KSIĘGA JACOBA Rozdział 31


31. 'Bałam się..'

- Carlise… - Zacząłem kierując wzrok na wampira.

- Jacob powtarzam ci po raz setny; nie mam pojęcia, co będzie dalej. - Każde słowa mówił tak dobitnie, że pokonany schowałem twarz w włosach dziewczyny. Wiem, że irytowała go własna bezradność w tej sprawie, ale co miałem powiedzieć ja? Nigdy na biologii nie przerabiałem działu `pół-wampiry'. Do pokoju wszedł Edward, który stanął za mną, przychodził tu, co pięć minut, wpierw spoglądał na Renesmee, a potem na Bellę, która siedziała po przeciwnej stronie łóżka.

- Edward… - Skierowałem wzrok w jego stronę.

- Nie, nie słyszę jej myśli. - Odpowiedział na nieme pytanie. Spojrzałem na Bellę, która przyglądała się mnie samemu.

- Wyglądasz okropnie. - Stwierdziła uśmiechając się kwaśno.

- Zobacz lepiej swoje odbicie w lustrze. - Oznajmiłem cierpko, na co jej mąż zmierzył mnie wzrokiem i cicho warknął. Mógł sobie to darować, przecież sam widział w jakim jest stanie.

- Ktoś musi oddać małego Setha w Seattle. - Zmieniła temat Bella podnosząc się z krzesła.

- Ja z przyjemnością to zrobię. - Pokładałem wszelkie nadzieję w Alice, że uda jej się rozweselić kogokolwiek, lecz jej się to ciągle nie udawało. W domu panowała smutna atmosfera, a nawet może i tragiczna..?

- Nie musisz, Alice.

- Chce się na coś przydać, czuję się taka bezradna... Tak czy siak nic nie widzę. - Chochlik obdarował  mnie spojrzeniem jakbym jej coś zrobił, a potem wbiła wzrok w Nessie.

Usiadłem wpatrzony w okno, chciałem być przy Renesmee, mając nadzieję, że gdy otworzy oczy zobaczy mnie. Minęły dwa dni odkąd leżała nieruchomo na łóżku, niczym posąg w muzeum. Jej loki zwisały kaskadą z łóżka, bawiłem się nimi, nawijałem jednego na palec, by potem odwinąć. W tym domu bez niej czułem się.. obco..?

- Bello, idź na polowanie. - Odezwał się nagle wampir.

- Nie jestem głodna. - Ha! Cała ona. Nie jest głodna - a te wory pod oczami to, co?! Jej wzrok mówił sam za siebie.

- Gdybym pewnie aż tak bardzo nie śmierdział zjadłabyś mnie. - Rzuciłem.

- Dam radę. - Uparta jak zawsze.

- Jacob będzie przy Renesmee. - Mruknął jej Edward na ucho. Mogliby sobie darować te czułości przy mnie. Ściskali się w najlepsze, a mi przychodziły odruchy wymiotne. Oni wyglądali jak stare dobre małżeństwo, te czułe spojrzenia, pocałunki - sztywne i zbyt urocze.

- Idziemy na polowanie, pudlu.

Spojrzałem na Pana `czytającego w myślach', który zapewne użył swojego daru. Nie miałem jakoś ochoty odpowiadać mu tym samym. Wróciłem do poprzedniej pozycji i znowu gapiłem się w sufit. Nie męczyło mnie to w ogóle, ciągle nasłuchiwałem jej oddechu, bicia serca. Raz po raz dotykałem jej ręki mając nadzieję, że zobaczę jakąś wizję, lecz ona nie nadchodziła.

- Jake może jesteś głodny? - Esme pochylała się w moją stronę zatroskana.

- Raczej nie. - Odpowiedziałem.

- Nie jadłeś nic przez całe dwa dni. - Ciągnęła dalej przyglądając mi się badawczo.

Milczałem.

- Przygotuję ci coś. Postaram się nie dotykać zbytnio. - Obiecała wychodząc.

Było mi głupio, gdy tak mówiła. Wziąłem głęboki wdech, czułem, że Sam, Seth oraz Emily idą w naszą stronę, Emily byłą tu również wczoraj jak i przedwczoraj. Nie wiedzieć czemu pasowało mi jej towarzystwo.

Seth wpadł jako pierwszy.

- Cześć Jake.

Kiwnąłem tylko głową.

Sam nie mówił nic, poszedł tylko do doktora Carlise. Nadstawiłem uszy, by dowiedzieć się, o czym rozmawiają, jednak robili to za cicho. Emily usiadła obok na krześle i potargała mi włosy jakbym był pięciolatkiem. Spojrzałem na nią.

- Będzie dobrze. - Szepnęła uśmiechając się.

- Właśnie, Jacob; będzie dobrze! Usłyszałem, że Alice i Jasper pojechali oddać moją kopię? Wielka szkoda, chyba przywiązałem się do tego berbecia. - Seth mówił tak i mówił, czasami miałem go kompletnie dosyć. Kiedy zauważył, że w tym pokoju go nikt nie słucha, poszedł do Esme, która zawsze poświęcała mu najwięcej uwagi.

- Jake, czy…- Zaczęła cicho Emily od razu po wyjściu chłopaka.

- Nawet nie drgnęła. Wiemy, że żyję tylko dzięki temu, że pracuje jej serce.

Nastała cisza. Postanowiłem ją przerwać:

- Pomijając fakt, że ona tu leży cały czas nieprzytomna.. To.. Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze?

To było pytanie retoryczne, lecz zrobiłem pauzę i potem zacząłem;

- Nic im nie zrobili, kompletnie nic! - Warknąłem wściekły.

- To było zbyt ryzykowane…

Jakbym tego nie wiedział!

- Chciałbyś stracić braci? Chciałbyś, żeby Nessie straciła rodzinę? - To był ten czuły punkt.

- Nie. - Pokręciłem głową.

Zamilkła i spuściła na chwilę głowę, zauważyłem na jej twarzy grymas bólu.

- Co się dzieje?- Spytałem. Przeraziło mnie to, że jej ręka powędrowała w stronę brzucha.

- Kopie i kopie. Czasami mnie zastanawia jak Bella wytrzymała z Renesmee. Można rzecz, że baba z jajami. - W jej oczach coś błysnęło, tak bardzo była szczęśliwą tą całą ciążą, tak samo jak Sam.

- Ta. - Uśmiechnąłem się do niej, zabolały mnie policzki.

- Pójdę do Sama. - Oznajmiła wstając, wychodziła powoli zgarbiona, jak to kobieta w ciąży.

Już cieszyłem się ciszą, gdy usłyszałem:

- Idź ja posiedzę przy niej. - Na progu zjawił się Seth. Zawahałem się - potrzebowałem świeżego powietrza.

- Mi to chyba ufasz, co? - Spytał robiąc podejrzliwą minę. Czy tu chodziło o zaufanie?

- Wołaj gdyby, co. - Poprosiłem idąc w stronę wyjścia. Stanąłem naprzeciw biegnącego Edwarda, był sam bez Belli.  

- Poszła spać do trumny? - Spytałem.

- Nie, jest na polowaniu z Emmettem i Rose.

- Po co Emmett? Ma ją rozśmieszyć? - Skrzywiłem się.

- Raczej rozłościć. - Poprawił mnie.

Gdy to powiedział napłynęły wspomnienia wydarzeń sprzed dwóch dni. Winiłem się, że poszedłem, ale z drugiej strony to ja miałem cały czas przy sobie Nessie. Zauważyłem, że wampir spuszcza głowę na dół.

- Nie mogliśmy. - Powiedział nagle.

- Nie rozumiem. Niby, w jaki sposób nie mogliście?

- Jake, zgadzam się z tobą, lecz było za duże ryzyko. - Na powrót odzyskał ta zimną maskę wampira.

- Bzdura!

- Gdyby była obok ciebie Nessie, walczyłbyś przeciwko Volturi?

Patrzyłem osłupiały na niego. Teraz zrozumiałem każdy jego zamiar w życiu odkąd poznał Bellę, ta nadopiekuńczość, starania… Nie walczyłbym z Volturi gdyby obok mnie była, Renesmee - to było oczywiście. Nadal jednak trzymałem się zdania, że wpojenie różniło się od miłości między wampirami - wpojenie oczywiście było o wiele silniejsze.

- Nie. - Oznajmiłem, po czym dodałem:

- Nie zostawię tej sprawy ot tak po prostu.

- Zamierzasz wystawić nas wszystkich na próbę? - Spytał rozdrażniony.

- Nie, ale jakbyś chciał wiedzieć tam leży twoja córka i to nieprzytomna od dwóch dni! - Czułem, że zagrałem nie fair. Żona przeciwko córce, jednak `ta jego córka' była całym moim światem.

- To nie miało tak zabrzmieć. - Powiedziałem cicho patrząc na stopy. Cholera! Ile razy w życiu będę przepraszać tego krwiopijcę?

- Ciii…

- Uciszasz mnie? - Spytałem oburzony.

- Cicho. - Jego stanowczy ton działał mi na nerwy.

- Widzisz chciałem ci właśnie powiedzieć jak ważna jest dla mnie twoja córka, ale ty wolisz sobie wołać `cii'.

Odetchnąłem z ulgą. Nienawidzę rozmawiać o uczuciach, a już na pewno nie z nim.

- Zamknij gębę, Jacob. - Dopiero teraz zrozumiałem, co mu chodzi po głowie, a raczej, jakie myśli napływają. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, pierwszy od 48 godzin. Ruszyłem ku domowi, lecz wampir mnie wyprzedził. A niech to szlag! Gdy wszedłem stał już przy niej.

- Spróbuj teraz. - Wskazał na dłoń Renesmee. Wszyscy przyszli do pokoju i zwrócili wzrok ku mnie. Podszedłem do dziewczyny i delikatnie, lecz stanowczo ująłem jej dłoń. Dopiero wtedy poczułem, że znów żyję…

Wizja dziewczyny była dość niewyraźna, właściwie słyszałem same dźwięki, lecz nic nie widziałem. Szum morza, gdzieś w oddali jakaś rozmowa. Siedziałem tak przy niej trzymając kurczowo jej dłoń w ciszy, aż wreszcie do domu wparowała Bella. Spojrzała wpierw na Edward, a potem na mnie. Minęła sekunda, a może dwie ; a już trzymała drugą rękę Nessie i szepnęła:

- Będzie dobrze…

Jakby w to nie wierzyła. Ona musi żyć i żyję. To był jak jakiś konkurs siedzieliśmy z Bellą naprzeciw siebie wpatrzeni na Renesmee.

- Dziękuje ci, Jake. - Mruknęła cicho wampirzyca. Nie odpowiedziałem nic tylko patrzyłem w jej złote oczy. Nie miałem bladego pojęcia za co mi dziękuje.

Wizje zaczęły się zmieniać, przeobrażać w wspomnienia. Raz była to mała Nessie, której włosy rozczesywała Rosalie, drugi raz dorosła pół-wampirzyca znajdująca się w szkole. Nagle zachłysnęła się powietrzem i otworzyła oczy. Obok mnie znalazła się cała reszta, również Sam i Emily. Bella delikatnie dotknęła jej policzka, jednak ona patrzyła prosto na mnie. Poczułem się dziwnie nieswojo. Jej oczy wyrażały raczej przerażenie.

- Wszystko dobrze? - Spytała cichutko.

Ledwo poznałem jej głos. Wydawało mi się to zbyt piękne by było prawdziwe.

- Teraz tak. - Odpowiedziałam uśmiechając się do niej.

Czas stanął w miejscu, gdy odwzajemniła uśmiech.

- To dobrze… - Mruknęła i znowu zapadła w sen. Spojrzałem na Edwarda kiwnął tylko głową. Czyli naprawdę było dobrze. Nie wstawałem od niej nawet wtedy, kiedy wszyscy się żegnali. Ona żyła; patrzyła na mnie, mówiła do mnie.

- Dzięki Sam. - Uścisnąłem mu dłoń.

- Pamiętaj, że my wszyscy cię rozumiemy.

Rozumieją? Ich drugie połówki nie miały rodziny wampirów, same nie były pół-wampirami, które miały na dodatek krewnych takich jak Volturii. Wszyscy ruszyli do lasy, zostawiając mnie sam na sam z Nessie. Bella odmawiała, lecz Edward jakimś argumentem ją namówił. Czułem, że to podstęp, lecz i tak liczyło się tylko to, że obok miałem Renesmee.

- Czy ty w ogóle nie opuszczasz tego miejsca? - Jej głos wyrwał mnie z zamyślenia. Patrzyła na mnie swoimi brązowymi oczyma.

- Cały czas siedzę na swoim stanowisku. - Zbliżyłem do niej twarz.

- Nikomu nic się nie stało? - Rozglądnęła się po pokoju.

- Nikomu. - Potwierdziłem. Byłem zły, że NIKOMU nic się nie stało. Oczywiście chodziło mi o Jane.

- Jake.. - Jej oczy zalśniły, a po chwili po policzku spłynęła pojedyncza łza.

- Coś cię boli? - Zaalarmowany wstałem.

- Nie, głuptasie. - Uśmiechnęła się, po czym powiedziała coś nieoczekiwanego:

- Bałam się… - Zaczęła cicho.

Nim zdążyłem zadać jakiekolwiek pytanie rzekła:

- Że już nigdy cię nie zobaczę.

A potem zamknęła oczy, a jej serce znów złapało równomierny rytm. Siedziałem długo w w kompletnej ciszy. Edward doskonale wiedział, że Renesmee znowu się obudzi, dlatego zostawił nas samych. A do mnie ciągle nie docierało jak wielkim jestem szczęściarzem.

 0x01 graphic
 

***

http://cullennessie.blog.onet.pl/31-Balam-sie,2,ID396363097,n by Reneesme



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
KSIĘGA JACOBA Rozdział 30
KSIĘGA JACOBA Rozdział 32
KSIĘGA JACOBA Rozdział 29
Mahabharata Księga 2 Rozdziały 31 35
Mahabharata Księga 1 Rozdziały 31 40
10 Rozdzial 31 33
Księżyc w nowiu oczami Jacoba- rozdział 6, dodane, ff, KSIĘŻYC W NOWIE OCZAMI JACOBA
Księżyc w nowiu oczami Jacoba rozdział 5, dodane, ff, KSIĘŻYC W NOWIE OCZAMI JACOBA
Księżyc w nowiu oczami Jacoba- rozdział 3, dodane, ff, KSIĘŻYC W NOWIE OCZAMI JACOBA
Księżyc w nowiu oczami Jacoba rozdział 6
Księżyc w nowiu oczami Jacoba rozdział 4, dodane, ff, KSIĘŻYC W NOWIE OCZAMI JACOBA
HLP - barok - opracowania lektur, 50.Maciej Kazimierz Sarbiewski,O poezji doskonałej, czyli Wergiliu
Księżyc w nowiu oczami Jacoba rozdział 7
Rozdział 31
Rozdział 31
Rozdziały 31 34 tłumaczenie nieoficjalne

więcej podobnych podstron