowłosąśmiejącą

się kobietę – stoi w tak ciasnym pokoju, że rozłożywszy ręce, dotyka równocześnie obu
ścian.

–Tozdjęciezakademika–wyjaśniam.–Nowiesz,kiedystudiowała.
Saraniemalnabożniekiwagłową.
–Ato?
Nakolejnymzdjęciutasamakobietainaszojciecstojąnazacienionymchodniku.Ona

manasobiedługądoziemisukienkęzbiałejtkaniny,aoneleganckigarnitur.Śmiesznie
wyglądajązdługimiwłosami,hipisowskimibransoletkaminarękach.Nafotografiitegonie
widać,alenastopiekobietyznajdujesiępierścionekzaręczynowy.Kiedyśmigopokazała,
powiedziała,śmiejącsię,żezojcemnigdynicniejestzwyczajne.

–Tozdjęciejestzrobionenapodwórku,tużprzedichślubem–objaśniam.
Dwa zdjęcia, perły, które w dotyku wcale nie są ciepłe, więc pewnie nie są też

prawdziwe,broszkazbursztynem,którąSarakiedyśzanurzyławsolance,żebyzobaczyć,
czybursztynwypłynienapowierzchnię,izłotypierścionekzpustymmiejscempooczku–
oto cała szkatułka. Otwieram ją tylko dla Sary, przesypuję klejnoty przez palce i tkam
znichopowieść.

O jej narodzinach w pralni w Poznaniu. Przez całą długość pralni przeciągnięte były

linki, na których schło pranie, pachniało tam krochmalem i kurzem osiadającym na
rozgrzanychkaloryferach.Przynajmniejrazwtygodniuwpadaładministratoristraszył,że
wezwiekogośzopiekialbozpolicji,bodzieciniemogąsiętakchować.

– To nie są warunki dla małych dzieci! – krzyczał. – Albo znajdziecie normalne

mieszkanie,albozabiorąwamdziewczynki!

Mieszkaliśmywpralnikilkamiesięcy!Ludziezblokuprzynosilinamjedzenie,pieluchy

i ubranka dla Sary, mama gotowała obiady na małej, campingowej kuchence gazowej,

background image

atatagrywałnocamiwknajpachiwracałzawszeumordowany,śmierdzącypapierosami
i wódką, kiedy na dworze już świtało. Gdy się budził, brał mnie na ręce, wrzucał do
magnetofonutaśmęznagraniemMichaelaJacksona„It’sthefallinginlove”iwirowałze
mnąpocałejpralni.

– Wiesz, co to za piosenka, księżniczko?! – wołał, a ja śmiałam się głośno, próbując

odsunąćsięodjegotwarzy,ocierającejsięostrymzarostemomojepoliczki.–Wiesz,coto
zakawałek?

„It’s the falling in love” była moja. Kiedy się urodziłam, ta piosenka szła wszędzie:

w toaletach publicznych, w pubach, kawiarniach i królowała na listach przebojów. Tata
mówił,żekażdymaswojąpiosenkęprzewodniąitylkoostatnieżołędnedupkiotymnie
wiedzą. Ja miałam numer Jacksona, ta piosenka będzie towarzyszyć mi przez całe życie
inadawaćmurytm.

–Urodziłaśsięwnajważniejszymrokudlamuzyki!–Przytrzymywałmnieiłaskotałpo

stopachibrzuchu,ażkrzyczałam,zanoszącsięśmiechem.–Musisztowiedzieć,księżniczko!
Tobyłrok,kiedyPinkFloydnagraligenialne„Anotherbrickinthewall”!Tobyłrok,kiedy
BonScott,wokalistaAC/DC,udławiłsięwłasnymiwymiocinami!Tobyłrok,kiedyQueen
nagrali „Another one bites the dust”! Twój rok, Leno. Rok największych wydarzeń
wmuzyce!

Wszkatułcemożnazanurzyćręcegłęboko,takgłęboko,jakniesięganawetmojapamięć.

WówczasmogęopowiedziećSarzeotym,jaknasirodzicesięzaręczyli.Tataprzyjechałdo
babci z wielkim bukietem kwiatów, wręczył go zamaszystym gestem i zapytał, czy może
prosićorękęcórki.Babciabyłakobietąeleganckąizklasą.Napierwszyrzutokaoceniła
możliwości ojca jako męża dla córki i niestety, nie wypadło to korzystnie. Powiedziała
chłodnymgłosem,którytatanaśladowałpotemlatami,opowiadającmitęscenę:„Michał,
niebędęrobiłaproblemów,boJudytawybrałasobieciebie.Alemnieniepodobasięten
wybór.Nietakiegomężadlacórkichciałam”.

Odrugiejbabcimogęopowiedziećwięcej,boznamjąosobiście.Całeżycie,zupełniejak

my,jeździłazmiejscanamiejsce.Onaidziadekwybudowalitrzydomy,zktórychwszystkie
zostały zniszczone: jeden przez Ukraińców, drugi przez Niemców, a trzeci odebrali jej
Rosjanie.

Kiedy dziadek przywiózł ją pod chatę krytą strzechą i powiedział, że w tym miejscu

postawi kolejny dom, babcia ostro zaprotestowała. Z chustką na głowie, z cienkim
warkoczemsiwiejącychwłosów,zaktórykiedyściągnęlichłopcy,siedziałapotemlatamina
krzywejławcepodścianąchałupy,mamlałajęzykiemwbezzębnychustachisnułahistorię
swojej rodziny. Opowiadała o walkach Polaków z Ukraińcami. O gwałtach i strachu,
z którym żyła na co dzień. Mówiła o dzieciach, które rodziła, wędrując po Polsce: trzech

background image

synachidwóchcórkach.Takabyławściekła,gdyokazywałosię,żeznowujestwciąży.Mąż
jej nie pomagał, sama wychowywała piątkę dzieci i doglądała całego gospodarstwa.
Czasempodkoniecdnianiemiałajużsiłynanic.Kładłasięnałóżkuizasypiaławubraniu,
niezdolnasięrozebrać.

Dla mnie szkatułka ma drugie dno – o tym nie rozmawiam z Sarą. Zanurzam dłonie

iprzesuwammiędzypalcamiłańcuchdrobnych,błyszczącychpereł.

Mama dotykała ich ustami, leżąc na materacu w pralni. Malutka Sara przewracała się

z pleców na brzuszek w zaimprowizowanym przez tatę kojcu. Pot zbierał się nad górną
wargą mamy. Leżałyśmy obok siebie, mama przymykała oczy, rozchylała usta. Oglądała
perły,pierścionek,któryjeszczewtedymiałoczko,itamtąbroszkęzbursztynem.Którejś
nocy obudziła mnie i powiedziała szeptem: „Pamiętaj, Lenka, że bardzo was kocham”.
Byłamtaksenna,żeoczyniechciałysięotworzyć.Podpowiekamidrgałyobrazyzesnu,
mama,stojącanademnąwciemności,mieszałasięznimiijużsamaniewiedziałam,cojest
prawdą,acosnem.

Rano,kiedysięobudziłam,niebyłojejprzynas.Niezostawiłażadnegolistuaniadresu,

podktórymmożnabyjejszukać.To,czegotataniewyrzuciłwtedyzezłości,spakowałam
do szkatułki. Uratowałam też dwa zdjęcia, bo wszystkie inne podarł na kawałki,
powtarzając:„Cozasuka!”.

Itojestwszystko.Wszkatułce,którejstrzegęjakokawgłowie,znajdujesięcałahistoria

naszejrodziny.

background image

6

Ostatni wieczór z Sarą ma kolor czerwonej szminki Marilyn Monroe. Siedzimy w trójkę
przedtelewizorem,pożeramypaluszki,aprzezotwartenaościeżdrzwibalkonowewpada
dopokojupowiewwieczornegopowietrzaiporuszafiraną,którą,kiedybyłyśmywszkole,
zawiesiłanaokniepaniKasia.Oczywiścieniezauważamyfirany,zauważamyzato,żedom
robisięcorazbardziejznajomyiprzytulny.

–Tojesttenfilm,wktórymnakońcujązamordują?–marudziSara.
Tata rzuca jej rozbawione spojrzenie spod amerykańskiego stetsona. Z puszką piwa

inagimtorsemwyglądajakfacetzreklamytelewizyjnej.

–Tak,toten!
Siostra,znudzona,kierujesięnabalkon:
–Ach,notozawołajciemnie,jakjąbędąmordować,dobrze?
Dołączamdoniej.Wieczórwciążjestciepły,naniebiepojawiłysięjużpierwszegwiazdy

i duży srebrzysty księżyc. Cała nasza nowa dzielnica wygląda nierealnie, na tle księżyca
nawetzastygłewbezruchudźwigiwydająsiębaśniowe.

Sarajestsenna,alechcedoczekaćdoscenymorderstwa.Zamykaoczyiopieratwarzna

dłoniach. Delikatny podmuch wiatru porusza pasemkami jej włosów, które wymknęły się
zwarkoczy.Stojęobokiczuję,jakprzepełniamnieszczęście,takwielkie,żeażtrudnedo
uniesienia. Wszystko, co czeka nas w Gdyni, wydaje mi się takie niezwykłe: nowe
koleżanki,noweżycie,jutrozapiszemysiędobibliotekiimożewezmęudziałwkonkursie
czytelniczym, mamy nowych sąsiadów, nowe mieszkanie – całkiem ładne w porównaniu
znaszymostatnimlokum.Zamykamoczyinabieramgłębokopowietrza.Saramamrocze:

–WmojejklasiesąwszystkietamtedziewczynyodtejgłupiejpiosenkiSabrinynaplacu

zabaw.AwychowawczyniprzekręciłamojenazwiskozGersonnaGarsonkaicałaklasasię
śmiała…Lenka,jakzasnę,toobudźmnienamorderstwo,dobrze?…

background image

Agnieszka

background image

1

Próbujęzatrzymaćgowdrzwiachiwypadatojakszamotanina.

–Przestań,cotyrobisz?–wściekasię,łapiącmniezaramiona,iodsuwanabezpieczną

odległość.

Chcę wrzasnąć mu w twarz wszystko, co wiem, co podejrzewam, że wiem, ale kiedy

podnoszęgłowęiwidzęprzedsobąjegotwarz–tępięknątwarz,wktórejzakochałamsię
bezpamięci,twarz,wktórąwpatrujęsięzachłannie,nawetkiedyonśpi,twarz,któradla
mnie jest po prostu czystym pięknem, a którą teraz powinnam z bezsilnej złości poorać
wścieklepazurami–więckiedywidzęjegotwarznaprzeciwkomojejtwarzy,niepotrafię
walczyćizmoichustwydobywasięjedynieżałosnyjęk:

–Nieidź…proszę!
Chwila sam na sam z nim. Ogarnia wzrokiem moje usta, spogląda mi w oczy swoimi

ślicznymiczarnymioczamiwłoskiegochłopaka.

– Daj spokój, co ty? – I nie czekając na moją odpowiedź, wychodzi. Już na schodach

dorzuca:–Nieczekajnamnie,wrócępóźno.

Stojęjakostatniaidiotkawdrzwiach,gapiącsięnajegoplecy.Stojętakdługo,ażzniknie

mizoczu,idopierowtedydecydujęsięzamknąćdrzwi.Akiedyjużjezamknę,opieramsię
oniecałymciężaremciała,aletoteżjestmało,więcuginająsiępodemnąnogiiwkońcu
lądujęnadeskachpodłogi.

Kiedypierwszyraznakryłamgozdziewczyną,wpadłamwtakąfurię,żetłukłamwdrzwi
jegopracowni,wychodzącewprostnaulicę,iwrzeszczałamnacałegardło,nieprzejmując
siętym,żezokienwyglądająprzerażeniludzie.

–Otwieraj!–Kopałamwdrzwiitakdługowaliłamwniepięściami,ażzdarłamsobie

skórę.–Otwierajtepieprzonedrzwi!Otwieraj,tycholernydupku!

Otworzył.Wparowałamdośrodka,nawetnaniegoniepatrząc,minęłamgoizobaczyłam

ją. Stała na środku pracowni, przy kanapie i zapinała kieckę. Zapamiętałam głównie jej
sukienkę–letnią,wkwiaty,sięgającąpołowyud,wiązanąpodszyją;takązawszechciałam
mieć.Zobaczyłamnieiopuściłaręce.

–Jajużidę–bąknęłagłupio.
Napodłodzeleżałbiałysweter,napewnoniemój.Wbrewwoliodrazuzaczęłammyśleć

background image

otym,jakgozniejściągał,jaktosięodbyło,gdziekładłswojełapyigdziejącałował.
Poryczałamsię.Podniosłamsweter,cisnęłamwniąikrzyknęłam,żebysięwynosiła.

–Jużidę–powtórzyła.
MijającMarco,posłałamuporozumiewawczespojrzenieigłupawyuśmieszekiwybiegła

zpracownitakjakstała,zniezapiętymsandałemitorebką,doktórejupychaławpośpiechu
sweter.

Wyszła,ajagapiłamsięnakanapę,naktórejpognietlinarzutę.Marconicniemówił,

stałiczekał,cozrobię.

–Jakwrócędodomu,maciętamniebyć–odezwałamsię,wycierającoczy.Mieszkaliśmy

najegopoddaszu,cosobieprzypomniałam,więcdorzuciłam,tracącniecorezon:–Wynoś
siędodiabła!Oddamciklucze,jakznajdęsobieinnemiejsce!

Miałamochotęrozpieprzyćjakiśjegostatyw,kopnąćwsztalugę,alewkońcutegonie

zrobiłam. Stwierdziłam, że będzie głupio, jak zacznę wszystko rozwalać na jego oczach,
zresztąMarcostraszniebysiępewnienamniewściekłalbobyłobymuprzykro,aprzecież
nieotochodziło,żebymuterazrobićnazłość.Zresztąitakwiedziałam,żemuzczasem
wybaczę.

W domu znalazłam jej zdjęcia. Fotografował ją od niedawna – poznałam po sposobie,
w jaki ją ustawiał. To nie było jeszcze nic ważnego, zrobił jej kilka aktów, na których
miałam okazję zobaczyć jej małe sterczące piersi, drobny wysportowany tyłek i chude
plecy.Ztyłuwyglądałalepiejniżzprzodu.Ztyłubyławniejjakaśtajemnica.Pozowała
w stylu Grety Garbo, kolana przyciągnięte do piersi, odwrócona do niego głowa,
rozpuszczonewłosy.Próbowałamzrozumieć,comusięwniejpodobało,botaknaprawdę
tomiałatylkofajnąfigurę,niebyłanawetspecjalnieładna.

– Dlaczego ona? – zapytałam bezradnie. Siedziałam na dywanie z jej fotografiami

rozłożonymiwokółsiebie,aMarcopakowałdoplecakaswojerzeczy.–Myślałam,żenie
pieprzyszbylekogo,Marco.

Nieodpowiedział,więcpochwilizadałaminnepytanie.
–Jesteśwniejzakochany?
Wtedy przestał się pakować, usiadł naprzeciwko i powiedział, żebym nie płakała.

Powiedziałteż,żewcaleniejestwniejzakochanyiżeonanicnieznaczy.

–Chrzanisz,Marco!Cośmusiznaczyć,skororyzykowałeśdlaniej,żestraciszmnie!
–Takniejest–odpowiedziałijakośmuuwierzyłam.
–Itaksięwyprowadź–zadecydowałammimoto.
Marco nie powiedział mi, gdzie się wynosi, a ja nie pytałam. Koleżanki mówiły, że

pewnie zamieszkał u niej. Dotąd myślałam, że dziewczyny go lubią. Nawijały, jaka to

background image

dobranaznaspara,żezłapałamPanaBogazanogi,żeonjestsuperiwogóleżyczyłynam
jak najlepiej. Kiedyś na urodzinach Marco moja kumpela Gaja tak się zalała, że zaczęła
obejmowaćmojegochłopaka,wkładaćmuręcepodkoszulkęiwogólepakowaćmusięna
kolana. A teraz, kiedy Marco odszedł, ta sama Gaja, z kieliszkiem wina w jednej ręce
ipapierosemwdrugiej,rozprawiałazwielkimprzekonaniem,żenigdynieuważała,żeby
onbyłfajny,awogóletowolałamitegowcześniejniemówić,alektośgokiedyśgdzieś
widziałzjakąśblondynką.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś?! – zdenerwowałam się. – Czemu, do cholery, nie

powiedziałaśmi,żektośgowidziałzjakąśdziewczyną?!

Pokręciłagłową,ażjejrudewłosyzawirowały:
–Jej,Agnieszka,niewkurzajsięnamnie.Przecieżtakichrzeczysiępoprostuniemówi,

nocoty?

–Commentcela?

2

Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami! – odpowiedziałam, dolewając

sobiewina.–Myślałam,żejesteśmyponadto,cowypada,aconie…

Myślałam,żejesteśmyprzyjaciółkamiodserca:trzyPolki–Gaja,Karlaija.W1989roku

znalazłyśmysięwtejsamejklasieszkołypodstawowejdladzieciimigrantówiodpoczątku
trzymałyśmysięrazem.

Mieszkałyśmy w czteropiętrowych blokach w ponurej dzielnicy Lyonu, gdzie większość

stanowiliArabowieiTurcy,abiałąskórępozanamimiałytylkoczteryrodziny.Wzdłużulic
nie było chodników, więc kiedy przyszła jesień, tonęliśmy w błocie, na dwór trzeba było
wkładaćkaloszeiwtedyporazpierwszyusłyszałam,żegdysięidziewgościnę,trzebazdjąć
wkorytarzubuty.Umnienigdysiętaknierobiło.

– Kochanie, nie wchodź w butach! – powiedziała mama Gai, gdy pierwszy raz tam

przyszłam.Irzuciłamilaczkiwbiedronki,któreposłuszniewłożyłam.

Karla była dziewczynką z kluczem na szyi. Pamiętam jej klucz, duży, jakby miała nim

otwieraćkomnatywzamku.Wszkolenosiłagopodmundurkiem,apolekcjachnapiersi
jaktalizman.Czasempodchodziłampoddrzwijejmieszkaniaipukałam.

–Nikogoniemawdomu!–odkrzykiwałazzadrzwi.
–Aletoja,Agnes.
–Niemogęciotworzyć!Mamaniepozwalanikomuotwierać…
–Notoporozmawiajmyprzezdrzwi…
Siadałam na wycieraczce, ona siadała na dywanie po drugiej stronie drzwi i tak sobie

gadałyśmy. Czasem jednocześnie przykładałyśmy oczy do judasza. Wtedy widziałam oko
Karli,przeskalowane,zielone,otoczonedługimirzęsamiizawszetakszerokootwarte,jakby
byłowystraszone.

background image

2

Matkęwidywałamwdzieciństwiesporadycznie,kiedywięczdecydowałasięwziąćmniedo
siebie, byłam kompletnie wytrącona z równowagi. Miałam piętnaście lat, szkołę, którą
lubiłam, pokój, który dzieliłam z dwiema dziewczynkami, bliźniaczkami, miałam swoje
przyjaciółki: Karlę i Gaję, a przyjaciółkę matki, Miriam, która się mną opiekowała,
traktowałam jak prawowitą rodzicielkę. Kiedy więc matka zadzwoniła z nowiną, w jej
mniemaniu wspaniałą, że nareszcie ma własne mieszkanie i może mnie zabrać, rzuciłam
słuchawkę,takżezawisłanakablu,iuciekłamdonaszegopokoju.

Na cały regulator nastawiłam muzykę Marilyn Mansona, włożyłam na uszy słuchawki,

a moje ręce nerwowo bazgrały po kartce, rysowałam demoniczne anioły o czarnych
skrzydłach i dziurach zamiast oczu, dorysowywałam im szpony, długie pazury i zęby
wampirów. Potem zrobiłam coś strasznie świńskiego. Narysowałam matkę, całkiem gołą,
ztymikrótkimiwłosami,któreciąglenerwowoprzeczesywałapalcami,jakbyniemogłasię
nadziwićfryzurze,dorysowałamjejaureolęnadgłowąinajbardziejdemoniczneskrzydła,
jakie mogłam wymyślić. Ponieważ to było wciąż mało, zrobiłam niewielki dopisek.
Napisałam„NIENAWIŚĆ”,apotempodziurawiłamkartkędługopisemmiejsceprzymiejscu,
ażwyglądałajaksito.

Matka przyjechała w niedzielę po południu nowiutkim renault, ubrana w niebieski
płaszczyk wiązany paskiem, z włosami jeszcze krótszymi niż przy swojej poprzedniej
wizycie.Byłatakachuda,żewyglądałajakTwiggi,tamodelka,odktórejzaczęłasięmoda
naodchudzanie.Zoknapatrzyłam,jakzamykadokładniesamochód,poprawiawłosy,jak
tomiaławzwyczaju.Odrazuspojrzałaprostowmojeokno.Niecofnęłamsięanijejnie
pomachałam. Walizki leżały spakowane na dywanie, jedna jeszcze była otwarta, bo
najpotrzebniejszerzeczymiałamwłożyćdoniejdopierorano,kiedybędziemywyjeżdżać.
Matka uśmiechnęła się nerwowo i uniosła rękę w geście powitania. Potem jeszcze raz
sprawdziła, czy na pewno zamknęła samochód, i ruszyła truchcikiem w stronę klatki
schodowej,stawiającmałekroczkiwbutachnawysokiejszpilce.

–Przyjechałatwojamama!–zawołałaMiriamzkuchni.–Chodź,zaraztubędzie!
Posłusznie zsunęłam łokcie z parapetu i podreptałam do przedpokoju. Miriam, która

pracowała w szpitalu jako pielęgniarka, dziś miała wolne. Stała w drzwiach kuchni,

background image

zfartuchemprzewiązanymnabiodrachitakimwyrazemtwarzy,żeodrazuwiedziałam,
jakietodlaniejtrudne.

–Dlaczegoniemogęzostaćztobą?–spytałamporazkolejny.
Wytarłaręcewfartuchispróbowałasięuśmiechnąć.Jejodpowiedźbyłarównienaiwna

jakcałatasytuacja:

–Kochanie,przecieżtotwojamama.

background image

3

Będącjeszczemałymdzieckiem,zaskoczyłamMiriambardzodorosłympytaniem:

–Czyto,żeonajestmojąmamą,dajejejprawodecydowaćomoimlosie?
To było wtedy, kiedy czekałam na matkę, ubrana odświętnie w sukienkę w kratkę,

z białym kołnierzykiem i bufiastymi rękawami, a ona wcale nie przyjechała. Wcześniej
zadzwoniła jak zawsze i powiedziała strasznie podekscytowanym głosem, że chce mnie
zabraćdokawiarni,zjemysobierazemlodyiżebymbyłagotowajużzagodzinę.

–Niechcęjejlodów–powiedziałamjeszczedoMiriam.
Powiedziałamteż:
–Chcęzostaćztobąnazawsze.
Chociażchybajeszczewtedytakniemyślałam,botobyłczas,kiedystraszniechciałam

mieszkaćzmatkąinaprawdęczekałamnajejwizyty.

background image

4

Przez całą drogę z Lyonu do Paryża matka nerwowo bębniła palcami w kierownicę,
przełączałaradio,szukającpiosenek,któreprzerwałybyupartąciszęmiędzynami,irazpo
razodwracaładomnietwarzzprzyklejonymnerwowym,wymuszonymuśmiechem.

–Nareszciebędziemymieszkaćrazem,chérie–powiedziałagdzieśwpołowiedrogi,kiedy

zdjęłambutyioparłamstopyoprzedniąszybę.

Ponieważnieodpowiedziałam,zjechałanapobocze,dośćraptowniezresztą,cosprawiło,

że facet za nami roztrąbił się na całego, a kiedy nas miał, wysunął za okno rękę
z wyprostowanym środkowym palcem. Krzyknął też coś, co brzmiało jak: „Co ty sobie
myślisz,głupiakrowo”,aleniesłyszałamdokładnie.

Matkaodwróciłasiędomnieizapytałacichym,zdenerwowanymgłosem:
–Niecieszyszsię?
Trudno było wytrzymać jej wzrok wbity we mnie, te niebieskie świetliste oczy, nad

którymi wydepilowała sobie brwi na wzór Marleny Dietrich. Krótkie brązowe włosy,
wystające kości policzkowe i duże usta, które starannie malowała szminką. Z bliska
widziałam niedociągnięcia: odrosty we włosach, odpryśnięty lakier w miejscach, gdzie
obgryzałapaznokcie.Jejdłoniewciążporuszałysięnerwowo,zaciskałysię,miętosiłyrąbek
niebieskiegopłaszcza,zupełnieniepasującegodobrązowychwłosów.

Myślałam,żesięporyczy,aleonaodezwałasięmałoprzyjemnie:
–Posłuchajmnie,mojapanno.Jesteśmoimdzieckieminiktpozamnąniemadociebie

prawa.Jesteśmoja,rozumiesz?

Wciążmilczałam,więcujęłamniepodbrodęiskierowałatwarządosiebie.
–Rozumiesz,chérie?
–Puśćmnie,maman–odsunęłamsię.
–Chybanierozumiesz.
Wciąż mówiła tym samym tonem i wtedy zrobiło mi się dziwnie. Matka sprawiła, że

wmojejgłowiepowstałajakaświelkaczarnaplama.Podługiejchwiliuświadomiłamsobie,
żemogęwniąwpisaćjakieśwspomnienieitenjejnowytongłosuwcaleniejestmiobcy.
Niemogłamoderwaćodniejoczu,patrzyłamnajejwłosy,najasneodrosty,izrobiłomisię
jeszcze dziwniej. Przez głowę przemknęło mi jakieś mgliste wspomnienie, jak migawka,
zbyt nieuchwytne, by zrozumieć, co naprawdę oznaczało. Miało to coś wspólnego

background image

zfarbowaniemwłosówiztymjejtonemgłosu,aleniewiedziałamco.Powoliprzeniosłam
spojrzenienajejustaiuświadomiłamsobie,żeonawciążmówi.Jejgłosciąłpowietrze.

–Niezdajeszsobiesprawy,jakwielewysiłkuwłożyłamwto,żebyśmynareszciemogły

być razem. Płacę za mieszkanie ogromne sumy tylko dlatego, że chciałam, by było dość
dużedlanasdwóch.Jesteśzepsutąegoistką,mojapanno,skoroniepotrafisztegodocenić.
Popatrz.Popatrznamojeręce,zobacz,jakwyglądają.Toodpracy,wiesz?Takwyglądają,
bopracowałamjakroboczywół,żebymócwreszcieściągnąćdosiebiecórkę.Niejestłatwo,
kiedyniktciniepomaga,alecotyotymwiesz!Jesteśzepsutągówniarą,któramazanic
to,codlaciebierobię…

Byłamrozpuszczonągówniarąurodzonąnafrancuskiejziemi,miałamprostyiobiecujący

start.MatkęFrancjaonieśmielałaipozbawiaławłasnejtożsamości.Dorośli,którzysiętutaj
przenieślitakjakona,tęsknilizaojczyznąikojarzylimisięzliśćmi,którymiwiatrmiota
poulicachtam,gdziezawieje.Inaczejbyłozemną,zGająiKarlą.Mybyłyśmystąd.Nie
umiałyśmy śmiać się z „Misia” czy „Alternatywy 4”, które wałkowano na TV Polonia,
ponieważnieznałyśmypolskichproblemów.Nieobchodziłynaszjazdypoloniianiżadne
„wieczorypolskie”,któreorganizowanocowtorekinaktórychjedzonochlebzesmalcem,
kiszoneogórki,tańczonopolkęiomawianokolejnynumer„Kultury”Giedroycia.Giedroyć
nasnieobchodził,wolałyśmyczytaćpismafrancuskie,najlepiejjaknajbardziejkolorowe.
I nie chodziłyśmy do kina podczas „dni kultury polskiej”, ponieważ polskie filmy były
ciężkie i nudne – wolałyśmy pójść na amerykański hit z Johnnym Deppem lub Bradem
Pittem.

Maman mówiła, że ciężko pracowała, a ja myślałam, że przez te wszystkie lata, kiedy

wychowywałamnieMiriam,taknaprawdęszukałasobiefaceta.Francuza,którydałbyjej
poczucie, że jest u siebie, a nie na obcej ziemi. Szukała go tak usilnie, że codziennie
nakładała makijaż, malowała paznokcie na wyzywające kolory, chodziła do fryzjera
ipłaciłaprzyjaciółcezaopiekęnadcórką.Pewniemiałabymniejszeszanse,gdybymbyła
z nią. Mężczyzna pytałby może o mojego ojca, a matka nie życzyła sobie spowiadać się
zhistoriiswojegoromansu.Historii,którejniechciałaopowiadaćnawetmnie.Gadała,aja
myślałam:cosięstało?Cosię,docholery,stało,żechcemieszkaćzemnąnagleteraz,po
latach?

Wynajęładlanascałkiemdużedwupokojowemieszkaniewtrzypiętrowejkamienicyna

peryferiach Paryża. Z jednego pokoju urządziła dla siebie sypialnię i jednocześnie salon,
adrugimiałnależećdomnie.

–Stądmambliskodopracy–wyjaśniła,podciągającroletywoknachiwpuszczającdo

dusznego wnętrza świeże powietrze. – Będziemy więc mieć dużo czasu dla siebie, bo
odpadnąmiprzejazdy.Tyteżbędzieszmiałaszkołętużzarogiem…

background image

Stałam w drzwiach z plecakiem w ręce i gapiłam się na białe tapety, bladobłękitne

zasłony,ściągnięteozdobnymipaskami,okrągłygładkidywanibiałemeble,wyczyszczone
na superpełny błysk. Mieszkanie matki świeciło złowieszczym blaskiem czystości
inieskazitelnejbieli.

–Zobaczswójpokój.
Zmojegopokojurozciągałsięwidoknaspadzistedachypobliskichkamienic.Mieszkamy

naostatnimpiętrze.Kiedywyszłamzsalonunabalkon,patrzyłamwoknasąsiadów,apod
balkonem biegła ruchliwa ulica. Stałam obok matki, która opiekuńczo głaskała mnie po
włosach, i wpatrywałam się w mrugający na dole naprzeciwko neon sex shopu. Obok
znajdował się Doner Kebab, widziałam Turka, który stał w progu z założonymi rękami
irozmawiałzjakimśmężczyzną.

–Marzyłaśkiedyś,żebędziemymieszkaćwParyżu,Agnes?–zapytałamatkawesoło.
–Nie,nigdy–odpowiedziałamkłamliwie.
TaknaprawdętopierwszelatauMiriamspędziłam,snującmarzeniaowspólnymżyciu

zmatką.ByłwśródnichiParyż,któryprzyprawiałmnieodreszcze.

Teraz, stojąc z nią na balkonie i czując, jak jej zimna dłoń gładzi tył mojej głowy,

doznawałamwrażenia,jakbymznalazłasięnabardzogrząskimgruncie.Matkastanowiła
niebezpieczeństwo, które zwietrzyłam w chwili, gdy stałyśmy na poboczu drogi. Kiedyś
dałabym wszystko, żeby z nią mieszkać i żeby była cała dla mnie; tęskniłam za nią tak
bardzo,żeażmnietobolało.Aterazczułam,żebyłobydużolepiej,gdybymmogławrócić
dodomu.

background image

Lena

background image

1

Późnąjesieniązostajęzaproszonadotelewizyjnegoprogramuozaginionychludziach.Po
podłodzestudioplączesiętakwielekabli,żemuszębardzouważniepatrzećpodnogi,żeby
się nie potknąć i nie zrobić z siebie widowiska. Dziennikarka, młoda kobieta o ładnej
twarzyiidealnychproporcjachciała,zachęca,żebymusiadłamiędzychłopakiemismutną
dziewczyną,którejbuziawygląda,jakbyjeszczewciążstygłapodługimpłaczu.

– Będziemy się zwracać do siebie na ty, dobrze? – proponuje, podczas gdy jakiś

mężczyznagrzebiemiwubraniu,szukającdogodnegopunktunaumieszczeniemikrofonu.–
Takbędziełatwiejdlawidzów.

JużpierwszepytaniedotyczySary:
–Właśniezbliżająsiękolejneurodzinytwojejsiostry.Ilelatskończyłabyjutro?
–Dwadzieściapięć.–Mójgłosbrzmizadziwiającospokojnie.
–Opowiedznam,proszę,jaktendzieńbędzieprzebiegałwtwoimdomu?
Na niewielkim monitorze zauważam swoją twarz. Wyglądam tak zwyczajnie, jakby nic

sięniestało,jakbymniemiałanicwspólnegozsiedzącymioboksmutnymiosobami.

Program jest nagrywany osiemnaście lat po zaginięciu Sary, późną jesienią, podczas

której nieustannie pada deszcz. Na południu Polski wylały rzeki, w dziennikach
telewizyjnych pokazuje się ludzi wznoszących wały z worków wzdłuż zbiorników wody,
podtopionedomyirolnikówwgumiakach,opowiadającychostratach.

Kiedy dziennikarka zadaje pytanie, ogarnia mnie dziwne uczucie. Lodowacieję. Przed

oczamiprzesuwająmisięobrazyzalanychmiast.Mamwrażenie,żewmojeciałowkrada
sięzimna,mętnawoda.

–Jakbędzieprzebiegaćtendzień?–powtarzam,żebyzyskaćnaczasie.
Dziennikarka pewnie sądzi, że przygotowujemy dla Sary przyjęcie z tortem, którego

świeczki zdmuchnę ja lub ojciec, albo że przechowujemy prezenty z gwiazdki i urodzin,
które odbywały się bez udziału siostry. Czuję się okrutna i zimna, kiedy muszę
odpowiedzieć:

–Tendzieńjestprzygnębiający,bopamiętamyoSarze,aleniemajejznami,więcnie

możemygoświętować.

–Jakmyślisz,comogłosięstaćztwojąsiostrą?
Niemal słyszę głos Sary, zgryźliwy i jednocześnie zabawny: „Ojej, kto napisał ci te

background image

pytania?”.

–Niewiem,naprawdę.
–Czymyślisz,żetwojasiostrażyje?
Wtedyczassięzatrzymuje.
–Chyba…–zaczynamiurywam.–Chciałabymwierzyć,że…–zaczynamjeszczeraz.
Od zaginięcia Sary minęło osiemnaście lat. Przez te osiemnaście lat zamykam oczy

i znajduję siostrę pod powiekami. Jest duchem. Nachodzi moje mieszkanie, a kiedy
wybieramsięwpodróż,podróżujenaddachemmojegoopla,siadakilkastolikówzamną
wkawiarniach,spoglądazciemnegonocnegonieba.Odkilkulatnieprzychodzijużsama,
towarzyszyjejstrach,delikatnyjaktrzepotskrzydełmotyla.

W moich myślach wciąż ma siedem lat, burzę ciemnych włosów, rozciąga usta

w dziecięcym uśmiechu, a czasem patrzy na mnie gniewnie, jak to ona. Przez te
osiemnaścielatwielerazypróbowałamnałożyćnaniąciałodorosłejkobiety.Rozjaśniałam
jej włosy, malowałam usta, wydłużałam nogi i powiększałam piersi. To się nie udawało.
Siostra pozostaje siostrą. Stoi w balkonowych drzwiach i wbij a we mnie spojrzenie
ciemnychdziecięcychoczu.Mogępowiększaćlubwyszczuplać,cotylkochcę,aonawciąż
jestmałąSarą.

–Ocopanipytała?Czyuważam,żemojasiostrażyje?
Unoszęwzroknaprezenterkęiwidzę,żespoglądawswojenotatki.Uświadamiamsobie,

żewszystko,comamdopowiedzeniatejkobiecie,jestniemożliwedoopowiedzenia.

Mójgłosbrzminiemalspokojnie:
–Chybałatwiejmimyśleć,żeonanieżyje.Bogdybyżyła,toznaczyłoby,żecierpiijest

przetrzymywanasiłą.Atakiejmyślibymniezniosła.

–Późnodzisiajwróciłaś,zapomniałaśowernisażu?

W korytarzu mieszkania panuje półmrok, ale w pokoju Emilki pali się jasne światło.

Słyszę jednostajny terkot maszyny do szycia: ter-ter-ter i charakterystyczny szelest
przesuwanego sztywnego materiału. Zanim Emilka na mnie popatrzy, wycieram szminkę
zust.Niechcę,żebysiędomyśliła,żeniebyłamdzisiajnauczelni.Emilkarzadkoogląda
telewizję,niesądzęwięc,żebyzobaczyłaprogramozaginionychludziach,niechcęjednak
ryzykować.

Emilka siedzi zwrócona twarzą do okna, naciska stopą pedał maszyny, w skupieniu

wpatrujesięwigłętnącąniebieskimateriał.Nieprzestającszyć,unosinamnieumalowane
czarnąkredkąoczy.

–Mamnadzieję,żejesteśgotowa.Jajestem,zachwilęmusimywyjść.
–Chybaniepójdęztobą.

background image

Maszynacichnie.
–Atodlaczego?Cosiędzieje?
Wzruszamramionami,staramsię,żebymójgłosbrzmiałprzekonująco:
–Nieczujęsiędobrze.Odranajestminiedobrze.
AleEmilkęniełatwooszukać.Wracadoszyciazwyraźnąirytacją.

background image

Pełnąwersjętejksiążkiznajdzieszwsklepieinternetowymksiazki.plpodadresem:

http://ksiazki.pl/index.php?eID=evo_data&action=redirect&code=8e7059e3ad1


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nikt Nie Widzial Nikt Nie Slyszal
Nikt Nie Widzial Nikt Nie Slyszal
09 Jana 1,18 Czy Jezus nie jest Bogiem, skoro wedle J 1,18 Boga nikt nie widział 2
Z TVP kto nie widzial
MODLITWA JAKIEJ WIAT NIGDY NIE WIDZIA
Warda Małgorzata Czarodziejka
Jacek Salij OP Czego oko nie widziało (Rozmowy o sprawach ostatecznych)
Czechow Antoni ŁZY, KTÓRYCH świat NIE WIDZIA
Warda Malgorzata Srodek lata
piesn iii oko smiertelne boga nie widzialo
Warda Malgorzata Najpiekniejsza na niebie
Nikt nie wie, kiedy tupolew zniknął z radarów!
Nikt mnie więcej nie zobaczy, karty pracy, Rozwój motyla
Bo nikt nie ma z Nas, Teksty piosenek i pieśni liturgicznych wraz z akordami
NIKT NA ŚWIECIE NIE WIE
NIe zatyrzyma nikt mnie
Najzdrowsza roślina,o kturej nikt nie słyszał
1 Nikt nie rodzi się kobietą Społeczne i kulturowe normy płci

więcej podobnych podstron