Back In The Day


Back In The Day - My life and times with Tupac Shakur

Autor: Darrin Bastfield

SPIS TREŚCI

PROLOG

Gdy zapytano Tupaca jako małego chłopca, ''Kim chciałbyś zostać kiedy dorośniesz?'', jego odpowiedź brzmiała: ''Rewolucjonistą!'' Wśród moich poszukiwań ten właśnie fragment wydał mi się szczególnie interesujący pośród wszystkich innych, o których się dowiedziałem, bądź które pamiętałem cofając się w czasie, ponieważ w zasadzie, Tupac był rewolucjonistą. Był on wyjątkowym, młodym mężczyzną, który dostrzegał złowieszczą potrzebę zmian i pracował z całych sił aby wprowadzić te zmiany. Tupac chwytał się prowokacyjnych sposobów. Zapomnij o subtelnościach; Tupac był śmiały i mówił bez ogródek. Często zapominamy jak młodym był człowiekiem i jaki to miało wpływ na jego podejście do życia. Wierzę, że Tupac wchodził w nową, bardziej wyrafinowaną fazę swojego życia, aby wprowadzić wspomniane powyżej zmiany, gdy z razu został tragicznie powstrzymany.

''Kim chciałbyś zostać kiedy dorośniesz?''. Jestem pewien, że każdy z nas pamięta jak zadawano nam te pytanie w pewnym okresie naszego dzieciństwa. Dla większości słowo ''rewolucjonistą'' nie znajdowało się prawdopodobnie wśród możliwych odpowiedzi, lecz Tupac nie był taki jak inni. Ta krótka opowieść z dzieciństwa Tupaca uderza mnie także dlatego, że ja także miałem niezwykłą odpowiedź na te popularne pytanie z dzieciństwa; w zasadzie jest ono źródłem moich najwcześniejszych wspomnień.

Kiedy miałem cztery lata, przedszkolanka pytała o to kolejno siedzącego w kółku na dywanie przedszkolaka. Pamiętam, że wiele dzieciaków recytowało najpopularniejszą trójkę, ''strażak, policjant, lekarz'' To było dziwne ponieważ wiedziałem co powiedzą, zanim to powiedzieli. Pamiętam jak siedziałem na podłodze i patrzyłem na ich niepewne twarze gdy przychodziła na nich kolej, myślałem wtedy czy także powinienem powiedzieć ''strażak, policjant, lekarz''. Wiem, że dobrze by było, gdybym i ja tak powiedział. Tak więc przekonałem samego siebie, że tak należy zrobić, kiedy zbliżał się do mnie wzrok przedszkolanki. Oczywiście mogłem powiedzieć to, co myślałem, ale po co narażać się na odrzucenie, na bycie dziwnym, kiedy można było tego tak łatwo uniknąć? Zostało już tylko sześcioro dzieci, a jak dotychczas nikt nie ośmielił się udzielić odpowiedzi, która krążyła mi w myślach. "Nie, będę po prostu taki, jak inni,'' zdecydowałem nerwowo kiedy zbliżyła się moja kolej. Potem, dzieciak zaraz przede mną śmiejąc się przyznał, ''Nie wiem'', tak jakby to był jakiś rodzaj zabawy, czy gry.

Jak to nie wiesz!? Na litość Boską jesteś w przedszkolu! Obierz jakiś kierunek w swoim życiu niezguło. Każdy tu wie kim chce zostać w przyszłości! Wszystkie te słowa przewinęły mi się przez głowę, razem z myślą, ''Dziękuję ci, teraz to nie ja będę dziwny.'' Moja odpowiedz była o wiele lepsza niż jego.

''Chcę zostać rysownikiem,'' ogłosiłem pewnym tonem, gdy oczy przedszkolanki spotkały się z moimi. Większość dzieci zrozumiała moją odpowiedź. Mówiłem w naszym języku. Rysowanie było zazwyczaj zajęciem wykonywanym przed ułożeniem się do drzemki. ''Darrin chodzi ci chyba o artystę, prawda?'' zasugerowała grzecznie nasza pani. ''Nie, rysownikiem,'' padła moja zdecydowana odpowiedź. Nie miałem pojęcia kim był artysta i nie obchodziło mnie to szczególnie. Wiedziałem tylko, że mam ogromne zamiłowanie do rysowania, które jest o wiele większe niż jakiegokolwiek innego dzieciaka czy nawet dorosłego, którego spotkałem w ciągu czterech lat swojego życia. Jako dziecko, spędziłem słuszną część czasu obserwując różne rzeczy, obiekty, ludzi i miejsca. Czułem nieodpartą potrzebę zapisania tego, co zobaczyłem. Przykładowo widok z mojej sypialni był dla mnie bardzo istotny, to byłem ja, budziłem się przy nim i kładłem się przy nim spać, narysowałem ten widok, aby pokazać go ludziom i zawsze miałem go poskładany w mojej kieszeni, tak na wszelki wypadek.

Dobrze pamiętam mój pierwszy rysunek, to był Fred Flinstone. Pamiętam jak siedziałem przed telewizorem i przyglądałem się tej postaci, starając się narysować go tak, jak wyglądał na ekranie. Dzień za dniem pilnie go oglądałem przykładając uwagę do najmniejszych detali. Nie chciałem niczego przegapić. Każdy odcinek dostarczał nowych rysunków, które wielokrotnie poprawiałem, zanim odczułem satysfakcję. Wiedziałem, że dobrze się spisałem, kiedy ludzie wątpili w to, że ja jestem autorem tych robiących wrażenie replik. Większość ludzi, którym to pokazałem, głownie dzieci, sądziło że to odrysowałem. Było tak, dopóki nie narysowałem kolejnej, wywierającej niemal identyczne wrażenie interpretacji Freda z pamięci, a zrobiłem to na ich oczach. Przeniknąłem go. Był częścią mojej pamięci, która czekała tylko na to, aby zostać przelana na papier, kiedy tylko miałem na to ochotę. I tego właśnie chciałem! Wydobywało to z innych tą odpowiedź, która była jak posiłek dla mojej duszy. Od tego momentu, widziałem co muszę robić: żadnej wielkiej chęci to zmiany świata, żadnej wielkiej wizji, po prostu robić to, co przychodzi naturalnie, tak, aby ludzie zechcieli poświęcić trochę swojego czasu i spojrzeć na wytwór moich rąk i owoców mojej myśli.

Nie wiedziałem dlaczego miałem taką ochotę do obserwacji i rysowania. Po prostu dobrze się z tym czułem. Czternaście lat później spotkałem mojego biologicznego ojca i odkryłem, że on także ma tą samą pasję, ten sam talent, rozumiałem to. Zagłębiłem się nieprzytomnie, bezcelowo w różnorodny program mojej szkoły podstawowej, Baltimore School Of Arts, a także w lokalne i ogólnokrajowe konkursy artystyczne, spędziłem także rok w School Of Visual Arts w Nowym Jorku. Nic z tego nie miało tak naprawdę znaczenia, dopóki nie spotkałem mojego ojca. Teraz wiem dlaczego tak istotnym jest dla mnie rysowanie. To jest częścią mnie. To dlatego musiałem zająć się tym projektem.

Tupac był prawdziwie intrygującą osobą, na której skupiłem moją największą uwagę od momentu przed naszym pierwszym spotkaniem i oczywiście później także. Byliśmy w niektórych dziedzinach do siebie podobni, jednak w przeważającej większości byliśmy różni. Tupac był wyjątkowy na szeroką skalę i ja to wiedziałem. Obserwowałem go z czystej ciekawości, ale także w nadziei na zapożyczenie tego czegoś, co stało za jego siłą, werwą, skłonnością do bycia najlepszym w jakimkolwiek kierunku zmierzał. Mówiąc prawdę przyglądałem mu się z bardzo bliska. W chwili jego śmierci zdałem sobie sprawę z tego, że nadszedł czas abym stworzył jego obraz.

Podczas pisania całej tej książki, moim celem było zawsze pokazanie światu prawdziwego Tupaca, chłopaka który wyrósł na mężczyznę, który żył i oddychał będąc mitem. Moją strategią mającą na celu osiągnięcie powyższego stanu rzeczy było chęć aby czytelnik widział wszystko moimi oczami, był w tym samym pokoju z Pakiem, w restauracji gdzie razem pracowaliśmy, na szkolnych korytarzach, na różnych przyjęciach, nagrywał z nim na mały magnetofon, ćwiczył rymy, walczył z kolesiami na ulicy, odpoczywał słuchając muzyki, świrował na tyle autobusu itp. Mógłbym wymieniać dalej. To wszystko są proste rzeczy, nieraz minutowe szczegóły, które składają się na pełny obraz.

Gdy Tupac zaczął swoją wędrówkę na szczyt, wiedziałem że świat spotka spory szok. Wiedziałem, że ludzie nie będą w stanie, albo nie będą chcieli go zrozumieć. Nie było to określone jakimś pomysłem, że on był szalony, targany konfliktami, czy nawet ekscentryczny. Te przemyślenia opierały się na tym, iż znając go, wiedziałem, że był on głęboko myślącym artystą, którego puzzle były zawsze zbyt skomplikowane do ułożenia dla przeciętnej osoby, jeśli przeznaczyłaby ona na to zbyt mało czasu, czyli tyle ile przeznacza na sztukę przeciętna osoba. Byłem przekonany o tym, że Tupac nie zdobędzie odpowiedniego uznania przed śmiercią. Nie jest wielką tajemnicą niezdolność społeczeństwa do uznania artysty za jego życia. Nigdy jednak nie byłem tak krótkowzroczny i tak dumny aby odmówić, mojemu współtowarzyszowi jego chwały, kiedy stał przy mnie, w takich samych butach jak moje, bez tej całej pośmiertnej otoczki, która koniecznie wznosiła go na piedestał. Wiele razy wracałem do księgi pamiątkowej mojej School of Arts z roku 1988, gdzie na pożegnalnej stronie napisałem do Tupaca: ''Tupac, nikt nie może cię powstrzymać, więc nigdy nie daj im na to szansy. Nieustannie się rozwijaj. Nie przemęczaj się.''

Miałem ogromne szczęście, że byłem jednym z najbliższych Tupacowi ludzi podczas istotnego momentu w naszym rozwoju. Te uzyskane z pierwszej ręki doświadczenie głęboko na mnie wpłynęło i wpływa nadal. Moją intencją jest to, aby każdy z was mógł skorzystać z tego doświadczenia i żeby miało ono na was odpowiedni wpływ.

WSTĘP

6 września 1996 roku usłyszałem, że Tupac został postrzelony. Głos mojej przyjaciółki - którą zabawiałem w moim mieszkaniu w części Baltimore City zwanej Bolton Hill; gdzie kiedyś, osiem lat temu mieszkał Tupac - kiedy zobaczyła szokującą informację przesuwającą się na jej pejdżerze, brzmiał niepewnie i był zakłopotany. Wmówiłem sobie, że coś jej się pomyliło, że ta wiadomość dotyczyła strzelaniny z 1994 roku, która miała miejsce w Nowym Jorku. Nie trwało to jednak długo. Chwilę później, słuchając radia usłyszeliśmy niepokojące potwierdzenie. Nie mogłem uwierzyć, że znowu go postrzelono. Czułem się bezradny, zmuszony zaakceptować fakt, że tym razem może umrzeć.

Jednak już wcześniej go postrzelono i przeżył, pocieszałem się. Byłem pewien, że jeśli przeżyje te kilka pierwszych dni, tak jak wtedy, to wyjdzie z tego. Przyjmowałem to za pewnik, kiedy mijały dni bez wiadomości o jego śmierci. Jednak siódmego dnia wszystko się zmieniło, zdarzyła się rzecz nie do pomyślenia, Tupac zmarł.

Przez dłużej niż dwa miesiące po strzelaninie, w moich snach pojawiały się wizerunki Tupaca, drażniły mnie podczas snu, namawiały mnie do obrony jego przeszłości. Mimo to nie byłem pewien, czy podołam takiej odpowiedzialności. W zasadzie poważnie w to wątpiłem. To wtedy przez moje sny zaczęły przelewać się komunikaty. Myśli o Tupacu nie tylko nie pozwalały mi na spokojny sen, ale także towarzyszyły mi podczas każdego przebudzenia, czy to w dzień, czy w nocy. Budziłem się w środku nocy i zacząłem pisać wiersze, malować dziwne obrazy z moich snów. Poprosiłem mojego przyjaciela, który znał Tupaca, aby pomógł mi pozbierać do kupy wszystkie nieopisane historie naszego zmarłego przyjaciela z Baltimore, tak aby zagłębić się w jego prawdziwy charakter. Odpowiedział, abym nie marnował mojego czasu, żebym kroczył na przód, żebym skoncentrował się na własnym życiu, ponieważ to co chciałem zrobić, nie było warte tyle energii. Każdy, włączając to kilka osób z mojej własnej rodziny, robił co tylko mógł aby mnie zniechęcić, mówiąc mi, że ''inni już się tym zajmują.'' Wiedziałem jednak, że oni nie rozumieją, że ja znałem Tupaca od tej strony od której ''inni'' go nie znali, oni nie wiedzieli że taka strona w ogóle istnieje. W jakiś sposób Tupac był ze mną.

Bezustannie byłem nękany przez jego obecność, która nie chciała mi dać spokoju. Czułem go wszędzie. Załamany i gotowy aby się poddać, wpatrywałem się uważniej w jakieś znaki, które jeszcze bardziej upewnią mnie, że to ja miałem napisać tą książkę. Następnego dnia otrzymałem jeden z wielu znaków, które zaczęły się pojawiać; dziwne zbiegi okoliczności, jak to by niektórzy chętnie powiedzieli, ale ja wiedziałem, że są to duchowe komunikaty czy wibracje. To w tym momencie moja niechęć wzrosła i przyrzekłem sobie pełne zaangażowanie w opowieść o tym przyjacielu z dzieciństwa, który tak wiele dla mnie znaczył. Nie chodziłem do pracy. Poświęciłem cały mój czas na poszukiwania i pisanie, zaprzęgłem do pracy całą moją umysłową i fizyczną energię, aby powiedzieć światu prawdę.

1. Jak on ma na imię?!

''Nie możesz mnie powstrzymać! / Nie zrobi tego nawet twój nieświeży oddech / Nie możesz mnie powstrzymać!/ Ponieważ moje rymy są tak głębokie / Nie możesz mnie powstrzymać! / Nie zrobisz tego nawet kiedy jestem spokojny / Nie powstrzyma mnie nawet pieprzona bomba atomowa / Nie możesz mnie powstrzymać!'' Te słowa wciąż powtarzają mi się w myślach, wywołując wspomnienia Tupaca rapującego te słowa na korytarzach Baltimore School for Arts z zaskakującym przekonaniem. Tam właśnie po raz pierwszy spotkałem Tupaca w 1986 roku. Gerard, mój najlepszy przyjaciel w tej szkole, który był także uczniem sztuk plastycznych, powiedział mi o tym nowym dzieciaku, który zapisał się do drugiej klasy i podobno był raperem. Kiedy powiedział mi, że jego imię brzmi Tupac, spytałem, ''Jak on ma na imię?!'' A on po prostu się zaśmiał i pokiwał głową na znak, że dobrze słyszałem. Gerard był dobrze zaznajomiony z raperską reputacją nowego kolesia, a to z powodu jego przyjaciół w Roland Park Middle, którą ukończył rok przed przyjazdem Tupaca w 1984. Jego (Gerarda) autobus, którym jeździł do i ze szkoły mijał po drodze Roland Park; tak więc widział kilka razy nowego ucznia, gdy ten miał na sobie koszulkę z napisem MC New York i rapował wśród przyjaciół. W tamtym okresie rapowało wielu chłopaków, więc zbytnio nie byłem pod wrażeniem. Mimo to, było w tym dzieciaku coś, co przyciągnęło uwagę Gerarda.

Myśl o nowym raperze wchodzącym w nasze szeregi, a szczególnie takim, którego reputacja dała się poznać szybciej niż on sam, wzbudzała naszą ciekawość, a także prawdopodobnie nastoletnią niepewność. W ciągu pierwszych dwóch lat naszego pobytu w tej szkole, Gerard i ja, wśród wielu innych czarnoskórych uczniów (głównie chłopaków), poświęcaliśmy sporo czasu i wysiłku, aby próbować rapować. Wszyscy byliśmy młodymi, zakręconymi artystami, których głównymi namiętnościami były talenty, które dały nam wstęp do tej szkoły. Lecz z powodu tego, że byliśmy młodymi czarnymi chłopakami z centrum miasta, żyjącymi w połowie lat 80tych, to interesowaliśmy się rapem i ogólnie prężnie rozwijającą się kulturą hip-hopową. Mimo tego, że w Baltiomore to było jeszcze podziemie, rap był w zasadzie jedyną muzyką, której słuchaliśmy. W School of Arts wielu z nas, obdarzonych pewnym stylem artystycznym i kreatywnym usposobieniem, próbowało swoich sił w tej popularnej nowej gałęzi sztuki.

Regularnie testowaliśmy wzajemne możliwości w nieformalnych konkursach, odbywających się głównie poza budynkiem szkoły, na chodnikach Cathedral Street i Madison Avenue, dwóch głównych ulicach, otaczających szkołę, która była położona na skrzyżowaniu tych ulic w centrum Baltiomore. Trzeba przyznać, że te konkursy narodziły się z regularnych spotkań poświęconych opowiadaniom dowcipów i pozostawiły wiele z tego typu odczuć, skupiały się bardziej na humorze i zniewadze niż na sposobie rymowania, melodii czy kompozycji: prawdziwych kryteriów oceny rapu. Uczniowie z prywatnymi zatargami używali tej formy aby atakować się nawzajem w sposób tak bardzo osobisty, jak tylko umieli. Wszystkie chwyty były dozwolone. Komukolwiek udało się bardziej zawstydzić drugiego, ten był zwycięzcą. Zawsze wszyscy kawalarze odsuwali się na bok i wtedy raperzy zajmowali centralną pozycję. Podczas tych zaimprowizowanych spotkań, znanych jako ''The Dozens'', ustaliliśmy nieformalną hierarchię między raperami. Z taką właśnie hierarchią zaczynaliśmy nowy rok dokładnie tam, gdzie skończyliśmy poprzedniej wiosny. Niecierpliwie czekałem, aby na nowo podkreślić swoje umiejętności i zdobyć inne. Przez lato napisałem kilka nowych rymów i byłem gotów. Podejrzewałem kilku moich rówieśników o to samo, lecz widziałem, że moje rymy zatkają innych.

Wciąż najpopularniejszymi raperami byli Zorian, kolejne imię, które utkwiło mi w pamięci jako zabawne i dziwne. Zorian był niskim, krępym, uczniem o ciemnej karnacji, noszącym grube okulary i starającym się zawsze spędzać czas razem z braćmi z ekipy break dance'owej. Nie miał jednak takiego polotu i umiejętności, więc nie robiło to na nich wrażenia. Dlatego skoncentrował się na rapie, gdzie będąc szczerym trzeba przyznać, że nie było takiej ostrej konkurencji. Był dość dobry, używając skutecznie wiele humoru w swoich rymach. Mimo tego, że ukończył szkołę poprzedniej wiosny, to wciąż wiele czasu przebywał w okolicach szkoły, odwiedział przyjaciół i kierował naszymi spotkaniami. Głównymi członkami grupy byli Zorian, Ernest, Kendrick i ja. Zawsze byłem trochę bliżej Zoriana i Kendricka ponieważ Ernest zawsze za dużo się wymądrzał, był chwalipiętą, który dobrze czuł się mówiąc o innych. Gerard był także częścią ekipy, ale był on bardziej DJem niż raperem. Żaden z pozostałych współuczestników naszych sesji nie stwarzał dla nas żadnego zagrożenia.

Przyjazd nowego rapera stanowił problem. Gdzie on będzie pasował, jeśli wogóle gdzieś będzie. Zastanawiałem się nad tym przed odsunięciem na bok tego pytania. To nie był mój problem. On był nowym kolesiem i to on będzie się martwił. Pamiętałem moje pierwsze dni w szkole, dziwny, przypominający rezydencję budynek, z wypolerowanym, marmurowym wejściem, które skręcało się w górę od przedniego foyer, pamiętam kameralne studia, kręte piwniczne korytarze i wielką salę balową, która była daleka od rzeczywistości szkolnej, jaką dotychczas znałem, albo jaką sobie nawet wyobrażałem: szok, dotyk lęku, czysta nowość. Ekscytowanie się przyjazdem jakiegoś nowicjusza było by śmieszne. Wyrobienie postawy artystycznej w uczniach, tak obfitujących w talent, obejmujące cały zakres artystycznych zajęć nie było łatwe. Bez względu na niektóre opinie docierające do moich uszu wiedziałem, że nie będzie mu łatwo.

Po raz pierwszy zauważyłem nowego ucznia, jak schodził marmurowymi schodami, rozmawiając z jakimiś kolegami z klasy. Ubrany był tak, jakby wybierał się do kościoła, w czarne spodnie z ubrania, ciemną koszulę, na którą miał ubrany sweter i miał na sobie buty także z ubrania. ''On?'' Pomyślałem sobie jak tylko na niego spojrzałem przez drzwi z klasy, gdzie uczyłem się rzeźby na ostatnim semestrze. Razem z Gerardem chodziliśmy na te zajęcia w środy i piątki. W tej właśnie klasie Gerard coraz więcej mówił mi o tym nowym. On w zasadzie kilka minut przedtem skończył opowieść o Tupacu.

Klasa ta przylegała do przedniego foyer z drzwiami na zewnątrz, otwierającymi się na chodnik Madison Avenue, zaraz po środku studentów, zbierających się w hallu i na przeciw frontowych drzwi, codziennie o czwartej, kiedy wszyscy mogli już iść do domu. Ponieważ uczniowie często zostawali długo po zakończeniu zajęć, nawet aż do wieczora, aby dokończyć zdawanie różnych rzeczy, nauczyciele nie przejmowali się tym, że robimy sobie częste przerwy i wychodzimy i wchodzimy do klasy, tak długo jak mieliśmy załatwione wszelkie formalności. Tak więc Gerard i ja spokojnie rozmawialiśmy, podczas kiedy spędzaliśmy czas w pracowni, skupiając się na plotkach i różnych wydarzeniach. Często braliśmy udział w odbywającym się codziennie, poza zajęciowym rozgardiaszu, który wybuchał po zakończeniu zajęć. Spostrzegłem Tupaca schodzącego po spiralnych schodach. Starałem się zobaczyć tego kolesia przede mną, ale nie mogłem. Ten koleś nie wyglądał ani trochę tak, jak się po nim spodziewałem, po tym wszystkim co słyszałem.

Najwidoczniej, Tupac i Gerard mieszkali w tej samej części miasta (mimo tego, że Gerard znacznie dalej w kierunku granicy hrabstawa) i jeździli do i ze szkoły tym samym autobusem. Według tego, co mówił Gerard, pozornie cichy i ostrożny nowy dzieciak, przeradzał się w zupełnie inną postać, kiedy przekraczał drzwi szkoły. Gerard zawsze przychodził do klasy, przynosząc nową opowieść na temat wygłupów Tupaca, odbywających się na tyle autobusu i nie mógł powstrzymać się od śmiechu, kiedy opisywał mi te sceny: ''Człowieku, my tam płakaliśmy ze śmiechu'' mówił. To było tak, jakby Tupac prowadził każdego dnia regularny show, którego oczekiwali wszyscy jadącym tym autobusem. Wiele razy Gerard recytował mi w pracowni bardzo zabawny rym, najlepszy jaki zdołał zapamiętać. Namawiałem go, aby zapamiętał tyle, ile się da tak, żebym mógł i ja to usłyszeć. Słyszał także parę razy jak Tupac rapuje w suterenie obok kafejki. Powiedział, że nie słyszał nic oszałamiającego, ale to co słyszał brzmiało dosyć dobrze.

W miarę upływu czasu, szkołę obiegały wiadomości na temat biegłości w rapowaniu nowego ucznia. Herb, jeden z uczniów szybko stał się prawdziwym jego fanem, wygłaszającym pochwały swojego bohatera bez wstydu czy wyczerpania. Cała ta jego gadka robiła się trochę męcząca. Kiedy następnym razem odnotowałem tą nową osobliwość, szedł korytarzami w niebieskich dżinsach, na których miał napis MC NEW YORK, jego krawędzie były narysowane grubym, czarnym tuszem, a środek wypełniony był na czerwono. Na jego spodniach znajdowało się wiele innych gryzmołów, które były bardziej przypadkowe, niż stanowiły jakieś ukończone dzieło. Do tych dżinsów nosił, tanio wyglądającą, nijaką, rozpinaną, koszulę z długim rękawem oraz tenisówki. Jego włosy były ścięte u góry w sposób dwupoziomowy, po lewej stronie znajdował się mały obszar włosów, centymetr krótszy niż pozostała część, co wyróżniało tą stronę. Rozmawiał z jakimiś innymi dzieciakami, głównie o białej twarzy, których osobiście nie znałem; dowiedziałem się, że to byli jego koledzy z klasy, przeważnie uczniowie zajęć teatralnych tak, jak on sam. Byłem w stanie usłyszeć jak rozmawia używając nowojorskiego akcentu, którego używał bardziej niż było to konieczne. Jednak wciąż nowa postać niebyt mnie interesowała. On był zielony i nowym dla niego było to, czym my zajmowaliśmy się już od jakiegoś czasu. Z tego co zauważyłem, był taki jak każdy inny dzieciak: powściągliwy, niepewny i stosunkowo cichy. Ponownie nie widziałem tego chłopaka, o którym tyle mówił mi Gerard, albo chłopaka którym tak ekscytował się Herb.

Jednak wkrótce i to miało się zmienić. Mimo tego, że rozpoczął rok czując się niepewnie i bojaźliwie w nowym środowisku szkolnym, był pokracznie ubrany jak na zubożałego ważniaka przystało, to ten nowicjusz zaczął czuć się coraz lepiej, wyróżniał się swoją buntowniczą naturą, mając za bazę coś, z czego zawsze się śmiano. W naturalny sposób, zaczynał zwalczać ograniczenia swojej głodnej osobowości i czuł się komfortowo ze swoją naturalną wojowniczością, szczycił się swoim dumnym chodem, pomimo tych dziwnych ubrań, na które ledwo co zwracano uwagę, ponieważ zmuszał do postrzegania swojej osoby ponad to, co nosi.

Łatwo zawierał nowe przyjaźnie, pochodziły one głównie z wydziału dramatycznego, początkowo zaznajamiał się z młodszymi uczniami, z którymi dzielił większość zajęć. Widziałem go z tymi ludźmi na przerwach i wogóle w szkole i wciąż nic na ten temat nie myślałem. Nie minęło wiele czasu, zanim zaczął szukać drogi dotarcia do starszych, elitarnych, najbardziej popularnych, mających dobrą pozycję uczniów w naszej szkole: dzieci, które w przeszłości uczyły się w prywatnych szkołach, miały obojga rodziców i mieszkały w bardziej ekskluzywnych częściach miasta lub wokół niego. Wielu z tych uczniów było towarzyszami zajęć artystycznych, ich naturalna osobowość skłaniała ich ku wysuwaniu się na przód sceny towarzyskiej, bardziej niż uczniów innych przedmiotów artystycznych. Bez względu na to, wydawało się, że Tupac potrafił swobodnie wkręcić się i pasował do tego klimatu. W żadnym momencie nie był on częścią dziwacznego zwyczaju ściskania się, którego byłem świadkiem i który szanowałem w moim pierwszym dniu w tej szkole. ''Dlaczego wszyscy są tacy szczęśliwi?'' pomyślałem sobie z prawdziwym zdziwieniem tego niekomfortowego dnia. Wyglądało to tak, jakby wszyscy dla wszystkich byli kuzynami. Wywodziłem się z typowego gimnazjum w Baltimore City, gdzie przestroga wisiała w powietrzu, a prezentowanie twardej postawy miało ważne znaczenie strategiczne. Nigdy wcześniej nie widziałem tego, co zobaczyłem podczas mojego pierwszego dnia w Baltimore School of Arts. Mimo to, ten nowy uczeń szybko poczuł się jak w domu. Wyglądało na to, że czuł się zarówno komfortowo jak i od razu przeszedł do zażyłych stosunków.

Za pomocą humorystycznej i mądrej rozmowy podczas i na temat swoich zajęć teatralnych oraz dalekosiężnych konwersacji w jadalni przy papierosie; ten nowy, charyzmatyczny chłopak, zawierał bardzo interesujące znajomości i uzyskiwał dostęp do najwyższej sfery: były to rodzaje znajomości zawieranych podczas wspólnych przerw na papierosa razem z nauczycielami, które odbywały się w kawiarence, a których ani ja, ani żaden z entuzjastów rapu nie zawarł podczas dwóch lub nawet więcej lat w tej szkole. Nie było to dla nas konieczne, ponieważ nie mogliśmy tego zrobić, oni po prostu reprezentowali inną ekipę, ekipę z innego świata. Ten chudy, ubogo ubrany, nowy dzieciak przechadzał się przez jakiś niewidzialny most, tak jakby pod nim nie było wogóle przepaści. Nieusatysfakcjonowany swoim szybkim wzniesieniem się na wyżyny wśród popularnych dzieciaków tej szkoły, wkrótce zaczął zwracać swoją uwagę w naszą stronę, w stronę naszego małego, zapomnianego świata w School of Arts.

Wyzwanie nadeszło już po około miesiącu od rozpoczęcia roku szkolnego. Najwyraźniej ten ważniak naprawdę czuł się mocny i nie miał zamiaru tracić czasu, aby osiągnąć swoje zasłużone miejsce w rapowej hierarchii. W zasadzie, skierował się od razu na szczyt, bezczelnie rzucając rękawicę przed samym Zorianem. Mały, zadziorny nowicjusz nie planował dopasować się do hierarchii; on zamierzał ją opanować. Oczywiście to znacznie wszystkimi wzburzyło. Dzień po tym wyniosłym wyzwaniu, Kendrick i ja spotkaliśmy się z Zorianem i Ernestem w jadalni. Tupac usłyszał Zoriana i podszedł do niego. Zorian dobrze odegrał swoją rolę, ale sposób w jaki wyrażał się Ernest, to był w zasadzie nonszalancki atak, na każdego, kto reprezentował ustalony talent raperski w tej szkole, to był policzek.

Tupac i Zorian ustalili datę, na wieczór Beaux Arts Ball. Ja już skupiałem się na wielkim występie, którego mieliśmy razem z Gerardem udzielić, tego samego wieczora, a podczas którego mieliśmy się stać Run DMC tej imprezy. Była to wielka rzecz, jako że nigdy wcześniej podczas balu nie było żadnego rodzaju występów, a niektórzy nauczyciele byli przeciwni temu pomysłowi. Mimo tego, po naszych ciągłych staraniach i pisaniu petycji do personelu szkolnego różnego szczebla, uzyskaliśmy pozwolenie. Moja uwaga była skupiona na nadchodzącym występie. Jednak Ernest upierał się przy tworzeniu przymierza, tak więc zgodziłem się na wyrecytowanie przynajmniej jednej zwrotki rapowej, aby wesprzeć moją ekipę podczas bitwy.

Później tego samego dnia, kiedy razem z Gerardem byliśmy na szóstym piętrze, gdzie mieściły się pracownie muzyczne, ćwiczyliśmy przed naszym występem. Wtedy wszedł tam Herb i zaczął nawijać o bitwie. ''Pac was wszystkich pobije... Pac was pobije,'' powtórzył to kilka razy. ''Was? O czym ty kurwa gadasz?'' Odpowiedziałem natychmiast. Cała ta bitwa to była ich kłótnia, Tupaca, Zoriana i Ernesta. Ja zgodziłem się ich w jakiś tam sposób wesprzeć, ale nie myślałem zbytnio o tym. ''Będziecie rapować?'' zapytał. ''Tak, będziemy,'' odpowiedziałem, ale miałem na myśli występ. Tym właśnie byłem podekscytowany. Zawsze oglądaliśmy naszych przyjaciół z wydziałów tanecznych i muzycznych podczas występów, jak błyszczą na scenie przed całą szkołą. Jako artyści sztuk plastycznych, malarze, rzeźbiarze i inni, nie mieli okazji do występów na scenie. To była wielka okazja dla mnie i Gerarda aby zabłysnąć, aby wyrobić sobie dobre imię w tej szkole.

''Człowieku, mówię ci, pokona was wszystkich,'' upierał się Herb z denerwującym uśmiechem. ''Mam to gdzieś. Pierdol się. Kim kurwa jest Pac? Pieprzyć Paca. To będzie dopiero jazda. Te gówno Run DMC!'' Wystarczająco dużo słyszałem o tym kolesiu. Nienawidzę, gdy ktoś tak bardzo się kimś podnieca, tak jak Herb czynił to w przypadku Tupaca. Tym bardziej, kiedy widziałem, że sam jestem dobry. Razem z Gerardem wyrzuciliśmy Herba i powróciliśmy do tego, co wcześniej robiliśmy.

Następnego popołudnia, przed szkołą zauważyłem, że chuda, nowa postać idzie z drzwi wejściowych prosto w moim kierunku. Rozmawiałem w tym czasie z Kendrickiem. Opuściliśmy tego dnia szkołę i staliśmy na dole schodów, tuż przy płocie. Bez cienia zawahania i pełen arogancji, nowy chłopak zbliżył się do mnie i Kendricka, z tym szczególnym wyrazem na twarzy, zatrzymując się na górze schodów i popatrzył mi prosto w oczy. ''Będziecie na bitwie?'' zapytał z kpiną w głosie. Natychmiast zorientowałem się, że Herb zdał mu raport, najprawdopodobniej trochę ''poprawiony'' raport z naszej rozmowy dzień wcześniej. Zawahaliśmy się przez ułamek sekundy, będąc zaskoczonymi jego bezpośredniością, ale marszcząc brwi i napinając klatkę odpowiedzieliśmy ''Taaa!''

Jego wyzwanie było zbyt publiczne i zbytnio pozbawione szacunku dla nas, aby nawet rozważać wycofanie się. Nie myślałem nawet nad tym, aż do jakiegoś czasu później, kiedy opanowały moją świadomość przygotowania i wymagania naszego wielkiego występu. Bitwa to była sprawa Zoriana; w jakiś tam sposób zostałem w to wmieszany. Mimo to, moje myśli wciąż krążyły wokół naszego bezprecedensowego występu. Następne dwa tygodnie poświęciliśmy na przygotowanie się do niego i na ćwiczenia. Zbliżająca się bitwa zbytnio mnie nie zajmowała.

Jako nasz muzyczny support zapisałem na liście Todda Millera, który był najlepszym grającym na gitarze chłopakiem w naszej szkole oraz Johna Tamokisa, który był najlepszym perkusistą. Przykładając wielką uwagę do detali, nasza czwórka pracowała nad dwiema piosenkami. Wykonywaliśmy ''Perfection'' oraz ''Walk This Way'' Run DMC. To była nasza wielka szansa. Kiedy nadszedł ten dzień, byliśmy gotowi.

Bal rozpoczął się o ósmej na wieczór. Szkoła tego dnia wyglądała inaczej, panował tam inny klimat. Były tam nowe cienie, nowe rzeczy były podświetlone skoncentrowanym blaskiem, niezwykle jasnych świateł; zapadająca w pamięć cisza okresowo zakłócana była przypadkowymi dźwiękami. Ciemne, wąskie korytarze, położone ponad sobą do wysokości siódmego piętra w zbudowanym w starym stylu hotelu, były jak tajemnicze katakumby, rezonujące pod wpływem nieśmiałych dźwięków, odbywających się późnym wieczorem ćwiczeń tańca, na drugim końcu szkoły.

Gerard i ja wyszliśmy z szatni znajdującej się w piwnicy ubrani w nasze uniformy Run DMC, czyli w spodniach i kurtkach z imitacji czarnej skóry, adidasach bez sznurowadeł, czarnych koszulkach z krótkim rękawem, imitacjach grubych, złotych łańcuchów i czarnych czapkach. Aby zwiększyć efekt ubrałem czarne okulary z złotych oprawkach. W atmosferze napięcia, wspięliśmy się po schodach piwnicy, potem na pierwsze piętro i weszliśmy do sali balowej. Sala już roiła się od ludzi ubranych w najróżniejsze dziwne kostiumy, od chłopaków w długich sukienkach ze sporą porcją makijażu, do bardziej tradycyjnych kostiumów Draculi i tym podobnych. Dwa lata wcześniej uznałbym ten spektakl za szokujący i wytrącający z równowagi, ale jako weteran tej szkoły nie byłem tym zdziwiony; to było normalne. Wokół siebie widziałem tylko zwiększającą się widownię. Po około pół godzinie lub w coś w tym stylu, gdy dobrze się bawiliśmy, nasza czwórka weszła na scenę i byliśmy gotowi. Widząc, że wchodzimy na scenę, każdy skupiał swoją uwagę na nas. Zanim się zorientowałem Todd i John grali jak zawodowi muzycy, używając perkusji i gitary elektrycznej; Gerard i ja łatwo zaczęliśmy rymować. Chodziliśmy dumnie czując się komfortowo, wchodziliśmy z tekstem idealnie, jak w zegarku. Brzmieliśmy dobrze. Czułem się tam jak gwiazda, urabiając entuzjastycznie nastawiony tłum ludzi, wykonywaliśmy wszystkie znane ruchy Run DMC i sprawiało nam to radość. Wyszło nawet lepiej niż się tego spodziewaliśmy.

Kiedy zbliżał się koniec naszej pierwszej piosenki, ''Perfection'', zauważyłem w tłumie Tupaca. W jego oczach nie było nawet cienia podziwu. Stał tam, spokojny, nieświadomy podnieconych uczniów stojących obok niego. Obok niego stał niższy, równie chudy chłopak o brązowej karnacji, także stał spokojnie. Wyglądało na to, że są razem. Kiedy mój wzrok spotkał oczy Tupaca, on zatrzymał na mnie wzrok, patrzył wprost na mnie, rzucał mi wyzwanie i mówił tymi swoimi oczami, ''Jesteś gotów?'' Nie obchodziło go moje pięć minut w świetle reflektorów. Starałem się na niego więcej nie patrzeć; on chciał mi odebrać mój długo oczekiwany, starannie zaplanowany moment sławy. Nie mogłem jednak powstrzymać się od nie spojrzenia na niego jeszcze parę razy; miał wciąż ten beznamiętny wyraz twarzy, żaden z nich nawet się nie poruszył. Wciąż o tym myślałem.

Kiedy skończyliśmy, Gerard i ja unieśliśmy w górę zaciśnięte pięści w geście zwycięstwa, uśmiechając się szeroko do wiwatującej publiki, wielu z nich prawdopodobnie nie znało nawet naszych imion pomimo tego, że szkoła nie była zbyt duża, tak jak i liczba uczniów. Zszedłem ze sceny, chętny usłyszenia pochwał moich przyjaciół i ciekawy zainteresowania tych, których nie znałem; jednak Tupac w tym nie uczestniczył. Gdy moja wykroczna noga dotknęła podłogi sali balowej, po tym jak zszedłem ze sceny, podszedł do mnie chudy chłopak ubrany tak, jakby na potańcówkę szkolną zupełnie innego rodzaju, w czarne spodnie, w luźne kawałki poliestru bądź materiału, który wyglądał podobnie, czarny rozpinany sweter, pod którym miał ciemną koszulę (czyli ubrany był prawie tak samo, jak wtedy gdy widziałem go kilka razy w szkole). ''Jesteś gotów?'' zapytał chłodno, dokładne tak, jak to sobie wyobrażałem, kiedy spojrzał na mnie w połowie występu. Nie mogłem zrobić nic innego jak odpowiedzieć twierdząco i porzucić zarobione z wielkim trudem zwycięstwo, przystąpić do tego zamiast iść po Zoriana i resztę ekipy. Po środku zatłoczonej sali balowej Tupac natychmiast wszedł w sferę, która później okaże się jego sferą. Coś się w nim przełączyło. ''Chodźcie tu wszyscy, będzie bitwa. Będzie bitwa,'' powtórzył to kilka razy zbierając wokół siebie uczniów i kierując się w stronę drzwi tejże sali. Teraz jupitery będą świecić tam, gdzie powinny, widać że był przekonany, iż będą świecić na niego.

Wyszliśmy z sali balowej na korytarz, a potem dalej w dół po schodach prowadzących do jadalni i szatni, na każdym kroku rosła liczba zebranych ludzi. Patrzyłem w dół na moje adidasy bez sznurowadeł jak wydają dziwne odgłosy w zderzeniu z kafelkami: razem z Gerardem byliśmy odziani w nasze gładkie czarne kostiumy. Uwierały mnie okulary. Zloty kolor oprawek błyszczał pod wpływem fluorescencyjnego światła lamp.

Kiedy znaleźliśmy się na poziomie sutereny, wszyscy zatrzymaliśmy się na korytarzu przed kafejką, w pobliżu szatni. Wokół nas zebrał się tłum, byli tam: Tupac i jego przyjaciel, którego nikt z nas wcześniej nie widział, Zorian, Kendrick, Ernest i ja. Gerard trzymał się od nas z dala z powodu swoich umiejętności rymowania, był jednym z widzów. Tupac stał przy ścianie, w zasadzie opierał się o nią z założonymi rękoma, wyglądał na kompletnie wyluzowanego, tak jakby się tym wogóle nie przejmował. Przedstawił swojego kompana jako Mouse (aka Dana), swojego kolegę z sąsiedztwa. Gdy wszyscy stanęli w kółku, nagle stało się jasne, dlaczego znalazł się tam Mouse. ''Hej D, dawaj!'' Wyjaśnił Tupac, dokładnie jak LL Cool J to zrobił w tej trzymającej w napięciu scenie w Krush Groove. Dźwięki Mouse'a przeniknęły tłum uczniów i pod ich wpływem zaczęli się poruszać. Na kiwających twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Zaczęło się.

Tupac wbił się w rytm z zajebistym rymem. ''Nie możesz mnie powstrzymać!'' cisnął z wnętrza, rządził tą bitwą. Oboje byli w pełnej harmonii, doskonale się zgrali, zapodawali teksty w te i we wte niczym idealnie podaną piłkę, która leciała tak szybko, że nie można było jej ogarnąć wzrokiem. Jasnym było, że musieli nad tym intensywnie ćwiczyć. Od pierwszego momentu stało się boleśnie oczywistym, że weszliśmy na teren, do którego nie należymy, byliśmy tu niedoświadczeni i nieznani. Dwuosobowy zespół ubrany w rozpinane swetry - który wyglądał bardziej jak ministranci niż artyści rapowi, zniszczył naszą czwórkę. Z niewiarygodnymi umiejętnościami i precyzją niszczyli nas z każdą linijką każdego z ich rymów.

Kiedy Zorianowi i reszcie naszej ekipy skończyły się już rymy, oni dalej rapowali, zapodając ponad siedem rymów, zanim wszystko się skończyło. Zorian, Ernest i Kendrick szybko się zniechęcili, poddali się już na początku. Widziałem jak Gerard włącza się z tłumem, żartując z tego o czym rapowali Tupac i Mouse, jednak ja postanowiłem się tak łatwo nie poddawać. Desperacko rozpocząłem atak uciekając się do starych, nieświeżych rymów, ponieważ wyczerpałem mój obecny materiał. Było to jednak nic nie warte. Po mojej ostatniej, stosunkowo żałosnej próbie, oni ścieli nam głowy, wyprowadzając ostateczny cios. Tak jakby w odpowiedzi na to, co w desperacji właśnie powiedziałem, odpowiedzieli kawałkiem ''Pleciesz Te Bzdury!'' To był ich wielki finał. Zatkało to wszystkich. Mouse szalał na beatboxie, cała publiczność tańczyła, krzycząc w geście aprobaty, gwiżdżąc. W wielkim stylu Tupac zdetronizował Zoriana i uzyskał wyróżnienie niekwestionowanego Króla Rapu. A my zostaliśmy zawstydzeni przed jak się wydawało wszystkimi uczniami tej szkoły. Nie potrafię wytłumaczyć rozmiarów tego zawstydzenia. Nie tylko pozbawiono mnie owoców ciężko wypracowanego sukcesu w świetle reflektorów, ale do tego zostałem poniżony. Tamtej nocy zobaczyłem bardzo dokładnie dlaczego Herb się tak bardzo podniecał. Ten dzieciak (Tupac) był ogromnie utalentowany.

2. Roland Park

Kadencja Tupaca w Baltimore rozpoczęła się zimą 1984 roku, kiedy przyjechał z Nowego Jorku w wieku trzynastu lat, razem ze swoją siostrą i matką. Jego pierwszy dzień w szkole dowiódł, że był on zwyczajnym w jego życiu i sugerował tragedię, która będzie go prześladować, aż do końca. Szkołą, do której przypisany był z racji zamieszkania była Roland Park Middle. Mimo tego, że szkoła ta przyciągała wielu z mądrzejszych uczniów z okolic Baltimore i była jedną z dwóch najlepszych gimnazjów w mieście, to mieściła się w najgorszych okolicach miejskich Baltimore. Położona na północnym zachodzie Baltimore, szkoła obsługiwała kilka najbiedniejszych społeczności i najbardziej znane punkty handlu narkotykami: mianowicie dzielnicę Tupaca, czyli korytarz między Greenmount Avenue i Old York Road. Ze względu na swoje położenie, szkoła ta była trudnym środowiskiem.

Podczas swojego pierwszego dnia w szkole, czyli w połowie listopada, wszedł do klasy spóźniony, rzucając się w oczy, ponieważ był dobrze oświetlony przez lampy szkolne. Miał na sobie workowate spodnie, z cienkiej niebieskiej tkaniny, takiej jaką wykorzystuje się przy szyciu kitli chirurgicznych, były one obszyte na dole wokół każdej nogawki. Spodnie zwisały luźno z jego kościstego ciała. Odziany był także w koszulę z długimi rękawami, która była włożona do spodni, a sznurek trzymał cały strój w odpowiednim miejscu. Jego fryzura była krzywa, miała dwa poziomy, było to coś a la fryzura Bobby Browne'a. Kiedy tylko otworzył usta, dało się zauważyć niedokończony aparat korekcyjny na obu rzędach zębów. Na miejscu były tylko metalowe zakotwiczenia; nie łączył ich natomiast żaden drut. Mało tego, że wkraczał w te potencjalnie brutalne środowisko wyglądając jak chodzący cel, to czynił to prawie trzy miesiące po rozpoczęciu semestru, w momencie kiedy wszyscy uczniowie zdążyli już podzielić się na grupki koleżeńskie na resztę roku.

Pani Gee potwierdziła przybycie nowego ucznia i wskazała mu miejsce, gdzie ma usiąść. Nie minęło parę sekund, po tym, jak tam zasiadł, gdy niezwykle wielki chłopak powrócił z ubikacji i skierował się prosto do niego. Najwyraźniej nauczycielka bezwiednie skierowała nowego ucznia na zajęte miejsce. Wyczuwając możliwość wybuchu afery, uczniowie zaczęli podjudzać Grubego Willa drwinami ''Rozwal tego czarnucha!'' oraz ''Odbierz co twoje''. Przerośnięty, siedzący po raz drugi w tej samej klasie chłopak zażądał przed całą klasą, aby Tupac wstał. Ale zabawnie wyglądający nowy, chudy uczeń nie dał sobą rządzić, wstał i buntowniczo stanął przed obliczem pretendenta.

''Pani Gee powiedziała, że mam tu usiąść,'' Tupac powiedział Grubemu Willowi, odmawiając opuszczenia tego miejsca. ''Ona nie widziała w tym takiego problemu,'' sprzeczał się z oburzeniem, zanim Pani Gee nie wkroczyła aby przerwać ten spór, przepraszając zza swojego biurka za niedopatrzenie i prosząc Tupaca aby zajął inne miejsce. On tylko podążał za instrukcjami. Dzięki temu musiał stawić czoło pewnemu oklepowi przed całą klasą, tylko ze względu na swoją zdecydowaną odmowę.

Dzieciaki z tej szkoły i jego dzielnica niezbyt polubili Tupaca. Dla nich wyglądał on zabawnie, jak jakiegoś rodzaju staroświecki odszczepieniec. W tamtym czasie w Baltimore, ubiór był kluczem. Siostry z Baltimore najpierw patrzyły na tenisówki chłopaka, które wzbudzały początkowe, najdłużej trwające wrażenie. Zanim ich wzrok doszedł do twarzy, obejrzały dokładnie cały jego strój od skarpetek aż po czapkę. W całej tej różnorodności Baltimore i rozrastania się kultury hip-hopowej obowiązywało surowe prawo ubioru. Z każdego rodzaju ubrania było kilka marek, z pośród których można było wybierać i nie tolerowano żadnych odchyleń. Były określone marki dżinsów, tenisówek, kurtek, szortów, a nawet podkoszulków i okularów; drogie podkoszulki były noszone jako koszule, a krzykliwe okulary ze złotymi oprawkami nie stanowiły o intelektualizmie użytkownika. Chłopcy buntowniczo mówili o sobie Slick-Heads i Yo-Boys. Ci Slick Heads wyróżniali się markami i liczebnością swoich ubiorów. Izolowanie się poprzez zewnętrzny wizerunek było insynuacją bandytyzmu jeśli chodzi o możliwość jednostki do posiadania i zatrzymywania takich drogich i krzykliwych artykułów pośrodku ubóstwa i nędzy. Handel narkotykami i rabunki były już powszechnym zajęciem w życiu młodych gimnazjalistów. Podczas tego okresu młodzi chłopcy bili się wzajemnie i nawet mordowali za płaszcz ze skóry jagnięcej, za kurtki Startera z symbolami drużyn grających w NBA, za skórzane tenisówki, złote łańcuchy, a nawet złote zęby. Chodziło tu tylko o postawę/serce. W Baltimore City postawa i strój oznaczało to samo.

Mimo tego, że Tupac miał jaja i zawsze potrafił zadbać o siebie, ze względu na swoją buntowniczą naturę, to jeśli chodzi o te surowe prawo ubioru - nie posiadał oczekiwanych przedmiotów. Nie miał także imponującej budowy ciała, czy zachowania, co mogłoby być jego kartą przetargową. Jak to potem powiedział Mouse, ''Chciał być B-Boy'em, ale zawsze widać było biedę.'' Matka Tupaca była o wiele za biedna, aby kupować mu wszystkie te drogie rzeczy i zbyt wyrobiona, aby paść ofiarą podobnych nonsensów, nawet gdyby ją było na to stać. Tupac był w o wiele większym stopniu artystą niż ulicznym bandytą, tak więc cały czas nie miał tych przedmiotów i dlatego został od razu na starcie odrzucony.

Mimo to dla Tupaca ta bolesna lekcja i pogarda ze strony rówieśników oznaczała tylko wartościową przestrzeń, w której mógł realizować, wychodząc wiele kroków na przód swoje własne interesy i najgłębsze pragnienia. Nie czując się obciążonym denerwującą falą dostrzegalnych ograniczeń i normalnymi codziennymi myślami, typowymi dla roztargnionych osób z towarzystwa, Tupac, z niewiarygodnym skupieniem i intensywnością odkrywał swoje pasje i potencjał w tworzeniu muzyki rap oraz odgrywaniu dramatów. Ogólnie rzecz biorąc jego dojrzałość, tak jak i dojrzałość jego prac w tych obszarach była wyjątkowa.

W trzecim dniu szkoły, na sali muzycznej uczniowie mieli wyrecytować własnoręcznie stworzone wiersze, co było zadaniem domowym z poprzedniego dnia. Nikt nie potraktował tego zadania poważnie, wszyscy wyśmiewali się wzajemnie z własnych wypocin. Wielu z uczniów przedstawiło pół plagiaty, nieco zmienione, ale dzieło Tupaca było inne. Zaprezentował robiący wrażenie wiersz, który w inteligentny sposób, ze szczegółami opisywał jego miłość do dziewczyny. Było to mistrzowskie rozmyślanie na temat niuansów pomiędzy miłością a pięknem i o tym jak jedno wpływa na drugie. Tak dobrze przemyślany i umiejętnie zaprezentowany wiersz spowodował, że nawet najbardziej niedouczony i buntowniczy uczeń, nie wyśmiał go i nie robił sobie z niego żartów.

Kiedy tego samego dnia wszedł do autobusu, aby pojechać do domu, zobaczył, że wszystkie siedzenia były zajęte, za wyjątkiem jednego, obok którego siedział niski chłopak z jego klasy, który był głównym prowodyrem podczas incydentu z Grubym Willem. Kiedy Tupac przeszedł przez cały autobus, podszedł do kolesia i głośno powiedział ''Przepraszam,'' ten raczył z wielką łaską wziąć swój plecak i pozwolił Tupacowi zająć swoje miejsce. Napięcie było znaczne. Przez jakiś czas nie odzywali się do siebie, Tupac siedział cicho, a koleś podejmował rozmowę ze wszystkimi, którzy siedzieli obok niego. W końcu chłopak obrócił się do Tupaca i przełamując lody powiedział, że spodobał mu się jego wiersz. Akceptując ten gest Tupac powiedział, ''Twój też mi się podobał.'' Potem chłopak spytał Tupaca gdzie mieszka i skąd pochodzi. Tupac powiedział, że pochodzi z Nowego Jorku, ale obecnie mieszka na Greenmount Avenue. Okazało się, że mieszkali oboje w East Baltimore, a ich domy stały niedaleko siebie. Tamten chłopak nazywał się Mouse. Tupac zapodał kolejny rym, który spodobał się Mouse'owi. Mouse zaprosił Tupaca na okoliczny plac zabaw, aby spędził z nim trochę czasu. Mouse później doszedł do tego, że rym Tupaca z autobusu pochodził z kawałka Curtisa Blowa, który jeszcze nie był znany w Baltimore. Tupac dobrze zdawał sobie sprawę z tej przewagi, która pozwalała my na bycie pionierem w swoim mieście. Korzystał ze swojego doświadczenia w Nowym Jorku, swojej nowojorskiej tożsamości, korzystał z tych rzeczy wielokrotnie podczas rozwoju jako artysta i młody człowiek.

Mouse, znany w okolicach swojego miejsca zamieszkania, był królem beatboxu oraz młodym bratankiem sułtanów tej okolicy, którzy zajmowali się handlem narkotykami. Ten status przydawał mu się także w szkole, ponieważ wszyscy z tego sąsiedztwa uczęszczali do jednego gimnazjum, czyli Roland Park. W szkole, cenne minuty pomiędzy zajęciami, chłopcy regularnie spędzali debatując na korytarzach lub ubikacjach. Wielkim wydarzeniem dnia było tańczenie breaka, zawsze wszyscy skupiali się na pokazywaniu swoich najnowszych ruchów. Pisanie tekstów i rymowanie jeszcze się tak dobrze nie przyjęło w Baltimore. Początkowo muzykę przyniesiono tu z Nowego Jorku i Filadelfii, podczas kiedy szerokie zasady hip-hopu, a w szczególności break dancing, były sposobem na życie, ludzie afiszowali się z tym i ulepszali swój styl.

Mouse często zwoływał tych tancerzy, zapodawał głośny i zaraźliwy beatbox, który odbijał się od ścian, idealnie wzmocniony. Na korytarzu tłum chłopaków zaczynał zgodnie śpiewać najnowszy kawałek z radia, albo przyłączał się do podkładu. W łazienkach, szybko padali na ziemię i pokazywali swoje najnowsze ruchy, figury. Był to wiatrak, wykonywany bez podparcia rękami, nogi ledwo co mijały umywalki, publiczność szybko reagowała, kręciła głowami, noszono specjalne wełniane czapki służące tylko na te okazje.

Jako koledzy z klasy oraz mieszkający blisko siebie chłopacy, Tupac i Mouse szybko się zaprzyjaźnili. W przeciągu paru dni przebywali ze sobą tyle samo czasu w szkole, co w miejscu zamieszkania. Jako przyjaciel Mouse'a i prawdziwy hip hopowy entuzjasta, Tupac naturalnie skłaniał się ku sesjom odbywającym się na korytarzu/ w ubikacji, pomimo jawnego oporu co do jego akceptacji. Oczywiście nie był tancerzem breaka, ani jakiegokolwiek innego rodzaju tańca. Lecz jak to bywało w przypadku większości młodych czarnoskórych dzieciaków, mieszkających w centrach miast w latach osiemdziesiątych, on i hip hop stanowili jedność. Gdziekolwiek zmierzała ta rozwijająca się kultura i kiełkowała najbardziej, tam można było znaleźć Tupaca, który oferował jej wodę i swoje wyjątkowe pożywienie.

Żyłką Tupaca było rapowanie. Umiejętności rymowania. Pochodząc z Nowego Jorku, gdzie tworzenie muzyki było ważnym zajęciem dla kolesi na ulicach, tworzyło cały klimat, ludzie tańczyli do niej i biorąc pod uwagę fakt, że Tupacowi pokracznie wychodziło to ostatnie, to skupiał się na czymś innym niż dzieciaki z Baltimore. Kiedy kolesie przenieśli klimat hip hopowy poza arenę tańca w stronę bardziej lirycznego ujęcia wyśmienitych podkładów (beatboxy, stukanie w książki i ściany, tupanie w podłogę), recytując teksty do swoich ulubionych utworów, Tupac wyrobił sobie nawyk do wchodzenia w podkład z własnym materiałem, kiedy tylko pojawiła się chwila ciszy. Entuzjastycznie recytował rym, tak jakby był w Nowym Jorku, rapował jakby był na scenie. Jego wysiłki zawsze spotykały się z nieprzyjemnymi spojrzeniami wszystkich wokoło, którzy prawie chowali się przed brzmieniem nieznanych tekstów. Nie miał właściwego ubrania, nie miał zdolności tanecznych. Nie widzieli w nim nic godnego podziwu. Często pytali się Mouse'a dlaczego zadaje się z tym dziwnie wyglądającym ''wyrzutkiem''. Mouse przywiązany był do energii Tupaca, do jego serca i jego niezwykłych umiejętności raperskich. Ich bliska przyjaźń szybko rozwijała się wokół rapu. Była to ich ogromna pasja, która zbliżała ich do siebie i całkowicie ich pochłaniała. Każdego dnia kiedy się spotykali, i nie miało znaczenia jakie to będzie miejsce, czy to na placu zabaw, czy w szkole, czy gdy oboje znajdowali się dosłownie za tylnymi drzwiami u Tupaca, czy w którymś z domów, lub we wszystkich tych miejscach pokoleji. U Tupaca tworzyli rymy w jego słabo oświetlonym pokoju, na tyłach mieszkania jego matki. U Mouse'a schodzili do piwnicy, gdzie pisali i ćwiczyli rymy, podczas kiedy dziadek Mouse'a pracował nad jakimś projektem w małej przestrzeni sklepowej na tyłach, słuchając Bobby Browna, Sama Cooka lub któregoś ze swoich innych ulubieńców. Jeśli nie robili powyższych czynności to po prostu puszczali muzykę, na małym magnetofonie Mouse'a podłączonym bezpośrenio do ogromnego głośnika, nie odtwarzającego sopranów, który ofiarował jego dziadek, który jako kierowca ciężarówki, zawsze miał niezliczone różności pochodzące z jego podróży, walające się na przestrzeni sklepu.

Bez wahania chłopcy przeszli do sprawy komponowania piosenek, nie potrzebując okresu dłuższej znajomości. Zanim minęły dwa tygodnie ich przyjaźni, ukończyli swój pierwszy utwór: wyraźnie zapisany na kartce z zeszytu z podziałem na zwrotki i refreny. Nie potrwało długo zanim wyzwanie odnośnie stworzenia z powodzeniem utworu przekształciło się w gotową piosenkę w ciągu jednego dnia, potem zajmowało im to już coraz mniej czasu, wreszcie było kwestią minut. Wszystko co robili wynikało ze współzawodnictwa dzieciaków w okolicy. Kiedy biegali, chodziło o to, ''Kto jest najszybszy?'' Kiedy rzucali monetą, chodziło o to, ''Kto zgarnia najwięcej pieniędzy?'' Kiedy grali w koszykówkę, ''Kto potrafił najlepiej grac?'', a kiedy przyszło do pisania rymów: ''Kto potrafił napisać więcej?'' Do odmierzania czasu rywalizacji używali zegarka, wtedy wyraźnie było widocznym, kto może napisać więcej w określonej ilości czasu.

''No, nie.... Twoje pismo jest większe,'' Mouse odgrywa typową scenkę, która powtarzała się lata temu, trzymał przy tym niewidzialną kartkę, tak jakby porównywał ją z kartką obok. Wielu ludzi później spostrzegło niezwykłą zdolność Tupaca do napisania z głowy utworu w bardzo krótkim czasie.

Sumiennie ćwiczyli każdego dnia, czynili to niemal obsesyjnie. Ich ulubinym miejscem ćwiczeń było wnętrze wielkiej plastikowej bańki, znajdującej się u boku placu zabaw. Z trzema wejściami i jednym u szczytu, służącym do tego aby zjeżdżały nim dzieci, bańka posiadała doskonałą akustykę, nadawała się w sam raz do rymowania i naśladowania popularnego efektu echa, którego można się doszukać w wielu nagraniach tamtego okresu. Dodać należy, że ta bańka nie należała tylko do nich, spełniając równocześnie funkcję, pokoju wypoczynkowego dla różnych handlarzy narkotyków, którzy sprzedawali towar w obrębie i okolicy placu zabaw. Dlatego też śmierdziało w niej moczem. Mimo to nie odstraszało to młodych entuzjastów rapu. Czuli się tam niczym w komfortowym studio.

Czasami policyjne radiowozy zatrzymywały się na dróżkach prowadzących do placu zabaw, zabezpieczając w ten sposób główne drogi ucieczki. Następnie policjanci rozbiegali się, aby zgarnąć wszystkich, którzy znajdowali się w tym miejscu. Ich ulubionym miejscem docelowym było ogrodzone boisko do koszykówki, z którego nie było drogi ucieczki. W jednym z takich przypadków, Tupac został złapany w tej właśnie pułapce i został tak jak wszyscy inni, którzy się tam znajdowali przeszukanym, zmuszono go nawet do zdjęcia butów. To było normalne. Funkcjonariusze przeszukiwali każdego, mając nadzieję na złapanie handlarzy, którzy nie zdołali szybko pomyśleć lub w nadziei na przechwycenie towaru tych, którzy przekazali go na przechowanie młodszym dzieciakom, unikając dzięki temu odpowiedzialności karnej.

Takie doświadczenie było powszechne wśród mieszkających tu chłopców. Było to normalne wśród wszystkich mieszkańców tej okolicy, dla wszystkich mieszkających w podobnych dzielnicach w całym kraju. Mouse był jednak w dużym stopniu chroniony przed tymi deprawującymi rzeczami, które wyprawiały się w jego sąsiedztwie. Czujne oko jego wujka, młodszego z dwóch, których posiadał, który zbliżony był do niego wiekiem, podążało intensywnie za każdą ruszającą się postacią na zewnątrz. W domu Mouse'a jego dziadkowie i prawni opiekunowie, najprawdopodobniej najbardziej surowa i religijna para w tej części miasta, byli podstawą bezpieczeństwa rodziny, stworzyli dla niego świat w środku pogrążonego sąsiedztwa East Baltimore, który wypełniony był lekcjami i odpowiedzialnością. Jeździć na rowerze mógł tylko pół godziny w niedziele i to tylko wtedy, kiedy poszedł tego dnia do kościoła. Za to Tupaca nie chroniło nic. Tupac pojawiał się tam od czasu do czasu, bez żadnych ograniczeń. W pewnym momencie zapytał nawet o możliwość pracy, ale został wyśmiany przez znacznie starszych handlarzy, prawdopodobnie dlatego, że był zbyt młody (i dlatego, że był w zbyt dobrych stosunkach z Mousem).

Poprzez Mouse'a Tupac poznał wszystkich w tej okolicy. W innym przypadku wciąż pozostałby wyrzutkiem - byłby nie lubiany i wykpiwany. W Tupacu było coś, poza jego strojem - który był zupełnie nie do zaakceptowania - co wydawało mu się obowiązkowo przysparzać negatywnego i agresywnego traktowania przez otoczenie. On nigdy nie prowokował nikogo do takich zachowań. To porostu do niego przychodziło tak, jak listy. Mouse zapamiętał to szczególne spojrzenie - puste, bez wyrazu, szklane oczy wyrażające bolesne rozczarowanie i pewnego rodzaju poniżenie. Tak samo było za każdym razem.

Ludzie jak mi się wydawało zawsze zachowywali się i reagowali na Tupaca negatywnie. Widziałem to także później, widziałem także te samo spojrzenie w jego odpowiedzi, którego ani ja, ani Mouse nie potrafimy wytłumaczyć, było to jednak coś bardzo autentycznego, co widzieliśmy wielokrotnie podczas naszych wspólnych podróży.

Pomimo tego, że Tupac doświadczał niekończącego się ognia krytyki, ze strony wielu ludzi ze swojego sąsiedztwa, aż do ostatniego dnia pobytu tutaj, to jego bliska znajomość z Mousem dostarczyła mu sprawiedliwej ilości akceptacji. Oboje z nich często rapowali dla wujka Mouse'a i dla wszystskich jego chłopaków, którzy zawsze dawali im jednodolarowe banknoty, które chełpliwie oferowali im rywalizujący handlarze, co było komplementem zarówno dla dającego, jak i dla tego co odbierał kasę. To w znaczny sposób pomogło w dostarczeniu Tupacowi ulgi i tolerancji w tej okolicy. Wychodzili także na tym dobrze finansowo (ponieważ wśród jednodolarówek często zdarzały się pięcio nawet dziesięciodolarówki). Zawsze udzielali występów i ćwiczyli dla każdego bez wyjątku. Pani Shakur regularnie stawała się obiektem serenad. Chłopcy oferowali świeże owoce ich hip-hopowej inspiracji, z powagą i określonym celem. Dla nowego ruchu kulturowego, który pochłaniał śródmiejską biedotę Ameryki oni byli pobożnymi uczniami, potomstwem, byli organicznie połączeni. Pani Shakur podobał się sposób, w jaki chłopcy zaznaczali swój autorytet. Ani przez moment nie przestała ich wspierać.

Przyjaciel rodziny, a także jej własny, Bobby był muzykiem, który często kręcił się koło ich mieszkania. Kiedy usłyszał chłopaków wziął ich do piwnicy na parę zaimprowizowanych sesji ze swoim zespołem. Nie wykazując żadnych obaw czy strachu, duet zajął miejsce za mikrofonami, rymowali tak, jakby otrzymali czas studyjny i nie mogli go zmarnować. Zespół ich wspierał dostarczając energicznego podkładu muzycznego. Podczas ich krótkiego pobytu z zespołem, chłopaki nawet skomponowali kilka kawałków: jeden z nich miał długi instrumentalny refren i to właśnie tym kawałkiem wkrótce zakończą swój nieskazitelny występ inauguracyjny za klika tygodni.

3. Pierwsze występy

W okolicy mieszkał człowiek o imieniu Roger, który był blisko związany z branżą rozrywkową w mieście. Jego młody bratanek był kimś w rodzaju miejscowej gwiazdy, który regularnie występował, przedstawiając program Michaela Jacksona. Roger, zarówno przez swojego brata, który pracował w popularnej radiostacji, jak i poprzez swoje wysiłki znał wszystkich promotorów, właścicieli klubów i osobistości związane z radiem w całym mieście, dzięki temu miał wewnętrzne rozeznanie wszystkich wydarzeń i koncertów. Jego pierwsze oferty dla Tupaca i Mouse'a miały miejsce w lutym 1985 roku. Załatwił im miejsce w programie Mantronixa, który odbywał się w Cherry Hill Recreation Center, a w którym wystąpił także Just Ice. Niezwykle podekscytowani ich nadchodzącym debiutem, chłopcy zaczęli ćwiczyć w domu Rogera, gdzie umówili się z miejscowym DJem, aby dostarczył im muzykę do repertuaru ich piosenek, które jeszcze jej nie miały. Ponieważ ich piosenki stanowiły głównie liryczną współpracę, a wspierająca je muzyka była rzadkością, to dar w postaci wyjątkowego beatboxu Mouse'a nie mógł zostać zmarnowany. Mouse konsekwentne skracał swoje zwrotki lub porzucał całkiem ich wykonanie, bo najważniejszy był beatbox, był on klejem, który scalał całość. Nie czuł się tym faktem pokrzywdzony. Beatboxing był czymś co naprawdę kochał. Mimo tego, na tą specjalną okazję nadchodzącego występu zdecydowali się wziąć ze sobą DJ'a. Młoda ekipa potrzebowała jeszcze nazwy. Poświęcając na to niewiele czasu czy energii zdecydowali się na ''Eastside Crew''.

W wieczór ich pierwszego publicznego występu panowały iście zimowe warunki, pełno było śniegu, a dzień stał pod znakiem konfrontacji i pomyłek. Kiedy Mouse patrzył ze swojego pokoju jak na dworze zaczyna zalegać pokrywa śnieżna, zaczął niewinnie przywdziewać nowe, grube spodnie jego wujka. Przygotowywał się do skierowania swoich kroków w stronę mieszkania Tupaca, skąd potem mieli udać się na próbę do Rogera. Ubrał się ciepło, czyniąc się odpornym na przejmujący, zimny wiatr. Pod nowymi spodniami wujka miał jeszcze jedną parę, na górę ubrał koszulkę z krótkim rękawem i sweter, swoją kurtkę i wełnianą czapkę. Odrętwiały i chroniony w taki sposób, wyszedł w drogę do Tupaca, którego zastał w niecierpliwym oczekiwaniu. Następnie razem udali się do Rogera. DJ Buddha już tam był, siedząc z nowym adapterem w ręku.

Po kilku godzinach ćwiczeń i rozmów u Rogera, gdzie znajdowało się domowe pseudo studio - w którego skład wchodziły klawisze Casio i zestaw perkusyjny Sp1100 - ktoś zapukał do drzwi. Kiedy Roger je otworzył, zobaczył stojącego wujka Mouse'a, który był wyraźnie pijany i ze szczególną troską o czymś mówił.

''Oddawaj moje pieprzone spodnie!'' warknął szorstko na Mouse'a zbliżając się do frontowych drzwi. Mouse wielce zaskoczony odpowiedział: ''Co?!'' ''Dawaj moje pierdolone gacie!'' ''Miałem je zamiar mieć dzisiaj ubrane. Mamy występ... Miałem cię poprosić ale nie było cię w domu i...'' ''Oddawaj moje pieprzone spodnie! Ściągaj je i to już!''

Oboje wyszli na zewnątrz, a Mouse starał się rozładować sytuację i uspokoić swojego narwanego wujka. Zgodził się iść do domu (tylko parę ulic dalej), tam zdjąć spodnie i przekazać własność właścicielowi, ponieważ wcześniej stanowczo odmówił ich ściągnięcia u Rogera. Kiedy wujek gwałtownie udzielał mu instrukcji, zauważył jak ciemna plama gwałtownie zbliża się z lewej strony do jego twarzy. Dzięki temu, że widział sylwetkę wujka jako cień padający na śnieg, udało mu się uchylić przed jego pięścią, która prawdopodobnie powaliła by go z zimną krwią. W tym czasie Tupac i Buddha, wyszli z domu i szybko pobiegli by mu pomóc. Buddha, który był nieco starszy od Tupaca i Mouse'a zdołał ustawić się z tyłu pijanego wujka i założyć mu na głowę jego własną kurtkę. Kiedy go puścili, Tupac i Buddha szybko pobiegli z powrotem do domu, a Mouse pobiegł do domu wraz z goniącym go wujkiem, który słabo radził sobie na śniegu. Nie mogąc złapać swojego młodego bratanka zanim uciekinier dotarł do domu, poirytowany wujek zakończył pościg.

Zły i zdezorientowany, mający na sobie własną parę dżinsów, Mouse spotkał się ponownie z zespołem u Rogera. Przyłączył się do nich Big John, jeden z najbardziej imponujących posturą braci w tej dzielnicy, nie będzie on brał udziału w występach, lecz jego obecność była bardzo mile widziana, zważając na miejsce gdzie odbywał się ten występ. Około dziesiątej czterech chłopców i Roger wsiedli do samochodu Rogera i wyruszyli po śliskiej wypełnionej śniegiem szosie w podróż do Cherry Hill. Bardziej złowieszcze niż sama jazda było miejsce docelowe. W samochodzie nikt nie był zbytnio szczęśliwy, że jadą do Cherry Hill, a zwłaszcza w taką zdradziecką i nieprzewidywalną noc. Tupac nie mieszkał w Baltimore na tyle długo, aby zrozumieć sławną reputację tej części miasta, do której zmierzali, lecz fakt iż ci weterani czuli się niepewnie, trochę go podenerwował.

Kiedy dojechali do budynku, Roger podjechał od tyłu gdzie zaparkował samochód. Dokładnie wiedział gdzie ma iść, prowadząc ich do drzwi, które były częściowo otwarte. Drzwi prowadziły za kulisy, gdzie Roger wpadał na swoich różnych znajomych, włączając w to swojego brata i Chuck Macka, tego MC wieczoru, z którym jego brat pracował w rozgłośni radiowej i promotora całej imprezy. Słysząc jak gra muzyka, która przenikała ich całe ciało, chłopcy skierowali się prosto w kierunku tej strony sceny, gdzie pod światłem jupiterów stał Mantronix, który w pocie czoła pracował nad tłumem zebranym tuż przed nim.

''Hej Mantronix!'' jeden z nich krzyknął, podczas kiedy zespół zebrał się po tej części sceny. Zdali sobie sprawę, że znajdowali się bardziej w sali gimnastycznej renomowanego liceum niż sali koncertowej. Pod sceną panowała ciemność i z miejsca gdzie stali nie widzieli prawie nic. Mimo tej ciemności, oczywistym było, że przestrzeń ta jest wypełniona po brzegi.

''Ej kim jest ten biały chłopak?!'' każdy z nich pytał retorycznie, nie będąc gotowymi na zaakceptowanie tego, co ujrzeli. Wysoki, nieco śmiesznie wyglądający ''biały chłopak'' (naprawdę był on Portorykańczykiem) naprawdę rządził na scenie, znajdował się za pulpitem, czegoś co wyglądało jak ogromna otwarta waliza, wypełniona różnego rodzaju maszynerią muzyczną i przyrządami miksującymi. Cały klimat był niesamowity. Mantronix przedstawiał rzeczy, których nigdy wcześniej nie słyszeli. W pewnym momencie zatrzymał piosenkę i zaczął bawić się adapterami, wydawało się że w budynku trwa trzęsienie ziemi. Tego wieczora ujrzeli zupełnie nowy poziom DJ'owania, zupełnie nowy poziom hip-hopu. Buddha bezustannie nadwerężał swoją szyję, przyglądając się sprzętowi, aby ujrzeć czy znajdują się tam specjalne rodzaje adapterów.

Następnymi w kolejce byli Just Ice i DMX (beatbox Just Ice'a- nie mylić ze sławnym obecnie DMX'em). Mouse obserwował w skupieniu jak wszem i wobec znany duet z Nowego Jorku wchodził na scenę. Był on prawdziwym fanem Just Ice'a, a ich przebojowy singiel ''I'm Leaving'' był jednym z jego ulubionych utworów. W momencie wstępu do ich pierwszego utworu i późniejszych pierwszych linijek, natychmiast wszystko stało się jeszcze dziwniejsze niż było do tej pory. Dźwięk rześkiego i znanego beatboxa DMX'a, skłonił po raz pierwszy Mouse'a do odczucia gotującego się w nim strachu, którego płomienie zatruwały mu cały dzień, a uczucie to rosło od momentu ich przyjazdu. Młody tekściarz i wykonawca beatboxu podniósł rękawicę, rzuconą mu przez los i zmagał się z nim od momentu obfitych opadów śniegu i ciosów kierowanych na niego przez człowieka, którego szanował bardziej niż kogokolwiek innego do czasu narastającej niepewności odnośnie tego występu. Teraz, poprzez otoczkę tego niekomfortowego wieczora wzmagało się w nim uczcie, że ''Mogę dać temu radę!'' Mouse tak właśnie pomyślał kiedy obejmował wzrokiem całą scenę. Obudził się w nim dobrze kultywowany i rozwinięty instynkt do bitwy.

Zaraz po tym, jak Just Ice i DMX wykonali swój show, nadeszła kolej na Tupaca i Mouse'a. Organizatorzy tej imprezy, musieli wrzuć chłopaków na scenę w ostatniej chwili. MC T, który obok Mantronixa był najważniejszą postacią, jeszcze nie znalazł się na scenie, ale oczywiście młody duet nie miał występować po tak prominentnym zespole. Kiedy przedstawiono ich publiczności jako Eastside Crew, mankamenty tej nazwy stały się zawstydzająco oczywiste.

''Nawet nie było żadnych gwizdów czy coś takiego,'' Mouse wspominał reakcję publiczności Cherry Hill. Jednak atmosfera była mniej niż entuzjastyczna. Koniec końców duet odrzucił nieprzyjemne uczucia. Poza dwoma pierwszymi rzędami ludzi, panowała kompletna ciemność, co spowodowało, że publiczność nie była czynnikiem który miała aż tak wielki wpływ na ich występ. Nadszedł czas na rozpoczęcie występu. Zaczęło się.

Na początek zarapowali ''Nigga Please'', był to rym na temat wyczynów i sposobów postępowania chłopaka, który chciał się podobać dziewczynom. Do tej humorystycznej piosenki Mouse dostarczył powolny i spokojny podkład, w którego przerwach nagle przestawał, i głośno dostarczał tytułowy refren (tak jakby mówiła to nie zainteresowana przyjaznymi gestami Tupaca kobieta): Nigga Please! To znacznie rozluźniło publiczność, która pozwoliła im się trochę rozkręcić. Jednak dopiero podczas piątej piosenki z ich muzycznej składanki, Mouse zaczął zapodwać na całego organiczny podkład i publiczność naprawdę zaczęła się bawić. Chłopcy wykorzystali tą energię i mieli z niej użytek podczas dalszej części występu. Podczas ich finałowego kawałka na scenie pojawił się Buddha, który trzymał nagranie, które przekazał Mantronixowi, a ten umieścił je na adapterach. Jego wielki dj'owski debiut składał się ze stania obok Mantronixa i trzymania pustej okładki po nagraniu. Leciał utwór ''Rock On,'' wielkie dzieło instrumentalne, które Tupac i Mouse skomponowali w domu Bobby'ego razem z jego zespołem. Aby zastąpić muzykę zespołu, wybrali spośród wielu nagrań w skrzynce Buddhy, stare nagranie instrumentalne, które idealnie do tego pasowało. Dwuosobowa ekipa chłopaków zakończyła występ wspólnym rapowaniem po jednej zwrotce, a na koniec powtarzając hipnotyczny refren: ''Rock On! Rock On!''

Pełni entuzjazmu zeszli ze sceny. Podczas swojego zejścia nie otrzymali jakiegoś oszałamiającego aplauzu. Wiedzieli jednak, że im się udało. Publiczność reagowała w przychylny sposób kołysząc się w rytm muzyki, sprzęt grający był wyśmienity, i nie było żadnych pomyłek. Po otrzymaniu miłych słów za kulisami, powrócili w okolice sceny, aby oglądać występ MC T i Mantronixa. Roger skrytykował w ich występie tylko jedną rzecz. Scena była szeroka i długa, dostarczając w ten sposób sporo miejsca do popisu. Natomiast chłopcy nigdy nie odchodzili od siebie i stali na środku przez cały czas trwania ich występu.

Byliśmy przyzwyczajeni to wykonywania 'Właśnie tutaj!' (czyli w tym a nie innym miejscu) wyjaśnia Mouse, przechylając się tak, jakby trzymał wyimaginowany mikrofon i rapował przed małą grupką swoich znajomych. ''Ty i ja, no dalej, zróbmy to!'' dodaje gestykulując w kierunku niewidzialnej osoby stojącej obok niego.

Po imprezie Roger i jego brat zaczęli rozmowy za kulisami. Jego brat zainteresował się tymi dwoma chłopakami z okolicy. Wezwali do siebie Tupaca i Mouse'a. Na ich prośbę Tupac zarapował jakąś zwrotkę. Następnie chłopcy przeszli do następnego pokazu: Mouse na beatboxie, w czasie gdy Tupac rymował. Mouse za każdym razem zmieniał podkład, żeby brzmiał on jeszcze lepiej niż poprzedni. Cofnęli się i jechali dalej nie oszczędzając się, w oczach obserwujących ich dwóch mężczyzn widać było niesamowity zachwyt. DMX znajdował się nieopodal i słyszał to wszystko. Był pod tak wielkim wrażeniem tego co usłyszał, że czuł się zobowiązanym, żeby się przyłączyć i spróbować ich pobić, ale nie mógł się nawet do nich zbliżyć. Kilka razy przyłączał się i robił co tylko mógł, tylko po to, żeby zostać zniszczonym przez odpowiedź Mouse'a. Trzynastoletni chłopcy, którzy rapowali tylko kilka miesięcy pokonali w bitwie uznane gwiazdy.

Kilka tygodni po występie z Tupakiem i Mousem skontaktował się przedstawiciel Jive Records. Virgil Simms, menadżer Mantronixa i osoba odpowiedzialna za pojawienie się EPMD, a także innych znaczących gwiazd rapu, był wtedy wśród publiczności i skontaktował się z bratem Rogera w radiostacji. Potem Roger przekazał te ekscytujące wieści Tupacowi o Mouse'owi. Najwyraźniej Pan Simms był pod wielkim wrażeniem tych młodych chłopaków i rozważał możliwość przyjęcia ich do wytwórni. Roger zawiózł chłopaków do radiostacji, aby spotkali się z tym człowiekiem, o czasie, w którym Pan Simms formalnie wyrażał ochotę by ich przyjąć. Dla chłopaków było to trochę fantastyczne, wracali do domu zwycięsko i podnieceni oczekiwaniem; ale tak nie miało być. Pani Shakur nie podobała się cała sprawa i stanowczo zabroniła Tupacowi kontaktów z tym człowiekiem. Uważała, że trzynastolatkowie mają ważniejsze rzeczy do roboty na tym etapie życia. Powiedziała, że muszą jeszcze trochę podrosnąć zanim zaangażują się w coś tak bardzo absorbującego ich czas, coś w co zaangażowanych jest wiele różnego rodzaju ludzi oraz siły przeciwko którym walczyła jako Czarna Pantera przez całe swoje dorosłe życie.

Uraza wobec tej stanowczej decyzji tliła się w nich przez jakiś czas, później jednak stawała się coraz słabsza i w końcu minęła, jak większość takich uczuć w tym wieku. Powrócili do swoich zajęć w taki sposób jak to robili przed pamiętnym spotkaniem, robili to nawet z większym przekonaniem czy zapałem niż wcześniej, teraz mieli jednak namacalny dowód ich wartości i umiejętności. Tupac często wiele razy powoływał się na nazwisko Virgila Simmsa podczas nadchodzących lat, tak jakby on i Mouse mieli kontrakt firmowy, który tylko czekał na ich potwierdzenie.

Ćwiczyli codziennie, zawsze byli gotowi i precyzyjnie nastrojeni. Teraz byli już oficjalnie zespołem, mieli swoją nazwę i dokonania. Szczęśliwie pokonywali wszystkie przeszkody i często wracali do występów w swojej dzielnicy dla handlarzy, na których zawsze mogli liczyć jeśli chodzi o pieniądze.

Ich następny oficjalny występ nadszedł w późniejszym okresie tego samego lata, a chodziło o ogólno miejski konkurs talentów organizowany z okazji pięćdziesiątej rocznicy utworzenia biblioteki Enoch Pratt Free Library. Tupac dowiedział się o konkursie, dostarczył pisemne powiadomienie, które zawierało tekst jego nowego utworu na temat ważnej roli tej biblioteki dla społeczeństwa, a także o ważnym znaczeniu czytania książek. W jakiś sposób Tupac miał talent do wyszukiwania różnego rodzaju konkursów, które miały miejsce w mieście lub jego okolicach. Roger także przychodził często z takimi informacjami, ale Tupac zawsze już miał w zanadrzu jakiś występ czy konkurs, jeśli nie kilka naraz. Byli w najbardziej nieznanych im miejscach, biorąc udział w konkursach sponsorowanych przez najmniej znane organizacje. To dnia dzisiejszego ani ja, ani Mouse nie mamy pojęcia jak on to potrafił robić; jakimś sposobem zawsze o nich wiedział. Mouse miał wrażenie, że za każdym razem, kiedy spotkał Tupaca, to ten nie informował go tylko, że odbywa się jakiś nowy konkurs, ale mówił mu o tym, że już są na niego zapisani, że będą występować i kiedy będzie to miało miejsce.

Pisemne zgłoszenie do biblioteki Enoch Pratt zrobiło swoje i dwuosobowym zespół został zaproszony do półfinałów konkursu, który odbywał się w oddziale biblioteki na rogu Pennsylvania i North Avenue w West Baltimore. Kiedy przyjechali na miejsce w dniu konkursu, była tam już zebrana słusznej wielkości publiczność. Ludzie siedzieli na krzesłach ułożonych w półkole, było ich sześć rzędów, a podłoga była miejscem urzędowania wykonawców. Jak dobrze naoliwiona maszyna chłopcy zaczęli występ, z niespodziewaną pewnością siebie i dokładnością, wyróżniając się spośród reszty na tym polu. Z łatwością wyszli z tej drugiej rundy (pierwszą stanowiły pisemne zgłoszenia) jako finaliści, robiąc spore wrażenie na organizatorce imprezy, Pani Taylor. Kiedy poinformowali Panią Taylor o swoich kłopotach ze znalezieniem transportu i że następnym razem też pewnie tak będzie, nie wahała się ona aby zaoferować swoje wsparcie w dniu finału, który miał się odbyć w głównym oddziale biblioteki na ulicy Cathedral Street. W dniu konkursu Pani Taylor dotrzymała słowa i przybyła do mieszkania matki Tupaca przy Greenmount Avenue, gdzie chłopcy już czekali. Występy odbywały się w ogromnej sali, znajdującej się na tyłach imponującego budynku, tylko kilka ulic dalej, od finansowej dzielnicy miasta i Inner Harbor. Jak wspominała to później Pani Taylor, podczas tego finału występ Tupaca i Mouse'a odstawał poziomem od innych uczestników. Na koniec ich pierwszego konkursu rangi ogólno miejskiej, przyznano im pierwsze miejsce. To wkrótce stało się dla nich standardem i nie akceptowali oraz nie oczekiwali żadnych niższych lokat.

Podczas kiedy tych dwóch chłopaków, obecnie czternastoletnich ćwiczyło swoje rymy każdego dnia bez pomyłki, to trzeba pamiętać, że byli oni wciąż dziećmi, szkoła jednak nie pochłaniała zbytnio ich czasu i nie mieli w zwyczaju ciężko pracować nad zadaniami domowymi. Tak więc mieli czasu pod dostatkiem na swoje zajęcia. Mouse był wielkim fanem koszykówki, również futbolowi poświęcał taką samą ilość uwagi jak i pływaniu, jak i innej grze, która akurat była popularna wśród chłopaków z sąsiedztwa. Mimo tego, że Tupac przyłączał się do nich od czasu do czasu, to nie dzielili w ten sposób zbyt wiele czasu, jako że Tupac nie miał zbytnich umiejętności jeśli chodzi o koordynację ruchową i atletykę. Tupac nie był zbytnio zainteresowany imprezami, podczas kiedy Mouse bardzo to lubił. Tupac był często szczęśliwy, kiedy mógł pozostać w domu i komponować rymy. Wyglądało na to, że jedyne co Tupac chciał robić to pisać rymy; zawsze coś pisał. Wydaje się, że działo się to bardziej z powodu chęci uniknięcia przez niego czegoś na arenie towarzyskiej, niż z samego zamiłowania do pisania. Zabawy i inne towarzyskie imprezy były czymś do czego Tupac nie był należycie przygotowany i prędzej wolał dać sobie z tym spokój, niż robić coś na siłę, tylko po to, aby usłyszeć to samo subtelne i nie tak subtelne urąganie jego osobie, którego oczekiwał od swoich rówieśników. Z drugiej strony Mouse nie żywił takich obaw. I nie było tak z powodu tego, że jego rodzinie dobrze się wiodło, czy nawet mieściła się w klasie średniej. Pomimo skromnych warunków mieszkaniowych (mieszkanie trzypokojowe, on i jego dwóch wujków dzielili pokój; jego siostra, matka i ciotka zajmowali inny; a jego dziadek i babcia zajmowali trzeci pokój), Mouse miał zawsze wszystkie najlepsze ubrania. W próbie uchronienia go przed pokusami łatwego zarobienia pieniędzy, jego babcia kupowała mu wszystkie najnowsze ubrania, te same pożądane rzeczy, które nosili handlarze narkotyków z taką dumą, a robiła to tak długo jak pozostawał ''dobrym''. Będąc w tym samym pomieszczeniu z wujkami, którzy zawsze mieli pieniądze na zbyciu, także od nich dostawał jakąś dolę.

Różnica w stanie majątkowym między tymi dwoma młodymi przyjaciółmi była boleśnie oczywista. I pomimo tego, że nigdy nie było z tego powodu żadnych kłótni, to rezultatem tej delikatnej sytuacji było zdecydowanie niepisane napięcie: Jak mogło go nie być? Godny pozazdroszczenia czysty wygląd Mouse'a znajdował się w skrajnym kontraście jego kiepsko ubranego, nowego przyjaciela, który musiał to zauważyć; wychował się dostrzegając pewne rzeczy i pragnąc ich. Obojętność Mouse'a na niezbyt olśniewający wygląd Tupaca była szczera. To było coś, o czym chłopcy nigdy nie dyskutowali.

Kiedy szli oglądać filmy i Tupac miał tylko dolara, Mouse zawsze miał jeszcze jednego aby starczyło na wymaganą opłatę. Razem z tygodniowym kieszonkowym babci i dziadka, Mouse także pracował po szkole sprzątając miejscowe centrum opieki, za co dostawał trzydzieści sześć dolarów tygodniowo. Szybko włączył swojego przyjaciela do tego lukratywnego zajęcia, zaprosił Tupaca do pomocy, do swoich codziennych obowiązków i dzielił płacę równo na połowę. Praca była dla nich codzienną rekreacją. Mouse otrzymał klucze do tego miejsca, tak więc rutynowo przestawali podczas wieczora, kiedy wszyscy opuścili już budynek. Pomimo tego, że chłopcy zawsze sprawdzali przed wyjściem czy wszystko zrobili, to spędzali tyle samo czasu wygłupiając się we wnętrzach tego małego, opuszczonego budynku. Razem z odkurzaniem, wycieraniem szafek i pastowaniem mebli, ścigali się po pokoju na małych trójkołowcach, nawiązywali walkę na kredy i brali co tylko mogli z lodówki, która znajdowała się zawsze za zamkniętymi drzwiami.

Spędzali także sporo czasu w centrum rekreacyjnym. ''Rec'' było podstawowym miejscem w strukturze okolicy. W jego wnętrzu dzieciaki mogły zajmować się różnorodnymi czynnościami. Mogący pozwolić sobie na kilka dodatkowych zajęć dzięki swojemu wujkowi, Mouse prawie tam mieszkał. A razem z Mousem Tupac także zaczął spędzać tam sporo czasu.

Innym, lubianym przez nich sposobem spędzania czasu było oglądanie filmów w sławnym Boulevard Theather, który znajdował się niecałą milę od Greenmount Avenue. Boulevard, które było najbardziej znane ze swoich niebezpiecznych gości, swoją złą sławę zawdzięczało fatalnemu wieczorowi, podczas którego chłopak został wypchnięty przez szybę frontowych drzwi i zabity podczas bójki która wybuchła w zatłoczonej kolejce. Tupac i Mouse stali tamtego wieczora w tej kolejce, czekali aby ponownie zobaczyć popularny film hip-hopowy Beat Street, który zgromadził nadzwyczajnie dużo widzów. Przemoc i śmierć były czymś, do czego byli przyzwyczajeni. Brali udział w wielu czuwaniach przy świecach za zmarłych rówieśników, podczas tych paru lat spędzonych w tej okolicy.

Następnego roku, pierwszego roku w szkole średniej, Mouse poszedł do szkoły, która była wyznaczona dla ludzi z jego okolicy, czyli Northem High, a Tupac poszedł do Paul Lorence Dunbar High, także szkoły publicznej, ale takiej ze specjalnym programem nauczania, który pozwalał na uczęszczanie uczniom z poza wyznaczonego dla niej rejonu. Najwyraźniej Pani Shakur stwierdziła, że ma ona nieco więcej do zaoferowania niż Northern i zapisała tam Tupaca. Tym niemniej, położona w jednej z biedniejszych dzielnic miasta (dolne East Side) Dunbar, była typową szkołą publiczną, w której przeciętny uczeń nie wyjechał, ani nawet nie myślał o wyjeździe poza własną okolicę, a Tupac nienawidził tego. Nie czuło się tam nawet cienia wolności, którą można było odczuć w Roland Park Middle. Nie miał tu żadnej ekipy, żadnego ziomka, z którym mógłby spędzać czas w ciągu dnia. Według jego kolegi z klasy Tupac był kompletnie nie zainteresowany tym, co się tam działo i siedział na tyłach klasy, gryzmoląc apatycznie w swoim zeszycie. Ten były kolega z klasy przypomina sobie także, że zeszyt Tupaca był najbardziej popisany ze wszystkich, które widział.

Charakter jego doświadczeń w tej szkole zmienił się dramatycznie z początkiem drugiego semestru. Odbywał się konkurs talentów. Oczywiście zapisał siebie i Mouse'a, i oczywiście zawładnęli sceną. Było tam wiele uczniowskich zespołów raperskich, które występowały tamtego wieczora, tak więc wyznaczony został pewien standard aż do momentu kiedy zaczęli swój występ. Standard, który celowo zniszczyli, sprawili wszystkim w kilku etapach srogie lanie, nie tylko przedstawiając swoje rymy z komfortową precyzją, ale pracowali na scenie, tak jak nauczyli się tego kilka miesięcy wcześniej, podczas swojego dziewiczego występu podczas programu Mantronixa. Z łatwością zajęli pierwsze miejsce. Licznie zgromadzona publiczność reagowała na nich tak, jakby byli jakimiś gwiazdami. Od tej nocy każdy w tej szkole wiedział, kto to jest Tupac. Ktoś nawet pomyślał o tym, żeby uzyskać i zatrzymać jego szkolny identyfikator. Tego wieczora on i Mouse udali się do domu z wieloma numerami telefonów zapisanych na wielu małych karteczkach ugniecionych w kieszeniach.

Przez resztę roku, chłopcy zawsze chcieli bitwy. Wyzwania ze strony chłopaków Tupac mądrze odrzucał, mówiąc że to, kto jest lepszy zostało już wyjaśnione i nie musi nic udowadniać. Pozbawiony ekipy i z dala od domu nie miał dobrej pozycji wyjściowej, aby wdawać się w podobne konfrontacje.

Po tym wieczorze, Tupac z większym zaangażowaniem mówił Mouse'owi o szkole. Jednak nie miał tam zamiaru wracać w następnym roku. W centrum była szkoła, o której się dowiedział, że była podobna do tej w Nowym Jorku, do której uczęszczał na zajęcia dramatyczne jego kuzyn Scott; i tego właśnie chciał, zdecydował się bez wahania. Grał już razem ze Scottem w małej produkcji pt. ''Raisin In The Sun''. Podobało mu się to tak bardzo, że przyszłość wydawała mu się jasna: Będzie aktorem. Z wyselekcjonowanym monologiem z tej właśnie sztuki, która już znał na pamięć, był gotowy na rozmowę kwalifikacyjną w Baltimore School of Arts. W jego umyśle nie było znaku zapytania odnośnie tego, czy zostanie przyjęty.

4. Przełamując lody

Po jednostronnej bitwie, chcieliśmy o wszystkim zapomnieć i zachowywać się tak, jakby to się nigdy nie zdarzyło; lecz rany na naszym ego były o wiele za głębokie, żeby tak łatwo było o tym zapomnieć. Pomimo tego, że nie można było zaprzeczyć jego talentowi, a jego charyzma była godna podziwu nie przyznaliśmy mu zwycięstwa. Nie potrafiliśmy tego zrobić. Nadszarpnięte były nie tylko nasze ega, ale o to, że ten młodszy uczeń, wydawał się rozkoszować swoją buńczucznością i to było dla nas niepokojące.

Kendrick i Ernest ze strachem spoglądali na nowo przybyłego przez kilka następnych dni czy tygodni. Zorian unikał go wszelkimi dostępnymi sposobami; niegdyś jego częste wizyty w szkole, teraz zmalały do bardzo niskiego poziomu. Oni nawet zaczęli źle mówić, kiedy tylko mogli na temat tego nie tak znowu nowego kolesia. To był ich sposób, wyśmiewanie się z ludzi i oddzielanie się od nich. O to chodziło zawsze w The Dozens, bracia i siostry najeżdżający na siebie wzajemnie. Nigdy nie wiedziałem, żeby białe dzieciaki robiły coś w tym rodzaju. Oni po prostu zbierali się wokół nas i śmiali się, mieli radochę, kiedy my zabawialiśmy ich w ten sposób. Ernest i inni robili to bardzo boleśnie. Ja szczerze mówiąc nie lubiłem takiego klimatu. Tak, jak Tupac ja także pochodziłem z biednej rodziny i nie mogłem pozwolić sobie na najnowsze ciuchy, czy nawet na ich co lepsze imitacje, jeśli już o tym mówimy. W gimnazjum zawsze mi dokuczali, zawstydzali; moje używane, niemodne ubrania były całkowicie nie do zaakceptowania, dla nie znających litości nastolatków i prawie nastolatków. Dlatego też czułem się trochę nie komfortowo, kiedy komando rymujących chłopaków brało się za The Dozens. Poza tym miałem trądzik i do tego wysokie czoło. O nie. Wiedziałem, że mogłem stać się materiałem obfitych rymów dla każdego z nich. Byłem więc ostrożny jeśli chodzi o moje najazdy na tą formę rymowania i ze starannością dobierałem rymy. Nie czułem się dobrze także z tym co te chłopaki mówili o Tupacu.

Widząc łatwość z jaką Tupac obracał się w towarzystwie białych uczniów tej szkoły, Ernest zaczął mówić, że on ''próbuje być białym''. Zawsze nabijał się z jego ubrań, nazywając go ''włóczęgą'' i ''brudasem''. Uznałem to za obrazę i nie wydało mi się to ani trochę zabawne. Cieszyłem się, że mogę pozostawić moje wspomnienia z gimnazjum zagrzebane głęboko w mojej pamięci. Słysząc ponownie takie rzeczy, czułem się zdegustowany. W zasadzie podziwiałem robiące wrażenie umiejętności naszego wroga bardziej, niż nienawidziłem widoku jego twarzy. Chciałem pewnego dnia zmierzyć się z nim ponownie i pobić go (w walce na rymy), odebrać mu cały ten splendor, ale przy tym nie ośmieszając go.

W następnych tygodniach widziałem Tupaca na korytarzach, jadalni i ogólnie w szkole i czasem zamieniłem z nim parę słów. Cały czas miałem w mojej głowie obraz tej kolosalnej w skutkach bitwy jak i każdy straszny jej szczegół, niuans, każdy nawet najmniejszy składnik, który złożył się na jego perfekcyjny występ. Odstawała od tego kluczowa rola, jaką odegrał Mouse i osobliwa kombinacja tych dwóch chłopaków. Szybko zacząłem szukać po mojej okolicy kogoś, kto mógłby mi dostarczyć porównywalnego akompaniamentu. Szybko okazało się jednak, że jest to niemożliwe. Jak to później zrozumiałem, Mouse miał niezwykły talent jeśli chodzi o tą popularną, nieinstrumentalną formę perkusji. Mouse potrafił w tej dziedzinie dostarczyć wiele dźwięków równocześnie, a zarazem tak czysto, to było niesamowite. Nie mogąc znaleźć nawet kogoś o wiele mniej utalentowanego, zaznajomiłem się z pewnymi bliźniakami, którzy mieszkali niedaleko mojej ulicy. Młodsi ode mnie, byli gotowi abym nimi dowodził i wyznaczał dla nich instrukcje. Ujrzałem nie dającą się odeprzeć nowość tego identycznego duetu, a przez krótki czas wiele sobie po nich obiecywałem. Przetestowałem ich na Jadzie Piknett, która też była uczniem w Baltimore School of Arts. Mieszkała zaledwie parę ulic ode mnie i uważała, że oni są uroczy. Zdałem sobie sprawę z tego, że nawet ich dwóch nie wystarczy na Mouse'a i zaprzestałem swoich poszukiwań. Cały czas miałem jednak oczy otwarte, miałem jeszcze jakąś nadzieję. Bez znakomitego beatboxu nie miałem czego szukać w tej rywalizacji.

Kilka tygodni później, kiedy szedłem piwnicznymi korytarzami mojej szkoły w drodze do kawiarenki, usłyszałem jakieś odgłosy dochodzące z szatni. Przechodząc przez drzwi usłyszałem jakby Tupac rapował do podkładu dostarczanego przez uczniów za pomocą beatboxu i uderzania w metalowe szafki. Zdecydowałem się tam wejść. Tak, jak sądziłem był tam Tupac, który rapował na wolnym, bawiąc się tym, kołysząc się z jednej na drugą stronę. On naprawdę się w to wczuł. Otoczony był przez kilku innych uczniów w jego wieku lub pierwszoklasistów, których nie znałem, niektórzy z nich byli biali, a niektórzy czarni. Kilku z nich przyłączało się do Tupaca, ale bez większych sukcesów. Kiedy postałem tam trochę wsłuchany w ich rymy, Tupac kiwnął do mnie, żebym się przyłączył. ''Zapodaj coś,'' powiedział patrząc na mnie, uśmiechając się i zachęcając mnie do wejścia wewnątrz ich koła.

Podszedłem więc bliżej i zarapowałem krótką zwrotkę na wolnym. Zaśmiał się z aprobatą i dalej robił swoje. Robiliśmy tak na zmianę kilka razy, a inne dzieciaki słuchały. Przełamywaliśmy lody. Potem, kiedy widywałem go podczas zajęć w szkole, zawsze rozmawialiśmy, a on pytał mnie czy napisałem jakieś nowe rymy. Wydaje mi się, że podobał mu się fakt, iż w szkole znajdowali się inni uczniowie, którzy także tak jak on kochali rap.

W połowie roku szkolnego nadchodził czas zadbania o sprawy szkolne. Opuszczenia szkoły zdarzały się w połowie roku i podczas przerwy letniej. Te pierwsze były o wiele bardziej zauważalne i dramatyczne ponieważ wydawały się być okrutnym usuwaniem, a nie starannie wyważonym procesem, któremu towarzyszy trudna decyzja. Na uczniach ciążyła ogromna presja zarówno pod względem artystycznym jak i naukowym; wielu z nich się ta sztuka nie powiodła. W tamtym okresie siedzieliśmy grupą przy stole w kawiarence. Kendrick i ja pracowaliśmy nad nowym rymem - ''Bitchy Bitches'', kiedy wszedł tam Tupac, który prawdopodobnie miał przerwę w swoich zajęciach dramatycznych, odbywających się w pobliskim teatrze. Zauważył jak rymujemy przy stole, podszedł i stanął obok nas. Było to kilka tygodni po tym jego występie w szatni, gdzie przełamaliśmy lody; teraz nadszedł czas aby to samo zrobiła reszta mojej ekipy. Utorowałem drogę do tego celu mówiąc wszystkim (mianowicie Kendrickowi i Ernestowi) jak bardzo w porządku był Tupac. To był moment, na który wszyscy od jakiegoś czasu czekaliśmy i odczuliśmy ulgę, kiedy wreszcie do tego doszło. Dla nas śmiesznym było unikanie siebie wzajemnie w tak małym środowisku. Kiedy Tupac podszedł do naszego stołu, to tak jakby powiedział, ''Jestem taki jak wy chłopaki...ta cała kłótnia jest głupia.'' Chciał nas poznać tak blisko jak my chcieliśmy jego. Wciąż jednak nie mogłem nic poradzić na to, że wracałem pamięcią do chwil balu Beaux Arts Ball. On czuł się oczywiście nie komfortowo w związku z wyobcowaniem kilku dzieciaków z tej samej szkoły, którzy podzielali zainteresowanie do jego prawdziwej pasji. Nigdy nie został w pełni zaakceptowany przez dzieciaki, które na początku gromadziły się wokół niego jak przyjaciele. Dla nich on był bardziej nowością, niż towarzyszem, jego wyjątkowe i niezwykłe oddziaływanie było dla nich zbyt obce, aby mogli się z nim zasymilować w nawet najmniejszym stopniu zapewniającym sukces; i Tupac to wszystko wiedział. Kiedy poznałem go lepiej, zrozumiałem, że nie było to dla niego niczym nowym. Wydawał się być typem chłopaka, którego ludzie albo kochają, albo nienawidzą, a ja nie miałem żadnego przekonującego powodu, żeby go nienawidzić, czy nawet go nie lubić. On był po prostu inny.

W kolejnych tygodniach wszyscy poczuliśmy się bardziej komfortowo i zbliżyliśmy się do siebie. Niedługo potem Tupac był już częścią ekipy, a wszelkie animozje odstawiliśmy na bok. Teraz już wszystko miał zapięte na ostatni guzik, obejmował już wszystkie kółka i odłamy tej szkoły.

5. Wiosenna Gorączka

Szkoła organizowała doroczny program występów pod tytułem ''Wiosenna Gorączka'', był on pokazem uczniowskich osiągnięć, a wszyscy aspiranci musieli udać się na kwalifikacje. Ponownie chcąc odczuć trochę akcji Gerard i ja, przygotowaliśmy dramatyczny skecz, w którym większość dialogów została przekazana za pomocą rapu, było to coś w rodzaju hip-hopowej opery. Całość nosiła tytuł ''Chcę Być Twoim Mężczyzną,'' była to klasyczna opowieść. Na listę wykonawców wciągnąłem Tupaca, aby odegrał rolę klasowego amanta, który zawsze ma dziewczynę, oczywiście bardzo entuzjastycznie wziął się za jej odtwarzanie. Ja grałem jajogłowego w okularach i koszuli w kieszeni której znajdowało się pełno długopisów. Najważniejszym punktem tej historii była moja pozornie beznadziejna pogoń za dziewczyną Tupaca, nad którym odniosłem nieprawdopodobne zwycięstwo w kwestii mojego bolesnego wiersza miłosnego, który wykonałem jako rap. W obsadzie znalazł się Gerard, kilku innych chłopaków i grupa najpiękniejszych dziewczyn z oddziału tanecznego. Poszliśmy na kwalifikacje pełni entuzjazmu, przekonani i jakości naszego produktu, jednak zostaliśmy odrzuceni, pomimo tego, że wszystkim nam się wydawało, że był to znakomity występ. Rap wciąż uznawany był za nie mającą podstaw przelotną modę i nie brano go poważnie pod uwagę. Wiem, że to właśnie widziałem w oczach nie zainteresowanych jurorów. Następnego dnia kwalifikacji Tupac i Mouse wykonali swoją rapową piosenkę pod tytułem ''Dzieci Mające Dzieci'', która była komentarzem do rosnącego problemu nastoletnich ciąży, który szczególnie dominował w Baltimore, które znajdowało się wtedy wśród ogólnokrajowych liderów pod tym względem. Pomimo ich świetnego występu, ich przekaz też odrzucono, co tylko potwierdziło mój osąd odnośnie procesu oceny kandydatów do konkursu. Tupac był jednak tak zdeterminowany, że zdołał wziąć udział w pokazie przyłączając się do kilku innych uczniów oddziału teatralnego w skeczu zapożyczonym ze sztuki Raisin In The Sun.

Po kwalifikacjach postanowiłem lepiej poznać Tupaca i Mouse'a. Kiedy usłyszałem ich występ pt. ''Dzieci Mające Dzieci'' (Babies Having Babies), dostrzegłem stronę Tupaca, o istnienie której bym go nie posądzał. Ja już go podziwiałem za jego umiejętności i talent, ale mój podziw to usłyszeniu tego kawałka wzrósł jeszcze bardziej. Jemu nie chodziło tylko o to, aby dać dobry występ. W zasadzie mówił o czymś, co miało ważne znaczenie dla ludzi, coś co głęboko przemyślał.

Zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli chodzi o nasze pochodzenie mieliśmy wiele wspólnego. Oboje byliśmy najstarsi wśród swojego rodzeństwa oraz mieliśmy tylko jednego rodzica, nasi ojcowie stanowili wielki znak zapytania i ledwo co mogliśmy wyobrazić sobie ich twarze. Oboje pochodziliśmy z biednych rodzin, znając bardzo dobrze zawstydzającą bolesność bycia zawstydzanym. Uwłaczające, bolesne i wyzywające teksty mojej rozdartej przez niego na strzępy ekipy, w okresie po naszej bitwie, tylko zbliżyły mnie to obiektu ich animozji, spowodowały, że rzuciłem okiem na ten niewiarygodny talent raperski, przez który wyrażał niezwykłą wrażliwość, z którą byłem doskonale obeznany i którą rozumiałem.

Zacząłem się zastanawiać w jaki sposób zdołał pozostać tak silnym i pewnym siebie oraz efektywnym jako raper. Zacząłem go bacznie i skrupulatnie obserwować, aby znaleźć to coś, co napędzało jego działania. Zawsze wierzyłem, że na największe i najbardziej poważne pytania zawsze znajduje się prosta odpowiedź, chodzi o małe rzeczy, których często nie zauważamy. Tupac bez dwóch zdań miał w sobie coś specjalnego. Też tego chciałem, a przynajmniej taką tego wersję, jaką potrafiłbym odtworzyć. Mimo tego, że zawsze byłem strasznie pewnym siebie i bardziej niż gotowym aby stawić czoło jakiemukolwiek wyzwaniu, to większość mojej jawnej pewności siebie zrodziło się z pewnej niepewności, było tak ze względu na chęć, aby trzymać moich wrogów na dystans od moich słabości i mojej wrażliwości. Mimo tego, że uważałem, iż byłem dobry w czynieniu tego, co sobie założyłem, to nigdy nie byłem wyjątkowy. Jeśli chodzi o rap, Tupac wyraźnie udowodnił, że on jest wyjątkowy. Ja byłem po prostu najbardziej ciekaw tego, w jaki sposób był w stanie taki stan rzeczy osiągnąć.

Moje próby rozgryzienia tego nowego obiektu były narażone na spotkanie się, z zasłoną która go otaczała, która wpływała na niejasność tego co widziałem. Jednego razu żartował głośno i dobrze się bawił, by potem być jakimś zamyślonym i cichym. Był jednocześnie kawalarzem, który zapodawał na tyle autobusu prowokacyjne rymy i jak się potem dowiedziałem gościem, który zakradał się do biblioteki, gdzie często spędzał całe przerwy poświęcone na lunch. Nie mając w tamtym czasie dostępu do tych informacji, później dowiedziałem się od Pani Rogers, szkolnej bibliotekarki, że on zawsze był w bibliotece i w jej opinii on zawsze czytał i przeczytał ''prawie każdą książkę, która się tam znajdowała''. Nie mogła uwierzyć w ilość dzieł, które przeczytał, w zakres tytułów.

Zdałem sobie sprawę także z tego, że często nie miał pieniędzy na lunch, dlatego uciekał do biblioteki, aby zagrzebać się w różnych opowieściach i informacjach, by skierować swoje myśli w inną stronę niż głód, unikanie współczucia i robienia scen siedząc między wszystkimi innymi w jadalni, kiedy nie miał nawet torby z jedzeniem. Miał w zwyczaju mówić mi jak bardzo lubił czytać różne powieści, zarówno te normalne jak i fikcyjne; fantazjować o byciu kimś innym niż był, kimś kto nie miał tyle bólu i kłopotów. Wyglądało na to, że spędzał w samotnie w bibliotece wiele godzin.

Występ Tupaca w ''Raisin In The Sun'' podczas ''Wiosennej Gorączki'' był imponujący, jednak wciąż byłem pod większym wrażeniem jego rapu niż gry aktorskiej. Pewnie było tak z powodu mojego przychylnego nastawienia do rapu oraz dlatego, że widziałem jak występuje jako aktor tylko parę razy; nie brał udziału w żadnym z głównych przedstawień szkolnych, co było zasadna naczelną ludzi, mających w klasie taką pozycję jak on. To dlatego trochę dziwnie było oglądać go podczas występów ''Wiosennej Gorączki''. Znałem go jako niezwykłego rapera, który był tak utalentowany i tak bardzo odstawał od reszty, że nie pasowało do niego posiadanie innej ważnej pasji.

Na scenie, w świetle jupiterów wyglądał na weterana, który ostrożnie dostarczał kolejne linijki rymu z wymierzoną dokładnie siłą. Był postacią, którą odegrał podczas skeczu, Walterem Lee, który namiętnie opowiadał swojej matce o tym, że pójdzie w świat i czegoś dokona. Namiętność i złość ukazana podczas tego występu wydawała się wydostawać z niego w sposób całkowicie naturalny, co skłoniło mnie do zastanowienia się nad źródłem z którego korzystał w prawdziwym życiu, a które pozwalało mu na podejmowanie bez strachu jakiegokolwiek wyznaczonego zadania. Zacząłem się zastanawiać nad drugą stroną jego życia, jego domowym życiem, jego życiem rodzinnym.

O życiu Tupaca poza szkołą wiedziałem tylko niewiele więcej niż to, co było oczywistym: Był z Nowego Jorku i miał obsesję na punkcie rapu. Był bezgranicznie dumny ze swoich nowojorskich korzeni. Strategicznie używał swojej nowojorskości, zawsze wykorzystując ją z brawurą cokolwiek by akurat nie robił. Lubił dodawać do swojej obecnej postaci różnego rodzaju maniery i style mówienia, zapożyczone od jego największego idola, kwintesencji postaci LL Cool J'a. Tak, jak tak samo pewny siebie jego idol, tak Tupac upierał się, że był najlepszy. Uważał on, że albo byłeś najlepszy, albo byłeś nikim; nie było innej możliwości. Było to coś, co naprawdę podziwiałem w nim. Zanim spotkałem Tupaca, myślałem o sobie, jako o człowieku, który ma dość duże ego, ale jego ego stanowiło osobną jednostkę wewnątrz jego ciała. Zastanawiałem się, jak i dlaczego stał się tak bardzo pewnym siebie. Odpowiedzi na to pytanie należało szukać wśród jego rodziny i w jego własnym domu. Jednak to pozostało dla mnie na jakiś czas tajemnicą ponieważ jego matkę widziałem tylko raz podczas szkolnego zebrania. Wkrótce jednak dane mi było spojrzeć w pożądany przeze mnie obszar, na okazję taką czekałem od momentu tego wieczoru, podczas którego odbywał się ball Beaux Arts, a co miało miejsce na początku roku.

Pewnego dnia, niedługo po "Wiosennej Gorączce'' (która została ochrzczona mianem ''Jada Pinkett Show'', ponieważ tego roku wzięła ona udział w pięciu występach) razem z Kendrickiem i Tupakiem wychodziliśmy frontowymi drzwiami ze szkoły, gdy ujrzeliśmy sześciu braci, którzy stali bezczynnie po drugiej stronie ulicy. Ubrani byli w typowy strój - dżinsy, tenisówki, koszulki z krótkim rękawem i czapki bejzbolówki - i specjalnie na nas patrzyli, tak jakby szykowali jakieś kłopotliwe zajście. Czasami chłopaki z innych szkół w obrębie miasta przyjeżdżali do nas i zgrywali tego dnia twardzieli, żeby popisać się przed ładnymi dziewczynami z naszej szkoły. My nie byliśmy znani z posiadania jakiś twardzieli, tak więc od czasu do czasu korzystało z tego faktu wielu młodych, miejskich oportunistów. Gdy jeden z tych chłopaków - oczywiście największy - wstał, to zdałem sobie sprawę z tego, że właśnie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją; ale coś było nie tak. Było już dość późno, zajęcia dawno się skończyły i wejście było całkowicie puste. Popatrzyłem na Tupaca, który zamarł w bezruchu, jego oczy spoglądały na kolesia, który przekraczał właśnie ulicę. Nic nie powiedział, ale wyglądało na to, że wie o czymś, o czym my nie mieliśmy pojęcia. Ten duży chłopak, jak się później dowiedziałem był chłopakiem Avry. Avra była uczennicą wydziału teatralnego szkoły, była to atrakcyjna biała dziewczyna, pochodząca z tej lepszej części Baltimore. Była ona znana z zainteresowania czarnoskórymi chłopakami, a w szczególności tymi najbardziej twardymi ulicznymi osobnikami. Spodobał jej się Tupac, który odwzajemniał jej przychylność, nie patrząc na jej podobno twardego i zazdrosnego chłopaka, który pochodził ze sławnej, brutalnej szkoły publicznej, mieszczącej się na skraju miasta.

Krępy, strasznie wyglądający chłopak podszedł prosto do nas. Podparliśmy się. ''Który to Tupac?'' powiedział chłodnym głosem. ''Ja jestem Tupac,'' Tupac odpowiedział bojowo. Bez zbędnej gadki i straty czasu, chłopak zamachnął się i uderzył Tupaca w twarz, ale nie zrobił mu tym wielkiej krzywdy. Tupac natychmiast rzucił się na niego, wymachiwał wszystkim co wpadło mu w ręce, mając nawet przewagę nad wyraźnie większym kolesiem. Później znaleźli się na ziemi, Tupac był na górze i mocno okładał gościa, ale obrywał przy tym z taką samą siłą. Prowodyr całego zajścia, jej chłopak przebiegł przez ulicę i zaczął odciągać Tupaca od swojego kumpla. Razem z Kendrickiem natychmiast go złapaliśmy i odciągnęliśmy od Tupaca, w tym czasie ze szkoły wybiegli ochroniarze i inni ludzie. Pozostałych czterech kolesi nigdy nie przeszło na drugą stronę ulicy. Jak widać nie byli tacy twardzi.

Po paru minutach pozowania, kiepskiej próbie zachowania twarzy, kolesie odeszli niezbyt dumni, ich planowane pobicie okazało się fatalną porażką. W żaden sposób nie została naruszona ani duma Tupaca, ani jego osoba. Byłem trochę zszokowany. Nigdy nie oczekiwał bym okazania tak silnego serca tego rapera/aktora. Tego typu serce było rzadkością. Ten mój kolega nigdy nie okazał oznak posiadania takiego serca, będąc pod osłoną szkolnego środowiska i niematerialnego świata rymowania i dramatu, serca, które pozwalało mu na pozostanie silnym i wytrwałym, gdy przyszło stawić czoła konfrontacji z użyciem przemocy. Ja byłem większy od niego i byłem jednym z bardziej szalonych napastników w mojej okolicy, kiedy zostałem sprowokowany, a muszę przyznać, że byłem trochę zaskoczony rozmiarami atakującego go gościa. Tego dnia Tupac pokazał mi coś, co tylko zrobiło na mnie jeszcze większe wrażenie.

Wciąż będąc pod silnym działaniem adrenaliny, mocno ścisnęliśmy swoje dłonie z tymi, co stali obok nas. Tupac podziękował kilku osobom za wsparcie, którego mu dostarczyli. Spojrzał na mnie wzrokiem, który skutecznie wyrażał to, co niezręcznie byłoby wyrazić słowami. Gdy nie pozostało nic innego jak iść do domu, on i ja oszołomieni pożegnaliśmy się z tymi co stali przed szkołą i poszliśmy sobie.

On był wściekły i zaczął prowadzić ze mną jedną z tych nieprzerwanych rozmów. Szliśmy w kierunku jego przystanku, ja szedłem za nim. ''Kurde, ten czarnuch nawet nie przyszedł,'' powiedział z głęboką urazą w oczach. Nie wiedziałem o czym on mówi. ''Mój człowiek miał tu być i nawet się nie pokazał.'' Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że oczekiwał tych kolesi. Avra musiała go zawczasu ostrzec. ''Były tam czarnuchy, których nawet nie znam, a mój człowiek się nawet nie pokazał. Pojebane!'' wrzeszczał na ulicy. ''Jego człowiek'' o którym mówił to Mouse. ''Ty tam byłeś... Dzięki...''

Nasz konwersacja przebiegała w takiej postaci, aż do momentu przybycia autobusu i podczas całej jego jazdy. ''Wpadniesz do mnie, co nie?'' zapytał, kiedy do krawężnika przed nami podjechał autobus. Skinąłem tylko głową, będąc podekscytowanym, że zobaczę wreszcie, co kryje się za tym dziwnym dzieciakiem. Co spowodowało, że jest teraz jaki jest? Co napędzało go do tego, aby zostać tym, kim w przyszłości zostanie?

Po trzydziestu minutach spędzonych w autobusie, nacisnął guzik sygnalizując tym samym kierowcy, żeby zatrzymał się przy Greenmount Avenue, niecałą milę powyżej 33 ulicy. Słynąca ze złej sławy trasa przelotowa z północy na południe, zajmowała obszar dwóch mil między North Avenue i Coldspring Lane, znajdowała się w jego centralnej części. Zdarzały się tu najbardziej upubliczniane strzelaniny w tamtym okresie. Obszar ulicy, która znajdowała się ponad 33 ulicą, zawierał stare domy, sporych rozmiarów żywopłoty i niejednolite, niestrzyżone trawniki, ten obszar zawsze mnie intrygował. Wydawało się, że to jest jakaś kraina nie zamieszkana przez ludzi, którzy skupieni byli tylko wokół obszaru handlowego, gdzie na jednym rogu znajdował się Boulevard Theather, na drugim stacja benzynowa, a wokół sklepy i restauracje, które oświetlały całą przestrzeń. Podczas moich podróży 33 ulicą czy to na stadion, czy do jakiegoś innego celu w Northwest Baltimore, oglądałem Greenmount Avenue, tak wiele razy, że zapamiętałem kiedy przejeżdżałem tędy pierwszy raz dwa lata temu w drodze do domu Gerarda, który znajdował się trochę dalej, w innej sekcji tej ulicy. Zbierając wszystkie swoje rzeczy, Tupac wysiadł z autobusu, a ja podążałem za nim.

6. 3955 Greenmount Avenue

Po opuszczeniu autobusu, przeszliśmy zaledwie parę kroków i dotarliśmy do frontowych schodów, mieszkania znajdującego się na pierwszym piętrze i zaraz naprzeciwko przystanku autobusowego. Pamiętam jak pomyślałem ze zdziwieniem 'On mieszka zaraz przy ulicy!'' Mieszkanie to było dolną częścią dwupiętrowego domu, który został podzielony na dwie samodzielne części. Zaraz po przejściu drzwi wejściowych zostałem zaskakujący widok. Wnętrze było bardzo małe. Kilka rzeczy, które się tam znajdowały, były starannie rozmieszczone.

Ponieważ dokonałem parę lat temu wyboru odnośnie mego miejsca zamieszkania, wprowadzając się do mojej babci, muszę przyznać, że mieszkałem w stosunkowo komfortowych warunkach, o wiele lepszych niż to, co widziałem teraz przed oczami. Mimo to wiedziałem co nieco o takich warunkach, pamiętam jak wykorzystywałem to, że jestem starszy i zajmowałem łóżko na górze, aby mieć spokój od agresywnych szczurów, którym zdawało się, że stają się po zmroku właścicielami tego miejsca. Pierwszą moją myślą po wejściu do tego mieszkania, było to, że przypominało mi ono mieszkanie, w którym do niedawna mieszkałem z matką.

Te małe mieszkanie rozciągało się od drzwi wejściowych na korytarz, do zamkniętych tylnych drzwi, po drodze było kilka pokoi, mieszczących się po prawej stronie. To nie były takie zwyczajne pokoje, to była po prostu przestrzeń podzielona na obszary, której przeznaczenie bywało różne w zależności od potrzeb. Największy pokój znajdujący się na przedzie mieszkania służył jako pokój gościnny, podczas kiedy następny pokój, który napotykało się na drodze, był jednocześnie jadalnią i sypialnią. Tupac przedstawił mnie swojej młodszej siostrze, Setchui, która przebywała w czymś co było o tej godzinie dużym pokojem. Pozwolił mi na nieco więcej niż standardowe powitanie zanim wyprowadził mnie z pokoju. Na końcu przedpokoju, znajdował się mały, ciemny pokój, który wyglądał mi na spiżarnię, gdzie Pani Shakur odpoczywała, leżąc na małym pojedynczym łóżku.

''Mamo, to jest Darrin,'' przedstawił mnie Tupac, kiedy na nas spojrzała. ''Pomógł mi, kiedy tacy chłopcy chcieli mnie pobić!'' dodał z zamierzonym zapałem, tak jakby to miało jakieś podwójne znaczenie, o którym oboje doskonale wiedzieli, a którego nauczył się właśnie od niej. Na dźwięk tych słów jej oczy otwarły się szeroko i dobrze mi się przyjrzała. ''Mamo, Mouse nawet nie przyszedł,'' dodał z niesmakiem.

''Naprawę?'' odpowiedziała, przyjmując surowy wyraz twarzy. Kiedy siadała Tupac wypowiedział jeszcze kilka innych słów, podczas gdy ona przyglądała mi się wzrokiem, który przeszywał całe moje ciało. Chwyciła mnie za rękę. Natychmiast zostałem przyjęty do rodziny bez fałszywej pompy i udawania, te dwie rzeczy po prostu nie istniały jeśli mówimy o tej rodzinie.

Zanim zagłębiliśmy się w kolejną krótką rozmowę, Pani Shakur wyciągnęła dziesięć dolców i powiedziała Tupacowi, żeby poszedł i przyniósł jej ''worek''. To mnie zaszokowało i zdezorientowało, jednak nic nie powiedziałem, upewniłem się tylko, czy czasem nie okazałem jakiejś negatywnej reakcji. Oszołomiony wyszedłem za Tupakiem z pokoju. ''Miło mi było panią poznać Pani Shakur,'' powiedziałem odruchowo zanim wyszedłem zmieszany. W przeciwieństwie do bardziej eksperymentujących i doświadczonych braci w Baltimore City, byłem chłopakiem, który wiedział co jest dobre, a co złe; i według tego, narkotyki były złe. Może nie lubiłem Ronalda Regana, ale oczywiście Nancy (jego żona) była cnotliwa opowiadając się za hasłem: ''Po Prostu Powiedz Nie.'' I to właśnie robiłem w mojej okolicy i gdziekolwiek bym nie był częstowany takimi środkami. Zawsze postrzegałem siebie jako pozytywnego młodego człowieka, jako jeden z pozytywnych wyjątków w środowisku przepełnionym negatywnymi uczuciami i nieszczęściem. Poprzez programy ''Gifted and Talented Education'' (GATE), realizowane w szkole podstawowej, chodziło mi tylko o to, żeby mieć talent i być pozytywnie nastawionym. Narkotyki były dla mnie przejawem negatywności. Możecie więc wyobrazić sobie jakie czułem zakłopotanie w tej sytuacji.

Wyszliśmy z powrotem wejściowymi drzwiami na Greenmount Avenue. Chodząc po dzielnicy, Tupac zapytał kilku przypadkowych ludzi o to, czy nie wiedzą, gdzie znajduje się pewien facet. Zasugerowali, że być może jest ''na górze'', koło okolicznego sklepu, który znajdował się po drugiej stronie placu zabaw, mieszczącego się za jego mieszkaniem. Szliśmy w tym kierunku, kiedy Tupac zauważył starszego kolesia, który stał przed domem nieco wyżej. ''To jego wujek,'' powiedział do mnie, kierując się w jego stronę. Kiedy podeszliśmy do niego Tupac powitał go słowami: ''Jak tam?'' i mocnym klaśnięciem przywitali się. ''Gdzie jest twój bratanek?'' zapytał go. ''Chcę się z nim zobaczyć.'' Ja stałem lekko z boku.

''Aaa, jeśli o to chodzi, to ja mogę ci pomóc,'' odpowiedział ten koleś, kierując Tupaca w dalszą część tej ulicy, gdzie miał się z nim spotkać, a następnie udał się w przeciwnym kierunku. Tupac i ja szliśmy dalej tą samą ulicą. W mgnieniu oka koleś pojawił się ponownie wychodząc zza domów i podszedł do nas. Ponownie uścisnęli dłonie i wymienili kilka słów. Koleś uśmiechając się wypowiedział się na temat rapowania Tupaca. ''Podobało mi się to, co zapodałeś ostatnio,'' powiedział, jeszcze raz ściskając w uznaniu dłoń Tupaca. ''To gówno było na czasie.'' Tupac uśmiechnął się szeroko, kiedy ściskał dłoń tego chłopaka. Powiedziałbym, że ucieszył się z tego komplementu. Następnie odeszliśmy, kiedy przeszliśmy kilka kroków stało się dla mnie jasne, że zaplątani w rozmowę zapomnieli o interesie, z którym tu przede wszystkim przybyliśmy. ''Hej, zapomniałeś o czymś,'' powiedziałem mu śmiejąc się i będąc dumnym, że zachowałem trzeźwość umysłu. ''Nie zapomniałem, mam to w kieszeni,'' odpowiedział. ''Aaa...No tak.'' Starałem się to jakoś zagrać, jakbym właśnie sobie coś przypomniał.

Nie tracąc czasu zaczął mówić o handlarzach narkotyków w tej okolicy, o tym jak wszyscy lubili słuchać jego rapowania, dając mu za to pieniądze. Kiedy mówił, słuchałem tylko z połowicznym skupieniem. Pozostała część uwagi skupiała się na tajemniczej transakcji, cały czas powtarzając w myślach jej przebieg. W końcu domyśliłem się, że wymiany musieli dokonać podczas uścisku dłoni, co kompletnie uszło mojej uwadze.

Wróciliśmy na plac zabaw znajdujący się za jego mieszkaniem i usiedliśmy na czymś, co stanowiło jakąś konstrukcję wspinaczkową. Kiedy w końcu miałem szansę odkryć szaleństwo tej małej wymiany, przy której byłem obecny, poddałem ten temat dyskusji. Przed tymi niezwykłymi wydarzeniami, które miały miejsce pół godziny temu, nie pomyślałbym nawet przez sekundę, że mój nowy przyjaciel pali trawkę, a już wogóle, że robi to jego matka, czy też że była to powszechna i akceptowana rzecz. Akceptowana tak dalece, że on załatwiał swojej matce ''worek''! Jeśli o to chodzi, wcześniej byłem wogóle nieświadomy w tej materii. Starałem sobie wyobrazić, jak moja mama robi coś takiego i jakoś nie potrafiłem stworzyć w umyśle podobnego obrazu. Całkowicie wyprowadziło mnie z równowagi kiedy powiedział, że czasami razem palili. Co?!

I rozmawiali na każdy temat? Nie było dla nich tematów uważanych za tabu. Pani Shakur w żadnej mierze nie była nieśmiałą kobietą, nie bała się rozmawiać ze swoimi dziećmi o czymkolwiek, tak samo jak i z innymi ludźmi, których spotykała. Stawało się dla mnie jasnym, jak bardzo dorosłym w tak młodym wieku musiał być ten mój tajemniczy, nowy przyjaciel. Ogarnęło mnie uczucie, że życie posiada swoją zupełnie inną stronę, której ja nigdy nie doświadczyłem i o której dowiadywałem się od niego.

Wciąż siedząc na konstrukcji służącej do wspinaczki, tym razem jednak na jej wyższej części, zaczął opowiadać mi, jak to organizuje imprezę w tej dzielnicy na cześć kolegi, który został zastrzelony. Ten chłopak nazywał się Darren Barret. Wydało mi się to trochę dziwne, ponieważ razem z tym chłopakiem dzieliliśmy to samo imię i inicjały. Wydarzenie to miało nosić nazwę ''Candlelight Memory of Darren Barret.'' Był to stosunkowo spory projekt, a w jego oczach widziałem, że jest to dla niego ważna rzecz. Najwyraźniej Darren Barret, znany w okolicy jako ''Snoop'' był dla Tupaca wpływową osobą. Był kilka lat starszy od Tupaca i Mouse'a i jednym z najbardziej charyzmatycznych chłopaków w sąsiedztwie. Snoop był bardzo lubiany i co nawet miało większe znaczenie - nigdy nie pokłócił się z Tupakiem - co było jednym z tylko paru takich przypadków w tej okolicy. Tupac podziwiał krzykliwego i w pewien sposób ekscentrycznego starszego handlarza. Snoop znany był z tego, że zawsze ściągał koszulkę będąc pośrodku koszykarskiego boiska, a Tupac przejął ten jego zwyczaj. On nawet dla estetyki wycinał dziury w nowych koszulkach, wszystko robił po to, aby pokazać swoją wyrzeźbioną klatkę. Tupac wziął sobie do serca śmierć tego starszego, ekstrawaganckiego towarzysza.

Pomimo tego, że uczestniczył już podczas tych kilku spędzonych tu lat w wielu tego typu wydarzeniach jak czuwanie przy świecach, to akurat te było trochę inne. Chciał pomóc uczynić te wydarzenie innym, nie tylko pomagając przy organizacji całej imprezy, ale chciał także na niej wystąpić. Wykorzystywał do tego celu całą swoją energię, pisząc i rozwieszając ogłoszenia w całej okolicy. Posunął się nawet tak daleko, że obkleił tymi materiałami naszą szkołę, pomimo tego, iż jestem pewien, że żaden z uczniów nawet nie pomyślał o tym, żeby pokazać się podczas tego wydarzenia na Greenmount Avenue. Tupac nie tylko wykonywał pewne ruchy, on traktował to poważnie i był nieugięty w zachęcaniu uczniów, aby ci złożyli hołd dla tego istotnego młodego życia ludzkiego, które w głębi serca znaczyło dla niego więcej niż ludziom mogłoby się wydawać. Podchodził do reklamowania tego wydarzenia tak, jak aktywiści do zwykłych ludzi, tak jakby chciał ułatwić powstanie jakieś poważniejszej dyskusji na temat bezsensowności niekontrolowanych zabójstw młodych chłopaków z ubogich dzielnic.

Tupac rozumiał znaczenie podobieństw pomiędzy jego osobą, a Snoopem, jako że byli dwoma młodymi, nie mającymi przywilejów chłopakami z tego samego sąsiedztwa, dorastali ocierając się o wiele tych samych okoliczności. Los, który spotkał jego przyjaciela, skłonił go do refleksji nad samym sobą. Ten hołd mógłby zostać odebrany jako jego własny manifest prawa do życia, nabywania doświadczeń jak i jako takowy manifest jego tragicznie zmarłego towarzysza. Wydarzenie to stało się jego wielkim sukcesem i przybyło na nie sporo ludzi zamieszkujących tą dzielnicę. Za to co zrobił, zyskał w tej okolicy wiele szacunku, co miało dla niego znaczenie większe niż cokolwiek innego. Był niezmiernie dumny z tego osiągnięcia.

Po dwudziestu minutach rozmowy na placu zabaw, wróciliśmy do domu. Tupac poszedł prosto do pokoju, w którym odpoczywała jego matka. Ja zaczekałem w pobliżu kuchni. Kiedy wrócił, wprowadził mnie do kuchni i zaczął grzebać po szafkach. Obowiązkowo wyciągnął kilka paczek makaronu, potem garnek spod zlewozmywaka i zaczął napełniać garnek wodą. Nawet nie zapytał czy byłem głodny. To było coś jak podstawowy posiłek, główna sprawa: byłeś w szkole, teraz jesteś w domu, a teraz odnawiamy naszą witalną energię, która została wcześniej utracona, więc jemy posiłek. Kiedy skończyliśmy jeść makaron, wyszliśmy przed wejściowe drzwi i przysiedliśmy na schodach. Zaczął mówić o swojej matce i innych rzeczach związanych z jego przeszłością.

''Co to są Czarne Pantery?'' zapytałem marszcząc brwi, kiedy powiedział, że jego matka była ich członkiem. ''Nigdy nie słyszałeś o Czarnych Panterach?'' powiedział zaskoczony, potem już bardziej świadom mojej wiedzy, przedstawiał organizację w konkretnym świetle, co było prawdziwym wyrazem jego emocji. Podczas kiedy znacznie więcej można by spodziewać się o przeciętnym chłopaku z Nowego Jorku, to musiał zdać sobie sprawę z tego, że to był jego trzeci rok w Baltimore i był dobrze świadomym tej niewiedzy. W końcu udało mu się powiązać wydarzenia w mojej głowie, odnosząc się do szkolnych programów śniadaniowych, które były ich pomysłem. Jeśli chodziło o te programy mogłem wreszcie odpowiedzieć z pewnym stopniem znajomości, ponieważ razem z bratem braliśmy udział w takim programie w szkole podstawowej. Wyolbrzymiłem zakres tego w jakim stopniu ta rewelacja otworzyła mi oczy na rzeczywistość, która za tym stała. Zaczęło mi być wstyd, że wykazałem się totalną niewiedzą na poruszany przez niego temat, czyli osiągnięcia tej organizacji i jej wysoce kontrowersyjna pozycja w polityce naszego kraju, cieszyłem się, że udało mi się przedstawić się jako ktoś, kto przynajmniej cokolwiek wie (programy śniadaniowe). Zaczął opowiadać o pewnych heroicznych wyczynach swojej matki i o tym, jak różne siły dokonywały nalotów na ich kruchy świat, szerząc w nim spustoszenie i chaos. Oni - bezimienny, beztwarzowy konglomerat rządowy, policja, właściciele ziemscy oraz wszystkie inne siły, które regularnie mieszały się w ich życie - próbowali nawet spalić im dom. Miałem dla niego pełny respekt. ''Chcieli podpalić ci chałupę?!'' Zapytałem zdziwiony. Prawie nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem. Brzmiało to jak wątek z jakiegoś oddalonego od rzeczywistości filmu.

Kiedy weszliśmy z powrotem do środka, Tupac wprowadził mnie do przestrzeni pokoju gościnnego, gdzie dumnie pokazał mi ściany pełne nagród. Ponownie byłem pełen podziwu. Znajdowała się tam niezliczona ilość nagród, certyfikatów oraz trofeów, które umieszczone były na parapecie nad kominkiem, którego nie było jak i na ścianach. Wszystkie za osiągnięcia w dziedzinie rapu, do tego na każdym z nich widniał napis: ''pierwsze miejsce''. Wynikało z tego, że żadne drugie, czy trzecie miejsce nigdy nie bezcześciło tej rzucającej się w oczy ściany. Byłem zaszokowany. Jedna z najwcześniejszych dat, którą dostrzegłem - 1985 - widniała na jego nagrodzie za pierwsze miejsce podczas konkursu sponsorowanego przez bibliotekę Enoch Pratt Library. Dowiedziałem się później od Pani Taylor - organizatorki tego konkursu, że oprócz przewagi solidnych, ładnie napisanych kwestionariuszy, które tylko nieznacznie różniły się między sobą, Tupac i Mouse udowodnili podczas występu na żywo, że ''są o wiele, wiele lepsi od innych''.

Pani Shakur weszła do pokoju i wyglądała inaczej, niż kobieta, której mnie przedstawiono zaledwie kilka chwil wcześniej. Z uśmiechem na ustach zachęciła nas do dyskusji, wyraźnie ciesząc się z faktu, iż może wyrazić uczucie dumy ze swojego dziecka; wydawała się także znajdować przyjemność w mojej obecności i możliwości zasiania nowego ziarna. ''Zawsze mówiłam Tupacowi, że jeśli zamierzasz coś zrobić, upewnij się, że zrobisz to jak tylko potrafisz najlepiej i nigdy nie zadowalaj się mniejszymi sukcesami,'' powiedziała kierując do mnie te słowa. Mówiła o tym, jak trzeba się starać i jak osiągnąć swój cel. Ta wpływowa, rozpromieniona kobieta, mówiąca do mnie dumnie w świetle tamtego dnia, nie przypominała wcale osoby, którą widziałem leżącą w małym ciemnym łóżku, gdy oczekiwała na powrót worka swojego środka uspokajającego. Była silna i tryskała energią niemal nie z tego świata.

Jeśli chodzi o moją rodzinę, to zawsze wspierała mnie babcia. Moja matka stała raczej z boku. Stosunki Tupaca z jego matką, odebrałem jako pouczające. Przebywając u Gerarda, w jego okolicy zamieszkanej przez ludzi reprezentujących średnią klasę, obserwując jego ciężko pracujących rodziców, czyli ideał życia rodzinnego, starałem się przenieść go na moją zdegradowaną rodzinę, lecz było to nie możliwe do osiągnięcia. Było to wręcz nieodpowiednie. Jednak u Tupaca widziałem samotnego rodzica, biedę w domu, a jednak było to wszystko mocno pozytywne. Zachęcony do wypełnienia pustki w moim życiu, będąc opuszczonym przez nieznanego mi ojca, mając napięte stosunki z matką, nawiązałem bardzo bliskie stosunki z rodzicami Gerarda i to od nich zapożyczyłem wiele porad, to oni wielokrotnie pokazywali mi drogę. Teraz w skupieniu słuchałem tej samotnej matki, która była odmienna od wizerunku samotnej matki, który ja znałem. Ponownie korzystałem z obecności rodzica mojego przyjaciela, a nie mojego własnego rodzica. Ironiczne jest opowiadanie o Tupacu, w momencie kiedy miałem szczęście poznać jego sytuację rodzinną, ale z szacunku dla mądrości i świadomości jego matki trzeba powiedzieć, że Tupac miał niezwykłe szczęście.

Tupac i jego matka porozumiewali się otwarcie i bez wstydu; to dlatego nie bał się wyrażać swoich uczuć. Jego obraz, który początkowo był intrygujący i rozmazany teraz stawał się coraz jaśniejszy. Pani Shakur, niczym prorok używając swojej mądrości, mówiła o realistycznych perspektywach tej rzeczywistości. To ona była palącym się płomieniem, który stał za jego gorącą osobowością, ona była światłem prowadzącym go do stawiania pytań, zawsze coraz to poważniejszych, w czasie kiedy oddawał się cichym rozmyślaniom. Była dla niego wszystkim.

Kiedy skończyłem oglądać ''ścianę'', Pani Shakur zapytała mnie o to, jak ja sobie w życiu radzę. Kiedy odpowiadałem uważnie słuchała każdego mojego słowa. Nie powiedziała nic negatywnego, czy protekcjonalnego. Nie było w jej słowach pesymizmu czy rodzicielskiej władczości. Zamiast tego oferowała swoją zachętę, mówiąc mi, abym nie bał się dążyć do spełnienia marzeń, aż do momentu kiedy się spełnią. W jej oczach widoczna była surowa prawda oraz uspokajające ciepło jej osoby. Wzbudziło to we mnie określone uczucie rozkoszy, mówiła do mnie tak, jakbym był jej. Czułem się jak w rodzinie.

7. Rewolucjonista

Pomimo tego, że Tupac skoncentrował swoje życie wokół czegoś, co w tamtym okresie określane było mianem przelotnej mody, to nie robił tego jedynie dla zabawy, dla śmiechu i wyrazów uznania. Kiedy Tupac recytował jakąś linijkę wiedziałeś, że on naprawdę wierzy w to, co mówi. Można było stwierdzić, że nawet najprostsza linijka był głęboko przemyślana i gruntownie zaplanowana. Za jego rapem stało te uczucie i przekonanie. Miał mocne poglądy, miał prawdziwe odczucia wobec rzeczywistych rzeczy, które go otaczały. On był z natury aktywistą, a jego rymy do tego pasowały. Zrodzony przez sławną Czarną Panterę, w momencie kulminacyjnym jej pobytu na arenie krajowej, Tupac przyszedł na świat jako dziecko kontrowersji i wstrząsu politycznego. Wstępował do społeczeństwa, w którym panowała policyjna przemoc, tajemnicze podpalenia, stojące pod znakiem zapytania wyroki więzienia, nawet morderstwa. Jeden z najbliższych ludzi, który został uniewinniony, to ojciec chrzestny Tupaca - Geronimo Pratt, który był osławionym więźniem politycznym, wrobionym przez siły policyjne Oakland i Los Angeles. Poszedł do więzienia w 1972 tylko po to, aby po ponad 20 latach je opuścić będąc oczyszczonym ze wszystkich zarzutów. Dla młodego Tupaca, niesprawiedliwa natura jego kraju był niezrozumiała i czuł potrzebę rozwiązania tej sytuacji. Nie trzeba go było namawiać do zainteresowania się polityką. Te zainteresowanie nabył w dniu narodzin.

Dorastając pod wpływem swojej aktywistycznej matki i jej równie otwartych przyjaciół, którzy nie chcieli przed jej synem niczego ukrywać, bardzo młody wtedy Tupac już był zaznajomiony z tym, czego nie wiedziało wielu młodych krytyków społecznych, aż do momentu, kiedy połknęli bakcyla odkrywania świata, bądź też zaczęły na nie wpływać osoby kierujące społeczną rebelią. Kiedy w wieku dziesięciu lat został spytany przez przyjaciela rodziny kim chce być kiedy dorośnie, jego odpowiedź brzmiała ''rewolucjonistą''. Jednak bardziej niż pojęcie zwyczajnego wytworu kultury aktywistycznej, w której się wychował, Tupac posiadał wrodzone pojęcie sprawiedliwości i uparcie nie tolerował niczego z nią związanego. Dokładnie jak w przypadku swojej buntowniczej postawy przeciwko o wiele większemu Fat Willowi, podczas swojego pierwszego dnia w Roland Park Middle, kiedy to uzyskał prawne pozwolenie zajęcia miejsca, nie wiedział jak w tej sytuacji (gdy Will powiedział, że ma poszukać sobie innego miejsca) być cicho i spokojnie.

W szkole średniej Tupac zaczął nadawać swojej polityce formalny wyraz i aktywnie uczestniczył w kilku organizacjach, które tworzyli zwykli ludzie, a gdzie poświęcał całą swoją energię i kreatywność. Swobodnie rozmawiał o działalności tych organizacji, czasami pokazując związane z nimi przypinki, które nosił na swoim ubraniu, pokazywał także różne ulotki i inne pisemne materiały.

Wielu uczniów z naszej szkoły znalazło się więcej niż jeden raz na tego typu spotkaniach.

Pierwsze powiązanie Tupaca z organizacją pochodziło z kampanii przeciw przemocy z bronią w ręku ''Yo-No'', która była organizowana przez North East Community Organization, znaną jako NECO, która wśród innych organizacji brała udział w tej kampanii, którą prowadził aktywista społeczny Truxon Sykes. Truxon był głównym organizatorem kilku wielowymiarowych frontów walki toczonej przez zaatakowane przez biedę społeczności z siłami, które ją powodują oraz tymi, które jątrzą się w jej środku. Jako były nałogowiec, prowadził teraz porady w tym zakresie. Stał na czele bardzo wpływowego NECO, która jest do dnia dzisiejszego najstarszą non-profitową organizacją aktywistów społecznych w Maryland. Pod przewodnictwem Truxona, NECO z powodzeniem zablokowało otwarcie wielu sklepów monopolowych. Truxon zapoczątkował także Baltimore Homeless Union, która nakarmiła ponad 60000 tysięcy rodzin i zorganizowało ponad 10000 tysięcy osób w celu przyznania im prawa do głosu w Baltimore City.

Tupac poznał tego kontrowersyjnego aktywistę poprzez swoją młodszą siostrę Setchuę. Zaraz po przyjeździe jego rodziny do Baltimore, Setchua zaprzyjaźniła się blisko z dziewczynką z sąsiedztwa, z którą spędzała sporo czasu. Często pozostawała w jej domu aż do zmroku, by potem Tupac, którego wysyłała matka, odprowadził ją do domu. Dzięki tym subtelnym zabiegom matki jak i jego własnej opiekuńczej naturze, Tupac z ciekawością dokonywał oględzin nieznanego domu, zachęcając ojca tej dziewczynki (w zasadzie jej opiekuna) do rozmowy. Ten opiekun okazał się być Truxonem Sykesem. Z powodu nieobecności jej matki, Truxon opiekował się tą dziewczyną jak swoim własnym dzieckiem, matka zaś nigdy więcej już nie wróciła po tym, jak pozostawiła aktywiście swoje dziecko ''na parę godzin'' około dwóch lat temu. Dobrze poinformowany i doświadczony starszy przywódca Truxon, okazał się być intrygującą postacią, ku której natychmiast zwrócił się Tupac. Truxon nigdy nie mówił i nie traktował Tupaca jako żywiołowego chłopca, który za bardzo nic nie rozumiał i nie zasługiwał by słuchać jego słów, lecz traktował go jako inteligentnego młodego człowieka posiadającego potrzebne zdolności. Tupaca zaciekawiał niekończący się potok informacji i prosił o jeszcze więcej. Nie rozmawiali o narkotykach za pomocą nic nie znaczącej politycznej gadki, lecz o jako głównym narzędziu przewodnictwa politycznego w biednych, zamieszkanych przez czarnych dzielnicach. Tupac dowiedział się, jak pozwalano nieruchomościom tracić na wartości, tak aby co bardziej zamożni właściciele oraz mieszkańcy mogli się tam wprowadzić za śmiesznie małe pieniądze, zanim zaczną się prace renowacyjne. Dowiedział się, że policja cieszyła się z faktu, iż może wykorzystać te lekceważenie, aby przejąć towar od przedsiębiorstw handlujących narkotykami bez obaw o odwet z ich strony.

Kiedy Truxon poprzez swoją organizację zapoczątkował kampanię przeciw przemocy związanej z bronią ''Yo-No'', Tupac wraz ze swoją dziewczyną - Mary Baldridge - bardzo się zaangażował. Mary była białą dziewczyną z wydziału tanecznego, miała wyjątkowe ciało, które większość czarnoskórych chłopaków w szkole określało jako robiące wrażenie. Jednak wychowanie i orientacje jej rodziny odegrały w tym związku tak samo ważną rolę jak jej robiąca wrażenie fizyczność. Rodzice Mary posiadali otwarty umysł, byli typami aktywistów, którzy lubili Tupaca i bardzo wspierali działania tej młodej pary. Początkowo byłem podejrzliwy wobec Mary i tego w jakim stopniu potrafi zrozumieć swojego chłopaka, a także jej szczerości w zainteresowaniu jego osobą. Jednak kiedy odwiedziłem jej dom i spotkałem się poza szkołą z niektórymi z jej przyjaciół oraz jej rodziną zobaczyłem, że była ona bardzo ludzka, a nie taka jak część tych, co posiadają pewne przywileje. Widziałem także, że jej rodzina dostrzegała coś specjalnego w charyzmatycznym chłopaku ich córki.

Tupac i Mary byli dosyć aktywistyczną parą. Wspierając tą kampanię ''Yo-No'' ta dwójka udała się w teren i chodziła od domu, do domu, informując mieszkańców o tej kampanii oraz o spotkaniach, które odbywają się na ten temat. Napisali nawet pół godzinną operetkę, która dotyczyła takich zagadnień jak ciąża wśród nastolatków, czy przemoc z bronią i podróżowali po kościołach i szkołach w całym mieście przedstawiając swoją robiącą wrażenie produkcję, która angażowała sześciu aktorów. Tupac napisał także utwory rapowe na zjazdy organizacji. Wiele z nich odbywało się wspólnie z różnymi innymi organizacjami jak NAACP młodzieży.

Podczas jednego z takich spotkań, które odbywało się podczas kampanii ''Yo-No'', Tupac wstał i mówił na temat ważnej roli posiadania możliwości. Widownia była pod szczególnym wrażeniem tego, jak Tupac urzekająco przytaczał swoje własne doświadczenia, gdyż czynił to z wewnętrzną szczerością. Mówił o tym, jak ważny dla życia jest wpływ posiadania możliwości, który akurat w jego przypadku pozwolił mu dostać się do Baltimore School of Arts. Dzięki tej szczególnej szkole odniósł niebywałe korzyści, ponieważ znalazł się w nowym środowisku, które dało mu pewność siebie, aspiracje i zaangażowanie; środowisko te z goła różniło się od getta, w którym znajdował się do tej pory, a w którym panował brak określonej drogi, autodestrukcja i brak wiary w siebie. Powiedział zgromadzonym, że bez tej możliwości z pewnością znajdowałby się jako kolejna osoba w statystykach, kolejna osoba na długiej liście nazwisk, byłby kimś między numerem 101 i 102 na liście morderstw.

Tupac i Mary byli także blisko związani z Young Communist League (YCL). Ojciec Mary był przewodniczącym Partii Komunistycznej w Baltimore, tak więc brała ona od jakiegoś czasu aktywny udział w życiu tej organizacji. Tupac nie miał problemów ze zrozumieniem celów organizacji. Cierpiąc przez całe życie z powodu strasznej biedy, uznał ich filozofię ekonomiczną i społeczną za godną zainteresowania. Pomysł, aby rozwiązać obecny, głęboko zakorzeniony podział na klasy ekonomiczne w Ameryce i umieścić wszystkich Amerykanów w bardziej wyrównanej grupie, tak aby mieli szerszy dostęp do owoców ich własnej pracy, był pomysłem, który od razu przypadł Tupacowi do gustu. Z równym poświęceniem użyczali swoich artystycznych talentów także i tej organizacji, tworząc przedstawienia i skecze. Jako jej ambasadorzy, robili wszystko aby na jej spotkania przychodziło tak wielu uczniów Baltimore School of Arts, jak to tylko możliwe, wśród nich, podczas kilku takich okazji znajdowałem się także i ja.

Tupac był także zaangażowany w gorączkę wyścigu o fotel burmistrza, który spolaryzował miasto w 1988 roku. Po raz pierwszy w swojej historii, te w przeważającej części zamieszkane przez czarnych miasto, miało czarnoskórego burmistrza. Z pośród dwóch prowadzących kandydatów, pierwszy był niewykształconym, wskazanym przez odchodzącego, białego burmistrza następcą, a drugi był stypendystą z Rhodes i prawnikiem stanowym. Tupac nie tylko był podejrzliwy co do byłych powiązań odchodzącego gabinetu, ale znaczenie miało także to, że syn tego drugiego kandydata, był uczniem w Baltimore School of Arts i zarazem jego bliskim przyjacielem. Na znak poparcia dla tego kandydata, późniejszego zwycięzcy wyborów, Tupac zorganizował wiec na lokalnym placu zabaw, podczas którego on i Mouse udzielili występu. Aktywistyczna żyłka i ambicje była składnikiem krwi Tupaca, w takim samym stopniu jak DNA, natomiast jego uwielbienie do publicznych występów stanowiło doskonałe ujście dla jego myśli.

8. Tworzenie przyjaźni

Kiedy tylko widziałem w szkole Tupaca, on zawsze witał mnie słowami: ''Napisałeś jakiś nowy rap?'' To była nasza nić porozumienia. Wciąż zbliżaliśmy się do siebie, spędzaliśmy coraz więcej czasu, mieliśmy wspólnych przyjaciół z różnych kręgów społecznych. Obecnie, podczas jego drugiego roku pobytu w szkole, Tupac już nie był ''nowym kolesiem'', teraz osiągnął zakrojoną na szeroką skalę popularność. W zasadzie stał on się prawdziwą szkolną osobowością. Nie był już dłużej, jeśli wogóle był w Baltimore School of Arts, ''tym chudym chłopakiem ze śmiesznym imieniem,'' jak często siebie określał. Wszyscy, włączając w to mnie, byliśmy przyciągani przez jego pewność siebie, przez jego tryskanie energią, którą poświęcał dla spraw, które kochał. On był tak bardzo utalentowany i zarazem tak zakręcony. Szkolne dziewczyny uważały go za fajnego, a on wyrobił sobie reputację jako kobieciarz, pokazując się z nową dziewczyną prawie każdego miesiąca. Te dziewczyny były ekskluzywnie białe. Czarnoskóre dziewczyny nie były tak bardzo zainteresowane Tupakiem. Nie mogły znieść faktu, że jest on tak bardzo biedny. Nawet siostry, które także czuły charyzmę i urok tego, ciemnoskórego chłopaka z getta robiły wszystko, aby temu zaprzeczyć. Ich ciekawość stawała się już tak wielka, że kilka z nich, które normalnie ulegały stereotypowemu myśleniu i były ''trudne do zdobycia'', w końcu zaspokoiło swoją ciekawość, za pomocą jednego numerka w szkolnej windzie i przynajmniej jeszcze jednego w szatni umieszczonej w suterenie, jednak nigdy żadna z nich nie przyznała się do jakichkolwiek związków z tym chłopakiem. W zasadzie one jednoznacznie temu zaprzeczały. Takie były lata osiemdziesiąte. Tupaca musiało boleć, że tak publicznie się go wypierają. To jednak go nie zrażało. Zdał sobie sprawę z tego, że dostaje to, czego chce.

Tupac do swojej mistyki dodał zaprzyjaźnienie się z niedawnym ex-uczniem o dobrej reputacji, moim byłym kolegą z klasy sztuk plastycznych o imieniu John Cole, który był znany jako biały chłopak, który był w porządku. W przeciwieństwie do łagodnego, ''inteligentnego bandziora'' z biednych rejonów miasta jakim określano Tupaca, John był wytwornym, mającym jasno białą skórę i niebieskie oczy, typem dżentelmena. Miał on długie, rzadkie blond włosy i mówił same właściwe rzeczy. Nazwałem ich ''Fuck Squad'', co Tupacowi wydało się komiczne. Powiedział mi, że sposób w jaki użyłem tego terminu skłonił go do postrzegania siebie jako ''lidera zespołu seksualnych maniaków.''

Tupac i John spędzali razem sporo czasu, poznali się przez Jadę, która była jedną z najbliższych przyjaciółek Tupaca w tej szkole i która w tamtym czasie spotykała się z Johnem. Bliskie powiązania Tupaca z Jadą odegrały ważną rolę w podniesieniu jego pozycji w tej szkole. Ta dwójka była podobnie krzykliwa i śmiała i otwarcie stawiała swoje kroki, te dwie niebywale silne osobowości natychmiast zaczęły do siebie lgnąć. Dla mnie oczywistym było, że Tupac lubił Jadę. Jednak z jakiś powodów, włączając w to fakt, że widywała się z jednym z jego najlepszych kolegów przez większą cześć czasu, Jada była daleko poza zasięgiem jego uroku, dlatego zawsze mówił o niej jak o siostrze i tak samo ją traktował. Wielu z nowych znajomych, Tupac poznał poprzez Jadę i to dzięki niej on i John stali się sobie tak bliscy.

W domu Tupac znajdował się w samym środku różnego rodzaju trudności. Narkotykowy nałóg jego matki sięgał daleko poza marihuanę i stawał się coraz bardziej zauważalny podczas codziennych, domowych czynności. Uginając się pod wzrastającą odpowiedzialnością i zwiększającym się poziomem domowego stresu, ten szesnastolatek został coraz to mocniej popychany w kierunku pozycji pana domu, która opierała się na zdradzieckich fundamentach, była to niezaprzeczalnie zniechęcająca i kłopotliwa pozycja, obfitująca w różnego rodzaju pułapki. Mając taką sytuację, gdzie wzrastała wciąż tkwiąca na jego barkach odpowiedzialność, Tupac był świadkiem i doświadczał także w domu Johna godnego pozazdroszczenia stopnia wolności. Chciał także u siebie takiej wolności, wolności, której jego matka nie chciała się poddać. W Johnie oraz w tym innym świecie, w którym żył John, widział sposób na ucieczkę i taką właśnie ucieczkę wykonał.

Dom Johna - położony niedaleko od szkoły w sąsiedniej okolicy Bolton Hill, która zamieszkana była przez ludzi reprezentujących wyższą klasę średnią, gdzie panował ''cygański'' klimat - był czymś w rodzaju miejsca spotkań wielu starszych uczniów z całego miasta. Z wielką ulgą, zdystansowany i wolny od ponurych sytuacji przy Greenmount Avenue i jego małego, ciemnego kącika, który tam się mieścił, a który pozbawiony był jakiegokolwiek zabezpieczenia od drzwi wejściowych, aż do tyłu; Tupac stał się stałym elementem domu Johna. Wyglądało to tak, jakby jedna wielka, niekończąca się impreza; pozornie niekończąca się rzeka ludzi, którzy zawsze byli tam obecni. Było tam dużo jedzenia, picia i zioła, nie mówiąc już o czystych ubraniach, czy dobranych pod kolor ręczników, ładnych mebli, nowego sprzętu grającego, telewizji kablowej itd. Ponieważ rodzice Johna, czyli jego matka i ojczym sami mieli wszystkiego pod dostatkiem, nie byli ludźmi, których łatwo było zaszokować i nie byli skąpi, to akceptowali uprzejmie jego nieograniczoną i nieoficjalną obecność i Tupac z łatwością zaczął czuć się tam komfortowo. Nie zachowywał się jednak tak, jakby znajdował się we własnym domu i miał z tego tytułu wszystkie możliwe przywileje. Ja tak samo spędzałem czas u Johna z identycznych powodów, nie tylko dlatego, żeby pogadać z kumplami, ale żeby doświadczyć tego nieznanego wcześniej stopnia wolności, luksusu i komfortu.

Szybko jednak zorientowałem się, że nie wszystko w domu Johna było takie kolorowe. Dostrzegłem to, że biali także mają swoje problemy, że mimo tego, iż mieli wszystko, czego tylko zapragnęli to ich dom nie był tak szczęśliwy jak to sobie wyobrażałem. Niczym Tupac i ja, John także nigdy nie poznał swojego biologicznego ojca. Wydawało się, że to było źródłem napięcia między nim a jego ojczymem. Dodatkowo matka Johna doświadczała poważnych kłopotów zdrowotnych, które potem zaprzątały mu już i tak opanowany przez kłopoty nastolatka umysł, co pogorszyło tylko jego stosunki z rodzicami. John się buntował. Niektóre ze swobód, z których korzystaliśmy w domu Johna nie musiały być koniecznie zabronione przez jego rodziców, lecz były częścią prowokacyjnej linii narysowanej na piasku, której oni nie mieli siły usunąć, czy przekroczyć.

Widziałem to na własne oczy pewnego poranka, kiedy zostałem tam na noc. Tupac i ja poszliśmy do kuchni żeby zrobić sobie Steakum sandwiches. On wydzielił pewną liczbę Steakums, które mi przysługiwały, a robił to tak, jakby należały do niego (zawsze brał jeden więcej niż ja); następnie bez skrępowania zaczął wyjmować patelnie, nalał oleju, który rozpryskiwał się szalenie na boki. Kiedy pierwsze porcje głośno skwierczały na pokrytej tłuszczem patelni, ojczym Johna wszedł do kuchni i zawahał się przez moment, zanim cokolwiek powiedział.

''Dzień dobry, Tupac,'' powiedział bez wyrazu, nie żeby był oszołomiony tym, co widział, lecz z pewnością był zaskoczony. Słyszałem to w jego głosie i wiedziałem, że Tupac też to doskonale słyszał. Znajdowałem się w dalekim rogu, poza bezpośrednim polem widzenia, ale jestem pewien, że moja obecność także nie została przeoczona. Moje serce niewygodnie mi biło podczas ciszy, która zaraz potem nastąpiła. Tam, skąd pochodzę, to co teraz robiliśmy, normalnie nie robi się w czyimś domu, zwłaszcza wtedy, kiedy pan domu znajdował się w pobliżu. John powinien być razem z nami w tej kuchni, ale go tam nie było, a jego nieobecność była pewnie kolejną zamierzoną prowokacją. Tupac jednak się nie ugiął. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy. Był to ten sam wyraz, który później zastosował w filmie Juice, kiedy patrzył przez zatłoczoną windę na swoją ofiarę, którą grał Ommar Epps. Był to wyraz, który wiele razy dostrzegałem na jego twarzy podczas naszej znajomości. Spojrzenie chłodne i obojętne, wogóle nie związane z sytuacją wokół niego, tak jakby ona po prostu nie istniała. Odpowiedział standartowo: ''Dzień dobry,'' ledwo co odrywając wzrok od zadania, którym się zajmował. Ojczym Johna wyszedł tak cicho jak przyszedł, a my dokończyliśmy i zjedliśmy nasze śniadanie.

Kiedy podczas całej swojej młodości wychowywał się mając praktycznie nieco więcej niż nic, Tupac był gotów aby otrzymywać pewne rzeczy, kiedy wpadł na kogoś, kto chciał i mógł coś mu dać, na kogoś w stylu dobroczyńcy. Nigdy wcześniej nie miał takiego przyjaciela jak John. Jak to powiedział Mouse: ''John był białym chłopakiem, więc miał pewne korzyści... których czarni nie mieli. On mógł każdego wieczora urządzać dzikie imprezy, w swojej wielkiej chacie. Miał jedzenie, skręty, samochód...'' Warunki u Johna powodowały, że Tupac nie chciał tylko raz pomieszkać komfortowo, ale chciał aby wpływało na niego więcej bodźców, które uśmierzały troskę o jego matkę i młodszą siostrę, która spoczywała na jego wątłych barkach. Wszystkie te dziewczyny z którymi baraszkował, były w zasadzie pewnego rodzaju urozmaiceniem, były zasłoną dymną, którą sam wokół siebie tworzył. Był to dla niego kolejny, niewiarygodny okres czasu.

Tupac nie tylko dobrze wykorzystywał to, co oferował mu John i dalej odkrywał siebie w świetle nowych doświadczeń oraz perspektyw, z którymi miał styczność, ale także John wiele zapożyczył i skorzystał na znajomości z Tupakiem. Tupac był szczery, kiedy John był ostrożny, stanowczy, kiedy John był powściągliwy. Tych dwóch wzajemnie się uzupełniało. Kiedy stan matki Johna się pogorszył i weszła w stan śpiączki, stali się sobie jeszcze bardziej bliscy. John przechodził ciężki okres i doceniał wsparcie Tupaca.

W październiku wszyscy szykowali się znowu na Beaux Arts Ball, oczekując bitwy rapowej; ale tym razem przyszła kolej na panie. Były one świadkami spektaklu, który odbył się poprzedniego roku i także chciały być jego częścią. Wśród tych najbardziej zainteresowanych było wiele dziewczyn, w większości typu Jady Pinkett, o jasnej karnacji, takie bardziej popularne dziewczyny tej szkoły. Nasze nieformalne konkursy stały się wysokiego szczebla wydarzeniami w szkolnej kulturze, a te dziewczyny z najwyższej półki naturalnie brały w nich udział, stając się tym samym regularnymi uczestniczkami. Jeśli chodzi o ten rozwijający się trend, to inne siostry z naszej szkoły, w przeważającej części mające ''ciemną karnację'', które nie były szczególnie popularne, a pochodziły z surowych dzielnic jak Edmonson Village i Cherry Hill poczuły się urażone, czując że już i tak w tej szkole często czyniono im afront na wiele sposobów, uważały że teraz to już te dziewczyny z przywilejami pozbawiły je ich własnych praw, wchodząc na ich podwórko i starając się je pozbawić resztek tego, co wydawało im się, że jest ich. Hip-hop był ''ich'' kulturą, były przekonane, że jest to kultura niebezpiecznych, ciemnych ulic biednych rejonów miast, a nie ładnych okolic tych paniusi reprezentujących wyższą klasę, które jak twierdziły nie miały o tym pojęcia. Kierowane przez Joyce Simms, kilka z takich rozczarowanych dziewczyn podeszły do Jady i jej koleżanki Lindy, tak jak to uczynił Tupac z Zorianem i mną rok wcześniej i przedstawiły propozycję walki. Jada i Lydia, które nie były typem dziewczyn, które dały się zastraszyć przyjęły wyzwanie, więc po raz kolejny szykował się show podczas Beaux Arts Ball.

Byłem bliższym znajomym Jady niż jej koleżanki, więc kiedy dostałem wiadomość o bitwie zacząłem wymyślać rymy, które ona i Linda mogły by użyć. Tupac zrobił to samo. Wydaje mi się, że Joyce i jej ekipa miała wtedy niezły orzech do zgryzienia. Kiedy mój pomysł był już wystarczająco dobry zgłosiłem się z nim do Jady, która zgodziła się ze mną, że był on dobry. Natychmiast wziąłem się do roboty. Dzieło, które w wyniku tego powstało było zabawnym rymem zatytułowanym ''Jesteś Gorącą Suką'' (You're a Hot Bitch), który napisałem podczas jednej nocy. Następnego dnia wyrecytowałem nowy rym Tupacowi, Jadzie i paru innym uczniom podczas warsztatów wydziału teatralnego; wszystkim się podobało. Tupac mnie pochwalił, a Jada powiedziała, że na bardzo chce z tego pomysłu skorzystać. Zaczęła ćwiczyć tam na miejscu razem ze mną. Podczas następnych tygodni ona, Linda i ja pracowaliśmy razem, tak aby mogły nauczyć się rymu oraz sposobu rapowania. Parę razy poszedłem nawet do domu Jady, który znajdował się niedaleko ode mojego, aby popracować nad tym.

Bal sam w sobie był tamtego roku zabawnym wydarzeniem. Tupac wszedł w oświetlaną przestrzeń królewskiej sali balowej, której sufity ozdobione były ozdobnymi gobelinami i wieloma wyglądającymi na drogie żyrandolami. Miał na sobie tylko bieliznę w kolorach skóry lamparta oraz włócznię, a jego kolega John znajdował się na uwięzi na końcu powrozu. Występował jako Shaka Zulu, a John był jego białym niewolnikiem; był to odważny strój, za który zdobył nagrodę w kategorii na najlepszy kostium. Wszyscy na sali byli pod wrażeniem jego śmiałości. Po raz kolejny był on nieskromną osobą, która lubiła się popisywać, korzystać z każdej okazji aby pokazać swoje lśniące ciało.

Mouse także tam był, nie był jednak znaną postacią po tym jak wraz z Tupakiem pojawił się rok temu. Jeśli chodzi o tych dwóch wszystko się dramatycznie zmieniło. Mouse umawiał się z tancerką z tej szkoły i spędzał czas z wieloma uczniami podczas różnych okazji. Tupac stał się weteranem tej szkoły. Teraz wygodnie przemieszczali się bo dziwnej sali balowej i korytarzach, robiąc jak największe zamieszanie, jakie tylko mogli zrobić, chodzili za dziewczynami do ubikacji i dokuczali najśmieszniej ubranym przebierańcom.

Kiedy już każdy sobie poużywał i pocieszył się z imprezy, po raz kolejny zaczęliśmy schodzić na dół, na korytarz koło kafejki, tym razem, żeby rozegrać rundę numer dwa. Lecz od samego początku nie było to już takie samo. Nikt nie skupiał się na tym wydarzeniu. Cała energia i podekscytowanie, pompa i ceremoniał poprzedniego występu, gdzieś uciekły. Widownia była o wiele mniejsza, wielu ludzi wcześniej opuściło bal tamtego roku, w powietrzu panował klimat przyjaznej gry, a nie wojowniczej bitwy.

Jada i Linda zaczęły rymując ''Jesteś Gorącą Suką''. Brzmiały dobrze, ale nie zupełnie tak, jak je uczyłem, nie wyglądało to tak, jak wyobrażałem to sobie podczas pisania. Ale było w porządku; dodały do niego trochę własnego smaku. Zamiast wyrecytować rym w całości, wszystkie zwrotki, ucięły to gdzieś w środku, kierując uwagę z powrotem w kierunku Joyce i jej ekipy, robiły tak na zmianę tak, jak zwykle to miało miejsce podczas ''The Dozens'' Bitwa ta przebiegała jak kolejna z dziennych sesji, a nie jak oficjalna walka. Joyce i jej przyjaciółki odpowiedziały na jej rym także brzmiąc dobrze, ale w żaden sposób nie były od nich lepsze. Każda z ekip przyprawiła swoje liryczne wysiłki w postaci choreografii, czyli tańców, powodując, że bitwa rapową stała się bardziej artystycznym pokazem. Było to zupełnie inne wydarzenie niż te rok temu.

Kiedy tylko dziewczyny skończyły, Tupac, który wciąż był odziany w swój zwycięski strój, zajął uwagę tych kilku osób, które wciąż były w pobliżu i wyrecytował rym, Mouse oczywiście wspierał go beatboxem. Jednak nie było już tego podniecenia. Nieliczna publiczność już się rozpierzchła. Skończyło się, nikt nie wygrał, ani nie przegrał. Zamiast pozostać na balu, tak jak to zrobiliśmy poprzedniego roku, wszyscy skierowali się do domu Johna, gdzie on i Tupac urządzali pobalowe przyjęcie, które trwało aż do rana.

W domu Johna, Tupac mógł cieszyć się zupełnie innym życiem, niż te, do którego był przyzwyczajony. Pokój Johna stanowiła wielka przestrzeń strychu, która górowała nad pokojem gościnnym, było tam sporo miejsca i wiele komfortowych rzeczy, posiadanych przez ludzi z wyższej klasy średniej. John hojnie dzielił się tym, ze swoim potrzebującym przyjacielem. Tupac akceptował tą hojność bez poczucia winy. Tupac nosił różne ubrania Johna tak, jakby były one jego własnością. Było mu obojętne co miał na sobie ubrane, czy w jakim to było stanie: czyste, czy noszone, wszystko jedno. Pamiętam jak miał na sobie klika razy coś, co John nosił dzień wcześniej. Nawet noszone wcześniej koszulki Johna, czy też jego spodnie były lepsze niż własne rzeczy Tupaca.

John nie był osamotniony w dostarczaniu tego rodzaju wsparcia tej popularnej w Baltimore School of Arts osobistości. Wielu kolegów Tupaca z klasy dawało mu ubrania: albo mu je ofiarowali bez okazji, albo zakupili mu na święta Bożego Narodzenia, urodziny, czy inną okazję. Ja pamiętam, że dostawał wiele ubrań na Boże Narodzenie. Pewnego dnia w okolicach świąt Bożego Narodzenia tamtego roku, Tupac wszedł do kawiarenki z wieloma pudełkami prezentów, które były porozrywane, a następnie poskładane znowu do porządku. Był tam podarty papier na prezenty, który zwisał z tych pudełek oraz rożnego rodzaju ubrania poukładane na górze. Duża część z tych prezentów pochodziła od białych dziewczyn, które były zafascynowane Tupakiem; im nigdy nie było dość Tupaca. W darowaniu tych prezentów upatrywały możliwość zbliżenia się do niego, chciały być w pewien sposób z nim związane, chciały z nim gdzieś iść i kupić mu to, czego najbardziej potrzebował.

Ta rzeczywistość była zupełnie inna od tej, której mógłby doświadczyć w normalnej szkole średniej. Dobrze się stało, że został przyjęty do tej niezwykłej szkoły i to nie tylko z tego jednego powodu. Poza kreatywnym kręgiem, który dostarczał miejsca do realizowania samego siebie dla takich osobowości jak on, niebywale swobodne standardy i oczekiwania jeśli chodzi o ubiór łagodziły presję, która ciążyła na takich uczniach jak on i ja, którzy nie mogli nosić najnowszych ubrań.

Mouse przywoływał także wspomnienia dotyczące Tupaca, gdy byli u Johna. Patrząc wstecz, postrzega je jako głęboko wpływowe. Ten zastępczy świat jego przyjaciela był dziwny i całkowicie nowy dla niego, był on swego rodzaju światem równoległym, dobrze prosperującym i wolnym. Świat ten nie istniał dla ludzi, których znał przez całe swoje życie. Wszystkich interesowały tylko imprezy bez zahamowań. Dziewczyny były super, a chłopaki zachowywali się tak, jakby testosteron był czymś, co można zneutralizować i ukryć. Wszyscy się uśmiechali, nikt nie był agresywny. Lało się piwo i palono skręty, w tle grała muzyka, ludzie stawali się z każdą godziną coraz bardziej wyluzowani. Ponieważ Mouse nie palił (oraz niewiele pił) to po prostu udawał, że jest na haju tak jak wszyscy inni, aby przyłączyć się do tego miłosnego pikniku. To tak bardzo różniło się od Greenmount i Old York Road.

Wkrótce John wyprowadził się z domu swoich rodziców i zamieszkał w mieszkaniu swojego starszego brata w Reservoir Hills, mniej niż milę dalej: w miłej okolicy, ale bardziej przemieszanej w biedniejszymi terenami. Kiedy się przeprowadził pozostawił Tupacowi wolną rękę w kwestii tego, czy chce z nim pójść, a Tupac natychmiast się zgodził. Ze względu na to, że przyzwyczaił się do tego nowego komfortu i wolności, Tupac nie miał zamiaru powrócić do swojego poprzedniego życia i jego dawnego sąsiedztwa, gdzie mieściło się mieszkanie matki, a dzięki Johnowi nie musiał tego robić.

Tupac zajął małą przestrzeń w trzypokojowym mieszkaniu. On i John spali na oddzielnych łóżkach w pokoju gościnnym, podczas gdy brat Johna i jego kolega o imieniu Richard zajmowali pozostałe dwa pokoje. To wtedy zacząłem z nimi dwoma spędzać więcej czasu, byłem przywiązany do tej niesławnej ekipy doświadczonych, złych chłopców. John był cichym chłopakiem, który tak, jak Tupac przeżywał wiele kłopotów związanych z rodziną i ze szkołą. Oboje mieli buntowniczą naturę i lubili postrzegać sprawy inaczej niż wszyscy inni, starali się żyć pełnią życia na tyle, na ile było to możliwe, głęboko rozmyślali nad wszystkim, co ich otaczało. Bez strachu i opieszałości odkrywali tą żwawość, przemyślenia używając całej swojej popularności. Podejmowali ekspedycje wśród głębszych myśli, rozkładali pewne rzeczy na czynniki pierwsze, dyskutowali nad nimi, nad wszystkim, co ich intrygowało, rozmawiali w ten sposób na wszelkie możliwe tematy od czarnoksiężników po komunizm. Zawsze czytali na te tematy, korzystając z mało znanych autorów i tytułów. A podczas maratońskich dyskusji robili to samo. Czasem, kiedy wdawali się w niektóre z takich dyskusji moje oczy szkliły się, a mój umysł uciekał w bardziej znane rejony. Zaspokajali się wzajemnie tymi dyskusjami i wnikali coraz głębiej i głębiej.

Wzajemna znajomość Jady przez tych dwóch chłopaków ułatwiała szybkie rozwijanie się ich przyjaźni. Pozostali także przyjaciółmi po tym, jak John i Jada ze sobą zerwali. Ja wszedłem w ten krąg dzięki mojej przyjaźni z Tupakiem. Znałem Johna przez trzy lata tej szkoły, ale nigdy nie pomyślałem, że mogę się z nim zaprzyjaźnić poza szkołą. Sądziłem, że nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego; tak samo myślałem o innych białych uczniach tej szkoły. Oni robili swoje, a ja swoje. Nigdy ani siebie nie znaliśmy, ani siebie nie rozumieliśmy i nie mieliśmy na to ochoty. Po co? Jednak Tupac patrzył na to inaczej. Był zainteresowany Johnem i innymi białymi uczniami szkoły. Od pierwszego dnia pobytu w szkole zaczął nawiązywać z nimi przyjaźnie.

Tupac miał dobre stosunki z białymi uczniami. Wśród nich mógł egzystować bez normalnych zahamowań, mógł w ten sposób odkrywać swoje nowe strony, których nie mógł okazywać lub musiał ukrywać w kontaktach z innymi. Jednak w tym środowisku i tak nie mógł być sobą. Zawsze wyczuwałem uczucie pracy, kiedy widziałem go z białymi uczniami. Wyglądało na to, że zawsze musiał pokazywać im, że był inteligentny, że nie był ''jakimś ignoranckim czarnuchem''. Czasami wydawało się, że przesadza z tym. Patrzyłem jak zachowuje się przy Mousie i Gerardzie oraz innych czarnych dzieciakach, a potem co robi będąc z Johnem i białymi dzieciakami, była widoczna wyraźna różnica. Zacząłem się potem zastanawiać, czy on uważał, że w stosunku do niektórych ludzi musi zachowywać się inaczej. Pytałem samego siebie: ''Czy tak się muszę zachowywać, żeby przyjaźnić się z tymi ludźmi? Czy ja też taki powinienem być?'' Czy powinienem zachowywać się raz tak, a raz inaczej, kiedy znajduję się w towarzystwie Johna?'' Nie potrafiłem tak. Nie chciałem tak robić. Ponieważ przez tak wiele lat nigdy nie byłem w stanie dostosować się finansowo do mojego otoczenia, czy to dzielnicy, czy szkoły i wychowując się w takich warunkach wykształciłem w sobie dobrze rozwinięte środki obronne i głęboko zakorzenioną niechęć względem wszystkich, przy których czułbym się nie komfortowo. Nie miałem ochoty dostosowywać się do niczego, co nie uważałbym za naturalne, obojętne czy robiliby to czarni czy biali. To było dla mnie za wiele. Jednak nie było za wiele jak dla Tupaca. Mimo tego, że czasem przeginał, to zawsze miał nad sobą kontrolę. Wiedział, że go potrzebują. Zrozumiał co to znaczy być ich jedynym czarnym przyjacielem (albo jednym z kilku), ich nicią łączącą ich z czarnym światem, który zaczął opanowywać fale radiowe, telewizję i stanowił większość w Baltimore od wielu lat. Nie miał nic przeciwko odgrywaniu tej roli, byciu tym ogniwem łączącym. Miał z tego wiele korzyści. Największą z nich było to, że pieprzył te wszystkie dziewczyny.

Po raz pierwszy rzuciłem okiem na ten inny świat, który od tak długiego czasu był obok mnie. Podążając śladami Tupaca widziałem rzeczy, których nie widziałem nigdy wcześniej i robiłem rzeczy, których nie robiłem jeszcze nigdy. Moje życie się otwierało.

John był kelnerem w prestiżowej restauracji niedaleko Inner Harbour, dzięki temu mógł tam załatwić pracę dla mnie i dla Tupaca, a potem dla Mouse'a. Rezultatem zacieśniających się kontaktów było spędzanie przeze mnie większej ilości czasu w ich mieszkaniu. Przeżyliśmy tam wiele dobrych chwil, puszczaliśmy muzykę, rozmawialiśmy o różnych głupotach, pisaliśmy rymy. Ich ulubionym hobby było palenie zioła. Nie pociągało mnie to, a oni szanowali ten fakt i nigdy nie starali się mnie do tego namawiać. Kiedy mieli ochotę zapalić, zawsze udawali się do jednego z pokojów, a mnie zostawiali w gościnnym, abym zajął się sobą do czasu, aż wrócą. Jednak pewnego szczególnego dnia, kiedy czułem wyjątkowe skutki stresu opanowujące moje życie, wkrótce po ich rytualnych przenosinach do pokoju, poszedłem za nimi, byłem ciekawy, a jednocześnie buntowniczy. Zanim wszedłem do pokoju zgasili normalne światła i usiedli, zamiast tego świeciło delikatne, czerwone światło pojedynczej żarówki, co tworzyło pewnego rodzaju mistyczną atmosferę. John podał mi skręta, abym zapalił, a Tupac spojrzał na niego, jakby chciał powiedzieć,'' Co robisz?'' Gdy zaciągnąłem się parę razy, zacząłem kaszleć i podałem skręta Tupacowi. To było to. Zacząłem się wygłupiać i nie potrafiłem przestać. Zacząłem rapować i nie mogłem się zamknąć, wszystko przekręcałem na rap. Tupac wielokrotnie mówił mi, żebym się zamknął, a ja najzwyczajniej w świecie odpowiedziałem mu rapem o tym, jak on mówił mi, żebym się zamknął. Początkowo było to zabawne, ale potem stało się nad wyraz denerwujące, a w szczególności dla Tupaca, który pod wpływem palenia stawał się spokojniejszy. Po chwili wyszedł z pokoju, a ja zarapowałem się tak bardzo, że zasnąłem. Następnego ranka czułem się tak, jakby mi ktoś walnął cegłówką w głowę. Tupac i John byli także ociężali i wszyscy trochę za późno wstaliśmy; dużo wypaliliśmy. Żartowaliśmy sobie z poprzedniej nocy. Johnowi wydało się to zabawne, ale Tupac mówił, żeby nigdy nie dawać mi już więcej skręta. W zasadzie podobało mi się to nowe doświadczenie. Lubiłem to ożywcze uczucie zrobienia czegoś spontanicznego, czegoś w formie sprzeciwu przeciwko temu, co zawsze uważałem za prawdę, bo tak mi mówili całe życie; to było takie wyzwalające.

Moja obecność w podczas tej ziołowej sesji tego wieczora zdecydowanie zmieniła normalny klimat. Oni zawsze zagłębiali się w rozmowę po opuszczeniu takiej sesji, często kończąc na filozofii i wykładach Charlesa Thompsona, wybitnego miejscowego duchownego, któremu zostali przedstawieni przez ciotkę Jady. Gdybym nie przerwał ich zwyczajnego klimatu, Charles Thompson byłby pewnie jednym z tematów dyskusji w bardziej spokojnej atmosferze. Nauki Pana Thompsona traktowały o magii i metafizyce, wyższych poziomach myślenia; czyli ich ulubionym temacie. Tupac i John w dużej mierze dzielili się w tym okresie swoimi zainteresowaniami. Tupac w wielu dziedzinach podziwiał Johna, uczył się go tak, jak ja Tupaca. John reprezentował dla niego kogoś w stylu starszego brata, który dostarczał mu instrukcji odnośnie różnych życiowych aspektów, z którymi Tupac nie był zbyt dobrze zaznajomiony. Jednak w ich relacjach nastąpiła zmiana, która spowodowała, że Tupac stał się zdezorientowany.

9. Narodziny Born Busy

Tupac i Mouse wzięli udział w kolejnym, ogólno miejskim konkursie talentów i sądzili, że oczywiście i tym razem zdobędą pierwsze miejsce. Nie było powodów, żeby musieli brać udział w innych konkursach. Oni ZAWSZE wygrywali. Porażki (czyli niżej niż pierwsze miejsce) Tupac nie brał nawet pod uwagę; to po prostu nie mogło się zdarzyć. Z większym ego niż posiadają naprawdę pewni siebie ludzie ogłosił, że jeśli kiedykolwiek przegra bitwę, jakąkolwiek bitwę, czy będzie ona się rozgrywała przeciwko jakiemuś kolesiowi na ulicy, czy podczas oficjalnego konkursu, to da sobie z tym wszystkim spokój, ponieważ dla niego nie istniało drugie miejsce; albo byłeś najlepszy, albo byłeś nikim. Jednak on i Mouse przegrali w tym konkursie, a przynajmniej tak się wydawało Tupacowi.

Konkurs odbywał się w głównym oddziale biblioteki Enoch Pratt Free Library w centrum Baltimore tam, gdzie zaczęła się ich konkursowa kariera, nieskazitelna aż do dnia ich powrotu po trzech latach. Tym razem wykonali ''Babies Having Babies'', ich sztandarowe dzieło, którego używali podczas kilku sponsorowanych przez miasto, ocenianych przez dorosłych konkursów: i to nie tylko ze względu na jego atrakcyjny, pozytywny przekaz, ale także ze względu na jego łagodne słownictwo. Strategicznie myślący, wchodzący na scenę artysta, któremu zależy na sukcesie, zawsze delikatnie pokazuje publiczności, że mu na niej zależy. Lecz tym razem plan nie wypalił. Tym razem zajęli drugie miejsce, co było nie do przyjęcia i byli wkurzeni. Nigdy jeszcze nie byli drudzy.

Co gorsza (albo lepsze, zależy z jakieś spojrzeć perspektywy) zostali pokonani przez zespół małych dziewczynek, które wygrały tylko ze względu na swój wiek i śliczność. Tupac odmówił przyjęcia tej porażki, uważając że wpływy polityczne stojące za tą porażką były oczywiste. On i Mouse byli przekonani, że to oni są prawdziwymi zwycięzcami. Cała publiczność także podzielała ich zdanie. Wiele ze słuchaczy powiedziało im to od razu po konkursie. Mimo to, porażkę wzięli sobie głęboko do serca; byli bardzo urażeni. Bez oporu Tupac opowiedział o swojej ''porażce'' zaraz po przybyciu do szkoły i od razu zaczął dotrzymywać danego słowa. Powiedział, że daje sobie spokój z rapem i że nigdy do tego nie powróci.

Na początku wydawało mi się, że zbyt dramatyzuje na temat całej sytuacji. Kiedy spotkał się z sytuacją, której bardzo nie lubił, miał w zwyczaju zbytnie dramatyzowanie całej sprawy. Jednak potem głębiej się nad tym zastanowiłem i zdałem sobie sprawę z tego, jaką uwagę na siebie zwróci, nie rapując. W tym ruchu wyczuwałem pewną strategię.

Tupac grał przez jakiś czas pozorami szczerości. Ludzie robili co tylko mogli, aby go od tego postanowienia odciągnąć, namówić na wyrecytowanie chociażby jednego rymu; on jednak nie dał się namówić. Miał jednak w programie coś innego niż mówił wszystkim z troską słuchającym, skupionym wokół jego osoby. Dzięki temu zmienił się z nadzwyczajnego rapera w nadzwyczajnego promotora. Widział, że wszyscy uważają, że tak musi być (że rapuje), a on dostrzegł w tym doskonałą sposobność aby temu zaradzić.

Tupac był jedną z gwiazd tej szkoły, a dzieciaki chciały go słuchać. Chcieli słuchać jak król rapu robi swoje: i tego właśnie chciał, nawet to zaaranżował. Bolesne doświadczenia porażki zostały faktycznie zmienione w ukartowaną przerwę w scenicznych występach, po której, we właściwym momencie (i nawet nie sekundę wcześniej), powróci świeży, udzieli kolejnego wielkiego występu, zaprezentuje wszystkie swoje nowe rymy i flow, które w tajemnicy rozwijał podczas okresu przerwy.

Tupac miał w zwyczaju robić rzeczy w sposób teatralny, tylko po to, aby uzyskać odpowiedni typ reakcji i przyciągnąć do siebie uwagę. A kiedy to robił, lubił posprawdzać jak to się przyjmuje, chcąc dowiedzieć się jak daleko może się posunąć i jak wielu ludzi zdoła za nim pójść. On dobrze wiedział o swojej popularności.

Pewnego razu widziałem go na korytarzu w suterenie koło kawiarenki, gdy miał na sobie tylko spodenki. Wracał właśnie z basenu. Ponieważ nie mieliśmy sali gimnastycznej, ani siłowni, to uczniowie często aby poćwiczyć pływali pomiędzy zajęciami, czy też w przerwach na lunch. Zauważyłem, że uśmiechał się, kiedy do mnie podchodził. Siła jego uśmiechu spowodowała, że też zacząłem się uśmiechać. Mógłbym przysiądź, że coś wisiało w powietrzu.

''Ej, Herb dotknął mojej klaty i powiedział 'Wow,'' rzekł śmiejąc się, delikatnie dotykając palcem wskazującym swojego mięśnia piersiowego. A potem, powiedział - wskazując na swój brzuch - 'dotknął mojego brzucha i powiedział 'Wow'. '' Bardzo go to rozbawiło. Śmialiśmy się z tego, ale kiedy wyobraziłem sobie jak Herb to robi, to brało mnie obrzydzenie. Jak ktoś mógł się posunąć tak daleko?

Tupac często nabijał się z faktu, że inni uczniowie go podziwiali. Robił takie rzeczy jak: malowanie paznokci na czarno, po czym chodził cały dzień z różową butelką ze smoczkiem, z której niczym małe dziecko non stop coś sączył. Innymi razy używał ołówka do oczu. Kiedy po raz pierwszy spostrzegłem kogoś innego jak to robi, a był to biały chłopak w jego klasie, to po prostu się uśmiałem. Ludzie myśleli tylko o nim.

Tupaca zawsze można było zastać w swojej klasie, albo kroczącego dumnie bez koszulki, a chudy był strasznie. Jako uczeń zajęć teatralnych, miał pretekst do produkcji i prób, które dostarczały mu zielonego światła dla jego planu, którego tak potrzebował. Oczywiście bardziej ryzykownych eksperymentów chwycił się wprowadzając się do Johna. W swojej własnej dzielnicy był wyróżniającym się człowiekiem i jako taki mógł tam powrócić. Jednak w szkole i nie zagrażających mu sąsiednich okolicach, włączając w to dzielnicę Johna mógł robić to, co chciał. Kiedy znalazł środowisko, w którym może robić co chce, zaczął z tego w pełni korzystać.

Rok po zapoczątkowującej wszystko ''Bitwie'', trochę minęło zanim zmądrzałem na tyle, żeby zdać sobie sprawę z tego, że jeśli nie mogę go pokonać, to mam zamiar się do niego przyłączyć. I to właśnie zrobiłem. Tupac stał się dla mnie bliskim znajomym, a nawet członkiem mojej ekipy. Mimo to, Gerard był wciąż moim najważniejszym przyjacielem; nas dwóch reprezentowało ekipę. Łączyły nas bardzo bliskie stosunki od czasu drugiego roku spędzonego w tej szkole, co miało miejsce dwa lata wcześniej i myślałem dosyć poważnie o naszym tworzeniu muzyki. Gerard był wspaniałym DJ'em, potrafił biegle znajdywać i tworzyć podkłady. Spędziłem w jego domu wiele godzin, w jego małym pokoju, pisząc i wykonując rymy do różnych podkładów, które dostarczył lub stworzył. Wiele z tych godzin przeciągało się do późnej nocy, kiedy to sąsiedzi walili w ściany, aby dać nam znak, że mamy się już uciszyć. To stało się oczekiwaną częścią naszej rutyny. Gdy nie było walenia w ścianę byliśmy zdziwieni i włączaliśmy muzykę, aby zobaczyć czy się pojawią. Oczywiście zaraz potem odezwały się te odgłosy. Zaczęliśmy się z tego nabijać.

Gerard posiadał cały swój sprzęt od ojca, który był znawcą elektroniki i sprzętu grającego. Gdy ojciec Gerarda ulepszał swój sprzęt, to przekazywał poprzedni właśnie na jego użytek. Gerard nauczył się ulepszać ten sprzęt i dzięki niemu można było tworzyć robiącą wrażenie muzykę. Czasami przesiadywałem u niego całymi dniami, aż do momentu kiedy Pan i Pani Young przygarnęli mnie jak własne dziecko.

Jednak kiedy Tupac i ja zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem, ta rutyna się zmieniła i znacznie zmniejszyła się ilość czasu, którą spędzałem w domu Gerarda. Zaczęliśmy coraz bardziej koordynować nasze działania jeśli chodzi o kwestię rymowania, pisania razem nowych piosenek i ciągłego niestrudzonego ćwiczenia. Słysząc flow Tupaca, wiedziałem że doda nowego wymiaru do sesji odbywających się u Gerarda. Nadszedł czas, aby połączyć oba te światy. Spotkałem się z Gerardem i Tupakiem i pojechaliśmy wszyscy do jego domu.

Było to w sobotnie popołudnie, w okolicach połowy drugiego semestru tamtego roku. Pojechaliśmy autobusem do domu Gerarda, który znajdował się tylko jakieś siedem czy osiem przecznic od domu matki Tupaca. Jednak te siedem, czy osiem przecznic reprezentowało ogromną różnicę między obiema dzielnicami. Dom Gerarda znajdował się w okolicy zamieszkanej przez czarnych, należących do średniej klasy. Znajdowały się tam domy jednorodzinne, położone przy bocznej ulicy od Greenmount Avenue. Jego rodzice byli zawodowcami: wyglądało to jak stonowana wersja rodziny Cosbych z tego serialu. Wchodząc do domu pomaszerowaliśmy od razu do jego pokoju i tam się zatrzymaliśmy. Gerard natychmiast podszedł do swoich adapterów i zaczął puszczać podkład z LL Cool J'a ''I Need A Beat'' (wersja instrumentalna). Tupac od niechcenia wziął mikrofon, tak jakby chciał go przetestować, ale zamiast tego bez ostrzeżenia zapodał całkiem nowy rap. Skłamałbym, gdybym zaprzeczył, że stojąc z boku nie byłem zachwycony tym co robi. Nie potrzebując czasu na aklimatyzację, wcisnął guzik, otworzył swoje serce i wylał to, co mu na nim leżało bez wahania, stojąc tuż przed nami. Potem trochę się powygłupialśmy, słuchając innych podkładów i freestylując. To była dobra sesja.

Następnego dnia w szkole, Gerard wyciągnął małe pudełko i puścił mi taśmę, z tego co zaprezentował poprzedniej nocy Tupac. Tylko się uśmiechnąłem. Wiedziałem jak bardzo będzie podekscytowany. Zabraliśmy to ze sobą na lunch. Kiedy puściliśmy mu to w kawiarence, szeroko się uśmiechnął kilka razy, słuchając bardzo uważnie. Potem gorączkowo prosił do siebie każdego kto wchodził, aby posłuchali tego. Nie miało znaczenia kim są, byli to ludzie, z którymi nigdy wcześniej nie rozmawiał, ktokolwiek. To był jeden z pierwszych razów, kiedy słyszał siebie nagranego. Po kolejnej sesji u Gerarda, zdecydowaliśmy się stworzyć zespół. Przez kilka dni wszyscy zaczęliśmy rozmyślać nad możliwymi nazwami dla naszej nowej ekipy, a potem ja wymyśliłem ''Born Busy''. Bardzo się z tego cieszyłem i wiedziałem, że wszyscy się zgodzą. Podczas naszej kolejnej sesji wszyscy ustaliliśmy, że to jest oficjalna nazwa. Byliśmy Borb Busy.

10. Na swoim - pierwsze mieszkanie

Tupac był strasznie zakłopotany i zdenerwowany tym, co zaszło między nim, a Johnem. Kiedy pewnego dnia, kilka miesięcy po rozpoczęciu drugiego semestru wrócił do mieszkania na Reservoir Hill, zobaczył jak John i jego kolega o imieniu Jonathan siedzieli w pokoju gościnnym, gdzie śmiali się i żartowali. Przyłączył się do rozmowy, kiedy nagle John obwieścił mu, że będzie musiał sobie znaleźć inne miejsce, w którym będzie mieszkał. Potem John zaczął wyjaśniać, że jego brat przeprowadził się do innego mieszkania, gdzie będzie pracował jako dozorca i że on razem z Jonathannem tam właśnie się przeprowadza, ale nie ma już tam miejsca dla Tupaca. Tupac był zaszokowany chłodem i bezuczuciowością z jaką John ogłosił mu tą nowinę; prawdopodobnie John nawet śmiał się podczas jej ogłaszania.

To oszołomiło Tupaca. Czuł się zdradzony tym, że John tak łatwo zlekceważył ich bliską przyjaźń, która przeistoczyła się w tak wiele godzin spędzonych razem, tak wiele rozmów płynących z głębi serca oraz wiele doświadczeń. John uważał, że Tupac potrzebował go tylko jako podpory. I nie chciał już dłużej spełniać tej roli. Jednak życie Tupaca tak bardzo splatało się z życiem Johna, że nie miał on żadnego krótkookresowego planu, który nie wiązałby się z nieodzowną obecnością Johna i tym wszystkim, co dzięki niemu mógł mieć. Nie miał dokąd pójść. Bez dwóch zdań nie wróciłby do swojej matki, jako że to oznaczałoby dla niego porażkę. To były dla niego ciężkie chwile. Nadchodziły dla niego trudne decyzje. Dorósł bardzo szybko. Przez ten okres Tupac napisał do Johna wiele poważnych listów, w których opisał co czuje z powodu tej sytuacji. John uważał, że Tupac zbytnio rozdmuchuje całą sytuację, tak jak to robił, kiedy coś mu się nie podobało. Uważał, że Tupac stara się nim manipulować i dlatego trzymał się od niego na dystans.

Kiedy doszło do przeprowadzki Johna i jego brata, Tupac w końcu został w starym mieszkaniu razem z Richardem- przyjacielem brata Johna i pierwszym współmieszkańcem. Tych dwoje stanowiło bardzo niepodobną do siebie parę. Richard był niskim, szczupłym, białym chłopakiem w wieku około trzydziestu lat, był krótko obciętym brunetem, posiadał kilka dobrych garniturów i prawdopodobnie lukratywną pracę w handlu jako yuppie. Jakimś sposobem Tupac przekonał Richarda, że będzie w stanie każdego miesiąca dostarczyć pieniędzy pokrywających połowę kwoty za czynsz. Mówiąc dokładniej Richard nie miał serca, żeby go wyrzucić. Cały czas ta dwójka zaskakująco dobrze się dogadywała... Do momentu, kiedy nadchodził czas zapłaty za czynsz.

Tupac poszukiwał prac związanych z aktorstwem i w końcu dostał szansę wystąpienia w reklamie WJZ-TV channel 13, która była miejscowym oddziałem ABC. Reklamówka promowała wiadomości i mógłby nigdy nie otrzymać za nią zapłaty. Lecz Tupac szczerze wierzył, że będzie inaczej i oczekiwał na czek. Normalnie byłby bardzo rozczarowany i wybuchłby furią skierowaną przeciwko spokojnemu oszustowi (którym w jego opinii była staja telewizyjna). Czek miał opiewać na zdumiewającą kwotę 350 dolarów, którą akurat Tupac potrzebował na czynsz. ''Naprawdę trzysta pięćdziesiąt dolarów?'' Zapytałem go gdy byliśmy sami, nie chcąc uwierzyć w taki zbieg okoliczności, zwłaszcza po tym, jak zobaczyłem tą reklamówkę. Nawet nie było widać jego twarzy, tylko tył głowy w tłumie innych uczniów. Jednak on obstawał przy swojej wersji.

Wciąż pracowaliśmy w restauracji. Jednakże to, co zarobiliśmy było tylko cząstką tego, czego potrzebowaliśmy. W tym okresie Tupac wiecznie wprowadzał się i wyprowadzał z mieszkania swojej matki. Często dzwoniła, aby sprawdzić co się z nim dzieje i regularnie przesyłała mu jedzenie. Ja prawie mieszkałem sam w tym mieszkaniu. Dzieliliśmy między siebie wszystkie pieniądze jakie mieliśmy, głównie z pracy w restauracji. Kiedy tylko mogłem przynieść jedzenie, robiłem to. Czasami przynosiłem od mojej babci wielkie pudełka makaronu, zakupione w hurtowni, które od razu znikały. Nauczyłem się, żeby nie oczekiwać, że coś dla mnie zostanie kiedy będę poza domem dłużej niż jeden dzień. Tupac lubił swój makaron bardzo rozgotowany z dwoma paczkami przypraw na jedną porcję i dodatkową porcją wody. Makaron z drugiej paczki po prostu wyrzucał, tak jakby w taki właśnie sposób należało przygotować ten produkt. Na początku nienawidziłem niszczenia w ten sposób mojej ulubionej potrawy, ale potem zacząłem to lubić. Kroiliśmy wszystko co było w lodówce, wrzucaliśmy to do garnka i tworzyliśmy z tego posiłek: od hot dogów po brokuły, marchewkę i inne warzywa i wszystko inne co znaleźliśmy, nie miało znaczenia co to było. Makron był daniem głównym Tupaca.

Spędzaliśmy z Tupakiem tak wiele czasu razem, że stało się to nawet źródłem napięcia w szeregach mojej rodziny. Przybywałem tam czasem dłużej niż miałem w zwyczaju u Gerarda. Byliśmy w tym wieku, że wszystko chcieliśmy robić po swojemu. Uważaliśmy, że byliśmy już na tyle mądrzy i sprytni, że w sposób wystarczający mogliśmy decydować o swoim życiu. I to właśnie mówiliśmy naszym matkom (w moim przypadku, mojej babci, którą nazywałem ''Ma'').

Podczas tego czasu spędzonego razem, było nam ze sobą dobrze. W zasadzie po cichu staliśmy się rodziną. Wspólnego gruntu dostarczyły nam: podobna sytuacja finansowa i zmysł artystyczny. Wymazywanie znaków zapytania każdego nowego dnia i każdej godziny było naszym najbardziej wiążącym atrybutem, naszą silną ambicją. Chcieliśmy być najlepsi i chcieliśmy na to zapracować. Godzina po godzinie spędzaliśmy na dążeniu do osiągnięcia naszego celu, nigdy nie traciliśmy nawet sekundy na pytania dotyczące sposobów jego osiągnięcia. Przebywaliśmy w tym mieszkaniu cały dzień, marząc o wspaniałych równoległych światach, pisząc rymy, ćwicząc lub tylko słuchając muzyki, zagłębiając się w nasze własne słowa. Ten stary dom posiadał drewniane podłogi, stare meble oraz impresjonistyczne cienie, które leżały leniwie pod światłem dziennym, które wdzierało się do wnętrza przez wielkie okna wykuszowe. Tupac siedział na kanapie, twarzą zwrócony w kierunku wnętrza mieszkania i palił papierosa za papierosem. Oglądałem jak zwijający się dym unosi się z nad tlącego się żaru papierosa, którego trzymał pomiędzy środkowym, a wskazującym palcem. Jego kciuk opierał się na skroni podczas kiedy jego wzrok ogarniał zeszyt, w którym pisał swoje teksty, a który leżał na drewnianym stoliku, znajdującym się przed nim w centralnej części pokoju. Ta częsta postawa zawsze przypominała mi zdjęcia, na których widnieje palący Miles Davis, który pisze muzykę w ciemnym pokoju oświetlonym tylko przez lampkę. Obserwowałem to z krzesła umieszczonego w innej części pokoju (John i jego brat wzięli ze sobą drugą kanapę podczas wyprowadzki), gdzie także pisałem w zeszycie teksty, zatrzymując się co jakiś czas i recytując je po cichu do siebie zanim zacząłem dalsze pisanie.

Patrząc wtedy na niego, zawsze uderzała mnie ironia jego głębokiego spokoju, mimo tego, że było to czymś, co widziałem już wiele razy. Na pewien sposób wydawało się to jakby nie na miejscu. Nie tylko dlatego, że takie usposobienie wydawało się niewygodnym i nieco nienaturalnym jeśli chodzi o tego częstokroć głośnego i hałaśliwego chłopaka, ale dlatego że nie było ono powszechne wśród osób w jego, czy moim wieku. W tym nastolatku tkwiła głęboko zakorzeniona dojrzałość, która wychodziła daleko poza jego wiek. Czasami widziałem jak wpatruje się w jakiś przypadkowy przedmiot. Robiąc to z taką samą nieprzytomnością chwytał swoją górną wargę, wielokrotnie ściskał ją między kciukiem, a palcem wskazującym, po czym puszczał ją, aby wróciła do swojej pierwotnej pozycji, gdzie chwilę podrżała, natomiast prawie zapominał o długopisie, który znajdował się w jego drugiej ręce. Widziałem jak przez wiele godzin trwał w takiej postawie. Robił tak, kiedy stawał przed jakimś kolosalnym problemem prawie nie do pokonania.

11. Studio w pokoju

Zaczęliśmy się regularnie spotykać u Gerarda w celu nagrywania rymów, które ja i Tupac pisaliśmy w jego mieszkaniu, a było to podczas tego samego okresu, pod koniec drugiego semestru. Po tym jak Tupac usłyszał swój głos na taśmie - co poprzedziło naszą pierwszą wspólną sesję w pokoju Gerarda - został przyjęty. Od razu dobrze poczuł się w towarzystwie Gerarda oraz podobał mu się pomysł pracy we trójkę. Powstało Born Busy, a pokój Gerarda stał się naszym oficjalnym studio.

W domu Gerarda obecność Tupaca była swojego rodzaju kontrastem w stosunku do sterylnych i określanych przez etykietę zasad egzystencji wprowadzonych przez purytańskich rodziców Gerarda. Znał on kilka ograniczeń w swoim życiu, lecz nie znał wielu z zasad, które większość z nas uważa za podstawowe zasady współżycia społecznego. Przykładowo, kiedy podczas przypadkowej rozmowy, w której uczestniczyła matka Gerarda, jej przyjaciel i kilkoro innych gości zebranych podczas pikniku organizowanego z okazji ukończenia szkoły przez Gerarda, Tupac bez zastanowienia głośno wyraził swój pogląd na temat problemu, który wybuchł między dwoma nastolatkami. Bez ogródek zasugerował, że ich problem był wynikiem tego, że niedawno uprawiali seks jak i ich niezdolności do radzenia sobie z towarzyszącymi mu trudnościami i złożonością. Razem z Gerardem staraliśmy się mu zasygnalizować, żeby przestał mówić, ale to tylko skłoniło go do bardziej szczegółowej analizy tego problemu, dwa razy zastanawiał się nad każdym słowem, które wygłaszał, tak aby utwierdzić się w przekonaniu, że nie było potrzeby niczego cenzurować.

''Co!?'' Odpowiedział, kiedy moja głowa opadła na znak zniesmaczenia, a ręce uderzyły w uda. ''Człowieku, nie mówi się takich rzeczy przy rodzicach danego nastolatka,'' powiedziałem potrząsając głową, będąc tak samo na niego złym jak i zawstydzonym. Pomyślałem tylko: ''Proszę nie mów nic o paleniu zioła!'' ''Co!?'' powtórzył, tym razem nieco na siebie zły.

''Mów Tupac, mów'' przerwała z uśmiechem Pani Young. ''Co się stało? On tylko mówi.'' Cała ta sprawa wydała się jej zabawna i starała się go dalej podjudzać, żeby wyciągnąć z niego tyle, ile się da. Po tym zajściu Tupac był jednym z jej faworytów. Za każdym razem kiedy przekraczałem ich drzwi sam, pytała o Tupaca. Z powodu moich komentarzy, zaczął nieufnie odnosić się do tego środowiska. Wkrótce po jego komentarzach, wziąłem go na bok i starałem się mu wyjaśnić dlaczego to, co mówił było nieodpowiednie. To wprawiło go w zakłopotanie. W pewnym momencie, kiedy opuszczaliśmy dom po pikniku, niespodziewanie powiedział, że nigdy nie chce znaleźć się tam samemu, jeśli mnie tam nie będzie, ażeby nie powiedział czegoś niestosownego.

To delikatne tarcie, które Tupac odczuwał w domu Gerarda, w żaden sposób nie wpłynęło na rozwój naszego zespołu. Tupac i ja wciąż chodziliśmy do domu Gerarda, ćwiczyliśmy i nagrywaliśmy. Pewnego ranka tak, jak zwykle planowaliśmy się spotkać u Gerarda. Powiedziałem Tupacowi, że tam zmierzam, a on odrzekł, że przyjdzie tam później. Razem z Gerardem wydurnialiśmy się na jakiś podkładach i rozmawialiśmy o kilku sprawach związanych z przygotowaniami do sesji. Kiedy upłynęło już kilka godzin, zaczęliśmy robić byle co, po prostu tak jak zwykle spędzaliśmy czas, czekając aż pojawi się Tupac. Zanim przyjechał nastał wieczór, a razem z nim przybyła Jada. Oboje roześmiani od ucha do ucha. Gerard i ja byliśmy wkurzeni.

Tupac entuzjastycznie skierował się do pokoju, gdzie zaczął dotykać sprzętu. Wszedł za adaptery i udawał, że miksuje i robi skrecze, tak to pokazywał Jadzie jakby tylko on przy tym pracował. ''Hej, zagraj to dla Jady,'' powiedział Gerardowi, a miał na myśli taśmę, na której podczas pierwszej sesji recytuje ''When Will You Learn''. ''Skąd wracacie?'' Zapytałem mimo tego, że to on powinien nam na początku podać tą informację. ''Aaa, mamy taśmę wideo'' powiedział wyciągając ze swoich spodni czarną taśmę wideo. Miał na sobie kolejny ze swoich kilku strojów, czarna obcisła koszulka, czarne spodnie, które oferowały nadzwyczajnie dużą głębie kieszeni.

Zeszliśmy na dół do piwnicy, a Gerard puścił kasetę; byli na niej Tupac i Jada podczas pobytu w parku rozrywki King's Dominion, gdzie wykonywali piosenkę DJ Jazzy Jeffa i Fresh Prince'a. ''Byliście w King Dominion?'' nadeszło nasze natychmiastowe pytanie. Wtedy wkurzyliśmy się na dobre. Byliśmy cały dzień w studio, robiliśmy coś dla zespołu, czekając na niego, a on balował w King Dominion. Potem jeszcze miał czelność przyjść tu i obnosić się z dowodem. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie tylko zostawił nas, kiedy czekaliśmy na niego, ale nawet nie pofatygowali się aby zaprosić mnie i Gerarda na cały dzień zabawy w King Dominion. Kiedy później go o to spytałem powiedział, że Jada zadzwoniła do niego znienacka, kiedy razem ze swoją rodziną miała już wychodzić z domu, a on chciał pójść, więc poszedł. Ja jednak jestem pewien, że wiedzieli o tym dzień wcześniej. Byłem bardzo wkurzony, ale dałem z tym spokój. Poszliśmy z powrotem do pokoju, gdzie odbyła się normalna sesja. Juda przez resztę wieczora przebywała z nami.

Podczas gdy mijał ten rok, Tupac i Mouse można powiedzieć, że przebywali w separacji, co wiązało się z nieobecnością Mouse'a podczas pozaszkolnej bójki, która miała miejsce poprzedniej wiosny. Lecz kiedy czas zaczął łagodzić jego niechęć, Tupac zaczął mówić o Mousie i rozważaliśmy to wszystko, co Mouse może wnieść do zespołu, jeśli zostanie ustanowiony jego członkiem. Nie długo po pikniku, Tupac przyprowadzi Mouse'a do Gerarda na jedną z naszych sesji muzycznych. Na początku nie czuliśmy się zbyt komfortowo. Razem z Tupakiem zacząłem sesję dwoma rymami, które napisaliśmy wspólnie, 'Check It Out'' i ''That's My Man Throwin' Down,'' recytując je acapella do mikrofonu wbudowanego w magnetofon. To był pierwszy raz, kiedy Mouse zobaczył jak ja i Tupac razem rymujemy, to był pierwszy raz, kiedy widział, jak ktokolwiek inny oprócz niego rymuje z Tupakiem w sposób taki, jak on to robił od wieku trzynastu lat do poprzedniego roku. Mogłem stwierdzić, że nie czuł się komfortowo.

On i Tupac byli następni. Zapodali kilka swoich rymów. Kiedy sesja dobiegała do końca wszelki brak komfortu zanikł i został zapomniany. Wiele rozmawialiśmy, żartowaliśmy i na zmianę prezentowaliśmy rymy: niektóre z nich skomponowane wcześniej, niektóre na wolnym. Mouse i Gerard nawet wdali się w walkę na podkłady. Mouse przy mikrofonie, a Gerard przy adapterach. Wszystko nagrywaliśmy. Zanim się zorientowaliśmy, zrobiło się późno. Kontynuowaliśmy jednak tak długo, jak tylko się dało, ściszając nasze głosy i muzykę, ciągnęliśmy to dalej mimo walenia w ściany sąsiadów. Gerard przechowywał taśmę z tej sesji i przedstawił mi ją ponad osiem lat później. Nasza czwórka zdecydowanie miała to coś i wszyscy to czuliśmy.

12. Bitwa z dwudziestoma ludźmi

Po pracy, często przed pójściem do domu, szliśmy do znajdującego się za rogiem obszaru ''The Block'', który był zapuszczonym odcinkiem Baltimore Street, znajdującym się w samym środku centrum miasta. Znajdowało się tam pełno seks shopów i klubów ze striptizem. W czynnej całą noc knajpie Crazy John's wrzucaliśmy coś na ruszt i graliśmy w gry wideo. Jeśli nie było nas w Crazy John's, to można nas było zastać w Hopkins Plaza, która znajdowała się za Inner Harbour, gdzie ćwiczyliśmy nasze rymy na ogromnej, na stałe umieszczonej scenie. Było lato, więc szkoła już się skończyła, tak więc mogliśmy robić co tylko chcieliśmy. Około pierwszej w nocy przejmowaliśmy Plazę, w momencie kiedy nie było tam już w ogóle ludzi i mogliśmy narobić tyle hałasu, ile chcieliśmy, ćwicząc to, co Tupac nazwał ''zachowaniem na scenie''.

Podczas jednego z takich wieczorów, po długiej i męczącej dniówce, wyszliśmy przez podwójne drzwi restauracji na spotkanie z ciepłym i wilgotnym letnim powietrzem, które unosiło się znad zatoki. Dało się odczuć tą wilgotność, lecz nie była ona aż tak męcząca. Szliśmy swobodnie małą, ciemną, podobną do alei uliczką przylegającą do restauracji, mieszczącą się w przeciwnym kierunku niż port. Wysokie budynki, które wznosiły się po obu stronach nie przepuszczały jasnego światła, kierowanego w ciemną przestrzeń centrum miasta przez wspaniale oświetlone budynki Harbour Place. Przeznaczyliśmy swój czas na spacer przez ''The Block'' zerkając poprzez ohydnych, krzepkich typów i zasłony, na tańczące na rurach i przechadzające się panie. Gdyby nie wspomniane przeszkody, widok byłby idealny. Nie zatrzymaliśmy się u Crazy John's. Ze względu na dwa nowe rymy, które dodaliśmy do swojego repertuaru, mieliśmy ochotę poćwiczyć.

Kiedy dotarliśmy w okolice znajomego placu, był on jak zwykle szeroko otwarty i pusty. Głębokie i sporych rozmiarów cienie, które można było ujrzeć wokoło były trzymane na dystans przez małe, rozmieszczone z rzadką częstotliwością lampy, które ledwo co oświetlały sporych rozmiarów plac i ogromną scenę. Zachowując się tak, jakby to był nasz dom wskoczyliśmy na scenę i wymruczeliśmy kilka linijek na chybił trafił i wykonaliśmy kilka gestów ciałem, tylko po to, żeby krew zaczęła nam lepiej krążyć. Następnie zebraliśmy się do kupy i zaczęliśmy. Jak zwykle Tupac recytował pierwszą zwrotkę. Zaczął tą sesję utworem ''We Work Hard'' (''Ciężko Pracujemy''), który lubił najbardziej ze wszystkich, jakie razem napisaliśmy:

''We work hard to give you rhymes that put the groove in your butts

To make your body shake and shiver to the razor sharp cuts

It's not an easy thing to do if you're a rapper you know

I swear to God it's so hard to make the crowd go ho!

But yo I am persistent and I won't stop until the perpetrators drop, and my crew's on top

Sometimes I wanna give up, but I persist

And if you think it's all easy then listen to this

We work hard!''

Podczas jego zwrotki, ja dołączałem się w pewnych momentach, aby zaakcentować pewne słowa. On robił to samo podczas moich zwrotek. W tych momentach korzystaliśmy także z efektów wizualnych, tak aby uświadomić ich znaczenie. Np. podczas ''hard!"' w linijce ''We work hard!'' oboje wskazywaliśmy na napięte bicepsy i świadomie poruszaliśmy się dalej po scenie. Nazwaliśmy to ''pracą na scenie''.

Tupac zawsze pisał swoje zwrotki, zostawiając tylko absolutnie minimalną ilość słów, które mógłbym zaakcentować. Mimo to, zawsze chciał wiele powiedzieć podczas moich zwrotek. Prezentował taki styl, że będąc nieproszonym nie mogłem wejść w jego zwrotkę, tak jak on to robił podczas mojego rymu, ja starałem się mu odwdzięczyć tym samym zostawiając minimalną ilość słów, które mógłby podkreślić. On wpychał się do moich zwrotek i bronił się przed tym podczas swoich zmieniając prędkość czy pomijając pewne słowa. Wydaje mi się, że chciał mieć nad tym władzę. I wielu przypadkach miał. Pozwalałem mu na to dosyć często, mając przynajmniej na uwadze jego talent. Nie miałem w mojej głowie złudzeń, że posiadaliśmy taki sam talent jeśli chodzi o rapowanie. On był bez wątpienia liderem tego zespołu. Jednak bez dwóch zdań postrzegałem nas jako równorzędnych członków, jeśli chodzi o wykonywanie czynności i podejmowanie decyzji dotyczących zespołu. Zawsze upewniałem się, że wykonam tyle samo pracy co on, tak aby mieć przynajmniej szacunek do samego siebie jeśli chodzi o jakość moich rymów i stylu.

Po kilku wspólnych wykonaniach nowej piosenki, tekst wykonywaliśmy bardzo komfortowo i zaczęliśmy dalej odkrywać fizyczne atrybuty tej prezentacji, czyli zachowanie na scenie. Wykonywaliśmy drugą piosenkę, kiedy z ciemności wyłoniła się spora grupa chłopaków, kierująca się w naszym kierunku; zbliżała się pierwsza w nocy.

''Darrin, chyba będą kłopoty... To jest sporo chłopa; chodźmy stąd,'' powiedział Tupac, gotowy by stamtąd iść. Wyczułem dokładnie to samo, ale oni już nas dostrzegli, a nasza ucieczka tylko by ich zachęciła do pościgu za nami. Tak więc powiedziałem ''nie'' i zachęciłem go, abyśmy kontynuowali nasze próby, tak jakbyśmy ich nie widzieli. Ubrani w nasze ''pingwinowe stroje'', czyli oszczędne wykonane uniformy, cienkie, czarne spodnie, równie tanią białą koszulę przebarwioną ze względu na plamy z różnych potraw i czarne buty, wyglądaliśmy pewnie na idealne cele. Zerkając okiem widziałem jak kilku chłopaków otwarcie trzymało w ręku broń, a niektórzy z nich mieli swoje ubrania poplamione krwią. Kiedy się nieco zbliżyli, mogliśmy usłyszeć jak mówią o tym, jak właśnie przed chwilą pobili jakiegoś kolesia przy Harbour Place. My wciąż zapodawaliśmy nasze rymy i biegaliśmy w te i we wte po scenie, starając się zachowywać tak, jakbyśmy ich w ogóle nie widzieli. Oni wciąż się zbliżali i w końcu doszli pod scenę, stali tam i patrzyli się na nas. Rozpoznałem jednego z tych gości, znając go z gimnazjum. On także mnie poznał i zaczęliśmy rozmawiać. Byliśmy uratowani! Być może byli nieco oszołomieni naszym nonszalanckim zachowaniem, ale równie dobrze to mogło być coś, co uratowało nam tyłki, ponieważ z całą pewnością oni urządzali sobie akurat polowanie.

Cała dwudziestka wskoczyła na scenę i zaczęła nas odważnie wypytywać, czy uważaliśmy siebie za dobrych. Tupac odpowiedział z taką samą wojowniczością, pytając ich czy chcą się zmierzyć w bitwie.

''No kurwa jasne!'' odpowiedziała w jednym momencie przynajmniej połowa z nich, a ci co trzymali broń, schowali ją za paskiem. Cała ta ekipa była wyraźnie podniecona... Zaczęło się. Ja i Tupac przeciwko dwudziestu facetom. My zaczęliśmy, a oni podążali za nami, zbierając się w zespół przeciwko nam dwóm. Tupac i ja zapodaliśmy wszystkie rymy jakie tylko mieliśmy w naszym repertuarze i nie popełnialiśmy błędów. Opłaciły się wielogodzinne próby. Daliśmy radę całej dwudziestce. A kiedy skończyły im się rymy, my zarapowaliśmy akurat te dwa, które właśnie trenowaliśmy, tak aby kompletnie ich pogrążyć. Oczywistym było, że wygraliśmy, ale zamiast ukłonić nam się z powodu porażki, chcieli tańczyć przeciwko nam. Pomimo tego, że wtedy to już dawno zapomniano o breaku, to taniec był u szczytu rozkwitu z powodu niezliczonych gatunków popularnych tańców na scenach hip-hopowych i muzyki klubowej. Wyświadczyliśmy im więc tą przysługę i pokonaliśmy ich poraz drugi. W tej części walki ja byłem liderem i widziałem, że zwycięstwo jest nasze. Tupac miał dwie lewe nogi. Jego wkład był niezbyt imponujący. Z drugiej strony ja miałem wiele doświadczeń jeśli chodzi o popularne tańce, ponieważ uczęszczałem do klubu dla młodzieży koło portu, gdzie regularnie tańczyłem przeciwko całym ekipom chłopaków. Zatańczyłem wszystko co tylko pamiętałem, a nawet pokazałem kilka nowych rzeczy, które tam na miejscu zdołałem wymyślić.

Tym razem, ten straszny gang poddał się uznając swoją porażkę, uścisnął nam dłonie okazując nam szacunek. Chojnie obdarowywali nas komplementami i pytali się czy chcemy się z nimi powłóczyć. Tupac i ja spojrzeliśmy na siebie, uśmiechnęliśmy się i odpowiedzieliśmy im: ''Spoko.'' Tak więc poszliśmy razem z nimi ulicą Baltimore Street. Musieliśmy wyglądać dosyć dziwnie, my w naszych śmiesznych ubraniach włóczący się z tą pochlapaną krwią armią zbójów z Murphy Homes (prawdopodobnie najbardziej znanego osiedla w Baltimore) Zatrzymaliśmy się w Crazy John's, kupując jedzenie i grając w gry wideo. ''Wiesz, że ich pobiliśmy co nie?'' Tupac powiedział do mnie po cichu. W tym momencie myślałem tylko o tym, żeby nie powiedział tego za głośno.

W Crazy John's Tupac wszedł w swoją strefę, grał z nowym zapałem, tak jakby to było czymś, co robił cały czas, tak jakby chciał pobić rekord. Jemu bardziej pasowały gry wideo niż mnie; ja nie byłem w to dobry. To wydawało się trwać całą wieczność: rozmawialiśmy, graliśmy w gry, kupowaliśmy pizzę - krótko mówiąc wydawaliśmy wszystkie nasze ciężko zarobione napiwki. Kiedy zauważyłem, że zbliża się już trzecia nad ranem, potrzeby Tupaca wciąż nie były dostatecznie zaspokojone. Byłem wyczerpany, zmęczony spędzaniem czasu z tymi kolesiami i wydawaniem całej kasy, lecz Tupac chciał tam zostać jeszcze dłużej. Tak, aby inni nie słyszeli powiedziałem mu, że zbieram się do wyjścia. Klika razy mocno się temu przeciwstawił, debatował nad tym, ale kiedy powiedziałem mu, że go tam zostawię, to w końcu się zgodził i pożegnaliśmy tamtą ekipę. Powiedzieli nam, że jeśli byśmy jeszcze kiedyś chcieli spędzić z nimi trochę czasu, to często można ich zastać w Crazy John's.

To było oczywiście znaczące doświadczenie dla Tupaca, sądząc po tym, jak się zachowywał podczas tego czasu i jak ciężko walczył, żeby bez względu na upływający czas pchać to na przód. Pracowaliśmy wcześniej przez całą noc i ja byłem wykończony. Jednak Tupac był gotowy na jeszcze, tak jak dzieciak podczas święta Bożego Narodzenia. Dobrze czuł się będąc docenionym przez kolesi z ulicy, tych samych kolesi, którzy powodowali wcześniej tyle zmartwień od czasu jego przyjazdu do Baltimore, a prawdopodobnie także w Nowym Jorku. Nie powiedzieli nic na temat jego ubrania. Pomimo naszego prześmiesznego wyglądu, kiedy byliśmy w stroju noszonym w pracy, byliśmy wyłączeni z pod normalnej obserwacji ubrań, prowadzonych przez naszych rówieśników pod murami szkoły. Dla Tupaca było to o wiele bardziej niebezpieczne ze względu na pewien nieznany czynnik, który zdawał się wydobywać to, co najgorsze z i tak już ''złych'' ludzi. Jednak ci kolesie nie wyśmiali nas tak, jak był do tego przyzwyczajony. Przyjęli nas z otwartymi ramionami mimo tego, iż nie wiedzieli o nas nic poza tym, że potrafimy zajebiście rymować.

Wyszliśmy z Crazy John's podbudowani i triumfujący, idąc krokiem bardziej sprężystym niż zwykle podczas naszej podróży po centrum miasta do mieszkania Tupaca oddalonego kilka o mil. Na rogu ulic Howard i Monument, będąc wciąż w centrum, znaleźliśmy się koło kina Little X. Tupac bez żadnego podekscytowania wskazał na jakiś tytuł i powiedział kierując się do drzwi, również bez wyrazu: ''Zobaczmy co to''. Ja podążałem za nim. Nigdy wcześniej tam nie byłem, ale Tupac dokładnie wiedział, gdzie idzie. Bez oglądania się podszedł do okienka z biletami i nabyliśmy nasze wejściówki. Były one zaskakująco tanie, kosztowały mniej niż dolar za sztukę. Kiedy tylko weszliśmy na salę, w osłupienie wprowadził mnie widok, który znajdował się na ekranie. Przed nami nie znajdowała się jakaś scena z filmu z aktorami i jakąś scenerią, widoczny był tylko i wyłącznie ogromny penis posuwający wielką dupę, zajmowało to całą przestrzeń ekranu, a z głośników rozmieszczonych w ciemności wydobywał się głośny krzyk i odgłosy kopulacji. Na sali znajdowało się tylko sześć, może siedem osób, które były porozrzucane po całej sali. Z mojej lewej strony doszedł mnie jakiś hałas, zwróciłem mój wzrok w tamtą stronę i zauważyłem jak pewien facet siedzący z tyłu gorączkowo się masturbuje. Tupac także zauważył tego gościa i zaraz wygłosił swój komentarz na tyle głośno, aby wszyscy mogli usłyszeć ''Cholera, niektórzy tu walą konia!'' Było tam trochę nieprzyjemnie. Podłoga się lepiła, a na wszystkich siedzeniach były porozrzucane śmieci. Zostaliśmy tam przez jakieś pół godziny, a następnie po cichu wyszliśmy.

Przez całą drogę do domu panowała cisza, nie padło ani jedno słowo. Wiem, że myślał o tym samym co ja, ''Niech to szlag, chcę jaką dupę!'' Wtedy, będąc w takim wieku, było trochę ciężej ''pójść na całego'' niż starszym chłopakom. Zacząłem więc w myślach przeglądać wszystkie różnorakie dziewczyny jakie tylko znałem, myśląc, ''Dobra, kogo bym musiał pomęczyć przez trzy tygodnie, żeby dobrać się do jakiejś dupy?''

Kiedy skręciliśmy z Park Avenue na Lenox Street zauważyliśmy, że czerwony pickup Richarda nie był zaparkowany przed domem co oznaczało, że nie było go w domu. Zawsze nie było go w domu, przebywał w tym czasie czy to ze swoją dziewczyną, czy to gdzieś indziej. Tym lepiej dla nas, ponieważ mogliśmy bezkarnie zmonopolizować to miejsce. Weszliśmy do mieszkania, po czym ja opadłem na kanapę w pokoju gościnnym. ''Tak, człowieku, idę do łóżka,'' powiedział Tupac, w końcu przełamując tą ciszę. Następnie powiedział spoglądając tym samym, tępym spojrzeniem, które widziałem tak wiele razy, ''Tak, prześpij się na kanapie... Chcesz koc?''

Mówiąc to kierował się w kierunku stołu znajdującego się pod ścianą. Wziął ze stołu magazyn i z powrotem do mnie wrócił. Pochylając się nad stolikiem wziął swoją paczkę papierosów, a magazyn który okazał się być porno magazynem włożył zgięty pod pachę.

''Ej idę sobie zapalić papierosa, pooglądać mój magazyn, a ja i moja dłoń...'' powiedział ironicznie patrząc na swoją prawą dłoń trzymaną na wysokości oczu. Obrócił się i zaczął zmierzać w kierunku swojego pokoju. ''Ja i moja dłoń,'' powtórzył spokojnie kilka razy, podczas kiedy magazyn znajdował się pod pachą, papierosy w jego lewej ręce i cały czas patrzył na swoją uniesioną dłoń. ''I nazwę to nocą'' zakończył zamykając drzwi. ''Dobranoc,'' powiedział przed wejściem do pokoju i zamknięciem drzwi.

13. Być Szekspirowskim aktorem

Pomimo tego, że rap był prawdziwą miłością Tupaca, to różnorodność muzyki, której słuchał była niesamowita. Stało się to dla mnie jasnym po jednym z sobotnich poranków, kiedy on, Richard i ja siedzieliśmy w pokoju gościnnym, ubrani w szorty i podkoszulki i rozmawialiśmy o muzyce. Richard był zdecydowanie w porządku, miał przyjemne usposobienie i otwarte podejście do życia. Drzwi z jego pokoju nie były nigdy zamknięte, nawet wtedy, gdy była u niego jego dziewczyna. Rano widywałem ich leżących na jego pojedynczym materacu, który był położony na ziemi, kiedy wciąż spali. Okazywałem mu szacunek, a on był zawsze w porządku wobec mnie. Obojętnie ile czasu bym nie spędzał w tym mieszkaniu, nigdy nie okazywał mi nawet cienia złego traktowania. Czasem sobie gadaliśmy, ale tylko kiedy akurat był w domu (co się nie zdarzało znowu tak często) Kiedy mnie tam nie było, to on i Tupac budowali więź między sobą.

Podczas tej porannej sobotniej dyskusji Tupac swobodnie rozmawiał z Richardem, nie bacząc na wyjazdy jego starszego współlokatora, które mi były kompletnie nie znane. Pomimo dramatycznie różnej przeszłości i orientacji społecznej Richarda i Tupaca, ten drugi nigdy nie tracił równowagi i wypowiadał się o wielu różnych artystach, którzy przewijali się podczas tych konwersacji. Tupac zawsze miał coś wartościowego do powiedzenia począwszy od LL Cool J'a po Petera Gabriela i od Sun Ra po Jimi Hendrixa oraz Erica Claptona i Muddy Waters. Starałem się zorientować skąd Tupac miał tak szerokie pojęcie w tych sprawach, jak orientował się wśród tyłku różnorakich artystów, jednak nie mogłem do tego dojść. Jakoś nie pasowało mi, żeby słuchał tego wszystkiego podczas pobytu w mieszkaniu jego matki, nie sądzę także, żeby miało to miejsce podczas jego pobytu ze swoją rodziną czy przyjaciółmi w Nowym Jorku (których później poznałem). Tak naprawdę wciąż pozostaje to dla mnie tajemnicą. Najlepszą odpowiedzią na to pytanie, jaką zdołałem wymyślić jest to, że pochłonął to wszystko podczas kilku miesięcy, podczas których mieszkał w obecnym mieszkaniu. Tam miał możliwość korzystania z ogromnych kolekcji dwóch, starszych od niego współlokatorów (Richarda i brata Johna), które regularnie były odtwarzane w tym miejscu.

Różnorodność muzyki, której słuchał Pac nie zaskoczyła mnie aż tak bardzo, lecz fakt, że znakomicie się w niej orientował i sporo wiedział na jej temat, jak i na temat wielu artystów. Podczas tej dyskusji Richard odgrywał rolę DJ'a puszczając serię nagrań, nad którymi potem przeprowadzali dyskusję i które krytykowali, zaraz po usłyszeniu paru linijek. Szczególnie utkwił mi w pamięci fragment kiedy Tupac mówił o Tracy Chapman. Uważał ją za muzycznego geniusza. Po zacytowaniu kawałka tekstu z jego ulubionego utworu Tracy, wywnioskował, ''To jest prawdziwa poetka''.

Tupac posiadał nadzwyczajną chłonność, w szczególności jeśli chodzi o informacje dotyczące jakiejkolwiek z dwóch miłości jego życia: rapu i aktorstwa. Jako aktor, niesamowita w nim była łatwość z jaką zapamiętywał tekst, a także robiła wrażenie jego znajomość samej sztuki rapowania. Kiedy pewnego popołudnia spytałem go jakim chciałby być typem aktora, jego odpowiedź padła natychmiastowo: ''Aktorem Szekspirowskim''. Te słowa wypowiedział bez wyrazu, stojąc przy parapecie okiennym na przedzie mieszkania, nie przestając patrzeć w skupieniu na obrany wcześniej punkt.

''Że co?'' odpowiedziałem zaskoczony. On powtórzył to, co wcześniej powiedział. ''Czemu, przecież oni nie zarabiają żadnej kasy!'' Byłem zmieszany. Przed Tupakiem, którego znałem stała o wiele poważniejsza przyszłość niż niskobudżetowe produkcje w małych kinach. Wyobrażałem go sobie jak odbywa marsz przez przemysł rozrywkowy aż do momentu gdy zagra w jakimś filmie obsadzonym gwiazdami, lub zrobi karierę w telewizji i zarobi miliony dolarów. Zdałem sobie sprawę z tego, że jego wizja własnej osoby była co najmniej dwa razy większa niż cokolwiek, co ja mógłbym dla niego wymyślić. Jego odpowiedź była niespodziewanie spokojna, wręcz niepokojąca.

Ze spokojem poinformował mnie, że aktorzy szekspirowscy byli tymi najlepszymi na świecie. Powiedział, że Szekspira nie można zagrać fałszywie, nie można oszukać widzów. Mówił, że podczas odgrywania takiej roli trzeba dysponować wielkimi umiejętnościami, jeśli już jest się tak ambitnym, aby zająć się czymś takim. W tym momencie wyobraziłem sobie jego obraz, na którym był ubrany w renesansowy strój, z pomarszczonym kołnierzem, rajstopami i w ogóle. Opowiedziałem mu o moim pomyśle i że nazwę ten obraz ''Shakurspeare'' On z kolei dowcipnie zesztywniał, przyjmując poważna pozę, nos zadarł do góry, za nim podążyło jego spojrzenie, a w dłoni trzymał swój zeszyt, w którym pisał rymy. Powiedziałem mu, żeby pozostał przez chwilę w tej pozie, chwytając mój zeszyt, który leżał na nocnym stoliku. Wykonałem szybki szkic, tak aby zaprezentować moje umiejętności. To był pierwszy rysunek, który przedstawiał jego osobę, jaki wykonałem. Później się z tego śmialiśmy.

Ta jego cicha dojrzałość, która była tak fundamentalną częścią jego tradycji, ukazywała się dość często, przysparzając mu zwolenników w wielu interesujących miejscach. Kiedy jako nowy uczeń, w wieku 15 lat wybrał jako zadanie aktorskie dzieło Don McLeana ''Vincent'', to szef wydziału teatralnego Donald Hicken (którego Tupac potem określił jako jedyną osobę w szkole, która naprawdę się tym wszystkim interesuje i przejmuje) uznał ten wybór za zaskakujący i zapytał młodego ucznia dlaczego wybrał akurat to dzieło. Tupac odpowiedział, że identyfikował się z van Goghiem, ponieważ ludzie go nie rozumieli.

Pomimo obszernej nauki o van Goghu podczas zajęć ze sztuk plastycznych, kiedy słyszę jego imię zawsze wywołuje ono we mnie tą samą myśl: wizję blond włosego artysty w średnim wieku, który przykłada do ucha ostry nóż, a powstała w następstwie tego krew spływa po jego białej, piegowatej szyi. Tak naprawdę nigdy się nad nie zastanawiałem. Lecz kiedy później dowiedziałem się o zastanawiającym wyborze Tupaca od Donalda Hickena, to zaczęło mnie ciekawić co widział takiego w tym szczególnym dziele, tej artystycznej interpretacji historycznego i osobistego znaczenia van Gogha. Czytając te dzieło znalazłem odpowiedź. Sam refren ukazywał obraz, który wydawało mi się, że młody, piętnastoletni Tupac rozumiał i był z nim związany.

Tupac widział siebie jako Vincenta, miał do powiedzenia coś tak nieprawdopodobnie prawdziwego, że nikt nie był gotów, aby to usłyszeć.

Aż do tego momentu, podczas całego czasu, kiedy ja i Tupac przebywaliśmy razem, gościłem w jego mieszkaniu. Ja już dawno temu poznałem jego rodzinę, ale on nigdy nie spotkał nikogo z mojej rodziny. Tak więc zdecydowałem się zabrać go w moją okolicę, żeby poznał moją babcię. Ona już tak wiele o nim słyszała, ponieważ zawsze musiałem się tłumaczyć z tego, gdzie spędzam cały mój wolny czas, kiedy tylko wracałem do domu z częstych wypadów na miasto. Ona chciała go poznać.

Podczas pewnego sobotniego popołudnia byliśmy gotowi do opuszczenia mieszkania Tupaca i udania się na przystanek autobusowy. Wychodząc Tupac standartowo zatrzymał się przy pokoju Richarda. Po kilku sekundach usłyszałem znajomy dźwięk. Potem usłyszałem go jeszcze raz, a potem już tylko pojedynczy dźwięk. Zacząłem się uśmiechać. Nie tylko poraz kolejny grzebał w drobnych Richarda, ale do tego wciąż to chciał ukrywać.

Richard miał w swoim pokoju duży, szklany dzbanek pełen monet, z którego Tupac często korzystał. Ten dzbanek służył jako rezerwa rezerw drobniaków Richarda. Na komodzie znajdowały się wysokie i szerokie kolumny poukładanych ćwiartek, które były celem jego biednego współlokatora. (Richard) uszczuplił je nieco i przeniósł do sprawiającego Tupacowi większe kłopoty dzbana, w którym znajdowały się pięcio-, dziesięcio i jednocentówki wymieszane z pożądanymi ćwiartkami. Wszystkie ćwiartki były skupione na dnie, tak więc musiał potrząsnąć porządnie dzbankiem aby się do nich dostać. Wielokrotnie budziłem się czy to z drzemki czy to ze snu, słysząc ten dźwięk. Słychać go było już w korytarzu na dole. Mówiłem do siebie,'' Chyba idzie do banku.'' Często chodził przed wyjściem do banku, żeby kupić sobie papierosy czy jakąś inną małą rzecz. Zakładałem, że Richard w końcu będzie chciał z nim o tym pogadać, ale on tego nigdy nie zrobił. Wydaje mi się, że widział, że Tupac kompletnie nic nie ma. Nie czuł się dotknięty jego działaniami. Taki był właśnie Richard. Wydaje mi się, że on te pieniądze i tak spisywał na straty. Był tak w porządku.

Pamiętam, kiedy zobaczyłem jak Tupac poraz pierwszy wykorzystuje te zasoby. Akurat zaistniała taka sytuacja, że musieliśmy gdzieś pojechać autobusem. Kierowaliśmy się już do drzwi, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że nie mamy ani centa na bilet. ''No dobra,'' Tupac powiedział sucho, patrząc obojętnie. Następnie wszedł do pokoju Richarda i zamknął za sobą drzwi, tak abym nie mógł zobaczyć co tam robi. Kiedy słyszałem przez drzwi jak coś pobrzękuje, pomyślałem sobie, ''A niech to, dobiera się do bilonu Richarda.'' Z równie nic nie mówiącym wyrazem twarzy wyszedł z pokoju, jego wzrok skupiony gdzieś z przodu i wtedy wyszliśmy.

Od tego czasu było to dla mnie regularnym ćwiczeniem. Kilka razy ja także korzystałem z tego źródła, ale tylko wtedy, kiedy nie było w pobliżu Tupaca. Za każdym razem, kiedy opuszczał mieszkanie, dzbanek był uczciwą grą. Drobne nie były jedyną pomocą, którą Tupac uzyskiwał po cichu od Richarda. Tak samo jak to robił u Johna, Tupac traktował ubrania Richarda prawie tak samo, jak swoje własne. Czasami, zanim gdzieś wyszliśmy, Tupac wchodził do pokoju Richarda ubrany tylko w bieliznę, a wychodził całkowicie odziany, za wyjątkiem butów, a w kieszeni brzęczały mu monety.

Po tym rutynowym przystanku, wyszliśmy z mieszkania. Zamiast zaczekać na autobus, zdecydowaliśmy się pójść na stację metra przy North Avenue. ''Ej Darrin, popatrz,'' powiedział Tupac w drodze na stację, wskazując na swoją głowę i uśmiechając się. ''Widzisz moją linię włosów? Niezłe co?'' Odsunął trochę włosy z czoła, bardziej odsłaniając swój zygzak, który przebiegał na granicy styku włosów z czołem. Śmialiśmy się. Jak wszyscy bracia w tamtym okresie, Tupac dbał o fryzurę. Kiedy sobie jakąś zrobił, zmieniała go. Po przywdzianiu nowej fryzury zachowywał się inaczej, był bardziej towarzyski. Uważał, że mając świeżą fryzurę był naprawdę atrakcyjny, kiedy jego włosy były starannie przystrzyżone, a granice włosów począwszy od jego czoła, aż po kark były starannie ukształtowane. Pewnego razu przebywałem z nim oraz Mousem, kiedy oboje ledwo co zrobili sobie nowe fryzury. Uważali, że teraz to są kimś. Patrzyli cały czas na swoje odbicia w szybach oraz w każdym lustrze, jakie mijaliśmy. Cały czas się uśmiechali i dowcipnie komentowali to, jak dobrze wyglądali. Stało się to dość irytujące.

Kiedy dotarliśmy do Penn North, udaliśmy się pociągiem do stacji Rogers Avenue, która znajdował się tylko dwie przecznice od domu mojej babci. Kiedy zbliżaliśmy się do domu zauważyłem, że moi kuzyni siedzą na schodach wejściowych. ''Niech to szlag,'' pomyślałem sobie nieco zdenerwowany. Wiedziałem, że będą szanować mojego przyjaciela. Tupac ciągle miał na sobie swój zwyczajny strój, czyli dżinsy i kurtkę dżinsową (zrobione z trochę innego materiału, miały nieco inny kolor i fason) który był cały popisany mazakiem. Moi kuzyni siedzieli na dolnych schodach tuż przy chodniku, gdzie widzieli wszystko bardzo dokładnie i mieli pod dostatkiem czasu, aby zacząć tworzyć jakieś dowcipne uwagi czy zacząć chichotać. Ja już byłem wyrzutkiem tej okolicy, ponieważ nie miałem fajnych ubrań i nie przejawiałem chęci do wystawiania na rogach i opowiadania kawałów tak, jak czynili to wszyscy inni. Teraz dodatkowo szedłem z kimś, kto ma na sobie pomarszczone, zabrudzone i całe popisane ubranie, na jego głowie było wygolonych pełno źle zniekształconych linii.

Mimo wszystko kuzyni byli dla mnie prawdziwi i obyło się bez incydentów. Wszyscy rozmawiali grzecznie i nie musiałem wkraczać w tą rozmowę. Kiedy weszliśmy do środka okazało się, że mojej babci nie ma w domu. ''Cholera.'' Zamiast od razu wracać do domu, powiedziałem Tupacowi, ''Odpocznijmy przez chwilę.'' Przez tak długi czas, jaki tylko mogliśmy to wytrzymać, oglądaliśmy telewizję w pokoju gościnnym. Jednak było to nudne jak cholera, tak więc wyszliśmy po dziesięciu minutach w stronę domu mojej matki, który znajdował się kilka mil dalej.

Kiedy zatrzymaliśmy się na werandzie mojej matki, zauważyłem ją przez przednie drzwi jak siedzi i ogląda telewizję. Zapukaliśmy i weszliśmy do środka. ''Co cię tu sprowadza?'' brzmiało jej chłodne powitanie. Dalej oglądała telewizję. Chciałem się odwzajemnić Tupacowi odrobiną miłości, którą pokazał mi razem ze swoją matką, a jedyne na co mogła się zdobyć moja matka, to konfrontacyjna wypowiedź, podczas wygłaszania której ledwo dostrzegła naszą obecność. ''Chcę, żebyś czegoś posłuchała,'' powiedziałem jej. Powiedziałem jej kim był Tupac i że chciałem aby usłyszała jak rapuje. Ona wciąż oglądała telewizję. Po kilku chwilach ciszy, powiedziała: ''No śmiało''. Tupac zarapował dla niej ''Babies Having Babies.'' Ani razu nie odwróciła wzroku od telewizora. Kiedy skończył zapytałem ją, ''No i co o tym myślisz?'' Ona nawet na nas nie spojrzała. ''Było w porządku,'' powiedziała chłodno. Mogłem z wyprzedzeniem stwierdzić, że nie miała nastroju, aby przerywać oglądanie telewizji i słuchać jak ktoś rapuje. To był mój przyjaciel, którego sprowadziłem całą tą długą drogę, tak więc myślałem, że przynajmniej będzie udawać.

''No dobra!'' krzyknąłem. ''Nie słyszałaś tego?!'' Po prostu tam staliśmy. Było mi tak głupio. Tupac zapytał mnie po cichu, ''Możemy już iść?'' Najwyraźniej dość boleśnie go uraziłem. Wyszliśmy i wróciliśmy do domu mojej babci, gdzie miałem możliwość okazania mu szacunku i miłości na jaką zasługiwał będąc moim przyjacielem. Moja babcia miała wielką ochotę poznać tego mojego przyjaciela, o którym tak wiele mówiłem.

Pewnego dnia nasz kolega ze szkoły, uczeń wydziału teatralnego Randy Dixon przybył do mieszkania Tupaca, aby spędzić z nami trochę czasu. Razem ćwiczyli na drążku, który Richard zamontował w przedpokoju. Richard używał tego ustrojstwa, aby zwisać do góry nogami, mając kostki w specjalnych strzemionach. Natomiast oni podciągali się na nim i przechadzali się po mieszkaniu bez koszulki, robili to na wdechu tak, jakby co najmniej mieli ciała dwóch Mr Universum czy coś takiego, tych dwóch uczniów zajęć teatralnych odstawiało swój show. Randy był szczupłym chłopakiem o ciemnej karnacji, dokładnie tak, jak Tupac i sądzę, że właśnie dlatego tak dobrze się rozumieli. Ze względu na ich szczupłe sylwetki, ich jakakolwiek masa mięśniowa była bardzo dobrze widoczna. Pomimo tego, że byłem lepiej zbudowany i silniejszy niż ich dwóch, to oni uważali, że to ich wygląd był czymś, czego mogłem im zazdrościć. ''Trochę tu sobie ćwiczymy,'' powiedział do mnie Tupac, kiedy wyśmiałem ich za to, że udają kogoś dobrze zbudowanego. Posunęli się nawet do tego, że posmarowali swoje ciała oliwką dla dzieci i pozowali przed lustrem, starając się wzajemnie pokonać. ''Ty też powinieneś się tym zająć, tak jak ja i Randy,'' miał czelność do mnie powiedzieć. ''A pierdolcie się!'' zdołałem odpowiedzieć.

Widząc siebie wysmarowanego oliwką i ponapinanego, Tupac uzyskał nową inspirację, aby pokazywać swoje czarne ciało. Potem wpadł na pewien pomysł. ''Wiecie co zrobimy?'' powiedział od tak sobie. ''Zrobimy sobie toga party.'' Wszystkim spodobał się ten pomysł i zaczęliśmy się od razu przygotowywać. Zaczęliśmy zwoływać wszystkich uczniów ze szkoły, jakich tylko mogliśmy przyciągnąć. Wzięliśmy trochę prześcieradeł z pokojów Tupaca i Richarda. Stwierdziłem, że po co mamy się zadowalać tymi samymi białymi prześcieradłami skoro mieliśmy w mieszkaniu trochę czarnej farby. Tak więc wzięliśmy wszystko do pokoju Tupaca i zaczęliśmy tworzyć najlepsze togi jakie ktokolwiek kiedykolwiek widział. Powzięliśmy dowolne, abstrakcyjne podejście i zaczęliśmy nanosić farbę na prześcieradła. Kiedy skończyliśmy farba znajdowała się wszędzie, na każdym przedmiocie. Puszka z farbą niejednokrotnie się przewracała po środku tego całego rozgardiaszu. W celu wysuszenia prześcieradeł wywiesiliśmy je na barierkach drogi pożarowej, biegnącej za oknem Tupaca.

Kiedy nadszedł właściwy czas, ubraliśmy nasze togi i czekaliśmy aż wszyscy przyjadą. Widocznie nie wyszło nam zbyt dobrze poinformowanie wszystkich o rodzaju imprezy, ponieważ nikt nie przyszedł w todze. W miarę jak przybywało coraz więcej ludzi, oczywistym stało się, że byliśmy jedynymi osobami siedzącymi w togach, podczas kiedy wszyscy inni przybyli w normalnych ubraniach. Tupac szybko zaskoczył co jest grane, wymknął się do pokoju Richarda i powrócił za parę minut w normalnym ubraniu. Wkrótce potem, Randy poszedł do pokoju Tupaca i przebrał się także w normalne ciuchy. Byłem wkurzony z powodu tej dezercji, ponieważ miałem w zanadrzu tylko brudne i podarte szorty i koszulkę, którą miałem tam na sobie dzień wcześniej. Nie mogłem ubrać niczego od Tupaca, ponieważ jego ubrania były wiecznie brudne, w jego pokoju na podłodze leżała ich śmierdząca papierosami sterta. Był bardzo niechlujny. Raz, kiedy gdzieś się wybieraliśmy, ubrałem jego koszulę, która wydawała się być w przyzwoitym stanie. Jak tylko wyszliśmy na zewnątrz roztoczył się nade mną smród papierosów. Po krótkim czasie stał się on przytłaczający. Skończyło się na tym, że śmierdziałem jak brudna popielniczka przez cały wieczór. Kiedy wycofałem się do jego pokoju, szybko przebrałem się w moje postrzępione ciuchy. Siedząc tam w tym prześcieradle wyglądałem jak kompletny kretyn.

Impreza nie potoczyła się tak jak sobie to zaplanowaliśmy, czy jak mieliśmy nadzieje, że się potoczy. Mieliśmy wizje całych hord skąpo ubranych dziewczyn, które tańczą podczas tego dziwacznego przyjęcia. Tak się jednak nie stało. Impreza była przygnębiającym spotkaniem piętnastu - dwudziestu ludzi. Dużo piliśmy, dziesiątkując tym samym zapasy Richarda, które ukrył głęboko na tyłach szafki znajdującej się pod kuchennym zlewozmywakiem, gdzie zostały ukryte przed takim naruszeniem. Paliliśmy i zasadniczo miło spędzaliśmy czas. Nazajutrz wszędzie było pełno drobnych plamek czarnej farby. Farba musiała mieć podkład olejowy, ponieważ nigdy w pełni nie wyschła.

Kolejnym wydarzeniem, które miało miejsce podczas tych kilku lat, które razem przeżyłem z moim pewnym siebie i czasami aroganckim przyjacielem, było jego umawianie się z jedną z najpiękniejszych dziewczyn w szkole, a mianowicie siostrą o imieniu Kelly. Kelly była tancerką, uczęszczającą na zajęcia równolegle z Tupakiem, a on był nią zainteresowany od pierwszego roku swojego pobytu w tej szkole. Ona zadawała się z kolesiami - gejami z wydziału tanecznego i spotykała się z jednym z nich, był to tancerz o imieniu Eskiah. To denerwowało Tupaca. Uważał, że ktoś, kogo preferencje nie obejmowały dziewczyn nie mógł się z nim nawet równać. Zawsze starał się zadawać z całą tą ekipą w studio tanecznym, rozmawiał i żartował razem z nimi, a wszystko po to, aby dobrać się do Kelly, lecz ona nie zwracała na niego uwagi. Drażniło go to bez końca, ponieważ uważał, że jeśli tylko będzie starał się wystarczająco mocno, to może mieć każdą dziewczynę z tej szkoły. Udawało mu się nawet wśród sióstr o wyższym statusie. Kelly nie była jednak tego typu dziewczyną, pomimo tego, że była na tyle ładna, że mogła by nią być jeśli tylko by chciała. Była w porządku, nie zwracała uwagi na kwestie odcieniu skóry czy posiadania przywilejów. Niestety Tupac nie czynił żadnych postępów.

We wcześniej wspomnianym skeczu pod tytułem ''Chcę być twoim mężczyzną'', przedstawionym podczas ''Wiosennej Gorączki'', autorstwa mojego i Gerarda, gdzie przydzieliłem Tupakowi rolę popularnego lowelasa, to zdołałem także wciągnąć Kelly aby zagrała rolę jego dziewczyny, którą mu koniec końców odbiłem. Nasze powiązanie (moje i Kelly) związane z tym skeczem, dostarczyło perfekcyjnej okazji do bliższego zapoznania się. Oczywiście hojnie z tej sposobności korzystałem, organizując często po szkole mini sesje ćwiczeniowe razem z nią, podczas których omawialiśmy skecz, jej rolę i wszystko inne, co przyszło nam na myśl. Dla całej ekipy zorganizowałem jedną próbę, ale dla niej i dla siebie kilka. Wspaniale to wypaliło.

Podczas naszego drugiego, czy trzeciego spotkania poza szkolnego zapytała mnie o rysunek mojej dobrej przyjaciółki, który wykonałem wcześniej tego roku. Ten rysunek był okropny. Był on duży i robiący wrażenie, ale eksponował wszystkie atrybuty piękna tej dziewczyny w taki sposób, że mogła to narysować tylko osoba, która się w niej zakochała. Byłem zakochany w Ishy tak bardzo, że nie mogłem jej tego powiedzieć, powodowało to uczucie chłodu w moich stopach. Wydaje mi się, że gdzieś wewnątrz czułem, że nie zasługuję na kogoś tak idealnego. Tak, czy inaczej Ishy podobało się te dzieło i z dumą pokazywała je całej szkole. Wszystkim się podobało. Pamiętając o tym, Kelly poprosiła mnie abym wykonał dla niej coś podobnego. Powiedziała mi, że chce zawiesić je w salonie fryzjerskim jej matki. Na wieść o tym, podskoczył mi poziom adrenaliny i uśmiechnąłem się w głębi ducha. Wiedziałem, że najprawdopodobniej jest już moja. Starałem się jak tylko mogłem, aby efekt był zabójczy i żeby jej się podobało.

Ukończone dzieło wyglądało niesamowicie. Jej reakcja była nawet bardziej pozytywna i łaskawa niż tego oczekiwałem. Powiedziałem jej, że byłem w stanie wykonać tak znakomitą robotę, ponieważ ją lubiłem i blisko przyglądałem się jej każdej cesze, każdej linii i zarysowi jej twarzy. Była taka fajna; ułatwiła mi to. ''Nie wiedziałam, że mnie tak lubisz,'' powiedziała. I o to chodziło. Tak po prostu doszliśmy do tego punktu, spędzaliśmy wiele czasu razem poza szkołą, już nie potrzebowaliśmy przykrycia w postaci prób.

Poza Eskiahem, Kelly miała chłopaka, który miał w zwyczaju przyjeżdżać po nią każdego dnia po szkole, aby ją odwieść. Poszedł do Woodlawn High School i był kuzynem jednego z moich klasowych kolegów. Widziałem, że muszę utrzymywać w tajemnicy moje zainteresowanie jej osobą. Lecz zrazu z nim zerwała i zaczęła wracać ze mną po szkole do domu mojej babci; a następnie odwoziłem ją autobusem do północno wschodniej części miasta, gdzie mieszkała. Cóż mogę rzec, szczenięca miłość doprowadziła niedoświadczonego chłopaka do wielkiego zadowolenia.

Przez chwilę wszystko było dość niewinne. Nie szaleliśmy według szkolnych standardów, po prostu sporo się całowaliśmy i turlaliśmy się po kanapie. Opowiedziała mi o Tupacu. ''Nie wydaje mi się, żeby on naprawdę mnie lubił,'' powiedziała mi. ''Wydaje mi się, że on chce się tylko ze mną kochać.'' I już wiedziałem, co spieprzył.

Bracia zaczęli dostrzegać te wszystkie chwile, które spędzaliśmy razem i stawali się zazdrośni. Mimo tego, utrzymywałem rozmiar naszego związku w tajemnicy. Czułem się zaszczycony faktem, że mogę być w tego typu związku z tak piękną dziewczyną i nie chciałem tego zepsuć wkręcając go w łańcuch szkolnej plotki, gdzie mieliby pole do popisu wszyscy ci szkolni idioci.

Kiedy w końcu udałem się do jej domu i skonsumowaliśmy nasz związek w jej piwnicy, stało się dla mnie jasnym, że była wykorzystywana w bardziej seksualnych niż uczuciowych związkach. Byłem nieco zbity z tropu, kiedy zaczęła mówić o tych wszystkich dziwactwach. Prawie zacząłem się śmiać, kiedy wielokrotnie powtarzała: ''Idzie przez moje gardło!'' Te wyraźne znaki szerokiego doświadczenia, które ukazywała skłoniły mnie to stwierdzenia, że prawdopodobnie uważała mnie za świeżego, troszkę niewinnego chłopaka, który odnosił się do niej z nowym poziomem szacunku i troski.

Na długo zatrzymałem to dla siebie. Powiedziałem to Tupacowi dopiero prawie rok później. Byliśmy wcześniej w mieszkaniu jego dziewczyny Mary, następnie udaliśmy się na przystanek autobusowy, kierując się do mieszkania jego matki. Kiedy wspomniał o Kelly i o tym jak bardzo wciąż jej pragnął, odpowiedziałem ''Kelly...'' ''No właśnie, jak tam Kelly... Nic nie zrobiliście co nie?'' zapytał. ''Zrobiłem to,'' odparłem szczerze. ''Co!?'' ''Powiedziałem, że to zrobiłem!'' Powtórzyłem z brawurą, ponieważ ot tak bez ogródek mnie o to zapytał. Wiem co chciał tak naprawdę powiedzieć: ''Nie mogłeś tego zrobić, ponieważ ja nie mogłem.(Więc ty, tym bardziej)''

''Zrobiliście coś?'' zapytał ponownie nie dając wiary moim słowom. Sprawiło mi radość powtarzanie tego bez końca. ''Zrobiłem to,'' powiedziałem zdecydowanie. A on stał tam oszołomiony. ''A jak teraz wam się układa?'' ''Dobrze,'' odpowiedziałem z uśmiechem. Z Kelly umawiałem się tylko przez miesiąc bądź dwa. Kiedy przestaliśmy się widywać, pozwoliłem żeby to wszystko ładnie przycichło.

''Człowieku, muszę to zrobić...Muszę to zrobić,'' powiedział po krótkiej przerwie. Zapytał mnie jak to było i powiedziałem mu, że była zajebista (w znaczeniu wspaniała, cudowna). Rzuciłem świtało na to, jak bardzo była cudowna. Powiedziałem mu, że wystarczy jeśli powie, że ją lubi. ''Człowieku, muszę to zrobić,'' wciąż powtarzał. Mogę stwierdzić, że całe te zdarzenie nie dawało mu spokoju. Nie chodziło tylko o to, że nie odniósł tutaj sukcesu, lecz także o fakt, że był liderem naszej ekipy. Fakt, że mogłem osiągnąć coś, czego on nie potrafił, było dla niego policzkiem. Do końca szkoły zostało tylko kilka tygodni i raczej nie widziałem szansy na to, aby mu się to udało.

To jest jednak Tupac, o którym mówimy. Niecałe trzy dni później, zauważył po szkole Kelly i Eskiaha. Nie tracąc czasu na wyszukane plany zaprosił Kelly do swojego mieszkania. ''Darrin tam będzie,'' powiedział. ''Jedźmy do mnie i tam sobie pogadamy,'' powiedział to obojga z nich, ponieważ Kelly przyszłaby tylko wtedy, gdy pójdzie z nią Eskiah. Tak więc oboje zaprosił. Kiedy przybyli do jego mieszkania, zrolował blanta i wszyscy palili. Pamiętał jak pewnego razu Kelly wspomniała, że nie potrafiła obchodzić się ze skrętem, tak więc tu widział swój klucz do niej.

Kelly była na strasznym haju i szybko odlatywała. Powiedział mi, że potem zaczął jej mówić, jak bardzo ją lubi. Powiedział, że spytała go ''Naprawdę?'' Mógłbym przysiąc, że pamiętał każdy, najmniejszy detal z tego co opowiadałem mu na przystanku autobusowym i sprawnie z tych informacji skorzystał. Tym niemniej Eskiah cały czas udaremniał jego próby. Tak wiec Tupac obmyślił plan. Odciągnął Eskiaha na bok. ''Pozwól mi przelecieć Kelly, a ja pozwolę ci później przelecieć mnie,'' zabrzmiała jego propozycja. ''O tak,'' odpowiedział entuzjastycznie Eskiah.. ''Idę na to.'' Całą resztę Tupac przedstawił mi na miejscu 'zbrodni'' w następujący sposób:

'Jestem na łóżku w takiej pozycji (klęcząc na końcu łóżka), i ostro pieprze Kelly. Ona wciąż powtarza: ''Moje gardło, moje gardło!'' [W tym momencie zacząłem się śmiać i powiedziałem mu, że jestem stuprocentowo przekonany o tym, że mówi prawdę. Pamiętając o innych rzeczach, o których w takim momencie wspominała, pytałem go, czy powiedziała to? Czy powiedziała tamto? Odpowiedział twierdząco na wszystkie pytania. Człowieku, ale się uśmialiśmy] ...Jestem na Kelly, już prawie dochodzę, a Eskiah dotyka z tyłu mojej nogi mówiąc: ''Dobra, kiedy będzie moja kolej?'' Odpowiadam mu, ''Czekaj, czekaj, pozwól mi skończyć i nadejdzie twoja kolej! Uderzając w jego rękę tak, że przestała dotykać mojej nogi [wciąż klęcząc, będąc pochylonym do przodu i uderzając wyimaginowaną dłoń dotykającą jego górnej części uda]. Po tym, jak doszedłem, Kelly kompletnie odleciała. Eskiah pytał, ''Kiedy moja kolej?'' No i zaczęliśmy się kłócić. Powiedziałem mu, ''Chyba ci kurwa odbiło jeśli sądzisz, że pozwolę ci na coś takiego'' Powiedziałem mu: ''Pierdol się jesteś walnięty.'' On, niczym stara suka, zdenerwowany odpowiedział, ''Okłamałeś mnie.'' Wziął Kelly i wyszedł.

Sposób w jaki Tupac o tym opowiadał, był prześmieszny. Widziałem, że może posunąć się bardzo daleko, żeby tylko osiągnąć swój cel. Przebywając razem z nim, nauczyłem się tego, żeby nie być zdziwiony żadnym jego zachowaniem. Powiedział, że spotkał się z nią raz jeszcze i miał ją na umywalce w ubikacji. Starał się zachowywać tak, jakby był nią zainteresowany, ale już po drugiej randce tak naprawdę nie był. Dokonał już podboju, a przecież cały czas tylko o to mu chodziło. Eskiah powrócił do szkoły niezadowolony, rozsiewając po szkole fałszywą plotkę, że pieprzył Tupaca. W momencie, kiedy skończył się rok szkolny, plotka zdążyła obiec już całą szkołę. Jednak ja znałem prawdę, a Kelly potwierdziła to, co opowiedział mi Tupac.

14. Sprzątacze kontra Zmywacze Naczyń

Codzienna pogoń Tupaca za nawet najwspanialszymi marzeniami przenikała każdy aspekt jego życia; ciągle pracował. Regularnie przeistaczał się w jakąś postać z jakiegoś filmu, czy programu, który oglądaliśmy w telewizji, a potem w następną. Bez ostrzeżenia przybierał jakąś postać, recytując z głowy całą narrację. Robił to cały czas tak, jakby to był jego nałóg i nie mógł przestać. Jedną z jego ulubionych postaci był Tony Montana, czyli postać ważnego gangstera z filmu Scarface. Nie zliczę ilości czasu, które spędziłem z tym agresywnym, ostrym człowiekiem i jego groźnym kubańskim akcentem; w tym nieprzejednanym wcieleniu produkował potoki śliny, której unikali wszyscy, którzy znajdowali się w polu rażenia. Tupac przekraczał w swojej głowie wszystkie bariery i wykorzystywał najgłębsze pokłady swojej duszy, aby wczuć się w daną postać i budować je na nowo ze skrupulatną dokładnością odnośnie detali. Inną jego ulubioną postacią był stary pijak, którego odtwarzał z taką samą intensywnością i entuzjazmem. Rozpiętość życiowa tych postaci była dość spora. Doświadczanie tego widowiska było zdecydowanie zabawne, w momencie kiedy nie było boląco denerwujące.

W świetnej restauracji w Inner Harbor, gdzie pracowaliśmy, Tupac po mistrzowsku naśladował arabskiego kelnera o imieniu Saeed. Saeed miał nawyk opowiadania ''Czarnych'' dowcipów, tak więc mieliśmy wielką radochę nabijając się z niego. ''Idźcie na autobus kuzyni,'' mówił swoją łamaną angielszczyzną, uśmiechając się i wskazując na stolik z czarnoskórymi klientami; szybko stał się naszym ulubionym dostawcą komizmu w pracy. Jego niezwykłe, zagraniczne maniery, jego niepoprawny angielski i jego niewygodnie elitarny wygląd powodowały, że był on chodzącym materiałem do żartów. Tupac wykorzystywał to wszystko z chirurgiczną precyzją i sumiennością. Tupac był tak zabawny w tym odtwarzaniu roli, że Saeed nie mógł wyprowadzić żadnego sensownego kontrataku. Musiał po prostu przełknąć swoją dziecięcą frustrację, rzucając w zamian tylko spojrzenie wyrażające niesmak. To tylko jeszcze bardziej nas śmieszyło. Zawsze jednak ciężko dla niego pracowaliśmy i on nas stosownie do tego wynagradzał dając napiwki, tak więc nie było między nami żadnych złych emocji.

Jako Sprzątacze zarabialiśmy głównie na napiwkach, zgarniając od 20 do 30 dolców za wieczór, uwijaliśmy się w tej restauracji. Jako Sprzątacze byliśmy pod rządami niektórych kelnerów i kelnerek, którzy oburzali się z powodu tego, że musieli dawać nam 50% swoich napiwków, mimo tego, że wymagali od nas poświęcania niemal całej energii i wysiłku, abyśmy pracowali dla nich uwijając się niczym złapana w pułapkę mysz w pewnym okrutnym eksperymencie. W godzinach szczytu nie było to nic miłego.

Nie byliśmy także faworytami Zmywaczy Naczyń, którzy mieli do nas pretensje, że bardzo późno przynosiliśmy naczynia podczas wieczorów, kiedy było dużo klientów. Czasem nie była to nasza wina, ponieważ stoły bywały czyszczone szybciej niż zdołaliśmy je obsłużyć, więc cały czas byliśmy pogardzanymi doręczycielami złych wiadomości. Jednak podczas niektórych zatłoczonych wieczorów to była nasza wina, ponieważ wygłupialiśmy się i żartowaliśmy podczas, kiedy ostatnie stoliki już kończyły. Kiedy po całej nocy pośpiechu w przygotowywaniu czystych stołów mogliśmy sobie zrobić krótką przerwę, byliśmy bardzo szczęśliwi, a kiedy ustawiliśmy już ostatni stół i nie były potrzebne nowe, nadchodził czas na zabawę. Niektórzy ze Zmywaczy Naczyń, będąc świadomymi naszych nawyków, kiedy tylko przemykaliśmy w kuchni w zasięgu ich wzroku, wielokrotnie pytali nas: ''Czy są jeszcze jakieś brudne naczynia?'', dokładnie wiedząc, że były takie naczynia, ponieważ widzieli, że już od jakiegoś tam momentu nic im nie dostarczyliśmy. Czasem napięcie stawało się znaczące. Pewnego wyjątkowego zapracowanego wieczora, Tupac, Mouse (któremu od niedawna załatwił pracę razem z nami w restauracji) i ja przynosiliśmy przez cały czas tony brudnych naczyń, pod koniec dniówki wciąż wiele stołów czekało na sprzątnięcie. Zmywacze naczyń nie mogli iść do domu jeszcze przez jakiś czas i dobrze o tym wiedzieli. Konsekwentnie stawali się coraz bardziej źli. Zdecydowałem, że zagram rolę Miłego Pana i pomogę im pozmywać trochę naczyń, aby to wszystko przyspieszyć. Ich sytuacja nie wyglądała najlepiej, z drugiej strony Tupac i Mouse powłóczyli nogami i żartowali, czekając aż skończą przy ostatnim stole, zamiast wywiązać się z obowiązków i przynosić jak najwięcej naczyń, a nie zasypywać nimi Zmywaczy w ostatniej chwili. Zacząłem rozumieć o co chodziło Zmywaczom. Ich i tak już kiepski humor, szybko zmienił się na jeszcze gorszy, kiedy w końcu zszedł ostatni stolik i stało się to, czego oczekiwali, czyli Tupac i Mouse zasypali ich bezlitośnie naczyniami. Nagle pojawiali się z nikąd w kuchni i w bardzo krótkich odstępach czasu, przynosili tace uginające się pod ciężarem sterty przypadkowych naczyń. Coraz bardziej wkurzeni całą tą ich pogarszającą się z każdą chwilą sytuacją, Zmywacze zaczęli knuć spisek przeciwko Tupacowi.

Pomimo tego, że Mouse odznaczał się w tym przypadku taką samą winą, oni wybrali Tupaca. Mouse był nowym w tej pracy, ale dokładnie wiedział co robi. Oni jednak skupili się na Tupacu. Słyszałem jak spiskowcy mówili, że zamierzają ''go ujebać'' jeśli tylko przyniesie jakieś naczynia. Nie wiedzieli, że ja i Tupac byliśmy ze sobą bardzo blisko. Natychmiast się odwróciłem do ich obu i wyrzuciłem: ''Chuja wy Tupacowi zrobicie!''

W pierwszym momencie popatrzyli się na siebie, byli zaszokowani i zmieszani moim wybuchem, a potem spojrzeli na mnie, tak jakbym był prawdziwym szaleńcem. Zapytali mnie czemu się w to mieszam. Odparłem z oburzeniem: ''Mam do tego prawo...Tupac to mój pieprzony człowiek! I jak powiedziałem wcześniej: Nic mu nie zrobicie!'' Krzyczałem bardzo głośno i byłem niezwykle wkurzony ponieważ tu staram się pomóc tym draniom, a oni mają czelność knuć coś przeciwko mojemu człowiekowi, tuż przede mną. W jednym momencie znalazłem się w centrum poruszenia, które wybuchło w kuchni, Zmywacze mówili mi, że to nie moja sprawa i że mogą mi dokopać. Główny kucharz, Ed, który był wujkiem tych dwóch Zmywaczy krzyczał na nas stojąc przy piecu, mówił że nie ma zamiaru dopuścić, żeby tu wybuchła jakaś poważniejsza awantura. Powiedział nam, że jeśli chcemy się bić, to mamy wyjść na zewnątrz, a jeśli wyjdziemy na zewnątrz, to równie dobrze możemy tu już nie wracać.

Krew zlała mi się od głowy do stóp, moje serce biło bardzo szybko, w głowie kłębiły mi się sprzeczne myśli o utracie pracy, o tym, że dwóch kolesi skopie mi tyłek, a także o tym, jak uniknąć obu tych niepożądanych zdarzeń. W tym czasie Tupac i Mouse przebywali w jadalni i strasznie się guzdrali. Podczas kiedy myślałem jak unicestwić szybko tych dwóch kolesi, w taki sposób, żeby nawet nie zorientowali się, co w nich walnęło, Tupac w końcu powrócił do kuchni i zapytał mnie co jest grane. Powiedziałem mu, że planowali skopać jego tyłek, przesuwając się agresywnie w ich kierunku. Coś we mnie się przełączyło i straciłem głowę. Tupac mnie przytrzymywał i starał się mnie uspokoić, co tylko podsyciło mój gniew, ponieważ nie przyłączył się natychmiast do mnie. Byłem typem spokojnego chłopaka, którego złość tylko czekała na bodziec do wybuchu. Kiedy bywałem prowokowany, ochoczo ta złość ze mnie uchodziła ze znaczną szkodą dla tego, kto znajdował się po drugiej stronie, a ponieważ moje nieco większe i cięższe ręce dowiodły tego, że budzą grozę i są doskonałym narzędziem podczas takich rzadkich okazji, to wiedziałem jak ich używać.

Mimo tego Tupac nie widział, żebym tak się zachowywał wcześniej. Nasze wcześniejsze przysięgi o tym, aby zawsze sobie pomagać, Tupac brał nie do końca poważnie. Mógł poddawać w wątpliwość to, jak wielką pomocą okazałbym się w takiej sytuacji. Jednakże począwszy od tego wieczora wiedział, że kiedy powiedziałem, że mu pomogę, to tak będzie. Uniknęliśmy tego wieczora wymiany ciosów, lecz napięcie pozostało.

Kilka tygodni później kuzyn Tupaca, Scott przyjechał do Baltimore. Szukając nowej drogi życiowej, z dala od ciemnej strony życia w Nowym Jorku, rozważał zatrzymanie się tu na czas nieokreślony. Tupac zatroszczył się o niego i załatwił mu pracę w restauracji, gdzie tak jak my, miał się zajmować stołami. Scott był dużym, konkretnym (w znaczeniu muskularnym) chłopakiem, który był kilka lat starszy od nas. Kiedy zmywacze go ujrzeli, to już nic do nas nie mieli. Całe nieporozumienie poszło w niepamięć.

Tupac podziwiał swojego starszego kuzyna, dzięki któremu odkrył swoją aktorską pasję. To Scott ułatwił Tupacowi dostanie roli w produkcji pod tytułem ''Raisin In The Sun'', kiedy to byli dużo młodsi i mieszkali w Nowym Jorku. Te doświadczenie spowodowało, że Tupac był pewien jaką chce obrać ścieżkę kariery. To, że Scott uczęszczał do School for the Performing Arts w Nowym Jorku spowodowało, że Tupac wybrał podobną szkołę w Baltimore.

Scott był zabawnym kolesiem, który często wykorzystywał w pracy swój talent dramatyczny, manifestując ot tak sobie niekończący się wachlarz - jak sądziłem - mikropostaci. Wydaje mi się, że to właśnie od niego Tupac zapożyczył ten nawyk spontanicznego wcielania się w różne postacie. Scott zawsze wykrzywiał swoją twarz robiąc różne, coraz to nowe miny, do tego dochodził określony sposób mówienia, cechy osobowościowe, chód, postawa, a wszystko po to, aby w przekonujący sposób przedstawić jakąś losowo wybraną postać. Każdy z tych wybuchów nowej osobowości następował w określonej sytuacji, która zawsze była w jakiś sposób do tej roli odpowiednia. Misją Scotta było wywołanie u wszystkich otaczających go ludzi śmiechu.

Tupacowi podobało się, że miał przy sobie jakieś powiązanie ze swoją przeszłością w postaci Scotta. Obydwaj fajnie spędzali czas, najczęściej przebywając w pobliżu domu, paląc zioło i pijąc alkohol oraz naśmiewając się z każdego i ze wszystkiego. Jednak po zaledwie paru tygodniach w pracy Scott został przyłapany na kradzieży przez właściciela restauracji i natychmiast został zwolniony. Wszystko zdarzyło się pewnego wieczora po pracy. Ja i John czekaliśmy nieświadomi na zewnątrz, aż do momentu kiedy oni wyszli. Tupac nie chciał nic powiedzieć; był zawstydzony. Jednak był także wkurzony! Było to tak oczywiste, że nie mógł tego ukryć. Scott wyszedł przez frontowe drzwi ze spuszczoną głową, a Tupac wkurzony znajdował się zaraz za nim. Kiedy oddalaliśmy się od restauracji wszystko zeszło z niego jak grom: ''Co ty sobie do cholery myślałeś?!'' Tupac beształ Scotta. Starszy, niezwykle potężny kuzyn zamknął się w sobie jeszcze bardziej, ciągle milczał i nie mógł spojrzeć nikomu w oczy. Zapytałem co jest grane, a Tupac w sposób sensacyjny i bardzo humorystyczny (z punktu widzenia mojego i Johna) przedstawił nam przebieg wydarzeń. Takiego złego jeszcze go nie widziałem. Najwyraźniej sam właściciel przyłapał Scotta na gorącym uczynku, podczas kiedy ten trzymał rękę na skrzynce z pieniędzmi, która znajdowała się na górze.

W sposób niemądry Scott starał się to wyjaśnić. Jego pierwsza daremna próba polegała na tym, że usiłował stwierdzić iż jego ręka opadła mu do tej kasetki. Następnie bardzo szybko wpadł na równie głupi pomysł, twierdząc że w zasadzie to wkładał tam pieniądze. Te wyjaśnienia tylko dolały oliwy do ognia, którym płonął Tupac. Bez wątpienia tamtego wieczora to Tupac był starszym kuzynem. Było mu wszystko jedno, że to jest jego starszy krewny.

Przez całą drogę powrotną Scott starał się wytłumaczyć. ''Aaa, pieprzyć ich,'' to chciał powiedzieć, wyciągając swoją rodzinną kartę ''my, przeciwko im''. ''Pieprzyć ich!?' Ty idioto! Ja tam muszę pracować!'' odpowiedział Tupac. Kłótnie werbalne trwały przez całą drogę do domu, a zaczynały się na nowo, kiedy tylko Scott się słowem odezwał. Trwało to cały czas, a Scott był po prostu żałosny. Kłótnia o argumenty zawsze była dla Tupaca formą sztuki. Tamtego wieczora Tupac stworzył arcydzieło.

15. Ostatni bal

W 1988 roku bal uczniów ostatniej klasy to była bardziej ogólnoszkolna impreza niż tych najstarszych uczniów. Przypominało mi to nieco Beaux Arts Ball z tym, że zamiast kostiumów uczniowie byli poubierani w smokingi i sukienki. Kilku przyszło z ''prawdziwymi'' partnerami. Nie widziało się tam prawie nieznajomych twarzy. Wśród uczestników było tyle samo najstarszych, co innych uczniów. Tupac był jednym z nich. Przyszedł z grupą innych uczniów. Jedna z dziewczyn z jego grupy wypożyczyła limuzynę, która służyła im za imprezowy rydwan przez cały wieczór. Kiedy przybyłem tam razem z Gerardem oni już tam byli, rozkręcając imprezę.

Mój wieczór nie był tak udany jak ich. Nie układało mi się z moją dziewczyną z wydziału tanecznego, najpierw miałem ją ze sobą zabrać, potem nie miałem na to ochoty, ponieważ podczas naszych kłótni była mało konkretna, a potem znowu, na parę dni przed balem znowu ze sobą byliśmy. Panowały między nami napięte stosunki i cały czas nie byłem zadowolony z podjętej decyzji. Prawda jest taka, że żałowałem iż nie poprosiłem Ishy. Wziąłem ją ze sobą poprzedniego roku i sądziłem, że będzie przesadą jeśli poproszę ją ponownie. Ona była na parkiecie razem ze wszystkimi i dobrze się bawiła. Ja byłem nieszczęśliwy.

Gerard i ja przybyliśmy z naszymi partnerkami do Hotelu Belvedere przy Biddle Street, ponieważ tam, w ogromnej sali balowej, mieszczącej się na pierwszym piętrze odbywało się przyjęcie. Bez zbędnego chodzenia, od razu zajęliśmy stolik przy ścianie, gdzie siedziałem z moją partnerką prawie przez całą noc i patrzyłem jak wszyscy inni dobrze się bawią. Pomyślałem sobie: Czemu tak jak wszyscy inni dobrze się nie bawię? Pomimo tego, że Tupac nie miał partnerki to tańczył przez całą noc. W pewnym momencie nawet skierował się do Ishy i tańczył z nią przez chwilę. To naprawdę spowodowało, że zacząłem narzekać na swoją decyzję i sytuację, w której się znalazłem. Chciałem się oderwać od mojej partnerki. Była ona wyjątkowo ładna, ale strasznie nudna. Po tym, jak przez długi czas z nią siedziałem, wstałem, poszedłem na parkiet i przyłączyłem się do Tupaca oraz reszty kumpli. Trwało to jednak tylko krótką chwilę, zanim wszyscy zaczęli masowo opuszczać imprezę.

Następnym przystankiem było house party przy Edmonson Village. Jedna z tancerek, Tonya Jeffries wszystkich zapraszała: białych, Czarnych, tamtej nocy nie miało to znaczenia, prawdopodobnie był to pierwszy przypadek, kiedy białe dzieciaki znajdowały się w pobliżu tej okolicy. Teraz to była zabawa. Typowe lata osiemdziesiąte: całkowicie czarna piwnica, zamieniona w saunę; dwa ogromne wzmacniacze po obu stronach stołu DJ'a, który znajdował się z przodu tego pokoju. Mini lampa oświetlająca sprzęt miksujący stanowiła jedyne światło w tym pomieszczeniu.

Zdałem sobie sprawę z tego, że bal się skończył. Kiedy przyjechaliśmy na tą imprezę, bawiłem się na własną rękę. Wszystkie partnerskie zobowiązania w tym momencie wedle mojego uznania zostały anulowane. Zobaczyłem Ishę i poprosiłem ją na bok. Powiedziałem jej, że nie bawię się dobrze i że żałowałem, iż nie poprosiłem właśnie jej, zamiast tej dziewczyny, z którą tam przyszedłem. Uśmiechnęła się i zapytała, dlaczego tego nie zrobiłem. Zostałem powalony. Powiedziałem jej, że Tupac organizuje potem imprezę u siebie, a następnie poprosiłem Gerarda, aby odprowadził moją partnerkę do domu, kiedy zachce mu się opuścić tą imprezę. Potem wskoczyłem na parkiet i wytańczyłem sobie to, czego nie dałem rady podczas balu. Po jakimś czasie wiele osób chciało się wygodnie rozłożyć z dala od oczu przyzwoitek. Nastrój przeniósł się w kierunku mieszkania Tupaca, gdzie odbywało się pobalowe spotkanie, w bardziej spokojnym i nie nadzorowanym klimacie. Gerard spełnił moją prośbę i odwiózł moją partnerkę do domu. Wskoczyłem do limuzyny Tupaca i jego ekipy i pojechałem z nimi do jego mieszkania. Richarda nie było w mieście przez tydzień, tak więc mieszkanie stało otworem. Nareszcie trochę się zabawię.

Kiedy wpadliśmy do mieszkania Tupaca było już późno, coś koło pierwszej w nocy. Już miałem tam trochę ubrań, ponieważ w zasadzie to tam mieszkałem, więc od razu przebrałem się w krótkie spodenki i koszulkę; Tupac zrobił to samo. Wiele osób przyniosło ubrania na zmianę i także się przebrało. Powoli, małymi grupkami ludzie przybywali tam od Tonji, niektórzy mieli ze sobą sześciopaki piwa oraz różne butelki zawierające mocny alkohol. Tupac hojnie częstował zbiorami Richarda, stawiając na stoliku nocnym kilka otwartych butelek i zaprosił wszystkich do piwa i lodówki.

Pokój gościnny, znajdujący się w czołowej części mieszkania był przez całą noc ogniskiem zabawy. Wszyscy się tam zebrali, robiąc tylko krótkie wycieczki od czasu do czasu do łazienki i kuchni po piwo i lód. Ponieważ przez drzwi wejściowe wchodziło coraz więcej ludzi zacieśnianie się pokoju gościnnego postępowało. Po chwili wszyscy byliśmy dowolnie porozrzucani po kanapie, krzesłach i podłodze, uspokojeni za pomocą różnych wpływających na umysł i nastrój substancji, siedzieliśmy jeden na drugim, niektórzy mówili cicho, inni darli się ile tylko mieli sił w płucach, tak jakby chcieli kogoś zirytować. Nie byłem zbytnio przyzwyczajony do alkoholu, tak więc dosyć się spiłem. Czując się trochę zmęczonym z powodu głośnych rozmów, prowadzonych jednocześnie przez wszystkich zebranych w taki sposób, że jeden chciał przekrzyczeć drugiego, po cichu wymknąłem się do pokoju Tupaca na tyłach mieszkania. Isha koniec końców do mnie nie przyszła, tak więc poczułem się troszkę przygnębiony, poza tym to co robili wszyscy inni imprezowicze nie robiło na mnie wrażenia. Drętwy opadłem na łóżko Tupaca, oparłem się o ścianę i pociągałem z butelki, w której znajdowała się moja mieszanka, którą ze sobą przywlokłem.

Tak jak się tego spodziewałem i miałem cichą nadzieję, kilka głów ze zwisającymi długimi włosami zerkało przez drzwi do pokoju, a następnie weszło do środka. To była Lisa, w której byłem można powiedzieć zainteresowany i Rebbeca, która mnie całkowicie nie obchodziła. Chichotały i przeciskały się przez drzwi prezentując sporą dozę głupoty przed którą celowo uciekłem. Ironicznie odpowiedziałem na ich próby mając optymistyczny humor, mimo tego że leżałem tam nieszczęśliwy. Nie chciałem żeby sobie poszły (przynajmniej żeby Lisa nie poszła), ale na pewno chciałem żeby zaczęły zachowywać się inaczej. Coś kombinowały i zanim się zorientowałem zawartość mojej butelki się wylała i znalazłem się na podłodze tocząc z nimi obiema walkę, starając się podciągać moje spodenki, które one chciały ze mnie ściągnąć. Byłem trochę zdziwiony, kiedy po minucie czy coś koło tego, one wciąż miały wystarczającą ilość sił i nie chciały odpuścić. Rebecca chwyciła parę nożyczek, które znajdowały się na komodzie Tupaca i starała się odciąć moje szorty. Koniec końców do pokoju wszedł Tupac i włączył się do walki, ogłaszając: ''Jestem z tobą Darrin,'' tak jakby to było jego dżentelmeńskim obowiązkiem. Wyrównując szanse chwycił Rebbecę i wziął ją na bok. Następnie ja ujarzmiłem drugą połówkę tego szalonego seksualnego duo i zacząłem ją całować, podczas kiedy uśmiechaliśmy się do siebie. Już po kilku chwilach, Lisa i ja odnotowaliśmy dziwną ciszę po przeciwnej, zacienionej stronie pokoju i spojrzeliśmy w tamtą stronę. Ujrzeliśmy sylwetkę Tupaca leżącego na podłodze i głowę Rebbeki ze zwisającymi włosami, która chodziła w górę i w dół. Byliśmy zaszokowani, a w szczególności dlatego, że Lisa właśnie zwierzyła mi się, że miała być emisariuszką Rebbeki, która była mną zainteresowana. Gdy to ujrzeliśmy, uśmialiśmy się oboje. Niedługo po tym, Tupac po cichu wstał i bez słowa opuścił pokój. Ta scena była prawdopodobnie najbardziej szalonym zdarzeniem jakiego byłem świadkiem. Jednak patrząc z perspektywy tego, co Tupac mówił mi na temat jego wyczynów szkolnych i poza szkołą, to oczywiście nie było to dla niego czymś niesamowitym i nowym.

Rankiem obudziłem się w łóżku Tupaca, a z każdej strony leżała obok mnie dziewczyna. Nie mogłem sobie przypomnieć jak ta noc się skończyła, tak więc nie miałem pojęcia jak się tam znalazłem. Kiedy się poruszyłem, obudziło to Lisę i skończyliśmy robić to, co zaczęliśmy ubiegłej nocy, pomimo tego, że Rebbeca znajdowała się tuż obok nas. Po tej jej nieprawdopodobnej niedyskrecji z Tupakiem, nie martwiłem się o to, co sobie pomyśli, albo jak zareaguje. Kiedy wreszcie wyszedłem do dużego pokoju, zastałem tam wiele osób, które wciąż spały, były one porozkładane gdzie tylko się dało. Byłem nieco zaszokowany tym, że wszyscy tam jeszcze byli. Podczas kiedy wszyscy zaczęli się budzić, okazało się, że ubiegłej nocy powstał plan wycieczki do Parku Rozrywki King Dominion. Niedługo potem wsiedliśmy do trzech samochodów i udaliśmy się w trzygodzinną podróż do Virginii do King's Dominion, gdzie dobrze się bawiliśmy przez cały ten dzień.

16. W Bronxie

Nastały wakacje szkolne, ja ukończyłem naukę, a Tupac z powodzeniem zaliczył swój drugi rok, więc jesienią rozpocznie ostatni rok nauki. W związku z tym, że nie musieliśmy się już zajmować szkołą, nasze głowy zaprzątała wyłącznie praca w restauracji i rymowanie, liczyło się tylko Born Busy, bądź też jak to mówiliśmy: ''brzmienie Born Busy''. Jeśli akurat nie byliśmy w pracy, swój czas przeznaczaliśmy na pisanie i recytowanie rymów, ćwiczyliśmy nasze wyczucie tempa i wspólne rapowanie. Jednak wraz z upływającym latem, Tupac był niespokojny; chciał powrócić do ''domu''. Po wstępnym, kilkukrotnym ogłoszeniu swojej chęci do odwiedzenia Nowego Jorku, postanowił w końcu to urzeczywistnić pewnego dnia, kiedy minęło już około miesiąca wakacji i zapytał, czy nie chciałbym się do niego przyłączyć. Nie wahałem się udzielić mu swojej odpowiedzi. Nigdy wcześniej nie byłem w Nowym Jorku i myśl o tej podróży ekscytowała mnie. Poza tym, miałem zamiar jesienią uczęszczać tam do college'u, tak więc chciałem się trochę zapoznać z tamtejszym klimatem. Tego samego dnia zadzwoniliśmy do restauracji i poinformowaliśmy kierownictwo, że już tam więcej nigdy nie przyjdziemy. Oboje otrzymaliśmy nasze ostatnie czeki, a dodatkowo mieliśmy trochę własnych pieniędzy na podróż; jechaliśmy do Nowego Jorku. Tupac z niepokojem chciał powrócić do swoich korzeni, do tej innej rzeczywistości, w której się wychował i z której czerpał wiele jeśli chodzi o jego energię i charyzmę. Kochał Nowy Jork i szybko zaraził mnie swoim entuzjazmem. Datę wyjazdu wyznaczyliśmy już za trzy dni.

Bez zbędnej straty czasu zaczęliśmy się przygotowywać do podróży. Nie musiał mi nic tłumaczyć; widziałem jakie to ma dla niego znaczenie i podczas następnych dni, w trakcie naszych prób pracowałem równie ciężko. Spędzaliśmy całe godziny na ćwiczeniu rymów jeden po drugim, odświeżaliśmy stare i ćwiczyliśmy nowe, przygotowując się na wyzwania, które z całą pewnością miały nadejść.

W tym punkcie, mieliśmy wszystko w znakomitym stopniu przećwiczone i czuliśmy się dobrze recytując nasze teksty w jakimkolwiek miejscu i przed kimkolwiek. Pewnego wieczora jak wracaliśmy do domu Tupaca, siedząc na tyle autobusu dyskutowaliśmy jak zwykle na temat naszych rymów. Nie obchodziło nas to, że w autobusie znajduje się pełno ludzi. Wiedzieliśmy, że wszyscy słuchają. W zasadzie to, że mieliśmy wokół siebie publiczność dodatkowo nas motywowało. Rozmawialiśmy tak, jakby autobus był pusty. Przykładowo: ''Pamiętasz jak nagraliśmy ten rym wczoraj? 'Pracujemy ciężko, aby dać wam nasze rymy'... ''

''Ooo, wy rapujecie?'' zapytał ktoś obok nas. ''Tak, no wiesz jak to jest...'' dumnie odpowiedzieliśmy. Potem ktoś inny zapytał skąd jesteśmy. Tupac natychmiast odpowiedział, ''z Nowego Jorku. Jedziemy jutro do Nowego Jorku na kilka dni, żeby coś tam załatwić,'' dodał insynuując, że cel naszej podróży jest o wiele poważniejszy niż odwiedziny. Następnie kilku chłopaków poprosiło nas o wyrecytowanie czegoś. Z radością wyświadczyliśmy temu komuś przysługę i zarapowaliśmy kilka rzeczy. Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem. Nawet ci, którzy siedzieli z przodu, mówili do nas: ''Jesteście dobrzy, pewnego dnia uda się wam,'' kierowca też się do nas odezwał: ''A teraz bądźcie trochę ciszej,'' dodał z uśmiechem. Wszyscy się śmiali. Największe wrażenie zrobiło na nich nasze wyczucie rytmu, współpraca i nasza pewność siebie. Byliśmy poważni. Podczas całego występu nie popełniliśmy żadnego błędu, rozważając różne niuanse dotyczące naszego przekazu jak wymawianie czy, podkreślanie niektórych słów. Ćwiczyliśmy tak dużo, że prawdopodobnie nawet jeśli byśmy chcieli coś zepsuć, to nie byłoby to możliwe. Dumni i pewni siebie wysiedliśmy z autobusu przy Park Avenue; wszystkim podobał się nasz flow, wszyscy życzyli nam wszystkiego najlepszego. Pomyślałem sobie o tym, że najlepiej byłoby wtedy posłać przez autobus czapkę, do której ludzie wkładali by dla nas kasę. Byliśmy przygotowani na Nowy Jork.

Tego poranka, kiedy mieliśmy wyjechać, wsiedliśmy do autobusu linii 28, który miał nas zawieść od mieszkania Tupaca do dworca przy Greyhound, gdzie mieliśmy złapać autobus do Nowego Jorku. Wchodząc do 28mki, pomimo tego, że w autobusie znajdowało się tylko kilka osób, to jak zwykle udaliśmy się na jego tył i zasiedliśmy na ostatnich siedzeniach. Ja usiadłem na narożnym fotelu po lewej stronie tuż przy oknie, a Tupac analogicznie po prawej stronie. Parę przystanków potem do autobusu wsiadło dwóch, trochę starszych chłopaków, którzy także udali się na tył. Jeden z nich był kimś, kogo znałem z mojego starego sąsiedztwa i zaczęliśmy rozmawiać. Po rozmowie ze mną, ten sam koleś zaczął patrzeć z góry na dół na Tupaca; najwyraźniej to, jak ja i Tupac siedzieliśmy nie zwiastowało naszego bliskiego powiązania. Wydawało się, że zwrócił uwagę na dżinsowy strój Tupaca, który był tym samym kolorowym i popisanym ubraniem, które tak często nosił. Chłopak zapytał Tupaca, czy ma odstąpić papierosa. ''Taa,'' odpowiedział Tupac, podając mu jednego. Zdając sobie sprawę z tego, że koleś jest w porządku, ponieważ mnie znał, Tupac ruszał się szybciej niż zwykle, co było oznaką szacunku. Koleś na chwilę się wyłączył, a następnie bez żadnego wyraźnego powodu rzekł: ''Nieee, nie chce tego gówna!'' I odrzucił papierosa prosto w twarz Tupaca. Jednym ruchem Tupac chwycił i odrzucił tego papierosa z powrotem w jego stronę, nie potrzebował wiele czasu, aby zorientować się w sytuacji, wyglądało to tak, jakby tego oczekiwał, jakby było to już pewnego rodzaju rutynowym działaniem. Koleś pewnym słowem obraził Tupaca, ja zacząłem krzyczeć, że to jest mój człowiek i byłem gotowy na walkę, która wydawała się w tym momencie czymś co nadejdzie nieuchronnie. Mimo tego, kolega tego chłopaka zachował się tak, jakby chciał rozładować te napięcie i gniewnie powiedział swojemu znajomemu, że musi ''dać sobie spokój z tym gównem''. Patrząc na Tupaca, odpowiedź tego drugiego brzmiała: ''Jebać go!''

"Jebać ciebie!'' odkrzyknął w jego stronę Tupac, patrząc się kolesiowi prosto w oczy; kolesie wysiedli na następnym przystanku. Byłem zaszokowany i zdezorientowany tym, w jaki sposób ta skondensowana, zła energia została wylana na niego tak po prostu, z niczego, bez wyraźnego powodu. Nie mogłem zrozumieć dlaczego miał coś do niego ktoś, kto w ogóle go nie znał, a dla którego był nawet miły. Ponownie pojawiło się u Tupaca te obojętne spojrzenie. Nawet o tym nie rozmawialiśmy, po prostu patrzyliśmy dalej przez szyby. Podczas całej pozostającej podróży starałem się nadać jakiś sens, temu najbardziej bezsensownemu ze wszystkich wydarzeń.

To, że ktoś obraził Tupaca w taki sposób i to bez kompletnie jakiegokolwiek powodu, było dla mnie niepokojące. To było głupie i niepokojące, ale Tupac wiedział, że jakby co, to gotów byłem mu pomóc. Już wcześniej dyskutowaliśmy nad tego rodzaju teoretycznymi sytuacjami, mówiąc o tym, jak ważne jest trzymanie się razem w chwili prawdy. Oboje mieliśmy mocne zdanie, że w przyjaźni nie ma miejsca na jakieś ''gówniarskie zagrywki''.

Przyjechaliśmy na dworzec i wciąż nie rozmawialiśmy na temat tego zajścia. W sposób oczywisty martwiło go to, lecz był bardzo mocno skupiony na dotarciu do Nowego Jorku. Po tak nieciekawym początku podróży wydawało się, że już od tego momentu wszystko będzie przebiegało zgodnie z planem. Podczas całej trzy i pół godzinnej podróży przez całą drogę rozmawialiśmy i pisaliśmy rymy. Byliśmy podekscytowani tym, że wyjeżdżamy z Baltimore; a po drugie tym, że kierujemy się do miejsca narodzin i centrum rapu. W głębi naszych umysłów tliło się oczekiwanie, że być może wpadniemy na jakiegoś dyrektora wytwórni, albo że zostaniemy usłyszani przez kogoś, kto ma w tym biznesie coś do powiedzenia, a on zaproponuje nam kontrakty. Kompletnie nie wiedzieliśmy jak kręci się biznes muzyczny.

Jak tylko wyjechaliśmy z Hollad Tunnel w Nowym Jorku, Tupac zmienił się w mojego osobistego przewodnika; był cały podekscytowany. Kiedy dojeżdżaliśmy do dworca przy Port Authority, on jako pierwszy wyskoczył ze swojego siedzenia i jako pierwszy opuścił autobus. Można było sobie pomyśleć, że bardzo gdzieś się spieszy. Przez dworzec pędziliśmy z taką szybkością, że ledwo mogłem mu dotrzymać kroku. Rozkoszował się będąc w tej władczej pozycji, nie zwracając uwagi na moje próby zaznaczenia swojego autorytetu poprzez pytanie, cały czas parł nieustannie do przodu. W zawrotnym tempie, jak we mgle spieszyliśmy korytarzami, po brudnych schodach, weszliśmy w strefę cuchnącego, nieruchomego powietrza, czekaliśmy w kolejce aby kupić pamiątki, byliśmy ściskani przez kołowrotki znajdujące się na bramkach. Pospieszyliśmy w kierunku jednej z najbrudniejszych linii metra jakie kiedykolwiek widziałem. Rozkoszowałem się każdą sekundą tych wydarzeń. Kiedy pojawił się ostatni z dwóch pociągów do Bronxu, Pac przemienił się ponownie w naszego przewodnika. Jego entuzjazmu nie sposób było wyolbrzymić. Oddychając ciężkim, letnim powietrzem Nowego Jorku, Tupac był zmieniony tak, jak Popeye po puszcze szpinaku. Był w domu.

Z pociągu wysiedliśmy na dobrze przewietrzony, stary peron, który kojarzył mi się ze starymi filmami o Harlemie jak The Cotton Club. Peron znajdował się na podwyższeniu i mogłem dostrzec otaczające go budynki, które wydawały się być rozciągającym się na dużym obszarze kompleksem kamienic czynszowych. Budynki były zrujnowane, miały wybite szyby; wiele z nich wydawało się być opuszczonymi. Pomiędzy nimi znajdowały się brudne przestrzenie, zaśmiecone odpadkami i kępami źle ściętej trawy. Patrząc na tą panoramę starałem się, acz nie potrafiłem dostrzec tej magii i blasku o których tak przekonująco śpiewał Frank Sinatra, w tych wszystkich reklamówkach ''I Love New York'', które oglądałem w tamtym okresie.

Z nieba bezustannie lał się podgrzewający powietrze żar. Zeszliśmy w dół na ulicę, poprzez chybotliwą klatkę schodową, potem skierowaliśmy się w stronę skrzyżowania w kierunku budynku mieszkalnego, który znajdował się obok zabrudzonych i postrzępionych trawników. Tupac wskoczył na betonowe schody, a ja zaraz za nim. Wewnątrz dalej pokonywaliśmy kolejne schody pnąc się w górę, poruszając się wąskim korytarzem, słabo oświetlonym przez małe okienko znajdujące się na półpiętrze. Na trzecim i ostatnim piętrze podszedł bez wahania prosto do drzwi, które znajdowały się w rogu po naszej lewej stronie i zapukał. Kiedy tylko otworzyły się drzwi tego mieszkania, nastąpiło ciepłe przywitanie. Zaraz po przekroczeniu progu, szybko zasugerował mi do ucha, ''Czy to nie przypomina ci 'Dobrych Czasów'?'' Kiedy to usłyszałem, chciałem wybuchnąć śmiechem ponieważ oprócz tego, że w tym małym mieszkaniu poupychanych było zbyt wiele osób, to znajdowało się tam dwoje chłopców i jedna dziewczynka, dokładnie tak, jak w tym filmie. Obowiązkowo przedstawił mnie każdemu, kto znajdował się w tym mieszkaniu, a następnie poszliśmy pochodzić po okolicy. Nie chciał zmarnować nawet sekundy. Wyglądało na to, że chciał w kilka dni zrobić to wszystko, za czym tęsknił od ponad roku, czyli od czasu jego ostatniej wizyty tutaj. Miał ochotę sprawdzić, czy wszystko wciąż jest tak samo, jak było wcześniej.

Kiedy przechodziliśmy przez ulicę, ludzie wołali do niego ze swoim mocnym nowojorskim akcentem, on odpowiadał grzecznie, a jego głos brzmiał zupełnie inaczej, niż ten którym posługiwał się do tego momentu, stawał się coraz bardziej odmienny z każdą osobą, jaką mijaliśmy. Wszyscy byli naprawdę szczęśliwi, że mogą go ujrzeć. Spędziliśmy trochę czasu na placu zabaw znajdującym się za rogiem. Hydrant przeciwpożarowy był otwarty i dzieciaki chlapały się wydobywającą się z niego wodą. Spędziliśmy tam cały dzień, rozmawiając ze wszystkimi jego przyjaciółmi. Wszyscy byli dla mnie bardzo uprzejmi i sympatyczni jako dla chłopaka z poza miasta. Ja byłem jednak zaabsorbowany i oszołomiony wtapianiem się w tą niewygodnie obcą okolicę. Świadomie powstrzymywałem się od mówienia zbyt wiele na ten temat. Ze względu na te wszystkie obco brzmiące zwroty, oczywistym stało się dla mnie, że pomimo tego, iż doskonale rozumiałem to, co zostało powiedziane, to nie znałem tego języka. Pytano mnie więcej niż jednokrotnie o to, czy przyjechałem ''ze wsi''. Z drugiej strony Tupac był w domu. Pasował do Nowego Jorku w przeciwieństwie do Baltimore, gdzie odstawał jak opuchnięty kciuk.

Pod wieczór spotkanie przyjaciół wkrótce przekształciło się w sesję i zaczęło się rymowanie. Razem z Tupakiem zapodaliśmy kilka piosenek i niedługo potem dwójka żeńskich MC rzuciła nam wyzwanie do małej bitwy... Zaczęło się. Po tym, jak wyrecytowały swój rym, my odpowiedzieliśmy naszym ''You're a Hot Bitch'', który pierwotnie napisałem dla Jady i Lindy. Jak zwykle wyszło nam idealnie, tym razem skupiając się na zaakcentowaniu najbardziej humorystycznych fragmentów, ponieważ użycie humoru wydawało się zawsze najbardziej skuteczną taktyką w bitwach przeciwko dziewczynom. Nasze przeciwniczki nie mogły się powstrzymać od śmiechu słysząc nasze teksty:

''You're a hot bitch / Are you uh sista or tryin' / You're a hot bitch! / So hit your draws fryin' / You're a hot bitch! / All up in someone's face / And the space between your legs is like a fireplace. / You're a hot bitch!''

Dziewczyny nawet nie próbowały odpowiedzieć na nasz rym. Po tym, jak wyrecytowaliśmy parę innych rymów, to wszyscy - łącznie z naszymi pokonanymi dziewczynami - zaczęli nucić razem z nami nasze refreny i kiedy kończyliśmy dany utwór, prosili nas o to, abyśmy jeszcze raz powtórzyli tekst. Tupacowi udało się z sukcesem powrócić do domu, a ja odgrywałem istotną rolę; ale to był dopiero początek.

Na ulicy zaczęło się robić ciemno i grupa powoli się kurczyła. Kiedy odchodziliśmy z placu zabaw przez Fordham Road, kilku Latynosów zawołało Tupaca stojąc po drugiej stronie ulicy i skierowało swoje kroki ku nam. Podobało mi się to, że tak wiele różnorodnych ludzi, którzy wychowali się w różnorodnych kulturach, dzieli się tą samą okolicą. Było to zupełnie inne od tego, co przez całe życie widziałem w Baltimore, tam w ówczesnych czasach spotykało się tylko czarnych i białych.

Kiedy przechodzili przez ulicę, na twarzach tych dwóch chłopaków gościł uśmiech, nawet jeszcze do nas nie doszli, kiedy zaczęli z zawrotną prędkością zadawać nam mnóstwo pytań: ''Hej, gdzie byłeś? Jak tam? Kiedy przyjechałeś?'' Obejmując go czule zaczęli dalej zadawać lawinę pytań, nie dając mu możliwości na odpowiedź. Potem spojrzeli na mnie z taką samą sympatią, namawiając Tupaca, żeby nas sobie przedstawił. Uścisnąłem z nimi ręce i od tego czasu było wszystko jak w rodzinie.

''Co robicie? Chodźcie z nami,'' zasugerowali, a my zgodziliśmy się na to bez wahania i poszliśmy z nimi dalej tą samą ulicą. Przecznicę dalej idąc Fordham Road dotarliśmy do dziwnie wyglądającego supermarketu. Wejście do marketu wychodziło na chodnik, przed wejściem na całej szerokości znajdował się bogaty asortyment płodów rolnych; nigdy czegoś takiego nie widziałem. Weszli tam między skrzynki z pomarańczami i jabłkami, tak jakby to było ich celem. Ja szedłem po prostu za nimi, przyglądając się dziwnej aranżacji tego sklepu, który wydawał się nie pasować do tej okolicy. Wzięli cygaro i kilka butelek 40 uncjowego piwa ''Colt 45'', następnie podeszli do kasy, zapłacili za nie, po czym wyszli ze sklepu nie dając się wybić z rytmu. Nie wiedziałem co jest grane, tym niemniej nie zdziwiło mnie to, a także nie zaszokowało; wiedziałem że mam nie oczekiwać że coś tu zrozumiem, przez te następne kilka dni. Po prostu podążałem w ich ślady, ciesząc się że byłem częścią tego, czymkolwiek by to nie było.

Ze sklepu udaliśmy się za róg, dochodząc do dużego, białego budynku mieszkalnego, który znajdował się przy odgałęzieniu głównej ulicy. Cała ich trójka dalej rozmawiała i śmiała się, wspominając stare czasy. Co jakiś czas uwaga tych dwóch chłopaków skupiała się na mnie, wtedy to zadawali mi sporo pytań. Podczas każdego dowcipu czy jakiegoś zabawnego akcentu, zachęcali mnie do zaangażowania się w humor. Czułem ich szczerość, która powodowała że czułem się komfortowo. Wydawało się, że Tupac nie mógł być szczęśliwszy.

Po tym, jak zatrzymaliśmy się koło tego budynku, jeden z chłopaków wyciągnął cygaro i ostrożnie je otwarł, tworząc idealne rozdarcie na całej jego długości, a następnie wyrzucił jego zawartość. W tym momencie kompletnie nie miałem pojęcia co jest grane i wyglądałem na zmieszanego. Patrząc na mnie i widząc zmieszanie na mojej twarzy, uśmiechnął się, lecz nic nie powiedział, po czym powrócił do swojego zadania. Schował pozostałość cygara do kieszeni swojej koszuli, a następnie wyciągnął ze swoich szortów mały woreczek, co było jak sądziłem ziołem, po czym wysypał zawartość w swoją dłoń. Zaintrygowany dalej obserwowałem wszystkie te czynności. Kiedy skończył, co zajęło tylko kilka chwil, zioło zostało upchnięte i zwinięte w nowe cygaro; nigdy czegoś takiego wcześniej nie widziałem i nie słyszałem o czymś takim. Minie jeszcze parę lat zanim zaznajomię się z terminem ''blunt'' i zdam sobie sprawę, że to właśnie robili ci kolesie już wtedy.

Z całym ceremoniałem przekazali mi blanta recytując nadęte i nazbyt wyniosłe słowa, czyniąc przy tym gesty powitania, mówili bardzo oficjalnie, że mam zaszczyt pociągnąć jako pierwszy. Chłopak, który zrolował tego blanta, trzymał teraz w ręku zapalniczkę, znajdującą się tuż przy końcówce blanta, który na tamtą chwilę tkwił w moich ustach. Wszystko odbywało się tak, jakbym był jakimś ważnym gościem w ekskluzywnej restauracji. Patrzeli na mnie z aprobatą, podczas kiedy zacząłem palenie szybkimi pociągnięciami, tak jak to się robi z cygarami na filmach, które oglądałem. Zanim się zorientowałem wszyscy raczyliśmy się głębokimi pociągnięciami z tego przerobionego cygara, popijaliśmy przy tym z czterdziesto uncjowych butelek, czas spowalniał swój bieg, potem wszystko się zamazało. Jedyne co potem pamiętałem to, że oni się śmiali z coraz większych problemów, które zaczęły mi doskwierać. Tupac trochę zaczynał się denerwować i zmienił się w mojego opiekuna. Jestem w stanie przypomnieć sobie jeszcze kilka innych rzeczy, które miały miejsce tamtej nocy. Kiedy Tupac wreszcie doprowadził mnie z powrotem do mieszkania, byłem już w takim stanie, że musiałem się czołgać do góry po schodach. Było już późno. Tupac rozłożył na podłodze, w miejscu gdzie mieliśmy spać jakieś prześcieradła i tam właśnie mnie położył. Gdy spytał się czy wszystko ze mną w porządku, na co odchrząknąłem, że tak, poszedł z powrotem na zewnątrz, powracając w ciągu nocy kilkakrotnie aby upewnić się, co się ze mną dzieje, a następnie zaraz wracał na ulicę. W okolicy znajdowała się taka ładna dziewczyna, którą Tupac był zainteresowany począwszy od naszego przyjazdu. Ja cieszyłem się, że mogę znajdować się w komfortowym stanie nieświadomości; cała ciekawość została odsunięta na bok, aż do następnego ranka.

Kiedy zostałem obudzony przez jasne światło nowego dnia, wokół mnie z nikąd pojawiło się pełno ciał. Wyglądało to tak, jakby podłogi i ściany zrodziły tych ludzi podczas nocy i coraz więcej osób wchodziło do tego małego mieszkania wraz z upływem czasu. Kiedy tylko otworzyłem moje oczy, czułem potrzebę żeby wstać i usunąć się im z drogi; znajdowałem się pośrodku czyjegoś pokoju gościnnego na litość boską.

Znajdowało się tam wiele wujków, ciotek i kuzynów, których nie widziałem tam wcześniej. Poznałem każdego, ale w szczególności kuzyna Tupaca Kenny'ego. Tego dnia właśnie mieliśmy z nim spędzać czas. Był nieco starszy niż my i wziął na siebie odpowiedzialność za to, abym przeżył ''prawdziwe'' nowojorskie doświadczenie. Jednak w tym momencie uwaga wszystkich skupiała się na śniadaniu. Głęboko zainteresowany moim dobrem i przyjemnościami, tak jak i zresztą wszyscy, od kiedy tylko moja stopa stanęła w tej okolicy, Kenny razem z Tupakiem przeszukiwali kuchnię, żeby coś przyrządzić, tak abym zaczął wszystko w odpowiedni sposób. Wbili na patelnie parę jajek, zaczęli robić tosty i wszyscy poczęliśmy wdychać ten zapach, Kenny natomiast cały czas mówił mi o zajebistych rzeczach, jakie będziemy robić, mówił o tym, że zobaczę tego dnia, co to jest Nowy Jork!

Po przebywaniu w mieszkaniu aż do wczesnych godzin południowych, gdy słuchaliśmy muzyki i żartowaliśmy z różnymi członkami rodziny, wyszliśmy w końcu na gorące słońce i skierowaliśmy nasze kroki ku stacji metra. Kiedy przechodziliśmy koło boisk do koszykówki, Kenny oddzielił się od nas i udał się do kolesia, który stał obok ogrodzenia otaczającego boisko, podczas kiedy Tupac i ja czekaliśmy na niego. Swobodnie dokonali krótkiej transakcji i Kenny powrócił do nas z powrotem. Dalej wędrowaliśmy w kierunku stacji. Pomimo mojego dość naiwnego stosunku wobec moich towarzyszy, myślałem o tym, co właśnie się wydarzyło; nie mogłem jednak być tego całkowicie pewien. Kompletny brak zainteresowania Tupaca całą tą sprawą upewnił mnie tylko, że nie chodziło tu o zakup zioła. W tej kwestii nic nie zostało powiedziane. Kiedy dotarliśmy na stację, akurat wjeżdżał pociąg, tak więc wskoczyliśmy po schodach, a następnie płynnym ruchem przeszliśmy przez kołowrotki, co odbyło się w sposób tak naturalny, że mój szok nie miał czasu przemienić się w strach czy pytanie. Kiedy znalazłem się bezpiecznie w pociągu, po prostu się zaśmiałem, a moich dwóch kompanów patrzyło na mnie z uśmiechem, będąc zadowolonymi z tego, co ujrzeli. Tego dnia ani razu nie zapłaciliśmy za przejazd. Mimo tego od tamtego czasu stosowaliśmy już łagodniejsze metody, po prostu odsuwając kołowrotki do tyłu na tyle, na ile to było konieczne, po czym najzwyczajniej przechodziliśmy przez wejście.

Chociaż kierowaliśmy się w stronę Village, to wysiedliśmy na długo przed tą stacją abym mógł ''zobaczyć Nowy Jork''. Szliśmy niezliczonymi, krętymi, małymi uliczkami, ale także wielkimi alejami, zawsze zaglądaliśmy do różnych sklepów, do sklepu z używanymi nagraniami muzycznymi, przechodziliśmy koło ogrodzonego boiska do koszykówki, które znajdowało się tuż przy ruchliwym skrzyżowaniu na Manhattanie. Widzieliśmy także wiele różnych restauracji. Po chyba godzinie marszu zatrzymaliśmy się we włoskiej restauracji znajdującej się w Village, żeby coś przekąsić, a następnie szliśmy dalej od NYU do Washington Square Park, gdzie mieliśmy się spotkać z dwoma zagranicznymi dziewczynami, które Kenny gdzieś poznał. Kiedy po raz pierwszy ujrzałem ten park, wydał mi się on ponurym miejscem, a w miarę posuwania się w głąb, moje wrażenie tylko się potwierdziło. Na ziemi znajdowało się pełno zużytych akcesoriów wykorzystywanych, do aplikacji narkotyków. Widziałem tam igły podskórne, szklane rurki, małe plastikowe worki, a nawet kilka zużytych kondomów. Było tam pełno poobijanych i nie aż tak poobijanych ludzi, reprezentujących kilka poziomów warstwy społeczno-ekonomicznej, którzy włóczyli się tam z otwartymi oczami, lecz oczywistym było, że są nieprzytomni, wyglądali jak chodzące trupy. Kenny znał niektórych z tych ludzi i wydawało się, że dobrze orientuje się w parku.

Szybko spostrzegł dziewczyny i zaczął nas prowadzić w ich kierunku. Były one dosyć atrakcyjne: były Brytyjkami, konkretnego wzrostu i obie w wieku Kenny'ego, no może trochę starsze. Jedna z nich miała rude włosy i piegi. Wyglądała ona lepiej niż jej koleżanka, miała pełne piersi i niezły tyłek. Druga była brunetką z krótkimi włosami i kolczykiem w nosie; była ona nieco chuda. Obie dziewczyny miały na sobie dżinsy i obcisłe koszulki oraz sandały. Wydawały się bardzo ucieszone tym, że ujrzały Kenny'ego; musiał na nich robić niezłe wrażenie. Ja odniosłem natomiast wrażenie, że ten park odgrywał istotną rolę.

Obie dziewczyny były bardzo przyjacielskie i nie miały żadnych zastrzeżeń. Kiedy jasnym stało się, że Kenny był w jakiś sposób związany z tą chudą, Tupac był wyraźnie ucieszony i zaczął flirtować z jej przyjaciółką. W związku z tym, że byłem bardziej powściągliwy od moich dwóch towarzyszy, stałem nieco z tyłu, pozwalając im robić swoje, mimo tego, że dziewczyny miały wystarczającą energię oraz osobowość, abyśmy wszyscy dobrze się bawili. Nie pozwały mi trzymać się za bardzo z tyłu.

Resztę dnia spędziliśmy na baraszkowaniu w okolicach Village, powoli udając się w kierunku północnym. Kiedy słońce zaczęło zachodzić, poszliśmy do Central Parku, gdzie przechadzaliśmy się ospale jego ścieżkami, byliśmy już nieco zmęczeni ciągłym chodzeniem. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się na chwilę i obserwowaliśmy niekończący się strumień szczurów skaczących z małego mostka, które omijały w ten sposób dróżkę i kierowały się w stronę krzaków znajdujących się po jej bokach.

Zanim dotarliśmy z powrotem do mieszkania, było już od jakiegoś czasu ciemno. Tupac uparcie pracował nad rudowłosą i nawet mu to wychodziło. Wszyscy usiedliśmy przy kuchennym stole i rozmawialiśmy aż do późnych godzin nocnych, żartowaliśmy z każdym, kto się do nas przyłączył.

Kiedy położyliśmy się spać, Kenny, brunetka i ja zajęliśmy podłogę w pokoju gościnnym; Tupac z rudowłosą poszli do jednego z pokoi, w którym spało już kilka osób. Nigdy nie wiedziałem ile dokładnie osób znajdowało się w danym momencie w tym mieszkaniu, było to bardzo dziwne. Po krótkiej chwili Tupac wyszedł z pokoju i poszedł z powrotem na zewnątrz. Chyba nie skończył z kimś rozmowy; albo wciąż był zainteresowany tą inną dziewczyną. Poczułem, że Kenny mnie szturchnął, popatrzyłem na niego i zauważyłem, że patrzy się na mnie, kiwając głową w kierunku pokoju. Wiem, co mi sugerował, pokręciłem odmownie głową. Jednak myśląc o tym, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Nie potrzebowałem czasu aby zorientować się w jego niemej propozycji, ponieważ właśnie o tym myślałem. Kenny dalej próbował mnie przekonać upewniając mnie, że takie posunięcie nie wywoła szoku u bardzo przyjacielskiej dziewczyny. ''Daje słowo honoru. Zaufaj mi, '' szepnął do mnie, starając się zachować w tych okolicznościach jak najbardziej poważny głos. Byłem zdenerwowany jak diabli, chciałem się z tego wycofać, ale nie było mowy o tym, żebym zachował się jak ciota tuż przed moim nowym przyjacielem. Nie mając żadnego planu, podniosłem się i udałem się do tego pokoju. Chadzając drobnymi kroczkami pomiędzy innymi ludźmi znajdującymi się w tym pokoju, zauważyłem rude loki. Położyłem się koło niej, za nią. Nie musiałem robić nic innego. Przysunęła się do mnie i ''otwarła się''. Było to szalone, ponieważ w pokoju znajdowały się inne osoby, ale pomyślałem sobie, że jeśli Tupac się nie przejmował takimi rzeczami... Kiedy skończyłem, wstałem i wróciłem tam, gdzie wcześniej leżałem. Kenny mnie pochwalił gestem wyciągniętego w górę kciuka i poszedłem spać. Spałem jak dziecko.

Następnego ranka Kenny wykorzystał pierwszą nadarzającą się okazję, kiedy byliśmy sami, aby dowiedzieć się co się stało. Tupac wziął sobie do serca całą tą sprawę i był nieco zdenerwowany. Wyśmialiśmy go. Było to trochę nietaktem z jego strony, że wkurzył się, bo wyglądało to tak, jakby to była jego dziewczyna czy coś takiego, a wcale tak nie było. Zdejmując ze mnie ciężar odpowiedzialności, Kenny powiedział mu, że on mnie do tego namówił, bo wiedział, że dziewczyna się na to zgodzi.

Tamtego ranka jeszcze bardziej zaszokowany zostałem dziwną dynamiką tego ciekawego mieszkania. Kiedy stałem przed łazienką, czekając na swoją kolej, podszedł do mnie starszy mężczyzna, którego nie widziałem wcześniej, porozmawiał ze mną grzecznie a następnie znikł za drzwiami znajdującymi się zaraz obok łazienki. Dowiedziałem się, że był on wujkiem Tupaca, właścicielem (lub głównym najemcą tego lokalu). On i jego żona posiadali praktycznie rzecz biorąc w głównej sypialni, mieszkanie dla siebie, do którego dla innych lokatorów wstęp był wzbroniony. Wydaje mi się, że mieli do tego prawo, ponieważ dawali schronienie tak wielu osobom.

Wczesnym rankiem wyszedłem z mieszkania i udałem się w kierunku telefonu znajdującego się na rogu, skąd zadzwoniłem do mojej ciotki i wujka (brata mojej babci), który mieszkał niedaleko od miejsca, w którym się obecnie znajdowaliśmy, a przynajmniej tak mi się zdawało. Moja ciotka była posiadaczką kilku salonów kosmetycznych w tym rejonie, tak więc najpierw chciałem się z nią zobaczyć w salonie, a potem zobaczyć się z wujkiem. Ze względu na to, że miąłem powrócić do Nowego Jorku jesienią, aby kontynuować naukę w School Of Visual Art, pomyślałem sobie, że dobrym rozwiązaniem będzie odświeżenie więzi rodzinnych z jedynymi przedstawicielami mojej rodziny, mieszkającymi w tym obszarze, w szczególności kiedy miałem na uwadze, że gdzieś będę musiał mieszkać przez ten czas. Mieszkanie wujka Tupaca znajdowało się przy 180 tej ulicy a salony kosmetyczne mojej ciotki prze 163-ciej. Siedemnaście przecznic, pomyślałem sobie: nic wielkiego. Powiedziałem Tupacowi i Kenny'emu, że idę spotkać się z moją rodziną i że nic mi nie będzie. Sądziłem, że nie jest potrzebne informowanie ich o szczegółach. Powiedziałem im, że spotkamy się razem jeszcze tego wieczora, albo jutro rano.

Jaki ja byłem żałosny. Nigdy tak daleko w życiu nie chodziłem. Już nie chodzi tylko o to, że przecznice nowojorskie nie są takie jak gdzie indziej, ale o to, że odległość między 180tą ulicą, a 163cią to dużo więcej niż siedemnaście przecznic. Nie liczyłem wszystkich nie ponumerowanych ulic, które mijałem. Szedłem dalej tak, jakbym wiedział dokąd idę, żeby nie wyglądać tak głupio, jak się czułem; jednak cały czas w miarę wydłużania się tej wędrówki stawałem się coraz bardziej zły na siebie. Zanim doszedłem w końcu do mojej ciotki minęła już znaczna część dnia i byłem wykończony. Pomimo tego, że powiedziałem wujkowi, że wpadnę się z nim zobaczyć, nie miałem problemów z odsunięciem na bok resztek mojej dumy i zadzwonieniem do niego ponownie, przyznając się do swojej głupoty i prosząc o podwiezienie. Można rzec, że był bardziej niż szczęśliwy mogąc to uczynić.

Po zabraniu mnie z przed sklepu, zabrał mnie na przejażdżkę po całym mieście, widziałem rzeczy, które można oglądać tylko z samochodu. Widziałem wszystko od Yankee Stadium do Wall Street. Wujek poczęstował mnie nieprawdopodobnie smacznym stekiem; nie jadłem tak dobrze już od jakiegoś czasu. Skończyło się na tym, że zostałem u nich na noc. Kiedy obudziłem się na obszernym materacu luksusowego królewskiego łoża, wśród wszystkich wygód domowych odkryłem, że niebyt uśmiecha mi się powrót do prześcieradła na twardej podłodze, makaronu, braku telefonu - czyli tego co czekało mnie u rodziny Tupaca. Byłem gotów do powrotu. Kiedy przybyłem tego popołudnia do mieszkania jego rodziny, powiedziałem mu o tym. Tamtej nocy spędziliśmy czas bujając się po okolicy i wróciliśmy do Baltimore następnego ranka.

17. Show - nasza szansa na wybicie się

Od paru tygodni dochodziły nas słuchy o trasie koncertowej wielkiego Salt-N-Pepa - ''A Salt with a Deadly Pepa''. Wszystkie stacje radiowe o tym mówiły. Dla nas Salt-N-Pepa to były najlepsze raperki w tej branży, więc mieliśmy wielką ochotę to zobaczyć. Jednakże bez pieniędzy i znajomości nie było to zbyt prawdopodobne. Na dzień przed występem nasza sytuacja wiele się nie zmieniła. Nie mieliśmy żadnych pieniędzy, żadnych biletów i żadnego planu. Tego lata nie było takiego występu, który chcielibyśmy zobaczyć bardziej niż Salt-N-Pepa, a możliwość ich zobaczenia zaczęła się oddalać, ale to i tak nas nie zrażało. Chodziło nie tylko o to, aby zobaczyć legendarne wykonawczynie podczas pracy, ale także o to, iż postrzegaliśmy te wydarzenie jako naszą szansę, żeby ktoś nas zauważył. Kiedy już dostalibyśmy się do środka, namówilibyśmy kogoś aby nas posłuchał. Kiedy już ktoś by się na to zgodził, nie było mowy o tym, żeby nam się nie udało.

Born Busy jako zespół dobrze się rozwijał w przeciągu tego lata. Wielokrotnie nasza czwórka spotykała się razem u Gerarda i spędzała ze sobą wiele godzin w jego pokoju, pracując nad rapami, eksperymentując z podkładami i tworząc nagrania. Byliśmy gotowi. Byliśmy na takim poziomie, że potrafiliśmy natychmiast zacząć pokaz z najwyższej półki. Potrzebowaliśmy tylko odpowiedniej publiczności, kilku minut czyjegoś czasu, a nie było mowy żeby im się nie podobało. Najpierw jednak musieliśmy jakoś się wbić w odpowiednie towarzystwo.

Tego wieczora przebywałem razem z Tupakiem w mieszkaniu jego matki. Myśleliśmy tylko o tym koncercie, starając się znaleźć rozwiązanie naszego problemu. Rozmawialiśmy z Mousem, a następnie z Gerardem. Nikt nie miał żadnego pomysłu. Kiedy nadszedł czas na spoczynek, razem z Tupakiem rozłożyliśmy prześcieradła na twardej, drewnianej podłodze pokoju gościnnego i zgasiliśmy światła. W połowie przyćmione światło lampy migotało przez okno znajdujące się ponad naszymi głowami. Byliśmy zbyt zaniepokojeni aby spać. Tupac zasugerował, abyśmy się pomodlili. Takie słowa z jego ust brzmiały zabawnie, ale on nie żartował. Tak więc złożyliśmy nasze dłonie, zamknęliśmy oczy i zaczęliśmy się modlić. Całym sercem prosiliśmy Boga, aby móc się dostać na koncert i spotkać Salt-N-Pepa, czyniliśmy to tak, aby wyraźnie podkreślić o co nam chodzi.

Następnego ranka, w dniu kiedy miał się odbyć koncert, odebraliśmy telefon od Gerarda. W nieprawdopodobny sposób jego matka dała mu cztery bilety na ten koncert, które załatwiła przez swojego przyjaciela. Zanim skończył mówić, zasypaliśmy go gradem refleksji o tym, że nawet modliliśmy się o coś takiego z największą szczerością, tak aby to pomogło w rozwiązaniu naszego problemu. Bez namysłu zadzwoniliśmy do Mouse'a i przekazaliśmy mu dobre wieści.

Ten dzień spędziliśmy na próbach, jeden utwór za drugim. Przyszedł Mouse; przechodziliśmy od jednej piosenki do drugiej. Około dziewiątej na wieczór Tupac i ja udaliśmy się do domu Gerarda. Kiedy tam przyjechaliśmy, Gerard i Mouse siedzieli w dużym pokoju i czekali. Tupac i ja usiedliśmy na kanapie. Ojciec Gerarda zawiózł nas do Civic Center (obok Inner Harbour), gdzie odbywał się koncert. Bardzo podekscytowani patrzyliśmy na nasze bilety ze sto razy. Czuliśmy się bardzo wyjątkowo.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, całe hordy nastolatków tłoczyły się przed wejściem, większość z nich to były surowo wyglądające hip hopowe dzieciaki przybyłe z różnych okolic miasta. Każdy miał na sobie nowe lub wymyte dokładnie tenisówki, dżinsy i koszulkę z krótkim rękawem. W tamtych czasach strzelano do dzieciaków, a czasem zabijano je z powodu ich butów, czy innych popularnych ubrań. My jednak nie myśleliśmy o tym, mieliśmy misję do wykonania.

Po wyjściu z samochodu, podeszliśmy prosto do wejścia, przechodząc obok tych wszystkich dzieciaków, które chciały być zauważone i chciały zgrywać twardzieli. Przedstawiliśmy z dumą nasze bilety i ostrożnie schowaliśmy odcinki kontrolne do kieszeni. Kiedy znaleźliśmy się wewnątrz, budynek otwarł się na nasze oczekiwania. Byliśmy tu po raz pierwszy więc zachowywaliśmy się z pokorą. Idąc korytarzem, zostaliśmy skierowani do przestrzeni w której odbywał się koncert. Kiedy szliśmy korytarzem, w naszym kierunku przybiegła grupka chłopaków-gangsterów ubranych w miejskie stroje. Podbiegli do mnie i Tupaca, uśmiechali się i głośno wykrzykiwali nasze imiona i pozdrowienia. Byli to chłopacy, których spotkaliśmy podczas naszej nocnej bitwy przy Hopkins Plaza. Była to połowa z ówczesnej dwudziestki, która tam wtedy była.

''Hej, wy powinniście się 'tam' znaleźć! powiedziało kilkoro z nich, wskazując na ogromną, bardzo dobrze oświetloną scenę, która znajdowała się przed nami. Powtórzyli swoje oświadczenie kilkakrotnie, mówiąc całkowicie poważnie. Tupacowi i mnie bardzo podobały się takie pochlebstwa. Mouse i Gerard kompletnie nie wiedzieli co jest grane. Po wymianie pozdrowień i uścisków, a w końcu pożegnaniach, wytłumaczyliśmy wszystko Mouse'owi i Gerardowi w drodze ku naszym miejscom. Oni pamiętali nasze zagorzałe relacje z tamtego zdarzenia i szybko pojęli o co chodzi.

Nasze miejsca znajdowały się na górnych trybunach zaraz naprzeciw sceny. Podobał mi się ten widok. Patrząc w dół na scenę widzieliśmy wszystko bardzo dokładnie. Pomimo tego, że ci, którzy stali przed sceną sądzili, że mają wspaniały widok, wydawało mi się, że oni nie są w stanie zobaczyć nawet połowy tego, co my widzieliśmy bardzo wyraźnie. To był pierwszy raz, kiedy byłem na jakimś koncercie i bardzo się z tego cieszyłem.

Tony Terry jako pierwszy wszedł na scenę, potem Kid 'N Play. Nastrój był bardzo burzliwy. Przez cały czas staliśmy, kołysząc się w rytm muzyki, braliśmy w tym koncercie pełny udział. Na początku bezustannie rozglądałem się wokół siebie, patrzyłem jakby tu wtopić się w tłum tych najwyraźniej doświadczonych bywalców koncertów, którzy znajdowali się wokół mnie, potem jednak mi się to udało, stało się to w sposób naturalny. Następny na scenie znalazł się Heavy D. W tamtym okresie jego wielkimi przebojami były ''Overweight Lover'' i ''Mr Big Stuff''. Byłem zaskoczony sprawnością z jaką poruszał się po scenie, tańczył tak, jakby ważył o połowę mniej niż w rzeczywistości. Heavy dał dobry pokaz, ale my czekaliśmy na Salt-N-Pepa. Kiedy nadszedł na nich czas, Spinderella - DJ Salt-N-Peppy jako pierwszy pojawił się na scenie. Z delikatnym gestem w stronę publiczności wspiął się na stanowisko DJ'a, które znajdowało się na tyłach sceny. Na ten widok owacje publiczności się nasiliły. DJ zaczęła przygotowywać swój sprzęt i celowo, bez żadnego ostrzeżenia puściła bezlitosny atak skreczowy, który spowodował, że opadły nam szczęki. To była nowa Spinderella, która dopiero niedawno dołączyła do ekipy. Jej nieprawdopodobny pokaz wydawał się być nieco zbyt nieprawdopodobny. Zdałem sobie sprawę z tego, że przynajmniej jego część musiała zostać wcześniej nagrana. Po prostu wydawało się nieprawdopodobnym, że ona to wszystko robiła od początku, tuż przed naszymi oczyma, być może jednak było tak w istocie, a moje przypuszczenia opierały się w znaczącej mierze na braku obcowania z DJingiem na takim poziomie. Jeśli ten pokaz był prawdziwy, bo przecież mógł być, to mogę tylko was przeprosić, ponieważ tak trudno było w to uwierzyć. Wszyscy patrzeliśmy się na siebie, śmialiśmy się nie mogąc w to uwierzyć i kiwaliśmy głowami. W pierwszej chwili byliśmy całkowicie zdumieni, a później nie chcieliśmy w to uwierzyć. Następnie cały zespół wkroczył na scenę, prezentując swój wielki przebój w tamtym czasie - ''Push It''. Publiczność szalała. Moje pierwsze doświadczenie koncertowe było szumne i wspaniałe; jednak wciąż nie wypełniliśmy naszej misji.

Po koncercie, przed budynkiem zauważyliśmy, że tłum kieruje się w stronę hotelu znajdującego się na tej samej ulicy, podążaliśmy za nimi. Kiedy tak szliśmy, zauważyliśmy jak Kid 'N Play podążał w tym samym kierunku, poruszając się za barierą wydzieloną dla artystów. Zbliżyliśmy się do nich, oferując wymuszone powitanie po czym zapytaliśmy, czy nie chcą się zmierzyć w bitwie. Wiedzieliśmy, że damy im radę i chcieliśmy to za wszelką cenę pokazać całemu światu. Oni jednak odmówili, robili co tylko mogli aby nas zignorować. Zaczęliśmy sobie z nich drwić: 'No dalej... To będzie naprawdę szybkie.. Boicie się?'' mieliśmy nadzieję na to, że ich przyciśniemy, ale oni wciąż nas ignorowali. Kiedy zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nie dadzą się namówić, zostawiliśmy ich w końcu w spokoju i kierowaliśmy się dalej w stronę hotelu, świadomi tego, że z całą pewnością będzie tam Salt-N-Peppa.

Zanim dotarliśmy do hotelu, tłum ludzi już zajął miejsca przed drzwiami wejściowymi do budynku, gdzie był trzymany na dystans przez jednego, przerośniętego ochroniarza, który nie pozwalał wejść do środka nikomu, kto nie miał klucza do pokoju w tym hotelu. Podeszliśmy prosto do wejścia, tak jakbyśmy mieli do tego prawo i zaczęliśmy pracować nad ochroniarzem. ''Jesteśmy częścią występu!'' naciskaliśmy na niego, będąc zakłopotanymi jego odmową. Aby udowodnić nasze racje zaczęliśmy odstawiać naszą małą produkcję rapową, z Mousem na beatboxie. Wszyscy zaczęli kołysać się w rytm naszych rymów, a ochroniarz zaczął nam wierzyć. Formalności dopełniło pokazanie naszych biletów na specjalne miejsca. Udało się. Weszliśmy. Kiedy podchodziliśmy do windy, stali tam już jacyś inni goście, którzy wydawało się, że mają coś wspólnego z produkcją, tak więc podążyliśmy za nimi. Kiedy wysiedli na czwartym piętrze, my podekscytowani podążyliśmy za nimi i od razu stało się jasne, że była to właściwa decyzja. Kiedy wyszliśmy z windy, spostrzegliśmy kolejnego ochroniarza, którego znali Mouse i Tupac. Zapytał nas jak się tu dostaliśmy i powiedzieliśmy mu, a on się po prostu zaśmiał.

W hallu przechadzali się przypadkowi ludzie. Na końcu korytarza, na krześle siedział Heavy D - odpoczywał. Skierowaliśmy ku niemu nasze kroki. Tupac podszedł do niego, swobodnie do niego przemówił prosząc o jakiekolwiek porady dla młodych braci, którzy starają się przebić do branży. Mimo, że Heavy miał na sobie ciemne okulary widać było, że jest zmęczony, lecz pomimo tego był bardzo w porządku. Powiedział nam: ''Musicie zapłacić frycowe''.

Odchodząc od Heavy'ego byliśmy gotowi na decydujące podejście, mianowicie do Salt-N-Peppy. Aby to osiągnąć zatrudniliśmy do pomocy tego ochroniarza, którego znali Tupac i Mouse. Wróciliśmy do niego i poprosiliśmy go grzecznie o to, aby wszedł do pokoju, w którym wszyscy artyści przebywali i poprosił ich, czy nie mogliby nas przez minutkę posłuchać. Zrozumiałym było, że nie miał na to wielkiej ochoty, ale koniec końców uległ naszym naleganiom. Kiedy wyszedł z powrotem z pokoju, Salt wystawiła głowę zaraz za nim i z przygnębiającym wyrazem twarzy powiedziała nam, że akurat teraz nie rozdają autografów.

''Nie, nie,'' odpowiedzieliśmy szybko, ''Chcemy żebyś nas przez minutkę posłuchała. Jesteśmy zespołem.'' Była dosyć niechętna, ale dała nam chwilkę. Oto chodziło. Udało się. Idealnie. Wtedy właśnie to miało się stać. Mieliśmy ją powalić naszym talentem i energią.

''Dobra, jesteście gotowi?'' zapytał Tupac, patrząc na nas, a potem w szczególności na Mouse'a. Czas zdawał się zatrzymać w miejscu. Dzwonek widny ledwo dosłyszalny brzmiał w tle. Mouse nabrał powietrza w płuca i chciał zacząć, ale zanim zdołał wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, pojawiła się pewna przeszkoda:

''Hej! Widziałem, że kręcicie.'' To był ochroniarz, który stał przed wejściem do budynku. Szedł szybko w naszym kierunku powtarzając swoje słowa: ''Wiedziałem, że nie macie prawa wstępu. No dalej!'' powiedział machając w naszym kierunku. ''Poczekaj sekundę,'' powiedzieliśmy razem. ''Ona nas wysłucha.'' ''Nieee, dajcie spokój!'' odmówił podchodząc do nas i wyganiając nas, ignorując nasze prośby. Salt nie powiedziała mu, że ma tego nie robić, nie interweniowała także w naszym imieniu. Byliśmy w szoku. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Byliśmy tak blisko, tak daleko zaszliśmy, a teraz ten idiota to wszystko zepsuł!

W windzie wyrzuciliśmy to wszystko z siebie, klęliśmy na niego, nabijaliśmy się z niego, mówiliśmy o jego matce, używaliśmy najgorszych słów. ''Sukinsyny chyba nie mają marzeń tak, jak my! To dlatego jesteś ochroniarzem! Miałeś kiedyś jakieś marzenie?! Chciałeś być kiedykolwiek w życiu kimś?!'' W szczególności Tupac jechał po nim bez opamiętania, nawet po jego psychice. Było by to o wiele zabawniejsze gdyby nie kontekst tego tragicznego zdarzenia.

Wysiedliśmy z windy, cały czas mówiąc o ochroniarzu, poczęstowaliśmy go jeszcze paroma słowami idąc korytarzem w kierunku wyjścia. Jednak po drodze nasze nadzieje znowu odżyły. Herbie Lovebug (producent Salt-N-Pepy) razem z towarzyszem wszedł przez drzwi. Bez namysłu podeszliśmy prosto do niego i pewnie go powitaliśmy.

''Czy słuchasz nowych zespołów?'' spytaliśmy. ''Nie słucham taśm,'' odpowiedział, ''Słucham zespołów na żywo,'' myślał że to nas odstraszy i zbije nas z tropu. Ale dla nas było to idealne. Nie mieliśmy żadnej taśmy. ''Na żywo'' to było to, co zawsze robiliśmy, i tak właśnie odpowiedzieliśmy, prosząc o chwilkę uwagi. ''No dobra,'' odpowiedział szorstko spoglądając na zegarek, a następnie przybierając obserwacyjną posturę, patrzył na nas. Znowu jedziemy: kolejna nieprawdopodobna szansa, tym razem pokażemy klasę!

Poprawiliśmy nasze postury, ustawiliśmy się przed nim. Tak, jak to planowaliśmy w przypadku Salt, mieliśmy zamiar przedstawić nasz kawałek ''Check It Out'', który doskonale pokazywał naszą współpracę w kwestii flowu. Mouse ponownie nabrał powietrza do płuc, jego klatka piersiowa się rozszerzyła.

''Nieee, nie mam czasu na coś takiego!'' wypalił z nikąd Herbie Levebug, nie przejawiając jakiejkolwiek delikatności czy wyrzutów sumienia. ''Muszę za dziesięć godzin wsiąść do samolotu,'' dodał przeciągle, patrząc ponownie na swój zegarek i odchodząc bez słowa. Staliśmy tam jak wmurowani w posadzkę, szczęki nam opadły, tym razem byliśmy w prawdziwym szoku. To był koniec. Mieliśmy naszą wielką szansę, a teraz ona przepadła.

Stojąc tam wyjęliśmy odcinki kontrolne naszych biletów, wznieśliśmy je w górę i przysięgliśmy: ''Komu pierwszemu się uda, niech zjebie tego sukinsyna!'' Podczas mojej pierwszej rozmowy z Tupakiem po opuszczeniu przez niego Baltimore, zagraniu przez niego roli w 'Juice' i pracy z Digital Underground, wśród paru innych rzeczy powiedział mi: ''Darrin, miałem go.'' Nie wiedziałem o co mu chodzi, aż do czasu, kiedy wyjaśnił mi, że Herbie Lovebug podszedł do niego podczas premiery 'Juice' i wyraził chęć współpracy z nim. Tupac oczywiście bez żadnej powściągliwości udzielił mu natychmiastowej ciętej odpowiedzi. Długo się z tego śmialiśmy.

Wrzesień zbliżał się dużymi krokami, a ja wciąż nie miałem pieniędzy na szkołę. Jeśli chodzi o moją szkołę (SVA) w Nowym Jorku wszystko było już przygotowane poza moim czesnym. Bezskutecznie poszukiwałem pieniędzy ze stypendium, czy pożyczek, wszystko nadaremnie. Kiedy stres mnie już doszczętnie wykończył, moja babcia powiedziała, że dostarczy mi brakujące fundusze. Miało to być niezwykle trudne, ale powiedziała, że to zrobi. W tamtym okresie wygrałem fotograficzny, rysunkowy i rzeźbiarski konkurs NAACP-ACTSO, który odbył się w Baltimore w 1988 roku. Następnie wziąłem udział w ogólnokrajowym konkursie, skąd przywiozłem do domu drugą nagrodę w kategorii rzeźby. Ogólnie wygrałem 2500 $. Tupac był rozentuzjazmowany, cieszył się z tego praktycznie bardziej niż ja. On miał tak głęboki szacunek dla osiąganych sukcesów i wystąpień na najwyższym szczeblu, że dla kogoś z jego kręgu, z jego najbliższej ekipy, osiągnięcie takiego sukcesu było powodem wielkiego świętowania i podziękowań. Bez zbędnej straty czasu zabrał mnie do mieszkania swojej matki, żeby powiedzieć jej, co osiągnąłem. Opowiedział jej to z takim entuzjazmem, jakby to on wygrał. Pani Shakur także była pod wielkim wrażeniem, kazała mi usiąść i po raz kolejny zaczęła ze mną jedną z tych poważnych, inspirujących rozmów, namawiając mnie, żebym brawurowo parł do przodu ze swoją wizją i niezłomnym postanowieniem. Większość z wygranych pieniędzy przeznaczyłem na szkołę. Jednak za 800$ które mi zostały, kupiłem dla zespołu maszynę perkusyjną Roland, tak abyśmy mogli tworzyć prawdziwe i oryginalne podkłady dla naszych utworów.

Jednak ten okres powodzenia i pozytywnych momentów nie trwał zbyt długo. W tym okresie, niedługo po koncercie Salt-N-Peppy, my - uczniowie School of Arts - zostaliśmy dotknięci straszną tragedią. Isha Mosesm jedna z najbardziej lubianych dziewczyn w szkole oraz dziewczyna, którą adorowałem i kochałem od kiedy przekroczyłem próg tej szkoły, zginęła w wypadku samochodowym. Isha była niesamowicie miłą osobą i nie sądzę, żeby z kimkolwiek ze szkoły prowadziła jakąś kłótnię. Ja byłem w niej nie tylko zakochany, ale była ona moim bardzo bliskim przyjacielem, tak więc dla mnie ta strata była naprawdę wielka. Przez długi czas po tym zdarzeniu, zmieniłem się w zasadniczy sposób; czasami wchodziłem jakby w stan śpiączki. Kiedy tylko dowiedziałem się o śmierci Ishy, zacząłem pisać wiersz o tym, jak wiele jej życie znaczyło dla mnie i otaczającego ją świata. Wyglądało to tak, jakbym wszedł w jakiś trans i jakbym wydobywał moje uczucia z pewnej nieświadomości. Chciałem zapytać jej matkę, czy będę mógł go przeczytać na pogrzebie. Przeczytałem go Tupacowi przez telefon i po jego reakcji słyszałem, że powaliło go to z nóg. ''Darrin, ty to napisałeś?'' zapytał. I natychmiast sam zaczął coś pisać. Następnego dnia u Gerarda, wyciągnął z kieszeni poskładaną kartkę papieru i powiedział, że chce abym coś usłyszał, że on także napisał dla Ishy wiersz. Kiedy mi go przeczytał poczułem się zażenowany. Kontekst w jakim napisał ten wiersz nie miał żadnego sensu. Nie znał jej tak, jak ja. Nie kochał jej tak, jak ja. Jemu chodziło tylko o to, żeby napisać coś lepszego niż ja. Wydaje mi się, że miał nawet pomysł na połączenie naszych wierszy w utwór i wykonanie go wers po wersie na pogrzebie. Któż to wie? Tak, czy inaczej wiersz, który napisał nie był szczery i on to wiedział. On to wiedział i ja także. Był on pełny sztucznych emocji i głęboko osobistego sentymentu, którego wiedziałem, że nie czuł: bo jak niby mógł go czuć? Nie znał jej od tej strony. Ponieważ był znakomitym aktorem tego dnia w jakiś nieprawdopodobny sposób udało mu się mnie przekonać. Zanim jednak skończył, zrobił coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem. Przestał czytać i rzekł, ''Dobra koniec,'' pogniótł kartkę papieru i wrzucił ją do pobliskiego kosza. Widział, że nie jest to prawdziwe. Widział także, iż nie zamierzam go odwieść od jego trafnego spostrzeżenia.

Naprawdę wydaje mi się, że był dotknięty moim wierszem, jego ujęciem czegoś tak złożonego i dwuznacznego jak śmierć. Nigdy nie słyszałem żeby mówił w swoich rymach o śmierci, poza rymem, który napisał dla Darrena Barretta. Wydaje mi się, że to był przypadek kiedy widział jak wchodzę na wyższy poziom poezji, a to głównie ja go postrzegałem w taki właśnie sposób. Mój wiersz wyrażał uczucie, którego nie można sfałszować. On chciał je sfałszować i w sposób żałosny nie dał rady. To, że pogniótł kartkę i ją wyrzucił, zaszokowało mnie. Powiedziałem mu: ''Dobrze zrobiłeś.'' Cieszyłem się, że doszedł do prawdy i że obszedł się ze swoim wierszem we właściwy sposób (wyrzucając go).

Po pogrzebie, nasza wspólna znajoma powiedziała mi, że Tupac wypowiedział niesamowicie niedelikatne słowa w samochodzie wracając po mszy do domu. Powiedziała mi, iż ogłosił jej i wszystkim, którzy znajdowali się w samochodzie, że ''Ona była jedyną dziewczyną, której nie miałem.'' Mówił to w odniesieniu do Ishy. Cóż za odrażające stwierdzenie! Nie rozmawiałem z nim na ten temat. Był to dla mnie temat zbyt bolesny. Jego pewność siebie w tym momencie przerodziła się w arogancję. Myślałem sobie wtedy: ''Co z tego, że przeleciałeś całą szkołę! Teraz to akurat nie robi na mnie kurwa wrażenia. Teraz to stałeś się zasranym arogantem. Dorośnij do cholery.'' Zawsze wszystko musiało się kręcić wokół Tupaca. Lecz tym razem tak nie było. Tym razem wszyscy mówili o najładniejszej dziewczynie, którą znałem, która zginęła za młodu. A on nie potrafił być skromny przez jedną pieprzoną minutę. Byłem zdegustowany. Wiedziałem jednak także, że powiedział to bez namysłu. Wydaje mi się, że nie miał pojęcia jak niesmaczny był ten komentarz. Wiedział bardzo dobrze, że przy mnie ma takich rzeczy nie mówić, wiedział, że takie komentarze wywołają we mnie niedobre uczucia. Nie wiedziałem się z nim, ani nie rozmawiałem przez dwa tygodnie. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak.

Potem, pewnego wieczora widziałem go w wiadomościach telewizyjnych. Reporter wiadomości lokalnej stacji telewizyjnej, który chodził po okolicy i zbierał opinie mieszkańców na temat kontrowersji, które wzbudzały Saturday Night Specials (tanie pistolety, które można było obsługiwać jedną ręką). W tamtym okresie Saturday Night Special były wykonane przy użyciu bardzo niskich nakładów, a ich zdobycie było tak łatwe, że można porównać je ze zdobyciem kromki chleba. Jego dobra znajomość tego typu broni wprawiła mnie w zdumienie. Nie wiedziałem o tym. Cały czas mówił o tej broni, mówił jak bardzo są niebezpieczne z powodu ich kiepskiego i taniego wykonania. Bez problemu mówił o jakiś bardzo szczegółowych sprawach, tak że reporter był nieco zaskoczony.

Wydaje mi się, że dzięki swojemu wychowaniu wśród Czarnych Panter posiadł nadzwyczajną znajomość techniczną broni.

Widok Tupaca w telewizji wywołał u mnie uśmiech, zadzwoniłem do niego. Powiedziałem mu, że widziałem go w wiadomościach i zaczęliśmy swobodnie rozmawiać. Nie powiedziałem nic na temat tego jego komentarza. Nie byłem zainteresowany jego zdaniem na ten temat. Po tej rozmowie nie rozmawialiśmy ze sobą jakiś czas, aż do momentu mojego wyjazdu do Nowego Jorku. Wciąż byłem na niego trochę zły. Dodatkowo muszę stwierdzić, że czułem iż to wszystko zaczyna się kończyć, że nasze drogi się rozejdą. Pomimo moich optymistycznych nadziei względem tego, co mogę osiągnąć dla zespołu w Nowym Jorku, z powodu tego, że było to centrum przemysłu hip-hopowego, to rzeczywistość dzielącego nas dystansu była zniechęcająca, a rozmowa była wymuszona. Oczywistym było, że nie jest mu dobrze z faktem, że ukończyłem szkołę i opuszczam miasto. Zamanifestował swoje zdanie w pozornie subtelnej szorstkości. Zakończył rozmowę złowieszczym objawieniem, które wypowiedział w swoim bezceremonialnym stylu. Powiedział mi, ''Darrin uważaj. Śniło mi się, że pojechałeś do Nowego Jorku i zostałeś zastrzelony.''

18. Udało mu się

Kiedy wróciłem w grudniu 1988 roku na święta do domu, nigdzie nie można było znaleźć Tupaca. Nikt nie był w stanie powiedzieć mi co się z nim stało, albo gdzie wyjechał. Były tylko jakieś wzmianki o jakimś ''obszarze'' w Kaliforni. On, Pani Shakur i Setchua opuścili w pośpiechu Baltimore, najwyraźniej pod przymusem, podczas kiedy ja przebywałem jeszcze w Nowym Jorku. Pamiętam, że wspominał o możliwej wyprowadzce do Kalifornii, do domu jego ciotki, tak więc zdałem sobie sprawę z tego, że chyba właśnie tam się udał.

Przez dwa lata nic o nim nie słyszałem, aż do momentu kiedy otrzymał rolę w ''Juice''. Odnowiliśmy nasz kontakt przez Jadę, która powiedziała mi, że Tupac chciał się ze mną skontaktować. Ona także przebywała w Kalifornii rozwijając swoją karierę aktorską i miała z nim kontakt. Dała mi jego numer. Kiedy wkrótce potem rozmawialiśmy, chętnie opowiadał mi o wydarzeniach poprzednich dwóch lat, jak to właśnie zagrał w filmie i o wszystkich ludziach związanych z branżą, których poznał. Oczywiście w szczególności zadowolony był z kilku młodych gwiazd, z którymi spał. Pytał o moją babkę i o resztę rodziny, moje dzieła artystyczne, o innych znajomych takich jak Gerard i jego rodziców. Opowiedziałem mu wszystko najlepiej jak umiałem. Po tej początkowej rozmowie, prowadziliśmy niezbyt częstą korespondencję. Minie kilka lat zanim znowu się zobaczyliśmy.

W 1991 roku Tupac powrócił z krótką wizytą do Baltimore, odwiedział okolicę, szkołę, swoich przyjaciół itp. Razem z Johnem zatrzymali się koło domu mojej babki; kilkoro sąsiadów pospieszyło powiedzieć mi o tym, ale kiedy przybyłem tam za kilka minut nie było już nikogo i nikt nie przekazał mi żadnej wiadomości. Nie widziałem się z nim przed jego wylotem z Baltimore następnego dnia. W przeciągu tygodnia Mouse wyleciał do Kalifornii, a John i ja mieliśmy w planach dołączenie do nich. Kilka razy rozmawiałem przez telefon z Tupakiem i Mousem. Tupac powiedział mi, żebym przyjechał i opowiadał mi jak wygląda tam życie. "Darrin mogę Ci opowiedzieć o kimkolwiek tylko chcesz,'' powiedział mi, mówiąc jak bardzo zagłębił się w branżę muzyczną i filmową. Ucieszyłem się. Miałem tam pojechać z Johnem za kilka miesięcy, ponieważ potrzebowaliśmy tego czasu na pozałatwianie swoich spraw. Jednak kiedy zbliżał się zaplanowany dzień wyjazdu, zmieniłem zdanie. Widziałem, że mam swoje własne życie i nie pasowało mi podążanie za Tupakiem.

Minęło parę lat, kolejne dwa albumy, później kolejna ważna rola filmowa, Mouse powrócił do Baltimore po poważnej kłótni z Tupakiem; minęło już sporo czasu od kiedy powrócił John. Był rok 1993. Słyszałem, że Tupac będzie występował w Hammer Jacks w okolicach portu i zdecydowałem, że chcę się z nim spotkać. Tego wieczora złapałem taksówkę i pojechałem do klubu, nie mając żadnego planu i nie nawiązując wcześniejszego kontaktu. Kiedy zbliżałem się do budynku, znana osobistość radiowa - Frank Ski znajdował się na zewnątrz promując całą imprezę. Poprosiłem go, aby wyświadczył mi przysługę, powiedziałem mu że mój dobry przyjaciel występuje tam dzisiejszego wieczora i żeby powiedział mu: ''Darrin będzie w pobliżu sceny. ''Powiedział, że tak właśnie zrobi. Kiedy krótko po tym zobaczyłem go ponownie na zewnątrz powiedział mi, że przekazał wiadomość i że Tupac mnie oczekuje. Nie będąc pewnym czego mam oczekiwać stałem przed sceną i czekałem.

Po około godzinie, artysta otwierający imprezę zakończył swój pokaz, a Frank Ski ponownie pojawił się na scenie. Nakręcając publiczność podczas wejścia Tupaca, entuzjastycznie przedstawił popularnego już rapera jako ''Mr I Get Around.'' odnosząc się do jego ówczesnego singla. Na te słowa, widownia zaczęła krzyczeć jeszcze bardziej i jeszcze głośniej wiwatowała. Kiedy tylko Tupac pojawił się na scenie, hałas wybuchł z nową siłą. Natychmiast mnie zauważył i podszedł prosto do mnie, obdarzając mnie silnym uściskiem i pogadał przez minutkę. Przez ten czas wszyscy czekali i wiwatowali. Zanim zaczął występ powiedział: ''Musimy się spotkać po koncercie.'' Czułem się dobrze. Odnosił się do mnie bez rezerwy zachował się w porządku.

Po koncercie przebywaliśmy w jego przebieralni, rozmawialiśmy ze wszystkimi, którzy tam się znajdowali i staraliśmy się spławić tych wszystkich, którzy chcieli się z nim widzieć. Dotknięty tym chaosem powiedział swoim ochroniarzom, żeby już nikogo nie wpuszczali. ''To jest mój ziomek,'' powiedział wskazując na mnie. ''Pieprzyć wszystkich innych!''

Czułem się zaszczycony tym oświadczeniem i powagą z jaką je wygłosił. Jednakże w tym samym czasie słowa te zabolały mnie. Osobą, która stała pod drzwiami i chciała go za wszelką cenę zobaczyć był Herb, ze School Of Arts. Nie wiem dlaczego tak obraził Herba, ale pewnie miał swoje powody.

Po opuszczeniu Hammer Jacks, pojechałem razem z Tupakiem i jego ekipą wypożyczonym przez nich minivanem do hotelu Dayz Inn w centrum Baltimore, gdzie się zatrzymał. Kiedy znaleźliśmy się w pokoju, zapalił skręta i zaczęliśmy palić i wspominać dawne czasy. Cały czas panował tam chaos: laski stały tam prawie nagie, mając nadzieję, że zostaną wybrane; chłopaki czekali z taśmami mając nadzieję, że zostaną wysłuchani. Nie zwracaliśmy jednak na nich uwagi; mieliśmy wiele do przegadania. Tupac siedział na krawędzi okna, a ja na jego łóżku. Tak, jak to zwykle czynił, gdy nie rozmawialiśmy przez jakiś czas, zapytał o moją babkę, a następnie o Gerarda i jego rodziców. ''Pamiętam, że nie pozwalałeś nikomu powiedzieć złego słowa o Twojej babce,'' zażartował; pamiętał. To było prawie niewiarygodne. Był dla mnie bliskim przyjacielem, którego tak dobrze znałem, a potem obserwowałem go poprzez to, co pokazywali w mediach przez tyle lat. Teraz, po raz kolejny byliśmy razem, spędzaliśmy czas jak za dawnych czasów tak, jakby nic się nie zmieniło. I jeśli chodzi o wiele rzeczy to rzeczywiście nic się nie zmieniło; wiele się nie zmienił. Miał ten sam charakter, te same zachowanie. Byłem zaszokowany tym, że wszystko tak dobrze pamiętał, te wszystkie szczegóły, które jak sądziłem nic go nie obchodziły, kiedy opuszczał Baltimore. Powiedział mi, że jego matka się o mnie pytała, przy okazji też opowiedział mi wyczerpująco o reszcie swojej rodziny: Scott i Kenny dobrze radzili sobie w Nowym Jorku i także o mnie pytali.

Po kolorowych i głębokich wspomnieniach naszej School of Arts, omawialiśmy obecne sytuacje, zagłębiając się w tematy związane i branżą. Byłem zdumiony możliwościami jakie otrzymał oraz rangą ludzi, których poznał. Opowiedział mi o Janet Jackson i jak chciał, żeby John namalował jej portret na urodziny. ''Takie kurwa proste!'' wykrzyknął wyraźnie podirytowany. ''Janet na koniu! Ale nieee...'' Najwyraźniej John nalegał, żeby zrobić coś zupełnie innego, coś co Tupacowi się wcale nie podobało. Dlatego ten prezent nigdy nie został doręczony. Powiedziałem mu, że powinien się o to zwrócić do mnie.

Rozmawialiśmy o różnych gwiazdach rapu i mówił o tym, że większość z nich była szokująco fałszywa. W szczególności chodziło mu o te ze wschodniego wybrzeża. ''Nie mam nic przeciwko wschodniemu wybrzeżu... Ja stamtąd pochodzę... Kocham wschodnie wybrzeże,'' powiedział mi. ''Lecz wielu z tych raperów nie jest prawdziwych. Nie są kurwa prawdziwi!,'' kontynuował, mówił mi, że raperzy ze wschodniego wybrzeża koncentrowali się na ''stylu'', chodziło im tylko i wyłącznie ''styl'', nie rozważali tego, co jest w ich życiu prawdziwe, a co nie. Uważał, że ci raperzy grają, podszywają się pod czyjeś życie. ''Mówią o broni, mówią to wszystko... Ale nic nie robią! Kiedy przyjechałem do Kalifornii, to zobaczyłem, że sukinsyny tutaj nie tylko mówią różne rzeczy, oni to robią!'' Powiedział mi, że kiedy widział, iż pewien koleś pochodzenia meksykańskiego, wystawił przez szyberdach broń i zaczął strzelać za dnia po całej ulicy, zdał sobie sprawę, że ''Sukinsyny tutaj nie żartują.'' Niewątpliwy brak prawdziwości i nieskażonego, czystego serca w tym przemyśle kontrastował w znacznym stopniu z surową rzeczywistością, której doświadczył mieszkając w Nowym Jorku i Baltimore, a także później w Marin City.

Rozmawialiśmy aż do szóstej rano. Czasami wyglądało na to, że kompletnie zapominał o tym, co weszło w jego niewinne, siedemnastoletnie ciało i pozostawało w nim przez tak wiele lat. W pewnym momencie naszej rozmowy, powiedziałem mu, że ludzie będą na niego patrzeć w proroczy sposób, że widzę w jego życiu ten rodzaj energii, która wzięła się z nadzwyczajnej energii jego matki. On po prostu się uśmiechnął i odparł skromnie, ''Darrin, byłem bezdomny. Nie wiedziałem co będę w robił w przyszłości.'' To mnie w pewnym stopniu zaszokowało, ponieważ nie wiedziałem o wszystkich trudnościach, które musiał znosić w Kalifornii. Zakładałem, że jego przystosowanie się do nowego terenu, jak i późniejsza wspinaczka w kierunku obecnego statusu ikony, były łagodne.

Kiedy wieczór się skończył, położyłem się na podłodze, podczas kiedy on położył się do łóżka. Kilka godzin później zostaliśmy gwałtownie obudzeni przez jego menadżera, który dobijał się do drzwi. Po tym, jak jasnym stało się, że sobie nie pójdzie, przeciwstawiłem się nakazom Tupaca, które wygłaszał spod przykrycia i otworzyłem drzwi. Najwyraźniej zdenerwowany moją wolną reakcją, menadżer wpadł do pokoju i poinformował nas, że wszyscy zostali wyrzuceni z hotelu za to, że zbytnio poprzedniej nocy hałasowali. Tupac był wściekły i zażądał wyjaśnień dlaczego ktoś go kłopocze, w sytuacji kiedy jedyne co zrobił, to rozmowa przez całą noc ze swoim ziomkiem. ''Chyba wam odjebało! Sami sobie idźcie! Ja zostaje! Nic nie zrobiłem! Nic nie zrobiłem!'' powtarzał nieugięcie.

Kiedy wszystkie jego rzeczy zostały spakowane i zszedł po schodach do lobby, wciąż był bardzo wkurzony i zażądał rozmowy z kierownikiem hotelu. ''Nie zrobię mu krzywdy. Chcę go zobaczyć,'' powiedział prawie krzycząc recepcjoniście. ''Chcę, żeby powiedział mi prosto w oczy, dlaczego mnie wyrzuca.'' Nie muszę oczywiście mówić, że kierownik nie przyszedł.

Odpuszczając swoją ofensywę, przeszedł ze mną w kierunku początku korytarza. Popatrzyłem na niego: ''I co teraz? Czy tym razem nam się uda?'' Wszyscy czekali na niego w autobusie. Jako Born Busy marzyliśmy o wstąpieniu na scenę muzyczną jako zespół. On i ja byliśmy rodziną, przeżyliśmy razem niezwykle bezkrytyczny i wartościowy etap naszego rozwoju w kierunku bycia mężczyznami, którymi byliśmy teraz. Czułem się dobrze zapewniając go, że rodzina ludzi, którzy go otaczają jest beze mnie niekompletna.

''To jest ciężka praca,'' odpowiedział. Powiedziałem mu, że zrozumiałem bardzo dobrze, iż w Baltimore nic już dla mnie nie ma i że mogę nawet pracować za darmo, jeśli zajdzie taka potrzeba. ''Dobra człowieku,'' powiedział. ''Daj mi pięć minut.''

Zostawiając mnie na korytarzu podszedł do autobusu i wszedł na pokład. Po kilku minutach z autobusu wyłonił się jego menadżer i machał w moim kierunku. Kiedy wszedłem do środka, wszyscy zgotowali mi owację. Wszyscy, poza jego menadżerem. Ci, którzy znajdowali się na przedzie klepali mnie po plecach i pozdrawiali mnie ciepłymi słowami. Potem przemówił Tupac, zapoczątkowując głosowanie, w którym musieli wziąć udział wszyscy, którzy znajdowali się w autobusie. Jednogłośnie zostałem przyjęty. Miałem się do niego przyłączyć. Natychmiast zacząłem załatwiać wszystkie moje sprawy, żegnałem przyjaciół i rodzinę bo miałem wyjechać w ciągu trzech dni; tak mi powiedzieli, ale tak się nie stało. Dwa dni później otrzymałem telefon od menadżera, który powiedział mi że nie mogłem przyłączyć się do nich w tamtym okresie, ponieważ wynikałyby pewne konflikty w związku z kontraktem z wytwórnią muzyczną, w związku z czym nie mogłem się do nich przyłączyć. Wyznaczyliśmy nową datę na następny kwartał, kiedy miał zostać podpisany następny kontrakt, a przez jego menadżera byłem traktowany ozięble. Nie podejmowałem żadnych prób aby naprawić tą sytuację. Kilka miesięcy później otrzymałem przez naszego wspólnego znajomego wiadomość od Tupaca. Brzmiała ona prosto: „Musimy jechać,” tak właśnie miał ją przekazać.

Wiedział jaki byłem, zawsze byłem wobec niego prawdziwy i zawsze byłem gotów mu pomóc jeżeli zaszłaby taka sytuacja. Chciał, żebym to wiedział. Zdałem sobie sprawę, że po prostu tak nie miało być i podczas mojego dalszego, kilkuletniego pobytu w Baltimore dowiedziałem się dlaczego. Moje życie potoczyło się w zupełnie innym kierunku niż w tym, w którym potoczyłoby się, gdybym z nimi wtedy pojechał. Rozwój, którego doświadczyłem w tamtym okresie jest moim największym skarbem, który w ogromnym stopniu jest odpowiedzialny za to, że zająłem się tym projektem w sposób taki, w jaki nikt inny by nie potrafił.

19. Epilog

Podróż, którą odbyłem aby stworzyć ten projekt, zbliża się teraz do końca. Nowy rozdział mojego życia otwiera się wraz z ostatnim rozdziałem tejże książki. Dla mnie ta podróż miała charakter duchowy. Właśnie takie duchowe zaangażowanie było motorem moich działań w kwestii tego projektu.

Kiedy cofam się w rozdziałach tej książki, uśmiecham się, ponieważ wiem, że zrobiłem co tylko mogłem, aby ukazać Tupaca takiego, jakiego znałem z naszych wspólnie spędzonych lat w szkole średniej. Kiedy myślę o możliwościach, które uzyskałem dzięki opublikowaniu tej książki, nie mogę nie wspomnieć tego wszystkiego, co pozwoliło mi na to. To była droga, której nie mógłbym z sukcesem przejść, bez wielkiej pomocy. Ta pomoc nadeszła od wielu różnych ludzi, których wymieniłem w podziękowaniach oraz od sił i energii, które znajdują się poza sferą ludzką.

Bez względu na liczbę książek napisanych o Tupacu przez te wszystkie lata po jego śmierci, zawsze wiedziałem, że moja opowieść o tej niesamowitej osobistości będzie unikatowa i niezbędna. Mimo tego natychmiast począłem powątpiewać w moje możliwości dotyczące ukończenia tak ambitnego przedsięwzięcia. Bardzo dobrze pamiętam, kiedy leżałem na łóżku w przeddzień podjęcia ostatecznej decyzji o rozpoczęciu prac nad tym projektem, byłem przez kilka wcześniejszych tygodni nękany przez dziwne sny i zapadające w pamięć, przebudzające mnie myśli na temat mojego dawnego przyjaciela. Wezwałem jego ducha i zapytałem czy chce abym wziął na siebie te wyzwanie opowiedzenia jego historii, prosiłem aby dał mi pewność, jakiś znak.

Następnego ranka przebudziłem się z myślą o zaniesieniu do notariusza jego starych fotografii. Kiedy bezskutecznie odwiedziłem już trzy zamknięte biura notarialne, postanowiłem podjąć ostateczną próbę. Kiedy przyjechałem do biura notariusza, które znajdowało się na tej samej ulicy, co dom mojej babki - Rogers Avenue - Pan Rice, miejscowy poborca podatkowy i notariusz, właśnie wchodził przez drzwi. Poddał fotografie, które jak mu powiedziałem przedstawiają Tupaca Shakura, pod działania notarialne. Na to odezwał się ze szczególnym zainteresowaniem mówiąc mi, że jego córka napisała ostatnio w pewnym magazynie artykuł na jego temat. Byłem zaszokowany. Właśnie w tym momencie jego córka weszła do biura. Po krótkim przedstawieniu, zapytałem jak wyglądało to, co napisała o Tupacu. Bez wahania wyciągnęła ze swojej teczki jeden egzemplarz.

No i znienacka stałem sobie w biurze notariusza, które było otwarte pomimo tak wczesnej pory i trzymałem w ręku opublikowany artykuł na temat Tupaca (z jego powiększonym zdjęciem na okładce) i prowadziłem szczerą rozmowę z jego autorką. Zaangażowaliśmy się w dość żywiołową rozmowę. Pomimo tego, że artykuł był napisany pięknym językiem, to nie wykraczał poza informacje, o których często donosiły mas media (niektóre z nich były prawdziwe, niektóre nie). Nie zgadzałem się z niektórymi rzeczami, które napisała, lecz szanowałem jej intencje i podobała mi się nasza rozmowa. W tamtym momencie wiedziałem już, że Tupac się ze mną skontaktował i że ta książka była odpowiedzialnością od której podjęcia nie było odwrotu. Te dziwnie zbiegi okoliczności pojawiające się podczas moich zmagań, były w takim samym stopniu odpowiedzialne za to, co przeczytałeś, jak i inne czynniki.

Podczas początkowych etapów mojej wędrówki wiele czasu spędziłem w Bibliotece Enocha Pratta w centrum Baltimore, gdzie czytałem stare artykuły z prasy, dowiedziałem strony internetowe traktujące o Tupacu i dowiadując się o nadchodzących projektach z nim związanych. Wiele ludzi, którzy wiedzieli o moim zaangażowaniu w ten projekt, uważało to za stratę czasu, uważali iż coś takiego już zostało zrobione. Tak, jak sądziłem nie znalazłem nic ponad dalsze wykorzystywanie smutnie wypaczonych opowieści o będącej poza wszelką kontrolą tragicznej gwieździe, nad której myślami i motywacjami nikt nie ośmielił się zastanowić. To potwierdziło potrzebę powstania tej książki, w tym momencie dostrzegałem coraz wyraźniej dlaczego powinienem zająć się tym projektem.

Kiedy przypadkowo wspomniałem o tym projekcie bibliotekarzowi, którego widziałem podczas moich wcześniejszych wizyt, powiedział mi, że Tupac wygrał tu konkurs sponsorowany przez tą bibliotekę i że kobieta, która przewodniczyła wtedy tym wydarzeniom wciąż tu jest. Pamiętałem jak Tupac mówił mi o takim konkursie, tak więc byłem bardzo podekscytowany i zainteresowany spotkaniem z tą osobą. W przeciągu kilku minut rozmawiałem już z Deborah Taylor, dyrektorem Youth Services, która żywo wspominała ten konkurs i zespół Tupaca, któremu zaoferowała podwiezienie, ponieważ nie dysponowali własnym środkiem transportu. Szczęśliwa, że ktoś w końcu zainteresował się jej opowieścią o Tupacu jakiego ona pamiętała, zobowiązała się do pełnego wsparcia mojej osoby i dostarczyła mi kwestionariusz konkursowy, który Tupac własnoręcznie napisał w wieku czternastu lat i złożył w imieniu swoim i Mouse'a. Opowiedziała mi także o bardzo przydatnych szczegółach, które pamiętała. Pani Taylor była pod wielkim wrażeniem czternastoletniego Tupaca, była także zainteresowana gwiazdą, którą koniec końców się stał, dlatego też cieszyła się iż może pomagać komuś, kto chciał odkryć osobę tego młodego człowieka, którego ona znała i szanowała. Pewną ciekawostką jest to, że wymieniony powyżej, ręcznie pisany kwestionariusz znajduje się obecnie na wystawie w archiwach Biblioteki Enocha Pratta wraz z dziełami takich sławnych artystów wywodzących się z Baltimore jak Edgar Alllan Poe.

Podczas całego tego procesu zostałem zaszokowany nie tylko niewiarygodną różnorodnością społeczeństwa, która interesuje się Tupakiem, ale także rozmiarami wpływu jaki miał na tych ludzi, będąc na krajowej scenie tylko kilka lat. Było tak w przypadku mieszkającego mieszkanie obok sąsiada dziewczyny, z którą przebywałem podczas pierwszego roku prac nad tym projektem. Puszczał muzykę Tupaca cały czas, bez przerwy i bardzo głośno. On chyba był największym fanem Tupaca jakiego kiedykolwiek spotkałem. W jednej chwili był na klatce schodowej u wejścia i gadał jak nawiedzony o Tupacu, a w następnej chwili znajdował się przy tylnym wyjściu rozmawiając ze chłopakami przez telefon, a Tupac wciąż leciał. Jego rozmowy, także o wiele głośniejsze niż powinny być dotyczyły także Tupaca i tekstów Tupaca. Wyglądało to tak, jakby ten facet był kimś w rodzaju przewodniczącego grupy studenckiej, która skupiała się na filozofiach Tupaca. Był zawsze w domu i zawsze puszczał i gadał o Tupacu.

Przez dwa miesiące działo się tak bez przerwy, aż do momentu kiedy stało się to tak denerwujące, że nie mogłem tego znieść. Ironia tego wydarzenia nie mogła być zwykłym zbiegiem okoliczności i zacząłem sobie wyobrażać ducha Tupaca, który spogląda na mnie z góry i śmieje się serdecznie z całej tej sytuacji. Postanowiłem, że nadszedł czas, aby udać się do mieszkania obok i zaszokować tego chłopaka tak, jak jeszcze nie został nigdy zaszokowany. Jak zwykle znajdował się na przedniej klatce schodowej i głośno słuchał Tupaca - tym razem było z nim dwóch jego kolegów. Kiedy do nich podszedłem i bliżej mu się przyjrzałem, zauważyłem że koleś miał co najwyżej trzydzieści lat i że był wyjątkowo dużym i budzącym strach gościem. Zapytałem go czy chciałby coś zobaczyć, na co odparł: ''Jasne''. Pokazałem mu zdjęcie Tupaca, które zostało zrobione w Baltimore gdy miał on siedemnaście lat. Był w szoku. Potem puściłem mu taśmę, którą przekazał mi Gerard, nasze nagranie jako Born Busy z roku 1988; skupiłem całą ich uwagę. Kiedy spytałem go co chciałby wiedzieć o Tupacu, to zadał mi pytania, które odnosiły się dokładnie do kwestii poruszanych w tej książce, która wtedy znajdowała się we wczesnym stadium rozwoju. To potwierdziło moje przekonanie, że znajdowałem się na dobrej drodze. Potem opowiedział mi o tym, jak mało brakowało a doszłoby do jego starcia z Tupakiem. Jego przyjaciele - Zmywacze Naczyń poprosili aby przyszedł do restauracji gdzie pracowali, bo pokłócili się z tym kolesiem (Tupakiem) i jego przyjacielem. Nie mogłem w to uwierzyć; wybuchnąłem śmiechem i powiedziałem mu, ''To ja byłem tym przyjacielem!” Następnie opowiedziałem mu o całym tym zajściu. Gadaliśmy o tym aż do wieczora. W głębi serca nie miałem wątpliwości, że duch Tupaca śmiał się razem ze mną z powodu takiego rozwoju wydarzeń. Patrząc na tego faceta pomyślałem sobie jakie to mieliśmy szczęście, że mieliśmy tamtego dnia, dziewięć lat temu coś innego do roboty.

Gdziekolwiek bym się nie udał, to wydawało się, że Tupac podąża za mną. Rok po rozpoczęciu moich zmagań wydawało mi się, że już tego jest za dużo. Czułem się zżerany przez tą opowieść. Wyglądało to tak, jakbym nie mógł robić nic innego. Gdziekolwiek bym się nie udał, zawsze było coś lub ktoś, kto był zaangażowany w tą historię. Nie mogłem od tego uciec. Nie miałem pieniędzy, nie jadłem, ani nie spałem tak, jak powinienem. Byłem sfrustrowany i kompletnie wypalony, musiałem odstawić na bok całe moje życie. Czując, że powoli mogę tracić resztki zdrowego rozsądku, zacząłem zadawać sobie pytanie, czy to jest tego warte. Zacząłem nawet prosić Tupaca, żeby łaskawie dał mi odetchnąć!

Szukając emocjonalnego wsparcia, udałem się do Truxona Sykesa, który stał się moim głównym przewodnikiem, któremu opowiedziałem o moim krańcowym wyczerpaniu. Powiedziałem, że presja staje się dla mnie zbyt wielka i że chciałem powiedzieć sobie: ''Zapomnij o tym!''. On powiedział mi, że Tupac na mnie liczy i że muszę skądś znaleźć siłę aby dobrnąć z tym do końca. Powiedział mi także, iż nie powinienem postrzegać tego, jako swego rodzaju przekleństwa, że w rzeczywistości otrzymałem wspaniałą sposobność na nie tylko podzielenie się ze światem istotnym okresem w życiu Tupaca, ale także aby spełnić moje największe marzenia. Brzmiało to pięknie i inspirująco, ale w żaden sposób nie rozwiązywało moich problemów związanych z bolesnym zmęczeniem i desperacką potrzebą długiej przerwy, z dala od tego projektu.

Wyszedłem od Truxona i udałem się do znajdującego się w pobliżu domu mojego wujka. Po krótkiej wizycie zaoferował mi odwiezienie do domu, ale ja jakimś dziwnym sposobem odmówiłem i postanowiłem raczej przejechać się autobusem; była godzina 23. Autobus przyjechał i odjechał, a ja pozostałem na przystanku. Zacząłem iść w stronę starego domu przy Greenmount Avenue, gdzie na pierwszym piętrze mieszkał Tupac ze swoją siostrą i matką; dom ten znajdował się tylko cztery przecznice dalej. Żeby dostać się do tego domu, szedłem prosto ulicą Greenmount Avenue (co zdecydowanie nie jest godne polecenia o takiej porze). Kiedy dotarłem na miejsce spytałem dziewczynę, która siedziała przy domu obok, w którym budynku mieszkał Tupac, zrobiłem to aby się upewnić. Wskazała na dom, który znajdował się przede mną, potwierdziła to, co zapamiętałem. W tamtym okresie nikt tam nie mieszkał, a do okien były przyklejone zielone, plastikowe worki. Zapamiętałem to, aby potem powrócić i zrobić zdjęcia. Następnie dalej szedłem tą samą ulicą, aż do jej skrzyżowania z 33cią, gdzie miałem nadzieję, że złapię autobus, który zawiezie mnie na stację, gdzie będzie odjeżdżał ostatni pociąg, który jedzie do centrum.

Kiedy przyjechałem na stację, zastałem tam tylko jednego brata. Szedł przede mną schodami ruchomymi. Kiedy znaleźliśmy się już na peronie, na poziomie torów, zatrzymałem się i usiadłem na krawędzi wspomnianych schodów, a on szedł dalej aż do pierwszej ławki, na której zauważyłem stertę gazet. Facet zatrzymał się przy tej ławce i wziął gazetę. Kiedy patrzyłem jak ją przegląda, wyczułem że ma ona coś wspólnego z Tupakiem. Nie wiedziałem czemu, ale miałem takie przeczucie. Potem facet odłożył gazetę i szedł dalej w kierunku końca peronu, zatrzymując się na drugiej ławce. Ja wstałem i podszedłem do pierwszej ławki. Zacząłem czytać książkę Truxona ''The Principles of the Body Universe'' , czasem rzucając długie spojrzenia na gazetę, która znajdowała się obok mnie. Kiedy przyjechał ostatni pociąg do centrum, powiew który mu towarzyszył, rzucił gazetę na tory znajdujące się przede mną. Cała gazeta została rozrzucona po torach poza jedną stroną, która pozostała na ławce. Odłożyłem książkę na bok i wiozłem pozostawioną stronę. Pierwszym artykułem, który zwrócił moją uwagę, był wywiad z Jasmine Guy. Omawiała w nim swoją karierę. Następnie autor artykułu zaczął wyjaśniać, że niedawno straciła bliskiego przyjaciela, rapera Tupaca Shakura. Mówiła o tym, że często skarżyła się na swoją karierę nieżyjącemu już przyjacielowi, a on na to szybko odpowiadał, ''Proszę cię.. Weź rusz tyłek i to zrób!'' Moje ciało przeszedł dreszcz, kiedy przeczytałem tą wypowiedź; już słyszałem w mojej głowie głos Tupaca, który mówił mi, ''Weź rusz tyłek i to zrób!''

Jak tylko dotarłem do miejsca przeznaczenia, czyli do stacji Rogers Avenue, zadzwoniłem do Truxona i opowiedziałem mu co się właśnie wydarzyło. ''Mówiłem ci, że Tupac chce, abyś dokończył tą książkę,'' odpowiedział. ''On ci mówi, żebyś się ruszył i to zrobił!'' Ten wieczór na nowo dodał mi sił i nie miałem zamiaru już tego przerwać, bez względu na to, jakie napotkałbym trudności.

Miesiąc później znajdowałem się w samolocie lecącym do Kalifornii. Byłem w kontakcie z wydawcą Johna Singletona w L.A., którą poznałem przez Mouse'a. Po długich i ciężkich rozmowach przekonała mnie to przybycia do L.A. w celu asystowania jej przy projekcie filmowym dotyczącym opowieści, którą pisałem. Nigdy wcześniej nie byłem w Kalifornii i nie wiedziałem czego mam oczekiwać.

Podczas przeglądania części materiału, który napisałem, atrakcyjna młoda kobieta w wieku dwudziestu pięciu lat, która siedziała obok mnie zaczęła ze mną rozmowę. Kiedy powiedziałem jej, że piszę książkę na temat moich nastoletnich przeżyć z Tupakiem Shakurem, oczy jej rozbłysły, a na jej twarzy pojawił się duży uśmiech. ''Tupac, ten raper?'' zapytała. Uniosła rękę do góry i przysięgła, że jest jedną z jego największych fanek. Miała nawet w sypialni duży plakat z Tupakiem, który znajdował się bezpośrednio nad łóżkiem, pomimo tego, iż miała wrażenie że była na coś takiego zdecydowania za stara. Powiedziała, że w jej życiu są dwie rzeczy które kocha: pluszowe misie i Tupac. Powiedziała mi: ''Zdecydowanie muszę stwierdzić, że kocham Tupaca!'' Następnie pojawiło się nieuchronne pytanie: ''Czy uważasz, że Tupac żyje, czy umarł?'' Powiedziałem jej, że Tupac na pewno żyje duchem i że jego duchowa obecność jest źródłem siły i siłą przewodnią w mojej drodze do zrealizowania projektu, nad którym pracuję. Pomimo tego, że nie podałem jej żadnych konkretów, czy informacji z pierwszej ręki, powiedziałem jej, że sądzę, że w postaci fizycznej Tupac już nie istnieje. Ująłem moją odpowiedź w bardzo poważnym tonie i starałem się być najbardziej współczującym, jakim tylko mogłem być, ponieważ czułem jak Tupac wiele dla niej znaczył. Do jej oczu natychmiast zaczęły napływać łzy. Po kilku sekundach, nie mogła się już powstrzymać i zaczęła przede mną szlochać. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Wiedziałem, że inni pasażerowie na nas patrzą, zastanawiając się dlaczego ta piękna młoda kobieta tak płacze, dlatego starałem się ją pocieszyć i sprawić aby poczuła się lepiej. Pomimo tego, że w głębi serca wiedziała, że strzelanina w Las Vegas nie była mistyfikacją, to bardzo ciężko było jej pogodzić się z faktem, że nie było go już wśród nas: że nigdy nie napisze już żadnej piosenki, nie udzieli żadnego wywiadu, nie nakręci kolejnego teledysku. Przez następną cześć podróży myślałem nad tym, jak bardzo Tupac wpłynął na miliony ludzi na całym świecie. Źle czułem się z faktem, że w tak brutalny sposób zniszczyłem przelotną nadzieję w tak pięknej osobie, jak ta kobieta. Byłem jej najbliższym powiązaniem z Tupakiem, jakiego kiedykolwiek doświadczyła i dlatego zaakceptowała jako fakt to, co jej powiedziałem.

Podczas moich pięcioletnich podróży rozmawiałem o Tupacu z wieloma ludźmi. Każdego z nich Tupac poruszał w inny sposób. Ich doświadczenia związane z Tupakiem nigdy nie pokrywały się z moimi. Każdy z tych ludzi skłaniał mnie do refleksji, za każdym razem nieco innej, na temat tego, w jaki sposób Tupac wpłynął i wpływa na moją osobę. W końcu zdałem sobie sprawę, że ta książka ocaliła moje życie.

Kiedy ponad trzy lata później wróciłem do domu w Baltimore, powróciłem tam ze świeżą perspektywą na życie. Przez wiele lat, przed rozpoczęciem tej podróży, czułem się niepewnie w kwestii moich dalszych losów artystycznych. Nie potrafiłem sobie wyobrazić jak docieram do pożądanej liczby widzów i wciąż się zastanawiałem, ''O co w tym chodzi?'' Coś mnie gryzło, a ja nie wiedziałem co to jest. Teraz jestem pewien, że była to swego rodzaju depresja, która prowadziła mnie do tworzenia wymówek, kiedy dochodziło do tego, że nie potrafiłem dokończyć tego, co zacząłem, czy było to związane ze sztuką czy interesami. Dobrze czułem się z tym, że moje życie podążyło ścieżką artystyczną, zamiast bycia artystą jak to sobie wyobrażałem. Sądziłem, że tracę głowę, a także marnuję każdy talent, który spowodował, że jestem teraz tym, kim jestem. Skarżyłem się nawet na to, że Baltimore nie ma odpowiednich miejsc dla kreatywnych ludzi. Musiałem wierzyć w to, że moje próby życiowe na tej planecie przyniosą mi więcej radości niż to dostrzegałem u innych, którzy byli zadowoleni ze swojego rutynowego życia. Wiedziałem, że pomimo bólu, który w sobie nosiłem prowadzenie mojego życia do jakiegoś celu zależy ode mnie.

Nie mogąc skończyć niczego, co zacząłem i nie mogąc znaleźć czegoś, co zmieniłoby taki stan rzeczy, skończyłem z tym i przerwałem moje prace artystyczne. Ale jako, że przetrwałem wiele etapów pracy nad tą książką, nie chciałem aby moja wizja się zatraciła, robiłem to z odpowiedzialności przed Tupakiem, byłem na nowo zainspirowany, a nawet odrodziłem się jako artysta. Ta książka była dla mnie wspaniałym lekarstwem, ponieważ pozwoliła mi na zmianę w sposobie odbierania Tupaca przez niektórych ludzi, sprowokowałem ich do nieco głębszego myślenia na jego temat, chciałem wywołać u niech emocjonalną odpowiedź, która jest dla mnie jako artysty najbardziej satysfakcjonującą i wzmacniającą. Wspomnienia zawarte w tej książce ponownie dostarczyły mi lekcji, z których mogłem coś wynieść i przełożyć je na obecną fazę mojego życia. Ponownie przeżywając ten okres mojego życia, mogłem przemienić te lekcje w wartościowe osiągnięcia, których nauczyłem się od Tupaca przez lata, które spędziliśmy razem. Bez względu na okoliczności Tupac nigdy nie porzuciłby swojej pewności siebie i swojej wizji tak, jak ja to czyniłem w wielu przypadkach. Trzymał się tego, obojętnie jakie skutki miałoby to przynieść i używał ich żeby przetrwać. Tą cenną lekcję przyswoiłem sobie ponownie i nie powinienem jej nigdy zapomnieć.

Moim głównym celem tej książki była chęć pokazania Tupaca od innej strony, patrząc moimi oczyma, patrząc na okres w jego życiu, kiedy odkrywał kim tak naprawdę jest i co może osiągnąć. Jeśli ci, którzy przeczytali tą książkę poczuli siłę marzeń Tupaca, nieprawdopodobną siłę hartu jego ducha i głębię jego miłości dla ludzi, to wtedy uznam, że wywiązałem się z odpowiedzialności wobec mojego przyjaciela.

Tłumaczenie: Piotr Studziński (mailto:mywald82@poczta.onet.pl)

Korekta: Amon (mailto:amonet@o2.pl)



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
rew uppint a life in the day of
Lay back in the arms
In the Village on May Day
In The Shadow of the Day
Pohl, Frederick A Day in the Life of Able Charlie
The history of translation dates back to the times of Cicero and Horace in first century BCE and St
islcollective worksheets elementary a1 adult high school speaking prese a day in the life of alice 7
A Day in the Life of Able Charl Frederik Pohl
Rudy Rucker The Men in the Back Room at the Country Club
(IV)A Preliminary Report on the Use of the McKenzie Protocol versus Williams Protocol in the Treatme
One Day in the Life of Ivan Denisovich ( Alexander Solzhenitsyn
Richard D Wyckoff The Day Trader s Bible Or My Secret In Day Trading Of Stocks
Day in the Sun Burns
Mettern S P Rome and the Enemy Imperial Strategy in the Principate
Early Variscan magmatism in the Western Carpathians
Applications and opportunities for ultrasound assisted extraction in the food industry — A review
In the end!
Cell surface in the interaction Nieznany

więcej podobnych podstron