Clark Mary Jane Zatancz ze mna


Mary Jane Clark

Zatańcz ze mną

Dancing in the Dark

Przełożyła Lidia Rafa

Prolog

Brak możliwości widzenia wyostrzył pozostałe zmysły. Pogrążona w całkowitej ciemności, słyszała jedynie nieustający ryk oceanu Atlantyckiego w oddali, a nad głową delikatne trzepotanie skrzydeł. Nozdrza jej drgnęły, gdy w powietrzu wyczuta woń stęchlizny. Pod bosymi stopami miała zimną, wilgotną ziemię. Zacisnęła palce na mokrym piasku. Coś musnęło jej kostkę, zaczęła się modlić, by była to tylko mysz.

Spędziła w tym wilgotnym pomieszczeniu już trzy doby. Czuła, że jeszcze chwila, a postrada zmysły. Z drugiej strony, kiedy ją odnajdą jak to sobie cały czas wyobrażała, policja na pewno będzie ją o wszystko wypytywać. Jeśli przeżyje, musi być w stanie opowiedzieć ze szczegółami o tym, co zaszło.

Powie, że zostawił ją samą na całe wieki, że zanim wyszedł, zakneblował ją, żeby nikt nie słyszał jej krzyków. I że opuszczał knebel tylko po to, żeby przyciskać usta do jej ust.

Policja na pewno będzie chciała wiedzieć, co do niej mówił. Będzie musiała się przyznać, że już na drugi dzień po porwaniu przestała zadawać mu pytania, bo i tak nie odpowiadał. Jeśli czegoś chciał, wyrażał to dotykiem. Dokładnie opowie, jak ją pieścił i podnosił w górę, jak przygniatał ją swoim ciałem i dawał do zrozumienia, jak ma się poruszać.

Próbując poskładać wszystkie informacje, jakie musi przekazać policji, usłyszała znajome burczenie w brzuchu. Zjadła bardzo niewiele ze skąpych zapasów, ale wcale się tym nie przejmowała. Głód był jej starym znajomym. Wiedziała, że umiejętność zaspokojenia łaknienia minimalną porcją pożywienia była jej silną stroną, choć rodzice wcale tak nie uważali. Podobnie jej dawni przyjaciele, nauczyciele oraz terapeuci z ośrodka zdrowia, robiący wszystko, by zawrócić ją z drogi, którą obrała. Nie dostrzegali lego, co jej wydawało się oczywiste — niejedzenie było idealnym sposobem kontrolowania własnego życia.

Nasłuchując gołębia gruchającego gdzieś nad jej głową, myślała o swoich rodzicach. Musieli umierać z niepokoju. Mama pewnie płakała, ojciec krążył po salonie i, jak zawsze, gdy był zdenerwowany, co chwilę strzelał kostkami. Ciekawe, czy całe miasto zaczęło już jej szukać. Modliła się w duszy, żeby tak było. Miała nadzieję, że wszyscy, którzy ją w jakikolwiek sposób skrzywdzili, urazili czy zranili, zamartwiali się teraz o nią.

Próbowała się uspokoić, kołysząc się w miarowym rytmie przypływów fal. Wszystko będzie dobrze. Musi być. Powie policji, co się stało, jak bez słowa podciągnął ją, żeby wstała. Nie odzywał się do niej, tylko pokazał, czego od niej chciał, poruszając się tuż przy jej ciele. Musiała tańczyć dla niego w ciemności. Cały czas tańczyła, desperacko próbując go zadowolić. Tańczyła o życie.

* * *

Cztery godziny później, Ocean Grove. New Jersey

George Croft ochroniarz podniósł rękę i oświetlił zegarek na nadgarstku. Do końca zmiany została mu jeszcze godzina. Pora na ostatni patrol.

Ruszył na obchód pustymi alejkami. Z kieszeni munduru wyjął chusteczkę i wytarł spocone czoło i kark. Gdyby nie upiornie wysoka temperatura, ta noc niczym nie różniłaby się od innych w spokojnym i cichym miasteczku nad oceanem. Od czasu do czasu z mijanych domków dobiegało chrapanie. Przepisy obowiązujące na terenie ośrodka wprowadzały ciszę nocną o dwudziestej drugiej, więc prawie wszystkie światła były juz zgaszone. Słońce, upał i słone powietrze skutecznie usypiały letników.

Ochroniarz dotarł do końca ulicy St. Carmel, przeszedł na skróty po trawniku, żeby ostatni raz sprawdzić drzwi świątyni i Wielkiej Auli.

Ogromne drewniane budowle w wiktoriańskim stylu były zamknięte na cztery spusty. Oświetlony krzyż na dachu auli, wskazujący drogę przepływającym obok statkom, rozjaśniał mrok nocy i sygnalizował, że wszędzie panował spokój.

Z zadowoleniem stwierdził, że wszystko było w porządku, ale do oficjalnego końca służby wciąż pozostawał mu cały kwadrans. Nie daj Boże, żeby coś się wydarzyło przed drugą w nocy, a jego nie było na posterunku! Na pewno straciłby natychmiast robotę. Ta zaginiona dziewczyna nie mieszkała na terenie, który patrolował, ale gdyby jakiś wariat zamierzał uprowadzić jeszcze kogoś z Ocean Grove, to na pewno nie podczas jego zmiany!

Rany, ależ gorąco! George marzył o szklance zimnej wody. Oświetlił tatarką zabytkową drewnianą altankę, osłaniającą studnię Bersabee, pierwszą, jaką wywiercono w Ocean Grove i nazwano na cześć biblijnej studni jakubowej, opisywanej w Starym Testamencie, Woda z owej studni była dobra dla Izraelitów, a z tej w Ocean Grove czerpali założyciele miasta. Wprawdzie George wolał pić wodę butelkowaną, ale altanka wydawała się całkiem dobrym miejscem, by tam doczekać końca zmiany.

Od oceanu nie wiała nawet najlżejsza bryza, nocne powietrze po prostu stało w miejscu. Ochroniarz oświetlił trawnik i nie spiesząc się, szedł przed siebie. Miał jeszcze trochę czasu do zabicia. Zauważył, że rozwiązała mu się sznurówka, więc pochylił się, by ją zawiązać, Kiedy odkładał latarkę na trawę, usłyszał szelest, coś jakby drapanie.

Włoski na spoconym karku stanęły mu dęba. George skierował latarkę w stronę, skąd dobiegał hałas. Zmrużył oczy, próbując zidentyfikować to, co widział. W altance, na podłodze leżało coś dużego i, jak się wydawało, nieruchomego.

Podszedł bliżej. W tym momencie kształt poruszył się i jeszcze raz usłyszał ten sam szelest. Zbliżał się powoli i bardzo ostrożnie, w końcu Światło latarki odbiło się od bladej twarzy. Na podłodze leżała kobieta, zakneblowana i z przepaską na oczach.

Piątek 19 sierpnia

1

Diane, idąc pospiesznie Columbus Avenue, przez podeszwy butów czuła rozgrzany chodnik. Kropelki potu spłynęły jej po skroniach, gdy otarła wilgotne czoło, zaprzepaszczając tym samym dwadzieścia minut, które opędziła przed lustrem w łazience, układając włosy. Świeżo wyprana, bawełniana bluzka przylepiła jej się do pleców, a wykrochmalony kołnierzyk zaczynał smętnie opadać na ramiona. Dzień jeszcze się na dobre nie zaczął, a ona już się topiła.

Jak zwykłe, denerwowała się, że się spóźni. Zaczynała żałować, że przyrzekła sobie chodzić pieszo do pracy. Przejście dwudziestu przecznic było ostatnio jedyną formą wysiłku fizycznego, którego lak potrzebowała. Kiedy jej karnet na siłownię wygasł, nie przedłużała go, bo i tak nie korzystała z sali regularnie. Nie miała na nic czasu, a jeśli już go trochę znalazła, uważała, że powinna spędzać go z dziećmi.

W gorącym powietrzu unosił się ohydny zapach śmieci, które od rana smażyły się nu słońcu, czekając, aż ktoś zbierze je z chodnika. Diane z ulgą pomyślała o zbliżającym się dwutygodniowym urlopie. Będzie cudownie wyrwać się z miasta, byle dalej od tego zabójczego upału, hałasu, wiecznego pośpiechu i stresu. Ostatnie miesiące były dla nich wszystkich naprawdę ciężkie, wręcz brutalne.

Czasami czuła się tak, jakby nic się nie stało, jednak rzeczywistość szybko o sobie przypominała. Wystarczyło, że spojrzała na obgryzającą paznokcie Michelle czy na zgarbione plecy Anthony'ego wpatrującego się w stojące na pianinie zdjęcie ojca, albo gdy w środku nocy jej dłoń trafiała na pustkę w wielkim łóżku. Przeszła przez dziedziniec Lincoln Center, zatrzymując się na moment przy dużej fontannie, w nadziei, że orzeźwi ją powiew wilgotnego powietrza. Niestety, powietrze stało w miejscu.

Poprawiła torebkę i ruszyła dalej. Nieważne. Wkrótce ona i jej dzieci będą gdzieś indziej, w miejscu, gdzie powietrze nie śmierdzi, a woda jest zimna i czysta. Cóż, nie będzie to dokładnie to, co wcześniej planowali, ale pojadą na te wakacje. Zasłużyli na nie. Potrzebowali ich po tym wszystkim, co przeszli.

W końcu trzeba żyć dalej, nawet bez Philipa.

Diane popchnęła ciężkie drzwi obrotowe i weszła do holu, z ulgą poddając się fali zimnego powietrza. Uśmiechnęła się do umundurowanych strażników i sięgnęła do torebki po metalowy łańcuszek, na którym nosiła identyfikator. Wsunęła kartę w czytnik, który cicho piknął, co oznaczało, że drzwi do siedziby kanału informacyjnego KEY Info były otwarte. Wielu korespondentów oburzało się, że muszą pokazywać identyfikatory. Uważali, że są na tyle znani, że nie powinno się tego od nich wymagać. Diane zupełnie to nie przeszkadzało. Ochroniarze nie mieli tu lekkiego życia, a dla niej wyjęcie identyfikatora nie było żadnym wysiłkiem. Nie zgodziła się jedynie nosić tego czegoś na szyi przez cały dzień.

W sklepiku kupiła herbatę i banana. Podchodząc do długiego rzędu wind, minęła duże, podświetlone zdjęcia dziennikarzy i korespondentów działu wiadomości w stacji KEY Info, pogrupowane według programów, w jakich pracowali. Z plakatu Wieczornych wiadomości KEY uśmiechała się Eliza Blake. Constance Young i Harry Granger szczerzyli zęby w uśmiechu pod logo porannej audycji Oto Ameryka. Zrobione rok wcześniej zdjęcie z programu Pod lupą przedstawiało Cassiego Sheridana w otoczeniu reporterów wiadomości. Diane nawet nie spojrzała na swoją uśmiechniętą twarz, z dużymi niebiesko-szarymi oczyma i nosem, który, jak na jej gust, mógłby być nieco prostszy. Zmieniła się. Stres i nerwy, jakie towarzyszyły jej przez kilka ostatnich miesięcy, dawały o sobie znać. Drobne zmarszczki w kącikach oczu pogłębiły się, a wokół ust pojawiły się nowe, efekt nieświadomego marszczenia się, Diane zauważyła, że od jakiegoś czasu używała korektora nawet kilka razy dziennie, żeby zatuszować cierne, jakie pojawiły się jej pod oczami.

Jeszcze jeden powód, dla którego należało wyjechać na urlop, pomyślała, naciskając guzik przywołujący windę. Gdyby tylko mogła wyjechać i choć przez chwilę się zrelaksować, od razu zaczęłaby lepiej wyglądać. Wszystkie reporterki dobrze wiedziały, że w tej pracy liczy się wygląd. Oczywiście mężczyźni też zwracali uwagę na swój wygląd, tyle że oni mogli sobie pozwolić na siwe włosy, drobne zmarszczki, kilka dodatkowych kilogramów. Kobietom absolutnie to nie uchodziło. Doskonale zdawały sobie sprawę, że to się tak prędko nie zmieni, więc mogły co najwyżej ponarzekać na ten temat. Owszem, u prezenterek telewizyjnych liczyło się doświadczenie zawodowe, ale to młodość i urodę stawiano na piedestale.

Brzęknął dzwonek i drzwi windy otworzyły się na szóstym piętrze. Diane udała się prosto do łazienki. Z wiszącego na ścianie pojemnika wyjęła papierowe ręczniki i delikatnie, by nie zniszczyć makijażu, osuszyła twarz i wytarła tusz z kącików oczu. Gdy próbowali doprowadzić fryzurę do ładu, usłyszała, że otworzyły się drzwi kabiny za jej plecami.

— Cześć, Susannah — przywitała się Diane.

Młoda kobieta podeszła do sąsiedniej umywalki i wycisnęła na dłoń odrobinę mydła w płynie,

— Hej, Diane. Też ci tak gorąco? — Susannah uśmiechnęła się krzywo do odbicia Diane w lustrze.

Diane miała ochotę ponarzekać na swoje oklapnięte włosy i upiorną drogę do pracy, ale się powstrzymała. Wiedziała, że byłby to nietakt. Susannah oddałaby wszystko, żeby być na jej miejscu.

— Dzięki ci. Boże, za klimatyzację. — odparła Diane, usuwając ze szczotki kilka długich włosów w kolorze popielatego blondu. Schowała szczotkę do torebki i wyjęła i kosmetyczki mały pojemnik z lakierem do włosów. — Od jutra mam urlop. Jadę z dziećmi do Wielkiego Kanionu, Pewnie tam też będzie gorąco, ale przynajmniej nie tak parno jak tutaj.

— To cudownie! — powiedziała z entuzjazmem Susannah, — Zdążyłaś zebrać przed wyjazdem wszystkie niezbędne informacje? Jeśli chcesz, mogę się tym zająć.

I to w niej było najlepsze, pomyślała Diane, potrząsając pojemnikiem. Susannah była pełna zapału, zawsze chętnie wszystkim pomagała, Bóg jeden wiedział, że miała swoje powody do rozpaczy i niezadowolenia, ale nigdy nie odgrywała roli ofiary. Mozę wiedziała, że nic tak łudzi nie odstrasza jak wieczne użalanie się nad sobą.

— Och, Susannah, jesteś cudowna, ale dziękuję, niczego mi nie potrzeba. Zamierzam rozsiąść się wygodnie i pozwolić przewodnikom wykonywać swoje obowiązki. Marzę o wakacjach, na których nie będę musiała oglądać map, ani brać na siebie odpowiedzialności, a jedyne decyzje, jakie będę podejmować, to które szorty włożyć rano. Chcę przez dwa tygodnie wypoczywać z moimi dziećmi, a ktoś inny niech się martwi, jak mamy spędzać czas.

Diane zaczekała, aż asystentka znajdzie się przy drzwiach łazienki, dopiero wtedy spryskała włosy lakierem. Ledwo zapach aerozolu rozszedł się w powietrzu, usłyszała głos Susannah.

— Chyba powinnam cię ostrzec, Diane. Joel cię szuka.

— Nie wiesz, czego chce? — zapytała Diane, zamykając pojemnik z lakierem. Ale Susannah już nie było.

2

Detektyw o kamiennym obliczu, stojący w nogach szpitalnego łóżka, dokładnie zapisywał każde słowo Leslie Patterson,

— Ile razy mam panu powtarzać? — zapytała podniesionym z frustracji głosem. — W ogóle nie widziałam jego twarzy. Mówię prawdę, Nie widziałam go.

Czekała na reakcję, ale twarz detektywa niczego nie zdradzała. Sposób, w jaki w kółko zadawał to samo pytanie, pozwolił się domyślać, że mężczyzna jej nie wierzył.

— Panno Patterson, zacznijmy jeszcze raz, od początku. O północy spacerowała pani promenadą, tak? — Detektyw nie krył sceptycyzmu. — Często chodzi pani sama na spacery w środku nocy?

— Już panu tłumaczyłam. Pokłóciłam się z moim chłopakiem i chciałam przez chwilę pobyć sama, żeby przemyśleć parę spraw. Miałam nadzieję, że spacer pomoże mi zebrać myśli albo chociaż zmęczy mnie na tyle, że będę mogła zasnąć.

— Pani chłopak nazywa się Shawn Ostrander, zgadza się?

— Tak, to też już mówiłam. — Sięgnęła po łyżkę, leżącą na tacy ze śniadaniem i zaraz odłożyła ją na miejsce. Pielęgniarka uważała, że robi Leslie przysługę, przynosząc posiłek, gdy ta czekała na wypisanie ze szpitala. Akurat to zjem, pomyślała Leslie i z westchnieniem odsunęła stolik na kółkach, na którym zostało nietknięte jedzenie,

— Shawn powiedział, że nie chce pani więcej widzieć, tak? — zapytał łagodnie detektyw.

— Tak. I że poznał kogoś. — Leslie przez chwilę wpatrywała się w czerwone ślady, jakie na jej nadgarstkach zostawiły plastikowe kajdanki, po czym przykryła się pod samą szyję.

Pod szpitalną kołdrą, gdzie nie sięgał wzrok detektywa, z całej siły uszczypała się w udo. Nie miała pod ręką agrafki ani żadnego ostrza, więc musiała poradzić sobie inaczej. Ścisnęła w palcach skórę i przekręciła, żeby poczuć znajomy pulsujący ból. Jej twarz nawet nie drgnęła.

— To musiało zaboleć.

Leslie niespokojnie zamrugała powiekami. Przez moment myślała, że mężczyzna jakimś cudem zauważył, że się szczypała, ale zaraz uprzytomniła sobie, że miał na myśli ból, jaki wywołała wiadomość o tym, że Shawn kogoś miał.

— Tak, zabolało. Kocham Shawna. — Leslie jeszcze raz boleśnie ścisnęła fałdę skóry. Tym razem oczy zaszły jej łzami, Nie z powodu bólu, ale na myśl o tym, że mogła stracić Shawna. Czy nie zdawał sobie sprawy, że nikt nigdy nie będzie go kochał tak jak ona?

— Leslie, czy chciała pani, żeby Shawn się o panią martwił? Żeby uświadomił sobie, jak bardzo mu pani brakuje, i może zmienił decyzję o zerwaniu? Miała pani nadzieję, że gdy zniknie na kilka dni, Shawn do pani wróci?

Leslie zastanawiała się nad odpowiedzią. Tak, chciała, żeby Shawn się o nią martwił. Tak, kiedy przez trzy dni i noce tkwiła w mokrej, ciemnej norze, miała nadzieję, że Shawn za nią tęsknił. Liczyła, że koszmar, przez jaki przechodziła, opłaci się, bo uświadomiwszy sobie, że może ją stracić na zawsze, Shawn zrozumie, że kocha ją tak samo, jak ona jego.

Ale gdyby powiedziała o tym detektywowi, potwierdziłaby tylko jego podejrzenia, że ukartowała to trzydniowe zniknięcie, żeby zdobyć choć odrobinę zainteresowania. Nie chciała, żeby tak myślał.

— Proszę posłuchać, ktoś mnie porwał, związał, zasłonił mi oczy, zakneblował usta i zostawił w jakimś dziwnym miejscu na trzy dni. Detektywie, odnoszę wrażenie, że mnie pan o coś oskarża, podczas gdy powinien pan szukać przestępcy.

— Szukamy go, niech mi pani wierzy. Nie ja jeden pracuję nad tą sprawą. Zajmują się nią najlepsi oficerowie wydziału policji w Neptune. Może być pani pewna, że wszystko wyjaśnimy, — Coś w głosie detektywa sprawiało, że jego słowa brzmiały raczej jak groźba niż zapewnienie.

Otworzyły się drzwi i do sali wszedł lekarz, który ją wcześniej badał. Zatrzymał się w nogach jej łóżka i, zanim przemówił, przez chwilę wpatrywał się w swój notatnik. Spojrzał też na gliniarza. W przypadkach gdy prowadzono śledztwo, policja miała takie samo prawo znać wyniki badan jak pacjent.

— Nie potwierdziło się podejrzenie o gwałt. Leslie, miała pani szczęście. Wprawdzie twierdziła pani, że nie została zgwałcona, ale zawsze lepiej zrobić odpowiednie badania. W takich sytuacjach nigdy nie można mieć pewności. Mógł podać pani jakieś narkotyki albo ogłuszyć i nawet by pani o niczym nie wiedziała. — Lekarz uśmiechnął się łagodnie i położył jej rękę na ramieniu. — Wyniki badań są dobre. Pod względem fizycznym nic pani nie jest. Zadrapania na nadgarstkach i nogach znikną w ciągu kilku dni. Rany w kącikach ust także. Może pani wracać do domu, Leslie. Będzie pani jednak musiała z kimś porozmawiać, żeby psychicznie dojść do siebie. Jeśli pani chce, mogę kogoś polecić. Mamy na oddziale kilku znakomitych terapeutów.

— Dziękuję, mam już terapeutę. — Leslie pokiwała głową. Wiedziała, że protestowanie nie miało sensu. Oczywiście, wróci na terapię i opowie doktorowi Messingerowi tę samą bajkę, którą teraz opowiadała lekarzowi z izby przyjęć. Nie miał najmniejszego pojęcia, że przez cały ten czas szczypała się pod szpitalną kołdrą.

3

Choć w sierpniu większość producentów programów informacyjnych grała w golfa w Hamptons albo wypoczywała na południu Francji, Joel Malcolm siedział za biurkiem i pilotem przerzucał kanały w sześciu telewizorach, wiszących na ścianie jego biura.

— Och, dobrze, że jesteś — powiedział, gdy Diane zapukała w otwarte drzwi. Kiwnął ręką zapraszająco i wskazał jeden z monitorów. Na ekranie pojawił się pasek informacyjny z napisem OCEAN GROVE, NEW JERSEY. Reporter na żywo relacjonował coś z plaży, za jego plecami widać było ocean. Mężczyzna miał rozpięty kołnierzyk koszuli, jego twarz była czerwona, a fryzura nawet nie drgnęła. Skoro nie było wiatru, który poruszałby włosy tego faceta, to znaczyło, że na plaży, mimo iż tak blisko oceanu, musiało być zabójczo gorąco.

— Słyszałaś o tej zaginionej dziewczynie z wybrzeża Jersey? — Joel wskazał telewizor.

— Nie interesowałam się tak bardzo tą historią — przyznała Diane, siadając na skórzanej sofie. — Założę się, że zaraz mi o wszystkim opowiesz.

Jeśli Joel wyczuł jej sarkazm, to nie dał tego po sobie poznać,

— Cóż, dziewczyna znikła na trzy dni i nagle wczoraj się odnalazła. Matthew dowiedział się nieoficjalnie od policji, że podejrzewają, iż dziewczyna sama to wymyśliła. Ukartowała to całe porwanie. Najprawdopodobniej mamy do czynienia z prawdziwą wariatką.

Diane poczuła, że jej puls przyspiesza. Zaczyna się, pomyślała. Dwoje reporterów Pod lupą już pracowało nad podobnymi historiami, Joel tylko czekał na pojawienie się jeszcze jednej. W Michigan studentka college'u zniknęła na sześć dni, a potem powiedziała policji, że została porwana i że napastnik groził jej nożem, W Oregonie matka zgłosiła zaginięcie dwóch nastoletnich córek, po tym, jak po wejściu do ich pokoju znalazła zakrwawioną pościel i wybitą szybę w oknie. Natychmiast rozpoczęto gorączkowe poszukiwania, choć policja od początku była przekonana, że dziewczyn wcale nie porwano, tylko same to wszystko wymyśliły.

Diane była dziwnie pewna, że Joel, w swej przewrotności, potrzebował jeszcze jednej zagubionej duszyczki, najlepiej z dobrą, medialną historią. Nowa twarz, w samą porę na otwarcie nowego sezonu we wrześniu.

— Diane, to dla nas idealna historia. Trzecia dziewczyna, która podnosi fałszywy alarm. Zrobisz ten temat.

— Joel, od jutra mam urlop — powiedziała, zakładając nogę na nogę i próbując zachować spokój, Pewnie po prostu zapomniał o tym, że przez najbliższe dwa tygodnie Diane miało nie być w pracy. Ale w głębi duszy wiedziała, że Joel wcale nie zapomniał. Nigdy o niczym nie zapominał.

— To ważne, Diane. Urlop chyba może zaczekać, prawda?

— Nie, nie może. Od miesięcy planuję ten wyjazd.

— Masz ubezpieczenie podróżne?

Diane miała ochotę skłamać, ale szybko doszła do wniosku, że lepiej nie. Kłamstwo zawsze prowadziło do następnego U prędzej czy później, prawda zwykle wychodziła na jaw. To przez kłamstwa Philip miał tyle problemów,

— Tak się składa, że mam. Wykupiłam na wypadek, gdyby któreś z dzieci zachorowało, a nie po to, by odwoływać wyjazd na zachód, żebym mogła więcej pracować.

Joel zmarszczył czoło. Ten grymas onieśmielił już niezliczoną liczbę reporterów i producentów przed Diane. Twórca i producent nagradzanego programu informacyjnego był legendą telewizji. Wszystko, co osiągnął w ciągu czterdziestu lat pracy dziennikarskiej, zawdzięczał bystremu umysłowi, wielkiej spostrzegawczości i uporowi. Po prostu nigdy, ale to nigdy się nie poddawał. Od samego początku kariery w tym biznesie, jeszcze w czasach, gdy głównym nośnikiem był film, a nie kaseta wideo, wiadomości czekały godzinami, a nawet całymi dniami aa emisję, bo od rozkładu lotu samolotów zależało, kiedy materiał dotrze do Nowego Jorku, skąd można go było przekazać reszcie kraju, w czasach, gdy nie było satelitów i telefonów komórkowych, a na biurkach nie stały komputery — już wtedy Joel miał obsesję na punkcie kontrolowania. Od samego początku w tym zawodzie chciał robić wszystko po swojemu i przywykł dostawać to, czego chciał.

— Zmieniając na moment temat. Diane… — Sięgnął po długopis i zaczął coś gryzmolić w żółtym notesie leżącym na biurku. — O ile dobrze pamiętam, za kilka miesięcy będziesz przedłużać umowę, prawda?

— Tak, w styczniu — odparła, zaciskając usta. Podstępny łajdak. Nie grał fair. Joel znał jej sytuację i teraz bezczelnie to wykorzystywał.

Wszyscy w KEY Info wiedzieli, co się stało z Philipem. Pisały o tym nowojorskie gazety i portale internetowe, mówili w wiadomościach w ich stacji telewizyjnej i radiu. Fakt, że Joel wykorzystywał jej nieszczęście, by dostać to, czego chciał, nie powinien być dla niej zaskoczeniem, a jednak jego bezczelność wprawiła ją w osłupienie.

Joel wiedział, że sama utrzymywała rodzinę, a jej pensja musiała wystarczyć najedzenie, ubrania i wszystkie opłaty. Odkąd zabrakło Philipa, fundusze, jakimi dysponowała, znacznie się skurczyły. Choć Joel nie powiedział tego głośno, dla Diane było oczywiste, że uzależnił przedłużenie umowy — a co za tym idzie, bezpieczeństwo finansowe jej rodziny — od tego, czy wykona jego polecenie. Bardzo ją tym uraził.

— Cóż, Diane, sama dobrze wiesz, jak jest. Zarząd zapewne przyjdzie z tym do mnie. Będą chcieli poznać moje zdanie, zanim zwrócą się do tego twojego agenta, który z pewnością skorzysta z sytuacji i zacznie domagać się podwyżki za obsługę swojego najlepszego klienta, gwiazdy telewizyjnej. — Joel rzucił długopis na notatnik. — Oczywiście chciałbym im powiedzieć, jak bardzo cię cenimy w KEY Info, i że miejsce Pod lupą w rankingach oglądalności uzależnione jest od tego, czy twoja piękna twarz pojawia się na ekranie. Chciałbym móc im powiedzieć, że musimy cię zatrzymać między innymi dlatego, że potrafisz tak świetnie pracować w grupie.

Diane oparła się na sofie.

— Posłuchaj. Joel. Dlaczego nie chcesz mnie zrozumieć? Przecież wiesz, ile przez te ostatnie miesiące przeszliśmy ja i moje dzieci. Potrzebuję tego urlopu. Musimy na chwilę wyjechać.

Joel rozparł się w fotelu i patrzył na sufit, a jej przez moment wydawało się, że producent rozważa jej prośbę.

— Coś ci powiem — odezwał się w końcu. — Jeśli chcesz zabrać dzieciaki ze sobą, proszę bardzo. Co więcej, znajdę sposób, żeby za nie zapłacić z naszego budżetu.

— Joel. Ty chyba żartujesz. Michelle i Anthony liczą na te wakacje. To jedyna rzecz, jaka od tamtego wydarzenia wzbudziła ich entuzjazm. Wyjazd do Ocean Grove to żadne wakacje przynajmniej dla mnie. Będę się ciągle martwić, że pracuję, a powinnam spędzać czas z dziećmi.

Joel pochylił się do przodu i spojrzał jej prosto w oczy.

— Nie, Diane, nie żartuję. To moja ostatnia oferta, Mogę sobie na nią pozwolić tylko dlatego, że Pod lupą miał takie dobre notowania w ubiegłym sezonie, więc dział finansów nie będzie mi truł głowy, gdy zarezerwuję kilka dodatkowych pokoi. Jeśli chodzi o ciebie, to jestem przekonany, że jakość twojej pracy na tym nie ucierpi. Jesteś profesjonalistką. Potrafisz pogodzić oba światy. Oczywiście, pod warunkiem, że tego chcesz.

Wiedziała, że Joel dokładnie zdaje sobie sprawę z tego, że nie chciała. Wiedziała też, że zupełnie go to nie obchodziło. Po prostu zależało mu tylko na jednym — na oglądalności. Dodatkowe wydanie Pod lupą przyciągnie widzów, a co za tym idzie, zwiększy wpływy z reklam, bo większa oglądalność oznaczała wyższe stawki za spoty. Tylko o to mu chodziło. Jego ego domagało się, by Pod lupą nadal pozostawał najważniejszym programem informacyjnym, oglądanym w całym kraju. Aby zaspokoić własne ego, Joel nie cofał się przed niczym, zwłaszcza gdy uważał, że okazja tego wymaga.

Diane wstała z sofy. Wiedziała, że przegrała. Nawet nie chciała sobie wyobrażać chwili, kiedy przekaże tę informację dzieciom. Cóż, będą musiały się pogodzić z nieuniknionym. Szkoda, że tak wcześnie zaczęły poznawać, co to prawdziwe życie, ale co było robić. Nie dało się lego uniknąć, podobnie jak bolesnych lekcji, które odebrały niedawno. Odwołanie wyjazdu na wakacje było jeszcze jednym ciosem, ale w porównaniu ż całą resztą to drobiazg.

Gdzieś kiedyś czytała, że z dzieci, które miały trudne dzieciństwo, mogą wyrosnąć zdrowi dorośli, wzmocnieni doświadczeniem, albo nieprzystosowani odszczepieńcy. Diane co noc modliła się, żeby to drugie nie spotkało jej dzieci i żeby Michelle i Anthony wynieśli z dziecięcego doświadczenia naukę i siłę. Chciała, żeby wiedzieli, że życie, mimo porażek, toczy się dalej i żeby ta wiedza wyszła im na dobre. Modliła się, by potrafili docenić przykład, jaki im dawała jako samotna matka dbająca o rodzinę i robiąca wszystko, co w jej mocy, by ich utrzymać. Nie miała wyboru. Ojciec siedział w więzieniu. Była jedyną osobą, jaką miały.

4

Helen Richey zmiatała piasek zdrewnianej podłogi na ganku. Szuranie miotły działało na nią uspokajająco. Przypominało jej dzieciństwo. Rodzice każdego lata zabierali ją i jej siostry na wakacje tu, do Ocean Grove. Od pierwszego weekendu po zakończeniu roku szkolnego aż do Święta Pracy* mieszkali w namiocie, na terenie ośrodka Wspólnoty w Modlitwie w Ocean Grove.

Namioty o ścianach z grubego płótna były całkiem duże: cztery na pięć metrów, z uroczym gankiem i niewielką drewnianą przybudówką na tyłach. W środku był prąd, bieżąca woda, niewielka, ale dobrze wyposażona kuchnia, toaleta oraz prysznic. Reszta, czyli meble, dywany, pościel, zastawa stołowa, obrazy na ścianach, a nawet klimatyzacja, zależała od fantazji letników. Niektórzy przywozili radia i telewizory, ale rodzice Helen nigdy się na to nie zgodzili. Nalegali, żeby dziewczynki choć przez wakacje trzymały się z daleka od ryczącego pudła, jak nazywał telewizor ich ojciec.

Po porannych zajęciach w szkółce biblijnej dla dzieci jedli lunch w ich domku, oddalonym o dwie ulice od Oceanu Atlantyckiego, a potem szli całą rodziną na plażę, wyposażeni w ręczniki i tony plastikowych zabawek i foremek do piasku. Mama rozkładała leżak, do aluminiowego oparcia mocowała ogromny parasol i oddawała się lekturze czasopism i kieszonkowych wydań popularnych powieści, od czasu do czasu pokrzykując ostrzegawczo na córki, które bawiły się przy brzegu. Czasami plażę zalewały ogromne fale, kiedy indziej panował spokój, ale kopanie w piasku, budowanie zamków i fos zawsze sprawiało im radość. Podobnie jak zastanawianie się, czy wybrać lody w waflu, czy na patyku.

Marzyła o takich wakacjach dla Sarah i Hannah. Proste, beztroskie tygodnie zabaw na słońcu, świeże powietrze i zachwycający ocean, a w międzyczasie nauka o Bogu i pierwsze próby zrozumienia, co znaczy życie w społeczności. Helen uważała, że wakacje spędzane w ośrodku w Ocean Grove nie były czasem straconym. Stanowiły świetne podwaliny dorosłego życia. Szkoda, że Jonathan nie chciał tego zrozumieć.

Jej mąż wprost nie znosił Ocean Grove. Twierdził, że to najnudniejsze miejsce na świecie. Ale Helen wiedziała, że nie chodziło o samo miasto. Jej mąż tak naprawdę nienawidził życia w namiocie kempingowym. Denerwowały go prymitywne, klaustrofobiczne warunki mieszkaniowe. Marzył o domu albo apartamencie w innej części miasteczka, w miejscu, które nie kojarzyłoby się ze wspólnotą religijno kempingową.

Przez całe lato zdobywał się na opuszczenie ich domu w Paramus tylko w weekendy. Tego dnia Jonathan zamierzał wyjść wcześniej z pracy i stawić czoło piątkowym korkom na Garden State Parkway, by spędzić cały weekend z żoną i dziećmi w płóciennym domku przy Bath Avenue. Helen nie mogła się już doczekać, aż będą wszyscy razem, a jednocześnie była pełna obaw.

Namioty stały bardzo blisko siebie, prawie na wyciągniecie ręki. Czasami, gdy ktoś z letników kichnął, sąsiedzi krzyczeli „na zdrowie!”. Jeśli Jonathan się zdenerwuje i zacznie mówić podniesionym głosem, wszyscy wokół dowiedzą się o jego niezadowoleniu. Już nieraz, gdy sytuacja stawała się napięta,

Helen musiała wsiąść z nim do samochodu, by tam wyjaśnić nieporozumienia.

Skończywszy zamiatanie, zeszła z ganku, by obejrzeć kwiaty, które tuż po przyjeździe zasadziła razem z córkami wokół domku. Czerwone krzaki geranium, białe niecierpki i fioletowe żeniszki wyznaczały granice ich działki. Stanowiły dopełnienie amerykańskiej flagi, powiewającej na drewnianym słupie, podtrzymującym pasiastą markizę nad gankiem. Niecierpki źle znosiły upał, drobne białe kwiatki omdlały i zamknęły się. Helen już miała iść do kuchni i nalać wody do konewki, gdy usłyszała, że otwarły się drzwi sąsiedniego domku.

— Witaj, moja droga — odezwała się drobna staruszka.

— Dzień dobry, pani Wilcox. Jak się pani dziś miewa?

— Och, całkiem dobrze — zaskrzypiała wysokim głosem, — Trochę zesztywniały mi kości, ale poza tym czuję się całkiem dobrze.

— Wyspała się pani? — zapytała Helen, odgarniając z ramion miodowo złote włosy i zawiązując je wysoko na karku.

— Nie bardzo. W nocy było za gorąco.

— Kiedy w końcu kupi pani klimatyzator, pani Wilcox? — Helen nie czekała na odpowiedź. — Jonathan przyjeżdża dziś po południu. Mógłby go dla pani kupić i zamontować w weekend. — Już składając tę propozycję, zaniepokoiła się, jak zareaguje jej mąż.

— Nie wiem, moja droga. Zawsze byłam przeciwna instalowaniu tu klimatyzacji. Bryza od oceanu zwykle nam wystarczała, ale w tym roku jest inaczej, Przyjeżdżamy tu z Herbertem od trzydziestu dziewięciu lat i oboje nie pamiętamy takich upałów. — Kiwnęła głową w stronę namiotu. — Herbert właśnie się zdrzemnął. On też nie mógł w nocy spać. Wstał wcześnie i poszedł na spacer po gazetę. Podobno wszyscy w Nagle mówią tylko o tej młodej Patterson.

Helen bardzo przygnębiły słowa sąsiadki.

— Znalazła się? Nic jej nie jest? — zapytała z niepokojem.

Pani Wilcox pokręciła siwą głową.

— Nie, jest cała i zdrowa. Znalazła się. Ale policja uważa, że nikt jej nie porwał. Twierdzą, że dziewczyna sama to wszystko wymyśliła, żeby zwrócić na siebie uwagę.

— Och, to okropne. Okropne i bardzo smutne.

Wszyscy w miasteczku śledzili losy zaginionej młodej kobiety, mieszkanki Ocean Grove, Leslie Patterson mieszkała z rodzicami przy Webb Avenue. Poprzedniego wieczoru Helen poszła lam z córkami zapalić świeczki przed ich uroczym domem w wiktoriańskim stylu. W drodze powrotnej skorzystała z okazji, by przypomnieć córkom o niebezpieczeństwie, jakim grozi rozmawianie z nieznajomymi.

Mimo duszącego upału Helen nagle poczuła dojmujący chłód. Choć urodziła się i dorastała w miasteczku, które Helen uważała za raj na ziemi. Leslie Patterson była niespokojnym duchem. To spostrzeżenie przeraziło ją jeszcze bardziej, gdy pomyślała o swoich córeczkach, pięcio- i sześciolatce, które pewnie w tym momencie w szkółce biblijnej śpiewały „Jezus jest twym przyjacielem”. Cóż, tak to już jest, że choć rodzice bardzo się starają i chronią swoje dzieci przed niebezpieczeństwem, one czasami po prostu schodzą na złą drogę.

5

Wychodząc z biura producenta, Diane starała się zachować obojętną minę, choć wszystko w niej się gotowało. Czuła się urażona tym, że została pozbawiona możliwości wyboru i zmuszona do podjęcia zlecenia w Ocean Grove. Drażniło ją, że Joel miał władzę nad jej losem. Ktoś inny pewnie wysłałby go do diabła, ale ona nie była tak odważna. Ani tak głupia. Nie mogła ryzykować, że nie przedłużą z nią umowy. Światem rządziła twarda ekonomia, przemysł coraz szybciej się rozwijał, nowe technologie sprawiały, że coraz trudniej było dostać sensowną pracę. Z roku na rok zmniejszała się liczba osób potrzebnych do zrealizowania programu telewizyjnego. Czasy, w których doświadczony korespondent mógł spełniać własne ambicje i przechodzić z jednej stacji do drugiej, już dawno minęły.

Tęskniła za stabilizacją ekonomiczną, do jakiej przywykła. Przy mężu, przynoszącym do domu imponującą pensję, jej niewiele niższe zarobki były wisienką na torcie. Rodzina Mayfieldów korzystała z życia. Olbrzymi apartament na Manhattanie, mały, ale za to położony w malowniczym Amagansett, domek letniskowy, prywatne szkoły dla dzieci. Tak było, zanim postawiono Philipa w stan oskarżenia. Zanim ich świat się zawalił.

Czasami nie mogła uwierzyć, jak szybko wszystko się zmieniło. Właśnie minęło cztery lata, odkąd Philip objął wymarzone stanowisko głównego urzędnika do spraw finansów w BeamStar, nowoczesnej firmie telekomunikacyjnej planującej wejść na giełdę. Diane nadal była wściekła z powodu głupoty Philipa, ale jego nieuczciwość złamała jej serce. Podczas przygotowywania dokumentacji, związanej z debiutem giełdowym firmy, złożył fałszywe oświadczenie w sprawie dochodów BeamStar. Fakt, że zrobił to pod naciskiem szefów, dodatkowo ją rozzłościł.

Kiedy akcje BeamStar spadły, inwestorzy oszaleli. Rząd wszczął śledztwo, w wyniku którego aresztowano Philipa i jego chciwych szefów. Mimo że podczas dochodzenia współpracował z władzami, został skazany na rok i jeden dzień. Była szansa, że wyjdzie w październiku za dobre sprawowanie.

W ciągu tych kilku miesięcy, kiedy Philip siedział w więzieniu federalnym Fort Dix, Diane sprzedała domek nad morzem, a pieniądze przeznaczyła na spłatę kar, które z wyroku sądu wyznaczono jej mężowi. Po opłaceniu rachunków i czesnego za szkoły nie zostało jej zbyt wiele. Nie mogła się nadziwić, że życie na Manhattanie aż tyle kosztowało. Pieniądze, które dla większości obywateli kraju były nie do osiągnięcia, znikały w oka mgnieniu.

Wracając do biura, Diane starała się dostrzec jaśniejsze strony zaistniałej sytuacji. A może to tępiej, że została zmuszona do odwołania wycieczki na zachód? Te wakacje sporo by kosztowały, a nie było ich na nie stać, ale Philip nalegał, żeby jechali bez niego. Uważał, że Diane powinna zabrać dzieciaki na rodzinną wyprawę, którą planowali od lat. To miał być prezent z okazji dziesiątych urodzin Anthony'ego, Diane z początku się opierała, ale w końcu zgodziła się, kiedy jej młodsza siostra, Emily, poinformowała, że po zakończeniu nauki w Providence College chciałaby spędzić z nimi lato. Diane pomyślała, że z siostrą u boku wakacje będą mniej smutne. Przepadała za jej towarzystwem. I choć wiekowo Emily bardziej pasowała do Michelle i Anthony'ego, mimo wszystko była osobą dorosłą i mogła choć w części wypełnić pustkę po Philipie.

Diane sięgnęła po telefon. Postanowiła przekonać najpierw do swojego pomysłu siostrę, a dopiero potem przekazać przykrą wiadomość dzieciom. A może poprosić Emily, żeby im o tym powiedziała? Diane nie chciała przekazywać im tej informacji przez telefon, a w domu będzie dopiero za dobrych kilka godzin. Zamiast pakować buty do chodzenia po górach i plecaki ze stelażem, powinni przygotować kostiumy kąpielowe i ręczniki plażowe. I to szybko. Joel życzył sobie, żeby stawiła się w Ocean Grove nazajutrz rano.

— Puk. Puk.

W progu stał Matthew Voigt.

— Nie wierzę własnym oczom! — jęknęła Diane. — Wejdź, proszę.

Matthew wszedł do biura i zamknął za sobą drzwi.

— Domyślam się, że rozmawiałaś z Joelem? — W jego ciemnobrązowych oczach pojawił się figlarny błysk.

— Tak, już mi powiedział.

— Przykro mi z powodu twojego urlopu. Diane, — Matthew usiadł na krześle stojącym przed jej biurkiem.

— To nie twoja wina. Nasz nieustraszony przywódca to bezwzględny tyran.

— Hm. Mimo wszystko to gorzka pigułka, nie?

— Łykałam już gorsze.

— Domyślam się. — Jego usta wykrzywiły się w lekko drwiącym uśmiechu.

Diane westchnęła ciężko. Postanowiła pogodzić się z nieuniknionym.

— Przynajmniej ty będziesz producentem. Choć w tym mam szczęście.

— Uprzejmie pani dziękuję. — Matthew ukłonił się i dotknął czoła, jakby uchylał kapelusz.

Diane wyjęła pisak z pojemnika stojącego na biurku.

— Co wiesz o tej sprawie? — zapytała, otwierając notes.

Matthew podał jej kartkę papieru.

— Znajdziesz tu wszystkie szczegóły wydarzeń aż do tej chwili. Rozmawiałem z policją z Neptune. Dziewczyna leczyła się psychiatrycznie. W średniej szkole uciekła z domu. Okazało się, że ukrywała się w kantorku przy sali gimnastycznej. Przy tej fali fałszywych porwań, o jakich słychać w całym kraju, policja uważa, że dziewczyna kłamie.

Matthew czekał, aż Diane skończy czytać. Leslie Patterson miała dwadzieścia dwa lata. Jej rodzice zgłosili zaginięcie we wtorek rano, gdy zauważyli, że nie nocowała w swoim łóżku. Policja i mieszkańcy Ocean Grove przez trzy doby przeczesywali miasteczko. W końcu, po trzech nocach od zniknięcia, znalazł ją ochroniarz, pilnujący terenu ośrodka Wspólnoty w Modlitwie. Dziewczyna miała zawiązane oczy i była zakneblowana.

— Co to za ośrodek i wspólnota? — zapytała Diane, nie odrywając oczu od notatek.

— To coś w rodzaju religijnego ośrodka wypoczynkowego. Sprawdziłem w Internecie. Założyli go metodyści, zaraz po wojnie secesyjnej. Na początku mieściła się tam siedziba ich zboru. Dziś już nie trzeba być metodystą, żeby korzystać z ośrodka, ale jeśli chcesz tam mieszkać, musisz przestrzegać ich zasad. A teraz uważaj. Oni mieszkają w namiotach.

Diane podniosła głowę.

— Płóciennych?

— Właśnie. Jest ich tam sto czternaście. Żeby dostać taki namiot, trzeba się zapisać na specjalną listę oczekujących. Czeka się z dziesięć lat albo i więcej. Prawo do wynajmu dziedziczy się z pokolenia na pokolenie.

— Leslie mieszka w takim namiocie? — zapytała Diane, zagryzając końcówkę pisaka.

— Nie. Mieszka w Ocean Grove na stałe. Ci z namiotów przyjeżdżają tylko latem.

Diane skończyła czytać wycinki przygotowane przez Agencję Prasową. Anonimowy informator z policji powiedział reporterowi AP, że w toku śledztwa okazało się, iż Leslie co jakiś czas podejmowała próbę wyleczenia się z anoreksji, skłonności do samookaleczenia za pomocą ostrych narzędzi, oraz do innych impulsywnych zachowań. Według informatora, policja jest przekonana, że dziewczyna upozorowała własne porwanie, jako coś w rodzaju wołania o pomoc.

— Biedny dzieciak, co? — zauważył Matthew, gdy odłożyła notatki.

— I biedni rodzice. — Diane aż się wzdrygnęła. — Nie dość, że anoreksja, to jeszcze dziewczyna się tnie. Dwa największe koszmary każdego rodzica.

— Taa — westchnął Matthew. — Koszmar, czy nie, do Pod lupą pasuje idealnie.

6

Gdy tylko Matthew wyszedł, Diane chwyciła za telefon i wykręciła numer.

Po czwartym sygnale odebrała jej siostra.

— Halo? — Emily ciężko dyszała.

— To ja. Co robisz? Brzuszki.

— Grzeczna dziewczynka. — Diane wyobraziła sobie bosą siostrę w krótkich spodenkach i rozciągniętej koszulce, rozmawiającą przez telefon. Jej krótkie kasztanowe włosy pewnie były zmierzwione, w ręce na pewno trzymała nieodłączną butelkę wody.

— Co słychać?

— Mam złe wieści, Em

— A konkretnie…?

— Nici z naszego wyjazdu. Muszę być jutro w pracy.

— No chyba żartujesz! Dzieciaki wpadną w szał.

— Em, wierz mi, chciałabym żartować. — Diane streściła swoją rozmowę z Joelem Malcolmem i jego propozycję, by Michelle i Anthony pojechali z nią do Ocean Grove, gdzie mogła pracować nad programem. — W rzeczywistości to nie była żadna propozycja, Em. On wydał mi polecenie.

— Boże, Diane, dzieciaki będą strasznie rozczarowane.

— Tak jakbym sama o tym nie wiedziała! Aż boję się z nimi rozmawiać.

— Chcesz, żebym zrobiła to za ciebie?

— Miałam nadzieję, że na to wpadniesz,

— Dobra. Pogadam z nimi, jak wstaną.

Diane zerknęła na zegarek. Było po jedenastej. Zazdrościła dzieciom, że mogły tak długo spać. Marzyła o tym, by nie budzić się w środku nocy i nie gapić się w ciemność własnej sypialni, tylko po prostu spać i spać, do oporu, bez niespokojnego przewracania się z boku na bok. Natura chyba specjalnie tak to zaplanowała, wiedząc, że w dorosłym życiu trzeba wstawać o okropnych porach, dlatego dzieci śpią tak długo, żeby stopniowo się przystosować. Szkoda, że dorośli nie mają takiej taryfy ulgowej.

— Dzięki, Em. Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna.

— Och, domyślam się, tak z grubsza.

Diane wyobraziła sobie pełen zrozumienia uśmiech na twarzy siostry. Ich matka zawsze mawiała, że Emily urodziła się z duszą starego człowieka. Już jako dziecko była bardzo dojrzała, jak na swój wiek. Diane od razu zauważyła, że w jej siedemnaście lat młodszej siostrze było coś niesamowitego. Emily, gdy tylko zaczęła mówić, w jakiś niezrozumiały sposób potrafiła rozszyfrować najdziwniejsze sytuacje i ludzi. Być może dlatego, że od urodzenia spędzała czas prawie wyłącznie z dorosłymi.

Siostry rozmawiały jeszcze przez chwilę o tym, co należało teraz zrobić: zadzwonić do biura podróży i odwołać wszelkie rezerwacje, zdecydować, co spakować na wakacje, zupełnie inne od planowanych. Odkładając słuchawkę. Diane z ulgą pomyślała, że to wielkie szczęście, że Emily pojedzie z nimi do Ocean Grove. Dzięki siostrze może nie będzie miała aż takich wyrzutów sumienia, że pracuje, zamiast zajmować się dziećmi. Prawda była też taka, że ostatnimi czasy Michelle i Anthony dużo lepiej bawił się w towarzystwie cioci niż własnej matki, i Diane doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

7

Shawn Ostrander usiadł na stołku przy barze w „Nagle's” i zamówił u uśmiechniętej kelnerki dwie kawy na wynos. Wentylatory pod sufitem obracały się bezszelestnie, nadając wnętrzu przyjemny, nieco staromodny klimat i delikatnie poruszając powietrze w starej aptece, przerobionej na lodziarnię i kafejkę, w której można było zjeść całkiem smaczne śniadania. Choć klimatyzacja pracowała na całego, za każdym razem, gdy otwierały się drzwi, do środka wdzierało się duszące, upalne powietrze.

Czekając na swoje zamówienie. Shawn przyglądał się czarnym ceramicznym rozetom ułożonym na białej posadzce i próbował skoncentrować się na zadaniu, które go czekało. Bez względu na to, przez co Leslie przeszła, on musiał zrobić tego ranka to, co miał do zrobienia. Musiał zająć się swoimi badaniami. Ale najpierw chciał sprawdzić, czy Carly Neath spotka się z nim w lokalu, w którym pracował jako barman.

Kiedy kelnerka zakładała plastikowe przykrywki na papierowe kubki. Shawn przystąpił do ataku.

— Carly, wieczorem w „Kamiennym Kucyku” będzie fajna impreza — „Gitara i grill”. Może się wybierzesz?

Carly włożyła kubki z kawą do papierowej torebki i podała Shawnowi.

— Zapowiada się nieźle, ale wieczorem opiekuję się dziećmi. Czyimi?

— Państwa Richey, Letnicy z namiotów.

— O której wrócą?

— Niezbyt późno. — Carly wzruszyła ramionami. — Gdzieś koło jedenastej.

— To później mogłabyś na chwilę wpaść — namawiał.

Carly spojrzała na ladę.

— Wiesz. Shawn, trochę to dziwne, że w ogóle chcesz, żeby cię dziś z kimś widziano — powiedziała ściszonym głosem,

— Masz na myśli… tę sprawę z Leslie?

Blond kucyk Carly podskoczył, gdy kiwnęła głową.

— Carly — zaczął powoli — przykro mi z powodu tego, co jej się przydarzyło. Naprawdę. Ale nie mogę jej dłużej pomagać. Muszę zająć się własnym życiem. I nie zamierzam przejmować się tym, co ludzie o mnie pomyślą.

Jego przygnębienie wzbudzało w Carly współczucie. Opowiadał jej kiedyś trochę o swojej byłej dziewczynie. Robiła wrażenie nieco zagubionej osoby. Ale jeśli Leslie sfingowała własne porwanie, żeby zwrócić na siebie ,jego uwagę, jak głosiła plotka, Carly czuła się po części odpowiedzialna. Wiedziała, że tuż przed zniknięciem Leslie Shawn powiedział jej, że chce się z kimś spotykać.

— OK — zgodziła się w końcu. — Możemy się tam spotkać. — Widząc, że się rozpogodził, od razu poczuła się lepiej.

— Super. — Shawn uśmiechnął się szeroko. — To do zobaczenia wieczorkiem w „Kamiennym Kucyku”. Muszę lecieć, chcę jeszcze złapać Arthura.

Carly spojrzała na zegarek.

— Och, chętnie poszłabym z tobą, ale pracuję jeszcze parę godzin.

— Nie martw się. Powiem Arthurowi, że go pozdrawiasz.

Carly uśmiechnęła się.

— Miło było poznać Arthura. To ładnie, że chcesz mu pomóc.

Shawn zignorował komplement.

— To nic wielkiego. Czasami mam wrażenie, że to ja więcej na tym zyskuję niż on.

Zapłacił za kawę, wyszedł z restauracji i skręcił w lewo, w Main Avenue. Szedł przez dwie długie ulice dzielące go od nabrzeża i, mrużąc oczy w palącym słońcu, zerkał w stronę oceanu. Wlokąc się w upale, nie mógł uwolnić się od myśli o Leslie. Dręczyło go poczucie winy, że zerwał z nią w chwili, gdy tak bardzo go potrzebowała. Czuł wstyd, że nie przyłączył się do ekipy poszukiwawczej, która przeczesywała miasteczko. Było mu przykro, ale naprawdę nie obchodziło go, co się z nią działo. Poczuł ulgę, gdy uświadomił sobie, że w końcu miał to za sobą.

Gdyby w dniu, w którym spotkał Leslie, kiedy poszedł do agencji nieruchomości w sprawie mieszkania, ktoś powiedział mu, że z tą niezwykle szczupłą dziewczyną z recepcji będzie tyle problemów, Shawn pewne i tak zignorowałby ostrzeżenie. Leslie Patterson wydała mu się wówczas niesamowicie pociągająca. W przeciwieństwie do Carly, nie była piękna, ale jej ciemne brązowe oczy działały na niego jak magnes. Była w nich jakaś tęsknota, jakby dziewczyna czekała na księcia z bajki, który pojawi się na białym koniu i uratuje dla niej ten dzień.

Dotarł nad ocean. Czekając, aż samochody przejadą i będzie mógł przejść na drugą stronę ulicy, na nabrzeże, powtarzał sobie w myślach, że Leslie to już nie jego problem. I tak był z nią za długo. Myślał, że uda mu się jakoś jej pomóc, że ją wyleczy, że zdoła sprawić, by Leslie chciała się leczyć, miał nadzieję, że uzdrowią ją jego cierpliwość, uwaga i uczucie.

Ależ miał o sobie wysokie mniemanie!

W końcu jednak Shawn zrozumiał, że ani on, ani nikt inny nie uleczy Leslie Patterson. Jej problem był dużo poważniejszy. O wiele poważniejszy niż rany, jakie zadawala sobie agrafką, czy gdy odłamkiem szkła cięła się pod kolanami i na udach.

8

Owen Messinger westchnął ciężko, odkładając słuchawkę. Rozmowa z policją bardzo go zaniepokoiła.

Całe lata terapii z Leslie Patterson nie przyniosły rezultatu. Policja uważała, że dziewczyna ewidentnie upozorowała własne porwanie, by w ten sposób dać do zrozumienia, że potrzebuje pomocy. Leslie nadal była ciężko chorą młodą kobietą.

Owen wstał zza biurka, podszedł do regału i zdjął z półki żółty segregator. Żółty był kolorem Leslie. Zielony, czerwony, niebieski, pomarańczowy i fioletowy zawierały dokumentację związaną z terapią innych dziewczyn, które leczyły się u niego z zaburzeń odżywiania, skłonności do samookaleczeń i innych zachowań impulsywnych. W każdym znajdowały się szczegółowe zapiski dotyczące nie tylko postępów w terapii, ale też samej choroby.

Usiadł na kanapie, na której tak często siadywała Leslie, otworzył żółty segregator i zaczął przerzucać kartki. Najwcześniejsze zapiski pochodziły sprzed ośmiu lat. Leslie była w drugiej klasie szkoły średniej, kiedy jej matka zauważyła blizny na nogach córki. Nie były to wynikające z młodzieńczego niedoświadczenia zacięcia przy goleniu, ale brutalne sznyty zadane ostrym narzędziem.

Posługując się wymyślonymi na własne potrzeby skrótami, Owen zanotował swoje pierwsze wrażenia:

— CIERPI NA ZABURZENIA ODŻYWIANIA = GWAŁTOWNA UTRATA WAGI

— MÓWI O TRZECH POSIŁKACH DZIENNIE. Z ANALIZY WYNIKA. ŻE L.P. ZJADA B. NIEWIELKĄ ILOŚĆ JEDZENIA

— WYCZERPUJĄCY WYSIŁEK FIZYCZNY = SPOSÓB KONTROLOWANIA WAGI

— UPORCZYWE KONCENTROWANIE SIĘ NA WŁASNYM CIELE. POSTRZEGA SIĘ JAKO OSOBĘ Z NADWAGĄ

— WAGA CIAŁA ZDECYDOWANIE PONIŻEJ ZALECANEJ NORMY, ALE L.P. NIE PRZYJMUJE DO WIADOMOŚCI. ŻE JEST WYCHUDZONA

— PRÓBUJE REDUKOWAĆ STRES POPRZEZ SAMOOKALECZENIE

— TŁUMIENIE LUB WEWNĘTRZNE PRZEŻYWANIE ZŁOŚCI

Uświadomił sobie, że notatki, które sporządził jakiś czas temu, w niczym nie różniły się od tego, co teraz napisałby o swojej pacjentce. Tyk że dziś miał już pewność, że Leslie poszerzyła arsenał narzędzi do cięcia do agrafek i odłamków szkła. I że nowa terapia nie przynosiła żadnego efektu.

Z zamyślenia wyrwał go dźwięk interkomu, W głośniku odezwał się głos asystentki.

— Doktorze Messinger, przyszła Anna Caprie.

— Dziękuję, Christine. Zaraz przyjdę.

Zamknął żółty segregator i odstawił go na miejsce. Wyjmując zielony, opisujący Annę Caprie, zawahał się na moment, zastanawiając się, czy powinien kontynuować swoją innowacyjną metodę terapii. Szybko jednak odpędził od siebie tę myśl podszedł do biurka i wyjął z szuflady paczkę żyletek.

9

— Nie jestem głodna. — Leslie pokręciła głową, gdy matka postawiła na stoliku talerz. — Dlaczego zmuszasz mnie do jedzenia zawsze, kiedy nie mam ochoty?

— Nie zmuszam cię, Leslie. Przyniosłam ci lunch. Kochanie, musisz coś zjeść.

Audrey Patterson starała się nie okazywać frustracji, W ciągu ostatnich trzech dni zawarła z Bogiem układ. Jeśli odda im córkę, jeśli Leslie wróci do domu cała i zdrowa. Audrey będzie dla niej bardziej cierpliwa. Przestanie zrzędzić, postara się być dla swojej jedynaczki lepszą matką i przyjaciółką. Ulga i radość z odzyskania córki szybko minęły, a Audrey zauważyła, że wracają znajome nawyki. Trzy dni spędzone Bóg wie gdzie niczego nie zmieniły. Leslie znów zachowywała się jak dawniej.

— Posłuchaj, kochanie. — Audrey podniosła kromkę z pełnoziarnistego chleba. — To indyk, białe mięso. Chude i smaczne.

— Mamo, proszę. Zostaw ją tu, dobrze? Zjem później. — Leslie skierowała pilota w stronę telewizora. Zatrwożona Audrey usiadła na kanapie obok córki. Właśnie zaczynało się południowe wydanie wiadomości. Prezenterka Cindy Hsu przywitała się z telewidzami i rozpoczęła omawianie tematu dnia. Na północnym wschodzie kraju utrzymywały się rekordowe temperatury. W izbach przyjęć rosła liczba zgłoszeń związanych z chorobami serca. Pasażerowie nowojorskiego metra mdleli, a na ulicach topił się asfalt. Władze straszyły, że ciągłe korzystanie z klimatyzatorów może doprowadzić do przerw w dostawie prądu, a straż pożarna przestrzegała przed katastrofą, jaka może grozić w razie wybuchu pożaru, jeśli umęczona upałami ludność wciąż będzie odkręcać hydranty i dla ochłody polewać się wodą.

Audrey kątem oka obserwowała córkę, która szczelnie okryła swoje chude nogi szydełkową narzutą. Choć na zewnątrz panował morderczy upał, temperatura w domu była całkiem znośna. Narzuta na pewno nie była potrzebna. Cóż, Leslie marzła, jak zawsze. Już dawno przestała się temu dziwić, bo z dziewczyny została już przecież tylko skóra i kości.

Zgodnie z obawami Audrey, po pierwszej przerwie na reklamę pokazano reportaż o jej córce, dziewczynie, która według policji, upozorowała własne porwanie, by w ten sposób zmusić całe miasteczko do trzydniowych poszukiwań.

— Wcale nie całe miasto — wyszeptała Leslie, wpatrując się w ekran telewizora. — Shawn Ostrander nie zadał sobie trudu, żeby mnie szukać.

Audrey chciała wziąć córkę za rękę, ale Leslie ją cofnęła.

— Daj spokój, mamo. Niczego już nie naprawisz. Po prostu zostaw mnie w spokoju.

W milczeniu obejrzały wiadomości do końca. Gdy prowadząca podziękowała za uwagę i zaczęła żegnać telewidzów, zadzwonił telefon. Strapiona Audrey z troską zmarszczyła czoło i spojrzała na córkę.

— Pewnie znowu jakiś dziennikarz — westchnęła. — Dlaczego nie zostawią nas wreszcie w spokoju?

— Odbiorę — powiedziała Leslie, wstając z kanapy. Nieco zbyt gorliwie, pomyślała Audrey.

— Nie — powiedziała szybko, delikatnie popychając córkę z powrotem na łóżko. — Ja się tym zajmę — dodała, podnosząc słuchawkę.

— Halo? — usłyszała kobiecy głos. — Nazywam się Diane Mayfield, z KEY Info. Czy rozmawiam z panią Patterson?

— Tak. — Audrey zmieniła pierwotny zamiar i nie odłożyła słuchawki, jak to zwykle czyniła, gdy proszono ją o komentarz. Tym razem nie była to kolejna dziennikarka z jakiejś mało znaczącej lokalnej gazety, ale reporterka z ogólnokrajowego programu informacyjnego. Audrey oglądała każde wydanie Pod lupą i podziwiała Diane Mayfield. Ta kobieta miała dobrą aurę. Potrafiła w bardzo uprzejmy sposób wydobyć z rozmówców wszystkie informacje, jakich potrzebowała. Ludzie otwierali się przed nią bez żadnych nacisków. Nie przypominała tych wszystkich reporterów, zachowujących się jak rekiny polujące na ofiarę.

10

Matthew Voigt siedział w biurze Diane i słuchaj, jak rozmawiała przez telefon. Od czasu do czasu szeptem podpowiadał jakieś pytanie. Kiedy Diane odłożyła słuchawkę, pochylił się do przodu.

— No i? Co powiedziała?

Diane wzruszyła ramionami.

— Przynajmniej nie powiedziała nie. Obiecała, że się zastanowi.

— I?

— Ogląda Pod lupą, mówi, że podziwia moją pracę.

— Dobrze. To powinno nam pomóc. — Matthew oparł się wygodniej, — Daję głowę, że nie my jedni chcemy przeprowadzić wywiad z Leslie Patterson. Jeśli matka cię polubiła, mamy spore szanse, że uda się pogadać z córką.

— OK. — Diane wstała i podeszła do swojego biurka. — To wszystko, co możemy stąd zrobić. Kiedy wyjeżdżasz do Ocean Grove?

— Wpadnę do domu, żeby spakować rzeczy, a potem jadę prosto na miejsce. Będę tam po południu. Spróbuję wszystko ustawić. Widzimy się jutro rano.

Diane kiwnęła głową z aprobatą.

— Kogo mamy w ekipie? — zapylała.

— Gatesa i Binga.

— No super. Po prostu super. — Przewróciła oczyma.

— Wierz mi, Diane, mnie też jest przykro. Chciałem załatwić Cohena i Doyle'a, ale są na urlopie. Został tylko Sammy.

— Boże, Matthew. Kiedy ostatnio kręcił mnie Sammy Gatek, wyglądałam jak czarownica. Przez myśl mu nie przeszło, żeby mi powiedzieć, że z tyłu sterczami włosy. Mam wrażenie, że specjalnie ciągle pokazywał moje cienie pod oczami. Facet nawet nie sprawdził ustawienia światła.

Matthew pokiwał głową.

— Wiem, Diane. Obiecuję, że będę go miał na oku. Dopilnuję, żeby Sammy przyłożył się do roboty. Nie martw się, będziesz dobrze wyglądać.

Wiedziała, że Matthew dotrzyma słowa. Ze wszystkich producentów Pod lupą jego lubiła najbardziej. Matthew był uzdolniony, niezwykle skrupulatny i uporządkowany, a jednak, gdy sytuacja tego wymagała, zdawał się na własną inteligencję i szedł na żywioł. W ich pracy coś takiego jak „przewidywane ujęcie” nie istniało. Sytuacja ciągle się zmieniała, a Matthew Voigt zawsze wiedział, co robić. Każdy korespondent Pod lupą miał listę producentów, z którymi najchętniej współpracował. Matthew był na każdej z nich.

— Dobra, skoro tak mówisz. Uczę na ciebie. — Diane zerknęła na zegarek. — W takim razie idę na dół, przyniosę sobie coś do jedzenia i dokończę papierkową robotę. Potem pojadę do domu, spakuję się i stawię czoło plutonowi egzekucyjnemu.

11

Shawn sięgnął po okulary przeciwsłoneczne, ale po namyśle zrezygnował z nich. Z doświadczenia wiedział, że Arthur nie ufał ludziom, których oczu nie widział.

Jako barman w „Kamiennym Kucyku” zarabiał na opłacenie rachunków, ale naprawdę koncentrował się na pomaganiu umysłowo chorym przystosować się do życia w społeczności. Przygotowywał się do obrony dyplomu i właśnie miasteczko Ocean Grove okazało się wymarzone do pracy badawczej.

Stare drewniane hoteliki i pensjonaty były idealnym miejscem zesłania dla umysłowo chorych. O Ocean Grove zrobiło się głośno nie tylko z powodu licznych przykładów wiktoriańskiej architektury, ale, przede wszystkim, ze względu na ogromne natężenie pacjentów, zwolnionych ze szpitali psychiatrycznych w całych Stanach.

Shawn dorastał, przyglądając się tym biedakom, krążącym bez celu po promenadach, palącym papierosy i popijającym kawę. Wszyscy narzekali, że władze stanu bardzo oszczędzały na byłych pacjentach. Nie zapewniano im opieki medycznej, ośrodka pomocy i opieki, nie zorganizowano im żadnych zajęć rekreacyjnych, szkoleń czy kursów zawodowych. Nikogo nie obchodziło, czy w ogóle zażywają leki,

Władze nie dbały o zwolnionych ze szpitali chorych, a jeszcze mniej interesował ich los obywateli mieszkających w otoczeniu. Choć Ocean Grove zawsze szczyciło się tolerancją wobec tych, którym się nie powiodło, coraz częstsze przypadki kradzieży i zakłócania porządku publicznego wywoływały wściekłość mieszkańców uroczej nadmorskiej enklawy. Interesy upadały, a zabytkowe hoteliki i pensjonaty niszczały na oczach właścicieli.

W końcu mieszkańcy się zjednoczyli i wywalczyli uchwałę ograniczającą liczbę pensjonatów dla byłych pacjentów psychiatryków. Część rezydentów przesiedlono do innych miasteczek w New Jersey, z obietnicą, że tym razem będą mogli liczyć na rehabilitację i pomoc.

Szukając Arthura, Shawn przypomniał sobie dzień, który tak mocno wpłynął na jego dalsze życie. Owego dnia Shawn był świadkiem samobójstwa, jakie popełnił byty pacjent szpitala psychiatrycznego, skacząc z dachu hotelu w centrum miasta. Dla dziesięciolatka widok był przerażający, ale i fascynujący. Chłopiec zaczął się zastanawiać nad rzeczami, o jakich nigdy wcześniej nie myślał. Dlaczego jedni byli obłąkani, a inni nie? Czy tym nieszczęśnikom, tak dotkniętym przez los, można jakoś pomóc? Czy to nie powinno być jego obowiązkiem? Czyż nie powinien chociaż spróbować? Ojciec nie był zachwycony, kiedy Shawn oznajmił, że chce zostać pracownikiem socjalnym, ale matka była dumna, że wychowała syna, który pragnie pomagać innym i przyczyniać się do tego, by świat stał się lepszy. Podczas studiów na uniwersytecie Monmouth Shawn zrobił specjalizację z pracy socjalnej. W przyszłym miesiącu zamierzał wrócić do New Brunswick i kontynuować pracę nad dyplomem magisterskim na uniwersytecie Rutgers. Na razie jednak szukał Arthura Tomkinsa, byłego pacjenta szpitala w stanie Wirginia i rezydenta Ocean Grove, dręczonego wspomnieniami wojny w Zatoce Perskiej.

Shawn przeszukiwał wzrokiem promenadę, nad którą wyraźnie widać było fale gęstego, upalnego powietrza. Ścieżka wzdłuż plaży ciągnęła się aż do granic miasteczka, gdzie w Asbury Park znajdował się stary, niegdyś piękny budynek kasyna. Ogromna budowla w stylu art déco zamieniła się w ruinę, a po lodowisku i karuzeli z ręcznie rzeźbionymi i fantazyjnie pomalowanymi konikami pozostało jedynie wspomnienie dawnej świetności.

Arthura nigdzie nic było. Shawn ruszył w stronę kasyna, co chwilę zerkając na ocean. Ciemnoniebieska woda aż kusiła, by zanurzyć się w jej chłodnych odmętach i dla relaksu chwilę popływać. Sumienie jednak nakazywało mu szukać dalej.

Wiedział, że Arthur bardzo lubił spędzać z nim czas. Kiedy któregoś dnia Shawn przyprowadził ze sobą Leslie, a innego Carly, biedny Arthur wydawał się miotać między entuzjazmem a rozpaczą. Shawn zauważył, że lubił towarzystwo młodych kobiet, ale podczas rozmowy nieraz zdarzały się momenty, że nagle milkł i zaczynał wpatrywać się w ocean. Znał jego przeszłość na tyle dobrze, by przypuszczać, że wspominał dawną dziewczynę, która rzuciła go, gdy był w wojsku.

Już miał się poddać, gdy dostrzegł Arthura w wojskowym ubraniu. Mężczyzna wyłonił się zza budynku kasyna, podszedł do najbliższej ławki na promenadzie i, okrążywszy ją trzy razy, usiadł.

Shawn przyspieszył kroku, podszedł do ławki i usiadł obok Arthura. Zauważył, że jego podopiecznemu przydałoby się golenie. Strzyżenie też by mu nie zaszkodziło.

— Cześć. Gdzie bywasz? — zapytał Shawn.

— Och, sam wiesz, Shawn. Tu i tam.

— Bierzesz leki, Arthur? — Shawn położył mu rękę na ramieniu.

— Jasne. — Arthur trzy razy kiwnął głową. — Wiesz, że zawsze robię, co każesz.

12

Odprowadzając małżeństwo z dzieckiem do samochodu, Larry Bekam mógł im tylko współczuć. Jakim cudem młodzi ludzie mają sobie pozwolić na domek na plaży? To, co ostatnio działo się z cenami, przechodziło ludzkie pojęcie. Choć dla Surfside Realty, a tym samym dla niego, sytuacja była bardzo korzystna, Larry uważał, że jednak region ogólnie na tym traci. Wybrzeże Jersey z założenia miało być miejscem, w którym rodziny mogłyby cieszyć się oceanem i sobą. Jego zdaniem wszyscy, a nie tylko ci z zasobnym portfelem, powinni mieć prawo do tych prostych przyjemności.

Skręcił beżowym sedanem na Webb Avenue i w tym momencie, nagle i niespodziewanie, przez głowę przebiegło mu wspomnienie. Mała dziewczynka o ciemnych kręconych włosach, bawiąca się w piasku pod bezchmurnym błękitnym niebem. Drobny nosek i delikatne białe ramiona, czerwieniejące w letnim słońcu. Mały aniołek uśmiechnął się z zadowoleniem i poprosił, by Larry obejrzał jej piaskowy zamek.

Larry zatrzymał samochód przed wiktoriańskim domem z wieżyczkami i potrząsnął głową, próbując odpędzić wizje. Wciąż nie potrafił do nich przywyknąć. Czasami wspomnienia atakowały go zupełnie znienacka, gdy był bezbronny, tak jak w tej chwili, po spotkaniu ze szczęśliwą młodą rodziną, jaką sam kiedyś miał. Niekiedy było do przewidzenia, że zaraz w jego głowie pojawią się wspomnienia. Przychodziły, gdy ktoś w jego obecności opowiadał o zdobyciu przez dziecko dyplomu ukończenia college'u, podczas wesel, gdy ojciec panny młodej tańczył z córką, na chrzcinach w rodzinie. Zawsze, gdy w życiu działo się coś, czego Larry nie doświadczył z Jenną, natychmiast zaczynały go prześladować wspomnienia.

Jak to się stało, że sprawy potoczyły się tak tragicznie?

Zmusił się do wyjścia z samochodu. Sam już nie wiedział, po co wciąż zadawał sobie to samo pytanie. Od śmierci Jenny minęło już prawie dwa lata, rok temu odeszła za nią jej matka. Dzień po dniu, noc w noc, Larry z bólem serca w kółko rozdrapywał rany i wciąż analizował to, co zaszło. I zawsze dochodził do tego samego wniosku. Że to on był wszystkiemu winny.

Powinien był gorliwiej zająć się Jenną, znaleźć jej lepszą pomoc. Nie trzeba było ufać temu bezwzględnemu szarlatanowi, który miał czelność nazywać się terapeutą. Powinien był zabronić Jennie spotykać się z tym wariatem, kiedy okazało się, że nie tylko nie było widać postępu w leczeniu, ale wręcz stan jego córki się pogarszał. Jenna błagała, by pozwolił jej chodzić na sesje do Owena Messingera. Była przekonana, że tylko dzięki niemu może wyzdrowieć. W końcu, nie widząc innego rozwiązania, oboje z żoną poddali się.

Dziś Larry miał świadomość, że to nie jest usprawiedliwienie. Owszem, zależało im na tym, żeby ktoś pomógł Jennie, ale powinni byli posłuchać instynktu. W głębi duszy oboje czuli, że Owen Messinger krzywdził ich córkę, zamiast jej pomagać. Powinni byli poruszyć niebo i ziemię, byle go powstrzymać. Nie płacić rachunków, wyprowadzić się jak najdalej, może nawet zamknąć Jennę, dla jej dobra. Cokolwiek, byle tylko ochronić ją przed tym potworem.

A tak, stali się współwinni jej śmierci. Dwa razy w tygodniu Larry i jego żona zawozili córkę na sesję. Nigdy sobie tego nie wybaczy. Matkę Jenny także zżerały wyrzuty sumienia, co w połączeniu ze złamanym sercem doprowadziło ją w końcu do samobójstwa. Przez te kilka miesięcy po tym, jak Jenna podcięła sobie żyły, Marie zdecydowanie za dużo piła. W końcu którejś nocy, po pijanemu zderzyła się ze słupem telefonicznym.

I w ten sposób został sam.

Widząc różowe i białe geranium wypełniające skrzynki kwiatowe, wiszące na balustradzie wokół ganku. Larry kolejny raz zdał sobie sprawę z tego, że nie mógł nic zrobić, żeby zapobiec dramatowi. Był jednak zdeterminowany pomóc ludziom, którzy znaleźli się z podobnie bolesnej sytuacji co jego rodzina. Gdzieś około Wielkanocy wykonał pierwszy krok. Ruszył w ślad za szczupłą dziewczyną, wychodzącą z gabinetu Owen Messingera i śledził ją aż do domu, przed którym właśnie się zatrzymał.

Całymi tygodniami przejeżdżał tędy kilka razy dziennie, od czasu do czasu zauważał Leslie, wchodzącą, albo jeszcze lepiej, wychodzącą z domu. Jechał za nią, aż któregoś razu zauważył, że wchodziła do sklepu „Lawenda i Koronki”. Wszedł do środka i udał, że jest zwyczajnym klientem. Podczas, niby przypadkowo nawiązanej rozmowy z Leslie i jej matką, wspomniał, że szuka asystentki. I tak Leslie zaczęła u niego pracować, a on mógł mieć ją na oku.

* * *

Audrey Patterson otworzyła drzwi.

— Miło, że wpadłeś, Larry. Jesteś dla Leslie cudownym szefem. I prawdziwym przyjacielem.

Audrey wprowadziła Larry'ego do salonu, a sama udała się do kuchni przygotować lemoniadę. Larry spojrzał na dziewczynę i odezwał się łagodnie:

— Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa, Leslie — powiedział szczerze.

— Ale nikt mi nie wierzy — odparła Leslie. — Ktoś mnie uprowadził i więził. Dlaczego nikt mi nie wierzy?

— Leslie, to bez znaczenia, co ludzie myślą. Ważne jest tylko to, że masz o siebie dbać i szybko wydobrzeć. Nic innego się nie liczy.

W brązowych oczach Leslie stanęły łzy, a Larry'emu znów przypomniała się córka. Czuł, że musi to naprawić.

— Larry, wierzysz mi? — Leslie pociągnęła nosem. — Błagam, powiedz, że mi wierzysz.

— Wierzę, że przeszłaś przez piekło, Leslie, Wierzę też, że najlepsze, co teraz możesz dla siebie zrobić, to wrócić do pracy, oderwać się, nie myśleć o tym wszystkim. Poodpoczywaj jeszcze przez weekend, ale pamiętaj, że czekamy na ciebie. Wróć do pracy. Leslie, Przyjdź w poniedziałek rano. Z doświadczenia wiem, że praca to najlepsza terapią.

13

Droga, którą zwykle pokonywał w godzinę, w późne piątkowe popołudnie zajęła mu dwie i pół. Kiedy w końcu dotarł do Ocean Grove, Jonathan jeszcze przez pół godziny musiał szukać miejsca, żeby zaparkować samochód. Zanim je w końcu znalazł i wyładował swoje rzeczy, i przeszedł sześć skąpanych w słońcu przecznic, dzielących go od namiotu, był wyczerpany fizycznie i psychicznie.

Otworzył siatkowe drzwi. W namiocie nic było nikogo. Jonathan nie był pewien, czy ma się zdenerwować, czy może cieszyć. Czy byłoby to aż takim poświęceniem, gdyby rodzina czekała na niego i powitała go po tej upiornej podróży w korkach? Zniechęcony, wrócił do sypialnianej części ich małego letniego domku i rzucił swój worek na starannie zaścielone podwójne łóżko.

Z drugiej strony, miło było mieć trochę czasu dla siebie. Zwłaszcza że przez najbliższy tydzień praktycznie nie będzie miał żadnej prywatności. Z Helen i dziećmi będą ciągle na siebie wpadać i potykać się o własne nogi. A o jakiejkolwiek intymności z żoną powinien w ogóle zapomnieć. Helen będzie się martwiła, że dzieci i sąsiedzi usłyszą każdy hałas. Między innymi dlatego Jonathan tak nienawidził namiotowego życia.

Ale Helen je uwielbiała, a dziewczynki wydawały się tu takie szczęśliwe i zdrowe. Jakim byłby ojcem i mężem, gdyby pozbawił rodzinę tak bajkowych wakacji?

Kolejne kilka kroków i znalazł się w maleńkiej kuchni. Podszedł do mikroskopijnej lodówki, wyjął puszkę coli i łapczywie wypił. Wprawdzie nie było to lodowato zimne piwo, o jakim marzył, ale dało się przeżyć. W Ocean Grove nie wolno było sprzedawać napojów alkoholowych. Jonathan dobrze wiedział, że nie powinien przynosić zapasów. Helen za nic nie zgodziłaby się, żeby trzymać je w namiocie. Po prostu tak już było.

Przynajmniej udało mu się przekonać ją, żeby wynajęli na wieczór opiekunkę do dzieci i razem gdzieś wyszli. W ubiegłym roku znaleźli fajne miejsce w Bradley Beach, gdzie serwowano drinki i można było potańczyć. Zbliżała się ich dziesiąta rocznica ślubu, byłoby cudownie, gdyby spędzili ten wieczór tylko we dwoje. Jonathan czuł, że szczera rozmowa i wyjaśnienie różnych spraw dobrze im zrobi, W jego biurze pracowało zbyt wiele ślicznych dziewczyn o gibkich, młodych ciałach, które, jak zauważył, tego lata zbyt gorliwie podziwiał.

14

Diane i Emily próbowały rozpaczliwie przekonać dzieci, że nagła zmiana wakacyjnych planów miała też pozytywne strony, Ambony głośno i gwałtownie wyrażał niezadowolenie, a Michelle zacięła się w sobie i w ponurym milczeniu przesuwała na talerzu swoje spaghetti.

— Posłuchajcie, przecież nie wysyłam was na jakiś straszny obóz wędrowny czy coś w tym stylu — powiedziała Diane. — Macie pojęcie, ile dzieciaków chciałoby spędzać wakacje na plaży?

— Mamo, weź przestań! — Anthony potrząsał głową. — Lato na plaży jest spoko, tylko że przez kilka ostatnich lat ciągle jeździliśmy na wakacje do Amagansett. Byłem, widziałem. Znowu to samo. Powiedziałem wszystkim kumplom, że jadę do Wielkiego Kanionu, teraz wyjdę na głupka. Jeśli chcesz znać moje zdanie, to wybrzeże Jersey nawet się nie umywa do Wielkiego Kanionu. Cierpliwość Diane zaczynała się wyczerpywać.

— Wiesz co, Anthony? Przykro mi, że nie jedziemy na wycieczkę, jak to planowaliśmy. Naprawdę mi przykro, kochanie. Niestety, muszę wziąć to zlecenie, bo inaczej stracę pracę w KEY Info. To wszystko. Postarajcie się mnie zrozumieć.

— Urwała w obawie, że to, co chciała za chwilę powiedzieć, może zranić syna. Po namyśle postanowiła jednak zaryzykować. Z ojcem w więzieniu, czy nie, jej syn powinien to usłyszeć.

— Mówiąc szczerze, Anthony, zachowujesz się jak rozpuszczony bachor.

Teraz Anthony dołączył do siostry i w milczeniu wbił wzrok w talerz.

— Ktoś ma ochotę na dokładkę chleba czosnkowego? — zapytała Emily, próbując przełamać ponury nastrój. Kiedy koszyczek z pieczywem krążył wokół stołu, Diane zauważyła, że córka podała go dalej, podczas gdy pozostali wzięli po kromce. — Michelle, chleb Emily jest przepyszny — Diane ponownie wyciągnęła koszyczek w stronę córki. — Poczęstuj się, kochanie.

— Oj, mamo, zjadłam już dwie kromki. — Michelle nawet nie próbowała kryć rozdrażnienia.

Diane miała ochotę pokazać opryskliwej córce, gdzie jej miejsce ale wiedziała, że jeśli będzie zbyt surowa. Michelle wstanie od stołu i zostawi kolację nietkniętą. Ostatnio wydawało się, że czternastolatka tylko szuka pretekstu, żeby się złościć, Diane traktowała to jako reakcje na stres i upokorzenie, jakie powodowała świadomość, że mają ojca w więzieniu, ale też po części był to objaw zbliżającego się buntu okresu dojrzewania. Te wszystkie rozmowy, jakie przeprowadziła z córką, nie przyrosły rezultatu.

Uznawszy, że najlepiej zignorować komentarz Michelle, Diane wróciła do opisywania zalet nowego miejsca na wakacje.

— Możecie spędzać całe dnie na plaży. Wieczorem będziemy chodzić do kina albo grać w minigolfa. Na pewno będą jakieś koncerty, które zechcecie zobaczyć. Anthony, może po kolacji sprawdzisz w Internecie?

Słysząc to, Anthony uniósł aparat cyfrowy, skierował obiektyw na Diane i nacisnął spust migawki. Lampa błyskowa oślepiła Diane.

— Anthony! — krzyknęła, rozdrażniona, — Milion razy prosiłam, żebyś nie bawił się aparatem przy stole. Myśleliśmy z tatusiem, że aparat będzie miał na ciebie dobry wpływ, ale twoje zachowanie staje się coraz bardziej irytujące. Jeśli jeszcze raz usiądziesz z nim do stołu, będziesz mógł zrobić zdjęcie, jak cię morduję.

Do końca kolacji rozmowa toczyła się wokół wakacji. Diane i Emily zastanawiały się, co spakować przed porannym wyjazdem do Ocean Grove.

— Przepraszam, czy mogę odejść od stołu? — zapytała Michelle, a Diane przez moment poczuła ulgę. Więc jednak córka nie zapomniała, co to dobre wychowanie. Wciąż jeszcze była nadzieja.

Tak, oczywiście.

— A ja?

— Ty też, Anthony. Możecie odejść.

Rodzeństwo zaniosło swoje talerze do kuchni. Michelle wyrzuciła resztki posiłku do kosza na śmieci, Anthony zostawił swój talerz na blacie obok zlewu.

— Ty gotowałaś. Em. Ja pozmywam — zaproponowała Diane.

— Nie będę protestować — uśmiechnęła się Emily. — Przejdę się do drogerii po jakieś kremy z filtrami i balsam do ust. Potrzebujesz czegoś?

— Myślę, że przyda się duża butelka Advilu.

— Nie ma sprawy.

Diane usłyszała trzaśnięcie drzwi w chwili, gdy naciskała pedał kubła na śmieci, by opróżnić talerz Anthony'ego. Już miała wyrzucić resztki makaronu, kiedy zauważyła zawartość kosza. Na papierowej serwetce, której używała Michelle, leżały dwie kromki chleba czosnkowego.

15

— Lou, dzwoniła dziś Diane Mayfield z KEY Info. Chce przeprowadzić wywiad z Leslie,

Leslie, przyklejona plecami do ściany, stała niedaleko drzwi i podsłuchiwała rodziców. Audrey i Lou Pattersonowie siedzieli przy kuchennym siole, popijali bezkofeinową kawę i zastanawiali się, co zrobić z całym tym bałaganem, w jaki wplątała się ich córka.

— Myślę, że nie powinniśmy nic obiecywać, Audrey. Przynajmniej do czasu, aż jakiś adwokat powie nam, o co policja może pytać Leslie, jeśli okaże się, że są w stanie udowodnić, że to wszystko ukartowała — odezwał się niski głos ojca. — Mam kilka nazwisk. Jeden miejscowy, a dwaj to grube ryby z Hudson County. Jak myślisz, Aud, na kogo powinniśmy się zdecydować? Na faceta, który zna tu wszystkich, łącznie z policją w Neptune, czy lepiej wybrać najlepszego fachowca, jakiego można mieć za pieniądze?

— Weźmy obu — powiedziała matka. — Nie możemy mieć obu?

— Chcesz zatrudnić i miejscowego adwokata, i kogoś z północy? — Leslie domyśliła się, że matka pokiwała głową, bo znów odezwał się ojciec. — Najpierw musielibyśmy wygrać w totolotka, Aud. Nie stać nas, kochanie. Dobrze o tym wiesz.

Słysząc, jak matka zaczyna szlochać, Leslie wyobraziła sobie ojca wyciągającego rękę i łagodnie obejmującego żonę.

— Wszystko będzie dobrze, Aud. Obiecuję.

— Nie, Lou. Wcale nie będzie dobrze, — Matka mówiła teraz głośniej. — Przez tyle lat nie było dobrze, to się tak nagle nie zmienia. Wiem jedno: nie pozwolę, żeby moje jedyne dziecko karano tylko za to, że jest chore. Bo tak właśnie jest. Leslie jest niestabilna emocjonalnie i dlatego wywinęła taki numer. Każdy adwokat, który wie, za co bierze forsę, powinien bez problemu to udowodnić.

— Obawiam się, że dla policji to coś więcej niż numer, Audrey. I dla ludzi na mieście też. Może i będą współczuć Leslie, ale na pewno nie pozwolą na taki precedens, wymierzając jej klapsa. Wiesz, ile kosztowały poszukiwania, a ludzie nie lubią, gdy marnuje się ich czas i podatki. Nic będą chcieli płacić za następną dziewczynę, która zrobi to samo, by zwrócić na siebie uwagę. Nasza córka będzie przykładem.

Leslie czuła, że jej puls przyspiesza, a policzki robią się gorące. Wiedziała, że policja nie wierzyła w jej historię, ale nawet przez myśl jej nie przeszło, że rodzice mogliby jej nie uwierzyć, albo że groziło jej więzienie. Mnóstwo słyszała o tym co dzieje się za kratami, i ta myśl ją przerażała. Leslie nie mogła zapanować nad szlochem, cisnącym się jej do gardła.

— Leslie? Czy to ty, kochanie? — Audrey wstała od stołu i podeszła do drzwi. W ciemnej jadalni znalazła córkę, przykucniętą pod ścianą i obejmującą rękoma ramiona.

— Och. Leslie. Chodź tu do mnie, słońce. — Audrey objęła dziewczynę i pomogła jej wstać. — Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wejdź, porozmawiaj z nami.

— Nie chcę rozmawiać — łkała Leslie. — Nie chcę iść do więzienia. Nie zrobiłam nic złego, mamo. Przysięgam,

— Cii, Leslie. Już dobrze. Nie pójdziesz do więzienia, skarbie. — Audrey nie wypuszczała z objęć roztrzęsionej córki, aż do jadalni wszedł Lou i zaświecił światło. — Lou, powiedz Leslie, że wszystko będzie dobrze.

— Znajdziemy ci najlepszego adwokata, Leslie. O nic się nie martw — odparł ojciec. Nie potrafił się zdobyć na obiecanie czegoś, w co tak do końca nie wierzył. — Już on będzie wiedział, co robić. Wszystko wyprostuje.

Leslie nie dawała się pocieszyć. Wciąż szlochała, nie tylko z powodu kary, jaka mogłaby ją spotkać, ale również po to, by zredukować napięcie i ból, jakie odczuwała przez cały dzień. Nie dość, że Shawn jej nie szukał, gdy znikła, to nawet nie zadał sobie trudu, żeby ją odwiedzić i powiedzieć, że cieszy się, że żyje.

16

Dzięki Bogu, Helen zgodziła się opuścić na chwilę Ocean Grove i jechać na południe do Bradley Beach, gdzie mogli się trochę wyluzować. Smaczny homar na kolację i kilka piw zdecydowanie poprawiły Jonathanowi humor. Gdy później tańczyli przy starych przebojach, zauważył, że całkiem dobrze się bawi. Właśnie tak powinno być. Tak wyglądało normalne, dorosłe życie na plaży. Parę drinków, głośna muzyka, zabawa. A nie otępiająca cisza nocna od dziesiątej wieczór albo czytanie Biblii przed zgaszeniem światła i świadomość, że jutro będzie dokładnie taki sam dzień.

Dobry nastrój prysł, gdy Jonathan zauważył, że żona spogląda na zegarek.

— Daj spokój, Helen. Jeszcze wcześnie — jęknął.

— Już prawie pół do jedenastej. Zanim dojedziemy do domu, będzie jedenasta.

— Chyba żartujesz.

— Dziewczynki wstają wcześnie rano. Jonathan.

— I co z tego? Pooglądają sobie kreskówki, a my trochę dłużej pośpimy.

— Nie mamy tu telewizora, pamiętasz?

Jonathan uśmiechnął się przebiegle.

— Przywiozłem ze sobą przenośny. Jest w bagażniku.

Wiedziała, że nie było sensu się z nim sprzeczać. Helen nauczyła się przegrywać bitwy, by ostatecznie wygrać wojnę. Zgodziła się na jeszcze kilka tańców, dobrze wiedząc, że w ich namiocie telewizor znajdzie się po jej trupie.

46

Idąc korytarzem w stronę swojej sypialni, Diane usłyszała szum prysznica. Michelle zostawiła drzwi do swojego pokoju uchylone, więc Diane weszła do środka. Na podłodze leżała torba podróżna, wypchana po brzegi ciuchami na całe łato. Obok torby zauważyła miniaturowy odtwarzacz DVD, który Michelle wybłagała na prezent bożonarodzeniowy, i stertę filmów. Do płóciennego worka zapakowała boombox, walkmana i kompakty.

Żądanie, by nastoletnia córka spakowała się bardziej ekonomicznie, nie miało sensu. Diane dobrze o tym wiedziała. Inne matki, z którymi wymieniały się doświadczeniami, donosiły o identycznym zachowaniu. Kiedyś nadejdzie taki dzień, że Michelle będzie chciała zabrać w podróż jak najmniej rzeczy, ale nieprędko to nastąpi. W tej chwili jej córka uważała za konieczne zabrać ze sobą wszystko, czego tylko mogłaby potrzebować lub chcieć.

Podniosła kolorowy magazyn, leżący na łóżku Michelle i przerzuciła kilka kartek. Między artykułami o chłopakach i pryszczach znajdowały się głównie reklamy dżinsów, butów, torebek i kosmetyków. Buty zdawały się wirować, spodnie kroczyły dumnie, tak, że nie można ich było zignorować. Wszystkie modelki, dzięki którym firmy sprzedawały swoje produkty, były chude. W niektórych przypadkach wręcz przeraźliwie chude.

Diane oderwała wzrok od pisma i spojrzała na stojącą w progu córkę. Na głowie miała biały ręcznik, nieco większym owinęła ciało. Diane nie była pewna, czy jej się zdaje, ale chyba Michelle miała bardziej kościste ramiona, niż kiedy ostatni raz je widziała. Spróbowała sobie przypomnieć. Przez całe lato ani razu nie były razem na plaży czy basenie. Kiedy Diane wracała wieczorami z pracy, Michelle zwykle miała na sobie bawełnianą koszulkę. Jak się lepiej zastanowić, to nosiła koszulki z długimi rękawami i ciągle narzekała, że w mieszkaniu panuje zbyt niska temperatura. Aż do teraz Diane nigdy się nad tym nie zastanawiała.

18

Beznadziejnie, że państwo Richey nie mieli telewizora. Carly nie pierwszy raz opiekowała się ich dziećmi, więc przezornie zabrała ze sobą walkmana i kilka kolorowych pism. Hannah i Sarah, wyczerpane upałem i całodniowym pobytem na plaży, spały godzinę po wyjściu rodziców i od tej pory słodko spały w piętrowym łóżku, ustawionym przy płóciennej ścianie.

Carly wstała z wiklinowego fotela i poszła do kuchni. Po drodze zatrzymała się, żeby podkręcić klimatyzator. Gdyby u państwa Richey nie było klimatyzacji, tego wieczoru za nic nie zgodziłaby się pilnować ich dzieci. Te kilka godzin bez telewizora jeszcze można wytrzymać, ale Carly w żadnym razie nie zamierzała się pocić. Niestety, mimo że urządzenie chodziło na najwyższych obrotach, przegrywało bitwę z nieznośnym upałem, który od tylu dni nie chciał ustąpić.

Otworzyła lodówkę i przejrzała jej zawartość. W mikroskopijnym zamrażalniku znalazła lizaki, z których wybrała ten o smaku pomarańczowym, Zdrowo i mało kalorii, pomyślała, dowijając papierek. I sama woda, nic, co mogłoby spowodować wzdęcie. Carly pogłaskała się po brzuchu, upewniając się, że nadal jest płaski, tak jak przed godziną, kiedy ostatni raz sprawdzała.

Po pracy wybierała się do „Kamiennego Kucyka” i chciała wyglądać świetnie, dla Shawna. Może nie był najprzystojniejszym facetem, z jakim się umawiała, ale miał w sobie coś, co bardzo ją pociągało. I naprawdę słuchał, co się do niego mówi — nie jak inni faceci, którzy skupiali się tylko na tym, co sami wieli do powiedzenia, ignorując to, co ona myśli. Carly lubiła Shawna i wiedziała, że on czuł do niej to samo.

Ceniła go też za to, że nigdy nie czuła się przy nim nieswojo. Nie gapił się na nią i nie uśmiechał lubieżnie, jak pan Richey, kiedy dziś do nich przyszła.

Jedyne, co ją martwiło, to fakt, że Shawn nie szukał Leslie Patterson. To, że ze sobą zerwali, nie znaczyło, że nie powinien obchodzić go los byłej dziewczyny.

Carly wróciła na wiklinowy fotel i otworzyła ostami numer „Stylu”. Pochłonięta zdjęciami przedstawiającymi szczupłe nogi Cameron Diaz, w ostatniej chwili usłyszała skrzypnięcie siatkowych drzwi.

— Carly, to ja — wyszeptała Helen Richey, wchodząc na palcach do namiotu. — Wróciliśmy.

Podeszła prosto do łóżka, w którym spały dziewczynki.

— Jak się zachowywały? — zapytała cicho, delikatnie wyjmując młodszej córce palec z buzi.

— Wspaniale. Były bardzo grzeczne. Zagrałyśmy kilka rund w „Cukierkową krainę” i dziewczynki same poprosiły, żeby je ułożyć do snu. — Carly jeszcze raz zerknęła na siatkowe drzwi. — A gdzie pan Richey?

— Podwiózł mnie, a sam szuka miejsca do parkowania. — Helen poprawiła wełniane koce na łóżkach.

Carly zaczęła zbierać swoje rzeczy.

— OK. Chyba będę już szła. Proszę dzwonić, gdyby państwo mnie jeszcze kiedyś potrzebowali.

— Ach nie, Carly. — Helen wyprostowała się znad łóżka sięgnęła po torebkę. — Zaczekaj na Jonathana. Wolałabym, żeby odprowadził cię do domu. — Wcisnęła w dłoń Carly złożone banknoty. — Dziękuję ci bardzo za pomoc — powiedziała.

Myśl o spacerze w towarzystwie pana Richeya zniechęciła Carly.

— Wie pani, nie trzeba. Naprawdę. To tylko krótki spacer. Nic mi nie będzie.

Zanim Helen Richey zdołała wypowiedzieć choćby słowo, opiekunka szybko wyszła z namiotu.

Jonathan wypatrzył wolne miejsce tuż za rogiem, bardzo blisko ich namiotu, ale jeszcze długo ociągał się z wysiadaniem z samochodu. Nie spieszyło mu się. Namiot wywoływał w nim klaustrofobię.

Patrzył na ulicę i próbował zebrać się w sobie. Zrobi, jak postanowił. Jutro powie o wszystkim Helen. To absolutnie ostatnie tato, jakie spędza w namiocie. Jeśli żona chce, żeby w przyszłe wakacje byli tu razem, cała rodzina, to powinni w tym tygodniu zacząć szukać normalnego domu, gdzieś w okolicy.

Otworzył drzwi i wysiadł. Postanowił jednak nie wyciągać z bagażnika przenośnego telewizorka. Jutro będą mieć dużo czasu na kłótnie. Nie ma sensu zaczynać już dziś. A zresztą, i tak w tych przeklętych namiotach się nie da — przecież wszyscy żyją tu sobie na głowach.

Zbliżając się do rogu Bath Avenue, w blasku księżyca zauważył postać przebiegającą przez ulicę. To była Carly, z rozwianymi blond włosami. Zapomniał na śmierć, że miał ją odprowadzić do domu. Bardzo przyjemna nieszkodliwa fantazja, kilka minut sam na sam z dziewczyną.

Już miał ją zawołać, ale się powstrzymał i zamiast tego po prostu za nią poszedł.

19

Kąpiel nie pomogła. Herbatka ziołowa też nie. Diane w żaden sposób nie mogła zasnąć. Leżała samotna w ciemności i chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie żałowała, że nie było przy niej Philipa.

Odwróciła się, sięgnęła po leżącą na jego połowie łóżka poduszkę i mocno się do niej przytuliła.

W jej głowie tłoczyły się obrazy, problemy, którym nie poświęcała uwagi, gdy pojawiały się w jej życiu. Michelle — ciągle oddająca się ćwiczeniom, codziennie z uporem odtwarzająca w kółko kasetę wideo, i skrupulatnie wykonująca wszystkie polecenia. Diane przypisywała to, zwyczajnej wśród nastolatek, większej świadomości własnej figury.

W lodówce od miesięcy stało pudełko lodów, których nikt nie ruszał. „Ben & Jerry's o smaku bananowo-czekoladowym. Ulubione lody Michelle. Od lat prosiła właśnie o te lody za każdym razem, gdy Diane wybierała się po zakupy. Tym też się nie przejmowała, wiedząc, że ukochane smaki dziecka nie zawsze odpowiadają nastolatce.

Piane przytuliła się do poduszki i zamyśliła nad chlebem czosnkowym, który córka wyrzuciła do kosza. Próbowała przypomnieć sobie nawyki jedzeniowe Michelle. Odkąd Philip poszedł do więzienia, nie jadali razem zbyt wielu posiłków. Coraz częściej, gdy wracała wieczorem do domu. Emily i dzieci były już po kolacji. Mówiąc szczerze. Diane nieraz przyjmowała to z ulgą. Łatwiej było przygotować sobie miseczkę płatków czy jajecznicę i zjeść w samotności, przeglądając kolorowy magazyn, bez konieczności zbierania resztek sil i przymuszania się do konwersacji przy stole. Stres, jaki powodowało niechlubne zniknięcie męża, w połączeniu z nerwami w pracy sprawiały, że wieczorami Diane czuła się kompletnie wyczerpana.

Choć starała się unikać tematów zawodowych, planów związanych z pracą, służbowych kolacji, wszystkiego, co nie pozwalało jej spędzać wieczorów w domu, z dziećmi, Diane W głębi duszy czuła się winna. To, że fizycznie przebywała w domu, z rodziną, nie znaczyło, że była z nimi emocjonalnie. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że chyba za bardzo skupiała się na swoich problemach i złamanym sercu, i nie poświęcała córce wystarczająco dużo uwagi.

I najwyższy czas, żeby zaczęła się nią interesować. Diane energicznie uderzyła poduszkę. Jeśli to początek zaburzeń odżywiania, należało natychmiast i zdecydowanie zrobić z tym porządek. Nie dość, że Michelle zniszczy sobie zdrowie, to jeszcze coś takiego może rozwinąć się w skłonność do zachowań destrukcyjnych. Czyż to nie ironia, że tego ranka tak współczuła państwu Patterson, kiedy teraz okazuje się, że prawdopodobnie sama stanęła przed takim samym problemem?

Dzięki ci. Boże, że Michelle się nie cięła. A przynajmniej Diane tak się wydawało. Ta myśl wywołała szybsze bicie serca. Ciekawe, jak to było z Leslie Patterson. Co zaczęło się wczesnej? Czy najpierw zaburzenia jedzenia, a potem samo okalecza się, czy na odwrót? A może oba zaburzenia pojawiły się jednocześnie? Diane zacisnęła powieki, zmuszając się do koncentracji.

Panie Boże, błagam, pomóż mi uciąć to, zanim rozwinie się z tego coś gorszego.

Cicha modlitwa nieco ją uspokoiła, ale w głębi duszy Diane wiedziała, że proszenie Boga o pomoc to tylko częściowe rozwiązanie. Tą sprawą musiała zająć się osobiście.

20

Carly rozglądała się w poszukiwaniu Shawna, po słabo oświetlonej sali. Zauważyła go za barem. Szczupła, delikatna blondynka przecisnęła się wśród tłumu gości i usiadła na wolnym stoiku barowym. Twarz Shawna rozpromieniła się na jej widok.

— Myślałem, że już nie przyjdziesz. — Pochylił się ku niej mówił głośno, prosto do ucha, przekrzykując głośną muzykę.

— Ja też! — wykrzyczała Carly.

— Czego się napijesz?

— Chyba coli — odparła ponuro. — No, chyba że mnie czymś zaskoczysz.

Shawn nie skomentował. Wiedział, że Carly jest za młoda, żeby podawać jej alkohol. Była wystarczająco dorosła, żeby prowadzić samochód, głosować, a nawet zaciągnąć się do wojska, ale według obowiązującego w New Jersey prawa nie mogła pić alkoholu. Bez sensu.

Nalał do szklanki trochę coli i szybko dopełnił rumem. Gdyby szef zauważył, że serwuje drinka nieletniej, straciłby prace tak szybko, że nawet nie zdążyłby mrugnąć powieką. Na szczęście szefa nie było w pobliżu, a jeden czy dwa drinki jeszcze nikomu nie zaszkodziły.

— Carly, może trochę zwolnisz? — zaniepokoił się Shawn, widząc, jak pospiesznie pochłania przez rurkę drugiego drinka — To się sączy.

Nie martw się, Shawn — odparła z uśmiechem. — Mam mocną głowę. Miewasz czasami przerwy? Myślisz, że moglibyśmy potańczyć?

* * *

Wyróżnia się nawet w zatłoczonym pomieszczeniu. Jest piękna, ożywiona i szczęśliwa. A jak tańczy! Wiruje do rytmu, jakby całe życie tylko to robiła. Widać, że świetnie się bawi.

Dobrze, że jest taka drobniutka. To bardzo ułatwi sprawę.

* * *

Muzyka ucichła. Carly i Shawn wrócili do baru, a zespół udał się na przerwę.

— Jak poszło z dziećmi? — zapytał, korzystając z tego, że nie trzeba było krzyczeć.

— Och, fajnie. Dziewczynki są milutkie, a pani Richey nieźle płaci. Tylko ten pan Richey…

— Co z nim?

— Sama nie wiem. Jakoś mi nie pasuje do modelu „letnik z namiotów”. No wiesz, wydaje mi się, że nie jest zbyt zadowolony z tego, że tu jest. — Carly uznała, że lepiej nie wspominać o tym, jak pan Richey na nią patrzył. Na razie nie miała pewności, czy Shawn nie jest typem zazdrośnika. Postanowiła zmienić temat. — Nie wiesz, co u Leslie?

— Boże, Carly, nie psujmy sobie wieczoru, rozmawiając o Leslie, dobra? — jęknął.

— Myślałam, że bardziej ci na niej zależało. Shawn. Przecież byliście ze sobą tak długo. — Carly próbowała opanować czkawkę.

— Posłuchaj. Leslie to już zamknięty rozdział. Koniec, finito. Nie chcę więcej o tym rozmawiać. Myślałem, że to rozumiesz.

Alkohol zaczynał już na nią działać. Carly nie podobało się zniecierpliwienie w głosie Shawna i nie zamierzała tego przemilczeć.

— Cóż, mam nadzieję, że któregoś dnia, gdy już będziemy tak długo ze sobą chodzić, a ja nagle zniknę, bardziej się tym przejmiesz — powiedziała nadąsana.

— Hm, a ja mam nadzieję, że nie będziesz wariatką, która ucieka, chowa się gdzieś i udaje, że ją porwano — uciął dyskusję Shawn, po czym odwrócił się, żeby przyjąć zamówienie od klienta z drugiego końca baru.

* * *

Kłopoty w raju. Już nie wgląda na taką szczęśliwą.

Jeszcze godzinę temu nie było wiadomo, jak się sprawy potoczą. Plan był prosty: znaleźć dziewczynę do tańca — i trzymać w ukryciu, aż przestanie być potrzebna.

A teraz ona wychodzi. Trzeba zmienić plany.

* * *

Przechodząc przez ulicę, Carly słyszała jednostajny szum oceanu. Skręciła w prawo i ruszyła w stronę Ocean Grove. Z „Kamiennego Kucyka” do domu miała niecałe dziesięć minut drogi. Powietrze było ciepłe, ale świeże i słone, więc nieco wytrzeźwiała. Jak to się stało, że z Shawnem tak nagle wszystko się zepsuło? A może za ostro zareagowała? Naprawdę był takim palantem, a nie sympatycznym chłopakiem, za jakiego go miała?

Szła wzdłuż krawężnika, patrząc uważnie pod nogi, by nie nadepnąć cienką podeszwą na jakieś szkło. Ulice w Asbury Park nie były takie czyste jak w Ocean Grove. Nic w Asbury Park nie było takie samo jak w Ocean Grove. Jedyne, w czym miasteczka były do siebie podobne, to położenie nad Oceanem Atlantyckim.

Zbliżając się do granicy między miejscowościami, na tle ciemnego nieba dostrzegła bryłę starego ceglanego budynku kasyna. Niegdyś wspaniała budowla, od lat była opuszczona i zapomniana. W skąpym świetle samotnej latarni Carly zauważyła napis: UWAGA! NIE WCHODZIĆ! NIEBEZPIECZEŃSTWO!

Przystanęła na moment, zastanawiając się, co robić. Mogła iść drogą dookoła Wesley Lake albo przemknąć wąską ścieżką obok kasyna, potem parę metrów po piasku i zaraz będzie promenada, prowadząca do Ocean Grove. A stamtąd do domu miała już tylko kilka przecznic.

Choć było ciemno, a ona nie stała zbyt pewnie na nogach, zdecydowała się iść trasą, którą znała od dziecka. Wyciągnęła lewą rękę, dotknęła ściany kasyna i ruszyła przed siebie. Już miała zeskoczyć ze ścieżki na piasek, gdy nagle odziana w rękawiczkę dłoń uderzyła ją cegłą w głowę.

Sobota
20 sierpnia

21

Na horyzoncie pojawiła się pierwsza zapowiedz wschodu słońca. Zmieniało się światło, czarne jak atrament niebo powoli przybierało ciemnoszary odcień. Wchodzący na promenadę Arthur wiedział, że szarość stopniowo będzie się rozjaśniać, aż w końcu nad granatowym oceanem pojawią się pomarańczowo żółte promienie słońca i przywołają na niebo lazur.

Mniej więcej tak to wyglądało każdego dnia. Arthur wiedział, bo miał problemy ze snem. Zwykle był na promenadzie już o czwartej nad ranem. To była jego ulubiona pora dnia, jeszcze przed pojawieniem się biegaczy i rybaków, rzucających w wodę sieci. Tylko o tej godzinie miał całą promenadę dla siebie.

Odkąd, po wypisaniu ze szpitala w Wirginii, przybył do Ocean Grove, nie było jednego poranka, jednego spaceru po promenadzie, żeby nie myślał o Bonnie. Codziennie, gdy patrzył na wodę, gdy słyszał krzyk mew i niekończący się szum oceanu, myślał o niej. Dziś było tak samo.

Przyjemna chłodna bryza od oceanu rozwiała jego rozpiętą koszulę. Rzadki prezent, podmuch wiatru. Czul go na twarzy i klatce piersiowej i cieszył się nim, wiedząc, że już za chwilę zapanuje nieprzejednany upał.

Niebiesko-biały dodge zatrzymał się przy krawężniku, obok jego ulubionego miejsca.

— Jak leci, Art? — zawołał policjant z nocnej zmiany,

— W porządku. A co u pana? — zapytał grzecznie Arthur, skrywając niezadowolenie z faktu, że choć tyle razy prosił, żeby gliny nazywały go Arthur, oni ciągle zwracali się do niego Art.

— Dobrze, Art. Dzięki, że pytasz — powiedział gliniarz. — Długo tu jesteś, Art?

— Nie. Dopiero co przyszedłem.

— Nie zauważyłeś czegoś niezwykłego?

— Na przykład czego?

— Dostaliśmy telefon od rodziców pewnej dziewczyny. Podobno nie wróciła na noc do domu.

Arthur czuł, że robi się niespokojny.

— Nie widziałem żadnej dziewczyny — odparł szybko, po czym trzy razy zakaszlał.

— Nikt nie twierdzi, że widziałeś. Art. Ale jakbyś coś zauważył, daj nam znać, dobra? Szukamy blondynki, około metra pięćdziesiąt wzrostu, szczupła, ładna. To ta kelnerka z „Nagle's” — Carly Neath. Znasz ją?

Zatrwożony Arthur nie wiedział, co powiedzieć. Tak, zna ją. Shawn kiedyś przyprowadził ją na promenadę. Ale Arthur bał się przyznać policji. Jeśli się dowiedzą, że znał Carly, pomyślą, że miał coś wspólnego z tym, że poprzedniej nocy nie wróciła do domu. Tacy jak on zawsze byli pierwszymi podejrzanymi, kiedy coś było nie tak.

— Nie. Nie znam.

Arthur szedł po promenadzie nad plażą. Przez chwilę towarzyszył mu wolno jadący wóz policyjny, w końcu jednak się oddalił. Arthur myślał o ślicznej dziewczynie, która tak promiennie się uśmiechała, gdy Shawn mu ją przedstawił. Była bardzo podobna do Bonnie.

Dotarł do swojej ulubionej ławki, okrążył jątrzy razy, po czym usiadł. Jego myśli oddaliły się od dziewczyny Shawna i nieświadomie skupiły na Bonnie. Głowa Arthura wypełniła się wspomnieniami, wciąż zaskakująco wyraźnymi, mimo upływu czasu i medytacji, które miały złagodzić ból. Leki, kiedy je zażywał, jakimś cudem działały. Choć myśli o Bonnie nie poruszały go już tak jak dawniej, nic nie było w stanie wymazać jej obrazu z pamięci. I choć nadal jeszcze miał w sobie gniew za to, co mu zrobiła — co zrobiła im — nie znaczyło to jednak, że kiedykolwiek chciałby o niej zapomnieć.

Była jego pierwszą i jedyną miłością. Arthur wiedział, że już nigdy nikogo nie pokocha tak, jak kochał Bonnie. Wiedział też, że nigdy nie spotka nikogo takiego jak ona, i nikt go tak nie pokocha. Na pewno nie, dopóki będzie w tym stanie. Kto pokochałby bezrobotnego, żyjącego z zasiłku? Kto pokocha faceta śpiącego na brudnym materacu w podupadłym pensjonacie, spędzającego całe dnie na snuciu się po mieście i piciu kawy?

Arthur sięgnął do kieszeni na piersi i wyjął paczkę papierosów. Zapalił zapałkę, podpalił papierosa i głęboko się zaciągnął, spoglądając na odległy koniec promenady, gdzie na szarym niebie majaczył stary budynek kasyna. Wypuścił dym nosem i wrócił do bolesnych rozmyślań. Przeżyli razem wiele wspaniałych miesięcy. Oczami wyobraźni widział jej drobną postać wirującą w tańcu na parkiecie, jej śliczną uśmiechniętą twarz. Pamiętał, jak się zaśmiewali na przedstawieniach kabaretowych, na które tak lubiła chodzić, jak obejmowali się na meczach i razem kibicowali drużynie Yankees. Przypomniał sobie, jak się śmiali, wybierając imiona dla dzieci, które miały im się urodzić po ślubie, jak już odsłuży swoje w wojsku.

Arthur wstał z ławki i ze złością rzucił niedopałek na piasek. Kiedy ruszał na „Pustynną Burzę”, Bonnie przysięgała, że będzie na niego czekać. Okłamała go.

22

— Mamo — jęczał Anthony, kiedy znaleźli się w niewielkim holu motelu „Tańczące Wydmy”. — Ty chyba żartujesz.

Diane rozglądała się po pomieszczeniu i ogarniało ją coraz gorsze przeczucie. Na ławce o wrzecionowatych nogach — jedynym meblu w holu — spał zwinięty w kłębek kot. Wypłowiała prawie do białości tapeta w mewy zapewne była kiedyś niebieska. Beżowe zasłony w oknach prano już tyle razy, że stały się prawie przezroczyste.

Szara farba odłaziła z drewnianej podłogi. Hol wydawał się pozbawiony kolorów, ale przynajmniej był czysty, pocieszała się Diane. — No dobrze, faktycznie to nie Ritz — szepnęła do syna. — Ale przestań marudzić, Anthony. Mówię poważnie.

Diane zerknęła na Emily, która tylko wzruszyła ramionami.

— Witam. Mogę w czymś pomóc? — W skromnej recepcji pojawił się przystojny Latynos. Miał na sobie jasnozieloną koszulę ze starannie podwiniętymi rękawami, ukazującymi opalone i umięśnione ramiona. Diane uznała, że był po trzydziestce.

— Tak. Jestem Diane Mayfield. Mamy zarezerwowane pokoje. Ach tak, oczywiście. — Mężczyzna uśmiechnął się, ukazując równe, zdumiewająco białe zęby. — Jesteście z KEY Info, prawda?

Diane kiwnęła głową.

— Przepraszam, że musieli państwo czekać, ale byłem na zapleczu, przy komputerze. Przygotowuję broszurę z ofertą motelu. Proszę wybaczyć nasz wystrój, a raczej jego brak — tłumaczył się, machając dłonią. Diane zauważyła, że na lewym nadgarstku nosił złotą bransoletkę. — Dopiero co kupiliśmy to miejsce. Mój partner i ja mamy wielkie plany, ale renowację będzie można zacząć nie wcześniej niż po zakończeniu letniego sezonu.

Diane próbowała wymyślić jakąś taktowną odpowiedź.

— Jestem pewna, że będzie tu przepięknie.

— Wiem, że przywykła pani do lepszych warunków, ale jeśli jest coś, co moglibyśmy zrobić, żeby uprzyjemnić państwu pobyt u nas, proszę mi wierzyć, będziemy szczęśliwi, mogąc to uczynić. Jestem Carlos. Carlos Hernandez. — Wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Diane.

— Miło mi. To moja siostra, Emily Abbott, a to mój syn, Anthony. Córka, Michelle, wypakowuje swoje rzeczy z samochodu.

Carlos przywitał się z gośćmi, po czym odwrócił się do wiszącej na ścianie tablicy.

— Trzy pokoje, prawda? — zapytał, zdejmując z haczyków klucze.

— Właściwie to powinny być cztery.

Carlos zmarszczył czoło i zerknął do książki meldunkowej,

— Cóż, rzeczywiście mamy zarezerwowane cztery pokoje dla KEY Info, ale jeden zajął już pan Gates.

— Sammy Gates? — upewniła się Diane.

— Tak. Samuel Gates.

— Czy Matthew Voigt już się zameldował?

Carlos jeszcze raz spojrzał do książki.

— Nie. Na razie jest tylko pan Gates.

Diane wzruszyła ramionami.

— Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego nie możemy mieć czwartego pokoju.

— Och, bardzo mi przykro, pani Mayfield. Chciałbym zaproponować państwu dodatkowy pokój, ale, niestety, nie mogę. O tej porze roku wszystko jest już dawno zarezerwowane. Prawdę mówiąc, specjalnie dla państwa otworzyliśmy ostatnie piętro. W tej chwili przygotowujemy tam pokoje na sezon jesienny.

Diane spojrzała na niego w popłochu.

— Proszę się nie martwić — uspokoił. — Nie jest tak źle, nie mamy tam placu budowy. Kip i ja przez całą noc przygotowywaliśmy dla państwa piętro. Chcielibyśmy przyciągnąć więcej gości z miasta, uważamy, że to dla nas wielka szansa. Mamy nadzieję, że będą państwo zadowoleni.

* * *

Diane była wprost oczarowana pierwszym pokojem, do jakiego zaprowadził ich Carlos. Bladocytrynowe ściany pasowały do błyszczących, białych futryn w oknach i białych listew przypodłogowych. Dwa identyczne, mosiężne łóżka przykryte tyły śnieżnobiałymi, szydełkowymi narzutami. Na wypastowanej, sosnowej podłodze leżał niebieski, wełniany dywan w delikatne żółto-białe kwiaty. Ściany zdobiły gustowne roślinne grafiki, oprawione w niebieskie ramki. Na wiktoriańskiej toaletce stały świece, a na dolnej półce nocnego stolika miedzy łóżkami kilka książek i czasopism.

— Rezerwuję ten pokój.

Diane odwróciła się do stojącej w progu Michelle. Próbowała patrzeć córce w twarz, a nie przyglądać się jej sylwetce.

— Kochanie, ktoś z nas będzie musiał mieć współlokatora.

— Nie ja. Mamo, przestań. Chcę mieć swój własny pokój. — Michelle podeszła do okna i odsunęła ażurową firankę. — Patrzcie! Widać plażę!

Diane już dawno nie słyszała w głosie córki takiego entuzjazmu. Spojrzała na Emily, zastanawiając się, jak mają się rozlokować. Anthony powinien mieć własny pokój. Zostawały dwa dla trzech kobiet. Czy nie będzie lepiej, jeśli Michelle zostanie sama?

— Co ty na to, Em?

— Mogę mieszkać z tobą, jeśli ci to nie przeszkadza.

— W porządku — zdecydowała Diane. — I tak będziemy tu tylko spać. Możesz tu zostać. Michelle.

Carlos kiwnął ręką, żeby poszli za nim do następnego pokoju.

— W takim razie już wiemy, kto gdzie się zatrzyma. W pokoju morskim mamy jedno podwójne łóżko, a w muszelkowym dwa mniejsze. Anthony, to twój pokój.

I tym razem Diane była zachwycona. Jasnoniebieskie ściany, białe wykończenia i granatowa narzuta na solidnym, sosnowym łóżku, na ścianach obrazki z okrętami, a na podłodze sizalowy chodnik.

Anthony pokiwał głową. Początkowa niechęć znikła, gdy wypróbował materac.

— Całkiem nieźle.

— Dobra. W takim razie zapraszam do pokoju muszelkowego. — Carlos prowadził ich korytarzem. Zatrzymał się przy wąskich drzwiach. — Tu jest łazienka.

— Łazienka? Tylko jedna? — zapytała z niedowierzaniem Michelle.

Carlos pokiwał głowa.

— Michelle, wspólna łazienka to jeszcze nie koniec świata, — Diane próbowała nie okazywać zniecierpliwienia.

— Przykro mi, że mamy tu tylko jedną łazienkę — przeprosił Carlos. — Planujemy w przyszłości zrobić drugą, a na razie mogę tylko zapewnić, że w tej jest cały zapas świeżych ręczników, które będziemy codziennie wymieniać.

— Nie ma problemu. Carlos. — Diane z trudem powstrzymała się przed rzuceniem Michelle karcącego spojrzenia. — Damy sobie radę.

Chwilę później Diane i Emily dzieliły się miejscem w szufladach i rozpakowywały swoje rzeczy.

— Powąchaj tę saszetkę — powiedziała Diane, wyjmując z szuflady w komodzie jedwabny woreczek. — O wszystkim pomyśleli, nie?

Emily roześmiała się.

— A czego się spodziewałaś. Di?

— Jak to, czego się spodziewałam?

— O rany. Carlos i jego partner to geje.

Diane wzruszyła ramionami i schowała saszetkę do szuflady.

— No cóż, jedno jest pewne — wiedzą, jak urządzić uroczy hotel.

23

Helen skończyła ścielić łóżka i wkładała brudne naczynia do zlewu, kiedy usłyszała trzykrotne pukanie we framugę drzwi. Zdjęła z haczyka ręcznik i wytarła mokre dłonie, zastanawiając się czy to Jonathan i dziewczynki tak wcześnie wrócili ze spaceru do miasta po gazetę. Dlaczego nie wchodzą? Kiedy otworzyła drewniane drzwi, przywitała ja fala gorącego powietrza i dwóch umundurowanych policjantów, stojących na wąskim ganku.

— Pani Richey?

— Tak. O co chodzi?

— Chcielibyśmy zadać pani kilka pytań.

Helen zauważyła, że ich czoła błyszczały od potu.

— Może wejdą panowie do środka? Tu jest chłodniej.

— Dziękujemy pani. Chętnie.

Jeden z mężczyzn był zdecydowanie wyższy od drugiego, ale obaj byli dobrze zbudowani. W niewielkim saloniku od razu zrobiło się ciasno.

— Proszę, niech panowie siadają. — Helen wskazała wiklinowe fotele. — Napiją się panowie czegoś? Właśnie przygotowałam lemoniadę.

— Nie, dziękujemy, proszę pani — odpowiedział wyższy.

Helen usiadła na brzegu piętrowego łóżka i spojrzała na policjantów.

— OK. W czym mogę pomóc?

— Pani Richey, czy wczoraj wieczorem była u państwa opiekunka do dzieci? — zapytał niższy, a jego kolega wyjął z kieszeni koszuli notes.

— Tak. Carly. Carly Neath. A o co chodzi?

Zignorowali jej pytanie.

— Matka Carly twierdzi, że jej córka już wcześniej pracowała dla państwa. Czy to prawda?

— Tak, Carly była u nas kilka razy tego lata. Dziewczynki ją uwielbiają.

— O której była tu wczoraj?

— Przyszła o siódmej i została do naszego powrotu, około jedenastej. Nie, właściwie dochodziło już pół do dwunastej.

Helen w roztargnieniu bawiła się frędzlami kuchennego ręcznika, kiedy otworzyły się drzwi i do namiotu wszedł jej maż i córeczki. Jonathan oniemiał na widok policjantów, ale szybko się opanował, przedstawił się i podał oficerom rękę na powitanie.

— Dziewczynki, wyjdźcie przed dom i podlejcie kwiatki, a mamusia i ja porozmawiamy z tymi miłymi panami policjantami, dobrze? — zasugerował.

Kiedy dziewczynki nie mogły ich już usłyszeć, Helen wyjaśniła, o co chodzi.

— Policja pyta o Carly, Właśnie tłumaczyłam panom, że wróciliśmy do domu około pół do dwunastej.

— Więc o jedenastej trzydzieści dotarli państwo do domu — powtórzył głośno oficer, zapisując coś w notesie. — I co było potem?

— Chciałem odprowadzić ją do domu, ale Carly uparta się, że pójdzie sama. Zapłaciliśmy jej i zanim zdążyliśmy ją zatrzymać, wybiegła z namiotu — odparł Jonathan.

Helen zagryzła dolną wargę, ale nie sprostowała informacji.

— Proszę powiedzieć, czy Carly coś się stało? — zapytała.

Policjanci wstali z krzeseł.

— Mamy nadzieję, że nie. Rodzice zgłosili, że dziewczyna nie wróciła na noc do domu. Nie ma się co denerwować, Wsie zdarza, dzieciaki ciągle robią jakieś głupstwa. Normalnie zaczekalibyśmy czterdzieści osiem godzin, ale ze względu na to, co spotkało córkę państwa Pattersonów rozpoczęliśmy akcję od razu.

— Słyszałam, że Leslie Patterson upozorowała własne porwanie — powiedziała Helen,

— Dopóki śledztwo jest w toku, nie możemy udzielać na ten temat informacji, proszę pani.

— Tak, oczywiście, rozumiem. Ale jeśli coś podobnego przydarzyło się Carly… jeśli ktoś ją porwał… to może w okolicy grasuje jakiś szaleniec?

Policjanci nie odpowiedzieli.

— Nie martw się, kochanie. — Jonathan objął żonę mocno.

Patrząc za oddalającymi się policjantami. Helen próbowała odtworzyć w myślach przebieg wczorajszego wieczoru. Opiekunka wybiegła z ich domu, zanim Jonathan wrócił z parkingu. Właściwie, to od wyjścia dziewczyny upłynęło dobre pół godziny, nim zjawił się w domu. Helen założyła, że mąż nie mógł znaleźć miejsca parkingowego. Prawdę mówiąc, chciała, żeby zajęło mu to jak najwięcej czasu, tak by mogła uniknąć spełniania małżeńskiego obowiązku, Nie miała ochoty kłócić się z nim o to.

Helen z przerażeniem myślała o intymności z mężem, w tych warunkach wydawało jej się to niemożliwe. Dziewczynki spały tuż obok, a sąsiedzi słyszeli każdy najdrobniejszy szelest. Kiedy usłyszała skrzypienie siatkowych drzwi, udała, że już śpi. Spodziewała się, że Jonathan będzie próbował ją budzić, ale nie zrobił tego. Rozebrał się, wsunął pod kołdrę i zasnął, nawet jej nie dotknąwszy.

Wczoraj przyjęła to z ulgą. Dziś rano to pół godziny obudziło jej niepokój. Nie była pewna, co w tym czasie robił mąż. Na dodatek, teraz z rozmysłem skłamał policji, mówiąc, że przebywał wtedy w namiocie.

Kiedy Sarah i Hannah wkładały stroje kąpielowe, skinęła głową na Jonathana, by poszedł z nią do kuchni.

— Dlaczego im powiedziałeś, że chciałeś odprowadzić Carly do domu? I że my jej zapłaciliśmy? Jonathan, przecież ciebie tu nie było. Dlaczego skłamałeś? — Helen była poważna, a na jej twarzy widać było niepokój.

— Helen, naprawdę myślisz, że byłoby lepiej, gdybym powiedział, że nie było mnie w domu? — odparował. — Przed chwilą, na mieście, słyszałem o zniknięciu Carly. Nie chcę, żeby gliny traktowały mnie jak podejrzanego. A ty?

24

— Cześć, tu Matthew. Czekam w holu.

— OK. Zaraz schodzę.

Diane zamknęła klapkę telefonu komórkowego.

— Przykro mi, Em — zwróciła się do siostry. — Muszę lecieć. Powiedz jeszcze raz, że nie przeszkadza ci ta sytuacja.

Emily wsunęła opróżnioną walizkę pod swoje łóżko i wsiała.

— Przestaniesz się wreszcie zamartwiać, Diane? Damy radę. Już widzę, że nie będziemy się tu nudzić. Pierwsze, co zrobimy, to włożymy kostiumy i skoczymy na plażę.

— Em, co ja bym bez ciebie zrobiła?

— Nie martw się, zrewanżujesz się, jak sama będę miała dzieci. O ile nie będziesz wtedy za stara,

— Bardzo zabawne, Emily.

Diane wrzuciła do płóciennej torebki tubkę kremu z filtrem, okulary przeciwsłoneczne i komórkę. Z portfela wyjęła kilka banknotów dwudziestodolarowych i wręczyła je Emily. Zajrzała do pokoi Michelle i Anthony'ego, by pospiesznie pożegnać się z dziećmi, po czym zbiegła na dół drewnianymi schodami.

Matthew czekał na nią, ubrany w czerwoną firmową koszulkę KEY Info, bermudy w kolorze khaki i brązowe sandały.

— Farciarz z ciebie. Szkoda, że nie mogę się tak ubierać.

— To jest właśnie najlepsze w pracy po drugiej stronie kamery. — Matthew uśmiechnął się i wskazał drzwi z boku holu. — Może usiądziemy na chwilę? Ustalimy plan działania.

W starym salonie nikogo nie było, ale na stole pod ścianą, na srebrnej tacy, czekał dzbanek mrożonej herbaty i lśniące czystością szklanki. Na kominku ustawiono koszyk stokrotek. Miłe akcenty w dość ponurym pomieszczeniu. Na wysokim suficie Diane zauważyła sztukaterie w zawiłe wzory, rzeźbione kamienne zdobienia wokół kominka i nieciekawy kandelabr z brązu. Pomieszczenie było zaniedbane, ale na pewno miało charakter. Przy odrobinie wysiłku i dobrego smaku z zapomnianego, ciemnego pokoju można by urządzić wiktoriański salon.

Nalali sobie herbaty i usiedli na sofie. Matthew zaczął przedstawiać swój plan:

— Po pierwsze, i najważniejsze, musimy dotrzeć do Leslie Patterson. Wywiad z nią to podstawa.

Diane kiwnęła głową.

— Ja się tym zajmę. Jak skończmy, zadzwonię do jej matki.

Matthew wyjął z chlebaka notesik i przerzucił kilka kartek.

— A może lepiej byłoby osobiście się z nią spotkać?

Pomysł nie wzbudził w Diane entuzjazmu.

— Chcesz, żebym poszła do ich domu i zapukała do drzwi? Nie znoszę tego.

— Nie, pomyślałem, że mogłabyś iść do ich sklepu. — Matthew zajrzał do swoich zapisków. — Jej matka prowadzi sklep z pamiątkami o nazwie „Lawenda i Koronki”. Pattersonowie wykorzystywali go podczas poszukiwań Leslie jako bazę dla ochotników,

— OK, chyba da się zrobić — mruknęła Diane i upiła łyk herbaty. — Ale pójdę sama, bez ciebie i ekipy. Nie chcę, żeby tą biedna kobieta poczuła się osaczona. Myślisz, że tam będzie?

— Cóż, powinna. Zatrzymałem się tam wczoraj po południu, zaraz po przyjeździe. Na drzwiach wisiała kartka z podziękowaniami za pomoc w poszukiwaniach i za troskę o losy Leslie. Była też informacja, że otworzą sklep w ten weekend.

Diane zapisała sobie adres sklepu.

— Co jeszcze? — zapytała.

— Policja zwołała konferencję prasową na dwunastą.

— Wnoszą sprawę przeciwko Leslie?

— Wątpię. Tym zajmie się prokurator okręgowy. Nie mam pojęcia, co gliny chcą powiedzieć. Pójdę tam z ekipą i zrobimy tę konferencję.

— A właśnie, coś mi się przypomniało — powiedziała Diane. — Skąd Sammy Gates wziął się w naszym pokoju?

— Och, Boże — jęknął Matthew. — Przepraszam cię, Diane, ale kiedy Sammy zobaczył pokoje w naszym motelu, zagroził, że wróci do Nowego Jorku. Musiałem go jakoś udobruchać. Przykro mi, że twoim kosztem.

— Chcesz powiedzieć, że motel, w którym się zatrzymałeś, jest gorszy od naszego? — zapytała z niedowierzaniem Diane.

Matthew parsknął śmiechem.

— Przy tej dziurze, w której mieszkamy. „Tańczące Wydmy” to prawdziwy pałac. To najlepsze, co udało mi się znaleźć, w takich miejscowościach rezerwacje robi się na kilka miesięcy do przodu.

— Więc obaj z Garym Bingiem męczycie się w jakiejś norze? Tak mi przykro, Matthew.

— Ach, nie ma problemu. I tak nie będziemy tam spędzać za dużo czasu. — Matthew spojrzał na zegarek. — Muszę lecieć. Umówiłem się z Gatesem i Bingiem przy posterunku policji, Podrzucić cię do sklepu Audrey Patterson?

— Tak, dzięki. Będę miała to za sobą.

25

Dzwoneczek przy drzwiach zadźwięczał dyskretnie, gdy Diane weszła do „Lawendy i Koronek”. Chłodne powietrze pachniało potpourri i świecami zapachowymi. Nu białych półkach pod lawendowymi ścianami leżały zdobione haftami serwetki lniane, delikatne koronki i ręcznie robione mydła. Z wysokich, porcelanowych pojemników wystawały stare spinki do kapeluszy, a na ladach znajdowały się komplety ozdobnej papeterii i pocztówki narożne okoliczności. Były tam kolorowe parasolki w stojakach, gablota z misternie zdobionymi rękawiczkami i wachlarzami z piór. Na rozmieszczonych w całym sklepie haczykach wisiały wieczorowe torebki wyszywane koralikami. Rozglądając się po pomieszczeniu, Diane zastanawiała się, jak mogła mieścić się tu baza dla uczestników poszukiwań. Tu nie było gdzie wcisnąć szpilki, a co dopiero mówić o armii ochotników!

Zatrzymała się, żeby obejrzeć kolekcję pluszowych misiów, ustawionych na szczeblach drewnianej drabiny. Każdy był ubrany w lawendową spódniczkę z tafty, czepek o szerokim rondzie, ozdobiony koronką, na szyi miał sznur sztucznych pereł i wachlarz z piór w łapce.

Z zaplecza, zza koralikowej zasłony wyłoniła się starannie uczesana kobieta w średnim wieku. Uśmiechała się słabo, idąc wąskim przejściem w stronę Diane.

— Czym mogę służyć? — zapytała, odgarniając za ucho kosmyk siwiejących włosów.

— Są prześliczne — powiedziała Diane, biorąc do ręki misia.

— Dziękuję. Sprzedaję je już od wielu lat, odkąd moja córka się w nich zakochała.

Diane odłożyła zabawkę na drabinę.

— Czy pani Patterson?

— Tak — odparła kobieta ostrożnie.

Diane zdjęła okulary przeciwsłoneczne i wyciągnęła do niej rękę.

— Jestem Diane Mayfield.

— Och! — Audrey Patterson była wyraźnie zdenerwowana. — Proszę wybaczyć, nie poznałam pani. Tak mi przykro. Mam ostatnio tyle na głowie.

— Nie ma za co przepraszać. Powinnam była wcześniej zdjąć okulary.

Diane czuła, że Audrey uważnie obserwuje jej twarz. Szuka zmarszczek, pomyślała — tak jak większość ludzi, gdy spotka kogoś znanego tylko z ekranu telewizora. Będzie chciała opowiedzieć koleżankom, że w rzeczywistości ta dziennikarka z KEY Info wyglądała ładniej, gorzej, szczupłej, grubiej, starzej lub młodziej.

— Miałam nadzieję, że może mogłybyśmy trochę porozmawiać — powiedziała, przechodząc od razu do rzeczy.

— O występie Leslie w pani programie, tak?

— Tak, o wywiadzie.

Dzwonek oznaczał, że ktoś otworzył drzwi. Po chwili do sklepu weszły dwie starsze panie.

— Przejdźmy na zaplecze — zaproponowała Audrey.

— Mogę zaczekać, jeśli chce pani zająć się klientami.

— Nie, chodźmy. — Audrey ściszyła głos do szeptu: — Ciągle tu przychodzą. Tylko oglądają, niczego nie kupują.

Minęły zasłonę z koralików i weszły do dużego magazynu. Pod ścianami stały całe sterty kartonowych pudeł, wśród nich ledwo mieściło się biurko, zastawione pustymi jednorazowymi kubkami po kawie i pudełkami po pączkach. Na wielkiej sztaludze wisiała mapa Ocean Grove i okolic. Czerwonym flamastrem pozaznaczane były obszary poszukiwań.

— Może pani usiądzie? — Audrey wskazała składane metalowe krzesło.

— Dziękuję.

Audrey przysiadła na rogu biurka.

— Rozmawiałam o tym wczoraj z mężem, uważa, że powinniśmy najpierw wynająć adwokata. Dopiero kiedy adwokat uzna za słuszne, Leslie udzieli pani wywiadu.

— Pani Patterson, jak pani sądzi, kiedy to będzie możliwe?

— Lou ma wykonać dziś kilka telefonów. Ale wie pani, naszej córce nie postawiono jeszcze żadnych zarzutów.

— I miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie — powiedziała szczerze Diane. — Byłoby to straszne przeżycie dla młodej dziewczyny. Sama mam córkę, mogę sobie wyobrazić, jak bardzo państwo się martwią.

Oczy Audrey zaszły łzami.

— Ile ma lat?

— Czternaście.

— Czternaście — powtórzyła Audrey. — Tyle samo miała Leslie, kiedy zaczęły się jej problemy.

Diane aż ścisnęło się serce, gdy pomyślała o Michelle. Sam pomysł, że mogłaby iść w ślady Leslie Patterson, był nie do zniesienia. Jednak, jako profesjonalistka, Diane od razu rozpoznała szansę. Audrey Patterson zaczynała się otwierać, należało ją tylko trochę zachęcić.

— Jakie problemy? — zapytała łagodnie.

— Zaburzenia odżywiania — Audrey opuściła głowę, jakby zawstydzona. — Zaczęła chudnąć. I ciągle ćwiczyła. Z początku nie zwracałam na to uwagi. Już zawsze będę mieć o to do siebie pretensje. Kiedy się zorientowałam, że coś z nią jest nie tak i poszłam do specjalisty, zdiagnozował u niej anoreksję.

— Pomógł jej? — Diane bardzo chciała usłyszeć pozytywną odpowiedź.

— Bóg jeden wie, że próbował. — Audrey pokręciła głową. — Moim zdaniem Owen Messinger to święty człowiek. Leczył Leslie przez te wszystkie lata, miał do niej tyle cierpliwości, podczas gdy ja… — Urwała, a po policzku spłynęła jej łza.

— Jak to jest, że matki zawsze obwiniają siebie? — zapytała cicho Diane. Jednak naprawdę chciała zapytać o coś innego. Skoro, jak twierdziła Audrey, Owen Messinger był tak wspaniałym terapeutą, to dlaczego, mimo ośmiu lat terapii, stan zdrowia Leslie wcale się nie poprawił?

26

Matthew wraz z ekipą zajęli pozycję przed żółtym budynkiem z betonu przy Central Avenue. Gary Bing przymocował mikrofon do drewnianego podium przy wejściu do posterunku policji miasta Neptune, Sammy Gates wybrał najkorzystniejsze miejsce, żeby ustawić kamerę.

Schowany pod drzewem przed palącym słońcem, Matthew spokojnie przyglądał się konkurencji i czekał na rozpoczęcie konferencji prasowej. Oprócz nich nie było przedstawicieli żadnej ogólnokrajowej sieci. Na konferencję czekały ekipy New Jersey Network i WCBS. Na chodniku kręciło się kilku dziennikarzy prasowych, uzbrojonych w notatniki, W sumie mniejsze zainteresowanie, niż się spodziewał. A jednak Matthew nie był zaskoczony. Biorąc pod uwagę ograniczenia w długości tego typu sprawozdań, wydawcy woleli nie wysyłać ekip z kamerami, których żadna stacja nie miała w nadmiarze. Przy dwudziestoczterogodzinnym cyklu informacyjnym historia Leslie Patterson nie była już nowością. Policja uważa, że sama upozorowała porwanie. Telewizyjni wydawcy z doświadczenia wiedzieli, że podczas tej konferencji policja nie ogłosi niczego zaskakującego, żadnych gorących informacji, których nie można by przekazać w dwudziestosekundowym raporcie w wieczornym wydaniu wiadomości. Wystarczyło, że pojawił się ktoś z Agencji Prasowej, by wydarzenie zostało odnotowane. W razie czego zawsze można przekazać informację, powołując się na inne źródło. Ekipa KEY Info znalazła się na konferencji tylko dlatego, że Joel Malcolm ubzdurał sobie, że ta historia znajdzie się w najbliższym wydaniu Pod lupą.

Drzwi do budynku w końcu się otworzyły i na podium pojawił się oficer policji.

— Halo, czy mnie dobrze słychać? — spytał.

Technicy sprawdzili jakość dźwięku.

— Niech pan mówi! — krzyknął jeden z nich.

— Nazywam się Jared Albert, jestem szeryfem wydziału policji miasta Neptune.

— Proszę przeliterować nazwisko — zawołał reporter AP.

— J-A-R-E-D A-L-B-E-R-T.

Oficer zrobił krótka przerwę, czekając, aż dziennikarze podniosą głowy znad notatek, dopiero wtedy zaczął czytać oświadczenie:

— Dziś rano wydział policji w Neptune został powiadomiony o zniknięciu dwudziestojednoletniej kobiety, mieszkanki Ocean Grove. Zaginięcie zgłosili rodzice, kiedy okazało się, że dziewczyna, która wieczorem pracowała jako opiekunka do dzieci, nie wróciła na noc do domu. Ponieważ jest to drugi przypadek w Ocean Grove zniknięcia młodej kobiety, natychmiast rozpoczęto poszukiwania. Policja w Neptune apeluje do mieszkańców o udzielenie wszelkich informacji, które mogłyby pomóc w zakończeniu śledztwa.

Matthew wyprostował się i podszedł bliżej podium, żeby dokładniej przyjrzeć się fotografii, którą trzymał w ręce szeryf Albert. Młoda uśmiechnięta blondynka to nie była Leslie Patterson. O co chodzi?

— Rysopis zaginionej: Carly Rachel Heath, metr pięćdziesiąt pięć wzrostu, waga około pięćdziesięciu kilogramów. Włosy blond, oczy niebieskie, znamię na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Kiedy widziano ją ostatni raz, miała na sobie białe spodnie biodrówki, koszulkę w biało-niebieskie paski i białe sandały. Ktokolwiek wie o losie zaginionej, proszony jest o jak najszybsze udzielenie informacji policji miasta Neptune.

Matthew spojrzał na Sammy'ego Gatesa. Kamerzysta filmował błyszczące zdjęcie. Kiedy szeryf Albert skończył czytać oświadczenie. Matthew zadał pierwsze pytania.

— Co z Leslie Patterson? Czy nadal uważacie, że upozorowała własne porwanie? Czy Carly Neath przetrzymuje ta sama osoba, która uprowadziła Leslie? Czy policja zamierza postawić Leslie jakieś zarzuty?

Oficer wytarł dłonią pot z czoła i dopiero po chwili zaczął odpowiadać na pytania.

— Badamy wszystkie możliwości. Leslie Patterson nie postawiono na razie żadnych zarzutów.

27

Carly otworzyła oczy, ale wciąż nic nie widziała. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że ma na oczach opaskę. Głowa bolała ją tak mocno, że prawie z ulgą powitała ciemność. Co to za miejsce?

Gdzieś w pobliżu monotonnie kapała woda, w oddali słychać było szum oceanu. Czy ten trzepot nad jej głową to ptasie skrzydła? Czy to gruchanie gołębi?

Trzęsąc się ze strachu, Carly położyła się na wilgotnej ziemi i próbowała przypomnieć sobie, co się stało. Wracała do domu z „Kamiennego Kucyka”. Tak, teraz pamiętała. Wkurzyła się na niego i wybiegła.

Ale co było potem? Carly próbowała się skoncentrować, mimo upiornego bólu głowy, który sprawiał, że modliła się o sen. Powoli wspomnienia zaczynały wracać. Wyszła z klubu i przeszła na druga stronę ulicy. Potem zastanawiała się, którędy wracać do domu. Wybrała skrót wokół kasyna. I wtedy ktoś uderzył ją od tyłu w głowę. Musiała stracić przytomność.

Nie wiedziała, czy głowa bolała ją od tego uderzenia, czy to kolejny nawrót starej znajomej, migreny. Cokolwiek to było, w życiu nie odczuwała większego bólu.

Musi się jakoś stąd wydostać. Spróbowała się podnieść, ale upadła. Dopiero wtedy dotarło do niej, że ma związane ręce i nogi. Knebel przeciął jej kąciki ust, gdy próbowała wołać o pomoc.

28

Po wyjściu ze sklepu Diane znalazła ławkę pod drzewem na Main Avenue, usiadła i wyjęła komórkę, żeby zadzwonić do informacji po numer doktora Owena Messingera. Złapanie go w sobotę w jego gabinecie raczej nie wchodziło w rachubę, ale Diane postanowiła sprawdzić. Wtedy jednak zadzwonił jej telefon. Zerknęła na wyświetlacz i zbliżyła słuchawkę do ucha,

— Cześć, Matthew.

— Diane — W jego głosie wyczuła niepokój. — Zniknęła następna dziewczyna.

— Co takiego?

— Jeszcze jedna młoda kobieta, Carly Neath. Mniej więcej w tym samym wieku co Leslie Patterson. Wczoraj wieczorem opiekowała się dziećmi i nie wróciła z pracy do domu.

— Czy policja uważa, że te sprawy coś łączy? — zapytała Diane.

— Na razie niczego takiego nie powiedzieli, ale rozpoczęli poszukiwania wcześniej, niż nakazują przepisy. Nie wnoszą sprawy przeciwko Leslie.

— Jak Joel się o tym dowie, dostanie apopleksji! — przewidywała Diane. Znając szefa, mogła przypuszczać, że taki rozwój sytuacji bardzo go poruszy. Czy zniknięcie drugiej dziewczyny oznaczało, że Leslie Patterson mówiła prawdę? Jeśli Leslie nie upozorowała porwania, czyż nie będzie idealną bohaterką programu Pod lupą? Bez względu na decyzję Joela w sprawie Leslie Patterson, porwanie drugiej dziewczyny było informacją o zasięgu krajowym. Następne słowa Matthew wcale jej nie zaskoczyły.

Weekendowe Wiadomości Wieczorne chcą to dziś pokazać.

— Niech zgadnę: jestem reporterką.

— Tak. Nie mają tu kogo wysłać. Z wyjątkiem reportera dyżurnego, z oddziału na północy, wszyscy są na urlopach.

— My też powinniśmy być — powiedziała Diane, próbując skoncentrować się na planach. — Umieram z głodu. Zjedzmy jakiś lunch i zastanówmy się, co robić. Och, Matthew, jeszcze jedno. Chwilowo nie mam zgody na wywiad z Leslie Patterson, Nie wiem, czy Joel w ogóle będzie to jeszcze chciał puścić w Pod lupą, ale byłoby dobrze, gdybyśmy dla Wiadomości Wieczornych mieli jej reakcję na informację o zniknięciu Carly Neath.

* * *

Dziesięć minut później kelner wskazał Diane i Matthew stolik w ogródku na tyłach restauracji.

— Nie macie wolnych miejsc w środku? — zapytał go Matthew.

— Niestety, wszystkie są zajęte. Każdy chce siedzieć w klimatyzowanych pomieszczeniach.

Zamówili dwie mrożone herbaty i zabrali się do przeglądania karty restauracji.

— W menu mają mnóstwo pysznych dań, ale jest za gorąco, żeby je jeść — westchnęła Diane. — Chyba zdecyduję się na sałatkę z tuńczyka.

— A ja poproszę podwójnego hot doga po włosku i frytki. — Matthew zamknął menu. — Dla mnie nigdy nie jest zbyt gorąco, żeby jeść.

Gdy kelner się oddalił, Matthew podsumował, czego się dowiedział.

— Dobra, mamy oświadczenie policji i zdjęcie tej drugiej zaginionej. Mamy też zdjęcia Leslie Patterson z poszukiwań na początku tygodnia.

— Skąd je wziąłeś? Przecież nas tu nie było.

— Cóż, nie mam ich przy sobie, ale zadzwoniłem do WKEY, skopiują to, co dostali, i podeślą do studia Weekendowych Wiadomości Wieczornych. Nie mamy sprzętu do montażu, więc wyślemy materiały do oddziału głównego, żeby nam wszystko zmontowali,

— A kiedy przyjedzie wóz satelitarny? — zapytała Diane.

— Około czwartej. O piątej będziemy gotowi.

Spojrzała na zegarek.

— Dobra, mamy jakieś cztery godziny, żeby zebrać jak najwięcej elementów. Potem złożymy z tego materiał. Byłoby dobrze, gdyby udało się zrobić ten wywiad z Leslie Patterson.

— Jej matka się nie paliła do tego, co?

— Nie. Ale to było, zanim zniknęła Carly Neath. Sytuacja się zmieniła. Teraz wygląda na to, że Leslie Patterson mogła mówić prawdę,

29

Shawn wszedł do „Nagle's”, i jak zwykle zajął swoje ulubione miejsce przy barze. Na śniadanie było już za późno, więc na pierwszy posiłek tego dnia zamówił coś zbliżonego.

— Sałatka z jajka na toście i kawa — poinformował szczupłą, ciemnowłosą kelnerkę za barem. Shawn znał Annę, w ubiegłym tygodniu oboje z Carly podwozili ją na sesję, bo jej samochód był w warsztacie. Teraz Anna patrzyła na niego tak, jakby chciała mu coś powiedzieć. Shawn spojrzał na nią wyczekująco.

— Słyszałeś o Carly?

— Co z nią?

— Nie wróciła wczoraj wieczorem do domu. Jej rodzice umierają ze strachu. Policja już jej szuka. — Anna przyglądała mu się z odrobiną współczucia. — Opiekowała się dziećmi i miała wrócić po pracy do domu, ale nie wróciła. Nikt nie wie, gdzie się podziała. Będę musiała zostać za nią na drugą zmianę.

Shawn zszedł się z wysokiego barowego stołka.

— Wycofaj moje zamówienie, dobrze?

Wybiegł na ulicę, ale nie poczuł palących promieni słońca ani gorącego, stojącego powietrza. Jego myśli pędziły gorączkowo. Powinien zgłosić się na policję, zanim oni przyjdą do niego. To tylko kwestia czasu, zanim dowiedzą się, że poprzedniego wieczora spotkał się z Carly w „Kamiennym Kucyku”. Skoro kelnerka w „Nagle's” uważała go za chłopaka Carly, to i inni mogą tak go traktować.

Jeśli powie policji prawdę, będzie wyglądał podejrzanie. Pokłócił się z Carly, tak jak pokłócił się z Leslie, tuż przed jej zniknięciem. To oczywiste, że był wspólnym mianownikiem w obu sprawach.

Kiedy policja przesłuchiwała go po zniknięciu Leslie, Shawn od razu się domyślił, że jest głównym podejrzanym. Z kursu o przemocy w rodzinie wiedział, że kobiety najczęściej doznają, przemocy nie od obcych, ale od osób, które znają — porzuconych chłopaków, rozczarowanych mężów.

Zamknął oczy i w desperacji przeczesał włosy palcami z obgryzionymi paznokciami. Musiał coś wymyślić. Policja na pewno pomyśli, że jest odpowiedzialny za zniknięcie Carly i jeszcze gotowi wrobić go w sprawę Leslie.

30

— Teraz mi wierzycie?

Audrey aż poskoczyła, kiedy za plecami usłyszała głos córki.

— Nie skradaj się tak, Leslie. Śmiertelnie mnie przestraszyłaś. — Odwróciła się, ale nie przerwała układania pudełek z zapachowymi świecami. — Tak się zamyśliłam, że nie usłyszałam dzwonka, kiedy weszłaś.

Leslie przyglądała się matce. Na jej twarzy dostrzegła rezygnację.

— Jeszcze o tym nie wiesz, tak?

— O czym?

— O tym, że zniknęła druga dziewczyna. — W brązowych oczach Leslie pojawił się błysk.

Audrey odłożyła pudełka na ladę i oparła się o krawędź.

— Mamo? Słyszysz, co do ciebie mówię? Zniknęła jeszcze jedna dziewczyna. Teraz policja mi uwierzy. Wszyscy mi uwierzą.

— Leslie! — syknęła Audrey. — Proszę cię, mów ciszej, dobrze?

Szczupła twarz Leslie spochmurniała.

— Cóż, myślałam, że się ucieszysz. Mamo, nie rozumiesz? To dowód, że mówiłam prawdę.

— Kochanie, cieszę się, że będziesz wiarygodna. — Audrey wyciągnęła rękę i pogłaskała ciemne włosy córki, zauważając, że ostatnio straciły blask. — Ale szczerze mówiąc, trudno być szczęśliwym kosztem jakieś biednej dziewczyny. Kto to? Znam ją?

— Wątpię. To kelnerka z „Nagle's”, chodziła z Shawnem.

— Dobry Boże! — wykrzyknęła Audrey. — Zniknęła kolejna dziewczyna Shawna? Policja musi się o tym dowiedzieć. Cóż, niech Bóg ma ją w opiece. Ją i jej rodzinę — dodała cicho Audrey, myśląc o tym, przez co właśnie przeszli oboje z mężem. — Uważam, że powinniśmy im pomóc, Leslie. Może zaproponujmy, żeby znów w naszym sklepie zorganizowano bazę dla poszukiwań?

— Tak, to chyba dobry pomysł — odparła po chwili namysłu Leslie, — Przyjdę pomóc. Ci, którzy we mnie wątpili, będą mieli okazję mnie teraz przeprosić.

31

Idąc Main Avenue Sammy Gates dźwigał na ramieniu ciężki sprzęt i mamrotał pod nosem.

— Jezu, ale gorąco. Przypomnij mi, dlaczego to robimy.

— Dlatego, że jeśli nie uda nam się z Leslie Patterson, przynajmniej będziemy mieli reakcję jej matki. — Diane próbowała nie okazywać zniecierpliwienia, choć zupełnie nie miała nastroju do wysłuchiwania zrzędzenia Sammy'ego, Na miłość boską, przecież to jego praca. — Jeśli się zgodzi, a my zaczniemy od razu filmować, nie będzie miała czasu do namysłu i nie zmieni zdania.

— Trochę prowizorka — zauważył Sammy, zwracając się do swojego partnera. — Co, Gary?

— Mnie bez różnicy. — Gary wzruszył ramionami. — Mam płacone za godziny, więc wszystko mi jedno. Robię, co każą, dopóki dostaję za to kasę. — Gary Bing był tak miły i zgodny, jak Sammy Gates kłótliwy i denerwujący. Diane uważała, że Gary był święty, skoro zgadzał się pracować z Sarnmym. Większość pracowników KEY Info unikała go jak ognia, podczas gdy biedny Gary dzień w dzień znosił towarzystwo tego gbura.

Sammy nie zrozumiał sugestii kolegi i dalej ciągnął swoją litanię:

— A te warunki mieszkaniowe naprawdę pozostawiają wiele do życzenia. Lubię mieć w pokoju telewizor, za to nie cierpię kilimów i wspólnej łazienki na korytarzu.

— Matthew wspominał, że w „Tańczących Wydmach” jest o niebo lepiej niż tam, gdzie się miałeś zatrzymać — zauważyła Diane, wciąż nieco urażona, bo w końcu to jej rodzina musiała oddać jeden pokój, żeby Sammy był zadowolony. — Trochę wysłużone, ale to czyste i naprawdę urocze miejsce.

— Urocze-srocze — mruknął Sammy. — Zwykła nora. Nie ma to jak Marriott. Obsługa hotelowa i minibarek to postawa.

Diane podniosła rękę, ucinając jego ględzenie.

— Hej, to chyba Leslie Patterson.

Po drugiej stronie ulicy, na chodniku przed „Lawendą i Koronkami” pojawiła się szczupła postać.

— Chłopaki, przygotujcie się — poleciła Diane, i manewrując miedzy samochodami, ruszyła w stronę dziewczyny. — Leslie? Leslie Patterson? — zawołała do niej. Młoda kobieta zatrzymała się.

Diane zaczerpnęła głęboko powietrza i podeszła bliżej. Choć Leslie była osiem lat starsza od jej córki, wcale na to nie wyglądała. Diane miała wrażenie, że dziewczyna wciąż była nastolatką. Chude, kościste nogi, wystające z dżinsowych szortów, pozbawione były kobiecych wypukłości. Prawie zupełnie nie miała biustu.

— Wiem, kim pani jest — powiedziała z dumą Leslie. — Diane Mayfield z KEY Info.

Diane wyciągnęła rękę.

— Miło cię poznać. Leslie.

— Mama wspominała wczoraj, że dzwoniła pani w sprawie wywiadu.

— To prawda. Rozumiem, dlaczego mama nie zgodziła się wczoraj, a nawet dziś rano, kiedy z nią rozmawiałam. Ale teraz, po zniknięciu drugiej dziewczyny, miałam nadzieję, że może zmieni zdanie.

— Nie potrzebuję zgody rodziców — zaprotestowała Leslie. — Jestem dorosła.

— Tak, wiem — przyznała Diane. — Ale, biorąc pod uwagę okoliczności, byłoby lepiej skonsultować się z rodzicami.

Wiedziała, że w tym momencie przemawiała przez nią matka. Gdyby — uchowaj Boże — Michelle znalazła się kiedyś w podobnej sytuacji, Diane miała nadzieję, że córka zwróciłaby się do niej po radę.

— Nie muszę rozmawiać o tym z matką. — Leslie buntowniczo spojrzała w stronę kamery.

I co miała teraz zrobić? Naciskać, żeby Leslie zapytała rodziców o zgodę? W sumie, Leslie była dorosła. Skoro zgadzała się na wywiad. Diane byłaby idiotką, nie zadając pytań,

— W porządku — powiedziała, zwracając się do Gary'ego. — Podepnij jej mikrofon, dobrze? Zrobimy to tu, na chodniku.

Leslie jednak miała inny pomysł. Diane zauważyła, że dziewczyna miała niesamowite wyczucie i medialną smykałkę.

— A może udzieliłabym wam tego wywiadu przy studni, tam, gdzie znalazł mnie ochroniarz? To tylko kilka przecznic stąd.

* * *

Sammy ustawił statyw. Gary przypiął jej maleńki mikrofon do kołnierzyka bluzki i podał mały zasilacz.

— Trzymaj. Wsuń kabel od mikrofonu pod bluzkę i przypnij zasilacz z tyłu do spodenek.

Leslie zrobiła, o co prosił.

— Nie będzie żadnej charakteryzatorki?

Diane uśmiechnęła się.

— Przykro mi. W studiu, w Nowym Jorku tak, ale tu w terenie, każda kobieta musi sama o siebie zadbać. — Wyjęła z torebki kosmetyczkę i podręczne lusterko. — Chcesz trochę różu?

Leslie skinęła głową.

Spośród swoich kosmetyków, z którymi prawie się nie rozstawała, Diane wybrała najbardziej młodzieńcze kolory. Uznała, że do karnacji Leslie najlepiej będzie pasować brzoskwiniowa pomadka i róż, oraz ciemnobrązowa mascara.

Diane poprawiła usta, przypudrowała twarz, wyszczotkowała włosy i spryskała je lekko lakierem, cały czas zajmując Leslie rozmową. Zapytała, co zamierzała robić teraz, kiedy znów była wolna.

— W poniedziałek wracam do pracy. Dzięki temu zajściu uświadomiłam sobie, że chcę coś, czegoś więcej od życia. Mam nadzieję, że nie zatrzymam się na pracy w biurze, jak w agencji nieruchomości „Surfside”,

— Jakie masz tam obowiązki? — zapytała uprzejmie Diane.

— Och, wie pani… odbieram telefony, wysyłam faksy, przeglądam pocztę, zamawiam rzeczy do biura.

Diane zauważyła, że ekipa była już gotowa.

— Leslie, może staniemy tu, przy altance? — zasugerowała.

Leslie posłusznie ustawiła się obok Diane.

— Dziwne uczucie znów tu być, po tym, jak dwie noce temu zostałam znaleziona dokładnie w tym miejscu.

Diane poklepała Leslie po ramieniu.

— Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. — Zwróciła się do ekipy. — Chłopcy, jesteście gotowi?

— Zaczynaj — rozkazał Sammy.

— W porządku, Leslie? — zapytała Diane.

— Mhm.

Diane zwróciła się ku niej i zaczęła.

— Jesteśmy na miejscu, gdzie znaleziono cię w piątek rano, po trzydniowych poszukiwaniach. Leslie, opowiedz, co ci się przydarzyło.

Leslie westchnęła ciężko i dopiero po chwili przemówiła.

— W poniedziałek, późnym wieczorem, szłam promenadą, gdy nagle ktoś zaatakował mnie od tyłu i ogłuszył. Gdy odzyskałam przytomność, miałam przepaskę na oczach i byłam zakneblowana jakąś szmatą, więc nie mogłam wzywać pomocy. Nie wiedziałam, gdzie jestem.

Masowała nagie ramiona, jakby próbowała się rozgrzać.

— To musiało być przerażające przeżycie.

Leslie w milczeniu pokiwała głową.

— I co się potem stało? — dopytywała się Diane.

— Cóż, porywacz… choć ten człowiek ani razu się do mnie nie odezwał, zakładam, że to był mężczyzna… położył mnie na ziemi i zostawił. Od czasu do czasu wracał, przynosił mi żywność, ale jadłam niewiele. Za każdym razem, gdy przychodził, podnosił mnie i kazał ze sobą tańczyć.

— Tańczyć? Jak to?

— Nie było tam żadnej muzyki, ale myślę, że można to nazwać tańcem. Podnosił mnie, przyciskał do siebie i kołysał się w przód i w tył, jakby do rytmu fal. Chyba byliśmy gdzieś niedaleko oceanu, ho słyszałam jego szum.

Z każdym słowem Leslie Diane nabierała pewności, że materiał, jaki za kilka godzin przedstawi w Weekendowych Wiadomościach Wieczornych, będzie niesamowity.

— To było straszne. Przerażające. Cały czas wyobrażałam sobie, że tańczę z moim chłopakiem, Shawnem, inaczej nie dałabym rady. — Głos Leslie podniósł się żałośnie. — A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nikt mi nie wierzy.

— Dziś zniknęła druga młoda kobieta. Jak myślisz, Leslie, czy teraz ludzie zaczną ci wierzyć?

— Mam nadzieję, że tak — odparła cicho, a jej brązowe oczy zaszły łzami. — Bardzo mi jej żal.

32

Choć ojciec Carly Neath oświadczył, że ani on, ani jego żona nie mają nic do powiedzenia mediom. Matthew upierał się, żeby jednak iść do ich domu. Przez telefon zawsze łatwiej odmówić, ale kiedy staje się z nimi twarzą, w twarz, ludzie czasami zmieniają zdanie. Matthew czuł, że bez onieśmielającej obecności ekipy telewizyjnej ma większe szanse, i wierzył, że uda mu się nakłonić państwa Neath do rozmowy.

Dom w kolonialnym stylu znajdował się pośrodku jednej z przecznic Surf Avenue. W oknach nie było okiennic ani skrzynek z kwiatami. Ściany pokrywał aluminiowy siding. Matthew podejrzewał, że pod nijaką, podniszczona elewacja kryją się oryginalne drewniane deski i ozdobne wiktoriańskie sztukaterie. Wielbiciel nowoczesności, który wpadł na pomysł, by w ten sposób odnowić zabytkowy budynek, całkowicie pozbawił ten dom uroku.

Matthew zapukał do drzwi, odczekał chwilę i zapukał ponownie. Nie był pewien, czy ktoś jest w domu. Podszedł do okna i zajrzał do środka przed szybę.

— Na pewno są.

Matthew błyskawicznie odwrócił się w kierunku, skąd dobiegł głos. Na ganku sąsiedniego domu stał mężczyzna w podeszłym wieku.

— Wiem, że tam są, czekają, w razie gdyby zadzwoniła ich córka, Albo policja.

Matthew zostawił w spokoju państwa Neath, wyczuwając, że staruszek o kościstych ramionach i żylastych rękach, widocznych spod znoszonego podkoszulka, może być znakomitym źródłem informacji. Podszedł bliżej i zagadnął:

— Rozumiem, że zna pan Carly?

— Taa. Znam ją od dziecka. Zawsze wtykała wszędzie nos. Najwyraźniej tym razem wetknęła go tam, gdzie nie trzeba.

— Domyśla się pan, co mogło się jej stać? — zapytał Matthew.

Staruszek wzruszył ramionami.

— Mam podejrzenia.

Matthew nie przerywał, czekał, aż mężczyzna zdecyduje się mówić dalej.

— Starość jest ciężka. Pewnie teraz nawet o tym nie myślisz, co, synu?

— Nie bardzo — przyznał Matthew, przyglądając się suchej, łuszczącej się skórze na skroniach mężczyzny. W dolnej szczęce brakowało mu kilku zębów, a po chwili Matthew wyczuł zapach rozkładu.

— Ja też o tym nie myślałem, kiedy byłem w twoim wieku. Ale starość przyjdzie, zanim się obejrzysz. I przyniesie ze sobą te wszystkie okropne dolegliwości. Mnie najbardziej dokucza bezsenność. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz przespałem całą noc.

— To przykre. — Matthew nie mógł się doczekać, aż stary maruda przejdzie wreszcie do rzeczy. Mężczyzna rozsiadł się w bujanym fotelu.

— Wczoraj w nocy było gorąco. Boże, było nieznośnie. Nie mam klimatyzacji, bo zwykłe nie jest mi potrzebna, nawet w lecie. Ta maszyna pożera ogromne pieniądze, a tego akurat zawsze mi brakuje.

Matthew zaczynał się niecierpliwić. Musiał się powstrzymywać przed tupaniem w drewnianą podłogę ganku. Kiwnął głową, udając, że rozumiał problem staruszka.

— Wyszedłem sobie na ganek, żeby posiedzieć w fotelu. Myślałem, że tu będzie chłodniej. Wcale nie było. Okazało się, że na zewnątrz było tak samo gorąco jak w środku.

Matthew wiedział, do czego zmierzał jego rozmówca, dlatego spróbował mu pomóc.

— I coś pan stąd wczoraj zauważył, tak?

Mężczyzna huśtał się w fotelu.

— Taa.

— A co pan widział?

Staruszka wyraźnie bawiło takie przeciąganie rozmowy.

— Widziałem, jak Carly szła ulicą. Te jej żółte włosy odbijały światło księżyca.

— Która to mogła być godzina?

— Około pół do dwunastej. Może za kwadrans.

— Odezwał się pan do niej? Ona do pana?

— Ona mnie nie widziała, a ja nie miałem jej nic do powiedzeniu.

Mężczyzna urwał, upajając się władzą. Przez minutę kołysał się w fotelu.

— Cóż, mogę ci powiedzieć to samo, co wczoraj powiedziałem policji — odezwał się w końcu. — Byli tu, zadawali mi pytania. Wcale się nie zdziwiłem, kiedy ją zobaczyłem. Ta dzisiejsza młodzież, przychodzą i wychodzą, kiedy chcą, nawet dziewczęta. Za moich czasów żadna szanująca się panienka nie spacerowałaby tak sama, w środku nocy. Nawet tu, w Ocean Grove.

— Widział pan coś? — naciskał Matthew,

— Widziałem, jak minęła swój dom i poszła dalej. — Staruszek pokręcił głową. — Taa, po prostu poszła dalej. W stronę oceanu, W środku nocy. To hańba, co te dzisiejsze dziewczęta wyprawiają.

— Wspominał pan, że podejrzewa, co się stało z Carly. — Matthew próbował odwrócić uwagę mężczyzny od moralności dzisiejszej młodzieży. — Jak pan myśli, co się wydarzyło? — Pochylił się, żeby lepiej słyszeć.

— Już mówiłem policji. Moim zdaniem dorwał ją ten facet.

— Facet? Jaki facet?

— Ten, co za nią szedł. Ona go nie widziała, ale on najwyraźniej ją śledził.

33

Na trawniku, wokół altanki nad studnią Bersabee, zebrała się grupa gapiów, obserwujących ekipę telewizyjną, która nagrywała wywiad, Diane była przyzwyczajona do ciekawskich spojrzeń, ale dla Leslie to była nowość. I nie chodziło o to, że nie lubiła zainteresowania swoją osobą, Leslie po prostu nie czuła się swobodnie w otoczeniu ludzi, których nie znała. Anonimowi telewidzowie nie denerwowali jej nawet w połowic tak, jak ci prawdziwi, żywi, próbujący podsłuchać, o czym rozmawiała z Diane Mayfield.

— To chyba wszystko, co mam do powiedzenia. — Leslie odczepiła mikrofon.

Diane wiedziała, że nie warto naciskać. Jeśli Joel zdecyduje się puścić ten materiał w Pod lupą, będzie chciała przeprowadzić z dziewczyną większy wywiad, a to, co miała teraz, w zupełności wystarczyło do wieczornych wiadomości. Poza tym już prywatnie. Diane nie zamierzała naciskać, żeby czyjaś córka robiła coś wbrew własnej woli.

— O której to będzie w telewizji? — zapytała Leslie, wstając.

— Nie jestem pewna, czy ten materiał się dziś zmieści, ale program zaczyna się w pół do siódmej — wyjaśniła Diane. — Leslie, bardzo ci dziękuję, że zechciałaś ze mną porozmawiać.

Diane obserwowała, jak dziewczyna przechodzi obok grupy gapiów, idzie dalej po trawniku i kieruje się w stronę centrum miasteczka. Gdy Sammy i Gary pakowali sprzęt, Diane usiadła z powrotem na schodkach przy studni, ale, zanim zaczęła spisywać scenariusz, zadzwonił jej telefon.

— Rozmowa z więzienia federalnego — oznajmił nagrany głos. Diane znała procedurę. W odpowiednim momencie nacisnęła piątkę, żeby przyjąć rozmowę.

— Cześć, to ja.

Mimo tego wszystkiego, co zaszło, jego głos wciąż wywoływał w niej dreszcz. Od pierwszego razu, gdy się do niej odezwał, dawno temu, na zajęciach z psychologii, jeszcze na studiach. Diane miała fioła na punkcie jego miękkiego, śpiewnego akcentu z Zachodniej Wirginii.

Wstała i oddaliła się o kilka kroków od ekipy.

— Cześć, a to ja — odpowiedziała łagodnie.

— I co? Jak wam się podoba? Jak lot? Zaczęliście zwiedzanie? — wyrzucał z siebie pytania z prędkością karabinu maszynowego. Diane zagryzła wargę.

— Diane? Jesteś tam?

— Tak, Philip, Jestem.

— No i? Jak wam leci? Dzieciaki zadowolone? Opowiadaj, co tam robicie. — W jego głosie był taki entuzjazm, że Diane pękało serce na myśl o tym, że będzie musiała go rozczarować. Wiedziała, jak bardzo czekał na jakąś dobrą wiadomość, na coś, co z nim zostanie, gdy zgaszą światła, a on nie będzie mógł zasnąć.

— Philip, zaszła pewna zmiana planów.

— Rozmowa z więzienia federalnego — przerwała im maszyna, przypominając o tym, o czym ani na moment nie zapominali.

— Jaka zmiana planów? — Tym razem w głosie Philipa wyczuła niepokój. — Czy coś się stało? Dzieci chorują? — Teraz to już była panika.

— Nie, nic im nie jest — zapewniła go szybko. Nie miała najmniejszego zamiaru poruszać tematu Michelle ani dzielić się z mężem swoimi podejrzeniami. Philip i tak nic nie mógł teraz na to poradzić. Nie ma co dokładać mu zmartwień.

— Kochanie, nic ci nie jest? — zapytał.

Jego czułość wywołała skurcz w piersi Diane. W biedzie i bogactwie, w zdrowiu i chorobie… Mimo rozczarowania tym, co zrobił w sprawach zawodowych, mimo złości, jaką budziło w niej to, co zrobił rodzinie, Diane wciąż miała nadzieję, że kiedyś zdobędzie się na wybaczenie mężowi. Przeżyli razem wiele dobrego. Choć Philip popełnił wielki błąd, ona nie przestała go kochać. Zbyt dużo ich łączyło. Mieli swoją historię. Mieli dwoje dzieci. A uczucia i chemia między nimi zawsze były niezwykle silne.

Tak bardzo za nim tęskniła. Chciała być z nim, ale nie w tym wielkim pomieszczeniu z niewygodnymi krzesłami i pod nieustanną obserwacją strażników i więziennych kamer, wiedząc, że po wizycie będzie zmuszony poddać się poniżającemu przeszukaniu. Boże, tak bardzo brakowało jej ich dawnego życia, z intymnością, która wtedy wydawała się taka pewna.

— Wszystko w porządku. Philip. Serio. Tylko musiałam odwołać wyprawę. Malcolm nalegał, żeby zrobiła dla niego historię.

— Ach. Di, ty żartujesz. — Rozczarowanie w jego głosie było prawie namacalne.

— Chciałabym, wierz mi, ale nie żartuję. Jestem w Ocean Grave, w New Jersey, robię materiał o zaginionych dziewczynach.

— A dzieci? Musiało je to strasznie zdołować,

— Mało powiedziane, zwłaszcza w przypadku Anthony'ego. Ale Joel zaproponował, żebym je tu ze sobą przywiozła. Teraz pewnie są na plaży, z Emily.

— Rozmowa z wiezienia federalnego. — Znów ta cholerna maszyna.

— O czwartej punkt musze być u siebie, Di — powiedział ciężko.

Robiło jej się niedobrze na myśl to tym, że strażnicy więzienni traktują Philipa jak przestępcę. Prawdę mówiąc, wszystko, co wiedziała o więziennych doświadczeniach męża, przyprawiało ją o mdłości. A to, czego, jak podejrzewała, jej nie mówił, przerażało ją najbardziej.

Cóż, popełnił przestępstwo. Jeśli była nawet najmniejsza szansa, że jeszcze kiedyś będą mogli żyć normalnie i uczciwie, Philip musiał zapłacić za to, co zrobił.

34

Scott Hoffman, kierowca wozu satelitarnego z logo KEY Info, zaparkował w umówionym miejscu, na końcu Ocean Avenue, oparł się wygodniej i z włączonym silnikiem czekał na Diane Mayfield, Matthew Voigta i ich ekipę, realizujących materiał dla Weekendowych Wiadomości Wieczornych. Widok za oknem nie pozwalał mu zapomnieć, że był letni weekend, a on znów pracował. Promenadą przechadzali się letnicy w szortach i strojach kąpielowych. Niektórzy wchodzili do drewnianego budynku na końcu plaży, inni ustawiali się w kolejce przy okienku.

Zaczęło mu burczeć w brzuchu, bo oprócz sernika i kawy wcześnie rano nie miał nic w ustach. Kiedy otworzył drzwi i poczuł uderzenie gorącego powietrza, zawahał się, czy nic zostać w przyjemnym, chłodnym samochodzie. Głód jednak pokonał skłonność do wygód. Kierowca wysiadł z wozu, zamknął drzwi i stanął na końcu kolejki.

Zapłacił za dwa hot dogi, frytki i piwo korzenne. Nie chciał nabrudzić w samochodzie, więc wziął tekturową tackę z posiłkiem i usiadł na ławce przy promenadzie. Pochłaniając późny lunch, między kęsami zerkał na ocean.

Przeżuwał jedzenie i myślał o swoim życiu. A właściwie o tym, że go nie miał. Nic, tylko pracował. Owszem, nadgodziny były fajne, ale przez całe lato nie spędził jeszcze jednego weekendu w domu. W ubiegłym miesiącu, przez cały tydzień był w Newport, w Rhode Island, skąd nadawali Oto Ameryka.

Nie powinien tak traktować żony i dzieci, Ani samego siebie. Nie chciał stać się jednym z tych facetów, których nigdy nie było w domu, gdy działo się coś ważnego. Rezygnował z życia rodzinnego tylko po to, żeby mieć więcej na koncie. Najwyższy czas powiedzieć „nie” weekendowym zleceniom. Nie on jeden potrafił obsługiwać wóz satelitarny i przesyłać materiał dalej. Niech inni też sobie dorobią.

Scott wyrzucił tackę do kubła na śmieci i ruszył z powrotem do samochodu. Po drodze minął mężczyznę, mniej więcej w swoim wieku, idącego w przeciwnym kierunku i mamroczącego coś pod nosem. Mimo porażającego upału mężczyzna miał na sobie długie spodnie i wojskową bluzę z długimi rękawami. Scott nie mógł oderwać od niego wzroku. Nie miał wątpliwości, że coś było z nim nie tak.

Pomyślał, że temu to się w życiu nie poszczęściło. Szybko jednak zapomniał o dziwaku, bo zauważył, że Diane Mayfield czekała już przy wozie.

35

Diane siedziała w samochodzie i kończyła ostatnie poprawki w scenariuszu, gdy zadzwoniła jej komórka. Matthew w skrócie Opowiedział o rozmowie z sąsiadem Carly Neath.

— Powinnam wspomnieć, że ktoś ją śledził? — zapytała Diane.

— Byłbym spokojniejszy, gdybyśmy mieli jakiś komentarz policji w tej sprawie — odparł Matthew. — Niestety, nikt do mnie nie obdzwonił.

— Szkoda, że nie wziąłeś ze sobą chłopaków. Jak sądzisz, czy ten twój świadek powtórzy wszystko przed kamerą? Gdybyśmy mieli go jak mówi, że ktoś śledził Carly, materiał byłby naprawdę mocny.

— Spróbuję. Przyślij mi Sammy'ego i Gary'ego, zobaczę, czy staruszek powtórzy to, co powiedział.

— Ach, jeszcze coś — dodała Diane, gdy skończyła zapisywać adres. — Rozmawiałam z Leslie Patterson.

— Żartujesz! To wspaniale! Dobrze poszło?

— Raczej tak. Mamy całkiem niezły materiał na wieczór. Chciałabym mieć ją później w Pod lupą. Jak już dowiemy się, co dzieje się z Carly Neath, przydałaby się reakcja Leslie.

Diane wysłała ekipę na Surf Avenue, sama zaś zajęła się poprawkami w scenariuszu, uwzględniając nagranie z wypowiedzią sąsiada Carly, Na wypadek gdyby Matthew nie zdołał nakłonić mężczyzny do występu przed kamerą, przygotowała alternatywny komentarz, w którym informowała o tym, co widział świadek. W razie czego ten zapis można było jeszcze w ostatniej chwili przeredagować.

Zadowolona, że miała gotowy tekst dla producenta w studiu, na miejscu, Diane kliknęła na komputerze ikonkę „wyślij” i oparła się wygodnie, czekając na zatwierdzenie swojego scenariusza.

36

Shawn szybko uświadomił sobie, że na policję powinien był przyjść z adwokatem. Przez dwie godziny czekał, aż obrońca z urzędu dotrze na posterunek. Mężczyzna, który się zjawił, ubrany był w koszulkę do gry w golfa i szorty, i wyglądał tak, jakby właśnie wezwano go z pola golfowego albo rodzinnego grilla. Kiedy Shawn w skrócie przedstawił mu swoją wersję wydarzeń, prawnik dał sygnał, że oficerowie mogą wrócić do niewielkiego pokoju przesłuchań.

— Mój klient zgłosił się z własnej woli — zaczął. — Powiedział, że ubiegłej nocy widział się z Carly Neath, i że dziewczyna zostawiła go w „Kamiennym Kucyku”. To był ostatni raz, kiedy ją widział. Jeśli nie macie na niego niczego konkretnego, spadamy stąd.

— Więc to przypadek, że młoda kobieta, którą porwano kilka dni wcześniej, też była jego dziewczyną? — zapytał jeden z detektywów.

— Na to wygląda — odparł z kamienną twarzą adwokat. Drugi detektyw pokiwał głową, wiedząc, że na razie i tak mieli związane ręce. Musieli zdobyć niepodważalne dowody przeciwko temu facetowi.

— Dobra, Ostrander — warknął. — Możesz iść. Ale nie oddalaj się za bardzo, bo będziemy cię jeszcze potrzebować.

37

— Staruszek nie chce mówić, Diane. Nie będziemy mieli jego wypowiedzi.

— To nic. Lecimy z planem B. Dzięki, Matthew.

Diane zamknęła klapkę telefonu i sięgnęła po mikrofon. Trzymając go blisko ust, zaczęła nagrywać ostateczną wersję komentarza.

— Już drugi raz w ciągu niespełna tygodnia spokojne i ciche miasteczko na wybrzeżu New Jersey jest świadkiem porwania młodej kobiety. Dwudziestoletnia Carly Neath nie wróciła wczoraj na noc do domu, po tym, jak wieczorem opiekowała się dziećmi w malowniczym Ocean Grove.

Zrobiła pauzę, by poinformować, że w tym miejscu należy wkleić relację z konferencji prasowej policji.

— Tu pójdzie materiał, który podrzucimy później. Szeryf Jared Albert. J-A-R-E-D A-L-B-E-R-T, z wydziału policji w Neptune. Nagranie: „Ponieważ jest to drugi przypadek zniknięcia młodej kobiety w Ocean Grove, natychmiast rozpoczęto poszukiwania. Policja w Neptune apeluje do mieszkańców o udzielenie wszelkich informacji, które mogłyby pomóc w zakończeniu śledztwa”.

Diane odchrząknęła.

— Ścieżka druga; Policja i cywilni ochotnicy przeszukują niewielkie miasteczko, nazywane „Bożym Poletkiem”, oddalone o godzinę drogi od Nowego Jorku, tak, jak kilka dni temu, kiedy uprowadzona została dwudziestodwuletnia Leslie Patterson. Po trzydniowych poszukiwaniach związaną i zakneblowaną kobietę znaleziono na terenie ośrodka Wspólnoty w Modlitwie w Ocean Grove. Początkowo policja podejrzewała, że Leslie upozorowała własne porwanie, by w ten sposób zwrócić na siebie uwagę, jednak od zniknięcia kolejnej osoby wszystko się zmieniło. Specjalnie dla KEY Info Leslie zgodziła się dziś porozmawiać ze mną w miejscu, gdzie znaleziono ją w piątek nad ranem.

Przerwała, żeby zajrzeć do notatek.

— OK. Nagranie: „W poniedziałek, późnym wieczorem, szłam promenadą, gdy nagle ktoś zaatakował mnie od tylu i ogłuszył. Gdy odzyskałam przytomność, miałam przepaskę na oczach i byłam zakneblowana jakąś szmatą, więc nie mogłam wzywać pomocy. Nie wiedziałam, gdzie jestem”.

Diane wróciła do swojego scenariusza.

— Ścieżka trzecia: W Ocean Grove trwają poszukiwania Carly Neath. Nagranie, jeszcze raz szeryf Albert: „Rysopis zaginionej: Carly Rachel Neath, metr pięćdziesiąt pięć wzrostu, waga około pięćdziesięciu kilogramów. Włosy blond, oczy niebieskie, znamię na wewnętrznej stronic lewego nadgarstka. Kiedy widziano ją ostatni raz, miała na sobie białe spodnie biodrówki, koszulkę w biało-niebieskie paski i białe sandały. Ktokolwiek wie o losie zaginionej, proszony jest o jak najszybsze udzielenie informacji policji miasta Neptune”.

W tym miejscu aż prosiło się o wypowiedź sąsiada Carly. Zamiast tego, Diane nagrała alternatywny komentarz, który `przygotowała wcześniej .

— Nasz reporter rozmawiał ze świadkiem, którego zeznania mogą pomóc w śledztwie. Jeden z sąsiadów twierdzi, że wczoraj w nocy widział mężczyznę, idącego za Carly w stronę jej domu. Na razie nie wiadomo, czy ów mężczyzna jest zamieszany w zniknięcie Carly Neath. Tymczasem Leslie Patterson wyznała, że bardzo niepokoi się losem Carly.

— Dobra, w połowie zdanie wrzucamy wypowiedź Leslie. Zaczynamy od: „ten człowiek ani raz się do mnie nie odezwał”, i lecimy dalej. „Położył mnie na ziemi i zostawił. Od czasu do czasu wracał, przynosił mi żywność, ale jadłam niewiele. Za każdym razem, gdy przychodził, podnosił mnie i kazał ze sobą tańczyć”.

— Ścieżka ostatnia: Zapewne w tej chwili rodzina i przyjaciele Carly Neath modlą się, by druga zaginiona młoda kobieta nie musiała w ten sposób tańczyć o życie. Z Ocean Grove w stanie New Jersey dla KEY Info mówiła Diane Mayfield.

38

Przekraczając próg domu. Larry poluzował krawat i natychmiast zrzucił z nóg buty. Miał za sobą długi dzień, ale warto było się męczyć. Ta sobota nic różniła się specjalnie od innych sobót tego lata. Odpukać, ale chyba sprzedał dom. Z bolesnego doświadczenia wiedział, że tak naprawdę o sprzedaży można mówić nie wcześniej niż w chwili sfinalizowania umowy, kiedy wszystkie papiery są już podpisane, a pieniądze zmieniły właściciela. Dopiero wtedy, ani sekundy wcześniej, agent biura nieruchomości otrzymuje prowizję.

Tym razem Larry miał przeczucie, że transakcja to pewniak.

Klienci mieli urnowe kredytową, wcześniej sprzed nosa sprzątnięto im już dwa domy na tym rynku. Nie będą się burzyć, nawet gdyby podczas dokładnych oględzin lokalu coś było nie tak. Ludzie po prostu chcieli mieć własny kąt tu, na wybrzeżu.

Larry otworzył piwo, przeszedł do salonu i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Tak bardzo brakowało mu kogoś, z kim mógłby porozmawiać o tym dniu i uczcić sukces. W takich chwilach jak ta najbardziej tęsknił za żoną i córką. Wychodzenie rano z pustego domu do pracy było załamujące, ale wieczorne powroty i samotne kolacje były jeszcze gorsze. Siedział sam, wieczór w wieczór i gapił się w telewizor. Miał za dużo czasu na myślenie.

Położył nogi na stoliku, wycelował pilotem w telewizor i nacisnął przycisk. Na kanale KEY zaraz miały zacząć się wiadomości.

Pierwsza informacja dotyczyła wojny w Iraku, druga dnia prezydenta. Larry wstał i podszedł do lodówki. Otwierając drugie piwo, usłyszał wzmiankę o Ocean Grove. Pospiesznie wrócił do salonu.

Obejrzał materiał z pięknymi zdjęciami Ocean Grove i uśmiechniętej Carly Neath i wysłuchał komentarza Diane Mayfield. Najbardziej jednak interesowało go to, co miała do powiedzenia Leslie.

— Od czasu do czasu wracał, przynosił mi żywność, ale jadłam niewiele.

Te słowa, wyraźny zarys linii jej szczęki, chude ramiona rozjątrzyły ból, który nigdy nie opuszczał Larry'go. Przypomniała mu się Jenna, ileż to razy próbował ją karmić! Larry całymi godzinami obmyślał podstępy i triki, mające nakłonić córkę do jedzenia. Ale na nią nic nie działało. Ze szczupłej. Jenna stała się najpierw chuda, a w końcu wychudzona.

Ta dziewczyna była jego szansą odkupienia błędów, jakie popełnił ze swoją córką. Musiał pomóc Leslie, musiał sprawić, żeby zrozumiała, jak poważnym problemem jest zaburzenie jedzenia, i że można z tego wyjść. A rozwiązanie leżało w niej samej. Nie w tym nie wydarzonym terapeucie. Owen Messinger zniszczył Jennę, a teraz zabrał się za Leslie.

Larry beknął i wyłączył telewizor. Zastanawiał się, dlaczego Leslie nie widziała, jaką krzywdę sobie wyrządzała. Powinna wreszcie zrozumieć, że na świecie są większe problemy, takie, z którymi naprawdę nie można sobie poradzić. Porwanie i bycie zakładnikiem to dobry przykład. Jeśli to nie przeraziło tego dzieciaka, to co innego?

Larry miał nadzieję, że to doświadczenie nauczyło Leslie czegoś, teraz z pewnością zmieni swoje autodestrukcyjne zachowanie i pogląd na życie. Nie mógł się już doczekać poniedziałku, kiedy wróci do pracy, a on będzie mógł mieć ją na oku.

39

Jeszcze długo po zakończeniu Weekendowych Wiadomości Wieczornych Owen Messinger wpatrywał się w ekran telewizora. Nie mógł uwierzyć, że Leslie Patterson rozmawiała z reporterką. Jeszcze wczoraj matka Leslie skarżyła się, że dziewczyna w ogóle nie chce wychodzić z domu.

Owen podejrzewał, że po zniknięciu Carly Neath Leslie poczuła się oczyszczona z zarzutów i chciała o tym opowiedzieć. Możliwe, że całe to zło wyjdzie jej na dobre. Dziwne, ale dzięki temu może poczuć się pewniej. Kiedy mieszkańcy przekonają się, że niesprawiedliwie ją ocenili i że dziewczyna mówiła prawdę, zaczną okazywać jej sympatię i w ten sposób Leslie zdobędzie uwagę, której lak potrzebuje. Bardzo jej się to przyda.

Bóg jeden wiedział, że terapia nie przynosiła efektów. Po tylu latach Leslie wciąż miała problem z jedzeniem i nadal się cięła. Zwłaszcza pod tym względem jego terapia zawodziła. Martwiło go to.

Owen podszedł do barku w jadalni i nalał sobie podwójną szkocką. Przyglądając się bursztynowej zawartości szklanki, zastanawiał się, co robić. Jego innowacyjna metoda przyniosła na tyle zadowalające wyniki, że, gdyby nie porażka z Leslie, w zasadzie mógłby je już opublikować. Tymczasem rezultaty pracy z dziewczyną rzucały cień na spodziewane wnioski z jego badań.

— Cleo? — zawołał. — Gdzie jesteś, maleńka? — Owen podszedł do biurka, czekając na pojawienie się kotki. Usiadł z zamiarem uporządkowania sterty korespondencji, jaka uskładała się przez cały tydzień. Najpierw wybrał wszystkie katalogi i ulotki i wrzucił je do kosza na Śmieci. Od razu poczuł, że najgorsze ma za sobą. Następnie wyciągnął ze sterty rachunki. Zostało kilka czasopism i tylko jedna koperta.

Sięgnął po nożyk, a kiedy otwierał list, na kolana wskoczyła mu czarno-biała kotka. Pogłaskał ją i zaczął czytać dołączoną wiadomość.

JESTEŚ SZARLATANEM.

TA TWOJA TERAPIA POCHŁONĘŁA JUŻ ZBYT WIELE OFIAR.

JAK POLICJA I KOLEDZY PO FACHU DOWIEDZĄ SIĘ, CO ROBISZ Z TYMI BIEDNYMI KOBIETAMI, STRACISZ LICENCJĘ.

DOŁĄCZAM WIZYTÓWKĘ, W RAZIE GDYBYŚ POSTANOWIŁ TO ZGŁOSIĆ. CHĘTNIE POROZMAWIAM O TOBIE Z POLICJĄ.

NO, CHYBA ŻE WOLISZ ZAŁATWIĆ TO BEZPOŚREDNIO ZE MNĄ. ZAPRASZAM.

NIECH TO BĘDZIE DLA CIEBIE OSTRZEŻENIEM. WYCOFAJ SIĘ Z ZAWODU, ZANIM ZNISZCZYSZ JESZCZE JEDNO ŻYCIE.

Owen wziął do ręki białą wizytówkę, która spadła na dywan i przeczytał: Agencja nieruchomości „Surfside” Pod spodem było nazwisko: Larry Belcaro.

40

Po powrocie do „Tańczących Wydm” Diane zastała Anthony'ego i Emily pochylonych nad planszą do gry w scrabble.

— Już wiem, co dziś robiliście — roześmiała się, widząc ich zaczerwienione od słońca twarze. — Boli?

— Oj, mamo, przestań, dobra? Wysmarowaliśmy się filtrami.

— Gdzie Michelle? — Diane rozejrzała się najpierw po pokoju, a potem zerknęła w stronę jadalni.

— Jest na górze. — Emily nie odrywała wzroku od planszy. — Królowa, KRÓLOWA, przypominam, że za Ó jest pięć punktów — powiedziała triumfująco.

Anthony'emu całkiem zrzedła mina, bo różnica w punktach między nim a ciotką była już praktycznie nie do odrobienia.

— Umieram z głodu — zmienił temat. — Kiedy coś zjemy?

— A na co macie ochotę? — zapytała Diane, choć po tak długim, upalnym dniu wyjście na kolację było ostatnią rzeczą o jakiej marzyła. Chłodna kąpiel i łóżko w klimatyzowanym pokoju wydawały się o niebo atrakcyjniejsze. Ale to był ich pierwszy wakacyjny wieczór, Diane wiedziała, że na nią czekali.

— Pizza? — zaproponował Anthony. — Em?

— Może być.

— Super. — Diane ucieszyła się, że nie wymagali dwugodzinnego posiłku w jakimś ekstra lokalu. — Anthony, biegnij na górę i zawołaj siostrę, dobrze?

Czekając, aż dzieci zejdą na dół, Diane wyjęła komórkę i w końcu zostawiła wiadomość w gabinecie doktora Owena Messingera, proponując mu rozmowę na temat zdrowia kobiet, dla najbliższego wydania programu Pod lupą.

— Jeśli tylko znajdzie pan chwilę, bardzo proszę o telefon. Oczywiście, rozumiem, że etyka zawodowa zabrania panu dyskutować o przypadku Leslie Patterson, ale mam kilka ogólnych pytań, które na pewno zainteresują naszych widzów.

* * *

Zapytany o sugestie Carlos poradził, by pojechali do Asbury Park, do jego ulubionej pizzerii.

— Miejsce może nie jest eleganckie, ale za to robią najlepszą pizzę na świecie.

Kwadrans później siedzieli już w restauracji. Zamówili dwie pizze: jedną z pomidorami. Anthony błyskawicznie pochłonął cztery kawałki,

Emily i Diane, ku własnej rozpaczy, zjadły po trzy, ale Michelle wzięła tylko jeden kawałek, długo go męczyła, a w końcu zostawiła na talerzu całe ciasto.

Diane przyłapała się na tym, że cały czas obserwuje córkę i liczy każdy kęs, jaki bierze do ust.

41

Teraz, kiedy zrobiło się ciemno, było w miarę bezpiecznie. Wejście do kasyna przy świetle księżyca to ryzyko, ale nie było innego sposobu. To musiało stać się tej nocy.

Trzeba było trzymać się blisko muru, żeby nikt niczego nie zauważył. Zza rogu powiała wreszcie bryza od oceanu, poruszając gigantycznym, mosiężnym koniem marskim, wiszącym na metalowych linach, który wyglądał tak, jakby szykował się do skoku z dachu. Wejście tarasował rozklekotany płot. Jaskrawy napis ostrzegał: UWAGA! NIEBEZPIECZEŃSTWO! TEREN PRYWATNY, PRZEJŚCIE WZBRONIONE.

Wśliznięcie się przez dziurę w płocie nie stanowiło żadnego problemu. W środku można było wreszcie włączyć latarkę. Żółty snop światła wędrował po mokrej, betonowej podłodze, upstrzonej ptasimi odchodami, potłuczonym szkłem i piórami mew. Odłamki szkła chrzęściły pod stopami.

W przestronnej auli wisiała stara tablica, informująca, że mieściło się tu lodowisko. W ścianie była dziura, mniejsza niż ta w ogrodzeniu. Niełatwo było wczoraj wciągnąć tu bezwładne i ciężkie ciało Carly, ale samodzielne przejście przez te dziury to żaden wysiłek. Na podłodze było więcej ptasich odchodów, a deski wydawały się bardziej przegniłe i zniszczone przez wodę. W pomieszczeniu znajdowała się sfatygowana scena, na której, w czasach świetności Asbury Park, występowało wiele znakomitości. Teraz rosły tu jakieś krzaki, wszędzie walały się kawałki papy. Mech porastał długie ławki, na których kiedyś siedzieli widzowie letnich spektakli.

Z żelaznych krokwi zwisały zardzewiałe kandelabry. Przez dziurę w dachu wpadał cienki snop światła. Zdawał się wskazywać drogę do dawnego baru — więzienia Carly.

Najważniejsze, żeby wszystko przebiegało zgodnie z planem. Carly musi przez to przejść. Od jej uprowadzenia i uwięzienia upłynęło prawie dwadzieścia cztery godziny. Trzeba przeciąć plastikowe kajdanki na jej kostkach. Pora na jej pierwszy taniec.

42

Carly nic nie widziała, ale wszystko słyszała. Aż za dobrze. Słyszała, że ktoś się zbliżał, słyszała chrzest gruzu i szkła pod butami. Dźwięki stawały się coraz bliższe, a Carly wciąż nie potrafiła rozróżnić, czy zbliżał się człowiek, czy zwierzę. Sama nie wiedziała, co gorsze.

Czuła, jak wali jej serce, skoki adrenaliny aż wstrząsały jej ciałem, W głowie jej pulsowało, obdrapane i pokaleczone nadgarstki piekły od wrzynających się kajdanek. Próbowała skoncentrować się na oddechu, mogła wdychać powietrze tylko przez nos, bo usta miała zakneblowane.

Kroki ucichły tuż za jej plecami. Przez cienką szparę pod opaską zauważyła smugę światła. To musiał być człowiek, skoro włączył światło.

Poczuła łaskotanie przy kostkach, zaraz potem zdjęto jej kajdanki z nóg. Ktoś chwycił ją za ramię i pociągnął w górę. Czyżby chciał ją uwolnić?

Z trudem opanowała zawroty głowy i stanęła na nogach. Z kneblem w ustach nie mogła o nic zapytać, nie wiedziała, co ma robić, więc stała i czekała na to, co się wydarzy.

Nadzieja jednak szybko się rozwiała, a jej miejsce zajęło przerażenie, gdy ten ktoś zaczął ją pieścić.

* * *

Nie była pewna, jak długo to trwało. Minutę? Dziesięć? Pół godziny? Wydawało się nieskończonością. Coś gładkiego muskało jej policzki i gładziło nagie ramiona. Dłoń w skórzanej rękawiczce?

Nagle ciało przylgnęło do niej i zaczęło ją trącać, zmuszając do ruchu. Carly wciąż miała związane ręce, wyczuła jednak, że ramiona, które ją obejmowały, były czymś okryte. Słyszała cichy szelest tkaniny. Czyżby ortalionowe ubranie? Dźwięk przypominał szelest, jaki wydają spodnie narciarskie, kiedy idzie się po śniegu.

Ciało dręczyciela zaczęło kołysać się w rytmie fal, do przodu, do tylu, Carly automatycznie się poddała, ale myślami przeniosła się w inne miejsce. Usilnie próbowała przypomnieć sobie dzieciństwo, jazdę na sankach i lepienie bałwana.

Niedziela
21 sierpnia

43

Otworzyła oczy i sięgnęła po zegarek, leżący na stoliku przy łóżku. Diane ze zdumieniem stwierdziła, że dochodziła dziesiąta, a ona spokojnie przespała całą noc.

Poprzedniego wieczoru umówili się, że Matthew skontaktuje się rano z policją i zadzwoni do niej około południa, żeby zaplanować dzień. Jeśli okaże się, że trzeba coś kręcić, Matthew z chłopakami zrobią to bez niej. Dzięki temu Diane miała teraz dwie godziny, które mogła spędzić z dziećmi.

Odwróciła się i przez chwilę patrzyła na siostrę, śpiącą na sąsiednim łóżku. Boże, jakie szczęście, że Em była tu z nimi.

Najciszej, jak mogła, Diane wstała z łóżka i włożyła cienki letni szlafrok. Przejrzała zawartość walizki i wyjęła z niej parę frotowych pantofli, które wsunęła na nogi. Po cichu przeszła przez pokój, otworzyła drzwi i wyszła na korytarz.. W drodze do łazienki zauważyła, że drzwi do pokoju Michelle były uchylone.

Delikatnie zapukała.

— Michelle?

Zajrzała do środka. Pokój był pusty, wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado. Na środku leżała otwarta walizka, z której wysypywała się jej zawartość. Na podłodze i nie pościelonym łóżku walały się ubrania, a na toaletce szampony, odżywki i kremy. Stół był cały zawalony płytami CD i DVD. Diane pokręciła głową i westchnęła. Jakim cudem córka zdołała doprowadzić pokój do takiego stanu w ciągu jednego dnia? I gdzie ona w ogóle była?

Z nadzieją, że po drodze na nikogo nie wpadnie, Diane zeszła na dół. W holu i w salonie nie było nikogo. W jadalni Carlos, w towarzystwie jakiegoś mężczyzny przygotowywali bufet, Ustawiając na stołach jedzenie i kwiaty.

— Przepraszam — odezwała się Diane.

Mężczyźni spojrzeli w jej kierunku, a Carlos uśmiechnął się szeroko.

— Dzień dobry, pani Mayfield.

— Diane. Proszę, mówmy sobie po imieniu.

— OK, Diane. — Carlos zwrócił się w stronę mężczyzny, — Diane, to mój partner, Kip.

— Miło cię poznać — powiedziała Diane, dokładniej owijając się szlafrokiem. — Zwykle nie paraduję w miejscach publicznych w samym szlafroku, ale tym razem szukam córki.

— Nie widziałem jej dziś rano — powiedział Carlos.

— Trzynaście, czternaście lat, brązowe włosy, bardzo szczupła? — zapytał Kip.

Diane kiwnęła głową, krzywiąc się w duchu przy ostatnim słowie.

W takim razie widziałem, jak wychodziła, jakieś pół godziny temu. Miała na sobie szorty i buty sportowe. I walkmana. Myślę, że poszła biegać.

* * *

Diane wzięła prysznic, umyła zęby i wróciła do pokoju, żeby się ubrać. W tym czasie Emily zdążyła się obudzić.

— Cześć, śpiochu.

Siostra przeciągnęła się w łóżku i westchnęła.

— Och, ależ cudownie się czuję. Jeśli tak mam tu sypiać, to cieszę się, że przyjechałam.

Diane włożyła przez głowę czarną koszulkę.

— Zejdziesz ze mną na śniadanie? Na dole coś smakowicie pachnie.

— A dzieciaki już wstały? — Emily nie ruszała się z łóżka. — Anthony jeszcze śpi, ale Michelle wstała, zdążyła już nawet wyjść. Chyba poszła pobiegać. — Diane zasunęła zamek w białych spodniach. — Em, czy mogę cię o coś zapytać?

— Jasne.

— Chodzi o Michelle. — Diane przełknęła ślinę. — Nie wydaje ci się, że może mieć zaburzenia odżywiania?

Emily poprawiła poduszki i usiadła prosto.

— Boże, Diane. Nigdy się na tym nie zastanawiałam.

Diane podzieliła się swoimi spostrzeżeniami. Niedojedzony chleb czosnkowy, prawie nietknięta pizza, obojętność wobec smakołyków, za którymi kiedyś przepadała.

— Na dodatek ćwiczy jak szalona. Mam wrażenie, że bardzo schudła.

Emily przez chwilę milczała, jakby zastanawiała się nad słowami siostry, Kiedy w końcu się odezwała. Diane nieco się uspokoiła.

— Tak, może coś w tym być — powiedziała Emily. — Ale przypomnij sobie, jak sama byłaś w tym wieku. Pamiętasz to całe współzawodnictwo, kto ładniejszy, kto ma najlepszą figurę? Kurcze, to się nigdy nie zmieni. Myślę, że Michelle po prostu próbuje wpasować się do roli kobiety we współczesnym świecie. Czy to zaraz oznacza, że ma zaburzenia jedzenia? Szczerze mówiąc, wątpię. Diane. — Boże, mam nadzieję, że masz rację, Em.

44

Chcąc poznać miejscową wersję wydarzeń, Matthew zatrzymał się w kiosku przy Main Avenue i kupił Dziennik Asbury Park. Najbardziej interesowało go to, czyich dzieci pilnowała Carly Neath przed swoim zniknięciem. Nie mieli czasu, żeby to sprawdzić do wczorajszego wieczornego materiału, a na pewno przyda im się do Pod lupą. Podczas konferencji prasowej pytany o to oficer policji odmówił udzielenia informacji, ale lokalni dziennikarze zwykle mieli swoje źródła, do których obcy w żaden sposób nie byli w stanie dotrzeć. Matthew miał nadzieję, że reporter Dziennika Asbury Park odrobił za niego zadanie.

Stanął na chodniku przed sklepem ze słodyczami, żeby przeczytać artykuł z pierwszej strony. Oczywiście wymieniono nazwisko rodziny, u której pracowała Carly. Państwo Richey spędzali w Ocean Grove lato i mieszkali w namiotach przy Bath Avenue. Matthew ucieszył się, bo nie dość, że osiedle z namiotami było niezwykle atrakcyjne wizualnie, to jeszcze spodziewał się, że historia letników będzie ciekawym uzupełnieniem reportażu.

Z dalszej lektury dowiedział się, że Carly pracowała jako kelnerka w kawiarni „Nagle's”. Lokal znajdował się na rogu Main Avenue, niedaleko plaży. Zauważył go wczoraj, w drodze powrotnej do motelu. Stąd było całkiem blisko. Postanowił sprawdzić, czy uda mu się porozmawiać z kimś, kto znał Carly.

Kilka minut później Matthew dotarł do kawiarni. Zauważył kilka małych stolików w ogródku, wolał jednak wejść do klimatyzowanej sali. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszystkie miejsca przy stolikach były zajęte, ale na końcu baru czekał wolny stołek. Matthew usiadł obok łysawego mężczyzny, w średnim wieku.

— Czym mogę służyć? — zapytała kelnerka.

— Na początek poproszę kawę. Anno — powiedział Matthew, odczytawszy jej imię na plakietce. — Czarną, bez cukru. Polem poproszę dwa jajka na miękko i tost z pełnoziarnistego chleba.

— Bekon?

— Czemu nie? Życie jest krótkie.

Siedzący obok mężczyzna spojrzał na niego tak, że Matthew odniósł dziwne wrażenie, iż powiedział coś niestosownego. Uśmiechnął się niepewnie.

— Jak leci? — zagadnął.

— Dzięki, całkiem nieźle. — Mężczyzna upił łyk soku pomarańczowego. — Na wakacjach?

— Nie i bardzo żałuję. Pięknie tu.

Kiwając głową, mężczyzna sięgnął do kieszeni i wydobył białą wizytówkę, którą wręczył Matthew.

— Jestem Larry Betcaro, Agencja nieruchomości „Surfside”. Gdyby pan kiedyś szukał czegoś w Ocean Grove lub Asbury Park, zapraszam do siebie.

— Dzięki — powiedział Matthew, chowając wizytówkę. Była to dobra okazja, by pogadać z miejscowym.

— Mieszka pan w okolicy?

— Tak. W Ocean Grove, od dwudziestu lat.

— Rodzina?

Larry wbił wzrok w blat, a Matthew natychmiast pożałował, że zapytał.

— Już nie mam — odparł cicho Larry.

Kelnerka przyniosła jajka i bekon, przerywając niezręczną sytuację. Matthew ugryzł tost i rozłożył przed sobą gazetę.

— Ale historia, co? — mruknął, wskazując widelcem artykuł o Carly.

Larry pokiwał głową.

— Tak, aż trudno uwierzyć, że w naszym małym miasteczku dzieją się takie rzeczy. Tu zawsze było tak spokojnie. Kto by pomyślał, że w Ocean Grove w ogóle istnieje jakaś przestępczość?

Matthew uświadomił sobie, że agent pewnie chciałby przedstawić Ocean Grove w jak najlepszym świetle.

— Nie, nie o to mi chodziło.

Kelnerka dolała im kawy i położyła na stole ich rachunki.

— W gazecie piszą, że ta zaginiona tu pracuje. Zna ją pan? — zapylał Matthew, kiedy Larry sięgnął po swój rachunek.

— Tak, to przemiła dziewczyna. Zawsze uśmiechnięta, zawsze porozmawiała, kiedy mnie obsługiwała. Nieraz namawiałem ją, żeby sama coś zjadła. Moim zdaniem była zbyt szczupła, tak samo jak Anna. — Larry wskazał głową ich kelnerkę, zostawił dla niej napiwek i zszedł z wysokiego stołka. — No nic, będę leciał. Proszę pamiętać, gdyby kiedyś szukał pan w okolicy nieruchomości, niech pan dzwoni.

— Tak zrobię. — Matthew uśmiechnął się i chwilę patrzył za odchodzącym Larrym. Dopiero teraz dotarło do niego, że jego rozmówca mówił o Carly Neath w czasie przeszłym.

45

Schodząc na dół, Diane spotkała na schodach Michelle. Twarz córki była czerwona, a kosmyki brązowych włosów wymknęły się spod frotki, którą związała je w kucyk.

— Fajnie się biegało?

— Tak, fajnie.

— A gdzie biegałaś?

— Po promenadzie, kilka razy w tę i z powrotem.

Diane kiwnęła głową.

— Idę na dół coś zjeść. Pójdziesz ze mną?

— Nie, dzięki. Chcę wrócić do siebie i wziąć prysznic.

Twarz Diane spochmurniała.

— O co ci chodzi, mamo?

— Posłuchaj, kochanie. Chciałabym trochę z tobą pobyć. Za godzinę muszę być w pracy i nie wiem, kiedy wrócę. Myślałam, że może usiądziemy razem na chwilę i porozmawiamy.

Michelle westchnęła ciężko,

— No dobra.

Diane zignorowała wyraźną niechęć w głosie córki.

Wchodząc do jadalni. Diane zauważyła Sammy'go Gatesa siedzącego przy stoliku pod oknem. W innych okolicznościach zmusiłaby się do zaproszenia go do wspólnego posiłku, tym razem jednak skinęła tylko głową, mruknęła coś na powitanie i podeszła do stolika w przeciwległym rogu sali. Zanim zdążyły usiąść, pojawił się Carlos, żeby przyjąć zamówienia na napoje i zaprosić do bufetu.

— Częstujcie się — powiedział. — Jeśli macie ochotę na tosty, dajcie znać, to przygotuję w kuchni. Musicie koniecznie spróbować drożdżówek Kipa. Są absolutnie boskie.

— Masz ochotę? — zapytała córkę Diane.

Na bufetowym stole, w srebrnych naczyniach czekała jajecznica, kiełbaski i pieczone ziemniaki, W koszyczku, wyłożonym lnianą serwetką, leżały jagodzianki i maleńkie bajgle. Obok kryształowej misy z granolą stały zgrabne miseczki w kwiatki i śliczny dzban pełen mleka. Drożdżówki, specjalność Kipa, znajdowały się na dużej, okrągłej tacy. Ich zapach wprost obezwładniał.

— Och, wyglądają rewelacyjnie — zauważyła Diane. Ponieważ nie wiedziała, kiedy znów będzie miała okazję coś zjeść, zaczęła nakładać na talerz wszystkiego po trochu. — I to wszystko, co zamierzasz zjeść? — zapytała, patrząc na odrobinkę jajecznicy i jednego bajgla na talerzu Michelle.

— Tak, mamo, to wszystko, na co mam w tej chwili ochotę.

— Ależ kochanie. Powinnaś więcej jeść — nalegała Diane.

— Nie, nic więcej mi się nie zmieści.

Wróciły do stolika. Carlos przyniósł dietetyczną colę dla Michelle i mrożoną herbatę dla Diane.

— Córeczko, to niezdrowo tak od rana pić gazowane napoje.

Michelle przewróciła oczami.

— Mamo, przestań się czepiać, dobrze?

Diane posoliła jajka.

— Nie czepiam się, kochanie. Ja tylko się o ciebie martwię, to wszystko.

Michelle upiła łyk coli.

— Nie musisz się o mnie martwić. Nic mi nie jest.

— Doprawdy, Michelle? Uważasz, że nie mam powodu do niepokoju? — Diane wpatrywała się badawczo w twarz córki.

— Masz na myśli tę sprawę z tatą?

— Między innymi — odparła cicho.

— A co jeszcze?

Diane wzięła głęboki oddech, po czym wyrzuciła z siebie:

— Niepokoi mnie, jak ostatnio się odżywiasz. Michelle. Zauważyłam, że prawie nic nie jesz. I wydaje mi się, że straciłaś na wadze.

Michelle rozpromieniła się.

— Czyli schudłam? Ekstra!

— Kochanie, przecież ty wcale nie musiałaś chudnąć. Wyglądasz świetnie.

— Jesteś moją matką. To chyba oczywiste, że tak uważasz.

Diane odłożyła widelec.

— Nie, Michelle. Mówię poważnie. Wyglądasz bardzo dobrze, tak szczerze, to mogłabyś nawet przybrać parę funtów.

— Nie ma mowy!

— Nie mówię, że masz odzyskać to, co zgubiłaś, ale uważam, że nie powinnaś się więcej odchudzać.

— Mamo, ty nic nie rozumiesz.

— Mylisz się. Wszystko rozumiem. I powiem ci jedno: to, czy jesteśmy szczupłe, nie powinno być naszym największym zmartwieniem. Są ważniejsze sprawy.

Michelle oparła się na krześle.

— Ty chyba żartujesz, mamo. Myślisz, że nie widziałam, jak oglądasz się w tym wielkim lustrze w sypialni? Przecież ty ciągle martwisz się swoją wagą,

Diane była bliska załamania. Czyżby sama przyczyniła się do obsesji córki?

— Ale ja mam powód. Kamera bardzo pogrubia. Gdybym nie pracowała w telewizji i nie była ciągle na wizji, zapewniam cię, że nie zwracałabym aż takiej uwagi na swój wygląd.

— Tak, jasne. — Michelle uśmiechnęła się przebiegle. — Chcesz powiedzieć, że gdyby nie praca w telewizji, nie farbowałabyś włosów na blond, nie malowałabyś paznokci i nie kupowała fajnych ciuchów?

— Nie wiem, do czego zmierzasz.

— Mamo, robisz to wszystko, bo chcesz być atrakcyjna, a nie dlatego, że pracujesz w telewizji. Po prostu lubisz ładnie wyglądać.

Diane przez chwilę zastanawiała się nad słowami córki.

— Owszem, z tym, że ja muszę ładnie wyglądać, bo za to mi płacą.

— A ja muszę być szczupła, żeby lubiano mnie w szkole. Chcę być popularna. Chcę podobać się chłopakom. Sama zaczęłaś ten temat, więc ci mówię. Tak to już jest. — Michelle siedziała z założonymi rękami.

Ta rozmowa nie mogła zakończyć się w ten sposób. Diane wyciągnęła rękę i ujęła dłoń córki.

— Michelle, kochanie. Nie rozumiesz? Liczy się nie to co jest na zewnątrz. Owszem, miło jest być atrakcyjnym, nie ma w tym nic złego. Ale nie warto ulegać obsesji na punkcie jedzenia czy własnego wyglądu. W życiu o wiele ważniejsze są inne sprawy. Liczy się charakter, umysł, to, co masz w głowie i w sercu.

Michelle patrzyła na nią szklanym wzrokiem. Diane zrozumiała, że córka się na to nie nabierze.

46

Stojąc na końcu promenady, Arthur nie miał się gdzie schować. Bezlitosne słońce świeciło tuż nad jego głową. Patrzył na ludzi, smażących się na plaży, ryzykujących bąble, poparzenia i udary. I to jego mieli za wariata!

Zeskoczył na piasek i powlókł się w stronę wody, w pełni świadomy, że jest pod obserwacją. Ludzie zawsze mu się przyglądali uważali go za dziwaka i cieszyli się, że nie są nim Arthur już dawno do tego przywykł.

Skręcił na północ, zostawiając zatłoczoną plażę Ocean Grove i skierował się ku zapomnianym piaskom Asbury Park. Plaż nie dzieliły żadne bariery. O tym, że jest się w Asbury Park, świadczyły walające się tam butelki po piwie, puszki po napojach, papiery i inne śmieci. Oddalona o kilka jardów plaża w Ocean Grove była czysta i przyjazna.

Piski i śmiechy bawiących się w piasku i wodzie dzieci cichły, gdy Arthur oddalał się od czcicieli słońca. Obejrzał się, by jeszcze raz na nich popatrzeć. Już nie zwracali na niego uwagi.

Udając, że kreci się bez celu, skradał się w kierunku starego kasyna. Wiedział, że musi poruszać się szybko jak błyskawica. Przy budynku, od strony oceanu, znajdowała się szczelina między piaskiem a gigantyczną betonową płytą, na której stało kasyno. Pobiegł po piachu, padł na ziemię i na brzuchu wczołgał się do ciemnej szpary pod betonem.

Nie trwało to dłużej niż trzy sekundy. Arthur był pewien, że nikt go nie zauważył. Nikt nigdy go nie widział. W środku panował mrok i chłód, przyjemna odmiana od oślepiającego słońca i upału na plaży. Tak jak nauczył się tego na ćwiczeniach przed „Pustynną Burzą”. Arthur przemknął się, niczym krab, i zniknął w ciemności.

47

Diane i Matthew weszli do sklepu „Lawenda i Koronki”, żeby zapytać, czy mogą filmować działania grupy poszukiwawczej, Ekipa z kamerą czekała na zewnątrz, dopiero gdy dostali pozwolenie, Sammy i Gary wnieśli sprzed do środka, ostrożnie, żeby nie stłuc delikatnego towaru, rozstawionego na półkach.

W sklepie panowało poruszenie. Stłoczeni ochotnicy pochylali się nad mapą okolicy, i popijając kawę, słuchali instrukcji Kserokopiarka szumiała, wyrzucając ulotki z wizerunkiem uśmiechniętej Carly Neath. Przy stole siedział mężczyzna w średnim wieku, ze słuchawką telefoniczną przy uchu,

— Policja — powiedział, odkładając słuchawkę. — Mówią, że przyprowadzą psy gończe. Dla Leslie tak się nie wysilali.

— Daj spokój, Lou. To nie jest odpowiednia pora — skarciła go delikatnie Audrey Patterson.

Słysząc tę wymianę zdań, Diane domyśliła się, że mężczyzna był ojcem Leslie. Już miała się przedstawić, ale mężczyzna nagle wstał, podszedł do drzwi i stanął twarzą w twarz z chłopakiem, który właśnie wszedł.

— Dzień dobry, panie Patterson.

— Co tu robisz? — zapytał ostro ojciec Leslie.

— Chciałbym pomóc.

— Och, rozumiem. Jakoś nie przyszło ci do głowy, żeby pomóc, kiedy szukaliśmy Leslie, ale chcesz szukać Carly. To miło z twojej strony, Shawn. Jeszcze ci mało?

— Proszę, panie Patterson. Proszę mnie zrozumieć. Bardzo mi przykro z powodu Leslie, ale nie mogłem wtedy przyjść.

— Nie mogłeś czy nie chciałeś? — Lou Patterson nie czekał na odpowiedź, — Chłopie, masz tupet, żeby się tu pokazywać. Najpierw rzucasz moją córkę, a kiedy ona znika, ciebie też nie można nigdzie złapać. A teraz chcesz szukać dziewczyny, która miała nieszczęście się z tobą zadawać. Shawn, wiem, że policja się tobą interesuje. Przyszedłeś tu jako zatroskany chłopak? Świetny żart.

— To nieprawda.

— Nie mów mi, że to nieprawda. — Twarz ojca Leslie mocno sczerwieniała. — Przejrzałem cię, i policja też to zrobi. Szkoda tylko, że Leslie się na tobie nie poznała. A teraz wynoś się stąd!

48

Zapach, którym przesiąknięte było powietrze, wdzierał się w nozdrza Arthura. Dobrze mu znany, łatwy do zidentyfikowania zapach choroby, wstrętu, strachu.

Arthur nie był pewien, czy chce wiedzieć więcej. Przyszedł tu tylko na chwilę, żeby pobyć w ciemności, chłodzie i spokoju. Usiadł na zniszczonych trybunach i spojrzał na dziurę w suficie auli. Zastanawiał się, co robić. Mógł zignorować odór i wyjść, ale mógł też iść za nim i przekonać się dokąd go zaprowadzi.

Wstał, uznawszy, że jednak najlepiej będzie opuścić to miejsce. Szkło i kamyki chrzęściły pod podeszwami jego wysokich butów, gdy przechodził między rzędami ławek, kierując się do wyjścia na plażę. Zapach się nasilił. Arthur poddał się. Zszedł na dół, na scenę i ruszył w stronę zrujnowanego baru. Smród przyciągał go jak magnes,

Arthur pochylił się nad blatem i zajrzał za ladę, W słabym świetle, jakie przedostawało się przez dziurę w dachu, dostrzegł leżącą na podłodze postać. Zastygł w bezruchu, czekając, aż się poruszy. Ciało ani drgnęło.

Nerwowo chrząknął trzy razy i ostrożnie podszedł bliżej. Na widok długich jasnych włosów zapomniał o ostrożności. Schylił się, odwrócił ciało, zdjął opaskę z oczu i aż westchnął. To była ta śliczna Carly Neath, przyjaciółka Shawna. Kiedy pospiesznie wyjmował jej knebel z ust, uświadomił sobie, skąd wziął się ten zapach. Tak śmierdziały wymiociny, którymi nasiąkła szmata, i które zaschły na policzkach Carly.

Nie ruszała się. Arthur potrząsnął ją za ramiona. Wytarł jej usta i spróbował zrobić sztuczne oddychanie, tak jak nauczono go bardzo dawno temu. Niestety, dziewczyna nie chciała sama oddychać.

Najważniejsze, to jak najszybciej ją stąd wynieść i wezwać pomoc. Gorączkowo szarpnął plastikowe paski, krępujące ręce i nogi. Dotknął wnętrza jej bezwładnego nadgarstka, na próżno próbując wyczuć puls.

49

Matthew z chłopakami zostali w sklepie, filmując ekipę poszukiwawczą, Diane zaś ruszyła w ślad za młodym mężczyzną, którego ojciec Leslie Patterson wyrzucił ze sklepu. Shawn. Shawn — zawołała za nim.

Odwrócił się i spojrzał na nią przekrwionymi oczyma.

— Tak? — odezwał się niepewnie.

— Shawn, jestem Diane Mayfield z KEY Info. — Wyciągnęła do niego rękę. Kiedy odruchowo ją uścisnął, dodała: — Czy możemy porozmawiać?

Shawn cofnął rękę i niespokojnie przeczesał nią kasztanowe włosy. Diane zauważyła, że miał obgryzione paznokcie.

— To nie jest dobry pomysł — powiedział. — A przynajmniej nie tutaj. — Rozejrzał się niepewnie po sklepie. — Lepiej stąd wyjdźmy.

— Ostro cię potraktował, co? — pytała Diane, gdy znaleźli się na chodniku.

Shawn pokiwał głową, mrużąc oczy w słońcu.

— Owszem. Nie powinienem się spodziewać, że pan Patterson zrozumie, jak strasznie się czułem po tym, co spotkało Leslie. Ale nie mogłem się zaangażować w poszukiwania. Po prostu nie mogłem.

— Dlaczego? — zapytała łagodnie.

— Proszę posłuchać, naprawdę nie powinienem o tym rozmawiać. Policja podejrzewa, że mam coś wspólnego ze zniknięciem Leslie i Carly. Według nich, to nie jest zbieg okoliczności, bo spotykałem się z nimi obiema.

— Cóż, nie wygląda to najlepiej — zgodziła się Diane. — Shawn, a może jednak to nie jest taki zły pomysł, żebyś przedstawił ludziom swoją wersję wydarzeń.

— Nie — powiedział, kręcą głową. — Niczego nie powiem przed kamerą. A przynajmniej do czasu, aż skontaktuję się z moim adwokatem. — Shawn podniósł palec do ust i zaczął obgryzać zniszczony paznokieć.

— W porządku, rozumiem. A jeśli porozmawiamy bez kamer? Mógłbyś opowiedzieć swoją wersję, żeby uczciwie przekazać telewidzom to, co się tutaj siało. Muszę wiedzieć, kim jesteś.

— Bez kamer znaczy, że pani powtórzy wszystko, co powiem?

— Tylko za twoim pozwoleniem. Diane widziała, że wciąż się wahał.

— Może zacznijmy od podstawowych spraw. Przeliteruj mi swoje nazwisko, dobrze?

Spełnił prośbę, a Diane je zapisała.

— Czym się zajmujesz, Shawn?

— Kończę studia, dorabiam wieczorami jako barman w „Kamiennym Kucyku”.

— Studiujesz?

— Piszę pracę magisterską.

— Specjalizujesz się z pracy społecznej?

Shawn kiwnął głową.

— Podziwiam — przyznała Diane. — Co chcesz robić po skończeniu studiów?

— Chciałbym pracować z osobami niepełnosprawnymi umysłowo.

Strzępki informacji w głowie Diane zaczęły układać się w całość.

— Shawn, czy to dlatego zainteresowałeś się Leslie Patterson? Bo była rozchwiana emocjonalnie?

Wbił wzrok w chodnik.

— Możliwe — mruknął pod nosem. — Chyba z początku nie zwróciłem na to uwagi.

— Leslie miała spore potrzeby, prawda?

— Och, to mało powiedziane — westchnął ciężko. — Choćbym nie wiem ile uwagi jej poświęcał, ona zawsze chciała więcej. Myślałem, że będę mógł jej pomóc, ale nie potrafiłem. Wydawało mi się, że jeśli sprawię, że poczuje się bezpiecznie, nabierze pewności siebie, polubi siebie i zacznie jeść. Można by pomyśleć, że z wiedzą, jaką zdobyłem na studiach, powinienem sobie lepiej poradzić. Nie potrafiłem jej pomóc. To coś, do czego musiała dojść sama.

— Podobno chodziła na terapię.

— Chodziła, ale nie przynosiła ona efektów. Ten jej terapeuta miał z nią sporo roboty. Leslie nie tylko cierpiała na anoreksję.

Diane czekała.

— Cięła się. Kiedy się o tym dowiedziałem, odpuściłem, bo wiedziałem, że nie dam rady.

— I wtedy z nią zerwałeś?

— Tak. Nie jestem z tego dumny, ale musiałem zakończyć ten związek. To było chore. Proszę mi wierzyć, czułem się winny z powodu zerwania. Kiedy Leslie znikła, nie uwierzyłem w porwanie. Byłem pewien, że się gdzieś ukrywa, żeby zwrócić na siebie uwagę, Moją uwagę. Dlatego nie przyłączyłem się do poszukiwań. Nie chciałem podsycać jej choroby.

— A teraz, Shawn? Co o tym myślisz teraz, kiedy znikła Carly Neath? — Diane wpatrywała się badawczo w jego twarz. — Czy nadal uważasz, że Leslie wszystko upozorowała?

Shawn przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.

— Nie, chyba nie. Carly jest wspaniałą, pogodną i normalną dziewczyną. Na pewno nie upozorowała własnego porwania, więc może Leslie też nie udawała.

50

Był wściekły na Boga, dlatego nie chodził już do kościoła. Ale to nie znaczyło, że Larry nie pielęgnował niedzielnych rytuałów. Co tydzień wstępował rano na śniadanie do „Nagle's”, a potem jechał na cmentarz św. Anny.

Zaparkował, wysiadł z samochodu i ruszył przez wyschnięty, brązowy trawnik. Szedł ostrożnie, próbując nie deptać tam, gdzie, jak szacował, pod ziemią leżały ciała. Niszczejące granitowe nagrobki wyznaczały miejsca wiecznego spoczynku setek osób, a każda była przez kogoś kochana. Mężowie, żony, synowie, córki. Cały hektar smutku i rozpaczy.

Nagrobki Jenny i jego żony wyróżniały się spośród setek innych. Wciąż były świeże i jasne Miały przed sobą długie lata niszczenia. Pocieszał się myślą, że dwie ukochane przez niego istoty leżą obok siebie, ale i tak ta niesprawiedliwość losu, te bezsensowne śmierci wciąż budziły w nim gniew.

Przyklęknął i odruchowo się przeżegnał, w tym samym momencie uświadamiając sobie, że nie powinien tego robić, gdy miał w sercu tyle gniewu. Wiedział, że powinien odpuścić, przestać nienawidzić Owena Messingera, ale to wciąż było silniejsze od niego. Nikt nie powinien tego od niego oczekiwać. W końcu, ten człowiek zrujnował życie jego i jego rodziny.

Larry pogładził kamienny pomnik. Jego palce powędrowały ku wygrawerowanemu w granicie imieniu córki.

— Obiecuję ci, kochanie, przysięgam — wyszeptał. — Zrobię wszystko, żeby Owen Messinger nie skrzywdził już żadnej dziewczyny, tak jak skrzywdził ciebie. Ostrzegłem go, jeśli sam nie przestanie, to ja go powstrzymam.

51

Leslie przez cały ranek ćwiczyła brzuszki i unoszenie nóg. Potem umyła głowę, wzięła prysznic i ubrała się, próbując jakoś zabić czas przed wyjściem do „Lawendy i Koronek”, Kiedy już tam dotrze, miała zamiar zrobić wszystko, o co ją poproszą, by pomóc znaleźć Carly Neath, mimo że Carly ukradła jej Shawna.

Włożyła bawełniane rybaczki, nie bez przyjemności zauważając, że były nieco luźniejsze, niż kiedy miała je na sobie ostatni raz. Teraz wydawało się jej, że było to wieki temu, podczas gdy minęły niecałe dwa tygodnie. Shawn zabrał ją na mecz minigolfa, świetnie się wtedy bawili. Ale, kiedy po meczu poszli na kolację, znów się pokłócili. Shawn upierał się, żeby coś zjadła, ona nie chciała. Na następnej randce Shawn powiedział, że nie chce jej więcej widzieć.

Choć zrywając z nią, zadał jej wielki ból. Leslie prawie mu teraz współczuła. Poprzedniej nocy podsłuchała, jak rodzice o nim rozmawiali. Mówili, że pewnie policja uważa go za głównego podejrzanego w obu sprawach, jej i Carly. Ojciec strasznie się denerwował i przeklinał Shawna, a matka go uciszała i mówiła, że powinien się cieszyć, bo okazało się, że jednak ich córka nie kłamała.

Leslie zeszła na dół do kuchni i wyjęła z lodówki kilka gałązek selera naciowego. Kiedy szukała drugiego klapka, zadzwonił telefon.

— Leslie? Tu doktor Messinger. Jak się miewasz?

Leslie zamknęła oczy.

— Dziękuję, dobrze.

Zapadła cisza. Taka sama, jaką Leslie znała z sesji. Cisza oznaczała, że doktor Messinger czeka, aż sama zacznie mówić. Cóż, tym razem nie była na sesji.

Messinger poddał się.

— Chciałem ci tylko przypomnieć o jutrzejszej sesji grupowej.

— Panie doktorze, niestety, jutro nie dam rady. Wie pan, wracam do pracy. Tym razem opuszczę sesję.

— Leslie, obawiam się, że to nie jest dobry pomysł. — Mówił spokojnym, pełnym cierpliwości głosem. — To ważne, żebyś przyszła. Przeżyłaś bardzo traumatyczne doświadczenie. Przyjdź, pozwól, żeby grupa ci pogratulowała,

— Prawdę mówią, panie doktorze, mam dość terapii. Widzę, że wcale mi nie pomaga. Chcę spróbować czegoś innego, na własną rękę.

— Możemy o tym porozmawiać, jak przyjdziesz, Leslie. Jutro o czwartej. I nie zapomnij przynieść pluszowego zwierzaka.

— No dobrze — zgodziła się w końcu Leslie, nienawidząc się za to, że uległa. — Ale to będzie ostami raz.

* * *

Los jakby nie chciał, żeby szła do „Lawendy i Koronek” pomagać w poszukiwaniach Carly. Leslie stała już na ganku i zamykała drzwi, kiedy na chodniku zatrzymał się wóz policyjny. Wysiadł z niego sam szeryf Jared Albert, i w towarzystwie drugiego oficera podszedł do jej domu. Leslie z przyjemnością zauważyła, że zdjął czapkę, na znak szacunku.

— Leslie, chcemy ci zadać kilka pytań — powiedział. — Twoje odpowiedzi mogą nam pomóc w znalezieniu Carly Neath.

— Może wejdziemy do domu? — zaproponowała. — Strasznie tu gorąco.

Szeryf zerknął w stronę drzwi.

— Czy rodzice są w domu?

— Nie, są w sklepie z ekipą poszukiwawczą.

— Porozmawiajmy tu, na ganku — zdecydował. — Teraz, kiedy znikła Carly, może i wierzył w niewinność Leslie Patterson, ale wciąż nie był przekonany, czy dziewczyna jest zrównoważona psychicznie. Nie zamierzał ryzykować, młoda kobieta w każdej chwili mogła ich fałszywie oskarżyć o niewłaściwe zachowanie. Nie, lepiej zostać tu, na ganku, gdzie mogli ich widzieć wszyscy sąsiedzi.

Leslie usiadła na bujanym fotelu, a Albert i młodszy policjant zajęli miejsca na wiklinowej sofie.

— Potrzebujemy więcej szczegółów o tym, co się z tobą działo od chwili porwania — zaczął szeryf.

— Opowiedziałam wszystko, co pamiętałam, gdy byłam w szpitalu — odparła. — Co jeszcze chcecie wiedzieć?

— Interesuje nas ten taniec, o którym wspomniałaś. Grała muzyka?

— Nie, słychać było tylko szum oceanu.

— Mówiłaś, że miałaś opaskę na oczach. Może jednak coś wyczułaś?

Zamknęła oczy i spróbowała przywołać ten obraz w myślach.

— Mężczyzna miał na sobie szeleszczącą kurtę. Słyszałam każdy ruch jego rąk.

— Coś jeszcze?

— Prawie na pewno nosił rękawiczki.

— Jak sądzisz, czy to mogły być rękawiczki z lateksu, takie jak noszą dentyści? — zapytał szeryf Albert.

— Nie, raczej skórzane. Czułam zapach skóry.

— Dziękuję za współpracę, Leslie.

— Nie ma sprawy, szeryfie. — Zrobię wszystko, żeby pomóc odnaleźć Carly — powiedziała. — Właśnie wychodziłam na spotkanie z ochotnikami z ekipy poszukiwawczej.

— Możemy cię podrzucić — zaproponował szeryf Albert.

— Dziękuję, nie trzeba. Przejdę się.

Patrząc za wsiadającymi do samochodu oficerami, Leslie odetchnęła z ulgą. W końcu jej uwierzyli.

52 —

Postanowili wrócić na lunch do restauracji. Po dziesięciu minutach oczekiwania dostali stolik dla czterech osób. Diane, Matthew i Gary zamówili kanapki firmowe, natomiast Sammy, jak zwykle wykorzystując fakt, że jadł na koszt KEY Info, zdecydował się na kraba w cieście z zapiekaną cebulą na piwie, a do tego kawałek sernika.

— A ty co, chcesz mieć zawał? — zdziwił się Matthew.

— Nie martw się. Mam dobre geny — pochwalił się Sammy. — W mojej rodzinie jeszcze nikt nie chorował na serce.

— Znasz to powiedzenie, że nie powinno się kusić losu? — nie ustępował Matthew, ale Sammy tylko się uśmiechnął z zadowoleniem.

Czekając na jedzenie, Diane opowiedziała im o rozmowie z Shawnem Ostranderem na temat jego związku z Leslie Patterson i powodów, dla których musiał z nią zerwać.

— Sama nie wiem — powiedziała, mieszając mrożoną herbatę. — Po prostu nie mogę sobie wyobrazić, żeby ten facet porywał i więził kobiety. Wydaje się taki szczery i uczciwy.

— Właśnie na takich trzeba najbardziej uważać — zakpił Sammy.

Diane zignorowała jego komentarz.

— A co z Carly? — zapytał Matthew. — Shawn musi zdawać sobie sprawę z tego, że w oczach policji źle to wygląda. W końcu był blisko związany z obiema zaginionymi.

Milczący zazwyczaj Gary wtrącił się do rozmowy.

— No, nie chciałbym być na jego miejscu.

— Ani ja — poparł go Sammy.

Skończyli jeść, ale czekali jeszcze, aż Sammy pochłonie swój deser. Matthew wyjął gazetę i pokazał Diane fragment artykułu, w którym wspomniano o tym, że Carly opiekowała się dziećmi państwa Riehey z Bath Avenue.

— Powinniśmy się tam przejść — powiedział. — Zrobimy parę ujęć tych namiotów, zobaczymy, może ktoś z nami pogada.

* * *

— Co jeden, to słodszy. Wszystkie są urocze — zachwycała się Diane, gdy szli Bath Avenue. Namioty z markizami w kolorowe paski, udekorowane kwiatami, stanowiły zadziwiający widok. Prosty, bezpieczny świat, w którym młode dziewczyny nie musiały myśleć o tym, że w ciemną noc mogą zostać uprowadzone.

Sammy i Gary sfilmowali ulicę i kilka namiotów, wiedząc, że montażyści zawsze lubią mieć wybór. W międzyczasie Diane i Matthew próbowali znaleźć kogoś, kto skierowałby ich do namiotu państwa Riehey. Niestety, na gankach i w ogródkach nie było żywego ducha, mieszkańcy wjechali albo chowali się w namiotach przed palącym, południowym słońcem.

— Cóż, chyba będziemy musieli gdzieś zapukać — stwierdziła Diane. W dwóch pierwszych namiotach nie zastali nikogo. Za trzecim razem siatkowe drzwi otworzyła mała dziewczynka o blond włosach.

— Dzień dobry. Czy jest mama lub tato? — zapytała Diane.

— Tatuś wyszedł, ale mamusia jest w domu. — Dziecko stało i gapiło się na Diane.

— A czy mogłabym porozmawiać z twoja mamą?

Dziewczynka puściła drzwi i odwróciła się.

— Mamo! — krzyknęła do namiotu. — Przyszła taka pani!

— Jaka pani?

— Nie wiem!

Diane już miała się przedstawić, kiedy do drzwi podeszła matka dziecka. Diane miała wrażenie, że lekko się wzdrygnęła, gdy usłyszała ich nazwiska,

— Szukamy namiotu państwa Richey.

— To tutaj. Jestem Helen Richey. W czym mogę pomóc?

— Och, wspaniale — rozpromieniła się Diane. — Przypuszczam, że domyśla się pani, dlaczego tu jesteśmy. W Dzienniku Asbury Park piszą, że Carly Neath pracowała u państwa wieczorem, tuż przed swoim zniknięciem.

Helen Richey odwróciła się w stronę salonu.

— Dziewczynki, będę na ganku. — Zamknęła za sobą drzwi i wskazała Diane i Matthew wiklinowe krzesła, zapraszając, żeby usiedli. — Nie chcę, żeby dzieci słuchały.

— Oczywiście, to zrozumiałe — powiedziała Diane.

— Mieliśmy nadzieję, że zechce nam pani opowiedzieć, co się wydarzyło tamtej nocy. — Matthew zerknął przez ramię Helen, żeby sprawdzić, gdzie są chłopaki z kamerą i dać im znak, że mają podejść.

— Wszystko opowiedzieliśmy policji — powiedziała Helen, obracając na palcu złotą obrączkę. Postanowiła potwierdzić wersję męża. — Carly opiekowała się dziewczynkami przez jakieś cztery godziny. Wróciliśmy do domu po jedenastej. Zapłaciliśmy jej i Carly wyszła. To nie był jej pierwszy wieczór u nas, już kilka razy dla nas pracowała.

— Poszła do domu sama? — upewniła się Diane. — Nikt jej nie odprowadził? — Robiła wszystko, by jej głos nie brzmiał oskarżycielsko.

— Carly mieszka kilka przecznic stąd. Uparła się, że pójdzie sama. Uznaliśmy z mężem, że nic jej nie grozi. — Zagryzła dolną wargę, a oczy zaszły jej łzami. — Popełniliśmy błąd, puszczając ją samą do domu. Jeśli Carly coś się stało, nigdy sobie tego nie wybaczy.

53

Chlapiąc się w słonej wodzie zalewającej piasek, Anthony zauważył, że ma bardzo czerwoną skórę stóp. Czuł, że powinien wrócić i nałożyć jeszcze trochę balsamu z filtrem, który miała w torbie ciocia Emily, ale nie chciało mu się. Nie miał ochoty gadać z ciotką i siostrą. Chciał pobyć trochę sam. Wciąż był zły, że nie pojechali do Wielkiego Kanionu. Wakacje na plaży były takie nudne.

Zrobił zdjęcie zamku z piasku, porzuconego przez swoich budowniczych, po czym jednym kopniakiem go rozwalił. Pochylił się, żeby podnieść kawałek szkła, wyrzuconego przez ocean. Idąc plażą Anthony przyglądał się dzieciakom surfującym po wysokich falach. Postanowił, że namówi mamę, żeby mu kupiła taką deskę. W oddali jakiś windsurfingowiec, holowany przez łódź motorową, to sunął po wodzie, to unosił się w powietrzu. Może mama pozwoli mu spróbować i tego?

Była mu to winna. Choć w głębi duszy wiedział, że mama robiła wszystko, co w jej mocy, żeby on i Michelle byli szczęśliwi, i że powinien to docenić, zamiast ciągle marudzić, był jednak obrażony. Naopowiadał wszystkim kumplom w szkole o tej super wyprawie, na którą miał latem jechać. Jak po powrocie dowiedzą się, że spędzał wakacje nad morzem, będą mu już zawsze dokuczać i wypominać, że bujał. Jakby mało było tego, że ma ojca w więzieniu. Anthony nie mógł sobie pozwolić na jeszcze jedną kompromitację.

A gdyby tak udało mu się coś wymyślić, żeby sprawy nie wyglądały tak beznadziejnie, jak wyglądają? Tylko czy w takim Ocean Grove może wydarzyć się coś, co zrobi wrażenie na kolegach? Mama by go chyba zabiła, gdyby spróbował włączyć się do poszukiwań tej zaginionej dziewczyny. Byłoby super, gdyby ja znalazł! Na pewno mówiliby o nim w wiadomościach.

— Anthony Annthonyy!

Odwrócił się. Emily stała na plaży, machała rękami i wołała go jakby był małym dzieckiem. Zrezygnowany, ruszył z powrotem. Nie uszedł daleko, gdy zauważył mężczyznę w mundurze, który nagle wyłonił się spod betonu, wokół dużego, okrągłego budynku z cegły, rzucił się na piasek i ułożył w pozycji embrionalnej. Anthony szybko zrobił mu zdjęcie i pobiegł do Emily,

54

Niech jej Bóg wybaczy. Opowiedziała to tak, jakby Jonathan był z nią wtedy, gdy płaciła Carly za opiekę nad dziećmi — dała do zrozumienia, że był w namiocie, gdy Carly uparła się sama iść do domu. Helen wprowadziła w błąd Diane Mayfield i producenta KEY Info, tak samo jak dzień wcześniej policję, milcząc kiedy Jonathan kłamał. Modliła się, żeby Bóg jej wybaczył.

Miała świadomość, że warunkiem wybaczenia jest żal za grzechy. Bóg widział jej serce, wiedział, że naprawdę żałowała. Na pewno rozumiał, że nie miała wyboru. Jonathan był jej mężem, ojcem jej dzieci. Nie było mowy, żeby go o cokolwiek oskarżyła.

Helen wróciła do namiotu i pochwaliła córeczki, które rysowały przy kuchennym siole.

— Śliczny obrazek, Hannah. Chyba go tu powiesimy. Twój też, Sarah.

Pospiesznie przykleiła morskie widoczki do drzwi lodówki, wiedząc, że Jonathan lada moment wróci z joggingu po plaży. Trawiona podejrzeniami i strachem, podeszła do komody w sypialni i wyjęła skórzany portfel męża. W środku znalazła kilkaset dolarów w gotówce, które miały im starczyć na ten tydzień, karty kredytowe Visa i MasterCard, nowiutkie prawo jazdy i białą wizytówkę z niebieskim napisem: AGENCJA NIERUCHOMOŚCI „REALTY”. Helen odwróciła kartę. Z tyłu ktoś dopisał: 18 sierpnia, czwartek, 16.00.

Bez sensu. Jonathan nie mógł się umówić na oglądanie domu w czwartek po południu. Przecież nawet go tu wtedy nie było. Przyjechał do nich dopiero w piątek.

55

— Uwielbiam to miasto — powiedział Carlos, biorąc za rękę swojego partnera. Szli prawie pustą promenadą, w towarzystwie pośrednika nieruchomości. — Urząd miejski Asbury Park zalegalizował nasz związek.

— Cóż, powinniście z Kipem jak najszybciej coś tu kupić — powiedział Larry, luzując krawat. — Ceny nieruchomości juz podskoczyły, a teraz, kiedy zatwierdzono plan rozwoju miasta, możecie być pewni, że pójdą jeszcze bardziej w górę.

— Tak — zgodził się Kip. — Jak tylko popłyną pieniądze i zacznie się zabudowa tych pustych terenów nad oceanem, Asbury Park ożyje.

— Mam nadzieję, że nie wyburzą tych wszystkich cudownych zabytków. — Carlos zmarszczył czoło, — Do dziś nie mogę odżałować „The Palace”. Kto by pomyślał, że przyjadą spychacze i zrównają z ziemią najstarsze kryte wesołe miasteczko w Stanach, Przecież ten budynek był wpisany do rejestru zabytków narodowych. Sam już nie wiem, co w tym kraju uważa się za postęp.

Zwolnili przy ruinach starego kasyna.

— Larry nie wiesz, czy ktoś przypadkiem nie chce zniszczyć tego miejsca? — zapytał Kip. — Umrę, jeśli je rozbiorą. To mój ukochany budynek w Asbury Park.

— Hm z tego co wiem, interesuje się nim kilka grup obrońców zabytków. Twierdzą, że nigdy nie pozwolą wyburzyć kasyna — powiedział Larry. — Ale sami wiecie, nigdy nie mów nigdy.

Trzej mężczyźni zatrzymali się, żeby przez chwilę popatrzeć na ocean. Nie mieli wątpliwości, że miasto skorzystało na tym, że mieszkańcy Asbury Park okazali się tak tolerancyjni wobec środowiska gejów i lesbijek, bo to właśnie tej nowej grupie napływowej zawdzięczało swój renesans.

— Asbury Park jest dziś tym, czym dwadzieścia lat temu było South Beach na Florydzie — zauważył Carlos. — A my chcemy to wykorzystać.

Kip pokiwał głową.

— Tak. Jesteśmy zachwyceni Ocean Grove i tym, jak nas tam przyjęto. Nasz motel się rozwija, mamy już rezerwacje na przyszły sezon. Pod koniec roku planujemy ukończyć remont. Wtedy będziemy myśleć o następnym lokalu.

— Hm, to może ja już zacznę się rozglądać? — zaproponował Larry. — Pewnie nie czujecie się jeszcze gotowi do inwestowania, ale powinniście zacząć orientować się w tutejszym rynku. Mam na oku parę miejsc, z których, przy odrobinie wysiłku, można urządzić urocze pensjonaty.

— Brzmi to zachęcająco — powiedział Kip. — Ach, Larry, zanim zapomnę. Czy możesz dać mi kilka swoich wizytówek? Nasi znajomi też szukają czegoś w Asbury Park.

Kiedy Larry sięgał po wizytownik, przed budynkiem kasyna zatrzymał się policyjny radiowóz,

56

Przed kasynem zgromadził się tłum gapiów, by popatrzeć, jak policja zabiera z plaży mężczyznę.

— Już dobrze, wszystko będzie dobrze — powtarzał jeden z oficerów. — Zaraz ci pomożemy.

Mężczyzna, podtrzymywany pod ramiona przed dwóch policjantów, potykał się na piasku. Oficerowie z trudem utrzymywali go w pionie. Włosy miał zmierzwione, wiatr rozwiewał jego wojskową koszulę. Arthur w milczeniu patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem,

57

Poszukiwania trwały, dopóki było wystarczająco jasno. Ochotnicy pukali do drzwi, zaglądali pod drewnianą promenadę, przeczesywali ulice. Jako że teren należał do metodystów. Ośrodek Wspólnoty w Modlitwie w Ocean Grove wydal zezwolenie na przeszukanie każdego cala wokół namiotów. Sami letnicy chętnie otwierali drzwi, pewni, że nikt nie znajdzie Carly Neath w ich małych przytulnych płóciennych domkach.

Po dziewiątej wszyscy wrócili do bazy w „Lawendzie i Koronkach”, gdzie ogłoszono zakończenie akcji na ten dzień. Nikt nie miał pojęcia, gdzie nazajutrz rano wznowić poszukiwania.

58

Kilka gadzin po zapadnięciu ciemności przyszła pora na drugi taniec. Carly nie miała opaski na oczach ani knebla, ale jej nogi i ręce nadal były spętane.

Za ladą w zapomnianym barze snop światła, wpadający przez dziurę w dachu, oświetlił martwą twarz Carly. Miała otwarte usta. Na przezroczystych powiekach wyraźnie rysowały się niebieskie żyłki. Jej policzki i piękne złote włosy były całe w wymiocinach.

Nie tak miało być. Wszystko powinno było odbyć się dokładnie tak jak poprzednim razem.

Żółte światło latarki pełzało po pokrytej gruzem podłodze, szukając knebla i opaski. Szmaty były na miejscu, tak jak ostatnio. Tylko że tym razem kobieta, którą znajdzie ochroniarz, będzie martwa. Nie było sensu trzymać jej tu przez pełne trzy doby. Policja i tak zaraz odkryje, że Carly nie przeżyła drugiego dnia niewoli.

Poniedziałek
22 sierpnia

59

Obudził ją dzwonek telefonu. Diane wymacała na stoliku zegarek. W porannym mroku ledwo było widać, że dopiero szósta.

— Halo? — mruknęła rozespanym głosem,

— Diane? Tu Matthew. Musisz wstać.

— Co? — Przetarła oczy,

— Przyjedź na posterunek policji. Wóz satelitarny jest już w drodze. O siódmej dwadzieścia masz relację na żywo dla Oto Ameryka.

Diane usiadła na łóżku, próbując skoncentrować się na tym, co mówił do niej Matthew.

— Znaleziono Carly Neath, Ona nie żyje, Diane.

* * *

Zanim Diane dotarła nu komisariat, Matthew zdążył przygotować dla niej tekst. Gary Bing nagrał jej komentarz i pobiegł z taśmą do wozu transmisyjnego, który właśnie przyjechał z Nowego Jorku. Komentarz natychmiast wysłano do ośrodka głównego, gdzie montażyści mieli złożyć reportaż ze zdjęć, które pokazano już w Wiadomościach Wieczornych, oraz tego, co ekipa Diane sfilmowała wczoraj w „Lawendzie i Koronkach” i na Bath Avenue. W międzyczasie Sammy Gates rozstawił sprzęt, żeby nagrać oświadczenie policji i od razu, na żywo nadać komentarz Diane.

— O siódmej policja miała wygłosić oświadczenie — powiedział Matthew, zerkając na zegarek. — Jest pięć po. Lepiej zastanów się, co powiesz, jeśli zaraz nie zaczną konferencji.

Diane spuściła głowę i wydawała się wpatrywać w chodnik. Próbowała ułożyć sobie w głowie, co powie, kiedy Harry Granger odda jej głos ze studia w Nowym Jorku. Czas płynął, a rzecznik policji wciąż nie wychodził do przedstawicieli mediów, którzy zebrali się tu w pośpiechu.

Gary wrócił z wozu transmisyjnego, by wyposażyć Diane w mikrofon i małą plastikową słuchawkę. Diane włożyła ją do ucha, żeby słyszeć polecenia z reżyserki i pytania, które miał jej zadać Harry Granger ze studia Oto Ameryka.

— Diane, pięć minut — odezwał się ostrzegawczy głos. Podniosła w górę kciuk i spojrzała w kamerę Sammy'ego, wiedząc, że obraz jest już transmitowany do ośrodka głównego. Przełączyła komórkę na wibracje, żeby przypadkiem telefon nie zadzwonił, kiedy będzie na wizji.

— Diane, próba mikrofonu,

— Próba. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden.

Odwróciła się w stronę pustego podium, ustawionego na chodniku przed wejściem do budynku policji.

— Dwie minuty.

Wyjęła z torebki lusterko, nałożyła dodatkową warstwę szminki i poprawiła włosy.

— Minuta.

Słyszała zapowiedź jej reportażu, zaraz potem głęboki głos Harry'ego Grangera wymienił jej nazwisko, Diane przełknęła ślinę, czekając, aż prowadzący odda jej głos,

— Reporterka KEY Info, Diane Mayfield jest w Ocean Grove, w stanie New Jersey. Diane, opowiedz, czego się dowiedziałaś.

— Dzień dobry, Harry — zaczęła. — Społeczność niewielkiego miasteczka nad oceanem zmaga się nie tylko z rekordowymi upałami. Nad mieszkańcami zawisła chmura terroru. Od kilku dni wszyscy żyją w strachu, że gdzieś w pobliżu czai się morderca. Dziś nad ranem, na terenie ośrodka Wspólnoty w Modlitwie w Ocean Grove, znaleziono ciało dwudziestoletniej Carly Neath. Zwłoki leżały dokładnie w tym samym miejscu, gdzie w piątek odnaleziono inną młodą kobietę, uprowadzona trzy dni wcześniej. Leslie Patterson przeżyła; Carly Neath, która w piątek wieczorem nie wróciła z pracy do domu, nie miała tyle szczęścia.

W tym momencie na wizji pojawiły się fragmenty materiałów wideo przesłanych wcześniej do studia. Przez pół minuty Diane słyszała w słuchawce własny komentarz, nadawany w tym momencie we wszystkich stacjach sieci KEY.

Matthew zdołał umieścić w scenariuszu jej wypowiedzi wszystkie najważniejsze informacje, zaczynając od piątkowego zniknięcia Carly po pracy, aż po krótkie omówienie akcji poszukiwawczej, jaka miała miejsce kilka dni po poszukiwaniach Leslie Patterson. Matthew wspomniał też, że policja podejrzewała Leslie Patterson o upozorowanie własnego porwania, ale wraz ze zniknięciem drugiej ofiary, którą dziś znaleziono martwą, śledztwo w sprawie Leslie przybrało inny obrót.

Reportaż dobiegał końca, Diane wiedziała, że lada moment redaktor prowadzący znów odda jej głos. Czekała na ostatnie nagrane przez siebie słowa.

— Mówiąc krótko, w Ocean Grave zapanował śmiertelny strach — usłyszała w słuchawce swój glos.

Odczekała moment i zaczęła mówić do kamery:

— Harry, w tej chwili czekamy na pojawienie się rzecznika policji, który przedstawi szczegóły sytuacji. Policja ma tu dziś pełne ręce roboty. Jest szczyt sezonu letniego, populacja miasteczka zwiększyła się dwukrotnie, w porównaniu z miesiącami zimowymi. Mieszkańcy Ocean Grove i przebywający tu na urlopach letnicy są po prostu przerażeni. Wszyscy chcą znów czuć się bezpiecznie.

— A co z Leslie Patterson, młodą kobietą, którą posądzano o upozorowanie własnego porwania? — zapytał redaktor prowadzący. — Czy odczuła ulgę, teraz, kiedy ludzie zaczęli jej wierzyć?

— Rozmawiałam z Leslie w ten weekend. Oczywiście, zanim znaleziono Carly Neath. Leslie powiedziała, że w całej tej okropnej historii najgorsze było nic to, że przez trzy dni przetrzymywano ją w nieznanym miejscu, związaną, zakneblowaną i z opaską na oczach, ani to, że porywacz zmuszał ją do tańca, ale fakt, że zarzucano jej kłamstwo.

Diane zeszła z wizji i w tym samym momencie poczuła wibrację telefonu.

— Dobry materiał.

Od razu rozpoznała głos i uśmiechnęła się.

— Postaraj się zdobyć dla nas wyłączność. Nie chcę, żeby ta historia się rozmyła. Pod lupą przyda się taki wstrząs.

— Nie martw się, Joel. Tyle tu nieszczęść, że wystarczy dla wszystkich. — Diane pokręciła głową i patrząc na Matthew, porozumiewawczo przewróciła oczyma. — To wszystko chyba miało wyglądać trochę inaczej. Joel. Przysłałeś mnie tu, żebym zrobiła reportaż o dziewczynie, która upozorowała własne porwanie, a tymczasem okazuje się, że mamy dziewczynę, która mówi prawdę, i mordercę na wolności.

— Spokojna głowa — odezwał się śpiewnym głosem Joel. Wydawał się bardzo zadowolony z przebiegu sprawy. — To nawet lepiej. Nasz reportaż nabierze dodatkowego wymiaru.

— Chcesz powiedzieć…

— Chcę powiedzieć — przerwał jej Joel — że już mamy dwie historie o dziewczynach, które oszukiwały. Skup się na tym, jak to jest, kiedy mówisz prawdę, a nikt ci nie wierzy.

60

Owen Messinger jadł płatki kukurydziane i oglądał w telewizji reportaż Diane Mayfield. Podczas dzisiejszej terapii grupowej miał zamiar intensywnie popracować nad przypadkiem Leslie — to znaczy, o ile Leslie pojawi się na sesji.

Nikt nie uwierzył w jej historię, więc dziewczyna czuła się niesłusznie prześladowana przez całe miasteczko. Teraz, kiedy sprawa nabrała rozgłosu, a Leslie zainteresował się cały kraj, pojawiły się dodatkowe problemy natury psychologicznej, z którymi Leslie musiała sobie poradzić. Jeśli kiedykolwiek zależało jej na zwróceniu na siebie uwagi, to z pewnością tym razem jej się udało.

Odłożył miskę do zlewu i przyniósł ze spiżarni puszkę kociej karmy.

— Cleo, skarbie, zostawiam ci jedzenie — zawołał, przesypując zawartość puszki do kociej miski. — Tatuś wróci dziś późno do domu.

Wyszedł przez drzwi kuchenne. Nie zauważył, że zapomniał o komórce, która ładowała się na stole. Wsiadł do czarnego volvo i ustawił klimatyzację na najwyższe obroty. Zapowiadał się kolejny upalny dzień.

Droga do pracy nie była długa. Wjeżdżając na parking, Owen spostrzegł dwa radiowozy, stojące przed wejściem do budynku. Zaparkował samochód na zarezerwowanym miejscu, wszedł prosto do budynku i wjechał windą na trzecie piętro.

Drzwi do biura były otwarte na oścież.

— Co tu się dzieje? — zapytał, widząc poprzesuwane meble w recepcji.

— Och, panie doktorze — powiedziała z ulgą Christine. — Próbowałam pana złapać, ale nie odbierał pan telefonu. Kiedy rano przyszłam do pracy, zastałam biuro w takim stanie, — Asystentka wskazała ręką bałagan.

Owen spojrzał w kierunku swojego gabinetu, po którym kręcili się policjanci, oceniając szkody.

— Proszę sprawdzić, czy coś nie zginęło — odezwał się jeden z nich. Owen wyjął z kieszeni pęk kluczy j otworzył szuflady w biurku.

— Dzięki Bogu, wszystko jest na miejscu — powiedział.

— A poza biurkiem? Zauważył pan, czy coś zginęło?

Owen spojrzał na regal. Na półkach, gdzie trzymał segregatory, było pusto. Znikły wszystkie notatki dotyczące pacjentów i terapii.

61

— Leslie, jeśli chcesz iść do pracy, to najwyższy czas wstawać.

Słysząc piskliwy głos matki wołającej z dołu, Leslie jęknęła i odwiodła się w łóżku na drugi bok. Wciąż była zmęczona i nie miała siły wstawać.

— Nie żartuję. Leslie. Jeśli się nie pospieszysz, nie zdążysz zjeść śniadania.

Jakoś to przeżyję, pomyślała, przecierając oczy. Leżała się na plecach i wpatrywała się w fluorescencyjne gwiazdki, które nakleiła na suficie dobre dziesięć lat temu, Nic dziwnego, że miała depresję. To był pokój dziecka, a nie dorosłej kobiety. Jeśli chciała uwolnić się od rodziców, którzy wciąż traktowali ją jak małą dziewczynkę, musiała znaleźć jakieś źródło dochodów.

Zmusiła się do wstania z łóżka i postawiła bose stopy na dywanie, zrobionym własnoręcznie przez mamę. Bladoróżowe rozety na kremowym tle. Wzrok Leslie wędrował po dywanie, różowych ścianach i białych meblach, ozdobionych drobnymi kwiatuszkami.

Przysięgła sobie, że kiedy zamieszka sama, w jej mieszkaniu nie będzie takich cukierkowych, różowiutkich dekoracji.

Zdjęła koszulkę i spodenki gimnastyczne, w których sypiała, i stanęła przed lustrem. Oglądając swoje ciało ze wszystkich stron, Leslie obiecała sobie, że dziś postara się jak najmniej zjeść. Oczywiście, to nie będzie takie proste, z matką i Larrym Belcaro, obserwującymi ją cały czas, niczym sępy.

Pod prysznicem strumień ciepłej wody biczował jej napiętą skórę. Wytarła plecy szorstkim ręcznikiem. Szorując zęby, zerkała do lustra, lubiła ten moment, kiedy biała pasta sprawiała, że wyglądały jaśniej.

Na pierwszy dzień w pracy wybrała krótką brązową spódniczkę z bawełny i brzoskwiniową bluzkę. Chciała zrobić przyjemność Larry'emu. Zawsze prawił jej komplementy, kiedy ubierała się w tym kolorze. Mówił, że brzoskwiniowy wyjątkowo podkreśla jej ciepłe brązowe oczy.

— Leslie, zejdziesz tu wreszcie?

— Już idę, mamo.

Wciągnęła brzuch i policzki i jeszcze raz obróciła się przed lustrem. Leslie nie była zadowolona ze swojego wyglądu, ale nie mogła zrobić nic więcej, poza tym, co sobie zaplanowała.

* * *

Audrey Patterson nałożyła na talerz córki dużą łyżkę jajecznicy, trzy plasterki bekonu i bułeczkę z masłem.

— Leslie, jaki chcesz sok? Pomarańczowy czy ananasowy?

— Poproszę pomarańczowy.

Kiedy matka odwróciła się do lodówki. Leslie oderwała kawałek bułki, zepchnęła z talerza plaster bekonu i wrzuciła go do płóciennej torebki, którą poprzedniego wieczoru starannie wyściełała pergaminem i umieściła na podłodze, obok swojego krzesła. Audrey nalała sok do szklanki i podała córce. Leslie zauważyła, że zerknęła na jej talerz. Nabrała na widelec odrobinę jajecznicy i wzięła do ust.

— Mamo, przestań mi się tak przyglądać, kiedy jem, dobrze? Mc razy mam ci powtarzać, że tego nienawidzę?

Audrey przygryzła dolną wargę.

— Wybacz, kochanie. Czasami nawet nie zdaję sobie sprawy, że to robię. Chcę mieć pewność, że jesz.

— Tylko wszystko pogarszasz. Strasznie mnie to denerwuje. — Leslie odłożyła widelec i oparła się na krześle.

— Dobrze, już dobrze. Nie będę ci się przyglądać.

Audrey podeszła do zlewu, nalała płynu do naczyń i odkręciła kurek z wodą. Odwrócona plecami do córki, szorowała patelnię, w tym czasie Leslie wrzuciła do torebki resztę bekonu i pół bułeczki. Dobrze wiedziała, że gdyby wszystko znikło z jej talerza, matka na pewno zaczęłaby coś podejrzewać. Zanim wstała od stołu, rozgrzebała jajecznicę i zostawiła na talerzu kawałek bułki. Teraz mama będzie myślała, że zjadła śniadanie, podczas gdy tak naprawdę upiła tylko kilka łyków soku i wzięła do ust jedną porcję jajecznicy.

— Dziękuję, skończyłam. — Leslie odsunęła talerz. — Więcej nie dam rady. Muszę się zbierać.

Matka odwróciła się od zlewu, omiotła wzrokiem talerz Leslie i szybko spojrzała córce w twarz.

— Leslie, muszę ci coś powiedzieć, zanim wyjdziesz.

— Co? — zapylała ostrożnie Leslie.

— Kochanie, zanim zeszłaś, oglądałam wiadomości, ale nie chciałam ci o tym mówić przed śniadaniem.

— Co się stało?

Audrey usiadła przy stole i ujęła dłoń córki.

— Dziś rano znaleziono Carly Neath, przy studni Bersabee.

— To bardzo dobrze! — Twarz Leslie rozpromieniła się. — Teraz już wszyscy będą mi wierzyć.

Audrey opuściła głowę.

— Mamo, nie chciałam, żeby wyglądało, że tylko na tym mi zależy — dodała pospiesznie Leslie, — Cieszę się, że znaleźli Carly.

Audrey spojrzała na córkę ze łzami w oczach.

— O co chodzi, mamo? Co się stało?

— Carly nie żyje, kochanie.

Leslie milczała.

— Leslie, dobrze się czujesz?

— Tak nic mi nie jest. Tylko nie wiem, co powiedzieć… Przecież to mogłam być ja. Właśnie sobie uświadomiłam, jakie miałam szczęście. — Wstała od stołu, wzięła torebkę i ruszyła w stronę drzwi, ale zatrzymała się przed wyjściem. — Och, zapomniałam Lee Lee — powiedziała. — Doktor Messinger prosił, żeby przynieść dziś na zajęcia ukochaną pluszową zabawkę z dzieciństwa.

Pobiegła z powrotem na górę i zdjęła z regału z książkami starego, zniszczonego misia. Ostrożnie wyjęła z płóciennej torebki pergamin, zawinęła resztki śniadania i schowała je na dno swojego plecaczka. Na wierzchu ułożyła ukochanego misia.

62

Dlaczego nie wziął od tego prawnika numeru pagera? Serce Shawna waliło jak oszalałe. Odkładając słuchawkę, czuł, że płoną mu policzki. Wiadomość o znalezieniu martwej Carly wywołała w nim panikę. Leslie znikła na chwilę, ale Carly została zamordowana! Obie były jego dziewczynami, policja od początku go podejrzewała. Najpierw o porwanie, teraz pewnie o morderstwo.

Było mu wstyd. Strach, że zaraz zjawi się u niego policja i wywlecze z domu, zdominował wszelkie emocje związane ze śmiercią Carly. Okazało się, że jednak zachowywał się jak większość ludzi. Najbardziej martwił się o własny tyłek.

Shawn nerwowo krążył po niewielkim salonie w swoim mieszkaniu. Wiedział, że powinien się uspokoić, spróbować racjonalnie myśleć. Adwokat na pewno oddzwoni i powie mu, co ma robić.

Dzwonek telefonu wyrwał go z zamyślenia. Dzięki Bogu, prawnik bardzo szybko zareagował. Shawn rzucił się do słuchawki.

— Halo?

— Czy mogę rozmawiać z Shawnem Ostranderem?

— Przy telefonie. — To pewnie sekretarka albo jakaś asystentka. Adwokat zaraz weźmie od niej słuchawkę.

— Dzwonię ze Szpitala Uniwersyteckiego Centrum Medycznego Wybrzeża Jersey. Przywieziono nam pacjenta, pana Arthura Tomkinsa. W portfelu ma kartkę z pańskim nazwiskiem, i informacją, że należy pana powiadomić.

— Co z Arthurem? — zapytał odruchowo Shawn.

— Jego stan jest stabilny. O szczegółach dowie się pan od lekarza prowadzącego.

Shawn poczuł skurcz w klatce piersiowej. Nie miał teraz głowy do problemów Arthura, Powinien skupić na własnych i spróbować jakoś przetrwać ten koszmar.

— Halo? Jest pan tam?

Co z niego za człowiek? Arthur go potrzebował, musiał biedakowi pomóc. Zrobi to co do niego należy. Poza tym, policja na pewno będzie go obserwować. Powinien wykonywać swoje obowiązki, jak gdyby nigdy nic W tej samej chwili Shawn podjął decyzję.

— Proszę przekazać panu Tomkinsowi, że zaraz tam będę.

63

Szeryf Albert wyszedł przed budynek, przeprosił dziennikarzy i powiedział, że konferencja prasowa została przełożona na dziesiątą. O dziesiątej pojawił się, by obiecać, że będzie miał coś dla prasy, ale dopiero przed południem. W końcu, w samo południe, stanął na drewnianym podium, gotowy wygłosić oświadczenie. Wóz satelitarny sieci KEY transmitował wszystko do ośrodka głównego, skąd materiały przekazano dalej, dla południowych wydań wiadomości w lokalnych stacjach.

— Przed chwilą otrzymaliśmy wyniki autopsji przeprowadzonej na zwłokach dwudziestoletniej Carly Neath. Z raportu koronera wynika, że zgon nastąpił w wyniku uduszenia.

— Została uduszona? — zapytała Diane,

Przed udzieleniem odpowiedzi szeryf Albert zerknął do notatek.

— Udusiła się własnymi wymiocinami.

— Więc to nie morderstwo? — upewnił się reporter Dziennika Asbury Park.

— Tego na razie nie wiemy. Śledztwo jest w toku. Mogę powiedzieć tylko tyle, że w świetle prawu obowiązującego w stanie New Jersey, jeśli w trakcie przetrzymywania porwana osoba umiera, porywacz ponosi odpowiedzialność za jej śmierć.

— Czy to znaczy, że ktoś odpowie za śmierć Carly ? — zapytał jakiś reporter.

— Tego nie powiedziałem. — W głosie policjanta dało się wyczuć zniecierpliwienie, — Na razie sprawdzamy wszystkie możliwości. — Szeryf Albert spojrzał w stronę Diane.

— Oczywiście, zdają sobie państwo sprawę z tego, że społeczeństwo jest bardzo zaniepokojone tymi wypadkami — odezwała się spokojnym głosem. — Wszyscy z przerażeniem myślą, że morderca wciąż jest na wolności, gdzieś tu, w Ocean Grove. Szeryfie, czy chce pan coś powiedzieć, żeby uspokoić ich obawy?

— Proszę państwa, policja prowadzi intensywne śledztwo, w tej chwili to nasz priorytet. To wszystko, co mam teraz do powiedzenia. Możliwe, że jeszcze dziś będę mógł podać więcej szczegółów. — To powiedziawszy, szeryf odwrócił się i zniknął za drzwiami posterunku.

64

Ostre słońce i całe to zamieszanie w miasteczku nie sprzyjały zabawom na dworze. Helen Richey w końcu zgodziła się, by w namiocie pojawił się telewizor. Poprosiła Jonathana, by poszedł do sklepu, ale on przypomniał, że ma odbiornik w bagażniku, i z radością wniósł go i zamontował w ich domku.

Kiedy córki, siedząc przy kuchennym stole, jadły kanapki z tuńczykiem, Helen obejrzała południowe wydanie wiadomości na kanale WKEY, w którym pokazano relację z konferencji prasowej policji. Ściszyła stojący w pokoju telewizor tak, by dziewczynki nic nie słyszały. Rozpoznała Diane Mayfield, która mówiła o strachu, jaki zapanował w okolicy. Kiedy szeryf uświadczył, że prowadzą intensywne śledztwo i być może później poda więcej szczegółów, mimo upału Helen przeszły dreszcze.

Carly Neath, ta przemiła dziewczyna, nie żyła. A jeśli Jonathan miał z tym coś wspólnego? Co, jeśli jej mąż poszedł za nią w piątek, kiedy wracała od nich do domu? A jeśli okaże się, że Jonathan był zamieszany w zniknięcie Leslie Patterson?

Helen wyłączyła telewizor i usiadła w wiklinowym fotelu, próbując zebrać myśli. Z wizytówki, którą znalazła w portfelu Jonathana, wynikało, że jej mąż miał spotkanie w Ocean Grove w czwartek po południu, Jeśli tak było, dlaczego jej o tym nie powiedział? Jeśli Jonathan przebywał w czwartek w miasteczku, to równie dobrze mógł w środku nocy porzucić związaną Leslie Patterson w altanie nad studnią Bersabee.

Zastanawiała się, gdzie był teraz. Wstała z fotela, podeszła do siatkowych drzwi, otworzyła je i wyjrzała na ulicę, żeby sprawdzić, czy nie wraca ze sklepu żelaznego. Ostatnio ciągle coś naprawiał. Helen zaczynała podejrzewać, że mąż tylko szukał pretekstu, żeby wyrwać się z domku, od niej i od dzieci.

Myśli gorączkowo przebiegały jej przez głowę. A może Jonathan się załamał pod presją jej wymagań? Może za bardzo naciskała, żeby żyli w sposób, którego tak nie znosił? W takim układzie byłaby po części odpowiedzialna za los Carly i Leslie. Wiedziała, że nie dałaby rady żyć z tą świadomością.

Helen wróciła do środka.

— Dziewczynki, skończyłyście lunch? — zapytała, wchodząc do kuchni.

Gdy tylko Jonathan wróci, namówi go, żeby wziął duży parasol i poszedł z dziewczynkami na plażę. Wtedy będzie mogła zrobić to, co zaplanowała.

65

Larry uparł się, żeby włączyli automatyczną sekretarkę, zamknęli biuro i poszli z Leslie na lunch. Ustalili, że nie pójdą do „Nagle's”, bo wiedzieli, że miejscowi wciąż plotkują na temat tragedii Carly Neath i na pewno wszyscy gapiliby się na Leslie. Postanowili jechać do włoskiej restauracji w Asbury Park. Była to ulubiona knajpa jego córki, jeszcze z czasów, zanim Jenna wpadła w obsesję i zaczęła liczyć każdy kęs, jaki wkłada do ust.

Larry cierpiał przez tę godzinę, obserwując, jak Leslie ledwo dziobie swoją sałatkę. Dobrze wiedział, że absolutnie nie wolno mu tego komentować. Przynajmniej tyle nauczył się, gdy zmagali się z problemem Jenny.

— Leslie, tak się cieszę, że wróciłaś do pracy — powiedział, czekając na rachunek. — To teraz dla ciebie najwłaściwsze miejsce, W takich sytuacjach najlepiej się czymś zająć.

Leslie pokiwała głową.

— Wiesz, Larry — odezwała się cicho — te trzy dni były naprawdę straszne. W życiu się tak nie bałam. Kiedy leżałam związana, w samotności, dużo myślałam o tym, jak pokręcone jest moje życie.

Larry pochylił się do przodu i zamienił w słuch.

— Teraz, kiedy czuję, że otrzymałam jeszcze jedną szansę, chcę zrobić licencję agenta nieruchomości.

— Leslie, to wspaniały pomysł! — Jego zmartwiona twarz rozpromieniła się. — Wiesz, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby ci pomóc.

— Tak, wiem — odparła.

W drodze powrotnej do biura zastanawiali się, gdzie Leslie mogłaby zrobić odpowiedni kurs, i jak powinna przygotować się do trudnego egzaminu państwowego. Wjeżdżając na parking, Larry zauważył, że przed biurem stoi jakaś kobieta. Pospiesznie wysiadł z samochodu i podszedł, by ją przeprosić, że musiała czekać na takim upale.

— Och, naprawdę nic się nie stało — powiedziała jasnowłosa kobieta. — Przejechałam parę minut temu.

— Larry Belcaro — przedstawił się i wyciągnął do niej rękę. — A to moja asystentka, Leslie Patterson.

Kobieta uścisnęła dłoń Larry'ego, ale nie odrywała oczu od Leslie.

— Helen Richey — powiedziała.

Leslie usiadła za biurkiem, przy drzwiach i sięgnęła po magazyn, podczas gdy Larry wprowadził kobietę do swojego gabinetu.

— Czym mogę pani służyć? Zamierza pani coś wynająć czy kupić?

— Cóż, ani jedno, ani drugie — odparła.

— Och, więc chce pani coś sprzedać. — Zdjął skuwkę z długopisu. — Tu, w Ocean Grove?

— Nie, też nie to. Przyszłam w zupełnie innej sprawie. — Helen była bardzo niespokojna. Otworzyła torebkę i wyjęła z niej białą wizytówkę, którą położyła na stole. — Chciałam zapytać o to. Znalazłam to w rzeczach męża. Czy spotkał się z panem w ubiegłym tygodniu?

Larry obejrzał obie strony wizytówki.

— Hm, niech się zastanowię — mruknął pod nosem. — Ubiegły czwartek o czwartej. Nie, chyba nie. — Otworzył leżący na biurku notes. — Nie, na pewno nie. W czwartek podpisywałem umowę końcową. Nie oglądałem lokali z żadnym klientem.

66

— Boże, Wiadomości Wieczorne chcą mieć na dziś materiał. — Matthew zamknął klapkę komórki. — Próbowałem ich namówić, żeby przysłali własnego reportera z ekipą, ale oni chcą ciebie.

— Pochlebiłoby mi to, gdybym nie wiedziała, że jest sierpień i nie mają ludzi, bo wszyscy są na urlopach. Nie mają wyboru, zostałam tylko ja — zauważyła Diane. — Joel wie?

— Tak. Range Bullock już mu powiedział. Wiesz, jak jest: jeden producent z drugim producentem…

Diane uśmiechnęła się.

— Wyobrażam sobie tę rozmowę. Założę się, że Joel cały czas przypominał, że Range będzie miał teraz ogromny dług wdzięczności.

— Tak, a my jesteśmy kartą przetargową. — Matthew wyjął długopis i otworzył notatnik. — No nic, bierzmy się do roboty. Jedyny świeży materiał to popołudniowe oświadczenie policji.

— Miejmy nadzieję, że powiedzą coś nowego przed emisją — dodała Diane.

— Range chciałby, żebyśmy spróbowali uchwycić nastrój, jaki panuje w miasteczku. Niech widzowie poczują klimat Ocean Grove, Pogadamy z ludźmi na ulicy, sfilmujemy ich reakcje. Chcesz się przejść do „Nagle's”? Carly tam pracowała, więc może uda nam się porozmawiać z kimś, kto ją znał — zaproponował Matthew.

— To już mamy plan — ucieszyła się Diane.

67

Nienawidził szpitalnego zapachu. Próbując nie oddychać głęboko. Shawn wsłuchiwał się w skrzypienie swoich tenisówek na linoleum. Ależ to o głupie, pomyślał, idąc długim korytarzem. Prawdopodobnie oskarżą cię o porwanie i morderstwo, a ty kręcisz nosem, bo ci śmierdzą środki dezynfekujące.

Shawn poczuł się nieco lepiej, gdy w końcu oddzwonił do i niego adwokat z urzędu. Prawnik powiedział, że policja już dawno by go aresztowała, gdyby mieli jakieś dowody, łączące go z porwaniem Leslie i Carly. Zapewnił, że dopóki nie będą mieć niepodważalnych dowodów rzeczowych albo naocznego świadka, jest bardzo małe prawdopodobieństwo, że Shawn zostanie skazany. Fakt, że był związany z dwiema kobietami, które zostały porwane, nie oznacza, że jest porywaczem ani mordercą. Shawn z całej siły uczepił się tych słów.

Drzwi były otwarte, W sali stały dwa łóżka, ale to bliżej drzwi było puste. Shawn cicho podszedł do łóżka za kotarą.

— Arthur? — wyszeptał.

Otworzył oczy i spojrzał na Shawna, jego włosy jeszcze bardziej się splątały, gdy przesunął głową po poduszce. W spranej szpitalnej piżamie, zwykle opalony Arthur wydawał się śmiertelnie blady.

— Jak się masz, kolego?

Arthur nie odpowiedział.

— Co się dzieje, stary? Możesz mi powiedzieć — przekonywał Shawn.

— Odkąd go przywieźli, nie odezwał się ani słowem.

Shawn aż podskoczył, słysząc kobiecy głos.

— Przepraszam, nie chciałam pana wystraszyć. Jestem doktor Varga — przedstawiła się kobieta. Podeszła do łóżka i ujęła nadgarstek Arthura.

— Shawn Ostrander.

— Krewny?

— Nie, przyjaciel. — Nie było sensu wchodzić w szczegóły długiej historii tego, jak zaczęła się jego znajomość z psychicznie chorym mężczyzną. Arthur od dawna był czymś więcej niż obiektem pracy badawczej. — Jego krewni przestali się nim interesować.

Lekarka pokiwała głową.

— Co mu jest? — zapytał Shawn.

— W sensie fizycznym nic, ale się nie odzywa. Kiedy policja go tu przywiozła, poinformowali nas o jego stanie psychicznym.

— Tak, w miasteczku wszyscy go znają. — Shawn uśmiechnął się krzywo.

Doktor Varga zapisała coś w karcie.

— Na szczęście w kieszeni kurtki miał leki. Nie mamy pewności, czy je zażywał, ale teraz mu podajemy.

— Kiedy będzie mógł wrócić do domu?

— To zależy. Chyba nie ma pośpiechu, prawda?

Shawn pokręcił głową. Przypomniał sobie ponury mały pokoik w rozpadającym się pensjonacie, który Arthur nazywał domem.

— Nie, nie ma pospiechu.

Lekarka poklepała dłoń Arthura i wyszła z sali. Shawn usiadł i zaczął monolog o upałach i tłumie letników, jacy zjechali tego roku do Ocean Grove. O dziennikarzach, którzy pojawili się, by pisać, o Carly nie wspomniał.

— No dobra, stary — powiedział, odstawiając na miejsce krzesło, które pół godziny wcześniej przysunął do łóżka. — Będę leciał. Zadzwonię później do dyżurki pielęgniarek i zapytam, jak się czujesz. — Położył dłoń na ramieniu Arthura. — Wypoczywaj sobie i o nic się nie martw. Wszystko będzie dobrze. Odpoczywaj, słyszysz?

Arthur spojrzał mu prosto w oczy, i po raz pierwszy od przywiezienia go do szpitala, przemówił.

— Dobra, Shawn. Zawsze robię, co każesz.

68

W porze lunchu Diane. Matthew i ekipa z kamerą stali na chodniku przed „Nagle's” i pytali gości restauracji, co sądzą o sytuacji w Ocean Grove. Wszyscy chętnie się wypowiadali, a opinie właściwie się nie różniły.

— To straszne. I pomyśleć, że w takim uroczym miasteczku dzieją się takie rzeczy! Niech Bóg ma w opiece rodziców tej biednej dziewczyny.

— Jestem śmiertelnie przerażona. Sama mam dzieci, nie spuszczam ich z oka ani na sekundę. Jak mam im coś takiego wytłumaczyć?

— Potworność. Przyjechaliśmy na wakacje, a teraz myślimy, czy nie wrócić wcześniej do domu. Nie tego szukaliśmy. Marzyliśmy o spokojnym tygodniu na plaży.

W ciągu pól godziny nagrali sporo wypowiedzi, Niestety, nikt z rozmówców nie znał Carly Neath.

— Zajrzyjmy do środka, może znajdziemy kogoś, kto z nią pracował — zasugerowała Diane. — Sprawdzę, czy ktoś z nich zechce porozmawiać, i od razu zapytam, czy możemy filmować w środku.

Diane z ulgą zamieniła zalaną słońcem ulicę na klimatyzowaną restaurację. Podeszła prosto do baru i przedstawiła się mężczyźnie stojącemu przy kasie.

— Kręcimy reportaż o Carly Neath, chcielibyśmy porozmawiać z ludźmi, którzy ją znali. Czy możemy wejść tu z kamerą?

— Wolałbym nie — odparł mężczyzna. — Wszyscy są nadal poruszeni. Nasi goście na pewno nie życzą sobie, żeby przypominać im o tym horrorze podczas posiłku.

— Oczywiście, rozumiem. — Diane była wyraźnie zawiedziona. — A czy będzie pan miał coś przeciwko temu, jeśli poproszę, żeby na kilka minut wyszli na zewnątrz? Nakręcimy rozmowę na ulicy.

— No, dobrze — westchnął mężczyzna. — To wolny kraj.

— W takim razie zacznę od pana. Czy zechce pan porozmawiać o Carly?

— Nie. Nie będę rozmawiał — odparł krótko. Diane już dawno temu nauczyła się nie przejmować odmową. Nie chcieli rozmawiać, to trudno. Z nielicznymi wyjątkami, nie było sensu naciskać.

Rozejrzała się po sali.

— A ona? — zapytała, wskazując młodą brunetkę za barem, która wsypywała lód do wysokiej szklanki. — Znała Carly?

— Pracują razem na porannych zmianach. To znaczy, pracowały.

— Myśli pan, że zechce ze mną porozmawiać?

Mężczyzna wzruszył ramionami,

— Niech ją pani sama zapyta.

* * *

Szczupła dziewczyna wyszła przed restaurację. Stojąc na chodniku, założyła za ucho kosmyk pozbawionych blasku, brązowych włosów.

— Dziękuję, że zgodziłaś się na tę rozmowę — zaczęła Diane.

— Zajmę ci tylko kilka minut.

— Nie ma sprawy — odparła dziecinnym głosem kelnerka.

— Właśnie skończyłam zmianę. Mam dziś tylko wizytę u terapeuty, ale to dopiero po południu.

Diane uśmiechnęła się, kiedy Sammy dał sygnał, że włączył kamerę.

— Dobrze. Na początek, poproszę, żebyś się przedstawiła i przeliterowała swoje imię i nazwisko.

— Anna Caprie.

— Gdzie mieszkasz, Anno?

— W Ocean Grove.

— Pracujesz tu, w restauracji „Nagle's”, w tej samej, w której pracowała Carly Neath?

Anna kiwnęła głową.

— Mhm, Pracowałyśmy razem, ale nie zawsze. Czasami ona miała zmianę, a ja nie, a czasami ja byłam w pracy, a ona miała wolne.

— Kiedy ostatni raz widziałaś się z Carly? — zapytała Diane.

— W piątek rano. To był ostatni raz.

— Tego dnia znikła.

— Tak. — Anna wbiła wzrok w chodnik.

— Czy tego dnia rozmawiałaś z Carly? — pytała dalej Diane.

— Nie za wiele. Latem mamy duży ruch. Przeważnie nie ma czasu na rozmowy.

— Anno, czy tego dnia zwróciłaś na coś szczególną uwagę? Może wydarzyło się coś niezwykłego? Coś innego niż zwykłe?

Anna podniosła głowę. Diane nie była pewna, czyjej twarz nabrała koloru od słońca, czy dziewczyna się zarumieniła. Tak, czy siak, ładnie wyglądała z różowymi policzkami. Diane uważała, że kelnerka jest zbyt blada. I zdecydowanie zbyt chuda.

— Cóż… — wahała się Anna. — Nie bardzo. Wpadł chłopak Carly, chciał z nią pogadać. Ale on już nieraz tu był.

— Shawn Ostrander?

— Mhm. Carly mówiła, że bardzo go lubi… — Anna nie dokończyła zdania.

— Ale co, Anno? — Diane delikatnie próbowała jej pomóc.

— Nie wiem, czy powinnam o tym mówić, Shawn zawsze był dla mnie miły, W zeszłym tygodniu, kiedy miałam zepsuty samochód, oboje z Carly podrzucili mnie na terapię. I nawet zaczekali, żeby mnie potem odwieźć do domu. — Anna kręciła w palcach kosmyk matowych włosów. — Nie chciałabym mówić czegoś, co mogłoby zaszkodzić tak miłemu człowiekowi.

— Oczywiście, Anno, to zrozumiałe. Pamiętaj jednak, że to bardzo poważna sytuacja. Jeśli uważasz, że wiesz o czymś, co mogłoby pomóc wyjaśnić okoliczności zaginięcia Carly, powinnaś o tym powiedzieć. Jeśli nie mnie, to policji.

Anna głośno przełknęła ślinę. Chodzi o to, że Carly nie podobało się, że Shawn nie chciał szukać Leslie Patterson. Mówiła, że mu o tym powie, jak się z nim spotka wieczorem.

69

— Larry, wiem, że to mój pierwszy dzień w pracy, ale muszę wyjść trochę wcześniej.

Agent nieruchomości podniósł głowę znam biurka i spojrzał na stojącą w drzwiach Leslie. Widok jej chorobliwie chudej sylwetki jak zwykle sprawił mu ból.

— W porządku, moja droga. — Uśmiechnął się do niej łagodnie. — Pewnie jesteś zmęczona. Dobrze ci dziś poszło.

— Jesteś dla mnie taki dobry, Larry. Prawie nic nie zrobiłam i ty dobrze o tym wiesz.

— Wcale nie, sporo pracowałaś. I nie martw się, jutro czeka cię jeszcze więcej roboty. A teraz idź do domu, zjedz pyszną kolację i odpocznij.

Leslie podeszła do swojego biurka i sięgnęła po leżącą na podłodze płócienną torebkę. Kiedy szukała kluczyków do samochodu, Larry wyszedł ze swojego gabinetu z dokumentami w ręce.

— Chciałem zostawić to na jutro — wyjaśnił. Kątem oka zauważył wystającego z torebki pluszowego misia. — Leslie, wcale nie jedziesz teraz do domu, prawda?

— Nie — przyznała. — Mam spotkanie z terapeutą. Nie chciałam ci o tym mówić, bo wiem, co myślisz o terapii.

Larry zdjął okulary, przetarł oczy i ciężko westchnął.

— Och, Leslie, Leslie. Sam już nie wiem, jak ci to tłumaczyć. Nie jestem przeciwny terapii. To nie tak. Ja tylko chciałbym, żebyś miała pewność, że leczy cię odpowiednia osoba.

70

Diane siedziała na przednim siedzeniu w wozie transmisyjnym, zimne powietrze z wentylatora wiało jej prosto w twarz. Dopracowywała scenariusz reportażu, kiedy zadzwoniła jej komórka. Asystentka Owena Messingera powiadomiła ją, że terapeuta może z nią porozmawiać o piątej.

— Och, obawiam się, że mogę nie zdążyć — powiedziała Diane, patrząc na zegarek. — Czy nie dałoby się przełożyć spotkania na jutro?

— Nie. Doktor Messinger będzie przez najbliższe dni bardzo zajęty.

— W takim razie przyjedziemy — zgodziła się z ociąganiem Diane. Odłożyła telefon i zwróciła się do Matthew, który przeglądał to, co tego dnia nakręcili przed „Nagle's”. i wybierał fragmenty nadające się do wykorzystania w jej reportażu.

— Musimy zrobić wywiad z Messingerem do Pod lupą, ale jeśli nie uda nam się dzisiaj, to potem możemy mieć problem. Scenariusz dla Wiadomości Wieczornych jest już gotowy. Byłoby dobrze, gdyby Range Bullock przyjął to wcześniej. Zrobimy tak: nagram teraz komentarz i zostawię ci, żebyś mógł wysłać materiał do Nowego Jorku, a ja z chłopakami pojadę do gabinetu Messingera. Jeśli przyjmie mnie o piątej, jak to ustaliliśmy, O wpół do szóstej będę mieć ten wywiad i zdążę wrócić na szóstą. W razie czego, jeszcze dam radę wprowadzić poprawki do wydania wiadomości o w pół do siódmej.

Matthew zagwizdał.

— Jezu, Diane, wszystko na styk. Nienawidzę, kiedy tak ryzykujemy.

— Ach, Matthew, przestań. Sam nieraz bardziej ryzykowałeś.

— No dobra — mruknął. — Potrzebna nam fachowa opinia Messingera, skoro to jedyny termin, jaki ma, to niech będzie. Nie mamy wyboru.

71

Każda z sześciu dziewczyn, siedzących w kręgu w sali terapeutycznej, trzymała na kolanach pluszowe zwierzątko. Poważne, bardzo szczupłe, wszystkie miały skłonność do samookaleczenia.

Doktor Messinger rozpoczął sesję.

— Od naszego ostatniego spotkania wydarzyło się coś bardzo bolesnego. Leslie została porwana i przez trzy dni przetrzymywana w niewoli. Potem porwano drugą młodą kobietę. Jej ciało znaleziono wczoraj.

— Znałam ją — przerwał mu piskliwy, dziecinny głos. — Carly Neath. Pracowałyśmy razem.

Owen szybko przeniósł wzrok z Anny na Leslie, która, zgodnie z jego przewidywaniem, zareagowała od razu.

— Ziemia do Anny. Może i znałaś Carly Neath, ale to ja siedzę tu przed tobą. Myślę, że to, nad czym mam dziś pracować jest trochę ważniejsze od tego, co ty chciałabyś teraz powiedzieć.

Anna skurczyła się na swoim krześle i zaczęła ściskać czarnego pluszowego królika. Jej twarz zrobiła się różowa, jak nos zabawki.

— Jak myślisz. Leslie, jak Anna poczuła się, słysząc, że twoje przeżycia są ważniejsze od tego, co sama doświadczyła — zapytał Owen.

Zawstydzona Leslie skubała ucho misia.

— Chyba niezbyt przyjemnie. Przepraszam, Anno,

— Leslie, chcesz porozmawiać o tym, co ci się przydarzyło?

* * *

Owen Messinger słuchał opowieści Leslie, próbując jednocześnie obserwować reakcje pozostałych pacjentek na coś, co w jego mniemaniu było prawdziwą gehenną. Zachęcał dziewczyny do zadawania Leslie pytań i okazywania jej wsparcia.

Anna Caprie przyznała się, że usłyszawszy o zniknięciu Leslie, zamknęła się na klucz w swoim pokoju. Chciała dołączyć do poszukiwań, ale czuła się zbyt przytłoczona.

— Wzięłam szpilkę z pudełka z przyborami do szycia i wbijałam ją w ciało.

To był dobry moment, żeby pacjentki się czegoś nauczyły. Niektóre od lat przychodziły do niego na terapię, ale żadna ze sprawdzonych technik terapeutycznych nie przynosiła widocznych rezultatów. Nadal odmawiały przyjmowania pokarmów, a kiedy czuły się bezsilne, chwytały ostre przedmioty i zadawały sobie ból, co w niewyjaśniony sposób przynosiło im ulgę. Owen czuł, że pozostało mu tylko jedno wyjście: zastosować drastyczną, bardziej dramatyczną metodę, by przekonać swoje młode pacjentki, że samookaleczanie przynosi jedynie krótkotrwałą ulgę, ale na dłuższą metę był to nieskuteczny i bardzo niebezpieczny mechanizm radzenia sobie z problemami.

Tak jak co tydzień, przez ostatnie trzy miesiące, Owen wręczył dziewczynom brzytwy. Na początku lata polecił, by przesunęły palcami po ostrzu — bez kaleczenia się — i otwarcie opowiedziały, co czuły, dotykając ostrego narzędzia. W ciągu kolejnych tygodni próbował „zdemistyfikować” siłę brzytwy, przekonać dziewczyny, że ostrze w żaden sposób nie może im pomóc.

Dziś nadszedł czas na najważniejszą lekcję,

— Anno, może zaczniesz? — zaproponował Owen, wskazując dłonią pluszowe zwierzątko na jej kolanach.

— Nie skrzywdzę Pana Aksamitka. Po prostu nie mogę. — Oczy Anny zaszły łzami.

— Dlaczego? — zapytał Owen. — Siebie już nieraz okaleczyłaś. Dlaczego nie chcesz przeciąć kawałka materiału wypchanego trocinami?

— Dlatego, że Pan Aksamitek jest dla mnie wszystkim. Nie mogłabym go skrzywdzić — łkała Anna.

— Siebie krzywdzisz bez oporu. Czy nie uważasz, że jesteś co najmniej tak ważna jak twój pluszowy królik? Czy nie zasługujesz na miłość tak jak on?

Po policzkach dziewczyny spływały wielkie łzy.

— Anno? — naciskał.

— Anna uważa, że na nic nie zasługuje — wtrąciła się Leslie. — Myśli, że nie jest ważna.

Wszystkie oczy, z wyjątkiem terapeuty, zwróciły się na Leslie. Owen nie odrywał wzroku od Anny.

— Anno, co czujesz, usłyszawszy słowa Leslie?

Anna nie odpowiedziała. Zacisnęła palce na brzytwie i poderżnęła gardło Pana Aksamitka.

72

Dziewczyny wychodzące z budynku sprawiały wrażenie przygnębionych i wyczerpanych. Ta cała terapia miała poprawiać ich samopoczucie. Czy po sesji nie powinny być bardziej zadowolone i pełne energii? Przecież się wywnętrzały, dlaczego więc wyglądały, jakby dźwigary na ramionach cały świat?

Larry osunął się niżej na siedzeniu, żeby Leslie przypadkiem go nie zauważyła. Z rozmysłem zaparkował obok podobnego beżowego sedana, stojącego na odległym krańcu parkingu, mając nadzieję, że jego samochód nie rzuci się jej w oczy. Patrzył, jak z ponurą miną zbliżała się do swojego samochodu. W jej dłoni smętnie kołysał się wypchany miś.

Leslie odjechała, ale Larry jeszcze chwilę zaczekał, chciał się lepiej przyjrzeć pozostałym dziewczynom. Ta mała, Anna, kelnerka z „Nagle's” wyglądała na wyjątkowo przybitą, gdy wsiadała do czekającego na nią samochodu. Larry domyślał się, że siedzący za kierownicą mężczyzna w średnim wieku był jej ojcem. Biedny facet. Pochylił się i ucałował córkę w policzek, a Larry wyobrażał sobie, o czym rozmawiali. Pewnie pytał, jak poszła sesja i czy czuje się lepiej. Tak jak Larry często wypytywał swoją najdroższą Jennę.

Czuł, że wzbiera w nim gniew. Zacisnął palce na kierownicy, aż pobielały mu kostki. Miał ochotę udusić tego przeklętego terapeutę.

W końcu wszystkie dziewczyny opuściły teren parkingu. Larry zamierzał przekręcić kluczyk w stacyjce, kiedy zauważył kobietę i dwóch mężczyzn z kamerą, idących w stronę wejścia do budynku. Pochylił się do przodu, żeby dokładniej się im przyjrzeć. Zdawało mu się, że rozpoznał kobietę. Tak, to była Diane Mayfield. Pojawiła się w miasteczku razem z całą zgrają dziennikarzy.

Wiedziony impulsem, otworzył drzwi i wysiadł z samochodu.

— Halo! Proszę państwa! — krzyknął.

Trzy głowy odwróciły się w jego kierunku.

— Pani Mayfield?

— Tak?

— Dzień dobry. Nazywam się Larry Belcaro. Jestem właścicielem agencji nieruchomości w Ocean Grove.

Diane uścisnęła jego wyciągniętą dłoń. Przywykła już do tego, że obcy ludzie zaczepiali ją żeby się przedstawić. Jeśli pracuje się w telewizji, ludziom wydaje się, że cię znają. Diane zawsze starała się być uprzejma.

— Miło mi pana poznać — powiedziała. — Niestety, obawiam się, że nic mogę poświęcić panu teraz zbyt dużo czasu. Jestem umówiona na piątą w sprawie wywiadu z pewnym lekarzem. Podobnie jak ja, to bardzo zajęty człowiek.

— Czy to przypadkiem nie doktor Messinger? — zapytał Larry.

Diane spojrzała na niego z zaciekawieniem.

— Tak się składa, że to właśnie on.

— Chce pani rozmawiać z nim o tym, co się dzieje w Ocean Grove, prawda?

— Tak.

— Proszę pani, prawdziwa historia, którą należałoby ujawnić, to szatańskie eksperymenty, jakie robi ten człowiek. Powinni go zamknąć za wszystkie nieszczęścia, które spowodował, za te zniszczone życia, w tym mojej córki, Jenny.

— Panie Belcaro, bardzo bym chciała, ale naprawdę nie mogę w tej chwili z panem rozmawiać. Zechce pan podać numer telefonu, pod którym można pana złapać, może dokończymy tę rozmowę później?

Czując, że próbują się go pozbyć. Larry wręczył Diane swoją wizytówkę.

— Na odwrocie zapisałem mój numer domowy — powiedział, nie licząc, że dziennikarka do niego zadzwoni.

73

Kiedy siostra z zamkniętymi oczyma opalała się na ręczniku, a ciotka wybrała się na spacer po plaży, Anthony uznał, że wreszcie nadarzyła się okazja zrobić coś po swojemu. Wziął aparat fotograficzny i ruszył na północ, w kierunku Asbury Park i starego kasyna.

Odkąd dzień wcześniej zauważył mężczyznę wślizgującego się pod budynek, Anthony nie był w stanie myśleć o niczym innym. Facet zniknął — ot, tak po prostu. Dokąd poszedł? Co to było za miejsce?

Zatrzymał się, żeby sfotografować ogromną konstrukcję z cegły. Uważnie skomponował ujęcie. Przybliżając budynek kasyna, zaczął się zastanawiać nad pomysłem, by sprawdzić, jak ta ruina wygląda od środka. A jeśli to siedziba jakiegoś groźnego gangu albo ktoś tam mieszka? Może są groźni i zrobią mu krzywdę? A jak się wkurzą, że wtargnął na ich terytorium? A jeśli mama dowie się, że tak ryzykował?

Zaraz, zaraz! A niby kim on był? Jakimś cieniasem?

Podszedł bliżej budynku i zatrzymał się, żeby się rozejrzeć. Chyba nikt go nie obserwował. Anthony policzył do trzech, wziął głęboki oddech i zanurkował w szczelinie między betonem a piaskiem;

Z początku jasne promienie słońca sączyły się do środka, oświetlając mu drogę, ale z każdym krokiem w głąb budynku robiło się coraz ciemniej. Zanim jego oczy przywykły do mroku, posuwał się powoli, przytrzymując się ściany. Potem przecisnął się przez dziurę w murze.

Słońce znów było jego sprzymierzeńcem, wpadając przed szparę w dachu, wysoko nad głową Anthony'ego. Rozglądał się, próbując rozszyfrować, gdzie właściwie się znalazł, i co widział. Porośnięte mchem trybuny, pusta scena, zardzewiałe kandelabry i niszczejący bar. Wyobrażał sobie, że to miejsce musiało kiedyś tętnić życiem. Tłumy na widowni na pewno nieraz wiwatowały, oglądając występy na scenie. I tylko pomyśleć, jakie to niesamowite, że teraz salę wypełniały ich duchy.

Pstrykał aparatem, fotografując tajemniczy świat, który odkrył przez przypadek Po chwili zatrzymał się, żeby sprawdzić, czy zdjęcia dobrze wyszły. Lampa błyskowa nieźle się spisywała, obrazy były wyraźne i ostre.

Przeszedł wśród gruzu i odłamków szkła, po czym wspiął się na trybuny, żeby zrobić kilka ujęć i góry. Wtedy zauważył coś wystającego zza rogu baru. Z daleka nie był w stanie zidentyfikować co to, więc ostrożnie zszedł na dół.

Anthony zajrzał za ladę baru. Tym, co przyciągnęło na górze jego wzrok, okazał się brzeg styropianowej płyty. Obok niej, na ziemi leżał brudny żółty koc. Chyba ktoś tu mieszka, pomyślał. Pewnie ten facet w mundurze, którego widział wczoraj.

Na kocu leżało jakieś stare czasopismo i bordowa kurtka z ortalionu. W nocy musi tu być strasznie zimno, bo w innym przypadku, po co komu takie grube ubranie w samym środku upalnego lata? Podniósł kurtkę i sprawdził zawartość kieszeni. Znalazł tylko małą białą prostokątną kartkę. Oczy Anthony'ego przywykły już do mroku, dlatego zdołał odczytać napis: Agencja nieruchomości „Surfside”. Szybko odłożył wizytówkę z powrotem do kieszeni.

Anthony pstryknął jeszcze kilka zdjęć obozowiska i wtedy wpadł na pomysł, żeby zajrzeć do chłodziarki. W środku znalazł dwie puszki dietetycznej coli, pomarańczę i paczkę solonych krakersów. Było tam jeszcze jedno opakowanie, którego zawartości nie potrafił rozpoznać. Wyjął je i gwałtownie otworzył, a wówczas na podłogę, pod jego nogi wysypały się paski z twardego plastiku.

74

Czekając, aż chłopcy z ekipy przypną im mikrofony i ustawią światła, Diane gawędziła poza kamerą z Owenem Messingerero.

— Bardzo dziękuję, że znalazł pan dla nas czas — powiedziała.

— `Cieszę się, że chociaż to się udało. — Owen uśmiechnął się, w odczuciu Diane nieco sztucznie. — Dzień rozpoczął się od włamania, a potem było coraz gorzej.

— Och, bardzo mi przykro — powiedziała Diane. — Mam nadzieje, że nie zginęło nic cennego.

— W zasadzie, rzeczy, które mi skradziono, nie miały wartości finansowej. — Wskazał głową w kierunku regału. — Znikły moje notatki na temat pacjentów, które gromadziłem, odkąd zacząłem prowadzić prace badawczą.

Diane westchnęła.

— Co za strata. Da pan radę odtworzyć te materiały?

Owen zmarszczył czoło.

— Nie sądzę.

Przed rozpoczęciem nagrywania Diane wyjaśniła, o czym chciała z nim rozmawiać.

— Jak wspomniałam przez telefon. Pod lupą przygotowuje program o dziewczynach, a właściwie kobietach, które znikają na kilka dni i pozorują porwanie, żeby w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Zostałam tu przysłana, żeby zrobić reportaż o Leslie Patterson. Chociaż porwanie i śmierć Carly Neath zmieniły perspektywę, nadal chciałabym zadać panu kilka pytań w imieniu naszych telewidzów.

— Oczywiście. — Terapeuta przygładził włosy. — Postaram się na wszystkie odpowiedzieć,

Diane spojrzała na ekipę.

— Gotowi?

— Zaczynamy — potwierdził Sammy.

Diane odchrząknęła.

— Doktorze Messinger, jak wynika z danych statystycznych, od kilku lat maleje liczba porwań, a jednocześnie coraz częściej zdarzają się przypadki pozorowanych zaginięć. W większości oszustw tych dokonują kobiety. Dlaczego tak się dzieje?

— To prawda, pani redaktor. Mimo histerii, jaka panuje w środkach masowego przekazu, w rzeczywistości od jakiegoś czasu porwania zdarzają się coraz rzadziej. Statystycznie rzecz biorąc, istnieje większe prawdopodobieństwo, że dziecko umrze na atak serca, niż że zostanie uprowadzone przez obcą osobę.

— A co z młodymi kobietami, które pozorują własne zaginięcie? Dlaczego to robią?

— Zwykle jest to wołanie o pomoc, Te kobiety potrzebują uwagi. Być może czują się niekochane i nikomu niepotrzebne, można powiedzieć, niewidzialne. — Owen sięgnął po szklankę z wodą i upił łyk. — Niestety, te fałszywe zgłoszenia sprawiają, że prawdziwe ofiary uprowadzeń stają się mniej wiarygodne. Nie wspominając już o stratach finansowych, jakie ponosi policja, i panice, jaka zwykle ogarnia społeczeństwo,

Diane wiedziała, że ma już kilka mocnych fragmentów, Skrzyżowała nogi i zadała kolejne pytanie.

— Tu, w Ocean Grove. Leslie Patterson, która znikła jako pierwsza, była podejrzewana o oszustwo, dopóki nie porwano Carly Neath. Proszę powiedzieć, jak czuje się osoba, która po tak ciężkim przeżyciu mówi prawdę, w którą nikt nie wierzy?

— Cóż, nie chcę komentować przypadku Leslie, ale chyba może sobie pani wyobrazić, jak by się pani wówczas czuła, prawda? Przede wszystkim, pojawia się frustracja i gniew. Do tego dochodzi bolesne poczucie izolacji. Człowiek wie, że mówi prawdę, a jednak nikt mu nie wierzy. Coś takiego budzi ogromne poczucie osamotnienia i pragnienie potwierdzenia swojej racji za wszelką cenę.

Mówiąc to, terapeuta tak intensywnie patrzył w oczy Diane, że aż poczuła się nieswojo. Owen Messinger urodził się do występowania w telewizji. Jego odpowiedzi były zwięzłe i interesujące, a jednak miał w sobie coś, co nie dawało jej spokoju. Przypomniała sobie mężczyznę w średnim wieku, który zaczepił ją przed budynkiem. Larry Belcaro nie miał zbyt dobrego zdania o doktorze Messingerze. Nagle Diane zapragnęła dowiedzieć się dlaczego.

— Doktorze Messinger, przed naszą rozmową, na parkingu zauważyłam grupę młodych kobiet, wychodzących z budynku.

Wśród nich rozpoznałam Leslie Patterson. Czy to były pańskie pacjentki?

— Trudno mi powiedzieć.

— Tak, oczywiście. Może ujmę to inaczej. Czy pańskie pacjentki często wychodzą z zajęć zapłakane?

— Sesja terapeutyczna bywa bardzo bolesnym przeżyciem, pani redaktor,

75

— Jakieś wiadomości z policji? — zapytała Diane po powrocie do wozu transmisyjnego.

Widząc ją, Matthew odetchnął z ulgą. Choć się do tego nie przyznawał, martwił się o nią, o wszystko się martwił. To należało do obowiązków producenta. Podejmował ryzyko, zgadzając się, by pobiegła zrobić ten wywiad z terapeutą, ale nie chciał, by myśleli, że jest przesadnie ostrożny. Przez ostatnią godzinę siedział ze ściśniętym żołądkiem, modląc się, żeby w sprawie Carly Neath nie pojawiło się nic nowego, zanim Diane nie wróci. Miał już dość pracy na gorąco, zleceń, w których najważniejsze szczegóły zmieniały się do ostatniej chwili, a na wprowadzanie poprawek i składanie materiałów w całość zostawały sekundy. Adrenalina w takiej dawce od dawna go nie bawiła. To dlatego lubił pracować dla Pod lupą. Przy tym programie miał czas, żeby zaplanować i dopracować każdą historię, bez presji czasu.

Pokręcił głową.

— Nie. Diane. Powiedzieli, że najbliższe oświadczenie wydadzą dopiero jutro.

— To nawet dobrze, nie? — zauważyła. — Nie ma nowych informacji, więc nie musimy wprowadzać poprawek. Kiedy wchodzimy na antenę?

— Po pierwszej przerwie na reklamę.

Diane spojrzała na zegarek.

— Super. Mamy jeszcze dwadzieścia minut, — Wyjęła kosmetyczkę i zaczęła poprawiać makijaż. — Skąd będziemy nadawać komentarz na żywo?

* * *

Piętnaście minut później Diane stała na trawniku przed studnią Bersabee. Altanka otoczona była żółtą taśma, policyjną. Kie tylko Matthew uznał to miejsce za idealne do transmisji na żywo — wokół kręciło się kilka ekip telewizyjnych, oczywiście towarzyszyli im ciekawscy gapie.

Na terenie ośrodka Wspólnoty w Modlitwie w Ocean Grove Odbywał się właśnie dobroczynny piknik. Uśmiechnięta Helen Kichey gawędziła z gośćmi i nakładała na talerze potrawy domowej roboty, ale wzrokiem ciągle szukała w tłumie Jonathana i dziewczynek.

Odkąd Larry Belcaro powiedział, że w ubiegły czwartek nie spotkał się z Jonathanem, samopoczucie Helen nieco ię poprawiło. Może jednak Jonathan nie miał nic wspólnego z uprowadzeniem Leslie Patterson?

Jedno pytanie wciąż nie dawało jej spokoju. Co znaczyła ta wizytówka i zapis na jej odwrocie?

* * *

Jonathan przełknął ostatni kawałek ryby i wytarł usta papierową serwetką. Nie cierpiał tych wczesnych posiłków, kiedy był na urlopie. Wolałby wypić parę drinków albo zimnych piw, a potem, około ósmej, dziewiątej, iść gdzieś na kolację. Wiedział jednak, że nie warto marudzić, skoro żona uparła się, żeby poszedł z nią na ten piknik o pół do szóstej.

Po dziewięciu latach małżeństwa, poprzedzonego trzyletnim narzeczeństwem, Jonathan potrafił bezbłędnie rozpoznać, że Helen coś chodziło po głowie. Wiedział, że była niezadowolona, kiedy okłamał policję. Ale co innego miał zrobić? Gdyby przyznał się, że tamtej nocy poszedł za Carly, na pewno zostałby wplątany w jej zniknięcie. A teraz byłby oskarżony o morderstwo.

Zebrał papierowe talerzyki i serwetki i wrzucił je do kosza na śmieci.

— Chodźcie, dziewczynki — powiedział. — Mamusia jeszcze trochę tu zostanie i popracuje, a my zrobimy sobie spacer.

— Pójdziemy na lody? — zapytała Sarah,

— Oczywiście — odparł Jonathan. — Dobry pomysł, kochanie.

Sarah i Hannah wybiegły, pewne kierunku, w jakim zmierzali. Ich ulubionym miejscem była cukiernia znajdująca się na terenie ośrodka, po drugiej stronie studni Bersabee.

— Hej, dziewczynki! — zawołał za nimi Jonathan. — Wracajcie!

Wokół studni kręciło się zbyt dużo ludzi. Helen ciągle mu powtarzała, że w tłumie dziewczynki mogą się zgubić albo ktoś może je porwać, Dokładnie pamiętał, jak podczas zakupów w centrum handlowym Paramus Park stracił z oczu Hannah. Te dziesięć minut, kiedy szukał jej między regałami w Sears, były chyba najbardziej przerażającymi chwilami w jego życiu.

Trzymając córki za ręce, podszedł bliżej altanki.

— Tatusiu, co oni tu robią? — zapytała Hannah, wskazując ludzi z kamerami i mikrofonami.

— Kręcą reportaż, skarbie. Dla telewizji — wyjaśnił Jonathan. — Chcecie popatrzeć?

Dziewczynki przyglądały się przez, kilka minut, ale obiecane lody czekoladowo-truskawkowe znaczyły dla nich więcej niż komentarze na temat niepokoju w Ocean Grove, wypowiadane przez dorosłych z mikrofonami. Już po chwili zaczęły szarpać rękę ojca, przypominając mu o cukierni. Jonathan zdążył usłyszeć wszystko, co chciał.

76

Pożegnawszy się ze studiem w Nowym Jorku, Diane zaprosiła wszystkich na kolacje. Sammy stwierdził, że jest zmęczony, a Gary zamierzał jechać do domu, żeby choć przez kilka gadzin pobyć z żoną i dziećmi, i nad ranem wrócić do Ocean Grove.

— Tylko wróć przed piątą — ostrzegł Matthew, — Jeśli coś się wydarzy, KTA chce mieć komentarz w porannym wydaniu. Będziemy cię potrzebować.

— Nie martw się, Matthew. Zdążę.

Diane i Matthew zostawili ich, żeby spakowali sprzęt.

— Na co masz ochotę? — zapytała, gdy skręcili w Main Avenue. — Przez dwa wieczory z rzędu byliśmy we włoskich knajpach, to może coś innego?

— Co powiesz na oczywiste? Owoce morza.

— Super. Wpadnę na chwilę do siebie, odświeżę się, wezmę dzieci i Emily.

— Wybierz lokal i zadzwoń do mnie na komórkę — zaproponował Matthew. — Spotkamy się na miejscu.

* * *

Smażone kalmary, gotowane małże, pieczone nadziewane krewetki i filet z soli, mimo że gorące, zniknęły z ich talerzy w mgnieniu oka. Diane zauważyła, że nawet Michelle zjadła prawie całą porcję.

— Umierałem z głodu — westchnął Anthony, wkładając do ust ostatni kawałek chleba kukurydzianego z masłem.

— Nadmorskie powietrze zaostrza apetyt — stwierdziła Diane. — A przynajmniej tak mówią.

Dorośli zamówili kawę. Michelle nie chciała deseru. Anthony zrobił zdjęcie całej grupy i zaproponował, żeby zagrali w minigolfa, a potem poszli na lody.

— Widziałem pole do minigolfa niedaleko mojego motelu — podpowiedział Matthew.

Cala piątka udała się aa parking.

— Jadę z Matthew — poinformował Anthony. — Mam dość towarzystwa dziewczyn.

Na polu Anthony zasugerował, żeby podzielili się na drużyny.

— Chłopaki razem, dziewczyny razem — powiedział. — I chłopaki zaczynają. To seksizm, że dziewczyny zawsze muszą być pierwsze.

Diane próbowała zignorować ukłucie w sercu. Było oczywiste, że Anthony chciał przebywać z Matthew. Był w tym wieku, kiedy chłopcy potrzebują obecności mężczyzny. Wiedziała, że Anthony desperacko tęsknił za ojcem. Obserwując, jak rozpoczynają z Matthew grę. Diane nie mogła odżałować, że nie było tu z nimi Philipa.

Po dziewiątym dołku Matthew i Anthony usiedli na ławce, żeby zaczekać, aż grupa grająca przed nimi przejdzie dalej,

— Jak tam, Anthony, dobrze się tu bawisz? — zapytał Matthew.

Anthony wzruszył ramionami.

— Jakoś leci.

— Ale to nie to, co Wielki Kanion, nie?

— Bez porównania.

Matthew podrzucał piłkę golfową.

— Twojej mamie było bardzo przykro, że musiała odwołać tamten wyjazd. Ale wiesz, nie mogła nic zrobić. Szef kazał jej tu przyjechać,

— Wiem — mruknął Anthony. — Ja tylko…

— Tylko co?

— Już nic. — Anthony wstał i ustawił piłeczkę na gumowej podstawce.

Chwilę później, kiedy po rozegraniu meczu czekali na końcu pola na kobiety, Anthony zapragnął podzielić się z Matthew jeszcze czymś. Wyjął z kieszeni plastikowe paski.

— Zobacz, co mam.

— Och — Matthew wziął od Anthony'ego jeden z pasków. — Skąd je masz?

— To kajdanki. Z plastiku. Widziałem w telewizji, gliny takich używają.

— Wiem, co to jest, Anthony. Pytałem, skąd je masz.

Chłopak zamilkł, nie mając pewności, jak się wytłumaczyć.

Matthew przyjaźnił się z jego matką, mógł jej wszystko powtórzyć. Anthony wiedział, że mamie nie spodobałoby się, że bez opieki kręcił się po zapomnianych rumach starego kasyna. A to, jak na razie, było najlepszą przygodą, jaka mu się tu przydarzyła. Nie chciał sobie psuć zabawy, a tak by było, gdyby mama dowiedziała się, że tam chodził.

— Ojciec kumpla jest policjantem — skłamał. — Dał nam kilka.

Wtorek
23 sierpnia

77

„PANIKA W OCEAN GROVE”

Dziennikarze zebrani przed posterunkiem policji czytali artykuł w Dzienniku Asbury Park, czekając na rozpoczęcie konferencji prasowej. Minęło południe, zbliżała się pora wiadomości lokalnych, kiedy przed budynkiem pojawił się szeryf Jared Albert, by wygłosić kolejne oświadczanie.

— W związku ze śmiercią Carly Neath policja miasta Neptune zatrzymała czterdziestoletniego rezydenta pensjonatu w Ocean Grove, Arthura Roya Tomkinsa, weterana wojny w Zatoce Perskiej, Pan Tomkins przebywa obecnie w więzieniu stanowym w Freehold. Jutro zostaną mu przedstawione zarzuty o uprowadzenie, uwięzienie i nieumyślne spowodowanie śmierci. Jeśli mają państwo jakieś pytania, to słucham.

Słysząc wzmiankę o pensjonacie, reporter Dziennika Asbury Park nadstawił uszu.

— Czy chodzi o któryś z pensjonatów dla umysłowo chorych? — zapytał.

— Tak — odparł Albert.

— Czyli podejrzany jest umysłowo chory?

— Tak, pan Tomkins jest leczony psychiatrycznie.

— Czy są jakieś dowody, łączące Tomkinsa ze śmiercią Carly Neath? — odezwała się Diane.

— Odciski palców.

— Czy może powiedzieć pan coś więcej na ten temat? Gdzie znaleziono odciski?

— Nie. To wszystko, co mam do powiedzenia w sprawie dowodów. — Szeryf Albert spojrzał w innym kierunku.

— Czy Tomkins znał Carly Neath? Czy coś ich łączyło? — spytał jeden z dziennikarzy.

— Jeszcze nie wiemy. Śledztwo jest w toku.

Diane zadała następne pytanie.

— Czy uważa pan, że Tomkins był zamieszany w porwanie Leslie Patterson?

— Wydaje się, że te sprawy może coś łączyć, ale w tej chwili nie jesteśmy w stanie niczego udowodnić. Powiem tyle, że mieszkańcy Ocean Grove oraz przebywający tu na wakacjach goście mogą dziś czuć się bezpieczniej.

78

Jak to możliwe, że wszystko tak okropnie się skończyło?

Po tylu przygotowaniach i zacieraniu śladów policja znalazła odciski paków. Arthur musiał zdjąć Carly knebel i opaskę. Ale głupio, że biedak zostawił swoje odciski.

Nie tak miało być.

Arthur Tomkins jest niewinny, ale dobrze jest zawsze zwalić winę na chorego psychicznie.

79

— Powinniśmy przeprowadzić jeszcze jeden wywiad z Leslie — powiedziała Diane do Matthew po konferencji prasowej. — Przyda nam się jej reakcja.

— Czuje, że zgodzi się na rozmowę z nami.

— I wiesz, co jeszcze powinniśmy zrobić?

— Co?

— Sprawdźmy, czy w Google znajdziemy jakieś informacje o Arthurze Tomkinsie.

* * *

Usiedli nad laptopem Matthew. Po wpisaniu w wyszukiwarce „Arthur Tomkins” i „Ocean Grove” otrzymali ponad trzydzieści wyników, ale tylko jeden dotyczył ich człowieka. Dwa lata temu w Dzienniku Asbury Park ukazała się seria artykułów o byłych pacjentach szpitali psychiatrycznych, którzy mieszkali w Ocean Grove i Asbury Park. Arthur Tomkins udzielił wówczas wywiadu przedstawicielowi gazety. Diane czytała głośno z monitora.

— Bez pracy i jakiegokolwiek zajęcia, trzydziestoośmioletni Arthur Tomkins codziennie od świtu włóczy się po promenadzie. Pochodzący ze Spring Lake Tomkins przeszedł załamanie nerwowe po powrocie z wojny w Zatoce Perskiej. Stres wywołany przeżyciami wojennymi pogłębiło odejście narzeczonej. Po spędzeniu trzech miesięcy na oddziale psychiatrycznym Szpitala Weteranów w Lyons, w stanie New Jersey, wrócił do domu rodzinnego w Spring Lake, gdzie podjął pracę. Sześć miesięcy później był znów hospitalizowany, po tym, jak stracił nad sobą panowanie podczas ceremonii w kościele Św. Katarzyny, i zadał cios pięścią w twarz jednemu ze świadków. — Diane spojrzała na Matthew. — Strasznie smutne — westchnęła.

Na końcu artykułu zacytowano słowa Arthura. Diane głośno je odczytała.

— Gdy trafiłem do szpitala po raz drugi, moi rodzice zabronili mi wracać do Spring Lake. W sumie nie mam do nich pretensji.

* * *

Matthew wyjął swoją komórkę.

— Sprawdzę, czego chce Nowy Jork.

Producent wykonawczy uznał, że w najbliższym wydaniu Wiadomości Wieczornych nie będzie reportażu z Ocean Grove. Ponieważ, oprócz relacji z konferencji prasowej, nie mieli żadnych nowych zdjęć, o aresztowaniu Arthura Tomkinsa po prostu poinformuje prowadząca wiadomości Eliza Blake.

— Czyli możemy dziś robić, co nam się podoba — powiedział Matthew, zamykając klapkę telefonu.

Diane zadzwoniła do domu państwa Patterson, zostawiła swój numer i poprosiła, żeby Leslie się odezwała.

— Nie wiadomo, czy i kiedy Leslie zechce oddzwonić — powiedziała. — Co powiecie na przejażdżkę do Spring Lake? Zrobimy trochę zdjęć miasta, które, jak mówi policja, wydało na świat zabójcę.

80

Gary wiózł ich do Spring Lake i z powrotem, a Sammy filmował widoki przez okno samochodu. Zrobił kilka zdjęć mało uczęszczanej promenady i przepięknej, dziewiczej plaży, oraz drogi, wzdłuż której porozrzucane były domy w wiktoriańskim stylu, otoczone gankami i ogromnymi trawnikami.

— Ależ tu pięknie — odezwała się siedząca z tyłu Diane.

Samochód skręcił na zachód i powoli przejeżdżał wypielęgnowanymi alejkami. Domy były urocze i zadbane. W samym środku miasteczka, w ogromnym jeziorze, którego brzegi porastały wierzby plączące, pływały łabędzie. Na wzgórzu, za jeziorem, stał kościół, uderzająco podobny do Bazyliki św. Piotra w Rzymie.

— To św. Katarzyna — zauważył z entuzjazmem Matthew. — To tu Arthur walnął tego świadka. Sammy, zrób parę ujęć. A potem zatrzymajmy się gdzieś i kupmy coś do picia.

Gary zaparkował na środku rynku, naprzeciwko delikatesów. Mężczyźni weszli do sklepu po napoje, a Diane została w samochodzie. Wyjęła telefon i zadzwoniła do informacji, Operatorka podała jej numer telefonu państwa Tomkins ze Spring Lake, ale odmówiła podania adresu.

Diane rozłączyła się, zadzwoniła do biura Pod lupą i poprosiła, żeby połączono ją z Susannah.

— Jak wam idzie? — zapytała Susannah.

— Całkiem, całkiem — odparła Diane. — Mam do ciebie prośbę.

— Mów śmiało.

— Zapisz ten numer i sprawdź, co to za adres, dobrze?

81

Szpital Uniwersytecki Centrum Medycznego Wybrzeża Jersey aż huczał od plotek na temat aresztowania pacjenta podejrzanego o porwanie i morderstwo. Doktor Caroline Varga, zwykle tak pewna siebie, teraz była w rozterce. Iść na policję i powiedzieć, że słyszała, co Arthur Tomkins mówił do tego młodego człowieka, który go wczoraj odwiedził? A jeśli słowa Arthura tak naprawdę nic nie znaczyły?

Caroline usłyszała to, kiedy wróciła do sali po długopis, który, jak jej się zdawało, tam zostawiła. W chwili, gdy uświadomiła sobie, że ma długopis w kieszeni, leżący za kotarą Arthur przemówił

— Dobra, Shawn. Zawsze robię, co każesz.

Wczoraj, słysząc te słowa, Caroline po prostu ucieszyła się, że w końcu pacjent się odezwał. Ale teraz, zaczęła się zastanawiać. A może umysłowo chory człowiek wykonywał rozkazy swojego młodego przyjaciela? Czyżby Shawn Ostrander stał za porwaniem dwóch kobiet i śmiercią jednej z nich? Czy Arthur nie był tylko bezmyślną maszyną, wykonującą tak groźne w skutkach polecenia?

Nie takie rzeczy się zdarzały.

A może niepotrzebnie robiła z igły widły?

82

— Dzwonimy czy lepiej od razu do nich iść? — zapytała Diane.

Matthew upił łyk napoju wiśniowego.

— W tym przypadku wyjątkowo jestem za tym, żeby od razu się tam pokazać. Ich syna oskarżono o morderstwo, wątpię, żeby Tomkinsowie zaprosili nas do siebie, jeśli wcześniej zadzwonimy. A tak pójdziemy i po prostu zapukamy do drzwi. Nie będą mieć czasu do namysłu. To może okazać się dla nas korzystne.

— Tak, chyba masz rację — przyznała Diane. — To jest najmniej przyjemna część tej pracy. Czuję się jak sęp.

* * *

Domy z cegły i drewna przy Washington Avenue były wyjątkowo urocze. Zadbana soczyście zielona trawa i dojrzałe iglaki sprawiały wrażenie, że miasteczko leży gdzieś w głębi lądu, a nie parę ulic od piaszczystej plaży. Duża, szara willa z białymi okiennicami i czarnymi drzwiami, należąca do Tomkinsów, stała na rogu. Okna zdobiły biało-szare markizy i skrzynki z bujnie kwitnącymi czerwonymi i białymi petuniami. Identyczne wisiały na balustradach ganku,

— Ja też chcę mieć taki dom — westchnęła Diane, kiedy samochód zatrzymał się przy krawężniku. — Jak z bajki. Mogłabym siedzieć na wiklinowym fotelu na biegunach i bujać się do końca moich dni.

— Wygląd często bywa zwodniczy — zauważył Matthew. — Patrząc na to miejsce, nikomu nie przyszłoby do głowy, że chłopak, który tu dorastał, postradał zmysły i zabił niewinną dziewczynę.

Wysiedli z samochodu. Sammy przystanął na chodniku i przez chwilę filmował dom. Diane zauważyła, że w oknie na dole drgnęła firanka.

— Cóż, już wiedzą, że tu jesteśmy — powiedziała. — Byłoby miło, gdyby wyszli przed dom i porozmawiali z nami.

— Nie licz na to — powiedział Matthew.

— Dobra, mamy dom — oznajmił Sammy, zdejmując kamerę z ramienia. — Co teraz?

Matthew przez moment zastanawiał się.

— To może Diane zrobi przejściówkę, którą potem gdzieś wykorzystamy? Diane, podejdź kawałek, zatrzymaj się przed domem i powiedz coś, jakiś ogólny komentarz. Później to gdzieś wmontujemy.

— Rozumiem. — Kiwnęła głowa, — Gary, przydepnij mi mikrofon i daj parę minut, muszę się zastanowić, co powiedzieć.

Przeszła w górę ulicy, układając w myślach wypowiedź. Odwróciła się w stronę Matthew i chłopaków, którzy czekali na chodniku przed domem Tomkinsów.

— Jesteście gotowi? — zawołała.

— Dawaj! — odkrzyknął Sammy.

Idąc powoli w kierunku kamery. Diane zaczęła mówić:

— Dla wielu osób Spring Lake to najpiękniejsze miasteczko na wybrzeżu Jersey. Na pewno jedno z najbogatszych. Patrząc na urocze uliczki i zadbane, eleganckie wille, nie sposób nie zauważyć, że ludziom dobrze się tu powodzi. Wydaje się wymarzonym miejscem do wychowywania dzieci, bo sprawia wrażenie, że nic złego nie może się tu wydarzyć. — Zwolniła, bo znalazła się przed domem Tomkinsów. — Dla Arthura Tomkinsa, który dorastał w tym domu, w tej bajecznej okolicy, piękne Spring Lake jest tylko odległym wspomnieniem.

Diane urwała.

— I jak? — zawołała do Matthew.

Podniósł kciuk do góry.

— Zaraz sprawdzimy, chyba udało się za pierwszym razem.

* * *

— Chcesz, żebym ja to zrobił? — zaproponował Matthew.

— Nie — odparła Diane. — Sama się tym zajmę.

Weszła na ganek po kamiennych schodach i nacisnęła dzwonek. Po minucie zadzwoniła jeszcze raz. Dopiero wtedy usłyszała, że ktoś idzie otworzyć. W drzwiach stanął starszy mężczyzna, o bujnych siwych włosach, ubrany w starannie odprasowane spodnie w kolorze khaki i różową koszulę z krótkimi rękawami. Widząc wyraz jego twarzy, Diane domyśliła się, że nie jest tu mile widziana.

— Pan Tomkins?

— Tak.

— Jestem Diane Mayfield z KEY Info.

Mężczyzna patrzył na nią chłodnymi niebieskimi oczyma i milczał.

— Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy nie zechciałby pan porozmawiać z nami o pańskim synu, Arthurze?

— Cóż, młoda damo. Rzeczywiście mi pani przeszkadza. Nie mam pani nic do powiedzenia. Proszę stąd odejść.

Diane aż podskoczyła, gdy zatrzasnął jej drzwi przed nosem.

* * *

Zanieśli sprzęt do bagażnika i wszyscy czworo wsiedli do samochodu.

— Cóż — powiedział Matthew, — Nie mamy rodziców Arthura, ale to jeszcze nie koniec świata. Warto było przyjechać dla Łych kilku ujęć, bo w Spring Lake jest naprawdę pięknie.

Skręcając za rogiem, zauważyli, że na chodniku stoi kobieta i macha ręką do nich. Sammy zatrzymał samochód, a Diane opuściła tylną szybę.

— Możemy pani w czymś pomóc? — zapytała.

Kobieta zerknęła przez ramię w stronę domu Tomkinsów, po czym nachyliła się nad otwartym oknem.

— Nazywam się Barbara Tomkins — powiedziała łagodnie. — Jestem siostrą Arthura.

Diane zaczęła otwierać drzwi.

— Niech pani nie wysiada! — Jej głos brzmiał teraz ostrzej. — Nie mam za dużo czasu. Nie chcę, żeby rodzice się dowiedzieli, że z panią rozmawiam.

— W porządku. — Diane odsunęła rękę od klamki.

— Rodzice udają, że Arthur nie istnieje. Mówią, że jeśli będę się z nim kontaktować, to mam się wynosić z domu, a oni nie chcą mnie więcej widzieć na oczy.

— Przykro mi — powiedziała Diane.

— Mnie też. Znalazłam się w naprawdę trudnej sytuacji — kontynuowała Barbara. — Rodzice są już starzy, nie zostało im dużo czasu. Bez Arthura, poza mną nie mają nikogo. A przecież nie mogę tak zupełnie opuścić brata,

Barbara jeszcze raz spojrzała przez ramię na dom.

— Od czasu do czasu wymykam się do Ocean Grove i spotykam z Arthurem. Nie tak często, jak powinnam, ale częściej nie dam rady. Daję mu pieniądze, przynoszę ubrania, ale on tylko nosi te wojskowe ciuchy. Wojna w Zatoce zniszczyła mu życie, nie wiem, dlaczego wciąż chce sobie o tym przypominać.

— Pani Tomkins, co pani pomyślała, kiedy dowiedziała się pani, że brat kogoś zamordował i został aresztowany? — zapytała Diane, w pełni świadoma, że mają bardzo mało czasu na tę rozmowę.

— Pomyślałam, że zaszła jakaś pomyłka. Nie wierzę, żeby Arthur mógł kogoś zabić. Nigdy. To była główna przyczyna jego załamania nerwowego.

— Arthur zabił podczas wojny?

— Cóż, nigdy mi się do tego nie przyznał, ale podejrzewam, że tak. A jeśli nie zabił, to widział, jak inni zabijali. I ginęli. Wystarczy, żeby oszaleć.

Diane kiwnęła głową.

— Muszę już iść. — Barbara wyprostowała się i wyjęła z kieszeni niewielką kopertę. — Mam do pani prośbę. Arthur ma w Ocean Grove opiekuna. Nie znam jego adresu, nie udało mi się skontaktować z nim przez telefon, a chciałabym przekazać mu czek, żeby pomógł Arthurowi. Ja nie mogę się tam pokazywać i mieszać w tę sprawę. Pani jest dziennikarką. Czy może go pani w moim imieniu odszukać i przekazać mu tę kopertę?

W pierwszym odruchu Diane chciała odmówić, w obawie, że weźmie na siebie zbyt dużą odpowiedzialność, co może skończyć się problemami, ale gdy zobaczyła nazwisko na kopercie, zmieniła zdanie. Pomyślała, że odnalezienie Shawna Ostrandera nie powinno być takie trudne, a dostarczenie mu koperty może być okazją do zadania kilku pytań.

83

Dwa błędy, które skomplikowały sprawę.

Carly nie miała umrzeć, a jednak umarła. To straszne. Ale jeśli za jej śmierć zapłaci niewinny człowiek, to będzie jeszcze straszniejsze. Co robić? Co robić? Jak powiadomić policję, że Arthur Tomkins jest niewinny?

84

Jakimś cudem Anna zdołała dotrwać do końca zmiany, choć wylała na klienta mrożona kawę i pomyliła trzy zamówienia. Kiedy pojawiła się jej zmienniczka. Anna poszła prosto do łazienki i błyskawicznie się przebrała.

Z foliowej torby wyjęła dżinsy i bawełnianą koszulkę z długimi rękawami. Zdawała sobie sprawę z tego, że na spodnie i długie rękawy było zdecydowanie za gorąco, ale spakowała te ciuchy z rozmysłem. Po wczorajszej sesji u doktora Messingera wróciła do domu, i nożyczkami pocięła skórę wewnętrznej strony ud. Rano przed wyjściem do pracy, zrobiła to jeszcze raz, i wiedziała, że prawdopodobnie po południu będzie musiała wszystko powtórzyć. Nie mogła już więcej ciąć nóg, więc zapakowała koszulkę z długimi rękawami.

Na dnie torby znalazła plastry i spinacze biurowe, które wrzuciła tam przed wyjściem z domu. Wyjęła metalowy spinacz, wprawnie go rozprostowała i zaczęła ostrym czubkiem drapać wewnętrzną stronę ramienia.

Zadawanie sobie ran pomogło złagodzić bolesne emocje, głęboko zakorzenione uczucia, których nie potrafiła wyrazić. Okaleczanie się musiało naprawdę boleć, żeby poskutkowało. Anna coraz mocniej przyciskała ostrze do gładkiej białej skóry.

Jak mogła zrobić to Panu Aksamitkowi? I co z tego, że Leslie była dla niej taka niemiła? Anna nie powinna była mścić się na ukochanym króliku. Nienawidziła się za co, co uczyniła.

Czubek spinacza coraz głębiej wbijał się w skórę ramienia. Polała się krew. Anna rozgrzebywała ranę, aż w końcu poczuła, że wraca spokój, a ona kontroluje sytuację.

Drgnęła, słysząc pukanie do drzwi,

— Już wychodzę! — zawołała.

Szybko nakleiła plaster na ranę, włożyła spodnie i koszulkę, a spinacz wyrzuciła do kosza. Na dzisiejszej terapii będzie musiała przyznać się doktorowi Messingerowi do wielu rzeczy.

85

W drodze powrotnej do Ocean Grove Diane trzymała w ręku kopertę, którą dała jej siostra Arthura Tomkinsa i wpatrywała się w nazwisko zapisane na białym papierze,

— Shawn Ostrander — rozmyślała na głos. — Chodził z Leslie Patterson, potem z Carly Neath, a teraz okazuje się, że jest też związany z Arthurem Tomkinsem. Dwie ofiary i domniemany sprawca.

— Potrójny wspólny mianownik — zauważył Matthew.

Diane kiwnęła głową.

— Dostarczenie mu listu od siostry Arthura to świetna okazja, żeby z nim porozmawiać.

W biurze numerów znali tylko jednego Shawna Ostrandera. Diane zadzwoniła, ale nikt nie odebrał. Zostawiła więc wiadomość.

— Witam, Shawn, mówi Diane Mayfield. Poproszono mnie o dostarczenie ci pewnej rzeczy. Zadzwoń, proszę, żebyśmy ustalili jakiś rozsądny termin spotkania.

W tym czasie Matthew wykonał telefon do Nowego Jorku. Plany, jak na razie, nie zmieniły się. Nadal nie mieli zlecenia na materiał do wieczornego wydania wiadomości, ale oczywiście, zawsze mogli dokręcić coś do reportażu dla Pod lupą.

— Jest trzecia — powiedział Matthew. — Proponuje na chwilę rozdzielić się i spotkać wieczorem. O ósmej w Wielkiej Auli mu być jakiś koncert. Nakręcimy fajny, klimatyczny materiał, może uda nam się popytać widzów, co sądzą o aresztowaniu Arthura Tomkinsa.

Diane milczała.

— Oczywiście, mogę iść tylko z chłopakami, Diane. Ty nie musisz.

— Nic, nie ma sprawy. Matthew. Chętnie się wybiorę. Zastanawiałam się tylko, czy dzieci i Emily będą miały ochotę na koncert. Spędzam ż nimi tak mało czasu.

Zanim Matthew zdążył odpowiedzieć, odezwał się telefon Diane. Leslie Patterson dzwoniła, żeby jej powiedzieć, że bardzo chętnie z nią porozmawia. Jak najszybciej.

* * *

Leslie czekała na nich na ławce, przy wypożyczalni sprzętu plażowego. Diane zaproponowała, żeby spotkały się na promenadzie. Wiedziała, że kamerzysta będzie chciał zrobić kilka długich ujęć, najchętniej reporterki i jej rozmówczyni, spacerujących podczas wywiadu. Taki materiał będzie można wykorzystać podczas montażu, wystarczy tylko potem dodać komentarz.

— Co powiesz, żebyśmy przeszły się promenadą w stronę Asbury Park? — zaproponowała Diane, gdy już podpięto im mikrofony.

Kamera ruszyła, a Diane rozpoczęła wywiad.

— Leslie, kiedy rozmawiałyśmy w sobotę, w miejscu, gdzie cię znaleziono, nie zapytałam, co zapamiętałaś z tamtej nocy, kiedy odzyskałaś wolność. Jak znalazłaś się w tej altanie?

Leslie zerknęła w stronę majaczącego w oddali budynku kasyna.

— Cóż, pamiętam, że potwornie bolała mnie głowa. Wyobrażam sobie, jak Carly musiała cierpieć, jeśli jej zabójca uderzył ją tak mocno jak mnie. Pamiętam, że miałam związane ręce i nogi, i że wziął mnie pod pachy i zaciągnął tam, gdzie mnie znaleziono.

— Broniłaś się? — zapytała Diane.

Leslie zwiesiła głowę.

— Nie. Chciałabym móc powiedzieć, że się broniłam, ale to nieprawda. Tak się bałam, że mnie zabije, że w ogóle się nie szarpałam.

— Więc tak po prostu ciągnął bezwładne ciało?

— Właściwie tak — przyznała Leslie,

— A co się działo potem?

— Kiedy wydostaliśmy się z tego miejsca, gdzie mnie przetrzymywał, szum oceanu się nasilił. Pamiętam, że powietrze wydało mi się takie świeże. Ale to trwało tylko przez minutę, może dwie, bo zaraz wsadził mnie do bagażnika.

— Do jego samochodu?

— Tak przypuszczam, Miałam zawiązane oczy, musiałam się skulić, żeby się tam zmieścić, a potem klapa się zatrzasnęła. Boże, jak ja się bałam. — Mimo południowego upału Leslie pocierała nagie ramiona, jakby chciała się rozgrzać.

— Wyobrażam sobie — powiedziała Diane. — Co działo się później?

Leslie wzięła głęboki oddech i mówiła dalej:

— Wiedziałam, że gdzieś jedziemy, ale nie miałam pojęcia dokąd ani w jakim celu.

— Jak dugo to trwało?

— Nie jestem pewna. Zdawało mi się, że całe wieki, ale wtedy każda minuta ciągnęła się w nieskończoność. Chyba niezbyt długo. W końcu samochód się zatrzymał, usłyszałam, że otworzył się bagażnik.

— I co wtedy?

Kobiety dotarły na sam koniec promenady. Przed nimi znajdowało się stare kasyno. Zatrzymały się i oparły o barierkę, żeby popatrzeć na wodę, podczas gdy ekipa z kamerą zbiegła na dół, by sfilmować je z plaży.

— Wtedy wyciągnął mnie, przez chwilę wlókł po trawie i w końcu porzucił w altanie. Podejrzewam, że tak samo było z Carly. Tylko że ona nie miała tyle szczęścia co ja. Nie żyła, kiedy ją tu zostawił.

— Może dokończymy wywiad tu, na tej ławce? — zaproponowała Diane. Przerwały rozmowę i zajęły miejsca, ekipa z kamerą wróciła z plaży i rozstawiła sprzęt.

— Leslie, podczas naszej poprzedniej rozmowy wspomniałaś, że porywacz zmuszał cię do tańca.

— Tak. — Leslie niespokojnie wykręcała dłonie.

— Możesz opowiedzieć coś więcej?

Leslie ciężko westchnęła,

— To było straszne. Nie wiedziałam, kto mnie trzyma. Zawsze bardzo lubiłam tańczyć. Pamiętam, jak tańczyłam z moim ojcem, kiedy byłam mała. Stawałam na jego butach i wirowaliśmy po salonie. Pamiętam też, jak cudownie czułam się, tańcząc z Shawnem. — Kamera uchwyciła dreszcz, jaki wstrząsnął ciałem Leslie. — Już nigdy nie odważę się zatańczyć z mężczyzną.

Diane układała w głowie ostatnie pytanie.

— Leslie, śmierć Carly jest wielką tragedią. Ale przyczyniła się do tego, że policja w końcu zaczęła ci wierzyć. Wszyscy już wiedzą, że nie wymyśliłaś tej historii. Teraz na pewno czujesz się lepiej, prawda?

— Tak — odparła cicho Leslie. — Czuję się lepiej.

— A jak się czułaś, kiedy zarzucano ci oszustwo?

— Okropnie, po prostu okropnie. — W oczach Leslie pojawiły się łzy. — Tylko strasznie mi przykro, że Carly musiała umrzeć, żeby ludzie mi uwierzyli.

86

Ciotka Emily nie pilnowała go tak bardzo tego popołudnia. Odkąd aresztowano tego porywacza, wyraźnie się uspokoiła. Nawet pozwoliła Anthony'emu iść na spacer po plaży, nie pytając, gdzie dokładnie się wybiera. Bez problemu jeszcze raz dotarł do kasyna.

W środku było równie ponuro i mrocznie, jak dzień wcześniej. Mini obóz nadał znajdował się w tyra samym miejscu. Tym razem Anthony rozłożył się wygodnie na brudnym żółtym kocu i poczęstował się napojem z puszki. Pijąc, zastanawiał się, do kogo należał koc i kto nosił tę kurtkę narciarską. Może ten facet w stroju wojskowym ukrywał się tu przed światem. Może nawet tu mieszkał.

Anthony chciał się dowiedzieć, ale czuł, że za dnia to niemożliwe. Postanowił wrócić po zapadnięciu zmroku. Wtedy się przekona, czy ktoś tu nocował.

* * *

Anthony wydostał się przez szczelinę pod betonem, jego oczy szybko przywykły do światła dziennego. Wracając na plażę, co chwilę się zatrzymywał i przekopywał stopą piasek, próbując znaleźć choćby małego kraba. Zbliżając się do znajomego plażowego parasola, zauważył, że Michelle i ciotka Emily rozmawiają z jego matką. Anthony podbiegł do nich,

— Hej, mamo. Co tu robisz? — zapytał.

— Mam wolną chwilę. Pomyślałam, że wpadnę do was i zobaczę, co porabiacie.

Anthony nie chciał tego mówić, ale ucieszył się. Spojrzał w stronę promenady.

— Gdzie Matthew? — zapytał.

— Wrócił do siebie, ale jak chcesz, to możemy się z nim spotkać dziś wieczorem.

— Fajnie. Zje z nami kolację?

— Nie. Spotkamy się z nim później. Wieczorem odbędzie się koncert. Moglibyśmy się razem wybrać — powiedziała Diane.

Michelle obróciła się na ręczniku i zasłoniła dłonią oczy przed słońcem.

— Ooo! Koncert Dave'a Matthewsa w Centrum Sztuki? — zapytała z entuzjazmem, jakiego Diane nie widziała u niej od wieków. — Widziałam afisze i strasznie chciałam na to pójść.

— Nie, kochanie. Miałam na myśli koncert Letniej Orkiestry Ocean Grove w Wielkiej Auli.

Anthony nie zwracał uwagi na oburzenie siostry. Zastanawiał się, czy w takim układzie uda mu się wymknąć nocą do kasyna, jak to zaplanował.

87

Obserwując letników, spacerujących po terenie ośrodka Wspólnoty w Modlitwie. Diane przypomniała sobie stary film Disneya, „Pollyanna”. Choć wszyscy ubrani byli zgodnie z letnią modą, obowiązującą w nowym milenium, atmosfera panująca wśród wiktoriańskich zabudowań była zupełnie niedzisiejsza. W letni wieczór świat wydawał się spokojny i bezpieczny. Jedynie żółta taśma policyjna, która nadal oplatała altankę nad studnią, przypominała wydarzenia, jakie miały tu miejsce.

— Cieszę się, że złapali tego faceta — powiedział pierwszy rozmówca Diane. — Trochę szkoda, że to umysłowo chory. To sprawia, że ta historia jest jeszcze smutniejsza.

— Przez cały czas nie spuszczałam dzieci z oka. Wreszcie można się uspokoić i cieszyć wakacjami. Przykro mi, że to mówię — przyznała zagadnięta kobieta. — Rodzice tej biednej dziewczyny pewnie przechodzą piekło. Już nigdy nie będą cieszyć się latem.

Po nakręceniu jeszcze kilku rozmów Matthew polecił chłopakom, żeby przeszli się z kamerą po ośrodku i zrobili parę ujęć.

— A potem macie wolne. Zadzwonię do was rano, jeśli okaże się, że mamy przesłać jakiś materiał dla Oto Ameryka.

— Czyli nie musimy filmować koncertu? — zapytał Sammy.

— Nie, nie musimy niczego więcej filmować — odparł Matthew. — Ale, jak macie ochotę, możecie z nami iść.

— Nie, dzięki — powiedzieli równocześnie Sammy i Gary.

— Dlaczego my musimy, a oni nie? — jęknęła Michelle, patrząc za odchodzącymi mężczyznami.

— Bo to coś, co możemy zrobić razem, jako rodzina — ucięła Diane. — Nie zaszkodzi spróbować.

* * *

Orkiestra grała typowy letnio-urlopowy repertuar. Po kilku szlagierach typu „Nad morzem, nad morzem, nad naszym pięknym morzem” Michelle nie wytrzymała.

— Wyjdźmy stąd — syknęła do Diane.

— Jeśli nie podoba ci się muzyka, nie zwracaj na nią uwagi — odparta Diane. — Po prostu siedź i patrz. To miejsce jest niesamowite.

Najpotężniejsza budowla w Ocean Grove była wielkości stadionu. Jedyne słowo, jakie nadawało się, by ją opisać, to gigant. Pod drewnianym, kopułowym sklepieniem mieściło się siedem tysięcy osób. Na tyłach sceny zainstalowane były olbrzymie organy z dziesięcioma tysiącami piszczałek, wśród których były takie wielkości ludzkiego palca. Akustyka była tu idealna.

Rozglądając się po auli, Diane zauważyła mężczyznę wskazującego widzom miejsca. Stojąca obok niego i trzymająca go pod ramię kobieta wydała jej się znajoma. Po chwili namysłu Diane zidentyfikowała ją. To była Helen Richey. Nie wyglądała na szczęśliwą.

Diane na moment odwróciła się w stronę sceny, a kiedy jeszcze raz spojrzała w tamtym kierunku, pary już nie było.

**

— Helen, tobie naprawdę trudno dogodzić — syknął Jonathan, starając się mówić cicho. Miał ochotę głośno krzyczeć. Niech wszyscy się dowiedzą, że ma po dziurki w nosie tej całej Wspólnoty w Modlitwie, nienawidzi życia w namiotach i wcale nie ma ochoty całymi dniami być trzeźwym jak świnia. Dzień w dzień.

— Jestem tu, spełniam obywatelski obowiązek, zgłosiłem się na ochotnika do obsługi tego koncertu, choć szczerze mówiąc, znam setki innych, przyjemniejszych sposobów spędzania czasu. Ale ty wciąż nic jesteś zadowolona. Helen, mam dość, poddaję się, nie będę więcej próbował cię uszczęśliwić.

Dobrze, że było ciemno i Jonathan nie widział łez w jej oczach. Szła za nim, gdy maszerował w stronę ich namiotu, ale, zanim skręcił w Bath Avenue, zawołała go i poprosiła, żeby się zatrzymał. Wiedziała, że gdy znajdą się na swojej ulicy, sąsiedzi usłyszą każde ich słowo.

Jonathan odwrócił się i zaczekał na żonę. Chciała wziąć go pod ramię, ale się wyrwał.

— Dobrze. Powiem ci, dlaczego tak zrzędzę i marudzę.

Nie widziała dokładnie jego twarzy, ale czuła, że przygląda jej się wyczekująco.

— Wszystko przez to, że ostatnio żyję w potwornym stresie,

— W jakim stresie? — zapytał Jonathan. — Helen, spędzasz lato dokładnie tak, jak chciałaś, prawda? Jeśli ktoś jest tu w stresie, to ja.

— Jonathan, wiem, że ci się tu nie podoba — odezwała się łagodnie. — Pewnie nie miałam prawa upierać się, żebyśmy co roku tu przyjeżdżali. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybyś przeze mnie zrobił jakieś głupstwo.

— O czym ty mówisz?

Helen nie mogła dłużej już tego ukrywać.

— Czy w ubiegły czwartek byłeś Ocean Grove? Zajrzałam do twojego portfela i znalazłam wizytówkę z notatką na odwrocie: 18 sierpnia, czwartek, 16.00.

Helen, na miłość boską, czego szukałaś w moim portfelu? — W jego głosie słychać było gniew.

— Wierz mi, ja nigdy przedtem nie zaglądałam do twojego portfela. Tylko tym razem, kiedy usłyszałam, jak kłamiesz policji, że tamtej nocy, kiedy Carly wyszła od nas, byłeś w domu. A potem jeszcze, na dodatek, ja sama okłamałam tę dziennikarkę… Jonathan, potwornie mnie to męczyło.

— Więc postanowiłaś sprawdzić mój portfel?

— Ja nawet nie wiedziałam, czego szukam — jąkała się. — Wiesz, chyba chciałam znaleźć jakieś potwierdzenie, że wszystko jest w porządku. — Spuściła oczy, — Jonathan, tak mi wstyd, że to zrobiłam.

Kiedy na niego spojrzała, Jonathan tylko pokręcił głową. Jeśli liczyła, że wyjaśni, skąd w jego portfelu wzięła się ta wizytówka, to czekało ją rozczarowanie.

— Helen, nie musisz wszystkiego o mnie wiedzieć. Idę się przejść — oznajmił. — Mam parę spraw do przemyślenia.

Patrzyła za oddalającym się mężem i nie wiedziała, co ma robić. Pewna była jedynie tego, że musi wrócić do namiotu i zwolnić panią Wilcox, która opiekowała się dziewczynkami. Jonathan mógł sobie odejść. Ona nie.

89

— Każde samookaleczenie, czy to poprzez cięcie się, przypalanie, sińce, to próba uśmierzenia bólu — wyjaśnił doktor Messinger, siadając obok regału w swoim gabinecie.

— To bez sensu — zauważyła Anna, — Zadawanie sobie bólu, żeby zmniejszyć ból — Wróciła do domu, żeby włożyć długą bawełnianą spódnicę i teraz była pewna, że zakryła wszystkie rany.

— Prawda? Cięcie się daje tylko krótkotrwałą ulgę, Anno. Niczego nie rozwiązuje. — Doktor Messinger spojrzał na zegar ścienny. — Skończmy na dziś, Anno. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.

Anna posłusznie wstała, nie wiedząc, czy ma się denerwować, czy cieszyć. Nie lubiła, kiedy jej terapeuta tak nagle kończył sesję. Znowu, kiedy czuła, że jest bliska zrozumienia swojego problemu, Messinger mówił, że czas minął. A jednak Anna zawsze z ulgą przyjmowała koniec sesji.

Wiedziała, że jej zdrowie psychiczne po części zależało od asertywności. Wtorek o dziewiątej wieczór to za późno. Chciała, żeby terapeuta przełożył ich spotkania na inną godzinę, ale do dziś nie miała śmiałości o to poprosić.

— Panie doktorze?

— Tak. Anno?

— Chciałam zapytać, czy nie mógłby pan wyznaczyć dla mnie innej godziny. Wolałabym przychodzić trochę wcześniej.

Messinger, skoncentrowany na swoich notatkach, nie podniósł głowy.

— Porozmawiamy o tym w przyszłym tygodniu.

Przełknęła jego lekceważący ton, ale zanim wyszła, jeszcze raz spojrzała na regał,

— Gdzie się podziały te wszystkie kolorowe segregatory? — zapytała. — Zauważyłam, że założył pan dla mnie nowy. Ma inny odcień zieleni.

— Anno, nie chciałbym, żebyś się niepokoiła, ale w weekend ktoś włamał się do mojego gabinetu i je zabrał.

Obserwował jej twarz.

— Chce pan powiedzieć, że ktoś ukradł pańskie notatki na mój temat? — zapytała ze zgrozą. — Jakiś obcy człowiek może poznać moje prywatne sprawy, o których z panem rozmawiałam?

— Anno, proszę, postaraj się nie denerwować. Robię zapiski skrótami, które tylko ja znam. Wątpię, by ktoś poza mną potrafił je rozszyfrować.

Wychodząc na parking. Anna zastanawiała się, czy kiedykolwiek wydobrzeje. Od dwóch lat chodziła na terapię i choć doktor Messinger twierdził, że robiła postępy, ona sama nie zauważyła, żeby zmniejszyła się jej skłonność do samookaleczenia albo obsesja na punkcie jedzenia. Na dodatek, fatalnie znosiła tę terapię brzytwą, jaką terapeuta z uporem stosował podczas sesji grupowych. Przyglądała się, jak doktor Messinger skrupulatnie zapisuje każde ich słowo. Zawsze miała wrażenie, że je obserwuje, zamiast leczyć. A teraz znikły jego notatki. Anna czuła się zbrukana. Czy to jakiś znak? Może powinna zacząć terapię od nowa, z kimś innym?

W zamyśleniu wsiadała do starego samochodu ojca, rzuciła torebkę na tylne siedzenie, zapięła pas i ostrożnie wyjechała wielkim fordem z parkingu.

* * *

Najważniejsze ta zachować odpowiednią odległość, żeby Anna nie zauważyła, że jest śledzona. Szczegóły planu nie były dopracowane — bardziej niż te z piątku, dotyczące Carly. Gdzie i kiedy nadarzy się okazja, by porwać Annę, nie było jasne. Ale cel został wyraźnie określony.

* * *

Pamiętając, że najbliższy McDonald's znajdował się przy Main Street w Asbury Park. Anna ruszyła w tamtym kierunku. Podjechała przed okienko i długo przeglądała ofertę na kolorowej tablicy z menu, krzywiąc się z niesmakiem na widok wysokokalorycznych propozycji.

Stojący za nią klient zatrąbił ze zniecierpliwieniem. Za długo się namyślała. Niespokojna i spięta, Anna wyjechała z kolejki, nie składając zamówienia i znalazła miejsce na parkingu.

Próbowała zebrać się w sobie. Jeśli chciała wyzdrowieć, powinna choć spróbować skorzystać z zaleceń terapeuty. Jak mogła winić doktora Messingera za niepowodzenie w terapii, skoro nigdy nie wypełniała jego poleceń? Musi wejść do środka, kupić Big Maca, i zjeść chociaż kawałek.

Z takim postanowieniem wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę restauracji.

* * *

Widać ją przez szybę. Biedactwo. W jasnym pomieszczeniu restauracji wydawała się mocno przestraszona. Wykrzywiła rozpaczliwie usta, i stojąc w kolejce, patrzyła na tablicę z menu.

Parking był prawie pełen, ale mało kto zdecydował się jeść w samochodzie. Ci, którzy nie wysiedli, skupili się na odwijaniu i pochłanianiu posiłku. Wystarczyło podejść do starego niebieskiego forda, otworzyć niezamknięte na klucz drzwi i usiąść na tylnym siedzeniu.

90

— „Od morza, do morza!” — Publiczność odśpiewała ostatnią piosenkę koncertu i zaczęła wychodzić z auli.

— Fajnie było, prawda? — zapytała Diane, gdy znaleźli się na zewnątrz.

— Cóż, z pewnością bardzo pobożnie — zauważył Matthew.

— Zupełnie jak nie z tej epoki — powiedziała Emily. Michelle i Anthony przewrócili tytko oczyma.

Diane wyjęta z torebki komórkę i sprawdziła wiadomości.

— Shawn Ostrander wciąż się nie odezwał — powiedziała. — Mam przeczucie, że trzeba jak najszybciej dostarczyć mu tę kopertę od siostry Arthura Tomkinsa. Kto wie, jakiego mu przydzielą obrońcę? Shawn powinien wiedzieć, że ma środki na wynajęcie adwokata dla Arthura.

— Wiesz co? — powiedział po namyśle Matthew. — Przed powrotem do motelu mógłbym wstąpić do „Kamiennego Kucyka” i sprawdzić, czy czasem Shawn nie stoi dziś za barem. Zostawię mu forsę, może będzie chciał pogadać o tym, co się dzieje.

— Och, byłoby świetnie! Spróbuj go namówić na wywiad.

— Mamo, mogę jechać z Matthew? — wtrącił się Anthony.

— Synku, to nie jest dobry pomysł.

— Dlaczego? Nie mam nic innego do roboty. Wolę to, niż wracać do tego naszego nudnego, starego motelu.

— „Kamienny Kucyk” to bar, Anthony. Nie dla dzieci.

— Zaczekam w samochodzie. Z zamkniętymi drzwiami. Obiecuję, mamo. Matthew nie będzie tam długo siedział, prawda. Matthew?

Diane spojrzała na producenta.

— Co ty na to?

— Nie mam nic przeciwko temu, Diane, jeśli ty się zgadzasz — zapewnił Matthew.

— W porządku, Anthony. Ale nie zamęczaj Matthew. I pokaż mi się zaraz, jak wrócisz.

91

Anna usiadła za kierownicą. Wstrzymując oddech, otworzyła papierową torebkę i rozpakowała Big Maca. Dasz radę, powtarzała sobie w myślach.

Rozejrzała się na wszystkie strony, żeby się upewnić, czy nikt jej nie obserwuje. Pasażerowie siedzący w sąsiednich samochodach nie zwracali na nią uwagi.

Opanowała zniechęcenie, jakie wywoływał w niej sam zapach, i zbliżyła hamburgera do ust. Starała się nie myśleć o swoim ciele ani o tym, jak wpłynie na nie ten posiłek. Kiedy wreszcie zebrała w sobie całą odwagę, by ugryźć pierwszy znienawidzony kęs, dostała cios w tył głowy.

92

— Nie przyszedł dziś do pracy! — Kelner musiał przekrzykiwać głośną muzykę. — Zadzwonił i poprosił, żebym wziął za niego zmianę. Chodzi o tego chorego psychicznie gościa, którym się zawsze zajmuje.

Matthew miał ochotę zostawić kopertę u tego kelnera, ale po namyśle zmienił zdanie. Powinna trafić do rąk własnych Shawna. Poza tym, będą mieli jeszcze jedną szansę, żeby spotkać się jutro z Shawnem. Może zgodzi się na rozmowę, jeśli wyświadczą przysługę jemu i Arthurowi Tomkinsowi?

Słuchając grającej na żywo kapeli, Matthew miał ochotę zostać dłużej i wypić choć jedno piwo, ale z czekającym na niego Anthonym to nie wchodziło w rachubę. Wyszedł z knajpy i skierował się prosto do samochodu. Anthony, zgodnie z obietnicą, siedział w środku z zablokowanymi drzwiami.

* * *

Podjechali przed „Tańczące Wydmy”. Anthony otworzył drzwi od strony pasażera.

— Dzięki, Matthew. To było sto razy lepsze od siedzenia w domu z mamą, siostrą i ciotką.

No problemo, Anthony. Do jutra. Może wieczorem znowu zagramy w minigolfa?

— Super!

Anthony wbiegł po drewnianych schodach na ganek motelu, odwrócił się i przez chwilę patrzył za odjeżdżającym samochodem Matthew. Kiedy czerwone światła znikły za zakrętem, zbiegł ze schodów, przeszedł przez ulicę i popędził w stronę promenady.

93

Pulsowanie w czaszce było nie do wytrzymania, Anna próbowała otworzyć oczy, ale coś jej nie pozwalało. Chciała się wyprostować i podnieść głowę, ale osunęła się i powrotem na siedzenie samochodu.

Gdzie była? Co się stało? Starała się pozbierać myśli. Big Mac. Postój na parkingu. Pierwszy kęs. Przeszywający ból.

Domyśliła się, że jest w samochodzie, ktoś ją gdzieś wiezie; Słyszała cichy szum klimatyzacji i mijające ich samochody. Była w fordzie ojca — uświadomiła to sobie, gdy rozpoznała znajome stukanie silnika. W powietrzu wciąż było czuć zapach hamburgera.

Chciała zawołać o pomoc, ale coś wrzynało jej się w kąciki ust, uniemożliwiając krzyk.

* * *

Samochód nagle się zatrzymał. Anna usłyszała, że ktoś wyjął kluczyki ze stacyjki. Drzwi od strony kierowcy się otworzyły i po chwili zamknęły.

Mimo knebla zakwiliła cicho, gdy otworzyły się za nią drzwi. Czyjeś ręce chwyciły ją pod pachami, podniosły do siadu i wywlekły z samochodu.

94

Diane doszła do wniosku, że Anthony zapomniał po powrocie zajrzeć do jej pokoju, dlatego przed udaniem się na spoczynek zapukała do jego drzwi. Ponieważ nikt nie otwierał, zapukała głośniej. Nadal nic. Nacisnęła klamkę, ale drzwi były zamknięte.

Wróciła do siebie.

— Nie ma go — poinformowała siostrę.

— Pewnie poszli na pizzę albo coś — wysapała Emily, nie przerywając brzuszków. — Przestań się tak ciągle zamartwiać.

95

Anthony był zmęczony. Wiedział, że nie powinien dłużej czekać. Mama zabije go, jeśli się dowie, że tu przyszedł. Jeśli właściciel koca i chłodziarki nie zjawi się zaraz, wróci do domu. Miał nadzieję, że uda mu się przemknąć do swojego pokoju, szybko rozebrać i wśliznąć do łóżka, zanim mama się zorientuje. A jutro spróbuje jeszcze raz.

Jeszcze pięć minut, postanowił, siadając na podłodze. Podciągnął kolana pod brodę i zaczął wsłuchiwać się w szum oceanu dobiegający zza ściany kasyna. Jakiś chrzęst przerwał monotonne mruczenie wody, ale Anthony nie potrafił powiedzieć, co to było i skąd dobiegało. Dobrze, że przez dziurę w suficie wpadała choć odrobina światła księżyca.

Wstał, gotowy zrezygnować na dziś, kiedy nagle zauważył zbliżające się w jego kierunku światło. Wyciągnął głowę, żeby zobaczyć, kto trzymał tatarkę.

Środa
24 sierpnia

96

— Coś długo ich nic ma.

— Uspokój się Diane. Nie ma się czym martwić — uspokajała ją Emily, zdejmując kapę ze swojego łóżka.

— Ale już po północy. Powinni już dawno wrócić. Dzwonię do Matthew.

— Anthony nie lubi, kiedy go sprawdzasz — powiedziała Emily i zajęła się poprawianiem poduszki. — Pomyśli, że traktujesz go jak małe dziecko. Zawstydzisz go.

— Trudno. — Diane wyjęła z torebki komórkę i wybrała numer. Po pięciu dzwonkach w słuchawce odezwał się głos Matthew.

— Witam, tu Matthew Voigt. Zostaw wiadomość po sygnale, oddzwonię, jak tylko będę mógł.

— Matthew, tu Diane. Chciałam tylko sprawdzić, co robicie z Anthonym, Pewnie wyszliście coś zjeść i już wracacie. Ale oddzwoń do mnie, dobrze?

* * *

Wróciwszy do „Kamiennego Kucyka”, Matthew usiadł przy barze i zamówił piwo. Sączył je, przytupując nogą, a głośna muzyka zagłuszała dzwoniący telefon.

97

Ukryty za trybunami Anthony obserwował jak zaczarowany, ale nie był pewien, co widzi. Tęższa postać odłożyła latarkę na koc. Snop światła padał nisko przy ziemi, sprawiając, że Anthony wyraźniej dostrzegał kończyny niż górne części ciał. Na kocu stały najchudsze łydki, jakie w życiu widział. Czyżby należały do dziecka?

Obok gołych, chudych jak u ptaka nóg, stały inne, ukryte w luźnych spodniach. Anthony wstrzymał oddech, gdy ubrane nogi zbliżyły się do tych gołych. Po chwili obie postacie zaczęły się kołysać. Rytmicznie, do przodu i do tyłu. Anthony patrzył jak zaczarowany, w pewnym momencie zauważył, że sam także łagodnie się kołysze. Trzy ciała w pogrążonym w mroku kasynie poruszały się do rytmu fal.

Ocean. Był nieomal na wyciągnięcie ręki, tuż za ścianą, a zdawało się, że równie dobrze może być na drugim końcu świata. Podniecenie Anthony'ego powoli zamieniało się w niepokój. Cały ten taniec, o ile można to tak nazwać, przyprawiał go o dreszcze. Chciał wydostać się z kasyna i co sił w nogach biec promenadą. Motel, na który jeszcze kilka godzin temu tak narzekał, wydawał się najprzytulniejszym miejscem na ziemi. Własne łóżko, czysta pościel, gorący prysznic, mama.

98

Zespół skończył grać. Matthew sięgnął do kieszeni po portfel, wyjął z niego kilka banknotów i położył je na barze. Dopiwszy trzecie piwo, wyszedł z baru.

Nocne powietrze było jak balsam, dawało cudowne wytchnienie po nieustępliwym, morderczym upale panującym za dnia. Uśmiechnął się do siebie z zadowoleniem. Miał za sobą dobry dzień. Praca świetnie im szła. Szkoda, że to, co dla niego było znakomitą historią, dla innych oznaczało tylko cierpienie i rozpacz.

Przeszedł przez ulicę i kierował się na południe. Z boku miał Ocean Atlantycki, a przed sobą krótki spacer. Na parkingu niedaleko starego kasyna, czekał jego samochód.

Potknął się na pustej butelce, leżącej na ulicy, zatoczył się, ale nie upadł. Na parkingu upuścił kluczyki, podniósł je i przez chwilę męczył się, próbując odblokować drzwi. W końcu je otworzył i wsiadł do samochodu, nie zwracając uwagi na niebieskiego forda, zaparkowanego tuż za nim.

99

W słabym świetle latarki ledwo widział tancerzy. Zwolnili, w końcu przestali się kołysać. Jedna z osób uklękła. Anthony zauważył, że odziane w kurtkę narciarską ręce zawiązały coś wokół szczupłych nagich kostek. Plastikowe kajdanki! Serce Anthony'ego bilo coraz szybciej.

Drobna postać ze związanymi rękoma i nogami powoli osunęła się, niczym szmaciana lalka i zastygła w bezruchu na kocu. Mimo słabego oświetlenia, Anthony po raz pierwszy dostrzegł głowę dziewczyny. Między kneblem a opaską na oczach sterczał mały nosek.

W ustach poczuł smak lodów orzechowych, kiedy jego podrażniony żołądek próbował pozbyć się swojej zawartości. To nie były żarty.

Anthony wiedział, że musi natychmiast stąd uciec. Musiał jak najszybciej wezwać pomoc.

100

Matthew wjeżdżał właśnie na parking przed motelem, kiedy zadzwoniła jego komórka.

— Dzięki Bogu — powiedziała Diane. — Wydzwaniam za wami cały wieczór. Gdzie jesteście?

Gdzie jesteście? Matthew pomyślał, że musiał się przesłyszeć.

— Właśnie wróciłem do motelu.

— A Anthony?

Natychmiast wytrzeźwiał, słysząc pytanie Diane.

— Powinien być u siebie.

— Ale go nie ma.

— Diane, przysięgam, odwiozłem go chwilę po jedenastej. Sprawdzałaś, czy nie ma go w pokoju?

— Oczywiście — odparła krótko. — Nie ma go.

— Zaraz tam będę — powiedział, wycofując samochód z powrotem na ulicę.

101

— Michelle? — Diane potrząsnęła córkę za ramię. — Michelle, obudź się.

— Co? — Dziewczyna z trudem uchyliła powieki.

— Nie wiesz, gdzie jest Anthony?

— Jest u siebie. — Zamknęła oczy,

— Michelle, proszę cię. Obudź się i posłuchaj.

Michelle podniosła się i podparła na łokciu.

— Dobra, już nie śpię — powiedziała, przecierając oczy.

— Matthew mówi, że podrzucił tu Anthony'ego godzinę temu, ale jego nie ma w pokoju. Nie wiesz, gdzie może być?

— Nie, nie mam pojęcia. Ale ja na twoim miejscu nie martwiłabym się. Mamo, sama wiesz, jaki z niego mały półgłówek.

— To mój mały półgłówek. I bardzo się o niego martwię, Michelle. Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co się mogło stać.

* * *

Diane i Emily rozmawiały w holu z Carlosem, kiedy w drzwiach pojawił się Matthew. W ciągu tej krótkiej chwili zdążył całkowicie wytrzeźwieć.

— Carlos mówi, że nie widział, żeby Anthony wracał — poinformowała go Diane.

— Właśnie. A byłem tu prawie przez cały wieczór, miałem sporo papierkowej roboty — wyjaśnił właściciel motelu. Matthew podszedł do Diane.

— Nie chcę wywoływać niepotrzebnej paniki, ale uważam, że ze względu na to, co się tu ostatnio dzieje, powinniśmy zawiadomić policję.

— Już to zrobiłam.

102

Dyspozytor miał dwa radiowozy i oba były w terenie. Jeden wyjechał do domu Anny Caprie, by zaniepokojeni rodzice mogli złożyć zeznania, drugi był w drodze do gabinetu terapeuty. Gdyby się okazało, że na parkingu przed budynkiem dokonano przestępstwa, należało jak najszybciej zabezpieczyć miejsce.

Owen Messinger nie odbierał telefonu ani w domu, ani w gabinecie. Bill i Angela Caprie powiadomili policję, że ich córka poszła wieczorem na cotygodniową sesję terapeutyczną. Anna wyszła z domu o ósmej, wtedy widzieli ją po raz ostatni.

Ponieważ istniało niebezpieczeństwo, że to może być kontynuacja horroru, wstrząsającego Ocean Grove, natychmiast powiadomiono szeryfa Alberta który po służbie był już w domu. Szeryf zjawił się na posterunku w chwili, gdy zadzwoniła Diane Mayfield. Wiedząc, że ma związek z mediami, postanowił osobiście z nią porozmawiać.

Starał się mówić spokojnym głosem. Poinformował ją, że wyśle radiowóz tak szybko, jak to możliwe, ale przemilczał fakt, że właśnie zaginęła kolejna mieszkanka Ocean Grove, kobieta, której z pewnością nie uprowadził przebywający w areszcie Arthur Tomkins.

103

A jeśli nikt mu nie uwierzy? Może się zdarzyć, że zanim wymknie się z kasyna, dobiegnie do motelu i wezwie pomoc, postać w narciarskiej kurtce zniknie, zabierając ze sobą związaną i zakneblowaną dziewczynę.

Anthony postanowił, że zdobędzie jakiś dowód dla pewności. Obliczył w myślach odległość, jaka dzieliła go od miejsca, w którym się ukrywał, do dziury, przez którą mógł się wydostać na zewnątrz. Nie było daleko, a on bardzo szybko biegał. Zrobi zdjęcie i ucieknie. Zdąży wybiec, zanim go złapią.

Ostrożnie wyjął z kieszeni aparat i na tyle dokładnie, na ile pozwalało słabe światło, wycelował obiektyw. Na wyświetlaczu LCD nie było wiele widać, obraz był szary i ziarnisty, ale Anthony wiedział, że gdy włączy się lampa błyskowa, postacie będą wyraźne.

Chciał uchwycić twarz. Dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, że ma tylko jedną szansę, żeby zrobić zdjęcie. Zaczekał, aż postać w kurtce narciarskiej zwróci się w jego stronę.

104

Policjanci z patrolu zajechali na pusty parking przed gabinetem doktora Messingera. Budynek był zamknięty, a w oknach było ciemno.

Na posterunku szeryf Albert wysłuchał przez radio raportu. To oczywiste, że Arthur Tomkins nie miał nic wspólnego z porwaniem kolejnej ofiary. Albert zastanawiał się, jak mógł się aż tak pomylić, podejrzewając Shawna Ostrandera. Tak bardzo zdał się na statystyki, według których porywaczami najczęściej okazywali się byli partnerzy i mężowie, że automatycznie wpisał w ten obraz Shawna. Cóż, w zasadzie trudno było mu się dziwić, że przyjął takie założenie. Wszystko się zgadzało, zwłaszcza że nie jedna, a obie porwane były jego dziewczynami.

Tymczasem Leslie Patterson i Anna Caprie były pacjentkami Owena Messingera. Czy to możliwe, żeby terapeuta uprowadził obie młode kobiety? Ale skąd w takim razie wzięła się tu Carly Neath?

Szeryf Albert nie potrafił odpowiedzieć na te pytania. A potrzebował odpowiedzi, i to szybko. Zanim zginie następna ofiara. Kolejna śmierć zniszczyłaby Ocean Grove.

Muszą wejść do domu Messingera. Jeśli dobry pan doktor nie pozwoli im się rozejrzeć, trzeba będzie obudzić sędziego, żeby wydal nakaz rewizji.

105

Helen patrzyła na śpiące córeczki i czuła, że jej świat się wali. Jonathan nie wracał do namiotu. Z każdą chwilą ogarniało ją coraz większe przerażenie na myśl, że mąż miał coś wspólnego ze zniknięciem Leslie Patterson i Carly, a co gorsza, ze śmiercią tej ostatniej. Oznaczałoby to, że mężczyzna, którego, jak jej się zdawało, tak dobrze znała, który był ojcem jej dzieci i któremu obiecała wierność i uczciwość aż do śmierci — był mordercą.

Nie była pewna, czy w ogóle chce, żeby Jonathan wrócił. Sama już nie wiedziała, czego się po nim spodziewać. Czy mógłby ją skrzywdzić? Albo, nie daj Boże, dziewczynki? Helen nie miała jednak siły zadzwonić na policję. Niech jej Bóg wybaczy, ale wciąż kochała Jonathana i nie chciała być tą osobą, która go wyda.

Hannah włożyła kciuk do buzi, a Helen odruchowo go wyjęła. Wsunęła pulchną nóżkę Sarah pod bawełnianą poszewkę. Jej małe aniołki były takie niewinne. Jak miała im wytłumaczyć to, co uczynił ich ojciec?

106

Postać otworzyła chłodziarkę, wyjęła z niej puszkę i zdjąwszy dziewczynie knebel, zaczęła wlewać jej do ust dietetyczną colę. Anthony usłyszał, że kaszle, dławiąc się napojem. Trzymał aparat nieruchomo, czekając na okazję. Postać nie patrzyła w jego stronę. Miała opuszczoną głowę i zdawało się, że przygląda się zawartości chłodziarki.

Anthony wstrzymał oddech, przeklinając samego siebie za to, że poprzestawiał w niej rzeczy. Ciekawe, czy narciarska kurtka to zauważyła.

Przykrywa chłodziarki opadła z trzaskiem, postać uniosła głowę i spojrzała prosto na Anthony'ego.

107

— Carlos, czy mógłbyś otworzyć pokój Anthony'ego zapasowym kluczem? — zapytał Matthew. — Może znajdziemy coś, co pozwoli nam się domyślić, gdzie poszedł.

— Dlaczego sama na to nie wpadłam? — westchnęła Diane.

— Bo w tej chwili jesteś matką, a nie dziennikarką prowadzącą śledztwo. Di — odparła Emily.

Diane, Matthew, Emily i Carlos stłoczyli się w morskim pokoju. Diane wstrzymała oddech, widząc nienaruszone łóżko. W pokoju było czysto, bo pokojówka zrobiła rano porządek. Na podłodze leżały tylko kąpielówki Anthony'go, które rzucił tam w południe, po powrocie z plaży. Diane podniosła je, wciąż były wilgotne.

Matthew podszedł do sosnowej toaletki. Na wierzchu leżała skórzana męska kosmetyczka, ozdobiona inicjałami Anthony „ego, w środku znajdowała się szczoteczka i pasta do zębów, oraz mały dezodorant. Diane przypomniała sobie, jak bardzo się ucieszył, gdy dwa lata temu dostał na urodziny ten przybornik, bo był identyczny jak ten, który miał ojciec.

Philip. Och, Boże, dlaczego nie ma tu Philipa? Tak bardzo go teraz potrzebowała. Diane z determinacją wypchnęła męża ze swoich myśli. Stamtąd, gdzie w tej chwili przebywał. Philip nie mógł im w żaden sposób pomóc. Musiała sama sobie radzić i odnaleźć syna.

— Mogę? — zapytał Matthew, chwytając uchwyt górnej szuflady.

— Jasne. — Diane skinęła głową.

W środku znajdowała się bielizna i kilka par skarpet. W drugiej szufladzie Anthony trzymał koszulki i krótkie spodenki, a w tej na samym dole konsolę Game Boy i kilka kartridży.

— Nic widzę tu nic, co mogłoby nam pomóc — powiedział Matthew, szperając w drobiazgach.

Diane poczuła, że ogarniają rozpacz,

— Moment — Matthew wyjął jeden z kartridży, inny od pozostałych. — To nie jest od Game Boya.

Diane spojrzała na niego wyczekująco.

— To pamięć od aparatu cyfrowego. Do przechowywania zdjęć. Teraz potrzebny nam aparat Anthony'ego, wtedy przejrzymy, co tu ma. — Matthew jeszcze raz zajrzał do szuflady.

— Podejrzewam, że Anthony ma aparat ze sobą — powiedziała smutno Diane. — Robił zdjęcia na koncercie.

— To nic. Nie martw się — uspokajał ją Matthew. — Możemy ją podpiąć do mojego komputera. — Ruszył w stronę drzwi. — Skoczę po niego do motelu.

— Zaczekaj! — ożywił się Carlos, — Nie musisz nigdzie jechać. Na dole mam laptop. Chodźcie, podepniemy to maleństwo. Kilka kliknięć myszką i zobaczmy wszystkie zdjęcia, jakie zrobił Anthony.

108

Anthony wiedział, że kiedy błyśnie flesz, będzie musiał wiać, ile sił w nogach. Zmuszając się do zachowania spokoju, nacisnął spust migawki do połowy, i zaczekał, aż ustawią się ostrość i światło. Wziął głęboki wdech i docisnął guzik. Błysnęła lampa.

Anthony odwrócił się i rzucił do ucieczki, przyciskając aparat do piersi. Wiedział, że zaraz ruszy za nim pościg. Ale wiedział też, że element zaskoczenia dawał mu przewagę, a młodość zapewniała prędkość.

Był już prawie przy dziurze, przez którą mógł się wydostać na plażę, gdy nagle potknął się na zardzewiałej puszce i upadł.

109

Wszyscy czworo zeszli do recepcji i otoczyli biurko. Carlos wkładał kartę pamięci do laptopa, gdy w drzwiach wejściowych pojawił się Kip.

— Och, co za wieczór, „Paradise” pękał w szwach — powiedział, z trudem łapiąc oddech. — Carlos, szkoda, że nie dałeś się namówić na wyjazd ze mną do Asbury Park, zamiast się mordować nad tymi papierami. — Kip urwał, zauważywszy zaniepokojone miny zebranych. — Co jest? Coś się stało?

Carlos wyjaśnił sytuację.

— Słodki Jezu, tylko nie to. — Kip natychmiast wytrzeźwiał. — Co się z tymi miastem dzieje? W drodze do domu wstąpiłem do „7-Eleven” po coś do picia na rano. Akurat w radiu podawali, że dziś wieczorem znów zaginęła jakaś dziewczyna z Ocean Grove.

110

Upadając, Anthony wypuścił z ręki aparat. W panice próbował wstać, rozglądając się nerwowo po ciemnym pomieszczeniu. Och, jest! Metalowy gadżet, zawierający dowód na to, co tu widział.

W ułamku sekundy chwycił aparat, ale tyle samo czasu wystarczyło postaci w narciarskiej kurtce, żeby go dogonić i złapać za nogę.

111

Kiedy policja przybyła na miejsce, w domu Owena Messingera nie świeciło się żadne światło. Po dość długiej chwili uporczywego pukania i dzwonienia na ganku zapaliła się lampa i rozespany terapeuta otworzył drzwi.

— Tak? — zapytał, zawiązując pasek szlafroka i mrużąc oczy od jasnego światła. — O co chodzi?

— Pan Messinger? Owen Messinger?

— Tak.

— Z tego co nam wiadomo, młoda kobieta nazwiskiem Anna Caprie jest jedną z pańskich pacjentek.

— To prawda.

— I miała dziś z panem sesję?

— Tak — odparł Owen. — Coś się stało?

— Pani Caprie nie wróciła do domu. Jej rodzice są zaniepokojeni. Jeśli pan pozwoli, chcielibyśmy rozejrzeć się u pana w domu, doktorze Messenger.

— To absurdalne, ale oczywiście, czemu nie? Nie mam nic do ukrycia.

Owen cofnął się, by wpuścić do domu oficerów. Policjanci obeszli wszystkie pomieszczenia, zajrzeli do szaf, za kotarę pod prysznicem i pod łóżka. W końcu wszyscy wrócili do holu przy wejściu.

— Zadowoleni? — zapytał z sarkazmem terapeuta. Nie spodziewał się, że zechcą, by towarzyszył im podczas przeszukiwania bagażnika jego samochodu.

112

— Kto wie, że tu jesteś?

Anthony zasłonił głowę, słysząc desperację w głosie prześladowcy. Nie wiedział, czy powinien przyznać się do tego, że nikt nie wiedział, że tu przyszedł. Nie miał pewności, czy mu to pomoże, czy wręcz przeciwnie, dlatego milczał.

— Komu mówiłeś o tym miejscu?

Znów nie odpowiedział.

— Dobra, mały, jak chcesz.

Widząc zbliżający się ostry metalowy przedmiot, Anthony nagle odzyskał mowę.

113

Wystarczyło kilka kliknięć, by pierwsze obrazy zapisane w karcie pamięci pojawiły się na ekranie komputera — Były to zdjęcia zrobione jeszcze przed przyjazdem do Ocean Grove. Przyjaciele Anthony'ego, znajome miejsca w Central Parku, parę ujęć bezdomnego mężczyzny, który czasami koczował przy 74 Ulicy, aż przegoniła go policja. Diane rozpoznała siebie na zdjęciu, które Anthony zrobił podczas kolacji przed ich wyjazdem. Skrzywiła się, przypomniawszy sobie, jak zdenerwował ją, przynosząc aparat do stołu.

— Może pominiemy tę część? — zasugerował Matthew. — Przejdź do zdjęć z Ocean Grove.

Anthony nie próżnował. Fotografował surferów, dzieciaki Z latawcami, zamki z piasku. Było tu mnóstwo zbliżeń krabów i śniętej ryby. Diane uśmiechnęła się, widząc, że Anthony pstryknął zdjęcie dziewczynie, której morska fala rozpięła górę stroju do opalania.

— A to co? — zdziwił się Carlos, gdy na ekranie pojawiło się kolejne zdjęcie.

Przedstawiało skulonego mężczyznę, leżącego na piasku.

— Możesz to trochę powiększyć? — zapytał Matthew.

Na ekranie pojawił się wyraźny profil mężczyzny. To, i wojskowa koszula wystarczyły, by go zidentyfikować…

— To Arthur Tomkins — powiedziała Diane, — Poznaję go. Co ten Anthony wyprawiał? Gdzie on zrobił to zdjęcie?

Emily wtrąciła się do rozmowy:

— Chodził na spacery po plaży. Wiem, że miał dość ciągłego towarzystwa dziewczyn, więc pozwalałam mu się na chwilę oddalać. Pewnie wtedy robił te zdjęcia.

Po kilku zdjęciach z plaży pojawiła się długa seria z ruinami budynku z cegły.

— To kasyno — wyjaśnił Carlos, klikając następne zdjęcia.

Tym razem ukazał się zupełnie inny świat. Pusta scena, porośnięte mchem trybuny, zardzewiałe żyrandole. Brudna lada w jakimś opuszczonym barze.

— Anthony musiał wejść do środka — zauważył Kip. — Carlos, pamiętasz, jak zakradaliśmy się, żeby zobaczyć, co tam jest?

— Tak, to musi być to. — Carlos wyświetlił kolejne zdjęcie. Ekran wypełnił żółty koc, na którym leżało stare, przybrudzone czasopismo i czerwona kurtka narciarska. Obok legowiska stała przenośna plażowa chłodziarka.

— Dalej — ponaglał Matthew.

Otwarta chłodziarka. Kilka puszek z napojami, pomarańcza, paczka solonych krakersów. I jeszcze jakieś pudełko.

— Możesz to powiększyć, Carlos?

Matthew aż zagwizdał.

— Ach, więc tu je znalazł — mruknął.

— Co znalazł? — zapytała ostro Diane.

— Wtedy wieczorem, kiedy graliśmy w minigolfa, Anthony pokazał mi plastikowe kajdanki. Powiedział, że dostał je od kumpla, którego ojciec jest policjantem.

Diane pokręciła głową.

— On nie ma żadnych kumpli, których ojcowie są policjantami.

— OK. Wiemy, że Anthony był w kasynie. Ale kto zostawił tam te kajdanki? — zastanawiał się na głos Matthew. Coś nie dawało Diane spokoju.

— Nie pamiętam dokładnie — odezwała się, — Ale czy policja nie mówiła, że Leslie i Carly były skute takimi kajdankami?

Matthew zmarszczył czoło, próbując przywołać w pamięci szczegóły konferencji prasowej.

— Nie, jakoś sobie nie przypominam, żebym coś takiego słyszał. To nie znaczy jednak, że nie użyto kajdanek. Gliny mogły ukryć taki szczegół przed prasą.

— Nie podoba mi się to wszystko — zauważyła Diane. Przez chwilę przyglądała się fotografii na ekranie. — Czy możesz wrócić do tego zdjęcia z kocem, kurtką i czasopismem?

Carlos zrobił, o co prosiła.

— A teraz przybliż to czasopismo. Zobaczmy, czy uda się przeczytać adres prenumeratora na naklejce.

114

— Nie mogę znaleźć kluczyków.

Owen udawał, że szuka, próbując w tym czasie wymyślić lepszy pretekst, by uniknąć zaglądania do bagażnika.

— Jeśli nic znajdzie pan kluczyków, będziemy musieli sami otworzyć bagażnik — ostrzegł oficer.

Owen westchnął ciężko. Cóż, wyglądało na to, że nie uda mu się odwieść ich od tego zamiaru. Nie było wyjścia, musiał otworzyć samochód i liczyć na szczęście. Może policjanci nie domyślą się, co widzą?

— Och, już mam — zawołał i wyszedł na podjazd. Skierował pilota w stronę swojego volvo i usłyszał znajomy sygnał. Klapa bagażnika otworzyła się automatycznie. Stojąc z boku, Owen patrzył, jak oficerowie oglądają kolorowe segregatory z notatkami o jego pacjentach.

Dlaczego nie zrobiłem z tym porządku, kiedy była okazja? — pomyślał z niechęcią. Trzeba było zniszczyć przynajmniej to, co dotyczyło Leslie.

115

Diane zbliżyła się do ekranu. Adres na naklejce był zaskakująco łatwy do odczytania. L. BELCARO. REALTY AVENUE. OCEAN GROVE, NJ 07756. To ten agent nieruchomości, który zaczepił ją na parkingu przed gabinetem doktora Messingera i mówił, że terapeuta powinien trafić za kratki za to, że niszczył ludziom życie. Choć do tej pory nie zdążyła tego zrobić, Diane miała zamiar zadzwonić do Belcaro i porozmawiać z nim. Wiedziała, że w torebce wciąż ma jego wizytówkę.

Skąd się tam wzięło jego czasopismo? Czy to on urządził sobie to obozowisko? Matthew także przyglądał się adresowi.

— Belcaro. To ten facet, którego poznałem kiedyś w „Nagle's”. Rozmawialiśmy o Carly Neath, Jeszcze nie było wiadomo, że nie żyje, a on już mówił o niej w czasie przeszłym.

Diane podjęła decyzję.

— Ja idę do kasyna poszukać Anthony'ego.

— Idę z tobą — powiedział Matthew.

Wybiegli z motelu i ruszyli do samochodu.

— Zadzwoń na policję i powiedz, niech tam przyjadą — Diane zawołała przez ramię do Carlosa.

* * *

Do kasyna nie było daleko, ale postanowili pojechać Ocean Avenue. Matthew usiadł za kierownicą. Diane włączyła w środku światło i zaczęła szperać w torebce w poszukiwaniu wizytówki.

— Super, mam ją. — Wyjęła komórkę i wybrała numer, który Larry Belcaro zapisał na odwrocie. Nikt nie odbierał.

Dojechali do końca promenady, Diane już miała się rozłączyć, gdy w słuchawce odezwał się rozespany męski głos.

116

Nikt nie wiedział, gdzie był ten wścibski dzieciak. Nikomu nie wspominał o tym miejscu.

To, że okazał się synem Diane Mayfield, było przerażające. Jeśli dziennikarka zgłosi jego zaginięcie, wszyscy rzucą się na poszukiwania.

Co gorsza, Anthony Mayfield nie miał opaski na oczach. Powie, co — i kogo — widział. Nie, nie może tego zrobić. Na razie ma knebel w ustach.

117

— Szeryfie, dom Messingera jest czysty — zgłosił przez radio oficer, gdy obaj z partnerem wrócili do radiowozu.

— Przyjąłem — potwierdził szeryf Albert z kwatery głównej na posterunku. — A garaż? — zapytał, zakładając, że policjanci i tam niczego nie znaleźli.

— Nic, szeryfie. W garażu pusto, w samochodzie też, z wyjątkiem jakichś segregatorów w bagażniku.

— Segregatory, powiadasz? — Mimo chaosu, jaki panował przez cały tydzień, Albert przypomniał sobie poniedziałkowy raport z włamania do gabinetu doktora Messingera.

— Tak, takie kolorowe.

— Wróćcie i zarekwirujcie te segregatory. Sukinsyn upozorował włamanie do własnego gabinetu.

118

— Pan Belcaro? Tu Diane Mayfield. Przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze.

— Och, witam, pani Mayfield — powiedział z entuzjazmem. — Nic nie szkodzi. Jeszcze nie spałem, tylko nie mogłem znaleźć komórki. Cieszę się, że pani dzwoni. Od naszego spotkania na parkingu czekałem na ten telefon.

— Nadal chciałabym z panem porozmawiać o doktorze Messingerze, ale tym razem dzwonię w innej sprawie. Mam nadzieję, że może mi pan pomóc, panie Belcaro.

— Och! — W jego glosie wyczuła rozczarowanie. — O co chodzi? Nie chciała powiedzieć dużo.

— Mój syn interesuje się fotografią. Zrobił tu, w Ocean Grove, całą masę zdjęć, fotografuje prawie wszystko, co widzi. Zdaje się, że wpadł na coś w rodzaju obozowiska, które oczywiście uwiecznił. Na zdjęciach zauważyłam czasopismo z pańskim adresem. Tak się zastanawiałam, jak pański magazyn się tam znalazł?

— Tam to znaczy gdzie?

— Wydaje nam się, że to stare kasyno na końcu promenady.

— Hm, bardzo mi przykro, naprawdę, ale nie mam zielonego pojęcia, skąd moje czasopismo mogło się tam wziąć.

— Rozumiem. Dziękuję za pomoc, panie Belcaro. I jeszcze raz przepraszam, że nękam pana w domu.

Zamykając klapkę telefonu, Diane uświadomiła sobie, że wcale nie miała pewności, że Belcaro rozmawiał z nią z domu. Przecież dodzwoniła się na jego komórkę. Mógł być gdziekolwiek.

* * *

Przed nimi, na czarnym niebie rysował się kontur wielkiego, zapuszczonego kasyna.

— Jesteś gotowa? Wchodzimy do środka? — zapytał Matthew, wyjmując latarkę ze schowka w samochodzie.

— Tak — odparła Diane. — Boże, błagam cię, spraw, żeby tam był.

Otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu. Razem obeszli budynek, szukając wejścia. Nie zwracali uwagi na ostrzegawcze tablice z napisem UWAGA! NIE WCHODZIĆ! NIEBEZPIECZEŃSTWO!, wiszące na rozklekotanym ogrodzeniu. Kiedy już znaleźli się w środku, w ogromnej sali, żółty snop światła latarki oświetlił mokrą betonową podłogę. Matthew skierował latarkę na tablicę, informującą, że mieściło się tu lodowisko.

— Anthony! — zawołała Diane. — Anthony, jesteś tu?

* * *

Po drugiej stronie ściany Anthony słyszał głos wołającej go matki, ale knebel w ustach nie pozwalał mu odpowiedzieć.

119

— Anthony! — zawołała Diane jeszcze raz.

— Spójrzmy prawdzie w oczy, Diane. Nikogo tu nie ma. — Matthew omiótł przestrzeń snopem światła latarki. — A może się mylimy? Może Anthony zrobił te zdjęcia gdzie indziej?

— Chyba masz rację — powiedziała Diane, idąc poprzez gruzowisko do wyjścia. — Tylko, gdzie jest Anthony? Wybacz, Matthew, ale nie obchodzi mnie, że znowu zniknęła jakaś dziewczyna. Policja powinna szukać mojego syna. Dlaczego jeszcze się nie zjawili?

— Nie mam pojęcia, Diane. Jak wyjdziemy, to jeszcze raz do nich zadzwonię.

Matthew wyjął komórkę, w tym czasie Diane odwróciła się w stronę oceanu i przez chwilę wpatrywała się w fale. Jej myśli podążyły w kierunku, którego nie chciała. Anthony chyba nie poszedłby sam na plażę, żeby popływać? Raczej nie ma szans, żeby był tu gdzieś, pod wodą. Chyba.

Dość! — napomniała się w duchu. To w niczym nie pomaga. Przestań myśleć jak rozhisteryzowana matka i zastanów się dokąd mógł pójść. Niestety, choć się starała, nie potrafiła opanować natłoku coraz czarniejszych myśli, Diane przypomniała sobie o rodzicach dziewczyny, która zaginęła tego wieczoru, Musieli szaleć z rozpaczy. Myślała o rodzicach biednej Carly i o tym, jak bardzo teraz cierpieli. A Audrey Patterson? Na pewno z bólem serca czekała na bezpieczny powrót córki.

Diane zmusiła się do opanowania paniki. W przypadku Pattersonów wszystko skończyło się szczęśliwie. Leslie wróciła do domu cała i zdrowa. Diane powtarzała sobie, że jutro będzie siedzieć obok Anthony'ego, tak jak siedziała obok Leslie Patterson, kiedy rozmawiała z nią w dzień po jej uwolnieniu.

Wydawało się, że od tamtego popołudnia upłynęły całe wieki, Diane nie mogła się wówczas nadziwić, ile człowiek potrafi znaleźć w sobie siły i hartu ducha. Jednego dnia przechodzi piekło, a już drugiego potrafi planować przyszłą karierę,

Leslie Patterson wspomniała, że chce zdobyć licencję agenta nieruchomości. Marzyła o bardziej odpowiedzialnej pracy, która będzie polegać na czymś więcej niż odbieraniu telefonów i zamawianiu artykułów biurowych.

Dopiero teraz to do niej dotarło. Na czasopiśmie ze zdjęcia Anthony'ego widniał adres biura, nie domu Larry'ego Belcaro. To Leslie Patterson mogła zamawiać prasę, jaka przychodziła do agencji nieruchomości „Surfside”.

Odwróciła się i chwyciła Matthew za ramię, przerywając mu rozmowę telefoniczną.

— Matthew — powiedziała. — Znajdź numer do Pattersonów i sprawdź, czy Leslie jest w domu.

Złapała jego latarkę i zaczęła biec w stronę kasyna. Wiedziała, że musi znaleźć miejsce, które sfotografował Anthony. Po prostu należało dokładniej szukać.

* * *

Już wcześniej przeszukali ogromną aulę z wysokim sufitem, Diane z ulgą stwierdziła, że nikogo tam nie było. Tylko że z zewnątrz budynek wydawał się o wiele większy. Podeszła do ściany od strony oceanu. Za tym murem musiały być jeszcze jakieś pomieszczenia. Diane poświeciła latarką po ścianie, szukając przejścia. Zaczęła krążyć po auli. W pewnym momencie natrafiła na opartą o ścianę deskę. Odsunęła ją. Okazało się, że zasłaniała dziurę w murze. Diane zrobiła krok do przodu i poczuła, że nadepnęła na coś miękkiego.

Serce podskoczyło jej do gardła, kiedy światło latarki ukazało starego brązowego misia, ubranego w sukienkę z tafty i sznur pereł — starsza i bardziej wysłużona wersja misiów, jakie Diane widziała w „Lawendzie i Koronkach”. Audrey Patterson wspomniała wówczas, że jej córka od lat miała takiego pluszaka.

Diane pochyliła się nad ciemna dziurą.

— Anthony, odezwij się, jeśli tam jesteś — Odpowiedziała jej cisza. Diane zawołała więc głośniej; — Leslie, jesteś tam?

Wciąż słychać było tylko szum oceanu.

— Leslie? Leslie, tu Diane Mayfield. Błagam, nie krzywdź mojego syna.

— Nie podchodź bliżej! — odezwał się stłumiony głos z drugiej strony.

Diane aż podskoczyła, gdy poczuła na ramieniu rękę. Odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że to Matthew.

— Leslie? Leslie Patterson tam jest? — zapytał szeptem.

Diane skinęła głową i położyła palec na ustach.

— Leslie, błagam cię — zawołała po chwili. Zastanawiała się, jak wciągnąć dziewczynę w rozmowę. Miała nadzieję, że w ten sposób odwróci jej uwagę, a ona nie skrzywdzi w tym czasie Anthony'ego. — Proszę. Leslie. Czy Anthony jest tam z tobą?

— Nie zbliżaj się. — W głosie słychać było desperację.

— Może zaczekamy na policję? — wyszeptał Matthew.

— Kto wie, kiedy się tu zjawią? — odparła równie cicho Diane. — Jeśli ona ma mojego syna, nie będę czekać.

120

Jonathan przeszedł promenadą do Bradley Beach, gdzie znalazł lokal, w którym można było wypić piwo. I jeszcze jedno. A potem kolejne.

Wciąż nie mógł w to uwierzyć. Jak Helen w ogóle mogło przyjść do głowy, że miał coś wspólnego ze zniknięciem i śmiercią Carly Neath? Czyżby własna żona uważała go za aż takiego potwora?

Owszem, poszedł wtedy za Carly. Ale to było zupełnie niewinne. Szedł za nią aż do jej domu. Potem zauważył jakiegoś staruszka czającego się na ganku w sąsiedztwie domu Carly, i trochę się wystraszył. Zanim dotarła na promenadę i ruszyła w stronę Asbury Park, Jonathan zdążył już zawrócić. Do domu poszedł inna trasą, żeby uniknąć wścibskiego dziadka.

To prawda, kiedy nazajutrz rano przyszła do nich policja, żeby zapytać o Carly, powiedział im, że był w domu z Helen, kiedy dziewczyna od nich wychodziła. Gdyby przyznał się, że ją śledził, na pewno uznaliby go za podejrzanego.

Teraz, wracając do domu, Jonathan skręcił w Bath Avenue, Cholera. Będzie musiał powiedzieć Helen całą prawdę.

121

— Wyłączę latarkę, żeby jej nie ostrzegać, że się zbliżamy — wyszeptała Diane.

Przykucnęli, by przecisnąć się przez dziurę w murze. Poruszanie się w ciemności było prawie niemożliwe. Matthew, który szedł przodem, potknął się na kawałku gruzu i upadł.

— Wszystko słyszę — zawołała Leslie. — Nie zbliżać się, bo… bo zrobię komuś krzywdę.

— Leslie, czy jest tam z tobą Anthony? Masz mojego syna?

— Stój! W tej chwili się zatrzymaj! — krzyczała z coraz większą desperacją. — Zatrzymaj się, proszę!

Matthew wstał i oboje z Diane po omacku ruszyli przed siebie. Wkrótce zauważyli światło latarki Leslie. Rozglądając się po ciemnym betonowym pomieszczeniu, szli w jego kierunku.

Leslie klęczała na podłodze, przed nią leżała druga postać, ze skrępowanymi rękoma i nogami, zakneblowana i z opaską na oczach. Leslie lewą ręką podtrzymywała jej głowę i ramię, Wyglądała przy tym jak uboga wersja „Piety” Michała Anioła. Mimo gorąca, Leslie ubrana była w kurtkę narciarską i skórzane rękawiczki. W prawej dłoni trzymała coś przy gardle swojego jeńca.

Diane była przekonana, że jej syn też musi tu gdzieś być. Włączyła latarkę.

— Do diabła z ostrożnością — mruknęła pod nosem. Światło rozproszyło mrok pomieszczenia. Choć przerażała ją perspektywa poznania najgorszej prawdy, Diane musiała się dowiedzieć, — Gdzie mój syn, Leslie? Co mu zrobiłaś?

Ale zanim Leslie zdążyła odpowiedzieć, z ust Diane wyrwał się krzyk.

— Boże! — Snop światła padł na drugą postać, leżącą kilka jardów dalej, związaną i zakneblowaną, tak samo jak ta pierwsza. Diane rozpoznała tenisówki, które niedawno wybłagał u niej syn.

— Anthony! — Rzuciła się do przodu.

— Ani kroku dalej — warknęła Leslie. — Bo Anna zginie. Przysięgam, że to zrobię. Poderżnę jej gardło, tak jak ona swojemu ukochanemu Panu Aksamitkowi.

Diane poczuła ucisk w klatce piersiowej, Pragnęła podbiec do syna, ale nie mogła przecież prowokować Leslie, która wydawała się gotowa zrobić coś naprawdę potwornego.

— Skąd wiedziałaś, że to ja? — zapytała Leslie, zwracając w końcu uwagę na Diane. — Skąd wiedziałaś, że tu jestem?

Diane starała się zachować spokój.

— Spójrz na to czasopismo, Leslie — powiedziała, wskazując w stronę koca i chłodziarki. — Widzisz?

— Tak. A co?

— Jest tam nazwisko twojego szefa. Tylko że Larry nie zamawiał tego tytułu. Ty to zamówiłaś, prawda?

— I po tym się domyśliłaś?

— Nie, ale nabrałam podejrzeń. — Diane bardzo powoli zbliżała się do dziewczyny, — Zaniepokoiło mnie coś jeszcze. Kiedy rozmawiałyśmy na promenadzie, powiedziałaś, że Carly już nie żyła, gdy porywacz zaciągnął ją do altany. Taką informację mógł mieć tylko zabójca. Jeśli policja o tym wiedziała, to z pewnością nie podali tego do publicznej wiadomości.

Diane czekała na reakcję, ale Leslie milczała.

— To był błąd, prawda, Leslie? Chciałaś, żeby wyglądało to tak, że porywacz traktował Carly tak samo jak ciebie, z tą różnicą, że ty przeżyłaś, a Carly nie.

— Byłam wściekła, że Carly ukradła mi Shawna, ale wcale nie chciałam, żeby umarła — złamała się Leslie. — Nikt nie powinien umrzeć. Carly miała zniknąć na trzy dni, tak samo jak ja, żeby policja wreszcie mi uwierzyła. Włożyłam kurtkę narciarską, żeby wyglądać grubiej i żeby Carly nie wyczuła, jaka jestem szczupła. I miałam rękawiczki, żeby nie czuła moich kościstych palców. Wymyśliłam historyjkę o tym, że porywacz ze mną tańczył, więc musiałam zachowywać się tak, żeby Carly opowiedziała to samo policji. Ale kiedy przyszłam do kasyna, żeby z nią znowu zatańczyć, Carly się nie ruszała.

— Nie sądziłaś, że ktoś przypadkiem odkryje twoją kryjówkę, prawda? — zapytała Diane, próbując zachęcić Leslie do mówienia.

— Nie. To, że nikt mi nie wierzył, było okropne, ale gdy aresztowano Arthura Tomkinsa, wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało. — Głos Leslie zaczął drżeć. — Biedak, musiał znaleźć Carly, zanim wróciłam. Zostawił odciski palców, Wiedziałam, że z tego powodu zostanie oskarżony. Ja byłam ostrożna, nigdzie nie zostawiłam śladów. Nawet nauczyłam się zakładać kajdanki zębami, żeby nie było żadnych odcisków, kiedy policja mnie znajdzie. I tym razem też miało nic nie być! A potem wyszło, że Arthur będzie musiał zapłacić za coś, czego nie zrobił.

— Więc porwałaś jeszcze jedną dziewczynę, by udowodnić, że to nie Arthur był porywaczem? — Diane była już bardzo blisko koca,

— Tak, porwałam Annę. Myślałam, że gdy zniknie jeszcze ktoś, policja się przekona, że do więzienia trafił niewinny człowiek.

— Leslie, czyli ty jednak udawałaś. Dlaczego?

Tym razem głos Leslie był mocniejszy.

— Bo chciałam, żeby Shawn zrozumiał, że powinien mnie lepiej traktować. Nie jestem śmieciem, który można wyrzucić, gdy się człowiek znudzi. Czytałam te wszystkie historie, widziałam to w telewizji. Kobiety, które upozorowały własne porwanie. Ale one wszystkie popełniły błędy, głupie, drobne pomyłki, dowodzące, że oszukiwały.

Tak samo jak ty, pomyślała Diane, ale zatrzymała to dla siebie. Nie było sensu dobijać Leslie. Najważniejsze to przekonać ją, żeby uwolniła swoich jeńców.

— Leslie, tu Matthew Voigt. — Leslie poderwała się, zaniepokojona nieznanym głosem. — Jestem producentem Diane. Pamiętasz mnie? Spotkaliśmy się na promenadzie.

Milczenie.

— Chcemy ci pomóc, Leslie. Dzięki nam ludzie zrozumieją, że tego nie planowałaś.

— Nie. Wszystko stracone. Teraz już nie mam wyjścia, — Dziewczyna była coraz bardziej zdesperowana.

Diane oświetliła latarką Anthony'ego. Szarpał się, próbując wyswobodzić ręce.

— Leslie — przemówiła łagodnie. — Nikt nie pomyśli, że zrobiłaś to celowo, ale pod warunkiem, że wypuścisz mojego syna i Annę. Zginęła niewinna kobieta. Nie krzywdź już nikogo więcej,

— Ale jak ja mam teraz żyć? — zapytała ochrypłym głosem Leslie. — Wszyscy się dowiedzą, co zrobiłam. Moi rodzice. Shawn. Wszyscy mnie odrzucą. Odkąd pamiętam, czułam się odrzucona. Nigdy nie byłam wystarczająco dobra, mądra, ładna.

— Leslie — Diane ze wszystkich sił starała się zachować spokój, — Leslie, wszyscy cię zrozumieją. Wierz mi. Wypuść ich, — Zrobiła krok, potem następny,

Leslie straciła panowanie i zaczęła krzyczeć.

— Stój! Mówiłam ci, żebyś się nie zbliżała! — Wyrwała rękę spod głowy Anny. Ciało dziewczyny osunęło się na podłogę — Parząc Diane prosto w oczy, Leslie przyłożyła brzytwę do swojej wiotkiej szyi i podcięła sobie gardło.

Epilog

W promieniach słońca wschodzącego nad Oceanem Atlantyckim Diane stała na piaszczystej plaży, za jej plecami widać było niszczejący budynek kasyna. Anthony wrócił do motelu i — jak miała nadzieję — smacznie spał. Emily i Michelle obiecały nie spuszczać go z oka, gdy wyjdzie ze swojego pokoju.

Miała przypięty mikrofon i była gotowa do relacji na żywo. Diane uśmiechnęła się do Sammy'ego i Gary'ego, którzy uwijali się, ustawiając sprzęt. Sammy był tego ranka zadziwiająco cichy, jakby w ten sposób chciał okazać Diane szacunek.

Ocean Grove było pierwszą informacją w porannym wydaniu Oto Ameryka. Na pięć minut przed wejściem na antenę Matthew zjawił się przy Diane, by podzielić się nowinami, jakich dowiedział się od policji.

— Nagle jesteśmy kumplami — uśmiechnął się szeroko. — Powiedzieli wszystko, co chciałem wiedzieć. Po pierwsze. Leslie żyje. Nie trafiła w tętnicę. Jej stan jest stabilny, przebywa w Szpitalu Uniwersyteckim.

— Całe szczęście, że policja zjawiła się zaraz po tym, jak podcięła sobie gardło — westchnęła cicho Diane. — Gdyby się spóźnili, kto wie, jak by się to wszystko skończyło.

— Cóż, obrażenia fizyczne to chyba najmniejszy problem tej dziewczyny. Leslie czeka teraz prawne piekło. I poważna terapia u dobrego psychologa.

Diane kiwnęła głową.

— Pewnie zostanie postawiona w stan oskarżenia, wtedy zeznania psychologa na pewno jej pomogą. Ale, jeśli chcesz znać moje zdanie, to Owen Messinger powinien zmienić zawód. Leslie potrzebuje prawdziwej pomocy.

— Dobrze powiedziane. Ale dziewczyna teraz się z nim pożegna — zgodził się Matthew. — Wyobraź sobie, że podobno Messinger upozorował włamanie do swojego gabinetu. Tak utrzymuje policja. Twierdził, że skradziono mu wszystkie notatki dotyczące pacjentów. Pewnie nie był zadowolony z rezultatów terapii, jaką stosował. Zamierzał pozbyć się notatek i całej dokumentacji na temat fatalnych skutków leczenia, żeby nie można było tego włączyć do pracy, którą zamierzał opublikować. W ten sposób pozostały mu tylko pozytywne wyniki.

Diane przypomniała sobie, że terapeuta wspominał o włamaniu, kiedy przeprowadzała z nim wywiad. To spotkanie przywołało w jej pamięci Larry'ego Belcaro. Biedak, próbował jej powiedzieć o swoich obawach dotyczących Messingera, ale w pośpiechu Diane go zignorowała. I to nie tylko wtedy, na parkingu, ale także kilka godzin temu, podczas rozmowy telefonicznej. Zasługiwał na lepsze traktowanie.

— Ach, i jeszcze coś — mówił dalej Matthew. — Anna Caprie jest już w domu, cała i zdrowa, a Arthur Tomkins został zwolniony. Nie zapomnij powiedzieć o tym w komentarzu.

* * *

Diane marzyła tylko o powrocie do motelu, prysznicu i drzemce. Zanim jednak zdążyła odpiąć mikrofon, poczuła wibrację telefonu.

— „Rozmowa z wiezienia federalnego”.

Philip zasypał ją pytaniami.

— Diane, kochanie, nic ci nie jest? Jak Anthony? Właśnie widziałem cię w telewizji. Jak mogli kazać ci komentować na żywo, po tym wszystkim, przez co przeszłaś?

— Skarbie, nie było kogo tu przysłać. Wiesz, ta historia była chyba nawet lepsza przez to, że uczestniczyłam w tych wydarzeniach. — Odpowiadała na wszystkie pytania, zapewniając go, że rodzina jest cała i zdrowa.

— „Rozmowa z wiezienia federalnego”

— Powinienem tam być, Diane, Nienawidzę myśli, że nie mogę być z wami, że nie mogę was chronić.

Diane miała ochotę dodać, że ona też tego nienawidzi, ale się powstrzymała.

— Philip, nic nam nie jest — zapewniła. — Wszystko jest dobrze.

— Gdyby coś stało się tobie albo dzieciom, nie wiem, co bym zrobił. I tak już was zraniłem, Diane, jeśli dasz mi szansę, obiecuję, że wam to wszystko wynagrodzę. Przysięgam.

— Niedługo wyjdziesz, Philip. A potem będziemy powoli wszystko naprawiać. Spróbujemy. Wciąż cię kocham, i wiem, że ty też mnie kochasz. To dobry początek.

* * *

— Jesteś gotowa? Podrzucić cię do motelu? — zapytał Matthew, — Zdrzemnij się, bo potem będziemy musieli popracować nad materiałem do Wieczornych Wiadomości.

— Tak zrobię. Dobry plan — uśmiechnęła się Diane.

Matthew zostawił ekipie instrukcje dotyczące popołudniowego spotkania, po czym oboje z Diane poszli przed siebie plażą wpięli się po piaszczystym nasypie, zeszli z drugiej strony promenady, by w końcu dotrzeć do samochodu Matthew.

— Możemy jeszcze wstąpić w jedno miejsce, zanim zawieziesz mnie do motelu? — zapytała Diane.

— Jasne — powiedział Matthew. — Dokąd?

* * *

Agencja nieruchomości „Surfside” była jeszcze nieczynna.

— Może napijemy się kawy, zanim otworzą? — zasugerował Matthew.

— Pewnie, Ale tytko bezkofeinowej. Nie chcę później mieć problemów z zaśnięciem.

— Czy to nie Shawn Osirander? I Arthur Tomkins? — zapytał Matthew, gdy znaleźli się w ogródku przed knajpą.

Podeszli do ich stolika. Diane odezwała się pierwsza:

— Tak się cieszę, że prawda wyszła na jaw, panie Tomkins. Dobrze, że został pan oczyszczony z zarzutów.

Arthur uśmiechnął się łagodnie i trzy razy zastukał łyżeczką w swoją filiżankę z kawą.

— Z tego, co słyszałem, powinniśmy pani za to podziękować — powiedział Shawn.

— Po prostu cieszmy się, że wszystko dobrze się skończyło. — Diane spojrzała na Matthew. — Chyba nadal mamy tę kopertę od siostry pana Tomkinsa?

— Och, Boże, faktycznie! — Matthew sięgnął do kieszeni spodni. — Noszę ją od wczoraj. Shawn, próbowałem cię złapać wieczorem w „Kamiennym Kucyku”, ale barman powiedział, że wziąłeś wolne.

Shawn pokiwał głową.

— Pojechałem do Spring Lake spotkać się z rodziną Arthura — Shawn objął Arthura za ramię. — Rozmawialiśmy o tym, że pora, aby rodzina się pogodziła i wybaczyła. Wybieramy się do nich dziś po południu albo jutro, prawda, Arthur?

Arthur trzy razy skinął głową.

— Jasne, Shawn. Wiesz, że zawsze robię, co każesz.

* * *

Larry Belcaro otwierał drzwi biura, gdy Diane i Matthew wrócili przed budynek. Agent wydawał się zaskoczony ich wizytą.

— Oglądałem pani reportaż w porannych wiadomościach. Co pani tu robi, po tak ciężkiej nocy?

— Panie Belcaro, przyszłam pana przeprosić — powiedziała Diane.

— Za co?

— Za to, że tamtego wieczoru, na parkingu, nie miałam czasu, żeby z panem porozmawiać, I za to, że wczoraj tak późno do pana dzwoniłam,

— Cóż, domyśliłem się, o co chodziło, gdy dziś rano obejrzałem dziennik. Biedna, mała Leslie. — Larry pokręcił głową,

— Owen Messinger kompletnie namieszał dziewczynie w głowie. Tak samo jak mojej Jennie. Ale cóż, temu hochsztaplerowi znowu ujdzie to na sucho. Po prostu nie mogę się z tym pogodzić.

— Może poczuje się pan lepiej, gdy panu powiem, że Messinger okazał się kłamcą i oszustem. — Matthew opowiedział o tym, jak terapeuta upozorował włamanie i kradzież dokumentacji.

— Jeśli to się dostanie do prasy, może pan być pewien, że Owen Messinger szybko skończy karierę. Nawet gdyby uniknął więzienia czy grzywny, i tak poniesie karę, bo straci wiarygodność w środowisku zawodowym.

— Chociaż jedna dobra wiadomość — rozpromienił się Larry.

— Modliłem się, żeby ktoś powstrzymał Messingera. Chyba Pan Bóg w końcu wysłuchał moich próśb. — Agent spojrzał na zegarek. — Przepraszam, ale za parę minut mam spotkanie z klientem i muszę przygotować listę. Pracuję dla niego od kilku tygodni, musiałem nawet kłamać przed jego żoną, kiedy znalazła w portfelu moją wizytówkę. Co roku przyjeżdżają tu latem i wynajmują jeden z tych namiotów, ale on chce kupić w Ocean Grove dom i zrobić jej niespodziankę.

* * *

Wracając do „Tańczących Wydm”. Diane czuła się zmęczona, ale zadowolona. Już miała wejść do swojego pokoju, ale Carlos powiedział, że jej córka czeka w jadalni.

Zastała Michelle przy stole, z talerzem jajecznicy, kiełbaską i tostem z pełnoziarnistego chleba. Diane usiadła i zamówiła to samo.

— Dobrze się czujesz, mamo?

— Tak, kochanie, dobrze. A ty?

Michelle upiła duży łyk soku pomarańczowego.

— Ja też. Wiesz, mamo, dużo o tym wszystkim myślałam. Wstałyśmy z Emily, żeby obejrzeć w telewizji twój reportaż. Ta Leslie Patterson to strasznie pokręcona dziewczyna.

— To prawda.

— Ciekawe, dlaczego tak jej się poplątało w życiu — powiedziała Michelle, zagryzając tost.

— Trudno powiedzieć, kochanie. Pewnie było wiele różnych powodów.

Michelle patrzyła na nią wielkimi oczyma.

— Mamo, nie chcę skończyć tak jak ona — wyszeptała.

— Nie musisz. Michelle. Nie musisz. Po prostu koncentruj się na tym, co jest naprawdę ważne. Dobrze jest dbać o swój wygląd, ale to niezdrowo wpadać z tego powodu w obsesję. Kochanie, w życiu liczy się coś więcej niż rozmiar dżinsów.

Kiedy, po zakończeniu rozmowy, wstały od stołu, ich talerze były puste.

Podziękowania

Od chwili, gdy pierwszy raz ujrzałam pieszczone letnim słońcem namioty z kolorowymi markizami, dałam się uwieść urokowi Ocean Grove, a kiedy poznałam wyjątkową historię tego pięknego miasteczka na wybrzeżu Jersey, zakochałam się na dobre. To jedyne w swoim rodzaju miejsce wydawało się stworzone, by umieścić tam akcję powieści. Wyobrażałam sobie moich bohaterów, żyjących — i kłamiących — w tym urokliwym miasteczku przepojonym wiktoriańską atmosferą.

Wiedziałam jednak, że sama lokalizacja to za mało, by stworzyć dobrą powieść. Dopiero gdy Jen Enderlin, wydawca moich książek, zaproponowała temat — dziewczyny, które pozorują zaginięcie — wszystko zaczęło układać się w spójną całość. Jen jest prawdziwą pasjonatką, oddaną bez reszty swojej pracy. Współpraca z nią to wielka przyjemność. Dziękuję Jen i wszystkim w St. Martin's Press, którzy byli tak pomocni: Sally Richardson, Matthew Shearowi, Edowi Gabriellemu, Johnowi Karle, Johnowi Murphy'emu. Kim Cardascia. Jerry'emu Todtowi, który zaprojektował okładkę, i Tomowi Hallmanowi, ilustratorowi, Kolejny raz miałam szczęście, korzystać z umiejętności redakcyjnych i edytorskich Susan M.S. Brown.

Wiem, że fortuna mi sprzyja, gdyż na mojej drodze postawiła serdeczną przyjaciółkę, Elisabeth Demarest, Kiedy wspomniałam Elizabeth, że piszę powieść, której akcja toczy się w Ocean Grove, bez wahania przedstawiła mnie swoim krewnym, spędzającym letni urlop w jednym z namiotów. W bezchmurny, sierpniowy poranek Helen i Mil Thatcher otworzyli przede mną drzwi płóciennego domku letniskowego i poświęcili cały dzień, oprowadzając mnie po okolicy i dzieląc się swoją wiedzą, zdobytą w ciągu wielu lat w tym uroczym miasteczku nad Oceanem Atlantyckim, Elisabeth, Helen i Mil swoją pomocą przyczynili się do powstania tej książki, zaskarbiając sobie moją ogromną wdzięczność.

Opisując nastolatki i młode kobiety, korzystałam z pomocy mojej córki Elizabeth, która chętnie udzielała mi wskazówek i dzieliła się swoimi tajemnicami.

Katharine Hayden podzieliła się ze mną swoją wiedzą prawną, pozwalając doprowadzić bohatera za kraty więzienia federalnego. Choć jest nieprawdopodobnie zapracowaną osobą, zawsze znajduje dla mnie czas.

Mój przyjaciel, Rob Shafer z CBS News, podzielił się ze mną wiedzą techniczną. Rob, jesteś niezwykle hojny.

Strona internetowa www.maryjaneclark.com nie zaistniałaby bez Colleen Kenny. Colleen poświęca swój czas i talent nie tylko stronie, ale i mnie. Jestem jej za to bardzo wdzięczna.

Laura Daii, moja nieoceniona agentka, z wielką sympatią i troską dba o moją karierę pisarską. Dopinguje mnie i wspiera moje marzenia i nadzieje. L.D., dziękuję za wszystko.

Wkładu niezależnego redaktora, ojca Paula Holmesa, nie sposób przecenić. Jego przyjaźń to dla mnie prawdziwe błogosławieństwo. Odkąd się znamy, podsuwa pomysły, wspiera mnie moralnie i nie szczędzi zachęty. Cieszę się, że „Zatańcz ze mną” jest, jak na razie, jego ulubioną powieścią.

Dotarłam do końca. Mojej cierpliwej rodzinie i najdroższym przyjaciołom dziękuję za to, że wciąż są ze mną. Teraz mogę wyczołgać się z mroku do światła i zatańczyć.

* W USA Święto Pracy przypada w pierwszy poniedziałek września (przyp. tłum.},



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Clark Mary Jane Zatańcz ze mną
WIĘC ZATAŃCZ ZE MNĄ DZIŚ Patric Lindner 6 (2)
WIĘC ZATAŃCZ ZE MNĄ DZIŚ Patric Lindner 6
Zatańcz ze mną
ZATAŃCZYSZ ZE MNĄ
ZATAŃCZYSZ ZE MNĄ
ZATAŃCZYSZ ZE MNĄ
ZATAŃCZYSZ ZE MNĄ 2
32 ostatni raz zatańczysz ze mną, kwitki, kwitki - poziome
zatańczysz ze mną, teksty
Zatańczysz ze mną jeszcze raz, Teksty piosenek, TEKSTY
OSTATNI RAZ ZATAŃCZYSZ ZE MNĄ
Clark Mary Jane Zabawa w chowanego
Zatańcz ze mną
Łzy Zatańcz ze mną proszę
Zatańczysz ze mną
Clark Mary Jane Zabawa w chowanego

więcej podobnych podstron