benio, Julek Słowacki - Beniowski 


Juliusz Słowacki - Benio

Na podstawie BN I 13/14

Wydany w Paryżu w 1841, powstawał od 1839. Tytuł sugeruje odniesienie do Pamiętników Maurycego Augusta Beniowskiego (1746-1786) - awanturnik, rozrywkowy i przebojowy, w dodatku dzielny patriota opisywany przez wielu itd… Jak by nie było, już na początku Słowacki zaznacza, że związek ten będzie baaardzo luźny - w poemacie występuje niejaki Maurycy Kazimierz Zbigniew.

Cel utworu dość jednoznaczny - rozprawienie się z wrednymi krytykami, np. Ropelewskim niejakim, Januszkiewiczem i Witwickim, którzy to ukochali sobie … sami wiemy kogo;] Czarę goryczy przepełniła kwestia improwizacji wykonanych przez Słowackiego i Mickiewicza na uczcie u Eustachego Januszkiewicza 25 XII 1840.

Słowacki pokazuje swa wirtuozerię już w samej formie: poemat dygresyjny (jak Don Juan Byrona) pisany oktawą (brawa!). Poza tym autopochwały, choć czasem ironiczne. Ironia w dodatku jest tu romantyczna, oparta na koncepcji ironii F. Schlegla, tzn. na krytycznym stosunku autora do własnego dzieła, dystansie i samoograniczeniu; autotematyzm, swoisty „etos ironisty”.

POEMAT DYGRESYJNY - utwór o charakterze fabularnym, luźnej, fragmentarycznej kompozycji, zazw. wiązana motywem podróży bohatera. Full osobistych wynurzeń narratora/autora. Ironiczny styl wg Kowalczykowej (tej z BNki) wyrasta z tradycji sokratycznej, zacierają się granice miedzy tym, co serio, a co nie do końca…

Po 5 naszych obowiązkowych księgach powstało jeszcze parę: w VI bohaterem jest Wernyhora, VII w Korsuniu, wystepują Joachim Potocki, Wernyhora i Sawa, dopiero pod koniec się pojawia Beniu w tymże obozowisku, w którym go żegnamy w p. V. Potem pojmany przez Turków, wraca na czele oddziałów kozackich do Polski, potem odsiecz na Bar prowadzi.

O czym jest:

Pieśń I - Akcja za czasów króla Stanisława. Wyjazd Benia z domu rodzinnego na Podolu i pożegnanie z ukochaną Anielą, której ojciec-Starosta zabrania widywania się z Beniem, bo szuka kogoś majętnego. A Beniu wprawdzie miał wioseczkę dziedziczną, ale miał też 20 lat, a sami wiemy, co się wtedy dzieje z człekiem… jednym słowem rozhulał ewryfing. Zamek Starosty stał nad rzeczką Ladawą; zarówno zamek, jak i jego otoczenie, utrzymane były w dość kiczowatym stylu antyczno-pogańsko-katolickim, tzn. pełno posągów mitologicznych, figurka Matki Boskiej, itp. Sam Starosta nosił się podobnie, upodobanie do stylu rzymskiego patrycjusza.

Zatem Beniu wyjeżdża ze swym sługą, ale w drodze zamiast sługi na koniu pojawia się jakaś wiedźma, ściga Benia aż do gaiku zwanego Anielinki - starosta dał go córce . Tam okazuje się, że wiedźma to Diwa - piastunka Anieli, a Aniela czeka na Benia: „Jak mogłeś wyjechać tak bez pożegnania… bla bla bla”. Tzw. czułe pożegnanie.

Pieśń II - Dalej się żegnają, wyjeżdża w końcu, a konfederaci z ks. Markiem i Kozakiem Sawą opanowują zamek Starosty. A ze tam gości potencjalny „kawaler” Anieli, niejaki Dzieduszycki, regimentarz podolski, wróg konfederacji, wiec i z nim się rozprawiają - przykuwają mu łapkę do stołu sztyletem z wyrokiem, facet schodzi na serce. W to wszystko wchodzi Anielka. Ks. Marek wyjaśnia, że właściwie to konfederaci uratowali Starostę, bo chłopi planowali rzeź tej nocki.

Pieśń III - Beniu stoi nad miastem i widzi walki o Bar, ale się nie przyłącza do nich, bo 2 gołąbki wiodą go w kierunku big spróchniałego dębu, tam bije Moskali i przy okazji ratuje dzieweczkę Swentynę w tymże dębie ukrytą. Przybywają ks. Marek i Sawa, Beniu się przedstawia: że jechał do Baru, z Węgier się jego ród wywodzi, ma tytułu hrabiowskie, ale cóż mu po nich, kiedy bez grosza i Ojczyzna w potrzebie, wiec trza walczyć… Padre Marco go ściska mocno, bo się okazuje, że ojca znał. Przeładna modlitwa ks. M nad Beniem i słowo o losie patrioty - że nie można pół duszy ojczyźnie, a pół sobie zostawić, trza całą duszą poświecić się jednemu. A jak już poświeci ojczyźnie, to „utyje kiedyś na chlebie wygnania i nieszczęśliwe dzieci go obsiędą”. Dygresje j.w.

Pieśń IV - Ks. M pisze listy, Beniu pojedynkuje się z Sawą, i już by się byli pocięli na amen, ale Swentyna wskakuje na konia Sawy i wygalopowuje się z nim w pole - koniec pojedynku. Poszło o medalion Anieli, który Sawa miał na piersi. Okazuje się, że Aniela dała go Markowi, żeby Beniowi przekazał, ale księdzu nie pasuje babskiej biżuterii nosić, wiec dał na przechowanie Sawie. Ks. M wysyła Benia na Krym z listami do chana.

Marek: „O! młodzi, młodzi, pod waszą ostrogę Trzeba dać woły najleniwsze z trzody; dopóki każdy z was na koniu jeździ, Nigdy się w jednem miejscu nie zagnieździ”

Dygresje o tym co zwykle.

Pieśń V - 2 wątki: Beniu gna przez różniste miejsca, w wersie 109 zsiada z konia przy jakimś napotkanym obozowisku, i tu go żegnamy - urwany wątek.

Sawa odwozi Swentynę (śliczne) - dowiadujemy się, ze to siostra Sawy, Sawa zarzuca jej ze z Beniem wianek straciła, a ona chyba faktycznie miętę doń poczuła… ale przecie on nic… chyba… Swentyna: „Nie łaj mnie, ale na stepy wyprowadź,

Pocałuj, zapłacz, świśnij - taj polecę!

Gołębie moje umieją tańcować

Na chleb zarobią, na cerkiewne świece…”

„Łzami kupiła ja ten świat podniebny

I komu zechce, dam pierścionek srebrny”

„Ja także jestem jak polscy rycerze,

A ksiądz mię posłem nazywa aniołem;

Ja listy noszę, ja zapalam słupy

Ja zbieram, grzebię i obmywam trupy”

Potem następuje sth na kształt parodii czy też parafrazy Credo:

„W emigracyjnych wierzę wszystkich świętych

I w obcowanie ich ducha z narodem

I w odpuszczenie naszym wodzom grzechów

(…) Wierze w to wszystko - ha! -a jeszcze w Boga”

I o tym, ze Boga się w świecie poznaje (ciutke panteistyczne), że są indywidua, których Bóg nie chce poskramiać, które wierząc i kochając idą trochę swoja drogą.

I do Narodu o sobie: że jeśli wy bez serc, to ja za was czuć będę; i do Mickiewicza: „Nie pójdę z wami, waszą drogą kłamną, pójdę gdzie indziej! - i Lud pójdzie ze mną!”; „Kocham, lecz jestem bez litości dla zwyciężonych. - Taka moja zbroja! I takie moich myśli czarnoksięstwo!”

A na koniec z grubej rury:

„Zabiję - trupa twego będę włóczył! -

I sąd zostawię wiekom. - Bądź zdrów, wieszczu!

Tobą się kończy ta pieśń, dawny Boże.

Obmyłem twój laur, w słów ognistych deszczu,

I pokazałem, że na twojej korze

Pękniecie serca znać - a w liści dreszczu

Widać, że ci coś próchno duszy porze.

Bądź zdrów! - a tak się żegnają nie wrogi,

Lecz dwa na słońcach swych przeciwnych - Bogi!”

1



Wyszukiwarka