240 Myers R Helen Buntowniczka i bohater

HELEN R. MYERS




Buntowniczka i bohater





The Rebel And The Hero






Tłumaczyła: Agata Strusiewicz



PROLOG


Dwadzieścia piąć lat temu


Ze względu na ulewny deszcz i późną porę Merri nie potrafiła w pełni rozpoznać osoby idącej Main Street i zbliżającej się do stacji benzynowej. Zdecydowany krok idącego i jego wysoka, potężna sylwetka sprawiły, że nie wzięła go za zwykłego klienta. Stała w drzwiach warsztatu pana Monroe, bo w jakimś sensie spodziewała się tej wizyty. Prawdę powiedziawszy, z niepokojem czekała od dawna na owo spotkanie.

Z bijącym sercem i mokrymi od potu dłońmi z trudem pokonała chęć wycofania się do warsztatu. Uznała, że lepiej stanąć oko w oko z gościem w świetle palącej się lampy niż zetknąć się z nim na ulicy, w ciemnościach.

Z tylnej kieszeni roboczego kombinezonu wyciągnęła chustkę i wytarła spocone dłonie. Przy nikim nigdy nie była tak bardzo świadoma swej kobiecości jak przy Alanie Loganie Powersie. Wystarczyło także jedno jego spojrzenie, żeby poczuła się bezwartościowa. Bała się go. Przerażał ją dewastujący wpływ, jaki na nią wywierał.

Kiedy znalazł się w kręgu światła najbliższej ulicznej lampy, Merri zauważyła, że pod płaszczem od deszczu ma na sobie wojskowy mundur. A więc dopiero co przyjechał do domu. Dlaczego się nie przebrał? W mundurze przytłaczał ją jeszcze bardziej. Przypominał jej fakty, o których nie chciała pamiętać. Służbę na poligonie wojskowym, a potem dwunastomiesięczny pobyt w Wietnamie.

W miarę gdy Alan Logan Powers zbliżał się do niej, coraz bardziej zdawała sobie sprawę z jego przewagi fizycznej. Miał potężne, szerokie ramiona, wąską talię i umięśnione, długie nogi, dzięki którym stał się onegdaj sławny jako zawodnik drużyny futbolowej w Rachel, w stanie Luizjana.

Mimo ronda kapelusza naciągniętego na czoło Merri widziała jego oczy, przenikające ciemność. Miał szeroką twarz dojrzałego mężczyzny. Wyglądał imponująco.

Zmiany, które w nim nastąpiły od chwili, w której widziała go po raz ostatni, napawały Merri niepokojem. Stało się to, czego się obawiała. Wojsko, do którego wstąpił wkrótce po skończeniu szkoły średniej, zrobiło z niego dorosłego człowieka. Miał dwadzieścia lat, a już potrafił walczyć i zabijać. Twardy był zawsze, odkąd go pamiętała. Jaką więc miała teraz szansę, żeby go pokonać?

Zwolnił. Zatrzymał się tuż przed Merri.

Obserwował ją uważnie wzrokiem drapieżnika. Jednym spojrzeniem omiótł twarz i całą sylwetkę, nie zdradzając przy tym żadnych emocji. Wreszcie spotkały się ich oczy.

Meredith – odezwał się cicho.

Nie znosiła, gdy uparcie używał jej pełnego imienia. Było zbyt dobre, za szlachetne. Nie odpowiadało kiepskiej reputacji. A taką cieszyła się w tym mieście. Niewiele lepiej pasowało do niej zdrobnienie Merri, którego użył Brett zaraz na samym początku znajomości. Tego dnia, w którym poznała obu braci. Ale Merri nie było przynajmniej imieniem pretensjonalnym.

Nabrała głęboko powietrza. Nie, tym razem nie pozwoli Loganowi, żeby ją speszył. Brett przecież na niej polegał. Musiała stawić czoło jego starszemu bratu i zachować się dzielnie.

Kogo to widzimy? Dzielnego, bohaterskiego wojaka – z udawaną odwagą odezwała się na powitanie. Zacisnęła drżące ręce. Przez ten rok, kiedy się nie widzieli, wyładniała i nabrała kobiecych kształtów, lecz Logan zdawał się tego nie zauważać. – Słyszałam, że wróciłeś.

Przyjechałem na pewien czas – mruknął. Usłyszawszy jego odpowiedź, Merri poczuła się niepewnie.

Na pewien czas? Co masz na myśli? – zapytała, patrząc na niego zwężonymi oczyma. – Chyba nie zamierzasz tam wracać!

Nie zaprzeczył ani nie potwierdził. Stał przed nią w milczeniu.

Tak zachowywał się zawsze. Z reguły odzywał się rzadko i mówił niewiele. Niczego nie wyjaśniał. Tyle samo Merri mogła odczytać z jego enigmatycznego spojrzenia.

Tym razem jednak postanowiła, że nie da się onieśmielić.

Co z tobą, Logan? Przecież swój obowiązek wojskowy już wypełniłeś. Masz ochotę dalej walczyć? I zginąć?

pytała zaczepnie.

Przez chwilę wyglądał na rozgniewanego, może nawet na rozczarowanego. Chyba jednak był po prostu zmęczony. Prawdopodobnie cały dzień spędził w podróży. A w ogóle to dlaczego miałaby go rozczarować? Przecież nic nie obchodziła Logana. Zależało mu jedynie na tym, by ją odciągnąć od młodszego brata. Od dnia, w którym spotkali się po raz pierwszy – Merri miała wtedy osiem lat, a Logan dwanaście – bez przerwy jej dokuczał. Kiedy to nie skutkowało, traktował ją jak powietrze. Do dziś Merri nie potrafiłaby powiedzieć, co irytowało ją bardziej.

Jesteś za młoda, żeby zrozumieć – odparł bezbarwnym głosem.

Nieelegancko pociągnęła nosem. Wcisnęła głębiej na czoło baseballową czapkę.

Być może. Ale przynajmniej nie udaję, że jestem wszystkowiedząca. A czegoś tak idiotycznego jak wojna, mam nadzieję, nigdy nie zrozumiem.

W pobliżu przejechała jakaś furgonetka. Żadne z nich nie zareagowało na odgłos klaksonu. Pod wpływem badawczego spojrzenia Logana Merri stała jak wrośnięta w ziemię. Nie potrafiła się ruszyć.

Wreszcie spuścił wzrok. Ogarnął spojrzeniem wnętrze warsztatu.

Dajmy spokój tej rozmowie – zaproponował. – Powiedz mi tylko, gdzie go znaleźć.

Kogo?

Meredith, nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi. Gdzie jest mój brat?

Przełknęła nerwowo ślinę. Dobrze pamiętała, że im ciszej i łagodniej brzmiały słowa Logana, tym bardziej był rozzłoszczony.

A więc to już do ciebie dotarło – stwierdziła.

Że dostał powołanie? Tak.

Logan, zrozum, on nie chce iść do wojska.

Jestem przekonany, że Wuj Sam będzie zdruzgotany, kiedy to usłyszy – zadrwił.

Nie chce iść.

To jego obowiązek.

Daj spokój. – Wzniosła oczy ku niebu. – Jakiś ważniak w Waszyngtonie uważający się za Pana Boga kiwnie tylko palcem, a tysiące młodych mężczyzn muszą opuścić swoje domy i rodziny, by być może zginąć w miejscach nie znanych nikomu. To przecież bzdura. Logan zacisnął usta.

Nie zamierzam, mała, dyskutować z tobą o polityce ani tym bardziej o moralności. Nie mam na to czasu i ochoty. Zależy mi tylko na tym, żeby jak najszybciej odszukać Bretta. I wiem, że jesteś jedyną osobą, która się orientuje, gdzie on jest. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze trzymaliście się razem. Jak syjamskie rodzeństwo.

Słowa Logana nie zabrzmiały przyjemnie.

Łączy nas przyjaźń – warknęła Merri. – Wiem, że to uczucie jest ci obce. Nie prosię Bretta, żeby był kimś innym niż jest. Rozumiem jego pragnienia i potrzeby. Teraz potrzebuje spokoju. Chce być sam.

To źle. Bo nie może sobie na to pozwolić. Czas nagli, a przed wyjazdem Brett ma sporo na głowie. Musi zgłosić się w określonym terminie. Jeśli tego nie zrobi, zjawią się tu ludzie, którzy zaczną go szukać. W porównaniu z nimi zachowuję się łagodnie jak baranek. Gdzie on jest? Matka mówiła mi, że zniknął zaraz po przeczytaniu porannej poczty. Bardzo się martwi o Bretta.

Mogła skontaktować się ze mną. Pocieszyłabym ją przecież.

Nie potrzebuje pocieszania. Chce, żeby jej młodszy syn wrócił do domu. Teraz. Zaraz. Jeszcze przed nocą. Jeśli masz dla niej choć trochę szacunku i wdzięczności za to, co dla ciebie zrobiła, zrozumiesz, jak cierpi.

Merri poczuła nagle, jak krew odpływa jej z twarzy. Zacisnęła pięści. Z trudem powstrzymała się przed rzuceniem się na Logana.

Jak śmiesz mówić coś takiego! To wstrętne. Wiesz dobrze, jak bardzo zależy mi na twojej matce. Bardziej niż... Do diabła z tobą!

Aż zwinęła się z bólu. W mieście było tajemnicą poliszynela, że Merri pochodziła z nieprawego łoża i że jej matka – pracująca wówczas jako barmanka w nocnej knajpie – spędzała więcej czasu w łóżkach obcych mężczyzn niż we własnej pościeli.

Z całym okrucieństwem Logan przypomniał teraz Merri, że jest wyrzutkiem społecznym. W porównaniu z pozostałymi mieszkańcami Rachel – po prostu nikim.

Poczuła na ramieniu jego ciężką rękę. Usiłowała ją strącić.

Bezskutecznie. Odwrócił do siebie jej głowę.

Mała, przestań się dręczyć. Spróbuj zapomnieć, co przed chwilą powiedziałem. Wygląda na to, że jestem bardziej wykończony podróżą z Nowego Orleanu, niż sądziłem. W każdym razie nie zamierzałem robić ci przykrości ani niczego wytykać. Nie miałem tego na myśli.

Merri ogarnął pusty śmiech.

Nie miałeś na myśli? Ty nigdy w życiu nie powiedziałbyś niczego, czego nie chciałbyś mówić. I przestań wreszcie nazywać mnie małą. To idiotyczne! Przecież nie jestem już dzieckiem. – Jednym ruchem ściągnęła czapkę z głowy, aby na dowód swych słów w pełni ukazać twarz. Włosy miała bardzo krótko ostrzyżone. W uszach nosiła z dumą szafirowe kolczyki, które otrzymała od Bretta na urodziny. Powiedział, iż kupił je dlatego, że pasują do jej oczu. Tę ozdobę lubiła najbardziej. W kolczykach wyglądała doroślej. Na co najmniej o rok starszą. – W końcu tego tygodnia kończę szesnaście lat – oznajmiła, dumnie unosząc głowę.

Wargi Logana wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu.

Nigdy bym nie zgadł – zakpił. – Nadal jesteś mała. Z tymi krótkimi włosami wyglądasz jak chłopaczek.

Wyciągnął rękę i przesunął ją po głowie Merri. Dotyk Logana nie sprawił jej przykrości. Była jednak tak rozzłoszczona, że szybko odepchnęła jego dłoń.

Możesz uważać mnie za smarkatą, mam to w nosie. Ale Brett traktuje mnie zupełnie inaczej. Ceni. Tylko jego opinia ma dla mnie znaczenie.

Oczy Logana spochmurniały.

Tak? Co łączy was oboje? Chyba nie wpakowaliście się w tarapaty?

Merri zarumieniła się. Wiedziała, co Logan ma na myśli.

Jak możesz mówić coś podobnego! Jasne, że nie. A zresztą to nie twoja sprawa.

W wojsku Brett szybko dojrzeje. Zrobią z niego mężczyznę.

Merri nie miała najmniejszego zamiaru wysłuchiwać takich uwag.

Nikt nie musi robić z niego mężczyzny! – wykrzyknęła.

Jest niedojrzały. Stracił głowę dla takiego pętaka jak ty.

No, dalej, dalej. Używaj sobie na mnie, ile wlezie. Obrażaj mnie. Ale to nie zmieni faktu, że Brett jest wspaniały. Genialny.

Genialny? Ten szczeniak nie przeżyłby tygodnia, gdyby musiał się sam utrzymywać, a co dopiero zadbać o żonę i dzieci.

W życiu liczą się nie tylko pieniądze – odparła Merri. Była dumna, że znacznie lepiej rozumie ambicje i dążenia Bretta niż jego własny brat. – On ma prawdziwy talent – dodała z przekonaniem. – Jest artystą. I poetą. Pewnego dnia będzie miał własne studio i zostanie doceniony przez otoczenie.

Artysta! – z pogardą prychnął Logan. – Co to mu da w rzeczywistym świecie?

Jaki świat masz na myśli? Twój? – zaczepnie spytała Merri. Nie potrafiła powstrzymać potoku słów, które cisnęły się jej na usta. – Brett nie jest... nie jest podżegaczem wojennym. Umarłby, gdyby kazano mu robić to, co tobie. Spaliłby się w środku. O, tu – z siłą uderzyła się w pierś.

Tak?

Dobrze wiesz, co mam na myśli.

Spojrzenie Logana zatrzymało się na ręce Merri przyciśniętej do piersi. Kiedy po chwili podniósł wzrok i spojrzał jej w twarz, przez jego oblicze przewinął się cień uśmiechu.

Może masz rację. I chyba dojrzałaś szybciej, niż sądziłem.

Nie wiedziała, jak zareagować na taksujące ją spojrzenie i lekko chropowaty głos. Popatrzyła podejrzliwie na Logana.

Przecież ci to mówiłam.

Tak. Mówiłaś. A teraz powiem ci coś jeszcze, dziki kociaku. Wiedz, że Brett nigdy nie zaspokoi cię w pełni. Rozczarujesz się w stosunku do niego.

Te ostre, pełne rozgoryczenia słowa poruszyły Merri.

Jak możesz mówić takie rzeczy o własnym bracie! – wykrzyknęła.

Logan westchnął głęboko.

Wierz mi, to nie jest łatwe. A teraz powiedz mi wreszcie, gdzie mogę go znaleźć – dodał znużonym głosem.

Merri rzuciła okiem przez ramię. Wiedziała, że pan Monroe siedzi nadal w biurze na zapleczu warsztatu. Nie mogła wyjść bez uzyskania jego zgody.

Nie powiem.

Mam cię zmusić?

Serce Merri zaczęło bić szybko i nierówno.

Nie zrobisz tego – szepnęła.

Postąpił krok w jej stronę. Nigdy jeszcze nie widziała u nikogo tak władczego spojrzenia. Uznając, że własne bezpieczeństwo jest ważniejsze niż nieposłuszeństwo w stosunku do pracodawcy, usiłowała zrobić unik i salwować się ucieczką.

Nie zdążyła. Po chwili znalazła się w objęciach Logana.

Popatrzyła mu prosto w oczy.

Pewnego dnia nauczysz się, że są sytuacje, w których mądrzej jest nie ryzykować – powiedział powoli ponurym tonem. – W stosunku do nikogo. Zwłaszcza do mnie.

Ledwie mogła się skoncentrować na jego słowach. Logan trzymał ją w żelaznym uścisku.

Wcale się ciebie nie boję – oświadczyła. – Rób sobie, co chcesz. Nie wyjdzie ci to na dobre.

Mam robić, co chcę? – szepnął zdławionym głosem. Obrzucił spojrzeniem jej twarz i zatrzymał wzrok na wargach.

Merri czuła, że pocałunek Logana byłby czymś wspaniałym. Czymś, czego nie doznała jeszcze nigdy w życiu. Pragnęła go. Chciała zapamiętać. Na zawsze.

Czyżby matka miała rację? Czy, podobnie jak ona, skończę na ulicy? pomyślała przerażona.

Logan opuścił głowę. Czuła bijące od niego ciepło.

Nagle ocknęła się. Odzyskała panowanie nad sobą.

Nie! – wyszeptała w panice, odpychając Logana. – Nie!

Zamrugał powiekami, jak wyrwany z transu, i zaraz potem zaklął pod nosem. Chwilę później opuścił ramiona i cofnął się o krok.

Merri skorzystała ze sposobności. Rzuciła się do ucieczki.

Biegła po ciemku, w ulewnym deszczu. Musiała odszukać Bretta. Mimo że wiedziała, iż pan Monroe będzie się na nią gniewał za opuszczenie warsztatu bez jego zezwolenia. Musiała znaleźć Bretta i powiedzieć mu, że ich plany ulegają raptownej zmianie. Jeszcze dziś wieczór opuszczą miasto.

Meredith!

Nie słuchała. Nie mogła sobie na to pozwolić.

Merri!

Wołanie Logana sprawiło, że o mało co, a byłaby się zatrzymała. Wiedziała, jak bardzo jest zdesperowany. Zaczęła nagle mieć wątpliwości. Nigdy jeszcze nie słyszała takiego smutku i bólu w niczyim głosie. I czegoś jeszcze, o czym nawet nie chciała myśleć.

Brett mnie potrzebuje, pomyślała.

Potknęła się, lecz odzyskała równowagę. Tak, muszą wyjechać jeszcze tej nocy. Nigdy nie powie Brettowi o tym, co się przed chwilą stało. Nie wspomni mu o swoich odczuciach i reakcji na bliskość Logana. Teraz już było dla niej jasne, że nie tylko Brett musiał jak najszybciej salwować się ucieczką.



ROZDZIAŁ PIERWSZY


Dwadzieścia piąć lat później


Ze względu na ulewny deszcz i późną porę Merri nie potrafiła w pełni rozpoznać osoby zmierzającej w jej kierunku. Zdecydowany krok i wysoką, potężną sylwetkę idącego rozpoznałaby wszędzie. Nawet po dwudziestu pięciu latach.

Podobnie jak niegdyś, wyzwolił się w niej instynkt samozachowawczy. Miała ochotę od razu rzucić się do ucieczki. Nie, tym razem tego nie zrobi. Jest przecież dorosła. Lata młodości dawno minęły. Dziś zamierzała dowieść sobie, że potrafi zmierzyć się z Loganem Powersem.

Od razu zobaczyła, że jest zły. Wyglądał tak, jakby zamierzał zaraz kogoś zaatakować.

Merri miała nadzieję, że dwadzieścia pięć lat, które upłynęły od ich ostatniego spotkania i tysiące dzielących ich kilometrów sprawiły, że Logan przestał być tak nieprzejednany i twardy jak poprzednio. Wyglądało jednak na to, że ten człowiek ma w sobie tyle wewnętrznego gniewu i goryczy, że pewnie starczy mu ich do końca życia.

Nie powinna tu przychodzić. Przynajmniej należało poczekać do następnego dnia. Cmentarz to nie miejsce do takich spotkań. Rano była tu z Faith i Dannym na skromnej uroczystości pogrzebowej. Teraz Merri chciała być sama.

Padał ulewny deszcz. Lubiła na ogół taką pogodę, lecz dziś jej spodnie i kurtka przemokły na wylot. Tym razem deszcz był ciepły, nie taki jak podczas ostatniego spotkania z Loganem. Był maj, a nie wrzesień, i deszcz stanowił nieodzowny element wiosny typowy dla środkowej Luizjany. Dobrze, że nie ma burzy z grzmotami i błyskawicami, pocieszała się Merri. Ale i tak przestrzeń między nią a Loganem aż iskrzyła się od dziwnego napięcia.

Merri popatrzyła na kwiaty pokrywające grób. Ciężkie krople deszczu uderzały w wilgotne płatki i niszczyły delikatne łodyżki. Widok ten przypominał stan ducha Merri.

Usłyszała za sobą męski głos. Świetnie go pamiętała. Głęboki i szorstki, pasował do złej pogody. Wiedziała także, iż głos ten bywa urywany i chropowaty. Wtedy, kiedy Logan jest podniecony.

Cześć, Logan. Miło, że wreszcie się pokazałeś. Jestem pewna, że Brett byłby wzruszony – odezwała się.

Nie mogłem uczestniczyć w pogrzebie – odezwał się ponuro. – Wydarzyło się coś, co sprawiło, że nie zdążyłem przyjechać na czas.

Z niechęcią Merri popatrzyła na niego znad grobu, który ich rozdzielał. Nie mogła się powstrzymać. Roześmiała się gardłowo.

Jasne, nie miałeś czasu, żeby pożegnać brata. Budujesz domy i tylko to się liczy. Nawet prezydent odkłada na bok problemy kraju, żeby obejrzeć film w towarzystwie córki. Co było aż tak ważne, że nie mogło poczekać? – spytała zaczepnie.

Przemoczony, w zachlapanych spodniach, starał się zachować twarz.

Wiedziałem, że utrzymujesz kontakty z moją matką. Nie miałem jednak pojęcia, że tak dobrze jesteś wprowadzona w moje sprawy – mruknął pod nosem.

Tym się nie przejmuj – odparła Merri. Logan ją rozeźlił. Dłonie trzymane w kieszeniach kurtki zacisnęła w pięści. Ten człowiek zawsze ją prowokował. – Z twoją matką wolimy wymieniać listy na temat przepisów kulinarnych niż analizować twoje prywatne życie czy stan finansów firmy, którą prowadzisz.

Śmiem wątpić w prawdziwość tych słów.

Na litość boską, Logan, twoja matka od czasu do czasu wspomina o tobie. Co w tym dziwnego? Jesteśmy przecież rodziną. Brett był twoim bratem.

Nie musisz mi o tym przypominać.

Nie powinna tego mówić, zwłaszcza w okolicznościach, w jakich się znajdowali. Merri potrząsnęła głową, zaskoczona, że w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło.

I pomyśleć, że sądziłam, iż czegoś się nauczysz przez te wszystkie lata. Byłam okropną idiotką, mając nadzieję, że upływający czas, to znaczy życie, zrobi z ciebie normalną istotę ludzką.

Zamilkła. Postanowiła nie pozwolić sobie na dalsze wybuchy goryczy. Niech Logan robi, co chce. Ona sama miała już tego dosyć.

Odeszła od grobu. Śliska ziemia pokryta trawą nasączoną wodą uginała się niebezpiecznie pod nogami. W każdej chwili łatwo było o upadek. Parę razy Merri traciła równowagę, lecz szybko szła przed siebie. Logan przyspieszył kroku.

Była jeszcze daleko od furgonetki, którą pożyczyła od teściowej, kiedy na przegubie dłoni poczuła żelazny uchwyt. Logan obrócił ją w swoją stronę. Skrzywiła się, kiedy przesunął rękę i zacisnął palce na jej ramieniu.

Puść mnie! Natychmiast! – syknęła.

Na wpół oślepiona deszczem uderzającym w twarz, wbiła wzrok w człowieka, który bez przerwy nawiedzał ją w snach i zamieniał je w koszmary. Logan wydawał się wyższy, niż go sobie zapamiętała. I silniejszy. Pewnie firma budowlana, której był właścicielem, wymagała od niego także pracy fizycznej. Jego ciemnobrązowe włosy były poprzetykane licznymi srebrnymi nitkami. Twarz żłobiły głębokie bruzdy.

Merri zatrzymała wzrok na długiej bliźnie przecinającej szeroki, kwadratowy policzek Logana. Odbijała się ona bladością od ogorzałej skóry twarzy. Była pamiątką po drugim pobycie w Wietnamie, kiedy to otrzymał order Purpurowego Serca i Srebrnej Gwiazdy. Faith napisała synowej o tym zdarzeniu.

Logan zauważył, że Merri przygląda się bliźnie.

Zniszczyła moją fotogeniczną twarz – skomentował cierpko.

Nigdy nie był przystojny i dobrze o tym wiedział. Ale, zdaniem Merri, jego twarz odzwierciedlała siłę i charakter. Przyciągała wzrok. Nadal. Ta blizna sprawiała, że wyglądał jak bohater dramatu.

Odwróciłam wzrok od twojej twarzy tylko dlatego, że na myśl o tym, co przeszedłeś, zrobiło mi się smutno – wyjaśniła.

Jasne – mruknął bez przekonania.

Nie było sensu niczego więcej mu wyjaśniać. Wierzył w to, w co chciał wierzyć, i nie było na to rady. Robił tak zawsze.

Muszę już iść – oznajmiła.

Najpierw musimy wyjaśnić parę rzeczy – oznajmił.

Nie mamy sobie nic do powiedzenia.

Załatwimy to szybciej, jeśli będziesz trzymała język za zębami.

Och, ty... Nie przestałeś być łajdakiem!

A ty rozpuszczoną dziewuchą!

Merri stanęła, usiłując wyrwać rękę, i popatrzyła na Logana. Była zaskoczona jego słowami.

O co chodzi? – zapytał. – Czemu jesteś tak zdziwiona? Nie wmówisz we mnie, że nikt nigdy tak cię nie nazywał. Ktoś musiał ci to, do diabła, kiedyś powiedzieć.

Stwierdzenie, że jest rozpuszczona, uznała za tak niedorzeczne, iż miała ochotę się roześmiać. Niemal każdy mieszkaniec Rachel wiedział, że wychowywała się sama. Była szczęśliwa, kiedy raz na rok matka przypominała sobie, żeby kupić dziecku parę butów do szkoły i zaopatrzyć je w jakieś odzienie. O takie rzeczy, jak pożywienie, w ogóle się nie troszczyła. Merri była pozostawiona samej sobie. Wraz z matką mieszkała w rozpadającej się ruderze. Gdyby nie garstka przyjaciół, takich jak Brett, jego matka i pan Monroe, pewnie by nie wyżyła. Uznanie jej za rozpuszczoną dziewczynę było co najmniej śmieszne!

Od samego początku owinęłaś sobie Bretta wokół małego palca – ciągnął dalej Logan, jakby czytając w myślach Merri.

Zaskoczona oskarżeniem powoli podniosła głowę.

Zostaliśmy przyjaciółmi – wyjaśniła. – Nigdy nie rozumiałeś, dlaczego. Wcale ci się to nie podobało.

Nie wodzi się za nos i nie oszukuje przyjaciela – odparł Logan Oskarżycielskim tonem. – Wmówiłaś w Bretta, że jest ci niezbędny i potrzebujesz jego stałej opieki. Prawda jest taka, że upatrzyłaś sobie z góry tego chłopaka. Przy jego pomocy chciałaś się wydostać z Rachel. Miał stworzyć ci nowe życie.

Ten człowiek jest potwornie zgorzkniały, uzmysłowiła sobie Merri. Nic dziwnego, że jego małżeństwo skończyło się rozwodem.

Na wszystko znalazłeś wytłumaczenie? – spytała zrezygnowana.

Nie na wszystko, lecz na tyle, żeby wiedzieć, iż zanim zdał sobie sprawę z tego, że cię kocha, zdążyłaś napełnić jego głowę całą tą hippisowską, szmatławą ideologią.

Jaką ideologią? Że zabijanie jest rzeczą złą? Wcale nie musiałam mówić tego Brettowi. Wyobraź sobie, że do tego wniosku doszedł zupełnie sam.

Logan potrząsnął głową.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie kocha wojny. To oczywiste. Ale to ty sprawiłaś, że Brett uciekł przed wojskiem do Kanady, z chwilą gdy otrzymał wezwanie. Mój brat rzadko zachowywał się odpowiedzialnie, ale nigdy nie uciekał przed odpowiedzialnością. Dopóty, dopóki nie poznał ciebie.

Nie! – wykrzyknęła Merri, ponownie usiłując wyswobodzić ramię z uchwytu Logana i znów dając za wygraną. – Brett nienawidził walki! Początkowo bawił się z nami w wojenne zabawy, bo nie chciał cię rozczarować. W miarę jak stawał się starszy, coraz trudniej przychodziło mu udawanie. Różnił się od ciebie i nie potrafił cię naśladować. Może mi nie uwierzysz, ale to Brett sam zdecydował się opuścić Rachel – oznajmiła, przypominając sobie równocześnie, jak przykra dla niego była ta decyzja. – A ja usiłowałam cię o tym uprzedzić przed twoim pierwszym pobytem w wojsku. Nie chciałeś wtedy mnie słuchać.

Oczy Logana pociemniały i zwęziły się, a kąciki warg opadły.

Widocznie robiłaś to bez przekonania. I, jeśli pamiętasz, kiedy wróciłem wtedy do Stanów i chciałem porozmawiać, po prostu ode mnie uciekłaś.

Miała ku temu powody. I kiedy popatrzyła na rozzłoszczoną twarz Logana, zobaczyła, jak jego spojrzenie skupia się na jej wargach. Dokładnie tak samo, jak wtedy, w warsztacie. Wiedziała, że dręczące go wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą.

Och, nie, pomyślała. Tylko nie to. Ogarnęła ją fala emocji tak silnych, że aż zapierających dech. To nie może się powtórzyć! W ciągu minionych lat wmówiła w siebie, że nic się wówczas nie wydarzyło. Po dwudziestu pięciu latach z dawnych odczuć nie mogło nic pozostać. Nie znosiła Logana, a on nią pogardzał. A poza tym, dobry Boże, jest przecież dojrzałą kobietą! Za kilka miesięcy skończy czterdzieści jeden lat. Ma piętnastoletniego syna. A jej mąż zmarł zaledwie tydzień temu! Nie mogła nic czuć do człowieka, który był jej szwagrem!

Logan pierwszy odzyskał równowagę. Bez słowa puścił ramię Merri i odszedł.

Patrzyła za nim tak długo, aż zniknął w ciemnościach i deszczu. Czekała, kiedy usłyszy odgłos zamykanych drzwi samochodu i uruchamianego silnika. Wokół panowała cisza. Merri nie wiedziała, co myśleć. A może cała ta scena szarpiąca nerwy istniała tylko w jej wyobraźni?

Rzuciła ostatnie, pełne żalu spojrzenie w stronę grobu. Nie tak miał wyglądać powrót Bretta do rodzinnego domu.


Idiotyzm. Czysty idiotyzm. Był chyba niespełna rozumu. Nie powinien w ogóle tu się zjawiać. Kiedy dostrzegł samochód matki i zdał sobie sprawę z tego, że spotka Merri, powinien włączyć wsteczny bieg i uciekać, gdzie oczy poniosą. Wiedział, że nie będzie w stanie opanować goryczy i żalu, który czuł w stosunku do tej kobiety. Przez całe lata pochłaniały one bez reszty jego umysł.

Jeśli nie będzie ostrożny, Merri go zniszczy.

Wysiadł ze swej czarnej furgonetki, którą pozostawił na skraju cmentarza, i nie widzącym wzrokiem patrzył przed siebie. Ulewa i ciemność stwarzały specyficzną atmosferę. Szum deszczu łagodził łomot serca.

Upłynęło tyle lat pełnych rozczarowań i frustracji. Logana ogarnęło uczucie beznadziejności. Czuł się tak, jakby znajdował się w stanie zawieszenia. Nienawidził tego odczucia. Był człowiekiem czynu. Kiedy trzeba było rozwiązać jakiś problem, robił to od razu. Nie, nie mógł pozostać dłużej w tym stanie. Przeklęta kobieta. Do diabła ze śmiercią Bretta. Po co oboje wrócili do Rachel?

Oznajmił Meredith, że wiedział o jej korespondencji z teściową. Dowiedział się o tym akurat w dwa lata po ucieczce Meredith i jego brata z kraju. Zapamiętał tę datę, gdyż Meredith skończyła wówczas osiemnaście lat i do ślubu z Brettem zgoda rodziców nie była już jej potrzebna. Logan właśnie wrócił wtedy do domu, wykończony drugim pobytem w Wietnamie. Powiedział matce, że nie chce więcej słyszeć o tym, co pisze w swoich listach Meredith. Dla niego ani brat, ani ta dziewczyna praktycznie nie istnieli.

Mimo że rozczarowana, matka spełniła życzenie starszego syna. Tylko dwukrotnie złamała dane mu słowo. Raz, kilka lat później, gdy został stryjem, a drugi raz dopiero w ostatni piątek, kiedy otrzymała wiadomość, że po krótkiej chorobie Brett zmarł w Kanadzie na raka.

Tak więc Logan stracił młodszego brata. Brett miał zaledwie czterdzieści trzy lata, Logan był od niego starszy o dwa. Cała rodzina cieszyła się zawsze dobrym zdrowiem. Przez cały okres szkolny obaj bracia opuścili z powodu choroby łącznie zaledwie kilkanaście dni.

Brett powziął decyzję przesądzającą o jego życiu. Dokonał przed laty złego wyboru. Dla Logana stał się teraz, po śmierci, zupełnie obcym człowiekiem.

Jak to się stało, że ich drogi aż tak się rozeszły?

Logan jak przez mgłę pamiętał czas narodzin Bretta. Rano wstawał z łóżeczka i podbiegał do swej dawnej kołyski, w której leżało niemowlę. Kiedy zaczął rozumieć słowo „brat”? Rok później? Po dwóch latach?

Współżyli ze sobą dość przykładnie dopóty, dopóki Brett się nie zbuntował, przedkładając Meredith nad swą najbliższą rodzinę i Kanadę nad rodzinny kraj.

Co się więc stało? Jak do tego doszło? Czyżby Logan zawiódł młodszego brata?

Tak bardzo pragnął, by żył jeszcze ojciec. Był żołnierzem. Zginął w wypadku wkrótce po powrocie z Korei. Loganowi przypadło zatem w udziale kierowanie życiem młodszego brata. Starał się robić to jak najlepiej. Był przekonany, że postępuje słusznie. I wtedy w życiu Bretta pojawiła się Meredith i Logan bezpowrotnie utracił brata.

Meredith. Merri. Na samo wspomnienie jej zdrobniałego imienia Logana zaczynała ogarniać złość. Jako smarkula, w wieku zaledwie ośmiu lat, była już niezłym ziółkiem. Miała ukształtowany charakter. Kierowała się własnymi prawami. Drażniło to Logana, czasami zupełnie irracjonalnie. Upierał się, że Merri ubiera się brzydko, a nie ładnie, jak oceniali to inni. Jej swobodnego zachowania się nie potrafił zaakceptować. Ta dziewczyna przez wiele lat bez przerwy drażniła Logana. Potem dorosła, a on w pewnym sensie ciągle się nią interesował.

Ta kobieta nadal go fascynowała. Zwłaszcza wówczas, gdy się przekonał, że coś, co zrodziło się między nimi pewnego deszczowego wieczoru przed ponad dwudziestoma laty, znów się pojawiło. Niewiele brakowało, a ponownie poddałby się dawnym emocjom.

Musi teraz liczyć na przychylność niebios. Jak będzie mógł żyć w rodzinnym domu, wiedząc, że Merri jest w pobliżu? Nie zdobędzie się nawet na dziesięć minut spokojnego snu, gdy oboje znajdą się pod jednym dachem. Już zbyt wiele smutku przysporzył matce, nie zjawiając się na pogrzebie brata, więc teraz nie miał sumienia robić jej dodatkowej przykrości, wynosząc się z domu. Chcąc nie chcąc, musiał w nim pozostać.

Może jakoś przetrwa, wiedząc, że Meredith wkrótce ich opuści. Niewielka była to pociecha.


Dziecko, przemokłaś do cna!

Merri uśmiechem powitała teściową. Zsunęła z nóg mokre mokasyny i rozwiesiła na suszarce kurtkę przesiąkniętą wodą.

Przepraszam za ten bałagan! – odkrzyknęła, zaglądając do kuchni.

Nie przejmuj się – odparła Faith. – A jak myślisz, dlaczego tak blisko wejścia ustawiłam zarówno suszarkę, jak i pralkę? – Mówiąc to westchnęła lekko. – Mając w domu dwóch chłopców i pracując na farmie, wiedziałam, że zaharuję się na śmierć, jeśli nie ustawię pralki i suszarki tam, gdzie są najbardziej potrzebne. – Zapaliła płomyk pod kociołkiem, który napełniła wodą, i podeszła do Merri. – Najważniejsze jest wysuszyć się i szybko ogrzać. Po tak uciążliwej i długiej podróży, jaką odbyłaś, jesteś osłabiona. Musisz uważać, żeby się nie przeziębić. W czasie takiej pogody łatwo o zapalenie płuc.

Pobiegnę na górę, wytrę się dokładnie i szybko przebiorę.

Faith pogroziła Merri palcem, lecz na jej szerokiej, nie umalowanej twarzy malowała się serdeczność.

Nie zawracaj sobie tym głowy. Za twoimi plecami wisi w szafie gruby szlafrok, którego używam, gdy wracam zziębnięta do domu i chcę się przebrać. Jest z pewnością zbyt obszerny dla ciebie, ale go nałóż. Dzięki temu wszystkie twoje rzeczy będzie można od razu wrzucić do pralki.

Zachowuje się serdecznie jak zawsze, z czułością pomyślała Merri o teściowej. Faith nie zadawała jej żadnych krępujących pytań. Nie robiła wyrzutów. Kierowała się rozsądkiem kobiety nie poddającej się zbędnym emocjom.

Merri skinęła głową, odwróciła się szybko i wyciągnęła z szafy granatowy szlafrok. Czuła się niepewnie. Gdyby nie Faith, znajdowałaby się w tej chwili w autobusie wiozącym ją do Kanady. Misja została wypełniona. Dotrzymała słowa danego teściowej.

Czy Danny poszedł już spać? – zapytała, opanowawszy drżenie głosu. Ściągnęła mokrą bluzkę, która oblepiała jej kark i ramiona.

Jakieś dwadzieścia minut temu. Nie chciał się położyć, mimo że był zmęczony. Wygoniłam go wreszcie na górę – odparła teściowa. – Przez chwilę protestował, ale zasnął natychmiast, gdy tylko przyłożył głowę do poduszki. – W oczach Faith pojawiło się wzruszenie. – Moja droga, to świetny chłopiec. Dobrze go wychowałaś. Powinnaś być z niego dumna.

Gestem Merri podziękowała za komplement. Wzruszona, szybko opuściła głowę, udając, że z trudem odpina dżinsy. Pochwały pod adresem Danny’ego były czymś, co ceniła ponad wszystko. Uwielbiała syna.

Zupełnie zapomniałam, jak deszczowe są tu wiosny – odezwała się po chwili.

Z kieszeni kurtki rozpostartej na suszarce Faith wyjęła klucze i monety. Kurtkę i bluzkę Merri włożyła do pralki.

Bez przerwy leje jak z cebra. – Faith zamilkła nagle i jęknęła: – Dziecko, co z tobą?

Zdziwiona Merri odwróciła głowę.

Co takiego?

Jesteś chuda jak patyk!

Rozebrana Merri roześmiała się głośno, ubawiona reakcją Faith.

Wcale nie jestem chuda – oświadczyła. – Nie chcę być grubsza. Nie czułabym się wtedy dobrze. Kiedy byłam w ciąży z Dannym, ważyłam tylko osiem kilo więcej, a mimo to czułam się źle. Bolał mnie kręgosłup. Miałam wrażenie, że się złamie.

Faith była wyższa od Merri i solidniej zbudowana.

Och, Merri, dobrze się stało, że nie wiedziałam, iż źle się czujesz. Pognałabym do ciebie i zamęczyłabym cię ciągłą opieką.

Byłoby to z pewnością bardzo przyjemne. Merri nigdy nikt się nie opiekował. Czasami robił to Brett. Wtedy tylko, kiedy nie ogarniały go twórcze pasje.

Pozwalam ci otoczyć opieką Danny’ego – powiedziała do Faith, zaciągając pasek przy grubym szlafroku. – Los obdarzył mnie synem, który jest już znacznie wyższy ode mnie i który lubi zachowywać się tak, jakby był znacznie ode mnie starszy. Wpływ babci może okazać się dobroczynny. Danny powinien cieszyć się tym, że jest jeszcze taki młody.

Faith wzięła dżinsy Merri i wrzuciła je do pralki.

Nie martw się. Mam pewne plany. Ciągle nie mogę się nadziwić, jak bardzo Danny jest podobny do Bretta. Zauważyłaś, że zachowuje się niemal identycznie?

Tak – odparła Merri. I chyba dobrze, że nie jest do niej podobny, pomyślała przypominając sobie własne, godne pożałowania zachowanie się na cmentarzu w obecności Logana. W żadnym razie nie chciała, żeby syn odziedziczył po niej temperament!

Coś w wyrazie twarzy musiało zdradzić jej myśli, gdyż Faith, rozłożywszy mokre skarpetki na suszarce, serdecznie objęła Merri ramieniem i zaprowadziła do kuchni.

Miałam cię nie pytać – zaczęła – bo przecież każdy człowiek potrzebuje prywatności, ale... ale powiedz mi, czy dobrze się czujesz? Mówiłaś, że potrzeba ci świeżego powietrza. Chciałaś się przewietrzyć. Dobrze, że pożyczyłam ci samochód.

Merri objęła teściową w talii.

Bardzo ci za to dziękuję. – Wiedząc, że wcześniej czy później prawda wyjdzie na jaw, wyznała: – Pojechałam na cmentarz.

Hm. Tak przypuszczałam.

Pogrzeb Bretta był doskonale zorganizowany. Nie masz pojęcia, Faith, jak bardzo jestem ci wdzięczna za przygotowania. Gdy przybyliśmy, wszystko było gotowe. Dzięki temu cała ceremonia trwała bardzo krótko. Ale ja musiałam pobyć dłużej na cmentarzu.

Nie potrzebujesz się tłumaczyć.

Chcę, żebyś wiedziała, że doceniam to, iż wybaczasz mi moje dziwaczne zachowanie. Brett był ważną częścią mego życia – ciągnęła Merri. W głowie aż szumiało jej od myśli i doznań, których przez lata nie była w stanie dzielić z nikim innym. Korespondowała wprawdzie z Faith, wymieniały między sobą długie i szczere listy, lecz nie o wszystkim można było pisać. Są rzeczy, o których nawet nie wspomina się matce męża.

Faith usadziła synową na jednym z czterech czerwonych, plastykowych krzeseł, podeszła do pieca i do dwóch filiżanek wlała z kociołka gorącą wodę.

Rozumiem – odezwała się po chwili. – Życie samo w sobie jest złożone. Jeszcze bardziej komplikuje je małżeństwo. Kiedy straciłaś męża... – Urwała i do wrzącej wody wrzuciła torebki z herbatą. – Jeśli kiedykolwiek zechcesz ze mną o czymś porozmawiać, pamiętaj, że jestem do twojej dyspozycji.

Istniały rzeczy, o których Merri nie mogła rozmawiać. Były zbyt przykre, by je poruszać. Faith chciała wiedzieć jak najwięcej o życiu przedwcześnie zmarłego syna. Merri nie mogła wyjawić jej wszystkiego.

Merri, Brett był moim dzieckiem, lecz nie zapominaj, że ty jesteś moją córką. To święta prawda. Czuję się tak, jakbym to ja wydała ciebie na świat.

Nikt nigdy nie powiedział jej czegoś równie miłego. Nikt nigdy nie był dla niej serdeczniejszy. Z własną matką Merri nie łączyło nic. Umarła kilka lat temu w jakimś podłym motelu w pobliżu meksykańskiej granicy. Faith odgrywała więc w życiu Merri wyjątkową rolę.

Zaraz poczęstuję cię wspaniałą herbatą – ciągnęła. – Specjalna mieszanka, dobra, gdy człowiek jest wykończony fizycznie lub emocjonalnie. A kiedy ją wypijesz, pójdziesz na górę, weźmiesz gorący prysznic i...

Faith – przerwała jej Merri. – Muszę ci coś powiedzieć. Widziałam Logana.

Faith szybko podniosła głowę. Zaskoczenie odjęło jej mowę. Po chwili się opanowała. Poprawiła mały srebrny krzyżyk, który miała na szyi. Był widoczny w wycięciu kwiecistej sukni.

Mówił, co stało się tego ranka? – spytała. – Czy dobrze się czuje? Gdzie teraz jest?

Były to uzasadnione pytania, lecz Merri nie wiedziała, jak na nie odpowiedzieć.

Nie wiem – zaczęła niepewnie. – Wspominał coś o jakichś swoich problemach, ale... ale nic więcej na ten temat nie mówił. – Merri spuściła wzrok. Żałowała, że matce Logana nie może powiedzieć niczego pocieszającego. Musiała przygotować ją na najgorsze.

Słucham cię, moje dziecko.

Jestem pewna, że to moja wina. Znasz przecież, Faith, jego stosunek do mnie.

Tak, ale go nie rozumiem. – Faith przetarła oczy, zaczerwienione od samego rana. – Zagroził mi, że jeśli zaproponuję, byście oboje tu zostali, on wyniesie się z domu. Pokłóciliśmy się z tego powodu. Nie sądzę jednak, że Logan zechce spełnić swoją groźbę. – Rzuciła Merri spojrzenie pełne nadziei. – Czy przynajmniej wspomniał, że przyjdzie wieczorem?

Merri pragnęłaby zapewnić o tym Faith, ale nie mogła skłamać.

Nie. Rozzłościł się na mnie. Szybko opuścił cmentarz. Przykro mi, Faith. To wszystko moja wina.

Stara kobieta zagryzła wargi i potrząsnęła głową.

Od samego początku, już pierwszego dnia, kiedy Brett przywiózł cię po lekcjach do domu i zapytał, czy możesz zostać na obiedzie, Logan zachowywał się okropnie. Tak jakbyś miała wściekliznę lub coś jeszcze gorszego. – Uśmiechnęła się smutno. – Prawda jest taka, że Brett od razu do ciebie przylgnął. Ale to nie tłumaczyło zachowania Logana. Najwyższy czas, żeby to się skończyło.

Rozmowa jeszcze bardziej rozdrażniła Merri.

Logan jest dorosłym człowiekiem – powiedziała. – Ma prawo do posiadania i wyrażania własnych opinii.

Ale...

Szum pracującej pralki zagłuszył odgłos otwieranych tylnych drzwi. Merri odwróciła się i zobaczyła Logana, który z ponurą miną stał w progu. On także był przemoczony. Nie przeszkodziło mu to jednak wejść wprost do kuchni.

W świetle lampy Merri lepiej niż przedtem widziała zmiany, które upływający czas i wewnętrzna gorycz wyrzeźbiły na jego twarzy. Włosy miał bardziej przyprószone siwizną, a blizna na twarzy wydawała się znacznie wyraźniejsza. Przede wszystkim jednak dojrzała wzrok Logana. Nigdy jeszcze jego oczy nie były tak wrogie i odpychające.

Logan, to jest nadal mój dom! – zawołała Faith, przerywając niezręczną ciszę, która nagle zapanowała w kuchni. – Nie zapominaj o tym. Już i tak mnie zawiodłeś. Zrobiłeś mi przykrość, nie zjawiając się na pogrzebie brata.

Ani na chwilę nie spuszczał wzroku z Merri.

Brata straciłem dwadzieścia pięć lat temu – wycedził przez zęby.

Logan!

Merri skrzywiła się, bardziej reagując na okrzyk Faith niż na bezlitosne słowa Logana. Ledwo panując nad złością, która ją ogarnęła, skrzyżowała dłonie na piersiach i powiedziała:

Dobra robota, kolego. Nie ma to jak wyszkolenie wojskowe. Od razu skaczesz do gardła. Nikt nie ma prawa pozostać żywy.

Przeszył ją ponurym wzrokiem.

To nie twoja sprawa. Trzymaj się ode mnie z daleka.

Starczy tego dobrego – ostro oświadczyła Faith. – Logan, żadna matka nie zasługuje na to, by syn przynosił jej wstyd dwukrotnie w ciągu jednego dnia. Tobie się to udało. Dowiedz się od razu, że Merri i Danny przyjęli moje zaproszenie i pozostaną tu z nami.

Co takiego?!

Logan tracił panowanie nad sobą.

Faith stała bez ruchu. Zmierzyła syna karcącym wzrokiem.

Słyszałeś, co powiedziałam. Na ten temat dyskusji nie będzie. Ostatnio pracujesz wiele i całymi dniami nie ma cię w domu, a Sherman dobrze zarządza farmą. Nie muszę go pilnować. Pozostaje mi tylko trochę pracy w ogrodzie i robienie przetworów. Czuję się samotna. Chcę mieć blisko siebie resztę rodziny, zanim całkowicie się zestarzeję. Tak więc, drogi chłopcze, przyjmij do wiadomości moją decyzję. Zachowuj się przyzwoicie. W przeciwnym razie to ty będziesz musiał opuścić dom.

Z dumnie wzniesioną głową wyszła z kuchni.

Oszołomiona Merri wysączyła do końca herbatę. Podeszła do kuchennego blatu, wyjęła torebki z herbatą i wstawiła do zlewu obie filiżanki. Czuła się obco, nie na swoim miejscu. Nie potrafiła poruszać się po kuchni Faith. Pragnęła jak najszybciej uciec do swego pokoju, skryć twarz w poduszkę i spać przez cały tydzień.

Spojrzała w stronę Logana.

Jeśli chcesz... – zaczęła. Odwrócił się i zdjął przemoczoną kurtkę.

Daj spokój. Zrobiłem przykrość matce. Ma pełne prawo mnie winić. Ale to niczego nie zmienia.

Wyczerpana długą podróżą i porannymi przeżyciami, a także wściekła na Logana za to, że skrzywdził Faith, Merri wybuchnęła gniewem:

Logan, na miłość boską, to działo się dwadzieścia pięć lat temu! Daj mi wreszcie spokój. Czy nie potrafisz...

Nie miała okazji skończyć zdania. Z przekleństwem na ustach Logan rzucił się w jej stronę. Chwycił za pasek przy szlafroku i przyciągnął Merri do siebie. Wolną rękę zacisnął wokół jej szyi.

Ani słowa. Ani słowa więcej – warknął.

Pasek się rozwiązał i szlafrok zaczął zsuwać się z ramion Merri. Usiłowała go przytrzymać. Spojrzała na Logana i zobaczyła, jak nagle zmienia się wyraz jego twarzy.

Rozluźnił uścisk. Po to tylko, by powoli, bardzo powoli przesunąć palce w dół i w górę. Opuścił rękę niżej. Po chwili znalazła się tam, gdzie serce bratowej biło jak szalone.

Ciało Merri nagle zapłonęło. Ogarnęła ją fala pożądania. Zapragnęła Logana. Z całych sił.

Gdy jego gorące palce zaczęły wsuwać się pod materiał, by znaleźć się tam, gdzie od miesięcy nikt jej nie dotykał, Logan ocknął się nagle. Cofnął rękę.

Po chwili uwolnił Merri.

Spodziewała się z jego strony ataku złości, lecz się zawiodła. W oczach Logana dojrzała smutek. Porażkę. Była zaskoczona tak samo jak przed chwilą, gdy jej dotykał.

Usłyszała schrypnięty od emocji, pełen wyrzutu głos:

Dlaczego nie trzymałaś się ode mnie z daleka?



ROZDZIAŁ DRUGI


Pytanie to rozbrzmiewało echem w uszach Logana przez całą noc. Następnego ranka wszedł zamyślony do kuchni. Nie był przygotowany na to, że spotka tu kogoś, kto wstał jeszcze wcześniej.

Zamarł. Brett? Prawie na głos wypowiedział imię brata. Całą siłą woli powstrzymał się w ostatniej chwili. Udało mu się nie wyjść na idiotę.

Na Logana patrzył szczupły nastolatek. Chłopiec miał na sobie tylko wymięte dżinsy. Zaspane oczy i zmierzwione włosy świadczyły o tym, że dopiero co się obudził.

Cześć – powiedział cicho. – Właśnie przyszedłem napić się mleka.

Mleko jest zdrowe.

Na swój wiek chłopiec wyglądał młodo. Był jeszcze niezgrabny, gdyż mięśnie nie nadążały za rozwojem struktury kostnej. Pod czujnym wzrokiem Logana odstawił pustą szklankę do zlewu. Odwzajemnił spojrzenie. Nie wiedział, co powiedzieć.

To pan jest moim stryjem? – zapytał po chwili. Określenie użyte przez chłopca zabrzmiało obco w uszach Logana.

Aha. Więc ty jesteś Danny. A może powinienem powiedzieć: Daniel?

Chłopiec wyglądał na speszonego. Zwiesił głowę. Brązowe, potargane włosy opadły mu na czoło i zasłoniły oczy.

Mama nazywa mnie Danny – wyszeptał. Logan wyczuł niepewność w głosie chłopca.

Odpowiada ci to?

Brzmi głupawo, kiedy ma się już piętnaście lat.

A więc co wolisz? – Logan był wdzięczny losowi, że młodzieńcze lata miał poza sobą. Nie dlatego, że dorosłe życie było łatwiejsze, lecz dlatego, że przestał na tygodnie i miesiące liczyć czas do następnych urodzin.

Dan. Tak będzie najlepiej. – Chłopiec odrzucił włosy z czoła i zerknął na stojącego obok mężczyznę.

Jak mam się zwracać do pana? – zapytał.

Mów mi po imieniu. Logan. Jesteś już na to wystarczająco dorosły.

Logan nie zamierzał mówić chłopcu niczego przyjemnego. Dostrzegł jednak radość w jego oczach.

Naprawdę?

Dlaczego pytasz?

Bo... bo chodzi o ciebie, stryjku – odparł chłopiec, wzruszając lekko ramionami.

Logan naciągnął sportową bluzę, którą przyniósł z sobą z sypialni.

Co to ma znaczyć? – zapytał. Zaraz jednak potem zdał sobie sprawę z tego, że nie chce znać odpowiedzi na zadane pytanie. – Przecież mnie nie znasz – dodał. – I ja nie znam ciebie. Gdybyśmy spotkali się na ulicy lub gdybyś na przykład prosił mnie o pracę, to zwracałbyś się do mnie...

Mówiłbym: panie Powers.

W tej chwili za plecami Logana zabrzmiał głos Meredith. A więc nie zmieniła się pod jeszcze jednym względem. Nadal poruszała się bezszelestnie, cicho jak kot. Powinien wiedzieć, że po kilkunastu godzinach przebywania pod tym dachem ta kobieta nauczy się bezbłędnie omijać skrzypiące deski na schodach. A więc robi coś, czego on nie potrafił, mimo że był stałym mieszkańcem tego domu.

Obrzucił ją szybkim spojrzeniem. Musiała spać nie lepiej niż on sam. Miała głębokie cienie pod oczyma, a jej krótkie włosy były niemal tak samo zmierzwione jak włosy syna. Miała na sobie tylko męską czarną bawełnianą koszulkę.

Widok ten sprawił, że Logan wycofał się w przeciwległy róg kuchni. Może pod koszulką, która sięgała połowy ud, Meredith miała na sobie krótkie szorty. Prawdopodobnie jej syn był przyzwyczajony do takiego skąpego, prowokacyjnego stroju matki, ale jemu, Loganowi, to się wcale nie podobało.

Nie mogłeś spać? – spytała.

W pierwszej chwili Logan sądził, że zwraca się do niego. Zorientował się szybko, że mówi do syna.

Zachciało mi się pić. Czego sobie życzysz? – zapytał Danny.

Grzeczny dzieciak. Wyczuwało się, że między matką a synem panuje serdeczna, swobodna atmosfera. Łączyły ich niemal koleżeńskie stosunki. Logan poczuł się nagle obco we własnym domu. Nie było to zabawne.

Życzę sobie mnóstwa kawy i tuzina zapałek, żebym mogła podeprzeć zamykające się oczy. Kawę zaparzę sama. – Meredith rzuciła Loganowi szybkie spojrzenie. – Masz ochotę się napić?

Ich oczy spotkały się na chwilę. Przez ciało Logana przebiegł dreszcz. Kiedy Meredith odwróciła wzrok, odetchnął z ulgą.

Muszę już iść – odparł.

Koniecznie? Zaparzenie kawy zajmie mi minutkę. Jest jeszcze bardzo wcześnie.

Powiedziałem: nie – warknął niegrzecznie. Reagował zbyt ostro. Piekielna kobieta. Nie upłynęły jeszcze dwadzieścia cztery godziny, a już sprawiła, że czuł się nieswojo.

Widząc, że matka i syn stoją nieruchomo, w milczeniu czekając na jakieś wyjaśnienia z jego strony, a może nawet na przeprosiny, ruszył w stronę drzwi.

Muszę już iść – powtórzył.

Nie zamierzał przepraszać. Nadał swemu głosowi takie brzmienie, jakby był zmęczony, a nie zły. Na nic więcej nie było go stać.

Cieszę się, że pana poznałem – odezwał się Danny. – Może uda nam się później porozmawiać?

Stając w otwartych drzwiach, Logan wciągnął haust wilgotnego, porannego powietrza. Nie odwracając się, skinął głową. Po chwili za zamkniętymi drzwiami domu poczuł się bezpiecznie.

Był z siebie niezadowolony. Zdegustowany szedł w stronę zaparkowanej ciężarówki. To śmieszne, że zląkł się dzieciaka. Co będzie dalej? W oczach chłopca dostrzegł nie tylko ciekawość, lecz także podziw. Logan był pewny, że mały widział jego fotografię i ordery, które matka umieściła obok ślubnego zdjęcia Merri i Bretta. Trudno było ich nie dostrzec. Wystawione na półce przy frontowych drzwiach każdemu od razu rzucały się w oczy. A może chłopiec odziedziczył po rodzicach awersję do wojska? Nie miało to zresztą większego znaczenia. Logan nie zamierzał wracać do przeszłości.

Do diabła, Meredith, pomyślał, spoglądając na dom widoczny we wstecznym lusterku ciężarówki. Zrób to, co należy. Co będzie najlepsze dla nas obojga. To znaczy wynoś się stąd. I to szybko.


Mamo, on mnie nie lubi.

Uwaga Danny’ego rozczuliła Merri. Powinna od razu podejść do syna i uścisnąć go lub pocałować. W porę jednak się powstrzymała, uprzytomniwszy sobie, że w wieku Danny’ego matczyne uściski i pocałunki są niemile widziane. Napełniła kociołek wodą.

Tygrysie, to nieprawda. On po prostu nie znosi ruchu i zmian. Zakłócamy mu egzystencję.

To śmieszne, że stawała teraz w obronie Logana. Nie widziała jednak powodu, żeby wplątywać syna w konflikt między nią a tym człowiekiem. Jeśli Danny i jego stryj nie potrafią się dogadać i polubić, będzie to tylko ich sprawa. Przeszłość nie powinna rzutować na ich wzajemne stosunki.

Podeszła do pieca i postawiła kociołek na ogniu. Dopiero wtedy poświęciła synowi całą uwagę.

Logan zawsze robi to, co chce. Jeśli tu zostaniemy, będziemy musieli się do tego przyzwyczaić.

Jeśli tu zostaniemy?

Poprzednie zdanie wyrwało się jej nieopatrznie. Skrzywiła się, lecz zaraz potem uznała, że w stosunku do syna powinna być szczera. Ostatniej nocy długo rozmyślała i doszła do wniosku, że oboje z Dannym nie mogą zostać w Rachel. Mimo że zauważyła, jak wielką syn ma na to ochotę. Brett uwielbiał podróżować. Z tego względu, a także dlatego, iż miał zawsze kłopoty ze znalezieniem stosownej pracy, ciągle przenosili się z miejsca na miejsce. Mały Danny nie zaznał spokoju. I widocznie miał już tego dość. Pragnął pozostać gdzieś na stałe. A ściślej mówiąc, w Rachel. Z jego punktu widzenia było to rozwiązanie sensowne, dla niej zaś mogło okazać się prawdziwym koszmarem.

Chciałam powiedzieć, że...

Ucieszyła się, słysząc odgłosy kroków dochodzące od strony schodów.

Czy nikt nie miał ochoty porządnie wyspać się tego ranka? – spytała Faith, wchodząc do kuchni. Jej taftowy, szeroki szlafrok szeleścił przy każdym kroku. Pocałowała synową, a potem wnuka.

Na jej widok Merri uśmiechnęła się szeroko. Niebieskozielony, rozkloszowany szlafrok Faith przypominał lampę od Tiffany’ego.

Sama wiesz, jak to jest. Nowe miejsce, nowe łóżka... – Merri miała nadzieję, że teściowa zadowoli się takim wyjaśnieniem.

Jasne. – Faith klepnęła lekko Danny’ego w plecy i podeszła do lodówki. – Będzie lepiej. Zobaczycie. – Nagle jej spojrzenie stało się niepewne. – A gdzie Logan? Chyba słyszałam, jak schodził na dół.

Merri i Danny wymienili spojrzenia.

Przed chwilą wyszedł.

Tak późno wrócił wczoraj do domu. – W zaspanych oczach Faith odbijało się rozczarowanie. – Pewnie dlatego, że mu wygarnęłam, co o tym wszystkim myślę.

Chyba nie dlatego – szybko wtrąciła Merri, pragnąc uspokoić teściową. – Mówił, że ma coś pilnego do załatwienia. – Była pewna, że Faith nie podtrzyma teraz tematu. Wiedziała jednak, że w najbliższym czasie musi odbyć z nią rozmowę. Ale nie w obecności Danny’ego. Chłopak nie powinien być wplątany w konflikty między swoją matką a Loganem. – Chyba umówił się z kimś na śniadanie.

Faith z ulgą przyjęła wyjaśnienie.

Tak, pewnie masz rację. Czasami o wielu rzeczach zapomina. Prowadząc tę swoją firmę budowlaną, ma ciągle zbyt wiele na głowie. A więc dobrze, siadajcie oboje. Od dawna marzę o tym, żebym mogła przyrządzać posiłki dla kogoś, kto spokojnie posiedzi tu ze mną.

Okazja do szczerej rozmowy z teściową nadarzyła się po śniadaniu. Danny pobiegł na górę. Obie panie pozmywały naczynia i Faith zaproponowała Merri wyjście z domu. Chciała pochwalić się ogrodem. Merri przystała na tę propozycję z ochotą, bo było jej to bardzo na rękę.

Kiedy znalazły się przed domem, Merri ogarnęło nagle uczucie nostalgii. Wczoraj, zmęczona podróżą i wyczerpana przeżyciami ostatnich godzin, nie bardzo wiedziała, co się z nią dzieje. Teraz, spoglądając na rozciągający się wokół znajomy krajobraz, poczuła nagle, że wreszcie znalazła się w domu. Swego czasu łatwo jej było pożegnać się z Rachel, ale siedziba Powersów zawsze stanowiła dla niej coś niemal świętego.

Z rozrzewnieniem przyglądała się teraz staremu domostwu. W piętrowym, białym budynku, pochodzącym z czasów wielkiego kryzysu, bywała wielokrotnie. Zjadła tu niezliczoną ilość posiłków. Wdrapywała się na ogromne drzewa, dęby i magnolie, rosnące w pobliżu domu i rzucała orzechami i kamykami w okno pokoju Bretta. Na lewo od warzywnika i kwiatowego ogrodu znajdowała się stodoła. Merri spała w niej kilkakrotnie. Wtedy, kiedy jej matka sprowadzała do domu obcych mężczyzn i Merri bała się przebywać z nimi pod jednym dachem. Stodoła Powersów była idealnym miejscem schronienia dopóty, dopóki młodej dziewczyny nie wyśledził stary Sherman. Doniósł o tym Faith, która natychmiast zaofiarowała jej wygodne łóżko w domu. Zaproszenie pani Powers było bezterminowe.

Tak, Merri czuła się tu bezpieczna. Serdecznie przyjmowana przez wszystkich mieszkańców domu. Teraz wróciło poczucie bezpieczeństwa, lecz nie wszyscy mieszkańcy mile ją przyjmowali.

Niewiele się tu zmieniło, prawda? – zapytała Faith, przerywając długie milczenie zadumanej Merri.

Niewiele – potwierdziła. – Wszystko wygląda jeszcze solidniej niż niegdyś. – Wskazała ręką rozległe pola pokryte kobiercem świeżej, soczystej zieleni. – Widać, że Sherman dba o gospodarstwo.

Boi się, że jeśli sprawi mi zawód, pozbędę się go i będzie musiał pójść na emeryturę. Nie wie jednak, że bez niego już nie potrafiłabym dać sobie rady z zarządzaniem całym gospodarstwem. Żaden z moich chłopców nie wyrósł na farmera. Gdyby Sherman zrezygnował z pracy, pewnie sprzedałabym ziemię. Na szczęście, on jest zdania, że starzy farmerzy nigdy nie odchodzą.

Merri uśmiechnęła się lekko. Szczupłego, ciemnoskórego mężczyznę poznała swego czasu w polu. Przyłapał ją wówczas na kradzieży jabłka, które przyniósł z sobą na drugie śniadanie. Sumienie nie pozwoliło jej zabrać mu kanapek z szynką, ale na jabłko miała ogromną ochotę. Gdy Sherman dowiedział się, kiedy ostatni raz jadła przyzwoity posiłek, nie tylko nie oskarżył jej o kradzież i nie zaprowadził na posterunek, lecz nalegał, żeby zjadła całe jego śniadanie. O tym incydencie nigdy nawet nie wspomniał Faith. Nawet później, kiedy znalazł Merri śpiącą w stodole.

Musi być już bardzo stary – powiedziała. – Kiedy po raz pierwszy go spotkałam, miał już czterdziestkę lub więcej.

Ma siedemdziesiąt lat. – Faith nałożyła rękawiczki.

Ja skończyłam sześćdziesiąt siedem. Ciągle mnie złości to, że on wygląda młodziej ode mnie.

Och, Faith. – Merri potrząsnęła głową. – Mając osiemdziesiątkę też będziesz wyglądała wspaniale.

Moja droga, miło, że to mówisz. Ale ja nie dopraszam się komplementów. Nie muszę wyglądać młodo. Żaden romans przecież mnie nie czeka.

Oj, czeka, czeka. Masz przecież wielbiciela. – Na widok zaskoczonej miny Faith Merri roześmiała się radośnie. – Czyżbyś nie zauważyła, jakie wrażenie robisz na listonoszu?

Stan Shirley to uroczy człowiek – przyznała starsza pani. – Ale kiedy zdążyłaś...

Wczoraj, gdy wróciliśmy z cmentarza. Z okna na piętrze przyglądałam ci się, kiedy szłaś do skrzynki na listy.

Merri zdziwiło wówczas to, że Faith, przejęta pogrzebem, nie poprosiła jej ani Danny’ego o przyniesienie do domu korespondencji, tylko zrobiła to sama. Stanęła przy skrzynce i ucięła sobie długą pogawędkę z listonoszem.

Rudowłosy, przystojny mężczyzna ujął obie dłonie Faith. Merri znajdowała się zbyt daleko, by dosłyszeć, o czym była mowa, lecz widziała smutną, zafrasowaną twarz mężczyzny i jego pełen współczucia wzrok.

Powinnam była wiedzieć, że szybko odkryjesz, co się święci. Zawsze byłaś spostrzegawcza. – Faith odruchowo poprawiła włosy. – Stan chciał przyjść na cmentarz, żeby być blisko mnie. Ale mu na to nie pozwoliłam. Trzymam go na dystans.

Dlaczego?

Przede wszystkim z tchórzostwa.

Ty jesteś tchórzem? – W głosie Merri zabrzmiało niedowierzanie. – Jesteś jedną z najdzielniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek spotkałam!

Ale nie pod tym względem. Moja droga, on jest ode mnie o pięć lat młodszy!

Merri włożyła rękawiczki, które podała jej teściowa, i wzruszyła ramionami.

No to co? Kiedyś, w młodości, taka różnica wieku się liczyła. W miarę upływu czasu, kiedy człowiek staje się starszy, przestaje to mieć jakiekolwiek znaczenie.

Teoretycznie masz rację. Zresztą bez przerwy czytam na ten temat w przeróżnych czasopismach. Ale to nie zmienia faktu, że ilekroć Stan zaprasza mnie do kina lub na kolację, wymawiam się pod byle pretekstem. Cały czas myślę o tym, co powiedzieliby ludzie.

Powiedzieliby pewnie, że masz szczęście i że cieszysz się życiem.

Jest jeszcze jedna sprawa. Logan by tego nie pochwalił. – Faith uklękła i popatrzyła uważnie na grządkę rzodkiewek. Ze zdwojoną energią zaczęła je przerywać. – Nie mówiłam ci, że Stan jest wujem Jane.

Wspomnienie żony Logana obudziło ciekawość Merri. Ożenił się prawie dwadzieścia lat temu, raczej niespodziewanie, o czym w liście doniosła jej Faith, i rozwiódł po niespełna trzech latach. Rozstał się z żoną ze względu na „różnicę charakterów”, jak poinformował matkę w dniu, w którym Jane przeprowadziła się do swojej rodziny.

O ile dobrze pamiętam, panieńskie nazwisko Jane brzmiało: Morris – zauważyła Merri.

Tak. Stan jest bratem jej matki, dlatego nosi inne nazwisko.

Merri chętnie zadałaby więcej pytań na temat małżeństwa Logana. Wiedziała jednak, że czeka ją rozmowa z Faith o ważniejszych sprawach.

Przecież chodzi o twoje szczęście – powiedziała. – Logan z pewnością dobrze ci życzy.

Merri zajęła się pieleniem sąsiedniej grządki. Faith westchnęła lekko.

Teraz mam inne sprawy na głowie. Bardziej zależy mi na tym, abyś wraz z Dannym zamieszkała z nami. I żeby Logan wreszcie się uspokoił i zachowywał przyzwoicie w stosunku do ciebie.

Merri czekała tylko na taką okazję do dalszej rozmowy.

Może zbyt wiele od niego wymagasz. – Dotknęła lekko ramienia Faith. – Oboje z Dannym nie możemy tu zostać.

Co takiego? Oczywiście, że możecie. Tylko w ten sposób zdołacie zrekompensować mi śmierć Bretta.

Dzięki za miłe słowa. Wiele dla mnie znaczą – przyznała Merri. – Ale Logan jest niezadowolony. Ma większe prawo być tutaj niż my. Obiecałam, że się postaram jakoś naprawić nasze stosunki. Ale to chyba niemożliwe. Oboje z Loganem nie potrafimy ani przez chwilę być w jednym pokoju, żeby się nie pokłócić. Źle na siebie działamy. Nie chcę ciągłych konfliktów. Nie powinnam narażać na nie Danny’ego. W obecności Logana wstępuje we mnie diabeł. Robię się okropna. Możesz wierzyć lub nie, ale Danny uważa, że ma pogodną, sympatyczną matkę.

Ja też uważam cię za taką osobę. Kochana, mam prośbę. Zostań ze mną. Może po jakimś czasie wszystko się ułoży. Wygląda na to, że Danny jest jedynym wnukiem, jakiego kiedykolwiek będę miała. Pozwól mi uczestniczyć w jego dorastaniu.

Merri zaczęła szukać wymówek.

Nie znajdę tu pracy! Nie wiem, kiedy będę mogła ci dać pieniądze na życie, a co dopiero płacić komorne.

Przecież stanowimy jedną rodzinę. Nie martw się płaceniem za mieszkanie. A jeśli mowa o pracy, to masz jeszcze czas. Dopiero co straciłaś męża. Musisz się otrząsnąć. Potem zdecydujesz, co robić z resztą życia.

Merri pragnęła teraz tylko jednego. Móc patrzeć na Logana, nie marząc jednocześnie o tym, by znaleźć się w jego ramionach.

Dobrze – odparła. – Ale pod jednym warunkiem. Jeśli uznasz, Faith, że jednak powinnam wyjechać, natychmiast powiesz mi o tym. Ja zrobię to samo.

To brzmi sensownie – z uśmiechem odparła Faith. – A teraz, moja droga, zaspokój nienasyconą ciekawość matki i opowiedz mi o moim synu, o czasach, gdy był mężczyzną.


Logan zwlekał z powrotem do domu. Jego firma dobrze prosperowała. Zatrudniał trzy ekipy budowlane i niewielką grupę robotników zajmujących się pracami wykończeniowymi.

Gdy firma Powers Construction budowała dom, robiła to nadzwyczaj sumiennie i solidnie, dbając o wszelkie szczegóły. Usatysfakcjonowany klient otrzymywał wszystko zapięte na ostatni guzik. Idealne porządki. Nigdzie nie walały się pozostawione gwoździe ani kawałki izolacji czy inne materiały.

Dziś Logan też nie znalazł żadnych usterek. Jego pracownicy doskonale wykonali swą robotę. O dziewiątej wieczorem, gdy robiło się ciemno, skończył inspekcję w ostatnim domu położonym w południowej części Rachel. Zgodnie z planem wprowadzi się tu jutro rodzina Williamsów. Logan czuł satysfakcję z powodu dobrze wykonanego zadania. Och, Williamsowie z pewnością zapomną, że marudzili, bez końca wybierając do domu świeczniki. Za dwa lub trzy lata z trudnością będą potrafili sobie przypomnieć, kto budował im dom. Dla Logana nie miało to jednak żadnego znaczenia. Wiedział, że to jego dzieło, i tylko to się liczyło. Ta satysfakcja znaczyła więcej niż zarobione przez firmę pieniądze.

Logan mógł powiedzieć, że część jego życia związana z pracą układała się dobrze. Działalność zawodowa była interesująca i dawała pełne zadowolenie. Myślał o tym, kierując się w stronę rodzinnego domu. Mimo to czuł dziś wokół siebie pustkę przesyconą goryczą. A wszystko dlatego, że matka zrujnowała mu spokój ducha.

Myśl o Meredith sprawiła, że nagle ujrzał przed oczyma jej twarz. Przytrzymał mocniej kierownicę ciężarówki. Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło. Tak jak niegdyś, ta kobieta rzucała jakiś urok i owijała sobie każdego wokół małego palca. Nadal nie miał pojęcia, jak to się jej udawało. Wszędzie wprowadzała niepokój i chaos, pomyślał z goryczą. Dziś rano nie był nawet w stanie wypić spokojnie filiżanki kawy we własnym domu.

Co w tej sytuacji pozostawało do zrobienia? Nawał obowiązków sprawił, że przez cały dzień nie miał czasu o tym w ogóle pomyśleć. Teraz, gdy nieuchronnie zbliżał się do domu, musiał stanąć twarzą w twarz z ponurą rzeczywistością. Nie mógł sobie pozwolić na luksus niemyślenia.

Meredith i jej syn osiądą w Rachel i zamieszkają u jego matki. Czy, jeśli to się stanie, powinien pozostać w domu? Chyba nie. Z drugiej jednak strony opuszczenie matki nie wydawało mu się możliwe. Przecież jej pomagał. Miała w nim stałe oparcie. Finansowo radziła sobie nieźle. Dochód z farmy i wojskowa emerytura po zmarłym mężu wystarczały na życie. Obecność Logana w domu była jednak matce niezbędna. Wiedział, że Faith uwielbia rodzinną atmosferę. Kochał matkę i szanował. Nie chciał więc w żadnym razie osłabiać istniejących między nimi więzów. Cały problem polegał na tym, że jeśli będzie musiał codziennie oglądać Meredith, nie zazna ani chwili spokoju.

Jaka szkoda, że się nie zmieniła. Mogłaby stać się gruba i nudna. Nic z tego. Meredith wprawdzie dojrzała, ale fizycznie nadal była młoda. Miała niemal chłopięcą figurę. Była zgrabna, wiotka i pełna gracji. A na dodatek bystra i inteligentna. Stała się w pełni kobietą. Logan wiedział, że w większości spraw nie będzie się z nią zgadzać. Potrafiła jednak rozbudzić jego pożądanie. Bardziej niż jakakolwiek inna kobieta. Los mu więc nie sprzyjał.

W świetle reflektorów na drodze ukazała się nagle jakaś postać. Ktoś szedł drogą. A ponieważ o tak późnej porze ruch bywał tu niewielki, Logan domyślił się, kogo ma przed sobą.

Zahamował ostro. Zatrzymał samochód i opuścił szybę.

Co tu robisz, do diabła? – zapytał ostro. Na widok Meredith od razu ogarnęła go złość. – Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak niebezpiecznie jest chodzić tu samej po ciemku?

Spojrzała w niebo, a potem zajrzała przez otwarte okno ciężarówki.

Chciałam z tobą porozmawiać przez chwilę poza domem.

Coś jest nie w porządku? – zapytał. Zaniepokoił się nagle, czy matce nie stało się coś złego.

A czy coś jest w porządku? – odparowała z lekką ironią.

Zirytowała go. Miał za sobą długi i ciężki dzień. Był głodny, spragniony i marzył o gorącym prysznicu. Czy musiał przedtem staczać słowną walkę z tą kobietą? Spojrzał na Meredith.

Wsiadaj – mruknął.

Kiedy wsunęła się na siedzenie obok kierowcy, zjechał na miękkie, trawiaste pobocze i zatrzymał samochód. Starał się nie patrzeć na pasażerkę. Zauważył jednak, że ma na sobie obcięte krótko dżinsy i wydekoltowaną bluzkę. Nie zamierzał patrzeć w jej stronę, by nie zauważyła, że go podnieca.

Dziękuję – powiedziała. – To miło z twojej strony, że poświęcasz mi czas.

Mów, o co ci chodzi. I to szybko. W tym miejscu nie jesteśmy widoczni od strony domu, lecz przed moją matką nic się nie ukryje. Z pewnością wie, że wyszłaś.

Merri uśmiechnęła się lekko.

Wiem. Brett zawsze się cieszył, gdy zdołał po kryjomu wykraść z kuchni coś do jedzenia. Kiedyś wyniósł sałatkę ziemniaczaną, którą Faith zrobiła specjalnie na zebranie w kościele. Potem jednak zawsze się okazywało, że świetnie o wszystkim wiedziała.

Nie zamierzam tkwić tu bezczynnie i wysłuchiwać twoich intymnych zwierzeń na temat męża. Jeśli po to tylko mnie zatrzymałaś, tracisz czas.

Wiesz dobrze, że jestem tu nie dlatego – odparła. W głosie Merri pojawiło się poprzednie napięcie. – Przyszłam prosić cię, żebyśmy zawarli pokój.

Typowo babska taktyka, z niechęcią pomyślał Logan. Tak jakby decyzja w tej sprawie zależała wyłącznie od niego. On będzie winny, jeśli jej plan się nie powiedzie. Rzucił Meredith sceptyczne spojrzenie.

Uważasz, że to możliwe? – zapytał.

Nie wiem. A co ty sądzisz?

Że to niemożliwe.

Nie chcesz spróbować?

Nie widzę dla nas żadnej szansy. Oliwa i ocet się nie łączą.

Obróciła się i spojrzała mu w twarz.

Nie traktuj nas jak składniki sałatki. Jesteśmy istotami ludzkimi, zdolnymi dokonać pożądanej zmiany.

Logana zaczął niepokoić widok opalonych smukłych nóg, które widział kątem oka.

No to mów, czego pożądasz – powiedział z uśmiechem.

Nie miałam na myśli pożądania fizycznego – wyjaśniła szybko.

Jasne, że nie – mruknął z ironią.

Naprawdę nie miałam! Dlaczego zawsze uważasz, że skoro moja matka była... tym, kim była, ja jestem do niej podobna?

Logan zmarszczył czoło.

Ani przez chwilę nie pomyślałem o twojej matce.

Naprawdę?

Miałem na myśli tylko ciebie i mego brata.

Och!

Zabrzmiało to tak, jakby Meredith nie wiedziała, o czym mówi Logan.

Odkąd przyłapałem was po raz pierwszy, zawsze trzymaliście się razem.

Nie robiliśmy nic zdrożnego! – zaprotestowała Meredith.

Nakryłem was kiedyś prawie roznegliżowanych. Nie pamiętasz?

Musiałam oszczędzać ubranie do szkoły – wyjaśniła.

Coraz silniej odczuwał fizyczną obecność Meredith.

A pamiętasz, jak kiedyś przyszedłem z pracy i zastałem was leżących na łóżku?

Brett pomagał mi wtedy w algebrze. Musieliśmy mówić szeptem, żeby nie przeszkadzać twojej mamie.

No to dlaczego miałaś minę winowajczyni, kiedy otworzyłem drzwi?

Powinieneś wtedy widzieć własną twarz – odcięła się Merri. – Byłeś jak gradowa chmura. Okropnie rozzłoszczony. Teraz wyglądasz podobnie, mimo że jesteśmy tu tylko we dwoje.

Jeśli jeszcze raz przypomni mi, że jesteśmy sami, pomyślał Logan, to zaraz wysiądę i pójdę piechotą do domu.

Uważasz, że zgoda między nami jest możliwa? Żadne z nas nie potrafi powiedzieć jednego zdania, żeby nie obrazić drugiego.

A jak sądzisz? Dlaczego tak jest? Czy ona naprawdę niczego nie rozumie?

A czy nie przyszło ci przypadkiem do głowy, że się nie lubimy?

Nie. Sądzę, że nienawidzisz mnie dlatego, że zabrałam ci brata. I wygląda na to, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że jeśli nie ja, to ktoś inny zabrałby ci go wcześniej czy później. W każdym razie ty i Brett byliście do siebie zupełnie niepodobni. Różniliście się niemal pod każdym względem.

Miała rację, ale Logan świetnie wiedział, że nie o to chodziło. Teraz zdał sobie z tego sprawę. A może nawet wiedział o tym wcześniej. Nie miał ochoty przyznawać się do tego przed sobą.

Jego problem polegał na tym, że to Brett pociągał Meredith, a nie on. Poczuł ból, kiedy to sobie uzmysłowił.

Wiesz, że mam rację, prawda? – łagodnym tonem spytała Meredith. – Jeśli zależy ci na tym, wierz sobie, w co chcesz.

To, że mam rację... Och, nieważne. Powiedz mi, na czym, jak sądzisz, polega twój problem.

Zastanawiał się, czy powinien powiedzieć jej prawdę. Po chwili odwrócił głowę w stronę Meredith. Napotkał jej zaniepokojone spojrzenie. Bliskość tej kobiety sprawiała, że świerzbiły go palce, by jej dotknąć. Sam fakt, iż na nią spoglądał, wywoływał ból oraz nową, a zarazem bardzo dawną tęsknotę. Podejrzewał, że gdyby zaprzestali teraz rozmowy i zaczęli się dotykać i całować, ogarnęłoby ich szaleństwo.

To pożądanie – oznajmił nagle.

Przez chwilę sądził, że Meredith zaprzeczy lub, co gorsza, zacznie robić sarkastyczne uwagi na temat tego, co stwierdził. Powie, że jest ostatnim człowiekiem na ziemi, którego mogłaby pożądać. Zamarł, przewidując ból odrzucenia.

Merri odchyliła się na siedzeniu. Lewym policzkiem dotknęła miękkiej skóry obicia fotela.

Miałam nadzieję, że się mylę – powiedziała. Poczuł nagłą ulgę.

Ja też – przyznał.

Może oboje się mylimy – dodała z nadzieją w głosie. – Jak mogło do tego dojść, skoro w gruncie rzeczy prawie się nie znamy?

Przed laty też się nie znaliśmy.

Tak, ale może reagujemy teraz na coś nierzeczywistego. Na jakieś fałszywe echo lub wyobrażenie, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Logan się nie odezwał. Z powątpiewaniem uniósł tylko brwi. Ta reakcja wywołała grymas na twarzy Meredith.

Jest mi przykro – powiedziała cicho.

Nie bardziej niż mnie – mruknął w odpowiedzi.

Co z tym zrobimy?

To już szczyt wszystkiego, pomyślał Logan. Przez tyle lat chciała, żeby dał jej spokój, a teraz prosi go o radę?

To, co robiliśmy do tej pory.

Masz na myśli ustawiczną walkę lub wzajemne unikanie się? To byłoby okropne. Ani twoja matka, ani Danny nie zasługują na życie w takiej atmosferze. Nie bylibyśmy wobec nich w porządku.

Trudno mu było myśleć o tym, co jest w porządku, a co nie, kiedy nie potrafił oderwać wzroku od Meredith. Siedziała wyprostowana. Odkrył, że nie ma na sobie biustonosza. Mimo mroku nikła lampka paląca się wewnątrz ciężarówki oświetlała czubki piersi sterczące pod bluzką.

Dla odzyskania spokoju Logan spojrzał znów przed siebie.

Możesz przecież wyjechać – odezwał się cicho. Meredith nie odpowiedziała. Siedziała długo w milczeniu.

Pogardzasz mną bardziej, niż sądziłam – odezwała się wreszcie.

Ledwie dosłyszał jej słowa, bo tak cicho je wymówiła.

Pogarda to określenie dość drastyczne. W każdym razie zapracowaliśmy oboje na to, żeby się nie lubić. W tym celu zrobiliśmy wiele.

Logan zdał sobie sprawę z tego, że nie chce zranić Meredith. Pragnął jedynie, by go zrozumiała. Chciał odzyskać równowagę ducha.

Meredith, przeszłość mamy już poza sobą – zaczął. – Porzućmy dawne urazy. Ale nie jestem pewien, czy potrafimy żyć obok siebie, jeśli tu zostaniesz.

Twoja matka tego pragnie. Jest bardzo samotna. Danny też jej potrzebuje. Biedny chłopiec przez całe życie był ciągany z miejsca na miejsce. Nie wie, co to prawdziwy dom. Brak mu rodzinnych korzeni i tradycji. Istniejąca sytuacja sprawiła, że stał się niepewny siebie. Jest bardzo wrażliwy. Ma trudności w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami.

Do diabła, pomyślał Logan. Po co ona mówi mi to wszystko? To nie był jego problem. Nie chciał litować się ani nad Meredith, ani nad Dannym. Czy to on, jak zwykle, ma być kozłem ofiarnym? Ma się dostosować i poświęcić dla dobra sprawy?

Mówiłeś coś?

Dotyk ręki Meredith wyrwał go z ponurych rozmyślań. Siedział bez kurtki i z podwiniętymi rękawami koszuli. Kiedy popatrzył na drobną dłoń leżącą na jego ramieniu, zapragnął, by przesunęła się w inne miejsce. Jego ciało się rozbudziło. Logan poczuł przypływ pożądania. Kiedy podniósł wzrok i popatrzył na Meredith, zobaczył jej rozchylone wargi. Musiało zaskoczyć ją to, co dostrzegła na jego twarzy.

Pragnął dotknąć wargami jej ust, dowiedzieć się wreszcie, jaki mają smak. I odkryć, jak Merri reaguje, kiedy traci nad sobą kontrolę. Najbardziej jednak ze wszystkiego pragnął...

Wyszeptała:

Logan... Ja... Nie możesz. Nadal czuję się żoną Bretta.

Bez słowa zdjął jej dłoń ze swego ramienia i usiadł wyprostowany. Włączył silnik. Resztę drogi do domu przejechali w milczeniu.

Gdy tylko zaparkował ciężarówkę obok furgonetki matki, chwycił kurtkę i wyskoczył z samochodu. Nawet nie spojrzał za siebie, by się przekonać, czy Meredith idzie za nim. Zrobił to dopiero przy kuchennych drzwiach. Stała nieruchomo przy ciężarówce, obserwując go smutnym, pełnym żalu spojrzeniem, które pamiętał z dawnych dni, kiedy to staczali z sobą ciągłe walki.

Nie mógł dopuścić do tego, by nim zawładnęła.

Wreszcie podeszła bliżej. Stanęli obok siebie.

Jeszcze jedno – mruknął szorstko. – Na przyszłość trzymaj się z dala ode mnie. Chyba że będziesz gotowa ponieść wszelkie konsekwencje.



ROZDZIAŁ TRZECI


Kiedy minął maj i rozpoczął się czerwiec, Logan przekonał się, jak dokładnie Meredith stosuje się do jego zaleceń. Nie tylko unika wszelkich z nim kontaktów, lecz także robi wszystko, by schodzić mu z drogi.

Doceniał jej wysiłki. Myślał o tym w pierwszy piątek czerwca, wjeżdżając na podjazd. Na widok jego ciężarówki Meredith szybko wycofała się do domu. Czasami wydawało mu się, że chętnie podroczyłaby się z nim. Ostatnio jednak, z wyjątkiem wieczorów, w które wracał na tyle wcześnie, by mogli zjeść kolację we trójkę, prawie nie dostrzegał jej w domu. Lubiła rano wstawać, lecz nigdy nie schodziła na dół, zanim wyszedł do pracy. A wieczorami pod pozorem czytania książki lub pisania listów wymykała się szybko do swego pokoju.

Logan był wdzięczny Meredith za takie zachowanie się. Przewidywał jednak, że nie potrwa ono długo. Lampart nie potrafi pozbyć się swoich nawyków. Na zawsze pozostanie lampartem. Przypomniał sobie to powiedzenie, parkując ciężarówkę obok furgonetki matki. Meredith nie potrafiła zmienić swojej osobowości. Oznaczało to, że nadejdzie dzień, w którym ich ogniste temperamenty dadzą o sobie znać. Zastanawiał się tylko, kiedy to nastąpi.

Wysiadł. Odetchnął głęboko. Odczuł piękno letniego dnia. Nie było dobrze, lecz mogło być gorzej. I bywało gorzej. Gdy powrócił z wojny, musiał na nowo uczyć się wielu rzeczy. Odczuwać urok chwili i upływ czasu. Doceniać spokój. Miał również poczucie winy, że uszedł z życiem.

Już wchodził do domu, kiedy w pobliżu stodoły zobaczył Shermana. Stary człowiek machał do niego ręką. Zanim Logan zdążył otworzyć usta, Sherman przyłożył palec do warg i gestem poprosił go, by się zbliżył.

O co chodzi? – zapytał Logan, podchodząc i stając w cieniu budynku.

Ogorzała twarz farmera była pokryta siecią cieniutkich zmarszczek. Zsunął z czoła słomiany kapelusz i podrapał się w głowę.

Nie chcę martwić jego mamy – oznajmił.

Chodzi ci o Daniela? – domyślił się Logan. – Co z nim?

Nie mam pojęcia. Przed godziną wrócił ze szkoły i poszedł wprost do stodoły. Ma spuchniętą wargę i zakrwawiony nos. Nie chce nic mi powiedzieć. Może ty będziesz miał więcej szczęścia.

Ja? – zdziwił się Logan. Miał nieprzepartą ochotę wsiąść do ciężarówki i szybko stąd zniknąć. – Nie mam pojęcia, jak postępować z dzieciakami – dorzucił tytułem usprawiedliwienia.

Sam byłeś chłopcem. Wiesz, co to znaczy się bić. Z takim twierdzeniem Logan nie mógł polemizować.

Dobrze. W porządku. Zobaczę, co się da zrobić w tej sprawie – odezwał się do Shermana. – Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.

Nie rób takiej groźnej miny – poprosił go stary człowiek. – To miły dzieciak. Czasami przychodzi na pole i patrzy na to, co robię. Pomaga w obejściu pani Faith. Lubi pracować na roli. Będzie ci potrzebny ktoś do pomocy, kiedy mnie już zabraknie.

Logan uśmiechnął się.

Nigdzie stąd nie odejdziesz. Ty i ten twój staroświecki traktor, którego nie dajesz mi wymienić na nowy, stanowicie niemal instytucję. Przetrwacie tak długo, jak długo Ziemia obracać się będzie wokół Słońca.

Uśmiechnięty Sherman pomachał Loganowi ręką na pożegnanie i ruszył w stronę małego domku znajdującego się za podjazdem.

Miły z niego facet, pomyślał Logan, lecz zbyt dobroduszny i łatwowierny. Jego małżeństwo rozpadło się wiele lat temu, kiedy Logan był jeszcze chłopcem. Sherman zakochał się w ponętnej dziewczynie o imieniu Belle, która niedługo po ślubie uznała, że zasługuje na lepszy los i nie chce być żoną farmera. Zabrała wszystkie oszczędności męża i uciekła. Nikt w Rachel potem jej nie widział. Sherman otrząsnął się szybko. Po tym wydarzeniu nie zgorzkniał ani na jotę.

Logan przerzucił kurtkę przez ramię i ruszył w przeciwnym kierunku. Stanął w otwartych drzwiach stodoły. W środku było ciemno i chłodno. Przyzwyczaiwszy wzrok do ciemności, po chwili dostrzegł chłopca, który siedział oparty o worki z nawozem.

Gdy Daniel dostrzegł obecność stryja, odwrócił głowę, by ukryć twarz.

Dobrze się czujesz? – zapytał go Logan. Uznał, że lepiej od razu dać do zrozumienia chłopcu, że wie o jego przygodzie.

Tak.

Chcesz, żebym cię obejrzał?

Nie trzeba. Przeżyję. Nie chcę tylko pokazywać się mamie. Okropnie się zdenerwuje, kiedy zobaczy, jak wyglądam.

Logan wiedział, że chłopiec od niedawna chodził do letniej szkoły, aby nadrobić zaległości spowodowane chorobą ojca i przenosinami do Rachel. Słyszał także, iż Daniel należał do najniższych chłopców w swojej klasie i był bardzo czuły na tym punkcie. Czy na tyle wrażliwy, by wdać się w bójkę po lekcjach? Zastanawiał się Logan. Musiał się tego dowiedzieć.

Co to był za facet? – spytał Daniela.

Nie udało mi się go dorwać.

Od czego zaczęła się bójka? Chłopak spuścił głowę.

Jestem tu nowy – odparł ze smutkiem. – I słabszy od swoich rówieśników. Chłopcy wiedzą o moim tacie. Że nie poszedł do wojska.

Logan podejrzewał, że to mogło być coś w tym rodzaju. Wątpił, czy Meredith i Brett w ogóle zastanawiali się nad konsekwencjami przyjazdu Daniela z Kanady do Stanów.

Stanął przed chłopcem. Popatrzył na jego pokaleczone ręce. Przyjrzał się poranionej twarzy.

Przynajmniej próbowałeś się bronić – pocieszył go.

Wpadłem wprost na drzewo stojące przy stawie.

Masz szczęście, że go nie złamałeś. Duży był ten chłopak, z którym się biłeś?

O głowę wyższy. A zresztą, gdyby był mały, pomogliby mu przyjaciele, których ma wielu. Jutro nie pójdę na lekcję algebry. On zrobi ze mnie miazgę.

Musisz uczyć się matematyki, jeśli chcesz iść do college’u.

Nic się nie stanie, jeśli, tak jak mój tata, nie będę studiował.

Logan nie zamierzał roztrząsać tego tematu. Uznał, że lepiej pójdzie mu z Danielem, jeśli zastosuje inną taktykę.

Chcesz nauczyć się walczyć, żebyś na przyszłość mógł sobie poradzić z tym chłopakiem? – zapytał.

W oczach Daniela zabłysło zainteresowanie. Zaraz jednak opuścił głowę i wzruszył ramionami.

Po co? Przecież to nic nie da. Nie jestem bokserem.

Nie miałem na myśli boksu. Chodzi mi o samoobronę. Ciekawość przeważyła. Daniel zapytał:

Stryju, masz na myśli coś takiego jak karate?

Parę podstawowych chwytów, których uczyliśmy się w wojsku. Wystarczą, by takiemu chłopakowi, jak ten, który dziś cię zaatakował, dać do zrozumienia, że nic z tobą nie wskóra.

To byłoby fantastyczne. – Daniel podniósł się i stanął obok Logana. – Czy możemy zacząć od razu?

Logan miał zamiar powiedzieć, że powinni odłożyć to do jutra, lecz jedno spojrzenie na twarz biednego chłopca i plamę krwi na jego koszuli sprawiło, że się poddał.

Zgoda.

Powiesił kurtkę na kołku.

A teraz uderz mnie. Zaatakuj.

Chyba żartujesz, stryju.

Nie. Rób, co mówię.

Na twarzy chłopca ukazał się strach.

Czy będzie bolało? Nie jestem tchórzem, ale... – Daniel przełknął ślinę.

Logan potrząsnął głową. Musiał w jakiś sposób nauczyć bratanka jednej rzeczy. Że nigdy, ani teraz, ani w przyszłości, nie może nikomu okazywać strachu. Musiał jednak przyznać, że chłopiec był chętny do nauki.

Nie będzie bolało. No, atakuj mnie. I uważaj na to, co się stanie.

Upłynęło dziesięć sekund, zanim Daniel odważył się wymierzyć Loganowi cios w szczękę. Nie zdążył dosięgnąć twarzy, gdy Logan chwycił jego lewe ramię i wykręcił je.

Och! – Chłopiec był zaskoczony. – Jak to zrobiłeś?

Użyłem przedramienia. W odpowiednim momencie wykonałem ruch. Próbuj jeszcze raz.

Daniel ponowił cios. Robił to kilka razy. A Logan wykręcał mu rękę. Czuł, że musi pomóc chłopcu. Uczył go więc chwytów. W miarę postępów w nauce Daniel nabierał pewności siebie.

W porządku – powiedział Logan po dziesiątej próbie. – Teraz ja cię zaatakuję. Szybko. Udawaj, że bijemy się naprawdę.

W oczach Daniela znów zobaczył niepewność. Ale chwilę potem, gdy zajął pozycję wyjściową, poczuł silny cios w plecy.

Co, do diab... – Odwrócił się szybko i zobaczył, jak Meredith ponownie zamierza się na niego szczotką.

Zostaw w spokoju mego syna, Loganie Powers! – krzyknęła rozwścieczona. Teraz dopiero zobaczyła poranioną twarz chłopca. – Mój Boże, Danny! Co ci się stało? Logan, jak śmiałeś uderzyć moje dziecko? Ty... ty...

Logan wyrwał jej szczotkę.

Uspokój się, Meredith. Jest inaczej, niż sobie wyobrażasz.

Tak, mamo. Uspokój się. Pobił mnie chłopak ze szkoły – wyjaśnił Daniel łamiącym się głosem. – Stryj próbuje tylko nauczyć mnie zasad samoobrony.

Na twarzy Meredith pojawiło się zaskoczenie, a zaraz potem zmieszanie.

Danny, sądziłam, że problem walki już przedyskutowaliśmy.

Zanim Daniel zdążył odpowiedzieć, wtrącił się Logan:

Chłopcom nie uda się uniknąć kilku kuksańców, zanim dorosną. Próbował się bronić i popatrz, co się stało.

Przepraszam cię, ale rozmawiam z synem – wycedziła przez zęby Meredith. Zwróciła się do chłopca: – Idź do domu i doprowadź się do porządku. Potem pogadamy. Teraz muszę wyjaśnić parę spraw z twoim stryjem.

Och, mamo, chcę się nauczyć kilku chwytów.

Rób, co każe matka – włączył się Logan. – Lekcję możemy odłożyć do jutra.

Po chwili Danny wyszedł. Gdy tylko znalazł się poza stodołą, Meredith ostro szarpnęła za szczotkę, tak że Logan stracił równowagę.

Nie będziesz niczego uczył mojego dziecka! – warknęła.

Potrzebuje pomocy.

Jeśli tak, to pomogę mu posłużyć się głową, a nie bicepsami. Zbyt wiele jest przemocy na świecie! Uważasz, że parę ciosów coś zmieni?

Tak. Jeśli przestaniesz cackać się z synem i dasz mu szansę, żeby się nauczył paru chwytów.

Odskoczył i wyrwał jej szczotkę z ręki. Rzucił ją za siebie. Przytrzymał Meredith.

Nigdy tego nie rób – syknął rozeźlony.

A właśnie, że będę. Logan potrząsnął głową.

Gdyby Daniel odziedziczył po tobie choć trochę temperamentu, nie miałby żadnych problemów. Dlaczego chcesz go wychować na drugiego Bretta?

Nie robię tego. Ciężko pracowałam, żeby wpoić w Daniela przekonanie, że jest jedyny i niepowtarzalny. Nic tak nie złości mnie jak stwierdzenie, że ktoś jest całkiem do kogoś podobny.

W porządku.

Pozwól mi powiedzieć sobie coś jeszcze. Mimo tego, co sobie myślisz o Bretcie, są ludzie, którzy go zapamiętali jako wrażliwego i utalentowanego człowieka!

Być może. W chwilach gdy nie był leniwy i tchórzliwy, w myśli uzupełnił Logan.

Był twórcą. Dawał światu piękno. Wszystko, co stworzył podczas swego krótkiego życia, było wspaniałe. W porównaniu z okrucieństwem, w którym ty się lubowałeś!

Teraz posunęła się za daleko, uznał Logan. Nie mógł dłużej słuchać słów Meredith. I tak jej bliska obecność działała mu na nerwy. A teraz ta nieznośna kobieta oskarżała go o to, że był draniem. Przebrała miarę.

Uznał, że jest tylko jeden sposób, by uciszyć Meredith. Przycisnął usta do jej warg.

Dobrze mi, pomyślał, świadom każdego cala jej drobnego, szczupłego ciała. Nigdy jeszcze nie czuł się tak pełen życia.

Zaczęła się wyrywać, więc złapał ją za ręce, przyciągnął do siebie i zaczął całować jeszcze mocniej. Nie potrafił być delikatny, lecz, jak się okazało, nie stać go było na okrucieństwo. Logana ogarnęła zdumiewająca potrzeba pełnego zawładnięcia tą kobietą.

Szarpała się i wyrywała, żeby się uwolnić, lecz Logan nie przerywał pocałunku, co jeszcze bardziej doprowadzało ją do pasji. W pewnej chwili poczuł w podbrzuszu ból pożądania. Popchnął Meredith w stronę ściany i tu natarł na nią całym ciałem.

Z trudem chwytała powietrze. Loganowi wydarł się z ust jęk rozkoszy. Czuł się wspaniale. Lepiej byłoby mu tylko w łóżku. Oboje byliby wówczas nadzy.

Podniósł głowę, żeby zobaczyć, czy oczy Meredith odzwierciedlają podobne myśli. Dojrzał w nich pożądanie. A kiedy się o tym przekonał, mało brakowało, a byłby ją pociągnął za sobą na zimną, betonową podłogę stodoły. Puścił ręce Meredith. Dotknął piersi. Lekko trącał sterczące sutki.

Pragnę cię – szepnął. – Tak bardzo cię pragnę, że ledwie potrafię to znieść.

Nie możemy...

Wiem. Ale to nie zmienia faktu.

Proszę, nie rób tego więcej.

Czego? Tego? – Celowo przeciągnął palcami po sutkach, sprawiając, że z ust Meredith wydarł się cichy jęk rozkoszy. – Pamiętam, jakiego są koloru. Różowe. Marzyłem o nich. O tym, żeby wziąć je do ust.

Logan, przestań. Twoja matka już przygotowała kolację. Jeśli zaraz stąd nie wyjdziemy, zacznie nas szukać.

Nie zważając na słowa Meredith, pieścił ją dalej.

Coś z tego będzie.

Nie.

Musi. Uwierz mi. Nasze pożądanie staje się coraz silniejsze.

Przełknęła ślinę i popatrzyła na Logana oczyma zranionej łani.

Czy to nowa próba wyrzucenia nas z Rachel? – spytała.

Nie – odparł. – Ale muszę cię ostrzec, że nie dam ci spokoju. Jeśli zostaniesz, będę cię wciąż nękał.

Co... co to ma znaczyć?

Dobrze wiesz, o czym mówię.

Patrząc na Logana tak, jakby dopiero co oznajmił on, że przybył z innej planety, Meredith potrząsnęła głową i wyrwała się z jego objęć. Cofając się w stronę wyjścia, ostrzegła:

Idę do domu.

Świetnie – odparł. – Zaraz tam przyjdę.

Zapomnijmy oboje o tym, co się stało.

Spróbuj sama.

Och, Logan. – Meredith przycisnęła dłonie do pulsujących skroni. – Dlaczego to robisz?

Merri, nie udawaj, że nie wiesz!

Z trudem się opanowała. Miała ochotę uciec. Pobiec do domu. Powstrzymywała ją jedynie myśl, że Faith może wyjrzeć przez okno i zobaczyć, co się dzieje. Podniosła rękę do ust. Płonęły od pocałunków Logana. Czy Faith odgadnie, co się stało? Merri miała poczucie winy. Zastanawiała się nad znalezieniem wymówki, by trzymać się z dala od kuchni. Musiała przynajmniej na parę minut opóźnić siadanie do kolacji.

Przeklęty Logan. Była wściekła na niego, że uczył Danny’ego rzeczy, o których chłopiec nie powinien wiedzieć. A na domiar złego potem zachował się okropnie. W każdym razie to, co stało się później, nie powinno się w ogóle wydarzyć.

Czy wszystko w porządku? – zapytała Faith, gdy Merri otworzyła drzwi wejściowe do domu.

Wiedziała, że nie jest w stanie odpowiedzieć na zadane pytanie. W związku z tym, udając, że go nie usłyszała, krzyknęła:

Czy Danny poszedł na górę?

Nie wiem, bo rozmawiałam przez telefon. Kiedy tylko upiekę te bułki...

Merri wykorzystała okazję. Gdy Faith odwróciła się w stronę pieca, przebiegła przez kuchnię.

Zaraz wracam – powiedziała i szybko pomknęła po schodach na górę.

Drzwi dużej łazienki znajdującej się na wprost pokoju Danny’ego były zamknięte. Merri uznała, że chłopiec jest w środku. Była to sprzyjająca okoliczność, gdyż w tym momencie nie chciała widzieć syna. No i z pewnością on nie powinien oglądać teraz swej matki.

Przeszła obok pokoju Logana. Weszła do małej łazienki, do której drzwi prowadziły z sypialni pani domu. Miała pozwolenie Faith, by z niej korzystać.

Potrzebowała teraz lustra.

Och, nie! Tylko nie to! – jęknęła na widok odbicia swojej twarzy. Na szczęście, skóra nie była zaczerwieniona, ale oczy płonęły i pałały rumieńcem policzki. A wargi...

Przeciągnęła po nich palcem. I to był błąd, bo od razu poczuła smak ust Logana. Ciało Merri ogarnął żar. Nogi zaczęły jej drżeć. Traciła równowagę. Chwyciła się krawędzi umywalki.

Pragnę cię – powiedział.

Ona też go pożądała. I to było najgorsze. Nie, najgorsze ze wszystkiego było poddanie się uczuciu, które zawsze w niej się tliło. Tyle że przedtem była za młoda, by zdać sobie z tego sprawę i stawić mu czoło.

Zaczęła przemywać twarz zimną wodą. Dopiero po dłuższej chwili policzki przestały piec. Zmoczyła włosy wokół twarzy, lecz na to nie zważała. Musiała zaraz znaleźć jakąś wymówkę. Kłamstwo. Stała się mistrzynią w kłamaniu.

Wreszcie zakręciła kran i wytarła się ręcznikiem. Wyglądała już znacznie lepiej.

Mamo?

Aż drgnęła na dźwięk głosu syna.

Tu jestem, kochanie. Już idę.

Powiesiła ręcznik, szybko przeciągnęła palcami po włosach i wyszła z łazienki.

Danny stał w drzwiach sypialni. Trzymał ręce w kieszeniach. Poplamioną krwią koszulę zastąpił czystą bawełnianą koszulką. Umył się. Włosy miał wilgotne i świeżo uczesane. Wzrok Merri przyciągnęły spuchnięta warga i skaleczony policzek.

Miała ochotę wziąć syna w ramiona i mocno przytulić go do siebie. Czasy takich pieszczot już się jednak skończyły. Chłopiec stawał się mężczyzną i chciał być traktowany po dorosłemu. Matka zachowywała się mniej dorośle niż syn.

Hej, tygrysie – przywitała Danny’ego. – Czujesz się lepiej?

Przeżyję. Usłyszałem, że leci tu woda i przybiegłem zobaczyć, czy ty i stryjek Logan nie pozabijaliście się nawzajem.

Na wszelki wypadek Merri odwróciła głowę. Obawiała się spostrzegawczości chłopca.

Nie pozabijaliśmy. Żałuję, że zadziałałam tak szybko. Powinnam poczekać na wyjaśnienie.

Zachowałaś się jak prawdziwa matka.

Dziękuję za dobre słowo.

Wiesz, co mam na myśli.

Niestety. Powiedz mi, od jak dawna masz kłopoty? Mam na myśli tę ostatnią szkołę.

A co to za różnica? Wszędzie, gdzie tylko pojedziemy, dzieje się to samo. Tyle że im jestem starszy, tym mi trudniej to znieść.

Jak mogę ci pomóc? – zapytała. Czuła się zupełnie bezradna. Wiedziała, że dzieciaki dokuczają Danny’emu dlatego, że jest od nich mniejszy i drobniejszy. Miał trudności z zawieraniem przyjaźni. Nigdy jednak jeszcze nie słyszała w jego głosie aż takiego żalu.

Nie martw się – powiedział. – Jakoś sobie dam radę.

Coś mi to przypomina – odrzekła Merri. – Mówiłam ci, że w szkole byłam wyrzutkiem. To były najgorsze lata mego życia. Nigdy nie chciałam, żebyś musiał przeżywać coś podobnego. Sądziłam, że lepiej sobie radzisz niż ja.

Starałem się ukryć wszystko przed tatą. Tyle tylko potrafiłem zrobić. Harowałaś przecież jak wół, żebyśmy mieli z czego żyć, kiedy tata był bez pracy. Mimo zmęczenia starałaś się być wesoła.

Byłam wesoła – skorygowała Merri. Chciała, żeby syn w to uwierzył. – Obaj stanowiliście całą moją rodzinę. Z radością dla nas pracowałam.

Nie miałaś innego wyboru – odparł, krzywiąc się, Danny. – Wiem, że wszyscy lubili tatusia, ale jego praca nie dawała nam wiele pieniędzy.

Zdumiona spostrzegawczością syna, Merri dotknęła czoła.

Nie wiem, co powiedzieć.

Daj spokój, mamo. Nie musisz nic mówić. Jesteś bardzo dzielna. Masz więcej energii niż większość dziewczyn w mojej szkole.

To pochlebstwo na nic się nie zda. Przez cały czas byłam przekonana, że z niczego nie zdajesz sobie sprawy. Kiedy byłam w twoim wieku, zauważałam wszystko. – Popatrzyła na syna tak, jakby widziała go po raz pierwszy. – Przepraszam. Próbowałam ukryć przed tobą nasze problemy. Nie chciałam, żebyś zbyt szybko musiał dojrzewać. To był błąd.

Chciałaś chronić mnie, bo wiedziałaś, że tatuś nie może.

Była to prawda. Bardzo gorzka.

Och, Danny. On bardzo cię kochał. Przecież o tym wiesz.

Nie zapomnę tego wszystkiego, czego oboje z tatą mnie nauczyliście – oświadczył Danny, tak jakby odpowiadając na nieme pytanie matki. I ona martwi się o tego chłopaka? Jest taki dojrzały. Być może sama powinna zacząć zasięgać jego rady. Pod wrażeniem rozmowy z synem, dumna z niego, dotknęła lekko skaleczonego policzka.

Jak to się stało, że z ciebie taki mądrala?

Miałem dobrych nauczycieli. – Danny rzucił matce spojrzenie przez ramię. – Jesteś gotowa, żeby zejść na dół, zanim babcia wyśle po nas ekipę poszukiwawczą?

Nie była gotowa, lecz nie mogła do tego się przyznać. Powiedziała krótko do syna:

Prowadź.

Ramię w ramię weszli do holu. Kiedy zbliżali się do szczytu schodów, Danny rzucił matce niepewne spojrzenie.

Co będzie ze stryjkiem Loganem? Czy się pogodziliście?

Słonko, wywołaliśmy kłótnię, próbując się dogadać. Podczas kolacji Danny był ożywiony i gadatliwy. Merri przyglądała mu się uważnie, lecz nie spostrzegła, by tylko nadrabiał miną. Jego radość była szczera. Ona sama nie miała ochoty włączać się do rozmowy.

Odkąd przyjechali do Rachel, Faith stała się weselsza. Teraz też była w dobrym humorze. Merri dostrzegła wprawdzie, jak wczesnym popołudniem wymieniała spojrzenia ze Stanem Shirleyem, i podejrzewała, że to z nim rozmawiała niedawno przez telefon.

Musisz zapytać matkę.

Merri usłyszała nagle głos Logana. Ocknęła się z rozmyślań.

Przepraszam – powiedziała. – Nie wiem, o co chodzi. O co ma mnie zapytać?

Dan chce pomagać Shermanowi i uczyć się gospodarowania na roli – wyjaśnił Logan. – Ostrzegłem go, że to ciężka praca. Jeśli jednak myśli o tym serio, Sherman będzie mógł nauczyć go wiele, tak żeby nie był gorszy od młodzieży kończącej szkołę rolniczą. W każdym razie Danny musi uzgodnić to z tobą.

Chce się uczyć gospodarowania? Nic jej o tym nie mówił. Słyszała tylko od chłopca, że interesują go lekcje samoobrony. Nie stanie synowi na drodze, ale powinna wiedzieć, na co naprawdę ma on ochotę. I kim w przyszłości chciałby zostać.

A więc... – Merri spojrzała na Faith. Potrzebowała jej rady. Nie zwróci się o nią do Logana. Nie wiedziała, co on knuje.

Logan ma rację – do rozmowy włączyła się Faith. – Niewielu ludzi zna się tak dobrze na roli, jak Sherman. Co więcej, potrafi przekazać swoją wiedzę.

Mamo, spójrz na to z innej strony – odezwał się Danny. – Jeśli okażę się pojętny i nauczę wiele, nie będziesz musiała posyłać mnie do college’u.

Nie tak szybko, chłopcze – odparła Merri.

Mogę mu to wyjaśnić? – spytała Faith. Poczekała, aż Merri skinie głową. – Twój stryj nie interesuje się farmą ani nie potrzebuje pieniędzy z jej ewentualnej sprzedaży. Jeśli gospodarowanie na roli uznasz za swoje prawdziwe powołanie, będziesz musiał iść do college’u. Musisz nauczyć się nowoczesnych metod uprawy. Technika ciągle robi postępy. A ja będę dumna, mogąc opłacić twoje studia.

Merri nie dowierzała temu, co słyszy. Zaproszenie Faith do zostania w Rachel było dla niej czymś bardzo ważnym. Zaczęła już przeglądać ogłoszenia o pracy. Nie chciała być na utrzymaniu Faith. Jej ostatni gest był wspaniałomyślny.

Zaskoczona i wzruszona Merri popatrzyła na teściową. Nie potrafiła nic powiedzieć. Danny wydawał się zachwycony.

Och! – krzyknął, nie umiejąc zdobyć się na nic więcej. Faith dotknęła jego ręki, patrząc równocześnie na Merri.

Skąd to zdziwienie, moja droga? Przecież jesteśmy rodziną. Kogo miałabym rozpuszczać, jak nie jedynego wnuka?

Danny zerwał się z krzesła i zaczął ściskać babkę. Merri siedziała oszołomiona. Rzuciła Loganowi ukradkowe spojrzenie. Okazało się, że popełniła błąd.

Uważnie się jej przyglądał. Starał się robić to złośliwie, lecz w jego oczach dojrzała identyczne emocje jak te, które okazał w stodole. Tak jakby ją prowokował, mówiąc: „No i co teraz zamierzasz zrobić”?

Merri ogarnął wstyd, gdy mimo ogarniającego ją strachu, zapłonęła znów pożądaniem.

Speszona, spojrzała na śmiejącą się Faith i powiedziała:

Cieszę się, że Dany sam ci podziękował. Mnie zabrakło słów.

Później usiłowała myśleć tylko o szczęściu syna. Jeszcze nigdy nie widziała go tak bardzo podekscytowanego.

Euforia, która ogarnęła chłopca, miała dowieść jej porażki, gdyż teraz Merri wiedziała już na pewno, że nie uda się jej opuścić z synem Rachel, nie łamiąc mu serca. A pozostanie na miejscu oznaczało ciągłe kontakty z Loganem i konieczność bezustannego stawiania mu czoła.

A może to wszystko było tylko blefem? Zapytywała samą siebie, przewracając się w łóżku z boku na bok i nie mogąc zasnąć. Przecież nie będzie jej prześladował. Odważyłby się to robić w domu własnej matki?

Ale przecież pozwolił sobie zaczepić ją w stodole.

Nie dam ci spokoju – powiedział.

Och, Boże! – Merri jęknęła, wtulając twarz w poduszkę. – Nie chcę.

Mimo to jednak długo w nocy leżała, wspominając pocałunki Logana, czując jego dłonie na swym ciele i swoje reakcje na jego pieszczoty. Ten człowiek sprawił, że zaczęła kłamać.

Pragnęła go. Pragnęła go bardzo.

Będzie musiała zwalczyć w sobie tę słabość. Przyszłość Danny’ego leży bowiem w jej rękach. Musi wydostać się ze szponów Logana.



ROZDZIAŁ CZWARTY


Zawiozę cię.

Słysząc słowa Logana, Merri znieruchomiała. Miała nadzieję, że się przesłyszała. Po całych tygodniach wertowania gazet znalazła wreszcie zajęcie. Nie po to jednak, by spędzać więcej czasu w towarzystwie Logana.

To świetny pomysł – ucieszyła się Faith. Uśmiechnęła się promiennie do syna, a zaraz potem do Merri. – Będzie podwoził cię do pracy. Kawiarnia Angela leży po drodze do jego firmy. Potem ja ciebie stamtąd będę zabierała, przywożąc Danny’ego ze szkoły letniej. Oczywiście, chyba uwierzyłaś mi, kiedy ci oświadczyłam, że nie musisz podejmować żadnej pracy.

Może Meredith znudziło spokojne życie i potrzebuje ruchu – odezwał się Logan, zanim Merri zdążyła się ustosunkować do słów jego matki.

Zignorowała go.

Nie lubię być darmozjadem – powiedziała do Faith. – Wiem, że posady kelnerki pracującej dorywczo, rano i w przerwie na lunch, Logan nie traktuje poważnie.

Niczego takiego nie mówiłem – odezwał się łagodnym tonem, sięgając po ulubiony sos do sałaty.

Merri miała ochotę kopnąć go w kostkę pod stołem. Ledwie się od tego powstrzymała.

To uczciwa praca – oznajmiła.

A więc jest to zajęcie w sam raz dla uczciwej kobiety, mam rację? – skomentował Logan.

Nie będąc w stanie zignorować podtekstu, rzuciła mu pełne jadu spojrzenie. Odwzajemnił się uśmiechem, lecz jego oczy pozostały poważne.

Logan, zachowuj się przyzwoicie – zaczęła strofować go matka.

Otworzył szeroko oczy i usiadł wygodniej na krześle.

Sądziłem, że zachowuję się jak trzeba i jestem w porządku. Zaofiarowałem się przecież, że ją podwiozę, prawda?

Merri postanowiła milczeć. Gdyby powiedziała jeszcze choć jedno zdanie, mogłoby dojść do zakłócenia miłej, rodzinnej atmosfery. Nie chciała niepokoić Faith ani Danny’ego. Czas płynął szybko. Była już połowa lipca. Między nią a Loganem ciągle istniało napięcie. Może nawet większe niż dwa miesiące temu.

Danny, czy mój pomysł z pracą ci odpowiada? – zwróciła się do syna. – W tym czasie będziesz zresztą zawsze w szkole.

Tak, mamo. Sądzę, że najwięcej do powiedzenia mogłaby mieć babcia. Przyzwyczaiła się do tego, że ma nas w pobliżu.

Tak. – Faith podała Merri koszyczek z pokrojonym chlebem. – Lubię mieć was blisko siebie. Z drugiej strony, moja droga, rozumiem i szanuję twoją decyzję. Czas najwyższy, żebyś wychyliła nos poza ten dom i zaczęła spotykać ludzi. Życie musi się toczyć dalej.

Wyczuwając, co Faith ma na myśli, Merri energicznie zaprzeczyła ruchem głowy.

Interesuje mnie zupełnie co innego. Za miesiąc zaczynają się zajęcia w szkole Danny’ego. Potrzebne mu są nowe ubrania. A poza tym, Faith, moja stała obecność w domu może cię krępować. Utrudniać robienie tego, na co masz ochotę.

Starsza pani wyglądała na zaskoczoną.

Co ci przyszło do głowy? W niczym mi nie przeszkadzasz. Cieszę się każdą chwilą, którą mogę spędzić w twoim towarzystwie. To o ciebie się martwię.

Zupełnie niepotrzebnie. Czuję się świetnie.

Naprawdę? Każdy przyzna, że są ci potrzebne kontakty z ludźmi.

Ależ, Faith – zaprotestowała Merri. – Nie widziałyśmy się od lat. Byłam żoną twego młodszego syna. Czuję się tu doskonale. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję.

Miło, że tak mówisz. Ale intuicja podpowiada mi, że powinnaś mieć możność poznania innych ludzi.

Merri nie podobały się aluzje Faith. Miała wystarczająco dużo problemów z jednym z ludzi, których na co dzień była zmuszona oglądać.

Podjęła rozmowę.

Po zastanowieniu się doszłam do wniosku, że mam dużo czasu i nie muszę jeszcze się martwić o szkolne zakupy dla Danny’ego. Mogłabym...

Nie. Zbyt długo zachowywałam się jak egoistka. Podejmij pracę, którą sobie znalazłaś, a zarobione pieniądze wydaj na własne potrzeby.

Czy ja będę chodził na lunch do kawiarni Angela? – zapytał Danny. Na myśl o takiej perspektywie aż zaświeciły mu oczy. Merri uśmiechnęła się lekko.

Nic z tego. Tam nie przyrządzają zdrowych posiłków.

Coś mi się zdaje, że usłyszę od ciebie wykład na ten temat – zauważył Logan.

Mój nowy szef chciał, żebym dziś rozpoczęła pracę – ciągnęła Merri. – Z zainteresowaniem przyjął do wiadomości fakt, że w Calgary sama prowadziłam mały barek z grillem przez sześć dni w tygodniu po czternaście godzin na dobę.

Ho, ho. Od czasu, kiedy pracowałaś w warsztacie pana Monroe, imałaś się chyba wielu różnych zajęć – wtrącił Logan.

Tak. Trzeba było korzystać z nadarzających się okazji i być za nie wdzięczną losowi.

Jasne. Ale co w tym czasie, kiedy ty pracowałaś, robił genialny artysta?

Po słowach Logana zapadło przy stole nagłe milczenie. Merri zmartwiała. Nie odważyła się spojrzeć na Danny’ego, gdyż nie chciała widzieć bólu i zmieszania na jego twarzy. Ani na teściową, gdyż mogłaby zadać dalsze pytania, na które Merri nie chciała odpowiadać.

Ciszę przerwała Faith.

To wspaniale, że znasz się na wielu różnych rzeczach – powiedziała. Odwróciła się do syna. – Wiesz, dlaczego? Gdyby Merri nie zwróciła uwagi na to, że mój samochód wydaje dziwne odgłosy, wysiadłby mi na samym środku drogi do miasta. Tkwiłabym bezradna na szosie w okropnym upale, bo zerwałby się pasek klinowy. Merri znalazła nowy w stodole, gdzie nie przyszłoby mi w ogóle do głowy, żeby go szukać, i naprawiła mój samochód. Brett miał prawdziwe szczęście, że trafiła mu się taka zaradna żona.

Dziękuję, mamo – powiedział Logan, salutując widelcem. – Za to, że przywołałaś mnie do porządku. Nauczkę zrozumiałem. – Spojrzał na Merri. – Tak jak obiecałem, podwiozę cię do miasta. Bądź gotowa na dole o szóstej rano.

Była gotowa na czas. Tego ranka i w następne. Przez dziesięć dni jeździła z Loganem. Podczas podróży nie padało między nimi ani jedno słowo.

Mimo krytycznych uwag Logana dotyczących jej zajęcia, Merri szybko się przekonała, że podjęcie pracy u Angela było dobrym posunięciem. Właściciel kawiarni, pan o szorstkim, donośnym głosie, miał gołębie serce. Pozostałe kelnerki też były sympatyczne. W gruncie rzeczy, z wyjątkiem klienteli, która składała się głównie z ludzi interesu, kawiarnia w Rachel niewiele różniła się od tych, w których Merri pracowała w Kanadzie. No, może z jednym wyjątkiem. Napiwki były lepsze i z dnia na dzień się zwiększały.

Na początku trzeciego tygodnia pracy w kawiarni Merri zgromadziła sporo pieniędzy. Mogła przystąpić do uzupełniania garderoby Danny’ego, a także kupić sobie sukienki do pracy. Większość kelnerek u Angela, zarówno szczupłych, jak i tęgich, nosiła mini. Merri wiedziała, że ma figurę nadającą się do takich strojów, lecz, mimo zachęty ze strony innych dziewcząt, ubierała się w dłuższe sukienki.

Niemniej jednak, kiedy wdrapywała się na wysoko umieszczone przednie siedzenie ciężarówki Logana, było jej widać całe uda.

Do diabła, jak ty wyglądasz? Dlaczego nie włożysz czegoś przyzwoitszego? Nie byłoby wtedy problemu – warknął Logan następnego ranka, kiedy Merri ponownie obciągała sukienkę.

To jest przyzwoita długość – broniła się. – A żeby wdrapać się tutaj, trzeba by mieć roboczy kombinezon.

A czegoś w tym rodzaju już nigdy na siebie nie włożysz, mam rację? Skończyłyby się wtedy napiwki od klientów gapiących się na twoje nogi.

Czym zasłużyłam sobie na takie uwagi? – zapytała chłodno. – Sądziłam, że jazda w milczeniu odpowiada nam obojgu.

Ten mały pokaz kobiecej bezradności wymagał komentarza – odparł Logan.

Merri zobaczyła, że ma rozwiązane sznurowadło przy tenisówce. Rozpięła pas bezpieczeństwa i pochyliła się do przodu, żeby je zawiązać.

Zapnij pas – polecił Logan.

Pozwolisz mi skończyć?

Jeśli gliniarz wlepi mi mandat, ty go zapłacisz.

Logan, przez ostatnie trzy tygodnie na tej bocznej drodze nie widzieliśmy o tej porze żywego ducha. A więc o co ci chodzi?

O ciebie.

Jeśli będziesz zwracał większą uwagę na prowadzenie samochodu niż na mnie i na to, jak jestem ubrana, szybciej mnie się stąd pozbędziesz.

Dotarli do pierwszego znaku „stop”. Zamiast, jak zwykle, jechać dalej, Logan skręcił na pobocze i tu zatrzymał ciężarówkę. Nachylił się w stronę Merri, jedną ręką schwycił ją za kark i przyciągnął do siebie, aż znaleźli się bardzo blisko siebie. Zaraz potem powiedział ostro:

Dość tego. Rozumiesz?

Nie będziesz na mnie wyładowywał swojej złości – odparła. Czuła przyspieszone bicie serca.

A ty nie będziesz mnie pouczać, jak mam prowadzić wóz. Od dwudziestu lat nie zapłaciłem mandatu. Twoje rady nie są mi potrzebne.

A ja mam szefa, który mówi mi, jak mam się ubierać do pracy. Twoje uszczypliwe uwagi na ten temat nie są mi potrzebne.

Nazywasz się Powers. Nosisz moje nazwisko. W Rachel jestem znanym człowiekiem, mam tu własną firmę. Jeśli się kompromitujesz, odbije się to na mojej reputacji.

Mówisz poważnie, ty... ty egoistyczny, nadęty... snobie? Puść mnie natychmiast. Wolę iść piechotą i stracić pracę z powodu spóźnienia niż przejechać dalej choćby kilka metrów w twoim towarzystwie.

Im bardziej się wyrywała, tym trzymał ją mocniej. Nagle usłyszała jakiś trzask i po chwili w miejscu na skórze, które było dotychczas zasłonięte, poczuła powiew zimnego powietrza z otwartego wentylatora.

Och, do licha, popatrz, co zrobiłeś – powiedziała z wyrzutem do Logana. Oderwał się górny guzik przy jej sukience.

Logan zobaczył biustonosz Merri. Bardzo efektowny, wręcz prowokujący. Kupiła go przed laty na specjalne okazje, a teraz nosiła na co dzień, bo nie miała innego czarnego, pasującego do stroju noszonego w pracy.

Odsuń się. Poszukam guzika – powiedziała. Odpięła pas i sięgnęła ręką w stronę ciemnego małego przedmiotu leżącego na podłodze szoferki.

Logan dostrzegł go także. Oboje schylili się równocześnie. Ich ręce zetknęły się, a guzik umknął gdzieś na bok.

Nie ruszaj się, ja...

Pozwolisz mi?

Nie. Przy okazji przesuniesz niewłaściwie dźwignię biegu i zabijemy się oboje.

Zabierz stąd ręce!

Ich dłonie ponownie się zetknęły. Oboje drgnęli, tak jakby dotknęli ognia, i szybko się wyprostowali. Logan spojrzał na głęboki dekolt sukienki Merri.

Przestań.

To był przypadek.

Wyjaśnienia ani przeproszenia mnie nie interesują.

Gdybym chciał cię dotknąć, nie zachowywałbym się tak niezgrabnie, jak chłopak na pierwszej randce.

Czy możesz oddać mi moją własność?

Podał jej guzik, który chwilę przedtem podniósł z podłogi.

Masz przy sobie nitkę z igłą lub przynajmniej agrafkę?

Tak.

To dobrze. – Głęboki głos Logana brzmiał teraz miękko. – Nie chcę, żeby inni mężczyźni oglądali to, co ja widziałem.

Merri nerwowo przełknęła ślinę.

Logan – zaczęła ostro – zechciej sobie uświadomić, że stoimy niemal na środku skrzyżowania. Oboje spieszymy się do pracy.

Nie odpowiedział. Wyciągnął rękę i dotknął pulsującej żyłki na szyi Merri.

Możesz udawać, że siedzenie tak blisko siebie nie ma na ciebie takiego wpływu, jaki ja odczuwam, ale twoje ciało zachowuje się inaczej.

Zanim zdołała cokolwiek odpowiedzieć, wsunął rękę za dekolt sukienki i pod biustonosz. Merri nie starczyło czasu, by go powstrzymać. Objął dłonią pierś i zaraz potem szybko pochylił głowę i pocałował ją.

Pod wpływem przejmującego doznania Merri aż krzyknęła. Ze zdumienia, a zarazem z rozkoszy. Zamiast odpychać Logana, przyciągała go do siebie. Było to czyste szaleństwo. Najbardziej erotyczne przeżycie, jakiego kiedykolwiek doznała. Przestała przejmować się przejeżdżającymi obok samochodami. Nic więcej się nie liczyło. Tylko pieszczoty Logana.

Po chwili wyprostował się i odsunął od niej. Wzburzony podobnie jak Merri, przeciągnął dłonią po włosach. Włączył pierwszy bieg.

Ruszyli w dalszą drogę.

A może to wszystko było tylko urojeniem? Pomyślała Merri.

Dojeżdżamy do miasta – oznajmił Logan. Dopiero teraz przypomniała sobie o swoim wyglądzie.

Nerwowym ruchem poprawiła sukienkę.

Nie miałeś prawa tak się zachowywać – powiedziała.

Być może. Ale to ci się podobało.

W tej chwili pogardzała Loganem jeszcze bardziej niż poprzednio. Dlatego, że miał rację.

Nadal chcesz, żebym opuściła Rachel i zostawiła jedyny dom, jaki kiedykolwiek miałam?

Nie. Usiłuję tylko zyskać na czasie. Mam nadzieję, że jeśli uda mi się choć trochę stłumić głód pożądania, stanie się coś, co sprawi, że to, co nieuniknione, nie nastąpi.

Merri pragnęła powiedzieć Loganowi, jak bardzo jest szalony, i przypomnieć, iż nie mają z sobą nic wspólnego. Że żaden związek między nimi nie jest możliwy, a ona nigdy mu nie przebaczy okrucieństwa w stosunku do Bretta i nieuszanowania jego pamięci.

Zanim zdołała pozbierać myśli, Logan zdążył podjechać pod kawiarnię. Zatrzymał ciężarówkę.

Wysiadaj, Meredith. Nie ma o czym mówić – powiedział.

Nie było o czym mówić, miał rację, pomyślała, wysiadając z ciężarówki. Ale musiała jakoś zadziałać. Mimo że dopuściła do tego, co stało się parę minut temu, powinna dać Loganowi do zrozumienia, że tak dalej być nie może.

Kiedy odjechał, poczuła, jak bardzo jest bezsilna. Protesty na nic się nie zdają. Czas płynie, a ona nie robi nic. Nadal pozostaje w Rachel.


Zanim Logan dojechał do firmy, ogarnęły go wyrzuty sumienia. Podobnie jak Meredith, był wolnym człowiekiem. Ale gdy patrzył na całą sprawę z moralnego punktu widzenia, a czynił tak zawsze, musiał uczciwie przyznać, że we własnych oczach nie zyskał szacunku.

Zdegustowany samym sobą, z niepokojem w sercu zabrał się do pracy. Na unikanie Meredith nie było żadnych szans. Uznał, że jedynym sensownym rozwiązaniem będzie poświęcenie się całkowicie pracy zawodowej. Tak więc, kiedy późnym wieczorem padł zmęczony na łóżko, spał twardo aż do rana.

Przez następny tydzień pracował do nocy, imając się w firmie różnych zajęć. Pod koniec każdego dnia padał z nóg.

Nastał sierpień. Zbliżał się nowy rok szkolny. Jak zwykle o tej porze roku, liczba kontraktów na budowę zaczęła nieco maleć. Logan miał niewiele pracy. Większość wysiłku poświęcał teraz farmie. Kiedy jednak zaofiarował zarządcy swe usługi, okazało się, że Sherman przy pomocy Danny’ego zdążył już wykonać w polu całą robotę. Pomoc Logana nie była potrzebna.

Bratanek kosił łąkę, malował frontowe ogrodzenie i pomagał babce robić porządki na strychu, do czego nie mogła się zabrać od miesięcy.

Chcesz trochę poćwiczyć samoobronę? – zapytał Logan Danny’ego. Którejś środy przyjechał wcześniej z pracy i poszedł za chłopcem do stodoły, gdzie Danny składał narzędzia ogrodnicze babki.

Chętnie, stryju, ale teraz nie mogę – odparł bratanek.

Obiecałem Larry’emu Brendanowi, że przyjdę do niego po kolacji.

Brendanowie... Czy to jest ta farmerska rodzina, która mieszka przy drodze?

Tak.

A więc wreszcie znalazłeś sobie przyjaciela. Chłopiec uśmiechnął się lekko.

Chyba tak.

To świetnie. Baw się dobrze. Nie wracaj późno do domu i uważaj na drodze.

Danny jęknął.

Mówisz, stryju, jak babcia lub mama.

Chodźmy jeść.

Po kolacji Logan nie był w stanie zostać w domu. Niepokoił go rozbrzmiewający w pokoju głos Meredith. Wraz z jego matką oglądała stary rodzinny album. Logan wyszedł przed dom. Wsiadł do ciężarówki i ruszył przed siebie. Objechał tereny budowy, jeszcze raz skontrolował wszystko. W motelu przy autostradzie wypił drinka. Kiedy jednak barman przypomniał mu, że nie pokazywał się tam od dwu miesięcy – to znaczy od zerwania z Vanessą Calloway – uzmysłowił sobie, od jak dawna żyje samotnie.

Podobnie męczył się w następne wieczory.


W połowie sierpnia nastały ogromne upały. Psuły się przeciążone klimatyzatory, a ludzie stali się bezsilni i starali się robić niewiele. Dzieci z niechęcią oczekiwały rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Nikt nie chciał gotować w domu posiłków. Logan wiedział, że wcześniej czy później podda się także jego pracowita matka.

Zrobimy dziś barbecue – oznajmiła, kiedy w drugi wtorek fali upałów Logan wrócił do domu.

Zwolnił wcześniej robotników i wysłał do domu pracowników biura. Upał był nieznośny. Logan pomyślał o Meredith. Ona przynajmniej pracowała w klimatyzowanym pomieszczeniu.

Okazało się, że matka nie ma na myśli zwykłego wieczornego posiłku.

Zaprosiłam parę osób – dodała po chwili.

Loganowi wcale to nie odpowiadało. Przy obcych będzie musiał robić dobrą minę do złej gry. Udawać, iż w domu wszystko jest w porządku i że on sam zachował jeszcze zdrowe zmysły.

Dlaczego? – zapytał, starając się, żeby jego pytanie zabrzmiało grzecznie.

Bo od wieków nie zapraszaliśmy nikogo.

Była to prawda. Z tym twierdzeniem nie mógł dyskutować.

Kto przyjdzie?

Sherman.

Zniesie obecność tego człowieka. Często jadał z nimi kolacje. Zarządca przychodził do nich na święta i na swoje urodziny.

Lepiej powiedz mu, kto jeszcze się zjawi – spokojnie doradziła Meredith, wstawiając do lodówki dużą miskę zielonej sałaty.

Logan opuścił ręce i oparł je na biodrach. Był coraz bardziej niezadowolony.

Kogo jeszcze zaprosiłaś?

Stana Shirleya.

Faith nie podnosiła głowy. Z ogromną uwagą wrzucała kostki lodu do kubełka.

Czy to spóźniony żart primaaprilisowy, czy też obie chcecie doprowadzić mnie do szaleństwa? – zapytał Logan, spoglądając na Merri. Nie zdziwiłoby go, gdyby się dowiedział, że pomagała matce zaplanować wszystko po to, by jemu dokuczyć. Podejrzewał, że Faith powiedziała Meredith o więzach rodzinnych łączących Stana z Jane, jego byłą żoną. Faith uniosła brwi.

Nie wszystko, co dzieje się w tym domu, musi uzyskać twoją akceptację – powiedziała do syna. – Stan i ja od dawna się przyjaźnimy i nie widzę powodu, dla którego nie miałabym go widzieć, jeśli zechcę, we własnym domu.

Nie ma żadnego powodu. Oprócz tego, że nigdy nie wyrażałaś na to ochoty – odparł Logan.

Powód jest inny. To mało sensowne, żeby samotny mężczyzna musiał gotować dla siebie kolację, zwłaszcza w taki upał. Przestań zaprzątać sobie głowę faktem, że Stan i Jane są spokrewnieni. Aha, w sklepie spożywczym wpadłyśmy na Mike’a LeBlanca. Zobaczył Merri i tak się zaczęło...

Mówisz o kuzynie Jane? Trzeba było także zaprosić jej rodziców.

Nie bądź głuptasem. A zresztą nie ma ich tutaj. Pojechali do Georgii pomóc Jane usunąć skutki silnych sztormów. – Faith machnęła ręką. Puste tacki do lodu zaniosła do zlewu i napełniła je wodą. – A jako że Mike jest szkolnym kolegą Merri, a ponadto wdowcem, pomyślałam sobie, że warto go do nas zaprosić.

Logan stał w miejscu, podczas gdy jego matka wzięła tackę z papierowymi talerzykami oraz kubełek z lodem i wyniosła je przed dom. Meredith, zajęta przygotowywaniem mięsa, nie zwracała na Logana żadnej uwagi.

To nie był mój pomysł – odezwała się po chwili. – Przestań przewiercać mnie wzrokiem, tak jakbym zrobiła coś złego.

W szkole nigdy nie interesowałaś się LeBlancem. – W słowach Logana przebijała zazdrość, której nie potrafił opanować.

Byłam zbyt narwana, aby zadawać się z kimś tak dobrze ułożonym i staroświeckim, jak on.

A teraz pociąga cię to, że facet jest zastępcą szeryfa? Od kiedy podniecają cię mundury? Swego czasu, gdy ja go nosiłem, nie zwracałaś na mnie uwagi.

Nie powinnam w ogóle niczego wyjaśniać, bo na to nie zasługujesz, ale ci powiem, że twoja matka spotkała Mike’a w supermarkecie i zrobiło się jej go żal, bo kupował, sobie gotowe jedzenie. To jedyny powód, dla którego go zaprosiła.

Logan, oczywiście, nie uwierzył w wyjaśnienia Merri. Uznał, że to on ma rację.

Zjawił się Mike. Od chwili przyjścia bez przerwy wodził wzrokiem za Merri. Logan nie mógł obwiniać go za to, gdyż w bluzce cienkiej jak pajęczyna wyglądała nadzwyczaj podniecająco. Ale złościło go to, że gość nawet nie próbuje ukryć swego podziwu.

Kiedy zasiadali do piknikowego stołu, Logan miał ochotę solidnie przyłożyć pozornie nieśmiałemu zastępcy szeryfa za to, że wepchnął się na miejsce obok Meredith. Gość popsuł mu apetyt do tego stopnia, że Logan nie był w stanie przełknąć ani kęsa smacznej potrawy. Najpierw musiał przywitać się ze Stanem, co go dużo kosztowało, a teraz być świadkiem tego, jak Mike mizdrzy się do Meredith.

Tak jakby nie było jeszcze dosyć nieszczęść jak na jeden dzień, Faith siedziała rozpromieniona obok Stana. Od kiedy on i jego matka mają się ku sobie? Zastanawiał się Logan. Na ile jest to poważna sprawa?

Czy tak, stryju Loganie?

Usłyszawszy, jak bratanek wymawia jego imię, Logan podniósł głowę znad talerza i spojrzał na chłopca.

Przepraszam, nie słyszałem, co mówiłeś.

Och, synu – odezwała się Faith, z troską przyglądając się Loganowi – jesteś dzisiaj nieobecny duchem.

Mam głowę zaprzątniętą jednym z projektów – skłamał szybko. Zmusił się, by obdarzyć uśmiechem bratanka.

Mówiłem właśnie naszemu gościowi... – zaczął Danny. Spojrzał na zastępcę szeryfa. – O samoobronie, której mnie nauczyłeś. Czy pan wie, że mój stryj zdobył w Wietnamie wspaniałe ordery? Purpurowe Serce i Srebrną Gwiazdę. Twardy z niego facet.

Logan nie lubił mówić o Wietnamie, lecz teraz za samo wspomnienie chętnie uściskałby bratanka. Dan widocznie zauważył, jakim zainteresowaniem LeBlanc obdarza jego matkę, i poczuł niechęć do gościa.

Całe miasto wie wszystko o Loganie – z szerokim uśmiechem na twarzy zapewnił zastępca szeryfa. – W Rachel uchodzi za bohatera, lecz jest skromnym człowiekiem. Na uroczystościach dla weteranów wojennych nigdy nie pozwolił się wyróżnić. Gotów bym się założyć, że nawet o tym nie wspomniał.

Jak można załatwić faceta, skoro jest tak cholernie grzeczny? Zastanawiał się Logan. Resztę wieczoru spędził na rozmyślaniu o tym, co może knuć LeBlanc. Wiedział, że zastępca szeryfa nie darzy go sympatią. Gdy w mieście natykali się na siebie, traktowali się jak powietrze. Być może facet omamił Meredith, ale nie jego.

Meredith wyczuła wisielczy humor Logana i rzuciła mu pełne dezaprobaty spojrzenie.

Wytrzymał mężnie jej oskarżycielski wzrok. Nie musiał długo czekać. Szybko się poddała. Spuściła oczy. Od razu poczuł się lepiej. Odwrócił się w stronę Shermana i zaczął rozmawiać o ostatnio dokonanych zmianach w ustawodawstwie rolnym.

Merri siedziała sztywno podczas kolacji. Uznała, że będzie lepiej chwilowo milczeć. Z rozkoszą jednak udusiłaby Logana, kiedy zaczął popisywać się przy stole.

Dzięki Bogu, stałam się kobietą dojrzałą i cierpliwą, pomyślała parę godzin później, idąc do swego pokoju i słysząc, jak Faith zamyka za sobą drzwi do sypialni. Przedtem nigdy nie byłoby jej stać na tak powściągliwe zachowanie się.

Logan poszedł do łóżka kilka minut temu, a Danny zniknął u siebie chwilę przed Faith. Merri odczekała minutę, a potem otworzyła drzwi i weszła do holu.

Ogarnęły ją ciemności. Posuwała się powoli i ostrożnie. Już miała minąć pokój Logana, kiedy nagle otworzyły się inne drzwi.

Mamo, to ty?

Tak. O co chodzi? – spytała szeptem syna.

Muszę cię o coś poprosić.

Teraz?

Chciałem zrobić to wcześniej, ale bałem się mówić przy innych. Bo gdybyś mi odmówiła, czułbym się głupio. Larry prosił mnie, żebym spędził weekend z nim i jego rodziną. Z okazji urodzin zabierają go do Nowego Orleanu. Może wziąć z sobą przyjaciela. Mamo, on mnie zaprosił. Czy mogę jechać? Powiedział, że obejrzymy akwarium i będziemy pływać statkiem po rzece. Rodzice Larry’ego pokrywają wszelkie koszty. Mamo!

Merri jeszcze nigdy nie widziała takiego wyrazu szczęścia na twarzy syna. Tym razem znalazł sobie chyba przyjaciela. Jak by to było dobrze, gdyby wreszcie mogła przestać martwić się o to, że Danny ma trudności w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami!

Chodzi o najbliższy weekend? – spytała. – Wiem, że twoja babka lubi Brendanów. Nic ci nie zadali w szkole na te dni?

Mamo, to dopiero pierwszy tydzień zajęć. Jeśli nawet coś mi zadadzą, zdążę odrobić lekcje.

Hm. – Czy Danny zdawał sobie sprawę z tego, że jego matka nie zmruży oka, dopóki syn nie wróci do domu? Z wyjątkiem godzin, które spędzał w szkole, nigdy się nie rozstawali. Ale ten wyjazd był wielką atrakcją dla chłopca. – Lubisz Larry’ego, prawda?

Tak. Mamo, proszę. Czy mogę jechać?

Merri miała ochotę uściskać syna. Powstrzymała się jednak. Dotknęła lekko jego ramienia.

Dobrze. Masz moją zgodę. Możesz powiedzieć o tym Larry’emu.

Danny aż podskoczył z radości.

Dzięki, mamo. Jesteś wspaniała! Zaraz zejdę na dół i do niego zadzwonię.

O tej porze?

Jest dopiero dziesiąta. Larry ma telefon w swoim pokoju. On codziennie do jedenastej siedzi przy komputerze. Dobranoc!

Dobranoc.

Merri patrzyła, jak Danny zbiega po schodach. Zbyt późno uświadomiła sobie, że straciła okazję porozmawiania z synem o jego mimowolnym udziale w akcji Logana, mającej na celu onieśmielenie Mike’a LeBlanca. Powinna coś powiedzieć o zbyt pochopnym wyciąganiu wniosków, aczkolwiek rozumiała troskę chłopca, która sprawiła, że stał się zaborczy w stosunku do matki. Po chwili uznała, że nic się nie stanie, jeśli rozmowa na ten temat zostanie odłożona do jutra.

Z holu widziała w dole światło padające od strony kuchni. Odwróciła się i nagle zobaczyła Logana. Stał w drzwiach swego pokoju i przyglądał się jej. Zaskoczona dotknęła ręką gardła. Nie słyszała go, jak wychodził.

Podszedł bliżej.

To miły dzieciak – odezwał się prawie szeptem.

Chyba tak. – Merri popatrzyła na Logana. Był bez koszuli i wyglądał wspaniale. – Musimy wyjaśnić pewne sprawy – powiedziała cicho.

My?

Nie wykorzystuj mego syna do rozgrywek ze mną.

Nie prowadzę z tobą żadnych gierek. Ale trzymaj się z daleka od LeBlanca.

Co za tupet! Chciała powiedzieć Loganowi, że nie ma prawa mówić jej, z kim może się spotykać, a z kim nie, uznała jednak, że to nieistotne.

Nie interesuje mnie Mike ani żaden inny mężczyzna. Włączając ciebie.

Kłamczucha. Chcesz, żebym ci to znów udowodnił? Gdyby dotknął jej teraz, kiedy tak stał obok rozebrany do pasa, nie wiedziała, jak dobrze potrafiłaby udawać obojętność ani jak długo się opierać.

Nie.

Wyciągnął rękę i dotknął łańcuszka, który nosiła na szyi. Lekko go pociągnął. Na wrażliwej skórze delikatny ruch drobnych ogniwek stał się pieszczotą.

Z ramion Merri zsunęła się bluzka. Przycisnęła ją do piersi. Pocieszała się, że Logan nie zrobi niczego więcej. Znajdowali się przecież tuż obok pokoju, w którym spała jego matka.

Wyciągnął rękę i przesunął palcem po dolnej wardze Merri. Ostrożnie cofnęła się o krok.

Tchórz – powiedział Logan.

Przestań. Przyrzekam, że już więcej nie będę cię niepokoić.

Za późno. Za późno o dwadzieścia pięć lat. A ja nie będę patrzył spokojnie, jak popełniasz następny błąd.

Zrobił jeszcze jeden krok w przód. Merri cofnęła się aż pod ścianę.

Następny błąd?

Tak. Wybierzesz nieodpowiedniego mężczyznę.

Otworzyła usta, żeby powiedzieć Loganowi, że jest szalony. Nie zdążyła, gdyż błyskawicznie dotknął wargami jej ust. Przegrała. Wiedziała już o tym w chwili, w której zachwiała się na nogach. Nie potrafiła oprzeć się jego pocałunkom.

Ich ciała zwarły się jak dwa magnesy. Merri pragnęła Logana coraz bardziej.

Chodźmy do ciebie... lub do mnie. Wszystko jedno, dokąd – wyszeptał zdławionym głosem.

Ogarnął ją nagły strach. Dlaczego tak szybko poddała się Loganowi? Przytłumione odgłosy dochodzące z parteru domu uprzytomniły jej, że zaraz pojawi się Danny. Oprzytomniała.

Logan – szepnęła. – Na dole jest Danny. Oddychając głośno i nierówno, podniósł głowę. Merri wykorzystała okazję. Wysunęła się z jego ramion i pobiegła do drzwi swego pokoju. Udało się jej zamknąć je od środka. Logan usiłował ją zatrzymać, ale bezskutecznie. Widocznie nie chciał robić hałasu.

Usłyszała, jak wzdycha, stojąc pod drzwiami. Przycisnęła policzek do drewna. Chwilę później wycofał się do swego pokoju. Cicho zamknął za sobą drzwi.

Merri stała nadal oparta o chłodne deski. Jeszcze nigdy nie czuła się tak niepewnie we własnej sypialni. Po raz pierwszy uprzytomniła sobie, że sama jest swoim wrogiem. W nie niniejszym stopniu niż jest nim Logan.

Podeszła do łóżka. Położyła się. Ukryła twarz w poduszce. Zawładnęło nią poczucie wstydu i upokorzenia. Tego głodu pożądania, który ją teraz ogarniał, nie będzie jej wolno nigdy zaspokoić.



ROZDZIAŁ PIĄTY


W piątek, w porze lunchu, Merri poczuła, że dzieje się coś niedobrego. Poprzedniego wieczoru pożegnała Danny’ego, który spakował swoje rzeczy i poszedł spać do Brendanów. Następnego dnia mieli wyjechać zaraz po lekcjach.

Coś wisiało w powietrzu.

W porze największego ruchu Merri miała pełne ręce roboty. Podawała właśnie cztery duże sandwicze do stołu zajętego przez siedem starszych pań, które zdążyły już mieć do niej przeróżne pretensje, kiedy zatelefonowała Faith.

Nigdy nie dzwoniła do kawiarni. Merri pomyślała więc od razu, że stało się coś złego. Pełna najgorszych przeczuć, podbiegła do telefonu.

Co się stało? – spytała zadyszana.

Przepraszam, moja droga, że przeszkadzam ci w pracy – powiedziała Faith. – Mam, niestety, złe wieści.

Och, Boże.

Chodzi o Danny’ego? – Merri aż jęknęła. – Coś stało się w szkole? Ma mój telefon. Dlaczego sam...

Chodzi o Stana. Przez krótką chwilę Merri nie pojmowała, o kim mówi Faith.

Ach, tak – odrzekła po chwili. – O twojego Stana. – Mimo że już wcześniej zauważyła zainteresowanie teściowej listonoszem, nie mogła teraz pojąć, dlaczego dzwoni do niej do kawiarni, i to w porze największego ruchu. – Coś mu się stało?

Potrącił go samochód. Ma złamaną nogę. Przeniosę się do niego na kilka dni. Potrzebuje opieki.

Żartujesz?

Nie prosił mnie o to, ale muszę mu pomóc. Wypadek zdarzył się dokładnie przed naszym domem. Stan zorientował się, że zapomniał doręczyć mi przesyłkę, i zawrócił, nie patrząc na drogę. Bo komu przyszłoby w ogóle do głowy, że naszą ulicą będzie ktoś przejeżdżał? Chwilę przedtem rozmawiał ze mną. Pewnie był zamyślony.

Merri! Bierz podwójne frytki i cebulkę! – zawołał Angel z kuchni.

Ledwie go usłyszała.

Faith, to zła wiadomość – odezwała się do słuchawki – mam nadzieję, że nic więcej Stanowi się nie stało. Ciągle jednak nie pojmuję, dlaczego ty...

Danny wyjechał, a ty i Logan dacie sobie beze mnie radę przez najbliższy weekend. Stan nie ma nikogo. Większość jego krewnych mieszka poza miastem, a Mike jest ciągle zajęty. To, że nie będzie mnie w domu, nie sprawi ci kłopotu, prawda? – spytała Faith.

Sprawi, i to jaki, pomyślała Merri. Na samą myśl o tym, że zostanie z Loganem sama przez cały weekend, wpadła w panikę.

Nie jadę daleko – ciągnęła Faith. – Stan mieszka w odległości mniej więcej dziesięciu kilometrów od naszego domu.

Dziesięć kilometrów czy sto, co to za różnica? Faith nie będzie w domu i tylko to się liczy.

Twoja nieobecność nie sprawi mi, oczywiście, żadnego kłopotu – wykrztusiła wreszcie Merri. – Nie martw się o nas. A może będzie ci potrzebna dodatkowa pomoc? Służę swoją osobą. – Faith nie przyjęła jej propozycji.

Mieszkanie Stana jest bardzo małe – powiedziała. Od strony kuchni rozległy się nowe, tym razem groźnie brzmiące okrzyki Angela.

Faith – powiedziała szybko Merri – muszę wracać do pracy, bo szef się złości. Powiedz, kiedy jedziesz? Mam sobie załatwić podwiezienie do domu?

Nie trzeba. Zaraz zadzwonię do Logana. Poproszę go, żeby po ciebie przyjechał.

Nie! – wykrzyknęła Merri. – Nic mu nie mów. Nie zawracaj Loganowi głowy.

Będę spokojniejsza, jeśli po ciebie przyjedzie. Nie martw się, nie będzie miał o to żadnej pretensji.

Kątem oka Merri popatrzyła na denerwujących się klientów.

Dobrze – przystała. – Zrobimy, co sobie życzysz. Do końca pracy czas upłynął szybko, ale gdy Merri zobaczyła ciężarówkę Logana zatrzymującą się przed kawiarnią, była kłębkiem nerwów. Zrobiłaby wszystko, byleby nie musieć wychodzić i wsiadać do samochodu.

Od razu wyczuła, że Logan też jest spięty. Siedział wyprostowany i patrzył przed siebie.

Od chwili, w której wdrapała się do szoferki, aż do przyjazdu do domu nie zamienili ani jednego słowa. Co to by zresztą zmieniło?

Kiedy przed domem Logan wyłączył silnik, Merri zadała mu nurtujące ją pytanie:

Wracasz do pracy?

Nie.

Z daleka zobaczyła Shermana. Jechał z pola na traktorze, ciągnąc za sobą zwalone drzewo. Gdyby nawet przed wieczorem zakończył swoje obowiązki, i tak by się w domu nie pokazał. Żył własnym życiem, według własnego rozkładu dnia, i cieszył się swobodą. Danny w towarzystwie Brendanów był już w drodze do Nowego Orleanu. Nikt, absolutnie nikt, nie zakłóci im spokoju, z chwilą gdy wraz z Loganem znajdą się w domu. Nikt ich nie powstrzyma.

Logan podążył za Merri do domu. Weszła do środka i jak ostatni tchórz ruszyła szybko w stronę schodów.

Kiedy dotknęła poręczy, znalazł się tuż za nią. Położył rękę na jej dłoni.

Stanęła jak skamieniała. Logan był od niej silniejszy. Potężniejszy. Jakie miała szanse, żeby mu się oprzeć?

Jedną ręką objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Wyczuwała bicie jego serca, a także podniecenie, jakie go ogarnęło. Gdy przesunął prawą rękę i ujął jej pierś, wiedziała, że przestanie mu się opierać.

Nogi miała jak z waty. Torebka zsunęła się jej z ramienia i upadła na podłogę. Kiedy Logan przeciągnął palcem po naprężonym sutku, schwyciła go za ramię, żeby zachować równowagę.

Gdy zsunął dłoń i dotknął podbrzusza, głowa Merri opadła bezwładnie na jego ramię.

Pragnę twoich ust – wyszeptał. Czuła na szyi gorący oddech. Nie wykonała żadnego ruchu. – Pocałuj mnie – polecił stanowczo.

Podniosła głowę i popatrzyła na niego spod przymkniętych powiek.

Logan... Nie możemy tego zrobić.

Już robimy. Odwróć się – dodał. – Obejmij mnie za szyję. I pocałuj.

Oszołomiona tonem jego głosu, a także dotknięciem rąk Logana, Merri posłuchała rozkazu. Działała jak w transie. Mimo to jednak dorzuciła:

Nie będzie odwrotu.

Zbyt długo żyłem przeszłością. Jestem już zmęczony.

Ale jutro...

Nie istnieje. Liczy się tylko teraźniejszość. To. – Ramiona Logana obejmujące Merri były jak stal. Przyciągnął ją bliżej. – Pocałuj mnie – zażądał.

We władczym zachowaniu się Logana było coś bardzo podniecającego. Merri wiedziała, że w tym, co zaraz nastąpi, ona stanie się równorzędnym partnerem. Będzie taką Meredith Brown Powers, jaka nigdy jeszcze nie istniała. Logan ją stworzy, a ona da mu to wszystko, czego od niej zechce.

Był to ich pierwszy pocałunek. Przedtem tylko pojedynkowali się, walczyli i fantazjowali. A także się karali. Ten pierwszy pocałunek, który teraz nastąpił, oznaczał akceptację. Pozostawili za sobą wszelką złość, żal, zwątpienia i rozczarowania.

Zachowywali się tak, jakby od dawna byli kochankami. Merri rozchyliła wargi, żeby Logan mógł ją namiętniej całować. Łączyły ich teraz tylko zażyłość i wzajemne zaufanie. Dzielili między sobą uczucia szalone i będące ich niepodzielną własnością.

Splecione języki odbywały odwieczny taniec. Logan spijał słodycz z warg Merri tak zachłannie, jakby umierał z pragnienia. Ciągle było mu mało.

Jedną ręką objął Merri za ramię, drugą podsunął pod pośladki. Podniósł ją i przycisnął do siebie. Odruchowo, w naturalnym geście, zsunęła tenisówki i nogami oplotła Logana w pasie. Ten ruch sprawił, że jej spódnica znalazła się powyżej ud.

Mrucząc coś pod nosem, Logan zrobił krok po schodach w górę. Merri uczepiła się jego koszuli. Po chwili wysunęła ją z jego spodni.

Ani na chwilę nie przestawali się całować. Nawet wtedy, kiedy Logan ukląkł i posadził Merri na wyższym stopniu.

Poczuła, jak jego palce dotykają guzików. Przesuwały się szybko dopóty, dopóki nie odpiął ostatniego i nie zdjął z Merri sukienki. Potem odpiął biustonosz.

Ciało Merri owionęło chłodne powietrze. Czuła jednak na sobie gorące spojrzenie Logana. Świadoma czekających ją pieszczot, opadła na schody.

Każdy następny dotyk wywoływał dreszcz podniecenia. Wsunęła palce we włosy Logana. Pragnęła odczuwać go teraz całym ciałem.

Rozbierał Merri dalej, pozostawiając jej uporanie się z jego własnym paskiem i dżinsami. Co pewien czas ich palce splatały się na chwilę i spotykały oczy. Wówczas przytomnieli na sekundę i zaraz potem znów oddawali się oszałamiającym pieszczotom.

Znaleźli się o dwa schody wyżej. Byli teraz zupełnie nadzy. Kiedy Logan położył jedną dłoń na podbrzuszu Merri, a drugą zaczął rozchylać uda, jęknęła z rozkoszy. Wyciągnęła ręce i chwyciła za poręcz schodów, naprężając całe ciało. Jeszcze nigdy nie czuła się tak pełna życia.

Z chwilą gdy pieszczoty stały się bardzo intymne, krzyknęła głośno. Świat zaczął mienić się tysiącem barw jak w kalejdoskopie.

Jęczała, łkała i błagała Logana, by wyzwolił ją z napięcia, które ogarnęło całe jej ciało. Teraz on poprowadził dłoń Merri, tak że znalazła się na jego podbrzuszu. Poczuła, jak wielka rozpiera go siła.

Och, proszę... Nie wiem, czy... – jęczała, z trudem chwytając powietrze.

Tak. – Logan podniósł ją z taką łatwością, jakby ważyła kilka gramów. Oparł o ścianę i wcisnął się między jej uda. – Tak – powtórzył szeptem, gdy przytrzymała mocniej jego ramiona i lekko uniosła się, żeby ciałom ułatwić zespolenie. – Weź mnie. Zrób to. Teraz.

Pomógł Merri. Czuła, jak drżą jego ręce, kiedy przytrzymywał jej biodra.

Merri... Merri... Tak. Głębiej – szeptał głosem schrypniętym z emocji.

Już nie mogę. Nie dam rady.

Proszę. Weź mnie całego.

Pragnęła jeszcze bliższego zespolenia. Logan poruszał się w niej powoli i rytmicznie. Merri zorientowała się nagle, że oboje znaleźli się na podeście schodów. Przygarnęła do siebie Logana, obawiając się oddalenia.

Jestem za ciężki – ostrzegł.

Nieważne. Trzymaj mnie mocno.

Oddali się pieszczotom. Kiedy Merri osiągnęła rozkosz, Logan stłumił wargami jej krzyk. Po chwili i on doznał wyzwolenia. A potem ukrył twarz w zagięciu ramienia Merri i zaczął drżeć na całym ciele.

Połączyło ich coś, co Merri nie wydawało się w ogóle możliwe.

Do diabła, do diabła... Logan zmełł w ustach przekleństwo. Żałował, że nie należy do tych stworzeń, które umierają podczas cielesnego stosunku. Nie chciał spojrzeć w oczy Meredith i zobaczyć jej reakcji na to, co uczyniła. Jeśli mu powie, że go nienawidzi, on zejdzie na dół i poderżnie sobie gardło najbardziej tępym nożem, jaki uda mu się znaleźć w kuchni.

Tego, co się stało, pragnął od lat. Kiedy od matki usłyszał o wypadku listonosza i o jej planach na ten weekend, wiedział, że nie będzie w stanie trzymać się z daleka od Meredith. Nie jest świętym i nigdy nim nie był.

A więc stało się. Na domiar złego dopadł ją na schodach. Cud, że nie spadli i nie zabili się oboje. Boże, jak krucha i drobna jest ta kobieta! Sam nie wiedział, czy mu się to podoba, czy nie. Gdyby była mniej niezależna i zapalczywa, chyba bałby się jej dotknąć. Dobrze zbudowani mężczyźni, o jego posturze, na ogół gustowali w małych kobietkach. Tańcząc na parkiecie wyglądaliby śmiesznie.

Teraz, kiedy spoglądał na spłonioną twarz Meredith, jego sercem miotały sprzeczne, nie znane mu dotychczas uczucia. Znów ogarnęło go pożądanie.

Merri uniosła powieki. Długie, ciemne rzęsy rzucały cień na policzki. Logan zobaczył, że w jej dużych niebieskich oczach nie było już rozmarzenia. Patrzyła na niego uważnie.

Co teraz? – zapytała.

W głosie Merri wyczuł lekką prowokację.

Mam powiedzieć prawdę?

Jestem na tyle dorosła, by się z nią pogodzić. Obrzucił spojrzeniem ciało Merri. Na piersiach dostrzegł czerwone plamy. Odciski swych warg.

Chcesz weekendowego flirtu?

Chcę ciebie. Miałem cię dopiero raz i jeszcze nie zaspokoiłem apetytu. – Logan przeciągnął dłonią po lekko wilgotnych włosach Meredith. Już nie irytowało go to, że są krótkie. Do twarzy jej było z taką fryzurą. – A czego ty chcesz?

Mam powiedzieć prawdę?

Meredith powiedziała to z tak poważną miną, że Loganowi zachciało się śmiać.

Jestem na tyle dorosły, żeby się z nią pogodzić.

Chcę cię zrozumieć.

Ambitne życzenie. I sprawiające przyjemność. Czasami jednak Logan sam siebie nie rozumiał. Jak więc mógł zacząć tłumaczyć, kim jest i co popycha go w jej kierunku? No, powiedzmy, że Meredith nie jest wrogiem, za którego ją uważał. Ale czy kiedykolwiek staną się przyjaciółmi? Czy jest to w ogóle możliwe?

Rozumiesz mnie. Pod względem seksualnym – szepnął, odgarniając z czoła Merri wilgotne włosy. – Jest to znacznie więcej, niż udało się osiągnąć jakiejkolwiek innej kobiecie. Chyba wystarczy.

A co będzie w poniedziałek?

W Wietnamie weekend był czymś, co trwało wiecznie. Tym razem powinno pewnie być tak samo. O czym myślała ta kobieta? Wyraz jej twarzy zdradzał niewiele. Logan wyczuł, że Meredith ma wątpliwości.

Powiedz, co masz na myśli – poprosił.

Logan, igrasz z ogniem. Zresztą oboje flirtujemy z niebezpieczeństwem.

Nie igram z ogniem i w żadnym razie nie flirtuję. Możesz to nazwać... dawną sprawą, jeśli masz ochotę.

Rozumiem. Mam nadzieję, że dzięki mnie pozbędziesz się tego, co cię boli.

Może oboje robimy sobie przysługę – powiedział Logan, wiedząc, że będą musieli powziąć jakąś decyzję.

Spojrzał na Meredith. Wciąż jej pożądał. Nie życzył sobie, by mu powiedziała, żeby poszedł do diabła.

Mam jedną prośbę – odezwała się po chwili, przeczesując palcami zmierzwione włosy na piersi Logana.

Skinął głową.

Słucham.

Mam dość dywanów i schodów. Przynajmniej na dziś. Będę miała wiele szczęścia, jeśli nie uszkodziłeś mi kręgosłupa.

Jej cięte, dowcipne uwagi zawsze doprowadzały go do złości. Teraz mimo woli zaczął się śmiać.

Wstał, unosząc ostrożnie Meredith w ramionach. Ważyła tyle co piórko.

Co myślisz o znalezieniu się pod prysznicem? Zamiast odpowiedzieć, zademonstrowała swój stosunek nie tylko do tego urządzenia, lecz także do Logana. Gdy było już po wszystkim, zaniósł ją do łóżka. Do swego łóżka, gdyż było najobszerniejsze, i dlatego, że nie chciał przebywać w żadnym z pokoi, które nosiły ślady pobytu jego brata lub wspólnego życia Bretta i Meredith. I tutaj kochali się po raz trzeci. Dopiero potem ogarnął ich sen.

Kiedy Logan otworzył oczy, było ciemno. Dopiero po chwili, gdy odczuł miłe zmęczenie, a zmysł powonienia odkrył na poduszce ulotny zapach Meredith, przypomniał sobie, co zaszło.

Na myśl o tym, co się stało, serce Logana zaczęło bić szybciej.

Gdzie podziewała się teraz Meredith? Uznała, że popełniła błąd i zdążyła już opuścić dom?

Bez Dana? To niemożliwe. Tego by nie zrobiła.

Logan zsunął się z łóżka. Wyciągnął z szafy parę czystych dżinsów. Szybko włożył je na siebie i wyszedł z pokoju, po drodze zapinając zamek.

W pokoju Meredith było ciemno. I pusto. A więc pewnie była w łazience. W tej chwili zobaczył jednak światło dochodzące z parteru.

Schodząc po schodach, Logan poczuł apetyczny zapach. Spojrzał na zegarek. Już dawno minęła pora kolacji. Ssało go z głodu. Z chwilą jednak gdy znalazł się w kuchni, przestał myśleć o pustym żołądku.

Meredith była ubrana. Miała na sobie tę samą sukienkę, którą uprzednio zdjął z niej na schodach.

Nie mogłaś spać?

Na dźwięk głosu dochodzącego od drzwi odwróciła się nerwowo w stronę Logana.

Jak dawno tu stoisz?

Na tyle długo, by rozkoszować się twym widokiem. – Podobała mu się. Wyglądała apetycznie. Dzięki trzem górnym nie zapiętym guzikom mógł podziwiać gładką skórę i ponętne kształty, na widok których świerzbiły go palce. Pragnął dotykać Meredith. – Mogłaś włożyć na siebie coś czystego – dodał.

Dlaczego mam marnować ciężką pracę Faith, która prasuje moje sukienki? A ponadto...

Urwała. Logan zastanawiał się, co spowodowało wahanie Meredith.

No, mów – zachęcił.

Ta sukienka pachnie tobą.

Wiedziała, jak przyciągnąć jego uwagę. Westchnął głęboko i powoli.

Podejdź do mnie.

Nie miałam zamiaru cię prowokować.

Jasne. Podejdź bliżej.

Przeszła przez kuchnię. Jej oczy błyszczały ciekawością i odzwierciedlały przeżyte uniesienia. Loganowi przypomniały się nagle kolczyki, które Meredith miała na sobie, kiedy po raz ostatni widział ją przed laty. Zastanawiał się, co się z nimi stało. Odkąd przyjechała, nie włożyła ich ani razu.

Westchnął głęboko. Uznał, że to nie czas na wspomnienia. Ten weekend należał do nich obojga i nic więcej się nie liczyło.

Kiedy Meredith znalazła się tuż przed nim, podniósł ją do góry.

Pocałuj – zażądał.

To, że się kochaliśmy, wcale nie sprawiło, iż stałeś się sympatyczniejszy – skomentowała.

Mam swoje powody. Chcę się upewnić, że nadal potrafisz rozpoznać mnie po ciemku.

Wargami dotknął ust Merri.

Ten pocałunek był nadzwyczajny. Kiedy Logan zacisnął lekko zęby na jej dolnej wardze, poczuł znajome drżenie całowanych ust.

Logan, jedzenie się spali.

Jeszcze raz zmysłowym gestem dotknął językiem rozchylonych warg Merri i oderwał od nich usta. Opuścił ją powoli, tak że po chwili stopami dotknęła ziemi.

Masz szczęście, że umieram z głodu.

Masz szczęście, że w lodówce było jedzenie – odparła Merri. – O tak późnej porze nie potrafię być pomysłową kucharką. Mam nadzieję, że wystarczą ci kanapki z wołowym gulaszem.

Lepsze to niż ser, który bym zjadł, będąc tu sam. Jeśli do menu dorzucisz piwo, przyrzekam, że pozmywam po kolacji.

W oczach Merri pojawiły się figlarne ogniki.

I tak byś zmywał. To są lata dziewięćdziesiąte, mój panie. A ja nie jestem twoją mamą.

Śmiejąc się, Logan przysunął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem. Kiedy Merri wręczyła mu puszkę piwa, otworzył ją i pociągnął długi łyk. Meredith odstawiła swoją puszkę, a potem wyjęła z pieca bułki i podgrzany gulasz.

Masz ochotę na chipsy? A może na pikle? Zaprzeczył ruchem głowy.

Tego jedzenia starczyłoby dla trzech osób.

Może dodać cebulę?

Nie, jeśli nie lubisz jej zapachu. – Loganowi podobało się pogodne spojrzenie oczu Meredith. Bosą stopą wyciągnął zza stołu drugie krzesło. – Siadaj.

Usłuchała.

Nie istnieje żaden elegancki sposób jedzenia tej potrawy – oznajmiła, napełniając przekrojoną bułkę parującą wołowiną. Spojrzała na Logana. – Nie jesz? Byłam przekonana, że jesteś głodny.

Jestem.

A więc zabieraj się grzecznie do jedzenia. Jeśli nadal będziesz mi się przyglądał tak, jakbym była jakimś stworem pod mikroskopem, wymażę sobie brodę sosem.

Nie przejmuj się. Dokładnie go zliżę. Merri na chwilę zamknęła oczy.

Doczekałam się tego, czego chciałam. – Westchnęła głośno. – No, dobrze, mam pytanie. Czy przez cały weekend będziemy tylko jeść, kochać się i mówić o seksie? Czy wokół tych spraw ma się obracać wszystko?

To bardzo prawdopodobne.

Od jak dawna tego nie robiłeś? – spytała.

A ty?

Nie odpowiedziała od razu. Zbyt późno Logan zorientował się, że był to dla Meredith temat bardzo bolesny. Nie zadawałby w ogóle tego pytania.

Brett stracił zainteresowanie seksem, jeszcze zanim wykryto, że ma raka. Może był to jeden z symptomów choroby, a może już nie miał na mnie ochoty – spokojnie oznajmiła Meredith.

Bzdura. Wzruszyła ramionami.

Bez reszty poświęcał się pracy twórczej. Był jednak wrażliwy i uczciwy. Co innego więc mogłam pomyśleć?

Że był głupi.

Merri podniosła kanapkę do ust.

Nie ma to jak rozmowa z tobą. Sama przyjemność – mruknęła z sarkazmem. – Trudno się przyzwyczaić.

Spójrz na to z innej strony. Wyobraź sobie, że przeze mnie przemawia uczciwość. Wtedy będzie ci łatwiej przełknąć gorzką pigułkę. A skoro już jesteśmy przy temacie seksu, może przedyskutowalibyśmy sprawę regulacji urodzin? Co ty na to?

Meredith uniosła brwi.

Czy to nie spóźniona rada? – spytała gniewnie. Zlizywała teraz sos kolejno z wszystkich palców prawej ręki. Starała się robić to, nie prowokując Logana. Przyglądał się jej zwężonymi oczyma.

Masz przykład tego, jak na mnie działasz. Tracę przy tobie zdrowy rozsądek.

Chyba żaden problem nie istnieje. Swego czasu z trudem zaszłam w ciążę. Mój lekarz powiedział mi, że będzie cud, jeśli uda mi się to ponowić i urodzić drugie dziecko. Jego przewidywania okazały się słuszne. Mimo prób nie udało mi się po raz drugi zajść w ciążę.

Przykro ci z tego powodu?

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. – Merri westchnęła głęboko. – Czasami było bardzo trudno ubrać i wykarmić naszą trójkę. Może więc dobrze się stało, że nie urodziłam drugiego dziecka.

Przez całe lata Logan usiłował o tym nie myśleć.

Meredith potrząsnęła głową. Wyglądało na to, że usiłuje otrząsnąć się z przykrych myśli. Obdarzyła go uśmiechem.

A co z tobą i Jane? Chcieliście mieć dzieci? – spytała po chwili.

Nigdy o tym nie było mowy. Zresztą nie prowadziliśmy żadnych rozmów na żaden temat.

Aha.

Meredith skinęła głową. Zacisnęła wargi.

Przyznaję, że wierzyłem w to, iż posiadanie żony zlikwiduje moje kłopoty. I to był błąd. Powinienem wiedzieć, że należę do tego gatunku mężczyzn, którzy nie powinni pakować się w małżeństwo.

Meredith wzruszyła ramionami.

Tak rozumuje większość z was. Ale do czasu. Dopóki na waszej drodze nie stanie odpowiednia kobieta.

Byłaś dla Bretta odpowiednią kobietą? Zawahała się na moment. Przesunęła palcami po puszce od piwa.

Tak. Tak sądzę. Byłam przez pewien czas. Wiem, że miałeś na ten temat inne zdanie.

I nadal je mam.

Merri spojrzała Loganowi w twarz. Była zmieszana, a zarazem smutna.

Jak to się stało, że potrafiłeś kochać się ze mną, skoro tak bardzo mnie nienawidzisz?

Odłożył na talerz prawie nie tkniętą kanapkę i otarł wargi serwetką.

Jedno z drugim nie ma nic wspólnego – mruknął. Popatrzyła na niego błyszczącymi oczyma.

Jeśli będziemy przemilczać wszystkie tematy, które są dla ciebie nieprzyjemne, zamilkniemy na dobre. Będziemy mieli sobie tyle do powiedzenia, co ty i Jane.

To był celny strzał. Meredith miała rację. Jeśli nie będzie uważał, co mówi, to się znów powtórzy.

Jasne – powiedział. Wstał z krzesła i pociągnął za sobą Meredith, zanim zdążyła zaprotestować.

Pocałował ją bardzo mocno.

Co robisz? – spytała, kiedy udało się jej znów złapać oddech.

Szkoda czasu na gadanie. Mamy go niewiele. A więc od dawna cię pragnąłem. I teraz też cię pożądam. – Ruszył w stronę schodów.

Ale... – Meredith objęła Logana za szyję. – Ale co będzie z jedzeniem?

Poczeka.



ROZDZIAŁ SZÓSTY


Naprawdę dobrze się czujesz?

Merri umieściła słuchawkę między uchem a wgłębieniem ramienia. Pomyślała, że Faith, mimo cechującej ją dobroci i czułości, jest nadzwyczaj bystra i przenikliwa.

Oczywiście, że czuję się dobrze – odparła szybko. – Co ci przyszło do głowy, żeby mnie w ogóle o to pytać?

Masz zmęczony głos. I taki jakiś smutny.

Biorąc pod uwagę fakt, iż dopiero co przeżyła dwa cudowne dni i że te fantastyczne przeżycia, których doznawała, miały się skończyć za kilka godzin, Merri miała powody, żeby być wyczerpana. I było jej smutno. Bo mimo że z Loganem wszystko ułożyło się wspaniale, była nadal niepewna, co przyniesie jej przyszłość.

Tęsknię do moich dwóch najukochańszych osób – powiedziała, usiłując mówić lekkim tonem. – To wszystko.

Niczego przede mną nie ukrywasz? Może Logan bardziej niż zwykle zatruwa ci życie? Jeśli zachowuje się źle, powiedz mi o tym, moja droga. Nakazałam mu, żeby traktował cię przyzwoicie.

Przyzwoicie. Tak właśnie się zachowywał. Był dobrym kochankiem. To ona miała problem.

Sądzę, że w moim głosie wyczułaś niepokój o Danny’ego – odparła. Tym razem mówiła prawdę. – Od soboty rano jeszcze nie zadzwonił.

Jestem w stanie go zrozumieć – oznajmiła Faith. – Przeżywa radosne chwile i zapomniał o bożym świecie. Typowy koszmar dla każdej matki – dodała z rozbawieniem w głosie. – Pamiętam, kiedy coś takiego zrobili po raz pierwszy moi chłopcy. Czy uwierzysz, że pobiegłam do swego pokoju i płakałam jak dziecko, a potem tak bardzo było mi wstyd swego zachowania się, że zeszłam na dół do kuchni i upiekłam całą furę czekoladowych ciastek? Godzinę później obaj chłopcy wrócili do domu i przy kuchennym stole kłócili się między sobą, które ciastka są lepsze. Nie martw się, moja droga. Wkrótce wszystko potoczy się utartym trybem.

Kto sobie tego życzył? Ona sama nie miała pojęcia, czego właściwie chce. Na razie pragnęła jednego. Jak najszybciej zmienić temat.

Co ze Stanem? – spytała.

Wspaniale jest go pielęgnować – entuzjazmowała się Faith.

Merri roześmiała się głośno.

Oj, Faith, chyba się zakochałaś.

Pogadamy, gdy wrócę do domu. Teraz właśnie czeka na piwo, które mu obiecałam. Zrobię kolację i zaraz potem się zobaczymy.

Merri z westchnieniem odwiesiła słuchawkę. Jeszcze tylko parę godzin... Będzie zadowolona, widząc Faith znów w domu, lecz za jej powrót zapłaci wysoką cenę.

Otworzyły się drzwi. Wszedł Logan. Merri szybko odstawiła szczotkę. Robiła porządek w łazience i kuchni, podczas gdy on pomagał Shermanowi usunąć jakieś uszkodzenie w zdezelowanej furgonetce. Chciała też uprać pościel i ręczniki, których używali.

Im dłużej przebywała w towarzystwie Logana, tym więcej przychodziło jej do głowy rzeczy, z którymi powinna się uporać, żeby całkiem zatrzeć ślady tego, co się wydarzyło podczas nieobecności Faith.

No i co? – zawołała, kiedy stanął na progu. – Czy ta furgonetka ma szanse dożyć do przyszłego roku?

Mało prawdopodobne. – Logan podszedł do zlewu i zaczął myć ubrudzone ręce. – Powiedziałem Shermanowi, że oddam mu swoją ciężarówkę. Wiem, że nowej nie przyjmie, jest na to zbyt dumny. I tak trudno było go przekonać, że mimo iż mój samochód ma dopiero dwa lata, zdążyłem nim przejechać osiemdziesiąt tysięcy kilometrów i chętnie zastąpię go nowym. Sherman nadal się opierał. Ustąpił dopiero wtedy, kiedy mu powiedziałem, że musi mieć pod ręką sprawny samochód, w razie gdyby matce była potrzebna natychmiastowa pomoc podczas mojej nieobecności.

Tych cech Logana Merri nigdy nie miała okazji dostrzec. Był pracowity. I dobry dla matki. Po raz pierwszy w życiu serce Merri wypełnił podziw dla tego człowieka.

To miły gest z twojej strony – pochwaliła go.

W ogóle jestem miłym facetem – mruknął. Zabrzmiało to tak, jakby przed Merri stanął teraz dawny Logan. Może usiłował ukryć chwilę słabości? A może, gdy przebywał poza domem, wydarzyło się coś jeszcze? Och, czy to możliwe, że podczas weekendu dostrzegł ich Sherman, kiedy byli razem?

Nie musiał w ogóle ich oglądać.

I nie oglądał. Na twarzy Merri wystąpiły rumieńce, kiedy uprzytomniła sobie, że przez dwa dni prawie nie wychodzili z Loganem z domu. Wyjęli tylko korespondencję i gazetę ze skrzynki. Już sam fakt ciągłego przebywania w domu był podejrzany. A może Sherman dostrzegł ich w oknie kuchennym, kiedy przygotowywali kolację? Jedno było pewne. Ten stary człowiek był dyskretny. O niczym nie powie nikomu. Cenił zarówno prywatność własną, jak i bliźnich.

Właśnie rozmawiałam z twoją matką – oznajmiła Loganowi, siląc się na pogodny ton. – Nie robi wrażenia kogoś, kto pracował ciężko przez cały weekend.

To dobrze. – Logan zakręcił kran i wytarł ręce. Odwiesił ręcznik na kołek. – Mówiła, kiedy wróci do domu, czy sami mamy zgadywać?

Logan, zrobię kolację, jeśli o to się martwisz.

Powiedziałem, że się martwię? – Zaczął chodzić po kuchni. Rozglądał się wokół siebie. – Och, posprzątałaś. Powinienem być tu, żeby ci pomóc.

Byłeś zajęty. – Merri zaniepokoiło napięcie, które wyczuła w Loganie. Nie wiedziała, jaka jest tego przyczyna. – Chyba zaraz upiekę ciasto na cześć powrotu Danny’ego i twojej mamy – oznajmiła. – Chcesz coś przegryźć, zanim zabiorę się do roboty?

Nie, dziękuję.

Na pewno niczego nie chcesz? Przecież nic nie jadłeś od śniadania. – Nie opuszczali łóżka aż do dziewiątej. Merri nadal czuła lekki ból mięśni. – Czemu nie zrobisz sobie drinka? Wyglądasz...

Nie jestem Stanem – warknął. – Nie potrzebuję niańki. A jeśli czegoś zechcę, to sobie wezmę. Jasne?

Po ostatnich słowach Logana w kuchni zapanowała cisza. Słychać było tylko tykanie zegara wiszącego na ścianie nad lodówką. Czy miał być to przedsmak tego, jak zachowa się Logan po powrocie reszty rodziny? Zastanawiała się zgnębiona Merri.

Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę schodów, nie zważając na wołanie Logana. Dogonił ją, gdy wchodziła do swojej sypialni. Odepchnęła wyciągniętą dłoń.

Daj mi spokój! Nie wiem, co w ciebie wstąpiło, ale nie zamierzam być celem twych ataków. Wytoczyłeś całą artylerię.

Merri...

Przestań w ten sposób zwracać się do mnie. Jak śmiesz mówić „Merri” za każdym razem, gdy robisz z siebie idiotę lub masz ochotę na pieszczoty?

Masz rację. Z mojej strony to czysta manipulacja. Powiedział to tak poważnie i spokojnie, że w pierwszej chwili Merri nie była pewna, czy dobrze usłyszała. Zaraz potem jednak spytała:

Po co to robisz?

Bo mam siebie dosyć. Jestem zdegustowany istniejącą sytuacją. Nie tak planowałem resztę naszego wspólnego życia. Pragnąłem... – Urwał, zaklął pod nosem, przeciągnął ręką po włosach i rzucił Merri zrezygnowane spojrzenie. – Chciałem, żeby nasze ostatnie, wspólnie spędzone godziny wyglądały inaczej.

Ich ostatnie wspólne godziny... Słowa te zabrzmiały niezrozumiale. Przecież żadne z nich nigdzie się nie wybierało!

Nie na początku, lecz później pomyślała sobie, a właściwie miała nadzieję, że to, co stało się między nimi, zmieni istniejący stan rzeczy. Nie dalej jak wczoraj w jej sercu zapłonęła iskierka nadziei. Teraz jednak okazało się, że jest w błędzie.

Ostatnie godziny czego? – spytała. Ogarnęło ją nagłe zmęczenie. Czuła się głupio. – Naszego sypiania ze sobą, czy jak tam to nazwać? Czy wrócimy do naszej dawnej postawy milczących antagonistów i będziemy udawać, że tego weekendu wcale nie było? Kiedy usiądziemy naprzeciw siebie przy kuchennym stole, będziesz udawał, że zapomniałeś, co nas łączyło, gdy znajdowaliśmy się tutaj zupełnie sami?

Nie wiem! Do diabła, wcale nie planowałem tego, co się zdarzyło. Podobnie jak ty nie potrafię odpowiedzieć na te pytania.

Dlaczego to zrobili? Merri spojrzała na mężczyznę, który trzymał ją za ręce i patrzył na nią jak na winowajczynię. Wrócił dawny Logan. Człowiek, którego nigdy nie rozumiała.

To wszystko jest chore, pomyślała. Czy niczego nie nauczył jej los własnej matki? Przez wiele lat pracowała nad sobą. Starała się zostać kobietą rozsądną i zrównoważoną oraz pozbyć się wszelkiej lekkomyślności i działania pod wpływem impulsu. I to się jej udawało. Aż do ostatniego weekendu. Jak na ironię, to Logan sprawił, że znalazła się w okropnej sytuacji.

Odwróciła głowę. Ani chwili dłużej nie mogła patrzeć na niego. Kiedy pogładził jej policzek, zamarła.

Przykro mi tracić to, co było między nami – powiedział szorstkim głosem. – Nie chcę z tobą walczyć.

Ja też nie.

Tylko że... Tylko że nie mogę niczego ci przyrzec. Uniosła podbródek.

A czy cię o to prosiłam?

Nie. Chciałbym jednak, żeby tak się stało.

Dlaczego? Nie miałbyś wówczas wyrzutów sumienia? Logan, to wszystko jest zbędne. Oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi. Wprawdzie niezbyt bystrymi, lecz przyzwoitymi. Nie robimy niczego złego.

Z wyjątkiem tego, że w ciągu paru godzin musimy zapomnieć o wszystkim, co nas łączyło. Zrobimy ogromną krzywdę mojej matce, jeśli się dowie, co zaszło między nami.

I Danny’emu – dodała Merri. Oparła ponownie głowę o drzwi i zamknęła oczy.

To był najbardziej zdumiewający weekend w moim życiu. Miałem nadzieję, że w jakiś sposób się o tym dowiesz. – W głosie Logana zabrzmiała pieszczotliwa nuta.

A czy nie najprościej jest o tym powiedzieć?

Nigdy nie potrafiłem z tobą rozmawiać.

Było w tym wiele prawdy. Podczas ostatniego weekendu Merri parokrotnie bezskutecznie próbowała wciągnąć Logana w normalną, nie dotyczącą seksu, rozmowę. Ciało jej nagle ożyło, gdy przypomniała sobie, jak Logan był wspaniały w roli kochanka.

Nawet teraz – ciągnął – wiem, że powinniśmy porozmawiać, ale na przeszkodzie stoją inne sprawy. – Logan objął dłońmi twarz Merri. – Powiedz, dlaczego tak mi diabelnie trudno trzymać się z dala od ciebie?

Napotkała jego spojrzenie. Ten mężczyzna stał się jej kochankiem. Nie był ani specjalnie przystojny, ani zabawny. Nie miał ani duszy poety, ani oka artysty. Był natomiast wojownikiem, który przeżył. Czułość i delikatność ukrywał głęboko.

Nie był człowiekiem łatwym. Sprawiał ponadto kłopoty. Gdyby Merri miała choć odrobinę zdrowego rozsądku, uciekałaby przed nim gdzie pieprz rośnie. Nie pasowali do siebie. Było w nich coś, co sprawiało, że źle na siebie działali.

Nie potrafiła jednak uciekać. Los zrządził, że spotkali się ponownie. Logan zawładnął jej ciałem i duszą.

To szaleństwo, pomyślała, widząc, jak jego oczy znów płoną pożądaniem. Pochylił się, żeby ją pocałować. Mimo że bardzo pragnęła pieszczoty, palcami dotknęła lekko jego warg.

Koniec z tym, Logan.

Jeszcze trochę.

Przeżyliśmy swoje. Wszystko mamy poza sobą. Przytrzymując jej rękę, pocałował nadgarstek. A potem otwartą dłoń. Założył rękę Merri sobie na szyję.

Nie wszystko – odparł. – I ty o tym wiesz. Nie masz odwagi spojrzeć teraz na mnie, bo mam rację.

Miał rację i dlatego tak zdecydowanie unikała jego spojrzenia. Gdyby pozwoliła, żeby te oczy uwiodły ją ponownie, natychmiast oddałaby mu wszystko. Nawet nie próbowałaby go powstrzymać.

Chciał jednak czegoś więcej. Pragnął aktywnej kochanki i doskonale wiedział, jak przemienić pożądanie Merri w nieokiełznaną pasję.

Nie próbował uchwycić jej spojrzenia. Zaczął pokrywać twarz drobnymi pocałunkami. Całował prawie wszędzie. Czoło u nasady włosów, policzki, okolice uszu, a nawet czubek nosa. Robił to tak długo, aż Merri zaczęło kręcić się w głowie. Jednego była boleśnie świadoma. Całował ją wszędzie z wyjątkiem warg. Było to dla niej trudne do zniesienia.

O co chodzi? – zapytał szeptem, wyczuwając jej zawód. – Powiedz, czego chcesz.

W żaden sposób nie powinna dopuścić do tego, by ją uwiódł. Zebrała resztę siły i odsunęła się od Logana.

Skupił teraz uwagę na jej szyi. Merri przypomniała sobie wczorajszy wieczór, kiedy to zgasiła światło na schodach, przekonana, że Logan poszedł do siebie. Zaskoczył ją, gdyż niepostrzeżenie znalazł się tuż za jej plecami. Dłońmi mocno przycisnął piersi, a wargami pieścił kark. A potem robił takie rzeczy, że... Na samo wspomnienie pod Merri ugięły się nogi. Zaczęła drżeć na całym ciele.

Chodźmy do łóżka – zaproponował.

Na dole drzwi są otwarte. Ktoś może wejść.

Nikt nie wejdzie. Mamy dla siebie wiele czasu. Nie mógł tego wiedzieć. Powoli zbliżył wargi do jej ust i złożył na nich upragniony przez nią pocałunek. Merri zaczęła tracić przytomność.

Kiedy się ocknęła, leżała w poprzek łóżka. Logan przytrzymywał ją dłońmi, tak jakby obawiał się, że mu ucieknie. Czuła na sobie słodki ciężar jego ciała. Wiedziała, że to, co zaraz się stanie, jest nieuniknione.

Chyba miał rację. Być może powinni kochać się do szaleństwa, aby do dna wypalić pożądanie. Potem mogliby spokojnie żyć dalej, każde swoim życiem, nie niszcząc nawzajem własnych egzystencji.

W wyniku niemej obopólnej zgody ich pierwszy pocałunek dał początek szaleństwu. Nie zważając na nic, całowali się i pieścili. Zachowywali się tak, jakby nie byli z sobą od dawna.

Z jękiem pożądania Logan odwrócił się na plecy i wciągnął na siebie Merri. Zdjęła z niego bawełnianą koszulkę. Dotykała teraz jego obnażonego ciała. Szybko pozbyli się reszty ubrań.

Przesunął dłonią po jej nagim ciele.

Wcale nie wyglądasz na kobietę, która rodziła, a co dopiero na matkę nastolatka – szepnął.

Nie mogła powiedzieć o nim czegoś podobnego. Logan wyglądał jak doświadczony wojownik. Oprócz blizny na policzku miał inne ślady walk na ciele. Całowała teraz pamiątki po bitwach i potyczkach, co podniecało go jeszcze bardziej.

Pieściła dłońmi bliznę na prawym biodrze. Merri wiedziała, że gdyby kula trafiła trochę wyżej, Logan zostałby kaleką na całe życie. Gdyby weszła w ciało jeszcze wyżej, Faith nie miałaby już obu synów.

O cierpieniu Logana, o tym, że tak młodo umiera z dala od domu, Merri starała się nigdy nie myśleć. Teraz nagle wróciły wszelkie obawy. Jak kule ugodziły ją z ogromną siłą. Drżąc na całym ciele, przytuliła twarz do gładkiego, napiętego brzucha kochanka.

Merri... To szaleństwo, co ze mną wyczyniasz – jęknął.

Nie odważyła się odezwać. Bała się, że da po sobie poznać, czym dla niej stały się jego blizny. Przesunęła dłoń w dół brzucha Logana. Od pieszczot, którymi teraz go obdarzyła, zrobił się nieprzytomny z pożądania.

Oddychał ciężko i nierówno. Obejmując dłońmi głowę Merri, wygiął ciało w łuk. Czuła, jak wielkie wrażenie wywierają na nim jej pieszczoty. Napawało to ją radością.

Chcę być wewnątrz ciebie – szepnął. – A zarazem widzieć cię dobrze.

Ona też tego pragnęła. Radości bycia razem, pieszczot i palącego, pożądliwego wzroku.

Opadła ostrożnie na Logana. Starała się teraz zaspokoić jego nienasycony głód. Nie mówiła nic. Obserwowała tylko pasję i pożądanie odbijające się na jego twarzy. Milczała także dlatego, że nie chciała słowami zakłócać uroku chwili. Jeśli jest to ich ostatnie zbliżenie, będzie pamiętała je do końca życia.

Wykonywała ruchy powolne, jak azjatycka tancerka. Usłyszała, że oddech Logana staje się szybszy i głośniejszy. Zacisnął mocno ręce na jej biodrach, zachęcając do przyspieszenia egzotycznego tańca.

To, co po chwili nastąpiło, przypominało burzę. Błyskawicę i grzmot. Obojgu zabrakło tchu w piersiach. A kiedy Merri poczuła w swym ciele ostatnie ruchy Logana, poddała się ogarniającej ją ekstazie. Po chwili opadła na wilgotną męską pierś.

Milczeli. To, co się stało, było nieuniknione. Oboje o tym wiedzieli.

Logan odchrząknął niepewnie.

Nie możemy żyć razem – zaczął. – Ale jak, do diabła, mamy żyć bez siebie?

Usłyszał, że Meredith, a właściwie Merri, nabiera powietrza. Milczała jednak dalej. Dlaczego nic nie mówi? Zastanawiał się Logan. To jasne. Nie potrafiła odpowiedzieć na jego pytanie.

Wsunął rękę w jej krótkie włosy. Może powinien powiedzieć, że mu na niej zależy? Wiedziała przecież o tym, ale gdyby powiedział jej...

Z dołu dobiegły ich jakieś odgłosy. Merri podniosła głowę. Nasłuchiwała.

Mamo, jesteś w domu? Wróciłem.

Zmartwiała. Zaraz potem jednak wysunęła się z ramion Logana i szybko wstała z łóżka. Z przerażoną miną zbierała swoje rzeczy. Dobiegła do drzwi.

Ubieraj się lub zamknij drzwi od wewnątrz! – szepnęła do Logana. Opuściła jego sypialnię.

Uniósł się na łokciu. Zza zamkniętych drzwi słyszał dalsze stłumione wołanie Danny’ego. Od strony pokoju Merri dobiegały odgłosy otwieranych nerwowo szuflad komody. Widocznie ubierała się w pośpiechu.

Ich weekend dobiegł końca. Bez jakiejkolwiek nadziei na przyszłość.

Czy tym razem los będzie im sprzyjał? Logan chciałby to wiedzieć. Usiadł na łóżku. W tej chwili usłyszał głos Merri dochodzący z holu na piętrze:

Danny? Synku, to ty?

Przecież wie, że to jej dzieciak, pomyślał Logan. Dlaczego więc pyta? A co innego mogłaby powiedzieć? Prawdę? I co dalej?

Stary, za dużo myślisz – powiedział do siebie pod nosem, przecierając twarz i sięgając po dżinsy. Musiał się ubrać i jakoś przetrwać do końca ten dzień.

Ale jak pozbędzie się zapachu Merri i smaku jej ust? Jak uda mu się przestać o niej myśleć?

Idąc po schodach w dół, usiłował odpowiedzieć sobie na to pytanie. Usłyszał podniecony głos Danny’ego:

...i było zimno. Najbardziej podobała mi się przejażdżka łodzią w górę Missisipi. Widzieliśmy mnóstwo ciekawych rzeczy. Stare plantacje i małe domki na wodzie zbudowane na słupach telefonicznych.

Na palach – poprawiła Merri.

Czy one gniją? – chciał się dowiedzieć Danny. Są odpowiednio impregnowane.

Mamo, skąd o tym wiesz?

Wiem.

Co robiłaś, kiedy mnie nie było?

Nic interesującego. Pracowałam. Sprzątałam.

Och, niepotrzebnie pytałem. Powinienem wiedzieć. Przepraszam.

A ja przepraszam, że podsłuchiwałem, pomyślał Logan. Merri kłamała przekonująco. Przychodziło jej to z dużą łatwością. Zbyt dużą.

Stryjku Loganie! – zawołał podniecony Danny. – Co u ciebie? Widziałem ciężarówkę przed domem. Sądziłem, że jesteś w polu z Shermanem.

Niedawno skończyłem papierkową robotę, a potem uciąłem sobie małą drzemkę.

Danny, mój ty wielki podróżniku, daj mi rzeczy, które miałeś z sobą – odezwała się Merri do syna. – Miałam właśnie zabrać się do pieczenia ciasta, bo twoja babcia niedługo wróci. Och, przecież nie wiesz, co tutaj się stało.

Logan czuł się fatalnie. Nie wiedział, co z sobą począć. Merri opowiedziała synowi o wypadku Stana Shirleya. Rozmawiali jak dobrzy przyjaciele. Logan sięgnął po piwo. W tej chwili otworzyły się drzwi kuchni. Ukazała się w nich roześmiana twarz pani domu.

Wcześnie wróciłaś – zauważył Logan.

Dzień dobry. – Faith podała synowi torbę. – Hej, Danny, Merri, jak się macie?

Ucałowała synową i uściskała wnuka. Logan nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy matka po raz ostami jego tak wylewnie witała. Zawsze okazywała radość tylko na widok Bretta. Logan przecież nie lubił okazywania czułości. Był twardym facetem, głową rodziny. Czemu jednak dziś poczuł ukłucie zazdrości? Dlaczego zachowanie się matki tak bardzo go zabolało?

Merci – ciągnęła Faith – po naszej rozmowie przez telefon Stan miał wyrzuty sumienia. Nalegał, żebym wcześniej wróciła do domu. I miał rację. Moja droga, wyglądasz, jakbyś nic nie jadła od dwóch dni. A ty, chłopcze – zwróciła się do Danny’ego, z czułością mierzwiąc mu włosy – dam głowę, że przez cały weekend żywiłeś się tylko hot dogami.

Wczoraj na lunch jadłem smażonego aligatora – odparł uszczęśliwiony chłopiec.

Faith i Merri wydały okrzyki grozy. Logan obserwował w milczeniu tę scenę. Z łatwością wyobraził sobie całą trójkę za pięć lub nawet dziesięć lat. Sam jednak nie widział tu miejsca dla siebie. Uprzytomniwszy to sobie, poczuł się jeszcze gorzej.

Nie zauważony przez nikogo, postawił torbę matki na podłodze i wymknął się z kuchni. Wyszedł przed dom. Ostre popołudniowe światło sprawiło, że skrzywił twarz.

Przez całe życie czuł się w rodzinie jak piąte koło u wozu. To Brett dawał się lubić, a on pozostawał zawsze twardym, mało sympatycznym facetem.

Nadal nic nie uległo zmianie. To, co łączyło go z Merri, już się nie liczyło.

Dlaczego nie był lubiany? Czemu wyłączano go z uciech i wspólnych zabaw?

Logan?

Zatopiony w ponurych myślach nie usłyszał, że Merri idzie za nim. Na dźwięk jej miękkiego głosu jego serce zaczęło szybciej bić z radości. Żeby się opanować, zacisnął dłonie w pięści.

Czemu opuściłaś wesołą kompanię? – zapytał.

Twoja mama poszła na górę, żeby się rozpakować. A Danny zaraz weźmie prysznic. – Merri podeszła bliżej Logana. – Dobrze się czujesz?

A ty?

Nie najlepiej.

Nie znam się na tym, ale uważam, że świetnie grasz swoją rolę. Powitałaś ich z prawdziwą radością. Było to przekonujące przedstawienie.

Chodź do środka, proszę. Będą się zastanawiali, dlaczego wyszedłeś.

Nie będą. A ponadto nie potrafię tak dobrze udawać jak ty.

Merri miała dość tego gadania. Ujęła się pod boki.

Co przychodzi ci do głowy? Dlaczego wygadujesz takie rzeczy? Próbuję...

Kto prosił cię o to? – warknął Logan. Był zły, że nadal reaguje na bliskość ciała Merri. – Idź sama do domu i bądź, złotko, idealną matką i synową. Nikt nie prosi cię o nic więcej.

Jeszcze nigdy nie widział aż takiej bladości na jej twarzy. Skóra na twarzy Merri stała się niemal popielata. Przez chwilę Loganowi nawet wydawało się, że widzi łzę, która zabłysła na jej gęstych rzęsach. Merri szybko jednak opanowała się, odwróciła na pięcie i bez słowa weszła do domu.

A więc wszystko wróciło do normy.

Wspaniale – mruknął pod nosem do siebie Logan. – Wspaniale.



ROZDZIAŁ SIÓDMY


To mój tuńczyk z chlebem. – Maggie wyjęła tackę z rąk Merri.

Twój? – Merri rozejrzała się wokoło. Napotkała pełen wyrzutu wzrok Angela. – Więc gdzie jest mój? Przecież go zamówiłam.

Twój tuńczyk miał być z bułką – odparł szef. – Jest tutaj. – Angel postawił na kontuarze tackę z rybą.

Merri potarła czoło. Co się z nią działo? Przecież wiedziała, że do drugiego stolika zamówiono tuńczyka z bułką.

Przepraszam. – Uśmiechnęła się do szefa.

Nie przepraszaj, lecz weź się w garść. Od dłuższego czasu chodzisz jak nieprzytomna. Jesteś pewna, że nic ci nie dolega? Może jesteś chora?

Bolą mnie tylko nogi – odrzekła Merri.

Czuła się źle, lecz nie potrzebowała niczyich dobrych rad i współczucia. Ani jej szef i koleżanki z pracy, ani nikt inny w Rachel nie musiał wiedzieć, że od kilku tygodni żyje w stałym napięciu. Logan zachowywał się po staremu. Bez reszty oddawał się pracy i robił wszystko, by jak najrzadziej bywać w domu. A kiedy już się w nim znajdował, unikał Merri. Faith zauważyła zachowanie się syna. Pewnego dnia zapytała Merri, czy wszystko jest w porządku.

Może pokłóciliście się w drodze do pracy? Wiem dobrze, że Logan potrafi być uparty.

Faith, nie rozmawialiśmy rano – wymijająco odparła Merri.

Jedynie Danny potrafił udobruchać stryja. Gdy odkrył w stodole stare gimnastyczne ciężarki, Logan pokazał mu, co z nimi robić. Przez parę dni z rzędu wcześnie wracał z pracy i uczył bratanka oraz Larry’ego rutynowych ćwiczeń.

Merri z aprobatą przyjęła postępowanie Logana. Szybko jednak miała dość wysłuchiwania pochwał obu chłopców pod jego adresem. Była zmęczona ciągłym udawaniem, że między nią a Loganem nic się nie wydarzyło. Do szaleństwa doprowadzały ją noce, kiedy to godzinami leżała bezsennie, odtwarzając w myślach pocałunki i pieszczoty Logana.

Tęskniła jednak nie tylko do seksualnych przeżyć. Brakowało jej odczucia, które wywoływała bliskość tego mężczyzny. Podczas pamiętnego weekendu czuła się przy nim bezpiecznie. Było to dla Merri zupełnie nie znane doznanie. Nigdy w życiu nie była od nikogo zależna. Pomagała Brettowi, bo była od niego silniejsza, a on jej potrzebował. Czemu więc nagle wszystko się zmieniło? Dlaczego teraz pragnęła opieki ze strony Logana?

To szaleństwo, pomyślała po raz chyba dziesiąty. Jeśli nie weźmie się w garść, rozchoruje się na dobre. Ostatnio, mimo że i tak była bardzo szczupła, straciła sporo na wadze. Nic dziwnego. Nie miała apetytu i spędzała bezsenne noce.

Merri, dziewczyno, co się z tobą dzieje? Jeśli nadal będziesz wydawała klientom resztę z dwudziestu dolarów zamiast z dziesięciu, puścisz mnie z torbami – jęczał Angel. – Zbankrutuję przez ciebie, zanim upłynie miesiąc.

Merri jak urzeczona wpatrywała się w pieniądze leżące na dłoni. Co dalej będzie ze mną? Zastanawiała się zgnębiona.

Pod koniec pory wydawania lunchu przestała w ogóle myśleć. Jedną z kelnerek zwolnił Angel z ważnych rodzinnych powodów, druga była chora, tak więc Merri z Corinne były zmuszone obsługiwać dodatkowo stoliki nieobecnych koleżanek. Przez półtorej godziny pracowały jak szalone.

Kiedy wreszcie kawiarnia zaczęła pustoszeć, Corinne wręczyła Merri szklankę mrożonej herbaty.

Pij – poleciła.

Merri zaschło w gardle. Była wdzięczna Corinne za przyjacielski gest. Herbata była bardzo przesłodzona.

Och, Corinne, dlaczego wsypałaś tyle cukru?

Pij i nie grymaś. Potrzebna ci energia.

Jeśli to wypiję, na pewno zachoruję.

Zachorujesz, jeśli tego nie wypijesz – odparła Corinne. Zwilżyła serwetkę i przyłożyła ją do twarzy Merri. – Złotko, co z tobą? Jesteś cała rozpalona.

Nie przejmuj się mną.

Merri, ty naprawdę fatalnie wyglądasz. Na twoim miejscu wybrałabym się niezwłocznie do lekarza. W dzisiejszych czasach jest tyle różnych chorób, że trzeba bardzo uważać na siebie.

Do lekarza? Powinna jak najszybciej pójść z Dannym do dentysty, a także kupić mu nowe ubrania, bo rósł jak na drożdżach. Oszczędzała ponadto na zakup samochodu. Jeśli jeszcze bardziej zaciśnie pasa, może uda się jej wejść w posiadanie własnego pojazdu jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Wybrała już sobie nawet używany samochód, przeznaczony do sprzedaży i stojący na parkingu po drugiej stronie ulicy, naprzeciw kawiarni Angela. Wyglądał solidnie. Powinien spełniać swoje zadanie, to znaczy wozić ją do miasta i z powrotem dopóty, dopóki nie będzie jej stać na coś lepszego. Dzięki własnemu środkowi lokomocji będzie mogła unikać jazdy z Loganem i jego zimnych spojrzeń. Jej życie stanie się lżejsze, będzie mniej codziennych napięć.

Pójdę wcześnie do łóżka – powiedziała do Corinne. – Obiecuję. I dobrze się wyśpię.

Uniosła ponownie szklankę z herbatą do ust, lecz jej żołądek odmówił posłuszeństwa.

Co ci jest? – spytała zaniepokojona Corinne.

Jestem trochę...

Nagle cała sala zaczęła wirować przed oczyma Merri. Herbata wylewała się z trzymanej przez nią szklanki. Dobiegło ją jeszcze wołanie:

Merri!

Straciła przytomność.


Logan wsiadł do samochodu. Uruchomił silnik i ruszył jak szalony. Odległość między firmą a szpitalem miejskim pokonał w rekordowym czasie. Zatelefonowano do niego z kawiarni Angela z wiadomością, że Merri zemdlała przy pracy, a wezwana karetka zabrała ją do szpitala.

Był przerażony. Boże, co stało się Merri? Kiedy w pośpiechu parkował samochód przed szpitalem, serce biło mu jak szalone. Może jest poważnie chora? Nie mógł nawet o tym myśleć.

Jak burza wpadł do holu. Podbiegając do recepcji, dostrzegł Angela. Stary człowiek miał przestraszoną minę.

Co się stało? – spytał go Logan ostrym tonem.

Zemdlała.

Dlaczego?

Niech się pan uspokoi. Nie wiem. Nie jestem lekarzem.

Pracuje u pana. Obserwuje ją pan przez całe dni. Powinien pan wiedzieć.

Zza narożnika wyszedł strażnik i popatrzył na głośno rozmawiających mężczyzn. Na jego widok Logan oprzytomniał. Cofnął się o krok i nabrał głęboko powietrza, żeby się uspokoić. Jeszcze by tego brakowało, żeby go stąd wyrzucili. Musi dowiedzieć się, co dolega Merri.

Wyglądała na zmęczoną. Była blada – powiedział Angel, ściskając czapkę w ręku.

Loganowi zrobiło się żal starego człowieka.

Wiem.

Wiedział, lecz rozmyślnie to ignorował. Sam czuł się okropnie, pracował przy tym jak opętany. Litując się nad sobą, równocześnie pragnął odwetu. Żeby Merri też męczyła się podobnie jak on.

Pewnie to tylko wyczerpanie – ciągnął Angel. – Może powinienem zadzwonić do pani Powers? Moja druga kelnerka mówiła, że Merri chciała...

Nikt nie będzie zawiadamiał mojej matki, dopóki nie dowiem się, co jej dolega – oświadczył stanowczo Logan.

Był prawie pewien, że matki nie ma w domu. O tej porze odwiedzała zazwyczaj Stana Shirleya. Wprost od niego jeździła do szkoły po Danny’ego, a potem zabierała Merri. Tak czy inaczej, niedługo trzeba będzie się z nią skontaktować. W przeciwnym razie pojedzie do kawiarni, a tam ktoś obcy powie jej, co się stało.

Logan usiłował zaplanować następne posunięcie. Trzeba było także zająć się Dannym.

Logan! Dzięki Bogu!

Tuż za plecami usłyszał głos matki. Odwrócił się w jej stronę.

Skąd się tu wzięłaś? – zapytał zdumiony.

Mike LeBlanc przez policyjne radio usłyszał o wypadku. Zadzwonił do mnie, gdy byłam u Stana. Co jej się stało?

Jeszcze nic nie wiadomo. Czekamy na informacje. Zemdlała w pracy.

Do Faith podszedł Angel.

Pani Powers, od razu wezwaliśmy karetkę.

Logan poprowadził matkę w kąt holu i posadził na plastykowym krześle. Na szczęście, w pobliżu nie było nikogo.

Co z Dannym? – zapytał.

Mike obiecał, że zabierze go ze szkoły. To dobry człowiek. Dlaczego wszystkie złe rzeczy przydarzają się przyzwoitym ludziom?

Loganowi nie podobało się rozumowanie matki. Postanowił skierować jej myśli na inne tory.

Danny usłyszy, że stało się coś złego.

Mike przecież wie, jak postępować w takich wypadkach.

Jeszcze chwila, a Faith zacznie namawiać Meredith do umawiania się z tym facetem, uznał Logan. Stanął mu przed oczyma obraz ich obojga. Ze złością zacisnął zęby i zaczął nerwowym krokiem przemierzać hol. Angel usiadł obok Faith. Logan usłyszał, że rozmawiają o kiepskim wyglądzie Merri. Czuli się winni, że wcześniej się nią nie zajęli. Logan zaklął pod nosem. On sam nie będzie wygadywał podobnych rzeczy. Meredith była dorosła, odpowiadała za siebie. W miarę dalszych rozmyślań poczuł się jeszcze gorzej.

Zza rogu sali wyszła pielęgniarka. Popatrzyła na czekających. Zatrzymała wzrok na Loganie.

Pan Powers?

Tak.

Proszę ze mną. Może pan zobaczyć chorą.

Ja też mogę iść? – spytała Faith, podnosząc się z krzesła.

Chyba tak.

Weszli za pielęgniarką do małego pokoju. Na łóżku leżała Merri. Loganowi wydawało się, że śpi. Wyglądała bardzo młodo. Była okropnie blada.

Z trudem powstrzymał się, by nie podbiec do łóżka. Do chorej podeszła Faith. Ujęła ją za rękę.

Kochanie, jestem przy tobie – powiedziała cicho. – Logan też tu jest. Czy mnie słyszysz? Napędziłaś nam porządnego strachu, ale wszystko będzie dobrze.

Powieki Merri uniosły się powoli. Chora popatrzyła na Faith, a zaraz potem na Logana, który stanął obok łóżka.

W oczach leżącej zauważył błysk radości. Na ten widok zapragnął natychmiast wziąć ją w objęcia.

Energicznym krokiem wszedł do pokoju młody lekarz.

Och, to świetnie, że państwo tu są. – Spojrzał na Logana. – Pan Powers? – zapytał.

Tak – odparł Logan. Szybko jednak zdał sobie sprawę z tego, że lekarz bierze go za męża chorej. – To znaczy...

Jestem jej teściową, panie doktorze – odezwała się Faith.

A ja szwagrem – dokończył Logan. Chciał jak najszybciej wyjaśnić sprawę, żeby nie było nieporozumień.

Och, myślałem... W każdym razie sądzę, że mogę pozwolić sobie na gratulacje – oznajmił młody lekarz.

To znaczy, że możemy zabrać ją do domu? – spytał Logan. Kiedy zobaczył uśmiech na twarzy lekarza, kamień spadł mu z serca.

Tak. Ale, panie Powers, miałem na myśli to, że niedługo stanie się pan wujem lub stryjem.


Pół godziny później, siedząc w ciężarówce Logana, Merri nadal była w szoku.

Jest w ciąży? To niemożliwe. A jednak prawdziwe.

Logan był wściekły.

Siedział wyprostowany, zaciskając palce na kierownicy. Merri zapragnęła, żeby popsuł się samochód. Wtedy nie będzie musiała jechać dalej. I stanąć twarzą w twarz z teściową.

A także spojrzeć na Danny’ego.

Boże, jak wytłumaczy to synowi?

Umysł Merri pracował gorączkowo. Była wdzięczna Loganowi za milczenie. Od chwili wyjścia ze szpitala nie odezwał się ani słowem.

Lekarz wypuścił ją pod warunkiem, że w domu natychmiast się położy.

W domu. Merri westchnęła głęboko. Czy w istniejących warunkach miała jeszcze dom?

Będzie lepiej, jeśli od razu zaczniesz krzyczeć na mnie – powiedziała do Logana, zamykając oczy. – Kiedy dotrzemy na miejsce, będę musiała stawić czoło nie trzem, lecz dwóm osobom.

Mówiłaś, że to niemożliwe – odezwał się nagle.

Jest niemożliwe. To znaczy: było.

A więc się myliłaś.

Piękne dzięki, doktorze Einstein, za pańską diagnozę! Merri nie mogła uwierzyć w to, co się stało.

Jutro z samego rana umówię się na ponowne testy – oznajmiła. – Musieli się pomylić.

Od dawna źle się czułaś.

Dziwne, że to zauważył.

Potrzebuję więcej witamin.

Samochodowi nadającemu się do kasacji nie wystarczy wyklepanie nadwozia.

Nie bądź taki sarkastyczny.

Do diabła, zrozum wreszcie, że jestem wstrząśnięty! – warknął. – Mam czterdzieści pięć lat i jestem człowiekiem samotnym. A tu nagle dowiaduję się, że będę ojcem!

Wujem lub stryjem.

W odpowiedzi Logan rzucił Merri mordercze spojrzenie.

Pomyśl, jak ja się czuję – jęknęła.

Nie pojmuję, jak mogłaś nie zauważyć braku comiesięcznych, regularnych dolegliwości.

Z prostego powodu. Nigdy nie miałam regularnych menstruacji!

Czy to poważny problem?

Chyba nie. Lekarz uważał, że to mógł być rezultat złego odżywiania się w okresie dojrzewania. Przykro mi, iż się nie zorientowałam, że coś jest nie w porządku. Żałuję, że zaszłam w ciążę.

Zajechali przed dom. Przed wejściem do środka Merri się zawahała. Logan przytrzymał ją za rękę.

Znów robi ci się słabo?

Tak. Na myśl, że muszę tam wejść. Brak mi odwagi.

Ciąża to nie tylko twoja sprawa. Nie staniesz przed nimi sama.

Słysząc te słowa, Merri doznała kolejnego wstrząsu. Faith i Danny czekali na dole. Teściowa odwróciła wzrok. Chłopiec podbiegł i uściskał matkę.

Mamo, wyglądasz okropnie.

Dzięki za miłe słowa. Widzę, że umiesz podtrzymać mnie na duchu.

Jak się czujesz? Babcia powiedziała mi tylko, że zemdlałaś w kawiarni i musisz odpocząć.

Merri zachciało się nagle płakać.

Muszę ci, synku, coś wyznać – zaczęła niepewnie.

Mów, nie bój się. Jesteśmy przecież dobrymi kumplami.

Będę miała dziecko.

Oczy Danny’ego rozszerzyły się ze zdumienia.

To niemożliwe.

Merri nie była w stanie dalej mówić. Logan ją wyręczył.

To moje dziecko – oznajmił.

Merri wyciągnęła rękę w stronę zaskoczonego syna.

Przykro mi, że cię zmartwiłam.

Zmartwiłaś? Stanę się pośmiewiskiem całej szkoły!

zawołał chłopiec. – Wszyscy zobaczą, jak stajesz się gruba jak bela!

Dan, zachowuj się przyzwoicie – upomniał go Logan.

Nie jesteś moim ojcem! I nigdy nim nie będziesz!

wykrzyknął Danny. Odwrócił się i wybiegł z pokoju.

Twoja kolej – powiedział Logan do matki.

Nie potrafię opisać tego, co czuję – oznajmiła Faith. Wyglądała na wstrząśniętą.

Logan, daj spokój matce – odezwała się Merri. – Jest zgnębiona. Ma pełne prawo...

Zgnębiona? Jestem oburzona. Merri, zawiodłaś moje zaufanie! – wykrzyknęła Faith.

W jaki sposób?

Jesteś żoną Bretta!

Byłam. Ale owdowiałam. Kochałam go, Faith. Ale do grobu za nim nie pójdę. Jestem ci jednak winna przeprosiny. Za moje stosunki z Loganem.

Jakie stosunki? Przecież warczycie ciągle na siebie lub się nie odzywacie. Domyślam się, kiedy to się stało. A ja, głupia, martwiłam się o to, że zostawiam was samych. Nastolatki sprawiają mniej kłopotu!

Daj spokój, mamo – odezwał się Logan.

Jeszcze nigdy nie byłam tak rozczarowana jak w tej chwili.

Czyżby? – Logan uniósł brwi. – A potajemna ucieczka do Kanady twego ukochanego syna?

To przeszłość. O czym jeszcze powinnam się dowiedzieć? Może o aborcji?

Nie! Nigdy! – wykrzyknęła Merri. Odwróciła się szybko do Logana. Pragnęła, by ją zrozumiał.

To jedno przynajmniej jest pocieszające. – Głos Faith stał się mniej ostry.

Jest jeszcze coś – odezwał się Logan. – Ożenię się z Meredith.


Logan czekał przed drzwiami łazienki.

Źle się czujesz? – spytał.

Trochę kręci mi się w głowie.

Wszedł do środka, zwilżył ręcznik zimną wodą, wykręcił i podał Merri.

Zrób sobie kompres. Poczujesz się lepiej.

Skąd ta nagła troskliwość? Przestań mnie szokować. Zbyt dużo się działo jak na jeden dzień.

Próbuję ci pomóc.

Propozycja małżeństwa ma być pomocą? Twoja matka ma rację. Bez przerwy na siebie warczymy. Sądzisz, że w takiej atmosferze zechcę urodzić moje dziecko?

Nasze. Zmienimy się. Oboje.

Logan, prawdopodobnie nie uda mi się donosić tego dziecka. Po co więc małżeństwo?

Ogarnęła go nagła panika.

Nawet o tym nie myśl.

Muszę się położyć.

Usiadł przy łóżku. Na czole Merri położył mokry ręcznik.

Wyjdziesz za mnie.

Co będzie, jeśli ucieknę?

Nie zrobisz tego Danny’emu ani naszemu dziecku. Zadbam o ciebie. O was wszystkich.

Przecież się nie kochamy!

Merri nerwowo obracała obrączkę. Zdecydowanym ruchem Logan ściągnął ją z jej palca.

Jutro kupię ci pierścionek.

Jutro idę do pracy.

Nie.

Logan nachylił się nad Merri.

Dobrze nam z sobą w łóżku. To dużo. Więcej niż mają inni. Meredith, pragnę tego dziecka. Pragnę także ciebie. Daj mi szansę.



ROZDZIAŁ ÓSMY


Ślub był skromny. Logan pozałatwiał wszystkie formalności i wiele innych spraw. W firmie pracował jeszcze ciężej niż zwykle.

Był obecny na pierwszej wizycie Merri u lekarza, który zalecił jej wiele wypoczynku. Logan chciał, żeby rzuciła pracę w kawiarni. Merri nie zgodziła się jednak zostawić Angela na lodzie i pomagała mu aż do dnia ślubu, to jest do ostatniego dnia sierpnia, dzięki czemu zdołał znaleźć odpowiednie zastępstwo.

Logan kupił ślubną suknię dla Merri. Patrzył teraz na nią, jak stała pomiędzy Shermanem, który był świadkiem, a proboszczem, zadowolony ze swego zakupu. Kiedy w domu nie było nikogo, zajrzał do szafy Merri i sprawdził, jakiego rozmiaru są jej ubrania. Potem kupił bladoniebieską suknię, która mu się podobała. Wiedział, że gdyby tego nie zrobił, Merri pojawiłaby się przed ołtarzem w dżinsach i zwykłej bluzce.

A tak wyglądała romantycznie i bardzo kobieco.

Chcesz zrobić ze mnie tradycjonalistkę – powiedziała do Logana. Zobaczył jednak, że często zerka w lustro i z zadowoleniem przygląda się własnej sylwetce.

Na jej policzki wystąpiły rumieńce, kiedy Logan nakrył ją na podziwianiu małego bukiecika stokrotek i białych frezji. O tej porze roku nie można było zdobyć innych, polnych kwiatów. Pasowały doskonale do małej buntowniczki, znacznie bardziej niż róże i goździki.

Moja żona. Logan odetchnął głęboko. Był zadowolony. Rebeliantka należała do niego.

Po raz pierwszy w życiu Logan poczuł przedsmak szczęścia. Co czujesz w stosunku do mnie? Zapytywał wzrokiem dopiero co poślubioną kobietę.

Nie przejmował się tym, że Merri zachowywała się tak, jakby wbrew jej woli do czegoś ją zmuszano. Nauczy ją godzić się z odrobiną zależności od niego. Stanowili teraz zespół. Drużynę. Nie, byli partnerami. Przecież to obiecujący początek. Od zbyt wielu lat rodzina Logana przeżywała złe chwile. To samo dotyczyło bliskich Merri. Oboje nie dojrzewali w normalnych warunkach. Potrzebny był im teraz prawdziwy dom. Logan był przekonany, że potrafią go stworzyć.

Logan skończył rozmawiać przez telefon i wrócił do kuchni. Jego matka owijała pokrojoną szynkę w plastykową folię. Sięgnął ręką i szybko chwycił kawałek wędliny.

Dobrze, że ktoś w tym domu ma apetyt – zauważyła Faith, nie przerywając pracy. – Mówiłam ci, że nie było trzeba przygotowywać aż tyle jedzenia.

Szynka, ziemniaczana sałatka i ciasto to niewiele. Zadowolony Sherman wziął sobie niezłą porcję tych przysmaków do domu. Czy Dan zjadł coś, zanim pobiegł do Larry’ego?

Jak strzała pomknął na górę, żeby się przebrać, i po chwili już go nie było.

Cierpki głos Faith sprawił, że Logan powiedział:

Mamo, jeśli dla ciebie cała ta sytuacja stanie się nie do zniesienia, wystarczy, że powiesz mi o tym. Natychmiast się wyprowadzimy.

Niedawno wykończył dom, ale go jeszcze nie sprzedał. Ludziom, którzy go zamówili, nie udało się pozbyć poprzedniej siedziby. Wiedział, że Merri nie spodoba się luksusowa willa, ale na okres przejściowy...

Nie bądź śmieszny – odparła Faith. – Jak się będę czuła, mieszkając sama w tak ogromnym domu?

Będę się troszczył o ciebie. – Nachylił się i pocałował matkę w policzek. – Przestań więc, proszę, ciągle mieć do nas pretensję.

Nie czekając na dalsze słowa matki, poszedł do żony, która właśnie zamknęła drzwi za ostatnimi gośćmi. Uśmiechnął się do niej czule.

Wszystko w porządku? – zapytał.

Tak. Jak wiesz, proboszcz bardzo cię szanuje. Spodziewa się, że zaczniemy chodzić do kościoła. Regularnie.

Sprawi ci to kłopot?

Nie. Ale z góry ostrzegam: nie zamierzam przyłączyć się do grona matron, o których wspominał.

Są za stare dla ciebie? – zażartował Logan. Miał ogromną ochotę pocałować Merri.

To plotkarki. Jest kilka takich kobiet, które regularnie przychodziły do kawiarni Angela. Widziałam, czym się zajmowały. W dniu, w którym poczuję, że przemieniam się w jedną z tych fałszywych świętoszek, pójdę zrobić sobie tatuaż.

A czy ja będę mógł wybrać odpowiednie miejsce na twoim ciele? – zapytał Logan.

Przestań naśmiewać się ze mnie.

Nie potrafię. Jesteś taka śliczna, kiedy marszczysz nosek.

Jestem za stara, żeby być śliczna. Och, Logan, co my robimy?

Coś bardzo przyjemnego. Szybko się przekonasz. Życie toczy się dalej. Przeżyjemy je najlepiej jak można.

Widziałam, jak Danny wybiegał z domu.

Wiemy, dokąd poszedł. Wróci.

Twoja matka nawet mnie nie uścisnęła po zakończeniu ceremonii.

Chcesz, żeby cię uściskać? No to podejdź bliżej. Logan otoczył Merri ramieniem.

Wykazujesz anielską cierpliwość.

Ty też się starasz.

Kupiłeś mi piękne kwiaty. Jeszcze ci nie zdążyłam za nie podziękować. Sama nie wybrałabym ładniejszych.

Wiem.

Jak to się stało, że przedtem nie dałeś mi odkryć zalet twego charakteru?

Odpowiedź była prosta. Bo Merri nie znajdowała się w pobliżu. A jeszcze przedtem byli zbyt młodzi. Cierpliwości i tolerancji człowiek uczy się z czasem. Wymagają dojrzałości. Nie była to jednak odpowiednia pora na filozofowanie.

Bo przedtem nie nosiłaś mojego dziecka – odparł cicho. Przedtem Merri nie nosiła także jego obrączki.

Ich spojrzenia się spotkały. W głębokich oczach Merri Logan ujrzał przyzwolenie, które sprawiło, że ogień ogarnął jego ciało. Tak bardzo pragnął całować ją aż do utraty tchu. Wiedział jednak, że jeśli zacznie to robić, spędzą w łóżku wiele godzin.

Może pójdziesz na górę i przeniesiesz swoje rzeczy do mojego pokoju? – zaproponował. Rozmawiali już przedtem na ten temat i uzyskali zgodę Faith na przekształcenie dawnej sypialni Bretta w pokój dziecinny. – Przyjdę zaraz do ciebie. Muszę najpierw jeszcze załatwić kilka telefonów. Uprzątnąłem swoje rzeczy, zrobiłem ci miejsce w szafie, ale jeśli będziesz potrzebowała więcej...

Och, przestań. Wiesz świetnie, że jesteś pierwszym mężczyzną na świecie od czasów prehistorycznych, który ma za żonę kobietę zdolną zmieścić cały swój dobytek w jednej tylko torbie. – Przyciskając bukiet ślubny do piersi, Merri wysunęła się z objęć Logana.

Włóż, proszę, kwiaty do wody, żebyś mogła zabrać je z sobą na górę.

To dobry pomysł – odezwała się wchodząca Faith. Z kredensu wyjęła niewielki kryształowy wazon i podała go synowej.

Merri podziękowała, napełniła wazon wodą i wstawiła do niego kwiaty.

Logan obserwował ją, jak idzie na górę. Jeszcze nigdy nie wyglądała tak uroczo i ponętnie. Nie będzie mógł doczekać się wieczora, żeby znaleźć się obok Merri. Pragnął wziąć ją w ramiona, by poczuć realność ich związku.

Mój Boże. – Do Logana dotarły pełne zdumienia słowa matki. – Łączy was coś więcej niż tylko pożądanie. Mam rację?

Logan wsunął ręce do kieszeni spodni i w odpowiedzi tylko uśmiechnął się do matki.

Wybacz, że pytam – mówiła dalej – ale jak długo to potrwa?

Kto to może wiedzieć? – Wzruszył ramionami. Faith zamyśliła się na chwilę. Potem podeszła do syna i objęła go.

Przepraszam, że zachowywałam się tak bardzo pruderyjnie.

Nie ma sprawy. – Logan nie potrafił żywić urazy do matki. – Dzięki za pomoc, której nam udzieliłaś, kosztem twoich wizyt u Stana.

On cię lubi. Wie, że Jane jest teraz szczęśliwa. Ale przy tobie czuje się nieswojo. Czasami potrafisz być zimny i zachowywać się ze zbyt dużą rezerwą.

Mówiono mi to ostatnio, lecz w nieco inny sposób. – Logan rzucił okiem w stronę schodów. – A co z tobą, mamo? Pozwolisz Stanowi, żeby cię uszczęśliwił?

W moim wieku inaczej podchodzi się do takich rzeczy. Ale, uczciwie przyznaję, kusi mnie to.

To dobrze. Jeśli nie potrafisz działać szybko, rób wszystko powoli. – Faith zbyt długo nie doceniała uroków życia. Podobnie jak Logan. Oboje byli teraz tego w pełni świadomi.

Było już późno, kiedy Merri wyszła z łazienki. Skierowała kroki do sypialni Logana. Był to teraz ich wspólny pokój. Cicho zamknęła za sobą drzwi. Logan już na nią czekał. Zdenerwowana podeszła do łóżka.

Leżał i czekał na nią. To mój mąż. Merri zastanawiała się, ile czasu zajmie jej przywyknięcie do tej myśli.

Był obnażony po pas. Merri przypomniała sobie, jak ją pieścił. Na myśl o tym, co ją czeka, aż zadrżała. Zesztywniałymi z wrażenia palcami nie mogła rozsupłać paska.

Pomóc ci?

Lepiej zgaś światło.

Mimo wszystko czuła się niepewnie. Peszyło ją spojrzenie Logana.

Zamiast zrobić to, o co prosiła, uniósł się na łokciu i sam rozluźnił jej pasek. Pod białym jedwabnym kimonem nie miała na sobie niczego.

Zdejmij – poprosił schrypniętym z wrażenia głosem.

Kimono zsunęło się z ramion Merri. Poczuła na sobie płonący wzrok Logana.

Odchylił kołdrę. Położyła się obok niego. Położył rękę na jej brzuchu.

Nie mogę się doczekać, kiedy się powiększy.

Te słowa Logana zdumiały Merri. Była przekonana, że wszyscy mężczyźni nie lubią oznak ciąży. Brett pisał wiersze o przyszłym macierzyństwie Merri, lecz równocześnie w miarę upływu czasu coraz bardziej unikał fizycznych zbliżeń.

Chyba mi nie wierzysz – szepnął Logan. Przesunął rękę niżej. Merri zamknęła oczy.

Pragnę cię.

To dobrze.

Poczuła na wargach gorące usta. W ciągu zaledwie paru sekund Logan rozbudził jej pożądanie. Był przy tym delikatny i czuły. Tych cech nigdy się u niego nie spodziewała.

Pieścił ją łagodnie, a zarazem bardzo podniecająco. Jej piersi reagowały silniej niż przedtem. Może dlatego, że była w ciąży, a może Logan wywołał to swymi pieszczotami.

Przeciągnął językiem po nabrzmiałych sutkach. Merri zaczęła drżeć na całym ciele. Kiedy całował drugą pierś, marzyła, by jak najszybciej znalazł się w niej.

Podniecona jęczała, czując ciepły oddech na brzuchu.

Logan...

Marzyłem o tym, żeby być z tobą – szepnął. – Pozwól mi udowodnić, jak bardzo...

Były to cudowne chwile. Wyjątkowa noc. Początek ich wspólnego życia. Upłynęło nieskończenie wiele czasu, zanim Merri, przytulona do Logana, powiedziała, że jest jej dobrze.

Mnie też tak było – odrzekł cicho.

Istnieje poważna obawa, że będziesz mnie rozpieszczał.

Potrafiłbym?

Merri zatrzymała wzrok na oprawionej w ramki fotografii nadmorskiego krajobrazu. W głosie Logana wyczuła zaciekawienie. Zdecydowała się zapytać:

Co matka opowiadała ci o naszym życiu?

Niewiele. Nie pozwoliłem jej czytać mi twoich listów. Nie spoglądałem nawet na wasze zdjęcie, które ustawiła na dole na widocznym miejscu.

A ja starałam się nie zauważać twojej fotografii ani medali. – Merri spojrzała na Logana. – Sądzę, że musimy wiele dowiedzieć się o sobie.

Chcę tego – odparł. – Pod warunkiem, że nie będzie mowy o moim bracie.

Ale znaczna część mego życia była związana z Brettem – zaprotestowała.

Nie chcę o tym słyszeć. Nigdy. Żądał rzeczy niemożliwej.

Nie wolno przecież dzielić w ten sposób niczyjej egzystencji.

Jest to jedyna rzecz, o jaką proszę. Nie namawiam cię do wysłuchiwania moich opowiadań o wojnie i Jane.

Jeśli chcesz, to chętnie...

Nie. To wszystko już minęło. Liczy się tylko dzień dzisiejszy. Ty, moja praca, nasza rodzina.

Logan, zapominasz, że mam syna. Powinnam rozmawiać z nim o jego ojcu.

Nie wtedy, kiedy ja będę w pobliżu! – niemal wykrzyknął.

Merri poniosły nerwy.

Chcesz mieć nie żonę, lecz kochankę, której będziesz narzucał swoją wolę. O, nie, za to ci dziękuję!

Dokąd zamierzasz iść? – zapytał, widząc, jak Merri odrzuca kołdrę.

Nie wiem, lecz...

Zanim skończyła mówić, Logan otoczył ją ramieniem i przycisnął do poduszki.

Uważaj na dziecko!

Och, przepraszam.

Musiała sprawę Bretta wyjaśnić do końca.

On nigdy mnie nie traktował tak jak ty teraz – powiedziała Oskarżycielskim tonem. – Czuję się dotknięta. Twoje uprzedzenie do brata zniszczy nasze życie, zanim je rozpoczniemy.

To nie uprzedzenie, lecz zazdrość gnębiąca mnie od lat.

Ciebie? – zdziwiła się Merri. – Od kiedy?

Niemal od zawsze. Zaczęła się, gdy byłaś jeszcze dzieckiem.

Brett opowiadał mi, że zabierasz go na ryby, wycieczki, no i zajmujesz się nim jak ojciec.

Musiałem. Był malcem, kiedy umarł tata. Ze wszystkim zwracał się do mnie. Zresztą matka postępowała podobnie.

Szybko stałeś się za nich odpowiedzialny.

Szybciej niż powinienem. Byłem przecież jeszcze dzieckiem. Pragnąłem pomagać matce. Sądziłem, że z Brettem będę dzielił wszystkie obowiązki.

A on cię zawiódł – szepnęła Merri.

Tak. Całkowicie.

Musisz przyznać, że był zdolny i błyskotliwy.

Tak. Był. Ale ludzie często zapominają, że liczy się tylko to, jak wykorzystuje się zalety.

On wykorzystywał ludzi. Zdumiony Logan popatrzył na Merri.

Ty o tym wiedziałaś?

Dotarło to do mnie. Po pewnym czasie.

Usiłowałem ostrzec matkę, lecz ona widziała w nim same zalety.

Ciągle brakowało nam pieniędzy, bo Brett rzucał pisanie wierszy i zabierał się do malowania lub odwrotnie. Za publikowane niekiedy wiersze dostawał grosze. Własnym kosztem wydał tomik poezji. Zostaliśmy na lodzie z ponad tysiącem nie sprzedanych egzemplarzy. Czy matka pokazała ci te wiersze? Posłałam jej egzemplarz.

Tak. – Logan spochmurniał. – Dlatego imałaś się każdej roboty, żeby utrzymać rodzinę?

Pamiętaj, że to była moja decyzja.

Swego czasu miałem nadzieję, że kiedy wrócę z Wietnamu, okaże się, iż miałaś dość mego brata i zainteresujesz się mną.

Od tak dawna...

Sądzę, że matka pogodziła się z tym, że jesteśmy razem. Gorzej będzie z Dannym. On bardzo to przeżywa.

Jakoś sobie poradzimy.

Mam nadzieję.

Logan obrócił Merri na plecy i objął dłońmi jej twarz.

Jestem gotów zwariować na twoim punkcie – szepnął.

To dobrze.



ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


Jestem zły, że muszę dziś jechać – powiedział nazajutrz Logan do Merri, odprowadzającej go do ciężarówki. – Gdybym oddanie domu przełożył do poniedziałku, wówczas właściciele musieliby płacić firmie przewozowej za składowanie mebli przez weekend. Ludzie ci nie pochodzą z naszych okolic, nie mają tu krewnych, którzy by im pomogli.

Rozumiem – odparła Merri. Była wzruszona, bo Logan już po raz trzeci wyjaśniał jej powstałą sytuację.

Jesteś pewna, że wszystko będzie dobrze? – dopytywał się z niepokojem w głosie. – Powinienem wrócić wcześnie, zaraz po południu.

Świetnie. Przez ten czas nic mi się nie stanie. Chyba powinnam uprzątnąć przyszły pokój dziecinny.

Dobry pomysł. Ale nie przenoś żadnych ciężkich rzeczy. Obiecujesz?

Jasne. – Klepiąc się po brzuchu, rozradowanym wzrokiem Merri popatrzyła na świeżo upieczonego małżonka. – Jedź już, nie zwlekaj. Im wcześniej wyruszysz, tym szybciej zjawisz się z powrotem.

To prawda.

Logan wziął Merri w ramiona i na jej ustach wycisnął długi, namiętny pocałunek.

Może dzięki temu zatęsknisz do mnie – szepnął.

Żartujesz? Po takim pocałunku każda kobieta z trudnością sobie przypomni, jak się nazywa.

Śmiejąc się, Logan pocałował Merri w czoło i wdrapał się do ciężarówki. Machała mu ręką tak długo, aż zniknął na drodze. Wróciła do domu z uśmiechem na wargach. Weszła do kuchni.

Przy piecu stała Faith. Jak zwykle, przygotowywała Danny’emu śniadanie, ale chłopiec nie pokazał się jeszcze na dole. Merri nie była pewna, jak ją dziś przyjmie teściowa.

Też chyba powinnaś coś zjeść – odezwała się Faith. – Wiem, że zwykle nie dbasz o śniadanie, ale lekarz kazał ci nabrać sił.

Tak wcześnie nie potrafię nawet myśleć o jedzeniu. Wypiję szklankę mleka.

Dobrze. Jakie masz plany na dziś? Pytam dlatego, że rano zdejmują gips Stanowi. Obiecałam, że go zawiozę do szpitala. Oczywiście, jeśli potrzebujesz samochodu, sądzę, że Mike będzie mógł...

Nie. Rób, co postanowiłaś. Mną się nie przejmuj. Zastosuję się do wskazówek lekarza i będę leniuchować.

Faith z niedowierzaniem popatrzyła na synową. Merri była jej wdzięczna za okazaną troskę.

Niedawno widziałam Mike’a – powiedziała. – Jadł lunch z Terri Brooks.

Terri Brooks? – powtórzyła Faith. – Gdzie ja słyszałam to nazwisko? – zastanawiała się głośno.

Otwiera nowe przedszkole przy Pecan Avenue.

Ach, tak. Poznałam ją w sklepie. To ładna kobieta. I, jak słyszałam, sympatyczna.

Muszę powiedzieć o niej Stanowi. Kocha Mike’a jak własnego syna.

Do kuchni przyczłapał zaspany Danny. Mruknął „dzień dobry” i nie patrząc ani na babkę, ani na matkę, oświadczył, że do szkoły jedzie dziś z matką Larry’ego.

To dobrze. Co pijesz? Sok? Mleko? – spytała Merri.

Nie będę niczego pił ani jadł – mruknął w odpowiedzi.

Ależ, Danny – zaprotestowała Faith – zgłodniejesz do obiadu.

Nic mnie to nie obchodzi.

Bądź grzeczny w stosunku do babci – upomniała go Merri. – Swojej złości na mnie nie przenoś na nią.

Jestem grzeczny. Ale nic mnie to nie obchodzi, czy będę jadł, czy nie. Nikogo to nie obchodzi! – wykrzyknął ze złością i wybiegł, trzasnąwszy drzwiami.

Przepraszam za mego syna – odezwała się Merri. – Zachowuje się okropnie. Nie wiem, co w niego wstąpiło.

Ciężko przeżywa powstałą sytuację. Po jakimś czasie się uspokoi.

Po wyjściu Faith Merri długo myślała o synu. Musiało mu być rzeczywiście ciężko. Przynajmniej jednak miał przyjaciela, przed którym mógł wylewać swoje żale.

Poszła wreszcie na górę. Posłała łóżko i sprzątnęła sypialnię. Potem zajrzała do dawnego pokoju Bretta. Z głębokim westchnieniem zabrała się do porządków.

Godzinę później usiadła na krawędzi łóżka i rozejrzała się wokoło. Wszystkie rzeczy spakowała do czterech ogromnych pudeł, które przyniosła ze strychu. Na kolanach trzymała oprawioną fotografię Bretta. Postanowiła oddać ją Danny’emu.

Co robisz?

Nie słyszała kroków. Drgnęła gwałtownie na dźwięk głosu syna.

A co ty robisz w domu? – spytała. – Powinieneś być w szkole.

Nie poszedłem.

Jak mogłeś opuścić lekcje!

Pytałem, co tu robisz. – Podszedł do pudeł i długo przyglądał się ich zawartości. – Pozbywasz się go – oświadczył ponurym tonem.

Nie, synku. To nie tak.

Wyrzucasz jego rzeczy, bo poderwałaś sobie nowego faceta! Kogo jeszcze się pozbędziesz? Czy przyjdzie kolej na mnie? Ojciec nie żyje dopiero od sześciu miesięcy, a ty już jesteś w ciąży! I to bez ślubu. Ojciec był uczciwym człowiekiem, w przeciwieństwie do ciebie. Jesteś hipokrytką! – To mówiąc, Danny odwrócił się i wypadł z pokoju.

Danny! Poczekaj! – zawołała Merri.

Zerwała się z łóżka i pobiegła za synem. Zakręciło jej się w głowie. Tracąc oddech usiadła na górnym podeście schodów. Serce biło jej jak szalone. Instynkt nakazywał, by dbała przede wszystkim o nie narodzone dziecko. Po jakimś czasie Danny się uspokoi.

Ledwie trzymając się na nogach, dowlokła się do sypialni Logana, położyła na łóżku i zamknęła oczy.


Tak jak zaplanował, Logan podjechał pod dom wczesnym popołudniem. Wchodząc do środka, zawołał:

Jestem!

Postanowił wziąć szybki prysznic. Idąc po schodach myślał o Merri. Uśmiech zamarł na jego wargach, gdy zobaczył ją leżącą nieruchomo na łóżku.

Kochanie...

Była blada. I zapłakana. Usiadł przy niej.

Merri. – Dotknął jej czoła. Było rozpalone. Podniosła się i mocno go objęła.

Jak dobrze, że wróciłeś. Nie wiedziałam, co począć. Czy jest w domu? Nie zamierzał robić mi przykrości...

Co... – Logan nie pojmował znaczenia nieskładnych słów Merri. – Co się stało? Jesteś chora? Masz gorączkę.

Nic mi nie jest. To tylko zmęczenie. Poleżę jeszcze trochę.

O kim mówiłaś?

O Dannym. Czy jest w domu?

Chyba nie, bo go nie widziałem. Co zrobił? Opowiedziała o scenie z synem. Logan bardzo się rozzłościł.

Ten mały...

To moja wina. Za mało nim się zajmowałam. Potrzebuje opieki.

Zachował się okropnie. Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?

Nie chciałam cię martwić.

Twoje kłopoty są moimi kłopotami, kochanie. Jeśli ci na tym zależy, zaraz pójdę do Shermana i dowiem się, czy widział Dana. Potem wsiądę w samochód i rozejrzę się po okolicy.

Jadę z tobą.

Zostaniesz w domu. Mogą być telefony. Ktoś musi je odbierać.

Nie pomyślałam o tym. Masz rację.

Przed domem Logan natknął się na Faith. Jedno spojrzenie na matkę wystarczyło, by wiedział, że ze szkoły przyjechała bez wnuka.

Jadę go szukać – oznajmił.


W pobliżu Logan nigdzie nie spostrzegł Danny’ego. Pojechał do domu Larry’ego Brendana.

Dokąd mógł się udać? – spytał chłopca.

Nie wiem, proszę pana. Naprawdę.

Logan szybko pożegnał Brendanów. Poprosił ich, by niezwłocznie zawiadomili go, gdyby Danny u nich się pokazał.


Przez następne kilka godzin szukał chłopca na cmentarzu, w parkach i ponownie w szkole. Na próżno. Zatelefonował do domu.

Dzwonię na policję – łamiącym się głosem oznajmiła Merri.

Musi upłynąć pełna doba, zanim zaczną go szukać.

Wiem. Nie szkodzi. Niech przynajmniej wiedzą, co się zdarzyło.

Logan wsiadł do ciężarówki i ruszył w stronę domu. Po chwili zajechał mu drogę radiowóz policyjny.

Wysiadł z niego Mike LeBlanc. We wnętrzu samochodu Logan dostrzegł drobną, znajomą sylwetkę.

Dan? – zapytał.

Znalazłem go śpiącego w kościele przy drodze do Melville – wyjaśnił Mike LeBlanc. – Ktoś doniósł, że w środku dostrzegł światło, i pomyślał, że to sprawka złodziei.

Włamał się do środka. Czy wniosą skargę przeciw niemu?

Nie. Rozmawiałem z proboszczem. Logan podszedł do radiowozu.

Jesteś gotów jechać do domu? – zapytał Danny’ego.

A czy to mój dom? – warknął chłopiec.

Jasne, że twój. Tak długo, jak tylko zechcesz. Pod warunkiem, że przestaniesz znęcać się nad matką.

Bronisz jej. Nic dziwnego. Nienawidziłeś mojego ojca.

Mylisz się, chłopcze. Miałem mu tylko za złe pewne posunięcia. I byłem zazdrosny o dziewczynę, na której mi zależało.

On uciekł przed wojskiem, a ciebie wysłali na wojnę. Walczyłeś w Wietnamie. Dlatego też musiałeś go nienawidzić.

Rozczarował mnie sposób, w jaki załatwił całą sprawę. – Logan oparł się o tylne drzwi ciężarówki. – I gdyby wówczas postępował zgodnie ze swoimi przekonaniami, o ile je w ogóle miał, z pewnością bym go szanował. Ale on stchórzył i uciekł. Po prostu uciekł z kraju. Bolało mnie to, że jego decyzja odbiła się niekorzystnie na życiu twoim i matki.

Dawaliśmy sobie radę.

Jeśli mężczyzna decyduje się na spłodzenie dziecka, powinien dać mu wszystko, co najlepsze. Zapamiętaj to sobie – powiedział Logan. Nigdy nie mówił niczego poważniej. – Powiadasz, że dawaliście sobie radę? Tak. Dzięki twojej matce. Kryła twego ojca, żebyś nie dostrzegał jego wad, mógł go kochać i szanować. Pierwszy raz w życiu, kiedy zrobiła coś dla siebie, zachowałeś się wobec niej okropnie. Dotknąłeś ją głęboko. Bardzo boleśnie.

Podbródek chłopca zaczął się trząść.

Wszystko się zmieniło – powiedział płaczliwym głosem. – Wróciłem dziś do domu, a ona pakowała rzeczy tatusia. To było okropne.

Potrzebny nam pokój dla dziecka. Bez względu na to, co czułem do twego ojca, szanuję decyzję twojej matki, żeby jego rzeczy zachować dla ciebie. Nikt nie będzie miał pretensji, jeśli powspominasz ojca. Zrobisz przyjemność babci. Jest wiele rzeczy, o których oboje możecie rozmawiać. Ale życie się zmienia. Twój ojciec miał kłopoty i salwował się ucieczką. Jeśli ty też uciekniesz, będzie ci bardzo trudno gdziekolwiek się zatrzymać.

Danny popatrzył w niebo. Zrobiło się zimno. Logan chciał dać chłopcu swoją kurtkę, lecz czekał na jakiś sygnał od niego.

Najpierw zamierzałem uciec do Kanady – wyznał wreszcie Danny.

Logan pokiwał głową.

Byłaby to długa i niebezpieczna wyprawa.

Potem pomyślałem jednak, że jeszcze za mało wiem o samoobronie. Powinienem oszczędzić trochę forsy, zanim wybiorę się w podróż.

Logan wiedział, że najtrudniejsze chwile ma już poza sobą.

Postanowiłeś więc zostać. Całkiem niegłupia decyzja. Jeśli zechcesz, porozmawiam z twoją matką. Może zgodzi się na dalsze lekcje samoobrony. Kto wie, może zapiszesz się na jakiś kurs.

Naprawdę?

Logan z trudem ukrył uśmiech.

Tak.

Chłopiec wybąkał pod nosem podziękowanie, a potem podniósł głowę i zapytał:

Możemy już jechać do domu?

Oczywiście.

Weszli do środka. Rozpromieniona Merri wyciągnęła ramiona i przygarnęła syna. Z oczu chłopca wyzierała głęboka miłość do matki.

Chwilę potem Faith zaczęła ściskać wnuka, tak że Logan miał wreszcie żonę tylko dla siebie. Oszczędził wstydu Danny’emu i ani słowem nie skomentował jego krótkiego wyznania.

Już po wszystkim. – Faith odetchnęła z ulgą. – Dzięki Bogu, wszyscy jesteśmy bezpieczni.

Merri szepnęła do Logana:

Bardzo ci dziękuję.

Ledwie trzymała się na nogach. Logan zaniósł ją do łóżka.

Nie jestem inwalidką. Puść mnie, proszę – protestowała.

Czekałem cały dzień, żeby ci to powiedzieć – zaczął, nogą zamykając od środka drzwi sypialni. Usiadł na łóżku, trzymając Merri na kolanach. – Chciałem zrobić to wczoraj wieczorem, ale zasnęłaś. Zamierzałem powiedzieć ci dziś po południu, ale...

Ja też cię kocham.

Czemu mi przerwałaś? – spytał rozżalony.

Nie mogłam się doczekać, kiedy wyznasz mi miłość, żebym i ja mogła zrobić to samo.

Kocham cię, Merri.

Objęła go mocniej za szyję. Logan czuł, że Merri powstrzymuje łzy. Miał nadzieję, że były to także łzy szczęścia.

Logan – odezwała się wreszcie – wierzę, że będziemy szczęśliwi. Jestem z ciebie dumna.

Przecież już ci mówiłem, że to LeBlanc znalazł Danny’ego.

Jestem dumna z ciebie jako z człowieka. Jesteś bohaterem.

Zaprzeczył ruchem głowy.

Słonko, nie wierzę w istnienie bohaterów. Nawet wówczas, gdy wręczyli mi te wszystkie medale za uratowanie życia plutonowi i inne rzeczy, czułem się jak oszust. Nie, raczej jak złodziej. Bo, sama powiedz, co miałem zrobić? Mogłem albo działać, albo dać się zabić. Zbyt pochopnie używa się tego określenia. Dla mnie ci, których nazywa się bohaterami, są to ludzie zmuszeni do działania w określonych warunkach. Nie musimy ich specjalnie wyróżniać za takie postępowanie. Wiedziałem o tym, będąc żołnierzem. Teraz muszę się tego nauczyć jako cywil.

Logan zmęczył się długim przemówieniem. Należała mu się teraz nagroda. Musiał pocałować Merri, i to natychmiast. Potrzebował jej jak powietrza.

Zapomnieli o bożym świecie.

Po chwili ogarnął ich ogień pożądania.

Merri spojrzała Loganowi w oczy.

Jestem gotowa zwariować na twoim punkcie – szepnęła.

To dobrze.



EPILOG


Następnego lata


Merri spojrzała na pokaźne, piętrowe skrzydło dopiero co dobudowane do rodzinnej siedziby Powersów. Właśnie malowano je na biało i niebiesko, żeby pasowało do reszty domu. W przyszłym tygodniu przeniosą się tu całą rodziną.

Logan, teraz dom stał się chyba zbyt obszerny.

Być może wygląda tak z zewnątrz. Ale kiedy wprowadzi się Stan, ustawimy komputer w pokoju Dana i urządzimy moje biuro, zobaczysz, że miejsca będzie w sam raz.

Logan miał pewnie rację. Jak zwykle, gdy chodziło o domy, pomyślała Merri z uśmiechem. Stanął jej przed oczyma Stan Shirley i uśmiech na jej twarzy stał się bardziej promienny. Zamierzone powiększenie rodziny o jego osobę było najnowszym z serii wspaniałych wydarzeń dotyczących Powersów.

Merri nie mogła doczekać się ślubu Faith. Po długich namowach teściowa ugięła się i zgodziła zostać żoną Stana.

Kiedy Logan wziął z rąk Merri gaworzące wesoło niemowlę, wiedziała, że najmilszym wydarzeniem były jednak narodziny ich syna. Nicholas James Powers miał już trzy miesiące i rósł jak na drożdżach. Merri zobaczyła, jak Logan całuje drobniutką piąstkę dziecka. Westchnęła z radością.

Całą ciążę zniosła dość dobrze. Obyło się bez komplikacji. Za to sam poród okazał się prawdziwym koszmarem.

Seria niemiłych zdarzeń zaczęła się już w domu. Znosząc po schodach do samochodu walizkę z rzeczami Merri, Danny upadł i złamał rękę. Wioząc ich do szpitala, Logan złapał gumę na drodze. Na szczęście Faith, jadąca za nimi swoim samochodem, uratowała rodzinę przed całkowitą katastrofą.

Faith... Bujała się teraz na ogrodowej huśtawce. Dostała ją w prezencie przedślubnym od Stana, który przeszedł właśnie na emeryturę i chciał, żeby pani jego serca spędzała dużo czasu w towarzystwie przyszłego małżonka. Wszyscy byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Nowe życie zaczynali od pożegnalnego, hucznego przyjęcia z okazji przejścia Stana na emeryturę. Kilka dni później miał się odbyć ślub Faith i Stana. Zamierzali odbyć krótką podróż poślubną do Bronson w stanie Missouri.

Danny przebywał w towarzystwie Shermana gdzieś na terenie posiadłości Powersów. Od chwili, w której rozpoczęły się wakacje, prawie się z nim nie rozstawał. Logan wspomniał Merri, że obaj prowadzą eksperymenty z nowoczesnym urządzeniem irygacyjnym, które ma zastąpić przestarzałe rozwiązania. Po trudnych początkach Danny szybko zaadaptował się do zmienionych warunków. Kochał i szanował Logana.

Życie Powersów układało się doskonale.

Faith z radością opiekowała się wnukiem, tak że Merri i Logan mogli częściej spacerować wokół domu. Mały aniołek z dnia na dzień stawał się coraz cięższy. Wszystko wskazywało na to, że kiedyś stanie się tak duży i silny jak jego tata.

Logan wziął Merri za rękę, ale zamiast spacerować z nią wokół domu, doprowadził ją nad staw. Od chwili ślubu było to ich ulubione miejsce.

Pamiętasz, jak niegdyś wyciągałeś mnie z wody? – spytała Merri, siadając w gęstej trawie.

Możemy to ponowić, jeśli chcesz – szepnął Logan, kładąc się obok Merri. – Będę mógł docenić to, jak piękną stałaś się kobietą.

Pochlebstwem nic nie zdziałasz. – Merri się roześmiała.

Staram się, jak mogę. Rozbawiona, przewróciła się na plecy.

Jest dobrze. Wspaniale. Logan, dziękuję ci bardzo. Pochylił się nad nią i pocałował ją czule.

To twoja zasługa, nie moja. Wróciłaś.

Kto mógł w ogóle przypuszczać, że...

Oboje o tym wiedzieliśmy. I tym razem miał rację.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
240 Myers R Helen Buntowniczka i bohater
Myers Helen R Buntowniczka i bohater
Myers R Helen Buntowniczka i bohater
D240 Myers Helen R Buntowniczka i bohater
Helen R Myers Buntowniczka i bohater
093 Myers Helen R Navarrone
216 Myers Helen R W blasku księżyca
motyw bohatera buntownika
Dorastanie bohaterów ''Syzyfowych prac''
myers hamstring injuries id 311 Nieznany
Conan 12 Conan buntownik
240 741202 elektromechanik elektrycznych przyrzadow pomiarowych
Bohater własnego życia
bohaterowie, Język polski
119.Bohater-Konflikt racji w sumieniu, A-Z wypracowania
Medal dla bohaterskiego doktora z pogotowia w Katowicach, Ratownictwo medyczne, Katastrofy
Wybierz dwu bohaterów - antycznego i biblijnego. Co z ich po, P-Ż
Państwo jako najwyższa wartość narodowa w widzeniu bohaterów literackich różnych epok, prezentacje
Dlaczego bohaterowie tragedii Sofoklesa poneśli klęskę, Szkoła, Język polski, Wypracowania

więcej podobnych podstron