Michał Staniszewski Taktyka wojskowa w pierwszej połowie XV wieku 2


UNIWERSYTET WARSZAWSKI

WYDZIAŁ HISTORYCZNY

INSTYTUT HISTORII

Taktyka wojskowa w pierwszej połowie XV wieku

Praca roczna pisana pod kierunkiem profesora Marka Barańskiego

Michał Staniszewski

SPIS TREŚCI

Wstęp str. 3

Organizacja sił zbrojnych str. 4

Unia Jagiellońska str. 4

Zakon Krzyżacki str. 5

Anglia i Francja str. 5

Taktyka str. 6

Piechota str. 7

Husyci str. 7

Angielscy łucznicy str. 12

Szwajcarzy str. 13

Jazda str. 15

Cięzka jazda rycerska str. 15

Jazda średniozbrojna str. 18

Lekka jazda str. 18

Taktyka oblęznicza str. 18

Zakończenie str. 20

Bibliografia str. 21

WSTĘP

W pierwszej połowie XV wieku Europą wstrząsały konflikty zbrojne. Na zachodzie od prawie 100 lat z różnym natężeniem trwały walki między Anglią i Francją. Prócz tych dwóch państw konflikt obejmował również Burgundię, czasami nawet Hiszpanię oraz Szkocję. We wschodniej części Starego Kontynentu Unia Jagiellońska kontynuowała zadawniony konflikt z Zakonem Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (Krzyżaków). W Czechach Zygmunt Luksemburczyk, cesarz Rzeszy Niemieckiej, walczył z swoimi czeskimi poddanymi o uznanie swoich praw do tronu. Tę walkę zaostrzała szerząca się nad Wełtawą herezja husycka. Na południu Królestwu Węgier zaczęła zagrażać odradzająca się po klęsce ankarskiej (1402r.) potęga turecka. Jedynie Skandynawia mogła uznać swoje rejony za spokojne, co zawdzięczała Unii Kalmarskiej 1397r. Pokój Skandynawów i wiele znaczącej w tamtym rejonie Hanzy mąciły jednynie korsarskie wyprawy tzw. braci witalijskich - korsarzy i piratów Bałtyku, ale i z tym problemem sobie poradzono.

Te konflikty znacznie różniły się od wcześniejszych toczonych wojen. O ile w XI - XIII wieku niekwestionowaną panią pola bitwy była ciężka jazda rycerska, o tyle w XV wieku sprawa wyglądała inaczej.

Podstawą wszystkich feudalnych armii była ciężka jazda rycerska złożona ze szlachetnie urodzonych wojowników. Ci kombatanci preferowali indywidualny system walki - mianowicie wzajemne szarże kawaleryjskie, przy wsparciu swojego konnego pocztu (w którego skład wchodził giermek, czasem też strzelec). Po skruszeniu włóczni czy kopii i stoczeniu kilku pojedynków przy pomocy broni bocznej (najczęściej mieczy, czasem buław czy toporów) rycerze wycofywali się w celu wymiany koni, uzupełnieniu uzbrojenia itp., co wykonywali w oparciu o falangę piechoty. Następnie ponownie uderzali i wariant się powtarzał. Aby walka odbywała się na zasadach przyjętych przez kodeks rycerski, konnica formowała się w luźne ustawienie pocztów rycerskich, w tzw. szyk w płot. Piechota w takim systemie walki była zmarginalizowania. Jej zadaniem było stanowić oparcie dla walczących kawalerzystów. Jedynie w Ziemi Świętej wojska europejskie musiały zmodyfikować swoją taktykę, gdyż przyszło im walczyć z przeciwnikiem zupełnie innej proweniencji.

Największym zwycięstwem, które wywalczono „tą tradycyjną” metodą było Bouvines w 1215r. Francuzi, którzy rozbili niedaleko tej miejscowości oddziały angielsko - niemieckie uznali, iż jeździe rycerskiej nic nie jest w stanie się przeciwstawić. Walki z „niewiernymi” (gdzie zazwyczaj w polu wygrywali krzyżowcy) utwierdziły ich tylko w tym przekonaniu.

Jednak tę pewność wystawiono na próbę w 1302r. na polach niedaleko Courtai. W bitwie tzw. „złotych ostróg” składająca się z mieszczan uzbrojonych w długie piki piechota flamandzka po ciężkim boju powstrzymała i pobiła składające się z miejskiej piechoty i rycerskiej kawalerii liczniejsze francuskie oddziały. Nie była to pierwsza klęska rycerskich oddziałów w walce z „pośledniejszymi” oddziałami pieszymi - 5 lat wcześniej, 11 września 1297r. w bitwie na moście w Stirling (Stirling Bridge) oddziały angielskiej konnicy wspierane przez walijskich łuczników zostały zmasakrowane przez szkockich górali pod dowództwem Williama Wallace'a i Andrew de Moray'a. Jednakże triumf Szkotów tłumaczono złapaniem Anglików na przeprawie, zaś jeśli chodzi o tryumf Flamandów to nie wyciągnięto z niego większych nauk. Nawet wielkie zwycięstwo Szkotów pod Bannockburn (1314) gdzie na otwartym polu pikinierzy powstrzymali a nawet zepchnęli ciężką jazdę, czy znakomicie przeprowadzona przez Szwajcarów zasadzka w okolicach Mogarten (1315) nie zasygnalizowała zadufanym w sobie rycerzom kontynentalnym zbliżającego się zmierzchu ich panowania na polu bitwy. Dopiero wielkie zwycięstwo Edwarda III pod Crecy (1346) oraz jego syna Edwarda ks. Walii („Czarnego Księcia”) pod Poitiers uzmysłowiły wszystkim bezsilność ciężkozbrojnej rycerskiej konnicy wobec zdyscyplinowanej piechoty, czy to pikinierskiej czy też - jak w przypadku Anglików - strzeleckiej.

Druga połowa XIV wieku i początek XV jest okresem przemian w taktyce i organizacji wojskowej. Piechota zaczęła wracać na pole bitwy nie jako siła pomocnicza ale podstawa walczących stron. Coraz częściej pojawiają się oddziały najemne i zaciężne. Te dwa czynniki zadecydowały o podstawowych trendach taktyki wojskowej końca średniowiecza.

ORGANIZACJA SIŁ ZBROJNYCH

Taktyka zależy również od organizacji sił zbrojnych. Od XV wieku można zaobserwować odejście od tradycyjnego, feudalnego systemu powoływania kombatantów, ewentualnie dostosowania systemu do zmieniających się warunków. Jako przykład przedstawię organizację sił zbrojnych Polski i Litwy (system feudalny ze zmianami), Zakonu Krzyżackiego (system zakonów rycerskich o dużej dozie nowoczesności) oraz Anglii i Francji (generalne przebudowanie systemu feudalnego). Postaram się również przedstawić w skrócie dwa systemy wojsk zawodowych - najemny i zaciężny.

UNIA JAGIELLOŃSKA

W skład Unii Jagiellońskiej wchodziło oczywiście Królestwo Polskie oraz Wielkie Księstwo Litewskie wraz z przynależnymi mu ziemiami ruskimi. Z tego o ile w Koronie można powiedzieć o pewnej unifikacji feudalnych obowiązków wojskowych, to na Litwie panowały stosunki litewskie i ruskie.

U progu XV wieku w Polsce wojska organizowano i powoływano w oparciu o regulacje Kazimierza Wielkiego. W tych dokumentach przewidziano trzy formy powoływania ludności pod broń - „wyprawę powszechną” (expeditio generalis), „wyprawę z dóbr i miast” oraz „obronę kraju” (defensio terrae).

Maksimum możliwości obronnych kraju dawała „obrona kraju”. Po jej ogłoszeniu do walki stawała praktycznie cała męska populacja zdolna do noszenia broni - rycerstwo (w oddziałach konnych), chłopi (piechota) i mieszczanie (obrona miast). Zazwyczaj stosowano ten rodzaj poboru w konkretnej prowincji w razie jej zagrożenia. „Wyprawa z dóbr i miast” obligowała wszystkich posiadaczy ziemskich oraz mieszczan do wystawienia określonej liczby oddziałów pieszych i konnych. „Wyprawa powszechna” (zwana również pospolitym ruszeniem) zobowiązywała wszystkich posiadaczy dóbr ziemskich na prawie rycerskim oraz sołtysów wsi korzystających z tzw. prawa niemieckiego (czyli również i nieherbowych) do osobistego stawienia się „konno, zbrojno i orszakiem” - czyli w uzbrojeniu ciężkozbrojnego konnego kombatanta, wspieranego przez odpowiednią ilość konnych pachołków (strzelców, giermków). Tak zmobilizowane pospolite ruszenie składało się tylko z ciężkiej jazdy rycerskiej, nie było wyodrębnionych oddziałów pieszych. Atak chłopskiej piechoty pod Grunwaldem i zlikwidowanie przez nią wielkiego mistrza Ulricha von Jungingen to fantazja - literacka Henryka Sienkiewicza i reżyserska Aleksandra Forda (wynikająca z określonych potrzeb obu artystów), której uległ również Stefan Kuczyński.

Najczęściej powoływano w Polsce pospolite ruszenie. Aby w ten sposób ogłosić mobilizację król wysyłał umyślnych z tzw. vici. Były to pęki sznurów z wetkniętym w środku dokumentem. Wysyłano je trzykrotnie - w pierwszych dwóch ogłaszano gotowość bojową, w trzecim podawano miejsce i datę koncentracji.

Zmobilizowanych kombatantów dzielono na chorągwie według klucza ziem - na daną ziemię przypadała zazwyczaj jedna chorągiew (10 ziemskich rdzennych polskich i 7 z Rusi Czerwonej wg stanu spod Grunwaldu, do tego 3 lenne z Mazowsza). Niezależnie od tego istniały też chorągwie możnowładców Królestwa, ewentualnie wystawiane przez poszczególne rody rycerskie (pod Grunwaldem 26), oraz oddziałów nadwornych (chorągiew nadworna i tzw. „gończa” pod Grunwaldem).

System powoływania pod broń ludności w Wielkim Księstwie Litewskim stanowił mieszaninę wzorów litewskich i ruskich. O ile o tych pierwszych brak jest dokładniejszych wzmianek, to system ruski jest lepiej poznany. Bojarzy mieli na wezwanie hospodara mieli stawić się z pocztami stosownymi do posiadanego majątku („wedle służb ziemskich”). Z tych sił formowano chorągwie terytorialne, aczkolwiek co potężniejsi kniaziowie wystawiali własne oddziały. Armia litewska stanowiła konglomerat rusko - litewski z domieszką Polaków z Podlasia oraz Tatarów.

ZAKON KRZYŻACKI

U progu XV wieku Zakon Krzyżacki był jedną z największych potęg Europy Środkowej. Doskonale zorganizowana administracja o wysokim stopniu centralizacji, znakomicie rozwinięta ekonomia oraz sprawny aparat skarbowy w połączeniu ze znakomitą zdyscyplinowaną organizacją państwa zakonnego dał znakomite efekty.

Podstawą organizacyjną państwa zakonnego były komturie - okręgi wokół wzniesionego zamku. Zamki krzyżackie oddalone były od siebie o dzień drogi, co zapewniało silny system obrony państwa (jeśli doda się do tego również i obwarowane miasta, to można stwierdzić że ziemie zakonne były najbardziej umocnionym krajem ówczesnej Europy .

W każdej komturii według reguły powinno być 12 braci rycerzy oraz 6 braci-kapelanów. Siły te wspierali tzw. pół-bracia. Te dwie warstwy stanowiły kadrę dowódczą dla miejscowych oddziałów, wystawianych przez rycerstwo, mieszczan, chłopów, sołtysów czy dawnej arystokracji pruskiej tzw. vithingów („wolnych”), uzbrajanych przez władze krzyżackie (krzyżackie zbrojownie cieszyły się dużą sławą). Dzięki dużym środkom finansowym Zakon mógł zorganizować liczne oddziały zaciężne i najemne.

Istotnym czynnikiem wojsk krzyżackich były oddziały tzw. „gości” zakonnych. Byli to rycerze z całej Europy Zachodniej, którzy chcieli walczyć z „poganami”. Po oficjalniej chrystianizacji Litwy znacznie zmniejszyła się liczba chętnych do „rejz”, aczkolwiek jeszcze pod Grunwaldem biło się dość sporo takich „błędnych rycerzy”.

Podstawą sił zakonnych była ciężkozbrojna jazda rycerska dzielona na kopie. W skład każdej kopii wchodziło 9 wojowników - 1 rycerz zakonnik i 8 pół-braci strzelców. Oddziały wystawiane przez posiadaczy na prawie rycerskim różniły się liczebnością, co uzależnione było od bogactwa zobligowanego do służby. W oddziałach najemnych kopia liczyła 3 kombatantów - ale taką organizację przyjęto dla wygodniejszej formuły wypłacania żołdu - liczba pododdziału nie determinowała jego uzbrojenia (np. rycerz i dwóch strzelców).

Wojska krzyżackie organizowano w chorągwie terytorialne w ramach poszczególnych komturii czy biskupstw, jakie wystawiały oddziały (zazwyczaj dany urzędnik terytorialny był jej dowódcą). Do tego dochodziły oddziały zaciężne. „Gośćmi” uzupełniano zazwyczaj chorągwie do pewnego ustalonego etatu, aczkolwiek pod Grunwaldem owi awanturnicy z całej zachodniej Europy bili się również pod własną chorągwią św. Jerzego.

Zakonne oddziały piesze zazwyczaj stały jako garnizony zamków, aczkolwiek - jako dobrze uzbrojone i wyposażone - wychodziły czasem w pole jak na przykład pod Grunwaldem.

ANGLIA I FRANCJA

Tocząca się od połowy XIV wieku (z okresowymi przerwami) wojna pomiędzy Anglią a Francją najprawdopodobniej miała największy wpływ na zmiany w wojskowości, zachodzące w XV stuleciu. To na polach Crecy, Poitiers rycerska koncepcja rozegrania bitwy ostatecznie upadła pod gradem angielskich strzał.

Angielską organizację wojskową, będącą wyłomem w dotychczasowej organizacji feudalnej, zmieniali Henryk II (Asyza o posiadaniu broni 1181) i Edward I Plantagenet (tzw. „Młot Szkotów”), pewnymi zapisami w II statucie winchesterski (1285), a zmiany zakończył w 1334r. jego wnuk Edward III. System ten w zasadzie obowiązywał do końca wojny stuletniej (1453).

Wspomniane statuty określały dokładnie powinności wszystkich wolnych mieszkańców królestwa w wieku 16 - 60 lat (baronów, drobnych rycerzy, prostych mieszkańców). Wszyscy oni podlegali służbie wojskowej, na którą mieli stawić się w odpowiednim do majątku ekwipunku, aczkolwiek możliwe było zwolnienie w zamian za opłatę „tarczowego” (tzw. scutum), za które werbowano najemników. Od 1215 r. król nie mógł organizować oddziałów zawodowych z cudzoziemców.

Podstawą oddziałów angielskich była piechota. W jej skład wchodzili pikinierzy oraz przede wszystkim łucznicy. Długi walijski łuk znajdował się na angielskim wyposażeniu od końca XIII wieku. Król Edward I zakazał nawet urządzania w niedziele zabaw, które by odciągały angielskie „yeomantry” (wolne i zamożne chłopstwo) od ćwiczeń strzeleckich. Jeszcze żyjący ponad 250 lat później biskup Hugh Latimer (zm. 1555) wspominał jak go ojciec od małego wprawiał w strzelanie z łuku.

Po efektownych klęskach w pierwszym etapie wojny stuletniej Francuzi dokonali gruntownej reformy wojskowości. Za czasów Karola V zaczęto na większą skalę organizować najemne oddziały piechoty i jazdy, mające zastąpić pospolite ruszenie. Jednak ten model walki był zbyt kosztowny w stosunku do osiągniętych rezultatów. Francuzi choć czasem ponosili ciężkie klęski (Azincourt 1415), to przynajmniej zahamowali zwycięski marsz Anglików przez cały swój kraj. Nie zmieniło to faktu, że w latach 40. XV wieku król Karol VII postanowił dokonać generalnej reformy wojskowej we Francji.

Monarcha francuski uznał, iż opieranie się na niezdyscyplinowanych wasalach feudalnych oraz niepewnych (ze względu na możliwy brak funduszy) najemnikach nie wystarcza do pokonania Anglików. Postanowił więc rozpuścić swoich najemników z rozkazem powrotu do domów i zajęciem się czymś uczciwym. W służbie zostawił 15 kapitanów (później 20), którzy otrzymali rozkaz sformowania na mocy królewskiego ordonansu (ordonnance) oddziałów kawalerii - stąd nowe formacje nazywano kompaniami ordynansowymi. W skład każdej kompanii wchodziło 100 kopii, składających się z jednego ciężkozbrojnego jeźdźca, 3 konnych strzelców (kuszników), giermka i pazia. Łącznie było to ok. 12 tysięcy kawalerzystów, otrzymujących stały żołd, zwolnionych z podatków oraz nie rozpuszczanych na czas pokoju - wówczas stacjonowali w różnych rejonach Francji, utrzymywani wspólnym sumptem parafii oraz miast.

Ponieważ największe straty zadali Francuzom łucznicy, Karol VII utworzył analogiczne oddziały łuczników tzw. francs-arches (wolni strzelcy) rekrutowanych z wolnych chłopów. Aby usprawnić rekrutację, Francję podzielono na 4 okręgi wystawiające po ok. 4 tysięcy chłopskich łuczników i kuszników, walczących w kompaniach po 500 ludzi. Nie były to tak sprawne oddziały jak angielskie (francuscy wieśniacy ćwiczyli niechętnie), jednak król francuski mógł liczyć na 16 tysięcy królewskich łuczników gotowych w każdej chwili do wymarszu. Aby wzmocnić potencjał pieszy królestwa, zaczęto na coraz większa skalę najmować szwajcarskich pikinierów.

Siłę francuskich oddziałów wzmacniała liczna artyleria. Dzięki braciom Jean'owi i Gasparowi Bureau armia francuska mogła przewozić na pole bitwy na specjalnych wozach armaty, później działa polowe posiadały już własne łoża. Dzięki ogniu artyleryjskiemu Francuzi zwyciężyli pod Castillion w 1452r.

* * *

W pierwszej połowie XV wieku coraz częściej na polu bitwy zaczęły się pojawiać zawodowe oddziały najemne i zaciężne. Różnica polegała na sposobie organizacji oraz pozycji dowódcy względem władz kraju.

Najemnictwo sięga swymi tradycjami starożytności. Byli to zawodowcy służący za pieniądze, wypłacane co jakiś czas (co miesiąc, co kwartał). Organizowano je w następujący sposób - dowódca miał zorganizowany oddział wojskowy. Ponieważ utrzymanie i wyszkolenie go kosztowało, taki oficer szukał służby u władcy czy bogatego miasta. Następnie zawierał z nim umowę, w której zobowiązywał się przez pewien czas służyć za ustalony żołd. W momencie wykonania zadania byli zwalniani ze służby i czasem dodatkowo opłacani. System ten nosił wszelkie znamiona umowy na czas określony (czas wojny), ewentualnie o dzieło (pobicie wroga). Oczywiście system tak idealnie działał w teorii - w praktyce rzadko który średniowieczny monarcha (może poza francuskim oraz papieżem) mógł sobie pozwolić na dłuższe wynajęcie najemników niż na okres jednej kampanii. Władcy zazwyczaj zalegali z żołdem, wypłacając go w dodatku mało i nieregularnie. Ponieważ w średniowieczu nie istniały sądy mogące pomóc najemnikom w nacisku na pracodawcę, często się buntowali i sami odbierali swoją należność od okolicznej ludności. Mogli nawet przejść na stronę wroga swego pracodawcy. Najsłynniejszymi najemnikami byli oczywiście włoscy kondotierzy (nazwa pochodzi od condotto - kontraktu najmu), husyccy hetmani oraz Szwajcarzy.

Oddziały zaciężne organizowano inaczej. Dowódca takowego nie był przedsiębiorcą-właścicielem kompanii czy roty ale oficerem królewskim z odpowiednim patentem, odpowiedzialny tylko przed monarchą. I w zasadzie zależność od monarchy była jedynym wyróżnikiem od systemu najemnictwa. Gdyż żołnierzom było wszystko jedno pod czyją komendą walczą, grunt aby tylko dostali swoją zapłatę.

T A K T Y K A

Pierwsza połowa XV wieku to okres przemian zachodzących w wojskowości średniowiecznej, zapoczątkowany jeszcze 100 lat wcześniej. Na dalszy plan odchodzi rycerska kawaleria. Największe przemiany zaszły oczywiście w piechocie, na co wpływ miał rozwój broni palnej oraz miotającej jak i ponowne zaufanie w siłę pikinierskich oddziałów pieszych. Dominująca od czasów późnego antyku ciężka kawaleria traciła na znaczeniu.

PIECHOTA

W pierwszej połowie XV wieku na europejskim teatrze wojennym istniało dwa typy piechoty - strzelecka i pikinierska. Oba miały swoją historię ewolucji i swoich przedstawicieli. Do sztandarowych należeli husyci i Anglicy jako piechota strzelecka oraz Szwajcarzy jako pikinierzy.

Husyci

Piechota husycka ma ścisły związek z walką czeskiego ruchu społecznego przeciwko cesarzowi Zygmuntowi Luksemburczykowi.

Pojęciem nierozerwalnym z wojskowością husycką jest tabor. Tabor była to ruchoma forteca, składająca się z wozów bojowych, za którą strzelcy ostrzeliwali oddziały wroga. Jednak różnił się od zwykłych wałów czy murów. Tabor wozów bojowych to formacją ruchoma, aczkolwiek na małą skalę. Dokładniejszy opis taktyki walki taborowej zostanie przedstawiony w dalszej części pracy.

Piesze formacje husyckie składały się niemalże w całości z plebejuszy. Sytuacja materialna determinowała uzbrojenie czeskich kombatantów. Raczej nie broń a maksymalne wykorzystanie jej walorów stanowiło mocną stronę husytów.

Podstawą uzbrojenia husyckiego piechura była kusza. Husyci używali zazwyczaj ciężkimi egzemplarzami tej broni, posiadającymi tzw. „windę angielską” do napinania. O większej sile pocisku (prędkości początkowej, zasięgu, mocy przebijania) decydowało łączysko ze stalowej listwy. Jako osłonę walczącą w taborze wręcz używano cepników, bijących się za pomocą wielkich okutych cepów. Ponieważ do użycia takiej broni wojownik potrzebował dużo miejsca, Cepnicy walczyli w samym taborze, rzadko na otwartym polu. Cepnicy zazwyczaj nosili cięższe uzbrojenie ochronne (w zasadzie głównie oni je posiadali). Ponieważ zaopatrywali się w nie osobiście według własnych środków, panowała duża dowolność w doborze - nawet przestarzałe w XV wieku płaty były rzadkością, przeważały rozbudowane kocze czepce osłaniające również ramiona wojownika („pelerynka biskupia”) oraz pikowane „aknetony”. Głównym sposobem osłaniania się przed bełtami i strzałami wroga było używanie wielkich tarczy - pawęży. Była to wielka tarcza służąca do osłony całych szeregów, nie tylko pojedynczego wojownika. Aczkolwiek znane wcześniej, zostały ujednolicone w oddziałach polowych dopiero przez husytów. Oni również zmniejszyli ich wymiary dla lepszego ich użycia w trakcie manewrów. Istniała duża różnorodność pawęży - od zwykłych prostych egzemplarzy po rozbudowane pawęże z kolcem służącym do wbicia osłony w ziemię. Na wyposażeniu piechoty husyckiej znajdowała się również najnowocześniejsza broń palna XV wieku - hakownice (ciężkie strzelby z hakiem służącym do zatrzymania odrzutu), piszczele (lżejsza odmiana strzelb nie posiadających haków oporowych) oraz działa.

Kawaleria husycka była nieliczna oraz słabo opancerzona. Powszechne były płaty, czasem ewentualnie zbroja. Jej zadaniem było sprowokować wroga do szarży na tabor (ew. osłonić tabor w trakcie rozstawiania) oraz ścigać pobitego przeciwnika. W oddziałach ruchu husyckiego nad strzelcami przewazali kopijnicy (albowiem zadaniem jazdy była szarża na białą broń - ogień rezerwowano dla piechoty), lecz w rotach najemnych stosowano standardową proporcję (1 kopijnik - 2 strzelców).

Wyżej przestawiony opis odnosi się do żołnierzy ruchu społecznego z lat 20. i 30. XV wieku. Wiele państw często chciało przenieść na swój grunt husycki sposób walki, dlatego wynajmowano Czechów (nie dla zdolności bojowych a raczej dla ich taktyki) często płacąc im lepszym uzbrojeniem (ew. później mogli już służyć za pieniądze). Dlatego najemnicy husyccy często mieli lepsze uzbrojenie i opancerzenie.

Taktyka husycka była wybitnie defensywna, aczkolwiek husyci pomimo tego często prowadzili skuteczne ofensywy na dużych teatrach wojennych (jak to ujął Helmut von Moltke starszy - „dobrze jest w miarę możliwości łączyć strategiczną ofensywę z taktyczną defensywą”). Oddziały husyckie imponowały również porządkiem i zorganizowanie tak w marszu jak i w walce - a to najprawdopodobniej dzięki Janowi Żiżce, chyba największemu dowódcy oddziałów walczących za pomocą taboru wojennego. Żiżka oraz jego następcy (Prokop Wielki oraz tzw. Prokopek) napisali „Regulamin”, który dokładnie precyzował wszelkie aspekty taboru wojskowego, precyzował nawet dokładne miejsce w szyku poszczególnych oddziałów.

Zwykły tabor bojowy skupiał ok. 6 - 8 tysięcy kombatantów. Nie była to grupa zwykłych wozów, w oparciu o które wojsko mogło zmienić szyk, czy zaopatrzyć się w nowe kopie czy konie (jak rycerska jazda w bitwie pod Arsuf w 1191r., czy piechota włoskich komun miejskich, tzw. carrocio) lecz wyspecjalizowane wojskowe wozy, o mocnych burtach, z wnękami strzeleckimi dla kusz czy broni palnej o raz z platformami strzeleckimi. Na jednym takim pojeździe mogło się ustawić 2-4 strzelców z hakownicami, 6-8 kuszników do walki taborowej, do tego dochodzili pawężnik, cepnik, włócznik i 7 kuszników do działań w polu. Wóz posiadał również woźnicę z pomocnikiem. Według regulaminu Żiżki tabor powinien posiadać 300 wozów bojowych oraz 200 zwykłych, zaopatrzeniowych.

W marszu husyci stosowali dwa szyki - zwykły marszowy oraz marszowo-bojowy. Wynikało to z dużej wrażliwości taboru na nagły atak kawalerii. Szyk marszowy nie różnił się zbytnio od typowych europejskich - na przedzie maszerowała lekka kawaleria, rozsyłająca wszędzie patrole, za nią piesi włócznicy i cepnicy, następnie wozy bojowe ze strzelecką obsadą, artyleria, wozy zaopatrzeniowe oraz jazda straży tylniej.

Szyk marszowo-bojowy był bardziej skomplikowany. Tak jak w zwykłym na czele maszerowały oddziały kawalerii wysyłające patrole, ale za nimi posuwały się specjalistyczne oddziały inżynieryjne, szykujące teren dla nadciągającego taboru. Następnie jak „ściana taboru” maszerowali ciężkozbrojni włócznicy (wśród nich naczelny dowódca). Następnie szedł tabor wozów z zaopatrzeniem, osłaniany przez wozy bojowe obsadzone strzelcami. Ciągnące te wozy konie osłaniali pawężnicy, pochód zamykała kolejna grupa włóczników. Na czele taboru wieziono lekkie armaty, z tyłu ciężkie (tam znajdował się zastępca głównego hetmana - dowódca artylerii). Całość tego szyku otaczały konne patrole jazdy. Marsz w takim szyku mógł być uciążliwy, zwłaszcza jeśli nieprzyjaciel szarpał wycofujące się oddziały w ciężkim terenie. Taka sytuacja zaistniała w trakcie odwrotu z terenów Węgier w 1423r. Oddziały husyckie szarpane przez jazdę banderyjną oraz piechotę węgierską w czasie forsowania Małych Karpat posuwały się w opisanym szyku bojowym, dodatkowo osłaniane przez małe taborki z boku, aby tylko główny mógł bez przeszkód przejść. Osłaniani przez włóczników saperzy mościli dla taboru drogę, a następnie budowali zawały leśne. Nie dość, że oddziały Żiżki przeszły Małe Karpaty, to jeszcze zablokowały i opóźniły na pewien czas pościg.

W czasie owej operacji węgierskiej husyci musieli w kontakcie z wojskami węgierskimi sforsować rzekę Nitrę w szyku ubezpieczonym, co też udało im się znakomicie. Po dojściu do brodu, oddziały saperskie poszerzyły podejścia do przeprawy, a wozy nie zatrzymując się weszły do rzek. Po obu stronach brodu ustawiono specjalne wozy z działami. Gdy przed Węgrami została tylko straż przednia, jazda banderyjną zaatakowała. Zatrzymali ich włócznicy, ciężka artyleria oraz ogień armatni wozów z rzeki. Pomimo ponownej próby, husyci i tym razem powstrzymali oddziały węgierskie, po czym spokojnie przeszli bród, wyciągnęli tabor, sprawili go i dalej kontynuowali odwrót.

Początek bitwy to był najważniejszy moment dla całej formacji. Strzelecka piechota husycka potrzebowała osłony wozów dla powstrzymania szarży kawaleryjskie. Dlatego starano się w razie zaskoczenia szybko sprawić tabor - temu właśnie służył odpowiedni szyk marszowy. Zewnętrzna kolumna wozów momentalnie zamykała tabor, do którego wchodziły oddziały straży tylniej i zajmowały pozycję. Konna straż przednia nie mogła opuścić swoich stanowisk póki tabor nie będzie sprawiony - nawet jeśli groziło jej unicestwienie. Jazda mogła się wycofać dopiero jak wszystkie oddziały znalazły się bezpieczne za wozami.

Modelowy schemat bitwy w oparciu o tabor wozów bojowych wyglądał następująco. Wpierw zataczano tabor. Ideałem było oczywiście czekać na wybranej pozycji z gotową już fortecą, jednak czasem trzeba było z marszu wkraczać do walki. Wówczas na pierwszy ogień szła kawaleria, która za cenę nawet swojego zniszczenia miała obowiązek osłonić okopującą się piechotę. Następnie jazda (ew. jej szczątki) musiała sprowokować jazdę nieprzyjaciela do szturmy na obóz. Jeśli to nie skutkowało, ostrzeliwano szyki wroga aż zniechęcony stratami sam uderzał. Odpierano go wówczas ogniem kusz, hakownic czy dział. Jeśli pomimo nawały osiągnął ściany obozu, odpierano go cepami i pikami. Było to starcie na wyniszczenie - w momencie osłabienia przeciwnika (i utraty koni przez jazdę) z taboru wychodziła piechota i atakowała na przedpolu przymusowo spieszonych kawalerzystów. Jeśli to wprawiało wroga w panikę (a mogło wprawić) z taboru wyjeżdżała jazda (jeśli jeszcze istniała) i ścigała uciekającego wroga. Stosowano również pościg strategiczny, całym taborem.

Takie było teoretyczne założenie taktyki husyckiej. Oczywiście jak nieprzyjaciel zapoznał się z tymi prawidłami, husyci (a zwłaszcza Żiżka) zmieniali swoje plany i założenia.

Słabością taboru było to, że budowano go w sumie z materiału nietrwałego - wozy posiadały lekką konstrukcję, osłaniały przed strzałami czy bełtami ale nie przed kulami armatnimi. Jazda rycerska zwykle nierozważnie atakowała husytów zataczających tabor, albowiem ci tak naprawdę prowokowali do ataku rycerstwo (mieli dokładnie obliczony czas zataczania). Jednak po kilku latach wojowania Niemcy nauczyli się nie atakować husytów w tym momencie. Nawet prowokacyjne manewry husyckich kawalerzystów ich do tego nie skłoniło. Jazda rycerska sprawnie i karnie osłaniała piechotę i artylerię. Zanosiło się na bitwę na wyniszczenie - silniejsza artyleria niemiecka zasypywała wozy taborowe z trzech stron gradem pocisków, na które husyci odgryzali się jak mogli. Po tym przygotowaniu artyleryjskim piechota niemiecka uderzyła na tabor i po zaciętej walce wręcz wykorzystując przewagę liczebną (husytów nie było więcej niż 12 tys., Niemców zaś ok. 30 tys.) sforsowała ścianę wozów, czym otworzyła jeździe pole do szarży. Rycerstwo spotkał jednak zawód - otóż wykorzystując czas husyci zbudowali drugą linię wewnątrz obozu. Było to możliwe gdyż z powodu konfiguracji terenu nie musieli formować czwartego boku. W ciasnocie pomiędzy pierwszą linią oporu a drugą ok. 3 tysięcy niemieckich krzyżowców zostało wystrzelanych. Rannych dobijała piechota. Zniechęceni stratami w najlepszej części armii, Niemcy wycofali się z Czech. Tak zakończyła się bitwa pod Uściem nad Łabą w 1426r. Husyci zastosowali tu inny podstęp - mianowicie pozwolili żeby wróg zajął się pierwszą linią, dzięki czemu mogli zastawić pułapkę. Manewr ten nie mógłby mieć miejsca gdyby nie sprzyjająca konfiguracja terenu - Czesi nie musieli formować trzeciego boku obozu, gdyż dostateczną osłoną był las. Sposób przeprowadzenia bitwy świadczy o dużym talencie dowodzącego Prokopa Wielkiego.

Jan Żiżka zastosował również inny sposób rozegrania bitwy z przeciwnikiem o silniejszej artylerii. Ponieważ wojska węgierskie posiadały w tej broni przewagę, Żiżka unikał walki w oparciu o tabor i ciągle maszerował. Jednak nawet wśród taborytów siły fizyczne miały jakieś granice. Dlatego wieczorem husyci weszli na wzgórze, gdzie zatoczyli obóz, zaś u podnóża zbudowali dwa silnie obsadzone ciężkimi działami i piechotą bastiony, których ogień trzymał wojska węgierskie na dystans uniemożliwiający bezpośredni ostrzał taboru. Zarazem odziały w taborze miały w zasięgu przedpole bastionów i mogły z powodzeniem bronić ich przed węgierskimi zakusami.

Taktyka husycka miała oczywiście wady. Na początku lat 20. XV wieku jako nowoczesna i niecodzienna, osiągała wiele zwycięstw. Husyci mieli szczęście do dobrych dowódców - zwłaszcza do Jana Żiżki. Jednak z czasem nauczono się zwalczać tabor bojowy.

Bodaj najlepszym przykładem w jaki sposób wykorzystać słabe strony taboru husyckiego jest starcie nad Rzeką Świętą, koło Wiłkomierza w 1435r. Po jednej stronie walczyło ok. 9,5 tysiąca kawalerzystów reprezentujących interesy Zygmunta Kiejstutowicza (5,5 tysiąca Litwinów i Tatarów, 4 tysiące Polaków) dowodzonych przez Jakuba Kobylańskiego. Po drugiej stronie walczyły połączone siły pretendenta do litewskiego stolca Świdrygiełły (Skwidrygiełły) składające się z ok. 6 tysięcy jazdy bojarskiej i 500 Tatarów, 3 tysiące Inflantczyków, 600-osobowy oddział gości oraz 1500 najemnych piechurów Zygmunta Korybutowicza wyszkolony na wzór husycki, dysponujący silną bronią palną.

Przewaga należała do Świdrygiełły. Prócz większej ilości ciężkozbrojnej jazdy, posiadał nowoczesny oddział piechoty. Maszerował na Wilno - a w tych czasach tylko Wilno i Troki uchodziły za znakomite twierdze na Litwie. Kobylański posiadający tylko jazdę nie mógł liczyć na skuteczną obronę wymienionych zamków. Jednocześnie nie miał w polu większych szans na zwycięstwo. Pozostał mu tylko fortel.

Kobylański postanowił wykorzystać do maksimum atuty swojej konnicy - lekkość, zwrotność oraz szybkość. Atutem sił Kiejstutowicza było dowództwo - Jakub Kobylański to jeden z najzdolniejszych polskich wodzów o dużym doświadczeniu (walczył w latach 20. w Czechach). Kobylański postanowił stoczyć bitwę na terenie o licznych przeprawach, bagnistym i zabudowanym. Teoretycznie dawało to duże szanse posiadającym silne oddziały piesze nieprzyjaciołom.

Oddziały zakonne i ruskie maszerowały przez Wiłkomierz. Po przejściu grobli główne siły pod dowództwem wielkiego mistrza inflanckiego, Swidrygiełły oraz Zygmunta Korybutowicza przekroczyły groblę, „goście” zostali jeszcze na północnym brzegu. Maszerujące główne siły doszły do wsi Przyboje. Tu pojawił się problem - otóż przekraczając wcześniej groble tabor bojowy musiał się rozformować a następnie sformować. Uczyniono to bez kłopotu ale po przejściu kolejnego docinka drogi należało czynność powtórzyć. Kiedy kolumna marszowa przekraczała wioskę, Kobylański uderzył - ciężka polska jazda w centrum i lekkozbrojni Litwini na skrzydłach. Na wstępie bez szans była piechota Korybutowicza. Otóż przez kilka dni przed bitwą padał deszcz, który rozmiękczył cięciwy kusz. Dowództwo sprzymierzonych liczyło jeszcze na broń palną, dlatego proch otaczano szczególną troską. Jednak przy przekraczaniu grobli nabito działa i hakownice - co przy ówczesnej higroskopijności prochu spowodowało bezużyteczność tychże machin. Amunicja zamokła, tabor nie spięty - i na te nieprzygotowane oddziały uderzył Kobylański i de facto niezdolne do walki wybił. Na skrzydłach Litwini poradzili sobie na grząskim błocie z Krzyżakami (ciężka jazda się zapadała), na prawym zaś przy wsparciu Polaków udało się Rusów odepchnąć. Bitwa nad rzeką Świętą skończyła się wielkim zwycięstwem Kobylańskiego.

Polski wódz najbardziej obawiał się piechoty Korybutowicza. Wyłącznie konne oddziały polsko-litewskie nie miały szans w pokonaniu taboru w otwartym polu czy w trudnym terenie. Jednak Kobylański nieprzypadkowo wybrał teren nad Świętą. Wiedział, że przy przeprawie piechota taborowa będzie musiała nabić broń palną, co narazi proch na zamoczenie. Zdawał sobie sprawę, że przejście przez teren zabudowany zmusi Korybutowicza do rozprzęgnięcia taboru. Stąd uderzenie właśnie w takim momencie - tabor nie zamknięty a piechota faktycznie bezbronna. Albowiem bez możliwości użycia po deszczu broni miotającej (proch zamókł, cięciwy kusz nie nadawały się do użytku) nie można bronić taboru przed szarżą kawalerii - brak długiej broni drzewcowej czynił piechurów bezbronnymi.

W otwartym polu strzelecka formacja bez dostatecznej osłony jest bezbronna. Przekonali się o tym taboryci, gdy pod Lipanami opuścili tabor w pościgu za kalikstynami. Cześć taborytów wpadła do obozu przeciwników i natknęła się na gotowe oddziały kalikstyńskie. Jednocześnie jazdę taborytów pobito, kalikstyni zajęli obóz nieprzyjaciela (druga część piechoty wyszła z niego). Na otwartym polu taboryci nie mieli szans i zostali pobici. Podstawowym błędem było opuszczenie taboru.

Strzelcy husyccy nie potrafili walczyć skutecznie bez osłony taborowej, czy fortyfikacji polowych. Choć w otwartej bitwie użycie husytów było dość trudne, to w oblężeniach zdobyli w XV wieku prym. Husyckie wzorce fortyfikacyjne (polowe i murowane stanowiska ogniowe, wysunięte przed główny mur, stosowanie ognia flankowego, czy wzmocnienie „elastyczności” murów przez fortyfikacje polowe) jak i system zdobywania twierdz był wówczas najnowocześniejszy na świecie. To husyci pierwsi zaczęli grupować artylerię w jedną baterię ostrzeliwującą konkretny punkt. Oni też - w przeciwieństwie do innych najemników - na szeroką skalę budowali fortyfikacje polowe, gdyż nie gardzili praca fizyczną.

Angielscy łucznicy

Ta formacja zdobyła sobie uznanie na początku wojny stuletniej, gdy pod Crecy i Poitiers pobiła rycerstwo francuskie, wspierane genueńskimi kusznikami. Jej taktyka sięgała tak naprawdę jeszcze XIII wieku, gdy Anglikom przyszło walczyć z Walijczykami i Szkotami.

Podstawową bronią angielską był długi łuk - wynalazek Walijczyków. Jego zaletami nie były siła pocisku i penetracja ale zasięg i szybkostrzelność. Deszcz strzał miał za zadanie osłabić siły przeciwnika (przerzedzić szyk), co umożliwiłoby szarżę konnicy. Taką taktykę stosowano przeciwko celtyckim oddziałom pikinierów w XIII i XIV wieku.

Inaczej sprawa się przedstawiała jeśli chodzi o walkę z ciężką jazdą. Jako piechota strzelecka, łucznicy musieli posiadać osłonę przed szarżą kawaleryjską. Zazwyczaj były to umocnienia polowe w postaci palisady, czasem osłaniali ich spieszeni rycerze czy wyspecjalizowana formacja kopijników-nożowników. Jednak te oddziały lepiej się czuły za umocnieniami polowymi.

Taktyka angielska do złudzenia przypominała husycką, aczkolwiek to w zasadzie husyci mogli się uczyć od wyspiarzy. Odziały angielskie zajmowały pozycję, którą można było sforsować tylko atakiem frontalnym. Następnie oczekiwały na atak wroga, żeby go przyjąć salwą strzał. Jeżeli nieprzyjaciel odznaczał się uporem, to atakował Anglików aż do wykrwawienia (np. rycerstwo francuskie pod Crecy w 1346r.). Angielskie wojska z powodzeniem stosowały kombinowaną taktykę nawał ogniowych i szarż kawaleryjskich w walkach ze Szkotami (Falkir, Halidon Hill). Natomiast Francuzi z czasem nauczyli się nie atakować pozycji wyspiarzy. Nie uchroniło ich to przed klęską pod Agincourt (Azincourt) w 1415r.

Kampania 1415r. miała dla Anglików ciężki przebieg. Co prawda zdobyto Harfleur, ale choroby i straty wojenne zmniejszyły liczebność 12-tysięcznego korpusu o blisko 2/3. Król Henryk V dość długo szukał przeprawy przez Sommę, aby wydostać się z francuskich kleszczy. I choć udało mu się przekroczyć tę rzekę, to niedaleko Azincourt natknął się na oddziały francuskie.

Wyczerpane siły angielskie składały się z ok. 800 rycerzy i 5000 łuczników, aczkolwiek niektórzy badacze uważają, że Anglicy wystawili ok. 8000 żołnierzy. Henryk podzielił wojska na trzy hufce. Środkowym dowodził osobiście, prawoskrzydłowy oddał Edwardowi ks. Yorku, lewoskrzydłowy - Tomaszowi lordowi Caymos. Na skrajnych skrzydłach obu oddziałów stanęły oddziały łuczników.

Pomni klęski pod Crecy i Poitiers Francuzi pod dowództwem konstabla Karola d'Alberta nie atakowali tym razem frontalnie wszystkimi siłami konnymi Anglików. Ciężko jest oszacować oddziały angielskie - zakłada się, że Francuzi mieli przewagę nad Anglikami, ale czy na pewno 3:1?Wojska francuskie mogły liczyć od 12 do 30 tysięcy zbrojnych, przy czym ta druga liczba jest raczej niemożliwa.

Francuzi spieszyli większość swojej konnicy i ustawili się w trzech liniach, jedna za drugą. Między pierwszą a drugą stali kusznicy, na skrzydłach pierwszych dwóch linii stali kawalerzyści. Oddziały francuskie musiały atakować w ciasnym miejscu, po grząskim gruncie więc w obawie przed wymieszaniem linii stały w miejscu. Ponieważ nie dało się sprowokować d'Alberta do ataku, Henryk V wydał rozkaz do ataku („Naprzód w imię Jezusa, Marii i św. Jerzego!” ) i ruszył do przodu. Ok. 300 metrów przed francuskimi pozycjami Anglicy zatrzymali się, łucznicy wbili w ziemie pale (osłona przed atakiem francuskim) i rozpoczęli ostrzał nieprzyjaciela. Zmuszony tym d'Albert wydał rozkaz do ataku, jednak grad strzał i opór piechoty angielskiej przyniósł Francuzom tylko straty. Pierwsza linia francuska poniosła wielkie straty i zaczęła cofać się w nieładzie, jednak wpadła na atakującą drugą linię. Na pomoc walczącym z Anglikami ruszyła trzecia linia i wkrótce wojska francuskie zmieniły się w tłum prących do pierwszej linii walk. Spieszeni rycerze, kopijnicy oraz łucznicy uzbrojeni w młoty i topory (łucznicy angielscy tego okresu nosili już zbroje - płaty - i posiadali dość dobrą broń osobistą) dokonywali istnej rzezi w szeregach francuskich. Poległ konetabl francuski d'Albert, do niewoli dostało się wielu arystokratów i dowódców francuskich jak ks. Orleański i Jean Boucicaut, bohater walk z Turkami. To zwycięstwo Anglicy okupili stratą ok. 400 zbrojnych (oficjalna propaganda Lancasterów utrzymywała, że 11 rycerzy i 100 piechurów), w tym księcia Yorku.

Od czasów Crecy Anglicy w zasadzie nie zmieniali swojej taktyki - z jednym wyjątkiem. Francuzi już nie szturmowali bez zastanowienia pozycji angielskich. Henryk V musiał sprowokować wroga - temu służył ruch angielskiego zgrupowania do przodu. W momencie osiągnięcia skutecznej odległości, łucznicy zasypali Francuzów ogniem, czym zmusili ich do szturmu (alternatywą była śmierć w deszczu strzał). Jednak prócz tej innowacji, Anglicy nic nowego nie zademonstrowali, co stało się zarzewiem ich przyszłych klęsk. Gdy pod Formigny w 1450 korpus Thomasa Kryiela i Mathew Gougha starł się z oddziałami hrabiego Clermont, Anglicy wciąż stosowali swoją starą taktykę (łucznicy za palisadą). Jednak wojska francuskie wyposażone w działa na łożach kierunkowych ostrzelały wyspiarzy, zadając im znaczne straty, co sprowokowało Anglików do ataku na pozycje francuskie - po stu latach rolę się odwróciły. Po zaciętej bitwie i ataku na tyły angielskie Francuzi zwyciężyli. Gough z niedobitkami wycofał się. Taktyka francuska (ostrzał artyleryjski wsparty łucznikami) jeszcze raz zdała egzamin pod Castillion w 1452r. Antidotum na walijski łuk okazała się armata. W momencie zmuszenia łuczników do opuszczenia umocnionej pozycji, ewentualnie trzymanie ich na dystans ogniem broni palnej pozbawiano ich największej broni - deszczu strzał, który zmuszał do ataku na przygotowane pozycje. W raz z pojawieniem się pierwszych egzemplarzy dział polowych, taktyka angielskich łucznik stała się przestarzała.

Szwajcarzy

Szwajcarski styl walki zakorzenił się na europejskim polu bitwy w XV wieku i królował przez 100 lat. Wiele innych formacji - z niemieckimi landsknechtami na czele - inspirowało się i czerpało wiele elementów z ich taktyki.

Szwajcarska piechota była piechotą górali, którzy walczyli o niepodległość swego kraju. Swój pełen sukcesów i chwały szlak rozpoczęła pod Mogarten, gdzie w wąskim przejściu wepchnęła oddziały habsburskie doi jeziora. Swoją wolność Szwajcarzy potwierdzili pod Sempach w 1386r - wtedy kantony szwajcarskie uzyskały pełną niepodległość. Wówczas rozpoczęła się długa kariera najemnej piechoty szwajcarskiej.

W XV wieku piechur szwajcarski był cenionym i w pełni zawodowym kombatantem, który nie zaciągał się gdzie chciał. Całe szwajcarskie regimenty były wynajmowane obcym władcom przez szwajcarskie kantony. Nie kierowały się one tylko zyskiem, lecz również sytuacją polityczną. Wynajmowano kontyngenty tym państwom, które nie stanowiły w danym momencie zagrożenia dla Szwajcarii, odwoływano je również, jeśli wynajmujący aż zanadto urósł w siłę. Dotyczyło to zazwyczaj państw graniczących ze Szwajcarią.

W umowie określano ile ma wynosić kontyngent, aczkolwiek często za wojskiem szły luźne gromady ochotników, którzy wobec nieuniknionych strat wojennych mieli nadzieje wejść na miejsce poległych i zmarłych kolegów jak „uzupełnienie”. Kantony wyznaczały kombatantów, domy uchylających się od służby burzono. O uzbrojenie musiał się zatroszczyć każdy podlegający służbie, powstawały co roku nawet w każdej gminie trzyosobowe komisje, pilnujące wyszkolenia i uzbrojenia żołnierzy.

Oddziały szwajcarskie odznaczały się dużym zdyscyplinowaniem. Nie było w nich miejsca dla tchórzy czy dezerterów - każdy kto zobaczył panikującego lub uciekającego sąsiada miał obowiązek go zabić. Taki żołnierz mógł bowiem zdezorganizować szyk.

Helwecki żołnierz to najczęściej lekkozbrojny piechur. Walczył długą nawet 5 metrową piką (z czego zawsze ostatni metr przypadał na ostrze tej broni). Zbroja chroniła zazwyczaj wojowników z pierwszych szeregów (to oni nosili piki). Głównym uzbrojeniem był jednak wynalazek szwajcarski - halabarda. Powstała ona z siekiery osadzonej na długim trzonku, podstawowego uzbrojenia walczących z Habsburgami górali. W miarę upływu czasu przybierała dłuższe i bardziej subtelne kształty i nie wyglądała tak topornie jak u początków. Prócz broni drzewcowej Szwajcarzy używali broni bocznej - mieczy, puginałów i sztyletów, rzadziej kordów. Kusze należały do rzadkości.

Szwajcarzy ustawiali się zazwyczaj w głęboką kolumnę na 100 ludzi (o szerokości również 100 ludzi) zwaną batalią, aczkolwiek są tezy, że szwajcarska batalia miała szerokość na 30 żołnierzy a głębokość od 50 do 100. Przy większej ilości sił kolumny dzieliły się na straż przednią (awangarda), siły główne i straż tylnią (ariergarda). Czasem kolumny ustawiano „w schody” aby łatwiej można było się bronić i asekurować.

Ulubioną formą walki Szwajcarów był nagły i gwałtowny atak na początku bitwy. Uderzenie kilku tysięcy ludzi w zwartym szyku, kłujących pikami i rąbiących halabardami musiało odnieść piorunujący sukces nad mniej zaprawionymi w walce formacjami. Esencją taktyki helweckiej była zacięta walka na białą broń - chodziło o wykorzystanie halabard do rozbicia rycerskich zbroi, przez co neutralizowano atuty nieprzyjacielskiej kawalerii. Jeśli nieprzyjaciel miał przewagę, to ustawiano się w najeżone kolumny, które stały w miejscu osłaniając się płotem pik (aczkolwiek są tezy, że ta długa broń pojawiła się dopiero ok. 1476r.), osłaniany wysuniętymi kusznikami w szyku rozproszonym (tzw. „rękawami”). Halabardnicy i opornicy walczyli wewnątrz, osłaniani przez pikinierów. Kto dostał się w głąb takiego „jeża” - ginął od ciosów halabard, toporów czy mieczy.

Podstawą szwajcarskiej taktyki było utrzymanie szyku. Żołnierze musieli skupiać się przy chorągwi swojej kompanii, a rozkazy wykonywać natychmiast i bez zastanowienia. Szybkość marszu wskazywały takty bębna. Jak już wspomniano wcześniej w batalii nie było miejsca dla dezerterów czy tchórzy.

W pierwszej połowie XV wieku Szwajcarzy - choć obecni - jednak nie posiadali takiej renomy jak np. piechota husycka. Dopiero druga połowa XV wieku to okres ich prosperity a następne stulecie - ich oraz ich uczniów landsknechtów. Jednak chciałbym przedstawić przykładową bitwę szwajcarskiej piechoty pod Sempach w 1386r.

Trudno ustalić liczebność wojsk kantonów. Niektórzy badacze podają liczby od 1300 do 33 tysięcy żołnierzy. Chyba najbliżej prawdy jest Hans Delbruck określający siły helweckie na ok. 6-8 tysięcy żołnierzy. Książe Leopold Habsburg prowadził ponoć ok. 25000 żołnierzy, jednak zostali podzieleni na trzy kolumny (kolumna Leopolda miała liczyć ok. 4 tysięcy rycerzy i 2 tysięcy piechurów).

Austriacy oblegali Sempach, zaś Szwajcarzy szli na odsiecz miastu, przy czym „jeden przeciwnik nie wiedział nic o drugim”. Wojska habsburskie spieszyły się i siłą ciężkozbrojnego rycerstwa uderzyły na straż przednią Szwajcarów, myśląc zapewnie, że o całość sił. Szwajcarzy uszykowali się w „jeża”. Nie koncentrując wszystkich sił, Książe Leopold uderzał falami na szyk górali. W tym czasie główna batalia helwecka, stosując podstawową taktykę (czyli gwałtowne atak na białą broń) uderzyła na tyły atakujących Austriaków. Walczący znaleźli się miedzy dwiema bataliami napierającymi pikami i halabardami. Pilnujący na tyłach koni giermkowie uciekli (wraz z nimi ci rycerze, którzy jeszcze nie walczyli tylko czekali na rozkaz do ataku). Reszta nie miała tyle szczęścia i poległa z rąk górali - padło ok. 2 tysięcy rycerzy z księciem Leopoldem na czele.

Taktyka szwajcarska opierała się na zmasowanym ataku pik i halabard. W skuteczności pomagał Helwetom góralski charakter piechoty oraz zdyscyplinowanie jak i również pogarda wobec przeciwników, która to przeszła do legendy. Szwajcarzy nie bali się żadnego przeciwnika, co bardzo im pomagało w walce (Napoleon Bonaparte mawiał, że 75% zwycięstwa to zasługa wysokiego morale). Ich taktyka w sumie nie była niczym nowym - atak na białą broń w zwartym oraz zdyscyplinowanym szyku, powszechne używanie broni drzewcowej to tradycja sięgająca już starożytności (vide falanga macedońska). Jedyną różnicą z pewnością jest gwałtowny atak (nie zważanie na straty) zaraz na początku bitwy. Szwajcarzy zawsze szybko i krwawo starali się rozstrzygnąć każde starcie. Jednak pasmo sukcesów sprawiło, że popadli w zadufanie. Wraz z rozwojem artylerii polowej oraz ręcznej broni palnej (muszkiety i arkebuzy) zwarte szyki batalii stawały się aż nadto wrażliwe na ogień i ponosiły krwawe straty. Szwajcarzy potrzebowali kilku krwawych nauczek zanim to zrozumieli.

JAZDA

Pojawienie się w XIV wieku angielskich łuczników ostatecznie zakończyło prym ciężkozbrojnej kawalerii rycerskiej, która przez niemal całe średniowiecze decydowała o zwycięstwie. Aż do pogromu pod Crecy rycerze nie rozumieli, że ich czas minął (pomimo wcześniejszych klęsk pod Courtai i Bannockburn). Ciężka jazda rycerska przez swój brak dyscypliny i konserwatyzm taktyczny przestała nawet się sprawdzać w wyprawach krzyżowych w walce z lekkozbrojnymi „niewiernymi” - czego dowodem była klęska na polach Nikopolis w 1396r.

XV wiek to okres rozróżniania już różnych typów kawalerii. Na polach bitew pojawiła się jazda lekka, ciężka oraz kawaleria średniozbrojna.

Ciężka jazda rycerska

Za podstawę wojsk feudalnej Europy uchodziła ciężka jazda, złożona ze szlachetnie urodzonych wojowników. Nie byli to zawodowi żołnierze lecz wojownicy powoływani na wyprawy wojenne rozkazem swego suzerena, z którym łączyła ich więź oparta na osobistych więzach, wynikających z prawa lennego.

Jazda rycerska, choć liczna, nie odznaczała się w pierwszej połowie XV wieku dużymi walorami bojowymi. Pospolite ruszenie powoli się koncentrowało, było niekarne a przede wszystkim - niejednolicie uzbrojone gdyż każdy kombatant wyposażał się w miarę środków. Prócz braku jednolitości, reszta cech nie pasowała do polskiego pospolitego ruszenia z pierwszej połowy XV wieku.

Sztandarowym szykiem rycerstwa był tzw. „szyk w płot” czyli w luźne uformowanie pocztów rycerskich. Poczet składał się z rycerza, jego giermka i zazwyczaj dwóch-trzech strzelców z kuszami. Starcie takich dwóch formacji kawaleryjskich do złudzenia przypominał turniej rycerski. Choć to już był przestarzały sposób wojowania, to jednak w XV wieku dochodziło do tego typu starć np. pod Koronowem w 1410r.

Po efektownej wiktorii grunwaldzkiej król Władysław Jagiełło swoim niezrozumiałym oraz kunktatorskim postępowaniem zaprzepaścił szansę na wykorzystanie „wielkiego pobicia”. Nieudolne oblężenie Malborka oraz odwrót z Prus i rozpuszczenie rycerstwa na leże zimowe nie tylko pozbawiło Polaków zdobyczy terytorialnych ale również. Tymczasem przybyły do Prus posiłki z Nowej Marchii (4000), Inflant (1500) oraz miejscowe zaciągi z Prus (3000). I pod dowództwem wójta Nowej Marchii Michała Kuchmeistera ruszyły za wycofującym się orszakiem króla. Następnie wójt wraz z siłami obległ Tucholę, bronioną przez Janusza Brzozogłowego.

Kuchmeister postanowił zablokować Tucholę a następnie wraz z całą kawalerią dokonać rajdu na głębokie zaplecze nieprzyjaciela. Podjazdy poinformowały go o obecności pod Koronowem grup rycerstwa czeladzi i chłopów, którzy gromadzili łupy. Ponieważ wojska wójta składały się z „gości” zagranicznych, Postanowił zapewnić im „walkę z poganami” i ruszył wraz z konnicą pod Koronowo.

Oddziały Kuchmeistera podeszły pod Koronowo, gdzie oczekiwało na nich rycerstwo polskie. Zaskoczony tym wójt pchnął swoje wojska do ataku na dwukrotnie mniej licznego nieprzyjaciela jednak ogień „łuczników” (zdaniem Zdzisława Spieralskiego pocztowych polskich, zdanie Stefana Kuczyńskiego Tatarów nadwornych). Następnie obie strony ustawiły swoje główne siły „w płot” i rozpoczęły bitwę - a raczej turniej. „[…] rycerz króla węgierskiego Zygmunta, Ślązak, Konrad Nyempcz wystąpił przed szeregi wzywając z własnej inicjatywy do pojedynku. Pokonany, zrzucony z konia i stratowany przez rycerza polskiego Jana Szczuckiego herbu Doliwa, który podjął się tego zadania wskazał, jak potoczy się los obydwu wojsk”.

Bitwa wyglądała jak jeden ciąg pojedynków rycerskich. Wojownicy wybierali sobie wroga po czym z nim walczyli. Jeśli któraś ze stron miała przewagę, to nadliczbowi kombatanci musieli poczekać, aż śmierć współtowarzysza otworzy mu miejsce do walki. W trakcie walk doszło do niespodziewanej sytuacji. Jak to opisał Długosz „ogromnym wysiłkiem i bojem obie strony tak się zmęczyły, że nastąpiło jakby zgodnie z umową przerwanie zmagań. Jedno i drugie wojsko ogłasza zatem by przez czas jakiś przestrzegano zawieszenia broni. Ponieważ obydwa wojska wyraziły na nie zgodę, rycerze rozchodzą się, a wytarłszy pot […] wspominają niektóre czyny i posunięcia wojskowe jakby poruszeni zażyłymi stosunkami i chęcią rozmowy”. Tak więc za obopólną zgodą bitwa została przerwana, pozbierano rannych, odpoczęto po czym znów ruszono w szranki aż „obydwa wojska ogłosiły ponowne zawieszenie broni” W czasie tego rozejmu obie strony „[…] ocierają z potu siebie i konie, opatrują rany, rozmawiają, wymieniają jeńców, nawzajem oddają zagarnięte przez jednych i drugich konie, do których rozpoznania można było podejść do wojska wrogów. Posyłają sobie nawzajem wino […] i usuwają z placu boju ludzi zrzuconych w walce z koni […] żeby ich nie deptano […].” Po tej przerwie znów wojska rozpoczęły walkę, którą zakończył „Jan Naszan z Ostrowiec z rodu Toporzyków”, który „zrzuca z konia chorążego z pierwszego szeregu wrogów [zdaniem niektórych badaczy był to główny chorąży Krzyżaków Henryk z Szampanii] i zdobywszy chorągiew wroga zwija ją i przymocowuje do swojego siodła” Od tego momentu zakończyła się rycerska walka a zaczęła rzeź uciekających Krzyżaków i „gości”.

Bitwa pod Koronowem to ewenement XV wieku. Gdy na zachodzie Europy kodeks rycerski odchodził w zapomnienie, w środkowej Europie wciąż żył. Koronowo to przykład idealnej bitwy rycerskiej, a w zasadzie „krwawego turnieju”. Luźne poczty rycerskie jak na turnieju ścierały się ze sobą, a w razie zmęczenia po prostu zawierały rozejm i odpoczywały.

O ile szyk „w płot” bywał skuteczny ale wobec przeciwnika walczącego podobnymi metodami. W innych przypadkach strona stosująca taką taktykę ponosiła klęskę. Dlatego dla ciężka jazda stosowała różne szyki, z których najpopularniejszym był szyk „kolumny chorągwianej”.

Ta formacja powstała jako odpowiedź na walkę z średniozbrojnym i lekkozbrojnym nieprzyjaciele. Siłą ciężkiej jazdy był pęd konia oraz kopia. W razie utraty tych atutów rycerz był de facto bezbronny - w bezładnej bijatyce szybko się męczył od ciężaru zbroi i ulegał przewadze lżej uzbrojonego nieprzyjaciela (jak rycerstwo francuskie pod Nikopolis w 1396r.). Szyk kolumn miał za zadanie zapobiec takiemu niebezpieczeństwu. Jazda ustawiała się w kolumnach, uformowanych w trzy linie. Między kolumnami pierwszej linii były odstępy, aby między nie mogły wjeżdżać formacje drugiej linii. Identyczna sytuacja powstawała między linią drugą i trzecią. Szyk ten miał służyć wymiany linii - gdy pierwsza linia uderzyła i skruszyła kopie (wykorzystując swój potencjał), trzecia szykowała się do szarży a druga cofała się za linę. Następnie kolejny atak wiązał nieprzyjaciela, pierwsza linia wycofywała się do taborów w celu wymiany koni czy pobraniu kopii, kolejna linia szykowała się do szarży. Takie starcie trwało o wiele dłużej od typowej bitwy kawaleryjskiej, obliczone było na wyniszczenie potencjału nieprzyjaciela.

Szyk kolumnowo-chorągwiany miał pomóc zachować podstawowe atrybuty ciężkiej jazdy - czyli silnego uderzenie przełamującego - na dłuższy okres walki. W przekłamaniach mieli pomagać strzelcy uzbrojeni w kusze, stanowiący nawet 2/3 chorągwi. Szarżujący rycerze jednocześnie osłaniali kuszników, którzy strzelając „nawiją” (nad głowami) osłabiali szyk przeciwnika ułatwiając im uderzenie.

Ciężka jazda stosowała również w celu maksymalnego wykorzystania siły przełamania ciężkiej jazdy szyk klina. Na czele takiego szyku stali ciężko opancerzeni kombatanci, tylnie szeregi zajmowali lekkozbrojni z pocztów. Był to najskuteczniejszy sposób przeciwko liczniejszemu nieprzyjacielowi - pozwalał skumulować całą siłę uderzeniową na wybranym odcinku a następnie szybkie pobicie wroga. Klin miał tez pewne wady - wymagał odpowiedniego wyszkolenia pojedynczych wojowników (musieli wiedzieć, gdzie się ustawić) zgrania oddziałów, wyszkolenia koni (siła klina zależy od zwartości szyku - konie powinny być nauczone jak trzymać szyk). Poza tym klin miał jeszcze jedną wadę - jeśli nie udało się przerwać szyków wroga ciężka jazda traciła podstawowy atut - impet i siłę uderzenia. Dochodziło do bezładnej rąbaniny, której rycerze unikali, gdyż nadający im siłę pancerz powodował szybkie zmęczenie I utratę sił w razie długiej i zaciętej walki.

O zaletach i sile szyku chorągwi kolumnowych przekonali się Turcy pod Warną w 1444r. Ich ciężka jazda (lżejsza od analogicznych formacji chrześcijańskich) nie potrafiła sprowokować chrześcijan do frontalnego szybkiego ataku. Za to chrześcijanie powstrzymywali ataki tureckie seriami krótkich szarż poszczególnych linii. W ten sposób pobito jazdę anatolijską i rozbito rumelijską. Nie wiadomo jakby się bitwa zakończyła, Gdyby Władysław III nie ruszył do szaleńczej szarży na czworobok janczarski.

Na polu bitwy zdyscyplinowana jazda rycerska była w stanie współpracować z piechotą. Na uwagę zasługuje tu jedna z największych bitew średniowiecza - Grunwald. Dowództwo krzyżackie lansowało interesującą koncepcję bitwy zaczepno-obronnej. Nie wahano się wyprowadzić na pole prócz piechoty również artylerię, które to formacje miały za zadanie osłabić szarżę polskiego rycerstwa oraz zadać mu straty. Możliwe, że zniecierpliwienie niektórych rycerzy i „panów pruskich” przekreśliło płynną wymianę linii i zadało piechocie krzyżackiej ciężkie straty.

Grunwald to mistrzowskie wykorzystanie wszelkich atutów kawalerii. Jagiełło wpierw wysłał w bój oddziały litewskie, ruskie i tatarskie na rozpoznanie bojem czy zniweczył całą koncepcję krzyżackich planów wobec ciężkiej polskiej jazdy. Można powiedzieć, że kosztem sojuszników przygotował swoim ciężkim chorągwią grunt pod rozprawę z Krzyżakami. Umiejętne manewrowanie wymiana oddziałów pozwoliły polskiemu monarsze podsycać bój bez naruszania istotnych rezerw do decydującego uderzenia.

Jazda średniozbrojna

Ciężkozbrojne rycerstwo nie mogło walczyć z wszelkimi typami przeciwników - np. nigdy nie zmusiłoby do walki lekkokonnych nomadów w otwartym boju ani tak naprawdę nie zadałoby im strat. Również pościg w takim wypadku nie wchodził w rachubę z powodu ciężaru koni i zbroi. Do takich walk potrzebowano uniwersalnej jazdy średniej. Taką była banderyjna kawaleria węgierska.

W związku z zagrożeniem ze strony tureckich zagończyków Węgrzy zaczęli tworzyć w latach 20. XV w. banderie. Ich powstanie wiązało się z wschodnioeuropejskim modelem feudalizmu, gdzie można było być bogatym możnowładcą, albo biedny rycerzem.

Banderie powstawały zazwyczaj na terenach majątków kościelnych, ponieważ to Kościół był największym posiadaczem ziemskim. Z młodszych synów dzierżawców majątków formowano chorągwie banderyjne. Starano się, by były w miarę jednolicie uzbrojone i umundurowane. Sprzyjała temu organizacja oddziałów - banderia miała swój sztab, budynki mieszkalne, koszary a nawet same się utrzymywały przez handel płodami rolnymi z przyznanych im terenów. Żołnierze tych oddziałów byli więc praktycznie zawodowcami, dobrze wyposażonymi i gotowymi do działań. Często banderię wynajmowano, najczęściej robił to monarcha węgierski. Często całe banderie przenosiły się na południową granicę z Turcją.

Chorągiew banderyjne różniła się od zwykłej rycerskiej. Służyło w niej więcej opancerzonych (w większości w płaty i kolczugi) kopijników niż strzelców (proporcje ok. 5 kopijników na 1 strzelca). Wsparcie ogniowe zapewniali konni łucznicy z oddziału. Zrezygnowano z kusz, ponieważ do walki z tureckimi zagończykami potrzebowano bardziej szybkostrzelnej broni. Jako oddziały pogranicza odznaczały się szybkością, zwrotnością i zarazem dużą siłą przełamania - co było istotne w starciach z dużymi watahami muzułmanów. Węgrzy starali się doścignąć Turków i zmusić do boju. Ponieważ oddziały tureckie składały się z lekkokonnych łuczników, starano się je osłabić pojedynkiem ogniowym i pozbawić środków ogniowych (łucznicy banderyjna posiadali ochronę przed strzałami). Tym posunięciem prowokowano szarżę tureckich akyndżych (zagończyków), która rozbijała szyk łuczników jednak nie była w stanie powstrzymać szarży kopijników. Jazda banderyjna atakowała w dwóch liniach, starając się maksymalnie zużyć siły nieprzyjaciela. W walce z Turkami bardzo ważnym składnikiem wojsk były małe taborki dla osłony skrzydeł i większy zaraz za szykiem - to w oparciu o niego przegrupowywano się i z niego zaopatrywano się w nowe kopie oraz świeże konie.

Lekka jazda

Europejska wojskowość choć stykała się z tego typu przeciwnikiem (Turcy, Mongołowie) w XV wieku, to nie stworzyła samodzielnych oddziałów lekkiej jazdy. Starano się ją rekrutować poprzez najem oddziałów (weneccy stradioci) ewentualnie na zasadzie oddziałów posiłkowych (Tatarzy w oddziałach jagiellońskich). Nie wypracowano swojej taktyki, opierano się na systemie walki zwerbowanych oddziałów.

TAKTYKA OBLĘŻNICZA

Podstawą obronności terytoriów w pierwszej połowie XV wieku były dalej zamki oraz obwarowanie miasta. Dobrze zaopatrzone oraz obsadzone były trudne do zdobycia - praktycznie często upadały po długotrwałej blokadzie i zagłodzeniu. Machiny barobalistyczne, używane już od czasów starożytnych, wieże, tarany - to wszystko często nie starczało na potężne mury wzmocnione basztami i wieżami.

Pojawienie się broni palnej oraz armat stało się początkiem zmian w systemach fortyfikacji. Pionowe ściany łatwo burzono ogniem artyleryjskim, miny zakładane pod główną skarpę muru stały się skutecznym sposobem ich burzenia. Fortyfikatorzy europejscy starali się zastosować wobec tych środków różne sposoby. W pierwszej połowie XV wieku panowały dwie tendencje fortyfikacyjne.

Pierwsza, panująca głównie na zachodzie i południu Europy opierała się na rozbudowie istniejących dzieł fortyfikacyjnych. Zazwyczaj w newralgicznych miejscach twierdz budowano stałe i silne pozycje artyleryjskie, wykonywano strzelnice działowe w murach i w basztach. Starano się również pogrubiać podstawę murów, aby zminimalizować zagrożenie osunięcia się ścian pod wpływem ognia działowego.

Druga tendencja to wynalazek husycki, aczkolwiek na szeroką skalę zaczęto go stosować dopiero ok. połowy lat 30. XV wieku. Husyci stali na stanowisku, że do wykorzystania w obronie należy mieć silne środki ogniowe - jak działa i rusznice. Husyci jako pierwsi w Europie na szeroką skalę w swojej taktyce kładli nacisk na ogień artyleryjski.

Wpierw husyci stosowali polowy „półśrodek”. Mianowicie mury średniowiecznych miast i twierdz wzmacniali fortyfikacjami polowymi. Owe fortyfikacje to były zazwyczaj półokrągłe lub okrągłe platformy artyleryjskie - basteje. Budowano więc taki ciąg bastei, nawzajem się flankujących i zasypujących ogniem przedpole twierdzy. Miedzy nimi budowano drewniane parkany, zza których walczyli kusznicy i strzelcy z rusznicami lub hakownicami. Przebudowywano również wieże i baszty, pogrubiając ich ściany i wykuwając działowe strzelnice.

Za czasów tzw. „zbrojnego alertu” zaczęto budować od podstaw twierdze będące oryginalną koncepcją husycką. Podstawą takiego dzieła była półokrągła, 5-6 metrowa, murowana basteja wypełniona wewnątrz ziemią. Zazwyczaj umieszczano na takiej bastei działa osłonięte koszami szańcowymi. Około 2 metrów od podstaw muru budowano w kaponierze ganki strzelnicze dla strzelców z rusznicami. Ok. 5- 8 metrów przed basteją znajdował się parkan, zza którego walczyli kusznicy. Przed parkanem i murem bastejowym umieszczano kobylice. Nieodłącznym elementem twierdz husyckich były fosy. Tego typu pierwszym budowniczym twierdz był Benedykt Rieda, jego pierwszymi dziełami - zamek praski, Snihow i Rabi.

Husycki system bierną obronę starych fortyfikacji średniowiecznych z nowoczesną walką na przedpolu. Z czasem przyjęto koncepcję 3 wielkich bastei na wierzchołkach twierdz. Jednak system husycki został pod koniec XV wieku wyparty z Europy Północnej przez szkołę włoską.

Jeśli chodzi o zdobywanie miast, to husyci jako pierwsi zastosowali zmasowany ogień artyleryjski przy pomocy ugrupowanych w baterię dział i koncentrację na jednym punkcie. W XV wieku coraz mniej próbowano szturmować zamki i miasta, a coraz częściej blokowano je, ewentualnie zmuszano do kapitulacji po ciężkim bombardowaniu.

ZAKOŃCZENIE

Rozwój gospodarczy Europy zapoczątkował zmiany we wszystkich dziedzinach życia - także na wojnie. Dotychczasowi feudalni wojownicy stracili zainteresowanie łupami wojennymi czy rycerską sławą, bardziej koncentrując się na pomnażaniu swoich majętności. Działania wojenne były dla nich tylko stratą czasu, jak i szkodą dla samej działalności gospodarczej. Dochody inwestowano w rozwój własnych włości, zaniedbując przy tym tak ważne niegdyś dla rycerstwa kwestie uzbrojenia. Mało tego - rycerze zaczęli powoli tarcic zainteresowanie nawet taką namiastką szkolenia wojskowego jak turnieje rycerskie, często ograniczając się do oglądania popisów kombatantów bardziej zainteresowanych podnoszeniem swoich walorów bojowych.

Władcy europejscy żeby mieć w miarę sprawne siły wojskowe musieli zrezygnować z powoływania szlachetnie urodzonych i zwrócić się do innych grup społecznych tzw. „dołów”. I choć władcy francuscy zreformowali jazdę, dzieląc ją na stałe jednostki taktyczne szkolone do walki zespołowej, to jednak bez wsparcia plebejskich piechurów nie mogli odnieść decydującego zwycięstwa w żadnej wojnie. Powszechnie było wiadomo, że nie stać ich było na wyposażenie ciężkozbrojnego kawalerzysty, aczkolwiek przy odpowiednim zainwestowaniu można było przemienić ich w miarę sprawną piechotę.

Impulsem do powrotu piechoty na pole bitew z pewnością można nazwać chęć pobicia ciężkiej kawalerii. Angielski sposób walki to nic innego jak kopia taktyki walijskiej, jaką ci stosowali wobec posiadających przewagę w otwartym polu Anglików. W większości „ludowy” ruch husycki nie miałby szansy w walce z ciężką kawalerią Zygmunta Luksemburczyka, gdyby nie przygotował nowatorskiego antidotum na szarżę kawaleryjską. Wyróżnić też można brak strachu husytów przed nowinkami technicznymi, które mogłyby pomóc w walce - mam tu na myśli coraz częściej wykorzystywaną broń palną w walnych starciach, a nie tylko do oblężeń.

Z kolei Szwajcarzy swoją oryginalną taktykę (podobnie zresztą jak Szkoci sto lat wcześniej) wymyślili jakby z przymusu - w tym górskim kraju nie było szans na hodowlę większej ilości koni bojowych jak formowanie ciężkiej jazdy. Kantony górskie miały to do siebie, że mogły dostarczyć wytrawnych, wytrzymałych i dzielnych wojowników, wysoce zdyscyplinowanych, którzy musieli tylko nauczyć się walki z ciężką kawalerią.

I Anglicy w dobie wojny stuletniej, i husyci w czasie swoich walk oraz Szwajcarzy wykorzystali upadek feudalnej pancernej jazdy u swoich przeciwników. Jednak w niektórych krajach jeszcze w pierwszej połowie XV wieku cięzka jazda rycerska odznaczała się i uzbrojeniem, i wyszkoleniem oraz zdyscyplinowaniem. Te określenia można odnieść przede wszystkim do polskiego rycerstwa, które na polach Grunwaldu, Koronowa czy nad Rzeką Świętą udowodniło swoją przewagę nad ówczesnymi przeciwnikami. Jednak i ta formacja w dobie wojny trzynastoletniej pokazała, że na polach bitew Europy nie ma już miejsca dla rycerstwa feudalnego, ale raczej dla pieszych zawodowców, wykorzystujących i adaptujących wszelkie nowinki techniczne. Następne wieki to niekwestionowane panowanie piechoty na polach bitew - choć i tę dominację w późniejszych czasach próbowała podważyć wspaniała polska kawaleria.

B I B L I O G R A F I A

ŹRÓDŁA

- Polska Jana Długosza, red. nauk. H. Samsonowicz ; kom. red.: M. Barański [et al.] ; wybór il. i koment.: S. K. Kuczyński i J. Pietrusiński ; przekł. J. Mruk, Warszawa 1984.

OPRACOWANIA

- P. Derdej, Koronowo 1410, Warszawa 2004

- R.E. Dupuy, T.N. Dupuy, Historia wojskowości. Starożytność - średniowiecze, Warszawa 1999.

- N. Hopper, M. Bennett, Atlas sztuki wojennej w średniowieczu 768- 1487, tłum. K. Bażyńska- Chojnacka, P. Chojnacki), Warszawa - Gdańsk 2004.

- S. Kuczyński, Wielka wojna z Zakonem Krzyżackim, Warszawa 1987.

- A. Michałek, Wyprawy krzyżowe. Husyci, Warszawa 2004.

- A. Nadolski, Grunwald 1410,Warszawa 1996.

- M. Plewczyński, Daj nam Boże sto lat wojny, Warszawa 1997.

- E. Potkowski, Crecy - Orlean 1346-1429, Warszawa 1991.

- E. Potkowski, Warna 1444, Warszawa 2004.

- E. Razin, Sztuka wojenna okresu feudalnego, Warszawa 1960.

- J. Sikorski, Zarys historii wojskowości powszechnej, Warszawa 1975.

A. Nadolski, Grunwald 1410,Warszawa 1996, s. 54.

Ibidem… s. 55 - 56.

Ibidem… s. 58-60.

Tatarzy litewscy byli uchodźcami ze Złotej Ordy, osadzonymi w okolicach Wilna i Trok. A. Nadolski, op. cit.… s. 68.

A. Michałek, Wyprawy krzyżowe. Husyci, Warszawa 2004 s. 262.

A. Nadolski, op. cit. s. 41.

Ibidem… s. 41-42.

Ibidem… s. 45.

Ibidem… s. 46.

Ibidem… s. 47.

E. Potkowski, Crecy - Orlean 1346-1429, Warszawa 1991, s. 44., E. Razin, Historia sztuki wojennej, t. II. Sztuka wojenna okresu feudalnego, Warszawa 1960, s. 407.

Ibidem… s. 45.

Ibidem… s. 45-46.

Ibidem.. s. 177-178 oraz M. Plewczyński, Daj nam Boże sto lat wojny, Warszawa 1997, s. 13.

E. Potkowski, op. cit. ss. 181 i 184.

M. Plewczyński op. cit. ss. 13 i 31.

A. Michałek, Wyprawy krzyżowe. Husyci, Warszawa 2004, s. 39.

Ibidem.. ss. 66 i 71.

Ibidem.

Ibidem.. s. 15.

Ibidem… s. 54.

A. Michałek, op. cit., s. 70 - 71.

Ibidem.

Ibidem.. s. 48.

Ibidem.. s. 46.

Ibidem.. s. 71 - 72.

Ibidem.. s. 72-73.

A. Michałek, op. cit., s. 54 -56.

Ibidem.. s. 46.

Ibidem.. s. 86-89.

Ibidem.

Ibidem.

Ibidem.

Ibidem… s.

A. Michałek, op. cit. s.

R.E. Dupuy, T.N. Dupuy, Historia wojskowości. Starożytność - średniowiecze, Warszawa 1999, s. 373 oraz N. Hopper, M. Bennett, Atlas sztuki wojennej w średniowieczu 768- 1487, tłum. K. Bażyńska-Chojnacka, P. Chojnacki), Warszawa - Gdańsk 2004, s. 140.

E. Potkowski, op. cit., s. 131.

Ibidem… s. 132

Ibidem oraz R.E. Dupuy, T.N. Dupuy, op. cit. s. 372 i N. Hopper, M. Bennett, op. cit., s. 140.

E. Potkowski, op. cit., s. 132 - 135 oraz R.E. Dupuy, T.N. Dupuy, op. cit. s. 373 i N. Hopper, M. Bennett, op. cit., s. 140.

E. Potkowski, op. cit., s. 184 - 185 oraz R.E. Dupuy, T.N. Dupuy, op. cit. 376.

M. Plewczyński, op. cit. s. 15.

M. Plewczyński, op. cit. ss. 15 i 18.

Ibidem… s. 17.

Ibidem. oraz , R.E. Dupuy, T.N. Dupuy, op. cit. s. 366 - 367,E. Razin, op. cit. s. 405 i J. Sikorski, Zarys historii wojskowości powszechnej do końca XIX wieku, Warszawa 1975, ss. 245-246.

Ibidem.

Ibidem.

Ibidem.

E. Razin, op. cit. s. 428.

Ibidem…s. 429.

P. Derdej, Koronowo 1410, Warszawa 2004, s.

Polska Jana Długosza, red. nauk. H. Samsonowicz ; kom. red.: M. Barański [et al.] ; wybór il. i koment.: S. K. Kuczyński i J. Pietrusiński ; przekł. J. Mruk, Warszawa 1984, s. 263 - 264.

Ibidem… s. 264

Ibidem

Ibidem… 264 - 265.

A. Michałek, op. cit. s.

Ibidem

Ibidem

E. Potkowski, Warna 1444, Warszawa 2004, s.

A. Nadolski, op. cit. ss. 111-113

A. Nadolski, op. cit. ss. 110 - 125

Nazwa pochodzi od włoskiego słowa strada - droga. Tak określaną tę formację, gdyż służyła głównie do rozpoznania. R.E. Dupuy, T.N. Dupuy op. cit. s. 367.

R.E. Dupuy op. cit. s. 365.

1

2



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
J Karczewska Własność szlachecka na pograniczu wielkopolsko kujawskim w pierwszej połowie XV wieku
S Jóźwiak Dienerzy w służbie zakonu krzyżackiego w Prusach w drugiej połowie XIV wieku i pierwszej
D Wróbel Postawy polityczne elit w Polsce w pierwszej połowie XV wieku w świetle aktów procesu pols
T Graff Hierarchia kościelna państwa jagiellońskiego wobec problematyki czeskiej w pierwszej połowi
Saviscevas Eugenijus Polityka nadań wielkich książąt litewskich na Żmudzi w pierwszej połowie XV wi
T Borawska KASPAR SCHUWENPFLUG I JEGO ROLA W PROCESACH POLSKO KRZYŻACKICH W PIERWSZEJ POŁOWIE XV WI
Michalski Maciej O kilku sposobach przywoływania słowiańskiej przeszłości Polaków w pierwszej połow
Konwersje Żydów w północno wschodnich rejonach Królestwa Polskiego w pierwszej połowie XIX wieku
Transfer mimo woli Polskie i niemieckie nauki o człowieku w pierwszej połowie XX wieku
Konflikty Rzeczypospolitej z sąsiadami w pierwszej połowie XIX wieku
M Broda LEKARZE POCHODZĄCY SPOZA PAŃSTWA ZAKONNEGO W PRUSACH W OTOCZENIU WIELKICH MISTRZÓW KRZYŻACK
Beata Kaczmarczyk, Język polski w księgach kancelarii królewskiej w pierwszej połowie XVI wieku not
K Łopatecki Aleksander Bołdyrew, Piechota zaciężna w Polsce w pierwszej połowie XVI wieku (recenzja
W Baran Kozłowski Misje pruskie w pierwszej połowie XIII wieku
Historia OPERON Sprawdzian Europa i Polska w XVII i pierwszej połowie XVIII wieku Klasa 2
Artykuł Drogownictwo i mostownictwo w Polsce w pierwszej połowie XXI wieku Adam Wysokowski

więcej podobnych podstron