Miejsce pozytywizmu polskiego w XIX wiecznej formacji kulturowej Maciejewski


JANUSZ MACIEJEWSKI

Miejsce pozytywizmu polskiego

w XIX-wiecznej formacji kulturowej

Problematykę tego szkicu określają trzy zasadnicze pojęcia znajdujące się w jego tytule. A mianowicie: formacja kulturowa, wiek XIX i pozytywizm polski. Zacząć więc wypada od wstępnego objaśnienia znaczeń, w jakich tych pojęć używam, a ściślej mówiąc dwóch z nich. O ile bowiem ostatni (pozytywizm) jest w pewnym sensie tema­tem docelowym i miejsce na jego określenie znajdzie się w dalszych partiach tekstu, o tyle dwa pozostałe wymagają już teraz wytłumaczenia.

Pojęcie formacji kulturowej zatem wprowadzam tu w znaczeniu, które zapropo­nowałem w swoim czasie w rozprawie o Oświeceniu polskim. Tam dotyczyło ono tytuło­wego zjawiska. Ale jego formuła wydaje się na tyle pojemna, iż można - posługując się nią - porządkować także fenomeny wcześniejsze i późniejsze. Sam zastosowałem ją np. do sarmatyzmu. Sądzę zaś, że daje się pojęcie formacji kulturowej użyć również w sto­sunku do wieku XIX oraz innych podobnego typu całości. Ostatnio zresztą podzielają taką opinię również inni badacze, jak np. Jerzy Ziomek czy Ryszard Nycz.

Czym jest formacja kulturowa? Obszerną jej charakterystykę zawarłem w przy­wołanej wyżej rozprawie i do niej w tej chwili odsyłam. Tutaj tylko przypomnę jej podstawowe wyznaczniki. Formacja jest więc określoną wspólnotą humanistyczną wyraźnie wyodrębniającą się z większych całości. Takich, jak - w omawianym tu przy­padku - kultura europejska mająca swój początek w antycznej Grecji i trwająca co najmniej trzy tysiąclecia. W czasie owego trwania przechodziła jednak ona etapy, w trak­cie których przyjmowała różne, odmienne oblicza, a zatem nie można jej zrozumieć i wyjaśnić bez podziału na mniejsze jednostki. Taką zasadniczą jednostką wydaje się właśnie formacja kulturowa. W przywołanej wyżej pracy pisałem:

Formacjami w tu proponowanym rozumieniu - byłyby duże zbiory związanych ze sobą zjawisk kulturowych, dostrzeganych z określonego punktu widzenia i porządkowanych przy pomocy ta­kich samych kryteriów, które łączy w całość pewna sytuacja komunikacyjna (rodzaj sporów, sposób ich prowadzenia a także ich język z charakterystycznymi dla danej formacji "słowami kluczami") oraz zespół podstawowych, przez wszystkich uznawanych wartości. Zbiory takie byłyby szersze od


zjawisk kryjących się za pojęciem prądu, a obejmowały całość kultury określonego, stosunkowo obszernego wycinka czasoprzestrzennego, wszystkie jej dziedziny.



Rozwijając nieco powyższą definicję możemy powiedzieć, iż formację kulturową łączy w całość pewien zespół akceptowanych przez wszystkich naczelnych wartości oraz stawiane pytania - na które jednak zawsze bywają różne odpowiedzi dzielące wewnętrznie daną formację. Odpowiedzi owe mieszczą się wszakże w obrębie granic, które zakreśla świadomość społeczna, wspólna mentalność wykształcona właśnie w to­ku dyskusji i ich pochodna: język. (Argumentem, do którego partnerzy się odwołują w tych dyskusjach, są wspomniane wyżej, naczelne wartości). Łączą zatem ludzi w for­macje kulturowe nie odpowiedzi na problemy epoki (te dzielą) ale - że tak powiem ­stół dyskusyjny, właśnie kłótnia, w której "strony" respektują jednak podobny zestaw ar­gumentów. Rodzaje tychże argumentów i metody dyskusji odróżniają m.in. jedną for­mację od drugiej.

Wprowadzenie do nomenklatury pojęciowej proponowanego przeze mnie termi­nu nie wyklucza posługiwania się terminami dotąd tradycyjnie porządkującymi potok dziejów: prąd i epoka. Pierwszy z nich dzieli rzeczywistość kulturową w przestrzeni, drugi w czasie. Pierwszy można dodatkowo rozwarstwić na nurty, drugi na okresy. Jak ma się wobec tych pojęć formacja kulturowa? Jest w przeciwieństwie do nich (zacho­wujących jeden wymiar) swoiście trójwymiarowa. Mieści się zarówno w czasie, jak w przestrzeni społecznej oraz w przestrzeni geograficznej. Ma charakter na swój spo­sób "bryłowaty". Jest przy tym pojęciem szerszym, w pewnym sensie nadrzędnym (w pewnym sensie, bo mogą być prądy czy style - jak np. klasycyzm bądź naturalizm - egzystujące wewnątrz więcej niż jednej formacji). W czasie tkwi też inaczej niż epo­ka. Tę mieścimy między określonymi, konkretnymi datami, którymi na ogół bywają jakieś ważne wydarzenia i to najczęściej polityczne (wojny, rewolucje, powstania czy też zawarcie pokoju - ustalającego nowy porządek), rzadziej kulturowe (ważny debiut, manifest nowej grupy artystycznej itp.). Granica między formacjami jest bardziej płynna i - że tak powiem - "ukośna". Początek nowej formacji wyznacza nie wydarzenie, ale zmiany właśnie w świadomości społecznej. Granice między formacjami są najczęściej granicami między generacjami, które wszak mogą z sobą wiele lat a nawet dziesięcio­leci współżyć. Wówczas mamy do czynienia ze swego rodzaju okresem przejściowym, w którym współwystępują - w różnych generacjach czy grupach społecznych - dwie różne formacje kulturowe. Tak było w Polsce na przykład w połowie XVIII wieku, kiedy w środowisku arystokratycznym ("pańskim"), ale także elit mieszczańskich czy duchownych, panowało już oświecenie, a masy szlacheckie tkwiły jeszcze w kulturze sarmatyzmu. Z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia w latach dwudziestych następnego stulecia. Wówczas starsi hołdowali jeszcze hierarchiom wartości oświecenia (choć w ich świadomości pojawiły się różne objawy kryzysu), młode zaś pokolenie wy­stępowało już pod sztandarami romantyzmu, stanowiącego forpocztę nowej XIX-wiecz­nej formacji.

(Przy okazji chciałbym podkreślić, iż w tym rozumieniu omawianych wyżej pojęć epoka staje się ujętym w ścisłe daty czasem, w którym dana formacja dominuje bądź


13



wyłącznie panuje, okresy zaś są poszczególnymi jej fazami. Prądy zaś ciągami jedno­rodnych - bo wynikających na ogół z podobnych odpowiedzi na pytania epoki - zja­wisk wewnątrz formacji).

Padło wyżej kolejne, zasadnicze w tym artykule pojęcie: wiek XIX. Pora więc przejść do jego wyjaśnienia. jest ono oczywiście rozumiane tu kulturowo, a nie kalen­darzowo. Nie pokrywa się idealnie z tym ostatnim. Zaczyna się nieco później - różnie zresztą w poszczególnych krajach - gdzieś między pierwszym a trzecim jego dziesię­cioleciem. Najważniejszym wydarzeniem, które wpłynęło na konsolidację formacji był koniec epopei napoleońskiej i ukształtowanie się nowego porządku Europy na Kon­gresie Wiedeńskim 1815 roku. Kończy się także później: ostateczne załamanie się tego porządku stanowił wybuch pierwszej wojny światowej.

Tak umiejscowiony w czasie kulturowy wiek XIX traktuję jako całość, a więc łączę ze sobą romantyzm oraz pozytywizm, tradycyjnie dotąd postrzegane jako odręb­ne w czasie, przeciwstawne sobie zjawiska. Temu drugiemu nie zaprzeczam. Ale wła­śnie spór między rumi traktuję jako jedno ze znamion mentalności XIX w. Bo tylko dla ludzi tego stulecia było problemem pytanie: romantyzm czy pozytywizm. Obce było ono przedstawicielom obu sąsiadujących z nim formacji. Niemniej ludziom przy­wykłym do dotychczasowej periodyzacji literatury polskiej może się wydać szokujące traktowanie jako jednorodnej całości kultury dziesięcioleci obejmujących romantyzm, pozytywizm a nawet jeszcze Młodą Polskę (choć w jej łonie widzę już zarysy nowej XX-wiecznej formacji). Dojrzewa owo traktowanie jednak od lat. już przedwojenny badacz Jan Łempicki w swej monografii Hipolita Taine'a zwrócił uwagę na istotne związki łączące tego czołowego myśliciela pozytywizmu z idealistyczną filozofią ro­mantyczną, a w konsekwencji na swoistą łączność atmosfery filozoficznej pierwszej i drugiej połowy stulecia. W latach pięćdziesiątych piszący te słowa zgłosił wątpliwo­ści co do rangi cezury 1864 roku jako przełomu między romantyzmem a pozytywi­zmem?, a zastrzeżenia te pogłębił i sprecyzował w Przedburzowcach oraz rozprawie Powstanie styczniowe a przełom kulturowy połowy wieku. (W przywoływanej wyżej pracy o Oświeceniu polskim z 1977 roku wprowadziłem też pojęcie XIX-wiecznej formacji kul­turowej). Liczni badacze pisali w ostatnich dziesięcioleciach o przejawach pozytywi­zmu (czy realizmu) daleko wyprzedzających lata sześćdziesiąte lub o pogłosach ro­mantyzmu odzywających się głęboko w drugiej połowie wieku. Andrzej Walicki np. zwrócił uwagę na polemikę Bronisława Trentowskiego z Mickiewiczem z początku lat czterdziestych, w której ten pierwszy odwoływał się do argumentów typowo pozyty­wistycznych. Barbara Skarga poświęciła całą książkę "poprzednikom pozytywizmu" z lat międzypowstaniowych. Józef Bachórz pisał o "poszukiwaniu realizmu" przez większość prozaików krajowych już w latach trzydziestych i czterdziestych, jeśli zaś chodzi o zjawiska kwalifikowane jako romantyczne po 1864 roku, to od bardzo dawna badacze wykrywają je przy analizie utworów Konopnickiej, Gomulickiego i całego kręgu pomniejszych twórców okresu pozytywizmu. Samą zaś tezę o negatywnym sto­sunku "młodej prasy" do romantyzmu poważnie podważyła Ewa Warzenica w swej pracy o Pozytywistycznym "obozie młodych" wobec wielkiej poezji romantycznej". jedność kulturową wieku XIX bardzo dobitnie wyartykułowały wreszcie dwie zbiorowe publi-




kacje przynoszące plon sesji zorganizowanych na początku lat osiemdziesiątych przez Pracownię Literatury II połowy XIX wieku IBL PAN: Przełom anty pozytywistyczny w pol­skiej świadomości kulturowej końca XIX wieku 14 oraz Literatura południa wieku. W pierw­szej z nich bardzo stanowczo wyraz tej świadomości dał Józef Bachórz. Pisał on o zespole

pytań i problemów, które - wśród zmienności życia - zachowywały aktualność i "żywiły" całą literaturę polską w. XIX, wchodząc wraz z nią w XX stulecie. Innymi słowy - zmienność dokony­wała się w "przestrzeni" duchowej, w której nie traciły znaczenia pewne aksjomaty. […] "Prze­strzeń" ta została zaprojektowana przez pierwsze pokolenie romantyków, pokolenie Mickiewiczow­skie. Ono właśnie ustanowiło kanon fundamentalnych zagadnień, jakie podejmował potem cały wiek XIX, przy czym rozwiązania dominujące w czasach romantyzmu już i wówczas wywoływały repliki alternatywne, w czasach zaś panowania pozytywizmu bynajmniej nie zostały zagłuszone oddziaływania literatury romantycznej i trwały jej konsekwencje.

Stanowisko Bachórza zostało bardzo stanowczo poparte przez redaktorów książ­ki: Tadeusza Bujnickiego we "Wstępie" i piszącego te słowa w "Posłowiu". Ostat­nio zwłaszcza wśród badaczy średniego i młodszego pokolenia (np. Ewa Paczoska, Bogusław Dopart) coraz bardziej upowszechnia się takie właśnie widzenie XIX wieku. (Bliską, choć z innym rozkładem akcentów koncepcję zaprezentował Jerzy Ziomek, skłonny cały wiek XIX traktować jako szeroko rozumiany romantyzm).

***

Narodziny nowej formacji były rezultatem kryzysu a następnie rozpadu struktury

świadomościowej oświecenia. Kryzys ten miał różne korzenie. Złożyło się nań po pierw­sze doświadczenie historyczne końca XVIII i początku XIX wieku (zwłaszcza rewolucji francuskiej) podważające optymistyczną wizję dziejów. Po drugie stopniowe ujawnianie się - właściwie już od połowy wieku - wewnętrznych sprzeczności ówczesnego systemu myślenia i stojących za nim wartości, prowadzące do podważenia - przez samych ludzi oświecenia - najważniejszych z owych wartości (przypadek Immanuela Kanta). Zała­mało się przekonanie (wspólne dla rewolucjonistów i kontrrewolucjonistów, Jana Jaku­ba Rousseau i markiza de Sade'a), "iż człowiek kierując się własnym rozumem - może i powinien organizować swoje życie i historię". Europa wchodziła w swoisty "deka­dentyzm" - któremu jednak towarzyszył silny imperatyw poszukiwania nowych roz­wiązań. Sprzyjały im liczne w y z w a n i a, jakie rzucała epoka, a które zmuszały d o o d p o w i e d z i na nie. Waliła się więc struktura świadomościowa oświece­nia, ale jednocześnie rysowały się kontury nowej formacji kulturowej.

Nie oznaczało to oczywiście zerwania wszelkich ciągłości. Kontynuowano liczne elementy przeszłości. Pielęgnowano przede wszystkim składniki trwałe kultury euro­pejskiej (dziedzictwo grecko-rzymskiego antyku oraz tradycji judeochrześcijańskiej). Ale także to, co było wkładem późniejszych formacji do zasobu tejże kultury. Tak więc również wiek XIX zachował wiele z tego, co oświecenie otrzymało od poprzedników bądź samo wniosło. A więc kult wolności, szacunek dla doświadczenia i pracy. Niektó­re z idei zrodzonych w poprzedniej formacji wiek XIX rozwinął. Dotyczyło to idei postępu. Ukształtowana ostatecznie przez Condorceta właściwie już u schyłku oświe-


15



cenia, została rozwinięta przez wielkich filozofów początku stulecia (zwłaszcza Hegla) i podniesiona do rangi naczelnej wartości w wieku XIX.

Oczywiście wszystkie wartości, które były kontynuowane wraz z teraz dopiero ukształtowanymi, stworzyły nową strukturę. Zmieniły więc często swą rangę lub zna­lazły się w układach antynomicznych. To ostatnie spotkało np. ideę rozumu. W oświe­ceniu była to jedna z dwóch (obok natury) naczelnych wartości - o randze niemal dogmatu - i nią przede wszystkim zachwiał kryzys. Pierwszą reakcją przedstawicieli nowej formacji była pełna odmowa zaufania do rozumu. Głośno, radykalnie - można nawet powiedzieć histerycznie - wyrażało ową odmowę pierwsze pokolenie romanty­ków. Później sytuacja się zmieniła. Proste odrzucanie wartości przekształciło się w dy­lemat: "czucie" czy rozum? Wokół niego rozgorzał spór, który m.in. wyróżniał mental­ność ludzi XIX wieku od mentalności przedstawicieli sąsiednich formacji. Odpowiedzi zaś na tak postawione pytanie decydowały o wewnętrznym podziale w łonie wspólnoty kulturowej tego stulecia. Byli tacy, którzy przyznawali rozumowi duże nawet znacze­nie i tacy, którzy je nadal kwestionowali. (Przestał być natomiast niepodważalnym dogmatem, do którego odwoływali się wszyscy, jak w oświeceniu).

Pora przejść do omówienia owych naczelnych wartości, które legły u podstaw kul­tury XIX wieku. Należał do nich przede wszystkim przywołany już wyżej p o s t ę p - przekonanie o linearnym, od niższych do wyższych form, rozwoju dziejów. Ten aksjo­mat przyjmowali wszyscy. (Nikt już nie uznawał koncepcji czasu - koła, popularnej jeszcze w oświeceniu). Przyjmowali go także konserwatyści, według których postęp nie był korzystny dla człowieka, dlatego chcieli go spowalniać a przede wszystkim kontro­lować, ale wiedzieli, że jest nieunikniony. W przeciwieństwie do nich liberałowie czy socjaliści wiązali z postępem wielkie nadzieje i starali się go wszelkimi sposobami przy­spieszać. Rozumienie tegoż postępu było jednak bardzo różne - także wśród jego entu­zjastów. Do nich wszak należeli zarówno Juliusz Słowacki, jak i Bolesław Prus.

Z ideą postępu związana była wielu nićmi następna ważna dla człowieka wieku XIX wartość: c y w i l i z a C j a. Była ona traktowana jako rezultat postępu. Dąże­nie do niej, jej budowanie uważano za naczelne zadanie człowieka, gdyż właśnie wpro­wadzenie tejże (czy też upowszechnienie) uważali za warunek usunięcia istniejących niedomagań społecznych, zapewnienia ludziom szczęśliwszego bytu. Mimo idealizacji pewnych epok przeszłości (średniowiecza, częściowo sarmatyzmu), mimo historyzmu, odziedziczonego po późnym oświeceniu, ale teraz dopiero w pełni rozwiniętego, w XIX wieku ludzie byli nastawieni na przyszłość. Nie wierzono w szczęśliwość pierwotnego człowieka, żyjącego w stanie natury, nie podziwiano - jak w XVIII stuleciu - "dobrego dzikusa".

Wierzono natomiast nadal- tak jak w wieku oświecenia - że człowiek ma prawo dążyć do s z c z ę Ś c i a: osobistego, ale zwłaszcza powszechnego. Najlepszą zaś dro­gą do tego jest być p o ż y t e c z n y m (to ostatnie przy tym traktowano nie tylko jako prawo, ale wręcz obowiązek człowieka). Teorię formułującą takie zasady - teraz właśnie - nazwano u t y l i t a r y z m e m i wypisano na sztandarach epoki (zwłasz­cza jej drugiej połowy). Sprzyjanie postępowi, rozwijanie cywilizacji, służenie pożytko­wi powszechnemu było jednym ze sposobów przybliżania ludziom ich przyszłego szczę-




ścia, którego szukano znacznie gorliwiej niż w poprzednim stuleciu, tworząc liczne utopie społeczne (traktowane jednak jako teorie naukowe, które można i trzeba urzeczy­wistnić). Dla ich wprowadzenia umiano powołać masowe (totalne) ruchy polityczne, które swe teorie zaczną wprowadzać w czyn w następnym stuleciu. Wtedy też ulegną one na ogół kompromitacji.

Inną wartością przejętą po oświeceniu była w o l n o ś ć. W Polsce była ona bardzo wysoko ceniona także w kulturze sarmatyzmu, w Europie jednak taką się stała dopiero w XVIII wieku. Wówczas wymieniana z atencją, nie miała wszakże takiego statusu, jak natura czy rozum. W wieku XIX natomiast awansowała do wartości na­czelnych, choć jednocześnie była bardzo różnie interpretowana i rozumiana. A także ­dzięki teoretycznemu wysiłkowi liberałów - została znacznie dokładniej opisana i uści­ślona, a tym samym przydano jej i pewne granice, których nie powinna przekraczać. Stało się nimi np. dla tych ostatnich zagrożenie wolności innego człowieka. Ale czynio­no z niekwestionowaną formalnie ideą wolności i prawdziwe łamigłówki myślowe, jak twierdzenie Hegla (przejęte przez Marksa), iż jest ona tylko uświadomioną koniecznością.

W kulturze XIX wieku wysoko ceniona była też p r z y j a ź ń. (Weszła w pew­nym sensie w jej skład i przeszłowieczna idea b r a t e r s t w a). Także w poprzed­nim stuleciu, zwłaszcza w nurcie sentymentalizmu, przywoływano ją z uznaniem, ale rozumiano raczej w aspekcie związku między dwiema osobami. Teraz traktowano ją jako uczucie łączące ze sobą większą liczbę ludzi, jako więź grupową. I o wiele wyżej szacowano. A jako społeczność szczególnie skorą do odczuwania wzajemnie wobec sie­bie uczuć przyjaźni traktowano młodych.

I m ł o d o ś ć właśnie stanowiła następną wartość eksponowaną przez for­mację XIX-wieczną. (A rozumiano ją nie tylko w sensie biologicznym, ale i społecz­nym. Stąd ubóstwianie l u d u i przekonanie o wielkiej przyszłości stojącej przed nim). Stanowiło to zupełny przewrót w hierarchii wartości wiekowych przyjętych do­tąd w kulturze europejskiej. Do tej pory na szczycie tej hierarchii stała (jak np. u staro­żytnych) starość a przynajmniej dojrzałość. Tak było jeszcze w oświeceniu. Teraz nato­miast zaczęto bić pokłony młodości - i pod tym względem niczym nie różnił się pozy­tywizm od romantyzmu. Z nią wiązano wszelkie zalety człowieka: estetyczne, moral­ne, intelektualne. Eksponowano także jako swego rodzaju wzorzec społeczny wszelkie wspólnoty młodych.

Równie rewolucyjna przemiana w hierarchii aksjologicznej stała się w XIX wie­ku z n o w o Ś c i ą. Do tej pory w kulturze europejskiej ceniono dawność. Ona nobilitowała. Nowość zaś lekceważono, a w najlepszym wypadku traktowano protek­cjonalnie. Wprawdzie oświecenie próbowało podważyć autorytet dawności, ale nie obaliło go. Dlatego rewolucjoniści XVIII wieku odwoływali się do sankcji przeszłości, a francuscy jakobini w końcu tego stulecia przebierali w kostium antycznych republi­kanów. Teraz natomiast zaczęto cenić nowość, oryginalność, niepowtarzalność. I znów czynili to zarówno romantycy, jak i pozytywiści.

Dotąd omawiane wartości w pewnym sensie miały element wspólny, wiązały się ze sobą. Odrębny od nich jest zespół wartości, w którym nadrzędna rola przypadła p r a c y. (Nobilitowanej już w oświeceniu, ale w XIX wieku podniesionej o szczebel


17



wyżej). Składał się ów zespół z kilku pojęć bliskoznacznych, choć nie identycznych znaczeniowo, nie synonimów (czasem nawet dość daleko odchodzących od siebie). Było to z jednej strony d o ś w i a d c z e n i e, p r a k t y k a, a z drugiej - c z y n, t w ó r c z o ś ć. Łączyło je to, że wszystkie mieściły się w polu aktywności ludzi wo­bec rzeczywistości. Człowiek ową rzeczywistość poznawał, ale zarazem na nią twórczo oddziaływał, zmieniał ją. I jedno i drugie było ważnym imperatywem postępowania przedstawicieli tego stulecia. Miało ono sprzyjać szczęściu ludzkości. Dlatego też praca -lub "czyn", twórcze działanie - miały w kulturze XIX-wiecznej tak wysoki wymiar aksjologiczny. Czasem była to "praca" bezprzymiotnikowa, można by powiedzieć "czy­sta" (jak u Norwida). Kiedy indziej była wzbogacana o wyraz uściślający, jak bodaj najpopularniejsza w XIX wieku (i tylko w nim) "praca organiczna".

Rezultatem (i częścią) tak rozumianej pracy była także w y n a l a z c z o ś ć.

Ceniono ją znacznie silniej niż w poprzedniej formacji. To, że wielu odkryć dokonywa­no współcześnie, było przedmiotem dumy. "Wiekiem pary i elektryczności" nazwano własne stulecie. Określenie to zadomowiło się w okresie pozytywizmu, ale sama dyna­mika odkryć i wynalazków narastała od początków formacji (wówczas właśnie zaczęto wykorzystywać w życiu tak parę, jak i elektryczność), także wówczas, gdy w literatu­rze dominowały postawy romantyczne. Istniała świadomość tego w jej drugiej poło­wie, skoro mówiono o "wieku" a nie jego części.

Zrozumiałe jest zatem, że w hierarchii wartości poczesne miejsce miała też n a ­u k a, wiedza oraz ich szerzenie: o ś w i a t a. Scjentyzm zaś organizował widzenie rzeczywistości, stwarzał nawyki postępowania, które ujawniały się nawet w dziedzi­nach bardzo dalekich od nauki. (Przykładem spirytyzm z jego skłonnościami do zmie­rzenia i zważenia tego, co nadprzyrodzone, z wprowadzeniem do badań nad tą sferą eksperymentów itp.). Z tymi wartościami korelowała też p r a w d a, a ściślej dąże­nie do niej. Owo dążenie znacznie silniej niż kiedykolwiek wcześniej było odczuwane, a prawda zdecydowanie górowała nad pozostałymi wartościami klasycznej triady ­dobrem i pięknem - choć i one były traktowane z szacunkiem i uznaniem.

Osobne miejsce miała w kulturze europejskiej XIX wieku s p r a w i e d l i ­w o ś ć i jej specjalna odmiana s p r a w i e d l i w o ś ć s p o ł e c z n a. Ta ostat­nia zastąpiła w pewnym stopniu oświeceniową rów n ość, choć ta pozostała głów­nym postulatem ugrupowań demokratycznych (warunkowym w nurcie liberalnym, bezwarunkowym w socjalizmie). Nie sądzono już jednak, że człowiek jest równym z natury. Wokół postulatu równości rozpoczął się zresztą jeden z bardziej charaktery­stycznych dla tej formacji sporów, do którego jeszcze wrócę niżej. Tutaj tylko wspo­mnę, że argumentem odwoławczym w owym sporze była właśnie sprawiedliwość spo­łeczna.

***

O jedności formacji kulturowej decydowały - jak wyżej wspomniałem - nie

tylko wspólne wartości, ale i spory, które w jej łonie toczono. One nie tylko dzieliły ­w wyniku różnych z natury rzeczy odpowiedzi, jakie dawano na pytania epoki - ale i łączyły, bo przedmiotem sporu bywały problemy interesujące właśnie przedstawicieli




tylko tej a nie innej formacji. Rodzaj polemik, argumenty, do jakich się odwoływano, były także ważnym elementem wyróżniającym daną formację kulturową od innych. Wśród sporów, które prowadzono i które nadały koloryt kulturowemu wiekowi XIX trzeba wyróżnić szczególnie te skupione wokół kilku problemów konstytuujących naj­ważniejszą dla tej formacji opozycję: romantyzm-pozytywizm. Należałoby więc tu wymienić:

l. Indywidualizm-kolektywizm. z jednej strony uznanie dla praw jednostki ludz­kiej, jej wolności, niekrępowania przez konwencje, rutyny i układy społeczne. Z dru­giej doprowadzone do apogeum poczucie wspólnoty a ściślej różnych wspólnot. Dzie­więtnastowieczni indywidualiści jednocześnie uwielbiali występować w imieniu i w obronie narodu, ludu, proletariatu, ludzkości. Ku drugiej opcji przechylali się raczej pozytywiści, ku pierwszej romantycy. Co nie oznacza, iż czynili to konsekwentnie. I pierwsi mieli zrozumienie dla praw jednostki, cenili - choć bardziej umiarkowanie ­indywidualizm. Dla drugich była owa antynomia źródłem wielkiego rozdarcia we­wnętrznego, widocznego w Dziadach, Kordianie, Nie-Boskiej komedio

2. Pesymizm-optymizm. Tu układ opcji był podobny jak w poprzednim. Ro­mantycy, a jeszcze silniej dekadenci końca wieku skłaniali się ku pesymistycznemu widzeniu świata, dziejów i miejsca w nim człowieka, pozytywiści - przeciwnie. Ale wszak i ci pierwsi nie byli pesymistami bezwzględnymi. Wierzyli w postęp. Walczyli przecież o wolność ludu i narodów. Liczyli, że może się ona urzeczywistnić. (2 roman­tyzmu w końcu wyrósł Hegel oraz jego uczeń, skrajny optymista Karol Marks). Pozy­tywiści z kolei wielokrotnie popadali w zwątpienie co do kierunku rozwoju rzeczywi­stości, pisali "Dumania pesymisty", a niektórzy nie przestając być wyznawcami pozy­tywistycznej czy materialistycznej wizji świata właśnie wyciągając z nich ostateczne konsekwencje stawali się dekadentami24. Ani więc romantyczna filozofia idealistyczna nie skłaniała jednoznacznie do pesymizmu, ani pozytywistyczna czy materialistyczna do optymizmu.

3. Wiara-wiedza. ("Czucie i wiara" kontra "mędrca szkiełko i oko"). Sygnalizo­wałem tę antynomię pisząc wyżej o perypetiach oświeceniowej wartości rozumu u schył­ku poprzedniej i na początku nowej formacji. Tu chciałbym tylko dodać, że w roman­tyzmie zdawała egzamin "wiara" przede wszystkim jako ludowe, "naiwne" odczucie, za którym stoją głębokie przeżycia i duchowe doświadczenie, bądź mistyczne, na wła­sną rękę odkrywanie Boga - a nie jako religia, określone wyznanie. Te ostatnie w XIX stuleciu nadal przeżywały kryzys zaufania. 2 tą w stosunku do wieku XVIII różnicą, że człowieka teraz cechował wobec tak rozumianej wiary raczej indyferentyzm a nie sprze­ciw. To kościoły czuły się zagrożone przez rozwój nauki i ostro polemizowały z najnow­szymi teoriami w jej zakresie, rzucały na nie anatemy, chciały kompromitować. Przed­stawiciele zaś ówczesnej wiedzy - poza zwolennikami materializmu - raczej starali się unikać spięć, tłumaczyć, że najnowsze doktryny i odkrycia nie są w gruncie rzeczy sprzeczne z prawami wiary i łagodną perswazją odpowiadać na ataki przeciwników. Ale przede wszystkim przedstawiciele wiedzy w XIX wieku ignorowali zakazy ze stro­ny kościołów w postępowaniu naukowym. W tym zakresie "wiara" nie była mocną wartością. Na jej korzyść przemawiały natomiast okresowe załamania pewności co do


19



precyzji "szkiełka i oka" - co było także powodem dla rozwoju wspominanego wyżej pesymizmu.

4. Aktywizm (maksymalizm) - pasywizm (minimalizm). Czyli - posługując się cytatem - "siły na zamiary" lub "zamiar według sił". Ta antynomia głęboko przenikała świadomość człowieka XIX wieku. Skłaniał się on do aktywności, miał głęboko zako­dowany jej imperatyw. Ale doświadczał też w swych działaniach nakierowanych na realizację tego imperatywu niepowodzeń, jeśli nie klęsk. (Przestawał być wtedy uży­tecznym). Doprowadzało to do jego załamań, skłaniało do rezygnacji, bądź przyjmo­wania taktyki małych kroków. Bo wprawdzie człowiek XIX w. chciał zmieniać, dosko­nalić świat, ale nie kosztem skuteczności. Stąd rozdarcie między wolą działania a umiarkowaniem, ostrożnością, stałą uwagą, aby nie stała się ona przeszkodą w reali­zacji celu.

5. Ostatnią z rzędu omawianych tu antynomii była opozycja między dążnością do realizacji ideału a kultem rzeczywistości. Miała ona nieco inny charakter od dotych­czasowych, bo tamte ujawniały się często wewnątrz świadomości tych samych jedno­stek. Tu raczej dzieliły ludzi na reprezentantów różnych opcji i stymulowały podział na prądy, obozy literackie, predylekcje do określonych sposobów ujmowania świata. (Bę­dzie o nich mowa w dalszych partiach tego artykułu).

Wszystkie te antynomie można by umieścić w nadrzędnej dla formacji XIX-wiecz­nej opozycji romantyzm-pozytywizm, rozumianych jako zespół skłonności filozoficz­no-światopoglądowo-ideowych, tylko częściowo realizujących się w określonych prą­dach kulturalnych (do których przejdę za chwilę). Pozostałe opozycje tkwiące w świa­domości ludzi omawianego stulecia zasygnalizuję już tylko skrótowo. Należała np. do nich antynomia między dążnością do o b i e k t y w i z m u - zatem gotowością uzna­nia, przynajmniej wysłuchania cudzych racji - a tendencyjnością. W pierwszej realizo­wało się między innymi pragnienie tolerancji, w drugiej imperatyw ulepszania świata - oczywiście zgodnie z własnymi przekonaniami. To drugie potrafiło rodzić nietoleran­cję dla przekonań i działań innych, zacietrzewienie, dążność do forsowania za wszelką cenę tego, co się uważa za słuszne, kwestionowanie istnienia bezstronności25. Rezulta­tem tego było pojawienie się tendencyjności także w literaturze: od początku wieku spontaniczna, w jego połowie została sformułowana jako nakaz, swego rodzaju pro­gram estetyczny. Podważany był on jednak (zwłaszcza w ostatnich trzech dziesiątkach kalendarzowego stulecia) teoretycznie i praktycznie, boć przecież w myśleniu człowie­ka XIX wieku tkwił także postulat bycia obiektywnym i tolerancyjnym.

Inna opozycja wiązała się ze stosunkiem do odziedziczonego po oświeceniu po­stulatu r ó w n o ś c i (i tam jednak nie traktowanego bezdyskusyjnie). Dla wielu przedstawicieli omawianej formacji dążenie do niej było rzeczą godną poparcia i zrozu­miałą (socjaliści). Ale dla innych nie było to oczywiste. Część z nich (liberałowie) goto­wi byli wprawdzie znieść przywileje stanowe, uznać równość ludzi wobec prawa, ale zachować nierówność majątkową. Realizację pełnego egalitaryzmu uważali oni - po­dobnie jak konserwatyści - za utopię, przy tym groźną, bo prowadzącą do destrukcji naturalnego układu społeczeństwa. Społeczeństwo to bowiem widziano na kształt or­ganizmu, w którym każda klasa czy grupa socjalna ma swoje stałe miejsce i służy




sprawnemu działaniu całości. (Ewidentnym dowodem możliwości wspomnianej wyżej destrukcji były dla konserwatystów - ale częściowo i dla liberałów - wydarzenia rewo­lucji francuskiej).

W poprzednim fragmencie po raz kolejny zostały przywołane nurty myśli poli­tycznej (z czasem także określone stronnictwa), które w XIX wieku "zagospodarowa­ły" obszar świadomości społecznej w tym zakresie: konserwatyzm, liberalizm i socja­lizm. Wszystkie ukształtowały się ostatecznie w XIX wieku - już po rewolucji. Miały wprawdzie pewne antecedencje w poprzednim stuleciu, ale dopiero teraz przybrały postać wykrystalizowaną. Stały się one swoistą "wizytówką" omawianej formacji. (Co prawda i w XX wieku będą te nurty kontynuowane, ale liberalizm w zasadzie zleje się z konserwatyzmem, socjalizm rozpadnie na socjaldemokrację i komunizm, pojawi się kilka nowych nurtów politycznych jak nacjonalizm, agraryzm, chrześcijańska demo­kracja, ale - co ważniejsza - ich spór przestanie pełnić rolę naczelnego konfliktu ide­owo-politycznego. Zasadniczą opozycją XX wieku będzie konflikt między demokracją a różnych odcieni totalitaryzmem). Otóż owe trzy XIX-wieczne nurty polityczne róż­nił nie tylko stosunek do postulatu równości, ale i wielu innych spraw, jak sygnalizo­wane już wyżej przyspieszanie bądź spowalnianie postępu. Poza tym można by wymie­nić stosunek do wiary i Kościoła (ten ostatni był ostoją dla konserwatystów, starali się ograniczyć bądź zlikwidować jego wpływy liberałowie i socjaliści), do rewolucji spo­łecznej jako metody działania politycznego. Tu z kolei akceptowali ją socjaliści, odrzu­cali liberałowie i konserwatyści. Dyskusja i rozważania związane z tymi problemami również nadawały koloryt wiekowi XIX i decydowały o jego specyfice.

***

Wszystkie wspomniane wyżej opozycje i antynomie nie rozbijały - jak stwierdza-

łem to wielokrotnie - całości XIX-wiecznej formacji kulturowej a wręcz przeciwnie: cementowały ją. Wracając zatem do tej ostatniej jako całości, należałoby określić jej granice, tym razem w przestrzeni (jeśli chodzi o czas zostało to dokonane na początku tego tekstu). Mieściła się ona - jak była już o tym mowa - w ramach cywilizacyjnej wspólnoty europejskiej. Od dwóch z górą stuleci zaczęła ona przekraczać macierzysty subkontynent w wyniku podboju i kolonizacji Ameryki. Ta początkowo nie miała ak­tywnego udziału w tworzeniu kultury, ale sytuacja zmieniła się w XVIII wieku, kiedy to doszły do samoświadomości i rozwinęły się duchowo byłe kolonie angielskie (zresztą równocześnie "wybijając się" na niepodległość). Za nimi - już w XIX wieku - poszły także dawne kolonie hiszpańskie czy portugalskie.

Ameryka to nie jedyny kierunek ekspansji kulturowej Europejczyków. Drugim był Wschód, a dokładniej ortodoksyjne chrześcijaństwo. W starożytności i wczesnym średniowieczu stanowiło ono jedność z Zachodem. Ale od ostatecznego utrwalenia się schizmy w XI stuleciu kraje prawosławne stopniowo oddalały się od kulturowego cen­trum Europy (na jakie wyrosły w VIII-XI wieku ziemie dawnej monarchii Karola Wiel­kiego). Ostatecznie odcięły je od owego centrum podboje państw wschodnioeuropej­skich przez Turków i Tatarów. Izolacja przy tym trwała także po zrzuceniu jarzma tych ostatnich przez Moskwę w końcu XV wieku - stąd nie przechodziła ona ani renesansu


21



ani pełnego baroku. Powrót Rosji za Piotra I i jego następców do oświeconej Europy przyczynił się m.in. do tego, iż wyzwalające się w XIX wieku spod panowania Turków prawosławne kraje bałkańskie również do niej dołączały.

Najciekawszym jednak przykładem rozszerzenia się w tym czasie kultury euro­pejskiej było zainteresowanie się nią w końcu XIX wieku przez azjatycką Japonię ­kraj o bogatych własnych, odrębnych, zamkniętych wobec innych tradycjach w tej dziedzinie. Tradycji tych wprawdzie nie odrzucono, ale otworzono się na świat i zaczę­to gwałtownie przejmować zdobycze cywilizacji europejsko-amerykańskiej oraz utrzy­mywać z nią kontakt. Należy także dodać, że w XIX wieku zintensyfikowano koloni­zację Ameryki Południowej oraz zaczęto Australii i Nowej Zelandii. Korzyści kulturowe z tego powodu pojawią się jednak dopiero w następnym stuleciu.

Cywilizacja europejska powiększyła zatem znacząco swój obszar geograficzny ­i to nie tylko w zakresie peryferii. Uległo rozszerzeniu także jej centrum, do którego właśnie w tym czasie dołączyły państwa skandynawskie oraz świeżo pozyskane w epo­ce oświecenia Rosja i Stany Zjednoczone Ameryki. Powiększyła się także w XIX wieku liczba języków kultury europejskiej. W stuleciu tym nastąpiło bowiem obudzenie świa­domości narodowej licznych, do tej pory uśpionych pod tym względem grup etnicz­nych: Słoweńców, Czechów, Łużyczan, Łotyszy, Finów, Katalończyków, Prowansalczy­ków i wielu innych. Należy o tym pamiętać, gdyż i na stan kultury polskiej XIX wieku miał znaczący wpływ fakt odrodzenia narodowego i powstania literatur litewskiej, bia­łoruskiej, ukraińskiej i kaszubskiej.

Jeśli chodzi o ponadnarodowy język porozumienia Europejczyków, był nim nadal francuski. Nie tak jednak bezwzględnie jak w poprzedniej formacji. W części konku­rencyjne stały się angielski i niemiecki, ten drugi zwłaszcza w Europie Środkowej.

Jeśli chodzi o granice społeczne formacji, to w dalszym ciągu obowiązywał istnie­jący od schyłku średniowiecza podział na kulturę warstw wyższych oraz chłopstwa, rozwijającego własny folklor (z punktu widzenia wprowadzonej przeze mnie klasyfika­cji stanowiący osobną formację kulturową). Omawiane tu zjawiska egzystowały oczy­wiście tylko w ramach tej pierwszej. Ale - trzeba to mocno podkreślić - właśnie w XIX wieku układ ten zaczął się załamywać. Gwałtowny proces urbanizacji, rozwój oświaty - także na wsi - stopniowo włączał masy chłopskie w kulturę ogólnonarodową (w któ­rą od czasów romantycznych fascynacji zaczął wkraczać także folklor). Granica między kulturą ludową a wyższych warstw narodu zaczęła się załamywać, aby w następnym stuleciu ulec całkowitej likwidacji. Powstało jednolite społeczeństwo - choć równocze­śnie zaznaczył się w nim podział na kulturę masową i elitarną. Otóż zalążki tej pierw­szej pojawiają się już u schyłku formacji XIX-wiecznej - i to także jedna z jej cech.

Należą również do nich liczne właściwości wspólne dla całej formacji, odróżniają­ce ją od innych i nie podlegające antynomiom wewnętrznym. A więc obyczajowość, w zasadzie bardzo jednolita przez cały wiek, z niewielkimi tylko wariantami środowi­skowymi (w elitach należały do nich np. mody artystyczne: różniło się zachowanie artysty - romantyka, biedermeierowca, pozytywisty czy modernisty). Następnie ten sam typ edukacji zarówno w zakresie jej organizacji (trójstopniowość: szkoła ludowa, średnia, wyższa), jak i programu, uwzględniającego nauki matematyczno-przyrodni-




cze, lecz z silną humanistyką, z dwoma nowoczesnymi językami obcymi i dwoma kla­sycznymi: łaciną i greką. Ta ostatnia przy tym stała się przedmiotem nauczanym w szkole średniej nowożytnej Europy dopiero teraz - po raz pierwszy od czasów starożytnych.

Ten sam styl przez cały wiek XIX panował w architekturze (neogotycyzm, neo­klasycyzm, eklektyzm). Bardzo niewielkie ewolucje zaznaczyły się w malarstwie. Nowe elementy wprowadził tu dopiero impresjonizm i secesja. Podobnie rzecz wyglądała w dziedzinie muzyki a także literatury użytkowej i popularnej. Tu również panował ten sam model przez całe stulecie. Nieco bardziej skomplikowana była sytuacja w lite­raturze (bezprzymiotnikowej), którą zresztą za chwilę chciałbym się zająć osobno.

***

Do tej pory charakteryzowałem XIX-wieczną formację kulturową w jej całości

ponadnarodowej (choć z pewnym uprzywilejowaniem rodzimej). Teraz jednak chciał­bym skupić uwagę wyłącznie na przykładzie polskim. Trzeba więc przede wszystkim uprzytomnić sobie wyjątkową sytuację, w jakiej znalazła się kultura polska w tym stuleciu. Nie mieli Polacy własnego państwa. Ale tym się różnili od także bezpaństwo­wych grup etnicznych, budzących się dopiero teraz do życia świadomego swej odręb­ności, że uprzednio przez wiele wieków mieli takież państwo, że co więcej utracili je stosunkowo niedawno. A zatem byli ukształtowanym w pełni narodem politycznym, a nie tylko kulturowym26. Od wszystkich zaś innych starych i nowych narodów Euro­py różnili się dodatkowo tym, że znaleźli się w obrębie trzech różnych organizmów państwowych, a jakby tego było mało przez większość stulecia posiadali jak na owe czasy liczną i znaczącą emigrację polityczną (początkowo - bezpośrednio po 1831 roku - skupiającą większość ówczesnych elit intelektualnych narodu). Przedstawiciele tej emigracji stworzyli w diasporze najwybitniejsze ówczesne polskie dzieła literackie, muzyczne, filozoficzne, w zakresie myśli politycznej itp.

W takiej sytuacji rozwijała się j e d n a kultura polska. Jedna mimo wysoce niesprzyjających temu warunków, jakie stwarzało jej rozczłonkowanie terytorialne. Istniała bowiem świadomość narodowa elit mocno cementująca całość. Dzięki niej ­mimo utrudnień ze strony zaborców - miał miejsce przepływ informacji między po­szczególnymi zaborami i ośrodkami diaspory oraz funkcjonował wspólny "rynek" war­tości kulturowych.

Świadomość zaś owa była silna dlatego, iż całokształt życia Polaków organizowa­ła nadrzędna, nieprzeparta wola odzyskania własnej państwowości. Stymulowała ona kolejne powstania, a gdy te przestały być realne po 1864 roku organizowała bierny, ale niezwykle skuteczny opór w zaborze rosyjskim i niemieckim oraz (zwłaszcza w tym ostatnim) mającą realne sukcesy pracę organiczną (Galicja jak wiadomo uzyskała po 1866 roku autonomię). Wszystko to miało widoczny wpływ na kształt i sposób funk­cjonowania kultury polskiej w XIX wieku.

Przechodząc zaś do tej ostatniej, trzeba na początku stwierdzić, iż do opisu jej posiadamy bardzo niewielki i nie adekwatny zasób kategorii porządkujących. Porząd­kujących zwłaszcza w perspektywie całej formacji a nie romantyzmu i pozytywizmu osobno. Już nazwanie tejże formacji terminem kalendarzowym jest wyrazem pewne




bezradności badawczej. Dalej także na każdym kroku mamy z tą bezradnością do czy­nienia. Paleta terminologiczna, którą może się posługiwać historyk literatury i kultury polskiej XIX wieku jest ciągle uboga. W dodatku pojęcia, które może on przejąć z do­brodziejstwem inwentarza, na czele z podstawowymi - romantyzmem i pozytywizmem oraz dodatkowym, mającym okresy wielkiej popularności, realizmem - nigdy nie były ściśle określone oraz konsekwentnie używane, a w ostatnich czasach dodatkowo ujaw­niły swe rozchwianie i wieloznaczność. Fakt ten odbija się niekorzystnie i na tym tek­ście. Nie rozstrzygnę w nim na pewno wszelkich kłopotów terminologicznych. Nie­mniej trzeba się pokusić o wyjaśnienie pewnych spraw, aby tezy jego były możliwie czytelne.

Badania zarówno okresu romantyzmu, jak i pozytywizmu od kilkudziesięciu lat skłaniają współczesnych historyków literatury do wniosku, że dla zrozumienia tejże literatury nie wystarczają dotąd używane terminy. Istnieje potrzeba tworzenia nowych. ~a szczęście pojawiają się takie. Powszechnie się przyjęły dwa: biedermeier i przedbu­rzowcy, ale wprowadzano i inne np. parnasizm28. Mimo to pozostaje sporo zjawisk czy nurtów, które można ująć tylko określeniami opisowymi.

Kluczowych dla XIX-wiecznej formacji kulturowej pojęć romantyzm i pozyty­wizm używam w tej pracy - jak można to zauważyć - w dwóch znaczeniach: jako postaw ftlozoficzno-światopoglądowo-ideowych reprezentujących zasadniczą opozycję wewnętrzną w świadomości przedstawicieli omawianego stulecia oraz jako określo­:1ych kierunków literackich. W dotychczasowej literaturze przedmiotu egzystują zresztą w obu tych znaczeniach, choć badacze nie zawsze zdają sobie z tego sprawę. Otóż romantyzm i pozytywizm - widziane jako alternatywy światopoglądowe - funkcjonu­ją przez cały kulturowy wiek XIX. Miałem je na myśli, gdy wyżej charakteryzowałem antynomie wewnętrzne omawianej formacji. Teraz jednak chciałbym się zająć prądami literackimi określanymi tymi terminami.

Od kilkudziesięciu już lat istnieje wśród historyków literatury świadomość arty­stycznej niejednorodności literatury okresu tradycyjnie umieszczanego między 1822 l 1864 rokiem. Z jednej strony mamy dominujący zresztą początkowo model literatury realizujący się w dziełach uważanych za romantyczne i tworzonych przez pisarzy utożsamiających się z tym prądem. (Nie tu miejsce na ich charakterystykę). Z dru­giej jednak strony spotykamy w tym samym okresie dużej niekiedy rangi twórców zupełnie nie mieszczących się we wspomnianym modelu i co więcej spotykamy dysku­sje i polemiki z bardzo znaczącymi cechami romantyzmu, w których biorą udział nie tylko poszczególni pisarze, ale także ich grupy. Większość owych niechętnych wobec dominującego prądu pisarzy przyjęto ostatnio określać terminem biedermeier. Biedermeierowcy sytuują się zatem jako człon alternatywny i opozycyjny wobec romanty­zmu. Ten jednak w pierwszych trzech dziesiątkach nowej formacji zdecydowanie do­minował. (Notabene nie był monolitem, także rozpadał się na wiele nurtów często się zwalczających). Pozycję tę traci w latach pięćdziesiątych. Teraz zaczyna dominować biedermeier.

Zasadnicze zmiany w układzie prądów literackich wewnątrz formacji XIX-wiecznej :1astępują w Polsce około 1860 roku. Występują wtedy przedburzowcy, którzy główny




kierunek swego ataku wymierzali w biedermeier, wystąpili zaś w obronie romanty­zmu, nawiązali do wielu jego elementów, ale nie do wszystkich. A co więcej znalazły się w ich programie i realizującym go modelu literatury także akcenty antyromantyczne, uderzające jednak głównie we współczesnych im epigonów, nie zaś w czołowych twór­ców epoki, do których odnosili się z szacunkiem a niekiedy uwielbieniem (choć ich jednocześnie reinterpretowali - zgodnie ze swymi upodobaniami estetycznymi). Przed­burzowcy byli więc czymś trzecim, rozpoczynali nowy prąd, którego kontynuacją sta­nie się pozytywizm. Kontynuacją w jakimś stopniu programową, ale przede wszyst­kim personalną. Wszyscy przedstawiciele pokolenia 1860 (a oni stanowili trzon przed­burzowców), którzy przeżyli powstanie, stali się potem pozytywistami.

Sprawy te w tym miejscu tylko sygnalizuję. Nieco dokładniejszą charakterystykę przemian literatury w XIX wieku przedstawię w rozważaniach dotyczących periody­zacji tej epoki. Jednakże już przy omawianiu prądów trzeba wspomnieć, iż w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ujawniają się wśród przedstawicieli młodszych generacji nowe prądy: naturalizm, modernizm. Ten ostatni stanie się teraz alternatywą dla nadal żywego pozytywizmu, reprezentowanego przez pisarzy starszych pokoleń 31.

Prądy, na które wyżej zwracałem uwagę objęły większość zjawisk literackich epo­ki. Ale nie wyczerpywały możliwości artystycznych omawianej formacji kulturowej. Nie wyczerpywały nawet realizacji. Na dobrą sprawę w żadnym prądzie nie mieściła się twórczość Edmunda Chojeckiego (na czele z Alkhadarem i przekładem Rękopisu zna­lezionego w Saragossie Jana Potockiego). Samotna i odrębna pozostała wielka poezja i proza Norwida. Jest kilku poetów (jak Felicjan Faleński), dla których być może należałoby wprowadzić w użytek proponowany przez niektórych badaczy i przywołany już wyżej termin parnasizm?

Jak można było zauważyć, wśród różnych terminów porządkujących potok zja­wisk literackich XIX wieku" nie padł dotąd wyraz realizm, aczkolwiek nie tylko jest w powszechnym użyciu wśród badaczy epoki, ale była nawet propozycja zastąpienia nim słowa pozytywizm. Nie padł ten termin dlatego, że stanowi osobny problem i wymaga odrębnej i nieco dłuższej refleksji. Jak wiadomo, w literaturze krajów za­chodnich czy Rosji bywa on używany jako nazwa prądu, który wystąpił po romanty­zmie i to - z wyjątkiem Niemiec - na ogół bezpośrednio. (Termin pozytywizm poza Polską egzystuje tylko jako nazwa szkoły filozoficznej). U nas - jak wspomniałem - też były takie próby i przymiarki przed trzydziestu, czterdziestu laty. Nie przyjęły się. Realizm pozostał jako swego rodzaju pomocniczy termin przeciwstawiany romanty­zmowi, ale czasem także pozytywizmowi. Ściślej wczesnopozytywistycznej literaturze tendencyjnej jako kolejny wyższy etap. Oczywiście był ten termin także przedmiotem najrozmaitszych manipulacji o podłożu politycznym, które biorę tu w badawczy na­wias i nie będę się do nich ustosunkowywał. Zrezygnuję też z wszelkich towarzyszą­cych mu często przymiotników (krytyczny, dojrzały, wielki). Aby jednak rozpatrzyć współczesną użyteczność terminu, trzeba krótko przywołać jego historię.

Otóż nigdy pisarze polscy nie rozpoznawali się jako grupa pod jego hasłem (tak, jak było to np. z naturalizmem). Od lat pięćdziesiątych używano go wprawdzie jako terminu literackiego, ale początkowo służył przede wszystkim jako obelga. Występo-




wał wówczas w parze nie z romantyzmem czy pozytywizmem, ale z "idealizmem" ("Walka realizmu z idealizmem" - brzmiał tytuł artykułu Lucjana Siemieńskiego). Oznaczał upodobanie pisarza w ukazywaniu przykrych, drastycznych stron życia. Z czasem zaczynał nabierać znaczenia aksjologicznie neutralnego a nawet nieco dodat­niego. Nie ukrywał bowiem pełnej prawdy o rzeczywistości, mówił o niej nawet, jeśli była zła - w przeciwieństwie do szlachetnego być może w intencjach, ale kłamliwego jej idealizowania, upiększania. Niemniej w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, sie­demdziesiątych pisarze chętniej skłonni byli przyznawać się do idealizmu niż realizmu bądź widzieć się pośrodku między nimi, jak Bolesław Prus w kronice z 1885 roku. Zaczęli godzić się na określanie ich mianem realistów dopiero w latach osiemdziesią­tych, nie bez wpływu naturalistów, którzy często tego terminu używali wymiennie z głównym pojęciem, pod którego sztandarem wystąpili i oczywiście używali z dodat­nim znakiem wartościującym. Dla modernistów był to już w dużej mierze synonim pozytywizmu. Sami zaś pozytywiści w tym czasie skłonni byli bez oporów przystać na to.

I w takim stanie rzeczy przekazano to pojęcie późniejszym krytykom i bada­czom. Charakterystyczne przy tym, że "idealizm" literacki nie utrzymał się nie tylko jako przeciwczłon realizmu, ale w ogóle nie wszedł w praktykę naukową jako termin w jakikolwiek sposób odnoszący się do sztuki. Sam zaś realizm XIX wieku zaczął ozna­czać pewien ciąg literacki, w szczegółach opisywany przez historyków literatury dopie­ro ex post i stanowiący pewien wzorzec dla licznych i różnych zjawisk literatury XX wieku, obdarzanych także tą nazwą (często w sposób programowy przez samych twórców).

Zaczął realizm w praktyce badawczej oznaczać taki typ twórczości (przede wszyst­kim literackiej, ale - w mniejszym zakresie - także malarskiej), w którym zdecydowa­nie na pierwsze miejsce wysuwa się werystyczny sposób ujęcia rzeczywistości37. Poza nim dopuszczalna jest w niewielkim stopniu karykatura (ale nie groteska), alegoria czy parabola. Następnym wyróżnikiem są pewne upodobania tematyczne uprzywilejowu­jące nowe, nie będące dotąd przedmiotem literatury środowiska (najczęściej nizin spo­łecznych). Związana z realizmem jest też pewna wizja życia, jako zadania raczej trud­nego i odpowiedzialnego.

Czym wobec tego był on w XIX wieku? Aby na to pytanie, odpowiedzieć trzeba jednak uczynić najpierw pewną dygresję. Otóż stoję na stanowisku, szerzej uzasadnio­nym w studium o Oświeceniu polskim, iż wszelkie podziały w kulturze są wielopłaszczy­znowe. W przywołanej wyżej pracy np. wyróżniłem w XVIII wieku trzy takie płasz­czyzny: a) płaszczyznę doktryn estetycznych, na której ścierały się klasycyzm i liczne heterodoksje wobec niego, określone przeze mnie zbiorowym terminem a) klasycyzm; b) płaszczyznę postaw filozoficzno-literackich: sentymentalizm i niesentymentalizm (racjonalizm); c) płaszczyznę stylów: barok, klasycyzm, rokoko, neogotycyzm. Rów­nież w XIX wieku podziały wewnątrz formacji możemy poprawnie rozpatrywać tylko widząc je na wielu płaszczyznach, choć nieco inaczej się układających. Wspomniałem już o płaszczyźnie postaw filozoficzno-światopoglądowo-ideowych, na której rozgrywa się opozycja romantyzmu i pozytywizmu (traktowanych właśnie jako postawy). Od-




rębna od niej jest - także już sygnalizowana - płaszczyzna prądów literackich. (W czę­ści określanych tymi samymi terminami. Ukazuje się tym samym owa bezradność ba­dawcza w zakresie nazewnictwa, o której pisałem wyżej, a która sprawiła, że i w oświe­ceniu nazwą klasycyzm zmuszony byłem określać zarówno zjawisko wśród doktryn, jak i wśród stylów). Na płaszczyźnie prądów ujawniły się w XIX wieku nowe, ważne cechy. W przeciwieństwie bowiem do poprzednich formacji twórcy nie tylko wyraźniej eksponowali swe poglądy estetyczne, ale m.in. na ich podstawie łączyli się we wspól­noty, przypisywali do konkretnych szkół czy prądów. (Jest to ważny sygnał także dla badacza, który fakt ten musi brać pod uwagę przy omawianiu zjawisk XIX, a także XX wieku). Właśnie na płaszczyźnie prądów aspekt ten jest istotny przy ich wyodręb­nianiu i czyniłem to, także w wypadku zjawisk dzisiaj dopiero obdarzanych określoną nazwą - ale opierając się na świadomości w tym zakresie twórców będących przedmio­tem zainteresowania.

Otóż kolejną, trzecią płaszczyzną jest ta, na której mieści się realizm. O odrębno­ści czy nawet opozycyjności nurtów decyduje na niej głównie sposób ujęcia rzeczywi­stości - i to jest również novum w XIX-wiecznej formacji kulturowej. Realizm bowiem - jak już wspomniałem - wyróżnia to, iż zdecydowanie uprzywilejowuje właśnie wery­styczny sposób ujmowania rzeczywistości, inne wykorzystując tylko śladowo.

W literaturze XIX wieku występowały oczywiście wszystkie sposoby ujmowania rzeczywistości. Początkowo nie traktowano preferowania któregokolwiek z nich jako znaczącego. Romantyzm wszak cechowało świadome mieszanie kategorii. Tak jak łą­czono tragizm z komizmem, na tych samych prawach mieszano w utworach fantasty­kę z weryzmem (jak np. w Dziadach Mickiewicza), symbolistykę z groteską. Z czasem dopiero zaczęło krystalizować się u części pisarzy przekonanie, iż werystyczny sposób ujmowania rzeczywistości jest lepszy od innych oraz towarzysząca owemu przekona­niu praktyka. Praktyka ta zaczęła też być odczytywana jako znacząca, dostrzegana również przez przeciwników realizmu i wartościowana dodatnio lub ujemnie. Realizm krystalizował się w romantyzmie, biedermeierze, pozytywizmie. (Ich przedstawiciele ­w przeciwieństwie do poprzedniej płaszczyzny - nie zawsze mieli świadomość, że w tym właśnie procesie uczestniczą). Apogeum osiągnął w naturalizmie i późnych dziełach pozytywistów. Dokonując tego sytuował się w opozycji do wielu, bardzo niejednorod­nych zjawisk, które trudno objąć jednym terminem. Dlatego nazwę owe zjawiska po prostu "nierealizmem" . (Czy można bowiem przywrócić używany w XIX wieku, ale później zarzucony termin "idealizm" literacki?)

Przyjęcie dla realizmu i nierealizmu w XIX wieku osobnej płaszczyzny rozwiązu­je trudności z dopasowaniem go do prądów literackich. Ukazuje sztukę tego stulecia jako skomplikowany, ale czytelny obraz.

Nie ostatnia to zresztą płaszczyzna w XIX-wiecznej formacji kulturowej, na ja­kiej możemy porządkować literaturę. Jest jeszcze np. płaszczyzna polityczna, w tej jednak formacji (zwłaszcza w jej środkowym okresie: od lat czterdziestych do osiem­dziesiątych) w sposób znaczący dzieląca także literaturę39. W końcu właśnie głównie poglądami politycznymi (w części także filozoficznymi) różnili się "stańczycy" od de­mokratów galicyjskich, a jedni i drudzy uważani byli za ugrupowania także literackie.


27

Podobna zasada obowiązywała przy konstytuowaniu się "młodych konserwatystów" warszawskich.

Osobną płaszczyzną była ta, na której wyodrębnił się nurt prozy, poezji, dramatu o tematyce szlacheckiej, zwany przez niektórych badaczy niezbyt precyzyjnie neosar­matyzmem. Rozwijał się on zarówno w łonie romantyzmu jak i biedermeieru czy pozytywizmu (tylko przedburzowcy go zdecydowanie odrzucali). Obok niego na tejże płaszczyźnie rozwijał się nurt chłopski, także w ramach wszystkich prądów, od roman­tyzmu po modernizm.

***

Podsumowując tę część rozważań chciałbym na jej zakończenie przedstawić pro-

pozycję periodyzacji polskiego, kulturowego wieku XIX, która zresztą w niewielkim stopniu odbiega od innych ostatnio zgłoszonych propozycji (np. Henryka Markiewi­cza, Jerzego Ziomka). Podzielić można epokę, w której dominuje omawiana formacja kulturowa na następujące okresy:

1. Lata dwudzieste. Współżycie - w różnych pokoleniach - starej formacji z nową (z ilościową - choć nie jakościową - przewagą nawet oświecenia, którego ludzie mają w ręku większość instytucji kulturalnych). Nowa formacja jest w ataku, toczy się wal­ka romantyków z klasykami. Podziały wewnętrzne tych pierwszych na razie - w obli­czu przeciwnika - jeszcze się nie ujawniają (Mochnacki i Grabowski np. występują razem).

2. Lata trzydzieste. W wyniku wydarzeń 1830/1831 roku oświecenie traci całe swe zaplecze instytucjonalne i gwałtownie się rozpada. Romantyzm z kolei przestaje być monolitem. Powstają w nim różne, zwalczające się nurty (np. grupa "Ziewonii" atakująca mickiewiczowski model poezji). Ale co więcej: ujawniają się także tendencje konkurencyjne, antyromantyczne - te, które dzisiaj określamy terminem biedermeier (choć wówczas nie nosiły żadnej nazwy). Przedstawiciele tego prądu przypuszczają atak na romantyzm ("literaturę szaloną" - sformułowanie Michała Grabowskiego z "Tygo­dnika Petersburskiego"). Jest to jednak krytyka wewnątrz formacyjna; biedermeier akceptuje bowiem przełom romantyczny, bardzo ostro odcina się od oświecenia. Co nie przeszkadza, że to on przygarnia jego rozproszone resztki. Wszyscy czynni pisarze zwią­zani przed 1831 rokiem z instytucjonalnymi strukturami starej formacji dołączają te­raz do ugrupowań biedermeierowskich (poza samotnymi jednostkami typu Kajetana Koźmiana). N a razie biedermeier rozwija się jednak w cieniu romantyzmu, który prze­chodzi swą szczytową fazę.

3. Lata czterdzieste (do upadku Wiosny Ludów). Dalej dominuje romantyzm, choć biedermeier zdecydowanie się umacnia, głównie w prozie krajowej. Równocze­śnie w tejże prozie - przechodząc na inną płaszczyznę podziałów - coraz większe ob­szary zdobywa realizm. Rozwija się też w tym okresie bujnie gawęda szlachecka. Bie­dermeier przestaje być jedyną stroną atakującą. Drugie pokolenie romantyków krajo­wych przystępuje do ostrych z nim polemik.

4. Lata pięćdziesiąte. Gwałtowne załamanie się romantyzmu, który wprawdzie trwa, ale jako wąski nurt, stopniowo popadający w epigonizm. Prądem dominującym




staje się biedermeier, który opanowuje większość ośrodków życia literackiego. Poza tymi prądami pojawiają się jednak zjawiska nie należące do żadnego z nich. W tych latach właśnie ostatecznie wykrystalizowuje się propozycja literacka Norwida, nie podjęta jed­nak przez nikogo poza nim. Dalej rozwija się realizm, zdobywając coraz mocniejszą pozycję w nurcie biedermeieru (Korzeniowski, Kraszewski), jak i poza nim (Alkhadar Chojeckiego).

5. Lata sześćdziesiąte. Zaczynają się od ostrego ataku teraz właśnie (w samym końcu lat pięćdziesiątych) uformowanych przedburzowców: przede wszystkim na bie­dermeier, ale w części i na romantyzm (zwłaszcza współczesny, epigoński). Model lite­racki tychże nawiązuje do dojrzałego romantyzmu w zakresie problematyki literackiej, ale odrzuca fantastykę czy skłonności mistyczne. Cechuje go programowa trzeźwość, zdecydowanie też preferuje realizm, choć w połączeniu z tendencyjnością literatury. Działalność przedburzowców współgra z nastrojami insurekcyjnymi poprzedzającymi powstanie styczniowe. Dlatego po jego klęsce załamuje się ich aktywność i zaczynają rozliczenia, które doprowadzą do przekształcenia się przedburzowców w pozytywistów.

6. Lata siedemdziesiąte. Pisarze starszych generacji kontynuują na ogół bieder­meier lub romantyzm. Przedburzowcy natomiast ulegają dekompozycji. Zachowując wspólny model literatury rozpadają się na kilka grup sytuacyjnych lub programowych. Część z nich już w 1866 roku skupia się wokół krakowskiego "Przeglądu Polskiego" (od 1869 roku nazywani są "stańczykami"). Inną głośną grupą stali się pisarze pisujący od 1870 roku do wychodzącego w Warszawie "Przeglądu Tygodniowego" oraz zbliżo­nych do niego "Niwy" i "Opiekuna Domowego". Wystąpili oni pod szyldem "młodej prasy". Ich napastliwość i radykalizm nastawił do nich niechętnie pozostałe warszaw­skie periodyki (określono ich zbiorczo "starą prasą"). Apogeum walki "młodej" i "sta­rej" prasy przypadło na lata 1872-1874, ale już pod koniec dziesięciolecia zacierają się różnice między "młodymi" a większą częścią tzw. "starych" (na ogół zresztą ich rówie­śnikami). W trakcie tego sporu upowszechnił się termin pozytywizmu, pod którego szyldem występowała "młoda prasa", ale którym wkrótce zaczęto określać także in­nych pisarzy i ich ugrupowania. (Będę o tym więcej pisał dalej). Rozszerza się w tym okresie realizm. Część (na ogół wybitniejszych) pisarzy zaczyna także odchodzić od tendencyjności.

7. Lata osiemdziesiąte i początek dziewięćdziesiątych (do 1894 roku). W sferze ideologicznej, ale rzutującej na literaturę, nastąpiło teraz wyraźniejsze niż dotąd wyod­rębnienie się grup zwolenników liberalizmu, konserwatyzmu oraz socjalizmu. W kul­turze wystąpiło nowe pokolenie, bardzo jednak rozbite wewnętrznie, głównie podzia­łami ideologicznymi. Ustawia się ono opozycyjnie wobec bezpośrednich poprzedników atakując ostro pozytywistów-liberałów zarówno z pozycji socjalizmu (ówczesny "Prze­gląd Tygodniowy") jak i "młodego konserwatyzmu". (Literacko jednak nie przedsta­wiając kontrpropozycji). Ataki te zresztą nie podważają dominującej roli pozytywi­stów. Realizm w zasadzie opanowuje całość literatury, najbardziej świadomie w nurcie naturalizmu, który teraz się kształtuje (głównie wokół "Wędrowca" w latach 1884­1887) i tworzy swój program. Rozpowszechnia się wśród pisarzy opinia, iż tendencyj­ność jest sprzeczna z obiektywizmem a zatem i z realizmem. (Co nie przeszkadza, że




w literaturze, zwłaszcza drugorzędnej, poetyka tendencyjna święci triumfy nadal i bę­dzie je święciła także w XX wieku). Pod koniec tego okresu pojawiają się nastroje modernistyczne (zwłaszcza dekadenckie). Ośrodkiem ich staje się od 1887 r. warszaw­skie "Zycie". Rok 1894 przyjmuję za cezurę, gdyż wtedy ukazują się, będące manife­stem modernizmu wiersze Tetmajera i Kasprowicza oraz wychodzi Wybór pism drama­tycznych Maeterlincka z niezwykle ważnym dla ówczesnej świadomości literackiej wstę­pem Miriama.

8. Lata 1894-1905. Ujawnia się Młoda Polska jako świadoma wspólnota wstę­pującego pokolenia (do którego jednakże stopniowo dołącza się większość przedstawi­cieli "generacji 1880"). Moderniści zdobywają szybko pozycję dominującą w literatu­rze, aczkolwiek pozytywiści w dalszym ciągu odgrywają w niej ważną rolę, ulegając wprawdzie pewnym wpływom nowych prądów myślowych, ale zachowując tożsamość i odrębność. Zwolennicy Młodej Polski programowo odrzucają nie tylko postawy po­zytywistyczne, lecz także realizm, preferują niewerystyczne sposoby ujmowania rze­czywistości (wszak jednym z prądów jest symbolizm), w praktyce jednakże weryzm jest obecny w ich twórczości. (Powtarza się więc w zasadzie sytuacja wczesnego roman­tyzmu). Rozwija się także naturalizm, stając się jednym z prądów młodopolskich.

9. Lata 1905-1914. Ostatnie swe dzieła tworzą jeszcze pozytywiści. Są kontynu­owane - z wyjątkiem dekadentyzmu - wszystkie nurty modernistyczne, choć tracą swą dynamikę a wiele haseł, jak np. "sztuka dla sztuki", dezaktualizuje się pod wpły­wem wydarzeń ujawniających na powrót wagę problemów społecznych. W całości "Młoda Polska" wchodzi w kryzys wywołany zarówno rewolucją 1905 roku, jak i ide­ami głoszonymi przez jej tzw. "drugie pokolenie", debiutujące po 1900 roku (m.in. Tadeusz Miciński, Karol Irzykowski, Stanisław Brzozowski, Leopold Staff). Idee owe ­a wśród nich np. odcięcie się od dekadentyzmu - zapowiadają na ogół już następną XX-wieczną formację i znajdą kontynuację po 1918 roku Do takich nowych, już XX-­wiecznych, zjawisk będą należały np. ekspresjonizm, neoklasycyzm, "poetyka codzien­ności", futuryzm, proza Berenta, krytyka Irzykowskiego i Brzozowskiego41. Notabene ich wpływom ulegają teraz i niektórzy przedstawiciele "pierwszego pokolenia" pol­skich modernistów, jak Jan Kasprowicz.

Wojna światowa przynosi definitywne załamanie hierarchii wartości i stylu myś­lenia reprezentowanych przez ludzi wieku XIX i wyłania ostatecznie ukształtowaną w latach 1914-1918 nową formację kulturową.

***

Tak przedstawiająca się periodyzacja omawianej epoki wymaga jeszcze paru słów

uzupełnienia dotyczącego dynamiki procesu dokonujących się przemian. Poszczególne okresy zbliżone są do dziesięcioleci i z braku lepszych określeń często nazywałem je "latami trzydziestymi" bądź "siedemdziesiątymi", aczkolwiek ta współbieżność jest przypadkowa, a dodatkowo nie zawsze były to równe dziesięciolecia. Jeśli przyjąć tra­dycyjną cezurę wydania Ballad i romansów Mickiewicza w 1822 roku za początek ro­mantyzmu (a zatem i epoki dominowania formacji dziewiętnastowiecznej), to trzy pierw­sze okresy miały po dziewięć lat (1822-1831,1831-1840,1840-1849), czwarty jede-




naście, siódmy czternaście. Najbardziej ruchoma i trudno uchwytna granica jest mię­dzy piątym a szóstym okresem. Walka "starej" i "młodej" prasy zaczyna się bowiem w 1871 roku, ale Teka Stańczyka ukazuje się w 1869, Szkoła pozytywna Krupińskiego w 1868, Kilka prawd z dziejów naszych Szujskiego już w 1867 roku. Przemiany prowa­dzące do ostatecznego wykrystalizowania się nowej świadomości trwają więc około pięciu lat.

W tych właśnie dziesięcioleciach historycy literatury od dawna poszukują zasad­niczej cezury między pierwszą a drugą połową XIX wieku i do niedawna łączyli ją dość powszechnie z wydarzeniami powstania styczniowego. Sygnalizowałem już wyżej (przyp. 7 -9), iż niezupełnie zgadzam się z takim stanowiskiem. Nie neguję wprawdzie rangi powstania styczniowego, ale nie tylko jego klęski, ale całego ruchu ożywienia politycz­nego i moralnego towarzyszącego nie tylko walkom zbrojnym, ale i - niezwykle waż­nym dla świadomości Polaków - demonstracjom przedpowstaniowym. Klęska tego ruchu i wywołanego nim powstania - prowadząca do kolejnych, tym razem bardzo bolesnych rozliczeń, to tylko element końcowy wstrząsu, którym dla Polaków były doświadczenia całego pięciolecia 1860-1865.

Wracając do okresów, to układają się one w pewne większe całości. Do takiej na pewno będą należały trzy pierwsze z romantyzmem jako prądem dominującym. Także szósty i siódmy okres łączy dominacja pozytywizmu a dwa ostatnie modernizmu. Ale jeśli okres działalności przedburzowców uznać za przedpole pozytywizmu, za fakt łą­czący zaś pierwsze cztery okresy nie dominację króregokolwiek z głównych prądów, ale właśnie spór romantyzmu z biedermeierem, to możemy za zasadniczą cezurę wewnętrzną XIX wieku przyjąć 1860 rok.

Cezura ta również wiąże się z wydarzeniami powstania styczniowego, tylko nie z jego klęską a początkami ruchu.

Zmiany głębsze niż około 1880 czy 1905 roku zaszły również w latach dziewięć­dziesiątych. Łączyły się z pogłębieniem kryzysu pozytywizmu a przede wszystkim wy­stąpieniem młodego, zwartego, bogatego w talenty pokolenia, rzecznika nowych prą­dów literackich, które zdominowało na "giełdzie literackiej" generację pozytywistów.

***

Pora przejść do ostatniej sprawy: propozycji rozumienia - w kontekście całej for macji - wielokrotnie tu przywoływanego pozytywizmu polskiego oraz określenia jego obszaru i cech. Jak wyżej zaznaczałem rozumiem go dwojako. Po pierwsze jako posta­wę ideowo-światopoglądowo-filozoficzną: jedno ze skrzydeł opozycji związanej z cen­tralnym problemem człowieka XIX wieku. (I jako taka manifestuje się we wszystkich okresach kulturowego stulecia). Po drugie zaś jako jeden z prądów literackich tej for­macji, występujący w jej drugiej połowie. W świadomości przedstawicieli tego prądu dominuje oczywiście postawa pozytywistyczna (choć dają o sobie znać także jej zała­mania), ale to tylko jedna z jego cech. Inne dotyczą zarówno świadomości społecznej, jak i modelu literatury.

Zanim jednak zostaną poruszone te zagadnienia należy kilka słów poświęcić ro­zumieniu terminu pozytywizm w dotychczasowej praktyce historycznoliterackiej.




A w tej dziedzinie panuje ogromna dowolność i niekonsekwencja wynikająca zresztą w dużym stopniu z jego genezy. Rodził się bowiem - podobnie jak realizm - w prakty­ce publicystycznej, z natury dalekiej od precyzji42. I podobnie jak przy realizmie, opo­zycją jego początkowo nie był romantyzm, ale również "idealizm" lub "negatywizm"43. W każdym razie - choć sam termin do polskiej świadomości wprowadził Franciszek Krupiński związany ze "starą prasą" pierwsi podchwycili go i utożsamili się z nim młodzi twórcy piszący w "Przeglądzie Tygodniowym", "Opiekunie Domowym" i "Ni­wie". Dlatego też najwcześniejsze - ale do dziś występujące - było łączenie pozytywi­zmu z grupą warszawskiej "młodej prasy". Łączenie z punktu widzenia merytoryczne­go niezupełnie uprawniona - co po latach przyznawali nawet uczestnicy samych kam­panii. Anonimowy autor Starej i młodej prasy (Przyborowski? Kaliszewski?) pisał:

całej tak zwanej później "młodej prasie" nie szło wcale o pozytywizm jako metodę badania nauko­wego i nie w imię nauki wzywali oni do walki wszystko i wszystkich. Tej teorii filozoficznej więk­szość ich wcale nie znała a ci, którzy ją znali dowiedzieli się o niej znacznie później. Tu szło głównie o kwestie społeczne, o los tej zbiorowości z łona której młodzi pisarze wyszli.

Dodać należy, iż oglądany z dzisiejszej perspektywy i socjologicznego punktu widzenia spór ten robi w ogóle wrażenie walki grup raczej sytuacyjnych niż programowych, bo także we wspomnianych wyżej kwestiach społecznych różnice były widoczne bardziej w tonacji wystąpień i rozłożeniu w nich akcentów niż w meritum sprawy. Trzeba to otwarcie powiedzieć: w tej walce nie chodziło o Milla, Spencera i Renana (nie tylko "młodzi" ale i większość "starych" była nimi zaintrygowana i poszukiwała u nich wspar­cia), ale - co więcej - i w sprawie "pracy u podstaw", emancypacji ludu, uobywatelnie­nia Żydów itd. niewiele ich różniło. "Starzy" natomiast - choć często rówieśnicy "mło­dych" - byli już osadzeni w literaturze. Drużyna zaś Adama Wiślickiego dopiero tam chciała się dostać. Stąd napastliwy ton wypowiedzi "Przeglądu Tygodniowego", zwłasz­cza zaś My i wy Aleksandra Świętochowskiego, stąd ostrzejsze, bardziej radykalne i krań­cowe stawianie skądinąd wspólnych postulatów programowych. "Starych" oburzał przede wszystkim ton młodych - także zbytnio ich zdaniem radykalne stawianie po­stulatów społecznych oraz krytyki tradycji narodowych. Choć w tej ostatniej spra­wie zdarzały się "starym" znacznie dalej idące wystąpienia. Przykładem Romantyzm i jego skutki ks. Franciszka Krupińskiego. W sumie walka "starej i młodej prasy" nie była walką o pozytywizm - wyznawany (choć początkowo nie nazywany tak) przez obie strony.

Natomiast niewątpliwą zasługą "młodych" było upowszechnienie samego termi­nu i zastosowanie go nie do doktryny filozoficznej, ale do spraw społecznych i politycz­nych (a z czasem i do literatury). A był ten termin na tyle pojemny i potrzebny społecz­nie, że stopniowo zaczęli się doń sami przypisywać (bądź byli przypisywani) ludzie nigdy nie związani z "młodą prasą", w tym czołowi później pisarze epoki: Orzeszkowa, Prus i Sienkiewicz46. Dla przedstawiciela debiutujących około 10 lat później "młodych konserwatystów" warszawskich Teodora Jeske-Choińskiego wszyscy oni stanowili jed­ną grupę, a pozytywizm utożsamiał po prostu z ideologią liberalizmu. Nie było więc dlań problemem zaliczać doń obok Świętochowskiego, Orzeszkową, Prusa, Dygasiń-




skiego, Konopnicką a także starszego Teodora Tomasza Jeża oraz młodszych Sygietyń­skiego i Zapolską. Nie robił on też różnicy między Warszawą a Galicją i obwiniał o pozytywizm także Michała Bałuckiego.

W oczach "młodych konserwatystów" lat osiemdziesiątych (ale także ówczesnych socjalistów) pozytywiści to zwolennicy postępu, rzecznicy liberalizmu. Rzecz jednak w tym, iż niezależnie od nich - i to znacznie wcześniej :- rozszerzanie pojęcia pozytywi­zmu kierowało się w zupełnie innym kierunku: właśnie konserwatyzmu. Chodzi miano­wicie o krakowskich "stańczyków". Cytowany wyżej autor Kartek ze wspomnień eks-dzien­nikarza pisał w dalszym ciągu cytowanego wyżej fragmentu o warszawskich "młodych":

Wszelkie ich ataki [...] były w gruncie rzeczy tym samym, co podnieśli w Galicji "stańczycy", tylko z tą różnicą, że inne warunki w Warszawie musiały wywołać inną formę walki oraz że kiedy tam rzeczoną walkę w imię nowego programu społecznego podnieśli profesorowie uniwersytetu, głośni i znakomici pisarze, hrabiowie i książęta, tu, na bruku warszawskim, wystąpiła do nich młodzież nie znana nikomu, biedna, mająca po swej stronie tylko talent i zapał.

Zaczęto więc obejmować pojęciem "pozytywizm" także zjawiska ideowo odległe od "młodej prasy", ale - co więcej - przede wszystkim odległe od samego źródła termi­nu: francusko-angielskiej filozoficznej "szkoły pozytywnej". "Stańczycy" nie byli wy­znawcami Augusta Comte'a ani Johna Stuarta Milla. Cechowała ich jednak podobna warszawskim "młodym" świętoburczość, krytyka przeszłości narodowej, "szarganie świętości". To sprawiało, iż zaczęto obie grupy łączyć, a gdy pojawił się odpowiedni termin nazywać niekiedy "stańczyków" "pozytywistami krakowskimi". To przeszło z cza­sem do historii literatury. Badacz z okresu dwudziestolecia międzywojennego, Aureli Drogoszewski, w rozprawie Pozytywizm polski pisał:

Utarła się nazwa "pozytywizm warszawski". [...] Lecz pokrewne dążenia na terenie kraju naszego ujawniły się i gdzie indziej, nie tylko w Warszawie, mianowicie w byłym zaborze austriackim, a nawet tam wcześniej były sformułowane.

Te drugie Drogoszewski określał mianem "pozytywizmu konserwatywnego". (W po­wojennej historiografii jednak niechętnie obejmowano konserwatystów krakowskich mianem pozytywistów).

Oczywiście ewolucja ta nie oznaczała, że przyjmowanie terminu pozytywizm na samookreślenie się twórców przebiegało łatwo, bez wahań i zakłóceń. Z przywołanej wyżej pracy Henryka Markiewicza Bolesław Prus a pozytywizm warszawski można się dowiedzieć, ile zastrzeżeń i oporów miał czołowy pisarz pozytywistyczny z przypisa­niem się do tak określanego prądu literackiego. Gdy jednak dziś patrzymy na obszar kulturowy drugiej połowy XIX wieku wyraźnie daje się wyróżnić dominujący prąd na który nie ma innej, lepszej nazwy, dlatego trzeba się nią posłużyć. W tym prądzie zresztą mieści się nie tylko niezdecydowany długo Bolesław Prus, ale także zwalczający pozytywizm (w jego węższym rozumieniu) Teodor Jeske-Choiński, którego twórczość beletrystyczna mieści się jednak doskonale w pozytywistycznym modelu literatury. Zresztą także głoszone przez niego poglądy upoważniają do zaliczenia go - mimo ży­wionej przezeń abominacji do pozytywizmu w obręb tego prądu, oczywiście w jego


33



szerokiej formule. Skłaniają dodatkowo do tego zarówno jego negatywna reakcja na modernizm jak i własne wyznanie z zakończenia broszury o Pozytywizmie warszawskim z 1885 roku

Ten to pozytywizm - pisze w niej o Wiślickim, Świętochowskim i ich sojusznikach - przeminął stanowczo, bezpowrotnie, bo miejsce jego zajął już pozytywizm prawdziwy, twórczy, porządkują­cy, przejawiający się zarówno w dziełach postępowców, jak młodych zachowawców. Najskrajniej­szy "obskurant" z "Niwy" lub ze "Słowa" nie jest już dziś romantykiem. Nauczyliśmy się wszyscy: t r z e Ź w o Ś c i w p o g l ą d a c h i m e t o d y w p r a c y, jesteśmy wszyscy zwolen­nikami tego samego prądu, choć się w odcieniach przekonań różnimy.

Nie tu miejsce na dokładniejsze rozważania nad różnego typu rozumieniami po­zytywizmu niegdyś i obecnie. Zajmowałem się tym zresztą w innej pracy, wyróżniając w niej trzy podstawowe znaczenia tego terminu (nie licząc ich drobniejszych warian­tów). Otóż z rozważanym w tym miejscu prądem wiąże się trzecie najszersze rozu­mienie pozytywizmu, obejmujące zarówno "młodą" jak i "starą prasę", "stańczyków" i demokratów galicyjskich, młode ugrupowania z Poznańskiego i emigracji, także nie­których pisarzy starszych, teraz przechodzących na pozycje pozytywistyczne jak J.I. Kra­szewski czy T.T. Jeż - wreszcie przedstawicieli "pokolenia 1880" - choć część spośród nich, która później dołączy do "Młodej Polski" (jak Ignacy Matuszewski, Cezary Jel­lenta, Wacław Nałkowski), tylko we wczesnym okresie ich twórczości. Notabene spe­cjalne miejsce wśród omawianego pokolenia zajmują naturaliści. Sam prąd ukształto­wał się w latach osiemdziesiątych i choć miał bardzo wiele wspólnego z pozytywi­zmem, tu biorę go jednak w badawczy nawias, posiadał bowiem i pewne istotne różni­ce, zapowiadające już modernizm i trwa dłużej, przez cały okres "Młodej Polski" zy­skując wyznawców i w pokoleniu debiutującym w latach dziewięćdziesiątych.

W tak rozumianym prądzie widzę również przedburzowców. Mają oni w zasa­dzie wszelkie cechy pozytywizmu z wyjątkiem jednej (wprawdzie przez wielu badaczy uważanej za najważniejszą): urazu antyinzurekcyjnego. Także ich stosunek do roman­tyzmu jest nieco inny, przychylniejszy, jeśli chodzi o oficjalne wypowiedzi, choć w prak­tyce dystansujący się od większości jego cech i podkreślający własną odrębność. Ale przecież i pozytywiści nie odrzucali romantyzmu w całości, a Słowacki był ich patro­nem w równym stopniu jak przedburzowców. Dlatego twórczość tych ostatnich uwa­żam za wstępny etap pozytywizmu i włączam do całości prądu.

Pozytywizm jako kierunek literacki cechował się stosunkowo niedużym stop­niem obecności w myśli jego przedstawicieli refleksji estetycznej. Kazimierz Wyka stwierdzał nawet, iż

był prądem nie posiadającym określonej doktryny artystycznej. Narzucał literaturze pewien pro­gram, posiadał pewne miary, według których sądził dzieła literackie, ale raczej pragnął zmusić literaturę do posług społecznych nakazanych potrzebami chwili, aniżeli wyciągał konsekwencje ze swych utajonych postaw filozoficznych.

Mimo to stworzył bardzo wyrazisty praktyczny model literatury, który wyróżnia go zdecydowanie od romantyzmu, biedermeieru czy modernizmu. To prawda: w tym




modelu ważnymi elementami jest zestaw przekonań społeczno-ideowych i pod tym względem rację ma Wyka. Dlatego większość cech wspólnych, które teraz będę wyli­czał, będzie miała taki właśnie charakter.

Twórcy pozytywizmu reprezentowali różne opcje ideowe. W ich ramach byli to jednak specyficzni, właśnie pozytywistyczni liberałowie, konserwatyści bądź socjaliści. (Oczywiście prym wiedli niewątpliwie ci pierwsi). Wszyscy oni byli w jakimś stopniu nastawieni rewizjonistycznie do przeszłości w ogóle i do własnych poprzedników, po­szukiwali zmian. Kładli wszyscy także nacisk na metodyczną pracę; "pracę organicz­ną", "u podstaw" (nie odrzucali jej nawet socjaliści, choć dla nich miała ona przygoto­wywać grunt pod przyszłą rewolucję). Mieli szacunek dla nauki, cieszyli się ze zdoby­czy cywilizacyjnych, nie korciła ich na ogół ucieczka na łono natury. Cechowali się trzeźwością, niechęcią do mistyki i metafizycznych dociekań, harmonijną wizją świata (choć nieco podważaną doświadczeniem). Mieli krytyczny stosunek do przeszłości na­rodowej i narodowych mitów, stereotypów oraz nawyków. W skrajnych odłamach do­chodził on nawet do "szargania świętości", ale obecny był ów stosunek także u tych, którzy się przeciwstawiali "szarganiu" broniąc "przeszłości ołtarzy". W sprawach już czysto literackich wspólne były: realizm, preferowanie werystycznego sposobu ujmo­wania rzeczywistości. A także związane jakoś z tym ostatnim poszukiwanie nowych obszarów tematycznych: jak nie dostrzegane dotąd przez literaturę grupy społeczne, jak kobieta czy dziecko. Zwłaszcza to ostatnie odgrywało ważną funkcję w pozytywi­zmie. Spełniało rolę surowego, naiwnego, ale bystrego obserwatora świata dorosłych, kompromitującego jego zakłamanie, okrucieństwo, nieczułość. Było w dużym stopniu tym, czym "dobry dzikus" w literaturze oświecenia.

Łączyły tak rozumianych pozytywistów także problemy, które dostrzegali, choć nie musieli mieć identycznych na nie odpowiedzi. Należała np. do nich sprawa eman­cypacji kobiet. Dyskutowano nad nią powszechnie, co nie oznaczało, że wszyscy byli jej zwolennikami. Ale sam udział w dyskusji nadawał twórczości pisarzy, takich jak Orzeszkowa, Prus czy Bałucki specyficzny wspólny koloryt. Podobnemu kolorytowi sprzyjała również wielka dyskusja o postępie, jego zaletach czy wadach, pożytkach bądź nieszczęściach z niego płynących; dyskusja, jaka toczyła się na łamach "Przeglądu Polskiego", "Przeglądu Tygodniowego", "Nowin", "Prawdy", "Niwy", "Sowa", "Gło­su". Specyfiką pozytywizmu była wreszcie dyskusja o tendencyjności w literaturze, jej niezbędności bądź przeciwnie, uproszczeniach z niej płynących.

W samej literaturze, poza świadomością teoretyków a chyba i twórców następo­wała ewolucja w środkach narracji. Wszechwiedzącego narratora-autora, typowego dla prozy biedermeieru54, stopniowo zastępował narrator o wiedzy ograniczonej. Dzię­ki temu ukształtowała się także - ale tylko w prozie - wspólna dla tego prądu poetyka (nie tu miejsce na jej szczegółowe przedstawienie), wyróżniająca go widocznie od po­etyki romantycznej, biedermeierowskiej, Norwidowej czy młodopolskiej. Niestety nie posiadała własnego, odrębnego wyrazu pozytywistyczna poezja. Tutaj panowała nadal poetyka romantyczna (próba stworzenia czegoś nowego - obok udanego dzieła autora Vade-mecum - był niewykrystalizowany jednak ostatecznie parnasizm polski). Dlatego też pozytywiści traktowali poezję en bloc jako coś podejrzanego.




Podsumowując te rozważania trzeba powiedzieć, iż pozytywizm w XIX-wiecznej formacji kulturowej miał miejsce szczególne. Odcisnął bardzo silne piętno na twórczo­ści Polaków i choć dokonaniami plasował się nieco za romantyzmem, wywarł znaczący wpływ na dalsze dzieje literatury. W dziedzinie świadomości społecznej a zwłaszcza narodowej znaczeniem swym zdecydowanie wyprzedził romantyzm. Rozszerzył świa­domość narodową w masy i niezwykle ją uaktywnił. Już wydarzenia poprzedzające powstanie styczniowe przynoszą wielkie ożywienie w tym zakresie, które wyrwało Po­laków w kraju z pewnego marazmu bliskiego pogodzeniu się z sytuacją zaborów. Oży­wienie to nie zmalało w wyniku klęski w walce zbrojnej. Zaproponowana teraz praca organiczna, praca u podstaw a także bierny opór stymulowały znacznie większą niż walka orężna mobilizację moralną i mobilizację w zakresie praktycznych działań. Ten typ walki miał wymierne zdobycze w zakresie życia gospodarczego, społecznego, kul­turalnego. On unowocześniał myślenie Polaków i naprawdę przygotował ich do odzy­skania niepodległości w 1918 roku.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Janusz Maciejewski Miejsce pozytywizmu polskiego w XIX wiecznej formacji kulturowej całość
Janusz Maciejewski Miejsce pozytywizmu polskiego w XIX
L Stomma Antropologia kultury wsi polskiej XIX w
Rola emigracji w życiu politycznym i kulturalnym ziem polskich, XIX wiek Polska
Miasteczko na ziemiach polskich w XIX wieku–rola kulturowa, XIX wiek Polska
Miejsce romantyzmu polskiego w kulturze europejskiej
Literatura dla dzieci i młodzieży, LIT DZIECI Literatura dla dzieci i młodzieży (romantyzm i pozytyw
ZESTAW I XIX wieczny realizm w malarstwie polskim
HISTORIA KULTURY POLSKIEJ W XIX WIEKU, WYKŁAD V, 18 11 11
HISTORIA KULTURY POLSKIEJ W XIX wieku, WYKŁAD II, 14 10 11
HISTORIA KULTURY POLSKIEJ W XIX wieku, WYKŁAD VII, 9 12 11
Historia kultury polskiej w XIX wieku, wykład VIII, 16 12 11

więcej podobnych podstron