Felipe Fernandezů Armesto [THE FUTURE OF RELIGION]


Felipe Fernandezů Armesto.

[THE FUTURE OF RELIGION]

PROGNOZY, WIEKU, Kosmologia, Religie, Wojny, Choroby, Ludność, Klimat, Inżynieria genetyczna, Terroryzm, Mężczyźni, Przestępczość, Europa, Bliski Wschód

Przełożył

Konrad Mędrzecki

Tytuł oryginału

THE FUTURE OF RELIGION

First published in Great Britain in 1997

by Phoenix, a division of the Orion Publishing Group Ltd

O 1997 Felipe Fernandez-Armesto

All rights reserved

Projekt okładki

Katarzyna A. Jarnuszkiewicz

Michał Korwin-Kossakowski

Zdjęcie na okładce

P de Wilde/Hoa Qui/FREE

ISBN 83-7180-970-0

Wydawca

Prószyńskii S-ka

ul. Garażowa 7

02-651 Warszawa

Druk i oprawa

Wojskowa Drukarnia

ul. Gdańska 130

90-520 Łódź

Spis rzeczy

Wstęp. . .

7

1. Małpowanie wiary. . 11

2. Społeczna pułapka. . 20

3. Lepki świat. . . . 26

4. Fałszywy wynik 33

5. Rozwikiać nić. . 39

6. Autorytarni geniusze. . . . 43

7. Demony dostatku. . . . . . 54

8. Współudział nauki :. . 58

9. Dziecinne samozadowolenie. ů. . . ů ţ 62

10. Perspektywa zaniku. . 66

11. Zmartwychwstanie tradycji. . . . . 71

Literatura uzupełniająca. . . . . . . 76

Wstęp- ţ

Wybiegając w przysziość i kreśląc wizję świata doby czwar-

tego tysiąclecia, Arthur C. Clarke przepowiada kompromi-

tację wszystkich starych religii. Nad życiem naszych potom-

ków czuwać mają - będący wcieleniem „czystej energii”-

nieśmiertelni. leh siedzibą ma być inny, niewidzialny wszechświat. Wygląda na to, że z boskością jako taką trud-no wziąć ostateczny rozbrat. O ile bowiem religie pojawiają się i znikają, o tyle ludzka potrzeba rozpatrywania świata w kategoriach religijnych jest nie do wykorzenienia. Bóg umarł: niech żyją bogowie!

Od pewnego czasu przepowiadanie końca religii stało się powszechne. Zastąpić ją miał rozprzestrzeniający się na całym świecie realizm. Przyjmował on postać krytycznego rozumu, praktycznej użyteczności, dialektycznego mate-rializmu naukowego humanizmu czy bezdusznej nauki. Nietzsche sądził, że wiara religijna to patologiczna aberra-cja, którą można przezwyciężyć siłą woli. Według L,enina religię należało traktować jako skazany na zapomnienie anachronizm. H. G. Wells przypuszczał, że religie na drodze postępu zostaną wyeliminowane, podobnie jak same religie zastąpiły starsze formy wierzeń i magii. Bertrand Russell sądził z kolei - „z prawdopodobieństwem bliskim pewno-ści” - że religia jest poglądem fałszywym.

A jednak, jak do tej pory, religie zwyciężyły wszystkich

swoich potencjalnych następców. W każdym z ostatnich

pięciu stuleci krytycy starych religii obwieszczali ich

zmierzch i narodziny nowych. Niemal wszyscy pochodzący

z XVI i XVII wieku „ateiści” - ci, którzy znaleźli się poza

nawiasem religii - kiedy bliżej irn się przyjrzymy, okazują

się kimś innym. Zazwyczaj są deistami, fideistami, czasami

RELIGIE

panteistami lub po prostu heretykami. Późniejsze próby

zdyskredytowania religu w nieznaczny sposób zmieniły za-

kres jej oddziaływania. Osiemnastowieczna przymiarka do

ostatecznego rozbratu z religią zaowocowała kultem Naj-

wyższego Bytu, towarzyszącym gilotynie jako pamiątce

zdeprawowanego rozumu. Współczesnym pragmatykom

od czasu do czasu wydaje się, że na fundamentalne pytania

Teraz chcielibyśmy się dowiedzieć, czy tradycyjne religie mogą przeciwstawić się postępującej erozji i atakom. A tak-że: w jakim stopniu zrnieniały się, pozostając nieustannie zagrożone. Mówiąc o religii, mam na myśli system wierzeń podzielany w ramach struktury społecznych relacji. Musi on zawierać to, co Sehleiermacher - ojciec nowoczesnego protestantyzmu - nazywai „sensem i poczuciem nieskoń-czoności i wieczności”. W niniejszym szkicu, z powodów, które wyjaśnię za chwilę, nie będę się zajmował tym, co na-zywam quasi-religiami i parareligiami. A to dlatego, że choć aspirują one do miana religu, nie podtrzymują poczucia transcendencji, której naturalnym przejawem jest próba zbliżenia się do nieskończoności i wieczności.

Przed religiami, w tradycyjnym tego słowa znaczeniu,

wyłaniają się cztery rodzaje zagrożeń. Sekularyzm wciąż

może zwyciężyć w kosmicznej batalu: jest prawdopodobne,

WSTlĘP

że nauka wyruguje cud z dzieła stworzenia, a ludzkie pra-gnienia mogą zostać zaspokojone na płaszczyźnie życia ma-terialnego. Dodatkowo, czy też alternatywnie, religie mogą stanąć wobţc krajobrazu wyjałowionej umysłowości, którą zwodzii brak zaufania, eharakteryzujący myślenie post-modernistyczne. Nadto odrodzenie religijne oznacza zwrot ku parareligijnym sektom bądź kultywuje własne obsesje, odsuwając się od głównego nurtu religu. Wzbudza to oba-wę, źe tradycje religijne się rozproszą i staną się nierozpo-znawalne. Wycofają się do mentalnych gett lub też zdema-terializują się w cyberprzestrzeni. W rezultacie nowe formy synkretyzmu mogą przekształcić religię w rodzaj świeckiej terapii bądź też w szereg wierzeń opatrzonych etykietkami swych twórców. Albo jakimś rodzajem wyobrażeń dla po-dejmujących intelektualne wyzwanie: niektóre ruchy z nur-tu „Kościoła Przyszłośei” czy „ewangelii dobrobytu” są, na przykład, tak zanurzone w doczesności, że z trudem mogą być rozpoznawanejako religie. Zatem niektóre trendy wska-zywałyby, że religie zwiędną lub ulegną atrofii. Pogodzą sig ze światem bądź też będą odgrywać rolę listka figowego.

Szkic ten stanowi krótką próbę zdyskredytowania tych niebezpieczeństw Próbujemy przewidzieć przyszłość i wyjaś-nić niewyczerpalne zdolności transformacyjne religii. Robi-my to w kontekście wszystkich możliwych do przewidzenia, realistycznych scenariuszy dotyczących przyszłości. Religie są swoimi największymi wrogami. Stwarzają wobec siebie znacznie więcej zagrożeń niż, dajmy na to, nauka. Są też w znacznie większym stopniu zagrożone niewiarą w osią-gnięcie sobie właściwych celów niż krucjatą ateistycznych wrogów. Szczęśliwie dla nieh, spoieczeństwa zmieniają się na ich korzyść.

Rozdział 1

Małpowaţie wiary

Jest niedzielne popołudnie i antropolog z innej galaktyki krąży nad naszą planetą.

Spędzi u nas następny poranek - jeżeli tylko pozwolą na to zawilości czasoprzestrzeni. Zadaniem antropologa jest zweryfkowanie wcześniejszych dokonań jego wlasnych ko-legów. W tym celu musi - na tyle, na ile jest to możliwe-znaleźć się w dokladnie takich samych warunkach. Obser-wując ziemian odprawiających obrzędy religijne, ma na-dzieję przekonać sig, jak dokladnie ich religia zostala opisa-na i o ile zmienila się od czasu, kiedy poczyniono ostatnie obserwacje.

Zwraca się w kierunku Madrytu. Wedlug jego informa-

cji wlaśnie tam z calą pewnośeią dużo ludzi pójdzie do ko-

ściola. Nie ma żadnych problemów z odnalezieniem wielkiej ţ

bazyliki pod gołym niebem. Otaczają ją tysiąee noszących

.I bialo-purpurowe stuly pielgrzymów. Źródła antropologa „'ţ potwierdzają, że to część zwyklego, rytualnego stroju.

Uczestnicy zgromadzenia wpadają w stan na poly eksta-

tyczny, kolyszą się jednostajnie i wyśpiewują unisono powta-

rzające się zaklęcia. Przybywają kapiani - dwie grupy

kaplanów. Każda z nich nosi oezywiście szaty w symbolicz-

nym kolorze: pierwsza w bialym, związanym z niebiańską

czystością, druga - w czerwonym, ofarnym kolorze krwi

i mefitycznego ognia. Z calą pewnością mamy tu do czynie-

ii

nia z religią dualistyczną.

Psychomachia - symboliczna walka dobra ze zlem - od-twarzana jest w trawiastym sanktuarium, znajdującyrn się pośrodku bazyliki. Symbol, który w przybliżeniu odtwarza ksztalt planety, przemieszczany jest pomiędzy widocznymi liniami, lukami i krzywiznami w samym środku sanktuarium.

11

MAŁPOWANIE WIARY

Najwyraźniej porusza się gwałtownie pomiędzy sferą ziem-ską a niebieską. W oczywisty sposób to, co tam się dzieje, odtwarza moralny i kosmiczny bieg świata. Od czasu do czasu wydaje się, że ów symbol zanurza się w siatce przypo-minającej żołądek jakiejś świętej istoty, która obdarzona jest mocą zdolną zniszczyć dzieło stworzenia; jednak za-wsze litościwie zostaje ono ocalone. Świat trwa nadal, wy-pływa na powierzchnię, symboliczna walka znów zostaje podjęta.

Kula, która symbolizuje świat, jest tak święta, że zwykli kapłani nie mogąjej dotknąć rękoma. Może to czynić tylko dwóch najwyższych rangą arcykapłanów, którzy stoją na straży na krańcach świętej murawy i noszą szaty w kolorach świadczących o ich niezwykłej godności. Jedynym wyjąt-kiem od tej reguły jest sytuacja, w której kula zostaje spro-fanowana. Dzieje się tak w rnomencie, gdy wylatuje bądź odskakuje poza obręb wewnętrznego sanktuarium. Wtedy kapłan dokonuje aktu ponownej konsekracji piłki. Unosiją nad głową i rzuca w wir kosmicznej walki. Wygląda to tak, jakby ciskał piorun. Jeden z kapłanów ubrany jest na czar-no. Wydaje się, że reprezentuje siły chaosu. Od czasu do czasu dmie w cienką piszczałkę, wydobywając przeraźliwe tony bez źadnego ładu i składu. Sprawia także, że symbol Ziemi jest przemieszczany bezładnie z miejsca na miejsce wokół wewnętrznej świątyni.

Początkowo antropolog jest zdziwiony swobodą, z jaką kapłani dotykają stopami piłki i zmieniają kierunek jej ru-chu. Wie, że stopy nie są dla ziemian tak ważną częścią cia-ła jak głowa, którą notabene kapłani także posługują się, dotykając kuli (i którą zazwyczaj traktują z beztroską bynajmniej nie usprawiedliwioną jej brzydotą). Przebłysk intuicji pozwala antropologowi znaleźć oczywistą interpre-tację. Ranga stóp jest związana z tym, że pozostają w bez-pośrednim kontakcie z ziemią. Dziwny sposób poruszania się ziemian sprawia, że stopy praktycznie bezustannie doty-kają powierzchni planety. Antropolog dochodzi do wnio-sku, że chodzi tu o religię telluryczną i tylko uprzywilejowa-ne członki ludzkiego ciała mogą dotykae piłki.

W 1967 roku Jose Luis Sampedro, jeden z najlepszych pisarzy hiszpańskich ostatnich lat, wpadł na pomysł przed-stawienia meczu piłkarskiego jako rytu (którą to wizję z pewnymi modyfikacjami sam zaadoptowałem) - aby uka-zać w krzywym zwierciad)e akademicką antropologię. Za-bieg ten ńjawxua czy też podsuwa na myśl głęboką prawdę: świeckie życie naśladuje religię. W przypadku piłki nożnej te podobieństwa z całą pewnością nie są zamierzone. A jed-nak istnieją świeckie ideologie czy instytucje, które przy-swajają sobie religijne obrzędy; przy okazji chełpią się tym, że ocierają się o transcendencję, stwarzają moralne wzorce, wymagają lojalności, kreują poczucie tożsamości i tworzą rodzaj warstwy kapłańskiej. Niektóre z nich roszczą sobie prawo do tego, aby być alternatywą bądź spadkobiercą religii.

Niedawnymi czasy swoje chwile triumfu święciły - usu-

nięte już w cień historii - niarksizm i nazizm. W obu przy-

padkach zwolennicy tych formacji ideologicznych widzieli

świat w kategoriach „naukowych”, a religie traktowali jako

przeżytek. Niemniej jednak obie te ideologie były quasi-

W obu przypadkach Boga zastąpiła historia, a świat

rozwijał się pod nadzorem bezosobowej, dynamicznej siły-

wobec której indywidualna egzystencja ludzka stanowiła

błahostkę. Ludzkość została poświęcona na ołtarzu histo-

rii. W tym kontekście składanie w ofierze „nieczystych” ras

i klas społecznych było tylko przyspieszaniem nieuchron-

nego przeznaczenia. Obie ideologie zaadoptowały idee

i wyobrażenia chrześcijańskiego millenaryzmu, obiecując

wypełnienie się historii w postaci „bezklasowego społe-

czeństwa” i „tysiącletniej Rzeszy”, które nastąpić miały po

12 13

RELIGIE

Armageddonie. Obie miały swoją rozbudowaną liturgię, swoje świątynie, swoje ikony, swoich świętych, swoje proce-sje i ekstazy, swoje hymny i pieśni. Obie wymagaiy od swo-ich zwolenników irracjonalnego poparcia - podporządko-wania się nieomylnemu fuhrerowi czy też dziełom Karola Marksa. W obydwu mieliśmy do czynienia z odstępstwami, rodzajem herezji, których krzewicieli w imię czystości idei należało unicestwić, jak to się stało w przypadku Strassera. Michaił Tuchaczewski, największy z generałów Armii Czerwonej, marzył o powrocie na panteon słowiańskich bogów. Naziści fantazjowali na temat przywrócenia staro-żytnej pogańskiej religii i przekształcenia Heimschutz w ro-dzaj mistycznej podróży, prowadzącej przez kamienny krąg do zamku Wewelsburg, gdzie - jak wierzył Himmler - w sa-mym centrum Niemiec i w środku świata zbiegały się magiczne linie.

Marksizm i nazizm były surowymi, zwierciadlanymi odbiciami religii. Prawdziwe religie zostały odstawione do lamusa. Ale wciąż żyjemy w świecie, w którym doniosłą rolę odgrywają wartości doczesne i tłumione pragnienia. Je-steśmy podatni na charyzmatyczne osobowości i idee w ro-dzaju „ostatecznego rozwiązania”. Niektóre z popularnych świeckich ideologii - jak się wydaje - już od dawna rozwija-ły się przed religijnym lustrem. W ruchu na rzecz ochrony środowiska odnajdujemy elementy kultu ziemi. Skrajne odłamy ruchu feministycznego wynoszą matkę ponad wszystkieh bożków i bredzą o „Bogini-świadomości”. Sza-leni kapitaliści celebrują swoje własne milenium, czyli „ko-niec historii”, która znajduje swój kres w powszechnym triumfe wywodzącego się z Chicago libertarianizmu. Ist-nieje rodzaj wojującego ateizmu, którego wyznawców ce-chuje zgoła religijna żarliwość. Istnieją naukowcy, którzy czczą Naukę i zastępują Opatrzność samolubnymi genami. Ci z Darwina robią swojego proroka. Wszystkie te ruchy pretendują do tego, aby w przyszłości zastąpić religię. O ile jednak owe pseudoreligie, tak jak miało to miejsce w przy-padku marksizmu i nazizmu, znikają w końcu ze sceny, prawdziwe religie trwają nadal.

MAŁPOWANIE WIARY

Książka o przyszłości religii może wziąć pod uwagę wszystkie te ruchy i nieudolne imitacje, które dziś starają się rywalizować z religią. Na przykład kulty idoli prowa-dzą do histerycznego uwielbienia, kţóre znajduje wyraz w obrazaeh i wizerunkach fałszywych świętych. Uczestnic-two w históryćżnych wspólnotach przynosi tym, którzy do nich należą, korzyści z życia w sekcie i zaspokaja eksklu-zywną potrzebę należenia do grupy wybranych. Rytuały związane z biznesem zmieniają korporacje we wspólnoty, zwłaszcza gdy idzie o zwiększenie sprzedaży; powielają konwencje i próbują jakby odrodzić atmosferę ewangelicz-nych wspólnot.

Różnica między religią a interesem jest czasem trudna do uchwycenia. „Kościół” scjentologiczny pretenduje do bycia religią w pełnym tego słowa znaczeniu. W takie też stroił się piórka. Faktem jest jednak, że w niektórych krajach trak-tuje się go jako biznes z racji tego, że jego działalność spro-wadza się do sprzedawania prac i efektownych, choć tandetnych wynalazków jego założyciela. Czy „Egzegeza”-cykl seminariów poświęconych biznesowi transformacji i transformacji biznesu w ramach terapu, której nadrzę-dnym celem jest duch - to biznes czy religia?; a kult ustano-wiony przez Baghwana Shree Rajneesha, którego wyznaw-cy rozpoznają się po pomarańczowych szatach i który oferuje swoim klientom płatne „kursy świadomości”, będą-ce jednocześnie obrzędami dla wiernych...

Niniejszy szkicjest jednak poświęcony religii w tradycyj-nym tego słowa znaczeniu. Quasi-religie mają w takim uję-ciu znaczenie tylko pod dwoma względami: jako piąta wo-da po kisielu, w której rnożemy dostrzec siły działające wokół prawdziwych religii, aby tym lepiej je naśladować, i jako ich rywale, którzy - jak pewni ludzie mają nadzieję lub się obawiają - osłabią znacznie ich siły żywotne.

Z tych samych powodów, odradzająţe się i współcześnie

wyrosłe zabobony - z całym szacunkiern dla ich współcze-

snego znaczenia - możemy zaliczyć do tego samego margi-

nesu co quasi-religie. Nawet wtedy, gdy przybierają skom-

plikowane formy organizacyjne. Mówiąc o zabobonach,

14 15

RELIGIE

mam na myśli te irracjonalne wierzenia, które stanowią ro-dzaj fortyfikacji przed wrogą naturą, nie zaś przejawy zaangażowania w poszukiwaniu nieskończoności i wiecz-ności. Chociaż przyznać trzeba, że niektóre z nieh rnogą zawierać elementy, których innym imitacjom religii brako-walo: celebrują to, co racjonalnie nieuchwytne. Astrologia, na przyklad, lączy wptywy astralne z silami opatrzności. Latające spodki i dziwne kręgi mają być świadectwem spo-tkań z przybyszami obdarzonymi innym rodzajem rozum-nej inteligencji, którą prawdziwe religie przypisywaly Bogu. Począwszy od elfów, a na „obcym” skończywszy, wszystkie nasze najpowszechniejsze iluzje są wytworami wyobraźni gatunku, który boi się, że jest we wszechświecie osamotniony.

Obecnie, praktycznie rzecz biorąc, nie ma czegoś takiego jak nieszkodliwy zabobon. Szybkość przebiegu informacji czyni z każdego nudziarza potencjalnego neofitę. Dla więk-szości dyletantów astrologia i tarot to salonowe szaleństwa; ale kiedy przyjrzymy się skali zjawiska i gotówce, jaka jest z nim związana, to okaże się, że ich potencjalne wpiywy spoieczne mogą być nadspodziewanie duże. Podobnie rzecz się miaia w przeszłości z prawdą o „wirujących stolikach”, a rzut oka na historię spirytyzmu może okazać się pożytecz-ną lekcją. Historia spirytyzmu zaczęla się w należącej do klasy średniej amerykańskiej rodzinie, która mieszkala w malym miasteczku pod Nowym Jorkiem. W 1848 dwie siostry uslyszaly kolatanie, które ich matka zinterpretowala jako wiadomość od ducha ofiary rnorderstwa. Coraz więcej mediów - większość z nich stanowily kobiety pozbawione jakichś innych nadających się na sprzedaż talentów - od-krywalo w sobie podobny dar. Byl czas - z calą pewnością co najmniej do lat trzydziestych - kiedy spirytyzm stal się na Zachodzie rozpowszechnionym rytualem wśród kultu-ralnego towarzystwa. Prawdopodobnie miało to związek z pospolitymi obawami, które sprawiają, że w ludzkich umyslach rodzą się wielkie pytania.

Spirytyści faworyzowali jako media prostaczków. Po czę-ści dlatego, że chcieli uniknąć posądzenia o szarlatanerię.

16

MAŁPOWANIE WIARY

W rezultacie większość wiadomości „z drugiej strony” to podobnie brzmiące informacje dotyczące zdrowia, hobby, pomniejszych przyjaźni i zazdrości.

Każdego, kto próbuje dotrzeć do prawdziwej religii,

przykłaţyţůte powinny przestrzec przed traktowaniem

wspólcześnie panujących modnych prądów w kategoriach

poważnych wierzeń. Jeżeli już spirytyzm święcil coś w ro-

dzaju triumfu, to o ile poważniejszym zagrożeniem mogą być dzisiejsze jego odpowiedniki, które - mając do swojej dyspozycji współczesną technologię informatyczną - prawdo-podobnie moglyby rozwijać się na nieporównywalnie więk-szą skalę. Astrologia stanowila punkt wyjścia dla ruchu New Age'u. Nigdy nie tworzyl on zwartej organizacji, ale jednoczy się wokól pewnych miejsc, określonej literatury i cechuje go rodzaj obłąkanej konsekwencji. Początek „ery Wodnika” opromienia wszystkie jego brednie: astralne wplywy Ryb ustąpią stopniowo po dwóch tysiąeach lat oczekiwania. Przewidywania New Age'u są wyzwaniem dla krytycznego myślenia. Taki ruch to jakby zbiornik, do któ-rego splywają wszelakiego rodzaju modne zabobony Trud-no przypuszczać, że wielu ludzi wierzy we wszystko, co głosi New Age, ale niewiele trzeba, by powodować butwie-nie umyslów. Powoduje to skażenie godnej szacunku sfery zjawisk, które wymykają się pojmowaniu rozumowemu i napelnia skarbonki szarlatanów. Sukces New Age'u dowo-dzi zlego duchowego samopoczucia spoleczeństwa. Jest odpowiedzią na zapotrzebowanie na cud i pozwala zaanga-żować się z żarliwością, którą powinna wyzwalać religia. Zabobony i quasi-religie nie mają swojego miejsca w niniej-szym szkicu. Warto jednak pamiętać, że mogą one stanowić poważne zagrożenie dla religii, pozbawiając ją roli, jaką odgrywa w naszym życiu.

Ale to, że nawet świeckie ruchy przybierają na poly sa-

kralne formy, pozwala niektórym badaczom tych zagad-

nień uświadomić sobie, że religia jest niezbywalną częścią

ludzkiego bytu. Możemy starać się od niej odżegnywać ja-

ko jednostki, lecz spoleczeństwa wydają się niezdolne do

życia bez religii. A przynajmniej żadnemu spoleczeństwu to

17

RELIGIE

MAŁPOWANIE WIARY

się jeszcze nie udało. Ocean kolektywnych doświadczeń był-by niemożliwy do przepłynięcia, gdybyśmy nie dysponowa-li okrętem wyposażonym w porządny maszt, żagiel i flagę; w tej roli - prawdopodobnie w zupełnie unikalny sposób-religia sprawdziła się najlepiej. Religia to droga, na której zyskujemy odziedziczoną mądrość. Bez niej ludzkość nie byłaby tym, czym jest. Religijne zachowania to część szkie-letu kultury, którego nie można się pozbyć bez narażenia się na pewną katastrofę.

Powyższe argumenty są jednak bezużyteczne, a co gor-sza skazują religie na upadek w następstwie samozadowole-nia. Jeżeli bowiem religia jest czymś rzeczywiście koniecz-nyrn, to co sprawia, że tak w istocie jest? Nie może tu chodzić o instynkt, ponieważ istnieją ludzie autentycznie niereligijni. Nie powstała też w rezultacie społecznej ewolu-cji - teza taka nie byłaby logicznie przekonywająca, impli-kowałaby przecież, że uprzednio istniał etap bądź stan spo-łeczeństwa, kiedy nie odczuwało ono potrzeby religii. Pogląd, że religia jest czymś nieuniknionym i w jakimś sen-sie naturalnym, opiera się na fałsżywym założeniu, że ma ona charakter powszechny. Z drugiej strony wydaje mi się, że religia rozumiana w sposób właściwy - w kategoriach obejmujących wierzenia i związaną z nimi aktywność oraz żywe poczucie ludzkiej odpowiedzialności, wykraczające poza nasz świat - to rzadkość w dziejach ludzkości. Nigdy nie istniaio coś takiego jak „wiek wiary”. Większość ludzi przez większość dziejów zupełnie nie odezuwała potrzeby transcendencji, była obojętna na wieczność, nie interesowa-ła się nieskończonością i rzucała się bez opamiętania w świat doczesnych wartości. Quasi-religie małpują tylko zewnętrzne przejawy życia w wierze. Jeżeli zatem - zwłasz-cza z jednego najistotniejszego powodu - supozycja, iż na-stąpił zmierzch religii, jest nieprzekonywająca, to dlatego, że jak dotąd wiemy o religii bardzo niewiele.

Nie znaczy to jednak, że religia - tak jak ją widzą socjo-

logowie i jak pojawia się w świadomości potocznej jako

socjologiczne zjawisko lub część kultury - może być ignoro-

wana. Przeciwnie, jak postaram się dowieść, żadne zjawisko

18

pnetendujące do miana religijnego nie może być za takie uważane, jeżeli nie odnosi się do relacji międzyludzkich i dotyczy tylko wewnętrznych przeżyć człowieka. Znaleźli-śmy zatem kryterium, które po2wala odróżnić religię od jej świeckicţ ţnitacji: Kryterium to jednak może być stosowa-ne wyłącznie w kontekście badań nad religxą traktowaną jako zjawisko społeczne. Tylko w ten sposób możemy 2na-leźć użyteczne punkty odniesienia, które pozwolą porów-nać religie z innymi niereligijnymi sposobami organi2acji życia.

RELIGIE

Rozdział 2

Społeczna pułapka

Twoja religia to nie tylko to, w co wierzysz, ale także to, jak się zachowujesz. Żyje mocniej i rozwija się lepiej w sieci re-lacji międzyludzkich niż w zakamarkach umysłu. W rzeczy-wistości religie to wspólnoty nie tyle ludzi podobnych pod względem intelektualnym, co mających podobne upodoba-nia, jeżeli chodzi o gust i wyznawane wartości, towarzy-skość i podejście do otaczających zjawisk i prądów kulturo-wych. C:yceron, na przykład, był intelektualnie uprzedzony, gdy slowo „religia” wywodził z tego samego słowa co „wykład” i „wybór”; bardziej prawdopodobne jest, że tak naprawdę słowo to ma wspólne korzenie ze slowami „liga-tura” oraz „przymierze” i „prawo”. Dla większości prakty-kujących religia stanowi rodzaj więzi społecznej, a w mniej-szym stopniu odnosi się do tego, co poszczególne jednostki mają w swoich giowach. Przyszłość religii zależy nie tyle od postępów nauki, narastającego sceptycyzmu i wątpliwo-ści powodujących erozję, ile od tego, jak będą zmieniać się społeczeństwa.

I tak, na przykład, katolicy nie dlatego są katolikami, że wierzą we wszystkie lub niektóre z czterdziestu dogmatów swojej wiary Większość katolików nie jest nawet w stanie ich zapamiętać - choć w swoim czasie próbowali się ich nauczyć.

Wszyscy jednak są spragnieni sakramentów - obrzędów po-

zwalających im cieszyć się boską łaską. Większość prawo-

sławnych nie potrafi wyjaśnić różnicy między emanacją

Ducha Świętego a współistnością Syna Bożego, ale te subtel-

ności nie stanowią istoty rzeczy. Jednakże wszyscy kochają

swoje poczucie przynależności do wspólnoty w której do-

świadcza się numinosum, uniwersalistyczne dążenia i dającą

; yyparcie starożytność. W dobie wczesnego protestantyzmu ;ţ jego wyznawcy gorąco przeżywali uczestnictwo w miejsco-ţ wych nabożeństwach i parafialnych spotkaniach. Rozbrat Z Rzymem nie byi podyktowany jak twierdzi wielu history-Iţw, przyczţZami doktrynalnymi: wiarą Lutra w ludzką nie-możność wpłynięcia.na swoje własne zbawienie i w beZradność cztowieka wobec Boga. W każdym razie doktryna „usprawie-dliwienia przez wiarę”jest częścią nauki katolickiej.

Niemal wszystkie tradycyjne chrześcijańskie kościoły

twierdziły, że „żaden człowiek nie może być zbawiony”, je-

żeli nie wierzy, że „trzy niepojęte tajemnice to nie trzy nie-

pojęte tajemnice, ale jedna niepojęta tajemnica”. Skutkiem

przyjęcia tego stwierdzenia jest - w rozumieniu śţvů Atana-

zego - uznanie, że wiara, w najzwyklejszym sensie tego sło-

wa, nie wynika z całkowitego zaangażowania się chrześci-

jan. W tym kontekście wiara ujęta w tak niejasnej formule

może oznaczać wyłącznie gotowość do powiedzenia tego, że

się wierzy, bez możliwości refleksji intelektualnej. Jest za-

tem raczej aktem niż wierzeniem jako takim - akterri posłu-

szeństwa wobec wyższej mądrości i dostosowania się do re-

guł obowiązujących we wspólnocie. Pod wZględem

socjologicznym znakomicie ilustruje to hiszpańskie przysło-

wie: „Powiedz mi, z kim idziesz, a powiem ci, kim j

esteś”.

Z religią jest podobnie.

Judaizm, islam, buddyzm i chrześcijaństwo to religie,

których wyznawcy najprawdopodobniej odrzuciliby tego

rodzaju sugestie. Wszystkie te religie powstały jako reakcja

na wcześniejsze formy religijńości - oparte na przesądach

wierzenia pogan, według których charakter relacjl z naj-

wyższymi istotami zależal od „prżekupienia” i udobrucha-

nia ich. Żydzi, chrześcijanie, muzułmanie i buddyści - prze-

ciwnie - podkreślali, że konieczne jest uprzednie uzyskanie

odpowiedniego stanu umyslu. Wszystkie te religie były nie-

zwykle płodne, jeżeli chodzi o tworzenie konkurenţYjnych

wierzeń, i groziły odstępcom od „prawdziwej wiary” - A jed-

nak wszystkie one ponownie uległy pokusie sądzenia ludzi

na podstawie zewnętrznych znaków - gestów, kra5amów-

stwa, pokory, poniżania się, ablucji, języka ciala, parad i po-

20 21

RELIGIE

„ ;

SPOŁECZNAPUŁAPKA

kazów - dzięki którym członkowie wspólnot mogli wzajem- ţ tej wojnie, mieliśmy do czynienia z sytuacją, że mu-

nie się rozpoznawać. ńska jedność przypominała dyscyplinę wojskową.

Judaizm wydaje się mieć więcej wspólnego z poczuciem ţ ţznobilizowany, islam rozprzestrzeniał się niepowstrzy-

tożsamości niż z wiarą jako taką. Zdarzają się konwersje, tţ ţ ţ przez niemal 100 lat po śmierci Proroka. W rezulta-

ale generalnie rzecz biorąc, Żydzi budują swoje poczucie ţejmoţuałů oţszar od odległego zakątka Arabii, gdzie

tożsamości w oparciu o pierworództwo, co nie ma nic aţr ţodził, do murów Konstantynopola i do zboczy Gór

wspólnego z wiarą. Wyłączają się wzajemnie z konkurencyj- ţ ţ'ţţbryjskich.

nych sekt, kierując się tym, czy poszczególni członkowie lWlahomet stworzył realistyczny kodeks małżeński - nie

wspólnoty przestrzegają obrzędowych reguł, i tym, jakie więceţ niż cztery żony, rozwód bez przeszkód. Biorąc pod

prowadzą życie. Ich religię moglibyśmy określić jako hołd ;ţ uwagę ówcześnie obowiązujące standardy, wyrażało to

składany w szczególny sposób rozumianej tradycji „Prawa ţ;; pożądany poziom powściągliwości. A jednak było to nie-

i Proroków, która stanowi obowiązujący kodeks postępo- : wątpliwie łagodne prawo w porównaniu z wymaganiami

wania i przepisów rytualnych. Zawiera w sobie to, co mogli- ţţ Chrystusa, który mówił z naciskiem o monogamicznych

byśmy określić jako istotę wiary: trzymanie się koncepcji związkach trwających całe życie - z jedyną alternatywą

starożytnych Hebrajczyków, wedle której istnieje najwyższa w postaci celibatu. Prorok wzywał także do korzystnej ze

istota, uniwersalny kreator, który stworzył wszystko z ni- ` względów społecznych i dobroczynnej dla każdego prak-

czego, surowy sędzia rodzaju ludzkiego, stosujący kryte- ţ tyki postu, dawania jatmużny i modłów. Określił surowe

rium sprawiedliwości, plemienny bóg „narodu wybranegoţ'. ţ; reguły postępowania z wrogami i kryminalistami oraz

i kosmiczny twórca niezbadanego planu całego stworzenia. łagodnego postępowania w stosunku do niewolników, sie-

Terazjednak inne religie zawłaszczyły tę koncepcję: stała się rot, wdów, słabych i uciemiężonych. Obrzędy były wystar-

ona częścią łupu wyniesionego ze zdobytej świątyni. Nie czająeo charakterystyczne, by ustanowić nowe prawo,

spotyka się już Żydów, których poczucie żydostwa opiera- ţţ chociaż wciąż dostosowane do religijnej tradycji regionu:

łoby się na czymś innym niż na straszliwej parnięci o niepo- niewierni mogli nadal oddawać cześć Czarnemu Kamie-

wtarzalnej „świętej historii” wspólnego cierpienia i wspól- niowi w Mekce. Żydom mogio się podobać obrzezanie ja-

nocie uczuć. ko element procesu inicj acyjnego. Chrześcijanie zaś mogli

Islam został proklamowany przez swojego założycielaja- w zwyczaju recytacji Koranu doszukiwać się analogu

ko sposób życia, a nie po prostu system wierzeń. Islam do- ţ biblijnych. Powtarzana przez muzułmanów formuła wy-

słownie oznacza poddanie się woli Boga. W przeciwieństwie znania wiary, stanowiąca fundament islamskiej tożsamo-

do nauki Chrystusa którego wskazania dotyczące życia . ści, daje wyraz wierze nie w boga, lecz w Boga i w to, że

społecznego wydawały się niemal prowokacyjnie nieprak- Mahomet był Jego prorokiem. Ale wypowiadanie słów to

tyczne, Mahomet stworzył wizję niezwyciężonej, znakomi- , tylko obrzęd. Tym, co określa muzułmanina jako muzuł-

cie zorganizowanej wspólnoty. Sprawił, że Arabowie porzu- ţ manina, jest więc rytualny akt, a nie prywatna opinia na

cili model wspólnot plemiennych, w ramach którego byli ;; tematjego treści.

podzieleni; wymagał podporządkowania się woli Proroka Od wszystkich wyznawców buddyzmu oczekuje się ak-

i jego następców. Obecnie ta wierność znów stała się proble- ceptacji jego credo. Wierzenia, które precyzuje, są jednak

matyczna. Nie istnieje już wiarygodny następca, a uzurpa- równoznaczne z ufnym przyjęciem drogi postępowania-

torzy wymagają posłuszeństwa. Jednakże w dawnych czasach, unicestwieniem bólu pop rzez zanik pożądania. Wszystkie

kiedy „przywódca wiernych” był prawdziwym generałem tropy na właściwej ścieżce sprowadzają się do poszczegól-

23

RELIGIE

nych zachowań: mowy, dziaiania, sposobu życia, dążenia, konsekwencji, koncentracji. W rzeczy samej dla wielu ludzi, nie wylączając buddystów, buddyzm jako wiara jest zbyt slaby aby mu nadawać status religii. Tradycja glosi, że Budda nie chcial rozważać ze swoimi uczniami tematów powszech-nie uważanych za fundamentalne, jeżeli chodzi o religijne rozumienie kosmosu, takich jak: czy istnieje Bóg?, czy istnieje niebo?, czy wszechświat zostal stworzony?, czy duszę można oddzielie od ciala?, czy poza naszym światem istnie-ją inne światy?

Zachowanie religijne różni się od zachowania świeckiego nie dlatego, że jest związane z określonymi wierzeniami, ale dlatego, że wiąże się z zaangażowanym stosunkiem do transcendencji. Ale mimo że taką postawę określa się jako charakterystyczną dla stanowiska religijnego, nie powinni-śmy być zaskoczeni, iż - podobnie jak wiele definicji - jest pomijana, spychana na margines, zapominana. Nikt, kto rysuje linię na kartce lub namaluje ją na tablicy ogl6śzeń czy boisku, nie pozwoli, by na jego dzialanie wplywala de-finicja prostej. Dokonując pomiarów, nikt nie myśli o wzor-cu z Sevres, który określa długość metra. Kochankowie nie klopoczą się defnieją milości - o ile w ogóle takowa istnie-je. Podobnie artyści nie starają się określić, czym jest sztu-ka, z wyjątkiem tych, którzy stracili natchnienie. Ludzie re-ligijni zazwyczaj praktykują swoje obrzędy i nie zaprzątają sobie glowy myśleniem o Bogu. Ci, których religijność ma formę szczątkową lub których rozpraszają sprawy docze-snego świata, powracają do źródel swojej wiary dopiero u schylku życia, tak jak lord Marchmain, który opieral się religu równie wytrwale jak śmierci, ale ostatkiem sil uczynil znak krzyża.

Poczucie transcendencji odróżnia sferę sacrum od profa-

num. Ale nie powinniśmy się spodziewać, by religie dzialaly

w zupelnym oderwaniu od doczesnego świata. Poczucie

transcendencji jest uzupelniającym elementem, poszerzają-

cym perspektywę widzenia świata. Ale bynajmniej go nie

zastępuje. Jeżeli niebiosa istnieją, to świat jest nimi otoczo-

ny. Jeżeli istnieją inne wszechświaty, to nasz jest jednym

SPOŁECZNAPUŁAPKA

;;x nich. Tu i terazjest uniwersalne i wieczne. Przyszłość reli-;aţ,ţfi, jeżeli istnieje, zdarzy się w świecie, który znamy. Istnieje _ ţ e problem równowagi. Jeżeli religie zbyt zaangażują ţ w życie doczesne, przestaną być religiami. Jeżeli nato-mrast zupełnie nie będą uwiględniać doczesności, przestaną ţyć skateczne.

24

RELIGIE

Rozdział 3

Lepki świat

Dla naszego świata porównywanie go z innymi nie wypada najlepiej. Znamy go aż za dobrze. Kiedy wyobrażamy sobie inny, lepszy świat, zaczynamy od uświadomienia sobie nie-dostatków naszego.

To powoduje, że religie skłaniają się ku formom wskazu-jącym na ich związek z innym światem. Ich cele ogniskują się na życiu po śmierci lub na jakimś analogicznym wszech-świecie, zwanym niebem. Ogłaszają normy doskonałości nieosiągalne dla człowieka uwięzionego w ciele i żyjącego w królestwie zła. Poszukiwacze raju na ziemi nie są uważa-ni za religijnych w tym samym znaczeniu; nazywamy ich spoiecznymi utopistami, na przykład, lub marksistami czy nazistami itp. Kiedy duchowieństwo stara się wykorzy-stać religijne inspiracje do tego, aby nasz świat uczynić lep-szym, politycy oskarżają je, że miesza się do nie swoich spraw.

Materia i duch dla większości ludzi i przez przeważającą większość czasów były wzajemnie ze sobą splątane, grun-townie wzajem przesycone i nierozdzielnie stopione. Pań-stwa i religie zawsze korumpowały się wzajemnie. Roszcze-nia religijne były wykorzystywane politycznie czy to do usprawiedliwiania wojen i terroryzmu, czy do narzucania społecznych norm, do wywyższania elit, do usankcjonowa-nia rewolucji, uświęcania autorytetów lub też ich obalania. Większość sposobów życia przedstawianych przez wyznaw-ców jako religijne koncentruje się na doczesności, raczej na osiągnięciu satysfakcji i przetrwaniu w tym życiu niż zbawie-niu w przyszłym. Obrzgdy związane z życiem po śmierci są zazwyczaj zepchnięte na dalszy plan za sprawą naglących potrzeb, jak następny deszcz, przybór wody, zbiory.

ţawet w przypadku religu o dość krótkiej historii takich chrześcijaństwo, które liczy niecałe 20ţ0 lat; możemy je ţo powodu uważać za relatywnie wyt-aţnowane - elity ţowne nieustannie czyniły ustępstwa na rzecz tego co Ylskie, ulegając doczesnym priorytetom swoich wier-h: W códźiennych modlitwach zwykli ludzie prosili ţbrą pogodę, udane polowanie, otuchę ţ potrzeby któ-ałeżaio zaspokoić, zanim wstąpi się na drogę prowadzą-lo następnego świata. W nominalnie chr2eścijańskich re-:ch sakrament traktowano jako rodzaj talizmanu ţiwko złym siłom natury - suszy czy szarańczy - a uro-atości ku czci świętych miały służyć wptyţ,aniu na pogo-diawieniu zarazy w zarodku. Sprawy doczesne na stałe oczyły do chrześcijańskiego kalendarza. Współczesne ólnoty miejskie znajdują sięjuż w innej Sytuacji - rozwi-ţ technologia skutecznie chróni je przed klęską nieuro-u, ale wciąż mamy tu do czynienia ze świętami plonów y ołtarze uginają się pod ciężarem kupţonych w super-ketach dyni oraz „domowych” wypieków, które powsta-produktów zakupionych w sklepie. Boże Narodzenie, to Trzech Króli, Wielki Post i Wielkanoc przetrwały ja-amiątki po obrzędowym kalendarzu pogan, wyznacza= rytmem pór roku i życiodajnym cyklem słońca. ozpatrywane z jednego punktu widzenia ruchy, które wamy reformacją lub kontrreformacją, to zwyczajne y wypowia.dane przez duchowieństwo kulturze maso-są one próbami przybliżenia spraw ducha ludziom po-ţjącym nieţustannie w obliczu zagrożeń ze strony natury. Edy nad szczurami i egzorcyzmowanie szarańczy, ko-anie z usług znachorów i kobiet,wiedzących”, prośby viętych o doczesne korzyści, zaklinanie natury i rzuca-ţklęć magicznych traktowane były przez duchownych-ţdzących się z całej chrześcijańskiej tradycji -jako za-;nie dla neligiiů dokładali oni wszelkich starań, aby Cyki owe w maksymalnym stopniu ograniczyć. Mimo jznowanyclz prób większość z tych dobrze znanych ir-nalnych zabobonów, obecnych w wiejskim krajobra-rzetrwała epokę reform.

26 27

LEPKIŚWIAT

Religia wciąż funkcjonuje tam, gdzie zawsze była obecna

W moim ulubionym obrazie przedstawiającym Chrystu-

sa Murillo ukazuje go jako niegrzecznego chłopca. Dzie-

ciątko Jezus źle postępuje z ptaszkiem, ściska go mocno

i macha nim nad głową, drażniąc należącego do rodziny

psa. Maria i Józef reagują w typowy dla rodziców sposób:

z wyrzutem stonowanym pobłażliwością. Zgodnie z katolic-

ką wykładnią, Chrystus był takim samym człowiekiem jak

każdy z nas, tyle że bezgrzesznym; obraz tylko dlatego unik-

nął posądzenia o herezję, że zachowanie dziecka mogło być

uznawane jako nie obciążone grzechem. Jest to wizja ujmu-

jąca właśnie dlatego, że tak niebezpieczna - balansująca na

niepewnej granicy herezji. Idea Boga, który jest człowie-

kiem do tego stopnia, że rodzice muszą go uczyć, jak być

dobrym, przekonywająco wyraża paradoks wiary. Namalo-wany przez Murilla psotnik wprowadza ożywiającą zmianę w powszechnym sposobie przedstawiania dzieciństwa Chrystusa - tak dobrego, że aż pozbawionego rysu człowie-czeństwa, tak nie skażonego przez pokusy, jak gdyby nie należał dó=naśzego śţviata. Gdyby nie Murillo, który nadał mu cechy ludzkie, Jezus mógiby równie dobrze pozostać w niebie.

ţ Wolność czynienia psot należy do dziedziny omylności,

której powinniśmy spodziewać się po Bogu, który przyjął

ludzką postać. Zdolność do odczuwania cierpienia, jego

rozpacz, jego bezradność na ziemi, jego umęczone, krwa-

wiące ciało na krzyżu - byłyby bez tego niepełne. Gdyby nie

przejawiał zwykłej, ludzkiej słabości, nie byłaby możliwa

wiara w prawdziwość jego łez, które wylewał po śmierci

przyjaciela, choć wiedział, że ten zmartwychwstanie, a tak-

że w jego modlitwy o zwolnienie z obowiązku poświęcenia

się do ostatka, choć dzięki swej boskości wiedział, że po-

wstanie z martwych. Niegrzeczny chłopiec wyrósł na mło-

dzieńca który karcił swoją matkę, a potem na dorosłego

człowieka, który był utrapieniem dla faryzeuszy, doku-

;ţ czał Samarytance, wpadł w złość na lichwiarzy i polecał ule-

głość jako sposób „odpłacania dobrem na zło” w relacjach ţ z nieprzyjaciółmi.

Wiara, że Bóg zszedł na ziemię, jest zarazem przyzna-

niem religii wymiaru ziemskiego. Jestem nieufny wobec tych

pełnych zaangażowania członków Kościoła, którzy mają

tak mało wiary w ludzkiego Boga i dla których zniewagą

jest przedstawianie Jego człowieczeństwa. Obrazę taką wy-

wołują zazwyczaj rozważania dotyczące pragnień seksual-

nych Chrystusa. Film, który przedstawia go zafascynowa-

nego Marią Magdaleną czy też inną kobietą - jeżeli była to

inna kobieta - która suszyła jego stopy swoimi długimi wło-

:ţţ sami, wywoływał przed kinami demonstracje oburzonych

;ţ tym obrazem przeciwników. Poemat przedstawiający Chry-

stusa jako ulegającego pokusom jest uznawany za bluźnier-stwo. Czy jednak bez seksualności Chrystus mógł być w peł-ni ludzki?

29

Artyści rzadko pokazują Go, gdy załatwia potrzeby fizjologiczne. Nie znam żadnej pracy, która przedstawiała-by Chrystusa wypróżniającego się albo chociaż wycierają-cego nos. A przecież jest wielu artystów, którzy pod innymi względami nie wydawali się skrępowani ewangelicznymi priorytetami. Natomiast dość często Chrystus przedstawia-ny jest za stołem: w czasie Ostatniej Wieczerzy na spotka-niu w Emaus, w czasie biesiady w domu Lewiego. Jedzenie bowiem spełnia w chrześcijaństwie funkcje transcenden-talne na mocy doktryny eucharystii. Na wielkim ołtarzu w klasztorze kartuzów w Miraflores, w pobliżu Burgos, Chrystus zasiada do Ostatniej Wieczerzy, a na stole może-my dostrzec pieczone prosię - okrutny żart rzeźbiarza, zwa-żywszy na to, że zgodnie z regułą kartuzów mnisi mieli bez-względny zakaz spożywania mięsa. Takie subtelne próby ukazania Chrystusa-człowieka są jednak rzadkie. Przesad-na delikatność powstrzymywała artystów od przedstawia-nia Go w świecie, do którego sam przyszedł, i przesłaniała jego człowieczeństwo kotarą świętości. Często myślę sobie, że to właśnie miał na myśli jeden z ewangelistów, kiedy pi-sał: „na świecie był [...), a świat Go nie poznał”. Tym, któ-rzy za jego ziemskiego życia nie dostrzegli Jego boskości, równie daleko było do zrozumienia Go jak tym, którzy od tamtej pory podążają za Nim, a jednocześnie wahają się przed uznaniem Jego ludzkiej natury.

Trudności związane z dwiema naturami Chrystusa, ludz-ką i boską, ziemską i pochodzącą z innego świata, są wyraź-nie widoczne już w pierwszych dokumentach Kościoła.

Ewangelie pełne są dowodów na to, że powołaniem Chry-

stusa było toczyć w sobie nieustającą walkę między miłością

do świata i przeciwstawieniem się jej. Szatan kuszący go na

pustyni i rozpościerający przed nim całą ziemię dobrze wie-

dział że Chrystus kocha świat. Słowa, którymi Chrystus

mu odpowiedział: „Idź precz, szatanie”, powtórzył zwraca-

jąc się do Piotra, kiedy ten chciał go skłonić do uniknięcia

cierpienia i śmierci. Przyjmowanie zaszczytów na tym świe-

cie i ucieczka z niego to dwa sposoby ulegania szatańskim

pokusom. Pisarze wczesnego okresu chrześcijaństwa podle-

30

LEPKI ŚWIAT

i tym samym napięciom. Z jednej strony musieli uporać

_ r fanatykami, którzy wyobrażali sobie, że królestwo nie-

ţ ţskie zapanuje w naszym świecie, i którzy w związku

ţţ';tym kwestionowali mesjanizm Chrystusa; z drugiej zaś

ony odpţrali poglądy-gnostyków, którzy chcieli oczyścić

ţţusa ze wszystkich ziemśkich naleciałości, czyniąc Go

ţyţkażonym duchem, którego ciaio było iluzją i którego

ţ.ţerpienia były tylko pozorne. W gnostyckiej wizji Męki

ţ ńskiej to Szymon z Cţreny zajął miejsce Chrystusa, a Bóg

ţţ; ţţ ůechał się z góry, oszukawszy diabła. Trudność, jaką

rawiało odzenie ze sobą miłości do świata i niezgody na

ţ -fcgo nieumiarkowanie, nigdy nie omijała chrześcijan. Moje

ć ćţało pełne jest tłuszczu, krwi, żótci, ropy, gniewu i śliny. Po-

„ iHinienem się cieszyć, że kiedyś nadejdzie czas, aby się od te-

:f ;ga wszystkiego uwolnić. Natomiast pisarze wczesnochrze-

` >śeijańscy obiecywali zmartwychwstanie ciała. Wydawało im

`i: śię, że dobrze odczytują przesłanie boskie, ponieważ Bóg

ţ; uświęcił świat poprzez akt stworzenia, ciało zaś - w swym

Wcieleniu.

ţţ Pretensje Chrystusa do boskości ucieleśnionej sprawiają,

że w chrześcijaństwie ta ambiwalencja jest szczególnie wy-

ţźna. Ale faktem jest, że inne religie także stają wobec po-

ţ dobnego dylematu. Są osadzone w tym świecie, zaś tęsknią : ţa innym. Niektóre religie, takie jak judaizm i islam, stwo-: rżyły dla członków swych wspólnot kodeksy postępowania, „w uderzający sposób przypominające prawa świeckie. Inne, ` jaţ hinduizm i pewne formy chrześcijaństwa, opisują chaos ţ,ţţ otaczającego nas świata jako zwierciadło boskiego porząd-ţ IGu. Jeszcze inne, takie jak chrześcijaństwo, buddyzm, na-ţ;ţaucają swoim wyznawcom normy etyczne, by stosunki ţt.iędzy ludźmi uczynić bardziej znośnymi, a społeczeństwo , lţrdziej trwałym. Wszystkie wikłają się w społeczną inży-ţ abuierię politykę i wojny. Współcześnie ludzie zwykle myślą ; `ó tybetańskim lamaizmie jako o świetle pokoju. Jednakże :' ţiiędzy okresami politycznej jedności, to jest od XIV do :XVII wieku, klasztory rywalizowały ze sobą o władzę.

Utrzymywały prywatne armie i prowadziły krwawe wojny

.1ţ1a większości adeptów buddyzmu nirwana to bardzo da-

31

leka perspektywa, i pozostaje im żywić nadzieję, że czeka ich tymczasem wiele wcieleń i że za każdym razem powra-cać będą w tej lub w innej cielesnej postaci na dobrze sobie znaną planetę.

A zatem dochodzimy do konkluzji, że podobnie jak ży-cie świeckie imituje religie, tak religie naśladują świat. Przy-wódców religijnych odrywają od spraw pozaświatowych poczucie misji w tym świecie oraz pragnienie zajęcia „odpo-wiedniego” w nim miejsca. Zaczynają osądzać swoje wlasne „dzialania” w kategoriach obowiązujących w świecie stan-dardów „sukcesu”: interesują ieh stanowiska, zaglądają do portfeli, starają się wplywać na polityków. Siowem: muszą „dzialać”. Muszą stawić czolo zasadniczym problemom ży-cia. Muszą konkurować z państwem i innymi świeckimi in-stytucjami czy też zająć się tym, czym nie zajmuje się nikt inny: nieszczęściami, na które opieka sprawowana przez państwo nie może nic poradzić, nieuleczalnie chorymi, któ-rym wspólczesna medycyna nie jest w stanie pomóc, proble-mami socjalnymi, których spoleczeństwo nie chce dostrze-gać. Powstają organizacje religijne, które mają nieść pociechę cierpiącym i pogrążonym w smutku, pomagać wdowom i sierotom, dawać wsparcie zagrożonym rodzinom i chronić je przed rozpadem, powstrzymywać sąsiadów przed wzajemnymi atakami. Często prowadzą szpitale i szkoly. Ateiści zarzucają wierzącym, że slużą bogom, któ-rzy dopuszczają cierpienie czlowieka - wierzący, próbując jakby zrekompensować owo cierpienie, występują jako or-ganizacje do walki z nim.

Rozdział 4

Fałszywy wyńik

Zamiłowanie do doczesności posuwa się czasami zbyt dale-

ko. Cień, jaki rzuca na pielgrzymujących, zaczyna przesla-

niać im niebo. Pomija się poczucie transcendencji, które

odróżnia religię od polityki. Tak rozumiana wiara rodzi:

teokrację, ewangelie dobrobytu, polityczne grupy interesu,

komórki terrorystyczne, namiastkę rodziny, organizacje po-

mocy spolecznej, alternatywne ośrodki zdrowia, centra roz-

rywki i organizacje ochrony konsumentów. W Iranie ajatol-

lah może kierować losami państwa. W Korei Poludniowej

dr Yonggi Cho zaprasza katechumenów do swojego Kościola

„Najpelniejszej Prawdy”, obieeując ograniczenie bogactw

i wzmocnienie ciala. W Japonii Soko Gakkai mógl rozwi-

nąć równie okropną sektę - kultu pomyślności. Punktem wyjścia byly dla niego nauki Buddy. W rezultacie kult zyskal miliony wyznawców, na jego bazie powstala partia polityczna i w końcu dotarl do innych konsumpcyjnych spoleczeństw w Ameryce i Europie. W Ameryce Łacińskiej teologia wyzwolenia z takim zaangażowaniem zajmuje się biednymi, że niemal nie wspomina o Bogu. W Newport, w Kalifornii, Kościót Marynarzy Poludniowego Wybrzeża organizuje sesje terapeutyczne, które mają przeciwdzialać zanikaniu wiary. Wszelkie zlo skalanego świata widoczne jest w wielkich, radykalnych ruehach chrześcijańskich wspóiczesnej Ameryki, do których należą Marynarze: ruch Nowego Kościola wedlug niektórych przepowiadaczy, sta-nowi model dla religii przyszlości.

Nowy Kościól to idea wybrana ze względu na rynkowy

charakter; rozwija się wedle zasad przeniesionych żywcem

ze szkoly biznesu. W zurbanizowanym, zmotoryzowanym

spoleczeństwie kościoly nie tworzą już malych, lokalnych

33

RELIGIE

wspólnot mieszczących się w niewielkich budynkach. Nie ma już parafii. Teraz istnieją kościoły, do których można wjechać samochodem; przypominają one stadiony. Groma-dząc ogromne rzesze wiernych - Nowy Kościół tworzy kon-gregacje liczące raczej tysiące niż setki wiernych - pastorzy mogą robić oszczędności na dużą skalę. Niektórzy z nich zaczynają już mówić o stworzeniu handlowych promenad i wieloekranowych kin. Pastor największej amerykańskiej kongregacji, liczącej 15 000 wiernych w Illinois, mówi o „wzrastaniu naszego udziału na rynku”. Kiedy Nowy Kościół zakłada nowe wspólnoty lub kolonizuje nowe tere-ny, przypomina to przydzielanie koncesji. Wierny staje się klientem przedsiębiorstwa, które oferuje usługi, grupy wsparcia i „korzyści z członkostwa” niczym seryjnie produ-kowane towary. Antropolog z innej galaktyki, który pomy-lił mecz piłki nożnej z obrzędem religijnym, mógiby z kolei uznać nabożeństwo w Nowym Kościele za rozwiniętą formę przemysłu rozrywkowego. I może miałby rację. .

Miejsce ołtarzy zajmują ekrany do wyświetlania filmów i wideo-klipów. O ile tradycyjna msza zawiera uczoną inter-pretację fragmentu Biblii na dany dzień, o tyle Nowy Kościół najprawdopodobniej oferować będzie przedstawie-nia multimedialne. Wszystko jest zaplanowane w ten spo-sób, by wywrzeć natychmiastowy skutek na potencjalnym neoficie, który od razu powinien poczuć się jak w domu.

Zatem piękno świętości ustępuje miejsca na rzecz tego

wszystkiego, co wiąże się ze stylem życia klasy średniej : nie-

dbałej elegancji ubrań, łagodnej, przyjemnej muzyki, elek-

tronicznych gadżetów, spotkań przy kawie w przedsionkach

lub na dziedzińcach kościołów, nabożnego stosunku do sa-

mochodów, swobodnego „odkrywania zasad dynamiki roz-

wodów”. Kluby dyskusyjne, których przedmiotem zaintere-

sowania są telewizyjne opery mydlane, funkcjonować będą

obok zajęć poświęconych studiowaniu Pisma Świętego. Za-

miast starać się naśladować porządek niebieski, Kościół

zniża się do naśladowania otaczającego go świata. Zamiast

wzywać wiernych do nawrócenia, Kościół afirmuje ich

obecny powierzchowny sposób życia. Chrześcijaństwo w ta-

FAŁSZYWY WYNIK

;: ţ postaci mógłby zaprojektować diabeł; może ono świad-ţ%r Ć o zwycięstwie księcia ciemności nad naszyrn światem.

,: Herezje ludzi bogatych i ich wyrafinowane grzechy spra-,ů'ţt;fy, że część spośród szybko rozwijających się najnowszych ţ eśeijţskţeh wspóinot zatruta jest konsumpcjonizmem, ţaterializmem i hedonizmem. Niektóre głoszą ewangelię ţoczesnego sukcesu, inne kult zdrowego ciała, jeszcze inne opowiadają się za wolnością seksualną. Głosiciele „ewange-lii dobrobytu” są szczególnie popularni w Stanach Zjedno-ţzonych. Pomarańczowe Hrabstwo w Kalifornii zasłynęło w latach osiemdziesiątych wolnorynkowym cudem szybkie-go bogacenia się. Właśnie tam Czcigodny Robert Schuller-Pastor Wavelaar de nosjours - wybudował „kryształową ka-tedrę” ze szkła i chromu, zdolną pomieścić tysiące wier-nych, którzy osiągnięcie powodzenia w interesach uważają za znak boskiej akceptacji. Istnieją teleewangeliści, którzy w dziele głoszenia ewangelii dobrobytu poszli na całość: przyjmują telefony od wdzięcznych wyznawców, którzy pub-licznie wyrażają swą wiarę w boskie źródło powodzenia w interesach. Osiągane przez nich zyski przedstawiane są jako „rewanż”, zależny od wysokości wpłat na rzecz Ko-ścioła. Pomimo chrześcijańskiej retoryki ten rodzaj religu może z powodzeniem być sklasyfikowany jako forma fety-szyzmu, w której rangi świętości nabiera towar. Ma on swój ludowy odpowiednik w postaci „chrzczenia banknotów”, praktykowanego przez Czarnych w południowej części do-liny Cauca w Kolumbii: trzymając w dłoni banknot w cza-sie ceremonii chrztu, rodzice chrzestni „pr2enoszą” sakra-ment z dziecka na ten banknot, spodziewając się, że będzie odtąd stale do nich powracał, i to pomnożony.

Cały świat ogarniają zniekształcone religie; wszystkie

rozwijają się synkretycznie - jako kulty obciążone balastem

cywilizacji, które mieszają wiarę z doczesnością, podobnie

jak voodoo łąćzy magię z pogaństwem. Teza ta może wyda-

wać się paradoksalna z racji tego, że synkretyczna religia

kojarzona jest zazwyczaj z kulturami pryrnitywnymi, dopie-

ro co wyzwolonymi z pogaństwa, czy też opóźnionymi z po-

wodu ubogich systemów edukacyjnych. Pomimo tego boga-

34 35

RELIGIE

cze muszą się przeciskać niczym wielbląd przez ucho igiel-ne, by dostać się do królestwa niebieskiego. Przesądy i zabo-bony są we wspólczesnych spoleezeństwach równie rozpo-wszeehnione jak w przesziości. Kultura wnoszona przez pogan przybywających na swą pierwszą mszę do Burbank w Kalifornii jest równie lepka, jak kultura ludu w misyjnej parafii Capuchin w Nowej Gwinei, gdzie kapłani odprawia-jący msze przyodziani są w zrobione z trawy spódniczki.

Kompromisy, na jakie idą Nowy Kościól i ewangelie do-brobytu, wyglądają nowocześnie. Ale religie rzadko przy-ciągaly rzesze wiernych, jeżeli nie zaspokajaly ich potrzeb. Religie zazwyczaj rozkwitają, jeśli dobrze wpasują się w spoleczny kontekst. Wtedy znajdują zwolenników, którzy tu i teraz ich potrzebują. Muszą być pod względem kulturo-wym zbliżone do miejscowych obyczajów lub zdolne do te-go, by się takimi stać. Autorem wspólczesnego podręcznika misyjnego stal się Ramon Llull, mistyk z Majorki i francisz-kanin z przelomu XIII i XIV wieku, który wylożył zasady dzialalności misyjnej, uważane dotąd za podstawowe: aby ewangelizować w terenie, należy poznać daną kulturę i uczyć się języka. Kultura wspólczesnego Zachodu jest konsumpcyjna, a język pospolity. Priorytetem jestem ja te-raz. Przyszle życie zawsze przychodzi później.

Aby ochronić tradycyjne religie przed falszem nowych form synkretyzmu, potrzebujemy przywódców religijnych, którzy potrafią przeciwstawić się światowej próżności i któ-rzy gotowi są zaryzykować przegraną w życiu doczesnym w imię Boga. Jeżeli odniosą sukces dlatego, że to, co gloszą, jest prawdą, a nie dlatego, że się komuś podoba - zaslużą na szacunek i zyskają wielu zwolenników. Zanim rozpocząl się pontyfikat Jana Pawla II, uważano, że papieże utracili swą potęgę na rzecz nowych, demokratycznych - czy choćby tylko soborowych-prądów w Kościele. Ale autorytet papie-ży zawsze mniej zależal od struktury organizacyjnej niż od tego, jak inicjatywy były przyjmowane przez wiernych.

Jan Pawel II dowiódł, że papież wciąż może przewodzić

Kościołowi zgodnie ze swoją własną wizją - wbrew poli-

tycznym, ekonomicznym i spolecznym trendom. Czarowi

FAŁSZYWY WYNIK

tego kaznodziei trudno się oprzeć. Jest on bezkompromiso-wy w kwestu priorytetu spraw boskich nad doczesnymi.

Kiedy rozpoczynal swój pontyfikat, jego sprzeciw wobec

komunizmu wydawal się śmiechu wart. „Ile dywizji ma pa-

pież?” - pxtal świat: Jego krytyka nieograniczonego kapita-

lizmu móźe okazać się równie prorocza. Papież popiera mo-

dernizację, kiedy oznacza to zaangażowanie świeckiej potęgi

dla dobra Kościoła - i z radością wita niekatolików uczest-

niczących w tym dziele; jest przeciwny modernizacji, gdy

oznacza ona poparcie dla świeckich mód. Program papieża

je niezwyklą silą swojej szczerości. „Idź precz, szatanie” powiedzial Chrystus do Piotra, kiedy ten ulegl doczesnym pokusom. Obecny papież - następca św. Piotra - z calą pew-nością nie usiyszal od swojego Boga takich slów.

Podobnego oporu wobec dzisiejszego świata powinni-śmy spodziewać się w islamie. Ale nienawiść do Zachodu nie oznacza automatycznie wkroczenia na drogę świętości, a postawa antyzachodnia - zwrócenia się przeciwko doczes-ności. Obrzydzenie, jakie odczuwam na wspomnienie aja-tollaha Chomejniego, przemieszane jest jednak z podziwem dla niego. Podobnie jak Jan Pawel II, Chomejni zaslużyl na pochwalę za odwrócenie się od wartości doczesnych. Był ge-niuszem mikrofonu i fal radiowych, ale nienawidzil niemal wszystkich pozostalych wynalazków będących owocem nowo-czesności. W kraju, w którym mówiło się, że najlepszym sposobem na uśmiercenie mulły bylo zaproszenie go na ucztę (w wyniku której umieral z przejedzenia), Chomejni jawil się jako srogi i nieprzekupny nauczyciel.

Z drugiej jednak strony jego wezwanie do wiary samo

było skalane brudem tego świata. Zamiast uciekać od spraw

żyćia doczesnego, Chomejni ukazywal je w krzywym zwier-

ciadle. Swe przeslanie zawarl w naiwnym politycznym pro-

gramie o magnetycznej sile: świat dzielil na ciemięzców i po-

krzywdzonych. Zapożyczyl tradycyjne uproszczenia od

profetycznych krytyków niesprawiedliwości. Niemniej jed-

nak państwo islamskie, jakim je sobie wyobrażal, stanowiło

wynalazek naszych czasów: państwo opiekuńcze, które

36 37

RELIGIE

chronić będzie wszystkich swoich wiernych i w którym

wszystko, co niezbędne do życia, będzie dostarczane bez-

płatnie. Model ten został zapożyezony od znienawidzonego

Zachodu. Chomejni przejął program społecznego dobro-

bytu zasobnych w ropę państw Półwyśpu Arabskiego, któ-

re określał zarazem jako krainę ciemności. Uległ też innego

typu współczesnej herezji, a mianowicie nacjonalizmowi. Prowadzoną przez Chomejniego politykę zagraniczną ce-chowała czysta ksenofobia, jeszcze wyraźniejsza niż w wy-daniu świeckiego nacjonalizmu, z którym już wcześniej mieliśmy do czynienia w Iranie. Wciąż jednak, pomimo tych wszystkich odstępstw, Chomejni reprezentował posta-wę odwrócenia się od doczesności. Gdy próbuje się budo-wać królestwo boże na ziemi, najwyraźniej nie sposób nie skalać się ziemskim brudem.

Ekstremalną formą odwrócenia się od świata jest pragnie-

nie zniszczenia go. I tak jak możemy się spodziewać coraz

większej liezby religii idących na kompromis z doczesnością

Rozdział 5

Rozwiţłać ţić

Kiedy będziemy czekali na wzrost entropii, wiele może się zdarzyć. Możemy wysadzić się w powietrze lub zniszczyć wiasne nawyki. W wyniku ewolucji możemy zostać przez coś zastąpieni - lub też możemy przetrwać w barbarzyń-stwie; wszak historia cywilizacji jest drogą wiodącą wśród ruin. Nie ma niczego irracjonalnego czy nieprawdopodob-nego w obawach przed apokalipsą. Przewrotne pragnienie jej nadejścia wydaje się nawet wybaczalne, jeżeli na sprawę spojrzymy z odpowiedniej perspektywy - oceniając trzeźwo i krytycznie dotychczasowy dorobek ludzkości.

Millenaryzm powinien budzić szacunek. Dużo porząd-nych religii - których wyznawcy są inteligentnymi, niegroź-nymi ludźmi - zaczynało jako ruchy wieszczące bliski ko-niec świata; należą do nich mormonizm, adwentyzm, islam szyicki i samo stare dobre chrześcijaństwo. Kilku mormo-nów-historyków poznałem w czasie konferencji naukowej w moirn college'u w Oksfordzie. Byłem zaskoczony, gdy ci skądinąd racjonalnie myślący ludzie z całą powagą wygła-szali tezy, które dla mnie były oczywistym nonsensem: anielskie objawienie Josepha Smitha, zagubione złote tabli-ce, pobyt Chrystusa w Ameryce. Na moje zarzuty odpowia-dali że największą wadą ich religii jest jej nowatorstwo. Za 2000 lat - twierdzili - poglądy te uważane będą za co naj-mniej ciekawe. Millenaryzm dojrzewa z wdziękiem.

Kiedy spotykamy współczesnych nam millenarystów, najczęściej uważamy ich za szaleńców. Podejrzewamy także, że mogą być niebezpieczni. Ale tak naprawdę ich wierzenia nie są znowu dużo bardziej irracjonalne niż nasze obawy.

Więćej morderstw, samobójstw i ataków terrorystycznych

ma miejsce poza wspólnotami millenarystycznymi niż w ich

39

RELIGIE

obrębie. W związku z tym rodzi się pytanie: czego tak na-prawdę się obawiamy?

Dyskusja na ten temat przybrała na sile w latach dzie-

więćdziesiątych - kiedy to dość dokładnie opisano niektóre

ruchy spod znaku szalonego millenaryzmu. W 1993 roku,

w Waco, samozwańczy „grzeszny mesjasz” Daţid Koresh

popełnił wraz z osiemdziesięcioma współwyznawcami rytual-ne samobójstwo. Między 1994 a 1997 rokiem straciła życie niemal równie liczna grupa osób związanych z „Kultem Świątyni Słońca”. Tu także w grę wchodziły rytualne mor-dy i samobójstwa. Ich pretekstem byla „ucieczka przed ka-tastrofą, która w perspektywie miesięcy lub tygodni czeka nasz grzeszny i niegodziwy świat”. W 1995 roku w Japonii członkowie rzekomo buddyjskiej sekty próbowali wywolać stan masowej „nirwany”. Służyć temu mialy pojemniki z trującym gazem pozostawione w najniżej polożonej stacji metra. Jednak żadne z tych zdarzeń nie wydaje się koniecz-nie związane z 2000 rokiem. Jest nadzwyczaj trudno znaieźć jakąkolwiek grupę millenarystyczną, która poważnie i kon-sekwentnie odwoływałaby się do daty z trzema zerami. Do czasu, kiedy pisalem niniejszy esej, słyszałem tylko o jed-nym wyjątku. Chodzi o szalony samobójczy pakt nazwany „Wrotami Niebios”. W marcu 1997 roku, w Kalifornii, trzydziestu dziewięciu smutnych i podstarzałych mężczyzn, z których wszyscy byli zwariowani na punkcie komputerów, połknęlo truciznę. Oni także w ten sposób antycypowali ko-niec świata. Ruch ten mial wszystkie możliwe cechy, które zwykliśmy wiązać z New Age'em, z wyjątkiemjednej - opty-mizmu. Z wszechogarniającej pajęczyny oplatającej nasz świat chcieli się wydostać statkiem UFO, który po rytualnej śmierci mial ich zawieźć do ogona komety. Dzięki temu rnie-li szanse dotrzeć do nieba przed ostatecznym zatrzaśnię-ciem niebiańskich wrót. Za pośrednictwem Internetu ogło-sili nawet „czerwony alarm”, ostrzegający,.że „Planeta wkrótce wkroczy w kolejny cykl”. Ostatnia wysłana przez przywódcę ugrupowania wiadomość podkreślala z naci-skiem, że koniec tysiądecia to ostatnia chwila dla wszyst-kich potencjalnych uciekinierów.

ROZWIKŁAĆ NIĆ

Rok 2000 zwieńczy kolejny tysiądetni okres jaki uplynie : ; od czasu, kiedy... nie wydarzyło się nic szczególnego. Będzie ` datą bliską 2000 rocznicy wcielenia się Chrystusa w ludzką „:ţostać - choć na skutek błędu w obliczeniach pewnego `ţţţrnicha datę tę należałoby przesunąć o kilka lat. Okazuje ţ się jednak że nawet wśród millenarystów chrześcijańskich ţj: data narodzenia Chrystusa tylko od czasu do czasu pojawia ţ” się jako data wedlug której oblicza się, kiedy nastąpi koniec ţ': śsţiata. Większość ruchów wyznaeza Armageddon tak, aby ţ' jtgo data była podżielna przez 1000 lub chociaż przez 100. ţ,ţaden dowód nie potwierdza mitu obecnego na kartach :ţ; pseudohistorycznych kśiążek, że końca świata spodziewano ; się powszechnie w roku pańskim 1000. Już raczej w roku ţ 1260 zapanowalo w średniowiecznej Europie niemal apoka-:i liptyczne podniecenie. Później wielu proroków spodziewalo 3; się końca świata w latach siedemdziesiątych XVII wieku. ;ţ; „ţ pierwsi adwentyści przeżyli swoje wielkie rozczarowanie ţ;:w roku 1844.

! Ludzie są wystarczająco naiwni, aby spodziewać się lub

nawet żądać poważnych zmian w związku z uplywem dekad

r 1ub wieków. Emocje, które w to wkładają, czasami wyzwa-

la,jţ siiy, które doprowadzą do spełnienia tych proroctw. Ale

ů epowiednie dotyczące końca świata rzadko mają zwią-

k z podobnymi nastrojami. Podejrzewam, że obecny en-

; tţzjazm dla apokalipsy ma mniej wspólnego ze zbliżającym

ţ rokiem 2000 niż z dezorientującymi zmianami, jakie za-`:';ţodzą w świecie. Ci, którzy nie znoszą zmian, liczą na ich ;ůţowstrzymanie. Możemy się spodziewać, że millenaryzm :ţ trwa rok 2000.

„;; Ożywienie religijne, z jakim obecnie się spotykamy, ma

ak, przynajmniej jeżeli chodzi o nurty chrześcijańskie,

„ ţ wspólnego z kalendarzem - ale tylko dlatego, że więk-

ţw ść kościołów wykorzystuje sposobność, aby swoje uro-

7 ţţ ;. stości religijne skoncentrować na mniej więcej okrągłej

icy chrześcijaństwa. Nastrój ewangelizacyjny przybie-

na sile. Niektóre kościoły zapowiedziały, że począwszy od

ţku 1990, nastąpi dekada wzmożonej ewangelizacji. Pa-

ţ, ţ ţ zaproponowal katolikom w nadchodzących latach-

40

41

RELIGIE

łącznie z rokiem 2000 - program pogiębiania świadomości wiary. Skuteczność podobnych inicjatyw pozostaje jednak wątpliwa. Religijne ożywienie bardziej przybiera na sile po-za głównymi kościołami. Silniejsze jest też na obrzeżach chrześcijaństwa niż w jego sercu. Dobrze widoczne jest tak-że w religiach, które nie mają żadnego powodu, by w jaki-kolwiek szczególny sposób odnosić się do roku 2000: w każ-dym razie ogólne ożywienie religijne jest większe, niż moglibyśrny się tego spodziewać z racji końca tysiąclecia. Na Zachodzie okresem krytycznego spadku liczby członków wspólnot religijnych były lata sześćdziesiąte. Od tego czasu liczba ludzi, którzy określają się jako religijni, stale rośnie. Wtedy też nastąpiły na całym świecie - tak szybkie, że trud-ne do prześledzenia - eksplozja „nowych religii” i pomnoże-nie liczby wiernych w tradycyjnych wspólnotach na obsza-rach Azji i Afryki.

Równocześnie skrajnie prawicowi protestanci niszczą kulturę i popierają dyktatury, przygotowując Trzeci Świat na Drugie Przyjście. Wrażliwi katolicy są oszukiwani i za-straszani przez fałszywych wizjonerów. W bełkotliwym hałasie New Age'u sprytnie skrywany jest antysemityzm. Pseudokościoły sprzedają „bilety na miejsca wokół areny, na której dokona się agonia cywilizacji”. Sekty takie jak Aum Shinrikyo marzą o poprzedzeniu końca spektakular-nymi aktami biologicznego i chemicznego terroryzmu. Pew-ne grupy zamknęły się w skorupy samowystarczalnych wspólnot. Tam żywią się strachem i karmią wzajemnie fan-tazjami za pośrednictwem Internetu.

itozdział 6

ţutorytarrii geţiusze

Nowy Kulturkampf umiejscawia się zazwyczaj gdzieś po-między liberalizmem a „moralną większością”.W globalnej wiosce świecki liberalizrn to narzędzie przetrwania. Obroń-cy liberalizmu twierdzą, że tylko dzięki niemu wielokulturo-we, pluralistyczne społeczeństwa nie pogrążyły się w morzu krwi. Ich przeciwnicy prezentują dwa sposoby argumenta-cji. Niektórzy uważają, że społeczeństwa opartego na filo-zofii świeckiego liberalizmu nie warto chronić. Inni z kolei, do których sam się zaliczam, sądzą, iż i tak nie jest ono w stanie przetrwać, ponieważ z natury jest autodestrukcyj-ne. Jest tak osłabione swą niespójnością, że po prostu musi upaść. Aborcja i eutanazja są częścią ceny, jaką trzeba pła-cić za życie w świecie zniszczonym przez przesyt. Ich liberal-ni zwolennicy sami siebie pozbawiają prawa do tego, aby bronić nietykalności innych kłopotliwych osób: przestęp-ców czy osób spoiecznie nieprzystosowanych, genetycznie upośledzonych, słabych i biednych. W świeckich rękach liberalne zasady zwiastują powstanie obozów śmierci i triumf eugeniki.

W rezultacie wiele zapowiada nadciągającą masakrę.

Tolerancja wobec różnych stylów życia postawiła nas wobec

problemów, których nie można było przewidzieć. Pojawiły się

nowe wzorce życia rodzinnego. Osoby samotnie wychowują-

ce dzieci, związki, w skład któryeh wchodzą ojczymowie i ma-

axhy, często wypierają tradycyjną rodzinę. Dzięki wolności

nauki pionierzy sztucznej inteligencji i inżynierii genetycznej

mogą stać się Frankensteinami przyszłości. Kulturowy relaty-

wiznz - cenny kamţeń probierczy bogato urozmaiconego świa-

ta - ma niejednoznaczne implikacje. Czyż można stosować go

do, na przykład, poligamii, kazirodztwa, wykluczając zasto-

43

AUTORYTARNIGENIUSZE

sowanie go do ludożerstwa, obrzezania kobiet i wykorzysty-wania seksualnego dzieci? Należący do pokolenia moich dzie-ci spadkobiercy tego dziedzictwa zmuszeni będą bronić kultu-rowego relatywizmu, równocześnie chroniąc nas przed najgorszymi skutkami, jakie przynosi ze sobą podobny model życia. Będą też musieli znaleźć sposoby obrony wolności przed nią samą. Wolność słowa i wolność stowarzyszania po-zwala bowiem rozwijać się partiom, którym podobna wol-ność wcale się nie podoba. Wobec terroryzmu wolne spole-ezeństwa są właściwie bezbronne.

W reakcji na wady spoleczeństw oszukanych przez libe-ralizm religie będą zyskiwać na popularności - stając się gwarantem powrotu na drogę moralnego absolutyzmu, spo-lecznego konformizmu i ujednolicenia umyslów. W chwili obecnej hierarchowie Kościoła często wspóldzialają z libe-ralaxni, ponieważ spoleczeństwo oparte na zasadach chrześci-jańskiego milosierdzia powinno, w zasadzie, przypominać tolerancyjne społeczeństwo, o jakim śnią liberalowie. Nie można jednak zaprzeczyć, że chrześcijaństwo i liberalizm w dlugiej historii wzajemnych relacji niejednokrotnie mia-ly sobie wiele do zarzucenia. Nie można też wykluczyć powrotu do postawy wrogości i nowej kulturowej wojny. W krajach islamu także możemy spotkać rodzimych libera-łów. Dotyczy to zwlaszcza rejonu poludniowo-wschodniej Azji, gdzie religijna i etniczna mozaika jest tak nieprawdo-podobnie skomplikowana, że z podobnym zjawiskiem nie spotkarny się już w żadnym innym miejscu na świecie. Chcialbym, aby przymierze między religią i liberalizmem przetrwalo; istnieje na to szansa, jeżeli będziemy świadomi kruchości tego porozumienia i zdolamy przeciwstawić się jego wrogom.

Spoleczeństwa odrzucające pluralizm będą domagać się pelnej jedności. Sceptycy i dysydenci staną się prawdo-podobnie ofiarami przyszlych polowań na czarownice i kandydatami na stosy. Stwarzamy warunki do powstania nowej, religijnej odmiany faszyzmu. Akademiey mianem faszyzmu określają zespól cech wspólnych dla specyficz-nych europejskich ruchów politycznych pomiędzy pierw-szą a drugą wojną światową. Ale nawet wówczas trudno by-io dokladnie sprecyzować cechy charakteryzujące faszyzm. Mussolini mawiał: „jest zbyt wiele programów”, odmawia-jąc utożsamiania siebie z którymkolwiek. Faszyzm byl jak ruchliwy owad, nigdy ttie pozostający w miejscu wystarcza-jąco dlugo, aby można go bylo pacnąć. Wspótczesny fa-szyzm jest równie sprytny. Zatem i my powinniśmy być na tyle elastyczni, żeby obiekt naszego zainteresowania nie zniknąi z pola widzenia. Mówiąc o faszyzmie, powinniśmy pamiętać nie tylko o udokumentowanych wydarzeniach najnowszej historii. Powinniśmy myśleć także o uczuciach. O poceniu się ze strachu i o stukocie podkutych butów. Kolory faszystowskich koszul mogą się zmieniać czy blak-nąć. Rytualy mogą być odprawiane lub nie. Modele spo-łeczne w jakich faszyzm może funkcjonować, nie muszą byćjednakowe. Ruch tenjednak tatwo poznać w praktyce. Tempo zmian wymuszanych przez karkolomny postęp technologiczny jest dla wielu zbyt szybkie. Gubią oni krok i tracą równowagę. W tym stanie umyslów wyborcy szu-kają mężów opatrznościowych i proroków nowego po-rządku. W coraz bardziej zlożonych spoleczeństwach, borykających się z ciągle rosnącymi oczekiwaniami, gi-gantycznymi projektami, trudną do rozwiązania nierówno-wagą demograficzną i alarmującymi zagrożeniami ze-wnętrznymi, porządek i kontrola spoleczna stają się eenniejsze niż wolność i prawa czlowieka. Społeczeństwo podmywane przez moralną nieodpowiedzialność, rozwiąz-iość seksualną, tworzenie się wyalienowanych grup spo-łecznych, terroryzm i wzrastającą przestępczość, staje się w rezultacie znakomitym gruntemůdla rewanżu ze strony faszyzmu.

Z islamskim fundamentalizmem wiążą się niebezpie-ezeństwa tego samego rodzaju: nietolerancja dla plurali-zmu, zastraszanie dysydentów, okrucieństwo w zaprowa-dzaniu silą moralnego porządku. To względy religijne sprawiły, że islam nie zostal zaklasyfikowany jako faszyzm.

Na podobnej zasadzie Franco i Peron uniknęli określenia

tym mianem. Spoleczeństwo, które podnosi wojnę do rangi

45

RELIGIE

AUTORYTARNI GENIUSZE

cnoty, bez względu na to, czy nazywa ją świętą czy nie, jest dla świata niebezpieczne. To, że faszyzm w swoim czasie wy-stępował pod świeckimi sztandarami, nie znaczy, że w przy-szłości nie może przystroić się w szaty religijne. Niektóre z najgroźniejszych form dzisiejszego quasi-faszyzmu wy-chwalane są przez rozmaitych ajatollahów i teleprezbiterów moralnej większości. Podkreślają oni wyjątkowość i słusz-ność wyznawanego przez siebie systemu wartości i z pełnym przekonaniem chcą go narzucić innym. Podobnie jak fun-damentalizm islamski, fundamentalizm chrześcijański stał się pojęciem politycznyrn. W pewnych rejonach Ameryki Łacińskiej sekty radykalnych protestantów są obwiniane o to, że ich wspólnoty sprzyjają opartym na wojskowym re-żimie dyktaturom i systemom, w których o pozycji społecz-nej decydują stan konta i kolor skóry. Istnieją sekty, które niszczą osobowość czionków, zmuszają ich do bezwzględne-go podporządkowania się swojemu charyzmatycznemu przywódcy, narzucają paranoidalne zwyczaje i prowadzą krucjatę przeciwko reszcie świata. Przypomina to wczesne ugrupowania faszystowskie.

Ale reakcje mogą być jeszcze bardziej skrajne niż po-

wstawanie ruchów fundamentalistycznych. Wielkie niebez-

pieczeństwo kryje w sobie zjawisko powstawania fanatycz-

nych sekt, kultów i „nowych religii”. Ich prorocy często

głoszą filozofię gwałtu i moralny nihilizm. Jak długo współ-

czesne społeczeństwa tworzyć będą dla nieprzystosowanych

miejsca azylu, tak długo będą oni uciekać z tych „alterna-

tywnych domów”, tworząc wspólnoty, których członkowie

podtrzymywać się będą na duchu przy pomocy introspek-

tywnych „układów” i cyberprzestrzeni. Niektóre z tych bty-

skawicznie się rozwijających ruchów, jak panteizm, kult na-

tury czy mistycyzm spod znaku New Age'u, znalazły swoje

oftary wśród tych, którzy są zatrwożeni sytuacją ekologicz-

ną i zagubieni intelektualnie. Inne bazują na uciekinierach

z egzaminacyjnych piekieł lub tych, którzy nie wytrzymali

stresu związanego z nieustającym współzawodnictwem; al-

bo rekrutują tych, którzy z racji tego, że dojrzewali w latach

sześćdziesiątych, uważają, iż należą się im przywileje, oraz

46

` na najmłodszych - których konflikt pokoleń skutecznie od-

separował od miłości. Jak dobrze wiemy, w millenarystycz-nym podłożu czają się niesamowite wręcz możliwości, a każdy poważniejgzy religijny bodziec może pociągnąć za sobą poţnţ nowegó kultu lub sekty.

Schizma przypomina pęknięte lustro. Odłamki mnożą

się wzdłuż linii pęknięć. Im więcej kawatków tym obrazy

stają się mniejsze. Kiedy chrześcijaństwo zaczęło się dzielić

na sekty szybko następowały nowe podziały w ramach

wcześniej wydzielonych grup. W rezultacie niektóre z nich

były mikroskopijne, a liczbę sekt liczono w tysiącach. Jak

stwierdził E. M. Forster, hinduizm z odległej perspektywy

wygląda bardzo solidnie. Kiedy jednak przyjrzymy mu się

z bliska, ujrzymy, że jest on „podzielony na sekty i klany”

i przekonamy się, iż w rzeczywistości jest dużo słabszy, niż

nam się na początku wydawało. Niektóre odłamy innych

głównych religu - takie jak islam szyicki czy buddyzm Ni-

chiren - także wykazują podobne tendencje do dzielenia się na coraz mniejsze grupki. Pod względem nieskończonych możliwości samorozmnażania się religie przypominają amebę. I chociaż niektóre sekty znikają z powierzchni zie-mi, większość z nich doczekuje się przed swą śmiercią po-tomstwa.

Kulty mogą się rozwijać niezależnie od istniejących trady-cji religijnych. Powstałe na kruchym fundamencie mają coraz większy zasięg oddziaływania. Im większa jest ignorancja lu-dzi odnośnie własnej tradycji religijnej, tym łatwiejszym stają się tupem dla wspótczesnych szarlatanów. Oszałamiająca ilość metod, kontroli umystu”, seminariów poświęconych ,rozwojowi ludzkości” oraz „duchowych wspólnot” powsta-ła - jakby z niczego - przez ostatnie 30 lat. Ich sieć jest nie-ţwykle rozbudowana i przez to łatwo dostępna.

Zazwyczaj jednak kulty wyłaniają się z dzielących się

sekt. Procesowi przekształcenia się sekty w kult towarzyszą

dobrze znane i opisane symptomy. Pojawia się charyzma-

tyczny przywódca obdarzany bezgranicznym zaufaniem,

powstają nowe księgi oraz rodzi się system kontroli, pozwa-

lający sprawować pieczę nad umysłami i zachowaniem

47

RELIGIE

AUTORYTARNI GENIUSZE

wszystkich czionków wspólnoty. Kulty przyjmują specyficz-ny system wartości, który stawia je ţv opozycji do otaczają-cego świata i sekty-matki, z której sig wyodrębniły. Próbują wcielić w życie radykalne formy samoizolacji, tworzą zamknięte komuny i nie pozwalają swoim członkom kon-taktować się z rodzinami i przyjaciółmi. „Bombardowanie miłością” i ubezwłasnowalnianie przez pranie mózgu nie należą, co prawda, do żelaznego repertuaru kultów, ale wy-starczająco często są elementem procesu pozyskiwania no-wych członków.

Ścieżka wiodąca od sekty do kultu może być przebyta także w kierunku odwrotnym. Kiedy w 1968 roku ruch zwany „Rodziną” czy też „Dziećmi Boga” ujrzał światło dzienne, charakteryzowały go wszystkie przypadłości kultu. Założyciel wspólnoty, nazywający sam siebie „Mojżeszem Dawidem” wygłaszał mesjanistyczne proroctwa. Jego dziela uznano za święte, a członkowie wspólnoty uważali, że pod względem znaczenia dorównują one Listom św. Pawła. Przywódca ruchu sam postanowił wycofać się ze świata, czasami tylko wyruszał nawracać potencjalnych członków ruchu. Swoich wyznawców zorganizował we wspólnoty. Pierwsze lata były głośne z powodu niesamowitych per-wersji seksualnych; apostolskie życie we wspólnocie obej-mowało dzielenie się partnerami seksualnymi, nawracano posługując się „nierządnicami dla Jezusa”, pojawily się oskarżenia o molestowanie seksualne nieletnich. Kiedy jed-nak przyjrzymy się procesom sądowym z połowy lat dzie-więćdziesiątych, okaże się, że mamy już do czynienia ze wspólnotą otwartą na świat, wprowadzającą w życie zasady konwencjonalnej moralności i zbliżającą się do tradycyj-nych form radykalnego protestantyzmu. Być może jest jesz-cze za wcześnie, by twierdzić, że Dzieci Boga zasługują na powszechny szacunek; natomiast bez wątpienia proces „cy-wilizowania się” kultów jest w historii dość powszechny. Przykłady spotykamy dziś niemal każdego dnia. Prawdo-podobnie najdziwniejszy przyklad to kult Bwati, który pod koniec ubiegłego stulecia rozpowszechnił się wśród plemion Fang w Gabonie. Pierwotnie Bwati byl synkretycznym po-tączeniern seansów spirytystycznych, wizji narkotycznych ţ rytuałów odczyniania uroków. Chrześcijaństwo dostarczy-3Cţ ţ Pţ<zątek tylko mistycznej oprawy Teraz jednak chrześci-ţjańska teologia stanowi fundament ideologiczny ruchu, ţ fy EUEţ bardziej ţrżypomina typowy kościół.

Nie da się ukryć że pod pewnymi względami czasy są

dziej sprzyjające dla kultów niż dla tradycyjnych religii.

korzenieni niedojrzali duchowo potencjalni klienci cze-

ţą na ulicach. Stworzenie getta za pomocą modemu i sto-

ţ owo niewielkich pieniędzy pochodzących z datków nie

ţydaje się przedsięwzięciem skomplikowanym. Społeczeń-

a nie mające pewności, gdzie leży prawda, i pełne wątpli-

ţrpści co do zasad moralnych tworzą wspaniały grunt dla

prowizowanych systemów wartości. Tymczasem urbani-

Gtţący się i niezurbanizowany świat pełen jest niespokoj-

ţyrh oczekiwań. Ludzie jakby tylko czekali, aby im narzu-

ţano jakiś synkretyczny kult, który w magiczny sposób

ţzemieniłby dezorientację w ukojenie. Kulty te pojawiają

i znikają z zawrotną szybkością, ale dzisiejszy świat trud-

ţr by sobie bez nich wyobrazić. Co paradoksalne, najdziw-

` jsze z nich wydają się najbardziej reprezentatywne. Cao-

ţ to ruch założony w 1919 roku przez spirytystów,

rzy byli przekonani, że pozostają w kontakcie z duchem

ţ ` skiego Homera” z dynastii Tang. Do swoich proroków

li cesarza Jade, św. Bernarda, La Rochefoucauld

iktora Hugo. Obiecując połączyć korzyści płynące z mą-

i Wschodu i Zachodu, przyciągnęli rzeszę dwóch mi-

ţów zwolenników w Wietnamie, gdy znajdował się on

. okupacją francuską. W latach pięćdziesiątych i sześć-

ţątych potrafili posłać w bój wielotysigczną armię.

eństwo Vailala” po raz pierwszy dotknęło Papuę

samym roku, w którym powstał Cao Dai. Duchy

ţ ów zapowiedziały raj: bogactwo w postaci ładunków

_ jskich statków dla tych, którzy odrzucą zachodnią

życia. Podobny kult cargo pojawił się na Vanuatu pod

ią ruchu „Jon Frum”. Po raz pierwszy wystąpił w la-

ţ ţ'zydziestych i po dziś dzień odżywa od czasu do cza-

z sprowadza się do oczekiwania na powrót mesja-

48

49

RELIGIE

AUTORYTARNI GEŃI USZf:ů sza Jona Fruma, który rozdysponuje dobra, wypędzi bia-tych i przywróci religig opartą na fundamencie orgiastycz-nego seksu.

Chcąc stawić czoto niewątpliwej stagnacji glównych reli-gu w rozwiniętym świecie, ich liderzy próbują przekonać nas, że nie jest tak źle, i przedstawiają raporty dotyczące ekspansji ich religu w Afryce i wschodniej Azji. Jednakże wiele placówek misyjnych w tych regionach znajduje się w rękach radykalnych sekt lub też niekompetentnych ewan-gelizatorów, którzy porzucają tradycyjną kulturę i wysta-wiają zaskoczonych cztonków kongregacji na pokusy syn-kretyzmu. Na tym niepewnym i dziwacznym gruncie trudno stanowczo stwierdzić, jak rozprzestrzeniają się tam islam i chrześcijaństwo. Kościól katolicki zmuszony byt odciąć się od pewnych swych „przedstawicieli”, takich jak: Legion Maryi w Kenii - tam mieliśmy do czynienia ze ztowrogimi egzorcyzmami i orgiastycznym kultem; grupa z Zambii związana z kaptanem-uzdrowicielem Emmanuelem Milingo, który- w rezultacie sam stat się obiektem kultu; ruch Deima z Wybrzeża Kości Stoniowej, odrzucający Biblię i kierowany przez kobietę-księdza. Jeżeli chodzi o ruchy pozostające na obrzeżach protestantyzmu, to w tym wypadku mamy do czynienia z wyraźnym rozluźnieniem dyscypliny Rozbieżno-ści są większe, czasami tajemnicze, a niejednokrotnie koń-czyty się rozlewem krwi. Często spotykana wizja zsekulary-zowanej Europy nawracanej pewnego dnia przez kraje dziś nazywane Trzecim Światem, to zupetnie pociągająca i praw-dopodobna perspektywa; aby jednak mogta się urzeczywist-nić, owe beztroskie spoleczeństwa powinny być bardziej zdy-scyplinowane niż w chwili obecnej.

Ci misjonarze z wyimaginowanej przysztości prawdo-podobnie nie staną w obliczu świeckiego spoieczeństwa.

O ile bowiem gtówne religie świata mogą na rozwiniętym

Zachodzie zaniknąć, to gtęboko zakorzenione pogaństwo

może przetrwać podobny kataklizm. Lokalne i ludowe reli-

gie byiy, jak się wydawato, szczególnie narażone na unice-

stwienie z powodu istnienia wszystkich tych wspótczesnych

trendów. Okazato się jednak, że posiadają one zdurniewają-

50

ţ ee siły pozwalające im przetrwać. W rezultacie nie znikty,

mimo trwających cate wieki nacisków. Historię ostatnich

500 lat chrześcijaństwa można przedstawić jako zakońezo-

ną niepowodzeniem walkę prowadzoną przez pobożnych

w celu wyeliniinowania lokalnych tradycji, zwalczania po-

pularnych przesądów i lansowania religii uniwersalnej. Po-

dobne kompromisy zawierają dziś z lokalnymi wierzeniami

wspótczesna nauka i medycyna, które uświadomity sobie,

że przychodzi im dziatać niejako równolegle z nie dajţcymi

sig wykorzenić uprzedzeniami i priorytetami. Wspólczesna

Japonia to kraj o „niezwykle rozwiniętej technnlogii”

shinto. Ale nie przeszkadza to temu, że komputery mogą

być nawiedzane przez duchy wywodzące się z religu shin-

toistycznej, a wybudowany ze szkla i stali biurowiec jest

zwieńczony świątynią boga-lisa Inari. Farmaceuci mogą

zwalczać lekarstwa budzące fanatyczną wierność u tych.

którzy je zażywają mogą też wykorzystywać te leki. tlpra-

wiający medycynę konwencjonalną lekarze niejcdnokrotnie dzielą pomieszczenia ze znachorami i zielarzami, których prywatnie uważają za hochsztaplerów lub szarlatańów.

Niektórzy lekarze wspótpracują dziś z uzdrowicielami.

Wydaje się to równie przykre dla wtaściwie rozumianej na-

uki, jak i wtaściwie rozumianej religii. Na pewnym pWzio-

mie leczenie za pomocą wiary jest reliktem przednaukowej

diagnostyki, zgodnie z którą ehoroba byta następstwem

grzechu. Na innym - jest jak modlitwa w inteneji wylecze-

nia choroby. Stanowi wówczas poddanie się wszechpotężnej

woli Boga, wobec którego wierny przypomina karmione

piersią, niewinne niemowlę. Maurice Cerullo byt kaptanem-

51

RELIGIE

wpiywać na nią za pomocą magii; albo przez umiejętnie od-

; prawione obrzędy wywołać cud.

Religia ludowa - mimo że w umysiach większości ludzi

j jest kojarzona z prymitywizmem - przetrwa wiek urbaniza-

I cji i udoskonaleń postindustrialnej ekonomii.Stary ani-

mizm jeszcze nie umari,nowy zdaje się już krążyć.Ludzie

wierzą w fizyczne istnienie aniołów i demonów,których to

istot nie można rozpatrywać w oderwaniu od natury i któ-

re roztaczają opiekę bądź też narażają na niebezpieczeń-

„:ţţ stwo wszelkie ludzkie przedsięwzięcia.Japońscy wyznawcy

ţ Nowej Sekty Shinto,utrzymujący,że w ich przesyconym

,ţ' technologią środowisku roi się od bogów,prezentują z całą

, pewnością postawę typową.W tradycji hinduskiej,zgodnie

ţi' z którą człowiek zajmuje w hierarchii stworzeń -jako ostat-

ni etap reinkarnacji - miejsce szczególne,ludzka supre-

macja jest potwierdzana w sposób bardzo enigmatyczny.

Formy życia inne niż ludzkie są traktowane z peinym sza-

I cunkiem,w duchu podobnym do tego,co dziś nazywamy

mianem giębokiej ekologii; nie chodzi tu bynajmniej tylko o

ţ ochronę środowiska i przeciwdziaianie jego lekkomyślnej

` dewastacji.Idzie o to,by przyrodę traktować w kategoriach

świętości.Pewien misjonarz występujący na kartach książ-

ţ ki E.M.Forstera Droga do Indii przyznaje że maipy są

ţţţ w stanie odczuwać chwile kolektywnej rozkoszy.”A co

z owadami,pomarańczami,kryształami i biotem”? - pytali

misjonarza bramini.Naukowcy,którzy wyobrażają sobie,

że świat mógi powstać na skutek chemicznego trafu,nie po-

winni mieć nic przeciwko rozpatrywaniu krysztatów w ta-

ţ kim wiaśnie kontekście.

I I

Mówiąc o przetrwaniu ludowych religii,należy pamiętać

II o jednym ważnym wyjątku.Zakrawa na ironię,że choć

religie te mają szansę na przetrwanie w wielkomiejskiej

Iţ dżungli,jednocześnie są skazane na zagiadę w środowisku,

ţ, z którego wyrosiy.Skończyły się czasy wyizolowanego barba-

I,I rzyństwa.Plemienne sposoby życia,charakterystyczne dla

, epoki lodowcowej,dżungli,jaskiń i pustyń,zanikają.O ich

ţ zagiadzie przesądzają tartaki,platformy wiertnicze,misje

i masakry.Ich wrogiem jest postęp.Tak jak zagrożone ga-

52

AUTORYTARNI GENIUSZE

tunki i zbyteczne kościoły tak żyjący na skraju świata lu-dzie staną się celem ochronnych zabiegów, co zwiastuje w najbliższej przysziości peiny zanik autentyczności. Nawet jeżeli jakaś wspólnota zwalczy pierwszego wirusa przynie-sionego przęz misjonarzy i antropologów, to w diuższej per-spektywie nie będzie w stanie oprzeć się kulturowej zarazie. XX wiek pod względem badawczym jest zupeinie wyjątko-wy. Niezwykia różnorodność ludzkich wspólnot znajdują-cych się na różnych etapach przemian tworzy niepowtarzal-ną mozaikę. Żyjemy w unikalnym, ogromnym laboratorium rodzaju ludzkiego niszczonym przez proces wymiany kul-turowej, który zachodzi w całym świecie.

RELIGIE

Rozdział 7

Demony dostatku

Mimo że wbrew przekonaniom Iudzi aMsolutnie areligijnych )lrdOw'e religie przetrwają—tak jak to się dziato zawsze - to „wielkie wiar-y'ţ stoją wobec najpOważniejszego zagrożenia ze strOriy wrogich trendów. BatwOchwalstwo dobrobytu i eltuţlOw'iecznOści odciąga niektóryeh ludzi od wiary. Inni ulćţgają ilr.rzji, że nauka zastąpi religię. Zarówno prawdę, jak i ţ,ţiarę zalewają fale seeptycyzmu, relatywizmu i anomii. R<7zpatr-zmy kOlejnO wszystkie te źródta zagr-ożeń.

I'rrede wszystkim warto przyjrzeć się problemom zwią-zanym z dObrObytem. f'omim0 pOwiększających się różnic w dOchodach, faktem jest, że większOści osób powodzi się cOraz lepiej. Religie będą więc musiały szukać dróg dotarcia e1o ludzi cieszących się dostatkiem. Masy -jeżeli będą tego chciaty =- stać będzie na znaeznie bardziej skuteczne opiaty. r,-azes. że dobrobvtjest wrogiem wiary, znakomicie ilustru-je przy'pOwieśe o wielbłądzie przechodzącym przez ucho żgżclne: tu i teraz bOgaci mogą zagwarantować sobie szczę-;cie =- jaki więc scns mtr zawracanie soMie głowy przyszło-ścią' Ubóstw0 jednak mOże mieć równie niekorzystny w:plţţw rra pobOżnOść. Burezenie w brzuchu może sprawić, że pewne srrbtelne dźwięki bFdą dla naszych uszu nie-uchwytne. Aby myśleć o żyeiu p0 życiu. trzeMa móc kupić choć trOi:hę wolnegn czasu rra refleksję. Kiedy już jesteś pew'nv sweg0 rniejsca ż przys7tOśeż na tym świecie, wtedy tnOże,z spędzić czas na kOntemplacji, której przedmiotem jest inny awiat.

Ale clrociaż cnota rrbóstwa byta w śr-edniOwiecznym Ko-

śeżde chw-alOna. a każdy bOgaţz w chwili śmierci zwrtrcał się

iliţ ł,azarza, statystyki dowodzą, że większOść świętych po-

chodzi z bOgatych rOdzin. Alexander MLrrray przeprOwadził

badania na ten temat: przeanalizował sto przypadków z oki-esu pomiędzy 900 a 1500 rokiem i doszedł do wniosku, że tylko dziesięciu świętych z tej setki można było zaklasy-fkować jako „urodzonych w rodzinie niewyróżniającej się bogactwţn bądź pózycją społeczną”. Ale nawet spośród tych dziesięciu przypadków niektóre mogły budzić wątpli-wośei: Katarzyna Sieneńska byta córką farbiarza, którego dziś określilibyśmy mianem podrzędnego kapitalisty; Piotr Damian był, eo prawda, świniopasem - ale zajęcie to trak-towai raczej jako pokutę niż jako sposób zarabiania na ży-cie. Średniowieczni hagiografowie twierdzili, że Vincent Ferrer był szlachetnie urodzony. Wulfric z Hulsebury, który zmart w 1154 roku, w okresie młodości zwykł byłjeździć na polowania z kieszenią wypełnioną srebrnymi monetami, które rozdawał żebrakom. A kiedy został pustelnikiem, po-zostawił u swego boku służącego.

W naszych czasach trudno o podobne przyktady. Czas

wolny, jakim dysponują członkowie bogatych społe-

czeństw wspótczesnego Zachodu, poświęcają tandetnym

rozrywkom, bezmyślnemu dogadzaniu własnym słabost-

kom i pogrążaniu się w nieznośnym próżniactwie. Nie ma

mowy o rozmyślaniach o naturze żyeia, śmierci czy

wszechświata. Większość ludzi woli za swoje pieniądze ku-

pować życie pełne wrażeń, nie zaś myśli. Większość ludzi, którzy myślą o transcendencji, staje się ofiarami współcze-snych przesądów bądź godnych pogardy kultów i sekt. Jodnakże duży wzrost zamożności społeezeństwa rnusi prowadzić do niewielkiego choćby ożywienia intelektual-nego, które jest warunkiem koniecznym odrodzenia się prawdziwej pobożności.

Dobrobyt może rzeczywiście zagrozić religii. Stanie się

Iak, jeżeli sam przekształci się w quasi-religię - now formţ

. Dzieţe się tak wted d robienie zaku ów sta-si rodzinn m r tuatem zast uţ c m rawdziw wiarę;

` ted rze 1 danie otrz m wan ch za pośrednictwem

` poczty katalogów zastępuje wspólne czytanie Bibliiů ţ d

ra - yţne na te ewrzyjnym ekranie i na kartach

u:

fj

RELIGIE

DEMOfVY DOSTATKU

telewizor i wieża hi-fi zajmują w domowej świątyni miejsce wyjątkowe i uprzywilejowane; gdy zapał religijny przemie-nia się w gorliwość robienia pieniędzy, a sobkostwo i doga-dzanie samemu sobie wypiera miłosierdzie.

Długowieczność to kolejny z dwulicowych bogów. To

przygnębiająco przewidywalny fakt, że ludzie stają się reli-gijni dopiero w obliczu śmierci. Poprzez odsuwanie śmierci współczesne spoleczeństwa potrafią dłużej trzymać ludzi w objęciach świeckiego myślenia. Starsi ludzie skłaniają się jednak ku Bogu. Ich wzrastająea liczba sprawia, że kongre-gacje powiększają się. Długowieczność stanowi jednak real-ne zagrożenie wtedy, gdy sama staje się przedmiotem kultu. Przedkładanie doczesnego świata nad ten, który ma dopie-ro nadejść, kusi nowych bałwochwalców do obscenicznych działań z pogranicza makabreski, medycyny i fantazji na-ukowej. Ich owocem mogą być postacie takiejak owa dziw-ka opisana przez Swifta, która idąc do łóżka, zdejmowała z siebie wszystkie pożyczone dodatki i w końcu pozostawa-ła sobą: odrażającą, bezzębną staruchą ze zwiotczałymi piersiami.

Sceptycyzm i relatywizm również wywołują skutki, na które można patrzeć dwojako, powodują one bowiem re-akcję religijną. Najgorszym dla religu momentem był krótki okres na Zachodzie - w XVIII i XIX wieku - kiedy to nauka zaczęła określać Boga jako „zbędną hipotezę”. W chwili obecnej nowe i wskrzeszone formy sceptycyzmu czynią wszelkie twierdzenia niewiarygodnymi - włączając w to naukowe i będące owocem świeckiego racjonalizmu.

Wiara odzyskala więc swą pozycję, gdy zarówno to, co wi-

dzialne, jak to, co niewidzialne, stało się jednakowo niepew-

ne. Żyjemy w cywilizacji wyczerpującego się zaufania, kie-

dy już niczego nie można być pewnym. Potężna naukowa

kontrrewolucja XX wieku przewróciła do góry nogami

uporządkowany model wszechświata, ten, który byl naszym

dziedzictwem. Zamiast niego otrzymujemy niespójny, chao-

tyczny rnodel, złożony z elementów, które do siebie nie pa-

sują - przypomina on obraz kubistyczny. Filozofia stopnio-

wo traci zaufanie do wszystkiego, co wcześniej wydawało

56

sig pewne. Logika, niegdyś strażniczka prawdy, została

sklaśyfikowana jako niedoskonały system. Język - kiedyś

gwarantujący znaczenie - został zredukowany do roli środ-

ka „nie-porozumienia”. Egzystencjalizm zniszczył wiarę

w przedţniot; dekonśtrukcjonizm zaś wiarę w podrniot. Jest,

być może, czymś paradoksalnym, że ten przypominający

zwierciadło świat stanowi miejsce, w którym religie mają

szansę znakomicie się rozwijać. Ze wszystkich tradycyjnych

źródeł pewności wiara jest najprawdopodobniej jedynym,

które opiera się niszczącemu działaniu wirusów współczes-

ności. Najbardziej zdumiewający widok rozpostarłby się

przed naszymi oczami, gdybyśmy mogli zajrzeć do środka

obozu najzacieklejszych wrogów religii: naukowych mate-

rialistów

RELICţItś

Rozdział 8

Współudział nauki

Boga jest tatwo umieścić gdzieś w kosmosie. Dla religii prob-lemem jest raczej to, gdzie w tym kosmosie umieścić czto-wieka. Przewidywania, mówiące o tym, że będziemy mieli do czynienia z zamieraniem religii, opierają się na fatszy-wym sposobie odczytywania historii, zgodnie z którym religia należy do antropoeentrycznej wizji wszechświata. Wedle tego toku rozumowania, religijny punkt widzenia za-ktada, że wtaściwie wszystko zostato stworzone dla nas, a ludzie zajmują szczególnie uprzywilejowaną pozycję w boskiej hierarchii bytów. Z naukowego punktu widzenia istnienie takiego wszechświata jest zupetnie niewiarygodne. W związku z tym istnienie religu jawi się jako bezcelowe.

Momentem przetomowym byto odkrycie Kopernika. To on sprawit, że w powszechnej świadomości nasza plane-ta przestata już znajdować się w centrum wszechświata. Po wszystkich następnych odkryciach astronomicznych względne wymiary naszego miejsca zamieszkania zmniej-szaty się, a znaczenie naszego globu podlegato dalszej margi-nalizacji. Nawet na samej ziemi ludzie zaczęli postrzegać siebie z mniejszym poczuciem wyższości w stosunku do in-nych ziemskich stworzeń. Nasza wspólezesna wiedza na te-mat wieku naszej planety czyni z epoki dominacji rodzaju ludzkiego okres śmiesznie krótki. By poslużyć się porówna-niem Stephena Jaya Goulda, proporcje są takie, jak skraw-ka obciętego paznokcia do wyciągniętej ręki króla. Arogan-cja, z jaką jeszcze do niedawna ludzie podchodzili do natury, powoli zanika. Teraz zaczynamy postrzegać samych siebie jako jednego z partnerów w skomplikowanym eko-systemie naszej planety. Można powiedzieć, że sami siebie wypędziliśmy z każdego raju naszej wtasnej konstrukcji.

O ile w swoim czasie z zamiłowaniem naginaliśmy natu-rę do swoich celów, o tyle teraz zaczynamy uwzględniac; jej potrzeby, i widzieć ją tak, jak -= wyobrażamy to sobie =- wi-dzieli ją nasi praprzodkowie: jako czcigodną matkę, której należy śţ szacunek, ó którą należy dbać, którą należy roz-pieszczać i dla której jesteśmy takimi samymi dzieemi, jak wszystkie inne stworzenia. Odkryliśmy niepl-zewidywalne skutki dziatania systemów, o których sądziliśmy, że są prze-widywalne. Zapaliliśmy kilka pochodni, które pozw,alają nam rzucić okiem w zakamarki wszechświata. W świetle zgasty oczy kosmicznego zegarmistrza. W świecie, który zmierza donikąd, nie ma miejsca na opatrzność. Wszyscy jesteśmy stabymi, o arzonymi rot im życiem istotami, osadzonymi na kawatku skaty zatopionym w chaotycznym bezmiarze wszystkiego. To miejsce, które nie zastuguje na troskę żadnego boga.

Wbrew temu, o czym byta powyżej mowa, w moiin

mniemaniu przewidywania, że religie ulegną zagiadzie, są żasadniczo btędne. Religia nie powstaje jako odbieie upo-rządkowanego wszechświata, lecz jest reakcją na chaos = próbą radzenia sobie z zamętem. Nigdy z równym zapa-miętaniem nie czczono taskawego bi,stwa, jak w spote-czeństwie średniowiecznych chrześcijan. To praw da, że wówczas wszysey mieli geocentryczną wizję wszeehświata; wokót Ziemi krążyty Stolice i gwiazdy. Ale btędem bytoby przypuszczać, że „średniowieczny umyst” budowat wizję kosmosu wokót cztowieka. W centralnym miejscu catej kompozycji znajdowat się Bóg. Nasz świat byt wobec nie-ba malutki, staby. Czas—wobec wieczności - omalże stat w miejscu. Ta część wszechświata, którą zamieszkiwali budzie w swym życiu doczesnym, znajdowata się w nie-wielkim rogu catej boskiej kompozycji, tak jak to przed-stawit iluminator trzynastowiecznej francuskiej Biblu. ţiemia wraz ż firmamentem to tylko niewielki krţżek jak kłaczek ztapan w szez cz -i. Teraz owraca do nie okorneţ wizţi—ze ehni t c;h na maI- ines. A1e dzi-: ţi temu pozostaţe w ieţsca dla iţ Boga.

58

59

RELIGIE

Tylko w zwartym i zrozumiałym wszechświecie, takim ja-kim dawniej widzieli go naukowcy, Bóg był „zbędną hipo-tezą”. Kiedy wydawało się, że wszechświat jest zrozumiały i że można nim sterować, ludzie mogli mieć nadzieję, że go zrozumieją i nim pokierują. Teraz już tak nie jest. Odkąd ujawniono jego bezrniar, naukowcy stanęli przed wyzwa-niem, któremu nie byli w stanie podołać. Dzieło stworzenia na obu swoich krańcach stało się niedostępne dla badań: ogrom wszechświata przerasta ludzkie możliwości pojmo-wania, zaś cząsteczki, z których jest on zbudowany, są tak małe, że nie można ich sobie wyobrazićţt'Vszystko, co jest dostępne naszym zmysłom, to wąski obszar usytuowany gdzieś pomiędzy nieskończenie wielkim a nieskończenie małym. Długo pokutowało złudzenie, że kosmiczny porzą-dek świadczy o tym, iż jest dziełem rąk Boga. Jeżeli Bóg istnieje, to z pewnością zadbał o to, by niełatwo było prze-niknąć Jego intencje. Wyłaniająca się zewsząd widoczna bezcelowość właśnie dlatego, że jest tak niezrozumiała, mo-że być odczytywana jako boska. Właśnie w ten sposób prawdziwie boska inteligencja mogła stworzyć świat: aby zbić z tropu całą ludzką inteligencję.

Nie podważając już religu, nauka wzmacnia nawet jej

atrakcyjność. Teoria Wielkiego Wybuchu przekształciła

naukowców w kreacjonistów: czas, przestrzeń, energia i ma-

teria miały mieć jeden wspólny początek. Teoria ta nie-

koniecznie musi być traktowana jako dowód na istnienie

Boga i celowego aktu kreacji. Teoria Wielkiego Wybuchu

jest tylko jednym ze sposobów matematycznej interpretacji

niektórych obserwacji współczesnej fzyki. Jeżeli nawet wy-

liczenia te będą w pełni zrozumiałe i prawdziwe, to ideę, że

wszechświat rzeczywiście powstał na tej drodze, trudno by

było pogodzić zarówno z materialistyczną jak i metafzycz-

ną interpretacją tego zjawiska. Jest to jednak przykład, któ-

ry ilustruje, jak metafizyczne spekulacje i empiryczne obser-

wacje zdają się do siebie przybliżać. Cząsteczki o wielkości

ułamka centymetra sześciennego z ogromną ilością zer po

przecinku wciąż są elementem materialnego świata, albo

przynajmniej, w całkiem uprawniony sposób, mogą się sta-

WSPÓŁUDZIAŁ NAUKI

rać za takie uchodzić. Aby prześledzić ich ruch, fizycy spraw-dzają oddziaływanie na siebie cząsteczek przy pomocy ładun-ków elektrycznych i fal. Ale nawet to okazuje się niewystar-czające. Cząsteczki wciąż przemieszczają się w niemożliwy do przewiţZeţia sposób. Siły o których mówili tradycyjni metafizyey - wola Boża, energia stworzenia, wszechmoc Boga, demony i duchy nie są, jeżeli chodzi o praktyczną stro-nę zagadnienia, tak znowu różne od tych postulowanych przez naukę - z wyjątkiem tego, że owe siły obdarzone były świadomością i celowością. W obecnej chwili naukowcy, którzy drwią sobie z istnienia duszy, traktują świadomość jako uboczny produkt chemicznych i elektrycznych reakcji zachodzących w mózgu. Celowość i chaos - zaczynają zna-czyć to samo. Oba te określenia to metafory, które wypeł-niają przestrzeń pomiędzy materią.

Nauka kwantowa nie jest metafizyczna, może natomiast dać mistykom poczucie zadowolenia. Wir elektronów stał się dla pewnego fizyka zrozumiały, kiedy siedząc na kalifor-nijskiej plaży uświadomii sobie, że przypomina on taniec Sziwy Jak to określił Daţid Grif3fin, nauka była odczarowy-waniem lub przynajmniej przygotowaniem do odczarowy-wania - za pomocą holizmu i niepewności - dróg spóźnio-nego wyjaśnienia sobie, że istnieją ograniczenia, jeżeli chodzi o jasną interpretację świata. Pogodziliśmy się już z tym, że istnieją wyniki, które przyjmujemy jako godne za-ufania, choć nie możemy ich obiektywnie sprawdzić, a tak-że wiarygodne eksperymenty, których się nie da powtórzyć. Jesteśmy oswojeni z ruchami, których nie da się zmierzyć, i ze zdarzeniami, których nie jesteśmy w stanie odtworzyć, z przyczynami, których nie potrafimy wyśledzić, jak rów-nież ze skutkami, których nie można przewidzieć. Wizja świata, uznawana dziś za naukową, niejestjuż sztywną, ma-terialistyczną wizją. Naukowcy, którzy temu zaprzeczają, są staromodni. Maszyna zrodziła ducha.

60

RELIGIE

Rozdział 9

Dziecinne samozadowolenie

Szacunek dla metafizyki pozwala odeprzeć ataki na religię ze strony dociekliwych naukowców, lecz nie gwarantuje jej przetrwania w tradycyjnej formie. W zatomizowanych, po-zbawionych korzeni wspólnotach, które przejawiają coraz mniej szacunku dla autorytetów i w których mamy do czy-nienia z gwaltownym pomieszaniem wartości - ruchy reli-gijne mogą zostać calkowicie zastąpione przez „osobistą wiarę”. Zanim odrzucimy tę tezę jako niedorzeczną i poża-lowania godną wizję przyszlości, powinniśmy przypomnieć, że od czasu do czasu wielcy geniusze wymyślali dla samych siebie religie, których nikt, co prawda, nie wyznawal, ale które wszyscy mogli szanować. Dwa przyklady, które nada-dzą się tu znakomicie, to Blake i Spinoza.

Wiar-a Spinozy byla na tyle dziwaczna, że zarówno chrześcijanie, jak i Żydzi traktowali go jako apostatę, a wie-lu innych - przywiązanych do tradycji - wręcz za ateistę.

Bóg w ujęciu Spinozy byl tak wszechogarniający, że wizja ta

wytrącała wszelką broń z rąk krytyki. Wedlug Spinozy, Bóg

i natura byly nazwami dla wiecznej wszechogarniającej sub-

stancji, w której zawarte są wszystkie - postrzegane jako

oddzielne—byty. Doktryna o nieśmiertelności duszy jest

o tyle prawdziwa, o ile indywidualne dusze rozpatrywane są

jako aspekty lub cząstki nieskończoności. Nieskończoność,

jak mawial Spinoza, nie jest rozciągliwa. Nie może być ni-

czego ponad to, co jest nam dane, a zatem czegoś takiego,

jak wolna wola czy „możliwe światy”. Wszystkie rzeczy to

cząstki wielkiej sieci. Zlo to iluzja bytów, które niezdolne są

po,jąć tego, jakiej calości stanowią część. To „cisza powodu-

jąca dźwięk”. Ćzasjest taką samą iluzją. W wieczności, któ-

rą wypelnia Bóg, nie ma czegoś takiego, jak następujące po

62

sobie momenty, jest tylko jeden moment rozciągający się na calą wieczność. Spinoza mawial, że wierzy w Boga miłości. Wszystko, co istnieje, jest wszakże częścią Boga, tak więc Bóg nie ma do kochania nic poza samym sobą. Ten sposób przedstţwienia sprawy byi absolutnie nie do przyjęcia dla tradycyjnie myślących chrześcijan.

ţ Blake patrzyl na rzeczywistość w podobny, holistyczny

sposób, ale na swoje potrzeby stworzyl religię tak szczegól-

!; ną, że nikt poza nim samym nie mógl się w niej rozeznać.

ţţ: Wciąż nie można żnaleźć w pracach krytycznych na temat

Blake'a wyjaśnienia, które mialoby sens, a jednocześnie nie

naruszalo intencji pisarza. Jako artysta, Blake miai wielką

jasność wizji, ale faktem jest, że swoją duchową wędrówkę

rozpocząl, mając niezly zamęt w glowie. Jasność jego widze-

nia byla niezmącona, a na jego sposób myślenia nie wplynę-

ly uprzedzenia związane z formalną edukacją. Dzięki temu

mógl bez trudu być oryginalny. Blake byl dziedzicem pew-

nych doktryn powstalych w sektach dzialających na obrze-

ţ żach radykalnego protestantyzmu. Doktryny te glosily, że

Bóg wycofal się ze świata, zakazywaly odprawiania nabo-

żeństw, a rozum uważaly za dzielo szatana. Blake byl rów-

nież oczarowany postacią Emanuela Swedenborga - innego

; mistyka i twórcy indywidualnej religii, który miewal wizje

;ţi i rozmawial z duchami. Z mieszaniny - powstalej na funda-

mencie obszernych lektur i wizji - wylonii się jego wlasny

system. Widzialny świat rozumial wystarczająco dobrze, aby

wiedzieć, że bez ducha jest on niepelny. W każdym czlowie-

ku czcił zamieszkującego w nim Boga i przeczuwal jedność

przenikniętej boskością ludzkości. Tę powszechną świętą za-

eadę często określal terminem „Jezus”. Ale gdy pytano go,

kitn byl Jezus, odpowiadal: „Synem Bożym, tak jak każdy

ţ inny czlowiek”. Niezwykla intuicja sprawila, że Bóg w ujęciu

ţ ` Hlake'a byl dzielem sztuki, przedmiotem wizji i owocem

paetyckiego geniuszu. Akt stworzenia świata przez Boga

, ţ Blake jednakowo czcil wszystkie religie i ich nienawidzil,

;'; ţl.e wyznawal tylko swoją wlasną. Zazwyczaj taka postawa

63

RELIGIE

prowadzi do wiary egotycznej - i w rezultacie człowiek sam staje się swoim idolem. W przypadku Blake'a wszystko skończyło się szczęśliwie. Jego wiara dała mu prawość, której się nigdy nie sprzeniewierzył, skromność, której nie zdradził, i dobroć, która promieniuje ze wszystkich jego prac. Miłosierdzia nie starczało mu tylko dla politycznych tyranii, pedantycznego intelektualizmu, społecznej nie-sprawiedliwości i zinstytucjonalizowanej religii. Niektóre z jego najbardziej szalonych pomysiów zaowocowały naj-wspanialszymi dziełami sztuki. Jego wiara w to, że pierwot-ną ojczyzną Żydów była Anglia, zaowocowała poematem .lerusalem. Stworzenie Adama przez Elochima to wspania-ły obraz. Cztery tajemne „zasady życia”, odkryte przez Blake'a, stały się materią, z której stworzył swą wysublimo-waną mitologię.

Trudno jest podważać szacunek, jakim ludzie darzą ge-niuszy - takich jak Blake czy Spinoza. Nic dziwnego, że da-ją im prawo i możliwość, aby wymyślali własne religie. Jed-nak większość „indywidualnych” religii tak naprawdę nie jest religiami. Określanie ich tym mianem to maskowanie pobłażliwości wobec samego siebie. „Religia” przebóstwio-nej ludzkości to zazwyczaj narcyzm zamaskowany pod postacią wielkoduszności. Kult „w pojedynkę”, bez możli-wości współuczestnictwa innych osób, stanowi wyraz zrytualizowanej arogancji. Religie „indywidualne” to zwykle udawanie: jeżeli są zrozumiałe, mogą mieć współwyznaw-ców; jeżeli nie są zrozumiałe - są prawdopodobnie nonsen-sem. W najlepszym razie ci, którzy twierdzą, że mają „wła-sne” religie, czynią tak z lenistwa - nie chce im się wymyślać obrzędów czyli wyrafinowanych doktryn. Wiara w to, co się lubi, jest odmianą robienia tego, co się lubi. Egotyzm spo-tykaliśmy od zarania dziejów.

Stoimy wobec przyszłości, w której coraz więcej obda-

rzonych wątpliwymi zdolnościami i pobłażających sobie lu-

dzi będzie wyznawać swoje własne religie, myśląc przy tym,

że są mądrzejsi od świętych oraz doktorów Kościoła. Su-

biektywizm panujący na Zachodzie przez trzysta lat wy-

zwolił w poszczególnych jednostkach niczym nieusprawiedli-

DZIECINNE SAMOZADOWOLENIE

wioną dum. Ws ółczesna kultura ceni samouświęcanie się ţ dnostek, owoduţ c, że poczucie własneţ wartosci - tore powinno być potępione jako grzeszne - staţe się obrem pó-żądanym. Jednym z najważniejszych celów współczesnego doradztwa -. terapu i nauczania -jest wyelirninowanie z nas wszystkich odczuć, które czyniły nas lepszymi: nieehęci do samych siebie, poczucia winy, tłumienia pragnień, akcepta-cji cierpień, rezygnacji wobec bólu, samoponiżenia, samo-zaparcia i szacunku dla spraw innych ludzi. Największe szczęście, zgodnie z tą wizją życia, polega na tym, że jego ofiary popadają w obojętność cechującą dobrze odżywione zwierzęta. Prawdziwe szczęście to jednak coś innego - to wieczny niepokój wypływający z uświadomienia sobie wiel-kiej niedoskonałości, niepokój, który można osiągnąćjedynie w rezultacie męczącego „dialogu z obowiązkiem”. Wyznaw-cy religii indywidualnej zawierają diabelski pakt, by dosto-sować się do rosnących wymagań.

Większość religii „indywidualnych” to nonsensy - szcze-

gólnie teraz, gdy głupota została uświęcona przez post-

modernistyczną doktrynę, zgodnie z którą czyjakolwiek

opiniajest równie dobrajak każda inna. Ludzie, którzy mó-

wią że wierzą w Boga, ale nie wierzą w nauczanie tradyćyj-

nych religii, rzadko kiedy są w stanie w logiczny sposób dać

wyraz temu, w co wierzą. To jest gorsza forma egotyzmu,

która wywyższa swój własny punkt widzenia tylko z tego

powodu, że jest on własny. Ludzie, którzy twierdzą, że ni-

gdy nie uczestniczą w zbiorowych aktach religijnych, ale mi-

mo to czczą Boga na swój własny sposób, rzadko mają po

temu inny powód niż własne lenistwo czy kaprys. ,

64

ţ J /ţ

,ţţ ţs ţ l ţ ţ, J. J

Qţoi eu Q

,ţ rawţAţ

Rozdział 10 ţ ţ

Perspektywa zaniku

Kiedy religie czują się silne, zwalczają się nawzajem. Kiedy są słabe - jednoczą się przeciw wspólnym wrogom. Przy-glądając się poczynaniom współczesnych przywódców reli-gijnych, nie można się oprzeć wrażeniu, że są owiadnięci pragnieniem odsunięcia na bok dzielących ich różnic i pod-kreślenie tego, co ich łączy. Pierwsze próby zjednoczenia wierzących do walki z sekularyzacją podjęto, gdy zagroże-nie ze strony naukowego materializmu było najsilniejsze. Inauguracyjne spotkanie Światowego Parlamentu Religijne-go odbyło się w Chicago w 1893 roku w opustoszałej świą-tyni konsumpcjonizmu: Quincentennial World Fair. Celem spotkania było zademonstrowanie prężności wiary w dobie naukowych drwin. Broniono katolickiego systemu wartości i kosmologii, w której jest miejsce dla Boga, poprzez powo-tanie struktury, której celem było przeciwstawienie się hu-manizmowi i materializmowi. Vivekananda stał się najważ-niejszą postacią tego spotkania, głosząc ideę swojego guru, zgodnie z którą wszystkie religie czczą tego samego Boga pod różnymi imionami. Do tego samego wniosku doszedł już znacznie wcześniej William Blake, dla którego punktem wyjścia było chrześcijaństwo; ideę tę uznawali także wy-znawcy bahaizmu powstałego w obrębie islamu szyickiego, a nawet trzynastowieezny cesarz mongolski, wyrosły w tra-dycji szamanizrnu, który na swym dworze trzymał duchow-nych muzułmańskich, buddyjskieh i chrześcijańskich. Wizja chana Mongkego dotycząca jedności religii była niezwykle obrazowa. Twierdził on mianowicie, że wszystkie religie to palce jednej dłoni.

Kooperacja między religiami przynosi korzyść, jaką jest

mobilizacja do tworzenia podzielanego przez nie wszystkie

RELIGIE

programu moralności w polityce. Muzułmanie i katolicy mają wspólny powód, aby działać na rzeez ustanowienia prawnych barier zakazujących aborcji, a także w sprawie oddłużenia Trzeciego Świata. W Stanach Zjednoczonych baptyśţ i katolicy współpracują ze sobą, tworząc wspólny tront na rzecz nienaruszalności życia i w obronie wartości rodziny.

; Niebezpieczeństwo tworzenia podobnych programów

4ţ5 pod pozorem konwergencji poszczególnych religu jest dwo-

„ jakiego rodzaju. Po pierwsze, jest to postępowanie nieuczci-

we, a tym samym „niewiarygodne”. Po drugie, służy tylko kanalizowaniu wrogości w nowych kierunkach. W istoeie Bóg chrześcijan jest.,taki sam”jak Bóg muzułmanów i żydów czy też hindusów i buddystów w stopniu tak niewielkim, że w ogóle nie warto o tym wspominać. Jeżeli cel wszystkich religiijest rzeczywiście identyczny, to wjaki sposób możemy go osiągnąć bez pozostaw-iania na boku wszystkich istnieją-cych między nimi różnie? Jeżeli po wygotowaniu pozostają w nich wszystkich jednakowe skladniki, to po cóż dodawa-no inne? Jeżeli wszystkie są dobre, to po co wybierać akurat tę, lub też - dlaczego nie porzucić ich wszystkich i nie wy-brać łatwiejszej drogi pośredniej do domniemanego wspól-nego kresu? Jeżeli wszelkie różnice sprowadzają się do dzie-dziny kultury, po cóż tolerujemy odrębne kultury? I co w różnych współczesnych wierzeniach religijnych, tak odle-głych od domniemanych zakładanych celów, może być uznane za prawdziwe? Jeżeli prawdą jest, że w osiąganiu wspólnego celu niektóre religie mają lepsze metody od in-nych, cóż powstrzyma pozostałe religie przed nienawiścią i przemocą - tak wielkimi i destrukcyjnymi, jak to już mia-ło miejsce w przeszłości --- gdy okaże się, że poszezególnych prawd nie da się pogodzić? Gdyby religie rzeezywiście połą-czyły się kiedykolwiek, musialoby dojść do takiego spięcia, że w jego efekcie wszystkie by się roztopiły?

Jest to działalność równie racjonalna jak każda skiero-

wana na łączenie tege,. co ongiś stanowiło jedność. Nie

rnożna rozpatrywać obiektywnie historii chrześcijaństwa,

` ` nie podkreślając, że wszystkie jego schizmy stanowią wynik

Y%

66 67

RELIGIE

pomylek i krótkowzroczności, i że nadal istnieją przeszko-dy, które uniemożliwiają zjednoczenie, a powstaly na sku-tek uprzedzeń, arogancji, niesubordynacji i zamętu myślo-wego. Byloby naiwnością sądzić, że sila napędzająca ekumenizm utrzyma się dlugo na tym samym poziomie. Ruch ten już stracil wiele ze swojego uroku dla tych, którzy najwięcej się po nim spodziewali. Wedlug niektórych kato-lików, katolicyzm posuwa się za daleko - rozcieńczając wia-rę i nie wywierając odpowiedniej presji na protestantów, którzy powinni zmienić swoje podejście. Protestanccy tra-dycjonaliści zaś boją się, że uświęcone zwyczaje i drogo okupione wierzenia rozplyną się w obawie przed spadkiern liczby wyznawców. Odwolujące się do apostolów i świętych tradycje - które kosztowaly tak wiele krwi i udręczeń - te-raz wydają się zagrożone zanurzeniem w postmodernistycz-nym kotle, którego zawartość zostala już gruntownie prze-mieszana.

Obecna sytuacja nie jest normalna. Poszczególne religie

są przecież swoimi naturalnymi wrogami. Z konieczności

konflikt między nimi zawsze nastgpowal, ilekroć dzialaly na

tym samym terenie; działo się tak z dwóch, nieuniknionych

skądinąd, przyczyn. Po pierwsze, każda religia rości sobie

prawo do tego, że jest najbliższa prawdy. Wobec tego każda

różnica stanowi znakomity pretekst do zarzucania niepraw-

dy i zarzuty te są skwapliwie rozglaszane. Po drugie, jako

zjawisko socjologiczne, każda religiajest wyrazem grupowej

tożsamości i - sądząc po gotowości do walki w jej obronie

68

PERSPEKTYWA ZANIKU

tami, szyitami i sunnitami. Religia wciąż odgrywa wielką rolę w wykuwaniu i ochronie politycznych granic, podtrzy-muje tożsamość historycznych wspólnot i odnawia poczucie odrębności - od czego zależy świadomość historycznej toż-samośEi. Należy więc brać pod uwagę perspektywę nowych wojen religijnych. W istocie nigdy nie byliśmy od nich wol-ni i nie istnieją żadne przeslanki, by sądzić, że sytuacja mo-że w przyszlości ulec zmianie.

Powszechnie uważa się, że w Europie tolerancja religijna położyla kres wojnom religijnym już w końcu XVII wieku.

A przecież żadna z weześniejszych wojen religijnych nie by-

la tak okrutna jak te, które prowadzone byly w wieku

XVIII w celu wytępienia protestantów z Cevennes. W Polsce

tolerancja charakteryzowala raczej wiek XVII niż XVIII:

mające poparcie wladz akty przemocy wobec protestantów

rozpoczęly się w 1724 roku. W 1725 roku powstaly w Euro-

pie międzynarodowe protestanckie i katolickie przymierza

W latach trzydziestych XVIII wieku wypędzenie protestan-tów z Lorraine i Salzburga odmalowane zostalo w jaskra-wych barwach w literaturze dotyczącej tego wydarzenia. Eschatologiczne marzenia wypędzonych hugenotów pomo-gły wzbudzić „entuzjazm”, który osiemnastowieczni du-chowni uważali za mocno przesadzony. Na początku dru-giej polowy XVII wieku protestanci w wielu częściach Europy przeżywali głęboki strach w obawie przed nadcią-gającą wojną, którą przeciw nim mieli wzniecić katolicy. Amerykańska wojna o niepodleglość przynajmniej po czę-ści byla wojną o podlożu religijnym. Jeszcze w ezterdzie-stych latach XIX wieku religia stala się glównym powodem wojny domowej w Szwajcarii. Duch chrześcijański wydaje się równie zdatny do kopania okopów, jak budowania mo-stów. Bigoteria spod znaku „ja nic nie wiem” w Stanach Zjednoczonych i Kulturkampf Bismarcka o maly wlos nie doprowadzily do gwaltownych prześladowań katolików.

Wojny religijne towarzyszą czlowiekowi przez calą historię:

byloby nierozsądne przypuszczać, że w przyszlości będzie inaczej.

69

RELIGIE

Uporczywość, z jaką powtarzają się te wojny, wiele mó-wi o sile religu w tym rzekomo świeckim świecie. Może to być siła, która niszczy raczej, niż buduje; która odzwiercie-dla niedoskonale rozumienie wlasnych religii przez ich wy-znawców, najwyraźniej niezdolnych do przyswojenia sobie lekcji milosierdzia, czynienia pokoju; godzenia się z losem, spolecznej wspólpracy - podkreśla natomiast wagę przyna-leżności religijnej jako źródla poczucia tożsamóści. To po-woduje, że czasem trudno odróżnić konflikty religijne od etnicznych. Wiele dwudziestowiecznych wojen ma wlaśnie taki dwoisty charakter. W Irlandii katolicy walczą z prote-stantami. Wojny religijne podzielily od niedawna niepod-legle Indie. W wojnie na Balkanach niejednokrotnie docho-dzilo do potrójnej konfrontacji: katolików, prawoslawnych i muzulmanów. W Libanie rywalizujące ze sobą partie okre-ślane są mianem chrześcijańskich, szyickich, sunnickich i druzyjskieh. W nigeryjskiej wojnie domowej poszczególne strony konfliktu także odwolują się do retoryki religijnej. Wojnę pomiędzy Grekami i Turkami komplikują różnice religijne - podobne do tych, jakie dzielą Ormian i Azerów, Rosjan i Czeczenów, Indonezyjczyków i mieszkańców Timoru. Konflikt arabsko-żydowski również w dużej mie-rze ma charakter religijny. Opór Afgańczyków wobec Rosjan także przybral formę dżilladu—świętej wojny. Mniejszości muzulmańskie wywoiują konflikty w Tajlandii, na Filipinach, a ostatnio w prowincji Xinjiang. Sikhowie w poszukiwaniu Kalistanu niemal bez przerwy znajdują się na krawędzi świętej wojny. W wojnie domowej w Gwatema-li, a także w czasie powstania „nowego Zapatisty” w Mek-syku, czynniki religijne odgrywaly ogromną rolę. Religie, które wyrzekaly się prawa do obrony, takie jak bahaizm we wspólczesnym Iranie, nie zdolają zapobiec wojnie; co naj-wyżej przyspieszają masakrę swoich wyznawców.

/ ţţ) ţţ, rţ

ţ ţ ţ G zůţ> Q ţvsţ ţ ţ,

Rozdział 11

Zmţrtwycliwstanie tradycji

Wnioskując na podstawie krótkotrwalych trendów, przy-szlość religii wiąże się z marginalnymi sektami i kultami, żerującymi na najgorszych instynktach, oraz z ruchem Nowego Kościola, skutecznego w zbijaniu pieniędzy na nie-pokojach i możliwościach, jakie oferuje „późny kapita-lizm”. Bez wątpienia zawsze będą istnieć przemijające ruchy z rodzaju tych, które są na tyle elastyczne, że potrafią prze-trwać w świecie szybko postępujących przemian spoiecz-nych. Możemy się spodziewać, że jeszcze przez jakiś czas będziemy musieli z ruchami tymi współżyć.

W dluższej perspektywie modne trendy prowadząjednak na manowce. Krótkie okresy zawsze są krótkie. Próbując przewidywać przyszlość, powinniśmy raczej brać pod uwa-gę trendy widoczne w dtuższej perspektywie czasowej oraz potrzeby, które „zwyeięzcy” w religijnej batalii będą musieli zaspokoić. Na podstawie dlugoterminowych obser-wacji możemy wyróżnić pięć glównych przyczyn wiary w przyszłości. Jak sądzę, ich skutkiem będzie wzmocnienie niektórych form tradycyjnych religu kosztem nowych ru-chów, które obecnie przemykają się przez scenę historii.

l. Niezrozumialy kosmos odstonigty przez postmoderni-

styczną naukg i filozofg, może popchnąć ludzi z powrotem

w opiekuricze objţcia nadprzyrodzonej wiary. Wielu z tych,

którzy sprzeniewierzyli się tradycyjnym religiom, padlo

ofiarą własnej ignorancji. Myślą, że wątpliwości, które za-

siaiy w ich umyslaeh wspólczesna nauka i postmoderni-

styczna filozofia, są nowe i nie sposób się przed nimi obro-

nić. A jednak tradycyjne religie w dlugim okresie swojego

istnienia zbudowaly wiele umocnień, by przeciwstawiać się

podobnym wątpliwościom, powracającym cyklicznie i wy-

RELIGIE

rażanym przez wielu ludzi w różnychjęzykach. Nowe religie, ekscentryczne sekty i kulty są zbyt płytkie intelektualnie, by usatysfakcjonować kogokolwiek - poza gromadą zapaleń-ców. Ruchy takie przyciągnąć mogą tylko takich zwolenni-ków, dla których wyjście ż zagubienia ma charakter całkiem bezretleksyjny Natomiast ludzie, którzy chcą się przygoto-wać na dialog z wątpliwościami - a nie tylko im ulegać-potrzebują owego ogromnego skarbu: refleksji religijnych filozofów rozwijanej od przynajmniej trzech tysięcy lat. A przynajmniej powinni wiedzieć, że o wszystkich podno-szonych dziś wątpliwościach było już głośno w przeszłości, a mimo to racjonalna wiara w Boga przetrwała.

2. W moralnie zdeprawowanym świecie spoleczeństwa bg-dą potrzebowaty moralnych dogmatów, a poszczególne jed-nostki apodyktycznycl: przywódców by przezwycigżyć swe zagubienie. Religie tradycyjne, które miały spore doświad-czenie w kierowaniu społeczeństwami, będą bardziej pocią-gające niż instytucje świeckie, które wikłają się w sprzecz-ności i często nie są w stanie podjąć odpowiednich decyzji. Niebezpieczne pokusy, a mianowicie skłanianie się w kie-runku religijnego faszyzmu, znajdą się w programach fun-damentalistów i wszyscy ci, którzy marzą o porządnym społeczeństwie - mniejsza o to, czy będzie to społeczeństwo liberalizmu czy też miłości - powinni być bardzo ostrożni i uzbrojeni w argumenty. Potrzebujemy przymierzy dwoja-kiego rodzaju: między przywódcami głównych nurtów religijnych a liberalnymi politykami w obronie wolności i pluralizmu; i pomiędzy religiami, aby powstrzymać wszechwładzę państwa zwłaszcza po to, by chronić podsta-wowe prawo wolności - nienaruszalność ludzkiego życia.

3. Apokaliptyczne przeczucia budzące sig w obliczu zu-chodzących zmian i stabości naszego malego świata.sprawia, że umy.sty zwrócą sig ku wieczności. Jeżeli mam rację, zbliża-nie się milenium ma niewiele wspólnego z obecnym ożywie-niem religijnym, a zwłaszcza z millenaryzmem. Ale „przy-szły szok” - efekt nagłych wiatrów - pośle załogę naszego statku głupców w poszukiwaniu windy kotwicznej. Przy-puszczenie, że zmiany będą następować szybciej i w sposób

ZMARTWYCHWSTANIE TRADYCJI

bardziej gwałtowny może okazać się fałszywe. Przez więk-szość naszej historii zmiany zachodziły bardzo powoli, a jednostajność ich przyspieszenia była mocno przesadzo-na. Gdy spojrzeć na nie z większej perspektywy niż ta, któ-ra jestţnam dana; okaże się, że będą sprawiały wrażenie zrównoważonych. Możemy powrócić do naszego normal-nego omalże bezwładu. Kataklizm mógiby nas powstrzymać na jakiś czas - rnoglibyśmy też nauczyć się powściągliwości tego typu, jaka zalecana jest gospodarkom nierozwojowym. W możliwej do przewidzenia przysziości świat jednak pew-nie pozostanie jeszcze w szoku. Szczególnie w pozbawio-nych korzeni spoieczeństwach, powstałych w wyniku szyb-kiej urbanizacji, pojawi się pragnienie powrotu do źródei. Trudno sobie wyobrazić lepsze warunki dla ożywienia i wzrostu religijnego.

4. Procesy demograficzne w rozwijającym sig świecie bg-dą sprzyjaty tradycyjnym religiom. Konserwatywna nirwa-na w świecie zdominowanym przez staruszków zwiększać będzie zapotrzebowanie na rozwój religii wyznawanych przez ludzi starej daty. Charakter wielu groźnych ruchów spod znaku Nowego Kościoia można wyjaśnić ostatnimi trendami demograficznymi. Są to religie koniunkturali-stów i mas. Prawdziwe nowe kościoły - wspólnoty, które sprostają wyzwaniu nowego tysiąclecia - będą religiami Darby'ego i Joan.

5. Stajemy w obliczu tego co moglibyśmy określić mianem

„świgtej szczeliny”: religie, które bgdą sig zajmowaly sprawa-mi doczesnymi, raczej nie będą sig nimi zajmowaty dobrze.

Świat powinien pozostać miejscem przesiąkniętym religią,

a ludzie religijni nie powinni porzucać jej dla swych wła-

anych celów. Jeżeli świat był dla Boga wystarczająco dobry,

by go stworzyć, to Jego wyznawcy powinni umieć się w nim

ţaleźć. Przede wszystkim społeczeństwo powinno zostać

ţszczone z najgorszych skutków zeświecczenia. Popra-

ţenic świata nie jest jednak tym, co religie robią najlepiej,

ţ ţud2ie wciąż potrzebują nieba, nawet kiedy są już blisko

ibţZdowania raju na ziemi. Sprawą najpilniejszą jest, aby

współczesne organizacje religijne odwróciły się od doczes-

72 I 73

RELIGIE

ności na rzecz poszukiwania transcendencji, nieskończono-ści i wieczności.

Nigdy nie było - co warto powtórzyć - czegoś takiego jak wiek wiary i tylko omamieni prorocy mogą mieć nadzie-ję, że coś takiego nastąpi. Piszę te słowa w Dniu Zmar-twychwstania, pośród piekielnego huku petard, a kościelna chorągiew łopocze na wietrze, przypominając o wskrzesze-niu z martwych. A jednak uporczywie powracające podej-rzenia sprawiają, że wciąż zadaję sobie pytanie, czy aby nie przygotowanojużjakiegoś innego pustego grobu, by złożyć w nim religię? Na stole przede mną leżą ostatnie statystyki dotyczące mojej własnej wspólnoty w Europie. Pod pewny-mi względami wieści są niewesołe. Liczba chrztów katolic-kich zaledwie dotrzymuje kroku wzrostowi populacji. W krajach, w których kler zasłużył sobie na miano postę-powego, liczba ta spada. I chociaż kryzys dotyczący liczby powołań zdaje się nieco równoważony dzięki ich zwiększo-nej liczbie w dawnych krajach komunistycznych, to w nie-których z najbardziej rozwiniętych państw, uważanych za papierek lakmusowy przepowiadający przyszłość, liczba powołań pomiędzy 1978 a 1994 rokiem spadła: w Belgu i Holandu o ponad 30 procent, a we Francji, Austru i Niem-czech o około 20 procent. Najsmutniejszy jest dramatyczny spadek powołań wśród kobiet. W erze feminizmu wygląda na to, że Europa będzie sobie musiała poradzić bez zakon-nic - tych tytanek modlitwy i pracy dla dobra innych.

Co więcej, choe niemal wszyscy zadeklarowani katolicy chrzczą swoje dzieci, wielu z nich przez większość swego ży-cia nie myśli o pozostałych sakramentach. Religia została uplasowana na dwóch krańcach życia - wiąże się z dzieciń-stwem i starością. Są szczególne powody po temu, że tak się dzieje wśród katolików: aktywność seksualna skłania ich do odchodzenia z Kościoła, ponieważ Kościół wymaga bez-kompromisowej postawy w dziedzinie zachowań seksual-nych, w czym nie ma poparcia ogółu społeczności. Problem ten dotyczy w jakiejś mierze wszystkich głównych religii, nawet tych, które dopuszczają kontrolę urodzin i możliwośe ponownego małżeństwa osób rozwiedzionych.

74

ZMARTWYCHWSTANIE TRADYCJI

Ale nie wydaje się, aby były powody do narzekań. Pod-

trzymywanie tradycji i uznawany autorytet mogą być lep-

szymi zwiastunami przyszłego sukcesu. Strategia Jana

Pawła II raczej nie dotyczy bliskiej przyszłości, może być za

ţ to źróţłem inspiracji i przykładem do naśladowania dla

myślących w kategoriach tradycyjnych. Jest on czuły na

społeczne zmiany, mobilizuje świeckie talenty i siły w dziele

odbudowywania dawpej potęgi Kościoła. Tam, gdzie wiara

nie cieszy się poparciem społecznym lub występuje przeciw

uprzywilejowanym w danym momencie wartościom, znaczy

ona więcej, niż gdy funkcjonuje w ramach przestarzałej ru-

ţ ţ ţ tyny i bezdusznego formalizmu. Jeżeli niektórzy ludzie

ţ ţ w pewnych okresach swojego życia nie przestrzegają zale-

ceń religijnych, nie musi to znaczyć, że ich poczucie religij-

ne zanika lub że korzenie religii obumierają. Czasowy zwrot

ku życiu świeckiemu może zaowocować ulepszeniem tego

świata bez odcinania sobie drogi na tamten. Stała potrzeba

wiary powinna wzmocnić siłę religii w nadchodzącym ty-

siącleciu. Ruchy religijne, które przestaną się liczyć - znik-

`; ną lub zostaną zmarginalizowane - to te zjawiska, które

dziś tak szybko przybierają na sile: dziwaczne sekty, synkre-

tyczne kulty, płytki entuzjazm. To, co przyszłości jest naj-

bardziej potrzebne, to kontakt z przeszłością. W cenie będą

najlepiej wypróbowane sposoby pozostawania w kontakeie

z Bogiem. Sprostać takim wymaganiom będą więe mogły te

ţq religie, które pozostawały wierne własnej tradycji.

ţ 4

ţ t

I; j ţ

; ţţ

Ltţatura trzupełniająca

! Buddyzm. Wybór tekstów. Biblioteka „Pisma literacko-artystycz-

nego”, Kraków 1987.

Roger Callois: Czlowiek i sacrum. Przełożyły Anna Tatarkiewicz i Ewa Burska, Ofcyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 1995.

Marvin Harris: Krowy, świnie, wojny i czarownice. Przełożyła Krystyna Szerer, PIW, Warszawa 1985.

Damien Keown: Buddyzm. Przetożył Tomasz Jurewicz, Prószyń-ski i S-ka, Warszawa 1997.

I,eksykon religioznawczy Wydawnictwo Współczesne, Warszawa 1998.

Susan Meredit: Religśe światu. Przełożył Maciej Szwed, Wydaw-nictwo Bellona 1997.

Rudolf Otto: Świgtość. Elementy racjonalne i irracjonalne w po-jęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych. Prze-łożył Bogdan Kupis, Thesaurus Press, Wrocław 1993. Religie świata. Przewodnik encyklopedyczny, Przełożył Marcin Stopa, Książka i Wiedza, Warszawa 1996.

Helmer Ringgven, ţrke V StrÓm: Religie w przyszlości i w dobie wspólczesnej. Przełożyt Bogdan Kupis, KAW Warszawa 1990. Witold Tyloch: Judaizm. KAW Warszawa 1987.

Conor Gearty

TERRORYZM

po nasileniu się w ostatnim trzydziestoleciu fali przemocy przyjęto się uwa-źać, źe XX wiek to „epoka terroryzmu”. Dla wielu jest to fakt na tyle bez-sporny, że nie dyskutują nad istotą zjawiska. lecz nad tym. jak daleko można się posunąć, by tę plagę zwalczyć. Nie umniejszając wielkiego nie-bezpieczeństwa, które się z nim wiąże. moźna zadać pytanie, co bardziej zagraźa dzisiejszej demokracji: akty terrorystyczne, czy działania, które w imię obrony zasad, ograniczają wolność i uciszają wszelkie przejawy społecznego sprzeciwu?

r -K

;i

John Gribbin

OSMOLOGIA

tej fascynującej książce znany kosmolog angielski opowiada o roz-ju idei Wielkiego Wybuchu i o teoru inflacji, wedtug której caly ob-wowany Wszechświat powstał w ułamku sekundy z zarodka mniej-go niż atom. Autor spogląda równieź w przysztość, w której szansę wierdzenia mają tak egzotyczne pomysły, jak hipoteza mówiąca, że z Wszechświat narodził się z czarnej dziury istniejącej w innym :echświecie, lub idea, że współzawodnictwem między różnymi wszechů atami kieruje swego rodzaju kosmiczna ewolucja darwinowska.

Franţois Heisbourg

\X/OJ 1VY

Zakończenie zimnej wojny oraz szybkie zmiany w technice i organiza-cji wojen rozpoczęły erę militarnej rewolucji. Llzbrojenie ogromnych armii XX wieku jest zastępowane przez bardzo zróźnicowaną broń, łączącą to, co proste i makabrycznie skuteczne - jak maczety w Ruan-dzie - z najnowszymi osiągnięciami techniki: niewykrywalnymi, precy-zyjnie naprowadzanymi samolotami bezzałogowymi, produkowaną na zamówienie bronią biologiczną czy morderczymi wirusami kompute-rowymi.

Frangois Heisbourg, który obecnie jest głównym strategiem wielkiej europejskiej firmy, zajmującej się sprawami obrony i przestrzeni kosmicznej, pracował w latach I 987-92 jako dyrektor Międzynarodo-wego Instytutu Badań Strategicznych w Londynie. W latach I 98 I - 84 był doradcą do spraw bezpieczeństwa wewnętrznego w Ministerstwţe Obrony Francji.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
hawking the future of quantum cosmology
[Pargament & Mahoney] Sacred matters Sanctification as a vital topic for the psychology of religion
The Future of NASA
[Mises org]Raico,Ralph The Place of Religion In The Liberal Philosophy of Constant, Toqueville,
[Emmons & Paloutzian] The psychology of religion
Elsevier Science The Future of the Financial Exchanges
The Future of NASA
The Grass Is Always Greener the Future of Legal Pot in the US
Don Gardner reviev The naturalness of religious ideas
hawking the future of quantum cosmology
The future of private equity, McKinsey, April 2009
Kosky; Ethics as the End of Metaphysics from Levinas and the Philosophy of Religion
The future of e
Elsevier Science The Future of the Financial Exchanges
Gray The 21st Century Security Environment and the Future of War Parameters
The future of our planet
[Mises org]Raico,Ralph The Place of Religion In The Liberal Philosophy of Constant, Toqueville,
Weber Max The Sociology Of Religion(1)
Mitchell The Future of Image

więcej podobnych podstron