Graham Lynne Spotkanie po latach

background image

LYNNE GRAHAM

Harlequin

Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny •

Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • Pary

ż

Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa

background image













ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Ożenić się z tobą? - powtórzył za nią Luc

i spojrzał z niedowierzaniem ciemnymi, błyszczącymi
oczami. - Dlaczego miałbym chcieć ożenić się z tobą?
Catherine zadrżała i odwaga opuściła ją.

-

Zastanawiałam się tylko, czy kiedykolwiek o tym

myślałeś? - Drżącymi palcami przestawiła cukiernicz-
kę. Bała się napotkać jego spojrzenie. - Ot, taki sobie
pomysł.

-

Czyj pomysł? - przerwał jej łagodnie. - Jesteś

przecież całkowicie zadowolona ze swojej sytuacji.

Nie chciała myśleć o tym, co Luc z niej zrobił, bo

zadowolenie nie towarzyszyłoby tym myślom. Na
początku kochała go miłością szaloną, graniczącą z
rozpaczą, która uniemożliwiała zachowywanie się jak
równorzędna partnerka.

Przez minione dwa lata żyła na przemian w unie-

sieniu i rozpaczy, ale on na pewno nigdy o tym nie
pomyślał. Ten piękny, luksusowy apartament był jej
więzieniem. Nie jego. Była ślicznym, śpiewającym
ptakiem zamkniętym w pozłacanej klatce dla wyłącznej
przyjemności Luca.

Spojrzała na niego ukradkiem. Jego beztroski ton był

zwodniczy. Choć nic nie mówił, wrzał gniewem na
jakiegoś wyimaginowanego kozła ofiarnego, który
ośmielił się podpowiedzieć jej to, co dla niego było
raczej sprawą kłopotliwą.

-

Catherine!

nalegał

niecierpliwie.

Paznokcie ręki wbiły się w spoconą dłoń.

-

To był mój własny pomysł i... zależy mi na














background image

6 SPOTKANIE PO LATACH

odpowiedzi. - Odważyła się na kłamstwo, bo w rzeczy-
wistości nie chciała jej znać.

Gdyby imperium Santiniego nagle zbankrutowało,

wyraz twarzy Luca nie mógłby być bardziej ponury niż w
tym momencie, gdy rozwścieczony zapomniał o dobrym
wychowaniu.

-Nie masz ani pochodzenia, ani wykształcenia,

jakie spodziewam się znaleźć u mojej żony. Teraz już
wiesz! - wyrzucił z siebie stanowczo i bezwzględnie, co
zawsze wśród jego rozmówców ze świata biznesu
wzbudzało szacunek i lęk. - Nie musisz się już dłużej
nad tym zastanawiać. .

Krew powoli odpłynęła z jej twarzy. Te brutalnie

szczere słowa sprawiły jej ból. Zawstydzona zdała sobie
sprawę, że mimo wszystko żywiła maleńką, kruchą
nadzieję, iż Luc, gdzieś w głębi duszy, ma dla niej inne
uczucie. Odwróciła od niego spojrzenie swych
łagodnych, niebieskich oczu i pochyliła głowę.

-

Nie, nie będę się nad tym zastanawiać - zdołała

wyszeptać.

-

To nie jest temat do rozmowy przy śniadaniu

- mruknął niewiele łagodniej, z przykrą szorstkością,
w której bez trudu odczuła naganę za to, że ośmieliła
się poruszyć tę sprawę. - Dlaczego pragniesz związku,
w którym nie czułabyś się dobrze... hm? Myślę, że jako
kochanek jestem daleko mniej wymagający, niż był
bym jako mąż.

Zrozumiała, że już zadecydowano o jej życiu. Luc,

opalonym na brąz kciukiem, muskał białe kostki jej
zaciśniętej dłoni. I chociaż wiedziała, że robił to przez
zwykle roztargnienie, dotyk jego ręki elektryzował ją.

Z lekkim westchnieniem odwinął mankiet jedwabnej

koszuli. Spojrzał na zegarek marki Cartier i z nieza-
dowoleniem zmarszczył brwi.

-Spóźnisz się na swoje spotkanie.

Mówiąc to wstała, po raz pierwszy zadowolona, że














background image

SPOTKANIE PO LATACH

7

Luc wkrótce odjedzie, choć do tej pory zawsze do-

prowadzało ją to do łez, wylewanych w samotności.
Luc spojrzał na nią bacznie:

- Jesteś dziś zdenerwowana. Czy coś się stało?
- Nie... cóż mogło się stać? - Odwróciła się zaru-

mieniona.

- Nie wierzę ci. Nie spałaś dziś w nocy. Catherine

milczała zaskoczona. Przeszedł przez
cały pokój i pewnym ramieniem objął szczupłą kibić
dziewczyny, obracając jej twarz ku sobie. '

- A może martwisz się o swoje zabezpieczenie?

Dotyk muskularnego, szczupłego ciała wywołał
w niej wrażenie, z którym nie miała sił walczyć. Luc z
właściwą mu pychą poczuł, że Catherine słabnie i
drży. Palcem przeciągnął po jej górnej wardze.

- Któregoś dnia nasze ścieżki się rozejdą - powie-

dział cicho szorstkim tonem. - Ale daleki jestem
jeszcze od takiego zamiaru.

Mój Boże, myślała Catherine, czy on zdaje sobie

sprawę, co znaczą dla niej te słowa? A jeśli nawet, to
dlaczego miałby się tym przejmować? Mówił pół-
głosem o planowanym spotkaniu, ale ona nie chciała
słuchać. Nie możesz kupić miłości, Luc. Ani też nie
możesz za nią zapłacić. Kiedy to zrozumiesz?

W ciągu tych kilku dni w miesiącu, które zimny

Luc przeznaczał na przyjemności, musiała bardzo
uważać. Luc tak powierzchownie traktował ich
związek, że nawet nie domyślał się, jak strasznym
piekłem były dla niej minione tygodnie. Otrząsnęła
się już z fantastycznych mrzonek, z którymi zaczęła
budować swoje życie dwa lata temu. On jej nie
kochał. Ani też nie obudzi się nagle któregoś dnia ze
ś

wiadomością, że nie może bez niej żyć... To się nie

stanie nigdy.

-Spóźnisz się - wyszeptała w napięciu.
Przyciągnął ją bliżej do siebie, drugą ręką z chłod-

nym opanowaniem nawijał na palce złote loki spływa-
jące na jej szyję.












background image

8

SPOTKANIE PO LATACH

- Bella mia - powiedział po włosku, ochrypłym

głosem. Pochylił ciemną głowę, aby pocałować jej
wilgotne, rozchylone wargi, zadręczając ją kolejnym
sprawdzianem, który zawsze kończył się jej porażką.

Z poczuciem winy cofnęła się, aby nie mógł

zauważyć dziwnego, obojętnego chłodu ogarniającego
jej ciało.

- Nie czuję się dobrze - szepnęła przerażona, że

może się zdradzić.

- Czemu nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Po-

winnaś się położyć.

Z łatwością wziął ją w ramiona i zaczaj znowu

całować, a potem zaniósł do sypialni i ułożył na
łóżku.

Przyjrzawszy się badawczo jej bladym policzkom i

kruchej postaci, wybuchnął z nagłą drwiną:'

- Jeśli jest to rezultat jednej z twoich idiotycznych

diet, to nie mam zamiaru znosić tego spokojnie. Kiedy
wreszcie wbijesz sobie do głowy, że podobasz mi się
taka, jaka jesteś? Czy chcesz się wpędzić w chorobę?
Nie zniosę takich głupot, Catherine.

- Oczywiście - odpowiedziała, nie widząc nic

zabawnego w jego pomyłce.
- Idź dziś do lekarza -polecił. - Wychodząc wspomnę
o tym Stevensowi.

Na wzmiankę o strażniku, wynajętym dla jej

ochrony, ale bardziej, jak przypuszczała, dla śledzenia
każdego jej ruchu, wtuliła twarz w poduszkę. Nie
lubiła Stevensa.

- A nawiasem mówiąc, czy dobrze się z nim

czujesz?

- Zrozumiałam już dawno, że wcale nie chodzi o

to, bym dobrze się czuła z twoim strażnikiem. Czy nie
dlatego zwolniłeś Sama Halstona? - mruknęła zado-
wolona ze zmiany tematu.

- Zbyt był zajęty flirtowaniem z tobą, żeby właś-

ciwie wykonywać swoje obowiązki - zimno i z nacis-
kiem odparł Luc.

- To nieprawda. Był tylko dla mnie życzliwy - za-

protestowała.










background image

SPOTKANIE PO LATACH

9

- Nie wynajmowałem go po to, żeby był życzliwy.

Gdybyś go traktowała tylko jak służącego, pozostałby
tutaj - uciął Luc. - A teraz naprawdę muszę już iść.
Zadzwonię do ciebie z Mediolanu.

Powiedział to w taki sposób, jakby miało to być

dowodem

jego

specjalnych

względów.

W

rzeczywistości dzwonił do niej codziennie, bez
względu na to, w jakim był zakątku świata.

Gdy telefon odezwie się jutro, to będzie dzwonił i

dzwonił w pustych pokojach. Leżała jeszcze przez
lalka dręczących minut, patrząc tam, gdzie przed
chwilą stał Luc. Ciemnowłosy i dynamiczny, straszny
dla wrażliwej kobiety. Nie przebierając w środkach,
zawsze stawiał na swoim. Jej nieśmiałe próby oporu
zawsze kończyły się bardzo szybko w zetknięciu z
jego silniejszą osobowością.

Cieszył się sławą jednego z dziesięciu najbogat-

szych ludzi świata. Dla mężczyzny w wieku
dwudziestu dziewięciu lat było to imponujące
osiągnięcie. Wystartował w nowojorskiej dzielnicy
zwanej Małymi Włochami, mając do dyspozycji
jedynie swoją niezwykłą inteligencję. I w dalszym
ciągu nie przestaje się wspinać w górę. O wszystko,
co miał, musiał walczyć i dlatego to, co przychodziło
łatwo, nie miało dla niego wartości.

W niedawno opublikowanym artykule „Time",

próbując zgłębić tajemnicę tego samotnika w po-
spolitym tłumie świata sukcesu, nazwał go samotnym
wilkiem. Wilki łączą się w pary, aby żyć, nie dla
chwilowej przyjemności. A Luc był w istocie
zwierzęciem twardo trzymającym się ziemi i na
pewno

nie

zimnokrwistym.

Zbudował

swoje

imperium nie tylko dzięki niezwykłej fachowości.
Potrzebna była również energia i przedsiębiorczość,
połączone w pewnym stopniu z giętkością, niezbędną
przy tak wielkiej konkurencji na rynku. Mogłaby
powiedzieć dziennikarzowi, jaki naprawdę był Luc
Santini. Był to
















background image

10

SPOTKANIE PO LATACH

człowiek twardy, okrutnie twardy, cyniczny, mający
głęboko we krwi egoizm i ambicję. Tylko głupiec
wchodził w drogę Lucowi... tylko bardzo głupia kobieta
powierzyłaby mu swe serce.

Zacisnęła powieki w ogromnej udręce. Nigdy więcej nie

zobaczy Luca. śaden cud nie zdarzył się w ostatniej chwili.
Nie ma mowy o małżeństwie obecnie, ani też nigdy nie
będzie ono możliwe. Drobną dłonią pogładziła się po
płaskim jeszcze brzuchu. Przestała być lojalna wobec
Luca od momentu, gdy zaczęła podejrzewać, że nosi
jego dziecko.

Instynkt ostrzegł ją, iż ta nowina będzie potraktowana

jako wyrachowana zdrada i bez wątpienia Luc uzna, że za

sytuację

ona,

i

wyłącznie

ona,

ponosi

odpowiedzialność. Z dnia na dzień zwlekała z powie-
dzeniem mu o tym. Jeśli kiedyś ożeni się on z kobietą o
odpowiednim pochodzeniu społecznym, to nie będzie
chciał

mieć

ż

adnych

niewygodnych

tajemnic

rodzinnych. Poczuła lodowaty chłód i mdłości, gdy
uświadomiła sobie, czego uniknęła.

Luc nigdy się o tym nie dowie i tak być musi. Dzięki

Bogu udało się namówić Sama, aby pokazał, jak działa
system alarmowy. Będzie mogła opuścić mieszkanie
tylnym wyjściem.

Czy Luc będzie za nią tęsknił? Będzie czuł się

znieważony tym, że mogła go opuścić i że nie przewi-
dział takiej ewentualności. Bez trudu znajdzie kogoś na
jej miejsce, przecież nie była nikim nadzwyczajnym.
Dlaczego więc tak pociągała Luca? Pomyślała ze
wstydem, że wyczuł w mej dobry materiał na pokorną
kochankę.

Cóż utraci, rezygnując z tej żałosnej egzystencji? Nie

miała żadnych przyjaciół. Tam, gdzie potrzebna jest
dyskrecja, nie ma dla nich miejsca. Luc powoli, ale
dokładnie izolował ją tak, że cafe jej życie obracało się
tylko wokół niego. Czasami czuła się tak samotna, że
mówiła głośno sama do siebie. Miłość to przerażające













background image

SPOTKANIE PO LATACH

11

uczucie, pomyślała i wstrząsnął nią spazmatyczny
dreszcz.

Arriyederci, Luc, grozie tanto - nabazgrała szminką

w poprzek lustra. Teatralny gest, powszechnie stoso
wany. Obejdzie się bez skropionych łzami pięciu stron
banalnego listu.

Catherine przekonała się, że Luc niezbyt wysoko cenił

miłość. Ale z całą świadomością używał miłości jako
broni, igrając okrutnie z jej uczuciami.

- Co robisz z moimi książkami? Catherine

wyprostowała się nad kartonowym pudłem i napotkała
oburzone spojrzenie ciemnych oczu.

- Pakuję je, chcesz mi pomoc? - zapytała z nadzieją

w glosie. - Moglibyśmy porozmawiać.

Daniel kopnął krzesło. Stał, patrząc na nią nieufnie. -

Nie chcę rozmawiać o przeprowadzce.

- To niczego nie zmieni - ostrzegła go Catherine.

Daniel jeszcze raz kopnął ze złością nogę od krzesła
i włożył ręce w kieszenie - mały uparciuch, miniatura
ojca. Catherine powoli policzyła do dziesięciu. Jeszcze
trochę i zacznie przeraźliwie krzyczeć, dopóki ten mały
mężczyzna w białym ubranku nie zostawi jej w spokoju.
Jak długo jeszcze syn będzie traktował ją jak najgorszą
matkę na świecie? Ze stanowczym uśmiechem
powiedziała:

-

Sytuacja

nie

jest

tak

zła,

jak

myślisz.

Daniel spojrzał na nią podejrzliwie:

-

Czy mamy jakieś pieniądze?

Catherine, zaskoczona pytaniem, oblała się rumieńcem.

- A jakie to ma znaczenie?

- Słyszałem, jak mama Johna mówiła do pani

Withers, że nie mamy pieniędzy, bo gdybyśmy mieli, to
kupilibyśmy ten dom:

Catherine chętnie udusiłaby tę kobietę za jej gadulstwo.

Daniel miał tylko cztery lata, ale był niezwykle





















background image

12

SPOTKANIE PO LATACH

bystry, jak na swój wiek, rozumiał o wiele za dużo z
tego, co się działo dokoła.

- To nieuczciwe, ze ktoś może zabrać nam nasz

dom i sprzedać komuś innemu, chociaż my chcemy
zostać tu na zawsze! - wybuchnął niespodziewanie.

Cierpienie, które ujrzała w jego błyszczących

oczach, zraniło ją okrutnie. Niestety, niewiele mogła
zrobić, aby je złagodzić.

- Greyfriars nigdy do nas nie należał - przypo

mniała mu. - Dobrze o tym wiesz, Danielu. Należał do
Harriet, a po jej śmierci, zgodnie z jej wolą, oddany
został organizacji charytatywnej. A teraz ludzie, któ
rzy kierują tą organizacją, chcą go sprzedać i prze
znaczyć pieniądze na...
Daniel spojrzał na nią ze złością:

- Nic mnie nie obchodzą ci ludzie głodujący w

Afryce. To nasz dom! Gdzie będziemy mieszkać?
- krzyknął rozpaczliwie.

- Drew znalazł dla nas mieszkanie w Londynie.
- Nie można przecież trzymać osiołka w Londynie!

- ciskał się rozzłoszczony Daniel.- Dlaczego nie
możemy mieszkać z Peggy? Ona mówiła, że możemy.

-

Peggy naprawdę nie ma dla nas dość miejsca.

-

Ucieknę i możesz sobie sama mieszkać w Lon

dynie, bo ja nie wyjadę bez Clovera! -Daniel krzyczał
na nią w niepohamowanym wybuchu złości i rozpaczy.
-To wszystko twoja wina! Gdybym miał tatusia, to on
kupiłby ten dom dla nas, jak każdy inny tatuś!
I zrobiłby tak, żeby Harriet nie umarła. Nienawidzę
ciebie, bo ty nic nie potrafisz!

Potępiwszy ją tak bezlitośnie, Daniel, trzasnął

drzwiami Prawdopodobnie schował się w jednej ze
swoich kryjówek w ogrodzie.

Wzięła do ręki leżący na stole list agenta. Na pewno

byłby dla niej bardziej wyrozumiały, gdyby wiedział, że
niemożliwe było przedłużenie ich wakacji na f armie
rodziny Peggy.

















background image

SPOTKANIE PO LATACH

13

Czasami - tak jak teraz - Catherine ogarniało

przygnębiające uczucie całkowitej bezsilności wobec
Daniela. Nie był dzieckiem podobnym do innych. W
wieku dwóch lat rozebrał na części radio i złożył z
powrotem, reperując je przy tej okazji. Gdy miał trzy lata,
nauczył się sam niemieckiego, słuchając w telewizji
programów w tym języku. Ale przecież był ciągle jeszcze
za mały, żeby godzić się na konieczne wyrzeczenia.
Ś

mierć Harriet ugodziła go boleśnie, a teraz tracił swój

dom, ukochanego osiołka, przyjaciół, z którymi się
bawił... krótko mówiąc, wszystko, co do tej pory
składało się na jego bezpieczne życie. Czyż można było się
dziwić, że był tak przerażony? Jak mogła go uspokoić,
gdy sama bała się przyszłości?

Cztery lata temu uważała swoje życie za zmarnowane,

zmierzające w karkołomnym tempie do nieuchronnego
kresu. Przyszłość ukazywała jej tylko los pilota-
kamikaze. I wtedy pojawiła się Harriet - tak niedoceniana
nawet przez tych, którzy znali ją bardzo dobrze. Harriet,
którą Drew w rozdrażnieniu nazwał kiedyś czarującą
wariatką. A przecież to właśnie Harriet pomogła jej
stanąć na nogi. Z czasem stała się dla niej kimś tak
bliskim jak matka.

Spotkały się w pociągu. Ta podróż i to spotkanie

odmieniły całkowicie życie Catherine. Jechały w tym
samym przedziale i Harriet próbowała wielokrotnie
nawiązać rozmowę. Catherine, czuiąc się jak zamknięta w
pułapce bez wyjścia, nie miała ophoty do rozmowy.
Jednak uparta Harriet przełamała jej opory i nie minęło
wiele czasu, gdy, udręczona przeżyciami ponad siły,
opowiedziała o swoim nieszczęściu.

Czuła się potem bardzo zażenowana i szczerze

pragnęła uciec od towarzystwa tej starej kobiety.
Wysiadły z pociągu na tej samej stacji. Nie trafiły jej
zupełnie do przekonania zapewnienia poczciwej Harriet,
ż

e podjęła właściwą decyzję. Jak narkomanka,

rozpaczliwie pragnęła usłyszeć głos Luca w telefonie.

















background image

14

SPOTKANIE PO LATACH

Rzuciła Harriet pożegnalne do widzenia i skierowała się
pośpiesznie do budki telefonicznej.

Co zdarzyłoby się, gdyby udało się jej zatelefonować?

Nie dowie się tego nigdy. Gdy jak szalona biegła do
telefonu, wpadła pod samochód. Następne trzy miesiące
spędziła w szpitalu. Minęło wiele dni, zanim była w stanie
rozpoznać kojący glos, który pojawiał się i rozpływał we
mgle, wywołanej bólem i szokiem. Był to ^os Harriet.
To ona umieściła ją na oddziale intensywnej opieki,
opowiadając o niej dziwne rzeczy. Catherine była
przekonana, że gdyby Harriet nie było przy niej, nigdy nie
udałoby się jej wydostać z tych ciemności i wyzdrowieć.

Jeszcze przed swoimi przedwczesnymi narodzinami

Daniel musiał walczyć o przeżycie. Gdy przyszedł na
ś

wiat, zapłakał przeraźliwie, aby zwrócić na siebie

uwagę. Był maleńki i słaby, ale wiele już wówczas
zapowiadało jego niezwykle silny charakter. Gdy był w
inkubatorze, oczarował cały medyczny personel tym, że
pokonywał wszystkie nawroty choroby w rekordowo
szybkim czasie. Wtedy to Catherine zdała sobie sprawę, iż
syn jej wraz z genami odziedziczył niezwykłą siłę, dzięki
której nawet dziesięciotonowa ciężarówka nie byłaby w
stanie pozbawić go życia, a cóż dopiero kolizja
nieuważnej matki ze zwykłym samochodem osobowym.

- To wspaniały mały wojownik -oświadczyła dumnie

Harriet, rozkoszując się rolą przy branej babci z taką
intensywnością, na jaką stać było jedynie samotną
kobietę. Drew szczerze lubił swoją starszą siostrę, ale jej
dziwactwa doprowadzały go do wściekłości. Annette,
jego przemądrzała francuska żona i kilkunastoletnie dzieci
nie miały wcale czasu dla Harriet. Posiadłość Greyfriars
znajdowała się na peryferiach miasteczka w Orfordshire.
Był to stary dom, w opłakanym stanie, otoczony ze
wszystkich stron zaniedbanym, dzikim ogrodem. Harriet
i Drew urodzili się tutaj i Harriet






















background image

SPOTKANIE PO LATACH

15

głośno protestowała przy każdej wzmiance o odnowieniu
domu. Catherine rozejrzała się po przytulnej kuchni. To
ona uszyła pasiaste zasłony powiewające w oknie, ona
pomalowała podniszczone szafki wesołą, czerwoną farbą
w kolorze motopompy strażackiej. To był ich dom, w
pełnym znaczeniu tego słowa. Jak mogła przekonać
Daniela, że będzie tak samo szczęśliwy w maleńkim
mieszkaniu, skoro sama w to nie wierzyła? Ale przecież nie
mieli żadnego wyboru.

Ktoś lekko zapukał do tylnych drzwi. Peggy Dow-

nes, jej przyjaciółka, nie czekając na zaproszenie,
wbiegła do środka. Była to wysoka kobieta, około
trzydziestki, z krótko przyciętymi rudymi włosami.
Opadła na stojącą pod ścianą zniszczoną kanapę i ze
zdziwieniem spojrzała na kartonowe pudło.

- Czy trochę nie za wcześnie zabrałaś się do

pakowania? Macie przecież jeszcze dwa tygodnie do
wyjazdu.

-Nie mamy. - Catherine podała jej list agenta.
- Na szczęście Drew powiedział, żebyśmy zamieszkali

u niego, jeśli znajdziemy się w przymusowej sytuacji.

- Psiakrew! Nie mogliby ci dać jeszcze jednego

tygodnia?

widząc na twarzy Peggy wyraźne oznaki przy-

gnębienia i poirytowania, Catherine odwróciła się i
zabrała do szykowania śniadania w nadziei, że jej
przyjaciółka nie zacznie znowu swoim oratorskim tonem
ostro krytykować testamentu Harriet

-

Nie mamy żadnych podstaw prawnych, aby tu

pozostać - przypomniała z naciskiem Catherine.

-

Ale z moralnego punktu widzenia macie wszelkie

prawa i spodziewałam się po organizacji charytatyw
nej większej wyrozumiałości wobec samotnej matki!
-

buntowała się w obronie Catherine życzliwa Peggy.

-

A właściwie to nie wiem, dlaczego ich potępiam. Ta

sytuacja wynikła z winy twojej ukochanej Harriet!

- Peggy!

















background image

16

SPOTKANIE PO LATACH

-

Wybacz, ale uważam, iż trzeba nazywać rzeczy

po imieniu. Szczerze mówiąc, Catherine... czasami
myślę, że pojawiłaś się na tym świecie wyłącznie po to,
by być wykorzystywaną! Jak ci podziękowano za
zmarnowane cztery lata twego życia, które spędziłaś
biegając wokół spraw Harriet?

-

Harriet dała nam schronienie, kiedy nie mieliśmy

się gdzie podziać. Nie miała mi nic do zawdzięczenia.

-

Prowadziłaś ten dom, byłaś zawsze na zawołanie

i tyrałaś posłuszna jej zwariowanym, charytatywnym
pomysłom - mówiła wzburzona Peggy. - I za to
wszystko otrzymywałaś wikt i mieszkanie oraz ubranie
kupione na wyprzedaży!

-

Harriet była najmilszą i najuczciwszą istotą, jaką

kiedykolwiek znałam - odparła Catherine.

Doprowadzona do szału Peggy miała ochotę krzyczeć

ze złości. Trzeba przyznać, że dziwaczne pomysły Harriet
wydawały się nie drażnić Catherine tak, jak innych, mniej
tolerancyjnych ludzi. Wyglądało na to, że Catherine nie
zauważała, kiedy Harriet głośno mówiła do siebie lub
hałaśliwie i ostentacyjnie opróżniała portmonetkę, dając
ofiarę na tacę w kościele. Nigdy nawet nie mrugnęła
okiem, kiedy Harriet przyprowadzała na herbatę brudnych,
ś

mierdzących włóczęgów mówiąc, aby czuli się jak u

siebie w domu.

Catherine była najlepszą przyjaciółką, jaką Peggy

kiedykolwiek miała. Uważała ją za osobę niezwykle
ż

yczliwą, szlachetną i bezinteresowną, a była to naj-

wyższa ocena ze strony kobiety, która samą siebie
nazywała zatwardziałą cyniczką.

Peggy napotkała spojrzenie zamglonych, niebieskich

oczu w ślicznej twarzy Catherine, i mimo woli
pomyślała o niewinnym, bezbronnym dziecku po-
rzuconym w zagmatwanym świecie dorosłych. Przera-
ż

ająca była naiwna skłonność Catherine do znajdowania

w ludziach tylko tego, co najlepsze, i do traktowania
ich z ufnością. To jej niezmiennie op-


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

17

tymistyczne widzenie świata czyniło ją zupełnie bez-
bronną. Była cudownym słuchaczem i przejmowała się
każdą wyciskającą łzy opowieścią. Nie umiała powie-
dzieć nie, gdy ludzie prosili ją o przysługę. Jeśli ktoś był w
potrzebie, Catherine zawsze gotowa była przyjść z
pomocą. A z iloma spotkała się dowodami wdzięczności?
Bardzo nielicznymi.

- Harriet powinna była zostawić ci przynajmniej

część swego majątku - powiedziała Peggy z naganą
w głosie.

Catherine postawiła na kuchence czajnik z wodą na

herbatę.

-

A jak sądzisz, co o tym pomyśleliby Drew i jego

rodzina?

-

Drew ma dość pieniędzy.

-

Firma Huntingdon nie jest duża, a on nie jest

bogaty.

-

Ma ogromny dom w Kencie i mieszkanie w cen

trum Londynu. Czy to nie jest bogactwo? - zapytała
Peggy sucho.
Catherine jęknęła:

-

Jego interesy ostatnio nie idą dobrze. Drew

zmuszony był sprzedać niektóre ze swoich posiadłości
i, chociaż nie przyznałby się do tego głośno, bardzo
rozczarował go testament Harriet.

-

Rozwód z Annette prawdopodobnie pozbawi go

resztek majątku - powiedziała w zadumie Peggy.

- Ona nie chciała tego rozwodu - mruknęła Catherine.

Peggy skrzywiła się.

- A jaka to różnica? To ona miała romans. Ona

ponosi winę.

Catherine nalewając herbatę pomyślała, że nie można

oczekiwać ze strony Peggy wyrozumiałości w
wypadku zdrady małżeńskiej- Do tej pory mocno
przeżywała nagie zerwanie własnego małżeństwa. Mąż
Peggy był kobieciarzem. Annette nie można z nim



















background image

18

SPOTKANIE PO LATACH

porównywać. To trudności finansowe i kłopoty z
dwójką niesfornych, kilkunastoletnich dzieci do-
prowadziły do kryzysu w rodzinie Huntingdonów.
Annette miała romans, a Drew był tym załamany. Nie
przyjął jej usilnych prób pojednania, wyprowadził się i
natychmiast wystąpił o rozwód. Ciekawe, że ludzie,
którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, rzadko reagują tak,
jak się tego spodziewaliśmy. Catherine sądziła, że on
przebaczy i zapomni. Myliła się.

-

W dalszym ciągu mam nadzieję, że dojdą do

porozumienia, zanim będzie za późno - zauważyła.

-

A dlaczego on miałby tego chcieć? Ma zaledwie

pięćdziesiąt lat... i jest przystojnym mężczyzną...

-

Chyba tak - przyznała niepewnie Catherine.

Lubiła bardzo Drewa, ale nigdy nie myślała o nim
w taki sposób.

-

Mógłby też znaleźć sobie coś lepszego do roboty,

niż przyjeżdżać tutaj na weekend i bawić się z Danie
lem - skomentowała Peggy z udaną obojętnością.

Catherine, nie zauważając ukrytej ironii, zaśmiała

się:
-

Jest wolny, nie ma rodziny.

-

A nie przyszło ci na myśl, że Drew przyjeżdża

z bardziej osobistych powodów?
Catherine spojrzała na nią z pytaniem w oczach.

-

Och, na litość boską! -jęknęła Peggy. - Czy mam

ci to wyraźnie powiedzieć? Jego zachowanie na po
grzebie wywołało nie tylko moje zdziwienie. Ledwie
wziejaś do ręki coś trochę cięższego od filiżanki, on już
biegł na pomoc przez cały pokój! Myślę, że kocha się
w tobie.

-

Kocha się we mnie? - powtórzyła Catherine.

- Nigdy nie słyszałam nic tak absurdalnego.

-

Może się mylę - zawahała się Peggy.

-

Ależ oczywiście, że się mylisz! - powiedziała

Catherine z niezwykłą u niej gwałtownością.

-

No, już dobrze, uspokój się - westchnęła Peggy.

















background image

SPOTKANIE PO LATACH

19

- W dniu pogrzebu zapytałam go, dlaczego

wynalazł inną starą damę, aby się nią opiekowała...

- Ależ pani Anstey jest jego chrzestną matką!
- Kiedy poszłam zobaczyć to mieszkanie dla

ciebie, zmroziła mnie swą miną. Powiedziałam to
Drewowi.
- Peggy, jak mogłaś? Mam tylko robić jej zakupy
i przynosić kolację co wieczór. Nie jest to wiele, w
zamian za mieszkanie i symboliczny czynsz.

- I dlatego coś w tym podejrzewam. Jakkolwiek...
- Peggy zawiesiła głos. - Drew pocieszył mnie, że

nie powinnam się martwić, bo chyba długo tam nie
zostaniesz. No, jak myślisz, dlaczego tak powiedział?
- Może przypuszcza, że nie spodobam się jej - od-
rzekła Catherine.
Peggy obracała w ręku list agenta i zmartwiona
powiedziała:

- Jeśli musisz się wyprowadzić w tym tygodniu, to

nie będziemy mogły razem pojechać do mojego
domu. A tak liczyłam na ciebie, Catherine. Moja
matka i ty tak świetnie się ze sobą zgadzacie.

- Daniel również nie jest tym zachwycony. Wtedy

Peggy zaproponowała z uśmiechem:

- A może zabrałabym go ze sobą?
- Samego?
- Dlaczego nie? Moi rodzice uwielbiają Daniela.

Zepsują go do reszty. A ty do naszego powrotu
urządzisz sobie mieszkanie, żeby było bardziej
przytulne. Męczyło mnie poczucie winy, że nie jestem
w stanie w niczym ci pomóc - wyznała Peggy.
- Nie mogę pozwolić, abyś ty...
- Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? Złagodzi to
Danielowi wstrząs związany z przeprowadzką. Bieda-
czek, tak bierze sobie wszystko do serca -
przekonywała Peggy. - Nie będzie go tu, gdy oddasz
Clovera do schroniska i uniknie przenosin do
mieszkania Drewa. Wydaje mi się, że on nie bardzo
go lubi.
Catherine pomyślała ze smutkiem, że Daniel zdecy-














background image

20

SPOTKANIE PO LATACH

dowanie nic lubi tych wszystkich, którzy mu się
sprzeciwiają. Szczególnie zaś nie cierpi być traktowany jak
dziecko i gdy ktoś mówi, ze jest ładnym chłopcem. A
przecież, czy mu się to podoba, czy nie, jest to prawda:
jest naprawdę ładny z czarnymi, kręconymi włosami, z
długimi rzęsami i wielkimi ciemnymi oczami. Niezwykle
hibił Peggy, ale nikogo więcej.

-

Ufasz mi? - Peggy ucięła jej wątpliwości.

-

Alei oczywiście...

-

W talom razie załatwione - zdecydowała.

Catherine zrezygnowała więc z wynajdywania dalszych

trudności i nie powiedziała, ze nigdy dotąd nie
rozstawała się z synem. Daniel bardzo lubił farmę.
Spędzili tam razem z Peggy kilka tygodni przez
ostatnie lata.

Sześć dni później Daniel, uściskawszy ją radośnie,

wsiadł do samochodu Peggy.
Catherine powiedziała do przyjaciółki:

-

Jeśli będzie tęsknić za domem, zadzwoń do mnie.

-

Nie mamy już domu - przypomniał Daniel.

- Należy do Afryki.

Catherine wróciła do domu i oczami mokrymi od łez

spojrzała na ustawione tam walizki i pudła. Nie za wiele
tego, jak na cztery lata życia. Pudła miały być
przeniesione do garażu Peggy. Jeden z sąsiadów obiecał
przewieźć je w następnym tygodniu do mieszkania Drewa.
Przybita otarła łzy. Daniel wyjechał tylko na dziesięć
dni, nie na sześć miesięcy!

Drew czekał na nią na peronie i poprowadził w

kierunku swojego samochodu. Był dobrze zbudowanym
mężczyzną o przyjemnych rysach twarzy. Wyglądał na
bardzo zrównoważonego.

- Najpierw zostawimy w mieszkaniu twoje bagaże.
-

Najpierw?

Uśmiechnął się.

-

Zamówiłem stolik w Savoyu, zjemy tam lunch.













background image

SPOTKANIE PO LATACH

21

- Czy to jakaś okazja?

Catherine już wiele razy jadła lunch w towarzystwie

Drewa i Harriet, ale wtedy zapraszał je zawsze do
swojego klubu.

-

Moja firma jest bliska zdobycia wielkiego kon

traktu - wyjawił nie bez dumy. - Właściwie mamy to
już w kieszeni. Dziś wieczór jadę do Niemiec, a poju
trze spisujemy umowę.

-

To wspaniała wiadomość - ucieszyła się Cat

herine.

-

Szczerzemówiąc, przychodzi w samą porę. Ostat

nio firma Huntingdon balansowała na krawędzi prze
paści. Ale to nie wszystko, co będziemy świętować
- powiedział.

-

Kiedy wracasz z Niemiec? - zapytała, gdy wy

chodzili z jego mieszkania.

- Za kilka dni, ale zamieszkam w hotelu.
-

Dlaczego?

-

zdziwiła

się

Catherine.

Lekki rumieniec zabarwił jego policzki.

- Kiedy jest się w trakcie rozwodu, trzeba bardzo

uważać, Catherine. Dzięki Bogu, za miesiąc będzie po
wszystkim. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek wytykał
cię palcem, łącząc ze sprawą mego rozwodu.

Catherine odczuła nagle ogromne zażenowanie.

Przyjęła z wdzięcznością propozycję tymczasowego
schronienia się w jego mieszkaniu, nie zastanawiając się
nad tym, w jakim go stawia położeniu.

-

Ogromnie mi przykro, Drew. Nigdy nie myślałam...

-

Oczywiście, że nie. Ty nie myślisz o ludziach w ten

sposób. - Drew uścisnął i przytrzymał jej rękę. - Gdy
tylko zakończy się rozprawa sądowa, nie będziemy
musieli zważać na złośliwe języki.

To ostatnie zdanie, zamiast uspokoić, wprawiło ją w

jeszcze większe zakłopotanie. Wyglądało na to, że Drew
inaczej rozumiał ich przyjaźń.

Nie tak dawno oburzyły ją podejrzenia Peggy.

Tymczasem Drew wyraźnie zbliżył się do niej od

















background image

22

SPOTKANIE PO LATACH

momentu separacji z Annette. Stał się częstszym
gościem w domu swojej siostry.

-

Wezmę stek. Przynajmniej wiadomo, co to takie

go.

-

Masz swoje nawyki -udał niezadowolenie Drew,

ale jednocześnie uśmiechnął się do niej. On też nie lubił
zmian.-A na przystawkę?
Zamówiła krewetki, jak zwykle.

- Mogłem z góry zamówić to dla ciebie - zażar

tował.

Catherine rzuciła okiem w stronę holu i ujrzała przy

drzwiach wejściowych wysokiego, czarnowłosego męż-
czyznę. Szybko obejrzała się po raz drugi, ale już go nie
było. Zaskoczona zamrugała oczami, zła na siebie, że w
tej krótkiej chwili rozpoznania odczuła lek, a ciałem jej
wstrząsnął dreszcz.

- Co się stało?

Napotkawszy zdziwione spojrzenie Drewa, wzdrygnęła

się nienaturalnie.

-

To z zimna.

-

Teraz, gdy jesteś w Londynie, będziemy mogli

widywać się częściej. Próbuję ci powiedzieć, może
niezbyt zręcznie, że... Wydaje mi się, że cię kocham.

Wyszarpnęła gwałtownie rękę, przewracając kieliszek z

sherry. Mamrocząc słowa przeprosin, zaczęła szperać w
torebce, w poszukiwaniu chusteczki. Drew patrzył na nią
wyczekująco.

- Chciałem, abyś wiedziała,co czuję – westchnął
- Ja… ja nie wiedziałam… Nie miałam pojęcia…

- To było wszystko, co zdołała z siebie wykrztusić.

- Sądziłem, że musisz to przemyśleć – w jego głosie

słychać było nutkę niezadowolenia. – Najwidoczniej
nie było to tak oczywiste, jak myślałem. Catherine,
nie rób takiej tragicznej miny. Niczego od ciebie nie
oczekuję. Myślę, że trudno o właściwą odpowiedź
w takich okolicznościach. Byłem niecierpliwy i
zachowałem się nietaktownie. Wybacz mi.
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

23

- Mam wrażenie, jakbym stanęła między tobą

i Annette - szepnęła w poczuciu winy.
Nachmurzył się.

-

To nonsens. Dopiero po odejściu od niej zdałem

sobie sprawę, jak bardzo lubię być z tobą.

-

Tak, ale gdyby mnie nie było w pobliżu, może

wróciłbyś do niej - przekonywała z uporem. - Jesteś
wspaniałym przyjacielem, ale ja...

-

Ja nie poganiam cię, Catherine. Mamy dużo

czasu - zapewnił ją, rezygnując z tematu, nad którym,
jak zrozumiał, nie było sensu dłużej dyskutować.

Byli w sali restauracyjnej River Room, gdy usłyszała

ten głęboki głos z lekkim obcym akcentem, głos, który
działał na nią jak kojący balsam. Natychmiast zakręciło
się jej w głowie i ożyły dawne uczucia. Wstrząśnięta,
otworzyła szeroko oczy. W uszach czuła szalone
pulsowanie. Drżącą ręką odstawiła kieliszek.
Luc!

O, Boże... Luc! To jego musiała zauważyć przedtem.

Rozmawiając z dwoma towarzyszącymi mu mężczyznami,
gestykulował opaloną ręką. Nie mogła oderwać od niego
oczu. Ostro zarysowany nos, wydatne kości policzkowe,
intensywność

spojrzenia,

wszystko

połączone

w

oszałamiająco przystojnej twarzy.

Obrócił z lekka głowę o lśniących, ciemnych wło-

sach. Spojrzał wprost na nią. Zabrakło jej tchu i czas
nagle się zatrzymał. Rozsądek nakazywał wstać na-
tychmiast i uciekać, biec tak długo, aż pozostawi
daleko grożące niebezpieczeństwo. Poczuła szarpiący
wnętrzności strach, choć nic nie wskazywało, że ją
rozpoznał.

Luc odwrócił się. Dał znak jednemu ze swych

towarzyszy, który natychmiast zerwał się z szybkością
wytresowanego lokaja i słuchał swego pana z po-
chyloną głową.

- Zepsułem ci humor - mruknął Drew. - Powinie

nem był milczeć.
















background image

24

SPOTKANIE PO LATACH

Gwałtownie opuściła powieki. Usłyszała znowu

szczek sztućców i szum głosów, ale w dalszym ciągu
czuła się odrętwiała. Gdy patrzyła na Luca, nic i nikt nie
był w stanie odwrócić jej uwagi. Mówi się, że gdy
człowiek tonie, to w ułamku sekundy widzi całe swoje
ż

ycie. Och, gdyby tak znaleźć ukojenie na dnie basenu...

-

Catherine...

-

Boli mnie trochę głowa - powiedziała z trudem.

- Jeśli pozwolisz, pójdę wziąć jakiś proszek.

Wstała na trzęsących się nogach, stwierdzając z nie-

zmierną ulgą, że nie musi przechodzić obok stolika,
gdzie siedział Luc. Mimo to miała uczucie, jakby szła na
ś

mierć. Choć nie miało to sensu, oczekiwała dotknięcia

jego ręki na swym ramieniu. Weszła szybko do toalety i
włożyła dłonie pod zimną wodę.

Gdy wycierała ręce, dotknęła cienkiej złotej obrączki

na serdecznym palcu. Prezent od Harriet i jej pomysł.
Wszyscy prócz Peggy myśleli, że jest wdową. Harriet
rozpowiedziała to kłamstwo, zanim Catherine opuściła
szpital. Niesmakiem i wstrętem napawało ją to, że
uchodziła za kogoś, kim naprawdę nie była, choć ze
smutkiem szybko uświadomiła sobie, że gdyby nie ta
wzbudzająca szacunek historyjka, nie byłaby tak dobrze
przyjęta przez miejscową społeczność.

Opanuj się, odetchnij głęboko. Dlaczego ulegasz

panice? Jednakże gdy w pobliżu jest Luc, panika jest
uzasadniona. Trudno było przewidzieć jego reakcję, ale
nie mogła tu tkwić wiecznie.

- Myślę, że zanosi się na burzę - powiedziała do

Drewa po powrocie na salę, starając się nie rozglądać.

- Często mam bóle głowy przy takiej pogodzie.

Nie przestawała mówić jedząc.

Jeśli Drew był nawet trochę oszołomiony jej gada-
tliwością, to na pewno nie zauważył, że straciła apetyt. Luc
obserwował ją. Czuła to. Czuła hipnotyczną siłę
utkwionych w niej brązowozłotych oczu. I nie mogła














background image

SPOTKANIE PO LATACH

25


tego wytrzymać. Było to jak chińska wodna tortura -
drążące, bezlitosne. Zaczynała ją ogarniać złość.

Luc był niewzruszony. To wbrew naturze, że potrafił

pozostać opanowany, mimo że tak bardzo ją skrzywdził. Nie
było miejsca na sprawiedliwość w świecie, w którym Luc w
dalszym ciągu rósł w potęgę, jak wyjątkowo zaborcza
roślina tropikalna. Stratujesz ją, a ona znowu wyrośnie,
dwa razy silniejsza i równie groźna.

Skrupulatnie mieszała kawę: to w jedną, to w drugą

stronę, aż wreszcie wsypała cukier. W głowie czuła
zamęt, zagubiona gdzieś między przeszłością i teraź-
niejszością. Była tylko jedną z wielu na długiej liście
ofiar Luca Santiniego. Goryczą napełniała ją świado-
mość tej poniżającej prawdy.

-

Udał, że mnie nie poznaje. - Drew bezbarwnym

głosem przerwał jej paplaninę.

-

O kim mówisz? - zapytała zdezorientowana.

-

O Lucu Santinim. Patrzył prosto na mnie, gdy

przechodził obok nas.

Zaskoczyło ją odkrycie, że Drew zna Luca. A właś-

ciwie, dlaczego tak się dziwiła? Wprawdzie Drew
należał do niższej kategorii, ale działał na tym samym
polu, co Luc. Wytwórnia podzespołów elektronicznych
Huntingdona.

-

Czy t-to t-takie ważne? - wyjąkała.

-

To nauczy mnie nie zadzierać nosa - odpowie

dział Drew z kwaśną miną. - Załatwiałem z nim
interesy, ale to było dawno temu. Nie należę dziś do
grupy Santiniego, możliwe, że mnie wcale nie pamięta.

Luc miał niezawodną pamięć. Nigdy nie zapominał raz

widzianej twarzy. Uświadomiła sobie z poczuciem winy,
ż

e Luc udał, iż nie rozpoznał Drewa z powodu jej

obecności. Nie była też tak głupia, żeby udawać, iż nie
wie, kim jest Luc. Mógł o nim nie słyszeć tylko jakiś
analfabeta albo ktoś żyjący na bezludnej wyspie.

Drew popijał swoją kawę najwidoczniej zadowolony,

ż

e o nim zapomniano.













background image

26

SPOTKANIE PO LATACH

-

To niezwykły facet. I jak musiał ryzykować, żeby

dojść do tego, co ma dzisiaj.

-

I pomyśleć, ile ma na swoim koncie kobiet.

-

Otóż to-zadumał się Drew. - O ile wiem, wpadł

tylko raz. Niech pomyślę, to było około czterech...
pięciu lat temu. Nie wiem, co się właściwie zdarzyło,
ale wtedy był diabelnie bliski bankructwa.

Zapewne odbił to sobie na kimś innym. W życiu

kierował się twardą zasadą: oko za oko, ząb za ząb, no, i
zysk w interesie.

Gdy wychodzili z hoteli, przybity Drew cicho

powiedział:

-

Chyba zrobiłem z siebie cholernego głupca?

-

Ależ skąd - pośpiesznie zaprzeczyła.

-

Czy chcesz jechać taksówką? - zapytał stłumio

nym głosem. - Lepiej będzie, jak wrócę do biura.

-

Przejdę się trochę.

Czuła się zawstydzona, że nie umiała zachować się z

większym taktem, ale jego wyznanie i nagle pojawienie
się Luca pozbawiło ją zdolności rozumowania.

- Catherine?

Zanim zdążyła się odwrócić, Drew pochylił się i

zgniótł ustami jej pełne wargi.

- Już wkrótce poproszę cię o rękę, czy chcesz tego,

czy nie - obiecał odzyskując pewność siebie. - Minęło
już prawie pięć lat, kiedy straciłaś męża. Nie możesz
strawić reszty życia na wspominaniu go.

Kilka sekund później odszedł szybko w przeciwnym

kierunku. Niepohamowane łzy popłynęły z jej oczu.
Przeżycia ostatnich godzin wybijały opóźnioną reakcję.
Drew był mężczyzną zupełnie innego rodzaju, był
dżentelmenem starej daty, który już przy pierwszym
pocałunku proponował małżeństwo. A ona -
skończoną oszustką. Nie była kobietą, za jaką ją
uważał, bolejącą ciągle nad utratą młodego męża i
tragicznie zakończonym krótkim małżeństwem.













background image

SPOTKANIE PO LATACH

27

Prawda mogłaby go zabić. I dla niej wspominanie

przeszłości było straszne. Przez dwa lata, nawet we
własnym mniemaniu, była dziwką Luca Santiniego.
Karmiona i ubierana w zamian za gorliwość w spra-
wianiu mu przyjemności w łóżku. O takiej kobiecie
mówi się w sposób bardziej elegancki, że jest czyjąś
utrzymanką. Tylko że utrzymaniu bogatych mężczyzn
mogą liczyć na publiczne pokazywanie się u boku
swych opiekunów. A Luc wolał, by pozostawała w
cieniu. Nigdy nie okazał najmniejszej chęci, aby wziąć ją
ze sobą i pokazać światu. Nie miała ani odpowiedniego
wyglądu, ani oglądy, nie mówiąc już o pochodzeniu i
wykształceniu. Jeszcze teraz wspomnienia paliły, raniąc
boleśnie.

Wybór. Całe życie jest możliwością wyboru. W wieku

osiemnastu lat Catherine sądziła, że samodzielnie /
podejmuje decyzje. Tymczasem decydowano za nią.
Miłość w zastraszający sposób niszczy poczucie god-
ności i inteligencję niedoświadczonej, młodej dziew-
czyny. Zanim spotkała Luca, nie wierzyła, że miłość do
kogoś może być błędem. Okazało się, że może, i to
jeszcze jak. Catherine od dawien dawna rozpaczliwie
pragnęła być kochana. Zaraz po urodzeniu została
porzucona przez matkę, po której wszelki ślad zaginał.
Wychowywała się w domu dziecka, gdzie ginęła w tłu-
mie. Była marzycielką snującą przez lata fantastyczne
historie o nieznanej matce, która miała niespodzianie
pojawić się i zabrać ją ze sobą. Ody miała dziesięć lat,
nadzieja osłabła i zaczęła marzyć o szalonej miłości.

Po ukończeniu szkoły, w wieku szesnastu lat pra-

cowała jako służąca w swoim domu dziecka, aż do jego
zamknięcia w dwa lata później. Do kierowniczki
zgłosili się wtedy państwo Goulds, młodzi właściciele
małej galerii sztuki w Londynie. Zatrudnili ją jako
recepcjonistkę, wykorzystywali bez skrupułów i płacili
tylko tyle, że z trudem starczało jej na życie. Ponieważ ich
dochody były małe, galeria często musiała być













background image

28

SPOTKANIE PO LATACH

otwarta do późna i to Catherine pilnowała sklepu przez
wiele wieczorów.

Pewnego zimowego wieczora, gdy już zamykała

sklep, Luc, w drodze do swego hotelu, powodowany
jakimś impulsem wszedł do galerii bez specjalnego celu,
w białym trenczu narzuconym niedbale na ramiona. Wtedy
to dokonała pierwszego wyboru, oślepiona i oszołomiona
przelotnym uśmiechem... przerwała zamykanie sklepu.

Jej rozmyślania zakłócił szum motoru srebrnej

limuzyny, stojącej przy krawężniku. Tylne drzwi sa-
mochodu otworzyły się i wysiadł z niego Luc.

- Czy mogę panią podwieźć?



















































background image











ROZDZIAŁ DRUGI

Catherine patrzyła na niego z nieukrywanym prze-
rażeniem w szeroko otwartych oczach. - Ja... ja nie idę
nigdzie konkretnie.

-

Po prostu spaceruje pani - zadrwił Luc.

-

Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? - zapytała.

-

Jechałem

za

tobą

od

samego

hotelu.

Poczuła, że braknie jej tchu. Czy naprawdę myślała,
ż

e to drugie spotkanie to kolejny przypadek? Czy

sądziła, że on pozwoliłby jej odejść bez wyjaśnień?

- Dlaczego to robisz? - szepnęła w napięciu.

Chmurnie spojrzały na nią ciemne, błyszczące oczy.

- Może chciałbym powrócić do dawnych czasów?

Sam nie wiem. To ty mi powiesz. Czy myślisz, że to
możliwe?

Odruchowo cofnęła się do balustrady, przy której

stali.

-

Nie jesteś człowiekiem impulsywnym.

-

Dlaczego drżysz? - Podszedł do niej bliżej, a ona

plecami oparła się o żelazną balustradę, usiłując
utrzymać pewien dystans miedzy nimi.

-

Pojawiasz się tak nagle. Przestraszyłeś mnie.

-

Jak dziecko lubisz ciągle niespodzianki.

- Nie zauważyłeś, że już nie jestem dzieckiem.

Zebrała się na odwagę, żeby ostro odpowiedzieć, ale
był to błąd. Luc zmierzył ją wzrokiem, szacując
czerwoną, okrągłą klamrę spinającą jej jedwabiste włosy,
bluzkę z koronkowym kołnierzykiem i układaną,
kwiecistą spódniczkę. Poczuła się jak obnażona.

- Widzę, że firma Laury Ashley w dalszym ciągu

ś

wietnie się rozwija - zażartował z poważną miną.















background image

30

SPOTKANIE PO LATACH

Był teraz tak blisko, że mogłaby go dotknąć. Ale nie

ośmieliła się podnieść oczu powyżej poziomu jego
jedwabnego krawata. Szary, o stalowym odcieniu
garnitur nosił z elegancją, którą niewielu tylko mężczyzn
mogłoby naśladować. Wysoką, szczupłą sylwetkę
podkreślał doskonały krój ubrania człowieka z wyższych
sfer. Ale to, co czuła w atmosferze wokół niego, dalekie
było od uprzejmości ludzi z towarzystwa. Było to coś
wręcz przerażającego.

- Nie mamy o czym mówić po tylu latach. - W sło

wach, które padły z bladych ust, można było wyczuć
nie wypowiedzianą prośbę.

Luc podniósł rękę i czubkiem palca przesunął powoli

od delikatnego obojczyka, gdzie wyczuwalny był szalony
rytm pulsu, aż do wygięcia dolnej wargi. Czuła, że pali
ją skóra, a cale ciało oblewa żar.

-

Odpręż się - poradził. Opuścił rękę sekundę

wcześniej, zanim szarpnęła gwałtownie głową, nie
godząc się na tę poufałość. W jego oczach zabłysły
ogniki, a na ustach pojawił się uśmiech:

-

Nie chciałem cię przestraszyć. Cóż to... jesteśmy

wrogami?

-

Ja... ja się spieszę - wyjąkała.

-

I nie chcesz, żebym cię podwiózł? Zgoda. Przejdę

się razem z tobą - odpowiedział łagodnie. - A może
wsiądziemy do samochodu i przejedziemy się... i tak
pewnie utkniemy w korku ulicznym. Zaufaj mi, jestem
dziś w łagodnym nastroju.

-

Dlaczego? - odsunęła się odważnie od balust

rady. - Czego chcesz?

-

Nie spodziewam się, abyś chciała w tłoku ulicz

nym robić to, co zazwyczaj robiliśmy. - Ciemnymi
zuchwałymi oczami przyglądał się rumieńcowi
oblewającemu jej twarz. - A według ciebie, czego
mógłbym chcieć? Czy to takie dziwne, że chciałbym
zaspokoić swoją naturalną ciekawość?

- Czego dotyczącą?













background image

SPOTKANIE PO LATACH

31

- Ciebie. A kogóż by innego?

Catherine zagryzła dolną wargę. Czuła narastającą w

niej złość. Był czas, że gdy Luc mówił: wsiadaj do
samochodu, skwapliwie wykonywała jego polecenie.
Uśmiechał się teraz, ale nie można ufać uśmiechowi
Luca. Mógł uśmiechać się i jednocześnie doszczętnie
kogoś zniszczyć starannie dobranymi słowami. Zdecy-
dowała się w jednej chwili i ruszyła w kierunku
samochodu. Luc był człowiekiem wyjątkowo inte-
resującym dziennikarzy, nie mogła wiec dopuścić do
tego, by ją z nim widziano.

Jeden z goryli Luca otworzył drzwiczki limuzyny.

.Wśliznęła się w róg samochodu i usiadła na obitej
kremową skórą kanapie. Drzwiczki zatrzasnęły się.

- Doprawdy, Catherine... czy to było takie trudne?

- zapytał Luc. - Napijesz się czegoś?
W gardle czuła suchość.

- Chętnie.

Nerwowo wygładzała fałdy spódniczki. Luc pochylił

się, aby otworzyć barek. Przez jeden moment, który
wydał się jej najdłuższym w życiu, czarne, gęste włosy
były w zasięgu jej palców. Nieuchwytny aromat płynu do
płukania włosów, zmieszany z nieokreślonym, ale jakże
znajomym jego własnym zapachem, uderzył w jej
rozszerzone nozdrza. Gdy wyprostował się, zmieszana
obserwowała ruch muskułów pod drogą tkaniną koszuli,
okrywającej jego szerokie ramiona.

Luc podał jej szklankę, przytrzymując ją na tyle długo,

ż

e musiała na niego spojrzeć. Był to atak bardzo niewinny,

jak na możliwości Luca, ale i tak poczuła, że nad nią
panuje. Szybko wypiła kilka łyków. Nie cierpiała smaku
brandy, która z trudem przechodziła przez ściśnięte
gardło.

- Czy teraz lepiej się czujesz? - zapytał. - Mieszkasz

w Londynie?

- Nie - odpowiedziała z pośpiechem. - Jestem tu

tylko chwilowo. Mieszkam w... Peterborough.












background image

32

SPOTKANIE PO LATACH

- Widzę, że jesteś mężatką. Musi to być dla ciebie

ź

ródłem wielkiej satysfakcji.

Obrączka ślubna zaciążyła jej jak ołów. Postanowiła

pominąć milczeniem te złośliwą uwagę.

-

Kiedy wyszłaś za mąż?

-

Ponad cztery lata temu.

Napiła się, dla dodania sobie odwagi przed następ

nym kłamstwem.

-

Niedługo po... Był to burzliwy, krótkotrwały

romans - wyjaśniła szybko.

-

Na to wygląda -wycedził. -Opowiedz mi o tym.

-

Nic nie było w tym nadzwyczajnego - mruk

nęła. - Jestem pewna, że wcale cię to nie zainteresu
je.

-

Przeciwnie - zaprzeczył miękko Luc. - Szalenie

jestem ciekaw. A czy twój mąż ma jakieś imię?

-

Luc, ja...

-

Ach,

więc

moje

imię

pamiętasz?

Wbiła wzrok w swój kieliszek.

-

Paul. Ma na imię Paul. - Pomimo ogromnego,

strasznego napięcia, udało się jej uśmiechnąć. - Na
prawdę nie ma o czym mówić!

-

Zaspokój jednak moją ciekawość. Czy jesteś

szczęśliwa tam... gdzie to jest? W Peterhaven?

-

Oczywiście.

-

Nie wyglądasz na szczególnie szczęśliwą.

-

To nie zawsze jest widoczne - odcięła się zroz

paczona.

-

A

dzieci?

-

zapytał

od

niechcenia.

Catherine zdrętwiała.

-

Nie, jeszcze nie mam.

Luc był bardzo opanowany. Zauważyła to, choć

sama była zmieszana. Luc nagle uśmiechnął się.

- Co robiłaś z tym Huntingdonem?

Pytanie rzucone znienacka zbiło ją z tropu.

- Ja... zatrzymuję się u niego, gdy przyjeżdżam na

zakupy - zawahała się, a potem ze zdecydowaniem,
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

33

które miało świadczyć o jej absolutnej pewności siebie,
dodała: - Mój mąż pracuje dla niego.

- Wygląda na to, że dobrze spędziłaś dzień pełen

szczególnych zbiegów okoliczności - cudowne, złote
oczy patrzyły wprost na jej zarumienioną twarz.
- Najciekawsze jest to, co niespodziewane, czyż nie?

Odstawiła kieliszek.

-

Muszę... naprawdę muszę już iść. Bardzo miło

było znowu cię spotkać.

-

Czuję się pochlebiony, że tak uważasz - powie

dział półgłosem Luc. - Czego się tak boisz?

-

Ja się boję? - powtórzyła niepewnie. -Nie boję się

niczego. Nie mamy już o czym mówić.

-

A ja myślę, że mamy jeszcze cały dzień przed

sobą.
Catherine pochyliła głowę.

-

Nie muszę odpowiadać na twoje pytania - powie

działa stanowczo, usiłując zapanować nad drżeniem
w głosie.

-

Potraktuj to jako mały, nieco spóźniony objaw

uprzejmości - zaproponował Luc. - Cztery i pół roku
temu zniknęłaś jak kamfora. Bez słowa, bez listu lub
najmniejszej próby wyjaśnienia. Chciałbym usłyszeć je
teraz.
Ceglaste plamy wystąpiły na jej policzkach.

-

Związek z tobą był najgłupszą rzeczą, jaką kiedy

kolwiek zrobiłam.

-

A to, że mi to teraz powiedziałaś, może okazać się

drugą najgłupszą rzeczą - spojrzał na nią pociem
niałymi oczami. - Spałaś ze mną w noc przed swoim
zniknięciem. Leżałaś w mooch ramionach i kochałaś się
ze mną, planując, że opuścisz mnie...

-

Z przyzwyczajenia - wyjąkała.

Chwycił silnie jej rękę i przyciągnął do siebie bliżej,

wbrew jej woli.

- Z przyzwyczajenia? - krzyknął szorstko j z niedo

wierzaniem w głosie.















background image

34

SPOTKANIE PO LATACH

Cofnęła się przed niepohamowaną złością i odrazą,

które wyczytała w jego pełnych wyrazu oczach.

-

Sprawiasz

mi

ból

-

szepnęła.

Z pogardą puścił jej rękę.

- W takim razie wyrazy mojego uznania, za takie

przedstawienie, należy ci się nagroda zwycięzcy. Przy
zwyczajenie inspiruje cię do niecodziennego zapału.

Pod wpływem wspomnień zaczerwieniła się po

czubki włosów. Te wspomnienia budziły nienawiść do
samej siebie. A tamtej nocy w głębi serca była przekonana,
ze nigdy już nie będzie znowu z Lucern. O świcie, z
niezwykłą u niej śmiałością, obudziła go pełna rozpaczy,
która jedynie w fizycznym kontakcie mogła znaleźć
ukojenie. Kochać kogoś, kto nie odwzajemnia miłości, to
najokrutniejszy rodzaj cierpienia.

-

Nie pamiętam - skłamała bez przekonania,

z uczuciem rosnącej nienawiści. Zapłaciła zbyt wysoką
cenę za miłość do Luca.

-

Przyzwyczajenie - powtórzył znowu, ale już

spokojnie.

Mimo woli uraziła boleśnie jego męską ambicje. Nie

była jedyną, która szalała na punkcie Luca. Kobiety
gotowe były na wszystko, byleby tylko zwrócić na
siebie jego uwagę. Zrobiłyby jeszcze więcej, aby tylko
zatrzymać go przy sobie.

Dla Luca Santiniego kobiety były zabawkami po-

trzebnymi w wolnym czasie. Łatwo zdobywanymi i tak
samo łatwo odrzucanymi. Wznosząc się na szczyty
sukcesu, Luc nigdy nie pozwolił sobie na utratę
odrobiny własnej energii dla jakiejś kobiety. Był
samcem o dużych potrzebach seksualnych, ale kobiety nie
zajmowały ważnego miejsca w jego myślach.

-

Muszę już iść - powtórzyła i ponownie, gdy

napotkała jego błyszczące oczy, odczuła dziwną nie
chęć do zrobienia jakiegokolwiek ruchu.

-

Jak sobie życzysz.

Chłodnym wzrokiem, wprawiającym ją w zmiesza-
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

35

nie, obserwował, jak brała swoją torebkę i wydostawała się
z samochodu na miękkich nogach, jak zachwiała się na
moment na bardzo wysokich obcasach.

Odwracając nieposłuszne oczy od jego smagłej,

męskiej twarzy zamknęła drzwiczki i przeszła na drugą
stronę ulicy. Z poczuciem winy myślała o wszystkich
tych kłamstwach, które powiedziała, aby uchronić syna. I
nie dlatego, by Luc mógł czymś teraz zagrozić
Danielowi, ale czuła się bezpieczniej, gdy on o niczym nie
wiedział. Luc nie lubił żadnych komplikacji ani
ewentualnych kłopotów. A nieślubny syn mógł być
powodem jednego i drugiego.

Jeszcze oszołomiona, pomyślała, że poza jednym

niebezpiecznym momentem Luc był taki... taki chłodny.
Mogłaby przysiąc, że w hotelu Savoy Luc był wyraźnie
wściekły. Ale widocznie to tylko jej imaginacja. A poza
tym, dlaczego miałby być wściekły? Cztery lata to dużo
czasu, a jemu na niej nie zależało. Nie można ciągle
wspominać kogoś, kto nawet kiedyś był bliski, gdy żyje
się już innymi sprawami.

Myślami powróciła do ich pierwszego spotkania. Z

wdzięczności za to tylko, że się pojawił, oprowadziła go
po galerii: była to, par exccllence, wycieczka z
przewodnikiem. Nigdy jeszcze nie znajdowała się tak
blisko mężczyzny tak pięknego, wykształconego i pod-
niecającego. Luc, znudzony własnym towarzystwem,
chętnie przyjął rolę zabawianego gościa.

Uśmiechnął się do niej, a wtedy zgubiła całkowicie

wątek. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Nie
podał nawet swojego nazwiska, ale przed wyjściem
powiedział do niej:

- Nie powinna pani zostawać tu sama. Nie powinna też

pani być tak bezpośrednia wobec obcych mężczyzn. Widu
z nich potraktuje to jako zachętę i wtedy, zapewne, nie
będzie pani umiała sobie z tym poradzić.

Gdy ruszył schodami w dół, objął ją ostatni raz

spojrzeniem błyszczących, złotych oczu. I cóż zoba-















background image

36

SPOTKANIE PO LATACH


czył? Ładną, zaokrągloną osiemnastolatkę, niezręczną i
naiwną jak dziecko.

Mimo to przez następne dni nie opuszczał jej

promienny optymizm. Jeśli zdarzyło się raz, może
zdarzyć i drugi. Minęły dwa miesiące, zanim Luc
pojawił się znowu. Tak jak poprzednim razem było późno
i przyszedł sam. Niewiele mówiąc obejrzał nowe obrazy z
widocznym brakiem zainteresowania, gdy tymczasem
ona paplała z całą impulsywną bezpośredniością, którą on
zganił przy pierwszej wizycie. Gdy byli już blisko
wyjścia, odwrócił się nagle.

- Będę czekał na panią po zamknięciu galerii. Po

trzebuję czyjegoś towarzystwa - wycedził.

Tak długo oczekiwane zaproszenie było wypowie-

dziane niedbale, w ostatniej chwili, z niewybaczalną
arogancją człowieka pewnego jej zgody. Czy przejęła się
tym? Ani trochę!

-

Pracowałem cały dzień, Chciałem się przejść

-mruknął, gdy ona, zadyszana, dreptała u jego boku.

-

Bardzo chętnie się przejdę - powiedziała. Mógłby

jej nawet zaproponować kąpiel w Tamizie zimą i też by
się zgodziła bez wahania. Wziął od niej płaszcz i podał
jej zgrabnie, a jego eleganckie maniery zrobiły na niej
ogromne wrażenie.

Zmęczył ją bardzo pierwszym spacerem. Potem

postawił kawę w kawiarni na Piocadilly. Opowiadał jej o
swoim dzieciństwie w Nowym Jorku, o rodzinie -
ojcu, matce i siostrze, którzy zginęli rok temu w
katastrofie lotniczej. Ona z kolei otworzyła przed nim serce i
opowiedziała o swoim niepewnym pochodzeniu, żartując
nawet na temat nieznanych przodków.

- Może zadzwonię do pani.

Wsadził ją do taksówki nawet bez pocałunku.

Nie zadzwonił. Minęło sześć, a właściwie prawie

siedem męczących tygodni. Czuła się ogromnie nie-
szczęśliwa. I gdy już straciła całkowicie nadzieję, zjawił się.
Bez żadnego uprzedzenia. Na jego widok roz-
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

37


płakała się z radości i musiał ją pocałować, aby przestała
szlochać.

Po tym pocałunku mógłby nawet okazać się nagle

gangsterem... nie miałoby to żadnego znaczenia. Za-
kochała się szaleńczo i w głębi oszołomionej duszy
przekonana była, że on taksę ją pokochał. Jakie to
romantyczne, pomyślała, gdy dał jej jedną białą różę.
Zasuszyła później ten cudowny kwiat, żeby mieć
pamiątkę w przyszłości...

Jak wspomnienia mogą stać się przykre! Luc nie był ani

trochę romantyczny. Postarał się tylko o zdobycie
doskonałej kochanki, z tym samym chłodnym opano-
waniem i zręcznymi intrygami, jakie stosował w inte-
resach. Etap pierwszy - pozbawić spokoju. Etap drugi
- przekonać ją, że nie może żyć bez niego. Etap trzeci
- podbić serce. Została uwiedziona w takim stylu
i z takim mistrzostwem, że nawet nie zdawała sobie
sprawy, co się z nią dzieje.

Znaleźć zwykłą dziewczynę i omotać ją. To właśnie

zrobił z nią Luc. Równie dobrze mogłaby położyć się na
szynach kolejowych przed pędzącym ekspresem. Od
początku wszystko sprzysięgło się przeciw niej.

Gdy na zatłoczonej ulicy spojrzała na zegarek, była

zaskoczona, że jest tak późno. Zatopiona w myślach,
chodziła bez celu całe popołudnie. Nie zastanawiając się
dłużej, poszła w kierunku przystanku autobusowego.

Gospodyni Drewa, pani Bugle, właśnie nakładała

płaszcz, gdy Catherine weszła do mieszkania.

-

Proszę wybaczyć, panno Parrish, ale byłam zbyt

zajęta, żeby przygotować pani obiad - powiedziała
zimno pani Bugle.

-

Och, nie szkodzi. Jestem przyzwyczajona sama

siebie obsługiwać. - Catherine była jednak zaskoczona
zimną uprzejmością tej kobiety i jej pełnym nagany
spojrzeniem.

-

Chcę, żeby pani wiedziała, że pani Huntingdon













background image

38

SPOTKANIE PO LATACH

bardzo przeżywa sprawę rozwodu - powiedziała pani
Bugle oskarżycielskim tonem. - Jeżeli pan Huntingdon
ożeni się ponownie, poszukam innej posady.

Catherine nie miała możliwości powiedzenia czegoś na

swoją obronę. Rzuciwszy te niemiłe słowa na
pożegnanie, pani Bugle wyszła trzasnąwszy drzwiami.
Catherine, zła i zażenowana, uznała, że atak gospodyni
był końcowym akcentem tego okropnego dnia.

Teraz więc stała się tą, która rozbiła małżeństwo.

Pewnie nie tylko pani Bugle tak myśli. Romans Annette
Huntingdon był trzymany w wielkiej tajemnicy i tylko
bardzo niewiele osób o nim wiedziało. Mój Boże, jak
mogła być tak ślepa i nie zauważyć uczuć Drewa?

Harriet była przeciwna rozwodowi brata. Robiła mu

wymówki, co jeszcze bardziej go rozdrażniało.

Może okazywała Drewowi za dużo sympatii, usiłując

zrównoważyć brak delikatności Harriet? Może też zbyt
chętnie słuchała tego, co mówił? Szczerze mu
współczuła, ale naprawdę nie chciała mieszać się w jego
małżeńskie problemy. Na litość boską, wszystko, co
zrobiła, to tylko to, że słuchała, a Drew... najwidoczniej
odczytał to jako zachętę.

Teraz powinna natychmiast się wyprowadzić z tego

mieszkania! Ale w jaki sposób? Po zapłaceniu pani
Anstey z góry za jeden miesiąc, zostało jej mniej niż
trzydzieści funtów. Peggy wściekała się na nią często, że
nie domaga się jakiejś zapłaty za prowadzenie domu
Harriet, która odprawiła gospodynię wkrótce po
wprowadzeniu się Catherine. Jednak sama Catherine nie
potrafiła pogodzić się z myślą, iż mogłaby za swoje usługi
otrzymywać pensję.

I nie miało to żadnego znaczenia, dopóki żyła Harriet.

Catherine na różne sposoby udawało się wiązać koniec z
końcem tym bardziej, że nie musiała się martwić ani o
mieszkanie, ani

o jedzenie. Została zarejestrowana jako matka

samotnie wychowująca dziecko, ale korzystała z tego
rzadko. Uprawiała warzywa, szyła, karmiła
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

39

podopiecznych Harriet... jakoś sobie zawsze radzili, ona i
Daniel. Ale teraz niepewność co do ich przyszłości
zawisła nad nią jak ogromna, czarna chmura.

Gdy rozpakowywała swoje rzeczy, doszła do wniosku,

ż

e zmuszona będzie zgłosić się do pomocy społecznej z

prośbą o wsparcie, dopóki znowu nie stanie na nogi. A
po powrocie Drewa z Niemiec opowie mu o swojej
przeszłości. I jeśli jego uczucie do niej jest, jak
przypuszczała, chwilową namiętnością, to szybko się z
niej wyleczy. Tak czy inaczej, straci dobrego przyjaciela.
Drew będzie czuł się oszukany.

O wpół do siódmej zadzwonił dzwonek u drzwi

wejściowych. Miała ochotę go zignorować, w obawie, iż
jest to ktoś, kto gotów źle wytłumaczyć sobie jej
obecność w tym mieszkaniu. Niestety, ten ktoś za
drzwiami był uparty, a nerwy nie pozwoliły jej wy-
trzymać trzeciego, przeraźliwie ostrego dzwonka.

To był Luc. Przez kilka strasznych sekund myślała, że

ma halucynacje. Gdy oprzytomniała, drżącymi rękami
otworzyła drzwi.

-

Luc...? - wyszeptała.

-

Jak widzę, nie wróciłaś jeszcze do Peterborough.

A może Peterhaven?
Spojrzał złośliwie w jej przerażone, błękitne oczy.

-

Wygląda na to, że nie bardzo wiesz, gdzie miesz

kasz. Jesteś nędzną kłamczuchą, moja droga. A tak
naprawdę, to kłamiesz nieudolnie, dziwię się, że w ogó
le próbowałaś mnie oszukać. Kiedy siedziałaś w samo
chodzie, kłamałaś, kłamałaś i kłamałaś...

-

Kłamałam? - wykrztusiła z trudem, nie mogąc

pozbierać myśli.

-

Wiesz, dlaczego pozwoliłem ci odejść dziś po

południu? - gwałtownym pchnięciem zamknął drzwi.

-

N-n-nie.

-

Byłem w takim stanie, że gdybyś zmyśliła jeszcze

jedno kłamstwo, udusiłbym cię. Skąd w tobie tyle
ś

miałości, żeby mnie okłamywać?












background image

40

SPOTKANIE PO LATACH

Bezradnie patrzyła na niego. W ustach jej zaschło, a w

ż

ołądku czuła ucisk. Czy naprawdę przypuszczała, że

zdoła zachować obojętność? Nic nie czuć do tego
mężczyzny, którego kiedyś kochała, którego dziecko
urodziła w strasznej samotności?

Każda kobieta, która, tak jak ona, spotkałaby choć raz

w życiu mężczyznę w rodzaju Luca Santiniego, byłaby
szczęśliwa. I odtąd, już na zawsze, czy podobałoby się jej
to, czy nie, byłby on wzorcem, według którego
oceniałaby innych mężczyzn. Nagle z przerażeniem zdała
sobie sprawę, że przez te wszystkie lata, gdy opuściła
apartament na Manhattanie, żaden inny mężczyzna nie
wzbudził w niej podniecenia. Zrozumiała teraz, że to
ponowne spotkanie z Lucern, twarzą w twarz, będzie
decydującą próbą.
Milczenie przeciągało się...

- Cristo, cara! - odezwał się Luc niepokojąco

niskim głosem. - O czym myślisz? Wyglądasz tak,
jakbyś miała zaraz upaść na kolana i błagać o litość...
Podniosła oczy.

- Tak uważasz?

To się nazywa grać na zwłokę, udając głupiego. Co on

tu robi? Czego od niej chce? Które kłamstwa odkrył?
Mój Boże, czyżby domyślał się, że ma dziecko? Skąd
miałby to wiedzieć? -zadawała sobie pytania. Na samą
myśl o tym zbladła z przerażenia.

Nie czekając na odpowiedź, Luc przeszedł obok niej,

pchnął drzwi i zajrzał do kuchni. Z całkowitym zamętem
w głowie obserwowała, jak otwierał po kolei wszystkie
pozostałe drzwi - wyglądało to na systematyczną rewizję
lokalu. Czego szukał? Jakich świadków? Jej mitycznego
męża? A może dziecka? Ze strachu zimny pot oblał jej
ciało. W interesach Luc słynął z tego, że dowiadywał się
wszystkiego w jakiś niesamowity sposób. Zauważał to,
czego inni nie zauważali. Potrafił wyjaśnić to, co było
ukryte. Jeśli tylko poświęciłby trochę czasu i skupił swoją
niezwykłą inte-













background image

SPOTKANIE PO LATACH

41

lgencję, aby odgadnąć przyczynę jej odejścia, to
zrozumiałby, że najprawdopodobniej była w dąży.

-

Czy tak cię to bawiło, że dziś po południu przez trzy

godziny ciągnęłaś za sobą przez całe miasto mojego
człowieka z ochrony? -zapytał Luc ze słodyczą w głosie.

-

Ciągnęłam twojego człowieka? - powtórzyła, a za

skoczenie w jej głosie mówiło samo za siebie.

-

Zero punktów za spostrzegawczość, moja droga.

Nic się nie zmieniłaś. Włóczyłaś się jak lunatyczka
w oczekiwaniu, że coś się zdarzy. - Przeszedł się po
pokoju z nonszalancką swobodą. - Nie widać żadnej
zieleni, ani zasłony w kwiaty, ani falbanki. Albo
mieszkasz tu od niedawna, albo on narzucił ci swój
gust. Boże, miał więcej szczęścia niż ja...

To ostatnie zdanie, powiedziane szeptem, było tak

samo zaskakujące, jak i słowa, które je poprzedzały.
Zaczerwieniła się, gdy zdała sobie sprawę ze złośliwości
uwagi ojej sentymentalizmie, tak bardzo różniącym się od
jego upodobania do surowego modernizmu. Była to
aluzja, przywołująca niewyraźne i mimowolne wspo-
mnienie kąpieli przy blasku palących się świec i łóżka z
baldachimem, pokrytego koronkami.

Trudno byłoby znaleźć dwa charaktery, które bardziej by

się od siebie różniły. Jej marzenia były zwykłymi
marzeniami o miłości, małżeństwie i dzieciach. A Luc nie
miał marzeń. Kierował swoim życiem według własnego
planu, my śląc tylko o osobistym sukcesie. Gdy osiągnął
jeden cel, zmierzał do następnego. Możliwość niepowo-
dzenia nie przychodziła mu nawet do głowy. Na myśl o
tym, ile razy ona sama musiała rezygnować ze swoich
marzeń, Catherine poczuła gorycz.

- Nie krepuj się, czuj się jak u siebie w domu.

Ten ironiczny ton tak do niej nie pasował, że Luc

obrócił się nagle i spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Nie mów tak do mnie - rzekł z naciskiem.

- Będę mówiła tak, jak mi się spodoba - od

powiedziała z naglą determinacją.












background image

42

SPOTKANIE PO LATACH

-

Jak uważasz - zgodził się Luc. - Ale nie zrobisz

tego już więcej.

-

Chcesz się założyć?

Ś

wiadomość, że ani sam Daniel, ani żaden siad jego

istnienia nie mogą jej zdradzić w tym mieszkaniu,
dodała jej odwagi i sił do przeciwstawienia się Lucowi.

- Gdybym był tobą, nie zaryzykowałbym tego

-odpowiedział Luc. - Masz przerażający zwyczaj
stawiać na przegranego konia. A zdecydowanie nie
masz szans na wygraną.
- Nie boję się ciebie. - Buńczucznie zadarła pod-
bródek.

-

A powinnaś.

-

Grozisz mi?

-

O ile mnie pamięć nie myli, nigdy jeszcze nie

próbowałem nikomu grozić - zapewnił z niewzruszo
nym spokojem.
Opuściła głowę.

-

Nie mam ci nic do powiedzenia.

-

Za to ja chciałbym ci wiele powiedzieć.

-

Nie chcę tego słuchać.

Gwałtownym ruchem skrzyżowała ramiona, żeby

ukryć drżenie rąk i zrobiła kilka kroków w kierunku okna,
odwracając się do niego plecami.

-

Kiedy mówię do kogoś, to chcę, aby na mnie

patrzono - ironicznie dodał Luc.

-

Nie chcę patrzeć na ciebie.

Z przerażeniem stwierdziła, że lada chwila wybuchnie

płaczem. Gdybyż mogła być teraz tysiące kilometrów od
tego miejsca!
Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do niego:

-

Chcę, żebyś wyszedł.

Uniósł czarną brew:

-

Czy na pewno mówisz do mnie?

Miała na twarzy wyraz ogromnego napięcia, ale nie

powiedziała nic, nie chcąc zdradzić się głosem, ani
spotkać się wprost z jego spojrzeniem.














background image

SPOTKANIE PO LATACH

43

- Czy możemy obejść się bez męża, skoro masz

takie trudności z wymówieniem jego imienia?- zapytał
bardzo spokojnie Luc.- Nie wierzę w ogóle w jego
istnienie.

- Nie rozumiem, skąd ci to przyszło do głowy?

Całkowicie wytrącona z równowagi przez pytanie
rzucone bez żadnego uprzedzenia, uświadomiła sobie, że
w jej odpowiedzi nie było przekonywającego zdziwienia ani
zrozumiałej w takim wypadku irytacji. Pod wpływem
spojrzenia

ciemnych

oczu,

które

po

prostu

unieruchamiały, poczuła się jak zwierzę złapane w sidła.

- Zawsze i wszędzie w moim życiu postępowałem

uczciwie, ale z tobą nie mogę. Widziałem was z Huntin-
gdonem przed hotelem.
Zaczęła ją ogarniać rozpacz.

-

Fałszywie oceniłeś to, co widziałeś.

-

Naprawdę? Nie sądzę -mruknął Luc. - Uspokój

się, niemu się jeszcze nie stało... jest dopiero w połowie
drogi do Niemiec, ale upragnionego kontraktu nie
dostanie.

-

Co mówisz?

-

Chyba będę zmuszony sprawić ci przykrość.

Zapytała z nienaturalnym spokojem:

-

A co ty masz wspólnego z tym kontraktem?

-

Mam pewne wpływy - oświadczył.

-

Ale dlaczego? Dlaczego chcesz zniszczyć Drewa?

- szepnęła w rozpaczy.

-

Tak się fatalnie dla niego składa, że jest to jego

mieszkanie. - Luc spojrzał na nią iskrzącym się
wzrokiem, z nieukrywaną groźbą. - A gdy jakiś
człowiek wchodzi na moje terytorium, musi za to
zapłacić. W innym wypadku, kto respektowałby grani
ce przeze mnie wyznaczone? Chyba nie sądzisz, że będę
mu wdzięczny za uwiedzenie mojej kobiety?






















background image










ROZDZIAŁ TRZECI

Catherine zbladła. Luc zadał jej zbyt wiele ciosów

naraz. Czuła się jak człowiek, który tonie.

Luc spoglądał na nią bezlitośnie. Z jego oczu

promieniowała dziwna, zatrważająca siła, dzięki której
nigdy nie tracił panowania nad sobą. Ludzie, którzy
pozwalali, by zatriumfował w nich gniew, tracili
kontrolę nad sytuacją. Luca nigdy nie można byłoby o to
pbwinić. Przynajmniej do tej pory...

Nie mogła nawet przełknąć śliny i tylko końcem

jeżyka oblizała suche wargi.

- Nie jestem twoją kobietą - powiedziała niepew

nie.
Przeszył ją ostrym spojrzeniem czarnych oczu.

- Przez dwa lata byłaś moja, bezdyskusyjnie moja,

jak żadna przedtem. Niektórych faktów nie da się
zmienić. W Savoyu nie mogłaś oderwać ode mnie oczu.

Catherine była tak zaskoczona słowami Luca, że na

chwilę zapomniała o pogróżkach pod adresem Drewa.

-

To nonsens!

-

Tak uważasz?

Luc utkwił w niej nieruchome, skrzące się spojrzenie.

Wyobraziła sobie, że zapewne tak właśnie wygląda syty
tygrys, dybiący na następną ofiarę,

- Nie wydaje mi się to nonsensem. A zresztą,

dlaczego mamy się o to kłócić? To jakieś ne sais quoi,
nieproszone i jakże często niechciane, istnieje w dal
szym ciągu pomiędzy nami. Chcę, żebyś wróciła do
mnie, Catherine.

W śmiertelnej ciszy, która zapadła po jego słowach,

słyszała bicie własnego serca. Nie była w stanie wydać

















background image

SPOTKANIE PO LATACH

45

dźwięku ze zduszonego gardła. Wreszcie, gdy minął
szok, odzyskała mowę i panowanie nad sobą.

Luc podszedł do stołu i otworzył jedną ze stojących tam

karafek, wziął kieliszek i nalał sobie brandy.

-

Aż trudno mi uwierzyć, że możesz tak do mnie

mówić - wyszeptała.

-

Pociesz się, że nie powiedziałem nawet jednej

czwartej tego, co chciałem powiedzieć.

Luc wsunął kieliszek pomiędzy jej bezwładne palce i

zacisnął na szkle - intymny dotyk jego ręki znów
pozbawił ją spokoju.

- Jestem pewien, że czujesz wdzięczność za moją

powściągliwość.

Zrozumiała teraz, co czuje zając na autostradzie,

zahipnotyzowany światłami reflektorów. Te złociste
oczy byłyby w stanie zniewolić każdą kobietę.

-

Naprawdę myślisz, że jestem na utrzymaniu

Drewa? - zapytała wstrząsając się z niesmakiem. - Czy
to mi insynuujesz?

-

Ja nic nie insynuuję, moja droga. Ja stwierdzam

fakt.

- Jak śmiesz? - wykrzyknęła oburzona Catherine.

Luc z kamiennym spokojem zmierzył ją wzrokiem.

-

Uważam, że jest to wyjątkowo niesmaczne, bo

Drew to człowiek żonaty i dostatecznie stary, by być
twoim ojcem.

-

Nie ma nic niesmacznego w tym, co dotyczy

Drewa - zaprotestowała gwałtownie. - On jest jednym
z najprzyzwoitszych ludzi, jakich znam.

-

Tyle tylko, że jest zdolny zdradzać swoją żonę

z kobietą dwa razy od siebie młodszą. - Luc pod
sumował dobitnie. - A teraz małe ostrzeżenie: od
dzisiejszego wieczora nie życzę sobie, żebyś nawet
wymawiała jego imię.

Catherine tak się zapamiętała w obronie Drewa, że w

ogóle nie dotarły do niej słowa Luca.

- On nie zdradził swojej żony. Już prawie od roku



















background image

46 SPOTKANIE PO LATACH

są w separacji. W przyszłym miesiącu będzie już po
rozwodzie.

-

Wiem o tym - przerwał Luc, łagodnie uprzedza

jąc jej argumenty. - Jednakże powinien być teraz
w domu ze swoją żoną, byłoby to dla niego znacznie
bezpieczniejsze.

-

Bezpieczniejsze? Grozisz mu?

-

Nie. Ja tylko doręczyłem swoje listy intencyjne

z dużym udziałem.

- Nie mogłeś tego zrobić!- wykrzyknęła.

W zamyśleniu obrzucił ją przeciągłym spojrzeniem.

- To twoje zdanie. - Wzruszył ramionami, dając do

zrozumienia, że już nie chce poruszać tego tematu.
- Mamy ważniejsze rzeczy do omówienia.

Uczuła niemiły ucisk w żołądku. To eleganckie, szyte

na miarę ubranie kryło bezwzględnego drania,
prymitywnego neandertalczyka, któremu obce są wyrzuty
sumienia.

-

Choć to absolutnie nie twoja sprawa, przyjmij do

wiadomości, że nie mam romansu z Drewem - powie
działa z naciskiem.

-

Wszystko, co ciebie dotyczy, bardzo mnie ob

chodzi.

Nie zaprotestowała, skoncentrowana ciągle na

obronie Drewa.

-

Dlaczego chcesz doprowadzić do ruiny wytwórnię

podzespołów Huntingdona? Co on ci takiego zrobił?

-

I ty mnie o to pytasz? - zapytał opryskliwie,

z niedowierzaniem. - Mieszkasz u niego i jeszcze mnie
pytasz? To jest banalne i wstrętne.

-

A kim ja byłam, żyjąc z tobą? - Nie mogła oprzeć

się porównaniu.

-

Cristol - W nagłym porywie gniewu uniósł do

góry obie ręce. - Jak możesz mówić mi coś takiego?
W całym moim życiu nigdy nie traktowałem żadnej
kobiety tak jak ciebie!
W jego pewności siebie najgorsza była szczerość. On
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

47

wierzył w to, co mówił. Zacisnęła zęby, powstrzymując
cisnące się na usta słowa.

- I co otrzymałem w zamian? Odpowiedz! - Zaata

kował ją ostro, brutalnie, z wściekłością na twarzy.
- Głupie, cholerne bazgrały na lustrze, których nawet
nie mogłem odczytać. Ufałem ci tak, jakbyś była
członkiem rodziny, a ty nadużyłaś mojego zaufania
i wbiłaś mi nóż w plecy.

Jego opanowanie gdzieś znikło, odsłaniając ogrom

gniewu, który wywołała.

-

Luc, ja...

-

Nie ruszaj się! - Jak biczem smagnął tym roz

kazem, nie pozwalając jej cofnąć się do drzwi. - Byłaś
ze mną dwa lata, Catherine. Dwa lata - powtórzył
z furią, a każdy nerw jego szczupłego, silnego ciała
drgał od miotającej nim złości. - Aż nagle rozpłynęłaś
się w powietrzu. I przez te pięć lat co otrzymałem? Co?
Nawet ani jednej pocztówki! Szukam cię. Martwię się,
czy gdzieś nie głodujesz. Zastanawiam się, jak sobie
radzisz w życiu. Myślę, że może miałaś jakiś wypadek,
może nie żyjesz. I gdzie cię znajduję? - podniósł glos
prawie do krzyku. - W Savoyu, z innym mężczyzną!

Stała osłupiała, nie mogąc się ruszyć, przygnieciona

jego gwałtownym atakiem. Nigdy nie widziała Luca w
takim stanie. Nie mogła uwierzyć w to, co widziała, a cóż
dopiero w jego słowa.

Martwił się o nią? I teraz, w tej chwili, również się

o nią martwi? Była zaskoczona. Gdy opuściła go,
wymykając się chyłkiem, jak złodziej drzwiami dla
służby, przewidywała jego reakcję na jej znikniecie.
Niedowierzanie... obraza... pogarda... pogodzenie się
ze stanem rzeczy. Myśl, że może się o nią martwić, nie
przyszła jej nawet do głowy.

Gdy teraz zrozumiała, uczuła dziwny niepokój

i postanowiła nic mu nie mówić na swoją obronę. Jedno
było pewne: Luc nie podejrzewał istnienia Daniela.
Pozbywszy się tej obawy, mogła myśleć o Drewie.



















background image

48

SPOTKANIE PO LATACH


- Zostaw Drewa w spokoju - powiedziała. - On

potrzebuje tego kontraktu.

- To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Brnęła

dalej.

- Utrata tego kontraktu zrujnuje go. Złośliwy

uśmieszek wykrzywił jego usta. -Wiem.

- Wyładuj swoją złość na mnie. Nie wierzę, że

naprawdę chcesz skrzywdzić Drewa.

- Uwierz w to - uciął stanowczo.
- Myślę też... - Bezradnie skrzyżowała dłonie,

zdradzając tym swoje zakłopotanie. - Przychodzisz tu
i mówisz... żądasz, żebym wróciła do ciebie, ale o tym
absolutnie nie może być mowy - dokończyła drżącym
głosem.

- Nie?
- Nie! Nie rozumiem, dlaczego tak mnie traktujesz!

-krzyknęła.

- Może powinnaś spróbować?
- Nie chcę próbować - powiedziała z godnością.
- Byłeś w moim życiu epizodem, o którym już

dawno zapomniałam.

- Epizodem? - Zaśmiał się niedowierzająco. - Byłaś

ze mną dwa lata!

- Dziewiętnaście miesięcy, a każdy miesiąc to mój

błąd - poprawiła go Catherine.

- Modre de Dio. - Na jego policzkach wystąpiły

czerwone plamy. -1 uważasz to za epizod, jakbyśmy
spędzili ze sobą zaledwie jedną noc?

- Nie wiem, ale nieraz chciałam, żeby to właśnie

była tylko ta jedna noc.

- Jak możesz tak mówić? Przecież cię szanowałem

- zmienił ton Luc.

- Ty to nazywasz szacunkiem? - Zaśmiała się ze

wzburzeniem. - Gdy patrzę teraz na ciebie, dziwię się,
dlaczego to tak długo trwało, zanim się opamiętałam.














background image

SPOTKANIE PO LATACH

49

- Od chwili, kiedy tu przyszedłem, starasz się nie

patrzeć na mnie - powiedział Luc sucho.
- Nienawidzę cię, Luc. Nienawidzę cię tak bardzo, że
gdybyś w tej chwili padł martwy u mych stóp,
tańczyłabym z radości na twoim ciele!

- A więc przyszłość zapowiada się interesująco.
- Dla nas nie ma wspólnej przyszłości! Nie mam

zamiaru podporządkowywać się, jak jakaś służąca.
Wrócić do ciebie? Chyba oszalałeś! Już raz mnie
wykorzystałeś i raczej umrę, niż pozwolę ci uczynić
to po raz drugi. Kochałam cię, Luc. Kochałam cię o
wiele bardziej, niż na to zasługiwałeś...

- Wiem - przerwał jej spokojnie.

Gorączkowy rumieniec zabarwił jej policzki, a nie-
pohamowany gniew wstrząsnął całym ciałem.

- Co ma znaczyć to twoje wiem? Jak śmiesz

przyznawać się do tego?
Spojrzał na nią przeciągle, z dziwnym wyrazem w
złocistych oczach.

- Myślałem, że to będzie przemawiało na moją

korzyść.

- Na twoją korzyść? Wziąłeś wszystko, co miałam

do dania i próbowałeś za to płacić, jakbym była
ż

ebraczką z ulicy!

Zacisnął szczęki.

- Mogłem się czasem mylić - przyznał po długim

milczeniu - ale jeśli byłaś niezadowolona z naszego
związku, powinnaś byk to okazać.

- Co takiego? Okazać niezadowolenie? -Catherine

była tak zdenerwowana, że z trudem wydusiła z siebie
te słowa. - Niech Bóg ci wybaczy, bo ja ci wybaczyć
nigdy nie będę mogła. Pozwól, że zwrócę ci uwagę na
jedno. Możesz kupić sobie, co tylko zechcesz. Ale
mnie nie kupisz. Nie jestem towarem na sprzedaż.
Drżąc na całym ciele odwróciła się od niego, osłabła
ż

e wzruszenia. Nigdy nie sądziła, że będzie zdolna tak

gwałtownie wystąpić przeciwko Lucowi, a okazało się


















background image

50

SPOTKANIE PO LATACH

to nie tak trudne. Nie odczuwała jednak żadnej satysfakcji.
Tylko ból. Rozdzierający, potworny ból. Nagle runęła
wewnętrzna tama, którą zbudowała z takim wysiłkiem.
Powróciły nie chciane wspomnienia, choć tak gorąco
pragnęła je zniszczyć.

Jakże szczęśliwa była w dniu, kiedy ofiarował jej różę.

Porwał ją w świat, który oglądała tylko w ilustrowanych
tygodnikach. Bawiły go jej naiwne, szeroko otwarte oczy,
jej niewinność i to, że nie umiała ukryć, jak wielką
przyjemność

sprawiało

jej

przebywanie

w

jego

towarzystwie. Wciągu kilku dni niezwykłych emocji
zatraciła się całkowicie, do utraty tchu. Luksusowe nocne
kluby, w których tańczyli do późnej nocy, wspólne
kolacje w zaciszu dyskretnie oświetlonych restauracji... i
wreszcie ten ostatni wieczór w Londynie.

A przecież już wtedy Luc nie zasługiwał na zaufanie. I

gdy doprowadził do tego, że po obiedzie, mocno
wtulona w jego ramiona, nie była w stanie rozsądnie
myśleć, odsunął ją od siebie i powiedział lekko:

- Wybieram się na Boże Narodzenie do Szwajcarii.

Pojedź ze mną.

Ta nieoczekiwana propozycja oszołomiła ją. Zawsze

marzyła o prawdziwych świętach. W pierwszej chwili
odmówiła, czując się niezręcznie na myśl, że Luc będzie
chciał opłacić jej podróż za granicę.

- Nie wiem, kiedy znowu będę w Londynie.

Nie wiedziała wówczas, że było to kłamstwo. W prze-

konaniu, że może stracić go na zawsze z powodu
przestarzałych zasad, poddała się. Była tak głupia, że
oczekiwała, iż będą mieszkać w hotelu w osobnych
pokojach. Jednak i wtedy zdawała sobie sprawę z tego, że nie
zna go dobrze. Luc wrócił do Nowego Jorku. Elaine Gould
była zaskoczona widząc ją następnego dnia w gazecie,
na zdjęciu obok Luca. Elaine, pełna najlepszych intencji,
próbowała przemówić jej do rozsądku. Ale Catherine nie
słuchała już żadnych mądrych rad.
Sześć godzin spędzonych w samotnym, alpejskim












background image

SPOTKANIE PO LATACH

51

schronisku wystarczyło, żeby zapomniała o wszelkich
swoich zasadach. śadna kobieta nie została uwiedziona
tak łatwo. śadnej panny młodej nie zaniesiono do
małżeńskiego łoża z większym wdziękiem i pietyzmem,
niż uczynił to Luc. A w momencie, kiedy zabrał jej
dziewictwo, posiadł jej ciało i duszę. Poddała się
wielkiej namiętności, miała obok siebie mężczyznę
swych marzeń, ale o ślubie nie było nawet mowy.
Poświeciła wszystko dla miłości... Och, głupia, lekko-
myślna kobieto, gdzie miałaś wtedy rozum?

- Catherine!

Wstrząsnęła się, wracając do rzeczywistości. - O czym
myślisz?

Oślepiona napływającymi łzami, niepewnie zaczer-

pnęła do płuc powietrza.

-

To nic ciekawego.

-

Jeśli wrócisz do mnie, nie będę przeszkadzał

Huntingdonowi w uzyskaniu tego kontraktu.

- Dobry Boże, nie możesz tak frymarczyć życiem

człowieka - wyszeptała z przerażeniem. -Mogę i będę.

- Nienawidzę cię! Nie przeżyję, jeśli dotkniesz mnie

choć palcem! - krzyknęła.
Nieoczekiwany uśmiech wykrzywił jego usta:

-

Uwierzę, jeśli tak się stanie.

-

Luc, proszę cię.

A więc tak się złożyło, że Catherine zmuszona była

teraz odrzucić dumę i prosić. -Proszę cię, zastanów się, co
robisz. Dla ciebie to tylko przygoda... Nie mogę do ciebie
wrócić, Luc... Po prostu nie mogę. Błagam, odejdź i
zapomnij, że kiedykolwiek mnie widziałeś.
Luc przysunął się bliżej do niej.

- Gdybym mógł zapomnieć, nie byłoby mnie tutaj,

moja droga.
Catherine cofnęła się w popłochu.

- Czy już zapomniałeś o tym wszystkim, co cię we

mnie irytowało? - wykrzyknęła w rozpaczy.



















background image

52

SPOTKANIE PO LATACH

-

Okazało się to całkiem miłe, kiedy zostałem tego

pozbawiony.

-

Nie podchodź do mnie! - W miarę jak zbliżał się

do niej, ogarniała ją coraz większa histeria. -Jeśli mnie
dotkniesz, umrę!

-

A ja umrę, jeśli nie wezmę cię w ramiona. I muszę

ci uprzytomnić, że jeszcze żyję. - Złociste, płonące
oczy parzyły ją blaskiem pożądania. - Jutro nie
będziesz nawet pamiętać jego imienia.
Cofnęła się przed jego ręką, obcasem zaczepiając o frędzle
dywanu. Przewróciła się, uderzając głową o coś twardego.
Krzyknęła, a potem ciemność otuliła ją jak zasłoną i straciła
przytomność.

-

Trudno dostrzec to miejsce, o którym mówię

- lekarz wskazał ciemną plamę na kliszy rentgeno
wskiej. - Poprzednie obrażenie wymagało długiego
leczenia. Tym razem jest to tylko wstrząs mózgu, ale
chora powinna tu zostać na całą noc, żebyśmy mogli
nad nią czuwać.

-

Diabeinie długo nie wracała do przytomności.

- Bo było to diabelnie silne uderzenie.

Napotkawszy twarde spojrzenie zwężonych oczu
stary lekarz zrozumiał, że swą żartobliwą odpowiedzią trafił jak
kulą w płot.
Catherine rozpoznała głos Luca i choć nie zrozumiała ani
słowa, natychmiast się uspokoiła. Czuła ostry, przenikliwy ból
u podstawy czaszki, a kiedy poruszyła głową, jęknęła i
otworzyła oczy.
Ujrzała Luca i uśmiechnęła się do niego.

- Widzę cię jak przez mgłę - powiedziała.

Stojący po drugiej stronie łóżka siwowłosy mężczyzna zaczął
badać jej koordynację ruchów. Potem zapytał ją, jaki to dzisiaj
dzień tygodnia. Zamknęła oczy i zaczęła się zastanawiać. W
mózgu miała jakby watę. Poniedziałek, wtorek, środa...
Lekarz powtórzył swoje pytanie.
























background image

SPOTKANIE PO LATACH

53

-

Czy nie widzi pan, jak ona cierpi? - zapytał Luc

z rozpaczą w głosie. - Proszę pozwolić jej odpocząć.

-

Catherine! - To był głos doktora, zmuszający ją

do ponownego uniesienia ciężkich powiek. - Czy
pamięta pani, jak doszło do tego wypadku?

-

Już mówitem panu, że upadła - przerwał mu po

raz drugi Luc. - Czy to wypytywanie jest naprawdę
konieczne?

-

Upadłam - szepnęła z wdzięcznością Catherine.

Chciała, żeby doktor odszedł i przestał ją dręczyć.
Najwidoczniej irytował też Luca.

-

Jak pani upadła?

Gdy zadał to pytanie po raz trzeci, Luc nabrał głośno

powietrza w płuca i właśnie w tym momencie rozległ się
dźwięk elektronicznego przywoływacza. Lekarz, nie
dopuszczając Luca do głosu, stanowczym tonem
oświadczył:

- Obawiam się, że będę zmuszony skończyć bada

nie rano. Panna Parrish zostanie przeniesiona do innej
sali. Może wróci pan do domu, panie Santini?

- Zostanę tutaj - padła zdecydowana odpowiedź.

Catherine sennym wzrokiem spojrzała na niego,
szczęśliwa, że jest tu i pilnuje, by było jej dobrze.
Zamknęła powieki i poczuła, że łóżko, na którym leży, jest
gdzieś przesuwane. Nad jej głową rozmawiały
pielęgniarki, prosząc na paskudną pogodę, a jedna z
nich opisywała sukienkę, którą zobaczyła u Marksa i
Spencera. Wszystko to było tak pokrzepiająco normalne,
ż

e Catherine zapadła w drzemkę.

Gdy ponownie się obudziła, stwierdziła, że znajduje

się w słabo oświetlonym, przyjemnie umeblowanym
pokoju, który nie pasował do jej wyobrażeń o szpitalu.
Luc stał przy oknie i wpatrywał się w ciemność.

-

Luc? - szepnęła.

Odwrócił się gwałtownie.

-

Gdzie ja jestem?




















background image

54

SPOTKANIE PO LATACH

-

To prywatna klinika. - Podszedł do łóżka. -Jak

się czujesz?

-

Tak, jakby ktoś rąbnął mnie workiem z piaskiem,

ale mogło być gorzej. - Poruszyła głową na próbę
i skrzywiła się z bólu.

- Leź spokojnie. -

Trochę za późno poradził jej Luc.
Zmarszczyła czoło.

-Nie pamiętam momentu, kiedy upadłam - szep

nęła oszołomiona... - Nic a nic.

Luc podszedł jeszcze bliżej. Nie wyglądał tak ele-

gancko, jak zazwyczaj. Czarne włosy miał potargane,
krawat zmięty, dwa rozpięte guziki koszuli odsłaniały
opaloną szyję.

-

To była moja wina - przyznał.

-

Jestem pewna, że nie - pocieszyła go trochę

zdziwiona Catherine.

-

A właśnie, że tak. - Ciemne oczy patrzyły na nią

niespokojnie. - Nic by się nie stało, gdybym nie
usiłował cię objąć wbrew twojej woli.

-

Wbrew mojej woli? - Nie pamiętała nic takiego,

co uzasadniałoby te zaskakujące słowa.

-

Potknęłaś się o dywan i upadłaś. Uderzyłaś

głową o stół. Modre de Dto. cara... Myślałem, że się
zabiłaś! - Luc przeżywał to na nowo, z niezwykłym
dla niego wzruszeniem, a w kąciku jego ust drgał
jakiś nerw. - Myślałem, że nie żyjesz... Naprawdę
tak myślałem - powtarzał, nie odzyskawszy jeszcze
równowagi.

- Tak mi przykro, że sprawiłam ci tyle kłopotu.

Ogarnął ją jakiś dziwny, nieokreślony lęk. Gdyby
nie obecność Luca, poddałaby mu się całkowicie. Poza
tym, że nie mogła odtworzyć w pamięci okoliczności
swego upadku, uświadomiła sobie jeszcze inne dziwne
fakty. Pielęgniarki... lekarz... są w Anglii.

- Czy my jesteśmy w Anglii? - zapytała.

- Czy my jesteśmy...? - Powtórzył zaimek my,

akcentując go w szczególny sposób, z widocznym

background image

SPOTKANIE PO LATACH

55

zaskoczeniem na twarzy. - Jesteśmy w Londynie. Nie
wiesz o tym? - sondował ją ostrożnie.

- Nie pamiętam, żebym przyjechała z tobą do

Londynu - wyznała Catherine w nagłej panice. - Dla
czego nie pamiętam?

Luc przyglądał się jej przez kilka sekund, a potem, z

uczuciem ulgi, usiadł obok niej na łóżku.

-

Uderzyłaś się mocno i dlatego masz taki zamęt

w głowie. To wszystko - powiedział cicho i spokojnie.
- Absolutnie nie ma się czym martwić.

-

Jak mogę się nie martwić! Boję się!

-

Nie masz się czego bać - Luc zachowywał się jak

ktoś, kto troskliwie usiłuje skierować w innym kierun
ku myśli osoby skłonnej do histerii.

Palcami dotknęła jego dłoni, szukając w niej oparcia.

-

Jak

długo

jesteśmy

w

Londynie?

Luc zesztywniał.

-

Czy to takie ważne?

Gdy ujął jej rękę i podniósł do ust, nagle wszystko

przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.

Obserwując ją spod gęstych, czarnych rzęs, koniuszkiem

języka przeciągnął powoli, po kolei po każdym paku, aż
wreszcie pocałował namiętnie wnętrze jej dłoni.
Wprawiający w omdlenie dreszcz rozkoszy przeniknął ją
całą.

-Czy to takie ważne? - powtórzył.

-

Co... ważne? - wybąkała, niezdolna do racjonal

nego myślenia, wzburzona silnymi emocjami.
-

Jaka jest ostatnia rzecz, którą pamiętasz?

Z ogromnym wysiłkiem zmusiła się do myślenia i -

udało się. Okazuje się, że odpowiedź na to pytanie była
tak łatwa, jak zjedzenie przysłowiowego ciastka.
-

Chorowałeś na grypę - oznajmiła uradowana.

-

Na grypę? - Luc z niepokojem ściągnął brwi.

I raptem, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej,
twarz mu się rozjaśniła:



















background image

56

SPOTKANIE PO LATACH

-

Si, grypa. To było w tysiąc dziewięćset osiem

dziesiątym...
-

Wiem, w którym to było roku, Luc.

-

Senz altro. Pewnie, że wiesz. Lata zyskują na

wartości, jak dobre wino.

Gdy spojrzała na niego, nie rozumiejąc, o czym

mówi, pochylił się z uśmiechem i odgarnął kosmyk
kręconych włosów z jej zmarszczonego czoła.

- Wydaje mi się, że to było tak dawno, i gdy myślę

o tym, to widzę jakąś mgłę - poskarżyła się.

-

Nie myśl o tym - poradził Luc.

-

Chyba już późno? - szepnęła.

-

Prawie północ.

-

Powinieneś wrócić do hotelu. Czy zatrzymaliśmy

się w hotelu? - zapytała, znów niespokojna.

-

Przestań się martwić. Wszystko będzie dobrze

- zapewnił ją miękko Luc.- Wcześniej lub później.

Kciukiem wodził machinalnie po przegubie jej ręki.

Powodowana ogromną potrzebą dotknięcia go, uniosła
wolną rękę i pogłaskała twardą, mocną szczękę. Jego
ciemna skóra o niebieskawym odcieniu pociągała ją
swoją szorstkością. Pomyślała, że jego oczy hipnotyzują,
ciemnieją w cieniu hib z gniewu, nabierają złotego
blasku w słońcu lub z pożądania.

I nagle zastanowiła się, dlaczego jej jeszcze nie
pocałował.

W tej dziedzinie Luc nigdy nie potrzebował ani

zachęty, ani namowy. Gdy wracał ze swych podróży w
interesach, wchodził do mieszkania i brał ją w ramiona,
często nie panując nad swym pożądaniem na tyle, żeby
dojść do sypialni. A gdy był z nią, miała wrażenie, że
gdyby jej co jakiś czas nie dotknął, nie byłaby w
stanie cokolwiek robić.

To dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Wierzyła, że

tam, gdzie jest tyle namiętności i uczucia, tam musi być i
nadzieja. Dopiero znacznie później pojawiły się
wątpliwości.



















background image

SPOTKANIE PO LATACH

57

-

Zapomniałam tylko o kilku tygodniach, prawda?

- upewniła się.

-

To, o czym zapomniałaś, to nic ważnego - błysz

czącymi oczami objął jej uniesioną do góry twarz
i napotkał spojrzenie pełne niespotykanego u niej
pożądania. Zmusił się do zachowania spokoju.

-

Luc - szepnęła niepewnie. - Co się stało?

-

Bardzo mnie podniecasz. Dio, jak możesz tak na

mnie patrzeć? - odetchnął głęboko. - Przecież jesteś
chora!

Nie wiedziała, które z nich zrobiło pierwszy ruch, ale

niespodzianie znalazła się tak blisko niego, jak tego
chciała, a jej palce chciwie wplotły się w jego gęste,
sprężyste włosy. Luc, zamiast jak zwykle zaatakować ją z
całą siłą, jakby odgadł jej życzenie, wsunął język
pomiędzy jej pełne wargi i z widoczną rozkoszą
poruszał nim raz po raz, aż zakręciło się jej w głowie, w
ż

yłach zaczęła pulsować krew, a w całym omdlałym ciele

poczuła tak intensywne pożądanie, jakiego nigdy
przedtem nie zaznała.

Z głośnym jękiem rozkoszy Luc wziął ją w ramiona.

Choć sprawiał jej tym ogromny ból, gotowa była mu
ulec. Odrzucając niecierpliwie przykrywającą ją pościel,
uniósł ją i ułożył na swoich twardych udach, nie
odrywając ani na chwilę wpijających się w nią ust.
Gwałtowne podniecenie, które ich ogarnęło, było tak
nagłe jak letnia błyskawica.
Catherine szepnęła gorączkowo:

- Zabierz mnie do hotelu.

Luc potrząsnął nią i zamknął oczy, mówiąc coś,

czego nie była w stanie zrozumieć. Chwilę później
położył ją na łóżku, otulił lekkim kocem i westchnął:

-

Chiedo scusa. Wybacz. Nie jesteś zdrowa.

-

Czuję się doskonale - zaprotestowała. - Nie chcę

zostać tutaj.

-

Zostaniesz. - Otworzył okno, aby wpuścić chłody

ne powietrze. - Tutaj będziesz bezpieczniejsza.













background image

58

SPOTKANIE PO LATACH

-

Bezpieczniejsza?

-

Czy wierzysz w przeznaczenie, moja droga?

-

Oczywiście, że wierzę.

-

Nie należy walczyć z przeznaczeniem - powie

dział Luc w zadumie i uśmiechnął się do niej promien
nie. - Ty też tak uważasz, prawda?

Nigdy nie odbyła z Lucern dziwniejszej rozmowy, a

była przy tym tak wyczerpana, że z trudem zbierała myśli.

-

Myślę, że nie da się walczyć z przeznaczeniem.

-

Toteż nie mam zamiaru z nim walczyć. Ja mu

tylko ułatwiam zadanie. Śpij, moja droga - powiedział
miękko. - Rano lecimy do Włoch.

-

Do Włoch? - powtórzyła, czując ogarniającą ją

słabość.

-

Czy nie uważasz, że już najwyższy czas, żebyśmy

uregulowali nasze stosunki?
Patrzyła na niego w osłupieniu. Luc podszedł
ponownie do jej łóżka i usiadł na fotelu obok,
wpatrując się w nią czarnymi oczami.

-

Proszę, żebyś za mnie wyszła.

-

Naprawdę? - Była tak wstrząśnięta, że zdołała

tylko tyle powiedzieć.
Palcem musnął jej drżącą, górną wargę.

-

Powiedz coś - poprosił,

-

Czy myślałeś o tym od dawna? – zapytała urywa

nym głosem.

-

Powiedzmy, że myśl ta drążyła mnie od jakiegoś

czasu.

Nie brzmiało to zbyt romantycznie. Miała wrażenie,

ż

e wokół niej dzieje się coś nierealnego. Luc

zaproponował jej małżeństwo. Znaczyło to, że żyła
przez cale miesiące z człowiekiem, którego nie znała.
Znaczyło też, że wszystkie jej nielojalne i nieżyczliwe
myśli były okrutnie niesprawiedliwe. Łzy popłynęły po
bladych policzkach.

- Co ja takiego powiedziałem? - zapytał Luc. - No














background image

SPOTKANIE PO LATACH

59

tak, oczywiście inaczej wyobrażałaś sobie moje oświad-
czyny.

- W ogóle ich sobie nie wyobrażałam - zatkała.

Wziął ją delikatnie na ręce i usadowił na swoich
kolanach, owijając starannie lekkim kocykiem. Za-
chłysnęła się zimnym powietrzem i instynktownie
przytuliła do jego ciepłego ciała.

- Jestem taka szczęśliwa - powiedziała.
- Okazujesz to w sposób tobie tylko właściwy. Ale

przecież wiele rzeczy robisz w sposób bardzo in
dywidualny. Pobierzemy się we Włoszech. A teraz, gdy
już powzięliśmy tę decyzję, nie będziemy tracić czasu,
prawda?

Nic nie powiedziała, siedząc z głową przytuloną do

jego piersi, a on odchylił się bardziej do tyłu, żeby i jej
było wygodniej. Nigdy nie myślała, że może być taki
delikatny. Czyżby jej wypadek tak nim wstrząsnął? Z
całą pewnością coś musiało wpłynąć na tak za-
dziwiającą zmianę w jego zachowaniu wobec niej... a
może to ona nigdy nie rozumiała Luca? Chciałaby go tak
słuchać przez całą noc, ale śmiertelnie zmęczona już
wkrótce zapadła w sen.




























background image








ROZDZIAŁ CZWARTY


Nie znała tej szykownej, szafirowej sukienki, ale

widocznie została kupiona, żeby sprawić przyjemność
Lucowi. A pantofelki? Catherine skrzywiła się na widok
niskich obcasów. Musiała się strasznie śpieszyć, kiedy je
kupowała. Absolutnie nie były w jej guście, ale pasowały
do sukienki. Zaskoczona była tym odkryciem, ponieważ
nie miała talentu do dopasowywania swej garderoby. Luc
dobrze musiał przetrząsnąć jej bagaże, żeby dokonać
takiej sztuki.

Kiedy się obudziła, nie byk) go przy niej. Ubranie

przyniesiono po śniadaniu. Przebrała się natychmiast, choć
wysiłek ten osłabił ją bardzo. Pielęgniarka miała trochę
pretensji o to, że nie poproszono jej o pomoc i dodała,
ż

e zaraz przyjdzie doktor Ladwin, żeby ją zbadać.

Catherine miała nadzieję, że Luc będzie tu wcześniej.
Denerwowała się w przewidywaniu pytań, na które nie
będzie w stanie odpowiedzieć.

Pocieszała się, że okres, którego nie pamięta, to

zaledwie kilka tygodni. A kilka tygodni to jeszcze nie jest
całkowita utrata pamięci.

Niepokoiły ją jednak pewne drobne fakty. Kiedy

ś

cięła włosy? Bóg jeden wie, kiedy była ostatni raz u

fryzjera. Do tego te ręce! Chyba szorowała nimi podłogę!
I ten zabawny, mały ślad na serdecznym palcu, jakby po
pierścionku, którego przecież nigdy nie nosiła.

Nie rozpoznawała też zawartości swojej torebki. Obca

nawet była portmonetka, zawierająca mnóstwo drobnych
banknotów. Znalazła tam zarówno dolary, jak i funty, ale
nie było w niej kart kredytowych, ani żadnej fotografii
Luca. Nawet kosmetyki różniły się od













background image

SPOTKANIE PO LATACH

61


tych, których zwykle używała. A co się stało z jej
paszportem?

Propozycja, jaką zrobił Luc poprzedniego wieczora,

wydała się jej teraz nierealna, jak ze snu. Luc nie był taki,
jakim go pamiętała i to było najbardziej oszałamiające ze
wszystkiego.

Gdy w Szwajcarii skręciła nogę w kostce, Luc wpadł we

wściekłość. Powiedział, że jest jedyną osobą, której udało
się w Alpach skręcić nogę, nie dotykając nawet nart Stał
przy niej w szpitalnym ambulatorium, czyniąc złośliwe
uwagi na temat jej ulubionych wysokich obcasów.
Pewnie tamtejszy lekarz pomyślał, że Luc to jakiś
okrutny potwór, ale sama Catherine była innego zdania.

Jej cierpienie zdenerwowało go i wytrącony z rów-

nowagi zareagował z wrodzoną agresją. Gdy mówił, że
zabije ją, jeśli zobaczy ją znowu na wysokich szpilkach, to
wyrażał w ten szorstki sposób troskę o nią.

Ostatniego wieczora Luc nie był zły. Poprosił, żeby

wyszła za niego za mąż. Czy to może być prawda? Nie
mogła sobie przypomnieć, kiedy doszło do tak zaska-
kującej zmiany w ich związku. A właśnie jej obecność z
nim w Londynie, podczas gdy zawsze podróżował sam,
była najlepszym świadectwem zmiany w jego
zachowaniu. Ale co się do tego przyczyniło?
Drzwi otworzyły się. Wszedł Luc, a za nim lekarz.

Ginąca w obszernym fotelu, ze łzami lśniącymi na

drżących rzęsach, mimo kosztownego stroju sprawiała
wrażenie istoty samotnej i bezbronnej.
Luc podszedł szybko i przykucnął przy niej.

- Dlaczego płaczesz? - zapytał. - Czy ktoś sprawił

ci przykrość?

Jeśliby tak było, ten ktoś zostałby stąd natychmiast

wyrzucony. Luc reagował gwałtownie, jak prawdziwy
Włoch. Opiekuńczy, z silnym instynktem posiadacza,
gotów do natychmiastowej walki w jej obronie.

- Jeśli ktoś cię skrzywdził, muszę to wiedzieć.















background image

62

SPOTKANIE PO LATACH

- Jestem przekonany, że nie mógł tego zrobić nikt z

naszego personelu - doktor Ladwin zdecydowanie
uprzedził jakiekolwiek sugestie.

Luc podał Catherine czystą chusteczkę, wypros-

tował się i powiedział spokojnie:

- Ona jest bardzo wrażliwa.

Catherine zmieszała się bardzo. Pośpiesznie otarła
wilgotne policzki i powiedziała:

- Tutejszy personel jest wspaniały, Luc. Jestem

trochę roztrzęsiona, to wszystko.

- Jak już próbowałem panu wyjaśnić pół godziny

temu, panie Santini - burknął lekarz - amnezja
wywołuje stany lękowe.

- A ja już także panu wyjaśniłem, że nie powinno

to pana obchodzić.

Catherine przyglądała się im niepewnie. Wyraźnie

wyczuwało się tu wzajemny antagonizm. Luc każde
słowo wypowiadał lodowatym tonem.
Doktor zwrócił się do niej:

- Musi pani czuć się nie najlepiej, panno Parrish.

Czy nie wolałaby pani tu pozostać i porozmawiać z
jednym z moich kolegów?

Groźba, że coś może oddalić ślub, przeraziła Cat-

herine.

- Chcę wyjechać z Lucem - odpowiedziała z naci-

skiem.

- Czy jest pan zadowolony? - Luc spojrzał na

lekarza.

- Wygląda na to, że muszę.

Ladwin podał rękę na pożegnanie i wyszedł. Luc
uśmiechnął się do niej:

- Samochód czeka.
- Nie mogę znaleźć mojego paszportu - wyznała,

przygotowana na to, że uśmiech zniknie z jego
twarzy. Luc zawsze wpadał w złość, gdy coś gubiła.

- Uspokój się. Ja go mam. Odetchnęła z ulgą.




















background image

SPOTKANIE PO LATACH

63

- Myślałam, że go zgubiłam... razem z naszymi

kartami kredytowymi i kilkoma fotografiami.

- Zostawiłaś je w Nowym Jorku. Uśmiechnęła się

wobec prostoty tego wyjaśnienia.
No tak, zawiniło jej zwykłe roztargnienie.

- Dlaczego płakałaś?
Zaśmiała się:
- Nie wiem - skłamała. I pomyślała w duchu: Czy

ktoś mnie skrzywdził? Kochała Luca, ale dobrze
wiedziała, że może on ją i zranić, i uszczęśliwić.

- Gdy jestem z tobą, nie masz się czego lękać -

zapewnił.
Od chwili, kiedy spotkała Luca, lęk był stałym
elementem jej codziennej egzystencji. Dręczące po-
czucie braku bezpieczeństwa z czasu, gdy jako
dziecko pozbawiona była domu rodzinnego, spędzało
jej sen z powiek.

- Dlaczego chcesz się ze mną ożenić? - zapytała,

gdy byli już w windzie.

- Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez ciebie.

Czy nie uważasz jednak, że moglibyśmy odłożyć tę
tak bardzo prywatną rozmowę do czasu, gdy
znajdziemy się w mniej publicznym miejscu?

Catherine dopiero teraz spostrzegła uśmiechającą

się parę starszych ludzi, którzy razem z nimi jechali
windą, i zaczerwieniła się aż po korzonki włosów.
Była tak zajęta własnymi przeżyciami, że nie
zauważyła, iż mają towarzystwo. Catherine Santini.
W myślach sprawdzała, jak brzmi to nazwisko,
rozkoszowała się nim.

ś

ycie nie zaczyna się jak w bajce: „Dawno, dawno

temu...”, ani się nie kończy: „I żyli potem długo i
szczęśliwie" - drwił kiedyś Luc.

Ale teraz, nie bacząc na tamte słowa, dawał jej w

prezencie marzenia, jak podarek z piękną wstążką.
Najwidoczniej wszystko może się zdarzyć, gdy czło-
wiek nie traci nadziei i gorąco się modli.

Kiedy szła do samochodu, zaskoczył ją panujący na

















background image

64

SPOTKANIE PO LATACH

zewnątrz upał. Oczy jej spoczęły na kwitnących różach
wzdłuż muru szpitalnego i poczuła skurcz w żołądku.

- To już lato - szepnęła. - A ty chorowałeś na grypę

we wrześniu.

Luc zdecydowanie pchnął ją w kierunku samochodu.

No tak, oczywiście, on wiedział, że to było więcej niż
kilka tygodni zaniku pamięci, ale nie chciał jej niepokoić.
Teraz wszystko wydawało się bardziej zrozumiałe. Nic
dziwnego, że Doktor Ladwin nie był zadowolony, że tak
szybko opuściła szpital. Nic też dziwnego, że nie
rozpoznała ani swego ubrania, ani uczesania, ani nie
rozumiała zmiany, jaka zaszła w Lucu. Przecież to był
prawie cały rok jej życia.

-

Luc, co się ze mną stało? - zapytała urywanym

głosem. - Co się dzieje z moją głową?

-

Nie zadręczaj się tym. Doktor Ladwin radził,

ż

ebym nie usiłował pomagać twojej pamięci. Powie

dział, że potrzebujesz spokoju i odpoczynku. Napraw-
dopodobniej pamięć powróci ci stopniowo.

-

A jeśli nie?

-

Jakoś to przeżyjemy. Mnie nie zapomniałaś.

- Przez chwilę w jego oczach widać było wyraźną
satysfakcję.

Nie urodziła się jeszcze taka kobieta, która mogłaby

zapomnieć o Lucu Santinim. Można go było kochać
namiętnie albo nienawidzieć, ale w żadnym razie
zapomnieć.

-

Czy nie myślisz o odłożeniu ślubu? - zapytała

z wymuszonym spokojem.

-

Chcesz tego?

Gwałtownie potrząsnęła przecząco głową, unikając

spojrzenia jego dociekliwych oczu. Dlaczego ciągle tak
boi się go utracić? Przecież zaproponował jej małżeń-
stwo. Co jeszcze mógłby zrobić? Czego więcej miałaby
chcieć?

l

On jej nie kochał i w dalszym ciągu nie kocha. Jeśli

udało się jej przez to przejść, to tylko dzięki wytrwało-













background image

SPOTKANIE PO LATACH

65

ś

ci. Nie była wymagająca ani nieprzystępna, nie była też

zepsuta ani żądna władzy. Była lojalna, nie miała
ż

adnych kochanków. A w łóżku... Zaczerwieniła się

uświadamiając sobie, że nigdy nie powiedziała mu
„nie", że z trudem panowała nad uczuciem rozkoszy, gdy
tylko ją dotknął. Kochała go. I Luc zadowalał się tym, że
jest kochany wiedząc, że Catherine nigdy nie poprosi go
o więcej, niż miał zamiar sam jej dać. Tak więc może
chodzi mu teraz nie tyle o małżeństwo, co o podniesienie
jej rangi społecznej. Catherine buntowała się w duchu
przeciwko takiej prozaicznej interpretacji, ale było to
lepsze niż całkowita odprawa.

- Ślub odbędzie się za kilka dni - powiedział Luc

i podniósł słuchawkę telefonu.

Widząc, że Catherine mu się przygląda, uśmiechnął się

do niej, wyciągnął rękę i przytulił do siebie.

- Wyglądasz na szczęśliwą - stwierdził z zadowole-

niem.

Zrzuciła pantofelki, siedziała bezruchu rozkoszując się

błogim ciepłem jego ciała i myślała, że jest chyba
najszczęśliwszą kobietą na świecie. Jeśli dołoży wszelkich
starań, żeby być doskonałą żoną, to, być może, Luc ją
pokocha.

- Utknęliśmy w korku - szepnęła podniecająco

i szarpnęła koniec jego krawata, zdając sobie sprawę,
ż

e zachowuje się z o wiele większą swobodą niż kie-

dykolwiek przedtem. Przekonana, że już wkrótce będą
małżeństwem, pozbyła się zwykłych zahamowań.

Luc nagle zesztywniał, z trudem kontynuując roz-

mowę przez telefon. Catherine jedną ręką oparła się na jego
udzie, a drugą ręką rozluźniła mu krawat.

- Catherine... co robisz?

Napotkawszy spojrzenie spokojnych, złotych oczu

zaczerwieniła się i zaczęła rozpinać guziki jego koszuli.
Zrozumiała jego niedowierzanie i uśmiechnęła się
figlarnie. Dotąd Luc pierwszy ją rozbierał. To do niego
należała inicjatywa. Koniuszkami palców zaczęła pieś-


















background image

66

SPOTKANIE PO LATACH


cić ciepłą skórę, z czarnym, kędzierzawym zarostem.
Ledwie słyszalny, przyśpieszony oddech i napięcie jego
mięsni zachęciły ją do kontynuowania tej próby.

Znajdowała tyle rozkoszy w samym dotykaniu Luca. -

Jakie to wspaniale -pomyślała. I choć ze względu na stan
zdrowia nie mogła się teraz z nim kochać, poczuła, jak
bardzo go pragnie. Gdy przybliżyła swoje gorące usta do
jego pałającego ciała i zaczęta całować go, gdzie się tylko
dało, począwszy od opalonej szyi aż do płaskiego,
muskularnego brzucha, Luc gwałtownie drgnął i odrzucił
słuchawkę telefonu.

- Catherine... - mruknął karcąco, lecz z widocz-

nym podnieceniem.

Jej mała rączka pobłądziła w kierunku jego uda. Gdy

go dotknęła, głośno jęknął, a ją ogarnęło cudowne uczucie
panowania nad nim.

-

Catherine, nie powinnaś tego robić. - Jego od

dech był przyśpieszony i głośny, mówił niewyraźnie.

-

Mnie to sprawia przyjemność - wyznała prawdę,

z lekka oszołomiona swoją śmiałością.

-

Per amor d i Dio, co się ze mną dzieje? - Z trudem

łapał oddech, gdy tymczasem ona koniuszkiem języka
musnęła jego brzuch powyżej paska.

-

A co się dzieje? - zapytała szeptem, zatraciwszy

się w rozkoszy.

-

Cristo, to prawdziwe piekło! - Niespodziewanie,

gwałtownym ruchem, oderwał się od niej. - Nie
możemy tego robić. Jesteśmy już prawie na lotnisku.

-

Jesteśmy w korku. - Patrzyła na niego swymi

pięknymi oczami, pociemniałymi od pożądania, jakie
go nigdy przedtem nie zaznała.

Rzuciwszy jakieś niewyraźne przekleństwo, przy-

ciągnął ją blisko do siebie i ulegając gwałtownej żądzy,
wycisnął na jej ustach zapierający dech pocałunek.
Wydawało się, że w tym mocnym uścisku każdy jej
nerw ogarnęło szaleństwo, Przytuliła się do niego
całym ciałem, jego podniecenie, jego zapach, smak


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

67

pocałunku wywołały cudowny zamęt w głowie, silny, jak
odurzenie narkotykiem.

Odrywając usta, ukrył płonącą twarz w jej roz-

sypanych włosach. Słyszała bicie jego serca na swej
piersi, czuła wyraźnie, jak walczy, żeby nie stracić
panowania nad sobą. Wreszcie odetchnął głęboko.

-

Nie jesteś jeszcze dostatecznie silna, Catherine.

Powinnaś odpoczywać - przypomniał jej szorstkim
głosem. - A więc miej trochę litości dla mnie, dobrze?
Nie dręcz mnie.

-

Nie jestem chora. Czuję się doskonale. - Sama

przed sobą udawała, że nie czuje pulsowania u pod
stawy czaszki.

Usadowił ją z powrotem wygodnie, dając do zro-

zumienia, że ma swoje zdanie na ten temat

-

Mówisz tak myśląc, że właśnie to chcę usłyszeć.

Jak możesz czuć się doskonale? Z-całą pewnością
czujesz się paskudnie, i następnym razem, gdy cię o to
zapytam, tak właśnie masz odpowiedzieć. Jasne?

-

Jak słońce.

Chciało jej się śmiać, choć ciało buntowało się.

Przecież odmówił spełnienia tego, czego pragnęli. To
wcale nie było zabawne. Ale gdyby nawet miał to być jej
ostatni dzień życia, rozkosznie będzie wspomnieć jego
pełne niedowierzania spojrzenie, gdy to właśnie ona
przejęła inicjatywę.

Zaskoczyła go. Czyż kiedykolwiek marzyła, że

potrafi tego dokonać? Jego reakcja sprawiła, że poczuła
się grzeszną, wartą pożądania i najbardziej uwodzicielską
kobietą

na

ś

wiecie.

I

czyż

nie

było

to

zadośćuczynieniem, że egocentryczny Luc zapanował nad
swoją żądzą ze względu na jej dobro?

A przecież Luc mógł potraktować jej zachętę do-

słownie i zaspokoić swoje naturalne pragnienie. Fakt, że
jednak pomyślał o niej, to jej wielka wygrana. Czyż ten
objaw troski pozbawionej egoizmu nie jest już w
połowie miłością?



















background image

68

SPOTKANIE PO LATACH

Bezgranicznie szczęśliwa Catherine słuchała, jak Luc

przekazywał zwiezie instrukcje jakiemuś nieszczęśliwcowi,
drżącemu zapewne ze strachu po drugiej stronie telefonu.

Przejechali przez płytę lotniska z ogromną szybkością,

roztrącając niemal znajdujących się tam ludzi, a człowiek
z ochrony Luca gorliwie czuwał, żeby żaden z reporterów
ani fotografów nie zakłócił jego spokoju. Luc strzegł swej
intymności, sprawiając tym zawód niejednej gazecie.

- Kim jest ta blondynka, panie Santini? – wykrzyk-

nął ktoś ochryple.

Luc odwrócił się i bez żadnego ostrzeżenia objął

Catherine ramieniem.

- To przyszła pani Santini - oznajmił, wprawiając

wszystkich w zdumienie.

Po chwili ciszy wybuchła wrzawa okrzyków i pytań,

zamigotały flesze aparatów fotograficznych. Ale to był już
koniec niezwykłej u Luca wspaniałomyślności dla
dziennikarzy.

Stało się to wtedy, gdy przez pole startowe szli do

odrzutowca. Coś niepojętego, strasznego zmusiło ją do
zatrzymania się. Zmroziło ją śmiertelne przerażenie.
Zobaczyła nagle starą, siwą kobietę o miłej twarzy, która
mówiła do niej błagalnie:

- Nie wolno ci tego zrobić... nie wolno!

Po chwili obraz ten znikł, a Catherine blada, osłabła od

ogarniającego ją niezwykłego, irracjonalnego strachu,
spojrzała na samolot.

-

Nie mogę tam wejść - wyjąkała.

-

Catherine - Luc groźnie spojrzał na nią.

-

Nie mogę... nie mogę! Nie wiem dlaczego, ale nie

mogę! -Z rękami uniesionymi do góry, w ogarniającej
ją histerii zaczęła się cofać.

Luc, pokonując siłą jej opór, uniósł ją w ramionach. Pod

wpływem niepojętego, gwałtownego strachu walczyła
zaciekle:






















background image

SPOTKANIE PO LATACH

69

-

Nie chcę wsiąść do samolotu!

-

Teraz nie masz już nic do gadania - Luc trzymał

ją mocno w uścisku. - Porywam cię. Potraktuj to jako
ucieczkę z ukochanym. Dzień dobry, kapitanie Edgar.
Proszę nie zwracać uwagi na moją narzeczoną. Boi się
wszystkiego, co lata, a nie ma ptasich piór.

Pilot, starając się nie okazać żadnego zdziwienia,

powiedział:

- Lot będzie spokojny, panie Santini.

Luc umieścił Catherine na siedzeniu, zapiął jej pas i

poradził:

- Odetchnij teraz głęboko i opanuj się. Pomyśl

sobie, że to pierwszy dzień twojego nowego życia.

Z trudem łapiąc oddech spojrzała na niego szeroko

otwartymi oczami.

-

Zobaczyłam tę kobietę. Coś sobie przypominam.

Powiedziała, że nie wolno mi tego robić...

-

Ale czego?

-

Nie wiem.

Zdając sobie sprawę ze śmieszności swego zachowania,

mówiła dalej słabym głosem:

- Miałam takie uczucie, że nie powinnam wsiadać do

samolotu, że coś za sobą zostawiam. Aż się przeraziłam.

- Czy teraz też się boisz?

- Nie, skądże! - Zaczerwieniła się. - Wybacz.

Zachowałam się idiotycznie.

-

To był przebłysk pamięci. Widać, że pamięć ci już

wraca.

-

Tak myślisz? - Była zaskoczona jego chłodnym

tonem i twardym spojrzeniem. - Dlaczego tak się
przeraziłam?

-

To był nagły wstrząs - wyjaśnił spokojnie. - Nie

było to miłe przeżycie.

Lot trwał dwie godziny. W samolocie byli też

steward i stewardesa, dwaj ludzie z ochrony, ugrzecz-
niony asystent, notujący wszystko, co mówił Luc, i
jego osobista, zgrabna sekretarka. Gdy Catherine


















background image

70

SPOTKANIE PO LATACH

napotykała wzrokiem kogoś z nich, odwracali po-
ś

piesznie oczy, jakby była zadżumiona. Gestem ręki

przywołała stewardesę:

-

Czy mogę prosić o jakieś pismo?

-

Nie mamy na pokładzie żadnej prasy, panno

Parrish. Przykro mi. - Stewardesa powiedziała to
w sposób nienaturalny, unikając jej wzroku. - Może
zje pani teraz lunch?

-

Nie, dziękuję.

Dziwne, że na pokładzie nie było nawet miesięcz-

nika. Chociaż i tak mogłaby go tylko obejrzeć. Prędzej czy
później będzie zmuszona powiedzieć Lucowi, że jest
dyslektykiem. Skuliła się na samą myśl o tym. Nie
przypuszczała nigdy, że uda jej się tak długo oszukiwać
Luca. Ale właśnie on jakoś to jej ułatwiał.

Jeśli trzeba było wybrać coś z karty, robił to zawsze on.

Godził się z tym, że wolała ustnie przekazać mu
informację telefoniczną, niż ją zapisać, i zaskakująco
cierpliwie wybaczał jej, gdy zapomniała o jakimś
szczególe. Kiedyś kupiła jedną książkę i położyła na
widoku, ale Luc nigdy nie zapytał o jej treść.

Pamiętała, że w szkole często nazywano ją głupią

niedojdą, zanim odkryto prawdziwą przyczynę. Wszyscy
nauczyciele opuszczali ręce na samą wzmiankę o
dysleksji. Luc może jeszcze zmienić zdanie, gdy dowie
się, że chce się ożenić z kobietą, dla której słowa pisane są
tylko niewyraźną plamą.

Gdy wylądowali w Rzymie, powiedział jej, że dalej

polecą helikopterem.

-

To gdzie, się zatrzymamy? - zdziwiła się.

-

Nie byle gdzie. Jedziemy do naszego domu.

-

Do naszego domu? - powtórzyła zaskoczona.

- Kupiłeś dom?

Luc machnął ręką:

-

Poczekaj, sama zobaczysz.

-

Nie byłam w nim przedtem, prawda? To nie jest

jeszcze coś, o czym zapomniałam?


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

71

- Nigdy przedtem nie byłaś we Włoszech - uspo-

koił ją.

Nie znosiła lotu helikopterem i koniecznie chciała

siedzieć z tyłu, rezygnując z oglądania wspaniałych
widoków. Huk wirników i ból głowy pogorszyły jej
samopoczucie. Siedziała pochylona do czasu, kiedy
znów dotknęli twardego gruntu.

Luc pomógł jej wydostać się z helikoptera i cicho

zapytał:

- Paskudnie?

-

Paskudnie - odpowiedziała ze ściśniętym gard-

łem.

-

Powinienem był to przewidzieć, ale chciałem,

ż

ebyś zobaczyła Castelleone z góry.

Odprowadził ją kilka metrów i ostrożnie obrócił.

- To wspaniały widok, nie sądzisz?

Upadłaby, gdyby jej nie podtrzymał, bo aż ugięły się
pod nią nogi. Castellepne był jak cudowny, bajkowy
pałac z mnóstwem wieżyczek i iglic, na tle wzgórz
bujnie porośniętych drzewami. Było już późne popołudnie,
słońce odbijało się w szybach niezliczonych okien, a
jasne, kamienne mury rzucały cień na lilie wodne
porastające fosę wokół zamku.

-

Gdy go odkryłem, nie był na sprzedaż. Nie był też

tak ładny, jak teraz.

-

Ładny? - zaprotestowała, odzyskując zdolność

mówienia. - Jest piękny! Musiał kosztować fortunę.

-

Miałem pieniędzy jak lodu i nie było na co ich

wydać - pogłaskał ją pieszczotliwie po włosach. - Bu-
dowla ta znajduje się na liście zabytków, co jest diablo
niewygodne. Jej odnowienie musiało być właściwie
restauracją. Eksperci to ludzie wtrącający się do
wszystkiego, ale doszliśmy do porozumienia.

-

Powiedziałeś, że gdy zobaczyłeś zamek po raz

pierwszy, nie był na sprzedaż.

-

Wszystko ma swoją cenę, bella mia. - Objął ją

ramieniem z czułym uśmiechem. - Ostatni właściciel


















background image

72

SPOTKANIE PO LATACH


nie był specjalnie przywiązany do tego zamku.
Zbytnio obciążał jego finanse.

- Czy już mi o tym kiedyś opowiadałeś?
- Chciałem ci zrobić niespodziankę. Poprowadził ją

do pięknego, kamiennego mostku, łączącego dwa
brzegi fosy. Przez otwarte wysokie drzwi weszli do
holu pokrytego wspaniałymi freskami.

- Nigdy nie widziałam czegoś równie pięknego -

szepnęła.

- Trzeba przyznać, ze nie w każdym domu można

zobaczyć tyle cherubinów i nimf z odkrytymi pier-
siami. Tu się z tobą zgadzam bez zastrzeżeń - zażar-
tował Luc. - Pierwszy budowniczy nie odznaczał się
najlepszym gustem.

- Jeśli nie podoba ci się, to dlaczego go kupiłeś?

Wzruszył ramionami.

- To lokata kapitału.

'

- Czy to oznacza, że zamierzasz go sprzedać? -

zapytała z wyraźnym przerażeniem.

- Nie, jeśli tylko chcesz zamieszkać z tymi wszyst-

kimi nagimi damami.

- One mi nie przeszkadzają.
- Miałem nadzieję, że właśnie to powiesz.

Luc zauważył jej bladość i czarne sińce pod oczami.

- Myślę, że powinnaś się położyć.
- Jeszcze nie. Chcę zobaczyć cały zamek.

Jeśli był to tylko sen, że Luc zamierza się z nią
ożenić i zamieszkać w tej wspaniałej budowli, to nie
chciała się budzić.

- Dość już miałaś wrażeń, jak na jeden dzień.

Chociaż Catherine skierowała się już w stronę
otwartych drzwi wejściowych, Luc zdecydowanie
wziął ją na ręce.

- Dlaczego się uśmiechasz?
- Bo czuję się tak, jakbym umarła i dostała się do

raju, i... - zawahała się, spoglądając na niego z uwiel-
bieniem - tak bardzo cię kocham.


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

73

Silny rumieniec oblał jego policzki. Luc zacisnął
szczeki.

- Nie jestem święty.
- Mogę żyć z twoimi wadami.
- Będziesz musiała. O rozwodzie nie masz co

marzyć.

- To nie jest zbyt romantyczne, mówić o rozwodzie

przed ślubem.

- Catherine... przecież powinnaś już wiedzieć, że

nie jestem romantycznym facetem. Nie jestem ani
poetyczny, ani sentymentalny, ani idealistyczny - po-
wiedział ponuro.

- Gdy się kochamy, mówisz po włosku -

zauważyła cicho.

- Ależ to mój pierwszy jeżyk!
Z niezrozumiałego powodu pogorszył mu się hu-

mor. Postanowiła dać spokój. To już jego sprawa,
jeśli uważał, że porwanie jej, przywiezienie do zamku
we Włoszech i poślubienie w ciągu kilku dni nie jest
romantyczne. Zdecydowała, że lepiej okazywać mniej
entuzjazmu. Tak, ale to takie trudne. Choć czuła się
słaba i wyczerpana, nie mogła oprzeć się pragnieniu,
ż

eby położyć się koło niego, kochać go i całować.

Na szczycie schodów, które, zdawało się, nie miały

końca, Luc przystanął i przedstawił ją niskiemu męż-
czyźnie o imieniu Bernardo, który był bardzo dumny
z nadanego mu tytułu majordomusa. Catherine uśmie-
chnęła się do niego promiennie.

v

Luc pchnął drzwi, wniósł ją do dużego pokoju i

położył na łóżku. Było to łóżko z przepysznym,
brokatowym baldachimem z frędzlami Jęknęła z za-
chwytu. To łóżko było zdecydowanie w jej guście.

Z zadowoleniem na twarzy Luc powiedział:
- Za pół godziny przyjdzie do ciebie lekarz. Po-

staraj się nie zrobić na nim wrażenia, jakbyś wypiła za
dużo sherry.

- Po co mi jeszcze jeden lekarz?
- Amnezja jest trochę niebezpieczna, przynajmniej













background image

74

SPOTKANIE PO LATACH

niektórzy tak mówią. Nigdy nie widziałem cię w
takim stanie, jak teraz... a w każdym razie od dawna.

- Nigdy przedtem nie prosiłeś mnie o rękę - szep-

nęła nieśmiało.

- Poważne niedopatrzenie. Nigdy też nie próbowa-

łaś uwieść mnie w samochodzie. - Przyglądał się jej
bacznie złocistymi oczami, a potem nagle odwrócił
wzrok. - Mam nadzieję, że doktor Scipione nie wyda
ci się zbyt natrętny. Według niego czas leczy
wszystkie rany. - Luc skierował się do drzwi
zwinnym krokiem lamparta na polowaniu. - Zaraz
przyjdzie tutaj żona Bernarda, pomoże ci się rozebrać
i położyć do łóżka.

- Ja nie potrzebuję...
- Catherine - przerwał jej - moja przyszła żona

może przynajmniej liczyć na to, że nie będzie musiała
absolutnie nic robić, zachowując siły do innych, waż-
niejszych spraw.

- Czy to będzie jedyna korzyść z małżeństwa? -

zapytała z figlarnym błyskiem w oczach.

Obrzucił ją spojrzeniem zmrużonych, ciemnych

oczu, tak że poczuła gorąco w całym ciele i ucisk w
ż

ołądku.

- Zostawiam to twojej wyobraźni, bujnej, na ile cię

znam. Buona sera, cara. Zobaczymy się jutro.

- Jutro? - Usiadła zaskoczona.
- Odpoczywaj i o nic się nie martw - nakazał jej

Luc z uśmiechem i zamknął drzwi.

Patrzyła na wspaniały baldachim. Flirtowałaś z Lu-

cern - odezwał się w niej cichy wewnętrzny głos. Nie
pamięta, żeby robiła to kiedykolwiek przedtem. Zwy-
kle bardzo się piklowała i starannie dobierała słowa w
rozmowie z Lucern. Tylko na samym początku była
tak naiwna, że zdradzała się z tym, co myśli.

Teraz już nie bała się Luca. Jak i kiedy do tego

doszło? Bez wątpienia w ciągu ostatniego roku. Luc
jednak powiedział, że dawno nie widział jej takiej. Co
to znaczy? Przyciskając do bijącego serca poduszkę,
pomyślała, że jest bardzo szczęśliwa.
















background image












ROZDZIAŁ PIĄTY

Całe rzędy wieszaków w garderobie wprawiły w

zdumienie Catherine. Pokojówka Guilia, zachęcona
przez nią, otworzyła szerzej drzwi szaf: stroje na
dzień, stroje na wieczór, ubrania na weekend, półki
pełne delikatnej jak pajęczyna, wspanialej bielizny i
rzędy pantofli, wszystko ułożone według odcieni
poszczególnych kolorów. Ten porządek został
zrobiony z myślą o kobiecie, która nie najlepiej radzi
sobie z dobieraniem kolorów. Oszołomiona Catherine
pomyślała, że to dla niej Luc kupił tę całą garderobę.

Tak ogromnej kolekcji nie dałoby się zebrać z dnia

na dzień. Zaskoczona pomyślała, że Luc musiał już od
miesięcy planować sprowadzenie jej do Włoch. Gdy
palcami głaskała jedwabną długą suknię, zaniepokojo-
na Guilia nieśmiało napomknęła, w co powinna się
teraz przebrać.

- Grazzie, Guilia.
- Pręgo, signorina.
Guilia wyjęła z szafy bieliznę i pantofle. Catherine

zrozumiała, że Guilia też była częścią uknutego
wcześniej planu. Miała w jak najbardziej taktowny
sposób nauczyć ją ubierać się na różne okazje. Luc
przemyślał wszystko aż do najmniejszego szczegółu.


Była ósma wieczór. Spała całą dobę, mając już za

sobą pierwszy dzień pobytu w Castelleone. Poprzed-
niego wieczora żona Bernarda, Francesca, długo się
koło niej krzątała troskliwie i z wielką życzliwością,
aż położyła ją wreszcie do łóżka. Odwiedził ją też
wtedy po raz pierwszy doktor Scipione, niski,
korpulentny














background image

76

SPOTKANIE PO LATACH

mężczyzna, podobny do Świętego Mikołaja. Sprawiał
wrażenie; że wszystko doskonale rozumie.

Dopiero gdy wyszedł, uświadomiła sobie, jak wesoło

paplała przez cały czas, gdy był u niej. Przez moment tylko
poczuła się nieswojo, gdy powiedział:

-

Czasami mózg zapomina o czymś, czego nie chce

pamiętać. Zatrzaskują się w nim jakieś drzwi w samo
obronie.

-

A przed czym ja miałabym się bronić? - Zaśmiała

się.

-

Proszę samą siebie zapytać, co panią najbardziej

przeraża, bo może właśnie tam jest odpowiedź. Może
gdy zda sobie pani sprawę z przyczyny tego lęku, pani
mózg otworzy te drzwi. Ale myślę, że nie jest jeszcze
pani gotowa na ten moment.

Czego się obawia najbardziej? Kiedyś bała się, że

utraci Luca, ale teraz, gdy Luc chce się z nią żenić, to
dawne uczucie niepewności powinno zniknąć na zawsze.
Jak dotąd jednak słabe sygnały napływające z
zakamarków jej pamięci, chociaż niepokoiły, nie miały
siły sygnałów ostrzegawczych.

Catherine, w dopasowanej sukni wiśniowego koloru,

usiadła przy pięknej toaletce w stylu gotyckim i uśmiechnęła
się do leżących tam znajomych przedmiotów. Był tam
zegarek z wygrawerowaną datą ich pierwszego spotkania.
Gdy nakładała go na rękę, zastanowiła się, jak długo go nie
nosiła. A oto otwarte skórzane puzderko, a w nim piękny
diamentowy naszyjnik i kolczyki. I drugie, z migoczącą
bransoletką. Wspomniała z rozmarzeniem Boże Narodzenie
w Szwajcarii i jej urodziny.

Wychodząc z sypialni wyjrzała na taras biegnącej

wokół murów galerii. Daleko w dole widniała łysina
Bernarda. Zeszła na dół i powiedziała po włosku:

- Buona sera, Bernardo. Dov'e signor Santini?

Bernardo wyglądał na zaniepokojonego. Załamywał

ręce i mruczał coś niezrozumiale. W wielkim holu dudniły
echem podniesione głosy dwóch osób.


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

77

Otworzyły się jedne z licznych drzwi. Wysoka,

czarnowłosa kobieta mówiła coś głośno najwidoczniej do
Luca, którego nie było widać. A może o coś prosiła?

Catherine wytężyła słuch. Natychmiast rozpoznała glos

Rafaelli Peruzzi. Była to chyba jedyna kobieta, która
miała odwagę dyskutować z Lucern i nie traciła pracy pod
koniec dnia. Zajmowała w jego życiu miejsce bliżej nie
określone, gdzieś pomiędzy dawną przyjaciółką a
urzędniczką. Była zarazem jedną z najzdolniejszych kobiet
pracujących w firmie Santini Electronics.

Wychowała się razem z Lucern. Była uparta, bez-

względna i absolutnie oddana jego sprawom. Na jakimś
etapie dzieliła z nim również łóżko. Rafaella była
cząstką przeszłości Luca.

- Masz sześć tygodni. Naciesz się nimi, na ile potrafisz -

zadrwiła, gdy spotkały się po raz pierwszy. - U Luca nigdy
nie trwa to dłużej niż trzy miesiące, a wziąwszy pod uwagę
twój styl ubierania się, kochanie, następne sześć tygodni
byłyby dla niego ciężkim doświadczeniem.

Doszedł do niej cichy głos Luca. Rafaella wybuchła

tłumionym szlochem i zaczęła coś znowu mówić po
włosku urywanym głosem. Catherine cofnęła się za-
wstydzona, że nie uczyniła tego wcześniej. Wiedziała, co
było powodem tej tragedii. Wczoraj Luc publicznie
powiedział o swoich planach

Luc był słońcem, wokół którego krążyła Rafaella.

Choć teraz zdawała sobie sprawę, że przekracza wy-
znaczone przez Luca granice, jeszcze próbowała coś
zmienić. Była uparta i wytrwała. To, co najbardziej
niepokoiło Catherine w Rafaelli, to jej podobieństwo do
Luca. Nieraz myślała, że Luc i Rafaella przyszli na świat
jako przeznaczeni dla siebie partnerzy.

Drzwi trzasnęły z hukiem. Bernardo błyskawicznie się

ulotnił, ale Catherine nie była dostatecznie szybka.
Rafaella obeszła ją wkoło jak rekin-morderca zwabiony
ś

wieżym mięsem. Z jej bezlitosnych oczu wyzierała

wściekłość i nienawiść.













background image

78

SPOTKANIE PO LATACH

-

Ty dziwko! - rzuciła obelgę, przechodząc do

bezpośredniego ataku. - On nie chciał mi uwierzyć, ale
ja wrócę, jak tylko będę miała dowody. A gdy uda mi
się go przekonać, wyrzuci cię jak śmieć i nigdy ci nie
wybaczy!

-

Rafaela! - uciął groźnie Luc.

Rzuciła mu ostre, pełne goryczy spojrzenie.

- Przyjrzałam się dokładnie każdej kobiecie, z któ-

rą miałeś do czynienia. Ona z pewnością jest najba-r
dziej niebezpieczna. I pamiętaj, mój drogi -zakończyła
proroczo, idąc w kierunku drzwi - nacierpisz się przez

nią niemało.

Bernardo znów pojawił się jak spod ziemi i od-

prowadził ją do wyjścia. Catherine z wolna odzyskała
oddech. Okrutna reakcja nie panującej nad sobą
Rafaelli wstrząsnęła nią boleśnie. Była też zaskoczona jej
groźbami. W co nie chciał uwierzyć Luc? Co Rafaellą
ma zamiar udowodnić? Czego Luc ma jej nigdy nie
wybaczyć?

-

O czym ona, na litość boską, mówiła? – wyszep-

tała roztrzęsiona.

-

To nie dotyczyło ciebie.

Wiedziała, że to nieprawda. Luc objął ją ramieniem i

poprowadził do wspaniale urządzonego salonu.

- Nie przejmuj się Rafaellą - dodał.

-

Dlaczego? - zapytała niespokojna.

-

Od dziś nie pracuje już u mnie - powiedział Luc

zimno, bez jakichkolwiek sentymentów.

Catherine natychmiast poczuła się winna. Gdyby nie

sterczała w holu, prawdopodobnie nie doszłoby do tego
przykrego incydentu.

- Luc, weź pod uwagę, że ona była strasznie zde

nerwowana.

- O co ci chodzi? - z niedowierzaniem zapytał Luc.

- Ona na twoim miejscu bez wahania skoczyłaby ci do
gardła. Wdziera się do mego domu, obraża mnie,
obraża ciebie... i ty chcesz, żebym to jej darował?



















background image

SPOTKANIE PO LATACH

79

- Straciła głowę, a w ogóle nie zdarzyłoby się to,

gdyby... gdyby...- usiłowała znaleźć właściwe słowo
- gdyby cię nie kochała.

-

Mogę się obyć bez takiej miłości - odparł.

-

Czasami robisz wrażenie bardzo niewrażliwego,

Luc - szepnęła.

-

A więc to znaczy, że jestem bezwzględnym,

okrutnym draniem, tak? - mruknął przez zęby.

Nikt nigdy nie krytykował Luca. Rafaellą sprzeczała

się z nim, ale nie przyszłoby jej nawet do głowy, żeby go
krytykować. Luc urodził się, jako wybitnie uzdol-
nione dziecko w rodzinie przeciętnej, niewykształ-
conej, którą przerażał jego intelekt. Bardzo szybko
wydoroślał i nie odczuwał już potrzeby radzenia się
kogokolwiek. Ale tym razem nie miał racji i Catherine
starała mu się to jakoś uświadomić. Nie może tra-
ktować Rafaelli równocześnie jako starego przyjaciela
i pokorną urzędniczkę. I nie było to szlachetne z jego
strony, że pozwolił Rafaelli być tak blisko siebie, skoro
wiedział, jakie żywiła dla niego uczucia. To tylko
rozbudzało jej nadzieje.

- Nic takiego nie powiedziałam. I nie krzycz na

mnie.

- Nie krzyczę. Ale w jakim ty świecie żyjesz?

- powiedział szyderczo.
Catherine uniosła głowę.

-

Ja tylko uważam, że Rafaellą zasługuje na trochę

współczucia.

-

Współczucia? Gdybyś leżała przy drodze i wy

krwawiała się na śmierć, ona nie ruszyłaby nawet
palcem. Zwolniłem ją, ponieważ już jej nie ufam. Znam
ją zbyt dobrze. Przy pierwszej nadarzającej się okazji
wbiłaby ci nóż w plecy, nawet gdyby miała stracić
wszystko, co ma. Temat skończony. Zjesz ze mną
obiad? - zapytał sucho.

-

A czy dasz jej referencje?

Zapadła krótka, wymowna cisza. Luc odwrócił się,



















background image

80

SPOTKANIE PO LATACH

spojrzał w jej pytające, niebieskie oczy utkwione w nim z
nadzieją.

- Per amor di Dio... zgoda, jeśli sobie tego życzysz!

- Zacisnął zęby, tracąc cierpliwość.

Nie uznawał kompromisów. Według niego każdy

kompromis narażał na straty, a strat Luc nie uznawał.

Catherine jadła obiad z niezmąconym spokojem. Za to

Luc nie miał apetytu. Krytykował temperaturę wina,
nerwowo bębnił palcami po stole i upłynęło sporo
czasu, zanim się uspokoił.

-

Co sądzisz o doktorze Scipione? - zapytał przy

kawie.

.

-

Był bardzo miły. Czy to miejscowy lekarz?

-

Mieszka w Rzymie. Jest jednym ze światowych

autorytetów w dziedzinie amnezji.

-

Ach tak! - Catherine nie mogła ukryć konster

nacji. - A ja go potraktowałam jakby był byle kim.

-

Catherine, jedną z twoich największych zalet jest

to, że każdego, począwszy od najprostszej sprzątaczki,
traktujesz dokładnie w ten sam sposób - uśmiechnął
się dotykając jej ręki. - Zgódźmy się w końcu, że twój
sposób patrzenia na ludzi jest o niebo lepszy od
mojego. A przy okazji: jest kilka dokumentów, które
powinnaś podpisać przed ślubem. Moglibyśmy zająć
się tym teraz.

Poszła z nim do biblioteki, gdzie wcześniej był z

Rafaellą. Były tam półki pełne książek, od podłogi do
sufitu, i masywne biurko ustawione przy oknie.

Na widok papierów, które jej pokazał, zmieszała się

bardzo. Ta straszna biurokracja... formularze, które trzeba
wypełnić. Najgorszy nocny koszmar sprawdzi się w pełni
w obecności Luca.

- To jest...-Luc podał jej pióro, ale ona nie słyszała

jego wyjaśnień. Krew gwałtownie pulsowała w jej
uszach. - Podpisz tu. - Palcem wskazał dokładnie
miejsce i czekał.

Widziała papier, jako szarobiałą, niewyraźną plamę.


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

81

- Mam tylko podpisać? - wyjąkała, myśląc z przera-

ż

eniem, że może jeszcze trzeba będzie coś pisać.

- Tylko podpisz.

Napisała swoje nazwisko powoli i starannie. Luc

podał jej drugi dokument.

- I tutaj.

Tym razem podpisała się szybciej i mniej starannie.

- Czy to już wszystko?

Usiłowała ukryć ulgę, jaką odczuła, gdy skinął

głową na znak potwierdzenia.

- Mówiłeś mi kiedyś, żebym nigdy nie podpisywała

niczego bez czytania - zażartowała nie całkiem jeszcze
pewna siebie.

Obserwował ją. Napięcie widoczne na jej delikatnej

twarzy zaczęło ustępować, ale ręka ciągle drżała.

-

To jest po włosku - powiedział bardzo łagodnie.

-

Nawet się temu nie przyjrzałam.

Zanim zdołała uczynić jakiś ruch, objął ją mocno i

odwrócił twarzą ku sobie.

- A ja myślę, że chodzi tu o coś więcej - powiedział

spokojnym tonem. - Czy nie uważasz, że już najwyższy
czas, żebyśmy się przestali nawzajem oszukiwać? Wy-
wołuje to wiele nieporozumień pomiędzy nami.
Jej twarz stała się biała jak kreda.

- Oszukiwać?

Westchnął.

-

A jak myślisz, dlaczego to ja zawsze wybierałem

dla ciebie dania, gdy jedliśmy w restauracji?

-

Ja... ja za długo się namyślałam i w ten sposób

oszczędzałeś czas - wymamrotała i gwałtownie od
sunęła się od niego, ale on nie słuchał jej wyjaśnień.

-

A ja, oczywiście, jestem tak niewrażliwy, że nie

przejmuję się tym, na co akurat masz apetyt? - roz-
gniewał się. - Catherine, już w pierwszym tygodniu naszej
znajomości w Londynie zauważyłem, że masz trudności
z czytaniem. Widziałem wszystkie twoje bolesne wysiłki
i muszę przyznać, że był to dla mnie ogromny szok.


















background image

82

SPOTKANIE PO LATACH

Opuściła głowę, a łzy popłynęły z jej oczu. Pragnęła,

ż

eby ziemia rozstąpiła się i pochłonęła ją. Gardło miała tak

ś

ciśnięte, że nie mogła wykrztusić ani słowa. Chciała

uciec stąd jak najdalej, ale jego ręce objęły jej kibić w
silnym jak stal uścisku.

-

Powiedzmy sobie teraz wszystko jasno i otwarcie

- rzekł stanowczo Luc. - Dlaczego nie przyznałaś się
od razu, że jesteś dyslektykiem? Nie zdawałem sobie
wtedy z tego sprawy. Ty się wstydziłaś, a ja nie
chciałem sprawić ci przykrości. Nie rozumiałem całej
sytuacji i w swej ignorancji miałem nadzieję, że bę
dziesz próbowała coś z tym zrobić.

-

Nie mogłam! - wybuchnęła. - W szkole robili dla

mnie wszystko, co mogli, aleja nigdy nie będę w stanie
dobrze czytać!

- Myślisz, że ja tego nie wiem? I nie wyrywaj mi się.

Wiem, że jesteś dyslektykiem, ale wtedy myślałem...

-

Myślałeś, że jestem analfabetką! - przerwała ze

szlochem. - Nie wybaczę ci tego nigdy!

-

Musisz mnie teraz wysłuchać. - Przytrzymał ją

mocno. - Bardzo się myliłem. Traktowałem to zbyt
lekko. Jeśli coś mi się nie podoba, wolę udawać, że tego
nie widzę. Powinienem był spróbować sam ci pomóc.
Ale ty powinnaś była mi o tym powiedzieć-zakończył.

-

Zostaw mnie! - krzyknęła upokorzona i jeszcze

bardziej się rozszlochała.

-

Czy nie rozumiesz, co mówię do ciebie? - Luc

potrząsnął nią lekko i wtedy trochę się opanowała.
- Gdybym wiedział, gdybym rozumiał, nie byłbym
wściekły, że nic nie robisz, żeby poprawić ten stan
rzeczy! I nie mam zamiaru z tobą zrywać!

- Ale wstydzisz się mnie! - krzyknęła z rozpaczą.

Przytulił ją do siebie w mocnym uścisku, głaszcząc jej
bujne, złote włosy. Spojrzał jej głęboko w oczy.

- Nie wstydzę się - zaprzeczył stanowczo. - Nie ma się

czego wstydzić. Einstein był dyslektykiem, da Vinci też.
Jeśli im to nie zaszkodziło, nie zaszkodzi również tobie!


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

83

-

Och, Luc! - uśmiechnęła się do niego, powstrzy-

mując łkanie. - Nie zaszkodzi? Ale u mnie jest to chyba
w znacznie gorszym stopniu!

-

Nie rozumiem, jak mogłem być tak długo ślepy

- przyznał z poczuciem winy. - Nie odróżniasz w ogóle
kierunków, strony lewej od prawej, czasem jesteś
trochę zapominalska.

To ostatnie stwierdzenie nie było dla niej zbyt miłe.

Ciągle jeszcze drżała, ale poczuła ulgę, że wyjawienie
przynajmniej jednej ze swych tajemnic ma już za sobą.

-

Naprawdę nie masz mi tego za złe? - zapytała.

-

Jedyne, co mani ci za złe, to brak zaufania.

Myślałem, że powiesz mi o tym sama, ale teraz już
możemy zwrócić się p pomoc do specjalisty.
Wyjął chusteczkę i z uśmiechem wytarł jej nos.

-

To nie było mądre... cierpieć w milczeniu. Przecież

zrozumiałbym twoje problemy. śyjemy w świecie,
w którym umiejętność odczytywania słowa pisanego
jest bardzo potrzebna. Jak udało ci się dostać pracę
w galerii? Nieraz się nad tym zastanawiałem - przyznał.

-

Elaine przygotowała dla mnie specjalne katalogi.

-

Sekrety rodzą nieporozumienia.

-

To jedyny sekret, jaki miałam - westchnęła.

-

A może właśnie to mi się podobało? Czy nie

pomyślałaś o tym? - drażnił się z nią.

Wydało się jej nagle, że w pokoju zabrakło powietrza.

W żołądku poczuła ucisk wywołany przypływem
pożądania. Skrępowana jedwabną sukienką pierś z
trudem oddychała, w całym ciele narastało napięcie,
brodawki boleśnie nabrzmiewały. Drżała od tego
silnego, obezwładniającego ją podniecenia.
Luc przestał targać jej włosy i odsunął się trochę.

- Późno już. Musisz iść do łóżka - mruknął ochryp-

le. - Jeśli nie odejdziesz, wezmę cię tu, w tym pokoju.

Gwałtowny rumieniec oblał jej policzki. Cofnęła się

posłusznie, nogi miała jak z waty. W intensywnym



















background image

84

SPOTKANIE PO LATACH

blasku jego oczu odgadywała dzikie pożądanie
kryjące się pod maską spokoju i opanowania.
Pragnęła go do utraty świadomości. Nie pamięta, żeby
kiedykolwiek opanowało ją równie silne podniecenie.

- Czekam na ważny telefon - powiedział Luc, a gdy

spojrzała na niego ze zdziwieniem, dorzucił: - Ź innej
strefy czasowej.

Nie mogła wyobrazić sobie Luca siedzącego

i czekającego na telefon, choćby nie wiadomo w jak
ważnej sprawie. Ludzie dzwonili w porach dogodnych
dla niego, a nie dla siebie. Nie odrywając od niego
oczu, raczej przypadkowo odnalazła drzwi i otworzyła
je.

- Czuję się naprawdę doskonale - zapewniła go

z naciskiem, zanim zniknęła w holu.

Po odświeżającym prysznicu natarła ciało olejkiem

znalezionym w łazience. Włożyła przezroczysty,
brzoskwiniowy szlafrok i wsunęła się miedzy
prześcieradła. Czekała na Luca.

Mijały minuty. Myślała z wdzięcznością o tym, jak

Luc spokojnie potraktował jej dysleksję. Miał rację,
powinna była zwierzyć mu się już dawno. Na pewno
by ją zrozumiał. śałowała swojego milczenia i
wykrętów, czuła się bardzo winna, że go tak długo
oszukiwała. W trakcie tych rozmyślań ogarnęła ją
senność. Śniło jej się, że pisała coś na lustrze płacząc i
wymawiając głośno litery: Ah-rre-iv.... Co właściwie
pisała i dlaczego była tak nieszczęśliwa, nie
wiedziała. Tyle było cierpienia w tym śnie, że miała
ochotę zapłakać, i wtedy obudziła się nagle w
ciemnościach z policzkami zalanymi łzami.

Ktoś zapalił światło. Ocknęła się i wróciła do

teraźniejszości. Opadła z powrotem na poduszki.
Chciała, by ten sen powrócił, było w nim tak mało
konkretów i tak trudno było coś z tego zrozumieć.
Najbardziej zapamiętała uczucie bólu i upokorzenia.

Wstała, poszła do łazienki, umyła twarz i wytarła

ręcznikiem. Kto zapalił światło? To pewnie Luc był

















background image

SPOTKANIE PO LATACH

85

u niej. A ona zasnęła. Podniosła rękę do czoła - pul-
sowanie w skroniach powoli ustępowało. Nie była w
stanie stłumić nagłej, rozpaczliwej, niepohamowanej
chęci, żeby być z nim.

Podeszła do drzwi sypialni, która, o czym wie-

działa, przylegała do jego pokoju. Były jednak za-
mknięte, musiała więc wyjść na zewnętrzną galerię.
Jego sypialnia pogrążona była w ciemnościach, ale z
otwartych drzwi łazienki padał snop światła. Usły-
szała szum wody i uśmiechnęła się do siebie. Nie jest
chyba za późno. Wskoczyła do jego łóżka cicho jak
myszka.

Szum wody ustał, prawie równocześnie zgasło

ś

wiatło. W chwilę potem Luc wszedł do sypialni,

odsunął zasłony przy jednym z okien i otworzył je.
Stał tam w świetle księżyca, cudownie nagi,
wycierając ręcznikiem głowę.

Mógł przecież zaziębić się na śmierć, ale nie

chciała zdradzić swej obecności. Widziała wyraźnie
muskuły napięte pod jedwabistą, złotą skórą pleców.
Jej wargi zrobiły się suche. Trochę skrępowana tym
podglądaniem zamknęła oczy. Materac lekko ugiął się
pod jego ciężarem, a on pociągnął do siebie
przykrywające ją prześcieradło.

Gdy owijał się nim i poprawiał poduszkę, nagle jej

dotknął.

- Dio. - Podskoczył i zapalił światło nad łóżkiem,

zanim zdążyła go uprzedzić.
Z ręką na Oparciu łóżka patrzył na nią w osłupieniu.

- Catherine?
Czuła, jak gorący rumieniec wstydu oblewa falą

cafe jej ciało. W jego głosie usłyszała coś jakby
naganę i niemiłe zdziwienie, że oto znalazła się w
jego łóżku.

- Nie mogłam zasnąć.
Przyjrzał się jej uważnie.
- I ja też. Przytul się do mnie.

Wysunął zdecydowanym ruchem rękę i przyciągnął












background image

86

SPOTKANIE PO LATACH

ją do siebie, nie dając jej nawet czasu na zareagowanie na
te słowa, które były raczej poleceniem niż prośbą.

- Pragnę de-wyznał ochryple. - Czy zdajesz sobie

sprawę z tego, jak bardzo cię pragnę?

- Jestem przy tobie - szepnęła raptem onieśmielona.

Pochylając ciemną głowę, mruknął coś dziko po
włosku i gwałtownie przywarł wargami do jej ust. Była jak
haust powietrza ratujący życie temu mężczyźnie
doprowadzonemu przez pożądanie do szczytu szaleństwa.
Wpił się w jej wargi i całował namiętnie i długo, aż
zabrakło jej tchu i nie mogła oddychać.

Rękami objęła jego ramiona. Płonął cały, jakby w

gorączce, jego skóra była sucha i gorąca, długim silnym
dałem oplótł ją silnie. Palcami, z niezwykłym u niego
brakiem zręczności, szarpał jedwab oddzielający ich od
siebie. Z tłumionym jękiem odsunął się i
zniecierpliwiony rozerwał delikatny materiał.

- Luc!

Catherine, zaskoczona tym, mimo namiętnego pra-

gnienia, patrzyła przerażona, jak klęcząc zrywał z niej
szlafrok. Gdy instynktownie próbowała zakryć się przed
jego palącym spojrzeniem, chwycił przeguby jej rąk i
przycisnął do łóżka.

- Proszę cię!

Było to słowo, którego używał bardzo rzadko, i

było coś w tej prośbie, co wywołało ból w jej sercu.

Namacalnie, jak dotyk, odczuła spojrzenie błysz-

czących, złocistych oczu, badających jej nabrzmiałe
brodawki, gładkość piersi, zaokrąglenie bioder i miękkie
pukle włosów w trójkącie między udami.

- Sąuisita... perfetta - mruczał urywanym głosem,

znowu przyciskając ją do siebie i ustami przywierając
do jej piersi.

Leżeli potem mocno przytuleni do siebie, każde

zatopione w swoich myślach. Catherine zastanawiała się,
czy kiedykolwiek było im ze sobą tak dobrze?

Wspominała także z przykrością, że Luc natych-


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

87

miast po tym szedł zawsze pod prysznic, broniąc się w
ten sposób przed całkowitym zapomnieniem się, podczas
gdy ona tak rozpaczliwie pragnęła, żeby pozostał jeszcze
w jej ramionach.

A teraz obejmował ją mocno, jakby to ona za chwilę

chciała się uwolnić z jego ramion. Świadomość tego
rodziła w niej ogromną czułość do Luca. Potarła
delikatnie podbródkiem jego silne, opalone ramię.
Powoli, kocim ruchem, przeciągnął się pod wpływem tej
pieszczoty, bezwstydnie, jak dzikie zwierzę, okazując
swoje zadowolenie.

- Miałam bardzo dziwny sen. - Przerwała ciszę

z wahaniem, obawiając się, że czar pryśnie. - Może
właśnie było to coś, o czym zapomniałam?
W jego głosie czuło się pewne napięcie, kiedy spytał:

-

O czym śniłaś?

-

Pewnie będziesz się śmiał.

-

Obiecuję, że nie będę. Opowiedz.

-

Pisałam coś na lustrze – szepnęła. - Wyobrażasz

sobie? Nigdy nie potrafiłam nic napisać, radziłam
sobie tylko z nazwiskiem. A w tym śnie pisałam na
lustrze.

-

Zdumiewające - mruknął łagodnie.

-

Czułam się strasznie - powiedziała półgłosem,

z trudem oddychając. - Może to jednak nie ma nic
wspólnego z moją amnezją? Co o tym sądzisz?

-

Myślę, że za dużo mówisz. - Obejmując cały czas

Catherine, przetoczył się wraz z nią na chłodniejsze
miejsce na łóżku. - Wolałbym raczej się kochać, bella
mia. -
Drażnił ją, gryząc delikatnie w miękki płatek
ucha i wyznaczając językiem zmysłową ścieżkę na
smukłej szyi, a ona mimowolnie poddawała się temu,
chcąc sprawić mu przyjemność. Przyjrzał się bacznie
jej włosom spływającym na poduszkę i powiedział:

-

Widzę, że znów ścięłaś włosy.

-

Nie wiem właściwie, dlaczego - przyznała się,

marszcząc czoło. - Pójdę jutro i uczeszę się.















background image

88

SPOTKANIE PO LATACH

-

Fryzjerka może cię uczesać tu, na miejscu - sprze

ciwił się.

-

Chciałabym zobaczyć Rzym.

-

Potworny

ruch

na

ulicach,

nieprawdopodobny

upał i zanieczyszczone powietrze. - Długim, przeciąg
łym pocałunkiem uniemożliwił jej próby protestu.
A potem znów zaczaj ją kochać. Jedna za drugą
napływały fale rozkoszy, przenikające do samej głębi.
Choć było to wręcz nieprawdopodobne, ale tym razem
odczuła jeszcze większe podniecenie.

Gdy otworzyła oczy, obok niej na poduszce leżała biała

róża. Odnalazła ją przypadkowo, gdy na oślep macając ręką
szukała Luca. Zamiast niego natknęła się na kolec, syknęła i
usiadła, ssąc skaleczony palec. Z zaskoczenia omal nie
krzyknęła głośno. Na płatkach widoczne jeszcze były krople
rosy. Usiłowała wyobrazić sobie Luca, przedzierającego się
przez kłujące róże na klombie, ale jakoś to do niego nie
pasowało. Pewnie różę ściął ogrodnik. Wszystko jedno, liczy
się intencja, szczególnie u mężczyzny tak mało roman-
tycznego.










































background image











ROZDZIAŁ SZÓSTY

Upał wprawił Catherine w stan sennego lenistwa.

Usłyszała kroki i rozpoznała je. Siedziała w cieniu
wielkiego parasola osłaniającego ją od słońca. Odwróciła
głowę, oparła podbródek na ręce i obserwowała, jak Luc
siada obok niej. W białej koszulce z krótkimi rękawami,
odsłaniającej szyję, w dopasowanych dżinsach, był tak
oszałamiający, że aż dech zapierało. Mimo uśmiechu
wyglądał na zmęczonego.

Przedweselna gorączka opanowała już Castelleone.

Spokój i wspaniała organizacja tego domu zakłócone
zostały nieustannym napływem gadatliwych dostawców
ż

ywności i kwiaciarzy oraz nieustannym, ostrym

brzęczeniem telefonu. Entuzjazm Luca zniknął, gdy
uświadomił sobie, co pociąga za sobą decyzja o wyda-
niu przyjęcia na kilkaset osób.

-

Mam ochotę wyrzucić ich wszystkich! - wyznał

ponuro.

-

Sam chciałeś tej wielkiej pompy - przypomniała

mu niezbyt taktownie.

-

A ja myślałem, że ty tego chcesz!

-

Wystarczyłoby mi dwóch świadków i bukiet

kwiatów.
Podniósł do góry ręce w niemym proteście:

- I ona mi dopiero teraz o tym mówi!

Brzęk lodu w szklankach przerwał ich rozmowę. Luc

poderwał się i wziął tacę od Bernarda, zanim zdołał on
podejść bliżej. Catherine obserwowała Luca z ukrytym
rozbawieniem. Można było wybaczyć wszystko komuś,
kto uznał, że jej obnażone plecy to nieprzyzwoity widok.
Jak mogła tak długo nie zauwa-
















background image

90

SPOTKANIE PO LATACH

ż

yć, że Luc w niektórych sprawach był szokująco

konserwatywny?

- Uwielbiani sposób, w jaki się, tu rozkładasz,

jakby w ogóle nic się nie działo - zauważył
uszczypliwie.

Miała na końcu jeżyka złośliwą uwagę, że gdyby

Luc zaniechał stałego wtrącania się i rozkazywania,
ostatnie przygotowania potoczyłyby się znacznie spra-
wniej. Chciał osobiście wszystko sprawdzić i ocenić
każdy szczegół, nie miał więc chwili odpoczynku.

Pomyślała szczęśliwa, że to już jutro. Już jutro

będzie żoną Luca, ślubując mu wierność „do śmierci i
po śmierci". Przez te wszystkie dni po przyjeździe do
Włoch żyła jak otumaniona miłością. Nigdy w życiu
nic była tak absolutnie odprężona. Jedynym jej
wkładem do przygotowań weselnych były dwie miary
sukni ślubnej. Była to przepiękna kreacja z
haftowanymi ręcznie koronkami. To wprost nie do
wiary, ile w tak krótkim czasie można załatwić, jeśli
ma się takie mnóstwo pieniędzy jak Luc.

- Jutro i ja będę bogata - odezwała się w zadumie.
- Chyba jesteś jedyną kobietą na świecie, która ma

odwagę powiedzieć mi to przed ślubem.

Uśmiechnęła się z roztargnieniem. Luc był cudow-

ny, fantastyczny, piękny, niezwykły, boski.. Nie znaj-
dując już innych superlatywów, utkwiła w nim wzrok
pełen uwielbienia, a on odpowiedział jej takim
ogniem w oczach, aż ciarki przeszły ją od stóp do
głowy.

Poprzedniego wieczora Luc znów opowiadał jej o

swojej rodzinie. Głęboko wstrząsnęła nim śmierć
rodziców i siostry w katastrofie samolotowej, i tak
naprawdę nigdy nie pogodził się z tym faktem. Ca-
therine była pewna, że Luc nigdy nie przyzna się do
dręczącego go poczucia winy. W pogoni za sukcesem
nie miał czasu dla rodziny. Dał im bogactwo, ale nie
dał siebie. Interes był zawsze na pierwszym miejscu.
Wysłał ich na kosztowne wakacje w ramach rekom-
pensaty za jeszcze jedną odwołaną jego wizytę i już
nigdy ich nie zobaczył żywych. Gdy z pozorną obojęt-










background image

SPOTKANIE PO LATACH

91


nością mówił o tym ostatniej nocy, były to tego
rodzaju zwierzenia, na które mógł sobie pozwolić
tylko pod osłoną ciemności, w sypialni. Aż do tej
chwili nie rozumiała, jak trudno było Lucowi wyrazić
najskrytsze myśli i uczucia.

Podniósłszy się na kolana, zdjęła górną cześć

bikini. Jak się tego spodziewała, jego ciemne oczy
powędrowały pożądliwie w kierunku obnażonych
piersi. Gorący rumieniec oblał jej policzki, a gdy
wygięła plecy, żeby odpiąć klamerkę, intensywność
jego spojrzenia wzbudziła w niej odwieczną
satysfakcję Ewy.

- Lubisz, gdy ci się przyglądam - zauważył leniwie,

nieco rozbawiony.

- Powinieneś udawać, że tego nie widzisz.
- Jak mogę udawać, gdy jesteś tak słodka?
Pochylając się zręcznie, uniósł ją z łatwością z

leżaka. Jedną rękę położył na jej włosach, a
zmysłowymi ustami szukał jej ust. Świat zawirował
nagle, a w głowie jej się zakręciło. I nieważne, jak
często ją dotykał, za każdym razem było to samo.
Zawsze

przenikała

ich

oboje

ta

sama,

obezwładniająca, fizyczna rozkosz. W ciągu długich,
pełnych namiętności godzin, zamieniających noc w
dzień, a dzień w noc, siła, z jaką jej pożądał,
wyczerpywała ją do granic możliwości.
Z ociąganiem oderwał się od jej ust

- Nie mogę się tobą nasycić. - Wyznaniu temu

towarzyszył zmysłowy pomruk, który bynajmniej nie
ostudził jej rozpalonej krwi, gdy leżała dalej z głową
w jego ramionach. - Zastanawiam się od dawna,
dlaczego nie zachodzisz w ciążę.

- W ciążę? - zapytała nieswoim głosem, odsuwając

się od niego dziwnie przestraszona.

- Tylko nie wmawiaj mi, że wierzysz w bociany -

drażnił się z nią. - Możesz mi wierzyć lub nie, ale to,
co robiliśmy przez ostatnie dni, miało na celu coś
więcej niż samą tylko przyjemność.

Zadrżała.
















background image

92

SPOTKANIE PO LATACH

-

Tak, ale...

-

I nie stosowaliśmy żadnych środków, żeby temu

zapobiec - przypomniał jej z całkowitym spokojem.

Catherine była zaskoczona, ze problem, który był

kiedyś tak ważny, teraz całkiem uszedł jej uwagi. Nie
miała przy sobie pigułek antykoncepcyjnych. Naj-
widoczniej już ich nie używała. Konieczność pamiętania
o nich była kiedyś zmorą jej życia. I gdyby Luc
wiedział, jak często jej się to zdarzało, prawdopodobnie
czułby się tak, jak ona teraz.

To wszystko sprawiało, że trudno jej było tak po

prostu rozmawiać z Lucern o dzieciach. Ale przecież
skoro się pobiorą, będzie to rzecz naturalna. W takiej
sytuacji uznała, że jej paniczny lęk, gdy o tym wspo-
mniał, był całkiem nieuzasadniony.

Luc, nieświadom tych rozterek, pogłaskał ją piesz-

czotliwie po plecach i przytulił mocniej do siebie.

-

Nie zauważyłaś tego? - zapytał łagodnie.

-

Nie - odpowiedziała cicho, z poczuciem winy.

-

Chcę mieć dzieci, dopóki jestem wystarczająco

młody, żeby się nimi cieszyć.

Pomyślała, że mógłby coś jej o tym wspomnieć,

zanim powziął taką decyzję. Jednak perspektywa
urodzenia dziecka Lucowi była bardzo kusząca.

- Tak - zgodziła się pełna zadumy.

Wodząc ręką po obojczyku, co sprawiało jej zmy-

słową przyjemność, powiedział ochryple:

-

Wiedziałem, że się ze mną zgodzisz. Teraz, za

miast zaglądać do każdego mijanego wózka z dziec-
kiem, będziesz mogła pomyśleć o własnym.

-

Czy rzeczywiście zaglądam? - szepnęła.

-

Tak - odpowiedział krótko.

Kiedyś, w minionym okresie, Luc był zimny i obojętny

wobec spraw związanych z dziećmi. Naturalnie, zaskoczyło
ją teraz, że tak natychmiast chce mieć dziecko. Ak po chwili
zastanowienia zaczęło to nabierać sensu.

Luc podchodził do małżeństwa tak, jak do plano-


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

93

wanego interesu: zarówno z jednym, jak i z drugim
wiązał pewne nadzieje. Chciał mieć dziedzica, to
wszystko; nie można budować imperium bez dynastii.
Mimo to nie mogła zdobyć się na uśmiech i pozbyć
irracjonalnego łęku.

Było to wbrew zdrowemu rozsądkowi. Kochała Luca.

Lubiła dzieci. W czym więc problem? Ale uczucie leku
pozostało, a w skroniach zaczynało pulsować. Rozległ
się dzwonek telefonu stojącego na stole i Luc
niecierpliwie sięgnął po słuchawkę.

Rozmawiał po japońsku z opanowaniem człowieka

znającego płynnie kilkanaście języków. Unosząc brwi
westchnął i odłożył słuchawkę.

- Muszę iść do gabinetu, żeby zatelefonować do

kilku osób. Wrócę tak szybko, jak tylko będę mógł.

Promienie słońca odbijały się oślepiająco w basenie

kilka metrów dalej. Łagodny wiaterek musnął wodę
marszcząc z lekka jej powierzchnię. Ból głowy utrudniał
Catherine myślenie. Czy to nie skutek zbyt długiego
przebywania na słońcu?

Jakiś dźwięk wyrwał ją z niespokojnej drzemki.

Miedzy drzewami ukazało się dziecko: biegło na krótkich
nóżkach w pogoni za piłką. Catherine, widząc, że piłka
zmierza wprost do wody, zerwała się przerażona. Ale
dziecko złapało piłkę, zanim doturlała się do krawędzi
basenu. Od strony zamku nadbiegła jedna ze służących.

- Scusi, signorina, scusi! - tłumaczyła się, z trudem

łapiąc oddech i obejmując dziecko, które zapłakało
głośno w proteście. Catherine ze wstrzymanym od-
dechem patrzyła, jak uciekało z piłką w objęciach.

Pulsowanie w głowie przez chwilę stało się wprost

nieznośne, ale wkrótce ustąpiło. Po stanie chwilowego
odrętwienia poczuła, trudne do zniesienia, przerażenie.
Daniel! Daniel! Gdy odzyskała pamięć, przestał dla niej
istnieć cały otaczający ją świat

Chwyciła słuchawkę telefonu i nacisnęła guzik

wewnętrznej linii. Usłyszała głos sekretarki.


















background image

94

SPOTKANIE PO LATACH

- Mówi panna Parrish.- Musiała odkaszlnąć, żeby

głos wydobywający się z trudem ze ściśniętego ganiła był
wyraźniejszy. - Proszę połączyć mnie z Anglią. To pilne
- powiedziała z naciskiem, podając odtworzone w pamic-
ci nazwisko panieńskie Peggy i jej adres.

Dygocząc, jak w gorączce, usiadła, zanim nogi

odmówiły jej posłuszeństwa. Jaka z niej matka, skoro
mogła zapomnieć o własnym synku? O, dobry Boże,
pozwól mi obudzić się, nie daj, aby ten koszmar trwał
dalej - modliła się gorączkowo. Poderwała się, gdy
zadzwonił telefon.

-

Halo! Halo! - odezwała się Peggy.

-

Tu Catherine. Czy jest z tobą Daniel?

-

Nie ma go tu, przerzuca siano. Właśnie go

wołałam, żeby przyszedł coś wypić albo zjeść - traj-
kotała Peggy. - Nasz telefon nie działał przez kilka dni
i nawet tego nie zauważyliśmy. Czy bardzo dener
wowałaś się, nie mogąc się z nami połączyć?

-

Słuchaj...

-

Wiedziałam, że się denerwujesz - przerwała jej

niecierpliwa, jak zawsze, Peggy. - Próbowałam kilka
krotnie dodzwonić się do ciebie z budki telefonicznej,
ale bez skutku. Pewnie szukałaś pracy.

-

Ja...

-

Daniel bawi się cudownie. Pogoda jest wspaniała.

Mieliśmy zamiar biwakować dziś w nocy pod gołym
niebem, ale, oczywiście, jeśli chcesz z nim mówić...

-

Nie, nie trzeba. Zostałam porwana. Jestem we

Włoszech. Jutro wychodzę za mąż.

Te rewelacje nie wywołały żadnej reakcji po drugiej

stronie telefonu:

- Catherine, właśnie ktoś wjeżdża na podwórze. Co za

wspaniały wóz! Czy mogę do ciebie zadzwonić potem?

- Nie... nie, ja nie jestem... to znaczy, zadzwonię do

was z innego miejsca. Ucałuj ode mnie Daniela.

Rzuciła słuchawkę, jakby ją parzyła, i na chwiejnych

nogach wróciła na leżak.


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

95

Ohydne, nie do darowania, wydarzenia minionego

tygodnia wywołały nagły chaos w jej głowie. Straszne
upokorzenie paliło duszę. Teraz dopiero zdała sobie
sprawę z tego, co Luc jej zrobił.

Prawdę mówiąc, nie było takiej rzeczy, której nie

byłby w stanie zrobić. Kiedy nie wiedziała, co się z nią
dzieje, posunął się do ostateczności. Spisek i intryga
były rzeczą powszednią dla tego człowieka z charak-
terem Borgii. Było to dla niego tak łatwe, jak zabranie
cukierka dziecku. Dziecko! Dziecko! Dygotała, próbując
pozbyć się tych przerażających myśli.

Przez cały tydzień nie pamiętała o ostatnich czterech

latach. Nie zostawił nic, co mogłoby pobudzić jej pamięć.
Ani gazety, ani telewizora, ani nawet kalendarza nie było
w zasięgu ręki.

Każdy szczegół został przemyślany w sposób bez-

względny i nieludzki. Luc nie popełnił ani jednego
błędu. Została zwabiona, złapana na haczyk i złowiona
jak ryba, ale nawet ryba ma więcej instynktu
samozachowawczego. Ryba dobrowolnie nie nadziałaby
się na haczyk, nie poddałaby się masochistycznie
patroszącemu nożowi i nie oczekiwałaby z nadzieją na żar
piekarnika... A ona tak właśnie postępowała.

Luc dostał to, czego chciał. Koszty nie odgrywały

ż

adnej roli. Interesował go tylko ostateczny wynik. Był

przekonany, że zamierzała wyjść za Drewa, a ponieważ
Drew miał być nieobecny tylko lalka dni, Luc nie miał
wiele czasu do namysłu. I nie ma wątpliwości, że gdyby
tamtego wieczora rzuciła mu się w ramiona, o
małżeństwie nie byłoby w ogóle mowy. Jej opór był dla
niego wyzwaniem.

Zacisnęła zęby, w żołądku czuła nieznośny ucisk.

Dłonie zacisnęła w pięści. Wstrząsała nią bezgraniczna
wściekłość, wściekłość tak wielka, jakiej nigdy dotąd nie
doświadczyła. W tym właśnie momencie pojawił się Luc.
Zbiegał po schodach, a ona, przypomniawszy sobie
epizod w jego limuzynie, pomyślała, że i śmierci



















background image

96

SPOTKANIE PO LATACH

byłoby dla niego za mało, żeby ją zadowolić. Zerwała się
na równe nogi, chwyciła szklankę i rzuciła w Luca. Choć
szklanka rozbiła się o kilka kroków ód niego, zachował
spokój.

-

Ty plugawa, zepsuta, kłamliwa, podstępna świ-

nio! - wymyślała mu, chwytając drugą szklankę i rzu-
cając ją z całą siłą. - Ty szczurze! - krzyczała, ciskając
tym razem telefonem. - Ty gnido! - Miotała obelgi
doprowadzona do szału, schylając się, żeby zdjąć
pantofel, ale ze zdenerwowania i tym razem nie mogła
trafić do celu. - Ty bękarcie! - Dała upust swej
nienawiści i, jakby dla podkreślenia tego słowa, rzu-
ciła drugim pantoflem. - Chciałabym cię zabić!

-

Trucizna byłaby lepsza od rewolweru. - Luc

rozejrzał się po pobojowisku. - Jak widać, strzelanie
do celu nie jest jednym z twoich ukrytych talentów.

-

I to wszystko, co masz mi do powiedzenia?

-

Wygląda na to, że odzyskałaś pamięć - wy

cedził. - Nie bardzo wiem, co mógłbym jeszcze do
dać.

-

Nie wiesz! – Jego zimne opanowanie rozwścieczy-

ło ją jeszcze bardziej. - Gdybyś umierał z pragnienia,
nie podałabym ci wody! Gdybyś umierał z głodu, nie
przyniosłabym ci nic do jedzenia. Gdybyś był jedynym
mężczyzną na tej ziemi, a ja jedyną kobietą, rodzaj
ludzki wyginąłby do szczętu! Zasłużyłeś na to, żeby cię
obić szpicrutą i powiesić, i gdybym była mężczyzną,
zrobiłabym to własnoręcznie!

-

Gdybyś była mężczyzną, nie znalazłabyś się w ta

kiej sytuacji - wtrącił Luc, gdy przerwała dla nabrania
oddechu.

-

Mam zamiar pójść na policję i opowiedzieć

o tobie! - Catherine znów wybuchnęła, zadowolona,
ż

e wreszcie znalazła właściwą groźbę.

-

A co masz zamiar opowiedzieć?

-

C-co? - zająknęła się. - Co powiem? Powiem, że

mnie porwałeś.


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

97

-

Czy dałem ci jakiś środek odurzający? Czy uży-

łem siły fizycznej? Czy masz na to świadków?

-

Dowiodę tego! Będę kłamać!

-

A dlaczego na lotnisku, gdy ogłosiłem, że mamy

zamiar się pobrać, stałaś przy mnie całkiem dobrowo-
nie? - zapytał Luc z tym samym niewzruszonym,
nieprawdopodobnym chłodem.

-

Przez cały tydzień trzymałeś mnie tutaj, jak

w więzieniu! - W rozpaczy szukała innego punktu
zaczepienia, zdecydowana udowodnić mu naruszenie
prawa.
Czarne brwi uniosły się ze zdziwieniem:

-

Przy otwartych drzwiach? Nie przypominam

sobie, żebym nie pozwolił ci gdzieś wyjść.

-

Zniewoliłeś mnie fizycznie! - rzuciła Catherine,

zgrzytając zębami. - Tym cię zniszczę!
Luc uśmiechnął się:

- O jakim fizycznym zniewoleniu mówisz?

Catherine wyprostowała się na cale swoje sto pięć -
dziesiąt parę centymetrów i krzyknęła:

-

Wiesz doskonale, o czym mówię! Podczas gdy

ja... podczas gdy ja nie bardzo jeszcze doszłam
do siebie, ty wykorzystałeś mnie w obrzydliwy spo-
sób!

-

Czyżby? - mruknął. - Catherine, według mnie

przez cały ubiegły tydzień byłaś zdrowsza na umyśle,
niż kiedykolwiek przedtem w ciągu pięciu lat.

-

Jak śmiesz! - wrzasnęła na niego. - Jak śmiesz mi

to mówić!

Wzruszył lekceważąco ramionami:
-

Mówię tak, bo to prawda.

-

Prawda, która komu odpowiada? - krzyknęła

rozwścieczona. - Cofnij to natychmiast!

-

Nie mani zamiaru zmieniać tej opinii. Kiedy się

uspokoisz, sama stwierdzisz, że to prawda.

-

Kiedy się uspokoję? - wrzasnęła. - Czy wyglądam

tak, jakbym miała się uspokoić?


















background image

98

SPOTKANIE PO LATACH

-

Gdybyś umiała lepiej pływać, wrzuciłbym de do

basenu.

-

Nawet nie jest ci przykro, prawda? - To ją

najbardziej irytowało.

-

Dlaczego miałoby być mi przykro? - westchnął.

-

Dlaczego? Dlaczego? - Z trudem powtarzała za

nim. - Ponieważ mam zamiar zmusić cię do tego, zęby
ci było przykro. Powinnam była wiedzieć, ze nie masz
wyrzutów sumienia z powodu przywiezienia mnie
tutaj!

-

Faktycznie, nie mam.

-

Postępujesz tak, jakbym była jakimś przedmio-

tem, który możesz podnieść lub rzucić, zależnie od
twojego kaprysu.
Gdy jego usta wykrzywił uśmiech, zrozumiała,
dlaczego ludzie popełniają czasem morderstwa. Zmrużył
oczy.

- Jeśli ty jesteś przedmiotem dla mnie, to równie

dobrze ja jestem przedmiotem dla ciebie.

Przez kilka sekund bezmyślnie wybałuszała na

niego oczy, aż wreszcie zrozumiała, co miał na myśli.

-

Nie chodzi mi o seks - wybuchnęła.

-

Nie - zgodził się. - Zauważyłem, że zarzut

fizycznej przemocy został już wycofany.

-

Nie wycofałam go! - przerwała mu.

-

Sprytnie zmieniasz temat - zauważył. - Pragniesz

mnie równie silnie, jak ja ciebie.

-

Ty zarozumiały draniu! Byłam chora! Nienawi-

dzę cię!

-

Jakoś będziesz musiała się z tym pogodzić – ospo-

koił ją.

-

Nie mam zamiaru się z tym godzić! Odchodzę,

opuszczam cię, wyjeżdżam... - wyrzucała z siebie
wzburzona.

-

Typowa dla ciebie reakcja, gdy sytuacja staje się

trudna, ale tym razem nie uda ci się zniknąć.

-

Opuszczam cię! - krzyczała jak oszalała.


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

99

- Uważaj na szkło! - zawołał ostrzegawczo.
Było już jednak za późno. Stopę przeszył tak ostry

ból, ze aż zaparło jej dech. Luc błyskawicznie znalazł
się przy niej, posadził na najbliższym fotelu i ręką
mocno ścisnął jej delikatną kostkę.

- Nie ruszaj się! - krzyknął. - Bo szkło wbije się

jeszcze głębiej.

Szlochając z upokorzenia i bólu pozwoliła, żeby

wyciągnął odłamek szkła, a potem zaczęła mu
złorzeczyć.

- Wiedziałem, że tak mi podziękujesz.
- Zostaw mnie! - powiedziała piskliwym głosem.
- A to szkło dokoła? Chyba żartujesz. - Kpił z niej

owijając śnieżnobiałą chusteczką jej bolącą stopę.-
Kiedy miałaś robiony zastrzyk przeciwtężcowy?

- Sześć miesięcy temu! - odpowiedziała ze złością.
- Nie zmieniaj tematu! Czy słyszysz, co mówię?

Odchodzę od ciebie!

- Nie pozwolę ci na to. - Podniósł leżący na ziemi

sarong i zaczął ją nim owijać, tak jakby ubierał lalkę.
Odtrąciła jego ręce.

- Nie waż się mnie dotykać! Co to znaczy: nie

pozwolę ci odejść? Nie możesz mnie tu zatrzymać!

Odrzucając sarong, nieoczekiwanie podniósł ją do

góry i choć walczyła zębami i paznokciami, wymachi-
wała nogami i rękami, zarzucał ją sobie na ramię.

- Puść mnie! - krzyczała, tłukąc go pięściami po

plecach. - Co masz zamiar zrobić?

- Powstrzymać cię. Dla twojego własnego dobra.

Jesteś histeryczką - odpowiedział ostro - i mam już
tego dość.

- Ty masz dość. - W jej głosie brzmiało niedowie-

rzanie. - Postaw mnie!

- Bądź cicho! - ofuknął ją.

Skierował się na kamienne schody, prowadzące do
oszklonych drzwi tarasu na pierwszym piętrze.

- Nienawidzę cię! - Szlochała, a łzy upokorzenia,

nie wyładowanej złości i zawodu zalewały jej oczy.

















background image

100

SPOTKANIE PO LATACH

W minutę potem Luc rzucił ją na łóżko jak worek

kartofli.

-

Przyznaj, ze nienawiść do mnie nie daje ci szczęś-

cia - zauważył drwiąco. - Per Dio, czy sama tego nie
widzisz?

-

Kiedyś musiałam wreszcie zrozumieć, że jesteś

prymitywnym łotrem bez skrupułów. Odchodzę od
ciebie!

-

Nigdzie nie odejdziesz.

-

Nie możesz mi przeszkodzić! I z całą pewnością

nie możesz mnie zmusić, żebym wyszła za ciebie!

Zsunęła się z łóżka i utykając podeszła do krzesła,

ż

eby wziąć leżący na nim lekki szlafroczek, gdyż nagle

poczuła się zbyt obnażona w samym kostiumie bikini.

-

Teraz, gdy Drew podpisał ten swój ważny kon-

trakt, już nie możesz mnie tu dłużej zatrzymywać.

-

Podpisanie tego kontraktu nastąpi w godzinę po

naszym ślubie.

Catherine zdrętwiała. Gwałtownie odwróciła się w

jego stronę. Błyszczące, złote oczy patrzyły na nią
prowokująco.

- Przewidziałem taką możliwość.
- To on... To on jeszcze nie ma tego kontraktu?

- zapytała z ogromnym wysiłkiem.

- Jak widzisz, jestem takim podstępnym draniem

- mruknął Luc.

-

Nie możesz mnie chcieć, gdy ja ciebie nie chcę!

-

Udowodniłem już wcześniej, że się mylisz - od

parł sucho. - Jestem pewien, że humor ci się poprawi,
gdy jutro znajdziemy się w Anglii.

Do Catherine dotarło to jedno magiczne słowo:

Anglia.

- Zabierzesz mnie po ślubie do Anglii?
- Taki jest zwyczaj.

Najwyraźniej nie miał żadnych wątpliwości, że gdy

obrączka znajdzie się na jej palcu, będzie to miało taki sam

skutek, jak przywiązanie skazańca łańcuchem do

















background image

SPOTKANIE PO LATACH

101

ś

ciany lochu. Ale gdy ona znajdzie się już w Anglii, nie

będzie w stanie jej zatrzymać. Tu, we Włoszech, on miał
jej paszport, nie miała najmniejszych szans na ucieczkę z
tego kamiennego zamku pilnowanego przez specjalną
ochronę wspomaganą przez imponujące zabezpieczenia
elektroniczne.

Jeśli nie dojdzie do ślubu, ucierpi na tym Drew.

Perspektywa powrotu do Anglii już jutro bardzo ją
uspokoiła. Tam nie zmusi jej, żeby z nim pozostała.

-

Catherine - wycedził Luc - nawet nie myśl o tym.

-

Nie mamy o czym mówić-odpowiedziała stano-

wczo. - Wszystko już powiedziałam.
-

Musimy jednak porozmawiać.

Rozległo się pukanie do drzwi. Zignorował je.

- Nie chcę, żebyś zepsuła uroczystość ślubną.

Zakneblowana i przyprowadzona pod przymusem
narzeczona może zdziwić niejednego świadka ceremonii -
pomyślała z zawziętością, gdy pukanie do drzwi znów
się powtórzyło.

- Avanti! - wykrzyknął Luc z rozdrażnieniem.

Ukazał się Bernardo.

- Signorina Peruzzi. - Podał bezprzewodowy tele-

fon w obronnym geście. - Mówi, że to sprawa bardzo
pilna i że koniecznie chce z panem rozmawiać, signor.

- Nie będę z nią rozmawiał. Zostaw nas, Bernardo.

Majordomus wyszedł i drzwi zamknęły się za nim.

-

On mówi po angielsku - zauważyła Catherine.

- Czy to ty zabroniłeś mu mówić przy mnie w tym języku?

-

Służba jest przekonana, że sama o to prosiłaś,

chcąc sprawdzić się w języku włoskim.

Ukryła twarz w drżących dłoniach. Ileż trzeba było

zimnej krwi, żeby nie stracić panowania nad sobą. -

- Czuję wstręt do ciebie.

-

Po prostu jesteś na mnie zła. I przypuszczam, że

masz jakiś szczególny powód ku temu.

-

Przypuszczasz? - Obrzuciła go wściekłym spoj-

rzeniem.


















background image

102

SPOTKANIE PO LATACH


- Należysz do mnie, Catherine. Użyj całego swego

rozumu, którym cię Bóg obdarzył. Byłaś tu
szczęśliwa, szczęśliwszej nigdy cię przedtem nie
widziałem.

- śyłam w przeszłości!
- Ale dlaczego wybrałaś właśnie ten fragment

przeszłości? - W ironicznym uśmiechu skrzywił swoje
zmysłowe usta. - Zapytaj o to samą siebie.

- Niczego nie wybierałam - zaprotestowała.
- A skończyło się czymś, co jest nierealne!
- Może być realne, jeśli tylko zechcesz. Catherine

czuła się fatalnie. Luc zawiódł ją, ale
najgorsze, że zawiodła się na samej sobie. W ciągu
jednego tygodnia, zniweczyła cztery lata poczucia
własnej godności i wszystkie bariery, które miały ją
chronić.

- Przez cały ten tydzień pękałeś pewnie ze

ś

miechu, że tak łatwo udało ci się mnie ogłupić -

stwierdziła gorzko.

- To nie tak było miedzy nami.
- Właśnie tak było zawsze - zaatakowała go,

dygocąc cała. - Spiskujesz, knujesz i manipulujesz,
ż

eby wszystko odbyło się tak, jak ty sobie tego

ż

yczysz.

- Nie planowałem twojej utraty pamięci.
- Ale nie omieszkałeś ż niej skorzystać! I tak było

zawsze. Kiedy wróciliśmy ze Szwajcarii, moi praco-
dawcy, ni stąd ni zowąd, zamknęli galerię i wyjechali,
zostawiając mnie bez pracy. Zbieg okoliczności? Nie
sądzę. To ty maczałeś w tym palce.
Lekki rumieniec oblał jego policzki, był wyraźnie
zmieszany.

- Kupiłem ten dom - przyznał się.
- Wtedy łatwiej było mnie namówić na wyjazd do

Nowego Jorku. - W jej gardle uwiązł szloch.

- Bardzo cię pragnąłem. I nie mogłem czekać.
- Patrzył na nią z bezwstydną szczerością. - Jestem,

jaki jestem, bella mia, i niestety nie mogę zmienić
przeszłości. Catherine... co chcesz, żebym ci powie-















background image

SPOTKANIE PO LATACH

103

dział? Jeśli chcesz, żebym był uczciwy, będę. Z całej
przeszłości żałuję tylko jednego: tego, że cię
straciłem.

- Nie straciłeś mnie... ty mnie wyrzuciłeś! - za-

szlochała.
Rozłożył ręce.

- Zgoda, jeśli słowa mają takie znaczenie... wy-

rzuciłem cię. Ale spróbuj na to wszystko spojrzeć z
mojego punktu widzenia. Zaskoczyłaś mnie waria-
ckim pytaniem, które spadło na mnie jak grom z jas-
nego nieba, tamtego ranka przy śniadaniu.

- Tak, rzeczywiście, to było wariactwo - ucięła

drżącym głosem. - Absolutnym idiotyzmem była
nadzieja, że mógłbyś się wtedy zniżyć do mojego
poziomu i ożenić ze mną,

- Nie wiedziałem, że nie będę miał możliwości

odwołania się do sadu apelacyjnego - odparł gwałtow-
nie. -Tak, nie miałem racji. To, co powiedziałem, było
okrutne, przyznaję. Jeśli chciałaś, żebym się
usprawiedliwił, to trzeba było wówczas zostać, bo
dziś nie będę już tego czynił. Wróciłem pół godziny
później, nie pojechałem do Mediolanu. A gdzie ty
byłaś?

Wiadomość, że wrócił tamtego ranka, oszołomiła

- No, właśnie, gdzie byłaś? - nastawa! Luc

bezlitośnie. - Odeszłaś. Uciekłaś, jak obrażona
primadonna,

zostawiając

wszystko,

co

ci

kiedykolwiek dałem, i jeśli chciałaś się w ten sposób
zemścić, w pełni ci się to udało.

Z tłumionym łkaniem wpadła do łazienki i za-

mknęła drzwi. Siedząc na podłodze, płakała z twarzą
ukrytą w dłoniach.


















background image











ROZDZIAŁ SIÓDMY

W chwili, gdy Luc poprosił ją o rękę, straciła

rozum. Wiele drobnych faktów nie pasowało do
siebie, ale ona nie chciała o nich wiedzieć. Ufała
Lucowi i zdecydowana była nie pozwolić na to, żeby
cokolwiek przeszkodziło jej szczęściu. Jeśli jego
zamiarem było odwrócenie jej uwagi od amnezji, to.
udało mu się to znakomicie.

Tamtego wieczora, w mieszkaniu Drewa Luc

złapał ją w potrzask, każąc dokonać niewykonalnego
wyboru: albo poświecić Daniela, albo Drewa. Za
wszelką cenę musiała walczyć o utrzymanie Daniela z
dala od Luca.

Ale i wobec Drewa czuła się w obowiązku być

lojalna, zarówno ze względu na niego samego, jak i na
jego siostrę. Wobec Harriet miała dług nie do
spłacenia za to, że pomogła jej, kiedy znalazła się na
dnie. Jak miała wybierać pomiędzy Danielem i
Drewem?

Luc zatruwał wszystko, czego się tylko dotknął.

Ale jeśli gotów był ją poślubić tylko po to, żeby
zagwarantować sobie jej stałą obecność w łóżku, to
dlaczego nie miałby zaakceptować również Daniela?
Pomyślała z niepokojem, że teraz Luc chciałby mieć
syna. Pięć lat temu Daniel był niepożądaną
komplikacją. Luc nie zdawał sobie jeszcze sprawy,
jak ona sama była ważna dla niego. Z pewnością
chciałby wówczas, żeby pozbyła się dziecka, ale od
tamtego czasu wiele się zmieniło...

Daniel był wrażliwym dzieckiem o niezwykłej in-

teligencji, z którą czasami trudno było sobie poradzić.
Kiedyś i Luc był takim małym chłopcem, a jak się
teraz

zmienił.

Jest

zimny,

wyrachowany,

gruboskórny.








background image

SPOTKANIE PO LATACH

105

Daniel ma silną wolę i gdyby pozostawić go jego

własnemu rozumowi, szedłby naprzód nie oglądając
się za siebie, jest też niezwykle egocentryczny.
Catherine przez cztery i pół roku dokładała wszelkich
starań, żeby Daniel wyrósł na normalne, zdrowe
dziecko.

Nienawidziła

Luca,

och,

Boże,

jakże

go

nienawidziła! Uczepiła się desperacko tej nienawiści,
która była jej siłą. Teraz próbowała nie dopuścić do
siebie myśli, że Luc nie był jednak tak zimny i
gruboskórny, za jakiego uważała go przedtem, jakiś
wewnętrzny głos napomykał nieśmiało, że Luc mógł
się zmienić.

I cóż z tego, że najpierw musi przejść przez ten

ś

lub? Gdy wylądują w Londynie, będzie mogła

opuścić Luca. Zrobiła to już raz przedtem, może
zrobić znowu, ale tym razem nie będzie już tak głupia.
Weźmie swoją biżuterię i sprzeda ją. Dzięki tym
pieniądzom urządzi nowe życie sobie i Danielowi.

To nie może się spełnić, nic z tego nie da się

zrealizować. śyła fantazją. Przeszłość była tak okru-
tnie oczywista. Dla małej dziewczynki, która marzyła,
ż

e zostanie księżniczką, był ten pałac. Dla młodej

dziewczyny, która wierzyła w szczęście małżeńskie,
była ta ślubna biała suknia. Ale dla kobiety, jaką teraz
była, nie pozostawało nic. I czy to jej wina? Dorosła
kobieta

powinna

odróżniać

fantazję

od

rzeczywistości.

Jakieś je ne soi quoi, jak mawiał Luc. Jednak jest

takie słowo, które wyraża całą istotę rzeczy: seks. Dla
bogatego i potężnego Luca irytująca musi być świado-
mość, że tak bardzo pożąda pospolitej blondynki,
pozbawionej cech pasujących do pięknego obrazu,
jaki sobie wymarzył.

- Catherine! Dobrze się czujesz? Drgnęła,

usłyszawszy głos Luca.

- Ty przeklęty snobie! - wybuchnęła szlochem.
- O czym ty, u diabła, mówisz? - zdenerwował się

Luc. - Jeśli nie wyjdziesz natychmiast, wyłamię
drzwi.

- Przemoc jest twoją odpowiedzią na wszystko,

tak?












background image

106

SPOTKANIE PO LATACH


Tylko ten seks-pomyślała o Lucu ze wstrętem. Po

pięciu latach jej akcje wyraźnie poszły w górę. W za-
mian za to, że niczego mu nie odmawiała, Luc gotów
był się zniżyć i poślubić ją. No tak, ale czyż i dla niej
nie jest to szczęście?

Nic dziwnego, że Luc nie mógł zrozumieć

przyczyn tej awantury. Był przystojny, nadzwyczaj
bogaty i seksowny. Dziewięć na dziesięć kobiet
zaakceptowałoby jego wady. Niestety, ona była tą
dziesiątą.

Udało mu się zdobyć pannę młodą, ale nie będzie

miał żony. Będzie żył żałując, że zmusił ją do ślubu.
Gdy opuści go po kilku godzinach, będzie to
niezwykła

sensacja

publiczna.

Może

jest

to

szaleństwo, które nic jej nie da, ale przynajmniej
odzyska poczucie własnej godności. Urządził ją
nieźle, ale i sam na tym straci.

Przyszedł czas zapłaty. Ona sama przejdzie do

historii jako kobieta z zasadami, która porzuciła męża,
jednego z najbardziej godnych pożądania.

Już wyobrażała sobie nagłówki w gazetach: „Dla-

czego na chciałam żyć z Lucern Santinim?”. Pełna
nowych sił wróciła do sypialni.

Rozległ się, podobny do strzału z pistoletu, huk

wylatującego z butelki korka. Przechylił ciemną
głowę, aby upić lejącą się pianę szampana i rozlał
złocisto-miodowy

płyn

do

dwóch

kieliszków,

ukazując w uśmiechu białe zęby:

- Przemoc nie jest moją odpowiedzią na wszystko.

- Spojrzał na nią cudownymi, jak u lwa, złotymi
oczami. -Byłaś w łazience tak długo, że chyba zużyłaś
całą gorącą wodę, jaka była w zamku.

Nie spodziewała się, że będzie jeszcze na nią

czekał. Rzuciła mu spojrzenie pełne pogardy, które
miało go zmiażdżyć. Oczywiście, nie zrobiło to na
nim żadnego wrażenia. Zwinnym, kocim krokiem
przeszedł po dywanie i podał jej kieliszek.

- Nie kochasz Huntingdona - wycedził.















background image

SPOTKANIE PO LATACH

107

Samo patrzenie na niego odbierało jej siły. Nerwy

znowu odmówiły posłuszeństwa. Ręce drżały. Była to
nierówna walka. Nie była gotowa na kolejną konfron-
tację i on o tym wiedział, podstępna i bezlitosna
ś

winia!

- Nie zdołałbyś zrozumieć takiego człowieka jak

Drew, nawet gdybyś żył tysiąc lat. - Policzki jej pło-
nęły, wypiła wiec jednym haustem szampana dla
ochłody.

- Drew pociąga cię, bo jest przegrany. śal ci go.

Zgrzytnęła zębami:

- Drew nie jest przegrany.
- Doprowadził do ruiny rodzinną firmę przez

szereg niefortunnych decyzji - poinformował ją
zwięźle Luc.

- Ale i tak jest szlachetniejszym człowiekiem niż

ty! - cisnęła mu w złości.

Rysy jego dumnej twarzy stężały.
- Jesteś na uprzywilejowanej pozycji, cara. Niko-

mu innemu nie pozwoliłbym bezkarnie na takie
słowa.

Lodowaty ton słów, które sprowokowała, przestra-

szył ją. Plecami jej wstrząsnął dreszcz. Poczuła się,
jak niegrzeczne dziecko skarcone przez dorosłych za
sprawianie im kłopotu. Ale jego pogarda dla Drewa
złościła ją, choć w głębi serca wiedziała, że Luc miał
rację. Drew nigdy nie był tak ambitny ani
zdecydowany, żeby osiągnąć sukces. Pozwolił, aby
jego rodzina żyła ponad stan, marnotrawiąc kapitał
firmy przeznaczony na inwestycje. Jednakże te fakty
nie umniejszały jej szacunku dla Drewa. Nie urodził
się jako ktoś, kto idzie po trupach, i nigdy takim nie
będzie. Bezwzględność Luca skrzywdziła go, co więc
może się stać z Danielem?...

- Krzywdzisz Drewa - szepnęła. Nie widziała żad-

nego powodu, żeby wyprowadzać Luca z błędu na
temat jej związku z Drewem. Doprowadzała ją do sza-
łu pewność siebie Luca i jego taksujący wzrok. -A po-
za tym nie jestem twoją własnością.

Zmieszała się, gdy Luc uśmiechnął się niemalże

czule i powiedział:













background image


108

SPOTKANIE PO LATACH

- Nie musisz być moją własnością. Jesteś moja

ciałem i duszą, a teraz wróciłaś tu, gdzie twoje
miejsce.

Zawrzała gniewem:
- Ja nie należę do ciebie!
- Dlaczego walczysz ze mną? - zapytał łagodnie.
- Dlaczego walczysz ze sobą?
Gdy napotkała spojrzenie jego czarnych jak heban

oczu, uczuła świdrujący ból w żołądku. Strasznie
trudno było oprzeć się jego pewności siebie.

- Ja nie walczę ze sobą.
- Udowodnij to - zaproponował spokojnie.

Catherine zadrżała z obawy, że mu ulegnie. Serce
zabiło jej mocniej. Przez głowę przebiegła idiotyczna
myśl, że Luc powinien zostać wyklęty, jako osobnik
niebezpieczny dla otoczenia.

Podszedł bliżej i znów napełnił jej kieliszek.
- Boisz się - zauważył.- Rzeczywiście, wygląda na

to, że boisz się mnie. Wcale mi się to nie podoba. Nie
mam ochoty znaleźć się jutro w łóżku z taką prze-
straszoną gęsią. Chcę, żebyś była kochającą, szalejącą
z miłości istotą, taką, jaką byłaś przez ten tydzień.

Był teraz tak blisko, że wstrzymała oddech.
- Nie kocham cię.
- Gdybym nie był pewien, że mnie kochasz, nie

ż

eniłbym się z tobą.

Cofnęła się pospiesznie, aby uniknąć jego

bliskości.

- Nawet nie przypuszczałam, że ma to dla ciebie

jakieś znaczenie.

- Jeśli znowu uciekniesz do łazienki, wyważę

drzwi - powiedział spokojnie. - Chcę wiedzieć,
dlaczego znowu odgradzasz się ode mnie.

- Dlaczego? - powtórzyła za nim, oddychając z

trudem. - Dlaczego? Po tym, co mi zrobiłeś?

- A co ja takiego zrobiłem? Całe te cztery lata

spędziłem na szukaniu ciebie, i gdy wreszcie cię
znalazłem, poprosiłem, żebyś wyszła za mnie za mąż.
Czyż to nie dowód życzliwości?















background image

SPOTKANIE PO LATACH

109

- śyczliwości?
- To z pewnością nic obraźliwego, bella mia.
- Aleja nie chcę wyjść za ciebie za mąż!
- Jestem ciekaw, co się zmieniło w twojej pod-

ś

wiadomości? - zapytał ochrypłym głosem.

Boże, jakże on jest nieprawdopodobnie przystojny.

W panice pomyślała, że byłby w stanie przekonać
tłum żądny mordu. To, co teraz czulą, to tylko sprawa
hormonów. To wszystko. Luc rozpalił jej namiętność,
zdobywając ją podstępem. Jeśli choć na sekundę
straci panowanie nad sobą, to znajdzie się z nim w
łóżku.

- Nawet seksem nie uda ci się nakłonić mnie do

zmiany zdania - przekonywała.

Rozbawionym spojrzeniem, z widoczną kpiną,

przeszył ją na wylot. Wziął kieliszek z jej ręki i
odstawił na bok.

- Tu nie chodzi tylko o seks - zaoponował głębo-

kim głosem, delektując się słowami.

- Właśnie, że seks! - powtórzyła rozzłoszczona.-

Czy słuchasz mnie?

- Słuchałbym, gdybyś mówiła coś, co chcę

usłyszeć - stał bez ruchu zamiast zbliżyć się do niej,
wywołując tym jej zmieszanie. - I nie mam zamiaru
ułatwiać ci sytuacji przez namawianie do pójścia do
łóżka.

Oderwała się gwałtownie od ściany i zaprotes-

towała:

- Nie udałoby ci się mnie namówić.
- Nie będę próbował. Oszczędzę cię na jutrzejszą

noc - powiedział spokojnie, zanim zamknął za sobą
drzwi.

Rzuciła się za nim i przekręciła klucz w zamku. I

wtedy załamała się. Ocierając pot z czoła położyła się
na łóżku, wyczerpana emocjami ostatnich godzin.

Obudziła się spocona, było jej gorąco i chciało się

pić. Napełniła kieliszek szampanem i wypiła do dna,
jakby to była lemoniada. Czy ktoś pukał przed chwilą
do drzwi, czy tylko jej się zdawało?












background image

110

SPOTKANIE PO LATACH


Wściekała się, zmuszona przyznać sama, że nie-

nawiść do Luca nie chroniła jej przed jego fizycznym
urokiem. W tym tkwiło sedno sprawy. Przez tyle lat
nie zdołała się uodpornić. Ody odbierał od niej ten
kieliszek z szampanem, gotowa już była ustąpić,
czekała na...

Spacerując nerwowo po pokoju, znowu nalała

sobie szampana. Gdy kochała Luca, mogła pogodzić
się z tym, co z nią robił. Teraz jednak, gdy nie tylko,
ż

e go nie kocha, lecz wręcz gonie cierpi, nie jest w

stanie mu wybaczyć.

Przeglądała sukienki w ubieralni, gdy znów

rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyła je
energicznie i zobaczyła Guilię, za którą stał Bernardo,
trzymający ogromny pęk kluczy. Pokojówka była
podenerwowana i zarumieniona.

- Nie będziesz mi dziś potrzebna. Grazie, Guilia.
- Ale, signorina...
- Obiad zostanie podany za pół godziny -wtrącił się

Bernardo, z błagalnym wyrazem w oczacn.

- Przykro mi, ale obiad będzie musiał poczekać.

Catherine zamknęła za nimi drzwi. Jak oni świetnie
mówią po angielsku! Przeklinała Luca, przypominając
sobie, jak przez cały ubiegły tydzień rozmawiała z
nimi na migi. Dlaczego Bernardo wyglądał na tak
przestraszonego, gdy powiedziała o przesunięciu
godziny podania obiadu?

Luc prawdopodobnie zrobi awanturę. No i co z

tego? Nic mu się nie stanie, jeśli raz poczeka.
Jednakże służba nie powinna cierpieć z powodu jej
spóźnienia i dlatego postara się być gotowa jak
najszybciej.

Najpierw wyciągnęła z szafy lśniącą czarną tunikę,

część stroju wieczorowego. Akurat przykryje jej bio-
dra, a jeśli włoży ją tyłem naprzód, to zmniejszy tym
samym dekolt. Przezroczyste, czarne pończochy to
ż

aden problem. Miała ich mnóstwo. Następnie wycia-


















background image

SPOTKANIE PO LATACH

111

gnęła parę czarnych, pantofli na bardzo wysokich
obcasach i długie, czarne rękawiczki.

Ubrana, przeszła trochę niepewnie do łazienki.

Oczy podkreśliła szafirem i fioletem, na rzęsy
nałożyła grubą warstwę niebieskiego tuszu, dekolt
posmarowała złotym błyszczkiem, usta pomalowała
szminką w kolorze truskawkowym. Była zadowolona
z siebie. Niezbyt starannie ułożone włosy spływały na
ramiona splątaną falą. Teraz mogła się zająć biżuterią.

Miała trzy diamentowe bransoletki. Jedną nałożyła

na kostkę u nogi, dwie pozostałe na przeguby,
powyżej rękawiczek. Naszyjnik i kolczyki dopełniały
całości. Zupełnie jak na choince. To zadziwiające, jak
licho wyglądają diamenty, jeśli nałoży się ich za dużo.
Okazało się też, że bez nadzoru Guilii jej garderoba
dawała możliwości takiego przebierania się, o jakich
Luc nawet nie marzył. Gdy spojrzała na swoje odbicie
w lustrze, była w pełni usatysfakcjonowana.

Ostrożnie zeszła po schodach, czując jeszcze w

głowie wypity szampan. Osłupiały Bernardo nie mógł
od niej oderwać oczu, gdy przechodziła przez hol.

- Dobry wieczór, Bernardo - rzuciła mu radosnym

głosem. - Ale dziś gorąco, prawda?

Pomyślała, że zaraz będzie jeszcze goręcej. W

końcu Bernardo otworzył szeroko podwójne drzwi
salonu i oznajmił:

- Signorina Parrish.
Dlaczego, u diabła, Bernardo ją zaanonsował? Czy

pomyślał, że Luc nie pozna jej w tym przebraniu?
Nabrała głęboko powietrza i śmiało przekroczyła
próg. W jej stronę zwróciły się oczy sporej grupy
osób. Catherine sparaliżowało przerażenie. Jej strój
przeznaczony był na prywatny użytek ich dwojga.

Teraz, gdy zaczęła przytomniej myśleć, co zresztą

wcale nie było łatwe, przypomniała sobie, że Luc
wspomniał o tym, że spodziewa się kilku przyjaciół i
znajomych w wieczór poprzedzający ich ślub. Ale
gdy
















background image

112

SPOTKANIE PO LATACH

zachowała się tak histerycznie, nie poruszał już tego
tematu. Niewątpliwie teraz bardzo tego żałował. Przy-
pomniał sobie, że Catherinc ma pamięć jak sito. Gdy
szedł w jej kierunku, jego oczy mówiły, że chętnie by
ją pokrajał na kawałki, tak; żeby cierpiała jak
najdłużej.

- Myślałam, że to będzie fantastyczny strój - mruk-

nęła próbując przejść bokiem, ale Luc złapał ją za
rękę.

- O, jaki awangardowy strój - odezwał się młody,

dziewczęcy glos. - Mamusiu, dlaczego ja nie mogę
mieć nic takiego?

- Marna krawcowa - skomentował ktoś drugi.
- Ale przyciąga wzrok.

-

- Luc, rozumiem teraz, dlaczego aż do ostatniej

chwili trzymałeś tę czarującą damę w ukryciu. Jestem
Christian... Christian Dennig - podszedł do niej wyso-
ki, bardzo przystojny blondyn.

Catherine z uśmiechem podała mu rękę. Luc zaczął

przedstawiać jej wszystkich pozostałych gości. Było
tu około trzydziestu osób różnych narodowości,
najczęściej przedstawicieli elity finansowej.

- Ma pani wprost bajeczne nogi - powiedział

Christian. - I mam takie wrażenie, że Luc wolałby ten
widok zatrzymać wyłącznie dla siebie.

- Czy zna pan Luca od dawna? - zapytała.
- Od jakichś dziesięciu lat. Siedem lat temu widzia-

łem panią z daleka w Szwajcarii. Na tyle mi tylko
pozwolono.

- Naprawdę? - zapytała, starając się, by jej głos

brzmiał jak najbardziej obojętnie.,

- Luc ma bardzo rozwinięty instynkt posiadania -

zażartował Christian.

Obok nich pojawił się Luc.
- Dobrze się bawisz, Christianie?
- Znakomicie. Nie ma w tym pokoju mężczyzny,

który by mi teraz nie zazdrościł. Dlaczego musiałem
tak długo czekać, żeby ją poznać?

- Może przewidywałem twoją reakcję?
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

113

Luc wyciągnął rękę w stronę Catherine. Była już

pora, by siąść do stołu.

- Podobasz się wszystkim - wyszeptał, ukradkiem

muskając ustami jej nagie ramię, a pakami delikatnie
przesuwając po plecach. - Zapomniałaś, że mają
przyjść, prawda?

Oszołomiona stwierdziła, że Luc uśmiecha się do

niej.

- Gdybyś widziała swoją twarz, gdy tu weszłaś!

Ale w tej zbieraninie ludzi nie wyglądasz tak
szokująco, jak się spodziewałaś.

Chyba miał rację. Właściwie nikt tu nie był ubrany

konwencjonalnie. W tym towarzystwie kobiety przede
wszystkim chciały się różnić jedna od drugiej. Mogła
wyglądać szokująco sama dla siebie i dla tych, którzy
ją znali, ale tutaj nikt nie okazał najmniejszego zdzi-
wienia i nie uznał, że w tym stroju wygląda jakby
uciekła z cyrku.

Po jej lewej stronie usiadła przy stole kobieta w

ś

rednim wieku, z haczykowatym nosem, i zapytała:

- Gzy pani poluje?
- Catherine nie przepada za tym krwawym sportem

- wyjaśnił Luc z wymuszonym uśmiechem.

- Chyba więc zamierza zmienić ciebie-zauważyła

złośliwie blondynka w wiśniowej, jedwabnej sukni. -
Krwawe sporty to twoja najmocniejsza strona.

- I twoja, droga siostro - wtrącił sucho Christian.

To przyjęcie nie było tak ciężką próbą, jak się

obawiała. Luc był w wyjątkowo dobrym humorze,

a to ją peszyło. Oklapła zupełnie, gdy w salonie
podano kawę. Siostra Christiana usiadła obok niej, a
Catherine wytężyła umysł, żeby przypomnieć sobie
jej imię. Georgina, tak właśnie się nazywała.

- Nie widziałam pani z Lucern w Nicei.
- Bo mnie tam nie było. Georgina udała zdziwioną:
- Była z nim Silwana Lenzi. Przypuszczałam…

Och, Boże, czy powiedziałam coś niestosownego?



















background image

114

SPOTKANIE PO LATACH

- Powiedziała pani dokładnie to, co zamierzała

pani powiedzieć, młoda damo - odparła lapidarnie
miła kobieta z haczykowatym nosem i zmieniła temat.

W drugim kacie pokoju Luc śmiał się w grupie

kilku mężczyzn. Gdy napotkał jej spojrzenie,
uśmiechnął się do niej czule. Pospiesznie odwróciła
wzrok. Wbiła paznokcie w dłonie. Czuła się
zdruzgotana. Luc nie był w stanie przeżyć czterech i
pół roku bez kobiety. Celibat - to nie dla niego.

Ta aktorka filmowa z Ameryki Południowej była

znana z głośnych przygód miłosnych. Jak na koloro-
wym fiknie wyobraziła sobie scenę miłosną z
udziałem tego pięknego mężczyzny o smukłym,
muskularnym ciele i tej rudowłosej aktorki. Zrobiło
jej się-słabo. Poczuła się zdradzona.

Kilka minut potem Luc podszedł do niej i za-

proponował, by opuściła gości. Jest zmęczona, na
pewno wszyscy to zrozumieją. Popatrzyła na niego z
niechęcią.

- Już za dziesięć minut północ - powiedział nie

zrażony jej miną. - Czy będę miał szczęście zobaczyć
cię po pomocy? - zapytał, obrzuciwszy ją władczym,
prowokacyjnym spojrzeniem.

Catherine bez zastanowienia uniosła rękę i

uderzyła go z taką siłą w twarz, że sama omal nie
upadła.

- To za Niceę! - syknęła i pobiegła w kierunku

schodów. - A jeśli przyjdziesz po pomocy, to nie
tylko nie będziesz miał szczęścia, ale możesz stracić
ż

ycie!

- Buona notte, carissima - powiedział miękko,

nieledwie z rozbawieniem.

Nie wierząc własnym uszom, zatrzymała się i od-

wróciła. Luc stał i patrzył na nią.

- Jesteś szalona, ale mnie się to podoba.
Na policzku Luca odcisnęły się bardzo wyraźnie

jej pakę. Zawstydziła się nagle. Naprawdę nie
wiedziała, co jej się stało.

- Wybacz mi. Nie powinnam była tego robić.
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

115

- Dziś wieczór wybaczę ci wszystko, nawet jeśli

nic dasz mi spać - powiedział ochryple.

Tego było już za wiele. Pobiegła do swojego

pokoju tak szybko, jakby goniła ją sfora psów.

Catherine nie oparła się wspaniałemu śniadaniu

przyniesionemu rano na tacy. Przybyła fryzjerka z ca-
łym orszakiem: z kosmetyczkami i manikiurzystkami.
W miarę upływu godzin czuła się coraz bardziej jak
lalka, nie musiała nic robić. Te kobiety wszystko za
nią robiły. Aż w końcu odstąpiły od niej, z
zachwytem komentując swoje dzieło... Lalka była
gotowa.

To nierealne, to nie może być prawda - powtarzała

sobie nieustannie, patrząc w lustro. To co w nim
widziała, było wiernym odtworzeniem jej dziewczę-
cych marzeń. Z całą pewnością nigdy przedtem nie
wyglądała tak pięknie.

Mały kościółek znajdował się w niedalekiej

odległości od zamku. Dziś aż jaśniał od kwiatów,
których ciężka woń napełniała powietrze. Catherine
była olśniona. Szła wzdłuż ławek wsparta na ramieniu
hiszpańskiego księcia, którego poznała dopiero
wczoraj wieczorem. - Pięć lat za późno, pięć lat za
późno, teraz to nic dla mnie nie znaczy -myślała
uporczywie. Luc odwrócił się, żeby przesłać jej
długie, zuchwałe spojrzenie. I od tego momentu nie
była już w stanie rozsądnie myśleć.

- Najpiękniejsza panna młoda, jaką kiedykolwiek

widziałem. - Luc delikatnie musnął wargami jej usta.

Na twarzy czuła ciepło promieni słonecznych, w

ich blasku skrzyła się platynowa obrączka na jej
palcu. Christian ucałował ją w czoło śmiejąc się, że
Luc nie pozwolił mu nawet dotknąć jej ust.

W limuzynie Luc przyciągnął ją do siebie i zaczął

całować z całą siłą hamowanego przedtem pożądania.
Wiązanka ślubna wypadła jej z rąk na podłogę,
ramionami objęła go za szyję i przytuliła się mocno.


















background image












ROZDZIAŁ ÓSMY

- Catherine?
- Coo? - westchnęła sennie, wtulona w jego ramio-

na, i otwierając nieprzytomne jeszcze oczy, ze
zdziwieniem zauważyła, że pokój zalany jest
sztucznym światłem ogromnych żyrandoli. Śniła, że
tańczy walca pod rozgwieżdżonym niebem. - Świece
byłyby bardziej nastrojowe-szepnęła, a po chwili
dodała - Pomyślałeś o niebezpieczeństwie pożaru i o
tym, że świece kopcą.

- Starałem się nie o tym myśleć. Wiem, czego się

po mnie oczekuje - wyznał Luc. - Musimy jechać.

- Jechać? - powtórzyła zaskoczona tą nowiną.

Kciukiem muskał jej rozchylone usta, a gdy dotknął
nabrzmiałej od oczekiwania dolnej wargi, całym jej
ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy. W tym nagłym
połączeniu kobiecej słabości i podniecenia napięły się
rozpalone namiętnością jej mięśnie.

- Tak, jechać. I to szybko.
- Ależ wszyscy są jeszcze tutaj.
Zadrżała, gdy spoczywająca na jej plecach ręka

przyciągnęła ją mocniej i gdy poczuła podniecającą
twardość jego ud.

- Och!
- No, właśnie - zamruczał. - Nasi goście będą sobie

tańczyć bez nas. Mam inne plany.

Leżała bezsilnie w twardym uścisku jego ramion.

Zrobiłaby wszystko, żeby tu pozostać. Każda myśl o
oderwaniu się od niego na dłuższy czas przerażała ją.
Budziła się ze snu, w którym spędziła cały dzień.
Przebudzenie to było straszne.

Czy była rzeczywiście wystarczająco wytrwała















background image

SPOTKANIE PO LATACH

117

w swojej nienawiści? Nie czuła jej, gdy zobaczyła go
przy ołtarzu. Nie czuła też nienawiści, gdy ją dotykał.
To była miłość. Miłość. Była wzburzona tą prawdą.
Jej uczucia przetrzymały próbę bólu, rozczarowania i
czasu. Wszystko zaczyna się dla niej od Luca i
kończy na nim.

Zabrał ją z sali balowej całkowicie obojętny na

dowcipy i aluzje, które rzucano pod ich adresem. W
cieniu ogromnych schodów, napięty i niecierpliwy,
musnął palcami jej policzki. Pocałował ją, najpierw
brutalnie, a potem coraz bardziej czule, stopniowo
pokonując jej opór.

Ostry gwizd przeciął powietrze. Christian przy-

glądał się im z odległości kilku kroków i uśmiechał z
widocznym rozbawieniem. Luc poprowadził ją scho-
dami w górę tak troskliwie, jakby wątpił, czy zdoła
tam wejść bez jego pomocy. A tam czekała już Guilia,
ż

eby pomóc jej przy zdejmowaniu stroju ślubnego.

Dlaczego tak się oszukiwała? Jak dziecko

przygotowała przebiegły plan ucieczki, jak dziecko,
które w głębi duszy chciało być złapane, zanim
naprawdę zrobi sobie krzywdę. Prawie siedem lat
temu oddała mu swoje serce, które i teraz należało do
niego. Tej miłości nie mogła zapomnieć, bo była ona
częścią jej samej, czymś, z czym walka była
bezcelowa.

Luc

zabezpieczał

przed

samounicestwieniem. Na myśl, że porzuciła go pięć
lat temu, jeszcze dziś czuła się tak, jakby wyrywano
jej serce z piersi.

- Potrzebuję ciebie - powiedział kiedyś w Szwaj-

carii, pod osłoną nocy.

To wyznanie zmieniło wszystko. Właśnie za te

dwa słowa poszłaby za nim w ogień. Ale on nigdy ich
nie powtórzył.

Nie upłynęło wiele czasu, a już zaczął jej dawać

delikatnie do zrozumienia, że nie będą zawsze razem.
Bardzo ją tym zranił. To przez niego krążyła nocami
po pokoju, cierpiała z powodu obojętnego słowa lub
















background image

118

SPOTKANIE PO LATACH


spojrzenia, z lękiem czekała na spóźniony telefon...
ś

yła w nieustannej obawie, że go straci.

- Był bardzo niedobry dla ciebie-gderała Harriet. -

I zrobiłaś to, co powinnaś była zrobić. Ochroniłaś
Daniela. Możesz być dumna, że okazałaś tyle zdrowe-
go rozsądku.

Ilekroć wahała się, a wahania te były daleko

silniejsze, niż chciała to przyznać, Harriet zawsze
przestrzegała ją, żeby nie dała się ponieść emocjom.
Jakże często chciała do niego zadzwonić! Ale zawsze
tchórzyła. Kiedyś, przed jego urodzinami, poszła
nawet na pocztę z szalonym zamiarem wysłania
ż

yczeń, bo wiedziała, że od śmierci jego najbliższych

nie było nikogo, kto by o tym pamiętał. Harriet
zapobiegła wszystkim próbom tego rodzaju. I miała
rację. Cały rok trzymała ją jak w zamknięciu, żeby nie
dopuścić do kontaktu z Lucern.

Ale i tak Catherine była bardzo szczęśliwa -miała

Daniela, na którym mogła skoncentrować uczucia.
Czy ktokolwiek był w stanie zrozumieć, co znaczył
dla niej Daniel? Gdy pierwszy raz trzymała go w
objęciach, rozpłakała się z żalu. Tylko Harriet ją
zrozumiała. Nareszcie miała rodzinę: Daniela i
Harriet, dwoje najbliższych ludzi.

Teraz już wiedziała, dlaczego chce znowu opuścić

Luca. Bała się powiedzieć mu o Danielu, tak jak
kiedyś ze strachu zataiła ciążę.

Wszystko było tak skomplikowane i tak wiele

miała do stracenia. Daniel sądził, że jego ojciec nie
ż

yje. Bardzo rzadko zadawał jej pytania i naprawdę

nie wiedziała, na ile jest nieszczęśliwy bez ojca.
Dopiero wtedy, w Greyfriars, zaatakował ją ze
złością, zdradzając się ze swą naiwną, dziecięcą
wiarą, że gdyby żył jego ojciec, dokonałby cudu.

Daniel zaakceptowałby Luca bez większych trud-

ności, ale jak zareaguje na prawdę? I czy mogłaby
powierzyć Daniela Lucowi? Łatwo go skrzywdzić.
Gdyby Luc nie zaakceptował go całym sercem,
Daniel














background image

SPOTKANIE PO LATACH

119

odczuje to na pewno. A ponadto był dzieckiem nie-
ś

lubnym. Tego nie da de ukryć i, wcześniej czy

później, zrobi się szum w gazetach. Dla Luca byłoby
to nie do zniesienia.

Wczoraj myślała, że ma możliwość wyboru. Dziś

przyznała, że ponowna ucieczka to zły pomysł. Dziś
nie mogłoby się to udać. I, o ironio, wcale nie chciała,
ż

eby się udało. Kochała Luca. A to oznaczało, że

trzeba Lucowi powiedzieć o Danielu.

Nie ma już czasu do stracenia. Pojutrze Peggy

przyjedzie do Londynu. Jak ona mu to powie? Może
w czasie lotu do Londynu? Chociaż nie, nie będzie to
odpowiednie miejsce. Powie mu w Londynie. Im
dłużej myślała o czekającej ją konfrontacji, tym
bardziej była przerażona.

- Jesteś bardzo blada.
W limuzynie nie czuła się na siłach, żeby znieść

jego badawcze spojrzenie. Jak Luc zareaguje? Jedynie
o tym mogła myśleć. Wczoraj wmawiała sobie, że
Luc jest zimny, wyrachowany i gruboskórny. Wczoraj
była zdecydowana go nienawidzić, dostrzegać w nim
zagrożenie dla syna. Miało to usprawiedliwić jej
kłamstwo; znów poczuła lęk. Ci, którzy weszli w
drogę Lucowi, żałowali tego potem całe życie.
Ponieważ nigdy przedtem nie była w takiej sytuacji,
jak mogła przewidzieć jego reakcję?

- Jesteś dziwnie milcząca - dodał Luc. Przełknęła

łzy.

- Rozmyślałam.
- O czym?
- O niczym szczególnym.
Powiedz teraz, powiedz teraz - zachęcała samą

siebie. - Im dłużej zwlekasz, tym będzie ci trudniej.

- O której godzinie przylatujemy do Londynu?
- Nie mówiłem ci? Kontrolerzy ruchu na lotnisku

w Rzymie mają dwudziestoczterogodzinną przerwę w
pracy. Do Londynu polecony jutro rano.

- To nie jedziemy na lotnisko? - zapytała.

















background image

120

SPOTKANIE PO LATACH

- Mój przyjaciel zaoferował nam na tę noc swoją

wille.

Konwulsyjnie zaciskała dłonie. Z tchórzliwą ulgą

pomyślała, że to odroczenie wyroku. Jeszcze się na-
darzy okazja, że będą sami, a wtedy mu powie.
Limuzyna skręciła w wysoką bramę.

Gospodyni powitała ich na ganku. Gdy Luc od-

rzucił propozycję zjedzenia kolacji, wskazano im
drogę do sypialni. Było w niej mnóstwo luster,
zasłony ze wspaniałego, egzotycznego jedwabiu i
ogromne łóżko. Pomyślała zrozpaczona, że to miała
być jej noc poślubna. Jak ma mu to powiedzieć
dzisiaj? Bez przekonania .tłumaczyła sobie, że
zepsuje to cały dzień.

Podszedł do niej z tyłu i przycisnął gorące usta do

miękkiego, wrażliwego miejsca u nasady szyi, a pod
nią ugięły się kolana.

- A może jednak zjedlibyśmy kolację? - powiedzia-

ła drżąc.

- Jesteś głodna?
- Chyba tak...
- Kolacja nie zaspokoi mojego głodu. - Powoli

obrócił ją ku sobie. - Co ci jest? - zapytał bez żadnego
wstępu.

- Co mi jest?
- Wyglądasz jak przestępca złapany na gorącym

uczynku - mruknął zamyślony. - A może mi się tylko
tak wydaje?

- Och, ta twoja wyobraźnia...
Spróbowała skierować uwagę Luca w inną stronę,

sięgnęła do jego krawata i rozluźniła go.

Obserwował jej zmagania z krawatem. Z wymow-

nym westchnieniem położył rękę na jej drżącej dłoni.

- Nie ufasz mi, prawda? Nie skrzywdzę cię znowu,

bella mia. Przyrzekam.

Wzruszona do głębi, w nagłym poczuciu winy

opuściła oczy.

- Miałem zaledwie dwadzieścia siedem lat, kiedy
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

121

cię spotkałem. - Jednym palcem powiódł po jej
policzku. - Traktowałem cię tak, jak było mi
wygodnie, choć wiedziałem, że zasłużyłaś na coś
lepszego. Tak bardzo mnie kochałaś. Pozwalałaś na
wszystko, wiec wykorzystałem to - na jego opalonej
twarzy zarysowały się wyraźnie kości policzkowe,
oczy pociemniały. - Myślałem, że zawsze będziesz
przy mnie. Aż pewnego dnia zniknęłaś i dopiero
wtedy zrozumiałem, że i ty miałaś swój punkt
widzenia. Zrozumiałem to za późno.

- Luc, ja...
Pieszczotliwym ruchem położył palec na jej

ustach, żeby nic nie mówiła.

- Nie chcę teraz mówić o przeszłości, to ponure

wspomnienia. Może pojutrze, może jutro, ale nie dziś.

Pocałowała ciepłe wnętrze jego dłoni. Po

policzkach spływały jej łzy. Luc, choć nie było to w
jego zwyczaju, prosił ją, żeby go zrozumiała. Na jego
twarzy widoczne było napięcie. Ujawnił wreszcie to,
co go boli.

Jednym szarpnięciem zerwał krawat, zrzucił mary-

narkę i objął ją mocno.

- Niewiele spałm poprzedniej nocy - powiedział

miękko. - I teraz ja za karę nie pozwolę ci zmrużyć
oka przez całą noc.

Ciepłym oddechem musnął jej policzki, a potem

wsunął język między wargi. Catherine chętnie
poddała się jego zaborczej pieszczocie. Tracąc grunt
pod nogami, mocno przytuliła się do niego, a on
całował jej usta z namiętną gwałtownością. Niemal
nie zauważyła, kiedy Luc rozpiął jej suknię, która
opadła na dywan. Gdy smukłe palce, pieszcząc jej
biodra, usunęły delikatną barierę koronek, szarpnęła
się z jękiem.

Roześmiał się gwałtownie i na chwilę przestał ją

całować, po to tylko, by unieść ją do góry i zanieść na
łóżko. A potem, miękkim, płynnym ruchem opadł na
nią tak, że poczuła najmniejszy zakamarek jego
szczupłego ciała. Gdy zrzucił koszulę, objęta rękoma
jego opalone plecy, wyczuwając pod palcami drganie
na-













background image


122

SPOTKANIE PO LATACH

piętych mięśni. Zmysłowym, powolnym ruchem wsu-
nął się biodrami pomiędzy jej uda, a nią owładnęło
nieprzytomne pożądanie.

Spojrzał na nią z góry, a w jego ciemnych oczach

widziała blask zadowolenia i pragnienia.

- Pamiętasz tę pierwszą noc w Szwajcarii? - wy-

szeptał chrapliwie. - Byłaś tak rozkosznie nieśmiała.
Tak niewinna, a ja zachowałem się podle, bella mia.
To wtedy powinna była być nasza poślubna noc.

- Dla mnie taką właśnie była.
Lekki rumieniec podkreślił jeszcze bardziej jego

uwodzicielski urok. Zanurzył palce w jej jedwabiste
włosy i przywarł do nich ustami.

- Nigdy przedtem nie kochałem się z dziewicą.

Chciałem, zęby to było dla ciebie coś niezwykłego. I
dlatego zabrałem cię do Szwajcarii.

- To było coś niezwykłego - szepnęła. - Bardzo

niezwykłego.

- Grazie... grazie tanio, cara. Dla mnie było to

niezwykłe dlatego, że miałem cię wyłącznie dla sie-
bie.

Nigdy nie widziała, żeby był tak rozluźniony,

nawet w tym ostatnim tygodniu. Ale znów na sekundę
przypomniała sobie Daniela. Te same piękne czarne
oczy, te same pełne usta, których najdelikatniejszy
nawet uśmiech wywoływał drżenie jej serca.

Wstrzymała oddech, gdy zsuwał koronkowy stani-

czek z jej ramion, a następnie językiem i ustami
muskał napięte różowe brodawki. Wówczas straciła
zupełnie zdolność myślenia i tylko zaciskała palce, w
miarę jak rosło w niej napięcie. Pod wpływem jego
pieszczot drgał każdy jej nerw.

Nad łóżkiem wisiało lustro. Obraz jego opalonych

na brąz rąk na jej białej skórze i jego czarnej głowy
pochylonej nad nią czule, był wzruszający.

- Nad nami jest lustro - szepnęła.
- Niesłychane! - glos jego był niewyraźny i jakby

















background image

SPOTKANIE PO LATACH

123

nieobecny. - Następnym razem, jak zobaczysz Chris-
tiana, powiedz mu, że ma okropny gust.

- To jego willa?
Luc zsunął się z niej z ociąganiem, wstał i zaczął

się rozbierać. Nie mogła oderwać od niego oczu.
Szerokie ramiona i klatka piersiowa, szczupłe biodra i
muskularne nogi... Byt bardzo podniecony, męski i
piękny.

- Gdy patrzysz na mnie w ten sposób, tracę pano-

wanie nad sobą.

Znów położył się obok, zdjął z niej jedwabne

majtki i wziął w ramiona. Ciemne włosy, okrywające
jego klatkę piersiową, ocierały się ojej delikatne
piersi.

- Nie powinnaś tego robić.
- Czego?
- Opuszczać mnie na lotnisku. Nie pozwolę ci na

to. Czy myślisz, że nie wiedziałem o tym? Czasem już
z góry znam twoje myśli.

Korzystając z jej ogromnego zaskoczenia, łapczy-

wie wpił się w jej usta. Doznana rozkosz rozproszyła
wszelkie myśli i zatarła poczucie czasu. Upiła się jego
pocałunkami. Owionął ją ciepły, męski zapach, przy-
prawiający o jeszcze większy zawrót głowy. Traciła
kontrolę nad sobą. Oddychała z trudem. Nieświadoma
była słów, jakie wypowiadały jej wargi, a jego piesz-
czoty doprowadzały ją do szaleństwa.

- Dio - wyjęczał chrapliwie z zadowoleniem, drżąc

w mocnym uścisku jej ramion i kryjąc wilgotną twarz
w jej włosach. - Te amo - zamruczał, przygniatając ją
całym swym ciężarem. - Te amo.

Nie odezwała się.
- Scusi.
Położył się na plecach. Na białym prześcieradle

odbijała się ciemna opalenizna jego rąk i nóg.

- Teraz wreszcie wiem, co to znaczy być obiektem

seksualnego pożądania - westchnął, przyglądając się
jej z uśmiechem. - Przez ciebie straciłem kontrolę nad
sobą. A to zawsze była moja domena.
















background image

124

SPOTKANIE PO LATACH

Uśmiechnęła się zadowolona, jak kotka po wypiciu

ś

mietanki. On nie zdawał sobie nawet sprawy z tego,

co powiedział. To było wspaniałe. Sama za nic nie
chciałaby się z tym zdradzić. Prawie dwa lata przeżyła
bez słów: „Potrzebuję ciebie”. A z wyznaniem: „Ko-
cham cię” przeżyłaby nawet dziesięciolecia. Uniosła
się i obsypując go pocałunkami, szeptała gorąco:

- Kocham cię... kocham cię... kocham cię. Położył

rękę na jej potarganych włosach i powiedział
ż

artobliwie:

- Wiem, wiem, wiem.
Nie złapał przynęty. Wiedziała, że tego rodzaju

wyznania, wypływające z podniecenia seksualnego,
były uznane na całym świecie za zdawkowe i bez
znaczenia. Czy jednak nie miała poważniejszych
zmartwień w tej chwili? Sprawa Daniela urosła w jej
myślach do rozmiaru Mount Everestu.

- Luc... co myślisz o dzieciach?
Przyciągnął ją do siebie i pocałował, wyraźnie nie

nastawiony na taki temat rozmowy.

- Nigdy o nich nie myślałem, aż do ostatnich dni.
- Czy... czy lubisz dzieci? -
- Czy lubię? - Zmarszczył czarne brwi. - Cóż to za

pytanie? Przypuszczam, że własne będę lubił. Inne
mnie nigdy nie interesowały.

Wyznanie to nie było zbyt zachęcające. Nie zrobiła

najmniejszego gestu sprzeciwu, gdy jego ręce zaczęły
od nowa pieścić jej ciało.

- Możesz sobie pospać w czasie lotu - Luc

uśmiechnął się, spoglądając na nią z satysfakcją i
szczyptą ironii.

Właśnie mieli opuścić poczekalnię dla VIP-ów,

gdy

wszedł

niski,

siwowłosy

mężczyzna

w

towarzystwie człowieka z ochrony.

- Antonio? - Luc podszedł szybko do niego.

Mówili półgłosem po włosku, ale Catherine zwróci-



















background image

SPOTKANIE PO LATACH

125

ła uwagę na wyraźnie nerwowy ton tej rozmowy.
Mężczyzna podał coś Lucowi, następnie wyciągnął
chusteczkę do nosa, by otrzeć spocone czoło. Widać
było, że się z czegoś tłumaczy. Wyglądał tak, jakby
przyniósł wiadomość o czyjejś śmierci. Z trudem
opanowała ziewnięcie i przestała się nimi zajmować.

- Kto to był? - zapytała, gdy wchodzili na pokład

odrzutowca.

- Jeden z moich adwokatów - odpowiedział Luc

niezwykle ostrym tonem.

Nie znosiła startu samolotu. I tym razem nie

otworzyła oczu, dopóki nie znaleźli się w powietrzu.
Luca nie było przy niej. Siedział w drugim kącie
kabiny, przyglądając się uważnie jakiejś kartce. Gdy
spojrzała na niego, zmiął tę kartkę w palcach i
chwycił jedną z leżących na stoliku gazet.
Pstryknięciem

palców

dał

znak

stewardowi.

Przyniesiono mu dużą whisky. Po wypiciu jej jednym
haustem

wstał,

przekazując

krótkie

polecenie

stewardowi, który w pośpiechu opuścił kabinę.

- Catherine... podejdź tu - i zrobił jakiś dziwnie

nienaturalny ruch ręką.

Wstała, odpiąwszy pas. Luc miał twarz zamyśloną

i skupioną. Wskazał jej miejsce naprzeciw.

- Siadaj.
Gdy oczy jej napotkały jego wzrok; serce w niej

zamarło, a w gardle zaschło. Przeraziła ją tłumiona
wściekłość, widoczna w przenikającym ją na wskroś
spojrzeniu.

- Nie stracę panowania nad sobą - zapewnił ją,

starając się mówić spokojnym głosem. - Musi być
jakieś wytłumaczenie. Ciągle jeszcze ci ufam, ale
moje zaufanie wisi na włosku.

- Przerażasz mnie.
- W zeszłym tygodniu Rafaella powiedziała mi coś,

w co nie mogłem uwierzyć. Po twoim zniknięciu, pięć
lat temu, mieszkała przez kilka tygodni w naszym



















background image

126

SPOTKANIE PO LATACH

apartamencie. Nie chciałem, żeby nikogo tam nie
było, jeśli zadzwonisz lub zdecydujesz się wrócić.
Zmieszana Catherine słuchała tego bez słowa.

- Poinformowała mnie, że zadzwoniono z gabinetu

jakiegoś ginekologa z zapytaniem, dlaczego nie
zgłosiłaś się na kontrolę.

Catherine pochyliła głowę, tępo wpatrując się w

blat stolika. Cierpła jej skóra na karku od świado-
mości nieuchronnie zbliżającego się nieszczęścia.

- Na podstawie tego telefonu i drobnych szczegó-

łów, które odkryła w mieszkaniu - kontynuował Luc
tym samym spokojnym tonem - Rafaella wywnios-
kowała, że kiedy mnie opuściłaś, byłaś w ciąży.

Siedziała bez ruchu, jak skamieniała ze wzrokiem

utkwionym w stolik.

- Rafaella przypuszcza, że zdecydowałaś się na

aborcję. Wówczas nie widziała powodu, żeby
podzielić się ze mną tą wiadomością i szybko o tym
zapomniała. Catherine zapragnęła, żeby Bóg porwał
ją stad i ukrył gdzieś daleko. Nie była w stanie
wydobyć

z

siebie

dźwięku.

Mózg

przestał

funkcjonować.

- Naturalnie, sądziła, że to nie moje dziecko. Jej

zdaniem winowajcą mógł być Halston - mówił dalej z
coraz większym spokojem, wymawiając każde słowo
powoli, dokładnie i precyzyjnie. - Chyba rozumiesz,
dlaczego wtedy byłem na nią taki wściekły. Po tak
długim czasie historia ta wydała mi się niepraw-
dopodobna. Nie uwierzyłem ani jednemu jej słowu.
Broniłem cię.

Czuła ciężar grzechów całego świata na swoich

barkach.

- Teraz przyszła pora, żebyś powiedziała, że żadne

słowo tej opowieści nie jest prawdziwe. Musisz wie-
dzieć, że Rafaella jest uparta. Ody nie chciałem
odpowiadać na jej telefony, skontaktowała się z jed-
nym z moich adwokatów w Rzymie, podając mu
szczegóły tego, co najwidoczniej odkryła w Anglii.
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

127

Antonio spędził bezsenną noc, zanim zdecydował się
przekazać mi te fakty. Zmuszony był pospieszyć się z
tą decyzją z powodu artykułu, który na twój temat
wydrukowała jedna z angielskich gazet.

- Ja... ja nie chciałam, żeby tak się stało - wybuch-

neła nagle - miałam zamiar powiedzieć ci o tym po
przyjeździe do Anglii... - Głos jej załamywał się.

- Spójrz na mnie - rozkazał jej ostro. - A więc to

prawda? Byłaś w ciąży? Masz dziecko?

Jak bezwolna kukła skinęła głową, czując, że Luc

za chwilę wybuchnie wściekłością.

- I ty... ty wyszłaś za mnie za mąż? - Powoli uniósł

się z fotela.

- A czego się spodziewałeś? - szepnęła zrozpaczo-

na.

- Czego się spodziewałem? - ryknął, ściskając

mocno w przegubie jej rękę.

- Sprawiasz mi ból!
- Lepiej, żeby to dziecko nie było moje! - krzyknął

strasznym głosem.

Nie wytrzymała dłużej napięcia i zaszlochała.
- Oczywiście, że jest twoje. Jak mogłoby być

inaczej? Uderzył pięścią jednej ręki w otwartą dłoń
drugiej i gwałtownie odskoczył od niej. Trzęsła nim
szalona wściekłość.

- Jeśli mi się teraz nawiniesz pod rękę, zabiję,

Cisto!

- Luc, błagam - powiedziała załamana.
- Gdyby to dziecko nie było moje, być może... być,

może

mógłbym

ci

wybaczyć,

bo

wtedy

zrozumiałbym, dlaczego uciekłaś. Ale tak! Tego nie
mogę pojąć.

- Gdybyś zechciał się uspokoić - przerwała mu

błagalnie.

- Uspokoić się? Dowiaduję się, że mam prawie

pięcioletniego syna, którego nie znam, a ty prosisz
mnie, żebym się uspokoił?

- Powinnam ci była powiedzieć ostatniej nocy.
- Ostatniej nocy? Ostatniej nocy, gdy zachowywa-
















background image

128

SPOTKANIE PO LATACH


łaś się jak dziwka w moich ramionach, powinienem
był cię udusić! Nie mówię o tej przeklętej ostatniej
nocy, ani o ostatnim tygodniu. Mówię o tym czasie
sprzed pięciu lat, kiedy byłaś w ciąży!

- Przestań krzyczeć.
- Jeśli nie będę krzyczeć, zrobię ci krzywdę! Do tej

pory nigdy nie uderzyłem kobiety i nie chcę tego
robić teraz - krzyknął na nią wściekły.

Nie mogła pojąć, dlaczego Luc wolałby, żeby

Daniel okazał się dzieckiem innego mężczyzny.

- Myślałam... Próbowałam ci o tym powiedzieć...
- Nie przypominam sobie, żebyś próbo wała - prze-

rwał jej brutalnie.

- Bałam się.
Zaklął szpetnie, czego nigdy przedtem nie robił w

jej obecności.

- No dobrze - szepnęła, zbierając resztki sił. - Nie

spodoba ci się to, co powiem...

- Ty mi się nie podobasz. - Zmroził ją jego

lodowaty ton. - Nic, co mogłabyś powiedzieć, nie
będzie gorsze od wstrętu, jaki czuję teraz do ciebie.

Nie panując nad sobą rozpłakała się.
- Nie mogłam zmusić się do powiedzenia ci o tym,

bo bałam się, że każesz mi się go pozbyć.

-

Ośmielasz

się

zrzucać

na

mnie

odpowiedzialność? - Spojrzał na nią wzrokiem
pełnym pogardy.

- Zawsze jasno stawiałeś sprawę, że nie chcesz

mieć wobec mnie żadnych zobowiązań. Naprawdę
uważałam, że usunięcie ciąży uznasz za najbardziej
praktyczne rozwiązanie sprawy.

- Gdy w grę wchodzi moje ciało i moja krew, nie

jestem taki praktyczny. I co ty wiesz o moim zdaniu
na temat aborcji? Czy rozmawialiśmy o tym?

- Ja... ja... tak mi się zdawało - przyznała się,

niezdolna dłużej patrzeć na niego.

- Do diabła z tobą i z tym, co ci się wydawało!
- Wtedy myślałam, że postępuję słusznie-szepnęła.















background image

SPOTKANIE PO LATACH

129

- Czy mam ci powiedzieć, dlaczego tak myślałaś?

Spójrz na mnie! - rozkazał ostrym tonem, a ona
usłuchała przerażona zastanawiając się, jaki jeszcze
cios może na nią spaść. - Nie wiedziałem, jaki masz
naprawdę charakter. Nie przypuszczałem nawet, ile
pod tą anielską twarzą kryje się zawziętości i uporu.
Ale teraz już wiem i nie potrzebuję twojej
interpretacji, bo mam własną. Pozwól, że ci powiem,
jak wygląda sytuacja: jeśli nie ożeniłbym się z tobą,
mógłbym stracić moje dziecko!

- Nie! - krzyknęła. - To nie było tak!
- To było dokładnie tak! Nie ma obrączki, nie ma

dziecka. Nie wiedziałem, że wtedy przy śniadaniu
grałem w rosyjską ruletkę. - Spojrzał na nią z
nienawiścią. -1 pomyśleć, że zadręczałem się tym, co
ci tego dnia powiedziałem. Nie miałaś prawa ukrywać
prawdy przede mną! Powinienem wiedzieć, że nosisz
moje dziecko! Cristo, czy aż tak bardzo mnie
nienawidziłaś, że nawet nie dałaś mi szansy?

- Tak cię kochałam, tak bardzo cię kochałam!
- Nazywasz to miłością? - Zaśmiał się chrapliwie.

- W ciągu prawie dwóch lat tylko raz straciłem przy
tobie panowanie nad sobą! Jeden raz! A płacę za to do
tej pory. To był twój rewanż.

- Ja nie myślę w taki sposób jak ty - broniła się.
- Gdybyś myślała tak jak ja, to byłabyś moją żoną

już pięć lat temu! Si, ożeniłbym się z tobą. - Z ponurą
satysfakcją spojrzał na jej bladą twarz. - Może nie
zrobiłbym tego zbyt chętnie, ale ożeniłbym się z tobą.

Wstrząsnęła się, wyobrażając sobie swój los. Luc,

zmuszony do małżeństwa jej ciążą. To byłby koszmar.

- Nie chciałabym, żebyś żenił się ze mną z takimi

uczuciami.

- Dio! A co mają do rzeczy twoje czy moje

uczucia, wobec mającego się urodzić dziecka?

Na jego twarzy pojawił się lodowaty grymas.
- Jedyna, naprawdę uczciwa kobieta, tak oto po-



















background image

130

SPOTKANIE PO LATACH

wiedziałem Rafaelli o tobie. Aż dziw, że nie parsknęła
mi w twarz śmiechem! Ona ma przynajmniej jedną
zaletę, której ty nie masz. Jest lojalna, choć tak
okropnie potraktowałem ją w zeszłym tygodniu.

- Wyjadę z Danielem - powiedziała z rozpaczą

Catherine. - Już więcej o nas nie usłyszysz.



























































background image











ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


- Nigdzie go nie zabierzesz!
- Przecież go nie chcesz. Nie chciałeś, żeby to było

twoje dziecko. To była najpodlejsza i najbardziej
okrutna rzecz, jaką mi kiedykolwiek powiedziałeś.

- Głos Catherine zadrżał niepokojąco.
- Straciłem pięć lat jego życia! - krzyknął Luc.-

Jest dzieckiem nieślubnym. Ile się nacierpi w
przyszłości? Czynie zdajesz sobie sprawy z tego, że
będą ci potrzebne dokumenty? Czy myślisz, że
będziesz mogła udawać wdowę z dzieckiem przez
resztę życia? To wyszłoby na jaw, jak wtedy czułoby
się to dziecko? Co sądziłoby o tobie, o mnie? I
dlatego właśnie pomyślałem, że wolałbym, żeby to
nie było moje dziecko. Dla jego dobra. Z
dokumentów od razu będzie widać, że coś jest nie w
porządku. Ale dlaczego on został w Anglii?

- Dokumenty? - Była śmiertelnie blada.
- Nie sądzisz chyba, że mogłabyś odejść dokąd-

kolwiek, a ja żyłbym sobie dalej, ukrywając prawdę?
Gdyby nie Rafaella, jego twarz byłaby już na pierw-
szych stronach brukowej prasy! Gdy odnalazła go w
domu twojej przyjaciółki w Lakę District, zabrała go
stamtąd, zanim zjawili się fotoreporterzy.

- Zabrała go? Dokąd? - pytała gorączkowo, uświa-

damiając sobie jednocześnie, że zainteresowanie
prasy jest znacznie groźniejsze, niż przypuszczała.

- Czekają na nas w domu, razem z twoją

przyjaciółką.- W jakim domu? - wyjąkała zaskoczona.

- Kupiłem go dla ciebie jako prezent ślubny. Pięć

lat temu... Pięć długich, pustych lat! - wyrzucił z
siebie.

- Byłem takim głupcem. Ja, który pyszniłem się

moim













background image

132

SPOTKANIE PO LATACH

nadzwyczajnym rozsądkiem. Czy jeszcze tego nie
zrozumiałaś? Kochałem cię.

- Pięć lat temu? - Zdruzgotana, nie mogła złapać

tchu.

- Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki nie

odeszłaś. Miałem nadzieję, że wrócisz... zadzwonisz...
wyślesz kartkę pocztową... Cokolwiek! Nie mogłem
pogodzić się z myślą, ze odeszłaś na zawsze. Ja bym
ci tego nie zrobił. - To wyznanie wywołało ponownie
gwałtowny przypływ złości. - Wydałem fortunę, żeby
odnaleźć twój ślad. Nękany wyrzutami sumienia po-
stanowiłem ożenić się z tobą, jak tylko cię odnajdę.
Gotów byłem zacząć od nowa.

Łzy powoli toczyły się po jej policzkach, ale Luc

jeszcze nie skończył.

- A gdy odnalazłem ciebie, przymknąłem oczy na

to, że się tak zmieniłaś. Usprawiedliwiałem cię, bo
byłaś czymś najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
Teraz mogę się do tego przyznać.

- Nie mów tak! - błagała załamującym się głosem,

widząc, z jaką determinacją chce zniszczyć łączące
ich więzy.

- Raz ci się udało, ale nie pozwolę na to więcej -

zabrzmiało to jak wyrok

- Co ja takiego zrobiłam? - wyszeptała.
- Pięć lat temu ufałem ci bardziej niż komukolwiek

na świecie, Catherine. A ty nadużyłaś tego zaufania.
Spędziłaś całą noc w moich ramionach, mówiąc, jak
bardzo mnie kochasz, a potem odeszłaś...

- To było moje pożegnanie, tyle tylko mogłam

zrobić - powiedziała prawie bezgłośnie.

- Oczywiście, nie przyszło ci na myśl, że między

innymi dlatego byłem taki zły na ciebie następnego
ranka, bo zrozumiałem, że wpadłem.

- Co masz na myśli?
- Co mam na myśli? Wtedy jeszcze nie chciałem

się z tobą żenić, nie chciałem się żenić z nikim. Moi
rodzice
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

133

nic dali mi zachęcającego przykładu małżeńskiego
stadła. Nienawidzili się wzajemnie!

- Nigdy mi tego nie mówiłeś!- powiedziała za-

skoczona.

- Miałaś tak wiele złudzeń na temat szczęśliwego

ż

ycia rodzinnego, że nie potrafiłem powiedzieć ci

prawdy. Moi rodzice pobrali się, bo moja matka była
w ciąży. Nie kochali się. Nawet się nie lubili. Uniesz-
cześliwili się na wiele lat. Jedyna rzecz, jakiej ode
mnie chcieli, to pieniądze. Nie interesowali się, jak je
zarobiłem. Minęło wiele czasu, zanim to
zrozumiałem. W katastrofie lotniczej straciłem siostrę
i oboje rodziców, którzy nigdy nie chcieli być
rodzicami.

- Zawsze myślałam, że twoja rodzina kochała cię.
- Kochali to, co mogłem im dać - odpowiedział

ostro. - A ty niewiele się od nich różnisz. Dziesięć dni
temu siedziałaś w mieszkaniu Huntingdona, gotowa
go poślubić.

- Poprosił mnie o rękę tego właśnie dnia, gdy nas

zobaczyłeś. Niczego przedtem między nami nie było.
Przynajmniej z mojej strony. Powinnam była znacznie
wcześniej uczciwie mu to powiedzieć.

- Uczciwie? - Zacisnął zęby. - Ty nie wiesz, co

znaczy to słowo. Wyobrażam sobie, jak za kilka lat
powiesz mojemu synowi, że dlatego tak późno
pojawiłem się w jego życiu, bo obawiałaś się mojej
reakcji na wiadomość, że ma się urodzić. Co mu o
mnie powiedziałaś?!

Poczuła się tak, jakby uczepiona była paznokciami

urwistej ściany, a on odrywając kolejno jej palce
przybliżał upadek. Zdecydowała się na skok:

- Nic.
- Nic! - wykrzyknął. - Musiałaś powiedzieć mu

coś o jego ojcu!

Opowiedziała o historyjce wymyślonej przez Ha-

rriet. Zareagował gwałtownym wybuchem wściekło-
ś

ci, gdy dowiedział się, że Daniel myśli, że jego

ojciec
















background image

134

SPOTKANIE PO LATACH

nie żyje. Była to ostatnia kropla, która przepełniła
czarę. Już wystarczająco złe było to, że Luc nie
wiedział nic o istnieniu syna. Ale to, że Daniel nie
wiedział nic o swoim ojcu, było niewybaczalne.

Catherine była zrozpaczona i wytrącona z równo-

wagi słowami Luca. Wyznał, że kochał ją pięć lat
temu. Wszystko inne stawało się nieważne wobec
tego jedynego faktu. Miłość, o której tak marzyła,
istniała, a ona była zbyt ślepa, żeby to dostrzec.

Dlaczego usłuchała Harriet? Ale to nie było

uczciwe oskarżać Harriet, która osadziła Luca na
podstawie tego, co Catherine o nim opowiedziała.

Luc miał rację pod jednym względem. Nie dała mu

szansy. Teraz musiała przyznać, że o wiele łatwiej
było uciec, niż zdecydować się na konfrontację. W
tamtym okresie nie znała dobrze Luca. Nawet nie
przypuszczała, że utrata jej sprawi mu tyle bólu. Dziś
ten ból wynikał z przekonania, że zawiodła go po raz
drugi.

Dopiero teraz zrozumiała, jaki miał naprawdę

charakter. Gorący w sypialni, zimny na co dzień. Nie
potrafił okazywać uczuć. Rodzice, według tego, co o
nich mówił, nie szukali jego miłości. Inaczej pojmo-
wała teraz hojność, jaką okazywał jej w przeszłości,
tak że czuła się jak przedmiot do kupienia. Luc przy-
zwyczaił się do obdarowywania swoich najbliższych.
Oczekiwali tego od niego. Gdy stracił rodzinę, na nią
przeniósł to przyzwyczajenie.

Tyle miała obaw! Luc nie tylko rozczarował się do

niej, był urażony i zawiedziony. Pięć lat temu, być
może nieświadomie, wbiła ostatni gwóźdź do swojej
trumny. Lucowi nawet przez myśl nie przeszło, że
Catherine może być w ciąży. Nigdy by też nie przewi-
dział, że posunie się ona do tego, by ukryć przed nim
ten fakt.

Ale jakim byłoby nieszczęściem, gdyby Luc

poczuł się zmuszony do poślubienia jej, mówiąc sobie
w duchu; że powtarza błąd swoich rodziców. To nie
mogło
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

135

się udać. Teraz jednak Luc myślał tylko o Danielu.
Chciał być ze swoim synem, ale nie mógł już patrzeć
na jego matkę.

- Bardzo kocham Daniela- wyszeptała Catherine.
- Masz piękny sposób okazywania tego - zadrwił.
- Zostawiasz go gdzieś na końcu świata, z jakąś

wariatką feministką.

- Nie mów tak o Peggy! - przerwała mu gorąco.
- Jest wykładowcą na uniwersytecie i napisała trzy

książki. Jest także wspaniałym przyjacielem.

Być może jednak, w tej koszmarnej sytuacji Peggy

nie będzie już chciała być jej przyjaciółką. Nie wiado-
mo, co naopowiadała Rafaella...

Prezentem ślubnym dla Catherine był wiejski dom

w stylu elżbietańskim. Nie był specjalnie duży, ani
zbyt luksusowy, ale sprawiłby jej ogromną radość,
gdyby nie ten jej ponury nastrój... I gdyby u wejścia
nie pojawiła się Rafaella z powitalnym uśmiechem na
twarzy...

- Niezły, jak na prezent, wcale niezły.
Z rękami opartymi na biodrach Peggy przyglądała

się domowi. Badawczym i pełnym podziwu wzrokiem
oceniła przystrzyżone trawniki, las i błyszczącą w od-
dali taflę niewielkiego jeziora.

Catherine bezwiednie spojrzała na zegarek.
Peggy była zbyt spostrzegawcza, żeby tego nie za-

uważyć.

- Zaraz się zjawią. Przestań się martwić. Daniel

poradzi sobie. To moja wina - westchnęła. - Nie
powinnam była zostawiać go samego z Rafaella ani
na sekundę. To okropna kobieta.

Catherine niechętnie wróciła myślami do chwili ich

przyjazdu. Luc przywitał się od razu z Rafaella.
Catherine nie miała pojęcia, o czym mówili, ale
Rafaella rozpromieniła się i zaśmiała, roztaczając cały
swój urok. Potem, mówiąc, że nie chce tu być
intruzem,



















background image

136

SPOTKANIE PO LATACH

wskoczyła do samochodu, bez wątpienia zadowolona
z siebie i świadoma burzy, jaką wywołała pomiędzy
mężem i żoną... miedzy matką i synem.

Daniel siedział bez ruchu w jednym z pokoi na

dole. Gdy próbowała go objąć, szorstko odtrącił jej
rękę:

- Powiedziałaś mi, że mój tatuś nie żyje! Potępił ją

i od tego momentu narastała jego niechęć. Rafaella
dobrze wykonała swoją robotę. Choć

Daniel był dzieckiem bardzo inteligentnym, nie

znał przecież spraw dorosłych. Rozumiał jedynie, że
matka

go

okłamała.

Zraniony

i

niepewny,,

zdenerwowany przed spotkaniem z ojcem, o którym
Rafaella naopowiadała mu niezwykłych rzeczy,
Daniel skierował cały swój dziecięcy żal przeciw
Catherine.

Luc, który wszedł w tej chwili, natychmiast przejął

inicjatywę i przykucnąwszy obok syna powiedział
spokojnie:

- Nie wiedziałem, że jestem ojcem. Może teraz

zrobię coś nie tak. Musisz mi pomóc.

- Nie chcę tatusia, który by mi rozkazywał.
- I ja bym nie chciał - zgodził się z nim Luc.
- W ogóle nie wiem, czy chcę jakiegokolwiek

tatusia

-

dodał

Daniel

tonem

już

mniej

zdecydowanym.

- Rozumiem cię, ale ja na pewno chcę, żebyś to ty

był moim synem.

- A czy masz jeszcze innych synów? - zapytał

Daniel.

- Tylko ciebie. I dlatego jesteś specjalnym synem.

Catherine czuła się tu całkiem niepotrzebna. Luc
odegrał doskonale swoją rolę, rozpraszając wszelkie
obawy Daniela. Rozumieli się świetnie. Z jednej
strony ostrożny Luc, z drugiej - coraz bardziej ufny i
ciekawy Daniel. Luc nie śpieszył się, nie posunął się
też za daleko. Wzajemnie się obserwowali. Po
godzinie Daniel szczebiotał uszczęśliwiony, że Luc
tak interesuje się jego osobą. Opowiedział o Cloverze.
Lucowi wystarczyło pięć sekund, żeby zrozumieć, że
sprowadzę-













background image


SPOTKANIE PO LATACH

137

nie starego osiołka ze schroniska dla zwierząt przy-
czyni się do umocnienia świeżej przyjaźni z synem.

- Wiesz co, a może byśmy teraz po niego

pojechali? - zaproponował Luc, a Daniel z oczami
pełnymi leź rzucił mu się w objęcia.

Pojechali przed lunchem.
- Jest pięknym dzieckiem - półgłosem powiedział

Luc do Catherine, odzywając się do niej po raz
pierwszy od przyjazdu. - I jestem bardzo dumny, że
mam takiego syna.

Ciągle nie była pewna, czy to komplement,

zakamuflowane przeprosiny, szczere uznanie dla
urody Daniela, czy też żal, że musiał tak długo
czekać.

- Powinnaś była razem z nimi pojechać - powie-

działa Peggy.

- Nie zaproponowali mi. A poza tym - westchnęła -

chciałam z tobą porozmawiać. Przypuszczam, że
bardzo ci się nie podoba to wszystko, co się tu dzieje.

- Chyba żartujesz! Te dwa ostatnie dni były bardzo

podniecające! - Peggy zaśmiała się. - Byłam zdumio-
na, gdy Rafaella pokazała mi twoje zdjęcie z Lucem
na lotnisku, i wtedy zadzwonił pierwszy reporter.
Ktoś w miasteczku udzielił mu informacji. Wiele osób
wiedziało, że wzięłam Daniela do moich rodziców.
Kiedy wrócę, będę się pławić w blasku twojej sławy...

- śeby ci to nie zaszkodziło - ostrzegła ją ponuro

Catherine. - Kiedy to wszystko się skończy...

- Kiedy się skończy? Nie przesadzaj - skarciła ją

Peggy. -śyłaś z nim, a teraz wyszłaś za niego za mąż.
A Daniel jest jego synem. Koniec, kropka.

- To nie takie proste.
- Nie powiedziałaś mi wszystkiego o ojcu Daniela -

zauważyła Peggy. - Teraz, gdy go zobaczyłam, jestem
trochę mądrzejsza. Weź pod uwagę, że ma on trzy
zalety, których nie wolno zlekceważyć. Po pierwsze,
jest hojny. Nie muszę dodawać, że stać go na to. Po
drugie, jest najprzystojniejszym facetem, jakiego kie-
















background image

138

SPOTKANIE PO LATACH

dykolwick widziałam poza ekranem. Muszę przyznać
bezwstydnie, że taka była moja pierwsza reakcja. Po
trzecie, ktoś, kto był zdolny oczarować Daniela i
poradzić sobie tak szybko z jego złym humorem,
godny jest podziwu.

- Im więcej?
- Założę się, ze Luc nigdy przedtem nie widział

osła z bliska.

Catherine roześmiała się, ale chwilę później wes-

tchnęła:

- Gdybym nie straciła pamięci, wcześniej powie-

działabym mu o Danielu.

- Myślę - mruknęła Peggy - że Luc dostał to, na co

zasłużył.

Gdyby

zapewnił

ci

poczucie

bezpieczeństwa, ufałabyś mu na tyle, żeby o tym
powiedzieć. Mam wrażenie, że jest wystarczająco
inteligentny i sam to zrozumie.

A jeśli nie będzie chciał zrozumieć? - pomyślała

smutno Catherine. Nic nie wskazywało na to, żeby
miał być wobec niej bardziej wyrozumiały.

Pierwszy pojawił się Clover, jak zwykle był

rozdrażniony i kłapał zębami na ogrodnika, który miał
go odprowadzić za ogrodzenie. Wraz z Cloverem
przybyła dama, która z pewnym zażenowaniem
poinformowała Catherine, że Luc ofiarował znaczną
sumę na jej schronisko. I Catherine poczuła nagłe
rozdrażnienie. Dlaczego Lucowi wszystko szło tak
łatwo?

Wrócił po dziesiątej, trzymając w ramionach

ś

piącego Daniela. Choć bardzo była ciekawa, co robili

cały dzień, powstrzymała się od pytań. Chłodne
spojrzenie Luca kazało jej przypuszczać, że
odpowiedzi byłyby równie zimne. Wzięła Daniela na
ręce.

- Położę go do łóżka.
Zaniosła zmęczonego syna do sypialni. Obudził

się, gdy go rozbierała i otworzył szeroko oczy w
nagłym strachu.

- Gdzie tatuś?
















background image

SPOTKANIE PO LATACH

139

- Jest na dole.
- Myślałem, że tylko mi się przyśnił. - Rozespany

Daniel uśmiechnął się do niej słodko. - On nie wie nic
o dzieciach, ale za to dużo o komputerach -
powiedział pojednawczym tonem i pozwalając się
wziąć w objęcia, sam zarzucił jej ręce na szyję.

- Przepraszam, że byłem dla ciebie niedobry. W jej

oczach ukazały się łzy.

- Tym razem ci wybaczam.
- Tatuś wszystko mi wytłumaczył. To tylko jego

wina, że byliśmy rozdzieleni - wyszeptał, ponownie
zasypiając.

Poczuła wdzięczność dla Luca. Zapobiegł w ten

sposób rozdźwiękowi pomiędzy nią i jej synem.

Zeszła na dół do salonu. Choć był raczej duży,

robił wrażenie przytulnego i wygodnego. Brakowało
w nim jednak oznak życia, od razu było widać, że nikt
tu nie mieszkał od lat. Gospodyni, pani Stokes,
wspomniała, że Luc nie spędził pod tym dachem ani
jednej nocy.

- Śpi? - Luc stał na progu, pozornie niewzruszony.

Z jego spojrzenia trudno było coś wyczytać.

- Zasnął natychmiast, solidnie go zmęczyłeś. Nie-

często mu się to zdarza.

- Był dla mnie bardzo miły, ale podejrzewam, że

takie wybuchy złości, jakie widziałem przedtem, zda-
rzają mu się często.

- Był bardzo przybity - próbowała bronić syna.
- Jest niezwykle inteligentnym dzieckiem. Powi-

nien jak najszybciej rozpocząć naukę w szkole.

. Zbladła z przerażenia.
- Nie chcę, żeby gdzieś wyjeżdżał.
- A czy ja coś takiego proponuję? On nie po-

trzebuje szkoły z internatem. W Rzymie jest
doskonała szkoła dla dzieci wybitnie uzdolnionych.
Możliwość współzawodnictwa z rówieśnikami dobrze
mu zrobi. - Luc odetchnął głęboko i rzucił jej
badawcze spojrzenie, ale ona wbiła wzrok w podłogę.
- Jest już trochę
















background image

140

SPOTKANIE PO LATACH

za duży, żeby miewać takie humory. Będzie mógł
lepiej wyładować nadmiar energii.

- Jesteś bardzo krytyczny wobec niego - powie-

działa sucho.

- Nie miałem takiego zamiaru. Jest o wiele bardziej

zrównoważonym dzieckiem, niż ja byłem w jego
wieku, ale potrzebuje większej opieki. Chyba że
chcesz, żeby dalej wychowywała go telewizja.

Catherine zaczerwieniła się ze zdenerwowania, ale

nie zaprotestowała uznając, że miał podstawę, aby tak
sądzić.

- Starałam się, jak mogłam.
- W gruncie rzeczy jest on bardzo szczęśliwym i

ufnym dzieckiem. Przyznaję, że dokonałaś wielkiej
rzeczy, szczególnie, jeśli się weźmie pod uwagę, że
wychowywałaś go sama i jak to Daniel kilkakrotnie
powtórzył, właściwie bez pieniędzy.

Ta pochwała tylko wzmogła jej napięcie. Luc był

taki na dystans, taki opanowany. Nie znała go takim.

- Czy prawdą jest to, co mówiłaś mi dzisiaj rano?

A może wymyśliłaś to w ostatniej chwili? - zapytał
niespodzianie spokojnym głosem. - Czy naprawdę
sądziłaś, że zażądam, żebyś usunęła ciążę?

Krew odpłynęła jej z twarzy:
- Pomyślałam, że jesteś...
- Okrutny, nieludzki, egoista? - wyrzucał z siebie,

wpatrując

się

w

jej

nieszczęśliwą

twarz.

Przypuszczalnie tak właśnie o mnie myślałaś.

Gwałtownie potrząsnęła głową:
- Nie, nie myślałam tak... kiedy coś staje na twojej

drodze, pozbywasz się tego - wyjąkała, zdając sobie
sprawę, że nie wyraziła właściwie swoich myśli. -
Myślałam, że jeśli czegoś zechcesz, to nie będę w
stanie ci przeszkodzić. Właśnie tego najbardziej się
bałam.

Cała jego twarz stężała w ogromnym napięciu.
- Per amor di Dio, co ja takiego uczyniłem, że

mogłaś tak o mnie pomyśleć?

















background image

SPOTKANIE PO LATACH

141

- To nie było tak. Czy nie rozumiesz, że im dłużej

milczałam, tym trudniej było mi powiedzieć ci o tym?

- Rozumiem, iż bardzo się mnie bałaś, myśląc, że

dla własnej wygody mógłbym zabić moje dziecko. A
przecież nawet wtedy, kiedy nie uświadamiałem
sobie, że Cię kochani, zależało mi na tobie -
powiedział półgłosem. - A nawet, gdybym nie kochał,
to i tak nie zdecydowałbym się na takie rozwiązanie
sprawy.

Łzy popłynęły jej z oczu.
- Wybacz mi! - Był to krzyk z głębi serca. Ponury

grymas wykrzywił jego usta.

- Sądzę, że to ja powinienem przepraszać. Do-

stałem to, na co zasłużyłem. Ale ty, nawet teraz, kiedy
wychodziłaś za mnie za mąż, nie ufałaś mi. W
dalszym ciągu nie potrafiłaś się zdobyć na odwagę i
powiedzieć mi o Danielu.

- Jestem potwornym tchórzem... już teraz wiesz. A

poza tym, nie chciałam psuć ślubu - wymamrotała
niewyraźnie.

Cisza przedłużała się, a Catherine miała nerwy

napięte do granic wytrzymałości.

- Jakie mamy szansę, że po tym ostatnim tygodniu

grozi nam powiększenie rodziny? - zapytał z
wymuszonym spokojem.

Gdy zrozumiała znaczenie jego słów, oblizała ner-

wowo suche wargi.

- Bardzo niewielkie - odpowiedziała uczciwie, czu-

jąc się nieswojo, zażenowana zmianą tematu.

Luc był całkiem inny, niż wówczas przy basenie, a

i tamten dzień wydawał się dziś bardzo odległy.

Nie był na tyle nietaktowny, żeby głośno

odetchnąć z ulgą, ale widać było, że pozbył się obaw.

- Chciałbym, żebyś wiedziała, że nie myślałem o

skutkach tych pierwszych dni, które spędziliśmy
razem - zapewnił ją ze słabym uśmiechem. - Nie
planowałem ciąży.

- W porządku - zdołała wyszeptać Catherine, choć
















background image

142

SPOTKANIE PO LATACH

czuła się urażona jego reakcją. Zrozumiała, że drugie
dziecko skomplikowałoby sytuację, zwłaszcza po wy-
darzeniach ostatnich dni.

Należało jak najszybciej skończyć tę rozmowę.
- Jestem zmęczona. Idę się położyć - powiedziała.
- Nie będę ci przeszkadzać.
Nie było dla niej pociechą, gdy stwierdziła, że

rzeczy Luca zostały zabrane z sypialni. Nie dał jej
nawet okazji, żeby mogła go wyrzucić! Chwyciła
poduszkę i ukryła w niej twarz, żeby stłumić łkanie.






















































background image










ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Czy mam coś jeszcze przynieść, pani Santini?
Catherine z poczuciem winy spojrzała na tacę.

Jeden rogalik poszarpany na kilkanaście kawałków, a
ż

aden nawet nie nadgryziony.

- Nie, dziękuję. - Zmusiła się do uśmiechu. - Nie

jestem głodna.

Nie miała apetytu, bolało ją serce. Luc wczesnym

rankiem zabrał Daniela do Paryża. Wrócą wieczorem.
W

obecności

Daniela,

Luc

bez

entuzjazmu

zaproponował, żeby im towarzyszyła. Jej odmowa
była tak samo obojętnie przyjęta. Zaproszenie to
padło tylko ze względu na Daniela.

Minione cztery dni były dla niej piekłem na ziemi.

Luc był wyjątkowo uprzejmy i uważny, ale widać
było, że jej nie kocha. Jak mogła kiedykolwiek być
tak głupia i w to uwierzyć? Gdy jej nie było, Luc
wyidealizował sobie jej wizerunek, a kiedy ją ponow-
nie odzyskał, niechęć i jawny opór, jakie okazała, gdy
chciał ją zabrać od innego mężczyzny, stały się
powodem jego agresywnego zachowania. Zdobył
wszystko, na czym mu zależało, a gdy wygrał tę
batalię, zrozumiał, że nic warta była kosztów, jakie
poniósł.

Znalazł się teraz w kłopotliwym położeniu. Wy-

glądałoby dziwnie, gdyby tak szybko zerwali małżeń-
stwo. Należało też brać pod uwagę Daniela.

Siedziała w jadalni bez ruchu, a burza uczuć

miotała jej słabym ciałem.

Nie będzie miała jego dziecka. Nie będzie już

niczego, co mogłoby ich do siebie zbliżyć. Zdrowy


















background image

144

SPOTKANIE PO LATACH


rozsądek mówił, że to dobrze, ale coś wewnątrz niej
buntowało się przeciwko tej chłodnej ocenie sytuacji.

Nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez Luca. Im

dalej był od niej, tym bardziej czuła się nieszczęśliwa.
Nie mogła jeść, nie mogła spać, nie była zdolna do
niczego. I co teraz będzie? - pytała samą siebie. - Co
mi pozostanie? Daniel uwielbiał Luca. Z trudem
znosił jego nieobecność.

Przyszłość wydawała się jej pusta i bezcelowa.

Daniel pojedzie do szkoły w Rzymie. Małżeństwo,
które od samego początku nie było udane, rozpadnie
się i skończy separacją. Luc będzie odbywał długie
podróże w interesach, a ona, zgodnie z jego oczekiwa-
niami, regularnie będzie odwiedzać Anglię.

To prawdziwa tortura być tak blisko i zarazem tak

daleko, pragnąc go w nocy, leżąc samotnie w łóżku, a
w dzień zadręczać się udawaniem, ze jest zupełnie
szczęśliwa.

Wśród tych wszystkich przepraszam i dziękuję,

których słyszała teraz znacznie więcej niż przedtem,
od czasu do czasu napotykała pytające spojrzenie. Luc
chciał,

ż

eby

spokojnie

pogodziła

się

z

rzeczywistością. śyczył sobie, by nie doprowadzała
do melodramatycznych scen. Powstrzymując gniew i
rozpacz, żyła jakby w żelaznym jarzmie ciszy, ale
wewnątrz niej toczyła się walka, która groziła
zniszczeniem. Dlaczego nie zostawił jej w spokoju?
Dlaczego znowu wdarł się w jej życie? Dlaczego
położył białą różę na poduszce? Dlaczego zmusił ją
do przyznania się, że go kocha? Dlaczego? Dlaczego?
Dlaczego?

Zła na samą siebie za te ponure myśli, wstała,

zdecydowana nie marnować kolejnego dnia na błąka-
nie się bez celu, jak zagubiona dusza. Najwyższy
czas, żeby zobaczyć się z Drewem, nie może odkładać
załatwienia tej sprawy. Skontaktowała się już wcześ-
niej z jego chrzestną matką. Pani Anstey wygłosiła
całą tyradę przez telefon, nie chcąc przyjąć
usprawiedliwień














background image

SPOTKANIE PO LATACH

145

i mówiąc z wielką satysfakcją, że wynajęła
mieszkanie osobie, która na pewno zachowa się o
wiele bardziej stosownie. Catherine wysłuchała tych
wymówek bez słowa. Rozmowa ta ulżyła jej
sumieniu.

Nie spodziewała się, by spotkanie z Drewcm było

łatwe. Czy ma mu powiedzieć, ze ponosi winę za
kłopoty, które miał w Niemczech? A może już o tym
wie? Czy będzie chciał się z nią widzieć?

Jeszcze przed południem weszła do biura firmy

Huntingdon Components. Sekretarka Drewa zadzwo-
niła, żeby oznajmić o jej przybyciu. Drew wyszedł ze
swojego gabinetu, jego zawsze miła twarz była
chłodna i obojętna.

- Co za niespodzianka!
- Musiałam się z tobą zobaczyć.
- Nie wiem, jak mam panią powitać, pani Santini.
- Dla ciebie jestem w dalszym ciągu Catherine -

powiedziała stanowczo.

- Próbowałem dzwonić do ciebie z Niemiec. Moja

gospodyni powiedziała, że zniknęłaś. Powiedziała też,
ż

e w sypialni był taki porządek, jakbyś wcale tam nie

wchodziła.

Catherine pochyliła głowę. Ludzie Luca dobrze

wykonali swoją robotę.

- Potem zobaczyłem twoje zdjęcie z Santinim na

lotnisku. Było w każdej gazecie - westchnął. - Daniel
jest jego lustrzanym odbiciem. Harriet mnie okłamała,
domyśliłem się wszystkiego.

- Wybacz, że nie mogłam powiedzieć ci prawdy.
- Gdy cię poznałem, początkowo wcale mnie to nie

interesowało. Ale wolałbym mieć za rywala zmarłego.

- Uśmiechnął się i dodał z wahaniem: - Odjechać z

nim w taki sposób! Musisz szaleć na jego punkcie...

W takiej sytuacji zrezygnowała z pierwotnego za-

miaru opowiedzenia mu, jak się wszystko naprawdę
odbyło. Nie wiadomo, dlaczego poczuła, że byłoby to
nielojalne wobec Luca. Drew nie musiał tego
wiedzieć.
















background image

146

SPOTKANIE PO LATACH

- Tak - przyznała zmieszana, a po chwili spytała: -

Czy otrzymałeś swój kontrakt?

Nieoczekiwanie uśmiechnął się szeroko.
- Nie ten, po który pojechałem. Zupełnie przypad-

kowo nadarzył się znacznie korzystniejszy. Na długi
czas zapewnił firmie bezpieczeństwo. Jak to się
mówi? Kto ma szczęście w kartach, ten nie ma
szczęścia w miłości.

Drew najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, co

groziło jego firmie. Nie przeżył żadnych niepokojów,
a wiadomość, że drugi kontrakt uzyskał dzięki wpły-
wom Luca nie zachwyciłaby go.

Odchrząknął z zakłopotaniem.
- Zgodziłem się na spotkanie z Annette, ale nie

wiem, czy to coś zmieni.

Uśmiechnęła się z ulgą.
- Cieszę się.
- W dalszym ciągu uważam, że jesteś jak szczere

złoto, Catherińe. - Skrzywił się boleśnie. - I mam
nadzieję, że on docenia, jaki z niego szczęściarz.

To nie jest tak, jak sobie wyobrażasz - pomyślała z

ż

alem, wsiadając znów do limuzyny. Mężczyzna

pijany ze szczęścia nie unikałby dobrowolnie małżeń-
skiego łoża i jakiegokolwiek kontaktu fizycznego.
Szalone pożądanie umaiło wraz z iluzjami. Ale jej
pożądanie nie umarło. Cierpiała, stale go pragnąc. Już
wkrótce zacznie sobą pogardzać za tę słabość.

Ich małżeństwo było błędem. Kontynuowanie go

wyłącznie dla pozorów kosztowało ją zbyt wiele. Nie
powinna poświęcać się dla dobra Daniela. Jest podob-
ny do Luca, poradzi sobie. Teraz chodzi o jej własne
dobro. Nie może już dłużej poddawać się i pozwolić,
ż

eby kierowano jej życiem nie pytając jej o zgodę.

Zmęczona poszła po południu do Harrodsa.
Gdy wróciła do samochodu, szofer odkładał właś-

nie słuchawkę telefonu.




















background image

SPOTKANIE PO LATACH

147

- Pan Santini wrócił z Paryża, madame. Powiedzia-

łem mu, że wrócimy mniej więcej za dwie godziny.

Mój Boże, jak ten Luc jej pilnuje, chociaż teraz nic

dla niego nie była warta. Nagle odczuła niechęć na
myśl o powrocie do domu. Pomyślała, że lepiej
wrócić później, kiedy Daniel będzie już w łóżku.

- Wrócimy później - powiedziała. - Chcę się po

drodze zatrzymać i coś zjeść.

Zdecydowała się na hotelową restaurację. Długo

wybierała dania proponowane przez szefa sali,
zjadając wszystko, co jej podawano. Zastanawiała się,
co powie Lucowi, jak mu to powie, z jaką miną? Ma
być chłodna, spokojna, opanowana. Nie powinna
ujawniać prawdziwych uczuć. Gdy oznajmi Lucowi,
ż

e żąda natychmiastowej separacji, musi to zrobić z

godnością.

Gdy na palcach szła po schodach, z zamiarem

odłożenia rozmowy do jutra, z salonu wyszedł Luc.

- Gdzie, u diabła, byłaś? - zapytał ostro.
- W mieście - mruknęła, starannie unikając jego

wzburzonego spojrzenia. - Chcę separacji.

- Prego! - zapytał bardzo cichym głosem. Wtedy

spojrzała na niego. W świetle padającym z góry, z
okrutną wyrazistością ujrzała, jak nagle zbladł. Nie
rozumiała, dlaczego wyglądał na tak wstrząśniętego tą
wiadomością. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo
zeszczuplał w ciągu ostatnich dni.

- Możemy porozmawiać o tym jutro.
Poruszona jego nieszczęśliwym wyglądem zapom-

niała o przemowie, jaką przygotowała na temat
niemożliwości wzajemnego porozumienia się.

- Porozmawiamy teraz. Byłaś u Huntingdona!
- Jak biczem chlasnął ostrymi słowami potępienia.
- Ledwie wyjechałem, natychmiast poszłaś do

niego. Nie pozwolę ci odejść. Zabiję go, jeśli zbliży
się do ciebie.

- Nie rozumiem, dlaczego. Po tym wszystkim?



















background image

148

SPOTKANIE PO LATACH

- Jesteś moją żoną - uciął rozzłoszczony.

Wzburzona, otworzyła drzwi swojego pokoju.

- Ośmielani się przypomnieć, że twoja sypialnia

jest dalej -powiedziała, bo nic lepszego nie przyszło
jej namyśl.

- Byłem głupi godząc się na to. Jak śmiesz wy-

rzucać mnie ze swojego łóżka? - krzyczał
rozwścieczony, wchodząc za nią i z hukiem
zamykając drzwi.

Spojrzała na niego zaskoczona.
- Ja nie...
- Nie powinienem był tego tolerować. Odgrywasz

się na mnie.

- To pewnie pani Stokes zabrała twoje rzeczy -

powiedziała zdziwiona. - Przypominam sobie, że
pytała mnie, ile jest sypialni w zamku Castelleone.

- A cóż ma do rzeczy ta wasza rozmowa?
- Prawdopodobnie pani Stokes doszła do wniosku,

ż

e mieliśmy we Włoszech oddzielne sypialnie i że

tutaj ma być tak samo. - Uśmiechnęła się do niego. -A
ty myślałeś, że to moje życzenie?

Ciemny rumieniec oblał jego policzki.
- Tego wieczora wszedłem do sypialni, kiedy już

spałaś, a moich rzeczy nie było.

- Ja zaś byłam przekonana, że to ty kazałeś je

zabrać. - Trudno było uwierzyć, że to pomyłka
gospodyni stała się powodem nieporozumienia
pomiędzy nimi. - Dlaczego nic nie powiedziałeś?

Wyglądał na nieco oszołomionego.
- Nie wiedziałem, co powiedzieć. Cały dzień

byłem pod wrażeniem tego, co usłyszałem od ciebie w
samolocie. Coś takiego mogło mi się zdarzyć tylko z
tobą - stwierdził w końcu.

Obserwowała, jak zwinnie chodził po pokoju, ni-

czym kot czatujący w nocy na swoją ofiarę.

- Co mogło się zdarzyć ze mną? Przez jego twarz

przebiegł skurcz.

- Straciłem panowanie nad sobą i powiedziałem

















background image

SPOTKANIE PO LATACH

149

coś, czego tak naprawdę wcale nie myślałem. - Widać
było, że jest bardzo zmieszany. - Ale jakie to przykre,
ż

e tak mi nie ufałaś!

- Czułam się zagrożona, kiedy byłam w ciąży - za-

częła niepewnie. - Nie dawałeś mi poczucia
bezpieczeństwa, Luc. Byłam zagubiona. Niemiałam
odwagi stawić czoło komplikacjom, których sobie nie
ż

yczyłeś. Nie przyszło mi na myśl, że będziesz chciał

ożenić się ze mną i wziąć na siebie odpowiedzialność
za dziecko, którego oczekiwałam...

- Nie musisz tłumaczyć się ze swej decyzji. Nie

winie cię za to, co zrobiłaś - powiedział prawie
niedosłyszalnie. - Utraciłem cię, bo za późno
zrozumiałem, ile dla mnie znaczysz.

Miała ochotę podejść i przytulić go. Wiedziała, z

jakim trudem Luc wyjawia swoje najgłębsze uczucia.
Nie zdobyła się jednak na to.

- Gdybym wtedy nie wpadła pod samochód, zate-

lefonowałabym do ciebie.

Zbladł.
- Pod jaki samochód?
Opowiedziała mu o wypadku na parkingu i o mie-

siącach spędzonych w, szpitalu. Był tym najwyraźniej
przerażony i wstrząśnięty, ale nie wziął jej w ramiona,
jak tego skrycie pragnęła. Stanął przy oknie, patrząc
na nią błyszczącymi, ciemnymi oczyma.

- Gdy Cię ujrzałem po raz pierwszy, przypominałaś

mi anioła z bożonarodzeniowej choinki. Taka byłaś
krucha, delikatna. Miałaś na sobie okropną sukienkę
w róże. Gdy uśmiechnąłem się do ciebie, twoja twarz
zajaśniała niezwykłym blaskiem i paplałaś bez
przerwy przez piętnaście minut. Straciłaś wątek w
ś

rodku zdania. Nie słyszałaś, że dzwoni telefon. Byłaś

oszołomiona i zafascynowana mną. Nigdy przedtem
nie spotkałem nikogo podobnego do ciebie.
Chciałabyś

usłyszeć,

ż

e

zakochałem

się

od

pierwszego wejrzenia, ale tak nie było.



















background image

150

SPOTKANIE PO LATACH

- Nigdy tak nie myślałam - policzki paliły ją

ogniem.

- Gdy tamtego wieczora patrzyłem na ciebie, nie

łączyłem cię z seksem - relacjonował dokładnie swoje
wrażenia.

- Dzięki za szczerość! - mruknęła szorstko.
- Ale nigdy przedtem nie spotkałem nikogo z tak

naturalnym wewnętrznym ciepłem. Przebywanie z to-
bą było podobne do przebywania w blasku słońca.
Gdy wyszedłem, czułem się tak, jakbym kopnięciem
odtrącił szczeniaka... Zaskakująco trudne było dla
mnie to odejście -wyznał półgłosem. -Przez następne
dwa miesiące rozmyślałem o tobie w każdej wolnej
chwili. Spałem z inną kobietą, a myślałem o tobie. To
było nie do zniesienia.

- Ze mną działo się to samo! - wyrwało jej się.
- Gdy przyjechałem do Londynu następnym razem,

nie zamierzałem cię odwiedzać. Towarzyszyła mi
wówczas pewna kobieta i umyślnie wybrałem hotel
daleko od twojej galerii.

- Sądzisz, że chcę tego słuchać? Spojrzał na nią

szybko i spuścił wzrok.

- Ta kobieta działała mi na nerwy i odesłałem ją do

Nowego Jorku. Byłem grubiański wobec niej i wobec
wszystkich kobiet, z którymi się spotykałem.
Wiedziałem jednak, że wobec ciebie bym się
zachowywał

inaczej.

Miałaś

w

sobie

coś

niewiarygodnie pociągającego. Do galerii poszedłem
od razu z lotniska.

- Dlaczego?
- Sam nie wiedziałem. Na mój widok okazałaś tak

niezwykłą radość, jakbyś czekała na mnie. Albo
jakbyś wiedziała o czymś, czego ja nie wiedziałem. I
może tak właśnie było - uśmiechnął się prawie z
czułością.

-Pozbawiłaś mnie spokoju. Bardzo się tym

wzruszyłem. Chociaż byłem w podłym nastroju, cały
czas mówiłaś, wcale tego nie zauważając. Byłaś tak
uczciwa i rozbrajająco młoda, że poczułem się -
zawahał się - bardzo stary i aż nadto doświadczony.















background image

SPOTKANIE PO LATACH

151

- Poczułeś się tak dobrze, że minęły następne dwa

miesiące, zanim znowu się pojawiłeś -zaprotestowała.

Westchnął głośno.
- Miałaś zaledwie osiemnaście lat. Nie należałaś do

mojego świata. Nie chciałem cię zranić. I z nikim
nigdy nie pragnąłem tak się kochać, jak z tobą tego
wieczora. Miałem dwadzieścia siedem lat, ale czułem
się jak stary rozpustnik - nieoczekiwanie zgrzytnął
zębami.- Postanowiłem już nigdy więcej nie spotykać
się z tobą.

- Czy potrafisz sobie wyobrazić, ile razy nie mog-

łam zasnąć czekając, aż zadzwonisz?

- Tak. Wiedziałem, że czekasz i nie mogłem prze-

stać myśleć o tobie. Zrozumiałem też, że nie mogę
ż

yć bez ciebie. Pomyślałem, że jeśli raz prześpię się z

tobą, będę z tego wyleczony.

- Jakie to obrzydliwe!
- Per Dio, czego chcesz? Prawdy czy opowieści

dobrej wróżki? - odpowiedział jej ostro w nagłym
wybuchu złości. - Myślisz, że łatwo przychodzą mi te
wyznania? Kłamstwa, którymi się karmiłem? Ta pier-
wsza noc w Szwajcarii - jak opisałabyś tę euforię?
Myślałaś, że umierasz i jesteś już w raju. No cóż, ja to
samo czułem, gdy pierwszy raz kochałem się z tobą.

Na jej wzburzonej twarzy ukazał się lekki uśmiech.
- Ale, naturalnie, przekonywałem sam siebie, że to

tylko z powodu najwspanialszych doznań zmysło-
wych, jakie kiedykolwiek przeżyłem. Zakochałem się
w tobie, ale nie chciałem uznać tego faktu - przyznał
brutalnie. - Z trudem znosiłem twoją nieobecność, ale
jednocześnie nie chciałem brać cię ze sobą za granicę.
Dziennikarze szybko by się o tym dowiedzieli.

- A czy miało to jakieś znaczenie?
- Siedem lat temu nie byłabyś w stanie sprostać

publicznym obowiązkom mego życia. Nie chciałem
dzielić się tobą z nikim. Nie chciałem dopuścić, żebyś
się stała obiektem złośliwości innych kobiet Nie



















background image

152

SPOTKANIE PO LATACH

chciałem też, żeby gazety rozpowszechniały plotki na
nasz temat.

- A może także bałeś się, żeby ktoś nie odkrył, że

mam problemy z czytaniem i pisaniem?

- Tak, to wszystko wprawiało mnie w zakłopotanie

i złościło - przyznał niechętnie. - Ale podszedłbym do
tej sprawy inaczej, gdybym wiedział, że jesteś dyslek-
tyltiem. Powinienem był się tego domyślić. Mimo to
mój dom był zawsze tam, gdzie byłaś ty. Przy tobie
zapominałem o zmartwieniach i kłopotach. Dopóki
nie odeszłaś, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak
bardzo cię potrzebowałem.

Z wielkim wysiłkiem powstrzymywała się od pła-

czu. Przyciągnął ją do siebie i objął ramionami.

- Winien ci jestem niejedne przeprosiny za to, jak

się zachowywałem wobec ciebie pięć lat temu. Ale
jeśli będzie to dla ciebie pociechą, wiedz, że drogo za
to zapłaciłem - powiedział z przejęciem. - Zapłaciłem
za to, że nie umiałem docenić twojej wartości.
Gdybym tego ranka przyszedł, zanim opuściłaś
mieszkanie! Spóźniłem się nie więcej niż godzinę!

Skłoniła głowę na jego szeroką pierś, wdychając

jego ciepły, męski zapach, bliska omdlenia.

- Opuszczając ciebie, cierpiałam katusze.
- Przez jakiś czas, bella mia, nienawidziłem cię za

to - szczupłą ręką głaskał delikatnie jej włosy. - Był to
jedyny okres w moim życiu, kiedy straciłem
zainteresowanie pieniędzmi. Zacząłem nieźle popi-
jać...

- Ty? - spytała zdumiona.
- Ja. Czułem się bardzo nieszczęśliwy. Inne sprawy

przestały mnie interesować.

Przypomniała sobie coś:
- Drew mówił mi, że kilka lat temu prawie wszyst-

ko straciłeś. Czy to prawda?

- Tak.
- Przeze mnie? - wyszeptała z niedowierzaniem.



















background image

SPOTKANIE PO LATACH

153

- Tęskniłem za tobą - powiedział ochrypłym gło-

sem - i czułem się bardzo samotny.

Z oczami pełnymi łez objęła go mocno, zbyt wzru-

szona, żeby móc coś powiedzieć.

- Pozbierałem się znowu, bo miałem nadzieję, ze

wrócisz do mnie. Gdy zobaczyłem cię dwa tygodnie
temu, nie było takiej rzeczy, której nie zrobiłbym,
ż

eby ciebie odzyskać.

- Nie? - Aż zarumieniła się przy tych słowach.
- Ale nie tak wyobrażałem sobie nasze spotkanie.

Nie miałaś być z innym mężczyzną. Miałaś być
zadowolona, że mnie widzisz, a nie przerażona. Oba-
wiam się, że nie zachowałem się właściwie tamtego
dnia - wyrzucił z siebie jednym tchem.

- Naprawdę?
- Przeraziłem cię. Wykorzystałem twoją amnezję,

ż

eby cię porwać. Przecież mogłaś być zakochana w

Huntingdonie, ale ja byłem zdecydowany skończyć z
tym. Kiedy zdałem sobie sprawę, że straciłaś pamięć,
mogłem wymyślić tylko to, żeby wywieźć cię z
Anglii.

- Zawsze szybko wykorzystywałeś nadarzającą się

okazję.- westchnęła z uznaniem.

Długimi palcami ujął jej podbródek.
- Catherine, to, co zrobiłem, było złe. Teraz, kiedy

wiem już o Danielu i uspokoiłem się, jest mi
naprawdę wstyd. Byłem bezwzględny wobec ciebie.

- Tak sadzisz? - Uniosła się na palce i zarzuciła mu

ręce na szyję. - Ja uważam, że było to pasjonujące.
Czekałam dwadzieścia cztery i pół roku na to, żeby
być porwaną do włoskiego zamku i za nic na świecie
nie chciałabym przegapić takiej okazji.

- Bądź poważna - poprosił. Im więcej mu przeba-

czała, tym bardziej był przygnębiony. - Bądź uczciwa
wobec mnie. Czy naprawdę możesz wybaczyć mi to,
co zrobiłem i powiedziałem?

- Przebaczam ci z własnej woli, całkowicie i raz na



















background image

154

SPOTKANIE PO LATACH

zawsze. A chcesz wiedzieć, dlaczego? - szepnęła,
drażniąc się z nim. - Bo szalejesz za mną... czyż nie?

Cofnęła się trochę, żeby spojrzeć na niego, bo

mimo wszystko poczuła nagłą niepewność.

Objął jej niespokojną twarz spojrzeniem złotych

oczu, pałających namiętnością.

- Oczywiście, że Cię kocham! - przyznał.
- Nie chcę separacji... Nie chcę wcale oddzielnych

sypialni - zapewniła go.

- Uspokój się, nie grozi ci ani jedno, ani drugie.

Jeśli już coś mam, to tak łatwo z tego nie rezygnuję. -
Uniósł ją z łatwością. - Ale nie powinienem był
kochać się z tobą, zanim nie odzyskałaś pamięci.
Niestety, tego wieczora zastałem cię w mym łóżku i
nie mogłem się oprzeć.

- Ani ja.
Zanurzyła ręce w jego czarne włosy i przybliżyła

usta do jego ust. Ułożył ją na łóżku, nie przerywając
pocałunku. Trwało to kilka minut, zanim

znów mogła

odetchnąć.

- Torturą były dla mnie te samotne noce - wyznał

ochryple. - Ale sądziłem, że ty tego chcesz.
Zorganizowałem wyjazd do Paryża w nadziei, że
będziesz się chciała przyłączyć, ale ty powiedziałaś
nie.

- Dostało ci się za to, że byłeś taki obojętny. Drżał

podniecony pieszczotą jej rąk.

- Nie rób tego - jęknął. - Gdy to robisz, reaguję jak

smarkacz.

- A jak myślisz, dlaczego to robię? - zamruczała

figlarnie.

- Dio, pragnę cię bardzo - powiedział urywanym

głosem, gwałtownie ściągając z niej sukienkę. Nagle
zatrzymał się. - Czy to bezpieczne? Czy nie zajdziesz
w ciążę?

- Najprzyjemniejsze rzeczy są zawsze niebezpiecz-

ne. Decyzja należy do ciebie - szepnęła.



















background image

SPOTKANIE PO LATACH

155

- Nie boisz się? - spojrzał zdziwiony. - Tego dnia

przy basenie nie wyglądałaś na zachwyconą, gdy
wspomniałem o dziecku. Martwiłem się, że może już
jest za późno.

Położyła palec na jego ustach.
- Obawiam się, że wszystkie nasze intensywne

działania w Italii pozostały bezowocne.

Z cudownym uśmiechem na ustach złapał zębami

jej palec.

- Daj mi miesiąc.
- Aż tyle?
Oblała się rumieńcem pod jego spojrzeniem i

drżała z rozkoszy.

Zaczął ją całować metodycznie, bez umiaru,

gorąco, i żadne z nich nie było już w stanie
kontynuować rozmowy.

To, co potem nastąpiło, było szalone, namiętne i

cudowne. A później mówił, jak ją kocha: po włosku,
po angielsku, po francusku.

- Masz to swoje je ne sais quoi - przypomniała

Catherine przytulona do jego ramienia końcem języka
muskając drażniąco jego gładką skórę.

Luc podniósł potarganą głowę, a jego przystojna

twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.

- Zrozumiałem, że zrobiłem to z przyzwyczajenia.
- Rzeczywiście - westchnęła z rozkosznym zado-

woleniem - jesteś nałogowcem. Nie mówiłam ci tego?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
0092 Graham Lynne Spotkanie po latach
Graham Lynne Spotkanie po latach
Graham Lynne Spotkanie po latach
Spotkanie po latach Graham Lynne(1)
Spotkanie po latach
03 Spotkanie po latach
Spotkanie po latach
Nigro Deborah M Spotkanie po latach
476 Winston Anne Marie Spotkanie po latach
Sean Williams, Shane Dix Nowa era Jedi 17 Heretyk mocy III Spotkanie po latach
476 Anne Marie Winston Spotkanie po latach
spotkanie po latach
Piękny Nieznajomy Czyli Spotkanie Po Latach(1)
0476 Winston Anne Marie Spotkanie po latach
Po latach powracają do naszych domów piece kaflowe, Po latach mody na kominki powracają do naszych d
Wezwanie do zapłaty po latach Windykacyjne sztuczki

więcej podobnych podstron