Kto jest kim w lobby filosemickim Jerzy Robert Nowak

background image

1

zapodał w wersji elektronicznej:
„jasiek z toronto”

Prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak

KTO JEST KIM W LOBBY

KTO JEST KIM W LOBBY

KTO JEST KIM W LOBBY

KTO JEST KIM W LOBBY

FILOSEMICKIM

FILOSEMICKIM

FILOSEMICKIM

FILOSEMICKIM

Rozpocz

ę

ta tym tekstem seria artykułów prof. Jerzego Roberta Nowaka jest swego rodzaju

kontynuacj

ą

jego poprzedniego cyklu Za co

Ż

ydzi powinni przeprosi

ć

Polaków. Pragniemy pokaza

ć

,

jak wielkie wpływy ma u nas lobby, licz

ą

ce si

ę

głównie z

ż

ydowskimi, nie polskimi racjami, jak bardzo

jest ono silne w polityce czy mediach. Stronniczy filosemityzm bardzo cz

ę

sto ł

ą

czy si

ę

u nas z

lekcewa

ż

eniem polsko

ś

ci i polskich interesów narodowych, z gwałtownymi atakami na polski

patriotyzm i rol

ę

Ko

ś

cioła katolickiego w Polsce. Przedstawiamy wi

ę

c osoby, które tendencyjnie

prezentuj

ą

racje pro

ż

ydowskie. [red.]

Aleksander Kwa

ś

niewski

(PZPR), od 1995 r. prezydent RP, który sfałszował swoje

wykształcenie. W 1989 roku ulubieniec lobby

ż

ydowskiego OKP na czele z Adamem Michnikiem, i

lansowany przez nie jako główny partner przyszłych porozumie

ń

z lewic

ą

OKP. Wdzi

ę

czny

Kwa

ś

niewski deklarował w ramach ankiety, przeprowadzonej w

ś

ród polityków, na kogo głosowałby

najch

ę

tniej poza swoj

ą

parti

ą

: W pierwszej kolejno

ś

ci głosowałbym na Adama Michnika, ale tylko

wówczas, gdyby zało

ż

ył co

ś

własnego (...). To co Michnik my

ś

li i jak my

ś

li, odpowiada mi najbardziej -

jako obywatelowi i jako politykowi (...). ("Gazeta Wyborcza" z 21 czerwca 1991). W

ś

ród pogl

ą

dów

szczególnie bliskich Michnikowi znajdujemy tak mocno akcentowane przez Kwa

ś

niewskiego

pot

ę

pienia pozostało

ś

ci narodowego egocentryzmu, za

ś

ciankowo

ś

ci, ksenofobii i poczucia dziejowej

misji, haseł poloncentrycznych i hurrapatriotycznych emocji (z obszernego dwukolumnowego artykułu
A.Kwa

ś

niewskiego na łamach "Gazety Wyborczej" z 1 lipca 1996).

Jako prezydent RP działa dla przyspieszenia przyj

ę

cia przez Sejm ustawy o zwrocie mienia

wyznaniowym gminom

ż

ydowskim, co uczyniłoby ze Zwi

ą

zku Gmin

Ż

ydowskich najwi

ę

kszego

finansist

ę

w Polsce. W lipcu 1996 r. podczas spotkania z przedstawicielami organizacji

ż

ydowskich w

Nowym Jorku Kwa

ś

niewski przyobiecał szybki zwrot mienia

Ż

ydom.

Pro

ż

ydowska tendencyjno

ść

prezydenta Kwa

ś

niewskiego spowodowała ostry protest prezesa

Kongresu Polonii Ameryka

ń

skiej, Edwarda Moskala, który 10 maja 1996 r. wystosował list do

Kwa

ś

niewskiego krytykuj

ą

c to,

ż

e: Brak stanowczo

ś

ci w działaniach rz

ą

du polskiego, a tak

ż

e

ewidentne bł

ę

dy urz

ę

dników pa

ń

stwowych powoduj

ą

,

ż

e

Ż

ydzi pozwalaj

ą

sobie na coraz wi

ę

cej i

coraz wi

ę

cej uzyskuj

ą

. Kwa

ś

niewski odrzucił krytyczne uwagi Moskala, popieraj

ą

c

ż

ydowskie racje.

Mi

ę

dzy innymi podtrzymał d

ąż

enie do jak najszybszego zwrotu mienia dla gmin

ż

ydowskich oraz

wyst

ą

pił w obronie krytykowanych przez prezesa Moskala przeprosin wobec

Ż

ydów m.in. za tzw.

background image

2

pogrom kielecki, wystosowanych przez ministra Rosatiego w imieniu narodu polskiego. Sekretarz
stanu Marek Siwiec wyst

ę

puj

ą

c na konferencji prasowej w imieniu prezydenta Kwa

ś

niewskiego

stwierdził,

ż

e: Polska i społecze

ń

stwo polskie powinny przeprosi

ć

za to, co było niegodziwe w historii

Polaków i

Ż

ydów po II wojnie

ś

wiatowej.

Postaw

ę

Kwa

ś

niewskiego dobrze ilustrowała jego reakcja na dokonan

ą

przez Izraelczyków masakr

ę

102 Palesty

ń

czyków w Kanie Galilejskiej. Prezydent RP skomentował barbarzy

ń

sk

ą

napa

ść

słowami,

i

ż

jest to chyba zbyt du

ż

y koszt uporz

ą

dkowania stosunków mi

ę

dzy dwoma krajami. Tylko tyle.

Rzeczywi

ś

cie - komentarz godny Europejczyka.

W 1995 roku Kwa

ś

niewski nale

ż

ał do pierwszych polskich polityków, którzy wyst

ą

pili z publicznym

pot

ę

pieniem kilku zda

ń

ksi

ę

dza prałata Henryka Jankowskiego, dzi

ś

jak wiadomo spreparowanych

przez "Gazet

ę

Wyborcz

ą

". Równocze

ś

nie za

ś

nie zareagował ani słowem na prowokacyjne

antypolskie wyst

ą

pienie laureata Nagrody Nobla,

ż

ydowskiego pisarza Elie Wiesela, wygłoszone 7

lipca br. podczas oficjalnych uroczysto

ś

ci w Kielcach w obecno

ś

ci premiera RP, w tym skrajne

uogólnienia "o polskiej nienawi

ś

ci" (a skrytykował je np. Szymon Wiesenthal oraz przewodnicz

ą

cy

Forum

Ż

ydowskiego Stanisław Krajewski).

Najnowszy pobyt Kwa

ś

niewskiego w Stanach Zjednoczonych w lipcu br. stał si

ę

kolejnym

potwierdzeniem jego pro

ż

ydowskiej tendencyjno

ś

ci i konsekwentnych zabiegów o polityczne poparcie

mi

ę

dzynarodowego lobby

ż

ydowskiego. W tym samym czasie, gdy wida

ć

było brak stara

ń

o rozmowy

z rzeczywi

ś

cie reprezentatywnymi przedstawicielami Polonii w Stanach Zjednoczonych prezydent

Kwa

ś

niewski po

ś

wi

ę

cił maksimum uwagi na kolejne spotkania z najbardziej wpływowymi

przedstawicielami lobby

ż

ydowskiego w USA. Odwiedził m.in. znane z polako

ż

erstwa redakcje

zdominowanych przez

Ż

ydów gazet: "New York Timesa" i "Washington Post", odbył rozmowy z rad

ą

Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie i spotkał si

ę

z przedstawicielami 56 najwi

ę

kszych organizacji

ż

ydowskich w Stanach Zjednoczonych. Zyskał ich maksymaln

ą

aprobat

ę

po dłu

ż

szych rozmowach "za

zamkni

ę

tymi drzwiami".

Jako działacz PZPR i SdRP oraz jako prezydent RP Kwa

ś

niewski ani razu nie przeciwstawił si

ę

antypolskiej nagonce ze strony kół

ż

ydowskich.

Włodzimierz Cimoszewicz

, postkomunistyczny premier RP, syn oficera Informacji

Wojskowej w latach stalinowskich, dał w lipcu 1996 roku podczas uroczysto

ś

ci w Kielcach jaskrawy

dowód tego, do jakiego stopnia niewa

ż

na jest dla niego prawda o historii i godno

ść

własnego narodu.

W sprawach stosunków polsko-

ż

ydowskich, tak skomplikowanych i zło

ż

onych, po dziesi

ę

cioleciach

przemilcze

ń

i niedomówie

ń

, postkomunistyczny premier pozwolił sobie na publiczne, obel

ż

ywe dla

Polaków stwierdzenia, jednostronnie obci

ąż

aj

ą

ce ich win

ą

za wszystkie problemy w stosunkach z

Ż

ydami.

ę

boko bolej

ą

c z powodu wszystkiego, w czym kiedykolwiek Polacy zawinili wobec

Ż

ydów i

szczerze za to przepraszaj

ą

c (...). Samobiczowanie premiera Cimoszewicza w imieniu całego narodu

polskiego wywołało zdecydowany protest wielu

ś

rodowisk patriotycznych. W opublikowanym 9 lipca

1996 o

ś

wiadczeniu porozumienia 21 organizacji kombatanckich i niepodległo

ś

ciowych (m.in.

Ś

wiatowego Zwi

ą

zku

Ż

ołnierzy AK, Stowarzyszenia Szarych Szeregów i kilku zwi

ą

zków wi

ęź

niów

politycznych) stwierdzono: (...) Zamiast niesłusznie oskar

ż

a

ć

cały naród o rzekomy antysemityzm i bi

ć

si

ę

w piersi w jego imieniu, premier Cimoszewicz powinien przeprosi

ć

za zbrodni

ę

, której dokonali jego

ideowi poprzednicy. Nie uczynił tego, nie wykorzystał znakomitej okazji do odci

ę

cia si

ę

od

komunistycznej przeszło

ś

ci, a tym samym zakłamał wyj

ą

tkowo bolesn

ą

kart

ę

naszej historii.

Podczas uroczysto

ś

ci w Kielcach Cimoszewicz zezwolił Elie Wieselowi na bezkarne obra

ż

anie Polski i

Polaków. Zamiast zdecydowanie zareagowa

ć

na prowokacyjne antypolskie i antyreligijne wyst

ą

pienie

Elie Wiesela i jego

żą

danie usuni

ę

cia krzy

ż

y z Auschwitz-Birkenau, Cimoszewicz obiecał wyj

ś

cie

naprzeciw ich

żą

daniom w sprawie usuni

ę

cia krzy

ż

y z terenów byłego obozu Auschwitz-Birkenau. W

ten sposób, jak stwierdzili senatorzy NSZZ "Solidarno

ść

" premier RP zamierza uzurpowa

ć

sobie

prawo do decydowania o symbolach religijnych w Polsce.

Ksi

ą

dz Michał Czajkowski

, asystent ko

ś

cielny "Wi

ę

zi", wykładowca na ATK.

Najskrajniejszy filosemita w

ś

ród polskich duchownych. Ł

ą

czy promowanie skrajnych zarzutów

antysemityzmu wobec Polaków z destrukcyjnymi działaniami dla rozbijania spoisto

ś

ci Ko

ś

cioła

background image

3

katolickiego od wewn

ą

trz, podwa

ż

ania obrony rzeczy naj

ś

wi

ę

tszych. Tak jak cho

ć

by w sprawie krzy

ż

y

w Birkenau, w wyst

ą

pieniu na łamach "Gazety Wyborczej" i w rozmowie telewizyjnej. Pomimo

jednoznacznego o

ś

wiadczenia Komitetu Episkopatu Polski do Dialogu z Judaizmem broni

ą

cego

krzy

ż

y, ks. Czajkowski ju

ż

dzie

ń

ź

niej wyszedł naprzeciw prowokacyjnym

żą

daniom Elie Wiesela.

Napisał w "Gazecie Wyborczej": (...) S

ą

pewne warto

ś

ci, o które nale

ż

y walczy

ć

, nawet do utraty

ż

ycia, natomiast gdy rozumie si

ę

alergie

ż

ydowskie, a tak

ż

e racje religijne, to nie s

ą

dz

ę

,

ż

e nale

ż

y

walczy

ć

o ka

ż

dy krzy

ż

w Birkenau. Ksi

ą

dz Czajkowski usilnie zach

ę

cał równie

ż

, by rozumie

ć

,

ż

e:

niektórych po prostu krzy

ż

w tym miejscu razi.

W wywiadzie dla "The New York Timesa" z 15 sierpnia 1989 r. zapewniał: Jeszcze bardziej b

ę

d

ę

zwalczał pozostało

ś

ci polskiego i chrze

ś

cija

ń

skiego antysemityzmu. Robi to id

ą

c w sukurs najgorszym

kłamstwom antypolonistów.

W lutym 1994 r. na Forum Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Czajkowski popisał si

ę

odosobnionym głosem w obronie opublikowanego w "Gazecie Wyborczej" paszkwilu Michała
Cichego
na temat Powstania Warszawskiego, uznaj

ą

c oskar

ż

enia o rzekome mordowanie

Ż

ydów za

godne tego, by stały si

ę

chrze

ś

cija

ń

skimi rekolekcjami wielkopostnymi.

Ksi

ą

dz Michał Czajkowski pisał na łamach "Gazety Wyborczej" z 25 sierpnia 1990 roku, i

ż

:

antysemityzm to nie tylko ignorancja, głupota, to tak

ż

e moralne zboczenie. A jak okre

ś

li

ć

skrajny

antypolonizm, któremu tak ch

ę

tnie dawał upust sam ksi

ą

dz Czajkowski. Kilkakrotnie na pró

ż

no ju

ż

wzywałem go na łamach "Słowa - Dziennika Katolickiego", pocz

ą

wszy od numeru z 30 czerwca - 3

lipca 1995 roku o wyja

ś

nienie obrzydliwego pomówienia pod adresem rzekomo antysemickich

Polaków, jakiego dopu

ś

cił si

ę

na łamach "Wi

ę

zi" z czerwca 1991 roku. Chodziło o oskar

ż

enie Polaków

o rzekomy udział w pogromach na ziemi polskiej w 1905 roku. Pogromy te, jak potwierdzaj

ą

ś

wiadectwa

ż

ydowskie i rosyjskie, były w cało

ś

ci organizowane i realizowane wył

ą

cznie przez Rosjan.

Polacy nie tylko,

ż

e w nich nie uczestniczyli, ale jednoznacznie wyst

ę

powali w ró

ż

nych w obronie

Ż

ydów, jak wynika z wielkiego dwutomowego dzieła wydanego przez specjaln

ą

ż

ydowsk

ą

komisj

ę

pt.

"Die Juden pogrome in Russland" (Kolonia, Lipsk 1910). Ksi

ą

dz Czajkowski, bezskutecznie po

wielokro

ć

wzywany przeze mnie na łamach prasy o wyja

ś

nienie przyczyn obrzydliwego antypolskiego

pomówienia i przeproszenia za nie, nie wykazał nawet cienia godno

ś

ci i uczciwo

ś

ci intelektualnej w tej

sprawie. I dalej, jak przedtem, szkaluje Polaków i osłabia spoisto

ść

Ko

ś

cioła.

Aleksandra Jakubowska

, rzecznik rz

ą

du premiera W.Cimoszewicza, w latach 80.

prezenterka "Dziennika Telewizyjnego". W przeszło

ś

ci jednoznacznie dawała wyraz swemu

krytycznemu stosunkowi do polsko

ś

ci w poł

ą

czeniu z trosk

ą

o obron

ę

racji

Ż

ydów. Jako redaktorka

naczelna "Feminy" (dodatku do "

Ż

ycia Warszawy") opublikowała na przykład jeden z najostrzejszych

ataków na ksi

ąż

k

ę

Joanny Siedleckiej Czarny ptasior, która ukazywała prawdziwe oblicze Jerzego

Kosi

ń

skiego - osławionego

ż

ydowskiego hochsztaplera i manipulatora. Znakomita ksi

ąż

ka Siedleckiej

została na łamach "Feminy" potraktowana jako wyraz skandalu, post

ę

powania według bezwzgl

ę

dnych

reguł biznesu, pozbawiona rzetelno

ś

ci. W rocznic

ę

3 Maja w tek

ś

cie na łamach postkomunistycznego

"Wprost" (3 maja 1992) stwierdziła z zadowoleniem: Zu

ż

yte, skompromitowane słowa "patriotyzm",

"polsko

ść

", "ojczyzna" nie odrodziły si

ę

w III Rzeczypospolitej.

Wiesław Kot,

autor licznych oszczerczych antypolskich i antyreligijnych tekstów na

łamach postkomunistycznego "Wprost", przedstawiaj

ą

cych Polaków jako grabie

ż

ców mienia

ż

ydowskiego, antysemitów i ciemniaków. Kot nie oszcz

ę

dził te

ż

wielkiego polskiego m

ę

czennika Ojca

Kolbe. S

ą

teksty Wiesława Kota, które wprost prosz

ą

si

ę

o jak najszybsz

ą

interwencj

ę

prokuratora, z

uwagi na ohydne oszczerstwa, godz

ą

ce w dobre imi

ę

narodu polskiego. Na przykład tekst o Li

ś

cie

Schindlera Stevena Spielberga ("Wprost" z 6 lutego 1994), stwierdzaj

ą

cy, i

ż

: Schindler jest

ś

lepy na

teorie rasistowskie, po prostu kocha

ż

ycie i w zabijaniu swych

ż

ydowskich współpracowników

dostrzega unicestwianie cz

ęś

ci Europy - czyli to, co my w Polsce dostrzegli

ś

my kilka dziesi

ę

cioleci

ź

niej. Pisze to Kot jakby nie było kilkuset tysi

ę

cy Polaków bezpo

ś

rednio zaanga

ż

owanych w

ratowanie

Ż

ydów, jakby nie było tysi

ę

cy Polaków i Polek straconych z tego powodu, jakby nie było

najwi

ę

kszej liczby drzewek "Sprawiedliwy W

ś

ród Narodów

Ś

wiata", zasadzonych ku czci 4,5 tysi

ą

ca

Polaków przed Yad Vashem w Jerozolimie!!!

background image

4

Marek Król,

redaktor naczelny "Wprost", jednej z głównych trybun pro

ż

ydowskich racji i ci

ą

głego

oskar

ż

ania Polaków o antysemityzm (mi

ę

dzy innymi w szczególnie tendencyjnych tekstach Wiesława

Kota i Jerzego Sławomira Maca). Skrajny filosemityzm "Wprost" współgra z ci

ą

głymi atakami na

Ko

ś

ciół katolicki w Polsce, podwa

ż

aniem i o

ś

mieszaniem polsko

ś

ci i patriotyzmu.

Marcin Król,

redaktor naczelny miesi

ę

cznika "Res Publica" dofinansowywanego przez

Ministerstwo Kultury. Zarówno on, jak i redagowany przez niego miesi

ę

cznik hołduj

ą

pogl

ą

dom

skrajnie filosemickim.

9 lutego 1996 r. Król wyst

ą

pił na łamach "Tygodnika Powszechnego" (w artykule Ojczyzna) ze

stwierdzeniem: Jak

ą

kolwiek, cho

ć

by najbardziej zniuansowan

ą

form

ę

antysemityzmu lub wszelkiej

ma

ś

ci ksenofobii uwa

ż

am za po prostu skandal, który powinien ko

ń

czy

ć

si

ę

w s

ą

dzie, a nie by

ć

przedmiotem podnosz

ą

cej nieuchronnie rang

ę

problemu debaty politycznej.

Król niejednokrotnie wykazywał całkowity brak szacunku dla polsko

ś

ci i patriotyzmu, wypisywał

tek

ś

ciki o niezgułowatej Polsce. Na łamach miesi

ę

cznika "Res Publica" (nr 3 z 1991 roku) zabłysn

ą

ł

niebywałym uogólnieniem: Polska nigdy w swej najnowszej historii licz

ą

cej dwie

ś

cie lat krajem

normalnym nie była, a wi

ę

c po to,

ż

eby sta

ć

si

ę

krajem normalnym - Polska musi zapomnie

ć

sam

ą

siebie.

Król, tropiciel "polskiego antysemityzmu", przy ka

ż

dej okazji uderza w polskie tradycje narodowa. W

"

Ż

yciu Warszawy" z 11 marca 1994 roku pisał: tradycja narodowe to rezerwuar mitów, co wi

ę

cej,

polskie mity narodowe s

ą

to w wi

ę

kszo

ś

ci mity martwe. Któ

ż

z nas przejmuje si

ę

cho

ć

by przez

moment Ko

ś

ciuszk

ą

pod Racławicami (...). Król wsławił si

ę

równie

ż

skandalicznym porównaniem

"My

ś

li nowoczesnego Polaka" Romana Dmowskiego z Mein Kampf Hitlera.

Bolesław Sulik

, przewodnicz

ą

cy (z nadania Unii Wolno

ś

ci) Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji,

jest jednym z najbardziej spektakularnych symboli siły lobby filosemickiego w Polsce. Syn generała w
armii Andersa, Nikodema, w 1946 roku opu

ś

cił Polsk

ę

jako

Ż

yd Jakub Szteinberg, osiedlaj

ą

c si

ę

w

Anglii. Jego telewizyjny serial Zmagania o Polsk

ę

wywołał kilkaset protestów ze strony

ś

rodowisk

polonijnych. Szczególne oburzenie wywołało wyeksponowanie w filmie ró

ż

nego typu skrajnych

oskar

ż

e

ń

na temat rzekomego polskiego antysemityzmu przy równoczesnym przemilczaniu sprawy

antypolskiego zachowania si

ę

du

ż

ej cz

ęś

ci

Ż

ydów na kresach wschodnich 1939-1941 i roli

Ż

ydów w

komunistycznym aparacie władzy w Polsce po 1944 roku. Polscy telewidzowie mogli zapozna

ć

si

ę

z

powstałym po kampanii prezydenckiej 1990 r. jej skrajnie tendencyjnym i zafałszowanym obrazem w
filmie Sulika In Solidarity (W "Solidarno

ś

ci"). Panegirycznemu obrazowi czołowych postaci

ż

ydowskiej

"elitki" m.in. Geremka i Michnika towarzyszyły sceny maj

ą

ce zilustrowa

ć

najgorsze stereotypy

Polaków jako antysemitów. Sulik w wywiadzie dla "Polityki" z 25 maja 1991 r. broni

ą

c du

ż

ej roli "w

ą

tku

antysemickiego" w swym filmie wyst

ą

pił z własn

ą

, oryginaln

ą

definicj

ą

antysemityzmu: jak kto

ś

mi

mówi,

ż

e w Polsce nie ma antysemityzmu, to my

ś

l

ę

,

ż

e to jest wła

ś

nie antysemita.

Krzysztof Teodor Toeplitz

, redaktor naczelny skrajnie deficytowych postkomunistycznych

"Wiadomo

ś

ci Kulturalnych", wydawanych od lat z łaski byłego ministra Dejmka kosztem ogromnych

dotacji z pieni

ę

dzy polskiego społecze

ń

stwa. Jeden z głównych publicystycznych janczarów

jaruzelszczyzny w dobie stanu wojennego przez całe dziesi

ę

ciolecia nale

ż

ał do autorów najmocniej

zaanga

ż

owanych w gromieniu Polaków za ich romantyzmy i "bohaterszczyzn

ę

", wyszydzaj

ą

cych cał

ą

histori

ę

Polski jako ci

ą

g bezmy

ś

lnych "rzuca

ń

si

ę

" nacjonalistycznych i anarchicznych tłumów.

Uogólnienia o wyj

ą

tkowo strasznym charakterze narodowym Polaków ł

ą

czył ze skrajnymi atakami na

"polski antysemityzm" i Ko

ś

ciół katolicki (mi

ę

dzy innymi osławiony tekst w polemice wokół Shoah

Lanzmanna na łamach "Polityki" w 1985 roku. Te tradycje kontynuuj

ą

redagowane przez niego

"Wiadomo

ś

ci Kulturalne" (dalej "WK"). W numerze z 12 listopada 1995 r. Toeplitz powołuje si

ę

z

aprobat

ą

na stwierdzenie mało znanego w Polsce

ż

ydowskiego emigranta-grafomana Andre

Kami

ń

skiego: Nawet kiedy zniknie st

ą

d ostatni

Ż

yd, nagonka si

ę

nie sko

ń

czy. Ka

ż

dy rz

ą

d, który chce

tu sprawowa

ć

władz

ę

, musi nas obrzuci

ć

błotem. Tego chce hołota. W publikowanych na łamach

"Wiadomo

ś

ci Kulturalnych" tekstach broniono np. antypolskiego komiksu "Maus" Spiegelmana, gdzie

Ż

ydzi s

ą

pokazani jako myszy, Niemcy jako koty, a Polacy jako

ś

winie ("WK" z 13 sierpnia 1995 r.). To

w "WK" ukazała si

ę

chyba jedyna dot

ą

d pochwała skrajnie polako

ż

erczego filmu Sztetl Marzy

ń

skiego

background image

5

(7 lipca 1996). Przypomnijmy,

ż

e nawet w "Polityce" zdobyto si

ę

w sprawie filmu Sztetl na słowa

krytyki nieuczciwych manipulacji re

ż

ysera.

Inny jaskrawy przykład hucpy w wykorzystaniu pieni

ę

dzy wyci

ą

ganych z pieni

ę

dzy całego, w

przewa

ż

aj

ą

cej cz

ęś

ci katolickiego społecze

ń

stwa. Na pierwszej stronie "WK" z 15 maja 1996 r.

widzimy osławiony rysunek

ż

ydowskiego karykaturzysty z Francji Rolanda Topora z krzy

ż

em

umieszczonym w kroczu kobiety.

Jak długo b

ę

dzie si

ę

to wszystko tolerowa

ć

?!

Michał Cichy

, kierownik działu kultury w “Gazecie Wyborczej”. Młody niedokształcony

publicysta, który postanowił zdoby

ć

herostratesow

ą

sław

ę

dzi

ę

ki zniekształceniu najpi

ę

kniejszych

tradycji polskiego bohaterstwa - historii Powstania Warszawskiego, i to jeszcze w okresie przygotowa

ń

do obchodów jego 50-lecia. Akcj

ę

oszczerstw rozpocz

ą

ł od opublikowania na łamach dodatku “Gazety

Wyborczej” - “Gazety o ksi

ąż

kach” (nr 11 1993) recenzji ze wspomnie

ń

ż

ydowskiego policjanta Calela

Pierechodnika. Wyraził w niej zdziwienie,

ż

e Pierechodnik “przetrwał nawet Powstanie Warszawskie”,

kiedy "AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków z getta” (!!!). “Rewelacje” Cichego zostały pó

ź

niej

szeroko rozwini

ę

te w jego paszkwilu o “czarnych kartach Powstania Warszawskiego”, drukowanym w

numerze 24 “Gazety Wyborczej” z 1994 roku. Artykuł roił si

ę

od skrajnych łgarstw, zdemaskowanych

ź

niej publicznie przez wybitnych historyków od prof. Tomasza Strzembosza pocz

ą

wszy po red.

Leszka

Ż

ebrowskiego. Cichy zarzucał powsta

ń

com warszawskim zamordowanie około 60

Ż

ydów, jako

szczególnie wa

ż

ne “

ź

ródło dowodowe” eksponuj

ą

c znanego z łgarstw

ż

ydowskiego komunistycznego

pseudohistoryka-politruka Bernarda Marka, dyrektora

Ż

ydowskiego Instytutu Historycznego w czasach

stalinowskich. “Twórcz

ą

” działalno

ść

naukow

ą

B.Marka (m.in. fałszowanie dokumentów przez

odpowiednie dopisy) ju

ż

dawno zdemaskowali nie tylko autorzy polscy (m.in. słynny działacz

emigracyjnej PPS Adam Ciołkosz), ale i wybitni historycy

ż

ydowscy (

ż

yj

ą

cy na emigracji w Pary

ż

u

Michał Borwicz).

Leszek

Ż

ebrowski wydał w 1994 publikacj

ę

ksi

ąż

kow

ą

“Paszkwil Wyborczej”, szczegółowo analizuj

ą

c

ą

antypowsta

ń

cze i antypolskie fałszerstwa i insynuacje redaktora “GW” M.Cichego, i akcentuj

ą

c

ą

odpowiedzialno

ść

szefa “GW”. Redakcja “Wyborczej” całkowicie przemilczała tak powa

ż

ne

oskar

ż

enia, godz

ą

ce w jej imi

ę

- w odr

ę

bnej ksi

ąż

ce - i nigdy nie przeprosiła czytelników za swe

fałszerstwa. A nadworny “historyk” “GW” Michał Cichy dalej “tworzy”, zaskakuj

ą

c czytelników

rozmiarami swych zmy

ś

le

ń

. W “Magazynie” nr 21 z 1995 Cichy opublikował obszerny tekst 1945:

koniec i pocz

ą

tek, stanowi

ą

cy zgodnie z intencjami Michnika wielkie propagandowe łgarstwo,

wybielaj

ą

ce pocz

ą

tki PRL-u i rol

ę

sowieckich “wyzwolicieli”.

Henryk Dasko

, redaktor w “Ex Libris” (dodatku do “

Ż

ycia Warszawy”). Hucpiarsko bronił tego

pisma przed krytyk

ą

znakomitego pisarza z emigracji Włodzimierza Odojewskiego, zarzucaj

ą

cego “Ex

Libris” reklamowanie “ton zagranicznego chłamu jak i nowomowy”. Dasko “wsławił si

ę

” jednym z

najbrutalniejszych ataków na ksi

ąż

k

ę

Joanny Siedleckiej “Czarny ptasior”, demaskuj

ą

c

ą

hochsztaplerstwa

ż

ydowskiego pisarza Jerzego Kosi

ń

skiego. W tek

ś

cie Trucizna (“Ex Libris” z 17

marca 1994) nazwał Czarnego ptasiora ksi

ąż

k

ą

nikczemn

ą

, zarzucaj

ą

c autorce antysemityzm godny

dawniejszych kampanii moczarowskich. Jak komentował Piotr Szwajcer na łamach “Nowych Ksi

ąż

ek”

(nr 6 z 1994 r.): (...) Mnóstwo ludzi (...) uwa

ż

a,

ż

e je

ś

li cokolwiek nieprzychylnego powie si

ę

o osobie

narodowo

ś

ci

ż

ydowskiej, nawet gdy s

ą

to rzeczy prawdziwe, to natychmiast trzeba bi

ć

na alarm i

przywoływa

ć

je

ś

li ju

ż

nie Holocaust, to przynajmniej Moczara (vide tekst Dasko) (...). Dasko nigdy nie

przeprosił Siedleckiej za swój nikczemny atak.

Cho

ć

w 1968 roku nie było

ż

adnego przypadku przemocy fizycznej wobec

Ż

ydów, Dasko bez

ż

enady

zapewniał na łamach “GW” z 8 stycznia 1990 r. o “prawdziwie pogromowej atmosferze wiosny 1968”.
Przypomnijmy,

ż

e nawet taki “europejczyk” jak Jan Kofman, redaktor naczelny KOR-owskiej “Krytyki”,

pisał w jej numerze 28-29 (s. 65, 66), i

ż

s

ą

d głosz

ą

cy,

ż

e w Polsce roku 1968 wytworzyła si

ę

sytuacja

pogromowa nijak miał si

ę

do rzeczywisto

ś

ci (...). Przesada ma to do siebie,

ż

e przewa

ż

nie chybia

zało

ż

onego celu (...).

background image

6

Alina Grabowska

, czołowa tropicielka “polskiego antysemityzmu”. Dzi

ś

bryluje jako

demokratka, sterana w bojach z komunizmem na falach RWE. Nie wspomina jako

ś

natomiast o

czasach, gdy jako autorka partyjnego “Głosu Robotniczego” w 1967 roku wypisywała najohydniejsze
bzdury o RWE, wychwalaj

ą

c re

ż

imowego politruka Janusza Kolczy

ń

skiego (por. tekst

P.Skórzy

ń

skiego w “Tygodniku Solidarno

ść

” z 23 grudnia 1994). Zanim wyemigrowała z Polski,

Grabowska zd

ąż

yła jeszcze odpowiednio napi

ę

tnowa

ć

szermowanie hasłami demokracji przez tzw.

komandosów (cyt. tam

ż

e).

W latach 90. ju

ż

jako szermierz prawdziwej demokracji Grabowska z pasj

ą

atakuje ka

ż

dego, kto w

prasie o

ś

mieli si

ę

przypomnie

ć

cokolwiek negatywnego o działaniach jakich

ś

przedstawicieli “narodu

wybranego”. Historykowi Andrzejowi Krzysztofowi Kunertowi na przykład dostało si

ę

od Grabowskiej w

marcu 1994 za przypomnienie prawdziwych imion rodziców s

ą

dowej morderczyni bohaterskiego

generała Nila (Fieldorfa), Gurowskiej: Ojca Moryca i matki Frajdy. Na łamach postkomunistycznego
“Wprost” z 11 grudnia 1994 Grabowska napi

ę

tnowała

ź

ródłow

ą

ksi

ąż

k

ę

Petera Rainy o kulisach

zbrodni na synu Bolesława Piaseckiego w 1956 roku twierdz

ą

c,

ż

e w RFN autorzy i wydawca takiej

ksi

ąż

ki stan

ę

liby rzekomo przed s

ą

dem za “podjudzanie do nienawi

ś

ci rasowej”. W “

Ż

yciu Warszawy”

z 11 lutego 1994 Grabowska napi

ę

tnowała publikowane na łamach “Gazety Polskiej” listy w sprawie

Ż

ydów, twierdz

ą

c,

ż

e w kraju demokratycznym nakład takiego pisma byłby skonfiskowany. Jak wida

ć

Alina Grabowska, mimo długiego sta

ż

u w RWE, dalej hołduje do

ść

szczególnemu modelowi

demokracji. Os

ą

dzi

ć

, ukara

ć

, skonfiskowa

ć

- oto jej trzy ulubione słowa skrzydlate. Jeszcze w 1990

roku Grabowska wyró

ż

niła si

ę

wytropieniem rzekomego antysemityzmu na plakacie wyborczym

ZChN. Jak perorowała podczas telewizyjnego “Studia Foksal” z wyra

ź

n

ą

zgroz

ą

w oczach: wywo

ż

eni

na taczkach komuni

ś

ci maj

ą

wybitnie semickie rysy twarzy. Ciekawe, co jeszcze wytropi tego typu

tropicielka?

Stanisława Grabska

, wiceprzewodnicz

ą

ca warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej,

znana z wielce nieudolnych, bo opartych wył

ą

cznie na jej domysłach, a nie na faktach, próbach

obrony linii “Tygodnika Powszechnego” jako swoistej wyroczni przez cał

ą

histori

ę

jego istnienia. Córka

byłego działacza endeckiego, który poprzez ró

ż

ne zakr

ę

ty historii zaw

ę

drował na stanowisko

wiceprzewodnicz

ą

cego Krajowej Rady Narodowej, swym post

ę

powaniem pod koniec

ż

ycia skrajnie

rozczarowuj

ą

c rodaków (por. np. wspomnienia lwowianki Barbary M

ę

karsko-Kozłowskiej Burza nad

Lwowem, Londyn 1992, s. 238). W polemikach ze Stanisławem Michalkiewiczem i ze mn

ą

na łamach

“Słowa-Dziennika Katolickiego” Grabska uznała za “rasizm” doszukiwanie si

ę

u współobywateli

pochodzenia obcego - niemieckiego,

ż

ydowskiego, ukrai

ń

skiego czy jeszcze innego (!!!). Gdyby

przyj

ąć

jej zarzuty za słuszne, to nale

ż

ałoby w pierwszym rz

ę

dzie uzna

ć

za rasist

ę

jej ojca prof.

Stanisława Grabskiego. W zapiskach publikowanych po

ś

miertnie na emigracji swoi

ś

cie tłumaczył on

sw

ą

przedziwn

ą

karier

ę

jako wiceprzewodnicz

ą

cego marionetkowej bierutowskiej Krajowej Rady

Narodowej. Pisał,

ż

e Polacy musz

ą

wchodzi

ć

w słu

ż

b

ę

nowej władzy, bo inaczej zostanie ona

zdominowana wył

ą

cznie przez ró

ż

nych karierowiczów

ż

ydowskiego pochodzenia.

Ostatnio filosemityzm p. Grabskiej znalazł wyraz w do

ść

szczególnym, jak na wiceprzewodnicz

ą

c

ą

warszawskiego KIK-u, wywiadzie (w “Rzeczypospolitej” z 12 lipca 1996). Opowiedziała si

ę

w nim

faktycznie za spełnieniem bezczelnych

żą

da

ń

Elie Wiesela, dla którego krzy

ż

e w Auschwitz i Birkenau

s

ą

obelg

ą

. Bo chrze

ś

cijanie w Polsce “powinni bardziej uwzgl

ę

dnia

ć

wra

ż

liwo

ś

ci

ż

ydowskie ni

ż

żą

da

ć

,

ż

eby

Ż

ydzi uwzgl

ę

dniali wra

ż

liwo

ś

ci nasze”. A wi

ę

c liczmy si

ę

- zdaniem p. Grabskiej - z tym,

ż

e

Ż

ydzi

“chc

ą

mie

ć

tam tylko symbole

ż

ydowskie” i “nie chc

ą

na tym terenie

ż

adnych innych znaków. W tym

kontek

ś

cie niewa

ż

ne jest oczywi

ś

cie to, czego chc

ą

potomkowie pomordowanych chrze

ś

cijan -

Polaków (!).

Małgorzata Niezabitowska

, była minister w rz

ą

dzie T.Mazowieckiego, jego rzecznik

prasowy. W przygotowanej wraz z m

ęż

em i wydanej w USA, Austrii i Niemczech ksi

ąż

ce Ostatni

Ż

ydzi

polscy, jednostronnie przedstawiła

Ż

ydów polskich jako biedne, wymieraj

ą

ce resztki starych pokole

ń

,

przemilczaj

ą

c prawd

ę

o bardzo du

ż

ych faktycznych wpływach lobby

ż

ydowskiego w ró

ż

nych sferach

ż

ycia w Polsce. Jako rzecznik prasowy rz

ą

du Mazowieckiego odpowiedzialna za skandalicznie wr

ę

cz

słab

ą

oficjaln

ą

reakcj

ę

strony polskiej na polako

ż

ercz

ą

wypowied

ź

premiera Izraela Icchaka Szamira z

1989 roku, zarzucaj

ą

c

ą

Polakom,

ż

e antysemityzm wyssali jako naród z mlekiem matki. “Wra

ż

liwo

ść

Niezabitowskiej na tragedie polskiego losu dobrze ilustruje jej zachowanie po oficjalnej wizycie w

background image

7

Katyniu. Po powrocie z miejsca ka

ź

ni tysi

ę

cy Polaków “odpr

ęż

ała si

ę

” ta

ń

cami na balu wraz z

premierem T.Mazowieckim.

Andrzej Os

ę

ka

, publicysta “Gazety Wyborczej”. Krytyk sztuki, który wyspecjalizował si

ę

w

rozlicznych atakach na “polski antysemityzm”, “zdziczenie i ciemnot

ę

” polskiej prasy patriotycznej etc.

Kiedy

ś

posun

ą

ł si

ę

do nazwania Jana Olszewskiego “falangist

ą

”. Szczególnie nienawidzi jakichkolwiek

odniesie

ń

do słowa “naród”; pragnie, by Polacy si

ę

wr

ę

cz wyrzekli tego słowa. W “GW” z 21

pa

ź

dziernika 1991 pisał: wszystko niemal, co przedstawia si

ę

w polityce jako NARODOWE, jest

ponure i sycz

ą

ce nienawi

ś

ci

ą

. W “GW” z maja 1993 (nr 106) Os

ę

ka wyst

ą

pił z felietonem pod

wymownym tytułem: Boj

ę

si

ę

słowa naród, tłumacz

ą

c swe obawy tym,

ż

e słowo “naród” mo

ż

e by

ć

wykorzystywane do deprecjonowania “innych”, “obcych”. Tekst Os

ę

ki wywołał polemiczne uwagi

R.D.Goldsteina z Krakowa, w “GW” z 25 maja 1993 r.: (...) W Izraelu nikt nie

ś

mie napisa

ć

, po co

u

ż

ywa

ć

terminu “naród

ż

ydowski”. Zachód daje nam przykłady, dlaczego warto w imi

ę

narodu broni

ć

swych interesów (...).

Dariusz Rosati

, postkomunista, minister spraw zagranicznych. Wychowanek i zaanga

ż

owany

pracownik partyjny Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, nazywanej w swoim czasie “Czerwon

ą

Ober

żą

” ze wzgl

ę

du na rol

ę

ku

ź

ni marksistowskiego my

ś

lenia w gospodarce. W PZPR od 1966 roku

(miał wtedy 20 lat) do rozwi

ą

zania w 1990 r., I sekretarz PZPR na SGPiS w stanie wojennym. Członek

Rady Nadzorczej osławionego FOZZ, co było powodem odrzucenia jego kandydatury do rz

ą

du

Pawlaka przez prezydenta RP. Natychmiast po tym, jak został ministrem spraw zagranicznych w
rz

ą

dzie Cimoszewicza wyst

ą

pił ze skierowan

ą

do

Ś

wiatowego Kongresu

Ż

ydów pro

ś

b

ą

o

przebaczenie za wydarzenia kieleckie 1946, o

ś

wiadczaj

ą

c: Jest nam wstyd za to,

ż

e Polacy dokonali

tej zbrodni. Przepraszał w imieniu narodu polskiego (!!!) zamiast PZPR, z któr

ą

był zwi

ą

zany przez

ć

wier

ć

wieku.

Julian Stryjkowski

, typowy przedstawiciel

ż

ydowskiej inteligencji, przez dziesi

ę

ciolecia

prze

ż

ywaj

ą

cej “przygod

ę

z komunizmem (był ł

ą

cznie 34 lata w partii komunistycznej, pocz

ą

wszy od

skrajnie antypolskiej Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy w 1934 roku). Dziennikarz
kolaboranckiego i polako

ż

erczego “Czerwonego Sztandaru” 1939-1941, członek redakcji

targowickiego organu ZPP “Wolna Polska” w latach 1943-1946. Autor socrealistycznej ksi

ąż

ki Bieg do

Fragala (1951). Cho

ć

kiedy

ś

przyznał publicznie na spotkaniu promocyjnym w “Czytelniku”,

ż

e “czuje

si

ę

winny” propagowania stalinizmu, dzi

ś

dalej mentorsko poucza Polaków. W ró

ż

nych wypowiedziach

atakuje rzekomo niezwykle gro

ź

ny “polski antysemityzm”, który stał si

ę

niezwykle agresywny i

wulgarny” (por. “Wprost” z 2 grudnia 1990). Polsk

ę

zdecydowanie odrzuca. Jak stwierdził w wywiadzie

dla “Rzeczypospolitej” z 2-3 pa

ź

dziernika 1993: (...) ja si

ę

teraz czuj

ę

proizraelski, izraelocentryczny

(...) po wszystkich historiach antysemickich Polska nie jest moj

ą

ojczyzn

ą

.

Jerzy Tomaszewski

- przez par

ę

dziesi

ę

cioleci zdobywał ostrogi na deformowaniu historii

Polski Niepodległej 1918-1939, przedstawianiu jej jako kraju absolutnej n

ę

dzy i stagnacji. W wydanej

wspólnie ze Zbigniewem Landau ksi

ąż

ce Trudna niepodległo

ść

(Warszawa 1968, wyd. partyjne KiW,

s. 132) pisał, i

ż

“dominuj

ą

c

ą

cech

ą

” gospodarki polskiej w latach 1918-1939 była stagnacja (!!!). Kilka

stron dalej (s. 139) dowiadujemy si

ę

za

ś

,

ż

e po 1945 r. dzi

ę

ki wkroczeniu na drog

ę

socjalistycznych

przemian nast

ą

pił szybki i wszechstronny rozwój całego kraju. Nowy ustrój wyzwolił w pełni twórcze

zdolno

ś

ci - patriotyzm i inicjatyw

ę

mas ludowych. Dziesi

ę

ciolecia kłamstw o stagnacji gospodarki

Drugiej Rzeczpospolitej Tomaszewski musiał przerwa

ć

w latach osiemdziesi

ą

tych - oczernianie

dorobku Polski 1918-1939 stało si

ę

troch

ę

niemodne (Jaruzelskiemu imponował wzorzec silnych

rz

ą

dów Piłsudskiego). Tomaszewski błyskawicznie przerzucił si

ę

na tematyk

ę

mniejszo

ś

ci

narodowych. Z dnia na dzie

ń

stał si

ę

głównym specjalist

ą

od bada

ń

stosunków polsko-

ż

ydowskich. I

kłamał dalej. Kto raz przywykł do kłamania o historii... Tym razem główn

ą

metod

ą

prof.

Tomaszewskiego stało si

ę

tendencyjne przedstawianie dziejów stosunków polsko-

ż

ydowskich jako

jednego ci

ą

gu win polskich wobec

Ż

ydów, dyskryminowanie biednej mniejszo

ś

ci

ż

ydowskiej przy

skrajnym wybielaniu roli

Ż

ydów-litwaków w rusyfikowaniu Polski, czy

Ż

ydów-komunistów w

organizowaniu antypolskiej Targowicy.

Szczególne oburzenie w

ś

rodowiskach patriotycznych wywołała ksi

ąż

eczka Jerzego Tomaszewskiego

Mniejszo

ś

ci narodowe w Polsce XX wieku, zakwalifikowana 14 maja 1991 przez ministra edukacji

narodowej do u

ż

ytku szkolnego. Profesor Leszek Tomaszewski uznał j

ą

jako "antywychowawcz

ą

,

background image

8

depatriotyzuj

ą

c

ą

, mniejszo

ś

ciowocentryczn

ą

, destrukcyjn

ą

, wr

ę

cz kłamliw

ą

". Dr Andrzej Leszek

Szcze

ś

niak nazwał j

ą

ju

ż

w tytule swej recenzji Ksi

ąż

k

ą

ociekaj

ą

c

ą

nienawi

ś

ci

ą

(“Polska Dzisiaj”, maj-

czerwiec 1992, s. 18-19). Uwagi dr. A.L.Szcze

ś

niaka na temat kłamstw ksi

ąż

ki prof.

J.Tomaszewskiego posłu

ż

yły do zło

ż

enia w Sejmie 22 kwietnia 1992 interpelacji przez posła Stefana

Pastuszewskiego, po której minister edukacji narodowej Andrzej Stelmachowski poinformował,

ż

e nie

zakłada si

ę

klauzuli przewiduj

ą

cej dalsze wydania tej ksi

ąż

ki i nie wpisano jej do rejestru

podr

ę

czników i ksi

ąż

ek pomocniczych na kolejny rok szkolny. Tak ostro zaatakowana ksi

ąż

eczka

Tomaszewskiego zawierała niezwykle wiele tendencyjnych banialuk o “polskich nacjonalistach” jako
głównych winowajcach złych stosunków z innymi narodami (inne nacjonalizmy były skrajnie
wybielane). Wybielane były te

ż

rz

ą

dy sowieckie. Jerzy Tomaszewski pisał,

ż

e przy nich młodzie

ż

proletariacka (...) zyskała nieznane dawniej szanse awansu społecznego. W szczególny sposób
tłumaczył prof. Jerzy Tomaszewski sowieckie represje wobec ró

ż

nych warstw społecze

ń

stwa na

kresach: “Represje spotkały natomiast tych przedstawicieli społecze

ń

stwa polskiego, których uznano

za nale

żą

cych do warstw sprawuj

ą

cych władz

ę

i uciskaj

ą

cych proletariat, chłopów oraz mniejszo

ś

ci".

W interpelacji poselskiej zapytywano w zwi

ą

zku z tym: Czy

ż

by autor przez podanie fałszywych

informacji zamierzał przekona

ć

czytelników,

ż

e bolszewicy wymierzyli sprawiedliwo

ść

i ukarali polskich

wyzyskiwaczy? Czy potworna tragedia ludno

ś

ci kresowej (polskiej,

ż

ydowskiej, ukrai

ń

skiej,

białoruskiej) da si

ę

sprowadzi

ć

do “warstw sprawuj

ą

cych władz

ę

”? Czy do nich zalicza autor tak

ż

e

niemowl

ę

ta, których zamarzni

ę

te trupki wyrzucali enkawudy

ś

ci z transportów (...).

Pomimo przej

ś

ciowych niepowodze

ń

i demaskacji autor tych i licznych innych brecht profesor Jerzy

Tomaszewski znakomicie prosperuje na niwie naukowej. Jest czołowym po

ś

ród badaczy

ż

ydowskich,

którzy zmonopolizowali badanie historii stosunków polsko-

ż

ydowskich pod jego redakcj

ą

ukazała si

ę

główna pozycja na ten temat: Najnowsze dzieje

Ż

ydów w Polsce, pełna przeró

ż

nych deformacji

(zwłaszcza w cz

ęś

ci opracowanej przez samego J.Tomaszewskiego). Profesor Tomaszewski mo

ż

e

liczy

ć

dalej na nieograniczone poparcie “czerwonych” i “ró

ż

owych” "europejczyków" w swych

tendencyjnych uogólnieniach na temat Polski i Polaków; reprezentuje Polsk

ę

z odpowiednimi skutkami

na posiedzeniach polsko-izraelskiej konferencji podr

ę

cznikowej. I nie prostuje nigdy

ż

adnego ze

swych jak

ż

e licznych “potkni

ęć

” badawczych. Na przykład dot

ą

d nie przeprosił czytelników za

zawierzenie sfałszowanemu przez

ż

ydowskich autorów raportowi o pogromie we Lwowie (por.

demaskacj

ę

fałszu i “potkni

ę

cia” J.Tomaszewskiego, który fałszowi zawierzył, bo bardzo chce zawsze

uwierzy

ć

we wszystko, co

ś

wiadczy niekorzystnie o Polakach - “Dzieje Najnowsze” nr 4 z 1993 r., s.

163-173).

Dawid Warszawski (Gebert

), publicysta "Gazety Wyborczej", jest synem starego działacza

komunistycznego. Jego ojciec był jednym z czołowych działaczy Komunistycznej Partii Stanów
Zjednoczonych, a pó

ź

niej mi

ę

dzy innymi redaktorem naczelnym słu

ż

alczego organu zwi

ą

zków

zawodowych "Głosu Pracy" w czasach stalinizmu (jego zast

ę

pc

ą

w tym organie był przez kilka lat

ojciec Adama Michnika Ozjasz Szechter). W latach 1960-1967 ojciec Dawida Warszawskiego był
ambasadorem PRL w Turcji.

W 1989 roku Warszawski odegrał pierwszorz

ę

dn

ą

rol

ę

w koordynowaniu napa

ś

ci na Prymasa Polski

Józefa Glempa po jego homilii w sprawie o

ś

wi

ę

cimskiego Karmelu. Mi

ę

dzy innymi zapocz

ą

tkował

seri

ę

ataków na Prymasa Glempa na łamach "Polityki" (nr 36 z 1989 roku) artykułem Troch

ę

mniej w

domu. Zarzucił tam Prymasowi rzekome zburzenie dialogu z

Ż

ydami, okre

ś

laj

ą

c jego homili

ę

jako

skrót tego "podglebia, na którym odradza si

ę

antysemityzm". Wyst

ą

pił z artykułami-"donosami" na

Prymasa równie

ż

w prasie zagranicznej. Na przykład na łamach ameryka

ń

skiego "New Leader" z 4

wrze

ś

nia 1989 głosił: W ubiegłym miesi

ą

cu Prymas Glemp wygłosił antysemick

ą

homili

ę

. Niektórzy

obserwatorzy upatruj

ą

w wyst

ą

pieniu Glempa krok w stron

ę

utworzenia ruchu nacjonalistycznego,

bardziej podatnego na sugestie ze strony Prymasa i jego czołowego doradcy, antysemity Macieja
Giertycha, ni

ż

Solidarno

ść

(...).

Warszawski (Gebert) jest podobnie jak Michnik i liczni inni przedstawiciele społeczno

ś

ci

ż

ydowskiej w

Polsce swego rodzaju obrotowym

Ż

ydo-Polakiem. Zale

ż

nie od potrzeby przedstawia si

ę

raz jako

Ż

yd,

raz jako Polak. W Polsce najcz

ęś

ciej funkcjonuje jako członek

ż

ydowskiej gminy wyznaniowej w

Warszawie. Kiedy jednak chciał szczególnie mocno zaatakowa

ć

Prymasa Polski J.Glempa na łamach

ameryka

ń

skiego

ż

ydowskiego periodyku "Tikkun", to podpisał swój artykuł jako "polski dziennikarz" i

członek "Solidarno

ś

ci". Miało to uczyni

ć

tym bardziej wiarygodne jego twierdzenie, i

ż

wielu Polaków

background image

9

traktuje Glempa jako aroganta i głupca (por. "Tikkun", vol. 4, nr 6, s. 92). W tek

ś

cie nie zabrakło

jeszcze gorszych epitetów, godnych "europejczyka" z "GW").

Antychrze

ś

cija

ń

ski fanatyzm Dawida Warszawskiego jest wr

ę

cz przysłowiowy. Kiedy w 1994 roku sam

Michnik uznał dalsze popieranie awanturniczego rabina-prowokatora Weissa za niemo

ż

liwe i odci

ą

ł

si

ę

od jego ch

ę

ci "sprowokowania awantury", Warszawski wyst

ą

pił w obronie Weissa na łamach

"GW", kompromituj

ą

c si

ę

totalnie. Polemizuj

ą

c ze stwierdzeniem Michnika,

ż

e ju

ż

pierwsza wizyta

Weissa doprowadziła do awantury, Warszawski napisał: Awantury polegały na tym,

ż

e rabin Weiss

został pobity przez robotników remontuj

ą

cych ko

ś

ciół. To troszeczk

ę

tak, jakby napisa

ć

,

ż

e działalno

ść

podziemnej "Solidarno

ś

ci" doprowadziła do awantur z policj

ą

. Tak ewidentne bzdury zmusiły Michnika

do kolejnego komentarza, głosz

ą

cego,

ż

e: Rabin Weiss latem 1989 roku wtargn

ą

ł na teren klasztoru

ż

e

ń

skiego bez zgody wła

ś

cicieli. Dot

ą

d my

ś

lałem,

ż

e dla ka

ż

dego z obserwatorów jest to klasyczny

przykład prowokowania awantury. Co to ma wspólnego z policj

ą

i podziemn

ą

"Solidarno

ś

ci

ą

"? (...).

Innym przejawem skrajnego fanatyzmu religijnego Warszawskiego był jego stosunek do sprawy uboju
rytualnego. Ostro wypowiadał si

ę

przeciw mo

ż

liwo

ś

ci wydania przez Sejm zakazu okrutnego

rytualnego uboju zwierz

ą

t bez oszołomienia, poprzez ich powolne wykrwawianie. Groził,

ż

e taki zakaz

mógłby by

ć

odczytany w

ś

wiecie jako wybuch polskiego antysemityzmu i mógłby spowodowa

ć

bojkot

Polski ze strony organizacji

ż

ydowskich (w tej sprawie polemizowała z nim nawet Alina Grabowska).

Przypomnijmy,

ż

e w licznych krajach, mi

ę

dzy innymi w Szwajcarii, Norwegii i Szwecji istnieje od

dawna zakaz uboju rytualnego, a w wielu innych krajach ubój ten został bardzo znacznie ograniczony
przepisami prawa.

Warszawski niejednokrotnie przedstawiał bardzo kłamliwie obraz stosunków polsko-

ż

ydowskich i ich

historii. Stawiał na przykład zarzut oboj

ę

tno

ś

ci wi

ę

kszo

ś

ci społecze

ń

stwa polskiego wobec zagłady

Ż

ydów. Przypomnijmy,

ż

e według

ź

ródłowej udokumentowanej pracy Teresy Prekerowej, historyk

zwi

ą

zanej z

Ż

ydowskim Instytutem Historycznym - w ok. 12 proc. mieszka

ń

- co w ósmym polskim

mieszkaniu - sublokatorami przez kilka miesi

ę

cy lub przez całe lata byli

Ż

ydzi (cyt. za recenzj

ą

T.Schoena z ksi

ąż

ki T.Prekerowej, "Znak", luty-marzec 1983, s. 547). Czy to było mało w warunkach,

gdy tylko w Polsce - w odró

ż

nieniu od Francji, Danii, Holandii, W

ę

gier czy Rumunii, za ukrywanie

Ż

yda

groziła natychmiastowa

ś

mier

ć

z r

ę

ki niemieckich okupantów?! Warszawskiego cechuje swoista

mentalno

ść

Kalego. W "GW" (nr 125 z 1991 r.) twierdził na przykład w zwi

ą

zku z niefortunnymi

przeprosinami Wał

ę

sy w Izraelu, i

ż

(...) winy narodu polskiego wobec

ż

ydowskiego zostały uznane.

Nie było win narodu

ż

ydowskiego wobec polskiego - lecz były winy licznych

Ż

ydów wobec Polski.

Dodajmy,

ż

e przy ró

ż

nych okazjach Warszawski wybielał jak mógł rol

ę

Ż

ydów w komunizmie i w UB,

akcentował tez

ę

: "Ta

ń

czyli

ś

my na cudzym weselu". Nie wyja

ś

nił tylko ile i jak wielu

Ż

ydów-komunistów

skorzystało na tych ta

ń

cach przez dziesi

ę

ciolecia kosztem ujarzmionych z ich pomoc

ą

narodów

Europy

Ś

rodkowej.

Andrzej

Ż

uławski

, re

ż

yser filmowy, przez wiele lat tworzył na Zachodzie, głównie pełne

szale

ń

stwa i histerii filmy dla epatowania widzów (film

ę

kitna nuta etc.). Jego ksi

ąż

k

ę

Lity bór krytyka

uznała w swoim czasie za "ambitn

ą

kl

ę

sk

ę

rozhisteryzowanego artysty". W telewizyjnym programie Po

co nam...

Ż

ydzi (wiosn

ą

1996) wyst

ą

pił ze skrajnie przejaskrawion

ą

krytyk

ą

mniemanego polskiego

antysemityzmu. Jego przejawem miało by

ć

mi

ę

dzy innymi niedocenienie pseudoodkry

ć

ż

ydowskiej

autorki Jadwigi Maurer na temat rzekomego

ż

ydowskiego pochodzenia Adama Mickiewicza. W

"Sztandarze Młodych"

Ż

uławski popisał si

ę

kolejnym uogólnieniem: Nieprzetłumaczalny Mickiewicz,

jeden z najlepszych poetów w ogóle. Mistyk.

Ż

yd (...). Dyrektor Muzeum Literatury w Warszawie

Janusz Odrow

ąż

-Pieni

ąż

ek wy

ś

miał na łamach "Rzeczypospolitej" z 13-14 lipca 1996 r. dywagacje

Ż

uławskiego jako skrajne nadu

ż

ycie i przykład koniunkturalnego filosemityzmu, równie odra

ż

aj

ą

cego

jak prymitywny antysemityzm. Przypomniał,

ż

e wbrew

Ż

uławskiemu i Maurer nie ma

ż

adnego,

dosłownie

ż

adnego dowodu

ż

ydowsko

ś

ci A.Mickiewicza. Były natomiast w jego twórczo

ś

ci teksty o

bardzo anty

ż

ydowskim tonie (Pchła i rabin z 1825 roku, Wiersze Franciszka Grzymały i Do Franciszka

Grzymały z 1832 r., zdanie o dziecku od

Ż

ydów kłutym igiełkami w "Panu Tadeuszu", czy par

ę

bardzo

przykrych dla

Ż

ydów przypowie

ś

ci w Ksi

ę

gach Pielgrzymstwa.

"NASZA POLSKA" NR 32/1996

background image

10

Jerzy Baczy

ń

ski

, redaktor naczelny "Polityki". Podobnie jak jego poprzednik na tym

stanowisku, Jan Bijak, odpowiedzialny za rol

ę

odgrywan

ą

przez "Polityk

ę

" jako jednego z czołowych

centrum lobby filosemickiego w prasie, za ci

ą

głe podwa

ż

anie i o

ś

mieszanie polskich tradycji

narodowych i warto

ś

ci chrze

ś

cija

ń

skich. Za paszkwilanckie teksty R.M.Gro

ń

skiego i L.Stommy, za

nagonk

ę

S.Podemskiego na ks. H.Jankowskiego etc.

Beata Chmiel,

redaktor naczelna dodatku "Ex Libris" do "

Ż

ycia Warszawy", odpowiedzialna

za rol

ę

odgrywan

ą

przez to pismo jako jedn

ą

z trybun antywarto

ś

ci. Pod jej kierownictwem "Ex Libris"

stało si

ę

jednym z uczestników nagonki na Jadwig

ę

Siedleck

ą

za Czarnego ptasiora, tu zaatakowano

Dzienniki powojenne Marii D

ą

browskiej za rzekom

ą

anty

ż

ydowsk

ą

ksenofobi

ę

. Zaatakowano równie

ż

ksi

ąż

k

ę

ż

ydowskiego publicysty Johna Sacka Oko za oko za pokazanie prawdy o

Ż

ydach w UB,

przypuszczono atak na Wojciecha Cejrowskiego.

Krystyna Kersten -

historyk. Od dłu

ż

szego czasu jest czołow

ą

przedstawicielk

ą

lobby

filosemickiego w sferze bada

ń

nad histori

ą

najnowsz

ą

. Mogły si

ę

o tym naocznie przekona

ć

milionowe

rzesze telewidzów ogl

ą

daj

ą

cych 20 czerwca 1996 r. program Szczepana

Ż

aryna o mordzie kieleckim

Kerstenowa nie znaj

ą

c faktów, wykluczyła by były dowody,

ż

e w czasie zaj

ść

kieleckich ubowcy byli

przebrani za andersowców.

W tendencyjno

ś

ci i fałszowaniu historii zaprawiała si

ę

za młodu. W 1965 wydała na wiele lat swe

najwa

ż

niejsze "dzieło" - panegiryczn

ą

ksi

ąż

k

ę

o marionetkowej agenturze Sowietów - PKWN-ie. W

ksi

ąż

ce z werw

ą

wychwalała "m

ą

dr

ą

polityk

ę

obozu demokratycznego" (!!!) i pi

ę

tnowała Armi

ę

Krajow

ą

, która "dyskredytowała polityk

ę

władz ludowych w oczach narodu" (K.Kersten: Polski Komitet

Wyzwolenia Narodowego 22 VII-31 XII 1944, Lublin 1965, s. 94). Na s. 100 oskar

ż

ała podziemie o

"podsycanie dezorientacji i nieufno

ś

ci", na stronie dalej pisała o "zastraszaniu ludno

ś

ci przez

polityczne podziemie". Wszystko to Kersten pisała o czasie, kiedy wojska sowieckie z pomoc

ą

NKWD

tysi

ą

cami wywoziły na Syberi

ę

najlepszych patriotów polskich, zdradziecko wyłapywały AK-owców.

Demaskowała "kompleks antyrosyjski" (s. 188), reakcyjny "

ś

wiat odchodz

ą

cy w przeszło

ść

" (s. 222).

Zapewniała w skrajnym ówczesnym

ż

argonie: Do

ś

wiadczenia kilkudziesi

ę

ciu lat historii rewolucyjnego

ruchu robotniczego nauczyły polskich komunistów doceniania leninowskiej zasady sojuszników w
rewolucji
(s. 205).

Prawdziwe uj

ś

cie dla swej tendencyjno

ś

ci znalazła w odpowiednim przedstawianiu historii stosunków

polsko-

ż

ydowskich pod k

ą

tem ci

ą

głego tropienia "brzydkiej choroby" antysemityzmu (por. tekst

Kerstenowej w "Rzeczypospolitej" z 15-16 wrze

ś

nia 1990). I tropi ten "antysemityzm per fas et nefas",

posuwaj

ą

c si

ę

czasami do najskrajniejszych nieprawd. Na przykład w "Polityce" z 8 czerwca 1996 r.

artykuł Kerstenowej pt. R

ę

ka Polaka o pogromie kieleckim został zilustrowany kilkoma zdj

ę

ciami,

maj

ą

cymi pokaza

ć

rzekome okrucie

ń

stwo polskiego tłumu. Na nieszcz

ęś

cie dla Kerstenowej

czytelnicy szybko zdemaskowali

ż

ałosn

ą

wpadk

ę

- rzekomo zdj

ę

cie przedstawiaj

ą

ce Polaków

zabijaj

ą

cych

Ż

ydów w Kielcach zidentyfikowano jako zdj

ę

cie publikowane ju

ż

ponad 15 lat temu, w

1979 roku w wydawnictwie "Stein and Day", z oryginalnym podpisem Litwini morduj

ą

cy

Ż

ydów na

ulicach Kowna. Na zdj

ę

ciu wyra

ź

nie wida

ć

postacie dwóch osób ubranych w niemieckie mundury (por.

uwagi Jana Engelgarda: Oblicza antypolonizmu ("My

ś

l Polska" 21 lipca 1996 i pogmatwane,

nieporadne tłumaczenie si

ę

red. "Polityki" z 15 czerwca 1996, s. 74).

Pospieszne pisanie na akord cz

ę

sto ju

ż

gubiło Kerstenow

ą

. Na przykład w ksi

ąż

ce Polacy,

Ż

ydzi,

komunizm. Anatomia półprawd 1939-68 (Warszawa 1992), staraj

ą

c si

ę

maksymalnie pomniejszy

ć

liczb

ę

Ż

ydów, którzy opu

ś

cili ZSRR wraz z armi

ą

Andersa, podała ich liczb

ę

na zaledwie 1 300 osób

(s. 60). Zapomniała jednak co przekłamała i na s. 67 na pisała ju

ż

o 3 400

ż

ołnierzach

Ż

ydach, na s.

69 o około 4 tysi

ą

cach. Ksi

ąż

ka Kerstenowej to rzeczywi

ś

cie jedna wielka antologia półprawd i

ć

wier

ć

prawd, tyle

ż

e wyszły spod pióra autorki. Pocz

ą

wszy od przedziwnych proporcji ksi

ąż

ki. W 185-

stronicowej ksi

ąż

ce o latach 1939-1968 Kerstenowa prze

ś

lizguje si

ę

na zaledwie trzech

stronach nad spraw

ą

antypolskiej kolaboracji z Sowietami wielkiej cz

ęś

ci

Ż

ydów w latach 1939-

1941. Za to próbuje gołosłownie sugerowa

ć

,

ż

e w ogóle chodzi tu o jaki

ś

"polski mit o

Ż

ydach pod

okupacj

ą

sowieck

ą

", o deformacj

ę

wynikł

ą

z wyolbrzymienia jednych zjawisk, a pozostawienia w

cieniu innych. Wszystko wbrew licznym

ś

wiadectwom dokumentuj

ą

cym fakty kolaboracji

Ż

ydów, w tym

raportu Jana Karskiego z lutego 1940 roku (w przygotowanej do druku rozszerzonej znacznie wersji

background image

11

moich Dziejów grzechu z "Naszej Polski" na ponad 35 stronach omawiam rozliczne przykłady
kolaboracji

Ż

ydów na Kresach w latach 1939-1941).

W tej samej ksi

ąż

ce Kerstenowa robi, co mo

ż

e dla pomniejszenia liczby

Ż

ydów w UB, twierdz

ą

c,

ż

e

stanowili oni jakoby tylko 1,7 proc. ogółu pracowników bezpieki. Milczy o faktach dowodz

ą

cych

absolutnego opanowania "wierchuszki" urz

ę

dów bezpiecze

ń

stwa i samego Ministerstwa

Bezpiecze

ń

stwa Publicznego przez

Ż

ydów-ubeków, których liczba lawinowo wzrastała. W tej samej

ksi

ąż

ce na ponad 50 stronach Kerstenowa robi, co mo

ż

e dla zamulenia całej prawdy o mordzie

kieleckim, akcentuj

ą

c,

ż

e nie ma przekonywaj

ą

cych dowodów na temat, kto był rzeczywistym sprawc

ą

wydarze

ń

. By za to zaakcentowa

ć

tym silniej, jak

ą

to rol

ę

w wydarzeniach mogły zagra

ć

polskie fobie,

zacofanie kieleckiej ludno

ś

ci, "uprzedzenia, mity, korzeniami si

ę

gaj

ą

ce

ś

redniowiecza". Polacy s

ą

zreszt

ą

u Kerstenowej zawsze za wszystko winni. W "My

ś

li Polskiej" z 16-31 stycznia 1993

pisano o telewizyjnym filmie Akcja Wisła autorstwa K.Kersten jako o filmie "jednostronnym i
antypolskim".

Znaj

ą

c skrajn

ą

tendencyjno

ść

K.Kersten na niekorzy

ść

Polski i Polaków, jej fanatyczne tropienie

"polskiego antysemityzmu", mo

ż

na tylko ubolewa

ć

,

ż

e tego typu "badaczka" niejednokrotnie

reprezentowała stron

ę

polsk

ą

w rozmowach z historykami izraelskimi. I to jak "reprezentowała"!

Zapytajmy, czy to jest całkiem normalne, kiedy historyk Krystyna Kersten, po powrocie z
dwustronnego spotkania historyków polskich i izraelskich w Tel Awiwie publicznie chwaliła si

ę

tym,

ż

e b

ę

d

ą

c członkiem polskiej delegacji: nawiasem mówi

ą

c o wiele silniej akcentowałam

fakty obci

ąż

aj

ą

ce Polaków (cyt. za: Anatomia półprawd. Rozmowa z prof. Krystyn

ą

Kersten z

Instytutu Historii PAN, "Przegl

ą

d Tygodniowy", 2 luty 1992).

Adam Michnik

- publicysta, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej", czołowy

"grubokreskowicz", najbardziej odpowiedzialny za ułatwienie drogi powrotu komunistów do władzy.
Ci

ą

gle za mało mówi si

ę

o systematycznych działaniach Michnika dla podwa

ż

ania polskiego

patriotyzmu i warto

ś

ci chrze

ś

cija

ń

skich oraz ci

ą

głego zatruwania atmosfery w stosunkach polsko-

ż

ydowskich. Przede wszystkim przez ustawiczne demaskowanie rzekomego polskiego antysemityzmu

i rzucanie fałszywych oskar

ż

e

ń

o antysemityzm na ludzi o innych pogl

ą

dach politycznych. Zwracał na

to uwag

ę

ju

ż

kilka lat temu, jako na fataln

ą

cech

ę

działa

ń

Michnika, Czesław Bielecki na łamach

"Tygodnika Solidarno

ść

", podkre

ś

laj

ą

c,

ż

e sam jest z pochodzenia

Ż

ydem, ale tym bardziej nie lubi

fałszywych instrumentalnych oskar

ż

e

ń

o antysemityzm wobec przeciwników politycznych. Nic nie

nauczyło Michnika to,

ż

e musiał od czasu do czasu kaja

ć

si

ę

z powodu fałszywych oskar

ż

e

ń

(np. z

powodu niesłusznych oskar

ż

e

ń

pod adresem "prawdziwych Polaków" z regionu Mazowsza etc.). Czy

z powodu swych dawniejszych napa

ś

ci na Ko

ś

ciół (w 1977 roku w wydanej w Pary

ż

u ksi

ąż

ce Lewica,

ko

ś

ciół, dialog Michnik samokrytycznie bił si

ę

w piersi z powodu tego, i

ż

: Katolicyzm równał si

ę

dla nas

z antysemityzmem, z faszyzmem i ciemnogrodem i wszelkimi zjawiskami antypost

ę

powo

ś

ci (...). Bił

si

ę

w piersi, a potem dalej robił swoje, jak

ś

wiadczy cała linia "Gazety Wyborczej" od 1989 roku.

Z perspektywy lat coraz bardziej widoczna b

ę

dzie rola Adama Michnika jako tego, który zrobił

niebywale wiele dla sprowokowania anty

ż

ydowsko

ś

ci w Polsce przez swój fanatyzm i jawne

prowokacje, haniebne ataki na polsk

ą

histori

ę

(w stylu ataku Cichego na Powstanie Warszawskie).

Nikt bardziej ni

ż

Michnik nie przyczynił si

ę

do utrudnienia autentycznego dialogu polsko-

ż

ydowskiego,

on sam jest jego widocznym przeciwstawieniem. Osobi

ś

cie du

ż

o bardziej wierz

ę

w mo

ż

liwo

ść

dialogu

z Szymonem Wiesenthalem ni

ż

Michnikiem.

Rozmowa z Wiesenthalem, cho

ć

niełatwa, mo

ż

e bowiem oprze

ć

si

ę

na wymianie pogl

ą

dów ludzi o

stabilnych, ugruntowanych przekonaniach, jakich

ś

podstawach w sferze uznanych warto

ś

ci. Na ka

ż

dej

wymianie pogl

ą

dów z Michnikiem mo

ż

na tylko straci

ć

, bo byłaby to rozmowa z cynicznym

instrumentalnym kr

ę

taczem, dostosowuj

ą

cym swe pogl

ą

dy wył

ą

cznie do naj

ś

wie

ż

szych potrzeb

politycznych. St

ą

d te tak liczne niespodziewane ewolucje - od pot

ę

piania listu biskupów polskich na

łamach "Argumentów" do pó

ź

niejszego kajania si

ę

za antyklerykalizm w 1977 roku, czy zabiegania o

przyja

źń

z ksi

ę

dzem H.Jankowskim w latach 80., by znów dzi

ś

powróci

ć

- do maksymalnie

podst

ę

pnych działa

ń

antykatolickich.

Ile

ż

to razy Michnik bił na alarm na temat rzekomych skrajnych zagro

ż

e

ń

nacjonalistycznych i

antysemickich w Polsce. Ile

ż

to razy wysma

ż

ał skrajne "donosy na Polsk

ę

" do ró

ż

nych gremiów

zagranicznych. By przypomnie

ć

cho

ć

by dziwnie przemilczane w Polsce wyst

ą

pienie Michnika na

background image

12

Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie w kwietniu 1990 r. Mówił tam,

ż

e w Polsce grozi

antykomunistyczna dyktatura, antykomunizm z bolszewick

ą

twarz

ą

, któremu towarzyszy

ć

b

ę

dzie

szowinizm, klerykalizm, populizm i ksenofobia, nie mówi

ą

c o gro

ź

bie antysemityzmu (por. Charles

Hoffman: Gray Dawn. The Jews of Eastern Europe in the Post-communist Era, New York 1992, s.
302). A potem nagle z głupia frant Michnik wyst

ę

puje z udawan

ą

obron

ą

Polaków przed zarzutami

antysemityzmu na spotkaniu z przedstawicielami francuskich

Ż

ydów. A w ksi

ąż

ce Mi

ę

dzy panem a

plebanem przyznaje,

ż

e: partie, które startowały pod hasłami antysemickimi, nie dostały ani jednego

mandatu. W 1989 roku Michnikowska "Gazeta Wyborcza" maksymalnie nagła

ś

nia akcj

ę

rabina

Weissa w O

ś

wi

ę

cimiu, popieraj

ą

c j

ą

. W 1994 ten sam Michnik okre

ś

la akcj

ę

rabina Weissa z 1989

roku jako klasyczny przykład prowokowania awantury, jak wi

ę

c zale

ż

nie od potrzeby wyst

ę

puje jako

obrotowy

Ż

ydo-Polak, odcinaj

ą

c odpowiednio kupony za ka

ż

dym razem od zamanifestowanej

postawy. To przedstawia si

ę

jako zatroskany o los Polski patriota, to znów przyjmuje fetowane w

Nowym Jorku jako "

Ż

yd Roku 1991". W wydanej w 1995 roku ksi

ąż

ce Mi

ę

dzy panem a plebanem (s.

217) mówi: (...) Kto zajmuje si

ę

tym, co mówi Bolesław Tejkowski? Nikt. W rzeczywisto

ś

ci to wła

ś

nie

sam Michnik był odpowiedzialny za maksymalne nagło

ś

nienie tej szowinistycznej nico

ś

ci (notabene

ż

ydowskiego pochodzenia). Przypomnijmy,

ż

e wła

ś

nie w "Gazecie Wyborczej" z 4 lipca 1991 ukazał

si

ę

ogromny wywiad z B.Tejkowskim na dwu kolumnach pt.

Ż

ydzi s

ą

wsz

ę

dzie, z wiadomym celem:

maksymalnym nagło

ś

nieniem, jaki to gro

ź

ny antysemityzm pojawia si

ę

w Polsce. Krzysztof Wolicki

napi

ę

tnował publikacj

ę

wywiadu z Tejkowskim jako "Nieprzyzwoito

ść

" ("GW" z 10 lipca 1991), pisz

ą

c:

Publikuj

ą

c wywiad z Bolesławem Tejkowskim. ("GW" nr 154) złamali

ś

cie normy przyzwoito

ś

ci

obowi

ą

zuj

ą

ce w krajach o demokratycznej tradycji.

W

ś

ród najhaniebniejszych Michnikowskich "donosów na Polsk

ę

" swoiste miejsce zaj

ę

ły oszczercze

stwierdzenia w rozmowie z niemieckim socjologiem Jurgenem Habermasem: Zanim tu Hitler
przyszedł, my

ś

my zało

ż

yli własny obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej ("Polityka" 1993, nr 47).

Kiedy takie stwierdzenie Michnika ukazuje si

ę

na łamach prasy niemieckiej, a pó

ź

niej ameryka

ń

skiej

(w presti

ż

owym "New York Times Review of the Book", sprzyja potwierdzaniu najgorszych oszczerstw

o polskich obozach koncentracyjnych. W grudniu 1994 roku Michnik posun

ą

ł swe tropienie polskiego

nacjonalizmu i ksenofobii do najwy

ż

szych granic zarzucaj

ą

c,

ż

e w pa

ź

dzierniku 1956 polscy

nacjonali

ś

ci domagali si

ę

usuni

ę

cia z aparatu władzy obcych: Ruskich,

Ż

ydów etc.

W ksi

ąż

ce dialogu z ks. Tischnerem: Mi

ę

dzy panem a plebanem (Kraków 1995, s. 167, 187, 191,

385), Michnik starał si

ę

maksymalnie zdemonizowa

ć

Marzec 1968, jako rzekomo najwi

ę

ksze

nieszcz

ęś

cie polskie po wojnie. Mówił,

ż

e: Marzec utytłał polsk

ą

ś

wiadomo

ść

, rok '68 to był horror

horrorów, rok 1968 przyniósł wielk

ą

rehabilitacj

ę

polskiej megalomanii narodowej, która owocowała

straszliwym spustoszeniem społecznej substancji. I dodawał: Dla mnie Marzec to było r

ż

enie demona.

Wtedy - pierwszy raz za mojego

ż

ycia - w Polsce zar

ż

ał przera

ż

aj

ą

cy demon nacjonalizmu. Wszystkie

te oskar

ż

enia o Marcu 1968 jako "horrorze horrorów" głosił człowiek, którego rodzina

ż

yła na

znakomitych "synekurach" w dobie rzeczywi

ś

cie koszmarnego dla Polaków okresu stalinizmu (brat

Stefan Michnik jako morderca s

ą

dowy, wydaj

ą

cy wyroki

ś

mierci na AK-owców i oficerów WP, matka

jako autorka komunistycznych podr

ę

czników zalecaj

ą

cych, jak zwalcza

ć

religi

ę

, ojciec - Ozjasz

Szechter - od 1 kwietnia 1946 do 31 grudnia 1950 zatrudniony jako kierownik Wydziału Prasowego
serwilistycznej Centralnej Rady Zwi

ą

zków Zawodowych, od 1 stycznia 1951 do 11 marca 1953

zast

ę

pca redaktora naczelnego stalinowskiego szmatławca zwi

ą

zkowego "Głosu Pracy"). Adam

Michnik, jeden z czołowych współczesnych szermierzy antysemityzmu, odpowiedzialny za haniebne
szkalowanie Powstania Warszawskiego, krytykował w cytowanej ksi

ąż

ce Mi

ę

dzy panem a plebanem

(s. 146) Prymasa Tysi

ą

clecia kardynała Stefana Wyszy

ń

skiego za to,

ż

e ani razu nie zdobył si

ę

na

jednoznaczne pot

ę

pienie antysemityzmu, istniej

ą

cego w

ś

ród Polaków i na polskiej ziemi. Nie pot

ę

pił

przedwojennego getta ławkowego, ani pogromów anty

ż

ydowskich. T

ę

krytyk

ę

wygłaszał Adam

Michnik, człowiek, który nigdy nie zdobył si

ę

na pot

ę

pienie antypolonizmu twórców koncepcji "Judeo

Polonii", działa

ń

na szkod

ę

Polski, podejmowanych przez jak

ż

e licznych

Ż

ydów-działaczy KPP i

KPZU, w tym jego ojca Szechtera, w którego gazecie, tak zdominowanej przez autorów

ż

ydowskich,

nigdy nie zdobyto si

ę

na uczciwy samorozrachunek z

ż

ydowsk

ą

antypolsk

ą

kolaboracj

ą

z Sowietami

na wschodnich kresach Drugiej Rzeczypospolitej w latach 1939-1941.

Jerzy Urban

, redaktor naczelny "Nie". Przed laty, w powszechnie dzi

ś

zapomnianym tek

ś

cie w

"Szpilkach" z 22 marca 1981 r. z jednej strony akcentował,

ż

e faktycznie nie czuje si

ę

Ż

ydem,

stwierdzaj

ą

c w typowej dla

ń

stylistyce: (...) Moje

ż

ydowskie pochodzenie zwisa mi mi

ę

dzy nogami

mał

ą

nie obrzezan

ą

glist

ą

(...). Równocze

ś

nie zaznaczał,

ż

e traktuje swoj

ą

"polsko

ść

" jako

background image

13

przynale

ż

no

ść

do pewnego klubu z mocy urodzenia, paszportu, miejsca zamieszkania czy j

ę

zyka, bez

odczuwania jakich

ś

wi

ę

kszych zbiorowych narodowych emocji. Tu mocno podkre

ś

lał,

ż

e:

nieprzylepno

ść

do polsko-katolickich tradycji ojczy

ź

nianych, asymilacja kulturalna raczej od strony

Brzozowskiego czy Boya, a nie innych infantylnych wieszczów: Konopnickiej i Sienkiewicza, czyni
mnie takim, jakim jestem. Wła

ś

nie takim na przykład,

ż

e nic mnie nie obejd

ą

listy, które przyjd

ą

: "To

ś

pan wła

ś

nie nie Polak, bo Polak łamie si

ę

opłatkiem i płacze jak graj

ą

Rot

ę

". Po prostu jestem głuchy

na d

ź

wi

ę

k tego j

ę

zyka, podobnie jak kanarek na godowe ryki jelenia.

W czasie ponad

ć

wier

ć

wiecza, jakie upłyn

ę

ło od tego wyznania, Urban bardzo wyra

ź

nie dowiódł,

ż

e

rzeczywi

ś

cie jest głuchy jak spróchniały pie

ń

na wszelkie uczucia polsko

ś

ci, czy prze

ż

ycia religijne,

przeciwnie wr

ę

cz marzy tylko o tym, jak je zohydzi

ć

i poni

ż

y

ć

. Brukowa pornografia "Nie" szczególnie

cz

ę

sto uderza w rzeczy drogie Polakom i ludziom wierz

ą

cym. Przyznawano to nawet w "Gazecie

Wyborczej" z 22 maja 1991, cytuj

ą

c zwroty z "Nie" w stylu: To Piłsudski natchn

ą

ł nas cip

ą

, czy

opisuj

ą

c jak to wizerunek Matki Boskiej Cz

ę

stochowskiej s

ą

siadował w "Nie" o 10 centymetrów z

ilustracj

ą

przedstawiaj

ą

c

ą

sztuczne penisy. Kiedy indziej Urban popisał si

ę

zwrotem pieprzona Polska,

a prokurator umorzyła

ś

ledztwo w tej sprawie, nie widz

ą

c w tego typu zwrocie "ustawowych znamion

czynu niedozwolonego" (por. H.Paj

ą

k: Urbana "Nie" w wojnie z Ko

ś

ciołem katolickim, Lublin 1993, s.

59-61).

W marcu 1993 Urban uczcił 40 rocznic

ę

ś

mierci wielkiego ludobójcy Josifa Wissarionowicza

Stalina, publikuj

ą

c w rosyjskich "Nowoje Wremia" (nr 10 z 1953) artykuł przedstawiaj

ą

cy

Stalina jako faktycznego dobroczy

ń

c

ę

Polski i Polaków. Pisał,

ż

e przest

ę

pstwa polskiego

stalinizmu miały ograniczony charakter, natomiast w owych czasach biedniejsze warstwy ludno

ś

ci

otrzymały szanse socjalnego awansu, co pó

ź

niej stworzyło impuls do powstania "Solidarno

ś

ci" i w

nast

ę

pstwie ekonomicznego i politycznego przewrotu w Polsce lat 90. To Stalin faktycznie zbli

ż

Polsk

ę

do Europy, przesuwaj

ą

c geograficzne granice Rzeczypospolitej ze wschodu na zachód, dzi

ę

ki

czemu do czasu tych działa

ń

Stalina si

ę

gaj

ą

korzenie "obecnej integracji Polski z Europ

ą

". Tego typu

"rewelacyjne" przesłanie adresował Urban do rosyjskich czytelników, w

ś

ród których, jak wiemy,

bardzo du

ż

e wpływy ma ci

ą

gle propaganda poststalinowców, akcentuj

ą

ca przeró

ż

ne "dobrodziejstwa"

Stalina dla Rosji i jej s

ą

siadów. Andrzej Kern skomentował powy

ż

szy artykuł Urbana w rosyjskiej

prasie jako głos wyrz

ą

dzaj

ą

cy niewyobra

ż

alne wr

ę

cz szkody interesom polskiej racji stanu,

akcentuj

ą

c: Czytaj

ą

c te słowa nie mogłem oprze

ć

si

ę

wra

ż

eniu,

ż

e słysz

ę

jaki

ś

szata

ń

ski chichot

unosz

ą

cy si

ę

nad mogiłami pomordowanych Polaków (zwłaszcza Sybiraków i Kresowiaków),

rozrzuconymi po całym obszarze byłego Zwi

ą

zku Radzieckiego,

ż

e mogiły te w sposób bezczelny i

brutalny zbezczeszczono. Nie mogłem oprze

ć

si

ę

uczuciu zawstydzenia, bo na moich oczach próbuje

si

ę

deprecjonowa

ć

warto

ść

cierpie

ń

tych, którzy prze

ż

yli piekło stalinowskich łagrów i ubeckich

kazamatów (...) (A.Kern: Szata

ń

ski chichot, "Słowo-Dziennik Katolicki", 22 marca 1993).

Kiedy Jerzy Urban skierował pozew przeciw prof. Ryszardowi Benderowi za to,

ż

e ten nazwał go

"Goebbelsem okresu stanu wojennego", Bender wyja

ś

niał,

ż

e Urban nie powinien obra

ż

a

ć

si

ę

za

porównanie go z Goebbelsem; ten przynajmniej nie szkalował własnego narodu jak Urban (...) (cyt. za
"Nowy

Ś

wiat" z 18 sierpnia 1992). Uwa

ż

na lektura tekstów redagowanego przez Urbana brukowca

dowodzi,

ż

e atakom na polsko

ść

i katolicyzm towarzyszy wybranianie ró

ż

nych filosemickich racji i

próby o

ś

mieszenia ich krytyków. Wyra

ź

nie wida

ć

to na przykład w sposobie przedstawiania w "Nie"

ż

ydowskich roszcze

ń

do mienia w Polsce, a ostatnio w reakcjach na prawd

ę

o kulisach tzw. pogromu

kieleckiego z 4 lipca 1946. W "Nie" kilkakrotnie w ogromniastych artykułach wyszydzano wersj

ę

K

ą

kolewskiego o prowokacji NKWD i UB (por. np. teksty Michaela Szota: Kto od

ż

ydził Kielce ["Nie", nr

10 1995], Jak

Ż

ydy na zło

ść

gojom same si

ę

wyr

ż

n

ę

ły ["Nie", nr 27 z 1996 r.], Wrzód na polskiej dupie

["Nie", nr 28, 1996]).

Powie mi kto

ś

,

ż

e niepotrzebnie po

ś

wi

ę

ciłem a

ż

tyle miejsca na prezentacj

ę

pogl

ą

dów cuchn

ą

cych na

odległo

ść

, pogl

ą

dów osobnika, który sam nazywa si

ę

"renomowanym chamem" ("Polityka" z 30

kwietnia 1994), a na przykład od Macieja Iłowieckiego zyskał wdzi

ę

czny przydomek "łachudra".

Fakty jednak dowodz

ą

,

ż

e Urban jest faktycznym mózgiem SdRP, kształtuj

ą

cym cał

ą

jej

strategi

ę

w obliczu bardzo miałkiego i nieporadnego intelektualnie Aleksandra

Kwa

ś

niewskiego. Jego tygodnik "Nie" za zasłon

ą

z przekle

ń

stw i inwektyw ustala strategi

ę

dla

setek tysi

ę

cy starego post-PZPR-owskiego betonu, setek tysi

ę

cy antyPolaków, wyzutych z

jakiegokolwiek poczucia warto

ś

ci i przyzwoito

ś

ci. Urban daje im sygnały kogo zwalcza

ć

, zarówno

background image

14

ze strony prawicy, jak i PSL (bardzo cz

ę

ste ataki i próby skompromitowania chłopskiego "koalicyjnego

sojusznika" na łamach "Nie").

Janusz Zaorski

jako przewodnicz

ą

cy Radiokomitetu, a pó

ź

niej przewodnicz

ą

cy Krajowej

Rady Radiofonii i Telewizji konsekwentnie promował programy skrajnie filosemickie, nierzadko
fałszuj

ą

ce prawd

ę

o stosunkach polsko-

ż

ydowskich i historii Polski. Równocze

ś

nie blokował

przedstawianie w polskiej telewizji filmów o pomocy Polaków dla

Ż

ydów, czy w ogóle uczciwych

ś

wiadectw o stosunkach polsko-

ż

ydowskich. Za jego panowania w TVP doszło do przedstawienia w

telewizji, i to w czasie

Ś

wi

ą

t Wielkanocnych, skrajnie blu

ź

nierczego programu Magdy Umer Big Zbig

Show.

IZABELLA CYWI

Ń

SKA

, była minister kultury w rz

ą

dzie T.Mazowieckiego. Po jego

przegranej w kampanii prezydenckiej uznała Polsk

ę

za ten absurdalny kraj (por. “Gazeta Wyborcza”

z 21 grudnia 1990). W rzeczywisto

ś

ci to jej kierowanie resortem kultury było jednym ci

ą

giem

absurdów, niekompetencji i nieudolno

ś

ci; wielu uwa

ż

ało j

ą

za “grabark

ę

” kultury polskiej. Pó

ź

niej,

według NIK-u, odpowiedzialna za fatalne gospodarowanie finansami w Fundacji Kultury, z której
prezesostwa odeszła w niesławie. Jeszcze b

ę

d

ą

c ministrem w rz

ą

dzie Mazowieckiego popisała si

ę

wychwalaniem gen. W.Jaruzelskiego jako patrioty o ogromnej szlachetno

ś

ci (por. J.J.Skorupski:

Zrozumie

ć

Polaków, Warszawa 1990, s. 40). W swej polityce personalnej wyra

ź

nie popierała ró

ż

ne

osoby z lobby filosemickiego.

17 wrze

ś

nia 1991 r. Cywi

ń

ska opublikowała w “Gazecie Wyborczej” ogromniasty tekst: Nadchodzi

wielka Mława na tle zaj

ść

antycyga

ń

skich w Mławie, w którym snuła skrajne uogólnienia na temat

tłumu prawdziwych Polaków w Mławie i gro

ź

by nacjonalistycznego zdziczenia polskiego

społecze

ń

stwa. Tekst Cywi

ń

skiej spotkał si

ę

z ostr

ą

polemik

ą

przewodnicz

ą

cego Zwi

ą

zku Polskich

Artystów Plastyków Zbigniewa Makarewicza (Mława naciera, Brooklyn atakuje, “Gazeta Wyborcza”,
z 18 wrze

ś

nia 1991 r.) twierdz

ą

cego,

ż

e uogólnienia Cywi

ń

skiej s

ą

całkowicie bezpodstawne. Zdaniem

Makarewicza zgodnie ze stylistyk

ą

, zastosowan

ą

przez Cywi

ń

sk

ą

mo

ż

na by było wytkn

ąć

zdziczenie

całemu społecze

ń

stwu ameryka

ń

skiemu (w zwi

ą

zku z zaj

ś

ciami w Brooklynie) czy Francuzom w

zwi

ą

zku z tamtejszymi zaj

ś

ciami lokalnymi.

W 1994 r. Cywi

ń

ska była autork

ą

powszechnie krytykowanego kiczowatego (nazwanego oberchałtur

ą

)

spektaklu na 50-lecie Powstania Warszawskiego. Wyra

ź

nie pomyliły si

ę

jej uroczysto

ś

ci - w programie

powtarzały si

ę

ż

ydowskie melodie ze Skrzypka na dachu, a do podniosłych scen patriotycznych wzi

ę

to

szereg aktorów z wyszydzaj

ą

cego patriotyzm kabaretu Olgi Lipi

ń

skiej. Redaktor naczelny paryskiej

“Kultury” Jerzy Giedroy

ć

pisał (“Kultura”, nr 9 z 1994 r., s. 179) o zupełnie nieodpowiedzialnym

organizowaniu rocznic i obchodów, ilustruj

ą

c to spraw

ą

obchodu rocznicy Powstania Warszawskiego,

tym kompromituj

ą

cym widowiskiem, zorganizowanym przez p. Cywi

ń

sk

ą

, które pochłon

ę

ło ogromne

sumy.

BRONISŁAW GEREMEK

, członek władz Unii Wolno

ś

ci, przewodnicz

ą

cy sejmowej

komisji spraw zagranicznych, główny guru “europejczyków”. Pochodzi z rodziny łódzkich
chasydów Lewartowskich, jest synem rabina (por. P.B

ą

czek: Profesor Geremek gracz, “Gazeta

Polska” z 20 kwietnia 1995 r.). W czasie wojny znalazł schronienie u pa

ń

stwa Geremków we

Wschowie. Zaanga

ż

owany komunista, przez wiele lat pó

ź

niej tłumaczył sw

ą

partyjn

ą

gorliwo

ść

(był

mi

ę

dzy innymi sekretarzem POP): marksizm dawał mi ogromn

ą

wolno

ść

my

ś

lenia (!!!). Wyst

ą

pił z

partii dopiero w 1968 roku. W 1981 roku przepadł w wyborach do Komisji Krajowej “Solidarno

ś

ci”.

Stan wojenny przyniósł jednak stopniowe systematyczne wzmacnianie pozycji Geremka w
“Solidarno

ś

ci”. W warunkach niedemokratycznych okazał si

ę

mistrzem zakulisowych rozgrywek. W

1989 roku nadeszła jego chwila - stał si

ę

głównym rozgrywaj

ą

cym opozycyjnej lewicy laickiej

przy “okr

ą

głym stole”, a pó

ź

niej głównym selekcjonerem do wyborczej wyra

ź

nie zdominowanej

przez lewic

ę

“dru

ż

yny Wał

ę

sy”. Dwukrotnie spaliły jednak na panewce jego plany zostania

premierem - najpierw w lipcu-sierpniu 1989, pó

ź

niej jesieni

ą

1991 roku. Odegrał jednak ogromn

ą

rol

ę

w zablokowaniu autentycznego rozliczenia z komunizmem i utrzymaniu polityki “grubej

kreski”. Ponosi szczególn

ą

odpowiedzialno

ść

za narzucenie OKP antynarodowego planu

background image

15

gospodarczego Sorosa i Sachsa. W swych wyst

ą

pieniach za granic

ą

niejednokrotnie wyst

ę

pował ze

swego rodzaju “donosami na Polsk

ę

”, skrajnie eksponuj

ą

c rzekome niebezpiecze

ń

stwa

“antysemityzmu”, “nacjonalizmu” i “populizmu” (np. w: “Telerama” z 15 wrze

ś

nia 1990 r., por.

“Tygodnik Solidarno

ść

” z 5 pa

ź

dziernika 1990 r.). Po kl

ę

sce T.Mazowieckiego w wyborach

prezydenckich 1990 roku Geremek “wsławił si

ę

” diagnoz

ą

,

ż

e społecze

ń

stwo polskie nie dojrzało do

demokracji.

Geremek - skrajny manipulator - znany jest z niezwykle rozwini

ę

tych umiej

ę

tno

ś

ci rozmijania si

ę

z

prawd

ą

. Jest wynalazc

ą

nowego typu dezinformacji, zwanego faktem prasowym, (chodzi o

zdarzenie, które nigdy nie zaistniało w rzeczywisto

ś

ci, ale stało si

ę

wiarygodne, bo napisano o nim w

prasie!!!). Typowym przykładem kr

ę

tactwa Geremka były jego ró

ż

ne wypowiedzi w sprawie

konkordatu. W Polsce publicznie opowiadał si

ę

za jego ratyfikacj

ą

i krytykował winnych odraczania

konkordatu. Na u

ż

ytek zewn

ę

trzny natomiast (dla irlandzkiej dziennikarki J.Hayden (ksi

ąż

ka Poles

Apart; Solidarity and New Poland) uznawał,

ż

e by

ć

mo

ż

e konkordat był bł

ę

dem, uskar

ż

ał si

ę

na

rzekomy triumfalizm Ko

ś

cioła w Polsce. 16 pa

ź

dziernika 1983 r. w wywiadzie dla francuskiego

dziennika “La Croix” ogromnie wychwalał rol

ę

polskiego Ko

ś

cioła, bo wtedy potrzebował Ko

ś

cioła i z

niego korzystał. Dziesi

ęć

lat pó

ź

niej w wyst

ą

pieniu w telewizji “ARTE” zarzucił Ko

ś

ciołowi polskiemu,

ż

e działa szkodliwie, bo pewne kategorie ludzi wyklucza poza nawias (por. Ks. W.Kiedrowski:

Geremek konra Geremek, paryski “Głos Katolicki” 4-11 lipca 1993 r.).

Najwi

ę

ksze szkody polskim interesom narodowym przyniosło wieloletnie kierowanie przez Geremka

komisj

ą

zagraniczn

ą

Sejmu. Pozycj

ę

t

ę

Geremek wykorzystał dla faktycznego kierowania polityk

ą

kadrow

ą

MSZ, staraj

ą

c si

ę

o maksymalne dobieranie na placówki ró

ż

nych kolegów “europejczyków”.

Dzi

ę

ki tego typu podej

ś

ciu mieli

ś

my przeró

ż

ne specyficzne “michałki” polskiej dyplomacji. Np.

ambasadorem polskim we Włoszech został krytyk filmowy Bronisław Michałek, nie maj

ą

cy poj

ę

cia o

polityce i nie znaj

ą

cy si

ę

na gospodarce (a był ambasadorem w jednym z krajów czołowych partnerów

gospodarczych Polski). Michałek miał za to inn

ą

zalet

ę

- przez lata jako krytyk filmowy popierał jak

najskrajniejsze rozrachunki z polskimi powstaniami narodowymi i polsk

ą

histori

ą

, polsk

ą

“bohaterszczyzn

ą

” i atakował obro

ń

ców naszych dziejów. W wydanym przeze mnie wyborze

w

ę

gierskiego eseju (W

ę

gierskie wyznania, Warszawa 1979, s. 126) przytoczyłem opini

ę

w

ę

gierskiego

eseisty Sandora Fekete, który nijak nie mógł zrozumie

ć

, dlaczego Michałek jako przewodnicz

ą

cy

mi

ę

dzynarodowej FIPRESCI krytykuje nawet filmy Wajdy za podtrzymywanie mitu bohaterskiego i

szlachetnego Polaka, padaj

ą

cego wprawdzie, ale triumfuj

ą

cego moralnie. Fekete dodawał,

ż

e on

jako

ś

nie potrafi uwolni

ć

si

ę

od pewnych mitów i nadal wierzy,

ż

e bohaterski, odwa

ż

ny Polak

Ko

ś

ciuszko i jego

ż

ołnierze moralnie triumfowali nad ksi

ę

ciem Suworowem. Mo

ż

na sobie wyobrazi

ć

jak taki demaskator “mitów” o polskiej historii troszczył si

ę

o obraz Polski i Polaków b

ę

d

ą

c

ambasadorem.

Na W

ę

grzech ambasadorem został protegowany Michnika, mało pracowity, ale za to bardzo

“internacjonalistyczny” historyk Maciej Ko

ź

mi

ń

ski, przez lata “wyró

ż

niaj

ą

cy si

ę

” demaskowaniem

rzekomego polskiego i w

ę

gierskiego “nacjonalizmu” i “faszyzmu”. W swojej głównej ksi

ąż

ce Polska i

W

ę

gry przed drug

ą

wojn

ą

ś

wiatow

ą

, pa

ź

dziernik 1938 - wrzesie

ń

1939 Ko

ź

mi

ń

ski oskar

ż

ał polityk

ę

polsk

ą

przed 1939,

ż

e sprawiła, i

ż

wpływy hitlerowskie mogły rosn

ąć

w sił

ę

, a rz

ą

d polski cz

ę

stokro

ć

zawinił okoliczno

ś

ciami, za które Polska zapłaciła utrat

ą

niepodległo

ś

ci (por. szerzej J.R.Nowak:

Odstraszanie od Polski, “Słowo-Dziennik Katolicki”, 8-10 wrze

ś

nia 1995 r.).

Tego typu “odbr

ą

zowiacz historii Polski”, jak M.Ko

ź

mi

ń

ski, zostawszy ambasadorem Polski w

Budapeszcie “wyró

ż

nił si

ę

” głównie skrajn

ą

czystk

ą

ludzi o pogl

ą

dach patriotycznych, usuwaj

ą

c ich z

ambasady i z ró

ż

nych o

ś

rodków polskich. W pierwszym rz

ę

dzie usun

ą

ł ze stanowiska dyrektora

O

ś

rodka Kultury Polskiej w Budapeszcie, najpopularniejszego polskiego mieszka

ń

ca W

ę

gier, poet

ę

i

in

ż

yniera Konrada Sutarskiego, odznaczonego medalem Gabora Betlena za zasługi dla w

ę

gierskiej

kultury, medalem przyznanym dot

ą

d niewielu cudzoziemcom.

Inny ambasador z por

ę

ki Geremka Jan Widacki znany jest głównie z nieubłaganej walki z

przywódcami polskich organizacji na Litwie, a w szczególno

ś

ci Zwi

ą

zku Polaków. “Wsławił si

ę

uogólnieniami,

ż

e: J

ę

zyk polski na Litwie jest ubogi, rezerwowaty i tym nie zachwyca. To j

ę

zyk

archaiczny, nie nadaj

ą

cy si

ę

do opisu rzeczywisto

ś

ci, do komunikowania si

ę

(por. A.Chajewski:

Jeszcze o Widackim. Ignorancja?... Nie!!! Intryganctwo, “My

ś

l polska o kresach”, nr 10, grudzie

ń

1995

r.). Widacki znany jest z rozlicznych wyst

ą

pie

ń

“demaskuj

ą

cych” rzekomy nacjonalizm w

ś

ród polskiej

background image

16

mniejszo

ś

ci narodowej na Wile

ń

szczy

ź

nie i równoczesnego maksymalnego popierania grupek

faktycznie prolitewskich.

Z kolei ambasadorem Polski w W.Brytanii mianowano w 1990 roku pod egid

ą

Geremka adwokata

Tadeusza de Viriona, zupełnie nieprzygotowanego (cho

ć

by pod wzgl

ę

dem znajomo

ś

ci j

ę

zyka) do

pracy na takim stanowisku. Jak de Virion rozumie polskie interesy narodowe najlepiej

ś

wiadczy

pierwsza praca, jakiej si

ę

podj

ą

ł natychmiast po zako

ń

czeniu ambasadorowania w Wielkiej Brytanii.

Były reprezentant III Rzeczypospolitej został adwokatem Bagsika, usilnie zabiegaj

ą

cym o to, aby

władze Szwajcarii nie wydały Polsce oszusta, który naraził na taki uszczerbek polski maj

ą

tek

narodowy.

JACEK KURO

Ń

,

kandydat Unii Wolno

ś

ci na prezydenta. Jako zaanga

ż

owany, wr

ę

cz

fanatyczny komunista, lider “czerwonego harcerstwa”, tzw. walterowców, bez reszty anga

ż

ował si

ę

w

rozgrywk

ę

frakcji partyjnych “Chamów” i “

Ż

ydów” po stronie frakcji

ż

ydowskiej ("puławian"). We

wspomnieniowej ksi

ąż

ce Wiara i wina (Warszawa 1989 r., s. 15-25), atakuj

ą

c rzekomy polski

antysemityzm tendencyjnie eksponował wył

ą

cznie racje

ż

ydowskie. Szczególnie skandaliczne były

jego uogólnienia o tym, jak to Polacy wzbogacili si

ę

w czasie wojny na

Ż

ydach: (...) Trzy miliony

wymordowanych polskich

Ż

ydów to przecie

ż

trzy miliony mieszka

ń

, które w wi

ę

kszo

ś

ci zaj

ę

li Polacy, a

do tego doda

ć

trzeba inne mienie: złoto, meble, warsztaty, futra czy cho

ć

by stare palta, buty, ubranie

itp. Niemcy brali tylko to, co lepsze, a i tak nie do wszystkiego umieli dotrze

ć

. Nie ulega w

ą

tpliwo

ś

ci,

ż

e eksterminacja

Ż

ydów poł

ą

czona była z awansem społecznym polskiej biedoty (...) (Wiara i wina,

op.cit., s. 20).

Domorosły statystyk Kuro

ń

zapomina,

ż

e 3 miliony osób to wcale nie trzy miliony mieszka

ń

,

ż

e oprócz

polskiej biedoty była równie

ż

ż

ydowska biedota, i to bardzo liczna (jedna trzecia polskich

Ż

ydów,

grubo ponad milion osób, utrzymywała si

ę

wył

ą

cznie z pomocy

ż

ydowskiego Jointu ze Stanów

Zjednoczonych). Bardzo wielu

Ż

ydów gnie

ź

dziło si

ę

całymi rodzinami w potwornych klitkach. Miliony

Polaków utraciły całe mienie i mieszkania (w Warszawie i gdzie indziej) na skutek zniszcze

ń

miast,

rabunku przez okupantów etc. To dla polskich czytelników jest na ogół wiadome, ale ksi

ąż

k

ę

Kuronia

tłumaczono na francuski i niemiecki. Mo

ż

na sobie wyobrazi

ć

skutki takiego deformowania obrazu

Polaków w ksi

ąż

ce serwowanej niemieckim czytelnikom (por. J.Kuro

ń

: Glaube und Schuld, Berlin und

Weimar 1991, s. 35).

7 listopada 1985 Kuro

ń

wyst

ą

pił na łamach “Tygodnika Mazowsze” z panegiryczn

ą

pochwał

ą

wspaniałego Shoah i atakiem na jego krytyków. Kuro

ń

bez

ż

enady wychwalał antychrze

ś

cija

ń

ski i

antypolski film Lanzmanna, nie widz

ą

c w nim jakoby nic obra

ź

liwego dla Polaków (cho

ć

sam

Lanzmann wyznał w wywiadzie dla “Liberation”,

ż

e jego film uderza w Polsk

ę

). Dodajmy,

ż

e w

przeciwie

ń

stwie do Kuronia Shoah krytykowali liczni uczciwi intelektualnie

Ż

ydzi, jak cho

ć

by profesor

Israel Shahak.

W 1989 r. Kuro

ń

udzielił na łamach “Gazdety Wyborczej” absolutnego poparcia antypolskiemu

awanturnikowi rabinowi Weissowi, stwierdzaj

ą

c: Czuj

ę

si

ę

ę

boko zawstydzony jako Polak tym, co

was spotkało, i mówi

ą

c,

ż

e O

ś

wi

ę

cim jest ziemi

ą

ż

ydowsk

ą

(“GW”, 18 lipca 1989 r.). Stwierdzenie

Kuronia zostało uznane za wyraz dziwnej mentalno

ś

ci przez Rad

ę

Duszpasterstwa Byłych Wi

ęź

niów

Obozów Koncentracyjnych i Wi

ę

zie

ń

, która przypomniała,

ż

e my Polacy nie nazywamy ziemi

katy

ń

skiej ziemi

ą

polsk

ą

.

Ze skrajnym filosemityzmem u Kuronia szedł w parze absolutny brak słuchu na wszystko, co
dotyczy losów polskich. Gdy 8 wrze

ś

nia 1990 jeden z posłów wyst

ą

pił przeciw

dyskryminowaniu Polaków mieszkaj

ą

cych na Litwie przez rz

ą

d litewski i domagał si

ę

od rz

ą

du

polskiego wyst

ą

pienia w obronie praw obywatelskich mniejszo

ś

ci polskiej, spotkał si

ę

z

natychmiastow

ą

gwałtown

ą

ripost

ą

Kuronia. Jego zdaniem wszelkie mówienie, ba, nawet

napomykanie o tym,

ż

e Polacy s

ą

dyskryminowani przez Litwinów, szkodzi przede wszystkim tam

mieszkaj

ą

cym Polakom. Za

ś

najlepiej pomo

ż

emy Polakom

ż

yj

ą

cym na Litwie, Ukrainie, Kazachstanie

czy w Niemczech, je

ś

li Polacy

ż

yj

ą

cy tu w Polsce nie b

ę

d

ą

dyskryminowali mniejszo

ś

ci narodowych

(według Westerplatte, nr 1/1993, s. 16). B

ę

d

ą

c na Ukrainie Kuro

ń

popisał si

ę

do

ść

szczególnym

o

ś

wiadczeniem: Ja Polak ze Lwowa dumny jestem z tego,

ż

e Lwów jest ukrai

ń

skim miastem (por.

ukrai

ń

skie pismo “Wysokoj Zamok” z 5 lipca 1992 r.).

background image

17

Kuro

ń

dopu

ś

cił si

ę

bezprecedensowego szkalowania legendarnego partyzanta antykomunistycznego

J.Kurasia (“Ognia”), zarzucaj

ą

c mu,

ż

e jakoby kazał rozstrzela

ć

w 1945 r. grup

ę

chorych na gru

ź

lic

ę

ż

ydowskich dzieci. Tak niesamowity oszczerczy zarzut Kuronia wywołał protest nawet na łamach

osławionego pisma “europejczyków” - “Po Prostu” (nr 23 z 1990 roku). Danuta Szczepa

ń

ska pisała w

artykule Kim jest “Ogie

ń

”: (...) Zarzut wydaje mi si

ę

nieprawdopodobny, wymaga weryfikacji (...). Nie

jestem skłonna s

ą

dzi

ć

,

ż

e człowiek, któremu zastrzelono dziecko mógłby powtórzy

ć

tak

ą

zbrodni

ę

,

zwi

ę

kszaj

ą

c jej rozmiar. Szczególnie,

ż

e nie było mu obce uczucie chrze

ś

cija

ń

skiego miłosierdzia.

OLGA LIPI

Ń

SKA

, re

ż

yserka. Kierowany przez ni

ą

Kabaret Olgi Lipi

ń

skiej od lat przewodzi

w atakach na domniemany polski antysemityzm i nacjonalizm, polski Ciemnogród,
agresywno

ść

i panoszenie si

ę

Ko

ś

cioła. W czasach jaruzelszczyzny Lipi

ń

ska przodowała w

próbach przełamywania bojkotu telewizji przez aktorów. W podziemnym czasopi

ś

mie “Kraj” (nr 2 z

lutego 1984 r.) powołano si

ę

na informacje z Teatru Narodowego stwierdzaj

ą

ce,

ż

e Lipi

ń

ska

poinformowała kogo trzeba o nazwiskach inicjatorów akcji wyklaskiwania aktorów-kolaborantów. I
dodano: Ta sama aktorka zło

ż

yła ostatnio donos na aktorów, którzy odmówili udziału w

przygotowanym przez ni

ą

programie TVP. Lipi

ń

skiej zarzucano w owym czasie równie

ż

,

ż

e

sugerowała Rakowskiemu, aby zabra

ć

kartki bojkotuj

ą

cym aktorom. Lipi

ń

ska wypierała si

ę

tego

parokrotnie (mi

ę

dzy innymi w telewizyjnym programie “Bariery” z 27 lutego 1993 r.). Kilka lat temu w

wywiadzie dla “Wprost” zaatakowała mi

ę

dlenie oficjalnej hurrapatriotycznej wersji historii, zwłaszcza w

działalno

ś

ci partii o charakterze narodowym. W ten sposób nawet Katy

ń

mo

ż

na “zagłaska

ć

na

ś

mier

ć

”. Jestem przekonana,

ż

e młody człowiek, który dzisiaj opuszcza szkoł

ę

jest zbrzydzony tymi

tematami i w ogóle ideologi

ą

narodow

ą

, preparowan

ą

na u

ż

ytek półinteligencji (...).

ANTONI MARIANOWICZ,

nale

ż

ał do czołowych autorów paszkwilanckiej satyry

politycznej PRL (na Andersa, Trumana etc.), zast

ę

pca redaktora naczelnego “Szpilek” w

czasach stalinowskich, pocz

ą

wszy od 1949 roku. Dzi

ś

jeden z tropicieli polskiego “antysemityzmu”

(por. tekst Marianowicza w “

Ż

yciu Warszawy” z 7 maja 1993 r., “Polityka” z 6 maja 1995 r. i in.).

STEFAN MELLER

, ambasador, pierwszy sekretarz Komitetu Uczelnianego ZMS w latach

60., przyjaciel Michnika z tego okresu. Jego ojca, dyrektora MSZ usuni

ę

to w 1968 roku. W 1990 r. po

tym, jak został redaktorem naczelnym czasopisma “Mówi

ą

wieki”, Meller eksponował w nim

szczególnie mocno autorów z lobby filosemickiego w

ś

ród historyków typu Kerstenowej, Eislera,

Tomaszewskiego, Paczkowskiego, przy równoczesnym przemilczaniu licznych patriotycznych
autorów. W artykułach o problematyce

ż

ydowskiej w jego czasopi

ś

mie wyra

ź

nie dominowały

jednostronnie podawane racje

ż

ydowskie. Dowarto

ś

ciowany przez W.Bartoszewskiego nominacj

ą

na

wiceministra spraw zagranicznych w 1994 roku. Wyje

ż

d

ż

a, aby obj

ąć

stanowisko ambasadora do

Francji.

JERZY TUROWICZ,

redaktor naczelny “Tygodnika Powszechnego”. Pisz

ą

c o historii

"Tygodnika Powszechnego" trzeba ci

ą

gle pami

ę

ta

ć

,

ż

e mamy tu do czynienia ze szczególnie du

żą

porcj

ą

przekłama

ń

i manipulacji, zmierzaj

ą

cych do pokazywania linii "TP" jako zawsze jednolitej, i

Turowicza jako jedynego dominuj

ą

cego w "TP" głównego redaktora. Zaciera si

ę

w ten sposób rol

ę

,

odgrywan

ą

przez zało

ż

yciela i pierwszego redaktora "TP" ks. Jana Piwowarczyka (por. uwagi na ten

temat prof. Z.

Ż

migrodzkiego: Wielko

ść

i mit, "Nasza Polska" z 9 listopada 1995 i J.Zabłockiego: Dwa

"Tygodniki Powszechne" - "Ład" z 30 kwietnia 1995 r.). Zaciera si

ę

równie

ż

ch

ę

tnie histori

ę

ż

nych

skrajnych nieraz zygzaków "TP" pod redakcj

ą

Turowicza, cho

ć

by jego superpanegirycznego artykułu

w XX-lecie PRL. I zaciera si

ę

pami

ęć

o tym, dlaczego władze PRL tolerowały "Tygodnik Powszechny",

cho

ć

wsadzili do wi

ę

zienia redaktorów du

ż

o bardziej zdecydowanego pod wzgl

ę

dem linii i bardzo

patriotycznego "Tygodnika Warszawskiego". Zaciera si

ę

pami

ęć

,

ż

e dla "internacjonalistów" z elity

PRL-owskiej pod pewnymi wzgl

ę

dami dogodny był antynacjonalistyczny duet Turowicz-Stomma.

Turowicz wyró

ż

niał si

ę

swymi krytykami polskiego nacjonalizmu i "antysemityzmu" ju

ż

przed 1939

rokiem.

Wbrew tak cz

ę

sto akcentowanej rzekomej ogromnej pryncypialno

ś

ci red. Jerzego Turowicza warto

przypomnie

ć

,

ż

e tak

ż

e w sprawach stosunków polsko-

ż

ydowskich przez dziesi

ę

ciolecia kluczył na

ż

ne sposoby, zale

ż

nie od celów bliskiego mu

ś

rodowiska, by dopiero od 1987 roku pocz

ą

wszy

otwarcie zamanifestowa

ć

"jedyn

ą

słuszn

ą

" skrajnie filosemick

ą

lini

ę

. Przypomn

ę

,

ż

e jeszcze 17 marca

1957 roku J.Turowicz tak pisał w "Tygodniku Powszechnym" o sytuacji w czasie wojny: Ta ówczesna

background image

18

wspólnota prze

ś

ladowanych, cierpi

ą

cych i walcz

ą

cych zmieniła do

ść

zasadniczo stosunki polsko-

ż

ydowskie w naszym kraju. W ogromnej cz

ęś

ci społecze

ń

stwa polskiego znikn

ę

ły

ś

lady

antysemityzmu (podkr. J.R.N.), a na jego miejsce pojawiło si

ę

poczucie solidarno

ś

ci, zjawiła si

ę

-

szeroko wprowadzona w czyn - wola pomocy ludziom prze

ś

ladowanym (...). W tym

ż

e artykule

Turowicz pisał: Twierdz

ę

,

ż

e w latach powojennych antysemityzm - w zasadzie w Polsce nie istniał

(...).

W "Tygodniku Powszechnym" (nr 25 z 1967 r.) Turowicz recenzuj

ą

c ksi

ąż

k

ę

Bartoszewskiego i

Lewinówny Ten jest z ojczyzny mojej, ostro przeciwstawiał si

ę

powstałej po wojnie na Zachodzie

legendzie obci

ąż

aj

ą

cej Polaków odpowiedzialno

ś

ci

ą

za tragiczny los

Ż

ydów w czasie wojny. A

od 9 lat - pocz

ą

wszy od haniebnego tekstu Jana Bło

ń

skiego w "TP" z 1987 roku - ta kłamliwa

legenda jest z coraz wi

ę

ksz

ą

werw

ą

upowszechniana na łamach "Tygodnika Powszechnego".

I to wszystko wbrew dawniejszym tekstom samego Turowicza o zachowaniu si

ę

ogromnej cz

ęś

ci

społecze

ń

stwa polskiego w czasie wojny. Czy

ż

by Turowicz teraz du

ż

o lepiej widział, co si

ę

naprawd

ę

działo w Polsce w czasie wojny, ni

ż

w 1957 roku? A mo

ż

e łatwiej kłama

ć

, gdy zaciera si

ę

pami

ęć

.

Typowym dla dzisiejszej postawy Turowicza był jego artykuł Oboj

ę

tno

ść

nasza powszednia w "GW" z

1-2 lipca 1995, gdzie w sposób skrajny rozpisywał si

ę

o rzekomym zagro

ż

eniu antysemityzmem w

Polsce, podaj

ą

c jako koronny dowód,

ż

e np. Bronisław Geremek, który jest w moim przekonaniu

jednym z najm

ą

drzejszych, naj

ś

wietniejszych umysłów politycznych, nie mógłby dzi

ś

w Polsce zosta

ć

prezydentem, a nawet i premierem - tylko dlatego,

ż

e jest z pochodzenia

Ż

ydem.

Mo

ż

na by długo wylicza

ć

ż

ne przykłady skrajnego filosemityzmu "Tygodnika Powszechnego" typu

nadania specjalnego wyró

ż

nienia antypolskiej ksi

ąż

ce Henryka Grynberga Dziedzictwo ("TP" z 2

stycznia 1994) czy entuzjastycznej recenzji z polako

ż

erczej ksi

ąż

ki Thomasa Kenneally'ego Lista

Schindlera (o wiele bardziej polako

ż

erczej od filmu Spielberga i pełnej bł

ę

dów merytorycznych i

przekłama

ń

(por. "Tygodnik Powszechny" z 13 marca 1994).

Trzeba przyzna

ć

,

ż

e J.Turowicz w kształtowaniu linii swego pisma ma prawdziwie mocne oparcie w

odpowiednio dobranym zespole swej redakcji. By wymieni

ć

tylko niektóre z bardziej wpływowych

osób. Pocz

ą

wszy od zast

ę

pcy red. naczelnego "Tygodnika Powszechnego" Józefy Hennelowej, byłej

posłanki UW. Patriotyczna polska

Ż

ydówka z Drohobycza Dora Kacnelson mówiła z oburzeniem w

"Ładzie" (z 26 czerwca 1994 r.) w oparciu o stenogramy Komisji Sejmowej, zajmuj

ą

cej si

ę

Polakami

poza granicami,

ż

e Hennelowa zawsze blokowała, gdy tylko kto

ś

w komisji stawiał spraw

ę

pomocy dla

Polaków dyskryminowanych na Kresach. Hennelowa twierdziła w "Tygodniku Powszechnym" z
uporem godnym lepszej sprawy,

ż

e w Polsce mamy do czynienia z antysemityzmem w skali

masowej, dziwnie przemilczaj

ą

c antypolonizm, któremu ulegaj

ą

mi

ę

dzy innymi niektóre osoby

w jej własnej redakcji (vide omawiany ju

ż

w "Naszej Polsce" Marcin Król). Hennelowa od dawna

znana jest jednak z faryzejskiego rozmijania si

ę

z prawd

ą

(kiedy

ś

jaskrawy przypadek tego typu

wytkn

ą

ł jej własny kolega redakcyjny Maciej Zi

ę

ba OP (por. "Gazeta Wyborcza" z 1-2 sierpnia 1992).

Trudno mówi

ć

o uczciwo

ś

ci p. red. Hennelowej w sytuacji, gdy jako posłanka wraz z dwoma innymi

posłami udeckimi wykorzystała poczt

ę

biura poselskiego do bezprawnego rozsyłania propagandowych

zach

ę

t na rzecz kandydatury T.Mazowieckiego na prezydenta (po oburzeniu, jakie cała sprawa

wywołała i odpowiednim werdykcie musiała zwróci

ć

bezprawnie oszcz

ę

dzone pieni

ą

dze). Dodajmy,

ż

e

Hennelowa od dawna była równie "post

ę

powa", jak Jerzy Turowicz (w 1989 r. w pryncypialnej dyskusji

na temat przyszło

ś

ci Polski z niepokojem pisała,

ż

e przecie

ż

chyba nie b

ę

dziemy zaprowadza

ć

u nas

kapitalistycznych stosunków (por. uwagi J.Majcherka o "Tygodniku Powszechnym" - Mi

ę

dzy Kuri

ą

a

"Piwn

ą

", "

Ż

ycie Warszawy" z 24 marca 1995 r.).

Inny filar "Tygodnika Powszechnego" -

Stanisław Stomma

, członek zespołu tygodnika od kilku

dziesi

ę

cioleci znany jest ze skłonno

ś

ci do pomawiania o antysemityzm i nacjonalizm. W latach 90.

przy ró

ż

nych okazjach ostrzegał,

ż

e w Polsce jakoby dominuj

ą

czynniki sprzeczne z porz

ą

dkiem

zachodnioeuropejskim i panuj

ą

cymi tam kierunkami rozwoju, stwierdzaj

ą

c expressis verbis: (...)

Czynnik pierwszy to panoszenie si

ę

tendencji skrajnie nacjonalistycznych (...) (cyt. za "GW" z 5 lutego

1991 r.). Warto przypomnie

ć

,

ż

e Stomma w styczniu 1963 roku w swoisty sposób "uczcił" stulecie

Powstania Styczniowego na łamach "TP", przedstawiaj

ą

c je podobnie jak inne polskie powstania

narodowe jako wyraz anachronicznego, zapiekłego kompleksu antyrosyjskiego. Wywołało to
gwałtowny protest Prymasa Tysi

ą

clecia Stefana Wyszy

ń

skiego, który dosłownie zdruzgotał wywody

background image

19

Stommy w kazaniu 27 stycznia 1963 r., mówi

ą

c,

ż

e w Powstaniu Styczniowym chodziło o niezbywalne

prawa Narodu do wolno

ś

ci, a nie o

ż

aden kompleks (por. P.Raina: Stefan Kardynał Wyszy

ń

ski Prymas

Polski, Londyn 1988, tom III, s. 164-165).

Z pot

ę

pieniem tradycji powsta

ń

narodowych szły u Stommy wyra

ź

ne skłonno

ś

ci do kolaboracji z

re

ż

imem komunistycznym, tworzenia czego

ś

w rodzaju polskie Vichy (mówił o Stommie w tym

kontek

ś

cie słynny emigracyjny sowietolog Leopold Łab

ę

d

ź

("Arka" 1991, nr 36, s. 96). Znany z

ż

nych oportunistycznych kompromisów Stomma (por. "Gazeta Polska" z 21 wrze

ś

nia 1993 r.) z tym

wi

ę

ksz

ą

rado

ś

ci

ą

przyj

ą

ł za to odwołanie rz

ą

du Olszewskiego (por. "GW" z 9 czerwca 1992).

Czołowi redaktorzy "Tygodnika Powszechnego" odznaczali si

ę

podobnie jak Turowicz, Hennelowa

czy Stomma skłonno

ś

ci

ą

do maksymalnego montowania za wszelk

ą

cen

ę

sojuszu "europejczyków" z

tygodnikowej katolewicy z laickimi "europejczykami" z "GW". Jej szczególnym symbolem jest

Roman Graczyk,

były sekretarz redakcji "TP" i srogi cenzor Kisiela, któremu strasznie

uprzykrzył ostatnie lata w "TP" dzi

ś

publicysta "GW" z werw

ą

dokładaj

ą

cy Ko

ś

ciołowi, by za to tym

mocniej idealizowa

ć

PRL-owsk

ą

przeszło

ść

. Innym symbolem tych zwi

ą

zków katolewicy i lewicy

laickiej jest były zast

ę

pca redaktora naczelnego "TP" przez wiele lat

Krzysztof Kozłowski,

były minister spraw wewn

ę

trznych w rz

ą

dzie T.Mazowieckiego. Ten, który wsławił si

ę

rewelacyjnym

odkryciem,

ż

e: Kuro

ń

ma chrze

ś

cija

ń

sk

ą

dusz

ę

. Inny były zast

ę

pca redaktora naczelnego "TP"

Andrzej Romanowski,

równie

ż

wielki zwolennik Kuronia, wydał w 1995 r. wielk

ą

cegł

ę

publicystyczn

ą

- tj. dokonany przez siebie wybór publicystyki A.Michnika z lat 1985-1994 pt. Diabeł

naszego czasu. Kiedy

ś

na łamach "Znaku" Romanowski proponował Polakom całkowit

ą

bezbronno

ść

we wszelkich dyskusjach z

Ż

ydami, wr

ę

cz przyj

ę

cie postawy "przepraszam,

ż

e

ż

yj

ę

". Według

Romanowskiego bowiem: (...) mam zasadnicze w

ą

tpliwo

ś

ci, czy w obliczu zagłady polskiego

ż

ydostwa (...) czy w obliczu ostatniej emigracji

Ż

ydów z Polski (...) mam w ogóle prawo upomina

ć

si

ę

obsesyjnie o uszanowanie polskiego punktu widzenia (...). Konsekwentnie tak

ą

wła

ś

nie postaw

ę

reprezentuj

ą

liczni inni redaktorzy "Tygodnika", wci

ąż

upominaj

ą

c si

ę

jak Turowicz o

ż

ydowski punkt

widzenia. Por. np. atakuj

ą

cy polskie stanowisko w sprawie o

ś

wi

ę

cimskiego Karmelu haniebny wr

ę

cz

tekst obecnego kierownika działu politycznego "TP" Adama Szostkiewicza na łamach "

Ś

wiata" (nr z

18 wrze

ś

nia 1989 r.). Inny, a

ż

nazbyt znany z dialogu z "michnikowcami" redaktor "TP" ksi

ą

dz Józef

Tischner doczekał si

ę

ostatnio pochwał nawet na łamach "Playboya" za swe skrajne drwiny z

polskiego katolickiego za

ś

cianka (por. J.Miliszkiewicz: Kapłan na luzie, "Playboy" z grudnia 1995, s.

132-134). Ulubiony ksi

ą

dz "GW" i "Wprost" Józef Tischner doszedł a

ż

do oskar

ż

e

ń

,

ż

e Polska

grz

ęź

nie w antysemityzmie, jak stwierdził we wspólnej z Michnikiem ksi

ąż

ce Mi

ę

dzy Panem a

Plebanem.

Dodajmy jeszcze niektórych stałych współpracowników "Tygodnika Powszechnego", jak skrajn

ą

filosemitk

ę

Stanisław

ę

Grabsk

ą

(por. "Nasza Polska" z 8 sierpnia 1996 r., czy stałego felietonist

ę

"TP"

Stanisława Lema

, konsekwentnego ateusza, ale za to tropiciela polonocentryzmu. I

wielbiciela Urbanowego "Nie", który posun

ą

ł si

ę

a

ż

do zaatakowania w "Tygodniku Powszechnym" (!!!)

(nr 25 z 1996 r.) wydawnictwa PWN za to,

ż

e nie umie

ś

ciło osobnego hasła "Nie" w 4 tomie Nowej

Encyklopedii. Pomini

ę

cie to Lem uznał jako przejaw praktyk totalitarnych (!). Czy

ż

by

ś

my byli ju

ż

na

etapie przechodzenia "Tygodnika Powszechnego" od sojuszu z "Gazet

ą

Wyborcz

ą

" do sojuszu z

"Nie"?! I to ma by

ć

pismo katolickie!

Władysław Bartoszewski,

historyk, były minister spraw zagranicznych. Przez lata

stanowczo bronił najnowszej historii przed oszczerstwami i demaskował próby oczerniania Polaków
dla wybielenia Niemiec w sprawie eksterminacji

Ż

ydów (np. w gło

ś

nym referacie w dyskusji w Klubie

Krzywego Koła). Współautor znakomitego wyboru

ś

wiadectw o ratowaniu

Ż

ydów przez Polaków w

czasie wojny Ten jest z ojczyzny mojej (1996 r.). W "Trybunie Ludu" z 2 kwietnia 1968 r.
przedstawiono tekst ówczesnego obszernego wywiadu W.Bartoszewskiego dla PAP-u, uderzaj

ą

cego

w kłamstwa antypolskiej propagandy i przedstawiaj

ą

cego ogromne rozmiary pomocy polskiej dla

Ż

ydów w czasie drugiej wojny

ś

wiatowej. Tak

ż

e w pó

ź

niejszych latach Bartoszewski niejednokrotnie

bronił racji polskich za granic

ą

(m.in. na polsko-

ż

ydowskiej konferencji w Oxfordzie), w licznych

tekstach przypominał rozmiary pomocy polskiej dla

Ż

ydów, wskazywał na fataln

ą

rol

ę

Judenratów etc.

background image

20

W latach 70. Bartoszewski stopniowo zacz

ą

ł ewoluowa

ć

w stron

ę

coraz wi

ę

kszej akceptacji

argumentacji

ż

ydowskiej w ró

ż

nych sprawach. Wpłyn

ę

ło na to kilka czynników. Z jednej strony

uleganie wpływom Turowiczowskiej opcji w "Tygodniku Powszechnym" (Bartoszewski był zwi

ą

zany z

redakcj

ą

tego tygodnika od bardzo długiego czasu), jak i filosemickiej elitki PEN-Clubu (od 1972 r.,

gdy Bartoszewski został sekretarzem generalnym tej organizacji). Swoje zrobiły konsekwentne zabiegi
ze strony

ż

ydowskiej o pozyskanie Bartoszewskiego, granie na jego pró

ż

no

ś

ci przez bardzo mocne

fetowanie go w Izraelu (Bartoszewski został m.in. Honorowym Obywatelem Izraela). Ewolucja
Bartoszewskiego w kierunku filosemickim wyra

ź

nie nasiliła si

ę

w czasie pobytu na stanowisku

ambasadora w Wiedniu od 1990 roku. Jako minister spraw zagranicznych w postkomunistycznym
rz

ą

dzie Józefa Oleksego od 1994 roku Bartoszewski maksymalnie rozczarował entuzjastów jego

dawnej działalno

ś

ci naukowo-publicystycznej. Był ministrem do

ść

nieudolnym, a sprawuj

ą

c sw

ą

funkcj

ę

w wyst

ą

pieniach publicznych bardzo cz

ę

sto mówił o wiele szybciej ni

ż

my

ś

lał.

28 kwietnia 1995 wyst

ą

pił na forum Bundestagu z bardzo niefortunnym przemówieniem -

przeprosinami za wysiedlenie Niemców z Polski, w którym zani

ż

ył liczb

ę

polskich ofiar wojny z 3

milionów do dwóch. I to na forum niemieckiego parlamentu (!!!) (por. szerzej moj

ą

polemik

ę

z

dyrektorem gabinetu ministra spraw zagranicznych Tomaszem Lisem - "Słowo-Dziennik Katolicki", 21-
23 lipca 1995 r.).

Jako szef polskiego MSZ-u nie zrobił niczego istotniejszego dla napi

ę

tnowania coraz haniebniejszych

wybryków antypolonizmu w

ś

wiecie. "Wsławił si

ę

" natomiast niechlubnym "donosem na Polsk

ę

"

w przemówieniu w izraelskim Knesecie (mówił w nim o antysemickich "ciemniakach" na
polskiej prowincji, dziwnie zapominaj

ą

c o antypolskich wypowiedziach "ja

ś

nie o

ś

wieconych"

premierów Bergina i Szamira.

Bartoszewski podj

ą

ł tak

ż

e szereg niefortunnych decyzji personalnych, wzmacniaj

ą

cych filosemickie

lobby w MSZ, m.in. poprzez mianowanie wiceministrem Stefana Mellera, poprzez wyznaczenie na
specjalnego pełnomocnika do stosunków z

ż

ydowsk

ą

diaspor

ą

, która przecie

ż

"nie jest podmiotem

prawa mi

ę

dzynarodowego", znanego ze skrajnie pro

ż

ydowskiej tendencyjno

ś

ci byłego współredaktora

"Gazety Wyborczej" Krzysztofa

Ś

liwi

ń

skiego (w 1989 roku popisał si

ę

brutaln

ą

napa

ś

ci

ą

na Prymasa

Polski w zwi

ą

zku ze spraw

ą

o

ś

wi

ę

cimskiego Karmelu).

Zbigniew Bujak,

polityk, działacz podziemnej "Solidarno

ś

ci". W 1990 roku jeden z

przywódców skrajnie lewicowego ugrupowania dawnej lewicy laickiej ROAD. Polityczny wychowanek
Kuronia, wyró

ż

niał si

ę

skrajn

ą

gorliwo

ś

ci

ą

w tropieniu rzekomego "polskiego antysemityzmu",

nacjonalizmu, ksenofobii etc. Po

ś

wi

ę

cił tym sprawom prawie połow

ę

swego wyst

ą

pienia 22 kwietnia

1990 r. na II Zje

ź

dzie "Solidarno

ś

ci" (por. "GW" z 25 kwietnia 1990 r.). Skrajny manipulator. Kiedy

ś

wyznał,

ż

e Manipulacja jest podstaw

ą

demokracji ("Tygodnik Gda

ń

ski" z 13 maja 1990). Wsławił si

ę

swoistym "donosem na Polsk

ę

" w wyst

ą

pieniu na

Ś

wiatowym Kongresie Studiów Sowietologicznych i

Wschodnioeuropejskich w Hurrogate (W.Brytania). Twierdził tam,

ż

e w "Solidarno

ś

ci" nurtowi

liberalnemu i obywatelskiemu, otwartemu na Europ

ę

przeciwstawia si

ę

nurt autorytarny, bazuj

ą

cy na

nienawi

ś

ci do komunizmu, populizmie i szowinizmie, instrumentalnie posługuj

ą

cy si

ę

autorytetem

Ko

ś

cioła (wg "

Ż

ycia Warszawy" z 23 lipca 1990 r.). W wywiadzie dla "Konfrontacji" z 10 sierpnia

1990 r. zademonstrował skrajne lekcewa

ż

enie polskich tradycji narodowych, mówi

ą

c: (...)

ROAD jest miejscem, w którym my warto

ś

ci narodowe chcemy podporz

ą

dkowa

ć

wła

ś

nie zasadzie

wej

ś

cia do Europy. Wiele ró

ż

nych ugrupowa

ń

dla sukcesu wyborczego odwołuje si

ę

do tych

najgorszych pokładów

ś

wiadomo

ś

ci, które w nas drzemi

ą

. Wła

ś

nie odwołuje si

ę

do naszego

przywi

ą

zania do polskiej tradycji, które przeradza si

ę

w narodowy szowinizm.

W ci

ą

gu nast

ę

pnych miesi

ę

cy Bujak z zapałem kontynuował akcj

ę

przedstawiania ludzi z innego

nurtu "Solidarno

ś

ci" jako szowinistów i antysemitów. Zrobił to mi

ę

dzy innymi w skandalicznej

wypowiedzi na łamach "Moskowskich Nowosti" z 9 wrze

ś

nia 1990 r., powi

ę

kszaj

ą

cej i tak ju

ż

niemałe

uprzedzenia wobec Polaków w rosyjskiej opinii publicznej. Stwierdził tam: (...) W latach 1980-1981 nie
było w "Solidarno

ś

ci" miejsca dla antysemityzmu, dla fobii antyniemieckich, antyrosyjskich czy

antyukrai

ń

skich. Nie było te

ż

poczucia wy

ż

szo

ś

ci nad Czechami czy Słowakami. A teraz wypłyn

ę

ły

nastroje szowinizmu, ju

ż

nawet wiara i krzy

ż

słu

żą

jako or

ęż

w walce. Kiedy

ś

nacjonali

ś

ci musieli

podporz

ą

dkowa

ć

si

ę

tradycji "Solidarno

ś

ci" i nie

ś

mieli mówi

ć

, o czym naprawd

ę

my

ś

l

ą

. Po dokonaniu

rozłamu przestali si

ę

jednak powstrzymywa

ć

. Poczuli si

ę

jakby poza obszarem "Solidarno

ś

ci"...

background image

21

Nie grzesz

ą

cy oryginalnym intelektem Bujak był typem działacza-papugi, o pogl

ą

dach stanowi

ą

cych

lustrzane odbicie pogl

ą

dów Kuronia, Geremka czy Michnika. "Gazeta Samorz

ą

dowa" z 2 wrze

ś

nia

1990 r. odnotowała do

ść

znamienny głos czytelnika: Bujak ta

ń

czy jak mu Geremek zagra, ju

ż

nawet

j

ę

czy jak Geremek. Po stworzeniu Ruchu Demokratyczno-Społecznego oparł jego działanie głównie

na propagandzie proaborcyjnej. Po klapie tego Ruchu znalazł schronienie w Unii Pracy.

Waldemar D

ą

browski,

były prezes Komitetu Kinematografii w randze wiceministra.

Został nim we wrze

ś

niu 1990 roku dzi

ę

ki poparciu minister Cywi

ń

skiej, zgodnie z tak modn

ą

wówczas polityk

ą

"grubej kreski". W.D

ą

browski był w latach 70. i 80. "ulubie

ń

cem komuny",

przyjacielem

Ś

wirgonia. Były działacz ZSMP, został w 1979 r. rekomendowany przez PZPR na

stanowisko wicedyrektora Wydziału Kultury m.st. Warszawy. Według artykułu przewodnicz

ą

cego

Sekretariatu Kultury i

Ś

rodków Przekazu w NSZZ "Solidarno

ść

" Jacka Weissa na łamach "Tygodnika

Solidarno

ść

" D

ą

browski, "ulubieniec komuny", po tym, jak został prezesem Komitetu Kinematografii

przez cztery lata niszczył kinematografi

ę

.

W.D

ą

browski maksymalnie zaanga

ż

ował si

ę

w poparcie dla realizacji filmu Lista Schindlera

Stevena Spielberga i w jego ogromnie nagło

ś

nion

ą

promocj

ę

w Polsce. Ani przez chwil

ę

nie

zatroszczył si

ę

przy tym o wyeliminowanie z tego filmu scen szkaluj

ą

cych Polaków, czy wr

ę

cz

deformuj

ą

cych histori

ę

(polskie komendy w obozie zagłady, podanie liczby zaledwie 4 tys.

ocalonych w Polsce

Ż

ydów, wst

ę

pna informacja,

ż

e Niemcy rzekomo rozbili Polsk

ę

w dwa

tygodnie etc.). Przypomnijmy,

ż

e film Spielberga był kr

ę

cony w koprodukcji z polskim

przedsi

ę

biorstwem filmowym Heritage Films, kierowanym przez Lwa Rywina,

ż

e trzon ekipy

filmuj

ą

cej stanowili Polacy (75 osób),

ż

e w filmie wyst

ę

powało 10 polskich aktorów i aktorek, a zdj

ę

cia

kr

ę

cono w Krakowie. Wiceminister D

ą

browski zamiast wyeliminowa

ć

te fałszerstwa, brał udział w

bezkrytycznym fetowaniu filmu Spielberga podczas jego krakowskiej premiery, a samego Spielberga
okre

ś

lił jako najwi

ę

kszego re

ż

ysera

ś

wiata. Dzi

ę

ki wiceministrowi D

ą

browskiemu Polska jeszcze

znacz

ą

co dopłaciła do reklamowania Spielberga z wyra

ź

nymi akcentami antypolskimi. By

przypomnie

ć

cho

ć

by informacje podane w artykule K.Bielas i J.Szczerby na łamach "GW": (...)

Przewodnicz

ą

cy D

ą

browski, chc

ą

c wyrazi

ć

sw

ą

wdzi

ę

czno

ść

dla autora Listy Schindlera (za co? za

oszczercze uwagi o Polakach? - J.R.N.) opublikował w ameryka

ń

skich pismach bran

ż

owych "Variety" i

"Hollywood Reporter" kilka ogłosze

ń

. W ostatnim (...) po rozdaniu Oscarów, napisał: We are proud to

have shared in your experience, STEVEN (jeste

ś

my dumni z udziału w Twoim przedsi

ę

wzi

ę

ciu,

Steven). Jednak podczas oscarowej gali Spielberg nawet si

ę

nie zaj

ą

kn

ą

ł o polskim tak przecie

ż

znacz

ą

cym, udziale w tym filmie (...). W raporcie NIK krytycznie oceniono ogromne wydatki Komitetu

Kinematografii na akcj

ę

promocyjn

ą

za Oceanem (2,5 mld starych złotych!!!). NIK w ogóle bardzo

ostro oceniła lekcewa

ż

enie prawa i nonszalancj

ę

w wydawaniu pieni

ę

dzy przez urz

ę

dników

kierowanego przez D

ą

browskiego Komitetu Kinematografii. Kiedy D

ą

browski zło

ż

ył na r

ę

ce

premiera rezygnacj

ę

ze swej funkcji (29 wrze

ś

nia 1994 r.) nast

ę

pnego dnia nagrodzono go z

inicjatywy ministra przekształce

ń

własno

ś

ciowych Wiesława Kaczmarka nowym, bardzo

dochodowym stanowiskiem prezesa zarz

ą

du Pa

ń

stwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych

SA.

Kinga Dunin

, dziennikarka, pracownik redakcji "Ex Libris", dodatku do "

Ż

ycia Warszawy".

Fanatyczna feministka, tropicielka "polskiego antysemityzmu bez

Ż

ydów", była autork

ą

skrajnego

ataku na Dzienniki powojenne Marii D

ą

browskiej za ich rzekom

ą

antysemick

ą

"ksenofobi

ę

". W 48

numerze "Ex Libris" z 1994 r. wyst

ą

piła za odrzuceniem całej literatury polskiej jako

niepotrzebnego, bezu

ż

ytecznego balastu, pisz

ą

c expressis verbis: (...) przesta

ń

my uwa

ż

a

ć

,

ż

e

literatura polska musi istnie

ć

. Nie musi. Nawet je

ż

eli zniknie - i tak b

ę

dzie w Polsce istniała jaka

ś

literatura. Ka

ż

dy b

ę

dzie mógł sobie co

ś

wybra

ć

z ogromnej

ś

wiatowej oferty (...). Zdaniem Dunin

literatura polska to patos, nuda i troska, bez

ż

adnego rezonansu społecznego, i trzeba przesta

ć

si

ę

ni

ą

zajmowa

ć

, zanurzaj

ą

c si

ę

bez reszty w bogactwie literatury

ś

wiatowej. Co dla Kingi Dunin oznacza

bogactwo

ś

wiatowej oferty, mo

ż

na si

ę

domy

ś

li

ć

czytaj

ą

c reklamowane na łamach "Ex Libris" ró

ż

ne

Harlequiny.

Pogl

ą

dy "europejki" z "Ex Libris" na temat literatury rodzimej spotkały si

ę

z ostr

ą

krytyk

ą

Włodzimierza Odojewskiego, znakomitego polskiego pisarza,

ż

yj

ą

cego od wielu lat na emigracji. W

tek

ś

cie Czy literatura polska jest niepotrzebna ("Tygodnik Powszechny" z 3 kwietnia 1994), Odojewski

polemizował ze stanowiskiem tych, którzy nie rozumiej

ą

znaczenia własnej literatury dla przetrwania

narodu, i za wszelk

ą

cen

ę

reklamuj

ą

ś

wiatowy chłam. Jego zdaniem s

ą

oni tak jak exlibrisowa autorka

background image

22

- nie wiem, czy

ś

wiadomie kontynuatorami pogl

ą

dów i haseł internacjonalistycznych, lansowanych w

niedalekiej przeszło

ś

ci przez komunistyczne partie, zmienili oni tylko barw

ę

swych sztandarów i

kierunek ze wschodniej na zachodni

ą

adoracj

ę

. By

ć

mo

ż

e nie zdaj

ą

sobie te

ż

sprawy,

ż

e maszeruj

ą

c

pod tymi sztandarami do Wspólnoty Europejskiej - sztandarami upodobnienia, ujednolicenia, stopienia
si

ę

z reszt

ą

Europy, robi

ą

fataln

ą

przysług

ę

naszemu społecze

ń

stwu, nie wprowadzaj

ą

tam bowiem

nacji, bo nacja musi mie

ć

swoj

ą

odr

ę

bn

ą

kultur

ę

, swoje zakorzenienie, swoj

ą

duchowo

ść

, ale grup

ę

regionaln

ą

, a jako grupa regionalna tak naprawd

ę

nikogo we Wspólnocie Europejskiej nie

interesujemy, interesuj

ą

ca jest osobno

ść

nadaj

ą

ca narodowi osobowo

ść

, odr

ę

bno

ść

, specyficzno

ść

,

które mog

ą

by

ć

owymi cennymi kamykami dorzuconymi do mozaiki Europy Ojczyzn (...).

Kazimierz Dziewanowski

, publicysta, były ambasador w USA. W 1987 roku autor

jednego z najgwałtowniejszych ataków na Władysława Sił

ę

-Nowickiego za jego obron

ę

polskich racji

w polemice z Janem Bło

ń

skim na łamach "Tygodnika Powszechnego" Dziewanowski wychwalał

antypolskie oszczerstwa Bło

ń

skiego, sławi

ą

c go za to,

ż

e wreszcie, nazwał rzeczy po imieniu.

Twierdził,

ż

e Bło

ń

ski miał prawo, a nawet obowi

ą

zek (!!!) napisa

ć

taki artykuł. Swój tekst

Dziewanowski zatytułował: Prosz

ę

nie mówi

ć

za mnie, zarzucaj

ą

c Sile-Nowickiemu,

ż

e

ś

mie

wypowiada

ć

si

ę

w imieniu milionów Polaków, ura

ż

onych przez antypolskie pomówienia Bło

ń

skiego. W

nagrod

ę

za tak

ą

postaw

ę

, obc

ą

jakiemukolwiek poczuciu polskiej godno

ś

ci narodowej,

Dziewanowskiego mianowano, z por

ę

ki Geremka, ambasadorem za rz

ą

dów Mazowieckiego w tak

kluczowym dla polskich interesów pa

ń

stwie, jak Stany Zjednoczone. Nic nie wiadomo by na tym

stanowisku zrobił cokolwiek istotnego dla obrony dobrego imienia Polski. A zwłaszcza dla
przeciwstawienia si

ę

tak przybieraj

ą

cemu na sile wła

ś

nie w Stanach Zjednoczonych najjadowitszemu

ż

ydowskiemu antypolonizmowi.

Henryk Grynberg

, pisarz, wyemigrował z Polski pod koniec 1967 r. W licznych ksi

ąż

kach

wydanych w Polsce w ostatnich latach (m.in. Dziedzictwo), artykułach i wywiadach, dawał wyraz
fanatycznej, zapiekłej nienawi

ś

ci do Polski i Polaków. W "Naszej Polsce" z 27 czerwca 1996 r.

przytaczałem ju

ż

"odkrywcze" teorie Grynberga, jak to Polacy znakomicie dorobili si

ę

w czasie drugiej

wojny

ś

wiatowej (na maj

ą

tkach

Ż

ydów). U Grynberga, podobnie jak u Edelmana i Turowicza,

obserwujemy z biegiem lat ten sam schemat skrajnego pogarszania ocen zachowania Polaków wobec

Ż

ydów. Jeszcze w listopadzie 1968 roku Grynberg pisał na łamach paryskiej "Kultury" o potrzebie

pami

ę

tania równie

ż

o aktach szlachetno

ś

ci, ofiarno

ś

ci, odwagi i braterstwa Polaków w niesieniu

pomocy

Ż

ydom. Teraz w jego ksi

ąż

kach, artykułach i wywiadach wyra

ź

nie dominuje kra

ń

cowe

przyczernianie obrazu Polski i Polaków. Grynberg kre

ś

li wizje krwio

ż

erczych Polaków, którzy zawsze

zdradzali

Ż

ydów, rabowali ich i mordowali. W ameryka

ń

skim czasopi

ś

mie "Midstream" z kwietnia

1991 r. Grynberg postawił ju

ż

nawet znak równania mi

ę

dzy AK i stalinowsk

ą

bezpiek

ą

.

Ojciec Grynberga został zamordowany - według jego relacji - przez polskiego chłopa, któremu w
swoim czasie zostawił dwie krowy. St

ą

d

ź

ródło ci

ą

głej nienawi

ś

ci, i to nie tylko do tego chłopa, ale

generalnie do Polaków, chrze

ś

cijan. Pisał w Dziedzictwie: Nie potrafi

ę

przebaczy

ć

. Nie chc

ę

. Nie czuj

ę

si

ę

upowa

ż

niony (...). Uwa

ż

am,

ż

e sprawiedliwe jest pot

ę

pienie. Wieczne bez przedawnienia.

Komentuj

ą

c te słowa Grynberga o wiecznym pot

ę

pieniu krytyk Tadeusz Drewnowski zapytywał w

"Polityce" (z 11 grudnia 1993): Pot

ę

pienie całego wschodniego Mazowsza? Całego - prócz rodaków -

ś

wiata? I opowiedział si

ę

za czym

ś

wr

ę

cz odmiennym od Grynbergowskiego przesłania - za potrzeb

ą

ludzkiego wybaczenia. Dodajmy,

ż

e zastygły w nienawi

ś

ci Grynberg, wci

ąż

t

ę

nienawi

ść

rozpami

ę

tuj

ą

cy, ci

ą

gle wypomina Polakom

ś

mier

ć

ojca, zabitego przez prymitywnego, pazernego

chłopa, a coraz bardziej zapomina o tym,

ż

e on sam i jego matka uratowali si

ę

wła

ś

nie dzi

ę

ki

Polakom. Dzi

ę

ki człowiecze

ń

stwu takich osób, jak Pszczółkowska czy Orli

ń

scy, o których jeszcze pisał

w "Twórczo

ś

ci" z 1965 roku (nr 6, s. 52-60) w utworze Wojna

ż

ydowska, a o których teraz wyra

ź

nie ju

ż

nie chce wspomina

ć

. Teraz woli tworzy

ć

antychrze

ś

cija

ń

skie uogólnienia: Dobrzy chrze

ś

cijanie

ch

ę

tnie i szczerze współczuj

ą

ż

ydowskiemu losowi. Nie mog

ą

si

ę

tylko pogodzi

ć

z

równouprawnieniem

Ż

ydów (H.Grynberg:

Ż

ycie osobiste, wyd. podziemne "Fakt", Łód

ź

1988, s. 23).

Grynbergowska obsesja wiecznej nienawi

ś

ci, bez przedawnienia, wydaje si

ę

szczególnie szokuj

ą

ca

dla narodów, tak jak polski wychowany we wr

ę

cz przeciwstawnej tradycji chrze

ś

cija

ń

skiej. Tradycji,

która stała si

ę

ź

ródłem płomiennego apelu polskich biskupów z 1965 roku do Niemców: "Przebaczamy

i prosimy o przebaczenie". Dodam,

ż

e osobi

ś

cie nigdy nie przestałem odczuwa

ć

tak bolesnej straty

ojca, zamordowanego przez Niemców, gdy miałem tylko cztery lata. A jednak ju

ż

jako pocz

ą

tkuj

ą

cy

publicysta (w wieku dwudziestu trzech lat) zamie

ś

ciłem w "Polityce" w 1963 roku artykuł apeluj

ą

cy o

background image

23

to, aby

ś

my opisuj

ą

c histori

ę

stosunków z Niemcami nie pisali tylko o ciemnych stronach wzajemnych

stosunków, ale szukali równie

ż

innych tradycji - pami

ę

ci o zbli

ż

eniach typu wspaniałego przyj

ę

cia

polskich powsta

ń

ców 1831 roku w Nadrenii. W stosunkach mi

ę

dzy narodami trzeba zachowywa

ć

pami

ęć

, ale te

ż

i umie

ć

wybacza

ć

.

Wypowiedzi Grynberga to ci

ą

głe absolutyzowanie jako jedynej i wył

ą

cznej tragedii narodu

ż

ydowskiego i zupełna niewra

ż

liwo

ść

na tragedi

ę

innych narodów,

ś

mier

ć

milionów Polaków, Rosjan

etc. Grynberg zaatakował na przykład zdanie Nałkowskiej z Medalionów: Ludzie ludziom zgotowali ten
los
, wykrzykuj

ą

c - to nieprawda. To ludzie

Ż

ydom zgotowali ten los. Polemizuj

ą

c z t

ą

tak uproszczon

ą

wizj

ą

Grynberga, pisarz Andrzej Braun stwierdził: Holocaust to było co

ś

, co tylko

Ż

ydzi przeszli. Jak

gdyby innych narodów nie wymordowano. Przepraszam, a Indian, Azteków nie wymordowano? I wielu
innych społeczno

ś

ci, narodowo

ś

ci, kultur? (cyt. za My - w smudze czasu... Rozmowa z Andrzejem

Braunem, "Literatura" 1989, nr 7, s. 16). Przypomnijmy,

ż

e A.Braun w 1968 roku oddał legitymacj

ę

partyjn

ą

w 1968 roku na znak protestu przeciw urz

ę

dowej fali anty

ż

ydowsko

ś

ci.

Grynberg milczy o antypolskim zachowaniu si

ę

du

ż

ej cz

ęś

ci

Ż

ydów na kresach wschodnich w latach

1939-1941, o roli

Ż

ydów jako czołowych katów w UB, ale za to tym ch

ę

tniej porównuje polskie

wydarzenia marcowe 1968 roku do Holocaustu (zrobił to w przemówieniu w PEN-Clubie). Jeszcze 7
marca 1992 r. w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" stwierdził o marcu 1968 r.,

ż

e były to

najhaniebniejsze prze

ś

ladowania

Ż

ydów od upadku III Rzeszy (por. "Rzeczpospolita" 7-8 marca 1992

r.). W tekstach Grynberga nie ma natomiast nawet cienia refleksji o rzeczywistych zbrodniach,
popełnionych przez niektórych

Ż

ydów, jak cho

ć

by wymordowania ponad 250 Arabów, w tym kobiet i

dzieci, w 1948 roku w wiosce Deir Jassin, które uroczy

ś

cie pobłogosławił przyszły izraelski premier -

"humanista" Menachem Begin.

Najbardziej szokuje niebywały tupet, z jakim pisarz i aktor Henryk Grynberg kreuje si

ę

na historyka

stosunków polsko-

ż

ydowskich i domorosłego historyka literatury. W artykule dla "Wprost" z 31 maja

1992 r. pt. Zagadka Mickiewicza, Grynberg oskar

ż

ył wybitnych polskich historyków literatury typu

Stanisława Pigonia o antysemityzm ze wzgl

ę

du na odrzucanie przez nich mitu o

ż

ydowskim

pochodzeniu Mickiewicza. Według Grynberga odrzucanie to dowodzi, jak

ę

bokie s

ą

korzenie

antysemityzmu w polskiej filozofii (!!!). Nie przeszkodziło to Grynbergowi w tym samym artykule
ubolewa

ć

na tym,

ż

e Mickiewicz przej

ś

ciowo uległ presji antysemickiej w "Ksi

ę

gach pielgrzymstwa i

narodu polskiego". Zaraz znalazł wytłumaczenie,

ż

e Mickiewicz potrzebował antysemickiego alibi, co

ś

wiadczy jak przemo

ż

na była presja antysemityzmu. W tym samym artykule Grynberg zaatakował

prof. Pigonia za to,

ż

e twierdził, i

ż

Ż

ydzi popierali w 1812 roku Rosj

ę

przeciw Napoleonowi,

szpiegowali na rzecz Rosji. Zdaniem Grynberga takie twierdzenie zostało wyssane przez prof. Pigonia
z antysemickiej wyobra

ź

ni, bo

Ż

ydzi mieli o wiele wi

ę

cej powodów,

ż

eby sprzyja

ć

Napoleonowi - który

w podbitych krajach dawał im prawa obywatelskie, a kolaboracjonistów miał carat zawsze wi

ę

cej

w

ś

ród Polaków bez

ż

adnych "przymieszek". Niedouczek Grynberg nie doczytał licznych historyków, w

tym M.Handelsmana, Kutrzeby, rosyjskiego historyka Schildera,

ż

ydowskich historyków S.Hirszhorna i

J.Schalla, którzy zgodnie pisali o maksymalnym poparciu

Ż

ydów dla Rosji przeciw Napoleonowi.

Ż

ydzi

gremialnie poparli cara przeciw Napoleonowi, poniewa

ż

przewodz

ą

cy im skrajnie konserwatywni rabini

chasydzcy bali si

ę

jak ognia nowoczesnych praw Napoleona.

Ż

ydowski historyk Jakub Schall pisał w

Dziejach

Ż

ydów na ziemiach polskich,

ż

e w 1812 roku Chasydzi garn

ą

si

ę

do ciemnej Rosji i do cara

jako do wrogów post

ę

pu i Napoleona. W wielu ksi

ąż

kach m.in. u rosyjskiego historyka Schildera, czy

w Listach litewskich J.U.Niemcewicza mo

ż

na przeczyta

ć

znamienne fakty o szpiegostwie

Ż

ydów na

rzecz Rosji. Gdy za

ś

chodzi o kolaboracjonistów, to przypomnijmy znów,

ż

e w czasie Powstania

Listopadowego

Ż

ydzi wyra

ź

nie dominowali w

ś

ród prorosyjskich szpiegów (pisze o tym M.Mochnacki),

ż

e

Ż

yd, wła

ś

ciciel winiarni Rosenthal wydał carskiej policji słynnego emisariusza Szymona

Konarskiego,

ż

e Artur Goldman wydał Traugutta etc.

Ireneusz Krzemi

ń

ski,

socjolog wyspecjalizowany w badaniu tzw. antysemityzmu w

Polsce. Jego badania na ten temat finansuje Komitet Bada

ń

Naukowych (KBN) - (por.

"Rzeczpospolita" z 28-29 listopada 1992). Pytanie, czy KBN w obecnym składzie kiedykolwiek
zdob

ę

dzie si

ę

na finansowanie badania problemów antypolonizmu za granic

ą

i u nas w kraju,

problemów o ile

ż

bardziej nabrzmiałych, jak wskazuj

ę

w swoim cyklu. O ile wiem Ireneusz Krzemi

ń

ski

jest jak dot

ą

d jedyn

ą

osob

ą

po

ś

ród polskich

ś

rodowisk filosemickich, która zdobyła si

ę

na publiczne

przeproszenie z powodu fałszywego pomówienia o rzekomy antysemityzm. Pomówienie odnosiło si

ę

do Tomasza Wołka, przez kilka lat redaktora naczelnego "

Ż

ycia Warszawy". Wymowny był sam tekst

background image

24

przeproszenia pt. Przepraszam Pana Wołka ("Gazeta Wyborcza" z 21 listopada 1990 r.). Krzemi

ń

ski

pisał tam: Mniej wi

ę

cej rok temu w czasie II Kongresu Gda

ń

skich Liberałów zarzuciłem p. Tomaszowi

Wołkowi posiadanie i głoszenie antysemickich przekona

ń

. Czyniłem to w dobrej wierze, wiedziony

pogl

ą

dami tzw.

ś

rodowiska (podkre

ś

lenie J.R.N.). Jednak

ż

e mimo lektury Jego licznych artykułów

nie udało mi si

ę

znale

źć

tekstu, który byłby

ś

wiadectwem antysemickiego pogl

ą

du na

ś

wiat.

Niniejszym wi

ę

c chciałbym przeprosi

ć

Pana Wołka. Ciekawa była w ogóle sama metoda - najpierw

zaatakowanie publiczne w czasie Kongresu pod zarzutem antysemityzmu, a potem szukanie na to
dowodów.

Mieczysław F.Rakowski,

polityk PZPR. Jako redaktor naczelny "Polityki", a pó

ź

niej

wicepremier i w ko

ń

cu premier PRL, główny protektor publicystycznego lobby filosemickiego od

Urbana po KTT i Kału

ż

y

ń

skiego. "Wsławiony" rozlicznymi "donosami na Polsk

ę

", skrajnymi

uogólnieniami negatywnymi o polskich cechach narodowych, m.in. w niemieckiej prasie. Obecnie
redaktor naczelny skrajnie nudnego marksistowskiego periodyku "Dzi

ś

".

Dariusz Szymczycha

, dziennikarz. Redaktor naczelny SDRP-owskiej "Trybuny".

Utrzymuje j

ą

w stanie kra

ń

cowej nudy,

ż

e odstrasza najwytrwalszych czytelników. Decyduje o

tym prezentacja licznych skompromitowanych dziennikarzy czasów minionych w stylu starego
stalinowca Kazimierza Ko

ź

niewskiego, dzi

ś

tropiciela "polskiego antysemityzmu". Trudno byłoby w

"Trybunie" szuka

ć

obrony polskich interesów narodowych, cho

ć

by w gospodarce czy polityce

zagranicznej. Wyst

ą

pienia w obronie tych interesów dla Szymczychy oznaczaj

ą

"zapach za

ś

cianka,

smrodek za mocno narodowy" (por. jego tekst w "Trybunie" nr 54 z 1995 r., s. 6). Znamienna była
pełna pasji replika Szymczychy z 4 lipca 1995 r. na artykuł w "Słowie - Dzienniku Katolickim",
krytykuj

ą

cy jednostronno

ść

polemiki z ks. Prałatem Jankowskim i domagaj

ą

cy si

ę

, by raz wreszcie

zabra

ć

si

ę

za rozliczenie z antypolonizmem. Szymczycha natychmiast uznał to za prób

ę

odwrócenia

uwagi od "najwa

ż

niejszego" problemu owych dni - obrazu "narodu wybranego", jak

ą

przypisano

ksi

ę

dzu Jankowskiemu.

Krzysztof Turowski

, dziennikarz, realizator wyj

ą

tkowo partacko robionego programu

telewizyjnego pt. Godzina szczero

ś

ci, popularnie zwanej "Godzin

ą

wazeliny". Cz

ę

stokro

ć

w programie

tym dochodziło do eksponowania antypolonizmu i skrajnego filosemityzmu. Tak jak to miało miejsce w
niedawnej Godzinie szczero

ś

ci z Janem Karskim. Pogl

ą

dy "europejczyka" Turowskiego dobrze

ilustrowała jego wypowied

ź

w jednym z programów Godziny szczero

ś

ci o patriotyzmie: To dzi

ś

tr

ą

ci

staro

ś

wiecko

ś

ci

ą

(cyt. za tekstem T.Kra

ś

ki w "Globie" z 30 lipca 1992 r.).

"NASZA POLSKA" NR 35/1996.

Stanisław Bara

ń

czak,

poeta i krytyk, jeden z ulubionych idolów michnikowców. Przebywa

od kilkunastu lat w Stanach Zjednoczonych, gdzie wykłada na uniwersytecie. Odpowiadaj

ą

c w

ankiecie "Polityki" (z 9 kwietnia 1994) na pytanie: Wraca

ć

czy nie wraca

ć

do kraju? odpowiedział,

ż

e

pytanie to niecałkiem stosuje si

ę

do niego. Ono stosuje si

ę

jedynie do mojego "ja" fizycznego, którego

miejsce przebywania w danym momencie w danym punkcie kuli ziemskiej jest spraw

ą

drugorz

ę

dn

ą

i

zale

ż

n

ą

od trywialnych okoliczno

ś

ci, takich jak miejsce zatrudnienia i sposób zarabiania na

ż

ycie,

dom, sprawy rodzinne, przyzwyczajenia itp. Wyra

ź

nie upodobawszy sobie Stany Zjednoczone i

ameryka

ń

sk

ą

pensj

ę

dla rozwoju swojego "ja" fizycznego, Bara

ń

czak nie zapomina jednak o rodakach

rozwijaj

ą

cych swe "ja" fizyczne w kraju mi

ę

dzy Odr

ą

a Bugiem. Robi, co mo

ż

e, by obrzydzi

ć

im

wła

ś

nie to, co ich najmocniej podtrzymuje na

ż

yciu w pobalcerowiczowskiej Polsce - etos polsko

ś

ci,

najpi

ę

kniejsze symbole polskiego

ż

ycia duchowego. W 1995 roku Bara

ń

czak wydał w Krakowie

skrajnie partack

ą

parodi

ę

ż

nych słynnych polskich wierszy patriotycznych, wzbudzaj

ą

c powszechne

oburzenie w

ś

ród ludzi czuj

ą

cych i my

ś

l

ą

cych po polsku (por. np. tekst El

ż

biety Morawiec: Paskudna

ksi

ąż

ka Bara

ń

czaka, "Tygodnik Solidarno

ść

" z 15 wrze

ś

nia 1995 r.).

Bara

ń

czak umie

ś

cił w swym tomie pozbawione cho

ć

by krzty smaku i przyzwoito

ś

ci szydercze

przeróbki ró

ż

nych wierszy patriotycznych. Oto charakterystyczna przeróbka zwrotki wiersza

J.Kasprowicza:

background image

25

Rzadko na moich wargach. Niech dzi

ś

to warga ma wyzna

Go

ś

ci krwi

ą

przepojony najdro

ż

szy wyraz ojczyzna.

U Bara

ń

czaka zwrotka ta, poddana odpowiedniej satyrycznej przeróbce brzmiała:

Rzadko na moich wargach zjawia si

ę

ś

wi

ę

ta jedyna

w dymie po

ż

arów w

ę

dzona Najdro

ż

sza nazwa słonina.

Przejmuj

ą

cy wiersz Mickiewicza

Ś

mier

ć

pułkownika został przerobiony u Bara

ń

czaka na Kieł

Pułkownika ze "Słonic

ą

Bohater Tr

ą

bonos

ą

Emilij

ą

Plater". Szczególnie oburzaj

ą

ce dowcipy

Bara

ń

czaka z przepowiedni Słowackiego na temat Papie

ż

a-Polaka z odpowiednim "komentarzem" do

pontyfikatu Jana Pawła II - ilustracj

ą

papie

ż

a ze słoniow

ą

tr

ą

b

ą

zamiast twarzy. I to wszystko

wydano w "mieni

ą

cym si

ę

katolickim" wydawnictwie "Znak". Zdumiewali si

ę

komentatorzy,

omawiaj

ą

c znajduj

ą

ce si

ę

wyra

ź

nie na granicy grafomanii antypatriotyczne i antyreligijne

parodie Bara

ń

czaka.

Wiosn

ą

1996 roku Bara

ń

czak był autorem obrzydliwego listu, atakuj

ą

cego prezesa Kongresu Polonii

Ameryka

ń

skiej Edwarda Moskala za jego stanowcze, pełne godno

ś

ci wyst

ą

pienie przeciw ci

ą

głym

polskim ust

ę

pstwom wobec lobby

ż

ydowskiego. Bara

ń

czak twierdził w swym li

ś

cie,

ż

e premier Moskal

nie ma jakoby prawa wyst

ę

powa

ć

w imieniu Polaków w tej sprawie, bo On, Bara

ń

czak, ma zupełnie

odmienn

ą

opini

ę

na ten temat. I tak mamy nowy swoisty model patriotyzmu a la Bara

ń

czak: Do kraju

nie wraca

ć

, by nie poniosło uszczerbku fizyczne "ja" autora, bo tam Ojczyzna, gdzie dobrze. Wi

ęź

z

Krajem wyra

ż

a

ć

przez wyszydzanie najdro

ż

szych dla Polaków symboli, a wi

ęź

z emigracj

ą

poprzez ataki na jej przywódców, broni

ą

cych dobrego polskiego imienia.

Wojciech Gieł

ż

y

ń

ski

, dziennikarz. Typowy przykład filosemickiego koniunkturalizmu, tym

gorliwszego,

ż

e musi odrabia

ć

stare grzechy z 1968 roku. Gieł

ż

y

ń

ski nale

ż

ał bowiem do "rycerzy"

pomarcowej kampanii moczarowskiej. W paszkwilanckiej broszurze "Oko w oko z polityk

ą

" (wyd.

"Iskry", Warszawa 1968), Gieł

ż

y

ń

ski z furi

ą

demaskował mi

ę

dzy innymi byłego członka bandy

Łupaszki, Jasienic

ę

, piewc

ę

"zachodniego liberalizmu" Antoniego Słonimskiego, wojuj

ą

cego katolika

Kisielewskiego, czołowego adwokata dobrych przedwojennych czasów (s. 27 broszury). Pi

ę

tnuj

ą

c

kapitalizm i w

ś

ciekło

ść

propagandy syjonistycznej, młodych wichrzycieli antysocjalistycznych (s. 9)

wysławiał niebywałe jego zdaniem osi

ą

gni

ę

cia demokracji socjalistycznej, wzoru wolno

ś

ci dla

gniecionej przez imperializm reszty

ś

wiata.

Pi

ę

tnuj

ą

c imperialistycznych i syjonistycznych wrogów ludu, Gieł

ż

y

ń

ski powoływał si

ę

na odpowiednie

"autorytety": K.K

ą

kola (s. 5), W.Machejka (s. 11), W.Gomułk

ę

(s. 9 i 25), J.Cyrankiewicza (s. 16). W

tym

ż

e 1968 roku w odr

ę

bnej ksi

ąż

ce Demokracja socjalistyczna Gieł

ż

y

ń

ski zapewniał ju

ż

na jej

pierwszej stronie: (...) zdezorientowani studenci w dniach wydarze

ń

marcowych domagali si

ę

demokracji, czyli tego wła

ś

nie, co ustrój socjalistyczny zrealizował ju

ż

w sposób pełniejszy ni

ż

jakikolwiek z dotychczasowych ustrojów znanych dziejom ludzko

ś

ci (...). Ciekawe, z jakim uczuciem

czytali te wyznania Gieł

ż

y

ń

skiego studenci ze

ś

wie

żą

pami

ę

ci

ą

milicyjnych pałowa

ń

czy osoby

wyrzucone w pomarcowych czystkach.

Min

ę

ły lata, przyszła inna koniunktura. I oto Gieł

ż

y

ń

ski od

ż

ywa w roli tropiciela polskiego

"antysemityzmu". W 1989 z hukiem ogłasza zaprzestanie publikowania na łamach "Ładu", by
zaprotestowa

ć

przeciw drukowi na jego łamach "anty

ż

ydowskich" tekstów J.Korwin-Mikke. Stara si

ę

jak mo

ż

e, by przypodoba

ć

si

ę

dominuj

ą

cemu filosemickiemu lobby. Ostatnio na łamach

"Rzeczypospolitej" z 24-25 sierpnia, atakuj

ą

c ROP jako rzekomy obóz populistów-ksenofobów, który

twórczo przetworzył fenomen tymi

ń

szczyzny.

Agnieszka Holland

, re

ż

yser filmowy. Przebywa od 1981 roku za granic

ą

(od lat jej stałym

miejscem pobytu stała si

ę

Francja). Podobnie jak Bara

ń

czak, nie wyra

ż

a skłonno

ś

ci do szybkiego

powrotu do Polski. Tłumaczy to tym,

ż

e par

ę

rzeczy przeszkadza jej w Polsce w sposób dojmuj

ą

cy. A

konkretnie: Przeszkadza mi antysemityzm oraz głupota, cynizm i korupcja polityków. Przypomnijmy
wi

ę

c,

ż

e we Francji nie brakuje ani antysemityzmu, ani korupcji polityków (sławna historia

samobójstwa premiera, przyłapanego na korupcyjnej aferze etc.). A.Holland jest córk

ą

znanego

komunistycznego dziennikarza Henryka Hollanda, którego aresztowano w 1961 roku za ujawnienie
partyjnych tajemnic francuskiemu korespondentowi (w czasie rewizji w jego mieszkaniu Holland

background image

26

wyskoczył z okna). Udział wpływowych przedstawicieli ("puławian" - frakcji

ż

ydowskiej KC PZPR) w

pogrzebie Hollanda, Gomułka potraktował jako antypartyjn

ą

manifestacj

ę

. Po

ś

mierci Hollanda

esbecja prze

ś

ladowała jego córk

ę

, która zwi

ą

zała si

ę

z ruchem dysydenckim.

Utalentowana re

ż

yserka filmowa A.Holland ma niestety zbyt wiele uprzedze

ń

wobec Polski i Polaków,

tak jak

ś

wiadczy cytowana na wst

ę

pie wypowied

ź

. W wywiadzie dla "Super Expressu" z 23-24

wrze

ś

nia 1995 wyznała: Nie mam specjalnych sympatii ani dla katolicyzmu, ani dla Ko

ś

cioła, ani tym

bardziej dla kleru. Mimo to zdecydowała si

ę

na zrobienie filmu na "modny" w swoim czasie temat o

zamordowaniu ksi

ę

dza Popiełuszki. Nie czuj

ą

c polskiego katolicyzmu poszła zupełnie na komercj

ę

, w

której niewa

ż

ne były prawdziwe fakty o m

ę

cze

ń

stwie ksi

ę

dza. Centraln

ą

postaci

ą

jej filmu Zabi

ć

ksi

ę

dza była nie ofiara - ksi

ą

dz Popiełuszko, lecz jego zabójca, kat, kapitan Piotrowski (por.

recenzja M.Pawlickiego Zabi

ć

znaczy przegra

ć

, "Tygodnik Kulturalny" z 26 lutego 1992).

Staraj

ą

c si

ę

o komercyjno

ść

Holland tworzyła odpowiedni

ą

aur

ę

erotyczn

ą

wokół postaci ksi

ę

dza

(w

ą

tek zakochanej w Popiełuszce Ewy) (por. szerzej recenzj

ę

Stefana Muchy: Zabi

ć

ksi

ę

dza

Agnieszki Holland, "Ład", 12 listopada 1989). Nawet komentatorka z miesi

ę

cznika "europejczyków" -

"Respublica" (nr 2 z 1989) Małgorzata Dziewulska uskar

ż

ała si

ę

na ra

żą

ce nasze uczucie

prawdziwo

ś

ci w

ą

tku masowego kina zachodniego w filmie Holland, stwierdzaj

ą

c m.in.: (...)

zaakceptowałam ten film, cho

ć

i mnie na pocz

ą

tku przeszły ciarki na widok hollywoodzkiej wersji nocy

trzynastego grudnia (...). Ksi

ą

dz wygl

ą

da jak reklama rakiet tenisowych - w najlepszym wypadku - a

pasty do z

ę

bów w najgorszym (...). Agnieszka Holland nie tylko przedstawiła nieprawdziwie Polsk

ę

stanu wojennego, lecz w ogóle, jak to si

ę

mówi, odwróciła kota ogonem. Zaprzeczyła naszemu poj

ę

ciu

o tym, kim był ojciec Popiełuszko i kim jest Grzegorz Piotrowski (...). Maciej Pawlicki za

ś

konkludował,

komentuj

ą

c skutki współpracy Holland z komercyjnymi producentami zachodnimi: (...) Wyra

ź

nie wida

ć

,

ż

e Holland wielokrotnie i

ść

musiała na kompromisy, które niekiedy niebezpiecznie zbli

ż

aj

ą

si

ę

do

granicy dobrego smaku.

Ta skłonno

ść

do ci

ą

głych wielkich kompromisów z komercj

ą

cechuje ci

ą

gle filmy Holland, cho

ć

by jej

najbardziej okrzyczany film Europa, Europa, tworzony wyra

ź

nie według ró

ż

nych uproszczonych

stereotypów. Obok ciekawej postaci głównego bohatera Szymona Perela, młodego

Ż

yda ratuj

ą

cego

si

ę

dzi

ę

ki udawaniu Niemca i działaj

ą

cego w Hitlerjugend, obserwujemy obraz młodego Polaka-

"antysemity", który płaci w ko

ń

cu

ś

mierci

ą

za sw

ą

antysemick

ą

zajadło

ść

i obraz dobrego Niemca. W

"Przegl

ą

dzie Tygodniowym" z 29 marca 1992 r. komentowano film Europa, Europa jako kolejny dowód

na to,

ż

e Agnieszka Holland (...) idzie na bardzo powa

ż

ne kompromisy z koniunkturalnie reaguj

ą

cym

tzw. widzem masowym (...).

Andrzej Jonas

, dziennikarz "nawrócony" na "Solidarno

ść

", były pracownik tygodnika "Tu i

Teraz" (w latach 1982-1984), kierowanego przez osławionego janczara stanu wojennego Kazimierza
Ko

ź

niewskiego. Zało

ż

yciel i redaktor naczelny wpływowego pisma polskiego w j

ę

zyku angielskim "The

Warsaw Voice". Jego postaw

ę

dobrze ilustruj

ą

słowa wypowiedziane w nocnej dyskusji o patriotyzmie

(w styczniu 1995 roku), któr

ą

prowadził w telewizji: Mamy wiele kłopotów z patriotyzmem. W czasie,

gdy powszechnie si

ę

widzi, jak wielkim problemem jest słabni

ę

cie polskiego patriotyzmu, podwa

ż

anie

polskich tradycji narodowych, p. Jonas et consortes maj

ą

wci

ąż

"wiele kłopotów" z polskim

patriotyzmem.

Krzysztof Skubiszewski

, były minister spraw zagranicznych, zało

ż

yciel Rady Polityki

Zagranicznej. Jako szef MSZ-u w rz

ą

dzie T.Mazowieckiego był od pocz

ą

tku całkowicie uzale

ż

niony

od kierownictwa lewicy OKP, które wiedziało o niechlubnych kartach z jego przeszło

ś

ci. Chodziło nie

tylko o dziwnie mało wspominane członkostwo Skubiszewskiego w Radzie Konsultacyjnej przy
Jaruzelskim, ale o długotrwał

ą

karier

ę

w roli TW pod pseudonimem "Kosk". Tylko absolutne

poparcie udecji uratowało Skubiszewskiego przed skutkami publicznego ujawnienia faktów jego tajnej
współpracy z re

ż

imem - najpierw przez doradc

ę

premiera Olszewskiego Krzysztofa Wyszkowskiego, a

ź

niej w zwi

ą

zku z ogłoszeniem tzw. Listy Macierewicza. Przeszło

ść

Skubiszewskiego nie pozostała

bez wpływu na jego fatalne z punktu widzenia polskich narodowych interesów zachowanie w
decyduj

ą

cym momencie finalizowania traktatu z Rosj

ą

w maju 1992 - katastrofalnym ust

ę

pstwom

Skubiszewskiego wobec Rosjan zapobiegła w ostatniej chwili bezpo

ś

rednia interwencja

Olszewskiego. Podatno

ść

Skubiszewskiego na poda

ż

e w zwi

ą

zku z jego przeszło

ś

ci

ą

wpłyn

ę

ła

przypuszczalnie równie

ż

na jego skrajny serwilizm wobec Amerykanów.

background image

27

Znany z niebywałego nad

ę

cia Skubiszewski był swoistym Profesorem Pimko polskiej dyplomacji.

Najwi

ę

kszy samochwał w

ś

ród ministrów III RP, starał si

ę

jako sukces przedstawi

ć

najbardziej

oczywiste nawet fiaska swej polityki, vide np. przedstawienie jako sukcesu fatalnego blama

ż

u w

zwi

ą

zku z oficjaln

ą

wizyt

ą

szefa polskiego MSZ-u w Białorusi, katastrofalnie nieprzygotowan

ą

(Białorusini wyst

ą

pili podczas tej wizyty(!!!) z roszczeniami terytorialnymi do Polski!).

Fetowany przez udeck

ą

pras

ę

jako pewny kandydat na fotel sekretarza generalnego ONZ,

Skubiszewski znalazł si

ę

na 11 miejscu w

ś

ród 14 rozpatrywanych kandydatów, z zaledwie dwoma

głosami oddanymi na jego kandydatur

ę

(por. "

Ż

ycie Warszawy" z 30 listopada 1991).

Niezwykle pyszałkowaty, wr

ę

cz despotyczny wobec podwładnych, Skubiszewski dosłownie jadł z

r

ę

ki Geremkowi. Wiedział,

ż

e przy takich "hakach", jakie ma w swym

ż

yciorysie, musi posłusznie

słucha

ć

wszechwładnego guru udecji. Przy serwilizmie Skubiszewskiego, człowiekiem, który

faktycznie decydował o wszystkich nominacjach nowych ambasadorów, był filar lobby filosemickiego
Bronisław Geremek. I tak to formalnie pod batut

ą

Skubiszewskiego wci

ąż

wzrastała liczba

ambasadorów, nie maj

ą

cych nic wspólnego z obron

ą

polskich interesów narodowych, za to tym

wra

ż

liwiej reaguj

ą

cych na postulaty

ż

ydowskiej diaspory.

Za kadencji Skubiszewskiego równolegle do skrajnych zaniedba

ń

w polityce wschodniej i w

ogóle w stosunkach z s

ą

siadami, za ministerium Skubiszewskiego nadano szczególnie wysok

ą

rang

ę

stosunkom z Izraelem. Na łamach periodyku "Puls" zdumiewano si

ę

: (...) Prezydent

Wał

ę

sa składa wizyt

ę

w Izraelu w pół roku zaledwie od rozpocz

ę

cia swej kadencji i przed wa

ż

nymi

wizytami w krajach s

ą

siednich: Zwi

ą

zku Sowieckim, Czecho-Słowacji i Niemczech. Oznacza to,

ż

e do

wizyty tej przywi

ą

zuje si

ę

w Belwederze szczególne znaczenie: bie

żą

ce stosunki polsko-izraelskie nie

uzasadniaj

ą

jednak takiej oceny (...). Dodajmy,

ż

e fatalnie przygotowana przez resort

Skubiszewskiego wizyta Wał

ę

sy w Izraelu sko

ń

czyła si

ę

zupełnym blama

ż

em. Wał

ę

sa wyst

ą

pił z

przeprosinami pod adresem

Ż

ydów, które du

ż

a cz

ęść

prasy

ś

wiatowej zaakceptowała jako

przepraszanie przez Polaków za wymordowanie

Ż

ydów w czasie wojny. Przyczyniło si

ę

do tego

ordynarne zachowanie premiera Izraela Szamira, który w odpowiedzi na przeprosiny Wał

ę

sy wygłosił

obra

ź

liwe dla Polaków przemówienie, w którym znalazł si

ę

skandaliczny pasus o polskich obozach

koncentracyjnych. Strona polska ci

ęż

ko zapłaciła za absolutne nieprzygotowanie programu wizyty i

brak uzgodnienia tekstów przemówie

ń

Wał

ę

sy i Szamira (o ile

ż

zr

ę

czniej post

ą

pili np. dyplomaci

Egiptu, którzy przed wzajemnym spotkaniem głów pa

ń

stwa Egiptu i Izraela dokładnie uzgodnili teksty

przemówie

ń

, które mieli obok siebie wygłosi

ć

). W zamian za obel

ż

ywe poszturchiwania Szamira

(wsławionego ju

ż

w 1989 publicznym atakiem na Polaków, którzy jakoby wyssali antysemityzm z

mlekiem matki), Skubiszewski robił, co mógł dla spełniania postulatów Izraela kosztem naszych
narodowych interesów gospodarczych. Tak było na przykład z rezygnacj

ą

pod presj

ą

Stanów

Zjednoczonych i Izraela z wielkiego kontraktu na sprzeda

ż

polskich czołgów do pa

ń

stw

arabskich po zobowi

ą

zaniach, zło

ż

onych przez prezydenta Wał

ę

s

ę

w Izraelu (por. tekst

S.Grzymskiego o Iranie, "Rzeczpospolita" z 5 sierpnia 1991 r.). Redaktor naczelny paryskiej "Kultury",
tak fetowany w kr

ę

gach "europejczyków", Jerzy Giedroy

ć

, nie ukrywał w tej sprawie swego skrajnego

pot

ę

pienia dla głupoty polskiej decyzji, mówi

ą

c w wywiadzie dla "Polityki" z 19 pa

ź

dziernika 1991: (...)

We

ź

my cho

ć

by afer

ę

z czołgami. Polska miała sprzeda

ć

w rejon Zatoki Perskiej tysi

ą

c czołgów, co

było operacj

ą

do

ść

istotn

ą

, bior

ą

c pod uwag

ę

stan naszego przemysłu wojskowego. Attache

ameryka

ń

ski dał do zrozumienia,

ż

e jego rz

ą

d jest przeciwny tej transakcji i Polacy si

ę

podporz

ą

dkowali. Kontrakt przej

ą

ł Havel o

ś

wiadczaj

ą

c,

ż

e interesy czeskie s

ą

dla niego

najwa

ż

niejsze. I okazało si

ę

,

ż

e Amerykanie doskonale to przełkn

ę

li. Nie było

ż

adnych sankcji w

stosunku do Pragi. Ale władzom polskim wystarczyło zmarszczenie brwi drugorz

ę

dnego urz

ę

dnika

departamentu stanu. Jednostronna postawa proizraelska i skrajne lekcewa

ż

enie stosunków Polski z

krajami arabskimi zaprowadziły resort Skubiszewskiego do nieszcz

ę

snego dla polskich interesów

gospodarczych na Bliskim Wschodzie pomysłu reprezentowania przez Polsk

ę

interesów

ameryka

ń

skich w Iraku w czasie Wojny Pustynnej.

"Zaszczyt" reprezentowania interesów ameryka

ń

skich w Iraku oznaczał faktyczne zerwanie realnych

polsko-irackich kontaktów gospodarczych, które zapewniały prac

ę

tysi

ą

com polskich techników i

robotników oraz wielkie pieni

ą

dze dla polskiego eksportu. Dodajmy,

ż

e fatalne bł

ę

dy antyarabskiej

polityki resortu Skubiszewskiego wzmocnione zostały dodatkowo przez działania ówczesnego ministra
spraw wewn

ę

trznych Krzysztofa Kozłowskiego (przez lata redaktora naczelnego "Tygodnika

Powszechnego"). Na jego polecenie polski wywiad z Iraku pomógł tam w ratowaniu Amerykanów
powi

ą

zanych z CIA, i co najgorsze - Kozłowski pó

ź

niej tym si

ę

publicznie pochwalił. (Wbrew wszelkim

background image

28

zasadom pracy wywiadu i kontrwywiadu, umacniaj

ą

c nieufno

ść

i niech

ęć

do Polski w krajach

arabskich). Dodajmy,

ż

e Polska - bez

ż

adnych rekompensat - cho

ć

by poprzez bardziej przyjazn

ą

polityk

ę

Izraela - pomogła w tranzycie kilkudziesi

ę

ciu tysi

ę

cy

Ż

ydów z Rosji przez teren Polski, co te

ż

wpłyn

ę

ło na pogorszenie stosunków z pa

ń

stwami arabskimi. Zawsze skrajnie spolegliwy wobec

Izraela i

ż

ydowskiej diaspory minister Skubiszewski okazał si

ę

za to niebywale twardy w reakcji na

propozycje arabskie. Stanowczo odrzucił pro

ś

b

ę

kierowanej przez Arafata Organizacji Wyzwolenia

Palestyny o po

ś

redniczenie Polski we wzajemnych pertraktacjach mi

ę

dzy Palesty

ń

czykami i

Ż

ydami.

Okazało si

ę

ź

niej,

ż

e i tak doszło do nich - z pomy

ś

lnym skutkiem - bez skorzystania przez polskie

MSZ z szansy poprawienia swego image'u w krajach arabskich.

Paweł Smole

ń

ski

, dziennikarz "Gazety Wyborczej", jeden z najskrajniejszych tropicieli

"polskiego antysemityzmu" i "nacjonalizmu" na łamach "GW". Mi

ę

dzy innymi autor skrajnej

paszkwilanckiej napa

ś

ci na generała Stanisława Skalskiego ("Magazyn GW" z 29 pa

ź

dziernika 1993),

napa

ś

ci na pozna

ń

ski - ZChN pt. Nam fanatyk nie przeszkadza, na łódzki ZChN i Łódzkie

Porozumienie Obywatelskie ("GW" z 25 sierpnia 1990), na Zygmunta Wrzodaka ("GW" z 25 maja
1993). "Popisał si

ę

" równie

ż

tekstem z jakiej

ś

anonimowej wioski, w której Polacy rzekomo mordowali

niegdy

ś

Ż

ydów ("GW" z 14-15 sierpnia 1990) i atakiem na prawdziwych Polaków - chrze

ś

cija

ń

skich

"nacjonałów" w Przemy

ś

lu ("GW" z 20 kwietnia 1991) oraz atakiem "narodowców" (Przymierze ludu z

narodem, "GW" z 28 kwietnia 1990). W wydanej w 1989 roku w Pary

ż

u ksi

ąż

ce Pokolenie kryzysu,

Smole

ń

ski po

ś

wi

ę

cił osobny rozdział Twierdza nienawi

ś

ci (s. 91, 102) atakowi na warszawsk

ą

parafi

ę

przy ul. Zagórnej za dopuszczenie do sprzeda

ż

y literatury o anty

ż

ydowskiej wymowie. W 1991 roku

Smole

ń

ski wydał po francusku w Pary

ż

u ksi

ąż

k

ę

o "Gazecie Wyborczej" jako rzekomym zwierciadle

demokracji, ze wst

ę

pem Michnika. Był to jakby ksi

ąż

kowy odpowiednik tendencyjnego filmu B.Sulika

In Solidarity (vide np. szczególnie zakłamane rozdziały o konflikcie polsko-

ż

ydowskim wokół

o

ś

wi

ę

cimskiego Karmelu czy o "wojnie na górze").

Niech

ęć

do ró

ż

nych polskich

ś

rodowisk narodowych i obsesyjne tropienie "polskiego antysemityzmu"

id

ą

u Smole

ń

skiego w parze ze skrajn

ą

niech

ę

ci

ą

do wszelkich idei gł

ę

bszej dekomunizacji (por. np.

tekst Smole

ń

skiego Łowcy głów, "GW" z 24 kwietnia 1991 czy atak na były zespół lustracyjny

Macierewicza pt. Czas patriotów, "GW" z 13-14 czerwca 1992). Gło

ś

ny stał si

ę

pełen przekłama

ń

tekst

Smole

ń

skiego Dzieci rewolucji ("GW" z 15-16 lipca 1995), ogromny publicystyczny pomnik dla

"czerwonego harcerstwa" walterowców Kuronia. Oto charakterystyczna próbka tekstu Smole

ń

skiego:

(...) Mówiono o nich: czerwone, komunistyczne,

ż

ydowskie pionierstwo. Lecz to ich nie mogła strawi

ć

władza, a nie harcerzy w szarych mundurach. To ich zlikwidowano; byli zbyt gro

ź

ni dla systemu (...).

Kłamstwo Smole

ń

skiego polega na przemilczeniu faktu niezwykle wielkiej roli, jak

ą

odegrali wła

ś

nie

czerwoni walterowcy w rozbiciu tradycyjnego harcerstwa, kierowanego przez słynnego twórc

ę

Kamieni

na szaniec Aleksandra Kami

ń

skiego. Przyznawał to nawet w swych wyznaniach autobiograficznych

Jacek Kuro

ń

, despotyczny guru walterowców (Kuro

ń

był naszym guru, lepił z nas nowych, lepszych

ludzi - wyznawał Smole

ń

skiemu dawny czerwony walterowiec, a pó

ź

niej wiceminister spraw

zagranicznych III RP za Bartoszewskiego Robert Mroziewicz).

Jerzy Sosnowski

, publicysta "Gazety Wyborczej", tropiciel "polskiego antysemityzmu" i

"nacjonalizmu". Pisz

ą

c o polskim my

ś

leniu o ojczy

ź

nie w "GW" z 5 sierpnia 1991, Sosnowski

stwierdził,

ż

e: (...) Nad Polsko

ś

ci

ą

otwart

ą

na ró

ż

norodno

ść

, wzi

ę

ło gór

ę

Polactwo: patriotyzm

znerwicowany, ksenofobiczny, autorytarny (...). Charakterystyczn

ą

cech

ę

Polactwa stanowi

przekonanie,

ż

e w Polsce nie ma antysemityzmu, s

ą

natomiast

Ż

ydzi (...). Prawdziwy Polak dostrzega

bole

ś

nie ich obecno

ść

na eksponowanych stanowiskach (...). Ideałem dla Sosnowskiego byłoby jak

najpełniejsze zerwanie z narodowymi tradycjami w Polsce, uwolnienie si

ę

od obci

ąż

enia

bogoojczy

ź

nianym fatum, garbem historii.

Edmund Szot

, publicysta "Rzeczypospolitej", autor stałego cotygodniowego przegl

ą

du prasy

"Na zdrowy rozum". Znany ze skrajnego filosemityzmu i ataków na polski patriotyzm, tradycje
narodowe i Ko

ś

ciół katolicki. Atakom na "polski antysemityzm" towarzyszy w jego tekstach uporczywe

powtarzanie banialuk,

ż

e Mickiewicz był

Ż

ydem z pochodzenia, i tym podobne "odkrycia" (por. np.

"Rzeczpospolita" z 2 kwietnia 1994 i 6 lipca 1994). Szot ci

ą

gle tropi "dowody" mniemanego polskiego

"antysemityzmu". Nie przepu

ś

ci na ten temat

ż

adnej informacji w najodleglejszym organie prasy

terenowej. 30 kwietnia 1993 z ogromnym szumem powoływał si

ę

na przykład na informacje "Gazety

Nowej" o anty

ż

ydowskich napisach w zielonogórskim osiedlu "Słoneczne".

background image

29

Szczególnym hobby Szota stało si

ę

wyszydzanie ró

ż

nych cech narodowych Polaków. Czytaj

ą

c jego

teksty, wci

ąż

dokładaj

ą

ce Polakom - przedstawianym jako mało okrzesany i zdolny naród, wyra

ź

nie

wyczuwa si

ę

sugesti

ę

,

ż

e Polacy egzystuj

ą

głównie dzi

ę

ki ratuj

ą

cemu nas, nieszcz

ę

snych,

zbawczemu zastrzykowi z krwi obcej. Vide np. rozwa

ż

ania Szota w "Rzeczypospolitej" z 6 lipca 1994

r. o tym,

ż

e nie ma

ż

adnych dowodów,

ż

e Kopernik mówił po polsku i tym ch

ę

tniej przypomnijmy,

ż

e

najwi

ę

kszy poeta polski był synem

Ż

ydówki, najwi

ę

kszego polskiego muzyka spłodził Francuz,

najwybitniejszy polski rze

ź

biarz pochodził z Norymbergi, a najdzielniejszy polski król (Batory) znał

tylko par

ę

słów w naszym j

ę

zyku. Szot "wsławił si

ę

" haniebnym porównaniem

ż

ałoby w Polsce po

kl

ę

sce po Maciejowicach do

ż

ałoby w Korei Północnej po

ś

mierci KimIrSena ("Rzeczpospolita" z 8-9

pa

ź

dziernika 1994).

W Szotowym przegl

ą

dzie prasy wci

ąż

natykamy si

ę

na skrajnie agresywne tony antychrze

ś

cija

ń

skie, a

przede wszystkim antykatolickie. Raz jest to wyeksponowanie brecht z jakiego

ś

terenowego dziennika

o tym,

ż

e Jezus jakoby nie umarł na krzy

ż

u, lecz

ż

ył długo z Mari

ą

Magdalen

ą

. Innym razem

katolicyzm jest przedstawiany jako symbol biedy, w przeciwie

ń

stwie do bogactwa protestantów (Szot

wyra

ź

nie jakby nic nie wiedział o bogatej katolickiej Bawarii czy Belgii!). W jednym z numerów

"Rzeczypospolitej" (z 26 sierpnia 1995) Szot przykładnie "doło

ż

ył" biskupowi S.Głodziowi,

przedstawiaj

ą

c go jako symbol Wszechpolactwa za krytyk

ę

takich "polskoj

ę

zycznych" czasopism jak

"Wprost". Jako wzór szczególnie godnej postawy Szot wybrał uczennic

ę

liceum Anet

ę

Grudzie

ń

,

która napisała w "Kurierze Lubelskim": Moim zdaniem, co najmniej nietaktem jest kreowanie w
młodych ludziach postawy antyrosyjskiej i antyniemieckiej, a brak mi słów na okre

ś

lenie tego,

ż

e

prawie ka

ż

dy przedstawiciel innego pa

ń

stwa, odwiedzaj

ą

cy nasz sk

ą

din

ą

d pi

ę

kny kraj, jest

zapraszany na zwiedzenie obozu koncentracyjnego w O

ś

wi

ę

cimiu. Szot przyklaskuje pannie Grudzie

ń

i woła: Znamienny jest ten głos młodej Polki, gdy

ż

dowodzi on,

ż

e polska młodzie

ż

do

ść

ma ju

ż

pot

ę

pie

ń

czych swarów oraz rozpami

ę

tywania si

ę

w martyrologii. Zaduszki s

ą

raz w roku i chwatit. W

tym szale

ń

stwie jest metoda. Szotowi i jego kolegom zale

ż

y bowiem,

ż

eby cały monopol na

martyrologi

ę

mieli

Ż

ydzi i oni byli postrzegani jako jedyne ofiary drugiej wojny. A ci starannie ju

ż

zabiegaj

ą

,

ż

eby zwiedzaj

ą

cy Polsk

ę

przedstawiciele obcych pa

ń

stw zwiedzali głównie tereny getta

warszawskiego lub

ż

ydowsk

ą

ekspozycj

ę

w O

ś

wi

ę

cimiu (vide naciski na odpowiedni program wizyty

królowej Anglii El

ż

biety II w Polsce). Poprzednicy Szota wcze

ś

niej zadbali,

ż

eby przez

dziesi

ę

ciolecia w Warszawie był tylko pomnik Bohaterów Getta, a nie było pomnika Bohaterów

Warszawy.

Wojciech Tochman,

publicysta "Gazety Wyborczej", który "wsławił si

ę

" skrajnymi

napa

ś

ciami na Zwi

ą

zek Polaków na Litwie. Por. teksty Tochmana o wymownych tytułach: Raz na

narodowo ("GW" z 20 marca 1995), Polsko

ść

- co to znaczy? ("GW" 29 marca 1995). W tym ostatnim

tek

ś

cie Tochman wyra

ż

ał zadowolenie,

ż

e "na szcz

ęś

cie" Polacy nie wygrali w wyborach w Wilnie, i

atakował obci

ąż

one fobiami narodowe polskie getto na Wile

ń

szczy

ź

nie. Tochman jest zawzi

ę

tym

"tropicielem" dyskryminacji wobec Murzynów,

Ż

ydów, homoseksualistów i chorych na AIDS (por. tekst

Tochmana: Z nimi nie ta

ń

cz

ę

, "GW" z 4 listopada 1994 r.).

"NASZA POLSKA" NR 36/1996

Seweryn Blumsztajn

(przez przyjaciół Blumem nazywany), dziennikarz. W młodo

ś

ci jeden

z komunistycznych walterowców z “czerwonego harcerstwa”, przedstawił ich panegiryczny obraz w
ksi

ąż

ce Je rentre au pays (Paris 1985). Pó

ź

niej jeden z przedmarcowych “komandosów” z grupy

Michnika. Autor polako

ż

erczych stwierdze

ń

: Przez setki lat

Ż

yd nie był traktowany w Polsce jak bli

ź

ni i

przez ogromn

ą

cz

ęść

społecze

ń

stwa nie był te

ż

tak traktowany w czasie okupacji (“Gazeta Wyborcza”

z 8 marca 1991 r.). Przypomnijmy wi

ę

c znów kilka uparcie przemilczanych faktów. Słynny my

ś

liciel

ż

ydowski, rabin krakowski Moj

ż

esz Isserles pisał w XVI wieku,

ż

e je

ś

liby Bóg nie dał

Ż

ydom Polski

jako schronienia, los Izraela byłby rzeczywi

ś

cie nie do zniesienia (według ksi

ąż

ki znanego

ż

ydowskiego historyka B.Weinryba: The Jews of Poland. A Social Economic History of the Jewish

Community in Poland from 1100 to 1800, Philadelphia, The Jewish Publication Society of America,
1972 r., s. 166). W monumentalnym dziele innego

ż

ydowskiego historyka Barneta Litvinoffa: The

Burning Bush: Antisemitism and World History, London 1988, s. 92, czytamy

ż

e: Polska

prawdopodobnie ocaliła

ż

ydostwo przed wyt

ę

pieniem, ocaliła od zupełnego zaniku. Nawet tak lubi

ą

cy

perorowa

ć

o polskim antysemityzmie Stefan Bratkowski przyznawał w “GW” z 18-19 sierpnia 1990 r.:

Do XVIII wieku zwano Polsk

ę

w Europie “paradis Judaeorum” (tak nas okre

ś

lała jeszcze Wielka

background image

30

Encyklopedia Francuska). Paradis Judaeorum - raj dla

Ż

ydów, tak pisano o kraju, który Blumsztajn

oskar

ż

a o niech

ęć

do

Ż

ydów.

Faktem jest,

ż

e ogromna cz

ęść

Ż

ydów nie zintegrowała si

ę

ze społecze

ń

stwem polskim, w

ś

ród

którego

ż

yła. Tylko kto za to odpowiadał? Na pewno nie maksymalnie otwarte wobec innych

społecze

ń

stwo polskie, w którym z łatwo

ś

ci

ą

integrowali si

ę

Niemcy, Tatarzy, Ormianie. Istnieje na to

ogromnie wiele przykładów. Przeszkod

ą

w integracji byli przede wszystkim konserwatywni

ż

ydowscy

rabini, którzy jak ognia bali si

ę

zintegrowania

Ż

ydów z Polakami, ich polszczenia, uwa

ż

aj

ą

c,

ż

e

poznanie j

ę

zyka polskiego przez ich wiernych spowoduje natychmiast ich przechrzczenie i odej

ś

cie od

wyznania

ż

ydowskiego ku katolicyzmowi. Istnieje a

ż

nadto wiele

ś

wiadectw autorów

ż

ydowskich od

Leona Hollenderskiego po Feldmana, Korenfelda, Langego, Segala, Hirszfelda, nawet Singera,
pokazuj

ą

cych jak bardzo silna była niech

ęć

do integrowania si

ę

z bli

ź

nimi polskimi wła

ś

nie w

ś

ród

Ż

ydów. Nawet XX-wieczny przywódca syjonistów w Polsce W.

Ż

aboty

ń

ski pisał w ksi

ąż

ce Pa

ń

stwo

Ż

ydowskie (Warszawa 1937, s. 29): Getta tworzyli

ś

my sami, dobrowolnie.

Trudno oceni

ć

czy to, co wypisywał Blumsztajn wynikało z totalnej niewiedzy, czy ze złej woli (ta

ostatnia na pewno miała miejsce w przypadku publikuj

ą

cych jego banialuki redaktorów “GW”).

Blumsztajnowi radz

ę

przysi

ąść

fałdów i zabra

ć

si

ę

do studiów nad wyja

ś

nieniem

ź

ródeł skrajnego

odizolowywania si

ę

od innych przez bardzo wielk

ą

cz

ęść

Ż

ydów. Na pocz

ą

tek radz

ę

mu, by zabrał si

ę

do przestudiowania m

ą

drej ksi

ąż

ki izraelskiego profesora Israela Shaka Jewish History, Jewish

Religion (London, Boulder Colorado, 1994). Zwłaszcza tego, co znakomity naukowiec izraelski pisze o
współczesnej ksenofobii w Izraelu i o sile oddziałuj

ą

cych tam dzi

ś

jeszcze pełnych nienawi

ś

ci do

chrze

ś

cijan zapisów z Talmudu, zalecaj

ą

cych, aby nie-

Ż

ydów w

ż

adnym razie nie traktowa

ć

jako

bli

ź

nich.

Andrzej Drawicz

, rusycysta, dziennikarz, były szef Radiokomitetu. W 1988 roku

opublikował ogromniasty artykuł atakuj

ą

cy pomarcow

ą

kampani

ę

propagandow

ą

1968 roku,

zarzucaj

ą

c jej propagowanie kryteriów rasistowskich etc. (por. “Tygodnik Powszechny”, nr 14-15 z

1988 r.). Artykuł Drawicza nale

ż

ał do najbardziej tendencyjnych i zakłamanych artykułów o marcu

1968 roku. Całkowicie przemilczał np. fakt wzajemnego zderzenia si

ę

wówczas dwóch PZPR-owskich

frakcji partyjnych czy jakiekolwiek wcze

ś

niejsze bł

ę

dy i

ś

wi

ń

stwa

ż

ydowskiej frakcji PZPR-u,

odpowiedzialno

ść

wielkiej cz

ęś

ci

Ż

ydów-komunistów za stalinizm. Co wi

ę

cej, Drawicz starał si

ę

zaakceptowa

ć

“wyj

ą

tkowo

ść

” marca 1968 r. i wyst

ę

puj

ą

cych wówczas partyjnych “egzekutorów”

twierdz

ą

c,

ż

e oni nie mieli

ż

adnych okoliczno

ś

ci łagodz

ą

cych w postaci niewiedzy czy niepełnego

zrozumienia tego, co czynili. Inaczej było natomiast w przypadku stalinistów. Według Drawicza: Ich
poprzednicy w krzywdzeniu
(czyli stalini

ś

ci - J.R.N.) mog

ą

przywoływa

ć

na swe usprawiedliwienie

ideowe za

ś

lepienie, wiar

ę

w wy

ż

sze racje. Drawicz nie zaj

ą

kn

ą

ł si

ę

tylko ani słowem nad ró

ż

nic

ą

w

krzywdzeniu w czasach stalinizmu (gdy ludzie Bermana i Fejgina z zimn

ą

krwi

ą

zamordowali tysi

ą

ce

Polaków) a tym, co dotkn

ę

ło wielu

Ż

ydów i Polaków

ż

ydowskiego pochodzenia po marcu 1968 roku.

Pomija równie

ż

zasadnicze ró

ż

nice mi

ę

dzy grupami osób, które opu

ś

ciły Polsk

ę

po marcu. Z jednej

strony nagonka moczarowska dotkn

ę

ła liczne osoby, najcz

ęś

ciej prostych ludzi, w pełni

zintegrowanych z polsko

ś

ci

ą

i nagle padaj

ą

cych ofiar

ą

starcia gangów wewn

ą

trzpartyjnych. Takich jak

Klara Mirska, Polka

ż

ydowskiego pochodzenia, która jeszcze w 12 lat po wyemigrowaniu z Polski w

1968 roku, pisała o Polakach z tkliwo

ś

ci

ą

, bez negatywnych uogólnie

ń

, stwierdzaj

ą

c w kontek

ś

cie losu

Ż

ydów w drugiej wojnie

ś

wiatowej,

ż

e nie wie, czy w jakimkolwiek innym narodzie znalazłoby si

ę

tylu

romantyków, tylu ludzi bez skazy, tylu aniołów, którzy by z takim po

ś

wi

ę

ceniem, z takim

lekcewa

ż

eniem własnego

ż

ycia tak ratowali obcych (K.Mirska: W cieniu wielkiego strachu, Pary

ż

1980, s. 457). I wła

ś

nie takie

ś

wiadectwa

ż

ydowskie o Polakach s

ą

konsekwentnie przemilczane przez

ludzi z filosemickiego lobby. I była inna, bardzo znacz

ą

ca grupa, zło

ż

ona z dawnych stalinowskich

krzywdzicieli, oficerów bezpieki, informacji wojskowej, zaciekłych antypolskich politruków. Dla nich
wszystkich pomarcowa czystka stała si

ę

głównie okazj

ą

do wyjazdu na doskonałe synekury na

Zachodzie (por. cytowan

ą

w “Naszej Polsce” z 6 czerwca 1996 r. opini

ę

Leopolda Tyrmanda).

Usprawiedliwianie stalinowskich “poprzedników w krzywdzeniu” przez Drawicza nie budzi
szczególnego zdziwienia, gdy zwa

ż

ymy,

ż

e sam Drawicz nale

ż

ał w swoim czasie do fanatycznych

stalinowców. Rado

ś

nie opiewał

ś

mier

ć

mieszczucha oraz konanie kapitalizmu (w wierszu na łamach

czasopisma “Wie

ś

” w 1952 roku) i wypisywał prawdziwe peany na cze

ść

czołowej prosowieckiej

targowiczanki Wandy Wasilewskiej (por. “Pokolenie” z 12 pa

ź

dziernika 1952 r.). Komentuj

ą

c obraz

przedstawionych w powie

ś

ciach Wasilewskiej losów małej poleskiej wsi Olszyny, Drawicz pisał: (...)

background image

31

Polityka rz

ą

du sanacyjnego stworzyła mi

ę

dzy nimi a napływow

ą

ludno

ś

ci

ą

polsk

ą

mur nienawi

ś

ci.

Panowały wyzysk i ciemnota. Tote

ż

wkroczenie Armii Czerwonej we wrze

ś

niu 1939 roku przyj

ę

li

olszyniacy z ogromnym entuzjazmem. Wyzwoleni od policyjnych pałek i ucisku, ocaleni przed
hitlerowskimi bandytami - rozpoczynaj

ą

nowe, lepsze

ż

ycie (...). Ksi

ąż

ka (...) demaskuje przy tym z

zawzi

ę

to

ś

ci

ą

i pasj

ą

urz

ę

dników i oficerów Andersa, obna

ż

a mechanizmy zdrady, kieruj

ą

cej oddziały

polskie w piaski Iranu zamiast na front stalingradzki i rozp

ę

tuj

ą

cej powstanie w Warszawie dla swych

brudnych, politycznych celów. I wszystko to pisał syn wy

ż

szego urz

ę

dnika przedwojennego MSW,

rozstrzelanego przez Rosjan w 1941 roku w Łucku na Wołyniu. Uprawianie serwilistycznej antypolskiej
publicystyki ł

ą

czył ze

ż

mudn

ą

prac

ą

komunistycznego agitatora, który obje

ż

d

ż

ał ró

ż

ne regiony

Mazowsza, by zaagitowa

ć

chłopów do tworzenia spółdzielni produkcyjnych.

W latach 60. Drawicz był propagatorem “rozumnego konformizmu” na łamach “Radaru”. Ten “rozumny
konformizm” interpretował, jak si

ę

zdaje, w sposób nieograniczony (vide informacja o Drawiczu jako

TW, ps. Kowalski, “Zbigniew”; “Nasza Polska” 7 grudnia 1995 r.).

Po tym, jak został szefem Radiokomitetu za rz

ą

dów T.Mazowieckiego, Drawicz robił wszystko, co

tylko było mo

ż

liwe dla uratowania przed usuni

ę

ciem z Telewizji osób najbardziej nawet

skompromitowanych w stanie wojennym. Pod jego egid

ą

dalej doskonale prosperowali Tumanowicz,

Małczy

ń

ski etc. Co najlepsze, niech

ęć

do gł

ę

bszych zmian osobowych Drawicz tłumaczył swym

respektem wobec etyki chrze

ś

cija

ń

skiej, nakazuj

ą

cej unikania zemsty (por. “GW” z 30 stycznia 1990).

Andrzej Wajda oburzał si

ę

wspominaj

ą

c w “Polityce” z 9 marca 1996 r., jak napotkał na totalny opór

Drawicza wobec

żą

dania usuni

ę

cia dawnych skompromitowanych twarzy z dzienników i programów

politycznych telewizji. Według Wajdy, Drawicz wszedł do Telewizji po to, by nic nie zmienia

ć

i tylko tak

widział swoj

ą

rol

ę

, uzgodnion

ą

pewnie z Tadeuszem Mazowieckim. Jako szef Radia i Telewizji

Drawicz maksymalnie popierał lobby filosemickie i kontynuował tak silny ju

ż

za prezesury Urbana

zalew telewizji przez ró

ż

ne programy i filmy o tematyce

ż

ydowskiej, nieproporcjonalny do ich warto

ś

ci

merytorycznej i artystycznej. To za urz

ę

dowania Drawicza jako prezesa wprowadzono równie

ż

stał

ą

audycj

ę

“Foksal 90”, popularyzuj

ą

c w skali całej Polski i maksymalnie nagła

ś

niaj

ą

c marginalne pod

wzgl

ę

dem znaczenia

ś

rodowisko we spotkania warszawskiej “elitki” przy ul. Foksal, utrzymane na

niewielkim poziomie intelektualnym. Za prezesury Drawicza urz

ą

dzono telewizyjn

ą

superpromocj

ę

ż

ydowskiego pisarza-hochsztaplera Jerzego Kosi

ń

skiego.

Na tle całej przeszło

ś

ci Drawicza nie dziwi to,

ż

e ostatecznie zdj

ą

ł przyłbic

ę

w 1965 roku i otwarcie

poparł Aleksandra Kwa

ś

niewskiego w kampanii prezydenckiej (lizus Drawicz nazwał go

Aleksandrem Znacz

ą

cym). Wspaniał

ą

symbioz

ę

z komunistami Drawicz ukoronował zamieszczon

ą

w

“GW” z 9-10 marca 1996 r. pochwał

ą

Urbanowego “Nie” jako pisma zdrowego ze wzgl

ę

du na swe

funkcje wentylacyjne, przydaj

ą

cego si

ę

do higieny,

ż

eby nie wszystko było nasycone kadzidłem.

Najwi

ę

ksze szkody przynosi jednak działalno

ść

Drawicza jako skrajnego rusofila, z ogromn

ą

werw

ą

atakuj

ą

cego na ró

ż

nych łamach “obra

ż

aj

ą

cych Rosjan” oszołomów. Rusofilstwo Drawicza nie ma

dosłownie

ż

adnych granic. Do tego stopnia,

ż

e kiedy rozeszły si

ę

pogłoski, i

ż

Drawicz ma zosta

ć

ambasadorem Polski w Moskwie, zło

ś

liwi mówili,

ż

e nie warto go wysyła

ć

, gdy

ż

jest sto razy lepszym

ambasadorem Rosji w Warszawie (por. tekst K.Czaba

ń

skiego w “Rzeczypospolitej” z 16-17 grudnia

1995 r.).

Zofia Kuratowska

, lekarz, polityk - wicemarszałek Senatu, radykalna działaczka lewicy

Unii Wolno

ś

ci. Jak si

ę

zdaje wiele nauczyła si

ę

od swego m

ęż

a - Grzegorza Jaszu

ń

skiego, niegdy

ś

jednego z najbardziej kłamliwych dziennikarzy-politruków

ż

ydowskiego pochodzenia. (Np. w ksi

ąż

ce

Ameryka

ń

ska odmiana faszyzmu, Jaszu

ń

ski sugerował,

ż

e najaktywniejsi w upowszechnianiu

faszyzmu w Stanach Zjednoczonych s

ą

bankierzy z Wall Street. Bankierzy-faszy

ś

ci!!!). Kuratowska

okazała si

ę

równie gorliw

ą

w tropieniu faszystów. Porównała uczestników antybelwederskiej

manifestacji w lutym 1992 r. z Ku-Klux-Klanem i doj

ś

ciem Hitlera do władzy (!) ze wzgl

ę

du na palenie

kukieł, głoszenie antysemickich haseł (por. “Sztandar Młodych” z 26 lutego 1993 r.). W pa

ź

dzierniku

1991 r. Kuratowska zaatakowała biskupa Józefa Michalika za stwierdzenie: (...) Nieraz powtarzam i
b

ę

d

ę

powtarzał, katolik ma obowi

ą

zek głosowa

ć

na chrze

ś

cijanina, muzułmanin na muzułmanina,

Ż

yd

na

Ż

yda, mason na masona, ka

ż

dy komunista na komunistów (...) (por. “GW” z 2 pa

ź

dziernika 1991

r.). W wywiadzie dla “Polityki” z 14 grudnia 1991 r. ostrzegała przed rzekomymi “nacjonalizmami” w
programach niektórych partii, współtworz

ą

cych “pi

ą

tk

ę

” partii centrowych i prawicowych. Wielu

zaszokowało zachowanie Kuratowskiej podczas telewizyjnej dyskusji w magazynie “Luz” o
patriotyzmie 21 lutego 1994 r. Jaki

ś

nastolatek perorował w nim,

ż

e nie uwa

ż

a si

ę

za patriot

ę

i mógłby

background image

32

st

ą

d wyjecha

ć

, bo to, co teraz si

ę

dzieje w Polsce to nacjonalizm, bo teraz wszyscy (podkr. J.R.N.)

wołaj

ą

,

ż

eby bi

ć

Ż

ydów,

ż

eby bi

ć

Murzynów, a w Polsce nie ma faktycznie patriotyzmu. Zamiast

sprostowa

ć

tego typu skrajnie przesadne uogólnienia, Kuratowska skomentowała to słowami: Nie ma

nic gorszego, i to nie jest patriotyzm ten Polak katolik i ten Polak nacjonalista. I tak to dzi

ę

ki

Kuratowskiej nagle wszedł do dyskusji dziwny znak równo

ś

ci katolik-nacjonalista (por. J.Pobóg:

Zapiski do

ś

wiadczonego telewidza, “Ład” z 6 marca 1994 r.).

W latach 80. Kuratowska korzystała ze schronienia pod opieku

ń

czymi skrzydłami Ko

ś

cioła, działała w

Prymasowskim Komitecie Pomocy Pozbawionym Wolno

ś

ci i Ich Rodzinom i w Duszpasterstwie

Słu

ż

by Zdrowia przy ko

ś

ciele

ś

w. Krzy

ż

a w Warszawie. Wówczas prezentowała si

ę

jako natchniona

obro

ń

czyni warto

ś

ci. Po 1989 roku agresywnie antyklerykalna. Powieszenie krzy

ż

a w Senacie przez

jednego z senatorów porównała z czasami wojen krzy

ż

owych i uznała za prób

ę

uczynienia

kolejnego kroku w kierunku pa

ń

stwa wyznaniowego (por. O jeden krzy

ż

bli

ż

ej, “Rzeczpospolita” z

12 grudnia 1992 r.). Ostro krytykowała wprowadzenie nauczania religii do szkół i stała si

ę

bardzo

aktywn

ą

uczestniczk

ą

ruchu na rzecz legalizacji aborcji.

Kuratowska niejednokrotnie wyst

ę

powała za zapewnieniem maksimum praw dla mniejszo

ś

ci

seksualnych, nie wyja

ś

niaj

ą

c konkretnie, jak ma wygl

ą

da

ć

w praktyce egzekwowanie praw tych

mniejszo

ś

ci. Czy na przykład przy doborze delegacji na wyjazdy zagraniczne trzeba zabezpieczy

ć

odpowiednio równy udział tak

ż

e pedofilów, nekrofilów, zoofilów i sadystów, bez dyskryminowania

ż

adnej grupy kochaj

ą

cych inaczej? Kuratowska bojowniczka o prawa do legalizacji mał

ż

e

ń

stw

homoseksualistów, opowiadała si

ę

mi

ę

dzy innymi za prawem par seksualnych do adopcji dzieci, które

powinny ustabilizowa

ć

ich

ż

ycie uczuciowe i odwie

ść

ich od niewierno

ś

ci. Nie zastanawiała si

ę

tylko,

jak wpływ takich “rodziców” odbije si

ę

na psychice adoptowanych dzieci (por. komentarz paryskiego

“Głosu Katolickiego” z 27 marca 1994 r.).

Kuratowska ma typow

ą

dla “Homo Sovieticus” skłonno

ść

do tropienia wrogów za wszelk

ą

cen

ę

. W

1990 roku np. uznała konflikt wokół chorych na AIDS w Głoskowie za wynik działa

ń

wrogów rz

ą

du

premiera Mazowieckiego (por. komentarz Stanisława Szareckiego: Wrogowie ludu, “Młoda Polska” z 7
lipca 1990 r.). Kuratowska wsławiła si

ę

wówczas stwierdzeniem,

ż

e sprawa AIDS w Polsce to trudny

egzamin z demokracji dla naszego społecze

ń

stwa. Jak komentowano - zdaniem Kuratowskiej to

społecze

ń

stwo powinno zdawa

ć

przed rz

ą

dem egzamin ze swego demokratyzmu, a nie odwrotnie. W

1996 r. pod patronatem arcyliberalnej p. Kuratowskiej zorganizowano seminarium “Kara

ć

czy nie

kara

ć

” (za narkomani

ę

). Spotkanie “u

ś

wietnił” zaproszony przez p. Kuratowsk

ą

specjalny ameryka

ń

ski

ekspert Ethan A.Nadelmann, gor

ą

cy przeciwnik karania za posiadanie narkotyków, bo jest to nie do

przyj

ę

cia z punktu widzenia praw człowieka. Zdumiewa taka obrona narkomanów w czasie, gdy w

przeciwie

ń

stwie do Polski w USA i w wi

ę

kszo

ś

ci krajów Europy Zachodniej istniej

ą

bardzo surowe

kary za posiadanie narkotyków, a wprowadzenia takich kar wymaga od nas prawo mi

ę

dzynarodowe -

konwencja wiede

ń

ska (por. “Niedziela” nr 31 z 1996 r.).

Kuratowska, niegdy

ś

jedna z zało

ż

ycielek skrajnie lewicowego ROAD, po 1993 roku atakowała

prawic

ę

jako “politycznych bankrutów", równocze

ś

nie gor

ą

co popieraj

ą

c wchodzenie UW w sojusze z

radnymi postkomunistycznymi (mi

ę

dzy innymi w SdRP-owskiej “Trybunie” z 28 listopada 1995 r.). Ju

ż

wcze

ś

niej (w wypowiedzi

ą

radiowej dla pr. III z 7 maja 1992 r.) popisała si

ę

wypowiedz

ą

,

ż

e: Prawa

komunistyczne były bardzo dobre, tylko ich nie przestrzegano. Celnie skomentował j

ą

Tomasz

Kału

ż

ny w “Najwy

ż

szym Czasie” z 30 maja 1992: Teraz ju

ż

wszystko jasne, dlaczego tak wielu

dzisiejszych członków UD wyrzucono z PZPR w ró

ż

nych okresach PRL-u, oni po prostu chcieli te

wspaniałe prawa wprowadza

ć

w

ż

ycie.

Daniel Passent,

dziennikarz, felietonista “Polityki”. Wychowanek bardzo wpływowego w

pocz

ą

tkach stalinizmu w Polsce komunistycznego generała Jakuba Prawina. Wyrafinowany

chwalca stanu wojennego. Porównywano jego pisarstwo do ci

ą

głego boksowania na dwie strony,

raz w lewo, raz w prawo, aby si

ę

nadmiernie nie wychyli

ć

. Felietonom-ciosom lewym prostym w ludzi

betonu towarzyszyły zaraz potem felietony - prawe sierpowe, w ludzi z opozycji: Bratkowskiego,
Maziarskiego, Wierzy

ń

skiego, Holoubka, Hann

ę

Krall, Osma

ń

czyka, czy nawet w

popularyzuj

ą

cego polsk

ą

“Solidarno

ść

” słynnego angielskiego dziennikarza Timothy Garton Asha

(por. felieton Passenta: Pół uczony, pół dziennikarz, “Polityka” z 8 czerwca 1985 r.). Jeszcze w 1989
roku Jerzy Szperkowicz zadziwiał si

ę

zajadło

ś

ci

ą

, z jak

ą

red. Passent wyszydza i pomniejsza wszelkie

akty niezale

ż

no

ś

ci duchowej, wszelkie odruchy niepogodzenia, wszelkie zwyci

ę

stwa godno

ś

ci

background image

33

osobistej nad uległo

ś

ci

ą

. Po wznowieniu “Polityki” w stanie wojennym Autor oddawał si

ę

wy

ś

miewaniu

własnych kolegów, którzy wzgardziwszy szans

ą

bezpiecznej egzystencji pod skrzydłami

współsprawcy stanu wojennego Mieczysława F.Rakowskiego, opu

ś

cili redakcj

ę

(por. J.Szperkowicz:

Dlaczego Passent to robi? “GW” 7 grudnia 1989 r.). Ciekawe,

ż

e “reformator” Passent jeszcze w

“Polityce” (nr 13 z 1988 roku) ostrzegał władz

ę

przed zbyt pospiesznym zawieraniem kompromisów z

opozycj

ą

, pisz

ą

c: To, co w polityce liczy si

ę

naprawd

ę

, to władza i walka o ni

ą

(...) proponowane

neokompromisy i pakty nic by nie pomogły w realizacji niepopularnych posuni

ęć

w rodzaju podwy

ż

ek

cen, zamra

ż

ania płac, dociskania pasa itp., itd. (...) powinni to zrozumie

ć

zwłaszcza ci obserwatorzy

krajowi i zagraniczni, którzy stwierdzaj

ą

jednym tonem - władza nie ma

ż

adnego oparcia i dlatego

powinna wprowadzi

ć

demokracj

ę

, czyli zało

ż

y

ć

sobie stryczek na szyj

ę

(...). W swej zajadło

ś

ci

publicystycznej Passent cz

ę

stokro

ć

skrajnie rozmijał si

ę

z faktami (vide gło

ś

ny protest słynnej włoskiej

dziennikarki Oriany Fallaci przeciw zafałszowaniu jej tekstu przez Passenta; “Polityka” z 18 wrze

ś

nia

1993 r.).

Przez wiele lat zast

ę

pca redaktora naczelnego “Polityki”. Po odej

ś

ciu z niej M.F.Rakowskiego,

faktyczny “mózg” tej redakcji w latach 80. i na pocz

ą

tku lat 90., odpowiedzialny za kontynuowanie

antynarodowej linii w “Polityce”, rozliczne publikacje tropicieli polskiego “nacjonalizmu” i
“antysemityzmu” typu Kału

ż

y

ń

skiego, Gro

ń

skiego, KTT czy Ko

ź

niewskiego. To Passent, od lat

zaprzyja

ź

niony z autorem antypolskiego Malowanego ptaka -

ż

ydowskim pisarzem-hochsztaplerem

Jerzym Kosi

ń

skim, zrobił najwi

ę

cej dla jego skrajnego rozreklamowania w Polsce (por. osławiony tekst

w “Polityce” z 30 maja 1987:

Ż

ycie dzi

ę

kuj

ę

ci za Kosi

ń

skiego. (Trzeba przyzna

ć

,

ż

e Passent bronił

Kosi

ń

skiego wci

ąż

uparcie i w latach 90., pomimo zdemaskowania jego oszustw (por. np. pełny tupetu

tekst Passenta: Zamach na Kosi

ń

skiego, “Polityka” z 6 maja 1995 r.). Passent nale

ż

ał do

panegirycznych chwalców skrajnego tropiciela “polskiego antysemityzmu" Jana Bło

ń

skiego.

Wysławiał go za jego haniebny atak na Zofi

ę

Kossak-Szczuck

ą

(por. Sprawiedliwy z Krakowa,

“Polityka” z 3 wrze

ś

nia 1994 r.). Z werw

ą

przeciwstawiał si

ę

sugestiom, by deportowa

ć

z Polski

chorego z nienawi

ś

ci do Polaków rabina Weissa, twierdz

ą

c,

ż

e ludzi o odmiennej tradycji

niekoniecznie trzeba zaraz odstawia

ć

na Ok

ę

cie i deportowa

ć

z Polski. Mimo

ż

e chodziło o nie

posiadaj

ą

cego polskiego obywatelstwa ameryka

ń

skiego rabina, awanturnika-recydywist

ę

. Du

ż

o

wcze

ś

niej, w 1985 roku, ze wzgl

ę

dów politycznych ten sam Passent nie miał

ż

adnych skrupułów w

poparciu zablokowania wjazdu do Polski dla posiadaj

ą

cego obywatelstwo polskie, ale nara

ż

aj

ą

cego

si

ę

wówczas komunistycznej władzy, Seweryna Blumsztajna (por. tekst Leszka Maleszki z 5

wrze

ś

nia 1994 r. w “GW”, przypominaj

ą

cy, jak Daniel Passent bronił decyzji o deportacji Blumsztajna

w “Polityce” z kwietnia 1985 roku).

Passent skrajnie wychwalał Urbana (tekst Polska walcz

ą

ca, “Polityka” z 20 sierpnia 1994 r.), pisz

ą

c,

ż

e: Urban, b

ę

d

ą

c całkowicie pokonany i wzgardzony, rzucił wyzwanie trzem najwi

ę

kszym siłom w

Polsce, kiedy były u szczytu pot

ę

gi: Ko

ś

ciołowi, “Solidarno

ś

ci” i Wał

ę

sie. Kr

ę

taczunio Passent

przemilczał prosty fakt,

ż

e wła

ś

nie cała działalno

ść

Urbana po 1989 roku dowodzi nie pot

ę

gi, a wielkiej

słabo

ś

ci i arcypobła

ż

ania “Solidarno

ś

ci” dla wrogów demokracji. W normalnie funkcjonuj

ą

cym

demokratycznym pa

ń

stwie prawa przykładnie rozliczono by Urbana za wszystkie jego podło

ś

ci z lat

jaruzelszczyzny, pocz

ą

wszy od stanu wojennego, a przede wszystkim za podjudzanie nienawi

ś

ci

przeciw bezbronnym ofiarom (w sprawie ksi

ę

dza J.Popiełuszki, matki G.Przemyka etc.). I nie tylko,

ż

e

nie miałby mo

ż

liwo

ś

ci wydawania tygodnika i niebywałej łatwo

ś

ci uzyskania na

ń

taniego lokalu, ale

otrzymałby co najmniej dziesi

ę

cioletni zakaz druku za zbrodnicz

ą

kolaboracj

ę

(za de Gaulle’a

niektórych kolaborantów dziennikarzy i pisarzy potraktowano jeszcze o wiele ostrzej!).

Tak zasłu

ż

ony dla zr

ę

cznej obrony okopów komunistycznej władzy przez dziesi

ę

ciolecia Passent dzi

ś

nagle twierdzi,

ż

e “Polityka” pismem komunistycznym nie jest i niektórzy zauwa

ż

yli to ju

ż

kilkadziesi

ą

t

lat temu (“Polityka” z 9 listopada 1991 r.). Pytanie, czy zauwa

ż

yli to wtedy, gdy “Polityka” powstała w

1957 roku jako bastion skrajnego dogmatyzmu partyjnego, specjalizuj

ą

c si

ę

w nagonce na odwil

ż

owe

“Po Prostu”? Czy mo

ż

e zauwa

ż

yli to w czasie, gdy redaktor naczelny “Polityki” M.F.Rakowski, b

ę

d

ą

c

równocze

ś

nie wicepremierem PRL-u w stanie wojennym firmował najnikczemniejsze nawet działania

generałów wojuj

ą

cych ze swym narodem? Jednego nie mo

ż

na zaprzeczy

ć

Passentowi, tj. skrajnego

cynizmu i dezynwoltury, z jak

ą

uderzał w ludzi, którzy znale

ź

li si

ę

w innym obozie politycznym, cho

ć

by

nawet kiedy

ś

ł

ą

czyła go z nimi przyja

źń

(vide ataki Passenta na D.Fikusa i innych byłych członków

redakcji “Polityki”). Sam bezpo

ś

rednio odczułem Passentow

ą

hipokryzj

ę

w całej pełni. W 1981 roku,

kiedy Passentowi zale

ż

ało na utrzymaniu mojej współpracy z jego pismem, nawet polemizuj

ą

c pisał,

ż

e: Ozdob

ą

bie

żą

cego numeru jest artykuł Jerzego Roberta Nowaka (...) znakomitego - sk

ą

din

ą

d, jak

wszystko, co wychodzi spod pióra Nowaka (...) (“Polityka” nr 38 z 19 wrze

ś

nia 1981 r.). W 1993 roku

background image

34

ten sam Passent, reaguj

ą

c na moje felietony w katolickim “Ładzie” w miejsce dyskusji na argumenty

wymy

ś

lał mi od oszołomów (“Polityka” z 22 maja 1993 r.). Ni

ż

si za

ś

od niego pretorianie “Polityki”

Gro

ń

ski, Henzler etc. zacz

ę

li wypisywa

ć

teksty podwa

ż

aj

ą

ce moje jakiekolwiek umiej

ę

tno

ś

ci

dziennikarskie czy naukowe. Taki typowy dla “Polityki” sposób “merytorycznej” dyskusji z inaczej
my

ś

l

ą

cymi.

Stanisław Podemski

, publicysta “Polityki” od spraw s

ą

dowych. Ostatnio wyspecjalizował

si

ę

w skrajnej nagonce na ks. Prałata Henryka Jankowskiego, domagaj

ą

c si

ę

jak najszybszego

przykładnego skazania go za rzekome obra

ż

enie

Ż

ydów. Nic nie wiadomo o tym, by Podemski

wykazał równ

ą

gorliwo

ść

w

żą

daniu ukarania osób winnych rzeczywistego obra

ż

enia Polaków jako

narodu, cho

ć

cz

ęść

z nich ma pod bokiem we własnej redakcji. Dodajmy,

ż

e Podemski jest przy tym

od dawna gor

ą

cym rzecznikiem abolicji dla autorów stanu wojennego (por. np. jego artykuł: Szansa na

przebaczenie, “Polityka” z 22 maja 1993 r.).

Tomasz Wróblewski

, dziennikarz “

Ż

ycia Warszawy”. Syn omawianego ju

ż

na tych łamach

Andrzeja Krzysztofa Wróblewskiego z “Polityki” i Agnieszki Wróblewskiej, zaciekłej przeciwniczki
“oszołomów” broni

ą

cych polskiego interesu narodowego (vide jej nagonka w “GW” i “

Ż

W” przeciw

El

ż

biecie Jaworowicz. Zd

ąż

ył si

ę

ju

ż

wsławi

ć

wielu prasowymi manipulacjami, mi

ę

dzy innymi

skrajnym nagła

ś

nianiem “rewelacji” niejakiego Bernsteina o rzekomym spisku papie

ż

a Jana Pawła II z

Reaganem przeciw Zwi

ą

zkowi Sowieckiemu. W swoim czasie (jesieni

ą

1991) Tomasz Wróblewski

rozp

ę

tał fal

ę

oskar

ż

e

ń

(“faktów prasowych”) przeciw ministrowi Zalewskiemu, zarzucaj

ą

c mu,

ż

e

jakoby sondował reakcje strony ameryka

ń

skiej na odej

ś

cie Balcerowicza. Stara si

ę

maksymalnie

o

ś

mieszy

ć

wszelkie protesty strony polskiej przeciw fałszowaniu obrazu stosunków polsko-

ż

ydowskich

(np. w sprawie Listy Schindlera). W tegorocznym “Wprost” mo

ż

na było znale

źć

próbk

ę

stylistyki

T.Wróblewskiego. W czasie rozmowy z prezesem Kongresu Polonii Ameryka

ń

skiej Edwardem

Moskalem powiedział: Nie tylko

Ż

ydzi, ale tak

ż

e wielu Amerykanów polskiego pochodzenia uwa

ż

a

pana za antysemit

ę

i - co wi

ę

cej - s

ą

zdania,

ż

e pa

ń

ska postawa mo

ż

e zaszkodzi

ć

Polsce w

zabiegach o ameryka

ń

skie poparcie dla rozszerzenia NATO.

Stefan Bratkowski,

publicysta. Obserwowanie dzisiejszego Bratkowskiego, naładowanego

fobiami i agresj

ą

, jest spraw

ą

ogromnie przykr

ą

dla wielu z tych, którzy go dawniej znali. Kiedy

ś

bardzo przyja

ź

nili

ś

my si

ę

. On pisał entuzjastycznie o moich “w

ę

gierskich” ksi

ąż

kach w “Polityce” i w

Ż

yciu i Nowoczesno

ś

ci”. Ja ceniłem go jako kogo

ś

, kto starał si

ę

wci

ąż

godzi

ć

, ł

ą

czy

ć

, integrowa

ć

.

Całym sercem byłem z nim, gdy toczył boje z ró

ż

nymi “Siwakami” z betonu. Podziwiałem okre

ś

lone

przez niego wizje samoorganizuj

ą

cego si

ę

społecze

ń

stwa i jak najefektywniejszego współczesnego

modelu pracy organicznej, przypominanie tradycji zwyci

ę

stwa Polaków w “najdłu

ż

szej wojnie

nowoczesnej Europy”. Tym bardziej zaszokowało wi

ę

c mnie nowe oblicze Bratkowskiego, wyłaniaj

ą

ce

si

ę

po 1989 roku, obraz skrajnego udeckiego zadufka i nienawistnika, z furi

ą

atakuj

ą

cego wszystkich

inaczej my

ś

l

ą

cych. Tak, jak to robi w najnowszym tek

ś

cie w “Rzeczypospolitej” (z 31 sierpnia - 1

wrze

ś

nia 1996 r.), gdzie nie przebieraj

ą

c w słowach atakuje “Ciemnogród”, endecj

ę

(...) podchodz

ą

c

ą

faszyzmem i agresj

ą

zawistnych frustratów.

W tym kuriozalnym tek

ś

cie Bratkowskiego, Cejrowski urasta do roli prawdziwego monstrum

politycznego, porównywanego z anty

ż

ydowskimi “prowokatorami” z 1956 roku (aluzja do Natolina!).

Według Bratkowskiego w 1956 roku ochronili

ś

my si

ę

przed tragedi

ą

W

ę

gier, nie daj

ą

c si

ę

sprowokowa

ć

. Mimo roli odgrywanej w naszym stalinizmie przez Fejginów, Ró

ż

a

ń

skich, Bermanów

itp. nie udało si

ę

wywoła

ć

hec antysemickich, cho

ć

ówcze

ś

ni Cejrowscy robili co mogli, by nas w

oczach

ś

wiata załatwi

ć

- pisze Bratkowski. Jak okre

ś

li

ć

takie pomówienie? Dodajmy do tego tak

znamienny czas ataku Bratkowskiego na Cejrowskiego. Akurat w czasie, gdy telewizyjna cenzura
starała si

ę

raz na zawsze zadławi

ć

“WC Kwadrans”, Bratkowski, niegdysiejszy obro

ń

ca wolno

ś

ci

słowa, spieszy w sukurs cenzorom z telewizyjnego betonu. Wcze

ś

niej - w “Rzeczypospolitej” z 6-7

lipca 1996 r.) Bratkowski oskar

ż

ył Cejrowskiego o blokowanie wej

ś

cia Polski do NATO (!!!), pisz

ą

c:

(...) Cejrowski, ha

ń

bi

ą

cy antysemickimi popisami

ś

wi

ę

te miejsce,

ś

wi

ą

tyni

ę

ks. Jerzego Popiełuszki,

pracuje dla Primakowa, byłego szefa KGB, a dzi

ś

rosyjskiego ministra spraw zagranicznych,

przeciwnego naszemu wej

ś

ciu do NATO.

background image

35

Zadziwiała fantazyjna ró

ż

norodno

ść

opluwanek słownych, którymi Bratkowski obrzucał znienawidzon

ą

przez niego prawic

ę

i “narodowców”, oskar

ż

aj

ą

c ich o “latrynizm polityczny”, choroby psychiczne,

faszyzowanie etc. Bardzo ró

ż

norodne było te

ż

grono atakowanych, od s

ę

dziwego Władysława Siły-

Nowickiego i Chrzanowskiego poprzez Jana Olszewskiego i Macierewicza, Maziarskiego i
Wierzbickiego
po Radio Maryja i Prymasa Polski Józefa Glempa. Bratkowski, który lubił gromko
wzywa

ć

do ochrony przed nadu

ż

yciami wolno

ś

ci słowa i zniesławieniami (np. w “Gazecie Wyborczej”

z 13 marca 1991 r.) sam jest najskrajniejszym przykładem takich wła

ś

nie nadu

ż

y

ć

. By przypomnie

ć

cho

ć

by nazwanie przez niego Wiesława Chrzanowskiego Fuhrerem (“Po Prostu” z 5 czerwca 1990), a

Zjednoczenia Chrze

ś

cija

ń

sko Narodowego Zjednoczeniem Chrze

ś

cija

ń

skiej Nienawi

ś

ci (“Gazeta

Wyborcza” nr 85 z 1991 roku). Rzecznik ZChN komentował w li

ś

cie do “Gazety Wyborczej” (z 10 maja

1991): Kojarzenie słowa “nienawi

ś

ci” ze słowem “chrze

ś

cija

ń

stwo” to doprawdy nikczemno

ść

.

Szczególn

ą

nienawi

ś

ci

ą

Bratkowski zapałał do rz

ą

du Jana Olszewskiego. Zaledwie w par

ę

tygodni po

jego obaleniu postulował, by były premier przeprosił Sejm i społecze

ń

stwo za

ś

wi

ń

stwa, którym

patronował (“GW” z 19 czerwca 1992 r.). Jeszcze 20 lutego 1993 Bratkowski z furi

ą

pi

ę

tnował rz

ą

d

Olszewskiego, nazywaj

ą

c go rz

ą

dem psychicznych.

Znakomitego publicyst

ę

Jacka Maziarskiego pocz

ę

stował gradem inwektyw zamiast argumentów,

zarzucaj

ą

c mu Alzheimer kulturowy, pisanie felietonów nie piórem, lecz pałk

ą

, tak,

ż

e co

ś

zacz

ę

ło

wonie

ć

,

ż

e z pałki spływa nie atrament, lecz... Przytaczam te próbki stylu Bratkowskiego z

prawdziwym za

ż

enowaniem i odraz

ą

- jako kolejn

ą

ilustracj

ę

skrajnego faryzeizmu i hipokryzji ludzi

powi

ą

zanych z udeck

ą

“warszawk

ą

”. Bo przecie

ż

pisz

ą

cy te wyzwiska Stefan Bratkowski tak lubi

apelowa

ć

o kultur

ę

słowa, a siebie samego okre

ś

lił jako człowieka goł

ę

biego serca, który wszystkich,

jak wiadomo, lubi i wszystkim wszystko darowuje (“GW”, 20 lutego 1993 r.). Bratkowskiemu,
rzekomemu “człowiekowi dialogu”, który tak zapewnia o swym szacunku dla pogl

ą

dów innych, jako

ś

nie przeszkadzały drwiny z uczu

ć

religijnych (cho

ć

by w rysunkach Juliana Bohdanowicza,

zamieszczanych w redagowanej przez Bratkowskiego rubryce miesi

ę

cznika “Wiedza i

Ż

ycie”). Jeden z

rysunków przedstawiał np. kapłana, który przy ołtarzu podnosił do góry w czasie Przeistoczenia
zamiast Hostii - błyszcz

ą

c

ą

monet

ę

(por. uwagi w “Niedzieli” z 30 pa

ź

dziernika 1994 r. w dziale

“Rozmaito

ś

ci”).

Stopniowo Bratkowski stał si

ę

jednym z najbardziej widomych symboli niebywałego nad

ę

cia

warszawskiej “elitki” udeckiej, “autorytetów” nie mog

ą

cych si

ę

pogodzi

ć

z jak

ą

kolwiek konkurencj

ą

. W

“Po Prostu” z 7 czerwca 1990 r. (nr 17) pouczał: (...) My naprawd

ę

tych “prawicowców” i “narodowców”

bierzemy zbyt powa

ż

nie. Przecie dla nich “lewica” to nie s

ą

inne pogl

ą

dy. “Lewica” to s

ą

faceci, którzy

powinni odda

ć

swoj

ą

władz

ę

, swoje pozycje społeczne i sław

ę

, bo to maj

ą

- czego “prawica” jako

proletariat

ż

ycia umysłowego i towarzyskiego nie ma. Ci biedacy nawet nie wiedz

ą

,

ż

e sława i pozycja

społeczna nie pochodz

ą

z rozdziału przy zielonym stoliku,

ż

e nie wystarczy si

ę

razem podpisa

ć

, by

sta

ć

si

ę

kim

ś

(...).

Jad nienawi

ś

ci do “narodowców” i prawicy, tropienie rzekomych “antysemitów” idzie w parze u

Bratkowskiego z konsekwentnym rozgrzeszaniem twórców stanu wojennego i działa

ń

postkomunistów, ci

ą

głym wybielaniem ich intencji. Ju

ż

w kilka dni po obaleniu rz

ą

du Olszewskiego,

Bratkowski gor

ą

czkowo zapewniał,

ż

e dekomunizacja jest czym

ś

nonsensownym i niemo

ż

liwym, bo

przecie

ż

: Połowa kraju ma kogo

ś

w rodzinie, kto dzier

ż

ył jakie

ś

stanowisko (“GW” z 9 czerwca 1992

r.). Wkrótce pó

ź

niej (23 czerwca 1992 r.) pisał w “GW” w panegiryku o umowach “okr

ą

głego stołu”,

ż

e

Polacy przyszło

ś

ci b

ę

d

ą

dumni tak

ż

e z tych polskich generałów, którzy potrafili przeło

ż

y

ć

dobro Polski

nad korzy

ś

ci swej władzy (por. równie

ż

tekst Bratkowskiego w “GW” z 3 listopada 1992 r.,

wychwalaj

ą

cy gen. Jaruzelskiego jako “bohatera pozytywnego” za “pokojowe przekazanie władzy” w

roku 1989). W czasie, gdy postkomuni

ś

ci przegrupowywali siły do decyduj

ą

cej ofensywy politycznej,

Bratkowski dalej w najlepsze kierował cały swój jad inwektyw na faszyzuj

ą

c

ą

w stylu prawic

ę

. I

zapewniał naiwnych czytelników “GW”, i

ż

: (...) W

ś

ród byłej komuny jest komunistów jedynie na

lekarstwo, a z tych jedynie chorzy roj

ą

o powrocie. Pisał tak 3 listopada 1992 r., na niecały rok przed

wyborczym triumfem komuny (!!!). Sw

ą

niech

ęć

do dekomunizacji Bratkowski poł

ą

czył z wezwaniem

do rezygnacji z rozliczania nawet zbrodni stalinowskich, ostrzegaj

ą

c,

ż

e nazwanie winnych zbrodni

stalinowskich mogłoby doprowadzi

ć

niemal do wojny domowej (por. interesuj

ą

c

ą

polemik

ę

Bronisława

Wildsteina z tego typu wywodami Bratkowskiego w tek

ś

cie Spór o dekomunizacj

ę

, “Res Publica” nr 4,

1993 r., s. 29).

background image

36

Kazimierz Dejmek

, re

ż

yser, były minister kultury. Od pierwszego okresu po wojnie

entuzjastycznie poparł now

ą

władz

ę

komunistyczn

ą

. Jako 25-latek został dyrektorem i kierownikiem

artystycznym Teatru Nowego w Łodzi. Z całym zaanga

ż

owaniem wystawiał tam stalinowskie sztuki

socrealistyczne, na czele z Brygad

ą

szlifierza Karhana. Wst

ą

pił do PZPR w najgorszym okresie

polskiego stalinizmu - w 1951 roku. W 1968 roku nagle zyskał opozycyjn

ą

sław

ę

dzi

ę

ki politycznej roli,

odegranej przez re

ż

yserowane przez niego przedstawienie Dziadów Mickiewicza. S

ą

dz

ą

c po

wcze

ś

niejszych i pó

ź

niejszych działaniach i wyst

ą

pieniach Dejmka, nieprawdziwe byłoby

przedstawienie go jako twórcy przeciwnego komunistycznej władzy, był on raczej zwi

ą

zany z

jednym z odłamów PZPR-owskiej władzy - "puławianami". Do dzi

ś

w pełni nie pokazano kulisów

decyzji PZPR-owskich decydentów, którzy ochoczo zaakceptowali pomysł wystawienia sztuki o takiej,
jak Dziady wymowie w stosunku do Rosji akurat na 50-lecie obchodów bolszewickiej rewolucji
pa

ź

dziernikowej w 1967 roku, i nawet przyznali na ni

ą

specjaln

ą

dotacj

ę

(5 mln złotych) (według “Res

Publica”, nr 3 z 1988 r., s. 29). Sztuk

ę

oceniał, puszczaj

ą

c j

ą

bez trudu - według Dejmka trzeciorz

ę

dny

cenzor, w dodatku syjonista (tam

ż

e, s. 30), który wkrótce potem wyst

ą

pił o papiery emigracyjne.

Nimb rzekomej opozycyjno

ś

ci Dejmka całkowicie przygasł w stanie wojennym. Dejmek uparcie

przeciwdziałał aktorskiemu bojkotowi telewizji, a w jego wystawieniu Wyzwolenia znalazły si

ę

antysolidarno

ś

ciowe akcenty. W 1993 roku, gdy został zostawszy ministrem kultury w rz

ą

dzie

koalicji SLD-PSL przeznaczył hojn

ą

r

ę

k

ą

kosztem społecze

ń

stwa wielomiliardowe sumy na

finansowanie skrajnie deficytowego tygodnika “Wiadomo

ś

ci Kulturalne” (ju

ż

na wst

ę

pie wydano

na to pismo około 22 miliardy złotych). Tygodnik ten, przez wielu zwany “kulturaln

ą

gadzinówk

ą

”, pod

redakcj

ą

Krzysztofa Teodora Toeplitza zmienił si

ę

w trybun

ę

prymitywnych ataków na polsko

ść

,

polski patriotyzm i Ko

ś

ciół katolicki przy równoczesnym tendencyjnym popularyzowaniu ró

ż

norakich

ż

ydowskich uprzedze

ń

antypolskich. Pomimo licznych protestów przeciw subsydiowaniu z kasy

pa

ń

stwowej antynarodowego i niszcz

ą

cego warto

ś

ci chrze

ś

cija

ń

skie deficytowego tygodnika o bardzo

niskim poziomie artystycznym, Dejmek konsekwentnie ładował kolejne sumy pieni

ę

dzy, by zapobiec

upadkowi pisma Toeplitza, zaprzyja

ź

nionego z nim od dziesi

ę

cioleci. Gło

ś

no chlubił si

ę

t

ą

sw

ą

postaw

ą

w wywiadzie dla “Wiadomo

ś

ci Kulturalnych”. Trudniej zrozumie

ć

natomiast postaw

ę

PSL-u,

tak cz

ę

sto lubi

ą

cego akcentowa

ć

sw

ą

pełn

ą

identyfikacj

ę

z ideami patriotyzmu, a mimo to toleruj

ą

cego

wyrzucanie w błoto polskich pieni

ę

dzy na antynarodowe pismo przez ministra, który wszedł do ławy

poselskiej i do rz

ą

du z ramienia PSL-u. Dodajmy,

ż

e Dejmek jako jeden z nielicznych (pi

ę

ciu)

posłów z PSL wpisał si

ę

na list

ę

ha

ń

by głosuj

ą

c w Sejmie przeciw pot

ę

pieniu zbrodniczych

działa

ń

aparatu bezpiecze

ń

stwa pa

ń

stwowego w latach 1944-1956.

Piotr Gadzinowski

, dziennikarz, zast

ę

pca redaktora naczelnego “Nie” J.Urbana, staraj

ą

cy

si

ę

maksymalnie go na

ś

ladowa

ć

jako swego idola. W swoim czasie wychowanek A.Kwa

ś

niewskiego,

pod którego batut

ą

terminował w “itd” w latach 80. Ju

ż

w czasie pracy w “itd” jako felietonista

“wyró

ż

niał si

ę

” zamiłowaniem do malowania w jak najczarniejszych barwach Polaków jako narodu.

Maksymalnie poparł publikowan

ą

po w

ę

giersku antypolsk

ą

ksi

ąż

k

ę

ż

ydowskiego pisarza z W

ę

gier

Gyorgya Spiró Iksowie, cho

ć

w

ę

gierskiego nie znał i ksi

ąż

ki nie czytał. Wiedział jednak nieomylnie,

ż

e to pisarz wielki, bo odpowiednio dosala Polakom, równo mieszaj

ą

c z błotem luminarzy polskiej

nauki i kultury, od Staszica po Niemcewicza, i wielkim polskim wodzom, od Ko

ś

ciuszki po ksi

ę

cia

Józefa Poniatowskiego. A w błocie Gadzinowski wielce tapla

ć

si

ę

lubi.

W 1990 roku na krótko został redaktorem naczelnym “itd”. W grudniu 1994 “wsławił si

ę

” wynurzeniami

na łamach SdRP-owskiej “Trybuny”, przeciwstawiaj

ą

cymi “dobrego” gen. Jaruzelskiego maksymalnie

oczernionej “Solidarno

ś

ci”, posuwaj

ą

c si

ę

do stwierdzenia: (...) na tle tego, co etosiacy zrobili ze

swoimi ideałami, co zrobili z obietnicami składanymi ludziom za nich strajkuj

ą

cym, nawet pracownicy

stalinowskiego UB staj

ą

si

ę

sympatyczni (...). Wcze

ś

niej, na łamach tej

ż

e postkomunistycznej

“Trybuny” pod

ś

wiatłym kierownictwem D.Szymczychy, Gadzinowski napisał z cał

ą

powag

ą

(!) w

styczniu 1994 r.,

ż

e ludzie pracy wprost t

ę

skni

ą

za restytuowaniem partii w zakładach pracy, za tym,

ż

eby było cho

ć

po jednym sekretarzu w ka

ż

dym zakładzie pracy, na dzielnicy, osiedlu. - Obiecywali

pieni

ą

dze, dadz

ą

sekretarzy - skomentował błagalny apel Gadzinowskiego Grzegorz Sieczkowski w

Ż

yciu Warszawy”.

Jako zast

ę

pca naczelnego “Nie”, Gadzinowski nale

ż

y do najgorliwszych niszczycieli polskiego

patriotyzmu i najfanatyczniejszych wrogów Ko

ś

cioła katolickiego. Spod jego pióra wyszedł jeden

z najhaniebniejszych tekstów w całej historii “Nie” - Polsko, Macioro Nasza (“Nie” z 11 wrze

ś

nia 1993

r.). W tym paszkwilu na Polaków na Wile

ń

szczy

ź

nie Gadzinowski zaprezentował postaw

ę

pełn

ą

background image

37

skrajnego cynizmu i pogardy wobec problemów jakich

ś

tam biednych wile

ń

skich aborygenów,

przypadkowo mówi

ą

cych po polsku. Oto typowa próbka “gadzinowskiego” stylu z tego artykułu: (...)

Siedziba Zwi

ą

zku Polaków na Litwie przypomina dekoracje radzieckich filmów wojennych. Jakby

godzin

ę

wcze

ś

niej zako

ń

czył si

ę

ostrzał. To zrozumiałe, bieda. Był system radziecki. Zwi

ą

zek nie ma

funduszy (...). A mo

ż

e ta bieda jest pokazowa?

Ż

eby Polakom z Polski, Polakom z Zachodu zrobiło si

ę

smutniej i polska maciora podstawiła dodatkowy cycek? (...). A dalej znajdujemy swoist

ą

puent

ę

,

wło

ż

on

ą

w usta rzekomego anonimowego rozmówcy Gadzinowskiego - K.L.: (...) Polska, ta

ś

niona

legendarna macierz, okazała si

ę

zwykł

ą

macior

ą

. I teraz wielu Polaków marzy, aby dorwa

ć

si

ę

do jednego z jej cycków (...).

W innym tek

ś

cie, łkaj

ą

c nad losem przep

ę

dzonego przez tłum robotników Ursusa, Gadzinowski

przyrównał zebranych w ursuskim domu kultury jako “prawdziwych Polaków” do prawdziwych
nazistów (“Nie” z 9 lutego 1994 r.). Zarzucił Ko

ś

ciołowi katolickiemu,

ż

e na skutek jego “agresywnej

ewangelizacji” wytwarza si

ę

podział na “Ciemnogród” i “Jasnogród”, wyja

ś

niaj

ą

c odpowiednio, co tym

Ciemnogrodem jest: To obóz monopolizuj

ą

cych patriotyzm “prawdziwych Polaków”.

Ż

arliwych, cho

ć

cz

ę

sto nie doczytanych, obro

ń

ców Hetmanki - Królowej Polski. W

ę

sz

ą

cych spiski

ż

ydo-komuno-

maso

ń

skie (...). Marz

ą

cych o jednolitym, karnym, korporacyjnym narodzie polskim (...) (“Nie" z 9

lutego 1994 r.). Ostatnio Gadzinowski popisał si

ę

kolejnym godnym gadzinówki tekstem atakuj

ą

cym

Ko

ś

ciół katolicki i polski “antysemityzm” - Niech

ż

yje mord (“Nie" z 22 sierpnia 1996 r.). W

ogromniastym tek

ś

cie, rozpocz

ę

tym na pierwszej kolumnie Urbanowego brukowca, Gadzinowski

przedstawił skrajny obraz Rzeczypospolitej obojga narodów jako krainy rytualnych mordów na

Ż

ydach, całkowicie przemilczaj

ą

c tak dominuj

ą

ce w ówczesnej Polsce tradycje ogromnej

tolerancji dla

Ż

ydów, “

ż

ydowskiego raju”. Tradycje, które zmieniły Polsk

ę

w schronienie dla

przewa

ż

aj

ą

cej cz

ęś

ci

Ż

ydów

ś

wiata.

Ludwik Stomma

, felietonista “Polityki”, etnograf. Syn znanego działacza katolickiego

Stanisława Stommy, od dziesi

ę

cioleci zwi

ą

zanego z “Tygodnikiem Powszechnym”. Ultraczerwony w

pogl

ą

dach, poszedł na maksymaln

ą

identyfikacj

ę

z postkomunistami, posuwaj

ą

c si

ę

a

ż

do

publikacji w Urbanowym “Nie” (por. “Nie” nr. 51-52 z 1993 roku). Z zapałem wychwala ró

ż

ne

postacie postkomunistyczne, z Leszkiem Millerem na czele, i gromi antykomunistycznych
oszołomów.
Wyró

ż

nia si

ę

przy tym swoist

ą

odmian

ą

chuliga

ń

stwa prasowego (vide np. pogró

ż

ka

L.Stommy pod adresem Janusza Korwina-Mikke, “Polityka”, nr 35 z 1992 roku): S

ą

dz

ę

,

ż

e jako były

bokser nie miałbym wi

ę

kszych kłopotów w konfrontacji fizycznej z Korwinem-Mikke. To MY daliby

ś

my

mu w mord

ę

, a nie on NAM. Kiedy indziej stwierdził,

ż

e Giertychowi jako antysemicie, powinno si

ę

da

ć

po mordzie (cyt. za tekstem R.Ziemkiewicza, “Najwy

ż

szy Czas”, nr 1 z 1992 r.). Dodajmy,

ż

e tego typu

pogró

ż

ki miota Stomma, wci

ąż

przedstawiaj

ą

cy si

ę

jako "europejczyk", który nawet swój felieton

zatytułował Widziane z Szampanii. Rzeczywi

ś

cie, szampa

ń

skie maniery. Ju

ż

jesieni

ą

1990 r.

L.Stomma zabłysn

ą

ł gromkim pokrzykiwaniem przeciwko “ferworowi” zmieniania nazw ulic (“Polityka”,

nr 46 z 1990 roku), oponuj

ą

c mi

ę

dzy innymi przeciw odej

ś

ciu od nazwy ku czci znanej młodzie

ż

owej

działaczki komunistycznej Hanki Szapiro (Sawickiej).

W tekstach Stommy mo

ż

na nierzadko znale

źć

skrajn

ą

wr

ę

cz odmian

ę

rusofilstwa. Kiedy na przykład

w “Polityce” z 21 stycznia 1995 r. jak mógł minimalizował tragedi

ę

Czeczenii, podkre

ś

laj

ą

c,

ż

e

przecie

ż

Rosjanie załatwiaj

ą

spraw

ę

Czeczenii wewn

ą

trz swoich własnych granic. Co innego

Amerykanie, i tu nast

ą

piło bezwzgl

ę

dne pot

ę

pienie najbrutalniejszych interwencji ameryka

ń

skich w

Grenadzie, na Haiti czy w Nikaragui. W “Polityce” z listopada 1994 r. Ludwik Stomma oskar

ż

ył naród

polski o ksenofobiczn

ą

, ordynarn

ą

antyrosyjsko

ść

, tym samym dzielnie wspieraj

ą

c rozhu

ś

tane napa

ś

ci

antypolskie ze strony ró

ż

nych rosyjskich szowinistów. Jak wida

ć

, Ludwik Stomma od lat godnie kroczy

ś

ladami ojca - który w styczniu 1963 roku zaatakował Powstanie Styczniowe jako wyraz chronicznego

polskiego kompleksu antyrosyjskiego.

Par

ę

lat temu Stomma wyspecjalizował si

ę

w swoistej metodzie odbr

ą

zowienia (czytaj

“zafałszowania”) historii Polski. Polegała ona na apoteozowaniu najwi

ę

kszych niedoł

ę

gów i głupców

lub szkodników z historii Polski typu Władysława Hermana, Michała Korybuta Wi

ś

niowieckiego czy

Augusta II Sasa i równoczesnego starannego mieszania z błotem najwi

ę

kszych władców polskich typu

Bolesława Chrobrego, Krzywoustego czy Łokietka. Jak to trafnie podsumował Bronisław Wildstein w
“Rzeczypospolitej” z 6-7 listopada 1993 r.: (...) Metoda Stommy jest prosta. Je

ś

li monarcha jaki

ś

jest w

historii powszechnie uznany za gnu

ś

nego, nieudolnego czy wr

ę

cz zbrodniczego, Stomma prezentuje

go jako wzór cnót; i na odwrót: je

ś

li wydarzenie jakie

ś

uznane zostaje za brzemienne w złowrogie

background image

38

konsekwencje, Stomma robi wszystko, aby ukaza

ć

,

ż

e było dokładnie przeciwnie. Nie licz

ą

c si

ę

absolutnie z udokumentowanymi faktami. Wildstein uznał tak

ą

metod

ę

pisania za jaskrawy przejaw

nihilizmu historycznego, buszowania w historii, byle tylko dowie

ść

z góry wymy

ś

lonych tez. Takich na

przykład jak w opowie

ś

ci o Władysławie Hermanie (“Polityka”, nr 42 z 1993 r.), dowodz

ą

cej,

ż

e

trucicielscy włoscy Borgiowie ró

ż

nili si

ę

od polskich Piastów wył

ą

cznie brakiem hipokryzji.

Typowe dla metody pisania L.Stommy, sk

ą

din

ą

d gorliwego tropiciela “polskiego antysemityzmu", było

przedstawienie wydarze

ń

z czasów buntu niemieckich mieszczan w Krakowie za Łokietka. L.Stomma

fałszuj

ą

c histori

ę

, przedstawił tłumienie tego buntu niemieckich mieszczan jako okrutny pogrom

Ż

ydów. Zmuszanie przez Polaków do wypowiadania przez mieszczan słów “soczewica, koło, miele

młyn” (których niepoprawne wymówienie karano

ś

mierci

ą

) było według Stommy

ś

wiadomym

morderczym testem polskich czternastowiecznych rasistów dla

Ż

ydów. Niemieccy mieszczanie

bowiem byli, według Stommy, ju

ż

dobrze zasymilowani, i potrafili bez trudu przej

ść

przez

niebezpieczn

ą

prób

ę

. A ofiar

ą

polskiej “krwio

ż

erczo

ś

ci” padali jak zwykle biedni

Ż

ydzi (!). Dodajmy,

ż

e

Stomma niejednokrotnie korzystał z łamów “Polityki” dla zajadłego tropienia objawów mniemanego
“polskiego antysemityzmu”. “Popisowy” wprost pod tym wzgl

ę

dem był jego numer z atakiem na

Łysiaka (“Polityka” z 18 marca 1995 r.). Oskar

ż

eniom o antysemityzm towarzyszyła typowa dla

Stommy stylistyka wyzwisk - nazwanie Łysiaka przypadkiem patologicznym, klinicznym przykładem...
samousprawiedliwienia przez agresj

ę

,

ć

wier

ć

talencikiem etc. S.Bratkowski pisał,

ż

e: zawistnych

frustratów mo

ż

na spotka

ć

tylko na prawicy, i to narodowej (!).

Maria Szyszkowska

, filozof. Zwi

ą

zana z SLD, z którego kandydowała do Sejmu w 1993

roku. Kierowniczka Zakładu Filozofii Polityki ISP PAN, s

ę

dzia Trybunału Stanu z rekomendacji SLD.

Ju

ż

w 1985 r. w czasie dyskusji o filmie Shoah wyst

ą

piła publicznie z prób

ą

minimalizowania zagro

ż

e

ń

płyn

ą

cych dla Polski z powodu niekorzystnego urabiania obrazu Polski i Polaków w

ś

wiecie przez

filmy typu Shoah. Według Szyszkowskiej, Lanzmann rejestruje stosunek pewnej cz

ęś

ci Polaków

zgodnie z rzeczywisto

ś

ci

ą

. A w ogóle zaznaczyła to: (...) Mamy niezdrow

ą

tendencj

ę

traktowania

wszystkiego w tonacji “sło

ń

a sprawa polska” i chyba niepotrzebnie przypisujemy filmowi mo

ż

liwo

ść

uogólnienia. "Shoah" mo

ż

na zestawi

ć

z "Fuch

ą

" Skolimowskiego. Tu tak

ż

e pojawiły si

ę

głosy

obra

ż

onych, i

ż

Skolimowski szkaluje dobre imi

ę

Polaków (cyt. za: "Shoah" znaczy zagłada, “Antena” z

13 listopada 1985 r.).

Szyszkowska była w ostatnich latach bardzo cz

ę

sto nagła

ś

niana w telewizji, radiu i magazynach

prasowych typu “Twój Styl”. “Europejczykom” odpowiadaj

ą

jej “nowoczesne” pogl

ą

dy filozoficzne,

podwa

ż

aj

ą

ce rol

ę

warto

ś

ci etycznych czy rodziny. Według Szyszkowskiej: W polskim społecze

ń

stwie

za bardzo gloryfikuje si

ę

rodzin

ę

(...). Nic bardziej nie zniewala ni

ż

rodzina (...). Niesłusznie traktuje si

ę

rodzin

ę

jako składnik

ż

ycia społecznego czy nawet pa

ń

stwowego (...). Rodzina to wi

ę

zy krwi, czyli co

ś

zupełnie przypadkowego. Powinni

ś

my za

ś

ceni

ć

wi

ę

zy duchowe, a wi

ę

c przyja

źń

(cyt. za

M.Miszalskim: Wi

ę

cej Szyszkowskiej! I ju

ż

bez St

ę

pnia!... (“Najwy

ż

szy Czas”, 19 marca 1994 r.).

Zgodne z tym antyrodzinnym przesłaniem jest stanowisko Szyszkowskiej w sprawach płci. Uwa

ż

a

ona,

ż

e w zwi

ą

zkach homoseksualnych, poniewa

ż

nie ma w nich przepa

ś

ci pomi

ę

dzy płciami, istnieje

ę

bsza wi

ęź

uczuciowa i psychiczna ni

ż

w zwi

ą

zkach heteroseksualnych (cyt. za A.Dobrochn

ą

: Don

Kichot w spódnicy, “Express Wieczorny”, nr 163 z 1995 r.).

Kobieta-filozof z SLD ma do

ść

szczególnie nowatorski typ spojrzenia na etyk

ę

generalnie. Akcentuje,

ż

e bli

ż

sze s

ą

jej warto

ś

ci estetyczne ni

ż

moralne, twierdzi: Wmawia si

ę

nam,

ż

e powinni

ś

my ocenia

ć

wszystko w kategoriach dobra i zła moralnego. Tymczasem jest wiele innych warto

ś

ci, według których

mo

ż

na kształtowa

ć

swe

ż

ycie: harmonia wewn

ę

trzna, pi

ę

kno, sprawiedliwo

ść

(cyt. za: M.Miszalski,

op.cit.). Przy takim lekcewa

ż

eniu znaczenia kategorii dobra i zła moralnego jako podstawowych, a

zaakcentowaniu np. znaczenia warto

ś

ci estetycznych czy pi

ę

kna, mo

ż

na sobie wyobrazi

ć

w

przyszło

ś

ci pełn

ą

rehabilitacj

ę

Nerona. Znany artysta Neron, który nawet w chwili

ś

mierci pami

ę

tał o

swym artystycznym powołaniu...

Na nieszcz

ęś

cie dla Szyszkowskiej wielu ludzi w Polsce nie podziela jej “odkrywczych” pogl

ą

dów na

etyk

ę

, a nawet je ostro krytykuje. Efekt, Szyszkowska głosi wszem i wobec,

ż

e jeste

ś

my narodem

nietolerancyjnym (por. np. uwagi w cytowanym artykule z “Expressu Wieczornego”, nr 163 z 1995 r.).
W 1993 roku Szyszkowska była jedn

ą

z sygnatariuszek podpisanego przez grup

ę

skrajnych

“europejczyków” tzw. Listu otwartego do polskiej inteligencji, głosz

ą

cego m.in.,

ż

e w Polsce jakoby:

Krzewi si

ę

fanatyzm religijny i nacjonalizm wraz ze

ź

le maskowanym antysemityzmem, podsyca si

ę

background image

39

obsesj

ę

lustracyjno-dekomunizacyjn

ą

i neuroz

ę

domniemanych zagro

ż

e

ń

(powrotu komunizmu z

jednej, a rozgrabiania maj

ą

tku narodowego przez Zachód z drugiej strony) (por. “Wprost” z 13

czerwca 1993 r.).

Ryszard Zaj

ą

c

, poseł z SLD. Po wprowadzeniu stanu wojennego nader aktywny działacz

ś

l

ą

skiego ZSMP, mi

ę

dzy innymi wiceprzewodnicz

ą

cy Zarz

ą

du Miejskiego ZSMP w Sosnowcu. W

czerwcu 1985 roku nagle wst

ę

puje do zgromadzenia franciszkanów reformatorów. Po ponad

rocznym pobycie nie zostaje jednak dopuszczony przez prowincjała do odnowienia

ś

lubów. Pó

ź

niej

nawi

ą

zuje kontakt z solidarno

ś

ciow

ą

opozycj

ą

. Zacz

ą

ł wydawa

ć

podziemne pismo “Bajtek”. Wzbudził

jednak nieufno

ść

M.Krzaklewskiego, który w pewnym momencie odmówił zgody na dalsz

ą

sprzeda

ż

pisma. Zaj

ą

c szybko zyskał jednak protekcj

ę

Jana Lity

ń

skiego i został przez niego w 1989 roku

ś

ci

ą

gni

ę

ty nawet do Warszawy do pracy w Stołecznym KO “S” w “Niespodziance”. Zaprzyja

ź

nił

si

ę

z Lity

ń

skim, Wujcem i Kuroniem.

ź

niej skrupulatnie wyszydził w “Nie” poznanych w

“Niespodziance” “solidaruchów”. O swym dawnym protektorze Lity

ń

skim dalej mówił jednak: mój

przyjaciel z czasów konspiry. Lity

ń

ski dzi

ś

okre

ś

la jednak Zaj

ą

ca mianem “łobuz” i przeprasza

wszystkich, którzy

kiedykolwiek zetkn

ę

li si

ę

poprzez niego z Zaj

ą

cem (por. tekst Rafała Geremka w

Ż

yciu Warszawy” z 20-21 stycznia 1996 r. Według wspomnianego tekstu, dzi

ś

Zaj

ą

c

ż

ali si

ę

cz

ę

sto,

ż

e ludzie w “Solidarno

ś

ci” uwa

ż

aj

ą

go za esbeka). W 1992 r. Zaj

ą

c przesiedział 74 dni w wi

ę

zieniu za

nawymy

ś

lanie wojewodzie katowickiemu i zwi

ą

zkowcom od “palantów” z “Solidarno

ś

ci”. Został

natychmiast za to gor

ą

co rozreklamowany na łamach Urbanowego “Nie”. Stał si

ę

jednym z liderów

urbanowej “Niezale

ż

nej Inicjatywy Europejskiej” Urbana. Kilkakrotnie próbował uko

ń

czy

ć

eksternistycznie matur

ę

, lecz bez powodzenia. Du

ż

o lepiej powiodło mu si

ę

w SLD, w 1993 roku

został posłem z jego listy.

W tekstach na łamach “Nie” i w przeró

ż

nych wyst

ą

pieniach z furi

ą

atakuje “Solidarno

ść

” i Ko

ś

ciół

katolicki. 22 czerwca 1995 r. w wyst

ą

pieniu sejmowym, Zaj

ą

c nazwał Ko

ś

ciół najbardziej

niedemokratyczn

ą

instytucj

ą

na

ś

wiecie. Ze szczególn

ą

pasj

ą

atakował bardzo przez niego

znienawidzonych franciszkanów. Wyra

ź

nie nie mo

ż

e im darowa

ć

tego,

ż

e si

ę

na nim do

ść

szybko

poznali.

W pocz

ą

tkach 1995 r. gło

ś

ne stało si

ę

wyra

ż

enie przez Zaj

ą

ca w odr

ę

bnym li

ś

cie za Ocean

ogromnego uwielbienia dla rabina Abrahama Weissa wraz z pełnym poparciem dla

żą

da

ń

usuni

ę

cia Krzy

ż

a ze wszystkich mo

ż

liwych miejsc w obozie w O

ś

wi

ę

cimiu. W li

ś

cie do Weissa,

nagło

ś

nionym przez Zaj

ą

ca z trybuny sejmowej (!!!), wyraził on równie

ż

szczery

ż

al,

ż

e on,

poseł Zaj

ą

c, nie ma niestety wpływu na wybór Prymasa Polski, którym jest obecnie Prymas

Glemp. I zapewnił,

ż

e

ż

ywi do obecnego Prymasa Polski dokładnie takie same uczucia, jak

rabin Weiss (por. S.Biskupski: O

ś

wiadczyny Zaj

ą

ca, “My

ś

l Polska” z 25 marca 1995 r.).

Marcin Piasecki

, dziennikarz. Jeden z najskrajniejszych zago

ń

czyków lobby filosemickiego. Ze

szczególn

ą

zajadło

ś

ci

ą

atakował (na łamach "Gazety Wyborczej" z 4 sierpnia 1994 r. i "Polityki" z 16

kwietnia 1994 r. ksi

ąż

k

ę

Joanny Siedleckiej Czarny ptasior, demaskuj

ą

c

ą

oszustwa znanego

pisarza-hochsztaplera

ż

ydowskiego pochodzenia Jerzego Kosi

ń

skiego oraz wysługiwanie si

ę

NKWD

przez jego ojca. Piasecki oskar

ż

ał Siedleck

ą

o rzekom

ą

nierzetelno

ść

, pomówienia i oszczerstwo.

Podobnie jak Passent, Gro

ń

ski, Toeplitz etc. nigdy nie przeprosił Siedleckiej po potwierdzeniu jej

informacji przez badaczy. Prawdziwymi peanami obdarzył za to Piasecki twórczo

ść

Henryka

Grynberga, jednego z najbardziej fanatycznych rzeczników antypolonizmu. Szczególne pochwały
zyskała pod piórem Piaseckiego najostrzej szkaluj

ą

ca Polaków ksi

ąż

ka Grynberga Dziedzictwo,

ukazuj

ą

ca skrajnie zdeformowany obraz dziko-anty

ż

ydowskiej wsi polskiego, rzekomo

"powszechnego donosicielstwa" na

Ż

ydów. Przesycona antypolonizmem ksi

ąż

ka Grynberga urosła

pod piórem Piaseckiego do najwybitniejszych pomników pami

ę

ci, stworzonych w historii polskiej

kultury (!!!) (por. M.Piasecki: Wstyd, nasze dziedzictwo, dodatek do "

Ż

ycia Warszawy" - "Ex Libris" z

listopada 1993 r.). Powołuj

ą

c si

ę

na wymow

ę

ksi

ąż

ki Grynberga, w której nie ma ofiarnych bohaterów-

Polaków, jest za to tym wi

ę

cej donosicieli lub osób biernie obserwuj

ą

cych wydarzenia. Piasecki

sugeruje,

ż

e w rezultacie "wstyd jest naszym dziedzictwem".

I tak to wci

ąż

od

ż

ywa u nas dziedzictwo stalinowskiej publicystyki, staraj

ą

cej si

ę

upokorzy

ć

Polsk

ę

i

Polaków, zohydzaj

ą

c naród bez Quislingów, kraj, który najwi

ę

cej ucierpiał od hitlerowskich okupantów

i najdłu

ż

ej stawiał heroiczny opór przemocy.

background image

40

Jerzy Diatłowicki,

socjolog, dziennikarz telewizyjny. Twórca cyklicznego programu

“Rzeczpospolita druga i pół”, wyspecjalizowanego w konsekwentnym wybielaniu postaci z
komunistycznego PRL-u od Rakowskiego a

ż

po Szyra. W 1991 roku w kilka miesi

ę

cy po ucieczce z

Polski do Izraela

ż

ydowskich hochsztaplerów Bogusława Bagsika i Andrzeja G

ą

siorowskiego wraz z

pieni

ę

dzmi ukradzionymi Polsce, Diatłowicki opublikował panegiryczn

ą

ksi

ąż

k

ę

o tych panach i ich

umiej

ę

tno

ś

ciach finansowych (por. Bagsik and G

ą

siorowski. Jak ukradli

ś

my ksi

ęż

yc. Jerzy Diatłowicki

rozmawia z Bogusławem Bagsikiem, Andrzejem G

ą

siorowskim i innymi, Tel Aviv 16 sierpnia-1

wrze

ś

nia 1991 r., Wrocław 1991). Zbiegli

ż

ydowscy oszu

ś

ci prezentowali w ksi

ąż

ce Diatłowickiego

ogromny zestaw pogardliwych okre

ś

le

ń

o Polsce i Polakach. Na s. 112 np. Bagsik twierdził,

ż

e: Polska

nie dorosła do demokracji i nale

ż

y wzi

ąć

Polaków za mord

ę

. Ten sam Bagsik ostro atakował Ko

ś

ciół

katolicki i wybielał SdRP. Najskrajniejsze były jednak zamieszczone bez komentarza uwagi
izraelskiego wspólnika Bagsika i G

ą

siorowskiego Meira Bara: Polacy s

ą

to dzisiaj najgorsi ludzie na

ś

wiecie (...) do takiego skurwysy

ń

stwa nie przyjad

ę

. Jak b

ę

d

ę

widział Polaka, a Polak b

ę

dzie zdychał

na ulicy, nawet mu r

ę

ki nie podam,

ż

eby wi

ę

cej pomóc. Nie przyjad

ę

do Polski; bye, bye (por. s. 45

cytowanej ksi

ąż

ki).

Diatłowicki odegrał znacz

ą

c

ą

rol

ę

w nagonce na Wojciecha Cejrowskiego. Ju

ż

w inauguruj

ą

cym

nagonk

ę

artykule Anny Bikont (“Gazeta Wyborcza” z 4-5 marca 1995) oskar

ż

ył Cejrowskiego, mówi

ą

c,

ż

e telewizja nadaje program faszystowski. Zło

ż

ył w s

ą

dzie pozew przeciw Cejrowskiemu, oskar

ż

aj

ą

c

go o przest

ę

pstwo zawarte w paragrafie o nawoływaniu do wa

ś

ni na tle narodowym, religijnym lub

rasowym. Z kolei Cejrowski zło

ż

ył w s

ą

dzie pozew przeciw Diatłowickiemu o zniesławienie. Postaw

ę

Diatłowickiego dobrze ilustrowało wyra

ż

one przez niego w rozmowie z redaktorem “

Ż

ycia Warszawy”

(nr z 18-19 marca 1995) domniemanie nt. Cejrowskiego: Warto sprawdzi

ć

, kim s

ą

jego mocodawcy.

Słyszałem,

ż

e przychodz

ą

tam do studia jacy

ś

ksi

ęż

a w charakterze “opiekunów”. W “Gazecie

Wyborczej” z 7-8 wrze

ś

nia 1996 r. Diatłowicki wyst

ą

pił ze skrajnym atakiem na zjazd fanów Wojciecha

Cejrowskiego w Kociewiu, uskar

ż

aj

ą

c si

ę

na sposób ustosunkowania si

ę

tam do

Ż

ydów i personalnie

atakuj

ą

c Cejrowskiego, K

ą

kolewskiego (za sposób przedstawienia

ź

ródeł prowokacji kieleckiej w

1946 roku) i Michalkiewicza.

Roman Graczyk

, dziennikarz. Szczególnie widomy przykład symbiozy duchowej redakcji

“Tygodnika Powszechnego” i “Gazety Wyborczej”. Mało si

ę

dzi

ś

pami

ę

ta,

ż

e Graczyk, dzi

ś

najbardziej

zagorzały zago

ń

czyk antyko

ś

cielny w “GW”, rozpocz

ą

ł karier

ę

publicystyczn

ą

na łamach katolickiego

“Tygodnika Powszechnego” i szybko zdobył w nim bardzo wpływowe stanowisko sekretarza redakcji,
ku zaskoczeniu starych redaktorów tygodnika. Graczyk uzyskał bardzo siln

ą

pozycj

ę

w kształtowaniu

linii politycznej “TP” (a robił to wyra

ź

nie w duchu bardzo lewicowym). Cieszył si

ę

przy tym wyra

ź

nym

poparciem naczelnego redaktora “TP” Jerzego Turowicza (!) W przeciwnym razie nie do
pomy

ś

lenia byłoby to wszystko, co robił Graczyk dla cenzurowania tekstów Stefana

Kisielewskiego, od dziesi

ę

cioleci najbardziej popularnego autora “TP”, skrajnie obrzydzaj

ą

c

mu współprac

ę

z tygodnikiem w 1989 roku. Tym, którzy próbuj

ą

jeszcze dzi

ś

zafałszowa

ć

histori

ę

“Tygodnika Powszechnego” i przedstawi

ć

go jako niezmienny monolit (np. skrajna filosemitka

Stanisława Grabska, wiceprzewodnicz

ą

ca warszawskiego KIK-u), radz

ę

zajrze

ć

do rocznika “TP” z

1989 roku i bardzo uwa

ż

nie go przestudiowa

ć

. Odkryj

ą

wtedy rzeczy do

ść

szokuj

ą

ce. Zobacz

ą

jak

nagle spadły wówczas długo i cierpliwie noszone maski. I jak błyskawicznie zwyci

ęż

ył duch

absolutnego progeremkowskiego i promichnikowskiego “upartyjnienia” za wszelk

ą

cen

ę

w duchu

lewicowym. Na pró

ż

no protestował przeciwko temu zawsze konsekwentnie konserwatywny Kisiel.

Maj

ą

cych krótk

ą

pami

ęć

odsyłam do numerów “Tygodnika Powszechnego” z drugiego kwartału 1989

roku. Znajd

ą

tam zapomniane dzi

ś

protesty Stefana Kisielewskiego przeciw przyspieszonemu

“glajszachtowaniu” linii “TP” i ci

ą

głemu cenzurowaniu jego własnych tekstów w redakcji “TP” (por.

teksty Kisiela w numerach “TP” z 28 maja, 11 czerwca, 18 czerwca i 25 czerwca 1989 roku). W tym
cenzurowaniu Kisiela, konfiskatach jego felietonów przez redakcj

ę

“TP” (sro

ż

szych od pa

ń

stwowych,

bo nie zaznaczonych - jak podkre

ś

lił Kisiel w “TP” z 18 czerwca 1989 roku), szczególnie negatywn

ą

rol

ę

odegrał Roman Graczyk. Kisiel oskar

ż

ył go wr

ę

cz o “nami

ę

tn

ą

niech

ęć

do ludzi inaczej my

ś

l

ą

cych

czy zajmuj

ą

cych si

ę

spraw

ą

“Solidarno

ś

ci” w inny sposób ni

ż

on. I konstatował: “kto mówi inaczej, ten

szkodnik i zatka

ć

mu g

ę

b

ę

! - oto credo Graczyka”(felieton Kisiela: Złe ptaki i prorocy przy urnie,

“Tygodnik Powszechny” z 18 czerwca 1989). Zdegustowany Kisiel, po bezskutecznych ponawianych
błaganiach, by w redakcji przestano cenzurowa

ć

i konfiskowa

ć

jego felietony, odszedł z bólem pod

background image

41

koniec swego

ż

ycia z redakcji, do której był tak przywi

ą

zany przez dziesi

ę

ciolecia. (Jak wybielacze

“TP” wyja

ś

ni

ą

rol

ę

naczelnego Jerzego Turowicza, bez którego aprobaty "cenzorskie" działania

Graczyka byłyby niemo

ż

liwe?!).

Spełniwszy sw

ą

rol

ę

w boju o odpowiednie umocnienie progeremkowskiej i michnikowskiej lewicowej

linii w “TP”, Graczyk wyl

ą

dował w “GW”, staj

ą

c si

ę

tam głównym specjalist

ą

od czarnej roboty na

odcinku walki z Ko

ś

ciołem katolickim. Były sekretarz redakcji najbardziej wpływowego katolickiego

tygodnika, teraz bez ogródek i zahamowa

ń

wci

ąż

atakował w s

ąż

nistych tekstach i to niejednokrotnie

w bardzo ostry sposób, Prymasa Polski i biskupów katolickich in gremium, liczne katolickie autorytety
intelektualne, a w razie potrzeby i Ojca

Ś

wi

ę

tego. By przypomnie

ć

cho

ć

by wyst

ą

pienia Graczyka z

krytyk

ą

“Słowa biskupów” z 27 listopada 1992 (“GW” z 19-20 grudnia 1992 r.), atak na list pasterski

Episkopatu z 27 grudnia 1992 (“GW” z 21 marca 1993), ataki na komunikaty z kilku Konferencji
Plenarnych Episkopatu Polski w latach 1990 i 1991 roku (“GW” z 14 listopada 1992 r.), atak na “Słowo
z Jasnej Góry” z 26 sierpnia 1995 r. (“GW” z 8 listopada 1995 r.). Te i dziesi

ą

tki innych

antyko

ś

cielnych publikacji Graczyka na łamach “Gazety Wyborczej” cechowały wci

ąż

zawsze ta sama

jednoznaczna ostro

ść

oraz zło

ś

liwo

ść

antyko

ś

cielnego ataku i skrajne deformowanie przedstawianego

w nich obrazu Ko

ś

cioła.

Fałsze i deformacje Graczyka wywoływały w ko

ń

cu nawet protest członka redakcji “Tygodnika

Powszechnego” o. Macieja Zi

ę

by, który stwierdził w polemice z Grazykiem (“GW” z 23 maja 1994 r.):

(...) Je

ś

li

ś

wiat opisuje si

ę

tylko czarnym i białym kolorem, mo

ż

na doj

ść

do wniosku,

ż

e tzw. linia Jana

Pawła II jest kwestionowana przez obecnego papie

ż

a (...). I dodawał: (...) trzeba Panu Bogu

podzi

ę

kowa

ć

,

ż

e to nie Roman Graczyk rozstrzyga o ortodoksyjno

ś

ci pogl

ą

dów w

ś

wi

ę

tym Ko

ś

ciele

(...). Graczyk wci

ąż

upowszechniał nieprawdy o Ko

ś

ciele, straszył jego rzekom

ą

zaborczo

ś

ci

ą

i

zachłanno

ś

ci

ą

. 1 lipca 1995 r. zaatakował “Niedziel

ę

”, “Ład” i “Radio Maryja”, twierdz

ą

c,

ż

e suma

słownej agresji ze strony katolickiej co najmniej dorównuje agresji z drugiej strony (i tu wymienił m.in.
“NIE” i “Wprost” jako media, którym co najmniej dorównuj

ą

agresj

ą

wspomniane media katolickie.

Publicysta, który jeszcze nie tak dawno mienił si

ę

katolickim, wyst

ę

pował przeciwko temu,

ż

eby krzy

ż

e

wisiały na

ś

cianach szkół, twierdz

ą

c,

ż

e krzy

ż

mo

ż

e by

ć

symbolem obcym, nawet rani

ą

cym dla

jednostek nie chodz

ą

cych na religi

ę

(“GW” nr 181 z 1995 r.). Nie stronił przed

ż

adnym kłamstwem. W

artykule w “GW” (nr 2 z 1995 roku), Graczyk twierdził,

ż

e wprowadzenie religii do szkół spotkało si

ę

jakoby z powszechnym oporem. Polemizuj

ą

c z tym kłamstwem ks. Tadeusz Panu

ś

zapytywał: Jak

wi

ę

c wytłumaczy

ć

informacj

ę

Głównego Urz

ę

du Statystycznego ze stycznia ‘91,

ż

e na religi

ę

zapisało

si

ę

95,8 proc. uczniów szkół podstawowych i

ś

rednich? (”GW” 18 stycznia 1995 r.).

Jesieni

ą

1995 spadły maski z niektórych zakamuflowanych “przebiera

ń

ców” w “Solidarno

ś

ci” na czele

z Drawiczem, Milewskim i Labud

ą

, którzy uznali,

ż

e teraz ju

ż

mo

ż

na wyst

ą

pi

ć

z otwart

ą

przyłbic

ą

- pod

sztandarami postkomunisty Kwa

ś

niewskiego. Wywołało to zrozumiały wielki szok i oburzenie. Czemu

jednak wcze

ś

niej nie zauwa

ż

ono działa

ń

innych “przebiera

ń

ców” typu Graczyk? Dlaczego Jerzy

Turowicz, redaktor naczelny tygodnika zw

ą

cego si

ę

katolickim, ani słowem nie zaj

ą

kn

ą

ł si

ę

na temat

tej tak dziwnej “ewolucji” (czy to była ewolucja?) w duchu skrajnie antyko

ś

cielnym i nawet

antychrze

ś

cija

ń

skim swego tak niegdy

ś

wpływowego i hołubionego podwładnego. Kiedy ujawniona

zostanie pełna prawda o infiltrowaniu

ś

rodowisk katolickich od wewn

ą

trz przez ludzi im całkowicie

obcych, a nawet wr

ę

cz wrogich? Z czyjej por

ę

ki przyszedł Graczyk do Turowicza, i kto zadecydował o

jego tak przyspieszonym awansie na kluczowe stanowisko sekretarza redakcji “Tygodnika
Powszechnego”?

Skrajny tropiciel “zacofania” Ko

ś

cioła katolickiego w Polsce, Graczyk, z równ

ą

pasj

ą

tropi polski

Ciemnogród nacjonalistyczny, “demaskuje” ksenofobi

ę

i anty

ż

ydowsko

ść

. Szczególnie ohydny był

artykuł Graczyka: Drugie dno kresowej nostalgii (“GW” z 10 sierpnia 1994 r.) o “niebezpiecznych
t

ę

sknotach “Kresów”, dodatku do “Słowa-Dziennika Katolickiego”. Graczyk oskar

ż

ał tam

ś

rodowiska

kresowe o przemawianie j

ę

zykiem “narodowej wy

ż

szo

ś

ci”, ocieraj

ą

cym si

ę

o rewizjonizm

geopolityczny, o bezrefleksyjne “nostalgie”, sprzeczne z duchem europejskiej integracji. Za

ś

sam

dodatek do “Słowa” uznał za niebezpieczne narz

ę

dzie nacisku kresowego lobby na władze RP.

Artykuł Graczyka pisany był jak na zamówienie przeciwników Polski z krajów o

ś

ciennych, by da

ć

im

dogodny pretekst do ataków na rzekomy niebezpieczny polski rewizjonizm terytorialny wobec
s

ą

siadów. Znamienne jest, za co Graczyk najostrzej zaatakował redaktora dodatku “Słowa” Janusza

Olejnika. Otó

ż

za to,

ż

e Olejnik powoływał si

ę

na prawa polskiej mniejszo

ś

ci narodowej na

Wile

ń

szczy

ź

nie do zachowania własnej to

ż

samo

ś

ci narodowej z racji tego,

ż

e s

ą

to Polacy

ż

yj

ą

cy na

własnej ziemi, na ojcowi

ź

nie, od pokole

ń

. Graczyka obruszyło,

ż

e Olejnik

żą

da praw dla Polaków na

background image

42

Wschodzie nie “z tytułu człowiecze

ń

stwa” jako dla osób ludzkich, ale ze wzgl

ę

dów narodowych jako

dla tych osób, “które mog

ą

si

ę

wylegitymowa

ć

zasiedzeniem, b

ą

d

ź

zwi

ą

zkami krwi” (zwrot Graczyka).

Jak wiemy, redaktorzy “Gazety Wyborczej” jak ognia boj

ą

si

ę

słów naród czy narodowo

ść

. Tekst

Graczyka spotkał si

ę

z zasłu

ż

onymi polemikami. Oskar

ż

ono go o d

ąż

enie do wymazania polskiej

pami

ę

ci narodowej o dawnych Kresach wschodnich. H.Jakubowicz napi

ę

tnował go jako wyraz

my

ś

lenia kosmopolitów, którym si

ę

wydaje, i

ż

posiedli prawo nieomylnych s

ę

dziów dziejów narodu i

pa

ń

stwa (H.Jakubowicz: Wyrzec si

ę

swej to

ż

samo

ś

ci i przeszło

ś

ci?, “Słowo-Dziennik Katolicki”, 24

sierpnia 1994 r.).

W równie tendencyjny sposób podchodził Graczyk do spraw stosunków polsko-

ż

ydowskich. W

artykule na łamach “Gazety Wyborczej” z 8 maja 1993 r. sugerował, pisz

ą

c o sporze o o

ś

wi

ę

cimski

Karmel, i

ż

: intencje obro

ń

ców klasztoru nie zawsze s

ą

kryształowe. Zdumiewał si

ę

nad uporem 14

kobiet zabarykadowanych jak w obl

ęż

onej twierdzy, zapytuj

ą

c: Dlaczego trzeba było a

ż

interwencji

głowy Ko

ś

cioła,

ż

eby skłoni

ć

je do ust

ą

pienia? I dlaczego wci

ąż

si

ę

nie przeprowadzaj

ą

do gotowego

ju

ż

klasztoru po drugiej stronie drogi? W tym samym tek

ś

cie Graczyka agresywna postawa rabina

Weissa, jego wdarcie si

ę

wraz z grup

ą

zwolenników na teren klasztoru zostały okre

ś

lone jako proste

przeskoczenie płotu. Według Graczyka nowojorski rabin z siedmiu uczniami przeskoczył płot(!),

ż

eby

modli

ć

si

ę

wła

ś

nie tutaj.

Z kolei w tek

ś

cie atakuj

ą

cym krakowsk

ą

“Ark

ę

” (“Gazeta Wyborcza” z 16 lutego 1995), Graczyk

oburzał si

ę

na publikowanie w niej tekstów krytykuj

ą

cych pomniejszanie duchowego dziedzictwa

polsko

ś

ci i zachwiania to

ż

samo

ś

ci narodowej. Opublikowanie w “Arce” protestu patriotycznych

ś

rodowisk intelektualnych po haniebnym ataku Cichego na Powstanie Warszawskie w “Gazecie

Wyborczej”, Graczyk okre

ś

lił jako przykład uproszcze

ń

i egzaltacji na łamach tego periodyku. Tym

ch

ę

tniej za to wybraniał przed krytyk

ą

“Arki” redaktorów kolaboranckich “Nowych Widnokr

ę

gów”,

wydawanych we Lwowie w 1940-1941 pod sowieck

ą

okupacj

ą

. Na dowód zasług redaktorów tej

gadzinówki przytaczał popularyzowanie w “Nowych Widnokr

ę

gach” Mickiewicza (odpowiednio

zafałszowanego jako “propagatora rewolucji proletariackiej”). Zafałszowanie to nie przeszkadzało
Graczykowi. Pytał: Czy jednak próba “przechowania” Mickiewicza za ka

ż

d

ą

cen

ę

- w pa

ń

stwie Stalina

nie zasługuje na chwil

ę

refleksji?

Nieubłagany wobec Ko

ś

cioła i ró

ż

nych “niebezpiecznych” polskich “nostalgii” narodowych, Graczyk

równocze

ś

nie a

ż

szokuje niebywał

ą

wr

ę

cz troskliwo

ś

ci

ą

o to, by nie przesadzano z krytyk

ą

postkomunistów b

ę

d

ą

cych u władzy. Jest u nich bowiem tyle racjonalizmu w sprawach gospodarczych

i nie tylko. Bo na przykład w sporze z prezesem Moskalem to postkomunista Kwa

ś

niewski broni tu

naszej mi

ę

dzynarodowej reputacji, a antykomunista Moskal utrwala obraz Polski jako kraju

notorycznych antysemitów (R.Graczyk: Syndrom historycznej prawdy, czyli kryzys pa

ń

stwa, “Tygodnik

Powszechny” z 21 lipca 1996 r.). I konkluduje: Ale je

ś

li nowy rz

ą

d miałaby utworzy

ć

koalicja PSL-u z

ROP-em i “Solidarno

ś

ci

ą

”, to ju

ż

mo

ż

na si

ę

zastanawia

ć

czy wa

ż

niejsze s

ą

wzgl

ę

dy symboliczne,

czy elementarny rozs

ą

dek gospodarczy, który ta koalicja (przecie

ż

dzi

ę

ki SLD, a nie PSL) jednak

zachowuje.

Ryszard Marek Gro

ń

ski

, kabareciarz i felietonista “Polityki”. Typowy prorz

ą

dowy

kabareciarz (do

ść

banalne poł

ą

czenie najgorszego gatunku

ż

ydowskiego szmoncesu z politycznym

koniunkturalizmem, staraniem, by by

ć

zawsze “na fali”). Dowiódł tego ju

ż

wyra

ź

nie w najgorszych

czasach jaruzelszczyzny, gdy w felietonach na łamach “Polityki” zajadle janczarsko gromił
przeciwników re

ż

imu. Waldemar Łysiak wspominał Gro

ń

skiego w “Najwy

ż

szym Czasie” z 10 marca

1995 r. w artykule Tragarz historii, opisuj

ą

c dawn

ą

napa

ść

Gro

ń

skiego na niego i na znakomitego

historyka Jerzego Łojka: (...) Egzekutorem wyroku był znany humanista pierwszej połowy lat
osiemdziesi

ą

tych, Ryszard Marek Gro

ń

ski, który w owym czasie - w dobie junty Jaruzelskiej - flekował

na łamach “Polityki” ka

ż

dego malkontenta olewaj

ą

cego rz

ą

dy prosowieckich jenerałów (...). Gro

ń

ski

znany jest ze skrajnie fanatycznej zajadło

ś

ci w tropieniu domniemanych antysemitów polskich. Nawet

po dziesi

ę

cioleciach potrafi wykry

ć

domniemane

ś

lady “antysemityzmu”. W wydanej w 1991 roku w

Łodzi Puszce Pandory w rozdziale: Kartki z dziejów antysemityzmu (s. 73), oskar

ż

ył o antysemityzm

nawet dawn

ą

inscenizacj

ę

Lalki Prusa, dokonan

ą

przez Adama Hanuszkiewicza. Równocze

ś

nie dziwił

si

ę

(s. 69), jak mog

ą

Polacy oburza

ć

si

ę

na Leona Urisa (najskrajniejszego

ż

ydowskiego pisarza

polako

ż

erc

ę

- por. uwagi w “Naszej Polsce” z 20 czerwca 1996 r.).

background image

43

Gro

ń

ski wyspecjalizował si

ę

w atakach na polityków z obozu niepodległo

ś

ciowego (od Olszewskiego

po Kaczy

ń

skich, Parysa i Macierewicza) i patriotycznych pisarzy, historyków i publicystów. Ma na

swoim koncie ataki mi

ę

dzy innymi na Łojka, Herberta, Trznadla, Urbankowskiego, Michalkiewicza,

Siedleck

ą

,

ś

wietnego polskiego historyka z emigracji Józefa Garli

ń

skiego i... najwybitniejszego

zagranicznego historyka pisz

ą

cego o Polsce na Zachodzie Normana Daviesa (dostało mu si

ę

od

Gro

ń

skiego za zbyt du

ż

e zrozumienie dla polskich racji w kwestii stosunków z

Ż

ydami). Szczególnie

obruszył si

ę

Gro

ń

ski na redaktora Stanisława Michalkiewicza za tekst w “Naszej Polsce’, zwłaszcza

za uwag

ę

,

ż

e: Nie jest dobrze z Narodem, w którego armii wi

ę

kszo

ść

korpusu oficerskiego regularnie

czytuje jedn

ą

z dwóch

ż

ydowskich gazet dla Polaków. Gro

ń

ski był tym, który najgwałtowniej

zaatakował Joann

ę

Siedleck

ą

za słynnego Czarnego ptasiora o Kosi

ń

skim. Jak pisał Marian

Miszalski w “Najwy

ż

szym Czasie” z 30 kwietnia 1994 r. o tym ataku Gro

ń

skiego: P.Gro

ń

ski w

“Polityce” najbardziej wybiegł przed orkiestr

ę

- wprost zapluł si

ę

inwektywami, no ale jemu akurat

trudno si

ę

dziwi

ć

. Z furi

ą

zaatakował autork

ę

“Solidarno

ś

ci” za krytyk

ę

paszkwilu Bara

ń

czaka Bóg,

tr

ą

ba i ojczyzna. W parze z tymi atakami szły ró

ż

ne felietonowe opluwanki Gro

ń

skiego na temat Ojca

Rydzyka i “Radia Maryja”, Prymasa Polski Józefa Glempa, “Niedzieli”, “Słowa-Dziennika Katolickiego”
czy “Ładu”.

Szczególna w

ś

ciekło

ść

ogarn

ę

ła Gro

ń

skiego, gdy zabrał si

ę

za lektur

ę

Dzienników Marii D

ą

browskiej,

jak wiadomo szokuj

ą

co krytycznej w stosunku do

ż

ydowskich ubeków i politruków panosz

ą

cych si

ę

w

Polsce w dobie stalinizmu. Gro

ń

ski z min

ą

superznawcy konstatuje,

ż

e nieocenzurowana wersja

Dzienników Marii D

ą

browskiej pokazuje cał

ą

mało

ść

wielko

ś

ci. Pokłady kołtu

ń

stwa i kobiecych

zawi

ś

ci, drzemi

ą

ce w duszy moralistki (“Polityka”, 15 czerwca 1996 r.). Na tle mało

ś

ci D

ą

browskiej tym

mocniej zachwala Leca, z którym było inaczej, który pozostał wierny racjonalistycznej i sceptycznej
tonacji swego pisarstwa
. Bo po hebrajsku Lec, to tyle co trefni

ś

. A wi

ę

c Lec to M

ą

dry Błazen,

daremnie szukaj

ą

cy m

ą

drego władcy. Przypomnijmy wi

ę

c,

ż

e “m

ą

dry błazen” Lec wsławił si

ę

ju

ż

w

latach 1939-1940 jako jeden z najgorszych prosowieckich kolaborantów ze stalinizmem, wyst

ę

puj

ą

c z

wierszydłami, wychwalaj

ą

cymi mi

ę

dzy innym podbój Polski przez bolszewików (“poezj

ą

zdrady”

nazwał te “utwory” Bohdan Urbankowski w słynnej Czerwonej mszy. W wierszu Stalin Lec tak oto
pisał o Zwi

ą

zku Sowieckim, rozszerzonym o zdradziecko podbit

ą

Polsk

ę

:

Którą poeci wyśpiewali
ojczyzna, co to od Kamczatki
po szynach pędzi aż po San,
którą jak mleka pełny dzban

podaj

ą

dzieciom czułe matki,

- to Stalin! (...)

I moja lira z nowej stali
i dumnie przemieniona muza,

obywateli jasny wzrok

I głos, i oddech, my

ś

l i krok

i wolno

ść

, która nas odurza,

- to Stalin!

Inny wiersz “m

ą

drego błazna” Leca wysławiał zdradzieck

ą

napa

ść

na mał

ą

Finlandi

ę

(ju

ż

w dwa dni

po rozpocz

ę

ciu agresji). Wołał w tek

ś

cie Do ludu fi

ń

skiego:

Wbij rewolucjo, oto pora

W pier

ś

bur

ż

uazji fi

ń

ski nó

ż

.

Dodajmy do tego liczne powojenne fraszki Leca, godz

ą

ce w “pogrobowców” przedwrze

ś

niowej Polski,

w emigrantów, sklepikarzy, imperialistów, a przede wszystkim w religianctwo i ciemnot

ę

(por.

B.Urbankowski: Czerwona msza, Warszawa 1995, s. 314). A w

ś

ród nich najbardziej chyba głupawy

tekst Leca, atakuj

ą

cy polskie tendencje do podtrzymywania

ś

cisłych zwi

ą

zków z kultur

ą

Zachodu:

O pewnych tendencjach
Znów słyszę znany od młodu

background image

44

faszystów śpiew ponury:
“My chcemy kultury Zachodu”.
A chcą zachodu kultury.
(Wg “Antologii satyry”, Warszawa 1955, s. 118).

Wszystkie te panegiryki, deformacje i zafałszowania zawsze były konstruowane według ulubionego
stereotypu Gro

ń

skiego, prezentuj

ą

cego Polaków dziwnie złych, ułomnych moralnie nacjonałów i

antysemitów, a w najlepszym razie “zawistnych” jak Maria D

ą

browska; i

Ż

ydów, jak

ż

e innych,

pi

ę

knych duchowo, nieskazitelnych, niemal

ś

wi

ę

tych.

Jakby przypadkiem wszyscy ci, których Gro

ń

ski wysławia panegirycznie i w ekstazie, przy których

nagle zatraca cał

ą

sw

ą

paszkwilanck

ą

wen

ę

, maj

ą

na ogół jedn

ą

wspóln

ą

cech

ę

- s

ą

osobami

pochodzenia

ż

ydowskiego - od Leca po Marianowicza, Kaczmarskiego i Bardiniego. Wobec nich

pochwały Gro

ń

skiego nie znaj

ą

ju

ż

ż

adnych granic. Np. ju

ż

na otwarcie felietonu Gro

ń

skiego o

re

ż

yserze Aleksandrze Bardinim Pan Profesor (“Polityka” z 12 sierpnia 1995) czytamy: Tak

ą

twarz

mógłby mie

ć

Bóg.

Tomasz Jastrun

, poeta i felietonista. Syn Mieczysława Jastruna, jednego z poetów

najbardziej obci

ąż

onych “ha

ń

b

ą

domow

ą

” w czasach stalinizmu. M.Jastrun był jednym z najbardziej

wojowniczych członków redakcji “Ku

ź

nicy”, pisma marksistowskich fanatyków, walcz

ą

cych z

tradycjami narodowymi i warto

ś

ciami humanistycznymi. Pomimo zaanga

ż

owania szeregu Polaków w

ratowaniu Jastruna w czasie wojny, gdy ukrywał si

ę

“na aryjskich papierach”, po 1944 roku nale

ż

ał on

do czołowych tropicieli “polskiego antysemityzmu”. W publikowanym 17 czerwca 1945 r. w
krakowskim “Odrodzeniu” tek

ś

cie Pot

ę

ga ciemnoty twierdził,

ż

e za wymordowanie ponad trzech

milionów

Ż

ydów ponosi odpowiedzialno

ść

na równi z hitlerowskim okupantem całe bez mała polskie

społecze

ń

stwo. W czasie, gdy do ujarzmiania Polski w interesie Sowietów przyst

ę

powały całe falangi

ż

ydowskich ubeków i politruków na czele z Bermanem, Zambrowskim, Ró

ż

a

ń

skim, Brystygierow

ą

i

Fejginem, Jastrun pi

ę

tnował polskie zbrodnicze reakcyjne organizacje, które jakoby wci

ąż

“kontynuuj

ą

krwaw

ą

robot

ę

hitlerowsk

ą

, dybi

ą

c na ocalał

ą

z zagłady “grupk

ę

inteligencji pochodzenia

ż

ydowskiego". M.Jastrun był równie

ż

autorem licznych wierszy, pisanych zgodnie z wymogami

stalinowskiej poetyki (np. Ballady o puszczy

Ś

wi

ę

tokrzyskiej), dyskredytuj

ą

cej polskich powsta

ń

ców,

którzy zmienili si

ę

jakoby we wrogów własnego narodu, czy wyrafinowanego ataku na papiestwo w

wierszu W bazylice

ś

w. Piotra (por. uwagi B.Urbankowskiego Czerwona msza, Warszawa 1995 r., s.

326).

Jego syn Tomasz wyró

ż

nia si

ę

głównie pełnymi agresywnej hucpy felietonami, atakuj

ą

cymi

narodowych i prawicowych “oszołomów”. Ju

ż

w Złotej klatce. Notatnik ameryka

ń

ski (Warszawa,

czerwiec 1988 r., wyd. podziemne) dał karykaturalny obraz Polonii ameryka

ń

skiej, zarzucaj

ą

c jej

ci

ą

głe szukanie

Ż

ydów i masonów, skrajny antykomunizm. Pisał, kto nie krzyczy “bi

ć

czerwonych”

brany jest z miejsca za lewic

ę

(s. 84). “Europejczyk” Jastrun nie sili si

ę

nawet na próby ukrywania

swego obrzydzenia do wszystkiego, co polskie. W “Res Publice” (nr 8/89) pisał: Wynurzywszy si

ę

z

naszego ojczystego bałaganu, wygodnie czułem si

ę

w Szwecji (...). W samolocie siedziała obok mnie

ładna dziewczyna (...). Wyemigrowała z Polski kilka lat temu (...). Nie mieli

ś

my

ż

adnych znajomych, a

jednak wydawało si

ę

,

ż

e znamy si

ę

od zawsze. Bo przecie

ż

jedli

ś

my razem piasek w naszej brudnej,

ale bardzo osobliwej polskiej piaskownicy (...) (s.74).

Ataki na polski “Ciemnogród” przeprowadza Jastrun w stylistyce pełnej wyzwisk i epitetów w stylu:
palanty patriotyczne, palanty martyrologiczne, patriotyczno-narodowe gnioty. Ulubione oceny Jastruna
to zarzuty spiskowej wizji historii, za

ś

ciankowo

ś

ci i prowincjonalizmu. Z jak

ąż

lubo

ś

ci

ą

cytował

Jastrun w “

Ż

yciu Warszawy” z 27 stycznia 1995 r. słowa Jerzego Giedroycia: Polacy - to

okropny naród. Podobnie jak ojca wyra

ź

nie n

ę

ka go obsesyjna wr

ę

cz gor

ą

czka tropienia

domniemanego “polskiego antysemityzmu”. W “Res Publice” (z czerwca 1991 r.) na przykład
omawiaj

ą

c wyniki ankiet w dwóch liceach ze szczególnym zapałem eksponował znajdowane w nich

mo

ż

liwie najbardziej absurdalne stwierdzenia i hipotezy. Typu dowodze

ń

,

ż

e wynik wyborów

prezydenckich i w 1990 r. oraz usuni

ę

cie Mazowieckiego s

ą

dowodem na to,

ż

e

Ż

ydzi s

ą

ogólnie

background image

45

znienawidzeni. Tekst zamykało Jastrunowe podsumowanie: Mamy oto w Polsce antysemityzm bez

Ż

ydów. Nasze społecze

ń

stwo zdaje si

ę

by

ć

ci

ęż

ko chore, a ksenofobia to tylko jeden z tych objawów

(...) prezydenckie wybory przedłu

ż

yły “

ż

ycie” trupowi, który tak uparcie psuje si

ę

, a zamkni

ę

ty w

naszym narodowym tapczanie kompromituje nas we własnych i cudzych oczach. Jastrun jest przy tym
typowym przedstawicielem mentalno

ś

ci Kalego. Najmniejsz

ą

krytyczn

ą

uwag

ę

o

Ż

ydach traktuje jako

gorsz

ą

cy przejaw dzikiego polskiego antysemityzmu. Kiedy za

ś

Polacy reaguj

ą

na antypolskie

oszczerstwa, pi

ę

tnuje to jako wyraz narodowych kompleksów, dziwaczny lament z powodu

nadepni

ę

cia na polski narodowy odcisk. (Tak zareagował na przykład na krytyk

ę

antypolskich scen w

filmie Lista Schindlera Spielberga.) W “Rzeczypospolitej” z 11-12 maja 1996 r. Jastrun uskar

ż

ał si

ę

na

to,

ż

e jego znajomi, cz

ę

sto nawet ludzie bliscy mu w czasach opozycji, teraz siej

ą

szcz

ę

ko

ś

cik i

ksenofobi

ę

. Pytanie: kiedy Jastrun, wyra

ź

nie chory z nienawi

ś

ci, zabierze si

ę

wreszcie za leczenie

samego siebie? Zgodnie ze starym łaci

ń

skim przysłowiem Medice, cura te ipsum.

Atakom na polsko

ść

i Polaków towarzyszy u Jastruna gor

ą

czkowa pasja wybielania innych na czele z

Krzy

ż

akami, jakoby niegodnie zniesławionych przez polsk

ą

historiografi

ę

i literatur

ę

. W “Res Publice” z

czerwca 1990 r. Jastrun w imieniu redakcji (wraz z W.Zaj

ą

czkowskim) z zapałem celebrował obron

ę

biednych oczernionych Krzy

ż

aków, którzy stali si

ę

ofiar

ą

polskiej “manipulacji historycznej”. Z

kierowanej przez Jastruna dyskusji mo

ż

na było si

ę

“dowiedzie

ć

”,

ż

e my, Polacy, mamy t

ę

sam

ą

mentalno

ść

co Niemcy, kontynuowan

ą

przez rozkołysany nacjonalizm,

ż

e “Krzy

ż

acy” Sienkiewicza to

jego najgorsza powie

ść

historyczna, a “Wiatr od morza”

Ż

eromskiego to tylko zwykła “szmira”. I

usłysze

ć

o obawach,

ż

e społecze

ń

stwo polskie jest bardzo podatne na antysemityzm, antysowietyzm i

antyniemiecko

ść

i grupy gło

ś

no krzycz

ą

cych ideologów “mog

ą

łatwo rozkołysa

ć

te nastroje.

W “Rozmaito

ś

ciach” na łamach “Niedzieli” (nr 42 z 1995 r.) nazwano Tomasza Jastruna

czołowym przywracaczem PRL-u. I nie bez uzasadnienia. Jastrun ze szczególn

ą

wrogo

ś

ci

ą

reagował na ka

ż

de przypominanie łajdactw ró

ż

nych pseudoautorytetów w czasach stalinowskich,

tłumacz

ą

c: Czasy takie,

ż

e chwile upadku miał ka

ż

dy. Nikt jednak nie przyznaje si

ę

do tych chwil

słabo

ś

ci, ka

ż

dy natomiast jak na komary poluje na słabo

ś

ci innych. I z lubo

ś

ci

ą

rozmazuje je na

ś

cianie, pokazuj

ą

c potem

ś

lady krwi (“Rzeczpospolita” z 24 czerwca 1995 r.). W my

ś

l takiej poetyki

pisania ka

ż

dy był winien, a wi

ę

c nikt nie był winien, i nie ma sensu

ż

adne rozliczanie. Trzeba

przyzna

ć

,

ż

e w tej sprawie jego ojciec, dawny stalinista, był o wiele uczciwszy. Jak przyznał Tomasz

Jastrun na łamach “Res Publiki”, jego ojciec z obrzydzenia sw

ą

działalno

ś

ci

ą

i moralnego kaca za lata

1944-1945 nie otrz

ą

sn

ą

ł si

ę

a

ż

do

ś

mierci.

W polemikach z inaczej my

ś

l

ą

cymi Jastrun nie waha si

ę

przed si

ę

ganiem nawet po bro

ń

najbardziej

obrzydliwych oszczerstw. Spowodowało to ostr

ą

reakcj

ę

Anatola Arciucha, który napisał wr

ę

cz o

poł

ą

czeniu przez Tomasza Jastruna koncepcji goebbelsowskich na temat polemiki z niewygodnymi

pogl

ą

dami z koncepcjami komunistycznymi (“Gazeta Polska” 8 wrze

ś

nia 1994 r.). Wyzwiska, wr

ę

cz

chamskie słownictwo Jastruna, które przyrównywano ju

ż

do wymachiwania cepem słu

żą

naszemu

“europejczykowi” do prób całkowitego równania z ziemi

ą

inaczej my

ś

l

ą

cych. Do

ść

typowy pod tym

wzgl

ę

dem był atak Jastruna na ksi

ąż

k

ę

Krystyny Czuby Media i władza, jedn

ą

z najwybitniejszych

ksi

ąż

ek napisanych w duchu obrony warto

ś

ci chrze

ś

cija

ń

skich w ostatnich latach. Jastrun zaatakował

Czub

ę

na odlew, oskar

ż

aj

ą

c j

ą

o rzekomy prowincjonalizm i nisk

ą

klas

ę

my

ś

lenia. Jak “wysoka” jest

klasa my

ś

lenia samego Jastruna, cho

ć

by w spojrzeniu na religi

ę

, dobrze ilustruje jego publikowana w

“Res Publice Nowej” (nr 7-8/96) chełpliwa opowiastka o tym, jak zwyci

ęż

ył w starciu z Bogiem o

pozyskanie bardzo wierz

ą

cej dziewczyny: Najbardziej religijna scena z mojego

ż

ycia erotycznego.

Była bardzo młoda, bardzo wierz

ą

ca i bardzo ładna. - Jak ty si

ę

teraz z tego wyspowiadasz? -

zapytałem z nieszczer

ą

trosk

ą

(...). W odpowiedzi zasłoniła moje oczy dłoni

ą

. Patrzyłem nadal - w jej

dłoni nie było ani piekła, ani czy

ść

ca, było ciemno, ciepło, pachniało mlekiem i macierzank

ą

.

W “Res Publice” z lutego 1996 r. Jastrun zwierzał si

ę

,

ż

e ciarki przechodz

ą

go na my

ś

l ilu b

ę

cwałów o

niezłych biografiach zajmowało wysokie stanowiska tylko dlatego,

ż

e ich nazwiska znajdowały si

ę

w

czyim

ś

notesie. Zwierzenia skomentował “Tygodnik Solidarno

ść

” (nr 13 z 1996 r.) przypomnieniem,

jak to Jastrun dzi

ę

ki wyj

ę

ciu go z notesu minister kultury Izabelli Cywi

ń

skiej wyl

ą

dował na stanowisku

dyrektora Instytutu Kultury Polskiej w Sztokholmie. I dodał o roli Jastruna w czasie pobytu na
sztokholmskiej synekurze: Jego osi

ą

gni

ę

cia na polu krzewienia kultury polskiej nie s

ą

Szwedom

znane. Ale

ż

eby od razu: “b

ę

cwał”?

background image

46

Ewa Berberyusz

, dziennikarka. W lutym 1987 roku jedna z uczestniczek zmasowanego ataku

w “Tygodniku Powszechnym” na artykuł Władysława Siła-Nowickiego broni

ą

cego Polaków przed

oszczerstwami artykułu Jana Bło

ń

skiego. Solidaryzuj

ą

cy si

ę

z Bło

ń

skim artykuł ko

ń

czyła słowami

pełnymi narodowego masochizmu: (...) przesta

ń

my si

ę

targowa

ć

o okoliczno

ś

ci łagodz

ą

ce,

przesta

ń

my argumentowa

ć

, ale pochylmy głow

ę

(...) (E.Berberyusz: Wina przez zaniechanie,

“Tygodnik Powszechny” z 22 lutego 1987 r.). Wielokrotnie skrajnie wyolbrzymiała sił

ę

nastrojów

anty

ż

ydowskich w Polsce, jako dowód ci

ą

gle powołuj

ą

c si

ę

na anty

ż

ydowskie napisy na murach (por.

np. teksty E.Berberyusz: Jude, raus!, “GW” z 8 czerwca 1990 r.). Chcieli

ś

cie Polski, no to j

ą

macie...

(“GW” z 20 listopada 1990 r.), Klincz (16 listopada 1991 r.). Atakowała biskupa Michalika za rzekom

ą

anty

ż

ydowsko

ść

po jego znanej homilii wyborczej z 1991 r., sugeruj

ą

cej niech ka

ż

dy głosuje na osoby

mu najbli

ż

sze duchowo, Polak na Polaka, etc.

Jerzy Eisler

, historyk. Jeszcze w 1989 roku niewiele znany szerszym kr

ę

gom doktor historii, w

ostatnich latach został skrajnie rozreklamowany przez “europejczyków”. Urósł do jednego z filarów
polskiej historiografii o latach powojennych, szczególnie nagła

ś

nianego w “ró

ż

owych” przekaziorach.

Reklamowano go nieprzypadkowo. Eisler stał si

ę

bowiem najbardziej panegirycznym piewc

ą

frakcji

"puławian" i Marca 1968 r. Jego ksi

ąż

ka Marzec 1968 (Warszawa 1991 r.) przynosiła obraz wydarze

ń

marcowych 1968 roku, maksymalnie przesadzaj

ą

cy znaczenie i zasługi michnikowców. Nawet

recenzje, publikowane na łamach tak sk

ą

din

ą

d pobła

ż

liwej dla ludzi z lobby filosemickiego “Res

Publiki” (nr 7-8 z 1991 roku) zwróciły uwag

ę

na skrajn

ą

tendencyjno

ść

ksi

ąż

ki Eislera i jej jaskrawe

braki warsztatowe. Justyna Duriasz w recenzji pt. Warsztat? pisała,

ż

e ksi

ąż

ka reprezentuje zły

model uprawiania historii. Andrzej Chojnowski pisał z kolei o stronniczo

ś

ci Eislera, i

ż

: Jest to

spojrzenie uczestnika grupy politycznej, szukaj

ą

cego swej tradycji, nie za

ś

historyka. Dodajmy do tego

ogrom bł

ę

dów i przekłama

ń

faktograficznych. Rozliczne informacje Eislera cechował ci

ą

gły brak

sprawdzenia. Znany kombatant

ż

ydowski z czasów wojny Arnold Mostowicz w li

ś

cie do “Polityki” z 6

kwietnia 1991 r. pisał o niektórych informacjach, przytoczonych przez Eislera: Obawiam si

ę

,

ż

e Jerzy

Eisler nie bardzo przyło

ż

ył si

ę

do sprawdzenia tego faktu (...). Informacja ta jest równie liryczna, co

kłamliwa. Ja sam wyst

ę

puj

ę

3 razy w ksi

ąż

ce Eislera i z tego dwa razy w kontek

ś

cie bł

ę

dnych

informacji faktograficznych. Autor powołuje si

ę

na moj

ą

relacj

ę

o referacie, który tłumaczyłem jakoby

na j

ę

zyk w

ę

gierski na Kongresie Zwi

ą

zków Zawodowych, cho

ć

jako

ż

ywo nie tłumaczyłem na

ż

adnym

tego typu kongresie. Drugi raz wymienia mnie w

ś

ród “trzonu” grupy młodzie

ż

y “bogoojczy

ź

nianej”,

obok mi

ę

dzy innymi ekonomisty Stanisława Gomułki. Nigdy nie nale

ż

ał on ani do naszej grupy, ani do

jej “trzonu” (!!!).

Liczne krytyki wyra

ż

ane pod adresem przekłama

ń

ksi

ąż

ki Eislera nie skłoniły go do ani troch

ę

do

bardziej zobiektywizowanego pisania. W jednej sprawie wykazuje on wr

ę

cz

ż

elazn

ą

konsekwencj

ę

- w

maksymalnym wybielaniu grupy “puławian”, czyli frakcji

ż

ydowskiej w PZPR (por. np. J.Eisler: Zarys

dziejów politycznych Polski 1944-1989, Warszawa 1992 r.), czy wybielania roli

Ż

ydów w bezpiece

(“Tygodnik Kulturalny” z 3 grudnia 1989 r.). W tym ostatnim artykule Eisler robił, co mógł dla
maksymalnego pomniejszenia roli

Ż

ydów w bezpiece, oskar

ż

aj

ą

c głosz

ą

cych inne opinie w tej sprawie

o to, i

ż

bezwiednie powtarzaj

ą

rasistowskie slogany.

Jak wygl

ą

da eislerowska wizja historii, mo

ż

na si

ę

szczegółowo przekona

ć

czytaj

ą

c przygotowany

przez niego wraz z dwu mniej znanymi autorami (R.Kupieckim i M.Soba

ń

sk

ą

-Bondarczuk) podr

ę

cznik

Ś

wiat i Polska 1939-1992. W podr

ę

czniku tym pró

ż

no szuka

ć

nazwiska wielu słynnych polskich

patriotów, takich jak kontradmirał J.Unrug, major Dobrza

ń

ski “Hubal”, rotmistrz W.Pilecki,

K.K.Baczy

ń

ski, M.O.Kolbe, A.Kami

ń

ski czy Zofia Kossak-Szczucka. Za to w przypadku

komunistów wprost szokuje niebywała wprost szczodro

ść

Eislera i jego współautorów.

Czytamy np. o zupełnie sk

ą

din

ą

d nieznanym M.Lewi

ń

skim i I.Fiku z grupy “Polska Ludowa”, o

A.Fiderkiewiczu, J.Turlejskim czy F.Zubrzyckim. Podobna szczodro

ść

wobec ró

ż

nych

michnikowców. Nie zapomniano np. wymieni

ć

Szlajfera (dwa razy), Deutschgewandta,

Blumsztajna, Smolara, Lity

ń

skiego, Kuczy

ń

skiego, Toru

ń

czyk etc. Podobna zadziwiaj

ą

ca

szczodro

ść

w wyliczaniu nazwisk KOR-owców.

Zdumiewa przemilczanie nazwisk takich osób, jak Baczy

ń

ski, D

ą

browska, Jasienica, a nawet

Słonimski (który wszak odegrał spor

ą

rol

ę

polityczn

ą

- List 34 etc.), a równoczesne eksponowanie

Baczki, Brusa, Bara

ń

czaka, Cohna czy Szczypiorskiego. Eisler i współautorzy, tak sk

ą

pi w

informacjach o słynnych patriotach czasu wojny czy wybitnych twórcach nie

ż

ałuj

ą

miejsca dla

poinformowania,

ż

e w 1962 roku utworzono na UW z inicjatywy Komitetu Uczelnianego ZMS

background image

47

Polityczny Klub Dyskusyjny na czele z K.Modzelewskim i z takimi członkami, jak: J.Kuro

ń

,

W.Kuczy

ń

ski i A.Smolar. Dodajmy,

ż

e z fragmentów ksi

ąż

ki o systemie stalinowskim w Polsce nie

dowiemy si

ę

ani słowem o zbrodniach Bermana, Ró

ż

a

ń

skiego, Fejgina,

Ś

wiatły etc. Te nazwiska s

ą

po prostu całkowicie przemilczane z wyj

ą

tkiem Bermana, który pojawia si

ę

tylko raz w ksi

ąż

ce jako

współzało

ż

yciel Kominformu. I có

ż

s

ą

dzi

ć

o takim doborze nazwisk? I taka ksi

ąż

ka została zalecona w

1993 r. przez ministra edukacji narodowej jako ksi

ąż

ka pomocnicza do nauki historii (!).

Janusz Głowacki

, prozaik, autor sztuk i scenariuszy filmowych. Od kilkunastu lat przebywa

w Nowym Jorku. Sw

ą

wi

ęź

z krajem podtrzymał przez paszkwilancki obraz Polaka w sztuce Antygona

w Nowym Jorku. Jak komentował wymow

ę

tej sztuki Głowackiego w rymowanym felietonie Wojciech

Młynarski:

Graj

ą

Ruski, Polak i Portorikanka

Ruski - miły, ona słodka czarownica.

Polak za to mniej przyjemny

łach i szmondak, typ nikczemny

i to wła

ś

nie recenzentów wprost zachwyca.

Głowacki tworzył sw

ą

karykaturaln

ą

posta

ć

Polaka-szmondaka głównie z my

ś

l

ą

o sukcesie w

ś

ród

ameryka

ń

skich widzów. Jak sam mówił w naszej TVP (20 marca 1993 r.) w sztuce swej pokazuje nie

Polaka, a raczej Polaczka. Troszcz

ą

c si

ę

o odpowiedni

ą

jaskrawo

ść

negatywnego stereotypu takiego

“Polaczka”, nie zapomniał oczywi

ś

cie o wyposa

ż

eniu go w anty

ż

ydowsko

ść

. Według recenzji Piotra

Gruszczy

ń

skiego w “GW” (15 lutego 1993 r.): (...) Bawi zwłaszcza posta

ć

Pchelki - polskiego

emigranta (...) antysemity z imieniem Maryi na ustach i flaszk

ą

wódki w kieszeni (...). Ciekawy zestaw

stereotypów na eksport do Stanów Zjednoczonych, kraju “Polish Jokes” (!). W Warszawie za
wystawienie sztuki Głowackiego jako pierwsza zabrała si

ę

oczywi

ś

cie Izabella Cywi

ń

ska, znana z

lekcewa

ż

enia tego absurdalnego kraju. Przedstawienie pod jej batut

ą

stało si

ę

jednak dramatycznym

fiaskiem.

Hanna Krall,

reporterka. Przed kilkunastu laty w gło

ś

nej ksi

ąż

ce o Edelmanie Zd

ąż

y

ć

przed

Panem Bogiem prezentowała stosunkowo obiektywny obraz spraw

ż

ydowskich. Cytowała opinie

Edelmana, sprzeciwiaj

ą

ce si

ę

przedstawianiu jako powstania niewielkich rozmiarami walk w Getcie

Warszawskim, czy jego uwagi odbr

ą

zowiaj

ą

ce przywódc

ę

Ż

ydów walcz

ą

cych w getcie - Mordechaja

Anielewicza. Edelman opisywał np. jak to w dzieci

ń

stwie Anielewicz starannie farbował skrzela ryb

czerwon

ą

farb

ą

, by robiły wra

ż

enie

ś

wie

ż

ych. W ostatnich latach Krall, podobnie jak Edelman czy

Grynberg, wyra

ź

nie zmieniła postaw

ę

, staj

ą

c si

ę

uciele

ś

nieniem coraz silniejszego

ż

ydowskiego

triumfalizmu wobec słabo broni

ą

cych si

ę

przed atakami, czy nie broni

ą

cych si

ę

w ogóle Polaków.

Typowy pod tym wzgl

ę

dem był wywiad z Krall w “Polityce” z 26 stycznia 1991 r., wypominaj

ą

cy

Polakom utrzymywanie si

ę

“antysemityzmu” i uskar

ż

aj

ą

cy si

ę

na to,

ż

e rzekomo “nie ma komu pisa

ć

o

ż

ydowskich losach. W czasie gdy od kilkunastu lat trwa prawdziwy zalew tematyki

ż

ydowskiej w

wydawnictwach i na półkach ksi

ę

garskich, gdy najskrajniejsi

ż

ydowscy hochsztaplerzy i polako

ż

ercy

s

ą

wydawani z ogromnym luksusem “na kl

ę

czkach” (vide wydanie ksi

ąż

ki Marka Haltera, dawno

zdemaskowanego jako oszusta przez

ż

ydowskiego historyka M.Borwicza, nakładem “Iskier”,

kierowanych przez Wiesława Ucha

ń

skiego). Gdy z ró

ż

nych stron daje si

ę

szczególnie wielkie dotacje

na ksi

ąż

ki o tematyce

ż

ydowskiej (por. polityk

ę

wydawnicz

ą

p. Rosnera).

Ernest Skalski

, dziennikarz “Gazety Wyborczej”. Syn funkcjonariusza Komunistycznej Partii

Polski Jerzego Wilkera (po wojnie Skalskiego), po 1945 roku szefa personalnego Komendy
Wojewódzkiej MO w Krakowie, i Zofii Nimen (Skalskiej), byłej sekretarz technicznej KC
Mi

ę

dzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom (MOPR) - przybudówki partii komunistycznej

(por. L.

Ż

ebrowski: Ludzie UD. Trzy pokolenia, “Gazeta Wyborcza” 30 wrze

ś

nia 1993 r.). Był jednym z

najbardziej zajadłych obro

ń

ców monopolu warszawskiej “elitji” na rz

ą

dzenie. 7-8 kwietnia 1990 r.

opublikował na łamach “GW” znamienny artykuł Bieda-partie, wyszydzaj

ą

cy tworz

ą

ce si

ę

partie

background image

48

prawicowe i postuluj

ą

cy utrzymanie pełnego monopolu na rz

ą

dzenie w r

ę

ku geremkowskich m

ę

drców

z OKP. W czasie kampanii prezydenckiej 1990 roku oskar

ż

ał Wał

ę

s

ę

o “ostro

ż

ne” granie na

nastrojach “antysemickich” przez wielokrotne podkre

ś

lanie,

ż

e on sam jest od pokole

ń

czystym

Polakiem (por. “GW” z 12 listopada 1990 r.). We wcze

ś

niejszym artykule z “GW” z 15 wrze

ś

nia 1990 r.

uskar

ż

ał si

ę

na ci

ą

głe tropienie lewicy i “wmawianie” lewicowo

ś

ci Michnikowi, cho

ć

on si

ę

ju

ż

od niej

dawno od

ż

egnał. Według Skalskiego: Okre

ś

lenie “lewica” pełni podobn

ą

rol

ę

jak na znacznie ni

ż

szym

szczeblu kulturowym poj

ę

cie “

Ż

yd”. Kto zły - ten

Ż

yd, ewentualnie lewicowiec. Zaniepokojony

mo

ż

liwo

ś

ci

ą

radykalnych zmian przeciwstawiał si

ę

Janowi Olszewskiemu od pocz

ą

tków jego

kandydowania na premierostwo w grudniu 1991 r.

Skalski od pocz

ą

tku nale

ż

ał do skrajnych panegirystów Balcerowicza. Wykpiwał rzemie

ś

lników,

uskar

ż

aj

ą

cych si

ę

na upadanie polskiego rzemiosła, zyskuj

ą

c od jednego z nich mistrza br

ą

zownictwa

Ryszarda Szczepaniaka kusz

ą

c

ą

ofert

ę

“Skalski na Kub

ę

?” (“GW” z 18 lutego 1991 r.). W s

ąż

nistym

artykule Sami swoi we własnym domu (“GW” z 2-3 pa

ź

dziernika 1993 r.) z furi

ą

wyszydzał ludzi

zatroskanych o los interesów narodowych w polskiej gospodarce, jej konkurencyjno

ść

- zagro

ż

enia dla

polskiego przemysłu. Szczególnie ostro atakował krytyków polityki IMF i Banku

Ś

wiatowego wobec

Polski oraz koncepcji euroregionów, napadał na J.M.Rymkiewicza za jego zatroskanie o polsk

ą

to

ż

samo

ść

narodow

ą

.

Krzysztof

Ś

liwi

ń

ski

, dziennikarz. Były działacz warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej.

Współpracował ze “Znakiem”, “Wi

ę

zi

ą

” i “Tygodnikiem Powszechnym”. W 1989 roku zast

ę

pca

redaktora naczelnego “Gazety Wyborczej”. W czasie konfliktu wokół o

ś

wi

ę

cimskiego Karmelu

grubia

ń

sko zaatakował Prymasa Polski Józefa Glempa, zdecydowanie staj

ą

c po stronie rabina

Weissa - por. tekst

Ś

liwi

ń

skiego (“GW” z 28 sierpnia 1989 r.) i polemizuj

ą

cy z nim tekst Andrzeja

Siemianowskiego Pan

Ś

liwi

ń

ski poucza Prymasa (“Ład” 10 wrze

ś

nia 1989 r.). Stronniczo pro

ż

ydowski

Ś

liwi

ń

ski, członek Prezydium Zarz

ą

du Towarzystwa Przyja

ź

ni Polsko-Izraelskiej, został skierowany w

nagrod

ę

za jednoznaczno

ść

swej postawy na ambasadora w arabskim Królestwie Maroka w 1990

roku. Po powrocie z placówki został rzecznikiem MSZ, a pó

ź

niej pełnomocnikiem MSZ ds. kontaktów z

diaspor

ą

ż

ydowsk

ą

. Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu (!!!).

Kazik Staszewski

, wokalista zespołu “Kult”. Autor ohydnego nawi

ą

zania “do polskiego

hymnu narodowego w nazwie swego utworu Jeszcze Polska, stanowi

ą

cego skrajny atak na Polsk

ę

,

polski patriotyzm i tradycje, mi

ę

dzy innymi w zwrotce:

Głupia duma narodowa

i kompleksy od stuleci

Brudne twarze z w

ą

sikami

- ci agresywni frustraci.

W tek

ś

cie piosenki powtarzał si

ę

niewybredny refren: Co

ś

cie skurwysyny uczynili z t

ą

krain

ą

. W

ś

ród

oskar

ż

e

ń

pod adresem ró

ż

nych polskich “zeł” nie zabrakło napi

ę

tnowania polskiego antysemityzmu w

słowach:

Co

ś

cie skurwysyny uczynili z t

ą

krain

ą

.

Pomieszanie katolika z mafi

ą

postkomunistyczn

ą

Ci modl

ą

cy si

ę

co rana i chodz

ą

cy do ko

ś

cioła

Ch

ę

tnie by zabili ciebie tylko za kształt twego nosa.

Leszek Miller,

polityk, szef URM. Przedstawiany czasem jako rzekomo jeden z liderów bardziej

“polskiego” skrzydła w SLD. Przypomnijmy wi

ę

c ocen

ę

Polski jako “du

ż

ej myszy”, dan

ą

przez tego

postkomunistycznego “patriot

ę

” w wywiadzie dla francuskiego “La Liberation” w 1989 r. Odpowiadaj

ą

c

background image

49

na pytanie francuskiej redakcji na temat roli Polski i wpływu jej do

ś

wiadczenia na cały blok

socjalistyczny, L.Miller odpowiedział: Niejednokrotnie uwa

ż

amy si

ę

tutaj za Mesjaszy, tak jakby

wszystko kr

ę

ciło si

ę

wokół nas. W rzeczywisto

ś

ci nie jeste

ś

my nawet małym słoniem, jeste

ś

my raczej

du

żą

mysz

ą

(cyt. za “Forum” z 17 wrze

ś

nia 1989 r.). 2-3 maja 1996 r. Miller gor

ą

co fraternizował si

ę

z

Michnikiem podczas zorganizowanego przez Instytut Polski w Sztokholmie seminarium “Chrze

ś

cijanie

i

Ż

ydzi” z udziałem przedstawicieli Polski, Izraela, USA, Niemiec i Szwecji. Zarysowała si

ę

tak

ogromna zbie

ż

no

ść

pogl

ą

dów Millera i Michnika na temat stosunków polsko-

ż

ydowskich,

ż

e kto

ś

z sali

zaskoczony zapytał: Czy panowie w ogóle czymkolwiek si

ę

mi

ę

dzy sob

ą

ż

nicie? Miller odpowiedział,

i

ż

tym,

ż

e Michnik ma wi

ę

ksze powodzenie u kobiet.

Ż

ydowskim uczestnikom sesji bardzo spodobała

si

ę

stanowczo

ść

, z jak

ą

spadkobierczyni SLD - SdRP pot

ę

piła ustami Millera kampani

ę

pomarcow

ą

1968 r. (

ś

ladem uchwały SdRP z marca 1990 r.). Kto

ś

z sali zapytał jednak Millera: Dlaczego pa

ń

skie

ugrupowanie nie widzi innych, którym uczyniło krzywdy? Dlaczego widzi tylko pokrzywdzonych w
Marcu ‘68

Ż

ydów, a nie widzi tego,

ż

e pokrzywdzonym bli

ź

nim jest równie

ż

Polak? (cyt. za B.Sułek-

Kowalsk

ą

: Michnik tub

ą

Millera, “Tygodnik Solidarno

ść

” z 24 maja 1996 r.). Przypomnijmy,

ż

e tak

fraternizuj

ą

cy si

ę

dzi

ś

z przedstawicielami

Ż

ydów w

ś

wiecie towarzysze Miller, Rosati, Kwa

ś

niewski

czy Cimoszewicz, bij

ą

cy si

ę

za “grzechy” wobec

Ż

ydów, i to nie tylko w swoim imieniu, ale całego

narodu polskiego (!!!), jako

ś

nie zdobyli si

ę

dot

ą

d na przeproszenie np. cho

ć

by Ko

ś

cioła polskiego za

rozliczne krzywdy i prze

ś

ladowania, zgotowane mu w okresie powojennym. Przeciwnie, SdRP dzi

ś

nadal kontynuuje deformowanie obrazu Ko

ś

cioła i próby izolowania go do spółki z przedstawicielami

dawnej tzw. opozycji laickiej.

18 wrze

ś

nia 1996 r. “Gazeta Wyborcza” błyskawicznie opublikowała tekst wygłoszonego zaledwie

dzie

ń

wcze

ś

niej wyst

ą

pienia Leszka Millera na spotkaniu w Tel Awiwie z członkami

Ż

ydów łódzkich. W

wyst

ą

pieniu Miller pozwolił sobie na swoisty “donos na Polsk

ę

”, twierdz

ą

c,

ż

e w społecze

ń

stwie

polskim jakoby nacjonalistyczna prawica ws

ą

cza jad rasizmu i szowinizmu. Pi

ę

tnuj

ą

c wyst

ę

puj

ą

cy w

Polsce jakoby “antysemityzm bez

Ż

ydów”, Miller mi

ę

dzy innymi niedwuznacznie, cho

ć

bez

wymieniania nazwiska, zaatakował ks. Prałata H.Jankowskiego oraz nie wymienionych te

ż

z nazwiska

autorów, pisz

ą

cych kłamstwa o pogromie kieleckim.

Jan Kott,

krytyk literacki. W czasach stalinizmu jeden z najskrajniejszych politruków kultury

ż

ydowskiego pochodzenia, “inkwizytorsko” zwalczaj

ą

cy przewa

ż

aj

ą

c

ą

cz

ęść

tradycyjnej polskiej

literatury narodowej jako “reakcyjn

ą

”. Nawet znany

ż

ydowski luminarz paryskiej “Kultury” Zygmunt

Hertz przyznawał w li

ś

cie do Czesława Miłosza z 2 lutego 1965 r. w kontek

ś

cie Jana Kotta: bardzo

Janka lubi

ę

, ale był kurwa, oj był (por. Z.Hertz: Listy do Czesława Miłosza 1952-1979, Pary

ż

1992, s.

207-208). Jeszcze długo po pa

ź

dzierniku 1956 r. przy ró

ż

nych okazjach popisywał si

ę

prore

ż

imowymi

słu

ż

alstwami, doczekuj

ą

c si

ę

u Jerzego Giedroycia wdzi

ę

cznego okre

ś

lenia “szmata”. W 1963 r.

Giedroy

ć

napisał w zwi

ą

zku z jednym takim słu

ż

alczym wyst

ą

pieniem Kotta: Ci ludzie zupełnie

zwariowali. Stali si

ę

szmatami i bezwolnymi narz

ę

dziami nieinteligentnego systemu (...), a

jednocze

ś

nie uwa

ż

aj

ą

siebie za jedynych reprezentantów, wieszczów etc. (...) (“Rzeczpospolita” z 6-7

listopada 1993 r.). Swoje stalinowskie wyczyny Kott próbował maksymalnie wybieli

ć

w pełnej kłamstw

ksi

ąż

ce Przyczynek do biografii. Dawny inkwizytor kultury nie zrezygnował z mentorskich poucze

ń

wobec Polaków, oskar

ż

aj

ą

c ich o antysemityzm podczas wypadów ze Stanów Zjednoczonych do

Polski (por. np. wywiad z J.Kottem: Kiedy sko

ń

czy si

ę

mgła, “Polityka” z 6 pa

ź

dziernika 1990 i

komentarz polemiczny do tego wywiadu AL: Antysemityzm polski, “Niedziela” 28 pa

ź

dziernika 1990

r.).

Andrzej Friszke

, historyk. Przez wiele lat zwi

ą

zany z katolick

ą

“Wi

ę

zi

ą

” pod redakcj

ą

T.Mazowieckiego. W swoim czasie zdobywał si

ę

na zrozumienie polskich racji. Po 1989 roku

całkowicie poszedł za mod

ą

na chłostanie polskiej historii, narzucon

ą

przez “europejczyków”, i stał si

ę

jednym z głównych filarów ich historiografii. W tej postawie doszedł do uznania haniebnego paszkwilu
Michała Cichego na Powstanie Warszawskie w “Gazecie Wyborczej” za “wa

ż

ny przyczynek” do

historii Powstania (por. “Gazeta Wyborcza” 12-13 lutego 1993 r.). Wcze

ś

niej, w listopadzie 1992,

komentuj

ą

c cz

ęść

raportu Jana Karskiego o stosunkach polsko-

ż

ydowskich na Kresach wschodnich

po 17 wrze

ś

nia 1939 podwa

ż

ał dane o probolszewickim i antypolskim zachowaniu wielkiej cz

ęś

ci

tamtejszych

Ż

ydów. Stwierdzenia na ten temat interpretował jako dowód zachowania

ż

ywotno

ś

ci

background image

50

negatywnych emocji i schematów my

ś

lenia. Prawdziwym skandalem wydawniczym była w 1994 roku

w Londynie napisana przez Friszkiego obszerna syntetyczna historia powojennej opozycji, pełna
skrajnych zakłama

ń

i deformacji - Opozycja polityczna w PRL 1945-1980. W tej natychmiast

panegirycznie rozreklamowanej przez warszawsk

ą

“elitk

ę

” ksi

ąż

ce zostały rozd

ę

te na niebywał

ą

skal

ę

“opozycyjne” zasługi ró

ż

nych, czasem wr

ę

cz marginesowych grup dysydentów wewn

ą

trz partii

komunistycznej lub ze

ś

rodowisk z ni

ą

zwi

ą

zanych typu “czerwonego harcerstwa” ("walterowców").

Równocze

ś

nie za

ś

ogromnie zaw

ęż

one, a cz

ę

stokro

ć

wr

ę

cz przemilczane były ró

ż

ne działania

faktycznie najwi

ę

kszej siły opozycyjnej w PRL-u - Ko

ś

cioła katolickiego. Podobn

ą

stylistyk

ę

pomini

ęć

i przemilcze

ń

zastosował Friszke w odniesieniu do konspiracyjnych odłamów harcerstwa,

ruchu oazowego, ró

ż

nych anty-PRL-owskich nurtów niepodległo

ś

ciowych.

Szczególnie wiele miejsca po

ś

wi

ę

ca Friszke na reklamowanie “opozycyjnej” działalno

ś

ci

marksizuj

ą

cych młodych “komandosów” typu Michnika, Deutschgewandta, Szlajfera. Tak sk

ą

py w

informacje o pozytywnej roli Ko

ś

cioła, chrze

ś

cija

ń

skich i patriotycznych nurtach opozycji, Friszke

wykazuje niezwykł

ą

hojno

ść

w przedstawianiu wszelkich niby-opozycyjnych działa

ń

swych ulubionych

“komandosów”. Prawie cał

ą

stron

ę

(s. 238) po

ś

wi

ę

ca na przedstawienie wielkiego czynu

opozycyjnego - kolporta

ż

u w 1967 roku na Uniwersytecie tzw. ulotki wietnamskiej, wyra

ż

aj

ą

cej

solidarno

ść

z komunistycznym Wietnamem przeciw Stanom Zjednoczonym. Có

ż

za opozycyjna

odwaga?! Czytamy o innych wielkich czynach “opozycyjnych” komandosów (o pochodzie 1 maja 1966
r. pod ambasad

ę

ameryka

ń

sk

ą

z protestem w obronie komunistycznego Wietnamu, o podobnym

pochodzie pod ambasad

ę

USA w lutym 1967, o demonstracji pod ambasadami Grecji i Stanów

Zjednoczonych w maju 1967 (s. 232). Friszke nie podaje tylko, ile dokładnie osób uczestniczyło w tych
wielkich czynach “opozycyjnych” - pi

ęć

czy pi

ę

tna

ś

cie? Friszke szczegółowo wylicza ró

ż

ne inne

dzielne dokonania "michnikowców" i grupy Deutschgewandta. Podkre

ś

la,

ż

e młodzi z grupy

Deutschgewandta uwa

ż

ali si

ę

tak, jak "michnikowcy" za nonkonformistycznych lewicowców. Nale

ż

eli

do ZMS, chodzili na pochody 1-majowe (s. 231). Tak wi

ę

c teraz ju

ż

wiemy na czym polegał

nonkonformizm w czasach Gomułki - nale

ż

e

ć

do ZMS i chodzi

ć

na pochody 1-majowe!!! Friszke

uspokaja jednak nieco zaskoczonych czytelników,

ż

e cho

ć

wi

ę

kszo

ść

komandosów pochodziła z

rodzin komunistycznych, to jednak tylko niektórzy byli dzie

ć

mi wysoko postawionych urz

ę

dników

partyjnych lub rz

ą

dowych (s. 230). Sam Friszke przyznaje,

ż

e wielce opozycyjnych komandosów

ł

ą

czył wyra

ź

nie krytyczny, “szyderczy” stosunek do polskich “tradycji”, lekcewa

ż

enie i całkowite niemal

pomijanie roli katolicyzmu w kulturze narodowej, traktowanie wielkiej akcji milenijnej nowenny jako
wyrazu zabobonnej religijno

ś

ci, to,

ż

e byli na ogół przeciw Prymasowi w konflikcie, jaki wybuchł po

li

ś

cie biskupów polskich do niemieckich (s. 235). Za wielki czyn opozycyjny traktowali od

ś

piewanie

Mi

ę

dzynarodówki po wydaniu wyroku skazuj

ą

cego na Kuronia i Modzelewskiego za przygotowanie ich

trockistowskiego “Listu Otwartego” (s. 229).

Ksi

ąż

ka Friszkego spotkała si

ę

z prawdziwie mia

ż

d

żą

c

ą

ocen

ą

jednego z najwybitniejszych

współczesnych polskich historyków prof. Tomasza Strzembosza w szkicu Historia ogl

ą

dana z okna

salonu (“Tygodnik Solidarno

ść

” 9 grudnia 1984 r.). W szczegółowo udokumentowanym szkicu

Strzembosz zarzucił Friszkemu skrajny daltonizm historyczny, dostrzeganie z łatwo

ś

ci

ą

w “polskim

zoo” ró

ż

nych kolorowych papu

ż

ek, koliberków, motyli i małpeczek, a niedostrzeganie wielkiego,

pot

ęż

nego słonia, jakim jest w tym ogrodzie Ko

ś

ciół katolicki, oraz ró

ż

nych innych nieefektownych

polskich jeleni i wilków oraz mnóstwa innych “zwykłych” zwierz

ą

t.

Wiesław Górnicki

, dziennikarz, pułkownik. Przewa

ż

aj

ą

ca cz

ęść

czytelników pami

ę

ta go jako

jednego z najskrajniejszych janczarów stanu wojennego. Jak wspominał Andrzej Kaczy

ń

ski w

“Rzeczypospolitej” (z 17 marca 1994 r.): (...) kto pami

ę

ta ówczesne wyst

ę

py pułkownika w kraju - w tv

i prasie: zakneblowani rozmówcy, z widmem weryfikacji przed oczami, i mocny człowiek
Jaruzelskiego, który sam sobie stawia “dra

ż

liwe” pytania i udziela na nie mia

ż

d

żą

cej odpowiedzi. Te

miny marsowe, nieokiełznane wybuchy pasji (...). Mniej pami

ę

ta si

ę

o wcze

ś

niejszych harcach

“pułkownika” Górnickiego jako dziennikarza szkaluj

ą

cego narodow

ą

histori

ę

. By przypomnie

ć

cho

ć

by

haniebny antypatriotyczny wypad W.Górnickiego na łamach czasopisma “

Ś

wiat”. Górnicki wsławił si

ę

tam artykułem poniewieraj

ą

cym ksi

ę

cia Józefa Poniatowskiego, pisz

ą

c o niejakim, który

prawdopodobnie po pijanemu utopił si

ę

w Elsterze, wydaj

ą

c przy tym kaboty

ń

skie okrzyki (chodziło o

przed

ś

miertne zdanie wypowiedziane przez umieraj

ą

cego z ran ksi

ę

cia - bohatera Polski i Francji: Bóg

mi powierzył honor Polaków!). Jeszcze bardziej ha

ń

bi

ą

cy był “wyczyn” W.Górnickiego z 1988 roku.

Urz

ą

dził on wówczas skrajn

ą

awantur

ę

“Konfrontacjom” za umieszczenie w kwietniu, Miesi

ą

cu

Pami

ę

ci Narodowej, na okładce miesi

ę

cznika zdj

ę

cia pomnika katy

ń

skiego na Pow

ą

zkach,

background image

51

sprzeciwiaj

ą

c si

ę

oddaniu hołdu ofiarom Katynia, bo nie jest prawd

ą

,

ż

e ka

ż

dego z nich uwa

ż

am za

niewinnego. Polski autor uzasadniaj

ą

cy,

ż

e kaci katy

ń

scy nie wszystkich zamordowali tak całkowicie

bez uzasadnienia (!!!). Była to tak skrajna nadgorliwo

ść

w owym czasie,

ż

e redakcja “Konfrontacji”

musiała opublikowa

ć

szereg listów, pi

ę

tnuj

ą

cych obrzydliwy tekst płk. Górnickiego.

Dzi

ś

w epoce wybiela

ń

dawnych politryków w pismach postkomunistycznych typu “Polityki”

zapomniano o dawnych “ha

ń

bach” Górnickiego. Przeciwnie, fetuje si

ę

go jako bohaterskiego

nonkonformist

ę

, który zaryzykował sw

ą

karier

ę

dziennikarsk

ą

, by broni

ć

Izraela po jego ataku na

pa

ń

stwa arabskie w wojnie sze

ś

ciodniowej 1967 roku (por. tekst Dyskretne odwołanie Górnickiego,

“Polityka” 7 kwietnia 1990 r.). “Nonkonformizm” w obronie Izraela i skrajny konformizm w atakowaniu
polskich bohaterów i ofiar m

ę

cze

ń

stwa(!). A dawny politruk dalej kłamie jak kłamał, pełen hucpy. W

“Magazynie Gazety Wyborczej” z 17 marca 1995 r. kto

ś

z czytelników wytkn

ą

ł Górnickiemu,

ż

e w swej

ksi

ąż

ce Teraz ju

ż

mo

ż

na zmy

ś

lił rzekome wypowiedzi nieboszczyka, opisuj

ą

c aktywny udział Michaiła

Susłowa w dyskusji z polsk

ą

delegacj

ą

na czele z gen. Jaruzelskim 1 marca 1982 r., podczas gdy

Susłow nie

ż

ył ju

ż

od ko

ń

ca stycznia tego

ż

roku. Górnicki tłumaczył si

ę

ę

dami pami

ę

ci

(“nieu

ś

wiadomion

ą

projekcj

ą

wsteczn

ą

”), daj

ą

c gwarancj

ę

,

ż

e ju

ż

takich pomyłek w przyszło

ś

ci nie

popełni, bo nie zamierza pisa

ć

dalszych ksi

ąż

ek. Wszystko to nie przeszkadza mu w publikowaniu

kolejnych kłamstw i wyzwisk. Na przykład na łamach “Wiadomo

ś

ci Kulturalnych” z 21 stycznia 1996 r.

w artykule Złodzieje naszej pami

ę

ci napisał,

ż

e chłopcom Walendziaka chodzi o rehabilitacj

ę

postendeckiej szumowiny, która obecnie pełni w telewizji obowi

ą

zki narodu, i dodawał uwagi o

oprychach z NSZ, o antysemickich obsesjach “Małego Dziennika”.

Jan Rutkiewicz.

Przez kilka lat burmistrz warszawskiego

Ś

ródmie

ś

cia w okresie

posocjalistycznych transformacji gospodarczo-społecznych. Jako burmistrz najbogatszej dzielnicy
Warszawy miał ogromne mo

ż

liwo

ś

ci rozstrzygania w sprawach budynków o wielkiej warto

ś

ci

materialnej. Jego ojciec był znanym działaczem komunistycznym, który zgin

ą

ł w czasie wojny. Matka

Maria,

ż

arliwa komunistka, w 1943 roku została zrzucona z samolotu w grupie inicjatywnej Marcelego

Nowotki. Jako radiotelegrafistka była odpowiedzialna za kontakt z Moskw

ą

. Zaprzyja

ź

niona z jednym z

czołowych dygnitarzy

ż

ydowskiego pochodzenia, Romanem Zambrowskim, opublikowała w 1947

roku w Łodzi hagiograficzn

ą

broszur

ę

na jego temat pt. Roman Zambrowski. Wi

ę

zie

ń

sanacji,

ż

ołnierz,

działacz partyjny. Po wojnie wyszła za m

ąż

za jednego z najbardziej wpływowych działaczy partyjnych

ż

ydowskiego pochodzenia Artura Starewicza, w latach 1949-1953 kierownika Wydziału Propagandy

KC PZPR, w okresie 1954-1956 sekretarza CRZZ, od 1963 do 1970 roku sekretarza KC PZPR.
Trzeba przyzna

ć

,

ż

e Rutkiewicz nie ukrywał swego rodowodu. Na sesji rady poinformował,

ż

e

pochodzi z rodziny najwy

ż

szych komunistycznych notabli. I

ż

eby nie było

ż

adnych nieporozumie

ń

dodał,

ż

e w tej rodzinie jest tak

ż

e wielu

Ż

ydów (według: S.Mizerski: Wszyscy wrogowie burmistrza,

Ż

ycie Warszawy” 18 lutego 1994 r.). Uskar

ż

ał si

ę

natomiast (por. S.Mizerski, op.cit.), i

ż

: Prze

ż

ywanie

dzieci

ń

stwa i młodo

ś

ci w rodzinie nale

żą

cej do partyjnej elity było dla mnie niezwykle kr

ę

puj

ą

ce.

Biedaczyna musiał bowiem nale

ż

e

ć

do uprzywilejowanego

ś

wiata, musiał je

ź

dzi

ć

na wakacje do

specjalnych o

ś

rodków, musiał jada

ć

w specjalnych stołówkach, musiał chodzi

ć

do specjalnych kin.

Chyba wtedy wła

ś

nie ukształtowały si

ę

w nim te

ż

specjalne cechy charakteru. Jak sam przyznawał

(por. S.Mizerski, op.cit.): Chamstwo przychodzi mi bez specjalnego trudu. Wychowanie pod egid

ą

ojczyma-prominenta, przez wiele lat faktycznego dyktatora komunistycznych mediów, miało jak si

ę

zdaje tak

ż

e ró

ż

ne inne efekty. Rutkiewicz chyba nieprzypadkowo odznaczał si

ę

tak

ą

awersj

ą

do

rozwi

ą

zywania spraw ró

ż

nych narusze

ń

własno

ś

ci prywatnej w dobie PRL-u i zwrotu mienia wówczas

zagrabionego prawowitym wła

ś

cicielom. Tym bardziej był za to skory do załatwiania spraw byłych

re

ż

imowych prominentów. Karyna Andrzejewska wspomina w ksi

ąż

ce Urban... byłam jego

ż

on

ą

(Gda

ń

sk 1993 r., s. 268), i

ż

: Urz

ą

d

Ś

ródmie

ś

cie, gdzie funkcjonował burmistrz Rutkiewicz, bardzo

ch

ę

tnie podpisał z nim (Urbanem) umow

ę

wieloletniej dzier

ż

awy (chodziło o lokal dla “NIE” przy ulicy

Pozna

ń

skiej, a pocz

ą

tkowo wyznaczone czynsze były bardzo niskie, co wywołało prasowe protesty).

Tak spolegliwy wobec ludzi dawnego re

ż

imu Rutkiewicz stawał si

ę

maksymalnie arogancki w

rozmowach lokalowych z lud

ź

mi z innych

ś

rodowisk (vide skrajny konflikt z Janem Pietrzakiem, tak nie

lubianym przez “europejczyków” za sw

ą

hymniczn

ą

pie

śń

Ż

eby Polska była Polsk

ą

).

Jako burmistrz

Ś

ródmie

ś

cia Rutkiewicz ponosi odpowiedzialno

ść

za decyzj

ę

, przyznaj

ą

c

ą

ż

ydowskiej Fundacji im. Nissenbauma za

ś

miesznie nisk

ą

cen

ę

(1 miliard 590 tys. zł) gmach

“PASTY” - słynny symbol bohaterskich walk Powstania Warszawskiego. Mówiono,

ż

e dzi

ę

ki

background image

52

decyzji władz

ś

ródmiejskich Fundacja Nissenbaumów zrobiła interes stulecia. Nawet w

“Polityce” pisano: Upór, z jakim

ś

ródmiejski urz

ą

d chce sprzeda

ć

“PAST

Ę

” Nissenbaumom jest

godny podziwu, ale i zastanowienia. Ostatecznie S

ą

d Administracyjny uchylił decyzje władz

administracyjnych stolicy jako bezprawne, ale po tylu latach nie doszło ani do ostatecznego
przekre

ś

lenia roszcze

ń

Nissenbaumów do budynku, ani te

ż

nie uwzgl

ę

dniono postulatów

ś

rodowisk

patriotycznych w sprawie przekazania “Domu PASTY” Kombatanckim Organizacjom AK-owskim.

Podwładni burmistrza Rutkiewicza w

Ś

ródmie

ś

ciu doprowadzili do postawienia haniebnego namiotu

cyrku w pobli

ż

u Grobu Nieznanego

Ż

ołnierza, zwini

ę

tego dopiero po długotrwałych protestach

społecznych. Jak komentował Jeremi T.Królikowski na łamach “Tygodnika Solidarno

ść

” (nr z 23

wrze

ś

nia 1994 r.):

ś

wi

ą

tyni

ą

dla niego (Rutkiewicza) jest plac Defilad i ulica Marszałkowska. Tam -

jego zdaniem - nie powinno by

ć

miejsca na handel uliczny. Natomiast dla wielu miejskich decydentów

rzecz

ą

normaln

ą

jest handel, cyrk i mecze koszykówki na placu Marszałka Józefa Piłsudskiego przed

Grobem Nieznanego

Ż

ołnierza. W ka

ż

dej kulturze cmentarz, grób to miejsca

ś

wi

ę

te, tyle

ż

e nie dla

wyznawców socrealizmu i sockapitalizmu (...).

Henryk Szlajfer,

pracownik naukowy. Syn PRL-owskiego cenzora. W okresie

przedmarcowym główny kompan Michnika. Po uwi

ę

zieniu załamał si

ę

i zło

ż

ył bardzo wyczerpuj

ą

ce

zeznania, pó

ź

niej odpowiednio wykorzystane przez władze komunistyczne do propagandowego ataku

przeciw uczestnikom ruchu marcowego 1968 r. Nie zdobył si

ę

na odwołanie swych zezna

ń

w s

ą

dzie, z

czego bardzo m

ę

tnie tłumaczył si

ę

po latach w “Krytyce” (nr 28-29). W rezultacie był potem wyra

ź

nie

bojkotowany przez byłych kolegów. Jak sam przyznał: Z Adamem, z którym byłem najbardziej
zaprzyja

ź

niony, nie spotkałem si

ę

do 1980 roku. Po 1989 roku darowano mu dawne słabo

ś

ci i

mianowano w ko

ń

cu p.o. dyrektora Polskiego Instytutu Spraw Mi

ę

dzynarodowych, cho

ć

był tylko

doktorem o niezbyt du

ż

ym dorobku naukowym. Pełni

ą

c to stanowisko “wyró

ż

nił si

ę

” opublikowanym w

wydawanym na W

ę

grzech czasopi

ś

mie w j

ę

zyku angielskim ataku na polski Ko

ś

ciół katolicki,

zarzucaj

ą

c mu rzekomy katolicki triumfalizm, stanowi

ą

cy zagro

ż

enie dla demokracji. Jako posłuszne

narz

ę

dzie ministra Skubiszewskiego umo

ż

liwił przekształcenie Polskiego Instytutu Spraw

Mi

ę

dzynarodowych z odr

ę

bnego instytutu naukowego w kolejny departament Ministerstwa Spraw

Zagranicznych, niszcz

ą

c w ten sposób wszelkie potencjalne szanse publikowania tam rzeczywi

ś

cie

ś

miałych, niezale

ż

nych opracowa

ń

i ekspertyz o polskiej polityce zagranicznej.

Marian Turski,

od dziesi

ę

cioleci kierownik działu historycznego w “Polityce”. W 1975 roku

“wsławił si

ę

” wydan

ą

(wraz z H.Zdanowskim) propagandow

ą

ksi

ąż

czyn

ą

Ruch pokoju; ludzie i fakty,

okre

ś

laj

ą

c

ą

t

ę

komunistyczn

ą

ekspozytur

ę

jako szóste mocarstwo (gniot tłumaczony był na szereg

j

ę

zyków). W “Polityce” nr 51 z 1987 roku wyró

ż

nił si

ę

pociskiem na teksty J.Korwina-Mikke,

“wystrzelonym z Grubej Berty anty-antysemityzmu”. Jacek Bartyzel okre

ś

lił stylistyk

ę

ataku Turskiego

jako przykład “nosa w

ę

sz

ą

cego” nieubłaganych i dociekliwych kontrantysemitów (“Ład” z 31 stycznia

1988 r.). Przy innej okazji Turski wyraził na łamach “Polityki” rado

ść

z bojkotowania przez “warszawk

ę

pisarza Jerzego Narbutta po jego odwa

ż

nym wyst

ą

pieniu na forum ZLP w grudniu 1980 roku o

potrzebie pami

ę

tania równie

ż

o “morzu polskiej krwi”, wylanej przez

ż

ydowskich ubeków. Ze skrajnym

“nosem w

ę

sz

ą

cym” w poszukiwaniu potencjalnych “antysemitów” u Turskiego idzie w parze

maksymalna pobła

ż

liwo

ść

dla czołowych zago

ń

czyków antypolonizmu. 18 listopada 1989 r. Turski

wyst

ą

pił w “Polityce” wielkim panegirycznym artykułem na temat Leona Urisa, najbardziej

polako

ż

erczego pisarza

ś

wiata. Dodajmy,

ż

e w kilka lat pó

ź

niej ten sam Turski “wsławił si

ę

” ogromnie

pochlebn

ą

opini

ą

na temat warto

ś

ci “Mausu” Spiegelmana,

ż

ydowsko-ameryka

ń

skiego komiksu, w

którym

Ż

ydzi s

ą

przedstawieni jako myszy, Niemcy jako koty, a Polacy jako

ś

winie. Przypomnijmy,

ż

e

wyra

ż

aj

ą

cy takie upodobania i fobie Marian Turski jest od trzech dziesi

ę

cioleci kierownikiem działu

historycznego w “Polityce”, działu maj

ą

cego wpływ na renomowane nagrody tego tygodnika za

popularyzacj

ę

historii Polski.

Andrzej Szczypiorski

, pisarz. "Intelektualista" - konfident od lat pi

ęć

dziesi

ą

tych, kryptonim

"Mirek" ("Gazeta Polska", czerwiec 1993 r.). Skrajny koniunkturalista i kameleon, sw

ą

łatwo

ść

zmieniania barw i przekona

ń

tłumaczył w radiowej audycji "Muzyka i Aktualno

ś

ci" (z 14 maja 1994 r.)

tym,

ż

e tylko krowy nie zmieniaj

ą

pogl

ą

dów. Nie zmieniali ich - według Szczypiorskiego tak

ż

e - SS-

mani, którzy wierno

ść

przekonaniom mieli wygrawerowan

ą

na pasach. Człowiek my

ś

l

ą

cy ma za

ś

prawo zmienia

ć

pogl

ą

dy nawet kilka razy w

ż

yciu. To usprawiedliwianie zmian pogl

ą

dów Szczypiorski

w praktyce rozszerza równie

ż

na podawanie całkowicie odmiennych, wr

ę

cz sprzecznych ze sob

ą

,

background image

53

danych faktograficznych na te same tematy. Zale

ż

nie od tego, co warto eksponowa

ć

w danym czasie.

Wida

ć

to szczególnie wyra

ź

nie w ró

ż

nych koniunkturalnych "ewolucjach" pogl

ą

dów Szczypiorskiego

na stosunki polsko-

ż

ydowskie. W 1968 roku stanowczo wyst

ę

pował na łamach opanowanego przez

moczarowców organu ZBOWiD-u "Wolno

ść

i Lud" przeciw antypolskim oszczercom, stwierdzaj

ą

c: Od

pewnego czasu kr

ążą

po

ś

wiecie osobliwe opowie

ś

ci, mity, legendy, a mówi

ą

c precyzyjnie - zwykłe

oszczerstwa na temat szerz

ą

cego si

ę

rzekomo w Polsce antysemityzmu. Dzi

ś

, zgodnie z

przybieraj

ą

cym na sile w Polsce filosemickim koniunkturalizmem, Szczypiorski nale

ż

y do czołowych

głosicieli tez o skrajnie niebezpiecznym polskim antysemityzmie. Co wi

ę

cej, upowszechnia w

ś

wiecie

najskrajniejsze donosy na Polsk

ę

i Polaków (por. osławion

ą

wypowied

ź

Szczypiorskiego w Niemczech

wiosn

ą

1993 r. o tym,

ż

e Polacy równie

ż

współdziałali w wyniszczeniu

Ż

ydów, przytoczon

ą

w

niemieckim periodyku "Das Parlament" z 7 maja 1993 r.). Przekonuje Niemców (np. we "Frankfurter
Allgemeine Zeitung" z 4-5 marca 1995 r.), i

ż

: polski nacjonalizm był młody, hała

ś

liwy, antysemicki i

jednocze

ś

nie bardzo wyra

ź

nie antyniemiecki (...) polska tradycja była narodowa, katolicka,

antyrosyjska, a tak

ż

e antypa

ń

stwowa i anarchiczna (zob. tekst tego artykułu po polsku w "Gazecie

Wyborczej" z 11-12 marca 1995 r.). Siedem lat wcze

ś

niej Szczypiorski zapewniał w wypowiedzi dla

katolickiego "Ładu": Z perspektywy lat uwa

ż

am,

ż

e spotkały nas krzywdz

ą

ce opinie, dotycz

ą

ce

antysemityzmu (...) ("Ład" z 17 kwietnia 1988 r.).

Jeszcze w 1979 roku Szczypiorski pisał na łamach paryskiej "Kultury" (nr 5, s. 5), i

ż

: (...) W

kierowniczych o

ś

rodkach polskich, które wówczas (w latach 1944-1945 - J.R.N.) deklarowały wierno

ść

ideałom komunistycznym i Stalinowi osobi

ś

cie, dominowali działacze partyjni pochodzenia

ż

ydowskiego, którzy przetrwali w gł

ę

bi Rosji, cz

ę

sto zreszt

ą

w warunkach bardzo ci

ęż

kich. Jest

tajemnic

ą

poliszynela,

ż

e bardzo wiele stanowisk w aparacie pa

ń

stwowego przymusu obsadzili

wła

ś

nie ci ludzie. Na str. 9 tego samego tekstu Szczypiorskiego czytamy, i

ż

: Spora grupa przybyszów

z ZSRR odgrywała znamienn

ą

i mało chwalebn

ą

rol

ę

w stalinowskim aparacie władzy (...). I dalej na s.

13: Je

ś

li ci wła

ś

nie ludzie, którzy wczoraj zajmowali wpływowe stanowiska w partii i policji, dzisiaj

głosz

ą

na Zachodzie,

ż

e Polacy s

ą

krwio

ż

erczymi antysemitami - to winni pami

ę

ta

ć

,

ż

e stali si

ę

ofiarami własnych metod (...). To nie Polacy, lecz aparat polityczny, którzy oni sami własnymi r

ę

koma

tworzyli przed laty i w którego imieniu sprawowali władz

ę

nad milionami ludzi - przypomniał im w roku

1968 ich

ż

ydowskie pochodzenie, naznaczył pi

ę

tnem syjonizmu i na koniec wygnał z kraju, którego

do

ść

cz

ę

sto - niestety! - nie uwa

ż

ali za ojczyzn

ę

, lecz za obszar rewolucyjnego eksperymentu (...).

Jedena

ś

cie lat pó

ź

niej w tek

ś

cie Szczypiorskiego partyjni działacze pochodzenia

ż

ydowskiego,

dominuj

ą

cy w kierowniczych o

ś

rodkach polskich i zajmuj

ą

cy bardzo wiele stanowisk w

aparacie przymusu, nagle stopnieli do pewnej drobnej garstki

Ż

ydów, którzy poprzednio jako

funkcjonariusze odgrywali marn

ą

rol

ę

(por. A.Szczypiorski: Umierali

ś

my oddzielnie w sygnalnym

numerze tygodnika "Po Prostu" z 1990 r.). W tym

ż

e tek

ś

cie dowiadujemy si

ę

,

ż

e

Ż

ydzi tu i ówdzie

jak

ąś

rol

ę

tak

ż

e odgrywali w słu

ż

bach policyjnych.

Jeszcze w 1968 roku Szczypiorski gromko oburzał si

ę

na wysuwanie przeciw Polakom jakichkolwiek

zarzutów zacofania i prowincjonalizmu. Pisał: Weryfikowanie Polski poza Polsk

ą

jest bardzo star

ą

i

brzydk

ą

chorob

ą

polsko

ś

ci. Kilku czy kilkunastu przedsi

ę

biorczych cudzoziemców wmówiło nam

kiedy

ś

w zamierzchłych czasach,

ż

e jeste

ś

my prowincjonalni i nawet jeszcze dzisiaj dajemy niekiedy

wiar

ę

tym dyrdymałkom (A.Szczypiorski: Niedziela, godzina 21.10. Wybór felietonów radiowych 1964-

1967, Warszawa 1968, s. 167). Dzi

ś

ten

ż

e Szczypiorski jest głównym upowszechniaczem

ż

ałosnych

dyrdymałek o polskim skrajnym zacofaniu i prowincjonalizmie, Polsce jako "egzotycznych i
jednocze

ś

nie przera

ż

aj

ą

cych dzikich polach Europy" ("Polityka" 1 lipca 1995 r.). I co najgorsze: mno

ż

y

podobne oskar

ż

enia w kierowanych na zewn

ą

trz "donosach na Polsk

ę

i Polaków". I jest za to

odpowiednio honorowany nagrodami niemieckimi, pa

ń

stwow

ą

nagrod

ą

austriack

ą

za

demaskowanie antysemityzmu (oczywi

ś

cie w Polsce!).

Pisałem ju

ż

,

ż

e Szczypiorski nale

ż

y do tych "autorytetów", które przera

ź

liwie lamentuj

ą

nad zbyt nikł

ą

liczb

ą

osób z wy

ż

szym wykształceniem w Polsce, same posiadaj

ą

c tylko wykształcenie

ś

rednie

(wykształcenia wy

ż

szego nie maj

ą

mi

ę

dzy innymi takie autorytety, jak Turowicz, Mazowiecki czy

posiadacz "konspiracyjnej matury" Bartoszewski). Brak pogł

ę

bionego wykształcenia nie przeszkadza

Szczypiorskiemu w wypisywaniu banialuk na wszelkie mo

ż

liwe tematy z pozycji rzekomego znawcy.

Na przykład w przeznaczonym dla niemieckiej prasy, a przedrukowanym w paryskiej "Kulturze" z 1979
r. artykule, przypuszczalnie ze skrajnej ignorancji minimalizował znaczenie polskiej tolerancji w
przyznaniu schronienia dla

Ż

ydów, "odkrywczo" tłumacz

ą

c j

ą

słabo

ś

ciami Polski. Według

Szczypiorskiego: (...)

Ż

ydzi pojawili si

ę

w Polsce w wiekach

ś

rednich (...). W Polsce znale

ź

li warunki

bardziej godziwe. Nie dlatego,

ż

e ówcze

ś

ni Polacy byli wyj

ą

tkowo porz

ą

dnymi lud

ź

mi i ukochali

background image

54

Ż

ydów, ale z powodu słabo

ś

ci władzy królewskiej i republika

ń

skiego charakteru pa

ń

stwa (...). Gorszej

bzdury nie mo

ż

na było wymy

ś

le

ć

. Otó

ż

Ż

ydzi znale

ź

li w Polsce warunki bardziej godziwe wcale nie z

powodu słabo

ś

ci władzy królewskiej, ale dzi

ę

ki humanistycznym królom, którzy byli ich

zdecydowanymi opiekunami. I to wcale nie dzi

ę

ki słabym królom. Czy mo

ż

na nazwa

ć

słabym władc

ą

Kazimierza Wielkiego, który krn

ą

brnego wojewod

ę

pozna

ń

skiego Ma

ć

ka Borkowicza bez wahania

skazał na

ś

mier

ć

morz

ą

c głodem w wie

ż

y? Czy słaby był nie malowany król Stefan Batory, który

przyznał

Ż

ydom ich własny sejm-waad, a zarazem król, za którego rz

ą

dów stracono magnatów

Samuela Zborowskiego i Hrehory O

ś

cika.

Przypomnijmy,

ż

e nawet jeden z czołowych niemieckich wrogów Polski feldmarszałek Helmut von

Moltke (1800-1891), twórca pot

ę

gi militarnej Prus, w przeciwie

ń

stwie do Szczypiorskiego potrafił si

ę

zdoby

ć

na docenienie ogromnej roli polskiej tolerancji w tym,

ż

e Polska stała si

ę

na stulecia

schronieniem dla

Ż

ydów. H.Moltke pisał w ksi

ąż

ce O Polsce (Lipsk 1885 r., s. 30, 43), i

ż

: Przez

dłu

ż

szy czas przewy

ż

szała Polska wszystkie inne kraje Europy swoj

ą

tolerancj

ą

(...). Pierwsi

Ż

ydzi,

którzy tu osiedli, byli wygna

ń

cami z Czech i Niemiec. W roku 1096 schronili si

ę

oni do Polski, gdzie

wówczas daleko wi

ę

ksza tolerancja panowała ni

ż

we wszystkich innych pa

ń

stwach Europy. Dzi

ś

"polski" pisarz Szczypiorski przekonuje niemieckich czytelników,

ż

e zasługi Polaków w udzieleniu

schronienia

Ż

ydom nie były wcale a

ż

tak wielkie, jak kiedy

ś

przyznawali nawet niemieccy wrogowie

Polski typu Moltkego.

Szczypiorski jest dzi

ś

odpowiedzialny za nagła

ś

nianie antychrze

ś

cija

ń

skiego oszczerstwa,

sugeruj

ą

cego,

ż

e eksterminacja

Ż

ydów przez nazistów miała sw

ą

genez

ę

w postawach

chrze

ś

cija

ń

skich. Według artykułu Szczypiorskiego z sygnalnego numeru "Po Prostu" w 1990 roku:

(...) Ko

ś

ciół rzymski nie był bez ci

ęż

kiej winy. Je

ś

li istnieje w ogóle jaka

ś

dialektyka historii, to w jej

ś

wietle mo

ż

na by zaryzykowa

ć

pogl

ą

d,

ż

e naród niemiecki wzi

ą

ł na siebie wykonanie tej zbrodni, która

si

ę

przewijała przez stulecia w brudnych, złych snach chrze

ś

cija

ń

skiej Europy.

Szczypiorski nieprzypadkowo zamyka t

ę

bardzo niepełn

ą

galeri

ę

osób z "lobby filosemickiego"

(pełny, rozszerzony jej obraz wyjdzie w odr

ę

bnej ksi

ąż

ce). Jest szczególnie chorobliwym

przykładem antypolskich oszczerstw w kwestii

ż

ydowskiej, lansowanych zgodnie z mod

ą

na

koniunkturalizm filosemicki. Szczypiorski, prezes Zarz

ą

du Głównego Towarzystwa Przyja

ź

ni

Polsko-Izraelskiej, jest tego koniunkturalizmu

ż

ywym uciele

ś

nieniem.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jerzy Robert Nowak Kto Jest Kim W Lobby Filosemickim
Jerzy Robert Nowak Kto Jest Kim W Lobby Filosemickim
prof dr hab Jerzy Robert Nowak Kto jest kim w lobby filosemickim
Jerzy Robert Nowak Kto jest kim w lobby filosemickim „Tygodnik Nasza Polska”, 1996 Warszawa ISSN 142
Prof dr hab Jerzy Robert Nowak Kto jest kim w lobby filosemickim
Jerzy R Nowak Kto Jest Kim W Lobby Filosemickim
Nowak Jerzy Kto jest kim w lobby filosemickim
Kto jest kim w lobby filosemickim
Kto Jest Kim W Lobby Filosemickim
Żydzi kto jest kim w rządzie, religia
kto jest kim w weselu
kto jest kim w karcianej talii QX7UWYCXQYQQ5ZF36M3BMXFOEJF4BG35CK35BMI
Kto jest kim
kto jest kim w Imieniu róży, teksty naukowe - eseje itp

więcej podobnych podstron