Pawłowski Tomasz OP Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą

background image

1

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

2

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Tomasz Pawłowski OP

Lublin 2009

Przewodnik dla

zniechęconych

spowiedzią

i Mszą świętą

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

3

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Tytuł: Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą

Autor: Tomasz Pawłowski OP

ISBN: 978-83-62147-69-4

Data wydania: 1.10.2009

Projekt okładki: Paweł Królak

Korekta: Piotr Durak

Skład: Rafał Pomianek

Na okładce wykorzystano zdjęcie Dariusza Danka

Niniejszy utwór, ani żadna jego część, nie może być kopiowany, reprodukowany ani zwielo-

krotniany jakąkolwiek techniką w tym drukarską, magnetyczną czy cyfrową, ani wykonywany

publicznie, wystawiany, wyświetlany, odtwarzany, nadawany bez pisemnej zgody wydawcy. Za-

brania się również obrotu oryginałem utworu lub egzemplarzami, na których utwór utrwalono

– wprowadzania do obrotu, użyczenia, najmu oryginału albo egzemplarzy zgodnie z regulami-

nem Klubu Libenter.pl.

© Copyright for Polish edition by Klub Libenter.pl and Krzysztof Pilch

Klub Libenter.pl

PROFECT Paweł Królak

ul. Związkowa 20/33, 20-148 Lublin

www.libenter.pl

email: klub@libenter.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

All rights reserved.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

4

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Spis treści

Ostrzeżenie zamiast wstępu ...................................................................................... ....5

Powrót. Rozdział I: Dlaczego unikam spowiedzi? ................................................. ....6
Powrót. Rozdział II: Czy księża wymyślili spowiedź? ............................................ . 14
Powrót. Rozdział III: Zanim przystąpimy do sakramentu pokuty ...................... . 26
Powrót. Rozdział IV: To jest najważniejsze ............................................................. . 34
Powrót. Rozdział V: Komu może zaszkodzić stały spowiednik? .......................... . 45
Powrót. Rozdział VI: Rachunek sumienia .............................................................. . 55

Autentyzm .......................................................................................................... . 55
Bezpośredniość .................................................................................................. . 57
Regularność ........................................................................................................ . 57
Skuteczność ........................................................................................................ . 58

Łamanie Chleba. Rozdział I: Czy można uniknąć znudzenia Mszą świętą? ...... . 63
Łamanie Chleba. Rozdział II: Ewolucja w liturgii .................................................. . 69
Łamanie Chleba. Rozdział III: Kultura modlitwy .................................................. . 76
Łamanie Chleba. Rozdział IV: Gdzie zaczyna się przegrana? .............................. . 86
Łamanie Chleba. Rozdział V: Łamanie Chleba ...................................................... . 97
Łamanie Chleba. Rozdział VI: Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna? .. 111

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Ostrzeżenie zamiast wstępu

5

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Ostrzeżenie zamiast wstępu

Książki tej nie powinni brać do ręki teoretycy, a więc na przykład egzegeci, li-
turgiści, historycy, bo Przewodnik powstał na podstawie doświadczeń przeszło
dwudziestoletniej praktyki duszpasterskiej. Pisany przez praktyka-amatora może
zawierać szereg nieprecyzyjnych sformułowań. Został on napisany nie jako roz-
prawa teoretyczna, ale jako poradnik w codziennym życiu. Nie powinni go czytać
również rubrycyści, gdyż go nie zrozumieją; księża, bo wszystko to znają co naj-
mniej w takim stopniu jak autor; zakonnice, ponieważ mogą się zgorszyć.

Dla kogo więc przewodnik został napisany? Autor miał po prostu przed oczyma
zwykłego śmiertelnika, człowieka pogrążonego w codzienności, zabieganego, za-
troskanego, zmęczonego, a przede wszystkim zniechęconego spowiedzią i mszą
św. Optymalnym czytelnikiem może być ktoś, kto wiele lat temu odszedł od spo-
wiedzi i nie chodzi na mszę św., bo go dostatecznie znudziła. A jeśli trwa w sakra-
mencie pojednania i komunii św., to resztkami sił.

Książki nie należy traktować jako panaceum na wszelkie kryzysy duchowe. Zdaję
sobie sprawę, że lektura Przewodnika może przynieść poczucie niedosytu. Pojawi
się szereg nowych trudności i problemów. Będę wówczas wdzięczny za wszelkie
sugestie, zmierzające do jego poprawienia. Nie ma nieomylnych przewodników;
wszyscy ponosimy współodpowiedzialność za właściwy kierunek wspólnego wę-
drowania.

Autor

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego unikam spowiedzi?

6

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Powrót: rozdział I

Dlaczego unikam spowiedzi?

Odpowiedź na to pytanie nie może być jednoznaczna, samo bowiem zjawisko od-
chodzenia od sakramentu pokuty jest skomplikowane i nie występuje powszech-
nie. Przy spowiedziach odbywanych przed ślubem coraz częściej obserwuje się
fakty powrotu do sakramentu po wielu latach zaniedbania. Wyczuwa się w więk-
szości wypadków niepokojący motyw „powrotu”. Jest nim presja środków ad-
ministracyjnych w postaci zdobycia podpisu na świadectwie odbycia spowiedzi,
warunkującym dalszą procedurę ślubną. Jednakże oprócz procesu zmniejszenia
częstotliwości spowiedzi, zwłaszcza wśród młodzieży i inteligencji, spotyka się lu-
dzi – i to niekoniecznie w wieku „balzakowskim” – korzystających systematycznie
i świadomie z sakramentu pojednania. Dla nich spowiedź jest źródłem dynami-
zmu wewnętrznego.

W ankietach, przeprowadzonych przeze mnie w wielu miastach naszego kraju,
w ciągu ostatnich lat, wśród młodzieży szkół średnich, studentów oraz absolwen-
tów wyższych uczelni, pytanie o przyczyny „ucieczki” od spowiedzi było zawsze
żywo komentowane. Budziło ono kontrowersje. U wielu młodych, żyjących w epo-
ce pragmatyzmu, dążenie do uzyskania jak największej skuteczności w działaniu
wpłynęło na krytyczną ocenę sakramentów. Większość młodzieży, z którą się ze-
tknąłem, wartościowała sakrament pojednania w kategoriach nieomal ekonomicz-
nych: „skuteczny-nieskuteczny”. A ponieważ zdaniem wielu sakrament ten działał
nieefektywnie, dlatego stracił dla nich sens egzystencjalny. Ocena nieefektywności
wyrażona zostaje w popularnym powiedzeniu: „po co się spowiadać, jak się nic nie
zmienia?” albo: „dlaczego mam powtarzać na spowiedzi stale te same grzechy?”

Moim Rodzicom

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego unikam spowiedzi?

7

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Mentalność współczesna jest również źródłem drugiego z kolei, jeśli chodzi o czę-
stotliwość występowania, oporu wobec spowiedzi. W atmosferze dążenia do uzy-
skania maksymalnej wolności osobistej, powszechnej obawy przed zagrożeniem
niezależności, samodzielności, szczególną trudność sprawia konieczność przyjęcia
w sakramencie pokuty pośrednika: spowiednika. Trudno dzisiaj ugiąć się przed
Bogiem. Może znacznie trudniej przed drugim człowiekiem. Zwłaszcza iż ten dru-
gi nie zawsze jest „na poziomie”, prezentując niekiedy niezbyt wysoki stopień inte-
ligencji, a nawet kultury osobistej. W czasie spowiedzi tworzy się napięcie. Z jednej
strony: zrozumiały wstyd i lęk u wyznającego, z drugiej: przykra konieczność osą-
dzenia, oceny winy penitenta przez spowiednika. Zarzuty wobec księży „odstra-
szających” były formułowane w kierunku dwóch ekstremów: zbytnia pasywność
albo nadmierna aktywność spowiedników – obydwie drażnią i niepokoją. Zda-
niem młodych największą przeszkodą u spowiednika jest nie jego skłonność do
ingerencji, lecz „nijakość”. Kapłan wydaje się często schematyczny, wręcz banal-
ny. Aplikuje z góry przygotowane pobożne frazesy, nie wczuwając się w konkret-
ną, niepowtarzalną sytuację. Rzadko spotyka się, na co wskazują zwłaszcza absol-
wenci wyższych uczelni, umiejętnego doradcę, „ojca duchowego” z prawdziwego
zdarzenia. Spowiednik przeciążony niekiedy zbyt wieloma funkcjami, naciskany
psychicznie przez wydłużoną kolejkę „pierwszopiątkowców”, zaczyna „załatwiać”
penitentów zbyt pośpiesznie, a nawet nerwowo.

A straty są nie do odrobienia. Penitenci potraktowani zbyt agresywnie nie tylko
unikają spowiedzi, ale wracają do niej dopiero po kilku lub kilkunastu latach prze-
rwy, a czasami, niestety, nigdy. Do atmosfery nerwowości, a nawet wybuchowości
nigdy by nie doszło, gdyby spowiednik mógł widzieć drugiego człowieka, tymcza-
sem przez kratki konfesjonału dostrzega jedynie zarys postaci, sylwetkę. Patrząc
w oczy szukające ratunku, miłosierdzia, na pewno opanowałby swój (niekiedy
i słuszny) wybuch. Brak wzajemnej widoczności nie ułatwia rozegrania sytuacji
konfliktowych, utrudnia dialog. Ankietowani, zrażeni niekomunikatywnością,
często szukają spowiedzi poza konfesjonałem. Po wielu latach przerwy, kryzysu,
załamania – odrodzenie następuje w spowiedzi, która przypomina niekiedy roz-
mowę przyjaciół. Odbywa się ona otwarcie, „w cztery oczy”. W takiej atmosferze
o ile łatwiej jest kapłanowi pomagać penitentowi, ukierunkować drugiego człowie-
ka, nie potrzebuje on odgadywać reakcji penitenta, widzi, wyczuwa swego brata.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego unikam spowiedzi?

8

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Konfesjonał został wprowadzony nie tak dawno, a wszystkie racje, przemawia-
jące za ochronnym „osłonięciem” spowiednika przed ewentualnymi pokusami,
grożącymi mu ze strony płci pięknej, wydają się dzisiaj zbyt sztuczne i przesad-
ne. We współczesnym klimacie bezpośredniości, w atmosferze ruchliwości wcza-
sowo-turystycznej, wobec zanikania barier opinii społecznej, powstało znacznie
więcej możliwości pokus, bardziej atrakcyjnych i łatwiejszych do akceptacji, ani-
żeli w ciemnym pudle konfesjonału. Wszystko to nie oznacza jednak tendencji do
rewolucyjnego „obalenia” konfesjonału. Trzeba bowiem pamiętać, że zanik ano-
nimowości utrudnia wielu ludziom samo wyznanie winy. Przez wyeksponowanie
bezpośredniej obecności spowiednika zaciera się, zmniejsza się świadomość istot-
nego przy spowiedzi kontaktu z samym Bogiem.

Powracając do drugiego ekstremu – nadmiernej aktywności spowiednika, wyraża
się ona w nieprzyjemnej „wścibskości”. Pomimo wyraźnych instrukcji i zakazów
najwyższych władz kościelnych penitent spotyka się niekiedy ze zbyt natrętnymi
szczegółowymi pytaniami, zwłaszcza z krępującego na ogół zakresu spraw seksu-
alnych (oczywiście ze strony penitenta konieczna jest szczerość, odważne wyzna-
nie win – również z tej dziedziny, gdyż wyznanie wszystkich grzechów ciężkich
jest warunkiem otrzymania rozgrzeszenia i związanego z nim Bożego przebacze-
nia). Brak delikatności może być skutkiem źle pojętej gorliwości, płynącej z fałszy-
wego przewartościowania przykazania szóstego na pierwsze. Niepokojące są głosy
kobiet, zrażonych do spowiedzi przez dziwnie lekceważący stosunek spowiednika
do samej instytucji małżeństwa i nieomal pogardę dla rodzaju żeńskiego. Na całe
szczęście są to wypadki odosobnione, świadczące o niewłaściwym zepchnięciu
do podświadomości przez człowieka żyjącego w celibacie problematyki płci.

Trzecia kategoria zarzutów wobec spowiedzi w ankiecie była mniej sprecyzowana.
O ile problem skuteczności sakramentu i błędy kapłanów zostały jasno określone,
o tyle następne wypowiedzi krytyczne formułowano mniej konkretnie. Wyczuwa
się, że „młodzi gniewni” ostrze krytyki kierowali przeciwko temu, co trudne było
dla nich do nazwania, a co można by ująć jako błędy formacji w katechezie, mają-
cej przygotować do przyjęcia sakramentów świętych. W kształtowaniu świadomo-
ści penitentów centralnym problemem jest pojęcie samego grzechu. Nastąpiło tu
zbytnie podkreślenie aspektu jurydycznego.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego unikam spowiedzi?

9

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Pamiętamy katechizmową definicję grzechu: że jest to „świadome i dobrowolne
przekroczenie przykazania Boskiego lub kościelnego”. W sformułowaniu „przekra-
czać normę prawną” uderza mentalność prawnika, układającego kodeksy, grożące-
go sankcjami. Nie mam nic przeciwko ludziom spod znaku paragrafu karnego. Ich
orzeczenia są precyzyjne, funkcjonalne, chociażby przykładowo sklasyfikowanie
grzechu ciężkiego jako naruszenie przykazania w „materii ważnej”, a grzechu lek-
kiego wówczas, gdy sprawę można ocenić jako mniej ważną. Można długo i sze-
roko dyskutować, co oznacza „materia ważna”, a w konkretnym wypadku, gdzie
leży granica „lekkości” grzechu, czy już jest „ciężki”, czy jeszcze nie. Trzeba jednak
przyznać, iż w większości wypadków w układzie zdrowego i realnego myślenia,
poddanego światłu Ducha Świętego, definicje powyższe sprawdziły swą przydat-
ność. Prawo jednak nie wystarcza w życiu, jest ono zbyt jednostronne, powierz-
chowne – życie jest silniejsze. Tyle razy, tylu ludzi przekracza przepisy np. ruchu
drogowego i często nic się nie dzieje. Owszem, „sypią się” mandaty, zapełniają się
sale szpitalne i kostnice ludźmi łamiącymi przepisy ruchu, ale w rezultacie... gdy
się spieszymy, znowu wkraczamy na jezdnię przy czerwonym świetle. Ilu ludzi ła-
mie groźniejsze przepisy, paragrafy i... śpi spokojnie.

Aby coś się zmieniło w tym „przekraczaniu”, przynajmniej na terenie prawa moral-
nego, należy podkreślać, jak to już uczynił Piet Schoonenberg SJ, że prawo Boże nie
jest jedynie zespołem norm jurydycznych, ale jest pewną rzeczywistością bytową,
stojącą u ich podłoża. Grzech zatem nie jest przede wszystkim i jedynie przekro-
czeniem normy moralnej, ale „naruszeniem” struktury ontycznej. Nie ma grzechu,
który byłby tylko „obrazą Boga”, bez negatywnych skutków w porządku istnienia.
Każdy grzech powoduje uszkodzenie więzi, łączących człowieka z innymi ludź-
mi i otaczającym go środowiskiem. Często ludzie krytyczni wobec sakramentu
pokuty pytają się: „po co ten spowiednik-ksiądz, czy nie można bezpośrednio
z Bogiem?” Przeakcentowano grzech w wymiarze indywidualnym. Podkreślając
akcent społeczny grzechu, można niejako równolegle uwydatnić znaczenie funk-
cji pośrednika – kapłana jako przedstawiciela wspólnoty, Kościoła. Zrozumiałe
i słuszne jest stanowisko jakiejś społeczności, zagrożonej destruktywnym oddzia-
ływaniem zła, że przez swego przedstawiciela domaga się od „niszczyciela” rekom-
pensaty, przynajmniej w formie wyznania winy. W zamian za to kapłan w imieniu
Boga i wspólnoty – Kościoła – rozgrzesza, przyjmuje z powrotem do społeczności

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego unikam spowiedzi?

10

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

wiernych. Na tym tle wydaje się pewnym anachronizmem wyodrębnianie „grze-
chów przeciw sobie” od „grzechów przeciwko bliźniemu”. Tak jak przykazanie mi-
łości Boga jest organicznie zespolone z nakazem miłości bliźniego, tak każdy czyn
przeciw sobie jest czynem wobec Boga i drugiego człowieka. Ścisłą współzależ-
ność przypominają słowa Chrystusa: „Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu
z tych braci najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili” (Mt 25,45).

Przy problematyce grzechu nie należy również pomijać faktu, że w nomenklaturze
jurydycznej zgubiono gdzieś po drodze samego... Boga. Mówi się co prawda w de-
finicji o „przekroczeniu przykazania Boskiego”, ale praktycznie przy spowiedzi,
wyznając winę, stwierdza się to zbyt mało dobitnie wobec Boga. Mówi się jakoś
bezosobowo, nijako do nieokreślonego, mglistego Adresata. Brakuje nam gorące-
go, autentycznego krzyku bólu króla Dawida z Psalmu 51: „Przeciwko Tobie sa-
memu zgrzeszyłem”. Pozbawione szczerego, osobistego zwrotu do Boga spowiedzi
stają się schematyczne, zdepersonalizowane i powoli następuje proces odchodze-
nia od tego, co może być źródłem życia.

Jurydyzm powoduje często stępienie świadomości grozy grzechu ciężkiego. Być
może nasze spowiedzi nabrałyby innego charakteru, gdybyśmy zrozumieli chociaż
w pewnym stopniu, że suche sformułowanie prawnicze oznacza to, co św. Tomasz
pisał w swoich traktatach o laesio caritatis. To znaczy, że grzech jest „zranieniem
miłości”, miłości Dobrego Pasterza, Ojca oczekującego na powrót syna, miłości
jedynego autentycznego Przyjaciela. Może kogoś już nie wzruszają rany. Nadmiar
krwawiących ran na całym świecie prowadzi do znieczulenia. Zranienie miłości
jest uszkodzeniem czegoś istotnego, sparaliżowaniem samego życia. Żyć w chrze-
ścijaństwie to przecież nic innego niż kochać!

Problem grzechu ma jeszcze inny aspekt. Coraz więcej ludzi nie przystępuje do
spowiedzi ze względu na konflikt z normą Kościoła. Nie uznają oni za sprawę grze-
chu czy winy tego, co Kościół określa jako zło. Najczęściej konflikt ten ma miejsce
w problematyce moralności seksualnej. Coraz liczniejsze są pary młodych, któ-
rym trudno wytłumaczyć niewłaściwość współżycia przedmałżeńskiego. Uwa-
żają oni siebie za pełnoprawnych partnerów ze względu na głęboką, autentyczną
miłość, a nie tylko przelotną sympatię uczuciową. Dla nich stosunek seksualny

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego unikam spowiedzi?

11

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

jest dopełnieniem zjednoczenia psychicznego, tym bardziej, że już wyrazili sobie
nieodwołalną decyzję zawarcia małżeństwa. W tym stanie trudno im przystąpić
do sakramentu pokuty, musieliby bowiem podjąć decyzję przerwania współży-
cia, czego sensowności absolutnie nie mogą czy też nie chcą zrozumieć. Pojawia
się tutaj problem nie zawsze skutecznego nauczania moralnego Kościoła. Można
przypuszczać, iż błąd leży znowu w nadmiernie jurydycznej argumentacji. Zbyt
silnie podkreśla się prawo lub brak uprawnienia do współżycia seksualnego. Za
mało akcentuje się samą strukturę egzystencjalną spotkania człowieka z człowie-
kiem i konsekwencji, wynikających z tego związku. W ostatnich latach próbuje
się zaradzić temu zjawisku obowiązkowymi kursami przedmałżeńskimi. W dużej
mierze, zwłaszcza jeśli chodzi o zbliżenie przedmałżeńskie, jest to oddziaływanie
zbyt późne. Większość par, biorących udział w kursach przedmałżeńskich, robi
wrażenie takich, którym sprawy współżycia nie są obce. Nie należy do wyjątków
sytuacja, w której wzniosłych nauk o czystości przedmałżeńskiej słucha dziewczy-
na w szóstym czy w siódmym miesiącu ciąży. Kształtowanie postaw w zakresie
zagadnień seksualnych należałoby rozpoczynać znacznie wcześniej, już na tere-
nie szkoły podstawowej. Równolegle powinna być prowadzona akcja uświadamia-
nia przez szkołę i katechezę. Nie należy zasłaniać się argumentem zbyt wczesnego
wprowadzania w sferę zagadnień niezmiernie delikatnych. Uświadomienie nadej-
dzie i tak... i to z najgorszej strony, bo z ulicy. Mądra katecheza, zastosowana w od-
powiednim momencie, może zmniejszyć w przyszłości opory wobec spowiedzi.

W nauczaniu sam proces „odpuszczenia grzechów” został potraktowany zbyt ne-
gatywnie. „Odpuszczenie” jest nowym stworzeniem tego, co przez grzech zosta-
ło uszkodzone. „Stworzenie” – oznacza więcej niż powrót do pierwotnego stanu
przed grzechem. Przebaczenie grzechu jest to stworzenie nowej szansy dalsze-
go rozwoju, który został przez dokonane zło zahamowany. Zwrócenie uwagi na
aspekty twórczości, możliwości rozwoju przez sakrament pokuty, może stanowić
ważny element w likwidowaniu niesłusznych uprzedzeń.

W procesie formacyjnym w katechezie mocno zaniedbaną strefą oddziaływania są
tzw. „rachunki sumienia”. Należy przynajmniej zasygnalizować szkody, jakie po-
czyniły przy spowiedzi niewłaściwe rachunki sumienia. Nie chodzi tutaj jedynie
o to, że ludzie dorośli spowiadają się z dziecinnych grzechów: „nie odmawiałem

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego unikam spowiedzi?

12

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

paciorka”, „byłem nieposłuszny”, coś innego jest tu znacznie ważniejsze. Rachun-
ki sumienia, zawierające nawet jak najsłuszniejsze sformułowania, przyzwyczajają
do schematyzmu w życiu religijnym. Po pewnym czasie człowiek, posługujący się
stereotypem, traci samodzielność, a co gorzej: spontaniczność. Stosowanie sche-
matów spłyca, stopniowo prowadzi do zniechęcenia. Spowiedź „zalicza się” jak
wiele banalnych czynności. Traci sens działania twórczego, ożywiającego.

Katecheza, wprowadzająca we właściwe przyjmowanie sakramentów, jest niezwy-
kle trudna. Powinna oscylować pomiędzy dwoma niebezpiecznymi ekstremami:
przesadnym wkładem – rolą współpracy człowieka a pewną magicznością. Zwykle
groźniejszy i częściej spotykany jest ten drugi błąd, kładący nacisk na automatyzm
działania sakramentów. U wychowanków tworzy się mit „cudownej skuteczności”
spowiedzi św. Wystarczy się tylko wyspowiadać, a „wszystko będzie w porządku”.
Gorzej, gdy w życiu po spowiedzi św., po takiej spowiedzi, „nie wszystko jest w po-
rządku”, ale dzieje się wręcz coraz gorzej. Zawiedzione nadzieje, frustracja, powo-
dują zaniechanie na wiele lat albo na zawsze „magicznych znaków” sakramen-
talnych. Jeszcze gorzej, gdy penitent niewspółpracujący z działaniem sakramentu
jest bezkrytyczny. Stale przyjmuje, nic nie dając, powiększa szeregi bezwartościo-
wych „wiernych”. Ci właśnie ludzie, nadużywający sakramentu pokuty, oddziałują
negatywnie na otoczenie. Środowisko ocenia krytycznie mierny poziom moralny
penitentów-dewotów i stwierdzając „bezskuteczność” sakramentów, samo ulega
zniechęceniu.

Wspomniana kategoria penitentów-dewotów należy do ludzi o małym poczuciu
odpowiedzialności za własne czyny. Paradoksem jest zjawisko, występujące znacz-
nie rzadziej – ludzie o wybitnie rozwiniętej odpowiedzialności negujący wartość
spowiedzi. W ich przekonaniu sakrament pokuty stwarza sytuacje nieodpowie-
dzialne. Wystarczy bowiem wyrazić żal, a wszystko ulega naprawie. Sakrament li-
kwiduje odpowiedzialność za czyny. Ludzie myślący w ten sposób nie widzą miej-
sca dla siebie przy konfesjonale. Mając rozbudzone poczucie odpowiedzialności,
nie mogą przejść do porządku dziennego nad tym płytkim, powierzchownym
załatwieniem sprawy. Nasuwa się tu problem stosowania pokut nieproporcjonal-
nych, nieadekwatnych w stosunku do czynu. Spowiednik często bez zastanowienia
rzuca banalny nakaz: „a za pokutę odmów sobie...” Odmawiają ludzie „paciorki”,
litanie, a tymczasem zapomina się o konieczności zadośćuczynienia.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego unikam spowiedzi?

13

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

W końcu do przemyślenia pozostaje sytuacja, która doprowadza mnie przy spo-
wiedzi do irytacji, a nawet – przyznaję się do winy, bijąc się tym razem we własne
piersi – niestety do gniewnej ironii. Spowiadając spotykam ludzi powracających
z daleka, po wielu latach. Istnieje radość w niebie i na ziemi z powodu jedne-
go pokutnika, wyrażającego żal. To na pewno i przede wszystkim. Ale prócz tego
chciałbym niezmiernie doprowadzić mego brata spoza drugiej strony „kratek” do
momentu refleksji. Tylko po to, aby analiza powstrzymała go od zła na przyszłość.
Na moje pytanie: „Bracie, dlaczego tak długo nie byłeś u spowiedzi?”, otrzymuję
jakże często i to od ludzi inteligentnych odpowiedź: „A bo tak się złożyło”. Nieco
ironicznie pytam się, usiłuję pobudzić do myślenia: „A kto ma wpływ na to, że się
tak złożyło: teściowa, Marsjanie czy Ty sam?” Nierzadko odnoszę wrażenie, że moi
penitenci nadal nie rozumieją, czego chce od nich ten dziwny spowiednik.

Zadaniem tego rozdziału było właśnie postawienie pytania: „Dlaczego nie ktoś,
ale właśnie TY unikasz spowiedzi?” Jeśli, Drogi Czytelniku, nie odnalazłeś siebie
w przyczynach wyliczonych przeze mnie, szukaj dalej, głębiej. Tylko, proszę, nie
mów nigdy bezosobowo, „że tak się złożyło”, bo jesteś osobą i na pewno człowie-
kiem i mam nadzieję... myślącym, to znaczy... poszukującym.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

14

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Powrót: rozdział II

Czy księża wymyślili spowiedź?

Kiedy człowiek po raz pierwszy się spowiadał? Nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś
potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Przed Jezusem Chrystusem Izraelici obcho-
dzili wielki Dzień Pojednania (jom hakkipurim), który po Spowiedzi Egipcjanina
może być dla nas jakimś śladem w prehistorii sakramentu pokuty. Szczegółowy
opis ceremonii liturgicznych Dnia Pojednania znajdujemy w Księdze Kapłańskiej
(16,3-34; 23,26-32; 25,9) oraz w Księdze Liczb (29,7-11). Żydzi obchodzili swój
Dzień Pojednania raz w roku, dziesiątego dnia siódmego miesiąca, zwanego Ti-
szri. Każdy Izraelita miał obowiązek stawienia się w tym dniu w świątyni po to, aby
wziąć udział w świętym zgromadzeniu. Obrzędy w świątyni rozpoczynały się od
zabiegu higienicznego: arcykapłan obmywał się w wodzie i ubrany w prosty lniany
strój zwykłego kapłana wchodził na dziedziniec świątyni. Niedaleko wejścia do
przybytku wkładał on ręce na cielca, przeznaczonego na ofiarę za grzechy kapła-
nów, oraz barana na całopalenie. Następnie przyprowadzano dwa kozły i barana
na całopalenie za lud. Teraz odbywało się losowanie. Jednego kozła losowano dla
Jahwe, a drugiego dla Azazela. Arcykapłan zabijał cielca i kozła i ich krwią skrapiał
Arkę Przymierza. Z rzezi rytualnej ocalał jeden z kozłów. Miał on za chwilę ode-
grać specjalną rolę. Być może, iż od niego pochodzi wyrażenie „kozioł ofiarny”.
Arcykapłan mianowicie, po dokonaniu oczyszczenia świątyni, kładł obydwie ręce
na kozła, przeznaczonego losem dla Azazela, wyznawał nad nim wszystkie grze-
chy synów Izreala i wypędzał go na pustynię. W końcu palono poza miastem ciel-
ca za arcykapłana i kapłanów oraz kozła za lud. Na tym kończyły się ceremonie.
Dzień Pojednania wyróżniał się spośród wszystkich świąt izraelskich tym właśnie

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

15

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

charakterem pokutnym. Inne dni uroczyste były obchodzone w nastroju radości
i wesela. Powagi Dniowi Pojednania nadawał ścisły post od wieczora dziewiątego
Tiszri do wieczora następnego dnia. Przekroczenie tego przepisu było sankcjo-
nowane karą śmierci, podobnie jak niezachowanie w tym dniu spoczynku sza-
batowego. Post Dnia Pojednania był jedynym postem w ciągu całego roku. Nie
stanowił on jednak istoty oczyszczenia. Krew ofiarnych zwierząt miała właściwą
moc oczyszczenia świątyni, kapłanów i ludu. Tę zdolność uzyskiwała krew dopiero
z chwilą pokropienia nią Arki Przymierza w miejscu najświętszym. Należy pamię-
tać, iż tylko jedyny raz w roku, właśnie w jom hakkipurim następowało wniesie-
nie krwi do miejsca najświętszego i pokropienie Arki Przymierza. I to nie przez
byle jakiego kapłana, ale przez najwyższego arcykapłana. Jakkolwiek arcykapłano-
wi przypisuje się wyjątkową rolę w ceremoniach Dnia Pojednania, to jednak nie
był on pośrednikiem doskonałym, miał bowiem grzechy osobiste, za które musiał
przecież składać ofiary przebłagalne. Chociaż dzień pokuty Izraela był efektywny:
„Tego dnia będzie pojednanie wasze i oczyszczenie od wszystkich grzechów wa-
szych” (Kpł 16,30), to jednak wyraźnie widać, że dopiero Chrystus reprezentował
pełnię doskonałego kapłaństwa, wyzwalającego nas ze zła własną, boską mocą.

Historię Nowego Testamentu rozpoczyna Chrystus Pan stwierdzeniem, że „nad-
szedł już czas – zbliża się Królestwo Boże” (Mk 1,15). I od razu rzuca nakaz: „Na-
wracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Istnieje ścisły związek zbliżania się Króle-
stwa Bożego i nawrócenia. Do Królestwa Bożego prowadzi jedynie metanoia, czyli
wewnętrzna, najgłębsza przemiana całego człowieka. Polega ona na nowym spo-
sobie oceniania rzeczywistości. Człowiek poruszony miłością Chrystusa zmienia
dotychczasowy sposób myślenia, planowania i realizowania własnego życia. Jed-
nym z istotnych celów przyjścia Jezusa na świat jest wezwanie grzeszników do
nawrócenia. Chrystus obiecuje odpuszczenie grzechów: „wszystkie grzechy i bluź-
nierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone” (Mk 3,28). Jezus
dysponuje władzą odpuszczania grzechów i przekazuje tę moc swojemu Kościoło-
wi: ,,... wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiąże-
cie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 18,18). I podobne słowa: „którym
odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”
(J 20,23). W ten sposób głoszenie pokuty jako drogi prowadzącej do odpuszczenia
grzechów stało się fundamentalną funkcją Apostołów i Kościoła powszechnego

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

16

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

wszystkich wieków: „oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia” (Mk 6,12). Nie-
kiedy wyobrażamy sobie okres po śmierci Apostołów, czyli pierwsze wieki chrze-
ścijaństwa zbyt jednostronnie w jasnych, różowych barwach. Tymczasem w tej
społeczności chrześcijańskiej miały miejsce bardzo ciężkie wykroczenia: grzechy
seksualne, pijaństwo i pycha. Doszło nawet do buntu gminy korynckiej przeciw
prawowitym przełożonym. Anonimowy autor tak zwanego Drugiego Listu Klemen-
sa Rzymskiego do Koryntian
z pierwszej połowy II wieku wyraża się nader dosad-
nie, określając wspólnotę wierzących jako „jaskinię zbójców”. Istnieje jednak moż-
liwość wyjścia z trudnego impasu. Św. Klemens Rzymski (papież w latach 92-101)
w ten sposób zachęca do zmiany stanowiska zbuntowanych Koryntian: „Uważnie
patrzmy na Krew Chrystusa, poznajmy, jak jest ona cenna dla Boga Ojca. Krew ta
przelana za nasze zbawienie, dała całemu światu łaskę pokuty. Przebiegnijmy na-
szą myślą wszystkie wieki świata i nauczmy się, że we wszystkich pokoleniach Bóg
dawał możliwość pokuty tym, którzy chcieli do Niego powrócić” (7,4-5). Podobną
sugestię wyraża autor Drugiego Listu: „Dopóki żyjemy na ziemi, czyńmy pokutę.
Jesteśmy gliną w ręku garncarza. Kiedy garncarz ulepi garnek, a ten straci w jego
ręku swój kształt albo połamie się, garncarz lepi go na nowo: kiedy bowiem włoży
go do ognia, już nie będzie go mógł zmienić. Tak i my, dopóki jesteśmy na tym
świecie, z całego serca czyńmy pokutę za grzechy, które popełniliśmy w ciele, aby-
śmy zostali zbawieni przez Pana, gdy mamy czas na pokutę. Kiedy bowiem odej-
dziemy z tego świata, nie będziemy już mogli wyznać grzechów ani czynić pokuty”
(8,1-3).

W jaki sposób grzesznik mógł pojednać się z Bogiem? Przede wszystkim czło-
wiek, dokonujący zwrotu wewnętrznego, powinien rozpocząć autentyczną pokutę.
O tym wspomina Drugi List: „Dopóki mamy czas, w którym możemy zostać ule-
czeni, oddajmy się Bogu Lekarzowi i dajmy Mu zadośćuczynienie. Jakie? Pokutę
ze szczerego serca” (9,7-8).

Poza pokutą konieczne było również pewne wyznanie grzechów. O tym wspo-
minał św. Jan w swym liście: „Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, Bóg jako wierny
i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości” (1 J 1,9). Nie
wystarczało jednak wyjawienie grzechów wobec Boga, należało również wyznać
winy przed ludźmi, we wspólnocie liturgicznej. Didache czyli Nauka Dwunastu

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

17

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Apostołów – dokument z Syrii z końca I wieku – stwierdza to wyraźnie: „W zgro-
madzeniu wyznasz swoje grzechy i nie przystąpisz nigdy do modlitwy z nieczy-
stym sumieniem” (4,14)... „Schodząc się razem w dniu Pańskim, łamcie chleb
i składajcie dziękczynienie, wyznawszy uprzednio wasze grzechy, aby wasza ofiara
była czysta” (14,1).

W pojednaniu grzeszników bierze udział przełożony wspólnoty: biskup w otocze-
niu swoich kapłanów. Św. Klemens Rzymski pisze do buntowników w Koryncie:
„Wy przeto, którzy daliście powód do buntu, posłusznie poddajcie się prezbite-
rom i przyjmijcie naganę ku pokucie, zginając kolana waszych serc. Nauczcie się
słuchać, wyrzekając się pychy i aroganctwa swego języka. Lepiej bowiem dla was
pozostać maluczkimi i cieszyć się dobrą sławą w owczarni Chrystusa, niż zbytnio
jaśniejąc, być pozbawionym jej nadziei” (List do Koryntian 57,1).

Poza pokutą, która połączona była z interwencją biskupa, stosowano inne pozasa-
kramentalne sposoby gładzenia grzechów. Do nich należały: modlitwa, post i jał-
mużna. Didache określa jałmużnę jako „okup za grzechy” (4,6). O wszystkich trzech
możliwościach pokuty czytamy w Drugim Liście do Koryntian: „Dobrą jest rzeczą
jałmużna jako pokuta za grzech; lepszy jest post od modlitwy, jałmużna zaś lepsza
od obydwóch: miłość bowiem zakrywa wiele grzechów. Modlitwa zaś, pochodząca
z czystego sumienia, wyzwala od śmierci. Szczęśliwy człowiek, który okazuje się
w tych sprawach doskonały, jałmużna bowiem dźwiga z grzechów” (16,4).

Poza Didache praktykę pokutną chrześcijaństwa pierwszych wieków kształtował
Pasterz Hermasa. Autor tego dzieła według tradycji miał być bratem papieża Piusa
I (prawdopodobne lata pontyfikatu: 140-155). Pasterz należy do literatury o cha-
rakterze apokaliptycznym, wzywa bowiem grzeszników do pokuty wobec zbliża-
jącego się końca świata. Wszyscy grzesznicy mają szansę podjęcia pokuty. Nie-
zmiernie charakterystyczne jest, iż Hermas stawia zasadę tylko jednorazowego
podjęcia pokuty za grzechy popełnione po chrzcie. Autor Pasterza nie kieruje się
w tym względzie zasadami teologicznymi, jest raczej przede wszystkim pedago-
giem, chce uchronić chrześcijan przed zbytnią łatwością popełniania grzechów
w przekonaniu, że znowu otrzymają przebaczenie. Teoria jednorazowej pokuty
mogła – między innymi czynnikami – mieć wpływ na ukształtowanie wysokiego

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

18

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

poziomu moralnego chrześcijan pierwszych stuleci. Hermas stawia rygorystyczne
wymagania również w stosunku do tych, którzy popełnili cudzołóstwo i bałwo-
chwalstwo. Po wypełnieniu jednak odpowiedniej pokuty grzesznicy mają szansę
powrotu do Kościoła.

Podobne stanowisko w sprawie jednorazowej pokuty zajął pisarz kościelny, Tertulian
(? ok. 220 roku). Wierni – jego zdaniem – po raz pierwszy otrzymali Boże przeba-
czenie w sakramencie chrztu. Przez grzech następuje utrata udzielonego daru. Przy-
wrócenie łaski przez pokutę jest jeszcze większym dobrodziejstwem niż udzielenie
jej po raz pierwszy w chrzcie. Powtarzanie pokuty, według Tertuliana, nie ma sensu,
ponieważ grzesznik-recydywista okazuje, że na próżno otrzymuje łaskę Bożą i brak
mu wewnętrznej dyspozycji koniecznej do skutecznego przyjęcia przebaczenia.

W związku z niepowtarzalną pokutą wspomniany pisarz mówi o „pracowitym do-
świadczaniu siebie”. Winno ono być dokonane nie tylko wewnętrznie, ale również
wyrażone słowami i poparte czynem, jakim jest exomologesis – przyznanie się do
grzechów. Exomologesis obejmuje szereg czynności: modlitwę w postawie leże-
nia krzyżem, noszenie włosiennicy, posty, upadanie do stóp kapłanów, błaganie
o wstawiennictwo ludzi, którzy przeżyli prześladowanie Chrystusa itp. Od roku
206 Tertulian przeszedł na pozycje montanizmu, stał się rygorystą. W końcowym
etapie życia rozróżnia on grzechy „mniejsze”, „lekkie”, które mogą być odpuszczo-
ne przez Kościół, oraz grzechy „ciężkie”, „śmiertelne”, „poważne”, „główne” – nie-
odpuszczalne. Ludzie popełniający cudzołóstwo, kazirodztwo, bałwochwalstwo,
zabójstwo, mogą wprawdzie pokutować publicznie z nadzieją uzyskania przeba-
czenia u Boga, nie mogą jednak otrzymać pojednania z Kościołem. W ten sposób
Tertulian nie tylko odszedł od swej poprzedniej doktryny, ale i odłączył się od jed-
ności z Kościołem, który nigdy nie akceptował takich przekonań.

Problematyka pokuty nabiera nowego kolorytu w połowie III wieku na tle prześla-
dowań chrześcijan, zainicjowanych przez rzymskiego cesarza Decjusza w roku 250.
Wobec odstępców od wiary w czasie prześladowań zaznaczyła się wyraźna różni-
ca stanowisk między rygoryzmem sekty Nowacjana a umiarkowanym poglądem
papieża Korneliusza (251-253) oraz św. Cypriana, biskupa Kartaginy (248-258).
Św. Cyprian zdecydowanie odciął się od rygoryzmu nowacjan, a równocześnie

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

19

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

sprzeciwiał się zbyt łagodnemu traktowaniu odstępców, domagając się od nich wy-
pełnienia odpowiedniej publicznej pokuty. Synody w Kartaginie i Rzymie w roku
251 postanowiły, aby tzw. libellatici (chrześcijanie, którzy wpisali się na publiczne
listy osób posłusznych nakazowi cesarskiemu) byli dopuszczani do pokuty, a po
jej wykonaniu – pojednani. Sacrificati (ci, którzy złożyli ofiarę przed posągiem
pogańskiego bóstwa) mogli otrzymać przebaczenie jedynie wobec zbliżającej się
śmierci. Pojednanie – zdaniem św. Cypriana – może nastąpić po wypełnieniu od-
powiedniej pokuty. Kapłani oznaczają czas pokuty oraz czuwają nad jej należytym
wykonaniem. Akt pojednania następował przez modlitwę oraz włożenie rąk bi-
skupa i prezbiterów. Św. Cyprian, oprócz pokuty publicznej i sakramentalnej do-
puszczalnej tylko raz w życiu, zna i poleca ponadto formy pokuty prywatnej, po-
zasakramentalnej, likwidującej grzechy lekkie. Do tych form zalicza się zwłaszcza
modlitwę, post i jałmużnę.

Następne wieki po św. Cyprianie, tzn. od IV do VI wieku, są nazywane okresem
pokuty kanonicznej. Określenie to pochodzi stąd, że przepisy pokutne normowane
są postanowieniami soborów i synodów oraz dekretami i instrukcjami papieskimi
– kanonami. W tym okresie Kościół nie jest już prześladowany i działa w klimacie
wolności. Kościół rozrasta się ilościowo, co nie zawsze idzie w parze z rozwojem
jakościowym. Pokuta kościelna publiczna w tym okresie jest wymagana za grze-
chy ciężkie. Św. Augustyn (?-430) uważa, iż pokuty publicznej wymagają ciężkie
grzechy popełnione przeciwko Dziesięciu Przykazaniom. Natomiast grzechy lek-
kie, codzienne, wynikające ze słabości i niedoświadczenia, nie pociągają za sobą
pokuty publicznej, mogą być gładzone przez dobre uczynki, post i modlitwę. Za-
sadę niepowtarzalności pokuty, głoszoną przez Hermasa i Tertuliana, podtrzymu-
ją pisarze tego okresu. Św. Ambroży, nawiązując do chrztu św., mówi: „podobnie
jak jeden jest chrzest, tak też jedna jest pokuta, która odbywa się publicznie”. Św.
Hieronim nazywa pokutę „drugą deską ratunku po rozbiciu się okrętu” (pierwszą
deską ratunku jest chrzest). Św. Augustyn w następujący sposób tłumaczy sens
zasady poenitentia una: „aby lekarstwo, które spowszedniało, stało się nieużytecz-
ne dla chorych, będzie ono tym bardziej skuteczne dla zdrowia, im mniej będzie
lekceważone”.

W okresie pokuty kanonicznej pierwszą czynnością grzesznika jest przyznanie
się do grzechów przed przełożonym wspólnoty: biskupem lub prezbiterem. Jest

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

20

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

ono zasadniczo tajne (sekretne). Świadczą o tym słowa św. Leona Wielkiego z Li-
stu do biskupów Kampanii
z roku 459: „Odnośnie do pokuty, o jaką proszą wier-
ni, nie trzeba publicznie odczytywać listy ich grzechów, ponieważ wystarczy, jeśli
oni w ustnej spowiedzi wyrażą swym biskupom stan swego sumienia”. Publiczne
wyznanie win było dopuszczalne jedynie wyjątkowo na podstawie spontanicznej
decyzji samego grzesznika. Wyznanie win przed przełożonym pociągało za sobą
wstąpienie do specjalnej grupy zwanej „stanem pokutników” (ordo poenitentium).
Wejście do ordo poenitentium dokonywało się na mocy osobistej decyzji grzeszni-
ka lub jako sankcja, wynikająca z ekskomuniki w wypadku grzechu publicznego.
Na temat samego wejścia do „stanu grzeszników” mówi jeden z kanonów Synodu
Galilejskiego w Agde z roku 506: „Pokutujący w chwili, gdy proszą o pokutę, nie-
chaj zgodnie z powszechnie obowiązującą zasadą otrzymają włożenie rąk biskupa
i włosiennicę. Gdyby zaś nie chcieli obciąć sobie włosów i zmienić ubrania, niech
zostaną oddaleni i nie będą dopuszczeni, zanim nie odbędą odpowiedniej pokuty”.
Pokutnicy byli obowiązani do rezygnacji z jedzenia mięsa, do ograniczenia snu,
powstrzymania się od pożycia małżeńskiego, od pełnienia służby wojskowej i wy-
konywania funkcji publicznych. Według ówczesnych pojęć celem publicznej po-
kuty nie było jedynie upokorzenie grzesznika, lecz przede wszystkim zapewnienie
mu pomocy Kościoła w procesie wewnętrznej przemiany.

Pojednanie z Bogiem przez pojednanie z Kościołem odbywało się raz w roku przed
Paschą. W Rzymie dniem pojednania był Wielki Czwartek. Ceremonia pojedna-
nia obejmowała przemówienie biskupa, włożenie rąk na każdego pokutnika, mo-
dlitwę o przebaczenie im grzechów. Ci, którzy pokutowali i zostali pojednani, nie
mogą być dopuszczani do żadnej funkcji kościelnej i publicznej, do służby wojsko-
wej. Muszą się ponadto powstrzymać od pożycia małżeńskiego lub nawet zawarcia
małżeństwa. Słowem – powinni prowadzić życie umartwione na wzór mnichów.
Przekroczenie tych nakazów było traktowane jako powrót do dawnych grzechów
i narażało na wyłączenie na zawsze ze wspólnoty.

Surowość przepisów powoduje stopniowo upadek samej dyscypliny. Ludzie prze-
straszeni konsekwencjami pokuty odkładali pojednanie na późniejsze lata życia,
traktowali pokutę jako przygotowanie do zbliżającej się śmierci. Znamienne dla
ówczesnych nastrojów są słowa św. Cezarego z Arles, który przytacza czyjś protest

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

21

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

przeciw tak trudnej pokucie: „ja służę w wojsku, mam żonę, jak więc mogę czynić
pokutę?” Synody nakazują zatem wielką roztropność w nakładaniu pokuty ludziom
młodym lub związanym małżeństwem. W tej sytuacji „stan pokutników” stał się
instytucją gromadzącą starców, którym nie groziło już niebezpieczeństwo popeł-
nienia wspomnianych grzechów lub którzy mogli bez trudności podjąć wszystkie
konsekwencje przynależności do tego stanu również po odbyciu pokuty. Pod ko-
niec VI wieku powstała sytuacja paradoksalna: pokuta stała się nieosiągalna dla
ludzi, którzy jej najbardziej potrzebowali, tzn. dla młodych, dla małżonków.

Obok pokuty kanonicznej w pierwszych wiekach istniały dwa sposoby pojednania
z Kościołem: profesja zakonna i tzw. „nawrócenie” (conversio). Każdy kto wstępował
do klasztoru, nawet po popełnieniu ciężkich grzechów, był zwalniany z obowiązku
pokuty publicznej i dopuszczany do Eucharystii. Analogicznie postępowano z tymi,
którzy pozostając w stanie świeckim, ślubowali specjalne umartwienia i doskonałą
czystość. „Nawróconych” również nie obowiązywała pokuta publiczna.

Pod koniec VI wieku zaczynają się pojawiać coraz częściej wierni, którzy ilekroć
popadną w grzechy, proszą kapłanów o pojednanie. Synod w Toledo w Hiszpanii
(589 rok) mówi o nowym problemie w ten sposób: „Ponieważ dowiadujemy się,
że ludzie w niektórych kościołach Hiszpanii niezgodnie z kanonem, lecz w obrzy-
dliwy sposób czynią pokutę za swoje grzechy, tak mianowicie, że ile razy zdarza
im się popełnić grzech, tyle razy domagają się od kapłana pojednania. Celem po-
wstrzymania tak godnej potępienia zuchwałości święty synod nakazuje, aby poku-
ty były nadawane zgodnie z zasadą dawnych kanonów”.

Nie udało się jednak powstrzymać nowego prądu pokuty prywatnej i powtarzal-
nej. Ojczyzną ruchu reformatorskiego był Kościół celtycki na wyspach Irlandii
i Anglii. Pokuta miała tam zawsze charakter prywatny i polegała na wyznaniu
grzechów przed kapłanem oraz na odpowiednim zadośćuczynieniu, wyznaczo-
nym przez spowiednika na podstawie specjalnych ksiąg penitencjarnych. Udziele-
nie rozgrzeszenia i Eucharystii następowało po wypełnieniu pokuty. Nowa forma
pokuty dociera do Europy poprzez misjonarzy celtyckich. Pierwszym oficjalnym
dokumentem, potwierdzającym stosowanie nowej praktyki na terenie Galii, było
orzeczenie Synodu w Châlon w roku 650: „gdy zaś chodzi o pokutę, która jest

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

22

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

lekarstwem duszy, sądzimy, iż jest ona pożyteczna dla ludzi. Wiadomo też, że ogół
biskupów godzi się na to, aby pokutującym po wyznaniu grzechów nadawać po-
kutę”.

W epoce reformy karolińskiej w VIII i IX wieku powraca ponownie pokuta pu-
bliczna, nazywana poenitentia sollemnis. Synody tej epoki zalecają zasadę: pokuta
publiczna za grzechy publiczne, pokuta prywatna za grzechy tajne.

W praktyce pokuty prywatnej coraz większej wagi nabiera samo wyznanie grze-
chów – confessio, uważane za czynnik zadośćuczynienia, ze względu na wiążący
się z nim wstyd i upokorzenie. Następuje utożsamienie sakramentu pokuty ze spo-
wiedzią, co przetrwało w popularnym rozumieniu pokuty aż do naszych czasów.

Ustala się obowiązek spowiedzi w pewnych regularnych odstępach czasu (np. regu-
ła Chrodeganga z Metzu z roku 760 zobowiązuje kanoników oraz biednych, utrzy-
mywanych przez wspólnotę kościelną w Metz, do dwukrotnej spowiedzi w roku
– na początku Postu i w jesieni). Rozwija się również praktyka spowiadania przed
mnichami – osobami doświadczonymi w życiu duchowym. Często spowiedź taka
jest uważana za zastępczy sposób gładzenia grzechów, działający skutecznie ex de-
siderio sacerdotis
, w każdym razie jako zwykły środek gładzenia grzechów lekkich.
Bł. Beda Czcigodny (?-735) zaleca wyznawanie grzechów lekkich przed świecki-
mi, powołując się na słowa Listu św. Jakuba: „Wyznawajcie zatem sobie nawzajem
grzechy, módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie” (5,16).

IV Sobór Laterański w 1215 roku ustalił ostatecznie obowiązującą w Kościele zasadę
spowiedzi jeden raz w roku i przyjmowania Eucharystii w okresie wielkanocnym.

I wreszcie po długich perypetiach historycznych dochodzimy do... konfesjonału.
Pierwszą oficjalną informację o nim spotykamy w Rytuale potrydenckim papieża
Piusa V z roku 1614. Rytuał ustala, że kapłan sprawujący sakrament pokuty po-
winien siedzieć, ubrany w komżę i fioletową stułę, w konfesjonale, oddzielonym
od penitenta kratą. W momencie, gdy spowiadający się uklęknie i przeżegna się,
spowiednik, jeśli to potrzebne, powinien go zapytać o stan cywilny, o datę ostat-
niej spowiedzi oraz w razie potrzeby przypomnieć mu podstawowe prawdy wia-
ry. W czasie rozgrzeszenia spowiednik prawą rękę trzyma wyciągniętą w stronę

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

23

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

penitenta. Ten gest jest skromną pozostałością z rozbudowanego, uroczystego ob-
rzędu pojednania, w czasie którego kapłan wkładał ręce na głowy grzeszników.

Dosyć już dat i faktów historycznych. Gdy wrócimy z okrytych kurzem wieków
czcigodnej tradycji do drapieżnego pytania współczesności o udział kleru w „wy-
myśleniu” spowiedzi, na tle historii zobaczymy bezpodstawność takiego zarzutu.
Przyznania się do popełnionego zła nie trzeba sztucznie fabrykować. Spowiedź
wynika z potrzeby psychicznej człowieka. Starożytny Egipcjanin i współczesny hi-
pis są podobni w naturalnej potrzebie oczyszczenia siebie z winy. Może nie zawsze
to będzie konfesjonał. Spowiedników usiłowali zastąpić psychoanalitycy ze szkoły
Freuda. Pamiętamy zbrodniarzy ludzkości, „spowiadających się” przez nagranie
wyznania win na taśmę magnetofonową. Nikt chyba nie posądzi np. Eichmanna
o skłonności dewocyjne, a jednak musiał on komuś powiedzieć o tym, co ciążyło
mu, nie pozwalało spokojnie spać. Przekazując taśmie opis swoich zbrodniczych
grzechów, ten przestępca wojenny działał wbrew podstawowemu instynktowi ra-
towania własnej skóry. Był na tyle inteligentny, że mógł przewidzieć, iż kompro-
mitujące zeznania mogą się dostać w niepowołane ręce. Pomimo oporu instynktu
samozachowawczego, Eichmann „wyspowiadał się” taśmie magnetofonowej. Było
w nim coś silniejszego od tak mocnego instynktu. Historia notowała niejedno-
krotnie podobne postawy. Właśnie na podstawowej potrzebie wyznawania popeł-
nionego zła, konieczności oczyszczenia duchowego, opierał się Chrystus – Syn
Człowieczy, ustanawiając sakrament pokuty i przekazując go swemu Kościołowi.
Księża zatem nic nie wymyślili, treść istotną otrzymali „w spadku”. Owszem, wy-
myślili: ...szacowny mebel kościelny – konfesjonał i inne drugorzędne akcesoria.
W imię uczciwości historycznej trzeba przyznać, iż właśnie wielu przedstawicieli
duchowieństwa starało się wstrzymywać lud Boży od... spowiedzi.

Pamiętamy teorie o jednorazowej, niepowtarzalnej spowiedzi. Pamiętamy rów-
nież, że koncepcje te – pomimo słusznych intencji – przegrały w konfrontacji
z codziennym życiem. Natomiast zasługuje na życzliwą uwagę inne, wspomniane
uprzednio doświadczenie z pierwszych stuleci chrześcijaństwa. Mam w tej chwili
na myśli fakt wstrzymywania rozgrzeszenia aż do chwili pełnej pokuty. Może dzi-
siaj za szybko, za łatwo, za wygodnie dochodzi do pojednania grzesznika? Może
przedtem należałoby, korzystając z doświadczeń historii, wytworzyć margines

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

24

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

czasu, umożliwiający pogłębienie procesu dojrzewania duchowego penitenta do
absolucji? Czas pomiędzy wyznaniem a rozgrzeszeniem mógłby być wykorzysta-
ny na naprawienie wyrządzonego zła. Współczesny penitent, zagoniony i zalata-
ny, często zapomina o konieczności zadośćuczynienia. Najczęściej „nie ma czasu”,
„zapomina”. W zupełnie innym nastroju przychodziłby po rozgrzeszenie człowiek,
który w ramach pokuty zdobył się na wielki trud przebaczenia np. nieznośnym,
dokuczliwym współlokatorom. Taki penitent miałby szansę właściwego przeży-
cia wartości przebaczenia Chrystusowego. Spowiednik dzisiaj w niektórych wy-
padkach jakby zbyt „pochopnie” udziela rozgrzeszenia, nie zdając sobie sprawy,
czy grzesznik wykona zalecenia pokuty, zmierzające do uzdrowienia sytuacji, czy
może już po kilku dniach powróci w ponownej spowiedzi z tym samym proble-
mem zła. Problem przy pierwszej spowiedzi nie został należycie rozwiązany; ba!
w sytuacji obecnej nie mógł być rozwiązany. I co najważniejsze: przy pozostawie-
niu czasu pomiędzy wyznaniem grzechów a absolucją istniałaby możliwość nie-
jako „eksperymentalnego” stwierdzenia, że penitent usiłuje naprawdę zmienić się
na lepsze. Oczywiście metoda „wstrzymywania czasowego” pojednania ma i swoje
ujemne cechy. Z pewnością nie mogłaby być stosowana we wszystkich wypadkach.
Czas na wykonanie pokuty przed absolucją musiałby być roztropnie wyznaczony,
stosownie do sytuacji penitenta i obiektywnych okoliczności. W tej chwili jest to
jedynie propozycja do dyskusyjnego dalszego przemyślenia. Wyczuwa się jednak
potrzebę wprowadzenia do sakramentu pokuty tego, co można by w umowny spo-
sób określić jako metodę próby. Metoda ta, mająca duże zastosowanie we współ-
czesnej pedagogice, nie była lekceważona przez Chrystusa. Sugeruje ją również św.
Paweł w swych Listach (np. 1 Tm 3,1-13) i w pierwszych wiekach chrześcijaństwa
odgrywała poważną rolę. Niestety, w naszych czasach została ona niemal całkowi-
cie wyeliminowana przy spowiedzi. Mogło to, między innymi, wpłynąć na osłabie-
nie „efektywności” pedagogicznej sakramentu pokuty.

I tak już zupełnie na koniec, wracając do głównego problemu nieco „z przymru-
żeniem oka” – księża nigdy by nie wymyślili spowiedzi, chociażby z tego powo-
du, że spowiedź niesłychanie męczy. Nie myślę w tej chwili o tzw. „dzięciołach”
– spowiednikach, którzy po wysłuchaniu penitenta ograniczają się w swym wy-
siłku jedynie do... pukania. Spowiedź św., jeśli jest traktowana na serio, niesłycha-
nie angażuje kapłana. Jest napięty, czujny, aby nie popełnić pomyłki. Spowiednik

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy księża wymyślili spowiedź?

25

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

koncentruje się całkowicie na niesieniu pomocy. Odpowiedzialność nieporówny-
walna z salą operacyjną (przecież chodzi tu nie o ciało; znacznie trudniejsze, bar-
dziej mroczne, tajemnicze są schorzenia struktury duchowej) i często bezradność
powoduje bolesne zmęczenie psychiczne. A dodajmy do tego szeregi penitentów,
z którymi trudno się jest porozumieć. Skleroza, obsesje maniakalne – to wszyst-
ko tworzy mur, przez który uciążliwie usiłuje się przebić spowiednik. Jakże czę-
sto nieskutecznie. Spowiedź nie jest jedynie wygodnym siedzeniem na poduszce.
Przecież do konfesjonału docierają często tłumy ludzi, operujących schematem.
A bezmyślność nie tylko nudzi spowiednika, ale denerwuje i przeraża. Przez sche-
mat nie można dojść do prawdziwego wnętrza drugiego człowieka. W rezultacie
trudno mu pomóc.

My na pewno nie wymyśliliśmy spowiedzi. Jest tak ciężka, że niekiedy... uciekam
od niej. Przypomina mi się w chwilach „dezercji” sympatyczny mój przeor, który
zwykł mawiać do nas, młodych, tak jak to mają w zwyczaju staruszkowie na całym
świecie. Ulubioną maksymą tego czcigodnego dominikanina było stwierdzenie:
„kto siedzi w konfesjonale poza godzinami wyznaczonego przez przełożonego dy-
żuru, jest albo świętym, albo... wariatem”. „Porzekadła” przeorskiego nie traktuję
jednak jako usprawiedliwienia. Ucieczkę od konfesjonału wyznałem, bo „jestem
pełen winy” i tkwi we mnie głęboko to, co i w innych mych braciach z rodziny
człowieczej: pragnienie oczyszczenia.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Zanim przystąpimy do sakramentu pokuty

26

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Powrót: rozdział III

Zanim przystąpimy

do sakramentu pokuty

Nie zapominajmy, że spowiedź to jest sakrament wcale niełatwy i że „pokuta”
oznacza metanoię, czyli ciągły proces nawracania się całkowitego, przede wszyst-
kim w strefie myśli, koncepcji.

Nie chcielibyśmy rozliczać się całkowicie z Bogiem – w rachunku sumienia nie
chodzi tylko o statystyczne ujęcie popełnionego zła, ale przede wszystkim o roz-
tropne programowanie rozwoju. W procesie codziennego przekraczania siebie,
stawania się lepszym, wielką rolę może odegrać korekta poprzez codzienny, wie-
czorny rachunek sumienia.

Nie pomijajmy drugiego człowieka, tzn. starajmy się najpierw pojednać z bliźnim,
a później dopiero uzyskać pojednanie z Bogiem w sakramencie przebaczenia.

Przed spowiedzią nie powinniśmy zapominać o kilku zasadniczych sprawach.
Przede wszystkim, że zbliżamy się do sakramentu pokuty. Wiele osób, które wresz-
cie po latach przełamało opory i spowiada się, żalą się na trud związany z tym
sakramentem. Zwykle tłumaczę wtedy, że wyraz „pokuta” w swojej treści niesie
ze sobą wysiłek, a nawet cierpienie, które kończy się radością odrodzenia. Wyja-
śniam, iż tylko człowiek o pewnych odchyleniach od normy „psychicznej” czuje
„samą radość”, podchodząc do kratek konfesjonału. Każdy zaś „normalny” powi-
nien przeżywać trud, a nawet niekiedy niepokój pokuty.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Zanim przystąpimy do sakramentu pokuty

27

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Wyraz „pokuta” po grecku wyraża się przez słowo metanoia, co oznacza zmianę,
radykalne przeobrażenie. Taka istotna przemiana człowieka nazywa się po pro-
stu „nawróceniem”. Do takiej pokuty wzywał Chrystus już na początku swej dzia-
łalności (Mk 1,15). Jezus zwracał się z tym wezwaniem nie do bezbożników, cu-
dzołożników i innych jeszcze grzeszników, ale wołał do ludzi głęboko wierzących
w Jahwe, często ludzi czystych i szlachetnych. Teologowie tak wytrawni jak domi-
nikanin o. Garrigou-Lagrange uważali, że dojrzały chrześcijanin powinien przejść
przez trzy „drogi” nawrócenia. Teraz wydaje się to zbyt małe! Mówi się o „stałym”
nawracaniu. A zatem, pamiętając o konieczności ciągłego procesu przemiany, zu-
pełnie inaczej rozumiemy przystąpienie do sakramentu pokuty. Jest to element,
fragment nurtu „codziennego nawracania się”, które w teologii nazywa się mądrze
cnotą pokuty. Cała zresztą nasza Wspólnota z Chrystusem, czyli Kościół, ma być
semper reformanda, czyli w stanie nieustannego nawracania. Zdając sobie sprawę
z tego, że nawet Kościół, przeniknięty Duchem Świętym, potrzebuje stałego kory-
gowania, będzie nam łatwiej przystąpić do sakramentu osobistej pokuty.

Przystępując do spowiedzi św., nie powinniśmy chcieć rozliczyć się skrupulatnie
ze wszystkiego. Wcale nie znaczy to, iż nie powinniśmy zrobić przed sakramen-
tem pokuty rachunku sumienia. Z dużym jednak niepokojem słucham przesadnie
szczegółowych prób rozliczenia się z Bogiem. Największym smutkiem przejmuje
wizja Boga – Wielkiego Buchaltera lub Niemiłosiernego Szefa urzędu finansowe-
go. A taki obraz często przebija ze słów człowieka, klęczącego przy konfesjonale.
Taka to karykatura Ojca syna marnotrawnego powstała w mentalności niektórych
wiernych. Piszę ze smutkiem, bo skrupulanci są biednymi ludźmi. Są na ogół bar-
dzo gorliwi, chcą jak najlepiej, ale wskutek trudnych do wyleczenia nerwic efekt
nie jest najlepszy. Oczywiście sąd Najsprawiedliwszego i Najmiłosierniejszego
Ojca, przenikający intencje i motywy człowieka, może być zupełnie inny. W pew-
nym momencie życia duchowego „choroba skrupułów” jest twórcza. Mam na my-
śli okresy życiowego przełomu, „nawrócenia”. Wówczas pojawia się zapał neofi-
tów i pewna delikatność, wrażliwość sumienia z pogranicza nieomal skrupułów.
Mówiąc ze współczującym niepokojem o przesadnym rozliczaniu się, nie można
zaprzeczyć, iż z jeszcze większą obawą myśli się o ludziach z szerokimi sumienia-
mi, którzy ze skromną miną wyznają, że właściwie „nie mają się z czego spowia-
dać”. Po „wstrząśnięciu” sumieniem okazuje się, że „zapomnieli” o opuszczonej

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Zanim przystąpimy do sakramentu pokuty

28

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

dobrowolnie i świadomie niedzielnej mszy św., o kilku poważniejszych kradzie-
żach lub o takim „drobiazgu” jak szóste przykazanie. Przestronne i szerokie jak
stepy są sumienia ludzi, którzy beztrosko oświadczają przy konfesjonale: „nikogo
nie zabiłem, nic nie ukradłem, więc czuję się czysty i w porządku”.

Fałsz nadmiernego zawężenia, jak i zbytniego rozszerzenia sumienia pochodzi
(poza przyczynami organicznymi i wpływami środowiska) ze zbyt jednostronne-
go pojmowania samego sumienia. Większość z nas określa sumienie jako „jakiś
głos wewnętrzny, sygnalizujący złe postępowanie”. Jest to rozumowanie zbyt ne-
gatywne i retrospektywne. W tym ujęciu sumienie przypomina boczne lusterko
w samochodzie, pozwalające kontrolować sytuację z tyłu, a przecież to lusterko ma
również swoją pozytywną funkcję, umożliwiającą bezpieczną jazdę „do przodu”.
Podobnie i sumienie, obok funkcji retrospektywnych, badających sytuację w prze-
szłości, ma swoje istotne zadanie kształtowania przyszłości. Człowiek bowiem nie
jest „już gotowy”, ale wciąż przekracza siebie, „staje się”, dokonuje się. W zdążaniu
do czegoś lub kogoś bardzo ważne jest postawienie pytania: „dokąd ja właściwie
idę?” Na początku rachunku sumienia muszę znać cel mego „stawania się”. Jeżeli
powiem, że rozwijam się po to, aby „ludziom było lepiej”, to już wspaniale, lecz za
mało! Bo i niewierzący mogą dążyć do tego samego. Jeżeli dążę do zmoralizowania
dziesięciu przykazań, to po pewnym czasie ogarnia mnie znużenie i zniechęcenie.
Czy warto aż tak się wysilać dla przestrzegania przepisów prawnych? Tylu ludzi
łamie codziennie prawo i śpi spokojnie. Dla mnie, chrześcijanina, sens życia po-
lega na upodabnianiu się do największego Przyjaciela – Jezusa Chrystusa. Jedno
z pierwszych pytań rachunku sumienia to nie „ile razy” i „z kim”, ale czy „jestem
podobny”, czy „naśladuję”.

Mając sprecyzowany cel działania, powinienem zająć się ustaleniem właściwych
środków, które mogą mi umożliwić prawidłowe zdążanie. I tu dotykamy sfery za-
pomnianej przez wielu współczesnych, a którą określa się w teologii jako cnotę
roztropności. Zastanawiające, że człowiek o tak wybitnym intelekcie jak św. To-
masz z Akwinu główny nacisk kładł właśnie na roztropność, a nie na sumienie.
Wychowując roztropność, wychowujemy prawidłowo reagujące sumienie.

W działaniu, czyli zdążaniu do celu, przechodzimy przez kilka etapów roztrop-
ności. Najpierw powinien być „namysł” – namyślam się nad środkami, które

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Zanim przystąpimy do sakramentu pokuty

29

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

powinienem zastosować. Są ludzie, przeważnie sangwinicy, którzy za mało po-
święcają czasu na refleksję. Chcą działać od razu, z miejsca. I od samego początku
popełniają głupstwa.

Po teoretycznym rozważeniu sposobów, rozsądek powinien dokonać wyboru naj-
odpowiedniejszej metody działania. Niektórzy ludzie roztropnie dostrzegają wiele
możliwości działania, ale ich błędem życiowym jest to, że nie mogą się zdecydo-
wać. Właśnie rozsądek powinien doprowadzić do najodpowiedniejszego wyboru.
Nie można wyboru dokonywać bez zastanowienia, ale też nie można decyzji od-
kładać w nieskończoność.

Przy końcu rachunku sumienia nie powinno zabraknąć pytania: „Czy od ostat-
niej spowiedzi jestem lepszy?” A może np. przy spowiedzi przedślubnej: „czy wy-
trzymaliśmy próbę miłości?” (konflikt pomiędzy miłością pożądania wzajemnego
a Miłością do Chrystusa, który mówi: „jeżeli Mnie miłujecie... przestrzegajcie mo-
ich przykazań...” – zaczekajcie jeszcze do ślubu ze zjednoczeniem seksualnym) lub:
„czy nasza wzajemna miłość wzrosła?” Wobec ogólnego pędu do rozwoju byłoby
dziwne, gdyby na najważniejszym odcinku życia człowieczego – miłości – była
stagnacja. Właściwie w miłości nie ma stania w miejscu: jeżeli nie ma rozwoju –
jest regres. Dlaczego wszędzie jestem zdobywczy, łapię dodatkowe pół etatu, prace
zlecone, i nawet – pomimo trudności z materiałami budowlanymi – z szalonym
wysiłkiem stawiam „chatkę”? Może dokształcam się zawodowo, biorę lekcje an-
gielskiego, chociaż jestem już „starym koniem” – a tu, w miłości, się cofam, maleję.
Gdzie jest tego przyczyna?

Przy rachunku sumienia unikajmy schematycznych pytań, nawet z najpobożniej-
szych książeczek. Używanie szablonu to pierwszy krok do hamowania rozwoju.

W sposób nietypowy, antyschematyczny, można próbować siebie samego „zasko-
czyć” takimi pytaniami, jak: Co o mnie sądzi sam Bóg? A co dodałby do mego ra-
chunku sumienia człowiek, który mnie najlepiej zna? A człowiek, który mnie nie
znosi lub nie lubi? Czy przypadkiem moje życie nie jest wypełnione jedynie tro-
ską o samego siebie? Jakie jest zasadnicze nastawienie i dążenie mojego życia? Jak
słucham natchnień Ducha Świętego? Czy jestem świadkiem Zmartwychwstałego?
Czy mówiąc o Kościele, myślę: „my”, a nie „oni”? Czy zrealizowałem postanowie-
nie poprawy z ostatniej spowiedzi św.?

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Zanim przystąpimy do sakramentu pokuty

30

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

A dla małżonków pytania: Co przeczytałem na temat sakramentu małżeństwa
i miłości małżeńskiej? Czy z chwilą zawarcia małżeństwa nauczyłem się modlić
inaczej, we dwoje? Jak włączam „ofiarę” naszego życia małżeńskiego w Najświętszą
Ofiarę mszy św.? Czy umiem dla dobra naszej wspólnoty opanować się, zamilczeć
i przeczekać, gdy jestem zdenerwowany i rozdrażniony lub czuję się urażony i do-
tknięty? Czy w naszych sprzeczkach skłonny jestem uznać wzajemną winę, rów-
nież moją? Czy potrafię skoncentrować się na tym, co nas łączy, a nie zatrzymywać
się na sprawach, które mogą nas dzielić lub poróżnić? Czy w naszej rodzinie jest
Pismo Święte – i czy je czytamy? Czy umiemy rozmawiać z dziećmi na tematy re-
ligijne? Czy nasz dom jest otwarty dla innych? Czy poważnie traktujemy pytania
i problemy dzieci? Czy staramy się obydwoje zachować jedną „linię wychowaw-
czą” wobec naszych dzieci? Czy nie boimy się stawiać dzieciom coraz większych
wymagań i zachęcać je do wysiłku twórczego? Itd.

Wreszcie na końcu, w związku z rachunkiem sumienia, radzę: róbmy codzienny
rachunek sumienia. Zwykle są kłopoty z odtwarzaniem przeszłości, zwłaszcza gdy
się nie było u spowiedzi św. dłuższy czas. Taki „czcigodny jubilat” mógłby tak nie
łamać sobie głowy, gdyby codziennie poświęcił minutę lub dwie na krótki obra-
chunek dnia. A ponadto niezmierne korzyści duchowe, płynące z częstego rachun-
ku sumienia, jak choćby tylko z kontroli rozwoju wewnętrznego, powinny skłonić
nas do podjęcia tej praktyki. Tym bardziej że „nie stracimy” nic ze swego czasu,
którego nam brakuje i o który stale walczymy. Codzienne rozliczenie z Bogiem
i ludźmi najlepiej włączyć do wieczornej modlitwy. Często jest ona taka „usypia-
jąca”, „odbębniona”, schematyczna. Wprowadzenie rachunku sumienia do modli-
twy wieczornej byłoby dużym jej ożywieniem. Ponadto pora wieczorowa sprzyja
rozliczeniu z całego dnia. O wieczornej godzinie jest już względny spokój – dzieci
poszły spać, nikt inny już nie przeszkodzi...

Proponuję codziennego rachunku sumienia nie rozpoczynać zawsze modlitwą
o światło, ale niekiedy podziękowaniem za cały dzień, bo najlepszą prośbą jest
umiejętne dziękowanie. Ważne jest wkomponowanie rachunku sumienia w całość
modlitwy. Niech będzie to na przykład mała kartka papieru. Nawet ten drobiazg
przełamie dotychczasowy schemat modlitwy. Biorę coś do pisania i zaczynam

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Zanim przystąpimy do sakramentu pokuty

31

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

tworzyć na karteczce plan następnego dnia. Wszystko w myśl tego, co powiedzie-
liśmy poprzednio o dynamicznej koncepcji człowieka i wychowywaniu roztrop-
ności, a tym samym i sumienia. Programując dzień najbliższy, bądźmy litościwi
dla siebie. To nie jest wyścig pracy! Obok godzin sumiennego wysiłku mam prze-
myśleć i relaks – rodzinny, osobisty. Może uda mi się wygospodarować 10 minut
na codzienne refleksyjne czytanie Pisma Świętego? A może jest jeszcze coś do zro-
bienia dla ludzi? Aby nasze małżeństwo nie zamykało się tylko w sobie i na sobie,
bo szybko ucieknie z niego miłość.

Ważne jest, aby programować nie za „wysoko”, by można było plan zrealizować,
i nie za „nisko”. Miejmy odwagę i ambicję stawiania sobie wymagań! Z doświad-
czenia wiem, iż niektóre sprawy należy ustawiać elastycznie, z pewnym oddechem,
luzem, przerwą. Nagromadzenie jednego po drugim powoduje napięcie nerwo-
we i groźne wybuchy wobec otoczenia. Niestety, są sprawy do załatwienia „tylko
na minuty”. My przynajmniej – o ile to zależy od nas – zrezygnujmy z supereko-
nomicznego wykorzystywania czasu i nie niszczmy nerwów własnych i cudzych,
ustawiając „sprawy” zbyt blisko siebie.

Następnego dnia modlitwa wieczorna będzie polegała na skorygowaniu zamierzeń
wczorajszych z dzisiejszym dniem. Jeśli masz żonę czy męża, wydaje mi się, że było-
by wielką nieroztropnością programowanie życia wspólnego oddzielnie, w samot-
ności. Wspólnie przeprowadzany rachunek sumienia ma dodatkowy walor obiek-
tywizacji. Współpartner twego życia, który widzi ciebie dniem i nocą, na pewno
do programu dorzuci obiektywną, chociaż być może krytyczną uwagę. Wczorajszy
plan dnia po wieczornej korekcie ma szansę stać się bardziej realny – jutro!

Po rozliczeniu z programem warto chwilę zastanowić się nad momentem, w któ-
rym rozwój duchowy był już może wyraźny, ale i również chodzi o to, by nie ba-
wiąc się w szczegóły, zauważyć największy błąd dnia. Wyciągając konstruktywne
wnioski z klęski, nie można zapomnieć o przeproszeniu Boga za zło i o prośbie,
aby na odcinku dzisiaj „zawalonym” jutro było lepiej. Sam się przekonałem, że
modląc się intensywnie wieczorem o lepsze jutro, włączałem siły przekraczające
moje własne słabe energie i następny dzień był dniem wzrastania.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Zanim przystąpimy do sakramentu pokuty

32

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Czego jeszcze nie powinno się robić przed spowiedzią? Na pewno nie można po-
minąć drugiego człowieka. Sartre zdefiniował bliźniego jako „tego drugiego, któ-
ry przeszkadza”. Każdy z nas sprawia mnóstwo kłopotów innym, a ci inni nam.
Miłość człowieka to największa próba autentyczności mojej miłości. My, Polacy,
jesteśmy skłonni do wielkich czynów miłości: skoczyć do wody, by uratować toną-
cego, wynieść z płonącego domu dziecko. Natomiast niewesoło jest w przypadku
spraw mniejszych, codziennych, sąsiedzkich. Ile awantur, kłótni o rozlaną wodę
na korytarzu, o trzaskanie drzwiami – to jest ten „drugi, który przeszkadza”, nie
daje żyć. W obronie zagrożonej „egzystencji” bronimy się krzykiem, a gdy to nie
pomaga – ciszą, zerwaniem stosunków towarzyskich, sąsiedzkich, a nawet rodzin-
nych. Stwierdzamy: „ja tylko nie rozmawiam”. Ta cisza jest groźna. Każdy dzień
milczenia oddala, tworzy przepaść coraz trudniejszą do pokonania. Przychodzi-
my do sakramentu przebaczenia i stwierdzamy: „nie gniewam się, ale udaję, że
go nie widzę – jest dla mnie powietrzem, nie istnieje”. Bliźni, brat w Chrystusie,
nie istnieje? A sam chcę uzyskać przebaczenie w sakramencie pokuty! Pomijam
człowieka, chcę dojść bezpośrednio do Boga. Zapominam, iż Jezus powiedział:
„Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że twój brat ma coś
przeciw tobie, zostaw tam swój dar przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się
z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!” (Mt 5,23-24) W słowach Chry-
stusa ważna jest kolejność: najpierw człowiek – pojednanie z nim, dopiero później
Bóg – dar dla Niego, czynność sakralna, spowiedź św. U nas przeważa świadomość
odwrotnej kolejności. Jest już dużym sukcesem spowiednika, jeśli uda mu się skie-
rować penitenta po spowiedzi po przebaczenie do drugiego człowieka. W Cerkwi
prawosławnej nie może być rozgrzeszony człowiek „trwający w niesnaskach i nie-
chcący pogodzić się ze swymi wrogami”.

Jeszcze jedno, prawda z Ewangelii wg św. Mateusza, z fragmentu już przytoczo-
nego, która często nie dociera do naszej świadomości, nie przenika sumienia. Je-
zus powiedział: ,,...jeśli twój brat ma coś przeciwko tobie...” Oznacza to sytuację,
w której ty możesz czuć się niby zupełnie w porządku. Mogę nie poczuwać się
do żadnej winy. Wystarczy jednak, iż mój brat ma „coś przeciwko mnie”. Mistrz
z Nazaretu nie osądza, czy żal, który ma ten brat, jest słuszny, czy niesłuszny –
stwierdza tylko sytuację konfliktową. Do tego stopnia Ewangelia jest delikatna,

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Zanim przystąpimy do sakramentu pokuty

33

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

subtelna! Oczywiście, jak zwykle w życiu, są sytuacje wyjątkowe, w których każda
próba wyjaśnienia kończy się jeszcze większą awanturą. W tych przypadkach lub
w sytuacji możliwości „rozzuchwalenia” drugiej strony naszą ustępliwością, albo
w kontakcie z osobnikami o psychice patologicznie skrzywionej, należy w inny
sposób rozwiązywać bolesny i trudny konflikt. Niekiedy jesteśmy tacy z grubsza
ciosani, nawet tekst tak wyraźny o stałym bez końca przebaczaniu potrafimy zin-
terpretować w sensie ograniczenia przebaczenia tylko do kilku sytuacji. A przecież
u św. Łukasza czytamy: jeśli twój brat siedem razy zawini przeciw tobie na dzień
i siedem razy zwróci się do ciebie, mówiąc: „żałuję” – to mu przebaczysz. A wiemy,
że „siedem”, hebrajska cyfra sakralna, oznacza coś więcej niż nasze siedem. Piotr
otrzymał dziwną odpowiedź na pytanie „ile razy ma przebaczać?” – „siedemdzie-
siąt siedem razy”. Zestawienie dwóch siódemek obok siebie u Hebrajczyków ozna-
czało „nieskończoność”, czyli zawsze mam przebaczać i to przed przystąpieniem
do sakramentu pokuty.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

To jest najważniejsze

34

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Powrót: rozdział IV

To jest najważniejsze

Istnieje szereg określeń, definiujących inteligencję człowieka. Nie odpowiada mi
definicja stwierdzająca, iż jest to: „zdolność przystosowania się do sytuacji”. Pomi-
jając w takim pojmowaniu inteligencji brak ostrości granic pomiędzy człowiekiem
inteligentnym a sprytnym, przebiegłym, poważniejszym jej mankamentem jest
jakaś wtórność definiowania. Inteligencja tak określana jest wynikiem, skutkiem
czegoś uprzedniego. Uważam za inteligentnego człowieka, który potrafi w całym
splocie skomplikowanej rzeczywistości uchwycić bezbłędnie to, co jest w danej sy-
tuacji decydujące, istotne, czyli – najważniejsze.

Myśląc i pisząc o wielu ważnych sprawach, związanych ze spowiedzią, w pewnym
momencie trzeba się zapytać: „co w tym wszystkim jest najważniejsze?” Na pewno
nie historia sakramentu pokuty, nie przygotowanie do spowiedzi, nie samo podej-
ście do konfesjonału: ale jedynie skrucha. I od razu zjawia się możliwość całkowi-
tego nieporozumienia. „Nie mam w sobie tego, co najważniejsze – żalu, bo popeł-
niam grzechy, nawet te poważne, ciężkie – jak je nazywacie – ale przy spowiedzi
nic nie czuję. To znaczy bez tego istotnego elementu moja spowiedź nie ma sensu.
Czy nie logicznie rozumuję???” Ależ tak – jak najbardziej poprawnie, konsekwent-
nie, tylko że żal jest czymś innym. Nie polega w swojej istotnej treści na przeżyciu
emocjonalnym; to znaczy – jest dobrze, jeśli odczuwamy smutek, ból z powodu
dokonanego zła. To nam pomaga, nawet ułatwia przeżycie sakramentu pokuty.
Bardzo się cieszę, gdy coś odczuwam, to polepsza moje samopoczucie, mobilizuje
siły psychiczne, ale są dni, gdy jestem suchy, wyprany z wszelkich wzruszeń, nic
nie przeżywam. Jeśli coś jest we mnie, to zniechęcenie do siebie samego, wszystko

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

To jest najważniejsze

35

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

mnie „odrzuca” od spowiedzi. I nawet w takim stanie wyznanie grzechów wo-
bec kapłana jest w pełni wartościowe i może powstać twórczy żal. Mówiąc o tym,
czym nie jest żal za grzechy, należy ponadto zwrócić uwagę, że nie jest on psycho-
analitycznym poczuciem winy. Dla psychoanalityka, wyznającego zasady Freuda,
istnieje zbieżność świadomości winy i schorzeń psychicznych. Religię i poczucie
winy freudysta traktuje jako archaiczne relikty i neurotyczne fikcje. Usiłuje on za-
sugerować pacjentowi, że na jego poczuciu winy nie ciąży rzeczywista wina, lecz
raczej jakiś kompleks, jakieś seksualne praprzeżycie, jakiś przymus. W wyniku ta-
kiego „leczenia” chory, nękany poczuciem winy i jej neurotycznym kompleksem,
powinien uświadomić sobie przekorną grę podświadomości, a przez to poznanie
wyzwolić się od „fałszywego ciężaru winy”, a także i od neurozy. Niestety, pacjent
po odczuciu chwilowej ulgi nadal pozostaje niewyleczony, bo choroba tkwi głębiej
niż sięga psychoterapia.

Czym zatem jest żal za grzechy? Przeczuwam pewne opory psychiczne u Czytel-
nika, bo za chwilę chcę powołać się na definicję Soboru Trydenckiego. Niestety,
nie spotkałem we współczesnej teologii bardziej precyzyjnego określenia żalu za
grzechy niż to, które podał Trydent. Nieco uwspółcześniając to określenie, można
powiedzieć, iż żal ten jest bólem psychicznym, obrzydzeniem sobie popełnionych
grzechów połączonym z postanowieniem poprawy. Kluczowym wyrazem defini-
cji jest: „ból”. Sobór wyraził się jeszcze dosadniej, mówiąc o „bólu duszy”. Nie ma
się tu na myśli jedynie przeżyć, ale przede wszystkim odczucia naszej świadomo-
ści, jak strasznym cierpieniem psychicznym i fizycznym dla Chrystusa był i jest
nasz każdy grzech śmiertelny. Spowodował przecież śmierć Boga-Człowieka. Tyl-
ko przez taki ból może człowiek umrzeć dla grzechu. Boleść ta budzi życie, bo
jednoczy się ona nie tylko ze śmiercią, ale i ze Zmartwychwstaniem Chrystusa.
Prawdziwa boleść żalu nie jest tylko suchym aktem woli, lecz bólem „serca”, bo
jesteśmy syntezą ducha i ciała. Jednak stale przypominać należy, że decydującym
elementem jest strefa najgłębszej świadomości.

W analizie treści świadomości warto zwrócić uwagę na strefę motywacji. Motywem
skłaniającym często do żalu, zwłaszcza u ludzi powierzchownych i niedojrzałych
duchowo, jest lęk. Obawa przed piekłem nie jest motywem najszlachetniejszym,
ale już wystarcza, aby powstał żal, co prawda – niedoskonały. Do skutecznego

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

To jest najważniejsze

36

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

przyjęcia sakramentu pokuty wystarcza jako minimum motyw obawy przed karą
piekła, jednak w tym żalu musi się zawierać jakiś początek miłości. Jeśli ktoś rozu-
mie, iż piekło to nie tylko „smoła i siarka”, ale przede wszystkim wieczna samot-
ność bez Boga, czyli przekreślenie przyjaźni z Chrystusem, wówczas jest nie do
pomyślenia, aby z bojaźni przed taką wizją potępienia żal nie zawierał elementów
początkowej miłości. W jednym tylko wypadku sprawa niebezpiecznie się skom-
plikuje, mianowicie gdy ktoś jest skłonny popełnić grzechy ciężkie z założeniem
warunkowym: „jeśliby nie istniało zagrożenie mękami piekielnymi”. Trudno uznać
takiego grzesznika za właściwie przygotowanego do sakramentu przebaczenia.
Z ograniczenia do minimum motywu skruchy widać wyraźnie jakąś wielką Boską
wyrozumiałość, miłosierdzie dla grzesznika. Wystarcza bowiem przy spowiedzi
zdobyć się jedynie na żal niedoskonały, o tak mało wzniosłej motywacji. W chwili
rozgrzeszenia Bóg przez swe tajemnicze działanie przekształca żal niedoskonały
w doskonały, tzn. taki, którego pobudką nie jest lęk, lecz miłość Boga.

Do zlikwidowania grzechów śmiertelnych poza sakramentem przebaczenia po-
trzeba karkołomnej sztuki. Należy wówczas zdobyć się sua sponte, na żal dosko-
nały. Umiejętność ta polega nie tylko na wysiłku, ale przede wszystkim na wiel-
kim ryzyku. Nigdy nie mogę mieć pewności, czy poza spowiedzią zdobyłem się
na żal wystarczający, czyli doskonały. Polega on nie tylko na zmianie motywacji,
ale i ponadto na większej intensywności. Niestety, nie mamy żadnego wskaźnika,
kiedy przekraczamy granicę pomiędzy żalem niedoskonałym a doskonałym. Czy
natężenie miłości osiągnęło dostateczną intensywność do uzyskania przebaczenia
Boga? Przy spowiedzi wiem z pełnym przekonaniem, iż gdy żałuję, nawet z lęku
przed konsekwencjami grzechu, wówczas mocą wewnętrzną sakramentu następu-
je niejako „automatyczna” modyfikacja jakościowa mojej niedoskonałej motywa-
cji. Oczywiście są wypadki, gdy trzeba uciec się nawet do ryzyka sprowokowania
żalu doskonałego. Są sytuacje zagrożenia egzystencjalnego, wypadki, katastrofy,
gdy nie ma w pobliżu kapłana, a życie nagle zaczyna się kończyć. W tym wypadku
decydującą moc ma miłość. „Ponieważ wiele umiłowała, wiele jej się przebacza”
– usłyszała kiedyś zapewnienie Chrystusa jawnogrzesznica. Decydujące znacze-
nie ma łaska, która wyprzedza nasze odczucia i czyny. I z tego punktu widzenia
można optymistycznie powiedzieć, że wszystko w przebaczeniu zależy w istotnym
wymiarze od miłosierdzia Jezusa Chrystusa.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

To jest najważniejsze

37

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

W związku ze skruchą istnieje paradoksalna sytuacja. Zasadniczo trudniejsza jest
sprawa z odpuszczeniem grzechów ciężkich niż lekkich. Pod pewnym względem
jednak do darowania grzechów lekkich potrzeba czegoś bardziej subtelnego niż
do zgładzenia grzechów śmiertelnych. Przy wyznawaniu grzechów śmiertelnych
trzeba żałować za wszystkie, bez żadnego wyjątku i przebaczenie Boże dotyczy
każdego grzechu, chociażby nawet penitent zapomniał wymienić konkretnie ja-
kieś poważne zło.

Zupełnie inaczej jest z przebaczaniem grzechów powszednich. Grzech lekki może
być odpuszczony jeden bez drugiego, np. łakomstwo bez zlikwidowania grzechu
obmowy. Dzieje się to, dlatego iż ktoś mógł żałować tylko za jeden, a miał przy-
wiązanie, upodobanie do drugiego grzechu. Jest to bardzo dziwne, ale jeśli łaska
uświęcająca, otrzymywana w chwili rozgrzeszenia, nie może koegzystować z grze-
chami ciężkimi, to może ona współistnieć z grzechami lekkimi i dlatego otrzy-
mywanie łaski uświęcającej nie wystarcza ani też nie jest konieczne do oczyszcze-
nia z grzechów lekkich. Do zlikwidowania grzechów powszednich jest konieczna
czynność wykonana osobiście przez tego, kto grzech popełnił. Taką czynnością
jest akt skruchy – żalu. Nie chodzi tu tylko o bezpośredni, wyraźny żal, ale skrucha
może być zawarta pośrednio w każdym akcie miłości. Efektywność żalu, oczysz-
czającego z grzechów lekkich, zależy od miłości, która go powoduje. A z miłością
bywa bardzo rozmaicie. Istnieje miłość gorąca i wspaniała o maksymalnym natę-
żeniu. Komuś, kto zdobędzie się na tak intensywną miłość do Boga, że do wszyst-
kich grzechów lekkich, jakie popełnił, będzie miał odrazę i niechęć, gdyż stanowią
one przeszkodę w całkowitym zjednoczeniu z Bogiem, wszystkie te grzechy zosta-
ną zgładzone.

Zwykle jednak jesteśmy połowiczni. Żałujemy za jeden lub najwyżej za kilka grze-
chów, a całe warstwy pozostają nieporuszone. Obrastamy w grzechy powszednie,
bo nie mamy chęci ich zlikwidowania. Po prostu przyzwyczailiśmy się do grze-
chów codziennych, właśnie małych, drobnych. Jest nam wygodnie z nimi, nawet
je jakoś lubimy. A później dziwimy się, że coś zaczyna blokować wzrost łaski. Bra-
kuje intensywności żalu, miłości, tego, co określamy jako „gorącą” miłość, a łacina
określa pięknie: fervor caritatis. Grzechy powszednie są często bardziej zdradli-
we niż śmiertelne. Wobec tych ostatnich, jako bezpośrednio zagrażających życiu

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

To jest najważniejsze

38

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

z Bogiem, jesteśmy na ogół bardziej czujni, uwrażliwieni. Z tego trzeba chyba wy-
ciągnąć wnioski praktyczne przy żalu za grzechy powszednie, aby nie tolerować
uczuć pobłażliwości czy nawet wręcz pewnej „sympatii” w stosunku do małego
zła. Żal trzeba uczynić bardziej totalnym, obejmującym możliwie cały zakres „po-
wszedniego” zła. Nie chodzi tutaj o wysiłek świadomości, która może nie ogarnąć
całego zła, zróżnicowanego w konkretnych wielopostaciowych formach. Istotne
jest zdobycie się przy spowiedzi św. na wielką miłość, która nie toleruje przeszkód
w zjednoczeniu z Boskim Przyjacielem. W refleksjach o zagrożeniu rozwoju du-
chowego przez grzechy powszednie jest nieco pesymizmu. Niech optymizmu ko-
niecznego w walce ze złem doda przekonanie, że grzechy lekkie poza sakramentem
pokuty można likwidować w bardzo prosty sposób. Każdy znak Krzyża Świętego,
krótka modlitwa, pokropienie wodą święconą, a przede wszystkim przyjęcie Eu-
charystii – to wszystko gładzi grzechy lekkie. Jakość i zakres oczyszczenia zależą
od stopnia świadomości, z jaką uczestniczymy w obrzędach liturgicznych czy wy-
konujemy czynności sakralne, a przede wszystkim – od intensywności miłości.
Wiele naszych modlitw jest mało skutecznych, bo tak niedbale się modlimy. Ile tu
zmarnowanych szans w oczyszczaniu się z codziennych grzechów!

Jeśli żal za grzechy jest tym „sednem sprawy”, to bez niego – choćbym się spowia-
dał niezwykle szczegółowo i bił się w piersi, a ksiądz wypowiadałby słowa abso-
lucji – nic nie będzie, spowiedź jest „nieważna”. Powstaje wobec tego niepokojące
pytanie: Czy ja w mojej spowiedzi zdobywam się na ten żal? Na pozornie trudne
pytanie odpowiedź jest wyjątkowo nieskomplikowana: jeśli postanawiam popra-
wę, to znaczy, iż autentycznie wyrażam skruchę za grzechy. Skutkiem prawdziwe-
go żalu jest zawsze świadomość konieczności zmiany trybu życia. Zastanawiamy
się niekiedy, dlaczego nasze spowiedzi są tak mało efektywne. Nic się po nich nie
dzieje. Nadal te same grzechy, grzeszki. Uczciwy człowiek zaczyna zniechęcać się
do siebie lub do sakramentu pokuty. Zniechęcenie może przejść w poczucie bez-
sensu. I w pewnym momencie – mówimy sobie: po co siebie i innych oszukiwać
i... przestajemy korzystać z sakramentu przebaczenia.

Tymczasem błąd tkwi gdzie indziej: w niewłaściwym postanowieniu poprawy.
Niezmiernie bowiem rzadko zdarza się absolutny brak żalu. Chociaż stary wilk
morski z powieści Marshalla, konając przy ostatniej spowiedzi, z całego barwnego

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

To jest najważniejsze

39

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

swego żywota nie może uczciwie wyrazić skruchy za przygody z dziewczynami
portowymi, takie to było przyjemne, to jednak żałuje, jak stwierdza, że „nie może
żałować”. Najczęściej zdarza się nie brak skruchy, lecz zbyt ogólnikowe postano-
wienie poprawy. Gdy na moje pytanie: „z czego się chcesz poprawić?”, penitent
odpowiada, iż chce poprawić się „ze wszystkiego”, mówię mu, że to bzdura. Nie
można tak nagle, przynajmniej w zakresie grzechów powszednich, poprawić się
ze wszystkich złych czynów. Postanowienie poprawy staje się autentyczne przez
konkretyzację. To ma być realny program poprawy sytuacji. Należy go przed spo-
wiedzią przemyśleć, przekalkulować szanse. Niekiedy spowiednik, zmęczony, nic
na ten temat nie powie. Nie ma już sił na to albo ochoty (tyle razy mówił już
i wszystko bezskutecznie!) Trzeba samemu spontanicznie ustanowić program wła-
snej konkretnej poprawy. Nie należy w postanowieniu zapominać o właściwym
rozegraniu sytuacji, które stanowią bezpośrednią czy chociażby pośrednią okazję
do ponownego zła. Nieraz to bardzo kosztuje.

Wielu ludzi załamuje się wobec realizacji mądrych postanowień, bo tak jak nie
ma prawdziwego żalu bez postanowienia poprawy, tak samo nie może być auten-
tycznego postanowienia bez skruchy. Właściwie to wróciliśmy do punktu wyjścia
– do żalu. Znowu muszę się odwołać do Soboru w Trydencie. Sobór ten podkreśla
z naciskiem, że żal nie polega na samym „odpuszczeniu grzechów wraz z posta-
nowieniem nowego życia”, lecz istotnie na czynnym przeciwstawieniu się popeł-
nionym grzechom. Słabość postanowienia poprawy bardzo często wynika z tego,
że chociaż decydujemy się na zmianę stylu życia, nie ma to nośnej energii, bo nie
wypływa z dynamiki przeciwstawienia się, jakim jest właściwe przeżycie skruchy.
Posłuchajmy, co mówi o tym znany współczesny filozof, Max Scheler: „Jowialni
panowie powiadają: nie żałować, tylko wziąć się do dobrych postanowień i przy-
szłość czynić lepszą! Ale tego nie powiedzą ci jowialni panowie, skąd brać siły
do powzięcia dobrych postanowień, a jeszcze bardziej siłę do ich wprowadzenia
w czyn, jeżeli przedtem żal nie uwolni danej osoby od determinacyjnej mocy jej
przeszłości... Droga do całkowitego wzgardzenia sobą prowadzi przez niewypeł-
nione dobre postanowienia, których nie uprzedził prawdziwy żal” (Ruhe und Wie-
dergeburt
, w: Vom Ewigen in Menschen, Leipzig 1921).

Psychologia i teologia są zgodne, że bez zlikwidowania obciążenia przeszłością
przez autentyczną skruchę jest niesłychanie ryzykowne przejście od winy do

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

To jest najważniejsze

40

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

początku nowego życia. Wina i grzech przez swą wewnętrzną strukturę pozostają
destruktywnymi siłami, które potem w różny sposób działają. Im mniej zdajemy
sobie sprawę z tego procesu, tym swobodniej i mocniej oddziałuje raz popełniony
grzech. Dopiero żal niszczy istotę winy, usuwa motyw i zły czyn i umożliwia spon-
taniczny początek nowego życia. Żal więc w konsekwencji powoduje moralne wy-
zwolenie. Ponieważ strefa żalu należy do miłosiernego oddziaływania Boga, dla-
tego nie należy zapominać o efektywnej roli modlitwy-prośby. Mistycy Wschodu
modlili się o specjalny „dar łez”. Nie chodzi tu o rozhisteryzowaną reakcję uczucio-
wą wobec popełnionego zła, ale o moc oczyszczającą. W Psalmie 51 mamy prze-
cież obietnicę: „Sercem skruszonym i upokorzonym nie wzgardzisz, o Boże!”.

Poza żalem, do najważniejszych czynności spowiadającego się należy samo wy-
znanie grzechów. Podejście do konfesjonału, gdy nie ma tłoku, stwarza szansę
spokojniejszej i głębszej rozmowy ze spowiednikiem. Nie jest to co prawda naj-
ważniejsze – zawsze bowiem sam Jezus Chrystus będzie pierwszym partnerem
dialogu – ale pozwoli przynajmniej uniknąć spięcia z przemęczonym i zdener-
wowanym spowiednikiem. Warto również pokusić się nieco o zmniejszenie ano-
nimowości. Wzajemna nieznajomość penitenta i kapłana stwarzają potrzebną
dla niektórych osłonę, ale utrudniają efektywne spełnienie funkcji spowiednika.
Ułatwia mi rozpoznanie „drugiej strony”, gdy słyszę po słowach staropolskiego
pozdrowienia „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, krótką informację, np.
„jestem studentem”, „małżonkiem”, „mam lat 23” itp. Ta mała „wizytówka”, jak ją
nazywam, daje garść niezbędnych informacji, ułatwiających wzajemny dialog. Je-
śli o tych wstępnych „grzecznościach”, dotyczących przedstawienia się, mało kto
pamięta, to na ogół nieomal wszyscy wiedzą o konieczności podania daty (przy-
najmniej w przybliżeniu) ostatniej spowiedzi i jej ważności: czy nastąpiło rozgrze-
szenie. Niekiedy ktoś zapomina o obowiązku odprawienia pokuty, należy wówczas
ten fakt podać spowiednikowi. Informuje się też o ewentualnych przeszkodach
w należytym wypełnieniu pokuty.

W samym wyznawaniu trzeba zachować umiar, mówić to, co konieczne: przede
wszystkim grzechy śmiertelne, a później wybrane grzechy lekkie. Dla spowied-
ników kłopotliwi są skrupulaci, którzy wywlekają z przeszłości grzechy wątpliwe.
Warto pamiętać, że należy spowiadać się ze złych czynów według oceny własnego

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

To jest najważniejsze

41

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

sumienia. Ocena ta może nastąpić przed popełnieniem lub w czasie dokonywania
grzechu. Biedni ludzie o przewrażliwionych sumieniach, słysząc jakieś kazanie, na
którym ktoś długo i z „namiętnym” zapałem analizował grzechy przeciwko szó-
stemu przykazaniu – zaczynają po kilkunastu latach rozdrapywać swoje sumie-
nie: „a może wówczas popełniłem grzech ciężki?” Może! Ale to mało ważne, bo
wówczas subiektywnie nie uważałem tego za tak wielkie zło, a więc nie mogłem
popełnić subiektywnie grzechu śmiertelnego. Rozgrzebywanie sumienia najmniej
jest potrzebne Bogu, który już dawno przebaczył. Przecież jest Sędzią, ale nade
wszystko Najmiłosierniejszym Ojcem. Odnoszenie się do Niego jak do bezdusz-
nego urzędnika jest przynajmniej nietaktowne, jeśli nie boleśnie obraźliwe. Szu-
kanie w przeszłości jest szkodliwe dla samego penitenta. Może go sprowokować
właśnie do nowego, już prawdziwego grzechu, a przy tym zasłania to, co istotne:
konieczność kształtowania postawy autentycznego katolika.

Umiar należy zachować ponadto przy ujawnianiu okoliczności. Należy wymienić
te, które wpływają na „jakość” grzechu. Najczęściej rozgadani penitenci popełnia-
ją grzech obmowy w czasie spowiedzi. Wyznając własne winy, ciężar gatunkowy
oskarżenia przesuwają przez „projekcję” na wszystkich, tylko nie na siebie. Inni
snują barwne opowieści z własnego lub cudzego życia. Chociaż bardzo mile słucha
się ludzi z prawdziwą fantazją, spowiednik musi przerwać zdecydowanie i zwrócić
uwagę, że w ten sposób spowiedź traci swój właściwy charakter samooskarżenia.
Strata największa: penitent w zbyt szczegółowym opisie własnej biografii traci to,
co decyduje o jakości wyznania – klimat żalu, skruchy. Następuje wówczas jedynie
terapeutyczna ulga. Z jednej strony penitent powinien się niejako „przedstawić”,
stracić coś ze swej anonimowości i podzielić się swoimi troskami i bólami z kimś,
może jedynym bezinteresownie życzliwym. Ale czynić to tak, aby nie utracić istot-
nej wartości. Nie należy w spowiedzi szukać za wszelką cenę ulgi. Może ona nadejść
i często nadchodzi. Ale to nie jest najważniejsze! Niekiedy dla penitenta znacznie
zdrowszy będzie niepokój, który pobudzi go wreszcie do twórczego wysiłku.

W chwili otrzymywania rozgrzeszenia starajmy się nigdy nie myśleć o tym, czy
wszystko powiedziałem. Najlepiej jest zakończyć wyznanie słowami: „Za te wszyst-
kie grzechy, które powiedziałem lub zapomniałem wyznać, żałuję i postanawiam
poprawę”. Wyraziłem żal za wszystkie grzechy, nawet zapomniane, dlatego jestem

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

To jest najważniejsze

42

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

spokojny. Teraz już się nie zastanawiam nad przeszłością. Nie mogę przeoczyć
najcenniejszego momentu, gdy dzięki Krwi Chrystusa, przelanej na krzyżu, sta-
ję się znowu czysty i napełniony Łaską. Warto więc w tym momencie nie myśleć
o własnych kłopotach i troskach, ale o bólu Jezusa. Niestety, wielu egocentryków
w chwili rozgrzeszenia żałuje... siebie. Tylko siebie. Bo tylko siebie widzą.

Za granicą warto sobie przypomnieć, że chociaż nie znam języka danego kraju,
mogę się spowiadać przed człowiekiem, który nie włada moim językiem. Może to
odbyć się przez tłumacza. Na ogół jednak jest to zbyt krępujące i trudne. Dlatego
wystarcza mój żal i jego okazanie. W podróżach na Wschód trzeba pamiętać, że
mogę ważnie (jeśli nie ma w pobliżu kapłana katolickiego) spowiadać się w cerkwi
prawosławnej. Po powrocie z zagranicznych peregrynacji często rodacy oskarżają
się w konfesjonale, że nie byli w niedzielę w kościele. Ze zdziwieniem dowiadują
się, że obowiązek uczestnictwa w liturgii można również wypełnić, z braku ko-
ścioła katolickiego, w każdej cerkwi. Przecież to jest nasz Kościół bratni, w którym
w „inności” obrzędów liturgicznych dokonuje się ta sama, co w polskich kościo-
łach, Bezkrwawa Ofiara. Różnice dogmatyczne pomiędzy rzymskim a wschodnim
Kościołem nie mogą przesłonić tego samego Chrystusa, w tym samym kapłań-
stwie i sakramentach.

Trzecim z kolei istotnym momentem spowiedzi św. jest zadośćuczynienie, czyli jak
mówimy, wypełnienie nałożonej pokuty. Uderza przede wszystkim nieproporcjo-
nalność pomiędzy karą a winą. Ktoś popełnił poważne przekroczenie i otrzymuje
śmiesznie niską pokutę sakramentalną. Istnieje dzisiaj na pewno jakaś nadmierna
łagodność, ostrożność, „aby nie zrazić klienta”. W porównaniu z pierwszymi wie-
kami chrześcijaństwa wygląda to nawet na zbytnią miękkość. Większy jednak błąd
leży gdzie indziej. Księża operują schematycznymi pokutami, zazwyczaj nie wy-
kraczającymi poza odmówienie modlitwy. Nie umniejszając wartości pokutnym
modłom, wydaje się, iż karę należałoby bardziej dostosować do błędów, popełnia-
nych przez spowiadającego się. Np. za niepohamowane wybuchy gniewu pokutu-
jący powinien otrzymać polecenie zrobienia jakiejś przyjemności dla skrzywdzo-
nych. A może najmniej infantylnie byłoby, gdyby sam penitent podał propozycję
efektywnej (przecież on najlepiej zna siebie) własnej pokuty?

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

To jest najważniejsze

43

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Uwzględniając nawet wielkość i odpowiedzialność zadośćuczynienia, trzeba za-
uważyć, że pokuta, nawet najsurowsza, nigdy nie będzie proporcjonalna do winy,
a nawet nie powinna być taka. Właśnie brak tych proporcji mówi nam o czymś.
O czym? A właśnie o tym, że istotne zadośćuczynienie zostało dokonane przez Je-
zusa Chrystusa na krzyżu. Bracia protestanci mieli nam bardzo za złe, że w ogóle
ośmieliliśmy się wprowadzić koncepcję satysfakcji. Na pewno mają rację, jeśli ktoś
przesadnie przeceniając swoje zadośćuczynienie, zapomina o istotnym wyrówna-
niu naszej winy przez Boga. Natomiast ze względów pedagogicznych byłoby wiel-
ką stratą, gdyby winowajca na sobie nie odczuł skutków popełnionego zła. Jest dla
mnie przeżyciem, kiedy spowiadający „spiera się” ze mną, że otrzymał za małą po-
kutę. W tym człowieku jest (jeśli nie jest masochistą) poczucie prawdziwego żalu
i autentyczna chęć odkupienia winy. Powinien jednak mieć zawsze świadomość,
że nawet jego najcięższa pokuta jest zawsze współuczestnictwem w zbawczej mocy
zadośćuczynienia, spełnionego na Golgocie.

Penitenci nie wiedzą, że mają prawo dyskutowania na temat wymierzonej kary.
Oczywiście nie chodzi tu o sprzeczkę, ale o spokojne przedstawienie swych racji,
dlaczego danej pokuty nie mogą przyjąć, co im przeszkadza w wypełnieniu ta-
kiego, a nie innego zadośćuczynienia. W uprawnieniu tym jest zawarta myśl, że
należy jak najbardziej urealnić możliwość spełnienia zadośćuczynienia. Po zaak-
ceptowaniu pokuty przez penitenta wzrasta jego odpowiedzialność za dokładne
i właściwe wypełnienie pokuty. Niewykonanie otrzymanej kary (jeśli oczywiście
zaistniały wszystkie warunki do jej zrealizowania, nic poważnego nie stanęło na
przeszkodzie) może w konsekwencji spowodować nawet grzech.

Chrześcijaninowi, gdy wypełni pokutę, często wydaje się, że to już wszystko. Trzeba
się jeszcze postarać o wynagrodzenie wyrządzonych szkód. Ponieważ wymaga tego
prosta sprawiedliwość, dlatego czynność ta nosi jurydyczną nazwę „restytucji”. Nie
tylko trzeba wyrównać straty materialne, które ktoś poniósł wskutek naszej niewła-
ściwej działalności (w tym sensie „wierzącemu” złodziejowi kradzież się nie opłaca,
bo musi zwrócić skradzioną rzecz). Ponadto należy pamiętać o stratach w sferze
duchowej. Jeśli kogoś „poniosło” i nastąpiło zniesławienie, oszczerstwo, należy te-
raz to sprostować, publicznie wyjaśnić. Gdyby ludzie na serio bardziej traktowali
obowiązek wynagradzania szkód, na pewno byliby ostrożniejsi w grzeszeniu.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

To jest najważniejsze

44

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

W tym rozdziale akcentowaliśmy wielokrotnie sprawy istotne. Na koniec przypo-
mnijmy pokrótce główne myśli. W sakramencie pokuty najważniejsze są trzy czyn-
ności penitenta: żal, wyznanie, zadośćuczynienie. Ponieważ w pewnych okoliczno-
ściach, np. za granicą lub w wypadku penitenta głuchego, albo w sytuacji katastrofy,
gdy z braku czasu udziela się rozgrzeszenia zbiorowego, nie dochodzi do wyzna-
nia grzechów, wynika z tego, że nie jest to czynność najistotniejsza. Podobnie jest
i z pokutą – zadośćuczynieniem. Niekiedy biedny zagoniony grzesznik odkłada ją
na ostatnią chwilę, i tej ostatniej chwili nagle mu zabraknie, a pomimo to sakrament
nie stracił swej ważności. Z tego jeszcze raz wynika, że najważniejsza jest skrucha.
Czy jednak rzeczywiście nie ma nic ponadto jeszcze istotniejszego? Do niedawna
i ja myślałem, że nic nie ma ważniejszego. Dopiero znany współczesny teolog, Ber-
nard Häring, przypomniał mi: „najważniejsze jest to, czego dokonuje Zbawiciel.
On oczyszcza naszą duszę, Boskie działanie pojednawcze jest tym najważniejszym.
Dlatego najpiękniejszą nazwą sakramentu pokuty jest POJEDNANIE”.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Komu może zaszkodzić stały spowiednik?

45

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Powrót: rozdział V

Komu może zaszkodzić stały

spowiednik?

Zanim wyjaśnimy, co rozumie się przez określenie „stały spowiednik”, trzeba sobie
szczerze powiedzieć, co o spowiednikach w ogóle sądzi młodzież. Nie tylko o sta-
łych, ale o wszystkich.

W duszpasterstwie akademickim rozmawiamy, dyskutujemy o wielu sprawach.
Kiedyś podjęliśmy temat dotyczący spowiedników. Temat – „rzeka”! Płynęło wie-
le pozytywnych uwag. Były wyrazy uznania za bezimienny, bezinteresowny trud,
ale – jak to u młodych – przeważały głosy krytyczne. Pod koniec rozmowy, która
zresztą przerodziła się w kłótnię, zaproponowałem „miniankietę” na temat: „Błędy
i niedociągnięcia naszych spowiedników”.

Najczęściej występującym zarzutem był schematyzm. Oto jedna z charakterystycz-
nych wypowiedzi:

Zdarza się często, że kapłan, spowiadając liczne tłumy wiernych, znużony wysłuchiwa-

niem tych samych grzechów, nie indywidualizuje, ale udziela tych samych wskazówek

i nauk bez względu na to, czy w danym przypadku, tzn. w stosunku do tej osoby, są wska-

zane i potrzebne. Staje się to w końcu nużące i odchodzimy bez zadowolenia, bo nasze

wątpliwości i ciężar grzechów jakoś jeszcze na nas ciążą. Po takiej spowiedzi często nie

mamy odwagi przystąpić do Komunii św.

Młodzież boli również brak zrozumienia u kapłanów; pisze ona: „Często spowied-
nik nie potrafi uchwycić problemu, zbacza z tematu”. Wiąże się z tym zarzut lekce-
ważenia trudności, zwłaszcza w dziedzinie wiary. Jedna ze studentek skarży się:

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Komu może zaszkodzić stały spowiednik?

46

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Powiedziałam kiedyś podczas spowiedzi, że często mam wątpliwości. Ksiądz odpowie-

dział, że mam tyle dowodów na istnienie Boga, że nie powinnam mieć wątpliwości, i na

tym koniec. Nie zapytał mnie nawet, o jakie wątpliwości chodzi.

A jeśli już spowiednicy starają się odpowiedzieć na problemy młodych, to niektó-
rzy z respondentów stwierdzają niewłaściwość i niewystarczalność argumentacji.
Tak pisze jeden z nich:

Gdy raz wyraziłem wątpliwości w sprawach wiary – spowiednik zaczął mi wykładać tzw.

zakład Pascala. W momencie, gdy mu przerwałem pytaniem: Chodzi księdzu o zakład Pas-

cala? – zmieszał się i okazało się, że ma braki w przygotowaniu nawet w zakresie filozofii

chrześcijańskiej.

W dziedzinie seksualnej razi młodzież nietaktowność niektórych księży, wyraża-
jąca się w stawianiu niepotrzebnych zbyt szczegółowych pytań. Młodych uderza
również niemile przesadny akcent „ilościowy” u spowiedników.

Wydaje mi się – czytamy w jednej z ankiet – że pytania o dokładną ilość popełnianych

grzechów mijają się z celem i bardzo krępują ze względu na to, iż i tak najczęściej do-

kładnie nie pamiętamy tego i obawiamy się, by nie popełnić grzechu na spowiedzi przez

kłamstwo albo usiłujemy zbyt długo to sobie przypominać. Wydaje się, że określenie około

x razy jest o wiele lepsze i jeśli ta liczba jest potrzebna, to chyba wystarczy przybliżenie.

Do błędów popełnianych przez spowiedników zalicza się również zbytni pośpiech.
Z kolejnej wypowiedzi dowiadujemy się, że

…odbiera się spowiedzi charakter mistyczny, podniosły, co z natury rzeczy ma miejsce

w czasie rekolekcji, odpustów itd. Systemem taśmowym każdy przyklęka na parę minut,

wyszepce i już! Odchodzi oczyszczony. Czy naprawdę? Kapłan – nie wątpię – modli się

gorąco, ale czy ta druga strona, klęcząca u konfesjonału, też to robi szczerze? Spowiedzi

sprzyja spokój i cisza, a nie pośpiech.

W młodych ludziach dojrzewa pragnienie czegoś głębszego. Nie tylko razi ich sza-
blon, banał „zawsze takiej samej pokuty”, ale dodają: „pokutą nie jest np. dwukrot-
ne odmówienie Litanii do Wszystkich Świętych. To kpina, a nie pokuta! Pokuta
nie może być wymierna w słowach litanii. To ma być pokuta wnętrza człowieka”.

Studenci nie ograniczyli się tylko do krytyki. Przytoczymy tutaj dwie wypowiedzi,
postulujące warunki, zdaniem respondentów, właściwej spowiedzi.

Dobra spowiedź to przede wszystkim nawiązanie bliższego kontaktu spowiadającego się ze

spowiednikiem. Zadając odpowiednie pytania, można sobie wyrobić zdanie o penitencie, wy-

jaśnić wątpliwości o jego poziomie, a czasem nawet wskazać odpowiednią literaturę. Spowiedź

będzie dobra, gdy znajdziemy wspólny język z kapłanem i nastąpi wzajemne zrozumienie.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Komu może zaszkodzić stały spowiednik?

47

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Pragnienie pogłębionego kontaktu znajdujemy i w drugiej wypowiedzi:

Do spowiedzi wolałam iść do ojca zakonnego. Spowiedź była zawsze najbardziej uroczy-

sta. To była wspólna spowiedź zanoszona do stóp Boga. W tej wędrówce kapłan sprawował

funkcję wyjednującego łaski dla mnie. Czułam, że oboje idziemy do Boga z tym balastem

grzechów i że spowiednik wstawi się za mną do Boga. Ksiądz natomiast, zwłaszcza w wie-

ku podeszłym, słucha – przerywa, łaje, mruczy. Klęczę zalana wstydem, ale nie żalem

i skruchą. A przecież nie o wstyd tutaj chodzi i to o płaski wstyd przed spowiednikiem.

W swej wielkości sakrament pokuty ogranicza się do wyliczenia grzechów, przerywanego

potępieniami i zadaniem pokuty. To nie jest spowiedź! To ma być wspólna spowiedź, głę-

boka i świadoma.

Tyle młodzi „gniewni”. Można z nimi się trochę nie zgadzać, nie zawsze wina leży
po stronie księży. Często wpływają na to warunki, a czasami sami penitenci, np.
przez przystępowanie do sakramentu pojednania w momentach pośpiechu, tłoku.
W tej ankiecie, która miała zresztą zawężony krąg respondentów i nie rościła pre-
tensji do poważnych, naukowych badań, uderzyło mnie specjalnie jedno. Mam na
myśli to poszukiwanie wzajemnego zrozumienia, kontaktu pomiędzy kapłanem
a spowiadającym się. Uzyskanie wewnętrznej więzi, o którą tak młodym chodzi,
jest utrudnione. Sytuację komplikuje anonimowość zarówno kapłana, jak i peni-
tenta. Nie ułatwia kontaktu przypadkowość spotkania. Dodatkowym utrudnie-
niem przy dużej ilości spowiadających się jest gorączkowy pośpiech i zdenerwo-
wanie.

Można ominąć te wszystkie przeszkody i wyjść naprzeciw pragnieniu ujawnio-
nemu w ankiecie przez funkcję spowiednika stałego. Któż to jest ten spowiednik
stały? Jest to po prostu kapłan, wybrany przez penitenta i w uzgodnionych ter-
minach spowiadający go przez dłuższy okres. Dzięki dłuższemu kontaktowi gi-
nie anonimowość, może powstać serdeczna więź wzajemnego poznania i zrozu-
mienia. Ponadto powstaje coś znacznie ważniejszego. Poprzez częste spotkania
w sakramencie pokuty istnieje możliwość wzrostu jakościowego samego procesu
terapeutycznego. Istnieje tu analogia z leczeniem pacjenta. Nawet wybitny lekarz
nie zawsze potrafi przy jednorazowym kontakcie skutecznie oddziałać na cho-
rego. Nie zna pacjenta. Mimo swej genialności i intuicji zawodowej często staje
bezradny wobec trudnego przypadku. Natomiast lekarz średnio uzdolniony, przy
częstych wizytach chorego, mając w dodatku kilkakrotnie powtórzone prześwie-
tlenia, analizy, może skuteczniej pomóc cierpiącemu. W wypadku spowiednika,

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Komu może zaszkodzić stały spowiednik?

48

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

nawet doświadczony będzie miał trudny problem, gdy spotka skomplikowaną
sytuację duchową w konfesjonale. Oczywiście różnica w porównaniu z nieprze-
ciętnym eskulapem będzie zasadnicza. Kapłan w sakramencie pokuty dysponuje
dodatkowym światłem, którego pozbawiony jest lekarz. Światło Ducha Świętego
może niesłychanie ułatwić rozstrzygnięcie jakiegoś problemu przy spowiedzi św.
Może, ale nie musi. I nierzadko zdarza się, iż spowiednik czuje, że pozostaje w ab-
solutnej ciemności.

Stały spowiednik, podobnie jak stale leczący danego pacjenta medyk, ma do dys-
pozycji dodatkową znajomość penitenta, płynącą z częstego spotykania się. Nie
chodzi tutaj jedynie o poznanie walorów i zalet, charakteru i osobowości tego dru-
giego człowieka. Znacznie cenniejsze jest odkrycie w nim kierunku działania Bo-
żego. Znajomość wymagań, stawianych przez Chrystusa, decyduje o efektywnej
pomocy stałego spowiednika. Bardzo często przychodzą do konfesjonałów dusz-
pasterzy akademickich młodzi, pełni wewnętrznej udręki „na rozstajnych dro-
gach”. Rozpoczęli studia, ale właściwie czują, że „to nie to”. Nie wiedzą, co ze sobą
zrobić, dokąd iść. Zdarza się to i po dyplomie, już po kilku latach pracy. Nadcho-
dzi chmura niepewności. Czy nadal ma tkwić za biurkiem, za stertą papierów? Czy
do „końca świata” ma być zootechnikiem, budowlańcem? Pojawiają się jakieś ta-
jemne prądy, aspiracje. Chciałby poświęcić się ludziom całkowicie. Tej zupełności
oddania nie widzi w dotychczasowym trybie swego życia „zjadacza chleba”. I zmę-
czony niepewnością, wyczerpany nerwowo idzie do spowiednika. Tymczasem
tamten człowiek odczuwa ciężar odpowiedzialności podjęcia decyzji za penitenta.
Przygniata go niejasność sytuacji. Nie rozumie wielu elementów. Boi się pozbawić
społeczeństwo człowieka, który już wszedł w pracę, jest dobrym fachowcem. Jak
bardzo rzadko może spowiednik powiedzieć zdecydowanie, jednoznacznie – idź,
to Bóg cię powołuje. Miałem szczęście spotkać takiego kapłana. I do dzisiaj czuję
gorącą wdzięczność za ułatwienie najważniejszej decyzji. Tylko że mój spowiednik
nie był przypadkowy: to był spowiednik stały. Znał mnie. Miał odwagę powiedze-
nia mi najtrudniejszej prawdy. Spowiednik wybrany przez nas, po mniej więcej
rocznym kontakcie ma możliwości rozpoznania sytuacji, ułatwienia wyboru. Nie
należy jednak w pierwszej spowiedzi sugerować kapłanowi problematyki powo-
łania. Dopiero po kilkunastu spowiedziach warto postawić decydujące pytanie.
Oczywiście, odpowiedź ma zawsze charakter doradczy. Nikt nie może decydować

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Komu może zaszkodzić stały spowiednik?

49

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

o moim powołaniu. Decyzja ostateczna należy zawsze do mnie. I to jest najtrud-
niejsze, najboleśniejsze w „męce wyboru”. Ale i chyba najwspanialsze – bo to jest
moja wolność. W miłości musi zawsze być wolność. Tak nas Bóg ukochał, że ob-
darzył nas swobodą decyzji ostatecznych. To jest wolność chwilami nie do wytrzy-
mania. To jest straszliwy ciężar, który ludzie usiłują przerzucić na innych. Cho-
ciażby na stałego spowiednika.

Oprócz wytworzenia wewnętrznej więzi, wzajemnego „rozszyfrowania”, pomocy
w podjęciu decyzji „ostatecznych”, spowiedź u wybranego kapłana ma jeszcze je-
den walor: kontroli. Spowiedź św. to nie tylko rozliczenie się z Bogiem i ludźmi. To
nie tylko dźwiganie się z jakiejś wady, to przede wszystkim szansa rozwoju. Przy
sporadycznych kontaktach z sakramentem pokuty zapomina się o tej możliwo-
ści. Dopiero systematyczna spowiedź pod kierownictwem jednego kapłana stwa-
rza warunki do realizacji rozwoju duchowego. Pewną rolę ma tutaj do odegrania
czynnik kontroli. Stały spowiednik z życzliwością, a nawet często jak przyjaciel
obserwuje zmagania, wysiłki penitenta. Nie tylko jest biernym obserwatorem, ale
i stara się pomóc, ułatwić. Między innymi przez to, że pamięta, kim był spowiada-
jący na początku, kim jest teraz, po kolejnych spowiedziach. Spowiednik stały dys-
ponuje obiektywnym elementem porównawczym. Kontrola samego siebie, nawet
przez częste rachunki sumienia, refleksje, zawsze grozi pewnym subiektywizmem.
Mamy możliwość włączenia spowiednika jako obiektywizującego doradcy. To ja-
sne, że również, jak i my, omylnego. Lecz możliwość pomyłki zmniejsza dystans,
obiektywizm układu.

W życiu wewnętrznym zdarzają się chwile klęsk i załamania. Wówczas okazuje się
cenny walor spowiednika, który towarzyszy i w chwilach wzlotu, i upadku. Pod-
trzymanie psychiczne ze strony stałego spowiednika ma specjalną wagę ze wzglę-
du na to, że ten człowiek nie ogranicza się do zdawkowych słów pociechy, lecz
znając dobrze penitenta, może zastosować metody terapii psychicznej. Znając we-
wnętrzne możliwości penitenta, może pozwolić sobie na dość ryzykowne sposoby
wydobywania z depresji, np. pozorne zlekceważenie trudności penitenta lub rady-
kalne wstrząśnięcie jego psychiką.

Trochę śmieszą, a trochę smucą ludzie, którzy wybrali sobie przewodników ducho-
wych, a w chwili popełnienia ciężkiego grzechu uciekają od stałego do przygodnego

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Komu może zaszkodzić stały spowiednik?

50

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

spowiednika. Śmieszy ta niezdrowa ambicja, aby stałemu powiernikowi pokazy-
wać się tylko od najlepszej strony, na tle małych, codziennych grzeszków. Zasmuca
natomiast strata szansy pokazania prawdziwego oblicza opiekunowi duchowemu.
On powinien znać nie tylko małe defekty, ale i te ciężkie, śmiertelnie zagrażające
życiu wewnętrznemu. Widząc tylko jeden aspekt, małego zła, nie może przewod-
nik właściwie prowadzić, bo nie zna dogłębnie penitenta. I stąd przy pokazywaniu
się jedynie z dodatniej strony naraża się spowiadający na nieskuteczność kierow-
nictwa duchowego. Przegrywa wskutek próżności i braku cywilnej odwagi.

Wśród wartości, zachęcających do podjęcia próby znalezienia przewodnika ducho-
wego, można wskazać jeszcze czynnik wstydu. Człowiek wstydzący się usiłuje coś
ukryć. Tak chętnie chowamy swoje złe sprawy za osłonę anonimowości. Dlatego
może nam odpowiadać słuszna zasada wolności wyboru spowiednika, surowo prze-
strzegana zgodnie z przepisami prawa kanonicznego. Korzystamy z wolności i „wy-
bieramy” nie wybierając, tzn. idziemy do przypadkowo spotkanego księdza w da-
nym kościele. Wolno nam, ale czy warto zawsze korzystać z tej wolności? Tracimy
wiele możliwości, o których tu wspomniałem, a ponadto przegrywamy wychowaw-
czą wartość wstydu. Jesteśmy na pewno skrępowani, gdy jeszcze raz idziemy do tego
samego spowiednika z tymi samymi grzechami. Wstyd ujawniania powtarzanego
zła można wykorzystać, kierując rozwojem własnej osobowości. Poczucie zażeno-
wania: „co sobie pomyśli o mnie ten ksiądz?” może stać się również hamulcem.

Przy próbie określenia, kim jest stały spowiednik, wspomniałem, że jest to kapłan
z wyboru. W jaki sposób znaleźć można przewodnika duchowego? Wielu chętnie
skorzystałoby z możliwości regularnej spowiedzi, niestety twierdzą oni: „nie mo-
żemy znaleźć”. Na pewno spotkać dzisiaj właściwego przewodnika jest niezmiernie
trudno. Niewielu kapłanów na tak poważną i absorbującą funkcję ma czas i siły.
Wielu odmawia, bo czują się za słabi, oceniając ciężar wielkiej odpowiedzialności.
Pomimo to, kierując się Ewangelią, w której powiedziano: „szukajcie, a znajdzie-
cie”, należy przede wszystkim poszukiwania rozpocząć od modlitwy o znalezienie
właściwego przewodnika. Modlitwa powinna nam towarzyszyć nie tylko w chwili
wyboru, ale również i po znalezieniu spowiednika. Powinniśmy przed spowiedzią
prosić o światło dla niego. Spowiednik również się modli, ale tutaj powinna na-
stąpić jakaś wspólnota, wzajemna modlitwa za siebie. To będzie pierwszy element
więzi, nie tylko ludzkiej.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Komu może zaszkodzić stały spowiednik?

51

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Jeżeli spowiadający się nawiąże kontakt duchowy z kapłanem, może przy końcu
spowiedzi zapytać się: „czy ksiądz nie zechciałby zostać moim spowiednikiem?”
Jak już wspomniano, może on z rozmaitych przyczyn, słusznych czy, niestety, nie-
słusznych, odmówić. Jeżeli się zgadza, warto od razu ustalić terminy następnych
spotkań. W poszukiwaniach odpowiedniej osoby pomocne są wykazy dyżurów
spowiednika, umieszczane w niektórych kościołach. Przy nazwisku podane są go-
dziny stałego dyżuru i miejsce, w którym znajduje się dany konfesjonał. Optymal-
nym rozwiązaniem wydaje się umieszczenie ponadto odpowiednich tabliczek in-
formacyjnych na samych konfesjonałach. Należy tylko żałować, iż jest tak jedynie
w nielicznych kościołach.

Trudno tutaj ustalić ramy czasowych spotkań ze spowiednikiem. Są wypadki za-
grożenia duchowego, w których niezmiernie pożyteczne, a nawet niekiedy wręcz
konieczne będą spotkania częste, co tydzień lub dwa. Po pewnym czasie należy
częstotliwość zmniejszyć. Kontakty comiesięczne są chyba najwłaściwsze. W mia-
rę pogłębiania znajomości penitenta okazać się może potrzeba kontaktów poza
konfesjonałem. W wypadku znacznego oddalenia kontakt może ułatwić korespon-
dencja. Jednak należy pamiętać, że istota kierownictwa duchowego nie polega by-
najmniej na długości listów, pisanych przez spowiednika lub otrzymywanych przez
niego. Wartość kontaktu w normalnym układzie nie polega na mnożeniu spotkań,
wydłużaniu czasu spowiedzi, ale na intensywnym przekazie istotnych wartości du-
chowych. Plagą naszych konfesjonałów są osoby o nadmiernym gadulstwie. Cen-
ny czas spowiedzi potrafią zmarnotrawić na zupełnie niepotrzebne opowiadania
o własnych przeżyciach i doznaniach, często nawet urojonych. Spowiednik musi
wykazać tutaj dużo taktu i roztropności, aby wysłuchać tego, co konieczne, nato-
miast w sposób delikatny, ale i bezapelacyjny przerwać niekończący się tok pustej
narracji. Do sprostania temu trudnemu zadaniu trzeba dużo doświadczenia. Ra-
dzi się szukającym dobrego spowiednika, aby go znaleźli przede wszystkim wśród
nieco starszych kapłanów. Nie oznacza to, że z wiekiem automatycznie nabywa-
my mądrości, ale odpowiednia liczba lat, spędzonych w konfesjonale, gwarantuje
na ogół (bo i tu mogą być wyjątki) konieczny zasób doświadczenia życiowego.
Uchronić to może powstającą więź pomiędzy spowiednikiem a penitentką (rza-
dziej to grozi penitentom) od niebezpiecznego uzależnienia. Zdarza się bowiem,
iż po wyjeździe kierownika duchowego całe życie wewnętrzne zostaje zburzone.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Komu może zaszkodzić stały spowiednik?

52

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Wszystko się wali, nie ma mowy, żeby ktoś inny mógł zastąpić nieobecnego, bo
on był „jedyny”, „niezastąpiony”. Przesadne związanie personalne prowadzi do
tego, że penitent przestaje się w ogóle spowiadać, a przynajmniej przez długi czas
wstrzymuje się od sakramentu pokuty. Są to oczywiście wypadki skrajnego wypa-
czenia zdrowej koncepcji kierownictwa duchowego.

Na tym tle może warto określić, kim naprawdę stały spowiednik powinien być dla
penitenta. Kilkakrotnie użyłem sformułowania: „przewodnik duchowy”. Dla tury-
stów jest to określenie mówiące za siebie. Ponieważ to prowadzenie odbywa się na
zasadzie wolnego wyboru z wielu kandydatur, jest tutaj coś z miłości, w której trze-
ba dokonać wyboru współpartnera. A ponieważ wybrany w warunkach wolności
(ma prawo odmowy) akceptuje współpartnera, dlatego może jawić się w przewod-
nictwie duchowym przyjaźń. Wydaje mi się, że spowiednik powinien stać się dla
penitenta przyjacielem w najlepszym tego słowa znaczeniu. Aby odsunąć wszelkie
grożące w przyjaźni niebezpieczeństwa, między innymi nadmiernego przywiąza-
nia uczuciowego, spowiednik i jego współpartner powinni pamiętać, ku czemu
zmierza przewodnictwo duchowe. Celem przewodnika jest doprowadzić do ta-
kiego etapu, w którym przewodnik staje się niepotrzebny. To jest coś z paradoksu
chrześcijaństwa: prowadzi się, aby przestać prowadzić. Dobry przewodnik, któ-
ry staje się przyjacielem prowadzonego, dąży do jego usamodzielnienia. A nade
wszystko pamięta, iż w chrześcijaństwie jest jedno najpotężniejsze światło: świa-
tło samego Ducha Świętego. Przewodnik powinien nauczyć penitenta korzystania
z kierownictwa Ducha Świętego. Rozumiejąc w ten sposób funkcję przewodnika
duchowego, nie ograniczamy jego kompetencji, ale wskazujemy na właściwe kie-
rownictwo. Nie pozwalamy, aby przez duchowe prowadzenie rosły szeregi infan-
tylnych penitentów. Może dlatego nie lubię, aby nazywano stałego spowiednika
„kierownikiem duchowym”. Gdybyśmy o tym wszystkim pamiętali, uniknęliby-
śmy wynaturzonych kierowników duchowych, którzy sprawują absolutną władzę
nad duszami. Tacy zabraniają spowiedzi u innych kapłanów, zobowiązują do nie-
omal ślepego posłuszeństwa.

Radykalnym rozwiązaniem, uzdrowieniem sytuacji ewentualnego wypaczenia
przewodnictwa duchowego będzie jak najspieszniejsze odejście od niewłaści-
wego przewodnika. W jakich jeszcze wypadkach należy zmienić przewodnika

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Komu może zaszkodzić stały spowiednik?

53

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

duchowego? Zmiana jest konieczna, gdy istnieje brak zrozumienia wzajemnego,
poczucie skrępowania do tego stopnia, że wstyd nam się przyznać spowiednikowi
do pewnych rzeczy. Można również opuścić przewodnika, gdy od nas za mało wy-
maga. Byłoby jednak niepoważne dążenie do zmiany w sytuacji, gdy spowiednik
dużo wymaga. Sam przewodnik może doradzić zmianę, gdy czuje, że jego wpływ
jest znikomy i nie ma już nic więcej do przekazania. Przy wszelkich zmianach na-
leży jednak pamiętać o zasadzie stałości przy przewodnictwie duchowym. Zmian
nie należy dokonywać zbyt pochopnie, bo zanim dojdzie do głębszego poznania
i wzajemnego zrozumienia, musi upłynąć dość dużo czasu. Systematyczna konty-
nuacja jest tutaj gwarantem powodzenia. Kapłan powinien zawsze pamiętać – jak
słusznie pisze o. Piotr Rostworowski – że „jest sługą, a nie panem i nie on dobie-
ra sobie penitentów. A przede wszystkim nie powinien się usuwać, gdy praca jest
uciążliwa i niewdzięczna” (O kierownictwie duchowym, Warszawa 1962).

Istnieje jeszcze jeden powód, skłaniający do odejścia od przewodnika duchowe-
go. Jest nim nadmierne uczuciowe związanie. Należy jednak tutaj działać nie-
zmiernie ostrożnie, bo problem przywiązania spowiadającego się do kapłana jest
skomplikowany. Zdarzają się rozwiązania tej sytuacji zbyt radykalne przez całko-
wite zerwanie kontaktu. Zbytnią symplifikację takiej metody zauważyła św. Tere-
sa, stwierdzając, iż przywiązanie do przewodnika jest rzeczą normalną, ponieważ
przez niego otrzymuje się wielkie dobra duchowe. Walka więc przeciw wszelkie-
mu przywiązaniu jest pozbawiona słuszności, jednak trzeba mieć i to na uwadze,
że poważne niebezpieczeństwo zagraża przewodnictwu ze strony niewłaściwego
przywiązania. Na tym terenie szczególnie łatwo jest o złudzenie, że wszystko jest
w porządku. Nie bagatelizując zatem zagrożenia, trzeba podkreślić rolę pominię-
tego przez zwolenników radykalnego „cięcia” elementu niezmiernie ważnego przy
przewodnictwie duchowym. Jest nim pewna ewolucyjność postępu człowieka
w rozwoju duchowym. Nie można od wszystkich wymagać jednakowego stop-
nia oderwania się, bo nie wszyscy są do tego przygotowani. W życiu wewnętrz-
nym jest etap początkowy i faza dojrzałości. Na każdym etapie Bóg czegoś inne-
go wymaga. Jeżeli na początku współpracy z przewodnikiem istnieje jakieś zbyt
uczuciowe przywiązanie, to gdy praca wewnętrzna idzie w dobrym kierunku, jest
szansa na stopniowe, powolne oczyszczenie. Należy zachować ostrożność, unikać
słów i „klimatu” podtrzymujących tę uczuciowość i mogących zepchnąć ją jeszcze
niżej, ale nie ma powodów do radykalnych rozwiązań.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Komu może zaszkodzić stały spowiednik?

54

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Spowiednik stały może nie tylko skomplikować życie duchowe przez nieumiejętne
rozegranie strefy powiązań uczuciowych, ale i przez nieznajomość podstawowego
prawa psychologicznego o dążeniu do integracji wewnętrznej.

Człowiek składa się jakby z wielopoziomowych kręgów integracyjnych. W ciągu
życia przechodzi przez stadia wielu dezintegracji pozytywnych – o których na te-
renie polskim pisał wiele Kazimierz Dąbrowski – scalając swą osobowość na coraz
wyższym poziomie. We wszystkich etapach tworzenia się procesu integracyjnego
psychiki przewodnik duchowy może odegrać poważną rolę.

Pisząc o rozmaitych przeszkodach, trudnościach przy spowiedzi, chciałem być
obiektywny i nie poprzestać jedynie na wyliczeniu walorów funkcji stałego spo-
wiednika. Istnieje nadzieja, że czytelnik pomimo wszystkich niebezpieczeństw
i „szkodliwości” zdobędzie się na odkrycie nowej dla siebie wartości, jaką jest spo-
tkanie przyjaciela w konfesjonale.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Rachunek sumienia

55

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Powrót: rozdział VI

Rachunek sumienia

Rachunek sumienia może być przyczyną rozwoju duchowego, ale też klęski, może
działać destrukcyjnie na skutek wielokrotnego powtarzania, gdyż wytarty schemat
nie tylko nie ożywia duchowo, ale staje się fikcją. Dlatego z dużą obawą piszę o ra-
chunku sumienia. Aby nie stał się on czynnikiem zniszczenia duchowego, należy
z właściwym zrozumieniem przyjąć podane sugestie. Poszczególne elementy ra-
chunku sumienia powinno traktować się jedynie jako czynniki, inspirujące głęb-
szą refleksję. Warto stale pamiętać, że każdy rachunek jest inny, bo sytuacja jest
inna. I to tropienie zmienności zdarzeń w świetle niezmiennych norm moralnych
stanowi specyfikę „rozliczania” sumienia.

Dla dobrego przeprowadzenia rachunku sumienia potrzeba kilku przynajmniej
elementów wstępnych, które teraz postaram się omówić.

AUTENTYZM

Przed przystąpieniem do wykrycia zła w sobie konieczne jest gorące wezwanie
Ducha Świętego, Ducha Prawdy. Młodzi głośno żądają autentyzmu, ale nieste-
ty mówiącym z wielką pasją o prawdzie brakuje szczerości wobec samych siebie.
W klimacie szerzącego się kłamstwa, w oszołamiającym tempie życia ludzie gubią
autentyzm własnego wnętrza. Człowiek często nie wie, kim jest naprawdę. Gramy
nie tylko wobec drugich, ale nawet wobec samych siebie. Maski są już tak przyro-
śnięte do twarzy, że trudno odróżnić, co jest pozorem, a co rzeczywistością. Rachu-
nek sumienia to właśnie trud zdejmowania maski. Czy człowiek może w subiek-
tywnej ocenie samego siebie być obiektywnym? Jest to możliwe jedynie w świetle

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Rachunek sumienia

56

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

samego Ducha Prawdy – obiektywnej i subiektywnej. Poza modlitwą-prośbą moż-
na w wymiarze doczesności pomóc sobie przez odniesienie swych problemów do
czynnika obiektywizującego. Będzie to w rachunku sumienia świadomość obec-
ności ludzi. Nie chodzi w tej chwili o naszych przyjaciół. Dużą pomocą mogą być
właśnie ludzie nieżyczliwi dla nas, z którymi jesteśmy w konflikcie. Najlepiej tacy,
wobec których postąpiliśmy niewłaściwie. Zastanawiając się nad sobą, usiłując
wypracować autentyczną ocenę, warto często stawiać sobie pytanie: „A co by na
to powiedział właśnie mój wróg X?” „Co by dodała pani Y, która jest tak cięta na
mnie?” Wydaje mi się, że te opinie „niechętnych” są często bliższe prawdy niż oce-
ny naszych przyjaciół. Ci ostatni boją się nam powiedzieć całą prawdę. Boją się
utracić przyjaźń. Czy są prawdziwymi przyjaciółmi – to już inna sprawa.

W niezmiernie trudnym procesie zdobywania się na obiektywne spojrzenie na sie-
bie wielce przydatne może być środowisko. Szczególnie przypominają mi się gru-
powe wędrówki. Mam na myśli trudne wędrowanie. Jeżeli spływ kajakowy – to
nie spokojną, łagodną Czarną Hańczą, ale np. Pasłęką lub Łupawą – rzekami o sil-
nym spadku wody i bystrym prądzie, na których łatwo o wywrócenie kajaka. Po
takiej wywrotce trzeba wszystko suszyć przy ognisku, po to, by w dniu następnym
powtórzyć te same przygody kajakowe. Podobne przeżycia czekają nas na niektó-
rych szlakach górskich, gdy z malowniczej ścieżki o wytyczonym szlaku schodzimy
z trasy i nagle „spadamy” w dół na łeb na szyję przez gałęzie drzew, krzewy i głazy.
Teraz trzeba odpocząć po to, by jutro przeżyć to wszystko jeszcze raz, dobrowolnie
narazić się na taką samą przygodę. Ale właśnie wspólne przeżywanie „zwariowa-
nej” wyprawy ujawnia różne postawy jej uczestników. Jeśli wyprawa była naprawdę
udana i wszyscy zżyli się, dojrzeli – na skutek wspólnie przebytych trudów – do
powiedzenia sobie prawdy, na końcu, na jakiejś polance, prawda, nawet ta trudna,
jest sobie wzajemnie przekazywana. W godzinie szczerości powstałej nie na rozkaz,
ale spontanicznie, z potrzeby serc, można dowiedzieć się wielu ciekawych, dobrych
i przykrych rzeczy o sobie. Najważniejsze, że jest to prawdziwe, podpatrzone na
trasie, która obnaża człowieka. A znam pary, które po takim wspólnym „rachunku
sumienia” rozstały się na zawsze. Na całe szczęście, bo w mieście, w cieplarnianych
warunkach wydawało się narzeczonym, że znają siebie. Gdyby rozpoczęli wspólne
życie tak niedobrani, ich wędrowanie szybko skończyłoby się katastrofą. Test próby
wspólnego życia na trudnym szlaku pomógł w odnalezieniu autentycznej oceny.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Rachunek sumienia

57

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

BEZPOŚREDNIOŚĆ

Jest to drugi element dobrego rachunku sumienia. Bezpośredniość polega na
stworzeniu odpowiedniego klimatu, bowiem chodzi o to, by odejść od atmosfery
suchego rozliczania lub wnikliwej intelektualnej analizy. Na pewno wielkim uła-
twieniem będzie duch modlitwy, poprzedzający rachunek sumienia i towarzyszą-
cy mu. Najważniejsze jednak jest uzyskanie kontaktu z samym Jezusem Chrystu-
sem, który własną krwią wyzwolił nas z grzechów. Żywa świadomość Odkupienia
przez krwawą Mękę może nas popchnąć do bezpośredniej myśli, skierowanej do
Chrystusa, np. „Jezu, zgrzeszyłem przeciw Tobie kłamstwem”. A może jeszcze ina-
czej: „Chryste, przebacz mi częste opuszczenie Ciebie w modlitwie”. Są to tylko
przykłady. Tu nie może być szablonów. W rachunku sumienia pod wpływem im-
pulsu wiary i miłości powstaje zwrot wewnętrzny, spontaniczny, niepowtarzalny.
Rachunek sumienia przestaje wówczas być szablonowy, staje się czymś bardzo in-
tymnym, bezpośrednim. W ten sposób następuje doskonałe przygotowanie żalu,
tak potrzebnego przy samej spowiedzi.

REGULARNOŚĆ

Regularność, będąca cechą dobrego rachunku sumienia, wymaga częstego jego do-
konywania. Ideałem byłby tu codzienny rachunek sumienia, który najlepiej przy-
gotowuje do rachunku przed spowiedzią. Biedni są grzesznicy, którzy po wielu
latach usiłują obliczyć swoje grzechy i gubią się w historii własnego życia. Trudno
im sobie przypomnieć wszystkie szczegóły, wymagane przy wyznawaniu ciężkich
grzechów. Męczą się biedacy i są często bezradni, a przy tym gubią to najważ-
niejsze: atmosferę żalu. Przypominanie sobie przeszłości przesłania im wszystko.
Zupełnie inaczej podchodzą do rachunku sumienia ludzie, którzy częściej się spo-
wiadają. Najłatwiej jest tym, którzy codziennie zastanawiają się nad swym życiem.
Nie chodzi tu tylko o trening czysto mechaniczny, ale przede wszystkim o rozwój
duchowy, dokonujący się poprzez impuls codziennej refleksji nad błędami i nie-
dociągnięciami. Ponadto przez tę regularność uzyskuje się samokontrolę i zdol-
ność całościowej oceny każdego dnia.

Codzienna refleksja nad przebiegiem dnia powinna towarzyszyć wieczornej mo-
dlitwie. Zamiast mechanicznego „klepania” rozmaitych „pobożności” (nie jest to

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Rachunek sumienia

58

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

atak na świadome i z żywą wiarą odmawianie znanych modlitw) lepiej w bezpo-
średni sposób przedstawić Jezusowi cały dzień. Nie warto tracić czasu na dokład-
ną analizę. Znacznie skuteczniejsze byłoby poświęcenie czasu błędom podstawo-
wym, najgroźniejszym i najczęściej występującym. Może to być jedna jedyna wada
główna. W przypadku uporczywego powtarzania zła wskazane jest, by zakończyć
codzienny rachunek sumienia równie uporczywą modlitwą o pomoc w walce z tą
wadą. Intensywność prośby ma wpływ na lepsze przeżycie dnia następnego. Prze-
konało się o tym wielu tych, którzy potrafili przekształcić codzienny rachunek su-
mienia w modlitwę; nie tylko błagalną, lecz i dziękczynną za wszystkie zwycięstwa
nad złem. A stąd już blisko do modlitwy chwały!

SKUTECZNOŚĆ

To czwarta cecha dobrego rachunku sumienia, bo jeśli rachunek sumienia ma być
dobry, powinien być efektywny. Skuteczność jest tutaj rozumiana w sensie we-
wnętrznym, chodzi bowiem o rozwój duchowy.

Aby rachunki sumienia pomagały we wzbogacaniu osobowości, muszą zawierać rów-
nież element pozytywny. Nie mogą być jedynie bilansem klęsk i strat. Powinno się
zauważyć dobro i piękno, które nas spotkało. Nad ciemną strefą grzechu, by nas nie
przygniótł, musi wyrastać nasz dobry czyn. Trzeba umieć go dostrzec i z wdzięczno-
ścią dla Boga, starannie odnotować. Dla poprawienia skuteczności samowychowa-
nia należy uchwycić nie tylko główny kierunek zła, ale i tendencje rozwojowe dobra.
Z tego powinny płynąć wnioski programowe, przekraczające zakres jednego dnia
czy miesiąca. Planowanie jest niesłychanie ważne w przypadku popełniania tych sa-
mych grzechów. Trzeba już w rachunku sumienia, nie czekając na sakrament po-
jednania, nakreślić perspektywiczny plan naprawy. Powinien on być w odróżnieniu
od często nieumiejętnego planowania, które spotykamy w życiu codziennym, reali-
styczny i konkretny. W programie takim muszą być zawarte konkretne zamierzenia,
prowadzące do wyjścia z kryzysu duchowego. W rachunku sumienia należy umieć
przewidzieć przeszkody, jakie mogą się pojawić. Wszystkie okazje do powtórnego
popadnięcia w grzech nie tylko należy „zobaczyć” w wyobraźni, ale i przygotować
środki zaradcze, niedopuszczające do zaistnienia zła.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Rachunek sumienia

59

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

W przypadku często powtarzających się niektórych grzechów o wymiarze spo-
łecznym, można przy rachunku sumienia powziąć decyzję ich ujawnienia wobec
wspólnoty. Sytuację taką stwarza msza św., w której uczestniczy mała, zżyta ze
sobą grupa liturgiczna. Okazją może być wspólna modlitwa. W czasie aktu po-
kutnego, rozpoczynającego liturgię, korzystając z sugestii celebransa, można wy-
znać wobec wspólnoty swe winy popełniane wielokrotnie. Oprócz mobilizacji
wewnętrznej „publicznego pokutnika” duże znaczenie ma siła wspólnej, oczysz-
czającej modlitwy oraz uwrażliwienie zespołu na pomoc braterską, której w życiu
wspólnoty oczekuje „pokutnik”. Oczywiście tego rodzaju wystąpienia należy prze-
myśleć w trakcie rachunku sumienia. Publiczne wyznanie winy na nieprzygoto-
wanym terenie liturgicznym, bez życzliwej atmosfery wspólnoty, może przynieść
zamiast pomocy opłakane skutki. Nie trzeba dodawać, że do zastosowania tak spe-
cyficznej metody nie wszyscy posiadają odpowiednie predyspozycje psychiczne
i... odwagę. Przyniesie to jednak wielką korzyść tym, którzy w rachunku sumienia
podjęli trudną decyzję wychodzenia ze zła właśnie w ten sposób.

W przypadkach niemal beznadziejnych, gdy w rachunkach sumienia powtarzają
się te same błędy i grzechy, mogę polecić sposób wypróbowany przez naszych bra-
ci odłączonych. Wymaga on właściwie tylko jednego: żywej wiary. Basilea Schlink
pisze w Zwierciadle sumienia:

Przez wzywanie krwi Chrystusowej zostałam uwolniona od łańcucha grzechów. Pismo

Święte mówi, że krew Jezusa Chrystusa oczyszcza nas od wszelkiego grzechu (1 J 1,7). Jeżeli

podczas sprawdzania naszego sumienia odkryjemy jakiś grzech, wtedy powinniśmy się uni-

żyć, a jeśli trzeba, to i wyznać go przed innymi. To łączyć się może tylko z wzywaniem odku-

pieńczej mocy krwi Jezusa. W wierze musimy oprzeć się na zwycięstwie Jezusa, na Jego od-

kupieniu. Musimy ogłaszać Jego zwycięstwo i wielbić Jego krew, która gładzi nasz grzech.

Po przedstawieniu elementów, składających się na prawidłowy rachunek sumienia,
można przystąpić do zagadnień bardziej szczegółowych, przedstawić konkretne py-
tania do takiego obrachunku duchowego. Pamiętając o poczynionych na wstępie
zastrzeżeniach, dodać należy, iż analiza postępowania może być dokonana w roz-
maitych aspektach, np. „mój stosunek do Boga, do drugiego człowieka” itp. Boję się
jednak, że takie ujęcie wprowadza sztuczny podział w miłości, która może być tylko
jedna, fałszywie separuje strefę „ziemską” i „boską”. Dlatego proponuję stawiać pyta-
nia dotyczące normalnego dnia „roboczego”. Ułatwi to zadanie tym, którzy chcieliby
konsekwentnie realizować postulat „codzienności” rachunku sumienia.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Rachunek sumienia

60

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Pierwsze pytanie o sam początek dnia: jaka była moja pierwsza myśl? Czy ogarnę-
ła mnie rozpacz, że to jeszcze jeden trudny dzień? A może nawet, przerażonemu
kłopotami, obowiązkami, nie chciało mi się już żyć? Mogło być inaczej: jeszcze na
wpół przytomny usiłowałem skierować „półświadomość” do Chrystusa, który po-
winien być słońcem mojego życia. Czy powierzyłem Jemu właśnie ten źle zapowia-
dający się dzień? Czy oddałem się Bogu całkowicie – to znaczy przekazałem nie
tylko cierpienia, ale i radości, które mogą nadejść zupełnie niespodziewanie? Czy
rano pomyślałem, że dzisiaj mogę bardziej kochać Boga, znaczy to: spełniać Jego
wolę, a tym samym lepiej służyć braciom? Czy wkraczałem w dzień chaotycznie,
nieprzygotowany, bez uświadomienia sobie tego, co może mnie dzisiaj spotkać?
Mogłem inaczej rozpocząć dzień, mając w kalendarzyku, na kartce, wynotowane
ważniejsze prace, zadania, spotkania, wykłady. Czy ja po prostu programuję dzień,
czy on mnie zaskakuje, determinuje – odbiera resztki wolności? Wreszcie, czy przed
wyjściem z domu zatrzymuję się, choć na chwilę, by dać się przeniknąć Bogu?

Czy idąc do pracy (na wykłady czy inne zajęcia), przygotowuję się duchowo? Czy
proszę o błogosławieństwo nie tylko dla siebie, ale dla całego zespołu? Czy mo-
dlę się o to, aby było mniej napięć, więcej wzajemnego zrozumienia, solidarności?
Czy proszę o bezkompromisowość, odwagę w walce o sprawiedliwość społeczną?
A już po dojściu do pracy, czy zaczynam bezmyślnie, mechanicznie ją wykonywać,
„byle do trzeciej”? Czy zastanawiałem się nad sensem pracy? A może poddawałem
się bezsensowi? Czy potrafię modlić się pracą? Co to właściwie znaczy? Przecież
nie chodzi o następne odklepywanie frazesów? Czy jest możliwe, intensywnie pra-
cując, trwać w Obecności?

A teraz pytamy się o środowisko: czy jestem skłócony, czy wprowadzam pomimo
wszystko pokój Boży? Czy znam współpracowników, czy nie traktuję ich jako zła
koniecznego? A może po prostu mi przeszkadzają w robieniu własnej kariery? Py-
tanie decydujące: czy przez drugiego człowieka widzę Chrystusa? Pytania o pomoc,
miłosierdzie są właściwie zbyteczne, jeśli „dobrze widzę”, to zobaczę, że dzisiaj mo-
jego sąsiada nie ma, a jeżeli jest chory, odwiedzę go. Z problemem właściwego „wi-
dzenia” wiąże się pytanie o znajomość Pisma Świętego, czy np. znam opis Sądu
Ostatecznego, zawarty w Ewangelii według św. Mateusza w rozdziale 25? Jeśli było
pytanie o modlitwę w pracy, to nietaktem byłoby pytać się, czy czegoś nie wynoszę

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Rachunek sumienia

61

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

z miejsca pracy. Przecież człowiek modlący się to taki, który wszystko czyni w obec-
ności Boga, a ponadto człowiek wiary, który wie, że rzecz skradzioną należy zwró-
cić. Powstaje jedynie pytanie o sens kradzieży, założywszy związany z rozgrzesze-
niem obowiązek restytucji, a więc zwrotu rzeczy nieprawnie posiadanej.

Jestem już zmęczony zarówno tyloma pytaniami, jak i samą pracą. Jestem głodny,
znudzony i zły. Właśnie w takim wściekłym nastroju wracam do domu. I tu prze-
praszam, ale jeszcze kilka pytań: przede wszystkim – czy przygotowuję „powrót
do domu”? Czy wracam zatruty zmęczeniem, kompletnie bezmyślnie? Jedynym
moim marzeniem jest coś zjeść i wyciągnąć się w fotelu z gazetą w ręku. Mógłbym
co prawda w modlitwie połączyć się ze św. Rodziną z Nazaretu i zapytać się: co to
znaczy, że mam żonę, dzieci? Czy traktuję tych najbliższych mi ludzi gorzej niż
kolegów z pracy? Czy moich bliskich nie traktuję zbyt instrumentalnie? Mają mi
podać jedzenie (to żona – współpartner sakramentu) i dać... spokój, święty spokój
(to dzieci – wynik świętego sakramentalnego związku)?

A jak wykorzystuję czas wolny? Czy umiem wypoczywać po intensywnej pracy?
Czy dobrze rozumiem treść czynnego wypoczynku? Czy odprężenie nie jest dla
mnie równoznaczne z rozprzężeniem? Czy wakacje nie oznaczają dla mnie odpo-
czynku od Boga? Czy planuję wakacje rodzinne, czy tylko i wyłącznie dla siebie?
Czy wycieczka nie polega głównie na piciu mocnych trunków, czy ulegam zawsze
naciskowi środowiska? Czy w czasie urlopu rozstaję się z poważną lekturą, czyta-
niem Pisma Świętego itp.? I jeszcze jedno pytanie: czy „seks” traktuję jako rozryw-
kę? Czy współpartner przeżyć erotycznych nie jest dla mnie tylko instrumentem
odprężenia? Czy jest dla mnie czymś więcej? Czym, a może kim? Czy podczas
pobytu poza rodziną, w sanatorium, na wyjazdach służbowych, nie uważam się
za zwolnionego z sakramentu małżeństwa? A może będąc w tzw. „stanie wolnym”,
planuję wypady, wakacje „we dwoje” pod wspólnym namiotem? Nieśmiało przy-
pominam wszystkim „odważnym” i niewidzącym tu zagrożenia, że według teolo-
gii moralnej samo świadome narażanie się na grzech ciężki (nawet bez dopełnie-
nia) jest już grzechem ciężkim. I już końcowe „wakacyjne pytania”: czy potrafię
się opalać na łące, gdy obok ludzie koszą i grabią siano? Czy zaproponowałem po-
moc ludziom ciężko pracującym, czy uważam, że to mnie nic nie obchodzi, bo ja
mam teraz moje wakacje, po mojej ciężkiej pracy? I pytania niemal głupiutkie: czy

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Rachunek sumienia

62

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

zrywałem kwiaty, żeby je za kilka minut wyrzucić, czy gasiłem dokładnie ognisko
i czy puszczałem mój tranzystor na cały regulator w lesie, na szczytach gór? A może,
wpatrzony w urzekające piękno Gorców, nie patrzyłem pod nogi i rozdeptywałem
pracowite mrówki lub kolorową bożą krówkę? Znowu nieśmiało przypominam,
że biedronki popularnie są zwane bożymi krówkami, są Bożymi stworzeniami tak
jak i my, wspaniali, zdobywcy kosmosu. Martwiąc się o te małe krówki, nie moż-
na zapomnieć i o dużych krowach, koniach, czy ktoś ich nie krzywdzi – nie tylko
w czasie wakacji? Przerażające jest to, że bite psy, koty i inne męczone zwierzę-
ta nic nie mogą nam odpowiedzieć. Wstawi się za nimi dopiero Pan wszelkiego
stworzenia, niestety już za późno, bo na Sądzie Ostatecznym.

Kończymy nasz pracowity dzień. Czy kończę go krótkim rachunkiem sumienia?
Czy znajduję chwilę wieczornej ciszy, aby odczytać kilka kolejnych zdań Pisma
Świętego i zapytać się Ducha Świętego, co mi chce przez to Słowo Boże przekazać?
Czy ja dalej przekazuję w moim otoczeniu to, co zdobyłem od Boga i ludzi w cią-
gu dnia? Czy proszę o następny, lepszy dzień tylko dla siebie i swych najbliższych?
Czy w modlitwie wieczornej wspominam tych, którzy nie doczekają następnego
dnia? Czy pamiętam o tych, którzy nie mogą zasnąć, bo są bardzo chorzy lub tortu-
rowani, lub po prostu – głodni? Czy jestem wrażliwy na potrzeby całego Kościoła
powszechnego – walczącego, cierpiącego? Mogę umrzeć tej nocy, czy wspominam
w modlitwie tych, którzy mnie wyprzedzili? Czy aby nie zapomniałem podzięko-
wać za cały dzień, który był może męczącym, ale jednak był także darem Ojca?

Wśród wielu pytań nie postawiłem pytania o zabójstwo, o łamanie postu, o nie-
przestrzeganie dnia świętego, rozwiązłość, samogwałt, sodomię i inne bezeceństwa.
Dlaczego? Przecież to na pewno ważne! – Niech nad przyczyną tego mego milcze-
nia połamie sobie głowę anielsko cierpliwy Czytelnik. Autor zadaje na końcu roz-
działu pytanie: czy zamiast mnóstwa szczegółowych problemów w rachunku su-
mienia nie należałoby umieścić tylko jednego istotnego pytania: czy mogę uczciwie
odpowiedzieć: „tak” na żądanie samego Pana: „Będziesz miłował Pana, Boga twego,
całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą
(...). Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mk 12,30-31)?

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy można uniknąć znudzenia Mszą świętą?

63

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Łamanie Chleba: rozdział I

Czy można uniknąć

znudzenia Mszą świętą?

Zniechęcenie mszą św., a w konsekwencji częste odejście od niej ma swoje źró-
dło nierzadko w znudzeniu. Jest to zjawisko dotyczące nie tylko młodzieży, ale
i starszych, a nawet duchowieństwa. Na pewno jego główną przyczyną jest brak
żywej wiary, tzn. zdolności widzenia tego, co naprawdę dzieje się na ołtarzu. Jed-
nak i ludzie głębokiej wiary przeżywają w kościele chwile – powiedzmy delikat-
nie – jakiejś próżni psychicznej, a nawet zniechęcenia. Wpływa na to z pewnością
wielokrotność dokonywanych czynności liturgicznych. Nie bez wpływu na proces
„otępienia liturgicznego” pozostaje także znerwicowane tempo życia. Presję wy-
wierają również barwne i krzykliwe środki masowego odprężenia, filmy czy inne
przeżycia ludyczne. Co może zrobić przeciętny człowiek, aby wyrwać się z „depre-
sji” liturgicznej?

Przede wszystkim:
1. ZNALEŹĆ „SWÓJ” KOŚClÓŁ. Niekoniecznie musi nim być kościół parafialny.
W układzie tendencji do życia we wspólnocie parafialnej byłby to wybór najwła-
ściwszy. Jednak w epoce rozrostu osiedli wielkomiejskich praktyczny kontakt z pa-
rafią ogranicza się w wielu przypadkach do dorocznych odwiedzin duszpasterskich.
Pomimo wysiłków duchowieństwa parafialnego skupienie w jednej wspólnocie spo-
łeczności liczącej 20 i więcej tysięcy jest zamiarem nieosiągalnym. Więź wspólnoto-
wa, łącząca taką masę ludzi, staje się iluzoryczna. Ludzie nie znają się w blokach, a cóż
dopiero można powiedzieć o kontaktach międzyludzkich na tak wielkich obszarach,

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy można uniknąć znudzenia Mszą świętą?

64

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

jakie stanowią parafie molochy. O wspólnocie można by było marzyć, gdyby parafie
polskie liczyły przeciętnie po dwa do trzech tysięcy wiernych.

W takich warunkach, którymi dysponujemy, powinniśmy dokonać odkrycia „wła-
snego” kościoła. Może to być blisko, wygodnie usytuowana świątynia, ale nieko-
niecznie, gdyż czasami warto dołożyć trochę drogi, aby znaleźć ten swój kościół.
Z wieloletniej obserwacji wiem, jak studenci potrafili jechać z peryferii, poprzez
niemal całe miasto, mijając szereg kościołów, aby trafić do „swojego”, znaleźć swo-
je miejsce modlitwy. Niektórzy z nich przedtem nie mieli pojęcia o mszy św. Pa-
miętam jak przed laty, gdy odnawialiśmy kaplicę studencką, zwabiona hałasem
stanęła na progu młoda, nieznana dziewczyna. Trochę pogapiła się i zapytała, co
tu się dzieje. Jej młodzi koledzy i koleżanki wyjaśnili, że pracują nad przygotowa-
niem kaplicy do mszy św. Za chwilę była z nimi na rusztowaniu, w ręku trzymała
pędzel do malowania. Po paru dniach wspólnej, spontanicznej pracy rozpoczęły
się msze akademickie. Codziennie o siódmej rano przy ołtarzu była zawsze nasza
nowa znajoma. Okazało się, przy bliższym poznaniu, że przedtem nigdy nie cho-
dziła do kościoła. I ona znalazła swoje miejsce przy Panu.

Warto poszukiwać takiego odpowiedniego dla siebie kościoła. Trudniej powie-
dzieć, na czym ten wybór polega. Może intuicja poszukującego? Może atmosfera?
Jest to tajemnicze prowadzenie przez Ducha Świętego. „Mieszkań w domu Ojca
jest wiele” – mówi Pismo Święte, ale jedno jest właśnie moje! O wyborze decydu-
je – w psychologicznych wymiarach – często nawet sama architektura. Są ludzie,
których bogaty barok rozprasza, drażni przeładowaniem. Oni potrafią modlić się
tylko w uskrzydlających strzelistością i prostotą kościołach gotyckich. Inni mówią
o takim wnętrzu: „jak tu pusto!” Tacy potrzebują ciepłych kolorów, wymownego
obrazu. Młodzi, nowocześni, poszukują współczesnych rozwiązań architektonicz-
nych. Tradycjonaliści potrafią się modlić jedynie w starym wnętrzu. Pamiętajmy,
ile bojów musieli stoczyć księża przy wprowadzaniu nowych posoborowych ada-
ptacji. Często używali przeróżnych pobożnych forteli, aby dokonać zmian. Na Ślą-
sku proboszcz, który zbyt radykalnie usuwał „stare”, został „usunięty” przez rozgo-
ryczonych ludzi, niepotrafiących modlić się w „nowym”. Najczęściej jednak ludzie
przyzwyczajali się do zmian wniesionych przez Sobór. Stary zakonnik, który na
widok posoborowego ołtarza „twarzą do ludzi” oświadczył: „nie pójdę do takiego
kościoła”, później codziennie gorliwie modlił się przy nowym ołtarzu.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy można uniknąć znudzenia Mszą świętą?

65

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Nam nie chodzi o przyzwyczajenie się do miejsca sakralnego, bo to nie zawsze daje
dobre efekty duchowe. Kochamy wolność, więc korzystajmy z możliwości wyboru.
Poza architekturą, wystrojem wnętrza, przy decyzji mogą odegrać rolę czynniki
personalne: może zespół duszpasterzy, może grupa młodzieży, tworząca atmosfe-
rę modlitwy. Ponadto szereg wpływów irracjonalnych tworzy atmosferę, dla której
decydujemy, że ten kościół staje się właśnie przez nas wybranym kościołem. Przy
forsowaniu potrzeby wyboru miejsca sakralnego powstaje dosyć poważne niebez-
pieczeństwo zbytniego przyzwyczajenia. Grozi ono nie tylko starszym, skłonnym
do konserwatyzmu, ale i młodym, tak bliskim ducha rewolucji. Właśnie młodzi,
których praca zawodowa rzuca daleko od wybranego kościoła, skarżą się tyle razy:
„nie potrafię przeżywać mszy św. w nowym kościele”. Tam już nie ma selektyw-
nego wnętrza, brakuje poczucia wspólnoty, są natomiast stare „babki kościelne”
i proboszcz, który nie potrafi zainteresować swoich parafian. O tych rzeczach,
z którymi każdy nieomal się spotyka, trzeba pamiętać, dokonując wyboru odpo-
wiedniego dla siebie kościoła. Korzystając w pełni z dobrej atmosfery modlitwy,
trzeba siebie przygotowywać do umiejętności koncentracji duchowej w każdym
dosłownie miejscu: w kościele „straszącym” tandetnymi i ckliwymi figurami, sali
szpitalnej lub celi więziennej.

2. ODKRYĆ „SWOJĄ” MSZĘ ŚW. Nie wystarczy znaleźć właściwy kościół. To za
mało! W tej świątyni jest wiele mszy św. Są ciche, krótkie, śpiewane, bywają i uro-
czyste sumy. Czasami organy pomagają, niekiedy są nieznośne. Niektóre chóry
wznoszą w niebo, a inne doprowadzają do irytacji. Z różną reakcją spotkać się
mogą kazania. W kościołach są prowadzone przecież specjalistyczne liturgie. Na
dziecięcych mszach można dużo skorzystać, ale czy dorośli na nich nie przeszka-
dzają kapłanowi, który może poczuć skrępowanie z powodu nieprzewidzianego
audytorium? Chyba więcej skorzystamy, jeśli znajdziemy się na mszy św., przezna-
czonej specjalnie dla nas. Inaczej mówi się do dzieci, inaczej do dorosłych. Stu-
denci mają swoje specjalne msze św. Nie są one ani lepsze, ani gorsze. Każda msza
św. w swej istocie jest tą samą Ofiarą Jezusa Chrystusa. Jednak klimat, stworzony
dzięki oprawie muzycznej, doborowi modlitw i sposobowi przekazywania Słowa
Bożego, będzie zupełnie różny, uwzględniając potrzeby poszczególnego uczestni-
ka mszy św.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy można uniknąć znudzenia Mszą świętą?

66

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Byłoby najlepiej, gdybyśmy w wyborze kierowali się bardziej istotną treścią miste-
rium fidei
, a nieco mniej wspaniałymi i potrzebnymi wprawdzie, ale tylko towa-
rzyszącymi elementami.

3. ZNALEŹĆ „SWOJE MIEJSCE” W KOŚCIELE. Był zwyczaj w kościele (w niektó-
rych regionach jeszcze on trwa), że „kupowało się” miejsce. Ludzie biedniejsi mu-
sieli stać daleko od ołtarza Pańskiego. Ile niechęci i ostrej krytyki budziło kupcze-
nie przywilejami w domu Ojca ubogich. Rzecz jasna, nam chodzi o zajęcie miejsca
w innym sensie. Aby nie pozostać w pozycji znudzonego statysty, należy odszukać
w kościele miejsce, z którego wszystko dobrze widać i słychać. Msza św. ma w sobie
coś z wielkiego theatrum. Gesty celebransa wiele mówią. Są znakami prowadzący-
mi w głąb. W każdym kościele są miejsca, z których nieomal nic nie widać. Filary
spełniają funkcje nośne i estetyczne, ale i zasłaniają. Z tyłu pomieszczenia sakralne-
go widzialność jest znacznie gorsza. Podobnie ma się sprawa z akustyką. Pomimo
urządzeń nagłaśniających są strefy zupełnie ciche. Jeśli dodamy do tego często słabą
dykcję celebransów, to mamy pełny obraz trudności w odbiorze. Trudno wskazać
konkretnie najlepsze miejsce. Każdy kościół ma swoiste strefy percepcji. Można by
powiedzieć, że miejsca z przodu, bliżej ołtarza, są pod tym względem uprzywilejo-
wane. Niestety, nawoływanie o zbliżenie się do ołtarza, centrum liturgii, nie odnosi
właściwego skutku. Ludzie, zwłaszcza w pogodne dni, zajmują miejsca nawet poza
obrębem świątyni, stoją gdzieś pod drzewami. Nie zmusiła ich do tego koniecz-
ność. W kościele nie ma tłoku, jest dużo wolnego miejsca, ale tutaj, na słoneczku,
jest miło, ogląda się wszystko – przejeżdżających, przechodzących, widzi się ptaki
skaczące na drzewie, tylko nie widzi się tego, co istotne: Ofiary Chrystusowej. Za-
stanawiam się często nad tymi ludźmi – w czym oni uczestniczą? Czy oni w ogóle
byli na mszy św.? Formalnie z pewnością tak. Pamiętajmy jednak słowa Mistrza
z Nazaretu, bezkompromisowo oceniające wszelkich formalistów.

4. ZNALEŹĆ WŁAŚCIWE DOJŚCIE DO KOŚCIOŁA. Nie chodzi tu, rzecz jasna,
o ulicę, o konkretną trasę dojścia. Można iść rozmaitymi ulicami i drogami. Ważne
jest wewnętrzne dochodzenie do uczestnictwa w liturgii. Ważne jest odpowiednie
przygotowanie wewnętrzne. Przed rozpoczęciem opery światła powoli gasną, cichną
rozmowy, słychać dźwięki wprowadzającej uwertury. Książka zwykle jest poprze-
dzona wstępem. Będąc blisko kościoła, trzeba wytworzyć w sobie nastrój uwertury,

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy można uniknąć znudzenia Mszą świętą?

67

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

prologu. Należy wygasić myśli dalekie od tego, co za chwilę się rozpocznie. Trzeba
umieć zostawić przed progiem świątyni czas przeszły i zawiesić myśli, plany, pro-
jekty przyszłościowe. Ważne, najważniejsze jest „teraz”. W drodze trzeba postawić
sobie pytanie: „Z KIM nastąpi spotkanie?” i dalej: „O co będzie chodzić w tym spe-
cyficznym kontakcie?” Jeżeli tego nie zrobimy przed liturgią, zgubimy się w czasie
modlitwy. Myśli nieuspokojone, niewyciszone będą nas atakowały ze zdwojoną za-
ciekłością. Wkraczając na teren sakralny z nieładem wewnętrznym, nie wykorzy-
stujemy olbrzymich możliwości liturgicznych. Szereg bolesnych spraw, nieustannie
niepokojących, trzeba powierzyć samemu Bogu. My nie możemy się z nimi uporać.
On wszystko może przemienić w Ofierze Przeistoczenia. Znałem młodego człowie-
ka, który dobierał sobie spokojniejsze, mniej ruchliwe ulice, aby się łatwiej uspokoić.
Od pewnego odcinka trasy starał się skoncentrować tylko na tym, co Jezus określił
jako unum recessarium, gdyż – jak mówi Pismo Święte – „Przed modlitwą przygotuj
duszę twoją, a nie bądź jak człowiek, który kusi Boga” (por. Syr 18,23).

5. ODKRYĆ CHLEB ŻYCIA. Wspomniane dotychczasowe środki przeciw nudzie
są tylko półśrodkami. Istotne jest wejście w głąb liturgii. Trzeba usłyszeć dla „siebie”
słowa z Wieczernika: „bierzcie i jedzcie WSZYSCY”. Zrozumienie, że i ja mam przy-
jąć w czasie mszy św. Ciało Chrystusa, staje się najskuteczniejszym czynnikiem prze-
ciw liturgicznemu zniechęceniu i zobojętnieniu. Od chwili włączenia się przez Krew
i Ciało w życie Jezusa Jego Ofiara nabiera innego wymiaru, wszystko w niej staje
się żywe, w najgłębszym sensie: atrakcyjne. To, co dotychczas nudziło, a może i de-
nerwowało, staje się małe, nieważne. Wszystko zaczyna przesłaniać miłość. W tym
świetle nabiera większego sensu uprzednia analiza sakramentu pojednania. Ma on
prowadzić do Eucharystii. Niektórzy teologowie bronią się przed takim ujęciem sa-
kramentu pokuty. Ma on z pewnością autonomiczny wymiar, jednak w swojej istot-
nej funkcji jest sakramentem wiodącym do Eucharystii. Wszyscy zresztą teologowie
są zgodni, że Chleb Boży jest szczytem sakramentalnym i pozostałe sakramenty pro-
wadzą do niego. Zrozumienie istotnej roli Pokarmu eucharystycznego we mszy św.
niesłychanie ułatwia i ożywia uczestnictwo w tej tajemnicy wiary.

6. NIE DAĆ SIĘ ZEPCHNĄĆ NA MARGINESY. Jesteśmy tylko ludźmi i chociaż
zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, to jednak szatan, ojciec wszelakiej nudy,
może nam nie dać spokoju. Znaleźliśmy się w wybranym kościele, grzecznie stoimy

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Czy można uniknąć znudzenia Mszą świętą?

68

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

przy ołtarzu, było i dojście zgodne z zaleceniami i nawet przyjmujemy Euchary-
stię, a co chwila nasza wyobraźnia wyprowadza nas w tereny bardziej atrakcyjne.
Zastanawiamy się nad tak prozaicznymi sprawami: „Co będzie na obiad?”, „W jaki
sposób zdać egzamin, który wszyscy oblewają?” albo: „Co zrobić, aby miłość bez
wzajemności stała się nagle wspólnym uczuciem?” Ogarnia nas znużenie akcją
liturgiczną, zaczynamy się znowu nudzić. W takich sytuacjach przede wszystkim
należy zachować spokój, tylko on jest sposobem prowadzącym do koncentracji.
Zdenerwowanie, panika tylko pogarszają sytuację. Rozproszenia, okresy zmęcze-
nia w modlitwie mają wszyscy. Również celebransi, a nawet najwięksi święci. Waż-
ne jest jedynie to, co zrobimy z tymi obcymi dla liturgii myślami. Jeśli pójdziemy
za nimi, wyprowadzą nas całkowicie poza modlitwę. Szatan wówczas wygrywa!
Jeśli – po stwierdzeniu „odejścia” – obudzimy świadomość tego, co się dzieje na
ołtarzu i znów zwrócimy uwagę na słowa i gesty sakralne, wówczas wygrywamy,
a właściwie zwycięża Duch Światłości w nas. Za chwilę znowu może nadejść nowy
moment dystrakcji. Nic to nie szkodzi. Uparcie wracamy do lejtmotywu akcji li-
turgicznej. Niekiedy po wyjściu z takiej mszy św. przeżywamy frustrację. Mamy
odczucie zmęczenia i świadomość, jakbyśmy się w ogóle nie modlili. Zmęczenie
to jest niesłychanie wartościowe w oczach Pana, a my modliliśmy się kapitalnie.
Modliliśmy się samymi rozproszeniami. Nie zawsze miarą autentycznego kontak-
tu jest uczucie przyjemności, błogości wewnętrznej. Czasem znakiem dobrej mo-
dlitwy jest smak piołunu w ustach.

7. ODKRYCIE: ODKRYCIE SAMEJ MSZY ŚW. Poprzednio wspomniano, że
w chwilach dekoncentracji należy wracać do słów i gestów liturgii. Ale ktoś kon-
sekwentnie myślący zapyta: „Do czego ja mam wracać? Dla mnie to wszystko nie-
zrozumiałe, jakieś anachroniczne przedstawienie, którego kompletnie nie rozu-
miem!” Nie dziwmy się tej reakcji! Gdzie i kiedy współczesny człowiek miał czas
i okazję do zdobycia wiedzy liturgicznej? Nie wszyscy brali udział w katechezie.
Nie zawsze nauczanie kościelne wchodziło głębiej w problematykę liturgiczną.
Stąd powstaje konieczność zapoznania się z genezą i szczegółową strukturą tego,
co określamy jako mszę św.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Ewolucja w liturgii

69

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Łamanie Chleba: rozdział II

Ewolucja w liturgii

Początki mszy św. jako ofiary toną w mrokach historii rodzaju ludzkiego. W po-
czątkowych księgach Starego Testamentu czytamy o ofiarach Abla, Kaina, Noego
i Abrahama. Składane były one przeważnie na szczytach górskich, a ołtarze budo-
wane w prosty sposób z kamienia. Wędrując po polskich, słowackich, rumuńskich
czy bułgarskich górach z młodzieżą akademicką, nieraz przeprowadzałem błyska-
wiczny test liturgiczny: „gdzie postawimy ołtarz?” Młodzi trochę bezradnie rozglą-
dali się wokoło. W pobliżu nie ma żadnej chaty ani szałasu, tylko trochę łąki i lasu,
wszędzie góry. Po chwili namysłu budowaliśmy ołtarz dla Pana właśnie z głazów
i kamieni. Na tych kamieniach kładziono biały korporał, kielich z winem i chleb.
Przez te kamienie łączyliśmy się z naszą prehistorią. A przy tym młodzi uczyli się,
że na każdym dosłownie miejscu, za pomocą kilku prostych ruchów można ustawić
przybytek Pański. Zdobywano świadomość, iż każde miejsce może być święte. Ze
współczuciem obserwuję duszpasterzy dźwigających w plecaku jakieś deszczułki.
Z takiego materiału składają niektórzy pozbawieni wyobraźni ołtarz polowy. Jest
on niesłychanie praktyczny. Ale tylko tyle. Za grosz estetyki i wyczucia, że w tere-
nie nie powinno być niczego sztucznego, że trzeba wtopić się w otoczenie, by osią-
gnąć jedność z naturą, w konsekwencji ze Stwórcą. Przy tym uczestnicy polowej
mszy św. tracą możliwość własnego, osobistego wkładu w przygotowanie ołtarza.
Przy tworzeniu miejsca sakralnego staramy się nie niszczyć naturalnego środo-
wiska. A przecież ile daje twórczej satysfakcji, gdy młodzi na godzinę przed roz-
poczęciem Ofiary chodzą po lesie, medytują nad kształtem ołtarza. Mają zdrową
ambicję, aby każdego następnego dnia ołtarz był piękniejszy. Chłopców pochła-
nia głównie konstrukcja, dziewczyny szukają kwiatów. Nie zapomnę nigdy ołtarza

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Ewolucja w liturgii

70

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

na spływie kajakowym. „Kajak-ołtarz” wyciągnięty na brzeg jeziora, wymyty, pod-
wyższony i ozdobiony miał jako oparcie duży krzyż, oczywiście z wioseł. Były to
elementy w tym terenie sztuczne, ale dla płynących całymi dniami na „łajbach”
tworzyły atmosferę bliskości i naturalności. Najbardziej wzruszało na krzyżu wio-
ślarskim serce z czerwonych poziomek, pozbieranych przez pomysłowe student-
ki. W palącym słońcu tuż przed konsekracją zaczęło kapać krwawymi kroplami.
Przypominało serce krwawiące na krzyżu ofiarnym. Szczytem inicjatywy liturgicz-
nej była msza św. w nocy na środku wielkiego jeziora. Aby oświetlić ołtarz młodzi
uczestnicy wycieczki skonstruowali małą tratwę, a na niej rozpalili ognisko. Msza
św. na ciemnej wodzie, pod roziskrzonym niebem, w blasku płonącego ognia, to
nie tylko przeżycie na zawsze, ale i poczucie wspólnoty, która napracowała się przy
przygotowaniu Eucharystii i mogła wykazać się spontanicznymi pomysłami. Tacy
współtwórcy liturgii zupełnie inaczej ją przeżywają. W momencie tworzenia ołta-
rza liturgia już się rozpoczyna. Paradoks: liturgia przed liturgią! Nasi przodkowie,
budując w zmęczeniu i wysiłku kamienne ołtarze, przeżywali chyba coś podobne-
go. Jak bliska jest naszym dniom prehistoria!

Zawsze jednak znacznie ważniejsze od kamieni, czyli materiału konstrukcyjnego,
było to, co składano na ołtarzu. Abraham miał złożyć jako ofiarę swego syna Iza-
aka. W ostatniej chwili, wskutek interwencji miłosierdzia Bożego, nastąpiła zamia-
na na ofiarnego baranka. Baranek jest niezwykle ważnym symbolem; jako znak
Chrystusa poprzez dzieje Starego Testamentu doprowadzi nas do ofiary Baranka
Bożego, tzn. mszy św. Stary Testament znał trzy rodzaje krwawych ofiar:

całopalne, w czasie których zabijano i palono całe zwierzę – baranka. Miały

»

charakter błagalny, składano je codziennie rano i wieczorem;

dziękczynne: palono na ołtarzu tylko tłuste części ofiary, a resztę spożywano

»

w czasie uczty. Organizował ją ofiarodawca w przybytku świątynnym;

ekspiacyjne: palono jedynie część żertwy, resztę spożywano. Składano je za

»

grzechy.

W rytuale składania ofiar ważną chwilą była uczta ofiarna. Symbolizowała ona utoż-
samianie człowieka z żertwą, a przez to wejście w bliższy kontakt z samym Bogiem.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Ewolucja w liturgii

71

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Na tym tle łatwiej będzie nam zrozumieć ucztę paschalną, która już jest bliska mszy św.
Sam wyraz pascha (z języka aramejskiego) oznacza dosłownie „przejście”. Czyje przej-
ście? Nie da się tego wyjaśnić bez wniknięcia nieco w historię narodu izraelskiego.

Po czasach Abrahama Żydzi znaleźli się w Egipcie. Początkowo powodziło im się
tam zupełnie dobrze. Jednak mniej więcej około 1300 lat przed Chrystusem, i nie
bez własnej winy, Izraelici znaleźli się pod presją nieludzkiego terroru. W pierw-
szych dwóch rozdziałach Księgi Wyjścia w ten sposób opisano prototyp współcze-
snych obozów koncentracyjnych:

…ustanowiono nad ludem izraelskim przełożonych robót publicznych, aby go uciska-

li ciężkimi pracami. Egipcjanie nielitościwie zmuszali synów Izraela do ciężkich prac

i uprzykrzali im życie przez uciążliwą pracę przy glinie i cegle oraz przez różne prace na

polu. Do tych wszystkich prac przymuszano ich nielitościwie.

Dodać należy do tego groźbę eksterminacji poprzez nakaz faraona mordowania
wszystkich niemowląt żydowskich płci męskiej, a będziemy mieli obraz prawdzi-
wej niewoli. Wyzwolenie nastąpiło dzięki Mojżeszowi, któremu Bóg powierzył mi-
sję wyprowadzenia narodu z Egiptu. Prześladowcy nie mieli ochoty pozbawić się
bezpłatnej siły roboczej, więc Bóg postanowił dopomóc w wyzwoleniu wybranego
narodu: na opornych Egipcjan zaczęły spadać klęski – plagi zsyłane przez Jahwe.
Ostatnia plaga, najbardziej radykalna, wpłynęła na decyzję uwolnienia Izraelitów.
W tym momencie zbliżamy się do tajemniczego wyrazu pascha. Bóg oświadczył,
że PRZEJDZIE w nocy przez Egipt. Nie było to takie zwyczajne „przejście”. Pierw-
sza pascha zostawiła po sobie krew i krzyk mordowanych. Posłuchajmy, co o tym
zdarzeniu mówi samo Objawienie:

Pan powiedział do Mojżesza i Aarona w ziemi egipskiej: Miesiąc ten będzie dla was począt-

kiem miesięcy, będzie pierwszym miesiącem roku! Powiedzcie całemu zgromadzeniu Izraela

tak: Dziesiątego dnia tego miesiąca niech się każdy postara o baranka dla rodziny, o baranka

dla domu. Jeśliby zaś rodzina była za mała do spożycia baranka, to niech się postara o niego

razem ze swym sąsiadem (...) Baranek będzie bez skazy, samiec, jednoroczny (...) Będziecie

go strzec aż do czternastego dnia tego miesiąca, a wtedy zabije go całe zgromadzenie Izraela

o zmierzchu. I wezmą krew baranka i pokropią nią odrzwia i progi domu, w którym będą

go spożywać (...) Spożywać będziecie pośpiesznie, gdyż jest to PASCHA na cześć Pana. Tej

nocy przejdę przez Egipt, zabiję wszystko pierworodne w ziemi egipskiej od człowieka aż do

bydła (...) Krew będzie wam służyła do oznaczenia domów, w których będziecie przebywać.

Gdy ujrzę krew, przejdę obok i nie będzie pośród was plagi niszczycielskiej, gdyż będę karał

ziemię egipską” (Wj 12,1n).

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Ewolucja w liturgii

72

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Znakiem wyzwolenia była zatem krew baranka. Ten baranek jest, jak to się określa
w języku liturgicznym, tzw. typem. Przez typy, często występujące w Starym Testa-
mencie, rozumie się osobę, przedmiot lub wydarzenie biblijne, które są zapowie-
dzią przyszłych rzeczywistości: osób, przedmiotów lub zdarzeń. Baranek nocy pas-
chalnej jest właśnie typem innego Baranka, który przeleje swą krew na krzyżu, aby
odkupić grzechy ludzkości. Prorok Izajasz w ten sposób zapowiadał Chrystusa:

Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust

swoich. Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za

grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego (53,7.10)

Proroka Izajasza dobrze znał poprzednik Chrystusa – Jan Chrzciciel. Pod wpły-
wem światła Ducha Świętego, zobaczywszy Jezusa nad brzegiem Jordanu, zawołał:
„Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata” (J 1,29). Warto okrzyk znad Jor-
danu zapamiętać, bo on zostanie powtórzony nieomal dosłownie w każdej mszy
św. W ten sposób zarysowuje się już jedna linia genezy naszej współczesnej litur-
gii. Przez baranka, wyzwalającego z niewoli egipskiej, aż do Baranka Bożego, zba-
wiającego od grzechu.

Drugą linią będzie sama uczta paschalna. Odbyła się ona nie tylko w nocy wyzwolenia
z Egiptu, ale powtarza się rokrocznie. Stało się to z nakazu samego Boga: „Dzień ten
będzie dla was dniem pamiętnym i obchodzić go będziecie jako święto dla uczczenia
Pana. Po wszystkie pokolenia w tym dniu świętować będziecie na zawsze” (Wj 12,14).

Obchód paschy starotestamentowej uległ z biegiem czasu modyfikacjom. Zaczął
obejmować cały tydzień. Ze względu na to, że wolno było w czasie tego najwięk-
szego święta spożywać tylko chleb niekwaszony, nazwano je Świętem Przaśników.
Jednak centralnym momentem pozostała wieczerza paschalna. Obchodzono ją
czternastego dnia miesiąca Nisan. Ponieważ Chrystus przed męką spożył ze swo-
imi uczniami wieczerzę Paschy i z niej narodziła się msza św., dlatego konieczne
jest zapoznanie się z tym żydowskim obrzędem.

Wieczorem czternastego dnia miesiąca Nisan rodzina izraelska zbierała się wokół
upieczonego baranka. Uczestnicy zajmowali pozycje półleżące. Opierali się na le-
wym łokciu, prawą zaś brali pokarmy. Ojciec rodziny – przewodniczący liturgii –
podawał kielich wina zmieszanego z wodą. Warto zwrócić uwagę na te szczegóły.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Ewolucja w liturgii

73

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

W czasie mszy św. jest również kielich z winem i kilkoma kroplami wody. I w cza-
sie przygotowania darów ofiarnych tekst naszej modlitwy jest bliski słowom, wy-
powiadanym przez ojca rodziny. Podając kielich, mówił on: „Błogosławiony je-
steś, Panie Boże nasz, któryś stworzył owoc winnej latorośli”. Na stole biesiadnym
oprócz baranka leżały gorzkie zioła, przaśne chleby (hostia we mszy św. jest przy-
gotowana z przaśnego ciasta) i masa, przyrządzona z rozmaitych owoców. W tej
właśnie masie ojciec rodziny maczał zioła i błogosławiąc Boga za stworzenie owo-
ców ziemi, podawał je współbiesiadnikom do spożycia. Wieczerza nie była mo-
notonną ceremonią. Do rytuału wieczerzy należał dialog: pytanie najmłodszego
biesiadnika o sens ceremonii i szczegółowe wyjaśnienie. Baranek ma przypominać
baranka z nocy wyzwolenia. Chleby przaśne – niepodlegające zakwaszeniu, które
wymaga dłuższego procesu fermentacyjnego – mają sugerować konieczność szyb-
kiego wyjścia z niewoli. Wreszcie gorycz ziół upamiętnia gorycz niewoli. W czasie
śpiewu psalmów pito po raz drugi z kielicha. Następnie chleby przaśne były łama-
ne przez seniora i po błogosławieństwie i umaczaniu w ziołach podawane uczest-
nikom. Łamanie chleba, rozdawanie... ileż tu analogii z Ofiarą bezkrwawą! Ina-
czej widzi się teraz Judasza, który otrzymał przed zdradą umoczony kęs. Dzielono
również baranka i każdy otrzymywał swoją część. Po spożyciu pito trzeci kielich,
zwany kielichem błogosławieństwa. W nastroju wdzięczności i radości śpiewano
psalmy i hymny. Wieczerzę kończył czwarty kielich.

Tak jak baranek paschalny był typem, tak i wieczerza paschalna stanowiła typ
naszej współczesnej liturgii. Chrystus w gronie Apostołów spożył wieczerzę pas-
chalną według rytuału żydowskiego. W czasie tej uczty dokonał jednak szeregu
zmian; a nawet tuż przed przystąpieniem do Ostatniej Wieczerzy Mistrz wprowa-
dził pewne novum: zgodnie z rytuałem paschalnym na początku wieczerzy myto
ręce. Chrystus zaś umył także nogi Apostołom. Dlatego w skład ceremonii wielko-
czwartkowych wchodzi obrzęd umywania nóg przed wieczerzą liturgiczną. Izra-
elici chodzili boso, stąd ich nogi były brudne. I nad takimi nogami pochylił się
Jezus. Służąc, wprowadził nastrój braterstwa i rozrzewnienia. Może więc przed
każdą liturgią, powtórzeniem Ostatniej Wieczerzy, warto sprowokować atmosferę
braterstwa? Jak to zrobić, aby to było autentycznie spontaniczne i niekrępujące?
Przecież nie można tłumom myć nóg, co więc uczynić, by przełamać bariery ob-
cości, wyrastające przed każdą mszą św.?

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Ewolucja w liturgii

74

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Zachowując pewien dyskretny dystans wobec Tajemnicy, która po obmyciu doko-
nała się w Wieczerniku, przytoczmy słowa relacji św. Łukasza z dokonania przez
Jezusa ISTOTNEJ zmiany w ceremonii uczty paschalnej:

A gdy nadeszła pora, zajął miejsce u stołu i Apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: Gorą-

co pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam: Już

jej spożywać nie będę, aż spełni się w królestwie Bożym. Potem wziął kielich i odmówiwszy

dziękczynienie rzekł: Weźcie go i podzielcie między siebie; albowiem powiadam wam, od-

tąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu, aż przyjdzie królestwo Boże. Następnie wziął

chleb, odmówiwszy dziękczynienie, połamał go i podał mówiąc: TO JEST CIAŁO MOJE,

KTÓRE ZA WAS BĘDZIE WYDANE, to czyńcie na moją pamiątkę! Tak samo i kielich po

wieczerzy, mówiąc: TEN KIELICH TO NOWE PRZYMIERZE WE KRWI MOJEJ, KTÓRA

ZA WAS BĘDZIE WYLANA” (Łk 22,14-20).

To chyba zrozumiałe, że słowa dokonujące cudownej przemiany i będące istotną
zmianą charakteru wieczerzy paschalnej wyróżniono czcionką drukarską. Słowa,
przeistaczające chleb w Ciało, a wino w Krew, krzyczą męką. Ona dokonała się za
kilkanaście godzin w Wielki Piątek, ale rozpoczęła się w Wieczerniku. To znaczy,
że Wieczerza była OFIARĄ. Na krzyżu krwawą, a w Wieczerniku bez jej przele-
wania, krew pod postacią wina. W uczcie paschalnej zawarte były tylko sygnały
zapowiadające: tylko wino i tylko baranek.

Ostatnia Wieczerza nie skończyła się. Jezus polecił swoim uczniom: „To czyńcie na
moją pamiątkę!” (Łk 22,19) To samo, co On uczynił w Wieczerniku. I dokonuje się
to na całym świecie, na wszystkich ołtarzach. Nie tylko obrzęd, pamiątka, wspo-
mnienie historyczne, ale to samo, to znaczy mówiąc precyzyjnym językiem teolo-
gicznym uobecnianie się ofiary Wieczernika i Krzyża. Co znaczy „uobecnianie”?
Dotykamy wielkiej tajemnicy wiary, dlatego niezmiernie trudno jest wyjaśnić, na
czym ono polega.

Najważniejszą przeszkodą w myśleniu o mszy św. jest fakt naszego bytowania
w czasie. Ostatnia Wieczerza „odbyła się”, „my jesteśmy” na mszy św. i za tydzień
„pójdziemy” znowu na liturgię. Występują tu aż trzy czasy, wskazujące na zjawi-
sko przemijania. W „sferze”, w której „przebywa” zmartwychwstały i uwielbiony
Chrystus, nie ma kategorii czasu. Pan Bóg nie jest poddany wpływowi czasu. Gdy-
by tak nie było, wówczas Wszechmocny czekałby, co Mu przyniesie przyszłość.
Bóg żyje w wieczności, to znaczy w tym, co teologia określa jako stale trwające

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Ewolucja w liturgii

75

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

TERAZ. Dla nas to, co się dokonało w Wieczerniku, dawno już minęło, stało się
przeszłością, ale istnieje w niezmiennie wszystko ogarniającym Bożym „teraz”.
Otóż z tego „teraz” Bóg swą wszechmocą „przekazuje” nam fakty, które dla nas
są przeszłością. To właśnie znaczy „uobecnianie”, czyli to, o czym mówi nauka
Kościoła, że we mszy św. w sposób sakramentalny uobecnia się całe dzieło zba-
wienia: Męka, Śmierć, Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie Chrystusa. Zdaję
sobie sprawę, że wszystko, co mówię o tajemnicy mszy św., nie jest jasne, ale sta-
ram się nieco przybliżyć tajemnice wiary współczesnemu człowiekowi. Może więc
łatwiejsze od pozytywnego wyjaśniania, czym jest msza św., byłoby stwierdzenie
negatywne – czym msza św. nie jest. Nie jest ona nową ofiarą. Istnieje tylko jedna,
jedyna ofiara Nowego Testamentu: ofiara Chrystusa złożona na krzyżu (por. Rz
6,9 i Hbr 10,12). Msza św. również nie jest historycznym przypomnieniem ofiary
krzyżowej, jest bowiem autentyczną ofiarą, identycznie tą samą ofiarą krzyża. Ję-
zyk liturgii jest często bardziej komunikatywny niż język suchej teologii. Trzecia
modlitwa eucharystyczna prosto wyraża tajemnicę wiary: „Wejrzyj, prosimy, na
ofiarę Twojego Kościoła, uznaj, że jest to ta sama ofiara, przez którą nas chciałeś
pojednać ze sobą”. Sposób wyrażania się liturgii w zwięzłości i jasności jest po-
dobny do stylu Pisma Świętego. W Nowym Testamencie w Dziejach Apostolskich
znajduje się pierwsze określenie mszy św. W pierwszych wiekach nie nazywano jej
„bezkrwawą ofiarą”, „Wieczerzą Pańską”, „Eucharystią” czy „liturgią”; mówiono po
prostu: ŁAMANIE CHLEBA. Ludzie pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej „co-
dziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali
posiłek z radością i prostotą serca” (Dz 2,46). Po zawiłościach teologicznych, jakże
orzeźwiające w swej prostocie są stwierdzenia Objawienia. Warto wrócić do okre-
ślenia „łamanie chleba”, wyrażającego egzystencjalnie podstawowe funkcje Ofiary
Chrystusowej: karmienie, łamanie chleba, znacznie więcej przekazuje głębokiej
treści niż niewiele znaczące a tradycyjne określenie: „msza św.” Może w ten sposób
przeszłoby w nasze skomplikowane czasy nieco ducha prostoty i żaru pierwszych
wyznawców Chrystusa?

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Kultura modlitwy

76

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Łamanie Chleba: rozdział III

Kultura modlitwy

Pewne zwroty, gesty w liturgii mogą robić wrażenie zachowania form towarzy-
skich. Tak dzieje się na początku mszy św. w czasie powitania zgromadzonych.
Zanim jednak wejdziemy w szczegółową analizę struktury Ofiary Chrystusowej,
należy zorientować się w jej ogólnej „konstrukcji”.

Msza św. dzieli się na:

obrzędy wstępne,

»

liturgię Słowa,

»

liturgię Eucharystyczną,

»

zakończenie.

»

Istnieje jeszcze bardziej szczegółowy podział liturgii Eucharystii, ale na ten temat
będziemy mówili szerzej w rozdziale poświęconym analizie modlitwy euchary-
stycznej. Chwilowo omawiamy pierwszą część – obrzędy wstępne. Zanim jednak
kapłan dojdzie do ołtarza, trzeba zdać sobie sprawę ze specyficznej sytuacji, w któ-
rej znajdujemy się z chwilą wejścia do kościoła. Jesteśmy wśród bardzo rozmaitych
ludzi. Są starzy i młodzi. Ludzie, których określamy jako inteligentów i zupełnie
prości, rozmaite usposobienia i charaktery, obcy i znajomi. Specyfiką zgromadze-
nia liturgicznego jest to, że tu przede wszystkim spotykamy OBECNOŚĆ. Przypo-
minamy sobie tekst Ewangelii: „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam
jestem pośród nich” (Mt 18,20). Zgromadzenie liturgiczne powstaje jeszcze przed
rozpoczęciem liturgii. A powitanie kapłana, który zwróci się do nas ze słowami:

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Kultura modlitwy

77

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

„Pan z wami”, to nie tylko znak dobrego wychowania i nie tylko życzenie, „aby Pan
był z nami”, ale to nade wszystko stwierdzenie faktu Obecności, która zaistniała
„w imię Pana” jeszcze przed rozpoczęciem Ofiary.

Obecność w czasie rozwoju akcji liturgicznej będzie jakościowo narastała. Drugi sto-
pień Obecności stworzy uczestnictwo celebransa. Do ołtarza dojdzie alter Christus
– człowiek składający Ofiarę w imieniu Chrystusa. Dalszym stopniem będzie odczy-
tanie Słowa Chrystusowego. Pod postacią Słowa w liturgii jest szczególna obecność
Boga. Dynamikę narastania Obecności zakończy najpełniejszy sposób przebywa-
nia Wszechmocnego pod postaciami chleba i wina. Nastąpi to w chwili konsekracji.
Uświadomienie tego procesu intensyfikacji może pomóc w koncentracji duchowej
przed rozpoczęciem obrzędów mszalnych. Dużo mówi się o konieczności skupie-
nia w modlitwie. Trzeba rozróżnić dwa rodzaje koncentracji wewnętrznej: pierw-
szy – płytszy – usiłowanie odejścia od tego wszystkiego, co rozprasza (trudne to
i często niemal beznadziejne); drugi – znacznie głębszy – to wejście żywą wiarą we
WSZECHOBECNOŚĆ Bożą. Jestem wobec Boga! Świadomość bliskości i bezpo-
średniości Obecności powoduje „przesłonięcie” kłopotów z „rozlataną” wyobraźnią.
Skuteczność tej „metody” nie może zupełnie zdeprecjonować pierwszego, najbar-
dziej popularnego sposobu radzenia sobie z rozproszeniami. Powinno tu nastąpić
współdziałanie dwóch metod, z wyczuciem roli wiodącej „stawania w Obecności”.

Zrozumienie procesu „narastania” Obecności pozwala nam właściwie odczytać
mszalne savoir-vivre. Ludzie wstający w momencie podchodzenia kapłana do oł-
tarza, nie wyrażają jedynie szacunku dla celebransa. Jest to oddanie czci same-
mu Chrystusowi, którego uobecnia kapłan. Liturgiczne „formy towarzyskie” nie
kończą się na tym. Teraz kapłan pochyla się przed ołtarzem (a nawet przyklęka,
jeśli na nim znajduje się tabernakulum ze świętymi Postaciami). Następnie, jakby
tego „powitania” było mało, ksiądz całuje ołtarz. Po co te gesty wobec martwego
drewna czy zimnego, obojętnego kamienia ołtarzowego? W rzeczywistości znaki
czci sięgają głębiej – dotyczą samego Zbawiciela. Ołtarz jest Jego symbolem. Stół
ofiarny wyobraża Jezusa Chrystusa nie w sposób czynny i rzeczywisty, lecz sta-
tycznie jako przedmiot materialny właśnie w sposób symboliczny. Dlaczego? Oł-
tarz z kamienia może symbolicznie przedstawiać Chrystusa, który jest kamieniem
węgielnym budowli – Kościoła. Ale sięgając głębiej, ołtarz staje się poprzez ofiarę

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Kultura modlitwy

78

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

miejscem spotkania ludu Bożego z Bogiem. A Jezus jest naszą ofiarą i ołtarzem,
na którym składamy dary, aby były przyjęte przez Boga. Tłumaczenie symboliki
jest zawsze trudne i nieporadne. Warto przeczytać to, co na temat ołtarza pisze św.
Mateusz w 23. rozdziale swej Ewangelii (w. 18-20).

Pocałowanie ołtarza to nie tylko oznaka szacunku, ale coś znacznie więcej. Pocału-
nek wyraża miłość. Z jaką serdecznością powinien kapłan się pochylać nad ołtarzem
symbolizującym Jedynego Kapłana, samego Chrystusa? Niestety, te pierwsze gesty
rozpoczynające ofiarę są często zrutynizowane. Przebiegają tak szybko, że są niemal
niedostrzegalne. Zadałem kiedyś pytanie ludziom młodym, związanym przez służ-
bę liturgiczną z ołtarzem: „co jest pierwszą czynnością celebransa?” Odpowiedzi
były rozmaite: „znak krzyża”, „pozdrowienie”. Nikt z młodych, obserwujących tak
często mszę św., nie powiedział, że pocałunek. A przecież pozycja obserwatorów
jest nie do przyjęcia! Konstytucja o liturgii świętej II Soboru Watykańskiego postu-
luje jednoznacznie: „aby chrześcijanie podczas tego misterium wiary nie byli jak
obcy i milczący widzowie, lecz aby przez obrzędy i modlitwy tę tajemnicę dobrze
rozumieli, w świętej czynności uczestniczyli świadomie i czynnie” (KL 48). Widząc
kapłana, pochylającego się przed ołtarzem i całującego go, nie możemy tego same-
go uczynić. Powinniśmy jednak wewnątrz nas samych jakoś pokłonić się głęboko
Bogu. W ten sposób dokonamy wyznania wiary we Wszechmogącego. Ponadto
odcinamy się od fałszywych pokłonów, jakie składamy poza liturgią fikcyjnym boż-
kom, nazywanym postępem, ambicjami czy pieniądzem. Oprócz wiary będzie i na-
sza miłość, wyrażona przez pocałunek, składany w naszym imieniu przez celebran-
sa samemu Chrystusowi. Potem kapłan czyni znak krzyża. Jednocześnie czynią go
wszyscy wierni. Jakże często żegnamy się bezmyślnie i to nie tylko na początku mszy
św. A jest to podstawowy znak chrześcijaństwa. Wzywamy przecież Trójcę Przenaj-
świętszą: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Wezwanie to jest również przypomnieniem
naszego chrztu św., dokonanego właśnie w imię tych Trzech Osób. Chrzest wpro-
wadza każdego chrześcijanina w egzystencjalną łączność z Osobami Trójcy. Inaczej
mówiąc: włącza nas w życie Boże, a uściślając – w naturę Bożą, wprowadza nas
w tajemniczą wewnętrzną społeczność Trójcy Przenajświętszej. Tym samym czło-
wiek przez chrzest został powołany do czci Bożej, czyli do kultu Bożego w czasie
mszy św., która – jak już zaznaczyliśmy – jest uobecnieniem tajemnicy trynitarnej
i męki Jezusa Chrystusa. Chrzest w imię Trójcy Przenajświętszej upoważnia nas

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Kultura modlitwy

79

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

do tego, abyśmy mogli odprawiać razem z kapłanem mszę św. Wcale nie popeł-
niłem pomyłki, pisząc o wspólnym odprawianiu mszy św. Często zwykły śmier-
telnik, bez jakichkolwiek święceń kapłańskich, nie zdaje sobie sprawy z tego, że
nosi w sobie kapłaństwo Chrystusowe. Poprzez chrzest Chrystus włącza nas w sie-
bie, czyli i w swoje najwyższe kapłaństwo. Prawda o powszechnym kapłaństwie
wszystkich ochrzczonych jest fundamentalnym upoważnieniem do sprawowania
liturgii. Kiedyś ta prawda u pierwszych chrześcijan była niezwykle żywa. Później,
w epoce „klerykalizacji liturgii”, zaczęła zanikać i stąd nastąpiło osłabienie świado-
mego przeżywania Ofiary Chrystusowej. W ostatnich posoborowych latach odżyła
nadzieja na obudzenie zaangażowania, bo Kościół jakby sobie „przypomniał”, że
wszyscy wierni z tytułu udziału w kapłaństwie Jezusa są powołani i nawet zobowią-
zani do sprawowania kultu Bożego. Przypominając uprawnienia laikatu, nie nale-
ży zamazywać istotnej różnicy między funkcjami kapłana „urzędowego”, wyświę-
conego do czynności ofiarniczych i konsekracyjnych, a działaniem liturgicznym,
wynikającym z kapłaństwa wiernych. Laikat wszystkie swoje dobre uczynki, trud
pracy codziennej, życie rodzinne, wysiłek apostolski, modlitwy składa Ojcu Nie-
bieskiemu we mszy św. wraz z ofiarą Ciała Pańskiego.

Znak krzyża świętego jest niezmiernie bogaty w swojej treści. Poza przypomnie-
niem naszego chrztu i Męki Jezusowej przez wezwanie Trójcy Niepojętej wskazuje
na właściwy układ liturgiczny. We mszy św. powinniśmy się zawsze zwracać do
Ojca przez Syna w Duchu Świętym. Trynitarny kierunek modlitwy bardzo wyraź-
nie jest zaznaczony w modlitwach mszału. Każda z nich kończy się niezmiennie:
„przez Chrystusa” i niemal zawsze jest skierowaniem prośby czy dziękczynienia lub
chwały do Ojca w Duchu Świętym. Znak trynitarny rozpoczyna modlitwę liturgicz-
ną i treść wytyczona przez ten gest jest utrzymana przez całą mszę św. Zakończy
się ona również tym symbolem. Znaki liturgiczne wyrażają głębię życia wewnątrz
Trójcy Przenajświętszej: stale Syn dąży do Ojca (ile razy czytamy o tym w Ewangelii,
zwłaszcza zapisanej przez św. Jana: „oto idę do Ciebie, Ojcze”) w Duchu Świętym,
który łączy miłością boską Ojca z Synem. Powstaje przekorne pytanie: czy nie moż-
na bezpośrednio modlić się do Chrystusa? Jak najbardziej, wszędzie można, tylko
w liturgii... nie warto. Bo to nie jest moja tylko osobista, prywatna modlitwa, ale to
nurt wspólnoty POWSZECHNEJ. I jeżeli, w tym nurcie płynąc, chcę dopłynąć, to
muszę zapomnieć o swoich indywidualnych przyzwyczajeniach. Bo wtedy jestem

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Kultura modlitwy

80

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

sam. Osamotniony. A w liturgii jesteśmy z całą Trójcą Osób Boskich i ze wszystkimi
wiernymi, z wielką boską siłą i zgodnie z rytmem natury. To znaczy – zgodnie z ży-
ciem wewnątrz tych Trzech Niewyrażalnych. A może ściślej: przez chrzest włączeni
jesteśmy bardziej „wewnątrz” Trójcy Przenajświętszej. O tym wszystkim warto pa-
miętać, gdy czynimy znak krzyża św. Może wtedy przeżegnamy się nie machinalnie,
ale z pełną świadomością, niosącą życie „przez Syna w Duchu Świętym do Ojca!”.

Po znaku krzyża następuje pozdrowienie, o którego sensie już wspominaliśmy.
Oprócz powitania: „Pan z wami”, kapłan ma jeszcze dwa inne zwroty do wyboru.
Może on powtórzyć dosłownie zakończenie Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian:
„Miłość Boga Ojca, łaska naszego Pana, Jezusa Chrystusa, i dar jedności w Duchu
Świętym niech będą z wami wszystkimi”. Jest to znacznie bogatsze w treść pozdro-
wienie aniżeli pierwsze. Wyraźnie wzywa trzy Osoby Trójcy, precyzując ich oddzia-
ływanie na nas. Jest to jeszcze jedno trynitarne podkreślenie struktury modlitwy
liturgicznej. Tylko że Konstytucja o liturgii zdecydowanie poleciła unikać wszelkich
powtórzeń liturgicznych. Wiele z nich zostało z modlitwy Kościoła wyeliminowa-
nych. A właśnie w tym miejscu po znaku krzyża wzywającym Trójcę Przenajświęt-
szą mamy bezpośrednio w pozdrowieniu powtórną inwokację trynitarną.

Kapłan może zastosować jeszcze trzecie pozdrowienie: „Łaska i pokój od Boga,
naszego Ojca, i od Pana Jezusa Chrystusa”. Znamienne, że w dobie „dowartościo-
wania” Pisma Świętego i to pozdrowienie zostało wzięte z Nowego Testamentu,
a mianowicie z Listu do Galatów (1,3). Można żałować, że celebransi – mając moż-
liwości urozmaicania liturgii – często trwają przy jednej formule, doprowadzając
uczestników do reakcji nawykowych, osłabiających przeżycia w pełni świadome.
Wierni natomiast, jeżeli już nawet rozumieją sens pozdrowienia, w jakże licznych
przypadkach nie potrafią się wczuć w atmosferę – tworzącego się przez słowa i ge-
sty liturgii – braterstwa. Pozostają sztywni w skorupie własnych przeżyć. A prze-
cież pozdrowienie zawiera w sobie dynamikę, jednoczącą ludzi.

Następnym elementem obrzędów wstępnych, już niezwiązanym z uprzejmością,
jest akt pokuty. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest on samobójczy. Zazwy-
czaj jesteśmy nastawieni na samoobronę. Bronimy się wszędzie i wobec wszyst-
kich, a w momencie aktu pokutnego tracimy niejako instynkt samozachowawczy,

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Kultura modlitwy

81

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

uderzamy w siebie. Nie bronimy się, ale wobec wszystkich oskarżamy siebie. Na
wezwanie kapłana do oczyszczenia wyznajemy winy wobec Boga i braci. Od wła-
ściwego przeżycia tej sytuacji wiele zależy. Jeśli nastąpi szczere wyznanie, dalszy
ciąg mszy św. może być w znacznej mierze uświęcony. Na początku aktu pokuty
– po wezwaniu przewodniczącego liturgii – nastąpić powinna chwila ciszy. Pi-
szę „powinna”, bo nie zawsze kapłani o niej pamiętają. Cisza we mszy św. ma dla
wszystkich duże znaczenie, dlatego należy jej bronić. Najczęściej jednak narzeka-
my na „przegadanie” mszy św. przez celebransa i na tym się kończy. A powinno się
pójść po mszy św. do zakrystii i tu w sposób kulturalny wyjaśnić, na czym polega
„błąd”, upomnieć się o strefę ciszy. Momentów ciszy w liturgii będzie kilka. Ten
pierwszy ma specyficzne znaczenie. Nie chodzi o to, abyśmy w ciszy robili rachu-
nek sumienia. Pauza jest zbyt krótka. Trzeba ją wykorzystać na wywołanie uczucia
żalu za popełnione grzechy. Trzeba stanąć w milczeniu wobec Chrystusa ukrzy-
żowanego za nasze zło. Żal ma moc oczyszczającą. Milczenie nie powinno nas
wprowadzać w nastrój milczenia indywidualizującego, wyodrębniającego, separu-
jącego od wspólnoty. Moment osobistej refleksji nie powinien dzielić od innych,
ale łączyć. Stale we mszy św. trzeba sobie przypominać, że jesteśmy wobec Boga
„razem”. Za chwilę z ciszy osobistej wracamy na teren modlitwy wspólnej, wyzna-
jąc że zgrzeszyliśmy nie tylko wobec Boga, ale i wobec braci i sióstr. W posobo-
rowym Confiteor są pewne zmiany. Skróty wobec wersji sprzed Vaticanum II. Ale
nie tylko. Zostało wprowadzone nowe wyrażenie. Było ono od wielu wieków sto-
sowane w wyznaniu grzechów w rycie dominikańskim. Chodzi o to, że po refor-
mie wyznajemy nie tylko grzechy dokonane czynem, myślą i słowem, ale również
„zaniedbaniem”. W ten sposób zwraca się uwagę na szeroką sferę zła, popełnione-
go nie przez działanie, ale zaniechanie. Mogłem komuś pomóc – nie pomogłem.
Powinienem zdobyć się na czyn odwagi, a stchórzyłem i zabrakło tego działania.
Niezwykle dużo zła popełniamy, nie popełniając właściwie niczego.

Posoborowe komisje liturgiczne stworzyły układy pluralistyczne. W mszale ka-
płan ma do wyboru kilka formuł różnych wezwań do pokuty. Niektóre z nich, mó-
wiące o nawróceniu dobrego łotra czy o Pasterzu, który wytrwale poszukuje zagu-
bionych owiec, są bardzo piękne, lecz niestety pozostają w mszale, wierni ich nie
słyszą. Słyszą natomiast jedną formułę, która już się zbanalizowała i z tego powodu
nie porusza wewnętrznie. Niektórzy księża popełniają klasyczny grzech zaniedba-
nia w samym akcie pokuty przez niewykorzystanie pełnych możliwości inspiracji

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Kultura modlitwy

82

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

nowej liturgii. I znowu nie warto marnować sił na krytykanctwo schematyzmu
liturgicznego, znacznie właściwsza będzie droga osobistej rozmowy z księdzem.
Osobliwa to chwila, gdy „owieczka” nawraca pasterza, a jeśli temu ostatniemu nie
brakuje pokory, następują chwile wspaniałej przemiany w liturgii, która dotych-
czas nużyła i usypiała. Jeśli owieczka nie zdobędzie się na przełamanie nieśmia-
łości lub zabraknie jej ochoty do ochrony dobra wspólnego wszystkich wiernych,
wówczas może nastąpić zło pominięcia czynu uzdrawiającego sytuację.

Pod koniec aktu penitencjarnego następuje moment przebaczenia. Jest to oczysz-
czenie przez miłosierdzie Boskie grzechów lekkich. Absolucja na początku mszy
św. nie jest rozgrzeszeniem, zastępującym sakrament pokuty. Chociaż i tutaj
w nadzwyczajnym natężeniu żalu – żalu doskonałym – może wyjątkowo nastąpić
odpuszczenie nawet grzechów śmiertelnych. Nie stawiając barier dla działania mi-
łosierdzia, należy przestrzec przed zbyt pochopnym liczeniem na wywołanie żalu
doskonałego poza spowiedzią. Zdarzają się takie sytuacje, ale niezmiernie rzadko.
A co najtrudniejsze, nigdy w takich sytuacjach nie ma pewności, że zostały od-
puszczone najgorsze grzechy. Pewność stwarza tylko sakrament pokuty.

Do aktu pokuty nawiązuje następny element obrzędów wstępnych – wezwanie
zmiłowania Pańskiego. Liturgia, jak już o tym wspomniałem, nie toleruje dublo-
wania tekstów. Dlatego jeśli w akcie pokuty zastosowano już w jednym z ośmiu
wariantów wezwanie „Panie, zmiłuj się” lub „Chryste, zmiłuj się”, wówczas było-
by błędem powtarzanie za chwilę tego samego tekstu. W takiej sytuacji wezwanie
zostaje opuszczone. O tym powinni pamiętać wszyscy prowadzący liturgię. Zapo-
minają o tym najczęściej „przewodnicy śpiewu”, „kantorzy”, którzy często beztro-
sko podejmują powtórzenie śpiewu przebłagalnego. Do czasów papieża Grzegorza
Wielkiego (a zatem mniej więcej do VII wieku) „Panie, zmiłuj się” było śpiewa-
ne po grecku jako Kyrie eleison. W tamtych czasach w liturgii używano nie ła-
ciny, ale języka słonecznej Hellady. Kyrios po grecku oznacza Pana, ale właśnie
z dużej litery: boskiego Pana. W ośrodkach starających się o powiązanie współ-
czesności z tradycją istnieje tendencja do zachowania Kyrie eleison w brzmieniu
oryginalnym. W ten sposób tworzymy jakby rezerwat przeszłości. Relikt grecki
przypomina nam w każdej mszy św. o naszym pochodzeniu. Nie tylko rzymskim.
Gdybyśmy konsekwentnie zachowali również i mały fragment łaciny, mielibyśmy
wówczas żywy pomnik naszej wspaniałej przeszłości. Nawet człowiek nie obyty

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Kultura modlitwy

83

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

z historią wyczuwałby powiew wieków i rozumiał, że chrześcijaństwo nie naro-
dziło się wczoraj. W polskiej rzeczywistości mamy pewną łatwość w zachowaniu
Kyrie eleison. Niemal wszyscy Polacy są przecież wychowani na tradycji najstarszej
pieśni bojowej: Bogurodzica, w której przewija się refren: Kyrie eleison.

Pierwotne Kyrie było niesłychanie rozbudowane. Była to właściwie długa litania
błagalna z wieloma wezwaniami. Dopiero od VIII wieku nastąpiła redukcja, dopro-
wadzająca do dzisiejszego jedynie „Panie, zmiłuj się”. Nasi bracia prawosławni wie-
le cennych klejnotów wspólnej przeszłości przechowali w swej wspaniałej liturgii.
Wschodnie ektenie są pozostałością historycznej litanii. W cerkwiach bije w niebo
potężne wezwanie Hospodi pomiłuj. Wielokrotnie powtarzane i splątane wezwa-
niami tworzy niezapomniany klimat prawosławnej modlitwy. II Sobór Watykań-
ski, sięgając do przeszłości, ocalił wezwania litanii i umieścił je jako modlitwę po-
wszechną po wyznaniu wiary. Litania pozostała, jedynie zmieniła swoje miejsce.

Samo wezwanie do miłosierdzia pochodzi z Ewangelii. Tak przecież wołali do
Boga ludzie skrzywdzeni, dotknięci ślepotą czy trądem. Jest to krzyk rozpaczy, ale
i nadziei, do Tego, który wszystko może.

Kyrie jest ubogie w konkretyzację, ale przez to obejmuje szeroki, niemal kosmicz-
ny zakres. W tym zakresie mieści się wszystko, o co współczesność może błagać
Stwórcę. Kyrie ma oddech wieków i przestrzeni ludzkich trosk i tragedii.

Uprzejmość jest oznaką szacunku. W stosunku do wartości absolutnej uprzej-
mość będzie się wyrażała w oddaniu czci. We mszy św. już od VI wieku śpiewa się
hymn chwały Gloria. Zawsze wartości boskie idą równolegle z ludzkimi. W hym-
nie czcimy Boga, a ludziom przekazujemy życzenia pokoju. Ten swoisty rytuał
pochodzi z drugiego rozdziału Ewangelii św. Łukasza. Pierwsze Gloria wyśpiewał
chór aniołów przy narodzeniu Jezusa Chrystusa. W liturgii, powtarzając za anio-
łami słowa chwały, spełniamy istotny cel naszego życia. Nie istniejemy przecież
tylko dla siebie, dla własnych ambicji, sukcesów. Życie, które zamyka sens egzy-
stencji do własnego wymiaru, wcześniej czy później okazuje się bezsensem i czę-
sto powoduje totalne zniechęcenie, wyrażające się ucieczką od takiego życia przez
próbę samobójstwa. Zostaliśmy stworzeni w ramach koncepcji, która oszałamia
swym wymiarem. Przerasta ludzi, sięga Boga. Uświadomienie faktu, że zostałem
powołany do oddania chwały samemu Bogu, powoduje zrozumienie sensowności

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Kultura modlitwy

84

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

hymnu liturgicznego. Jego poszczególne wezwania wskazują na wielkość i wspa-
niałość Absolutu. W całości mszy św. przeważają elementy prośby, wdzięczności.
Warto w pełni wykorzystać moment chwały, aby uświadomić sobie sensowność
swojej egzystencji i wejść na teren modlitwy jakościowo najwyższej klasy. Modli-
twa chwały jest jakimś szczytem zwrotu człowieka ku Bogu. Nie negując koniecz-
ności prośby i wdzięczności, trzeba dobrze sobie zdawać sprawę, gdzie leży wiel-
kość człowieka w modlitwie. Niesłychanie ciekawe, iż wielkość Stwórcy wcale nie
umniejsza człowieka. Wprost przeciwnie, dobrze pojęta zwiększa godność modlą-
cego się. Zostaliśmy stworzeni na gigantyczną miarę. Zmniejszanie boskiego „za-
programowania” powoduje katastrofę człowieka. Autentyczna uprzejmość nigdy
nie wywołuje kompleksu niższości. Jest odkryciem właściwych proporcji, polega
na pochyleniu się przed prawdziwą wartością. Skłon wobec wartości nie poniża,
ale dźwiga w górę pochylającego się. Wzrastanie wartości w tego rodzaju uprzej-
mości jest tym większe, im wyższa jest wartość czczona.

Być może, iż w roku 112 był znany i stosowany hymn mszalny. W tym roku bo-
wiem Pliniusz Młodszy, pisząc sprawozdanie dla cesarza Trajana, wspomina
o pierwszych wyznawcach Chrystusa i o tym, że hymn „śpiewają do Chrestosa
jako do Boga”. Jest to tylko hipoteza, że tym hymnem mogło być Gloria. Pewne
historyczne przekazy wskazują na okres znacznie późniejszy. Warto jednak pa-
miętać o „donosie” Pliniusza, zwłaszcza w dyskusjach z tymi, którzy negują hi-
storyczność istnienia Chrystusa. W ten sposób informacja liturgiczna wspomaga
możliwości apologetyczne. Modlitwa chwały ratuje przed zgubieniem sensu egzy-
stencji i przypomina podstawowe fakty historyczne z dziejów chrześcijaństwa.

Wreszcie ostatni element wstępu liturgicznego, jakim jest tzw. kolekta, znowu
przypomina o problematyce savoir-vivre w modlitwie. Kolekta, krótka modlitwa,
może wzywać lub – jeśli ktoś woli – grzecznie zapraszać do wspólnego zwrotu
do Boga. Kapłan bowiem na początku kolekty wzywa, zaprasza: „módlmy się”.
I potem następuje cisza. Jest to już drugi moment refleksji osobistej w liturgii. Je-
śli przewodniczący, znając dobrze przepisy rytualne, po wezwaniu robi pauzę, to
można się obawiać, że chwila ta nie jest na ogół dobrze wykorzystywana. Wiele
osób w natłoku słów i zwrotów liturgicznych nie dostrzega tej przerwy w poboż-
nej „gadaninie”. Inni traktują ją jako przerywnik, wywołujący pustkę zapełnianą
własnymi myślami, jakże dalekimi od tego, co się dzieje przy ołtarzu. Cisza na po-
czątku kolekty jest dla nas, dla naszych prywatnych problemów. Mamy ją zapełnić

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Kultura modlitwy

85

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

własnymi prośbami, jak najbardziej osobistymi. Milczenie powinno krzyczeć do
Boga. „Cisza jest głosów zbieraniem” – powiedział Norwid. Najczęściej krzyczy –
pustką. Po ciszy następuje modlitwa Kościoła jako wspólnoty.

Na sposób myślenia rzymskiego, logicznego a lapidarnego, sformułowane są proś-
by wynikające z aktualnego okresu liturgicznego lub obchodzonego święta. W ko-
lekcie jest jakby synteza sytuacji, w której znajdują się wspólnie modlący się ludzie.
Warto zwrócić uwagę na uroczyste, długie zakończenie tej oficjalnej modlitwy Ko-
ścioła. Niemal zawsze kończy się zwrotem: „przez Chrystusa, Pana naszego”. Za-
znacza się kierunek prowadzenia przez Pośrednika „do Ojca”. Kościół nie zapomi-
na i o Trzeciej Osobie Trójcy: zwrot do Ojca przez Syna łączy odwieczną więzią
boskiej miłości, jaką jest Duch Święty. W zakończeniu kolekty, będącej finałem
wstępu do mszy św., znajduje się powtórzenie układu trynitarnego, który na sa-
mym początku otworzył znak Trójcy: Krzyż.

Nazwa „kolekta” pochodzi od łacińskiego słowa colligere. Oznacza ono „zbiera-
nie”. Kolekta zbiera wszystkie elementy wstępne w całość. W kręgach kościelnych
„kolektą” nazywa się również zbiórkę pieniędzy na tacę. Niektórzy z liturgistów
przypuszczają, że kolekta jest modlitwą nad zebranym ludem. Ostatnia możli-
wość podkreśla konieczność postawy stojącej wiernych w czasie kolekty. Posta-
wa stojąca zawsze wyraża jakąś gotowość. Stojący lud wyraża gotowość zebrane-
go zgromadzenia do prowadzenia wspólnej modlitwy. W kościele powinno być
jak najmniej dyrygowania postawami wiernych. Należy zostawić jak największą
dowolność. Każdy powinien znaleźć swoją właściwą postawę wobec Boga. Kilka
jednak momentów we mszy św. powinno podkreślać przez jednolitą postawę jed-
ność zbiorowości. Oprócz kolekty należy do nich Ewangelia. Wówczas, na znak
szacunku dla Słowa Chrystusowego, wszyscy powinni stać. Podobnie jest w czasie
prefacji, Ojcze nasz i ostatniej wspólnej modlitwy po komunii św. Zrozumiałą rze-
czą jest postawa klęcząca w najważniejszym momencie Ofiary – w czasie uobec-
nienia śmierci Chrystusowej, tzn. podczas konsekracji i ostatniego błogosławień-
stwa. Z psychologicznego punktu widzenia postawa siedząca sprzyja optymalnej
percepcji. Dlatego jest polecana w czasie liturgii słowa. W sumie, od pierwszych
wieków przeważa postawa gotowości, wyrażona stojącą postawą wiernych. W śre-
dniowieczu w okresie hołdów feudalnych zaczęło dominować klęczenie. Ostatni
Sobór i przepisy komisji posoborowych starają się nawet i przez właściwą postawę
wrócić do źródeł kształtowania kultury w modlitwie.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Gdzie zaczyna się przegrana?

86

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Łamanie Chleba: rozdział IV

Gdzie zaczyna się przegrana?

Przegrana może rozpocząć się już przed rozpoczęciem mszy św. Na błąd nieprzy-
gotowania do liturgii wskazywałem kilkakrotnie. Niewłaściwe uczestniczenie
może nastąpić w wielu momentach „łamania chleba”. Obecnie pragniemy wskazać
na możliwość niezrozumienia wagi tej części mszy św., która rozpoczyna się po
wstępnych obrzędach i nosi nazwę „liturgii słowa”.

Ludzie w okresie przedsoborowym, gdy oskarżali się w sakramencie pokuty, że
spóźnili się na mszę św., zwykle byli indagowani przez skrupulatnego spowiedni-
ka o moment przyjścia na liturgię. Jeśli spóźnienie miało miejsce przed Ofiarowa-
niem, to znaczy po odczytaniu Ewangelii, traktowane było jako grzech lekki. Nato-
miast po Ofiarowaniu – już jako ciężkie przewinienie. Wówczas uczestniczenie we
mszy św. nie mogło być ważne. Dzisiaj nie ma już tego kazuistycznego problemu.
Nie chodzi o to, że nie ma już „Ofiarowania”, a jest tylko „Przygotowanie darów
ofiarnych”, ale dlatego, że liturgia słowa została dowartościowana i potraktowana
na równych prawach z liturgią Eucharystii. I spóźnienie na pierwsze czytanie jest
naruszeniem integralnej części mszy św. Po prostu wszyscy powinni być obecni na
całej liturgii słowa. Jakimś formalistycznym dociekaniom może podlegać jedynie
spóźnienie na obrzędy wstępne. Konstytucja o liturgii w ten sposób dowartościo-
wała liturgię słowa: „dwie są części, z których w pewnym stopniu składa się msza
św., a mianowicie liturgia słowa i liturgia eucharystyczna. Tak ściśle łączą się one
ze sobą, że stanowią jeden akt kultu” (KL 56). Na podstawie innego dokumen-
tu soborowego – Konstytucji o Objawieniu – można Pismo Święte porównać do
pokarmu, podobnie jak Ciało Chrystusowe, i dlatego Kościół św. nie przestaje,

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Gdzie zaczyna się przegrana?

87

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

zwłaszcza w liturgii, brać i podawać wiernym chleba żywota tak ze stołu Słowa
Bożego, jak i Ciała Chrystusowego (por. KO 21). Mówi się w Konstytucji o dwóch
równoległych stołach: Słowa i Ciała. Stąd we mszy św. liturgię słowa odczytuje się
z jednego stołu, którym jest quasi-ambona, czyli pulpit, a po odczytaniu fragmen-
tów z Objawienia celebrans przechodzi do drugiego stołu Ciała Pańskiego: ołta-
rza. Soborowe dowartościowanie liturgii słowa bierze swój początek z Ewangelii,
a szczególnie z 6. rozdziału Ewangelii według św. Jana. Jest tam opis rozmnożenia
chleba. Jezus traktuje ten fakt jako zapowiedź uczty eucharystycznej. Odnajduje-
my tam te same gesty Zbawiciela co w Wieczerniku, słowa przygotowujące ludzi
do tajemnicy chleba życia. Słowa Jezusa nie tylko ukierunkowują, ale są ŻYCIEM,
karmią. Stąd może wzięła się myśl o dwóch stołach: Słowa i Ciała.

Dążąc do maksymalnie dokładnego odbioru Słowa, nie należy zapominać o spra-
wie drugorzędnej, a jednak mającej swoje znaczenie, jaką jest postawa siedząca.
Psychologia i socjotechnika lansują tezę, że do najlepszej percepcji słowa mówio-
nego dochodzi wówczas, gdy ludzie siedzą, gdyż są wówczas optymalnie rozluź-
nieni i nastawieni na odbiór. Dlatego zaleca się, aby słuchacze w czasie liturgii sło-
wa mieli możliwość siedzenia. Znacznie istotniejsze jest, aby słuchacz wytworzył
w sobie otwartość na Słowo. Słuchając czytań, można w duchu prosić: „mów do
mnie, Panie”. Modlitwa ta trafia w sedno: „gdy w kościele czyta się Pismo Święte,
wówczas Chrystus sam mówi”. Jest to cytat z Konstytucji o liturgii, która akcentuje
obecność Jezusa w Jego słowie. W ten sposób w czasie liturgii słowa znajdujemy
się jakby w trzecim stopniu obecności Chrystusa. Pierwszym była obecność przed
rozpoczęciem mszy św. – w wiernych, drugim – w kapłanie, przewodniczącym
obrzędów. Trzeci rodzaj obecności „w Słowie” nie jest ostatni. W czasie najistot-
niejszej chwili Ofiary, w konsekracji, „pojawi się” czwarta forma obecności: pod
postacią Ciała i Krwi.

W liturgii słowa stół został obficie zastawiony. W mszach niedzielnych są nawet
trzy czytania. Pierwsze ze Starego Testamentu, drugie z Nowego, przeważnie z Li-
stów św. Pawła, i wreszcie trzecie – z Ewangelii. Kościół stara się w poszczegól-
nych latach czytać najważniejsze fragmenty Ewangelii św. Mateusza (jest to tak
zwany rok A czytań), św. Marka (rok B) i św. Łukasza (rok C). Ewangelia św. Jana
jest odczytywana w specjalnych okresach każdego roku liturgicznego. Tekstów jest

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Gdzie zaczyna się przegrana?

88

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

bardzo dużo. Są to przepełnione głębią myśli Objawienia Bożego. Trudno słucha-
czowi objąć treść nawet dwu czytań, występujących w codziennej liturgii. Dlatego
doradza się skoncentrowanie uwagi na jakimś małym epizodzie. Może to być jed-
no zdanie, w którym do słuchającego przemówi sam Chrystus. I tych kilka słów
wystarczy na długą refleksję. Jednym zdaniem Objawienia można żyć cały dzień.
Podczas słuchania należy wytworzyć w sobie postawę otwartą do końca. Nie po-
winno stawiać się Słowu żadnych granic. Niekiedy mogą to być myśli „niewygod-
ne”, krzyżujące nasze plany. Trzeba Słowo umieć przyjmować jak Najświętsza Ma-
ryja Panna. Po wysłuchaniu „propozycji” Bożej powiedziała: „Niech mi się stanie
według słowa Twego”. Nie: „mojego”, ale właśnie „Twego”. Słuchanie powinno być
otwarte ku życiu. Jezus porównał tych, którzy tylko słuchają, do budujących na
piasku. Przyjdzie burza życiowa i zmiecie budowlę wraz z piachem. Słuchacz, któ-
ry realizuje usłyszane Słowo, został nazwany „budującym na skale”. Skała wszystko
przetrzyma i przetrwa.

Lekturę Pisma Świętego odczytują w kościołach przeważnie przygotowani lekto-
rzy. Nie zawsze to przygotowanie jest dostateczne. Niekiedy widoczne to jest w nie-
wyraźnym podaniu z powodu słabej dykcji, a niekiedy wynika to wręcz z braku
zrozumienia treści. W mszach św. mniejszych zespołów, o charakterze nieco eli-
tarnym, dąży się do tego, by Słowo przekazywała jak największa liczba uczestni-
ków. Jakież osłupienie i przerażenie maluje się w oczach poproszonego przez ce-
lebransa o publiczne odczytanie tekstów liturgicznych. Młody człowiek, wyrwany
nagle z masy słuchaczy, okazuje się najczęściej kompletnie nieprzygotowany. Nie
w sensie zdolności dykcyjnych. Na ogół studenci czytają zupełnie poprawnie. Ten
człowiek może czytać, tylko nie wie, kiedy. Tłumaczy się oszołomionemu kandy-
datowi na „spontanicznego” lektora, że pierwsze czytanie następuje po kolekcie.
Ale cóż to jest ta „kolekta”? Jeżeli już ten ktoś odczyta wyjątek z Listu św. Pawła, to
zadowolony z „sukcesu” siada i nie wie, że po pierwszym czytaniu trzeba odczytać
psalm responsoryjny. Setki razy nasz biedny delikwent był na mszach św., słuchał
tego psalmu. Teraz, gdy sam ma być współtwórcą liturgii, zapomina o wszystkim,
czuje się zupełnie zagubiony. A przecież słowo „liturgia” pochodzi z greckiego le-
iturgon
, to znaczy „dzieło wspólne”. Dla Greków liturgią było np. wspólne budowa-
nie okrętu. W wysiłku zespołu powstawała grecka liturgia. Dlatego ważne jest mo-
bilizowanie możliwie wszystkich „zdolnych” do wspólnego budowania modlitwy.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Gdzie zaczyna się przegrana?

89

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Niestety okazuje się, że przeciętny wierny posiada małą znajomość mszy św. Nie
powinno to jednak zrażać przewodniczącego liturgii. Najgorsza sytuacja wytwa-
rza się wówczas, gdy kapłan jest otoczony gromadą wyspecjalizowanych „fachow-
ców”. Ci ludzie są pożyteczni i niezawodni, ale reszta czuje się zwolniona z odpo-
wiedzialności we wspólnocie tworzenia modlitwy. Kościół posoborowy wymaga
podziału ról. Dawniej kapłan prowadził monolog. Wszystko czytał sam. Teraz po-
winno się dokonać podziału funkcji i możliwie wielu zaangażować do współpracy
liturgicznej. Częstym błędem w naszych kościołach jest to, że jeden lektor wszyst-
ko odtwarza: i pierwsze czytanie, i psalm, i alleluja. Tymczasem powinno tu wystę-
pować przynajmniej troje ludzi. Zmiana barwy głosu kolejnego lektora lub lektor-
ki wprowadza pożądane urozmaicenie, co może wpłynąć na jakość percepcji. Dla
dziewcząt specjalnym polem do popisu jest psalm responsoryjny. Przecież to jest
na ogół psalm, czyli poezja wysokiej klasy. W lirycznych partiach lepiej odbierany
jest ciepły głos kobiecy, a najpiękniej, gdy psalm śpiewają na głosy dwie kobiety.
Wówczas, przy dobrych głosach, może nastąpić otwarcie serca słuchacza. Smut-
na to sprawa, gdy psalm, który jest utworem przeznaczonym do śpiewu (Dawid,
główny autor psalmów, śpiewał Panu), jest w sposób tępo-monotonny wyrecyto-
wany. Oczywiście w przypadku psalmu nie może być powołany do śpiewu pierw-
szy z brzegu. Konieczny jest wybór człowieka obdarzonego minimum talentu. Pi-
szę „minimum”, gdyż melodie psalmu mogą i powinny być proste ze względu na
uczestników, którzy powtarzają „responsorium”. Po pierwszym czytaniu psalm jest
odpowiedzią na czytane Słowo. Jest to refleksja przechodząca w modlitwę. Śpiew
powiększa możliwości refleksyjne, nasuwane przez słowa psalmu.

Po psalmie, przed odczytaniem Ewangelii, powinno się zaśpiewać alleluja. Wyraz
hebrajski oznacza: „Chwalmy Pana!” Jest to okrzyk radości i czci wobec zbliżające-
go się Zbawiciela w Ewangelii. Jakże mdło i bezbarwnie brzmi ten okrzyk, gdy jest
odczytany bez zrozumienia. Alleluja jest utworem muzycznym. Sama recytacja
staje się pusta i nawet głęboki tekst aklamacji po alleluja jej nie wzbogaci. Kościół
zawsze śpiewał alleluja na cześć Zmartwychwstałego. W czwartym wieku św. Hie-
ronim wspomina, że alleluja było śpiewane nawet podczas nabożeństw żałobnych.
Z biegiem wieków chrześcijaństwo obrosło w nadmierną powagę, graniczącą nie-
kiedy z fałszywym patosem. Kościół prawosławny przechował w swej wspaniałej
liturgii ślady radości wczesnochrześcijańskiej. W obrzędach żałobnych, zwanych

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Gdzie zaczyna się przegrana?

90

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Panichidą, lejtmotywem jest stale powtarzające się potężne alleluja. Ludzie Wscho-
du lepiej od nas rozumieją znaczenie śmierci. Przeżywają czyjeś odejście nie jako
coś ostatecznego, gdyż żyją pewnością zmartwychwstania. My, w naszej prefacji
żałobnej, co prawda wyznajemy, że ,,życie Twoich wiernych zmienia się, ale się nie
kończy”, lecz gdyby ktoś zaintonował alleluja na pogrzebie, uznano by to za nietakt
liturgiczny i towarzyski. Alleluja należy do najstarszych warstw historycznych na-
szej mszy św. O tym śpiewie mówi już Hipolit Rzymski w III wieku!

Dla zaakcentowania wagi Słowa Chrystusowego w Ewangelii w wielu kościołach
wprowadza się rozmaite elementy dowartościowujące: mały pochód ministrantów
ze świecami w kierunku pulpitu, okadzenie księgi. Niemal niezauważalny jest po-
całunek kapłana złożony na księdze po słowach przed chwilą odczytanych. To już
drugi pocałunek złożony Chrystusowi w czasie mszy św. Przypomina sytuację za-
kochanych. Czy tak często myśli się o miłości, gdy całuje się ołtarz czy księgę? Czy
nie są to odruchy zupełnie mechaniczne? Po Ewangelii powinna nastąpić „homi-
lia”. Powinna nastąpić, ale najczęściej dzieje się coś innego. Homilia w języku grec-
kim oznacza po prostu rozmowę, czyli bezpośrednią wymianę myśli. Jakże daleki
od tak rozumianej homilii jest bezkontaktowy monolog. Próbowaliśmy w naszym
duszpasterstwie i temu zaradzić. Zbliżyć tę formę homilii do prawdziwej homilii.
W czasie mszy św. dla absolwentów szkół wyższych kapłan po Ewangelii propo-
nował jakiś kontrowersyjny fragment do przemyślenia. Po chwili refleksji padały
wypowiedzi. Przewodniczący, starając się nie tłumić swobody wypowiedzi, często
jednak musiał interweniować, aby na terenie liturgii, która ma jednoczyć, nie do-
puścić do ostrych polemik. Zadaniem prowadzącego homilię w formie dialogowej
było również podtrzymywanie głównego wątku myślowego, powstrzymywanie
przed tak częstym w polskim myśleniu odbieganiem od istoty rzeczy. Na końcu
kapłan starał się w syntezie ująć wypowiedzi, a jeśli były jakieś błędy egzegetycz-
no-dogmatyczne, jego zadaniem było wprowadzenie korekty teologicznej.

Stosowaliśmy również homilie tzw. „pukane”. Uczestnicy mszy św. akademickich
w kaplicy siedzieli na prostych ławach. W chwili, gdy któryś ze słuchaczy czegoś
nie rozumiał lub z czymś się w homilii nie zgadzał, wówczas obyczajem „wolnego
sejmu” pukał w ławę. Kapłan powinien wówczas przerwać i po wysłuchaniu in-
terpelacji usiłować znaleźć właściwą odpowiedź. Ta forma homilii jest znacznie

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Gdzie zaczyna się przegrana?

91

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

trudniejsza od poprzedniej. Wymaga szybkiego refleksu kaznodziei, którego nie
powinno wytrącić z równowagi nawet najmniej oczekiwane pytanie. Od drugiej
strony – strony słuchaczy – również jest wymagana duża kultura duchowa, aby
kapłanowi nie przeszkadzać pukaniem, a jednak starać się o wyjaśnienie sytuacji
wątpliwych. Homilie dialogowane i „pukane” wymagają specyficznego środowi-
ska. Nie można powszechnie stosować tych eksperymentalnych form.

Znacznie ważniejszą sprawą od formy zbliżonej do dialogu jest treść homilii. Po-
winna ona interpretować odczytany fragment Ewangelii lub komentując aktualną
sytuację liturgiczną, dostarczyć odpowiednich bodźców duchowych wiernym.

Biorąc pod uwagę zarówno formę, jak i treść, jakże rzadko spotykamy w kościo-
łach autentyczną homilię. Gdyby ktoś chciał przekonać się, jak w pierwszych wie-
kach mówiono homilie, odsyłam do zbioru przemówień św. Augustyna. Są one
dla dzisiejszego człowieka za długie i niekiedy zbyt drobiazgowe w sferze dociekań
egzegetycznych, jednak zawsze w nich znaleźć można próbę wyjaśnienia Słowa
Bożego lub święta liturgicznego. A jaka przy tym bezpośredniość w kontakcie ze
słuchaczem? Jest to forma prawdziwej rozmowy.

Dla polskiego indywidualisty pomocą będzie chwila ciszy po homilii. Jest to już trze-
cie milczenie liturgiczne. Ma ono pomóc w samodzielnym przemyśleniu usłysza-
nych słów. Dlatego kazania nasze powinny być mniej wykończone. Zwykle chcemy
powiedzieć wszystko, wskutek czego stajemy się nudni, mówimy ponad dopusz-
czalne 10 minut. A przy tym nie okazujemy zaufania naszemu słuchaczowi, który
potrafi myśleć na kanwie otrzymanej problematyki zupełnie samodzielnie. Jest to
myślenie twórcze i niekiedy bardziej inspirujące niż słowa kaznodziei. Przekonali-
śmy się o tym, powierzając laikatowi słowa quasi-homilii z okazji czyichś imienin.
Solenizant często wykazywał dużą oryginalność w przekazywaniu myśli i dynami-
zował środowisko. Były i nieudane eksperymenty. Wówczas jedyny sukces polegał
na doświadczalnym przekonaniu słuchacza o wielkim trudzie skomponowania do-
brej homilii. Dobra homilia nie zawsze (byłaby to niepotrzebna przesada), ale często
powinna kończyć się jakimś znakiem zapytania. W finale powinien być postawiony
wyostrzony problem, pytanie do słuchacza. Gdyby słuchacz w ciszy, która następuje
po ewentualnym pytaniu, tylko poszukiwał odpowiedzi, nie spełniłby oczekiwania

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Gdzie zaczyna się przegrana?

92

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

liturgii. W milczeniu przygotowujemy się do wyznania wiary. Wspólnie ją wyznaje-
my jako Kościół powszechny, czyli katolicki. Stąd już przy końcu wyciszenia wierny
powinien oderwać się od myślenia indywidualnego i wrócić do wspólnoty. Ustawić
się w szeregu ludzi wyznających Chrystusa nie tylko w świątyni, ale gotowych do
trudniejszych sytuacji, wymagających świadectwa nawet krwi.

Credo zostało wprowadzone do mszy św. dopiero w XI wieku. Dlaczego tak późno
Kościół zdecydował się na wprowadzenie wyznania wiary? Przyczyn wahania było
kilka. Wymieńmy najważniejsze: wyznanie wiary zawsze łączyło się w Kościele
z sakramentem chrztu św. A ponadto liturgia, jak już sygnalizowaliśmy, nie tole-
ruje powtórzeń. Kościół zawsze traktował udział we mszy św. jako wyznanie wiary.
Stąd, będąc konsekwentnym, nie chciał przez długi czas wprowadzać dublowania
sytuacyjnego, jakim jest wyznanie wiary przez uczestnika mszy św.

Liturgię słowa kończy modlitwa powszechna. Niekiedy jest ona nazywana modli-
twą „wiernych”. Jest to pozostałość historyczna z okresu, gdy Kościół opuszcza-
li katechumeni, a pozostawali ochrzczeni – wierni. Dzisiaj to określenie straciło
swą aktualność. Modlitwa powszechna lepiej wyraża jej sens. Powinna ona objąć
rzeczywiście wszystkich. Wtedy jest naprawdę katolicka! Uniwersalizm Kościo-
ła i jego powszechnej modlitwy opiera się na poleceniu św. Pawła, skierowanym
do biskupa Tymoteusza: „Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy,
wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów
i za wszystkich sprawujących władzę, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spo-
kojne z całą pobożnością i godnością. Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach
Zbawiciela naszego, Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i do-
szli do poznania prawdy” (1 Tm 2,1-4). Pragnienie zbawienia wszystkich ludzi na-
daje modlitwie powszechnej kosmiczny niemal wymiar. Powinna ona obejmować
wezwaniami przede wszystkim sam Kościół powszechny, Ojca Świętego, misje itp.
Następnie władzę, aby była sprawiedliwa i autentycznie prowadziła społeczność do
dobra wspólnego, a zaraz potem tych, których władza może prześladować: uwię-
zionych. Kościół myśli nie tylko o ludziach w więziennych drelichach, ale i o tych
uwięzionych w łóżkach szpitalnych, o wszystkich cierpiących. Ostatni zakres mo-
dlitwy, najwęższy, obejmuje potrzeby i troski wspólnoty lokalnej.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Gdzie zaczyna się przegrana?

93

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

W normalnym układzie są przygotowane formularze, zawierające opracowane we-
zwania. W kręgach liturgii małych wspólnot wprowadza się spontaniczny udział
wiernych. Ludzie mówią z serca do Boga. Odchodzi się od zniechęcającego sza-
blonu do osobistego przeżycia ludzkiego. Doceniając element spontaniczności,
należy mieć jednak na uwadze dyrektywę Kościoła, aby obejmować wezwania-
mi wszystkich ludzi. Modlitwa spontaniczna powinna uwzględniać cztery rodzaje
próśb. Nie jest konieczne zachowanie kolejności tych zakresów, istotne jest niepo-
minięcie żadnego z członów, aby Kościół w modlitwie nie utracił swego uniwersa-
lizmu. Uczestnicy modlitwy spontanicznej powinni zwrócić baczną uwagę na to,
czy uniwersalistyczny charakter błagania Kościoła został zachowany. W przypad-
ku odchodzenia od uniwersalizmu powinna nastąpić interwencja uzupełniająca.

Wiele jest miejsc, w których przegrywa się liturgię. Najczęściej jednak do straty
duchowej dochodzi w następującej po liturgii słowa części mszy św., zwanej litur-
gią eucharystyczną. Mam na myśli chwilę określoną jako „przygotowanie darów”.
Przed Soborem mówiliśmy po prostu: Ofiarowanie. Było to jednak określenie nie-
ścisłe. Samo ofiarowanie Ciała i Krwi Pańskiej nastąpi dopiero po konsekracji, gdy
chleb i wino zostaną przeistoczone. Teraz mamy do czynienia jedynie z funkcją
przygotowującą dary ofiarne. Już Hipolit Rzymski w III wieku opisuje, jak wów-
czas przeżywano przygotowanie darów. Do autentycznego udziału pobudzał ruch.
W kościołach po liturgii słowa następowało poruszenie, tumult, bałagan. Wszyscy
wychodzili ze swych miejsc i w sposób mało zorganizowany, raczej spontanicz-
nie, tworzyli to, co dzisiaj określono by w sferach liturgicznych jako „procesję”, a co
raczej było zbliżone do żywiołowego pochodu lub demonstracji. Mszał Rzymski
mówi o mszy św. jako o „akcji”. W Kościele pierwszych chrześcijan akcja składania
darów była prawdziwa. Każdy niósł do ołtarza to, co było dziełem jego pracy, to, co
było dla niego najcenniejsze: chleb, masło, mleko, miód. Kapłan, który przyjmował
ofiary, miał brudne, zatłuszczone ręce. Musiał je myć. I dzisiaj powtarza ten gest.
Ludzie albo nie dostrzegają tego, albo myślą: „po co?” Oprócz warstwy historycznej
znaku obmycia rąk, jest i sfera symboliczna. Kapłan, polewając ręce wodą, modli się
(my tego nie słyszymy, bo mówi po cichu) słowami pokutnego psalmu Dawidowe-
go: „obmyj mnie, Panie, z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego” (Ps 51).

Cóż widzi dzisiaj przeciętny obserwator na ołtarzu w czasie „przygotowania da-
rów”? Bardzo niewiele. Kapłan podnosi krążek, złoty dysk, który nazywa się pateną.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Gdzie zaczyna się przegrana?

94

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Nikt z obecnych – poza kapłanem – nie widzi, że na nim spoczywa duża kapłańska
hostia ofiarna. Przewodniczący liturgii mówi, jeśli nie jest zagłuszony przez śpiew,
piękne słowa o tym, że Pan jest błogosławiony, bo dzięki Jego hojności otrzyma-
liśmy chleb. Za chwilę powie podobne słowa błogosławieństwa, unosząc kielich.
Ilu ludzi rozumie te gesty jako przygotowanie darów do właściwej Ofiary? Lu-
dzie przede wszystkim nie rozumieją (bo skąd mają wiedzieć, jak o tym nikt nie
mówi!), że „błogosławiony” jest tutaj rozumiany inaczej niż w sensie potocznym.
Jest to wyraz hebrajski berak, który był używany w czasie uczty paschalnej przy
piciu wina z kielicha. Ktoś z „gorliwych” policzył, że słowo berak występuje w Pi-
śmie Świętym aż 235 razy. I nie tylko w Starym, ale i w Nowym Testamencie.
Jezus często mówił o błogosławieństwie. W „normalnym” sensie „błogosławić”
oznacza wezwanie Wszechmocnego, aby Jego siła i świętość „osiadła” na osobie
lub wybranym przedmiocie. W ten sposób coś lub ktoś został pobłogosławiony
w jakiś uświęcony sposób. Oczywiście dzięki temu systemowi słów i gestów nie
został jeszcze świętym. Berak oznacza odwrotny kierunek: nie z góry, lecz właśnie
z dołu, od nas, płynie do Wszechmogącego stwierdzenie, że jest On „błogosławio-
ny”. To jest jakaś forma podziękowania Bogu za Jego wspaniałe dary. Berak jest
niemal synonimem wyrazu greckiego eucharystia, który znaczy tyle, co wdzięcz-
ność. Przy błogosławieństwie wspomina się nie tylko Stwórcę, ale i współtwór-
ców. W modlitwie mówi się o „pracy rąk ludzkich”. Stwarza się szansę uświęcenia
trudu, który w naszych dniach staje się często niewolniczy i bezsensowny. Wspo-
minamy w modlitwie błogosławieństwa również wysiłek rąk Jezusowych. Chry-
stus wiele lat pracował fizycznie pod palącym niebem Nazaretu. Nie tylko krew
na krzyżu, lecz i pot Jezusa Robotnika wypracowały nasze Odkupienie. Ludzie,
czujący awersję do wysiłku, nie są w stanie przygotować w liturgii daru intensyw-
nej pracy. Niewielu z uczestników liturgii eucharystycznej dostrzega, że kapłan
przed wzniesieniem kielicha nalewa wino i trochę wody, i jeśli ten gest jest za-
uważalny, to najczęściej nie rozumie się jego sensu. Woda, jak już wspomnieliśmy,
była przy uczcie paschalnej zawsze czynnikiem osłabiającym mocne wino, jakiego
używali nie tylko Żydzi, ale i Grecy oraz Rzymianie. Znowu spotykamy się z war-
stwą historyczną mszy św. Mamy świadectwo św. Justyna z II wieku, że do wina
dolewano nieco wody. I dzisiaj kapłan powtarza ten gest Jezusa z uczty paschal-
nej, a w tym tkwi głęboka myśl teologiczna. Wino jako napój szlachetny, często
mówimy „królewski”, oznacza naturę Boską Chrystusa. W warstwie symbolicznej

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Gdzie zaczyna się przegrana?

95

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

woda przedstawia naturę ludzką. W tym niepozornym ruchu nalewania wody do
wina jest głębia tajemnicy Wcielenia, to znaczy przyjęcia przez Boga natury ludz-
kiej. Przecież chodziło o to, aby nas przez Wcielenie odkupić, wyzwolić z grzechu.
W połączeniu dwóch płynów myślimy już o Ofierze Odkupienia, dokonującej się
w Przeistoczeniu mszalnym. Widząc i nie tylko widząc, ale i myśląc, można wspo-
mnieć i siebie. Kroplą wody jestem ja, człowiek. Woda rozpływa się w winie. I ja
jestem przemieniony przez Chrystusa, który jest symbolizowany przez wino. Ta
ostatnia interpretacja może mi pomóc w lepszym przeżywaniu mszy św., jednak-
że nie jest najważniejsza. Decydująca jest myśl o Wcieleniu. Jeśli patrząc na gesty
liturgiczne, będę myślał tylko o sobie, mogę zatopić się w indywidualizmie i sen-
tymentalizmie. W liturgii powinienem uczyć się umiejętnego połączenia wartości
obiektywizujących z przeżyciem subiektywnym.

Przy końcu przygotowania darów ofiarnych pochylony kapłan odmawia parafrazę
niesłychanie starej modlitwy, bo z VII wieku przed Chrystusem. Jest to przepiękna
modlitwa Azariasza, którą można odnaleźć w Księdze Daniela w trzecim rozdzia-
le. Zakończenie przygotowania darów jest – z punktu widzenia liturgistów – dość
niefortunne. Po wezwaniu do modlitwy (tak jakbyśmy dotychczas nie usiłowali
tego czynić) jest pozostawiona dawna modlitwa, zwana „sekretą” (była dyskretnie
po cichu odmawiana), która dzisiaj jest nazwana „modlitwą nad darami”. Pozo-
stawiając specjalistom spory o sensowność tej modlitwy, zwróćmy uwagę na to,
co dla nas jest istotne: na możliwości właściwego przeżycia tego fragmentu mszy
św. Czy to przy podnoszeniu pateny, kielicha, czy przy modlitwie Azariasza, któ-
ra mówi o przyjęciu naszej ofiary, w jakimkolwiek momencie przygotowywania
darów należy złożyć siebie jako żywą ofiarę. Oznacza to danie siebie całkowicie
bez zastrzeżeń. Można dać cały swój dzień, wszystkie troski i radości. Przed nami
rano staje wielka niewiadoma. Tę niewiadomą trzeba ofiarować Bogu. Ale dając
wszystko, nie wolno zapominać o daniu fundamentalnym – siebie samego. Piotr
mówił Jezusowi, że opuścił dla Niego wszystko: łódź, sieci i żonę. Przegrał w chwili
próby, bo nie dał całego siebie, całej swojej słabości: tchórzostwa. Najtrudniej jest
dać siebie. I co najważniejsze, nie wycofać daru w ciągu dnia. Tyle jest okazji do
zdrady! Wytrwanie w daniu siebie w ciągu dnia pracy i odprężenia tworzy sytu-
ację, w której liturgia przechodzi w życie. Często spotyka się ludzi zniechęconych
do Eucharystii. Już im „nie smakuje”. Smak chleba ofiarnego zdobywa się przez
mękę własnej ofiary, zespolonej z ofiarą Chrystusa.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Gdzie zaczyna się przegrana?

96

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Aby wygrać modlitwę, nie wpaść w rutynę, trzeba ponadto przeczytać bardzo oso-
biście i głęboko tekst św. Mateusza z piątego rozdziału jego Ewangelii (w. 23-26).
Jest tam poważne ostrzeżenie. Jeśli ktoś przynosi swój dar do ołtarza, a przypomni
sobie, że ktoś inny ma coś przeciwko niemu, powinien wówczas zostawić swój dar
i najpierw pójść pojednać się z bratem. Tekst jest bezkompromisowy, niesłychanie
wymagający właśnie ofiary. Oczywiście, że będzie istniał szereg wyjątkowych przy-
padków, w których pojednanie jest niemożliwe czy wręcz niewskazane. Może ono
doprowadzić bowiem do jeszcze większego rozzuchwalenia i rozbestwienia dru-
giej strony. Są przypadki, że ten drugi, odwraca się od nas plecami. Ale tu Chry-
stus właśnie nas wzywa, byśmy wiele spraw załatwili z ludźmi, zanim zaczniemy
rozmawiać z Bogiem.

W chwili dobrze zrozumianego przygotowania darów kościoły nasze powinny
nieco pustoszeć. Jednak obecni na mszy św. słuchają Ewangelii wg św. Mateusza,
patrzą na kielich wzniesiony ofiarnie w górę i nie reagują, po prostu stoją, a póź-
niej dziwią się, że ich „ten teatr” nudzi, nie bierze.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

97

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Łamanie Chleba: rozdział V

Łamanie Chleba

We mszy św. – z uwagi na związek z Ostatnią Wieczerzą – wszystko jest cenne
i nabiera ważności. Ale naprawdę nieogarnianie wielkości sprawy ma miejsce po
przygotowaniu darów. Modlitwa, którą rozpoczynamy, nosi nazwę WIELKA. To
określenie nie jest bynajmniej przesadą. Wielka modlitwa eucharystyczna rozpo-
czyna wielką chwilę PRZEISTOCZENIA. Św. Tomasz powiedział, że w konsekra-
cji realizuje się cała msza św. Można wszystko świetnie wykonać w liturgii: i śpie-
wy na dwa głosy psalmu responsoryjnego, i naprawdę przynieść dary ofiarne, ale
– jeśli nie będzie ofiary Chrystusa – nie będzie to msza św. Zresztą sam Jezus po-
wiedział, że nie ma WIĘKSZEJ miłości niż ta, gdy ktoś daje życie za swych przyja-
ciół. W wielkiej modlitwie eucharystycznej jest ta NAJWIĘKSZA miłość. Zbawi-
ciel jeszcze raz umiera za nas, za WSZYSTKICH.

Wielka modlitwa eucharystyczna składa się z prefacji i kanonu. Łatwo rozpoznaje-
my początek modlitwy, zwanej prefacją. Przewodniczący liturgii rozpoczyna ją dia-
logiem: „Pan z wami...” Wymiana myśli w formie dialogu należy do jednych z naj-
starszych elementów mszy św. W pewnej chwili następuje coś w rodzaju testu na
koncentrację duchową. Kapłan wzywa: „w górę serca!” Powinniśmy odpowiedzieć:
„mamy je wzniesione do Pana!” Czy naprawdę do Pana? Może do wielu innych rze-
czy, spraw, kłopotów? Jest jeszcze chwila na wycofanie się z dezintegracji i możliwość
skupienia na tym, co istotne i decydujące. Powinniśmy przynajmniej w liturgii nie
kłamać. Jeśli mówimy o sercach wzniesionych do Boga – to powinno tak być!

W prefacji następuje dziękczynienie. Z greckiego nazywa się to „eucharystią”. Teraz
rozumiemy, dlaczego mówimy o wielkiej modlitwie eucharystycznej. W Ewangelii

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

98

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

pojawia się często zwrot: „Jezus wziął chleb i dzięki czynił”. Zanim chleb będzie
konsekrowany i łamany, wielu – śladem Mistrza – dziękuje, przy czym wyrażona
wdzięczność ma niewiele wspólnego z tym, co potocznie określamy jako „podzię-
kowanie”. Dziękuję za coś konkretnego, za zdrowie, za egzamin szczęśliwie zdany
itp. Natomiast to, co dokonuje się w „eucharystii”, ma wymiar bardziej syntetycz-
no-egzystencjalny, a więc i dziękczynienie jest tego samego gatunku. Dziękuję za
to, czym jestem. I to w odniesieniu do Stwórcy, że mnie stworzył, powołał do życia,
za odkupienie, za chleb, który za kilka chwil stanie się Chlebem eucharystycznym,
łamanym dla wszystkich szukających Siły. Niezwykle mało jest ludzi dziękujących.
Jezus określił ten procent na mniej więcej 1/10 całości. Tylko jeden z dziesięciu
wrócił i podziękował za uzdrowienie, a był to pogardzany Samarytanin. Tylko co
dziesiąty człowiek jest świadomy tego, co czyni. Jest w pełni zaangażowany. Pa-
trząc krytycznie na masy, zapełniające polskie kościoły, widzimy, że znikomy pro-
cent dochodzi do Eucharystii, do Chleba Życia. Procent ludzi aktywnych zaob-
serwować można nie tylko w Kościele, ale i w życiu społecznym, i politycznym.
Japończycy w czasie ostatniej wojny doszli na polu militarnym do podobnych spo-
strzeżeń. Nie mieli dostatecznych sił na to, aby pilnować olbrzymich rzesz jeńców
amerykańskich, sprowadzili więc psychologów, którzy przez dłuższy czas obser-
wowali jeńców. Najbardziej aktywnych potencjalnych przywódców ewentualnego
buntu wyselekcjonowano z biernej masy jenieckiej i osadzono w niewielkich obo-
zach, pilnowanych ze specjalną czujnością. Tłumy Amerykanów, niezdolnych do
oporu, otoczono słabymi siłami japońskimi. Jeńców aktywnych, zaangażowanych,
było właśnie około 10%. Tak, 10% wdzięczności z Ewangelii powtarza się w roz-
maitych wariantach świadomości i przywództwa w całym świecie biologicznym.
A z tych kilku procent ludzi, okazujących wdzięczność, ilu uświadamia sobie róż-
nicę pomiędzy dziękczynieniem a podziękowaniem?

Hymn wdzięczności kończy się oddaniem Bogu chwały przez trzykrotne: „Świę-
ty, Święty, Święty...” Tekst uwielbienia sięga głębokiej starożytności – VIII wieku
przed Chrystusem. O aniołach, chwalących Jahwe, mówi prorok Izajasz (6,3).
Zastanawiające, że podobne sformułowanie występuje w ostatniej Księdze Ob-
jawienia, w Janowej Apokalipsie (4,8). Do liturgii teksty Pisma Świętego zostały
wprowadzone już w IV wieku po Chrystusie. Dopingiem była teologia judaistycz-
na o aniołach. Modlitw uwielbienia jest jeszcze mniej niż modlitw wdzięczności.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

99

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Ludzie czasem dziękują, bo niektórzy w skrytości myślą – jeśli pięknie podzięku-
jemy, to może jeszcze raz otrzymamy. Modlitwa chwały jest trudniejsza, bo abso-
lutnie bezinteresowna. To dziwne! Celem naszej egzystencji jest oddanie chwały
Bogu, a tak mało nawet w liturgii jest momentów uwielbienia. Niektóre ruchy cha-
ryzmatyczne zwróciły na to uwagę i próbują tę żenującą pustkę wypełnić modlitwą
uwielbienia. Trudno kogoś zmusić do chwalenia, gdy nie odczuwa takiej potrzeby.
W modlitwie uwielbienia pomaga i tworzy ją spontaniczne zafascynowanie. Trze-
ba „zakochać się” w Chrystusie, a wtedy i słowa, i gesty będą wielbiące. Najświęt-
sza Matka, której „Pan uczynił wielkie rzeczy”, wyśpiewała z serca hymn adoracji:
„Wielbi dusza moja Pana!”.

W wielkiej modlitwie eucharystycznej po prefacji następuje kanon. W języku grec-
kim słowo to oznacza pręt mierniczy, a więc symbolicznie ujmując – coś trwałego,
a nawet niezmiennego. Mówi się o kanonach w muzyce, polityce. W obrzędach
kościelnych kanon wcale nie był czymś spetryfikowanym. Św. Justyn (około 150
roku po Chrystusie) mówi w swojej Apologii o spontanicznej formie liturgii. Mę-
czennik z pierwszych wieków pisze, że celebrans „dzięki czyni jak tylko może”.
W III wieku chrześcijaństwa obok kanonu Hipolita istnieją inne kanony. Dopiero
później spontaniczność tworzenia liturgii ulega usztywnieniu. Św. Grzegorz ogra-
niczył liczbę prefacji mszału rzymskiego tylko do dziewięciu. Zupełnego zablo-
kowania dokonał w okresie kontrreformacji dominikanin, papież Pius V. W tro-
sce o jedność Kościoła, zagrożoną w XIV wieku, zredukował kanony do jednego.
Drgnęło wszystko w „posadach liturgicznych”, gdy komisje posoborowe 15 sierp-
nia 1968 roku w celu stworzenia „różnorodności w jedności” wprowadziły – obok
dotychczasowego piusowego, tzw. rzymskiego kanonu – trzy nowe. Jak zwykle
w Kościele nie były to rewolucyjne kompozycje, lecz czerpane z bogatej spuści-
zny wieków. Kanon najkrótszy (i dlatego powinien być stosowany dla niecierpli-
wych dzieci, a często występuje niemal we wszystkich mszach św., bo dorosłym też
strasznie się spieszy), drugi oparty wiernie na kanonie Hipolita, trzeci zbliżony do
prawosławnej anafory; jedynie ostatni kanon jest względnie samodzielnym utwo-
rem – i najpiękniejszym, jeśli chodzi o formę literacką, a przy tym najważniej-
sze: niezwykle bogatym w treść teologiczną. Jest on przypomnieniem wszystkich
najważniejszych faktów historii Zbawienia – podaje w dobrej formie literackiej
rozbudowane wyznanie wiary i tworzy całość kompozycyjną z prefacją. Dlatego

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

100

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

nie wolno go odmawiać z inną prefacją. Ta trudność i długość tekstu czwartego
kanonu powodują dość wyjątkowe jego stosowanie. A wielka szkoda! Są teksty tak
często powtarzane, że aż banalne. Nie było to tak groźne, gdy dysponowaliśmy
jednym kanonem, odmawianym po łacinie. Słowa brzmiały tajemniczo i pomimo
monotonii budziły nastroje misteryjne. Wprowadzenie języka ojczystego zwiększa
możliwość schematyzacji i zrutynizowania. Można temu przeciwdziałać, zwraca-
jąc się do księdza – z zachowaniem całego szacunku, ale z pełną stanowczością. Na
ogół nasz laikat pokątnie narzeka, krytykuje kapłanów, ale brakuje próby przeciw-
działania. Wiem z wielu doświadczeń, które podejmował młody, świadomy laikat,
że kapłani są zazwyczaj bardziej wyczuleni na głos wiernych niż nawet na krytykę
kolegów. W naszym duchowieństwie jest dużo energii pasterskiej, uwrażliwienia na
głos „owieczek”. W trosce o stado powierzone przez Chrystusa duszpasterze gotowi
są oddać swoje życie. A w liturgii chodzi czasem tylko o zrezygnowanie z własnych
przyzwyczajeń, upodobań. Wiele zależy tu od sposobu zgłaszania petycji.

Od czasu do czasu należałoby również przypomnieć w modlitwie kanon rzym-
ski, czyli w nomenklaturze dzisiejszej – pierwszy. Reforma oczyściła tę modlitwę
z wielu powtórzeń, niejasności. Kanon rzymski jest piękny w swym starożytnym
monumentalizmie, wzrusza troską o wszystkich. W nim jest ukryta cicha modli-
twa powszechna. Kapłan na początku wzywa Boga: memento – pamiętaj! O kim
ma pamiętać Pan? O naszych najbliższych, o tych, co zostali zapomniani. W krót-
kiej chwili ciszy (jeśli kapłan pozwoli nam i nie będzie się za bardzo śpieszył...)
wspominamy tych, których chcemy przedstawić w modlitwie samemu Bogu. Po
konsekracji jest drugie memento – wspomnienie zmarłych, poległych, zamordo-
wanych. Po uobecnieniu śmierci Jezusa staną przed Nim (jeśli nie zapomnimy
o nich) ci, co „czwórkami szli z Westerplatte” do Ojczyzny niebieskiej. W równym
szeregu modlitwy błagalnej staną chłopcy i dziewczyny z biało-czerwonymi opa-
skami Sierpnia’44. W Polsce pamiętamy o obozach śmierci, o kaźniach w kraju
i na wszystkich krańcach ziemi – o wszystkich męczennikach za wiarę i Ojczyznę.
W kanonie rzymskim zabrzmią imiona, wypowiadane przez celebransa. Imiona
dziwne, niedzisiejsze. To święci, męczennicy idący po gorących jeszcze śladach męki
Chrystusa. Uczeni liturgiści będą trochę wybrzydzać na ten pierwszy kanon z po-
wodu – ich zdaniem – niekonsekwentnej, nieprzejrzystej struktury. To prawda! Ale
to jest klejnot naszej liturgii. Modlił się w ten sposób i Kochanowski, i wieszczowie

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

101

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

XIX wieku, i cała Polska niepodległa, i ta skuta niewolą. Możemy i my w bardziej
uroczystych momentach roku kościelnego pójść śladami żywej historii.

Wszystkie cztery kanony mają – pomimo swego odrębnego kolorytu – wspólne
elementy, występujące w każdym.

Pierwszym z nich jest tzw. epikleza – wyraz grecki, oznaczający dosłownie „wezwa-
nie”. Wezwanie jest skierowane bezpośrednio do Ojca (a nie, jak często się przy-
puszcza, do Ducha Świętego), aby udzielił Ducha i uświęcił złożone dary chleba
i wina. Tak np. kapłan w drugim kanonie modli się w epiklezie: „Uświęć te dary
mocą Twojego Ducha, aby stały się dla nas Ciałem i Krwią naszego Pana, Jezusa
Chrystusa”. „Uświęć” – to wezwanie łączy się z poprzednią modlitwą, skierowaną
do Boga Ojca. Krótko: epikleza jest to prośba o dokonanie przeistoczenia mocą Du-
cha Świętego. Właściwie należałoby zapytać się, dlaczego właśnie Ducha Świętego
wprowadza się tuż przed konsekracją? Ponieważ ten moment jest przedłużeniem
i konsekwencją Wcielenia, które zostało dokonane pod wpływem działania tego
Ducha. Warto porównać teksty Ewangelii św. Mateusza (1,20) i Łukasza (1,35).
Ponadto, jak to wynikało z tekstów przytoczonych wyżej, mówiących o uświęce-
niu, konsekracja jest szczególnym uświęceniem. Udzielanie świętości jest właści-
wą „funkcją” Trzeciej Osoby Trójcy. Nazywana jest Ona „Uświęcicielem”, „Darem”
lub „Miłością”. W czasach Hipolita epikleza była w kanonie rzymskim. Później
gdzieś zaniknęła. Powstały wielkie spory pomiędzy Wschodem a Zachodem, nie
tylko o epiklezę, ale przede wszystkim o Trzecią Osobę Trójcy Przenajświętszej.
Prawosławie zarzucało „łacinnikom”, iż za mało dowartościowują Ducha Święte-
go. W modlitwie są zbyt bezczelni. Chcą tylko samymi słowami Chrystusa doko-
nać konsekracji. Zachód odpowiadał, że „tylko” to jest niesłychanie dużo i dzięki
mocy Bożej w słowach Zbawiciela istnieje dostateczna energia na przeistoczenie.
„Wojna” o Ducha (który paradoksalnie jest Duchem jedności) toczyła się przez wie-
ki. Kres sporom położył wreszcie ostatni nasz Sobór, akcentując działanie Ducha
Świętego. Wskutek tego w 1968 roku w mszałach rzymskich ukazała się epikleza.
Kapłan, wzywający moce Boże, wyciąga ręce nad hostią i kielichem. Gest ten, zwany
„epikletycznym”, ma za sobą tysiące lat. W ten sposób kapłani Starego Przymierza
wyciągali ręce nad zwierzętami ofiarnymi. Z pewnością jest to jakiś archetyp. Podob-
ny gest stosuje się przy chrzcie św., bierzmowaniu i przy święceniach kapłańskich.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

102

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Po epiklezie zbliżamy się do najświętszego miejsca. Najświętsze dokonuje się
w niezwykle prosty sposób. Kapłan powtarza słowa i gesty Jezusa z Wieczerni-
ka. Celebrans, mówiąc o tym, że Chrystus wziął chleb, bierze chleb w swoje ręce.
To samo z kielichem. W jednym momencie dosłowność nie jest doprowadzona
konsekwentnie do końca. Kapłan mówi, że Zbawiciel „łamał chleb”, a nie łamie
chleba. Niekonsekwencja? Tak. Bo nie nadeszła jeszcze chwila karmienia. Przed
komunią św. Chleb Żywy zostanie połamany, aby nasycić zgłodniałych. Teraz bę-
dzie tylko zapowiedź wspólnoty przez Ciało i Krew. Słyszymy słowa z Ostatniej
Wieczerzy: Bierzcie i jedzcie, i to WSZYSCY. Nie elita, wybrańcy, ale każdy, bo to
pokarm na trudną drogę! Najświętsza chwila mszy św. nazywana bywa rozmaicie:
konsekracją, podniesieniem. Nie są to określenia adekwatne do istoty przemia-
ny. Konsekracja – jako specyficzne poświęcenie – występuje w wielu momentach
życia Kościoła. Istnieje konsekracja budynku kościelnego i konsekracja dziewic.
Jeszcze mniej odpowiednim wyrażeniem jest „podniesienie”, nagminnie zresztą
stosowane. Początkowo podniesienia świętych postaci chleba i wina w ogóle nie
było. Kościół prawosławny do dzisiaj nie precyzuje momentów świętej Przemiany.
Gdy kiedyś zapytałem o to prawosławnego biskupa, odpowiedział mi, że dla nich
cały kanon jest modlitwą dokonującej się przemiany. Kościół pierwszych wieków
pod koniec kanonu, tzw. doksologii końcowej, którą niektórzy nazywają „małym
podniesieniem”, ukazywał Ciało i Krew Chrystusa jako końcowy wynik tajemni-
czej przemiany, dokonującej się w całym kanonie.

Nasze „podniesienie” pochodzi dopiero z XIII wieku. Wszystko zaczęło się od...
herezji. W XI wieku wystąpił niejaki Berengariusz, zaprzeczający prawdziwości
przeistoczenia. Wówczas jako protest oddolny pojawiło się żądanie ukazywania
Ciała i Krwi Pańskiej. Ludzie żyli jakąś głęboką tęsknotą, aby widzieć Ukochanego.
Żądali, aby pokazać im Jezusa. Zupełnie nie rozumieją tego ci, jakże liczni w na-
szych kościołach, którzy w tym momencie w „pokorze” schylają głowy i niczego nie
widzą. Pokora jest tu nie na miejscu. Schylenie głowy jest gestem niezrozumienia.
Należy wpatrzyć się w postacie chleba i wina w kielichu. Widząc, można powta-
rzać słowa niewiernego Tomasza, który – po włożeniu swej ręki w bok Chrystu-
sa – uwierzył i krzyknął: „Pan mój i Bóg mój!” Czasami nie trzeba żadnych słów.
Wystarczy spojrzenie, w którym jest wiara i miłość. Może modlić się znaczy „pa-
trzeć z miłością”? Ktoś tak kiedyś określił modlitwę: „myślenie o Bogu z miłością”.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

103

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Trudno wobec tajemnicy wiary myśleć, może właściwsze jest zapatrzenie. Kapłan
pomaga nam innym gestem. Po słowach z Wieczernika, ustanawiających Tajem-
nicę Przemiany, rozkrzyżowuje ramiona. Tymi rękami woła do nas: „oto nastąpiła
śmierć Chrystusa”. Ktoś z moich młodych przyjaciół powiedział mi: „po co mam
patrzeć na te gesty, przecież i tak więcej nie zobaczę!” Powiedziałem mu: „a po co
chłopak zakochany nosi przy sobie zdjęcie ukochanej i tak często na nie spoglą-
da?” Przecież jej nie dotknie, nie pocałuje – to tylko martwa fotografia! Oglądając
święte postaci, uniesione w górę, i znak ukrzyżowania, przypomniany ramionami
celebransa, rzeczywiście niedużo widzę. Jest to jednak więcej niż wtedy, gdy ni-
czego nie widzimy i w pozornej pokorze spuszczamy wzrok. Kapłan zresztą zaraz
nam powie o sytuacji, w której się znaleźliśmy. Słyszymy od ołtarza jednoznaczne
stwierdzenie: „oto WIELKA tajemnica wiary”. Znowu występuje wielkość. Tym
razem jest to pewien wielki mrok tajemnicy, okrywający Obecność. Jest to prze-
cież kulminacyjny stopień obecności Chrystusa we mszy św. Teologia będzie mó-
wiła o substancjalnej obecności, czyli „najpełniejszej”, a może mówiąc językiem
współczesnym „najintensywniejszej”. W sposób realny, rzeczywisty, ale tajemniczy
Boskie Słowo jest połączone ze swym Ciałem i Krwią. Dotychczas Jezus mówił
przez swoje Słowo, był obecny przez swego kapłana i w swoim ludzie. Teraz jest
obecny najpełniej pod osłoną chleba i wina.

Ludzie rozumni zawsze starali się myśleć, nawet w obliczu wielkiej tajemnicy. Ten
pęd do poznania tajemnicy rzeczywistości określono już w starożytności jako fi-
des quaerens intellectum
. Wiara szuka zrozumienia intelektualnego. Niedobrze się
dzieje, gdy w modlitwie działają tylko uczucia. Nawet najgłębsze nie wystarczą.
Człowiek ma jeszcze i rozum, i wolę. Niektóre ruchy charyzmatyczne zdają się
zapominać o tej syntezie. Przeakcentowując rolę uczuć, prowadzą niekiedy do fi-
deizmu. Człowiek całym sobą, syntezą swego jestestwa powinien iść na spotkanie
Stwórcy. W wielkiej tajemnicy wiary nieznacznie da się pokonać ciemności rozu-
mem. Sobór Trydencki, który stanął wobec Reformacji, negującej przeistoczenie,
usiłował w swych wyjaśnieniach posłużyć się filozofią Arystotelesa (należy sobie
przypomnieć, czym jest dla filozofii greckiej „substancja”, „istota rzeczy” i tzw.
„przypadłość” – accidens, czyli – jak dzisiaj byśmy nazwali – drugorzędna cecha
fizyczna). We mszy św. dzieje się coś analogicznego jak przy zmianie substancjal-
nej. Sobór wyraźnie zwrócił uwagę na to, że – posługując się filozofią starożytną

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

104

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

– mówi się o sytuacji, która ma pewne cechy podobieństwa, zachowując zasadni-
cze różnice. Dlatego Sobór Trydencki nie mówi o przypadłości, akcydensie, ale
o postaciach chleba i wina. W normalnej zmianie substancjalnej, gdy powstaje
nowa substancja, zmieniają się również i cechy drugorzędne. W tej jedynej zmia-
nie, jaka zachodzi w szczytowym momencie mszy św., następuje zmiana substan-
cji, istoty chleba i wina w „substancję” Ciała i Krwi Chrystusowej. Wielkość tajem-
nicy polega jednak i na tym (może to właśnie jest najgłębsza tajemnica wiary), że
arystotelesowskie przypadłości, a według Soboru „postacie”, pozostają niezmie-
nione! Zmieniła się istota układu, a cechy drugorzędne pozostały te same. Nie
ma już na ołtarzu chleba, a ja jako kapłan, czyli człowiek stojący najbliżej tajem-
nicy, stwierdzam zapach chleba, kolor chleba. Nie ma już wina – jest Krew Chry-
stusowa, a ja czuję zapach wina. Postacie chleba i wina, pozbawione przedmiotu
„tkwienia”, są jakby zawieszone w próżni. Zamiast chleba i wina, których nie ma,
„podtrzymuje” je WSZECHMOC Boża. I stąd, jeżeli kapłan chociaż trochę rozu-
mie coś z tego, co się stało na ołtarzu, wówczas może przerażony, może zdumiony,
ale z głębi misterium mówi wszystkim, którzy są w pobliżu ołtarza: „oto wielka ta-
jemnica WIARY!” Z opisu sytuacji w czasie konsekracji wynika chyba najbardziej
adekwatne, poprawne określenie: PRZEISTOCZENIE. Dokonała się zmiana istoty
chleba i wina. W Ciało i Krew Pańską.

Próba wyjaśnienia chociaż częściowego za pomocą filozofii perypatetyckiej była
zgodna z duchem ówczesnej, rozumiejącej Arystotelesa, epoki. Współcześni nie-
wiele rozumieją z pojęcia substancji. A accidens najczęściej brzmi dla dzisiejszego
ignoranta jak nazwy z dawnych mitów i baśni. Próbowano w naszych latach zara-
dzić tej trudnej sytuacji. Usiłowano wciągnąć w próbę wyjaśnienia transsubstan-
cjacji filozofię najbliższą współczesnemu człowiekowi: fenomenologię. Za pomo-
cą pojęć fenomenologicznych tworzą – głównie Holendrzy – nowe interpretacje
przeistoczenia. Powstały teorie tzw. transsygnifikacji i transfinalizacji. Chodziło
w nich o to, że następuje zmiana znaczeniowa i celowa funkcji chleba. Chleb, któ-
ry normalnie służy do karmienia ciała, tutaj odtąd karmi „duchowo”. Papież Paweł
VI, pochwalając wysiłek umysłu ludzkiego, próbujący w sposób współczesny wy-
razić tajemnice wiary, uznał, że próby te nie wnoszą istotnie nowych elementów,
a mogą zaciemnić sytuację i wprowadzić nawet w błąd, jeśli przed transfinalizacją
nie przyjmie się, że nastąpiła transsubstancjacja. Tłumaczenie „fenomenologiczne”

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

105

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

jest wyjaśnianiem wtórnym, ubocznym. Jeśli się przyjmuje wiarą i rozumem, że
dokonało się przeistoczenie, wówczas konsekwentnie musi nastąpić zmiana zna-
czeniowa i celowa. Chleb zwyczajny, który przestał być chlebem, a stał się Ciałem
Chrystusowym, karmi teraz „wewnętrznie”, czyli duchowo.

Po przeistoczeniu wprowadzono posoborową nowość: aklamację. Jest to odpowiedź
nas wszystkich na to, co się dokonało w tajemnicy wiary. Powinien to być okrzyk
wiary nie tylko w śmierć, ale i w zmartwychwstanie Chrystusa. W aklamacji akcen-
tuje się jeszcze raz kapłaństwo wiernych, współsprawujące Ofiarę. Niestety w na-
szych kościołach jest to na ogół dosyć niewyraźne mamrotanie, a jeśli nawet brzmi
nienajgorzej, to istnieje obawa o bezmyślne powtarzanie schematycznego hasła.
Powraca stary problem niewykorzystania wszystkich możliwości, jakie niesie nowa
liturgia. Zwykle do znudzenia powtarzana jest jedna jedyna aklamacja. Tymczasem
okazuje się, że liturgiści dają możliwość jej ożywienia. Można stosować jeszcze trzy
wezwania. Tylko kto o tym wie? W aklamacji drugiej w słowach: „ile razy ten chleb
spożywamy” jest nawiązanie do słów konsekracji: „bierzcie i jedzcie”. Gdy mówimy
w trzeciej aklamacji: „Panie, Ty nas wybawiłeś przez krzyż”, uświadamiamy sobie
sens śmierci Chrystusa. Przy przeistoczeniu słyszeliśmy: „To jest bowiem kielich
Krwi mojej... która za was i za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów”.
Najkrótsza jest ostatnia aklamacja. Nie wiem, czy nie jest ona w swej syntezie naj-
piękniejsza: „Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci”. Lapi-
darny tekst z łatwością mogą sobie przyswoić wierni i w krótkim czasie zaistnieje
szansa ożywienia modlitwy nowym, niezmiernie bogatym tekstem.

Czwartym elementem kanonu po aklamacji jest tzw. anamneza. Była ona już w ka-
nonie Hipolita. Jest to modlitwa „wspomnienia”. Cóż ona wspomina? W skrócie
przypomina całą historię Zbawienia. Wspominanie i historię należy traktować nie
jako odległą tylko „z mroków dziejów”, ale coś żywego, co dokonało się aktualnie.
Kapłan wspomina śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. W trzecim i czwartym
kanonie obok wspomnienia będzie zaakcentowanie przyszłości: oczekiwanie na
powtórne przyjście Jezusa. We wszystkich kanonach jest podkreślony po anam-
nezie
moment ofiarowania. Właśnie tu po przeistoczeniu, a nie po dawniejszym
„ofiarowaniu”, kapłan wyraźnie stwierdza: „ofiarujemy Tobie, Boże, Chleb życia
i Kielich zbawienia”. Nie siebie już, ale Ofiarę Syna składamy Ojcu Niebieskiemu.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

106

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Występuje teraz to, co można określić jako drugą epiklezę. Pierwsza, jak pamięta-
my, była wezwaniem Ducha Świętego, aby współdziałał przy przeistoczeniu. Teraz
wzywamy Ducha Świętego w naszym kierunku: „Pokornie błagamy – modlimy się
w drugiej modlitwie eucharystycznej – aby Duch Święty zjednoczył nas wszyst-
kich, przyjmujących Ciało i Krew Chrystusa”.

Podkreślenie powszechności i łączności z całym Kościołem widać wyraźnie w mo-
dlitwie wstawiennictwa, prośby. Msza św. nie jest tylko sprawą pojedynczego kapła-
na albo zgromadzenia liturgicznego w danym kościele, ale Ofiarą całej katolickiej
wspólnoty. I tych, co odeszli z tego świata w pokoju z Chrystusem, i tych, których
odejście było burzliwe, dramatyczne. Wstawiamy się również za tymi odchodzą-
cymi od Boga, których wiara – z naszego punktu widzenia – była problematyczna.
Inaczej mogło być „tam w głębi serca”. W kanonie czwartym są wzruszające słowa
modlitwy za „zmarłych, których wiarę jedynie Ty, Boże, znałeś”. Spośród żyjących
modlimy się przede wszystkim za papieża, biskupów i duchowieństwo. Im więcej
dano, oni są bardziej zagrożeni przez szatana. W modlitwie wstawienniczej, pamię-
tając o całym ludzie Bożym, nie pomijajmy i tych, którzy może jeszcze z daleka, ale
„szczerym sercem Ciebie, Boże, szukają” (czwarty kanon). Po Kościele cierpiącym
i walczącym wspominamy i tych, co już są w chwale Królestwa. Pragniemy być ra-
zem z Matką Chrystusową, Apostołami, Męczennikami i wszystkimi Świętymi.

Ostatnim, to znaczy ósmym elementem kanonu, jest tzw. „doksologia końcowa”,
czyli „małe podniesienie”. Gest podnoszenia Hostii i Kielicha ma na celu nie tyl-
ko ukazywanie wiernym, co jest ruchem ofiarniczym. Ofiarę Chrystusa kapłan
w imieniu całego Kościoła jakby „przedstawia” Bogu Ojcu. Równocześnie nastę-
puje oddanie czci całej Trójcy Przenajświętszej. Kapłan, mówiąc: „przez Chrystu-
sa”, wskazuje na jego pośrednictwo. Wyrażenie następne: „z Chrystusem” ma na
celu zaakcentowanie, że to jest wspólna ofiara. Przede wszystkim Jezusa, ale i moja
osobista i całej modlącej się wspólnoty. Wyrażenie: „w Chrystusie” oznacza zjed-
noczenie wiernych w Chrystusie przez Łaskę. Może być w tych słowach delikatne
przypomnienie, że powinienem zawsze uczestniczyć we mszy św. w stanie Łaski, to
znaczy gotowości do przyjęcia Chleba Bożego, który za chwilę będzie łamany, aby
i mnie nakarmić. Definitywnie kończy kanon krótkie Amen, to znaczy: „tak jest!”
W wierze przyłączam się do oddania chwały Bogu i potwierdzam to wszystko,

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

107

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

czego byłem świadkiem w przeistoczeniu. Św. Justyn w II wieku po Chrystusie pi-
sał, że Amen po doksologi „rozlegało się w Kościele jak grzmot”. O Amen liturgiczne
toczyła się wielka batalia na przestrzeni wieków. Lud wierny nie dał sobie odebrać
tego końcowego akordu. Chciano głos wiernych zastąpić głosem ministrantów lub
chóru śpiewaków. Na próżno! Ludzie od początku do naszych dni utrzymali swą
aktywną rolę. Czy są dzisiaj świadomi, że o czynny udział walczono w Kościele i czy
to Amen, zamykające kanon w naszych kościołach, rozlega się jak grzmot?

Końcowe Amen zamknęło wielką modlitwę eucharystyczną. Rozpoczyna się ostat-
nia część mszy św., obrzędy komunii św. Nam nie należy chyba tłumaczyć, co to
znaczy communio. W sposób dobrowolny udało się jedynie pierwszym chrześcija-
nom żyć we wspólnocie ducha i materii. Do tego ideału pierwszych wieków usiłują
się zbliżyć zakony. Jest to zamierzenie wielu ludzi w habitach. Nie zawsze udaje im
się żyć w pełni tym, o czym marzą. Communio, czyli wspólnota, udaje się między
ludźmi jedynie tam, gdzie dotyka najgłębszego wymiaru, to znaczy przede wszyst-
kim zjednoczenia z samym Bogiem. Przez jedność z Nim uzyskuje się „komunię”
z ludźmi. Najprostszą, a przy tym najtrudniejszą drogą do „bycia razem” jest Ciało
i Krew Chrystusa, przyjmowane w komunii św.

Obrzędy komunii św. rozpoczyna modlitwa, której nauczył ludzi sam Bóg. Oj-
cze nasz
... do liturgii wprowadził stosunkowo późno, bo dopiero na przełomie
VI i VII wieku, człowiek imieniem Grzegorz. Może i z tego powodu (innych przy-
czyn też było wiele) otrzymał przydomek: „wielki”. Papież Grzegorz Wielki, zasłu-
żony dla kształtowania modlitwy (głębia śpiewu „gregoriańskiego”!), doskonale
wyczuł, że zbliżając się do Ciała Syna trzeba w Duchu Świętym wezwać Ojca. Cha-
rakterystyczny jest zwrot „nasz”. Nigdzie w liturgii nie ma zwrotu „ja”. Ja proszę Cię,
Boże... Zawsze: „my”, dlatego nie „mój” Ojcze, ale „nasz” – wspólny dla wszystkich
ludzi, wszystkich czasów. Zastanawiano się, co znaczy w Modlitwie Pańskiej chleb
„powszedni”. Egzegeza orzekła jednoznacznie, że chodzi tu o chleb wyjątkowy. Wul-
gata, czyli łacińskie oficjalne tłumaczenie tekstu oryginalnego Pisma Świętego, prze-
tłumaczyła na „supersubstancjalny”, to znaczy zbliżony do tego, co można określić
jako duchowy. Tak zresztą rozumiała to tradycja pierwszych wieków. Tłumaczenie
jednak liturgiczne trzyma się dość uparcie chleba „powszedniego”. Chodzi prawdo-
podobnie o zaakcentowanie częstotliwości przyjmowania Eucharystii. To powinien

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

108

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

być pokarm na każdy dzień – codzienny. Przed przyjęciem Jezusa jeszcze raz mamy
sygnał pojednania z drugim człowiekiem. Konieczność odpuszczenia naszym wino-
wajcom wiąże się z odpuszczeniem naszych, jakże często cięższych win. Przypomi-
na się fragment Ewangelii Mateusza (rozdz. 5) akcentowany już w liturgii przy skła-
daniu darów. Wiele kłopotów sprawia modlącym się, gdy sugerują Bogu, że może
„wodzić” na pokuszenie. Najnowsze tłumaczenia Biblii już podają jaśniejszy tekst:
„...i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie” (Biblia Tyniecka – Mt 6,13). Warto również
pamiętać, iż w języku biblijnym „pokusa” oznacza raczej „doświadczenie”.

Nawiązaniem bezpośrednim do ostatniej prośby o wyzwolenie od złego jest tzw.
embolizm. Rozwija on i pogłębia modlitwę, odcinającą się od „wszelkiego zła”.
W okresie reformy liturgicznej embolizm prowokował do zażartych sporów. Były
głosy domagające się usunięcia tej starożytnej modlitwy. Stanęło, jak zwykle we
współczesnym Kościele, na mądrym kompromisie. Zachowano modlitwę, lecz
poddano ją zabiegom „kosmetycznym”. Oczyszczono od powtórzeń i dokonano
skrótu. Nie poprzestano jednak tylko na kompromisie. Kościół pomału, ostrożnie,
jednak zmierza do przodu. Dokonano dosyć odważnej reformy i na zakończenie
embolizmu wprowadzono aklamację: „Bo Twoje jest Królestwo i potęga, i chwała”.
I tu jest jeszcze jeden problem. Czy to był krok do przodu? Modlitwa ta bowiem
pochodzi z końca I wieku z tzw. Didache, czyli Nauki Dwunastu Apostołów i była
stosowana od wieków przez Kościoły protestanckie i prawosławny. Nie wnikając,
czy był to krok „do tyłu”, czy „do przodu”, z całą pewnością był to jeszcze jeden
krok w liturgii do ekumenizmu.

Do paradoksów niemal komicznych należy fakt, że przekazywanie znaku poko-
ju po embolizmie doprowadziło do... wojny. Wojny oczywiście niekrwawej, bo li-
turgicznej. Pax był udzielany w formie pocałunku od pierwszych wieków. Walka
rozpoczęła się o zakres znaku pokoju. Najpierw był on w skali powszechnej, czyli
przekazywany od ołtarza wszystkim wiernym. Później liturgiści „wywalczyli” za-
wężenie do kręgu jedynie tych, którzy przyjmują komunię św. Wreszcie rubrycy-
ści „zwyciężyli” i znak powszechnego pojednania zamknięto w strefie klerykalnej.
Udzielali go sobie kapłani. Niekiedy wyglądało to niezwykle sztucznie, było zruty-
nizowane. Przysłowiowy stał się pocałunek „eklezjalny”, to znaczy muśnięcie po-
wietrza koło twarzy. Żadnej serdeczności, bez treści, tylko sformalizowany, pusty

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

109

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

znak. W polskich kościołach nastrój był zawsze rodzinny. Do XVl wieku całowano
się „z dubeltówki”. Kordialnie „obłapiając” się „społem” z „waszecią”. Oko Kościoła
czujne jednak i ostrożne dojrzało ze zgrozą, że w naszych kościołach coraz czę-
ściej mężczyźni i to co młodsi przesuwają się na stronę kobiet (do dzisiaj w wielu
parafiach wiejskich można zaobserwować podział na stronę „męską” i ,,żeńską”)
w kierunku urodziwszych dziewcząt, aby skorzystać z pocałunku pokoju. Wycofa-
no ten znak, mogący prowadzić na tereny dalekie od liturgii. W ślubnych mszach
św., w kaplicach akademickich ocaliliśmy znak pokoju od zapomnienia. Kapłan
całuje Kielich z Krwią Przenajświętszą, ten pocałunek przekazuje panu młodemu.
On z kolei całuje po raz pierwszy swą dziewczynę już jako małżonkę. Później mło-
dzi idą z pocałunkiem do najbliższych, do rodziców. Moment takiego przekazania
paxu wzrusza, jeśli przewodniczący umiejętnie wskaże kierunek pocałunku. Że
idzie on od samego Chrystusa do ludzi powiązanych Jego Krwią i rodziną.

Znak pokoju przybiera we współczesnych kościołach rozmaite formy. Wszystko
zależy od decyzji krajowych Komisji Episkopatów. Pomysły hierarchów bywają
czasami nieco udziwnione. Powodują w kościele jakieś marionetkowe kiwanie się
ludzi ze słowami: „pokój nam wszystkim”. Może już bardziej naturalne byłoby po-
dawanie sobie rąk. Wydaje mi się jednak, że walka o samą formę jest zepchnięciem
problemu na margines. Istotne jest wychowanie ludzi, aby poprzez znak – obojęt-
nie w jakim kształcie – umieli przekazać autentyczny pokój i braterstwo. Pokój od
Boga „nie taki, jaki daje świat” i braterstwo między dziećmi jednego Ojca i jednej
polskiej krwi. Znak nie może kłamać. Wówczas zjawia się tylko tępa rutyna i fary-
zeizm. Stwierdzam jako celebrans od ołtarza, że „jeśli ktoś – przekazując znak po-
koju – tego nie rozumie, nie odczuwa w głębi” – niech się wstrzyma, nie robi bez-
sensownego znaku, wprowadzającego środowisko w błąd działań pozorowanych.

Po przekazaniu braterstwa kapłan łamie Najświętszy Chleb, aby nakarmić wierny
lud. Początkowo gest łamania był konieczny. Ludzie przynosili chleb. Trzeba było
dzielić bochny chleba. Później, jak to często bywało, gest praktyczny nabrał znacze-
nia symbolicznego. Po reformie istnieje możliwość powrotu do realnego łamania
chleba. Wolno już wypiekać chleb na Eucharystie o różnorodnym kształcie. Nie
muszą to już być małe kółka cieniutkich płatków, które w niczym nie przypomina-
ją prawdziwego chleba. Na Zachodzie i u nas pojawiają się grube brązowe hostie.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Łamanie Chleba

110

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Bardziej odważne środki liturgiczne zaczynają łamać naprawdę chleb. Jedyny wa-
runek konieczny jest taki, że musi on być pszenny i bez kwasu, czyli przaśny.

Jeśli ktoś dobrze zna Ewangelię, to w chwili, gdy widzi łamanie chleba, może z ła-
twością przypomnieć sobie Jezusa. On tak często łamał chleb. Przy rozmnożeniu,
gdy chciał nakarmić zgłodniałych, bo bał się, „że ustaną w drodze, gdyż z daleka
przyszli”. I to najważniejsze: łamanie chleba z Ostatniej Wieczerzy. Dzielenie chle-
ba stało się znakiem specyficznym Chrystusa. To był Jego gest. Po nim rozpoznali
Go uczniowie, idący do Emaus. Nie poznali mówiącego tak mądrze i wyjaśniają-
cego Pismo. Dopiero gdy wziął chleb i zaczął go łamać. Otworzyły się oczy – roz-
poznali Go! Łamanie chleba zrosło się z chrześcijaństwem. Św. Paweł (1 Kor 10,16)
pisze o „chlebie, który łamiemy”. Już wspominaliśmy, że pierwsze określenie mszy
św. w Dziejach Apostolskich (2,42-46) to właśnie „łamanie chleba”. Do dzisiaj
można rozpoznać chrześcijan po łamaniu się chlebem. I ostatnim kęsem. Tak było
w Oświęcimiu i innych obozach wyniszczenia, w miejscach bestialstwa nagle odsła-
niało się człowieczeństwo. Ktoś podawał swój ostatni kawałek chleba. Ktoś karmił
nieznajomego, ratując go od śmierci. Powtarzał gest Chrystusa. Jezus chciał pozo-
stać w naszej świadomości jako „łamiący” dzielony chleb. Przed kilkoma laty prze-
żyłem tę chwilę rozpoznania Chrystusa. Jedna z niezwykle uroczych i dzielnych
studentek wpadła pod tramwaj. Nastąpiło zmiażdżenie nogi, poważne uszkodzenie
ciała, duży upływ krwi. Bogna znalazła się na sali reanimacyjnej. Całe duszpaster-
stwo postawione w stan alarmu wznosiło modły i dawało krew. Duszpasterzowi
udało się przedostać na salę, gdzie leżała ranna. W białym kitlu szpitalnym pochy-
liłem się nad nią. Jedynie twarz blada jak ściana przypominała dziewczynę, która
była ,,żywym srebrem”. Bogna walczyła o życie. Zapadła w stan głębokiego omdle-
nia. Niespodziewanie otworzyła swoje duże oczy. I poznała. Była tak osłabiona, że
nie powiedziała słowa. Tylko drżącą ręką, półprzytomnie, sięgnęła do stolika szpi-
talnego i podała mi połamaną czekoladę. Nie zdążyłem zareagować. Bogna zno-
wu zemdlała. A ja tak głupio się czułem z tą czekoladą. To ja powinienem chorej
coś przynieść. Ona, umierająca, gestem nauczonym przez Chrystusa dzieliła się ze
mną. Nie był to Wieczernik, nie był to chleb, ale to był ten sam Chrystus umierają-
cy i w ostatniej chwili dzielący, łamiący siebie, aby karmić, abyśmy mogli ŻYĆ!

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna?

111

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Łamanie Chleba: rozdział VI

Dlaczego Komunia święta jest

często nieskuteczna?

Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to trudne pytanie, przyjrzyjmy się obrzędom
tuż przed przyjęciem komunii św. W braku zrozumienia sensowności tych obrzę-
dów może być ukryte, przynajmniej częściowe, rozwiązanie problemu.

Kapłan po łamaniu chleba cząstkę hostii „wpuszcza” do kielicha. Mówi przy tym
słowa, które niestety powiedziane szeptem nie docierają do nas, a mogłyby przy-
gotować do bardziej efektywnego przyjęcia Sakramentu. „Ciało i Krew – modli się
kapłan – Pana naszego, Jezusa Chrystusa, które łączymy i będziemy przyjmować,
niech nam pomogą osiągnąć życie wieczne”.

Historycy do dzisiaj głowią się nad tym, jak doszło do wytworzenia obrzędu łą-
czenia Ciała z Krwią Pańską. Na ogół przypuszcza się, że stało się to w IX wieku
w krajach rządzonych przez Karolingów. W tym okresie wprowadzano tam rzym-
skie księgi liturgiczne. Zamieszanie powiększyły skróty kopistów, przepisujących
kodeksy liturgiczne. Natomiast z całą pewnością w Rzymie już w II wieku istniał
ciekawy zwyczaj tzw. fermentum. Przetrwał on do VII wieku, a polegał na tym, że
do kielicha wrzucano cząstkę Eucharystii konsekrowanej na innej mszy św. Część
Ciała Pańskiego pod postacią chleba przesyłał papież biskupom lub kapłanom. Był
to umowny znak jedności duchowej.

W czasie połączenia dwóch postaci eucharystycznych recytuje się lub śpiewa:
„Baranku Boży”. Ceremonia ta została wprowadzona w 701 roku przez papieża

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna?

112

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Sergiusza I. Następuje teraz ukazanie wiernym Hostii. Wypowiada się przy tym
słowa Jana Chrzciciela: „Oto Baranek Boży” (J 1,29). Liturgia dokonała zmiany
liczby pojedynczej „grzech” na mnogą: „który gładzi GRZECHY świata”. Unosząc
Ciało Chrystusowe duchowny dodaje, po reformie, jedno zdanie: „Błogosławieni,
którzy zostali wezwani na ucztę Baranka”. Tekst, oparty na Księdze Apokalipsy,
pochodzi z III wieku. Biskup po udzieleniu katechumenom sakramentów inicja-
cji chrześcijańskiej (chrzest i bierzmowanie), wskazując na Eucharystię, mówił do
tych, którzy po raz pierwszy przystępowali do Sakramentu: „jesteście błogosławie-
ni”. Może lepiej tłumacząc beati, należałoby mówić nie tyle o „błogosławionych”,
co po prostu o „szczęśliwych”. Szczęśliwi ci, którzy przyjmują Chrystusa nie tyl-
ko po raz pierwszy, ale którzy codziennie są blisko źródła szczęścia. Inna sprawa,
że rzadko widać to uszczęśliwienie na twarzach przyjaciół Chrystusa Pana. Jeżeli
w czasie komunii św. jest jakiś uśmiech, to na ogół wygląda na sztuczny przy-
mus. Osoba o „anielskim”, słodkim grymasie wie, że powinna być radosna i trochę
gra „uszczęśliwienie”. Ktoś mądry powiedział, że człowiek jest tylko wtedy sobą,
gdy go nikt nie widzi. Czasami spotyka się twarze przeniknięte „od wewnątrz” ja-
kąś jasnością. Na ogół są to twarzyczki dzieci, które nie znają jeszcze pobożnych
konwenansów. Większość wiernych idzie do Eucharystii w smutku, spowodowa-
nym obciążeniem troskami. Ludzie zgięci w lęku i niepokoju. Idą na spotkanie
Pana, a są strasznie zajęci sobą: „czy jestem godny, czy nie mam jakiegoś grzechu”.
Przed chwilą cały Kościół wyznał, że „jest niegodny”. Słowa setnika rzymskiego,
prawdziwie pokornego mężczyzny z Ewangelii, powtarzamy przed każdą komu-
nią św. Jest to ostatnia szansa oczyszczenia z rozmaitych naleciałości, powstałych
na skutek nieuwagi w czasie mszy św., niewłaściwych myśli. Szansa nie zawsze
dobrze wykorzystana, stąd i zmniejszona skuteczność sakramentalna. Dla bied-
nych skrupulantów, ludzi przesadzających w drugim kierunku – nadmiernej czy-
stości i poprawności – może pewnym uspokojeniem będzie zapewnienie, że my
nigdy nie jesteśmy godni. Nawet po „najlepszej” spowiedzi, gdy wydaje się nam,
że osiągnęliśmy seraficzną czystość. Zawsze istnieje stan niegodności stworzenia
wobec Stwórcy. Świętości po trzykroć świętej w porównaniu z człowiekiem do-
tkniętym skażeniem grzechu pierwszych rodziców. W zbliżaniu się do Euchary-
stii nie tyle ważne jest zajęcie się swoim stanem niegodności, ile zwrócenie całej
uwagi na Tego, którego za chwilę przyjmę. Przyjmuję Boskie Miłosierdzie. O wiele

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna?

113

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

mniejsze znaczenie ma w tym przypadku sprawiedliwość niż Pańskie zmiłowanie
nad nami niegodnymi. W historii z tym przychodzeniem bywało rozmaicie. Znani
ze swej pobożności ludzie średniowiecza bardzo rzadko przyjmowali Eucharystię.
Św. Ludwik, który „słuchał”, jak to dawniej się mówiło, aż dwóch mszy św. w ciągu
dnia i biegał w swej gorliwości porannej na jutrznię do braci franciszkanów lub
dominikanów, do komunii św. przystępował aż... trzy razy w roku. Przystępowa-
nie wiernych do Eucharystii stało się tak rzadkie, że IV Sobór Laterański w roku
1215 wydał stanowcze zarządzenie, że wierni „płci obojga” po dojściu do używania
rozumu powinni przynajmniej raz w roku przyjąć komunię św. Sobór wspomniał
o rozumie, lecz ludzie przestali rozumieć Ewangelię. U św. Jana w rozdziale szó-
stym Chrystus stawia jasną alternatywę: „być albo nie być”. Jeśli ktoś będzie przyj-
mował Jego Ciało, będzie miał życie. W przeciwnym przypadku istnieje pozornie.
Bez Chleba Bożego jest pustka śmierci. Jezus tyle razy mówił (a Ewangeliści zapi-
sali) o konieczności TRWANIA w Nim. Poprzez Ciało i Krew. Przez trwanie On
jest w nas i wówczas jesteśmy szczęśliwi, bo czujemy, że żyjemy sensownie i w całej
pełni egzystencji bosko-ludzkiej.

Właściwe dyspozycje przy przyjmowaniu Sakramentu może wytworzyć dialog. Ka-
płan ukazując Ciało, mówi: „Ciało Chrystusa”. Odpowiedź powinna paść: Amen.
To znaczy: „Tak, wierzę, że przyjmuję Ciało mego Boga”. Tymczasem kapłan, udzie-
lający komunii św., słyszy jakieś mamrotanie, a często w ogóle niczego nie słyszy.
Świadomość wyznana przez wypowiedziane Amen pogłębia i ożywia człowieka,
przyjmującego Eucharystię. Stwarza doskonałą dyspozycyjność do działania istot-
nego samego Sakramentu. W dialogu może dojść do świadomości drugi „pod-
tekst”. Ciało Chrystusa według Listu do Kolosan (1,24) oznacza również Kościół.
Przyjmując Ciało i mówiąc Amen stwierdzam, że jestem częścią Kościoła Chrystu-
sowego. W tym Amen jest odpowiedzialność za wspólnotę i zobowiązanie do two-
rzenia większej jedności. Gdyby świadomość przy komunii św. szła w tym kierun-
ku, nie mielibyśmy w efekcie smutnych sytuacji po komunii, po wyjściu z terenu
sakralnego, gdzie tworzy się nie tyle jedność, ile najczęściej dezintegracja.

We właściwej asymilacji otrzymanych boskich wartości powinna pomóc cisza po
komunii św. Rzadko uwzględniana przez śpieszących się celebransów. Wymiar
tego milczenia nie jest jednostkowy, ma tendencję wspólnotową. To nie może

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna?

114

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

być pójście w ciszę „sam ze sobą”. Zachowując przeżycie jak najbardziej osobiste,
powinno się nastawiać w ciszy na braterstwo. Przecież otrzymany chleb nie jest
moim, ale „naszym”. A przede wszystkim Chrystusowym, który „był dla innych”.

Wiele hałasu liturgicznego wywołały problemy marginalne, jak przyjmowanie Eu-
charystii w postawie klęczącej czy stojącej, na rękę czy do ust. Z przeszłości wiemy,
że około 700 roku według tzw. I Ordo Romanum papież w czasie uroczystej mszy
św. udzielał komunii św. „na rękę” wyższemu duchowieństwu, a później szlachcie.
Przyjmowano Eucharystię w postawie stojącej. Postawa ta wyraża nie tylko dyna-
mikę, gotowość do działania – świadczenia Chrystusowi, ale jest symbolem zmar-
twychwstania. A Dzień Pański, czyli niedziela, kiedy to przyjmowano najczęściej
komunię św., była zawsze czczona jako pamiątka Zmartwychwstania. Ojcowie Ko-
ścioła mówią w swych pismach bardzo szczegółowo o stronie technicznej przy
podchodzeniu do ołtarza. Wyraźnie nakazują wyciągnięcie lewej ręki, na którą bę-
dzie złożone Ciało Chrystusowe. Jest to jeszcze jeden czynnik zwiększenia dyspo-
zycyjności wewnętrznej. Człowiek dorosły przestaje być infantylny. Trzeba nieco
samodzielności, a nie wkładania do ust jak dziecku. Z postawy pasywnej człowiek
przechodzi do bardziej aktywnej, sam ręką podaje sobie Eucharystię. Jeszcze raz
trzeba podkreślić, że wszystkie formy, o których dotychczas mówiliśmy, mają zna-
czenie akcydentalne. Czas przejść do problematyki istotniejszej.

Eucharystia często przyjmowana może stracić „smak”. Mówi się: dawniej odczuwa-
łem, przeżywałem, teraz „połykam”. Jakaś ściana wyrasta pomiędzy mną a Bogiem.
W tym trudnym okresie wielu rezygnuje, wycofuje się z częstego kontaktu z Jezu-
sem eucharystycznym. Przedwczesna kapitulacja powoduje straty nie do odrobie-
nia. Traci się wiele, niekiedy wszystko. Po wycofaniu się z komunii św. powoli traci
swój sens msza św., a później mogą nadejść kryzysy, łamiące nawet wiarę. Co nale-
ży robić w chwili „oziębienia” eucharystycznego? Może poprawniej należałoby za-
pytać: czego nie powinno się wówczas robić? Nie wolno tracić pozycji i wycofywać
się. Trzeba spokojnie obserwować sytuację. Jeśli kryzys trwa dłużej, nie jest spowo-
dowany jedynie przejściowym „niżem” psychicznym, warto zbadać jego przyczyny.
Może to być próba ze strony Boga. Pan ludzi wybranych niekiedy doświadcza. Wy-
prowadza na pustynię. Pozostawia w pustce uczuciowej. Zostają odebrane wszel-
kie słodycze duchowe. Pozostaje poczucie niesmaku i braku apetytu duchowego.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna?

115

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Próba taka może trwać nawet długie lata. Wielu wybrańców Bożych całymi latami
gubiło poczucie efektywności Eucharystii. O co chodzi w tym doświadczeniu? Po
prostu o wykazanie, czego – a właściwie Kogo – my szukamy w „Chlebie Bożym”.
Czy „cukierków duchowych”, czy samego Chrystusa. Któraś ze świętych, skarżą-
cych się Jezusowi na opuszczenie, otrzymała pytanie: „Kogo szukałaś: raju czy
Mnie w raju?” Jest to bolesny proces oczyszczenia ducha. Niektórzy mistycy mó-
wią o „nocy”. Ciemności duchowe mogą dotknąć i chwili przyjmowania komunii
św. Niesłychanie ważne jest wtedy zrozumieć, że jest to doświadczenie i że próba
przejdzie i znowu przebije się światło Obecności. Należy wówczas spokojnie prze-
czekać bolesny czas i nie uciekać od Eucharystii. Wkraczamy na teren niesłycha-
nie intymny i tak rozmaicie rozgrywany w tajemniczej głębi ducha. Jest to proces
skomplikowany i niepowtarzalny. Stąd nie można dawać „recept”, przepisów. Wy-
daje się, iż w pewnych okolicznościach można zmniejszyć „częstotliwość” przyj-
mowania komunii św. Zmniejszenie nie oznacza jednak całkowitego wycofania.
W trudnych decyzjach o radę trzeba zwracać się do Ducha Świętego, a na ziemi do
spowiednika. Zrozumiałe, że szansa właściwej odpowiedzi leży w gestii spowiedni-
ka nieprzypadkowego, ale tego, który długi czas „pilotuje” penitenta. Jeszcze raz za-
znacza się waga spowiedzi regularnie odbywanych u stałego spowiednika, o czym
uprzednio już wielokrotnie wspominano. Ktoś czytający te słowa może i powinien
postawić istotne pytania: „wszystko dobrze, ale skąd ja mogę wiedzieć, czy próba
pochodzi od Boga?”, „czy nie wchodzą tu w grę inne względy?” Dopowiedzmy do
końca: inną przyczyną mogą być moje ludzkie błędy. Klasyczny kusiciel – szatan
– niezmiernie rzadko działa bezpośrednio. Jego ulubioną taktyką jest dyskretne
i wysoce inteligentne „wmanipulowywanie” człowieka w błąd. Człowiek popełnia
fałszywy krok często inspirowany przez „ojca wszelkiego kłamstwa”.

Jednym z najpoważniejszych błędów przy przyjmowaniu Eucharystii jest fałszywy
kierunek asymilacji. Z procesem asymilacji stykamy się od pierwszych chwil życia.
Pobieramy, przyswajamy sobie energię życiową. Jest to kierunek do siebie lub do-
kładniej – w siebie. Z tym procesem oswajamy się przez wiele lat. W latach pierwszej
miłości próbuje się „asymilować” i partnera (partnerkę). Wystarczy zaobserwować
sposób prowadzenia dziewczyny przez chłopca. Ruch ręki obejmującej dziewczynę
jest bardzo „męski”, „zaborczy”. Rozpoczyna się proces „asymilacji”, wchłaniania
drugiego człowieka. Prowadzi on często do całkowitego pochłonięcia. Partnerka

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna?

116

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

(partner) często przestaje być sobą – ulega asymilacji. W rozmaitych procesach
życiowej asymilacji człowiek staje wobec Chleba Eucharystycznego. Idąc rozpę-
dem dotychczasowych manipulacji, stara się asymilować i Eucharystię. Jak każdy
pokarm – w siebie. Przyczyną tego błędu jest automatyzm sytuacyjny i brak wiary.
Człowiek nie uświadamia sobie, że przed nim jest chleb „innego wymiaru”. Mamy
oczywiście do czynienia z człowiekiem, który we własnych oczach i w oczach bliź-
nich uchodzi za wierzącego i to głęboko wierzącego. Cóż z tego, kiedy ten wierzą-
cy nie zauważył PRZEISTOCZENIA. Nie wziął pod uwagę faktu, że tu już nie ma
chleba. Substancja chleba została zmieniona w substancję Ciała Chrystusowego.
Człowiek wierzący może nawet mieć wyczucie, że przyjmuje Ciało Pańskie, jed-
nak w procesie przyswajania nie wyciąga z tego wniosku. Asymiluje ten pokarm
jak każdy inny. W siebie. I tu jest błąd istotny. Bo Chleb Eucharystyczny jest tej
„rangi”, że się nie da wchłonąć przez człowieka. Nieskończoność nie może być
wchłonięta przez skończoność. Procesowi normalnej asymilacji podlegają tylko
„postacie”, drugorzędne cechy chleba. Jedyny prawdziwy kierunek asymilacji to
„wchłanianie” człowieka przez Boga. Jest to proces przemiany, nienaruszający oso-
bowości. Bóg w Eucharystii zaczyna nas przemieniać w siebie. I to jest cudowne
– wspaniałe. W tej asymilacji należy wytracić aktywność, całkiem zwyczajnie pod-
dać się procesowi przemiany. A zwykle dzieje się właśnie odwrotnie. Człowiek,
traktujący fałszywie asymilację, odruchowo stara się coś robić. Zaczyna otwierać
książeczkę, mszalik. Po przyjęciu Eucharystii uruchamia cały aparat modlitewny.
Powinien milczeć, zastygnąć w ciszy znieruchomienia: „tak wielkie rzeczy uczynił
mi Bóg”. Nie, ten aktywista zaczyna mówić, śpiewać. Zagłusza proces Bożej prze-
miany. Przeszkadza. A powinien tylko TRWAĆ.

Z powodu skrajnie przeciwnego stanowiska może powstać drugi błąd. O ile pierw-
szy polegał na słabej wierze, a ściślej na niewyciągnięciu konsekwentnych wnio-
sków z faktu wierzenia, to drugie potknięcie wypływa z nadmiaru wiary. Przerost
wiary tworzy błąd magiczności. Ufam, nieomal zabobonnie, że dokonując pew-
nych czynności obrzędowych muszę spowodować określone skutki nadprzyro-
dzone. Magiczność przy przyjmowaniu komunii św. prowadzi do dysponowania
Bogiem. Jest próbą manipulacji. Usiłuje się, oczywiście bezskutecznie, podporząd-
kować człowiekowi samego Stwórcę. We współczesnej formie magiczność przy-
biera postać automatyzmu. Naciskam guziczek w automacie ulicznym i wyskakuje

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna?

117

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

czekolada. W polskiej sytuacji ludzie potrząsają automatem, walą pięściami, kopią
i automat nadal nie działa. Analogicznie dzieje się w polskim Kościele, gdy nasz
rodak przyjmuje Eucharystię i nic wielkiego się nie dzieje. Próbuje wstrząsnąć Bo-
giem za pomocą litanii, nowenny i nadal głucho. Podstawowym błędem przy ma-
giczno-automatycznych manipulacjach jest brak predyspozycji. Manipulujący jest
nieprzygotowany do otrzymania Boskich darów albo przygotowanie jest zbyt słabe
lub niewłaściwe. Być może u podłoża dzisiejszego magicznego błędu traktowania
strefy Boskiej leżą niektóre sformułowania Soboru Trydenckiego. Ojcowie Soboru,
walcząc z reformacją, położyli nieco jednostronnie akcent na działanie samych sa-
kramentów, które określono jako skuteczność ex opere operato. Czyli – niezgrabnie
tłumacząc na język polski – oddziaływanie sakramentu „samego z siebie”. Antytezą
takiej skuteczności jest działanie ex opere operantis. Chodzi tu o skuteczność, pły-
nącą z przygotowania człowieka, przyjmującego sakrament. Inaczej mówiąc, mamy
do czynienia z działaniem o charakterze obiektywizującym – (ex opere operato)
i współdziałaniem subiektywizującym (ex opere operantis). W zrozumieniu sytuacji
można próbować dopomóc sobie przykładem: W reprezentacyjnym kinie Krakowa
wyświetlano film Polańskiego Tess. Film atrakcyjny, a wspaniała kolorystyka, uro-
kliwe krajobrazy, przy tym dobra akustyka i komfort kina pierwszej klasy tworzą
obiektywnie znakomite warunki przekazu – ex opere operato. Te warunki percepcji
mogę jako widz, działając ex opere operantis, pogorszyć lub poprawić. Jeżeli do kina
idzie ktoś przygotowany, kto czytał o Polańskim i zna jego amerykańskie perypetie,
to zupełnie inaczej patrzy na bohaterkę filmu, lepiej odczytuje tęsknotę reżysera
za największą miłością. Jeśli widz oglądał Nóż w wodzie, zaczyna rozumieć, że Po-
lański po okresie awangardowym przechodzi na pozycje bardziej umiarkowane.
Wszystko to wpływa na jakość subiektywnego odbioru projekcji. I zupełnie inaczej,
gdy widz idzie zdenerwowany np. awanturą w domu, siedzi wówczas rozbity, przy-
gnębiony i nawet ciekawy film nie robi na nim wrażenia.

Wracając do miejsca sakralnego można powiedzieć, iż dokonanie sakramentu na-
stępuje ex opere operato. Jeśli tylko kapłan jest autentycznym kapłanem, ma in-
tencję dokonania konsekracji, a przed nim leży chleb i wino, wówczas niejako
„automatycznie” dokonuje się mocą wypowiedzianych słów przeistoczenie z Wie-
czernika. W tym sensie zawsze komunia św. będzie skuteczna. Ze strony sakra-
mentu istnieje jakby potencjalna zdolność do przekazywania skutków przyjęcia

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna?

118

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Ciała i Krwi Pańskiej. Ta skuteczność jest niezawodna. Natomiast człowiek przyj-
mujący jakże często zawodzi. I tu mamy do czynienia z nieskutecznością ex opere
operantis
. Czyli krótko: skuteczność, nazwijmy ją „subiektywną”, zależy od stopnia
predyspozycji przyjmującego sakrament. Na czym w praktyce polega owa predys-
pozycja? Chyba przede wszystkim na tym, żeby nie przeszkadzać działającemu
Bogu. Już przed Chrystusem mądry eskulap Hipokrates żądał w formie przysięgi
od lekarzy, „aby przynajmniej nie szkodzili” pacjentowi. Nieprzeszkadzanie Bogu
jest pojęciem niezwykle chłonnym, szerokim. Może między innymi chodzi i o to,
by nie tolerować grzechów powszednich. Grzech śmiertelny sam z siebie jest do-
statecznym sygnałem ostrzegawczym przed przyjęciem Najświętszego jako za-
grożenie „śmiertelne”. Grzech lekki, codzienny nasz towarzysz, z którym jesteśmy
niemal zrośnięci, stanowi jednak również wielkie niebezpieczeństwo. Z powodu
codzienności jest często lekceważony („ja tak lubię plotkować”). I w nastroju bra-
terstwa z grzechem lekkim idę do komunii św. Wolno mi! Tylko grzech ciężki jest
barierą uniemożliwiającą kontakt sakramentalny. Nie zdaję sobie jednak sprawy
z tego, że nie tylko na terenie filozofii marksistowskiej, ale i teologii czasami „ilość
przechodzi w jakość”. Powtarzane grzechy lekkie nagle zmieniają się w śmiertel-
ne. Nietolerowanie grzechów lekkich nie oznacza skrupulanckiego przeczulenia,
wyrażającego się w lękliwym wstrzymywaniu się od komunii św. Przystępuję do
ołtarza spokojnie, mając świadomość popełnionych małych świństewek. Jednak
w jakiś sposób akcentuję opór wobec małego zła. Może to być modlitwa, połą-
czona z wysiłkiem opanowania się. Nie opanowałem się i znowu był wybuch, lecz
komunia św. będzie skuteczna, bo nie toleruję grzechu.

„Nieprzeszkadzanie” Bogu polega również na uwzględnianiu szczególnych żą-
dań Bożych. Trudno się dziwić, że maleje lub zanika skuteczność sakramentalna
u młodego człowieka, który już od wielu lat powinien sprawować Eucharystię,
a nie ją przyjmować. Skrupulantom wyjaśniam, że chodzi tu o dość wyraźne wy-
czucie powołania kapłańskiego. Chłopak wie, że Chrystus powołuje go do szcze-
gólnej przyjaźni poprzez kapłaństwo, a opiera się. Udaje, że nie słyszy, że nie rozu-
mie. Oczywiście nie chodzi tylko o spełnienie woli Bożej w przypadku powołania
duchowego. Obniżenie efektywności sakramentu może nastąpić, gdy źle spełnia-
my powołania małżeńskie. Znamy takich „poczciwych dewotów”, również rodzaju
męskiego, którzy – zaniedbując żonę i dzieci – przesiadują w kościele w pobliżu

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna?

119

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Pana albo jeszcze gorzej – w towarzystwie jego niegodnych sług. Często młodzi
ludzie, zaangażowani w pełni w ruchu oazowym, są zupełnie nie do zaakcepto-
wania w życiu rodzinnym. Są to jedynie przykłady. Zaniedbania predyspozycji do
dobrego przyjęcia sakramentu obejmują znacznie szerszy „asortyment”. Z wielu
stron zagraża niebezpieczeństwo zmniejszenia skuteczności sakramentu. Jezus na-
woływał do czujności, ale nie do lękliwości! Sentymentalna czułostkowość może
również przyczyniać się do „zastopowania” efektywności, może wyrazić się np.
w poszukiwaniu spokoju za wszelką cenę. Komunia św. w tej sytuacji jest rodzajem
pigułki uspokajającej. I co gorsza – nie działa. Chrystus mówił nie tylko o pokoju,
mówił również o mieczu. Mieczu, który rozdziela, niepokoi. Autentyczny pokój
Boży działa zupełnie inaczej niż środki uspokajające. W Eucharystii może być dia-
lektyka: pokoju i miecza. Pokój nie uspokajający, ale pobudzający. Pokój niepoko-
jący. Dynamizujący w kierunku większej miłości. Objawem niezdrowego psycho-
logizowania jest ciągłe badanie „pulsu” przeżyć wewnętrznych. Dla człowieka tego
typu głównym problemem w Eucharystii nie jest sam Jezus, ale to, jak on dzisiaj
przeżywa Jezusa. Od razu porównuje: kiedyś to ja przeżywałem, że aż unosiłem się
do chórów anielskich, a dzisiaj... I kończy się takie przeżywanie „liturgiczne” na
egocentrycznym niepokoju i smutku rozczarowań.

Na ostatnim miejscu wymieniam błąd „zagubienia drugiego człowieka”. W niektó-
rych okolicznościach będzie to pomyłka fatalna. Przyjmując Chrystusa, uzyskuję
w efekcie zjednoczenie. To znaczy, że – przy prawidłowym przebiegu Eucharystii –
powoli staję się tym, kogo przyjmuję. Dzięki miłosiernemu Boskiemu przekształca-
niu i mojej jakże słabej współpracy, czyli predyspozycji, następuje przemiana „sta-
rego człowieka” w „nowego” – Chrystusowego. Wiemy, że Jezus był „dla innych”.
Przede wszystkim przez służenie. Nawet na kolanach. I w uzdrawianiu. Pociesza-
niu. A na końcu w męce krzyża. Takim powinien stawać się chrześcijanin. Otwarty
dla innych przez Służbę. Najczęściej spotykamy jakichś „innych” chrześcijan. I oni
narzekają, że gdzieś im się „zgubił” Jezus. Zagubili drugiego człowieka, nic dziw-
nego, że utracili Boga. Miłość jest jedna: Boga i człowieka. O dwóch obliczach: bo-
skim i ludzkim. Św. Jan ostrzega nas przed rozdzieleniem jednej miłości:

Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie mi-

łuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy

od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego (1 J 4,20-21).

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna?

120

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

Wiele błędów obniżających skuteczność komunii św. jest trudnych do wykrycia.
Można pogubić się w niuansach predyspozycji ex opere operantis. Niesłychanie ła-
twy do rozpoznania jest błąd braku miłości. Miłość wyraża się w uczuciu do kon-
kretnego człowieka. On staje przed nami, czegoś chce od nas. Może nawet w tej
chwili przeszkadza, denerwuje, męczy. Ale jest rozpoznawalny jako znak Chry-
stusa głodnego, spragnionego, uwięzionego. Przez drugiego człowieka mogę być
lepiej przygotowanym do przyjęcia Ciała i Krwi. Człowiek potrafi nawet rzeczy
najprostsze skomplikować. Dlatego należy sobie dobrze uświadomić, co to znaczy
„przez drugiego człowieka”. Idąc do Chrystusa, ludzie popełniali paskudny błąd,
traktując człowieka instrumentalnie. I byli tacy „duchowi spryciarze”, którzy – aby
osiągnąć „wzrost efektywności” komunii św. – wykorzystywali bliźniego. Służąc
pozornie jemu, służyli sobie.

Modlitwa po komunii św., gdy kapłan dokonał już oczyszczenia kielicha, przygo-
towuje nas do spotkania z drugim człowiekiem. Już nie na terenie „wzniosłym” –
sakralnym, ale na ulicy, w pracy. Istnieje tu jakieś „koło”. Z Eucharystii otrzymuję
moc do miłości, a idąc w życie z ludźmi przygotowuję się do lepszego przyjęcia
następnej komunii św. Na szczęście nie jest to „błędne koło”, ale koło obiegu miło-
ści Bosko-ludzkiej. Modlitwa po komunii św. nie powinna iść w kierunku dzięk-
czynienia. Byliśmy przecież cały czas w Eucharystii, czyli dziękczynieniu. Teraz
przed nami trudne i radosne codzienne życie. I słowa modlitwy po komunii św.
wprowadzają nas w życie w „komunii” z braćmi.

W ten sposób, o ile modlitwa po komunii św. jest „ustawiona” w duchu liturgii, je-
steśmy właściwie wprowadzeni w obrzędy końcowe mszy św. Tak zwane „rozesła-
nie” zostało obecnie bardzo uproszczone. Przewodniczący zgromadzenia tak jak je
witał wzywając Trójcę Przenajświętszą, tak w finale błogosławi wspólnotę w imię
tych samych trzech Osób. Błogosławieństwo to jest uroczyście rozbudowane w spe-
cjalnych liturgiach, np. we mszy św. za nowożeńców, w okresie wielkiego postu.

Po błogosławieństwie następuje właściwy moment rozesłania oznajmiony słowami:
„Idźcie, ofiara spełniona”. W rozmaitych krajach różnie przetłumaczono starożyt-
ne wezwanie: Ite missa est. Nasze polskie wezwanie wydaje się zbyt sztywne wobec
formuły francuskiej. Francuzi pod wpływem zwrotów stosowanych w liturgiach

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109

background image

Dlaczego Komunia święta jest często nieskuteczna?

121

Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą – Tomasz Pawłowski OP

wschodnich mówią: „Idźcie w pokoju Chrystusa”. W Anglii, odbiegając najbar-
dziej od dosłownej interpretacji zwrotu łacińskiego, żegna się wiernych słowami:
„Idźcie, jesteście posłani”. Wydaje się, że ta ostatnia wersja jest najbliższa sensow-
ności zakończenia „łamania chleba”. Ludzie nakarmieni świętym pokarmem po-
winni pójść do braci, aby dzielić się otrzymaną Boską energią. Msza św. właściwie
nie kończy się. Dopiero w życiu weryfikuje się jej wartość „nośna”. W codzienności
szarej i bolesnej istnieje szansa apostolstwa, szansa świadczenia temu, co otrzyma-
liśmy w czasie liturgii. Przecież cały Kościół – jako katolicki czy powszechny – jest
posłany do wszystkich. Chyba szczególnie do tych, którzy najbardziej są oddaleni.
I w tym trudzie apostolskim „dla innych”, dokonywanym w duchu Ofiary Chrystu-
sowej, kształtuje się przygotowanie do „lepszej”, bardziej skutecznej komunii św.
w następnym braterskim „łamaniu chleba”.

Wlascicielem tego egzemplarza ebooka jest Piotr Bulanda - piterson3@poczta.onet.pl - NrKlub: 109


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tomasz Pawłowski OP Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i mszą świętą
Tomasz Pawłowski OP Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą Św
Pawłowski Tomasz Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i mszą świętą 2
Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą Świętą, dokumenty religijne
PRZEWODNIK DLA ZNIECHĘCONYCH SPOWIEDZIĄ Tomasz Pawłowski OP
Msza Święta dla chorych - program, Msza Święta dla chorych
Aleksandra Damasiewicz Bodzek, Tomasz Wielkoszyński Przewodnik do ćwiczen laboratoryjnych z toksyk
Catalyst Przewodnik dla inwestorów, Giełda Papierów Wartościowych, Warszawa 2009
Java Przewodnik dla poczatkujacych Wydanie V javpp5
Oracle9i Przewodnik dla poczatkujacych orac9p
UG mikroekonomia przewodnik dla studentów, Mikroekonomia UG
Rachunek sumienia dla dorosłych, ► Spowiedz Święta

więcej podobnych podstron