Czarna legenda dziejów Polski Prof dr hab Jerzy Robert Nowak

background image

Prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak

Czarna legenda dziejów Polski

W Polsce powojennej kolejne pokolenia młodzie

ż

y miały to nieszcz

ęś

cie,

ż

e wci

ąż

natykały si

ę

na

uporczywe zabijanie pami

ę

ci przez komunistycznych rz

ą

dców, w interesie sowieckiego

zwierzchnictwa. Pocz

ą

wszy od doby stalinowskiej, gdy jak wspominał pó

ź

niej słynny polski historyk

profesor Tadeusz Manteuffel: wszystkie powstałe w latach stalinowskich zarysy dziejów Polski czyni

ą

wra

ż

enie, jak gdyby były pisane w stolicach nieprzyjaznych nam pa

ń

stw zaborczych. Zabijanie

narodowej pami

ę

ci kontynuowano dalej, cho

ć

nie w tak wielkich rozmiarach, tak

ż

e i w nast

ę

pnych

dziesi

ę

cioleciach PRL-u. Do

ść

przypomnie

ć

całe wielkie kampanie ataków na powstania narodowe i

"polsk

ą

bohaterszczyzn

ę

" na przełomie lat 50. i 60. czy ataki na "dzieje głupoty" Polaków w dobie

jaruzelszczyzny, ówczesne wybielania Targowicy i w. ksi

ę

cia Konstantego.

Nic dziwnego,

ż

e tak wiele osób oczekiwało po czerwcu 1989 roku, jako jednego z najbardziej

widomych objawów przemian, wła

ś

nie powiedzenia całej prawdy o historii Polski, sko

ń

czenia z jej

przyczernianiem. Srodze si

ę

rozczarowali w swych nadziejach. W czasie, gdy jak

ż

e cz

ę

sto najbardziej

wzruszaj

ą

ce programy patriotyczne w

ę

druj

ą

w telewizji na "zsyłk

ę

po północy". Gdy mo

ż

na tłumaczy

ć

pomini

ę

cie w TVP ogólnopolskich uroczysto

ś

ci w dniu 28 marca 1993 r. ku czci 50-lecia akcji pod

Arsenałem, zorganizowanej przez harcerzy z Szarych Szeregów Armii Krajowej, tak jak zrobiła Nina
Terentiew: dla kilku dziadków nie b

ę

d

ę

przesuwała mojej audycji. Gdy tak, jak ostatnio, telewizja

publiczna nie zdobyła si

ę

nawet na oczekiwan

ą

przez miliony Polaków bezpo

ś

redni

ą

transmisj

ę

z

uroczysto

ś

ci w Katyniu. Gdy w najbardziej wpływowych polskoj

ę

zycznych przekaziorach dominuje

obraz Polski, tak kreowany, jakby go tworzyli najbardziej nie

ż

yczliwi nam cudzoziemcy. I gdy, niestety,

prawie nie słycha

ć

głosów protestu przeciwko temu ze strony wybitnych profesjonalnych historyków.

Inna sprawa,

ż

e polska nauka historyczna poniosła w ostatnich kilkunastu latach ogromne straty,

straty nie do powetowania. Odeszli w zmrok tak wybitni znawcy naszych dziejów, jak: Kieniewicz,
Gieysztor, Czapli

ń

ski, Skowronek, Łojek, Łepkowski. Za to tym bardziej nasiliło si

ę

w mediach

bezkarne hulanie publicystycznych "odbr

ą

zowiaczy" historii, zaj

ę

tych oczernianiem dziejów, bo to

najwyra

ź

niej jest popierane, odpowiednio forytowane i nagradzane. Niewiele osób zdaje sobie

spraw

ę

, jak bardzo usilnie kreuje si

ę

na naszych oczach odpowiednio ponur

ą

, czarn

ą

legend

ę

dziejów

Polski. Tym szkicem chciałbym obudzi

ć

i zaalarmowa

ć

tych wszystkich, którzy jeszcze nie dostrzegaj

ą

rozmiarów s

ą

czonych w mediach działa

ń

dla ukazania bezsensu i beznadziejno

ś

ci polskich dziejów,

działa

ń

d

ążą

cych do zakompleksienia Polaków. Niech do ko

ń

ca strac

ą

wiar

ę

w siebie, i wierz

ą

tylko w

m

ą

drych zagranicznych "cywilizatorów"!

Nieuk-laureat z "Rzeczpospolitej"

Szczególnie obrzydliwym wyrazem "mody" na oszczercze przyczernianie obrazu dziejów Polski jest
wydana w 2000 roku przez Presspublic

ę

ksi

ąż

ka filozofa Janusza A. Majcherka, zawieraj

ą

ca w cz

ęś

ci

po

ś

wi

ę

conej historii głównie artykuły publikowane w ostatnich latach na łamach "Rzeczpospolitej".

Pełnym antypolskiego jadu jest ju

ż

otwieraj

ą

cy tom Majcherka artykuł Poprawka z historii, za który

autor dostał tytuł "najlepszego publicysty 1999" od redakcji miesi

ę

cznika "Press". Nagrodzono zbiór

antypolskich brecht, wspieranych przez całkowit

ą

ignorancj

ę

domorosłego historyka na temat

prawdziwych faktów z historii Polski i Europy.

Majcherek z werw

ą

anonsuje,

ż

e chce zwalczy

ć

powielane w oficjalnej - szkolno-podr

ę

cznikowej

historiografii "liczne schematy i stereotypy" ukształtowane jeszcze w dobie rozbiorowej "ku
pokrzepieniu serc" oraz w okresie komunistycznej propagandy - dla stworzenia zast

ę

pczej

legitymizacji ówczesnej władzy i uzasadnienia jej podporz

ą

dkowania interesom Kremla. To, co głosi

Majcherek, to absolutne pomieszanie z popl

ą

taniem. Jak mo

ż

na w ogóle stawia

ć

znak równo

ś

ci

mi

ę

dzy tym, co pisano w dobie rozbiorów "dla pokrzepienia serc" a tym, co pisano o historii w dobie

PRL dla uzasadnienia jej podporz

ą

dkowania interesom Kremla? Przecie

ż

w czasach PRL-u oficjalnie

wspierano nie argumenty historyczne dla "pokrzepienia serc", a dla ich upodlenia, pokazania,

ż

e

background image

Polacy niepotrzebnie zderzali si

ę

z "jedynie słusznymi" celami swego rosyjskiego s

ą

siada, a ich

antyrosyjskie powstania były tylko "dziejami polskiej głupoty". Cała za

ś

Druga Rzeczypospolita -

według oficjalnych tez PRL-owskiej historiografii - była jednym wielkim pasmem głupot i zdrad.
Podobnie jak działania zwi

ą

zanego z Londynem Polskiego Pa

ń

stwa Podziemnego. Co takie

komunistyczne wywody miały wspólnego z XIX-wiecznym "pokrzepianiem serc", to ju

ż

jest przedziwny

sekret dywagacji pana Majcherka.

Próbuj

ą

c maksymalnie przyczerni

ć

obraz Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Janusz Majcherek stara

si

ę

przedstawi

ć

ówczesn

ą

Polsk

ę

jako kraj krzywdy i dyskryminacji innych narodów. Pisze o

utrudnianiu przez Polaków identyfikacji z interesami pa

ń

stwa rozlokowanych na zachodzie i północy,

przewa

ż

nie niemieckoj

ę

zycznych i protestanckich

ś

rodowisk, jak i zamieszkałych na wschodzie i

południu, głównie na wsi, rzesz ruskich i prawosławnych. I dodaje: tym bardziej

ż

e jednych i drugich

jako mieszczan i chłopów, szlachecko-polski naród i tak dyskryminował. Publicysta-nieuk jak wida

ć

nie

wie nic o tym,

ż

e w rzeczywisto

ś

ci gros magnaterii i szlachty na wschodzie i na południu

dyskryminuj

ą

cej chłopów i mieszczan na wschodzie i na południu Polski stanowili panowie ruskiego

pochodzenia, typu Wi

ś

niowieckich, a nie szlacheccy przybysze z Polski. Jak wida

ć

za wiele naczytał

si

ę

ż

nych stalinowskich uogólnie

ń

o "polskich panach". Niedouczonemu w wiedzy historycznej

Majcherkowi warto zacytowa

ć

opini

ę

historyka, sk

ą

din

ą

d bardzo fetowanego w kr

ę

gach naszych

"Europejczyków" - profesora Janusza Tazbira. W publikowanym na łamach "Gazety Wyborczej"
artykule prof. Tazbir o

ś

mieszał powielany przez historyków rosyjskich i sowieckich mit o tym, jakoby w

dawnej Polsce dokonywało si

ę

"wynaradawiania Rusinów" w warunkach brutalnego przymusu.

Zdaniem prof. Tazbira: Jest to podobny mit historyczny, jak twierdzenie, i

ż

powstania kozackie były

walk

ą

uciskanych wył

ą

cznie ruskich chłopów z czysto polsk

ą

magnateri

ą

. W istocie za

ś

słabo nieraz

spolonizowani królewi

ę

ta kresowi musieli si

ę

ś

ciera

ć

z podanymi, w

ś

ród których spor

ą

cz

ęść

stanowili

zbiegowie z ziem etnicznie polskich (J. Tazbir: Unia wielkich nadziei, "Gazeta Wyborcza" 17-18
sierpnia 1996 r.). W zwi

ą

zku z twierdzeniami Majcherka o rzekomym "dyskryminowaniu" obcych

etnicznie mieszczan przez "szlachecko-polski naród", przypomnijmy oparte na znajomo

ś

ci faktów

historycznych oceny prof. Janusza Tazbira: W przeciwie

ń

stwie do przywilejów stanowych tolerancja

narodowo

ś

ciowa obejmowała nie tylko szlacht

ę

, lecz równie

ż

i inne warstwy ludno

ś

ci, z

mieszcza

ń

stwem na czele. Jak ju

ż

wspominali

ś

my, obce grupy etniczne mieszkaj

ą

ce po miastach nie

doznawały z powodu swego pochodzenia

ż

adnej dyskryminacji (J. Tazbir: Tradycje tolerancji religijnej

w Polsce, Warszawa 1980, s. 153).

I ten wła

ś

nie fakt sprawiał rzeczy tak szokuj

ą

ce dla niektórych zagranicznych obserwatorów sceny

polskiej pod koniec XVIII w. jak to,

ż

e zło

ż

ona głównie z ludno

ś

ci niemieckiej i protestantów ludno

ść

Gda

ń

ska w przewa

ż

aj

ą

cej cz

ęś

ci upierała si

ę

przy pozostaniu przy katolickiej Rzeczypospolitej,

broni

ą

c si

ę

przed wpadni

ę

ciem pod rz

ą

dy Prus. Skrajnie przyczerniaj

ą

cy obraz dawnej Polski J.A.

Majcherek ani słowem nie wspomina o wyj

ą

tkowym znaczeniu trwaj

ą

cej przez stulecia

Rzeczypospolitej Obojga Narodów, jako dobrowolnej unii dwóch narodów, które sfederowały si

ę

na

absolutnie równych prawach. W tamtych wiekach znano za

ś

na ogół federowanie "tylko na drodze

masowych egzekucji i zniszczenia". Tak na przykład "federowała si

ę

" Anglia z Irlandi

ą

, Szkocj

ą

czy

Wali

ą

. Wyj

ą

tkowe znaczenie polskiej unii z Litw

ą

na tle tego, co si

ę

działo w ówczesnym

ś

wiecie

eksponowali liczni zagraniczni badacze naszych dziejów. Na przykład

ś

wietny historyk ameryka

ń

ski

Robert Howard Lord (1885-1954) pisał o Rzeczypospolitej Obojga Narodów,

ż

e była to pierwsza przed

zjawieniem si

ę

Stanów Zjednoczonych, na szerok

ą

skal

ę

podj

ę

ta próba republiki federacyjnej.

Przypomnijmy równie

ż

, jak słynny angielski pisarz polskiego pochodzenia Joseph Conrad wysławiał w

1916 roku w tek

ś

cie Zbrodnia rozbiorów uni

ę

polsko-litewsk

ą

jako jedyn

ą

w swoim rodzaju w historii

ś

wiata spontaniczn

ą

i całkowit

ą

uni

ę

suwerennych pa

ń

stw,

ś

wiadomie wybieraj

ą

cych drog

ę

pokoju.

Fałsze o polskiej "nietolerancji"

Ulubionym motywem nieuka-laureata, powracaj

ą

cym wci

ąż

jak jedna z nici przewodnich jego

artykułów, jest podwa

ż

anie znaczenia tolerancji w Polsce (por. J.A. Majcherek W poszukiwaniu nowej

to

ż

samo

ś

ci, Warszawa 2000, s. 12-13, 23, 41, 72, 209). Majcherek głosi,

ż

e: Legenda polskiej

tolerancji jest mocno zmitologizowana i zmistyfikowana,

ż

e co do tolerancji za

ś

, to kłopot z ni

ą

główny

ten,

ż

e rozwin

ę

ła si

ę

bardzo dawno i w toku dziejów słabła. Kiedy indziej twierdzi,

ż

e w Polsce do

ść

szybko nast

ą

pił kres tolerancji, bo ju

ż

w 1596 r. Ko

ś

ciół katolicki odmówił równouprawnienia (m.in.

wej

ś

cia do Senatu) biskupom unickim, a w 1658 r. nast

ą

piło wygnanie Braci Polskich i Czeskich, w

1673 r. - pozbawienie niekatolików dost

ę

pu do nobilitacji i indygenatu, w 1718 r. usuni

ę

cie ostatniego

background image

posła kalwi

ń

skiego z Senatu). Za to na zachodzie nagle zacz

ą

ł si

ę

, według Majcherka, rozkwit

tolerancji: po pokoju westfalskim w Europie prze

ś

ladowania religijne stopniowo ustaj

ą

, a niedługo

potem (List o tolerancji Johna Locke'a z 1689 r.) nast

ę

puje szybki wzrost tolerancji i praw

obywatelskich w zachodnich społecze

ń

stwach. Czy J.A. Majcherek publicysta-nieuk z

"Rzeczpospolitej" cokolwiek słyszał o tym, co działo si

ę

we Francji pod koniec XVII i na pocz

ą

tku XVIII

wieku, a wi

ę

c wtedy, gdy według niego nast

ą

pił szybki wzrost tolerancji na Zachodzie? Czy słyszał o

odwołaniu przez króla Ludwika XIV w 1685 r. edyktu nantejskiego i postanowieniach
wprowadzaj

ą

cych zakaz nabo

ż

e

ń

stw kalwi

ń

skich i wygnanie pastorów, nie mówi

ą

c o surowych karach

wobec wszystkich, którzy chcieliby uchodzi

ć

przed tymi represjami za granice pa

ń

stwa (Francj

ę

opu

ś

ciło a

ż

100 tys. protestantów pomimo tych zakazów)? Czy słyszał o trwaj

ą

cych całe lata

okrutnych dragonadach? A mo

ż

e co

ś

słyszał o tym,

ż

e okrutne kary wobec hugenotów spowodowały

wybuch tzw. powstania kamisardów w latach 1702-1705? Przypomnijmy,

ż

e w "tolerancyjnej" Francji

protestanci odzyskali prawa cywilne dopiero w 1787 roku. I przypomnijmy tak

ż

e, jak w tej

"tolerancyjnej" Francji podczas rewolucji w latach 1792-1793 doszło do wybuchu prawdziwego amoku
antyreligijnego (topienia setek ksi

ęż

y w Loarze, gilotynowanie karmelitanek, rzezi dziesi

ą

tków tysi

ę

cy

katolickich chłopów w Wandei).

Czy nasz nieuk z tak

ą

swad

ą

powołuj

ą

cy si

ę

na List o tolerancji angielskiego filozofa Johna Locke'a z

1689 roku co

ś

wie o tym,

ż

e w tej

ż

e "tolerancyjnej" Anglii dokładnie 30 lat pó

ź

niej - w 1719 - roku

wydano straszne prawa karne przeciwko katolikom irlandzkim, zabraniaj

ą

ce im w ogóle nabywania

ziemi w drodze kupna czy daru, czy nawet dzier

ż

awienia jej na dłu

ż

ej ni

ż

31 lat? Inne postanowienie

zamykało katolikom drog

ę

nawet do najdrobniejszych urz

ę

dów i funkcji publicznych i bardzo wielu

zawodów (np. nauczyciela, drukarza, ksi

ę

garza). Dodajmy,

ż

e za pobyt biskupów czy zakonników w

Irlandii groziła kara

ś

mierci (por. S. Grzybowski Historia Irlandii, Warszawa 1977, s. 242). Czy nieuk-

publicysta co

ś

słyszał o wielkich, krwawych rozruchach antykatolickich w Londynie w 1780 roku,

znanych pod nazw

ą

buntu Gordona? Czy słyszał o bezwzgl

ę

dnych prze

ś

ladowaniach katolików w

Irlandii w XIX wieku? Czy co

ś

wie o tym,

ż

e główn

ą

przyczyn

ą

wybuchu najwi

ę

kszego w

ę

gierskiego

powstania narodowego pod wodz

ą

ksi

ę

cia Franciszka II Rakoczego w 1703 roku był okrutny sposób,

w jaki "tolerancyjna" Austria pod rz

ą

dami fanatycznego rzecznika kontrreformacji - despotycznego

cesarza Leopolda I - prze

ś

ladowała w

ę

gierskich protestantów? Czy nieuk z "Rzeczpospolitej" co

ś

wie

o okrutnych prze

ś

ladowaniach ludzi z innych ni

ż

prawosławne wyzna

ń

w Rosji carów w XVIII i XIX w.,

pocz

ą

wszy od mordu bazylianów w Połocku w 1705 roku za cara Piotra I, o tym,

ż

e tysi

ą

ce rosyjskich

starowierców uciekało przed represjami do Polski? O tym, co przypomniał w 1890 r. rosyjski historyk
Wasilij A. Bilbasow,

ż

e w XVIII wieku odgrywała Polska w stosunku do emigracji rosyjskiej rol

ę

dzisiejszej Szwajcarii.

Gdyby nieuk-publicysta troch

ę

wi

ę

cej czytał, to dowiedziałby si

ę

, cho

ć

by z Dziejów Polski nowo

ż

ytnej

Władysława Konopczy

ń

skiego (Warszawa 1986, t. II, s. 183),

ż

e poło

ż

enie ró

ż

nowierców w Polsce

było nawet bez porównania lepsze ni

ż

poło

ż

enie ich we Francji, Hiszpanii lub Austrii, a tym

bardziej ni

ż

poło

ż

enie katolików w Anglii, Szwecji i Danii albo sytuacja unitów i starowierców w

Rosji. Dowiedziałby si

ę

równie

ż

,

ż

e w Polsce w latach 1768 i 1773 zniesiono wszystkie poprzednie

ograniczenia wobec ró

ż

nowierców, poza utrzymaniem jedynie zamkni

ę

cia przed nimi drogi do

stanowisk ministerialnych, krzeseł senatorskich i wy

ż

szych urz

ę

dów pa

ń

stwowych.

Dodajmy to, o czym najwyra

ź

niej nie wie niedouczek z "Rzeczpospolitej" - w ostatnim

ć

wier

ć

wieczu

istnienia Rzeczypospolitej szlacheckiej nie odnotowano

ż

adnego

ś

ladu zatargów mi

ę

dzy katolikami a

przedstawicielami innych wyzna

ń

. Symbolem panuj

ą

cej wówczas tolerancji religijnej był wzniesiony w

Warszawie w latach 1777-1781 okazały budynek zboru lutera

ń

skiego, zbudowany przez słynnego

architekta Szymona Bogumiła Zuga. Wielki Sejm czteroletni uchwalił 3 maja 1791 r. pełn

ą

swobod

ę

kultu dla wszystkich wyzna

ń

, nie wył

ą

czaj

ą

c nawet kwakrów, menonitów czy anabaptystów. Wszyscy

przedstawiciele innych wyzna

ń

, podobnie jak katolicy, pełni

ę

praw obywatelskich, a w tym prawo

posłowania na sejmy i sejmiki, udziału w trybunałach s

ą

dowych etc. (Jedynie stanowiska ministrów

zastrze

ż

ono dla katolików.) Bardzo wielk

ą

rol

ę

w upowszechnieniu idei tolerancji religijnej w Polsce

odgrywały szkoły pod nadzorem powołanej w 1773 r. Komisji Edukacji Narodowej, pierwszego w
Europie ministerstwa o

ś

wiaty. Uczyły one szacunku dla innych wyzna

ń

, wskazuj

ą

c na korzy

ś

ci dla

narodu, wynikaj

ą

ce z tolerancji religijnej. Przypomnijmy,

ż

e w takiej np. Anglii ograniczenia prawne

wobec katolików istniały jeszcze do 1829 roku, a w Szwecji nawet jeszcze 20 lat dłu

ż

ej. Doda

ć

mo

ż

na

przy tym,

ż

e np. w Szwajcarii uprzedzenia na tle religijnym jeszcze w 1847 roku doprowadziły do

wojny domowej mi

ę

dzy kantonami katolickimi a protestanckimi. W Hiszpanii w XIX wieku dochodziło

do przeró

ż

nych wybuchów fanatyzmu religijnego i antyreligijnego (np. palenia ko

ś

ciołów), a jeszcze w

background image

1936 roku fanatyzm antyreligijnej polityki republikanów był jedn

ą

z głównych przyczyn wybuchu

krwawej wojny domowej. Nie trzeba dodawa

ć

, co si

ę

dzieje jeszcze dzi

ś

pod koniec XX wieku w

północnej Irlandii mi

ę

dzy katolikami a protestantami.

Przypomniałem tak szeroko fakty o polskiej tolerancji, poniewa

ż

w ostatnich latach coraz cz

ęś

ciej

spotykamy si

ę

z oszczerczymi próbami jej podwa

ż

ania. Na łamach ulubionego organu J.A. Majcherka

"Rzeczpospolitej" wyst

ą

pił w tym stylu m.in. były autor tamtejszych przegl

ą

dów prasy pt. Na zdrowy

rozum - Szot. W przegl

ą

dzie prasy z 29-30 lipca 1995 r. Szot, powołuj

ą

c si

ę

na "odbr

ą

zowiaj

ą

ce"

Polaków stwierdzenia "Gazety Pomorskiej" głosił,

ż

e przekonanie Polaków o tym, jakoby byli

niezwykle tolerancyjni, nie znajduje, poza chlubnymi wyj

ą

tkami, potwierdzenia w historii. Z

pot

ę

pieniem przypominania o polskiej tolerancji wyst

ą

pił jeden z byłych luminarzy stanu wojennego,

Wacław Sadkowski, z nadania władz PRL były komisaryczny zarz

ą

dca Pen Clubu w dobie

jaruzelszczyzny (por. uwagi na temat jego ówczesnych "wyczynów" w "Kulturze Niezale

ż

nej" z 1986

r., nr 22-23 i z 1987 r., nr 32). Wyst

ę

puj

ą

c na promocji albumu M. Niezabitowskiej i T.

Tomaszewskiego o współczesnych polskich

Ż

ydach, Sadkowski pochwalił autorów za to,

ż

e ustrzegli

si

ę

dwóch obrzydliwo

ś

ci (podkre

ś

lenie - J.R.N.), cz

ę

sto przy tym temacie (

ż

ydowskim - J.R.N.)

popełnianych. Nie ma tam ani słowa o tolerancji i ani słowa o go

ś

cinno

ś

ci. Bo niby dlaczego

człowieka, który umie

ż

y

ć

z drugim człowiekiem, nazywa

ć

tolerancyjnym (por. A. Wróblewska

Samotni, biedni, starzy - ostatni

Ż

ydzi polscy, "

Ż

ycie Warszawy" z 12 pa

ź

dziernika 1993 r.). Mamy

wi

ę

c nie pozwala

ć

sobie na przypominanie polskiej tolerancji, a zamiast tego cierpliwie znosi

ć

publicystyczne wybryki ró

ż

nych nieuków w stylu Majcherka, oskar

ż

aj

ą

cych wła

ś

nie Polaków o

nietolerancj

ę

. I bezmy

ś

lnie godzi

ć

si

ę

z przedrukami ró

ż

nych antypolskich głupot na ten temat (vide

przykład Wichrów wojny
popularnego ameryka

ń

skiego pisarza Hermana Wouka, gdzie mo

ż

na przeczyta

ć

taki oto szokuj

ą

cy

komentarz, wło

ż

ony w usta

ż

ydowskiej postaci ksi

ąż

ki - doktora Jastrowa: Młodzi ludzie, a szczególnie

młodzi Amerykanie, nie zdaj

ą

sobie sprawy,

ż

e europejska tolerancja wobec

Ż

ydów liczy sobie od

pi

ęć

dziesi

ę

ciu do stu lat i nigdy gł

ę

boko si

ę

nie zakorzeniła. Do Polski, gdzie si

ę

urodziłem, w ogóle

nie doszła" (H. Wouk Wichry wojny, Warszawa 1993, t. I, Natalia, s. 38). Polskie wydawnictwo nie
zdobyło si

ę

nawet na opatrzenie krytycznym odno

ś

nikiem tego tak ewidentnego, potwornego,

antypolskiego fałszu.

To nie Polacy wymy

ś

lili "zmistyfikowan

ą

" legend

ę

o polskiej tolerancji. Prawd

ę

, a nie legend

ę

, o

ogromnym znaczeniu polskiej tolerancji przyznawał nawet zatwardziały wróg Polski, pruski
feldmarszałek Helmut von Moltke, pisz

ą

c,

ż

e: Przez długi przeci

ą

g czasu Polska przewy

ż

szała

wszystkie inne kraje Europy swoj

ą

tolerancj

ą

i to,

ż

e w Polsce panowała daleko wi

ę

ksza tolerancja ni

ż

we wszystkich innych krajach Europy. Wróg Polski von Moltke przyznawał wi

ę

c to, czemu usiłuje dzi

ś

zaprzeczy

ć

polskoj

ę

zyczny filozof-nieuk J.A. Majcherek. To w Wielkiej Encyklopedii Francuskiej z

XVIII wieku, redagowanej przez sk

ą

din

ą

d niezbyt lubi

ą

cego Polsk

ę

Denisa Diderota sławiono polsk

ą

tolerancj

ą

, przypominaj

ą

c,

ż

e naród polski brał bardzo mały udział we wszystkich wojnach religijnych

(...) jest to kraj, gdzie spalono najmniej ludzi za to,

ż

e pomylili si

ę

w dogmacie. Mo

ż

na by przytoczy

ć

ś

wiadectwa całego legionu cudzoziemców, wysławiaj

ą

cych niezwykłe na tle całej ówczesnej Europy

rozmiary polskiej tolerancji religijnej (m.in. J. Bodina, T. Morysona, markiza d'Oria, J.S. Komenskyego,
C.C. de Rulhiere, lorda H. Broughama, L.A. Carracioliego, który pisał,

ż

e je

ś

li w Europie istniał naród

tolerancyjny, to byli nim bez w

ą

tpienia Polacy.

Majcherek stara si

ę

równie

ż

maksymalnie podwa

ż

y

ć

pochwały pod adresem parlamentaryzmu dawnej

Polski, akcentuj

ą

c,

ż

e istniej

ą

na

ś

wiecie starsze i lepiej rozwini

ę

te systemy parlamentarne, a to, co

było specyfik

ą

polskiego, zaszczytu mu akurat nie przynosi: brak uporz

ą

dkowanej i sprawnej władzy

wykonawczej (rz

ą

du) oraz zasada powszechnej zgody, czyli liberum veto. Nieukowi-publicy

ś

cie z

"Rzeczpospolitej" radziłbym przeczyta

ć

to, co napisał o dokonaniach dawnej Rzeczypospolitej, cho

ć

by

w zakresie tradycji praw człowieka, Jerzy Surdykowski, sk

ą

din

ą

d znany jako panegiryczny chwalca

Zachodu, jak najodleglejszy od polskich opcji narodowych. Otó

ż

- według Surdykowskiego: szlachecka

Rzeczpospolita polsko-litewska miała ju

ż

swoje pakty praw człowieka w drugiej połowie XV wieku,

ukształtowany system parlamentarny i trójpodział władz na pocz

ą

tku XVI wieku - dwa i pół stulecia

przed Monteskiuszem (...) polska my

ś

l demokratyczna - przez dwa stulecia udany i skuteczny -

eksperyment szlacheckiej demokracji oddziałały na zachodnioeuropejsk

ą

my

ś

l polityczn

ą

(...). Frycz

Modrzewski miał na pewno wpływ na Hugo Grotiusa - i tak dalej, i tak dalej, a

ż

do wielkich postaci

francuskiego O

ś

wiecenia. Przecie

ż

Artykuły Henrykowskie z 1573 roku, opisuj

ą

ce całokształt ustroju

politycznego pa

ń

stwa, s

ą

w praktyce pierwsz

ą

polsk

ą

konstytucj

ą

, o wiele wcze

ś

niejsz

ą

od

background image

ameryka

ń

skiej, cho

ć

wtedy nie u

ż

ywano jeszcze tego miana (...) (J. Surdykowski Czego uczy

ć

si

ę

od

Ameryki, "Rzeczpospolita" 5-6 lipca 1997 r.).

Nieukowi-lauretowi radziłbym równie

ż

zajrze

ć

do prac cytowanego ju

ż

znakomitego, zagranicznego

znawcy dziejów Polski, słynnego, ameryka

ń

skiego historyka Roberta Howarda Lorda. W ksi

ąż

ce

Polska (Lwów 1921) R.H. Lord pisał: Dawne pa

ń

stwo polskie to próba o wysoce oryginalnym i

zaciekawiaj

ą

cym charakterze (...). W szesnastym i siedemnastym wieku republika ta była

najswobodniejszym pa

ń

stwem w Europie, pa

ń

stwem, w którym przewa

ż

ała wolno

ść

konstytucyjna,

obywatelska i umysłowa. Niedouczkowi z "Rzeczpospolitej" radziłbym zajrze

ć

równie

ż

do obiektywnej

oceny historii dawnej Polski danej przez wybitnego niemieckiego historyka Harolda Laeuena w
ksi

ąż

ce Polnische Tragödie (wydanej w Stuttgarcie w 1955 r. - zyskała ona sobie trzy wydania w

Niemczech), Laeuen pisał w swej historii Polski z prawdziwym entuzjazmem o dawnej
Rzeczypospolitej Obojga Narodów jako wspaniałym pa

ń

stwie ogromnych wolno

ś

ci politycznych i

religijnych, które przeciwstawiał prymitywnemu pruskiemu drylowi i carskiemu barbarzy

ń

stwu.

Pioniersk

ą

rol

ę

Polski w dziedzinie parlamentaryzmu najlepiej ilustrował fakt,

ż

e w XVI wieku a

ż

10

procent całego społecze

ń

stwa wpływało na wybór posłów do parlamentu, podczas gdy w Anglii

jeszcze w 1832 roku tylko 4,9 procent ludno

ś

ci miało prawo wyborcze. Jeszcze w 1505 roku w Polsce

przyj

ę

to uchwalon

ą

na Sejmie ustaw

ę

nihil novi gwarantuj

ą

c

ą

,

ż

e władcy nie b

ę

d

ą

mogli wprowadza

ć

ż

adnych nowych zarz

ą

dze

ń

bez wspólnego zezwolenia senatorów i posłów do Sejmu. Ustawa Nihil

novi zapobiegła wszelkim mo

ż

liwo

ś

ciom absolutnych działa

ń

ze strony królów, nie mówi

ą

c ju

ż

o

gro

ź

bie tyranii, tak cz

ę

stej wówczas w innych krajach Europy. W Polsce ju

ż

w 1505 roku, a wi

ę

c na

sto kilkadziesi

ą

t lat przed gło

ś

nym angielskim Habeas Corupus zapewniono bezpiecze

ń

stwo

obywatelom w sprawie gro

ź

by naruszenia ich praw i nietykalno

ś

ci osobistej przez arbitralne działania

króla i jego urz

ę

dników.

Nihilista "buszuj

ą

cy w historii"

Podobnym do Majcherka, maniakalnym wr

ę

cz, "przyczerniaczem" i "odbr

ą

zowiaczem" historii Polski

jest stały felietonista "Polityki" Ludwik Stomma. W felietonach, wydanych w 1993 r. w formie
ksi

ąż

kowej pt. Królów polskich przypadki Stomma wybrał bardzo prost

ą

metod

ę

"odbr

ą

zowiania"

dziejów Polski. Polegała ona na apoteozowaniu najwi

ę

kszych niedoł

ę

gów i głupców lub szkodników z

historii Polski typu Władysława Hermana, Michała Korybuta Wi

ś

niowieckiego czy Augusta II Sasa i

równoczesnego starannego mieszania z błotem najwi

ę

kszych władców polskich, jak: Bolesława

Chrobrego, Krzywoustego, Łokietka, Kazimierza Jagielo

ń

czyka czy Batorego. Jak to trafnie

podsumował Bronisław Wildstein W "Rzeczpospolitej" z 6-7 listopada 1993 r.: Metoda Stommy jest
prosta. Je

ś

li monarcha jaki

ś

jest w historii powszechnie uznany za gnu

ś

nego, nieudolnego czy wr

ę

cz

zbrodniczego, Stomma prezentuje go jako wzór cnót; i na odwrót: je

ż

eli wydarzenie jakie

ś

uznane

zostaje za brzemienne w złowrogie konsekwencje, Stomma robi wszystko, aby ukaza

ć

,

ż

e było

dokładnie przeciwnie. I dokonuje tego, absolutnie nie licz

ą

c si

ę

z udokumentowanymi faktami

historycznymi, dowolnie je fałszuj

ą

c i przeinaczaj

ą

c. Wildstein uznał tak

ą

metod

ę

pisania za jaskrawy

przejaw "nihilizmu historycznego, buszowania w historii", byle tylko dowie

ść

z góry wymy

ś

lonych tez.

Takich na przykład, jak w opowie

ś

ci o Władysławie Hermanie ("Polityka", nr 42 z 1993 r.) dowodz

ą

cej,

ż

e trucicielscy włoscy Borgowie ró

ż

nili si

ę

od polskich Piastów tylko brakiem hipokryzji.

Przy tym wszystkim Stomma ci

ą

gle starannie zabiega o utrwalenie swego ulubionego schematu:

ź

li

Polacy i dobrzy cudzoziemcy, biedni prze

ś

ladowani

Ż

ydzi i dobrzy Niemcy.

Ź

li Polacy, powszechnie

uwa

ż

ani za symbol patriotyzmu i "dobrzy" ci, którzy powszechnie uwa

ż

ani byli za zdrajców interesów

polskich. Na przykład "zły arcybiskup gnie

ź

nie

ń

ski"

Ś

winka i "dobry" zniemczony biskup-buntownik

przeciw Łokietkowi - Muskata. "Zły" - "półpanek kujawski" - Łokietek, który niepotrzebne przeciwstawia
si

ę

"wielkim" wizjom Wacława II. "Płatny propagandysta" (Gal Anonim) i przedstawiony przez Stomm

ę

(s. 124) jako najwi

ę

kszy karierowicz i dorobkiewicz w całej historii Polski Jan Zamoyski. Maksymalnie

wybielony August II Sas, tak konsekwentnie knuj

ą

cy na szkod

ę

Polski, wyrasta u Stommy do roli

"przegranego tytana" jako utalentowany, "najbardziej wykształcony i najsubtelniej inteligentny, chc

ą

cy

dobrze". I "przeszkadzaj

ą

cy" mu w jego tak dobrych ch

ę

ciach polski naród - Naród bezrz

ą

dny i

zakleszczony w prymitywnych wa

ś

niach, pogardzaj

ą

cy jednak wszystkim i wszystkimi dookoła (L.

Stomma: Królów polskich przypadki, Warszawa 1993, s. 156).

Typowe dla metody pisania L. Stommy, sk

ą

din

ą

d gorliwego tropiciela "polskiego antysemityzmu", było

przedstawienie wydarze

ń

z czasów buntu niemieckich mieszczan w Krakowie za Łokietka. Stomma,

background image

fałszuj

ą

c histori

ę

, przestawił tłumienie tego buntu niemieckich mieszczan jako okrutny pogrom

Ż

ydów.

Zmuszanie przez Polaków do wypowiadania przez mieszczan słów: soczewica, koło, miele młyn
(których niepoprawne wymówienie demaskowało Niemców) było według Stommy

ś

wiadomym

morderczym tekstem polskich czternastowiecznych rasistów dla

Ż

ydów. Niemieccy mieszczanie

bowiem byli, według Stommy (s. 57), ju

ż

dobrze zasymilowani i potrafili bez trudu przej

ść

przez

niebezpieczn

ą

prób

ę

. A ofiar

ą

polskiej "krwio

ż

erczo

ś

ci" padali jak zwykle biedni

Ż

ydzi (!).

Prof. Tazbir w pogoni za mod

ą

Trudno si

ę

szczególnie dziwi

ć

, kiedy nieprawdziwe przyczerniaj

ą

ce obraz Polski uogólnienia

wypowiadaj

ą

ż

ni publicy

ś

ci i felietoni

ś

ci tylu filozofa Majcherka i etnografa Stommy, nie maj

ą

cych

ę

bszego poj

ę

cia o historii Polski. Prawdziw

ą

przykro

ść

sprawia jednak to,

ż

e za mod

ą

łatwych

pejoratywnych uogólnie

ń

o dziejach Polaków czasami id

ą

nawet wybitni historycy, znani z erudycji.

My

ś

l

ę

tu przede wszystkim o prof. Januszu Tazbirze, jednym z najbardziej oczytanych i

wielostronnych polskich historyków, znanym z umiej

ę

tno

ś

ci ł

ą

czenia wiedzy o historii politycznej z

ę

bokim znawstwem dziejów kultury, autorem pisz

ą

cym

ś

wietn

ą

polszczyzn

ą

. Profesor Tazbir, który

tak samo zasłu

ż

ył si

ę

ksi

ąż

kami przypominaj

ą

cymi znaczenie polskiej tolerancji (m.in. Pa

ń

stwem bez

stosów), dzi

ś

wyra

ź

nie powiela ró

ż

ne stereotypy z "Gazety Wyborczej", snuj

ą

c niczym nie

uzasadnione, za to "modne" i wielce "poprawne politycznie" uogólnienia o rzekomej polskiej
"megalomanii i ksenofobii" w dawnych wiekach. Szczególnie mocno rozpisuje si

ę

na ten temat w

ksi

ąż

ce Polska na zakr

ę

tach dziejów (por. np. s. 18, 37, 43, 192). Co zabawniejsze, jego pi

ę

tnowania

domniemanej "megalomanii" i "ksenofobii" polskiej szlachty nierzadko gruntownie kontrastuj

ą

z innymi

fragmentami jego ksi

ąż

ki. Kiedy na przykład pisze (s. 43), i

ż

: Rozwój megalomanii narodowej, o której

wspominałem na wst

ę

pie, nie poło

ż

ył wcale kresu powszechnym narzekaniom wszystkich i na

wszystko. Jacy

ż

dziwni byli ci polscy "megalomani", którzy b

ę

d

ą

c przepełnieni mani

ą

wielko

ś

ci, wci

ąż

uparcie na wszystko narzekali?! Trudno tu nie zgodzi

ć

si

ę

z uwag

ą

na temat ksi

ąż

ki prof. Tazbira,

zawart

ą

w szkicu Roberta Ko

ś

cielnego Historyk na zakr

ę

cie dziejów ("Arcana" nr 5/17 z 1997 r.)

pytaj

ą

cego: Jak pogodzi

ć

wybujał

ą

samoakceptacj

ę

z radykaln

ą

samokrytyk

ą

, wie chyba tylko autor.

Dawni Polacy, tak niefortunnie ganieni przez prof. Tazbira za rzekom

ą

ksenofobi

ę

, w rzeczywisto

ś

ci

odznaczali si

ę

niezwykle

ż

yczliwym stosunkiem do cudzoziemców, na skal

ę

wprost niespotykan

ą

nigdzie indziej w Europie. Teresa Chynczewska-Hennel pisała w

ź

ródłowej ksi

ąż

ce Rzeczpospolita

XVII wieku w oczach cudzoziemców (Wrocław 1993, s. 207), i

ż

: Wszyscy cudzoziemcy zgodnie

wychwalali polsk

ą

go

ś

cinno

ść

, nie spotykan

ą

, jak twierdzili zgodnie, w

ż

adnym innym kraju

europejskim (...). Od ubogiego w

ę

gierskiego studenta pocz

ą

wszy do wysokich dyplomatów

przybywaj

ą

cych do Polski z ró

ż

nych strony Europy - zetkni

ę

cie si

ę

z polsk

ą

go

ś

cinno

ś

ci

ą

pozostawiało

na wszystkich niezatarte wspomnienia. Mo

ż

na by bardzo długo wylicza

ć

pełne zachwytu relacje

cudzoziemców o go

ś

cinno

ś

ci, z jak

ą

traktuj

ą

"obcych" w Polsce rzekomi polscy ksenofobi. Oto kilka

jak

ż

e wymownych przykładów. Francuski dworzanin Gaspar de Tende (Hauteville), który przebywał w

Polsce wiele lat za czasów króla Jana Kazimierza, wspominał: Polska szlachta jest z natury bardzo
uprzejma. Kiedy cudzoziemcy przeje

ż

d

ż

aj

ą

przez ich kraj (...) goszcz

ą

ich jak mog

ą

najlepiej (...).

Znałem takich, którzy go

ś

cili u siebie zupełnie nieznanych im Francuzów, Włochów czy Niemców,

ż

ywi

ą

c ich, póki nie znale

ź

li sobie zaj

ę

cia. Inny cudzoziemiec - Fryzyjczyk Ulryk Werdum - pisał,

ż

e

Polacy s

ą

ciekawi

ś

wiata tak bardzo, i

ż

zaczepiaj

ą

ka

ż

dego napotkanego po drodze podró

ż

nego,

zapraszaj

ą

c czy wr

ę

cz zmuszaj

ą

c do odwiedzin najbli

ż

szej karczmy. Tam przy wspólnej wypitce

wypytuj

ą

swego go

ś

cia o wszystko. Trudno chyba zaliczy

ć

tak

ą

ciekawo

ść

ś

wiata do objawów

ksenofobii. Inny cudzoziemiec, francuski podró

ż

nik po Polsce XVII wieku - Payen - pisał o niezwykłej

wr

ę

cz go

ś

cinno

ś

ci w Polsce, wyra

ż

aj

ą

cej si

ę

w i

ś

cie zaborczym wr

ę

cz stosunku do przypadkowo

napotykanego cudzoziemca, zmuszanego do długotrwałej go

ś

ciny. Znana sk

ą

din

ą

d z ostro

ś

ci

spojrzenia pisarka francuska Germaine de Staël, nie ukrywaj

ą

c przeró

ż

nych słabo

ś

ci Polski,

równocze

ś

nie zauwa

ż

ała: Czego jednak nie mo

ż

na si

ę

nachwali

ć

, to dobroci ludu i szlachetno

ś

ci

mo

ż

nych. Słynny XIX-wieczny historyk francuski tak pisał o Polakach dzi

ś

z tak

ą

swad

ą

pi

ę

tnowanych

jako rzekomych "ksenofobach": naród spomi

ę

dzy wszystkich najbardziej ludzki (...). Naród wspaniały,

go

ś

cinny, naród daj

ą

cy,

ż

e tak powiem, naród, dla której hojno

ść

bez granic była potrzeb

ą

serca (...).

Wystawiał podobne cechy Polaków słynny du

ń

ski pisarz i krytyk

ż

ydowskiego pochodzenia George

Brandes (Morris Cohen), pisz

ą

c m.in.: Go

ś

cinno

ść

jest bardzo wielka i pełna smaku (...) Polska jest

symbolem, symbolem wszystkiego, co najszlachetniejsi w ludzko

ś

ci umiłowali i za co walczyli.

Wychwalał nie znaj

ą

ce granic go

ś

cinno

ść

i uprzejmo

ść

Polaków równie

ż

ameryka

ń

ski autor ksi

ąż

ki o

Polsce z pocz

ą

tków XX wieku Louis E. Van Norman. Sk

ą

din

ą

d sam prof. Janusz Tazbir, pi

ę

tnuj

ą

cy

rzekomo "do

ść

powszechn

ą

ksenofobi

ę

Polaków" - tu

ż

obok przyznaje, i

ż

Polacy wyró

ż

niali si

ę

background image

"go

ś

cinno

ś

ci

ą

, okazywan

ą

podró

ż

uj

ą

cym po Rzeczypospolitej Włochom, Francuzom czy Anglikom.

Uderzało to obcych podró

ż

ników, doznaj

ą

cych na zachodzie Europy do

ść

chłodnego raczej przyj

ę

cia.

(J. Tazbir: Polska..., op.cit., s. 192). Słodk

ą

tajemnic

ą

prof. Tazbira jest wyja

ś

nienie, jak Polacy godzili

t

ę

tak wielk

ą

go

ś

cinno

ść

wobec obcych z rzekom

ą

ksenofobi

ą

. Polemizuj

ą

cy z tezami Tazbira Robert

Ko

ś

cielny przypomina w "Arcanach",

ż

e rzekomo "ksenofobiczna" polska szlachta tylko cztery razy w

ci

ą

gu dwustu lat funkcjonowania wolnej elekcji si

ę

gn

ę

ła po rodzimych kandydatów. Tacy skrajni

"ksenofobowie", a wci

ąż

wybierali obcych na swych władców. Zdumiewa łatwo

ść

, z jak

ą

ś

wietny

znawca historii Polski prof. Tazbir tak pochopnie rzuca oskar

ż

enia na dawnych Polaków. Jak słusznie

pisze o ksi

ąż

ce Tazbira Robert Ko

ś

cielny: rzeczywisty mankament pracy objawia si

ę

w tym,

ż

e autor

ż

adnego z poruszonych, istotniejszych problemów nie wyja

ś

nia, natomiast opinie wzi

ę

te z poczytnych

gazet przedstawia tak, jakby były prawdami objawionymi. Wyra

ź

nie wygl

ą

da na to,

ż

e prof. Tazbir robi

to "w pogoni za aktualn

ą

mod

ą

" (by tak parafrazowa

ć

tytuł jego innej ksi

ąż

ki W pogoni za Europ

ą

(Warszawa 1998).

Profesor Tazbir pi

ę

tnuje "brzmi

ą

ce dzi

ś

nader aktualnie" "nasycone ksenofobi

ą

tyrady" szlachty

uskar

ż

aj

ą

cej si

ę

na nadmierne faworyzowanie obcych na dworze królewskim. Zastanówmy si

ę

jednak,

czy te tyrady były rzeczywi

ś

cie pozbawione uzasadnienia w sytuacjach, gdy jak

ż

e cz

ę

sto cudzoziemcy

nadu

ż

ywali polskiej go

ś

cinno

ś

ci, niemiłosiernie oskubuj

ą

c naiwnie zawierzaj

ą

cym go

ś

ciom Polaków.

Przecie

ż

ju

ż

lekarz króla Jana III Sobieskiego Bernard O'Connor zauwa

ż

ył,

ż

e Polacy zawsze łatwiej

dadz

ą

si

ę

oszuka

ć

ni

ż

oszukaj

ą

innych. Przypomnijmy, co pisał najsłynniejszy

ż

ydowski historyk XIX

wieku Heinrich Graetz o "kr

ę

tactwie" polskich

Ż

ydów nagminnie oszukuj

ą

cych swych polskich

s

ą

siadów: Rzetelno

ść

i prawo

ść

nie wiedzie

ć

gdzie si

ę

u wielu podziały (...). Tłum przyswoił sobie t

ę

kr

ę

t

ą

dialektyk

ę

szkół talmudycznych i posługiwał si

ę

ni

ą

do wyprowadzenia w pole mniej sprytnych

osobników. Co prawda, trudno było za

ż

y

ć

z ma

ń

ki kutych na cztery nogi współwyznawców, ale

ś

wiat

nie

ż

ydowski, z którym obcowali, poczuł ku swojej szkodzie t

ę

przewag

ę

pomysłowego ducha

Ż

ydów

polskich (por. H. Gaetz: Historja

Ż

ydów, Warszawa 1929, t. 8, s. 366). Czy trzeba przypomina

ć

, ilu

ż

cudzoziemskich oszustów i szarlatanów przewin

ę

ło si

ę

przez dwór wielce łaskawego dla wszystkich

zagraniczniaków króla Stanisława Poniatowskiego? Czy reakcj

ę

na nagminne oszustwa

"cudzoziemców" wobec naiwnych Sarmatów mo

ż

na traktowa

ć

jako ksenofobi

ę

?!

Wybielanie Krzy

ż

aków

Od pewnego czasu obserwujemy coraz wi

ę

ksze nasilenie kampanii dla wybielenia roli Niemców w

naszej historii, a w szczególno

ś

ci zacierania prawdy o co okrutniejszych przejawach niemieckiego

"Drang nach Osten". W imi

ę

nowej "poprawno

ś

ci politycznej" konsekwentnie przemilcza si

ę

wszystko

to z przeszło

ś

ci, co obci

ąż

a i kompromituje nowych, tak idealizowanych niemieckich partnerów. Bo

przecie

ż

Niemcy s

ą

dzi

ś

na miejsce Rosji naszym nowym Wielkim Bratem, pardon

"adwokatem" w staraniach o wej

ś

cie do UE. I tak jak w przypadku rosyjskiego Wielkiego Brata

starannie oszcz

ę

dzano jego "wra

ż

liwo

ść

", milcz

ą

c o takich "szczegółach", jak wymordowanie 20

tysi

ę

cy mieszka

ń

ców Pragi przez Suworowa, to teraz z kolei w imi

ę

troski o wra

ż

liwo

ść

niemieckiego

Wielkiego Brata przemilcza si

ę

informacje o rzezi gda

ń

szczan przez Krzy

ż

aków w 1308 r.

Ju

ż

w czerwcu 1990 roku w najbardziej "elitarnym" pi

ś

mie Europejczyków - "Res Publice" Tomasz

Jastrun wyst

ą

pił w imieniu redakcji (wraz z E. Zaj

ą

czkowskim) w obronie "biednych, oczernionych"

Krzy

ż

aków, którzy stali si

ę

ofiar

ą

polskiej "manipulacji historycznej". Tak wi

ę

c pewnie i rzezi Polaków

w Gda

ń

sku nie było - wymy

ś

lili j

ą

"polscy,

ś

redniowieczni manipulanci"!

Wszystkie rekordy wybielania niemieckiego "Drang nach Osten" pobiła Zofia Kowalska w wydanej w
1996 roku ksi

ąż

ce skrajnie upi

ę

kszaj

ą

cej dzieje zakonu krzy

ż

ackiego pt. Krzy

ż

acy w innym

ś

wietle.

Pró

ż

no szuka

ć

informacji o okrucie

ń

stwach i wiarołomstwach Krzy

ż

aków wobec Polaków czy

Litwinów. Na przykład autorka ani słowem nie wspomniała o takim "drobiazgu", jak zachowanie
Krzy

ż

aków w czasie lipcowej wyprawy na Polsk

ę

za czasów Łokietka w 1331 roku. Jak opisywał

Paweł Jasienica w Polsce Piastów: Krzy

ż

acy wojowali zawsze nad wszelki wyraz okrutnie. Nie

szcz

ę

dzili ko

ś

ciołów, wdzierali si

ę

do nich nawet podczas nabo

ż

e

ń

stw i na oczach stoj

ą

cego przy

ołtarzu ksi

ę

dza mordowali wiernych, obdzierali z sukien kobiety, grabili mienie. Zeznali to pod

przysi

ę

g

ą

ksi

ęż

a -

ś

wiadkowie w pó

ź

niejszym procesie (...). W czasie kolejnej wyprawy na Polsk

ę

we

wrze

ś

niu 1331 r. zd

ąż

yli "pobo

ż

ni bracia" spali

ć

szesna

ś

cie ko

ś

ciołów.

background image

Zabrakło w ksi

ąż

ce Zofii Kowalskiej nawet cho

ć

by jednego zdania o wcze

ś

niejszym, okrutnym

"wyczynie" Krzy

ż

aków - rzezi polskiej ludno

ś

ci Gda

ń

ska w 1308 roku. Tym wi

ę

cej za to mo

ż

na było

tam znale

źć

szczegółów maj

ą

cych dowodzi

ć

ż

nych zakonnych dobrodziejstw, i generalnie: wielkiej,

cywilizacyjnej roli Krzy

ż

aków. Có

ż

, mo

ż

na i tak. By

ć

mo

ż

e niezadługo doczekamy si

ę

i tego,

ż

e nowi

"cenzorzy" z klanu "Europejczyków" b

ę

d

ą

starannie wycina

ć

jako niegodne "poprawno

ś

ci politycznej"

odpowiednie fragmenty Polski Piastów Jasienicy, opisuj

ą

cej jak Krzy

ż

acy 14 listopada 1308 r. uderzyli

na miasto (Gda

ń

sk - J.R.N.), tn

ą

c w pie

ń

mieszka

ń

ców i puszczaj

ą

c je z dymem (....) Polacy oskar

ż

ali

Zakon o wymordowanie dziesi

ę

ciu tysi

ę

cy ludzi. Krzy

ż

acy przeczyli temu. Twierdzili,

ż

e (...)

gda

ń

szczanie z własnej i nieprzymuszonej woli spalili swe domostwa i poszli gdzie indziej.

W

ś

ród wybielaczy Krzy

ż

aków nie zabrakło oczywi

ś

cie i sławetnego publicysty "Rzeczpospolitej",

Janusza A. Majcherka. Nasz nieuk-publicysta wyst

ą

pił jako skrajny apologeta Krzy

ż

aków -

"emisariuszy cywilizacji zachodniej i chrze

ś

cija

ń

skiej", którzy zało

ż

yli i zorganizowali (...) znaczn

ą

liczb

ę

miast i osad na obecnym terytorium Polski (...) spisali najstarsze normy polskiego prawa

obyczajowego. Z twierdze

ń

Majcherka wyra

ź

nie wynika,

ż

e Polacy celowo zmistyfikowali dla celów

propagandowo-nacjonalistycznych obraz Krzy

ż

aków, skrajnie go przyczerniaj

ą

c, zamiast "zrozumie

ć

"

ich rol

ę

"kulturotwórcz

ą

" i uwzgl

ę

dni

ć

ich "wysokie standardy cywilizacyjne".

Według Majcherka "przemoc, jak

ą

si

ę

posługiwali" Krzy

ż

acy "nale

ż

ała do ówczesnych metod

ewangelizacyjnych" (krucjaty!) i mie

ś

ciła si

ę

zupełnie w obyczajowych i politycznych standardach

epoki, od której bynajmniej nie odbiegali Piastowicze. Majcherek nie wyja

ś

nia tylko tego, na jakiej

zasadzie mo

ż

na zalicza

ć

do krucjat rzezie dokonywane na ludziach z narodu ochrzczonego ju

ż

ponad

trzysta lat wcze

ś

niej. Czy to, jak mo

ż

na tłumaczy

ć

"metodami ewangelizacyjnymi" palenie przez

Krzy

ż

aków ko

ś

ciołów i mordowanie katolickich wiernych przy ołtarzach?! Z wywodów Majcherka

dowiadujemy si

ę

,

ż

e nie warto było walczy

ć

pod Grunwaldem - komentował Antoni Dudek w tek

ś

cie

Upiory liberałów ("

Ż

ycie" z 24 maja 2000 r.).

Zdaniem Majcherka, nigdy nie istniał jaki

ś

odwieczny "Drang nach Osten" - wymy

ś

lili go dopiero XIX-

wieczni propagandy

ś

ci niemieccy. Nie wiadomo wi

ę

c, kto okrutnie wytrzebił Słowian połabskich,

dlaczego napadali na Polsk

ę

ludzie typu Wichmana, Gera et consortes, sk

ą

d wywodziła si

ę

taka

zapami

ę

tało

ść

w wyniszczaniu Słowian w działaniu Marchii Brandenburskiej czy Krzy

ż

aków.

Nagrod

ę

za skrajne przyczerniania i zafałszowywania historii Majcherkowi mogli przyzna

ć

tylko

podobni mu kompletni nieucy, pozbawieni elementarnej wiedzy o dziejach Polski albo skrajni
antypolscy fanatycy. Wybieram du

ż

o łagodniejsz

ą

wersj

ę

. To byli chyba tylko biedni nieucy,

niedokształceni w PRL-owskich szkołach.

Profesor Zbigniew Wójcik, znany z nonkonformizmu wobec PRL-owskiej władzy (odmówił przyj

ę

cia

nagrody ministra kultury i sztuki w czasach rz

ą

dów Jaruzelskiego), pisał w li

ś

cie otwartym do ministra

Kazimierza

Ż

ygulskiego: Mam powa

ż

ne w

ą

tpliwo

ś

ci, czy historykowi wolno sia

ć

pesymizm - polskiemu

historykowi (...). Co innego (...) wyci

ą

ganie wła

ś

ciwych wniosków z tragicznych lekcji historii, co

innego s

ą

czenie beznadziejno

ś

ci. To ostatnie uwa

ż

ałbym za pewnego rodzaju przest

ę

pstwo wobec

własnego narodu. Prof. Zbigniew Wójcik pisał te słowa w czasie, gdy w oficjalnej prasie dominowały
skrajne negatywne uogólnienia na temat historii Polski i wrodzonych "anarchicznych" cech Polaków
jako narodu. W czasie, gdy urz

ę

dowe "s

ą

czenie beznadziejno

ś

ci" na temat dotychczasowych dziejów

Polski miało słu

ż

y uzasadnianiu "twardogłowej" polityki z pozycji siły. Odgórny masochizm i nihilizm

historyczny, lansowany przez Urbana, Górnickiego, KTT czy Ko

ź

niewskiego miał swój ewidentny,

instrumentalny charakter. Na tym tle nasuwa si

ę

pytanie: czemu dzi

ś

słu

ż

y niemniej du

ż

e, a nawet

wi

ę

ksze ni

ż

kiedykolwiek od czasów stalinizmu, tak systematyczne s

ą

czenie poczucia beznadziejno

ś

ci

polskich dziejów? By przypomnie

ć

kilka jak

ż

e wymownych przykładów. Według Tadeusza

Konwickiego (z wywiadu dla "Gazety Wyborczej"): Polska była wrzodem na ciele Europy i ten wrzód
musiał by

ć

wyci

ę

ty. Według Jana Karskiego (w wywiadzie dla "Trybuny"), Polska była wrzodem w

Europie XIX wieku. Według naczelnego redaktora "Res Publiki Nowej" Marcina Króla: Polska nigdy w
swej najnowszej historii licz

ą

cej dwie

ś

cie lat krajem normalnym nie była. Znana "Europejka", krytyk

Helena Zaworska powiedziała w rozmowie z Michnikiem dla "Odry": Zabory i niewole nauczyły
Polaków raczej nienawi

ś

ci, ksenofobii, dziko

ś

ci zachowa

ń

. Wtórował tym lamentom na temat

background image

"dzikiego" narodu i noblista Czesław Miłosz, pisz

ą

c z emfaz

ą

w Roku my

ś

liwego: Polska mnie

przera

ż

a. Powiedzmy,

ż

e przera

ż

ała mnie przed wojn

ą

, podczas wojny i przera

ż

a mnie całe te

dziesi

ę

ciolecia po wojnie. I jak tu

ż

y

ć

w takim "przera

ż

aj

ą

cym" kraju, w

ś

ród takiego "nienormalnego",

"dzikiego" narodu?

ź

niej zajm

ę

si

ę

bardziej szczegółowo analiz

ą

cytowanych powy

ż

ej bzdurowatych bonmotów.

Sygnalizuj

ę

tylko ju

ż

na wst

ę

pie, jak szeroka jest ta fala pot

ę

pie

ń

czych uogólnie

ń

na temat Polski i

Polaków przez przeró

ż

ne "autorytety". Szerzeniu "czarnej legendy" o polskich dziejach słu

żą

równie

ż

coraz liczniejsze ksi

ąż

ki maj

ą

ce na celu zniech

ę

cenie raz na zawsze do narodowych tradycji, do

historii kraju, o którym słynny poeta Jan Lecho

ń

pisał: Czy

ż

s

ą

dzieje pi

ę

kniejsze nad Twoje? Coraz

pot

ęż

niejszy, wspierany i dotowany nurt "czarnej legendy" otwieraj

ą

dwie ksi

ąż

ki odziedziczone z

czasów PRL-u i nadal bezkrytycznie fetowane: Dzieje głupoty w Polsce Aleksandra Boche

ń

skiego i

Bi

ć

si

ę

, czy nie bi

ć

Tomasza Łubie

ń

skiego.

Sławienie kolaboranta A. Boche

ń

skiego

Wiele kłamstw o historii, pochodz

ą

cych z czasów PRL-u dalej zatruwa

ś

wiadomo

ść

rozlicznych

Polaków. Tak jak antypowsta

ń

cze stereotypy byłego wzorcowego wr

ę

cz rzecznika kolaboracji z Rosj

ą

- Aleksandra Boche

ń

skiego. Jego pełne skrajnych bł

ę

dów merytorycznych i nie

ś

cisło

ś

ci oraz

jaskrawych uproszcze

ń

Dzieje głupoty w Polsce s

ą

nadal sławione bezkrytycznie nawet w cz

ęś

ci

kr

ę

gów prawicowych (!). Przypomnijmy wi

ę

c,

ż

e Boche

ń

ski wydał w 1947 roku po raz pierwszy sw

ą

ksi

ąż

k

ę

- apoteoz

ę

kolaboracji z Rosj

ą

carów jako gorliwy zwolennik aktualnej kolaboracji z Rosj

ą

Sowieck

ą

. Ksi

ąż

k

ę

Boche

ń

skiego wznowiono po 1981 r. w aurze ogromnych pochwał ze strony

apologetów stanu wojennego, a sam Boche

ń

ski nale

ż

ał do jego zdecydowanych rzeczników. w

Rozmy

ś

laniach o polityce polskiej (Warszawa 1987, s. 190) tak wychwalał "wyczyn" gen. W.

Jaruzelskiego z 13 grudnia 1981 r.: Wojsko wprowadziło na kilka miesi

ę

cy stan wojenny. Nast

ą

piło

pewne ograniczenie praw obywatelskich, nieodzowne dla przywrócenia ładu. W skali całej historii
polskiej było to jedno z nielicznych wyra

ź

nych zwyci

ę

stw dyscypliny nad anarchi

ą

i rozumu nad

uczuciem i naiwn

ą

bezmy

ś

lno

ś

ci

ą

. Przy okazji Boche

ń

ski odpowiednio "doło

ż

ył" antyre

ż

imowej

solidarno

ś

ciowej opozycji jako wspieranej z zewn

ą

trz. Pisał (s. 185),

ż

e propaganda bloku wrogiego

Układowi Warszawskiemu nie zmarnowała okazji... rzuciła powa

ż

ne

ś

rodki polityczne i finansowe na

rozgrzanie uczu

ć

.

Trzeba przyzna

ć

,

ż

e Aleksander Boche

ń

ski był bardzo konsekwentny w swej postawie kolaboracyjnej.

Zanim podj

ą

ł, i to dono

ś

nie, ide

ę

kolaboracji ze Zwi

ą

zkiem Sowieckim, wpadł na pomysł kolaboracji z

okupantami hitlerowskimi. Jerzy Giedroy

ć

wspominał w swej Autobiografii na cztery r

ę

ce (Warszawa

1994, s. 84): Aleksander Boche

ń

ski np. miał projekty kolaboracji z Niemcami. Wyobra

ż

ał sobie,

ż

e

wraz z Januszem Radziwiłłem i innymi b

ę

d

ą

mogli stworzy

ć

jaki

ś

marionetkowy rz

ą

d. Dostałem od

niego kartk

ę

, zwyczajn

ą

poczt

ą

: "Nie b

ą

d

ź

głupi, wracaj, robimy rz

ą

d".

Wydane w 1947 r. i wznowione w czasach jaruzelszczyzny Dzieje głupoty w Polsce były pełnym
zajadło

ś

ci i tendencyjno

ś

ci atakiem na polskie powstania niepodległo

ś

ciowe przeciw Rosji carskiej i

gloryfikacj

ą

postaw prorosyjskiej kolaboracji, od Targowicy do A. Wielopolskiego. Nie licz

ą

c si

ę

z

ż

adnymi faktami, Boche

ń

ski obci

ąż

ał "głupich", "rzucaj

ą

cych si

ę

" przeciw Rosji Polaków win

ą

za

wszystko zło, jakie tylko miało miejsce w stosunkach z Rosj

ą

, która jakoby była wielkoduszna i chciała

dobrze dla Polski. Wystarczało si

ę

tylko jej podporz

ą

dkowa

ć

. Gromi

ą

c polskie "nierozumne"

powstania, Boche

ń

ski za nic miał takie fakty, jak sprowokowanie Powstania Ko

ś

ciuszkowskiego przez

działania dla rozbrojenia resztek armii polskiej. Pomijał jak

ż

e fataln

ą

rol

ę

terroru i bezprawia doby

w.ks. Konstantego i Nowosilcowa w wywołaniu Powstania Listopadowego. A wystarczyło przecie

ż

, by

uwa

ż

nie zajrzał do korespondencji głównego rzecznika orientacji prorosyjskiej w Polsce pierwszych

dziesi

ę

cioleci XX wieku ks. Adama Czartoryskiego, na którego tylekro

ć

si

ę

powoływał. Znalazłby

wówczas liczne, pełne niepokoju listy ksi

ę

cia Adama do swego przyjaciela cara Aleksandra I

ostrzegaj

ą

ce przed skutkami, jakie mo

ż

e spowodowa

ć

bezmy

ś

lna polityka w.ks. Konstantego wobec

Polaków. Ju

ż

17 lipca 1815 r. ks. Czartoryski pisał do cara Aleksandra II: W. Ksi

ążę

Konstanty (...)

pragnie kierowa

ć

armi

ę

kijem i zastosowuje go (...). Wra

ż

enie tu jest ogólne, jakoby przeprowadzano

plan zniszczenia i udaremnienia dobrodziejstw W.C.Mo

ś

ci (...). Czas nagli, Najja

ś

niejszy Panie. Ka

ż

da

godzina mo

ż

e przynie

ść

burz

ę

i katastrof

ę

, o jakich my

ś

l sama przera

ż

a. W innym li

ś

cie do cara - z 2

sierpnia 1819 r. ks. Czartoryski pisał o fatalnych skutkach, jakie mo

ż

e spowodowa

ć

wprowadzenie do

rz

ą

du podwładnych karierowiczy, chciwych, z najgorsz

ą

sław

ą

. Czy

ż

by tych listów nie znał Boche

ń

ski,

background image

domniemany znawca ówczesnych dziejów Polski, czy je

ś

wiadomie pomija, bo przecz

ą

jego

stereotypom, obci

ąż

aj

ą

cym Polaków win

ą

za wszystko?

Szkoda,

ż

e Boche

ń

ski pi

ę

tnuj

ą

c "głupich" Polaków za to,

ż

e o

ś

mielili si

ę

wywoła

ć

Powstanie

Styczniowe, pomija to, co pisał o przyczynach tego powstania i innych powsta

ń

Rosjanin, o wiele

bardziej racjonalny w swych s

ą

dach od naszego prorosyjskiego kolaboranta. My

ś

l

ę

tu o gruntownym

znawcy Polski Nikołaju W. Bergu, bliskim krewnym jednego z pogromców Powstania Styczniowego. W
swych

ś

wietnych, a dzi

ś

niestety prawie zapomnianych, trzytomowych Zapiskach o polskich spiskach i

powstaniach Berg tak pisał o skrajnej głupocie polityki Rosji w Polsce, wci

ąż

prowokuj

ą

cej powstania:

Z drugiej jednak strony i rz

ą

d rosyjski, jakby umy

ś

lnie dopomagał, aby głównie w tym zaborze

powstawały spiski i wybuchały powstania; otwierał im po prostu drog

ę

przez bezładny zarz

ą

d kraju (...)

przez zupełny brak jakiego

ś

prawidłowego systemu administracyjnego, a głównie przez t

ę

niezwykł

ą

umiej

ę

tno

ść

dra

ż

nienia wszystkich w ogóle i ka

ż

dego z osobna, bez

ż

adnej potrzeby lub przyczyny, ni

st

ą

d ani zow

ą

d (...).

Pisanie o głupocie rosyjskich rz

ą

dców Polski wyra

ź

nie jednak nie odpowiadało Boche

ń

skiemu. On

wolał pi

ę

tnowa

ć

za wszystko "głupich i niesfornych" Polaków, którzy o

ś

mielali si

ę

buntowa

ć

przeciw

kolejnym rz

ą

dom. I zyskiwał za to wła

ś

nie szczególnie gor

ą

ce pochwały w dobie jaruzelszczyzny.

Jak

ż

e klaskał i mlaskał na temat słu

ż

alczo prorosyjskiej ksi

ąż

ki Boche

ń

skiego redaktor "Polityki"

Andrzej Mozołowski, wołaj

ą

c: Chwała "Czytelnikowi" za odwag

ę

wydania ksi

ąż

ki Boche

ń

skiego. I

odnosił si

ę

ze zrozumieniem nawet do głoszonej przez Boche

ń

skiego chwalby targowiczan, pisz

ą

c:

Autor nie waha si

ę

podnie

ść

pióra na stronnictwo patriotów z okresu Sejmu Czteroletniego i

Konstytucji 3 Maja - za fataln

ą

polityk

ę

zagraniczn

ą

, w przeciwie

ń

stwie do targowiczan, którzy pod tym

wzgl

ę

dem byli znacznie lepsi, a szukaj

ą

c oparcia w Rosji, nie w Prusach, lepiej si

ę

ojczy

ź

nie

przysłu

ż

yli (A. Mozołowski Dzieje głupoty nie

ś

miertelnej "Polityka" 3 listopada 1984 r.). Autor "Polityki"

w 1984 roku z cał

ą

swad

ą

reklamował brechty Boche

ń

skiego, wybielaj

ą

c najhaniebniejszych zdrajców

Polski - targowiczan, jako tych, którzy si

ę

"lepiej przysłu

ż

yli ojczy

ź

nie". Poprzez

ś

ci

ą

gni

ę

cie wojsk

rosyjskich na własn

ą

ojczyzn

ę

i przyspieszenie drugiego rozbioru (!).

Przypomnijmy tu,

ż

e brechty ksi

ąż

ki Boche

ń

skiego od pierwszych chwil po jej wydaniu w 1947 roku

wywoływały gor

ą

ce protesty ludzi wierz

ą

cych w prawdziwie niepodległ

ą

Polsk

ę

. Jan Ulatowski pisał w

paryskiej "Kulturze" (nr 2-3 z 1947 r., s. 157) o Dziejach głupoty w Polsce: Ksi

ąż

ka Boche

ń

skiego jest

tylko na pozór odwa

ż

n

ą

operacj

ą

chirurgiczn

ą

. Jest to operacja podj

ę

ta z zało

ż

eniem,

ż

e mo

ż

e si

ę

uda

ć

- po wyj

ę

ciu serca. Profesjonalni historycy ju

ż

w 1947 roku wskazali na rozliczne bł

ę

dy

merytoryczne dywagacji Boche

ń

skiego. Jak przypomniał J. Michalski w swej recenzji z ksi

ąż

ki

Boche

ń

skiego na łamach "Nowych ksi

ąż

ek" z wrze

ś

nia 1984 r.: Pierwsze wydanie "Dziejów głupoty"

nie spotkało si

ę

z dobrym przyj

ę

ciem krytyki (...). Najistotniejsze zarzuty wysun

ą

ł autor

najwcze

ś

niejszej recenzji Stefan Kieniewicz ("Dzi

ś

i jutro" nr 25 z 1947 r.). W sumie (...) Kieniewicz

potraktował do

ść

lekcewa

żą

co wywody Boche

ń

skiego i przestrzegał go, aby kontynuuj

ą

c sw

ą

prac

ę

w

zakresie problematyki XIX w. starał si

ę

oprze

ć

na solidniejszej wiedzy. Niewiele lepsz

ą

opini

ę

o

znajomo

ś

ci XVIII w. przez Boche

ń

skiego wyraził po latach profesjonalny znawca tamtych dziejów

Jerzy Michalski. Zarzucił Boche

ń

skiemu,

ż

e "jego erudycja nie jest imponuj

ą

ca",

ż

e niedostatecznie

weryfikował postaw

ę

ź

ródłow

ą

omawianych prac i pisał z niedostateczn

ą

"odpowiedzialno

ś

ci

ą

za

słowa". Michalski uznał równie

ż

,

ż

e na skutek tendencyjno

ś

ci Boche

ń

skiego proponowana przeze

ń

wykładnia dziejów polskich jest "mało realistyczna".

Tego typu zarzuty pod adresem ksi

ąż

ki Boche

ń

skiego ze strony prawdziwych, profesjonalnych

znawców historii mo

ż

na by jeszcze długo cytowa

ć

. Có

ż

z tego jednak, gdy u nas publicystyczne

zakalce typu Dziejów głupoty czytaj

ą

publicy

ś

ci sami niezbyt oczytani w prawdziwych,

ź

ródłowych

publikacjach naukowych. I potem mamy takie szokuj

ą

ce mlaskania, ochy i achy na temat niem

ą

drej,

kolaboranckiej ksi

ąż

ki Boche

ń

skiego, nawet ze strony niektórych publicystów prawicowych. Wszystko

to jest jednym z wielu patologicznych symptomów intelektualnego lenistwa du

ż

ej cz

ęś

ci prawicy.

Antypowsta

ń

czy paszkwil Łubie

ń

skiego

Dofinansowanie przez Ministerstwo Kultury i Sztuki ułatwiło kolejne wznowienie w 1996 r. wydanego
po raz pierwszy ju

ż

w 1978 roku antypowsta

ń

czego paszkwilu Bi

ć

si

ę

czy nie bi

ć

Tomasza

Łubie

ń

skiego. W przeciwie

ń

stwie do tekstów Aleksandra Boche

ń

skiego, nie mówi

ą

c ju

ż

o szczególnie

topornym Januszu A. Majcherku, tekst Łubie

ń

skiego czyta si

ę

lekko, potoczy

ś

cie. To wci

ą

ga. Tym,

background image

którzy maj

ą

niewiele wiedzy o historii Polski XIX wieku, zapewnia nawet prawdziw

ą

przyjemno

ść

intelektualn

ą

i mog

ą

do woli delektowa

ć

si

ę

pi

ę

knym stylem i przekonywuj

ą

cymi zdawałoby si

ę

wyskokami wyobra

ź

ni autora, nami

ę

tnie strofuj

ą

cego "niem

ą

drych" polskich przodków. Historyk-

profesjonalista niestety nie mo

ż

e odda

ć

si

ę

tej przyjemno

ś

ci delektowania, gdy co chwila natyka si

ę

na

skrajne banialuki, nieprawdy i przekr

ę

cenia, tendencyjne przyczernienia czy tylko wi

ą

zanki

naci

ą

ganych półprawd. I tak np. - wbrew Łubie

ń

skiemu - uczestnicy obiadów czwartkowych u króla

Stasia wcale nie stanowili o

ś

wieconej wyspy w

ś

ród powszechnej ciemnoty społecze

ń

stwa (s. 10). W

owych czasach w szkołach

ś

rednich liczba ucz

ą

cej si

ę

młodzie

ż

y wzrosła trzykrotnie w porównaniu do

pocz

ą

tków XVIII wieku, licz

ą

c przed pierwszym rozbiorem około 30-35 tysi

ę

cy - nie było to mało, skoro

dla Francji liczba ta wynosi 70 tys. - komentowano w wielkiej syntezie Dziejów Polski pod red. prof. J.
Topolskiego (1976 r.). Słynny francuski badacz dziejów O

ś

wiecenia Jean Fabre pisał o dziele polskiej

Komisji Edukacyjnej:

Ż

aden inny kraj w Europie nie mógł si

ę

wtedy pochwali

ć

systemem

wychowawczym równie solidnym i tak zuchwale nowatorskim.

Aby pokaza

ć

jak absurdalny był wybuch Powstania Listopadowego, Łubie

ń

ski przedstawia ostatnie

dziesi

ę

ciolecie przed wybuchem tego powstania jako prawdziw

ą

idyll

ę

- której ci "nierozumni" polscy

spiskowcy za nic nie potrafili doceni

ć

. Pisze Łubie

ń

ski (s. 16): Odk

ą

d Konstanty pokochał i po

ś

lubił

Joann

ę

Grudzi

ń

sk

ą

(w 1820 r. - J.R.N.) złagodniał, docenił swoich dziarskich

ż

ołnierzy, dopu

ś

cił

fachowców do szkół wojskowych, ustały epidemiczne, samobójcze frustracje oficerskie. Byli
oczywi

ś

cie policjanci i spiskowcy, jak w ka

ż

dym normalnym kraju. Istniała równie

ż

, dla amatorów

wymowy, parlamentarna opozycja.

Porównajmy ten tak idylliczny obrazek Łubie

ń

skiego z tym, co pisał w ostatnich dniach 1830 roku na

temat przyczyn Powstania Listopadowego w memorandum dla cara Mikołaja I ksi

ążę

Franciszek

Lubecki-Drucki, minister skarbu, zdecydowany przeciwnik tendencji powsta

ń

czych: Taki skład rz

ą

du,

zło

ż

onego z

ż

ywiołów tak oci

ęż

ałych (avec d'éléments aussi inertes), podkopywał powag

ę

władzy; z

ka

ż

dym dniem rosła nieufno

ść

społecze

ń

stwa. Uwa

ż

ano rz

ą

d za niezdrowe, niemoc

ą

dotkni

ę

te ciało,

równie bezsilne, by zrobi

ć

co

ś

dobrego, jak

ż

eby zapobiec złemu, odwróci

ć

je od kraju. Z ka

ż

dym

dniem coraz jaskrawsze akta samowoli i policyjnych rz

ą

dów wdzierały si

ę

we wszystko: raz po raz

kasowano wyroki wojskowych s

ą

dów, dopóki nie były w zupełnej harmonii z wol

ą

, która je dyktowała;

najsposobniejszych obywateli zap

ę

dzano do przymusowych robót, ha

ń

bi

ą

cych, bez s

ą

du i wyroku, na

po

ś

miewisko gawiedzi całymi godzinami; inni latami całym siedzieli w wi

ę

zieniu, a nikt nie mógł sobie

przypomnie

ć

, za co ich uwi

ę

ziono. Zakwitł system prowokacji i denuncjacji, ajenci policyjni n

ę

kali

spokojnych ludzi ró

ż

norodnymi

ś

rodkami wymuszenia (...). Jawna protekcja otaczała bezkarno

ść

mnóstwa indywiduów, które znano powszechnie z podło

ś

ci i bezwstydnych nadu

ż

y

ć

, ka

ż

dy natomiast

człowiek nieposzlakowany był wystawiony na tysi

ą

ce przeró

ż

nych szykan. (...) rozci

ą

gni

ę

to szerok

ą

g

ę

st

ą

sie

ć

ż

norodnych udr

ę

cze

ń

o rozmaitych odcieniach dokuczliwo

ś

ci, które na ka

ż

dym kroku

dra

ż

niły ukłuciami i ze wszystkich stron uciskały ludno

ść

Królestwa we wszystkich warstwach.

Przypomnijmy równie

ż

,

ż

e słynny angielski historyk Norman Davies przedstawiał w Bo

ż

ym igrzysku

"idylliczne" czasy po 1825 roku jako czas zalania Królestwa Polskiego potokiem agentów cara
Mikołaja I, panowania powszechnej "atmosfery strachu i podejrzliwo

ś

ci".

Powstanie Listopadowe przedstawia Łubie

ń

ski jako jedn

ą

wielk

ą

czarn

ą

seri

ę

kl

ę

sk i pora

ż

ek, bł

ę

dów i

pomyłek. Autorowi zafascynowanemu wybrzydzaniem na wszystko, co polskie, zabrakło w ogóle
odrobiny serca na wspomnienie,

ż

e jednak Polacy tu i ówdzie zwyci

ęż

ali pot

ęż

n

ą

armi

ę

rosyjsk

ą

,

ż

e

generałowie polscy nie składali si

ę

wył

ą

cznie z samych nieudolnych gł

ą

bów,

ż

e niektórzy z nich mieli

doskonałe plany strategiczne, a nawet odnosili zwyci

ę

stwa. Według Łubie

ń

skiego (s. 26), oficerowie

rosyjscy w przeciwie

ń

stwie do oficerów polskich mieli przewag

ę

wojskow

ą

, zaufanie... racj

ę

moraln

ą

i

spali dobrze. A poza tym armia rosyjska była "niezawodna" i "nawykła do trudnych zwyci

ę

stw" (s. 26).

Trudno powiedzie

ć

, czy pisz

ą

cy to wszystko Łubie

ń

ski zna fakty i tylko udaje ignoranta, czy

rzeczywi

ś

cie tak wiele rzeczy po prostu nie wie. Czy

ż

by pisz

ą

c o "niezawodnej" armii rosyjskiej, nie

wiedział, jakie zdumienie w całej ówczesnej Europie wywoływał fakt,

ż

e bez porównania wi

ę

ksza

armia Cesarstwa Rosyjskiego miała tyle kłopotów z uporaniem si

ę

z armi

ą

małego Królestwa

Kongresowego, i nawet co jaki

ś

czas ponosiła w walce z ni

ą

kl

ę

sk

ę

. Czy

ż

by w ogóle nie wiedział o

w

ś

ciekło

ś

ci, wr

ę

cz szewskiej pasji, z jak

ą

pisał car Mikołaj I do dowodz

ą

cego armi

ą

rosyjsk

ą

feldmarszałka Iwana Dybicza: Pozwól Pan wyrazi

ć

zdziwienie i

ż

al,

ż

e w tej nieszcz

ęś

liwej wojnie

donosisz mi cz

ęś

ciej o kl

ę

skach ni

ż

o zwyci

ę

stwach,

ż

e w 180 tysi

ę

cy ludzi nie mo

ż

emy nic zrobi

ć

80

tysi

ą

com,

ż

e nieprzyjaciel wsz

ę

dzie jest liczniejszy, a przynajmniej równy liczebnie, a my prawie

wsz

ę

dzie słabsi stajemy wobec niego. Szkoda te

ż

,

ż

e Łubie

ń

ski nie poczytał sobie szowinistycznych

background image

listów Aleksandra Siergiejewicza Puszkina, nie mog

ą

cego tej "niezawodnej" rosyjskiej armii wybaczy

ć

tak powolnej rozprawy z "krn

ą

brn

ą

", mał

ą

Polsk

ą

.

Powstanie Styczniowe jak ka

ż

de inne polskie powstanie, zostało przedstawione przez Łubie

ń

skiego w

tonacji pogardliwego paszkwilu. Nieudolni, skłóceni "wodzowie z bo

ż

ej łaski" i bezmy

ś

lni, nachalni,

cz

ę

stokro

ć

sadystyczni i grabie

ż

czy powsta

ń

cy. Z jak

ąż

ż

ółci

ą

kre

ś

li Łubie

ń

ski czarny obraz

powsta

ń

ców: Kwatera, kuchnia, informacja o wrogu. Za zwłok

ę

czy odmow

ę

tych

ś

wiadcze

ń

rzeczywi

ś

cie niezb

ę

dnych powsta

ń

cy si

ę

obra

ż

ali, w miar

ę

pogarszania si

ę

swojej sytuacji coraz

cz

ęś

ciej i cz

ęś

ciej grozili, bili (...). Konia nie po

ż

yczysz rodakom, znaczy Rz

ą

d Narodowy ci si

ę

nie

podoba (...). Powsta

ń

com coraz cz

ęś

ciej zdarzało si

ę

bi

ć

i wiesza

ć

, potem ju

ż

przyzwyczaili si

ę

do

tego. Zagro

ż

eni przez nich rodacy mogli liczy

ć

tylko na pomoc obcej przemocy (....) Rodacy-

powsta

ń

cy i rodacy-cywile upokarzali si

ę

wzajemnie (s. 67, 68). Równocze

ś

nie z wykorzystaniem

wszystkich odcieni czerni przy opisie Powstania Łubie

ń

skiemu zabrakło cho

ć

by słowa na

przypomnienie,

ż

e miało ono równie

ż

swe walory, i to niemałe.

Ż

e dzi

ę

ki niemu chłopi polscy otrzymali

ziemi

ę

na o wiele lepszych warunkach ni

ż

rosyjscy.

Ż

e Powstanie Styczniowe zdumiewało wszystkich

sw

ą

wytrwało

ś

ci

ą

,

ż

e stworzyło niezwykle skuteczny, zwłaszcza pod dyktatur

ą

Romualda Traugutta,

system zarz

ą

dzania. Potrafi si

ę

tym zachwyca

ć

Anglik - Norman Davies, nie Łubie

ń

ski, co to, to nie.

Traugutt u Łubie

ń

skiego jawi si

ę

głównie w kontek

ś

cie niefortunnego pomysłu noszenia przez damy

strojów w czerni, szybko zduszonego przez rosyjskie represje. Wyparowała z tekstów Łubie

ń

skiego

pami

ęć

o niebywałym, patriotycznym zdyscyplinowaniu powsta

ń

ców, o ogromnej roli piecz

ą

tki rz

ą

du

powsta

ń

czego, to, co tak wspaniale opisał Józef Piłsudski w Roku 1863.

Wielka Emigracja okiem Zoila

Łubie

ń

ski, nader konsekwentny w przedstawianiu polskich dziejów w XIX wieku jako jedynego

wielkiego nieudacznictwa, daje ponury, przygn

ę

biaj

ą

cy obraz Wielkiej Emigracji. Wychodzi ona u

niego jako zgromadzenie pełne ró

ż

nych jełopów, maj

ą

cych bezsensowne urojenia i roszczenia,

pieniacz

ą

cych si

ę

i beznadziejnie skłóconych. U Łubie

ń

skiego czytamy o polskim braku umiej

ę

tno

ś

ci

emigrowania (!) (s. 36), o fatalnym stanie psychicznym wychod

ź

stwa (s. 40), zalewie pomówie

ń

(s.

40), emigracyjnych kompleksach (s. 41), emigracyjnym kondotierstwie (s. 47), emigracyjnych sporach
i ich fatalnym klimacie moralnym (s. 45), narodowych przeczuleniach (s. 50), mitotwórstwie (s. 52). To
wszystko na pewno było, była mało

ść

, były "pot

ę

pie

ń

cze emigracyjne swary" i upadanie ducha... Na

szcz

ęś

cie było jednak nie tylko to, była wielko

ść

, była wspaniała praca twórcza, był wielki wkład do

historii innych narodów, zarówno w walce "za wolno

ść

nasz

ą

i wasz

ą

", jak i w niemałych osi

ą

gni

ę

ciach

gospodarczo-technicznych wielu emigrantów. To nie tylko jeden zegarmistrz Patek, którego łaskawie
wymienił Łubie

ń

ski. To m.in. słynny Ignacy Domeyko, tak zasłu

ż

ony dla Chile, to wieli badacz geografii

i geologii Australii Edmund Strzelecki, to Adam Raciborski, autor słynnego francuskiego podr

ę

cznika

medycyny, przez pół wieku u

ż

ywanego przez wszystkich lekarzy

ś

wiata, to działaj

ą

cy we Francji

gło

ś

ny matematyk Józef Hoene-Wro

ń

ski, który w kilkudziesi

ę

ciu ksi

ąż

kach i rozprawach dał znacz

ą

cy

wkład do nowej matematyki XIX wieku, to twórca podstaw nowoczesnego, tureckiego ruchu
narodowego, generał i pisarz Konstanty Borz

ę

cki (D

ż

elaleddin-pasza), pochowany jako turecki

bohater narodowy w meczecie w Albanii etc., etc. Przypomn

ę

, co pisał o roli Wielkiej Emigracji (na tle

wychod

ź

stw politycznych innych narodów) jej najwi

ę

kszy znawca Sławomir Kalembka na stronach tak

podstawowego, syntetycznego dzieła Polska XIX wieku (Warszawa 1982, s. 251):

Ż

adna (z emigracji -

J.R.N.) nie miała równie bogatego

ż

ycia organizacyjnego.

Ż

adna wreszcie nie liczyła mi

ę

dzy sob

ą

tylu

wybitnych indywidualno

ś

ci, zwłaszcza literackich i nie miała tak bogatego dorobku kulturalnego,

o

ś

wiatowego i propagandowego. Przykładowo: w okresie trzydziestolecia 1832-1862 ukazywało si

ę

około 120 polskich czasopism i periodyków wychod

ź

czych, w tym pół setki polityczno-społecznych (...)

okre

ś

lenie Wielka Emigracja, cho

ć

podniosłe i nadane po latach - wydaje si

ę

trafne i zasłu

ż

one.

Łubie

ń

skiego nie sta

ć

jednak na pokazanie niczego wielkiego z dziejów Wielkiej Emigracji; on potrafi

wszystko tylko skrajnie pomniejszy

ć

, spłaszczy

ć

, obrzydzi

ć

, skarykaturyzowa

ć

, sprowadzi

ć

do parteru.

Najwybitniejsze nawet postacie z emigracji pod piórem Łubie

ń

skiego niebywale karlej

ą

prezentowane

przez najmniej istotne dla nich cechy czy najmniej chlubne zdarzenia z ich jak

ż

e bogatego

ż

ycia.

We

ź

my na przykład kre

ś

lone u Łubie

ń

skiego sm

ę

tne "namiastki" sylwetki generała Józefa Bema.

Pojawia si

ę

on u niego głównie jako fatalny kalkulator i mitotwórca (s. 49, 50), na dodatek jako

kondotier, nie wiadomo po co staraj

ą

cy si

ę

o utworzenie legionu dla poparcia jednego z kandydatów

do sukcesji portugalskiej. "Dziwnie" nie pasowało Łubie

ń

skiemu do obrazu gen. Bema to wszystko, co

było w nim najwa

ż

niejsze. Tak jak jego wielkie osi

ą

gni

ę

cia naukowe we Francji, które skłoniły króla

background image

Ludwika Filipa do nagrodzenia go Legi

ą

Honorow

ą

. Czy zasługi Bema jako

ś

wietnego wodza w

Siedmiogrodzie, najwi

ę

kszego wodza rewolucji w

ę

gierskiej. Wodza, który potrafił by

ć

skuteczny

równie

ż

w tym, co politykom w

ę

gierskim zupełnie si

ę

nie udawało - potrafił zyska

ć

wielk

ą

popularno

ść

w

ś

ród narodów niew

ę

gierskich (pomysły wybrania go królem Rumunów czy banem Chorwatów).

Profesor Jerzy Borejsza pisał w Polsce XIX wieku o tak pomniejszanym przez Łubie

ń

skiego Bemie

m.in.: Bem dla Austriaków jest dowódc

ą

rewolucyjnego Wiednia w 1848 roku, dla W

ę

grów - ludowym

bohaterem narodowym, dla Rumunów tym, który podpisywał odezwy w ich j

ę

zyku, i nadawał ziemi

ę

.

Polska propaganda antyrosyjska na Zachodzie - wg Łubie

ń

skiego - okazywała si

ę

ogromnie

nieskuteczna, ba, odbijała si

ę

przeciw Polakom rykoszetem. W rzeczywisto

ś

ci ogromna cz

ęść

znawców tej tematyki, tak

ż

e zagranicznych, przyznawała,

ż

e Polacy byli niezwykle skuteczni w swej

akcji propagandowej przeciw Rosji. To wła

ś

nie oni najbardziej zaszkodzili obrazowi imperium carów w

XIX wieku. Podziwiano,

ż

e mieli

ś

my tak błyskotliwych i skutecznych propagandystów polskiej sprawy

na Zachodzie od Adama Mickiewicza po Juliana Klaczk

ę

. Przypomn

ę

tu cho

ć

by opini

ę

autora

ś

wietnej

ameryka

ń

skiej ksi

ąż

ki o Drugiej Rzeczypospolitej Bitter Glory Richarda C. Watta. Ubolewał on nad

słabo

ś

ci

ą

propagowania Polski po 1918 roku w zestawieniu z faktem,

ż

e przedtem przez półtora

stulecia Polacy wyró

ż

niali si

ę

w

ś

ród najwi

ę

kszych publicystów

ś

wiata. Ile

ż

napisano z podziwem o

ś

wietnej dyplomacji ksi

ę

cia Adama Czartoryskiego, która niejednokrotnie pokrzy

ż

owała carskie plany,

zwłaszcza w odniesieniu do Bałkanów.

"Polski garb"

Polska, polsko

ść

, to dla Łubie

ń

skiego głównie temat do szyderstwa. Łubie

ń

ski z lubo

ś

ci

ą

dobiera

odpowiednie pejoratywne słowa-klucze, maj

ą

ce t

ę

polsko

ść

odpowiednio o

ś

mieszy

ć

, upupi

ć

,

przyczerni

ć

. Trzeba przyzna

ć

,

ż

e okazuje przy tym ogromn

ą

pomysłowo

ść

. Czytamy wi

ę

c u

Łubie

ń

skiego o "ciasnopolskiej sytuacji", o "polskim bala

ś

cie", "polskim garbie". Wyszydza Łubie

ń

ski

rewolucjonizm polski wymuszony sytuacj

ą

, p

ę

dzony temperamentem, podszyty mentalno

ś

ci

ą

patriarchaln

ą

, religijn

ą

i anarchicznymi atawizmami. Kiedy indziej przywi

ą

zanie do kraju myli mu si

ę

z

jakim

ś

"atawizmem plemiennym". To

ż

samo

ść

narodowa" dla "Europejczyka" Łubie

ń

skiego, to co

ś

, z

czym prawd

ę

mówi

ą

c, wi

ę

cej zgryzoty było ni

ż

rado

ś

ci. Czy wła

ś

nie dlatego kolejne wydanie ksi

ąż

ki

Łubie

ń

skiego, wyszydzaj

ą

cej i dosmucaj

ą

cej Polaków, pisanej dla "przygn

ę

bienia serc", siej

ą

cej

pesymizm i wr

ę

cz obrzydzenie i zniech

ę

cenie do własnej historii, zostało nagrodzone

dofinansowaniem przez "Europejczyków" z polskiego Ministerstwa Kultury i Sztuki?

Jeden z najzajadlejszych wrogów Polski i Polaków, nazistowski generalny gubernator cz

ęś

ci ziem

polskich okupowanych przez III Rzesz

ę

– Hans Frank pisał w swym dzienniku: Ko

ś

ciół jest dla

umysłów polskich centralnym punktem zbiorczym, który promieniuje stale w milczeniu i spełnia przez
to funkcj

ę

jakby wiecznego

ś

wiatła. Gdy wszystkie

ś

wiatła dla Polski zgasły, to wtedy zawsze jeszcze

była

Ś

wi

ę

ta z Cz

ę

stochowy i Ko

ś

ciół. Za ten tak mocny zwi

ą

zek z polsko

ś

ci

ą

Ko

ś

ciół katolicki zapłacił

ogromn

ą

danin

ę

krwi od czasów Murawiewa–Wieszatiela po Hansa Franka. A jednak trwał w obronie

polsko

ś

ci dalej i w najgorszych czasach powojennych, poprzez wspaniałe wyst

ą

pienia Prymasa

Tysi

ą

clecia, i pó

ź

niej w czasach “Mszy za Ojczyzn

ę

”. I trwa dalej, broni

ą

c warto

ś

ci, Wiary i Narodu. I

ten wła

ś

nie zwi

ą

zek Ko

ś

cioła i Narodu jest szczególnie nienawistnym dla dzisiejszych niszczycieli

warto

ś

ci, najcz

ęś

ciej ludzi o komunistycznym rodowodzie. Szokuj

ą

wprost rozmiary i tendencyjno

ść

oszczerczych kampanii dzisiejszych rodzimych wrogów Ko

ś

cioła. Usiłuj

ą

oni zanegowa

ć

nawet to,

czemu nie przeczyli najzajadlejsi wrogowie Polski – prawd

ę

o szczególnie silnych tradycyjnych

wi

ę

zach katolicyzmu i polsko

ś

ci.

Oszczercze ataki na ksi

ę

dza Kordeckiego

Jednym ze szczególnie jaskrawych przykładów szkalowania dziejów Ko

ś

cioła była podj

ę

ta na

przełomie 1999 i 2000 roku próba zdegradowania roli wielkiego narodowego sanktuarium na Jasnej
Górze i zniesławienia pami

ę

ci bohaterskiego przeora paulinów ksi

ę

dza Augustyna Kordeckiego.

Komunistyczni wrogowie Ko

ś

cioła nigdy nie chcieli si

ę

pogodzi

ć

z rol

ą

odgrywan

ą

w narodowej

pami

ę

ci przez dzieje heroicznej obrony klasztoru jasnogórskiego przed Szwedami w 1655 roku. Mało

background image

si

ę

dzi

ś

pami

ę

ta, z jak

ą

niech

ę

ci

ą

odnosili si

ę

do postaci bohaterskiego ksi

ę

dza Kordeckiego ró

ż

ni

PZPR–owscy notable partyjni. Niech

ęć

do jego osoby zadecydowała w 1964 roku o przej

ś

ciowym

zablokowaniu realizacji filmu według Potopu Sienkiewicza. Ówczesny kierownik Wydziału Kultury KC
PZPR Wincenty Kra

ś

ko motywował swój sprzeciw (w li

ś

cie z 31 grudnia 1964 r.) głównie tym, i

ż

:

Istotnym fragmentem sienkiewiczowskiego “Potopu” jest obrona Cz

ę

stochowy (rola ks. Kordeckiego).

Potraktowanie tej sprawy zgodnie z ksi

ąż

k

ą

Sienkiewicza byłoby niesłuszne, a pomini

ę

cie całkowite

lub inne przedstawienie biegu wydarze

ń

naraziłoby nas na zarzuty,

ż

e wypaczamy tre

ść

dzieła

Sienkiewicza, szczególn

ą

aktywno

ść

rozwin

ą

łby w tej sprawie Episkopat.

Jak wida

ć

ówcze

ś

ni bonzowie komunistyczni nie lubili postaci bohaterskiego przeora, ale woleli unika

ć

otwartego zderzania si

ę

z prawd

ą

o jego działalno

ś

ci. Dzisiejsi postkomuni

ś

ci nie maj

ą

ju

ż

takich

skrupułów, uwa

ż

aj

ą

,

ż

e teraz ju

ż

mo

ż

na... i

ść

na cało

ść

w zohydzeniu postaci jednego z najwi

ę

kszych

Polaków XVII wieku. Bo w tym czasie nast

ą

piła ju

ż

tak wielka erozja patriotyzmu i kultu tradycji. Nie

było to wcale rzecz

ą

przypadku,

ż

e pierwszy atak przeciw postaci bohaterskiego ksi

ę

dza

przypuszczono w czasopi

ś

mie “Dzi

ś

”, redagowanym przez ostatniego, upadłego premiera PRL i

ostatniego pierwszego sekretarza KC PZPR Mieczysława F. Rakowskiego. W czasopi

ś

mie tym od

dłu

ż

szego czasu kontynuowany jest wieloodcinkowy cykl comiesi

ę

cznych, s

ąż

nistych, oszczerczych

ataków na katolicyzm pt. Grzechy Ko

ś

cioła autorstwa Józefa Niteckiego. I to wła

ś

nie on przypu

ś

cił

jako pierwszy dwa pełne kalumnii i zafałszowa

ń

ataki na posta

ć

bohaterskiego przeora Jasnej Góry:

Zdrada ksi

ę

dza Kordeckiego (“Dzi

ś

” z grudnia 1999 r.) i Jasnogórskie fałsze (“Dzi

ś

” ze stycznia 2000

r.).

Ludowe przysłowie powiada,

ż

e “kłamca powinien mie

ć

dobr

ą

pami

ęć

”. Józefowi Niteckiemu,

oszczercy z marksistowskiego “Dzi

ś

”, wyra

ź

nie tej dobrej pami

ę

ci brakuje. W grudniu 1999 roku

konkludował na temat obrony klasztoru w Jasnej Górze przez paulinów z ks. Kordeckim na czele:
bohaterskich bojów tam nie było. Była natomiast zdrada, ugoda i targi o kosztowno

ś

ci i pieni

ą

dze (s.

76). Zaledwie miesi

ą

c pó

ź

niej, na łamach tego

ż

“Dzi

ś

” ze stycznia 2000 r., ten sam Nitecki przyznawał

jednak, i

ż

: Paulini z przeorem Kordeckim na czele wło

ż

yli wiele wysiłku w obron

ę

klasztoru i jego

otoczenia, ł

ą

cz

ą

c mo

ż

liwe w tej sytuacji akcje zbrojne z rokowaniami. W tym samym artykule ze

styczniowego “Dzi

ś

” Nitecki dalej stara si

ę

jednak o maksymalne pomniejszenie znaczenia obrony

klasztoru przed Szwedami, głosz

ą

c tez

ę

o “mi

ę

kkim obl

ęż

eniu Jasnej Góry” i akcentuj

ą

c: Gdyby w

czasie obl

ęż

enia Szwedzi widzieli w klasztorze znacz

ą

cy punkt strategiczny, bez w

ą

tpienia zaj

ę

liby

go. Snuj

ą

c tego typu absurdalne dywagacje, Nitecki nie wyja

ś

nia tylko jednej sprawy, po co wi

ę

c w

ogóle było Szwedom to “mi

ę

kkie obl

ęż

enie” Cz

ę

stochowy, i to a

ż

przez sze

ść

tygodni od listopada do

ko

ń

ca grudnia 1655 roku? Czy Szwedzi robili to z nudów, dla zabawy, czy mo

ż

e dla postraszenia

znienawidzonych, katolickich zakonników?

W ci

ą

gu zaledwie paru miesi

ę

cy po dwóch kalumniatorskich “szar

ż

ach” Józefa Niteckiego na pami

ęć

bohaterskiego przeora pojawił si

ę

nowy, równie oszczerczy atak pióra Cezarego Le

ż

e

ń

skiego

(najpierw na łamach nr 5 “Aneksu”, potem w przedruku w du

ż

o popularniejszej “Angorze”). Warto tu

przypomnie

ć

,

ż

e kalumniator ksi

ę

dza Kordeckiego – pisarz Cezary Le

ż

e

ń

ski nale

ż

y do czołowych

polskich masonów (według wydanej w 1999 roku ksi

ąż

ki Ludwika Hassa: Wolnomularze polscy w

kraju i za granic

ą

1821–1999. Słownik biograficzny).

Nowy kalumniator, bardzo

ś

redniego lotu pisarz Cezary Le

ż

e

ń

ski komunikuje wszem i wobec:

stwierdzenia o bohaterskiej obronie Jasnej Góry s

ą

mitem, a sam ks. Kordecki był zdrajc

ą

.

Szczególnie groteskowo wygl

ą

daj

ą

łama

ń

ce my

ś

lowe Le

ż

e

ń

skiego: nie mo

ż

na zaprzeczy

ć

,

ż

e ks.

Kordecki zdradził swego pana króla Polski Jana Kazimierza. Był jakby

ś

my dzi

ś

powiedzieli

kolaborantem, mimo i

ż

ź

niej nie wpu

ś

cił Szwedów na Jasn

ą

Gór

ę

. Jaki

ż

to przedziwny typ “zdrajcy”

z tego ks. Kordeckiego?! Tak sprzyja Szwedom, tak z nimi kolaboruje,

ż

e a

ż

... nie wpuszcza ich na

Jasn

ą

Gór

ę

i zmusza do sromotnego odwrotu.

Staraj

ą

c si

ę

maksymalnie pomniejszy

ć

znaczenie obrony Jasnej Góry, wr

ę

cz zanegowa

ć

jej

jakiekolwiek znaczenie militarne, Le

ż

e

ń

ski pisał: Obron

ę

Jasnej Góry ledwo dostrze

ż

ono w najbli

ż

szej

okolicy. Dowody na to przytacza wybitny historyk Adam Kersten. Mimo

ż

e z wojny polsko–szwedzkiej

zachowały si

ę

w archiwach i bibliotekach “dziesi

ą

tki, je

ś

li nie setki tysi

ę

cy” dokumentów (...), to według

jego bada

ń

prawie w

ż

adnym z nich nie wspomina si

ę

o obl

ęż

eniu Jasnej Góry i o cudownym wpływie

jej obrony na cały kraj. Ponadto w

ż

adnym z uniwersałów czy listów królewskich nie ma wzmianki o

background image

obronie klasztoru. Tak

ż

e w innych dokumentach z 1655 roku (...) nie podj

ę

to te

ż

tej, pono

ć

tak wa

ż

nej

dla Rzeczypospolitej sprawy.

Stwierdzenia Le

ż

e

ń

skiego wyra

ź

nie przeinaczaj

ą

obraz reakcji ró

ż

nych

ś

rodowisk w Polsce na obron

ę

klasztoru, przedstawiony w tekstach A. Kerstena, w paru sprawach

ś

wiadomie go zafałszowuj

ą

c.

Podczas gdy Le

ż

e

ń

ski twierdzi,

ż

e według bada

ń

Kerstena “prawie w

ż

adnym” (z dokumentów) nie

wspomina si

ę

o obl

ęż

eniu Jasnej Góry, Kersten wyliczył szereg takich dokumentów, pisz

ą

c w ksi

ąż

ce

Pierwszy opis Jasnej Góry w 1655 r. Warszawa 1959, s. 214–215 m.in. o podejmuj

ą

cym potrzeb

ę

sukursu dla Jasnej Góry li

ś

cie Jerzego Lubomirskiego czy o pi

ę

tnuj

ą

cym szwedzki “najazd” na Jasn

ą

Gór

ę

uniwersał hetmanów polskich w Sokalu z 16 grudnia 1655 r. Trudno uzna

ć

za mało znacz

ą

ce

podj

ę

cie sprawy obl

ęż

enia klasztoru w Jasnej Górze w tej wagi dokumentach, co uniwersał hetmanów

z Sokala czy list Jerzego Lubomirskiego, ju

ż

wtedy jednej z najbardziej znacz

ą

cych postaci

Rzeczypospolitej, od 1650 roku marszałka wielkiego koronnego. Kersten przypomniał równie

ż

, i

ż

do

obl

ęż

enia Jasnej Góry nawi

ą

zywały wa

ż

ne listy sekretarza królowej Piotra des Noyers. Wbrew

fałszom Le

ż

e

ń

skiego głosz

ą

cym z cał

ą

hucp

ą

,

ż

e w

ż

adnym li

ś

cie królewskim nie pisano o obronie

klasztoru na Jasnej Górze s

ą

(wg Kerstena) przynajmniej dwa listy króla Jana Kazimierza w tej

sprawie oraz list królowej Marii Ludwiki. Wszystko to obala zafałszowania Le

ż

e

ń

skiego próbuj

ą

cego

przedstawi

ć

obron

ę

Jasnej Góry jako co

ś

bardzo mało istotnego.

S

ą

dz

ą

c po ogromnej bucie, z jak

ą

marksista Nitecki i mason Le

ż

e

ń

ski próbowali

ś

ci

ą

gn

ąć

bohaterskiego przeora z piedestału i okrzykn

ąć

go “zdrajc

ą

”, mo

ż

na by s

ą

dzi

ć

,

ż

e obaj domoro

ś

li

historycy cudem odkryli jakie

ś

“rewelacyjne” dokumenty, które odsłaniaj

ą

“prawd

ę

” nieznan

ą

dot

ą

d dla

historyków. Otó

ż

nie ma o tym w ogóle mowy. Obaj panowie jako jedyny, za to koronny dowód

“zdrady” ks. Kordeckiego przywołuj

ą

dobrze znany dawnym historykom list przeora Jasnej Góry do

szwedzkiego generała Mullera z 21 listopada 1655 r., formalnie godz

ą

cy si

ę

na poddanie

zwierzchnictwu Karola Gustawa. Kubala, na którym oparł Sienkiewicz swój opis Jasnej Góry, pisał w
Wojnie szwedzkiej (Lwów 1913, s. 421), i

ż

list ten był wył

ą

cznie jednym ze

ś

rodków rozpaczliwych

działa

ń

ks. Kordeckiego dla zapobie

ż

enia wej

ś

ciu wojsk szwedzkich za mury Jasnej Góry. Według

Kubali: To były

ś

rodki obronne. Bronił si

ę

armatami i takimi listami, wzywaj

ą

c równocze

ś

nie

Jasnogórców do walki za wiar

ę

i ojczyzn

ę

i prawowiernego króla. Nawet bardzo, ale to bardzo skłonny

do “odbr

ą

zowiania” historii profesor Adam Kersten przyznawał w swym biogramie ks. Kordeckiego

(PSB, t. XIV, s. 54), i

ż

: polityka Kordeckiego konsekwentnie zd

ąż

ała do tego, by ochroni

ć

Jasn

ą

Gór

ę

przed wprowadzeniem obcej załogi. Zapobiec temu miało zło

ż

enie aktu i otrzymanie w zamian listu

bezpiecze

ń

stwa (salva guardia). Jednocze

ś

nie Kordecki szukał pomocy dla klasztoru u króla Jana

Kazimierza i polskich dowódców wojskowych. Po podej

ś

ciu wojsk szwedzkich pod Jasn

ą

Gór

ę

Kordecki, jak i wi

ę

kszo

ść

zgromadzenia, zdecydował si

ę

na zbrojne przeciwstawienie si

ę

próbom

wprowadzenia załogi szwedzkiej. Podczas obl

ęż

enia klasztoru (18 XI – 26 XII) u

ż

ył wszelkich

sposobów, od wiernopodda

ń

czych w tonie listów do króla szwedzkiego Karola Gustawa, uprzejmych

pism do dowódców szwedzkich oraz sojusznika szwedzkiego Hieronima Radziejowskiego, poprzez
przeci

ą

ganie pertraktacji, a

ż

po zbrojny opór, aby nie dopu

ś

ci

ć

obcej załogi w mury klasztoru.

Czy kto

ś

uzna,

ż

e ks. Kordecki miał lepszy wybór w sytuacji, gdy prawie nikt nie walczył w Polsce

przeciw Szwedom? Przypomnijmy,

ż

e w czasie wysłania przez ks. Kordeckiego tego listu do gen.

Müllera – 21 listopada 1655 roku przewa

ż

aj

ą

ca cz

ęść

Polski znajdowała si

ę

pod kontrol

ą

Karola

Gustawa. Jego zwierzchno

ść

uznała wówczas wi

ę

kszo

ść

polskiej szlachty (m.in. Jan Sobieski),

magnatów, wojska. W sytuacji, gdy nawet Stefan Czarnecki rozwa

ż

ał, po kapitulacji Krakowa,

mo

ż

liwo

ść

przej

ś

cia pod rozkazy Karola Gustawa. Czy m

ą

drzej byłoby, gdyby zamiast pertraktowa

ć

ze Szwedami i przeci

ą

ga

ć

negocjacje, cierpko przeci

ąć

z nimi od razu wszelkie rozmowy, dumnie

deklaruj

ą

c: Przy Janie Kazimierzu stoim i sta

ć

b

ę

dziemy. W sytuacji, gdy sam król Jan Kazimierz

uciekł za granic

ę

, gdy w r

ę

kach Szwedów były Warszawa, Kraków i ogromna cz

ęść

pozostałej Polski.

D

ążą

c do jak najskuteczniejszego zrealizowania swego głównego zadania – ochronienia klasztoru

przed wej

ś

ciem Szwedów – ks. Kordecki walczył i prowadził układy, umacniał obron

ę

klasztoru i

zwodził Szwedów obietnicami ust

ę

pstw w układach, staraj

ą

c si

ę

wci

ąż

o “oci

ą

ganie sprawy” z

nadziej

ą

,

ż

e sama zimowa pora osłabi nieprzyjaciela, albo te

ż

nadejdzie pomoc od króla Jana

Kazimierza.

I wspaniale, ogromnie skutecznie, wykonał swój cel, broni

ą

c klasztoru i daj

ą

c znakomity przykład dla

innych. Przyznawali to i przyznaj

ą

najgło

ś

niejsi historycy polscy od tak sceptycznego sk

ą

din

ą

d

Michała Bobrzy

ń

skiego i Władysława Konopczy

ń

skiego, po współczesnych profesorów: Józefa

Andrzeja Gierowskiego i Władysława Czapli

ń

skiego. Ba, obcy historycy jak cho

ć

by gło

ś

ny szwedzki

background image

historyk Theodor Westrin Westrin, widz

ą

cy w ksi

ę

dzu Kordeckim prawdziwy symbol gor

ą

cej wiary...

praktycznej siły w działaniu i m

ę

stwa. Nawet obcy historycy potrafi

ą

dostrzec wielko

ść

ks.

Kordeckiego, któr

ą

próbuj

ą

podwa

ż

y

ć

mali polscy ludzie: marksista Piotr Nitecki i mason Cezary

Le

ż

e

ń

ski, domoro

ś

li historycy–amatorzy bezkarnie buszuj

ą

cy w narodowej przeszło

ś

ci. Szokuj

ą

ca jest

wprost ignorancja tych “odkrywców” nowych prawd o polskich wielkich. Na przykład Cezary Le

ż

e

ń

ski,

pisz

ą

c o czasach Jana Kazimierza, pomylił dat

ę

rokoszu Lubomirskiego, jednego z najwa

ż

niejszych

wydarze

ń

epoki tylko... o 10 lat. Bagatelka!...

Dlaczego tacy

ż

ało

ś

ni ignoranci zabieraj

ą

głos, i to z tak wielk

ą

hucp

ą

w sprawach, o których nie maj

ą

wi

ę

kszego poj

ę

cia, za to z jedn

ą

wyra

ź

n

ą

tendencj

ą

, aby zniszczy

ć

najcenniejsze polskie tradycje?

Dlaczego mo

ż

na bezkarnie upowszechnia

ć

najprzeró

ż

niejsze oszczercze hipotezy próbuj

ą

ce zohydzi

ć

pami

ęć

najwi

ę

kszych polskich patriotów? Dlaczego na tego typu praktyki nie reaguj

ą

czołowi polscy

historycy? Dlaczego nie protestuj

ą

przeciwko zniesławiaj

ą

cym narodowe dzieje kłamstwom takie

gremia, jak władze Polskiego Towarzystwa Historycznego czy Towarzystwa Miło

ś

ników Historii?

Fałsze i manipulacje A. Garlickiego

W kontek

ś

cie oszczerczych ataków na wybitne postaci Ko

ś

cioła katolickiego w Polsce, a zarazem

wybitnych polskich patriotów trudno nie wymieni

ć

podr

ę

cznika profesora Andrzeja Garlickiego, po raz

trzeci ju

ż

dziekana Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Pisałem ju

ż

na łamach

“Naszej Polski” o jednym podr

ę

czniku tego

ż

autora, obejmuj

ą

cym okres od 1939 roku i zawieraj

ą

cym

swoiste “kłamstwo o

ś

wi

ę

cimskie” (autor, pisz

ą

c o mordowaniu w O

ś

wi

ę

cimiu

Ż

ydów i Cyganów,

“zapomniał” w ogóle wymieni

ć

Polaków w

ś

ród mordowanych ofiar O

ś

wi

ę

cimia). Skrajne przekłamania

tego

ż

podr

ę

cznika zostały napi

ę

tnowane w interpelacji poselskiej pani poseł Krasickiej–Dumki. Tym

razem chodzi jednak o podr

ę

cznik szkolny A. Garlickiego dla liceów ogólnokształc

ą

cych, odnosz

ą

cy

si

ę

do wcze

ś

niejszego okresu (Historia 1815–1939, wydanym w Warszawie w 1998 roku). W

podr

ę

czniku tym a

ż

roi si

ę

od skrajnie tendencyjnych uwag na temat Ko

ś

cioła katolickiego w Polsce,

zgodnie zreszt

ą

z bardzo konsekwentn

ą

lini

ą

tego starego, partyjnego historyka. Przypomn

ę

,

ż

e ju

ż

w

1963 roku Garlicki “wsławił si

ę

” tekstem na łamach “Polityki”, w którym szczególnie mocno alarmował

wszystkich “stró

ż

y komunistycznych idei” przed tym, co si

ę

dzieje w tysi

ą

cach ko

ś

cielnych punktów

katechetycznych. Otó

ż

– według Garlickiego – nauczano tam historii Polski inaczej ni

ż

w szkołach

pa

ń

stwowych, m

ą

c

ą

c biednym uczniom głowy nieprawomy

ś

lnymi klerykalnymi miazmatami.

Dzi

ś

w III RP wielce honorowany, nadworny historyk “Polityki” – Garlicki dalej, gdzie mo

ż

e, wbija

“szpile” w histori

ę

Ko

ś

cioła katolickiego w Polsce, “odpowiednio” j

ą

zafałszowuj

ą

c. Szczególnie

wyra

ź

nie wida

ć

jego tendencyjno

ść

na kartach podr

ę

cznika historii od 1815 do 1939 r. Na stronie

111–112 tej ksi

ąż

ki natykamy si

ę

na najbardziej oburzaj

ą

ce kłamstwo Garlickiego, wyrz

ą

dzaj

ą

ce

krzywd

ę

pami

ę

ci zasłu

ż

onego polskiego patrioty – arcybiskupa Zygmunta Feli

ń

skiego. Garlicki pisze

na jego temat: Warto

ść

nadrz

ę

dn

ą

stanowił dla

ń

interes Ko

ś

cioła i je

ś

li tylko nic mu nie zagra

ż

ało, był

gotów pozostawa

ć

lojalnym poddanym cara. Była to w tym czasie cz

ę

sta, nie tylko w zaborze

rosyjskim, postawa hierarchów ko

ś

cielnych, niezrozumiała dla patriotycznych kr

ę

gów społecze

ń

stwa

polskiego. A dla mnie osobi

ś

cie jest niezrozumiała postawa A. Garlickiego, pomawiaj

ą

cego o brak

autentycznego patriotyzmu człowieka, o którym sam pisze kilka stron dalej,

ż

e został na 20 lat zesłany

przez władze carskie do Jarosławia za prób

ę

wybronienia przed egzekucj

ą

ksi

ę

dza Agrypina

Konarskiego.

U

ś

ci

ś

lijmy tu,

ż

e o zesłaniu arcybiskupa Feli

ń

skiego w gł

ą

b Rosji zadecydowało nie wybranianie przez

niego powsta

ń

czego kapelana kapucyna A. Konarskiego, lecz ostry protest przeciw jego egzekucji. Na

rozmiary represji wobec arcybiskupa (sp

ę

dził 20 lat na zesłaniu w Jarosławiu) najbardziej wpłyn

ą

ł

jednak inny fakt – wyst

ą

pienie przez Feli

ń

skiego z listem do cara, prosz

ą

cym, aby z Polski uczynił

naród niepodległy, dynastycznym tylko w

ę

złem poł

ą

czony z Rosj

ą

(list podany został ku w

ś

ciekło

ś

ci

władz carskich do publicznej wiadomo

ś

ci na łamach francuskiego “Le Monde”). List arcybiskupa do

cara postuluj

ą

cy uczynienie Polaków narodem niepodległym jest najlepszym dowodem skrajnej

fałszywo

ś

ci twierdze

ń

prof. Garlickiego,

ż

e Feli

ń

ski był gotów pozostawa

ć

lojalnym poddanym cara,

je

ś

li tylko nic nie zagra

ż

ało interesowi Ko

ś

cioła.

Ż

aden “interes Ko

ś

cioła” nie zmuszał arcybiskupa

Feli

ń

skiego do tak ryzykownej patriotycznej deklaracji. Gdyby prof. Garlicki kiedykolwiek czytał

wspaniałe pami

ę

tniki arcybiskupa Feli

ń

skiego, nie miałby chyba ju

ż

nigdy w

ą

tpliwo

ś

ci na temat siły

patriotycznych uczu

ć

słynnego hierarchy.

Ż

yczyłbym wszystkim historykom takiej skali identyfikacji z

Narodem i tak mocnego prze

ż

ywania jego wszystkich dylematów i bólów. Sam arcybiskup Feli

ń

ski

background image

pisał w swych Pami

ę

tnikach (Warszawa 1986, s. 477) m.in.: Prawa narodów do niepodległego bytu s

ą

tak

ś

wi

ę

te i niew

ą

tpliwe (...). Ska

ż

one lub obałamucone jednostki mog

ą

wprawdzie zrzec si

ę

tych praw

dobrowolnie, łudz

ą

c zaborców,

ż

e to czyni

ą

w imieniu całego narodu, głosy takie wszak

ż

e nie odbij

ą

si

ę

nigdy

ż

ywym echem w sercu ludu; brzmie

ć

owszem b

ę

d

ą

zawsze jak fałszywa i wstr

ę

tna nuta, ci

za

ś

, co j

ą

głosz

ą

, pozostan

ą

zawsze w sumieniu narodu podłymi tylko zdrajcami (...). Kto nie

żą

da

niepodległo

ś

ci lub o mo

ż

ebno

ś

ci odzyskania jej zw

ą

tpił, ten nie jest polskim patriot

ą

(...). Warto

przypomnie

ć

,

ż

e tak fałszywie i tak krzywdz

ą

co przedstawiany w podr

ę

czniku prof. Garlickiego

arcybiskup Feli

ń

ski ju

ż

jako 14–letni chłopiec został wci

ą

gni

ę

ty do prac spiskowych Szymona

Konarskiego (wraz z bratem miał si

ę

zaj

ąć

techniczn

ą

cz

ęś

ci

ą

drukarni spiskowej), a uczestnicz

ą

c

czynnie w walkach rewolucji 1848 roku w Pozna

ń

skiem, został ranny pod Miłosławiem.

Niezale

ż

nie od krzywdz

ą

cego przedstawienia postaci arcybiskupa A. Feli

ń

skiego przyczerniony jest

równie

ż

generalnie obraz zachowa

ń

Ko

ś

cioła katolickiego w Polsce w tym okresie. Przewa

ż

aj

ą

ca

cz

ęść

polskich biskupów próbowała przeciwdziała

ć

rusyfikowaniu polskiego

ż

ycia ko

ś

cielnego i cz

ęść

z nich za to srogo płaciła. Np. biskup płocki Kasper Borowski za sw

ą

postaw

ę

w tej sprawie zapłacił w

1869 roku trzynastu latami ci

ęż

kiego wygnania w Permie. Znakomity historyk Marian Kukiel pisał w

swych Dziejach Polski porozbiorowej 1795–1921 (Pary

ż

1983, s. 451),

ż

e w 1870 roku na 15 diecezji

tylko 3 były obsadzone. Działo si

ę

tak głównie na skutek oporu polskich biskupów, którzy nie chcieli

si

ę

podporz

ą

dkowa

ć

władzy Kolegium Duchownego w Petersburgu. Warto przypomnie

ć

równie

ż

tak

niesłusznie zapomnian

ą

posta

ć

administratora archidiecezji warszawskiej Antoniego Białoszewskiego.

W 1861 r. wobec profanacji ko

ś

cioła katedralnego i bernardy

ń

skiego przez

ż

ołnierzy rosyjskich

nakazał on te ko

ś

cioły zamkn

ąć

i opiecz

ę

towa

ć

, a w innych ko

ś

ciołach zawiesił odprawianie wszelkich

nabo

ż

e

ń

stw, dopóki by rz

ą

d nie dał pewnych r

ę

kojmi,

ż

e podobne bezprawia si

ę

nie powtórz

ą

. Został

za to wtr

ą

cony do cytadeli i skazany na

ś

mier

ć

przez rosyjski s

ą

d wojenny (ostatecznie car zamienił

ten wyrok na dwa lata wi

ę

zienia w Bobrujsku). Szkoda,

ż

e prof. Garlicki, tak skory do malowania w

czarnych barwach polskiego Ko

ś

cioła, nie znalazł miejsca w swym podr

ę

czniku dla opisania

znaczenia animowanych przez hierarchów bractw trze

ź

wo

ś

ci, zlikwidowanych ze wzgl

ę

dów

politycznych po kl

ę

sce Powstania Styczniowego.

Ż

e nie znalazł miejsca dla pokazania rozmiarów

represji wobec duchowie

ń

stwa za udział w Powstaniu Styczniowym (prawie 30 ksi

ęż

y ukarano

ś

mierci

ą

, 100 skazano na katorg

ę

, a ogółem represjonowano w ten czy inny sposób a

ż

466

duchownych – wg J. Kłoczowski i in. Zarys dziejów Ko

ś

cioła katolickiego w Polsce, Kraków 1986, s.

236).

Pisz

ą

c o arcybiskupie Feli

ń

skim, A. Garlicki zaznacza,

ż

e taka jak jego lojalna wobec zaborcy postawa

była cz

ę

sta nie tylko w zaborze rosyjskim. Dowodem na to mo

ż

e by

ć

wspomniana równie

ż

ź

niej

przez Autora (s. 144) posta

ć

arcybiskupa gnie

ź

nie

ń

sko–pozna

ń

skiego Mieczysława Ledóchowskiego.

Autor pisze,

ż

e Ledóchowski był “całkowicie oboj

ę

tny wobec sprawy polskiej”. Nawet jednak ten

hierarcha, oboj

ę

tny wobec ruchu polskiego, naraził si

ę

władzom pruskim za “popieranie elementu

polskiego” (wg hasła w PSB, zeszyt 71), nakazuj

ą

c wykład religii w j

ę

zyku polskim w czterech

najni

ż

szych klasach. Po wydaleniu przez pruskich rejentów posłusznych mu katechetów, Ledóchowski

zarz

ą

dził pozaszkolne lekcje religii w j

ę

zyku polskim, wkrótce zakazane przez władze. O tym ju

ż

jednak nie wspomniał prof. Garlicki. Dlaczego ani słowem nie pisze ten “demaskator” tak cz

ę

stego

rzekomo “lojalizmu” hierarchów wobec zaborców o wymownych przykładach jak

ż

e innych postaw ze

strony dostojników Ko

ś

cioła i rzeszy duchownych? Cho

ć

by o tak pi

ę

knej postaci obro

ń

cy polsko

ś

ci w

zaborze pruskim – arcybiskupa gnie

ź

nie

ń

skiego i pozna

ń

skiego Leona Przyłuskiego. Hierarcha ten

stał na czele delegacji polskiej wysłanej wiosn

ą

1848 roku do króla Prus z

żą

daniami oddzielenia

Pozna

ń

skiego od Rzeszy, powierzenia urz

ę

dów Polakom, poszanowania narodowo

ś

ci polskiej.

Arcybiskup Przyłuski nie tylko odegrał wielk

ą

rol

ę

w utrwalaniu polsko

ś

ci w

ż

yciu ko

ś

cielnym, ale

otwarcie wyst

ę

pował z deklaracjami popieraj

ą

cymi walk

ę

Polaków o miejsca w pruskim Landtagu.

Przypomnijmy równie

ż

inn

ą

, jak

ż

e mało dzi

ś

znan

ą

posta

ć

wielkiego obro

ń

cy polsko

ś

ci na

Ś

l

ą

sku,

pochodz

ą

cego z niemieckiej rodziny biskupa–sufragana wrocławskiego Bernarda Bogedaina.

Zarówno w memoriałach do władz, jak i w działalno

ś

ci wizytatorskiej Bogedain konsekwentnie walczył

w obronie j

ę

zyka polskiego (to on zach

ę

cił Karola Miark

ę

do pisana po polsku).

Sam Autor deklaruje w jednym krótkim zdaniu (s. 166): Wielk

ą

rol

ę

w rozbudzaniu i utrwalaniu

ś

wiadomo

ś

ci narodowej odgrywał Ko

ś

ciół. Deklaruje, lecz konsekwentnie przemilcza najwa

ż

niejsze

fakty na ten temat, milczy o postaciach duchownych najbardziej zasłu

ż

onych dla Polski. Szczególnie

jaskrawym przykładem tego typu przemilcze

ń

jest całkowite pomini

ę

cie w podr

ę

czniku Garlickiego

postaci tak zasłu

ż

onego dla polskiej nauki i gospodarki ksi

ę

dza Stanisława Staszica, postaci tak

zasłu

ż

onego dla o

ż

ywienia polskiej działalno

ś

ci gospodarczej w Wielkopolsce ksi

ę

dza Piotra

background image

Wawrzyniaka czy wielkiego obro

ń

cy polsko

ś

ci na

Ś

l

ą

sku ksi

ę

dza Józefa Szafranka. Inna sprawa,

ż

e

cały podr

ę

cznik Andrzeja Garlickiego jest w ogóle wprost klinicznym przykładem przemilcze

ń

i

pomini

ęć

ludzi szczególnie zasłu

ż

onych dla historii polskiej kultury, nauki i gospodarki w XIX wieku. W

podr

ę

czniku zabrakło cho

ć

by jednego zdania na przypomnienie roli odgrywanej po 1815 roku przez

Uniwersytet Wile

ń

ski z takimi wykładowcami jak bracia

Ś

niadeccy czy Joachim Lelewel (Garlicki tylko

informuje jednym zdaniem o zamkni

ę

ciu tego uniwersytetu w 1831 roku). W podr

ę

czniku Garlickiego

zabrakło słowa o roli odegranej w aktywizacji gospodarczej Wielkopolski przez Hipolita Cegielskiego,
Karola Libelta czy gen. Dezyderego Chłapowskiego. Jak oceni

ć

podr

ę

cznik historii Polski, w którym

nie ma w ogóle takich nazwisk jak Jan Matejko, Artur Grottger czy Stanisław Moniuszko. W którym
zabrakło w ogóle nazwisk takich postaci polskiej nauki, jak: Samuel Linde, Oskar Kolberg, Tytus
Chałubi

ń

ski, Oswald Balzer, Karol Olszewski, Zygmunt F. Wróblewski czy Marian Smoluchowski, w

którym całkowicie pomini

ę

to nazwisko wynalazcy lampy naftowej Ignacego Łukasiewicza. W tym

samym czasie, gdy w podr

ę

czniku a

ż

roi si

ę

od ró

ż

nych postaci marginesowych cudzoziemców typu

francuskiego kucharza M.–A. Careme'a czy trzeciorz

ę

dnego malarza J.B. Isabeya. I takie podr

ę

czniki

mamy!

W

ś

ród rozlicznych “szpil” pod adresem Ko

ś

cioła katolickiego w Polsce, zawartych w podr

ę

czniku

Garlickiego, znalazło si

ę

mi

ę

dzy innymi stwierdzenie na s. 206, i

ż

: W latach 80. (chodzi o lata 80. XIX

wieku – J.R.N.) ukazywały si

ę

wrogie

Ż

ydom artykuły w “Niwie” i “Głosie”. Nastroje niech

ę

ci i wrogo

ś

ci

wynikaj

ą

ce te

ż

z nauczania Ko

ś

cioła katolickiego, rozpowszechniaj

ą

cego tez

ę

ukrzy

ż

owania Jezusa

przez

Ż

ydów. Ładnie si

ę

to u Garlickiego nazywa – “teza”! Nie to jednak jest najwa

ż

niejsze. Dlaczego

Garlicki tak łatwo pomawiaj

ą

cy Ko

ś

ciół katolicki o wszelkie mo

ż

liwe zło jako

ś

nie odnotował,

ż

e

wła

ś

nie w latach 80. XIX wieku, a

ś

ci

ś

lej w 1881 roku, katolicki biskup warszawski Antoni Sotkiewicz

starał si

ę

zdecydowanie przeciwdziała

ć

inspirowanym przez władze carskie próbom upowszechniania

anty

ż

ydowskich nastrojów w Warszawie, po zapocz

ą

tkowaniu w Rosji pogromów? Biskup Sotkiewicz

nakazał wywiesi

ć

we wszystkich ko

ś

ciołach warszawskich list pasterski, w którym nawoływał do

spokoju, stwierdzaj

ą

c mi

ę

dzy innymi: Gdyby

ź

li ludzie chcieli was podej

ść

i udaj

ą

c religijn

ą

ż

arliwo

ść

chcieliby was przekona

ć

,

ż

e przeciwko niewiernym powstawa

ć

nale

ż

y, nie dajcie si

ę

łudzi

ć

,

wytrzymajcie dobrze prób

ę

wiary waszej i odrzu

ć

cie zwyci

ę

sko wszelkie podszepty.

Ze zdecydowan

ą

obron

ą

Ż

ydów przeciwko wszelkim formom przemocy wyst

ę

pował polski biskup

Wilna Edward Ropp. W 1905 roku wyszedł na ulice Wilna, aby powstrzyma

ć

popierane przez władze

carskie próby wywołania pogromu. Władze sprowadziły w tym celu specjalnych “pogromszczyków” z
Rosji. Interwencja biskupa Roppa u władz carskich ostatecznie zapobiegła pogromowi. 26 czerwca
1906 r. biskup Ropp ostro pot

ę

pił pogrom

Ż

ydów białostockich, przeprowadzony przez agentów

Ochrany i współdziałaj

ą

cych z nimi Rosjan, bez udziału jakiegokolwiek Polaka.

W poprzednim odcinku pisałem ju

ż

o skrajnym deformowaniu obrazu Ko

ś

cioła katolickiego w

wydanym w 1998 r. podr

ę

czniku dziekana Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego prof.

Andrzeja Garlickiego Historia 1815-1939. Polska i

ś

wiat (podr

ę

cznik dla klas ogólnokształc

ą

cych). Tu

chciałbym szerzej wspomnie

ć

o generalnej wymowie tego strasznego wprost podr

ę

cznika historii,

który ze wzgl

ę

du na ilo

ść

ę

dów merytorycznych i przekłama

ń

zasługuje na miano “antypodr

ę

cznika”.

Na pewno jest to podr

ę

cznik, który sw

ą

ogromnie pesymistyczn

ą

wizj

ą

dziejów Polaków,

pokazywanych jako naród zupełnych “nieudaczników” mo

ż

e tylko na trwałe zniech

ę

ci

ć

uczniów do

zajmowania si

ę

histori

ą

własnego narodu. Szczególnie widoczne jest to w przedstawianym u

Garlickiego w karykaturalnym

ś

wietle obrazie powsta

ń

, Garlicki stara si

ę

maksymalnie

pomniejszych ich dokonania i pozytywne skutki (np. uzyskanie dzi

ę

ki Powstaniu Styczniowemu

przez chłopów polskich uwłaszczenia na du

ż

o korzystniejszych warunkach ni

ż

rosyjscy), roli powsta

ń

w kształtowaniu polskiej

ś

wiadomo

ś

ci narodowej etc. Za to tym mocniej eksponuje wył

ą

cznie koszty

pokazywanych jako bezmy

ś

lne powsta

ń

, przy okazji dokładaj

ą

c co nie miara polskimi powsta

ń

com,

pisz

ą

c o stosunkach panuj

ą

cych wewn

ą

trz

ś

rodowisk powsta

ń

czych w dobie Powstania Styczniowego

jako “polskim piekle” etc.

Nie zwyci

ę

stwa a potyczki

Chciałbym prosi

ć

czytelników na wst

ę

pie o troch

ę

cierpliwo

ś

ci przy lekturze kilku szczegółowych

kwestii, pokazuj

ą

cych metody manipulowania opisami wydarze

ń

przez Garlickiego. Ilustruj

ą

one jak

background image

bardzo autor ten jest skłonny do ci

ą

głego pomniejszania sukcesów polskich, i tym wi

ę

kszego

eksponowania wszelkich słabo

ś

ci.

Po zwyci

ę

stwie polskim pod Stoczkiem, a na krótko przed bitw

ą

pod Grochowem doszło do paru

zwyci

ę

skich dla wojsk polskich star

ć

z oddziałami carskimi: pod Dobrem (17 lutego) i pod Wawrem (18

lutego). Prof. Józef A. Gierowski (Historia Polski 1505-1864, cz. 2, Warszawa 1978, s. 260) pisał o
pomy

ś

lnych dla polskiej strony starciach pod Dobrem i Wawrem, akcentuj

ą

c,

ż

e: Podniosły one

powa

ż

nie na duchu powsta

ń

ców. W Dziejach Polski pod red. prof. J. Topolskiego (Warszawa 1976, s.

471) czytamy,

ż

e w dwóch kolejnych bitwach pod Dobrem i Wawrem Polacy zadawali powa

ż

ne straty

id

ą

cym w awangardzie korpusom rosyjskim. Najsłynniejszy polski historyk wojskowo

ś

ci prof. Marian

Kukiel (Dzieje Polski porozbiorowej 1795-1921, Paris 1983, s. 242) pisał, i

ż

: pod Dobrem Skrzynecki w

boju z korpusem litewskim Rosena odniósł powa

ż

ny sukces. O niczym takim nie dowiemy si

ę

z

ksi

ąż

ki Garlickiego. Pisze on tylko (s. 38): Dwa dni pó

ź

niej doszło do potyczki pod Kałuszynem i

Dobrem, gdzie jako dowódca wyró

ż

nił si

ę

gen. Skrzynecki.

Polacy przegrali bitw

ę

pod Olszynk

ą

Grochowsk

ą

Bitwa pod Grochowem ze słynnymi bohaterskimi bojami Polaków pod Olszynk

ą

Grochowsk

ą

urosła do

rangi wielkiego patriotycznego symbolu (krzy

ż

yki robione z drzewa olszyny były noszone jako relikwie

narodowe).

W Dziejach Polski prof. Topolskiego (s. 417) pisze si

ę

,

ż

e: Dla Polaków rezultat bitwy był sukcesem;

armia rosyjska zmuszona wycofa

ć

była si

ę

. Prof. Gierowski pisze (op.cit., s. 260), i

ż

: wskutek ci

ęż

kich

strat (9400 przy 7300 polskich) Dybicz musiał zrezygnowa

ć

ze szturmu i wycofał si

ę

spod Warszawy.

Bitwa grochowska nie przyniosła rozstrzygni

ę

cia. Garlicki powtarza: Polacy bitw

ę

przegrali, “po

przegranej bitwie”. Wreszcie tłumaczy: Dybicz nie był zdolny wykorzysta

ć

zwyci

ę

stwa tym,

ż

e armia

rosyjska była wygłodzona, schorowana i pozbawiona woli walki. A wi

ę

c głód i choroby, a nie m

ę

stwo i

ci

ęż

kie straty zadane przez Polaków (!). Ta maniera pisania b

ę

dzie si

ę

u Garlickiego powtarzała

jeszcze niejednokrotnie, je

ś

li polskie zwyci

ę

stwo; je

ś

li rosyjski czy sowiecki odwrót, to nie na

skutek polskiego m

ę

stwa i umiej

ę

tno

ś

ci walki, lecz głównie dzi

ę

ki temu,

ż

e Rosjanie czy

Sowieci byli ju

ż

zbyt wyczerpani, mieli nazbyt wydłu

ż

one linie etc.

Bezrozumne Powstanie Listopadowe

Autor konsekwentnie przyczernia obraz Powstania Listopadowego, przedstawiaj

ą

c go jako

bezrozumne i prowadz

ą

ce tylko do zgubienia Polski. Wizj

ę

t

ę

maj

ą

tym mocniej utrwali

ć

wprowadzone przez Garlickiego zafałszowania maj

ą

ce na celu raz na zawsze zniech

ę

ci

ć

korzystaj

ą

cych z jego podr

ę

cznika uczniów do przedstawianych jako głupich a bezwzgl

ę

dnych

powsta

ń

ców. Jaskrawym przykładem tego typu zabiegów Garlickiego jest umieszczenie na s. 34

uwagi o generale Stanisławie Potockim zabitym przez powsta

ń

ców w noc listopadow

ą

: Generał

Stanisław Potocki, wezwany, aby obj

ąć

dowództwo, odpowiedział: “Dzieci, uspokójcie si

ę

, został wi

ę

c

zabity”. A wi

ę

c z jednej strony mamy – według Garlickiego – wielce dobrotliwego i zatroskanego o los

młodych

ż

ołnierzy generała, a z drugiej – powsta

ń

ców pokazanych jako głupawych sadystów,

morduj

ą

cych tak dobrego generała. Było dokładnie inaczej. Po słowach gen. Potockiego: Dzieci

uspokójcie si

ę

! Powsta

ń

cy lekkomy

ś

lnie pozwolili mu odjecha

ć

- z fatalnymi skutkami dla Powstania.

W ci

ą

gu nocy generał Potocki zd

ąż

ył namowami w ró

ż

nych punktach miasta przeci

ą

gn

ąć

na stron

ę

wielkiego ksi

ę

cia Konstantego przeciw powstaniu około 1000 polskich

ż

ołnierzy. Co wi

ę

cej, to on

apelował do w.ks. Konstantego w ow

ą

noc, aby jak najszybciej u

ż

ył przeciw powsta

ń

com wojska

moskiewskiego, bo na wojsko polskie nie ma co rachowa

ć

. Akcentował: niech wielki ksi

ążę

rzuci cała

jazd

ę

na ulice, niech szwadrony kłusem zmiataj

ą

, co tylko napotkaj

ą

. W ci

ą

gu nocy doprowadził do

aresztowania ppor. J. Przyborowskiego i zabrania wiezionej przez niego fury z amunicj

ą

ostr

ą

dla

powsta

ń

ców, próbował aresztowa

ć

b. wi

ęź

nia, akademika Szyma

ń

skiego, którego posłany przez

niego

ż

andarm ci

ą

ł w rami

ę

. Po wszystkich tych “wyczynach” antypowsta

ń

czych, gdy kolejny raz

miotał si

ę

, próbuj

ą

c kolejne kompanie

ż

ołnierzy obróci

ć

przeciw postaniu, zgin

ą

ł od kuli powsta

ń

czej.

Stało si

ę

to jednak po ogromnych szkodach wyrz

ą

dzonych przez niego Powstaniu, gdy - jak pisał

Mochnacki - sprowadził z drogi powinno

ś

ci wzgl

ę

dem ojczyzny sze

ść

kompanii wyborowych.

background image

Na s. 41 podr

ę

cznika Garlickiego znajdujemy inny skrajny przejaw przyczerniania obrazu Powstania

Listopadowego. Pisz

ą

c o samos

ą

dzie w nocy 15 sierpnia 1831 r., Garlicki pisze: Pojawiły si

ę

pogłoski

o spisku w

ś

ród generałów. Aresztowano Jana Hurtiga, Antoniego Sałackiego, Ludwika Bukowskiego i

Antoniego Jankowskiego. Nie znaleziono przeciw nim

ż

adnych dowodów, ale obawiano si

ę

,

ż

e ich

wypuszczenie spowoduje wybuch nienawi

ś

ci (...). W Warszawie pojawiły si

ę

plotki o

przygotowywanym przez konserwatystów zamachu stanu, co wzburzyło ulic

ę

. W nocy 15 sierpnia tłum

zaatakował Zamek, gdzie przetrzymywani byli oskar

ż

ani o zdrad

ę

wi

ęź

niowie i dokonał samos

ą

du,

wieszaj

ą

c ich na latarniach. Podobne akty miały miejsce tak

ż

e przed innymi wi

ę

zieniami. O

ś

wicie

rozpocz

ę

ły si

ę

rabunki sklepów i mieszka

ń

, do

ść

szybko zreszt

ą

powstrzymane przez siły

porz

ą

dkowe. Ofiarami samos

ą

dów padły 34 osoby.

S

ą

dz

ą

c po takim opisie, “rozwydrzony” tłum powiesił w samos

ą

dzie zupełnie niewinnych

wi

ęź

niów, i to a

ż

34 osoby. Na dodatek – jak wida

ć

- samos

ą

dowi towarzyszyły rabunki, co najlepiej

dowodzi, jakiego typu hałastra wzi

ę

ła udział w całej akcji. Prawda jest za

ś

z gruntu odmienna.

Ż

aden

samos

ą

d nie jest oczywi

ś

cie mo

ż

liwy do usprawiedliwienia, ale o tym,

ż

e do niego doszło,

zadecydował gniew pospólstwa oburzonego ci

ą

głym odkładaniem rozprawy s

ą

dowej w sprawie

aresztowanych kilku generałów i wielkiej liczby szpicli. Garlicki całkowicie przemilcza fakt,

ż

e

czterej wi

ę

zieni generałowie cieszyli si

ę

– nie bez uzasadnienia – powszechn

ą

niech

ę

ci

ą

.

Generał Hurtig był niegdy

ś

tyranem dla wi

ę

zionych podoficerów w Zamo

ś

ciu. Generała

Sałackiego Maurycy Mochnacki nazywał “duchem moskiewskim” i oskar

ż

ał o tajn

ą

korespondencj

ę

z rosyjskimi dowódcami. Generała Jankowskiego i jego szwagra Bukowskiego

oskar

ż

ano o kl

ę

sk

ę

tzw. wyprawy łysobyckiej,

ś

wiadome nieudzielenie pomocy walcz

ą

cemu z

Rosjanami generałowi Turnie. Co najwa

ż

niejsze jednak, dominuj

ą

c

ą

cz

ęść

z 34 ofiar samos

ą

du

tłumu stanowili najobrzydliwsi szpicle dawnej policji, donosiciele typu Macrotta, Schelya,
Gruberga, Birnbauma. O tym,

ż

e tłum tak krwawo m

ś

cił si

ę

wła

ś

nie na znienawidzonych

szpiclach i donosicielach, Garlicki nie wspomina ani słowa. By

ć

mo

ż

e, zgodnie z ulubion

ą

przez

siebie zasad

ą

tropienia wsz

ę

dzie “polskiego semityzmu” Garlicki uwa

ż

a,

ż

e samos

ą

d tłumu jest tym

bardziej godny pot

ę

pienia,

ż

e powieszono rozlicznych szpiclów pochodzenia

ż

ydowskiego. Có

ż

jednak

mo

ż

na poradzi

ć

na fakt,

ż

e tacy

ż

ydowscy donosiciele, jak: Joel Birnbaum, Mateusz Schley czy

Ludwik Grunberg byli powszechnie znienawidzeni, nie z powodu swego pochodzenia, a z wyj

ą

tkowych

szpiclowskich “zasług”. Niech Garlicki przeczyta cho

ć

by biogram Joela Moj

ż

esza Birnbauma w

Polskim Słowniku Biograficznym (Kraków 1936, t. II, s. 106), gdzie pisze si

ę

o tym, jak Birnbaum

dopuszczał si

ę

niezwykłych nadu

ż

y

ć

(...) zn

ę

cał si

ę

nad aresztowanymi, zarz

ą

dzaj

ą

c wi

ę

zieniem

ratuszowym. Nie

ź

le “zasłu

ż

yli si

ę

” swymi donosami równie

ż

rozliczni inni powieszeni przez lud szpicle,

tacy jak m.in. Czy

ż

yk Herszke Jednor

ą

czka, Ejzyk Lewkowicz Szwarc, Fajwel Jekowicz, Jozek

Jekowicz, Feuchel Herszkowicz, Leiba Gerszkowicz Fauchet, Haim Abramowicz, Leyba Jekowicz
Kusek, Icek Mittelman, Mordko Chaim, Michel Moszkowicz M

ę

d

ż

ak, Abraham Moszkowicz, Berek

Blinnenkranz, Icek Mittelman, Koim Lewkowicz (por. szerzej uwagi we wspomnieniach W.
Zwierkowskiego Rys powstania, walki i działa

ń

Polaków 1830 i 1831 roku, Warszawa 1973, s. 428-

431).

Tylko

ż

e przypomnienie pełnej historii antypolskich łajdactw popełnionych przez powieszonych szpicli

ż

ydowskich w słu

ż

bie w.ks. Konstantego zadaje całkowity kłam z tak

ą

lubo

ś

ci

ą

powtarzanej tezie A.

Garlickiego. Pi

ę

tnuj

ą

c przy rozlicznych okazjach w swej ksi

ąż

ce rzekomy “antysemityzm” polski

(jeszcze powróc

ę

do tej sprawy w nast

ę

pnym odcinku), Garlicki tym bardziej gromko zapewnia (m.in.

s. 301, 302), i

ż

ż

ydowska społeczno

ść

była ogromnie lojalna wobec pa

ń

stwa polskiego. Dziwnie

przy tym w całej swej ksi

ąż

ce przemilcza prawdziwie lojalnych

Ż

ydów czy wr

ę

cz wybitnych

polskich patriotów, ani słowem nie wspominaj

ą

c o rabinie Meiselsie, Askenazym czy

Feldmanie.

Oczernianie dowódców Powstania Styczniowego

W czasie Powstania Styczniowego powsta

ń

cy odnie

ś

li zwyci

ę

stwo w jednej z najkrwawszych bitew

całego powstania – bitwie pod Grochowiskami. Prof. Kieniewicz (Powstanie Styczniowe, Warszawa
1983 r., s. 435) pisał, i

ż

: Powsta

ń

cy utrzymali si

ę

na placu boju, pobili silniejszego przeciwnika.

Garlicki zamiast napisa

ć

o zwyci

ę

stwie Polaków, pisze: Rosjanie nie odnie

ś

li zwyci

ę

stwa i odst

ą

pili...

Najsłynniejszym wodzem Powstania Styczniowego w jego najtrudniejszej fazie, od ko

ń

cowych

miesi

ę

cy 1863 roku był generał Józef Hauke-Bosak. Marian Kukiel (op.cit., s. 416) pisał z prawdziwym

background image

entuzjazmem o gen. Hauke-Bosaku: Wielki talent kierowniczy i wielkie serce, oddany sprawie Polski i
jej ludu, umiał trafi

ć

jak Ko

ś

ciuszko i do ludu, i do

ż

ołnierza. Zebrał i zorganizował siły do

ść

powa

ż

ne,

by stworzy

ć

szkielet korpusu, oddziały jego zamieni

ć

w regularne wojsko, uzbroi

ć

nale

ż

ycie i bi

ć

si

ę

do

upadłego. Zanim rozbito oddziały Hauke-Bosaka, wódz ten zdołał osi

ą

gn

ąć

szereg cennych

zwyci

ę

stw: pod Oci

ę

skami, Chmielnikiem, Hut

ą

Szczeci

ń

sk

ą

, Ił

żą

. Rz

ą

d “czerwonych” dokonał wi

ę

c

bardzo trafnego wyboru.

Co z tego wszystkiego mamy u Garlickiego? Otó

ż

czytamy (s. 125),

ż

e: tylko jeszcze w

Sandomierskiem i Kieleckiem działał gen. Józef Hauke, u

ż

ywaj

ą

cy pseudonimu “Bosak”. Działał (!).

Nie walczył, nie odnosił zwyci

ę

stw w najtrudniejszym okresie, nie dokonywał cudów

organizacyjnych, by przekształci

ć

partyzantów w regularne wojsko, działał. Stron

ę

dalej

dowiadujemy si

ę

o rozbiciu korpusu Hauke-Bosaka. I wszystko. Tak wygl

ą

da opisywany na ponuro

przez Garlickiego przebieg polskiej historii.

Mało zach

ę

caj

ą

co wygl

ą

da kre

ś

lony przez Garlickiego z odpowiednim nasyceniem odcieni czerni

portret generała Mariana Langiewicza, najsłynniejszego dowódcy z pierwszych miesi

ę

cy Powstania

Styczniowego. Czytamy u Garlickiego (s. 188) – “biali” postanowili uczyni

ć

dyktatorem Mariana

Langiewicza. Działał w Sandomierskiem i cho

ć

nie odniósł tam szczególnych sukcesów, to okazał si

ę

zr

ę

cznym partyzantem, skutecznie wymykaj

ą

cym si

ę

Rosjanom. Miał rewolucyjny

ż

yciorys, bo walczył

pod Garibaldim, ale równocze

ś

nie na terenach, które kontrolował nader surowo traktował chłopów,

wieszaj

ą

c ich za rzekome zdrady. Chłopi odpłacali mu pi

ę

knym za nadobne, nie ostrzegaj

ą

c o

nadchodz

ą

cych wojskach rosyjskich.

Porównajmy ten opis Garlickiego z biogramem Langiewicza w Polskim Słowniku Biograficznym
(Wrocław 1971, zeszyt 71, s. 503-504). Autorka biogramu – Helena Rzadkowska pisała o Langiewiczu
m.in., i

ż

w czasie kampanii neapolita

ń

skiej odznaczył si

ę

m

ę

stwem i wytrwało

ś

ci

ą

nagrodzon

ą

osobist

ą

sympati

ą

i zaufaniem Garibaldiego, krzy

ż

em wojskowym i stopniem oficera (...). W obozie w

W

ą

chocku, dok

ą

d przybył 23/24 I (1863 r. – J.R.N.) zgromadził ok. 1400 ludzi, z których sformował

oddziały piechoty, jazd i słu

ż

b; prowadził intensywne szkolenie. Zało

ż

ył kancelari

ę

sztabow

ą

, abilans,

fabryczk

ę

broni, giserni

ę

, drukarni

ę

. (To wszystko zrobił w ci

ą

gu zaledwie 10 dni – J.R.N.). Liczne

wizyty z pobliskiej Galicji, korespondencje prasy przyczyniły obozowi rozgłosu, pisano o nim w całym
kraju i za granic

ą

. Ju

ż

jednak po dziesi

ę

ciu dniach skierował si

ę

przeciw niemu koncentryczny atak

wojsk carskich, który doprowadził do krwawych star

ć

mi

ę

dzy 1 a 3 lutego (Błoto, Bzin, Suchedniów,

W

ą

chock) (...). Po odparciu ataku ze strony Słupi Nowej i

Ś

w. Krzy

ż

a (11 lutego) Langiewicz wycofał

si

ę

w porz

ą

dku na południe i pod Staszowem 17 lutego odrzucił pojazd nieprzyjacielski (...).

Zaskoczony (pod Małogoszcz

ą

) 24 lutego przez 3 kolumny rosyjskie, wydostał si

ę

Langiewicz z

okr

ąż

enia pomimo nowych stra,t (...) odparł nieprzyjaciela pod Pieskow

ą

Skał

ą

(4 marca), a z

powodzeniem atakował go w Skale (5 marca).

W ci

ą

gu sze

ś

ciotygodniowej kampanii dał Langiewicz dowód wytrwało

ś

ci, wyró

ż

nił si

ę

umiej

ę

tno

ś

ci

ą

zr

ę

cznego manewrowania i talentem organizacyjnym. Szwankowało wprawdzie w jego oddziale

zarówno rozpoznanie, jak i zaopatrzenie, niemniej fakt,

ż

e tylko jego oddział ostał si

ę

po kl

ę

skach

lutowych, zwrócił na Langiewicza uwag

ę

kraju i zagranicy (...). Langiewicz stał si

ę

narodowym

bohaterem (...). Na zaj

ę

tych obszarach zaprowadzał władze powsta

ń

cze i ogłaszał dekrety

uwłaszczeniowe. Stosował rewolucyjne

ś

rodki rekwizycji w dworach

ż

ywno

ś

ci, broni, odzie

ż

y, fura

ż

u i

innych przedmiotów przydatnych wojsku, rozkazał rekwirowa

ć

gotówk

ę

w kasach rz

ą

dowych i

publicznych na cele powsta

ń

cze (...). 9 marca pot

ę

pił szlacht

ę

za biern

ą

postaw

ę

.

Nauczony na podr

ę

cznikach z PRL-u

Garlicki opierał swój os

ą

d na dawnych PRL-owskich podr

ę

cznikach, niech

ę

tnych Langiewiczowi,

popieranego nie przez ulubionych w PRL-u “czerwonych”, lecz przez “białych”. Rzodkowska pokazuje,

ż

e Langiewicz, surowy wobec tych chłopów, którzy byli niech

ę

tni powstaniu, równocze

ś

nie

konsekwentnie ogłaszał dekrety uwłaszczeniowe i wcale nie był pobła

ż

liwy wobec tych osób ze

szlachty, które wymigiwały si

ę

od wsparcia Powstania.

Garlicki, który jako

ś

nie znalazł miejsca “na opisanie cho

ć

by cz

ęś

ci wspomnianych wy

ż

ej” sukcesów

Langiewicza, szeroko rozpisuje si

ę

na temat intrygi “białych”, którzy na podstawie sfałszowanych

pełnomocnictw, dostarczonych przez niejakiego Grabowskiego, dokonali “swoistego zamachu stanu”,

background image

powołuj

ą

c Langiewicza na dyktatora. I znów dla Garlickiego nie ma wi

ę

kszego znaczenia,

ż

e wła

ś

nie

Langiewicz był tym dowódc

ą

powsta

ń

czym, który w czasie pierwszego okresu walk najbardziej

zasłu

ż

ył na kierownicze stanowisko dowódcze. Intryga, intryga – ot, jedyne wytłumaczenie.

Przypomn

ę

,

ż

e w syntezie dziejów Polski pod red. prof. J. Topolskiego (op.cit., s. 492) pisano:

Powstała my

ś

l obwołania dyktatora. Człowiekiem najbardziej nadaj

ą

cym si

ę

na to stanowisko był (...)

Marian Langiewicz.

Zakłamywanie Langiewicza

W dalszej partii tekstu Garlicki znów rozpisuje si

ę

nad mało istotnymi przepychankami personalnymi

wewn

ą

trz Powstania, opisuje jak to członkowie rz

ą

du przysłali list do dyktatora, w którym

Grabowskiego, który informował o pełnomocnictwach dla Langiewicza, nazwali “awanturnikiem,
oszustem i szalbierzem”. Epizod z Grabowskim, nieprzyjemny dla dziejów Powstania, ale drobny
margines wydarze

ń

, jest u Garlickiego rozdmuchany do niesko

ń

czono

ś

ci. Z postaci

ą

drobnego

nikczemnika – Grabowskiego - spotykamy si

ę

u Garlickiego a

ż

w 3 ró

ż

nych miejscach (s. 118,119-

121), podczas gdy z całego podr

ę

cznika nie dowiemy si

ę

nigdzie o tak

ś

wietnych nazwiskach

dowódców powsta

ń

czych, jak: Dionizy Czachowski, Marcin Lelewel-Borelowski, Ludwik

Ż

ychli

ń

ski,

Zygmunt Chmielewski, Edmund Taczanowski czy o komisarzu pełnomocnym Rz

ą

du Narodowego na

Litwie – Konstantym Kalinowskim. I to s

ą

wła

ś

nie proporcje, to jest “obiektywizm” a la Garlicki.

I jeszcze jeden “typowy” fragment “garlicczyzny”. Informuj

ą

c o wyruszeniu Langiewicza 11 marca w

stron

ę

Gór

Ś

wi

ę

tokrzyskich, Garlicki jak mo

ż

e dobiera czarnych kresek dla opisu jego oddziałów,

pisz

ą

c: Jego oddział był licz

ą

c

ą

ok. 3 tysi

ę

cy zbieranin

ą

z ró

ż

nych wcze

ś

niej rozbitych oddziałów.

Zaledwie jedna trzecie

ż

ołnierzy miała bro

ń

paln

ą

. Karno

ść

i dyscyplina pozostawiały wiele do

ż

yczenia. Tak opisawszy oddział Langiewicza, opisuje jego starcie z wojskiem rosyjskim koło

Grochowisk, akcentuj

ą

c: Liczebnie Rosjanie mieli niewielk

ą

przewag

ę

(ich wojska liczyły 3500 ludzi i

6 dział), ale w wyszkoleniu i uzbrojeniu mieli przewag

ę

mia

ż

d

żą

c

ą

. Opis ko

ń

czy - jak ju

ż

wcze

ś

niej

wspomniałem – nieprawdziwym twierdzeniem: Rosjanie nie odnie

ś

li zwyci

ę

stwa, odst

ą

pili. Otó

ż

zwyci

ę

stwo odnie

ś

li Polacy, jak to podkre

ś

lił cho

ć

by najsłynniejszy znawca Powstania Styczniowego

prof. S. Kieniewicz.

Czego nie zauwa

ż

a Garlicki

I jak wytłumaczy Garlicki to zwyci

ę

stwo polskiej “zbieraniny”, pozbawionej karno

ś

ci i dyscypliny nad

wojskami rosyjskimi maj

ą

cymi “mia

ż

d

żą

c

ą

przewag

ę

”? Czy

ż

by kolejny raz “nie zauwa

ż

ył”, bo nie

chciał “zauwa

ż

y

ć

”,

ż

e w walce cz

ę

stokro

ć

liczyło si

ę

nie tylko wyszkolenie i uzbrojenie, ale tak

ż

e

zabrakło mu miejsca na stwierdzenie,

ż

e na dzie

ń

przed bitw

ą

pod Grochowiskami gen. Langiewicz

zwyci

ę

sko odparł atak rosyjski w bitwie pod Chrobrzem, gdzie zmusił carskiego generała Czengierego

do odwrotu.

O zwyci

ę

stwie Polaków nad przewa

ż

aj

ą

cymi siłami Rosjan zadecydował

ś

wietny atak pułkownika

D

ą

browskiego i Rochebruna na czele kosynierów i

ż

uawów na piechot

ę

rosyjsk

ą

. Tyle

ż

e o m

ę

stwie

powsta

ń

ców "nasz" Autor jako

ś

bardzo, ale to bardzo nie lubi wspomina

ć

.

Wybielacz rzeczników podległo

ś

ci Rosji

Autor tak skłonny do wybielania niezłomnych rzeczników podległo

ś

ci Rosji (typu gen.

Stanisława Potockiego) bywa o wiele mniej wyrozumiały, wr

ę

cz zjadliwy, w odniesieniu do

ludzi nurtu patriotycznego. Adiutantk

ę

Langiewicza Helen

ę

Pustowójtówn

ę

przedstawia (s. 119)

zło

ś

liwie, wył

ą

cznie jako niedoszł

ą

Emili

ę

Plater, wyst

ę

puj

ą

c

ą

w pogardliwym powiedzeniu:

uciekł z kasa i dziewczyn

ą

do interny austriackiej. Od prof. S. Kiniewicza (Powstanie styczniowe,

Warszawa 1998, s. 436) Autor mógłby si

ę

dowiedzie

ć

,

ż

e Pustowójtówna odbyła odwa

ż

nie cał

ą

kampani

ę

Langiewicza. Z biogramu Pustowójtównej w PSB, zeszyt 122, s. 433 pióra S. Kieniewicza

dowiedziałby si

ę

m.in.,

ż

e: Liczne

ś

wiadectwa stwierdzaj

ą

odwa

ż

ne zachowanie si

ę

Pustowójtówny na

polu bitwy; roznosiła konno rozkazy w

ś

ród

ś

wistu kul; pod Małogoszcz

ą

, Chrobrzem, Grochowiskami

słowem i przykładem podtrzymywała odwag

ę

kosynierów. Podczas długiego pobytu na emigracji – wg

biogramu prof. Kiniewicza - m.in. pracowała ochotniczo jako sanitariuszka w czasie obl

ęż

enia Pary

ż

a

background image

w 1870-1871 roku. W czasie Komuny wstawiała si

ę

u Jarosława D

ą

browskiego za uwi

ę

zionym

arcybiskupem G. Darboy i uzyskała zgod

ę

na ewakuacj

ę

grupy zakonnic z Pary

ż

a do Wersalu.

Wydawałoby si

ę

,

ż

e Garlicki, tak krytyczny wobec powsta

ń

, które pokazuje jako bezsensowne

rzucanie si

ę

przeciw pot

ęż

nemu wrogowi, tym mocniej zaakcentuje znaczenie pracy organicznej,

podnoszenie Narodu wzwy

ż

drog

ą

rozwoju gospodarczego, osi

ą

gni

ęć

kultury. Mogłoby to pokaza

ć

,

ż

e

Polacy co

ś

jednak robili w XIX wieku i Garlicki po prostu

ż

ałuje,

ż

e wszyscy nie postawili na drog

ę

pokojowych, stopniowych działa

ń

, zamiast walki. Szybko okazuje si

ę

,

ż

e Garlicki faktycznie odnosi si

ę

ze skrajnym lekcewa

ż

eniem i dezynwoltur

ą

równie

ż

i do tych pokojowych działa

ń

, pomija ogromn

ą

cz

ęść

osób najbardziej zasłu

ż

onych dla rozwoju polskiej gospodarki i kultury w okresie od 1815 do

1919 roku.

Czy

ż

mo

ż

na w ogóle uzna

ć

normalny, spełniaj

ą

cy minimalne cho

ć

by wymogi, podr

ę

cznik dla

szkół

ś

rednich ksi

ąż

k

ę

Garlickiego, w której pisz

ą

c o historii od 1815 roku całkowicie pomija

si

ę

rol

ę

odgrywan

ą

po 1815 r., przez Uniwersytet Wile

ń

ski z takimi wykładowcami, jak bracia

Ś

niadeccy czy Joachim Lelewel. W której całkowicie przemilcza si

ę

rol

ę

odgrywan

ą

w aktywizacji

gospodarczej Polaków w Wielkopolsce przez Hipolita Cegielskiego, Karola Libelta czy Piotra
Wawrzyniaka.
W której całkowicie pomija si

ę

nazwiska takich budzicieli polsko

ś

ci w zaborze pruskim,

jak: Karol Miarka, Józef Lompa, Krzysztof Mrongowiusz czy Gustaw Gizewiusz. W którym nie ma
w ogóle takich nazwisk, jak: Jan Matejko, Artur Grottger czy Stanisław Moniuszko. W której
zabrakło w ogóle nazwisk takich postaci polskiej nauki, jak: Stanisław Staszic, Samuel Linde,
August Cieszkowski, Bronisław Trentowski, Oskar Kolberg, Tytus Chałubi

ń

ski, Marceli Nencki,

Karol Olszewski, Zygmunt F. Wróblewski, Marian Smoluchowski czy Oswald Balzer. W której
całkowicie pomini

ę

to wynalazc

ę

lampy naftowej Ignacego Łukasiewicza i zało

ż

yciela słynnej szkoły

kształc

ą

cej in

ż

ynierów – Hipolita Wawelberga. Autor nie wspomniał ani słowem o tak zasłu

ż

onych

dla nauki postaciach polskiej emigracji, jak: Ignacy Domeyko, Edmund Strzelecki czy Józef Hoene-
Wro

ń

ski. O tak wybitnych zesła

ń

cach-badaczach, jak: Benedykt Dybowski, Jan Czerski czy

Aleksander Czekanowski.

Fałszerz historii Polski

Trudno zrozumie

ć

dziwn

ą

“wybiórczo

ść

”, z jak

ą

Autor selekcjonuje informacje podawane w swoim

podr

ę

czniku. Na s. 23 pisze np. o powstaniu w 1816 r. Szkoły Górniczej w Kielcach, ale pomija fakt,

ż

e

zało

ż

ył j

ą

ksi

ą

dz Stanisław Staszic. Na tej

ż

e s. 23 pisze o zało

ż

eniu Instytutu Agronomicznego w

Marymoncie w 1818 r., a pomija informacj

ę

o roli odnowionego Uniwersytetu Wile

ń

skiego w okresie do

1830 r. O tym,

ż

e Uniwersytet Wile

ń

ski i Liceum Krzemienieckie istniały dowiadujemy si

ę

u prof.

Garlickiego wył

ą

cznie z informacji o ich zamkni

ę

ciu po upadku powstania (s. 43). Nie rozumiem,

dlaczego autor, pisz

ą

c o organizacjach konspiracyjnych w

ś

rodowiskach gimnazjalistów klas starszych

i w

ś

ród studentów (s. 30), nie wymienia w ogóle nazwy filaretów i filomatów. Za to tym ch

ę

tniej

eksponuje pozytywn

ą

rol

ę

masonerii (s. 23).

Przez swoje

ż

enuj

ą

ce pomini

ę

cia i przemilczenia Garlicki stwarza jak

ż

e fałszywy obraz rzekomego

fatalnego zaprzepaszczenia przez Polaków całego okresu od 1815 roku do odzyskania niepodległo

ś

ci

w 1918 roku. Taki ponury obraz polskich dokona

ń

czy raczej niedokona

ń

mo

ż

e wywoła

ć

u uczniów

tylko deprymuj

ą

ce uczucia wstydu i pesymizmu z powodu tak słabego dorobku własnego narodu.

Tego typu odczucia sprzeczne z prawd

ą

o faktycznym bilansie polskich działa

ń

XIX wieku s

ą

skrajnie

antywychowawcze. Efekt tego typu “pisarstwa” prof. Garlickiego mo

ż

na by porównywa

ć

z uwagami

Teodora Tomasza Je

ż

a, zarzucaj

ą

cymi sta

ń

czykom, i

ż

z ogrodu pełnego kwiatów wynie

ś

li tylko osty i

badyle. Sta

ń

czycy jednak swoje refleksje wyra

ż

ali w odró

ż

nieniu od prof. Garlickiego w bardzo

ż

ywej,

barwnej stylistyce, a obalaj

ą

c jedne wzorce, troszczyli si

ę

o upowszechnienie innych. Obawiam si

ę

,

ż

e

lektura podr

ę

cznika prof. Garlickiego nie zach

ę

ci do na

ś

ladowania

ż

adnych wzorców, a raczej

wzbudzi tylko poczucie obrzydzenia do tak “nieudacznikowskiej” rzekomo rodzimej historii.

By

ć

mo

ż

e, niektórych szokuje ostro

ść

, z jak

ą

pi

ę

tnuj

ę

haniebne zniekształcanie historii przez Janusza

A. Majcherka, Andrzeja Garlickiego czy zniesławiaczy postaci bohaterskiego przeora ks. A.
Kordeckiego. A mnie szokuje powszechna niemal oboj

ę

tno

ść

, z jak

ą

toleruje si

ę

obelgi rzucane

background image

na naszych przodków, pomniejszanie lub nawet całkowite zacieranie ich zasług dla Polski, ich
walki, m

ę

cze

ń

stwa, dokona

ń

. Przecie

ż

ci pomniejszyciele dawnych, wielkich Polaków wchodz

ą

brudnymi butami do polskiej duszy i depcz

ą

najpi

ę

kniejsze polskie tradycje, to za co walczyły i w imi

ę

czego umierały miliony Polaków. Bezkarnie atakuje si

ę

to wszystko, co było wzniosłe i pi

ę

kne w

naszej pami

ę

ci, szczególnie ohydnie opluwaj

ą

c tych, co byli najlepszymi Polakami w najbardziej

ponurych dla nas czasach. Jak wyja

ś

ni

ć

na przykład zajadło

ść

, z jak

ą

próbuje si

ę

zniesławia

ć

Rejtana,

symbol nieugi

ę

tego samotnego oporu wobec zaborczej przemocy.

Rejtan to "maniak"

Dziennikarka "Gazety Wyborczej" Teresa Bogucka posun

ę

ła si

ę

do nazwania Rejtana maniakiem

(por. "Magazyn Gazety Wyborczej" z 21 marca 1997 r.). Jak wiadomo, Rejtan, próbuj

ą

c zapobiec

uchwaleniu traktatu rozbiorowego, rozpaczliwie wołał do innych posłów: Kto kocha Boga, kto wierny
Ojczy

ź

nie, niech jej nie odst

ę

puje, wszak widzicie,

ż

e idzie tu o zniszczenie praw jej najdro

ż

szych.

Człowiek w najwi

ę

kszej desperacji nawet powołuj

ą

cy si

ę

na Boga i Ojczyzn

ę

, dla ratowania

Polski, jest oczywi

ś

cie w oczach "nowoczesnej" redaktorki "Gazety Wyborczej" tylko

"maniakiem" (!).

Dla Adama Mickiewicza samotny protest Rejtana przeciw rozbiorowi Polski był godnym typem
zachowania wbrew pseudorealistom, godz

ą

cym si

ę

z ha

ń

b

ą

Polski. U współczesnej naukowiec Marii

Janion Rejtan jest typem patrioty wariata, którego umieszcza na okładce swej ksi

ąż

ki Wobec zła z

wyszczerzonymi kłami wampira zamiast z

ę

bów. "Odbr

ą

zowiaczka" Janion ju

ż

w pierwszym zdaniu

swej ksi

ąż

ki akcentuje: W polskim patriotyzmie istnieje ciemna strefa, granicz

ą

ca z sacrum, obł

ę

dem i

ś

mierci

ą

samobójcz

ą

(M. Janion Wobec zła, Chotomów 1989). Łódzki adwokat, Karol Głogowski,

reaguj

ą

c na zohydzenie postaci Rejtana na okładce ksi

ąż

ki Marii Janion niezwłocznie

powiadomił o tym prokuratur

ę

, sugeruj

ą

c,

ż

e takie zniewa

ż

enie postaci słynnego patrioty ma

znamiona przest

ę

pstwa. Prokuratura całkowicie zignorowała doniesienie Głogowskiego (por. "Puls"

nr 48 z 1991 roku).

"Sprzedawczyk" Ko

ś

ciuszko

Podobnie zohydzana jest współcze

ś

nie przez niektórych pseudoeuropejczyków posta

ć

jednego z

polskich bohaterów narodowych - Tadeusza Ko

ś

ciuszki. Na przykład na łamach "Wprost" z 10 grudnia

1995 r. opublikowano tekst ł

ą

cz

ą

cy panegiryczne wychwalanie króla-targowiczanina Stanisława

Augusta Poniatowskiego z maksymalnym szkalowaniem naczelnika insurekcji 1794 roku Tadeusza
Ko

ś

ciuszki. Autor publikacji Dariusz Łukasiewicz zarzucił Ko

ś

ciuszce,

ż

e naczelnik przyj

ą

ł okr

ą

ą

sumk

ę

od cara Pawła w zamian za o

ś

wiadczenie,

ż

e nigdy nie wyst

ą

pi przeciw Rosji. W

rzeczywisto

ś

ci Ko

ś

ciuszko zło

ż

ył carowi powy

ż

sze o

ś

wiadczenie w zamian za uwolnienie paru tysi

ę

cy

polskich je

ń

ców z Syberii. A otrzyman

ą

od cara sum

ę

, odesłał mu w cało

ś

ci po wyje

ź

dzie z Rosji,

ku ogromnej w

ś

ciekło

ś

ci cara. Jest to powszechnie znana prawda o Ko

ś

ciuszce, ale redaktor z

"Wprost" wolał wypisywa

ć

najskrajniejsze oszczerstwa o narodowym bohaterze, który zawsze

był nieprzekupny, wr

ę

cz wzorem bezinteresowno

ś

ci.

Szczególnie skandalicznym wybrykiem popisano si

ę

w "Rzeczpospolitej", w 200-letni

ą

rocznic

ę

Powstania Ko

ś

ciuszkowskiego. Powa

ż

ny dziennik polski "uczcił" t

ę

rocznic

ę

w do

ść

specyficzny

sposób paszkwilanckim artykułem Edmunda Szota. "Popisał si

ę

" on mi

ę

dzy innymi skrajnie

chamskim porównaniem

ż

ałoby, jaka zapanowała w Polsce po kl

ę

sce pod Maciejowicami do

ż

ałoby w

KRLD po

ś

mierci Kim Ir Sena. Wymowny był zreszt

ą

cały wywód artykułu Szota, napisanego wyra

ź

nie

z my

ś

l

ą

jak najwi

ę

kszego skompromitowania i o

ś

mieszenia Ko

ś

ciuszki przy okazji rocznicy jego

powstania. Szot pisał,

ż

e: w historiografii Ko

ś

ciuszko zajmuje miejsce tak pierwszorz

ę

dne,

ż

e po dzi

ś

dzie

ń

w

ś

wiadomo

ś

ci społecze

ń

stwa ostał si

ę

jako wzór wszelkich cnót i jedyna bezdyskusyjna

posta

ć

, z której mo

ż

emy by

ć

dumni. Na li

ś

cie najbardziej zasłu

ż

onych dla Ojczyzny person we

wszystkich sonda

ż

ach niezmiennie zajmuje pierwsze miejsce. Napisawszy te słowa, Szkot postarał

si

ę

o odpowiednie zrzucenie Ko

ś

ciuszki z piedestału, z cał

ą

werw

ą

zapewniaj

ą

c,

ż

e Ko

ś

ciuszko

wodzem był miernym, czy mo

ż

e tylko nieszcz

ęś

liwym - co zreszt

ą

na jedno wychodzi (E. Szot Jeszcze

Polska nie umarła, "Rzeczpospolita" z 8-9 pa

ź

dziernika 1994 r.).

"Miernoty" - Kukiel i Mikołajczyk

background image

Kiedy

ś

ceniłem programy Dariusza Baliszewskiego z cyklu Rewizja nadzwyczajna, zanim

dostrzegłem,

ż

e ich autorowi du

ż

o bardziej chodzi o wywołanie sensacji ni

ż

o autentyczne

poszukiwanie Prawdy przez du

ż

e P. Ostatecznie zniech

ę

cił mnie do niego jego

ż

ałosny,

ś

wiadcz

ą

cy

o niebywałej wr

ę

cz ograniczono

ś

ci wywiad dla lewicowego tygodnika "Angora" z 8 stycznia 2000 roku,

epitety, jakimi rzucał na prawo i lewo. Przypomn

ę

,

ż

e w wywiadzie Baliszewski m.in. posun

ą

ł si

ę

do

nazwania miernotami Kukiela i Mikołajczyka. Marian Kukiel był nie tylko jednym z doradców i
współpracowników generała Sikorskiego, ale zarazem chyba najlepszym historykiem polskiej
wojskowo

ś

ci i autorem znakomitych wr

ę

cz Dziejów Polski porozbiorowych 1795-1921. Kim wobec

niego jest p. Baliszewski? Miernym współczesnym Rz

ę

dzianem wobec postaci rangi Wołodyjowskiego

czy Skrzetuskiego. Baliszewski nazywa miernot

ą

Stanisława Mikołajczyka, polityka, który tak

wiele ryzykował, by uratowa

ć

, co było mo

ż

liwe do uratowania w najtrudniejszej sytuacji Polski

zdominowanej przez sowiecki totalitaryzm.

Baliszewski w swoim wywiadzie zatytułowanym Pijany jak Ko

ś

ciuszko! stwierdził, i

ż

: Historykom nie

wolno powiedzie

ć

,

ż

e Ko

ś

ciuszko tak si

ę

spił pod Maciejowicami,

ż

e zapomniał wzi

ąć

mapy i nie mógł

dowodzi

ć

bitw

ą

, przegrywaj

ą

c j

ą

na własne

ż

yczenie. Na czym Baliszewski opiera swe tak

"odkrywcze" twierdzenie o Ko

ś

ciuszce, jak mo

ż

na posun

ąć

si

ę

do takiej nieodpowiedzialno

ś

ci s

ą

dów

o dowódcy, który bohatersko walczył przeciwko przewa

ż

aj

ą

cemu przeciwnikowi? Przecie

ż

bitwy pod

Maciejowicami Polacy nie mogli w

ż

adnym razie wygra

ć

nie z powodu rzekomego spicia si

ę

Ko

ś

ciuszki, lecz z powodu dwukrotnej przewagi wojsk rosyjskich. Jak mo

ż

na zniekształca

ć

histori

ę

?

Baliszewski kontynuuje najgorsze tradycje kalumniatorów narodowych dziejów w czasach
komunistycznych. Typu Wiesława Górnickiego, pami

ę

tnego dzi

ś

głównie jako sławetnego

pułkownika-propagandyst

ę

doby Jaruzelskiego. Du

ż

o wcze

ś

niej ten

ż

e Górnicki "wsławił si

ę

"

"oryginalnym" kalumniarskim "odkryciem". W 1959 roku opublikował na łamach tygodnika "

Ś

wiat",

redagowanego przez arcykolaboranta Arskiego haniebny tekst szkaluj

ą

cy pami

ęć

bohaterskiego

ksi

ę

cia Józefa Poniatowskiego. Pisał tam o niejakim Poniatowskim, bawidamku i oczajduszy, który

prawdopodobnie po pijanemu utopił si

ę

w Elsterze, wydaj

ą

c przy tym kaboty

ń

skie okrzyki (W. Górnicki

Czasy in

ż

ynierów, "

Ś

wiat", 1959, nr 14). Tak komentował Górnicki ostatnie słowa ks. Józefa: Bóg mi

powierzył honor Polaków, wypowiedziane przez ksi

ę

cia na krótko przed tym, zanim brocz

ą

c krwi

ą

,

uton

ą

ł w Elsterze. Nazwany przez Górnickiego "oczajdusz

ą

" ksi

ążę

Józef jest ceniony nie tylko za rol

ę

w dziejach Polski. W

ś

wietnym francuskim Dictionnaire de la revolution et de l'empire, Paris 1965, s.

252, wychwalano heroiczny opór ks. Józefa przeciw niesko

ń

czenie przewa

ż

aj

ą

cym siłom wroga w

bitwie pod Lipskiem. Górnicki w szereg lat po swym wybryku przeprosił za swe kalumnie rzucane na
ks. Józefowa. Ciekawe, kiedy p. Baliszewski zdob

ę

dzie si

ę

na przeproszenie za swoje kalumnie.

Konstytucja 3 Maja "krzywdziła" inne narody

Konstytucja 3 Maja par

ę

stuleci była sławiona zarówno przez Polaków, jak i przez wybitnych

cudzoziemców, jako wzór reformy i odnowy. Jeden z najsłynniejszych brytyjskich mówców
politycznych XIX wieku, pisarz i eseista lord Henry de Brougham, współzało

ż

yciel uniwersytetu

londy

ń

skiego, pisał o Konstytucji 3 Maja i generalnie o reformach Sejmu Czteroletniego jako o

doskonałym wzorze najtrudniejszej reformy. Słynny ameryka

ń

ski historyk Robert Howard Lord sławił

w Drugim rozbiorze Polski Konstytucj

ę

3 Maja jako dziedzictwo, stanowi

ą

ce bezcenny skarb warto

ś

ci

duchowych. Jeden z najwybitniejszych historyków pruskich XIX wieku Friedrich Raumer pisał w
skonfiskowanej w Prusach z powodu swego obiektywizmu ksi

ąż

ce Polens Untergang (Upadek Polski):

Jak

ż

e wielk

ą

przeto jest dla Polaków chwał

ą

(...), i

ż

umieli nada

ć

sobie konstytucj

ę

, w której lepiej,

ani

ż

eli w jakiejkolwiek innej próbie tego rodzaju, prawdziwe zasady rozs

ą

dku i nauki politycznej zdaj

ą

si

ę

by

ć

urzeczywistnione (...). Dzieło tak pi

ę

kne i rzadkie zasługiwało na długie

ż

ycie i otwierało Polsce

koleje najwi

ę

kszej pomy

ś

lno

ś

ci. Podwójna odpowiedzialno

ść

ci

ąż

y przeto na niegodziwych, którzy

skalali akt tak czysty, na potwarcach, którzy go osławiali, i na bezbo

ż

nych, którzy go zniszczyli.

A dzi

ś

znajdujemy potwarc

ę

- Polaka, pseudoeuropejczyka Janusza A. Majcherka, który o tym

wielkim akcie polskiej my

ś

li XVIII wieku potrafi pisa

ć

tylko piórem maczanym w

ż

ółci i jadzie. W

sławetnym swym "dziele" W poszukiwaniu nowej to

ż

samo

ś

ci (Warszawa 2000, s. 206) Majcherek

poucza z werw

ą

,

ż

e: wychwalane akty historyczne niosły innym krzywd

ę

(np. Konstytucja 3 Maja

znosiła wszelk

ą

autonomi

ę

Wielkiego Ksi

ę

stwa Litewskiego). Gdyby Janusz A. Majcherek zdobył si

ę

na cho

ć

odrobin

ę

lektury na temat Konstytucji 3 Maja, nazwanej w Dziejach Polski pod red. prof. J.

Tazbira nie bez racji pierwsz

ą

na kontynencie nowoczesn

ą

konstytucj

ą

. Zamiast gromko krzycze

ć

, jak

to Polacy skrzywdzili innych (Litwinów), prze

ś

ledziłby wówczas cho

ć

by u mieszanego przez siebie z

background image

błotem Jasienicy, jak ukształtował si

ę

nowy prawny stan stosunków polsko-litewskich w 1791 roku.

Dowiedziałby si

ę

wówczas,

ż

e Sejm Czteroletni wcale nie pozbawił pa

ń

stwa charakteru federacji,

nadał jej tylko formy

ś

ci

ś

lejsze, bardziej odpowiadaj

ą

ce potrzebom czasom nowych. Mo

ż

na ponadto

stwierdzi

ć

,

ż

e Litwa historyczna nie tylko nie znikła, lecz znalazła si

ę

na samym przedpro

ż

u

ponownego rozkwitu. Dowiedziałby si

ę

,

ż

e rozwini

ę

ciem postanowie

ń

Konstytucji 3 Maja w sprawie

charakteru pa

ń

stwa było uchwalone 22 pa

ź

dziernika 1791 roku "Zar

ę

czenie wzajemne Obojga

Narodów", zawieraj

ą

ce niedwuznaczne stwierdzenie,

ż

e "prowincja" litewska jest czym

ś

jako

ś

ciowo

innym ni

ż

małopolska i wielkopolska - z których składa si

ę

Korona.

Ż

e Wielkie Ksi

ę

stwo zastrzegło

sobie, i

ż

wszystkie istniej

ą

ce lub maj

ą

ce powsta

ć

w przyszło

ś

ci instytucje wspólne winny si

ę

składa

ć

z

tej samej ilo

ś

ci Litwinów i koroniarzy, podlega

ć

kolejnemu kierownictwu obywateli jednej i drugiej

strony. Równa liczba dygnitarzy egzystowa

ć

b

ę

dzie i tu, i tam, pomimo wspólno

ś

ci skarbu fundusze

pochodz

ą

ce z Litwy pozostan

ą

na jej terytorium, w kasie odr

ę

bnej (...). Sejm Czteroletni stworzył,

raczej pozostawił ramy ustrojowe przydatne dla nieuchronnego renesansu narodowo

ś

ci białoruskiej i

litewskiego (...). "Zar

ę

czeniem wzajemnym" obwarował, ułatwił dalsze trwanie poczucia historycznej

odr

ę

bno

ś

ci Wielkiego Ksi

ę

stwa, którego charakterystyczn

ą

cech

ą

była narodowo

ść

zło

ż

ona z wielu

w

ą

tków (...). Był to zatem jak gdyby ponowny akt unii, zawieranej jednak tym razem ju

ż

nie tylko w

imieniu dobrze urodzonych. W kilka miesi

ę

cy pó

ź

niej oficjalny, całego pa

ń

stwa dotycz

ą

cy dokument

Komisji Policji stwierdzał,

ż

e "opieka prawa rozci

ą

ga si

ę

według Konstytucji 3 Maja na wszystkich

mieszka

ń

ców kraju". Bogusław Lesnodorski nie wahał si

ę

uzna

ć

tego stwierdzenia za "rewolucyjne w

swym wyd

ź

wi

ę

ku społecznym". Struktura wewn

ę

trzna Rzeczypospolitej sprawiała,

ż

e ka

ż

dy krok w

kierunku sprawiedliwo

ś

ci socjalnej automatycznie przynosił korzy

ść

narodowo

ś

ciom niepolskim (...)

(wg P. Jasienica Rzeczpospolita Obojga Narodów, Warszawa 1972, t. 3, s. 477, 478, 479). Gdzie

ż

wi

ę

c tu była rzekoma krzywda "innych", o której rozpisuje si

ę

Janusz T. Majcherek. Temu

niedouczonemu autorowi radz

ę

pokornie uczy

ć

si

ę

z tekstów bij

ą

cego go o wiele głów Jasienicy,

zamiast l

ż

y

ć

go i oskar

ż

a

ć

o rzekome "konfabulacje".

Przy okazji przypomn

ę

,

ż

e Karol Marks pisał o tej rzekomo krzywdz

ą

cej "innych" Konstytucji 3 Maja,

i

ż

: Przy wszystkich swoich brakach konstytucja ta widnieje na tle rosyjsko-prusko-austraickiej barbarii

(mitten in der russisch-preussisch-osterreischen Barbere) jako jedyne dzieło wolno

ś

ciowe (als das

einzige Freiheitswerk), które kiedykolwiek Europa Wschodnia stworzyła. A wyszło ono wył

ą

cznie z

klasy uprzywilejowanej, ze szlachty. Historia

ś

wiata nie zna

ż

adnego innego przykładu podobnej

szlachetno

ś

ci szlachty. Prawd tych nie mog

ą

jednak poj

ąć

bezustannie l

żą

cy dzieje Polski anty-Polacy

typu Janusza T. Majcherka, nagradzani przez podobnych im "znawców".

Fałszywy podział

Niedawno przeczytałem do

ść

szczególn

ą

wizj

ę

XIX-wiecznej Polski w tek

ś

cie Rafała Ziemkiewicza Z

mitologii ("Gazeta Polska" z 16 sierpnia 2000 r.). Autor głosił ni mniej, ni wi

ę

cej, tylko to, i

ż

: niemal cały

wiek dziewi

ę

tnasty Polacy prze

ż

yli w dramatycznym rozdarciu. Jedni robili powstania - inni kariery.

Tych pierwszych było niewielu, ale wzniecane przez nich zadymy rzutowały na histori

ę

całego kraju.

Ci drudzy sprawili,

ż

e Polska przetrwała. Królestwo Kongresowe było najbardziej uprzemysłowionym

regionem carskiej Rosji, w korpusie oficerskim jej armii Polacy, wedle ró

ż

nych szacunków, stanowili

do 14 procent stanu osobowego. W cesarstwie austro-w

ę

gierskim Polacy dominowali w aparacie

skarbowym, w zaborze pruskim gospodarowali i dorabiali si

ę

. Z punktu widzenia wszystkich tych ludzi

powstania były zbrodnicz

ą

głupot

ą

, szkodz

ą

c

ą

Polsce. Z punktu widzenia powsta

ń

ców, wszyscy ci

ludzie byli zdrajcami.

Zdumiewa ten tak niefrasobliwy podział Polaków XIX-wiecznych na niewielu powsta

ń

ców-psujów i na

organiczników, dzi

ę

ki którym Polska przetrwała. Tekst Ziemkiewicza, sk

ą

din

ą

d tak błyskotliwego

publicysty, najlepiej dowodzi, jak bardzo niektórzy ludzie, nawet wykształceni i oczytani, s

ą

na bakier z

narodow

ą

histori

ą

. Płac

ą

po prostu koszty "dokształtu" w PRL-owskich szkołach, gdzie zbyt wiele

rzeczy było przemilczanych i zniekształcanych, a tych luk nie zawsze umiano pó

ź

niej wyrówna

ć

odpowiedni

ą

lektur

ą

. Przecie

ż

podział Polaków na powsta

ń

ców i organiczników, tych, którzy chcieli

gospodarowa

ć

i dorabia

ć

si

ę

, jest z gruntu nieprawdziwy. I wła

ś

nie zabór pruski, na którego dzieje

powołuje si

ę

Rafał A. Ziemkiewicz, jest tego szczególnie jaskrawym przykładem. Tamtejsi

najwybitniejsi organicznicy gospodarowali i dorabiali si

ę

, ale robili to nie tylko w imi

ę

osobistego

wzbogacenia si

ę

, lecz w imi

ę

gor

ą

co prze

ż

ywanego patriotyzmu, który raz wyra

ż

ali gospodarowaniem,

a kiedy indziej walk

ą

na polu bitew.

background image

Tak jak to si

ę

stało z generałem Dezyderym Chłapowskim i wielu innymi bohaterami znakomitego

serialu Najdłu

ż

sza wojna nowoczesnej Europy. A we

ź

my na przykład posta

ć

Karola Libelta. Ucze

ń

Hegla, Humboldta i Arago walczy w artylerii powsta

ń

czej w 1831 r. Potem staje na czele konspiracji

pozna

ń

skiej, przygotowuje nowe powstanie 1846 r., w którym ma uczestniczy

ć

jako członek Rz

ą

du

Narodowego. Przez trzy lata siedzi w pruskim wi

ę

zieniu, jest moment, kiedy mu grozi wyrok

ś

mierci.

ź

niej przechodzi do pracy organicznej, jest przez wiele lat posłem do parlamentu, redaguje

"Dziennik Polski", jest prezesem Towarzystwa Przyjaciół Nauk, gospodaruje na roli. Nigdy jednak nie
wyrzekł si

ę

sympatii rewolucyjnych i powsta

ń

czych, dwaj jego synowie wzi

ę

li udział w Powstaniu

Styczniowym, jeden z nich poległ.

Warto w tym kontek

ś

cie przypomnie

ć

równie

ż

interesuj

ą

ce refleksje K. Morawskiego we

Wspomnieniach z Turwi: Podział na organiczników i niepodległo

ś

ciowców jest historycznym fałszem.

Organicznicy równie

ż

d

ąż

yli do niepodległo

ś

ci, tylko realnie oceniali mo

ż

liwo

ś

ci i liczyli si

ę

z czasem.

Tym rozwa

ż

niej czeka

ć

musimy i pracuj

ą

c mo

ż

emy. Czasu nikt przewidzie

ć

nie mo

ż

e, ale s

ą

dz

ą

c z

historii, tej wielkiej człowieka mistrzyni, mo

ż

emy sobie obliczy

ć

,

ż

e czas trwania naszej narodowo

ś

ci

jest dłu

ż

szy ni

ż

eli spokoju w Europie - pisał (Chłapowski - J.R.N. rozwa

ż

aj

ą

c kl

ę

sk

ę

powstania.

Niepodległo

ś

ciowy program generała Chłapowskiego stre

ś

ci

ć

mo

ż

na nast

ę

puj

ą

co: Nale

ż

y czeka

ć

z

broni

ą

u nogi, ale nie tajne zwi

ą

zki, tylko uzbrojenie moralne i materialne mog

ą

pomóc. Czekanie ma

wypełni

ć

praca. W razie nadarzaj

ą

cej si

ę

okazji, ale tylko przy sprzyjaj

ą

cych okoliczno

ś

ciach nale

ż

y

wyst

ą

pi

ć

zbrojnie. Program ten wypełniał co do litery. Trzy razy w ci

ą

gu jego działalno

ś

ci w

Pozna

ń

skiem zdawało mu si

ę

,

ż

e nadeszła odpowiednia chwila do akcji zbrojnej, i decydował si

ę

natychmiast do chwytania okazji.

Przewa

ż

aj

ą

ca cz

ęść

wybitnych Polaków XIX wieku rozumiała,

ż

e Polakom potrzebna jest synteza

realistycznej oceny mo

ż

liwo

ś

ci istniej

ą

cych w danej chwili i nie wyrzekaniem si

ę

planów

niepodległo

ś

ciowych na przyszło

ść

syntezy racjonalizmu z

ż

arliwo

ś

ci

ą

duchow

ą

i gotowo

ś

ci

ą

do

po

ś

wi

ę

ce

ń

rozwagi z temperamentem. Tak pojmowało sw

ą

działalno

ść

wielu czołowych wyznawców

programu pracy organicznej, uwa

ż

aj

ą

c,

ż

e nie musi ona wcale sta

ć

w sprzeczno

ś

ci z romantyzmem

celów i wyobra

ż

e

ń

o przyszłej Polsce, a przeciwnie - mo

ż

e by

ć

przez nie wspierana. Rozumieli,

ż

e

ż

adna z postaw, czy to pozytywistyczna czy romantyczna, nie mo

ż

e by

ć

traktowana jako tamuj

ą

cy

wszelk

ą

swobod

ę

ruchów ciasny gorset. Podobnie jak ci zwolennicy akcji zbrojnej, którzy potrafili

natychmiast po przegranym powstaniu umiej

ę

tnie wkłada

ć

cał

ą

sw

ą

energi

ę

w zupełnie inne typy

działa

ń

cichych prac dla utrzymania substancji narodowej.

Jawno

ść

i konspiracja splatały si

ę

nierozdzielnie

Wbrew próbom skrajnego przeciwstawiania postaw organicznikowskich i powsta

ń

czych do realiów XIX

wieku nale

ż

ało to, co tak dobitnie wyraził profesor Stefan Kieniewicz: Nie było u nas konspiracyjnego

polityka, który by w miar

ę

mo

ż

no

ś

ci nie korzystał równie

ż

z dróg legalnego oddziaływania poprzez

prac

ę

lub te

ż

działalno

ść

naukow

ą

. I na odwrót, nie było równie

ż

w XIX wieku takiego polskiego

legalisty, najbardziej zaprzysi

ę

głego wroga konspiracji, który by w swojej karierze nie uciekał si

ę

,

cho

ć

by przelotnie do załatwienia czego

ś

konspiracyjnie, jak by

ś

my dzi

ś

powiedzieli "na lewo".

Jawno

ść

i konspiracja splatały si

ę

nierozdzielnie... Czołowy polski konspiracyjny emisariusz

Dembowski miał swój udział w pracach organicznych, tak słynni rzecznicy pracy organicznej jak
Chłapowski czy Marcinkowski przedtem zdobyli Krzy

ż

e Virtuti Militari w Powstaniu Listopadowym, a

mieli równie

ż

swój udział w pracach konspiracyjnych.

W cytowanym tek

ś

cie na łamach "Gazety Polskiej" Rafał A. Ziemkiewicz pisze: z ró

ż

nych wzgl

ę

dów,

narodowych mitów z poprzedniej epoki dot

ą

d nie zweryfikowano: Polacy nadal ucz

ą

si

ę

o Traugucie

zamiast o Badenim. Irytuje mnie ten stan rzeczy. A mnie bardzo dziwi irytacja Ziemkiewicza,
wynikaj

ą

ca chyba z bardzo, ale to bardzo ułamkowej wiedzy o obu postaciach: Traugutcie i Badenim.

Traugutt to nie tylko symbol m

ę

stwa i po

ś

wi

ę

cenia w dobie powsta

ń

czej. To tak

ż

e wspaniały symbol

wytrwało

ś

ci

ż

elaznej woli konsekwencji i skuteczno

ś

ci, okazywanych w czasach najtrudniejszych. Jest

wi

ę

c symbolem rzeczy, których jak

ż

e cz

ę

sto tak wielu Polakom brakowało. Jego cechy charakteru,

jego wytrwało

ść

, zdecydowanie, a nie mi

ę

czakowstwo, które obserwujemy u tylu dzisiejszych

polityków, to s

ą

wła

ś

nie cechy, które sprawiaj

ą

,

ż

e mógłby by

ć

prawdziwym wzorcem dla polskich

pokole

ń

na dzi

ś

. I chodzi tu nie tylko o wzór przywódcy powsta

ń

czego, który znakomicie spełniał

swoje zdania, najlepiej z wszystkich naszych XIX-wiecznych liderów. Chodzi o niezb

ę

dne cechy

background image

twardego charakteru, siły ducha,

ż

elaznej konsekwencji jak

ż

e przeciwstawne tak typowej w Polsce

mentalno

ś

ci "słomianych ogni", "dojutrków", ludzi działaj

ą

cych na zasadzie "jako

ś

to b

ę

dzie". Nie

patrzmy wi

ę

c na niego w uproszczony sposób wył

ą

cznie jako na symbol heroicznej walki, gor

ą

cej

wiary i patriotycznego uniesienia, lecz umiejmy doceni

ć

w nim jak

ż

e wa

ż

ne cechy działania, tak

potrzebne na dzi

ś

.

Antywzór Badeni

Natomiast tak zachwalany przez Ziemkiewicza Badeni jest w rzeczywisto

ś

ci antywzorem na

dzi

ś

przede wszystkim dlatego,

ż

e był diable miało skuteczny w tym wszystkim, co robił.

Osi

ą

gn

ą

ł rzeczywi

ś

cie szczyt kariery, jaka mogła spotka

ć

Polaka w monarchii austro-w

ę

gierskiej -

przez ponad dwa lata był premierem gabinetu rz

ą

dowego w Austrii, zanim ust

ą

pił pod naciskiem

wielkich manifestacji wzburzonego tłumu Wiede

ń

czyków. Efekt jego premierostwa był

ż

ałosny. Jak

komentował, tak

ś

wietny znawca polskiej nowszej historii, profesor Henryk Wereszycki - Badeni w

czasie swego premierostwa doprowadził do zadra

ż

nie

ń

tak gł

ę

bokich,

ż

e wła

ś

ciwie od tego momentu

Austria znajdowała si

ę

w okresie permanentnego kryzysu politycznego (por. H. Wereszycki Pod

berłem Habsburgów, Kraków 1975, s. 194).

Słynny historyk emigracyjny - Władysław Pobóg-Malinowski przekazał w swej Najnowszej historii
politycznej Polski
(Londyn 1963, t. 1, w. 1864-1914) obraz rz

ą

dów Badeniego w Wiedniu jako

skrajnego "nieudacznictwa" z polskiego, narodowego punktu widzenia. Pisał (s. 318-319): w Wiedniu,
w latach 1893-1898, gdy Polacy zrazu odgrywali wa

ż

k

ą

rol

ę

w gabinecie koalicyjnym, przy prezesurze

za

ś

Badeniego uj

ę

li w swoje r

ę

ce cztery najwa

ż

niejsze resorty pa

ń

stwowe, nie było nawet próby

pój

ś

cia za przykładem Niemców czy Czechów, umiej

ą

cych nie tylko dba

ć

, ale i walczy

ć

o potrzeby i

interesy swoich krajów; nie wyzyskano ani przewagi wpływów, ani zaufania cesarza, cho

ć

mo

ż

na było

si

ę

spodziewa

ć

ż

yczliwego jego poparcia dla wniosków czy uchwał sejmu krajowego w kierunku

rozszerzenia i wzmocnienia autonomii czy reformy administracji krajowo-galicyjskiej.

Fatalnie bierny jako premier Austrii w promowaniu spraw polskich, a w szczególno

ś

ci Galicji, Badeni

zapisał si

ę

w historii przede wszystkim jako specjalista od brutalnych rozpraw z opozycj

ą

(jako

namiestnik Galicji). Nie wiem jednak, czy akurat taki wzór aktywno

ś

ci jako antydemokraty zasługuje

dzi

ś

na szczególne wychwalanie! Jak pisał Pobóg-Malinowski (op.cit., s. 319) Badeni: Istotnie, w

rz

ą

dzeniu krajem okazał "

ż

elazn

ą

r

ę

k

ę

", zwłaszcza w walce z demokracj

ą

mieszcza

ń

sk

ą

, kiełkuj

ą

cym

ruchem socjalistycznym i akcj

ą

ks. Stojałowskiego. W. Feldman pisał,

ż

e dzieje sterowanej przez

Badeniego walki z kandydatur

ą

ks. Stojałowskiego do parlamentu w 1886 r. nale

ż

ały do

"najszpetniejszych" kart w systemie nadu

ż

y

ć

i gwałtów. Autor biogramu Badeniego w Polskim

Słowniku Biograficznym (t. 1, s. 206), Stanisław Starzy

ń

ski pisał,

ż

e Badeni: Z demokracj

ą

mieszcza

ń

sk

ą

walczył łagodnie, z agitacj

ą

socjalistów i ludowców twardziej, a ju

ż

gwałtownie t

ę

pił ten

odłam ruchu ludowego, któremu przewodził ks. Stanisław Stojałowski, przez represje policyjne i
wytaczanie procesów; nie stłumiły one jednak tego ruchu.
Tak

ż

e i w tej sprawie Badeni okazał si

ę

, na

szcz

ęś

cie, nieskuteczny. Warto jednak przypomnie

ć

jednak bardziej konkretnie, do jakich metod

uciekał si

ę

stawiany dzi

ś

przez Ziemkiewicza za wzór Badeni w swej walce z opozycj

ą

. Sławny polityk

niepodległo

ś

ciowego nurtu partii socjalistycznej Ignacy Daszy

ń

ski obci

ąż

ył Badeniego win

ą

za krwawy

bilans wyborów parlamentarnych w Galicji w 1897 roku: 9 zabitych, 39 rannych, około 800
uwi

ę

zionych, ogłoszenie stanu obl

ęż

enia w 36 powiatach (por. Pobóg-Malinowski, op.cit., s. 340).

Doszło do tego,

ż

e w listopadzie 1897 r. zgłoszono w parlamencie wniosek o postawienie

Badeniego w stan oskar

ż

enia, był bowiem, jako premier, odpowiedzialny za popełnione w

wyborach nadu

ż

ycia (wg Pobóg-Malinowski, op.cit., s. 348-349).

By

ć

mo

ż

e Rafał A. Ziemkiewicz zlekcewa

ż

y te powołania si

ę

na Pobóg-Malinowskiego, uznaj

ą

c

jego uwagi o Badenim za wyraz stronniczych uprzedze

ń

historyka-piłsudczyka. Prosz

ę

bardzo!

Co jednak powie Ziemkiewicz na równie ostre krytyki pod adresem Badeniego wysuwane przez
znakomitego publicyst

ę

Stanisława Mackiewicza, znanego jak wiadomo z niech

ę

ci do

powsta

ń

czych zrywów i popieraj

ą

cego na ka

ż

dym kroku działania polityków-realistów. Otó

ż

Cat-Mackiewicz przedstawia w ksi

ąż

ce Był bal mo

ż

liwie najczarniejszy bilans dokona

ń

czy raczej nie-

dokona

ń

Badeniego. Jak pisał Mackiewicz: Inne pytanie, nader gorzkie, nasuwa si

ę

na usta. Dlaczego

tych swoich wielkich wpływów w Austrii nie wykorzystali Polacy dla sprawy polskiej jako cało

ś

ci (...),

kiedy Franciszek Józef zainaugurował w roku 1895 "polskie rz

ą

dy" Kazimierza Badeniego, w którego

rz

ą

dzie wszystkie kluczowe resorty ł

ą

cznie z ministerstwem spraw zagranicznych obsadzone były

background image

przez Polaków, to w przemówieniu witaj

ą

cym wyraził nadziej

ę

,

ż

e z tym rz

ą

dem chce rz

ą

dzi

ć

a

ż

do

swojej

ś

mierci. Ale Kazimierz Badeni zawiódł Franciszka Józefa, a jeszcze bardziej nas, Polaków.

W dwa lata po ust

ą

pieniu Badeniego z premierostwa napisze Wyspia

ń

ski: "Miałe

ś

, chamie, złoty róg".

Wyspia

ń

ski nie my

ś

lał oczywi

ś

cie o Badenim (...), a jednak te jego słowa wła

ś

nie do utraconej przez

Badeniego okazji mogły si

ę

stosowa

ć

(...). Rz

ą

dy Badeniego, tak serdecznie przez Franciszka Józefa

powitane, były zarówno zenitem, jak pocz

ą

tkiem ko

ń

ca polskich wpływów w Austrii. Niestety po dzi

ś

dzie

ń

a

ż

roi si

ę

od "chamów" zatracaj

ą

cych "złote rogi" (vide: historia AWS).

Skuteczni i nieudacznicy

W moim odczuciu najwa

ż

niejszy podział w dziejach Polski ostatnich paruset lat, to wcale nie podział

na powsta

ń

ców i organiczników czy powsta

ń

ców i polityków-"realistów", lecz podział na ludzi

skutecznych i "nieudaczników", na ludzi umiej

ę

tnie broni

ą

cych spraw polskich i fajtłapów. Na ludzi

ś

wietnie wykorzystuj

ą

cych ka

ż

de najmniejsze nawet szanse dla Polski i ludzi je fatalnie

zaprzepaszczaj

ą

cych. W tej sprawie w pełni przychylam si

ę

do podej

ś

cia nieod

ż

ałowanego Jerzego

Łojka, który pisał przed laty: Niestety, tak si

ę

dziwnie zło

ż

yło,

ż

e nasza publicystyka historyczna i

nawet naukowa historiografia znajduj

ą

ostre pot

ę

pienia dla czynów, nigdy za

ś

dla zaniecha

ń

co

wybitniejszych postaci z naszej przeszło

ś

ci. A owe zaniechania nieraz ci

ęż

ej wa

ż

yły na losach kraju

ni

ż

takie czy inne czyny.

Je

ś

li historia ma czego uczy

ć

, to trzeba si

ę

ga

ć

do jej kart bez uprzedze

ń

i powierzchownych

szufladkowa

ń

czy podziałów. Odnosi si

ę

to tak

ż

e do znacznie odleglejszej przeszło

ś

ci. Niedawno,

wyst

ę

puj

ą

c na łamach "Niedzieli" przeciw kalumniom wobec ksi

ę

dza Kordeckiego zach

ę

całem, by nie

spogl

ą

da

ć

na niego wył

ą

cznie przez pryzmat jego heroicznej walki w obronie klasztoru na Jasnej

Górze, jego wiary i po

ś

wi

ę

cenia, ale równie

ż

, by odwoływa

ć

si

ę

do niego jako

ś

wietnego wzorca

skutecznych działa

ń

. I przypomniałem to, o czym tak mało dot

ą

d pisano,

ż

e ks. Kordecki, to nie tylko

symbol wielkiej odwagi, lecz równie

ż

symbol wielkiego realizmu, niezwykłej trze

ź

wo

ś

ci i racjonalizmu,

wielostronno

ś

ci działa

ń

. Był człowiekiem wielkiej odwagi, ale umiał znakomicie ł

ą

czy

ć

t

ę

odwag

ę

z

maksymaln

ą

roztropno

ś

ci

ą

i mierzeniem zamiarów na siły. Twardo chodził po ziemi, doskonale

przygotowywał si

ę

do ka

ż

dej sprawy, nie znosił po

ś

piesznych improwizacji. W polskiej historii, gdzie

mieli

ś

my taki nadmiar specjalistów od nieprzygotowanych porywów i szar

ż

, ks. Kordecki jawi si

ę

jako

jeden z cz

ę

stszych symboli rozumnego, konsekwentnego, dobrze przygotowanego czynu, opartego

na trze

ź

wym rachunku sił. Ludwik Kubala wspominał uwagi zaprzyja

ź

nionego z ks. Kordeckim

wojewody pomorskiego, który akcentował, jak wiele obrona Jasnej góry zawdzi

ę

czała "jedynie"

czujno

ś

ci i zabiegom Kordeckiego: "On wszystko do obrony przygotował, pozycje dla armat i

stanowiska załodze naznaczył, szopy pod murami z ziemi

ą

zrównał, robotników i stra

ż

e nocami

dogl

ą

dał,

ż

ołnierzy słowem i hojno

ś

ci

ą

zach

ę

cał, szlachcie zniech

ę

conej serca dodawał, a kiedy w

ko

ń

cu strach i zw

ą

tpienie podda

ć

si

ę

i bram

ę

otworzy

ć

radziły, on si

ę

oparł i na swojem postawił".

Podczas gdy Jasienica nazwał go "wzorowym dowódc

ą

", inni wysławiali jego zdolno

ś

ci

administracyjne i gospodarcze. Adam Kersten pisał w biogramie ks. Kordeckiego "w swojej
działalno

ś

ci zakonnej wykazywał wielkie zdolno

ś

ci administracyjne (...). Podkre

ś

lano jego "rz

ą

dno

ść

" i

godn

ą

podziwu działalno

ść

gospodarcz

ą

". Sam papie

ż

Aleksander VII sławił w li

ś

cie do nuncjusza

roztropno

ść

i zr

ę

czno

ść

ks. Kordeckiego. Był wspaniałym poł

ą

czeniem

ż

arliwej wiary i gor

ą

cego

patriotyzmu z uporczyw

ą

wytrwał

ą

prac

ą

na co dzie

ń

. Jak

ż

e potrzeba na wła

ś

nie dzi

ś

takich wzorców

w Polsce, gdzie ci

ą

gle mamy za du

ż

o niedoł

ę

gów i fanfaronów podejmuj

ą

cych bez przygotowania

"jedynie słuszne" decyzje na zasadzie "jako

ś

to b

ę

dzie".

W dwóch ostatnich odcinkach pisałem ju

ż

du

ż

o o tendencjach do przyczerniania obrazu polskich

powsta

ń

, widocznych nawet w niektórych deformuj

ą

cych obraz naszych dziejów podr

ę

cznikach (vide:

ksi

ąż

ka Andrzeja Garlickiego). Szokuj

ą

ca jest jednak ilo

ść

ż

nych skrajnie nie uargumentowanych

ataków na powstania polskie, jak

ą

spotykamy w przeró

ż

nych publicystycznych tekstach. Oto par

ę

typowych wypowiedzi.

Kału

ż

y

ń

ski o "rozrabiaj

ą

cych awanturnikach"

background image

Zacznijmy od osławionego wybielacza stalinizmu i jednego z najskrajniejszych gromicieli polskiego
patriotyzmu, redaktora "Polityki" Zygmunta Kału

ż

y

ń

skiego. W ksi

ąż

ce Pami

ę

tnik rozbitka (Warszawa

1991, s. 118) Kału

ż

y

ń

ski dał swoist

ą

wizj

ę

działa

ń

polskich powsta

ń

ców, pisz

ą

c: Wygl

ą

da na to,

ż

e

nasi przodkowie nie przej

ę

li si

ę

tragedi

ą

rozbiorów i tylko tu i ówdzie nieliczni awanturnicy zaczynali

rozrabia

ć

. Współpracownik innego czasopisma postkomunistycznego Wiesław Kot we "Wprost",

zauwa

ż

ył: W XIX wieku Polacy wywoływali powstania, które nie mogły si

ę

zako

ń

czy

ć

sukcesem i

zamiast przyzna

ć

si

ę

do własnej nieudolno

ś

ci i lekkomy

ś

lno

ś

ci, celebrowali teori

ę

"Polski-Chrystusa

narodów" (W. Kot Poboyowisko, "Wprost" z 2 sierpnia 1992 r.). Wtórował mu w postkomunistycznej
"Trybunie" były kurier, a pod koniec

ż

ycia skrajny renegat Jan Karski w wywiadzie z 3 lutego 1997

r.: Polska-Mesjasz czy wrzód? Wyst

ą

pił w nim jako gwałtowny krytyk naszych powsta

ń

narodowych i

ż

arliwy obro

ń

ca "ładu", jaki nam stwarzali carowie. Według Karskiego wszystkiemu winni byli

anarchiczni Polacy, którzy wci

ąż

buntowali si

ę

przeciwko dobroci cara, który dał im wszystko:

sejmy, rz

ą

d i własne wojsko. A oni to wszystko bezrozumnie potracili przez swe głupie bunty.

Trudno zrozumie

ć

fanatyczn

ą

zajadło

ść

, z jak

ą

niektórzy polscy autorzy skłonni s

ą

pot

ę

pia

ć

polskie

powstania narodowe i wył

ą

cznie Polaków obci

ąż

a

ć

odpowiedzialno

ś

ci

ą

za doprowadzenie do ich

wybuchu, pomijaj

ą

c całkowicie, prowokuj

ą

c

ą

Polaków rol

ę

caratu. Gdyby ci gromiciele powsta

ń

troch

ę

wi

ę

cej czytali, to poznaliby ze

ź

ródeł doby powsta

ń

a

ż

nadto wiele

ś

wiadectw,

obci

ąż

aj

ą

cych wła

ś

nie Moskw

ę

i jej namiestników lwi

ą

cz

ęś

ci

ą

winy za sprowokowanie

wybuchów kolejnych powsta

ń

. Cytowałem ju

ż

wcze

ś

niej jednoznaczne opinie tak długo b

ę

d

ą

cego

filarem partii prorosyjskiej w Polsce - ksi

ę

cia Adama Czartoryskiego czy innego lidera prorosyjskiego

nurtu politycznego - ksi

ę

cia Druckiego-Lubeckiego. Obaj akcentowali fatalne skutki wprowadzonych

przez w. ks. Konstantego i Nowosilcowa rz

ą

dów terroru i bezprawia, które wci

ąż

prowokowały

Polaków do buntu. Przypomn

ę

inn

ą

, jak

ż

e wymown

ą

, opini

ę

pióra generała Ignacego Pr

ą

dzy

ń

skiego.

Wła

ś

nie on, lider realistycznie i skrupulatnie wyliczaj

ą

cy bł

ę

dy Powstania Listopadowego, w swych

pami

ę

tnikach tak pisał o jego przyczynach: (...) Bunt, z pocz

ą

tku tak słaby i mordami splamiony,

poci

ą

gn

ą

ł jednak za sob

ą

z tak

ą

łatwo

ś

ci

ą

cały naród. Czyli

ż

by to miało by

ć

jedynie skutkiem owej

lekkomy

ś

lno

ś

ci, któr

ą

Polakom zarzucaj

ą

? Nie. Aleksander był Polsk

ę

w tak fałszywym poło

ż

eniu

postawił, dwaj pierwsi namiestnicy w Polsce - Konstanty i Nowosilcow - tak dalece dali si

ę

we znaki

Polakom, tak wielu osobom i familiom nadokuczali,

ż

e dosy

ć

było buntownikom wymówi

ć

to wielkie

słowo: o j c o w i z n a, aby wszystkie poruszy

ć

serca, aby wszystkie pozyska

ć

sympatye bez wzgl

ę

du

na to, czy chwila sprzyjaj

ą

ca, czy okoliczno

ś

ci przyjazne i w jaki sposób buntownicy robot

ę

swoj

ą

rozpocz

ę

li. Naród miał tylko do wyboru albo odepchn

ąć

od siebie bunt, wyrzekaj

ą

c si

ę

wszelkiego z

nim wspólnictwa, a zatem sankcyonowa

ć

jak najwyra

ź

niej i z własnej woli ohydny stan, w którym si

ę

znajdował, albo te

ż

, przył

ą

czaj

ą

c si

ę

do buntu, zrobi

ć

z niego powstanie narodowe. Innemy słowy,

naród był mi

ę

dzy ha

ń

b

ą

a wielkiemi niebezpiecze

ń

stwami. Wybór nie mógł by

ć

w

ą

tpliwy (...).

Rewolucja musi nast

ą

pi

ć

w Polsce...

Przypomnijmy, jak oceniał sytuacj

ę

na krótko przed Powstaniem Listopadowym rosyjski pułkownik

sztabu Zass, któremu car Mikołaj I zlecił tajne

ś

ledzenie w Warszawie czynno

ś

ci wielkiego ksi

ę

cia

Konstantego. Ju

ż

w pierwszym z raportów o

ś

wiadczył,

ż

e: rewolucja musi nast

ą

pi

ć

w Polsce, bo

post

ę

powania w. ksi

ę

cia, dra

ż

ni

ą

ce i dokuczliwe, nie tylko u Polaków, ale nawet u wiede

ń

czyków

wywołałoby niechybnie rewolucj

ę

. Trudno było sobie wyobrazi

ć

, by cywilizowani Polacy mogli na

trwałe pogodzi

ć

si

ę

z wielkorz

ą

dc

ą

-stupajk

ą

w. ks. Konstantym, który powtarzał w odniesieniu do

swoich polskich poddanych: Rózgi, rózgi, oto, czego im trzeba (...). Jedynie tylko bat mo

ż

e rz

ą

dzi

ć

ś

wiatem. Trudno si

ę

dziwi

ć

te

ż

temu,

ż

e w tak podminowanej atmosferze wystarczył do powstania

nagły impuls - wie

ść

o tym,

ż

e wojsko polskie ma by

ć

skierowane do tłumienia rewolucji w Belgii i we

Francji. Z dziesi

ęć

lat temu Senat polski tak ostro pi

ę

tnował wykorzystanie wojska polskiego,

podległego Sowietom do uczestniczenia w akcji 5 pa

ń

stw przeciw pragn

ą

cej si

ę

zdemokratyzowa

ć

Czechosłowacji Dubczeka. Jak wiadomo, mi

ę

dzy nami a Czechami nie było wi

ę

kszych sentymentów,

były niestety nawet ró

ż

ne zadawnione urazy, cho

ć

by z fatalnego zachowania si

ę

Czechosłowacji w

stosunku do Polski i W

ę

gier w 1956 r. Pot

ę

piamy, i słusznie, udział w ówczesnej interwencji w

Czechosłowacji, cho

ć

zbuntowanie si

ę

w owym czasie polskiego wojska przeciwko takiemu udziałowi

niew

ą

tpliwie nie przyniosłoby

ż

adnego efektu i zostałoby krwawo stłumione przez sowieckie

supermocarstwo. Dlaczego wi

ę

c, na Boga, dziwimy si

ę

polskim oficerom i

ż

ołnierzom,

ż

e nie chcieli

i

ść

na zachód, by tłumi

ć

rewolucj

ę

Francuzów, z którymi przez wiele lat ł

ą

czyło Polsk

ę

tak silne

braterstwo broni? Dlaczego ró

ż

ni publicy

ś

ci za nic nie chc

ą

si

ę

wczu

ć

w ducha my

ś

lenia Polaków z

1830 r., tego, co na nie wpływało?

background image

Davies o głupocie Rosji

Ż

ałosny jest fakt,

ż

e "polskich gromicieli" naszych powsta

ń

narodowych nie sta

ć

nawet na odrobin

ę

tego zrozumienia skutków głupoty polityki Rosji wobec Polski, jakie wykazuje

ś

wietny zachodni

znawca dziejów Polski Norman Davies w Bo

ż

ym igrzysku (Kraków 1998). Ju

ż

w odniesieniu do

Powstania Listopadowego zaakcentował on szczególn

ą

odpowiedzialno

ść

carskich władz za

doprowadzenie do przekształcenia w powstanie czego

ś

, co mogło si

ę

sko

ń

czy

ć

jako krótkotrwały

spisek, bez wi

ę

kszego rezonansu. Według Daviesa (op.cit., t. 2, s. 356-357): Niestety, absolutna

zatwardziało

ść

cara, całkowita odmowa wszelkich rokowa

ń

i kompromisu, okazywany od pocz

ą

tku

brutalny upór, wymagaj

ą

cy bezwarunkowo poddania si

ę

- wszystko to zmieniło niewielki spisek w

powa

ż

ny konflikt. W 1830 r. naród polski nie miał w swoich szeregach

ż

adnych wyj

ą

tkowo licznych

rzesz "zapale

ń

ców" czy "rewolucjonistów". Nie okazywał te

ż

ż

adnych skłonno

ś

ci do popełnienia

zbiorowego samobójstwa. Kra

ń

cowe postawy, jakie ujawniły si

ę

w trakcie powstania, były skutkiem

sytuacji, w której rozs

ą

dnym ludziom nie dano szans rozs

ą

dnego post

ę

powania (podkre

ś

lenie -

J.R.N.). To Mikołaj I zrobił czynnych rebeliantów nawet z prorosyjskich konserwatystów w rodzaju
Adama Czartoryskiego. To rz

ą

d rosyjski sprowokował wła

ś

nie te sytuacje, których rzekomo starał si

ę

unikn

ąć

.

W pó

ź

niejszym fragmencie swego dzieła (s. 402) Norman Davies dodawał: Rosjanie od pocz

ą

tku

krzywo patrzyli na autonomi

ę

Królestwa Kongresowego. Obawiaj

ą

c si

ę

ewentualnych konsekwencji

braku zdecydowania, raz za razem reagowali na stosunkowo niewielkie zamieszki wrogimi wybuchami
niepotrzebnej wrogo

ś

ci, tworz

ą

c w ten sposób bł

ę

dne koło represji, powsta

ń

i kolejnych represji.

Fakt,

ż

e te wła

ś

nie tak istotne prawdy mówi Anglik, a za nic nie "potrafi

ą

" do nich doj

ść

"polscy"

autorzy w stylu Boche

ń

skiego, Łubie

ń

skiego, Garlickiego, Kału

ż

y

ń

skiego czy Karskiego, jest zarazem

prawdziwie haniebnym

ś

wiadectwem ich mentalno

ś

ci. Dlaczego tak nisko upadli w deptaniu

polskiej narodowej historii? Czy stało si

ę

tak tylko dlatego,

ż

e taki np. Boche

ń

ski od

pierwszych lat po 1945 r. wszystko podporz

ą

dkowywał fanatycznej idei kolaboracji z ka

ż

d

ą

Rosj

ą

za wszelk

ą

cen

ę

,

ż

e Kału

ż

y

ń

ski zacz

ą

ł od terminowania jako skrajny stalinowski

publicysta, Garlicki sw

ą

partyjn

ą

wierno

ść

komunizmowi poł

ą

czył z przekonaniem,

ż

e Rosji

zawsze trzeba przyznawa

ć

racj

ę

? Ale przecie

ż

Karski przebywał po wojnie cały czas na Zachodzie,

z dala od zniewolonej przez Sowiety Polski, a mimo to wypisywał jak

ż

e podobne, godz

ą

ce w Polaków

brednie. W tym ostatnim, i

ś

cie klinicznym przypadku, chodziło głównie o to,

ż

e Karski w pewnym

momencie uznał,

ż

e maksymalnie skorzysta na skrajnym wybielaniu

Ż

ydów i równoczesnym

dokopywaniu "głupim" Polakom.

Wybielanie Boche

ń

skiego

Trudniej zrozumie

ć

tych publicystów, którzy jeszcze dzi

ś

na łamach ró

ż

nych czasopism opcji

patriotycznej powielaj

ą

najbardziej uproszczone s

ą

dy antypowsta

ń

cze, rodem z PRL-u, ch

ę

tnie

nawi

ą

zuj

ą

c do przemy

ś

le

ń

najgorszych ówczesnych kolaborantów typu Aleksandra Boche

ń

skiego.

Zdumiałem si

ę

niedawno mocno z powodu ukazania si

ę

na łamach wielce lubianego przeze mnie

"Głosu" tekstu Wojciecha Rudnego, skrajnie antypowsta

ń

czego i bezkrytycznie idealizuj

ą

cego

przemy

ś

lenia historyczne kolaboranta Aleksandra Boche

ń

skiego (pisałem ju

ż

szerzej o Boche

ń

skim w

"Naszej Polsce" z 16 sierpnia 2000 r.). Co za

ś

było szczególnie groteskowe - Rudny stawia

Boche

ń

skiego, Stanisława Augusta i Wielopolskiego w jednym rz

ę

dzie obok Romana

Dmowskiego. Postawi

ć

wielkiego patriot

ę

Dmowskiego obok króla-targowiczanina Stanisława

Augusta, obok XIX-wiecznego targowiczanina Wielopolskiego, obok współczesnego
kolaboranta Boche

ń

skiego, to przecie

ż

co

ś

wyj

ą

tkowo obra

ź

liwego wobec tak wielkiego

patrioty i my

ś

liciela polskiego jak Roman Dmowski. Jestem pewien,

ż

e on sam z oburzeniem

odrzuciłby tego typu wmawiane mu powinowactwo. Przyjmijmy,

ż

e Dmowski stanowczo odcinał si

ę

od

postawy Wielopolskiego, pisz

ą

c: Nieprawd

ą

jest,

ż

e dla Polski mo

ż

na co

ś

zrobi

ć

, ale z Polakami nigdy

(osławiony zwrot Wielopolskiego - J.R.N.). Chc

ą

c zrobi

ć

co

ś

dla Polski, jak zreszt

ą

dla ka

ż

dego

innego kraju, trzeba i

ść

z jednymi rodakami przeciw innym (...). I główna rzecz, trzeba zrozumie

ć

swe

społecze

ń

stwo, jego dusz

ę

, zna

ć

jego instynkty, w których podstawie zawsze le

ż

y instynkt

samozachowawczy narodu (...) (por. R. Dmowski Polityka polska i odbudowanie pa

ń

stwa, Warszawa

1988, t. I, s. 206-207).

background image

Przypomnijmy, jak stanowczo wyst

ą

pił Prymas Tysi

ą

clecia w obronie pami

ę

ci Powstania

Styczniowego przeciwko jego pomniejszycielowi, jednemu z czołowych redaktorów "Tygodnika
Powszechnego", znanemu z upartego prorosyjskiego oportunizmu Stanisławowi Stommie. (Chodziło
o zamieszczony w "TP", akurat w setn

ą

rocznic

ę

Powstania Styczniowego, artykuł Stanisława

Stommy, pi

ę

tnuj

ą

cy Powstanie Styczniowe jako wyraz nonsensownego "kompleksu antyrosyjskiego".)

W homilii, wygłoszonej 27 stycznia 1963 r. w Warszawie w ko

ś

ciele

Ś

w. Krzy

ż

a kardynał Stefan

Wyszy

ń

ski powiedział m.in.: Wyczytałem ostatnio przedziwne zdanie: kto

ś

, zastanawiaj

ą

c si

ę

,

dlaczego Powstanie wybuchło w Królestwie Kongresowym, a nie w Wielkopolsce czy te

ż

Małopolsce,

odpowiada sobie,

ż

e byli

ś

my podobno owładni

ę

ci "kompleksem antyrosyjskim"? Z tym wi

ą

zało si

ę

całe jego dalsze rozumowanie.

Wydaje mi si

ę

,

ż

e nie ma nic bardziej niesprawiedliwego, pomijaj

ą

c ju

ż

,

ż

e historycznie nie jest to

prawd

ą

, jakoby Powstanie wybuchło tylko tutaj. Ono było wła

ś

ciwie wsz

ę

dzie, ono było w duszy

ka

ż

dego niemal Polaka,

ż

yj

ą

cego w granicach trzech kordonów. A wynikało to nie z takiego czy

innego kompleksu, bo kompleks jest czym

ś

chorobliwym, podczas gdy my mieli

ś

my zdrowe d

ąż

enie

do wolno

ś

ci, pogwałconej i odebranej nam. I mniejsza z tym, kto j

ą

nam odbierał i jakim j

ę

zykiem

mówił; wa

ż

ne jest,

ż

e gwałcił prawo Narodu do wolno

ś

ci.

Nie o kompleks wi

ę

c idzie, nie o schorzenie psychiczne, które jakoby przeszkadzało Narodowi działa

ć

i decydowa

ć

w sposób wolny. Szło o poczucie pogwałconego prawa Narodu do samostanowienia o

sobie i do decydowania o swej wolno

ś

ci, w której rozmieszcza si

ę

w sposób wolny i samodzielny

prawa i wzajemne obowi

ą

zki współ

ż

yj

ą

cych ze sob

ą

warstw narodowych. Chyba o to chodziło, a nie o

jaki

ś

kompleks!

Gdy człowiek czy Naród czuje si

ę

na jakimkolwiek odcinku zwi

ą

zany i skr

ę

powany, gdy czuje,

ż

e nie

ma ju

ż

wolno

ś

ci opinii, wolno

ś

ci zdania, wolno

ś

ci kultury, wolno

ś

ci pracy, gdy wszystko wzi

ę

te jest w

jakie

ś

ła

ń

cuchy, wtedy nie potrzeba kompleksów. Wystarczy by

ć

tylko przyzwoitym człowiekiem, mie

ć

poczucie honoru i osobistej godno

ś

ci, aby si

ę

przeciwko takiej niewoli burzy

ć

, szukaj

ą

c

ś

rodków i

sposobów wydobycia si

ę

z niej.

Z półtora roku temu polemizowałem z Arturem Górskim, który w artykule Nie w morzu krwi, lecz w
pocie czoła
w swoisty sposób uczcił kolejn

ą

rocznic

ę

Powstania Styczniowego, zamieszczaj

ą

c

panegiryczny tekst na temat jego bezwzgl

ę

dnego przeciwnika Aleksandra Wielopolskiego (pt. Nie w

morzu krwi, lecz w pocie czoła na łamach "Naszego Dziennika" z 22 stycznia 1999 r.) Górskiemu w
jego absolutnej idealizacji margrabiego Wielopolskiego nie przeszkadzał, jak si

ę

zdaje nawet fakt,

ż

e

margrabia przyj

ą

ł od cara order za stłumienie polskiego powstania. Ju

ż

dalej nie mo

ż

na było chyba

pój

ść

w postawie targowickiej (st

ą

d nawet "sta

ń

czyk" Szujski nazwał Wielopolskiego

"targowiczaninem" w 1865 r.). Dodajmy do tego niekłaman

ą

rado

ść

, wyra

ż

an

ą

przez Polaka,

margrabiego Wielopolskiego, z powodu wprowadzenia przez Austriaków w 1864 r. stanu obl

ęż

enia w

Galicji.

Adwokaci caratu

Jak

ż

e cz

ę

sto niektórzy nasi publicy

ś

ci posuwaj

ą

si

ę

do wybielania caratu, przedstawiaj

ą

c go jako

racjonalny twór, który na swoje nieszcz

ęś

cie, mimo wszystkich dobrych ch

ę

ci, musiał zderza

ć

si

ę

z

anarchicznym partnerem, jakim byli Polacy. Adam Wielomski na przykład zapewniał z werw

ą

w

tek

ś

cie W obronie Wielopolskiego ("ND" z 20-21 lutego 1999 r.), i

ż

Powstanie Styczniowe utwierdziło

w oczach caratu przekonanie,

ż

e Polacy to anarchi

ś

ci i rewolucjoni

ś

ci, z którymi trzeba rozmawia

ć

za

pomoc

ą

represji. Przypomnijmy wi

ę

c,

ż

e wła

ś

nie ten carat, tak idealizowany przez publicystów,

najcz

ęś

ciej sam z siebie nie był zdolny do

ż

adnych racjonalnych ust

ę

pstw bez nacisku społecznego,

do przyznania cho

ć

by małej cz

ą

stki demokratycznych praw, z jakich korzystały społeczno

ś

ci w innych,

szcz

ęś

liwszych krajach. Osławiony Mikołaj I "Pałkin" wsławił si

ę

nakazem rozwi

ą

zania bractw

trze

ź

wo

ś

ci, bo i te uznał za niebezpieczne dla niego, bo popierane nie przez władz

ę

, a Ko

ś

ciół

katolicki. Co za

ś

najbardziej groteskowe - car uzasadnił rozwi

ą

zanie bractw trze

ź

wo

ś

ci tym,

ż

e chc

ą

ograniczy

ć

wolno

ść

podległego mu ludu. Wolno

ść

w piciu wódki bez ogranicze

ń

.

Car Aleksander III, pogromca Powstania Styczniowego, którego tak zawiedli, zdaniem
Wielomskiego, anarchiczni i rewolucyjni
Polacy, wykazywał do

ść

swoisty stosunek do wszelkich

ż

ycze

ń

swych poddanych. By przytoczy

ć

jak

ż

e znamienny przykład ze skierowan

ą

do niego pro

ś

b

ą

background image

szlachty guberni moskiewskiej. Upraszała ona o pozwolenie zabierania głosu w sprawach swego
okr

ę

gu i to tylko raz na rok. Isz, czego zachotieli - napisał car na marginesie pro

ś

by (według P.

Jasienica Dwie drogi, Warszawa 1963, s. 21).

Je

ś

li ten tak nieskłonny do wysłuchiwania

ż

ycze

ń

swoich poddanych car był w pewnym momencie

gotów i

ść

na pewne ograniczone ust

ę

pstwa wobec Polaków, to nie z

ż

adnej dobrej woli, a tylko

dlatego,

ż

e dla caratu zaczynał by

ć

ż

enuj

ą

cy cały mi

ę

dzynarodowy rezonans wydarze

ń

w Polsce

(pogrzeby rozlicznych ofiar strzelania do warszawskich tłumów etc.). Pod koniec

ż

ycia ten sam car

zdobył si

ę

nawet na decyzj

ę

o wydaniu konstytucji pod wpływem - znów nie z dobrej woli, lecz na

skutek znu

ż

enia strachem przed ci

ą

głymi akcjami bombowymi bojowców z "Narodnoj Woli" (udany

zamach bombowy na cara przekre

ś

lił jednak t

ę

tak bardzo spó

ź

nion

ą

inicjatyw

ę

).

Adam Wielomski zapewniał w tek

ś

cie W obronie Wielopolskiego ("ND" z 20-21 lutego 1999 r.), i

ż

:

Dziewi

ę

tnastowieczni Polacy nie byli w swej robocie narodowej prowadzeni przez m

ęż

ów stanu, lecz

przez poetów. Czy mam przypomina

ć

rozliczne fakty pokazuj

ą

ce,

ż

e dowódcami powsta

ń

czymi byli

bardzo cz

ę

sto nie poeci, a wybitnej klasy fachowcy, specjali

ś

ci nie tylko od wojskowo

ś

ci, lecz od

zimnego,

ś

cisłego my

ś

lenia? Pocz

ą

wszy od generała Józefa Bema,

ś

wietnego konstruktora i

architekta (przebudował Ossolineum), generała Józefa Pr

ą

dzy

ń

skiego, budowniczego Kanału

Augustowskiego i gen. Dezyderego Chłapowskiego,

ś

wietnie gospodaruj

ą

cego na roli z

zastosowaniem najnowszych technik rolnych, po carskiego oficera Romualda Traugutta.
Dlaczego ci trze

ź

wi fachowcy buntowali si

ę

, szli walczy

ć

do powstania? Odpowiedzi nale

ż

y szuka

ć

w

skrajnie głupawej polityce caratu, pod którym strasznie trudno było spokojnie wytrzyma

ć

. Do wyj

ą

tków

nale

ż

ały polskie bunty w zaborze galicyjskim i pruskim, pomimo i tam wyst

ę

puj

ą

cego ucisku

narodowego, bo jednak tam nie był on nigdy nawet cho

ć

w cz

ęś

ci porównywalny do barbarzy

ń

skiej

polityki caratu w zaborze rosyjskim.

Co Polacy musieli prze

ż

ywa

ć

w zaborze rosyjskim - dobrze ilustruje list Zygmunta Krasi

ń

kiego do

Delfiny Potockiej, pisany w styczniu 1848 r.: Norwid mi opowiadał wczoraj rozmaite szczegóły z

ż

ycia

warszawskiego, uwi

ę

zienia, s

ą

dy, kajdany, wywozy na Sybir, niesłychane odwagi i m

ę

cze

ń

stwa. (...)

Okropnie słucha

ć

. Co to za stan rzeczy, co za piekło na ziemi, gorsze ni

ż

wszystkie jakie b

ą

d

ź

marzone marzeniem wyobra

ź

ni. Wyobra

ź

sobie, od kiedy wyszedł ze szkół, od lat sze

ś

ciu, nie wi

ę

cej,

narachował imi

ę

po imieniu 200 współuczniów, prawie wszystkich, z którymi znał si

ę

i uczył,

wywiezionych na Sybir, pomarłych w Cytadeli lub na drodze albo dojechałych i j

ę

cz

ą

cych tam. 200

jeden człowiek narachował - i to prawie dzieci!!!

Dlaczego ci młodzi Polacy si

ę

buntowali, dlaczego nie chcieli si

ę

pogodzi

ć

z systemem rz

ą

dów

caratu? Czy naprawd

ę

tak trudno jest to zrozumie

ć

? Czy aby pokaza

ć

absurdalno

ść

tych

rz

ą

dów, znów musz

ę

przypomnie

ć

cytowanego ju

ż

gruntownego rosyjskiego znawc

ę

Polski

Mikołaja W. Berga, bliskiego krewnego jednego z pogromców Powstania Styczniowego? We
wspomnianych Zapiskach o polskich spiskach i konspiracjach
Berg tak pisał o niebywałej
głupocie rz

ą

dów rosyjskich w Polsce: W innych pa

ń

stwach, gdy wybieraj

ą

rz

ą

dc

ę

dla kraju tak

wa

ż

nego jak Polska, opatrz

ą

go przedtem dokładnie w instrukcye, zbadaj

ą

pod ka

ż

dym wzgl

ę

dem

jego przeszło

ść

i wykształcenie: czy ma wyobra

ż

enie o geografii, historyi, j

ę

zyku, literaturze i innych

wła

ś

ciwo

ś

ciach kraju, którym ma zarz

ą

dza

ć

. On otrzymuje od rz

ą

du

ś

cisłe i dokładne instrukcye,

wynik długoletnich bada

ń

i do

ś

wiadcze

ń

, sam te

ż

stara si

ę

uzupełni

ć

wiadomo

ś

ci o kraju, do którego

jest przeznaczony; otacza si

ę

lud

ź

mi, którzy tam słu

ż

yli i zamieszkiwali od dawna. A je

ś

li taki rz

ą

dca

rozmy

ś

lnie lub mimowolnie zejdzie ze wskazanej mu drogi, zaraz si

ę

znajdzie ostrze

ż

enie, które mu

wska

ż

e bł

ą

d popełniony, wytknie zboczenie od przyj

ę

tego systemu. Gdy to nie pomaga, rz

ą

dc

ę

zmieniaj

ą

.

W Rosyi nic podobnego si

ę

nie dzieje! Na rz

ą

dc

ę

jakiejkolwiek prowincyi bior

ą

bez

ś

cisłego wyboru...

kogo

ś

ciesz

ą

cego si

ę

protekcyj

ą

tej lub owej wpływowej osobisto

ś

ci... Czy za

ś

człowiek ten posiada

odpowiednie zdolno

ś

ci i wiadomo

ś

ci, o to nikt nie pyta. I bez nich mo

ż

na by

ć

wielkorz

ą

dc

ą

...

Znajomo

ść

praw i obyczajów kraju, w którym ma si

ę

zarz

ą

dza

ć

, zast

ą

pi przyboczna kancelarya - a co

si

ę

tyczy tej r

ę

ki opieku

ń

czej, wskazuj

ą

cej omyłki i zboczenia od systemu - o takim zbytku, o takich

dziwnych rzeczach rosyjscy wielkorz

ą

dcy nawet nie słyszeli i nie maj

ą

poj

ę

cia,

ż

e to mo

ż

e by

ć

gdziekolwiek. (...). Tote

ż

biedn

ą

Polsk

ę

... trz

ę

sie chroniczna febra powsta

ń

: na kształt nieuleczalnej

choroby.

background image

Wyrzeczenie si

ę

aspiracji niepodległo

ś

ciowych byłoby bł

ę

dem.

Liczni publicy

ś

ci zwykli oblicza

ć

tylko koszty powsta

ń

, liczby poległych w bitwach i zesłanych,

kontrybucje i konfiskaty sugeruj

ą

c,

ż

e bez tych "rzuca

ń

si

ę

" naród prze

ż

ywałby spokojny, zdrowy

rozwój wewn

ę

trzny. Zapominaj

ą

,

ż

e wyrzeczenie si

ę

aspiracji niepodległo

ś

ciowych wcale nie

zapewniało autentycznej ochrony przed

ś

mierci

ą

na polach bitew. Przeciwnie, ci

ą

gle wówczas

pozostawał model wiernej słu

ż

by w roli "Bartków Zwyci

ę

zców", kornie walcz

ą

cych w armiach zaborów

przeciw buntuj

ą

cym si

ę

narodom: W

ę

grom i Włochom, Finom i narodom kaukaskim etc. wzgl

ę

dnie

usłu

ż

nie tłumi

ą

cych rewolucje na Zachodzie, tak jak chciał ju

ż

car Mikołaj I w 1830 r. Niewiele dzi

ś

pisze si

ę

o kosztach ponoszonych przez społecze

ń

stwo polskie na skutek poboru rekrutów do armii

carskiej, w której Polacy musieli słu

ż

y

ć

przy realizowaniu zaborczej imperialnej polityki. Do

ść

przytoczy

ć

dane z obszarów jednego tylko powiatu piotrkowskiego. Rada piotrkowska wykazała

cyframi,

ż

e spo

ś

ród 11 tysi

ę

cy rekrutów, wzi

ę

tych z powiatu piotrkowskiego do wojska mi

ę

dzy

1833 a 1856 r., do Polski wróciło po latach z powrotem zaledwie 498 inwalidów-

ż

ebraków.

Innych straciło polskie społecze

ń

stwo bezpowrotnie. (Według słynnej syntezy Powstania

Styczniowego pióra J. Grabca, wyd. Pozna

ń

, s. 217.)

Rezygnacja z aspiracji niepodległo

ś

ciowych i bierna akceptacja despotyzmu groziłyby tylko tym

skuteczniejszym wynarodowieniem. Zrozumiał to dobrze równie

ż

papie

ż

polskich pozytywistów

Aleksander

Ś

wi

ę

tochowski, pisz

ą

c w 1905 r. w 75. rocznic

ę

Powstania Listopadowego, i

ż

pomimo

faktu,

ż

e powstania polskie nie miały szansy zwyci

ę

stwa, ale czy

ż

mo

ż

na si

ę

dziwi

ć

,

ż

e: ci

ą

gle

burzymy chlew, który nam buduj

ą

rz

ą

dy; czy jednak

ż

yj

ą

c spokojnie w tym chlewie mo

ż

emy zachowa

ć

nasz

ą

istot

ę

? Po rozbiorach Polacy mieli do wyboru dwie drogi: albo wynaturzy

ć

si

ę

, znikczemnie

ć

,

posłu

ż

y

ć

za karm dla swych zaborców, albo nie bacz

ą

c na wszystkie straty, pora

ż

ki, ruiny, ratowa

ć

swoje

ż

ycie ci

ą

głym buntem przeciw gwałtom. (...) By

ć

mo

ż

e, i

ż

bez rewolucji w roku 1830 i 1863

naród nasz doskonale by si

ę

utuczył i wa

ż

yłby du

ż

o, ale prawdopodobnie byłby dzi

ś

tylko spasionym

wieprzem (...). (Czy

ż

mo

ż

na si

ę

dziwi

ć

,

ż

e cenzor czujnie wyci

ą

ł mi ten cytat w tek

ś

cie, publikowanym

w 1982 r.?!)

Według

Ś

wi

ę

tochowskiego

Na przegran

ą

walk

ę

nie nale

ż

y patrze

ć

tylko pod k

ą

tem rozmiarów represji, jakie wywołała. Według

Ś

wi

ę

tochowskiego miała ona bowiem równie

ż

i inne, nie tak łatwo dostrzegalna skutki - w nat

ęż

onym

drganiu strun uczuciowych narodu, we wzlocie duchów na szczyty bohaterstwa i ofiary, w kulcie czci
dla m

ę

czenników, w oczyszczaniu si

ę

dusz mocnym ogniem niesamolubnego zapału, w idealizacji

ż

ycia, celów i d

ąż

e

ń

. Tego nie da najcieplejszy dom i najpełniejsza misa, a je

ż

eli chodzi nam o dobro i

gust przyszłych pokole

ń

, to im chyba najmniej na tym zale

ż

e

ć

b

ę

dzie, a

ż

eby przodkowie patrzyli z

przeszło

ś

ci i w przyszło

ść

z tłustymi i rumianymi g

ę

bami (...). Mo

ż

na sobie wyobrazi

ć

, jak ten

fragment wzburzył WRON-ich cenzorów o "tłustych i rumianych g

ę

bach", którzy go bez

wahania wyci

ę

li. Tego typu teksty były blokowane w PRL-u, nie docierały do polskich

czytelników. W rezultacie tego faktu przez dziesi

ę

ciolecia kształtował si

ę

coraz bardziej

jednostronny obraz polskich walk narodowych w

ś

wiadomo

ś

ci coraz szerszych grup

społecze

ń

stwa. To wskazuje, jak wiele zaległo

ś

ci publikacyjnych trzeba nadrobi

ć

, i tym wi

ę

ksz

ą

szkod

ę

przynosz

ą

w tej sytuacji wyst

ą

pienia publicystów nie znaj

ą

cych cało

ś

ci polskich przemy

ś

le

ń

na

temat dylematów XIX-wiecznej historii.

Przeciw mierosławszczy

ź

nie

Wyst

ę

powanie przeciw antypowsta

ń

czym egzorcyzmom nie mo

ż

e w

ż

adnym razie oznacza

ć

bezkrytycznej idealizacji historii naszych ruchów niepodległo

ś

ciowych, przymykania oczu na

tak liczne bł

ę

dy w toku przygotowywania powsta

ń

, ich organizacji i przebiegu. Jako naród

zapłacili

ś

my zbyt du

żą

cen

ę

za jak

ż

e liczne przejawy bezsensownej spiskomanii, nie licz

ą

cej

si

ę

z

ż

adnymi realiami, a cz

ę

stokro

ć

prowadzonej tylko dla zaspokojenia własnych

wygórowanych ambicji. Chorobliwym wprost przypadkiem w tym wzgl

ę

dzie były ró

ż

ne

odmiany mierosławczyzny, czego

ś

, co okre

ś

liłbym jako fataln

ą

, piorunuj

ą

c

ą

mieszank

ą

żą

dzy

władzy i demagogii, lekkomy

ś

lno

ś

ci i pieniactwa i co reprezentował przez całe

ż

ycie nasz

najszkodliwszy XIX-wieczny demagog-insurekcjonista Ludwik Mierosławski. Ile

ż

szkód

przyniosło akcentowane wci

ąż

przez Mierosławskiego absolutyzowanie walki zbrojnej,

background image

natychmiastowego "pr

ę

dkiego czynu" za wszelk

ą

cen

ę

, id

ą

ce w parze ze wzgard

ą

dla pracy

organicznej - "partactwa lada cyrkla, kotła czy pilnika". Zbyt cz

ę

sto obok najwspanialszych objawów

po

ś

wi

ę

cenia sprawie powsta

ń

czej, obok Konarskich, Bobrowskich czy Trauguttów spotykało si

ę

wła

ś

nie typy w stylu Mierosławskiego.

Polacy jako "plemi

ę

"

Widzenie słabo

ś

ci kolejnych konspiracji niepodległo

ś

ciowych i powsta

ń

narodowych w

ż

adnym razie nie mo

ż

e uzasadnia

ć

prób skrajnego idealizowania drugiego nurtu działa

ń

narodowych, tj. ró

ż

nych odmian pracy organicznej, absolutyzowania jej efektów, uwa

ż

ania jej

za jedynie słuszn

ą

w ka

ż

dej sytuacji. Zbyt cz

ę

sto zapomina si

ę

,

ż

e ugoda nie wsz

ę

dzie i nie zawsze

była mo

ż

liwa do realizacji. Wskazywano ju

ż

nieraz,

ż

e zupełnie odmienne warunki trwałego

kompromisu z zaborc

ą

istniały w monarchii Habsburgów, gdzie nie było zdecydowanie liczebnie

przewa

ż

aj

ą

cego i nad wszystkimi innymi panuj

ą

cego narodu ni

ż

w zaborze rosyjskim, gdzie wiodła

prym doktryna, widz

ą

ca w Polakach tylko plemi

ę

jednego "słowia

ń

skiego" narodu. St

ą

d

podzielane przez licznych wybitnych historyków opinie, i

ż

mo

ż

no

ść

kompromisu z caratem

zawsze była w istocie tylko złudzeniem i mogła tylko prowadzi

ć

do zatarcia odr

ę

bno

ś

ci

narodowej narodu polskiego i jego "przetrwania" wył

ą

cznie jako regionalnej odr

ę

bno

ś

ci

wielkoplemiennego imperium rosyjskiego.

Z zafałszowaniami dziejów Polski jest jak z obcinaniem głów hydrze - ci

ą

gle pojawiaj

ą

si

ę

nowe. W zwi

ą

zku z tym musz

ę

w swym cyklu cofn

ąć

si

ę

znowu do wieków

ś

rednich. Na łamach

"Polityki" z 5 sierpnia 2000 r. ukazało si

ę

bowiem jedno z najskrajniejszych zafałszowa

ń

- pióra

głównego niemieckiego eksperta tego tygodnika, jednego z najbardziej za

ż

artych germanofili, Adama

Krzemi

ń

skiego. Przypomnijmy,

ż

e w 1995 r. Krzemi

ń

ski wyst

ą

pił w "Polityce" (nr 46) z artykułem o

sprawie przesiedle

ń

Niemców z Polski po 1945 r., w którym próbował całkowicie zatrze

ć

ż

nice

mi

ę

dzy ofiarami i katami, pisz

ą

c: Wyp

ę

dzenia Polaków przez Niemców, Niemców przez Polaków,

Polaków przez Rosjan, Ukrai

ń

ców i Litwinów, nie mówi

ą

c o masowej likwidacji

Ż

ydów przez

hitlerowców i ich kolaborantów w całej Europie - nawet po 50 latach pozostawiły otwarte rany. Prawem
psychologicznym jest,

ż

e ka

ż

da ze stron uwa

ż

a si

ę

przede wszystkim za ofiar

ę

- tłumi

ą

c w

ś

wiadomo

ś

ci poczucie winy i wyrzuty sumienia. Artykuł Krzemi

ń

skiego wywołał ostry protest dwóch

czytelników "Polityki" z Izraela a

ż

nazbyt dobrze pami

ę

taj

ą

cych, kto był ofiar

ą

, a kto był katem w

czasie wojny: Holona Izraela i Józefa Smieta

ń

skiego (sk

ą

din

ą

d w swoim czasie równie

ż

redaktora

"Polityki"). W publikowanym na łamach "Polityki" z 13 stycznia 1996 r. li

ś

cie obaj czytelnicy ostro

zaprotestowali przeciwko postawieniu przez Krzemi

ń

skiego na równi losu Polaków wysiedlonych z

Pomorza, Pozna

ń

skiego i Kresów przez zbrodniczych okupantów z losem Niemców, wysiedlonych po

II wojnie

ś

wiatowej z Polski na mocy porozumie

ń

poczdamskich. Zdaniem Smieta

ń

skiego i Izraela

tekst A. Krzemi

ń

skiego był wyrazem swoistej amnezji, gdy

ż

Polska w latach 30. chciała przesiedli

ć

Ż

ydów na Madagaskar, ale nie budowano O

ś

wi

ę

cimia. Mocarstwa zalegalizowały transfer Niemców.

Polska zrealizowała to przesiedlenie, ale nie było zagłady. Krzemi

ń

ski potraktował ró

ż

ne zjawiska jako

jednorodne.

Krzemi

ń

ski: Polska - Frankenstein Europy

Krzemi

ń

ski, bardzo wpływowy komentator "Polityki", niejednokrotnie go

ś

cił w Niemczech, gdzie był

wielce hołubiony przez swych niemieckich gospodarzy. Jak wida

ć

bardzo to na

ń

"wpłyn

ę

ło", bo przy

ż

nych okazjach wyra

ź

nie d

ąż

y do zacierania szczególnej odpowiedzialno

ś

ci Niemiec za

zbrodnie II wojny

ś

wiatowej i wzywa polskich czytelników do zbiorowej amnezji w tej sprawie.

Jego zdaniem taka pami

ęć

to tylko jakie

ś

niepotrzebne, niepoprawne, nieeuropejskie urazy. W tek

ś

cie

Polska poduszk

ą

narodów ("Polityka" z 28 sierpnia 1993 r.) Krzemi

ń

ski pisał wprost,

ż

e nasze ci

ą

głe

przypominanie sobie, jak nas kiedy

ś

pokopano, jedynie psuje krew i blokuje sensowne inicjatywy (...)

nie wolno wpada

ć

w bezpłodn

ą

podejrzliwo

ść

. Gdy

Ż

ydzi wci

ąż

przypominaj

ą

tylko o swojej

martyrologii w II wojnie

ś

wiatowej, zawłaszczaj

ą

c wył

ą

czno

ść

na m

ę

cze

ń

stwo, to akurat

Krzemi

ń

skiemu nie przeszkadza. Bo "Europejczyk" Krzemi

ń

ski uwa

ż

a pewno,

ż

e tylko

Ż

ydzi

maj

ą

- zgodnie z "poprawno

ś

ci

ą

polityczn

ą

" - patent na m

ę

czenników. Nam, Polakom,

Krzemi

ń

ski usilnie zaleca natomiast, aby

ś

my nie podtrzymywali jakiej

ś

tam anachronicznej

"idei narodowej", "mało twórczej i niezbyt płodnej", twierdz

ą

c,

ż

e Naród to takie słowo, z którym

background image

trzeba si

ę

obchodzi

ć

ostro

ż

nie, jak z odbezpieczonym granatem (por. tekst Krzemi

ń

skiego w

"Polityce" z 14 pa

ź

dziernika 1995 r.) Przy innej okazji red. Krzemi

ń

ski "popisał si

ę

" mało ciekawym

wyskokiem publicystycznym, okre

ś

laj

ą

c Polsk

ę

jako Frankensteina Europy. Jakie

ż

jeszcze obelgi pod

adresem Polski wymy

ś

l

ą

nasi pomysłowi Europejczycy?

W najnowszym swym wyczynie publicystycznym pt. Winnetou pod Grunwaldem ("Polityka" z 5
sierpnia br.) Krzemi

ń

ski wyst

ą

pił z jedn

ą

z najbardziej groteskowych prób wybielenia historii Zakonu

Krzy

ż

ackiego. Gromko domagaj

ą

c si

ę

"rewizji" naszego obrazu Krzy

ż

aków Krzemi

ń

ski nawołuje

do odej

ś

cia od "literackiej matejkiady" i zerwania z rozbiorowymi kompleksami naszych

wieszczów. Wybieleniu Krzy

ż

aków ma słu

ż

y

ć

do

ść

szczególny chwyt Krzemi

ń

skiego - postawienie

znaku równo

ś

ci pomi

ę

dzy dwoma wykluczaj

ą

cymi si

ę

"romantycznymi tradycjami" narodowych

spojrze

ń

na Krzy

ż

aków: polsk

ą

"czarn

ą

legend

ą

" i niemieck

ą

"biał

ą

legend

ą

". Bo - jak pisze

Krzemi

ń

ski -

ż

adna z tych legend nie jest no

ś

na. Krzy

ż

acy wprawdzie popełniali okrucie

ń

stwa przy

chrystianizacji ziem pruskich, ale - według Krzemi

ń

skiego - taka była podówczas kultura ewangelizacji

i prowadzenia wojen. Krzy

ż

acy nie odchodzili jako

ś

specjalnie od europejskiej normy.

Wybielanie Zakonu Krzy

ż

ackiego

A oto, jak Krzemi

ń

ski przedstawia dwie "legendy" o Krzy

ż

akach: polsk

ą

i niemieck

ą

, od których nale

ż

y

natychmiast odej

ść

: Oto le

żą

na stole dwie przeciwstawne literackie legendy Krzy

ż

aków i Grunwaldu.

T

ę

polsk

ą

znamy. Zdradziecki, złowrogi Zakon wykorzystuje naiwno

ść

Konrada Mazowieckiego,

fałszuje bull

ę

papiesk

ą

, prowadzi eksterminacyjne wyprawy przeciwko Prusom, Litwie i Polsce, tworzy

nowoczesne pa

ń

stwo militarne, kierowane przez elit

ę

butnych rycerzy. Podst

ę

pem zagarnia Gda

ń

sk i

Pomorze w 1308 r., nast

ę

pnie próbuje podbi

ć

Litw

ę

, któr

ą

uratowało przymierze i unia z Polsk

ą

oraz

bitwa pod Grunwaldem. Pa

ń

stwo krzy

ż

ackie, jako prototyp pa

ń

stwa SS, było nie do zniesienia nawet

dla własnych poddanych, którzy poprosili króla polskiego o przyj

ę

cie nad nim zwierzchnictwa.

Niepowetowany bł

ą

d polskiej polityki polegał na tym,

ż

e Jagiellonowie nie dobili krzy

ż

ackiej zarazy w

XVI w., lecz pozwolili Hohenzollernom wprowadzi

ć

w Prusach protestantyzm i utworzy

ć

dziedziczne

ksi

ę

stwo, które stało si

ę

gwo

ź

dziem do trumny Rzeczypospolitej. Drugi Grunwald, zdobycie Berlina w

1945 r. i przył

ą

czenie połowy byłych Prus wschodnich do Polski, raz na zawsze poło

ż

ył kres

krzy

ż

actwu.

Niemiecka legenda jest dokładnie odwrotnie. Oto skromne bractwo szpitalne, które pod koniec XII w.
opiekowało si

ę

w Ziemi

Ś

wi

ę

tej pielgrzymami z Bremy i Lubeki, na jałowej poga

ń

skiej ziemi w

północno-wschodniej Europie w ci

ą

gu dwustu lat zbudowało najnowocze

ś

niejsze pa

ń

stwo tamtej

epoki, zało

ż

yło 96 miast, zbudowało 90 zamków, osuszyło bagna, rozci

ą

gn

ę

ło Hanz

ę

- t

ę

ówczesn

ą

wspólnot

ę

gospodarcz

ą

basenu Morza Północnego i Bałtyku. To prawda, mówili niemieccy romantycy

XIX w., braciszkowie nie tylko leczyli, ale i zadawali rany, ale to dlatego,

ż

e poganie byli krn

ą

brni i nie

chcieli da

ć

si

ę

ochrzci

ć

. Krzy

ż

acy, powiadaj

ą

tacy pruscy historycy jak Treitschke czy Ranke, byli

dobrodziejstwem cywilizacyjnym. W ko

ń

cu polski ksi

ążę

Konrad Mazowiecki sam ich do siebie

zaprosił, bo nie mógł sobie da

ć

rady z najazdami Jad

ź

wingów, Litwinów i Prusów, a braciszkowie -

raptem garstka, 300-400, a tylko w porywach 700-1000 rycerzy zakonnych - migiem si

ę

uporali z cał

ą

t

ą

poga

ń

sk

ą

hołot

ą

, krzy

ż

em i mieczem zaszczepili w Prusach chrze

ś

cija

ń

stwo,

ś

ci

ą

gn

ę

li najnowsze

technologie, najbardziej przedsi

ę

biorczych osadników i stworzyli znakomit

ą

maszyn

ę

pa

ń

stwow

ą

,

która była modelem dla pó

ź

niejszych Prus czasów O

ś

wiecenia i Cesarstwa Niemieckiego.

Nieszcz

ęś

cie - głosi niemiecka legenda - zacz

ę

ło si

ę

wtedy, gdy Polska sprzeniewierzyła si

ę

chrze

ś

cija

ń

skiej solidarno

ś

ci i zawistna z powodu ol

ś

niewaj

ą

cych dokona

ń

Zakonu sprzymierzyła si

ę

z

poganami, wtargn

ę

ła do Prus i pokonała pod Tannenbergiem armi

ę

krzy

ż

ack

ą

. Do chwilowych

zwyci

ę

zców przył

ą

czyli si

ę

potem zdradziecko pruscy mieszczanie, którym obcy był duch

chrze

ś

cija

ń

skiego rycerstwa, poparli w wojnie trzynastoletniej polskiego króla i oddali szmat kraju pod

polskie władanie. Ale jest jeszcze sprawiedliwo

ść

na

ś

wiecie, królom pruskim udało si

ę

najpierw

zrzuci

ć

polsk

ą

zwierzchno

ść

, a potem uwolni

ć

dorobek dawnego pa

ń

stwa zakonnego od polskiego

bałaganu. Niemieckie Prusy i wzi

ę

te pod prusk

ą

egid

ę

Niemcy s

ą

oto najwy

ż

szym osi

ą

gni

ę

ciem sztuki

pa

ń

stwowej, militarnej i gospodarczej w XIX w.

Czytelników "Naszej Polski" prosz

ę

o wybaczenie za nieco przydługi cytat z tekstu A. Krzemi

ń

skiego,

ale tylko w ten sposób mog

ą

pozna

ć

cał

ą

istot

ę

manipulacji autora "Polityki". Krzemi

ń

ski, wbrew

faktom historycznym,

ś

wiadomie je zafałszowuj

ą

c, stawia znak równo

ś

ci pomi

ę

dzy dwoma

background image

nieprawdziwymi według niego obrazami dziejów Krzy

ż

aków: polskim i niemieckim. S

ę

k w tym,

ż

e

polski obraz historii Krzy

ż

aków jest akurat zgodny z faktami i potwierdzaj

ą

go ró

ż

ni obiektywni

zachodni historycy (m.in. taki znawca jak Norman Davies).

Wybielaj

ą

cy Krzy

ż

aków niemiecki obraz jest za

ś

rzeczywi

ś

cie legend

ą

, i tylko legend

ą

, nie podzielan

ą

nawet przez niektórych bardziej obiektywnych od Krzemi

ń

skiego autorów niemieckich - np.

Wolfganga Plata.

Przypomnijmy najpierw, co pisał o stosunku Krzy

ż

aków do Polski prof. Norman Davies, historyk

sk

ą

din

ą

d daleki od bezkrytycznego przejmowania tradycyjnych polskich argumentów na temat dziejów

naszych stosunków z Niemcami. W przypadku Krzy

ż

aków prof. Davies nie ma jednak w

ą

tpliwo

ś

ci -

uwa

ż

a,

ż

e Konrad Mazowiecki nie wyobra

ż

ał sobie, jak gro

ź

n

ą

ż

mij

ę

wyhodował na własnej piersi (...).

Proces powstania pa

ń

stwa krzy

ż

ackiego dowodzi du

ż

ych nakładów energii w poł

ą

czeniu z brakiem

skrupułów. Od samego pocz

ą

tku brutaln

ą

sił

ę

wspierała dyplomacja, sztuki prawne oraz talenty

administracyjne. Ju

ż

w 1226 r. w "złotej bulli" z Rimini wielki mistrz Herman von Salza przekonał

papie

ż

a Grzegorza IX, aby przyj

ą

ł Prusy pod opiek

ę

papiestwa. Przekonał te

ż

cesarza Fryderyka II,

aby nadał wszystkie ziemie pruskie Zakonowi jako przyszłe ksi

ę

stwo (...). W obu przypadkach

zr

ę

cznie przeinaczył zasi

ę

g i charakter umowy z Konradem Mazowieckim (...). Zakon, upowa

ż

niony

do szerzenia ewangelii miłosierdzia, prowadził własne interesy, przelewaj

ą

c krew i stosuj

ą

c przymus.

Powtarzaj

ą

ce si

ę

bunty tłumiono z wyrachowanym okrucie

ń

stwem. Chodziło ju

ż

nie tylko o to,

ż

e

rycerze nie wykazywali wi

ę

kszej

ś

wiadomo

ś

ci chrze

ś

cija

ń

skiej warto

ś

ci ni

ż

przeci

ę

tna, zbrutalizowana

szlachta europejska, spo

ś

ród której ich rekrutowano. Prawdziwy protest wywoływał fakt,

ż

e w imi

ę

Chrystusa Krzy

ż

acy systematycznie dokonywali gwałtów, które stawały si

ę

ź

ródłem ich

własnego rozkwitu oraz

ż

e prze

ś

ladowali swych katolickich s

ą

siadów jeszcze długo po

osi

ą

gni

ę

ciu pierwotnie zało

ż

onych celów (podkr. - J.R.N.) (według N. Davies Bo

ż

e igrzysko,

Kraków 1998 r., t. I, s. 111, 113).

Norman Davies przeciw pseudoobiektywizmowi

Prof. Davies, pisz

ą

c (s. 113) o wzmacnianiu Zakonu Krzy

ż

ackiego przez zawodowych rycerzy z całej

Europy oraz ró

ż

ne okresowe wysiłki w postaci zorganizowanych grup krzy

ż

owców, stwierdza, i

ż

stanowili oni wcielenie najbardziej niechrze

ś

cija

ń

skich elementów chrze

ś

cija

ń

skiego

ś

wiata

(podkr. J.R.N.).

Prof. Davies wspominał równie

ż

(s. 114) o tak ch

ę

tnie dzi

ś

przemilczanej przez polskich germanofilów

sprawie okrutnego wymordowania mieszka

ń

ców Gda

ń

ska przez Krzy

ż

aków.

Jak

ż

e wi

ę

c si

ę

dzieje? Prof. Davies, tak skłonny do krytycyzmu wobec polskich uogólnie

ń

na temat

tradycyjnego niemieckiego "Drang nach Osten" wobec Słowian, nagle całkowicie zaakceptował
antykrzy

ż

ack

ą

"polsk

ą

legend

ę

"(!). Bo po prostu inaczej nie mógł zrobi

ć

, znaj

ą

c dobrze fakty z

historii. Nie mo

ż

na podchodzi

ć

do niej w pseudoobiektywistyczny sposób, jak "polski" publicysta z

postkomunistycznej "Polityki" - wa

żą

c na dwóch szalach wagi - jako rzekomo zupełnie równorz

ę

dne -

"polsk

ą

legend

ę

" i "niemieck

ą

legend

ę

". Nie mo

ż

na uzna

ć

za równorz

ę

dnych krzy

ż

ackiego agresora i

jego polskiej ofiary, okrutnych napastników i mordowanych Polaków. Z równym "powodzeniem"
mógłby pan red. Krzemi

ń

ski uznawa

ć

za rzekomo równorz

ę

dne racje: "legend

ę

hitlerowsk

ą

" i

"legend

ę

" antyhitlerowsk

ą

" (!). Racje niemieckich germanizatorów i polskich dzieci bitych we Wrze

ś

ni.

Racje polskich pocztowców w Gda

ń

sku i ich hitlerowskich katów. Smutne,

ż

e tego typu rzeczy trzeba

tłumaczy

ć

jak dziecku wytrawnemu publicy

ś

cie z "Polityki". Widzimy, do jakiego stopnia za

ś

lepia ch

ęć

przypodobania si

ę

Niemcom w poł

ą

czeniu z - łagodnie mówi

ą

c - brakami w lekturze. Sprzeczne z

faktami "poprawianie historii" przez Adama Krzemi

ń

skiego jest tym bardziej przykre,

ż

e chodzi o

publicyst

ę

i eseist

ę

, znanego z wyrafinowanego smaku estetycznego i wielostronno

ś

ci zainteresowa

ń

kulturalnych. Tylko

ż

e w tym przypadku wszedł na mało znane mu terytorium wiedzy o historii i napisał

to, co uznał za najlepsze z punktu widzenia obecnej proniemieckiej "poprawno

ś

ci politycznej".

Krzemi

ń

ski wzywa do zerwania z literack

ą

"matejkiad

ą

" w ocenie Krzy

ż

aków. Mo

ż

na mu przyzna

ć

,

ż

e

w utworach polskich twórców oraz pracach historyków i wypowiedziach polityków XIX i XX wieku nie
brakowało bardzo ostrych słów o Krzy

ż

akach. Adam Mickiewicz pisał: Krzy

ż

ackiego gadu nie

ugłaszcze nikt. Historyk Karol Szajnocha nazwał Zakon Krzy

ż

acki instytucj

ą

potworn

ą

, która

stugłow

ą

zmor

ą

nad ówczesn

ą

ci

ąż

yła Polsk

ą

. Historyk Oswald Balzer, sam sk

ą

din

ą

d pochodzenia

background image

niemieckiego, nazwał Zakon zmor

ą

krzy

ż

ack

ą

. Stefan

Ż

eromski opisał w najbardziej ponurych

barwach dokonan

ą

przez Krzy

ż

aków rze

ź

ludno

ś

ci Gda

ń

ska w 1308 r. w Wietrze od morza. Zapytajmy

jednak, czy rzeczywi

ś

cie nie mieli oni racji w swoich "czarnych" ocenach Krzy

ż

aków?

Przypomnijmy,

ż

e tak niemił

ą

Krzemi

ń

skiemu polsk

ą

"czarn

ą

legend

ę

" o Krzy

ż

akach upowszechniał

m.in. tak wielki autorytet tamtych czasów jak Mikołaj Kopernik. Nazywał on Krzy

ż

aków wprost latrones

i homines sceleraci (łotrami i lud

ź

mi niegodziwymi).

Przypomnijmy,

ż

e na W

ę

grzech, sk

ą

d udało si

ę

przep

ę

dzi

ć

podst

ę

pny Zakon Krzy

ż

acki, napisano w

owym czasie, i

ż

Krzy

ż

acy zapłacili gospodarzowi kraju (czyli W

ę

gier - J.R.N.) za jego dobrodziejstwa

tak, jak po

ż

eraj

ą

cy płomie

ń

w piersi, jak mysz w spichlerzu, jak

ż

mija za pazuch

ą

. Czy to te

ż

jest

polsk

ą

"czarn

ą

legend

ą

"? Obiektywny niemiecki autor Wolfgang Plat bez ogródek pisze o podj

ę

tej

przez Krzy

ż

aków próbie grabie

ż

y cz

ęś

ci ziem pa

ń

stwa w

ę

gierskiego (por. W. Plat Deutsche und

Polen. Geschichte der deutschpolnischen Beziehungen, Köln 1980, s. 33, 34). To te

ż

pewno "czarna

legenda"?!

Przypomnijmy,

ż

e na dokonan

ą

przez Krzy

ż

aków w Gda

ń

sku rze

ź

z oburzeniem zareagował

sam papie

ż

Klemens V. Polecaj

ą

c spraw

ę

rzezi arcybiskupowi z Bremy i kanonikowi z Rawenny

papie

ż

Klemens V pisał do nich, i

ż

według doniesie

ń

, które otrzymał, Krzy

ż

acy w mie

ś

cie

Gda

ń

sku wi

ę

cej ni

ż

10 tysi

ę

cy ludzi or

ęż

em pobili, dzieciom w kołyskach kwil

ą

cym

ś

mier

ć

zadawali,

którym by i nieprzyjaciel wiary

ś

wi

ę

tej był przepu

ś

cił (cyt.za wyd. przez "Wiedz

ę

Powszechn

ą

" w 1961

r. ksi

ąż

k

ą

Karoli Ciesielskiej W zasi

ę

gu krzy

ż

ackiego miecza, s. 56-57).

Przypomnijmy,

ż

e krzy

ż

acki kronikarz opisuj

ą

c wypraw

ę

Krzy

ż

aków w 1322 r. pisał o działaniach jej

uczestników: Grabie

żą

i po

ż

og

ą

zburzyli gród i inne osady. Tak za

ś

nawiedzili okolic

ę

cał

ą

,

ż

e ani

małe dziecko w niej nie zostało (podkr. - J.R.N.) (cyt. za: K. Ciesielska W zasi

ę

gu krzy

ż

ackiego

miecza, Warszawa 1961, s. 67).

Jest wi

ę

ksz

ą

zasług

ą

zabi

ć

Polaków ni

ż

pogan

Reprezentuj

ą

cy stanowisko krzy

ż

ackie przeciw Polsce na rozpocz

ę

tym w 1414 r. Soborze w

Konstancji niemiecki dominikanin Joannes Falkenberg dał wyra

ź

nie do zrozumienia, jaki los Krzy

ż

acy

pragn

ę

liby zgotowa

ć

Polakom. W łaci

ń

skiej ulotce Satira Falkenberg pisał bez ogródek: Jest wi

ę

ksz

ą

zasług

ą

zabi

ć

Polaków i ich króla ni

ż

pogan (...).

Ś

wieccy ksi

ążę

ta zasługuj

ą

na królestwo niebieskie,

je

ś

li podejm

ą

wojn

ę

dla zabicia Polaków i ich króla (...). Zapowietrzona zbiorowo

ść

polska (pestifera

universitas Polonorum), której głow

ą

jest Jagiełło, jest cała szkodliwa (est tota obnoxia) (...) i dlatego

ś

wieccy ksi

ążę

ta maj

ą

obowi

ą

zek wyt

ę

pi

ć

(extinguere) wszystkich Polaków (...) powiesi

ć

na

szubienicach ich ksi

ążą

t i cał

ą

ich szlacht

ę

. Na szcz

ęś

cie słynny polski uczony, rektor krakowskiego

uniwersytetu Paweł Włodkowicz, z powodzeniem rozprawił si

ę

w Konstancji z eksterminacyjnymi

teoriami prokrzy

ż

ackiego dominikanina. Dzi

ę

ki argumentacji Polaków z Włodkowiczem na czele Sobór

w Konstancji uroczy

ś

cie pot

ę

pił pogl

ą

dy Falkenberga, doszło nawet do jego uwi

ę

zienia.

Je

ś

li dochodziło do tego,

ż

e nawet papie

ż

Jan XXII rzucił kl

ą

tw

ę

na Zakon (w 1328 r.). Je

ś

li słynna

szwedzka

ś

wi

ę

ta,

ś

w. Brygida, w oburzeniu na krzy

ż

ackie zbrodnie stwierdziła, powołuj

ą

c si

ę

na

objawienie Syna Bo

ż

ego, który mówi

ą

c o zakonie teuto

ń

skim, odezwał si

ę

do niej tymi słowy:

Pszczołami u

ż

yteczno

ś

ci mieli by

ć

owi Krzy

ż

acy, których postawiłem na stra

ż

y u granicy ziem

chrze

ś

cija

ń

skich. Ale oto powstali przeciwko mnie. Bo nie dbaj

ą

o dusze, nie lituj

ą

si

ę

ciał tego ludu

pruskiego, który z bł

ę

du nawrócił si

ę

ku wierze katolickiej i ku mnie. Gn

ę

bi

ą

go prac

ą

niewolnicz

ą

(...).

A je

ż

eli wojn

ę

tocz

ą

, tedy czyni

ą

to jedynie ku powi

ę

kszeniu swej pychy i szerszemu rozpostarciu

chciwo

ś

ci. Dlatego przyjdzie czas, kiedy b

ę

d

ą

wyłamane im z

ę

by i b

ę

dzie uci

ę

ta im r

ę

ka prawa, i

prawa noga im ochromieje, aby

ż

yli i uznali wyst

ę

pki swoje (cyt. za: K. Szajnocha Jadwiga i Jagiełło

1374-1414, Warszawa 1974, t. I, s. 291).

Zaiste, wielce przebiegli musieli by

ć

ś

redniowieczni Polacy. Je

ż

eli nawet szwedzk

ą

ś

wi

ę

t

ą

-

ś

w.

Brygid

ę

- zarazili swoj

ą

"czarn

ą

legend

ą

" o Krzy

ż

akach... Niebywałe rozmiary okrucie

ń

stwa

Krzy

ż

aków wobec swych poddanych były pi

ę

tnowane przez niektórych autorów niemieckich. Np. w

1797 r. niemiecki historyk królewiecki Ludwik von Baczko pisał,

ż

e podziw dla budowli zamków

krzy

ż

ackich u znawcy pruskiej historii znika, gdy przypomni on sobie,

ż

e te bryły skalne spi

ę

trzali

nieszcz

ęś

liwi niewolnicy (cyt. za: H. Boockmann Zakon krzy

ż

acki, Warszawa 1998, s. 277).

background image

Inny autor niemiecki, Heinrich Luden, pisał w 1822 r. w swej powszechnie znanej wówczas historii

ś

wiata o krzy

ż

ackiej dumie, uporze i pogardzie dla człowieka. Znowu "czarna legenda" (!).

Wspomniany ju

ż

autor niemiecki Wolfgang Plat pisał w swej ksi

ąż

ce o agresywnym Zakonie

Krzy

ż

ackim,

ż

e program tego Zakonu wyra

ź

nie nakierowany był przeciwko istnieniu Polski. To wła

ś

nie

było

ź

ródłem konfliktu (W. Plat Deutsche und Polen. Geschichte der deutschpolnischen Beziehungen,

Köln 1980, s. 39).

Przypomnijmy tu,

ż

e niemieckie mieszcza

ń

stwo i szlachta Prus w ko

ń

cu tak mieli do

ść

rz

ą

dów

grabie

ż

czych Krzy

ż

aków, którzy wszystkie dobra chcieli zagarn

ąć

tylko dla siebie (W. Plat, s. 40),

ż

e z

całego serca optowali za wej

ś

ciem podbitych przez Krzy

ż

aków ziem pod polskie władanie. Pó

ź

niej

za

ś

, jak pisał Wolfgang Plat: pruskie stany stały wiernie przy polskiej republice szlacheckiej, poniewa

ż

wiedziały: tak długo, jak długo pozostaniemy przy Polsce, b

ę

dziemy wolni (solange wir bei Polen

bleiben, sind wir frei - podkr. - J.R.N.) (W. Plat, op.cit., s. 40). To nie tylko Polacy głosili "czarn

ą

legend

ę

" Krzy

ż

aków. Mieli ich prawdziwie do

ść

tak

ż

e ich wszyscy niemieccy poddani, ograbiani przez

nich i uciskani na ka

ż

dym kroku. Dlatego wła

ś

nie doszło do tego, co opisał z gorycz

ą

krzy

ż

acki

kronikarz Joannes von Pusille (Jan Lindenblatt), i

ż

: Wówczas wszystka szlachta i gmin, i mieszczanie

powstali na panów swoich, sprzeniewierzyli si

ę

im podobnie

ż

biskupi, prałaci, zakonnicy, zakonnice i

ludzie wszelkiego stanu, którzy wszyscy przeszli na stron

ę

króla polskiego i wzi

ę

li go sobie za pana. I

stała si

ę

tak wielka zdrada w pa

ń

stwie zakonnym i tak nagła zmiana serc całych Prusiech, jakiej nie

było jeszcze przypadku w

ż

adnym kraju (cyt. za: K. Szajnocha Jadwiga i Jagiełło 1374-1413,

Warszawa 1974, t. I i II, s. 292).

Nieprzypadkowo do rzekomo oczernianych przez polsk

ą

"czarn

ą

legend

ę

" Krzy

ż

aków tak ch

ę

tnie i

cz

ę

sto nawi

ą

zywali nazi

ś

ci na czele z osławionym rasist

ą

Alfredem Rosenbergiem. Ten ostatni

wielokrotnie próbował przedstawi

ć

Krzy

ż

aków jako

ś

redniowiecznego prekursora nazistów,

przerzucaj

ą

c pomost mi

ę

dzy krzy

ż

ack

ą

przeszło

ś

ci

ą

a narodowosocjalistyczn

ą

tera

ź

niejszo

ś

ci

ą

,

przypisuj

ą

c Hermanowi von Salza (wielki mistrz krzy

ż

acki z pocz

ą

tków XIII w. - J.R.N.) motyw walki o

przestrze

ń

ż

yciow

ą

(...) (według H. Boockmann, op.cit., s. 290).

Nie było rzezi Gda

ń

ska?

Polskie półki ksi

ę

garskie zalewane s

ą

wci

ąż

ż

nego typu próbami wybielania Krzy

ż

aków. W

pierwszym odcinku mego cyklu o czarnej legendzie dziejów Polski ("NP" z 9 sierpnia 2000 r.) pisałem
o wybielaniu Krzy

ż

aków jako "cywilizatorów" przez Janusza A. Majcherka i o podobnych dokonaniach

T. Jastruna w "Res Publice" oraz w wydanej w 1996 r. ksi

ąż

ce Zofii Kowalskiej Krzy

ż

acy w innym

ś

wietle. Chciałbym teraz przypomnie

ć

jeszcze par

ę

innych drastycznych przykładów tego typu

"wybielania" Krzy

ż

aków.

W 1999 r. na rynku wydawniczym pojawiła si

ę

ksi

ąż

ka mało znanego autora Pawła Pizu

ń

skiego

Krzy

ż

acy od A do Z. Leksykon, szumnie reklamowana przez publikuj

ą

ce j

ą

wydawnictwo jako

pierwszy w Polsce leksykon po

ś

wi

ę

cony Krzy

ż

akom. Niestety nie tylko autor tej ksi

ąż

ki jest mało

znany, ale wyra

ź

nie i jemu mało znane s

ą

prawdziwe dzieje krzy

ż

ackie, o czym

ś

wiadcz

ą

zarówno

rozliczne wa

ż

ne pomini

ę

cia, jak i daleki od rzetelno

ś

ci naukowej sposób przedstawienia dziejów

Krzy

ż

aków. Autor przypuszczalnie główne

ź

ródła swej "wiedzy" o Krzy

ż

akach czerpał od niemieckich

autorów. Dowodzi tego bardzo cz

ę

ste nie-stosowanie nawet w tym pierwszym w Polsce leksykonie

po

ś

wi

ę

conym Krzy

ż

akom podstawowych poj

ęć

, przyj

ę

tych przez polsk

ą

historiografi

ę

w odniesieniu

do tej problematyki. Pró

ż

no szukałem w ksi

ąż

ce Pizu

ń

skiego np. hasła hołd pruski. Autor pewnie

uznał za "niepoprawne politycznie" przypominanie tego typu nieprzyjemnych dla Niemców wspomnie

ń

historycznych. Przy ha

ś

le "Gda

ń

sk" zabrakło w ogóle cho

ć

by słowa o osławionej rzezi gda

ń

skiej z

1308 r., kiedy Krzy

ż

acy okrutnie wymordowali ponad 10 tys. osób, wi

ę

kszo

ść

ówczesnych

mieszka

ń

ców miasta. W ksi

ąż

ce, która zawiera 150 biogramów postaci, które wywarły najwi

ę

kszy

wpływ na dzieje Zakonu, zabrakło biogramu w

ę

gierskiego króla Andrzeja II, który - poznawszy si

ę

na

wiarołomstwie Krzy

ż

aków - sił

ą

przep

ę

dził ich z W

ę

gier.

"Zapomniano" o Towarzystwie Jaszczurczym

Zabrakło w leksykonie dziejów Krzy

ż

aków tak podstawowego poj

ę

cia, jak Towarzystwo Jaszczurcze,

nazwa utworzonego w 1397 r. tajnego zwi

ą

zku szlachty chełmi

ń

skiej, maj

ą

cego j

ą

broni

ć

przed

background image

uciskiem krzy

ż

ackim (zwi

ą

zek ten stał si

ę

ź

niej podstaw

ą

słynnego Zwi

ą

zku Pruskiego,

utworzonego w 1440 r.). Pisz

ą

c o warszawskim procesie przeciw Krzy

ż

akom w 1339 r. Pizu

ń

ski

pomija tak podstawowe sprawy, jak konkretne, udowodnione w czasie procesu zarzuty, oskar

ż

aj

ą

ce

Krzy

ż

aków o spalenie ko

ś

ciołów w Nakle, Warcie, Szadku, Bełdrzychowie, Koninie, Słupiach,

Pobiedziskach i Karczewie oraz ko

ś

cioła franciszkanów w Pyzdrach. Nie dowiemy si

ę

z ksi

ąż

ki

Pizu

ń

skiego o zdradzieckim zamordowaniu przez Krzy

ż

aków gda

ń

skich burmistrzów Konrada Letzkau

i Arnolda Hechta oraz rajcy Bartłomieja Grossa (w 1411 r.). Przykłady tego typu pomini

ęć

mo

ż

na

długo mno

ż

y

ć

. "Zdumiewa" wyra

ź

nie zapo

ż

yczony przez Pizu

ń

skiego ze stronniczych niemieckich

ksi

ąż

ek sposób interpretowania ró

ż

nych wydarze

ń

. Np. w ha

ś

le Borsa ziemia pisze,

ż

e król w

ę

gierski

Andrzej II wkroczył na czele swych wojsk do posiadło

ś

ci Zakonu i zagarn

ą

ł ich dobra (podkr. -

J.R.N.) (Krzy

ż

acy od A do Z, op.cit., s. 22). To nie król w

ę

gierski zagarn

ą

ł dobra Krzy

ż

aków, lecz

Krzy

ż

acy próbowali zrabowa

ć

ziemie W

ę

gier, przyznaj

ą

to obiektywni, a nie stronniczy autorzy

niemieccy (np. W. Plat, pisz

ą

cy o próbie grabie

ż

y ziem w

ę

gierskich przez Krzy

ż

aków). Do wszystkich

pomini

ęć

i deformacji dochodzi te

ż

wyj

ą

tkowo niechlubna, niezgodna z przyj

ę

tymi zasadami pisownia

nazwisk. Np. ksi

ążę

Albrecht Hohenzollern (ten od hołdu pruskiego) podany został nie pod hasłem

"Albrecht Hohenzollern", jak zwykle podaje si

ę

w encyklopediach, lecz pod hasłem "Hohenzollern".

Niemiecki Instytut Historyczny - za Krzy

ż

akami

Zadbał o wybielenie Krzy

ż

aków w Polsce równie

ż

Niemiecki Instytut Historyczny w Warszawie. Z jego

pomoc

ą

wydawnictwo "Volumen" wydało w 1998 r. współfinansowan

ą

przez "Alfried Krupp von Bohlen

und Halbach Stiftung" obszern

ą

, prawie 400-stronicow

ą

publikacj

ę

niemieckiego historyka Hartmuta

Boockmanna. Mimo odchodzenia w szeregu sprawach od ró

ż

nych stereotypów pruskiej historiografii

Boockman podejmował w swojej ksi

ąż

ce kolejn

ą

, trzeba przyzna

ć

bardzo zr

ę

czn

ą

i wyrafinowan

ą

,

prób

ę

wybielenia Krzy

ż

aków, staraj

ą

c si

ę

m.in. wyra

ź

nie pomniejszy

ć

obraz ich okrucie

ń

stw i

wyj

ą

tkowej agresywno

ś

ci. Równocze

ś

nie dalej podtrzymywał ró

ż

ne stare niemieckie tezy, pisz

ą

c np.,

ż

e (...) niezbywalne prawo Polski do Pomorza Gda

ń

skiego staje si

ę

z gruntu w

ą

tpliwe (H. Boockmann

Zakon krzy

ż

acki, Warszawa 1998, s. 171). Szkoda,

ż

e polscy wydawcy nie zadbali o opatrzenie tak

kontrowersyjnej z polskiego punktu widzenia ksi

ąż

ki H. Boockmanna polskim wst

ę

pem lub posłowiem,

przedstawiaj

ą

cym polskie stanowisko w ró

ż

nych spornych sprawach. (Nie załatwiła tego niestety

króciutka, niecałe dwie strony notka polskiego historyka prof. Mariana Biskupa.)


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
WALKA Z KOŚCIOŁEM W CZERWONEJ HISZPANII (PROF DR HAB JERZY ROBERT NOWAK)
Prof dr hab Jerzy Robert Nowak Czerwone życiorysy Włodzimierz Cimoszewicz syn oficera stalinows
prof dr hab Jerzy Robert Nowak Nowe fałsze Grossa
Prof dr hab Jerzy Robert Nowak Czerwone życiorysy Balcerowicz portret doktrynera
prof dr hab Jerzy Robert Nowak Kto jest kim w lobby filosemickim
Prof dr hab Jerzy Robert Nowak Antypolonizm zdzieranie masek Tom 1
Prof dr hab Jerzy Robert Nowak Kto jest kim w lobby filosemickim
Prof dr hab Jerzy Robert Nowak Przemilczane zbrodnie
Czarna Legenda Dziejów Polski Jerzy Robert Nowak(1)
Jerzy Robert Nowak Czarna legenda dziejów Polski
Czarna Legenda Dziejów Polski Jerzy Robert Nowak
Jerzy Robert Nowak Czarna Legenda Dziejow Polski
Czarna legenda dziejów Polski, Encyklopedia Białych Plam, ♠NIEZAKNEBLOWANE
Czarna Legenda Dziejow Polski
Zagadnienia do pisemnego opracowania na zaliczenie wykładów z przedmiotu teorie środowisk wychowawcz
Konkurencyjność polskiego przedsiębiorstwa na rynku europejskim prof dr hab Grażyna Gierszewska

więcej podobnych podstron