R Przybylski, Romantyzm jako przepaść klasyka (opracowanie)

Romantyzm jako przepaść klasyka

Ryszard Przybylski


Romantyzm jako nowa nazwa, która stanie się znakiem granicy i wytyczy nowy etap rozwoju świadomości narodowej.

Ludzie nowej formacji duchowej ujrzeli za tą granicą wielkie pole bitwy o inne, ale nie zawsze nowe wartości, inne, oszałamiające, ale niekoniecznie nowe uczucia. Za tą granicą wszyscy wspólnie, chociaż nie zawsze zgodnie, zaczęli zdobywać nową wiedzę o człowieku, o społeczeństwie, o wszechświecie, o Bogu. Natomiast ludzie starej formacji uważali, że rozwiera się tam straszna przepaść, w której panuje nierozumność, kłębią się zupełnie pozorne wartości i uczucia i nic z nich wyniknąć nie może; wiją się dzikie myśli, uniemożliwiające uzyskanie jakiejkolwiek rzeczowej wiedzy o człowieku.

Romantycy wykazali, że klasycyzm się przeżył.

Spotkanie starego klasyka Jana Śniadeckiego (Jowisza Litewskiego) z młodym romantykiem Adamem Mickiewiczem (nietoperzem literatury), które miało miejsce najprawdopodobniej w czerwcu roku 1822, w Wilnie, w domu państwa Becu.

Romantycy pogrążyli się w nocy duszy, uzbrojeni w romantyczną psychologię głębi, w wiedzę o nieświadomości, z wiarą w intuicję.

śniadecki wystąpił przeciw prawu człowieka do zgłębiania "rzeczy pierwszych", czyli przeciw sile napędowej cywilizacji.

Śniadecki słusznie zwraca uwagę, że romantyk bardzo często staje się niewolnikiem własnych fantazmatów. Oczywiście każda formacja kulturowa przywiązuje się do swoich przekonań, ale rzeczywiście o wiele trudniej jest pozbyć się urojeń, jeśli sama świadomość pozbawiła się możliwości zweryfikowania własnych sądów i na dodatek uczyniła z tego cnotę. Słowem, w romantyzmie zależność człowieka od wyalienowanych tworów umysłu jest, ze względu właśnie na ideę "ja" stwarzającego, szczególnie silna.

Śniadecki twierdził, że zejść do otchłani to zwariować. Mickiewicz uważał, że zwariować to zejść do otchłani.

Romantyczność:

Boleść i miłość - oto siły, które organizują misterium nadprzyrodzonego widzenia i irracjonalnej wiary. One wciągają w krąg wspólnoty lud i poetę. One jednoczą romantyka i gmin we wspólnej wierze w możliwość kontaktu ze światem nadzmysłowym. To nie jest przesąd. To jest światopogląd religijny.

Opozycja między fantastyką ludową a wiedzą wykształconego romantyka została podniesiona do naczelnego problemu utworu. Opozycja ta polega przede wszystkim na "ostrej konfrontacji bohaterki, która <<widzi>>, z tłumem świadków normalnych i pewnych swoich zmysłów". Istotnie, dziewczyna i gromada przebywają w zupełnie odmiennych przestrzeniach wizualnych. Karusia widzi przestrzeń duchową. Lud, starzec i poeta - przestrzeń fizyczną, w której centrum znajduje się jasnowidząca dziewczyna".

Jedynym sygnałem pozwalającym czytelnikowi zrozumieć, w jaki sposób dziewczyna widzi byt czysto duchowy, myśl bez ciała, jest motto umieszczone przed balladą. Pochodzi ono z pierwszego aktu Hamleta i zostało podane w oryginale oraz w przekładzie dokonanym przez samego Mickiewicza. Zwraca ono uwagę na starą ideę wzroku wewnętrznego, dzięki któremu człowiek może oglądać rzeczywistość nadzmysłową, nadprzyrodzoną, niefizykalną. W ciemnej przepaści klasyka, w przestrzeni duchowej, w której bytują dusze bez ciała, dziewczyna widzi ducha kochanka, bezcielesny podmiot, wzrokiem wewnętrznym, "oczyma duszy".

Byłą to bardzo stara idea i na ogół wywodzi się ją z pism Platona. Oznaczała ona wszelką wizję ponadzmysłową, zdolność oglądania idei platońskich. Bez wewnętrznego oka nie byłoby możliwe uniesienie mistyka, proroka, poety i kochanka. Aby oko wewnętrzne mogło dostrzec świat duchowy, człowiek powinien zamknąć oczy cielesne, zignorować świat materialny, pogrążyć się w ciemności, samemu sobie stworzyć otchłań. Dlatego noc, w której żyje dziewczyna pośród białego dnia, w jego pełnym świetle, jest nie tylko balladową nocą duchów i mar, lecz mistyczną nocą nadprzyrodzonego poznania.

Romantycy mieli wyjątkową świadomość antynomii między okiem duszy a wzrokiem cielesnym. Caspar David Friedrich konsekwentnie posługiwał się przeciwstawieniem das leibliche Auge i das geistige Auge. "Zamknij oko cielesne, abyś najpierw zobaczył swój obraz okiem duchowym". Friedrich Schlegel twierdził, że oko zmysłowe z całą pewnością nie poznaje najistotniejszych cech natury. Coleridge i Wordsworth bezustannie walczyli z despotyzmem oka cielesnego, które odrywa człowieka od świata duchowego. Mochnacki pisał, że "oko pospolite" niezdolne jest przeniknąć ani do "jądra natury", ani do "tajemnic serca". Według Norwida zmysły wewnętrzne wprowadzają człowieka w ciszę, w milczenie, które jest warunkiem poznania ostatecznej prawdy.

Romantyzm był więc ostentacyjną apologią oka bezcielesnego i pod tym względem ballada Mickiewicza pozostanie pierwszym manifestem romantycznej postawy poznawczej.

Oko wewnętrzne pozwala przekształcić w obraz to, o czym wiem, a nie tylko to, co widziałem lub widzę. Tak pojęte oko wewnętrzne romantycy utożsamiali z siłą umysłu, którą Coleridge określał jako wyobraźnię twórczą (imagination) w odróżnieniu od wyobraźni odtwórczej (fancy), pozwalającej człowiekowi po prostu zapamiętać rzeczy widziane. Podmiot bezcielesny, który dla klasyków był fantazmatem, romantycy utożsamiali z okiem duszy.


Romantyzm to wyprawa poza materialny, skończony świat klasyków. A tylko oczy duszy mogły pokusić się o przeniknięcie nieskończoności.

Romantyzm był swego rodzaju kultem transfiguracji, przeobrażenia, przemienienia. Ciągłe dążenie do istoty rzeczy, do jestestwa, układało istnienie człowieka w cykl przeobrażeń, którego celem było odsłonięcie esencji człowieka, jego boskiej natury. Sama zmienność bytu była dla nich szeregiem transfiguracji. Każda transfiguracja zdziera kolejną zasłonę przesłaniającą człowiekowi ostateczną prawdę. Już od samego początku przemienić się znaczyło dla romantyka postąpić ku prawdzie.

Naturalnie idea przeobrażenia tkwiła również u podstaw typowej dla romantyków zasady przemiany życia w literaturę, w sztukę. W tym zawziętym przemienianiu siebie, swoich kochanek, swoich przyjaciół i wrogów w bohaterów literackich znalazło właśnie wyraz pragnienie dotarcia do tajemnego sensu własnych doświadczeń życiowych. Konrad-Gustaw nie jest maską Mickiewicza, ponieważ literatura nie była dla romantyka środkiem maskowania własnej biografii. Nie jest również tworem oderwanym całkowicie od swego twórcy, ponieważ romantyk wychodził zawsze od konkretnego doświadczenia osobowego. Pogardzał abstrakcyjnym doświadczeniem ogólnym, które dla klasyka było fundamentem wiedzy o świecie. Konrad-Gustaw jest transfiguracją Mickiewicza. To znaczy, że przemieniając siebie w bohatera literatury, Mickiewicz chciał zgłębić istotę romantycznego cogito. Przeobrażając siebie w bohatera dramatu, Mickiewicz docierał do źródeł romantycznej antropologii. Wszakże źródłem romantyzmu była dusza romantyka.


Dla starców głównym środkiem poznania była nauka, dla młodzieńców - poezja.


Starzec w Romantyczności prezentuje się jako idealny klasyk. W oczach romantyka substancja klasycyzmu to fałszywa mądrość, zadufana starość i prymitywny empiryzm.


Śniadecki uważał, że wzrok jest "najrozleglejszym i najdzielniejszym zmysłem". Wrażenia wzrokowe jak wszystkie "wrażenia zmysłowe odebrane od rzeczy świata materialnego, budzą najpierw w człowieku uśpione władze duszy i wprawiają je w czynność, a będąc początkiem wszystkich działań umysłu, są zarazem początkiem wszystkich naszych pojęć i myśli. Bez wrażeń zmysłowych nie byłoby myślenia; i poznanie świata materialnego prowadzi nas do poznania władz duszy". Szkocka filozofia zdrowego rozsądku już w tym momencie wprowadzała pojęcie wiary. Percepcja przedmiotu zakłada bowiem zarówno jego pojęcie, jak i "wiarę w jego obecne istnienie". Dla Śniadeckiego wiara ta miała charakter naturalny. Przedmiot na pewno istnieje, natomiast oko cielesne budzi, a może nawet stwarza duszę. Śniadecki stwierdza, że bez oka zmysłowego dusza nie może się objawić, nie może być obecna. W najlepszym razie pozostaje niepoznawalną esencją człowieka, czyli przepaścią.

Wrażenia zmysłowe Śniadecki nazywa czuciem. Między okiem cielesnym a czuciem istnieje więc ścisła łączność.


Przypadek Karusi śniadecki zakwalifikowałby w sposób zupełnie jednoznaczny. Oko cielesne dziewczyny funkcjonuje wadliwie, a właściwie w ogóle nie funkcjonuje. Jej czucie jest wobec tego zdeformowane. Dusza jest więc chora i przebywa w ciemności. Śniadecki powiedziałby więc, że Karusia mówi prawdę, co wcale nie dowodzi, że to, co widzi, jest duchem zmarłego.


Szkiełko i oko przeciwstawione zostały "oku duszy". Przedstawiona społeczność rozpada się na tych, którzy widzą, i tych, którzy tylko patrzą. Między widzącymi, obdarzonymi czuciem, zachodzi porozumienie i związek. Ducha widzi i czuje tylko dziewczyna. Wszyscy inni, w tym również lud, patrzą, ale nie widzą i nie czują. Między dziewczyną a ludem i poetą porozumienie i związek buduje nie widzenie, nie czucie, lecz wiara. Lud wierzy, że dziewczyna widzi i czuje.

Dziewczyna czuje ducha kochanka, ponieważ widzi, słyszy i dotyka go za pomocą zmysłów wewnętrznych. Jej czucie wykracza poza sensualizm. Czuć znaczy tu poznawać wewnętrznie. I w taki oto sposób, wypełniając słowo nowym znaczeniem, romantyk zabrał klasykowi wyraz, który stanowił w tej epoce klucz do teorii poznania. Ponieważ klasyk uznawał podmiot-ciało, "czucie" utożsamiał on z poznaniem empirycznym. Ponieważ romantyk twierdził, iż bezcielesny podmiot ma charakter całkowicie duchowy, czuć znaczyło dla niego poznać za pomocą tajemniczych zmysłów wewnętrznych. A więc człowiek, który czuł, przekraczał granicę świata materialnego.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron